C Z T E R D Z I E Ś C I L A T M I N Ę Ł O … !
19 lutego 1973 r. wylądowaliśmy na lotnisku Okęcie w Warszawie, było strasznie zimno: -10
o
C, padał
śnieg, mój pierwszy śnieg w życiu. Dwa dni wcześniej, 17 lutego, wyruszyliśmy z lotniska Jorge Chávez w
Callao - Lima, przy 30-stopniowym upale. Jechaliśmy do Polski z przesiadką w Paryżu. Było nas jedenastu
stypendystów w ramach polsko-peruwiańskiej Umowy o Współpracy Handlowej w dziedzinie rybołówstwa
morskiego: Manuel Lovatón Naupay, Félix Figueroa Huaranga, Alejandro Tuesta Asenjo, Vladimiro Gómez
Cañola, Luis Lévano Saravia, Edwin López Lozano, Jaime Figari Gálvez, Marco Castro Salcedo, Eloy Riofrío
Guarderas, Carlos Chang y José Albán Juárez.
Ówczesny Minister Rybołówstwa Peru, generał Javier Tantaleán Vanini, na pożegnalnym przyjęciu w
siedzibie ministerstwa w Limie, przypomniał nam, między innymi, że mamy obowiązek maksymalnie
skorzystać z doświadczeń polskiej nauki i technologii rybackiej, aby później, po studiach móc stosować je w
naszym Peru. Ambasador Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej Pan Eugeniusz Szleper, także wziął udział w
tym doniosłym wydarzeniu, transmitowanym przez telewizję i szeroko komentowanym przez media.
Większość z nas, stypendystów, pochodziła z prowincji, nie wszyscy studiowali rybactwo, niektórzy
byli po studiach lub już pracowali. Najmłodszy z nas miał osiemnaście lat, a najstarszy trzydzieści.
Stypendia obejmowały cały okres studiów i roczny kurs języka polskiego. Koszt studiów, utrzymania i
opieki zdrowotnej pokrywała strona polska. Strona peruwiańska zapewniała bilety lotnicze tam i z powrotem,
a po zakończeniu studiów, oferowała nam możliwość podjęcia pracy w branży.
Urzędnicy Biura do spraw Współpracy Technicznej, którzy z ramienia Ministerstwa starannie
przygotowywali podróż, zapewniali nas, że wyjeżdżamy do Polski wcześniej, żeby dobrze się zaaklimatyzować
przed rozpoczęciem roku akademickiego. Myśleli chyba, że rok akademicki zaczyna się w Polsce w kwietniu,
tak jak w Peru. Tak więc, wyposażeni w kupione przez Ministerstwo czerwonobiałe podręczne torby
podróżne, poncza, czapki chullo, koce wełniane z alpaki i płyty z muzyką peruwiańską („Viva el Perú, Carajo”
[Niech żyje Peru, do cholery], ulubionymi melodiami andyjskimi i wiecznie żywymi walcami peruwiańskimi), ze
łzami w oczach wyruszyliśmy w podróż życia na pokładzie samolotu Air France, po wylewnym i długim
pożegnaniu z rodziną, przyjaciółmi, narzeczonymi i dziewczynami: „Żegnajcie, chłopcy, towarzysze mojego
życia...”. Międzylądowania były kolejno w Quito, Bogocie i Caracas.
Przylecieliśmy nocą do rozświetlonego Paryża. Zatrzymaliśmy się w hotelu niedaleko lotniska i
następnego dnia, 18 lutego, zwiedzaliśmy miasto. Nikt z nas nie był przygotowany na europejską zimę,
poncza się do tego nie nadawały. Autobusem zawieźli nas do centrum, zrobiliśmy zdjęcia, kupiliśmy
pocztówki i upominki i czym prędzej, zachwyceni Wieżą Eiffela i pięknymi widokami z nad Sekwany,
wróciliśmy do hotelu, bo zamarzały nam nawet myśli.
Warszawa wydała mi się obca, nie wiedziałem wtedy, że to miasto stanie się dla mnie bardzo bliskie z
powodu żony, dzieci i wnucząt, urodzonych tutaj, w kraju Chopina.
Na lotnisku czekał na nas pracownik Ambasady Peru, w restauracji Hotelu Europejskiego zjedliśmy obiad
powitalny z przedstawicielami Ambasady i wykładowcami jednej z Wyższych Szkół Morskich, gdzie, jak
sądzono, mieliśmy studiować. Po południu wsadzili nas do pociągu do Łodzi, dokąd dotarliśmy około
godziny 17. Zaskoczyły nas bardzo ciemności o tej porze - bardzo krótki dzień w środku zimy. Dotarliśmy w
końcu do Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców przy Uniwersytecie Łódzkim. Zakwaterowano nas w
akademiku dla studentów polskich, gdyż akademik dla studentów zagranicznych, sławna łódzka wieża Babel,
pękał wtedy w szwach.
