Dom Nocy 08 Przebudzona(1)

background image

Przebudzona

1

background image

Przebudzona

2

P.C. CAST + KRISTINA CAST

P

P

r

r

z

z

e

e

b

b

u

u

d

d

z

z

o

o

n

n

a

a

TOM VIII CYKLU

D

D

O

O

M

M

N

N

O

O

Y

Y

Tłumaczenie nieoficjalne

Magdusia16, Maily, Vamp_Girl, Avinion Rose, Emergency, Leah3,

Lunax3, Martencja98

background image

Przebudzona

3

S

S

P

P

I

I

S

S

T

T

R

R

E

E

Ś

Ś

C

C

I

I

Streszczenie ................................................................................................ 5

Rozdział Pierwszy - Neferet ....................................................................... 7

Rozdział Drugi - Neferet .......................................................................... 15

Rozdział Trzeci - Zoey ............................................................................. 19

Rozdział Czwarty - Zoey .......................................................................... 29

Rozdział Piąty - Stevie Rae ...................................................................... 40

Rozdział Szósty - Jack .............................................................................. 47

Rozdział Siódmy - Rephaim ..................................................................... 57

Rozdział Ósmy - Stevie Rae ..................................................................... 66

Rozdział Dziewiąty - Zoey ....................................................................... 74

Rozdział Dziesiąty.................................................................................... 84

- Zoey ................................................................................................... 84

- Stark ................................................................................................... 90

Rozdział Jedenasty ................................................................................... 92

- Kalona ................................................................................................ 92

- Stark ................................................................................................. 102

Rozdział Dwunasty - Rephaim ............................................................... 104

Rozdział Trzynasty - Stevie Rae ............................................................. 112

Rozdział Czternasty ................................................................................ 120

- Rephaim ........................................................................................... 120

- Stevie Rea ........................................................................................ 122

Rozdział Piętnasty - Zoey ....................................................................... 129

Rozdział Szesnasty - Stevie Rae ............................................................. 141

Rozdział Siedemnasty - Stevie Rae ........................................................ 151

Rozdział Osiemnasty - Rephaim ............................................................. 159

Rozdział Dziewiętnasty - Zoey ............................................................... 167

Rozdział Dwudziesty - Zoey .................................................................. 178

background image

Przebudzona

4

Rozdział Dwudziesty Pierwszy - Zoey ................................................... 187

Rozdział Dwudziesty Drugi - Stevie Rae ................................................ 198

Rozdział Dwudziesty Trzeci - Rephaim ................................................. 207

Rozdział Dwudziesty Czwarty ............................................................... 217

- Neferet ............................................................................................. 217

- Linda Heffer ..................................................................................... 222

Rozdział Dwudziesty Piąty ..................................................................... 225

- Neferet ............................................................................................. 225

- Heath ................................................................................................ 228

Rozdział Dwudziesty Szósty .................................................................. 234

- Neferet ............................................................................................. 234

- Zoey ................................................................................................. 236

background image

Przebudzona

5

S

S

T

T

R

R

E

E

S

S

Z

Z

C

C

Z

Z

E

E

N

N

I

I

E

E

Zoey and Stark reassure their imprint by having sex. Aphrodite and Darius

leave Skye, but Zoey and Stark decide to stay a little longer while Stark
recuperates and Zoey chooses whether or not to be Sgiach's successor. In an
attempt to draw Zoey back from Skye after Kalona's failed mission, Neferet kills
Jack as a debt payment to Darkness. Kalona finds out that he can enter Stark's
mind because of the immortality he breathed into him.

Zoey also begins to trust Erik again and they realize that they weren't meant

to be anything else but friends. Erik also reveals to Zoey the new marks he's
earned which give him the new position of Tracker. During Jack's funeral
ceremony, Neferet asks Zoey for forgiveness to regain everyone's trust. Zoey
accepts the fake apology even though she sees through Neferet, but many other
people think the apology is genuine. Rephaim later makes his appearance after
being forced to fall out of the sky. Neferet then accuses him of being allied with
Darkness and Stevie Rae for being allied with Rephaim, so Neferet orders the
Sons of Erebus to kill both of them. Kalona interferes and faces the Sons of
Erebus with Rephaim. The two fight, but Rephaim only defends himself rather
than attacking the warriors. Stevie Rae asks her friends to cast a circle to stop
the battle and save Rephaim. Just when Dragon Lankford tries to kill Rephaim
with the help of Neferet, Nyx appears in an apparition and forgives Rephaim. He
was given the choice to choose between Stevie Rae and Kalona and ends up
choosing Stevie Rae. Nyx alters him permanently for this decision, so from then
on, Rephaim would be a raven during the day and a human during the night.
Because Neferet and Dragon do not accept him at the House of Night, Zoey, her
friends, and the red fledglings leave to start a new House of Night on their own
in the tunnels. Towards the end of the book, Neferet cooperates with the white
bull and sacrifices Linda Heffer (who had recently left Zoey's stepfather due to
his infidelity) to create a Vessel for her (someone who has to obey her
completely) as a weapon. Meanwhile, in the Otherworld, Heath is given the
opportunity by Nyx, to be the lost soul in this Vessel and he chooses it over

background image

Przebudzona

6

being reborn in the real world or remaining in the Otherworld; this way, he can
help Zoey. Meanwhile, Stark and Zoey are making out, but Stark becomes
aggressive, which is unlike himself. He bites Zoey, but she is finally able to stop
him (It is implied that it was Kalona, not Stark, who took over and got
aggressive). When they go to sleep, Zoey has a dream where she learns of her
mother's death and realizes that her mother really cared for her. The book ends
with Zoey waking up with this new realization and Stark being there to comfort
her.

background image

Przebudzona

7

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

P

P

I

I

E

E

R

R

W

W

S

S

Z

Z

Y

Y

-

-

N

N

E

E

F

F

E

E

R

R

E

E

T

T

Niepokojące uczucie rozdrażnienia obudziło Neferet. Zanim oddzieliła się

od marzeń, przechodząc w rzeczywistość, wyciągnęła jej długie i eleganckie
palce, czując Kalonę. Ramię, którego dotknęła było muskularne. Jego skóra była
gładka, silna i przyjemna pod jej ręką. Wszystko wyglądało jak mała, delikatna
pieszczota. Poruszył się i odwrócił chętnie do niej.

- Moja Bogini? - Jego głos był ochrypły od snu i fazy początkowej

odnowionego pragnienia.

On ją denerwował.
Wszyscy ją denerwowali, ponieważ nie byli nim.
- Zostaw mnie... Kronos. - Musiała spauzować i odszukać w pamięci jego

śmieszne, niezbyt ambitne imię.

- Bogini, zrobiłem coś, co Ci się nie spodobało?
Neferet spojrzała na niego. Wojownik Synów Erebusa leżał rozłożony na

łóżku obok niej, jego piękna twarzy była otwarta na świat, wyraz jego twarzy
przepełniony pragnieniem, a jego akwamarynowe oczy lśniły w płomieniach
świec w sypialni tak jak wcześniej tego samego dnia, kiedy patrzyła na jego
trening na dziedzińcu zamkowym. Poddał się wtedy jej pragnieniom, po jednym
jej zapraszającym spojrzeniu, chętnie przyszedł do niej i bezskutecznie, choć
entuzjastycznie, próbował udowodnić, że był bogiem w większym tego
znaczeniu niż sam imiennik.

Problem polegał na tym, że gdy Neferet została przygwożdżona do łóżka

przez nieśmiertelnego, wiedziała natychmiast, jak wielkim oszustem tak
naprawdę był Kronos.

- Oddychasz - Neferet powiedziała, napotykając znudzonym spojrzeniem

jego niebieskie oczy.

background image

Przebudzona

8

- Oddycham, Bogini? - Jego czoło, zdobione tatuażem, który miał

prezentować buławę, przypominało Neferet bardziej fajerwerki w dniu
czwartego lipca, zmarszczyło się w zdziwieniu.

- Pytałeś się, co zrobiłeś, co mi się nie spodobało, a ja powiedziałam, że

oddychasz. Jesteś zbyt blisko mnie. Nie podoba mi się to. Już czas byś opuścił
moje łóżko - Neferet westchnęła, a jej palce gestem wskazały, by odszedł. - Idź,
już.

Prawie roześmiała się głośno przez jego nieskrywany wyraz zranienia i

zszokowania.

Czyżby ten młodzieniec naprawdę wierzył, że może zastąpić jej boskiego

Małżonka? Zuchwalstwo tych myśli napędziło jej gniew.

W rogach sypialni Neferet, cienie w cieniach drżały w oczekiwaniu. Mimo,

że nie przywołała ich, to czuła ich poruszenie. Spodoba jej się to.

- Kronosie, oderwałeś mnie od rzeczywistości i na krótki czas dałeś mi

trochę przyjemności. - Neferet dotknęła go ponownie, tym razem nie tak
delikatnie i przebiegła paznokciami lewej dłoni w dół jego przedramienia.
Młody wojownik nie cofnął się ani nie odsunął. Zamiast tego drżał pod jej
dotykiem, a jego oddech się pogłębił. Neferet uśmiechnęła się. Wiedziała o tym,
że lubił odczuwać ból, by odczuwać pragnienie, natychmiast jego oczy
napotkały jej.

- Dałbym Ci więcej przyjemności, jeśli mi na to zezwolisz - powiedział.
Neferet uśmiechnęła się. Jej język wysunął się powoli, oblizując wargi,

kiedy obserwowała go.

- Być może w przyszłości. Być może. Na razie wymagam od Ciebie, byś

opuścił mnie i oczywiście nadal mi służył.

- Czy mogę pokazać Ci jak bardzo już tęsknię za tym, by Ci służyć

ponownie. - Ostatnie słowo zostało wypowiedziane jak słowna pieszczota i
popełnił błąd - Kronos sięgnął jakby miał prawo ją dotykać.

Jakby to było jego prawo, by jej dotykać.
Jakby jej życzenia były podporządkowane jego potrzebom i pragnieniom.
Jedno małe echo z przeszłości odległych czasów Neferet - czasu, kiedy

myślała, że pochowana swoje człowieczeństwo - wysączyło się z pogrzebanych
wspomnień. Czuła dotyk jej ojca, a nawet mogła poczuł smród jego zjełczałego
oddechu, przesączonego alkoholem oddechu, wspomnienia z dzieciństwa
zdominowały teraźniejszość.

background image

Przebudzona

9

Odpowiedź Neferet była natychmiastowa. Tak łatwa jak oddychanie,

odsunęła rękę od ramienia wojownika i przesunęła ją dłonią na zewnątrz, w
najbliższy z cieni, czyhający na krawędzi jej komnaty.

Ciemność odpowiedziała na jej dotyk nawet szybciej, niż Kronos. Czuła

śmiertelne drżenie Ciemności i rozkoszowała się wrażeniem, zwłaszcza, że
wygnała narastające wspomnienia. Nonszalanckim ruchem rozproszyła
Ciemność nad Kronosem, mówiąc:

- Jeśli to bólu najbardziej pożądasz, to zaznaj smaku mojego Zimnego

Ognia.

Ciemność Neferet rzucona na Kronosa przeniknęła jego młodą, gładką

skórę chętnie, krojąc szkarłatne wstęgi ran na przedramieniu, które tak niedawno
pieściła.

Jęknął, choć tym razem bardziej ze strachu niż pasji.
- Teraz zrób tak, jak rozkazałam. Zostaw mnie. I pamiętaj, młody

wojowniku, bogini zdecyduje, kiedy, gdzie i jak jest dotykana. Nie rozpędzaj się
ponownie.

Łapiąc się za krwawiącą rękę, Kronos skłonił się Neferet.
- Tak, moja Bogini.
- Która bogini? Bądź konkretny, Wojowniku! Nie mam ochoty być

nazywana niejednoznacznie.

Jego odpowiedź była natychmiastowa.
- Wcielenie Nyks. To jest twój tytuł, moja Bogini.
Jej zdenerwowana twarz zmiękła. Twarz Neferet zrelaksowała się i

wyglądała jak maska piękna i ciepła.

- Bardzo dobrze, Kronosie. Bardzo dobrze. Zobacz jak łatwo jest

przypodobać się mi.

Złapany w jej szmaragdowe spojrzenie, Kronos kiwnął głową raz, a potem

położył prawą rękę na sercu i powiedział:

- Tak, moja Bogini, moja Nyks - i wyszedł z czcią z jej pokoju.
Neferet znowu się uśmiechnęła. To było nieważne, że nie była faktycznie

Wcieleniem Nyks. Prawda była taka, że Neferet nie była zainteresowana
odgrywaniem roli wcielenia bogini.

- To nie oznacza, że mam mniejsze znaczenie niż bogini - przemówiła do

cieni skupionych wokół niej. Ważna była moc i jeśli tytuł Wcielenia Nyks
pomagał jej w zdobywaniu władzy, zwłaszcza wśród Wojowników Synów
Erebusa, to takim tytułem powinna być nazywana. - Ale pragnę czegoś więcej
niż tylko stać w cieniu bogini.

background image

Przebudzona

10

Wkrótce będzie gotowa, by podjąć następny krok i Neferet wiedziała, że

niektórzy Synowie Erebusa dadzą sobą manipulować, kiedy staną przy niej.

Oh, nie wystarczająco wielu z nich faktycznie stoczy walkę z ich siłą

fizyczną, ale wystarczająco wielu, by podzielić moralność Wojowników, kiedy
będzie wysyłać brata przeciwko bratu. Mężczyźni, pomyślała pogardliwie, tak
łatwo zwieść ich maską piękna i tytułem i tak łatwo wykorzystać na swoją
korzyść. Ta myśl dawała jej przyjemność, lecz nie rozpraszała na tyle, by
powstrzymać Neferet od spokojnego leżenia w łóżku. Owinęła się szlafrokiem z
jedwabiu i przeszła z pokoju na korytarz. Zanim pozwoliła podświadomym
myślom przejść do działania zmierzała na klatkę schodową, która biegła w głąb
zamku. Cienie w cieniach dryfowały za Neferet jak ciemne magnesy
przyciągane jej narastającym pobudzeniem. Wiedziała, że przenoszą się za nią.
Wiedziała, że były niebezpieczne i karmią się jej niepokojem, jej gniewem, jej
niespokojnym umysłem. Ale dziwne, że oddziaływały na nią tak, że czuła się
komfortowo w ich obecności.

Zatrzymała się tylko raz na schodach prowadzących w dół. Dlaczego idę

do niego ponownie? Dlaczego pozwalam mu atakować moje dzisiejsze myśli?
Neferet potrząsnęła głową, jakby chciała usunąć z niej te ciche słowa i
powiedziała do wąskiej, pustej klatki schodowej, zwracając się do Ciemności,
która unosiła się usłużnie wokół niej.

- Idę, ponieważ chcę to zrobić. Kalona jest moim Małżonkiem. Został

ranny służąc mi. To naturalne, że myślę o nim. - Z zadowolonym uśmiechem
Neferet nadal schodziła w dół krętymi schodami, łatwo tłumiąc prawdę, że
Kalona został ranny, bo uwięziła go, a on jej służył.

Dotarła do lochów, rzeźbionych wieki temu w skalistej ziemi, która

pokrywała wyspę Capri, na najniższym poziomie zamku przeszła cicho w dół
korytarzem oświetlonym pochodniami. Wojownik Synów Erebusa, który
odbywał wartę przed pokojem nie potrafił ukryć zaskoczenia i wstrząsu.
Uśmiech Neferet się rozszerzył. Jego zszokowany wygląd, zabarwił się
odcieniem lęku, powiedział jej, że była coraz lepsza w materializowaniu się z
cieni i z nocy. To poprawiło jej humor, ale nie na tyle, by utemperować okrutny
ton rozkazu w głosie.

- Odejdź. Chcę być sam na sam z Małżonkiem.
Syn Erebusa zawahał się tylko chwilę, ale ta krótka przerwa wystarczyła

Neferet, by zapamiętała, że na pewno w najbliższych dniach ten konkretny
Wojownik wróci do Wenecji. Może z powodu kogoś bliskiego...

background image

Przebudzona

11

- Kapłanko, daję wam prywatność. Ale wiedz, że odpowiem na dźwięk

Twojego głosu, kiedy mnie wezwiesz jak będziesz mnie potrzebować. - Nie
patrząc jej w oczy, Wojownik położył rękę na sercu i skłonił się - jednak zbyt
lekko, by odpowiadało jej.

Neferet przyglądała mu się, kiedy odchodził wąskim korytarzem.
- Tak - szepnęła do cieni. - Czuję, że coś niefortunnego stanie się jego

Małżonce.

Wygładziła przejrzysty jedwab jej sukni i odwróciła się do zamkniętych

drewnianych drzwi. Neferet odetchnęła wilgotnym powietrzem lochów.
Odgarnęła z twarzy grube kasztanowe włosy do tyłu, odsłaniając jej piękno, tak
jakby przygotowywała się do walki.

Neferet machnęła ręką na drzwi, które otworzyły się dla niej. Weszła do

pokoju.

Kalona leżał bezpośrednio na glinianej podłodze. Chciała zrobić mu łóżko,

ale rozsądek rozproszył jej swobodę działania. Tak naprawdę nie
przetrzymywała go w więzieniu. Była po prostu mądra. Miał do wykonania
misję dla niej, to było dla niego najlepsze. Jeśli jego ciało odzyska zbyt wiele
swojej nieśmiertelnej siły, będzie to zniechęcać Kalonę, niefortunnie rozpraszać.
Zwłaszcza, że miał działać jako jej miecz w Otherworldzie i pozbyć się tej
niewygody jaką była Zoey Redbird w tej rzeczywistości.

Neferet zbliżyła się do jego ciała. Jej Małzonek leżał płasko na plecach,

nagi, okrywały go tylko jak welon jego onyksowe skrzydła. Padła z wdziękiem
na kolana, a następnie pochyliła się nad jego twarzą, na grubym futrze
umieszczonym obok niego, by było jej wygodniej.

Neferet westchnęła i dotknęła twarzy Kalony.
Jego ciało było chłodne, jak zawsze, ale martwe. Nie reagowało w ogóle na

jej obecność.

- Czemu to tak długo trwa, kochanie? Czy nie możesz pozbyć się szybciej

jednego irytującego dziecka?

Neferet pogłaskała go ponownie, tym razem jej dłoń zsunęła się z twarzy w

dół zakrzywienia szyi, na pierś, by spocząć na mięśniach brzucha i pasa.

- Pamiętaj o przysiędze i wypełnij ją tak, bym mogła otworzyć moje

ramiona dla Ciebie i zabrać Cię do łóżka ponownie. Krwią i Ciemnością
przysięgłeś, że powstrzymasz przed powrotem do swego ciała Zoey Redbird,
niszcząc ją tak, bym mogła rządzić tym magicznym, współczesnym światem. -
Neferet pieściła ponownie szczupły pas upadłego Nieśmiertelnego, uśmiechając

background image

Przebudzona

12

się skrycie do siebie. - Och, i oczywiście będziesz po mojej stronie, kiedy będę
rządzić.

Niewidzialna dla Synów głupiego Erebusa, którzy byli szpiegami Wyższej

Rady, czarna, pajęcza nić, trzymająca Kalonę w pułapce, zadrżała i przesunęła
się, ocierając się o zimną rękę Neferet. Rozproszona przez chwilę jej
pociągającym chłodem, Neferet otworzyła dłoń do ciemności i pozwoliła jej
owinąć się wokół nadgarstka, strumień przeciął nieznacznie jej ciało - choć nie
wystarczająco, by spowodować ból nie do zniesienia - tylko, by tymczasowo
zaspokoić niekończącą się żądzę krwi.

- Pamiętaj o złożonej przysiędze...
Słowa rozprzestrzeniły się wokół niej jak zimowy wiatr wśród

ogołoconych gałęzi.

Neferet zmarszczyła brwi. Nie musiano jej przypominać. Oczywiście, że

była świadoma jej przysięgi. W zamian za pomoc Ciemności uwięziła ciało
Kalony i zmusiła go, by jego dusza odbyła podróż do Otherworldu - musiała
zgodzić się, by poświęcić życie niewinnej Ciemności, którą zanieczyścił.

- Przysięga obowiązuje. Transakcja zawarta, nawet jeśli Kalona zawiedzie,

Tsi Sgili... - Znowu słowa zostały wyszeptane wokół niej.

- Kalona nie zawiedzie! - Neferet krzyknęła tak wściekła, że nawet

Ciemność nie śmiałaby jej zganić. - Nie powinien, jego duch jest na moje
rozkazy, jak długo jest nieśmiertelny, więc jeśli zawiedzie, to będzie
zwycięstwo dla mnie. Ale on nie zawiedzie. - Powtórzyła te słowa powoli i
wyraźnie, odzyskując kontrolę nad jej coraz bardziej niestabilnym
temperamentem.

Ciemność lizała jej dłoń. Ból, choć był niewielki, była dla niej przyjemny,

patrzyła na strumienie serdecznie, jak gdyby były po prostu niecierpliwymi
kociętami walczącymi o jej uwagę.

- Skarby, bądźcie cierpliwe. Jego zadanie nie dobiegło końca. Mój Kalona

jest nadal tylko powłoką. Mogę tylko przypuszczać, że Zoey marnieje w
Otherworldzie - nie do końca będą żywa i niestety, jeszcze nie będąc martwa.

Strumienie wijące się wokół jej nadgarstka zadrżały i przez chwilę Neferet

myślała, że usłyszała szyderczy śmiech kruka dudniący w oddali.

Ale nie miała czasu, by rozważać konsekwencje tego dźwięku - czy był

prawdziwy, czy tylko był elementem rozszerzającego sięświata Ciemności i
energii, która konsumowała coraz więcej tego, co kiedyś znała jako
rzeczywistość - ponieważ w tej chwili uwięzione ciało Kalony szarpnęło
spazmatycznie, łapiąc głęboki oddech.

background image

Przebudzona

13

Jej wzrok natychmiast powędrował do jego twarzy, więc była świadkiem

horroru w jego otwartych oczach, mimo iż były tylko pustymi, krwawymi
oczodołami.

- Kalona! Moja miłość! - Neferet klęczała, pochylając się nad nim, z

rękami fruwającymi wokół jego twarzy.

Ciemność, która pieściła jej nadgarstki uderzyła z nagłym wstrząsem mocy,

powodując, że musiała się cofnąć zanim wystrzeliła z jej ciała i dołączyć do
strumieni, unoszących się i pulsujących przy suficie kamiennego lochu.

Zanim Neferet mogła uformować polecenie, by wezwać strumienie do niej

- by rozkazać wyjaśnienie ich dziwacznego zachowania - oślepiający błysk
światła, tak jasny i błyszczący, że musiała zasłonić oczy, eksplodował z sufitu.

Pajęczyna Ciemności złapała go, prześlizgując się przez światło o

nieludzkiej ostrości i uwięziła go.

Kalona otworzył usta w bezgłośnym krzyku.
- Co jest? Chcę wiedzieć, co się dzieje! - Neferet załkała.
- Twój Małżonek powrócił, Tsi Sgili.
Neferet wpatrywała się w kulę uwięzionego światła, która wyszarpnęła się

z powietrza, ze straszliwym sykiem Ciemność zanurzyła duszę Kalony w jego
oczach, a potem rozprzestrzeniła ją w jego ciele.

Skrzydlaty nieśmiertelny wił się z bólu. Jego ręce uniosły się, by osłonić

jego twarz i dyszał, próbując zaczerpnąć oddech.

- Kalona! Mój Małżonku! - Jakby była młodą uzdrowicielką, Neferet

przesunęła się automatycznie. Przycisnęła dłonie do rąk Kalony, szybko i
sprawnie koncentrując się i powiedziała - Uspokój go... Usuń jego ból... Niech
jego agonia jak czerwone słońce opuści horyzont - odejdzie, by ustąpić miejsca
czekającemu nocnemu niebu.

Drżenie, które dręczyło ciało Kalony, zaczęło zmniejszać się niemal

natychmiast. Skrzydlaty nieśmiertelny odetchnął głęboko. Choć jego ręce
drżały, odsunął ręce Neferet z twarzy. Następnie otworzył oczy. Były głęboko
bursztynowym kolorem whisky, jasne i pełne zrozumienia. Znowu był sobą.

- Wróciłeś do mnie! - Przez chwilę Neferet była tak przepełniona ulgą, że

się obudził i był świadomy, że prawie zaczęła płakać. - Twoje zadaniem
zakończone. - Neferet usuwała strumienie, które trzymały się uparcie ciała
Kalony, marszcząc brwi, ponieważ wydawało jej się, że niechętnie wycofują się
zuścisku jej kochanka.

- Zabierz mnie z ziemi. - Jego głos był zachrypnięty, kiedy go użył, ale

jego słowa były zrozumiałe. - Do nieba. Muszę zobaczyć niebo.

background image

Przebudzona

14

- Tak, oczywiście, mój drogi. - Neferet machnęła ręką na drzwi, a te

ponownie się otworzyły. - Wojownik! Mój Małżonek się obudził. Pomóż mu
dostać się na dach zamku!

Syn Erebusa, który zirytował ją tak niedawno, posłuchał jej polecenia, nie

zadając pytań, choć Neferet zauważyła, że był w szoku z powodu nagłego
przebudzenia się Kalony.

Poczekaj, aż dowiesz się wszystkiego. Neferet przebiła go wyniosłym

uśmiechem. Bardzo szybko Ty i inni Wojownicy będziecie przyjmować rozkazy
tylko ode mnie - albo zginiecie. Ta myśl zadowoliła ją, kiedy podążała za
dwoma mężczyznami w głębi starożytnej fortecy Capri, aż wreszcie wyszli po
kamiennych schodach na dach.

Było już po północy. Księżyc wisiał na horyzoncie, żółty i ciężki, choć

jeszcze nie pełni.

- Pomóż mu usiąść na ławce, a następnie zostaw nas - Neferet rozkazała,

wskazując na bogato rzeźbioną, marmurową ławkę, która znajdowała się w
pobliżu krawędzi dachu, skąd rozciągał się wspaniały widok na lśniące Morze
Śródziemne. Ale Neferet nie interesowało piękno, które ją otaczało.

Machnęła ręka, by odesłać Wojownika, chociaż wiedziała, że zawiadomi

Wyższą Radę o tym, że dusza jej Małżonka powróciła do jego ciała.

To nie miało teraz znaczenia. Mogła poradzić sobie z tym później.
Tylko dwie rzeczy miały teraz znaczenie: Kalona wrócił do niej, a Zoey

Redbird nie żyła.

background image

Przebudzona

15

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

R

R

U

U

G

G

I

I

-

-

N

N

E

E

F

F

E

E

R

R

E

E

T

T

- Mów. Powiedz mi wszystko powoli i jasno. Chcę się delektować każdym

słowem. - Neferet podeszła do Kalony, klękając przed nim, dotykając delikatnie,
ciemne skrzydła, które były rozpostarte luźno wokół nieśmiertelnego, kiedy
siadał na ławce z twarzą wzniesioną w kierunku nocnego nieba, jego brązowe
ciało skąpane było w złotym blasku księżyca. Próbowała powstrzymać się przed
drżeniem w oczekiwaniu na księżyc.

- Co mam Ci powiedzieć? - Nie spojrzał jej w oczy. Zamiast tego cały czas

miał zwróconą twarz w kierunku nieba, jakby mógł pić z nieba nad nimi.

Jego pytanie zaskoczyło ją. Jej żądza osłabła, a dłonie zaprzestały dotykać

jego skrzydeł.

- Chcę, żebyś opisał mi szczegóły swojego zwycięstwa, bym mogła

posmakować ponownej opowieści z Tobą. - Powiedziała powoli, myśląc, że
może jego umysł wciąż był nietrzeźwy po niedawnym wyparciu duszy.

- Naszego zwycięstwa? - Powiedział.
Zielone oczy Neferet zmrużyły się.
- W samej rzeczy. Jesteś moim Małżonkiem. Twoje zwycięstwo jest moim,

a moje Twoim.

- Twoja życzliwość jest prawie boska. Stałaś się boginią podczas mojej

nieobecności.

Neferet patrzyła na niego uważnie. Wciąż nie patrzył na nią, jego głos był

prawie pozbawiony wyrazu. Czy był bezczelny? Wzruszyła ramionami na jego
pytanie, ale wciąż bacznie go obserwowała.

- Co stało się w Otherworldzie? Jak umarła Zoey?
Wiedziała, co jej powie, natychmiast jego bursztynowe oczy napotkały jej,

w dziecięcy sposób zakryła uszy i zaczęła potrząsać głową w przód i w tył,
kiedy wypowiedział słowa, które były jak miecz wbijający się w jej duszę.

background image

Przebudzona

16

- Zoey Redbird nie jest martwa.
Neferet wstała i zdjęła ręce z uszu. Śledziła kilka kroków Kalony, patrząc

niewidomo na czysty szafir oceanu nocy. Oddychała powoli, ostrożnie, próbując
kontrolować jej wściekłość. Kiedy w końcu wiedziała, że może mówić nie
wrzeszcząc ze wściekłości w niebo, powiedziała.

- Dlaczego? Dlaczego nie ukończyłeś swojego zadania?
- To było Twoje zadanie, Neferet. Nigdy nie było moje. Zmusiłaś mnie,

bym wrócił do królestwa, z którego zostałem wypędzony. To, co się stało było
przewidywalne: Przyjaciele Zoey odzyskali ją. Z ich pomocą zebrała się w
całość i odnalazła się znowu.

- Dlaczego nie powstrzymałeś ich? - Jej głos był lodowaty. Nawet nie

spojrzała na niego.

- Nyks.
Neferet usłyszała imię opuszczające jego usta, jakby wypowiadał je w

modlitwie - miękko, nisko, pełen czci. Zazdrość zraniła ją.

- Co z Boginią? - Prawie wykrzyczała pytanie.
- Interweniowała.
- Co zrobiła? - Neferet zawirowała. Nie wierząc, lekko zabarwiona

strachem, jej słowa były pozbawione oddechu, sceptyczne. - Czy oczekujesz, że
uwierzę, że Nyks obecnie wtrąca się do wyboru śmiertelnika?

- Nie - Kalona powiedział, brzmiał na wyczerpanego. - Nie wtrąca się,

interweniowała, tylko po tym jak Zoey wyleczyła się. Nyks pobłogosławiła ją.
To błogosławieństwo było częścią ocalenia jej i jej Wojownika.

- Zoey żyje. - Głos Neferet był niski, zimny, pozbawiony życia.
- Owszem.
- Więc jesteś mi winien podporządkowanie się Twojej nieśmiertelnej

duszy. - Zaczęła odchodzić od niego, w kierunku wyjścia z dachu.

- Gdzie idziesz? Co się stanie dalej?
Zdegustowana tym, co postrzegała jako słabość w jego głosie, Neferet

odwróciła się do niego. Stała się wysoka, dumna i wyciągnęła ramiona, by
lepkie strumienie, które wiły się wokół niej mogły muskać jej skórę swobodnie i
pieszczotliwie.

- Co się stanie dalej? To całkiem proste. Upewnię się, że Zoey wycofa się

do Oklahomy. Potem na własną rękę, dokończę zadanie, którego nie wykonałeś.

Nieśmiertelny zapytał, kiedy była odwrócona plecami:
- A co ze mną?
Neferet zatrzymała się spojrzała przez ramię.

background image

Przebudzona

17

- Także wrócisz do Tulsy, tylko osobno. Mam plany w stosunku do Ciebie,

ale nie możesz być ze mną publicznie. Nie pamiętasz, mój kochany, że jesteś
teraz mordercą? Śmierć Heatha Lucka to Twoja robota.

- Nasza robota - powiedział.
Uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie według Wyższej Rady. - Napotkała jego oczy. - Stanie się tak.

Musisz szybko odzyskać swoją siłę. O zmierzchu jutro zawiadomię Wyższą
Radę, że Twoja dusza wróciła do ciała i wyznałeś mi, że zabiłeś ludzkiego
chłopaka, bo myślałeś, że jego nienawiść zagraża mi. Powiem im, że z racji
tego, że wierzyłeś, że mnie chronisz, byłam łaskawa w Twoim ukaraniu.
Ubiczowałam Cię sto razy, a potem wypędziłam na jeden wiek.

Kalona walczył, by usiąść. Neferet była zadowolona, że widziała błysk

wściekłości w jego bursztynowych oczach.

- Wydaje Ci się, że pozbędziesz się mojego dotyku na wiek?
- Oczywiście, że nie. Łaskawie pozwolę Ci wrócić, kiedy Twoje rany się

wyleczą. Do tego czasu wciąż będę mogła Cię dotykać, po prostu nie będziemy
robić tego publicznie.

Jego brwi się uniosły. Pomyślała, że wygląda arogancko, nawet kiedy był

słaby i pokonany.

- Jak długo oczekujesz, że mam się czaić w cieniu, udając, że leczę się z

nonsensownych ran?

- Oczekuję, że będziesz nieobecny przy moim boku dopóki Twoje rany się

nie uleczą. - Szybkim, precyzyjnym ruchem, Neferet podniosła nadgarstek do
ust i ugryzła mocno, natychmiast Tworząc krąg krwi. Potem zaczęła wirującym
ruchem wzniesionego ramienia przesiewać powietrze, kiedy lepkie strumienie
Ciemności ślizgały się wdzięcznie wokół jej nadgarstka, przysysając się do krwi
jak pijawki. Zagryzła zęby, usiłując nie zachwiać się, nawet kiedy ostrość
strumieni raniła ją wciąż i wciąż. Kiedy wydawało się, że już wystarczająco
napiły się, Neferet przemówiła do nich miękko i z miłością. - Odebrałyście
zapłatę, teraz musicie wykonać mój rozkaz. - Spojrzała z tętniących kosmyków
Ciemności na jej nieśmiertelnego kochanka. - Wychłostajcie go. Sto razy. -
Neferet cisnęła Ciemność na Kalonę.

Słaby nieśmiertelny jedynie miał czas, by rozwinąć swe skrzydła i

przeskoczyć na skraj dachu zamku. Ostre macki Ciemności dopadły go.
Owinęły się wokół jego skrzydeł na najwrażliwszej bazie, gdzie łączyły się z
kręgosłupem. Zamiast zeskoczyć z dachu, był uwięziony, przywiązany do

background image

Przebudzona

18

antycznej kamiennej balustrady, kiedy Ciemność zaczęła powoli chłostać jego
nagie plecy.

Neferet patrzyła jedynie do momentu, aż jego dumna, przystojna głowa

zawisła, a jego ciało drżało w konwulsjach z każdym batem.

- Nie niszczcie go całkowicie. Mam zamiar cieszyć się znów jego pięknym

ciałem - powiedziała zanim odwróciła się plecami do Kalony i odeszła
świadomie z przesiąkniętego krwią dachu. - Wygląda na to, że muszę wszystko
robić sama, a jest tyle do zrobienia… tyle do zrobienia - wyszeptała do
Ciemności, która przemykała wokół jej kostek.

W cieniu cieni Neferet pomyślała, że zobaczyła zarys masywnego byka

obserwującego ją z aprobatą i przyjemnością.

Neferet uśmiechnęła się.

background image

Przebudzona

19

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

T

T

R

R

Z

Z

E

E

C

C

I

I

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

Już zilionowy raz myślałam o tym, jak niesamowita była sala tronowa

Sgiach. Była starożytną królową Wampirów, Wielkim Łowcą Głów, potężna i
otoczona przez osobistych Wojowników nazywanych Strażnikami. Do diabła,
powróciłaby w dniu, kiedy rzuciłaby wyzwanie Wampirzej Wyższej Radzie i
wygrałaby, bo jej zamek nie był wersją obrzydliwego, średniowiecznego
campingu. Zamek Sgiach był twierdzą. Przysięgam, że z każdego okna roztaczał
się widok na morze, a zwłaszcza z jej sali tronowej, był taki niesamowity, że
wyglądał jakby był wyświetlany na telewizorze HD, a nie przede mną, w
prawdziwym życiu.

- Tu jest pięknie. - Dobra, mówić do siebie zwłaszcza tak szybko, po tym,

no cóż, trochę szalonym pobycie w Otherworld, może być nie za dobrym
pomysłem. Westchnęłam i wzruszyłam ramionami. - Nieważne.

Nali nie było tutaj, Stark głównie trzymał się z dala od tego wszystkiego,

Afrodyta robiła różne rzeczy, ja raczej nie wyobrażałam sobie Dariusa i Sgiach
robiących coś magicznego lub trenujących kopanie tyłków w sposób godny
superbohatera z Seoras, więc mówienie do siebie wydawało mi się jedynym
rozwiązaniem.

- Byłam po prostu sprawdzić moje e- maile - nic magicznego, nawet

żadnego kopania tyłków.

Przypuszczam, że sprawiłaby, że podskakiwałabym przy niej. Chodzi mi o

to, że królowa wydawała się materializować z powietrza obok mnie, ale
wydawało mi się, że roztrzaskanie duszy i szaleństwo w Otherworldzie
spowodowało dość wysoką tolerancję na duchy.

Dodatkowo, poczułam dziwną więź z Królową Wampirów. Tak, była

naprawdę szybka i miała sporą moc i w ogóle, ale w ciągu tygodnia od kiedy
Stark i ja wróciliśmy, była stałym elementem u mojego boku. Podczas gdy

background image

Przebudzona

20

Afrodyta i Darius grali w całusy i chodzili ręka w rękę po plaży, a Stark spał i
spał i spał, więc spędzałam czas z Sgiach. Czasami rozmawiałyśmy - czasami
nie. Ona była - zdecydowałam o tym dzień wcześniej - najfajniejszą wampirzą
kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałam.

- Żartujesz, prawda? Jesteś starożytnym wojownikiem i królową, która

mieszka w zamku na wyspie i nikt nie może dostać się tu bez twojego
pozwolenia, a Ty sprawdzasz sobie e- maile? Dla mnie to brzmi jak magia.

Sgiach roześmiała się.
- Nauka często jest bardziej tajemnicza niż magia, a przynajmniej ja tak

zawsze myślałam. Co przypomina mi, że rozważałam jak dziwne jest to, że
światło dzienne wpływa na Twojego Strażnika tak wyniszczająco.

- To nie przez Starka. Mam na myśli, to że jest gorzej z nim ostatnio, bo,

no cóż jest ranny. - Spauzowałam, motając się w słowach i nie chcąc się
przyznać, jak trudno było patrzeć na mojego Wojownika i Strażnika tak
wyraźnie rannego. - To naprawdę nie jest normalne dla niego. On zazwyczaj
pozostaje świadomy w ciągu dnia, nawet jeśli nie może znieść bezpośredniego
działania promieni słonecznych. Wszystkie czerwone wampiry i adepci są
takiego samego zdania o tym. Słońce im szkodzi.

- Cóż, młoda królowo, to może być znaczącą niekorzyścią, kiedy Strażnik

nie jest w stanie chronić Cię w godzinach dziennych.

Wzruszyłam ramionami, choć jej słowa spowodowały u mnie dreszcze na

plecach.

- Tak, no cóż, niedawno nauczyłam się dbać o siebie. Myślę, że poradzę

sobie przez kilka godzin dziennie na własną rękę. - Powiedziałam ostrożnie te
słowa, które zaskoczyły nawet mnie.

Zielono- bursztynowe oczy Sgiach wpatrywały się we mnie.
- Nie pozwalaj na to, by było Ci ciężko.
- Z czym?
- Z Ciemnością i z walką przeciwko niej.
- Czy nie muszę ciężko walczyć? - Pamiętałam przybitego Kalonę do

ściany areny w Otherworldzie jego oszczepem, a mój żołądek zacisnął się.

Potrząsnęła głową i w zamierającym świetle dnia, smuga zalśniła w jej

srebrnych włosach, błyszcząc jak cynamon i złoto, zmieszane razem.

- Nie, musisz być silna. Musisz być mądra. Musisz poznać siebie i ufaj

tylko tym, którzy są godni. Jeśli pozwolisz, by walka z Ciemnością zahartowała
Cię, stracisz punktu widzenia.

background image

Przebudzona

21

Odwróciłam się, patrząc na szaro- niebieską wodę, która otaczała wyspę

Skye. Słońce zachodziło do oceanu, mieniąc się delikatnym różem i kolorami
korali na ciemnym niebie. To było piękne, spokojne i wyglądało zupełnie
normalnie. Kiedy stało się tu, trudno było sobie wyobrazić, że gdzieś na świecie
kręciło się zło, Ciemność i śmierć.

Ale Ciemność tam była, prawdopodobnie pomnożona gazilin razy. Kalona

nie zabił mnie i to naprawdę, naprawdę wkurzy Neferet.

Ta myśl o tym, co to znaczy, żebędę musiała poradzić sobie ponownie z nią

i Kaloną i z całym tym strasznym gównem, związanym z nimi, powodowała, że
czułam się bardzo zmęczona.

Odwróciłam się od okna, wyprostowałam ramiona i stanęłam twarzą w

twarz z Sgiach.

- Co jeśli nie chcę już walczyć? Co jeśli chcę tu zostać, przynajmniej na

jakiś czas? Stark nie jest sobą. Musi odpocząć i wydobrzeć. Już wysłałam
wiadomość do Wyższej Rady o Kalonie. Wiedzą, że zamordował Heatha, a
następnie przyszedł po mnie i że Neferet była zamieszana w to wszystko. I
sprzymierzyła się z Ciemnością. Wyższa Rada może poradzić sobie z Neferet.
Do diabła, dorośli muszą poradzić sobie z nią i z tym paskudnym bałaganem,
którym próbuje wypełnić nasze życie.

Sgiach nie powiedziała nic, więc wzięłam wdech i wciąż paplałam.
- Jestem dzieckiem. Ledwie Siedemnastolatką. Jestem do bani z geometrii.

Mój hiszpański jest do bani. Nie mogę nawet jeszcze głosować. Walka ze złem
nie jest moją odpowiedzialnością - ukończenie szkoły średniej i miejmy
nadzieję, Przemiana to moje zadanie. Moja dusza roztrzaskała się, a mój chłopak
został zabity. Nie zasłużyłam sobie na przerwę? Choć na małą?

Całkowicie zaskakując mnie, Sgiach uśmiechnęła się i powiedziała:
- Tak, Zoey, wierzę, że zasłużyłaś.
- To znaczy, że mogę tu zostać?
- Tak długo, jak chcesz. Wiem co to znaczy czuć presję świata. Tutaj, jak

powiedziałaś, świat może wejść tylko za moim poleceniem - a w większości
mówię, by trzymali się z daleka.

- Co z walką przeciwko Ciemności, złu i w ogóle?
- Będzie miała miejsce jak wrócisz.
- Wow. Poważnie?
- Poważnie. Zostań tu na mojej wyspie, dopóki twoja dusza nie wypocznie

i nie odrodzi się, a wtedy sumienie Ci podpowie, byś powróciła do świata i
swojego życia.

background image

Przebudzona

22

Zignorowałam małe ukłucie, które poczułam przy słowie sumienie.
- Stark może też zostać, prawda?
- Oczywiście. Królowa zawsze musi mieć swojego Strażnika u swego

boku.

- Mówiąc o tym - powiedziałam szybko, szczęśliwa, że mogę skierować

temat z dala od sumienia i walki ze złem. - Jak długo Seoras jest Twoim
Strażnikiem?

Oczy królowej zmiękły, a jej uśmiech stał się słodszy, cieplejszy, a nawet

piękniejszy.

- Seoras stał się moim Strażnikiem Związanym Przysięgą ponad pięćset lat

temu.

- O kurczę! Pięćset lat? Ile masz lat?
Sgiach roześmiała się.
- Po pewnym czasie, nie sądzisz, że wiek nie ma znaczenia?
- I to nie uprzejmie pytać się kobiecie o wiek.
Nawet jeśli nie odzywał się prawie nic, chciałabym wiedzieć, że Seoras

wszedł do pokoju. Twarz Sgiach zmieniła się, gdy był w pobliżu. Było tak,
jakby nacisnął włącznik i wydobył miękki i ciepły blask z jej wnętrza.

A gdy patrzył na nią, tylko przez chwilę, nie wyglądała już na tak

opryskliwą i gotową do walki i wolałabym-skopać-Ci-tyłek-niż-z-tobą-
porozmawiać.

Królowa roześmiała się i dotknęła ramienia Strażnika z czułością, która

dała mi nadzieję, że będę mogła w Starku odnaleźć choć w małym ułamku to, co
łączy tych dwoje. A jeśli on nazwałby mnie kobietą po pięciuset latach, to
byłoby też bardzo fajne.

Heath nazywałby mnie kobietą. Cóż, bardziej niż dziewczyną. Albo po

prostu Zo - Na zawsze tylko jego Zo.

Ale Heath nie żył, odszedł i nigdy nie nazwie mnie tak jeszcze raz.
- On czeka na Ciebie, młoda królowo.
Byłam w szoku, patrzyłam na Seorasa.
- Heath?
Spojrzenie Wojownika było mądre i rozumne, a głos łagodny.
- Tak, twój Heath prawdopodobnie znajdzie Cię gdzieś w przyszłości, ale

mówię o Twoim Strażniku.

- Stark! Och, dobrze, że się obudził. - Wiem, że brzmiałam na winną. Nie

chciałam wciąż myśleć o Heathie, ale trudno było tego nie robić. On był częścią

background image

Przebudzona

23

mojego życia od kiedy miał dziewięć lat - i umarł tak niedawno. Potrząsnęłam
sobą mentalnie, ukłoniłam się szybko Sgiach i ruszyłam do drzwi.

- Nie ma go w komnacie - Seoras powiedział. - Chłopak znajduje się w

pobliżu gaju. Prosił, byście spotkali się właśnie tam.

- Jest na zewnątrz? - Zatrzymałam się, zaskoczona. Odkąd Stark wrócił z

Otherworldu, był bardzo słaby i zdolny jedynie jeść, spać i grać w gry
komputerowe z Seoras, co było faktycznie super dziwne - to było jak połączenie
liceum, Braveheart i Call of Duty.

- Tak, Dziewczyno zrobił zamieszanie swoim makijażem, a teraz

zachowuje się ponownie jak prawdziwy Strażnik.

Położyłam pięść na biodrze i zmrużyłam oczy na starego Wojownika.
- Prawie umarł. Pociąłeś go na kawałki. Był w Otherwoldzie. Daj mu

trochę czasu. Jejku.

- Dobrze, no cóż, ale on właściwie nie umarł, czyż nie?
Przewróciłam oczami.
- Powiedziałeś, że jest w gaju?
- Tak.
- Okie dokie.
Kiedy przeszłam przez drzwi, głos Sgiach dobiegł do mnie.
- Weź ten piękny szal, który zakupiłaś we wsi. Jest zimny wieczór.
Myślałam, że to trochę dziwne, że Sgiach to powiedziała. Właściwie to

było zimno (i zwykle mokro) na wyspie Skye, ale adepci i wampiry nie
odczuwały zmian pogody jak człowiek. Ale co tam. Kiedy wojownicza królowa
każe ci coś zrobić, to zazwyczaj najlepiej to zrobić. Więc poszłam do
ogromnego pokoju, który dzieliłam ze Starkiem i chwyciłam szal, który
przerzuciłam przez poręcz łóżka z baldachimem. Był kaszmirowy w kolorze
kremowym, tkany złotymi nićmi i pomyślałam, że prawdopodobnie wygląda
ładniej powieszony obok zasłony łóżka, niż na mojej szyi.

Zatrzymałam się na chwilę, popatrzyłam na łóżko, które dzieliłam ze

Starkiem przez ostatni tydzień. Kuliłam się obok niego, trzymałam go za rękę i
kładłam głowę na jego ramieniu, podczas gdy patrzyłam jak śpi. Ale to było
wszystko. On nawet nie próbował namawiać mnie na pieszczoty.

Cholera! Był bardzo ranny!
Skuliłam się mentalnie, kiedy przeliczyłam ile razy Stark cierpiał z mojego

powodu: strzała niemal go zabiła, ponieważ przyjął na siebie strzał, który był
przeznaczony dla mnie, został pocięty i musiał zniszczyć część siebie, by
przejść do Otherwoldu, by dołączyć do mnie, został śmiertelnie ranny przez

background image

Przebudzona

24

Kalonę, bo uwierzył, że to jedyny sposób, by dosięgnąć tego, co we mnie się
roztrzaskało.

Ale ja go też uratowałam, przypomniałam sobie. Stark miał rację - kiedy

zobaczyłam tą brutalność Kalony w stosunku do niego, zebrałam się w całość, a
przez to Nyks zmusiła Kalonę, by tchnął trochę nieśmiertelności w ciało Starka,
przywracając go do życia i spłacając dług, który był winien po zabiciu Heatha.

Szłam przez pięknie dekorowany zamek, kiwając do Wojowników, którzy

kłaniali się mi z szacunkiem i myślałam o Starku, automatycznie przyspieszając
tempo. Co on sobie myśli, wychodząc na zewnątrz po tym przez co przeszedł?

Cholera, nie wiedziałam, co sobie myślał. Był inny, odkąd wróciliśmy.
Cóż, oczywiście, że był inny, powiedziałam sobie surowo, czując się podle

i nielojalnie. Mój Wojownik odbył podróż do Otherworldu, umarł, został
wskrzeszony przez nieśmiertelnego, a następnie powrócił do ciała, które było
słabe i ranne.

Ale wcześniej. Zanim wróciliśmy do realnego świata, coś się stało między

nami. Coś się zmieniło dla nas. Albo przynajmniej ja tak myślałam. Byliśmy
bardzo blisko w Otherwoldzie. Jego picie ze mnie było niesamowitym
doświadczeniem. To było coś więcej niż seks. Czuliśmy się tak dobrze.
Naprawdę, naprawdę dobrze. Uzdrowiłam go, wzmocniłam go i - w jakiś sposób
- to naprawiło coś, co było rozbite jeszcze wewnątrz mnie, dzięki czemu moje
tatuaże wróciły.

I ta nowa bliskość ze Starkiem spowodowała, że utrata Heatha była do

zniesienia.

Więc dlaczego czułam się taka przygnębiona? Co było ze mną nie tak?
Cholera. Nie wiedziałam.
Mama wiedziałaby. Myślałam o mojej mamie i poczułam nieoczekiwaną i

straszną samotność. Tak, ona mnie zawiodła i w zasadzie wybrała nowego męża
zamiast mnie, ale była wciąż moją mama. Tęskniłam za nią, głos w mojej
głowie to przyznał. Potem potrząsnęłam głową. Nie, wciąż miałam „mamę”.
Moja babcia nią była i właściwie kimś więcej dla mnie.

- To za babcią tęskniłam. - I wtedy, oczywiście, poczułam się winna,

ponieważ odkąd wróciłam nawet nie zadzwoniłam do niej. Dobra, jasne,
wiedziałam, że babcia będzie czuła, że moja dusza wróciła - że jestem
bezpieczna. Ona zawsze miała super intuicję, szczególnie w związku ze mną.
Ale powinnam zadzwonić do niej.

Czułam się sobą bardzo rozczarowana i smutna, zagryzłam wargi i

owinęłam szalikiem z kaszmiru moją szyję, trzymałam końcówki szala, kiedy

background image

Przebudzona

25

szłam przez most nad fosą, a zimny wiatr wiał wokół mnie. Wojownicy zapalili
pochodnie i witali mężczyzn, którzy skłonili mi się. Starałam nie patrzeć się na
straszne czaszki na pochodniami. Poważnie. Czaszki. Jakby rzeczywiście
zmarłych ludzi. Cóż, wszystkie były stare i wyschnięte, ale nadal obrzydliwe.

Wciąż odwracałam oczy, podążałam szlakiem przez bagnisty teren,

otaczający jedną stronę zamku. Kiedy dotarłam do wąskiej ścieżki skręciłam w
lewo. Święty Gaj zaczynał się małą dróżką od zamku i wydawał rozciągać się w
nieskończoność. Wiedziałam, gdzie on się znajduje, nie dlatego, że
przypomniałam sobie, jak byłam niesiona, jak zwłoki, przez niego w drodze do
Sgiach. Wiedziałam, gdzie jest, dlatego, że w ostatnich tygodniach, kiedy Stark
się leczył, czułam przywiązanie do gaju. Kiedy nie byłam z królową, z Afrodytą,
albo sprawdzałam co u Starka, szłam na długi spacer.

Przypominał mi Otherworld, oraz fakt, że ta pamięć dawała mi uczucie

komfortu, ale powodowała również strach w tym samym czasie.

Mimo to, odwiedzałam Święty Gaj, czy jak Seoras go nazywał, Croabh, ale

zawsze szłam tam w ciągu dnia. Nigdy po zachodzie słońca. Nigdy w nocy.

Szłam drogą. Pochodnie oświetlały drogę. Rzucały migające cienie na skraj

lasu, dając wystarczająco dużo światła, bym mogła dostrzec omszały świat
magii na granicy wiecznych drzew. Wszystko wyglądało inaczej bez słońca
wśród baldachimu gałęzi. Nie było już znajome i czułam dziwne uczucie na
mojej skórze, jakby moje zmysły mnie alarmowały.

Moje oczy przyciągnęły cienie w gaju. Czy nie były czarniejsze niż

powinny być? Czy coś, co nie powinno tam być czaiło się tam? Zadrżałam i to
właśnie wtedy zobaczyłam ruch w dalszej części drogi. Moje serce szarpnęło w
piersi, kiedy rzucałam okiem przed siebie, oczekując skrzydeł i zimna, zła i
szaleństwa.

Ale moje serce szarpnęło z innego powodu.
Stark tam był, stał na wprost dwóch drzew, które skręciły się razem

tworząc jedność. Gałęzie drzew były udekorowane ozdobnymi paskami tkaniny
związanymi razem, niektóre były w jasnych kolorach, niektóre były znoszone,
wyblakłe i postrzępione. To była śmiertelna wersja wiszącego drzewo, które
rosło przed Gajem Nyks w Otherwoldzie, ale tylko dlatego, że znajdowało się w
„realnym” świecie nie znaczyło, że było mniej spektakularne.

Zwłaszcza, gdy facet stojący przed nim, wpatrujący się w jego gałęzie,

miał na sobie ziemisty pled MacUallis, charakterystyczny dla tradycji
Wojownika, sztylet i kilt i wszelkiego rodzaju seksowne skóry nabijane
ćwiekami (jakby Damien powiedział).

background image

Przebudzona

26

Patrzyłam na niego, jakbym nie widziała go od lat. Stark wyglądał silnie,

zdrowo i całkowicie wspaniale. Rozproszyłam się, zastanawiając, co dokładnie
szkoccy chłopcy, albo nie, nosili pod kiltami, kiedy odwrócił się do mnie.

Jego uśmiech oświetlił mu oczy.
- Mogę praktycznie usłyszeć, o czym myślisz.
Moje policzki stały się natychmiast gorące, zwłaszcza, że Stark miał

zdolność wyczuwania moich emocji.

- Nie powinieneś słuchać o czym myślę, chyba, że jestem w

niebezpieczeństwie.

Jego uśmiech stał się zarozumiały, a jego oczy błyszczały psotnie.
- Więc nie myśl tak głośno. Ale masz rację. Nie powinienem słuchać o

czym myślisz, bo nie znajdowałaś się niebezpieczeństwie.

- Mądrala - powiedziałam, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
- Tak, to ja, ale ja jestem Twoim mądralą.
Stark wyciągnął rękę do mnie, kiedy znalazłam się u jego boku, nasze

palce splotły się razem. Jego dotyk był ciepły - jego ręce były silne i stabilne.
Stojąc tak blisko niego widziałam, że miał jeszcze cienie pod oczami, ale nie był
już tak śmiertelnie blady.

- Jesteś znowu sobą!
- Tak, to zajęło mi trochę czasu, mój sen był dziwny - nie dawał tyle

odpoczynku ile powinien, ale jakby jakiś przełącznik włączył się we mnie
dzisiaj i jestem w końcu naładowany.

- Cieszę się. Tak bardzo martwiłam się o Ciebie. - Kiedy to powiedziałam,

zdałam sobie sprawę, ile prawdy w tym było i wypaliłam: - Tęskniłam za Tobą.

Ścisnął mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie. Cała jego pewność

siebie odparowała.

- Wiem. Czułaś się odległa i przerażona. Co z Tobą?
Chciałam powiedzieć mu, że jest w błędzie - że chciałam dać mu trochę

przestrzeni, by wydobrzał, ale słowa, które wydobyły się z moich ust były
bardziej szczere.

- Zostałeś ranny przeze mnie.
- Nie przez Ciebie, Z. Zostałem zraniony przez Ciemność - ona stara się

zniszczyć tych, którzy walczą dla Światła.

- Taa, no cóż, chciałabym, żeby Ciemność przyczepiła się do kogoś innego

na chwilę i pozwoliła Ci odpocząć.

Uderzył mnie ramieniem.

background image

Przebudzona

27

- Wiedziałem w co się pakuje, kiedy przysięgałem Ci siebie. Nie miałem

nic przeciwko wtedy i nie mam nic przeciwko teraz i nie będę miał nic
przeciwko za pięćdziesiąt lat. Z. to naprawdę nie brzmi dla mnie zbyt męsko i
jak dla Strażnika, kiedy mówisz, że Ciemność czepia się mnie.

- Słuchaj, jestem poważna. Chcesz wiedzieć, co ze mną, dobrze, martwiłam

się, że tym razem zostałeś ranny zbyt mocno. - Zawahałam się, walcząc z
niespodziewanymi łzami, kiedy w końcu zrozumiałam. - Tak mocno, że nie
wydobrzejesz. A potem mnie też zostawisz.

Obecność Heatha była tak namacalna między nami, że prawie

spodziewałam się, że zobaczę go, kiedy wychodzi z gaju i mówi Hej, Zo. Nie
płacz. Jesteś usmarkana, gdy płaczesz. I oczywiście ta myśl spowodowała, że
było mi trudniej nie krzyczeć.

- Posłuchaj mnie, Zoey. Jestem Twoim Strażnikiem. Jesteś moją królową,

to więcej znaczy niż Kapłanka, więc nasza więź jest jeszcze silniejsza niż
zwykła Przysięga Wojownika.

Zamrugałam.
- To dobrze, bo czuje, jakby złe rzeczy starały się odebrać mi wszystkich,

których kocham.

- Nic nigdy mnie Tobie nie zabierze, Z. Przysięgam Ci. - Uśmiechnął się i

było tyle zaufania i miłości w jego oczach, że zaparło mi dech. - Nigdy się mnie
nie pozbędziesz, mo bann ri.

- To dobrze - powiedziałam cicho, opierając głowę na jego ramieniu, kiedy

przytulił mnie ramieniem. - Jestem zmęczona całą tą sprawą z opuszczaniem.

Pocałował mnie w czoło, mrucząc obok mojej skóry.
- Taa, ja też.
- Właściwie, myślę, że prawda jest taka, że jestem zmęczona. Koniec i

kropka. Muszę się też naładować. - Spojrzałam na niego. - Czy będzie w
porządku jeśli zostaniemy tutaj? Nie chcę jeszcze jechać i wracać do... do... -
Zawahałam się, nie wiedząc, jak ująć w słowa to, co czułam.

- Do tego wszystkiego - tego co dobre i złe. Wiem, co masz na myśli -

powiedział mój Strażnik. - Ten pomysł podoba się Sgiach?

- Powiedziała, że możemy zostać tu tak długo jak moje sumienie mi

pozwoli - powiedziałam, uśmiechając się nieco ironicznie. - A teraz moje
sumienie zdecydowanie mi na to pozwala.

- Brzmi dobrze jak dla mnie. Nie czuję pośpiechu, by wracać do całego

tego dramatu z Neferet, który czeka na nas.

- Więc zostajemy na jakiś czas?

background image

Przebudzona

28

Stark przytulił mnie.
- Zostajemy dopóki nie powiesz, że chcesz jechać.
Zamknęłam oczy i odpoczywałam w ramionach Starka, czując się, jakby

ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Kiedy zapytał:

- Hej, chcesz zrobić coś ze mną? - A moja odpowiedź była natychmiastowa

i prosta:

- Tak, wszystko.
Czułam, że chichocze.
- Ta odpowiedź sprawiła, że chcę zmienić to, o co miałem zamiar poprosić.
- Nie ten rodzaj wszystkiego miałam na myśli. - Popchnęłam go trochę,

choć czułam falę ulgi, że Stark znowu zdecydowanie zachowywał się jak Stark.

- Nie? - Jego spojrzenie powędrowało z moich oczu na usta i nagle spojrzał

na mnie mniej pewny siebie i bardziej spragniony - co spowodowało, że mój
żołądek się wywrócił. Potem pochylił się i pocałował mnie, mocno i długo, tak,
że całkowicie zaparło mi dech.

- Czy na pewno nie miałaś na myśli tego rodzaju wszystkiego? - Zapytał

głosem niższym i bardziej pociągającym niż zwykle.

- Nie. Tak.
Uśmiechnął się.
- Więc które?
- Nie wiem. Nie mogę myśleć, gdy całujesz mnie w ten sposób. -

Powiedziałam mu szczerze.

- Więc będę musiał całować Cię w ten sposób częściej - powiedział.
- Dobrze - powiedziałam, czując pustkę w głowie i dziwną słabość w

kolanach.

- Dobrze - powtórzył. - Ale później. Teraz mam zamiar pokazać, jak silnym

Strażnikiem jestem i zostanę przy pierwotnym pytaniu, które chciałem Ci zadać.
- Sięgnął do skórzanej sakiewki, przewiązanej przez jego ciało i wyciągnął
długi, wąski pas pledu MacUallis, podniósł go, by płynął lekko na wietrze. -
Zoey Redbird, zwiążesz swoje życzenia i marzenia na przyszłość ze mną
węzłem na wiszącym drzewie?

Zawahałam się tylko sekundę - wystarczająco długo na tyle, by poczuć

ostry ból z powodu nieobecności Heatha, jego przyszłości, której nigdy nie
będzie, a następnie zamrugałam, by wyprzeć łzy z oczu i odpowiedziałam
mojemu Strażnikowi Wojownikowi.

- Tak, Stark zwiążę moje życzenia i marzenia na przyszłość z Tobą.

background image

Przebudzona

29

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

C

C

Z

Z

W

W

A

A

R

R

T

T

Y

Y

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

- Co mam zrobić z moim kaszmirowym szalem?
- Zedrzyj z niego pasek - powiedział Stark.
- Jesteś pewny?
- Tak, dostałem instrukcje bezpośrednio od Seorasa. To i garść

przemądrzałych komentarzy o moich zasmucających edukacyjnych brakach i
jeszcze coś o tym, że staję się fanny

1

, a ja nie wiem co to do diabła znaczy.

- Fanny? Jak to dziewczęce imię?
- Nie sądzę... - Stark i ja potrząsnęliśmy głowami w całkowitej zgodzie co

do Seorasa i jego dziwactw. - W każdym bądź razie - Stark kontynuował -
powiedział, że kawałki tkaniny muszą być z czegoś, co jest moje i czegoś, co
jest twoje i to ma być wyjątkowe dla każdego z nas. - Uśmiechnął się i szarpnął
za mój lśniący, nowy, piękny szal. - Bardzo lubisz tę rzecz, prawda?

- Tak, wystarczająco, żebym nie chciała jej podrzeć.
Stark się zaśmiał, wyciągnął swój sztylet z pochwy na jego talii i podał go

mi.

- Dobrze, więc to związane z moją chustą stworzy silny węzeł między

nami.

- Tak, tylko, że chusta nie kosztowała Cię osiemdziesiąt euro, czyli więcej

niż ponad sto dolarów. Myślę… - wymruczałam kiedy sięgałam po sztylet.
Zamiast pozwolić mi wziąć od niego sztylet, Stark zawahał się. Jego oczy
odnalazły moje. - Masz rację, to nie kosztowało mnie pieniędzy. To kosztowało
mnie krew. - Moje ramiona opadły. - Przepraszam. Posłuchaj mnie, kiedy
skomlę o pieniądzach i szalu. Ah, do diabła! Zaczynam brzmieć jak Afrodyta. -

1

To słowo powinno być przetłumaczone, ale następne zdanie nie będzie miało sensu. Fanny to

zdrobnienie od imienia Frances albo wulgarne określenie kogoś tłumaczone jako „cipa”.

background image

Przebudzona

30

Stark odwrócił sztylet tak, że wymierzył w serce w jego piersi. - Jeśli
zamieniasz się w Afrodytę, zamierzam się zasztyletować.

- Jeśli zamienię się w Afrodytę zasztyletuj najpierw mnie. - Sięgnęłam po

sztylet i tym razem mi go dał.

- Załatwione - uśmiechnął się szeroko.
- Załatwione - powiedziałam i przecięłam frędzlowatą krawędź mojego

nowego szala i jednym szybkim szarpnięciem oderwałam długi, wąski kawałek.
- Co teraz?

- Wybierz gałąź. Seoras mówił, że powinienem trzymać swój kawałek, a ty

twój. Kiedy zwiążemy je razem i zażyczymy sobie czegoś dla nas, będziemy
związani na zawsze.

- Serio? To super romantyczne.
- Tak, wiem. - Wyciągnął rękę i dotknął jednym palcem mojego policzka. -

To sprawia, że pragnę zrobić to tylko dla Ciebie.

Spojrzałam w jego oczy i powiedziałam dokładnie to, co pomyślałam.
- Jesteś najlepszym Strażnikiem na świecie.
Stark potrząsnął głową z mocnym wyrazem twarzy.
- Nie jestem. Nie mów tak.
Kiedy powiedział mi to, dotknęłam jego policzka palcami.
- Dla mnie, Stark. Dla mnie jesteś najlepszym Strażnikiem na świecie.
Rozluźnił się trochę.
- Dla ciebie. Postaram się być.
Spojrzałam od jego oczu do starożytnego drzewa.
- Tam. - Wskazałam na niskie odgałęzienie, które rozwidlało się, tworząc z

liści i gałęzi miejsce, które wyglądało jak doskonałe serce. - To nasze miejsce.

Razem podeszliśmy to drzewa. Wtedy, tak jak kazał Strażnik Sgiach, Stark

i ja związaliśmy chustę MacUallis koloru ziemi i mój lśniący, kremowy szal.
Nasze palce musnęły się o siebie, a kiedy robiliśmy ostatnią pętlę węzła nasze
oczy się spotkały.

- Moim życzeniem dla nas jest to, żeby nasza przyszłość była tak silna jak

ten węzeł - powiedział Stark.

- Moim życzeniem jest to, żeby nasza przyszłość była wspólna, tak jak ten

węzeł - powiedziałam.

Przypieczętowaliśmy swoje życzenia pocałunkiem, który sprawił, że

zaparło mi dech. Nachyliłam się nad Starkiem, by pocałować go ponownie,
kiedy wziął moją dłoń w swoją i powiedział:

- Pozwolisz, że Ci coś pokażę?

background image

Przebudzona

31

- Okay, pewnie - powiedziałam myśląc o tym, że pozwoliłabym Starkowi

pokazać mi cokolwiek.

Zaczął prowadzić mnie do gaju, ale wyczuł moje wahanie, bo uścisnął

moją rękę i uśmiechnął się do mnie.

- Hej, tu nie ma niczego, co mogłoby Cię skrzywdzić, a jeśli by było

ochronię Cię. Obiecuję.

- Wiem. Przepraszam. - Przełknęłam dziwny mały węzeł strachu, który

powstał w moim gardle, ścisnęłam jego rękę i poszliśmy do gaju.

- Wróciłaś Z. Naprawdę wróciłaś. I jesteś bezpieczna.
- Czy tobie to też przypomina o Otherwordzie? - Powiedziałam cicho, a

Stark musiał się pochylić, by mnie usłyszeć.

- Tak, ale w dobrym znaczeniu.
- Mnie też, w większości. Czuję tutaj rzeczy, które sprawiają, że myślę o

Nyks i jej królestwie.

- Myślę, że to ma coś wspólnego z tym, jak stare jest to miejsce i jaką

częścią świata było. Dobra, to tutaj - oznajmił. - Seoras mówił mi o tym i
pomyślałem, że widziałem to tuż przed tym jak przyszłaś. To właśnie chciałem
Ci pokazać. - Stark wskazał przed siebie na prawo od nas, a ja aż westchnęłam.
Jedno z drzew błyszczało. W jego grubej korze, miękkie niebieskie światło
zalśniło, jakby drzewo miało świetliste żyły.

- To niesamowite! Co to jest?
- Jestem pewny, że jest naukowe wyjaśnienie - prawdopodobnie coś o

fosforyzujących roślinach i takie tam, ale ja wolę wierzyć, że to magia, szkocka
magia - powiedział Stark. Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się i szarpnęłam
za jego kratę.

- Też podoba mi się nazywanie tego magią. I mówiąc o szkockich rzeczach

to serio, lubię Cię w tym stroju.

Popatrzył w dół na samego siebie.
- Tak, dziwne jest to, że w zasadzie spódnica wykonana z wełny może

wyglądać tak męsko.

Zachichotałam.
- Chciałabym usłyszeć jak mówisz Seorasowi i reszcie Wojowników o tym,

że noszą wełniane spódniczki.

- Do diabła, nie. Dopiero co wróciłem z Otherwoldu, ale to nie znaczy, że

mam życzenie śmierci. - Zdawał się zastanawiać nad tym co właśnie
powiedziałam i dodał: - Lubisz mnie w tym, co?

background image

Przebudzona

32

Skrzyżowałam ramiona i zatoczyłam koło wokół niego, obdarzając go

poważnym chwilowym spojrzeniem, kiedy na mnie patrzył. Kolory kraty
MacUallis zawsze przypominały mi o ziemi - dość dziwacznej Oklahomy, gdzie
czerwona brudna ziemia była specyficzna. Ten charakterystyczny zardzewiały
brąz był zmieszany z lekkimi, właśnie zrzuconymi liśćmi i szaroczarną korą.

Nosił to w starożytny sposób jak nauczył go Seoras, plisując te wszystkie

jardy materiału ręcznie, a następnie owijając się tym i zabezpieczając paskami i
czadowymi starymi broszkami (tyle, że wątpię w to, że faceci Wojownicy
nazywali je broszkami). Miał jeszcze inny kawałek kraty, który mógł wciągnąć
na ramiona, co było dobre, ponieważ oprócz skórzanego paska, jedyne co nosił
ponad swoją klatką piersiową to T- shirt bez rękawów, który odsłaniał wiele
jego nagiego ciała.

Odchrząknął. Jego szeroki uśmiech sprawiał, że wyglądał chłopięco i na

trochę zdenerwowanego.

- Więc? Przeszedłem twoją inspekcję, moja królowo?
- Całkowicie - zachichotałam. - Na szóstkę z plusem.
Spodobało mi się to, że choć był wielkim, mocnym Strażnikiem wyglądał

jakby mu ulżyło.

- Dobrze słyszeć. Sprawdź jak przydatne jest to wszystko z wełny. - Wziął

moją rękę, poprowadził mnie bliżej świecącego drzewa, usiadł i rozłożył
kawałek jego kraty na mchu. - Siadaj Z.

- Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli zrobię to - powiedziałam, zwijając

się w kłębek przy nim. Stark przyciągnął mnie w ramiona i uniósł krawędź kiltu
okrywając mnie nim tak, że byłam ciepło opatulona, czując się jak kanapka z
cudownego Wojownika i kratki.

Leżeliśmy tam, jak się nam wydawało bardzo długo.
Nie rozmawialiśmy. Zamiast tego zatopiliśmy się w pięknej, idealnej ciszy.

Czułam się dobrze w ramionach Starka. Bezpieczna. A kiedy jego ręce zaczęły
poruszać się, śledząc wzory moich tatuaży, najpierw na mojej twarzy, a
następnie na mojej szyi, także czułam się dobrze.

- Cieszę się, że Twoje tatuaże wróciły - Stark powiedział delikatnie.
- To dzięki tobie - wyszeptałam w odpowiedzi. - Dzięki temu jak poczułam

się w Otherwoldzie.

Uśmiechnął się i pocałował moje czoło.
- Masz na myśli strach i szaleństwo?
- Nie - powiedziałam dotykając jego twarzy. - Uczyniłeś, że poczułam się

znowu żywa.

background image

Przebudzona

33

Jego usta wędrowały od mojego czoła do moich warg. Pocałował mnie

głęboko ponownie w usta i powiedział:

- Dobrze to słyszeć, ponieważ ta cała sprawa z Heahtem i tym, że niemal

straciłem Cię, sprawiła, że wiem coś tak naprawdę, co tylko trochę wcześniej
wiedziałem. Nie mogę bez Ciebie żyć Zoey. Może będę tylko twoim
Strażnikiem, a ty będziesz miała kolejnego małżonka lub nawet partnera, ale
kogokolwiek będziesz miała w swoim życiu, nie zmieni to tego, kim dla Ciebie
jestem. Nigdy nie będę wkurzony, samolubny i nie opuszczę Cię ponownie. Nie
ważne co. Poradzę sobie z innym facetami i to nie zmieni tego co jest między
nami. - Wtedy westchnął i przycisnął czoło do mojego.

- Dziękuję - powiedziałam. - Nawet jeśli to brzmiało jakbyś oddawał mnie

innym facetom.

Odchylił się do tyłu, zmarszczył brwi i powiedział:
- To tylko bzdura, Z.
- No cóż, właśnie powiedziałeś, że dla Ciebie to fajnie jeśli będę z…
- Nie! - Zaskoczył mnie troszkę. - Nie powiedziałem, że to będzie fajne dla

mnie, że będziesz z innymi facetami. Powiedziałem, że nie pozwolę, by
rozpadło się to, co już mamy.

- Co już mamy?
- Siebie nawzajem. Na zawsze.
- To wystarczające dla mnie, Stark. - Objęłam go rękami wokół ramion.
- Mógłbyś coś ze mną zrobić?
- Tak, wszystko - jego odpowiedź doprowadziła nas oboje do śmiechu.
- Pocałuj mnie tak, jak zrobiłeś to wcześniej, tak, bym nie mogła myśleć.
- Poradzę sobie z tym - oznajmił.
Pocałunek Starka zaczął się powoli i słodko, ale taki nie trwał długo. Kiedy

jego pocałunek stał się głębszy, jego ręce zaczęły badać moje ciało. Gdy znalazł
dolną krawędź mojego T- shirtu zawahał się, a podczas tej małej chwili wahania
ja podjęłam decyzję. Pragnęłam Starka. Pragnęłam go całego. Odsunęłam się od
niego tak, bym mogła spojrzeć mu w oczy.

Oboje ciężko dyszeliśmy, a on automatycznie pochylił się do mnie, jakby

nie mógł powstrzymać się, by nie przytulać się do mojego ciała.

- Zaczekaj. - Położyłam rękę na jego klatce piersiowej.
- Przepraszam. - Jego głos zabrzmiał ponuro. - Nie chciałem zajść za

daleko.

- Nie, to nie to. Nie zaszedłeś za daleko. Ja tylko chciałam… no cóż… -

zawahałam się, próbując zmusić mój umysł do pracy przez mgłę pożądania,

background image

Przebudzona

34

którą do niego czułam. - Ah, do diabła. Pokażę Ci czego chcę. - Zanim
zdążyłam się zawstydzić, wstałam. Stark obserwował mnie z wyrazem
ciekawości i ciepła, ale nawet kiedy zdjęłam koszulkę i wyskoczyłam z
dżinsów, ciekawość odeszła, a jego oczy zdawały się ciemnieć pod wpływem
ciepła. Położyłam się z powrotem w jego bezpiecznych ramionach, oddając się
ponownie uczuciu szorstkości jego kiltu wobec gładkości mojej nagiej skóry.

- Jesteś taka piękna - powiedział Stark, śledząc wzór mojego tatuażu, który

owijał się wokół mojej talii. Jego dotyk sprawiał, że drżałam. - Boisz się? -
Zapytał, przyciągając mnie bliżej.

- Nie drżę, bo się boję - wyszeptałam pomiędzy pocałunkami. - Drżę, bo

tak bardzo Cię pragnę.

- Jesteś pewna?
- Całkowicie pewna. Kocham Cię, Stark.
- Też Cię kocham, Zoey.
Stark wziął mnie wtedy w ramiona i swoimi rękami, i ustami zablokował

dostęp do świata, sprawiając, że myślałam tylko o nim - pragnęłam być tylko z
nim. Jego dotyk wygnał w mgłę przeszłości wstrętne wspomnienie Lorena i
błędu jaki popełniłam oddając mu się. W tym samym czasie Stark złagodził ból
wewnątrz mnie, jaki został mi po stracie Heatha. Zawsze będę tęskniła za
Heahtem, ale on był człowiekiem, a kiedy Stark kochał się ze mną zrozumiałam,
że muszę ostatecznie pożegnać się z Heathem.

