1
A. Waśko, Zygmunt Krasiński. Oblicza poety, Kraków 2001
ie-Boska komedia
Komedia ma swoje własne znaczenie,
którego nawet sam Krasiński nie byłby zdolny ująć
w abstrakcyjne słowa i formuły.
1
Wacław Lednicki
DRAMATYCZE MYŚLEIE OBRAZAMI
Każda  z  czterech  części  dramatycznych   ie-Boskiej  komedii  poprzedzona  jest  monologiem  dość 
tajemniczego mówcy. Przede wszystkim więc ten zabieg, w wieku XIX bardzo niekonwencjonalny, domaga 
się  osobnego  uzasadnienia.  Łamie  on  przecież  rodzajową  czystość  dramatu,  wprowadzając  pomiędzy 
odbiorcę  (widza)  a  bohaterów  i  akcję  sceniczną  pośrednika  —  osobę,  która  z  zewnątrz  wprowadza  nas  w 
rzeczywistość  przedstawioną  i  opatruje  tę rzeczywistość  własnym,  uogólniającym  komentarzem.  Nasuwają 
się  w  związku  z  tym  pytania:  kim  jest  ów  tajemniczy  komentator   ie-Boskiej?  Jaki  jest  jego  stosunek  do 
rzeczywistości  przedstawionej  w  scenach  dramatycznych?  Jaki  jest  sam  status  bytowy  tej  rzeczywistości, 
którą otwiera przed nami narrator bez twarzy i bez imienia?
Jako pierwszy na ten aspekt dzieła Krasińskiego zwrócił uwagę Mickiewicz w Prelekcjach
paryskich.  W  słynnym  wykładzie  XVI  kursu  trzeciego,  wygłoszonym  4  kwietnia  1843  roku,  utożsamił  on 
bezimiennego  narratora   ie-Boskiej  z  osobą  jej  —  anonimowego  dla  czytelników  —  autora.  O  znaczeniu, 
jakie  wykładowca  College  de  France  przywiązywał  do  tej  sprawy,  świadczy  najlepiej  zgłoszony  przezeń, 
ekscentryczny  na  pozór,  pomysł  inscenizacyjny.  Osoba  poety-narratora  miałaby,  zgodnie  z  tą  koncepcją, 
zostać  wprowadzona  na  scenę  teatralną,  z  której  wygłaszałaby  swoje  monologi,  a  wprowadzane  tymi 
monologami  poszczególne
części dramatu rozgrywałyby się na drugim planie sceny, jako „obrazy
panoramiczne", dla zaznaczenia, że cały ten świat jest tylko wizją poety, a akcja dramatu de facto rozgrywa 
się  wewnątrz  jego  wyobraźni
2
. Mickiewicz potraktował więc ie-Boską jako dramat o strukturze
analogicznej do Calderonowskiego Życia snem.
Taka interpretacja racjonalizuje fenomen rodzajowego, liryczno-dramatycznego synkretyzmu ie-
Boskiej;  a  z  drugiej  strony  pozwala  wyjaśnić  coś  jeszcze  innego:  strukturę  poszczególnych  obrazów 
scenicznych  oraz  ich  nietypowe,  kompozycyjne  powiązania.  Niezwykłą  cechą  kompozycyjną  dramatu  jest 
tutaj bowiem nie tyle samo zerwanie z klasycznymi jednościami i mieszanie planu realistycznego z planem 
metafizycznym  akcji,  znane  z  Fausta  i  wielu  innych,  współczesnych  utworów,  ile  nie  mająca  chyba 
precedensu w literaturze dramatycznej epoki kondensacja wszystkich tych zabiegów, połączona z niezwykłą 
skrótowością poszczególnych scen.
Uderzający jest kontrast pomiędzy rozległością problematyki i fabuły (a właściwie dwóch fabuł)
ukazanych  w  dramacie  —  a  jego  niewielkimi  rozmiarami.  Krasiński  jako  autor   ie-Boskiej  zdaje  się 
postępować  wedle  awangardowej  reguły:  „najmniej  słów".  Wiele  scen  kluczowych  dla  przebiegu  akcji  
i wymowy filozoficznej dzieła (np. scena ślubu w części pierwszej, czy scena rozmowy z Filozofem w części 
drugiej)  składa  się  z  ledwie  z  kilku  jednozdaniowych  kwestii.  Czas  i  miejsce  akcji  zmieniają  się  nie  tylko 
pomiędzy  poszczególnymi  częściami,  ale  i  między  większością  scen.  Zwłaszcza  w  dwóch  pierwszych 
częściach  dramatu  niemal  każda  scena  jest  osobną  odsłoną.  Próba  dosłownego  przeniesienia  tego 
kalejdoskopu  na  scenę  teatralną  musiałaby  spowodować  zawrót  głowy  na  widowni
3
. Artystyczna
niecelowość — niemożliwość —
takiej inscenizacji wydaje się potwierdzać sens Mickiewiczowskiej
interpretacji dzieła. Wystawienie ie-Boskiej w „obiektywnej" przestrzeni sceny pudełkowej musi prowadzić
1
Wacław Lednicki, The Undivine Comedy, [w:] Zygmunt Krasiński. Roman-lic Universalist, s. 78.
2
A. Mickiewicz, Dzieła, Warszawa 1955, t. XI, s 122. Krasiński odniósł się do tej propozycji Mickiewicza już 15 kwietnia 1843,
w listach do D. Potockiej i S. Małachowskiego, krytykując w tym ostatnim liście pomysł inscenizacyjny wykładowcy, za zwracanie 
uwagi  jedynie  „na  liryzm  w  dramacie  subiektywny"  podczas  gdy,  jego  zdaniem,  „dramat  wymaga  obiektywizmu".  Por.  M.  Inglot, 
Wstęp do: Z. Krasiński,  ie-Boska komedia, Wrocław 1989, s. 30; J. Timoszewicz, Krasiński o teatrze. „Pamiętnik Teatralny" 1959, 
z.  1-3,  s.  89.  Mimo  to,  jak  pisze  M.  Inglot:  „propozycja  Mickiewicza,  nie  całkiem  przekonywająca,  pozostaje  jedyną  próbą 
konsekwentnego scenicznie połączenia subiektywnie lirycznych i obiektywnie dramatycznych partii  ie-Boskiej”. 
3
" Problem ten stanął przez inscenizatorami ie-Boskiej w okresie międzywojennym, o czym pisze jeden z nich, Wacław Radulski,
reżyser  przedstawienia  lwowskiego  z  roku  1934-35:  „Wydawało  mi  się  wtedy,  że  lepszym  wyrazem  zewnętrznym  dramatu  będzie 
forma  teatru  symultanicznego,  a  nie  'gilotynowanie'  poszczególnych  scen  kurtyną",  O  inscenizacji   ie-boskiej  komedii,  [w:] 
Krasiński Żywy, s. 168, passim.  a tę osobliwość dramatu zwracali oczywiście uwagę już dawniejsi badacze. Chrzanowski podaje, za 
B.  Chlebowskim,  że:  „w  jednej  tylko  pierwszej  części   ie-Boskiej  komedii  miejsce  akcji  zmienia  sie  czternaście  razy,  a  w  całym 
dramacie  przeszło  trzydzieści  razy".  I.  Chrzanowski,  Z  wykładów  o  „ ie-Boskiej  komedii",  „Zeszyty   aukowe  KUL",  rocznik  II 
(1959), nr 2, s. 53. 
2
do estetycznej kakofonii, ponieważ rzeczywistość przedstawiona dramatu nie ma charakteru obiektywnego. 
Jest raczej czystą fantasmagorią poety-narratora i zgodnie z tym musi być interpretowana, także na scenie.
Na fantasmagoryczność obrazów dramatycznych ie-Boskiej składa się wiele czynników. Są to
nieprawdopodobne  —  życiowo  i  scenicznie  —  sytuacje,  zmiany  scenerii  i  ruch  w  ramach  poszczególnych 
odsłon,  postaci  fantastyczne  —  ich  nagłe  pojawianie  się  i  znikanie,  ich  metamorfozy,  tajemnicze  głosy 
dochodzące  „skądsiś"  (z  zaświatów,  z  podświadomości  bohatera?).  Nasuwająca  się  przy  tym  hipoteza,  że 
mamy tu do czynienia z rzeczywistością snu, wydaje się trafna — ale nie do końca. O ile bowiem następstwo 
poszczególnych scen przypomina w istocie alogiczny przepływ marzeń sennych, o tyle poszczególne sceny 
rozpatrywane same w sobie są — nawet mimo życiowego nieprawdopodobieństwa — niezwykle racjonalne, 
w tym sensie, że zawierają zawsze pewną wymowę pojęciową, zawartą w słowach i apelującą bezpośrednio 
do intelektu odbiorcy.
Przykładem tego może być nieprawdopodobna pod każdym względem, a mimo to nad wyraz
jednoznaczna w swojej wymowie, scena ślubu Henryka i Marii w wiejskim kościele (z Części I). Najpierw 
oglądamy  tu,  z  zewnątrz,  kościół,  nad  którym  „kołysze  się"  Anioł  Stróż.  Anioł  wypowiada  swoją  kwestię  
i „znika". Natychmiast (przy użyciu jakiej techniki teatralnej?) przenosimy się do wnętrza kościoła. Ksiądz, 
udzielający tu ślubu młodej parze wypowiada tylko jedno zdanie. Brzmi ono: „Pamiętajcie na to". Następnie 
nowożeńcy  wstają sprzed ołtarza,  mąż  oddaje rękę  żony  krewnemu,  po  czym  wszyscy  opuszczają  wnętrze 
świątyni,
pozostawiając w niej pana młodego, który w samotności wypowiada krótki, dwuzdaniowy
monolog. Ktokolwiek był na ślubie kościelnym — wie, że nie tak to wygląda... Ale Krasińskiemu nie chodzi 
o  prawdopodobieństwo,  tylko  o  skrócenie  sceny  do  granic  możliwości,  po  to,  aby  pod  względem 
informacyjnej  zawartości  mógł  ją  zrównoważyć  dwuzdaniowy  monolog  Męża.  Efekt  jest  podwójny:  scena 
ślubu wywiera osobliwe wrażenie przez swoją eliptyczność i „nierealizm", a kwestia, którą Henryk wygłasza 
w  opustoszałej  nagle  świątyni,  zostaje  tym  samym  niezwykle  wyeksponowana,  jako  ekwiwalent 
poprzedzającej ją sceny przysięgi małżeńskiej. Kwestia ta w istocie zasługuje na takie wyeksponowanie, jest 
bowiem dla przebiegu akcji kluczowa:
 
„Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem —  
przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę."
4
Sens dramatyczny ma tu niemal każde słowo. Słowo „zstąpiłem" — oznacza: „zniżyłem się" do
„ziemskiego"  ślubu,  co  doskonale  charakteryzuje  sposób  myślenia  Henryka  o  małżeństwie  i  pośrednio 
zapowiada jego przyszłe postępowanie wobec żony. Jeszcze bardziej brzemienne w skutki okaże się słowo 
„przeklęstwo"; Henryk nieopatrznie rzuca tym słowem klątwę na siebie samego; klątwę, która — jak wiemy 
—  spełni  się  w  toku  akcji,  kiedy  w  istocie  żonę  swą  kochać  przestanie,  bo  uświadomi  sobie,  że  przecież 
zawsze „marzył" o innej.
W tej scenie kondensacja znaczeń dokonuje się na zasadzie chwytu poetyckiego zwanego elipsą. Ale
autor  ie-Boskiej ucieka się także do symboli. Typowym symbolem jest na przykład „drzewo spróchniałe"  
w scenie rozmowy z Filozofem z Części //. Symbol ten, nie grając żadnej roli w akcji dramatu, odsyła nas 
bezpośrednio  do  planu  ideowej  wymowy  poematu.  Z  kolei  wprowadzenie  postaci  Mefistofelesa  do  sceny  
w  wąwozie  górskim  i  ukrytych  w  tej  scenie  aluzji  do  Fausta,  może  służyć  jako przykład  stosowania  przez 
autora  chwytu  intertekstualności,  sytuującego  świat  przedstawiony  utworu  na  płaszczyźnie  głównych 
tekstów  kształtujących  kulturę  umysłową  epoki.  Rozbudowane  sceny  zbiorowe,  które  obok  scen 
„eliptycznych" również w dramacie występują — jak na przykład panorama obozu rewolucji w Części III — 
autor  porządkuje
ideowo i schematyzuje przy zastosowaniu konwencji scenicznych rodem z romantycznej
opery.  Widz  słyszy  tu  chóry,  na  których tle  pojawiają  się  pojedyncze  głosy  „solistów",  epatowany jest  grą 
świateł  i  mroku  w  niesamowitej  scenerii,  baletowym  ruchem  i  zmiennym  grupowaniem  mas  ludzkich. 
Rzeczywistość przedstawiona w tych monumentalnych scenach okazuje się więc nie mniej umowna.
Swoistą dla ie-Boskiej komedii metodę konstruowania świata przedstawionego przy wykorzystaniu
wszystkich  wskazanych  tu  środków  można  by  określić  jako  technikę  metaforycznego  skrótu.  „To  raczej 
rysunek  niż  malowidło,  raczej  kontury  niż  barwy  i  cieniowanie,  sprowadzenie  koncepcji  bogatej  do 
surowego  skondensowania.  Dane  są  punkty  skupiające,  ośrodki  myśli,  które  rozgałęzić  się  mają  
4
Dz. lit., I, 330.
3
w świadomości czytelnika pobudzonej przez poetę do pracy współtwórczej"
5
. Nadaje ona rzeczywistości
dramatu  charakter  swoiście  zdeformowany.  Celem  tej  deformacji  wydaje  się  być  nie  tylko  wywoływanie 
czysto  estetycznego  wrażenia  sennej  fantasmagorii,  ale  przede  wszystkim  wykalkulowane  eksponowanie 
pewnej siatki pojęciowej (myśli), która w intencji autora ma informować o ukrytej (pod powierzchnią świata 
przedstawionego) strukturze prawdziwego świata.
Przy tym, jak pamiętamy, postulowany przez Krasińskiego „wielki poemat" winien naśladować
świat,  który  „w  szczegółach  jest  dziwaczny".  Zapewne  w  migawkowych  i  monumentalnych  scenach   ie-
Boskiej  zawiera  się  niemało  „dziwaczności".  Ale  wrażenie  to  pogłębione  jest  dodatkowo  przez  fakt,  że 
lapidarnej, symbolicznej deformacji świata towarzyszy w dramacie niemało efektów czysto realistycznych, 
by  rzec  naturalistycznych.  Ileż  realizmu  psychologicznego  jest  choćby  w  niektórych  rozmowach  Henryka  
z  żoną  (w  czasie  balu  i  przed  chrzcinami  Orcia),  w  konwencji  naturalistycznej  można  by  wyobrazić  sobie 
scenę w domu obłąkanych. W pierwszej z wymienionych scen technika realistycznej miniatury pojawia się 
po  to,  aby  stworzyć  kontrastowe  tło  dla  ingerencji  sił  nadprzyrodzonych  —  rozmowa  Henryka  z  Marią, 
ukazująca kryzys ich małżeństwa, poprzedza nagłe pojawienie się zaświatowej Dziewicy. Podobnie w domu 
obłąkanych: na tle przyziemnej do granic możliwości Żony Doktora, rozprawiającej o kosztach utrzymania 
zakładu  i  o  płynnych  bądź  „zsiadłych"  lekarstwach, jeszcze  bardziej  wyraziste  stają  się  symboliczne  głosy 
spod  podłogi i  znad sufitu,  wieszczące  krwawą rewolucję  oraz  katastroficzno-ekspresjonistyczne  monologi 
Marii, nawiedzanej w obłędzie wizjami. 
Myśląc o „dziwaczności" szczegółów świata — i szczegółów naśladującego świat poematu — nie
sposób  też  nie  zwrócić  uwagi  na  występowanie  w   ie-Boskiej  elementów  zamierzonej  brzydoty,  efektów 
groteski i frenezji. Brzydota przedśmiertnych konwulsji postaci umierających na scenie, rewolucyjne toasty 
wznoszone „czaszką zabitego wroga" albo groteskowa estetyka projektowanej świątyni wolności:
 
„sklepienie w długie puginały, filary w osiem głów ludzkich, a szczyt każdego filara jako włosy, z których się krew sączy..."
6
Tego typu efekty, w młodzieńczej prozie frenetycznej eksploatowane przez Krasińskiego eon amore,
w   ie-Boskiej  dawkowane  są  znacznie  oszczędniej  i,  jak  widzimy,  w  świetle  nowej  poetyki  uzyskują 
zupełnie nową funkcję. Służą mianowicie wyznaczaniu tych szczegółów w obrazie świata, które przez swoją 
skrajną dziwaczność są jakby przeciwnym biegunem względem „boskiego znamienia" całości.
Konstytutywną cechę artystycznego języka ie-Boskiej stanowi też sposób przedstawienia postaci
dramatu.  Postaci  te  nie  są  przedstawiane  jako  pełne,  w  sensie  psychologicznym,  osobowości  —  trudno 
bowiem byłoby uzasadnić takie przedstawienie w świecie będącym subiektywną fantasmagorią poety. Toteż 
nawet  u  protagonistów  kontur  psychologiczny  jest  ledwie  zarysowany.  Wszystkich  —  protagonistów  
i postaci epizodyczne — w głównej mierze określa natomiast fakt, iż są oni personifikacjami bądź to grup 
społecznych, bądź sił historycznych i kategorii ludzkich działających na scenie historycznej. Oczywiście tę 
społeczno-historyczną  kategoryzację  postaci  najłatwiej  jest  stwierdzić  na  przykładzie  tych  grup,  które  na 
scenie  występują  jako  chóry  (Chór  Rzeźników,  Chór  Lokajów,  Chór  Artystów,  Chór  Filozofów  itd).  
W  istocie  jednak  każda  z  postaci  pojawiających  się  w  dramacie  jest  w  tekście  „zdefiniowana"  jako
reprezentant takiej czy innej kategorii społeczno-historycznej. Widać to zwłaszcza w obozie rewolucji, gdzie 
np.  Pankracy  jest  przedstawiony  jako  typ  „człowieka  przyszłości"  i  charyzmatycznego  przywódcy  mas; 
Leonard to z kolei rewolucyjny ideolog-fanatyk, a Bianchetti — określony zostaje jako „kondotier ludów", 
itd.
Znaczenie wszystkich tego typu wewnątrztekstowych „definicji" postaci, które przypisują
poszczególne osoby do określonych kategorii społeczno-historycznych jest zasadnicze, gdyż od tego właśnie 
przypisania zależy w większości przypadków ich postępowanie. Innymi słowy: swoistą cechą postaci w  ie-
Boskiej jest to, że są one nie tyle autonomicznymi indywidualnościami, ile upersonifikowanymi mediami sił 
historycznych.  To,  co  decyduje  o  ich  postępowaniu,  to  nie  ich  osobiste  namiętności  i  przekonania,  ale 
wcielone  w  nich,  z  woli  autora,  zbiorowe  cechy  i  dążenia  grup  ludzkich  w  historii.  Dlatego  można 
stwierdzić,  że  główną  motywacją  dramatyczną  w   ie-Boskiej  są  „prawa  historii",  a  nie  np.  psychologia 
postaci, intryga czy ingerencja sił metafizycznych.
5
J. Kleiner, Wstęp [do:] Z. Krasiński, ie-Boska komedia, BN-I-24, wyd. 6. Wrocław 1959, s. XXXII. W Dziejach myśli ten sam
autor  pisze  o   ie-Boskiej,  że  jest  „genialnym  systemem  znaków  syntetycznych,  przepełnionych  życiem  —  i  jako  taki  system  jest 
ideałem poezji ideowej, intelektualnej", op. cit., 1.1, s. 185. 
6
Dz. lit., t.1, s. 384.
4
Ta, bodaj czy nie najbardziej charakterystyczna, cecha dramatu dotyczy także, w swoisty sposób,
Hrabiego  Henryka  i  jego  rodziny.  Czynnikiem,  który  determinuje  postępowanie  Henryka  nie  jest  jednak 
wyłącznie jego przynależność społeczna do arystokracji. W znacznie większym stopniu o jego losie, jak też 
o losie jego syna, Orcia oraz — w ostatecznym rachunku — także jego żony, decyduje fakt „bycia poetą". 
Bycie poetą trudno określić jako przynależność „społeczną" czy determinantę historyczną. W definicji, jaką 
daje  podmiot-narrator  utworu,  „bycie  poetą"  to  raczej  pewna  forma  doświadczania  człowieczeństwa  jako 
takiego  —  a  więc  kategoria  antropologiczna.  Dar  poetyckiego  widzenia  może  być  dla  jednostki 
błogosławieństwem albo przekleństwem, ale zawsze odsuwa ją na wielki dystans od uwarunkowań, którym 
podlegają  zwykli  śmiertelnicy.  Poeta  jest  niejako  wyniesiony  ponad  te  uwarunkowania;  jego  kondycja 
ujawnia więc człowieczeństwo „w stanie czystym" — nie zdeterminowane przez prawa historii.  ie-Boska 
jako  poemat  ukazujący  ludzi  historycznie  zdeterminowanych  jest  przede  wszystkim  poematem  o  prawach 
historii. Ale  ie-Boska jako dramat o poecie, który zdeterminowany jest tylko przez swoją ludzką kondycję, 
zaś determinantom społecznym nie ulega, staje się „poematem o człowieku".
POETA — CZŁOWIEK ROZDWOJOY
Optyka przyjęta w tej pracy każe nam spojrzeć na ie-Boską komedię jako na kolejne ogniwo
w  ewolucji  twórczości  jej  autora.  Taki  kontekst  podstawowym  tłem  dla  interpretacji  dzieła  czyni 
poprzedzającą go spuściznę okresu warszawsko-genewskiego. Automatycznie nasuwa się przy tym pytanie, 
czy   ie-Boska  zawiera  w  sobie  jakiekolwiek  ślady  tej  wcześniejszej  fazy?  Jest  tak  w  istocie,  co  widać 
zwłaszcza,  gdy  głównego  bohatera  poematu  —  Henryka  —  skonfrontujemy  z  zasadniczymi  rolami,  
w  których  występował  bohater  twórczości  młodzieńczej  Krasińskiego.  Były  to,  jak  pamiętamy,  trzy  stałe  
i  wyraźnie  określone  role:  poety,  kochanka,  rycerza.  Otóż  zwróćmy  uwagę,  że  hrabia  Henryk  występuje  
w dramacie również w tych samych trzech rolach: jako poeta, jako niewierny mąż ścigający widmo idealnej 
kochanki, oraz jako walczący na Okopach św. Trójcy wódz arystokratów — ostatnich potomków dawnego 
rycerstwa. Trudno jednak nie zauważyć, że te same wciąż role dawnego bohatera zostają teraz wprowadzone 
w  zupełnie  inny  kontekst  problemowy  i  aksjologiczny.  Dokonując  sądu  nad  hrabią  Henrykiem,  Krasiński 
dokonuje sądu nad ideałami swojej młodości.
W pierwszym rzędzie demitologizacji ulega, doprowadzona we wcześniejszym okresie do
kosmicznych rozmiarów, zgodnie zresztą z wczesno-romantycznymi wzorami, apoteoza poety. Chwale jego 
„n  i  b  y  nic  nie  zrówna"  —  n  i  b  y,  ponieważ  przetwarzająca  świat  wyobraźnia  oraz  szamańskie  igranie  
z uczuciami słuchaczy stają się udziałem poety za cenę radykalnej wewnętrznej dezintegracji jego osoby:
 
„Ty  grasz  cudzym  uszom  niepojęte  rozkosze.  —  splatasz  serca  i  rozwiązujesz,  gdyby  wianek,  igraszkę  palców  twoich  —  łzy 
wyciskasz,  suszysz  je  uśmiechem  i  na  nowo  uśmiech  strącasz  z  ust  na  chwilę  —  na  chwil  kilka  —  czasem  na  wieki.  Ale  sam  co 
czujesz? — ale sam co tworzysz? — co myślisz? — Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością."
7
Na wzór tej słynnej formuły, każde z określeń poety w cytowanym wstępie do Części I dramatu
akcentuje  jakiś  typ  sprzeczności  tkwiącej  immanentnie  w  ludzkiej  kondycji  poety.  Najpierw  jest  to 
sprzeczność polegająca na tym, że poeta wywołuje u swoich odbiorców uczucia i stany ducha, których sam 
nie  doświadcza  i  nie  wytwarza.  Po  wtóre,  jest  to  przeciwieństwo  między  poezją:  „strumieniem  piękności" 
przepływającym przez myśli i usta poety, a poetą jako człowiekiem — ciemnym łożyskiem tego strumienia. 
...„Cieniu,  który  znać  o  świetle  dajesz,  a  światła  nie  znasz,  nie  widziałeś,  nie  obaczysz..."
8
. Poezja i poeta
(konkretny  człowiek  z  krwi  i  kości)  są jak  światło i  cień —  przeciwieństwa  absolutne i  nierozłączne  zara-
zem.  Wreszcie  poeta  potrafi  wydać  się  czystym  duchem  —  aniołem,  by  w  chwilę  później  pogrążyć  się  
w odrażającej brzydocie materii:
 
