1
Hanna Mamzer
Instytut Socjologii UAM
W: H. Mamzer 2008 (red). Czy kres wielokulturowo
ś
ci? Pozna
ń
. Wydawnictwo
Humaniora
Inny uprzedmiotowiony? Jak mówi
ć
o wielokulturowo
ś
ci.
Propozycje promowania wielokulturowo
ś
ci jako warto
ś
ci, rodz
ą
istotne problemy natury
normatywnej, a nawet moralnej. Warto po
ś
wi
ę
ci
ć
im nieco uwagi, w kontek
ś
cie coraz
wi
ę
kszego zró
ż
nicowania kulturowego współczesnego
ś
wiata. Wielu autorów ignoruje
problem definiowania kultury, a co za tym idzie- tak
ż
e terminów pokrewnych, w rodzaju
poj
ę
cia wielokulturowo
ś
ci. Otó
ż
ogrom debat po
ś
wi
ę
conych zagadnieniom kultury,
to
ż
samo
ś
ci i wielokulturowo
ś
ci, zakłada
ż
e ka
ż
da grupa ludzka ma swoj
ą
kultur
ę
. Takie
zało
ż
enie daje si
ę
utrzyma
ć
, ale trzeba wzi
ąć
pod uwag
ę
,
ż
e kultury nie s
ą
łatwo
odró
ż
nialnymi cało
ś
ciami,
ż
e si
ę
przenikaj
ą
ze sob
ą
i wła
ś
ciwie nie wiadomo gdzie s
ą
ich granice. Ostre rozdzielenie kultur nie jest mo
ż
liwe- granice kultur, nie pokrywaj
ą
si
ę
idealnie z granicami grup. Nawet je
ś
li dałoby si
ę
zidentyfikowa
ć
tak
ą
sytuacj
ę
, gdzie
zachodziłaby idealna korespondencja pomi
ę
dzy granicami kultury i granicami grupy, to
sama kultura danej grupy, nie jest fenomenem jednorodnym i zawiera w sobie zarówno
subkultury jak i kultury mniejszo
ś
ci. Proponuje si
ę
wi
ę
c pewnego rodzaju uwra
ż
liwienie,
przyjmuj
ą
ce posta
ć
„narracyjnego spojrzenia na kultur
ę
”, odró
ż
niaj
ą
cego spojrzenie
kogo
ś
z zewn
ą
trz od spojrzenia uczestnika danej kultury (por. Burszta, Kuligowski 2005
s.241). W niniejszym tek
ś
cie staram si
ę
przeprowadzi
ć
analiz
ę
sytuacji z pozycji
obserwatora, podejmuj
ą
cego refleksj
ę
nad pewnym demonstrowanym stosunkiem jednej
grupy kulturowej, wobec grupy innej. Wywodz
ę
poj
ę
cie kultury z rozumienia
proponowanego przez społeczno-regulacyjn
ą
koncepcj
ę
kultury, gdzie kultura nie musi
zawsze by
ć
przypisana do grupy etnicznej, ale gdzie ma ona charakter zbiorów reguł
normatywnych i dyrektywalnych, respektowanych w danej społeczno
ś
ci (niekoniecznie o
charakterze etnicznym) (por. Banaszak, Kmita 1991). Kultura jest tu traktowana szeroko,
co pozwala dostrzec,
ż
e w ramach jednej grupy etnicznej mo
ż
na tak
ż
e mie
ć
do
czynienia z wielo
ś
ci
ą
kultur.
Na czym jednak polega problematyczno
ść
podejmowania rozwa
ż
a
ń
nad
wielokulturowo
ś
ci
ą
? Zagadnienia zwi
ą
zane z wielokulturowo
ś
ci
ą
stały si
ę
jednym z
centralnych obszarów zajmuj
ą
cych współcze
ś
nie humanistów, dzi
ę
ki nasilaj
ą
cemu si
ę
procesowi globalizacji. Kontakty mi
ę
dzykulturowe oraz sam fenomen wielokulturowo
ś
ci
traktowany jako pewien stan zró
ż
nicowania społeczno
ś
ci, istniały oczywi
ś
cie od zawsze.
2
W przeszło
ś
ci były to jednak kontakty ograniczone: po pierwsze poprzez mniejsze
zaludnienie, mniejsze potrzeby kontaktowania si
ę
, ale przede wszystkim, przez bardziej
ograniczone sposoby komunikacji (obejmuj
ą
cej zarówno mo
ż
liwo
ść
przemieszczania si
ę
jak i utrzymania kontaktu z macierzyst
ą
społeczno
ś
ci
ą
). Mo
ż
na przyj
ąć
,
ż
e na
przestrzeni dziejów ludzko
ś
ci, kontakty te nasilały si
ę
stopniowo, by osi
ą
gn
ąć
kulminacj
ę
w okresie nast
ę
puj
ą
cym po rewolucji przemysłowej, oraz wydarzeniach w których
ludzko
ść
uczestniczyła krótko potem: mianowicie pierwszej i drugiej wojnie
ś
wiatowej.
To one paradoksalnie przyczyniły si
ę
walnie do nasilenia kontaktów z innymi kulturami,
bowiem działania wojenne wymusiły koncentracj
ę
na rozwijaniu technik sprawnego
komunikowania si
ę
i przemieszczania. Natomiast okres reperacji po drugiej wojnie
ś
wiatowej, zapocz
ą
tkował proces globalizacji: na pocz
ą
tku rozumiany jako przepływ
kapitału finansowego. Z nim jednak wi
ą
zało si
ę
prowadzenie działa
ń
gospodarczych w
ró
ż
nych regionach
ś
wiata, a to wywołało zmiany społeczne i kulturowe. Wła
ś
ciwie ten
okres nale
ż
y traktowa
ć
jako pocz
ą
tek wielokulturowo
ś
ci w sensie, jaki nadajemy temu
terminowi dzisiaj: współwyst
ę
powania przedstawicieli ró
ż
nych kultur, na tych samych
obszarach, przy jednoczesnym znoszeniu i zanikaniu granicznych podziałów.
Intensyfikacja
migracji,
znoszenie
formalnych
przeszkód
uniemo
ż
liwiaj
ą
cych
przemieszczanie si
ę
, integracja europejska a tak
ż
e obalenie komunistycznego re
ż
imu w
Europie- wszystko to przyczyniło si
ę
do nasilenia si
ę
procesów mieszania si
ę
kultur.
Nale
ż
y mie
ć
ś
wiadomo
ść
oczywi
ś
cie,
ż
e wspomniane procesy nast
ę
powały stopniowo,
czasem nawet falowo- przechodz
ą
c od jednych skrajno
ś
ci do innych
1
. Nie ulega jednak
w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e wraz z nasilaj
ą
cym si
ę
ukierunkowaniem kultury zachodniej na
zapewnienie indywidualnym podmiotom, swobodnych mo
ż
liwo
ś
ci realizowania i
zaspakajania swoich potrzeb, pot
ę
guje si
ę
dzisiaj tendencja do przemieszczania si
ę
i
wykraczania poza dotychczas zajmowane obszary (co dotyczy obszarów definiowanych
przestrzennie- geograficznie, ale tak
ż
e rozumianych szerzej- mentalnie).