Stark był moją przyszłością… moim Wojownikiem… moim Strażnikiem…

moją miłością.

Kiedy Stark rozwinął pled MacUallis, który miał na sobie i położył się nagi

obok mnie, pochylił się i poczułam najpierw jego język na mojej szyi, a
następnie krótki, pytający dotyk jego zębów.

- Tak - powiedziałam, zaskoczona zasapanym, nieznajomym dźwiękiem

mojego głosu. Przesunęłam swoje ciało, aby wargi Starka naciskały bardziej
stanowczo na moją szyję, podczas gdy ja pocałowałam silny, gładki spad gdzie
jego ramię łączyło się z bicepsem. Z moim własnym bezsłownym pytaniem,
pozwoliłam swoim zębom drasnąć jego skórę.

- Oh, bogini, tak! Proszę, Zoey. Proszę.
Nie mogłam czekać dłużej. Nakłułam jego skórę w tym samym momencie,

gdy on delikatnie mnie ugryzł, a z ciepłym, słodkim smakiem jego krwi moje
ciało wypełniło się naszymi wspólnymi uczuciami. Więź między nami była jak
ogień - płonąca i skonsumowana, niemal bolesna w swej intensywności. Prawie
nieznośna w swojej przyjemności. Przylegaliśmy do siebie, usta dociskane do

background image

Przebudzona

35

skóry, ciało do ciała. Jedyne co mogłam czuć, to Stark. Jedyne co mogłam
słyszeć to łomotanie naszych serc, bijących razem w tym samym czasie. Nie
mogłam powiedzieć gdzie kończyłam się ja, a gdzie zaczynał się on. Nie
mogłam powiedzieć, która przyjemność jest moja, a która jego.

Potem kiedy ja leżałam w jego ramionach, nasze nogi były splecione

razem, nasze ciała były ciągle śliskie od potu, wysłałam cichą modlitwę do
mojej Bogini: Nyks, dziękuję ci za danie mi Starka. Dziękuję ci, że pozwoliłaś
mu mnie kochać.


Nie opuszczaliśmy gaju przez godziny. Później będę pamiętać tę noc jako

jedną z najszczęśliwszych w moim życiu. W chaosie przyszłości, wspomnienie
objęć ramion Starka, dzielenie dotyku i marzeń, moment, kiedy byłam
całkowicie, zupełnie szczęśliwa, może być czymś, co będę cenić jak ciepły blask
świec w najciemniejszą z nocy.

Dużo później wracaliśmy powoli do zamku. Nasze palce były splecione

razem, nasze boki były blisko. Mieliśmy właśnie przekroczyć fosę, a ja byłam
tak pochłonięta Starkiem, że nie zauważyłam nawet nabitych na pal głów.
Faktycznie, nie zauważyłam zbyt wiele, aż do wtargnięcia głosu Afrodyty.

- Oh, do cholery. Czy wy dwoje możecie być bardziej oczywiści?
Podniosłam marzycielsko głowę z ramienia Starka i zobaczyłam Afrodytę

stojącą w basenie z pochodniami przy wejściu do zamku, stukającą z irytacją
palcami u nogi.

- Moja piękna, zostaw ich. Zasłużyli na swój kawałek szczęścia. - Głęboki

głos Dariusa dochodził z cienia obok niej.

Jedna cienka jasnowłosa brew podniosła się kpiąco.
- Nie sądzę, że szczęście jest kawałkiem, który ona właśnie dała Starkowi.
- Poważnie, nawet twoja ordynarność nie przeszkadza mi teraz -

powiedziałam jej.

- Ale mi przeszkadza - oznajmił Stark. - Nie powinnaś wyrywać skrzydeł

mewom albo szczypiec krabom?

Afrodyta zachowując się jak Stark, nic nie mówiąc podeszła do mnie.
- Czy to prawda?
- Co jest prawdą? To, że jesteś wrzodem na tyłku? - Powiedziałam.
Stark parsknął.
- Tak, to definitywnie prawda.
- Jeśli to prawda, to będziesz musiała mu to powiedzieć. Nie będę słuchać

jego paplania. - Afrodyta machnęła jej iPhonem, by podkreślić jej słowa.

background image

Przebudzona

36

- Jejku, zachowujesz się super dziwnie, nawet jak na Ciebie -

oświadczyłam. - Potrzebujesz zakupowej terapii? Co… Jest… Prawdą? -
powiedziałam powoli, udając, że była uczennicą, która angielski-ma-jako-drugi-
język.

- Czy to prawda, co właśnie powiedziała mi Królowa Każdej Cholernej

Rzeczy w Skye - to, że nie odjeżdżasz z nami jutro? To, że zostajesz tutaj?

- Oh. - Szurnęłam nogami, zastanawiając się dlaczego powinnam czuć się

winna. - Tak, to prawda.

- Świetnie. Po prostu świetnie. Więc, jak powiedziałam wcześniej, ty mu

powiesz.

- Komu?
- Jackowi. Proszę. Zamierza wybuchnąć zasmarkanym płaczem i

zrujnować swój makijaż, co sprawi, że będzie boo- hoo nawet bardziej. A ja nie
chcę mieć nic wspólnego z zasmarkanym gejem. W ogóle. - Afrodyta uderzyła
w ekran swojego telefonu. Dzwonił, kiedy mi go podała.

Jack brzmiał słodko, ale też obronnie, kiedy odpowiedział.
- Afrodyto, jeśli zamierzasz powiedzieć coś innego o Rytuale to myślę, że

nie powinnaś w ogóle nic mówić. Plus, nie zamierzam Cię słuchać, bo jestem
zbyt zajęty opieraniem się grawitacji. Tak więc.

- Uh, cześć Jack - odezwałam się.
Mogłam prawie ujrzeć jego promieniejący uśmiech przez telefon.
- Zoey! Cześć! Oooch, to tak fajnie, że nie jesteś martwa, czy nawet nie

wyglądasz na martwą. Oh, oh, czy Afrodyta mówiła Ci co zaplanowaliśmy na
jutro zanim wróciłaś? O bogini, to będzie tak totalnie odjazdowe!

- Nie, Jack. Afrodyta nie powiedziała mi, bo…
- W porząsiu! Ja ci powiem. Więc, zamierzamy zrobić specjalny Rytuał

Celebracji Synów i Cór Ciemności, bo twoje scalenie się to wielka sprawa.

- Jack, muszę…
- Nie, nie, nie, nie musisz nic robić. Mam wszystko załatwione. Nawet

zaplanowałem jedzenie, z pomocą Damiena, oczywiście. To znaczy…

Westchnęłam i zaczekałam aż on weźmie oddech.
- Widzisz, mówiłam Ci - wybąkała Afrodyta między oddechami, podczas

gdy Jack wybuchł. - Zacznie krzyczeć, kiedy przebijesz jego małą różową
bańkę.

- …a moją ulubioną częścią jest, kiedy wchodzisz do kręgu, a ja będę

śpiewał „Defying Gravity.” Wiesz tak jak Kurt zrobił to w Glee, chyba
faktycznie będę uderzał w te wysokie dźwięki. Więc, co myślisz?

background image

Przebudzona

37

Zamknęłam oczy wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Myślę, że jesteś naprawdę dobrym przyjacielem.
- Oooh! Dziękuję!
- Ale, przełóżmy Rytuał.
- Przełożyć? Jak to? - jego głos brzmiał na roztrzęsiony.
- Ponieważ… - Zawahałam się. Cholera. Afrodyta miała rację. On

prawdopodobnie się rozpłacze.

Stark wyjął delikatnie telefon z mojej ręki i wcisnął przycisk

głośnomówiący.

- Hej, Jack - powiedział.
- Cześć Stark!
- Mógłbyś wyświadczyć mi przysługę?
- O bogini! Oczywiście!
- Więc, jestem ciągle zupełnie wyczerpany tym całym Otherwoldem.

Afrodyta i Darius wracają jutro, ale Zoey zamierza zostać tu na Skye, dopóki
nie nabiorę siły. Więc czy mógłbyś dać znać wszystkim, że nie wrócimy do
Tulsy przez kilka tygodni lub więcej? Po prostu powiesz słowo ode mnie i
sprawnie wszystko skończysz?

Wstrzymałam oddech czekając na łzy, ale zamiast tego Jack zabrzmiał

zupełnie dojrzale i dorośle.

- Oczywiście. O nic się nie martw, Stark. Dam znać Lenobii, Damienowi i

wszystkim. I Z., nie ma problemu. Możemy to przełożyć. To da mi więcej czasu
na przećwiczenie mojej piosenki i dowiem się jak zrobić miecze origiami do
dekoracji. Myślałem, żeby powiesić je na żyłce, takiej przeźroczystej, więc to
będzie wyglądało jak, no wiesz, jakby opierały się grawitacji.

Uśmiechnęłam się i poruszając ustami powiedziałam dziękuję Starkowi.
- Brzmi świetnie, Jack. Nie będę się martwić o to jeśli wiem, że ty jesteś

odpowiedzialny za dekoracje i muzykę.

Ucieszony śmiech Jacka kipiał życiem.
- To będzie wspaniały Rytuał! Poczekasz i zobaczysz. Tylko Stark

wydobrzeje. Oh, Afrodyto nie powinnaś zakładać, że rozpłaczę się na pierwszy
sygnał zmiany planów odnośnie imprezy.

Afrodyta zmarszczyła brwi na telefon.
- Skąd do diabła wiedziałeś co zakładałam?
- Jestem gejem. Wiem takie rzeczy.
- Nieważne. Powiedz pa, Jack. Mój telefon ma roaming - powiedziała

Afrodyta.

background image

Przebudzona

38

- Pa, Jack! - Odezwał się Jack, chichocząc, w chwili gdy, Afrodyta

wyrwała telefon Starkowi i zakończyła połączenie.

- Poszło lepiej niż myślałam - oznajmiłam Afrodycie.
- Taa, ona przyjęła to dobrze. Ciekawe jak ta druga to zniesie, bo ona jest

wykładniczo gorsza niż Pani Jack.

- Słuchaj Afrodyto, Damien nie jest zatwardziałym gejem, nie żeby było w

tym coś złego. Ale naprawdę życzyłabym sobie, żebyś była milsza dla nich obu.

- Oh, proszę. Nie mówię o twoich gejach. Mówię o Neferet.
- Neferet! - Mój głos był ostry. Nienawidziłam nawet wypowiadać jej

imienia. - Co słyszałaś od niej?

- Nic i to mnie właśnie martwi. Ale, hej, Z, nie trać snu przez to. Po tym

wszystkim masz zamiar zostać tu z gazilionem wielkich silnych facetów - i
Starkiem - żeby Cię chronić, kiedy reszta zwykłych śmiertelników zabierze się
za to całe dobro kontra zło, Ciemność kontra Światło, epicką bitwę bla, bla, bla,
aż do znudzenia. - Afrodyta odwróciła się i kroczyła do schodów prowadzących
do zamku.

- Afrodyta jest zwykłą śmiertelniczką? Myślałem, że jej poziom wrzodu na

tyłku wykracza poza zwykły poziom. - Odezwał się Stark.

- Słyszałam to! - Afrodyta krzyknęła przez ramię. - Oh, i Dla Twojej

Informacji, Z, miałam bagaż w nagłych wypadkach, więc kiedy nie miałam
wystarczająco miejsca skonfiskowałam twoją walizkę, którą kupiłaś wcześniej.
Muszę dokończyć pakowanie. Na razie, wieśniacy. - Zatrzasnęła grube,
drewniane drzwi do zamku, co wymagało trochę wysiłku.

- Ona jest majestatyczna - rzekł Darius, uśmiechając się dumnie, kiedy

przeskoczył przez schody, idąc za Afrodytą.

- Mogę wymyślić wiele słów na „m” jaka ona mogłaby być. Majestatyczna

nie jest jednym z nich. - Narzekał Stark.

- Jest mentalnym i myślowym trzaskiem w mojej głowie - powiedziałam.
- Obornik pojawił się w mojej - powiedział Stark.
- Obornik?
- Myślę, że ona jest pełna gówna, a jest tyle słów, które nie zaczynają się

na „m”, więc jestem tak blisko jak tylko mogłem - powiedział.

- Heehees - powiedziałam. Wtedy złączyłam moje ramię z jego. - Próbujesz

po prostu rozproszyć moją uwagę od sprawy Neferet, prawda?

- Działa?
- Niezupełnie.
Ramię Starka objęło mnie.

background image

Przebudzona

39

- Więc będę musiał popracować nad moją zdolnością do rozpraszania.
Ramię w ramię szliśmy do wejścia zamku. Pozwoliłam Starkowi zabawiać

mnie jego listą słów, które pasują do Afrodyty lepiej niż „majestatyczna” i
starałam się odzyskać uczucie zadowolenia i szczęścia, które czułam tak
niedawno i tak krótko. Ciągle powtarzałam sobie, że Neferet była w dalekim
świecie i ludzie tego świata mogą sobie z nią poradzić. Kiedy Stark otworzył
drzwi zamku dla mnie, coś odciągnęło moją wizję, a moje oczy zauważyły
flagę, która powiewała dumnie ponad tronem Sgiach. Zatrzymałam się,
doceniając piękno potężnego byka z zarysem błyszczącej Bogini na jego ciele.

W tym momencie mgła podniosła się z wód otaczających zamek,

zmieniając widok flagi i przemieniając czarnego byka w upiornie białego, to
odpędziło Boginię z obrazu całkowicie.

Strach przeszedł przez moje ciało.
- Co jest? - Natychmiast zaalarmowany Stark ruszył do mojego boku.
Mrugnęłam. Mgła zniknęła, a flaga wróciła to właściwej formy.
- Nic - oznajmiłam szybko. - Tylko dostaję paranoi.
- Hej, jestem tutaj. Nie musisz być paranoiczką, nie musisz się martwić.

Ochronię Cię.

Stark wziął mnie w ramiona i trzymał mnie mocno, blokując dostęp do

świata i tego, co próbowały powiedzieć mi moje wnętrzności.

background image

Przebudzona

40

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

P

P

I

I

Ą

Ą

T

T

Y

Y

-

-

S

S

T

T

E

E

V

V

I

I

E

E

R

R

A

A

E

E

- Nie jesteś sobą. Rozumiesz to?
Stevie Rae spojrzała na Kramishę.
- Wszystko co robię to siedzenie tu i pilnowanie swojego interesu. -

Przerwała, pozwalając niechcianym następstwom zatonąć. - Jak to nie jestem
sobą?

- Wybrałaś najciemniejszy, najbardziej przerażający kąt jaki mógł być

tutaj. Zniszczyłaś świece, więc jest jeszcze ciemniej. I siedzisz tutaj wpadając w
przygnębienie tak głośno, że prawie mogę usłyszeć twoje myśli.

- Nie możesz słyszeć moich myśli. - Twardy głos Stevie Rae spowodował,

że oczy Kramishy się powiększyły.

- Oczywiście, że nie mogę. Nie muszę, by zobaczyć, że jesteś wkurzona.

Powiedziałam prawie. Nie jestem Sookie Strackhouse. Dodatkowo, nawet jeśli
bym mogła, nie chciałabym słyszeć twoich myśli. To byłoby niegrzeczne, a
moja mama lepiej mnie wychowała. - Kramisha usiadła obok Stevie Rae na
małej drewnianej ławce. - A propos - czy jestem jedyną, która twierdzi, że
wilkołak jest gorętszy niż Bill i Eric razem wzięci?

- Kramisha, nie przegap trzeciego sezonu Czystej Krwi dla mnie. Nie

skończyłam mojego drugiego sezonu na DVD.

- Cóż, ja po prostu mówię, byś przygotowała się na prawdziwe

czworonożne gorąco.

- Poważnie. Nie śmiej mi mówić nic więcej.
- Dobra, dobra, ale ten wilko-potwór-i-gorący-facet jest czymś, o czym

chcę z Tobą pogadać.

- Ta ławka jest wykonana z drewna. Drewno jest równe ziemi. Co oznacza,

że mogę znaleźć sposób, by wykopać Cię stąd, jeśli przegapisz Czystą krew.

background image

Przebudzona

41

- Czy mogłabyś się zrelaksować? Mam to już za sobą. Mam coś innego, co

możemy przedyskutować zanim pójdziemy na jedno z tych nudnych Posiedzeń
Rady.

- Zrobimy tak. Jestem Wyższą Kapłanką. Ty jesteś Laureatką Poezji.

Musimy udać się na Posiedzenie Rady. - Stevie Rae wypuściła jeden długi
wydech powietrza i poczuła jak załamują się jej ramiona. - Cholera, będę
szczęśliwa kiedy Z wróci tu jurto.

- Tak, tak, załapałam to. Nie rozumiem co namieszało Ci w głowie, bo

wydajesz się zmieniona w środku.

- Mój chłopak stracił swój pieprzony umysł i zniknął z powierzchni ziemi.

Moja najlepsza przyjaciółka prawie umarła w Otherworldzie. Czerwoni adepci -
Ci inni - ciągle gdzieś tam coś robią - kto wie co - i jestem pewna, że to oznacza
jedzenie ludzi. I na górze tego jest to, że jestem zobowiązana być Wyższą
Kapłanką, nawet jeśli nie jestem pewna, co to znaczy. Myślę, że to
wystarczająco, by namieszać obojętnie w czyjej głowie.

- Tak, to wystarczające. Ale nie na tyle, bym wciąż pisała dziwne wiersze,

które są na ten sam temat. Są o Tobie i bestiach, a ja chce wiedzieć dlaczego.

- Kramisha, nie mam pojęcia o czym gadasz.
Stevie Rae zaczynała wstawać, ale Kramisha sięgnęła do swojej torby i

wyciągnęła kawałek fioletowego papieru, który był wypisany odważnym
pismem. Z ciężkim wydechem, Stevie Rae usiadła i wyciągnęła rękę.

- Dobrze. Pozwól mi zobaczyć.
- Napisałam oba z nich na tym papierze. Ten stary i ten nowy. Coś mi

mówi, że potrzebujesz odświeżenia pamięci.

Stevie Rae nic nie powiedziała. Jej oczy powędrowały na pierwszy wiersz

na kartce. Zabrało jej trochę czasu przeczytanie go. Nie dlatego, że
potrzebowała odświeżenia pamięci. Nie potrzebowała. Każdy wers wiersza
płonął w jej umyśle.


Czerwona kroczy w Nocy
Jej biodra w części są opasane
W apokaliptycznej walce.
Ciemność ukrywa się w różnych formach
Widzi przez kształty, kolory, kłamstwa
I emocjonalne burze.
Sprzymierzy się z nim: zapłaci własnym sercem
Zaufanie nie może być dane

background image

Przebudzona

42

Chyba, że będzie częścią Ciemności
Patrzy duszą, a nie oczami.
Ponieważ tańcząc z bestią

Musi przeniknąć jej przebranie.

2


Stevie Rae wmawiała sobie, że nie będzie płakać, ale jej serce czuło się

ściśnięte i złamane. Wiersz miał rację. Widziała Rephaima jej duszą, a nie jej
oczami. Była częścią Ciemności, zaufała mu i zaakceptowała go - i z tego
powodu, dlatego, że sprzymierzyła się z bestią, płaci swoim sercem. Ciągle
płaciła swoim sercem.

Niechętnie, Stevie Rae spojrzała na drugi wiersz na kartce - ten nowy.

Przypominając sobie, żeby nie reagować, nie pozwolić, by jej twarz oddała
wszystko, zaczęła czytać:


Bestia może być piękna
Sny stają się pożądaniem
Rzeczywistość zmienia się z sensem
Tajemnica magii potwora
Słuchaj sercem
Patrz bez pogardy
Kochaj, by nie stracić

Zaufaj jego prawdzie
Jego obietnica jest dowodem
Test przyjdzie z czasem
Walcz o wolność

Jeśli masz odwagę na zmiany.

3

2

The Red One steps into the Light

Ally with him; pay with your heart

girded loins for her part in

though trust cannot be given

the apocalyptic fight.

unless the Darkness you part.

Darkness hides in different forms

See with the soul and not your eyes

See beyond shape, color, lies

because to dance with beasts you

and emotional storms.

must penetrate their disguise.

3

Beasts can be beautiful

Love will not lose

Dreams become desires

Trust his truth

Reality changes with reason

His promise is proof

Trust your truth

The test is time

Man… monster… mystery… magic

Faith frees

Hear with your heart

If there is courage to change.

See without scorn

background image

Przebudzona

43


Stevie Rae poczuła, że jej usta stają się suche.
- Przepraszam, nie mogę Ci pomóc. Nie wiem o czym one są. - Próbowała

zwrócić kawałek papieru Kramishy, ale ręce poetki skrzyżowały się na jej klatce
piersiowej.

- Nie jesteś dobrym kłamcą, Stevie Rae.
- Niemądrze jest nazywać Wyższa Kapłankę kłamcą. - Głos Stevie Rae był

na krawędzi podłości, więc Kramisha potrząsnęła jej głową.

- Co ci się stało? Zmówiłaś się z czymś, co zjada Cię od środka. Jeśli

byłabyś sobą, mówiłabyś do mnie. Próbowałabyś dowiedzieć się, co to znaczy.

- Nie ogarniam tej całej poezji! To jest metaforyczne, symboliczne i

dziwne, myląca przepowiednia.

- To cholerne kłamstwo - powiedziała Kramisha. - Już odkrywaliśmy takie

rzeczy. Zoey, Ty i ja też odkrywałyśmy albo było to na tyle wystarczające, by
pomóc Z w Otherwoldzie. I pomogło. Stark tak powiedział. - Kramisha
wskazała na pierwszy wiersz. - Kilka z tych wersów się spełniło. Spotkałaś
bestie. Te byki. Jesteś inna od tamtej chwili. Teraz został mi dany kolejny o
bestiach. Wiem, że są dla Ciebie. I wiem, że Ty wiesz więcej niż mówisz.

- Posłuchaj, trzymaj się z dala od moich spraw, Karmisha. - Stevie Rae

wstała, wyszła z alkowy i kiedy szła wprost do Dragona Lankforda odkrzyknęła
Kramishy - Skończyłam gadać o tych sprawach z bestiami!

- Hej, zaraz, o co chodzi? - Silna ręka Dragona ustabilizowała Stevie Rae ,

kiedy potknęła się z powodu ich kolizji. - Powiedziałaś sprawach z bestiami?

- Tak powiedziała. - Kramisha wskazała na stronę notesu w ręku Stevie

Rae. - Dwa wiersze przyszły do mnie, jeden w dzień, kiedy losy Stevie Rae
splątały się z bykami, a drugi po prostu jakiś czas temu. Ona nie zamierza im
zapłacić.

- Nie powiedziałam, że nie mam zamiaru płacić im. Chcę jedynie zadbać o

swoje sprawy sama bez wtrącania się każdego cholernego ciała i węszenia
wokół.

- Czy uważasz mnie za każde cholerne ciało? - Zapytał Dragon.
Stevie Rae zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy.
- Nie, oczywiście że nie.
- I zgadzasz się ze mną, że wiersze Kramishy są ważne.
- No cóż, tak.
- Więc nie możesz ich po prostu ignorować. - Dragon oparł rękę na

ramieniu Stevie Rae. - Wiem co się czuje, kiedy chce się, by życie osobiste było

background image

Przebudzona

44

prywatnością, ale jesteś na pozycji, gdzie są ważniejsze rzeczy niż Twoja
prywatność.

- Wiem to, ale poradzę sobie z tym sama.
- Nie poradziłaś sobie z bykami - powiedziała Kramisha. - Nadal tu są.
- Już ich nie ma, poradziłam sobie z nimi bardzo dobrze.
- Pamiętam, że widziałam Cię po twojej bitwie z bykiem. Byłaś ciężko

ranna. Mogłaś posłuchać ostrzeżenia Kramishy. Ale widać, że nie było ono dla
Ciebie ważne. I faktem jest to, że pojawił się Kruk Prześmiewca, a może nawet
to był Rephaim. Ten potwór jeszcze gdzieś tam jest i jest niebezpieczny dla nas
wszystkich. Dlatego musisz zrozumieć, młoda kapłanko, że ostrzeżenie
przeznaczone dla Ciebie nie może być poufne, ponieważ może się to odbić na
życiu innych.

Stevie Rae wpatrywała się w oczy Dragona. Jego słowa były

przekonywujące. Ton przyjazny. Ale była podejrzliwa i zagniewana, widząc
jego wyraz twarzy, czy to tylko cień żalu przysłaniał jego twarz po śmierci jego
żony?

Podczas gdy zawahała się, Dragon kontynuował:
- Bestia zabiła Anastazję. Nie możemy pozwolić na to, by dotknęły nas te

istoty, kiedy możemy temu zapobiec. Ty wiesz, że mówię prawdę Stavie Rae.

- Taa… aak, wiem - zająknęła się, wypowiadając te słowa. Rephaim zabił

Anastazję tej nocy, kiedy Darius strzelił do niego z nieba. Nikt tego nie zapomni
- ja nigdy tego nie zapomnę, zwłaszcza teraz kiedy wszystko się zmieniło.
Minęły tygodnie, odkąd nie widziałam go. W ogóle. Nasze Skojarzenie nadal
istnieje. Czuję je, ale od niego nic nie czuję. I ten brak tego uczucia pozwolił
podjąć decyzję Stevie Rae. - Dobrze, masz rację. Potrzebuję pomocy. - Może to
dobry sposób, pomyślała, kiedy podawała Dragonowi wiersze. Może Dragon
odkryje mój sekret i wtedy wszystko będzie zniszczone: Rephaim, nasze
Skojarzenie i moje serce. Ale przynajmniej to będzie skończone.

Kiedy Dragon czytał wiersze Stevie Rae widziała, że jego wyraz twarzy

ciemnieje. Kiedy skończył popatrzył w jej oczy, można było dostrzec jego
zmartwienie.

- Pierwszy byk, ten czarny pokonał złego byka, jaki rodzaj połączenia

miałaś z nim? - Stevie Rae starała się nie pokazywać, jaką sprawiło jej ulgę, że
Dragon skupił się na bykach, a nie pytał ją o Rephaima.

- Nie wiem, czy można nazwać to połączeniem, ale myślę, że był piękny.

Był czarny, ale nie było w nim nic z Ciemności. Był niewiarygodny - jak nocne
niebo albo ziemia.

background image

Przebudzona

45

- Ziemia… - Dragon głośno myślał. - Jeśli byk przypomina Ci ten element,

być może to wystarczy dla Was dwojga, by zachować połączenie.

- Ale wiemy, że on jest dobry - powiedziała Kramishia. - To nie jest żadną

tajemnicą. Te wiersze nie opowiadają o nim.

- Więc? - Stevie Rae nie mogła ukryć swojej irytacji. Kramisha była jak

pies z krwi i kości. Po prostu nie zostawiała jej w spokoju.

- Więc wiersz, szczególnie ostatni jest przede wszystkim o zaufaniu. My

już wiemy, że on jest dobry. Możesz zaufać czarnemu bykowi. Dlaczego
potrzebujesz wiersza, by to powiedzieć?

- Kramisha, jak próbowałam powiedzieć Ci wcześniej, nie wiem.
- Po prostu nie sądzę, by one mówiły o czarnym byku - powiedziała

Kramisha.

- O czym w innym w takim razie mogłyby mówić? Nie znam żadnej innej

bestii. - Stevie Rae wypowiedziała te słowa z dużą prędkością.

- Powiedziałeś, że Dallas ma niezwykłe nowe pokrewieństwo i wyglądał,

jakby miał za chwilę oszaleć. Czy to prawda? - Zapytał Dragon.

- W zasadzie tak - powiedziała Stevie Rae.
- Odniesienie do bestii może symbolizować Dallasa. Wiersz może mówić o

zaufaniu człowieczeństwu, które nadal jest w nim - powiedział Dragon.

- Nic o tym nie wiem - powiedziała Stevie Rae. - Był jednym, wielkim

chaosem, kiedy ostatnio go widziałam.

- Spotkanie Rady! - Głos Lenobii dryfował korytarzem przez otwarte

drzwi.

- Nie masz nic przeciwko, jeśli je zatrzymam? - Dragon podniósł kawałek

papieru, kiedy szli korytarzem. - Skopiuję go, a następnie ci go oddam.
Potrzebuję więcej czasu na rozważenie wierszy dokładniej.

- Jak dla mnie może być - powiedziała Stevie Rae. - Cóż, cieszę się, że

mamy twój mózg, Dragonie - powiedziała Kramisha.

- Ja też - powiedziała Stevie Rae, ale brzmiało to tak, jakby mówiła

prawdę. Dragon zastopował.

- Nie będę dzielić się tym ze wszystkimi. Tylko wampiry mogą pomóc nam

zrozumieć, co oznacza ta poezja. Rozumiem Twoje życzenie prywatności.

- Powiem o tym Zoey jutro, jak tylko wróci - powiedziała Stevie Rae.
Dragon zmarszczył brwi.
- Sądzę, że powinnaś pokazać wiersz Zoey, ale niestety, ona nie wróci do

domu jutro.

- Co? Dlaczego nie?

background image

Przebudzona

46

- Widocznie Stark nie jest wystarczająco silny, aby podróżować, więc

Sgiach dała im pozwolenie na pobyt na wyspie Skye.

- Czy Zoey powiedziała Ci to? - Stevie Rae nie mogła uwierzyć, że jej BFF

zadzwoniła do Dragona, a nie do niej. Co Z sobie myślała?

- Nie, ona i Stark rozmawiali z Jackiem.
- Oh, Rytuał Celebracji. - Stevie Rae kiwnęła głową. Z nic przed nią nie

ukrywała. Jack był zaangażowany w Rytuał. Zajmował się muzyką, jedzeniem i
dekoracjami. Pewnie zadzwonił do niej, by zadać jej całą listę pytań typu: Jaki
jest Twój ulubiony kolor? I Doritos czy Ruffles?

- Ten gejowski chłopak ma całkowitą obsesję. Założę się, że stracił głowę,

kiedy okazało się, że Z nie wraca do domu.

- Aktualnie wykorzystuje dodatkowy czas na ćwiczenie piosenki, którą

chce śpiewać i na jego dekoracje - powiedział Dragon.

- Bogini pomóż nam - powiedziała Kramisha. - Jeśli spróbuje powiesić

wszędzie tęcze i jednorożce, i będzie chciał, by wszyscy nosili boa z piór - po
prostu powiem - ah piekielne nie.

- Miecze z origami - Dragon powiedział.
- Słucham? - Stevie Rae była pewna, że źle go usłyszała.
Dragon zachichotał.
- Jack przyszedł do nas, by pożyczyć miecz, by mógł mieć realny przykład

do pracy. Na cześć Starka, zamierza zawiesić miecze z origami na żyłce
wędkarskiej. Powiedział, że wyglądają jak te z piosenki.

- Bo będą pokonywać grawitację. - Stevie Rae nie mogła powstrzymać

chichotu. Kochała tego chłopaka na swój sposób. Był po prostu zbyt słodki żeby
to wyrazić w słowach.

- Mam nadzieję, że nie zrobi ich na różowym papierze. To nie byłoby w

porządku.

Podeszli do drzwi Izby Rady, a przed wejściem do już pełnej sali, Stevie

Rae usłyszała słowa Dragona:

- Nie różowe. Fioletowe. Widziałem jak niósł ryzę fioletowego papieru.
Stevie Rae wciąż uśmiechała się, gdy Lenobia wezwała ich na

Zgromadzenie Rady. W dniach, które nadchodziły, będzie pamiętać jej uśmiech
i chciała zapamiętać widok Jacka robiącego fioletowe miecze z papieru i
śpiewającego Defying Gravity on jest wiecznie jasną częścią życia, wiecznie
słodki, wiecznie szczęśliwy i najważniejsze wiecznie bezpieczny.

background image

Przebudzona

47

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

S

S

Z

Z

Ó

Ó

S

S

T

T

Y

Y

-

-

J

J

A

A

C

C

K

K

- Cesarzowo, co jest piękna dziewczynko? Czemu zachowujesz się dzisiaj

tak niesfornie?

Jack wyciągnął stos fioletowych papierów do origami spod biszkoptowej

labradorki i umieścił je poza zasięgiem psiego tyłka na drewnianym stołku,
który służył mu jako stół i podpórka dla miecza. Duży irytujący pies uderzał
ogonem o ziemię i przybliżył się do Jacka. Westchnął i obdarował ją czułym,
lecz zirytowanym spojrzeniem.

- Nie musisz za mną łazić. Wszystko w porządku. Ja tylko dekoruję.
- Ona jest dzisiaj więcej niż trochę niesforna - powiedział Damien,

krzyżując nogi i siadając na trawie obok Jacka.

Jack przerwał pracę nad mieczem z papieru, który składał i pogładził

Duchess po miękkiej głowie.

- Myślisz, że wyczuwa, że S- T- A- R- K nadal nie czuje się tak w stu

procentach dobrze? Myślisz, że ona wie, że on nie wróci jutro?

- Cóż, możliwe. Jest niezwykle inteligentna, ale domyślam się, że bardziej

martwi się o Ciebie, kiedy wspinasz się tak wysoko, niż o Starka, który jest
zmęczony i leniwy.

Jack machnął ręką na ośmioszczeblową drabinę, która stała rozłożona i

gotowa niedaleko nich.

- Och, ani Ty, czy Cesarzowa nie musicie się martwić. Ta drabina jest

całkowicie bezpieczna. Ma nawet dodatkowy zatrzask trzymający, co sprawia,
że jest całkowicie bezpieczna.

- No, nie wiem. To strasznie wysoko. - Damien podarował ostrożne

spojrzenie wyższym szczeblom drabiny.

- Nie, to nie tak wysoko. W dodatku, nie wspinam się na samą górę,

przynajmniej nie do końca. To biedne drzewo ma gałęzie, które zwisają nisko.

background image

Przebudzona

48

Wiesz, od kiedy to wszystko wybuchło spod niego. - Jack powiedział ostatnie
zdanie szeptem.

Damien odchrząknął i obdarzył wielki dąb, pod którym siedzieli, uważnym

rzutem oka, takim samym jakim obdarzył drabinę.

- Dobra, nie gniewaj się, ale naprawdę muszę z tobą porozmawiać o

wyborze miejsca na Rytuał Celebracji Zoey.

Jack podniósł rękę, dłonią do zewnątrz, tak jak daje się powszechnie znak

do zatrzymania.

- Wiem już, że ludzie będą mieć problem z tą lokalizacją. Po prostu

zdecydowałem, że moje argumenty za są lepsze niż argumenty przeciwko temu.

- Skarbie, ty zawsze masz najlepsze zamiary - Damien złapał dłoń Jacka i

trzymał w swoich obydwu. - Ale myślę, że tym razem możesz się okazać
jedynym, który widzi cokolwiek pozytywnego w tym miejscu. Profesor Nolan i
Loren Blake zostali tutaj zabici. Kalona uwolnił się z ziemi, rozerwał ziemię i
rozerwał to drzewo. To miejsce po prostu nie wydaje mi się zbyt uroczyste.

Jack uwolnił rękę z uścisku Damiena.
- To miejsce mocy, prawda?
- Zgadza się - powiedział Damien.
- A moc nie jest negatywna lub pozytywna w pierwotnej postaci. Ona tylko

przyjmuje te cechy, kiedy siły zewnętrzne przejmują ją i wpływają na nią.
Prawda?

Damien umilkł, zamyślił się, a następnie niechętnie skinął głową.
- Tak, przypuszczam, że znów masz rację.
- Cóż, czuję tę moc w tym miejscu - to połamane drzewo i przestrzeń tutaj

przy wschodniej ścianie - była używana nieodpowiednio. Potrzebuje szansy, by
być ponownie używaną dla Światła i Bogini. Chcę dać temu miejscu szansę,
muszę. Coś wewnątrz mnie mówi mi, że muszę tutaj być, przygotować Rytuał
Celebracji Zoey na jej powrót, nawet jeśli ona i Stark mają się spóźnić.

Damien westchnął.
- Wiesz, że nigdy nie poprosiłbym Cię, byś zignorował twoje uczucia.
- Więc będziesz mnie w tym wspierał? Nawet jeśli wszyscy będą mówić,

że twój chłopak jest super szalony?

Damien uśmiechnął się do niego.
- Wszyscy nie mówią, że jesteś super szalony. Będą mówić, że jesteś

gorliwcem potrzebującym dekoracji i organizacji, i będą chcieli poznać Twoją
opinię.

Jack zachichotał.

background image

Przebudzona

49

- Założę się, że nie powiedzą gorliwy.
- Ich słowa są synonimami, jeśli nie gorzej.
- Oto mój Damien - słowotwórca!
- A to mój Jack - optymista. - Damien pochylił się i pocałował Jacka

delikatnie w usta. - Masz to, czego potrzebujesz do tego co robisz. Wiem, że
Zoey będzie wdzięczna, kiedy w końcu wróci do domu. - Przerwał, uśmiechnął
się smutno do Jacka ufnych oczu i dodał: - Skarbie, rozumiesz, że Zoey może
nie wrócić przez dłuższy czas? Wiem, co powiedział ci Stark, a ja nie
rozmawiałem jeszcze z Z., a Afrodyta mówi, że Zoey nie jest sobą - że to nie
jest pobyt na Sky z powodu Starka. Zostaje tam, ponieważ zamknęła się na
świat.

- Ja po prostu w to nie wierzę, Damien - powiedział stanowczo Jack.
- Też nie chcę w to wierzyć, ale faktem jest, że Zoey nie wraca z Afrodytą i

Dariusem, i naprawdę nikomu nie mówi o tym, kiedy wraca. I jest jeszcze
problem Heatha. Zoey wróci do Tulsy i wiesz, że będzie musiała zmierzyć się z
faktem, że Heatha tu nie ma... że już nigdy go tu nie będzie.

- To straszne, czyż nie? - Powiedział Jack.
Ich oczy spotkały się w doskonałym zrozumieniu.
- Utrata kogoś, kogo kochasz to więcej niż straszne. To musiało zmienić

Zoey.

- Oczywiście że tak, ale nadal jest naszą Z. Mam silne uczucie, że będzie w

domu prędzej niż myślisz - powiedział Jack.

Damien westchnął.
- Mam nadzieję, że masz rację.
- Hej, nawet Ty przyznałeś kilkukrotnie, że mam rację. Jestem pewien, że

Zoey również wkrótce wróci. Po prostu to wiem.

- Dobrze, cóż będę ci wierzyć głównie dlatego, że kocham twoje

pozytywne nastawienie.

Jack uśmiechnął się i dał mu szybkiego buziaka.
- Dziękuję!
- Cóż, czy Z wróci za tydzień czy za miesiąc, nadal nie jestem pewien, że

to na sto procent dobry pomysł, aby zawiesić papierowe miecze na drzewie,
kiedy nie wiesz, kiedy będziesz potrzebował tych dekoracji. Co jeśli jutro będzie
padać?

- Oh, nie zamierzam zakładać ich wszystkich, głuptasie! Po prostu robię

test na kilku z nich, by upewnić się, że są idealne złożone, by prawidłowo je
zawiesić.

background image

Przebudzona

50

- Czy to dlatego masz tutaj miecz? Wygląda na strasznie ostry i cóż, to

niebezpieczne kiedy jest tak oparty o stół. Nie powinien być zwrócony ostrzem
w dół?

Wzrok Jacka powędrował za wzrokiem Damiena do miejsca gdzie długi,

srebrny miecz spoczywał rękojeścią na ziemi, blady i błyszczący w migotliwym
świetle szkolnych lamp gazowych w nocy.

- Cóż, Dragon dał mi ścisłe instrukcje, których dość dokładnie słuchałem

nawet, kiedy ciągle byłem rozproszony tym jak smutno on wygląda. Wiesz, nie
sądzę, by miał się zbyt dobrze. - Jack powiedział ostatnią część zdania
ściszonym głosem, jakby nie chciał, by usłyszała go Cesarzowa.

Damien westchnął i splótł swą rękę z Jacka.
- Także nie sądzę, że ma się zbyt dobrze.
- Tak, mówił mi coś o nie wbijaniu ostrza miecza w ziemię, bo może się

zmatowić, czy coś takiego i wszystko o czym mogłem myśleć, to było to, że ma
ciemne cienie pod oczami - powiedział Jack.

- Skarbie, nie sądzę, żeby sypiał - Damien powiedział ze smutkiem.
- Nie chciałem go kłopotać wypożyczeniem miecza, ale chciałem użyć

prawdziwego przykładu, aby stworzyć jego dokładnie odzwierciedlenie w
origami, a nie tylko z obrazka.

- Nie sądzę, abyś przeszkadzał Dragonowi. Śmierć Anastazji jest czymś,

przez co musi przejść. Przykro mi to mówić, ale nie ma nic, co może lub nie
możemy zrobić, by to zmienić. W każdym bądź razie miałeś świetny pomysł.
Twoje origami wyglądają bardzo realistycznie.

Jack wzruszył się z przyjemności.
- Oooh! Naprawdę tak myślisz?
Damien objął go ramieniem i trzymał blisko.
- Absolutnie. Jesteś utalentowanym dekoratorem, Jack.
Jack przytulił się do niego.
- Dziękuję. Jesteś najlepszym chłopakiem.
Damien zaśmiał się.
- Nie jest trudno być z tobą. Hej, nie potrzebujesz pomocy przy składaniu

mieczy?

To z kolei doprowadziło Jacka do śmiechu.
- Nie. Nawet nie jesteś dobry w pakowaniu prezentów, zgaduję więc, że

origami nie jest jednym z twoich talentów. Ale mogę wykorzystać twoją pomoc
do czegoś innego. - Jack rzucił znaczące spojrzenie na Cesarzową, potem

background image

Przebudzona

51

pochylił się bliżej Damiena i szepnął mu do ucha. - Możesz zabrać Cesarzową
na spacer. Ona nie zostawi mnie w spokoju i rozpieprza moje papiery.

- Ok, nie ma problemu. Miałem zamiar pobiegać. Wiesz co mówią: pyzaty

gej nie jest szczęśliwym gejem. Cess może zrobić kilka okrążeń ze mną. Będzie
potem zbyt wyczerpana, by Cię prześladować.

- To takie słodkie, że biegasz.
- Nie powiesz tego, kiedy będę gorący i spocony po tym - powiedział to
Damien, kiedy wstawał i chwycił smycz Cesarzową z brązowej trawy po

zimie.

- Hej, czasami lubię cię gorącego i spoconego - Jack powiedział,

uśmiechając się do niego.

- To może nie będę brać prysznicu po tym - powiedział Damien.
- Być może to naprawdę dobry pomysł - powiedział Jack.
- A może powinieneś wziąć prysznic razem ze mną. - Uśmiech Jacka

poszerzył się.

- Teraz, to bardziej niż może naprawdę dobry pomysł.
- Zgrywus - powiedział Damien, pochylając się, by całować Jacka mocno.
- Lingwista - Jack powiedział zanim pocałował go w odpowiedzi.

Cesarzowa wcisnęła się pomiędzy nich, szczekając i machając ogonem i liżąc
ich obu.

- Oh, śliczna dziewczynka! Ciebie też kochamy! - Jack powiedział, całując

Cesarzową w jej miękki pysk. - Chodź, poćwiczymy trochę, to będziemy smukli
i atrakcyjni dla Jacka - Damien powiedział, pociągając za smycz psa. Poszła za
nim, ale z oczywistym niezdecydowaniem.

- W porządku. Przyprowadzi Cię z powrotem, wkrótce - powiedział Jack.
- Tak, zobaczymy się z Jackiem szybko, Cess.
- Hej - Jack zawołał za ich dwójką. - Kocham was oboje! - Damien

odwrócił się, podniósł łapę Cesarzowej i pomachał nią do Jacka, a potem
krzyknął:

- My Ciebie też kochamy! - Potem pobiegli, Cesarzowa szczekała

zawzięcie, kiedy Damien udawał, że ją goni.

Jack przyglądał się im jak się oddalali.
- Są cudowni, jak zawsze - powiedział cicho. Miecz, który właśnie

skończył składać był ostatnim z pięciu, które zrobił. Jeden na każdy z
elementów, Jack powiedział do siebie. Powieszę te piątkę i niech będą
testowane.

background image

Przebudzona

52

Gdy przyciął żyłkę i przeciągnął ją przez ostatni z pięciu mieczy, oczy

Jacka zwróciły się ku górze, szukając miejsca, gdzie dobrze byłoby zawiesić
dekorację. Ale nie musiał długo się rozglądać. Drzewo zdawało się pokazywać
mu gdzie ma się udać. Gruby pień został podzielony niemal na dwoje,
powodując że ogromny stary dąb przechylił się tak, że jego połowy pochyliły się
niebezpiecznie blisko ziemi. Zanim Kalona wydostał się z ziemi najniższa gałąź
nie mogła zostać dosięgnięta z drabiny na dwadzieścia stóp, teraz jego
ośmiostopniowa drabina dawała Jackowi więcej niż wystarczająca wysokość.

- Tam na górze. Tam powinien być pierwszy. - Jack patrzył prosto, z

miejsca gdzie siedział przy małym stoliku na jeden z głównych konarów
drzewa, które wisiało tuż nad nim, jak chroniące ramię. - To doskonałe miejsce,
ponieważ będzie wisieć tam, gdzie zrobiłem wszystkie miecze. - Jack
przeciągnął drabinę bliżej do stołu i trzymał pierwszy z pięciu papierowych
mieczy na długiej żyłce, która związał na końcach. - O kurczę. Prawie
zapomniałem. Muszę poćwiczyć - powiedział do siebie, zatrzymując się i
uderzając w panel na iPhonie, który wziął tam ze stołem.


Something has changed within me
Something is not the same
I’m through with playing by the rules
Of someone else’s game…

4


Głos Rachel zaczął piosenkę silnie i jasno. Jack zatrzymał się na

najniższym szczeblu drabiny, a kiedy Kurt zaczął śpiewać, on też zaczął
śpiewać razem z nim, dopasowując jego słodki tenor, nuta do nuty.


Too late for second- guessing
Too late to go back to sleep…

5


Jack wszedł wyżej na drabinę, kiedy on i Kurt śpiewali, udając, że się

wspina stopniami na scenę Radio City Music Hall, gdzie odbył się casting do
Glee wiosną ubiegłego roku.

4

Coś się we mnie zmieniło,

Coś nie jest takie samo,
Skończyłam grać według zasad,
Czyjejś gry...

5

Za późno na ponowne zgadywanie,

Za późno by wrócić do snu...

background image

Przebudzona

53

It’s time to trust my instincts
Close my eyes: and leap!

6


Dotarł na górny szczebel drabiny, przerwał i zaczął pierwszy refren z

Kurtem i Rachel, podczas gdy zawiązywał żyłkę na jeszcze nagich po zimie
gałęziach.

Nucił razem z Rachel kolejne linijki, czekając ponownie na część Kurta,

kiedy jakiś ruch u podstawy drzewa przykuł jego uwagę, a jego wzrok przesunął
się na uszkodzony pień. Jack nabrał powietrza. Był pewien, że widział
wizerunek pięknej kobiety. Obraz był ciemny i niewyraźny, ale kiedy Kurt
śpiewał o utraconej miłości, kobieta stała się wyraźniejsza.

- Nyks? - Jack szepnął pełen szacunku.
Jak spod welonu kobieta stała się nagle w pełni widoczna. Podniosła głowę

i uśmiechnęła się do Jacka, była tak piękna jak zła.

- Tak, mały Jacku. Możesz mnie nazywać Nyks.
- Neferet! Co ty tutaj robisz? - Pytanie wypadło z niego zanim pomyślał.
- Właściwie, w tym momencie jestem tutaj z twojego powodu.
- M… Mojego?
- Tak, widzisz potrzebuję twojej pomocy. Wiem jak bardzo lubisz pomagać

innym. Dlatego przyszłam do Ciebie, Jack. Chciałbyś zrobić coś dla mnie?
Mogę obiecać, że to będzie warte poświęcenia twojej chwili.

- Warte mojej chwili? Co masz na myśli? - Jack nienawidził tego, że jego

głos brzmiał piskliwie.

- Mam na myśli, że jeśli ty zrobisz coś dla mnie, to ja zrobię coś dla Ciebie.

Trzymałam się z dala od adeptów Domu Nocy za długo. Może straciłam wpływ
na bicie ich serc. Mógłbyś mi pomóc... poprowadzić mnie... pokazać mnie. W
zamian za to wynagrodzę Cię. Pomyśl o swoich marzeniach, co chciałbyś zrobić
z twoim długim życiem po Przemianie. Mogę sprawić, że twoje marzenia się
spełnią.

Jack uśmiechnął się i rozłożył swoje ramiona.
- Ale ja już żyję swoimi marzeniami. Jestem tutaj, w tym pięknym miejscu

z przyjaciółmi, którzy stali się moją rodziną. Czego można chcieć więcej?

Oblicze Neferet stężało. Jej głos był jak kamień.

6

Nadszedł czas, by zaufać swoim instynktom,

Zamykam swe oczy i skaczę!

background image

Przebudzona

54

- Czego chciałbyś więcej? Co z panowaniem nad tym pięknym miejscem?

Piękno przemija. Przyjaciele i rodzina znikną. Moc jest jedyną, która trwa na
zawsze.

Jack odpowiedział instynktownie.
- Nie, to miłość trwa na zawsze.
Śmiech Neferet był szyderczy.
- Nie bądź takim dzieckiem. Oferuję Ci znacznie więcej niż miłość.
Jack spojrzał na Neferet - naprawdę patrzył na nią. Zmieniła się i w sercu

wiedział dlaczego. Zaakceptowała zło... Zupełnie, całkowicie. Zrozumiał to,
zanim naprawdę wiedział o tym. Nie ma nic Światła w niej. Głos w jego głowie
był łagodny i kochający, a to dało mu odwagę, aby usunąć suchość z jego gardła
i patrzeć na Neferet, prosto w jej zimne, szmaragdowe oczy.

- Nie bądź zła czy cokolwiek, Neferet, ale nie chcę tego, co oferujesz. Nie

mogę Ci pomóc. Ty i ja, cóż, nie jesteśmy po tej samej stronie. - Zaczął
schodzić z drabiny.

- Zostań tam gdzie jesteś!
Nie wiedział jak, ale słowa Neferet rozkazały jego ciału. To było takie

uczucie jak gdyby był szczelnie owinięty, zamrożony w miejscu przez
niewidzialną lodową klatkę.

- Ty bezczelny chłopaku! Rzeczywiście myślisz, że możesz mi się

sprzeciwić?


Kiss me goodbye
I’m defying gravity…

7


- Tak - powiedział, kiedy głos Kurta rozległ się wokół niego. - Bo jestem

po stronie Nyks, a nie twojej. Więc mnie puść, Neferet. Naprawdę Ci nie
pomogę.

- Właśnie w tym się mylisz, ty nieprzekupny naiwniaku. Przekonasz się, że

bardzo, bardzo mi pomożesz. - Neferet uniosła ręce powodując ruch powietrza
dookoła niej. - Tak jak obiecałam, proszę bardzo.

Jack nie miał pomysłu do kogo zwraca się Neferet, ale jej słowa sprawiły,

że miał gęsią skórkę. Bezradnie patrzył jak znika w cieniu drzewa. Prześlizgnęła
od niego w kierunku chodnika, który doprowadził ją do głównego budynku

7

Pocałuj mnie na pożegnanie,

Przeciwstawiam się grawitacji...

background image

Przebudzona

55

Domu Nocy. Ze swojej obserwacji zauważył, że jej ruchy są bardziej gadzie niż
ludzkie.

Przez chwilę myślał, że naprawdę odeszła - myślał, że jest bezpieczny. Ale

kiedy dotarła do chodnika spojrzała na niego i potrząsnęła głową, śmiejąc się
cicho.

- Uczyniłeś to niemal zbyt łatwym dla mnie chłopcze, kiedy odmówiłeś

honorowo na moją ofertę.

Rzuciła jakąś moc na miecz. Z rozszerzonymi oczami Jack był pewien, że

widział coś czarnego owijającego się wokół rękojeści. Miecz odwracał się,
odwracał, odwracał zanim się wzniósł się i wymierzył wprost w niego.

- To twoje poświęcenie. On jest tym, który jest niezdolny, by się splamić.

Weź go i mój dług wobec twojego Mistrza będzie spełniony, ale czekaj, aż zegar
wybije dwunastą. Trzymaj go do tego czasu. - Bez jakiegokolwiek spojrzenia na
Jacka, Neferet prześlizgnęła się z jego oczu do budynku.

Wydawało się, że minęło sporo czasu przed przyjściem północy, zanim

szkolny zegar zaczął bić, nawet jeśli Jack zamknął umysł na zimno
niewidocznego łańcucha, który go więził. Był szczęśliwy z tego, że wrzucił
ciągłe odtwarzanie piosenki Defying Gravity. Pocieszające było słyszenie
śpiewu Kurta i Rachel o pokonywaniu strachu. Gdy zegar zaczął bić, Jack
wiedział co się wydarzy. Wiedział, że nie może tego zatrzymać... że jego los nie
może się zmienić. Zamiast bezsensownie walczyć, żałować w ostatniej chwili,
czy ronić bezużyteczne łzy, zamknął oczy, wziął głęboki oddech, a potem...
radośnie... dołączył do Rachel i Kurta w refrenie:


I’d sooner buy
Defying gravity
Kiss me goodbye
I’m defying gravity
I think I’ll try
Defying gravity
And you won’t bring me down!

8

8

Później to kupię,

Przeciwstawiam się grawitacji,
Pocałuj mnie na pożegnanie,
Przeciwstawiam się grawitacji,
Myślę, że próbuję,
Przeciwstawiać się grawitacji,
I nie ściągniesz mnie na dół!

background image

Przebudzona

56


Słodki tenor Jacka rozchodził się pośród gałęzi rozłupanego dębu, kiedy

czekająca magia Neferet zrzuciła go z drabiny. Spadł makabrycznie, strasznie na
uszykowany miecz, ale kiedy miecz przebił mu szyję, przed bólem i śmiercią i
Ciemnością, która mogła go dotknąć, jego duch eksplodował z jego ciała.

Otworzył swoje oczy, by znaleźć się stojącego przy niesamowitym drzewie

na łące, które wyglądało dokładnie jak to, które Kalona rozdarł, z tym że to
drzewo było w jednym kawałku i zielone, a obok niego stała kobieta ubrana w
lśniące szaty ze srebra. Była taka piękna pomyślał Jack, że mógłby na nią
patrzeć wieki.

Wiedział kim jest. On zawsze ją znał.
- Witaj Nyks - powiedział delikatnie. Bogini się uśmiechnęła.
- Witaj, Jack.
- Umarłem, czyż nie? - Uśmiech Nyks się nie zmienił. - Tak, moje

wspaniałe, kochane, wyjątkowe dziecko.

Jack zawahał się, a potem powiedział:
- Nie wydaje się to takie złe, być martwym.
- Przekonasz się, że nie.
- Tęsknię za Damienem.
- Będziesz z nim znów. Niektóre dusze odnajdują się znowu i znowu, i

znowu. Masz moją przysięgę.

- Czy zrobiłem tam wszystko dobrze?
- Byłeś doskonały, mój synu. - Wtedy Nyks, Bogini Nocy, otworzyła swe

ramiona i zamknęła w uścisku Jacka i wraz z jej dotykiem resztki śmiertelnego
bólu i smutku zaczęły się rozpuszczać w jego duchu, pozostawiając miłość -
tylko i zawsze, miłość. A Jack zaznał doskonałego szczęścia.

background image

Przebudzona

57

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

S

S

I

I

Ó

Ó

D

D

M

M

Y

Y

-

-

R

R

E

E

P

P

H

H

A

A

I

I

M

M

Moment, przed którym pojawił się jego ojciec zmienił konsystencję

powietrza. Wiedział, że ojciec powrócił z Otherworldu w momencie, kiedy to
się stało. Jak mógł tego nie wiedzieć? Był ze Stevie Rea.

Wyczuła, że Zoey jest znowu sobą zaledwie wtedy, kiedy dowiedział się o

obecności jego ojca.

Stevie Rea... Minęły mniej niż dwa tygodnie jak był w jej życiu, rozmawiał

z nią, dotykał jej, ale wydawało się, że ten ich czas spędzony razem był
wieczność temu.

Jeśli Rephaim żyłby kolejny wiek, nie zapomni, co stało się pomiędzy nimi

tuż przed tym, jak jego ojciec wrócił do tej rzeczywistości. Ludzki chłopak w
fontannie był nim. To nie było racjonalne, ale nie wydawało się też w ogóle
mniej prawdziwe. Dotykał Stevie Rea i wyobrażał sobie tylko w czasie
uderzenia serca, co mogłoby być.

Mógłby ją kochać.
Mógłby ją chronić.
Mógłby wybrać Światło zamiast Ciemności.
Ale to, co mógłby nie było rzeczywistością - i nie miało być.
Został zrodzony z nienawiści, pożądliwości, bólu i Ciemności. Był

potworem. Nie człowiekiem. Nie nieśmiertelnym. Nie bestią. Potworem.
Potwory nie marzyły. Potwory nie pragnęły niczego oprócz krwi i zniszczenia.
Potwory nie znały… nie mogły znać miłości albo szczęścia: nie były stworzone
z taką zdolnością.

Jak więc to możliwe, że tęsknił za nią?
Dlaczego ta okropna pustka w jego duszy trwała od czasu, gdy Stevie Rea

odeszła?

Dlaczego czuł się tylko częściowo żywy bez niej?

background image

Przebudzona

58

I dlaczego dążył, by być lepszy, silniejszy, mądrzejszy i dobry, naprawdę

dobry dla niej? Czy może oszalał?

Rephaim chodził tam i z powrotem po balkonie na dachu opuszczonej

rezydencji w Glicrease. Było po północy i tereny muzeum były spokojne, ale
odkąd sprzątanie po lodowej burzy zaczęło się na poważnie, miejsce stawało się
coraz bardziej zatłoczone w ciągu dnia.

Muszę odejść i znaleźć inne miejsce. Bezpieczniejsze miejsce. Powinienem

opuścić Tulsę i zrobić siedlisko na pustkowiu tego ogromnego kraju. Wiedział,
że to było mądre i racjonalne, ale coś zmusiło go do pozostania.

Rephaim powiedział sobie, że to po prostu dlatego, że teraz ma nadzieję, że

jego ojciec powrócił do tego królestwa, więc może także powrócić do Tusly i
czekał na niego aż powróci - aby dać mu cel. Ale w głębi serca znał prawdę. Nie
chciał opuszczać tego miejsca, bo Stevie Rea tu była i nawet choć nie mógł
pozwolić sobie na skontaktowanie się z nią, nadal była blisko, osiągalna, jeśli
tylko, by się odważył.

Kiedy stąpał tak, w połowie jego kroku i jego własnych oskarżeń,

powietrze wokół niego stało się cięższe, jakby pokryte grubą warstwą
nieśmiertelnej mocy, którą Rephaim znał tak dobrze jak swoje własne imię. Coś
w nim szarpnęło jakby moc, która płynęła w nocy przywiązywała się do niego i
posłużyła się nim jak kotwicą, by przyciągnąć się coraz bliżej.

Rephaim zebrał się w sobie, psychicznie i fizycznie, skoncentrował się na

złudnej nieśmiertelnej magii i chętnie przyjął połączenie, nie przejmując się
tym, że to co było bolesne i wycieńczające, wypełniło go duszącą falą
klaustrofobii.

Nocne niebo nad nim ściemniało. Wiatr wzrósł bijąc Rephaima. Kruk

Prześmiewaca ustąpił.

Kiedy wspaniały skrzydlaty nieśmiertelny, jego ojciec Kalona, obalony

Wojownik Nyks zleciał nagle z nieba i wylądował przed nim, Rephaim
automatycznie padając na kolana, ukłonił się w posłuszeństwie.

- Byłem zaskoczony czując, że pozostałeś tutaj. - Powiedział Kalona nie

dając swojemu synowi pozwolenia, by wstał. - Dlaczego nie podążałeś za mną
do Włoch?

Głowę nadal miał spuszczoną, Rephaim odpowiedział.
- Byłem śmiertelnie ranny. Dopiero co wyzdrowiałem. Pomyślałem, że to

rozsądne, by oczekiwać na Ciebie tutaj.

- Ranny? Tak, przypominam sobie. Postrzelenie i upadek z nieba. Możesz

wstać Rephaim.

background image

Przebudzona

59

- Dziękuję Ojcze. - Rephaim wstał i stanął naprzeciw ojca, a następnie

cieszył się, że jego twarz nie okazywała tak łatwo emocji. Kalona wyglądał
jakby był chory! Jego brązowa skóra miała blady odcień. - Dobrze się czujesz,
Ojcze?

- Oczywiście, że mam się dobrze; jestem nieśmiertelnym! - powiedział

podniesionym głosem skrzydlaty mężczyzna. Następnie westchnął i wytarł
ociężale ręką twarz. - Trzymała mnie pod ziemią. Byłem ranny i znalazłem się
w potrzasku elementu, który spowodował mój powrót do zdrowia zanim moje
uwolnienie stało się niemożliwe - i od tej pory jestem opieszały.

- Więc Neferet Cię uwięziła. - Rephaim ostrożnie utrzymywał jego barwę

głosu neutralną.

- Tak, ale nie zostałbym tak łatwo uwięziony, gdyby Zoey Redbird nie

zaatakowała mojego ducha - powiedział z goryczą.

- Jednak adeptka żyje - powiedział Rephaim.
- Tak! - Zaryczał Kalona, wznosząc się nad synem i powodując, że Raven

Kruk Prześmiewca zatoczył się do tyłu. Ale tak szybko jak jego wściekłość
wybuchła, zniknęła, opuszczając nieśmiertelnego, wyglądającego znowu na
zmęczonego. Wypuścił długi oddech i bardziej racjonalnym głosem powtórzył. -
Tak, Zoey żyje, choć wierzę, że na zawsze pozostanie zmieniona przez jej
doświadczenie z Otherworldu.

Kalona wpatrywał się w noc.
- Każdy kto spędza czas w sferze Nyks zostaje przez nią zmieniony.
- Więc Nyks pozwoliła Ci wejść do Otherworldu? - Rephaim nie mógł się

powstrzymać od zapytania. Przygotował się na upomnienie od jego ojca, ale
kiedy Kalona mówił, jego głos był zadziwiająco jakby prawie łagodny.

- Pozwoliła. I widziałem ją. Raz. Krótko. Właśnie z powodu interwencji

Bogini, ten niech-bogowie-go-potępią Stark nadal oddycha i chodzi po ziemi.

- Stark podążył za Zoey do Otherworldu i żyje?
- Żyje, choć nie powinien. - Kiedy Kalona mówił z roztargnieniem przetarł

miejsce na klatce piersiowej nad swoim sercem. - Podejrzewam, że te
wtrącające się byki miały coś wspólnego z jego przetrwaniem.

- Czarny i biały byk? Ciemność i Światło? - Rephaim posmakował goryczy

smaku w tylnej części jego gardła, kiedy przypomniał sobie niesamowitą sierść
białego byka. Niekończące się zło w jego oczach i biało- gorący ból, który
spowodowało u niego to stworzenie.

- Co jest? - Wnikliwe spojrzenie Kalony nadziało szpikulcem swojego

syna. - Dlaczego patrzysz w ten sposób?

background image

Przebudzona

60

- Pojawiły się tutaj w Tulsie nieco ponad tydzień temu.
- Co je tu przywiodło?
Rephaim zawahał się, jego serce biło boleśnie w jego piersi. Do czego

mógł się przyznać? Co mógł powiedzieć?

- Rephaim mów!
- To była jedna z Czerwonych - młoda Wyższa Kapłanka. Ona przywołała

byki. To był biały byk dał jej wiedzę, która pomogła Starkowi znaleźć drogę do
Otherworldu.

- Skąd ty to wiesz? - Głos Kalony był jak śmierć.
- Byłem świadkiem części inwokacji. Byłem ranny tak bardzo, że nie

wierzyłem, że wyzdrowieję, i że będę jeszcze kiedykolwiek latał. Kiedy biały
byk się objawił, wzmocnił mnie i przyciągnął do kręgu. Tam obserwowałem tę
Czerwoną, kiedy dostawała od niego informacje.

- Byłeś uzdrowiony, ale nie schwytałeś Tej Czerwonej? Nie powstrzymałeś

jej przed tym, by wróciła do Domu Nocy i pomogła Starkowi?

- Nie mogłem jej powstrzymać. Czarny byk i Światło wygnały Ciemność,

chroniąc Czerwoną - powiedział szczerze. - Jestem tutaj odkąd odzyskuję siłę, i
gdy poczułem Ciebie kiedy powróciłeś do tego królestwa, oczekiwałem na
Ciebie.

Kalona patrzył na syna. Rephaim napotkał jego wzrok.
Kalona skinął powoli.
- To dobrze, że mnie tu oczekiwałeś. Dużo zostało niedokończonych spraw

w Tulsie. Ten Dom Nocy będzie niedługo należeć do Tsi Sgili.

- Neferet także powróciła? Czy Wysoka Rada jej nie powstrzyma?
Kalona roześmiał się.
- Wysoka Rada składa się z naiwnych głupców. Tsi Sgili obwinia mnie za

ostanie wydarzenia i ukarała mnie publicznie bijąc batem, a potem wygnała
mnie. Rada była uspokojona. - Zszokowany Rephaim potrząsnął głową. Barwa
głosu jego ojca była lekka, prawie pełna humoru, ale jego spojrzenie było czarne
- jego ciało słabe i ranne.

- Ojcze, nie rozumiem. Wychłostany? Pozwoliłeś Nefere, by… - Z

nieśmiertelną prędkością ręka Kalony znalazła się nagle wokół gardła syna.
Olbrzymi Kruk Prześmiewca został podniesiony z ziemi, jak gdyby nie ważył
więcej niż jedno z jego cienkich, czarnych piór.

- Nie popełniaj błędu wierząc, że ponieważ byłem ranny, stałem się także

słaby.

background image

Przebudzona

61

- Nie zrobię tego. - Głos Rephaima był wyduszonym sykiem. Ich twarze

były blisko siebie. Bursztynowe oczy Kalony płonęły gorącą złością. - Ojcze. -
Wydyszał Rephaim. - Nie okazałem ci braku szacunku. - Kalona puścił go, a
jego syn wygiął się u jego stóp. Nieśmiertelny uniósł głowę i rozrzucił szeroko
ramiona, jakby chciał wziąć niebo.

- Ona nadal mnie więzi! - Krzyknął.
Rephaim wciągnął powietrze i potarł gardło, następnie słowa ojca

przeniknęły do umysłu i popatrzył w górę na niego. Twarz nieśmiertelnego była
skręcona jakby w agonii - jego oczy były nawiedzone. Rephaim powoli wstał i
podszedł do niego ostrożnie.

- Co ona Ci zrobiła?
Ramiona Kalony opadły, ale twarz pozostała otwarta dla nieba.
- Zobowiązałem się, że zniszczę Zoey Redbird. Adeptka żyje. Złamałem

przysięgę.

Krew Rephaima przeszyło zimno.
- Kiedy złamałeś przysięgę poniosłeś karę. - Nie wyraził tego jak pytania,

ale Kalona skinął głową.

- Tak.
- Co jesteś winien Neferet?
- Ona ma władzę nad moją duszą tak długo jak jestem nieśmiertelny.
- Na wszystkich bogów i boginie, więc jesteśmy obaj straceni! - Rephaim

nie mógł powstrzymać słów. Kalona zwrócił się do niego i jego syn zobaczył, że
chytry błysk w jego oczach zastąpiła wściekłość.

- Neferet była nieśmiertelna mniej niż oddech tego ziemskiego czasu.

Byłem dłużej nieśmiertelny. Po tej lekcji nauczyłem się, że nie ma nic nie do
złamania. Nic. Nawet najsilniejsze serce, nawet najczystsza dusza - nawet
najbardziej wiążące przysięgi.

- Wiesz jak złamać jej panowanie nad tobą?
- Nie, ale wiem, że jeśli dam jej to, czego najbardziej pragnie, będzie

rozproszona, podczas gdy ja odkryję jak złamać przysięgę.

- Ojcze - powiedział niepewnie Rephaim. - Zawsze są konsekwencje dla

łamiącego przysięgę. Czy po prostu nie poniesiesz kolejnej kary, jeśli złamiesz
po raz drugi przysięgę?

- Nie mogę myśleć o konsekwencjach, nie będę chętnie płacić, by pozbyć

się z siebie dominacji Neferet.

Zimno i śmiertelny gniew w głosie Kalony powodował, że gardło

Rephaima stawało się suche.

background image

Przebudzona

62

Wiedział, że kiedy jego ojciec stawał się taki jak teraz, jedyną rzeczą jaką

mógł zrobić, to jedynie zgodzić się z nim i pomóc mu w poszukiwaniach, i
przejść cicho przez burzę, bezmyślnie po stronie Kalony. Był przyzwyczajony
do zmiennych emocji Kalony.

Czy Rephaim nie był przyzwyczajony, by czuć się urażonym przez niego.
Rephaim mógł wyczuć wzrok nieśmiertelnego badającego go. Raven Kruk

Prześmiewca odchrząknął i powiedział to, czego spodziewał się jego ojciec
usłyszeć.

- Czego najbardziej pragnie Neferet i jak możemy jej to dać?
Wyraz twarzy Kalony trochę się zrelaksował.
- Tsi Sgili najbardziej pragnie władzy nad ludźmi. Damy jej to, pomagając

jej w wojnie pomiędzy wampirami i ludźmi. Ona chce wojny i to ma być
wymówka, by zniszczyć Wysoką Radę. Z ich odejściem społeczeństwo
wampirów pogrąży się w chaosie i Neferet używając tytułu Wcielenia Nyks,
będzie rządzić.

- Ale wampiry stały się zbyt rozsądne, zbyt cywilizowane na wojnę z

ludźmi. Myślę, że wycofają się ze społeczeństwa przed walką.

- Taka jest prawda dla wystarczającej części wampirów, ale zapominasz o

nowej generacji krwiopijców, którą stworzyła Tsi Sgili. Oni nie wydają się mieć
takich samych skrupułów.

- Czerwoni adepci - powiedział Rephaim.
- Ach, ale nie wszyscy są adeptami, prawda? Słyszałem, że przemienił się

kolejny z chłopców. I jest nowa Wyższa Kapłanka, ta Czerwona. Nie jestem
pewien, czy jest oddana Światłu jak jej przyjaciółka Zoey.

Rephaim czuł się jakby olbrzymia pięść zaciskała się wokół jego serca.
- Ta Czerwona wywołała czarnego byka - Światło. Nie sądzę, że może

zejść ze ścieżki Bogini.

- Powiedziałeś, że także wyczarowała byka Ciemności, prawda?
- Tak, ale z tego co zauważyłem nie wezwała Ciemności umyślnie.
Kalona roześmiał się.
- Neferet powiedziała mi, że Stevie Rea była zupełnie inna, kiedy po raz

pierwszy zmartwychwstała. Ta Czerwona bawiła się Ciemnością!

- A potem Zmieniła się jak Stark. Oboje są teraz sprzymierzeni z Nyks.
- Nie, Stark jest sprzymierzony z Zoey Redbird. Nie wierzę, że ta

Czerwona też tak się sprzymierzy.

Rephaim milczał.

background image

Przebudzona

63

- Im więcej o tym myślę, tym bardziej podoba mi się ten pomysł. Neferet

zdobędzie władzę, jeśli wykorzystamy jedną z Czerwonych, a Zoey straci
bliskie jej osoby. Tak, to mi się podoba. Bardzo.

Rephaim próbował przesiać mieszaninę paniki, strachu i chaosu w jego

umyśle i wyczarować odpowiedź, która mogłaby rozproszyć Kalonę od pogoni
za Stevie Rea, kiedy powietrze wokół nich zaszemrało i zmieniło się.

Cienie Ciemności pokazały się, by zadrżeć krótko. Jego pytające oczy

przeszły od czającej się Ciemności w zakątkach na dachu, do ojca.

Kalona skinął głową i uśmiechnął się szyderczo.
- Tsi Sgili zapłaciła swój dług Ciemności; poświęciła życie niewinnego,

który nie mógł być splamiony.

Krew Rephaima tętniła w jego uszach i przez chwilę okrutnie,

niesamowicie bał się o Stevie Rea. I wtedy uświadomił sobie. Nie, to nie Stevie
Rea poświęciła Neferet. Stevie Rea była splamiona przez Ciemność. Na razie
jest bezpieczna.

- Kogo zabiła Neferet? - Rephaim była tak rozproszony przez ulgę, że

wypowiedział słowa bez zastanowienia.

- Co to za różnica, kogo poświęciła Neferet?
Umysł Rephaima skoncentrował się szybko na tu i teraz.
- Jestem po prostu ciekawy.
- Czuję zmianę w tobie mój synu.
Rephaim napotkał wzrok ojca.
- Byłem bliski śmierci, Ojcze. Było to otrzeźwiające doświadczenie.

Musisz pamiętać, że ja mam tylko trochę twojej nieśmiertelności. Reszta mnie
jest ludzka i śmiertelna.

Kalona skinął głową w potwierdzeniu.
- Zapominam, że jesteś osłabiony przez człowieczeństwo w tobie.
- Śmiertelność, nie człowieczeństwo. Nie jestem człowiekiem - powiedział

z goryczą.

Kalona obserwował go.
- Jak udało Ci się przeżyć i uleczyć swoje rany?
Rephaim odwrócił wzrok od swojego ojca i odpowiedział zgodnie z

prawdą jak to możliwe.

- Nie jestem pewien jak lub nawet dlaczego przeżyłem. - Nigdy nie

zrozumiem, dlaczego Stevie Rea mnie ocaliła, dodał cicho jego umysł. -
Większość tego czasu to dla mnie niewyraźna plama.

background image

Przebudzona

64

- Jak właściwie nie jest ważne. Dlaczego jest oczywiste - przeżyłeś, by mi

służyć, co masz robić przez całe życie.

- Tak Ojcze - powiedział automatycznie. Następnie, by przykryć

beznadziejność, którą nawet mógł usłyszeć w jego głosie, dodał. - I służąc Ci
muszę powiedzieć, że ty i ja nie możemy tu zostać.

Kalona podniósł brwi pytająco.
- O czym ty mówisz?
- To miejsce. - Pokazał ręką dookoła nich, aby objąć tereny Glicrease. -

Jest tu zbyt wielu ludzi od czasu odejścia lodu. Nie możemy tu zostać. -
Rephaim odetchnął głęboko i kontynuował. - Być może będzie najrozsądniej dla
Ciebie i mnie, by opuścić Tulsę na jakiś czas.

- Oczywiście, że nie możemy opuścić Tulsy. Wyjaśniłem Ci już, że muszę

rozproszyć Tsi Sgili, tak, bym mógł uwolnić się od jej niewoli. To jest
najlepsze, co można tu zrobić, używając tej Czerwonej i jej adeptów. Ale
słusznie zwróciłeś uwagę, że to miejsce nie jest dla nas odpowiednie.

- Wtedy nie wypada nam opuszczać miasta, dopóki nie odkryjemy lepszego

miejsca?

- Dlaczego kontynuujesz ten nacisk, by odejść, kiedy powinno być jasne

dla ciebie, że musimy pozostać?

Rephaim odetchnął głęboko i powiedział tylko:
- Jestem znużony tym miastem.
- Więc wykorzystaj rezerwy siły, którą masz w sobie jako spuściznę mojej

krwi! - Kalona wydał polecenie wyraźnie zirytowany. - Zostajemy w Tulsie tak
długo, jak trzeba, by osiągnąć mój cel. Neferet właśnie przemyślała, gdzie
powinienem zostać. Żąda, że będę blisko, ale wie, że nie mogę być widoczny,
przynajmniej nie od razu. - Kalona spauzował, krzywiąc się w oczywistej złości
będąc tak dokładnie kontrolowanym przez Tsi Sgili. - Przeniesiemy się do
budynku, który nabyła Neferet. Już wkrótce zaczniemy polowanie na
czerwonych adeptów, na ich Wyższą Kapłankę. - Wzrok Kalony przesunął się
na skrzydła syna. - Jesteś znowu w stanie latać, prawda?