„Kto  ci  dał  życie  nikczemne,  tak  zwodnicze,  że  potrafisz  udać  anioła  chwilą,  nim  zagrząźniesz  w  błoto,  nim  jak  płaz  pójdziesz 
czołgać i zadusić się mułem? — Tobie i niewieście jeden jest początek."
9
„Wspólnym początkiem" poety i niewiasty wydaje się być chwila upadku Ewy, spożycie owocu
z  Drzewa  Wiadomości  Dobrego  i  Złego,  które  strąciło  pierwszych  rodziców  w  stan  ziemskiej  egzystencji 
poddanej  prawu  śmierci.  Upadek  wydał  ich  na  pastwę  zła  i  spowodował  w  ich  pierwotnie  doskonałej  — 
integralnej  —  naturze  rozdział  na  byt  (materię)  i  świadomość  (duszę).  Rozdwojenie  to  jest  karą  Bożą  
7
Dz. lit. 1.1, s. 327
8
Dz. lit. 1.1, s. 327
9
Tamże.
5
i  główną  cechą  natury  ludzkiej  w  stanie  upadku.  Człowiek  wygnany  z  raju,  czyli  człowiek  rozdwojony 
wewnętrznie, zdezintegrowany wzywa odtąd zbawienia, czyli re-integracji
10
.
„Bycie poetą" to ta forma egzystencji, w której esencjalna dezintegracja natury ludzkiej — rozdarcie
między byt a świadomość — objawia się w swej absolutnej, nie złagodzonej niczym postaci. Jeśli więc poeta 
cierpi, to cierpi właśnie przez to bolesne rozdwojenie; dlatego, że będąc nosicielem ludzkiej natury w stanie 
upadku,  jednocześnie  obcuje  z  poezją,
czyli wspomnieniem i przeczuciem świata wyższego: „Ten tylko
nieszczęśliwy,  kto  na  światach  poczętych,  na  światach  mających  zginąć,  musi  wspominać  lub  przeczuwać 
Ciebie" — mówi narrator, mając na myśli poezję.
W porównaniu z takim losem, lepszą i szczęśliwszą dolą jest już stan całkowitej nieświadomości:
„Dziecię, co płacze na łonie mamki — kwiat polny co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed 
Panem od ciebie". Wobec tych bytów niewinnych i nieświadomych, zwłaszcza zaś wobec bohaterów, którzy 
tkwiący  w  nich  pierwiastek  boski  (poezję)  zamieniają  na  czyny  miłości  poświęcenia,  poeta  jest  niższy, 
bowiem  wyrażając  poezję  w  słowach  „oddziela  się  od  niej  przepaścią  słowa",  to  znaczy  niejako  wyzuwa  
z  poezji  (nazywanej  „matką  Piękności  i  Zbawienia")  swój  byt  i  swoje  czyny.  W  ten  sposób,  służąc  poezji  
i objawiając ją innym ludziom, gubi siebie samego. Taki jest jego los — nieuchronny i tragiczny.
To, co w analizie ie-Boskiej pojawia się jako ukryta nić przewodnia antropologiczej problematyki
utworu:  problem  spowodowanej  grzechem  pierwszych  rodziców  dezintegracji  natury  ludzkiej  oraz  dróg  
i  możliwości  jej  reintegracji,  ma  w  europejskiej  myśli  religijnej  i  filozoficznej  bogatą  tradycję,  w  części 
przynajmniej znaną Krasińskiemu z poprzedzających napisanie  ie-Boskiej lektur. Tropy prowadzą znów do 
Ballanche'a a także do współczesnego teozofa francuskiego Fabre'a d'O1ivet, znajomość którego stwierdził  
u autora  ie-Boskiej Wacław Kubacki
11
. Swoją koncepcję upadku Ballanche przejął od iluministów, których
mistrzem  był  Jakub  Boehme.  Iluminizm  stanowił  swoistą  konceptualizację  chrześcijańskiej  teologii  
i  soteriologii:  Upadek  w  ramach  tej  konceptualizacji  okazywał  się  tożsamy  z  dezintegracją  jednolitej 
pierwotnie  natury  ludzkiej  uosobionej  w  postaci  pierwszego  człowieka  —  Adama;  natomiast  zbawienie, 
które miało nastąpić po wiekach historii, pojęte zostało konsekwentnie jako re-integracja pierwotnej jedności 
człowieczeństwa.  Boehme  i  jego  następcy,  np.  Saint-Martin,  odnosili  historię  ludzkości  „do  trzech 
ekstrahistorycznych,  kosmologicznych  momentów:  Kreacji,  Upadku  i  Reintegracji"
12
. Nie były to dla nich
fakty historyczne: historia nie wpływała na nie, stanowiąc zaledwie obojętną scenę tego duchowego dramatu. 
Ballanche uhistorycznił w swoim systemie iluministyczną teorię zbawienia jako reintegracji, głosząc, iż ku 
reintegracji prowadzą dzieje świeckie
ludzkości,  pojęte  przez  niego  jako  ekspiacja  dokonująca  się  w  serii  „prób".  Człowiek  historyczny,  a  więc 
człowiek, który nosi na sobie piętno upadku, jest przez to istotą wewnętrznie rozbitą, zdezintegrowaną.
Czytelne nawiązania do tych koncepcji antropologicznych obecne są nie tylko monologu autora
otwierającym  część  pierwszą   ie-Boskiej,  ale  i  w  losach  Henryka,  Marii  i  Orcia  —  a  więc  tych  osób 
dramatu, które w taki czy  inny sposób napiętnowane zostały darem poetyckim.  Marię poznajemy najpierw 
jako  dobrą,  wrażliwą  a  zarazem  naiwną  dziewczynę.  Cechuje  ją  dziecięca  nieświadomość,  bezpośredniość  
niezłożoność  bytu.  Ta  prosta  „bytowość"  żony,  podkreślana  wielokrotnie  („kobieto  z  gliny  i  błota"  itp.) 
budzi pogardę Henryka i jest przyczyną jego ucieczki. Wstrząs w wyniku odtrącenia i będąca jego skutkiem 
choroba psychiczna są jednak dla Żony formą przebudzenia świadomości. W chorobie Maria modli się o dar 
poetycki  —  najwyższą  formę  świadomości  —  i  uzyskuje  zdolność  wizjonerską,  dającą  jej  wgląd  
w metafizyczny plan świata. Ale ten dar najwyższej świadomości dla jej „bytu" oznacza rozpad wewnętrzny, 
destrukcję. Pod naporem ducha ciało popada w chorobę, której następstwem jest przedwczesna śmierć.
Podobny los staje się udziałem Orcia. „Myśl mu ciało przepsuła" — jak mówi Doktor. Wzrok
wewnętrzny,  otwarty  na  tajemnice  świata  duchowego,  zamyka  mu  oczy  cielesne,  powodując  ślepotę. 
Poszczególne sceny Części II dramatu ukazują kolejne etapy rozstroju, jakiemu ulega osobowość i organizm 
chłopca.  Punkt  wyjścia  tego  procesu  dezintegracji  obszernie  zarysowany  jest  we  wstępie  do  tej  części.  Ta 
charakterystyka  Orcia  z  okresu  wczesnego  dzieciństwa  na  plan  pierwszy  wysuwa  integralność  wszystkich 
jego  cech:  piękno  duchowe  odbija  się  w  doskonałej  urodzie  dziecka  i,  samo  w  sobie,  objawia  się  jako 
doskonałe  zjednoczenie  różnych  zdolności,  a  nawet  jako  jedność  anielstwa  i  demonizmu.  Znamienne,  że 
10
Przypomnijmy, że o problematyce tej w listach do Reeve'a z jesieni 1831 roku, łącząc ją słusznie z postacią hrabiego Henryka,
pisze Anna Kubale, w cytowanej tu już książce: Dramat bólu istnienia w listach Zygmunta Krasińskiego. Gdańsk 1997, s. 59-61.
11
W artykule Krasiński i Ballanche, jw.
12
McCalla, op. cit. s. 289.
6
niezwykłe i doskonale zharmonizowane cech duszy i ciała objawiane przez Orcia we wczesnym dzieciństwie 
poecie-narratorowi kojarzą się z pierwotną, poprzedzającą grzech rajski doskonałością ludzkiej natury:
 
„Gdyby kwiat, co więdnie, miał duszę z ognia i natchnienie z nieba, gdyby na każdym listku, chylącym się ku ziemi, anielska myśl 
leżała miasto kropli rosy, ten kwiat byłby do ciebie podobnym, o dziecię moje — może takie bywały przed upadkiem Adama."
13
W związku z tym szczególnie interesujące są okoliczności, w jakich Orcio uzyskuje on status
i „imię" poety.  Imię „Poeta" nadaje mu  matka, przerywając obrzęd chrztu. Chrzest jest w liturgii Kościoła 
rytualnym zmyciem grzechu pierworodnego. Skoro kondycja poety reprezentuje człowieczeństwo najgłębiej 
dotknięte  tym  grzechem,  to  „ochrzczenie"  dziecka  imieniem  „poety"  unieważnia  sakramentalne  znaczenie 
chrześcijańskiego obrzędu. Ta profanacja chrztu w planie metafizycznym jest źródłem zarówno poetyckich 
natchnień Orcia, jak i jego śmiertelnej choroby.
Historia Henryka wyróżnia się zasadniczo tym, że w esencjalne rozdarcie jego ludzkiej natury
wciska się Zło. Jego zadanie jest tym łatwiejsze, że Henryk jako poeta nie może się pogodzić z przyrodzoną 
materialno-duchową dwoistością człowieczeństwa. Pogardza materią, akceptuje tylko piękno niezniszczalne, 
które  jako  idea  i  wyobrażenie  obecne  jest  w  jego  świadomości.  Na  kobietę,  którą  poślubił,  początkowo 
patrzy tak, jak „w myśli patrzał na sunących aniołów". Cała więc jego początkowa miłość opiera się na iluzji 
—  utożsamieniu  rzeczywistości  z  ideałem.  Pogardzając  rzeczywistością  jest  podatny  na  iluzje,  idzie  więc 
bezkrytycznie  za  głosem  Dziewicy  —  widma  —  które  kusi  go  ostatecznym  wyzwoleniem  z  więzów 
skończoności i przebóstwieniem świadomości uwolnionej z więzów materii:
 
„O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz.... odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. — Ja ze świata świeżego, bez 
końca, bez nocy..."
14
Za tą pokusą Henryk podąża z desperacją, bo nawet jeśli refleksja podpowiada mu, że i Dziewica,
i  jej  obietnice  są  nierzeczywistym  tworem  jego  własnej  wyobraźni,  to  i  w  takim  wypadku  woli  raczej 
zatracenie samego siebie w tej iluzji, niż powrót do świata materii i całej jego prozaicznej brzydoty. Dlatego 
też, gdy obietnica zjednoczenia z Absolutem okazuje się kłamstwem, nie ma siły walczyć i czuje porywającą 
go „rozkosz otchłani".
Uratowany od potępienia dzięki metafizycznej interwencji, ukarany słusznym poczuciem winy za
śmierć żony i chorobę syna, Henryk zostaje wystawiony na powtórną próbę i powtórne kuszenie. Tym razem 
Zło zwodzi go  mirażem sławy — orła „wypchanego w piekle" — który wzbije się nad wąwozem  górskim  
w Części II ze słowami: „Szablą ojców bij się o ich cześć i potęgę". Henryk odpowie na to wezwanie, ale  
w  sposób  zdradzający  jego  nihilistyczne  nastawienie  wobec  wskazywanych  mu  wartości,  o  których 
najwyraźniej  wątpi:  „...bądź  co  bądź,  fałsz  czy  prawda,  zwycięstwo  czy  zaguba,  uwierzę tobie,  posłanniku 
chwały"...
15
Z tej odpowiedzi zdaje się wynikać, że Henryk w głębi duszy nie wierzy w ideały polityczne
i  społeczne,  o  które  chce  walczyć.  Przypuszczenie  to  nabiera  cech  pewności,  jeśli  się  weźmie  pod  uwagę 
jawną
deklarację utraty wszelkiej wiary, jaką bohater składa w tej scenie, tuż przed pojawieniem się
szatana
w podwójnej postaci Mefistofelesa i Orła:
 