Analizy fenomenu wielokulturowo
ś
ci s
ą
podejmowane, przynajmniej z dwóch
perspektyw. Perspektywa pierwsza to opis pewnego istniej
ą
cego (lub postrzeganego)
1
Dla przykładu Arnold van Gennep pisał w 1909 roku: „W naszych czasach, wył
ą
czywszy
nieliczne kraje, które zachowały zwyczaj okazywania paszportów, w tak zwanym
ś
wiecie
cywilizowanym tego rodzaju przej
ś
cie [granica] ma charakter swobodny. Granica- idealnie prosta
linia wykre
ś
lona mi
ę
dzy słupami granicznymi- jest widoczna tylko na mapach. Ale nie tak odległe
s
ą
czasy, gdy przej
ś
cie z jednego kraju do drugiego, a tak
ż
e- w obr
ę
bie tego samego kraju- z
jednej prowincji do drugiej, lub wcze
ś
niej z jednej posiadło
ś
ci ksi
ążę
cej do drugiej stanowiło nie
lada problem i wymagało licznych formalno
ś
ci” (2006 s.40). Wida
ć
, tu
ż
e wolno
ść
przekraczania
granic, któr
ą
dzi
ś
traktujemy jako osi
ą
gni
ę
cie naszych czasów i synonim najwy
ż
szego rozwoju
cywilizacyjnego, była ju
ż
praktykowana dawno temu.
3
stanu społeczno
ś
ci, w ramach którego przyjmuje si
ę
zachodzenie kontaktów pomi
ę
dzy
przedstawicielami ró
ż
nych kultur. Taka analiza, sprowadza si
ę
do opisu sytuacji, by
ć
mo
ż
e obejmuj
ą
cych tak
ż
e próby przewidywania konsekwencji na przyszło
ść
. Sam za
ś
kontakt mi
ę
dzy dwoma kulturami mo
ż
e: odbywa
ć
si
ę
wewn
ą
trz danej społeczno
ś
ci lub
mo
ż
e przybiera
ć
charakter kontaktu ze
ś
wiatem zewn
ę
trznie społeczno
ść
otaczaj
ą
cych
kultur innych. Druga perspektywa to traktowanie wielokulturowo
ś
ci jako pewnego
normatywnego programu, o charakterze postulatywnym. W ramach takiego podej
ś
cia,
promuje si
ę
wielokulturowo
ść
i jej pozytywne cechy, jako warto
ść
, traktuje si
ę
kontakt z
odmienno
ś
ci
ą
jako
ź
ródło pozytywnych i warto
ś
ciowych dozna
ń
. Pomija si
ę
jednak
niestety do
ść
cz
ę
sto, konsekwencje negatywne kontaktów zachodz
ą
cych pomi
ę
dzy
przedstawicielami ró
ż
nych kultur. A je
ś
li si
ę
nawet o nich mówi, to w sposób taki, który
uznaje je za zjawiska niepo
żą
dane i w zwi
ą
zku z tym postuluje d
ąż
enie do ich
zniwelowania, traktuj
ą
c je jako procesy negatywne. Zniwelowanie napi
ęć
i konfliktów,
ma w takim układzie by
ć
drog
ą
do uzyskania stanu harmonii, postrzeganej jako warto
ść
pozytywna. Promowanie wielokulturowo
ś
ci jako idealnego stanu postulowanego,
zakłada de facto istnienie hierarchii, w której podmiot uprzywilejowany a zatem
dominuj
ą
cy, ustosunkowuje si
ę
w pewien okre
ś
lony sposób (w tym przypadku-
pozytywnie) wobec podmiotu (?) którego sytuacja jest postrzegana jako gorsza, sam za
ś
podmiot jako upo
ś
ledzony, podległy. Podmiot nale
ż
y tutaj traktowa
ć
nie tylko jako
jednostk
ę
samoistnie działaj
ą
c
ą
i odpowiedzialn
ą
za siebie, ale nale
ż
y go rozumie
ć
jako
zbiorowo
ść
.
W niniejszym tek
ś
cie interesuje mnie perspektywa druga: traktowanie
wielokulturowo
ś
ci
jako
postulatu
pozytywnego
nastawienia
wobec
„Innego”
2
,
definiowanego szeroko- jako inna zbiorowo
ść
ale te
ż
jako inna jednostka. Za
postulatywnym my
ś
leniem o wielokulturowo
ś
ci kryje si
ę
zazwyczaj nadzieja na
uzyskanie pokoju, tolerancji i wzajemnej ogólnej akceptacji, prowadz
ą
cych do szcz
ęś
cia.
Takie rozumienie wielokulturowo
ś
ci przy
ś
wieca wielu działaniom realizowanym
instytucjonalnie, przez ró
ż
norodne organizacje, które stawiaj
ą
sobie za cel działalno
ść
prospołeczn
ą
zmierzaj
ą
c
ą
do poprawy warunków
ż
ycia ludzi. Nale
ż
y te działania
wspiera
ć
, s
ą
one bowiem cz
ę
sto realizowane na rzecz grup, które same nie s
ą
w stanie
zmieni
ć
swojego poło
ż
enia. Warto jednak mie
ć
ś
wiadomo
ść
tego, jakie pułapki mog
ą
czyha
ć
na
tych,
którzy
tego
rodzaju
działalno
ść
podejmuj
ą
.
Rozumienie
2
Stosuj
ę
w tek
ś
cie zasad
ę
pisania Innego przez wielkie „I”, cho
ć
sam Lévinas nie był w tym
zakresie konsekwentny.
4
wielokulturowo
ś
ci, traktowanej jako postulat realizowania zasad harmonijnego
współ
ż
ycia prowadz
ą
cego do ogólnego szcz
ęś
cia, oceniam jako utopijne. S
ą
dz
ę
zreszt
ą
,
ż
e w dzisiejszej refleksji nad kształtem relacji w społecze
ń
stwach
wielokulturowych (lub pomi
ę
dzy społecze
ń
stwami), wida
ć
ju
ż
wyra
ź
ny zwrot, w kierunku
akceptacji faktu,
ż
e kontakt z odmienno
ś
ci
ą
nie zawsze b
ę
dzie pozytywny i nie zawsze
b
ę
dzie mógł osi
ą
gn
ąć
stan harmonijnej koegzystencji. Pomijam kwesti
ę
,
ż
e narzucanie
idei wielokulturowo
ś
ci, jako politycznie poprawnego punktu widzenia, zbli
ż
a si
ę
niebezpiecznie do etnocentryzmu. Pisałam na ten temat w innym miejscu (por. Mamzer
2001), sugeruj
ą
c,
ż
e narzucanie jako obowi
ą
zuj
ą
cej postawy afirmacji wielokulturowo
ś
ci,
nie ró
ż
ni si
ę
w gruncie rzeczy niczym, od postawy przeciwnej: etnocentrycznego
odrzucenia odmienno
ś
ci, traktowanej jako co
ś
gorszego. Intryguje mnie jednak inny
jeszcze aspekt omawianego zjawiska.
Otó
ż
mo
ż
emy dzi
ś
zaobserwowa
ć
interesuj
ą
cy trend. Id
ą
c za postulatem
traktowania wielokulturowo
ś
ci jako stanu idealnego, do którego nale
ż
y d
ąż
y
ć
i który
nale
ż
y promowa
ć
, stajemy si
ę
ś
wiadkami (a nawet uczestnikami) praktyk, które wydaj
ą
si
ę
niepokoj
ą
ce. Mam wra
ż
enie,
ż
e próbuj
ą
c realizowa
ć
postulat wielokulturowo
ś
ci,
traktowanej jako afirmacja dla ró
ż
norodno
ś
ci oraz postulat harmonijnego współ
ż
ycia
grup o zró
ż
nicowanym tle etniczno- kulturowym, wykorzystuje si
ę
rzeczon
ą
wielokulturowo
ść
jako specyficzne przyzwolenie dla posłu
ż
enia si
ę
odmienno
ś
ci
ą
kulturow
ą
, do celów instrumentalnych. Pozostaje do rozstrzygni
ę
cia, czy takie praktyki
s
ą
realizowane
ś
wiadomie czy nie
ś
wiadomie i jaka przy
ś
wieca im motywacja, oraz czy
osoby uczestnicz
ą
ce w tych praktykach, maj
ą
ś
wiadomo
ść
tego w co rzeczywi
ś
cie s
ą
zaanga
ż
owane. Przedstawiam zatem poni
ż
ej materiał ilustracyjny: wybrane fotografie
sesji mody, z ostatnich sze
ś
ciu miesi
ę
cy, które posłu
żą
jako egzemplifikacja dla
wspomnianego zjawiska i pretekst dla dalszej analizy.