- Tak, Ojcze.
- Więc dość tej bezużytecznej rozmowy. Wzbijmy się w niebo i zacznijmy

wspinaczkę w kierunku naszej przyszłości, i naszej wolności.

Nieśmiertelny rozpostarł swoje masywne skrzydła i skoczył z dachu

opuszczając Glicrease Manor. Rephaim zawahał się, próbując myśleć, by
oddychać i by zrozumieć, co zamierza zrobić. Z rogu dachu zamigotał obraz i

background image

Przebudzona

65

mały blond duch, który prześladował go od czasu kiedy przybył załamany i
krwawiący, zaprotestował.

- Nie możesz pozwolić, by twój ojciec ją skrzywdził. Wiesz o tym,

prawda?

- Po raz ostatni, przepadnij zjawo. - Powiedział Rephaim, kiedy rozwijał

skrzydła i przygotowywał się, by podążać za swoim ojcem.

- Pomóż Stevie Rea.
Rephaim zwrócił się do niej.
- Dlaczego? Jestem potworem - ona może być dla mnie nikim.
Dziecko się uśmiechnęło.
- Za późno, ona już coś znaczy dla Ciebie. Dodatkowo jest inny powód, dla

którego musisz jej pomóc.

- Dlaczego? - Powiedział Rephaim zmęczonym głosem.
- Bo nie jesteś całkowicie potworem. Jesteś częściowo chłopcem i to

oznacza, że pewnego dnia umrzesz. Kiedy umrzesz, jest tylko jedna rzecz, którą
zabierzesz ze sobą do wieczności.

- I co to jest?
Jej uśmiech był promienny.
- Miłość głupcze! Masz do zabrania ze sobą miłość. Więc widzisz, że

musisz ocalić ją, albo będziesz żałować tego na wieki wieków.

Rephaim wpatrywał się w dziewczynę.
- Dziękuję. - Powiedział cicho tuż przed tym jak skoczył w ciemność.

background image

Przebudzona

66

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

Ó

Ó

S

S

M

M

Y

Y

-

-

S

S

T

T

E

E

V

V

I

I

E

E

R

R

A

A

E

E

- Myślę, że powinniśmy dać Zoey odpocząć. Po tym, co przeszła przyda się

jej urlop - Stevie Rae powiedziała.

- Jeśli tak jest - Erik powiedział.
- Co to ma znaczyć?
- Jeśli planuje w ogóle wrócić.
- To po prostu głupie.
- Rozmawiałaś z nią? - Erik zapytał.
- No, a Ty? - Odparła.
- Nie.
- Właściwie, Erik poruszył ważny punkt - Lenobia powiedziała. - Nikt nie

rozmawiał z Zoey. Jack powiedział, że nie wraca. Rozmawiałam z Afrodytą.
Ona i Darius, rzeczywiście, przybywają wkrótce. Zoey nie dzwoni, ani nie
odpowiada na połączenia.

- Zoey jest zmęczona. Stark nadal się leczy. Czy nie to właśnie Jack

ogłosił? - Stevie Rae powiedziała.

- Tak - Dragon Lankford powiedział. - Ale prawda jest taka, ledwie

rozmawialiśmy z Zoey od jej powrotu z Otherworldu.

- Dobra, a tak poważnie, dlaczego jest to taka wielka sprawa?

Zachowujecie się jakby Z. była wagarującym, złym dzieciakiem, a nie
Kapłanka, której życie dało w kość.

- No cóż, po pierwsze, to dotyczy nas, bo ma dużą moc. Moc pociąga za

sobą odpowiedzialność. Wiesz o tym - Lenobia powiedziała. - A potem jest
kwestia Neferet i Kalony.

- Tu muszę coś powiedzieć - Profesor Penthasilea powiedziała. - Nie

jestem jedyną z nas, która otrzymała od Wysokiej Rady najnowsze wiadomości.
Nie ma Neferet i Kalony. Neferet zerwała z jej małżonkiem, po tym jak jego

background image

Przebudzona

67

dusza wróciła do ciała i odzyskał przytomność. Neferet publicznie go
wychłostała, a następnie wygnała, nie pozwalając zostać przy swoim boku i w
wampirzym społeczeństwie na jeden wiek. Neferet ukarała go za przestępstwo
zabicia ludzkiego chłopca. Wysoka Rada stwierdziła, że to Kalona był
odpowiedzialny za to przestępstwo, a nie Neferet.

- Tak, wiemy o tym, ale… - Lenobia zaczęła.
- Co ty mówisz? - Stevie Rae przerwała, czując, jakby jej głowa miała

eksplodować.

- Wygląda na to, że nie jesteśmy na liście e-mailowej - Kramisha

powiedziała, wyglądając na tak samo zdenerwowaną jak Stevie Rae.

Kiedy zegar zaczął wybijać północ Neferet przeszła przez drzwi, które były

wejściem Wyższej Kapłanki do Izby Rady Tulsy. Poruszała się w kierunku
ogromnego okrągłego stołu. Jej głos był jak bat, pełny zaufania i rozkazu.

- Widzę, że powróciłam na czas. Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlatego

pozwalamy adeptom wejść na nasze spotkania Rady?

- Kramisha jest kimś więcej niż tylko adeptem. Ona jest Laureatką Poezji i

Prorokinią. Dodaj do tego fakt, że jestem Wyższą Kapłanka i ja zaprosiłam ją -
co daje jej prawo, by być na tym posiedzeniu Rady. - Stevie Rae przełknęła
chorą obawę, kiedy konfrontowała się z Neferet i poczuła wielką ulgę, że jej
głos brzmiał normalnie, kiedy w końcu uwolniła słowa z gardła - A dlaczego Ty
nie jesteś w więzieniu po morderstwie Heatha?

- W więzieniu? - Śmiech Neferet był okrutny. - Co za bezczelność! Jestem

Wyższą Kapłanką, która zasłużyła na ten tytuł, a nie dlatego, że dano mi go
przez przypadek.

- A jednak unikasz pytania o zaangażowaniu w ludzkie morderstwo -

Dragon powiedział. - Ja też nie otrzymałem komunikatu od Wampirzej Wyższej
Rady. Chciałbym wyjaśnień Twojej obecności i dlaczego nie ponosisz
odpowiedzialności za zachowanie swojego Małżonka.

Stevie Rae spodziewała się, że Neferet wybuchnie na Dragona po jego

pytaniach, ale zamiast tego jej twarz zmiękła, a jej zielone oczy przepełniły się
litością. Głos Neferet był ciepły i pełen zrozumienia, kiedy odpowiadała
Mistrzowi Miecza.

- Wygląda na to, że Wysoka Rada powstrzymuje się od komunikacji z

Tobą, ponieważ są świadomi, że wciąż głęboko rozpaczasz po utracie żony.

Twarz Dragona zbladła, a jego niebieskie spojrzenie stwardniało.

background image

Przebudzona

68

- Nie straciłem Anastasii. Została zabrana. Zamordowana przez stworzenie,

które było stworzeniem Twojego Małżonka, działającym pod jego
dowództwem.

- Rozumiem, jak Twój żal może wydać wyrok, ale musisz wiedzieć, że

Rephaim i inne Kruki Prześmiewcy nie miały rozkazu, by skrzywdzić nikogo.
Wręcz przeciwnie, mieli chronić. Kiedy Zoey i jej przyjaciele podłożyli ogień
pod Dom Nocy, i ukradli nasze konie, myśleli, że to atak. Oni po prostu
reagowali.

Stevie Rae i Lenobia wymieniły szybkie spojrzenia, które przekazywało,

by nie pozwolić im, by się dowiedzieli kto to był lub co i Stevie Rae trzymała
buzię zamkniętą, poddając się wersji Lenobii dotyczącej „ucieczki” Zoey.

- Zabili moją małżonkę - Dragon powiedział, przyciągając na siebie uwagę

wszystkich.

- I za to będę wiecznie przepraszać - Neferet powiedziała. - Anastazja była

dobrą przyjaciółką dla mnie.

- Ścigałaś Zoey i Dariusa, i resztę - Stevie Rae powiedziała. - Groziliście

nam. Kazałaś Starkowi zastrzelić Zoey. Jak to wytłumaczysz?

Piękna twarz Neferet wydawała się smutna. Pochyliła się nad stołem i

zaszlochała cicho.

- Wiem... wiem. Byłam słaba. Pozwoliłam, by skrzydlaty nieśmiertelny

skaził mój umysł. Powiedział, że Zoey musi zostać zniszczona, a ponieważ
wierzyłam, że jest Wcieleniem Erebusa, też mu wierzyłam.

- Och, to stek bzdur - Stevie Rae powiedziała.
Szmaragdowe oczy Neferet przeszyły ją spojrzeniem.
- Czy nigdy nie dbałaś o kogoś, tylko po to, by odkryć później, że był

naprawdę potworem w przebraniu?

Stevie Rae czuła, że odpływa jej krew z twarzy. Odpowiedziała tylko w

jedyny sposób, który wiedziała, że jest prawdą.

- W moim życiu, potwory nie mają przebrania.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, młoda Kapłanko.
Stevie Rae uniosła podbródek.
- Odpowiem na twoje pytanie. Nie, nigdy nie dbałam o kogoś, i nie

wiedziałam, jaki był od początku. A jeśli jesteś mówisz o Dallasie, wiedziałam,
że może mieć problemy, ale nigdy nie spodziewałam się, że stanie po stronie
Ciemności i oszaleje.

Uśmiech Neferet był przebiegły.
- Tak, słyszałam o Dallasie. To smutne... takie smutne.

background image

Przebudzona

69

- Neferet, nadal chcę zrozumieć wyrok Wyższej Rady. Jako Mistrz Miecza

i Lider Synów Erebusa tego Domu Nocy, mam prawo być poinformowany o
wszystkim, co może zagrozić bezpieczeństwu naszej szkoły, czy jestem w
żałobie, czy nie - Dragon powiedział wyglądając blado, lecz zdecydowanie.

- Masz rację, Mistrzu Miecza. To jest naprawdę bardzo proste. Gdy dusza

nieśmiertelnego wróciła do ciała, wyznał mi, że zabił człowieka, bo myślał, że
Heath z nienawiści do mnie był dla mnie zagrożeniem. - Neferet pokręciła
głową, wyglądając na smutną i skruszoną. - Biedne dziecko było w pewien
sposób przekonane, że jestem winna za śmierć profesor Nolan i Lorena Blake.
Kalona wierzył, że zabijając Heatha chroni mnie. - Potrząsnęła głową. - Był
poza tym światem zbyt długo. Naprawdę nie rozumie ludzi, choć nie stanowi
zagrożenia dla mnie. Zabijając Heatha był po prostu źle pojmowanym
Wojownikiem chroniącym jego Kapłankę, dlatego Wyższa Rada i ja byliśmy tak
miłosierni, wymierzając mu karę. Jak niektórzy z Was już wiedzą, Kalonie
wymierzono sto uderzeń batem, a następnie został wygnany z wampirzego
społeczeństwa i nie może towarzyszyć mi przy moim boku jeden wiek.

Nastąpiła długa cisza, a następnie Penthasilea powiedziała:
- Wygląda na to, że cała ta klęska była jednym tragicznym

nieporozumieniem, po którym następowało kolejne, ale na pewno wszyscy
zapłaciliśmy za to, co się wydarzyło w przeszłości. Co jest ważne, zajęcia w
szkole trzeba wznowić i wszyscy musimy przejść do porządku naszego życia.

- Kłaniam się Twojej wiedzy i doświadczeniu, profesor Penthasilea -

Neferet powiedziała, pochylając głowę z szacunkiem. Potem odwróciła się do
Dragona. - To rzeczywiście był trudny czas dla wielu z nas, ale Ty zapłaciłeś
najwyższą cenę, Mistrzu Miecza. Więc tylko Ty możesz rozgrzeszyć mnie za
moje błędy, zarówno osobiste jak i zawodowe. Czy możesz ewentualnie
poprowadzić Dom Nocy w nową epokę, by narodził się jak feniks z popiołów po
naszym bólu serc?

Stevie Rae miała ochotę krzyknąć na Dragona, że Neferet oszukuje ich

wszystkich - że to, co się stało w Domu Nocy, to nie była tragiczna pomyłka, to
było tragiczne nadużycie władzy przez Neferet i Kalonę. Ale jej serce zatonęło,
kiedy patrzyła jak Dragon pochylił głowę i złamanym, całkowicie pokonanym
głosem powiedział:

- Chciałbym, byśmy wszyscy poszli do przodu, bo jeśli nie, obawiam się,

że nie przeżyje utraty mojej małżonki.

Lenobia wyglądała jakby chciała zabrać głos, ale gdy Dragon zaczął

szlochać, zamilkła i przesunęła się do jego boku, by go pocieszyć.

background image

Przebudzona

70

Tylko ja mogę przeciwstawić się Neferet, Stevie Rae pomyślała i spojrzała

się na Kramishę, która patrzyła na Neferet ze spojrzeniem co-do-cholery. No
dobra, wychodzi na to, że ja i Kramisha mamy przeciwstawić się Neferet, Stevie
Rae skorygowała się w głowie. Wyprostowała ramiona i przygotowała się do
konfrontacji, która z pewnością nadejdzie po tym jak powie, że upadła Wyższa
Kapłanka opowiada bzdury.

W tej chwili dziwny hałas dobiegł do Komnaty Rady przez okno, które

pozostało otwarte, by wlatywało rześkie, nocne powietrze. To był straszny i
smutny dźwięk, co spowodowało, że włosy na ręce Stevie Rae się podniosły.

- Co to? - Stevie Rae powiedziała, zwracając głowę - jak wszyscy - do

otwartego okna.

- Nigdy nie słyszałam czegoś podobnego - Kramisha powiedziała. - To

spowodowało u mnie dreszcze.

- To zwierzę. I cierpi. - Dragon natychmiast zebrał się w sobie, jego

spojrzenie stwardniało, a on po raz kolejny był Wojownikiem, a nie małżonkiem
ze złamanym sercem. Wstał i podszedł do okna Komnaty Rady.

- Kot? - Penthasilea powiedziała, patrząc zdezorientowana.
- Stąd nie widzę. Biegnie z wschodniej części kampusu - Dragon

powiedział, odwracając się od okna i w kierunku drzwi.

- Oh, Bogini! Myślę, że wiem co to za dźwięk. - Tragiczny i łamliwy głos

Neferet znów przykuł uwagę wszystkich na nią. - To wycie psa, a na tej uczelni
jest tylko labrador Starka, Cesarzowa. Czy coś się stało Starkowi?

Stevie Rae patrzyła jak Neferet przyciska jedną rękę go jej gardła, jakby

powstrzymywało się bicie jej serca na myśl, że coś strasznego mogło stać się
Starkowi.

Stevie Rae chciała ją spoliczkować. Neferet mogłaby otrzymać cholerną

Academy Award dla najlepszej zagraną Fałszywą Postać Tragiczną za Główną
Dziwkę. Dość. Nie ma zamiaru dać jej uciec z tego gówna.

Ale Stevie Rae nie dostała szansy, by skonfrontować się z Neferet. W

chwili kiedy Dragon otworzył drzwi do sieni kakofonia dźwięków zalała
wszystkich. Adepci szli w kierunku Izby Rady. Większość z nich płakała i
krzyczała, ale ponad tym hałasem słychać było straszne wycie, a jeden z
dźwięków stał się wyraźnie rozpoznawalny: człowiek przepełniony smutkiem.

W smutku, Stevie Rae rozpoznała głos.
- Och, nie - powiedziała, biegnąc korytarzem. - To Damien.
Stevie Rae wyprzedziła nawet Dragon, a kiedy otworzyła drzwi szkoły,

wpadła na Drew Partain z taką siłą, że oboje upadli na ziemię.

background image

Przebudzona

71

- Jejku, Drew! Zejdź mi…
- Jack nie żyje! - Drew krzyknął, podnosząc się na nogi i podciągając ją. -

Tam, przy złamanym drzewie przy ścianie wschodniej. Jest źle. Naprawdę źle.
Szybko… Damien Cię potrzebuje!

Stevie Rae poczuła przypływ mdłości, kiedy przetrawiła, co Drew mówi.
A potem szła z Drew, z falą wampirów i adeptów, kiedy wszyscy rzucili się

przez kampus.

Kiedy Stevie Rae dotarła do drzewa miała straszny moment déja vu. Krew.

Było tyle krwi, wszędzie! Wróciła w pamięci do momentu, kiedy strzała Starka
trafiła ją i została osuszona praktycznie z całej krwi dokładnie w tym samym
miejscu.

Tylko tym razem to nie była ona. Tym razem to był miły, słodki Jack i

naprawdę nie żył, więc to było dziesięć razy bardzie straszne. Po drugie, ta
scena nie wydawała się mieć sensu dla niej, bo nikt się nie ruszał - nikt nie
mówił. Żadnego dźwięku z wyjątkiem wycia Cesarzowej i przenikliwego łkania
Damiena. Chłopak i pies byli przy Jacku, który leżał twarzą w dół, na
przesiąkniętej krwią trawie, z wbitym długim mieczem w tył jego szyi,
wystającym z niej kilka stóp. Wbił się w niego z taką siłą, że prawie oddzielił
głowę od ciała.

- O, Bogini! Co tu się wydarzyło? - To była Neferet, która odmroziła

wszystkich. Podbiegła do Jacka, uklękła, by położyć delikatnie rękę na jego
ciele. - Adept nie żyje - powiedziała ponuro.

Damien spojrzał w górę. Stevie Rae widziała jego oczy. Były przepełnione

bólem i horrorem, i może odrobiną szaleństwa. Kiedy patrzył na Neferet jego
twarz była blada, prawie bezbarwna i to wstrząsnęło nią.

- Myślę, że należy zostawić go w spokoju - Stevie Rae powiedziała,

podchodząc, by stanąć między Neferet, Jackiem i Damienem.

- Jestem tutaj Kapłanką. I ja muszę poradzić sobie z tym miejscem tragedii.

Najlepsze dla Damiena i Ciebie jest to, byście odsunęli się na bok i pozwolili
dorosłym poradzić sobie z tym wszystkim - Neferet powiedziała. Jej głos był
rozsądny, ale Stevie Rae patrzyła w jej szmaragdowe oczy i zobaczyła coś, co
wywołało u niej gęsią skórę.

Stevie Rae mogła poczuć, że każdy patrzy na nią. Wiedziała, że była pewna

słuszność w tym, co Neferet powiedziała - nie była Kapłanką wystarczająco
długo, by wiedzieć, jak poradzić sobie z czymś tak strasznym jak to, co stało się
dziś w nocy. Cholera, ona była tak naprawdę Kapłanką, bo nie było żadnej

background image

Przebudzona

72

dziewczyny adeptki po Przemianie. Czy ma jakieś prawo, by wypowiadać się
jako „Wyższa Kapłanka” Damiena?

Stevie Rae stała tam, cicho zmagała się z własną niepewnością.
Neferet zignorowała ją i przykucnęła obok Damiena, biorąc go za rękę i

zmuszając, by spojrzał na nią.

- Damien, wiem, że jesteś w szoku, ale musisz się opanować i powiedzieć

nam, co się stało Jackowi.

Damien zamrugał ślepo do Neferet, a następnie Stevie Rae zobaczyła, że

jego spojrzenie skupiło się na niej. Wyrwał rękę z jej dłoni. Potrząsając głową
tam i z powrotem, tam i z powrotem, zaczął szlochać.

- Nie! Nie! Nie!
Dość. Stevie Rae miała już dość. Nie obchodziło ją, że cały przeklęty

Wszechświat nie widział, jakie bzdury opowiadała Neferet. Nie pozwoli jej
terroryzować biednego Damiena.

- Co się stało? Pytasz, co się stało? Jakby to był tylko zbieg okoliczności,

że Jack zostaje zamordowany w tym samym czasie, kiedy pojawiasz się znowu
tutaj w szkole? - Stevie Rea przesunęła się do Damiena, biorąc go za rękę. -
Może udało Ci się oszukać niewidomą Wyższą Radę. Może nawet przemawiałaś
do niektórych z tych dobrych ludzi, by uwierzyli, że nadal jesteś po naszej
stronie, ale i Damien, i Zoey, i… - spauzowała, kiedy usłyszała dwa bardzo
podobne westchnienia z przerażenia, kiedy Bliźniaczki podbiegły. - I Shaunee, i
Erin, i Stark, i ja nie uwierzymy, że jesteś dobra. Więc dlaczego nie wyjaśnisz,
co się tutaj stało?

Neferet pokręciła głową, wyglądając na smutną i tragiczną piękność.
- Żal mi Ciebie, Stevie Rae. Kiedyś byłaś taką słodką, kochającą adeptką.

Nie wiem, co Ci się stało.

Stevie Rae czuła przepełniającą ją wściekłość. Jej ciało drżało z całej siły.
- Wiesz lepiej niż ktokolwiek na tej ziemi, co mi się stało.
Nie mogła pomóc sobie. Gniew był zbyt wielki. Stevie Rae zaczęła iść w

kierunku Neferet. W tej chwili nie chciała nic więcej, tylko owinąć dłonie wokół
gardła wampirzycy i dusić, dusić, dusić, aż już nie będzie mogła oddychać - nie
będzie zagrożeniem.

Ale Damien nie poluzował uścisku jej ręki. Ten dotyk i zaufanie między

nimi, a także szept Damiena powstrzymało ją.

- Ona tego nie zrobiła. Widziałem co się stało, a ona tego nie zrobiła.
Stevie Rae zawahała się, spoglądając w dół na Damiena.
- Co masz na myśli, kochanie?

background image

Przebudzona

73

- Byłem tam. Tuż za drzwiami. Cesarzowa nie pozwoliła mi pobiegać.

Ciągnęła mnie cały czas z powrotem tutaj. I w końcu się poddałem.

Głos Damiena był szorstki i mówił krótkimi, ostrymi słowami.
- Ona sprawiła, że zacząłem się martwić. Więc patrzyłem. Widziałem to. -

Zaczął płakać ponownie. - Widziałem upadek Jacka z góry drabiny i jak
wylądował na mieczu. Nie było nikogo przy nim. Nikogo w ogóle.

Stevie Rae odwróciła się do Damiena i przyciągnęła go w swoje ramiona.

Kiedy zrobiła to poczuła jeszcze dwie pary ramion otaczając ją, to Bliźniaczki
przyłączyły się do ich koła, trzymając ich mocno.

- Neferet była z nami w Komnacie Rady, gdy doszło do tego okropnego

wypadku - Dragon powiedział ponuro, dotykając delikatnie włosów Jacka. - Ona
nie ponosi odpowiedzialności za tę śmierć.

Stevie Rae nie mogła patrzeć na biedne ciało Jacka, więc patrzyła na

Neferet, gdy Dragon mówił. Tylko ona zobaczyła błysk zwycięstwo, który
przeszedł przez jej twarz, szybko zastąpiony wyćwiczonym smutkiem i obawą.

Ona go zabiła. Nie wiem jak i nie mogę tego udowodnić teraz, ale zrobiła

to. Następnie, równie szybko jak powstała myśl, przyszła kolejna: Zoey mi
uwierzy. Pomoże mi odkryć jak zdemaskować Neferet. Zoey musi wrócić.

background image

Przebudzona

74

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

Z

Z

I

I

E

E

W

W

I

I

Ą

Ą

T

T

Y

Y

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

Tak, więc Stark i ja to zrobiliśmy.
- Nie czuję się inaczej - powiedziałam najbliższemu drzewu. - To znaczy, z

wyjątkiem tego, że czuję, że jesteśmy bliżej ze Starkiem i czuję odrobinę bólu w
miejscach, o których nie wypada wspominać, to wszystko. - Podeszłam do
małego strumyku, który radośnie kipiał przez gaj i spływał w dół. Słońce
zaczynało zachodzić, ale to był zwykły czysty, zimny dzień na wyspie, a niebo
ciągle miało dość dramatycznego koralowego i złotego światła, na tyle że
mogłam zobaczyć moje odbicie. Patrzyłam na siebie.

Wyglądałam jak, cóż, ja.
- Okay, więc technicznie już robiłam to raz wcześniej, ale to było coś

zupełnie innego. - Westchnęłam. Loren Blake był wielkim błędem. James Stark
był całkowicie inny, tak jak zaangażowanie, które oboje czujemy. - Więc, czy
nie powinnam wyglądać teraz inaczej, gdy jestem w Prawdziwym Związku? -
Zerknęłam na swoje odbicie. Czy nie wyglądam na starszą? Na bardziej
doświadczoną? Na mądrzejszą?

Aktualnie, nie. Spojrzenie tylko sprawiło, że patrzę krótkowzrocznie.
- I Afrodyta prawdopodobnie powiedziałaby, że też dodaje mi zmarszczek.
Malutkie ukłucie przeszło przeze mnie, gdy przypomniałam sobie jak

mówiłam do widzenia Afrodycie i Dariusowi w nocy. Była przewidywalnie
sarkastyczna i sukowata, że nie wracam do Tulsy z nią, ale nasz uścisk był
mocny i szczery, i wiedziałam, że będę za nią tęsknić. Już za nią tęskniłam.
Brakowało mi też Damiena, Jacka i Bliźniaczek.

- I Nali - powiedziałam do mojego odbicia. Ale czy brakowało mi ich

wystarczająco na tyle, by wrócić do realnego świata? Wystarczająco, żebym
była gotowa zmierzyć się z wszystkim: ze wznowieniem szkoły do możliwej
bitwy z Ciemnością i Neferet?

background image

Przebudzona

75

- Nie. Nie, nie jesteś. - Mówiąc to sprawiłam, że te słowa stały się nawet

prawdziwsze. Czułam, że tęsknota za nimi jest zmniejszana przez spokój wyspy
Sgiach. - To magia. Jeśli mogłabym wysłać kogoś po mojego kota, przysięgam
zostałabym tu na zawsze.

Śmiech Sgiach był łagodny i muzykalny.
- Dlaczego zwykle tęsknimy bardziej za naszymi zwierzątkami niż za

ludźmi? - Uśmiechała się, kiedy dołączała do mnie przy strumieniu.

- Myślę, że to dlatego, że nie możemy z nimi Skype’ować. To znaczy,

wiem, że mogę wrócić do zamku i pogadać ze Stevie Rae, ale próbowałam
przeprowadzić jakąś video rozmowę z Nalą. Ona po prostu wygląda na
zaskoczoną i nawet bardziej niezadowoloną niż zazwyczaj, jest cholernie
niezadowolona.

- Jeśli koty rozumiałyby technologię i miały przeciwstawne kciuki,

mogłyby rządzić światem - powiedziała królowa.

Zaśmiałam się.
- Nie pozwól Nali usłyszeć to. Ona już rządzi jej światem.
- Masz rację. Mab także wierzy w to, że rządzi jej światem.
Mab była gigantyczną, długowłosą, czarno- białą kotką, którą dopiero co

poznałam. Sądzę, że miała tysiące lat i najczęściej przebywała tylko
półprzytomna i prawie się nie ruszała na końcu łóżka królowej. Stark i ja
zaczęliśmy nazywać ją Martwą Kotką, ale tak, żeby Sgiach nie słyszała.

- Przez świat masz na myśli twoją sypialnię?
- Dokładnie - Sgiach przytaknęła.
Obie się zaśmiałyśmy i wtedy królowa podeszła do porośniętych mchem

głazów niedaleko strumienia. Usiadła z gracją i poklepała obszar wielkości
krzesła obok niej. Dołączyłam do niej, zastanawiając się niejasno, czy moje
ruchy kiedykolwiek będą tak płynne i królewskie jak jej - i wątpiłam w to.

- Mogłabyś wysłać po twoją Nalę. Wampirzy familiańci latają jako

zwierzęta towarzyszące. To byłoby tylko kwestią pokazania jej szczepień, żeby
przywieźć ją na Skye.

- Wow, poważnie?
- Poważnie. Oczywiście to oznacza, że musiałabyś zobowiązać się do

zostania tutaj na co najmniej kilka miesięcy. Koty nie znoszą podróży
szczególnie dobrze, a przenoszenie ich z jednej strefy czasowej do innej i
wracanie z powrotem, naprawdę im nie służy.

Spojrzałam w oczy Sgiach i powiedziałam dokładnie to, co właśnie

myślałam:

background image

Przebudzona

76

- Im dłużej tu jestem, tym bardziej jestem pewna, że nie chcę stąd

odchodzić, ale wiem, że prawdopodobnie to nieodpowiedzialne z mojej strony
ukrywać się przed prawdziwym światem. To znaczy… - pośpieszyłam, kiedy
ujrzałam rosnący niepokój w jej oczach. - …to nie tak, że Skye nie jest
prawdziwe i w ogóle. I wiem, że ostatnio przeszłam przez kilka złych rzeczy,
więc to nie jest w porządku dla mnie, żeby robić sobie przerwę. Ale ciągle mam
szkołę. Sądzę, że powinnam tam wrócić. Ostatecznie.

- Czy nie czułabyś się tak, gdyby szkoła przyszła do Ciebie?
- Co masz na myśli?
- Od kiedy przyszłaś do mojego życia zaczęłam rozmyślać o świecie - albo

raczej o tym jak odizolowana byłam od niego. Tak, mam Internet. Tak, mam
kablówkę. Ale nie mam nowych zwolenników. Nie mam uczących się
Wojowników i młodych Strażników. Albo ostatnio nie miałam, dopóki ty i Stark
nie przyjechaliście. Odkryłam, że tęskniłam za energią i wkładem dla młodych
umysłów.

Sgiach odwróciła ode mnie wzrok i spojrzała głębiej w gaj.
- Twoje przybycie tutaj obudziło coś, co spało na mojej wyspie. Czuję

zmiany nadchodzące dla świata, większe niż wpływ nowoczesnej nauki czy
technologii. Nie mogę tego ignorować i pozwolić mojej wyspie znów zasnąć,
być może całkowicie oddzielić od świata i jego problemów, możliwie nawet
zostać utraconą pośród mgieł czasu - jak Avalon i Amazonki. Albo mogę
otworzyć się na to, spotykając wyzwania jakie to może nieść ze sobą. - Królowa
znów napotkała mój wzrok. - Postanowiłam pozwolić mojej wyspie się obudzić.
Już czas, by Dom Nocy Skye przyjął nową krew.

- Zamierzasz zdjąć ochronne zaklęcie?
Jej uśmiech się skrzywił.
- Nie, tak długo jak żyję i mam nadzieję, tak długo jak żyje moja

następczyni i ostatecznie jej następczynie, Skye będzie zabezpieczone i
oddzielone od współczesnego świata. Ale sądzę, że mogłabym wezwać
Wojowników. Kiedyś Skye szkoliło najlepszych i najzdolniejszych Synów
Erebusa.

- Ale zerwałaś kontakt z Wyższą Radą Wampirów, prawda?
- Dokładnie. Możliwe, że zacznę powoli, naprawiać ten kontakt,

szczególnie jeśli mam młodą Wyższą Kapłankę jako jedną z moich uczennic.

Poczułam zmieszanie z ekscytacją.
- Mnie? Masz na myśli mnie?

background image

Przebudzona

77

- Tak, naprawdę. Ty i twój Strażnik macie połączenie z tą Wyspą.

Chciałabym zobaczyć, gdzie to połączenie nas zabierze.

- Wow, jestem naprawdę zaszczycona. Dziękuję, bardzo dziękuję. - Moje

myśli wirowały. Jeśli Skye zostanie aktywnym Domem Nocy to nie będzie tak,
jakbym się ukrywała przed wszystkimi tutaj. To będzie bardziej tak jakbym
została przeniesiona do innej szkoły.

Pomyślałam o Damienie i reszcie paczki, i zastanawiałam się, czy oni też

przybyliby na Skye.

- Czy to będzie również miejsce dla adeptów, którzy nie uczyliby się jak

być Wojownikami? - Spytałam.

- Możemy to przedyskutować. - Sgiach spauzowała, wyglądając jakby

podejmowała decyzję i dodała. - Wiesz przecież, że ta wyspa jest bogata w
magiczną tradycję, która obejmuje znacznie więcej niż tylko trening
Wojowników i moich Strażników?

- Nie. To znaczy tak. Podobnie jak oczywiste jest to, że jesteś magiczna i

jesteś w zasadzie tą wyspą.

- Jestem tutaj tak długo, że wielu widzi mnie jako tę wyspę, ale jestem

bardziej opiekunem tej magii niż jej posiadaczem.

- Co masz na myśli?
- Spytaj siebie, młoda królowo. Masz powinowactwo z każdym z

żywiołów. Wyjdź naprzeciw i zobacz, czego nauczyła Cię ta wyspa.

Kiedy niepewność sprawiła, że się zawahałam, Sgiach namawiała mnie

dalej:

- Spróbuj z pierwszym elementem, powietrzem. Po prostu wezwij go i

obserwuj.

- Dobrze. - Wstałam i odeszłam kilka stóp od Sgiach na pokryte mchem

pole, które było wolne od skał. Wzięłam trzy głębokie, czyste oddechy,
poddając się znajomemu uczuciu równowagi.

Instynktownie, zwróciłam twarz na wschód i wezwałam:
- Powietrze, proszę przyjdź do mnie.
Byłam przyzwyczajona do odpowiedzi żywiołu. Przyzwyczaiłam się do

wirowania wiatru wokół mnie jak ucieszony szczeniak, ale wszystkie moje
doświadczenia z moim powinowactwem nie przygotowały mnie na to, co stało
się potem. Powietrze nie tylko odpowiedziało - ono mnie ogarnęło. Mocno
wirowało wokół mnie silnie, dziwnie materialne, co musiało być naprawdę
szalone, bo powietrze nie jest materialne. Było przecież niewidzialne. I wtedy
westchnęłam, bo zdałam sobie sprawę, że powietrze stało się namacalne!

background image

Przebudzona

78

Unosząc się wokół mnie w środku porywistego wiatru, który powstał na moje
wezwanie, były formy pięknych istot. Były jasne i zwiewne, trochę
przeźroczyste. Kiedy gapiłam się na nie one zmieniały formy - czasami
wyglądały jak śliczna kobieta, czasami jak motyle, a potem znów się zmieniły i
wyglądały bardziej jak wspaniałe spadające liście dryfujące na wietrze.

- Czym oni są? - Spytałam ściszonym głosem. Uniosłam rękę i

obserwowałam jak liście zmieniają się we wspaniałe kolorowe kolibry, które
osiadły na mojej wyciągniętej dłoni.

- Duchy powietrza. Zwykle są wszędzie, ale opuściły nowoczesny świat.

One wolą starożytne gaje i stare zwyczaje. A ta wyspa to ma.

Sgiach się uśmiechnęła i otworzyła swoją rękę do ducha, który przybrał

formę malutkiej kobiety ze skrzydłami ważki, tańczącej i kołyszącej się w tę i z
powrotem na jej palcach.

- Dobrze widzieć, że do Ciebie przyszły. Rzadko jest ich tak wiele w

jednym miejscu, nawet tutaj w gaju. Spróbuj z następnym żywiołem.

Tym razem nie potrzebowałam dodatkowej zachęty. Odwróciłam się na

południe i wezwałam:

- Ogniu, proszę przyjdź do mnie.
Jak niezwykłe fajerwerki, duchy wybuchły wokół mnie, łaskotały moje

ciało kontrolowanym ciepłem ich płomieni, co wprawiało mnie w chichot.

- Przypominają mi fajerwerki w Czwarty Lipca

9

.

Uśmiech Sgiach przypominał mój.
- Rzadko widzę duchy ognia. Jestem znacznie bliżej wody i powietrza -

płomienie prawie nigdy same mi się nie ukazują.

- Wstydźcie się - skarciłam. - Wy chłopaki powinniście pozwolić Sgiach

was zobaczyć - ona jest jedną z tych dobrych!

Momentalnie duchy wokół mnie zaczęły szaleńczo fruwać. Mogłam

poczuć emanującą od nich rozpacz.

- Oh, nie! Powiedz im, że się tylko z nimi drażniłaś. Płomienie są okropnie

wrażliwe i zmienne. Nie chcę, by spowodowały wypadek - oznajmiła Sgiach.

- Hej, przepraszam Was! Tylko żartowałam. Wszystko jest dobrze,

naprawdę. - Odetchnęłam z ulgą kiedy duchy płomieni wróciły z powrotem do
gorączkowego migotania i fruwania. - Czy to bezpieczne, żeby wzywać inne
żywioły?

9

4 Lipca jest w USA dniem Niepodległości.

background image

Przebudzona

79

- Oczywiście, tylko bądź ostrożna na to co mówisz. Twoje powinowactwo

jest potężne, nawet kiedy nie jesteś w miejscu tak bogatym w starą magię jak ten
gaj.

- Będę ostrożna. - Wzięłam trzy bardziej oczyszczające oddechy i byłam

pewna, że skupiłam się znowu. Wtedy odwróciłam się zgodnie z ruchem
wskazówek zegara na zachód. - Wodo, proszę przyjdź do mnie.

I zostałam obmyta żywiołem. Chłodne, śliskie duszki otarły się o moją

skórę, mieniąc się wodą. Figlowały wokół, sprawiając, że zaczęłam myśleć o
syrenach i delfinach, meduzach i konikach morskich.

- To jest naprawdę super fajne!
- Wodne duchy są szczególnie silne na Skye - powiedziała Sgiach,

pieszcząc stworzenie o kształcie rozgwiazdy, które pływało wokół niej.

Zwróciłam się na północ.
- Ziemio, przyjdź do mnie! - Gaj ożył. Drzewa świeciły radośnie, a ich

sękate, starożytne pnie wyłoniły leśne istoty, które przypomniały mi o
stworzeniach, które powinny być w Rivendell, takich Tolkienowskich elfach - a
może nawet w dżungli z „Avatara”.

Skoncentrowałam moją uwagę na środku mojego wyimaginowanego koła i

wezwałam ostatni element:

- Duchu, proszę także do mnie przyjdź.
Tym razem Sgiach westchnęła.
- Nigdy nie widziałam wszystkich pięciu grup duchów razem. To jest

niezwykłe.

- O bogini! To jest niesamowite!
Powietrze wokół mnie właśnie ożyło ażurowymi istotami, wypełnionymi

takim blaskiem, że nagle przyniosło mi to do głowy Nyks i blask jej uśmiechu.

- Chcesz przeżyć więcej? - spytała mnie Sgiach.
- Oczywiście - rzekłam bez wahania.
- Podejdź tutaj, a później podaj mi swoją rękę. - Otoczona przez starożytne

duchy, które uosabiały elementy, zbliżyłam się do Sgiach i podałam jej moją
prawą rękę. Wzięła ją w swoją lewą i przekręciła ją tak, aby moja dłoń została
odkryta. - Ufasz mi?

- Tak. Ufam ci. - Oznajmiłam.
- Dobrze. Będzie bolało tylko przez chwilkę.
Z olśniewająco szybkim ruchem, rozcięła twardym, spiczastym

paznokciem swojego prawego palca wskazującego mięsisty opuszek na mojej

background image

Przebudzona

80

dłoni. Nie wzdrygnęłam się. Nie ruszyłam się. Ale wessałam powietrze. Chociaż
miała rację - bolało tylko przez moment.

Sgiach odwróciła moją dłoń i krew zaczęła skapywać z mojej ręki, ale

wcześniej zanim mogła dotknąć omszałej ziemi pod nami, królowa złapała
szkarłatne krople. Przykrywając je jej własną dłonią, pozwoliła im się połączyć,
a następnie wymawiając słowa, które bardziej poczułam niż słyszałam, ale nie
rozumiałam ich wcale, cisnęła krwią, rozrzucając ją w kręgu wokół nas.

Wtedy stało się coś naprawdę niesamowitego.
Każdy duch, którego dotknęła kropla mojej krwi, błyskawicznie stał się

ciałem. Nie byli już eterycznymi żywiołami, jedynie kosmyki i ślady powietrza,
ognia, wody, ziemi i ducha. Czego dotknęła moja krew stawało się
rzeczywistością żyjące, oddychające ptaki, duchy i leśne nimfy. Oni tańczyli i
świętowali. Ich śmiech malował ciemniejące niebo radością i magią.

- To starożytna magia. Dotknęłaś tego, co spało przez wieki. Nikt inny nie

obudził fey

10

.Nikt inny nie miał takich zdolności. - Sgiach mówiła powoli,

majestatycznie skłoniła głowę w hołdzie dla mnie.

Całkowicie pochłonięta pięknem pięciu żywiołów wzięłam Królową Skye

za rękę, zauważając, że moje krew przestała się sączyć w chwili, gdy ona rzuciła
nią wokół nas.

- Czy mogę podzielić się tym z innymi adeptami? Jeśli pozwolisz im

przyjść, mogę nauczyć nowe pokolenie jak sięgać po starą magię?

Uśmiechnęła się do mnie przez łzy, które mam nadzieję były ze szczęścia.
- Tak Zoey. Ponieważ jeśli ty nie możesz wypełnić luki między

starożytnym a nowoczesnym światem, to ja już nie wiem kto może. Ale teraz,
zatrzymaj tę chwilę. Rzeczywistość, którą stworzyła twoja krew niedługo
zniknie. Tańcz z nimi, młoda królowo. Pozwól im wiedzieć, że jest nadzieja na
to, że dzisiejszy świat nie zapomniał o przeszłości.

Patrząc wstecz powinnam poświęcić więcej uwagi na ostry profil rogów,

które spostrzegłam, kiedy zakręciłam się i skoczyłam, ramię w ramie z fey.
Powinnam zauważyć kolor jego sierści i blask w jego oku. Powinnam
wspomnieć o jego obecności Sgiach. Wielu rzeczy mogłabym uniknąć, albo
przynajmniej przewidzieć, wiedzieć lepiej.

Ale tej nocy tańczyłam w niewinności i nowej ujawnionej starożytnej

magii, nieświadoma żadnych konsekwencji bardziej tragicznych niż to, że
czułam zmęczenie, osuszenie oraz potrzebę dużego obiadu i ośmiu godzin snu.

10

fey - ma kilka znaczeń. Np. oznacza obrazowanie nieziemskich, magicznych lub baśniowych postaci.

Tutaj to chyba po prostu skrócona nazwa tych istot. ;)

background image

Przebudzona

81


- Miałaś rację. To nie trwało zbyt długo - powiedziałam, oddychając

ciężko, kiedy usiadłam obok Sgiach na jej pokrytym mchem głazie. - Nie
możemy zrobić czegoś, żeby zostały na dłużej? Wydają się tacy szczęśliwi,
kiedy są prawdziwi.

- Fey to nieuchwytne istoty. Podlegają jedynie ich żywiołowi lub temu, kto

go używa.

Mrugnęłam z zaskoczenia. - To znaczy, że są mi lojalne?
- Wierzę, że są, chociaż nie mogę powiedzieć Ci na pewno, ponieważ nie

mam

prawdziwego

powinowactwa

z

żywiołem,

chociaż

jestem

sprzymierzeńcem wody i wiatru, tak jak jestem obrońcą i królową tej wyspy.

- Huh. Więc mogę przywołać je do mnie nawet jeśli opuszczę Skye?
Sgiach się uśmiechnęła.
- Ale dlaczego kiedykolwiek chciałabyś to zrobić?
Zaśmiałam się z nią, w tym momencie nie rozumiałam, dlaczego

chciałabym kiedyś opuścić tę magiczną, mistyczną wyspę.

- Tak, po dźwięku kobiecego trajkotania wiedziałem, że znajdę was dwie.
Uśmiech Sgiach się rozszerzył i stał się ciepły. Seoras dołączył do nas w

gaju, przychodząc do boku jego królowej. Dotknęła tylko przez moment jego
silnego przedramienia, ale ten dotyk był przepełniony miłością, zaufaniem i
intymnością.

- Witaj mój Strażniku. Czy przyniosłeś łuk i strzały dla niej?
Usta Seorasa się wykrzywiły.
- Tak, oczywiście, że przyniosłem. - Stary Wojownik odwrócił się i

mogłam zobaczyć, że trzymał misternie rzeźbiony łuk zrobiony z ciemnego
drewna. Dopasowany skórzany kołczan pełen czerwonopiórych strzał był
zawieszony wokół jego ramienia.

- Dobrze. - Uśmiechnęła się z uznaniem do niego, zanim przeniosła wzrok

na mnie. - Zoey, dużo się dzisiaj nauczyłaś. Twój Strażnik także potrzebuje
lekcji, by uwierzyć w magię i dary Bogini. - Sgiach wzięła łuk i strzały od
Seorasa i dała je mi. - Weź to dla Starka. Zbyt długo był bez nich.

- Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? - Zapytałam Sgiach, patrząc

pytająco na łuk i strzały.

- Tym, o czym myślę jest to, że twój Stark nie będzie kompletny, jeśli nie

zaakceptuje jego darów od Bogini.

- Miał miecz w Otherworldzie. Czy to też nie może być jego broń?

background image

Przebudzona

82

Sgiach po prostu na mnie patrzała, a cień magii, której obie właśnie

doświadczyłyśmy ciągle odbijał się w jej zielonych oczach.

Westchnęłam. I niechętnie wyciągnęłam rękę, by wziąć łuk i kołczan ze

strzałami od niej.

- Nie jest mu z tym wygodnie - powiedziałam.
- Tak, ale powinno być - odrzekł Seoras. - Nie mówiłbyś tak, jeśli

wiedziałbyś o wszystkim, co wiąże się z tym. - oznajmiłam.

- Jeśli chodzi Ci o to, że nie może chybić w swój cel, to tak, wiem o to, tak

samo jak wiem o winie jaką ponosi za śmierć swojego mentora. - Wyjaśnił
Seoras.

- Powiedział Ci o tym wszystkim.
- Tak, powiedział.
- I ciągle myślisz, że może wrócić do używania łuku?
- To nie tak, że Seoras tak myśli, tylko on to wie, z kilku tysiącletniego

doświadczenia, co dzieje się z darami danymi od Bogini dla Strażnika, kiedy są
ignorowane - oświadczyła Sgiach.

- Co się dzieje?
- To samo, co dzieje się, gdy Wyższa Kapłanka próbuje zawrócić ze

ścieżki, którą wyznaczyła jej Bogini - rzekł Seoras.

- Jak Neferet - Wyszeptałam.
- Tak jest - powiedział. - Jak upadła Wyższa Kapłanka, która splamiła twój

Dom Nocy i spowodowała śmierć twojego Małżonka.

- Chociaż z całą szczerością powinnaś wiedzieć, że to niekoniecznie musi

być takim tragicznym wyborem pomiędzy dobrem i złem, kiedy Strażnik lub
Wojownik, ignoruje swoje dary od jego Bogini i odchodzi od jej wyznaczonej
ścieżki. Czasami to po prostu oznacza życie niespełnione i przyziemne, o ile jest
to możliwe dla wampira - wyjaśniła Sgiach.

- Ale jeśli to Wojownik, którego dary są potężne lub taki, który zmierzył

się z Ciemnością, zostanie dotknięty ponownie walką ze złem - no cóż, ten
Wojownik nie może tak łatwo zapomnieć - powiedział Seoras.

- A Stark jest nimi obydwoma - powiedziałam.
- Rzeczywiście jest. Zaufaj mi, Zoey. Lepiej będzie dla twojego Strażnika

podążać ścieżką wyznaczoną dla niego niż skradanie się i być może złapanie w
cienie - oznajmiła Sgiach.

- Rozumiem twój punkt widzenia, ale namówienie go do ponownego

użycia jego łuku nie będzie łatwe.

background image

Przebudzona

83

- Ach, przecież masz magię starożytnych, by wezwać ich na chwilę na

naszą wyspę, prawda?

Spoglądałam od Seorasa do Sgiach. Mieli rację. Czułam to w żołądku.

Stark nie mógł się już dłużej ukrywać przed darami, które dała mu Nyks, tak jak
ja nie mogłam zaprzeczać mojemu połączeniu z pięcioma elementami.

- Dobrze, będę go przekonywać. A tak w ogóle to gdzie on jest?
- Chłopak jest niespokojny - odrzekł Seoras. - Widziałem go, kiedy

spacerował przy zamku.

Moje serce ścisnęło się. Właśnie zdecydowaliśmy dzień wcześniej, że

zostajemy tutaj na Skye, na czas nieokreślony. A po tym co właśnie zdarzyło się
Sgiach i mnie, nie mogę znieść myśli o powrocie.

- Ale wydawało się, że zgodził się, by zostać. - Powiedziałam na głos moje

myśli.

- To, co z nim nie tak, nie jest z powodu tego, gdzie jest, ale kim jest -

stwierdził Seoras.

- Huh? - powiedziałam.
- Zoey, Seoras miał na myśli to, że jeśli znajdziesz zmartwienie twojego

Strażnika to on stanie się znów Wojownikiem w pełni - wyjaśniła Sgiach.

- A Wojownik używa swoich darów - powiedział Seoras.
- Idź do niego i pomóż mu zebrać się w całość - powiedziała Siach.
- Jak? - spytałam.
- Ach, kobieto, użyj twojego danego Ci przez Boginię mózgu i się tego

dowiedz sama.

Delikatnym pchnięciem i przepędzającym ruchem, królowa i jej Strażnik

posłali mnie z gaju. Westchnęłam, drapiąc się w głowę i zaczynając się
zastanawiać, idąc wzdłuż linii brzegowej, jaki do cholery to był rodzaj słowa
ach.

background image

Przebudzona

84

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

I

I

Ą

Ą

T

T

Y

Y

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

Rozproszona myśleniem o Starku udałam się w dół po śliskich schodach

wijących się u podstawy zamku, schodząc na skalisty brzeg, z którego
zbudowano gmach Sgiach, który był całkowicie imponujący i wyglądał jak klif.

Słońce zaczynało zachodzić, pozwalając niebu zatrzymać cząstkę jego

blasku, ale cieszyłam się na rzędy pochodni wetkniętych w kamienną podstawę
fundamentu zamku. Stark był sam. Był do mnie zwrócony tyłem. Patrzałam na
niego, gdy wybrałam drogę na wybrzeże w jego kierunku. Trzymał dużą,
skórzaną tarczę w jednej ręce i długi szkocki obusieczny miecz w drugiej,
ćwiczył pchnięcia i odpieranie ataku, tak jakby zmierzał się z niebezpiecznym,
ale niewidoczny wrogiem. Poruszałam się cicho i cieszyłam się widokiem.

Czy on nagle stał się wyższy? I bardziej umięśniony? Pocił się i oddychał

ciężko, wyglądając na silnego oraz bardzo, bardzo męskiego, przypominając
niebezpiecznego, starożytnego Wojownika w jego kilcie. Przypomniałam sobie
jego ciało obok mojego poprzedniej nocy i jak spaliśmy przytuleni, a mój
brzuch zadał mi małe szarpnięcie.

Sprawiał, że czułam się bezpieczna i kochałam go. Mogłam zostać z nim, z

dala od reszty świata, na zawsze.

Chłód przeszedł przeze mnie na tę myśl i zadrżałam. W tej chwili Stark

opuścił gardę i odwrócił się. Zobaczyłam zaalarmowane przejęcie w jego
oczach, które przygasło kiedy tylko uśmiechnęłam się do niego i pomachałam.
Wtedy jego spojrzenie przeniosło się na to, co trzymałam w ręce, którą
machałam, a jego witający uśmiech przygasł chociaż rozłożył swoje ramiona dla
mnie, przytulając mnie i dając mi powolnego całusa.

- Hej, wyglądasz seksownie, kiedy ćwiczysz z mieczem - powiedziałam.

background image

Przebudzona

85

- To się nazywa trening. I nie powinienem wyglądać seksownie, Z.

Powinienem wyglądać odstraszająco.

- Oh, wyglądasz, wyglądasz. Praktycznie wystraszyłam się na śmierć. -

Użyłam najlepszego złego, udawanego, południowego akcentu i przycisnęłam
dłoń do czoła, tak jakbym zaraz miała zemdleć.

- Naprawdę, jesteś niezbyt dobra w akcencie, moja droga - powiedział

naprawdę dobrze udawanym, południowym akcentem. Potem wziął moją rękę i
przytrzymując ją znów na swojej klatce piersiowej, na sercu, podszedł bliżej
mnie. - Ale jeśli chcesz, Panno Zoey, mogę Cię nauczyć.

Okay, wiem, że to głupie, ale jego południowy, łagodny akcent sprawiał, że

moje kolana miękły - i wtedy jego słowa przeszły przez mgłę pożądania, która
narastała we mnie dla niego, aż nagle wiedziałam jak przekonać go, by
ponownie zaczął ćwiczyć ze swoim łukiem.

- Hej, jestem beznadziejna w akcentach, ale jest coś, czego możesz mnie

nauczyć.

- Tak, kobieto, jest wiele rzeczy, których mogę Cię teraz nauczyć - spojrzał

chytrze, brzmiąc zupełnie jak Seoras.

Cmoknęłam go.
- Bądź grzeczny. Mówię o tym - podniosłam łuk. - Zawsze myślałam, że

łucznictwo jest fajne, ale nie wiem o tym zbyt wiele. Mógłbyś mnie nauczyć?
Proszę?

Stark cofnął się o krok, spoglądając przezornie na łuk.
- Zoey, wiesz że nie powinienem tym strzelać.
- Nie. Nie powinieneś celować do czegoś, co żyje. Chyba, że ta żywa rzecz

ma być nie-żywa. Poza tym nie proszę Cię o strzelanie z tego. Proszę Cię o
nauczenie mnie jak z tego strzelać.

- Dlaczego tak nagle chcesz się uczyć?
- Cóż, to ma sens. Zamierzamy tutaj zostać, tak?
- Tak.
- I wojownicy będą trenowani tutaj przez zyliony lat. Tak?
- Tak, znowu.
Uśmiechnęłam się do niego, starając się wszystko rozjaśnić.
- Naprawdę lubię, kiedy przyznajesz mi rację. Znowu. W każdym razie,

jesteś Wojownikiem. Jesteśmy tutaj. Chciałabym nauczyć się jakiegoś rodzaju
wojowniczych umiejętności. To jest zbyt cholernie ciężkie dla mnie. -
Wskazałam na obusieczny miecz. - W dodatku, to jest ładne - podniosłam
elegancko wyglądający łuk.

background image

Przebudzona

86

- Nieważne jak bardzo to jest ładne, musisz pamiętać, że to broń. Może

zabić, zwłaszcza jeśli podpalę strzałę.

- Jeśli podpalisz i będziesz celować, by zabić - powiedziałam.
- Czasami zdarzają się błędy - powiedział, wyglądając na przygnębionego

wspomnieniami z jego przeszłości.

Położyłam moją dłoń na jego ramieniu.
- Jesteś teraz starszy. Mądrzejszy. Nie popełnisz znowu tych samych

błędów. - Patrzył się tylko na mnie bez słowa, więc podniosłam łuk ponownie i
podeszłam. - Dobrze, pokaż mi jak to działa.

- Nie mamy celu.
- Jasne, że mamy. - Uderzyłam w zużytą skórzaną tarczę, którą położył na

ziemi, gdy do niego dołączyłam. - Oprzyj ją między kilkoma skałami na plaży.
Spróbuję w nią strzelić - po tym jak oprzesz ją i wrócisz tu, na moją linię ognia,
oczywiście.

- Oh, oczywiście - wymamrotał.
Wyglądając na skazanego i nieszczęśliwego, odszedł kilka kroków,

podnosząc jakieś kamienie, dopóki tarcza nie była stabilna, wtedy wrócił do
mnie. Niechętnie wziął łuk i ustawił kołczan ze strzałami u naszych stóp.

- Tak powinnaś go trzymać. - Pokazał jak uchwycić łuk, kiedy ja

obserwowałam. - A strzała idzie tutaj. - Oparł się o bok łuku, kierując go w dół z
dala od nas. - Strzelasz nimi tak. Te strzały sprawiają, że łatwo poznać jak to
zrobić, bo czarny element powinien być obrócony tak, a ten czerwony w ten
sposób. - Kiedy Stark mówił, zaczynał się relaksować. Jego ręce znały łuk i
strzały. To było oczywiste, że to co mi pokazuje, mógłby zrobić z zamkniętymi
oczami - szybko i dobrze. - Rozstaw nogi, właśnie tak. - Zademonstrował, a ja
oceniłam jego doskonałe nogi, które były jednym z wielu powodów, przez które
podobał mi się fakt, że nosi kilt cały czas. - Potem podnieś łuk i trzymaj strzałę
między dwoma pierwszymi palcami i naciągnij cięciwę tak, żeby była napięta. -
Wyjaśnił co powinnam zrobić, ale przestał demonstrować. - Wzrok w dół
strzały, ale celuj nieco niżej. To pomoże wyregulować dystans i wiatr. Kiedy
będziesz gotowa, puść. Uważaj na łuk i twoje lewe ramię, bo inaczej trzaśniesz
się tym i zrobisz sobie wstrętnego siniaka. - Podał mi łuk. - No, dalej. Spróbuj.

- Pokaż mi - powiedziałam po prostu.
- Zoey, myślę, że nie powinienem.
- Stark, celem jest skórzana tarcza. Ona nie jest żywa. Tutaj nie ma nic

żywego, nawet nic nie jest przywiązane do niej, po prostu celuj w środek tarczy
i pokaż mi jak to się robi. - Zawahałam się. Oparłam rękę o jego klatkę

background image

Przebudzona

87

piersiową i pochyliłam się do przodu. Nasz pocałunek był słodki, ale czułam
napięcie w jego ciele. - Hej - powiedziałam łagodnie, ciągle dotykając jego
klatki piersiowej. - Spróbuj zaufać sobie, tak jak ja Ci ufam. Jesteś moim
Wojownikiem, moim Strażnikiem. Musisz użyć łuku, bo to twój dar od Bogini.
Wiem, że użyjesz go mądrze. Wiem to, bo Cię znam. Jesteś dobry. Walczyłeś,
by być dobrym i wygrałeś.

- Ale ciągle nie jestem dobry, Z. - Powiedział kompletnie sfrustrowany. -

Widziałem złą część mnie. Była taka prawdziwa w Otherwoldzie.

- I pokonałeś ją - przypomniałam.
- Na zawsze? Nie sądzę. Nie sądzę, by to było możliwe.
- Hej, nikt nie jest całkiem dobry. Nawet ja. Będąc bystrym dzieckiem

opuściłam test z geometrii, mówię Ci - będę patrzeć.

Uśmiechnął się przez moment, ale potem napięcie wróciło na jego twarz.
- Możesz żartować, ale to coś innego dla mnie. Myślę, że to coś innego dla

wszystkich czerwonych adeptów, nawet Stevie Rae. Kiedy raz pozna się
Ciemność, prawdziwą Ciemność, zawsze zostanie jej cień w twojej duszy.

- Nie. - Krzyknęłam stanowczo. - Nie cień. Po prostu to inny rodzaj

doświadczenia. Ty i reszta czerwonych adeptów doświadczyliście czegoś, czego
my nie doświadczyliśmy. To nie czyni Cię częścią cienia Ciemności -
doświadczyłeś po prostu tego. To może być dobra rzecz, jeśli użyjesz swojej
ekstra wiedzy, by walczyć dla dobra i ty tak zrobisz.

- Czasami martwię się, że to może być więcej niż tylko to - powiedział

powoli, wpatrując się w moje oczy jakby szukał ukrytej prawdy.

- Co masz na myśli?
- Ciemność jest terytorialna, zaborcza. Jeśli raz miała część Ciebie, to już

nie odpuści.

- Ciemność nie ma żadnego wyboru, jeśli wybierzesz ścieżkę Bogini. Nie

może pokonać Światła.

- Ale nie jestem pewien czy Światło może kiedyś naprawdę pokonać

Ciemność. To równowaga, Z.

- Co nie oznacza, że nie możesz wybrać jednej ze stron. A ty już wybrałeś.

Zaufaj sobie. Ja ci ufam. Całkowicie - powtórzyłam.

Stark ciągle patrzył w moje oczy jakby uchwycił życie.
- Tak długo jak ty widzisz we mnie dobro - tak długo będę w siebie wierzył

- mogę zaufać sobie, bo ufam tobie, Zoey. I kocham Cię.

- Też Cię kocham, Strażniku. - Oznajmiłam.

background image

Przebudzona

88

Pocałował mnie, a następnie ruchem, który był szybki, pełen wdzięku i

zabójczy, Stark pociągnął za grzbiet łuku i pozwolił strzale polecieć. Usłyszałam
głuchy świst, a potem strzała dotarła do centrum celu.

- Wow - powiedziałam. - To było niesamowite. Ty jesteś niesamowity.
Wypuścił długi oddech, a wraz z nim napięcie, które było tak oczywiste w

jego ciele, wydawał się też być zachwycony. Stark uśmiechnął się swoim
zarozumiałym uśmiechem.

- Środek celu, Z. Wycelowałem dokładnie w środek.
- Oczywiście, że tak, głuptasie. Nie możesz chybić.
- Ta, racja. A to jest tylko cel.
- Zamierzasz mnie uczyć czy nie? I tym razem nie rób tego tak cholernie

szybko. Zwolnij. Pokaż mi.

- Dobra, dobra, pewnie. Dobrze. - Wycelował i strzelił powoli, dając mi

czas na śledzenie jego ruchów. Druga strzała przedzieliła pierwszą. - Oh,
zapomniałem o tym. Traciłem wiele strzał w ten sposób.

- Proszę, moja kolej. Mogę się założyć, że nie będę miała tego problemu.
Próbowałam robić to, co zrobił Stark, ale wypuściłam strzałę zbyt krótkim

ruchem i patrzyłam jak ślizga się po powierzchni gładkich, mokrych kamieni.

- Cholera. To jest zdecydowanie trudniejsze niż na to wygląda. -

Oznajmiłam.

- Proszę. Pokażę ci. Nie stoisz prawidłowo. - Podszedł do mnie,

dopasowując swoje ramiona do moich i przytulając się do mnie od tyłu. -
Pomyśl o sobie jak o starożytnej wojowniczej królowej. Stój pewnie i dumnie.
Ramiona do tyłu! Głowa do góry! - Zrobiłam tak jak mówił, a wewnątrz silnego
kręgu jego ramion czułam, że przemieniam się w kogoś potężnego i
majestatycznego. Jego ręce prowadziły moje, pociągając za napięty łuk. - Stój
spokojnie i pewnie - skup się - wyszeptał. Razem patrzyliśmy na cel, a kiedy
wypuszczaliśmy strzałę, mogłam poczuć szarpnięcie, które poruszyło jego i
moje ciało, prowadząc strzałę w sam środek celu, rozdzielając dwie pozostałe.

Odwróciłam się i uśmiechnęłam do mojego Strażnika.
- To, co robisz to magia. To jest wyjątkowe. Musisz go używać, Stark.

Musisz.

- Tęskniłem za tym - wyznał, mówiąc to tak bardzo łagodnie, że musiałam

się wysilić, by go usłyszeć. - I naprawdę nie czuję się dobrze, jeśli nie jestem
połączony z moim łukiem.

- To dlatego, że przez to jesteś połączony z Nyks. Ona dała ci twój dar.

background image

Przebudzona

89

- Może mogę zacząć tutaj od nowa. To miejsce jest inne dla mnie. W

pewien sposób czuję jakbym tu przynależał - jakbyśmy my tu przynależeli.

- Też to czuję. I wydaje mi się jakby tak było zawsze, odkąd poczułam to

bezpieczeństwo i to szczęście. - Wkroczyłam w jego ramiona. - Sgiach właśnie
mi powiedziała, że zamierza otworzyć ponownie wyspę dla Wojowników i
także innych obdarowanych adeptów. - Uśmiechnęłam się do Starka. - Wiesz,
takich adeptów ze szczególnymi zdolnościami.

- Oh, masz na myśli takich z powinowactwem z żywiołami?
- Ta, dokładnie to mam na myśli - przytuliłam go i mówiłam do jego piersi.

- Chcę tu zostać. Naprawdę chcę. - Stark pogładził moje włosy i pocałował mnie
w czubek głowy.

- Wiem, że chcesz, Z. i ja jestem z tobą. Zawsze będę z tobą.
- Może tutaj możemy się pozbyć Ciemności Neferet i Kalony -

stwierdziłam. Stark trzymał mnie mocno.

- Mam taką nadzieję Z. Naprawdę mam taką nadzieję.
- Myślisz, że wystarczy po prostu mieć jeden kawałek świata, który chroni

przed Ciemnością? Czy to ciągle będzie podążanie ścieżką Bogini, nawet jeśli
będę podążać nią tutaj?

- Cóż, nie jestem ekspertem, ale to dla mnie ma sens, że to co jest ważne to,

to że starasz się być prawdziwa dla Nyks. Nie sądzę, że to gdzie to robisz jest
taką wielką sprawą.

- Rozumiem dlaczego Sgiach nie opuszcza tego miejsca - powiedziałam.
- Ja też, Z. - Stark trzymał mnie wtedy i poczułam, że posiniaczone i

poobijane miejsca wewnątrz mnie stały się ciepłe i powoli, zaczęłam się leczyć.

background image

Przebudzona

90

-

-

S

S

T

T

A

A

R

R

K

K

Zoey czuła się cholernie dobrze w jego ramionach. Kiedy wrócił myślami

do tego jak bliski był, by ją stracić, ta myśl ciągle go przerażała, tak bardzo, że
sprawiała w jego brzuchu nudności. Zrobiłem to. Dostałem się do niej w
Otherwoldzie i upewniłem się, że do mnie wróci. Teraz jest bezpieczna, a ja
będę zawsze chronił ją w ten sposób.

- Hej, myślisz okropnie intensywnie - stwierdziła Zoey. Zwinięta przy nim

na dużym łóżku, które dzielili, ona musnęła nosem o jego szyję i pocałowała
jego policzek. - Mogę praktycznie usłyszeć zębate koła obracające się wewnątrz
twojej głowy.

- I to ja mam rzekomo super psychiczne zdolności - powiedział

żartobliwym tonem, ale w tym samym czasie Stark wykonał mały mentalny
nacisk i wsunął się wokoło obrzeży jej psychiki - nie wystarczająco blisko, by
poznać jej prawdziwe myśli i wkurzyć ją jego podsłuchem, ale tylko
wystarczająco blisko by być pewnym, że naprawdę ona czuje się bezpieczna i
szczęśliwa.

- Chcesz się czegoś dowiedzieć? - Zapytała z wahaniem w głosie.
Stark oparł się na łokciu i uśmiechnął się do niej.
- Żartujesz, Z? Chcę wiedzieć wszystko.
- Skończ to - jestem poważna.
- Ja też! - Spojrzała na niego, a on pocałował ją w czoło. - Dobra, w

porządku. Jestem poważny. O co chodzi?

- Ja, um, podoba mi się, kiedy mnie dotykasz.
Stark uniósł brwi i musiał walczyć, by nie uśmiechnąć się szeroko.
- Cóż, to dobrze. - Patrzył jak jej policzki stawały się różowe i malutki

uśmiech przemknął przez nie. - Zgaduję, że to bardzo dobrze.

Zoey oblizała usta.
- Podoba ci się to?
Stark nie mógł wtedy nic poradzić na śmiech.
- Żartujesz, prawda?
- Nie. Jestem śmiertelnie poważna. To znaczy skąd mam to wiedzieć? Nie

jestem tak doświadczona - nie tak jak ty.

background image

Przebudzona

91

Jej policzki płonęły przez ten czas i pomyślał, że wygląda bardzo nieswojo,

co hamowało jego śmiech. Ostatnią rzeczą, którą chciał zrobić, to ją zawstydzić
lub sprawić, by poczuła się dziwnie przez to co działo się między nimi.

- Hej. - Ujął w dłonie jej zaczerwienione policzek. - Być z tobą to więcej

niż niesamowite. I Zoey, jesteś w błędzie. Jesteś bardziej doświadczona niż ja w
miłości. - Wtedy zaczęła mówić, ale on przycisnął ponownie palec do jej ust. -
Nie, pozwól mi to powiedzieć. Tak, uprawiałem wcześniej seks. Ale nigdy się
nie zakochałem. Dopóki nie poznałem Ciebie. Jesteś moją pierwszą i będziesz
moją ostatnią.

Uśmiechnęła się do niego z taką wielką miłością i zaufaniem, że pomyślał,

że serce mogłoby mu wyskoczyć z piersi. Liczyła się tylko Zoey - dla niego
zawsze będzie się liczyć tylko Zoey.

- Mógłbyś kochać się ze mną znowu? - wyszeptała.
W odpowiedzi Stark przyciągnął ją bliżej i zaczął długo, powoli całować.

Jego ostatnią myślą zanim wszystko poszło źle było: Nigdy nie byłem tak
szczęśliwy w całym moim życiu…

background image

Przebudzona

92

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

J

J

E

E

D

D

E

E

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

K

K

A

A

L

L

O

O

N

N

A

A

Mógł czuć jak Neferet się zbliża i zahartował się, ćwicząc swój wyraz

twarzy i maskowanie nienawiści, które zaczął czuć wobec niej, przybrał
ostrożną postawę oczekiwania i przystosowania.

Kalona będzie czekać cierpliwie na swój czas. Jeżeli była jakaś rzecz, którą

nieśmiertelni rozumieli, to była to moc cierpliwości.

- Neferet się zbliża - powiedział Rephaim. Jego syn stał przed jednymi z

kilku wielkich szklanych drzwi otwartych na duży balkon, który był
dominującym akcentem poddasza apartamentu kupionego przez Tsi Sgili.
Penthouse służył wszystkim, Neferet pragnęła luksusu i prywatności, on
wymagał dostępu do dachu.

- Czy ona skojarzyła się z tobą?
Pytanie Rephaima zmieniło myśli Kalony na chwilę.
- Skojarzeni? Neferet i ja? Co za dziwne pytanie mi zadajesz.
Rephaim odwrócił wzrok od panoramy Tulsy, by spojrzeć na ojca.
- Możesz wyczuć jej nadejście. Zakładam więc, że próbowała twoją krew i

zostałeś Skojarzony.

- Nikt nie pije krwi nieśmiertelnego.
Drzwi windy zadźwięczały tuż przed otworzeniem się. Kalona odwrócił

się, by zobaczyć jak Neferet kroczy po lśniącej marmurowej podłodze.
Poruszała się z gracją, zamaszystym ślizgiem, ktoś kto był mniej
doinformowany mógł uwierzyć, że była wampirem. Kalona widział różnicę.
Rozumiał, że jej ruchy się zmieniły, rozwinęły się - tak jak ona się zmieniła i
ostatecznie przekształciła się w o wiele więcej niż wampira.

- Moja Królowa - powiedział kłaniając się jej z szacunkiem.

background image

Przebudzona

93

Uśmiech Neferet był niebezpiecznie piękny. Niczym wąż owinęła rękę

wokół jego ramienia stosując większy nacisk niż było to konieczne. Kalona
posłusznie wyciągnął się tak, by mogła przyłożyć swoje wargi do jego. Pozwolił
swoim myślom odejść. Jego ciało samo odpowiedziało pogłębiając pocałunek,
umożliwiając jej językowi ślizganie się w jego ustach. Równie nagle jak
zaczęła, Neferet zakończyła pieszczotę. Patrząc ponad jego ramię powiedziała:

- Rephaim, myślałam, że jesteś martwy.
- Ranny, nie martwy. Leczyłem się i oczekiwałem na powrót ojca -

powiedział Rephaim. Kalona myślał, że chociaż słowa jego syna były właściwe
i pełne szacunku, to było coś w jego głosie, co świadczyło, że był nieobecny.
Zawsze było trudno odczytać Rephaima, miał, jakby oblicze bestii, skłonność do
maskowania wszelkich ludzkich emocji. Jeśli w ogóle miał jakieś emocje, które
mogły być klasyfikowane jako ludzkie.

- Dowiedziałam się, że pozwoliłeś się zauważyć adeptom z Domu Nocy w

Tulsie.

- Ciemność wzywała. Odpowiedziałem. To, że byli tam adepci było dla

mnie nieistotne - powiedział Rephaim.

- Nie tylko adepci, Stevie Rae też tam była. Widziała Cię.
- Jak już powiedziałem wcześniej, te istoty są dla mnie nieistotne.
- Jednak, to był twój błąd, że ktokolwiek dowiedział, że tu jesteś, a ja nie

toleruję błędów - powiedziała Neferet.

Kalona widział jak jej oczy przybierają czerwony odcień. Złość wzrastała

w jego wnętrzu. Nie dość, że był w niewoli Neferet, to jego ukochany syn mógł
zostać ukarany i zganiony przez nią. To było nie do zniesienia.

- Obecnie, moja królowo, może działać na naszą korzyść, że są świadomi

obecności Rephaima w Tulsie. Przypuszczalnie mam być wygnany, nie mogę
spędzać czasu u twojego boku, więc nie mogę być widziany tutaj. Jeżeli
plugastwo z lokalnego Domu Nocy usłyszy pogłoski o skrzydlatych istotach,
będą zakładać, że Kruki Prześmiewcy są ich głównym wrogiem nocą i nie będą
myśleć o mnie.

Neferet uniosła łukowate, bursztynowe brwi.
- Cenna uwaga, mój skrzydlaty ukochany, zwłaszcza, że dwóch z was

będzie pracować, by doprowadzić zbuntowanych czerwonych adeptów z
powrotem do mnie.

- Co tylko powiesz, moja królowo - powiedział płynnie Kalona.

background image

Przebudzona

94

- Chcę, by Zoey wróciła do Tulsy. - Neferet nagle zmieniła temat. - Głupcy

w Domu Nocy powiedzieli mi, że wzbrania się przed opuszczeniem Skye. Nie
jest tam w moim zasięgu, a ja bardzo chcę, by była.

- Śmierć niewinnego powinna nakłonić ją do powrotu - powiedział

Rephaim.

Zielone oczy Neferet się zwęziły.
- Skąd wiesz o tej śmierci?
- Poczuliśmy ją - powiedział Kalona. - Ciemność się nią rozkoszowała.
Uśmiech Neferet był dziki.
- Jak uroczo, że to czujesz. Ta niedorzeczna śmierć chłopca była urocza.

Jednak, martwię się, że może to wywołać odwrotny skutek na Zoey. Zamiast
spowodować jej nagły powrót do jej osłabionej, skamlącej grupki przyjaciół,
może być kolejnym powodem jej decyzji, by pozostać w ukryciu na wyspie.

- Być może powinniśmy zaszkodzić bardziej Zoey. Ta Czerwona jest dla

niej jak siostra - powiedział Kalona.

- To prawda, a ta nędzna Afrodyta też zbliżyła się do niej - powiedziała

Neferet, stukając się w brodę, rozmyślając.

Dziwny hałas nadchodzący od jego syna zwrócił uwagę Kalony na

Rephaima.

- Masz coś do dodania, mój synu?
- Zoey ukrywa się na wyspie Skye. Wierzy, że nie można tam do niej

dotrzeć, czy to prawda? - Zapytał Rephaim.

- Nie możemy - powiedziała Neferet, irytacja zmieniła jej głos na twardy i

zimny. - Nikt nie może naruszyć granic królestwa Sgiach.

- To znaczy, tak jak nikt rzekomo nie był w stanie naruszyć granic

Królestwa Nyks? - powiedział Rephaim.

Neferet przebiła go swoimi szmaragdowymi oczami.
- Czy odważasz się być bezczelny?
- Przedstaw swoje stanowisko, Rephaim - powiedział Kalona.
- Ojcze, złamałeś już pozornie niemożliwą granicę i dotarłeś do należącego

do Nyks Otherworldu, nawet po tym jak bogini Cię wygnała. Użyj swojej
łączności z Zoey. Dotrzyj do niej przez jej sny. Niech zrozumie, że przed tobą
nie może się ukryć. Śmierć jej przyjaciela i powrót Neferet do jej Domu Nocy
powinny wystarczyć, aby nakłonić młodą Wyższą Kapłankę do wyjścia z
odosobnienia.

- Ona nie jest Wyższą Kapłanką. Jest adeptem! A Dom Nocy w Tulsie jest

mój, a nie jej! - Neferet praktycznie wrzeszczała. - Nie. Mam już dość

background image

Przebudzona

95

kontaktowania się twojego ojca z nią. Nie uśmiercił jej, więc chcę, by mi służył.
Jeżeli Zoey zostanie wywabiona z wyspy Sgiach, zrobię to za pomocą Stevie
Rae lub Afrodyty, albo ich obu. One potrzebują lekcji w okazywaniu mi
należytego szacunku.

- Jak sobie życzysz, moja Królowo - powiedział Kalona, posyłając synowi

ostre spojrzenie.