„Pracowałem  wiele  lat  na  odkrycie  ostatniego  końca  wszelkich  wiadomości,  rozkoszy  i  myśli,  i  odkryłem  —  próżnię  grobową  
w sercu moim — znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie."
16
Słowa te jawnie nawiązują do słynnego, początkowego monologu Fausta i to zarówno w swojej
treści, jak i w funkcji: w tym, że będąc deklaracją rozpaczliwego nihilizmu są mimowolnym przyzywaniem 
diabła. Zło wypełnia duszę pustą, obojętną na dobro i pozbawioną uczucia miłości. Tak też jest w przypadku 
Henryka. Piekło po raz drugi zwodzi go tą samą pokusą: perspektywą przebóstwienia, przekroczenia granic 
ludzkiej kondycji. Dziewica z Części I mówiła Hrabiemu, że jest to możliwe w stanie estetycznej ekstazy. Ze 
słów  Orła,  w  Części  II,  Hrabia  wnioskuje,  że  ponad  poziom  człowieczeństwa  wyrosnąć  można  dzięki 
zdobyciu władzy i osobistego znaczenia. Henryk nazywa Orła „posłannikiem chwały" — nie „posłannikiem 
przeszłości" — i dodaje: „Przeszłości, bądź mi ku pomocy — a jeśli duch twój wstąpił do łona Boga, niechaj 
13
Dz. lit. I, 348.
14
Dz. lit. I, 335.
15
Dz. lit. I, 355.
16
Dz. lit. I, 353.
7
się  znów  oderwie,  wstąpi  we  mnie,  stanie  się  myślą,  siłą  i  czynem".  Ideał  przeszłości  ma  tu  być  tylko 
pomocą  w  drodze  do  osobistej  „sławy".  Henryk  wie,  że  potęga  i  sława  ludzi  przemija,  ale  i  tak,  w  pustce 
aksjologicznej okazuje się to dla niego jedynym celem wartym zachodu. Toteż u kresu swojej drogi bohater 
będzie miał krótką chwilę satysfakcji, której nie zamąci mu świadomość, że sprawa, której bronił, przegrała, 
a jemu samemu grozi bliska śmierć. Na murach Św. Trójcy zdobywa się łabędzi śpiew potępieńca, którego 
diabeł uwiódł mirażem nadczłowieczeństwa: 
 
„Jakże  tu  dobrze  być  panem,  być  władcą  —  choćby  z  łoża  śmierci  spoglądać  na  cudze  wole,  skupione  naookoło  siebie,  i  na  was, 
przeciwników moich, zanurzonych w przepaści, krzyczących z jej głębi ku mnie, jak potępieni wołają ku niebu — 
 
Dni kilka jeszcze, a może mnie i tych wszystkich nędzarzy, co zapomnieli o wielkich ojcach swoich, nie będzie — ale bądź co bądź 
— dni kilka jeszcze pozostało — użyję ich rozkoszy  mej k'woli — panować będę — walczyć będę — żyć będę. — to moja pieśń 
ostatnia."
17
Kiedy mija krótkotrwałe upojenie quasi-boską potęgą ziemskiego suwerena, przychodzi moment na finałową
refleksję, w słowach, którymi Henryk podsumowuje swój bunt przeciwko ludzkiej kondycji oraz przypisanych do niej 
powinności oraz ograniczeń:
 
„Człowiekiem być nie  warto —  aniołem nie warto. — Pierwszy  z archaniołów po kilku wiekach, tak jak  my po kilku latach bytu, 
uczuł nudę w sercu swoim i zapragnął potężniejszych sił — Trza być Bogiem lub nicością."
18
W tych słowach główny bohater ie-Boskiej najlapidarniej ujmuje postawę buntu metafizycznego
w takiej postaci, w jakiej ów bunt staje się jego udziałem. Rzecz jednak w tym, że Henryk jako metafizyczny 
buntownik,  jest  w  dramacie  Krasińskiego  bohaterem  moralitetu,  oskarżonym  i  ostatecznie  potępionym.  Za 
co?  Z  pewnością  za  dwukrotne  poddanie  się  szatańskim  pokusom  i  —  także  dwukrotne  —  odrzucenie 
wskazówek  Anioła  Stróża.  Jeśli  Piekło  kusiło  go  mirażami  boskości  osiągalnymi,  rzekomo,  za  cenę 
pogardliwego  zanegowania  ograniczeń  ziemskiej  egzystencji,  to  Anioł  Stróż  nakazywał  miłość  do  ludzi 
takich,  jakimi  są:  „schorzałych,  zgłodniałych,  rozpaczających"  —  dalekich  od  boskości  i  ulepionych  
z  gliny...  Tymczasem  diabłu  udało  się  skorumpować  w  Henryku  jego  silne  dążenie  do  wewnętrznej 
integralności, podpowiadając mu kłamliwie, jakoby tę jedność można osiągnąć przez całkowite zanegowanie 
cielesnego,  ziemskiego  wymiaru  ludzkiej  natury.  Jeśli  w  ostatecznej  klęsce  Henryka  odgrywa  ważną  rolę 
poezja, którą bohater w ostatnich swych słowach przeklina, to dlatego, że poezja pozwalając na obcowanie  
w  wyobraźni  z  odbiciami  czysto  duchowego  ideału,  odciąga  niejako  świadomość  człowieka  od  jego  bytu, 
zamieniając dwoistość ludzkiej natury w rozdarcie absolutne, metafizycznie „nieuleczalne", a w końcu ucząc 
pogardy dla ziemskiej, prozaicznej rzeczywistości. 
Od tego rozdarcia, które przejawia się pogardą dla świata i ludzi, poetę obronić może tylko miłość.
Ponieważ  Maria  i  Orcio  nie  są  jej  pozbawieni,  ich  tragedia  nie  łączy  się  z  potępieniem.  Inaczej  jest  
w przypadku Henryka, na którego Chór Głosów podziemnych wydaje wyrok:
„Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki"
19
.
Wyrok to najsurowszy z możliwych — ale w swojej lapidarności nie mówiący całej prawdy
o  Henryku  takim,  jakim  go  poznajemy.  Miłość  własna  nie  jest  bynajmniej  jedynym  uczuciem  Henryka. 
Przecież  Henryk  kochał  nie  tylko  siebie,  ale  i  Orcia  pełną  wyrzutów  sumienia,  lecz  tym  bardziej  przez  to 
czułą .miłością ojcowską. Jego postępowanie z Zoną było co prawda bezwzględne, ale też, oprzytomniawszy 
poniewczasie,  potrafił  zrozumieć  swą  winę  i  szczerze  pragnął  pogodzić  się  z  Bogiem  („dozwól  mi  dziecię 
ukochać w pokoju, i niechaj stanie mir już między Stwórcą a stworzonym" — modli się przecież na grobie 
Zony).  Potępienie  spotyka  go  jednak  za  praktyczne  wyniesienie  miłości  własnej  ponad  inne  uczucia,  za 
uwznioślony egoizm, w który wyradza się jego poetyckie powołanie.
Odkrycie i potępienie wysublimowanego egoizmu w postawie ludzi, jak Henryk, ucieleśniających
w  życiu  romantyczną  koncepcję  poety  stało  się  w  ten  sposób  najważniejszą,  oryginalną  cechą  poglądów 
Krasińskiego  na  temat  kondycji  poety
20
. Skazując swego bohatera-poetę na potępienie wieczne autor ie-
17
Dz. lit.I. 402.
18
Dz. lit. 1,410.
19
Dz. lit. 1,406.
20
Ten unikalny, nie tylko na tle epoki romantycznej, sąd Krasińskiego nad pychą artysty zauważył i w pełni docenił Konrad Górski,
którego  wnioski  ze  wszechmiar  godne  są  przytoczenia:  „Romantyzm  był  okresem  wzmożonego  egotyzmu  w  literaturze.  Poeci 
przesycali  swoje  utwory  najbardziej  intymnymi  osobistymi  przeżyciami  i  stąd  możliwość  artystycznego  wyzyskania  każdego 
8
Boskiej  akcentował  to  swoje  odkrycie.  Wysunięcie  miłości  własnej  do  roli  głównej  winy  moralnej  poety, 
wynikało
też logicznie z „etyki poświęcenia", wypracowanej w latach 1831-1833, a opartej, jak pamiętamy,
na  postulacie  zaparcia  się  siebie  w  akcie  „zapoznanej  ofiary".   ie-Boska  jako  poemat  o  poecie  była 
organiczną częścią ideowego rozrachunku Krasińskiego z romantyzmem w indywidualistycznej, egotycznej 
wersji  byronicznej
21
. W tym rozrachunku było jednak zawarte, oprócz oskarżenia, także przekonanie
o  swoistym  tragizmie  kondycji  poety.  To  samo  bowiem,  co  czyni  go  poetą,  wikła  go  w  nierozwiązywalny 
konflikt wartości
22
.
Jeśli tego typu jednostka, jak hrabia Henryk, dąży do najwyższego
dobra zapominając przy tym
o  miłości  bliźniego,  wówczas  mimo  swoich  zalet  staje  się  marionetką,  którą  bawi  się  szatan.  Pokusy 
piekielne  wyliczone  w  scenie  pierwszej  dramatu,  a  następnie  zastosowane  wobec  Henryka,  odpowiadają 
przecież najwyższym ideałom poszczególnych jego ról życiowych. Jako poetę zwodzi go fałszywy Eden — 
obraz  idealnej  natury.  Jako  zakochanego  małżonka  uwodzi  go,  kompromitując  romantyczny  mit  miłości, 
„Dziewica". Do piekła można też bohatera zaprowadzić jako rycerza — pójdzie tam za sławą, „starym orłem 
wypchanym  w  piekle"...  Wszystkie  te  role  składające  się  w  dotychczasowej  twórczości  Krasińskiego  na 
romantyczny  wzorzec  osobowy  mają  więc  to  do  siebie,  że  modelowego  bohatera  epoki  wiążą  ze  złem.  
A wiążą go ze złem nie jako byronicznego demona, co byłoby właśnie bardzo w guście romantycznym  — 
ale jako „igrzysko szatanów"— tragiczną ofiarę uwiedzioną przez diabła, za sprawą jej własnej, poetyckiej 
natury. 
FAŁSZYWA SOTERIOLOGIA REWOLUCJI
Kontrapunktem wobec prób „duchowego" przebóstwienia jednostki poprzez zanegowanie jej
cielesnej natury i przyziemnych uwarunkowań oraz przekreślenie zobowiązań wobec bliźnich, czego próbuje 
dokonać hrabia Henryk, jest w  ie-Boskiej komedii rewolucja społeczna. Rewolucja w najgłębszym planie 
ideowym  dzieła  Krasińskiego  ukazana  zostaje  jako  próba  zbiorowego  zbawienia  rodzaju  ludzkiego,  ale  na 
sposób  odwrotny:  nie  przez  negację  materii,  ale  przez  zanegowanie  duchowego  wymiaru  człowieczeństwa  
i  neopogańską  sakralizację  ciała.  Opozycyjny  związek  wątków  jednostkowego  i  społecznego  jest  więc 
podwójny.  Spirytualistycznej  drodze  samozbawienia  jednostki,  na  którą  wkracza  Henryk  jako  poeta, 
przeciwstawia  się  w  poemacie  materialistyczne  i  kolektywne  samozbawienie  ludzkości,  jakie  obiecują 
ideolodzy rewolucji: Pankracy i Leonard.
Na trop planu soteriologicznego, ukrytego w ideologii rewolucyjnej naprowadza nas w Części II
Filozof. W krótkiej rozmowie z hrabią Henrykiem głosi on, iż rewolucja oznaczać ma „odrodzenie się rodu 
ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych", które wyniknąć ma z powszechnego wyzwolenia i totalnej 
przemiany społecznej:
wzruszenia  poważnie  zagrażała  szczerości  życia  wewnętrznego,  narzucając  temu,  co  powinno  by  mieć  charakter  bezpośredniego 
doznawania, schemat literacki. Henryk na pewno nie był jedynym poetą w owej dobie, co przy każdej sposobności układał dramat ze 
swego życia, ale Krasiński był jedynym romantykiem, który to niebezpieczeństwo moralne zauważył i z bezlitosną ścisłością analizy 
psychologicznej na przykładzie Henryka uwypuklił", Posłowie do: Z. Krasiński.  ie-Boska komedia, Wrocław 1967, s. IX-X. 
21
Portret hrabiego Henryka można też traktować także jako swoisty „typ idealny" tych romantyzujących zgodnie z modą ludzi
współczesnych, o których poeta pisał do Reeve'a tuż po ukończeniu  ie-Boskiej, 19 grudnia 1833: „Coraz bardziej zdumiewa mnie 
nasz  wiek,  ci  otaczający  mnie  młodzi  mężczyźni,  młode  kobiety.  Nikt  nie  chce  być  tym,  czym  jest,  każdemu  roi  się  zostać 
Napoleonem;  (...)  nad  wszystkimi  głowami  krąży  rozpętana  wyobraźnia;  w  niewielu  piersiach  znajdziesz  serce.  Stąd  ten  ogrom 
głupstwa, cały ten długi korowód nudy, co próbuje sobie znaleźć jakieś zajęcie, ale, nie decydując się na żadne,  wybiera  wreszcie 
niezwykłość, fantastykę, nurzając się w niej bez celu, z jakąś odrobiną talentu, ale nie tworząc nic, nic nowego; przeciwnie, jest to 
życie  we  wściekłej  monotonii,  bo  brak  w  nim  zasady  twórczej,  serc  a".  Liczne  ślady  dystansowania  się  Krasińskiego  wobec 
powierzchownych przejawów romantycznej mody i stylu życia zawiera w latach 30. korespondencja z Adamem Sołtanem. 
22
Tuż przed napisaniem ie-Boskiej Krasiński w następujący sposób formułował te idee w liście do Reeve'a z 4IV 1833:
„Niewysłowione rozkosze czekają na artystę, ale przeznaczone mu jest także cierpieć bardziej niż komukolwiek z ludzi. Zaprawdę 
egoizm  jego  jest  wzniosły;  ale  mimo  wszystko  to  egoizm.  A  co  zrobi,  znalazłszy  się  w  sytuacji,  w  której,  aby  być  szczęśliwym, 
trzeba przestać być sobą? Oto początek piekła. Nigdy nie dowie się naprawdę, co to miłość kobiety; bo dla niego wszystko jest nim 
samym. On stwarza wszystko: świat, rzeźbę, wiersz, kochankę. Kocha swoje arcydzieła, ale nie kocha nic poza nimi. Oto dlaczego 
rzeczywistość  jest  dla  niego  trucizną.  Oto  dlaczego  nigdzie  nie  może  znaleźć  spełnienia  swoich  pragnień,  celu  swoich  marzeń. 
Wszystko,  co  nie  jest  nim,  napełnia  go  niesmakiem  i  rozpaczą.  Żyje  wśród  ludzi  jak  Kain,  z  przekleństwem  wypisanym  na  czole.  
A  przecież  potrafi  kochać,  całą  duszą  pragnie  dobra  i  choć  świat  odpycha  go  na  każdym  kroku,  chciałby  dla  niego  szczęścia.  Ale 
szczęśliwy  jest  wtedy,  gdy  jest  samotny.  Jest  silny  jak  półbóg.  Oto  dlaczego  wielki  artysta  nigdy  nie  jest  dobrym  małżonkiem, 
dobrym  ojcem.  Okropne!...  Oto  przyczyna  nienawiści,  którą  Byron  żywił  dla  świata;  oto,  co  w  nas  obu  budzi  niechęć,  tam  gdzie 
wielu  widzi  rozkosz  i  mądrość.  Drogo  trzeba  płacić  za  udział  w  boskich  tajemnicach.  Jedna  kropla,  która  upada  z  góry  na  Twoje 
czoło,  sprawia,  że  nie  potrafisz  żyć  na  tym  padole;  a  przecież  nie  stałeś  się  aniołem,  jesteś  nadal  człowiekiem,  tylko  już  nie  masz 
braci. Potem, jeśli  masz ciało  wątłe, zacznie Cię  może trawić powolna gorączka lub nawet postradasz zmysły". LHR, t. II, s. 102-
103. 
9
 