5
Ryc 1. Vogue wrzesie
ń
2007. Sesja zatytułowana: „Indian summer”
Ryc 2. Zwierciadło listopad 2007 Sesja zatytułowana: „Kontrasty”
Wizualne przykłady, w rodzaju tych przytoczonych powy
ż
ej, mo
ż
na mno
ż
y
ć
. Co jednak z
nich wynika? Kategoria Innego, najsilniej zdefiniowana została chyba przez Emmanuela
Lévinasa, dla którego Inny jest dopełnieniem i dopowiedzeniem to
ż
samo
ś
ci poznaj
ą
cego
podmiotu. Kontakt z Innym prowadzi do poznania samego siebie i nawet je
ś
li przebiega
burzliwie, jest aksjologicznie oceniany jako pozytywny. Uczestniczenie w
ś
wiecie
wielokulturowym wymaga silnego i dojrzałego poczucia to
ż
samo
ś
ci argumentuje
Ryszard Kapu
ś
ci
ń
ski (2006), za
ś
propozycja definiowania Innego w kategoriach
Lévinasowskich, postawiła kres traktowaniu kogo
ś
odmiennego kulturowo, jako dzikiego
barbarzy
ń
cy. Filozofia Lévinasa zaliczana do koncepcji filozofii dialogu, nakłania do
równego kontaktu z Innym, traktowanym jako dopowiedzenie własnej to
ż
samo
ś
ci i jej
dopełnienie. Nie musi to by
ć
jednak Inny pochodz
ą
cy z innej kultury, mo
ż
e by
ć
6
uczestnikiem tego samego co nasz,
ś
wiata. Nie jest to, wi
ę
c tylko Inny egzotyczny, ale
tak
ż
e ten zupełnie zwyczajny. Jak argumentuje przekonuj
ą
co Paul Ricoeur warunkiem
uznania w pełni podmiotowo
ś
ci Innego, jest jego ROZPOZNANIE. Polega ono nie tylko
na uznaniu istnienia Innego, ale tak
ż
e na uznaniu go za równorz
ę
dny podmiot
poznaj
ą
cy. Prowadzi
ć
ma to do dialogu podmiotów wyst
ę
puj
ą
cych na tym samym
poziomie. Czy przytoczone przykłady wizualne, realizuj
ą
t
ę
wła
ś
nie zasad
ę
rozpoznania
Innego, jako równoprawnego podmiotu? I jak si
ę
to ma do realizowania postulatu
promowania wielokulturowo
ś
ci jako warto
ś
ci?
Inny.
Komentuj
ą
c filozofi
ę
Emmanuela Lévinasa, Jacek Migasi
ń
ski pisał o nim,
ż
e wi
ą
zał
„Inspiracj
ę
i metod
ę
fenomenologiczn
ą
z tradycj
ą
filozofii dialogu, interpretowan
ą
w
duchu radykalizmu etycznego, nakazuj
ą
cego widzie
ć
w spotkaniu twarzy innego
człowieka fundamentalne wydarzenie metafizyczne” (por. Migasi
ń
ski 1999). Ten rys
sposobu my
ś
lenia Lévinasa, wyznacza mu centraln
ą
pozycj
ę
we wszystkich wła
ś
ciwie
rozwa
ż
aniach dotycz
ą
cych relacji z drugim człowiekiem, zwłaszcza tych uwypuklaj
ą
cych
odmienno
ść
ka
ż
dego podmiotu. Tym samym dla rozwa
ż
a
ń
nad wielokulturowo
ś
ci
ą
,
prace Emmanuela Lévinasa staj
ą
si
ę
bogatym
ź
ródłem inspiracji, proponuj
ą
bowiem taki
rodzaj kontaktu z Innym, gdzie odmienno
ść
traktowana jest jako najwy
ż
sza warto
ść
- to
ona zapewnia mo
ż
liwo
ść
poznania „czego
ś
innego” ale i samego siebie: „Inny człowiek
jako ten inny nie jest tylko jakim
ś
alter ego; jest on tym, czym ja nie jestem. Jest on tym
nie z racji swego charakteru, lub swojej fizjonomii czy swojej psychiki, ale z racji samej
swej inno
ś
ci. Jest on, na przykład, kim
ś
słabym, n
ę
dzarzem, „wdow
ą
i sierot
ą
”, podczas
gdy ja jestem pot
ęż
ny. Mo
ż
na powiedzie
ć
,
ż
e przestrze
ń
intersubiektywna nie jest
symetryczna” (Lévinas 1999 s.93). W tym ju
ż
cytacie zamieszcza jednak Lévinas
komentarz, dotycz
ą
cy niesymetryczno
ś
ci sytuacji w relacji z Innym: jest postrzegany
jako inny Inny. Jest to wa
ż
ne w kontek
ś
cie wcze
ś
niej wspomnianej niesymetryczno
ś
ci
sytuacji kontaktu wielokulturowego, gdzie jeden podmiot zawsze b
ę
dzie wyst
ę
pował z
pozycji bardziej uprzywilejowanej, silniejszej- nawet je
ś
li jest ona silniejsza tylko w jego
własnej percepcji. U Lévinasa asymetria nie wynika z innej pozycji (słabszej czy
silniejszej). Asymetria relacji wynika z tego,
ż
e jest ona nawi
ą
zywana przez inny
podmiot: ka
ż
dy na swój indywidualny sposób wchodzi w relacj
ę
z drugim człowiekiem, i
nigdy sposób bycia w relacji jednej osoby nie jest symetrycznym odzwierciedleniem
sposobu bycia osoby drugiej. Lévinas zakłada,
ż
e relacja z Innym jest elementem
7
d
ąż
enia ku Dobru (por. Lévinas 2006), bowiem asymetryczno
ść
relacji jest
ź
ródłem
informacji dla podmiotu wchodz
ą
cego w relacj
ę
. Informacji o nim samym. Sam Lévinas
oponował jednak wobec uznawania go za filozofa dialogu- dialog bowiem zakłada
symetryczno
ść
interlokutorów, przyjmuje,
ż
e wyst
ę
puj
ą
oni z tej samej pozycji. Tu za
ś
widzimy,
ż
e ró
ż
nica jest niezbywalna.
„Relacja społeczna nie dotyczy pocz
ą
tkowo czego
ś
, co wykracza poza
jednostk
ę
, czego
ś
co jest wi
ę
ksze od sumy jednostek i przewy
ż
sza jednostk
ę
w sensie
durkheimowskim. Ani kategoria ilo
ś
ci, ani kategoria jako
ś
ci nie opisuje inno
ś
ci innego,
który miałby inne cechy ni
ż
‘ja’, lecz innego, który jest no
ś
nikiem, je
ś
li tak wolno
powiedzie
ć
, inno
ś
ci jako cechy. (...) Przyjmuje si
ę
,
ż
e moja relacja z innym prowadzi do
uto
ż
samienia mnie z nim, zatapiaj
ą
c nas w zbiorowym wyobra
ż
eniu, we wspólnym
ideale lub wspólnym ge
ś
cie. Owa zbiorowo
ść
przemawiaj
ą
ca jako „my” widzi innego u
swego boku, a nie przed sob
ą
.. (...) Tej zbiorowo
ś
ci przeciwstawiamy uprzedni
ą
wobec
niej zbiorowo
ść
jak
ą
tworz
ą
‘ja’ i ‘ty’” (Lévinas 2006 s.154). W przytoczonym cytacie,
Lévinas wprost niemal formułuje tez
ę
,
ż
e tworzenie homogenizuj
ą
cej jako
ś
ci
synkretycznej, ł
ą
cz
ą
cej wchodz
ą
ce w jej skład ró
ż
norodne elementy nie jest zabiegiem
wła
ś
ciwym. W jego rozumieniu, zbiorowo
ść
, wspólnotowo
ść
powinna zatwierdza
ć
element ró
ż
norodno
ś
ci. Wspólnota jest: „Budz
ą
c
ą
groz
ę
relacj
ą
twarz
ą
w twarz, w której
nie ma
ż
adnego po
ś
rednika,
ż
adnej mediacji. St
ą
d relacja interpersonalna nie jest sama
w sobie neutraln
ą
i wzajemn
ą
relacj
ą
dwóch członów, które mog
ą
zmienia
ć
si
ę
miejscami. Inny jako taki nie jest jakim
ś
alter ego. Jest tym czym ja nie jestem: je
ś
li ja
jestem silny, on jest tym co słabe, jest biedakiem, ‘wdow
ą
i sierota” (Lévinas 2006
s.154). Te sformułowania wskazuj
ą
,
ż
e w koncepcji Lévinasa relacja z innym nie jest
prosta. Nie mo
ż
e ona prowadzi
ć
do homogenizacji- w tym sensie strategia realizowania
wielokulturowo
ś
ci, nie mo
ż
e zakłada
ć
podporz
ą
dkowania jednej strony drugiej.
