na podolu

background image

Maria Eugenia Tkaczuk

Wspomnienia z dzieciƒstwa

na Podolu

Warszawa–Toronto 2007

background image

Maria Eugenia Tkaczuk – Wspomnienia z dzieciƒstwa na Podolu

Copyright©2007 Maria Eugenia Tkaczuk

Copyright©2007 Samuel J. Grabski

mariabazylia@yahoo.pl

Redakcja: Samuel J. Grabski

Wydane: Warszawa – Toronto 2007

2

background image

3

Wspomnienia te poÊwi´cam

mojemu najm∏odszemu synowi

Augustowi Hubertowi Grabskiemu,

z zach´ty którego zapiski te powsta∏y.

background image

4

background image

Wst´p

U

rodzi∏am si´ 18 czerwca 1934 roku na Podolu w Prosowcach,

gmina Skoryki, powiat Zbara˝, województwo tarnopolskie.

Przysz∏am na Êwiat chyba pod nie najszcz´Êliwszà gwiazdà

czego dowiod∏o moje póêniejsze ˝ycie. Mam na myÊli okres po stu-

diach i czas od zawarcia zwiàzku ma∏˝eƒskiego z cz∏owiekiem,

który aczkolwiek uwa˝a∏ si´ za màdrego to jednak liczne przyk∏ady

wskazujà, ˝e takim nie by∏. Urodzi∏am mu czworo dzieci: Samuela,

Bart∏omieja, Korneli´ i Augusta. Matka jego, a moja teÊciowa by∏a

wyjàtkowo z∏à kobietà. Czynienie z∏a i dokuczanie innym by∏o jej

najwi´kszà przyjemnoÊcià. Mój mà˝ i jego rodzeƒstwo odziedzi-

czy∏o po matce te same cechy.

Zostawiam jednak rozwa˝ania na ten temat na póêniej i wra-

cam do poczàtku… do mojej rodzinnej kolebki – Podola.

5

background image

Rodzina matki

M

atka moja Joanna z domu Bezkorowajna, zwana JohaÊkà

urodzi∏a si´ 17 paêdziernika 1911 roku w Tokach. By∏a osobà

o nieprzeci´tnej pracowitoÊci i dobroci. Gdy dzisiaj jeszcze patrz´ na

pozosta∏e po niej hafty wydaje mi si´, ˝e niemo˝liwym jest by jedna

osoba mog∏a ich tyle zrobiç. Tym bardziej, ˝e hafowaniem zaj´∏a si´ na

dobre po Êmierci ojca i po swym przejÊciu na emerytur´. By∏y to hafty

krzy˝ykowe robione na kanwie. Czasem krzy˝yki by∏y bardzo drobne

– misterne, do robienia których zak∏ada∏a podwójne okulary. Kiedy

powiedzia∏am: – Mamo, ja nie wytrzyma∏abym nerwowo przy tak

monotonnej pracy! Odpowiedzia∏a mi, ˝e dopiero haftowanie uspaka-

ja jà wewn´trznie. Motywy tych haftów zdobià ok∏adk´ tych wspom-

nieƒ. Haftowa∏a nie tylko dla mnie i brata ale równie˝ dla sàsiadów i

znajomych, którzy w wiele lat po jej Êmierci wspominajà jà z wielkim

uznaniem i szacunkiem i mówià o jej dobroci. Dobrà rzeczywiÊcie

by∏a i pomaga∏a wszystkim… Pami´tam jej dobroç od najm∏odszych

lat jak hojnie potrafi∏a si´ dzieliç z innymi tym co mia∏a.

Mama pochodzi∏a z wielodzietnej rodziny Bezkorowajnych.

Mia∏a czterech braci: Stefana, Jaros∏awa, Wasyla i Piotra oraz trzy

siostry – Marynk´, Karolin´ i Hann´. Wszystkie ciotki by∏y bardzo

urodziwe. Najstarszy brat matki – Stefan zginà∏ na II wojnie Êwia-

towej walczàc w szeregach Armii Czerwonej. Jaros∏aw, który te˝ by∏

˝olnierzem Armii Czerwonej wróci∏ z wojny og∏uszony po wybuchu

pocisku. Bezdzietny Wasy∏ zmar∏ podczas wojny na gruêlic´ p∏uc.

Najm∏odszy Piotr do˝y∏ staroÊci.

Babci´ Juli´ Bezkorowajnà pami´tam tylko troch´. Moja mama

by∏a bardzo do niej podobna. Czasami babcia Julia przychodzi∏a do

nas do Prosowiec mimo, ˝e mieszka∏a doÊç daleko we wsi Toki.

Babcia z domu nazywa∏a si´ Litwin, a po m´˝u Bezkorowajna. Nie

wiem ile mia∏a rodzeƒstwa. Pami´tam tylko, ˝e jej siostra Joanna

zosta∏a zakonnicà w Mszanie Dolnej. Mówi∏o si´ o niej cz´sto bo

odwiedza∏a rodzin´ w Tokach. Czasem przywozi∏a jakieÊ drobne

6

background image

prezenty. Po wojnie odwiedzi∏a równie˝ mam´ w Okupie. Tam

podarowa∏a mi pi´knie haftowanà sukienk´, którà mama w przy-

p∏ywie swej dobroci i hojnoÊci niebawem ku mojemu oburzeniu

przekaza∏a biednej dziewczynce. Mama cz´sto rozdawa∏a moje

rzeczy bardziej potrzebujàcym.

Dziadka Józefa Beskorowajnego (który by∏ Ukraiƒcem) nie

pami´tam. Zmar∏ wczeÊnie, prawdopodobnie w nied∏ugi czas po

moim urodzeniu. Kiedy jeêdzi∏am z mamà „na Toki” jak si´ wów-

czas powszechnie mówi∏o, to ju˝ go nie by∏o. Babcia Julia ˝y∏a

d∏u˝ej. Zmar∏a wkrótce po Êmierci mojego ojca Piotra w roku 1966.

Ca∏a rodzina Bezkorowajnych by∏a bardzo zwiàzana ze sobà emo-

cjonalnie. Nigdy nie by∏o w niej ˝adnych nieporozumieƒ i waÊni.

Toki sà po∏o˝one 4 km na pó∏noc od Prosowiec. By∏y one

bardzo rozleg∏à wioskà liczàcà ponad 400 dymów, z pot´˝nymi

ruinami XVII – wiecznego zamku, z du˝ym koÊcio∏em i z cerkwià

greko – katolickà. W co drugà niedziel´ bywaliÊmy w Tokach na

mszy w koÊciele. W naszej prosowskiej kaplicy ksiàdz proboszcz

z Toków o dzwi´cznym nazwisku Muzyk odprawia∏ msze co drugi

tydzieƒ. Wszystkiego nie pami´tam bo by∏am ma∏a, czasy odleg∏e

i tamte tereny opuÊci∏am jako dziesi´cioletnia dziewczynka. W pa-

mi´ci pozosta∏o mi wiele obrazów skopiowanych oczami dziecka,

które widzi inaczej ni˝ doroÊli. Wspomnienia z up∏ywem czasu

nabiera∏y nowych barw i emocji zwiàzanych z dobrocià, ciep∏em

ludzi mi bliskich, ˝yczliwych, a to wszystko pot´gowa∏ kontrast

wzgl´dem rodziny, do której póêniej wesz∏am za sprawà mojego

ma∏˝eƒstwa. Dobroç – z∏o. Ciep∏o – ch∏ód. Mi∏oÊç – nienawiÊç.

Otwarcie na drugiego cz∏owieka – z∏oÊliwoÊç, wrogoÊç. SzlachetnoÊç

charakterów i g∏upota mocno odcina∏y si´ od siebie.

Rodzina ojca

O

jciec mój Piotr Tkaczuk urodzi∏ si´ 31 stycznia 1901 roku

w Prosowcach. Mia∏ dwóch m∏odszych braci Stanis∏awa

7

background image

i Stefana oraz siostr´, która zmar∏a w wieku dzieci´cym. Najm∏od-

szy brat ojca Stefan zosta∏ zmobilizowany do wojska i w 1939 roku

trafi∏ do niemieckiej niewoli. W stalagu prze˝y∏ koszmarne lata

o g∏odzie i ch∏odzie. Jak wspomina∏ póêniej by∏ chodzàcym

szkieletem. Wa˝y∏ zaledwie 36 kilogramów! Mi´dzy styjem Stefa-

nem a ojcem przez ca∏y czas pobytu w niewoli niemieckiej utrzymy-

wa∏a si´ listowna korespondencja. Pami´tam jà dobrze poniewa˝ do

ka˝dego listu ojca dopisywa∏am s∏owa: „Wujku ja Ci´ te˝ pozdra-

wiam i modl´ si´ codziennie, ˝ebyÊ wróci∏ z wojny.”

Po zakoƒczeniu wojny stryj nie wróci∏ do domu bo nasze

ziemie zabrane zosta∏y przez Rosj´ sowieckà i nie nale˝a∏y ju˝ do

Polski. Bez˝enny stryj Stefan zna∏ i ba∏ si´ systemu radzieckiego, do

którego jak pami´tam z dzieciƒstwa ca∏a moja rodzina nastawiona

by∏a bardzo wrogo. Po wojnie za pisemnà poradà mojego ojca stryj

Stefan z Niemiec wyjecha∏ do Kanady. Babcia Wasylina trzyma∏a w

skrzyni jego rzeczy osobiste ponad çwierç wieku, a˝ do przyjazdu

wuja Stefana w 1970 roku do Okupu Wielkiego (w powiecie ∏askim).

Narzeczona Stefana Janina w czasie wojny wyda∏a si´ za jego

koleg´ Kowalskiego, z którym zamieszka∏a po repatriacji z Podola

tak˝e w Okupie Wielkim. Od jej zamà˝pójÊcia przyjaêƒ mi´dzy

naszà rodzinà i rodzinà Kowalskich skoƒczy∏a si´. A dodatkowà

przyczynà niezgody by∏o osiedlenie si´ Kowalskiego w domu przy-

dzielonym z urz´du stryjowi Stachowi. Stach musia∏ si´ osiedliç w

domu o gorszym standardzie w Okupie Ma∏ym. Wdar∏a si´ wro-

goÊç. Stryj Stefan w Kanadzie do koƒca ˝ycia pozosta∏ kawalerem.

Pami´tam list wujka z Niemiec, w którym pisa∏, ˝e rzàd

kanadyjski zapewnia prac´ i wynagrodzenie, a koszty transportu do

Kanady zostanà pokryte z zarobków zainteresowanych. Wuj Stefan

pracowa∏ przy wyr´bie drzewa w zimnych lasach kanadyjskich w

grupie wielonarodowoÊciowej – z Polakami i Ukraiƒcami. J´zyk ang-

ielski opanowa∏ bardzo s∏abo. Kiedy osobiÊcie zacz´∏am korespon-

dowaç listownie z wujkiem mieszka∏ wówczas w Winipegu we

w∏asnym domu z ogrodem i wolnostojàcym gara˝em. Mieszka∏ tam

8

background image

a˝ do wylewu krwi do mózgu, po którym mia∏ sparali˝owanà lewà

po∏ow´ cia∏a. Przez wiele lat w∏aÊciciel ma∏ego biura turystycznego

w Winipegu Roman Baranowski udziela∏ odp∏atnie pomocy nie zna-

jàcym j´zyka emigrantom. Wujek by∏ jednym z wielu jego klientów.

Ten˝e Baranowski umieÊci∏ go w ukraiƒskim domu opieki NajÊwi´t-

szej Rodziny prowadzonym przez siostry zakonne. W domu opieki

przebywa∏ a˝ do Êmierci przez ca∏e 12 lat. Zmar∏ w 94 roku ˝ycia w

2002. Pochowany zosta∏ w Winipegu na cmentarzu przy Main Street.

Sam wystawi∏ sobie wczeÊniej na nim nagrobek z napisem w j´zyku

polskim ze wzmiankà, ˝e urodzi∏ si´ w województwie tarnopolskim i

spoczywa z dala od stron rodzinnych i swoich bliskich.

W domu Âwi´tej Rodziny odwiedzi∏am wujka w roku 1995

b´dàc z wizytà w Kanadzie u najstarszego mego syna Samuela. W

rok po Êmierci wujka Stefana odwiedzi∏am jego grób na winipegskim

cmentarzu. Msz´ odprawiono w jego intencji w polskim koÊciele

Âwi´tego Ducha w Winipegu, do którego budowy wujek do∏o˝y∏

swojà cegie∏k´ w postaci 1000 dolarów. Dwie nast´pne msze Êwi´te

ze wzgl´du na brak wolnych terminów w tym koÊciele by∏y odpra-

wione na terenie Pó∏nocno – Zachodniego Terytorium Kanady.

Drugi brat ojca wujek Stach mia∏ czworo dzieci: Ryszard´,

Helen´, Zbigniewa i W∏adys∏aw´ urodzonà ju˝ w Okupie Wielkim.

Do wojska nie by∏ wzi´ty poniewa˝ mia∏ z∏amane przedrami´

z wadliwym zrostem. Babcia moja Wasylina ze strony mego ojca

opowiada∏a, ˝e mo˝na by∏o tà r´k´ zoperowaç we Lwowie, ale

matka dziadka Andrzeja powiedzia∏a: „Niech tak zostanie. Mo˝e to

go uratuje przed poborem do wojska.” S∏owa te okaza∏y si´ pro-

rocze. Uniknà∏ mobilizacji do wojska polskiego w roku 1939, jak te˝

do armii Berlinga.

Dziadek Andrzej

B

abcia Wasylina Tkaczuk z domu Wituszyƒska (Ukrainka)

do˝y∏a s´dziwego wieku 92 lat, podobnie jak dziadek Andrzej

9

background image

Tkaczuk 94 lat. Oboje pozostali do koƒca przy zdrowych zmys∏ach

jak te˝ w dobrej fizycznej kondycji. Spoczywajà w pokoju, ale nie na

ziemiach, na których si´ urodzili lecz w Marzeninie na cmentarzu

parafialnym po∏o˝onym w powiecie ∏askim niedaleko od wsi Okup

Wielki. Marzenin po∏o˝ony jest pi´ç kilometrów na po∏udnie od

drogi mi´dzy ¸askiem a Zduƒskà Wol´. Okup Wielki to wieÊ

po∏o˝ona 7 km na zachód od ¸asku w kierunku na Zduƒskà Wol´.

Zosta∏a opuszczona przed nadejÊciem wschodnich wyzwolicieli

przez osiad∏ych tu od XVIII wieku kolonistów niemieckich. Po repa-

triacji zamieszka∏a w tej wsi ca∏a nasza najbli˝sza rodzina

Tkaczuków: wuj Stanis∏aw z rodzinà w∏asnà, wuj Filip ze swoimi

rodzicami, ˝onà Haƒkà – mojà chrzestnà matkà i trójkà dzieci:

Mariankà, Czes∏awem i RyÊkiem równie˝ i my – dziadek z babcià,

ojciec, mama i ja.

Dziadek Andrzej by∏ aktywnym do ostatniego momentu

˝ycia. Uwa˝any by∏ w rodzinie za Êwi´tego cz∏owieka i chyba coÊ w

tym by∏o albowiem przepowiedzia∏ czas swojej Êmierci. Na miesiàc

przed zgonem, a by∏o to ju˝ po Êmierci mojego ojca Piotra

powiedzia∏ do Êredniego syna Stacha:

– Napisz do Kanady do Stefana, aby przyjecha∏, bo b´d´

umiera∏.

Zdziwiony syn zapyta∏:

- A kiedy Tata b´dzie umieraç?

- Na Piotra i Paw∏a o zachodzie s∏oƒca.

Stach napisa∏ i Stefan przyjecha∏. Dziadek zmar∏ zgodnie

z przepowiednià.

Przed Êmiercià kaza∏ sobie umyç g∏ow´ i stopy. Wsta∏ z ∏ó˝ka.

Doszed∏ do drzwi ale zawróci∏. Po∏o˝y∏ si´ ponownie i zamknà∏ oczy

na zawsze.

Babcia nie mog∏a pogodziç si´ z jego odejÊciem i swojà samot-

noÊcià. Nie chcia∏a ˝yç! Zmar∏a w ogromnej t´sknocie i smutku.

Do∏àczy∏a do niego po trzech miesiàcach. By∏o to wyjàtkowe, ide-

alne, udane, szcz´Êliwe, dobre ma∏˝eƒstwo.

10

background image

Z dziadkiem Andrzejem Tkaczukiem kojarzy mi si´ ca∏e moje

dzieciƒstwo, okres zamieszkania w Prosowcach a po repatriacji do

Polski w Okupie Wielkim. Od 1945 roku mieszkaliÊmy w ponie-

mieckim domu po kolonistach otrzymanym jako rekompensat´ za

mienie pozostawione na Wschodzie.

Kocha∏am bardzo swego dziadka. Dziadek lubi∏ od czasu do

czasu zapaliç fajeczk´. Cz´sto podczas moich studiów na Uniwersy-

tecie w ¸odzi odwiedzajàc dziadka przywozi∏am mu opakowanie

wonnego tytoniu. Dziadek bardzo mnie lubi∏. Lubi∏am dziadka

czesaç i graç z nim w karty. Zawsze chcia∏am wygraç, gdy mi to nie

wychodzi∏o oszukiwa∏am. Dziadek spokojnie zwraca∏ mi uwag´ ale

nie gniewa∏ si´. Jednego razu po mojej przegranej wpad∏am we

wÊciek∏oÊç i podar∏am karty. Mama oburzona krzykn´∏a: – CoÊ ty

zrobi∏a? Dziadek jednak stanà∏ w mojej obronie. Odrzek∏: – Trzeba jà

zrozumieç. To sà nerwy!