„Powtarzam, iż to jest nieodbitą, samowolną wiarą we mnie, że czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzynów. — (...) I wielkiej do 
tego  odmiany  w  towarzystwie  ludzkim  w  szczególności  i  w  ogólności  —  z  czego  wywodzę  odrodzenie  się  rodu  ludzkiego  przez 
krew i zniszczenie form starych."
23
Jest pewnym paradoksem, że sformuowanie z Wieczorów petersburskich Józefa de Maistre:
„oczyszczenie  przez  krew",  będące  u  tego  zaprzysięgłego  wroga  rewolucji  francuskiej lapidarnym  ujęciem 
jednego z głównych praw historii widzianej w teozoficznej perspektywie, stało się w poemacie Krasińskiego 
elementem  rewolucyjnej  ideologii  Filozofa.  Paradoks  ten,  polegający  na  przeniesieniu  idei  de  Maistre'a  
w  obcy  jej  kontekst,  można  jednak  wyjaśnić  konsekwentnym  postrzeganiem  przez  poetę  rewolucji  jako 
ruchu,  który  w  swej  najgłębszej  istocie  odwołuje  się  do  uzasadnień  mistycznych.  W  jaki  sposób  idea 
„odrodzenia przez krew" staje się równoznaczna z mistycznym uzasadnieniem praktyk rewolucji, pokazują 
kolejne prezentacje rewolucyjnej ideologii, w Części III poematu.
Pierwszą z tych prezentacji są rewolucyjne obrzędy Leonarda. Sakralizacja ciała i uświęcenie
zabijania  jednoczą  się  tu  w  rytuale  nowej,  rewolucyjnej  religii.  Sakralizację  ciała  reprezentuje  znany  
z obrzędów pogańskich i czarnych mszy rytualny akt seksualny
24
. Leonard — „prorok natchnięty Wolności"
i  mistrz  ceremonii  jednoczy  się  w  tym  akcie  z  kobietą  „niepodległą,  wyzwoloną,  obnażoną  z  zasłon  
i przesądów, wybraną spośród córek Wolności", tłumacząc przy tym „zbawczy" sens owego połączenia:
 
„My  oboje  obrazem  rodu  ludzkiego,  wyzwolonego,  zmartwychwstającego  —  patrzcie  —  stoim  na  rozwalinach  starych  kształtów, 
starego Boga
25
. — Chwała nam, bośmy członki jego rozerwali, teraz proch i pył z nich — a duch jego zwyciężyli naszymi duchami
— duch jego zstąpił do nicości."
26
Obrzęd rewolucyjny obrazujący „wyzwolenie" i „zmartwychwstanie" rodu ludzkiego to akt
seksualny  odbywający  się  na  ruinach  dawnych  ołtarzy.  „Wyzwolenie"  polega  tu  więc  na  profanacji; 
„zmartwychwstanie"  —  na  zmysłowym  rozkiełznaniu.  Duch  „starego  Boga",  którego  prawa  zostały 
odrzucone  „zstąpił  do  nicości"  a  ośrodkiem  nowego  misterium  stają  się  ciała  mężczyzny  i  kobiety  drżące  
„w boskim szale". I właśnie w tej sytuacji Leonard ogłasza drugą część swego przesłania: rewolucyjną rzeź 
wrogów jako dopełnienie trwającego rytuału:
 
„Świat  nowy  ogłaszam,  Bogu  nowemu  oddaję  niebiosa.  Panie  swobody  i  rozkoszy,  Boże  ludu,  każda  ofiara  zemsty,  trup  każdego 
ciemiężcy twoim niech będzie ołtarzem — w oceanie krwi utoną stare łzy i cierpienia rodu ludzkiego — życiem jego odtąd szczęście 
— prawem jego równość — a kto inne tworzy, temu stryczek i przeklęstwo."
27
Religia „nowego Boga" dopełnia się, jak widać nie na jednym, a na dwóch ołtarzach. Jeśli jednym
z nich jest żywe ciało ludzkie, to drugim jest ciało martwe — „trup każdego ciemiężcy". Krasiński akcentuje 
tym  samym  właściwą  rewolucji  i późniejszym  ruchom  totalitarnym  fascynację śmiercią.  „Sabaty  Leonarda 
—  stwierdza  Wojciech  Gutowski  —  projekt  świątyni  wolności-śmierci,  'święcenie  zbójeckie',  zabójstwo  
i  zniszczenie  —  synonimy  wolności  —  jako  cechy  nobilitujące  człowieka,  obojętność  i  zawodowa 
sprawność  zabijania,  znamionująca  Rzeźników  —  to  nekrofilskie  symbole  i  wzory  zachowań  nowej 
społeczności.  Rewolucja  jest  tu  świętem  śmierci."
28
Nieodzownym warunkiem stanu powszechnego
23
Dz. lit. I, 352.
24
Mężczyzna i kobieta jako para kapłańska — couple sacerdotale — występowała też w obrzędach saintsimonistów, na które, jako
na pierwzór obrzędów Leonarda, wskazywał w swojej monografii Kleiner. Nie zgodził się z tym Wacław Kubacki, który w głośnym 
artykule  pt.  Leonard  —  wielki  mistrz  sabatów  rewolucji,  „Ruch  Literacki"  1960  nr  3,  przekonująco  dowodził  związku  postaci 
Leonarda  i  jego  „obrzędów  nowej  wiary"  z  opisami  czarnych  mszy  w  europejskiej  i  polskiej  literaturze  demonologicznej  (imię 
Leonard, jako imię szatana przewodniczącego sabatom czarownic występuje m.in. w popularnej w Polsce książce ks. J. Bohomolca, 
z  1772  roku,  Diabeł  w  swojej  postaci....  i  w  Dictionnaire  infernal  Collina  de  Plancy,  z  roku  1818).  Krasińskiego  mogły  też 
inspirować, jak zauważył ostatnio Mieczysław Inglot, współczesne pamflety antyoświeceniowe i antyrewolucyjne K. Surowieckiego, 
który:  „Kreowane  przez  przywódców  Wielkiej  Rewolucji  religino-filozoficzne  kulty  (tzn.  obrzędy  ku  czci  Najwyższej  Istoty 
celebrowane m.in. przez Robespierre'a jako 'arcykapłana') przedstawiał jako „renesans pogańskich wierzeń i seksualnych orgii". Zob. 
M.  Inglot,  Rewolucja  i  Apokalipsa  w   ie-Boskiej  komedii  Zygmunta  Krasińskiego  [w:]  prac.  zbiór.  W  świecie  romantycznym,  pod 
red. W. Magnuszewskiego, Zielona Góra 1991, s. 166. 
 
25
Obrzędy Leonarda odbywają się na ruinach zburzonego przez rewolucjonistów kościoła.
26
Dz. lit. I, 379.
27
Dz. lit. I, 379-380.
28
W. Gutowski, W kręgu romantycznej fenomenologii śmierci, [w:] Style zachowań romantycznych. Propozycje i dyskusje, pod red.
M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986, s. 300; por. M. Inglot, Rewolucja i Apokalipsa..., s. 161-162.
10
szczęścia  i  równości  okazuje  się  „ocean  krwi"  —  konieczny,  aby  było  w  czym  utopić  odwieczne  „łzy  
i cierpienia rodu ludzkiego". Leonard, który wierzy w zbawienie przez krew, musi więc uświęcać nie tylko 
rozkosz i szczęście życia, ale i konieczność zabijania; Toteż wzywa otaczających go adeptów rewolucyjnego 
terroru:
 