Wła
ś
ciwie nale
ż
ałoby powiedzie
ć
, je
ś
li zakłada si
ę
podporz
ą
dkowanie jednego,
drugiemu- to nie realizuje si
ę
zasady stosunku wobec Innego, któr
ą
proponuje Lévinas,
a która zakłada rozpoznanie Innego jako podmiotu, wraz z jego sił
ą
zachowania własnej
to
ż
samo
ś
ci, nawet wbrew interlokutorowi. Ta asymetryczno
ść
relacji daje gwarancj
ę
jej
autentyczno
ś
ci: „Asymetryczna intersubiektywno
ść
jest przestrzeni
ą
transcendowania, w
której podmiot, bezwzgl
ę
dnie zachowuj
ą
c swoj
ą
podmiotow
ą
struktur
ę
, ma szans
ę
unikn
ąć
nieuchronnego powrotu do siebie samego, objawi
ć
swoj
ą
płodno
ść
i-
powiedzmy tytułem zapowiedzi- mie
ć
syna” (Lévinas 2006 s.156)
8
„Inny bowiem to kto
ś
, kto nie jest to
ż
samy ze mn
ą
, kto
ś
na zewn
ą
trz mnie,
transcendentny, kogo obj
ąć
i w pełni zrozumie
ć
nie jestem w stanie, lecz z kim mog
ę
nawi
ą
za
ć
kontakt. Ten kontakt nie daje si
ę
uj
ąć
w
ż
adnych kategoriach logicznych lecz
wła
ś
nie w nim jednostka, staj
ą
c wobec niesko
ń
czono
ś
ci, uwalnia si
ę
spod panowania
cało
ś
ci zobiektywizowanej, przestaje by
ć
instrumentem historii, odzyskuje sw
ą
niezale
ż
no
ść
i poczucie odpowiedzialno
ś
ci” (Skarga 1998 s.XIV). Odzyskanie owego
poczucia odpowiedzialno
ś
ci jest elementem bardzo wa
ż
nym- jest to bowiem
odpowiedzialno
ść
za Innego. Na dodatek- jak ju
ż
wspominałam, za Innego który jest
„trudny”. Nie jest bratem czy przyjacielem tylko, ale jest odmiennym, niezrozumiałym
człowiekiem, który wymaga zaj
ę
cia si
ę
nim. Powstaje w ten sposób relacja etyczna z
Innym, która zdaniem Lévinasa jest podło
ż
em dla tworzenia wi
ę
zi społecznych. Inny-
mo
ż
e by
ć
tak
ż
e- jak sam Lévinas pisze „wdow
ą
i sierot
ą
”, ale tak
ż
e mo
ż
e wyst
ę
powa
ć
w
roli mistrza (Skarga 1998 s.XIX). Inny nie daje si
ę
obj
ąć
, wymyka si
ę
, istnieje poza tym,
co przenika podmiot: „Lévinas podkre
ś
la,
ż
e ten inny i Ja nie znajduj
ą
si
ę
w jednej
płaszczy
ź
nie; inny przemawia jakby z wysoko
ś
ci, nakazuje mi si
ę
wznie
ść
ponad siebie,
gdy
ż
takim wzniesieniem jest wyzbycie si
ę
samolubstwa i samozadowolenia,
zrozumienie odpowiedzialno
ś
ci i tego faktu,
ż
e z tej odpowiedzialno
ś
ci za zło
wyrz
ą
dzone drugiemu nikt nie jest w stanie mnie uwolni
ć
” (Skarga 1998 s.XXI).
Jaki wi
ę
c nale
ż
ałoby mie
ć
stosunek do Innego? Ludzki. Ludzki- rozumiany jako
nieodarty z ludzkich cech: zalet i przywar. Postulat takiego stosunku wobec Innego,
zawiera si
ę
w poj
ę
ciu separacji, które oznacza dla Lévinasa zdrowy egoizm, dbaj
ą
cy o
zachowanie własnej integralno
ś
ci i autonomii. Jak pisze Skarga: „Separacja to poczucie
odr
ę
bno
ś
ci, to egoizm ja zamykaj
ą
cego si
ę
we własnym
ś
wiecie, a raczej
podporz
ą
dkowuj
ą
cego wszystko, co jest inne, własnemu
ś
wiatu, to wł
ą
czenie inno
ś
ci w
to-samo” (Skarga 1998 s.XXIV). Podmiot, ma wi
ę
c prawo dbania o dobrostan samego
siebie, do walki o swoj
ą
niezale
ż
no
ść
i nie poddawanie si
ę
ujednoliceniu. Separacja jest
konieczna po to by w ogóle chcie
ć
nawi
ą
za
ć
jakikolwiek stosunek z innym. Stosunek do
innego w
ś
wietle tej krótkiej prezentacji, jest u Lévinasa daleki od bezgranicznej
afirmacji. Inny jest prowokacj
ą
, ale nie mo
ż
e by
ć
traktowany a priori, jako łagodne
ź
ródło
dobrych dozna
ń
. Relacja z Innym, nie musi by
ć
relacj
ą
partnerstwa.
Rozpoznanie.
Lévinas uwa
ż
a,
ż
e elementem, który pozwala na namysł, refleksj
ę
i rozpoznanie
drugiego człowieka jest jego twarz: „Termin twarz ma tu doniosły sens. Lévinas chce nas
9
bowiem uwolni
ć
od nawyku traktowania tego innego, jako jakiego
ś
bytu, wszystko jedno
czy ma to by
ć
byt innego człowieka, czy byt doskonały, boski” (Skarga 1998 s.XXI).
Twarz nadaje wi
ę
c unikatowo
ść
, niepowtarzalno
ść
, ale zarazem konkretyzuje. W tym
sensie twarz prowokuje do zaj
ę
cia konkretnej pozycji, do konfrontacji, do dostrze
ż
enia
Innego. Odebranie twarzy Innemu to odebranie mu rozpoznawalno
ś
ci. Do istoty twarzy
w uznawaniu podmiotowo
ś
ci drugiego człowieka wróc
ę
jeszcze w dalszej cz
ęś
ci tekstu.
O
powi
ą
zaniach
pomi
ę
dzy
upodmiotowieniem,
wielokulturowo
ś
ci
ą
i
rozpoznaniem Ricoeur pisze: „Form
ę
walki o uznanie, która ma najwi
ę
kszy udział w
spopularyzowaniu tematu uznania, a nawet w jego zbanalizowaniu, chciałem zostawi
ć
na koniec: wi
ąż
e si
ę
ona z problematyk
ą
wielokulturowo
ś
ci, a tak
ż
e z bataliami
staczanymi na innych frontach, ju
ż
to przez ruch feministyczny, ju
ż
to przez czarne
mniejszo
ś
ci czy zespoły mniejszo
ś
ci kulturowych (termin „wielokulturowo
ść
” zostaje
zarezerwowany dla
żą
da
ń
jednakiego traktowania wznoszonych w kulturach skutecznie
rozwijaj
ą
cych si
ę
w ramach tej samej struktury instytucjonalnej)” (Ricoeur 2004 s.213).