Dziadek by∏ bardzo pracowity. Praca wype∏nia∏a mu ca∏e

dnie. Nawet gdy nie zachodzi∏a potrzeba zawsze znajdowa∏ coÊ do

zrobienia. Ja czasem ˝artowa∏am: – Nawet gdy Ênieg pada dziadek

zamiata podwórko. W niedziel´ dziadzio odpoczywa∏. Pisa∏ wtedy

list do wujka Stefana i modli∏ si´ ze swojej starej ksià˝eczki do nabo-

˝eƒstwa, której karty po˝ó∏k∏y i pod wp∏ywem czasu uleg∏y znisz-

czeniu. Ksià˝eczka ta by∏a w p∏óciennej ok∏adce. By∏ to jego najwi´k-

szy skarb i w∏o˝ono mu jà do trumny gdy odszed∏ z tego Êwiata.

Przed przyjazdem do Okupu dziadek Andrzej mia∏ swój dom

w Prosowcach po∏o˝ony na wzniesieniu przy g∏ównej ulicy. Do

domu wchodzi∏o si´ po kilkunastu szerokich murowanych

schodach. Obok domu znajdowa∏y si´ liczne zabudowania gospo-

darskie – stodo∏a i stajnia z rasowymi koƒmi arabskimi hodowany-

mi na potrzeby wojska. By∏y to pi´kne rasowe konie o ciemno kasz-

tanowej maÊci z b∏yszczàcà sierÊcià. Wuj Stefan bra∏ udzia∏ na nich

w zawodach jeêdzieckich. Po drugim wejÊciu wojsk rosyjskich na

Podole, w 1944 roku, wszystkie konie zarekwirowano dziadkowi

Andrzejowi jak te˝ i nam. Poni˝ej domu dziadka przy rozwidleniu

11

background image

dróg sta∏ olbrzymi spichlerz drewniany zbudowany z bali przez

pradziadka Antoniego Tkaczuka. Pradziadek Antoni Tkaczuk pias-

towa∏ urzàd wójta w Skorykach za czasów panowania NajjaÊniej-

szego Pana Franciszka Józefa. Podczas pierwszej wojny Êwiatowej

dziadek Andrzej s∏u˝y∏ jako austryjacki kanonier w wid∏ach Sanu

i Wis∏y.

Za domem i za budynkami gospodarczymi, powy˝ej ich, by∏

du˝y ogród warzywno – owocowy. Tam równie˝ sta∏y ule dziadka

Andrzeja. Owoców w sadzie pilnowa∏ czarny ma∏y pies. Do dziadka

Andrzeja i babci Wasyliny chodzi∏am cz´sto na jab∏ka i wspania∏e

gruszki zwane dulami. Dziadek umia∏ przechowaç jab∏ka przez ca∏y

okres zimy w postaci naturalnej i mnie nimi cz´stowa∏. Pami´tam

równie˝ jab∏ka mro˝one i kiszone razem z kapustà.

Pradziadek, dziadek i ojciec byli szanowanymi gospodarzami

w ca∏ej okolicy. Nale˝eli do najbardziej maj´tnych. Ojciec mój by∏

znany jako Êwiat∏y polski patriota. Nosi∏ w klapie znaczek Katolic-

kiego Uniwersytetu Lubelskiego, którego by∏ jednym z wielu przed-

wojennych darczyƒców. Czyta∏ du˝o gazet i prenumerowa∏ katolic-

kà pras´. Dla miejscowej kaplicy pradziadek Antoni i dziadek

Andrzej ufundowali dzwony noszàce imiona fundatorów. Ojciec

skupujàc ziemi´ zosta∏ najbogatszym gospodarzem we wsi. Po woj-

nie Rosjanie – zdobywcy, wrogowie religii, zabrali te dzwony a ka-

plic´ zniszczyli czo∏gami. We wsi by∏a te˝ grekokatolicka cerkiew

znacznie wi´ksza od rzymskokatolickiej kaplicy. By∏a pi´knie zdo-

biona ikonami i mnogoÊcià ukraiƒskich haftów. Ta pozosta∏a

nieuszkodzona.

Ma∏˝eƒstwo rodziców

P

o∏o˝one w dolinie na prawym brzegu Zbrucza Prosowce liczy-

∏y 100 domów. By∏y zamieszka∏e przez Polaków i Ukraiƒców.

Ukraiƒcy byli grekokatolikami, a Polacy rzymskimi katolikami.

Ma∏˝eƒstwa by∏y jednonarodowoÊciowe lub w wi´kszoÊci mieszane.

12

background image

I tak te˝ by∏o w mojej rodzinie. Dziadek ze strony mamy Józef

Bezkorowajny by∏ Ukraiƒcem. Babcia Julia Litwin by∏a Polkà.

Dzieci w mieszanych ma∏˝eƒstwach przyjmowa∏y narodo-

woÊç matki jeÊli by∏y dziewczynkami, a ch∏opcy narodowoÊç ojca.

Dzieci chrzczono albo w cerkwi jeÊli zapisywano je jako Ukraiƒców,

albo w koÊciele jeÊli mia∏y byç Polakami. Rodzice mojego ojca Piotra

Tkaczuka tak˝e byli ró˝nej narodowoÊci. Dziadek Andrzej by∏ Pola-

kiem, babcia Wasylina Wituszyƒska Ukrainkà. W domach narodo-

woÊciowo mieszanych Êwi´ta obchodzono podwójnie i zgodnie

z obu kalendarzami juliaƒskim i gregoriaƒskim, czyli zgodnie z tra-

dycjami greko i rzymsko-katolickimi. O ma∏˝eƒstwach dzieci decy-

dowali rodzice i o wol´ m∏odych nie pytano. Przy kojarzeniu przez

rodziców par ma∏˝eƒskich wi´kszà rol´ odgrywa∏ stan majàtkowy

ni˝ narodowoÊç. Stàd te˝ tak du˝o by∏o par ma∏˝eƒskich narodo-

woÊciowo mieszanych.

Mojà matk´ wydano za mà˝ wbrew jej woli za wdowca z dwoj-

giem dzieci. Rodzicom matki imponowa∏o to, ˝e ojciec mój by∏ cz∏o-

wiekiem zamo˝nym, szanowanym i znanym w ca∏ej okolicy. Matka

z tego powodu nie czu∏a si´ szcz´Êliwà bo przez ca∏e ˝ycie by∏a trak-

towana jako macocha pomimo swojej dobroci i troski okazywanej

swoim pasierbicom. M∏odsza pasierbica Zuzanna (Zania) by∏a dziew-

czynkà bardzo wra˝liwà, skromnà, pos∏usznà. By∏a dobrym dzieck-

iem. Starsza Natalia (Natola) by∏a krnàbrnà, upartà, zamki´tà w sobie.

Robi∏a co chcia∏a i niczym si´ nie przejmowa∏a.

Matkà moich przyrodnich sióstr a pierwszà ˝onà mojego ojca

Piotra by∏a Marynka (Ukarainka) pasierbica brata dziadka Andrzeja

– Filipa. Zmar∏a ona przy trzecim porodzie z powodu goràczki

po∏ogowej. Przy porodzie by∏a Êwiadoma. Jak opowiada∏a mi babcia

Wasylina Marynka obmacujàc w∏asny brzucha powiedzia∏a: – Tutaj

jestem potrzebna, ale i tam mnie wzywajà! Poród przeciàga∏ si´.

Zacz´∏a si´ goràczka. Ojciec zaprzàg∏ swoje konie i pop´dzi∏ do

Podwo∏oczysk po doktora. Konie pokryte pianà mkn´∏y jak szalone.

Ale nie by∏o ratunku. Nie by∏o antybiotyków. Dla ojca by∏ to szok.

13

background image

Martwo urodzone dzieci´ by∏o ch∏opcem. By∏ to dodatkowy cios dla

ojca, który bardzo pragnà∏ m´skiego potomka.

Babcia Wasylina powiedzia∏a mi, ˝e ojciec obieca∏ postawiç

nagrobek zmar∏ej, ale nie postawi∏. Po szeÊçdziesi´ciu latach kiedy

znalaz∏am si´ w Kanadzie chcia∏am wype∏niç jego wol´.

Nawiàza∏am kontakt z córkami moich przyrodnich sióstr. W tym

celu wys∏a∏am zadatek ale trudno by∏o spraw´ doprowadziç do

koƒca. Na moje pytanie kto by si´ zajà∏ budowà pomnika

odpowiedzi nie otrzyma∏am. Obie moje przyrodnie siostry z racji

swojej narodowoÊci i chrztów w cerkwi grekokatolickiej zosta∏y

Ukrainkami i pozosta∏y w Prosowcach.

Babcia Wasylina wspominajàc dawne czasy i kl´sk´ Rosji

w 1904 roku w wojnie japoƒsko-rosyjskiej powiedzia∏a mi, ˝e rekru-

ci z rosyjskiej Ukrainy udajàcy si´ na front szli tak d∏ugo, a˝ w mi´-

dzyczasie wojna skoƒczy∏a si´ kl´skà Rosjan. Babcia Wasylina

pami´ta∏a jeszcze czasy paƒszczyêniane!

Rodzina dziadka Andrzeja

D

ziadek Andrzej Tkaczuk mia∏ kilkoro rodzeƒstwa, trzy siostry

– Michalin´, Marynk´ i Katarzyn´ oraz braci Aleksandra,

Antoniego, Stefana i Filipa. Aleksander by∏ bezdzietnym. Antoni,

który wyjecha∏ do Ameryki osiad∏ na Brooklinie w Nowym Jorku.

Tam za∏o˝y∏ rodzin´. A jeden z jego potomków Daniel Tkaczuk jest

dzisiaj znanym hokeistà na kontynencie amerykaƒskim.

Po wojnie Antoni (brat dziadka Andrzeja) w czasie gdy miesz-

kaliÊmy w Okupie przys∏a∏ liczne, du˝ych rozmiarów, w twardej

oprawie, fotografie ca∏ej rodziny i Êlubne fotografie swoich synów.

Rodzina prezentowa∏a si´ okazale. Przys∏a∏ tak˝e dwie du˝e paczki

z odzie˝à dla swojego brata Stefana, mojego ojca, wujka Filipa oraz

dla dziadka Andrzeja – swego brata.

W tym˝e samym czasie równie˝ wujek Stefan, syn dziadka

Andrzeja dosyç cz´sto wspomaga∏ swoich starszych braci Stacha i

14

background image

Piotra. By∏y to paczki z odzie˝à i z ˝ywnoÊcià. Pomóg∏ tak˝e w spo-

sób znaczàcy wujkowi Stachowi przy zakupie domu w Zduƒskiej

Woli i w szeregu innych sytuacjach.

Dziadek Andrzej ceni∏ honor w∏asny i przez ca∏e swe d∏ugie

˝ycie przestrzega∏ trzech zasad: modlitwa, praca, godnoÊç. Te

zasady wpaja∏ i mnie. Pami´tam jak kiedyÊ powiedzia∏ do mnie: –

JeÊli b´d´ potrzebowa∏ pieni´dzy ka˝dy kto b´dzie w ich posiadaniu

po˝yczy mi bo wie, ˝e jeÊli powiem oddam jutro o godzinie dwu-

nastej to tak si´ stanie. Dziadek by∏ wspania∏ym, wyrozumia∏ym

i cierpliwym cz∏owiekiem. By∏ dobrym dziadkiem i ojcem oraz nad-

zwyczajnym m´˝em. By∏ troskliwym, oddanym i opiekuƒczym

m´˝czyznà. I nie nie znam nikogo z kim mog∏abym go porównaç.

Porównanie z moim m´˝em nie wchodzi w rachub´.

Podwo∏oczyska

P

odczas grasowania band ukraiƒskich na Wo∏yniu i Podolu,

pewnej nocy w 1944 roku, przysz∏a banda i do domu dziadka

Andrzeja Tkaczuka. Zabrali z domu co tylko mogli wynieÊç. Dzia-

dek prosi∏ by pozostawili mu chocia˝ jednà par´ bielizny na zmian´.

Odpowiedê by∏a taka: – Milcz! I bandyci banderowcy zapowiedzieli,

i˝ jeÊli zastanà go nast´pnego dnia w domu to powieszà pod

w∏asnym dachem. By nie zapomnia∏ o tych pogró˝kach odmierzyli

mu kijem dwadzieÊcia pi´ç razów na oba poÊladki. Nie by∏o wyjÊcia.

Nast´pnego dnia dziadkowie wozem wyjechali do najbli˝szego

miasteczka – do Podwo∏oczysk. Tam stacjonowa∏ radziecki garnizon

i dla Polaków by∏o to miejsce wzgl´dnie bezpiecznie.

W Podwo∏oczyskach by∏a stacja kolejowa. Co pewien czas for-

mowano kolejne transporty Polaków – uciekinierów z przymusu.

Stopniowo wyje˝d˝a∏y kolejne polskie rodziny, czasem i ukraiƒskie

mieszane, a nawet na fa∏szywych papierach nieliczne wykszta∏cone

rodziny ukraiƒskie. Wyje˝d˝ajàcy, udajàc si´ w nieznane, pozostaw-

iali za sobà dorobek ca∏ego ˝ycia.

15

background image

Przy wzroÊcie aktywnoÊci band banderowców na Wo∏yniu

i Podolu (od 1943 roku) ze wsi bezpiecznie mo˝na by∏o wyjechaç

tylko pod os∏onà wojska rosyjskiego, które w poszukiwaniu bande-

rowców przeczesywa∏o okoliczne wioski. Wyjazd bez takiej ochrony

by∏ ryzykownym. Mo˝na by∏o nie dojechaç do celu szczególnie gdy

w drodze nastawa∏a noc. Ci którzy prze˝yli w pe∏ni pami´tajà groz´

i niebezpieczeƒstwo tych czasów.

Na bezbronnych uciekinierów napadali banderowcy i mor-

dowali w imieniu Samostiejnej Ukrainy. Mordy dokonywane przez

ukraiƒskich rezunów by∏y wyjàtkowo bestialskie. Prosowce nie by∏y

wyjàtkiem. Duszono sznurem. Obcinano j´zyki, a kobietom piersi.

Zw∏oki wiàzano sznurami i drutami. Trupy wrzucano do wody albo

porzucano w jarach. Dzicz i zezwierz´cenie! Banderowcy mordowa-

li nie tylko Polaków. Mordowali te˝ tych swoich, którzy nie chcieli

si´ do nich do∏àczyç i nie podzielali stosowanych przez nich metod

etnicznych czystek. W mojej wsi synowi Ukraiƒcowi, bandyci ban-

derowcy kazali osobiÊcie zamordowaç matk´ poniewa˝ by∏a Polkà.

Czasowym miejscem schronienia dziadka Andrzeja i babci

Wasiliny po nakazaniu im opuszczenia w∏asnego domu w

Prosowcach sta∏y si´ Podwo∏oczyska. Podwo∏oczyska to ma∏e

wschodnio – galicyjskie podolskie miasteczko zamieszka∏e przed

wojnà przez ˚ydów, Polaków i nielicznych Ukraiƒców. Po „lik-

widacji” przez Niemców ˚ydów sta∏o si´ ono miejscem schronienia

dla wykorzenianych Polaków. Polaków zmuszonych do opuszcze-

nia swoich rodzinnych wiejskich domów zamieszka∏ych przez nich

od pokoleƒ. Miejscowa polska ludnoÊç miasteczka dzieli∏a si´ z ucie-

kinierami wszystkim co mieli zupe∏nie bezinteresownie. Udziela∏a

goÊciny w imi´ mi∏oÊci bliêniego i solidarnoÊci narodowej.

Gospodarz, u którego po ucieczce z Prosowiec zamieszkali moi

dziadkowie nazywa∏ si´ Solski. Do swojego niewielkiego murowa-

nego, schludnego domu przygarnà∏ mnie z mamà oraz wujka Stanis-

∏awa z ciotkà Zenowkà – patryjotkà ukraiƒskà i trojgiem ich dzieci.

Dom nie by∏ zbyt du˝y, ale miejsca starczy∏o dla wszystkich przymu-

16

background image

sowo ewakuowanych z Prosowiec Tkaczuków mimo zamieszkiwania

w nim licznej trzypokoleniowej rodziny w∏aÊciciela pana Solskiego.

Czas zatar∏ wiele obrazów z tego miasteczka wi´c niewiele mog´ po-

wiedzieç dziÊ o samych Podwo∏oczyskach. W ka˝dà niedziel´

chodzi∏am z mamà do koÊcio∏a na nabo˝eƒstwa. By∏am pod szczegól-

nym wra˝eniem gorliwoÊci modlàcych si´ ludzi. Niektórzy z nich

przybywali wówczas na nabo˝eƒstwa zza Zbrucza, poniewa˝ w tym

czasie dawna granica mi´dzy Polskà a Sowietami nie by∏a ju˝ strze-

˝ona. Strzelisty neogotycki koÊció∏, w którym si´ ˝arliwie modli∏am

wydawa∏ mi si´ ogromny i urzekajàco pi´kny.