Rephaim napotkał jego wzrok, zawahał się, a potem także, pochylił głowę i

powiedział delikatnie:

- Jak sobie życzysz…
- Dobrze, to wszystko. Rephaim, doniesienia lokalnych reporterów mówią,

że doszło do ataku gangu niedaleko Wyższej Szkoły w Will Rogers. Gang
podcina gardła i odsącza krew. Wierzę, że jeśli będziemy śledzić gang
znajdziemy zbuntowanych czerwonych adeptów. Zrób to. Dyskretnie.

Rephaim nic nie powiedział, ale skinął głową w potwierdzeniu.
- A teraz idę rozkoszować się tą cudowną marmurową wanną w drugim

pokoju. Kalona, ukochany, dołączę do Ciebie w naszym łóżku bardzo szybko.

- Moja Królowo, czy nie życzyłaś sobie, abym szukał czerwonych adeptów

z Rephaimem?

- Nie tej nocy. Dziś potrzebuję bardziej osobistych usług od Ciebie.

Byliśmy zbyt długo osobno. - Przebiegła jednym ze swoich czerwonych
paznokci w dół jego klatki piersiowej, a on siłą zmusił się, by nie cofnąć się od
niej. Musiała zobaczyć coś z jego pragnienia uniknięcia jej dotyku, ponieważ jej
następne słowa były zimne i twarde. - Coś ci się nie podoba?

- Oczywiście, że nie. Jak możesz przypuszczać, że nie podoba mi się? Będę

gotowy i chętny dla Ciebie, jak zawsze.

- I będziesz w moim łóżku, oczekiwać mych przyjemności - powiedziała. Z

okrutnym uśmiechem odwróciła się i wślizgnęła się do ogromnej sypialni, która
zajmowała połowę okazałego apartamentu, zamykając podwójne drzwi do
łazienki z dramatycznym trzaśnięciem. Kalona pomyślał, że zabrzmiało to
podobnie do zamykania drzwi więziennych przez strażnika.

On i Rephaim trwali w ciszy przez niemal minutę. Kiedy nieśmiertelny

wreszcie przemówił jego głos był szorstki od tłumionej złości.

- Nie ma za dużej ceny, którą bym zapłacił, by uwolnić się od władzy,

którą ona ma nade mną.

Kalona wycierał ręką swoją klatkę piersiową jakby chciał zetrzeć jej dotyk.
- Ona traktuje Cię tak, jakbyś był jej służącym.
- Nie będzie tak przez całą wieczność - powiedział ponuro Kalona.

background image

Przebudzona

96

- Jednak na razie to robi. Nawet rozkazała Ci, byś trzymał się z daleka od

Zoey, a ty jesteś związany z dziewczyną Cherokee, dzielicie duszę przez wieki!

Niesmak w głosie jego syna był odzwierciedleniem myśli Kalony.
- Nie - powiedział cicho, mówiąc bardziej do siebie niż do syna. - Tsi Sgili

może wierzyć, że panuje nad każdym moim ruchem, ale mimo, że uważa się za
boginię, nie jest wszechwiedząca. Nie może wiedzieć wszystkiego. Nie wie
wszystkiego. - Potężne skrzydła Kalony poruszyły się niespokojnie,
odzwierciedlając jego wzburzenie. - Mogę wierzyć, że miałeś rację mój synu.
Może to popchnie Zoey do opuszczenia starożytnej wyspy Skye, jeżeli
zrozumie, że nawet tam nie może uciec przed swoim połączeniem ze mną.

- Wydaję się to logiczne - powiedział Rephaim. - Dziewczyna ukrywa się

tam, by uniknąć Ciebie. Pokaż jej, że twoja moc jest silniejsza od tego, bez
względu na to czy Tsi Sgili zgodzi się czy nie.

- Nie potrzebuję aprobaty tej kreatury.
- Dokładnie - powiedział Rephaim.
- Synu, leć w nocne niebo i śledź zbuntowanych adeptów. To uspokoi

Neferet. To, co naprawdę chcę, byś robił to jest znalezienie i obserwowanie
Stevie Rae. Obserwuj ją uważnie. Zauważ gdzie chodzi i co robi, ale nie łap jej
jeszcze. Wierzę, że jej moc jest powiązana z Ciemnością. Wierzę, że może się
nam przydać, ale najpierw trwała relacja z Zoey i Domem Nocy musi zostać
uszkodzona. Musi mieć słabość. Jeżeli będziemy ją obserwować wystarczająco
długo, odkryjemy to. - Kalona przerwał, żeby zachichotać, ale dźwięk był
pozbawiony humoru. - Słabości mogą być takie czarujące.

- Czarujące, ojcze?
Kalona spojrzał na syna, zastanawiając się nad jego dziwną wypowiedzią.
- Czarujące, faktycznie. Może byłeś tak długo z dala od świata, że nie

pamiętasz mocy pojedynczej ludzkiej słabości.

- Ja… ja nie jestem człowiekiem, ojcze. Ich słabości są dla mnie trudne do

zrozumienia.

- Oczywiście… oczywiście, po prostu znajdź i obserwuj Tą Czerwoną.

Zastanowię się co z nią zrobić - powiedział lekceważąco Kalona. - I podczas
gdy będę czekał na następny rozkaz Neferet… - mówił te słowa z drwiną, jakby
samo udźwięcznienie ich było wstrętne - Odszukam strefę snów i dam Zoey -
tak samo jak Neferet - lekcję gry w chowanego.

- Tak, ojcze - powiedział Rephaim.
Kalona patrzył jak otwiera podwójne drzwi, by wyjść na kamienny dach.

Rephaim kroczył przez balkon do balustrady, która jak mur okrążała skraj,

background image

Przebudzona

97

wskoczył na płaską krawędź, następnie rozłożył gigantyczne hebanowe skrzydła
i rzucił się cicho, ale z gracją, w noc, szybował czarny i niemal niewidoczny nad
panoramą Tulsy.

Kalona zazdrościł Rephaimowi na chwilę, chciał też móc skoczyć z dachu

majestatycznego budynku zwanego Mayo i skryć się jak czarny drapieżnik
nieba, polować, szukać, znajdować.

Ale nie. Ta noc była kolejnym polowaniem. To nie zaprowadzi go do

nieba, ale także na swój sposób, będzie satysfakcjonujące.

Terror może być satysfakcjonujący.
Na chwilę przypomniał sobie, kiedy po raz ostatni widział Zoey. Był to ten

sam moment, kiedy jego duch został wyrwany z Otherworldu i wrócił do swego
ciała. Ten terror był jego, spowodowany tym, że nie zatrzymał duszy Zoey w
Otherwoldzie, nie zabijając jej. Ciemność, pod nadzorem przysięgi Neferet,
zaplombowana przez jej krew i jego akceptację, była w stanie go kontrolować,
by wykorzystać jego duszę.

Kalona drgnął. Długo handlował z Ciemnością, ale nigdy nie dał jej władzy

nad jego nieśmiertelną duszą.

Doświadczenie nie było przyjemne. To nie był nieznośny ból, ale

rzeczywiście, był wielki. Nie była to bezradność jaką znał, kiedy nici Bestii
uwięziły go. Jego horror spowodowało odrzucenie Nyks.

- Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - Zapytał ją.
Odpowiedź Bogini zraniła go głębiej, niż miecz Strażnika Starka:
- Jeśli kiedykolwiek będziesz godny przebaczenia, możesz o to mnie

zapytać. Ale dopiero wtedy. - Ale najbardziej straszliwy cios został zadany z jej
dalszymi słowami. - Spłacisz mojej córce dług, który jesteś jej winien, a wtedy
wrócisz do świata oraz konsekwencji, które tam na Ciebie czekają, wiedz o tym,
mój upadły Wojowniku, że twój duch jak i twoje ciało nie może wejść do
mojego królestwa.

Potem porzuciła go, wydając Ciemności, wygnała go ponownie bez

drugiego rzutu okiem. Było to gorsze niż za pierwszym razem. Kiedy stał się
upadły to był jego wybór, ale wtedy Nyks nie była zimna i nieczuła.

Drugi raz był inny. Terror ostateczności, że wygnanie będzie

prześladowało go całą wieczność, tak samo jak ostatnio zobaczył słodko-
gorzkie spojrzenie od jego bogini.

- Nie, nie będę myśleć o tym. To od dawna moja ścieżka. Nyks nie jest

moją Boginią od wieków, więc nie chcę wrócić do mojego życia jako jej
Wojownik, zawsze drugi po Erebusie w jej oczach. - Kalona mówił do nocnego

background image

Przebudzona

98

nieba, patrząc za jego synem, a potem zamknął drzwi na zimną noc stycznia i z
nimi, po raz kolejny zamknął serce dla Nyks.

Z odnowionym celem nieśmiertelny kroczył przez penthouse, obok

witraży, lśniącego baru z drewna, wiszących lamp i wyposażenia sypialni.
Spojrzał na zamknięte podwójne drzwi do pokoju kąpielowego, przez które
słychać było bieżącą wodę, wypełniającą ogromną wannę, którą Neferet tak
lubiła się rozkoszować.

Mógł poczuć zapach zawsze dodany do wody, olejek, który był mieszaniną

kwitnącego jaśminu nocą i olejku zrobionego specjalnie dla niej w Paryskim
Domu Nocy. Zapach wydawał się wydobywać spod drzwi i wypełniać
powietrze wokół niego jakby okrywający go koc.

Zniesmaczony Kalona odwrócił się i przeszedł tą samą drogą przez

penthouse. Bez wahania udał się do najbliższego zestawu szklanych drzwi, które
doprowadzały na dach, otworzył je i łyknął czyste, zimne powietrze nocy.

Będzie musiała przyjść do niego, znaleźć go tutaj pod gołym niebem, jeśli

zechce upaść na tyle nisko, by faktycznie go szukać.

Ukaże go za to, że nie jest w jej łóżku.
Kalona warknął.
Nie tak dawno, przyciągała ją jego moc i była nim zachwycona.
Zastanawiał się chwilę, czy zdecydowałby się, by zniewolić ją, gdyby

udało mu się pozbyć jej władzy nad jego duszą. Myśl ta sprawiła mu jakąś
przyjemność. Później. Rozważy to później. Teraz było mało czasu, a miał wiele
do osiągnięcia, zanim miał po raz kolejny uspokoić Neferet.

Kalona podszedł do grubej, kamiennej poręczy, która był zarówno

ozdobna, jak i mocna. Rozpostarł swoje ogromne, ciemne skrzydła, ale zamiast
skoczyć z dachu i degustować się nocnym powietrzem, nieśmiertelny położył
się na kamiennej podłodze, zamykając skrzydła nad nim jak kokon.

Zignorował chłód kamienia pod nim i czuł tylko siłę nieograniczonego

nieba nad nim i starożytną magię, która płynęła pośród nocy.

Kalona zamknął oczy i powoli... powoli... oddychał, a następnie odpłynął.

Kiedy przestał oddychać, Kalona uwolnił się również od myśli o Neferet.

Kiedy wciągnął następny wdech, poczuł w jego płucach, ciele i duszy

niewidzialną siłę, która wypełniała całą noc, nad którą jego nieśmiertelna krew
dała mu władzę. A potem przypomniał sobie w myślach o Zoey.

Jej oczy - koloru onyksu.
Jej piękne usta.

background image

Przebudzona

99

Silne cechy jej przodkiń z plemiena Cherokee, do których była podobna

przypominały mu o innej dziewczynie, z którą dzieliła się duszą i której ciało
schwytało i pocieszało go.

- Znajdź Zoey Redbird. - Fakt, że głos Kalony był niski nie sprawił, że był

mniej rozkazujący, kiedy wyczarowywał z jego krwi i nocy moc tak starożytną,
że świat wydawał się młody. - Weź moją duszę do niej. Skorzystaj z naszego
połączenia. Jeśli ona jest w Krainie Snów, nie może ukryć się przede mną.
Nasze duchy znają się zbyt dobrze. A teraz idź!

To opuszczenie jego ducha nie było podobne do momentu, kiedy

Ciemność, której rozkazywała Neferet, ukradła jego duszę. To było delikatne
uczucie, że lot był znany i przyjemny. Nie było lepkich macek Ciemności, które
za nim podążały, a zamiast tego pulsująca energia, która ukryła się w prądach
nieba.

Kalona uwolnił duszę, przemieszczał się szybko na wschód z prędkością

niewyobrażalną dla śmiertelnego umysłu.

Zawahał się na chwilę, gdy dotarł do wyspy Skye, zaskoczony, że czar

zabezpieczający wyspę Sgiach tak dawno temu, może nawet jego zahamować.
Była rzeczywiście potężny wampirem. Pomyślał, że to wielka szkoda, że nie ona
odpowiedziała na jego wezwanie tylko Neferet.

Potem nie tracił więcej czasu na myśli, a jego duch podpłynął od bariery

Sgiach i szybował powoli, ale zdecydowanie, ku zamku wampirze królowej.

Jego duch zahamował jeszcze raz, kiedy mijał gaj w pobliżu zamku

Wielkiego Łowcy Głów i jej Strażnika. Odciski palców Bogini były na
wszystkim. To sprawiło, że jego dusza wiła się z bólu, który przekroczył sferę
fizyczną. Gaj nie powstrzymał go. Po prostu spowodował bolesne wspomnienia.

Tak jak gaj Nyks, którego nigdy nie zobaczy...
Kalona odwrócił się od zielonego dowodu błogosławieństwa Nyks dla

kogoś innego i pozwolił, by jego duch poleciał do zamku Sgiach. Znajdzie tam
Zoey. Jeśli śpi, będzie podążał za ich połączeniem i wejdzie do Krainy Snów.

Gdy przeleciał nad ziemiami, spojrzał z uznaniem na głowy ludzkie i

oczywiste stoczone bitwy oraz stan gotowości starożytnego miejsca, utonął w
grubych kamiennych szarościach marmuru wyspy, Kalona myślał, że wolałby tu
mieszkać niż w złotej klatce penthouse’a Mayo w Tulsie.

Musiał wykonać to zadanie i zmusić Zoey do powrotu do Domu Nocy.
Jakby poruszał się w skomplikowanej grze w szachy, to tylko kolejna

królowa, która musiała zostać zdemaskowana, by mógł być wolny.

background image

Przebudzona

100

Jego duch zatapiał się niżej i niżej. Używając duszy, jego moc

nieśmiertelnej krwi sprawiła, że widział warstwy rzeczywistości, które
podnosiły się i przesuwały, ale skupił się na sferze marzeń, na tych
fantastycznych taśmach rzeczywistości, która nie była całkowicie materialna,
ani też nie duchowa, i wypuścił napiętą nić łączności i wiedział, że udało mu się,
kiedy zobaczył kakofonię kolorów i że odnajdzie tam Zoey.

Kalona był zrelaksowany i pewny siebie, a co więcej zupełnie

nieprzygotowany na to, co stało się potem. Poczuł nieznany holownik, jakby
jego duch stawał się ziarnami piasku i był przepuszczany przez zwężenie
klepsydry.

Najpierw jego zmysły zaczęły się stabilizować. To, co zobaczył poraziło go

tak bardzo, że prawie wytrąciło z podróży i wyszarpnęło z powrotem do jego
ciała. Zoey uśmiechnęła się do niego z wyrazem twarzy pełnym ciepła i
zaufania.

W odcieniach otaczającej go rzeczywistości, Kalona od razu wiedział, że

nie wszedł do jej Krainy Snów. Spojrzał w dół na Zoey, ledwo ośmielając się
oddychać.

A zmysł dotyku wrócił do niego. Wtulała się w jego ramiona, jej nagie

ciało, giętkie i ciepłe, przyciśnięte do niego. Dotknęła jego twarzy, pozwalając,
by jej palce dotykały jego usta. Jego biodra automatycznie unosiły się na niej, a
ona wydawała delikatny dźwięk przyjemności, kiedy jej oczy były zamknięte, a
następnie podniosła usta do jego ust.

Tuż zanim pocałowała go i osiadł głęboko w jej ciele, słuch Kalony

powrócił.

- Też Cię kocham, Stark - powiedziała i zaczęła kochać się z nim.
Przyjemność była tak nieoczekiwana - szok tak intensywny, że połączenie

zostało zerwane. Kalona ledwie oddychał, ledwie podciągnął się na nogi i oparł
się o balustradę na dachu. Krew krążyła szybko przez jego ciało. Pokręcił głową
z niedowierzaniem.

- Stark. - Kalona wymówił imię w noc, rozumując na głos. - Połączenie,

którym podążałem nie było z Zoey. Połączenie było ze Starkiem.

Zrozumiał, a następnie poczuł się jak głupiec, że nie przewidział, co się

stanie.

- W Otherworldzie tchnąłem cząstkę nieśmiertelnej duszy w niego. Część z

tego ducha oczywiście w nim pozostała. - Uśmiech, który wybuchł na
nieśmiertelnej twarzy był tak okrutny, kiedy jego krew szalała. - A teraz mam

background image

Przebudzona

101

dostęp do Strażnika Zoey Redbird i jej Wojownika. - Kalona rozwinął skrzydła i
odrzucił głowę do tyłu, a jego triumfalny śmiech pochłonęła noc.

- Co jest tak zabawne i dlaczego nie czekasz na mnie w moim łóżku?
Kalona odwrócił się i zobaczył stojącą nago Neferet w drzwiach, patrzył na

jej rozdrażnioną i wyniosłą twarz. Ale to spojrzenie szybko zmieniło się kiedy
zobaczyła jego w pełni rozbudzone ciało.

- Nie jestem rozbawiony, jestem radosny. Jestem tu, bo pragnę Cię wziąć

na dachu pod gołym niebem rozciągającym się nad nami. - Podszedł do Neferet,
podniósł ją, wyniósł balkon, zamknął oczy, wyobrażając sobie jej ciemne włosy
i oczy, kiedy krzyczała z przyjemności wciąż i wciąż.

background image

Przebudzona

102

-

-

S

S

T

T

A

A

R

R

K

K

Pierwszy raz wydarzył się tak szybko, że Stark nie był pewien, całkowicie,

absolutnie pewien, czy to się faktycznie stało.

Ale powinien słuchać jego instynktów. Jego żołądek powiedział mu, że coś

poszło nie tak, bardzo źle, nawet jeśli to trwało tylko kilka minut.

Był w łóżku z Zoey. Rozmawiali i śmiali się i cieszyli czasem w

samotności. W zamku było niesamowicie.

Sgiach, Seoras i reszta Wojowników byli wspaniali, ale Stark był naprawdę

samotnikiem. Tutaj na wyspie Skye, nie ważne jak zimno było, ktoś zawsze był
w pobliżu. Tylko dlatego, że miejsce zostało wycofane z „prawdziwego” świata
nie sprawiało, że byli mniej zajęci. Cały czas coś się działo - szkolenia i
utrzymanie zamku, handel z mieszkańcami itp. Nawiązał współpracę z
Seorasem, co oznaczało, że mniej lub bardziej ten facet miał chłopca na posyłki.

Potem były garrons. Nigdy nie był tak naprawdę dobry przy koniach, ale

garrons były niesamowitymi zwierzętami, nawet jeśli wydawało się, że
produkują ilości końskiego łajna, które były całkowicie nieproporcjonalne do
ich wielkości.

Stark powinien wiedzieć. Spędził większość tego wieczoru z łopatą, a gdy

powiedział kilka komentarzy, które na pewno nie brzmiały jak narzekanie,
Seoras i inni stary Wojownik z irlandzkim akcentem, o łysej głowie i
imbirowym kolorze brody zaczęli mówić do niego Ach, biedna sierotka Marysia
ze słodkimi, gładkimi rączkami dziewczynki.

Oczywiście był szczęśliwy, że był sam na sam z Z. Pachniała tak cholernie

dobrze i czuł się tak cholernie dobrze, że musiał ciągle powtarzać sobie, że to
nie był sen. Nie byli wciąż w Otherwoldzie. To było prawdziwe i Zoey była
jego.

Wszystko między nimi było głębokie, gorące pocałunki, które sprawiały,

że czuł się jakby miał eksplodować. Właśnie powiedział jej, że ją kocha i Z
uśmiechała się do niego. I nagle coś w nim się zmieniło. Czuł się dziwnie
silniejszy. I ogarnęło go dziwne uczucie szoku, aż wstrząsnęło nim do jego
zakończeń nerwowych. Potem pocałowała go i jak zwykle, gdy Z całowała go,
trudno mu było myśleć, ale wiedział, że coś było nie tak.

Czuł szok.

background image

Przebudzona

103

I to było dziwne jak cholera, bo on i Z całowali się już tyle razy. To było

tak, jakby gdzieś wewnątrz niego, był facet, który był całkowicie zszokowany
tym, co dzieje się między nim i Z.

Potem zaczął się kochać z Z i cały czas czuł kompletne zaskoczenie. Czuł

się dziwnie, ale wszystko się wzmocniło, gdy dotknął Zoey. I wszystko odeszło
prawie tak szybko jak się zaczęło, pozostawiając Z w jego ramionach,
topniejącą dla niego tak, że jedyną rzeczą, wypełniającą jego serce, umysł, ciało
i duszę była ona... tylko ona.

Potem Stark próbował sobie przypomnieć, czemu coś wydawało mu się tak

dziwne, a co trapiło go tak bardzo. Ale do tego czasu słońce wzeszło i
podryfował szczęśliwie wyczerpany w sen i tak właściwie nie wydało mu się już
to tak ważne.

Po tym wszystkim, dlaczego miałby się martwić? Zoey była bezpieczna w

jego ramionach.

background image

Przebudzona

104

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

R

R

E

E

P

P

H

H

A

A

I

I

M

M

Rephaim zleciał z dachu z siedemnastego piętra budynku Mayo. Skrzydła

miał rozpostarte, aż okrywały cieniem centrum miasta, a jego ciemne upierzenie
czyniło go niemal niewidocznym.

Tak jakby ludzie spoglądali w górę - biedne, ziemskie stworzenia. Dziwne,

że nawet jeśli Stevie Rae była ziemskim stworzeniem, nigdy nie myślał o niej
jak o jednej z pozostałej hordy żałosnych nieskrzydlatych.

Stevie Rae...
Wypadł z rytmu w locie. Zwolnił lot. Nie, nie myśl teraz o niej. Muszę się

najpierw oddalić i upewnić, że moje myśli są moimi, własnymi. Ojciec nie musi
odgadnąć, wszystko jest w porządku. I Neferet może nigdy, przenigdy się nie
dowie.

Rephaim zamknął umysł na wszystko z wyjątkiem nocnego nieba i celowo

wykonywał długie, powolne koła, upewniając się, że Kalona się nie rozmyślił i
przeciwstawił się Neferet, by do niej dołączyć. Kiedy wiedział, że ma noc dla
siebie, ustawił się tak, by zwrócić się na północny- wschód od trasy lotu, który
zawiedzie go najpierw do zajezdni, a następnie do Szkoły Wyższej Will Rogers
w Tulsie, a potem na scenę rzekomej przemocy gangu, który niedawno dręczył
tą część miasta.

Zgodził się z Neferet, że przyczyną tych ataków był najprawdopodobniej

bunt czerwonych adeptów. To wszystko z czym zgadzał się z Neferet.

Rephaim leciał bezgłośnie i szybko do opuszczonego budynku zajezdni.
Okrążając budynek, użył ostrzejszego spojrzenia, by odszukać choć mały

ruch oddechu, który mógłby zdradzić obecność jakichkolwiek wampirów lub
adeptów, czy czerwonych czy niebieskich. Obserwował budynek z dziwną
mieszaniną przewidywania i niechęci.

background image

Przebudzona

105

Co by zrobił, gdyby Stevie Rae wróciła i remontowała piwnice i labirynt

tuneli pod nią dla jej adeptów? Czy milczałby i pozostał niewidoczny na
nocnym niebie, czy ujawniłby się dla niej?

Zanim zdążył sformułować odpowiedź, prawda przyszła do niego: Nie

będzie musiał podjąć takiej decyzji. Stevie Rae nie było w magazynie.
Wiedziałby gdyby była w pobliżu. Z długim wydechem Rephaim opadł na dach
magazynu.

Wreszcie, kiedy był zupełnie sam, pozwolił sobie, by pomyśleć o strasznej

lawinie wydarzeń, która rozpoczęła się w tym dniu. Rephaim złożył skrzydła
mocno na plecach.

Tsi Sgili miała w swoich rękach utkaną sieć losu, która mogła pochłonąć

świat Rephaima. Ojciec użyłby Stevie Rae w jego wojnie z Neferet, która
panowania nad jego duchem. Ojciec użyłby kogokolwiek, by wygrać tę wojnę.
Po chwili, Rephaim miał pomysł, ale natychmiast go odrzucił, automatycznie
reagując jakby zrobił to zanim Stevie Rae weszła do jego życia.

- Weszła do mojego życia? - Rephaim zaśmiał się szyderczo. - Wygląda na

to jakby bardziej weszła do mej duszy i ciała. - Pamiętał jak się czuł, kiedy
piękna, czysta moc ziemi przepływała w nim, uzdrawiając go. Pokręcił głową. -
Nie dla mnie - powiedział nocy. - Moje miejsce nie jest z nią, to niemożliwe.
Moje miejsce jest, jak i zawsze było, z moim ojcem w ciemnościach.

Rephaim patrzył w dół na swoje ręce, spoczywające na zardzewiałych

krawędziach metalowych krat. Nie był człowiekiem, wampirem, ani nawet
nieśmiertelnym. Był potworem.

Ale czy to oznacza, że mógł patrzeć bezczynnie jak Stevie Rae zostanie

użyta przez jego ojca i wykorzystana przez Tsi Sgili? Albo gorzej, czy mógł
wziąć udział w jej uchwyceniu?

Nie zdradzi mnie. Nawet jeśli ją zniewolę, Stevie Rae nie zdradzi naszego

połączenia.

Jednak patrząc na ręce, Rephaim zdał sobie sprawę, gdzie właśnie stał, na

kracie spoczywały jego ręce, wyszarpnął je z powrotem. To tu czerwoni adepci
uwięzili ich. Stevie Rae prawie tu straciła życie, to tu odniosła śmiertelne rany i
musiała pozwolić sobie, by napić się z niego... Skojarzyć się z nim...

- Na wszystkich bogów, gdybym tylko mógł to cofnąć! - Krzyknął do

nieba. Słowa odbiły się echem wokół niego, powtarzając, szydząc. Jego ramiona
opadły i pochylił głowę, kiedy ręce wygładzały całą powierzchnię żelaznej
kraty. - Co mam zrobić? - Rephaim zadał szeptem pytanie.

background image

Przebudzona

106

Nie było żadnej odpowiedzi, ale nie oczekiwał jej. Zamiast tego wycofał

ręce, by nie dotykać pamiętnego żelaza i opamiętał się.

- Zrobię to, co zawsze robiłem. Będę wypełniać polecenia ojca. Jeśli mogę

to zrobić i przynajmniej tymi kilkoma małymi środkami ochronić Stevie Rae, to
tak będzie. Jeśli nie mogę jej chronić, to niech tak będzie. Moja ścieżka została
wybrana nie przeze mnie. I nie może odbiegać od tego teraz. - Jego słowa
brzmiały tak zimno jak styczniowa noc, ale jego serce było gorące, jakby to, co
mówił zagotowało krew w jego ciele.

Bez wahania, Rephaim skoczył z dachu magazynu i oddalał się coraz dalej

od wschodniej trasy, odlatując krótki dystans od centrum miasta do Wyższej
Szkoły Will Rogers. Główny budynek wznosił się na niewielkiej otwartej
przestrzeni. Był duży i prostokątny, wykonany z kolorowej cegły, która
wyglądała jak piasek w świetle księżyca. Był przywiązany do centralnej części
konstrukcji, pierwszej z dwóch dużych, bogato rzeźbionych kwadratowych
wież. To tam wylądował. To tam również oberwał defensywny kuksaniec.

Mógł wyczuć ich zapach. Zapach nieuczciwych adeptów był wszędzie.
Poruszając się ukradkiem, Rephaim ustawił się tak, by mógł zerkać na

tereny z przodu szkoły. Widział kilka drzew, małych i dużych, długą przestrzeń
trawnika i nic więcej.

Rephaim czekał. Nie trwało to długo. Wiedział, że nie będzie to trwało

długo. Świt był zbyt blisko. Więc oczekiwał, by zobaczyć adeptów, jedynie nie
spodziewał się zobaczyć jak śmiało idą do drzwi szkoły, cuchnąc świeżą krwią i
prowadzeni przez Dallasa po Przemianie.

Nicole owinęła się wokół niego. Ten wielki, głupi Kurtis oczywiście

myślał, że jest kimś w rodzaju ochroniarza, ponieważ podczas gdy Dallas
przyciskał dłoń do jednych z zardzewiałych, stalowych drzwi, adept stał na
krawędzi schodów, rozglądając się i trzymając pistolet w ręku, jakby nie
wiedział, co z nim zrobić.

Rephaim potrząsnął głową z niesmakiem. Kurtis nie patrzył w górę. Żadne

z adeptów, czy nawet Dallas, nie spojrzało w górę. Nie był już połamaną istotą,
którą mogli pochwycić i nie mieli pojęcia, jak żałośnie narażeni byli na jego
atak.

Ale Rephaim nie atakował. Czekał i patrzył.
Usłyszał stłumiony dźwięk i Nicole przykleiła się mocniej do Dallasa.
- Oh, tak, Skarbie! Twoja magia działa. - Jej głos zaskrzeczał w nocy,

kiedy Dallas roześmiał się i pociągnął już niezamknięte i niezabezpieczone
drzwi.

background image

Przebudzona

107

- Chodźmy - powiedział Dallas do Nicole, brzmiąc straszniej niż Rephaim

pamiętał. - Świt już blisko i jest coś, czym musimy się zająć przed wschodem
słońca.

Nicole zjechała rękami w dół przodu jego spodni, a reszta czerwonych

adeptów śmiała się.

- Potem poprowadzisz nas do tych piwnic w tunelach, bym mogła przejść

do tego.

Wprowadziła adeptów do szkoły. Dallas czekał na zewnątrz, aż wszyscy

weszli, a następnie poszedł za nimi, zamykając drzwi. Następnie Rephaim
usłyszał w środku stłumiony dźwięk jak przedtem, a potem wszystko ucichło.
Gdy w następnej chwili nadjechał monotonnie strażnik było jeszcze cicho. On
też nie patrzył w górę, by zobaczyć ogromnego Kruka Prześmiewcę, który
przykucnął na szczycie wieży szkoły.

Gdy strażnik odjechał Rephaim wyskoczył w noc, jego umysł szumiał,

kiedy uderzał swoimi skrzydłami.

Dallas prowadził niegodziwych, czerwonych adeptów.
Kontrolował współczesną magię tego świata i to w jakiś sposób pozwoliło

mu wejść do budynków.

Wyższa Szkoła Willa Rogersa była miejscem, gdzie mieli się osiedlić.
Stevie Rae chciałaby o tym wiedzieć. Ona musi wiedzieć. Wciąż czuł się

odpowiedzialny za nich, po tym jak próbowali ją zabić. I Dallas, czy ona nadal
coś czuje do niego?

Wystarczała myśl, że zobaczy ją w ramionach Dallasa i już czuł złość. Ale

wybrała jego zamiast Dallasa. Zdecydowanie i całkowicie.

Nie żeby to teraz robiło jakąś różnicę.
Wtedy to Rephaim zorientował się, że kierunek, w którym leciał był zbyt

daleko na południe, by poleciał z powrotem do centrum miasta Mayo. Zamiast
tego zmierzał w kierunku Tulsy, mijając słabo oświetlone opactwo
benedyktynek, przeciął Utica Square i po cichu zbliżał się do kamiennego muru
chroniącego kampus. Jego lot zwolnił.

Wampiry będą patrzeć w górę.
Rephaim uderzył skrzydłami w nocne powietrze, wznosząc się w górę.

Następnie zbyt wysoko, by był łatwy do zauważenia w kampusie, zanurkował
bezgłośnie poza ściany wschodnie do cienia między latarnie uliczne. Stamtąd
przenosił się z cienia do cienia, wykorzystując ciemność jego piór, by stopić się
z nocą.

background image

Przebudzona

108

Usłyszał dziwne wycie zanim doszedł do ściany. Był to dźwięk tak pełen

rozpaczy i jakby złamanego serca, że ranił nawet jego do szpiku kości. Co tak
strasznie wyło?

Znał odpowiedź niemal równie szybko, jak sformułował myśl. Pies. Pies

Starka. Podczas jednej z sesji, kiedy bez przerwy mówiła, Stevie Rae
powiedziała mu, że jeden z jej przyjaciół, chłopak o imieniu Jack, przejął mniej
więcej odpowiedzialność za psa Starka, kiedy ten przeszedł Przemianę w
Czerwonego adepta, i powiedziała też jak bliscy stali się sobie chłopak i pies i
jak dobre to było dla nich obojga, ponieważ pies był tak silny jak Jack był
słodki.

Kiedy wspominał słowa Stevie Rae, wszystko zebrało się w całość. W tym

czasie dotarł do granicy szkoły i usłyszał płacz, któremu towarzyszyło straszne
wycie, Rephaim wiedział, co widzi, kiedy ostrożnie i spokojnie przeskoczył
przez mur i spojrzał w dół na scenę przed nim.

Spojrzał. Nie mógł się powstrzymać. Chciał zobaczyć Stevie Rae - tylko ją.

Przecież i tak nie mógł zrobić nic więcej tylko spojrzeć - Rephaim na pewno nie
mógł sobie pozwolić, by któryś z Wampirów go zobaczył.

Miał rację, niewinnym, którego krew spłaciła dług Neferet do Ciemności

był przyjaciel Stevie Rae - Jack.

Pod zniszczonym drzewem, z którego Kalona uciekł z jego ziemnego

więzienia, klęczał chłopak, szlochając „Jack!” w kółko i w kółko, a obok niego
wył pies po środku zakrwawionej trawy. Ciała tam nie było, ale była krwawa
plama. Rephaim był ciekawy, czy ktoś inny byłby w stanie odkryć, że było dużo
mniej krwi, niż powinno.

Ciemność nakarmiła się do syta z daru Neferet.
Obok łkającego chłopaka stał w milczeniu Mistrz Miecza, Dragon

Lankford z ręką na jego ramieniu. Byli sami w trójkę.

Stevie Rae nie było tam. Rephaim próbował przekonać się, że tak było

lepiej. To naprawdę dobrze, że nie było jej tam - może nie zobaczy go - kiedy
fala uczuć uderzyła w niego: smutek, troska i ból wśród nich przede wszystkim.
Następnie, Stevie Rae z wypełnionymi ramionami dużym kolorowym kotem
podbiegła do trio w żałobie. Tak dobrze było ją zobaczyć, że Rephaim prawie
zapomniał oddychać.

- Cesarzowo, musisz przestać. - Jej głos z wyraźnym akcentem obmył go

jak wiosenny deszcz na pustyni. Patrzył jak kuca obok dużego psa i kładzie kota
między nogami. Kot natychmiast zaczął ocierać się o psa, jakby starał się
zatrzeć jego ból.

background image

Przebudzona

109

Rephaim zamrugał ze zdziwienia, gdy pies rzeczywiście uspokoił się i

zaczął lizać kota.

- Dobra dziewczynka. Pozwól, by Cameron Ci pomogła. - Stevie Rae

spojrzała na Mistrza Miecza. Rephaim zobaczył jak przytakuje prawie
niezauważalnie. Zwróciła uwagę na płaczącego chłopaka. Kopała w kieszeni jej
dżinsów, wyjęła trochę chusteczek i podał mu je. - Damien, kochanie, musisz
też już przestać. Masz zamiar się rozchorować.

Damien wziął chusteczki i otarł szybko twarz. Drżącym głosem

powiedział:

- Nie dbam o to.
Stevie Rae dotknęła jego policzka.
- Wiem, że nie, ale Twój kot potrzebuje Cię, tak jak i Cesarzowa. W

dodatku, Skarbie, Jack byłby naprawdę zdenerwowany, gdyby zobaczył Cię w
takim stanie.

- Jack nigdy mnie nie zobaczy. - Damien przestał płakać, ale jego głos

brzmiał okropnie. Rephaimowi wydawało się, że usłyszał, że serce chłopaka
łamie się na małe kawałki.

- Nie wierzę w to nawet jedną małą sekundę - Stevie Rae powiedziała

stanowczo. - A jeśli naprawdę myślisz o tym, nie masz racji.

Damien spojrzał na nią zawiedzonymi oczami.
- Nie mogę teraz myśleć, Stevie Rae. Wszystko, co mogę zrobić, to czuć.
- Niedługo smutek minie - Dragon powiedział głosem, brzmiącym również

jak Damiena, który miał złamane serce. - I będziesz w stanie myśleć znowu.

- To prawda. Słuchaj Dragona. Kiedy będziesz mógł myśleć znowu,

znajdziesz ścieżkę Bogini w sobie. Postępuj zgodnie z tą ścieżką. Pamiętaj, że
jest Otherworld, w którym wszyscy będziemy. Jack jest tam teraz. Pewnego dnia
zobaczysz go znowu.

Damien spojrzał z Stevie Rae na Mistrza Miecza.
- Czy byłeś w stanie to zrobić? Czy to uczyniło stratę Anastasii łatwiejszą?
- Nic nie sprawia, że jej utrata jest łatwiejsza. Wciąż szukam ścieżki naszej

Bogini.

Rephaim poczuł straszny wstrząs bólu w sobie, kiedy zorientował się, że

jest przyczyną bólu Mistrza Miecza. Zabił profesor zaklęć i rytuałów, Anastasię
Lankford. Była małżonką Dragona. Uczynił to tak chłodno z absolutnym
brakiem uczuć z wyjątkiem, być może, zdenerwowania z powodu zatrzymania
go na krótki czas, ale nie zajęło mu zbyt długo, by ją pokonać i zniszczyć.

background image

Przebudzona

110

Zabiłem ją nie myśląc o niczym, czy nikim poza moją potrzebą

naśladowania Ojca, by wykonać jego rozkaz. Jestem potworem.

Rephaim nie mógł powstrzymać się, by nie patrzeć na Mistrza Miecza.

Nosił jego ból jak pelerynę. Mógł niemal dosłownie zobaczyć pustą dziurę,
którą pozostawiła po sobie jego małżonka w jego życiu. I Rephaim po raz
pierwszy w swoim wiecznym życiu czuł wyrzuty sumienia za swoje czyny.

Nie sądził, że spowodował jakiś dźwięk, jakiś ruch, ale wiedział, kiedy

wzrok Stevie Rae odnalazł go. Powoli spojrzał z Dragona na wampirzycę, z
którą był Skojarzony. Ich oczy spotkały się, patrzyli na siebie. Jej emocje
pochłonęły go tak, jakby celowo były skierowane do niego.

Po pierwsze, poczuł jej szok, że widzi go. Następnie to uczucie opuściło go

i prawie zawstydziło. Wtedy poczuł smutek, głęboki, postrzępiony, bolesny.
Próbował przekazać jego własny smutek do niej, mając nadzieję, że w jakiś
sposób będzie mogła zrozumieć jak bardzo brakowało mu jej i jak przykro mu
za to, że brał jakikolwiek udział w smutku, który przeżywa. Złość następnie
uderzyła go z taką siłą, że Rephaim prawie stracił przyczepność. Potrząsnął
głową w zaprzeczeniu jej złości, lub z tego powodu.

- Chcę, byście z Cesarzową poszli ze mną, Damien. Musicie iść z tego

miejsca. Złe rzeczy się stały tutaj. Złe rzeczy unoszą się nadal tutaj. Czuję to.
Chodźmy. Teraz. - Powiedziała do klęczącego chłopaka, ale jej spojrzenie nie
opuściło Rephaima.

Odpowiedź Mistrza Miecza była szybka. Jego oczy zaczęły rozglądać się i

Rephaim zamarł, chcąc, by cień i noc użyczyły mu płaszcza.

- Co jest? Co jest tutaj? - Dragon zapytał.
- Ciemność. - Stevie Rae wciąż patrzyła na niego, kiedy mówiła, to jedno

słowo jakby wbiło mu sztylet w serce. - Skażona Ciemność. - Potem odwróciła
się do niego plecami lekceważąco. - Mój żołądek mówi mi, że nic nie jest warte,
by wznosić miecz, chodźmy już stąd.

- Zgoda - Dragon powiedział, ale Rephaim słyszał niechęć w jego głosie.
On będzie siłą, z którą należy się liczyć w przyszłości, Rephaim pomyślał.

A co ze Stevie Rae? Jego Stevie Rae. Jaka ona będzie? Czy ona naprawdę mnie
znienawidzi? Czy może całkowicie odrzuci mnie? Pogrzebał w jej uczuciach,
kiedy patrzył jak bierze dłoń Damiena i pomaga mu wstać, a następnie prowadzi
go, psa, kota i Dragona daleko stąd do dormitoriów. Z pewnością czuł jej gniew
i smutek i rozumiał te uczucia. Ale nienawiść? Czy ona naprawdę go
nienawidziła? Nie wiedział na pewno, ale Rephaim wierzył w głębi serca, że
zasłużył na tą nienawiść.

background image

Przebudzona

111

Nie, on nie zabił Jacka, ale był w sojuszu z siłami, które go zabiły.
Jestem synem mego ojca. Tylko taki umiem być. To tylko mój wybór.
Kiedy Stevie Rae już nie było Rephaim uniósł się.
Zaczął biec i skoczył w niebo. Uderzając jego masywnymi skrzydłami w

noc, krążył wokół kampusu i poleciał z powrotem na dach budynku Mayo.

Zasługuję na jej nienawiść... Zasługuję na jej nienawiść... Zasługuję na jej

nienawiść…

Litania wbijała się w jego umysł w czasie uderzeń jego skrzydeł. Jego

rozpacz i smutek łączyły się z echem smutku Stevie Rae i jej gniewem.
Wilgotność nocnego nieba mieszała się ze łzami na twarzy Rephaima, która była
skąpana w świetle księżyca i straty.

background image

Przebudzona

112

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

T

T

R

R

Z

Z

Y

Y

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

S

S

T

T

E

E

V

V

I

I

E

E

R

R

A

A

E

E

- O cholera! Chcesz mi powiedzieć, że nikt nie dzwonił do Zoey? -

powiedziała Afrodyta.

Stevie Rae wzięła Afrodytę za łokieć i z uściskiem, który możliwie był

mocniejszy niż technicznie konieczny, zaprowadziła ją do drzwi pokoju w
akademiku Damiena. Zatrzymała się w drzwiach i obie spojrzały na łóżko, gdzie
Damien leżał skulony z Cesarzową i jego kotem, Cameron.

Chłopak, pies i kot wreszcie, zaledwie kilka minut temu, zapadli w sen

wywołany bólem i zmęczeniem.

Po cichu, Stevie Rae wskazała palcem na Afrodytę i na korytarz.
Afrodyta uśmiechnęła się ironicznie. Stevie Rae skrzyżowała ramiona i

popatrzyła się na nią.

- Wyjdź - wypowiedziała poruszając ustami - Już. - Potem wyszła za nią z

pokoju i cicho zamknęła za sobą drzwi. - I trzymaj ten swój piskliwy głos cicho.
- Stevie Rae szepnęła wściekle.

- Dobrze. Zniżę go. Jack jest martwy i nikt nie wezwał Z.? - powtórzyła jej

pytanie, ale znacznie ciszej.

- Nie. Nie za bardzo miałam czas. Damien wpadł w histerię. Ceasarzowa

też. Szkołę pochłonął cholerny chaos. Jestem tylko cholerną Wyższą Kapłanką,
która nie jest, podobno, zamknięta w swoim pokoju, modląc się, czy coś, więc
byłam zajęta, bo musiałam poradzić sobie z tą gównianą burzą tutaj i faktem, że
bardzo miły chłopak właśnie umarł.

- Tak, rozumiem to i też jestem smutna i w ogóle, ale Zoey musi wrócić tu i

to wrócić tu teraz. Jeżeli byłaś zbyt zajęta, by to zrobić, to powinnaś kazać
jednemu z profesorów zadzwonić do niej. Im szybciej się dowie tym szybciej
będzie w drodze.

Darius podbiegł do nich i ujął Afrodytę za rękę.

background image

Przebudzona

113

- To była Neferet, prawda? Ta suka zabiła Jacka - zapytała go Afrodyta.
- Niemożliwe - Darius i Stevie Rae powiedzieli razem. Stevie Rae rzuciła

okiem na Afrodytę zirytowana, kiedy Darius tłumaczył dalej.

- Neferet była, rzeczywiście, w szkole na posiedzeniu Rady, gdy Jack spadł

z drabiny. Nie tylko Damien zobaczył upadek Jacka, a jeden świadek
potwierdza czas. Drew Partain przekraczał teren, gdy usłyszał muzykę, którą
Jack śpiewał. Powiedział, że usłyszał tylko część utworu, bo dzwon zegara na
Świątyni Nyks zaczął bić o północy lub przynajmniej pomyślał, że właśnie
dlatego nie słyszał więcej głosu Jacka.

- Ale naprawdę to wtedy Jack umarł - Stevie Rae powiedziała, jej głos stał

się twardy i płytki, ponieważ był to jedyny sposób, by nie zabrzmiał na tak
drżący jak czuła, że jest.

- Tak, czas jest odpowiedni - powiedział Darius.
- I jesteście pewni, że Neferet była wtedy na spotkaniu? - powiedziała

Afrodyta.

- Słyszałam bicie zegara, kiedy mówiła - Stevie Rae powiedziała.
- Wciąż nie wierzę, ani przez chwilę, że ona nie kryje się za jego śmiercią -

powiedziała Afrodyta.

- Nie zgadzam się z tobą, Afrodyto. Neferet jest bardziej przebiegła niż

kurze gówno na blaszanym dachu, ale fakty są faktami. Ona stała przed nami
wszystkimi, gdy Jack spadł z tej drabiny.

- Dobra, poważnie, eew z tymi twoimi prostackimi analogiami. A co z tą

całą sprawą z mieczem? Jak do cholery mógł „przypadkowo” - przecięła
powietrze - prawie odciąć jego głowę?

- Miecz powinien być umieszczony rękojeścią w dół, ostrzem w górę.

Dragon wyjaśnił to Jackowi. Jak chłopiec upadł na ostrze, rękojeść umieszczona
była na ziemi, przebijając go. Technicznie rzecz biorąc, mógł być to wypadek.

Afrodyta otarła drżącą ręką twarz.
- To straszne. Naprawdę straszne. Ale to nie był cholerny wypadek.
- Nie sądzę, by ktokolwiek z nas wierzył, że Neferet jest niewinna śmierci

chłopaka, ale to w co wierzymy i to co możemy udowodnić, to dwie różne
rzeczy. Wyższa Rada orzekła już raz opowiadając się za Neferet i w zasadzie
przeciw nam. Jeśli pójdziemy do nich tylko z przypuszczeniami, a nie z
dowodami dokonania przez nią przestępstwa, skompromitujemy się tylko
jeszcze bardziej - powiedział Darius.

- Łapię, ale to mnie wkurza - powiedziała Afrodyta.

background image

Przebudzona

114

- To wkurza nas wszystkich - Stevie Rae powiedziała. - Zło. Prawdziwe

zło.

Podniesiona niezwykła ostrość w głosie Stevie Rae, sprawiła, że Afrodyta

uniosła swe brwi.

- Tak i użyjmy trochę tego wkurzenia, by skopać dupę tej krowie, do

diabła, raz na zawsze.

- Jaki masz pomysł? - Stevie Rae powiedziała.
- Najpierw, sprowadźmy wypoczywający tyłek Zoey z powrotem tutaj.

Neferet nienawidzi Z. Będzie przeciwko niej - zawsze jest. Tylko tym razem
wszyscy będziemy obserwować, czekać i zdobędziemy dowody, czego
kochająca Neferet Wyższa Rada nie będzie mogła zignorować. - Nie czekając na
odpowiedź żadnego z nich, Afrodyta wyciągnęła jej iPhona, wybrała numer i
powiedziała: - Dzwoń do Zoey.

- Miałam zamiar to zrobić - Stevie Rae powiedziała.
Afrodyta przewróciła oczami.
- Cokolwiek. Jesteś zbyt. Cholernie. Spóźniona. W dodatku jesteś zbyt

cholernie miła. To czego potrzebuje Z to duża doza zbierz-swoją-dupę-razem i
zrób-właściwą-rzecz. Jestem dziewczyną, która jej to zagwarantuje. - Przerwała,
słuchała i wywróciła swymi oczami ponownie. - To jej odrażający Disney głos. -
Hej! Zostaw mi wiadomość i miej niesamowity dzień. - Afrodyta przedrzeźniała
ją. Wzięła głęboki oddech, czekając na sygnał. I Stevie Rae przechwyciła
telefon z jej ręki, mówiąc do niego szybko.

- Z to ja, nie Afrodyta. Musisz do mnie oddzwonić jak tylko to odsłuchasz.

To ważne. - Wcisnęła przycisk kończący rozmowę, by się rozłączyć i zwróciła
telefon Afrodycie. - Dobrze, przejdźmy do czegoś rzeczywiście prostego. Tylko
dlatego, że staram się być przyzwoitym człowiekiem, to nie znaczy, że jestem
zbyt miła. Wystarczająco złe jest to, co przydarzyło się Jackowi. Dowiedzieć się
o tym z wiadomości zostawionej na skrzynce jest super, super złe. W dodatku
nie sądzę, by dobrym pomysłem było zdenerwować Zoey, zwłaszcza tak szybko
po tym jak jej dusza została rozbita. - Afrodyta wyrwała iPhona Stevie Rae. -
Słuchaj. Nie mamy czasu na chodzenie na palcach wokół uczuć Zoey. Ona musi
ubrać jej majtki Wyższej Kapłanki i dać sobie z tym radę.

- Nie, zrozum - Stevie Rae zrobiła krok do przodu i wtargnęła na osobistą

przestrzeń Afrodyty, przez co Darius automatycznie zbliżył się do niej. - Z nie
musi wkładać majtek Wyższej Kapłanki. Jest Wyższą Kapłanką. Ale ona już
straciła kogoś kogo kochała. To jest coś, czego ty oczywiście nie łapiesz.
Uważanie na jej uczucia teraz, nie jest niańczeniem jej. Chodzi o bycie jej

background image

Przebudzona

115

przyjacielem. Czasem każdy z nas potrzebuje trochę ochrony od naszych
przyjaciół. - Spojrzała na Dariusa, potrząsając głową. - To nie znaczy, że musisz
chronić Afrodytę przede mną. Jezu, Darius co się z tobą dzieje?

Darius zrozumiał i patrzył się na nią.
- Przez chwilę twoje oczy błyszczały czerwienią.
Stevie Rae upewniła się, że wyraz twarzy nie uległ zmianie.
- Tak, no cóż nie jestem zaskoczona. Oglądanie Neferet, kiedy odchodzi

nie ponosząc żadnych konsekwencji za to, co stało się z Jackiem, było dość
trudne dla mnie do przyjęcia. Mógłbyś czuć się tak samo, gdybyś tu był i
widział jak to się potoczyło.

- Wyobrażam sobie jak, bym się czuł, ale moje oczy nie błyszczałyby

czerwienią - powiedział Darius.

- Musisz umrzeć i stać się nieumarły i wtedy możesz mi coś na ten temat

powiedzieć - powiedziała Stevie Rae. Odwróciła się do Afrodyty. - Mam pewne
sprawy, które muszę zrobić, podczas gdy Damien śpi. Czy ty i Darius
zamierzacie tutaj zostać i pilnować go? Nawet przez jedną sekundę nie uwierzę,
że Neferet naprawdę zamknęła się w swoim pokoju, modląc się do Nyks przez
resztę nocy, tak jak chce, żeby wszyscy w to wierzyli.

- Tak, zostaniemy - powiedziała Afrodyta.
- Jeśli się obudzi, bądź miła - powiedziała Stevie Rae.
- Nie bądź kretynką. Oczywiście, że będę miła.
- Dobrze. Będę z powrotem jak najszybciej, ale jeśli będziecie potrzebować

przerwy zadzwońcie do Bliźniaczek to was zastąpią.

- Nieważne. Do widzenia.
- Pa. - Stevie Rae pośpieszyła korytarzem, czując jak Darius patrzy na nią

pytająco z taką intensywnością, że mógłby to być fizyczny ciężar.

Muszę przestać pozwalać na to, by Darius sprawiał, że czuję się winna!,

powiedziała do siebie. Nie zrobiłam nic złego. Co z tego, że moje oczy błyszczą
czerwienią, kiedy jestem wkurzona? To nie ma nic wspólnego z faktem, że
jestem Skojarzona z Rephaimem.

Zostawiłam go. Dzisiejszej nocy go zignorowałam. Tak, muszę go znaleźć

i zapytać, czy do diabła, coś wie o tym, co przydarzyło się Jackowi, ale nie
dlatego, że chcę.

Ponieważ muszę. Powiedziała to duże, paskudne kłamstwo do siebie i była

tak rozproszona myślami, że prawie wpadła na Erika.

- Hej, uh, Stevie Rae. Z Damienem w porządku?

background image

Przebudzona

116

- Cóż, a jak myślisz, Erik? Jego chłopak, którego kochał po prostu umarł w

okropny sposób. Nie, nie jest z nim w porządku. Ale zasnął. W końcu.

- Wiesz co, nie musisz taka być. Naprawdę się o niego martwię i również

dbałem o Jacka.

Stevie Rae dobrze przyjrzała się Erikowi. Wyglądał jak gówno, co było

nietypowe dla tego ładnego chłopaka. I oczywiste było, że płakał. Wtedy sobie
przypomniała, że był współlokatorem Jacka i był naprawdę słodki broniąc
Jacka, kiedy ten dupek Thor próbował czepiać się go za to, że jest gejem.

- Przepraszam - powiedziała, dotykając ramienia Erika. - Jestem także po

prostu smutna z powodu tego wszystkiego. Nie mam powodów, by się Ciebie
czepiać. Możemy spróbować jeszcze raz.

Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się smutno.
- Damien śpi teraz, ale będzie z nim dobrze. Będzie potrzebował przyjaciół

jak Ty, kiedy się obudzi. Dziękuję, że pytasz i dziękuję, że jesteś tu dla niego.

Erik przytaknął i uścisnął jej rękę mocno.
- Dzięki. Wiem, że nie lubisz mnie za bardzo z powodu tych spraw, które

wydarzyły się między Zoey a mną, ale naprawdę jestem przyjacielem Damiena.
Powiedz mi, jeśli mógłbym coś zrobić, by pomóc. - Erik spauzował, patrząc w
górę i w dół holu, jakby się upewniał, że są sami, a potem przybliżył się do
Stevie Rae i ściszył głos. - Neferet jest w to zamieszana, czyż nie?

Oczy Stevie Rae rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Co sprawiło, że tak mówisz?
- Wiem, że nie jest tą, za którą się podaje. Widziałem ją jak była

prawdziwą sobą i nie jest zbyt ładna.

- Taa, no cóż, masz rację. Prawdziwe oblicze Neferet nie jest zbyt ładne.

Ale tak jak ja, widziałeś, że zachowywała się dobrze przy nas, kiedy umarł Jack.

- Ale wciąż myślisz, że ona za tym stoi.
To nie było pytanie, ale Stevie Rae przytaknęłam bezgłośnie w

odpowiedzi.

- Wiedziałem. Ten Dom Nocy jest do bani. Miałem rację, by powiedzieć

tak Domu Nocy w L.A.

Stevie potrząsnęła głową. - Więc o to chodzi? To robisz, kiedy wiesz, że

dzieje sięźle? Uciekasz.

- Co może zrobić jeden wampir przeciwko Neferet. Wyższa Rada

przywróciła ją na poprzednie stanowisko, są po jej stronie.

- Jeden wampir nie może zrobić za wiele. Ale cała grupa, kiedy zbierze się

razem, może.

background image

Przebudzona

117

- Kilkoro dzieciaków i wampirów tutaj i tam? Przeciwko potężnej Wyższej

Kapłance i Wyższej Radzie? To szaleństwo.

- Nie, szaleństwem jest wycofywanie się i pozwalanie złym istotom

wygrać.

- Hej, czeka na mnie życie - całkiem dobre, z całkiem niezłą karierą, sławą,

pieniędzmi, ze wszystkimi tymi rzeczami. Jak możesz mnie winić, że nie chcę
się mieszać w bałagan z Neferet?

- Wiesz co, Erik? Chce Ci powiedzieć tylko jedno: zło wygrywa, kiedy

dobrzy ludzie nie robią nic - powiedziała Stevie Rea.

- No cóż, technicznie coś robię. Wyjeżdżam. Hej, myślałaś o tym

kiedykolwiek - co jeśli wszyscy wyjadą i zło znudzi się bawieniem ze sobą i też
wróci do domu?

- Myślałam kiedyś, że jesteś jednym z najfajniejszych chłopaków, jakich

spotkałam - powiedziała smutno.

Niebieskie oczy Erika zalśniły humorem i uśmiechnął się do niej.
- I teraz wiesz, że jestem nim?
- Nie. Teraz wiem, że jesteś słabym, samolubnym chłopakiem, który dostał

prawie wszystko, czego chciał tylko z powodu jego wyglądu. I to nie jest fajne.

Potrząsnęła głową na jego ogłupiały wygląd i zaczęła odchodzić. Przez

ramię zawołała:

- Może pewnego dnia znajdziesz coś na czym Ci będzie wystarczająco

zależało, by stanąć za tym murem.

- Taa i może pewnego dnia Ty i Zoey odkryjecie, że tak naprawdę to nie

jest wasza robota, by zbawić świat! - Zawołał za nią.

Stevie Rae rzuciła mu przelotne spojrzenie. Erik był naiwniakiem. Dom

Nocy w Tulsie poradzi sobie lepiej bez jego słabego tyłka, który tylko, by ich
pogrążył. To, co miało się dziać musiało się dziać, a to znaczyło, że to, co miało
się dziać musiało się dziać. Jak John Wayne, to był czas, by zebrać oddział.

- I do diabła, to nie jest dziwne, że do mojej drużyny zalicza się Kruk

Prześmiewca - Stevie Rae wymamrotała do siebie, kiedy spieszyła się na
parking do garbusa Z. - Naprawdę nie będę go rekrutować. Po prostu zdobędę
od niego informacje. Znowu.

Celowo, zatrzasnęła umysł na to, co zdarzyło się między nią i Rephaimem

ostatnim razem, ona po prostu - potrzebowała informacji od niego.

- Hej Stevie Rae, ty i ja musimy…
Nie przerywając jej pośpiechu do samochodu, Stevie Rae wyciągnęła rękę i

gestem nakazała Kramishy przestać mówić.

background image

Przebudzona

118

- Nie teraz. Nie mam czasu.
- Mówię tylko, że…
- Nie! - Stevie Rae wykrzyczała jej frustrację na Kramishę, która

zatrzymała się i gapiła na nią. - Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, to może
poczekać. Nie chcę brzmieć podle dla Ciebie, ale mam pewne sprawy, które
muszę zrobić i mam na nie dokładnie dwie godziny i pięć minut do wschodu
słońca. - Potem zostawiła Kramishę stojącą w jej kurzu, kiedy podbiegła kilka
pozostałych kroków do Garbusa, zapaliła go, wcisnęła gaz i praktycznie
wystrzeliła z parkingu.

Zajęło jej dokładnie siedem minut, by dotrzeć na ziemię Gilcrease. Nie

jechała tam przedtem samochodem. Wszystko zostało posprzątane po burzy
lodowej, a elektryczna brama działała znowu, więc wszystko było zamknięte na
cztery spusty. Stevie Rae zaparkowała Garbusa na poboczu drogi za dużym
drzewem.

Automatycznie zasłoniła się mocą, którą czerpała z ziemi, weszła

dokładnie do zrujnowanej posiadłości.

Drzwi nie były problemem. Nikt się jeszcze nie kłopotał, by je naprawić.

Obecnie, kiedy szła przez stary dom i w górę na dach, wykrywała każdą małą
zmianę od ostatniego razu, kiedy tu była.

- Rephaim? - Zawołała jego imię. Jej głos brzmiał upiornie i był zbyt

głośny pośród zimnej, pustej nocy.

Drzwi do szafy, gdzie uwił swoje gniazdo, były otwarte, ale jego nie było

w nim.

Wyszła na zewnątrz na balkon. On także był pusty. Całe miejsce było

opuszczone. Ale wiedziała, że nie było go tu, odkąd weszła na ziemie muzeum.
Gdyby Rephaim był tutaj, wyczułaby go, tak jak wyczuła go wcześnie, kiedy
był w domu Nocy, obserwował ją. Ich Skojarzenie łączyło ich - tak długo jak
trwało, nieprzerwanie, wiązało ich razem.

- Rephaim, gdzie teraz jesteś? - zapytała cichego nieba. A potem myśli

Stevie Rae zwolniły i zmieniły się, miała odpowiedź, znała ją tak długo.
Wszystko co musiała zrobić to odłożyć dumę, jej zranienie, jej złość na bok i
była tam odpowiedź, czekała.

Ich Skojarzenie łączyło ich - tak długo jak trwało, nieprzerwanie, wiązało

ich razem. Nie musiała go szukać. Rephaim znajdzie ją.

Stevie Rae usiadła na środku dachu i skierowała twarz na północ. Wzięła

długi, głęboki wdech i wypuściła go. Z następnym wdechem skoncentrowała
się, by przywołać wszystkie zapachy ziemi otaczające ją. Mogła poczuć zimno

background image

Przebudzona

119

wilgotności ogołoconych przez zimę gałęzi, kruchość zamrożonej ziemi,
bogactwo piasków Oklahomy, które zawierała ziemia.

Przywołując siłę ziemi w swoim oddechu, Stevie Rae powiedziała:
- Znajdź Rephaima. - Potem uwolniła moc ziemi z jej wydechem. Gdyby

jej oczy były otwarte, Steve Rae zauważyłaby zielona poświatę, która unosiła
się wokół niej. Zobaczyłaby również, że rozkaz, który ruszył się w noc, by
dotrzeć do celu, był okryty cieniem przez czerwoną poświatę.

background image

Przebudzona

120

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

C

C

Z

Z

T

T

E

E

R

R

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

R

R

E

E

P

P

H

H

A

A

I

I

M

M

Krążył wokół budynku Mayo, obawiając się lądowania i stanięcia twarzą w

twarz z Kaloną i Neferet, kiedy poczuł wezwanie Stevie Rea. Od razu wiedział,
że to od niej. Rozpoznał uczucie ziemi, kiedy moc uniosła się i owinęła wokół
prądów powietrza, by go odnaleźć.

Ona cię wzywa...
To było zachęcenie, którego potrzebował Rephaim. Bez względu na to jak

zła była na niego. Nieważne jak bardzo nienawidziła go - wzywała go. I jeśli
wzywała, to on odpowie. Wiedział w głębi serca, że nie ważne co, zawsze
będzie się starał odpowiedzieć.

Przypomniał sobie ostatnie słowa Stevie Rea skierowane do niego...

„Kiedy zdecydujesz, że Twoje serce znaczy dla Ciebie tyle ile moje dla mnie,
przybądź, by ponownie mnie odnaleźć.”

To powinno być proste. Po prostu podążać za głosem serca…
Rephaim wyłączył część jego umysłu, który powiedział mu, że nie może

być z nią nie może się o nią troszczyć. Byli z dala od siebie więcej niż tydzień.
Odczuł każdy dzień tygodnia jak wieczność. Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć,
że może trzymać się od niej z daleka? Jego krew bardzo chciała być z nią.
Nawet stanąć na przeciwko jej złości było lepsze niż nic. A on musiał się z nią
zobaczyć. Musiał znaleźć sposób, by ostrzec ją o Neferet. I o Ojcu także.

- Nie! - Wykrzyczał w wiatr. Nie mógł zdradzić ojca. Ale nie mógł też

zdradzić Stevie Rea, pomyślał gorączkowo. Znajdę równowagę. Znajdę sposób.
Muszę. Nie będąc dokładnie pewnym co zamierza zrobić, Rephaim uspokoił
swoje kipiące myśli i skoncentrował się na podążaniu za wstęgą świetlistej
zieleni, wracającej do Stevie Rea jakby to była jego linią życia.

background image

Przebudzona

121

background image

Przebudzona

122

-

-

S

S

T

T

E

E

V

V

I

I

E

E

R

R

E

E

A

A

Stevie Rea czekała na niego z tak intensywną koncentracją, że nie miała

problemu z wyczuciem zbliżającego się Rephaima w pobliże Glicrease. Kiedy z
gracją spadł z nieba, stała, patrząc w górę i obserwując go. Uważała, że to
całkiem fajne. On był wrogiem. Musiała o tym pamiętać. Ale z chwilą, w której
wylądował ich oczy się spotkały i bez tchu powiedział:

- Usłyszałem twoje wezwanie. Przybyłem.
To wystarczyło. Tylko dźwięk jego wspaniałego, znajomego głosu. Stevie

Rea rzuciła się w jego ramiona i schowała twarz w piórach na jego ramieniu.

- Och, moja bogini, bardzo za tobą tęskniłam.
- Ja także za tobą tęskniłem - powiedział, przyciągając ją blisko do siebie.

Stali tam tak, drżąc w swoich ramionach, co wydawało się dla niej bardzo długą
chwilą. Stevie Rea spijała z niego jego zapach - ta niesamowita mieszanka
nieśmiertelnej i śmiertelnej krwi, która pulsowała w jego ciele - która połączyła
ich Skojarzeniem, co więcej, pulsowała także w całym jej ciele. A potem, nagle,
jakby to doszło do każdego z nich od razu, że nie mogą robić tego, co robią,
Stevie Rea i Rephaim uwolnili się z uścisku i cofnęli się o krok od siebie. -
Więc, uh, u Ciebie w porządku? - Zapytała go.

Skinął głową.
- Tak. A u ciebie? Jesteś bezpieczna? Nie zostałaś ranna, kiedy zabito

dzisiaj Jacka.

- Skąd wiesz, że Jack został zabity? - Jej głos był ostry.
- Poczułem twój smutek. Przybyłem do Domu Nocy, by się upewnić, że z

tobą wszystko w porządku. To wtedy zobaczyłem Cię z twoimi przyjaciółmi.
Ja… ja słyszałem płacz chłopca z powodu Jacka. - Zawahał się nad słowami,
próbując wybrać je ostrożnie, szczerze. - To i twój smutek powiedział mi, że on
nie żyje.

- Czy wiesz coś o jego śmierci?
- Może. Jakim chłopcem był Jack?
- Jack był dobry, słodki i był najlepszy z nas wszystkich. Co wiesz,

Rephaimie?

- Wiem, dlaczego umarł.
- Powiedz mi.

background image

Przebudzona

123

- Neferet była winna Ciemności dług życia w ramach zapłaty za złapanie w

pułapkę duszy mojego nieśmiertelnego ojca. Dług miał być spłacony przez
ofiarowanie kogoś, kto był niewinny, nieskażony przez Ciemność.

- To był Jack, zabiła go. To frustrujące, bo wygląda na to, że Neferet tego

nie zrobiła! Mówiła do szkolnej Wyższej Rady, stała dokładnie na wprost mnie,
kiedy wydarzył się wypadek Jacka.

- Tsi Sgili karmiła Ciemność. Nie musiała być obecna. Musiała jedynie

oznaczyć go jako jej ofiarę, a następnie wypuścić nici Ciemności, by
rzeczywiście go zabiły. Nie musiała być świadkiem jego śmierci.

- Jak mogę udowodnić, że była za to odpowiedzialna?
- Nie możesz. Stało się. Jej dług jest spłacony.
- Niech to szlag! Jestem tak cholernie wściekła, że mogę gryźć paznokcie!

Neferet wciąż udaje się wydostać z tych wszystkich kłamstw. Nadal wygrywa.
Nie rozumiem dlaczego. To nie w porządku, Rephaim. To nie jest po prostu w
porządku. - Stevie Rea mocno zamrugała, odpierając łzy frustracji.

Przez moment Rephaim dotknął jej ramienia, a ona pozwoliła sobie oprzeć

się o jego rękę, by czuć się komfortowo w kontakcie z nim. Wtedy cofnął się i
powiedział:

- Całą tę złość, całą tę frustrację i smutek czułem od Ciebie wcześniej

dzisiejszego wieczoru i pomyślałem… - Zawahał się, oczywiście próbując
zdecydować, czy mówić.

- Co? - Zapytała delikatnie. - Co pomyślałeś?
Znowu napotkał jej oczy.
- Myślałem, że to mnie nienawidzisz, i że to na mnie byłaś tak zła.

Słyszałem też jak powiedziałaś Mistrzowi Szermierki, że splamiona Ciemność
czai się tam. Patrzyłaś prosto na mnie, kiedy to powiedziałaś.

Stevie Rea skinęła głową.
- Tak, widziałam Cię i wiedziałam, że jeśli nie powiem czegoś, co skłoni

Dragona i Damiena, by stamtąd odeszli, to także Cię zobaczą.

- Nie mówiłaś wtedy o mnie?
Stevie Rea zaczęła się wahać. Westchnęła.
- Byłam poważnie wkurzona, przestraszona i wstrząśnięta. Nie myślałam o

moich słowach. Ja po prostu reagowałam, bo byłam przerażona. - Ponownie
spauzowała, a potem dodała - Nie miałam na myśli niczego przeciw tobie, ale
Rephaim musisz wiedzieć co planuje Kalona i Neferet.

Rephaim odwrócił się i podszedł powoli do krawędzi dachu. Poszła za nim

i stanęła obok niego, kiedy patrzyli na spokojną noc.

background image

Przebudzona

124

- Już prawie świt - powiedział Rephaim.
Stevie Rea wzruszyła ramionami.
- Mam około pół godziny zanim słońce wzejdzie. To zajmie tylko dziesięć

minut, by wrócić do szkoły.

- Powinnaś teraz odejść i nie ryzykować. Słońce może Cię mocno zranić,

nawet z moją krwią w tobie.

- Wiem. Pójdę niedługo. - Stevie Rea westchnęła. - Więc, nie zamierzasz

mi powiedzieć, co u twojego ojca, prawda?

Odwrócił się, by spojrzeć na nią ponownie.
- Co o mnie pomyślisz, jeśli byś się dowiedziała, że zdradziłem mojego

ojca?

- Nie jest dobrym gościem, Rephaim. Nie jest wart, byś go chronił.
- Ale jest moim ojcem - powiedział Rephaim.
Stevie Rea pomyślała, że Rephaim brzmiał na wyczerpanego. Chciała

wziąć go za rękę, by mu powiedzieć, że będzie w porządku. Ale nie mogła. Jak
do cholery miało być dobrze?

- Nie mogę walczyć przeciwko temu - powiedziała w końcu. - Będziesz

musiał pogodzić się z tym czym jest Kalona, i że nie jest sobą. Ale musisz
zrozumieć, że muszę chronić moich ludzi i wiem, że on pracuje u boku Neferet,
bez względu na to co ona mówi.

- Mój ojciec jest z nią związany. - Wypalił Rephaim.
- Co masz na myśli?
- Nie zabił Zoey, więc nie spełnił swojej przysięgi złożonej Neferet, a teraz

Tsi Sgili ma władzę nad jego nieśmiertelną duszą.

- Och, świetnie! Więc Kalona jest jak naładowany pistolet, który trzyma

Neferet.

Rephaim potrząsnął głową.
- Powinien być, ale mój ojciec nie służy innym dobrze. On miga się

nerwowo na jej polecenia. Myślę, że analogia byłaby dokładniejsza, gdybyś
powiedziała, że mój ojciec jest jak źle strzelająca broń, naładowana ślepymi
nabojami, którą trzyma Neferet.

- Musisz być bardziej szczegółowy. Daj mi przykład… co masz na myśli? -

Próbowała powstrzymać podekscytowanie w jej głosie, ale jego oczy zamknęły
się, Stevie Rea wiedziała, że nie powiodło się.

- Nie zdradzę go.
- Dobrze, w porządku. Rozumiem to. Ale czy to oznacza, że nie możesz mi

pomóc?

background image

Przebudzona

125

Rephaim patrzył na nią w milczeniu tak długo, aż pomyślała, że nie

zamierza odpowiedzieć, więc próbowała sformułować inne pytanie w swojej
głowie, kiedy w końcu odpowiedział:

- Chcę Ci pomóc i będę tak długo pomagał, dopóki nie będzie, to

oznaczało, że zdradzam mojego ojca.

- To wygląda jak pierwsza umowa, którą ja i ty zawarliśmy i nie skończyło

się tak źle, prawda? - Zapytała, uśmiechając się do niego.

- Nie, nie tak źle.
- I naprawdę, czy wszyscy właściwie nie jesteśmy przeciwko Neferet?
- Ja jestem - powiedział stanowczo.
- A twój ojciec?
- On chce się uwolnić spod jej kontroli.
- Cóż, to praktycznie ta sama rzecz, co bycie po naszej stronie.
- Nie mogę być po twojej stronie Stevie Rea. Musisz o tym pamiętać.
- Więc chcesz walczyć przeciwko mnie? - Napotkała bezpośrednio jego

wzrok.

- Nie mógłbym Cię skrzywdzić.
- No cóż, więc…
- Nie - przerwał. - Nie być zdolnym, by zranić Cię, różni się od walki dla

Ciebie.

- Możesz walczyć dla mnie. Już walczysz. - Rephaim chwycił ją za rękę,

ściskając ją jakby przez dotyk mógł sprawić, by go zrozumiała. - Nigdy nie będę
walczyć z moim ojcem dla Ciebie.

- Rephaim, czy pamiętasz tego chłopca, którego widzieliśmy w fontannie?

- Zmieniła jego uchwyt i zwinęła swoje palce z jego. Nie odpowiedział. Jedynie
skinął głową. - Wiesz, że on jest w środku Ciebie, prawda?

Rephaim ponownie skinął głową, tym razem powoli i niepewnie.
- Ten chłopak w tobie jest synem twojej mamy. Nie Kalony. Nie zapomnij

o niej. I nie zapomnij o tym chłopcu i o co on walczy. Dobrze?

Zanim Rephaim mógł odpowiedzieć, telefon Stevie Rea zadzwonił

piosenką Mirandy Lambert Only Prettier. Odrzuciła rękę Rephaima i szukała w
swojej kieszeni, mówiąc:

- To dzwonek Z! Muszę z nią porozmawiać. Ona nie wie jeszcze o Jacku.
Zanim mogła nacisnąć przycisk odpowiedzi, ręka Rephaima chwyciła jej.
- Zoey musi wrócić do Tulsy. To jeden ze sposobów, by każdy z nas mógł

walczyć z Neferet. Tsi Sgili nienawidzi Zoey, więc jej obecność tutaj będzie
odwróceniem uwagi.

background image

Przebudzona

126

- Odwróceniem uwagi od czego? - Stevie Rea zapytała tuż przed tym jak

nacisnęła przycisk i powiedziała szybko do telefonu - Z. poczekaj chwilę.
Muszę powiedzieć Ci coś ważnego, ale potrzebuję chwilę. - Głos Zoey
przeszedł przez linię brzmiąc jakby mówiła z dna studni.

- Nie ma problemu, ale oddzwoń, dobrze?
- Oddzwonię za dwa machnięcia ogona martwego kota - powiedziała

Stevie Rea. - Czy ty wiesz jak obrzydliwie to brzmi? - Stevie Rea uśmiechnęła
się do telefonu. - Tak i na razie.

- To znaczy fuj i na razie. Do usłyszenia za sekundę. - Stevie Rae

rozłączyła rozmowę i spojrzała na Rephaima. - Więc wyjaśnij mi to o Neferet.

- Mój ojciec pragnie odkryć sposób, by zerwać więź, która wiąże go z

Neferet. Aby to zrobić będzie potrzebował rozproszenia Neferet. Jej obsesja na
punkcie Zoey jest doskonałym rozproszeniem, a jej pragnieniem jest
wykorzystać nieuczciwych czerwonych adeptów w jej wojnie z ludźmi. - Brwi
Stevie Rea uniosły się.

- Nie będzie żadnej wojny pomiędzy wampirami i ludźmi.
- Jeśli Neferet tak chce, to tak będzie.
- Dobrze, no cóż, będziemy musieli się upewnić, że tak się nie stanie.

Wygląda na to, że Zoey naprawdę musi wrócić do domu.

- Oni chcą także Ciebie wykorzystać. - Wypalił Rephaim.
- Co? Jacy oni? Mnie? Do czego? - Rephaim odwrócił się od jej spojrzenia

i powiedział bardzo szybko.