„Idźcie bez trwogi i mordujcie bez wyrzutów — boście wybrani z wybranych, święci wśród najświętszych — boście męczennikami 
— bohaterami Wolności."
29
W XX wieku ie-Boska odczytywana była, jak najbardziej słusznie, jako profetyczna zapowiedź
szaleństw totalitarnych rewolucji tego stulecia
30
. Odwracając ten sposób myślenia zauważa się, że podobne
co  u  Krasińskiego  ujęcia  problemu  rewolucji  odnaleźć  można  wśród  późniejszych  interpretacji  rewolucji 
francuskiej,  socjalizmu,  i  u  dwudziestowiecznych,  chrześcijańskich  analityków  rewolucji  bolszewickiej. 
Przykładowo, w roku 1850, Juan Donoso-Cortes, wybitny hiszpański kontynuator konserwatyzmu Józefa de 
Maistre'a:  „podobnie  jak  autor  Du  Papę  (...)  sięgał  do  nauki  Kościoła  o  grzechu  pierworodnym, 
obciążającym
c
ałe człowieczeństwo, jako do istotnego uzasadnienia zjawiska rewolucji: 'Będziecie jako
bogowie!'  —  oto  formuła  pierwszego  buntu  pierwszego  człowieka.  Od  Adama,  pierwszego  człowieka,  do 
Proudhona, ostatniego bezbożnika, jest to formuła wszystkich rewolucji"
31
.
Wychodząc z innych przesłanek ideowych, na ąuasi-religijny charakter myślenia rewolucyjnego we
Francji 1789 i 1793 roku zwracał też uwagę Alexis de Tocqueville w Dawnym ustroju i rewolucji (1856):
„Rewolucja francuska postępowała w stosunku do tego świata dokładnie tak samo, jak na rzecz życia na tamtym świecie
działają rewolucje religijne; obywatelem zajmowała się abstrakcyjnie, poza jakimkolwiek określonym społeczeństwem, podobnie jak 
religie zajmują się człowiekiem w ogóle, niezależnie od kraju i czasu. (...)
Ponieważ z pozoru bardziej jeszcze niż do reformy Francji zmierzała do regeneracji rodu ludzkiego (podkreśl. A. W.),
rozpaliła namiętności, których do tej pory nie umiały rozbudzić najgwałtowniejsze nawet rewolucje polityczne. Zdobywała żarliwych 
wyznawców,  dała  początek  propagandzie.  Dzięki  temu  wreszcie  mogła  przybrać  ten  pozór  rewolucji  religijnej,  który  tak  przeraził 
współczesnych;  albo  raczej  sama  stała  się  rodzajem  nowej  religii,  religii  niedoskonałej,  co  prawda,  bez  Boga,  bez  kultu  i  życia 
pośmiertnego, ale zdolnej, jak islam, zalać całą ziemię swoimi żołnierzami, swoimi apostołami i męczennikami."
32
Obserwacja Tocqueville'a dotycząca „abstrakcyjnego" traktowania człowieka przez rewolucję
kojarzy  się  nieodparcie  z  międzynarodowym  czy  raczej  ponadnarodowym  ujęciem  zjawiska  rewolucji  
w   ie-Boskiej.  Jeśli  bowiem  w  dramacie  Krasińskiego  „narodowości  poznikały"  i  „dwa  kolory  rządzą 
światem"
33
to nie dzieje się tak tylko z racji ponadnarodowego charakteru konfliktów ekonomiczno-
klasowych, ale i ze względu na quasi-religijną istotę rewolucji. Do tego aspektu rewolucji, materialistycznej 
a zarazem mistycznej, jeszcze większą wagę przywiązywał, po zwycięstwie bolszewizmu w Rosji, Mikołaj 
Bierdiajew:
 
„Komunizm — pisał on — jest religią, która chce się urzeczywistnić przez siłę i przymus, nie licząc się z wolnością ludzkiego ducha. 
Jest  religią  królestwa  tego  świata,  ostateczną  negacją  tego  po  tamtej  stronie,  negacją  wszelkiej  duchowości.  I  oto  właśnie  w  tym 
momencie, jak to już widzieliśmy, jego materializm otrzymuje charakter mistyczny i duchowy."
34
Nie tylko sakralizacja przemocy i swoista mistyka materii są cechami wspólnymi komunizmu
w ujęciu Bierdiajewa, i religii Leonarda w ujęciu Krasińskiego. W rewolucji ukazanej w  ie-Boskiej mamy 
przecież  i  rewolucyne  rytuały  i  „moment  eschatologiczny",  i  bakuninowską  wiarę  Leonarda,  że  „pasja 
niszczenia  jest  pasją  twórczą"  a  „na  ruinach  i  popiołach  powstanie  nowy,  wolny  i  jaśniejący  świat"
35
.
Parafrazując  słowa  rosyjskiego  pisarza  wypowiedziane  o  Dostojewskim,  można  stwierdzić,  że  to  właśnie 
Krasiński przed autorem Biesów był tym, który najgłębiej odczuł, że rewolucja to przede wszystkim problem 
religijny, względny w stosunku do Boga, nieśmiertelności i do radykalnej przemiany całego życia ludzkiego.
29
Dz. lit. I, 380.
30
W tym kontekście interpretował ją m.in. G. K. Chesterton w przedmowie do angielskiego przekładu dzieła; Z. Krasiński, The Un-
Divine Comedy, tłum. H. E. Kennedy i Z. Umińska. Londyn-Warszawa 1924.
31
Cytat ze słynnego, wielokrotnie przedrukowywanego, przemówienia do Kortezów hiszpańskich, z 30 stycznia 1850 [za:]
A. Nowak, Jak rozbić rosyjskie imperium?, op. cit. s. 161.
32
A. de Tocqueville, Dawny ustrój i rewolucja, przeł. A. Wolska, Warszawa 1970, s. 58-59.
33
Znane określenia Wincentego Krasińskiego dotyczące klasowego, w jego mniemaniu, charakteru powstania listopadowego, por.
LO, s. 243.
34
N. Bierdiajew, Problem komunizmu, przeł. M. Reutt, Warszawa 1937. s. 57.
35
tamże, s. 97-98.
11
Jeśli Leonard jest mistykiem wierzącym w magiczną, sprawczą moc rewolucyjnych rytuałów, to dla
Pankracego krwawa rewolucja wydaje się być tylko wstępem do zbawienia pojętego jako ziemska realizacja 
utopii.  Dopiero  realizacja  tej  utopii  —  społecznej  i  cywilizacyjnej  —  ma  usprawiedliwić  „dzieło 
zniszczenia".  Pankracy  nie  podziela  więc  teorii  Filozofa  i  wiary  Leonarda  w  samoistne  odrodzenie  przez 
krew. Prawdziwe „zbawienie" polegać ma na zbudowaniu — po rewolucji — nowego, wspaniałego świata, 
urzeczywistniającego  postulaty  humanitarnej  religii  ludzkości  (przypominającej  idee  saint-simonistów). 
Wizja społecznej utopii jest jednym z argumentów, którymi przywódca rewolucji stara się omotać hrabiego 
Henryka w ich zasadniczym starciu ideowym. Przypomnijmy tym razem dłuższy fragment dialogu:
 
PANKRACY
Z pokolenia, które piastuję w sile woli  mojej, narodzi się plemię  ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. — Ziemia jeszcze takich nie 
widziała  mężów. — Oni są ludźmi  wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna. — Ona cała jednym  miastem kwitnącym, jednym 
domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu. —
 
MĄŻ
Słowa twoje kłamią — ale twarz twoja niewzruszona, blada, udać nie umie natchnienia. —
 
PANKRACY
Nie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowa prosili, a ja im tych słów skąpiłem. —
Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie — Bóg, pracą i męką czasów odarty z zasłon — zdobyty na niebie przez własne 
dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy — Bóg ludzkości objawił się im.
 
MĄŻ
A nam przed wiekami — ludzkość przezeń już zbawiona. —
 
PANKRACY
Niechże się cieszy takim zbawieniem — nędzą dwóch tysięcy lat, upływających od Jego śmierci na krzyżu —
36
.
Oto rewolucyjna teoria zbawienia w ujęciu Pankracego. Zbawienie przyniesione ludzkości przez
Chrystusa  nie  uwolniło  jej  od  nędzy,  a  więc  jest  fałszywe.  Zamiast  o  zbawieniu  wiecznym  należy  myśleć  
o  szczęściu,  postępie,  obfitości  dóbr.  Wspomnienie  o  krzyżu  Chrystusa  zasługuje  na  pogardliwą  ironię. 
Człowiek sam może stać się swoim zbawcą i Bogiem. 
 
„Straciwszy chrześcijańską wiarę — pisze Bierdiajew — dusza rosyjska marzyła o odkupieniu, dążyła do zbawienia ludu, ludzkości, 
świata,  do  zwalczenia  zła  i  cierpienia.  Rosyjski  rewolucjonista  z  XIX  wieku  nie  wierzył  w  Odkupiciela,  ale  uważał  się  sam  za 
odkupiciela, za ofiarę, i to właśnie determinowało patos jego męczeństwa."
37
Nie przypadkiem Henryk, który doskonale przenika Pankracego, już na początku rozmowy tytułuje
go  sarkastycznie  „zbawcą  narodów"  i  „obywatelem-bogiem".  Realizacją  ąuasi-boskich  uroszczeń  ideologii 
Pankracego  ma  być  totalny,  krwawy  przewrót  wymierzony  metafizycznie  w  zasadę  prymatu  ducha  nad 
materią.  Ale  dla  Pankracego  rozlew  krwi  nie  jest  jeszcze,  sam  w  sobie,  ostatecznym  spełnieniem.  Jest 
środkiem,  którego  użycie  może  być  usprawiedliwione  tylko  przez  zrealizowanie  celu  pozytywnego,  do 
którego — rzekomo — prowadzi. Celem tym jest zbudowanie społeczeństwa dobrobytu, w którym przyszli 
ludzie będą żyć w o 1 n i od wiary w zaświatowego Boga i od jego nakazów. Dopiero na tym etapie nastąpi 
sakralizacja materii, która wyzutym — wyzwolonym — z duchowości przyszłym pokoleniom nada, zdaniem 
Pankracego, status ąuasi-bośki.
I Pankracy i Henryk, choć reprezentują biegunowo różne idee i postawy, mają, w gruncie rzeczy,
wiele wspólnego; obaj są metafizycznymi buntownikami przeciwko dwoistości ludzkiej natury; obaj chcą ją 
ujednolicić przez metafizyczną redukcję jednego z jej wymiarów. Różnią się tylko tym, który z wymiarów 
człowieczeństwa chcieliby przekreślić. Henryk stara się zanegować ciało, Pankracy (i Leonard) — duszę.
Omawiany tu plan religijno-antropologiczny ie-Boskiej jest w poemacie płaszczyzną wspólną,
łączącą  problematykę  jednostki  z  problematyką  zbiorowości  ludzkiej.  Ten  plan  decyduje  o  filozoficznej 
jedności  tzw.  „rodzinnego"  i  „społecznego"  dramatu  w   ie-Boskiej.  Nie  są  to  więc  „dwa  dramaty"  —  jak 
skutecznie  przekonał  wielu  Stanisław  Dobrzycki
38
— luźno połączone postacią głównego bohatera, ale
dzieło  integralne  przedstawiające  dezintegrację  upadłej  ludzkiej  natury  w  dwóch  różnych  aspektach: 
jednostkowym i społecznym.
36
Dz. lit. I, 391-392.
37
N. Bierdiajew, op. cit., s. 118.
38
S. Dobrzycki, ie-boska komedia, Kraków 1907, s. 41.
12
„Dramat społeczny" domaga się jednak osobnej interpretacji w kategoriach socjologicznych
i  historiozoficznych.  Właśnie  ujęta  z  tej  perspektywy,  fałszywa  soteriologia  rewolucji  najpełniej  ujawnia 
swoją iluzoryczność.
OWY, SPRÓCHIAŁY ŚWIAT
Najwymowniejszym zaprzeczeniem rewolucyjnej teorii jest sama praktyka rewolucji, to znaczy jej
ukazany  w  dramacie  przebieg  i  konsekwencje.  Nowy  układ  społeczny,  który  wyłania  się  jako  rezultat 
zburzenia starego porządku tylko na pozór jest nowy. Krwawe niszczenie dawnej arystokracji nie zapobiega 
natychmiastowemu odradzaniu się podziału społecznego w samym obozie rewolucji, w którym od początku 
dominację uzyskują nowe elity.
Że rewolucyjna równość jest mrzonką, widać choćby i w tym, iż hrabia Henryk wędruje (w Części
III)  nie  tyle  przez  jeden  obóz  rewolucji,  jak  w  pośpiechu  zwykło  się  generalizować,  ale  przez  dwa  różne 
obozy rewolucjonistów, z różnych kategorii ludzi złożone i leżące w dwóch różnych, oddzielonych od siebie 
miejscach.
Najpierw zwiedzamy koczowisko zrewoltowanego plebsu. Na leśnej polanie, wokół szubienicy
tańczą i śpiewają chóry „skrzywdzonych i poniżonych": lokai, rzeźników, chłopów pańszczyźnianych, tutaj 
umiera wycieńczony pracą rzemieślnik, a wszyscy obwieszczają swoje pojmowanie społecznego przewrotu: 
„Chleba, zarobku, drzewa na opał w zimie, odpoczynku w lecie! — Hura — Hura!". Tu nie ma, i być nie 
może,  miejsca  na  ideologię.  Rządy  sprawuje  żądza  krwawej  zemsty  i  biologiczny  instynkt:  walka  
o  przetrwanie,  użycie,  chwilowe  zakosztowanie  niedostępnych  kiedyś  przywilejów  i  przyjemności,  w  imię 
prostego resentymentu, to tutaj obiega „kielich pijaństwa i pociechy".
Rewolucyjna elita zgrupowana jest w „innej części boru", na wzgórzu, na ruinach zburzonej katedry.
Oglądamy ją w osobnej odsłonie:
 
PRZECHRZTA
To Leonard, prorok natchnięty Wolności — naokoło stoją nasze kapłany, filozofy, poeci, artyści, córki ich i kochanki.
 