W tym czasie po wejÊciu Rosjan okoliczne koÊcio∏y nie by∏y

jeszcze zamieniono na magazyny. Potem gdy je zamieniono zanied-

bane przez u˝ytkowników niszcza∏y niekonserwowane poddane

czynnikom atmosferycznym. Czas i wilgoç dokona∏y ich ca∏kowite-

go zniszczenia.

Czasem chodzi∏am na miejscowy bazar gdzie ludzie wysprze-

dawali ró˝ne swoje rzeczy. Ja te˝ sprzeda∏am swojà ksià˝k´ do mate-

matyki, pi´knà chust´ otrzymanà od babci Juli, której nie mog´ od-

˝a∏owaç do dnia dzisiejszego oraz pas we∏niany babci Wasiliny zwa-

ny krajkà. Przy sprzeda˝y krajki jej nabywczyni oszuka∏a mnie. Gdy

zorientowa∏am si´ i za˝àda∏am zwrotu krajki nie odzyska∏am jej.

Niekiedy wybiera∏am si´ na d∏u˝sze spacery na obrze˝e miasta.

Znajdowa∏y si´ tam opuszczone po˝ydowskie sady gdzie ros∏y krzaki

dorodnego agrestu i porzeczek. Na przedmieÊciu Podwo∏oczysk znaj-

dowa∏ si´ dworzec kolejowy z licznymi torowiskami. Po obu stronach

torów z parowozów wysypywany by∏ tlàcy si´ ˝u˝el, przy którym

wygrzewali si´ biedni ludzie – przybysze zza Zbrucza. Niekiedy przy

tym ogrzewaniu si´ ulegali Êmiertelnemu zaczadzeniu.

Jak wspomnia∏am wy˝ej w Podwo∏oczyskach w∏adze rosyjs-

kie organizowa∏y kolejowe transporty dla Polaków – uciekinierów,

z koniecznoÊci repatriantów. By∏a mo˝liwoÊç pozostania na miejscu

ale trzeba by∏o przyjàç obywatelstwo rosyjskie co nie wchodzi∏o w

rachub´ w mojej rodzinie. Transporty do Polski formowano gdy

17

background image

uzbiera∏a si´ dostateczna iloÊç ch´tnych repatriantów. Odchodzi∏y

one przeci´tnie co trzy tygodnie. Na dworzec podstawiano odkryte,

bez dachów, wagony towarowe. Nasz transport odchodzi∏ w paê-

dzierniku na jesieni 1945 roku po wykopkach buraków cukrowych.

Jazda pociàgu odbywa∏a si´ przewa˝nie nocami, a w dzieƒ transport

odstawiany by∏ na bocznice.

W naszym odkrytym towarowym wagonie by∏y cztery rodzi-

ny: dziadkowie Andrzej i Wasylina, ja z mamà, rodzice wujka Filipa

i jego ˝ona Haƒka z trójkà dzieci. W innym wagonie wraz z koƒmi

repatriantów sta∏ nasz jedyny koƒ, którego matka zabra∏a na nowe

gospodarstwo. Zabra∏a równie˝ beczk´ miodu, worki owsa, kaszy,

màki i innych produktów rolnych itp. Nie musz´ dodawaç, ˝e

warunki w jakich jechaliÊmy do nowego miejsca przeznaczenia by∏y

okropne: zimno, ciemno i brak zaplecza sanitarno – higienicznego.

Podczas tej jazdy w transporcie zachorowa∏am i majaczy∏am w

goràczce. W tej malignie widzia∏am przed sobà g∏adkà powierzchni´,

na której na spodku sta∏a szklanka. Przesuwa∏a si´ ona samoistnie

równo raz w prawo, raz w lewo, a potem pojawia∏y si´ grube liny jak

okr´towe cumy. Liny spada∏y, udarza∏y, przygniata∏y i dusi∏y mnie.

Przera˝ona krzycza∏am: – Mój z∏oty dziaduniu ratuj mnie!

Podczas postojów w nocy z∏odzieje okradali nas wyciàgajàc

z wagonów co tylko si´ da∏o. A poniewa˝ by∏ to czas powojenny

z∏odziejom przydawa∏o si´ wszystko. Nasz towarowy pociàg jecha∏

szybko na odcinku od Podwo∏oczysk do Tarnopola i Lwowa. Potem

podró˝ ze Lwowa poprzez PrzemyÊl, Kraków do ¸odzi trwa∏a a˝

ca∏e trzy tygodnie!

Wuj Filip, tak jak i mój ojciec Piotr byli ju˝ zdemobilizowani

na terenie kraju i oczekiwali nas. Wuj Filip odnalaz∏ nasz transport

w Krakowie i w mundurze do∏àczy∏ do rodziny w naszym wagonie.

Mój ojciec tak˝e w mundurze wojskowym do∏àczy∏ do nas w ¸odzi

z przydzia∏em w r´ku do konkretnego poniemieckiego gospodarst-

wa w Okupie Wielkim.

18

background image

Siostry Ukrainki

M

oje siostry przyrodnie Ukrainki Zanka i Natola pozosta∏y

w Prosowcach. Starsza Natola by∏a ju˝ m´˝atkà z córeczkà

Irà, a jej mà˝ krawiec w tym czasie s∏u˝y∏ w rosyjskim wojsku. Ojciec

by∏ przeciwny jej ma∏˝eƒstwu z Heƒkiem Hetmaniukiem, ale w

koƒcu jednak si´ zgodzi∏. Pami´tam moment uroczystego

b∏ogos∏awieƒstwa ojca tej m∏odej pary gdy ojciec siedzia∏ z wypiec-

zonym w naszym domowym piecu bochenkiem chleba na kolanach.

Ciekawi sàsiedzi i znajomi wype∏nili ca∏y nasz dom. Ja by∏am ma∏a

i chcia∏am si´ dopchaç poprzez tà ci˝b´ do centrum wydarzenia ale

nie by∏o to ∏atwe. Aby sobie utorowaç drog´ do b∏ogos∏awiàcego ojca

szczypa∏am w ∏ydki zas∏aniajàcych mi drog´ intruzów, którzy nie

dali mi obejrzeç w szczegó∏ach tej wa˝nej sceny. Natolka nie mia∏a

z∏ego ˝ycia u boku swego m´˝a krawca. Âlub odby∏ si´ w cerkwi

jeszcze przed powo∏aniem ojca do Ludowego Wojska Polskiego.

Gorzej powiod∏o si´ mojej siostrze Zance. Jej narzeczonego,

Tadeusza, jej wielkà mi∏oÊç, powo∏ano do wojska polskiego. Po

wojnie znalaz∏ si´ w Polsce i w tym okresie zaczà∏ mieç problemy

natury psychicznej. Leczony by∏ w zak∏adzie zamkni´tym. Tam

odwiedzi∏ go mój ojciec i skomentowa∏, ˝e nie rokuje nadziei. Gdy

wyje˝d˝a∏am do Polski Zania prosi∏a mnie abym przes∏a∏a o nim

jakieÊ wiadomoÊci. Ale w tej sytuacji niewiele mia∏am jej do przeka-

zania. Czasy powojenne by∏y dla niej w Prosowcach bardzo ci´˝kie.

èle znosi∏a odosobnienie z narzeczonym, a jako córce ku∏aka wcià˝

grozi∏a jej wywózka do kopalni w Donbasie, której cudem tylko

uda∏o si´ jej uniknàç. Par´ lat póêniej wysz∏a za mà˝ za m∏odszego o

kilka lat ch∏opaka Aleksandra Serstija, bardziej chyba z rozsàdku ni˝

z mi∏oÊci, jako, ˝e w tym czasie wi´kszego wyboru nie mia∏a.

My byliÊmy ju˝ w centralnej Polsce. Jej korespondencja listow-

na z rodzicami by∏a rzadka i bardzo ogólnikowa. Drogi nasze si´

rozesz∏y. Ka˝da z nas sióstr mia∏a swoje ˝ycie i w∏asne problemy.

˚y∏yÊmy w odmiennych realiach.

19

background image

Zanka i Natolka odwiedzi∏y ojca w Polsce w 1966 roku tu˝

przed jego Êmiercià. Bra∏y udzia∏ w pogrzebie ojca na ∏owickim

cmentarzu Âwi´tego Ducha. Zania przyjecha∏a raz jeszcze do nas w

kilka lat póêniej z córkà Maryjkà. W czasie rozmowy powiedzia∏a

mi, ˝e wszystkie te powojenne lata by∏y tak ci´˝kie, ˝e niejednokrot-

nie nie by∏o z czego ugotowaç strawy. Ziemie ojcowskie, dziadków

i wszystkie inne we wsi zosta∏y wcielone do ko∏chozu a ona wraz

z m´˝em musia∏a pracowaç w ko∏chozie jako robotnicy rolni. Cz´sto

nie by∏o co jeÊç. Brakowa∏o nawet podstawowych produktów na

przyrzàdzenie posi∏ku. By∏ g∏ód. Zapracowana, zm´czona trudami

˝ycia zmar∏a nagle w dniu swoich 77 urodzin. Starsza moja przyrod-

nia siostra Natolka do˝y∏a 82 roku ˝ycia.

Rekordzistkà, co do d∏ugoÊci ˝ycia, w naszej bliskiej rodzinie

by∏a matka wujka Filipa Teodozja Tkaczuk, która osiàgn´∏a 98 lat

w podziwianej przez wszystkich umys∏owej sprawnoÊci. By∏a to

osoba wyjàtkowo zrównowa˝ona i spokojna. Nigdy nie widziano jej

zdenerwowanej, nawet wówczas gdy dochodzi∏y do niej plotki

o tym, ˝e jej mà˝ Stefan mia∏ „m´skie wyskoki”. Teodozja spoczywa

tak˝e na cmentarzu w pod∏askim Marzeninie. W pobli˝u grobu

rodziny Tkaczuków, w którym spoczywajà moi dziadkowie i wuj

Stach z ˝onà Zenowkà.

WÊród Grabskich

B

ardzo cz´sto bolej´ nad tym, ˝e moi rodzice spocz´li na cmen-

tarzu parafii Âwi´tego Ducha w ¸owiczu wÊród obcych ludzi

bo rodziny mojego m´˝a bliskimi nazwaç nie mo˝na! A mogliby byç

pochowani obok tych, z którymi zwiàzani sà w´z∏ami krwi, wspól-

nymi losami i d∏ugimi latami obcowania ze sobà.

Sytuacja ta wynik∏a za sprawà mojego m´˝a, który przez ca∏e

czterdzieÊci lat czasu swojej zawodowej pracy nie móg∏ znaleêç

spokojnego miejsca na ziemi dla siebie i naszej rodziny. Pami´tam

jak ojciec mój powiedzia∏ nawiàzujàc do ciàg∏ych w´drówek mojego

20

background image

m´˝a po Polsce, i˝ le˝àcy na miejscu kamieƒ po latach obrasta

mchem. Wyt∏umaczenie czegokolwiek mojemu m´˝owi by∏o jednak

niemo˝liwe. Odziedziczone geny i z∏oÊliwoÊç wyssana z mlekiem

matki k∏ad∏y si´ cieniem na moje ˝ycie. Pisz´ to p∏aczàc... Gdyby

moje ma∏˝eƒstwo by∏o inne, inne by∏oby ˝ycie moje, moich dzieci

i mojej dobrej matki. Mój mà˝ popadajàc w konflikty z otoczeniem

w pracy przew´drowa∏ przez ca∏à Polsk´. Miejsce zamieszkania

zmienialiÊmy 12 razy. Nigdzie nie zyska∏ przyjació∏. Wsz´dzie mia∏

wrogów. Nie umia∏ na siebie spojrzeç krytycznie uwa˝ajàc siebie za

jednostkà nieprzeci´tnà, górujàcà nad ka˝dym innym. Z tej równie˝

przyczyny znaleêliÊmy si´ w koƒcu za Oceanem Atlantyckim.

Podobnie jak moja matka zostawi∏a dorobek ca∏ego ˝ycia

w Prosowcach tak ja te˝ pozostawia∏am w kraju wszystko co zgro-

madzi∏am przez czterdzieÊci lat pracy zawodowej mojej i m´˝a.

Zostawi∏am w Polsce trójk´ w∏asnych dzieci, co prawda doros∏ych

ju˝ w tym czasie, porozrzucanych po ró˝nych miejscach kraju, tak

jak prowadzi∏y szlaki mojego m´˝a. Mój mà˝ z minionych historii

nie móg∏ wyciàgnàç ˝adnego wniosku. Ju˝ na samym poczàtku tych

w´drówek córka moja Nela przytoczy∏a mi s∏owa babci Joasi, ˝e tak

jak nie u∏o˝y∏o si´ nam w trzech pierwszych miejscach osiedlenia

tak nie u∏o˝y si´ nam ju˝ nigdy. Tak te˝ si´ sta∏o.

˚ycie emigranta za Oceanem, rozpoczynajàcego po szeÊçdzie-

siàtym roku ˝ycia wszystko od poczàtku nie by∏o ∏atwym, mimo

ogólnego przekonania o powszechnym dobrobycie za Oceanem i o

tym, ˝e pieniàdze le˝à tam na ulicy. Co nawet jest prawdà, ale le˝à

na ulicy tylko miedziane, b∏yszczàce w s∏oƒcu cenciki. Trzeba by∏o-

by uzbieraç ich ponad sto aby kupiç bochenek chleba. Jest to odr´b-

ny rozdzia∏ mojego ˝ycia, który wymaga∏by osobnego omówienia.

Prosowce

P

rosowce po∏o˝one sà na prawym brzegu Zbrucza. Wiejskie

zabudowania ciàgn´∏y si´ wzd∏u˝ g∏ównej drogi. Od niej od-

21

background image

biega∏y pod kàtem prostym, w gór´ doliny, odga∏´zienia do po-

szczególnych przysió∏ków. W Êrodku wsi, przy skrzy˝owniu dróg,

sta∏ metalowy krzy˝ osadzony na murowanej podstawie. Przy tym

krzy˝u mam zdj´cie swojej osoby jako czteroletniej dziewczynki,

z trzema ˝o∏nierzami z Korpusu Ochrony Pogranicza, stacjonujàcy-

mi w miejscowej granicznej stra˝nicy.

Mój dom rodzinny by∏ usadowiony od strony rzeki. Od ulicy

by∏ odgrodzony drewnianym parkanem. Przy domu na kopulastym

wzniesieniu od strony sàsiada, to jest mojego wujka Dolka Tkaczuka,

ros∏a roz∏o˝ysta wiÊnia, która na wiosn´ pokrywa∏a si´ bia∏oró˝owym

kwieciem, a latem ugina∏a si´ pod ci´˝arem dorodnych czerwonych

owoców. Drzewo to wyjàtkowo utrwali∏o si´ mi w pami´ci i ma

szczególne miejsce w moich wspomnieniach. Dalej znajdowa∏a si´ ar-

tezyjska studnia i ciàgn´∏a si´ du˝a pusta przestrzeƒ poroÊni´ta

zielonà trawà, o˝ywiona bia∏ymi stokrotkami i ˝ó∏tym mniszkiem.

Obszar ten graniczy∏ z gospodarstwem pierwszego teÊcia ojca i praw-

dopodobnie dosta∏ si´ ojcu w posagu pierwszej ˝ony Marynki (Ukra-

inki). Po Êmierci pierwszego teÊcia ojca, wdowa po nim Katarzyna

wysz∏a powtórnie za mà˝ za brata rodzonego naszego dziadka

Andrzeja – Filipa, z którym mia∏a czworo dzieci: Adolfa, który zgina∏

tragicznie pod ko∏ami pociàgu po wojnie w Polsce w Kluczborku;

Edwarda, którego znaleziono martwym w wannie i córk´ Halk´ –

˝yjàcà jeszcze w Prosowach (dziÊ w wieku oko∏o 90 lat) oraz Frydzi´.

Zbrodnie banderowców

F

rydzia wspó∏pracowa∏a z banderowcami i bra∏a czynny udzia∏

w wykonywaniu wyroków Êmierci na Polakach i Ukraiƒcach.

By∏am Êwiadkiem jak osobiÊcie ze Êmiechem komentowa∏a, ˝e naj-

trudniejszà do uduszenia by∏a najstarsza wiekiem babcia z zamor-

dowanej przez banderowców szeÊcioosobowej rodziny Chimijów

w listopadzie 1944 roku. Zamordowano dziadka Hryhorija jego

˝on´ Marie. Zamordowano ich syna Wo∏odymira z ˝onà Paulinà

22

background image

oraz ich dwóch synków – siedmiolatka i czterolatka. By∏a to bogata

rodzina ukraiƒska, która nie chcia∏a wspó∏pracowaç z banderowca-

mi. Dziadek Andrzej opowiedzia∏ mi, ˝e jego parobek Rudyk (Ukra-

iniec) mieszkajàcy po sàsiedzku wzgl´dem zagrody dziadka by∏

Êwiadkiem jak banderowcy umawiali si´ co do sposobu wykonania

wyroku na tej rodzinie. Rudyk nie móg∏ jednak uprzedziç Chimijów

bojàc si´ o w∏asne ˝ycie. Zw∏oki tej rodziny wywiezione zosta∏y za

wieÊ i zasypane w jednym z jarów. Na miejscu tym w roku nast´p-

nym zakwit∏y czerwone maki o czym szeroko rozprawia∏a miejs-

cowa ludnoÊç i w tym miejscu odnalaz∏a szczàtki zamordowanych.