- Neferet i Ojciec. Oni nie wierzą, że zdecydowanie wybrałaś Boginię.

Myślą, że mogą Cię przekonać, byś przeszła na stronę Ciemności.

- Rephaim, nie ma nawet cienia szansy na to. Nie jestem doskonała. Mam

problemy. Ale wybrałam Nyks i Światło, kiedy odzyskałam moją ludzkość. Nie
zamierzam nigdy zmienić tego wyboru.

- Nigdy w to nie wątpiłem, Stevie Rea, ale oni nie znają Cię tak, jak ja Cię

znam.

- I Neferet i Kalona nie mogą się nigdy o nas dowiedzieć, prawda?
- Byłoby bardzo źle, gdyby się dowiedzieli.
- Bardzo źle dla mnie czy dla Ciebie?
- Dla nas obojga. - Stevie Rea westchnęła.
- Dobrze, więc będę ostrożna. - Dotknęła jego ramienia. - Ty także bądź

ostrożny.

Skinął głową.

background image

Przebudzona

127

- Powinnaś już wracać. Zadzwoń do Zoey jak będziesz jechać. Świt jest

zbyt blisko.

- Tak, tak, wiem - powiedziała, ale żadne z nich się nie ruszyło.
- Ja też muszę wracać - powiedział jakby starał się przekonać samego

siebie.

- Czekaj, nie mieszkasz tu już?
- Nie. Burza lodowa przeszła i na tych terenach jest już za dużo ludzi.
- Więc gdzie zostaniesz?
- Stevie Rea, nie mogę Ci tego powiedzieć!
- Ponieważ jesteś ze swoim ojcem, prawda? - Kiedy nie mówił ona

kontynuowała.

- Hej, to nie tak, że nie wiedziałam, że to już jego całkowity koniec, kiedy

Neferet ogłosiła sto batów i ukarała Kalonę na wiek.

- Ona go naprawdę wychłostała. Nici Ciemności ubiczowały go sto razy. -

Stevie Rea zadrżała, pamiętając jak okropne było tylko jedno dotknięcie nici. -
Cóż, nie życzyłabym tego nikomu. - Napotkała oczy Rephaima.

- Ale część o tym, że jest na wygnaniu Neferet jest nieprawdą?
Rephaim dał szybkie, niemal niezauważalne skinienie głową.
- I nie chcesz mi powiedzieć, gdzie się zatrzymałeś, bo tam także

zatrzymuje się Kalona? - Kolejny raz lekko skinął głową. Westchnęła ponownie.
- Więc jeśli będę musiała się z tobą zobaczyć, będę musiała się czaić wokół
jakichś starych, przerażających budynków, gdzieś tam?

- Nie! Musisz być bezpieczna i w publicznych miejscach. Stevie Rea, jeśli

będziesz mnie potrzebować, przyjdź tutaj i wezwij mnie jak zrobiłaś to dziś
wieczorem. Obiecaj mi, że nie wyjdziesz, by próbować mnie znaleźć -
powiedział, potrząsając jej ramionami.

- Dobrze, dobrze. Obiecuję. Ale to martwienie się idzie w dwie strony.

Rephaim, wiem, że on jest twoim ojcem, ale również jest zamieszany w złe
rzeczy. Ja po prostu nie chcę, by pociągnął Cię w dół ze sobą. Więc bądź
ostrożny, dobrze?

- Będę ostrożny - powiedział. - Stevie Rea, dzisiaj widziałem czerwonych

adeptów. Osiedlili się w szkole Willa Roggersa. Dallas do nich dołączył.

- Rephaim, proszę nie mów Kalonie i Neferet.
- Dlaczego, byś mogła pokazać im dobroć i człowieczeństwo, i by mieli

kolejną okazję, by Cię zabić? - Krzyknął na nią.

- Nie! Tylko dlatego, że staram się być miła, nie znaczy, że jestem głupia

bądź słaba. Jezu, co jest z tobą i Afrodytą? Nie chcę uciekać, by porozmawiać z

background image

Przebudzona

128

nimi całkowicie sama. Cholera, Rephaim, nie będę próbować znowu ich
przekonywać. Już udowodniłam, że to nie ma sensu. Cokolwiek zrobię, zrobię
to z Lenobią, Dragonem i Z, co najmniej. Zasadniczo, po prostu nie chcę, by się
przyłączyli do Neferet, więc nie chcę, by wiedziała o nich.

- Za późno. Neferet wskazała mi dzisiaj wieczorem ich szlak. Stevie Rea,

spytam jeszcze raz, czy będziesz trzymać się z dala od tych nieuczciwych
czerwonych. Są dla ciebie śmiercią.

- Będę ostrożna. Już powiedziałam, że będę. Ale jestem Wyższą Kapłanką i

jestem odpowiedzialna za czerwonych adeptów.

- Nie jesteś odpowiedzialna za tych, którzy wybrali Ciemność. A Dallas nie

jest dłużej adeptem. Nie jesteś za niego odpowiedzialna.

Stevie Rea skrzywiła się.
- Jesteś zazdrosny o Dallasa?
- Nie bądź śmieszna. Po prostu nie chcę znowu zobaczyć, że cierpisz. Stop,

zmieniamy temat.

- Hej, Dallas nie jest już moim chłopakiem - powiedziała.
- Wiem o tym.
- Jesteś pewny?
- Tak. Oczywiście. - Otrząsnął się i rozwinął swoje skrzydła. Stevie Rea

złapała oddech, kiedy go zobaczyła. - Zadzwoń do Zoey, kiedy będziesz wracać
bezpiecznie do szkoły. Znowu Cię niedługo zobaczę.

- Bądź ostrożny, dobrze?
Odwrócił się do niej i złapał jej twarz w dłonie. Stevie Rea zamknęła oczy i

stała tam, czerpiąc komfort i siłę z jego dotyku. Za wcześnie to odeszło. Za
wcześnie odszedł. Otworzyła oczy, by zobaczyć majestatyczne skrzydła,
uderzające o nocne powietrze i podnoszące go wyżej, wyżej, aż zniknął w
ledwie dostrzegalnym rozjaśnieniu na wschodniej części nieba.

Rephaim miał rację. Było zbyt blisko świtu. Stevie Rea przycisnęła

przycisk powtórnego połączenia, pospieszyła przez opuszczony dwór i wróciła
do Garbusa.

- Hej Z. To ja. Mam klika trudnych spraw, o których muszę Ci powiedzieć,

więc przygotuj się...

background image

Przebudzona

129

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

P

P

I

I

Ę

Ę

T

T

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

- Z? Jesteś tam? Wszystko w porządku? Powiedz coś?
Zmartwienie w głosie Stevie Rae spowodowało, że wytarłam łzy z twarzy

rękawem mojej bluzki i w jakiś sposób zebrałam się do kupy.

- Jestem. Ale nie jest w porządku - powiedziałam z małą czkawką.
- Wiem, wiem, to straszne.
- I nie ma żadnej szansy na pomyłkę? Jack naprawdę nie żyje? -

Wiedziałam w sercu, że to śmieszne, by krzyżować palce i zamykać oczy, kiedy
pytałam ją o to, ale musiałam choć spróbować tego głupiego dziewczęcego
sposobu. Proszę, proszę, niech to nie będzie prawda…

- On naprawdę nie żyje - powiedziała Stevie Rae przez łzy. - Nie ma mowy

o pomyłce.

- To takie trudne do uwierzenia, to po prostu nie fair! - Poczułam się

dobrze, że jestem wkurzona, to lepsze niż bezużytecznie płakanie. - Jack był
najsłodszym facetem na świecie. Nie zasłużył na to, co mu się stało.

- Nie - powiedziała Stevie Rae roztrzęsionym głosem. - Nie zasłużył na to.

Chcę… chcę wierzyć, że jest u Nyks a ona opiekuje się nim naprawdę dobrze.
Byłaś tam - w Otherwoldzie, to znaczy… To prawda, że jest tam pięknie?

Jej pytanie szarpnęło moim sercem.
- Wiem, że nigdy nie rozmawiałyśmy o tym, czy nie byłaś tam, zanim, no

wiesz, kiedy ty…

- Nie! - Powiedziała, jakby chciała przerwać moje słowa. - Nie pamiętam

zbyt wiele z tamtego czasu, ale wiem, że nie byłam nigdzie, gdzie jest miło. I
nie widziałam Nyks.

Słowa te wypłynęły ze mnie, kiedy zaczęłam mówić i wiedziałam w duszy,

że Nyks mówiła przeze mnie.

background image

Przebudzona

130

- Stevie Rae, kiedy umarłaś, Nyks była z Tobą. Jesteś jej córką. Musisz o

tym zawsze pamiętać. Nie wiem, dlaczego ty i inne dzieciaki umarliście i
staliście się nieumarci, ale mogę ci powiedzieć, iż jestem pewna na sto procent,
że Nyks nigdy Cię nie opuściła. Po prostu wybrałaś inną ścieżkę niż Jack. On
jest w Otherworldzie z Boginią i jest szczęśliwszy niż kiedykolwiek był w
swoim życiu. To trudne dla tych z nas, którzy zostali tu, by to zrozumieć, ale
widziałam to z Heathem. Z jakichś powodów to był czas na śmierć Heatha i
znalazł się tam, z Nyks. Tak jak Jack przynależy teraz tam. Wiem w moim
sercu, że obaj są bezpieczni.

- Obiecujesz?
- Oczywiście. Musimy być silni, wierzę, że zobaczymy ich kiedyś

ponownie.

- Jeśli tak mówisz. To wierzę Ci, Z. - Powiedziała, a jej głos brzmiał lepiej.

- Musisz naprawdę wrócić do domu. Nie tylko dlatego, że potrzebuję usłyszeć
przemowę wszystko-będzie-dobrze Wyższej Kapłanki.

- Z Damienem niezbyt dobrze, co?’
- Taa, martwię się o niego i o Bliźniaczki i resztę dzieciaków. Do diabła, Z.

martwię się nawet o Dragona. Jest tak jakby cały świat pogrążył się w smutku.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie, to nie prawda. Nie wiedziałam, co

chciałam powiedzieć: chciałam wrzeszczeć, że cały świat pogrążył się w
smutku, dlaczego miałabym chcieć do niego wracać? Ale wiedziałam, że to
słabość i złe podejście do różnych spraw. Więc zamiast tego powiedziałam,
trochę nieprzekonywująco:

- Taa, oczywiście! - Powiedziała silnie. - Dobra, zrozum, razem Ty i ja

będziemy w stanie odkryć sposób, na zdemaskowanie zła Neferet, przed Wyższą
Radą raz na zawsze.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że kupili ten stek bzdur, które im sprzedała -

powiedziałam.

- Ja też nie mogę uwierzyć. Wygląda po prostu na to, że słowo Wyższej

Kapłanki przeciwko zmarłemu, ludzkiemu chłopakowi nic nie może wskórać.
Heath przepadł.

- Neferet nie jest już Wyższą Kapłanką! Jejku, to mnie wkurza! I teraz to

nie tylko z powodu Heatha, ale Jacka. Zapłaci za to, co zrobiła, Stevie Rae.
Upewnię się, że tak będzie.

- Trzeba ją powstrzymać.
- Owszem. - Wiedziałam, że mamy rację - że musimy walczyć, by pozbyć

się mocy Neferet, ale dokładnie kiedy ta myśl ogarnęła mnie, mimo, że

background image

Przebudzona

131

słyszałam zmęczenie w moim głosie, byłam zmęczona tak jak moja dusza,
naprawdę chora i zmęczona walką przeciw złu Neferet. Wyglądało jakby na
każdy jeden krok w przód w jakiś sposób, nie ważne jak, przypadały dwa kroki
w tył.

- Hej, nie jesteś w tym sama.
- Dziękuję, Stevie Rae. Wiem, że nie jestem w tym sama. W każdym bądź

razie, tu nie chodzi o mnie. Naprawdę chodzi o zrobienie czegoś dobrego dla
Heatha i Jacka i Anastasii i kogokolwiek innego Neferet i jej zła horda
zdecyduje się następnie usunąć.

- Taa, można tak powiedzieć, ale zło ostatnio cały czas Cię prześladuje.
- To prawda, ale wciąż stoję. A klika innych osób nie. - Wytarłam moją

twarz rękawem znowu, życząc sobie, by mieć chusteczki Kleenex. - Mówiąc o
złu i śmierci i czymś tam jeszcze: widziałaś Kalonę? Nie ma mowy, że Neferet
naprawdę wychłostała go i wypędziła. On jest zamieszany we wszystko jak ona.
To znaczy, że jeśli ona jest w Tulsie, on też jest w Tulsie.

- No cóż, ona naprawdę go wychłostała - powiedziała Stevie Rae.
Parknęłam.
- To do niej podobne. Powinien być jej Małżonkiem, więc go wychłostała.

Wow. Wiem, że w pewien sposób lubi ból, ale nawet ja jestem zdziwiona, że
zgodził się na to.

- No coż, uh, on tak dokładnie nie zgodził się na to.
- Oh, proszę. Neferet jest straszna, ale nie może rozkazywać

nieśmiertelnemu.

- Wygląda na to, że może rozkazywać mu. Ma w jakiś sposób władzę nad

nim, bo zawiódł w jej, uh, łajdackiej misji, by Cię zniszczyć.

Mogłam usłyszeć humor, który Stevie Rae próbowała dodać do swojego

głosu i zdołałam trochę się zaśmiać, ale myślę, że obie wiedziałyśmy, że śmiech
nie przezwycięży strachu.

- Dobrze wiedzieć, iż Neferet może tak jakby rządzić Kaloną, co mu się nie

spodoba, i już czas, by dopadła go duża dawka tego, kiedy coś mu się
niepodobna - powiedziałam.

- Słyszałam. Myślę, że Kalona prawdopodobnie czai się gdzieś tu w

okolicy, w jej wstrętnym cieniu, mam tu namyśli jej kroczę - powiedziała Stevie
Rae.

- Eeeew! - To rozśmieszyło mnie a Stevie Rae dołączyła się do mnie. Przez

chwilę byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami ponownie, cierpiącymi na
rozrastający się zanik pamięci o maszkarze w naszym świecie. Na nieszczęście

background image

Przebudzona

132

zbyt szybko mniej zabawna część naszego świata przypomniała nam się i nasz
śmiech zamarł szybciej niż powstał. Westchnęłam i powiedziałam - Więc
podczas całego tego hałasu o tym, co się stało, nie widziałaś Kalony, czyż nie?

- Nie, ale miałam oczy szeroko otwarte.
- Dobrze, bo złapanie tego drania z Neferet po tym jak poinformowała

Wyższą Radę, że zesłała go na sto lat wygnania, będzie z pewnością krokiem w
kierunku udowodnienia, że nie jest tą za kogo każdy ją bierze - powiedziałam. -
Oh, podczas gdy masz oczy szeroko otwarte, pamiętaj o spoglądaniu w górę.
Gdziekolwiek pojawi się Kalona jego obrzydliwi ptasi ludzie ostatecznie też się
pojawią. Wydaje mi się, że nie ma mowy, by tak nagle wszystkie zniknęły.

- Ok, tak zrobię.
- I Stark powiedział mi, że jakiś Kruk Prześmiewca został zauważony w

Tulsie? - Spauzowałam, próbując przypomnieć sobie, co powiedział dokładnie.

- Tak, był jeden zauważony, ale nie ma po nim śladu od tamtej pory.
Głos Stevie Rae zabrzmiał na dziwnie spięty, jakby miała problemy z

rozmową. Do diabła, kto mógłby ją za to winić? Zasadniczo zostawiłam pod jej
opieką cały Dom Nocy. Myślenie o tym co przeszła w związku ze śmiercią
Jacka i o tym jak źle czuje się Damien, powodowało, że poczułam się źle.

- Hej, uważaj na siebie, nie zniosłabym, gdyby tobie coś się stało -

powiedziałam.

- Nie martw się, będę ostrożna.
- Dobra, zachód słońca jest za jakieś dwie godziny. Jak tylko Stark

pozbiera nasze rzeczy to wsiadamy w pierwszy samolot do domu. - Usłyszałam
swój głos, kiedy to mówiłam, chociaż sprawiło to, że mój żołądek miał odruch
wymiotny.

- Oh, Z! Tak się cieszę! Poza tym potrzebuję Cię tutaj, bardzo się za tobą

stęskniłam.

Uśmiechnęłam się do telefonu.
- Też się za tobą stęskniłam. Poza tym dobrze będzie wrócić do domu -

skłamałam.

- Więc powiadom mnie jak będziesz wiedzieć o której godzinie wszyscy

wylatujecie. Jeśli nie będę w swojej trumnie pójdę Cię powitać.

- Stevie Rae, przecież ty nie śpisz w trumnie - powiedziałam.
- W zasadzie tak, ale jestem zupełnie wyczerpana, kiedy słońce jest na

niebie.

- Tak, Stark też.
- Hej, jak twój chłopak? Czuje się już lepiej?

background image

Przebudzona

133

- Tak, lepiej. - Zatrzymałam się i dodałam: - Naprawdę dobrze.
Prawdę radar mojej najlepszej przyjaciółki Stevie Rae wychwycił coś

między wersami.

- Oh! Wy tego nie robiliście, prawda?
- Co jeśli Ci powiem, że robiliśmy? - Czułam, że moje policzki się

rumienią.

- Wtedy, bym wykrzyknęła duże Oklahomskie yee haw!
- Więc yee haw.
- Szczegóły. Chcę jakiś prawdziwych szczegółów. - Powiedziała, po czym

ogromnie ziewnęła.

- Dostaniesz szczegóły - powiedziałam. - Już prawie świt u Ciebie?
- W rzeczywistości wczesny. Szybko słabnę, Z.
- Nie ma problemu. Prześpij się. Zobaczymy się wkrótce Stevie Rae.
- Później się zobaczymy - powiedziała w czasie kolejnego ziewnięcia.
Skończyłam rozmowę i podeszłam, by popatrzeć na Starka, który spał jak

nieboszczyk w naszym łóżku z baldachimem. Że byłam całkowicie zakochana w
Starku nie miałam, co do tego wątpliwości, ale właśnie wtedy chciałam móc
potrząsnąć jego ramieniem i obudzić go jak normalnego faceta. Ale wiedziałam,
że to będzie bezskuteczne, by spróbować obudzić go choć chwilę wcześniej.
Dzisiaj słońce świeciło niezwykle jasno nad Skye - to znaczy było super jasno
bez żadnej chmurki na niebie. Nie było mowy, by Stark mógł porozumieć się ze
mną jeszcze przez - spojrzałam na zegar - dwie i pół godziny. Przynajmniej
miałam czas, by się spakować, znaleźć królową i przekazać jej wiadomości - że
opuszczam to miejsce, którym czuję się jak w domu, miejsce, które Siach
zdecydowała się przywrócić znowu do realnego świata, przynajmniej w pewien
sposób, z powodu tego, że przywróciłam ją do życia. A teraz miałam odlecieć i
zostawić wszystko za sobą, bo…

Mój mózg dogonił chaos moich myśli i wszystko poukładał na miejscu.
- Ponieważ to nie jest mój dom - szepnęłam. - Mój dom jest w Tulsie. To

tam jest moje miejsce. - Uśmiechnęłam się smutno do mojego śpiącego
Strażnika. - Do którego należymy. - Poczułam słuszność tych słów, nawet
wtedy, kiedy zrozumiałam wszystko, co mnie tam czeka i wszystko, co traciłam
wyjeżdżając stąd. - Nadszedł czas, by wrócić do domu - powiedziałam
stanowczo.


- Powiedz coś. Cokolwiek. Proszę. - Właśnie powiedziałam wszystko

Sgiach i Seorasowi. Naturalnie, opowiedzenie strasznej historii śmierci Jacka,

background image

Przebudzona

134

wywołało u mnie płacz. Ponownie. A potem paplałam, że musze wrócić do
domu i być prawdziwą Wyższą Kapłanką nawet, jeśli nie jestem nią w stu
procentach, podczas gdy obydwoje przyglądali mi się cicho z wyrazami twarzy,
na których malował się rozsądek, a jednocześnie nie dawały się wcale odczytać.

- Śmierć przyjaciela zawsze jest trudna do zniesienia. Jest podwójnie

trudna, jeśli przyjaciel odchodzi zbyt szybko, zbyt młodo. - Sgiach powiedziała.
- Przykro mi z powodu twojej straty.

- Dziękuję - powiedziałam. - To w dalszym ciągu nie wydaje mi się realne.
- Ale w końcu stanie się realne dziewczyno - powiedział Seoras łagodnie -

Powinnaś jednak pamiętać, że królowa odkłada na bok smucenie się. Nie
będziesz jasno myśleć, jeśli będziesz przepełniona żalem.

- Nie sądzę, iż jestem wystarczająco dojrzała na to wszystko -

powiedziałam.

- Nikt nie jest, dziecko - powiedziała Sgiach - Chciałabym, żebyś

zastanowiła się trochę nad czymś zanim odlecisz od nas. Kiedy zapytałaś, czy
możesz zostać na wyspie Skype powiedziałam, że możesz tu zostać do czasu aż
twoje sumienie każe ci odejść. Czy to twoje sumienie mówi Ci, że to właściwy
moment na odejście, czy jest to manipulacja innych, abyś…

- Okej, stop - powiedziałam. - Neferet pewnie wierzy, że wmanipulowała

mnie w powrót, ale prawda jest taka, że muszę wrócić do Tulsy, bo to mój dom.
- Patrzyłam w oczy Sgiach dalej mówiąc, mając nadzieje, że mnie zrozumie. -
Kocham to miejsce. Z mnóstwa powodów czuję się tu dobrze, tak dobrze, że
pobyt tutaj zrobił się dla mnie łatwy. Ale, jak powiedziałeś, ścieżka Bogini nie
jest łatwa do spełnienia, dobro nie jest łatwe. Jeśli zostanę tutaj i zignoruje to, co
się dzieje w moim domu, nie tylko będę ignorować moje sumienie, będę
również odwracać się plecami do mojej bogini.

Sgiach skinęła głową, wyglądała na zadowoloną.
- Tak, więc twój powrót pochodzi z miejsca mocy, a nie z manipulacji,

chociaż Neferet nie będzie tego świadoma. Będzie sądziła, że wystarczyła tylko
jedna prosta śmierć do tego, byś wykonywała jej polecenia.

- Śmierć Jacka nie była prostą rzeczą - powiedziałam gniewnie.
- Nie dla Ciebie, ale istota Ciemności zabija szybko, łatwo i dla własnego

zysku - powiedział Seoras.

- Z tego powodu Neferet nie zrozumie, że wracasz do Tulsy, gdyż wybrałaś

drogę Światła i Nyks. Z tego powodu nie docenia Cię - powiedziała Sgiach.

background image

Przebudzona

135

- Dziękuje ci. Zapamiętam to - napotkałam jasne, mocne spojrzenie Sgiach.

- Jeśli ty, Seoras lub którykolwiek z reszty strażników chciałby pójść ze mną, to
wiecie. Z wami u mojego boku Neferet nie mogłaby wygrać.

Odpowiedź Sgiach była natychmiastowa.
- Gdybym opuściła moją wyspę to w konsekwencji poruszyłabym Wyższą

Radą. Współistniejemy z nią przez wieki, bo postanowiłam nie nastawiać się na
politykę i ograniczenia wampirzego społeczeństwa. Gdybym połączyła się ze
współczesnym światem nie miałabym możliwości nadal udawać, że nie istnieję.

- Co, jeśli to jest dobre? To znaczy, wydaje mi się, że nadszedł czas, by

wstrząsnąć Wyższą Radą i społeczeństwem wampirów. Wierzą Neferet i
pozwolili jej wyjechać pomimo zabójstwa niewinnych ludzi. - Mój głos był
silny i ostry i przez moment pomyślałam, że brzmiałam prawie jak prawdziwa
królowa.

- To nie nasza bitwa, dziewczyno - powiedział Seoras.
- Dlaczego nie? Dlaczego walka ze złem nie jest też waszą bitwą? -

natarłam na strażnika Sgiach.

- Dlaczego myślisz, że nie walczymy tu ze złem? - Odpowiedziała mi

Sgiach. - Doświadczyłaś starej magii podczas swojego pobytu tutaj. Powiedz mi
szczerze, czy kiedykolwiek czułaś coś takiego w twoim świecie?

- Nie - potrzasnęłam powoli głową.
- To walka, by utrzymać stary sposobów życia - powiedział Seoras. - A

tego nie można robić w Tulsie.

- Jak możesz być tego pewien? - Zapytałam.
- Ponieważ stara magia odeszła z stamtąd - powiedziała Sgiach prawie

krzycząc z frustracji. Odwróciła się i podeszła do ogromnego okna, które
wychodziło na zachodzące słońce w szaroniebieską wodę, otaczającą wyspę
Skype. Jej powrót był sztywny z napięcia, a głos gruby od smutku. - Tam w
twoim świecie, mistyczna, wspaniała magia starszych, gdzie czarny byk był
czczony wraz z Boginią, gdzie równowaga płci męskiej i żeńskiej była
przestrzegana, i gdzie nawet skały i drzewa miały dusze i miały nazwę, została
zniszczona przez cywilizację, nietolerancję i zapomnienie. Ludzkość dzisiaj,
ludzie i wampiry uważają, że Ziemia jest tylko martwą rzeczą, kiedy dzieje się
krzywda i zło albo barbarzyństwo, słychać wtedy głosy duszy świata, więc serce
i szlachetność całego stylu życia wyschło i obumarło…

- I znalazło schronienie tutaj - kontynuował, Seoras gdy głos Sgiach

wyblakł.

background image

Przebudzona

136

Przesunął się do jej boku. Jej plecy były odwrócone do mnie, ale on stał

przodem do mnie. Seoras lekko dotknął jej ramienia i przeciągnął swoją ręką w
dół ku jej dłoni, ujmując dłoń królowej. Mogłam zauważyć jak jej ciało reaguje
na jego dotyk. Wyglądało jakby dzięki niemu odnajdowała siebie samą. Zanim
zwróciła się do mnie zauważyłam jak ściska, a następnie puszcza jego rękę, a
kiedy nasze oczy się spotkały znowu była wspaniała, silna i spokojna.

- Jesteśmy ostatnim bastionem dawnych zwyczajów. To było pod moją

opieką od wieków, chronię starożytną magie. Teren ten jest wciąż święty.
Czcząc czarnego byka, oraz szanując jego odpowiednika białego byka, dawna
równowaga jest utrzymana, i jest jedynym niewielkim zostawionym miejscem
na tym świecie, które to pamięta.

- Pamięta?
- Tak, pamięta czas, gdy honor znaczył więcej niż własne ja, a lojalność nie

była opinią albo refleksją - powiedział poważnie Seoras.

- Ale widzę coś z tego w Tulsie. Istnieje honor i lojalność, również tam, a

wiele ludzi mojej babci z plemienia Cherokee, nadal szanuje ziemię.

- Do pewnego stopnia to może być prawda, ale pomyśl o gaju - jak czułaś

się tam. Pomyśl jak ta ziemia mówi do Ciebie - powiedziała Sgiach - Wiem, że
słyszałaś to. Widzę to w tobie. Czy czułaś coś takiego, gdzieś poza moją wyspą?

- Tak - powiedziałam szybciej niż w rzeczywistości pomyślałam - W Gaju

w Otherworldzie czułam się podobnie jak w gaju przy zamku. - Wówczas
zdałam sobie sprawę z tego, co mówię, i wszystko, co mówiła Sgiach nabrało
sensu. - To jest prawda? Naprawdę masz tu kawałek magii Nyks.

- W pewnym sensie. To, co ja tu mam jest nawet starsze od Bogini. Zrozum

Zoey, Nyks nie zapomniała o całym bożym świecie. Jeszcze. Jej równowaga i
obawiam się, że ta równowaga między dobrem a złem, światłem a ciemnością
została również utracona.

- Tak, wiemy, że została - Seoras skorygował ją delikatnie.
- Kalona. On jest częścią tej nierównowagi - powiedziałam - Prawda jest

taka, że on był dawniej Wojownikiem Nyks. W jakiś sposób uwolnił się i gdy
pojawił się w naszym świecie, zakłócił tym równowagę, ponieważ on tu nie
należy. - Wiedza o tym nie wywołała u mnie współczucia albo złości na niego,
ale sprawiła, że zaczynałam rozumieć aurę rozpaczy, którą wyczuwałam tak
często będąc obok niego. To była wiedza. A z wiedzą przyszła moc.

- Więc rozumiesz dlaczego jest to ważne i nie mogę zostawić wyspy. -

Powiedziała Sgiach.

background image

Przebudzona

137

- Tak - powiedziałam niechętnie. - Ale nadal uważam, że jesteś w błędzie

mówiąc, że w naszym świecie nie ma starej magii. Czarny byk pojawił się w
Tulsie, pamiętasz?

- Tak, ale dopiero po białym, który pojawił się pierwszy - powiedział

Seoras.

- Zoey, bardzo bym chciała wierzyć, że w świecie zewnętrznym nie została

całkowicie zniszczona stara magia i dlatego chce abyś coś miała.

Sgiach sięgnęła w górę i rozplątała długi kawałek srebra spośród masy

migoczących naszyjników, które wisiały na jej szyi. Przełożyła delikatnie
łańcuszek przez swoją głowę i przytrzymała go na wysokości moich oczu.
Unosił się na nim srebrny idealnie okrągły kamień w kolorze mleka, który był
gładki, miękki i przypomniał mi kokosowy smak Life Saver

11

. Pochodnie,

którymi Wojownicy zapalili światło zamigotały na powierzchni kamienia,
tworząc błysk, przez co rozpoznałam ten kamień.

- To kawałek marmuru Skye - powiedziałam.
- To specjalny kawałek marmuru Skype zwany kamieniem jasnowidza.

Znalazł go przed ponad pięcioma wiekami Wojownik podczas swojego
szamańskiego zadania, kiedy biegał po Cuillin Ridge

12

na tej wyspie -

powiedziała Sgiach.

- Wojownik podczas szamańskiego zadania? To nie zdarza się zbyt często -

powiedziałam.

Sgiach uśmiechnęła się i jej spojrzenie powędrowała z kawałka marmuru

na Seoras.

- To zdarza się jakieś raz na pięćset lat.
- Tak, to o prawda - powiedział Seoras, odwzajemniając jej uśmiech z

intymnością, która sprawiła, że poczułam się, iż powinnam odwrócić wzrok.

- W mojej opinii raz na pięćset lat to bardzo dużo, dla jakiegoś biednego

Wojownika robiącego szamańskie zadania.

Mój żołądek wywrócił się z przyjemności na dźwięk jego głosu i

spojrzałam z królowej i jej Strażnika, by zobaczyć Starka stojącego w cieniu za
wejściem, zmiętoszonego, ale wypoczętego w bladym świetle. Miał na sobie
jeansy i koszulkę i wyglądał jak kiedyś - pierwszy raz poczułam, że jestem sobą
- dźgnęło mnie to. Wracam do domu. Ta myśl uszczęśliwiła mnie i
pospieszyłam do Starka.

11

To takie cukierki, wyglądające jak kolo ratunkowe.

12

Góry.

background image

Przebudzona

138

Sgiach zrobiła gest dłonią. Ciężkie zasłony zostały odsłonięte z zachodem

ostatnich promieni słonecznych, pozwalając Starkowi wyjść z cienia i wziąć
mnie w ramiona.

- Hej, nie myślałam, że wstaniesz w ciągu tej godziny lub dłużej -

powiedziałam przytulając go mocno.

- Byłaś zdenerwowana i to mnie obudziło - szepnął mi do ucha - W

dodatku miałem jakiś strasznie dziwny sen.

Odchyliłam się do tyłu tak, bym mogła spojrzeć mu w oczy.
- Jack nie żyje.
Stark zaczął kręcić głową w zaprzeczeniu, po czym przestał, dotknął

mojego policzka, wziął głęboki oddech.

- Czułem to. Twój smutek. Z, tak mi przykro. Co się do cholery stało?
- Oficjalnie był to wypadek. Naprawdę zrobiła to Neferet, ale nikt nie może

jej tego udowodnić - powiedziałam.

- Kiedy wracamy do Tulsy?
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, kiedy Sgiach powiedziała:
- Dziś w nocy. Możemy zorganizować wam lot, jak tylko spakujecie swoje

torby i będziecie gotowi.

- Więc o co chodzi z tym kamieniem? - Zapytał Stark biorąc mnie za rękę.
Sgiach podniosła go ponownie. Pomyślałam jak ładnie wygląda, kiedy

przekręcał się delikatnie na łańcuszku tak, że mój wzrok był skierowany idealnie
w środek kółka. Świat wokół stopniowo zmniejszał się i znikał, kiedy
całkowicie skupiłam się na kamieniu, ponieważ przez chwilę widziałam pokój
przez dziurkę.

Pokój zniknął!
Walczyłam z falą przyprawiającą o mdłości i zawroty głowy, patrzyłam

przez kamień jasnowidza, widząc coś, co wyglądało jak podmorski świat.
Postacie płynęły i migały wokół, wszystko było w barwach turkusa i topazu,
kryształu i szafiru. Myślałam, że widziałam skrzydła i płetwy oraz długie,
wirujące kaskady dryfujących włosów.

Syreny? Albo one są morskimi stworzeniami? Całkowicie straciłam swój

umysł, to była moja ostatnia myśl zanim przestałam walczyć z zawrotami głowy
i wylądowałam na wznak na podłodze.

- Zoey! Spójrz na mnie! Powiedz coś!
Stark patrzył na mnie całkowicie wkurzony, był pochylony nade mną.

Złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną.

background image

Przebudzona

139

- Hej, przestań - powiedziałam słabo, próbując bezskutecznie odepchnąć go

od siebie.

- Pozwól jej oddychać. Za chwilę poczuje się dobrze - powiedziała Sgiach

spokojnym głosem.

- Ona zemdlała. To nie jest normalne - powiedział Stark, wciąż trzymał

mnie za ramiona, ale przestał potrząsać moją głową.

- Jestem świadoma i jest dobrze. - Powiedziałam - Pomóż mi usiąść.
Jego mina mówiła, że raczej nie był tego taki pewny, ale zrobił, o co go

prosiłam.

- Napij się. - Sgiach podtrzymała kielich wina pod moim nosem, które jak

mogłam wyczuć zostało mocno połączone z krwią. Sięgnęłam po niego i
napiłam się podczas, gdy ona mówiła: - To jest normalne dla Wyższej Kapłanki,
że mdleje, kiedy korzysta pierwszy raz z potęgi kamienia jasnowidztwa,
zwłaszcza kiedy jest nieprzygotowana do tego.

Poczułam się znacznie lepiej po krwawym winie (eesh, ale mniam)

podniosłam na nią brwi, po czym wstałam.

- Nie mogłaś przygotować mnie na to?
- Tak, ale kamień jasnowidza działa tylko na niektóre Wyższe Kapłanki, a

gdyby nie poskutkowało na Ciebie, czy nie byłoby Ci przykro? - powiedział
Seoras.

Potarłam tyłek.
- Myślę, że zaryzykowałabym zranienie uczuć niż obolały tyłek. Dobra, co

tam do cholery zobaczyłam?

- A na co to wyglądało - zapytała Sgiach.
- Widziałam dziwne akwarium podmorskie przez ten mały otwór. -

Wskazałam w kierunku kamienia tylko uważałam, by nie spojrzeć przez niego.

Sgiach uśmiechnęła się.
- Tak, a gdzie widziałaś takie istoty jak te, wcześniej?
Mrugnęłam rozumiejąc.
- Gaj! To są duchy wody.
- Istotnie - Sgiach skinęła głową.
- Więc to jest jak poszukiwanie magii? - Zapytał Stark dając kamieniowi

rzut oka z ukosa.

- Dzieje się tak kiedy jest używany przez Wyższą Kapłankę z właściwym

rodzajem magii. - Sgiach podniosła łańcuszek i zawiesiła go na mojej szyi.
Kamień jasnowidztwa zwisał między moimi piersiami był ciepły, dając
wrażenie jakby żył.

background image

Przebudzona

140

- To naprawdę odnajduje magię? - Położyłam rękę ze czcią na kamieniu.
- Tylko jeden rodzaj - powiedziała Sgiach.
- Magię wody? - Zapytałam z zainteresowaniem.
- To nie żywioł ma znaczenie. To ma magię w sobie - powiedział Seoras.
Zanim mogłam powiedzieć „że co?”, było to oczywiście widać po mojej

twarzy, Sgiach wyjaśniła:

- Kamień jasnowidztwa współgra jedynie z najbardziej starożytną magią,

takiego rodzaju jaki chroni tą wyspę. Jestem tak związana z tą wyspą jak ty ze
swoimi mocami, naprawdę rozpoznasz starą magię, jeśli wciąż istnieje w
świecie zewnętrznym.

- Jeśli ona znajdzie taki rodzaj magii, to co powinna zrobić? - Spytał Stark

wciąż dając niechętne spojrzenie kamieniowi.

- Cieszyć się lub chronić w zależności od tego, co można odkryć. -

Powiedziała Sgiach z ironicznym uśmieszkiem.

- Zwróć uwagę na to dziewczyno, że to stara magia wysłała twojego

Wojownika do Otherworldu i stara magia uczyniła go Strażnikiem - powiedział
Seoras - Ona została osłabiona przez cywilizację.

Zacisnęłam swoją rękę wokół kamienia jasnowidztwa, przypominając

sobie Seoras stojącego nad Starkiem jak w transie, kaleczącego go na okrągło
tak, że jego krew spływała w starożytny w otwór w kamieniu nazywanym Seol
Ne Gigh, miejsce ducha. Nagle zdałam sobie sprawę, że drżałam.

Wtedy Stark ciepłą, silną ręką okrył mnie, spojrzałam w górę w jego oczy.
- Nie martw się. Będę z tobą, i czy będzie to czas smutku czy radości

będziemy razem. Zawsze będę za tobą, Z.

Po czym, przynajmniej w tej chwili czułam się bezpieczna.

background image

Przebudzona

141

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

S

S

Z

Z

E

E

S

S

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

S

S

T

T

E

E

V

V

I

I

E

E

R

R

A

A

E

E

- Ona naprawdę wraca do domu?
Głos Damiena był tak słaby i roztrzęsiony, że Stevie Rae musiała się

opierać o łóżko, by usłyszeć jego głos. Jego oczy były szkliste i bardziej niż
puste, ale nie mogła powiedzieć, czy to przez koktajl leku/krwi, który
zaproponowały wampiry w ambulatorium obecnie działał, czy był wciąż w
szoku.

- Żartujesz? Z. leci pierwszym samolotem. Będzie w domu za jakieś trzy

godziny. Jeżeli chcesz możesz iść ze mną po nią i Starka na lotnisko. - Stevie
Rea siedziała na krawędzi łóżka Damiena, więc łatwo było jej pogłaskać
Cesarzową, odkąd pies zwinął się w kłębek obok Damiena.

Kiedy nie dał jej żadnej odpowiedzi, tylko patrzył się beznamiętnie w

ścianę, ona jeszcze raz pogłaskała Cess. W zamian labrador uderzył ją lekko
ogonem raz i drugi.

- Jesteś bardzo dobrym psem. - Stevie Rea powiedziała biszkoptowemu

labradorowi. Cesarzowa otworzyła oczy i obdarzyła Stevie Rea pełnym smutku
spojrzeniem, ale jej ogon nie uderzał już jej, a ona znowu nie zasapała jak
zwykle, kiedy była szczęśliwym psem. Stevie Rea zmarszczyła brwi. Czy ona
nie wygląda szczupło? - Damien skarbie, kiedy ona jadła ostatnio?

Spojrzał na nią zmieszany i spojrzał na psa zwiniętego obok niego, jego

oczy zaczęły się rozjaśniać, ale nim zdążył coś powiedzieć głos Neferet
wydobył się zza Stevie Rea, choć nie usłyszeli jak wampirzyca wchodzi do
pokoju.

- Stevie Rea, Damien jest teraz w bardzo wrażliwym, emocjonalnym stanie.

Nie powinien niepokoić się o takie głupoty jak nakarmienie psa czy
zachowywanie się jak lokaj, by pójść do portu lotniczego odebrać adeptów.

background image

Przebudzona

142

Neferet przemknęła obok niej. Pełna macierzyńskiego troski, nachyliła się

nad Damienem.

Stevie Rea automatycznie wstała i wycofała się kilka kroków. Mogłaby

przysiąc, że coś w cieniu unosiło się wokół ciała Neferet i jej długiej,
jedwabistej sukienki i zaczęło prześlizgiwać się w jej kierunku.

Podobnie zareagowała Cesarzowa, poruszyła się, by przejść z dala od

Damiena i zwinęła się ponuro na końcu jego łóżka, dołączając się do jego nadal
śpiącego kota, ale przez cały czas patrzyła się na Damiena.

- Od kiedy odebranie z lotniska przyjaciół to praca lokaja? I uwierz mi

wiem, co to jest praca lokaja.

Stevie Rea spojrzała na drzwi, gdzie Afrodyta jakby nagle

zmaterializowała się.

Dobra, dajcie mi klapsa i nazwijcie mnie dzieckiem - nie chcę już słyszeć

nic więcej? Pomyślała Stevie Rea.

- Afrodyto, mam coś do powiedzenia Tobie, co odnosi się również do

każdego w tym pokoju - powiedziała Neferet, brzmiąc królewsko i
oskarżycielsko.

Afrodyta położyła rękę na jej szczupłym biodrze i powiedziała:
- Tak. A co?
- Zdecydowałam, że pogrzeb Jacka odbędzie się jak pogrzeb Wampira po

Przemianie. Jego Stos Pogrzebowy zostanie zapalony dziś wieczorem, jak tylko
Zoey przybędzie do Domu Nocy.

- Czekasz na Zoey? Dlaczego? - Spytała Stevie Rea.
- Dlatego oczywiście, że Jack to jej dobry przyjaciel. Ale ważniejszy jest

powód zamieszania panującego tu, kiedy byłam pod wpływem Kalony. Zoey
była dla Jacka jak Wyższa Kapłanka. Ten nieszczęśliwy czas jest z
wdzięcznością, za nami, ale to jedyne wyjście, by Zoey podpaliła stos Jacka.

Stevie Rea pomyślała jak straszne to było, że piękne szmaragdowe oczy

Neferet mogły wyglądać tak szczero, nawet, kiedy ona tkała sieć oszustwa i
kłamstwa. Chciała tak bardzo krzyknąć na Tsi Sgili, że zna jej sekret; Kalona
był tutaj, a ona kontrolowała jego i nie inaczej czy na odwrót.

Ona nigdy nie była pod jego wpływem. Neferet była od początku dokładnie

tym, kim i czym był Kalona, a teraz okłamywała wszystkich dookoła.

Ale straszny sekret Stevie Rea zatrzymał słowa w jej gardle. Usłyszała, jak

Afrodyta wciąga oddech i przygotowuje się, by rzucić wiązanką przekleństw,
ale w tym momencie Damien zwrócił uwagę wszystkich, gdy ujął twarz w
dłonie i zaczął szlochać, mówiąc nierówno:

background image

Przebudzona

143

- Ja… ja… nie… mogę zrozumieć jak on mógł odejść.
Stevie Rea odepchnęła Neferet i wzięła Damiena w objęcia. Była

szczęśliwa, gdy zobaczyła, że Afrodyta idzie do drugiej strony łóżka i kładzie
rękę na ramieniu Damiena. Obie dziewczyny obdarzyły Neferet zmrużonym
spojrzeniem przepełnionym obrzydzeniem.

Twarz Neferet przypominała smutną, ale niewzruszoną, jakby rozumiała

smutek Damiena, ale pozwalałaby rozprzestrzeniał się wokół niej, a nie w niej.

- Damien, zostawię Cię z twoimi przyjaciółmi. Samolot Zoey wyląduje w

Tulsie o 9:58 wieczorem. Zorganizuję pogrzeb dokładnie o północy, bo jest to
pomyślny czas. I wtedy zobaczę was wszystkich. - Neferet wyszła z pokoju,
zamykając za sobą drzwi prawie niesłyszalnie.

- Pieprzona, kłamliwa dziwka - powiedziała pod nosem Afrodyta. -

Dlaczego ona jest miła?

- Ona na poważnie coś planuje - Stevie Rae powiedziała podczas, gdy

Damien płakał na jej ramieniu.

- Nie mogę tego zrobić. - Damien nagle wycofał się z dala od nich obu.
Kiwał głową w przód i w tył. Przestał szlochać, ale łzy nadal spływały mu

po policzkach. Cesarzowa zwinęła się przy jego kolanach, a nos zwróciła w
stronę jego policzków.

Carmen ciasno zwinął się w kłębek u jego boku. Damien objął z jednej

strony dużego biszkoptowego psa, a z drugiej jego kota.

- Nie mogę pożegnać się z Jackiem i radzić sobie z dramatem Neferet. -

Patrzył ze Stevie Rae na Afrodytę. - Rozumiem, dlaczego dusza Zoey się
rozpadła.

- Nie, nie, nie. - Afrodyta pochyliła się i położyła palec na twarzy Damiana.

- Nie poradzę sobie z tym stresem znowu. To, że Jack nie żyje jest
wystarczająco złe. Naprawdę złe. Ale musimy trzymać się razem.

- Dla nas - Stevie Rae dodała znacznie delikatniejszym tonem, dając

Afrodycie spojrzenie „bądź-miła!”. - Musisz zebrać się w całość dla Twoich
przyjaciół. Prawie straciliśmy Zoey. Straciliśmy Jacka i Heatha. Nie możemy
stracić też Ciebie.

- Nie mogę już z nią walczyć - Damien powiedział. - Nie mam już to tego

serca.

- Ono nadal istnieje - Stevie Rae powiedziała cicho. - Jest po prostu

złamane.

- Naprawi się - Afrodyta dodała, nie niegrzecznie.
Oczy Damiena były zapłakane ze łzami, gdy spojrzał na nią.

background image

Przebudzona

144

- Skąd wiesz? Twoje serce nigdy nie zostało złamane. - Odwrócił wzrok na

Stevie Rae. - Nawet Twoje. - Gdy Damien nadal mówił, łzy coraz szybciej
spływały mu po policzkach. - Nie pozwólcie, by wasze serca zostały złamane.
To za bardzo boli.

Stevie Rae przełknęła ślinę. Nie mogła mu powiedzieć - nie mogła

powiedzieć nikomu, że im bardziej dbała o Rephaima, tym bardziej jej serce
łamało się każdego dnia.

- Zoey się udało, a straciła Heatha - powiedziała Afrodyta. - Jeśli ona

mogła to zrobić, to Ty możesz zrobić to również, Damien.

- I ona naprawdę wraca do domu? - Damien powtórzył pytanie jak na

początku.

- Tak - Afrodyta i Stevie Rae powiedziały razem.
- Ok. Dobrze. Super. Będzie lepiej, kiedy Zoey będzie tutaj - powiedział

Damien, wciąż przytulając Cesarzową, z Cameronem przytulonym do jego
boku.

- Hej, Cess i Cammy wyglądają jakby mogły zjeść jakiś obiad - Afrodyta

powiedziała. Stevie Rae zdziwiła się, że dostrzegła, że klepie dużą głowę psa. -
Nie widzę tutaj żadnej karmy dla psów, a wszystko, co ma Cammy to suche
jedzenie. Szczerze mówiąc Maleficent nawet nie patrzy na wszystko, co nie
wydaje się być świeże, choć w połowie. Co Ty na to, że ja i Darius
przyniesiemy jedzenie dla nich? Chyba, że wolisz być sam. Jeśli tak, to mogę
wziąć Cammy i Cess ze mną i karmić je dla Ciebie.

Oczy Damiena zrobiły się duże i okrągłe.
- Nie! Nie zabieraj ich! Chcę, żeby były tu ze mną.
- Dobra, dobra, nie ma problemu. Darius może zdobyć karmę dla psa dla

Cesarzowej? - Stevie Rae odezwała się, zastanawiając się, co Afrodyta do
cholery myślała. Nie było mowy, by Damien chciał posiedzieć bez zwierząt.

- Jedzenie i rzeczy Cesarzowej są w pokoju Jacka - powiedział Damien,

kończąc małym łkaniem.

- Chcesz, byśmy przynieśli wszystkie jej rzeczy tu do Ciebie? - Stevie Rae

zapytała biorąc stronę Damiena.

- Tak - wyszeptał. Następnie jego ciało i twarz stały się bielsze niż to były.

- I nie pozwól im wyrzucić rzeczy Jacka! Muszę je zobaczyć! Muszę przez to
przejść!

- Jestem już przed wami w tej sprawie. Nie ma mowy, bym pozwoliła tym

wampirom dostać w swe pazury super kolekcję Jacka. I powierzyłam

background image

Przebudzona

145

odpowiedzialność za pudła z jego rzeczami Bliźniaczkom, miały je do siebie
przemycić - powiedziała Afrodyta, wyglądając na zadowoloną z siebie.

Damien, wyraźnie zapominając tylko na chwilę, że jego świat był pełen

tragedii, prawie się uśmiechnął.

- Dałaś Bliźniaczkom sporo roboty?
- Cholernie dużo - powiedziała Afrodyta.
- Ile Cię to kosztowało? - Stevie Rae zapytała.
Afrodyta skrzywiła się.
- Dwie koszulki z nowej kolekcji Hale Boba.
- Ale nie sądzę, by jego wiosenna kolekcja już wyszła - Damien

powiedział.

- A: Halo, jesteś gejem, więc wiesz, i B: kolekcje są zawsze wcześniej, jeśli

jesteś obrzydliwie bogaty i twoja mama „zna kogoś” - powiedziała.

- Kto to jest Hale Bob? - Stevie Rae zapytała.
- O cholera jasna - Afrodyta powiedziała. - Chodź ze mną. Możesz mi

pomóc przynieść asortyment dla psa.

- I przez to masz na myśli, że ja je przytargam, prawda?
- Racja. - Afrodyty I podobnie jak każdego dnia pocałowała Damiena w

czoło. - Wrócę z rzeczami dla psa i kota. Oh, chcesz, bym przyniosła
Maleficent? Ona…

- Nie! - Damien i Stevie Rae powiedzieli razem z przerażeniem.
Afrodyta uniosła podbródek z oburzeniem.
- To takie typowe, że nikt nie rozumie tego wspaniałego stworzenia oprócz

mnie.

- Do zobaczenia wkrótce - Stevie Rae powiedziała do Damiena i

pocałowała go w policzek.

W holu Stevie Rae zmarszczyła brwi na Afrodytę.
- Poważnie, nawet Ty nie mogłaś pomyśleć, że zabranie tych zwierząt od

niego to byłby dobry pomysł.

Afrodyta przewróciła oczami i odrzuciła swoje włosy.
- Oczywiście, że nie kretynko. Wiedziałam, że to go przerazi i chciałam

wyciągnąć go z depresji, by nie myślał o tym, co się stało. Darius i ja
przyniesiemy z żywność dla zwierzęcego zoo z psów i kotów tam i tylko
przypadkowo, zatrzymamy się w sali jadalnej i weźmiemy nasz obiad i
przyniesiemy też dla niego, Damien jest za bardzo panienką, by wykopać nas,
byśmy jedli sami. Et voila! Damien musi mieć coś w brzuchu zanim przejdzie
przez cały straszny pogrzeb.

background image

Przebudzona

146

- Neferet planuje coś bardzo, bardzo złego. - Stevie Rae powiedziała.
- Liczę na to - Afrodyta powiedziała.
- Cóż, przynajmniej to odbędzie się na oczach wszystkich, więc nie może,

jej zabić.

Afrodyta uniosła brwi pogardliwie na Stevie Rae.
- Na oczach wszystkich Neferet uwolniła Kalonę, zabiła Shekinah i

próbowała rozkazywać Starkowi, który nie mógł chybić, do tego, do czego do
diabła strzela, by wypuścił strzałę raz na Ciebie, a innym razem na Z.

- Cóż, ze mną były to okoliczności łagodzące, a Neferet nie kazała

Starkowi strzelać w Z przed całą szkoła, tylko tuż przed nami i kilkoma
zakonnicami.

Oczywiście ona teraz mówi, że to Kalona zmusił ją do zrobienia obu

rzeczy. W dodatku to nasze słowo przeciwko jej. Nikt nie słucha młodzieży, lub
sióstr.

- Czy wątpiłaś choć przez jedną sekundę, że Neferet może robić co tylko

jej się podoba, a potem jak dziś wyglądać niewinnie jak dziecko? - Afrodyta
przerwała z grymasem.

- Bogini, nie znoszę dzieci - ugh całe to rzyganie, jedzenie, sranie i cała

reszta. W dodatku one rozciągają...

- Naprawdę? - Stevie Rae przerwała jej tyradę. - Nie mówię o tym, byś

walczyła z dziewczęcą częścią siebie i miała dzieci.

- Użyłam jedynie analogii, głupia. Zasadniczo, jesteśmy w tym gównie

tylko od kilku godzin. Z się przygotowuje natomiast ja staram się podtrzymać
Damiena, by nie rozpłynął się dziś w kałuży łez, smarków i niepokoju.

- Wiesz, nie możesz przede mną udawać, że wszystko związane z

Damienem Cię nie obchodzi, po tym jak zobaczyłam twój pocałunek w czubek
jego głowy.

- Który ja będę negować przez resztę mojego długiego i atrakcyjnego życia

- powiedziała Afrodyta.

- Afrodyto czy ty nigdy nie przestaniesz mieć obsesji na punkcie własnego

ja?

Stevie Rea i Afrodyta przeszły, aby nagle się zatrzymać, gdy Kramisha

wyszła z cienia na krawędzi ganku akademika dziewczyn.

- Będę musiała zrobić badania oczu. Nie mogę zobaczyć gówna dopóki nie

jest naprzeciwko mnie - powiedziała Stevie Rae.

- To nie ty - powiedziała Afrodyta śmiertelnie poważnym głosem.

background image

Przebudzona

147

- To Kramisha. Jest czarna. Cienią są czarne - z tej przyczyny nie widzimy

jej.

Kramisha wstała i spojrzała z góry na nos Afrodyty.
- Nie, nie tylko…
- Oh, proszę, przestańcie. - Afrodyta podeszła od drzwi akademika.
- Uprzedzenia, obsesje, mężczyźni, bla bla, nuda, bla, bla. Jestem tu w

mniejszości, więc nigdy nie próbuj wciągnąć mnie w to.

Kramisha zamrugała dwa razy i spojrzała tak oszołomiona jak Stevie Rae.
- Uh, Afrodyto - powiedziała Stevie Rae. - Wyglądasz jak Barbie. Jak do

cholery możesz być w mniejszości?

Afrodyta wskazała na swoje czoło, które było zupełnie puste i

nienaznaczone.

- Człowiek w szkole pełnej adeptów i wampirów to mniejszość.
Otworzyła drzwi i weszła do wnętrza budynku.
- Ta dziewczyna nie jest człowiekiem - powiedziała Kramisha. - Chciałam

powiedzieć, że jest bardziej jak wściekły pies, ale nie chcę obrażać żadnych
psów.

Stevie Rae wypuściła długie cierpiące westchnięcie.
- Wiem. Masz rację. Ona jest naprawdę niemiła, nawet wtedy, gdy zaczyna

być miła. Dla siebie. Jeśli to ma jakiś sens.

- Nie ma sensu, ale ty w ogóle nie mówisz sensownie ostatnio, Stevie Rae -

powiedziała Kramisha.

- Wiesz co? Nie potrzebuję tego już i nie wiem co masz na myśli, a po

drugie nie obchodzi mnie to. Do zobaczenia później, Kramisha.

Stevie Rae zaczęła odchodzić, ale Kramisha stanęła pewnie na jej drodze.

Wyciągnęła ręce przed siebie, zatrzymując Stevie Rae i powiedziała:

- Jeszcze nie zaczęłaś ze mną rozmawiać, by rzucać mi taki nienawistny

tonu głosu.

- Mój ton nie jest nienawistny. Mój ton jest zirytowany i zmęczony.
- Nie. Jest nienawistny i ty to wiesz. Nie powinnaś mnie okłamywać. Nie

jesteś w tym zbyt dobra.

- Dobrze. Nie będę kłamać. - Stevie Rae odchrząknęła, ogarnęły ją lekkie

wstrząsy jak kota złapanego przez wiosenną mżawkę, uśmiechnęła się fałszywo
i zaczęła od nowa super wyraźnym tonem głosu. - Hej tam, dziewczynko, miło
cię widzieć, ale muszę już iść!

Kramisha uniosła brwi.

background image

Przebudzona

148

- Okej, po pierwsze, nie nazywaj mnie dziewczynką. Brzmisz jak ta laska

ze starego filmu, Clueless. Jedna blondynka i Stacey Dash w powtórce czegoś
popularnego. Nie. Boże. Po drugie, nie możesz zwiać teraz, ponieważ mam
jeszcze dać ci…

- Kramisha! - Kręcąc głową Stevie Rae cofała się z dala od fioletowego

arkusza papieru, który Kramisha podawała jej. - Jestem tylko jedną osobą! Nie
mogę teraz zająć się czymś więcej, niż tą nawałnica gówna, a ty musisz na razie
zachować swoje przepowiadające przyszłość wiersze dla siebie. Przynajmniej
dopóki Z dotrze tu, zadomowi się i pomoże mi się upewnić, że Damien nie
zamierza rzucić się ze szczytu najbliższego wysokiego budynku.

Kramisha spojrzała na nią zwężonymi oczami.
- Źle, że nie jesteś tylko jedną osobą.
- Co masz na myśli? Oczywiście, że jestem jedną osobą. Jezu Louise,

chciałabym, żeby było mnie więcej. Wtedy mogłabym mieć oko na Damiena,
być pewna, że Dragon nie pojedzie wkurzony odebrać Zoey z cholernego
lotniska i zdąży na czas i dowiedziałabym się, co się z nią dzieje, dałabym jej
trochę cholernego czegoś do zjedzenia i zaczęłabym radzić sobie z faktem, że
Neferet coś planuje na dzisiejszym pogrzebie Jacka. Oh, i może jedna ja
mogłaby brać długą kąpiel z bąbelkami i słuchać Kenny’ego Chesney podczas,
gdy czytałabym A Night to Remember.

- A Night to Remember? Masz na myśli historię Tytanica, czytałam ją w

zeszłym roku na literaturę?

- Dokładnie. Tylko zaczęliśmy ją, kiedy umarłam i stałam się nieumarła,

więc nigdy jej nie skończyłam. W pewnym sensie lubiłam to.

- Tutaj. Pomogę ci. Statek tonie, oni umierają, koniec. Teraz możemy

przejść do czegoś ważniejszego? - Podniosła kawałek fioletowego papieru
ponownie.

- Tak, wiem co się stało, ale to nie znaczy, że nie jest to dobra historia. -

Stevie Rae wetknęła nieznośny blond lok za ucho. - Powiedziałaś, że nie umiem
kłamać. Dobrze, powiem prawdę. Moja mama powiedziałaby, że mam teraz za
dużo na talerzu, by nałożyć sobie dodatkową porcję frytek, więc odłóżmy
sprawę z wierszem na później.

Całkowicie zaskakując Stevie Rae, Kramisha zrobiła duży krok w jej

osobistą przestrzeń i złapała ją za ramiona. Patrząc jej w oczy, powiedziała.

- Nie jesteś jedną osobą. Jesteś Wyższą Kapłanką. Wyższą Kapłanką

Czerwonych Adeptów. Tylko Ciebie mamy. To znaczy, że musisz poradzić

background image

Przebudzona

149

sobie ze stresem. Dużo ilością stresu. Zwłaszcza teraz, kiedy Neferet planuje
nowy bałagan.

- Wiem o tym, ale…
Kramisha zacisnęła uchwyt na jej ramionach mocniej, i przerwała jej.
- Jack nie żyje. I nie wiemy, kto będzie następny. - Potem Laureatka Poezji

zamrugała parę razy, jej brązowe brwi zmarszczyły się, pochyliła się w przód i
zaciągnęła się mocno powietrzem obok twarzy Stevie Rae.

Stevie Rae uwolniła się z uścisku jak imadło i zrobiła krok w tył.
- Wąchasz mnie?
- Tak. Pachniesz dziwnie. Czułam to wcześniej. Kiedy byłaś w szpitalu.
- No i?
Kramisha obserwowała ją.
- No i to mi coś przypomina.
- Twoją mamę? - Stevie Rae powiedziała z niekrytą nonszalancją.
- Nawet tego nie próbuj. A kiedy będę nad tym myśleć, gdzie pójdziesz?
- Powinnam pomóc Afrodycie przynieść rzeczy, by nakarmić kota

Damiena i Cesarzową. Potem muszę odebrać Z. z lotniska i powiedzieć jej, że
Neferet zadecydowała zrobić krok w przód i pozwoliła jej podpalić stos
pogrzebowy Jacka. Dzisiaj.

- Taa, słyszałam o tym. To wcale nie wygląda dla mnie dobrze.
- Zoey podpala stos pogrzebowy Jacka?
- Nie, że Neferet jej na to pozwala. - Kramisha podrapała się po głowie. -

Więc sprawa wygląda tak: pozwól Afrodycie zająć się Damianem. Musisz iść
tam… - spauzowała i pomachała niejasno ręką z długimi, pomalowanymi na
złoto paznokciami na drzewa otaczające kampus Domu Nocy - i to przebywanie
z naturą, które robisz. Znowu.

- Kramisha, nie mam na to czasu.
- Nie skończyłam jeszcze. Musisz naładować się, zanim całe piekło się

zacznie. Zrozum, nie jestem pewna, czy Zoey jest gotowa na to, co się może stać
dziś wieczorem.

Zamiast zignorować Kramishę i jej szefowanie, Stevie Rae zawahała się i

pomyślała o czym ona mówi.

- Możesz mieć rację - powiedziała powoli.
- Ona nie chciała wrócić. Wiesz o tym, prawda? - Kramisha powiedziała.
Stevie Rae uderzyła ją w ramię.
- No cóż, a Ty chciałabyś? Ona dużo przeszła.

background image

Przebudzona

150

- Nie sądzę, że chciałabym i nie dlatego, że mówię to Tobie, ale rozumiem

ją. Ale Zoey nie jest jedyną osobą z nas, która przez wiele przeszła ostatnio.
Niektórzy z nas wciąż przechodzą przez wiele spraw. Musimy nauczyć się dbać
o nasz sprawy i radzić sobie.

- Hej, ona wraca - poradzi sobie - Stevie Rae powiedziała.
- Nie mówię tylko o Zoey. - Kramisha złożyła fioletową kartkę papieru i

podała ją Stevie Rae, która wzięła ją nieochoczo, kiedy westchnęła i zaczęła ją
rozkładać, Kramisha potrzasnęła głową. - Nie musisz tego czytać przy mnie. -
Stevie Rae spojrzała na Laureatkę Poezji z pytającym wyrazem twarzy. -
Zrozum, mówię do Ciebie jak Laureatka Poezji do swojej Wyższej Kapłanki,
więc musisz mnie wysłuchać. Weź ten wiesz i idź do drzew. Przeczytaj go tam.
Pomyśl o tym naprawdę dobrze. Cokolwiek się z Tobą dzieje, musisz dokonać
zmian. To jest trzecie i ostatnie ostrzeżenie, które dostałam o Tobie. Przestań
ignorować prawdę, Stevie Rae, bo to co robisz, nie wpływa tylko na Ciebie.
Słyszysz mnie?

Stevie Rae wzięła głęboki wdech.
- Słyszę Cię.
- Dobrze, więc idź teraz. - Kramisha zaczęła iść w stronę akademika.
- Hej, wytłumaczysz Afrodycie, że miałam coś do zrobienia, więc nie

przyjdę? - Kramisha spojrzała przez ramię na Stevie Rae.

- Taa, ale będziesz wisiała mi obiad w Red Lobster.
- Taa, dobrze. Lubię Lobster - powiedziała Stevie Rae.
- Zamówię, cokolwiek będę chciała.
- Oczywiście, że tak - wymruczała Stevie Rae, westchnęła znowu i zaczęła

zmierzać w kierunku drzew.

background image

Przebudzona

151

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

S

S

I

I

E

E

D

D

E

E

M

M

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

S

S

T

T

E

E

V

V

I

I

E

E

R

R

A

A

E

E

Stevie Rae nie była całkowicie pewna, co oznacza ten wiersz, ale była

pewna, że Kramisha ma rację - musi przestać ignorować prawdę i dokonać
zmian. Najtrudniejszą częścią było to, że nie była pewna czy potrafiłaby
odszukać prawdę, nie mówiąc już jak to wszystko zmienić. Spojrzała w dół na
wiersz.

Jej wzrok w nocy był tak dobry, że nie musiała wychodzić z cienia poniżej

starych dębów, które graniczyły z ulicą Utica od strony kampusu i otaczały
boczną drogę do wejścia do szkoły.

- Haiku jest zawsze takie mylące - mruknęła, gdy zaczęła kolejny raz

czytać wiersz:


Musisz powiedzieć sercu,
To, co płaszcz tajemnic dusi
Wolność: to jego wybór

13


To było o Rephaimie. I o niej. Znowu. Stevie Rae siadła u stóp wielkiego

drzewa i pozwoliła plecom odpocząć na jego szorstkiej korze, czerpiąc siłę z
wydzielanej przez dąb energii. Powinnam powiedzieć mojemu sercu, ale
właściwie co mam powiedzieć? Wiem, że dusi już mnie utrzymywanie tej
tajemnicy, ale nie ma nikogo, komu mogłabym powiedzieć o Rephaimie.
Wolność jest jego wyborem?

To prawda, ale jego tatuś ma go w garści, a on tego nie widzi.

13

You must tell your heart

The cloak of secrets smothers
Freedom: his to choose

background image

Przebudzona

152

Stevie Rae pomyślała jak ironiczne było to, że starożytny nieśmiertelny i

jego pół-ptasi, pół-nieśmiertelny syn miał wpojone zasady starej relacji
ojciec/syn jak zyllion innych znanych jej dzieciaków z ich własnymi głupimi
tatusiami. Kalona traktował go jak niewolnika i skłaniał go cały czas do
wierzenia, że zawiódł wiele razy, aż Rephaim nie zdawał sobie sprawy jak było
to błędne.

Potem oczywiście wszystko się pomieszało, bo była gdzie była z

Rephaimem i związała się z nim, ponieważ obiecała to w ramach długu
Czarnemu Bykowi Światła.

- Tak naprawdę to nie tylko z powodu długu - Stevie Rae szepnęła do

siebie.

Ona była mu pisana przed tym.
- Lu… lubię go - wyjąkała, choć noc była cicha i jedynie słuchające drzewa

były obecne. - Chciałabym wiedzieć czy to było z powodu naszej więzi krwi,
czy naprawdę jest w nim coś, co mi się podoba?

Siedziała tam, wpatrując się w pajęczynę na nagich konarach nad jej głową.

Potem, ponieważ wyżalała się drzewom, dodała:

- Prawdą jest to, że nie powinnam się już nigdy z nim zobaczyć. - Samo

wyobrażenie sobie Dragona, że dowiaduje się, iż ocaliła i skojarzyła się ze
stworzeniem, które zabiło Anastazję, powodowało, że chciało jej się rzygać. -
Być może część wiersza o wolności oznacza, że jeśli przestanę widywać się
Rephaimem, to ten zadecyduje się opuścić to miejsce. Może nasze skojarzenie
zaniknie, jeśli będziemy przebywać daleko od siebie. - Ta myśl też sprawiała, że
chciało jej się rzygać. - Chciałabym, żeby ktoś powiedział mi co mam robić -
powiedziała ponuro, opierając brodę na dłoniach.

Jakby w odpowiedzi, nocny wiatr przyniósł jej dźwięk kogoś

szlochającego. Marszcząc brwi, Stevie Rae wstała, przekrzywiła głowę i
słuchała.

Tak, ktoś na pewno tam był. Tak naprawdę nie chciała podążać za

dźwiękiem. Prawdą było to, że miała więcej niż wystarczająco krzyków w
ostatnim czasie, ale płacz tak łamał serce i był tak głęboko smutny, że nie
powinna go ignorować - to nie byłoby w porządku. Tak więc Stevie Rae
podążała za płaczem, który doprowadził ją do dużej, żelaznej bramy, będącej
głównym wejściem do szkoły.

W pierwszej chwili nie zrozumiała, co widziała. Mogła powiedzieć, że

płacząca osoba była kobietą i znajdowała się poza bramą Domu Nocy. Kiedy
Stevie Rae zbliżyła się, zobaczyła, że kobieta klęczy pod bramą, po prawej

background image

Przebudzona

153

stronie. Ta kobieta opierała się o coś, co wyglądało jak wielki wieniec
pogrzebowy, zrobiony ze sztucznych róż, goździków i czegoś zielonego,
naprzeciw kamiennego filaru. Przed tym wszystkim stała zapalona zielona
świeca, a ona nadal płacząc, wyciągała zdjęcie z torebki. Wtedy ta kobieta
uniosła zdjęcie, by je pocałować i Stevie Rae odnalazła na nim swoją twarz.

- Mama!
Ona ledwie wyszeptała to słowo, ale głowa jej mamy podniosła się i jej

oczy spotkały Stevie Rae.

- Stevie Rae? To ty kochanie?
Na dźwięk głosu jej mamy, węzeł, który budował się w brzuchu Stevie Rae

nagle się rozwiązał, a ona pobiegła do bramy. Nie myślała o niczym, oprócz
dotarcia do mamy, Stevie Rae łatwo przeskoczyła mur, lądując na drugiej
stronie.

- Stevie Rae? - powtórzyła tym razem pytającym tonem.
Stevie Rae nie mogła mówić, tylko skinęła głową, a z jej oczu zaczął

płynąć wodospad łez.

- Och, kochanie, jak ja się cieszę, że mogę znowu Cię zobaczyć. - Jej

mama delikatnie przetarła oczy chusteczką, trzymając ją w jednej ręce,
oczywiście, żeby przestać płakać. - Skarbie, jesteś szczęśliwa gdziekolwiek
jesteś? - Nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej, wpatrując się w twarz Stevie
Rae, jakby chciała ją zapamiętać. - Tak za tobą tęskniłam. Chciałam przyjechać
wcześniej i zostawić ten wieniec dla Ciebie i świecę, i to naprawdę ładne zdjęcie
z ósmej klasy, ale nie mogłam tu dotrzeć z powodu burzy. Później, kiedy
otworzyli drogi nie mogłam się zmusić, bo przyjeżdżając tu i zostawiając to
wszystko dla ciebie byłoby sprawą ostateczną. Byłabyś martwa. - Poruszyła
ustami, nie mogąc wypowiedzieć ostatniego słowa.

- Mamo! Też za tobą tak mocno tęskniłam. - Stevie Rae rzuciła się w

ramiona swojej mamy, schowała twarz w jej niebieskim płaszczu, a czując
zapach domu, łamało jej się serce, a oczy zalewały łzy.

- Już, już kochanie. Będzie dobrze. Zobaczysz. Wszystko będzie dobrze. -

Uspokajała Stevie Rae, poklepała ją w plecy, a następnie mocno przytuliła.

W końcu, po tym, co wydawało się trwać godziny, Stevie Rae była w

stanie spojrzeć na mamę. Virginia „Ginny” Johnson uśmiechnęła się przez łzy i
pocałowała swoją córkę, najpierw w czoło, a później złożyła delikatny
pocałunek na jej ustach. Potem sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła drugą
chusteczkę, tym razem starannie złożoną.

- Dobrze, że wzięłam więcej niż jedną.

background image

Przebudzona

154

- Dzięki, mamo. Zawsze przychodzisz przygotowana. - Stevie Rae

uśmiechnęła się, wytarła twarz i wysiąkała nos. - Nie masz z sobą
czekoladowych ciasteczek, co nie?

Jej mama zmarszczyła brwi.
- Dziecko, jak możesz jeść?
- Cóż, moimi ustami, tak jak zawsze.
- Dziecko - powiedziała, patrząc coraz bardziej zdezorientowana - Nie

dbam o to, że komunikujesz się ze mną z tamtego świata. - Pani Johnson
powiedziała to tonem podobnym jak się mówi czary- mary, z przesadnymi
„mistycznymi” gestami. - Jestem po prostu zadowolona, że mogłam zobaczyć
swoją dziewczynkę jeszcze raz, ale zajęło mi chwilę przyjęcie tego, że jesteś
duchem, zwłaszcza takim, który roni prawdziwe łzy i je.

- Mamo, nie jestem duchem.
- Jesteś jakimś objawieniem? Kochanie to nie ma dla mnie znaczenia.

Zawsze będę Cię kochać. Wrócę tu i będę odwiedzała Cię wiele, wiele razy,
jeślibyś chciała straszyć. Ja tylko pytam, więc chcę wiedzieć.

- Mamo, ja nie jestem martwa. Przynajmniej już nie.
- Kochanie, miałaś doświadczenia paranormalne?
- Nie masz pojęcia, mamo.
- I nie jesteś martwa? - Pani Johnson zapytała.
- Nie, i nie wiem tak dokładnie dlaczego. Wydawało mi się, że umarłam,

ale później wróciłam, i teraz mam to - Stevie Rae pokazała na czerwony tatuaż
złożony z winogron i liści otaczających jej twarz. - Oczywiście jestem pierwszą
w historii Wyższą Kapłanką i Czerwonym Wampirem.

Pani Johnson przestała płakać, ale po wyjaśnieniu Stevie Rae, łzy znów

napłynęły jej do oczu.

- Żyjesz… - szeptała pomiędzy szlochem. - Żyjesz…
Stevie Rae wzięła mamę w ramiona i ścisnęła ją mocno.
- Tak mi przykro, że nie przyszłam i nie powiedziałam Ci. Chciałam Ci

powiedzieć. Naprawdę. Po prostu nie byłam sobą, kiedy po raz pierwszy stałam
się nieumarła. I potem rozpętało się piekło w szkole. Nie mogłam odejść, nie
mogłam zadzwonić tak po prostu.

Mam na myśli, jak zadzwonić do mamy i powiedzieć, „Hej. Nie odkładaj

słuchawki. To naprawdę ja i nie jestem już martwa”. Chyba po prostu nie
wiedziałam co robić. Tak mi przykro - powtórzyła, zamykając oczy i przytulając
się mamy tak mocno jak tylko mogła.

background image

Przebudzona

155

- Nie. Nie, wszystko jest w porządku. Naprawdę w porządku.

Najważniejsze, że jesteś tu i wszystko z tobą w porządku. - Mama oderwała się
od Stevie Rae, żeby móc na nią spojrzeć, kiedy Stevie Rae wycierała oczy. -
Wszystko w porządku, czyż nie Skarbie?

- Mamo, czuję się dobrze.
Pani Johnson objęła dłońmi podbródek Stevie Rae, by jej córka spojrzała

jej w oczy. Potrząsnęła głową i powiedziała:

- To nieładnie kłamać swojej mamie.
Stevie Rae nie wiedziała, co powiedzieć. Patrzyła na mamę, kiedy

wszystkie jej sekrety, kłamstwa i tajemnice zaczęły rozpadać się w jej wnętrzu.

Pani Johnson wzięła Stevie Rae za ręce i popatrzyła jej w oczy.
- Jestem tu. Kocham cię. Powiedz mi, dziecko - powiedziała delikatnie.
- Jest źle - powiedziała Stevie Rae. - Naprawdę źle.
Głos mamy był pełny miłości i ciepła.
- Kochanie, nie ma nic tak złego, jak bycie nieżywym.
To był moment, kiedy Stevie Rea dostrzegła bezwarunkową miłość mamy.

Wzięła głęboki wdech, a kiedy wypuściła powietrze z płuc i wyrzuciła:

- Skojarzyłam się z potworem, mamo. Istotą, która jest w połowie

człowiekiem, a w połowie ptakiem. Robił złe rzeczy. Naprawdę złe rzeczy. On
nawet zabijał ludzi.

Czułość w wypowiedzi mamy Stevie Rae nie zniknęła, ale złapała córkę za

rękę i zapytała:

- Czy to stworzenie jest tutaj? W Tulsie?
Stevie Rae skinęła głową.
- Oczywiście się ukrywa. Oprócz mnie nikt w Domu Nocy o nim nie wie.
- Nawet Zoey?
- Nie, zwłaszcza nie Zoey. Świrowałaby. Do diabła Mamo, każdy kto, by

się dowiedział, świrowałby. Wiem, że to wszystko zostanie odkryte. Wiem, że
to się stanie i nie wiem, co robić. To takie straszne. Wszyscy mnie znienawidzą.
Nikt nie zrozumie.