MĄŻ
Ha! Wasza arystokracja —
39
.
To wyłącznie dla tej „arystokracji", przeznaczona jest nowa religia z jej rytuałem oraz „mistycznym"
usprawiedliwieniem  rozkiełznania  zmysłów  i  rozlewu  krwi.  Zresztą  nowa  arystokracja  nie  stroni  od  tych 
reprezentantów starej, którzy przeszli na jej stronę. Liczą się tu ponadto takie rzeczy, jak filozofia i sztuka. 
Artyści  marzą  o  sztuce  rewolucyjnej  i  zaangażowanej;  dla  potrzeb  nowej  religii  chcą  wznieść  nową 
świątynię,  której  symbolika  ma  być  apologią  terroru  i  jego  narzędzi.  Filozofowie-oświeciciele  przypisują 
sobie w rewolucji rolę sprawczą:
 
CHÓR FILOZOFÓW
My ród ludzki dźwignęli z dzieciństwa. — My prawdę z łona ciemności wyrwali na jaśnią. Ty za nią walcz, morduj i giń. —
40
.
 
Chór ten nieodparcie kojarzy się ze słynną kantowską definicją oświecenia jako „wyjścia człowieka 
z  niepełnoletności,  w  którą  popadł  z  własnej  winy". Jednak  Krasiński przedstawia tu filozofów,  którzy  nie 
ograniczają  się  do  zastępowania  religijnej  idei  zbawienia  człowieka  świecką  ideą  jego  emancypacji 
intelektualnej  przez  wychowanie  —  oni  chcą  też,  by  w  imię  ich  idei  ktoś  inny  zmieniał  świat  w  krwawej 
walce.  Jeśli  filozofowie  w  rewolucji  należą  do  tych,  którzy  jak  Przechrzci,  Pankracy,  czy  np.  generał 
Bianchetti  twierdzą,  że  to,  co  się  dzieje,  jest  realizacją  ich  planu,  to  efektem  wszystkich  tych  planów  jest 
wedle Henryka: „chaos dobywający się z toni czasu, z łona ciemności".
Wspólnym założeniem wszystkich rewolucjonistów jest przekonanie, że w wyniku ich działań w
świecie  tworzy  się  całkowicie  nowa  sytuacja.  Ten  właśnie  dogmat  w  świetle  scen  ukazanych  w  dramacie 
zostaje  zrelatywizowany  i  zanegowany.  Zwiedziwszy  incognito  obóz  rewolucji,  Henryk  ma  prawo 
powiedzieć  Pankracemu:  „—  widziałem  wszystkie  stare  zbrodnie  świata  ubrane  w  szaty  świeże,  nowym 
kołujące  tańcem  —  ale  ich  koniec  ten  sam  co  przed  tysiącami  lat  —  rozpusta,  złoto  i  krew"
41
. Taocena,
39
Dz. lit. I. 378.
40
Dz. lit. I, 383.
41
Dz. lit. I. 390-391.
13
oparta  na  bezpośrednim  doświadczeniu, jest  zresztą  tylko  potwierdzeniem  opinii,  którą  Henryk  wyraża  już  
w  Części  II,  odpowiadając  na  teorię  Filozofa  o  odrodzeniu  „przez  krew  i  zniszczenie  form  starych". 
Przypomnijmy, że Henryk odwołuje się wtedy do alegorii: 
 
MĄŻ
Czy widzisz to drzewo spróchniałe? —
 
FILOZOF
Z młodymi listkami na dolnych gałązkach. —
 
MĄŻ
Dobrze. — jak sądzisz — wiele lat jeszcze stać może?
 
FILOZOF
Czy ja wiem? — Rok — dwa lata. —
 
MĄŻ
A jednak dzisiaj wypuściło z siebie kilka listków świeżych, choć korzenie gniją coraz bardziej. —
 
FILOZOF  
Cóż z tego? —
 
MĄŻ
Nic — tylko że gruchnie i pójdzie precz na węgle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda się na nic. —
 
FILOZOF
Przecie nie o tym mowa. —
 
MĄŻ
Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego i teorii twojej.
42
Wiek filozofów — czasy współczesne — to „spróchniałe drzewo". Teoria rewolucji jest jak kilka
zielonych  listków  na  tym  drzewie:  zwodniczym  znakiem  życia  i  pozorną  zapowiedzią  odrodzenia.  Co 
więcej:  drzewo  jako  symbol  kosmiczny  reprezentuje  całość  świata;  rewolucyjna  teoria  i  jej  wyznawcy, 
którzy  sami  siebie  mają  za  reprezentantów  czegoś  nowego,  w  istocie  należą  do  „spróchniałego"  świata, 
jedynego,  jaki  istnieje.  Tworzą  go  pospołu  z  obrońcami  Okopów  św.  Trójcy,  co  jest  znakiem  odsłanianej 
przez poetę ironii dziejów: 
 
„Wstydźcie  się,  wstydźcie  wszyscy,  mali  i  wielcy  —  a  mimo  was,  mimo  żeście  mierni  i  nędzni,  bez  serca  i  mózgu, 
świat dąży ku swoim celom, rwie za sobą, pędzi przed się, bawi się z wami, przerzuca, odrzuca...”
43
.
DRAMAT OPATRZOŚCI I PRZEZACZEIA
Oto prawdziwy plan historii, na którym działa Przeznaczenie rządzące losami jednostek i grup.
Przeznaczenie,  czyli  —  jak  pamiętamy  z  Listów  do  Reeve  'a  —  wypadkowa  wszystkich  ludzkich  dążeń,  
z  żadnym  jednak  z  tych  cząstkowych  dążeń  nietożsama,  wymykająca  się  czyjejkolwiek  kontroli.  Rola 
rewolucji i reakcji w owym „dążeniu świata ku swoim celom" wydaje się więc jednakowo względna, chociaż 
to  o  rewolucji  różne  postaci  dramatu  wypowiadają  się  jako  o  sile  Przeznaczenia,  konieczności  dziejowej. 
„Kto  nam  zdoła  się  oprzeć  —  przecie  w  nas  wcieliła  się  Idea  wieku  naszego"  —  mówi  z  przekonaniem 
Leonard. Uznanie rewolucyjnych racji jako „dążenia wieku" staje się znakiem postawy kapitulanckiej wśród 
arystokratów, którą to postawę reprezentuje w Części IV Ojciec Chrzestny. 
Natomiast od rewolucyjnej normy odbiega, jak zwykle, tak i w tej sprawie, stanowisko Pankracego.
Na zadane wprost pytanie Henryka: „Czyś zbadał wszystkie manowce Przeznaczenia — czy pod kształtem 
widomym  stanęło  Ono  u  wejścia  namiotu  twojego  w  nocy  i  olbrzymią  dłonią  błogosławiło  tobie...?"  — 
odpowiedź Pankracego jest stanowcza, ale tylko do pewnego stopnia. Pewne jest zwycięstwo w walce — „a 
co później nastąpi, to już wam nic z tego". A co nastąpi później, tego sam Pankracy nie jest pewien. Zmusza 
42
Dz. lit. I, 353.
43
Dz. lit. I, 361.
14
się  wprawdzie  do  wiary  we  własne,  przyszłościowe  plany,  ale  starając  się  przekonać  innych,  sam  żywi 
skrywane  wątpliwości.  Wątpliwości,  które  go  niepokoją,  są  oczywiście  uzasadnione,  co  zostanie  mu 
objawione w chwili śmierci, w ostatniej scenie dramatu. 
Kształt i wymowa tej sceny spędzały sen z powiek interpretatorów ie-Boskiej, jak i samego autora,
który już po wydaniu dzieła drukiem w roku 1835, jeszcze dwukrotnie powracał do jej redakcji
44
. Historycy
literatury  spierali  się  o  „nieorganiczność"  tego  finału;  o  to,  w  jaki  sposób  —  i  czy  w  ogóle  —  jest  on 
umotywowany przez rozwój wcześniejszych wydarzeń i sposób ich przedstawienia?
Na tak postawione pytanie nie da się jednak od razu odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ
odpowiedź  zależy  tu  od  co  najmniej  dwóch  wcześniejszych  rozstrzygnięć.  Pierwszy  z  tych  dwóch 
problemów  sprowadza  się  do  pytania  o  to,  co  właściwie  ma  miejsce  w  zakończeniu  dramatu.  Drugi  —  z 
czego to zakończenie wynika; czym jest umotywowane?
Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie pierwsze. Jak wiadomo, w ostatniej scenie ie-Boskiej komedii
Pankracy  stacza  się  w  objęcia  Leonarda  i  umiera.  Jeśli  jednak  ta  śmierć  jest  rzeczywista,  to  jaka  jest  jej 
rzeczywista  przyczyna?  Orcio  ginie,  ponieważ  trafia  go  zabłąkana  kula;  Henryk  ginie,  ponieważ  skacze  w 
przepaść  z  wysokiej  skały.  Dlaczego  umiera  Pankracy?  Tekst  dramatu  nie  udziela  na  to  pytanie  równie 
zdroworozsądkowej odpowiedzi.
Oczywiście, Pankracy umiera na widok Chrystusa. Cóż to jednak znaczy „na widok", skoro spośród
postaci dramatu nikt prócz niego tej postaci Chrystusa nie widzi!
 
PANKRACY
Czy widzisz tam wysoko — wysoko? —
 
LEONARD
Nad ostrym szczytem widzę chmurę pochyłą, na której dogasają promienie słońca —
45
.
Oto i wszystko, co w ostatniej scenie ie-Boskiej można zobaczyć przy pomocy zdrowych oczu
i  zdrowego  rozsądku.  Tak  patrzy  Leonard i  czekające  po  zwycięstwie  na  spotkanie  z  wodzem  tłumy  ludu. 
Pankracy,  który  nie  widzi  już  nawet  tych  tłumów,  w  ogóle  nie  widzi  nic,  co  byłoby  realne  w  sensie 
zmysłowym.  Nie  można  mieć  wątpliwości,  że  postać  Chrystusa  powracającego  na  ziemię  jako  Sędzia  jest 
wyłącznie treścią jego wewnętrznej wizji
46
. Chrystus nie p o j a w i a się tutaj w takim sensie, w jakim jego
paruzję na końcu czasów zapowiada Pismo Święte
47
. To, co widzimy więc w finale ie-Boskiej nie może
być  zapowiadanym  przez  Apokalipsę  końcem  historii  i  początkiem  Sądu  Ostatecznego,  kiedy  to  Pan 
„przyjdzie sądzić żywych i umarłych" — żywi bowiem w ogóle nie zauważają tu tego, co widzi umierający 
Pankracy.  Z  tekstu  utworu  zdaje  się  wynikać  tylko  tyle,  że  Pankracy,  w  chwili  gdy  zrealizowana  została 
pierwsza połowa jego zamierzeń, ma widzenie Chrystusa — i właśnie samo   to   widzenie jest przyczyną 
jego śmierci!
 
PANKRACY
Jak słup śnieżnej jasności stoi nad przepaściami — oburącz  wspart na krzyżu, jak na szabli  mściciel. — Ze splecionych piorunów 
korona cierniowa.
 
LEONARD
Co się z tobą dzieje? co tobie jest?
44
W pierwodruku ie-Boskiej (Paryż 1835) i w wydaniu drugim z 1837 roku scena końcowa była krótsza niż ostatecznie przyjęta
wersja,  która  pochodzi  z  trzeciego,  ostatniego  przed  śmiercią  autora  wydania  dramatu  (Paryż  1858).  Z  własnoręcznego  dopisku 
Krasińskiego  na  egzemplarzu  wydania  z  1837  roku  znany  jest  też  inny,  trzeci  wariant  zakończenia.  Jednak  we  wszystkich  tych 
wersjach niezmienny pozostaje subiektywny charakter wizji Galilejczyka, jaką ma Pankracy. 
45
Dz. lit. I, 415-416.
46
K. Górski słusznie akcentuje ten fakt jako rozstrzygający o katastroficznej wymowie poematu: „Dla właściwego, katastroficznego
sensu  dzieła  decydującą  rzeczą  jest  fakt,  że  wizja  Galilejczyka  przychodzącego  na  sąd  ostateczny  (...)  odbywa  się  tylko  w  duszy 
Pankracego.  Nie  widzi  Chrystusa  Leonard,  nie  widzą  go  upojone  krwią  i  zwycięstwem  tłumy.  Innymi  słowy  —  jedyny  człowiek, 
który rozumiał błędność obranej drogi, odszedł, a któż przekaże owym tłumom prawdę słów Galilejczyka, nakazującą zupełnie inny 
kierunek  myślenia  i  działania?  I  dlatego  dopatrywanie  się  w  końcowej  scenie  dramatu  jakiejś  irracjonalnej  wiary,  że  Galilejczyk 
wskaże  zbawcze  wyjście  z  piekła  dni  dzisiejszych,  jest  zupełnie  sprzeczne  z  niezwykle  konsekwentną  fabułą  utworu,  słusznie 
nazwanego  ie-Boską komedią, op. cit., s. VIII-IX. 
47
Potoczne a co najmniej nieścisłe twierdzenie, że w zakończeniu ie-Boskiej „pojawia się" Chrystus, oparte na nieprecyzyjnym
odczytaniu  tekstu,  prowadzi  często  do  niewłaściwego  interpretowania  ostatniej  sceny  jako  bezpośredniego,  chiliastycznego 
proroctwa. 
15
PANKRACY
Od błyskawicy tego wzroku chyba mrze, kto żyw. —
 
LEONARD
Coraz to bardziej rumieniec zbiega ci z twarzy — chodźmy stąd — chodźmy — czy słyszysz mnie? —
 
PANKRACY
Połóż mi dłonie na oczach — zadław mi pięściami źrenice — oddziel mnie od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch. —
48
.
 