Nazajutrz po tym tragicznym wydarzeniu – zamordowaniu

ca∏ej rodziny Chimijów – ja sama z w∏asnej inicjatywy zabra∏am si´ z

przygodnymi ludêmi podà˝ajàcymi konnym wozem do Podwo∏o-

czysk i przekaza∏am babci w najwi´kszym zaufaniu t´ tragicznà po-

nurà wiadomoÊç. Nie mog∏am tej wiadomoÊci nie przekazaç dziad-

kom. Najstarszy ch∏opak z tej w∏aÊnie rodziny by∏ planowany na

mojego m´˝a w przysz∏oÊci. Po powrocie do domu z Podwo∏oczysk

m∏odsza z pasierbic, moja siostra Zania zrobi∏a mi okropnà awantu-

r´, ˝e jestem taka bezmyÊlna i ˝e mog´ ponieÊç tego konsekwencje –

to jest zostaç zamordowana najbli˝szej nocy!

Frydzia Tkaczuk – banderówka po wojnie zosta∏a za udzia∏

w mordach wywieziona na Sybir. Po bardzo wielu latach wróci∏a do

wsi w dobrej formie fizycznej. Widzia∏am jà na zdj´ciu z roku 2002.

Rodzina Chmijów nie by∏a jedynà rodzinà zamordowanà

w Prosowcach. We wrzeÊniu 1944 roku zamordowano Tekle Juêwin

lat 30, ˝on´ ˝o∏nierza b´dàcego w tym czasie w Wojsku Polskim.

Wraz z nià zamordowano jej 4 letniego syna Henryka. W mieszka-

niu znaleziono krew po ich egzekucji. Cia∏ nigdy nie odnaleziono.

W nast´pnym miesiàcu zosta∏a zamordowana (Zofia?) Ratuszna lat

58 i ch∏opiec Jakub Ratuszny lat 15.

Mordowano równie˝ ˝o∏nierzy rosyjskich, którzy odstali od

oddzia∏u lub zwolnieni zostali na krótkie przepustki i pojawili si´

we wsi. Jak wspomnia∏am zamordowana zosta∏a te˝ w naszej wsi

23

background image

matka bandziora poniewa˝ by∏a Polkà. Mia∏a nazwisko Tkaczuk

choç nie nale˝a∏a do naszej rodziny.

Zginà∏ tak˝e sowiecki lejtnant towarzyszàcy podw∏adnemu

˝o∏nierzowi Ukraƒcowi na przepustce. Ukrainiec ten po perswazji

„swoich” przystàpi∏ do bandy. Po zamordowaniu jego dowódcy nie

móg∏ ju˝ powróciç do Armii Czerwonej. Zw∏oki lejtnanta pod lodem

odkry∏y dzieci ze wsi Êlizgajàce si´ po zamarzni´tym Zbruczu.

W czasie jednej z ucieczek Polaków do Podwo∏oczysk bandyci

– banderowcy zamordowali starszà kobiet´ ze wsi, Katarzyn´, której

odpad∏o ko∏o od wozu i zagubi∏a si´ w drodze. Banderowcy wydali

te˝ wyrok na rodzin´ mojego wujka Adolfa Juêwina. W tym czasie

wujek, gimnazjalista ze Lwowa, by∏ pracownikiem na kolei w Pod-

wo∏oczyskach. Tu z pomocà przyszed∏ mu dowódca jednostki ra-

dzieckiej stacjonujàcej w Podwo∏oczyskach, który z oddzia∏em wojs-

ka wkroczy∏ do Prosowiec i zabra∏ rodziców Dolka i innych ludzi.

Wuj Dolek Juêwin by∏ synem Michaliny siostry dziadka

Andrzeja. Przed wojnà ukoƒczy∏ gimnazjum we Lwowie. Po wojnie

ukoƒczy∏ studia na Politechnice w Gliwicach. Po studiach podjà∏

prac´ w Fabryce Samochodów Osobowych w Bielsku-Bia∏ej,

w której po kilku latach zosta∏ naczelnym dyrektorem. Produkcja

zak∏adu za jego dyrektury znacznie wzros∏a. W nagrod´ wys∏ano go

do Hawany jako radc´ handlowego tamtejszej polskiej ambasady.

Na placówce dyplomatycznej by∏ z ˝onà przez kilka lat. Podrastajà-

cymi synami w kraju zajmowa∏a si´ jego siostra Zuzanna. Gdy

ch∏opcy dorastali i wy∏amywali si´ spod jej opieki Dolek zrezygno-

wa∏ z radcostwa i powróci∏ do pracy w Fabryce Samochodów Oso-

bowych. B´dàc na emeryturze pracowa∏ jeszcze w fabryce na pó∏

etatu. Mieszka z ˝onà w Bielsku – Bia∏ej.

Dolek Juêwin z pokolenia mego ojca wspià∏ si´ najwy˝ej na

szczeblach spo∏ecznej drabiny.

Córka drugiej siostry dziadka Andrzeja Marynki Johanka

wysz∏a za mà˝ za Hyrycza, który niebawem wyjecha∏ za chlebem do

Argentyny i nigdy ju˝ nie wróci∏. Johanka z rocznà jego córkà

24

background image

Nadziejà pozosta∏a w Skorykach. Rodzice Johanki sprzedali cz´Êç

gruntu, wybudowali nowy dom i wys∏ali Johank´ do szko∏y po∏o˝-

nych we Lwowie. By∏a to dobra inwestycja. Johanka Hyrycz by∏a

znana w ca∏ej okolicy jako dobra akuszerka. Asystowa∏a równie˝

przy moim porodzie. Po wojnie pracowa∏a jako po∏o˝na w Bytomiu.

Jej córka Nadzieja po m´˝u Horodecka zosta∏a nauczycielkà.

Druga córka Marynki po pierwszej wojnie Êwiatowej wysz∏a

za mà˝ za Rudyka, z którym wyjecha∏a do Kanady. Prawdopodob-

nie mieszka∏a w Toronto i do˝y∏a wieku lat 94.

Rudyk utrzymywa∏ kontakt z wujkiem Stefanem i by∏ wyz-

naczony jako jeden z wykonawców pierwszego testamentu wujka

Stefana. Prawdopodobnie w Toronto mieszka jego syn Piotr – jeÊli

jeszcze ˝yje.

Trzecia siostra dziadka Andrzeja Katarzyna po Êmierci pierw-

szego m´˝a, z którym mia∏a córeczk´ Halk´, wysz∏a za mà˝ po raz

wtóry za brata Dolka Juêwina – Bronis∏awa.

By∏ wyznaczony równie˝ dzieƒ kompletnej zag∏ady Polaków

w Prosowcach! W tym wypadku plany UPA pokrzy˝owa∏o niespo-

dziewanie pojawienie si´ wojska rosyjskiego, które akurat przecià-

ga∏o przez wieÊ.

Sàd

W

ujek Stach opowiedzia∏ mi swojà mro˝àcà krew w ˝y∏ach

histori´. Wydarzy∏a si´ ona pewnej ciemnej, bezksi´˝ycowej

nocy, z przejmujàcà ciszà, niezak∏óconà nawet szczekaniem psów.

Jedynie z dali dobiega∏ g∏os puchacza. Do jego domu wtargn´li ban-

derowcy i wywlekli go by wykonaç na nim wyrok. Zabrali go do

jednej z ukraiƒskich chat na skraju wsi. Rozpocz´to sàd nad jego

osobà. Przes∏uchiwanie trwa∏o wiele godzin nocnych. Ca∏à noc

naradzano si´ w jego obecnoÊci. Jedni banderowcy przychodzili,

drudzy wychodzili. Przywo∏ywano wcià˝ nowych Êwiadków Ukra-

iƒców ze wsi i cz∏onków bandy. Trwa∏o to d∏ugo a dla wuja Stacha

25

background image

wiecznoÊç. Wuj górowa∏ nad ch∏opami – „s´dziami” swojà s∏ownà

argumentacjà. Stàd wahania „s´dziów” i przed∏u˝anie si´ proce-

dury. Wuj zada∏ dwa retoryczne pytania: – Co zyskajà przez jego

Êmierç? Jakie odniosà konkretne korzyÊci? A˝ wreszcie nad ranem,

gdy zacz´∏o ju˝ Êwitaç, zjawi∏ si´ wezwany miejscowy Ukainiec –

nauczyciel, sympatyk banderowców, dezerter z wojska sowieckiego,

który rozstrzygnà∏ spraw´ na korzyÊç wuja. Nauczyciel ten prze-

chowywany by∏ we w∏asnym gospodarstwie w piecu kaflowym.

Dalszy jego los jest mi nieznany.

Po tej makabrycznej nocy pe∏nej grozy, której nastrój wujek

opisywa∏ mi ze szczegó∏ami, wyjecha∏ on z rana do Podwo∏oczysk.

Nale˝y dodaç, ˝e takie sàdy by∏y wyjàtkiem. Zwykle banda przy-

chodzi∏a do domu i mordowa∏a na miejscu bez dyskusji. ˚ona jego

Zenowka z domu Nowom∏yƒska przejÊciowo zamieszka∏a w opusz-

czonym wczeÊniej domu dziadka Andrzeja, po jego ograbieniu i po-

biciu przez banderowców. Ale d∏ugo nie nacieszy∏a si´ lepszymi

warunkami bytowania bo w krótkim czasie zjawili si´ znani jej oso-

biÊcie banderowcy i jej równie˝ nakazali opuÊciç dom i wieÊ. To jà

niezmiernie oburzy∏o bo ca∏e swoje ˝ycie manifestowa∏a swój ukra-

iƒskà narodowoÊç, na ró˝ne sposoby, ∏àcznie z manifestacyjnym

noszeniem narodowych strojów! W z∏oÊci wykrzycza∏a, ˝e 25 lat

budowa∏a podstawy do Samostiejnej Ukrainy i teraz tak niewdzi´cz-

nie zosta∏a potraktowana. Musia∏a jednak opuÊci∏a wieÊ.

Pewnej nocy banderowcy zabrali z domu równie˝ mojà mat-

k´. Nie by∏o jej dosyç d∏ugo. Gdy matka wróci∏a powiedzia∏a, ˝e

uratowa∏o jà zwrócenie si´ po imieniu do bandyty pochodzàcego tak

jak ona z Tok.

Szczegó∏owe informacje o nazwiskach ofiar banderowców ze

wsi Prosowce mo˝na uzyskaç we Wroc∏awiu w Stowarzyszeniu

Upami´tnienia Ofiar Zbrodni Ukraiƒskich Nacjonalistów „Na Ru-

bie˝y” (tel. 071 34 34 923). Lista zawierajàca tysiàce nazwisk pomor-

dowanych Polaków na kresach wschodnich jest równie˝ dost´pna

w internecie na stronie www.ludobojstwo.pl.

26

background image

W ogrodzie

Z

a moim domem na lekko opadajàcym ku Zbruczowi terenie

rozciàga∏ si´ du˝y ogród warzywny. Oprócz podstawowych

warzyw w ogrodzie ros∏a tak˝e ostra papryka, której owoce

w kszta∏cie zamkni´tych czerwonych parasolek jaskrawo odcina∏y

si´ od soczystej zieleni. O pomidorach, ogórkach, olbrzymich dyni-

ach, fasoli, grochu, maku, pietruszce, cebuli i czosnku nie musz´

wspominaç, dodam tylko, ˝e seler i por nie by∏ tam znanym warzy-

wem. W drugiej cz´Êci ogrodu ros∏y maliny, truskawki i du˝o roÊlin

ozdobnych. By∏y to najcz´Êciej trwa∏e roÊliny wieloletnie. Ros∏a

równie˝ soja i wysokie konopie. Nie hodowano ich dla narkotyków

ale do wyrobu p∏ótna. Z nasion zwanych siemieniem wyt∏aczano

olej. Olej równie˝ wyt∏aczano z rzepaku, który mia∏ barw´ lekko

zielonà i zapach jakiego nie ma olej kupowany w sklepie. W czasie

wigilijnej postnej kolacji olejem tym kraszono potrawy.

Konopie osiàga∏y wysokoÊç oko∏o 2 metrów. Mia∏y proste

grube ∏odygi i ∏atwo mo˝na si´ by∏o w nich ukryç. Kiedy nadszed∏

czas zbioru wiàzano konopie w snopki a nast´pnie moczono w

rzece. Umocowane grubymi palami, by nie by∏y porwane przez nurt

Zbrucza pozostawa∏y w wodzie tak d∏ugo, a˝ w∏ókno oddziela∏o si´

od zdrewnia∏ej cz´Êci ∏odygi po∏o˝onej pod ∏ykiem. Potem konopie

suszono. I na specjalnym drewnianym urzàdzeniu – „tarlicy”

∏amano i kruszono ∏odygi. Te zabiegi prowadzi∏y do pozyskania

w∏ókna. W∏ókna podlega∏y dalszej obróbce: oczyszczeniu z paê-

dzierzy, gremplowaniu i sortowaniu wed∏ug jakoÊci oraz prz´dze-

niu. Z kàdzieli wyciàgano w∏ókna lewà r´kà i skr´cano je prawà

nawijajàc na wrzeciono. Nici by∏y ró˝nej gruboÊci. Najd∏u˝sze

cienkie nici s∏u˝y∏y do wyrobu p∏ótna na krosnach. Z gorszych

grubych w∏ókien robione by∏y worki niezb´dne do przechowywania

zbo˝a i innych produktów. Z cienkich w∏ókien tkano p∏ótno

u˝ywane na obrusy, poÊciel, bielizn´ itp. Najgorsze w∏ókna by∏y

u˝ywane do skr´cania sznurów i powrozów. Odpadki z konopi

27

background image

czyli paku∏y wykorzystywano do upychania szczelin i uszczelniania

szpar.

Utkane Êwie˝e p∏ótno nazywane szarym lub surowym, mimo

i˝ jego kolor by∏ be˝owym. Surowe p∏ótno poddawano wybielaniu

na s∏oƒcu. D∏ugie jego kilkumetrowe pasy sk∏adano w harmonijk´

i traktowano w du˝ej kadzi w wodzie z ∏ugiem po czym rozÊcielano

je na trawie, na s∏oƒcu. Moczenie w samej wodzie by∏o powtarzane

wielokrotnie a˝ wybielone p∏ótno stawa∏o si´ tak bia∏e jak Ênieg.

Trawiasty obszar pomi´dzy naszà wiÊnià a gospodarstwem Dolka

Tkaczuka syna brata dziadka Andrzeja corocznie s∏u˝y∏ nam do

wybielania p∏ótna. Ojcem Dolka by∏ Filip Tkaczuk a jego mama

mia∏a na imi´ Katarzyna.

Babcia Wasylina szy∏a koszule w r´ku. By∏y one ze stójkà.

Usztywniano je krochmalem z màki kartoflanej. Prasowano je ˝elaz-

kiem z duszà. By stójka i mankiety by∏y sztywne, g∏adkie i b∏ysz-

czàce babcia g∏adzi∏a je szklanà kulà d∏ugo i mozolnie. Wszystkie te

prace by∏y czasoch∏onne ale nie narzekano ani na zm´czenie, ani na

brak czasu.

W kuchni

˚

ycie mia∏o swojà barw´ i urok. Jego smak czu∏o si´ w czasie

Êwiàt uroczyÊcie obchodzonych w gronie rodzinnym u babç,

ciotek i innych krewnych. Pami´tam sto∏y bogato zastawione

najró˝norodniejszymi potrawami. Po wielu z nich pozosta∏y mi

wspomnienia ich smaku. Póêniej ju˝ nigdy tak smacznych rodzi-

mych potraw nie jad∏am, ani nie potrafi∏am ich przyrzàdziç a dziÊ

sama jako seniorka rodu nie mam ju˝ kogo zapytaç o przepisy.

Niezapomniany aromat mia∏y sporzàdzane przez mam´ konfi-

tury z p∏atków ró˝anych. Na wykonanie nawet ma∏ego s∏oiczka trze-

ba by∏o zebraç niezliczonà iloÊç p∏atków dzikiej ró˝y. Podstaw´

p∏atka, która mia∏a kolor ˝ó∏ty odrywano jako, ˝e ta cz´Êç dawa∏aby

gorzki smak konfiturom. Podstawowym komponentem przy robie-

28

background image

niu tych konfitur by∏ sypki cukier z którym ugniatano p∏atki.

Konfitury u˝ywano jako dodatki i dekoracje do ró˝nych ciast, a tak˝e

jako nadzienie pàczków.

Moim ulubionym przysmakiem w tym czasie, cz´stym na

stole, by∏e faszerowane kartofle. Wewnàtrz surowego ziemniaka

drà˝ono komor´. Wype∏niano jà nadzieniem, którego sk∏adników

nie pami´tam. Przez ca∏e ˝ycie w´drujàc z w∏asnà rodzinà po Polsce

nie zdà˝y∏am zapytaç mamy o przepis tego tak smacznego warzy-

wnego nadzienia. Mama zna∏a bardzo du˝o przepisów kulinarnych

na potrawy, które wynios∏a ze wschodniej kuchni swoich rodziców.