- Nie każdy będzie Cię nienawidzić, kochanie. Ja cię nie nienawidzę.
Stevie Rae westchnęła i uśmiechnęła się.
- Ale przecież ty jesteś moją mamą. To twoje zadanie, żeby mnie kochać.
- To też zadanie twoich przyjaciół, by Cię kochali, jeśli są prawdziwi. -

Pani Johnson urwała i zapytała się powoli: - Kochanie, czy ta istota miała coś do
Ciebie? To znaczy, nie wiem zbyt wiele o sprawach wampirów, ale każdy wie,
że Skojarzenie z wampirem jest poważną rzeczą. Czy on Cię jakoś do tego

background image

Przebudzona

156

zmusił? Jeśli tak, to możemy iść do szkoły. Muszą to zrozumieć i znaleźć jakiś
sposób, by się go pozbyć.

- Nie, mamo. Skojarzyłam się z Rephaimem, bo uratował mi życie.
- Przywrócił Cię z martwych? - Stevie Rae pokręciła głową.
- Nie, nie jestem pewna jak stałam się nieumarła, ale miało to jakiś związek

z Neferet.

- Więc powinnam jej podziękować. Może powinnam…
- Nie mamo! Musisz trzymać się z dala od szkoły, a zwłaszcza od Neferet.

Cokolwiek zrobiła, nie uczyniła tego, ponieważ była dobra. Udaje taką, ale jest
wręcz odwrotnie.

- A to stworzenie, które nazywasz Rephaim?
- Był po stronie Ciemności przez długi czas. Jego ojciec to złe wieści, w

dodatku namieszał mu w głowie.

- Ale uratował Ci życie? - zapytała pani Johnson.
- Dwa razy, mamo, i zrobiłby to następny raz. Wiem, że by to zrobił.
- Kochanie, mocno się namyśl zanim odpowiesz mi na dwa pytania.
- Dobrze, mamo.
- Po pierwsze, czy widzisz w nim choć trochę dobra?
- Tak - powiedziała bez chwili zawahania Stevie Rae. - Naprawdę widzę.
- Po drugie, czy on Cię zranił? Czujesz się bezpieczna z nim?
- Mamo, by mnie ocalić, stanął przed potworem straszniejszym niż mogę

opisać. Kiedy to zrobił, potwór zwrócił się na niego i zranił go. Bardzo mocno.
Zrobił to tak, żeby nie stała mi się krzywda. Szczerze mówiąc, myślę, że prędzej
zginie niż pozwoli, by stała mi się krzywda.

- Oto prawda z mojego serca dla Ciebie: nie jestem w stanie zrozumieć jak

może być w połowie człowiekiem i ptakiem, ale jestem pewna, że odrzuci
szaleństwo na bok, bo Cię uratował i jesteście ze sobą związani. Kochanie, to
znaczy, że jak przyjdzie odpowiedni czas jego wyboru pomiędzy złymi
rzeczami w jego przeszłości a inną przyszłością z tobą, to jeśli jest
wystarczająco silny, wybierze Ciebie.

- Ale moi znajomi go nie zaakceptują, co gorsza wampiry będą próbowały

go zabić.

- Kochanie, jeśli twój Rephaim robił złe rzeczy, tak jak powiedziałaś, a ja

Ci wierzę, wtedy będzie musiał ponieść konsekwencje. On je będzie musiał
ponieść, nie ty. Tym, co musisz zapamiętać jest to, że jedyną osobą, której
działania możesz kontrolować jesteś Ty. Możesz zrobić to, kochanie. Zawsze
byłaś w tym dobra. Chroń siebie. Stań za tym, w co wierzysz. To wszystko, co

background image

Przebudzona

157

możesz zrobić. A jeśli Rephaim stanie przy twoim boku, możesz być
zaskoczona tym, co się stanie.

Stevie Rae czuła, że jej oczy znów wypełniają się łzami.
- On powiedział, że powinnam się z tobą zobaczyć. Nigdy nie znał swojej

matki. Została zgwałcona przez jego ojca i zmarła, kiedy go urodziła. Ale
powiedział mi nie tak dawno, że muszę znaleźć sposób, by Cię zobaczyć.

- Kochanie, potwór, by tego nie powiedział.
- On nie jest człowiekiem, mamo. - Stevie Rae tak mocno trzymała ręce

mamy, że aż zbielały jej kłykcie, ale nie mogła puścić. Nawet nie mogła się
ruszyć.

- Stevie Rae, ty też nie jesteś człowiekiem, już nie, i nie robi do dla mnie

większej różnicy. Ten chłopak Rephaim uratował ci życie. Dwa razy. Więc mnie
zbytnio nie obchodzi, czy byłby w części nosorożcem i zaczął mu wyrastać róg
na czole. Uratował moją dziewczynkę, powiedz mu następnym razem, że muszę
go za to uściskać.

Chichot wydobył się z ust Stevie Rae, kiedy wyobraziła sobie jej mamę

ściskaną przez Rephaima.

- Powiem mu.
Twarz mamy Stevie Rae stężała w poważnym wyrazie.
- Wiesz, że im szybciej przyznasz się do winy wszystkim, tym lepiej dla

Ciebie. Prawda?

- Wiem. Spróbuję. Dzieje się teraz dużo rzeczy i nie jest to dobry czas, by

zrzucić to na wszystkich.

- Jest zawsze dobry czas, by powiedzieć prawdę - powiedziała pani

Johnson.

- Och, mamo. Nie wiem jak zabrać się za ten bałagan.
- Zrobisz to słodziutka. Nawet tam nie byłam, ale mogę Ci powiedzieć, że

jeśli coś do jego istoty przeszło od Ciebie, to może skończyć się to jego
odkupieniem.

- Jeśli tylko jest wystarczająco silny - powiedziała Stevie Rae. - Ale nie

wiem jaki jest. Z tego, co wiem, to nigdy nie stanął przeciw swojemu ojcu.

- Czy jego ojciec zaaprobuje jego bycie z tobą? - Stevie Rae zaszydziła.
- Nie ma takiej cholernej możliwości.
- Ale uratował ci dwa razy życie i Skojarzył się z tobą. Dziecko, mnie

wydaje się, że opiera się już jakiś czas ojcu.

- Nie. Zrobił to wszystko, kiedy ojciec był poza krajem. A teraz wrócił i

Rephaim będzie robił to, co mu karze.

background image

Przebudzona

158

- Naprawdę? Skąd to wiesz?
- Powiedział mi dzisiaj, kiedy… - Stevie Rae przestała mówić i jej oczy

rozszerzyły się. Jej mama uśmiechnęła się i skinęła głową.

- Widzisz?
- O mój boże, masz rację!
- Pewnie, że mam, w końcu jestem twoją mamą.
- Kocham cię mamo - powiedziała Stevie Rae.
- Ja też cię kocham, moja dziewczynko.

background image

Przebudzona

159

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

O

O

S

S

I

I

E

E

M

M

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

R

R

E

E

P

P

H

H

A

A

I

I

M

M

- Nie mogę uwierzyć, że zamierzasz to zrobić - rzekł Kalona, krocząc w tę i

z powrotem po balkonie na dachu Mayo.

- Robię to ponieważ nadszedł czas, a to jest konieczne i słuszne! - Głos

Neferet nabierał tempa, kiedy mówiła tak jakby miała wybuchnąć.

- Słuszne! Tak jak to, że jesteś stworzeniem Światła? - Rephaim nie mógł

powstrzymać słów, jego głos był pełny nieufności.

Neferet okrążyła go. Podniosła dłoń, a Rephaim mógł zobaczyć nici mocy

drżące w powietrzu wokół niej, chłonące z jej skóry, pełzające pod nią. Widok
ścisnął jego żołądek, kiedy przypomniał sobie okropny dotyk tych nici
Ciemności. Automatycznie cofnął się do tyłu z dala od niej.

- Kwestionujesz moje słowa, ptasia kreaturo? - Neferet wyglądała jakby

przygotowywała się do ciśnięcia nićmi Ciemności w niego.

- Rephaim nie kwestionuje Twoich słów, tak jak ja ich nie kwestionuje. -

Jego ojciec przybliżył się do Neferet, stojąc między Tsi Sgili i nim, kiedy
kontynuował mówić spokojnym głosem pełnym autorytetu. - Jesteśmy obaj po
prostu zaskoczeni.

- To ostatnie czego Zoey i jej sojusznicy mogliby się po mnie spodziewać.

Więc, chociaż myśl o tym przyprawia mnie o mdłości, będę się poniżać -
tymczasowo. To sprawi, że Zoey stanie się bezsilna. Jeśli będzie mogła jedynie
szeptać, to ujawni się jako nadąsane dziecko jakim naprawdę jest.

- Myślałbym raczej, że mogłabyś zniszczyć ją niż upokorzyć - powiedział

Rephaim.

Neferet parsknęła na niego i mówiła do niego jakby był zupełnym

głupcem.

- Miałam możliwość zabić ją dzisiaj, ale nie ważne jak to zaaranżuje, będę

w to zamieszana. Wieczorem Ci zdziecinniali starcy z Wyższej Rady byliby

background image

Przebudzona

160

zmuszeni przyjść tutaj - zobaczyć się ze mną i ingerować w moje plany. Nie, nie
jestem na to gotowa i póki nie będę, chcę uciszyć Zoey Redbird i przywrócić ją
na jej miejsce. Ona jest tylko zwykła adeptką i będzie tak traktowana. I kiedy
przejmę opiekę nad Zoey, będę także rewidować jej małą grupkę przyjaciół
szczególnie jedną z nich, która nazywa się Pierwszą Czerwoną Wyższą
Kapłanką. - Śmiech Neferet był szyderczy. - Stevie Rae? Wyższą Kapłanką?
Zamierzam ujawnić, czym ona naprawdę jest.

- A czym jest? - Rephaim musiał spytać, utrzymując normalny ton głosu, a

wyraz jego twarzy był tak pusty, jak to tylko było możliwe.

- Wampirem, który poznał, a nawet doświadczył Ciemności.
- Ostatecznie wybrała Światło. - Oznajmił Rephaim i uświadomił sobie, że

mówił zbyt szybko, wtedy oczy Neferet się zwęziły.

- Ale fakt, że Ciemność dotknęła jej zmienia ją na zawsze - oświadczył

Kalona.

Neferet uśmiechnęła się słodko do Kalony.
- Masz wielką rację, mój Małżonku.
- Nie możemy wiedzieć, czy dotyk Ciemności nie miał wzmacniającego

działania na Czerwonej? - Rephaim był niezdolny do powstrzymania się od
pytania.

- Oczywiście, że ma. Czerwona jest potężnym wampirem, młodym i

niedoświadczonym, właśnie dokładnie dlatego jest idealna, byśmy jej użyli -
powiedział Kalona.

- Wierzę, że Stevie Rae jest czymś więcej niż pokazuje to jej małym

przyjaciołom. Widziałam ją, kiedy pochłonięta Ciemnością. Rozkoszowała się
w niej - rzekła Neferet. - Mówię, że musimy obserwować ją i odkryć, co kryje
się pod tą jasną, niewinną powierzchownością. - Ogłosiła sarkastycznie Neferet.

- Według twojego życzenia - Rephaim powiedział, zdegustowany tym, że

podłość Neferet powodowała, że syczał jak zwierzę.

Neferet nagle ruszyła do niego.
- Wyczuwam zmianę w tobie.
Rephaim zmusił się, by kontynuować patrzenie jej w oczy.
- Podczas nieobecności mojego ojca byłem bliżej śmierci i Ciemności niż

kiedykolwiek wcześniej podczas mojego długiego życia. Jeśli wyczuwasz we
mnie zmianę, to być może o to chodzi.

- Być może - Neferet powiedziała powoli. - A być może nie. Dlaczego jest

tak, że podejrzewam, że możesz być niezadowolony z tego, że twój ojciec i ja
wróciliśmy do Tulsy?

background image

Przebudzona

161

Rephaim panował nad sobą na tyle, by Tsi Sgili nie mogła zobaczyć

nienawiści i gniewu, które zalewały jego ciało.

- Jestem ulubionym synem mojego ojca. Jak zawsze, stoję po jego stronie.

Dni jego nieobecności były najciemniejszymi w moim życiu.

- Naprawdę? To fatalnie dla Ciebie. - Neferet burknęła sarkastycznie.

Wtedy lekceważąco odwróciła twarz od niego do Kalony. - Słowa twojego
ulubionego syna przypomniały mi o czymś… Gdzie reszta tych stworzeń, które
nazywasz twoimi dziećmi? Na pewno garstka adeptów i zakonnic nie zabiła ich
wszystkich.

Kalona zacisnął i rozluźnił szczękę, a jego oczy płonęły bursztynem.
Uznając, że jego ojciec walczył, by kontrolować jego gniew, Rephaim

mówił szybko.

- Mam braci, którzy przetrwali. Widziałem jak uciekali, kiedy ty i mój

ojciec zostaliście wygnani.

Oczy Neferet zmrużył się.
- Nie jestem już wygnana.
Już, Rephaim pomyślał, napotykając jej wzrok na chwilę jak mrugnięcie

powieką, ale garstka adeptów i zakonnic raz tego dokonała.

Ponownie Kalona odwrócił od niego jej uwagę.
- Inni nie są tacy jak Rephaim. Potrzebują pomocy, by ukryć się w mieście

bez możliwości wykrycia ich. Muszą znaleźć bezpieczne miejsce na gniazdo
daleko od cywilizacji. - Kiedy mówił jego gniew jedynie wrzał na powierzchni
jego słów i nie wykipiał, chociaż Rephaim zastanawiał się jak ślepa stała się
Neferet. Czy ona naprawdę wierzyła, że jest taka potężna, by mogła nieustannie
dręczyć starożytnego nieśmiertelnego, nie ponosząc konsekwencji za jego
gniew?

- Cóż, wróciliśmy. Oni powinni być tutaj. Są wybrykami natury, ale mają

swoje zastosowanie. Podczas dnia mogą zostać tutaj, daleko od mojej sypialni. -
Machnęła na luksusowe apartamenty penthouse’a. - W nocy mogą czaić się na
zewnątrz czekając na moje rozporządzenia.

Kalona nie podniósł głosu, ale moc, która przeszła przez niego sprawiła, że

Rephaim miał ciarki i gęsią skórkę na ramionach.

- Moi synowie słuchają tylko mnie. Są związani ze mną krwią, magią i

czasem. Sam ich kontroluję.

- Cóż, zakładam, że możesz ich kontrolować, sprowadzając ich tutaj?
- Tak.

background image

Przebudzona

162

- Dobrze, wezwij ich albo niech Rephaim zgromadzi ich tutaj lub

cokolwiek, po prostu zrób to. Nie mogę się wszystkim zajmować.

- Według twojego życzenia - burknął Kalona, powtarzając wcześniejsze

oświadczenie Rephaima.

- Teraz zamierzam poniżać się, zanim szkoła będzie pełna niższych rangą

istot, bo wy nie dopilnowaliście, by Zoey Redbird nie powróciła do tego świata.
- Jej oczy wyglądały jak zimna zieleń. - I dlatego słuchacie tylko mnie. Bądźcie
tu, kiedy wrócę. - Neferet opuściła balkon. Jej długi płaszcz powinien zahaczyć
się o drzwi, które zatrzaskiwała, ale w ostatniej chwili zmarszczył się i
prześlizgnął bliżej ciała Tsi Sgili, oplatając się wokół jej kostek jak lepki basen
smoły.

Rephaim stawił czoła swojemu ojcu, starożytnemu nieśmiertelnemu,

któremu służył wiernie od wieków.

- Jak możesz pozwalać jej tak mówić do Ciebie? Traktować Cię w ten

sposób? Nazwała moich braci wybrykami natury, ona, która jest prawdziwym
potworem! - Rephaim wiedział, że nie powinien tak mówić do swojego ojca, ale
nie mógł sobie poradzić z tym. Widzieć dumnego i potężnego Kalonę, któremu
rozkazywano jak słudze, było nie do zniesienia.

Kiedy Kolona się zbliżał, Rephaim szykował się na to co z pewnością

nadejdzie. Widział wcześniej szalejący gniew swego ojca, wiedział czego może
się spodziewać. Kalona rozwinął swoje wielkie skrzydła i stał nad synem, ale
cios, którego spodziewał się Rephaim nie przyszedł. Zamiast tego, kiedy
napotkał spojrzenie swego ojca ujrzał rozpacz, a nie złość.

Wyglądając jak upadły bóg, Kalona przemówił:
- Nie, ty też. Spodziewałem się po niej braku szacunku i nielojalności;

zdradziła swoją boginię, by mnie uwolnić. Ale ty, nigdy nie uwierzyłbym w to,
że staniesz przeciwko mnie.

- Ojcze! Ja nie staję przeciwko tobie! - Rephaim zaprzeczył, wyrzucając ze

swojego umysłu jego wszystkie myśli o Stevie Rae. - Po prostu nie mogę znieść
tego jak ona Cię traktuje.

- Właśnie dlatego muszę znaleźć sposób jak złamać tę przeklętą przysięgę.

- Kalona wypuścił niemy dźwięk frustracji i podszedł do kamiennej poręczy,
zaczynając wpatrywać się w noc. - Gdyby tylko Nyks trzymała się z dala od
bitwy ze Starkiem. Wtedy on pozostałby martwy i wiedziałbym w duchu, że
Zoey nigdy nie znajdzie siły, by powrócić do tego świata i jej ciała z powodu jej
dwóch martwych ukochanych.

Rephaim podążał wzrokiem za swoim ojcem do poręczy.

background image

Przebudzona

163

- Martwy? Zabiłeś Starka w Otherwordzie?
Kalona parsknął:
- Oczywiście, że zabiłem tego chłopca. On i ja się pojedynkowaliśmy. Nie

miał możliwości mnie pokonać, nawet jeśli stał się Strażnikiem i władał wielkim
wspaniałym obusiecznym mieczem Strażnika.

- Nyks wskrzesiła Starka? - Rephaim zapytał nieufnie. - Ale Bogini nie

integruje w ludzkie wybory. To był wybór Starka, by bronić znów przed Tobą
Zoey.

- Nyks nie wskrzesiła Starka. Ja to zrobiłem.
Rephaim zamrugał zszokowany.
- Ty?
Kalona skinął głową i kontynuował wpatrywać się nocne niebo, nie

napotykał jednak wzroku jego syna, kiedy mówił napiętym głosem, jakby każde
słowo ciążyło mu w gardle.

- Zabiłem Starka. Wierzyłem, że Zoey się wycofa i wówczas zostanie w

Otherwoldzie z duszami jej Wojownika i partnera. Albo może jej dusza
roztrzaska się na zawsze i mogłaby zostać błąkającą się Caoinic Shi. - Kalona
przerwał i dodał: - Choć nie życzyłem jej tego drugiego. Nie nienawidzę jej tak
jak Neferet.

Rephaimowi wydawało się, że jego ojciec mówi bardziej na głos do

samego siebie niż do niego, więc kiedy Kalona szedł cicho, on był cichy i
cierpliwy, nie chciał mu przerywać, czekał aż dokończy.

- Zoey jest silniejsza niż przewidywałem. - Kalona ciągnął dalej, mówiąc

do nocy. - Zamiast wycofać się lub roztrzaskać, zaatakowała. - Uskrzydlony
nieśmiertelny zaśmiał się do wspomnień. - Ona przebiła mnie moja własną
włócznią i żądała, bym zwrócił życie Starkowi, spłacając dług życia, który
byłem jej winien, kiedy zabiłem jej chłopaka. Odmówiłem oczywiście.

Niezdolny do zachowania ciszy, Rephaim rzucił:
- Ale długi życia są potężne, Ojcze.
- To prawda, ale ja jestem potężnym nieśmiertelnym. Konsekwencje, które

dotykają śmiertelników nie dotyczą mnie.

Myśli Rephaima jak zimny wiatr szeptały mu w umyśle. Być może on się

myli. Być może to co spotkało jego Ojca jest częścią konsekwencji, tylko on
uważał się za zbyt potężnego by je płacić. Ale Rephaim wiedział lepiej, że rację
ma Kalona, więc po prostu zapytał:

- Odmówiłeś Zoey i co się stało?

background image

Przebudzona

164

- Nyks - Kolona powiedział gorzko. - Mogłem odmówić dziecinnie

wyglądającej Wyższej Kapłance. Nie mogłem jednak odmówić Bogini. Nigdy
nie mogłem odmówić Bogini. Tchnąłem skrawek mojej nieśmiertelności w
Starka. Ożył. Zoey wróciła do swojego ciała i poradziła sobie też z uratowaniem
jej Wojownika z Otherwoldu. A ja jestem pod kontrolą Tsi Sgili, która wierzę,
że jest zupełnie szalona.

Kalona spojrzał na Rephaima.
- Jeśli nie przełamię tej niewoli, ona wciągnie mnie w swoje szaleństwo.

Ma połączenie z Ciemnością, której nie czułem od wieków. Ta więź jest tak
samo potężna jak kusząca i niebezpieczna.

- Powinieneś zabić Zoey. - Rephaim powiedział te słowa powoli i

niepewnie, nienawidząc się za każdą sylabę, bo wiedział, że śmierć Zoey
mogłaby spowodować ból Stevie Rae.

- Oczywiście, że tak, już to przemyślałem. - Rephaim wstrzymał oddech,

kiedy Kalona przerwał. - I doszedłem do wniosku, że jeśli zabiję Zoey Redbird,
to będzie jawną obrazą dla Nyks. Nie służyłem Bogini od wielu wieków.
Zrobiłem rzeczy, które w jej oczach są… - Kalona znów przerwał, tym razem
borykając się z własnymi słowami - …niewybaczalne. Ale nigdy nie zabrałem
życia jakiejkolwiek Kapłance służącej jej.

- Boisz się Nyks? - zapytał Rephaim.
- Tylko głupiec nie boi się Bogini. Nawet Neferet unika gniewu Nyks

poprzez nie zabijanie Zoey, chociaż Tsi Sgili nie dopuszcza tej wiadomości do
siebie.

- Neferet jest tak przepełniona Ciemnością, że nie myśli już racjonalnie -

stwierdził Rephaim.

- To prawda, ale to, że jest irracjonalna nie znaczy, że nie jest mądra. Przez

chwilę uwierzyłem w to, że może mieć rację jeśli chodzi o Czerwoną… Ona
może być użyteczna lub być może nawet zawrócić ze ścieżki, którą wybrała. -
Kalona wzruszył ramionami. - Albo może dalej trzymać z Zoey i zostać
unicestwiona, kiedy Neferet znów po nią przyjdzie.

- Ojcze, nie wierzę w to, że Stevie Rae po prostu jest po stronie Zoey.

Wierzę, że ona także jest po stronie z Nyks. Czy nie logicznie jest przyjąć, że
pierwsza Czerwona Wyższa Kapłanka Nyks, może być wyjątkowa dla Bogini i
w związku z tym powinna pozostać nietykalna jak Zoey?

- Widzę słuszność w twoich słowach, mój synu. - Kalona skinął głową w

geście uroczystej zgody. - Jeśli ona nie zawróci ze ścieżki Bogini, nie będę

background image

Przebudzona

165

szkodzić Czerwonej. Zamiast mnie, Neferet będzie musiała unieść gniew Nyks,
jeśli zniszczy Stevie Rae.

Rephaim zachował ścisłą kontrolę nad jego głosem i ekspresją.
- To mądra decyzja, Ojcze.
- Oczywiście, są inne sposoby na przeszkodzenie Wyższej Kapłance,

oczywiście nie zabijając jej.

- Jaki jest twój plan przeszkodzenia Czerwonej? - zapytał Rephaim.
- Nie planuje zrobienia czegokolwiek Czerwonej, dopóki Neferet nie zmusi

jej do zejścia ze ścieżki, a wtedy ja będę kierować jej mocami albo wycofam się,
kiedy Neferet ją zniszczy. - Kalona wymigał się od pytania. - Myślałem o Zoey.
Jeśli Zoey zostałaby przekonana do zmierzenia się publicznie z Neferet, Tsi
Sgili zostałaby zupełnie rozproszona. A wtedy ty i ja moglibyśmy się skupić na
złamaniu mojej więzi z nią.

- Ale, tak jak powiedziała Neferet, jeśli po dzisiejszej nocy Zoey sprzeciwi

się jej, zostanie skarcona i zdyskredytowana. Zoey jest wystarczająco mądra, by
to wiedzieć. Ona nie stanie publicznie przeciwko Neferet.

Kalona się uśmiechnął.
- Ah, ale co gdyby jej Wojownik, jej Strażnik, jedyna osoba na tej ziemi,

której ufa bardziej niż wszystkim innym, zaczął jej szeptać, że nie powinna
pozwolić Neferet uciec po wszystkich jej złych uczynkach? Że musi wypełnić
swoją rolę Wyższej Kapłanki, nie zważając na konsekwencje i stawić czoło
Neferet.

- Stark nigdy tego nie zrobi.
Kalona szerzej się uśmiechnął.
- Mój duch może wejść w ciało Starka.
Rephaim westchnął.
- Jak?
Ciągle się uśmiechając, Kalona wzruszył swoimi szerokimi ramionami.
- Nie wiem. Nie doświadczyłem tego nigdy wcześniej.
- Więc to coś więcej, niż wkraczanie do świata snów i znajdowanie śpiącej

duszy?

- O wiele więcej. Stark był całkowicie przebudzony, kiedy ja śledziłem

połączenie, które jak wierzyłem miało mnie zaprowadzić do Ayi w świecie
snów, kiedy Zoey spała. Połączenie zabrało mnie do Starka - w Starka. Chyba
coś wyczuł, ale nie wierzę w to, że wie, że to byłem ja. - Kalona przekrzywił
głowę zastanawiając się. - Możliwe, że moja umiejętność mieszania jego ducha
z moim jest wynikiem tchnięcia w niego skrawka mojej nieśmiertelności.

background image

Przebudzona

166

„…Tchnięcia w niego skrawka mojej nieśmiertelności”. Słowa jego ojca

wirowały w umyśle Rephaima. Tam coś było… coś co obaj przegapili.

- Nigdy nie dzieliłeś swojej nieśmiertelności z inną istotą?
Uśmiech Kalony wyblakł.
- Oczywiście, że nie. Moja nieśmiertelność nie jest mocą, którą chciałbym

chętnie dzielić z innymi.

I nagle ten szczegół na krawędzi myśli Rephaima stał się zrozumiały. Nic

dziwnego, że Kalona zdawał się być inny po powrocie z Otherwoldu. To
wszystko teraz nabrało sensu.

- Ojcze! Jakie były dokładnie słowa przysięgi, którą złożyłeś Neferet?
Kalona zmarszczył brwi na syna, ale zaczął recytować słowa przysięgi:
- Jeśli nie wykonam swojego zadania zniszczenia Zoey Redbird, adeptki

Wyższej Kapłanki Nyks, Neferet będzie trzymała władze nad moim duchem, tak
długo jak jestem nieśmiertelny.

Podekscytowanie przeszło przez ciało Rephaima.
- A skąd wiesz, że Neferet aktualnie ma władzę nad twoim duchem?
- Nie zniszczyłem Zoey; musi mieć nade mną władzę.
- Nie, Ojcze. Jeśli podzieliłeś się swoją nieśmiertelnością ze Starkiem, nie

jesteś już dłużej zupełnie nieśmiertelny, tak jak Stark nie jest już dłużej zupełnie
śmiertelnikiem. Warunki przysięgi nie istnieją, przynajmniej nie teraz. Nie jesteś
naprawdę związany z Neferet.

- Nie jestem naprawdę związany z Neferet? - Wyraz Kalony zmieniał się

od szoku, do końcowej radości.

- Sądzę, że nie jesteś - oznajmił Rephaim.
- Jest tylko jeden sposób, by to ustalić - stwierdził Kalona. Rephaim skinął.
- Musisz otwarcie się jej sprzeciwić.
- To mój synu, będzie prawdziwa przyjemność. - Kiedy przyglądał się jak

jego ojciec wznosi swoje ramiona i krzyczy radośnie do nieba, Rephaim
wiedział, że dziś zmieni się wszystko i bez względu na wszystko, musiał znaleźć
sposób, by upewnić się Stevie Rae była bezpieczna.

background image

Przebudzona

167

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

Z

Z

I

I

E

E

W

W

I

I

Ę

Ę

T

T

N

N

A

A

S

S

T

T

Y

Y

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

- Wyglądasz na naprawdę zmęczonego. - Dotknęłam twarzy Starka jakbym

mogła rozjaśnić ciemne koła pod jego oczami. - Myślałam, że spałeś większość
całego lotu.

Stark pocałował moją dłoń i próbował uśmiechnąć się jego zarozumiałym

uśmiechem, który raczej wyglądał na mizerny.

- Jest w porządku. To po prostu zmęczenie przeciągającym się lotem.
- Jak mogłeś być zmęczony przeciągającym się lotem zanim otworzyli

drzwi samolotu?

Wskazałam brodą w kierunku wampirzej stewardesy, która był zajęta

robieniem czegoś, co robili, by otworzyć drzwi samolotu tuż po wylądowaniu.
Usłyszałam kilka świszczących dźwięków, a potem zobaczyłam świetliste pasy
wytwarzające dokuczliwe głośne ding! ding!

- No nareszcie, drzwi są otwarte. Mogę być zmęczony przeciągającym się

lotem - powiedział Stark, kiedy odpinał pasy bezpieczeństwa.

Wiedząc, że całkowicie ściemniał, złapałam go za nadgarstek i

zatrzymałam go na swoim miejscu.

- Wiesz, że mogę Ci powiedzieć, że coś jest nie tak.
Stark westchnął.
- Po prostu znów mam złe sny. A kiedy się budzę, nie mogę sobie ich

dokładnie przypomnieć. W jakiś sposób wydaje mi się to gorsze. To
prawdopodobnie dziwny niepożądany efekt przebywania w Otherworldzie.

- Świetnie. Masz ZSP

14

. Wiedziałam. Hej, myślę, że pamiętam, że czytałam

w jednym z czasopism Domu Nocy o tym, że Dragon jest jednym ze szkolnych
doradców. Może, mógłbyś go zobaczyć i...

14

ZSP - Zespół Stresu Pourazowego.

background image

Przebudzona

168

- Nie! - Stark mi przerwał, a następnie pocałował mnie w nos, gdy

zmarszczyłam się na niego. - Przestań się martwić. Czuję się dobrze. Nie muszę
rozmawiać z Dragonem o moich złych snach. W dodatku, nie wiem czym do
diabła jest ZSP, ale to brzmi prawie jak STD

15

, by być przebiegłym.

Nie mogłam nic na to poradzić, że zachichotałam.
- Przebiegłym? Mówisz jak Seoras.
- Tak, kobieto, tak myślałem, że taka jesteś! Zabieraj swój tyłeczek ze

swojego fotela.

Skrzywiłam się i pokręciłam głową.
- Nie… Nazywaj… Mnie… Kobietą. W dodatku to jest wkurzające, kiedy

przybierasz ten akcent. - On miał jednak zamiar wydostać się z tego głupiego
samolotu, więc wstałam i zaczekałam na niego, by złapał moją przenośną torbę.
Kiedy szliśmy rampą samolotu dodałam:

-

A ZSP to Zespół Stresu Pourazowego.

- Skąd to wiesz?
- Wpisałam w Google twoje objawy i to się wyszukało.
- Co zrobiłaś? - Powiedział to tak głośno, że kobieta ubrana w sweter z

aplikacją posłała nam pogardliwe spojrzenie.

- Sssh. - Objęłam go ramieniem, byśmy mogli rozmawiać tak, by wszyscy

nie gapili się na nas. - Zrozum, zachowywałeś się dziwnie: zmęczony,
rozkojarzony, w złym humorze, zapominałeś o różnych rzeczach. Wpisałam
objawy w Google. Wyskoczyło ZSP jako rozwiązanie. Prawdopodobnie
będziesz potrzebował badań.

Obdarzył mnie spojrzeniem jesteś szalona kobieto.
- Z, kocham Cię. Będę Cię strzegł i stał przy tobie resztę mojego życia. Ale

musisz porzucić wpisywanie w Google rzeczy związanych ze zdrowiem.
Zwłaszcza rzeczy związanych z moim zdrowiem.

- Ja po prostu lubię być dobrze poinformowana.
- Lubisz straszyć bzdurami, które wyszukałaś w Google o dziwnych

sprawach zdrowotnych.

- Więc?
Uśmiechnął się do mnie i tym razem wyglądał zarozumiale i słodko.
- Więc przyznajesz się.
- Niekoniecznie - powiedziałam, popychając go. Nie mogłam powiedzieć

nic więcej, ponieważ wtedy zostałam otoczona przez mini Oklahomskie
tornado.

15

STD - Sexually Transmitted Diseases / CHPDP - Choroby Przenoszone Drogą Płciową.

background image

Przebudzona

169

- Zoey! Oh, Bogini, jak dobrze Cię widzieć! Tęskniłam za tobą jak szalona!

Dobrze się czujesz? To okropne co stało się z Jackiem, czyż nie? - Stevie Rae
przytulała mnie, płakała i mówiła przez cały czas.

- Oh, Stevie Rae, ja też za tobą tęskniłam! - A potem razem z nią

wrzeszczałam i stałyśmy tam trzymając się mocno jak gdyby dotyk mógł jakoś
sprawić, że wszystko co szalone i złe w naszym świecie stało się lepsze.

Przez ramię Stevie Rae widziałam stojącego tam Starka, uśmiechającego

się do nas. Wyciągał małą paczkę chusteczek Kleenex, którą trzymał w kieszeni
dżinsów odkąd wrócił z Otherworldu i pomyślałam, że po prostu może dotyk
dodany do miłości uczynił prawie wszystko lepszym w naszym świecie.

- Chodźmy - powiedziałam do Stevie Rae, kiedy wzięłyśmy chusteczki od

Starka i w trójkę przeszliśmy ramię w ramię przez gigantyczne obrotowe drzwi,
które wyprowadziły nas na zimną noc w Tulsie. - Chodźmy do domu, a po
drodze możesz mi opowiedzieć wszystko o wielkiej, śmierdzącej kupie bzdur,
która na mnie czeka.

- Uważaj na słowa, u- we- tsi- a- ge- ya.
- Babcia! - Odczepiłam się od Stevie Rae i Starka i pobiegłam w jej

objęcia. Przytuliłam ją mocno, pozwalając miłości i kojącemu zapachowi
lawendy otoczyć mnie. - Ach, Babciu, tak się cieszę, że tu jesteś!

- U- we- tsi- a- ge- ya, córko, pozwól mi spojrzeć na twoją twarz. - Babcia

trzymała mnie w luźnym uścisku, z rękami na moich ramionach, kiedy
przyglądała się mojej twarzy. - To prawda, jesteś cała i zdrowa, znowu. -
Zamknęła oczy i ścisnęła moje ramiona, mrucząc - Dziękuję Wielkiej Matce za
to. - Przytulałyśmy się i śmiałyśmy jednocześnie.

- Skąd wiedziałaś, że tutaj będę? - Zapytałam, kiedy byłam w stanie

przestać ją przytulać.

- Czy twój super odjazdowe zmysły Ci powiedziały? - Stevie Rae zapytała

podchodząc i przytulając babcię na powitanie.

- Nie - powiedziała, odwracając uwagę od Stevie Rae i patrząc na Starka,

który spoglądał na nią. - Coś o wiele bardziej przyziemnego. - Uśmiechnęła się
anielsko. - Albo przypuszczam, że powinnam powiedzieć, że ktoś bardziej
przyziemny, choć nie jestem wcale pewna, czy przyziemny to dobre słowo do
użycia, odnosząc się do tego walecznego Wojownika.

- Stark? Ty zadzwoniłeś do mojej babci?
Posłał mi swój zarozumiały uśmiech i powiedział:
- Tak, lubię mieć pretekst, by zadzwonić do innej pięknej kobiety, zwanej

Redbird.

background image

Przebudzona

170

- Chodź tu, ty czarusiu - powiedziała Babcia.
Potrząsnęłam głową, kiedy Stark przytulał ostrożnie Babcię, jakby obawiał

się, że się złamie. Zadzwonił do mojej babci i powiedział jej kiedy ląduje nasz
samolot. Oczy Starka napotkały moje nad ramieniem Babci. Dziękuję,
powiedziałam do niego bezgłośnie. Jego uśmiech stał się jeszcze większy.

Potem babcia była przy mnie ponownie, biorąc mnie za rękę.
- Hej, może Stevie Rae i ja pójdziemy do samochodu, podczas gdy ty i

twoja babcia będziecie mogły porozmawiać?

Ledwie zdążyłam przytaknąć, a ich dwójka zniknęła, zostawiając Babcię i

mnie na pobliskiej ławce. Siedziałyśmy chwilę nic nie mówiąc. Po prostu
trzymałyśmy się za ręce i patrzałyśmy na siebie. Nie zdawałam sobie sprawy z
tego, że płaczę dopóki Babcia nie otarła delikatnie łez z mojej twarzy.

- Wiedziałam, że do nas wrócisz - powiedziała.
- Przykro mi, że Cię zmartwiłam. Przykro mi, że nie...
- Ssh - Babcia mnie uciszyła. - Nie ma potrzeby przepraszać. Zrobiłaś

najlepiej jak mogłaś, a to jest wystarczająco dobre dla mnie.

- Byłam słaba, babciu. Wciąż jestem słaba - powiedziałam szczerze.
- Nie, u- we- tsi- a- ge- ya, jesteś młoda, to wszystko. - Dotknęła delikatnie

mojej twarzy. - Przykro mi z powodu Heatha. Będzie mi brakowało tego
młodego chłopaka.

- Mi też - powiedziałam, mrugając ciężko, bym nie zaczęła płakać

ponownie.

- Ale czuję, że wy dwoje znajdziecie się ponownie. Być może w tym życiu,

być może w następnym.

Przytaknęłam.
- To właśnie powiedział Heath, zanim przeszedł do innego królestwa w

Otherworldzie.

Uśmiech babci był pogodny.
- Otherworld… wiedziałam, że to były okoliczności złamanego serca, ale

został Ci dany wielki dar, kiedy odbyłaś podróż tam i z powrotem.

Jej słowa sprawiły, że pomyślałam - naprawdę pomyślałam. Po tym jak

wróciłam do prawdziwego świata, byłam zmęczona, smutna i zdezorientowana,
a potem, wreszcie, ze Starkiem byłam zadowolona i zakochana.

- Ale nigdy nie byłam wdzięczna - wypowiedziałam te słowa na głos, gdy

sobie to uświadomiłam. - Nie rozumiałam daru, którym zostałam obdarzona. -
Chciałam palnąć sobie w głowę. - Jestem Wyższą Kapłanką do bani, Babciu. -
Babcia się zaśmiała.

background image

Przebudzona

171

- Oh, Zoey ptaszyno, jeśli to byłaby prawda nie powinnaś pytać siebie lub

obwiniać się za swoje błędy.

Parsknęłam.
- Nie sądzę, by Wyższe Kapłanki popełniały błędy.
- Oczywiście, że tak. Jak inaczej miałyby się uczyć i rozwijać? - Zaczęłam

mówić, że popełniłam tyle błędów, iż powinnam rozwinąć się tak, by być zilion
stóp wyżej, ale wiedziałam, że to nie o to chodziło Babci.

Westchnęłam i powiedziałam:
- Mam na swoim koncie kilka błędów.
- Tylko mądra kobieta się to tego przyznaje. - Smutek sprawił, że jej

uśmiech zgasł. - To jedna z kluczowych różnic między Tobą i twoją matką.

- Moja mama - westchnęłam ponownie. - Myślałam o niej ostatnio.
- Tak jak ja. Linda była w moich myślach w ciągu ostatnich dni. -

Uniosłam brwi na Babcię. Zwykle jeśli ktoś był w jej myślach, to znaczy, że coś
działo się z tą osobą.

- Słyszałaś, co u niej?
- Nie, ale wierzę, że niedługo będę. Myśl o niej dobrze, u- we- tsi- a- ge-

ya.

- Będę - powiedziałam. Mój Garbus zaparkowany tam, wyglądał znajomo i

słodko, z lśniącym morsko niebieskim lakierem i błyszczącym chromem.

- Najlepiej będzie jak wrócisz do swojej szkoły, Zoey ptaszyno. Będziesz

tam potrzebna dzisiejszej nocy - powiedziała Babcia. Wstałyśmy i przytuliłyśmy
się ponownie. Musiałam zmusić się, by ją puścić.

- Zostajesz dzisiaj w Tulsie na noc, Babciu?
- Oh, nie, Skarbie. Mam tyle do zrobienia. Jutro jest duży festyn w

Tahlequah i robię piękne nowe saszetki z lawendą. - Uśmiechnęła się do mnie. -
Nanoszę na nie Redbirds. - Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją po raz ostatni.

- Zatrzymasz jedną dla mnie?
- Zawsze - powiedziała. - Kocham Cię u- we- tsi- a- ge- ya.
- Też Cię kocham - powiedziałam.
A potem patrzyłam jak Stark wyskoczył z Garbusa i złapał ramię Babci,

pomagając jej przejść przez ruchliwą ulicę pomiędzy najbliższym terminalem
lotniska a parkingiem krótko postojowym. Podbiegł z powrotem do mnie,
unikając samochodów. Kiedy otworzył dla mnie drzwi samochodu, zatrzymałam
się, przycisnęłam rękę do jego torsu i szarpnęłam go za koszulę, aż schylił się,
więc mogłam go pocałować.

background image

Przebudzona

172

- Jesteś najlepszym Wojownikiem na świecie - wyszeptałam tuż przy jego

ustach.

- Tak - powiedział z błyszczącymi oczami.
Ulokowałam się z tyłu mojego Garbusa i napotkałam oczy Stevie Rae we

wstecznym lusterku.

- Dzięki za to, że dałaś mi trochę czasu z moją babcią.
- Nie ma problemu, Z. Uwielbiam twoją babcię.
- Tak, ja też - powiedziałam cicho. Potem wyprostowałam ramiona i czując

się całkowicie wypełniona mocą, kontynuowałam: - Dobrze. Więc. Opowiedz
mi o tym wszystkim, z czym będę musiała się zmierzyć wracając do szkoły.

- Trzymaj się swojego konia, ponieważ jest jedna naprawdę gorąca

wiadomość - powiedziała Stevie Rae, kiedy włączyła kierunkowskaz i
odjeżdżała od krawężnika.

- Nawet nie lubisz koni - powiedziałam.
- Właśnie - powiedziała, co absolutnie nie miało sensu, ale również mnie

rozśmieszyło. Tak, gorąca wiadomość o bredniach lub nie, poważnie byłam
zadowolona, że jestem w domu.


- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Wyższa Rada jest taka naiwna -

powiedziałam już chyba gazilion razy to, tak przynajmniej mi się wydawało,
kiedy Stevie Rae pomagała mi zdecydować, co założyć na pogrzeb Jacka.

Zadrżałam.
Bez pukania, Afrodyta wleciała do pokoju. Spojrzała na czarny, z długimi

rękawami sweter i czarne dżinsy, które trzymałam i powiedziała:

- Cholera jasna. Nie możesz tego założyć. Będziesz zapalać stos

pogrzebowy geja. Wiesz jak upokarzające by to było, gdyby Cię zobaczył, nie
wspominając już Damiena? To wygląda jak wybrakowany ubiór Anity Blake z
wczesnych lat dziewięćdziesiątych.

- Kim jest Anita Blake? - Zapytała Stevie Rae.
- Laską wampirzą morderczynią napisaną przez ludzką laskę, która miała

Totalnie Tragiczne wyczucie stylu. - Afrodyta miała na sobie dopasowaną,
szafirową suknię, która była trochę lśniąca, ale nie aż tak bardzo jak jedna z tych
na bal od Davida Bridala. Wyglądała cudnie i stylowo jak zwykle.
Prawdopodobnie dlatego, że Victoria, osobista asystentka pani Jackson na Utica
Square wyciągała wszystkie rzeczy dla niej tak szybko, jak tylko pojawiły się i
płaciła platynową kartą kredytową jej mamy.

Westchnęłam. To spowodowało, że moje serce zabolało.

background image

Przebudzona

173

W każdym bądź razie, przemaszerowała do mojej szafy, i po jednym

pogardliwym spojrzeniu na moje ubrania wyciągnęła sukienkę, którą dała mi w
noc mojego pierwszego Rytuału Cór Ciemności. Była czarna z długimi
rękawami i (w przeciwieństwie do swetra i dżinsów) twarzowa. Miała również
niski, okrągły dekolt, lekkie rękawy, a brzegi lśniły czerwienią szklanych
koralików, kiedy się ruszałam i pasowały perfekcyjnie do potrójnego księżyca
Liderki Cór Ciemności, który spoczywał na mojej szyi. Spojrzałam jej w oczy.

- Z tą sukienką nie wiążą się miłe wspomnienia - powiedziałam.
- Taa, no cóż, ale wygląda dobrze na Tobie. Jest stosowna. I najważniejsze,

Jackowi bardzo by się podobała. W dodatku według mojej mamy, wspomnienia
się zmieniają jak ludzie, zgłasza jeśli jest wystarczająco dużo alkoholu.

- Zrozum, Afrodyto, nie mów mi, że będziesz piła dzisiaj. To po prostu

niestosowne - powiedziała Stevie Rae.

- Nie, dyniogłowa. Albo przynajmniej nie dopóki nie będzie po wszystkim.

- Cisnęła we mnie sukienką. - Teraz włóż to i pospiesz się. Bliźniaczki i Darius
przyprowadzą Damiena tutaj, więc będziemy mogli wszyscy razem iść na
pogrzeb - pokaz solidarności oferm kujonów i w ogóle, co jak sądzę jest dobrą
decyzją - dodała szybko, kiedy Stevie Rae wciągnęła powietrze i otworzyła usta,
by jej przerwać. - Oh i cześć. Dobrze jest widzieć Cię i Twojego
hipochondrycznego chłopaka znowu w prawdziwym świecie.

- W porządku, założę ją. - Zanurkowała do naszej łazienki, potem wysunęła

głowę i napotkałam zimne, niebieskie spojrzenie Afrodyty. - Oh i Stark jest
moim Strażnikiem i Wojownikiem po pierwsze, moim chłopakiem po drugie. I z
całą pewnością nie jest hipochondrykiem. Wiesz o tym. Widziałaś, co się mu
stało.

- Huh - zadrwiła sobie westchnieniem.
Zignorowałam ten niegrzeczny dźwięk, ale zostawiłam drzwi otwarte, bym

mogła wciąż rozmawiać z nimi, kiedy będę się ubierała. Kiedy zobaczyłam
kamień jasnowidza zatrzymałam się i zdecydowałam, że będzie wisiał pod
sukienką - nie było mowy, że poczuję się na siłach do tego, by odpowiadać
dzisiaj na pytania o Skye i Siach. Uczesałam moje włosy szybko i
powiedziałam:

- Hej, sądzicie, że Neferet pozwala mi podpalać stos pogrzebowy, bo

oczekuję, że wszystko popsuję? - Do diabła, oczekiwałam, że wszystko popsuję,
dlaczego ona, by nie miała?

- No cóż, myślę, że jej plan jest bardziej neferetański niż Ty ochrzaniająca

wszystkich i wywrzaskująca, że zależało Ci na Jacku - powiedziała Stevie Rae.

background image

Przebudzona

174

- Nef… jaki? - powiedziała Shaunee, kiedy ona także weszła do pokoju bez

żadnego cześć.

- Retański kto? - wtrąciła Erin. - Co ona robi, Bliźniaczko? Próbuje

odebrać slang słowny Damiena?

- Całkowicie brzmi tak, Bliźniaczko - odpowiedziała Shaunee.
- Lubię słowa, a Wy dwie możecie ssać cytrynę - powiedziała Stevie Rae.
Afrodyta zaczęła się śmiać, a potem ukryła to kaszlem, kiedy opuściłam

łazienkę i spojrzałam na nich wszystkich.

- Jesteśmy gotowi, by iść na pogrzeb. Wydaje mi się jednak, że

powinniśmy okazać więcej szacunku Jackowi, który był naszym przyjacielem i
w ogóle.

Bliźniaczki natychmiast wyglądały na skruszone. Podeszły do mnie i każda

mnie przytuliła, mrucząc, że jest szczęśliwa, że wróciłam.

- Z. ma rację, by być bardzie poważnym, i nie tylko z powodu pogrzebu

Jacka, co jest naprawdę straszne. Wszyscy wiemy, że nie ma mowy, by Neferet
nagle zdecydowała się czynić dobre rzeczy i respektować Zoey i jej moce -
powiedziała Stevie Rae.

- Musimy być przygotowani - zgodziłam się. - Stójcie blisko mnie. Bądźcie

gotowi. Jeśli będę musiała utworzyć ochronny krąg, nie wyobrażam sobie, że
będę miała zbyt dużo czasu na to.

- Dlaczego nie utworzysz kręgu na początku? - Afrodyta powiedziała.
- Chciałam, ale zerknęłam na temat pogrzebu wampira i Wyższa Kapłanka

zwykle nie tworzy kręgu. Jej obowiązkiem, no cóż, uh, to znaczy moim
obowiązkiem jest stać jako świadek z szacunkiem nad stratą wampira kompana i
pomagać duszy wampira odejść do Świata Nyks Otherwoldu. Nie ma mowy o
żadnym kręgu, tylko modlitwy do Nyks i takie tam.

- Powinnaś być dobra w tym, Z, odkąd wróciłaś z Otherworldu -

powiedziała Stevie Rae.

- Mam nadzieję, że Jack będzie dumny. - Czułam, że łzy zapiekły w moich

oczach i zamrugałam mocno, by je powstrzymać. Ostatnią rzeczą jaką
potrzebowaliby ode mnie moi przyjaciele był dzisiaj płacz. - Więc żadne z Was
nie ma pojęcia co planuje Neferet? - Zapytałam.

Kilka głów potrząsnęło, a Afrodyta powiedziała:
- Wszystko, co mogę wymyślić to, to, że będzie próbowała Cię w jakiś

sposób upokorzyć, ale wiem jak miałaby to zrobić jeśli będziesz spokojna, silna
i skupiona na tym, dlaczego tutaj dzisiaj jesteśmy.

- Dla Jacka - powiedziała Shaunee.

background image

Przebudzona

175

- By się pożegnać z nim - powiedziała Erin, jej głos drżał trochę.
- No cóż, to miłe i w ogóle - powiedziała Stevie Rae, a my spojrzeliśmy na

nią. - Ale myślę, że pogrzeby, nie ważne czyje, są zwłaszcza dla ludzi, których
te osoby zostawiły, jak Damien.

- To naprawdę dobre stwierdzenie, Stevie Rae. - Uśmiechnęłam się do niej

z wdzięczności. - Zapamiętam to.

Stevie Rae odchrząknęła.
- Wiem, bo widziałam moją mamę dzisiaj i przygotowała dla mnie taki

mini pogrzeb. To był jej sposób na zakończenie wszystkiego.

Ogarnął mnie przez moment intensywny szok, kiedy Bliźniaczki

eksplodowały.

- O Bogini, jakie to straszne.
- Przyszła tutaj? - Afrodyta zapytała. Byłam zaskoczona tym jak jej głos

brzmiał.

Stevie Rae przytaknęła.
- Była przy frontowej bramie, zostawiała dla mnie wieniec pogrzebowy, ale

tak naprawdę robiła to, co Damien będzie próbował dzisiaj zrobić, mówiła do
widzenia.

- Rozmawiałaś z nią, czyż nie? - Powiedziałam. - To znaczy, ona wie, że

nie jesteś już martwa, prawda?

Stevie Rae uśmiechnęła się, choć jej oczy wciąż wyglądały na super

smutne.

- Taa, ale poczułam się strasznie, że to ja nie poszłam do niej najpierw. To

było straszne zobaczyć, że tak płacze.

Podeszłam do Mojej Najlepszej Przyjaciółki na Zawsze.
- No cóż, przynajmniej już wie.
- I przynajmniej masz mamę, której wystarczająco na Tobie zależy, by

płakała z Twojego powodu - powiedziała Afrodyta.

Napotkałam wzrok Afrodyty z całkowitym zrozumienie.
- Taa, to prawda.
- Wasze mamy też, by płakały, gdyby coś się wam stało - powiedziała

Stevie Rae.

- Moja publicznie, bo oczekiwałoby tego od niej, i dlatego, że jest tak

przepisowo - niepoprawna, że mogłaby nawet ćwiczyć płakanie po prostu od tak
sobie - powiedziała nijako Afrodyta.

- No cóż, zgaduję, że moja płakałaby także, ale raczej z powodu jak ona

mogła mi to zrobić, i że pójdzie prosto do piekła, i że to jej wina. -

background image

Przebudzona

176

Spauzowałam, a potem dodałam: - Moja Babcia powiedziała, że to bardzo źle,
że moja mama nie rozumie tego, że jest tylko jedna prawidłowa odpowiedź
dotycząca przyszłości. - Uśmiechnęłam się do moich przyjaciół. - Wiem o tym,
bo tam była i jest pięknie. Naprawdę, naprawdę pięknie.

- Jack jest tam, czyż nie? Bezpieczny w Otherworldzie, z Boginią?
Wszyscy spojrzeliśmy i zobaczyliśmy Damiena w drzwiach, które

Bliźniaczki zostawiły otwarte. Darius stał po jednej jego stronie, a Stark po
drugiej.

Damien wyglądał absolutnie strasznie, nawet mimo, że był ubrany

nienagannie w Armaniego. Był tak blady, że wydawało się, że mogłabym
zobaczyć jego skórę i cienie pod jego oczami jak siniaki. Podeszłam do niego i
wzięłam go w ramiona. Był szczupły, słabowity i całkowicie nie jak Damien.

- Tak, jest z Nyks. Daję Ci moje słowo jako jej Wyższa Kapłanka. -

Przytuliłam go i wyszeptałam: - Przykro mi, Damien.

Damien odwzajemnił mój uścisk, a potem z wysiłkiem zrobił krok w tył.

Nie płakał. Zamiast tego wyglądał na wypompowanego - pustego - bezradnego.

- Jestem gotowy, by iść i jestem szczęśliwy, że już jesteś.
- Ja też. Chciałabym być tu przedtem - poczułam łzy, które groziły mi

znowu. - Może mogłabym…

- Nie, nie mogłabyś - powiedziała Afrodyta, robiąc kilka kroków i stając

obok mnie.

Znowu jej głos był delikatny pełen zrozumienia i brzmiała w pewien

sposób starzej niż na swoje dziewiętnaście lat.

- Nie mogłaś powstrzymać śmierci Heatha. Nie byłabyś w stanie

powstrzymać śmierci Jacka. - Moje oczy napotkały spojrzenie Starka i
zobaczyłam w nim odbicie tego, o czym myślałam - że powstrzymam jego
śmierć. Nawet jeśli to znaczyłoby, że miałby koszmary i wciąż nie byłby w stu
procentach sobą, przynajmniej żyłby.

- Naprawdę, przestań Z - powiedziała Afrodyta. - Cała Ty - nie zaczynaj

znowu grać w tą grę obwiniania siebie. Jedyną odpowiedzialną osobą za śmierć
Jacka jest Neferet. Wiemy o tym, nawet jeśli nikt inny nie wie.

- Nie mogę poradzić sobie z tym teraz - powiedział Damien i przez moment

myślałam, że może zemdleć. - Musimy dzisiaj stanąć twarzą w twarz z Neferet?

- Nie - powiedziałam szybko. - Nie planuję nic w tym rodzaju.
- Ale nie możemy kontrolować tego, co zamierza zrobić - powiedziała

Afrodyta.

background image

Przebudzona

177

- Stark i ja będziemy stać blisko. Reszta z was musi upewnić się, by być

blisko Zoey i Damiena. Nie zaczniemy niczego, ale jeśli Neferet zaatakuje
czarem kogokolwiek z nas, będziemy gotowi.

- Widziałam ją na wprost Rady. Nie sadzę, by coś zrobiła jak oczywisty

atak na Z - powiedziała Stevie Rae.

- Cokolwiek zrobi, będziemy gotowi - Stark powtórzył słowa Dariusa.
- Ja nie będę gotowy - powiedział Damien. - Nie sądzę, bym kiedykolwiek

był w stanie walczyć przeciwko czemukolwiek.

Ujęłam ręką dłoń Damiena.
- No cóż, dzisiaj nie będziesz musiał. Jeśli będziemy musieli stoczyć bitwę,

Twoi przyjaciele ją stoczą. Teraz chodźmy zobaczyć Jacka.

Damien zaczerpnął długi, drżący oddech, przytaknął i opuściliśmy mój

pokój. Wciąż trzymając Damiena za rękę, prowadziłam grupę schodami i na
zewnątrz do pokoju dziennego, który był całkowicie pusty. Mentalnie wysłałam
małą modlitwę do Nyks: „Proszę, niech wszyscy już tam będą - proszę, by
Damien dowiedział się jak był kochany Jack”.

Szliśmy chodnikiem, który prowadził dookoła frontowej części szkoły.

Wiedziałam, gdzie idziemy. Pamiętałam zbyt dobrze, że stos pogrzebowy
Anastasii był usytuowany w centrum ziem szkoły, na wprost świątyni Nyks.

Kiesy szliśmy wzdłuż chodnika w ciszy delikatny dźwięk przykuł moją

uwagę, więc spojrzałam na ławkę, która stała obok tui blisko frontowej części
szkoły. Erik siedział tam, sam. Twarz miał ukrytą w dłoniach i słyszałam, że
płakał.

background image

Przebudzona

178

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

T

T

Y

Y

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

Prawie przeszłam obok i wtedy przypomniałam sobie, że zanim Erik

przeszedł Przemianę był współlokatorem Jacka. I dlatego również pamiętałam,
że nie miało znaczenia, co wtedy zaszło między mną a nim. Dziś wieczorem
byłam Wyższą Kapłanką dla Jacka i bez wątpienia wiedziałam, że Jack nie
chciałby, bym pozwoliła Erikowi siedzieć tam samemu, płacząc.

W dodatku miałam nagły przebłysk przez mój umysł, przypomniałam sobie

moment, kiedy Eric znalazł mnie płaczącą po moim pierwszym, katastrofalnym,
Rytuale Cór Ciemności. Wtedy był słodki, troskliwy i sprawił, że poczułam się
jakbym naprawdę mogła poradzić sobie z szaleństwami, które wydarzyły się w
tej szkole.

Byłam mu w zamian winna przysługę.
Ścisnęłam rękę Damiena i pociągnęłam go delikatnie, a cała moja grupa się

zatrzymała.

- Kochanie - powiedziałam do Damiena. - Chcę, byś poszedł ze Starkiem i

ze wszystkimi innymi do stosu pogrzebowego. Jest coś, co muszę zrobić
naprawdę szybko. W dodatku tym, kto powinien przemawiać na wampirzym
pogrzebie jesteś ty - ponieważ Jack był naprawdę twoim Małżonkiem - muszę
spędzić czas na medytacji, zanim zostanie zapalony stos pogrzebowy. -
Przynajmniej miałam nadzieję, że Damien powinien to zrobić.

Jakby w odpowiedzi na moje słowa, wampirzyca wyszła z cienia,

nadchodząc z kierunku, gdzie umieszczony był stos pogrzebowy.

- Masz całkowitą rację, Zoey Redbird - powiedziała.
Ja i wszyscy moi przyjaciele obdarzyliśmy ją wielkimi, pytającymi

spojrzeniami.

- Och, powinnam się przedstawić. - Zaproponowała mi jej rękę w

tradycyjnym wampirzym powitaniu. - Jestem Beverly… - Urwała, odchrząknęła

background image

Przebudzona

179

i zaczęła ponownie. - Jestem Profesor Missal. Instruktor nowych Zaklęć i
Rytuałów.

- Och, uh, miło Cię poznać. - Przywitałam się, chwytając jej przedramię.
Tak, miała pełny wampirzy tatuaż - ładny wzór, który przypominał mi

muzyczne notatki - ale przysięgam, wyglądała młodziej niż Stevie Rea.

- Um, Profesor Missal, czy doprowadzisz Damiena i resztę dzieciaków do

stosu? Jest coś co muszę tu zrobić.

- Oczywiście. Wszystko będzie gotowe dla Ciebie. - Odwróciła się do

Damiena i łagodnie powiedziała: - Proszę za mną.

Damien odpowiedział słabym „ok.”, ale patrzył super szklistymi oczami.

Mimo to zaczął podążać za nową profesorką. Stark został z tyłu. Jego oczy
przeniosły się do cienia i ławki, na której siedział Erik. Wtedy popatrzył na
mnie.

- Proszę - powiedziałam. - Muszę z nim porozmawiać. Zaufaj mi, dobrze?
Jego twarz się odprężyła.
- Nie ma problemu, mo bann ri. - Zanim ruszył za Damienem, cicho dodał

jego szkockim akcentem: - Poczekamy na Ciebie, aż skończysz.

- Dziękuję - próbowałam mu powiedzieć oczami jak bardzo go kocham i

doceniałam jego lojalność i zaufanie.

Uśmiechnął się i ruszył za resztą grupy. Cóż, z wyjątkiem Afrodyty. I

Dariusa, który unosił się za nią jak cień.

- Co? - Powiedziałam.
- Jak możemy zostawić Cię samą? - Afrodyta przewróciła oczami. -

Poważnie. Jak nieświadoma jesteś? Neferet udało się odciąć głowę Jacka i
nawet jej tam rzeczywiście nie było. Darius i ja nie zostawimy Cię samej, byś
pocieszyła Erika.

Spojrzałam na Dariusa, ale potrząsnął głową i powiedział:
- Wybacz Zoey, Afrodyta ma rację.
- Czy moglibyście przynajmniej zatrzymać się tu tak, by być poza

zasięgiem słuchu? - Zapytałam ze złością.

- Jakbyśmy chcieli słyszeć jak Erik staje się gównianą beksą? Nie ma

sprawy. Tylko się pospiesz. Nikt nie musi czekać na niego - powiedziała
Afrodyta.

I nawet nie starałam się westchnąć, kiedy odeszłam od nich, idąc do Erika.

Dobrze, poważnie. Facet nawet nie wiedział, że tam byłam. Stałam przed nim.
Twarz miał ukrytą w dłoniach i płakał.

background image

Przebudzona

180

Naprawdę płakał. Wiedząc jakim doskonałym był aktorem, odchrząknęłam

i przygotowałam się na pół-sarkazm lub co najmniej zachowanie
pasywnoagresywne.

Kiedy spojrzał na mnie wszystko się zmieniło. Jego oczy były spuchnięte i

czerwone. Łzy moczyły jego policzki. Nawet się usmarkał. Mrugnął kilka razy,
jakby było mu ciężko skoncentrować się na mnie.

- Oh, Zoey - powiedział i włożył trochę wysiłku, by się pozbierać.

Wyprostował się i otarł nos rękawem. - Um, hej. Wróciłaś.

- Tak, wylądowałam niedawno. Zamierzam zapalić stos Jacka. Chcesz iść

ze mną? - Szloch wybuchł głęboko z niego. Erik pochylił głowę i zaczął płakać.
To było całkowicie straszne. Nie wiedziałam co robić.

I przysięgam, że słyszałam parsknięcie Afrodyty w oddali.
- Hej. - Usiadłam obok niego i niezgrabnie poklepałam go po ramieniu. -

Wiem, że to straszne. Byliście naprawdę dobrymi przyjaciółmi.

Erik skinął głową. Mogłam zobaczyć, że bardzo się starał panować nad

sobą, więc usiadłam tam i zaczęłam paplać, podczas gdy pociągał nosem i
ocierał twarz rękawem.

- To naprawdę do bani. Jack był zbyt słodki, zbyt młody i w ogóle, żeby

coś takiego mu się przydarzyło. Będziemy za nim bardzo tęsknić.

- Neferet to zrobiła - powiedział spokojnie i widziałam jak rozgląda się

dookoła, jakby się bał, że zostanie podsłuchiwany. - Nie wiem jak. Nie mam
nawet pieprzonego pojęcia dlaczego, ale ona to zrobiła.

- Tak - powiedziałam. Nasze oczy się spotkały.
- Czy zamierzasz coś z tym zrobić? - Powiedział.
Mój wzrok nie zachwiał się ani przez sekundę.
- Absolutnie wszystko co w mojej mocy.
Prawie sie uśmiechnął.
- Cóż, to wystarczy jak dla mnie. - Ponownie otarł twarz i przebiegł dłonią

przez włosy. - Wyjeżdżam.

- Co? - Powiedziałam błyskotliwie.
- Tak, wyjeżdżam. Opuszczam Dom Nocy w Tulsie, by pojechać do L.A.

Chcą mnie tam - w Hollywood. Miałem być kolejnym Bradem Pittem.

- Miałeś? - Zapytałam całkowicie zmieszana. - Co Cię zatrzymuje?
Erik powoli podniósł prawą rękę i otworzył ją, bym spojrzała. Mrugnęłam

kilka razy, nie rozumiejąc naprawdę, co widziałam.

- Tak, to jest to o czym myślisz - powiedział.

background image

Przebudzona

181

- To Labirynt Nyks. - Oczywiście rozpoznałam tatuaż w kolorze szafiru,

który wypełniał jego dłoń, ale mój umysł miał ciężki okres, więc nie bardzo
wiedziałam o co chodzi, aż głos Afrodyty dotarł zza mnie. - O cholera! Erik jest
Tropicielem.

Oczy Erika zwróciły się do Afrodyty.
- Zadowolona? Idź, śmiało i śmiej się. Wiesz, co to oznacza, nie mogę

opuścić Tulsy i Domu Nocy przez cztery lata… Muszę tu zostać i podążać za
tym i być dupkiem dla tego, kto jest tu, kiedy każde dziecko przez następne
cztery lata będzie Naznaczone i dowiedzieć się, czy umrze, czy nie umrze, ale
na pewno zmienię jego życie na zawsze.

Nastąpił moment ciszy i wtedy Afrodyta powiedziała:
- Czy to Cię trapi? Że jesteś nowym Tropicielem i to jest trudna robota, czy

naprawdę Ci przeszkadza, że odkładasz Hollywood na cztery lata i w tym czasie
nie ma pewności, byś został kolejnym Bradem Pittem?

Odwróciłam się i skierowałam do niej.
- On był współlokatorem Jacka! Pamiętasz jak to jest stracić

współlokatora? - Widziałam jej zmianę wyrazu twarzy na łagodniejszy, ale tylko
potrzasnęłam głową. - Nie. Ty i Darius idźcie. Zaraz przyjdę.

Kiedy Afrodyta nadal się wahała i powiedziałam bezpośrednio do jej

Wojownika.

- Jako Twoja Wyższa Kapłanka rozkazuję Ci. Chcę, zostać sama z Erikiem.

Zabierz Afrodytę, spotkamy się przy stosie Jacka.

Darius nie zawahał się ani przez sekundę. Ukłonił mi się nisko, a potem

wziął Afrodytę za łokieć i dosłownie ją odciągnął. Westchnęłam głęboko i
usiadłam obok Erika na ławce.

- Przepraszam za to. Afrodyta chce dobrze, ale jakby powiedziała Stevie

Rea - nie jest czasem zbyt miła.

Erik parsknął.
- Nie musisz mi tego mówić. Ja i ona się spotykaliśmy, pamiętasz?
- Pamiętam - powiedziałam cicho. Potem dodałam. - Ty i ja także się

spotykaliśmy.

- Tak - powiedział. - Myślałem, że Cię kocham.
- Ja także myślałam, że Cię kocham.
Spojrzał na mnie.
- Myliliśmy się?
Spojrzałam z powrotem na niego. Naprawdę patrzyłam na niego. Bogini,

był gorący na sposób Supermana/Clarka Kenta. Wysoki, ciemnowłosy,

background image

Przebudzona

182

niebieskooki i dobrze zbudowany. Ale było w nim coś więcej niż tylko to. Tak,
lubił kontrolować i był arogancki, ale wiedziałam, że gdzieś w środku był
naprawdę, naprawdę dobrym facetem. Nie byłam po prostu odpowiednią
dziewczyną dla tego faceta.

- Taa, myliliśmy się, ale to jest w porządku. Właściwie przypominam

sobie, że to w porządku nie być idealnym, zwłaszcza jeśli uczysz się na swoich
błędach. Więc może będziemy się uczyć na naszych błędach? Myślę, że w
każdym razie możemy być lepszymi przyjaciółmi.

Jego cudowne usta uniosły się.
- Myślę, że możesz mieć rację.
- W dodatku - dodałam, potrącając go moim ramieniem. - Nie mam zbyt

wielu wystarczająco nieskomplikowanych facetów jako moich przyjaciół.

- Jestem bardzo nieskomplikowanym facetem. Mam na myśli, prawdziwym

prostym facetem, który jest także, jak ty to mówisz, ładny.

- Tak, jesteś - powiedziałam. Wtedy wyciągnęła do niego dłoń. -

Przyjaciele?

- Przyjaciele. - Erik ujął moją dłoń w swoją i wtedy z ogromnym

uśmiechem, ukląkł z gracją na jedno kolano. - Moja pani, bądźmy zawsze
przyjaciółmi.

- Okie dokie - powiedziałam trochę pozbawiona tchu, ponieważ, cóż, bez

względu na to jak bardzo kochałam Starka, Erik był naprawdę gorącym i super
dobrym aktorem.

Ukłonił się i pocałował moją dłoń. Nie w straszny sposób w stylu próbuję-

dostać-się-do-twoich-majtek, ale w prawdziwy dżentelmeński sposób. Nadal na
kolanie, patrząc na mnie, powiedział:

- Musisz coś dzisiaj wieczorem powiedzieć, co da nam nadzieję i pomoże

Damienowi, ponieważ właśnie teraz większość z nas jest po prostu
zdezorientowana, zastanawiając się, co do cholery - i Damien naprawdę nie
radzi sobie zbyt dobrze.

Moje serce się ścisnęło.
- Wiem.
- Dobrze. Bez względu na resztę, wierzę w Ciebie, Zoey.
Westchnęłam. Znowu.
Uśmiechnął się i wstał, podciągając mnie wraz z nim do góry.
- Więc pozwól mi odprowadzić Cię na ten pogrzeb.
Wzięłam pod ramię Erika i podążyłam w przyszłość, której nie mogłam

zacząć sobie wyobrażać.

background image

Przebudzona

183


To było smutne westchnienie pełne niedowierzania. Niepodobnie do

ostatniego razu, kiedy stos pogrzebowy został zapalony dla wampira w Domu
Nocy, cała szkoła tu była. Adepci i wampiry utworzyły wielkie koło dookoła
czegoś o strukturze jak ławka, która została ustawiona w centrum szkolnych
terenów. Mogłam zobaczyć wciąż przypaloną trawę, która była nie tak dawno
świadkiem spalenia ciała Anastasii Lankford przez ogień Bogini w tym samym
miejscu. Tylko nikt ze szkoły nie wyszedł ze słabości i nie okazał jej szacunku.
Zbyt wielu z nich było pod kontrolą Kalony - albo po prostu przestraszonych.
Dzisiejszego wieczoru było inaczej. Kontrola Kalony została złamana, a Jack
miał mieć pogrzeb jak Wojownik.

Moje oczy odnalazły Dragona Lankforda, przed tym jak zobaczyłam stos

pogrzebowy. Stał za Jackiem w cieniu najbliższego dębu. Ale cień nie zasłaniał
jego bólu. Mogłam zobaczyć łzy spływające cicho w dół jego zbolałej twarzy.

Bogini pomóż Dragonowi, to była moja pierwsza modlitwa tego wieczoru.

To taki dobry mężczyzna. Pomóż mu odnaleźć spokój.

Wtedy spojrzałam na Jacka.
To co zobaczyłam sprawiło, że ciężko mi było oddychać i uśmiechałam się

przez łzy. Według tradycji wampirzych pogrzebów został owinięty od stóp do
głowy w tradycyjną wampirzą osłonę, ale okrycie Jacka było fioletowe. Super
błyszczące. Super piękne. Super fioletowe.

- Ona to rzeczywiście zrobiła. - Zdławiony głos Erika dobiegł do mnie. -

Wiedziałem, że fioletowy to jego ulubiony kolor, więc poszedłem do Dolphin w
Utica Square i kupiłem fioletowe prześcieradła. Dużo prześcieradeł. Potem
powiedziałem Sapphire w ambulatorium, by owinęła Jacka w nie, nawet jeśli nie
sądziłem, że naprawdę to zrobi.

Odwróciłam się do Erika, wspięłam się na palcach i pocałowałam go w

policzek.

- Dziękuję. Jack byłby zachwycony, że to zrobiłeś. Byłeś dla niego dobrym

przyjacielem.

Skinął głową i uśmiechnął się, ale nic nie powiedział i widziałam, że

znowu płakał. Nim udało mi się dołączyć do niego i wrzasnąć tak mocno, bym
nie została pomylona z inną Wyższą Kapłanką, spojrzałam z dala od niego i
moje oczy odnalazły Damiena. Był na kolanach blisko głowy Jacka, leżącego na
stosie.

Cesarzowa siedziała obok niego i jego pucołowatego kota, Cammy, który

ponuro skulił się pomiędzy jego kolanami. Stark stał obok Cess i mogłam

background image

Przebudzona

184

zobaczyć, że głaskał ją i mruczał coś do niej i Damiena jednocześnie. Stevie Rea
stała obok Starka, wyglądając super nieszczęśliwie i nieustannie płacząc.
Afrodyta stała po drugiej stronie Damiena z Dariusem z prawej obok niej.
Bliźniaczki były po jej lewej stronie. A z każdej strony grupy moich najlepszych
przyjaciół, cała szkoła stała w kole wokół stosu w ciszy, pełnej szacunku. Wielu
adeptów i wampirów, w tym Lenobia i większość innych profesorów trzymali
fioletowe świece. Nie wydawało się, by ktoś z wyjątkiem Starka mówił, ale
mogłam usłyszeć wiele szlochów.

Neferet nie było nigdzie widać.
- Możesz to zrobić - wyszeptał Erik.
- Jak? - Ledwo wypowiedziałam słowo.
- Tak jak zawsze robisz… z pomocą Nyks - powiedział.
- Proszę, Nyks, pomóż mi. Nie mogę tego sama zrobić. - Wyszeptałam na

głos. I wtedy Profesor Missal znalazła się obok i poprowadziła mnie do przodu.
Więc poruszając się i mając nadzieję, że byli przekonani o tym, że tak kroczy
dorosła prawdziwa Wyższa Kapłanka, podeszłam bezpośrednio do Damiena.

Stark zobaczył mnie pierwszą. Kiedy jego oczy spotkały moje nie

zobaczyłam żadnego cienia zazdrości, czy złości, nawet jeśli wiedziałam, że
Erik szedł zaraz za mną.

Mój Wojownik, mój Strażnik, mój kochanek usunął się na bok i skłonił się

do mnie formalnie.

- Witam Cię Wyższa Kapłanko. - Jego głos rozbrzmiał na terenie szkoły.
Każdy odwrócił się w moją stronę i wydawało się, że jak jedność, Dom

Nocy skłonił się, uznając mnie jako ich Wyższą Kapłankę.

Opanował mnie uczucie jakiego nigdy przedtem nie doznałam.

Profesorowie, stuletnie wampiry i najmłodsi z adeptów patrzyli na mnie -
wierząc we mnie, ufając mi. Było to straszne jak i niesamowite.

Nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy głos Bogini zabrzmiał w mojej

głowie.

Prawdziwa Wyższa Kapłanka jest pokorna, jak również dumna i nigdy nie

zapomina o odpowiedzialności, którą pociąga za sobą bycie liderem.

Zatrzymałam się przed Damienem i skłoniłam się do niego z pięścią

zaciśniętą nad moim sercem.

- Witaj Damien. - Wtedy nie troszcząc się, że odbiegałam od tekstu i

etykiety wampirzego pogrzebu, którą czytałam w samolocie, wzięłam ręce
Damiena i pociągnęłam tak, że wstał. Objęłam go i powtórzyłam. - Witaj,
Damien.

background image

Przebudzona

185

Zaszlochał raz. Jego ciało było sztywne i poruszał się powoli, jakby

obawiał się, że może się złamać w zillion kawałków, ale objął mnie naprawdę
mocno.