Do końca maja uczęszczaliśmy na specjalny kurs języka polskiego, potem wysłali nas na wakacje.
Podczas tego kursu wydało się, kto przyjechał do Polski się uczyć, a kto tylko podróżować. Kiedy
dowiedzieliśmy się, że wkrótce mają przyjechać kolejni stypendyści Rybołówstwa, podjęliśmy starania o
2
interwencję Ambasady, aby w Peru przyznano stypendia studentom z prawdziwego zdarzenia i żeby
przyjechali oni przed rozpoczęciem roku akademickiego.
We wrześniu przylecieli do Warszawy następni stypendyści, wśród nich, jedna Peruwianka: Blanca
Fernández Rodríguez oraz René Pinedo Sánchez, David Galván Chaparro, César Barrantes Sánchez, Hernán
Silva Urteaga, César Lucar del Río, Walter Orrillo, Roy Silva Álamo, Luciano Huayama Chero y Óscar
Cabrera Seminario. Ostatni trzej byli studentami Państwowego Uniwersytetu w Piura, gdzie tak jak ja
wcześniej, rozpoczęli studia na wydziale Rybactwa Morskiego. W tej grupie było zdecydowanie mniej
„turystów”. Razem było nas wtedy dwudziestu jeden stypendystów. Nigdy przedtem nie było tylu studentów
peruwiańskich razem na jednej polskiej uczelni!
Po pierwszym semestrze na skutek naszego protestu przeciwko, między innymi, ewentualnemu
skierowaniu nas na studia do szkół morskich - w naszym mniemaniu, paramilitarnych i po przeprowadzonej
przez wykładowców Studium Języka Polskiego ocenie naszych wyników w nauce, na prośbę Ministerstwa
peruwiańskiego, za pośrednictwem Ambasady, wykluczono z różnych powodów siedmiu studentów (pięciu z
pierwszej grupy i dwóch z drugiej), do Peru wrócili: Tuesta, Riofrío, Figari, Chang i Lúcar. Castro i Orrillo
musieli powtórzyć kurs języka polskiego i na tym zakończyli swoją studencką przygodę w Polsce. Z
pozostałej czternastki jedenaścioro zostało studentami Rybactwa i Technologii Żywności w Akademii
Rolniczej w Szczecinie*, dwaj studiowali Ekonomię Transportu Morskiego na Uniwersytecie Gdańskim w
Sopocie i jeden Ekonomię w SGPiS w Warszawie. Wszyscy skończyliśmy studia oprócz Manuela Lovatóna
Naupay, który zginął tragicznie w Szczecinie, w sierpniu 1976 r.
Gdy po studiach wróciliśmy do Peru z dyplomami magistra lub magistra inżyniera, Ministerstwo
Rybołówstwa zawiadomiło nas, iż nie ma pracy dla nas, ponieważ rybołówstwo i przemysł rybny zostały
sprywatyzowane, podczas gdy my spokojnie studiowaliśmy w Polsce. Trzeba więc było radzić sobie na własną
rękę szukając pracy w sektorze prywatnym, nieprzychylnym absolwentom zza żelaznej kurtyny. Niektórzy
znaleźli zatrudnienie w Peru, inni wyjechali za granicę lub wrócili na stałe do Polski, gdzie mieli rodzinę i
perspektywę kontynuowania studiów lub podjęcia pracy zawodowej.
W lipcu 1990 r., w Łodzi zginął tragicznie Félix Figueroa Huaranga. Osierocił córkę.
Obecnie w Peru mieszkają: Blanca Fernández, Roy Silva A., Hernán Silva H., Edwin López y Vladimiro
Gómez; w USA: César Barrantes i Óscar Cabrera; w Szwecji: Luis Lévano; w Polsce: David Galván, René
Pinedo, Luciano Huayama i José Albán.
My, polscy Peruwiańczycy, przeżyliśmy wraz z naszymi polskimi rodzinami, w naszej drugiej
ukochanej ojczyźnie: socjalizm Gierka, Solidarność Wałęsy, wybór Papieża Polaka, stan wojenny
Jaruzelskiego, różne kryzysy ekonomiczne, upadek muru berlińskiego, Okrągły Stół, polską transformację
ustrojową, kapitalizm, wejście Polski do NATO i do Unii Europejskiej. Przeżyjemy jeszcze nie jedno i
zobaczymy co dalej!
* * *
Ponad 40 lat minęło! Dużo wody upłynęło w Rimac i w Wiśle. Mamy już dorosłe dzieci i śliczne
wnuczęta. Im wszystkim dedykuję te wspomnienia.
* Na tej Uczelni studiowali lub doktoryzowali się również inni Peruwiańczycy, którzy przyjechali do Szczecina w późniejszych latach, ale ten
artykuł ich nie dotyczy.
dr inż. José Albán Juárez.
alban@academia-alban.pl
Warszawa, luty 2016 r.