Galaretki, zimne nó˝ki by∏y te˝ cz´sto na stole. Mama potrafi∏a na-

dziaç smacznym farszem kurczaka, kaczk´, g´Ê jak te˝ zrobiç swojs-

kà domowà kie∏bas´, kaszank´, w´dzonà kie∏bas´ i boczek. Solone

sad∏o przechowywano w woreczkach w suchym miejscu.

W gospodarstwie

T

eren obejÊcia gospodarskiego moich rodziców by∏ bardzo roz-

leg∏ym tak, ˝e mo˝na by∏o wybudowaç na nim jeszcze dwa

domy mieszkalne z budynkami gospodarczymi. Sam dom mieszkal-

ny by∏ raczej skromny i kryty strzechà. W dalszych planach ojca

by∏o wybudowanie nowego domu. Na razie skupia∏ si´ na po-

wi´kszaniu area∏u ziemi uprawnej, którà wcià˝ dokupywa∏. Budyn-

ki gospodarskie by∏y solidne, murowane Êwie˝o wybudowane, kry-

te blachà. Znajdowa∏y si´ one po przeciwnej stronie wiejskiej drogi.

Ojciec do pracy w gospodarstwie mia∏ zawsze pomocnika –

parobka. Ostatnim, którego pami´tam by∏ Pawe∏, hucu∏ z Podkar-

pacia. By∏ dobrym, solidnym pracownikiem. Ze szko∏y wyniós∏

du˝y zasób wiadomoÊci z ró˝nych dziedzin. Ponadto by∏ samou-

kiem. Pomaga∏ mi w odrabianiu zadaƒ matematycznych. Ale zbyt

cz´sto wdawa∏ si´ w dysputy ze stacjonujàcymi w stra˝nicy Korpu-

su Ochrony Pogranicza podoficerami niemieckimi. W tych dyskus-

jach wykazywa∏ si´ lepszà od nich wiedzà w wielu dziedzinach,

29

background image

mi´dzy innymi i w astronomii. Wprawia∏ ich w k∏opotliwe sytuacj´

bardzo cz´sto. Podoficerowie chcàc uniknàç dalszego oÊmieszania

si´ postanowili wys∏aç go na przymusowe roboty do Niemiec.

Ojciec u stacjonujàcych w Prosowcach oficerów niemieckich, którzy

cz´sto bywali u nas na obiadach i kolacjach i korzystali z podwody

ojca do Podwo∏oczysk podjà∏ prób´ wyreklamowania Paw∏a, ale oni

postawili warunek albo twój parobek, albo twoja m∏odsza córka

Zanka. Ojciec musia∏ poÊwi´ciç oddanego mu parobka. Poczàtkowo

Pawe∏ pisa∏ z Niemiec do nas listy, ale potem kontakt z nim si´

zerwa∏ i s∏uch po nim zaginà∏. Byç mo˝e sam zginà∏ w czasie dzia∏aƒ

wojennych.

W pracach domowych pomaga∏a matce stara panna, dewotka

Julianka Tkaczuk. Mieszka∏a ona ze swoim owdowia∏ym bratem

Jandruchem i jego córkami – starszà Hankà i m∏odszà Marcelinà.

Wszyscy oni nosili nazwisko Tkaczuk, ale rodzinà nie byli. Byli oni

Polakami.

Kolejnà osobà pomagajàcà w gospodarstwie by∏a ukraiƒska

kobieta Stefa, na którà mówi∏am ˚inka, co znaczy∏o po prostu kobi-

eta. Mieszka∏a ona ze starà, bardzo oty∏à matkà Marychà nieopodal

stra˝nicy, na obrze˝u wsi. Stefa by∏a pannà z dwojgiem nieÊlubnych

dzieci. Córka Barbara liczy∏a sobie lat 16, a syn Jurek by∏ w moim

wieku. Ojcami tych dzieci byli prawdopodobnie ˝o∏nierze stacjonu-

jàcy w koszarach przy stra˝nicy KOP – u. Stra˝nica mieÊci∏a si´

w du˝ym budynku, który na przestrzeni wielu lat wraz z zawirowa-

niami historii by∏ miejscem stacjonowania dla wojsk polskich, rosyjs-

kich, niemieckich i znów rosyjskich.

Ojciec nie musia∏ pracowaç w polu osobiÊcie. Gdy przycho-

dzi∏y ˝niwa do zborów zbó˝ wynajmowano ludzi ze wsi. Ch´tnych

nie brakowa∏o poniewa˝ we wsi by∏o du˝o ukraiƒskiej biedoty. Pra-

cowali oni na naszej roli „za siódmy snop”. Zbo˝e by∏o koszone

kosà i sierpem. Snopy wiàzano starannie, równo i stawiano w tzw.

kopki. Wyglàda∏y one zupe∏nie inaczej ni˝ na Mazowszu. Podstawa

kopki mia∏a kszta∏t krzy˝a, na którym to wzd∏u˝ jego ramion sta-

30

background image

wiano skoÊnie snopy a˝ wszystkie razem u góry ∏àczy∏y si´ w wy-

nios∏y wierzcho∏ek. W kopce by∏o tych snopów szeÊçdziesiàt. Kopka

taka by∏a przewiewna i po deszczu szybko wysycha∏a. Po ˝niwach

zwo˝ono snopy na obejÊcie gospodarskie i uk∏adano w stogi. Stóg

z profilu mia∏ kszta∏t sto˝kowato – owalny. Od swej podstawy roz-

szerza∏ si´ nieco ku górze i koƒczy∏ si´ lekko zw´˝onym czubem.

Ten kszta∏t równie˝ zapewnia∏ przewiewnoÊç. Zbo˝e si´ nie zapa-

rza∏o i nie porasta∏o. Te stogi równie˝ kontrastowa∏y z mazowiecki-

mi. By∏y one o równych Êcianach i starannie u∏o˝one. Po ˝niwach na

z˝´tym polu nie pozostawa∏ ani jeden k∏os zbo˝a. Porzàdek, ∏ad

i gospodarnoÊç by∏y czymÊ naturalnym. We wszystkim dzia∏aniu

by∏a logika. Wym∏ócone zbo˝e gromadzono w spichrzu. S∏om´

tak˝e uk∏adano w stogi. Zbo˝e na derkach m∏ócono cepami. Przesie-

wano je po m∏ócce przetakiem i wsypywano do przygotowanych

worków oznaczonym numerami porzàtkowymi wskazujàcymi ich

w∏aÊciciela. Numer 16 by∏ numer porzàdkowym gospodarstwa

mojego ojca.

Za miejscem gdzie by∏y stawiane stogi ciàgnà∏ si´ d∏ugi pas

zielonej trawy. Ros∏y tam równie˝ drzewa, z jednej strony brzozy,

z drugiej jesiony i klony jaworolistne. By∏y te˝ krzewy takie jak

trzmielina i bez czarny. W prawym rogu, od strony sàsiada Iwana,

ros∏a du˝a pochy∏a czeremcha. Mia∏a gruby pieƒ. ¸atwo by∏o si´ na

niego wspiàç i wygodnie siedzieç. Sp´dza∏am na nim d∏ugie go-

dziny popo∏udnia s∏uchajàc Êpiewu ptaków, patrzàc na pasàce si´

w pobli˝u owce, obserwujàc wylatujàce z uli pszczo∏y, które lecia∏y

by zbieraç nektar na okolicznych polach. Lubi∏am wdychaç cierpki

zapach liÊci czeremchy. By∏o tu zielono, przytulnie i bezpiecznie.

Cienie drzew chroni∏y przed ˝arem s∏oƒca. Czasem siedzia∏am na

swojej czeremsze tak d∏ugo, a˝ ukaza∏o si´ na horyzoncie zacho-

dzàce s∏oƒce. Czerwona kula coraz bardziej si´ obni˝a∏a, i powoli

znika∏a za widnokr´giem. O tej porze dnia w miesiàcu maju, bzy-

czàce skrzyd∏ami chrabàszcze przelatywa∏y tu˝ obok mojej g∏owy.

Twardymi chitynowymi pancerzykami chrabàszcze g∏oÊno uderza∏y

31

background image

o pnie oraz konary drzew i spada∏y na ziemi´. Rano domowe ptact-

wo mia∏o gotowà uczt´.

Kotka

W

dzieciƒstwie mia∏am du˝o swobody. By∏am pozostawiona

jakby sama sobie. Nie mia∏am psa. Nie mia∏am du˝o zaba-

wek prócz dwóch lalek, które mama przywioz∏a mi z miasta, ale one

nie specjalnie mnie interesowa∏y. Bardziej pociàga∏a mnie przyroda.

W domu by∏a kotka Miau-miau, „dobrze wychowana”, która nigdy

nie tkn´∏a ˝ywnoÊci pozostawionej na stole lub w kuchni. Nie skaka-

∏a te˝ po ∏ó˝kach. Trzyma∏a si´ swojego rewiru a˝ pewnego dnia nie

wiadomo z jakiego powodu zadrapa∏a mnie. Zdenerwowana tym

mama da∏a jej klapsa. Kotka obrazi∏a si´ i opuÊci∏a nasz dom na

zawsze! Nigdy do niego nie wróci∏a.

Stefka i Jurek

J

edynà dziewczynkà, z którà si´ przyjaêni∏am by∏a Stefka, du˝o

starsza ode mnie, o ca∏e pi´ç lat. By∏a ju˝ po pokwitaniu, lepiej

rozwini´ta fizycznie ode mnie i ∏àczy∏a nas chyba tylko samotnoÊç.

Ona by∏a ju˝ dorastajàcà panienkà a ja jeszcze dzieckiem. Pochodzi∏a

z dziwnej rodziny, bardzo zamkni´tej przed obcymi. Dom w prze-

ciwieƒstwie do innych zabezpiecza∏ agresywny pies i by do niego

wejÊç trzeba by∏o mieç pozwolenie gospodarza. Stefka mieszka∏a

dosyç daleko od naszego domu, za koszarami. Rodzina ta konsek-

wentnie unika∏a kontaktów z innymi. Co by∏o tego powodem nie

wiem. Po wojnie Stefa wyjecha∏a z dziadkami, rodzicami i bratem

Marianem do Polski. Bardzo szybko wysz∏a za mà˝ i kontakt z nià si´

urwa∏. Czasem bawi∏am si´ z rówieÊnikiem Jurkiem, synem Zinki.

Uczy∏am go pisaç rosyjskie litery i cyfry. Po latach, po wojnie Jurek

o˝eni∏ si´ w Prosowcach. Niestety potem rozpi∏ si´. Zmar∏ z powodu

przewlek∏ego alkoholizmu.

32

background image

Pasieka

N

iedaleko wspomnianej czeremchy znajdowa∏a si´ pasieka

liczàca kilkadziesiàt uli. By∏a ona ogrodzona p∏otem z trzciny

wzmacnianym w niewielkich odst´pach drewnianymi s∏upkami.

Ogrodzony teren pasieki mia∏ kszta∏t prostokàta. Wzd∏u˝ p∏otu sta∏y

ule a mi´dzy nimi ros∏y k´py bia∏okwitnàcej tawu∏y. Dodawa∏o to

pasiece uroku. Od strony sàsiada Iwana posadzone by∏y m∏ode

drzewka wiÊni. Gdy kwit∏y zwabia∏y pszczo∏y, a gdy dojrzewa∏y ich

owoce kusi∏y mnie. Ga∏´zie wiÊni by∏y wiotkie i nie ∏atwo by∏o si´ na

nich utrzymaç. Cz´sto pod wp∏ywem mojego ci´˝aru ugina∏y si´,

a ja spadajàc z wiÊni làdowa∏am na ziemi pomi´dzy ulami. Ojciec

czasami karci∏ mnie za wspinanie si´ po tych m∏odych drzewach bo

zdarza∏o si´, ˝e pod moim ci´˝arem ga∏´zie wiÊni ∏ama∏y si´.

Pewnego razu uda∏o mi si´ wspiàç si´ na sam wierzcho∏ek jed-

nej z wiÊni. Tutaj znajdowa∏y si´ najwi´ksze, najbardziej dojrza∏e i naj-

smaczniejsze owoce. Odchyla∏am si´ si´gajàc po nie to w lewo, to

w prawo, a˝ zakr´ci∏o mi si´ w g∏owie i spad∏am na dach ula. Ten

zachwia∏ si´ a nast´pnie przewróci∏. Rozdra˝nione pszczo∏y wylecia∏y

na zewnàtrz ula i zaatakowa∏y mnie ze znanà tym owadom furià.

W skórze mojego cia∏a pozostawi∏y niezliczonà iloÊç piekàcych ˝àde∏.

W wyniku tych u˝àdleƒ tak spuch∏am, ˝e nie mog∏am chodziç przez

kilka dni z powodu znacznego obrz´ku ud. Po kilku dniach ból minà∏,

obrz´ki ustàpi∏y. Ale wspomnienia tego zdarzenia pozosta∏y do dziÊ.

Do pracy w pasiece ojciec zak∏ada∏ na g∏ow´ du˝y kaptur opa-

dajàcy na kark i ramiona. Kaptur z grubego p∏ótna mia∏ w przedniej

cz´Êci metalowà g´stà siatk´, która chroni∏a twarz przed u˝àdleniem

pszczó∏. W pasiece u˝ywa∏ ojciec urzàdzenia podobnego do kadziel-

nicy, której szary dym czyni∏ pszczo∏y mniej wojownicze. Pszczo∏y

odbywa∏y d∏ugie w´drówki do miejsc gdzie zbiera∏y nektar z kwiat-

ów. Od rodzaju kwiatów zale˝a∏ kolor, smak i aromat miodu. Barwa

miodu mog∏a byç od jasnoz∏ocistej do ciemnoz∏ocistej. Od jasno

˝ó∏tej a˝ po ciemny bràz. Inny miód by∏ z tatarki, inny z kwiatów

33

background image

lipy, a jeszcze inny z roÊlin uprawianych czy te˝ dzikich.

W najbli˝szej okolicy nie by∏o lasów. Nie znano grzybów.

Czarnà borówk´ – czarnic´ handlarze przywozili do wsi i sprzeda-

wali na kwarty lub litry. Pszczelarze robili w swoich gospodarst-

wach z miodu s∏odki, smaczny i mocny trunek, który Êcina∏ szybko

z nóg. By∏ to swojej roboty miód pitny.

Zbiór miodu wyglàda∏ tak. Kiedy przychodzi∏a pora zbioru

z ula wyjmowano woskowe tafle osadzone w drewnianych ramach.

Woskowe tafle sk∏ada∏y si´ z szeÊciokàtnych komórek, w których

by∏ zasklepiony miód. Specjalnym no˝em scinano cieniutkà warstw´

wosku otwierajàc w ten sposób poszczególne komory – zbiorniczki.

Ramki wstawiano do metalowego naczynia w kszta∏cie walca z licz-

nymi przegrodami biegnàcymi promieniÊcie od osi naczynia do

obwodu. W Êrodku naczynia by∏ wirnik. Z wirujàcych tafli sp∏ywa∏a

na dno s∏odka ciecz. Miód by∏ odprowadzany przez zamykany

kurek w dolnej cz´Êci walca. Nape∏niano nim drewniane 25 litrowe

beczki. Miodu by∏o du˝o bo i nasza pasieka by∏a du˝a. Zamkni´te

beczki z miodem przechowywano w komorze przez zim´.

Dodatkowym produktem obok miodu by∏ wosk. Pami´tam

jego du˝e ci´˝kie krà˝ki, które wykorzystywano nast´pnie do robi-

enia nowych tafli poprzez wylewanie go do metalowych form.

SzeÊciokàtne sfabrykowane podstawy tych nowych tafli pszczo∏y

dobudowywa∏y, a nast´pnie wype∏nia∏y miodem w okresie lata.

Wosk sprzedawano jako bardzo cenny surowiec do woskowania

pod∏óg i wytwarzania Êwiec.

Delektowano si´ równie˝ plastrami miodu Êwie˝o wydobyty-

mi z ula. Na zim´ ule wstawiano do ciep∏ego pomieszczenia –

komory. Czasem przed zimà trzeba by∏o pszczo∏y dokarmiaç syro-

pem z cukru mo˝e dlatego, ˝e zbyt du˝o podebrano pszczo∏om

miodu, a mo˝e dlatego, ˝e zabrak∏o kwitnàcych miododajnych roÊ-

lin w okresie letnio-jesiennym.

Co roku, w okresie rojenia, na pewnym bardzo wysokim jesio-

nie m∏oda pszczela matka osadza∏a swój rój wyprowadzony z ula,

34

background image

w którym pozostawa∏a stara matka z robotnicami. Mój ojciec zabiera∏

nowy rój do nowego ula. I tak pasieka powi´ksza∏a si´ z roku na rok.

Dzieciƒstwo sp´dzone wÊród ∏anów pszenicznych pól, zdo-

bionych czerwonym makiem, niebieskim chabrem, fioletowym

kàkolem i bia∏ym rumiankiem mia∏o swój niezaprzeczalny urok.