Zanim odeszłam od niego zamknęłam oczy, skoncentrowałam się i

wyszeptałam:

- Powietrze, przybądź do twojego Damiena. Wypełnij go jasnością,

nadzieją i pomóż mu przejść przez tę noc. - Powietrze odpowiedziało
natychmiast. Uniosło moje włosy i owinęło się wokół Damiena i mnie.
Usłyszałam, że zassał powietrza, a kiedy wydychał je, trochę z tego strasznego
napięcia uszło z jego ciała. Cofnęłam się i napotkałam jego smutne oczy. -
Kocham Cię, Damien.

- Ja Ciebie też Zoey. No, dalej. - Skinął głową w stronę okrytego fioletem

ciała Jacka. - Zrób to, co masz zrobić. Wiem, że Jacka tu nie ma. - Urwał i z
powrotem zaczął szlochać, a potem dodał: - Choć byłby zadowolony, że to ty.

Zamiast wybuchnąć płaczem i upaść na ziemię rozklejając się, jak chciałam

zrobić, odwróciłam się twarzą do stosu i Domu Nocy. Wzięłam dwa głębokie
oddechy, wypuściłam je i z trzecim wyszeptałam:

- Duchu, przybądź do mnie. Spraw, by mój głos był wystarczająco głośny,

by każdy mógł go usłyszeć. - Element, z którym mam najbliższe powiązanie
wypełnił mnie i wzmocnił. Kiedy zaczęłam mówić, mój głos był jak latarnia
morska Bogini i roznosił się echem dźwięku i ducha nad terenem szkoły.

- Jacka tutaj nie ma. W naszych umysłach wszyscy to rozumiemy. Damien

właśnie mi to powiedział, ale dziś wieczorem, chcę żebyście wszyscy to
wiedzieli. - Mogłam poczuć na mnie oczy wszystkich, mówiłam powoli i
wyraźnie słowa, które były dotknięte przez Boginię, jakby przyszły do mojego
umysłu. - Byłam w Otherworldzie i mogę wam obiecać, że to jest piękne,
niesamowite i prawdziwe miejsce, jak wasze serca chcą wierzyć. Jack tam jest.
Nie czuje żadnego bólu. Nie jest smutny, czy zmartwiony, lub przestraszony.
Jest z Nyks, na jej łąkach i zagajnikach. - Zatrzymałam i uśmiechnęłam się
poprzez jasność łez. - Pewnie wędruje beztrosko i radośnie po tych łąkach i
zagajnikach. - Usłyszałam zaskoczony chichot Damiena, powtórzony przez
kilku młodych adeptów. - Spotka swoich przyjaciół, jak mojego Heatha i
prawdopodobnie będą dekorować wszystko jak szaleni. - Afrodyta parsknęła
śmiechem, a Erik zachichotał. - Nie możemy z nim teraz być. - Spojrzałam na
Damiena. - To trudne, wiem, że to trudne. Ale możemy być pewni, że
zobaczymy go znowu… w tym życiu, albo w następnym. A kiedy tak się stanie,
nieważne kim jesteśmy, albo gdzie jesteśmy, obiecuję wam, że jedna rzecz

background image

Przebudzona

186

naszego ducha, naszej istoty pozostanie taka sama: miłość. Nasza miłość żyje i
będzie trwać wiecznie. I to obietnica, która pochodzi prosto od Bogini.

Stark wręczył mi długi kij, który miał coś lepkiego owiniętego wokół

drugiego końca. Wzięłam go, ale zanim podeszłam do stosu, moje oczy spotkały
Shaunee.

- Pomożesz mi? - Zapytałam ją.
Otarła łzy, obróciła się twarzą na południe podniosła ramiona i głosem

wzmocnionym przez miłość i stratę zawołała:

- Ogniu! Przybądź do mnie! - Shaunee trzymała ręce nad głową, podeszła

do głowy olbrzymiego stosu drewna, na którym leżało ciało Jacka.

- Jacku Swift, byłeś słodkim, wyjątkowym chłopcem. Zawsze będę Cię

kochać jak brata i przyjaciela. Do następnego razu, gdy cię zobaczę, bądź
pozdrowiony. - Kiedy dotknęłam stos końcem pochodni, Shaunee rzuciła w
niego swój element, od razu zapalając ją lśniącym na żółto i fioletowo
płomieniem.

Zwróciłam się do Shaunee i otwierałam usta, by jej podziękować za

element, kiedy głos Neferet przebił noc.

- Zoey Redbird! Wyższa Kapłanko Adeptów! Pytam się, czy zostaniesz

świadkiem!

background image

Przebudzona

187

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

T

T

Y

Y

P

P

I

I

E

E

R

R

W

W

S

S

Z

Z

Y

Y

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

I musiałam przyglądać się, by ją odnaleźć. Neferet stała na schodach

świątyni Nyks, po mojej lewej stronie. Kiedy każdy odwracał się, szepcząc i
patrząc na nią, czułam jak Stark podchodzi do mego boku, tak by mógł jednym
szybkim ruchem stanąć między Neferet i mną. Byłam również świadoma
obecności Stevie Rae. Nagle stała po mojej drugiej stronie, a kątem oka
widziałam Bliźniaczki, a nawet Damiena. Mój krąg przyjaciół otoczył mnie,
informując bezgłośnie, że osłaniają mnie.

Kiedy Neferet zaczęła iść w moim kierunku, skupiając się tylko na mnie,

pomyślałam, że musi być zupełnie, całkowicie szalona, by zadać mi takie
pytanie podczas pogrzebu, a następnie zaatakować mnie przed całą szkołą. Ale
zdrowa czy szalona, to naprawdę nie miało znaczenia. Była zła i niebezpieczna i
zwróciła się przeciwko mnie, a Ja Nie Zamierzałam Uciekać.

Więc jej następne słowa zaskoczyły mnie prawie tak samo jak to, co

zaczęła robić.

- Posłuchaj mnie, Zoey Redbird, Wyższa Kapłanko Adeptów i bądź

świadkiem. Myliłam się co do Nyks, Ciebie i tego Domu Nocy.

Jej głos był silny, wyraźny, piękny i wydawało się, że wokół niej unosi się

muzyka w powietrzu. W szybkim tempie Neferet zaczęła rozbierać się. To
powinno być kłopotliwe, niewygodne lub erotyczne, ale nie było żadną z tych
rzeczy. To było po prostu piękne.

- Okłamałam Ciebie i moją Boginię. - Jej koszula upadała za nią, jak

spadający płatek róży. - Oszukałam Ciebie i Moją Boginię o moich intencjach. -
Rozpięła czarną spódnicę z jedwabiu, którą miała na sobie i wyszła z niej jakby
to był basen ciemnej wody.

Całkowicie naga, szła bezpośrednio do mnie. Fioletowy i żółty płomień ze

stosu Jacka odbijał się na jej ciele, sprawiając wrażenie jakby też się paliła, tyle

background image

Przebudzona

188

że ogień jej nie trawił. Kiedy dotarła do mnie, rzuciła się na kolana, odchylając
głowę w tył i rozpostarła ramiona, mówiąc:

- Najgorsze, że pozwoliłam mężczyźnie odciągnąć mnie od miłości mojej

bogini i jej Ścieżki. Teraz tutaj, naga przed Tobą, naszym Domem Nocy i Nyks,
proszę o przebaczenie za moje złe uczynki, bo odkryłam, że nie mogę żyć tym
strasznym kłamstwem jeszcze ani chwili dłużej. - Kiedy skończyła mówić,
opuściła głowę i ramiona i oficjalnie, z szacunkiem i głęboko Neferet ukłoniła
się mi.

W kompletnej ciszy, która nastąpiła po jej przemówieniu w moim umyśle

wirowała kakofonia sprzecznych myśli: Ona udaje… Chciałabym, żeby nie
udawała… To przez nią Heath i Jack nie żyją… Ona jest mistrzem manipulacji.
Próbując dowiedzieć się, co powinnam powiedzieć, co powinnam zrobić,
rozejrzałam się, bezradnie, szukając wskazówki. Bliźniaczki i Damien patrzyli z
otwartymi ustami na Neferet, całkowicie zszokowani. Spojrzałam na Afrodytę.

Patrzyła też na Neferet, ale wyraz jej twarz był przepełniony obrzydzeniem.
Stevie Rae i Stark patrzyli na mnie. Bez słowa Stark potrząsnął głową raz

na nie. Spojrzałam od niego na Stevie Rae, która ustami bezgłośnie
wypowiedziała dwa słowa do mnie: ona kłamie.

Pozbawiona oddechu, spojrzałam dookoła kręgu utworzonego przez Dom

Nocy.

Niektórzy patrzyli na mnie pytająco, wyczekująco, ale większość z nich

gapiła się na Neferet w strachu, otwarcie łkając z oczywistej radości i ulgi.

W tej chwili jedna myśl skrystalizowała się i przecięła jak sztylet moje

myśli: Jeśli nie zaakceptuję jej przeprosin, szkoła obróci się przeciwko mnie.
Będę wyglądać jak mściwy dzieciak, a to jest dokładnie to, czego Neferet chce.

Nie miałam wyboru. Wszystko, co mogłam zrobić, to zareagować i miałam

nadzieję, że moi przyjaciele ufali mi wystarczająco, by wiedzieć, że umiem
odróżnić prawdę i manipulację.

- Stark, daj mi swoją koszulę - powiedziałam szybko.
Nie zawahał się. Rozpiął ją i podał mi.
Będąc pewna, że mój głos wciąż unosi się z mocą ducha, powiedziałam do

niej:

- Neferet, w swoim imieniu wybaczam Ci. Nigdy nie chciałam być Twoim

wrogiem - spojrzała na mnie. Jej zielone oczy były absolutnie szczere.

- Zoey, ja… - zaczęła.
Powiedziałam nad nią, przerywając słodki dźwięk jej głosu.

background image

Przebudzona

189

- Ale mogę mówić tylko za siebie. Będziesz musiała poszukać Bogini i jej

przebaczenie. Nyks zna twoje serce i duszę, więc to tam znajdziesz jej
odpowiedź.

- Więc mam już odpowiedź i wypełnia moje serce i duszę radością.

Dziękuję, Zoey Redbird, i dziękuję wszystkim z Domu Nocy!

Nastąpiły szepty w całym kręgu, ktoś powiedział: „Dziękować Bogini!” i

„Bądź błogosławiona!” - Uśmiechnęłam się, kiedy pochylałam się i zarzuciłam
na jej ramiona koszulę Starka.

- Proszę wstań. Nie powinnaś klęczeć przede mną na kolanach.
Neferet wstała z wdziękiem i włożyła koszulę Starka, zapinając ją uważnie.
Potem zwróciła się do Damiena.
- Witaj, Damien. Czy mogę prosić o zezwolenie na wysłanie mojej

osobistej modlitwy o duszę Jacka do Bogini?

Damian nie powiedział. Tylko skinął głową i nie mogłam powiedzieć przez

smutek i żal na jego twarzy, czy wierzy w to przedstawienie Neferet, czy nie.

Ona nadal grała swoją rolę idealnie.
- Dziękuję. - Neferet podeszła bliżej do ognistego stosu Jacka, odchyliła

głowę do tyłu i podniosła ręce. W przeciwieństwie do mnie, nie wzmacniała jej
głosu. Zamiast tego mówiła tak cicho, że nikt z nas jej nie słyszał. Jej twarz była
pochyloną tylko w prawo, tak że miałam doskonały widok. Jej wyraz twarzy był
pogodny i szczery, więc zastanawiałam się, jak to możliwe, że coś, co byłam
pewna jest tak zgniłe w środku, może być tak wspaniałe na zewnątrz.

Myślę, że to dlatego, że patrzyłam na nią tak intensywnie, starając się

znaleźć szczelinę w jej zbroi, że zobaczyłam wszystko to, co stało się potem.

Wyraz twarzy Neferet się zmienił. Była jeszcze podniesiona, ale to było

oczywiste, przynajmniej dla mnie, że widziała coś nad nami. Potem usłyszałam.
To był znajomy dźwięk. Nie poznałam go od razu, mimo że moje włosy na
rękach zjeżyły się. I nie patrzyłam w górę. Patrzyłam na Neferet. Na cokolwiek
patrzyła, było to irytujące i zaniepokoiło ją. Nie zmieniła swojej pozycji, ani nie
przestała odmawiać „modlitwy”, ale jej oczy przebiły przestrzeń wokół, jakby
sprawdzała, czy ktoś zauważył to, co widziała. Wciąż miałam zamknięte
powieki i nadzieję, że wyglądałam jakbym się modliła, medytowała,
koncentrowała się… wszystko, ale nie obserwowała jej. Dałam jej kilka sekund,
a następnie powoli otworzyłam oczy.

Neferet zdecydowanie nie patrzyła na mnie. Patrzyła na Stevie Rae, ale

moja Najlepsza Przyjaciółka na Zawsze nie była tego świadoma. Stevie Rae
była zbyt zajęta gapieniem się w górę. Tylko jej wyraz twarzy nie był

background image

Przebudzona

190

zirytowany czy zmartwiony, tylko rozpromieniony, jakby patrzyła na coś, co
napełniało ją niezmiernym szczęściem, niezmierną miłością.

Zdezorientowana, spojrzałam znów na Neferet. Wciąż patrzyła na Stevie

Rae, a jej wyraz twarzy zmienił się znowu. Widziałam jak jej oczy się
rozszerzają, jakby w spełnieniu, a następnie jej twarz wydawała się nasycona
przyjemnością, jakby to, co odkryła sprawiło, że jest super szczęśliwa.

Nie odrywałam oczu od Neferet, ale sięgnęłam automatycznie po rękę

Starka, jakbym wiedziała, że mój świat był już gotowy do wybuchu, kiedy głos
Dragona Lankforda zmienił wszystko.

- Kruk Prześmiewca w górze! Profesorowie, ukryjcie adeptów! Wojownicy

do mnie!

Czas zaczął płynąć szybciej. Stark wepchnął mnie za siebie, gdy patrzył w

górę. Usłyszałam, że przeklina i wiedziałam, że to dlatego, że nie ma ze sobą
swojego łuku.

- Idźcie do świątyni Nyks! - Stark krzyknął, a ten dźwięk eksplodował

wokół nas, już prowadził mnie w tym kierunku.

Przez ramię widziałam jak pandemonium wybuchło. Niektóre dzieciaki

krzyczały, profesorowie krzyczeli do swoich uczniów i starali się ich uspokoić,
Wojownicy Synów Erebusa mieli wyciągniętą broń, byli przygotowani na
nadchodzącą bitwę. Każdy się ruszał z wyjątkiem Neferet i Stevie Rae.

Neferet wciąż stała obok palącego się jeszcze stosu pogrzebowego Jacka -

wciąż wpatrując się w Stevie Rae i uśmiechając się. Stevie Rae wyglądała jakby
zapuściła korzenie na swoim miejscu. Patrzyła w górę, potrząsając głową w
prawo i w lewo, szlochając.

- Nie, czekaj - powiedziałam do Starka, zatrzymując się, więc przestał

popychać mnie w kierunku świątyni. - Nie mogę iść. Stevie Rae jest…

- SPADAJĄ Z NIEBA, CUCHNĄCE BESTIE!
Usłyszałam krzyk Neferet. Wyrzuciła ręce w powietrze, palce wyciągnęła

jakby starała się chwycić coś z powietrza.

- Widzisz to? - Stark zapytał mnie nagle, patrząc w niebo.
- Co, co mam widzieć?
- Czarne, lepkie, strumienie Ciemności - skrzywił się w horrorze. - Używa

ich. A to oznacza, że kłamała, prosząc o przebaczenie - powiedział ponuro. -
Ona wciąż na pewno jest sprzymierzona z Ciemnością.

Potem nie było czasu, by powiedzieć coś więcej, bo z okropnym krzykiem,

ogromny Kruk Prześmiewca spadł z nieba, lądując na środku boiska szkolnego.
Poznałam go od razu. To był Rephaim, ukochany syn Kalony.

background image

Przebudzona

191

- Zabij go! - Neferet nakazała.
Dragon Lankford nie potrzebował rozkazu. Był już w ruchu. Ostrze lśniło

blaskiem ognia, skoczył na Kruka Prześmiewcę jak bóg zemsty.

- Nie! Nie rań go! - Stevie Rae krzyknęła i rzuciła się między Dragona i

upadłe stworzenie. Jej ręce były podniesione, dłonie rozpostarte, a ona lśniła na
zielono, jakby jej ciało nagle zalśniło kolorem mchu. Dragon uderzył w zieloną
barierę i odbił się jakby uderzył w wielką, gumową piłkę. To było zarówno
straszne i fajne.

- Ach, do diabła - mruknęłam, już idąc w kierunku Stevie Rae. Miałam złe

przeczucia odnośnie tego, co się działo. Bardzo, bardzo złe.

Stark nie próbował mnie zatrzymać. Po prostu powiedział:
- Trzymaj się blisko mnie i poza zasięgiem tego cholernego ptaka.
- Dlaczego chronisz tę istotę, Stevie Rae? Czy sprzymierzyłaś się z nim? -

Neferet stała obok Dragona, który wstał z powrotem na nogi i dosłownie drżał z
wysiłku, by nie zacząć znowu biec na Stevie Rae. Neferet brzmiała na
zaskoczoną, ale jej oczy błysnęły groźnie, jakby była kotem, a Stevie Rae jej
złapaną w pułapkę myszą.

Stevie Rae zignorowała Neferet. Spojrzała na Dragona i powiedziała:
- On nie przybył tutaj, by kogoś skrzywdzić. Obiecuję.
- Uwolnij mnie, Czerwona wampirzyco. - Kruk Prześmiewca powiedział w

końcu, kiedy stanął blisko Dragona i Neferet. On też wstał na nogi, co mnie
zaskoczyło, bo wydawało mi się, że upadek powinien go zabić. Właściwie
jedynym dowodem na to, że został ranny było rozcięcie na jego niepokojąco
ludzkim bicepsie, które dopiero zaczęło krwawić. Wycofywał się powoli z dala
od Stevie Rae, ale dziwna zielona bańka skupiała się wokół nich i nie pozwoliła
mu oddalić się od niej.

- To nie jest dobre, Rephaim. Nie będę kłamać i udawać już nigdy więcej. -

Stevie Rae spojrzała na Neferet i na tłum adeptów i profesorów, którzy przestali
uciekać i zamiast tego obserwowali ją z przerażeniem na twarzach. Następnie,
zaciskając szczęki i podnosząc podbródek, Stevie Rae spojrzała na Kruka
Prześmiewcą. - Nie jestem dobrą aktorką. I nigdy nie będę chciała nią zostać.

- Nie rób tego.
Głos Kruka Prześmiewcy zszokował mnie. Nie dlatego, że brzmiał jak

człowiek. Słyszałam, jak mówił wcześniej i wiedziałam, że jeśli nie syczy w
gniewie, może rozmawiać jak normalny facet. Zaszokował mnie jednak ton jego
głosu. Brzmiał na przestraszonego i bardzo, bardzo smutnego.

- Już się stało - Stevie Rae powiedziała mu.

background image

Przebudzona

192

I wtedy w końcu powiedziałam na głos.
- Co się do cholery dzieje, Stevie Rae?
- Przepraszam, Z. Chciałam Ci powiedzieć. Naprawdę, naprawdę chciałam.

Po prostu nie wiedziałam jak. - Oczy Stevie Rae błagały mnie o zrozumienie.

- Nie wiedziałaś jak mi powiedzieć co?
Wtedy zrozumiałam… zapach krwi Kruka Prześmiewcy. W pośpiechu

grozy rozpoznałam ten zapach. Był na Stevie Rae przedtem i zdałam sobie
sprawę o czym ona mówi, co próbuje mi powiedzieć.

- Skojarzyłaś się z tym potworem. - Zastanawiałam się nad tymi słowami,

ale Neferet powiedziała to na głos.

- O Bogini, nie, Stevie Rae - powiedziałam, a moje usta stały się zimne i

odrętwiałe. Nie wierząc, potrząsałam głową w prawo i w lewo, jakby
zaprzeczenie spowodowało, że cały ten koszmar odejdzie.

- Jak? - Zabrzmiały słowa Dragona.
- To nie jej wina - powiedział Kruk Prześmiewca. - Ja jestem

odpowiedzialny.

- Nie mów do mnie, potworze. - Dragon brzmiał zabójczo.
Lśniące czerwienią oczy Kruka Prześmiewcy przeniosły się z Mistrza

Miecza na mnie.

- Nie obwiniaj jej, Zoey Redbird.
- Dlaczego mówisz do mnie? - Krzyknęłam na niego. Wciąż potrząsając

głową spojrzałam na Stevie Rae. - Jak mogłaś do tego dopuścić? - Zapytałam, a
następnie zacisnęłam usta, kiedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo brzmiałam jak
moja matka.

- Cholera. Wiedziałam, że coś szalonego dzieje się z tobą, Stevie Rae, ale

nie miałam pojęcia, że to w takim stopniu dziwne - Afrodyta powiedziała,
podchodząc do mnie.

- Powinnam coś powiedzieć - Kramisha powiedziała z kilku metrów, gdzie

stała obok Bliźniaczek i Damiena, którzy patrzyli z niedowierzaniem raz na
Stevie Rea, a raz na Kruka Prześmiewc e. - Wiedziałam, że wiersze były o bestii
i o Tobie, a to było złe. Po prostu nie wiedziałam, że są dosłowne.

- Ze względu na przymierze między nimi, Ciemność już skaziła szkołę -

Neferet powiedziała uroczyście. - Ten stwór musi być odpowiedzialny za śmierć
Jacka.

- To stek bzdur! - Stevie Rae powiedziała. - Zabiłaś Jacka, by ofiarować go

Ciemności, bo to dało Ci kontrolę nad duszą Kalony. Ty o tym wiesz. Ja też

background image

Przebudzona

193

wiem. I Rephaim wie. Dlatego był tam, obserwując wszystko z daleka. Chciał
mieć pewność, że nie zrobisz nic równie strasznego dziś wieczorem.

Patrzyłam jak Stevie Rae staje przeciwko Neferet i rozpoznałam siłę i

bezradność, widząc moją Najlepszą Przyjaciółkę na Zawsze, bo sama czułam
obie te rzeczy, kiedy raz stanęłam przeciwko Neferet, zwłaszcza, że byłam tylko
ja przeciwko niej i całej szkole pełnej wampirów i adeptów, która nie miała
pojęcia, że nie jest taka doskonała.

- On całkowicie ją omamił - Neferet powiedziała, przemawiając do

zbierającego się ponownie tłumu. - Powinni oboje zostać zabici.

Mój żołądek wywrócił się do góry nogami i z pewnością czułam się tak

tylko wtedy, kiedy byłam jeszcze nie Naznaczona, wiedziałam, że muszę coś
zrobić.

- Dobrze, wystarczy. - Ze Starkiem poruszającym się niespokojnie u

mojego boku i wciąż obserwując ptasiego człowieka, podeszłam bliżej do Stevie
Rae. - Wiesz jak źle to wygląda.

- Tak, wiem.
- I naprawdę jesteś Skojarzona z nim?
- Tak, jestem - powiedziała stanowczo.
- Czy on zaatakował Cię czy coś? - Zapytałam, starając się zrozumieć

cokolwiek.

- Nie, Z, przeciwnie. Uratował mi życie. Dwa razy.
- Oczywiście, że tak. Sprzymierzyłaś się z tym stworzeniem i

sprzymierzyłaś się z Ciemnością! - Neferet odwróciła się, by spojrzeć na
adeptów i Wampiry.

Zielona poświata otaczająca Stevie Rae nasiliła się, tak jak jej głos.
- Rephaim ocalił mnie od Ciemności. Dlatego przeżyłam po tym jak

przypadkowo przywołałam białego byka. I właśnie dlatego większość z tych
ludzi nie może zobaczyć, co robisz, nie zapominajcie nigdy, że ja mogę. Widzę,
że rozkazujesz strumieniom Ciemności.

- Brzmisz jakbyś była zaznajomiona bardzo dobrze z tym tematem -

Neferet powiedziała.

- Oczywiście, że jestem - Stevie Rae powiedziała ze złością. - Zanim

Afrodyta poświęciła się byłam pełna mroku. Zawsze będę go rozpoznawać, tak
jak zawsze wybiorę Światło ponad Ciemność.

- Naprawdę? - Uśmiech Neferet był pełny zadowolenia. - I to właśnie

robisz wybierająctę istotę? Wybierasz Światło? Kruki Prześmiewcy powstały ze
złości, przemocy i nienawiści. Żyją, by przynosić śmierć i zniszczenie. Ten zabił

background image

Przebudzona

194

Anastasię Lankford. Jak to może zostać pomylone ze Światłem i Ścieżką
Bogini?

- To było złe. - Rephaim nie mówił do Neferet. Patrzył wprost na Stevie

Rae. - Wiem jaki byłem przedtem i wiem, że zrobiłaś źle. Wtedy znalazłaś mnie
i wyciągnęłaś z ciemnego miejsca. - Wstrzymałam oddech, kiedy Kruk
Prześmiewca powoli i delikatnie, dotknął policzka Stevie Rae, wycierając jej
łzę. - Pokazałaś mi życzliwość i przez chwilę byłem szczęśliwy. To mi
wystarczy. Wypuść mnie, Stevie Rae, moja Czerwona Wampirzyco. Pozwól im
dokonać zemsty na mnie. Być może Nyks zlituje się nad moją duszą i pozwoli
mi wejść do jej królestwa, gdzie pewnego dnia znów Cię zobaczę.

Stevie Rae potrząsnęła głową.
- Nie, nie mogę. Jeśli jestem Twoja, to Ty jesteś też mój. I nie zamierzam

pozwolić Ci odejść bez walki.

- Czy to znaczy, że będziesz walczyć ze swoimi przyjaciółmi dla niego? -

Krzyknęłam do niej, czując, jak wszystko wymyka się spod kontroli.

Spokojnie, Stevie Rae spojrzała na mnie. Widziałam w jej oczach

odpowiedzieć zanim powiedziała smutnym głosem:

- Jeśli będę musiała, zrobię to. - I wtedy powiedziała jedną, jedyną rzecz,

która w końcu nadała sens całemu temu szalonemu bałaganowi i to zmieniło
wszystko dla mnie. - Zoey, walczyłaś przeciwko każdemu, by chronić mnie,
kiedy byłam przepełniona Ciemnością, nawet jeśli nie wiedziałaś na pewno, czy
kiedykolwiek będę znowu sobą. On już przeszedł Przemianę Z. On odwrócił się
od Ciemności. Czy mogę zrobić mniej dla niego?

- To stworzenie zabiło moją małżonkę! - Dragon wrzasnął.
- Z tego powodu jak i również z powodu wielu innych przestępstw, musi

umrzeć - Neferet powiedziała. - Stevie Rae, jeśli zdecydujesz się, by stanąć po
stronie tego stworzenia, to staniesz przeciwko Domu Nocy, a wtedy zasłużysz,
by umrzeć razem z nim.

- Dobra, nie. Przestańcie - powiedziałam. - Czasami rzeczy nie są tylko

czarne i białe, i jest więcej niż tylko jedna prawidłowa odpowiedź. Dragon,
wiem, że to jest straszne dla Ciebie, ale weźmy po prostu oddech i zróbmy krok
do tyłu na sekundę. Nie możesz mówić o zabijaniu Stevie Rae.

- Jeśli ona sprzymierzyła się z Ciemnością zasługuje na taki sam los jak to

stworzenie - Neferet powiedziała.

- Och, proszę. Właśnie przyznałaś, że byłaś sprzymierzona z Ciemnością i

Zoey wybaczyła Ci - Afrodyta powiedziała. - Nie mówię, że podoba mi się ten

background image

Przebudzona

195

cały ptasi człowiek i dziwactwa Stevie Rae, ale wydaje mi się to nie w
porządku, wybaczyć tobie, a nie wybaczyć im.

- Bo ja nie jestem już pod wpływem Ciemności, której uosobieniem jest

ojciec tego stworzenia - Neferet powiedziała gładko. - Nie jestem już z nim
sprzymierzona. Zapytajmy to stworzenie, czy może powiedzieć to samo.

Spojrzała na Kruka Prześmiewcę.
- Rephaim, czy przysięgasz, że już nie jesteś synem swojego ojca? Że nie

jesteś z nim sprzymierzony?

Tym razem Rephaim nie odpowiedział Neferet bezpośrednio.
- Tylko mój ojciec może zwolnić mnie ze służby.
Widziałam zadowolenie na twarzy Neferet.
- A czy zapytałeś Kalonę, czy uwolni Cię od niego?
- Nie zapytałem. - Rephaim spojrzał z Neferet na Stevie Rae. - Proszę

zrozum.

- Rozumiem. Obiecałam, że zrozumiem - powiedziała mu. Potem

krzyknęła na Neferet. - Nie zapytał Kalonę, czy może go uwolnić, bo nie chce
zdradzić swojego ojca!

- Powody, dla których wybrał Ciemność nie są ważne - powiedziała

Neferet.

- Obecnie, sądzę, że są - powiedziałam. - A kolejna sprawa, o której

rozmawiamy to, to, że Kalona jest tutaj. Czy nie został wygnany i nie mógł stać
u Twojego boku?

Neferet spojrzała jej zimnym, zielonym wzrokiem na mnie.
- Nieśmiertelnego nie ma już u mojego boku.
- Ale wygląda na to, że jest tutaj w Tulsie. Jeśli został wygnany, to co robi

tutaj? Uh, Rephaim - wypowiedziałam jego imię. To było super dziwne mówić
do przerażającego stworzenia jakby był zwykłym facetem. - Czy Twój ojciec
jest w Tulsie?

- Nie… nie mogę mówić za mojego ojca - powiedział Kruk Prześmiewca,

wahając się.

- Nie proszę Cię, byś powiedział coś złego, czy nawet, żebyś powiedział

nam, gdzie dokładnie jest Twój ojciec - powiedziałam.

Byłam zaskoczona, że jestem zdolna zobaczyć cierpienie w jego lśniących

czerwienią oczach.

- Przepraszam nie mogę.
- Widzicie! On nie powie nic przeciw Kalonie, nie przeciwstawi się

Kalonie - rozbrzmiał głos Neferet.

background image

Przebudzona

196

- I dlatego, że Kruk Prześmiewca jest tutaj, wiemy, że Kalona też jest już w

Tulsie, albo w drodze. Więc kiedy zaatakują tę szkołę, co na pewno zrobi, Ty
znowu będziesz walczył u jego boku przeciwko nam.

Rephaim odwrócił swój szkarłatny wzrok do Stevie Rae. I głosem

przepełnionym rozpaczą powiedział:

- Nie skrzywdzę Cię, ale on jest moim ojcem i…
Neferet przerwała mu.
- Dragonie Lankford, jako Wyższa Kapłanka tego Domu Nocy rozkazuję

Ci chronić go. Zabij tego Kruka Prześmiewcę i każdego, kto stanie po jego
stronie.

Zobaczyłam, że Neferet podnosi ręce i strzepuje nadgarstkiem coś w

kierunku Stevie Rae. Zielona lśniąca bańka, która otaczała ją i Kruka
Prześmiewcę zadrżała i Stevie Rae jęknęła. Jej twarz stała się naprawdę biała i
przyłożyła dłoń do brzucha jakby była chora.

- Stevie Rae? - Zaczęłam iść do niej, ale Stark złapał moją rękę,

zatrzymując mnie.

- Neferet używa Ciemności - powiedział. - Nie możesz stanąć między nią a

Stevie Rae… potnie Cię.

- Ciemności? - Głos Neferet brzmiał jakby był opuchnięty mocą. - Nie

używam Ciemności. Używam sprawiedliwej zemsty bogini. Tylko tak mogłam
przebić tę barierę. Teraz Dragonie! Pokaż temu stworzeniu jakie ponosi się
konsekwencje, kiedy staje przeciwko mojemu Domu Nocy!

Stevie Rae jęknęła znowu i upadła na kolana. Zielona poświata zniknęła.

Rephaim klęczał obok niej, więc jego plecy były kompletnie odsłonięte i
podatne na zranienie mieczem Dragona.

Podniosłam rękę, której Stark nie przytrzymywał, ale co miałam zrobić?

Zaatakować Dragona? Ocalić Kruka Prześmiewcę, który zabił jego małżonkę?
Zmroziło mnie. Nie pozwolę Dragonowi zranić Stevie Rae, ale on nie atakował
jej… on atakował wroga, z którym Skojarzyła się moja Najlepsza Przyjaciółka
na Zawsze. To było jak oglądanie jednego z tych rzeźnickich filmów akcji i
czekanie na poderżnięcie gardła, ćwiartowanie, całkowicie obrzydliwą rzeź,
tylko, że to działo się naprawdę.

Usłyszałam świst, jakby kontrolowanego huraganu i Kalona zleciał z nieba,

lądując między jego synem i Dragonem. Miał ten straszny, czarny harpun w
dłoni, ten, który zmaterializował się w Otherworldzie, i odparł atak Mistrza
Miecza z taką siłą, że powalił Dragona na kolana.

background image

Przebudzona

197

Synowie Erebusa wkroczyli do akcji. Więcej niż tuzin z nich ruszyło, by

bronić ich Mistrza Miecza. Kalona był niewyraźną mgłą, ale nawet on nie był w
stanie pokonać tak wielu Wojowników na raz.

- Rephaim! Synu! - Zawołał do niego Kalona. - Do mnie! Broń mnie!

background image

Przebudzona

198

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

T

T

Y

Y

D

D

R

R

U

U

G

G

I

I

-

-

S

S

T

T

E

E

V

V

I

I

E

E

R

R

A

A

E

E

- Nie możesz nikogo zabić! - płakała Stevie Rea, gdy Rephaim udosił

miecz upadłego syna Erebusa.

Spojrzał na nią i wyszeptał:
- Zmuś Kalonę, by postąpił wbrew życzeniom Neferet. To jest jedyna

droga, by to zakończyć. - Potem pobiegł wykonać rozkazy swojego ojca.

Zmusić Kalonę, by sprzeciwił się Neferet? O czym Rephaim mówił? Czy

Kalona nie jest pod jej kontrolą? Stevie Rae walczyła, by wstać, ale te straszne
czarne nici nie tylko przedarły się przez jej tarczę Ziemi, one także osuszyły ją.
Czuła się słaba, oszołomiona i chciała zwymiotować swoje wnętrzności.

Po chwili Zoey była już przy niej, kucając się obok niej, a Stark stał na

straży przed nimi dwiema, ustawiając się pomiędzy nimi i krwawą bitwą między
synami Erebusa, Kaloną i Rephaimem. Stevie Rae spojrzała w samą porę, by
zobaczyć jak gigantyczny miecz zmaterializował się w jego ręce. Złapała
nadgarstek Zoey.

- Nie pozwól Starkowi skrzywdzić Rephaima! - Stevie Rae błagała swoją

Najlepszą Przyjaciółkę na Zawsze. Zoey napotkała jej wzrok. - Proszę -
powiedziała jej. - Proszę zaufaj mi.

Zoey kiwnęła raz głową, potem zawołała do swojego Wojownika.
- Nie rań Rephaima.
Stark odwrócił głowę, choć nie spuszczał wzroku z bitwy.
- Z pewnością cholernie go skrzywdzę jeśli Cię zaatakuje - odparował.
- Nie zaatakuje - powiedziała Stevie Rae.
- Nie zakładałabym się o to - powiedziała Afrodyta, podbiegając do dwójki

z nich, podczas gdy Darius z jego własnym wyciągniętym mieczem, dołączył do
Starka, przyłączając do bariery między niebezpieczeństwem i ich kapłankami.

- Prostaku, wszystko spieprzyłaś na całej linii.

background image

Przebudzona

199

- Nienawidzę zgadzać się z Afrodytą - powiedziała Erin.
- Naprawdę nienawidzę, ale ona ma rację - powiedziała Shaunee.
Damien patrzył nieprzytomnie, ukląkł po drugiej stronie Stevie Rae.
- Możemy krzyczeć na Stevie Rae później. Teraz powinniśmy tylko

dowiedzieć się jak wydostać ją z tego bałaganu - powiedział.

- Nie rozumiecie - powiedziała mu Stevie Rae, a jej oczy wypełniły się

łzami. - Nie chcę się z tego wydostać, a jedyną rzeczą, która się spieprzyła, jest
to, że wszyscy odkryliście co się stało, a miałam zamiar powiedzieć Wam o
Rephaimie. - Damien spojrzał na nią, co wydawało się długą chwilą, zanim
odpowiedział:

- Oh, widzę. Rozumiem, ponieważ wcześniej to straciłem, wiele się

nauczyłem o miłości. - Zanim Stevie Rae mogła powiedzieć coś więcej, bolesny
krzyk jednego z wojowników - synów Erebusa przyciągnął ich wzrok. Kalona
właśnie pchnął go nożem w udo i wojownik zaczął upadać, ale tak szybko jak
upadał, inny wojownik odciągnął go z drogi, a jeszcze inny zajął jego miejsce,
wypełniając przerwę w śmiertelnym okręgu dookoła skrzydlatych istot.

Walczyli ramię w ramię. Stevie Rae chciała skulić się i umrzeć, kiedy

patrzyła jak wojownicy Domu Nocy atakują znowu i znowu.

Idealnie zharmonizowani, doskonale zgrani, Kalona i Rephaim uzupełniali

wzajemnie swoje ruchy. W jednej części jej umysłu, Stevie Rae potrafiła
potwierdzić piękno śmiertelnego tańca, który rozgrywał się między
wojownikami i skrzydlatymi istotami - był pełen gracji i regularnej walki, która
była imponująca. Jednak większa część jej mózgu chciała krzyczeć do
Rephaima „Uciekaj! Odleć! Wynocha stąd! Ratuj się!”. Wojownik rzucił się na
Rephaima, a ten w ostatniej chwili odparował cios. Chorej, przerażonej i
kompletnie pokonanej przez przeraźliwą niewiedzę, co będzie z nimi, Stevie
Rae zajęło dłużej, niż w rzeczywistości powinno, zrozumienie, co naprawdę robi
Rephaim - a raczej czego nie robi. A kiedy widziała to, Stevie Rae poczuła
słodkie poruszenie nadziei.

- Zoey - chwyciła rękę przyjaciółki, niechętnie odwracając wzrok od walki.

- Patrz na Rephaima. On nie atakuje. Nikogo nie krzywdzi. Jedynie się broni.

Zoey zamilkła, obserwując, a następnie powiedziała:
- Masz rację. Stevie Rae, masz rację! On nie atakuje.
Duma z Rephaima sprawiła ból w piersi Stevie Rae, jakby jej serce dudniło

zbyt mocno, by pomieścić się w jej klatce piersiowej. Wojownicy wciąż
atakowali, niosąc z sobą brutalność i śmierć. Kalona wciąż ranił, atakował i
nawet zabijał. Rephaim wciąż tylko się bronił, blokował ciosy, zwodził i

background image

Przebudzona

200

uderzał, ale nie skrzywdził żadnego z wojowników, którzy w tak oczywisty
sposób próbowali go zabić.

- Ma rację - powiedział Darius. - Raven Kruk Prześmiewa wyłącznie się

broni.

- Zgładźcie ich! Zabijcie ich! - Krzyknęła Neferet. Stevie Rae przestała

patrzeć na Rephaima i spojrzała na nią. Neferet wyglądała jakby była opuchnięta
mocą, rozkoszując się przemocą i zniszczeniem, które miało miejsce przed nią.
Dlaczego nikt więcej nie widział przerażającej Ciemności, która pulsowała i
prześlizgiwała się w podnieceniu dookoła niej, owijając jej nogi, pieszcząc
ciało, karmiąc się jej mocą tak, jak ona karmiła się śmiercią i zniszczeniem
wokół niej?

W zemście Dragon Lankford prowadził ich, Wojowników Synów Erebusa

do zdwojonego ataku.

- Muszę to powstrzymać - Stevie Rae powiedziała bardziej do siebie niż na

głos. - Zanim to wszystko zajdzie za daleko i nie będzie mógł nic poradzić i
będzie musiał zabić kogoś, muszę to powstrzymać.

- Tego nie da się powstrzymać - Zoey powiedziała cicho. - Myślę, że

Neferet planowała coś takiego cały czas. Kalona jest tu prawdopodobnie
dlatego, że kazała mu tu być.

- Kalona może jest, ale Rephaim nie - powiedziała stanowczo Stevie Rae. -

Przybył tu, by się upewnić, że wszystko ze mną w porządku, a ja nie zamierzam
pozwolić mu zginąć z tego powodu.

Wciąż oglądając krwawą walkę, Stevie Rae pomyślała sobie, że jest

drzewem, olbrzymim, silnym dębem, a jej nogi były korzeniami, biegnącymi w
dół w głąb ziemi. Tak głęboko, że lepkie nitki Ciemności Neferet nie mogły
dotrzeć do niej. A potem wyobraziła sobie przyciąganie mocy od ducha ziemi -
bogatej, urodzajnej i potężnej. Czysta esencja ziemi wzrosła w jej ciele. Stevie
Rae wstała. Odrzuciła dłoń Z, a kiedy Stevie Rae spojrzała na swoją dłoń,
zobaczyła coś. Była rozjarzona delikatną, znajomą zielenią. Zaczęła iść do
przodu, w kierunku Rephaima.

- Stój, gdzie się wybierasz? - Zapytał Stark. Obok niego, Darius stanął

twardo i wszedł jej drogę.

- Tańczyć z bestiami, więc będę przenikać ich wnętrze. - Cytat z wiersza

Kramishy przebiegł przez jej umysł, jak sen.

- Dobra, ale to raczej szalone? - powiedziała Afrodyta. - Musisz zostać ze

swoim tyłkiem tu i z dala od tego bałaganu tam.

Stevie Rae zignorowała Afrodytę i stanęła twarzą do dwóch wojowników.

background image

Przebudzona

201

- Jestem z nim Skojarzona. Zrobię to, co postanowiłam. Jeśli już musisz

walczyć ze mną to walcz, ale pójdę tam, do Rephaima.

- Nikt nie będzie z tobą walczył, Stevie Rae - powiedziała Zoey. -

Pozwólcie jej odejść - powiedziała do Starka i Dariusa.

- Potrzebuję twojej pomocy - Stevie Rae powiedziała do Zoey. - Jeśli

naprawdę mi ufasz, chodź ze mną i daj mi możliwość zaczerpnięcia ducha.

- Nie! Nie możesz się w to mieszać - Stark powiedział do Zoey.
Zoey uśmiechnęła się do niego.
- Ale byliśmy już wszyscy w to zamieszani z Kaloną i wygraliśmy,

pamiętasz?

Stark parsknął.
- Tak, po tym jak umarłem.
- Nie martw się Strażniku. Uratuję Cię znowu, jeśli będę musiała. - Zoey

odwróciła się do Stevie Rae. - Powiedziałaś, że Rephaim uratował Ci życie?

- Dwa razy i stawił czoło Ciemności, by mnie ocalić. Rephaim jest dobry

wewnątrz. Masz moje słowo, Z. Proszę, zaufaj mi.

- Ufam Ci. Zawsze będę Ci ufać - powiedziała Zoey. - Idę ze Stevie Rae -

powiedziała do Starka, który nie wyglądał na szczęśliwego po wszystkich tych
wiadomościach.

- Ja też idę - powiedział Damien, nie uroniwszy łzy. - Jeśli potrzebujesz

powietrza, będzie tam dla ciebie. Wciąż wierzę w miłość.

- Nie lubię ptasich ludzi, ale powietrze nie pójdzie bez ognia - powiedziała

Shaunee.

- Dokładnie, bliźniaczko - zawtórowała jej Erin.
Stevie Rae napotkała ich spojrzenia.
- Dziękuję Wam wszystkim. To znaczy dla mnie więcej niż mogłabym

kiedykolwiek to wyrazić w słowach.

- Oh, cholera jasna. Chodźmy ocalić nieatrakcyjny tyłek ptasiego faceta, bo

prostaczka może żyć nieszczęśliwa przez wieki - powiedziała Afrodyta.

- Tak, chodźmy to zrobić - powiedziała Stevie Rae i z kręgiem tworzącym

się wokół niej, otoczona przez Starka i Dariusa, Stevie Rae prowadziła ich do
przodu. Dopóki przewodziła ziemia, nie wahała się, ale kroczyła ponad sceną
krwi i zniszczenia, zbliżając się do Rephaima tak blisko jak tylko mogła.

- Nie! - krzyknął, zauważającją. - Zostań z tyłu!
- Cholera, nie będę! - Stevie Rae spojrzała na Damiena. - Czas leci

kowboju. Wezwij powietrze.

Damien zwrócił twarz na wschód.

background image

Przebudzona

202

- Powietrze, potrzebuję Cię. Chodź do mnie! - Wiatr zawirował dookoła

nich, unosząc włosy wszystkich dookoła.

Stevie Rae uniosła brwi na Shaunee, która wywróciła oczami, ale zwróciła

się na południe i zawołała:

- Ogniu, chodź do mnie, dziecinko! - Podczas gdy ciepło dołączyło do

powietrza, bez żadnego upomnienia, Erin skierowała twarz na zachód i
powiedziała:

- Wodo, chodź i dołącz do kręgu! - Zapach wiosennej mżawki dotknął ich

twarzy. Tak szybko, jak dołączyła do nich woda, Stevie Rae spojrzała na północ
i powiedziała:

- Ziemio, już ze mną jesteś. Proszę także dołącz do kręgu. - Korzenne

połączenie z ziemią, które już miała, zintensyfikowało się i Stevie Rae
wiedziała, że wygląda jak latarnia morska, świecąca się jasnym zielonym
światłem. Obok niej, Z powiedziała:

- Duchu, proszę uzupełnij nasz krąg.
To było wspaniałe uczucie dobrego samopoczucia, kiedy Stevie Rae

trzymała się na przedzie jej grupy, jakby stała na szczycie grotu strzały. W pełni
upoważniona przez jej element, podniosła ramiona, kierowana ponadczasową,
mądrą siłą drzew, powiedziała:

- Ziemio, stwórz barierę, by zakończyć tę walkę, proszę. - Wskazała na

mężczyzn.

- Pomóż jej, powietrze - powiedział Damien.
- Wybuchnij w niej, ogniu - dodała Shaunee.
- Wspieraj ją, wodo - powiedziała Erin.
- Wypełnij ją duchu - powiedziała Zoey.
Stevie Rae poczuła zastrzyk adrenaliny z kręgu ziemi wokół niej,

przepływającą od jej stóp, aż po ręce. Winorośl - jak, zielone wąsy wystrzeliła z
ziemi, tworząc klatkę wokoło Rephaima i Kalony, całkowicie powstrzymując
walkę.

Wszyscy spojrzeli się na nią.
- Teraz lepiej. Teraz możemy dowiedzieć się wszystkiego - powiedziała

Stevie Rae.

- Więc Zoey i twój krąg - zdecydowaliście, by także sprzymierzyć się z

Ciemnością - Neferet powiedziała.

Zanim Z. mogła odpowiedzieć, Stevie Rea powiedziała:
- Neferet, to łgawe kłamstwa. Z. właśnie wróciła z Otherworldu od Bogini

Nyks. Zdołała skopać tam dupę Kalonie i powróciła ze swoim Wojownikiem,

background image

Przebudzona

203

więc wygląda na to, że żadna inna Wyższa Kapłanka nigdy nie była zdolna, by
to zrobić. Ona nie jest dokładnie materiałem Ciemności. - Neferet otworzyła
usta, by coś powiedzieć, ale Stevie Rea przerwała jej. - Nie! Mam jeszcze coś do
powiedzenia - obojętnie, z kogo robisz głupka, chcę, byś wiedziała, że nigdy nie
uwierzę, że się zmieniłaś. Jesteś kłamcą i jesteś naprawdę, naprawdę nie miła.
Zobaczyłam białego byka i znam Ciemność, którą pogrywasz. Wiem tylko jak
zepsuta jesteś. Cholera, Neferet, widzę Ciemność unoszącą się dookoła Ciebie,
właśnie teraz. Wracaj… Do… Piekła.

Odwróciła się tyłem do Neferet i skupiła się na Kalonie. Otworzyła usta i

nagle zabrakło jej słów. Skrzydlaty nieśmiertelny spojrzał jak mściwy bóg. Jego
naga klatka była obryzgana krwią, a jego czarna włócznia lśniła na końcu. Jego
oczy świeciły bursztynem, kiedy gapili się na nią mieszanką radości i pogardy.

Jak mogła kiedykolwiek myśleć, że stawi mu czoło? Umysł Stevie Rea

krzyknął wewnątrz jej głowy. On jest zbyt potężny i jestem niczym - tylko
niczym…

- Wzmocnij ją, duchu - wyszeptała do niej Zoey, a jej głos uniósł się na

wietrze, który przywołał Damien. Stevie Rea zmieniła kierunek spojrzenia z
Kalony, napotkała spojrzenie Zoey. Jej BFF uśmiechała się. - No dalej... Skończ
to, co zaczęłaś. Możesz to zrobić.

Stevie Rea poczuła wdzięczność. Kiedy jej spojrzenie wróciło do Kalony,

zaczerpnęła energię głęboko z korzeni, wyobrażając sobie, żełączy się z jej
elementem i z tą mocą i poparciem przyjaciół, skończyła, co zaczęła.

- W porządku, wszyscy wiedzą, że byłeś Wojownikiem Nyks, ale jesteś tu,

bo coś się namieszało - powiedziała rzeczowo - …co znaczy, że to Ty
namieszałeś. To również znaczy, że chociaż przeszedłeś przez całe zło i różne
inne rzeczy, wiesz co to honor, lojalność i być może nawet miłość. Więc chcę Ci
coś powiedzieć o twoim synu i chcę, byś posłuchał mnie. Nie wiem jak, albo
dlaczego to się zdarzyło, ale kocham go i myślę, że on kocha mnie. - Tutaj
spauzowała i napotkała spojrzenie Rephaima.

- Tak - powiedział wyraźnie, więc jego głos dotarł do każdego, kto patrzył.

- Kocham Cię, Stevie Rea.

Uśmiechnęła się do niego przez moment, przepełniona dumą i szczęściem,

i przede wszystkim miłością. Potem skupiła się na Kalonie.

- Tak, to jest dziwne. To nie będzie nigdy normalna relacja i Bogini wie,

będziemy musieli poradzić sobie z wieloma zagadnieniami z moimi
przyjaciółmi, ale najważniejsze jest, że mogę dać dobroć Rephaimowi i życie,
gdzie pozna spokój i szczęście. Ale nie mogę tego zrobić, chyba że zrobisz coś

background image

Przebudzona

204

pierwszy. Musisz uwolnić go, Kalona. Musisz pozwolić mu dokonać własnego
wyboru, między pozostaniem z tobą albo zmianą jego ścieżki. Wierzę całą sobą,
że gdzieś głęboko wewnątrz Ciebie jest nadal mały cień Wojownika Nyks, a
Kalona, który chronił naszą Boginię, zrobi właściwą rzecz. Proszę bądź znów
tym Kaloną, nawet jeśli tylko na sekundę.

Po długiej ciszy, kiedy Kalona gapił się, nie mrugając na Stevie Rea, głos

Neferet rozbrzmiał i był pogardliwy i arogancki.

- Dość tej głupiej szarady. Zadbam o zieloną barierę. Dragonie, dokonaj

twojej zemsty na Kruku Prześmiewcy. A ty, Kalono, zostałeś wygnany i nie
możesz być u mojego boku. Nic nie zmieniło się między nami. - Kiedy mówiła,
Stevie Rea patrzyła jak przyciąga coś z cieni wokół nich i z jej własnego ciała,
ślizgające się czarne macki, wydawały się być teraz blisko niej.

Stevie Rea przygotowała się. To będzie straszne, ale ona była naprawdę

pewna, że nie wycofa się, a to znaczyło, że będzie musiała stanąć znów po
stronie Ciemności.

Ale tylko kiedy poczuła pierwsze szarpnięcie bólu, chłodu Ciemności,

skrzydlaty nieśmiertelny podniósł nieznacznie jedną dłoń i powiedział:

- Moment! Długo byłem sprzymierzony z Ciemnością. Posłuchaj mojego

rozkazu. To nie jest twoja bitwa. Odejdź!

- Nie! - Neferet wrzasnęła kiedy klejące się nici, niewidoczne dla każdego

obecnego, zaczęły odsuwać się, by zostać ponownie wchłonięte do cienia skąd
przybyły. Neferet zwróciła się do Kalony. - Głupie stworzenie! Co robisz?
Rozkazałam Ci odejść. Musisz posłuchać mojego rozkazu! Jestem tutaj Wyższą
Kapłanką!

- Nie jestem pod twoją kontrolą! I nigdy nie byłem. - Uśmiech Kalony był

zwycięski i wyglądał tak wspaniale przez chwilę dla Stevie Rea

- Nie wiem, o czym mówisz - Neferet powiedziała szybko. - To ja byłam

pod twoją kontrolą.

Kalona rozejrzał dookoła ziem szkolnych, obejmując wzrokiem adeptów i

wampiry, którzy pozostali nieuzbrojeni przeciw niemu albo zamrożeni gdzieś
między ich pragnieniem, by uciekać od niego i pragnieniem, by uwielbiać go.

- Ach, dzieci Nyks, jak ja, wielu z was przestało słuchać Waszej Bogini.

Kiedy się nauczycie?

Wtedy skrzydlaty nieśmiertelny spojrzał na prawo. Rephaim stał tam, cicho

obserwując swego ojca.

- To prawda, że Skojarzyłeś się z Czerwoną?
- Tak, Ojcze. Tak jest.

background image

Przebudzona

205

- I uratowałeś jej życie? Więcej niż raz?
- Tak jak ona uratowała mnie, więcej niż raz. To ona uzdrowiła mnie po

upadku. To ona uleczyła straszną ranę zadaną mi przez Ciemność, po tym jak
stanąłem twarzą w twarz z białym bykiem dla niej. - Oczy Rephaima odnalazły
Stevie Rea. - Jako zapłatę za uwolnienie jej od Ciemności, uleczyła mnie mocą
Światła, władaną przez nią ziemią.

- Nie zrobiłam tego jako przysługę. Zrobiłam to, ponieważ nie mogłam stać

i patrzeć, jak Cię boli - powiedziała Stevie Rea.

Powoli, jakby to było trudne dla niego, Kalona podniósł rękę i położył ją na

ramieniu jego syna.

- Wiesz, że ona może nigdy nie pokochać Cię jak kobieta kocha

mężczyznę? Zapragniesz czegoś, czego nie będzie mogła Ci dać.

- Ojcze, ona dała mi więcej niż kiedykolwiek mogłem dostać przedtem.
Stevie Rea widziała, jak ból wykręca twarz Kalony, choć tylko przez

chwilę.

- Dałem Ci miłość jak mojemu synowi, mojemu ulubionemu synowi -

powiedział tak cicho, że musiała wysilić się, by to usłyszeć.

Rephaim zawahał się, a kiedy odpowiedział swojemj ojcu, Stevie Rea

usłyszała surową uczciwość w jego głosie i ból serca, który sporo go kosztował.

- Być może w innym świecie, w innym życiu, mogło być to prawdziwe. W

tym życiu obdarowałeś mnie władzą, dyscypliną i gniewem, ale nie dałeś mi
miłości. Nigdy miłości.

Oczy Kalony błysnęły, ale Stevie Rae pomyślała, że zobaczyła więcej bólu

niż gniewu w jego bursztynowym spojrzeniu.

- Więc w tym świecie, w tym życiu, dam Ci jeszcze jedną rzecz: wybór.

Wybieraj, Rephaimie. Wybieraj między ojcem, któremu służyłeś i podążałeś za
nim wiernie, a miłością do tej Wampirzej Wyższej Kapłanki, która nigdy nie
będzie zupełnie twoja, ponieważ będzie zawsze przerażona potworem w tobie.

Oczy Rephaim odnalazły jej. Widziała w nich pytanie i odpowiedziała mu

zanim zdołał zadać je na głos.

- Nie widzę potwora, kiedy patrzę na Ciebie… ani na zewnątrz, ani we

wewnątrz. Więc nie boję się Ciebie. Kocham Cię, Rephaimie.

Rephaim zamknął oczy na chwilę, a ona poczuła drżenie niepokoju. Był

dobry… Stevie Rae wierzyła w to, ale wybierającją ponad jego ojca zmieni kurs
jego życia na zawsze. Był w części nieśmiertelny i na zawsze to może być
dosłowne dla niego. Być może nie mógłby… być, może nie zrobi tego… być
może on…

background image

Przebudzona

206

- Ojcze… - Stevie Rae otworzyła oczy w momencie, kiedy usłyszała głos

Rephaima. Rozmawiał z Kaloną, ale wciąż patrzał na nią. - Wybieram Stevie
Rae i ścieżkę Bogini.

Jej spojrzenie powędrowało na Kalonę, akurat w tym momencie, by

zobaczyć grymas bólu na jego twarzy.

- Więc nich tak będzie. Od tego dnia już nie jesteś moim synem. -

Spauzował, a Rephaim spojrzał na nieśmiertelnego. - Zaoferowałbym Ci
błogosławieństwo Nyks, ale ona już mnie nie słyszy. Więc zamiast tego mam
radę dla Ciebie: kochającją całym sobą, może zrozumiesz, że ona nie kocha Cię
w ten sam sposób… i nie będzie, nie może… to zabije wszystko w tobie. -
Kalona rozpostarł jego wielkie skrzydła, rozłożył ręce i powiedział: - Rephaim
jest wolny! Tak powiedziałem. Niech tak będzie!

Potem, Stevie Rae będzie myśleć o tej chwili i sposobie w jaki powietrze

zadrżało wokół Rephaima po wyznaniu jego nieśmiertelnego ojca. Wtedy
wszystko, co mogła zrobić, to patrzeć szeroko otwartymi oczami na Rephaima,
kiedy czerwony kolor, obecny w jego oczach tak długo jak patrzyła w nie,
wyblakł, pozostawiając tylko szerokie, ciemne oczy ludzkiego chłopaka,
wpatrujące się w nią z głowy ogromnego kruka.

Stevie Rae chciała w to wierzyć, że Kalona ze skrzydłami wciąż

rozpostartymi, ciałem ciągle przepełnionych przez moc, w żalu, który musiał
poczuć, gdzieś wewnątrz siebie po stracie syna, przeniósł swoje bursztynowe
spojrzenie na Neferet. Nie powiedział ani słowa. Tylko się roześmiał, a potem
wystrzelił w nocne niebo, pozostawiając ślad szyderczego śmiechu za sobą i coś
jeszcze. Z powietrza na ziemię u stóp Stevie Rae spadło pojedyncze białe pióro.
Zszokowało ją to tak bardzo, że bariery, które wzniosła dookoła Rephaima
rozproszyły się, a ona wpatrywała się w pióro tak intensywnie, że nie zdała
sobie sprawy, że jej koncentracja została całkowicie rozbita. Pochyliła się, by
podnieść pióro, kiedy Neferet nakazała Dragonowi.

- Teraz, kiedy nieśmiertelny uciekł, zabij jego syna. Nie dam się nabrać na

tę farsę.

Stevie Rae poczuła okropne znajome ukłucie Ciemności, zrywające jej

połączenie z ziemią, osłabiając ją. Nie była nawet w stanie krzyczeć, gdy
Dragon uderzył na Rephaima.

background image

Przebudzona

207

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

T

T

Y

Y

T

T

R

R

Z

Z

E

E

C

C

I

I

-

-

R

R

E

E

P

P

H

H

A

A

I

I

M

M

Rephaim nie miał czasu, by podjąć decyzję, co zrobić, kiedy Neferet kazała

go zabić. Patrzył na Stevie Rae, która skupiona była na czymś białym w trawie.
Później nastąpił chaos. Zielona poświata otaczająca go wyblakła. Stevie Rae
stała tam upiornie blada i zaczęła chwiać się w odurzeniu. Kruk Prześmiewca
był tak skoncentrowany na Stevie Rae, że nie zauważył atakującego Dragona i
wtedy nagle pomiędzy nim a mszczącym się Synem Erebusa pojawiła się
najlepsza przyjaciółka Stevie Rae.

- Nie. Nie atakujemy ludzi, którzy wybrali drogę bogini - powiedziała

wzmocnionym głosem, a Wojownicy zatrzymali się przed nią. Rephaim
zauważył, że Stark przesunął się tak, by Zoey znalazła się pomiędzy nim a
Dariusem. Obydwaj mieli uniesione miecze, ale ich wyraz twarzy dobitnie
świadczył o tym, że nie chcieli uderzyć swych braci.

Moja wina. To moja wina, że oni stanęli przeciw sobie. Myśli Rephaima

były mieszaniną wstrętu do siebie i niepewności.

- Czy kierujesz Wojownika przeciw Wojownikowi? - Neferet zapytała

Zoey z niedowierzaniem.

- Czy masz zamiar pozwolić zabić im kogoś w służbie naszej bogini? -

Odrzekła Zoey.

- Więc teraz jesteś w stanie ocenić, co jest w czyimś sercu? - Neferet

powiedziała, brzmiącmądrze i na zadowoloną. - Nawet prawdziwe wyższe
kapłanki nie mają tak boskiej umiejętności.

Rephaim poczuł zmianę w powietrzu, zanim się pojawiła. Tak jakby

otoczyła ich burza, a jej pioruny rozkazywały powietrzu wokół niej. W połowie
przypływu mocy, dźwięku i światła, ukazała się Wielka Bogini Nocy, Nyks.

- Nie, Neferet, Zoey nie może twierdzić, że ma takie boskie umiejętności,

ale ja mogę.

background image

Przebudzona

208

Każda macka Ciemności, która czaiła się, uciekła na dźwięk jej boskiego

głosu. Obok niego, Stevie Rae dyszała, jakby miała stracić oddech, on sam padł
na kolana.

Od wszystkich wokół Rephaim słyszał:
- To Nyks!
- To bogini!
- Niech będzie błogosławiona!
Jego uwaga zwrócona była na Nyks.
Ona rzeczywiście była uosobieniem nocy. Jej włosy były jak księżyc w

pełni, błyszczące ze srebrną nutką luminescencji. Jej oczy były jak niebo w
nowiu… czarne i nieograniczone. Reszta ciała była prawie przejrzysta.
Rephaimowi zdawało się, że ujrzał ciemny jedwab unoszący się wokół
kobiecych kształtów, a nawet półksiężyc wytatuowany na jej gładkim czole, ale
im bardziej skupiał się na obrazie bogini, tym bardziej ta stawała się
przezroczysta i błyszcząca.

Wtedy to też spostrzegł, że był jedynym, który jeszcze stoi. Wszyscy

uklękli do bogini, on też oddał jej pokłon.

Szybko zdał sobie sprawę, że nie musi się martwić o swoją spóźnioną

reakcję. Uwaga Nyks skierowana była gdzie indziej. Unosiła się nad Damienem,
który, o ironio, nie zauważył jej przybycia, bo klęczał z pochyloną głową i z
zamkniętymi oczami.

- Damien, dziecko, spójrz na mnie.
Damien podniósł głowę, a oczy otworzył szeroko ze zdumienia.
- Oh, Nyks! To naprawdę ty! Myślałem, że Cię sobie wyobraziłem.
- Prawdopodobnie w pewien sposób masz rację. Jack jest ze mną, jest

jednym z najczystszych i najpiękniejszych dusz, jaką widziano w moim
królestwie.

Łzy pojawiły się w oczach Damiena.
- Dziękuję. Dziękuję o poinformowaniu mnie o tym. To pomoże mi to

przeboleć.

- Dziecko, nie ma potrzeby ubolewać nad stratą Jacka. Zapamiętaj go i

raduj się tą piękną, krótką miłością, jakiej doznałeś. Ten wybór nie oznacza
zapomnienia lub nie przeżycia tego, tylko uzdrowienie.

Damien uśmiechnął się przez łzy.
- Będę pamiętać. Zawsze będę pamiętał i wybierał twoją ścieżkę, Nyks.

Daję ci słowo.

background image

Przebudzona

209

Postać bogini unosiła się tak, by mieć oko na wszystkich. Rephaim widział

jak bogini czule spojrzała na Zoey, która uśmiechnęła się.

- Miło Cię spotkać, moja Bogini. - Zoey powiedziała to szokującym dla

Rephaima poufałym tonem głosu. Czy nie powinna mieć więcej szacunku…
więcej strachu… kiedy przemawia do Bogini?

- Miło cię spotkać Zoey Redbird! - Bogini uśmiechnęła się szeroko do

Zoey, a on przez chwilę pomyślał, że obie wyglądały jak dwie śliczne
dziewczynki, które nagle stały się dla niego bliskie.

Rephaim rozpoznał ją, doznając szoku. Duch! Bogini była duchem!
Następnie Nyks zaczęła mówić, zwracając się do całego zgromadzenia, a

jej ruch twarzy był tak idealny i piękny, że trudno było na nią patrzeć, nie
myśląc o niczym oprócz słów, którymi można by było opisać to piękno i lekkość
ruchów bogini.

- Wiele działo się tu tej nocy. Duchowe wybory zostały zakończone, co

oznacza, dla niektórych z was, podążanie nowymi drogami życiowymi. Dla
innych drogi zostały przypieczętowane, wybory dokonane dawno temu. A teraz
niektórzy z was są nad przepaścią życia.
- Wzrok bogini skierował się na
Neferet, która natychmiast schyliła głowę.

- Zmieniłaś się córko. Nie jesteś już taka, jaka byłaś kiedyś. Naprawdę

mogę Cię dalej nazywać córką?

- Nyks! Wspaniała Bogini! Jak mogłabym nie być twoją córką?
Neferet nie podniosła głowy, a jej kasztanowe włosy całkowicie zakryły jej

twarz, tłumiąc wypowiedź.

- Dziś w nocy prosiłaś o przebaczenie. Zoey dała Ci jedną odpowiedź. Ja

dam Ci inną. Przebaczenie jest specjalnym darem i na niego trzeba sobie
zasłużyć.

- Proszę pokornie, żebyś obdarowała mnie tym darem, Nyks - Neferet

powiedziała, wciąż kłaniając głowę i ukrywając twarz.

- Kiedy zasłużysz na dar, wtedy go otrzymasz. - Nagle Bogini odwróciła się

od Neferet i zwróciła się do Mistrza Miecza, który ścisnął pięść nad sercem w
szacunkiem do niej. - Twoja Anastasia jest wolna od bólu i wyrzutów sumienia.
Czy dokonasz wyboru Damiena i nauczysz się znów kochać i iść dalej, czy
wybierzesz inaczej i zniszczysz to, co Anastasia kochała w tobie najbardziej -
bycie silnym i miłosiernym?

Rephaim wpatrywał się w Dragona, czekał na odpowiedź Mistrza Miecza,

która nie przyszła, kiedy Nyks wymówiła jego imię.

- Rephaim.

background image

Przebudzona

210

Spojrzał tylko na chwilę w twarz Nyks, a następnie przypomniał sobie, kim

był i co robił i pochylił ze wstydu głowę. Powiedział pierwsze słowa, które
wypełniły mu głowę.

- Proszę, nie patrz na Mnie!
Ręka Stevie Rae wślizgnęła się do jego.
- Nie martw się. Ona nie jest tutaj, by cię ukarać.
- Skąd to wiesz, młoda Wyższa Kapłanko?
Stevie Rae wzmocniła uścisk ręki, a jej głos nawet nie zadrżał.
- Bo wiem, że możesz wejrzeć w jego serce i wiem, co tam znajdziesz.
- Co twoim zdaniem jest w sercu Kruka Prześmiewcy, Stevie Rae?
- Dobroć. I nie sądzę, żeby dalej był Krukiem Prześmiewcą. Jego ojciec go

uwolnił. Więc teraz sądzę, że jest nowym, ummmm, facetem-jakiego-jeszcze-
nie-było. - Zająknęła się, ale udało jej się skończyć.

- Widzę, że jesteś z nim związana - to była enigmatyczna odpowiedź

Bogini.

- Tak, jestem - powiedziała stanowczo.
- Nawet, jeśli w ten sposób podzielisz Dom Nocy, a nawet świat na pół?
- Moja mama zwykła była przycinać róże z wielkim zacięciem, a ja

myślałam, że to będzie je boleć, a nawet może je zabić. Kiedy zapytałam ją o to,
powiedziała mi, że czasem trzeba czasem odciąć stare rzeczy, żeby zrobić
miejsce dla nowych. Może nadszedł na to czas - powiedziała Stevie Rae.

Jej słowa zaskoczyły go tak bardzo, że powiódł wzrokiem od ziemi do

Stevie Rae. Uśmiechnęła się do niego w tym momencie. Pragnął bardziej niż
cokolwiek innego, by odwzajemnić jej uśmiech i wziąć ją w ramiona jak
prawdziwy mężczyzna byłby w stanie zrobić, ponieważ to, co zobaczył w jej
oczach było ciepłem, miłością i szczęściem, nie mógł dostrzec nawet odrobiny
wyrzutów sumienia ani odrzucenia.

Stevie Rae dała mu siłę, by popatrzeć na boginię i zmierzyć się z jej

nieskończonym wzrokiem. A to, co zobaczył nie było dla niego obce, ponieważ
odbicie w oczach Nyks było tak samo ciepłe, pełne miłości i szczęścia jak
spojrzenie Stevie Rae. Rephaim wypuścił dłoń Stevie Rae, tak by móc zamknąć
pięść nad sercem, w starożytnym pozdrowieniu.

- Miło cię spotkać, Bogini Nyks.
- Mnie też miło, Rephaim - powiedziała. - Jesteś jedynym dzieckiem

Kalony, które odwróciło się od tego, co robiło całe swoje życie, od wściekłości,
bólu, nienawiści, by ujrzeć Światło.

- Żaden z pozostałych nie miał Stevie Rae - powiedział.

background image

Przebudzona

211

- Prawdą jest, że miała wpływ na twój wybór, ale trzeba było być

otwartym, by odpowiedzieć Światłu, zamiast Ciemności.

- To nie zawsze był mój wybór. W przeszłości robiłem straszne rzeczy. Ci

Wojownicy mają rację, że chcą mojej śmierci - powiedział Rephaim.

- Żałujesz swojej przeszłości?
- Tak.
- Czy wybierasz nową przyszłość, w której zobowiązujesz się do kroczenia

moją drogą?

- Wybieram.
- Rephaim, synu upadłego nieśmiertelnego Wojownika Kalony, akceptuję

Cię, i wybaczam ci błędy przeszłości.

- Dziękuję Nyks - głos Rephaima był szorstki ze wzruszenia, kiedy mówił

do Bogini, jego Bogini.

- Chcesz mi dziękować, kiedy mówię Ci, że choć Ci przebaczyłam i

przyjęłam Cię, są konsekwencje, które musisz zapłacić za czyny przeszłości?

- Bez względu, co będzie dalej, przez wieczność będę Ci dziękował.

Przysięgam - powiedział bez wahania.

- Miejmy nadzieję, że będziesz żył wiele, wiele lat, by wypełniać swoją

przysięgę. Wiedzmy więc, że to są twoje konsekwencje. - Nyks podniosła
ramiona, jakby chciała wziąć księżyc w dłonie. Rephaimowi zdawało się, że
zbierała światło z samych gwiazd. - Ponieważ obudziłeś człowieczeństwo w
sobie, każdej nocy, od zachodu do wschodu słońca, będę dawać Ci prawdziwą
formę, na którą zasługujesz.
- Bogini rzuciła świecącą moc, która zalśniła
pomiędzy jej rękami a nim. Dreszcz przebiegł jego ciało, powodując ból tak
straszny, że krzyczał w agonii, skręcając się po ziemi. Gdy leżał sparaliżowany,
głos bogini był jedynym dźwiękiem, który do niego docierał. - Aby
odpokutować za swoją przeszłość, na dzień stracisz swoją prawdziwą formę i
powrócisz w postaci kruka, który nie czuje nic poza pragnieniami bestii.
Zastanów się również jak korzystać z człowieczeństwa. Ucz się od przeszłości i
zrównoważ bestię. Niech się stanie tak jak powiedziałam!

Ból zaczął przemijać i Rephaim był w stanie patrzeć na Boginię ponownie,

kiedy otworzyła swoje ramiona do wszystkich i powiedziała radośnie:

- Pozostawiam resztę z was z moją miłością, jeśli zaakceptujecie go i moje

pragnienie, będziecie zawsze błogosławieni.

Nyks zniknęła w czymś, co wyglądało jak wybuch księżyca. Jasność była

oślepiająca, co nie pomogło zbytnio w dojściu Rephaima do siebie.

Czuł dziwne, nieznane zawroty głowy…

background image

Przebudzona

212

Rephaim spojrzał na siebie.
Szok był tak dotkliwy, że przez moment, nie był w stanie ogarnąć tego, co

widział. Dlaczego jestem w chłopcu? To pytanie pojawiło się wśród jego
poplątanych myśli. Wreszcie dotarł do niego szloch Stevie Rae. Kiedy był w
stanie skupić się na niej, zdał sobie sprawę, że ona płacze i śmieje się w jednym
czasie.

- Co się stało? - Zapytał, nie do końca pojmując, co się stało.
Stevie Rae nie była w stanie mówić, bo płakała łzami, które wyglądały na

łzy szczęścia.

Ręka pojawiła się na jego linii wzroku. Podniósł głowę i zobaczył Wyższą

Kapłankę, Zoey Redbird, która uśmiechała się do niego, podając mu rękę.
Rephaim złapał ją i wstał nieco niemrawo.

- Co się stało? Nasza bogini zmieniła Cię w faceta - Zoey powiedziała.
Prawda uderzyła go i prawie powaliła na kolana.
- Jestem człowiekiem. W całości człowiekiem. - Rephaim patrzył w dół na

silne ciało wysokiego, młodego wojownika Cherokee.

- Tak, jesteś, ale tylko w nocy - powiedziała Zoey. - W dzień będziesz

całkowicie krukiem.

Rephaim ledwo usłyszał. Właśnie odwracał się do Stevie Rae.
Musiał zostać odrzucony od niej, kiedy Nyks zmieniła go, ponieważ nie

było już jej przy boku Rephaima. Zrobiła jeden niewielki, niepewny krok w jego
kierunku, zatrzymała się i wpatrywała się w jego twarz.

- Czy jest… Czy jest źle? Czy wyglądam źle? - Wyjąkał.
- Nie - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Jesteś doskonały. Absolutnie

doskonały. Jesteś chłopcem, którego widzieliśmy w fontannie.

- Czy… mogę… - jego głos załamał się. Rephaim był zbyt pełny emocji,

żeby znaleźć odpowiednie słowa, więc ruszył w kierunku Stevie Rae,
zmniejszając dzielącą ich odległość dwoma, całkowicie ludzkimi krokami.

Bez wahania wziął ją w ramiona, a następnie zrobił to, co ledwo mógł

zrobić w swoich snach. Rephaim pochylił się i pocałował miękkie usta Stevie
Rae. Próbował jej łez i śmiechu i wreszcie wiedział, że naprawdę wszystko
będzie dobrze.

Niechętnie wycofał się i powiedział:
- Poczekaj. Jest coś, co muszę zrobić.
Dragon Lankford był łatwy do znalezienia. Choć wszyscy wpatrywali się w

niego i Stevie Rae, Rephaim czuł na sobie wzrok Mistrza Miecza. Podszedł do
Dragona powoli, starając się nie powodować gwałtownych ruchów. Nawet

background image

Przebudzona

213

Wojownicy, którzy stali po obu jego stronach przesunęli się, oczywiście gotowi
do walki po stronie Mistrza Miecza.

Rephaim zatrzymał się przed Dragonem. Napotkał jego wzrok i zobaczył

ból i złość. Rephaim skinął głową w potwierdzeniu.

- Przeze mnie wiele straciłeś. I w żaden sposób nic nie usprawiedliwia

tego, czym byłem. Mogę tylko powiedzieć, że byłem w błędzie. Nie proszę o
przebaczenie jak zrobiła to Bogini. - Rephaim ukląkł na jedno kolano i
powiedział: - Czy mogę spłacić dług życia służąc Ci? Jeśli mnie zaakceptujesz
tak długo jak oddycham, będę swoimi działaniami i honorem, próbował
odpokutować za utratę twojej partnerki.

Dragon nic nie powiedział. Jedynie patrzył się na Rephaima, a na jego

twarzy walczyły emocje: nienawiść, rozpacz, złość i smutek. Aż połączyły się,
tworząc maskę zimnej determinacji.