Stajemy  więc  oto  wobec  faktu,  że  śmierć  Pankracego  pozbawiona  jest  motywacji  realistycznej  (a 
przynajmniej  motywacja  taka  nie  jest  jasno  określona).  Można  co  najwyżej  powiedzieć,  że  tym,  co  zabija 
Pankracego, jest jego własna świadomość, w której nagle pojawia się poznanie Prawdy. A ponieważ Prawda 
jest przeciwieństwem absolutnym tego, co Pankracy  przez całe swe życie za prawdę uważał, czemu służył  
i  w  imię  czego  popełniał  i  organizował  zbrodnie,  jego  życie  w  tym  momencie  przestaje  mieć  dla  niego 
jakikolwiek sens. W „zabójczym" świetle Prawdy okazuje się nicością.
Śmierć Pankracego potrafimy więc umotywować tylko przez odwołanie do planu filozoficznego
utworu. Tak jak nic nam nie wiadomo o tym, by wynikała ona z wcześniejszej akcji, tak też błędem byłoby 
sądzić,  że  jest  ona  skutkiem  bezpośredniej  interwencji  sił  nadprzyrodzonych  —  cudu.  Cechą  cudu  jest 
przecież to, że wszyscy go widzą — tego jednak, co dzieje się przed oczyma Pankracego, nikt oprócz niego 
nie widzi. Oczywiście, w ramach konwencji dramatu klasycznego i realistycznego takie zakończenie byłoby 
„nieorganiczne",  tyle  że  jak  już  stwierdziliśmy,   ie-Boska  nie  jest  klasycznym  dramatem,  a  jej  świat 
przedstawiony  ma  raczej  status  oniryczno-symbolicznej  fantasmagorii  poety,  w  której  motywacją  równie 
dobrą jak związek przyczynowo-skutkowy może być też zasada intelektualnych skojarzeń
49
.
Z drugiej strony, jeśli finałowa wizja sądu Chrystusa nad światem jest tylko treścią świadomości
Pankracego n i e w i d o c z n ą w realnej
przestrzeni sceny teatralnej — jeśli, jak wszystko na to wskazuje,
rozgrywa się w wieczności zaświatów, a nie w ziemskim planie historii, to w i d o c z n y na scenie finał  ie-
Boskiej komedii ujawnia swój przejmująco realistyczny charakter. Oto umierający Pankracy widzi Chrystusa 
i  jego  sąd  nad  światem,  i  ten  sąd  rzeczywiście  się  dokonuje,  tylko  że  w  świecie,  wśród  żywych,  którzy 
pozostają na scenie nikt Galilejczyka nie dostrzega! Dla Leonarda, który słyszy przynajmniej słowa swego 
mistrza,  są  one  tylko  niezrozumiałym,  szaleńczym  bełkotem.  Bezskutecznie  wzywa  on  na  pomoc  upojone 
tłumy  ludu,  które  wiwatują,  nieświadome  prawdziwego  porządku  Dobra  i  Zła,  śmierci  swojego  wodza  
i jutra, które nastąpi.
W takim odczytaniu zakończenie poematu Krasińskiego zdaje się mieć podwójną wymowę
pesymizmu  historycznego  i  eschatologicznego  optymizmu.  Pesymistyczne  jest  przede  wszystkim  to,  że 
ostateczne,  po-zaświatowe  zwycięstwo  Galilejczyka  nie  ma  żadnego  znaczenia  praktycznego  w  ziemskiej 
historii.  Nie  wynika  z  procesu  dziejowego,  nie  poprzedza  go  historyczna  ekspiacja  ludzkości  —  następuje  
w wymiarze czysto duchowym. Zakończenia  ie-Boskiej nie da się więc wytłumaczyć optymistyczną, mimo 
wszystko,  historiozofią  Ballanche'a.  Protagoniści  giną,  na  scenie  pozostaje  chaos,  ruiny  dawnego  ładu 
religijnego i społecznego, totalitarny zbrodniarz i ślepy tłum. Znikąd nadziei.
Z drugiej strony wizja ostatecznego zwycięstwa Prawdy nie jest tylko złudzeniem Pankracego. Bóg
nie  umarł,  ani  nie  oszalał;  sądzi  świat,  oddzielając  Dobro  od  Zła.  Na  tym  zasadza  się  eschatologiczny 
optymizm  Krasińskiego.  Podwójną,  co  nie  znaczy  sprzeczną  wewnętrznie,  wymowę  zakończenia   ie-
Boskiej  dostrzegał  już  Mickiewicz,  który  w  College  de  France  jednym  tchem  mówił,  że  „Dramat  ten  jest  
w  istocie  poświęcony  zwycięstwu  Galilejczyka  (...)  Ale  naprawdę,  poemat  ten  jest  tylko  jękiem  rozpaczy 
człowieka genialnego, który widzi całą wielkość i trudność zagadnień społecznych, ale niestety nie wzniósł 
się jeszcze na wyżyny, skąd mógłby dostrzec ich rozwiązanie"
50
. Dodajmy, że w roku 1833 autor ie-Boskiej
takiego rozwiązania w ogóle jeszcze nie poszukiwał. Był w tych sprawach katastrofistą i pesymistą. Uważał, 
że  los  społeczności  jego  czasów  wyznaczony  jest  przez  historyczną  konieczność,  którą  nazywał 
Przeznaczeniem,  jakby  dla  podkreślenia,  że  żadna  partykularna  siła  ludzka  nie  może  tą  koniecznością 
pokierować.  Jego  własną  odpowiedzią  na  to  była,  jak  już  wiemy,  heroiczna  etyka  indywidualna,  etyka 
48
"
,4
Dz. lit. I, 416.
49
przyjęcie, za Mickiewiczem, że świat przedstawiony dramatu ma charakter subiektywnej projekcji wyobrażeń poety unieważnia
przesłanki polemiki o „ organiczność" zakończenia  ie-Boskiej, który przed laty podzieli! jej interpetatorów. Por. Wstępy do wydań 
utworu w Bibliotece Narodowej, seria I, nr 24 J. Kleinera, op. cit., s. XXIX-XXX; i M. Janion, wydanie nowe, zmienione, Wrocław 
1966, s. XC-XCVII. 
50
A. Mickiewicz, Dzieła, t. XI, s.109. Literatura słowiańska, kurs III, wykład 11.
16
osobistego  poświęcenia  i  walki  z  Przeznaczeniem,  w  imię  wartości  transcendentnych.  Tylko  istnienie 
transcendentnego  Dobra  i  transcendentnego  Zbawienia  —  Opatrzności  —  może  nadać  sens  życiu  i  znosi 
jego tragizm wynikający z podporządkowania Przeznaczeniu.
Wymowa zakończenia, jak staraliśmy się tu wykazać, opiera się na przesłankach zawartych
w samym poemacie i, jeśli uwzględni się jego liryczno-dramatyczną strukturę, nie ma potrzeby mówić o jego 
nieorganiczności.  Z  drugiej  strony  jednak,  filozoficzne  interpretacje   ie-Boskiej  z  natury  rzeczy  muszą 
wychodzić  poza  jej  tekst.  W  tym  zakresie  ciekawe  i  pomocne  dla  zrozumienia  zawartych  w  utworze 
koncepcji Krasińskiego może być zauważenie uderzającego podobieństwa obrazu scenicznego w finale  ie-
Boskiej  z  językiem  porównań  obrazowych  w  liście  do  Henryka  Reeve'a  zawierającym  zasadniczy  wykład 
idei Opatrzności i Przeznaczenia. Chodzi tu o cytowany już list z 29 września 1831, a zwłaszcza o taki jego 
fragment:
 
„Wyobraź sobie morze chmur widziane z alpejskich szczytów; wyobraź sobie ów czarny tuman przesłaniający dolinę, po obu bokach 
uczepiony  widnokręgu,  zwisający  ponad  głowami  ludzi:  to  Przeznaczenie.  I  spójrz  potem  na  przebiegające  tu  i  ówdzie  promienie 
słońca,  na  owe  tęcze,  co  się  ślizgają  po  grzbietach  obłoków  i  skrzydłem  z  lazuru,  srebra  i  złota  rozmiatają  owe  posępne  opary,  to 
Opatrzność. A potem, gdy słońce stoi wysoko w południe, popatrz, jak to całe takie szare, takie ponure sklepienie cofa się tu i tam,  
i  kryjąc  w  sobie  pioruny  znika,  a  zielone  rozłogi  w  dole  uśmiechają  się  do  wiszącego  nad  nimi  błękitu:  to  spotkanie  człowieka  z 
Opatrznością,  to  ostateczne  zwycięstwo  Opatrzności  nad  Przeznaczeniem.  Wierz  mi,  w  naturze  więcej  jest  symbolów  niż 
przypuszczamy,  więcej  życia  niż  podejrzewamy,  więcej  wzniosłości  niż  odczuwamy.  Natura  jest  parabolą  świata  czystych 
duchów."
51
W Części IV ie-Boskiej odnajdujemy obrazy zupełnie analogiczne. Pokryta poranną mgłą dolina, to
otoczenie wzniesionego na skałach zamku Świętej Trójcy. I tutaj mgła unosi się, odkrywając na dole ziemię  
i ludzi, na górze błękit nieba: 
 
„Z gór uniosły się mgły — i konają teraz po niecościach błękitu. — Dolina Świętej Trójcy obsypana światłem migającej broni i Lud 
ciągnie zewsząd do niej jak do równiny Ostatniego Sądu" — 
52
.
 
To,  co  w  dramacie  nazwane  jest  „Ostatnim  Sądem",  w  liście  nazywa  się  „spotkaniem  człowieka  
z  Opatrznością". Jedno  i drugie  (jeśli  tak  można  powiedzieć,  bo  w istocie  czymże  jest  ostatni sąd jeśli nie 
spotkaniem człowieka z Opatrznością) ukazane jest właśnie w finałowej scenie dramatu.
Pankracy widzi w tej scenie Chrystusa-Sędziego — oczywiście — bo to nad nim jest ten Sąd — to
jego  spotkanie  z  Opatrznością.  Tam  jednak,  gdzie  Pankracy  odkrywa  Opatrzność,  tam  Leonard  dostrzega 
tylko  „chmurę  pochyłą"  —  przeznaczenie,  które  kryje  przed  jego  zmysłami  prawdę  o  Opatrznościowym 
porządku istnienia. Wróćmy do cytowanego listu i potraktujmy go jako autokomentarz do tej sceny:
 
„To  jest  właśnie  Przeznaczenie.  Ale  nie  jest  to  już  Przeznaczenie  Greków,  tamto  bowiem  było  wieczne,  niezmienne;  a  to  jest 
straszliwe,  ale  poddane  potędze  wyższej;  jeśli  mówimy  o  ziemi,  trwa  ono  długo,  jeśli  o  wieczności,  to  tylko  ułamek  chwili.  I  w 
rzeczywistości bywa tak (w poezji powinno tak być zawsze), że już na tym świecie promienie Opatrzności kruszą czasem tę zimną  
i ciemną powłokę, którą nad naszymi głowami rozpina Przeznaczenie."
53
Zakończenie ie-Boskiej, jak widzimy, odpowiada tym założeniom i to zarówno w swojej ideowej,
jak i obrazowej strukturze. Promienie Opatrzności, jej nadprzyrodzone, oślepiające i „rozkładające w proch" 
światło,  kruszy  powłokę  Przeznaczenia  w  widzeniu  Pankracego.  To  światło,  którego  nie  widzi  Leonard 
patrzący  jeszcze  z  perspektywy  „tego  świata",  a  które  zawsze  ma  być  obecne  w  poezji,  świeci  też  
w finałowej scenie  ie-Boskiej.
51
LHR, t. I, s. 440.
52
Dz. lit. I, 397.
53
LHR, 1.1, s. 440.