Pozostawia∏o niezatarte wra˝enia. Kwieciste ∏àki, zapach skoszonej

trawy z naszych ∏àk uwra˝liwia∏y mnie na pi´kno przyrody, na

∏onie której sp´dza∏am d∏ugie dni od wiosny do jesieni.

Zimowe atrakcje

T

imà chodzi∏am Êlizgaç si´ po lodzie na zamarz∏ym Zbruczu.

Zje˝d˝a∏am tak˝e sankami z góry od wiejskiej drogi a˝ do rzeki

lub te˝ podchodzi∏am do domu wujka Stacha usytuowanego wy˝ej

na wzniesieniu i stamtàd startowa∏am zje˝d˝ajàc g∏ównà drogà

wiejskà. Mija∏am krzy˝ na rozdro˝u, p∏ot odgradzajàcy ogrody od

drogi i rozp´dzona làdowa∏am przy samej rzece.

Pewnego razu przy takim szybkim zjeêdzie wpad∏am na dwie

starsze kobiety idàce po wod´ z wiadrami na nosid∏ach. Babcie

podci´te si∏à Êlizgu moich sanek przewróci∏y si´. Metalowe wiadra

zadzwoni∏y uderzajàc o siebie. Kobiety narobi∏y krzyku ale, ˝e by∏y

grubo ubrane „na cebulk´”, Ênieg by∏ puszysty a kub∏y jeszcze

puste, nic z∏ego si´ im nie sta∏o.

Przywodzi mi to na myÊl inne zdarzenie kiedy to z mamà,

babcià i dziadkiem Andrzejem wracaliÊmy od ciotki Marynki ze

Skoryk, siostry dziadka Andrzeja, ze Êwiàt Bo˝ego Narodzenia. Koƒ

by∏ zaprz´˝ony do saƒ. Dzwonki u jego szyi dzwoni∏y weso∏o. Obfi-

ty opad Êniegu zatar∏ granice pomi´dzy drogà i poboczem. Koƒ w

pewnym momencie straci∏ orientacj´ i wszyscy znaleêliÊmy si´ w

Êniegu w g∏´bokim rowie. Mimo, i˝ sanie wywróci∏y si´ do góry p∏o-

zami by∏o to radosne prze˝ycie. Doda∏o to uroku naszej wyprawie.

35

background image

Ludzie z zewnàtrz

T

o naszej wsi przed wojnà przyje˝d˝ali handlarze ˚ydzi.

Sprzedawali ch∏opom garnki, solone Êledzie z beczek, wapno

palone i smo∏´ w beczkach. Kwit∏ równie˝ handel wymienny. Wy-

mieniano przywiezione przez ˚ydów produkty za stare szmaty. Do

wsi przychodzi∏y te˝ „dziady” – ˝ebracy, po proÊbie za chlebem.

Babcia Wasylina i mama zawsze dawa∏y im coÊ do zjedzenia i do-

datkowo coÊ na drog´. Jednym z nich by∏ Franko du˝y m´˝czyzna

z olbrzymim brzuchem, który potrafi∏ na jedno posiedzenie zjeÊç

ca∏y bochenek chleba.

Zbrucz

K

iedy nieco podros∏am, mimo i˝ mia∏am l´k przed g∏´bokà

wodà odwa˝a∏am si´ samotnie, w pojedynk´, na ∏owienie ryb.

Nie by∏o to w´dkowanie. ¸owi∏am ryby w sito. Wchodzi∏am w szu-

wary obrastajàce brzegi Zbrucza. Nogami mocno tupa∏am i podsta-

wia∏am przetak, w który to wpada∏y d∏ugie ciemne w´˝owate stwo-

rzenia. Nazywano je tam junami. Nie wiem czy by∏y to m∏ode w´go-

rze czy piskorze. Smaczne ich mi´so spo˝ywaliÊmy od czasu do

czasu. Podpatrywa∏am te˝ dzikie kaczki, które budowa∏y swoje

gniazda w trzcinie. D∏ugim kaczym sznurem wyp∏ywa∏y na wod´

w poszukiwaniu pokarmu. Szczególnie wyglàda∏o to interesujàco,

gdy wyprowadza∏y swoje m∏ode na szerokà tafl´ wody.

Czesiek

P

rzed wojnà w Prosowcach by∏a szko∏a polska, do której chodzi-

∏y moje przyrodnie siostry. Ja by∏am jeszcze za ma∏a. Mia∏am

dopiero 5 lat. Po wojnie by∏a ju˝ tylko szko∏a ukraiƒska z j´zykiem

ukraiƒskim. I ja do niej ucz´szcza∏am. Dobrze pisa∏am i czyta∏am

w tym j´zyku. U∏atwia∏ mi nauk´ fakt, i˝ we wsi mówi∏o si´ pow-

36

background image

szechnie tylko po ukraiƒsku. Natomiast ja z ojcem rozmawia∏am

w domu po polsku.

Nauk´ j´zyka polskiego pobiera∏am ze swoim kuzynem Czes-

∏awem, synem Filipa. Ucz´szczaliÊmy na prywatne lekcje do sàsied-

niej wsi Horobiówki. Uczy∏a nas siwow∏osa, garbata starsza pani.

Nazywa∏a si´ Bardz. Mia∏a ˝onatego syna nauczyciela, który nau-

cza∏ w polskiej szkole przed wojnà. Nie mieszka∏ z matkà. Pani

Bardz mieszka∏a ze swojà córkà Maniusià. Maniusia by∏a drobnà

czarnow∏osà dziewczynà, bardzo nieÊmia∏à. Unika∏a ludzi. Starsza

pani Bardz mieszka∏a w pi´knym domu i g∏ównie zajmowa∏a si´

leczeniem ludzi. Mówiono o niej „profesorka”. Nie wiem jakie by∏o

jej wykszta∏cenie. Maniusi´ wyda∏a za mà˝ za Piotra – wujka Czes-

∏awa czyli za brata jego ojca Filipa. Pami´tam go dobrze. Cz´sto do

nas zachodzi∏. Mówi∏ o tym co czyta∏, a „W pustyni i w puszczy”

Henryka Sienkiewicza pami´tam z jego opowiadaƒ. By∏ spokojnym

dobrym cz∏owiekiem uczynnym i sympatycznym. Pani Bardz nie

lubi∏a go. Nazywa∏a go leniem. Nie by∏o to zgodne z prawdà i by∏o

bardzo krzywdzàce. Wujek Piotr Tkaczuk zginà∏ na wojnie walczàc

w Ludowym Wojsku Polskim. Bezdzietna ManiuÊka bardzo p∏aka∏a

po nim. Zosta∏a wdowà w rodzinnej Horobiówce. Nie wiem jakie

by∏y dalsze jej losy.

W czasie lekcji u profesorki siadaliÊmy z Czes∏awem po prze-

ciwnych stronach d∏ugiego sto∏u. Czes∏aw starszy ode mnie o rok

by∏ bardzo niesfornym. Przy stole stroi∏ wymyÊlne, ró˝ne Êmieszne

miny. Marszczy∏ brwi, czo∏o, nos, wykrzywia∏ usta, wystawia∏ j´zyk

albo wypycha∏ nim policzki. Wywraca∏ oczy i cudowa∏ na ró˝ne

sposoby. Robi∏ to tak, ˝e nie mog∏am powstrzymaç si´ od Êmiechu.

Profesorka patrzy∏a na mnie zdziwiona a potem odwraca∏a g∏ow´

w stron´ CzeÊka. Czesiek by∏ inteligentny i sprytny i w tym momen-

cie nadawa∏ twarzy kamienny, spokojny wyglàd i z powagà udawa∏

skupionego nad swojà ksià˝kà. Na zakoƒczenie lekcji ˝egnaliÊmy

panià profesork´ s∏owami: – Niech b´dzie pochwalony Jezus

Chrystus. Czesiek dodawa∏: – Ca∏ujemy ràczki pani profesor. By∏o to

37

background image

powiedzenie znane na wschodnich kresach, u˝ywane codziennie

jako pozdrowienie w czasie spotkania.

W drodze powrotnej do domu, a by∏a to droga doÊç d∏uga,

prowadzàca poprzez pola i ∏àki gdy sz∏o si´ na skróty, Czesiek

wymyÊla∏ nowe figle. Najbardziej mnie gniewa∏o gdy mówi∏: – Twój

stary jest ∏ysy. Mój ojciec w tym czasie mia∏ zaledwie lat 42 i rzeczy-

wiÊcie by∏ ∏ysym, w przeciwieƒstwie do ojca Czes∏awa, który cieszy∏

si´ bujnà czuprynà do póênej staroÊci. Ale to nie powód by tak mó-

wiç o moim ojcu!

Gdy Czes∏aw nacieszy∏ si´ moim wzburzeniem posy∏a∏ mnie

pos∏usznà do êróde∏ka po wod´. Na mijanej przez nas ∏àce, w kilku

miejscach, bi∏y êróde∏ka. Z g∏ówki kapusty, z pola dochodzàcego do

∏àki, zrywa∏am odpowiedni liÊç czysty z du˝ym zag∏´bieniem, do

którego czerpa∏am ze êród∏a wod´. Czesiek po orzeêwieniu si´ czys-

tà, smacznà, zimnà êródlanà wodà, którà przynosi∏am mu kilkakrot-

nie kontynuowa∏ dalej swojà zabaw´. Mówi∏: – Patrz, widzisz tà

traw´? By∏ to rdest ptasi, który bujnie rozrasta∏ si´ na polej Êcie˝ce

tworzàc miejscami g´ste k´pki.

– Musisz iÊç po tej trawie tak, by nie wejÊç na innà traw´ lub

na go∏à ziemi´! Pomi´dzy k´pkami rdestu by∏y przerwy d∏u˝sze lub

krótsze. Przeskakiwa∏am z k´pki na k´pk´ rdestu to na jednej nodze,

to obu, a˝ wreszcie zm´czona chybi∏am. Co by∏o z góry do przewi-

dzenia. Czesiek z triumfem oznajmia∏: – Nie trafi∏aÊ! Za kar´ ponie-

siesz mojà teczk´ a˝ do domu twego „starego”!

By∏a to faktycznie kara, gdy˝ obie ci´˝kie teczki musia∏am

nieÊç sama. Mimo to lubi∏am Czes∏awa i ca∏à jego rodzin´. Jego

matka Haƒka by∏a mojà matkà chrzestnà.

Pewnego razu Czes∏aw napuÊci∏ na mnie stado zdenerwowa-

nych g´si. Nie mog∏am si´ obroniç! Opar∏am si´ o drzewo chroniàc

tylnà czeÊç cia∏a. Ptaki atakowa∏y mnie z furià bijàc skrzyd∏ami po

g∏owie. Dzioba∏y i skuba∏y mnie po nogach a sukienk´ podar∏y mi w

strz´py. Poskar˝y∏am si´ ciotce Haƒce, ale ciotka kocha∏a swoich

synów i by∏a wzgl´dem nich bardzo wyrozumia∏à.

38

background image

Powiedzia∏a: – Marianiu to jest ch∏opiec, a ch∏opiec lubi pso-

ciç. On z tego wyroÊnie!

Faktycznie. Gdy dorós∏ sta∏ si´ powa˝nym, odpowiedzialnym

cz∏owiekiem. Pracowa∏ w Sieradzu w szkole jako nauczyciel. Po

przejÊciu na emerytur´ zajà∏ si´ katechezà i bezinteresownie poma-

ga∏ ludziom starszym w za∏atwianiu ró˝nych spraw. Mój kuzyn

Zbyszek powiedzia∏ o nim: – Czesiek cieszy si´ tak wielkim

uznaniem w swoim Êrodowisku, jak kiedyÊ twój ojciec.

Czesiek zmar∏ nag∏e z powodu zawa∏u serca. Pozostawi∏

w g∏´bokim smutku ˝on´ Kazimier´ i dwóch doros∏ych ˝onatych

synów Tomka i Tymona.

Pierwsza Komunia

N

a Toki chodzi∏am wraz rówieÊnikami na katechez´, której

udziela∏ nam proboszcz ksiàdz Muzyk. Matka moja by∏a w

tym czasie w zaawansowanej cià˝y i nie by∏a w stanie pojechaç do

Lwowa by kupiç mi wykwintnà okolicznoÊciowà sukienk´ jak to

uczyni∏a jej najbli˝sza kole˝anka. Tak si´ z∏o˝y∏o, ˝e poród wypad∏

na dzieƒ mojej pierwszej komunii Êwi´tej. Nie rozumia∏am powagi

tej chwili, a gdy sàsiedzi zapytali mnie: – Jak si´ czuje matka?

Odpowiada∏am: – Dobrze! Mama urodzi∏a bardzo du˝à dziew-

czynk´, ale nie˝ywà...

Przysz∏a ciotka Haƒka. Wykàpa∏a mnie, ubra∏a, a do w∏osów

przypi´∏a Êlubny welon mojej mamy. Pojecha∏yÊmy do koÊcio∏a

w Tokach. Przed komunià dzieci z∏o˝y∏y przyrzeczenie, ˝e do 24

roku ˝ycia nie b´dà piç wódki. Potem zrobiono grupowe i indywi-

dualne pamiàtkowe zdj´cia. Najstrojniej by∏a ubrana Lalka – córka

proboszcza Muzyka i jego gosposi. Potem ksiàdz wyda∏ swojà gos-

posi´ za mà˝ za swojego brata W∏adys∏awa. Takie rzeczy nigdy nie

ukryjà si´ przed ciekawskimi. Poplotkowano, pogadano, a póêniej

fakt uznano za coÊ normalnego, naturalnego, jako ˝e dzieci zawsze

jednakowo si´ poczynajà niezale˝nie od tego czy w „∏o˝u prawym”

39

background image

czy po za nim. Nie zazdroÊci∏am Lalce tej jej pi´knej komunijnej

szaty. Nie mia∏o to dla mnie specjalnego znaczenia.

KiedyÊ uÊwiadomi∏am sobie, ˝e mog∏am mieç siostr´ – a zaw-

sze tego bardzo chcia∏am bo czu∏am si´ samotnà. Siostry przyrodnie

by∏y ode mnie du˝o starsze i ˝y∏y swoim ˝yciem. Z tego powodu

bardzo cierpia∏am i przyznam, ˝e ten smutek czasami do mnie

wraca do dzisiaj. MyÊl´, ˝e gdyby moja siostrzyczka ˝y∏a to wiele

spraw mog∏oby potoczyç si´ inaczej. Przez ca∏e swoje ˝ycie czu∏am

si´ samotna. Czasem mniej, czasem wi´cej. ¸zy....

Brat

P

o wielu, wielu latach, w roku 1951, mama urodzi∏a w ∏askim

szpitalu trzecie dziecko. Pami´tam ten dzieƒ. Po powrocie row-

erem z ∏askiego liceum do domu ojciec powiedzia∏ do mnie z dumà:

– Ja mam syna, ty masz brata! D∏ugo oczekiwany m´ski potomek

ojca – Jan by∏ oczkiem w g∏owie obojga rodziców i ich chlubà.

Wolno mu by∏o wszystko robiç, na co mnie zupe∏nie nie pozwalano.

Znów by∏am sama, jakby na drugim miejscu. Ca∏y pierwszy plan

zajà∏ mój ma∏y braciszek Januszek.

Ko∏chozowe pola

N

asz ogród warzywny tak jak i inne dochodzi∏ do rzeki

Zbrucz. Za Zbruczem by∏a ju˝ Rosja. Tak by∏o do 1939 roku.

Za rzekà teren ∏agodnie podnosi∏ si´. Bawiàc si´ w ogrodzie dobrze

zapami´ta∏am wiele scen rozgrywajàcych si´ na moich oczach, na

przeciwnym brzegu.

Oto na d∏ugim ko∏chozowym polu, jak tylko mo˝na by∏o objàç

okiem, pracowali rosyjscy ko∏choênicy. Kobiety w chustach na

g∏owie, m´˝czyêni w czapach co by∏o zgodnie nie tylko z modà, ale

wynika∏o z koniecznoÊci ochrony g∏owy przed s∏oƒcem, które grza∏o

niemi∏osiernie. Gdy d∏ugo nie pada∏ deszcz wyschni´ta czarna

40

background image

ziemia g∏´boko p´ka∏a. Pracujàcych gromadnie ludzi by∏o mnóstwo.

Czasem dolatywa∏ do mnie Êpiew ko∏choêników, którzy umilali

sobie w ten sposób czas. Niekiedy s∏ychaç by∏o harmonist´.

Chwilami pojawia∏ si´ nadzorca na koniu. Obje˝d˝a∏ pole, kon-

trolowa∏ prac´. Odje˝d˝a∏ i znów wraca∏. W tym czasie Êcinano

zbo˝e kosà i sierpem. Nie by∏o jeszcze kombajnów. Czas mija∏. Po

okresie zbiorów dojrza∏ych zbó˝ przychodzi∏a jesieƒ. Dnie stawa∏y

si´ mgliste. Cz´sto pada∏ deszcz. Zebrane zbo˝e sta∏o jeszcze wcià˝

w kopkach. Sta∏o, marnia∏o, a ludzie nie mieli chleba. I tak co roku.