- Wstań potworze. - Głos Dragona był beznamiętny. - Nie mogę

zaakceptować twojej przysięgi. Nie mogę na Ciebie patrzeć. Nie pozwolę, byś
mi służył.

- Dragon, zastanów się, co mówisz - Zoey Redbird powiedziała, idąc

szybko ku Rephaimowi, mając przy boku Starka. - Wiem, że jest Ci trudno…
wiem, jak to jest stracić kogoś, kogo kochasz, ale trzeba dokonać wyboru,
którędy teraz pójdziesz. Czuję, że zamiast Światła wybierasz Ciemność.

Oczy Dragona były okrutne, głos zimny, kiedy odpowiadał Młodej

Wyższej Kapłance.

- Mówisz, że wiesz, co to znaczy stracić miłość? Jak długo kochałaś tego

ludzkiego chłopaka? Mniej niż dziesięć lat! Anastasia była moją partnerką od
wieków.

Rephaim zauważył, że Zoey drgnęła, jakby jego słowa zraniły ją. Stark

zbliżył się do niej, kierując wzrok na Mistrza Miecza.

- I dlatego dziecko nie może prowadzić Domu Nocy. Nie może też być

prawdziwą Wyższą Kapłanką, bez względu na pobłażliwość naszej Bogini -
powiedziała Neferet, delikatnie przesuwając się ku Dragonowi, i dotykając z
szacunkiem jego ramienia.

- Przymknij się, wredna. Nie pamiętam, aby Nyks Ci przebaczyła. Mówiła

o jakiś gdybaniach i prezentach, ale popraw mnie, jeśli się mylę, ale ty nawet nie
przeprosiłaś - powiedziała Afrodyta.

- Nie należysz do tej szkoły! - Neferet krzyczała na nią. - Nie jesteś już

adeptem!

background image

Przebudzona

214

- Nie. Ona jest prorokinią, pamiętasz? - Powiedziała Zoey, brzmiąc

spokojnie i mądrze. - Nawet Wyższa Rada to potwierdziła.

Zamiast odpowiedzieć Zoey, zwróciła się do tłumu, patrząc na adeptów i

wampiry.

- Czy widzicie jak oni przekręcają słowa bogini, kilka chwil po tym, jak się

tu zjawiła?

Rephaim wiedział, że ona jest zła - wiedział, że już nie służy Nyks, ale

nawet on musiał przyznać, że wyglądała dziko i pięknie. Wiedzę, że moc
Ciemności, która się pojawiła, czołgając się do niej ponownie, może dać jej siłę.

- Nikt nic nie przekręca - powiedziała Zoey. - Nyks przebaczyła

Rephaimowi i zmieniła go w człowieka. Ona także powiedziała, że Dragon musi
dokonać wyboru odnośnie swojej przyszłości. I poinformowała Cię, że
przebaczenie jest darem, na który trzeba sobie zasłużyć. To wszystko, co
mówię. To wszystko, co każdy z nas mówi.

- Dragonie Lankford, czy jako Mistrz Miecza i przewodniczący Synów

Erebusa w tym Domu Nocy akceptujesz… - Neferet spauzowała, spoglądając na
Rephaima ze wstrętem - tego odmieńca, jako jednego ze swoich?

- Nie - Dragon powiedział. - Nie, nie mogę go zaakceptować.
- Tak więc nie mogę Cię przyjąć. Rephaim nie może pozostać w tym Domu

Nocy. Odrażający stworze, odpokutować za swoją przeszłość możesz w innym
miejscu.

Rephaim nie poruszył się. Czekał, aż Neferet na niego spojrzy. Wtedy

spokojnie, wyraźnie powiedział:

- Widzę za to, czym jesteś.
- Precz! - Wykrzyczała.
Stanął i zaczął się wycofywać z dala od Mistrza Miecza i jego grupy

Wojowników, ale Stevie Rae wzięła go na za rękę i zatrzymała jego odwrót.

- Idę tam, gdzie idziesz ty - powiedziała.
Pokręcił głową:
- Nie chcę, żebyś została wyrzucona z domu przeze mnie.
Patrząc nieco nieśmiało, Stevie Rae dotknęła jego twarzy.
- Nie wiesz, że dom jest tam, gdzie jesteś ty?
Złączył z nią dłoń. Nie ufając głosowi, skinął głową i uśmiechnął się do

niej. Uśmiech - to było niesamowite, jak dobrze się czuł!

Stevie Rae delikatnie pociągnęła jego rękę.

background image

Przebudzona

215

- Idę z nim - powiedziała do tłumu. - Zamierzam założyć inny Dom Nocy

w tunelach pod miastem. Nie jest tam tak miło jak tutaj, ale jest o wiele bardziej
przyjazne.

- Nie możesz założyć Domu Nocy bez zgody Wyższej Rady - Neferet

rzuciła.

Obserwujący tłum szepczący w szoku, przypominał Rephaimowi letni

wiatr wiejący przez starożytną łąkę - dźwięk nie mający końca i bez sensu,
chyba że miałeś skrzydła.

Głos Zoey Redbird dotarł do tłumu.
- Jeśli będziecie mieć wampirzą królową, i wyrazicie zgodę, by nie wtrącać

się do polityki Wampirów, Wyższa Rada zostawi Cię w spokoju. - Uśmiechnęła
się do Stevie Rae. - Przypadkowo, jestem jakby królową. Co sądzisz o tym, że
pójdę z Tobą i Rephaimem? Będę miła każdego dnia.

- Ja też idę - powiedział Damien, spoglądając na tlący się stos. -

Zdecydowałem się na nowy początek.

- My też idziemy - powiedziała Shaunee.
- Dokładnie, bliźniaczko - Erin stwierdziła. - Nasz pokój był stanowczo za

mały.

- Ale wrócimy po nasze rzeczy - powiedziała Shaunee.
- Piekielne tak - Erin potwierdziła.
- Cholera - powiedziała Afrodyta. - Wiedziałam to, kiedy ta noc się

zaczęła. Po prostu wiedziałam. Do bani, że w Tulsie nie można mieć prysznica z
biczami wodnymi, ale mam cholerną pewność, że nie chcę tu więcej przebywać.

Podczas kiedy Afrodyta opierała się o swojego Wojownika i dramatycznie

wzdychała, każdy czerwony adept wystąpił do przodu. Zostawili tłum, by
podążyć za Rephaimem i Stevie Rae, Zoey i Starkiem i resztą ich kręgu - resztą
ich przyjaciół.

- Czy to oznacza, że nie mogę być Laureatką Poezji wszystkich

wampirów? - Kramisha zapytała się, kiedy do nich dołączyła.

- Nikt, poza Nyks, nie może Ci odebrać tego tytułu - powiedziała Zoey.
- Dobrze. Była po prostu tutaj i nie odebrała mi go. Sądzę, że to w

porządku - Kramisha powiedziała.

- Będziesz niczym, jeśli odejdziesz! Każde z was! - Neferet wrzasnęła.
- Cóż Neferet, tak to już jest - powiedziała Zoey. - Czasami nic i twoi

przyjaciele równa się mnóstwo czegoś.

- To nie ma sensu - powiedziała Neferet.
- Dla ciebie nie - powiedział Rephaim, obejmując Stevie Rae.

background image

Przebudzona

216

- Chodźmy do domu - powiedziała Stevie Rae, obejmując w pasie

Rephaima - w pełni człowieka.

- Dla mnie brzmi dobrze - powiedziała Zoey, biorąc za rękę Starka.
- Dla mnie to jak robienie porządków - powiedziała Kramisha, kiedy

zaczęli się rozchodzić.

- Wampirza Wyższa Rada o tym usłyszy - Neferet zawołała za nimi.
Zoey zatrzymała się na wystarczająco długą chwilę, by krzyknąć przez

ramię.

- Ok, nie będzie nas trudno znaleźć. Mamy Internet i wszystko.

Dodatkowo, kilkoro z nas wróci i będzie uczyć się w klasach. To wciąż nasza
szkoła, nawet, jeśli nie jest naszym domem.

- No super. Znowu pakujemy się w jakieś czasochłonne pieprzone projekty

- powiedziała Afrodyta.

- Co to są za projekty? - Rephaim zapytał Stevie Rae.
Uśmiechnęła się do niego i powiedziała:
- To znaczy, że idziemy w miejsce, które większość ludzi nie uważa za

wielkie.

- Mam nadzieję, że odnowią je trochę - narzekała Afrodyta.
Rephaim wiedział, że jego słowa były wielkim znakiem zapytania, gdy

Stevie Rae roześmiała się i go przytuliła.

- Nie martw się. Będziemy mieli wystarczająco dużo czasu, by wyjaśnić Ci

nowinki technologiczne. Na razie wszystko, co musisz wiedzieć to to, że
jesteśmy razem i Afrodyta nie jest zbyt miła.

Stevie Rae stanęła na palcach i pocałowała go, a Rephaim pozwolił jej

smakiem i dotykiem zagłuszyć głosy o swojej przeszłości i prześladujące
pamięć uczucie wiatru pod skrzydłami…

background image

Przebudzona

217

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

T

T

Y

Y

C

C

Z

Z

W

W

A

A

R

R

T

T

Y

Y

-

-

N

N

E

E

F

F

E

E

R

R

E

E

T

T

Zapanowała nad sobą i pozwoliła Zoey i jej patetycznej grupie przyjaciół

opuścić Dom Nocy, mimo że bardzo chciała uwolnić Ciemność i zamienić ich w
nicość. Zamiast tego ostrożnie w sekrecie, zaczęła wdychać nici Ciemności,
które odsunęły się od niej, przesuwając się z cienia do cienia.

Kiedy poczuła się silna, pewna siebie i znów miała kontrolę, powiedziała

do jej pupilów, którzy przypomnieli jej o Domu Nocy.

- Cieszcie się, adepci i wampiry! Pojawienie się Nyks tej nocy było

znakiem jej aprobaty. Bogini przemówiła wyborem, darami i życiowymi
ścieżkami. Niestety widzieliśmy, że Zoey Redbird i jej przyjaciele wybrali
ścieżkę prowadzącą z dala od naszej, co więcej z dala od Nyks. Ale uda nam się
przejść przez ten test i wytrwamy, modląc się do naszej miłosiernej Bogini i w
związku z tym, Ci zmyleni adepci wybiorą powrót do nas. - Neferet mogła
zobaczyć zwątpienie w oczach niektórych z jej słuchaczy. Ledwie zauważalnym
ruchem, machnęła ledwie swoim palcem, wskazując długim, pomalowanym na
czerwono paznokciem w kierunku wątpiących. Ciemność odpowiedziała,
zmierzając w ich kierunku, zmylając ich, powodując w ich myślach mętlik w
wahaniu, zastępując go pozornym rwaniem bólu, wątpliwościami i strachem. -
Teraz niech każdy z nas odejdzie do pokoi i zapali świecę w kolorze elementu, z
którym czuje się najbardziej związany. Wierzę, że Nyks usłyszy te modlitwy i
poprowadzi nas przez ten czas cierpienia i zmagań.

- Neferet, a co z ciałem adepta? Czy nie powinniśmy kontynuować

czuwania? - Zapytała Dragon Lankford.

Była ostrożna, by powstrzymać pogardę w głosie.

background image

Przebudzona

218

- Masz rację, że mi przypomniałeś, Mistrzu Miecza. Ci z Was, którzy

uhonorowali Jacka fioletową świecą ducha, wrzućcie je do stosu pogrzebowego,
kiedy będziecie odchodzić. Wojownicy Synów Erebusa będą kontynuować
czuwanie nad ciałem adepta przez pozostałą część nocy. - I w ten sposób
pozbędę się obu świec z mocą ducha, kiedy płomienie pochłoną je i drażniącej
obecności zbyt wielu Wojowników, Neferet pomyślała.

- Jak sobie życzysz, Kapłanko - Dragon powiedział, kłaniając się jej.
Ledwie obdarzyła go spojrzeniem.
- Teraz muszę udać się w odosobnione miejsce. Wierzę, że wiadomość od

Nyks dla mnie była niejednoznaczna. Pewne rzeczy wyszeptała do mojego
serca. Teraz muszę pomodlić się i pomedytować.

- To, co powiedziała Nyks zaniepokoiło Cię?
Neferet już spieszyła się, odchodząc z pola widzenia modlących się oczu

adeptów i wampirów Domu Nocy, kiedy zatrzymał ją głos Lenobii. Powinnam
wiedzieć, że nie odpuści, bo została złapana w moją pułapkę, Neferet
powiedziała w myślach do siebie.

Przypomniała sobie, by zmienić zdobywcę w jeńca.
Neferet popatrzyła na Mistrzynię Jeździectwa. Jednym ruchem palca

wysłała Ciemność w jej kierunku i jakież było jej zdziwienie jak i
zaniepokojenie, kiedy zobaczyła wzrok Lenobii rozbiegany wokół niej, jakby ta
mogła zauważyć samolubne nici.

- Tak, to co powiedziała Nyks rzeczywiście, zaniepokoiło mnie - Neferet

nagle powiedziała, przyciągając uwagę wszystkich skierowaną na Mistrzynię
Jeździectwa na siebie. - Mogę powiedzieć, że Bogini jest głęboko zaniepokojona
o nasz Dom Nocy. Słyszeliście jej mowę o rozdarciu naszego świata - i to się
dzieje. Ostrzegała mnie. Chciałabym móc znaleźć sposób, by to się nie
wydarzyło.

- Ale wybaczyła Rephaimowi. Czy my nie…
- Bogini wybaczyła temu stworzeniu. Ale czy to znaczy, że my musimy

cierpieć za niego? - Wdzięcznie machnęła ręką w kierunku Dragona Lankforda,
który stał przy głowie adepta, leżącego na stosie. - Nasz Syn Erebusa dokonał
właściwego wyboru. Niestety zbyt wielu, młodych adeptów zbłądziło za Zoey i
Stevie Rae i ich zepsutymi słowami. Jak sama Nyks dzisiaj powiedziała,
wybaczenie jest darem, na który trzeba sobie zasłużyć. Miejmy nadzieję, że
Zoey będzie kontynuowała podążanie za wolą Bogini, ale po jej zachowaniu
tutaj, boję się o nią. - Kiedy wszyscy patrzyli się raz na nią, raz na żałosną
sylwetkę Mistrzyni Jeździectwa, Neferet pociągnęła powietrze, przyciągając z

background image

Przebudzona

219

cieni coraz więcej nici Ciemności. Potem szybkim ruchem wyrzuciła je na tłum,
ukrywając uśmiech satysfakcji, kiedy westchnienia i zdezorientowane,
przepełnione bólem jęki dosięgły jej uszu. - Odejdźcie - idźcie do swoich pokoi,
pomódlcie się i odpocznijcie. Ten wieczór był ciężki dla nas wszystkich.
Zostawiam Was teraz i jak powiedziała Bogini, bądźcie błogosławieni.

Neferet omiotła centrum podwórza, szepcząc do starożytnej mocy wokół

niej:

- Będzie tam! Będzie na mnie czekał! - Zebrała jej moc tak, że poczuła się

opuchnięta, pulsując w rytmie Ciemności, a potem poddając się jej, pozwalając
podrzucić jej nowe, nieśmiertelne ciało i ponieść ją na pozbawionych kolorów
skrzydłach śmierci, bólu i rozpaczy.

Ale zanim mogła dolecieć do Mayo i bogatego penthouse’a, gdzie

wiedziała, że na pewno Kalona będzie na nią czekał, Neferet poczuła wspaniałą
zmianę w mocach, które ją niosły.

Najpierw dosięgło ją zimno. Neferet nie była pewna, czy rozkazała mocom,

by przerwały i pozwoliły jej przystanąć, czy zimno zamroziło je, w przeciwnym
razie znalazłaby się w połowie drogi, gdzieś między Peoria i 11-stą Ulicą. Tsi
Sgili pozbierała się i rozejrzała dookoła, próbując obrać kierunek. Cmentarz po
jej lewej przykuł jej uwagę i nie tylko dlatego, że był miejscem gnijących
szczątek ludzkich, co bawiło ją. Wyczuła, że coś zbliża się stamtąd. Jednym
ruchem Neferet chwyciła wycofujące się nici Ciemności, zamachnęła się, a moc
uniosła ją nad żelaznym płotem, który otaczał cmentarz.

Cokolwiek to było, mogła poczuć, że zmierza w jej kierunku, wzywając ją,

więc Neferet biegła, przedzierając się jak duch między starymi nagrobkami i
pokruszonymi przez czas pomnikami. Dopóki w końcu przybyła do centralnej
części, gdzie cztery, rozległe, brukowane ścieżki formowały okrąg, w którym
powiewała powieszona amerykańska flaga, jedyna iluminacją wśród grobów -
poza nim.

Oczywiście Neferet rozpoznała go. Uchwyciła cień białego byka już

przedtem, ale nigdy w pełni nie zmaterializował się i nie pokazał jej.

Neferet zatrzymała się, nie mogąc mówić, zachwycona jego perfekcją. Jego

sierść była lśniąco biała. Jak wspaniała perła lśniła - przymilając się i nęcąc.

Owinęła się, zasłaniając koszulą, którą dał jej Stark, obnażając się przed

czarnym wzrokiem byka. Potem Neferet uklękła wdzięcznie na kolana.

Obnażyłaś się przed Nyks. Teraz obnażasz się przede mną? Rozporządzasz

sobą, Królowo Tsi Sgili?

background image

Przebudzona

220

Jego głos rozbrzmiewał ciemnością w jej myślach, wysyłając dreszcze

przez jej ciało.

- Nie obnażyłam się przez nią. Ty, który jesteś ponad wszystkim, wiesz o

tym. Bogini i ja podążamy osobnymi drogami. Nie jestem już śmiertelna, nie
chcę, by ujarzmiła mnie jakakolwiek inna kobieta.

Olbrzymi, biały byk kroczył w przód, powodując drżenie ziemi po jego

wspaniałymi kopytami. Jego nos nawet nie dotknął jej delikatnej skóry, ale
chłonął jedynie jej zapach, a potem jego zimny oddech uwolnił się, otaczając
Neferet, dotykając jej najbardziej czułych miejsc, potęgując jej najbardziej
sekretne pragnienia.

Więc zamiast zostać ujarzmiona przez Boginię, wybrałaś, by gonić

nieśmiertelnego upadłego?

Wzrok Neferet napotkał czarne, niezgłębione oczy byka.
- Kalona jest nikim dla mnie. Zmierzałam do niego, by dokonać zemsty za

zerwanie przysięgi. Mam takie prawo.

Nie zerwał przysięgi. Nie wiązała go. Dusza Kalony nie jest już całkiem

nieśmiertelna - postąpił bezmyślnie, oddając jej kawałek.

- Naprawdę? To bardzo interesujące… - Ciało Neferet zadrżało w

podnieceniu na tę wiadomość.

Widzę, że wciąż jesteś ogłupiona myślą o wykorzystaniu go.
Neferet podniosła brodę i potrząsnęła jej długimi, kasztanowymi włosami.
- Nie jestem ogłupiona Kaloną. Chcę jedynie zaczerpnąć i użyć jego mocy.
Jesteś rzeczywiście wspaniałym stworzeniem bez serca.
Język byka wysunął się. Lizał nagie ciało Neferet, powodując u niej

westchnienie z powodu delikatnego bólu, kiedy jej ciało drżało w podnieceniu.

Minęło więcej niż stulecie odkąd miałem takiego chętnego poplecznika.

Pomysł wydaje się nagle pociągający.

Neferet klęczała wciąż przed nim. Powoli, delikatnie sięgnęła i dotknęła

go. Jego sierść była zimna jak lód, ale śliska jak woda.

Neferet poczuła, że jej ciało drży w oczekiwaniu.
Ah, jego głos zabrzmiał w jej myślach i wtargnął do jej duszy, sprawiając,

że zakręciło jej się w głowie od mocy. Zapomniałem jak zaskakujący może być
dotyk, kiedy nie jest wymuszony. Nie często jestem zaskoczony, więc chciałbym
okazać Ci przychylność.

- Chętnie zaakceptuję jakąkolwiek przychylność Ciemności.
Chichot byka rozbrzmiał w jej myślach.
Tak, wierzę, że mógłbym dać Ci coś.

background image

Przebudzona

221

- Dać? - Powiedziała pozbawiona oddechu, kochając ironię słów, którą

Wcielenie Ciemności tak jasno odzwierciedlało w stosunku do Nyks. - Co
takiego?

Czy sprawiłoby Ci przyjemność wiedzieć, że mogę stworzyć dla Ciebie

Vessela, by zajął miejsce Kalony? Mógłby być na Twoje rozkazy… Twój i
mogłabyś używać go jako Twoją absolutną broń.

- Czy byłby potężny? - Neferet coraz szybciej oddychała.
Jeśli ofiara byłaby tego warta, byłby bardzo potężny.
- Ofiaruję cokolwiek, czy kogokolwiek Ciemności - powiedziała Neferet. -

Powiedz mi, czego pragniesz za stworzenie tej istoty, a ja Ci to dam.

By stworzyć Vessela, muszę mieć krew kobiety, która ma antyczne

powiązanie z ziemią, przekazywane jej z pokolenia na pokolenie przywódczyni.
Im silniejsza, czystsza, starsza kobieta, tym bardziej perfekcyjny Vessel.

- Człowiek, czy wampir? - Zapytała Neferet.
Człowiek - są bardziej zżyci z ziemią, kiedy ich ciała wracają do ziemi

szybciej niż wampirze.

Neferet uśmiechnęła się.
- Wiem dokładnie, kto będzie doskonałą ofiarą. Jeśli zabierzesz mnie do

niej dzisiaj, dam Ci jej krew.

Czarne oczy byka zalśniły, a Neferet pomyślała, że to może być radość.

Potem byk skłonił się na swoich przednich nogach, czyniąc jego grzbiet
dostępnym dla niej.

Jestem zaintrygowany Twoją propozycją, moje stworzenie bez serca. Pokaż

mi swoją ofiarę.

- Chcesz, bym pojechała na Tobie?
Bez wahania, Neferet wstała i podeszła do boku jego gładkiego, śliskiego

grzbietu. Mimo, że skłaniał się, wciąż trudno było wejść na niego. Potem
poczuła znajome drżenie mocy ciemności. Jakby nic nie ważyła moc uniosła ją
na jego masywny grzbiet.

Pokaż mi w myślach miejsce, gdzie życzysz sobie, bym cię zabrał… miejsce,

gdzie znajdziemy twoją ofiarę… a je wezmę Cię tam.

Neferet pochyliła się do przodu, obejmując rękami jego olbrzymią szyję i

zaczęła pokazywać mu lawendowe pola i śliczną, małą chatkę z kamienia
Oklahomy z drewnianą werandą i dużymi oknami.

background image

Przebudzona

222

-

-

L

L

I

I

N

N

D

D

A

A

H

H

E

E

F

F

F

F

E

E

R

R

Linda nienawidziła przyznawać się do tego, ale przez te wszystkie lata jej

matka miała rację.

- John Heffer jest su- li - powiedziała na głos słowo z języka Cheerokee, co

znaczyło truteń, tak nazwała go jej mama, kiedy pierwszy raz spotkała Johna. -
Był również kłamliwym, oszukującym palantem… palantem bez ani jednego
dolara na koncie - powiedziała zadowolona. - Bo wyczyściła je dzisiaj, zaraz po
tym jak przyłapałam go z sekretarką kościoła, klękającą przy jego biurku!

Jej dłonie zacisnęły się na kierownicy ich samochodu Dodge Intrepid i

zapaliła światła, kiedy odtwarzała ponownie straszną scenę w myślach.

Pomyślała, że to będzie miła niespodzianka, kiedy zrobi mu specjalny

lunch i zawiezie mu do biura. John pracował do późna. Ale po godzinach w
pracy wciąż znajdował czas jako wolontariusz dla kościoła…

Linda zacisnęła wargi.
No cóż, teraz wiedziała, co naprawdę robił! Czy raczej z kim to robił!
Powinna się domyślić. Wszystko na to wskazywało… przestał zwracać na

nią uwagę, przestał wracać do domu, stracił dziesięć kilogramów i nawet
wybielił zęby!

Będzie próbował z nią porozmawiać. Wiedziała, że będzie chciał. Próbował

nawet powstrzymać ją przed wybiegnięciem z jego biura, ale to było raczej
cholernie trudne, by gonić ją ze spodniami opuszczonymi do kostek.

- Najgorszą częścią jest to, że będzie chciał, bym wróciła, bo kocha mnie.

Będzie chciał, bym wróciła, by nie wyglądać źle. - Linda ugryzła wargę i mocno
zamrugała, odmawiając sobie płaczu. - Nie - przyznała się sobie głośno. -
Najgorszą częścią jest to, że John nigdy mnie nie kochał. Chciał jedynie
wyglądać jak idealny rodzinny mężczyzna, więc potrzebował mnie. Nasza
rodzina nigdy nie była blisko określenia perfekcyjna - nawet blisko określenia
szczęśliwa. - Moja mama miała rację. Zoey też miała rację.

Myśląc o Zoey, w końcu pozwoliła łzom spłynąć w dół jej policzków.

Linda tęskniła za Zoey. Z jej trójki dzieci, była najbliżej z Zoey. Uśmiechnęła
się przez łzy, przypominając sobie jak ona i Zoey w weekendy zwykle siadały
razem na kanapie, jedząc mnóstwo niezdrowego jedzenia i oglądając Władcę
Pierścieni albo Harrego Pottera, a czasem nawet Star Wars. Jak wiele czasu
minęło odkąd robiły to?

background image

Przebudzona

223

Lata. Czy kiedyś jeszcze to zrobią? Linda zdusiła łkanie. Czy mogły zrobić

tak teraz, gdy Zoey była w Domu Nocy?

Czy Zoey będzie chciała chociaż zobaczyć ją znowu?
Nigdy nie wybaczy sobie, jeśli pozwoliła Johnowi nieodwracalnie zepsuć

relację z Zoey.

To był jeden powód, dlaczego wsiadła do samochodu, w środku nocy i

zmierzała do domu mamy. Linda chciała porozmawiać ze swoją mamą o
Zoey… o naprawieniu relacji z Zoey. Linda chciała również oprzeć się na sile
swojej mamy. Mogła jej pomóc stanąć twardo i nie pozwolić Johnowi
porozmawiać z nią w celu pojednania.

Ale przede wszystkim, Linda chciała po prostu mamy.
Nie miało znaczenia, że była już dorosłą kobietą z dziećmi. Wciąż

potrzebowała ramienia mamy, by podtrzymało ją i jej głosu, by dodał jej otuchy
i by zrozumiała, że wszystko będzie dobrze… że dokonała właściwej decyzji.

Linda tak głęboko myślała, że prawie minęła zjazd do domu swojej mamy.

Zahamowała mocno i skręciła w prawo. Potem zwolniła tak, by nie unosił się
kurz na drodze, prowadzącej przez lawendowe pola do domu. Minął więcej niż
rok, odkąd tutaj była, ale nic się nie zmieniło… i Linda była za to wdzięczna.

To wszystko sprawiło, że poczuła się bezpiecznie i znowu normalnie.
Światło na werandzie domu mamy było zapalone, tak jak jedna lampa w

środku. Linda uśmiechnęła się, kiedy zaparkowała i wyszła z samochodu. To
była prawdopodobnie ta mosiężna lampa z syreną, którą mama lubiła zapalić,
kiedy czytała późną nocą… tylko, że dla Sylwii Redbird to nie byłoby późno.
Czwarta nad ranem to byłoby wcześnie dla niej, dokładnie czas, by wstać.

Linda szła właśnie, by zastukać w szybę drzwi, zanim je otworzy, kiedy

zobaczyła notkę napisaną na pachnącej lawendą kartce papieru i przyczepioną
do drzwi. Charakterystycznym, odręcznym pismem jej mamy było napisane:


Linda, kochanie, czułam, że możesz przyjechać, ale nie byłam pewna kiedy

właściwie przyjedziesz, więc wyszłam na zebranie w Tahlequah. Będę w domu
jutro. Jak zwykle proszę rozgość się. Mam nadzieję, że będziesz tutaj, kiedy
wrócę.

Kocham Cię.

Linda westchnęła. Próbując nie czuć się zawiedziona i zdenerwowana na

swoją mamę, weszła do środka.

background image

Przebudzona

224

- To naprawdę nie jej wina. Byłaby tutaj, gdybym nie zatrzymała się. - To

było dziwne u jej mamy, że wiedziała jeśli ktokolwiek miał ją odwiedzić. -
Wygląda na to, że jej radar wciąż działa.

Przez moment stała na środku salonu, próbując zdecydować co zrobić.

Może powinna wrócić do Broken Arrow. Może John zostawi ją na jakiś czas
samą… albo przynajmniej na wystarczająco długi czas, by mogła poszukać
adwokata i przekazać mu dokumenty rozwodowe.

Ale złamała swoją zasadę o nie podróżowaniu w nocy w ciągu tygodnia, a

dzieci były w domach u przyjaciół. Nie musiała wracać. Linda westchnęła
znowu i tym razem w oddechu zaczerpnęła zapach domu swojej mamy:
lawenda, wanilia i szałwia - prawdziwy zapach prawdziwych ziół i ręcznie
robionych świec, nie tak jak PlugIns, których używała zamiast - tych kopcących
świec i tych brudnych starych roślin - jak nalegał John. I to zadecydowało.

Linda przemaszerowała do kuchni mamy i podeszła do małego, ale dobrze

zaopatrzonego stojaka i wyciągnęła jedną bardzo ładną butelkę. Miała zamiar
wypić całą butelkę wina i przeczytać jedną z powieści romantycznych mamy, a
potem chwiejąc się, udać się do poddasza dla gości i miała zamiar cieszyć się
każdą minutą. Jutro jej mama da jej miksturę herbaty ziołowej, by pozbyła się
kaca i pomoże jej również odkryć jak odzyskać jej życie i skierować je na
właściwą drogę… drogę, która nie łączyła się z Jonem Heffer, ale łączyła się z
jej Zoey.

- Heffer, co za głupie nazwisko - powiedziała Linda, nalewając sobie

kieliszek wina, a potem wypijając długo i powolnie. - To nazwisko będzie jedną
z pierwszych rzeczy, której się pozbędę! - Patrzyła na półkę z książkami swojej
mamy, próbując zdecydować między przeczytaniem jakiejś seksownej książki
Kresley Cole, Gena Showalter, czy Jennifer Crusie. - Może Tym Razem. - To
było to… wielki tytuł zadecydował za nią, bo może tym razem robi dobrze.

Linda właśnie sadowiła się w krześle mamy, kiedy ktoś zapukał do drzwi

trzy razy. Jej zdaniem było zupełnie za późno na gości, ale nigdy nie wiadomo,
kogo oczekiwać w tym domu, więc Linda podeszła do drzwi i otworzyła je.

Wampirzyca, która stała tam była oszałamiająco piękna, jakby trochę

znajomo wyglądała i była kompletnie naga.

background image

Przebudzona

225

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

T

T

Y

Y

P

P

I

I

Ą

Ą

T

T

Y

Y

-

-

N

N

E

E

F

F

E

E

R

R

E

E

T

T

- Nie jesteś Sylvią Redbird. - Neferet spojrzała z góry pogardliwie na

nudną kobietę, która otworzyła drzwi.

- Nie, jestem jej córką, Lindą. Mojej mamy nie ma w tej chwili -

powiedziała, rozglądając się nerwowo.

Neferet rozpoznała moment, w którym oczy człowieka zauważyły białego

byka, ponieważ rozszerzyły się w szoku, a jej twarz została pozbawiona
wszystkich kolorów.

- Oh! To jest… b… byk! Sprawia, że ziemia płonie? Pośpiesz się!

Pośpiesz! Wejdź do środka, gdzie jest bezpiecznie. Dam ci szlafrok i potem
zadzwonimy do nadzoru nad zwierzętami lub policji, czy kogoś tam.

Neferet uśmiechnęła się i odwróciła głowę tak, by mogła też spojrzeć na

byka. Stał na środku najbliższego pola lawendy. Jeśli ktoś nie przyjrzał się
dokładnie, rzeczywiście, wyglądało to tak, jakby spalał wszystko dookoła siebie.

Neferet wiedziała o tym.
- On nie pali pola, zamrozi je. Zwiędłe rośliny tylko wyglądają jakby się

paliły. W rzeczywistości, są zamrożone - powiedziała Neferet tym samym
rzeczowym tonem, którego używała w swojej klasie.

- Ja… nigdy wcześniej nie widziałam, by byk robił coś takiego.
Neferet uniosła jedną brew na Lindę.
- Czy on naprawdę wygląda jak normalny byk według Ciebie?
- Nie - wyszeptała Linda. Potem odchrząknęła i oczywiście starając się

brzmieć srogo, powiedziała do Neferet - Przepraszam. Jestem zagubiona w
związku z tym, co się tu dzieje. Czy my się znamy? W czym mogę pomóc?

background image

Przebudzona

226

- Nie ma potrzeby, byś była zagubiona lub zaniepokojona. Jestem Neferet,

Wyższa Kapłanka Domu Nocy w Tulsie i mam wielką nadzieję, że możesz mi
pomóc. Najpierw, powiedz mi, kiedy można się spodziewać powrotu twojej
matki. - Neferet zachowała uprzejmy ton, choć jej umysł był zbieraniną emocji:
złości, irytacji i uroczego dreszczu strachu.

- Oh, dlatego wyglądasz tak znajomo. Moja córka Zoey chodzi do tej

szkoły.

- Tak, znam Zoey bardzo dobrze. - Neferet uśmiechnęła się. - Powiedziałaś,

że kiedy wróci twoja matka?

- Nie wcześniej niż jutro. Czy mogę przekazać jej wiadomość od Ciebie? I

czy chciałabyś jakiś płaszcz czy coś?

- Żadnych wiadomości i żadnych płaszczy. - Neferet zrzuciła jej maskę

uprzejmości. Uniosła rękę i pochłonęła kilka nici Ciemności z cienia
otaczającego ją, a potem rzuciła je w ludzką kobietę, rozkazując: - Zwiążcie ją i
przynieście ją tutaj. - Kiedy Neferet nie odczuła żadnego znanego, bolesnego
cięcia, który był zapłatą za rozkazywanie niciom Ciemności, uśmiechnęła się do
ogromnego byka i pochyliła głowę w dowodzie uznania za jego łaskę i podeszła
do niego.

Zapłacisz mi później, moja istoto bez serca, zabrzmiał w jej umyśle.
Neferet zadrżała w oczekiwaniu.
Wtedy ludzkie żałosne krzyki wtargnęły w jej myśli, a ona wykonała ruch

ramieniem i wydała rozkaz:

- I zakneblujcie ją! Nie mogę znieść tego hałasu.
Krzyki Lindy ucichły równie gwałtownie jak się zaczęły. Neferet

wkroczyła w zamarzniętą lawendę, która otaczała bestię, ignorując zimno na jej
bosych stopach i nagiej skórze, kroczyła bezpośrednio w głąb do jego wielkiej
głowy i pogładziła palcem wzdłuż całej długości jego rogu, zanim padła z gracją
w głęboki ukłon przed nim. Kiedy wstała, uśmiechała się do kompletnej
Ciemności jego oczu i powiedziała:

- Mam twoją ofiarę.
Spojrzenie byka śmignęło nad jej ramieniem.
To nie jest stara, potężna przywódczyni. To żałosna gospodyni domowa,

której życie konsumuje słabość.

- Prawda, ale jej matka jest mądrą kobietą z plemienia Cherokee. Jej krew

płynie w jej żyłach.

Rozwodniona.

background image

Przebudzona

227

- Czy ona może służyć jako ofiara, czy nie? Możesz użyć jej do stworzenia

mojego Vessela?

Mogę, ale twój Vessel będzie tylko tak doskonały jak twoja ofiara, a tej

kobiecie daleko do perfekcji.

- Ale obdarzysz go mocą, którą będę mogła kontrolować?
Tak.
- Więc moim życzeniem jest, żebyś zaakceptował ofiarę. Nie będę czekać

na matkę, kiedy mogę mieć córkę z tą samą krwią teraz.

Jak chcesz, moja nieczuła. Rośnie moje znużenie tym wszystkim. Zabij ją

szybko i przejdźmy do innych rzeczy.

Neferet nic nie powiedziała. Odwróciła się i podeszła do człowieka.

Kobieta była żałosna. Nawet nie walczyła. Wszystko co robiła to cichutko
szlochała, kiedy nici Ciemności przecinały jej usta, twarz i całe ciało, w miejscu,
gdzie ją przywiązały.

- Potrzebuję ostrza. Teraz. - Neferet wyciągnęła dłoń, a szybki ból i zimno

napełniły ją kształtującym się długim, obsydianowym sztyletem. Jednym
szybkim ruchem, Neferet poderżnęła gardło Lindy. Patrzyła jak oczy kobiety
rozszerzają się, a potem obracają się, by pokazać tylko ich białka, kiedy uchodzi
z niej życie, po odsączeniu z niej krwi.

Złapcie wszystko. Niech żadna kropla krwi się nie zmarnuje.
Na polecenie byka nici Ciemności wiły się na całej Lindzie, przyczepiając

się do jej gardła i innych części ciała, z których sączyła się krew, i zaczęły ssać.
Zahipnotyzowana Neferet zobaczyła, że każda pulsująca wić była połączona z
bykiem, rozpływając się w jego ciele i karmiąc go ludzką krwią.

Byk jęknął z przyjemności.
Kiedy człowiek został osuszony, a byk pomrukiwał i nabrzmiał jej

śmiercią, Neferet oddała się Ciemności, absolutnie i całkowicie.

background image

Przebudzona

228

-

-

H

H

E

E

A

A

T

T

H

H

- Idź, Neal! - Heath odchylił ręce w tył i wymierzył do łapacza w koszulce

z napisem SWEENEY pogrubionymi literami na jego plecach.

Sweeney złapał, a następnie zrobił zwód i uniknął wielu zawodników w

purpurowych i kremowych koszulkach, śmiejących się i krzyczących.

- Sweeney może złapać nawet komara!
- Podoba Ci się, Heathie Luck?
Na dźwięk głosu bogini Heath posłał Nyks pół- winny uśmiech.
- Uh, tak. Tu jest świetnie. To gra, w której mogę być rozgrywającym -

przerażeni odbiorcy, wspaniali fani, a kiedy mi się znudzi piłka nożna, to jest
jeszcze jezioro niedaleko stąd w dół ulicy.

- Co z dziewczynami? Nie widzę cheerleaderek.
Uśmiech Heatha wyblakł.
- Dziewczyny? Nie. No cóż. Mam tylko jedną dziewczynę i nie ma jej tu.

Wiesz o tym, Nyks.

- Tylko sprawdzałam. - Uśmiech Nyks promieniował. - Czy chciałbyś

usiąść i porozmawiać ze mną przez moment?

- Tak, oczywiście - powiedział Heath.
Nyks machnęła ręką i replika starej szkoły ze stadionem college’u zniknęła.

Nagle znalazł się na przepaści ogromnego kanionu, tak głębokiego, że rzeka,
która szumiała na dnie wyglądała tylko jak srebrna nić. Słońce wznosiło się nad
przeciwległym brzegiem grzbietu, a niebo było zacienione przez fiolet, róż i
błękit nowego dnia.

Heath uchwycił okiem ruch w powietrzu i zauważył setki, może tysiące

błyszczących kul, które turlały się w dół do wąwozu. Myślał, że niektóre z nich
wyglądają jak perły, a inne jak kulki z kamienia, a jeszcze inne były o
fluorescencyjnych kolorach tak jasnych, że niemal bolały oczy.

- Wow! To niesamowite! - Przysłonił oczy ręką. - Co to?
- Dusze - powiedziała Nyks.
- Naprawdę, jak duchy czy coś?
- Trochę. Bardziej jak ty czy coś - powiedziała Nyks z ciepłym uśmiechem.
- No cóż, to jest po prostu dziwne. Nie widziałem nigdy niczego takiego.

Wyglądam jak ja.

background image

Przebudzona

229

- W tej chwili tak - powiedziała Nyks. Heath spojrzał w dół na siebie tylko

po to, by upewnić się, że wciąż jest, no cóż, sobą. Ulżyło mu po tym, co
zobaczył i spojrzał na boginię.

- Powinienem być gotowy do zmiany?
- To zależy całkowicie od Ciebie - powiedziała Nyks. - Jakby powiedzieć

w Twoim świecie: mam propozycję dla Ciebie.

- Wspaniale! Fajnie dostać propozycję od bogini! - powiedział Heath. Nyks

skrzywiła się.

- Nie tego rodzaju propozycję, Heath.
- Oh. Uh. Przepraszam. - Heath czuł, że jego twarz stała się naprawdę

ciepła. Jezu, był dzieciakiem. - Nie chciałem Cię obrazić. Ja tylko żartowałem...
- Spauzował, ocierając twarz ręką. Kiedy spojrzał na boginię ponownie,
uśmiechała się ironicznie do niego. - Dobrze - zaczął ponownie, z uczuciem
ulgi, że nie strzelił w niego piorun czy coś. - O jakiej propozycji mówimy?

- Wspaniale. Miło wiedzieć, że zwróciłam całą, Twoją uwagę. Moja

propozycja to: wybór.

Heath zamrugał.
- Wybór? Między czym?
- Jestem bardzo zadowolona, że zapytałeś - Nyks powiedziała tylko trochę

drażniąc się sarkazmem w jej boskim głosie. - Mam zamiar dać Ci możliwość
wyboru pomiędzy trzema opcjami przyszłości. Możesz wybrać jedną z trzech,
ale musisz wiedzieć, zanim usłyszysz, że decydując się raz na drogę, wynik nie
będzie z góry ustawiony - to jest tylko twoja decyzja, by był ustawiony z góry.
Co się stanie potem, to tylko szansa, przeznaczenie i zasoby twojej duszy.

- Dobra, myślę, że łapię. Mogę wybrać coś, ale kiedy wybiorę, jestem

zdany prawie tylko na siebie?

- Z moim błogosławieństwem - dodała.
Heath uśmiechnął się.
- Cóż, mam nadzieję.
Bogini nie odwzajemniła jego uśmiechu. Zamiast tego napotkał jej wzrok,

a cały humor zniknął z jej wypowiedzi.

- Daję Ci moje błogosławieństwo, ale tylko wtedy, gdy znajdziesz moją

ścieżkę. Nie mogę pobłogosławić przyszłości, w której wybierzesz Ciemność.

- Dlaczego miałbym to zrobić? To nie ma żadnego sensu - Heath

powiedział.

- Posłuchaj mnie, mój synu i rozważ możliwości, które Ci ofiaruję, wtedy

zrozumiesz.

background image

Przebudzona

230

- Dobrze - powiedział, ale coś w tonie jej głosu sprawiło, że jego żołądek

wywrócił się do góry nogami.

- Pierwsza opcja to pobyt tutaj, w tej rzeczywistości. Będziesz zadowolony

jak dotąd. Będziesz bawił się wiecznie z innymi moimi dziećmi wypełnionymi
radością.

- Zadowolony nie znaczy szczęśliwy - Heath powiedział powoli. - Jestem

sportowcem, ale to nie znaczy, że jestem głupi.

- Oczywiście, że nie - powiedziała Bogini. - Drugi wybór: spełnisz swoje

pierwotne zamiary i odrodzisz się. To może znaczyć, że zostaniesz tutaj i
będziesz bawił się około wieku lub więcej, ale w końcu skoczysz z tej przepaści
i powrócisz do świata śmiertelnych, by odrodzić się jako człowiek, który
ewentualnie znowu znajdzie swoją bratnią duszę.

- Zoey! - Powiedział to jedno słowo, które wypełniło jego umysł, a kiedy

wypowiedział jej imię, Heath zastanawiał się, dlaczego zajęło mu to tak długo.
Co było nie tak z nim? Dlaczego jej nie zapomniał? Może gdyby…

Dłoń Nyks delikatnie dotknęła jego ramienia.
- Nie każ siebie. Otherworld może być odurzający. Ty naprawdę nie

zapomniałeś swojej miłości… nigdy byś nie mógł. Po prostu pozwoliłeś dziecku
rządzić przez jakiś czas. By ostatecznie ustąpiło i zdecydował dorosły, a Ty
będziesz musiał pamiętać Zoey i swoją miłość do niej. W normalnych
okolicznościach taka jest kolej rzeczy. Ale w dzisiejszym świecie nie jest to
normalne. Więc mam zamiar zapytać dziecko w Tobie, czy dojrzeje trochę
szybciej, jeśli tak zdecydujesz.

- Jeśli to dotyczy Zo, to powiem tak.
- Więc posłuchaj mnie, Heathie Luck. Możesz znaleźć Zoey ponownie,

jeśli zdecydujesz się, by odrodzić się jako człowiek, dam ci moją obietnicę w tej
sprawie. Ty i ona jesteście sobie przeznaczeni, czy to jako wampir i skojarzony
człowiek, czy wampir i małżonek. Stanie się to i będziesz mógł wybrać, by tak
się stało w tym życiu.

- Więc ja…
Jej wzniesione ręce uciszyły go.
- Jest trzecia opcja, którą możesz wybrać. Kiedy rozmawiam z Tobą

śmiertelny świat zmienia się. Wielki cień Ciemności w postaci białego byka
zyskuje nieoczekiwanie mocną pozycję. Dobro i zło nie są zrównoważone z tego
powodu.

- Cóż, nie można po prostu czegoś zniszczyć, by coś naprawić?

background image

Przebudzona

231

- Może mogłabym to zrobić, gdybym nie dała moim uzdolnionym dzieciom

wolnej woli.

- Wiesz, czasami ludzie są głupi i trzeba im powiedzieć, co mają zrobić -

powiedział Heath.

Wyraz twarzy Nyks nadal był poważny, ale jej ciemne oczy błyszczały.
- Jeśli zacznę odbierać wolną wolę i kontrolować decyzje moich synów i

córek, kiedy to się skończy? Czy po prostu nie stanę się władczynią, a moje
dzieci marionetkami?

Heath westchnął.
- Myślę, że masz rację. To znaczy, jesteś Boginią, więc jestem pewien, że

wiesz o czym mówisz, ale to jest łatwiejsze.

- Łatwiej nie znaczy lepiej - powiedziała.
- Tak, wiem. To jest do bani - Heath powiedział. - A co z trzecią opcją?

Czy próbujesz mi powiedzieć, że ma to coś wspólnego z dobrem i złem?

- Tak. Neferet stała się nieśmiertelna, jest stworzeniem Ciemności. Tej

nocy sprzymierzyła się z najczystszym złem, które może objawić się w
śmiertelnej rzeczywistości w postaci białego byka.

- Wiem o tym. Widziałem coś takiego, kiedy próbowało dostać się do nas,

kiedy pierwszy raz umarłem.

Nyks skinęła głową.
- Tak, biały byk został obudzony przez zmiany dobra i zła w świecie

śmiertelników. Minęły wieki odkąd wędrował między rzeczywistościami, jak to
robi dziś. - Heath był poruszony, gdy zobaczył, że Bogini drży.

- Co się dzieje? Co się dzieje na dole?
- Neferet został podarowany Vessel, puste stworzenie jakby w typie

golema, stworzone przez Ciemność ze strasznej ofiary, żądzy, chciwości,
nienawiści i bólu…, które ona potrafi kontrolować. On będzie jej ostateczną
bronią, lub przynajmniej ona tego chce. Gdyby jej ofiara była bardziej
doskonała, Vessel byłby doskonałą bronią Ciemności, ale nastąpiła usterka w
jego stworzeniu, i tu następuje Twój wybór, Heath.

- Nie łapię - Heath powiedział.
- Vessel powinien być bezduszną maszyną, ale z powodu ofiary, którą

został nakarmiony, jestem w stanie go dotknąć.

- Jakby miał piętę achillesową?
- Tak, coś w tym rodzaju. W przypadku wybrania tej opcji

wykorzystałabym błąd w tworzeniu istoty i tę słabość, więc chciałbym wstawić
Twoją duszę w ciało Vessela.

background image

Przebudzona

232

Heath zamrugał, starając się zrozumieć, co mówi Bogini.
- Czy będę wiedział, że to ja?
- Będziesz wiedział tylko to, co wszystkie odrodzone dusze wiedzą -

najbardziej delikatną esencją tego, co masz. To nigdy nie zanika, nie ważne jak
wielu wcieleń doświadczyłeś. - Nyks spauzowała, uśmiechnęła się i dodała - I
oczywiście, wybierając tę opcję będziesz znał miłość. Ona także nigdy nie
zanika. Zostaje tylko pominięta, nieodebrana lub odstawiona w kręgu wcieleń,
ale powraca.

- Czekaj, czekaj. To stworzenie jest w świecie Zoey? Właśnie teraz?
- Jest tworzone tej nocy we współczesnym świecie Zoey.
- Przez Neferet, wroga Zo?
- Tak.
- Więc Neferet zamierza użyć tego faceta przeciw mojej Zo? - Heath

poczuł, że jest całkowicie wkurzony.

- Jestem pewna, że taki jest jej zamiar - Nyks powiedziała.
- Huh - parsknął. - Ze mną w nim, może spróbować, ale nie wiem, czy

zajdzie tak daleko.

- Przed dokonaniem ostatecznego wyboru, musisz zrozumieć: nie będzie

znał samego siebie. Heath zniknie. Tylko twoja esencja pozostanie - nie Twoje
wspomnienia. I będziesz zamieszkiwał istotę stworzoną, by niszczyć to, co
kochasz najbardziej. Równie dobrze możesz się poddać Ciemności.

- Nyks, podsumowując to wszystko: Czy Zo mnie potrzebuje?
- Tak - powiedziała Bogini.
- Więc wybieram trzecią opcję. Chcę znaleźć się w ciele Vessela -

powiedział Heath.

Uśmiech Nyks był rozpromieniony.
- Jestem dumna z Ciebie, mój synu. Musisz wiedzieć, że wrócisz do

współczesnego świata z bardzo specjalnym błogosławieństwem ode mnie.

Z powietrza nad nią, Bogini skubnęła pojedynczą nić czegoś, co Heath

pomyślał, że wyglądało jak połyskujące srebro, tak jasne, lśniące i piękne, że
ciężko mu było oddychać. Jej palce krążyły, a nić ukształtowała się w kulę,
która błyszczała i jaśniała starożytnym, specjalnym światłem jak kamień
księżycowy oświetlony od wewnątrz.

- To jest tak całkowicie super! Co to jest?
- Najstarsza Magia. Rzadko występuje we współczesnym świecie, raczej

nie cierpi cywilizacji. Ale starożytna Magia białego byka stworzyła Vessela,
więc tylko tak będzie dobrze, by moja magia się tam znalazła. - Kiedy Nyks

background image

Przebudzona

233

nadal mówiła, jej głos stał się śpiewnym tonem, który zdawał się uzupełniać
piękną kulę.


Okienko w duszy, by zobaczyć
Światło i Magię mogę wysłać z tobą
Bądź silny, bądź odważny, dokonaj właściwego wyboru
Choć Ciemność krzyczy strasznym głosem
Wiedz, że patrzę na Ciebie z góry
I zawsze, zawsze, odpowiedzią jest miłość!

16


Bogini rzuciła świecącą kulę w niego, a ta wypełniła oczy Heatha,

oślepiając go magią światła i powodując, jakby czas zaczął się cofać tak, że czuł
się jakby był na krawędzi przepaści i zaczął spadać, spadać...

16

A window within the soul to see

Light and Magick I send with thee
Be strong, be brave, make the right choice
Though Darkness shouts with a terrible voice
Know that I am watching from above
And that always, always, the answer is love!
The Goddess flung the glowing orb at him

background image

Przebudzona

234

R

R

O

O

Z

Z

D

D

Z

Z

I

I

A

A

Ł

Ł

D

D

W

W

U

U

D

D

Z

Z

I

I

E

E

S

S

T

T

Y

Y

S

S

Z

Z

Ó

Ó

S

S

T

T

Y

Y

-

-

N

N

E

E

F

F

E

E

R

R

E

E

T

T

Jej ciało bolało, ale nie przeszkadzało to Neferet. Tak naprawdę

rozkoszowała się bólem. Wzięła głęboki oddech, automatycznie wciągając
resztki mocy białego byka, który prześlizgnął się w cieniu tworząc zmierzch
przedświtu. Ciemność wzmocniła ją. Neferet zignorowała zakrzepłą krew, która
pokrywała jej skórę. Wstała.

Byk opuścił ją na balkonie jej penthouse’u. Kalony nie było wewnątrz. Ale

to nie miało dla niej znaczenia. Nie chciała go już więcej, bo po tej nocy nie
będzie go już potrzebować. Neferet odwróciła się na północ, w kierunku
połączonym z żywiołem ziemi. Podniosła ramiona i zaczęła tkać palcami w
powietrzu, czesząc niewidzialne, potężne, starożytne nici magii i Ciemności.
Następnie, głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, Neferet wypowiedziała
zaklęcie, tak jak nakazał jej byk.


Z ziemi i krwi zrodziłeś się
Pakt z Ciemnością zawarłam
Wypełniony mocą usłyszysz tylko mój głos
Twoje życie jest me; nie masz wyboru
Wypełnię zobowiązanie tej nocy wobec byka
I zawsze, zawsze cieszyć się będę z jego strasznego Ciemnego światła!

17

17

From earth and blood you have been born

A pact with Darkness I have sworn
Filled with power you’ll hear only my voice
Your life is mine; you have no choice
Complete the bull’s pledge this night
And always, always revel in his terrible Dark light!

background image

Przebudzona

235

Tsi Sgili rzuciła piekłem Ciemności, które przetoczyło się od jej rąk w dół

przed nią. Upadło na kamienną podłogę balkonu i wybuchło, wirując, skręcając
się, zmieniając się…

Neferet patrzyła zahipnotyzowana, kiedy Vessel przybrał formę, jego ciało

połączyło się w całość z blaskiem, który przypominał o perłowej sierści jej
białego byka. Wreszcie stał tam… stał przed nią. Neferet pokręciła głową ze
zdumienia. To był piękny, całkowicie cudowny młody mężczyzna. Wysoki i
silny oraz idealnie ukształtowany. Przeciętny człowiek nie zobaczyłby żadnego
śladu Ciemności wokół niego. Skóra, która pokrywała jego potężne mięśnie była
gładka i bez skazy. Jego włosy były długie, gęste i koloru blond niczym letnia
pszenica. Jego rysy twarzy były idealne… był doskonały w swej prostocie.

- Uklęknij przede mną, a nadam Ci imię.
Vessel posłuchał, natychmiast upadając przed nią na jedno kolano. Neferet

się uśmiechnęła i położyła jej opryskaną krwią rękę na czubku jego jedwabistej
blond głowy.

- Będę nazywać cię Aurox, po dawnych starożytnych bykach.
- Tak, kochanko. Jestem Aurox - odpowiedział Vessel.
Neferet zaczęła się śmiać, śmiać i śmiać, nie dbając o to, że histeria i obłęd

barwią jej głos, nie dbając o to, że zostawiła Auroxa klęczącego na kamiennym
dachu, czekającego na jej następne rozkazy, i nie dbając o to, że odeszła od
Vessela, patrzącego na nią z oczami, które błyszczały i świeciły starożytnym,
specjalnym blaskiem jak kamienie księżycowe podświetlane od wewnątrz…

background image

Przebudzona

236

-

-

Z

Z

O

O

E

E

Y

Y

- Taa, wiem, że Nyks wybaczyła mu i zmieniła go w dziecko. Tylko nie

wiem jak ty, ale ja nie znam żadnego innego dzieciaka, który zmienia się w
ptaka podczas dnia. - Stark brzmiał na bardzo zmęczonego, ale nie na tak bardzo
zmęczonego, żeby przestać się martwić.

- To konsekwencje wszystkich złych rzeczy, które zrobił - powiedziałam

Starkowi, zwijając się znów obok niego i próbując zignorować plakat Jessiki
Alby na ścianie.

Stark i ja wzięliśmy pokój Dallasa w tunelach pod magazynem. Ja zrobiłam

mały maraton z żywiołami, a reszta zabrała się za staromodne sprzątanie. Ciągle
mieliśmy sporo do zrobienia, ale w końcu to miejsce nadawało się do
zamieszkania i było Strefą Wolną od Neferet.

- Racja, ale to ciągle dziwne, że jeszcze chwilę temu był ulubionym synem

Kalony i był Krukiem Prześmiewcą - Stark ciągnął.

- Hej, zgadzam się z tobą. To też dziwne dla mnie, ale ufam Stevie Rae, a

ona go kocha. - Zmarszczyłam się, doprowadzając Starka do śmiechu. - Nawet
zanim pozbył się dzioba i tych piór. Jeesh, eew. Muszę wydostać tę całą historię
od niej. - Przerwałam myśląc. - Zastanawiam się, co dzieje się teraz między
nimi.

- Niewiele. Słońce właśnie wzeszło. On jest ptakiem. Hej, czy Stevie Rae

powiedziała, że zamierza wsadzać go do klatki, czy coś?

Trąciłam go.
- Ona nie mówiła czegoś takiego i ty o tym wiesz!
- To nabiera dla mnie sensu. - Stark ziewnął potwornie. - Ale cokolwiek

ona zrobi, ty poczekasz do zachodu słońca, żeby o tym usłyszeć.

- Minęła twoja pora spania, chłopczyku? - spytałam, uśmiechając się

szeroko do niego.

- Chłopczyku? Pyskujesz do mnie, dziewczynko?
- Pyskuje? - Zachichotałam. - Taa, oczywiście. Heehees!
- Chodź tu, kobieto!
Stark zaczął mnie łaskotać jak szalony, a ja starałam się zemścić,

pociągając włosy na jego rękach. On krzyczał (jak mała dziewczynka), a potem
to wszystko zamieniło się w zapasy, gdzie ja w jakiś sposób zostałam pokonana.

background image

Przebudzona

237

- Poddajesz się? - Stark spytał. W jednej ręce miał oba moje nadgarstki i

trzymał moje ramiona nad moją głową, łaskocząc moje ucho swoim oddechem.

- Nie ma mowy; nie jesteś moim szefem. - Walczyłam (bezskutecznie).

Dobra, przyznaję, nie walczyłam zawzięcie. To znaczy, on znów mnie
przyciskał, w ogóle mnie nie krzywdząc - o ile Stark mógłby mnie kiedykolwiek
skrzywdzić - i był super gorący, a ja go kochałam. - Faktycznie, łatwo mi to
przyjdzie. Wszystko co muszę zrobić to wezwać moje mega fajne żywiołowe
moce, a twój fajny tyłeczek zostanie skopany.

- Fajny, huh? Myślisz, że mój tyłek jest fajny?
- Może - odpowiedziałam, próbując się nie śmiać. - Ale to nie znaczy, że

nie wezwę żywiołów, żeby go skopać.

- Więc, lepiej zajmę twoje usta, żebyś nie mogła tego zrobić. - Oznajmił.
Kiedy zaczął mnie całować, pomyślałam o tym jak dziwną i wspaniałą

rzeczą to było. Coś tak prostego jak pocałunek, mogło sprawić, że czułam się
lepiej. Jego usta w stosunku do moich były miękkie i tworzyły niesamowity
kontrast między jego twardym ciałem. Kiedy ciągle mnie całował porzuciłam
myślenie o tym, jak wspaniałe to było, bo sprawił, że przestałam myśleć. Jedyne
co robiłam to czułam: jego ciało, moje ciało, naszą przyjemność.

Więc naprawdę nie myślałam o fakcie, że on ciągle trzyma moje ramiona i

nadgarstki w uścisku ponad moją głową. Naprawdę o tym nie myślałam, kiedy
jego wolna ręka zsunęła ekstra duży T- shirt z Supermenem, który używałam
jako koszulę nocną. Ciągle o tym nie myślałam, kiedy jego ręka przeniosła się
pod moją koszulę. Zaczęłam myśleć o tym dopiero, kiedy jego pocałunek się
zmienił. Przeszedł z delikatnego i głębokiego w mocny. Zbyt mocny. To było
jakby on nagle stał się głodny, a ja byłam posiłkiem, który miał zakończyć jego
głód. Próbowałam wyciągnąć moje nadgarstki z jego dłoni, ale jego uścisk był
mocny.

Odwróciłam głowę, a jego usta opuściły moje, by zostawić gorący szlak

wzdłuż mojej szyi. Próbowałam się pozbierać - próbowałam dowiedzieć się, co
mnie tak zaniepokoiło - kiedy mnie ugryzł. Mocno.

To ugryzienie nie było jak to wcześniejsze, jak nasz pierwszy raz na Skye.

To było coś, co dzieliliśmy. Coś, czego oboje chcieliśmy. Tym razem on był
szorstki i zaborczy, a to zdecydowanie nie było coś, co dzieliliśmy.

- Ouch! - szarpnęłam moimi nadgarstkami i udało mi się wyrwać jedną

rękę z jego uścisku. Uwolnioną ręką pchnęłam jego ramię. - Stark to boli.

Jęczał i naciskał znów swoim ciałem na mnie, tak jakbym nic nie mówiła

albo jakbym go nie odepchnęła. Poczułam jego zęby ponownie na mojej skórze i

background image

Przebudzona

238

tym razem krzyknęłam, a moje emocje tak samo jak moje ciało popychało go
mocniej.

- Poważnie! Ranisz mnie!
Podniósł się na łokciach, a jego wzrok napotkał mój. Na chwilę, która była

krótsza niż sekunda, zobaczyłam coś w jego oczach, co przyprawiło moją dusze
o dreszcze. Wzdrygnęłam się z powrotem, Stark zamrugał i spojrzał na mnie z
zapytaniem, który zamienił się w szok. Natychmiast puścił moją rękę.

- Cholera! Przepraszam, Zoey. Bogini, przepraszam! Nic ci nie jest?
Klepał moje ciało nieco gorączkowo, a ja uderzyłam, odpychając jego ręce

i krzywiąc się na niego.

- Co masz na myśli mówiąc czy nic mi nie jest? Co do diabła się z tobą

dzieje? To było zbyt brutalne.

Stark otarł ręką twarz.
- Nie zdawałem sobie sprawy… Nie wiem dlaczego… - przerwał, wziął

głęboki oddech i zaczął od nowa. - Przepraszam. Nie wiedziałem, że cię
krzywdzę.

- Ugryzłeś mnie.
Znowu przetarł twarz.
- Wtedy to wydawało się dobrym pomysłem.
- To boli. - Potarłam moją szyję.
- Daj mi zobaczyć.
Odsunęłam moją rękę, a on zbadał moją szyję.
- Jest troszkę czerwona, to wszystko. - Pochylił się i pocałował bolące

miejsce delikatnie i powiedział - Hej, naprawdę nie myślałem, że gryzę Cię tak
mocno. Poważnie, Z.

- Poważnie, Stark, ugryzłeś. I nie chciałeś puścić mojego nadgarstka, kiedy

Ci powiedziałam, żebyś to zrobił.

Stark westchnął.
- Dobrze, cóż, upewnię się, że to nie zdarzy się ponownie. Po prostu tak

bardzo Cię pragnę, a ty mnie tak bardzo nakręcasz… - Przerwał, a ja
skończyłam jego zdanie.

- …tak, że nie możesz się kontrolować? Co do diabła?
- Nie! Nie, to nie tak. Zoey, nie możesz o tym tak myśleć. Jestem twoim

Wojownikiem, twoim Strażnikiem… to moja praca chronić Cię przed
kimkolwiek, kto mógłby Cię skrzywdzić.

- Czy to też obejmuje Ciebie? - spytałam.

background image

Przebudzona

239

Jego wzrok napotkał mój. W jego oczach zobaczyłam zmieszanie, smutek i

miłość… ogrom miłości.

- To obejmuje też mnie. Naprawdę myślisz, że mógłbym rzeczywiście Cię

skrzywdzić?

Westchnęłam. Dlaczego do diabła robiłam z tego taką wielka sprawę? Tak,

poniosło go, chwycił mnie za nadgarstki, ugryzł mnie i nie odskoczył, kiedy
drugi raz krzyknęłam. Był facetem. Co mówiło to stare przysłowie? Jeśli coś ma
opony albo jądra to przysporzy Ci problemów.

- Zoey, naprawdę, nigdy nie pozwoliłbym Cię zranić. Złożyłem Ci moją

przysięgę i w dodatku kocham Cię i…

- Dobrze, sssh. - Przycisnęłam mój palec do jego ust, uciszając go. - Nie,

nie myślę, że pozwoliłbyś, żeby ktokolwiek mnie skrzywdził. Jesteś zmęczony.
Słońce wschodzi. Mieliśmy zwariowany dzień. Po prostu śpij i zgódź się na to,
że nie będzie żadnego więcej gryzienia.

- To brzmi dla mnie dobrze. - Stark rozpostarł ramiona. - Przytulisz się?
Skinęłam głową i przytuliłam się do niego mocno. Jego dotyk był

normalny: silny i bezpieczny, ale bardzo, bardzo delikatny.

- Mam problemy ze spaniem - powiedział z wahaniem, po tym jak

pocałował czubek mojej głowy.

- Wiem, że masz... Śpię z tobą. To chyba oczywiste. - Pocałowałam jego

ramię.

- Nie będziesz pytać mnie tym razem, czy chcę iść na terapię z Dragonem

Lankfordem?

- On został. Nie opuścił Domu Nocy z nami - powiedziałam.
- Żaden z profesorów tego nie uczynił. Lenobia również została, a wiesz, że

jest w stu procentach z nami.

- Tak, ale ona nie może opuścić koni i nie ma sposobu, byśmy mogli

sprowadzić je tutaj - powiedziałam. - W każdym bądź razie, Dragon jest inny.
Jest inny wobec mnie. Nie wybaczy Rephaimowi, nawet jeśli Nyks w zasadzie
powiedziała mu, że powinien.

Mogłam poczuć jak Stark przytaknął.
- To było złe. Ale, wiesz, ja nie byłbym w stanie wybaczyć komuś, kto by

Cię zabił.

- To tak, jakbym ja wybaczyła Kalonie za Heatha - powiedziałam cicho.

Ramiona Starka przyciągnęły mnie bliżej.

- Czy mogłabyś, to zrobić?
- Nie wiem. Szczerze nie wiem... - Zawahałam się, jąkając się.

background image

Przebudzona

240

Szturchnął mnie.
- No dalej. Możesz mi powiedzieć. - Splotłam swoje palce z jego i

powiedziałam:

- W Otherworldzie, kiedy byłeś, uh, martwy… - mogłam ledwie

wypowiedzieć to słowo, więc dokończyłam - …Nyks, tam była.

- Tak, opowiedziałaś mi to. Sprawiła, że Kalona spłacił swój dług życia za

zabicie Heatha i przywrócił mnie do życia.

- Cóż, nie powiedziałam Ci, że Kalona zachował się emocjonalne w

stosunku do Nyks. Zapytał ją czy kiedykolwiek mu wybaczy.

- Co powiedziała Bogini?
- Powiedziała, by zapytał ponownie, jeśli będzie kiedyś wart jej

przebaczenia. Właściwie, Nyks brzmiała bardzo podobnie jak w nocy, gdy
rozmawiała z Neferet.

Stark parsknął.
- To nie jest dobry znak dla Neferet lub Kalony.
- Tak, bez żartów. W każdym bądź razie, chodzi mi o to, że nie, żebym

udawała boginię czy coś podobnego, ale moja odpowiedź co do, wybaczenia
Kalonie jest bardzo podobna do Nyks, wobec niego i Neferet. Myślę, że
prawdziwe wybaczenie jest darem dla kogoś... i nie muszę się nawet martwić, że
Kalona zapyta o moje przebaczenie, chyba że jest godzien brać to pod uwagę, a
ja po prostu nie widzę, żeby to się miało stać.

- Uwolnił Rephaima dzisiejszej nocy. - Mogłam usłyszeć sprzeczne emocje

w jego głosie. Rozumiałam to. Też je miałam.

- Myślałam o tym i wydaje mi się, że w jakiś sposób uwolnienie Rephaima

da korzyści Kalonie - powiedziałam.

- Co oznacza, że musimy mieć oko na Rephaima - powiedział Stark. -

Mogłabyś wspomnieć o tym Stevie Rae?

- Tak, ale ona go kocha - powiedziałam.
Skinął ponownie.
- A kiedy kogoś kochasz, nie zawsze patrzysz na niego realistycznie.
Cofnęłam się tylko na tyle, bym mogła na niego spojrzeć.
- Mówisz to z doświadczenia?
- Nie, nie, nie - powiedział szybko, posyłając mi zmęczony, ale jego pewny

siebie uśmiech. - Nie z doświadczenia, tylko z obserwacji. - Stark przyciągnął
mnie delikatnie i skuliłam się obok niego, ponownie.

- Teraz jest czas na sen. Połóż głowę kobieto i pozwól mi odpocząć.

background image

Przebudzona

241

- Dobra, poważnie, brzmisz przerażająco, prawie jak Seoras. - Spojrzałam

na Starka i potrząsnęłam głową. - Jeśli zaczniesz zapuszczać białą kozią bródkę
tak jak on, zwolnię Cię.

Stark potarł brodę jedną ręką jakby to rozważał.
- Nie możesz mnie zwolnić. Zostałem zatrudniony na całe życie.
- Przestanę Cię całować.
- Nie, broda nie jest dla mnie, dziewczyno. - Uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się do niego, myśląc jaka byłam szczęśliwa, słysząc jak

mówi „zatrudniony na całe życie” i miałam nadzieję, że będzie miał swoją
„pracę” przez bardzo, bardzo długi czas.

- Hej, co ty na to: położysz się pierwszy spać, a ja zaczekam chwilę? -

Pogładziłam jego policzek. - Dzisiejszej nocy to ja będę strzec Strażnika.

- Dziękuję - powiedział, bardziej poważnie niż się spodziewałam. -

Kocham Cię, Zoey Redbird.

- Ja też Cię kocham, Jamesie Stark.
Stark odwrócił głowę i ucałował wnętrze mojej dłoni i skomplikowane

tatuaże, które umieściła tam Bogini. Kiedy zamknął oczy i jego ciało zaczęło się
odprężać, pogładziłam jego gęste, brązowe włosy i zastanawiałam się... czy lub
kiedy Nyks doda coś do moich skomplikowanych tatuaży. Naznaczyła mnie,
zabrała je... lub jak mówią moi przyjaciele, zniknęły kiedy moja dusza była w
Otherworldzie... i wtedy Nyks przywróciła je z powrotem, kiedy powróciłam do
siebie. Może mam ich już wystarczająco dużo - może nie nabędę już kolejnych.
Starałam się ustalić czy było to dobre czy też złe, gdy moje powieki stały się za
ciężkie, bym mogła utrzymać je otwarte. Myślałam, że zamknę je tylko na
chwilkę. Stark definitywnie spał, więc może to nikomu nie zaszkodzi...


Sny są takie dziwne. Miałam sen, w którym leciałam jak Superman -

wiecie, z rękoma przede mną jakby mnie prowadziły i towarzyszyła temu
muzyka z super starego filmu o Supermanie, jednym z tych z genialnym
Christopherem Reeve, kiedy wszystko się zmieniło.

Piosenka nagle została zastąpiona przez głos mojej mamy.
- Umarłam! - Powiedziała.
Głos Nyks od razu odpowiedział:
- Tak, Lindo, umarłaś.
Mój żołądek się zacisnął. To jest sen. To tylko naprawdę zły sen!

background image

Przebudzona

242

- Popatrz, moje dziecko. Ważne jest, jakie dajesz świadectwo. - Gdy głos

Bogini szeptał w mojej głowie, wiedziałam, że rzeczywistość wdarła się do
Królestwa Snów.

Nie chciałam. Naprawdę, poważnie nie chciałam, ale spojrzałam w dół.
Pode mną było to, co uważałam za wejście do Królestwa Nyks.
Była tam zdecydowana Ciemność, w którą wskoczyłam, by przywrócić

mojego ducha do swojego ciała. Wtedy zobaczyłam kamienną, rzeźbioną bramę
z mocno przylgniętym brudem, a po drugiej stronie łuku rozciągał się magiczny
gaj Nyks, zaczynający się wiszącym drzewem, będącym większą wersją tego, na
którym Stark i ja przywiązaliśmy nasze marzenia, podczas tego cudownego dnia
spędzonego na Wyspie Sky.

I po prostu wewnątrz łukowatego wejścia do Otherworldu stała moja mama

naprzeciw Nyks.

- Mamo! - Zawołałam, ale ani Bogini, ani moja mama, nie zareagowały na

mój głos.

- Bądź świadkiem w ciszy, moje dziecko.
Więc unosiłam się nad nimi i patrzyłam, kiedy bezdźwięczne łzy spływały

po mojej twarzy.

Moja mama wpatrywała się w Boginię. W końcu powiedziała słabym,

wystraszonym głosem:

- Więc, Bóg jest kobietą, czy też moje grzechy wysłały mnie do piekła?
Nyks uśmiechnęła się.
- Tutaj nie martwimy się o grzechy z przeszłości. Tutaj, w moim

Otherworldzie dbamy tylko o twojego ducha i o esencję, którą wybierzesz:
Światło lub Ciemność. To prosta rzecz, naprawdę.

Mama przygryzła wargę na chwilę, po czym powiedziała:
- Co będzie się mną opiekować, Jasność czy Ciemność?
Nyks uśmiechnęła się.
- Ty mi powiedz, Lindo. Które wybierasz?
Moje serce ścisnęło się, kiedy oglądałam moją mamę zaczynającą płakać.
- Do niedawna, sądziłam, że byłam bardziej po tej złej stronie.
- Jest wielka różnica między byciem słabym, a byciem złym - powiedziała

Nyks.

Mama kiwnęła głową.
- Byłam słaba. Nie chcę taka być. Po prostu moje życie było takie, jakbym

nie potrafiła odnaleźć drogi wyjścia spod lawiny. Ale starałam się na końcu.
Dlatego byłam kurą domową. Chciałam, by moje życie stało się moim własnym,

background image

Przebudzona

243

znów... i być z powrotem, razem z moją córką Zoey. Ona jest... - Mama
przerwała. Jej oczy rozszerzyły się w zrozumieniu. - Ty jesteś Boginią Zoey,
Nyks!

- Tak, w rzeczy samej.
- Oh! Więc, Zoey będzie tutaj któregoś dnia? - Owinęłam swoje ramiona

wokół siebie. Ona mnie kocha. Mama naprawdę, mnie kocha.

- Będzie, choć mam nadzieję, że nie, jeszcze przez wiele, wiele lat.
Niepewnie, Mama zapytała:
- Czy mogę wejść i poczekać na nią?
- Możesz. - Nyks rozpostarła ramiona i powiedziała - Witaj w

Otherworldzie, Lindo Redbird. Porzuć ból, żal, stratę i weź ze sobą miłość.
Zawsze miłość.
- I wtedy moja mama i Nyks rozpłynęły się w przepięknym
błyszczącym świetle.


Obudziłam się, leżąc na brzegu łóżka z ramionami owiniętymi wokół

siebie, płacząc. Stark obudził się natychmiast.

- Co się dzieje? - Przybliżył się do mnie i przyciągnął mnie w jego

ramiona.

- To mo… moja mama. Ona... Ona nie żyje - wyszlochałam. - Ona... ona

naprawdę mnie kochała.

- Oczywiście, że tak, Z, oczywiście, że tak.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by Stark pocieszał mnie, kiedy płakałam z

bólu, żalu i straty, aż wszystkim, co mi zostało była miłość. Zawsze miłość.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cast P C (Cast Phyllis Christine), Cast Kristin Dom Nocy 08 Przebudzona (nieof )
P C and Krisin Cast Dom Nocy Ujawniona(Revealed) rozdział 19
Dom Nocy Ujawniona ( Rozdz 17do22)
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 14,15,16]
Dom nocy  Zdradzona
Dom Nocy- Wybrana rozdział 8
P C and Kristin Cast Dom Nocy Ujawniona (Revealed) rozdział 18
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 10 11 TŁUMACZENIE OFICJALNE
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 1]
P C Cast, Kirstin Cast Dom nocy 03 Wybrana (rozdział 9)
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 11,12,13]
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 8 PL
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 26 TŁUMACZENIE OFICJALNE
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 2]
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 9 TŁUMACZENIE OFICJALNE
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 17 21]
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 18 19 TŁUMACZENIE OFICJALNE
plan pracy taktyka zachowanie się żołnierzy podczas alarmu opl i o skażeniach w polu w nocy 0 08

więcej podobnych podstron