Jak przekonuj
ą
co argumentuje dalej cytowany autor, warunkiem uznania w pełni
podmiotowo
ś
ci Innego, jest jego ROZPOZNANIE. Poj
ę
cie rozpoznania, nie jest
terminem jednoznacznym. Mo
ż
na go analizowa
ć
przynajmniej na trzy sposoby, jak
twierdzi francuski filozof: „I. Rozpoznawa
ć
(przedmiot) za pomoc
ą
rozumu, my
ś
li,
kojarz
ą
c go ze zwi
ą
zanymi z nim obrazami i postrze
ż
eniami, odró
ż
nia
ć
, identyfikowa
ć
,
rozpoznawa
ć
dzi
ę
ki procesowi pami
ę
ci, os
ą
dowi, lub działaniu. II. Przyjmowa
ć
, uznawa
ć
za prawd
ę
. III. Przyznawa
ć
z wdzi
ę
czno
ś
ci,
ż
e jest si
ę
komu
ś
za co
ś
(opini
ę
, czyn)
zobowi
ą
zanym” (Ricoeur 2004 s.7). Rozumienie rozpoznania, które jest wa
ż
ne dla tego
tekstu wi
ą
załoby si
ę
cz
ęś
ciowo z punktem trzecim. Ale s
ą
dz
ę
,
ż
e miałoby jednak nieco
szerszy wyd
ź
wi
ę
k- idzie mi o rozpoznanie, w sensie „uznania”: w rodzaju „rozpoznaj
ę
go
jako króla = uznaj
ę
go za króla”. Konsekwentnie: jako podmiot poznaj
ą
cy, rozpoznaj
ę
drugiego tak
ż
e jako podmiot- uznaj
ę
jego podmiotowo
ść
. Sens wdzi
ę
czno
ś
ci
pojawiaj
ą
cy si
ę
w trzecim rozumieniu Ricoeurowskim, nale
ż
ałoby powi
ą
za
ć
z koncepcj
ą
Lévinasowskiego Innego. Mianowicie rozpoznanie drugiego, miałoby oznacza
ć
jednocze
ś
nie uznanie go wła
ś
nie za podmiot i bycie mu wdzi
ę
cznym za jego uobecnion
ą
podmiotowo
ść
, która dzi
ę
ki swojej inno
ś
ci, dopowiada to
ż
samo
ść
podmiotu
poznaj
ą
cego. Wyj
ś
ciowo Ricoeur wi
ąż
e słowo rozpoznanie z terminem poznanie,
rozumianym jako poznawcze funkcjonowanie w
ś
wiecie. Jednak dalej stwierdza,
ż
e
filozoficznie mo
ż
na termin ten oderwa
ć
od procesu poznawania a zwi
ą
za
ć
go z poj
ę
ciem
uznania. W tym ostatnim przypadku mo
ż
e chodzi
ć
o uznanie wzajemne (a wi
ę
c proces
10
wzajemnego rozpoznania to
ż
samo
ś
ci interlokutorów) jak i uznanie samego siebie
(proces rozpoznania swojej własnej to
ż
samo
ś
ci podmiotu). Dostrzegam tak
ż
e mo
ż
liwo
ść
uznania, jako procesu jednokierunkowego.
Precyzuj
ą
c wi
ę
c: interesuje mnie zatem proces rozpoznania-uznania to
ż
samo
ś
ci
interlokutora jako równorz
ę
dnego podmiotu, realizowany przez podmiot wyst
ę
puj
ą
cy
pocz
ą
tkowo z pozycji dominuj
ą
cej wobec rozpoznawanego, oraz o poł
ą
czenie tego
znaczenia, ze znaczeniem wł
ą
czaj
ą
cym element wdzi
ę
czno
ś
ci. W kontek
ś
cie
prowadzonych tutaj rozwa
ż
a
ń
, po
ś
wi
ę
conych pewnym aspektom wielokulturowo
ś
ci,
mówimy o stykaj
ą
cych si
ę
ze sob
ą
reprezentantach przynajmniej dwóch grup
kulturowych. Mamy wi
ę
c do czynienia z podmiotami zbiorowymi. Dominuj
ą
ca pozycja
jednej z grup nie musi by
ć
obiektywna. Mo
ż
e by
ć
jedynie wynikiem subiektywnej
autopercepcji. Odmienno
ść
w postrzeganiu tak siebie samego (tak
ż
e w sensie swojej
grupy kulturowej), jak i Innego (tak
ż
e- innej grupy kulturowej), wyznacza dychotomi
ę
, w
której, jedna grupa jest dominuj
ą
c
ą
wi
ę
kszo
ś
ci
ą
, próbuj
ą
c
ą
realizowa
ć
postulaty
wielokulturowo
ś
ci rozumianej jako d
ąż
enie do wyrównania statusów, szans i mo
ż
liwo
ś
ci
wobec grupy drugiej. Druga grupa jest tym, wobec kogo owa postawa jest realizowana.
Nie idzie tu wi
ę
c o rozpoznanie wzajemne, ale o rozpoznanie podległego (z jakich
ś
powodów) interlokutora, przez dominuj
ą
cego. Ricoeur zauwa
ż
a,
ż
e taka relacja
musiałaby przej
ść
od „niesymetryczno
ś
ci do wzajemno
ś
ci”: „Sprawa konstytucji
fenomenu „innego” przybiera zatem obrót paradoksalny: inno
ść
innego, tak jak ka
ż
da
inna inno
ść
, konstytuuje si
ę
we (in) mnie i ze mnie [à partir] (aus) mnie; niemniej obcy
jako inny jest ukonstytuowany dla siebie wła
ś
nie jako ego, to znaczy jako podmiot
do
ś
wiadczenia, na tej samej zasadzie jak ja, jako podmiot zdolny postrzega
ć
mnie
samego, jako kogo
ś
nale
żą
cego do
ś
wiata jego do
ś
wiadczenia” (Ricoeur 2004 s.150).
Inny jest przedmiotem poznania, ale przedmiotem, który uzyskuje w relacji wzajemno
ś
ci
status przedmiotu upodmiotowionego. Zyskuje t
ę
sam
ą
pozycj
ę
, wła
ś
nie poprzez proces
rozpoznania w nim podmiotu. Proces ten realizowany przez podmiot, jest procesem
poznawania najpierw, rozpoznawania-uznawania pó
ź
niej. W ten sposób: „Jedynie ja si
ę
ukazuj
ę
, staj
ę
si
ę
„obecny”, inny b
ę
d
ą
cy domnieman
ą
analogi
ą
, zostaje „uobecniony””
(Ricoeur 2004 s.151). Mamy tu do czynienia z operacj
ą
zawi
ą
zywania wspólnoty opartej
na wzajemno
ś
ci, która rodzi si
ę
z asymetrii: „W rzeczywisto
ś
ci chodzi o wspólnot
ę
drugiego stopnia: inny musi by
ć
moim odpowiednikiem, by do
ś
wiadczenie „ja” było
zharmonizowane z do
ś
wiadczeniem innego na gruncie wzajemno
ś
ci, cho
ć
ów ła
ń
cuch
konstytucji czerpie swój sens ze
ź
ródłowego do
ś
wiadczenia mnie samego jako ego”
11
(Ricoeur 2004 s.151). Wyobra
ż
am sobie,
ż
e tak mogłaby powstawa
ć
idealna sytuacja
dyskursu dla efektywnego działania komunikacyjnego, opisywanego przez Jürgena
Habermasa.