WejÊcia Rosjan

P

oczàtek wojny w 1939 roku pozosta∏ na zawsze w mojej

pami´ci. Pami´tam t∏um ludzi gromadzàcych si´ wokó∏ krzy˝a

na rozwidleniu dróg wsi i chocia˝ mia∏em pi´ç lat to czu∏am nastrój

grozy s∏yszàc wypowiadane cz´sto s∏owa przez wystraszone kobie-

ty: – Wojna, wojna!

Ich wystraszone s∏owa Êwidrowa∏y mi w g∏owie. M´˝czyêni

byli zabierani do wojska. Wtedy zabrano równie˝ i wuja Stefana.

Wkrótce 17-tego wrzeÊnia weszli Rosjanie. Zacz´∏y si´ ró˝ne represje

za to, ˝e by∏o si´ Polakiem, za to ˝e si´ coÊ posiada∏o. Powtarzano z∏o-

wrogie s∏owa: „bur˝uj”, „ku∏ak”, „wróg ludu”. Zacz´∏y si´ wywózki

na Sybir. Przychodzili w nocy ruscy ˝o∏nierze, walili do drzwi i kazali

si´ zabieraç. Nigdy nie by∏o wiadomo kiedy przyjdà i po kogo. Mama

piek∏a przez ca∏y czas pszenny chleb, kroi∏a w plastry i suszy∏a,

w brytwannach w piecu. Potem wk∏ada∏a suchary do p∏óciennych

woreczków tak, by mo˝na je by∏o zabraç go ze sobà.

W roku 1939 po raz pierwszy na nasze tereny weszli Rosjanie i

nie by∏o ju˝ mi´dzypaƒstwowej granicy ludzie przychodzili zza

Zbrucza i kupowali ziarno na szklanki, kilogramy, czasem na pudy.

Jeden pud to 16 kilogramów. Uczestniczy∏am w takich transakcjach,

kiedy moja siostra Zanka odmierza∏a zbo˝e szklankami lub wa˝y∏a

na wadze towarowej. A przecie˝ ziemia po tamtej stronie rzeki by∏a

41

background image

tak samo ˝yzna jak i po naszej. Urodzajna ziemia pszenno – bura-

czana. Tylko gospodarka by∏a inna. Tam w∏asnoÊç wspólna, kolek-

tywna, a u nas prywatna.

Po powtórnym wejÊciu Rosjan do naszej wsi w 1944 wszystko

si´ upodobni∏o. Zabierano wszystko: konie, ze skrzyni ubrania,

buty. Grabili obdarci radzieccy partyzanci ze szmatami na nogach

i z karabinami na sznurkach.

Ziemi´ w naszej wsi uczyniono wspólnà ko∏chozowà dopiero

po roku 1945. Z w∏aÊcicieli gruntów uczyniono parobków ko∏chozo-

wych pracujàcych od Êwitu do nocy bez prawa do protestu czy

g∏osu – ˝yjàcych w biedzie, g∏odzie i strachu przed donosami.

Moja rodzina by∏a polskà, katolickà a ojciec czu∏ si´ polskim

patriotà i to, ˝e wiele lat póêniej, kiedy znalaz∏am si´ w centralnej

Polsce i w rodzinie mojego m´˝a, przez mojà niedouczonà i prymi-

tywnà teÊciowà by∏am nazywana „kacapkà”, by∏o dla mnie bardzo

niesprawiedliwe i krzywdzàce. (¸zy...)

Te szowinistyczne zniewagi nie pozosta∏y bez wp∏ywu na

mojà psychik´. Nikt nie stanà∏ w mojej obronie, a najmniej ten, który

mia∏ ten obowiàzek – ojciec moich dzieci! Cierpia∏am ca∏ymi latami,

nie majàc w nim oparcia, ani przyjaciela.

Niemcy

P

o roku 1939 okupant na naszych terenach zmienia∏ si´ trzykrot-

nie. Najpierw niespodziewanie wkroczyli Rosjanie, póêniej

zostali wyparci przez Niemców, którzy stacjonowali nie tylko

w miejscowych koszarach przy stra˝nicy KOP – u ale i w domach

prywatnych. W naszym domu mieszkali podoficerowie. Ze strony

Niemców nasza rodzina nie dozna∏a ˝adnej krzywdy oprócz

wys∏ania naszego nieod˝a∏owanego parobka Paw∏a na przymu-

sowej pracy w Niemczech. Jako ma∏e dziecko dostawa∏am od nie-

mieckich ˝o∏nierzy cz´sto ∏akocie: cukierki, ciastka, suchary, czeko-

lad´, ˝ó∏ty ser, którego przedtem nie zna∏am. Niemieccy ˝o∏nierze

42

background image

nie czuli si´ szcz´Êliwi. Tam w Niemczech zostawili swoje rodziny,

a tu musieli znosiç wszelkie niedogodnoÊci. Niektórzy z nich nie

kryli si´ z negatywnymi sàdami o wojnie i jej bezsensie.

Klimat te˝ im nie sprzyja∏. Zimy u nas bywa∏y bardzo mroêne

i Ênie˝ne. Zamarza∏ Zbrucz, po którym Êlizga∏y si´ wiejskie dzieci.

Ânieg zasypywa∏ domy i czasem trudno by∏o si´ wydostaç z nich na

zewnàtrz. Niejednokrotnie trzeba by∏o kopaç tunele. Mróz nie tylko

malowa∏ fantastycznymi wzorami okienne szyby ale dawa∏ si´ odczuç

w sposób namacalny. Nie mo˝na by∏o otworzyç drzwi bez r´kawiczki

bo skóra przymarza∏a do klamki. Po mroênej zimie przychodzi∏a

ciep∏a, ∏agodna, budzàca do ˝ycia przyrod´ wiosna. Z pàków rozwi-

ja∏y si´ liÊcie i kwiaty, zapachami których wype∏nia∏o si´ powietrze.

By∏ to wst´p do goràcego kontynentalnego lata. Ach có˝ to by∏a za

lato! Suche i goràce, kto tego nie doÊwiadczy∏ ten tego nie zrozumie.

Zegar przyrody przesuwa∏ do przodu swoje wskazówki,

a ko∏o historii toczy∏o si´ dalej.

Powrót Rosjan

N

a nasze tereny po raz drugi wkroczyli Rosjanie zimà 1944

roku. Pami´tam Êwist i ognie pocisków wyrzucanych przez

katiusze. Niemcy zostali wyparci przez front przesuwajàcy si´ na

Zachód. Wycofywa∏o si´ niemieckie wojsko a wraz z nim cywilna

ludnoÊç. Byli to ludzie którzy podpisali volkslist´, najcz´Êciej

Ukraiƒcy. Biedni byli ci ludzie. W wi´kszoÊci wypadków uciekali

furmankami, na które nie wiele mogli zabraç. Pami´tam to dosko-

nale, bo na noc zatrzymali si´ po domach w naszej wsi. Byli zm´cze-

ni i przera˝eni. Po drodze tracili bliskich. Chorowa∏y dzieci i starsi

ludzie. Umierali i trzeba by∏o ich pogrzebaç na obcej ziemi, wÊród

obcych, w miejscach do których ich rodziny ju˝ nigdy nie powróci∏y.

A nieoznaczonych mogi∏ nawet gdyby wrócili nie mogliby ju˝ od-

naleêç. Wojna ma okrutne oblicze, ale najstraszniejsze w tym jest to,

˝e najcz´Êciej cierpià ci, którzy na taki los i cierpienie nie zas∏u˝yli.

43

background image

˚o∏nierze rosyjscy przyszli obdarci, bez butów ze szmatami

na nogach. Byli to prawdopodobnie partyzanci puszczeni na pierw-

szà lini´ frontu. Âciàgali buty ludziom na ulicy i zabierali buty z do-

mów. Babcia Wasylina mi opowiedzia∏a, ˝e krasnoarmiejka przysz∏a

do domu, zobaczy∏a moje buty i powiedzia∏a: – O, w sam raz dla

mnie!

Obu∏a si´ i wysz∏a. Ojciec, który w tym czasie odwiedzi∏ bab-

ci´ Wasylin´ wróci∏ do domu bez butów. Zosta∏ z nich wyzuty na

drodze przez rosyjskiego wojskowego ∏apciucha. Potem zak∏ada∏

takie spodnie by zas∏ania∏y ca∏à stop´, a najlepiej takie, co by∏y dziu-

rawe. Niebawem zabrali nam pi´kne araby, chlub´ ojcowskiej stad-

niny. Zabrali nam tak˝e rower, jedyny we wsi – równowartoÊç

w tym czasie mlecznej krowy.

Ci ho∏ysze byli najgorsi. Pozwalali sobie bezkarnie na wiele.

Posuwali si´ nawet do gwa∏tów, ale te karano Êmiercià, z ca∏à suro-

woÊcià, z wykonaniem wyroku na miejscu. I taki przypadek zdarzy∏

si´ w naszej wsi w rodzinie Dolka Jóêwina. Zgwa∏cono jego siostr´.

˚o∏nierza rozstrzelano na miejscu. A miejscowi ch∏opi, którzy wyko-

pali dó∏, zakopali gwa∏ciciela i z satysfakcjà udeptali nad nim ziemi´.

Pewnego dnia przyszed∏ do naszego domu taki uzbrojony

∏achmyta – partyzant i powiedzia∏ do ojca: – Pójdziesz ze mnà!

Czu∏am, ˝e ma wrogie zamiary. Rzuci∏am si´ ojcu na szyj´

i zacz´∏am rzewnie p∏akaç. Tak jak si´ to cz´sto mówi, ˝e i w naj-

gorszym draniu bije ludzkie serce tak i w tym te˝ coÊ drgn´∏o. Popa-

trzy∏ na ojca, na mnie i powiedzia∏: – Ostaƒ! U mienia doma osta∏a

to˝e takaja malienkaja djiewuszka… Byç mo˝e uratowa∏am ojcu

˝ycie!

Po powtórnym wkroczeniu Rosjan na nasze ziemie nastàpi∏o

nie tylko pogorszenie sytuacji materialnej ale przede wszystkim po-

gorszenie si´ sytuacji psychicznej. Ludzie ˝yli w panicznym strachu

przed oskar˝eniem o dzia∏anie na szkod´ Zwiàzku Radzieckiego

oraz przed ró˝nymi donosami. Sàsiad ba∏ si´ sàsiada. Ka˝dy stara∏

si´ mieç buzi´ zamkni´tà.

44

background image

Rosjanie zacz´li wprowadzaç swoje porzàdki wed∏ug w∏as-

nych metod. Na urz´dy wprowadzili ludzi, którzy bezmyÊlnie i ze

Êlepym oddaniem wykonywali ich rozkazy. W Prosowcach wyzna-

czono „ho∏ow´”. By∏ to odpowiednik so∏tysa. Jako dziecko pami´-

tam, ˝e by∏ to wioskowy g∏upek, który na niczym si´ nie zna∏ i nie

mia∏ ˝adnego autorytetu, ale o to w∏aÊnie okupantom chodzi∏o. By∏o

to upokorzenie dla maj´tnych obywateli wsi, ˝e tacy ludzie decy-

dowali o sprawach wiejskiej wspólnoty i wobec nich by∏o si´ bezsil-

nym. Ho∏owa nie porzàdzi∏ d∏ugo, bo ju˝ na jesieni zosta∏ przez

kogoÊ zastrzelony. Na jego grób wieÊ musia∏a przynieÊç bia∏e astry.

Bez ojca

G

dy nasta∏ czas mobilizacji do wojska Ukraiƒców wcielano do

wojska rosyjskiego, Polaków do armii Berlinga.

Ojciec nie ucieszy∏ si´. Nie chcia∏ iÊç na wojn´. Waha∏ si´ i od-

wleka∏ ostatecznà decyzj´. Ale w koƒcu gdy sàsiedzi mnie zapytali:

– Poszed∏ Tato do wojska? Odpowiedzia∏am: – Poszed∏.

Przetrwanie wojny w ukrycu nie by∏o mo˝liwe w naszej ukra-

iƒskiej wsi. Za ukrywanie si´ grozi∏a kara Êmierci. Szukano poboro-

wych i dezerterów bardzo dok∏adnie we wszystkich pomieszczeni-

ach i w otoczeniu. D∏ugimi szpicami rosyjscy ˝o∏nierze przek∏uwali

stogi zbo˝a, siana i s∏omy. Dobrze wiedzieli jak i gdzie szukaç. Po

kilku dniach wahaƒ i namys∏u ojciec spakowa∏ plecak i przemasze-

rowa∏ przez ca∏à wieÊ ze s∏owami: – Zostaƒcie z Bogiem! I tak po-

˝egna∏ jej mieszkaƒców.

Na mam´ spad∏ ca∏y ci´˝ar prowadzenia gospodarstwa. Bez

koni, bez parobka i kobiety do pomocy by∏o jej bardzo ci´˝ko, ale

radzi∏a sobie znakomicie. Kupi∏a m∏odego êrebaka. By∏ dziki i nieu-

je˝d˝ony. Nie wiem czemu upar∏am si´ go oswoiç. Poniewa˝ nie

mog∏am mu wskoczyç na grzbiet podprowadza∏am go do p∏otu.

Nast´pnie wchodzi∏am na p∏ot i dosiada∏am go. Koƒ stawa∏ d´ba

a ja làdowa∏am na twardej ziemi. KoÊci mia∏am m∏ode, gi´tkie wi´c

45

background image

wychodzi∏am z tego uje˝d˝ania ca∏a i zdrowa. Próby uje˝dzania

ponawia∏am wielokrotnie, ale zamierzonego efektu nie osiàgn´∏am.

Ojciec w tym czasie s∏u˝y∏ ju˝ w 1 dywizji piechoty imienia

Tadeusza KoÊciuszki. Ruszy∏ do punktu zbornego w Szepietówce.

Prze˝y∏ zmasowane bombardowanie lotnicze transportu polskich

˝o∏nierzy przez Niemców na stacji kolejowej w Kiwercach.

W tym czasie banderowcy coraz mocniej dawali znaç o sobie.

Przychodzili do wsi w dzieƒ i w nocy. W dzieƒ kryli si´ w zbo˝ach,

a w nocy „wojowali”. Pewnego dnia sz∏am polnà drogà i nagle wy-

laz∏o ze zbo˝a wysokie blade ch∏opisko i pyta: – Czy we wsi jest spo-

kojnie? I czy nie ma wojska rosyjskiego? Przestraszona odpowiedzia-

∏am, ˝e we wsi nie ma rosyjskiego wojska. Pytajàcy zniknà∏ w zbo˝u.

Innym razem dwóch bandziorów przysz∏o do domu gdy by-

∏am sama. Matka z siostrà Zankà by∏y w polu. Zapytali czy nie s∏y-

sza∏am strza∏ów? Po tym rozpoznawano obecnoÊç wojska rosyjskie-

go we wsi. Kazali podaç sobie posi∏ek i upraç ich bardzo brudne

koszule. Zacz´∏am praç, ale robi∏am to bardzo nieudolnie. Na moje

szcz´Êcie zjawi∏a si´ siostra Zanka i mnie wyr´czy∏a. Nigdy dotàd

nie pra∏am koszul. I nie mia∏am o praniu zielonego poj´cia.

Cz´sto zaglàdali do naszego domu banderowcy zabierajàc to,

co im by∏o potrzebne. Ba∏am si´ w dzieƒ, a jeszcze wi´cej ba∏am si´

wieczorem i w nocy. Pewnego razu w nocy kilku banderowców

przysz∏o do naszego domu i za˝àdali wykonania na dzieƒ nast´pny

kilkanastu par skarpet. By zdà˝yç siostra Zanka z mamà zmobili-

zowa∏y sàsiadki i „zamówienie” zosta∏o wykonane na czas!

Gdy zapada∏ zmrok chodzi∏am doko∏a Êcian w domu modlàc si´

usilnie i ca∏ujàc obrazy Êwi´tych. Siedzàc przy oknie widzia∏am

mknàce sylwetki jeêdêców na koniach, sylwetki bandytów. Galopowali

szybko w d∏ugim ∏aƒcuchu, a sucha ziemia dudni∏a od koƒskich kopyt.

Pot´gowa∏o to groz´ i uczucie strachu przed nadchodzàcà niepewnà

nocà. W braku odpowiedniego miejsca w naszym domu umo˝liwia-

jàcego ukrycie si´ przed bandziorami (oni sami nazywali siebie „pow-

staƒcami”) chodzi∏yÊmy na noc do naszego sàsiada Matwija (Macieja).

46

background image

Matwij by∏ starszym cz∏owiekiem, niewysokim, zadbanym i o

sympatycznej powierzchownoÊci. Mieszka∏ z ˝onà, nie wiem jak mia∏a

na imi´, a my mówiliÊmy na nià Matwiejcha. By∏a wielka. Chodzi∏a

w d∏ugiej szerokiej spódnicy i ciep∏ym serdaku bez wzgl´du na por´

roku. Na g∏owie mia∏a chust´ wiàzanà pod szyjà. Nie by∏a ∏adna.

Wysoko wystajàce koÊci policzkowe nie dodawa∏y jej uroku. Opada-

jàce powieki przys∏ania∏y jej oczy. S∏abo widzia∏a. I mo˝e dlatego dom

jej nie by∏ zbyt czysty. Nie wiem co by∏o przyczynà zwiàzania si´ tych

ludzi tak bardzo zewn´trznie do siebie nie pasujàcych. Nie mieli dzie-

ci, ale za to mieli bardzo du˝o kotów. Nie wiem dlaczego ich tyle trzy-

mali! Stare koty rodzi∏y m∏ode. I tych kotów nie zabijano, ani nie prze-

kazywano sàsiadom. M∏ode dorasta∏y, rodzi∏y nast´pne i w ten sposób

liczba kotów powi´ksza∏a si´ bezustannie. Najwi´cej by∏o kotów sza-

rych. By∏y one dobrze od˝ywione o czym Êwiadczy∏a ich b∏yszczàca

sierÊç. Siedzia∏y spokojnie z zamkni´tymi oczami, syte, mrucza∏y z za-

dowoleniem w pó∏Ênie. Gdy by∏o zimno szuka∏y miejsca na piecu.

Piec jak sama nazwa mówi s∏u˝y do pieczenia chleba, ale nie

tylko. By∏ równie˝ do spania i wylegiwania si´ na nim w cieple. Piec

mia∏ podstaw´ prostokàtnà. Wyobraêmy sobie pude∏ko w kszta∏cie

prostopad∏oÊcianu. Dolna czeÊç pude∏ka to podstawa pieca spoczy-

wajàca na pod∏odze. Górna p∏aska Êciana pieca s∏u˝y∏a do spania.

W Êrodku pieca w jego przedniej cz´Êci by∏o palenisko. Nad palenis-

kiem piek∏o si´ chleb. Ogieƒ ogrzewa∏ wszystkie Êciany pieca i ciep-

∏o promieniowa∏o na ca∏e pomieszczenie. Piece zwykle budowano

we wn´ce, by by∏o przytulnie i mo˝na by∏o odpoczywaç w odi-

zolowaniu od pozosta∏ej cz´Êci mieszkania. Aby nie by∏o twardo

wyÊcielano pos∏anie pierzynami. Pierzyn nie brakowa∏o. Wszyscy

gospodarze we wsi hodowali kaczki i g´si.

W d∏ugie zimowe wieczory zbiera∏y si´ kobiety, w du˝ej izbie

chaty i dar∏y pierze. I by∏ gotowy puch na pierzyn´. W podobny

sposób w gromadce kobiet odbywa∏o si´ prz´dzenie we∏ny i nici

z w∏ókien konopi. Baby plotkowa∏y. Âmia∏y si´, a czas lecia∏ przy-

jemnie i pracowicie.

47

background image

Wracajàc do Matwieja i jego ˝ony to trzeba opowiedzieç, ˝e

byli to ludzie dobrzy. Czyta∏am u nich g∏oÊno ukraiƒskie ksià˝ki,

rozmawia∏am z nimi i czu∏am si´ bezpieczniej ni˝ we w∏asnym

domu. By∏o to jednak z∏udzenie. Miejsce to nie zapewnia∏o ˝adnego

bezpieczeƒstwa. Mój g∏os wydostawa∏ si´ poza Êcian´ domu, na

ulic´, ∏atwo wi´c by∏o nas zdemaskowaç. Jeszcze jeden szczegó∏,

który kojarzy mi si´ z Matwiejem. Na jego budynku gospodarczym

para bocianów mia∏a gniazdo. By∏o to jedyne we wsi gniazdo bocia-

nie. Co roku boçki wraca∏y. Lubi∏am patrzeç na tego du˝ego ptaka

gdy sta∏ na jednej nodze w gnieêdzie z drugà nogà podkurczonà.

Sta∏ nieruchomo patrzàc przed siebie i nikomu nie wadzi∏. Nikt go

nie p∏oszy∏. Jest takie przekonanie, ˝e bocian zak∏ada gniazdo w za-

grodzie dobrego cz∏owieka. Matwiej i Matwicha byli porzàdnymi

ludêmi. I nawet nie wiem czy byli oni Polakami, czy Ukraiƒcami.

Nie jest to wa˝ne, najwa˝niejsze by∏o to, ˝e byli dobrzy, a dobro jest

najwi´kszà cnotà cz∏owieka.

W czasie pobytu ojca w Wojsku Polskim na Wo∏yniu matka

odwiedzi∏a go. By dotrzeç do ojca wybra∏a si´ z prowiantem w to-

warzystwie trzech innych kobiet ze wsi. Podró˝ trwa∏a trzy dni po-

niewa˝ kobiety pieszo musia∏y pokonaç oko∏o 80 kilometrów.

Pozostawiona sama sobie odwiedza∏am domy moich rówieÊ-

ników. W domach ukraiƒskich na Êcianach wisia∏y portrety poetów

Tarasa Szewczenki i ¸esi Ukrainki. Ukraiƒcy zawsze marzyli o wol-

nej Samostiejnej Ukrainie. Faktem jest, ˝e przedwojenne w∏adze pol-

skie nie u∏atwia∏y im ˝ycia. Byli oni na ró˝ne sposoby dyskrymi-

nowani. Dzieci ukraiƒskie mia∏y ograniczony dost´p do gimnazjów

i szkó∏ wy˝szych. WieÊniaków karano – najcz´Êciej nies∏usznie – za

nieporzàdek w obejÊciu gospodarskim, a tak˝e za manifestowanie

swojej narodowoÊci, u˝ywanie barw niebiesko – ˝ótych, god∏a

tryzub itp. Pojawi∏a si´ u nich nienawiÊç i ch´ç zemsty. Nie wiem

dlaczego matka tak d∏ugo ociàga∏a si´ z wyjazdem z Prosowiec do

Podwo∏oczysk, ale w koƒcu jednego wieczoru mama powiedzia∏a: –

Jedziemy, bo mówi si´ ˝e tej nocy b´dà r˝nàç Polaków!

48

background image

NienawiÊç, wrogoÊç odzywa∏a si´ równie˝ wewnàtrz rodziny

jeÊli by∏a mieszanà. A oto przyk∏ad. Na skraju wsi w Prosowcach sta∏a

chatynka, a w niej mieszka∏a ukraiƒska rodzina z licznà gromadkà

dzieci. Chata by∏a typowa – gliniana, kryta s∏omianà strzechà. Na

zim´ chat´ ocieplano. Wbijano na oko∏o chaty drewniane pale i za te

pale wk∏adano wiàzki s∏omy. Wiosnà ocieplenie rozbierano. Tylko

cz´Êç domów we wsi by∏a murowana z krytymi cynkowà blachà

dachami. Na Podolu, a byç mo˝e na ca∏ych Kresach Wschodnich II

Rzeczypospolitej by∏ taki zwyczaj, ˝e gdy si´ rodzi∏ siódmy ch∏opak,

nawet w rodzinie ukraiƒskiej, jego ojcem chrzestnym zostawa∏ prezy-

dent Rzeczypospolitej Polskiej. W imieniu prezydenta do chrztu trzy-

ma∏ ch∏opca starosta lub wójt. Dziecko ochrzczone w koÊciele auto-

matycznie stawa∏o si´ Polakiem mimo, ˝e wszyscy jego rodzeni bra-

cia byli Ukraiƒcami. Tak zdarzy∏o si´ i w Prosowcach.

Ochrzczony w koÊciele w Tokach ch∏opak rós∏, a jego ro-

dzeƒstwo zwraca∏o si´ do niego: – Ty Polak! Sama nie wiem jak by∏o

mu na imi´. Pewnego razu przyszed∏ ze starszym bratem do nasze-

go domu. Mama wiedzia∏a, ˝e dzieci sà g∏odne. Postawi∏a przed

nimi misk´ mlecznej zupy i powiedzia∏a: – Jedzcie! Jedzenie z jednej

miski by∏o praktykowane cz´sto. Starszy ch∏opak powiedzia∏ do

m∏odszego brata: Polak! Trzymaj ∏y˝kà swojà po∏ow´. Ja zjem pier-

wszy, a ty zjesz swojà po∏ow´ póêniej. Poziom zupy w misce szybko

si´ obni˝a∏. Gdy ukaza∏o si´ dno miski m∏odszy Polak zrozumia∏, ˝e

zosta∏ oszukany przez starszego brata. Rozp∏aka∏ si´. Mama chcàc

wynagrodziç krzywd´ m∏odszemu ch∏opakowi przynios∏a mu butel-

k´ ze z∏ocistym miodem. Wr´czy∏a mu ze s∏owami: – To dla ciebie.

Trzymaj i uciekaj do domu! Starszego z∏apa∏a z ty∏u za szelki i trzy-

ma∏a nie zwa˝ajàc na jego krzyki: – Polak! Stój! Ja i tak ci´ dogoni´!

Gdy tamten oddali∏ si´ na bezpiecznà odleg∏oÊç mama puÊci-

∏a szelki starszego. Zaszczyt, wyró˝nienie które spotka∏o ma∏ego

ch∏opca przyniós∏ mu wi´cej szkód ni˝ korzyÊci, albowiem we w∏as-

nej rodzinie by∏ nieakceptowany, nielubiany i uwa˝any za obcego.

Co do kwestii narodowoÊciowej nadmieni´ jeszcze, ˝e we wsi

49

background image

by∏ polski Dom Ludowy, który prowadzi∏ dzia∏alnoÊç oÊwiatowo –

kulturalnà. Odbywa∏y si´ tam ró˝ne przedstawienia teatralne

w wykonaniu miejscowej polskiej ludnoÊci oraz teatrzyki dzieci´ce.

Ja sama z tej˝e sceny wyg∏osi∏am wierszyk zaczynajàcy si´ s∏owami:

– Pucu, pucu, chlastu, chlastu nie mam ràczek jedenastu, lecz dwie

ma∏e i do pracy doskona∏e… Po powtórnym przyjÊciu Rosjan wyÊ-

wietlano filmy ichniego kina objazdowego. W okresie letnim przed

wojnà w Domu Ludowym organizowano dla miejscowych dzieci

okresowe letnie przedszkole. U∏atwia∏o to matkom tych dzieci

udzia∏ w pracach rolnych.

Ojciec w czasie pobytu w wojsku równie˝ nas odwiedzi∏. Pew-

nej nocy ktoÊ cicho zapuka∏ do drzwi. Mama otworzy∏a, a przed

nami stanà∏ ojciec w polskim mundurze. Tylko orze∏ek na czapce by∏

inny ni˝ przed wojnà. Pobyt by∏ bardzo krótki, jednodobowy. Ale

nazajutrz o pobycie ojca wiedzia∏a ju˝ ca∏a wieÊ. Ojciec wed∏ug

umowy ze swoim dowódcà prócz domowych wiktua∏ów, które mia∏

zabraç ze sobà powinien si´ stawiç o okreÊlonej godzinie w oznaczo-

nym miejscu postoju jednostki. Pu∏kowy szofer, który po niego

przyjecha∏ zabra∏ ojca jednak troch´ wczeÊniej, gdy˝ musia∏ jechaç

tak˝e do innej wsi po drugiego polskiego ˝o∏nierza. Spowodowa∏o

to, ˝e zboczyli z typowej drogi powrotnej. Czatujàca w zasadzce

poza wsià banda banderowców czeka∏a bezowocnie. Ta przypadko-

wa zmiana trasy ocali∏a ˝ycie ojca i dwóch polskich ˝o∏nierzy. Ban-

dziory w miejscu zasadzki czekali bezskutecznie ca∏y dzieƒ.

Powrót ojca

N

ast´pne spotkanie nasze z ojcem odby∏o si´ ju˝ po wojnie

dopiero w listopadzie roku 1945 w drodze naszego trans-

portu kolejowego repatriantów. By∏o to gdzieÊ przed ¸odzià. Matka

przywioz∏a ze sobà troch´ produktów spo˝ywczych, beczk´ miodu

i jednego konia na poczàtek do nowego gospodarstwa. OsiedliÊmy

razem z dziadkami w poniemieckim gospodarstwie w pod∏askiej

50

background image

wsi w Okupie Wielkim. I od tego momentu zaczà∏ si´ nowy etap

bardzo trudnego ˝ycia.

Ojciec s∏u˝y∏ w pu∏ku saperów w 1 Dywizji piechoty imienia

Tadeusza KoÊciuszki. Poczàtkowo by∏ saperem, potem kucharzem,

fryzjerem, a wreszcie przeszed∏ do plutonu ochrony sztabu, gdzie

zaprzyjaêni∏ si´ z majorem, a póêniej pu∏kownikiem, Miko∏ajewem.

Po wojnie pu∏kownik zosta∏ ojcem chrzestnym mojego brata Januszka.

Ojciec pisa∏ listy z frontu cz´sto gdy by∏ ju˝ w plutonie ochro-

ny sztabu. By∏ z genera∏em Berlingiem na warszawskiej Pradze

w sierpniu 1944 roku, gdzie przy niezabezpieczonym desancie

˝o∏nierzy polskich na Czerniaków, przy doskona∏ej obronie przez

Niemców lewego brzegu Wis∏y, zgin´∏y setki polskich ˝o∏nierzy –

jego kolegów. Tam˝e w styczniu 1945 roku przy kompanijnym prze-

glàdzie mundurowym, ˝o∏nierza – który stanà∏ do niego bez butów,

poniewa˝ ktoÊ z kolegów mu je ukrad∏ – stracono przez rozstrzela-

nie. Zabito niewinnego m∏odego cz∏owieka. W styczniu i lutym 1945

roku jego dywizja prze∏amywa∏a Wa∏ Pomorski. Ze swoim pu∏kiem

ojciec doszed∏ w maju a˝ do Berlina. Przy szturmie Berlina prócz 78

tysi´cy Rosjan zgin´∏o ponad 2800 ˝o∏nierzy polskich.

Po zakoƒczeniu wojny, gdy spotkaliÊmy si´ z ojcem w Polsce

centralnej, Ojciec bardzo du˝o opowiada∏ o swoich wojskowych

przejÊciach. Nie wszystko mi jednak zosta∏o w pami´ci. Z tych opo-

wiadaƒ zapami´ta∏am jeden bardzo istotny szczegó∏. Ojciec powie-

dzia∏, ˝e szcz´Êliwie przeszed∏ ca∏à wojn´ i nie zabi∏ ani jednego

cz∏owieka! By∏ te˝ konsekwentny w swojej postawie wobec wojny.

Nie przyjà∏ ˝adnego z przyznanych mu po wojnie medali.

Pod koniec 1945 roku w pod∏askiej wsi Okup Wielki rozpoczà∏

si´ nowy etap w historii naszej rodziny. Ale ciàgle teskni∏am za

Podolem...

51

background image

T´sknota za Podolem

Edward K´dzior

T´skni´ za Tobà, Podole,

I za wioskà na wzgórzu nad Zbruczem.

Tam moje korzenie i ma ojcowizna

Ale nigdy wi´cej tam ju˝ nie powróc´.

Tam by∏em ochrzczony w miejscowym koÊciele,

Tam pierwsze kroki stawia∏em,

Tam si´ mowy ojczystej uczy∏em

Tam po Êmierci Mamy p∏aka∏em.

Tam chodzi∏em do szko∏y,

Tam m∏odzieƒcze lata sp´dzi∏em,

Tam gehenn´ wojny prze˝y∏em

I do Wolnej Polski t´skni∏em.

Tam pozosta∏y na zawsze drogie sercu memu

Prochy Przodków moich,

Którzy czarnoziemu Podola bronili.

Tam od murów Kamieƒca

A˝ do bram Zbara˝a le˝à rozsiane ich mogi∏y.

T´skni´ za wami, s∏oneczniki z∏ociste, coÊcie tarcze

Swe okràg∏e chyli∏y w stron´ s∏onka,

A wysoko pod niebem b∏´kitnym

Rozlega∏ si´ dêwi´czny Êpiew skowronka.

Tam od Regentowej Mogi∏ki a˝ do wsi Skoryki

Ciàgn´∏y si´ ∏any Ênie˝nobia∏ej gryki,

S∏odkim miodem pachnàce z daleka,

LÊniàce bielà w s∏oƒcu jak ocean rozlanego mleka.

T´skni´ za wami, bezkresne ∏any z∏ocistej pszenicy,

CoÊcie pod ci´˝arem ziarna k∏osy pochyla∏y

I sàsiednim ∏anom srebrzystego ˝yta

Pi´knie si´ k∏ania∏y.

52

background image

Podole, t´skni´ za Tobà, Ziemio Ojczysta,

I za czarnoziemem rozdzielonym Zbruczem,

I za Ojczyznà, gdzie moje Korzenie,

Bo ju˝ nigdy wi´cej do Was nie powróc´.

— A SZKODA.

53


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Biuletyn Spec nr3 Terroryzm na Podolu
Daniel Beauvois Trójkąt ukraiński 1793 1914 Szlachta, carat i lud na Podolu, W ołyniu i Kijowszczyźn
Juliusz Kossak stadnina na Podolu
Interpretacja treści Księgi jakości na wybranym przykładzie
Wykład 1, WPŁYW ŻYWIENIA NA ZDROWIE W RÓŻNYCH ETAPACH ŻYCIA CZŁOWIEKA
zróżnicowanie religijne na świecie
WPŁYW STRESU NA NADCIŚNIENIE TETNICZE
Prezentacja na seminarium
Bezpieczenstwo na lekcji wf
CZLOWIEK I CHOROBA – PODSTAWOWE REAKCJE NA
Uważajmy na drogach Prezentacja
Vol 14 Podst wiedza na temat przeg okr 1
System Warset na GPW w Warszawie

więcej podobnych podstron