Rozpoznanie- uznanie Innego, zawsze odbywa si
ę
w intersubiektywnie
postrzeganym kontek
ś
cie, a wi
ę
c ma wymiar przydzielenia Innemu pewnej pozycji. To
za
ś
zwrotnie w owym Innym powoduje,
ż
e uznaje on samego siebie za „co
ś
” lub
„kogo
ś
”. Na przykładzie relacji rodzinnych analizuje to zjawisko Ricoeur: „Temu
wzajemnemu uznaniu, staj
ą
cemu si
ę
udziałem rodziców, odpowiada rozpoznanie,
jakiego dokonuje potomstwo, które nadaje pełni
ę
sensu uznawaniu siebie samego w
rodzinie” (Ricoeur 2004 s.193). W tym sensie rozpoznanie-uznanie jest podstaw
ą
intersubiektywno
ś
ci i potwierdzenia samego siebie. Społeczny wymiar rozpoznania-
uznania, przekłada si
ę
na powa
ż
anie: nie mo
ż
na uto
ż
samia
ć
bycia powa
ż
anym z
powa
ż
aniem samego siebie, jednak zjawiska te mog
ą
by
ć
ze sob
ą
poł
ą
czone i wynika
ć
z siebie wzajemnie. Powa
ż
anie/rozpoznanie społeczne, oznacza docenienie kogo
ś
- a
wi
ę
c nie tylko przyznanie,
ż
e jest on nam równy. Wi
ę
cej- przyznanie,
ż
e jest on wa
ż
ny i
ż
e posiada cechy powoduj
ą
ce,
ż
e nale
ż
y go ceni
ć
: nie dlatego jednak,
ż
e taka
obowi
ą
zuje dyrektywa, ale dlatego,
ż
e jest owe cechy s
ą
postrzegane jako swoista
warto
ść
. Ricoeur zauwa
ż
a,
ż
e społeczne powa
ż
anie jest stopniowalne: jest uzale
ż
nione
od tego, jaki jest społeczny kontekst. We wspomnianych przykładach fotograficznych,
poziom powa
ż
ania Innego, jest uzale
ż
niony od potencjału, jaki Inny ze sob
ą
niesie dla
zrealizowania celów instrumentalnych, w danej sytuacji okre
ś
lonych. Zdecydowanie
ginie wtedy uznanie Innego jako podmiotu pełnoprawnego. Czy aby owo pełne
upodmiotowienie zachowa
ć
, nie nale
ż
ałoby przyj
ąć
pewnego „podstawowego” poziomu
uznania/rozpoznania, przynale
ż
nego wszystkim istotom ludzkim? Wydaje si
ę
,
ż
e tak:
„Alternatyw
ą
idei walki w procesie wzajemnego uznania jest poszukiwanie pokojowych
do
ś
wiadcze
ń
wzajemnego
uznania,
opieraj
ą
ce
si
ę
na
symbolicznych
zapo
ś
redniczeniach wymykaj
ą
cych si
ę
zarówno porz
ą
dkowi prawnemu, jak i wymianie o
charakterze handlowym” (Ricoeur 2004 s.220). Ricoeur pisze tu co prawda o walce o
uznanie wzajemne- a wi
ę
c o sytuacj
ę
w której Inny wyst
ę
puj
ą
cy z ni
ż
szej pozycji,
podejmuje walk
ę
o zdobycie rozpoznania dla siebie. Wydaje mi si
ę
jednak,
ż
e koncepcja
symbolicznych zapo
ś
rednicze
ń
byłaby dobr
ą
propozycj
ą
tak
ż
e dla takiego układu, jaki
analizujemy w tym artykule. U Ricoeura, podstaw
ą
dla wzajemnych zapo
ś
rednicze
ń
symbolicznych jest fenomen daru: który zapocz
ą
tkowuje pozytywnie ukierunkowan
ą
wzajemno
ść
. Wprowadzenie kategorii daru do relacji z Innym, wymusza niejako
12
realizacj
ę
zało
ż
enia o wzajemno
ś
ci- a wi
ę
c o traktowaniu Innego, jako podmiotu
działaj
ą
cego w podobny sposób, czyli podmiotu równego. Wida
ć
tu oczywi
ś
cie koloryt
pozytywnego nacechowania aksjologicznego. Szłoby wi
ę
c o rozpoznanie-uznanie w
rodzaju tego, o którym Ricoeur pisze powołuj
ą
c si
ę
na Jeana-Marca Ferry’ego:
„bli
ź
niego zawsze si
ę
uznaje, nawet go jeszcze nie znaj
ą
c” (cyt. za: Ricoeur 2004
s.202).
Praca Ricoeura podejmuje wielopoziomow
ą
analiz
ę
procesu rozpoznania-
uznania. Formułuj
ą
c pytanie: „Kiedy podmiot uzna
ż
e jest uznany”- Ricoeur pokazuje
niejako drug
ą
stron
ę
medalu, ni
ż
ta, która jest przedmiotem namysłu w tym tek
ś
cie.
Okazuje si
ę
bowiem,
ż
e uprzedmiotowiony podmiot, mo
ż
e formułowa
ć
roszczenia.
S
ą
dz
ę
,
ż
e z naszej perspektywy, to pytanie jednak nale
ż
ałoby sformułowa
ć
inaczej: Czy
je
ś
li podmiot s
ą
dzi,
ż
e jest uznany; to rzeczywi
ś
cie oznacza jego uznanie przez innych?
Zatem w omawianych przykładach ilustracyjnych (fotografiach mody): czy je
ś
li
przedstawiciele grup kulturowych zdominowanych (mniejszo
ś
ciowych), s
ą
dz
ą
,
ż
e zostali
uznani, to istotnie tak jest? By
ć
mo
ż
e s
ą
oni przekonani o zachowaniu ich godno
ś
ci w
realizowanych sesjach. Czy jednak jest tak naprawd
ę
? Czy s
ą
ś
wiadomi ró
ż
nic, jakie
b
ę
d
ą
pojawiały si
ę
w opisach białej modelki, noszonej przez ni
ą
odzie
ż
y i ich samych?
Czy ci ludzie, s
ą
ś
wiadomi,
ż
e s
ą
traktowani instrumentalnie, jako tło ubarwiaj
ą
ce? A
je
ś
li tak- bo nie byłoby w tym nic złego, gdyby byli tego
ś
wiadomi i wyraziliby na to
zgod
ę
, to czy znaj
ą
cały mechanizm zasad realizowanego projektu? Czy na przykład
maj
ą
ś
wiadomo
ść
dysproporcji wynagrodze
ń
oferowanych im, jako tłu, oraz modelce
odgrywaj
ą
cej główn
ą
rol
ę
? Nie s
ą
dz
ę
.
W problemie uj
ę
tym przez Ricoeura idzie o uznanie odr
ę
bnej to
ż
samo
ś
ci, ka
ż
dej
z „upo
ś
ledzonych” grup. S
ą
dz
ę
, jednak,
ż
e nale
ż
ałoby spraw
ę
uj
ąć
inaczej: uznanie
miałoby polega
ć
na przyznaniu ka
ż
dej z tych grup jednakowego elementu wchodz
ą
cego
w skład to
ż
samo
ś
ci: tj. uznania tej
ż
e mniejszo
ś
ci czy jej przedstawiciela za
równoprawny podmiot. Ricoeur powołuj
ą
c si
ę
na Charlesa Taylora pisze,
ż
e elementem
istotnym powoduj
ą
cym poczucie posiadania upo
ś
ledzonej bo mniejszo
ś
ciowej
to
ż
samo
ś
ci, jest wła
ś
nie to,
ż
e wi
ę
kszo
ść
nie rozpoznanie mniejszo
ś
ci i pozwala jej to
odczu
ć
. Zinternalizowane poczucie ni
ż
szo
ś
ci, przekłada si
ę
na negatywn
ą
autoocen
ę
. W
niniejszym te
ś
cie zwracam uwag
ę
na proces opozycyjny a jednak, równie niekorzystny.
Mianowicie, analizuj
ę
zjawisko, w którym przyznanie pozorów podmiotowo
ś
ci kreuje
wra
ż
enie (zarówno w mniejszo
ś
ci jak i w postronnym obserwatorze),
ż
e jest mniejszo
ść
owa jest rozpoznana-uznana, podczas kiedy w istocie rzeczy nie jest rozpoznana jako
13
podmiot, ale jako przedmiot pozwalaj
ą
cy zrealizowa
ć
pewien okre
ś
lony cel
instrumentalny (sesja mody gdzie wielokulturowo
ść
jest tłem).
Techniki uprzedmiatawiania.
W omawianych przykładach fotografii Inny nie jest jednak rozpoznany-uznany jako
podmiot; jako interlokutor wyst
ę
puj
ą
cy na tym samym poziomie. Wr
ę
cz przeciwnie:
odejmuje mu si
ę
wszelkie atrybuty upodmiatawiaj
ą
ce człowieka: nie tylko imi
ę
traktowane jako wyraz jednostkowej to
ż
samo
ś
ci, ale tak
ż
e niepowtarzalno
ść
indywiduum. Ricoeur pisze,
ż
e wła
ś
nie nadanie imienia, jest jedn
ą
z najwy
ż
szych form
uznania, podobnie jak uznanie dziecka za syna czy córk
ę
- to nadanie mu statusu (por.
Ricoeur 2004 s.190). W analizowanych przykładach, Inny jest traktowany jako obiekt,
przedmiot, który mo
ż
na wykorzysta
ć
w celu realizowania własnych instrumentalnych
celów, wyznaczanych przez podmiot dominuj
ą
cy (uprzywilejowany). Co wi
ę
cej, w
prezentowanych przykładach mamy do czynienia z inwersj
ą
: to PRZEDMIOT staje si
ę
podmiotem. Podmiotem w sesjach mody jest odzie
ż
: poszczególne sztuki s
ą
indywidualnymi projektami znanych kreatorów mody. Na zasadzie metonimii przejmuj
ą
nazwiska dyktatorów mody, którzy s
ą
ich producentami
3
. Podmiot o takiej to
ż
samo
ś
ci
jest prezentowany na specjalnie dobranym tle o dwupoziomowej strukturze. Poziom
wy
ż
szy tła (a wi
ę
c bli
ż
szy podmiotowi, ni
ż
przedmiotowi) stanowi biała kobieta,
prezentuj
ą
ca t
ę
odzie
ż
. Zyskuje ona status quasi podmiotu: nie jest pozbawiona imienia,
jest indywiduum ukazywanym na jakim
ś
tle jeszcze bardziej uprzedmiotowionym,
intencja jednak jej pokazania jest czysto instrumentalna. Ma ona słu
ż
y
ć
jako pierwsza
warstwa tła dla upodmiotowionego przedmiotu. Opisy na ka
ż
dej fotografii najszerzej
traktuj
ą
wła
ś
nie o odzie
ż
y. Pseudonim modelki- je
ś
li jest wymieniany- to na ko
ń
cu sesji.
Jej status jest jednak wyró
ż
nieniem: poprzez umieszczenie jej w centrum fotografii i
koncentrowanie uwagi odbiorcy na jej postaci, dominuje ona. Dominuje tak
ż
e poprzez
wizualne podkre
ś
lenie jej wy
ż
szego wzrostu: dominuje ona poprzez swój wzrost nad
otoczeniem.
Wła
ś
ciwe tło w omawianych fotografiach stanowi uprzedmiotowiony podmiot:
wielokulturowy tłum: tworzy go grupa osób etnicznie odmiennych (np. kolorem skóry) ni
ż
quasi-podmiot. Odmienny Inny pozbawiony jest imienia i nazwiska. Nie tylko zreszt
ą
on-
3
Cho
ć
trzeba przyzna
ć
,
ż
e przy sesji prezentowanej w „Zwierciadle” znalazła si
ę
notka,
ż
e
zdj
ę
cia wykonano w Kenii, której wielu mieszka
ń
ców cierpi z powodu ubóstwa i podano konto, na
które mo
ż
na przekazywa
ć
fundusze na cel polepszenia sytuacji materialnej kenijskich szkół.
14
atrybuty, które w przypadku quasi-podmiotu decyduj
ą
o jego statusie, tutaj nie s
ą
przyznawane: odzie
ż
Innych tak
ż
e nie posiada marki. Inny wyst
ę
puje w liczbie mnogiej,
jest przedmiotem zbiorowym: ukazani ludzie nie tylko s
ą
pozbawieni to
ż
samo
ś
ci
wyra
ż
anej za pomoc
ą
nazwiska, ale s
ą
tak
ż
e do siebie podobni (kolorem swojej skóry,
stylem swoich etnicznych ubra
ń
). Poniek
ą
d- stosuje si
ę
tu standardowe techniki
uniformizacji. O ile w przypadku sesji zrealizowanej w Indiach kontrast pomi
ę
dzy
odzie
żą
modelki a odzie
żą
otoczenia nie jest a
ż
tak zaskakuj
ą
cy, o tyle w sesji
zrealizowanej w Afryce (w Kenii), zestawienie wr
ę
cz szokuje. W obydwu sesjach biała
kobieta zajmuje tak
ą
pozycj
ę
i jest tak umieszczona wzgl
ę
dem otaczaj
ą
cych j
ą
ludzi, jak
dziewi
ę
tnastowieczni antropolodzy, podró
ż
uj
ą
cy do ró
ż
nych „egzotycznych” i
„prymitywnych regionów” w rodzaju WYSP Triobrandzkich, Samoa czy Papui-Nowej
Gwinei. Schemat umieszczenia postaci na fotografii, powielaj
ą
ce dokładnie tamte
wzorce,
odzwierciedlaj
ą
ce
hierarchiczne
postrzeganie
ś
wiata
w
percepcji
Europejczyków.
Nale
ż
y
zwróci
ć
tak
ż
e
uwag
ę
na
jeszcze
jedn
ą
technik
ę
uprzedmiatawiania podmiotu. Wida
ć
j
ą
w przypadku fotografii wykonanych w Afryce.
Przedmiot zbiorowy, jest przedmiotem skolonizowanym: zachodnioeuropejski styl
odzie
ż
y dzieci afryka
ń
skich, ukazuje jednoznaczny ekspansywny wpływ kultury
zachodniej, dominuj
ą
cej nad lokalnymi zwyczajami. Biała modelka stanowi tak
ż
e w
pewnym sensie symulakrum, dla którego wzorcem mogłaby by
ć
Lady Diana, która tak
ż
e
cz
ę
sto był
ą
fotografowana w podobnym otoczeniu społeczno- kulturowym, czemu
towarzyszył przekaz o wyj
ą
tkowej wra
ż
liwo
ś
ci oraz ch
ę
ci niesienia pomocy ludziom o
gorszej (z zachodnioeuropejskiej perspektywy) sytuacji
ż
yciowej.
Wydaje si
ę
jednak,
ż
e najistotniejszym elementem manipulacji, sprowadzaj
ą
cym
człowieka do roli przedmiotu, swoistego rodzaju narz
ę
dzia, jest utrzymywanie go w
nie
ś
wiadomo
ś
ci: poprzez dawkowanie informacji, kreowanie postaw i reakcji. Przy
analizie przedstawionych fotografii, mo
ż
na si
ę
pokusi
ć
o przypuszczenie,
ż
e osoby
stanowi
ą
ce tło dla białej modelki, zarówno w Indiach jak i w Kenii, nie maj
ą
pełnej
ś
wiadomo
ś
ci tego w czym uczestnicz
ą
, ani tego jakiego nale
ż
ałoby oczekiwa
ć
za owo
uczestnictwo wynagrodzenia. Mo
ż
na oczywi
ś
cie przyj
ąć
tak
ż
e,
ż
e jest inaczej-
ż
e
mianowicie wszyscy uczestnicy sesji, zgodzili si
ę
ś
wiadomie na odegranie przypisanych
im ról. Czy jest to jednak prawdopodobne?- pozostawi
ę
pytaniem retorycznym
4
.
4
Jestem
ś
wiadoma,
ż
e przedstawiona analiza jest jednostronna i subiektywna. Zapewne mo
ż
na
by tak
ż
e sformułowa
ć
komentarze afirmuj
ą
ce analizowane sesje fotograficzne, wskazuj
ą
c na
pozytywne aspekty dla
ś
wiadomego promowania wielokulturowo
ś
ci, jednak w moim
indywidualnym odczuciu, nie byłyby to komentarze adekwatne.
15
Konkluzja.
W niniejszym te
ś
cie starałam si
ę
pokaza
ć
pewien specyficzny sposób wypowiadania si
ę
na temat wielokulturowo
ś
ci. Sposób, który na pierwszy rzut oka wydawa
ć
mógłby si
ę
koresponduj
ą
cym z Paula Ricoeura koncepcj
ą
rozpoznania oraz Emmanuela Levinasa
koncepcj
ą
Innego. Przy bli
ż
szym przyjrzeniu si
ę
wizualnym, fotograficznym
egzemplifikacjom, okazało si
ę
jednak,
ż
e mo
ż
na na owe ilustracje spojrze
ć
bardziej
krytycznie, dostrzegaj
ą
c w nich realizacj
ę
procesu uprzedmiotowienia Innego.
Sprowadzenia go do roli przedmiotu, pozwalaj
ą
cego na zrealizowania okre
ś
lonych
celów
instrumentalnych.
Nie
chciałam
w
tym
artykule
pokazywa
ć
walki
uprzedmiotowionych o przywrócenie im podmiotowego statusu. Szło mi o pokazanie,
ż
e
by
ć
mo
ż
e miewamy mimo wszystko do czynienia z sytuacjami, w których
uprzedmiotowieni, nie zdaj
ą
sobie w ogóle sprawy z procesu uprzedmiotowienia,
jakiemu zostali poddani. Paradoksalnie- w takiej sytuacji, pokazywanie zró
ż
nicowania
kulturowego, a wi
ę
c wykorzystanie wielokulturowo
ś
ci dla realizacji jakich
ś
celów, nale
ż
y
traktowa
ć
jako technik
ę
negatywn
ą
. By
ć
mo
ż
e bowiem- twórcom omawianych sesji
przy
ś
wiecał szczytny cel promowania wielokulturowo
ś
ci jako warto
ś
ci. Ale czy im si
ę
to
udało? W ten sposób wła
ś
ciwie nale
ż
ałoby podj
ąć
refleksj
ę
nad pytaniem zawartym w
tytule artykułu: jak mianowicie mówi
ć
o wielokulturowo
ś
ci? Postawienie tego pytania
odsuwa uwag
ę
od zagadnienia CZY w ogóle porusza
ć
problem wielokulturowo
ś
ci.
S
ą
dz
ę
,
ż
e na to pytanie my jako humani
ś
ci, udzielili
ś
my ju
ż
odpowiedzi twierdz
ą
cej.
Refleksja po
ś
wi
ę
cona sposobowi wypowiadania si
ę
(mówienia, pisania,
pokazywania) na temat wielokulturowo
ś
ci jest wa
ż
na, poniewa
ż
takie wypowiedzi maj
ą
moc sprawcz
ą
: wywołuj
ą
okre
ś
lone konsekwencje społeczno- kulturowe, przejawiaj
ą
ce
si
ę
realizowaniem okre
ś
lonych postaw. Omawiana na przykładzie cytowanych fotografii
praktyka, jest niebezpieczna. Pod egid
ą
promowania wielokulturowo
ś
ci, przemycane s
ą
stereotypy tu bowiem społeczne, oraz takie my
ś
lenie o
ś
wiecie, które kategoryzuje go na
dwie cz
ęś
ci: cywilizowan
ą
, lepsz
ą
, biał
ą
, dominuj
ą
c
ą
oraz prymitywn
ą
, gorsz
ą
, kolorow
ą
i kolonizowan
ą
, z jednoczesnym nadaniem aksjologicznego zabarwienia. Je
ś
li przyj
ąć
,
ż
e rozpoznanie jest istot
ą
człowiecze
ń
stwa, to brak takiego wła
ś
nie rozpoznania
prowadzi do dehumanizacji. W ten sposób akceptacja dla takiego rodzaju praktyk,
oznacza
promowanie
etnocentryzmu
pod
przykrywk
ą
popularyzowania
wielokulturowo
ś
ci. Problem wydaje si
ę
tym bardziej istotny,
ż
e omawiane fotografie
zostały pokazane w mediach masowych- masowo odbieranej prasie, która dociera do
16
bardzo szerokiego zakresu odbiorców. Atrakcyjno
ść
mody jako tematu medialnego
wynika mi
ę
dzy innymi z gratyfikuj
ą
cej funkcji obcowania z tego rodzaju materiałem. Jest
on łatwy i przyjemny w odbiorze, nie wymaga i nie wzbudza
ż
adnej specjalnej refleksji.
Powoduje to niejako podskórne przes
ą
czanie si
ę
tre
ś
ci o charakterze deprecjonuj
ą
cym
jedn
ą
grup
ę
kulturow
ą
wobec drugiej grupy. S
ą
dz
ę
,
ż
e ze wzgl
ę
du na powszechno
ść
mediów masowych i ich sił
ę
perswazji, nie mo
ż
na tego zagadnienia trywializowa
ć
5
.
Bibliografia
Banaszak G., Kmita J. (1991). Społeczno regulacyjna koncepcja kultury. Pozna
ń
.
Instytut Kultury.
Burszta W.J., Kuligowski W. (2005). Sequel. Dalsze przygody w globalnym
ś
wiecie.
Wydawnictwo Literackie Muza
Kapu
ś
ci
ń
ski, R. (2006). Ten Inny. Warszawa. Wydawnictwo Znak.
Lévinas E. (1999). Czas i to, co inne. Kraków. Wydawnictwo KR.
Lévinas E. (1998). Cało
ść
i niesko
ń
czono
ść
. Esej o zewn
ę
trzno
ś
ci. Warszawa.
Wydawnictwo Naukowe PWN.
Lévinas E. (2006). Istniej
ą
cy i istnienie. Kraków. Wydawnictwo Homini.
Mamzer H. (2001). Wielokulturowo
ść
- czy wyzwolenie z wi
ę
zów etnocentryzmu?
Przegl
ą
d Bydgoski nr 12/2001, s.33-43.
Migasi
ń
ski J. (1999). Czas i to, co inne. Kraków. Wydawnictwo. KR. (okładka)
Ricoeur P. (2004). Drogi rozpoznania. Kraków. Wydawnictwo Znak.
Skarga B. (1998) Wst
ę
p. W: Lévinas E. (1998). Cało
ść
i niesko
ń
czono
ść
. Esej o
zewn
ę
trzno
ś
ci. Warszawa. Wydawnictwo Naukowe PWN.
5
W
ą
tkiem powi
ą
zanym z omawianym tutaj tematem, s
ą
fotografie wykonywane przez Oliviero
Toscaniego na zlecenie firmy Benetton, w celu umieszczenia ich w kampaniach reklamowych
firmy. Fotografie te miały za zadanie przekraczanie granic tabu i łamanie stereotypów
społecznych dotycz
ą
cych odmienno
ś
ci (rozumianej bardzo szeroko). W
ą
tek ten stanowi
ć
mógłby
materiał dla kontynuacji tego tekstu.