www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=147
2006-03-29
Czerwona orkiestra gra cały czas... - a gdzie jest dyrygent?
Wypowiedź prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego: Mamy do czynienia z szybko
budowanym sojuszem sił lewicowych. Znów siły wywodzące się z Komunistycznej Partii Polski, bo takie
reprezentuje pani Łuczywo, są na pierwszej linii. To one znów dyrygują - tym razem PO , wywołała oburzenie
głównych zainteresowanych, czyli tychże sił. Tym bardziej że imiennie wskazana została Helena Łuczywo z
Gazety Wyborczej . Wcześniej jednoznacznie opowiedziała się ona po stronie Donalda Tuska i uznała, że w
agresywnym i skrajnie emocjonalnym przemówieniu sejmowym pod adresem PiS przywódca Platformy
powiedział to, co powinien powiedzieć .
Teraz jesteśmy i będziemy świadkami wyrażania jedynie słusznego oburzenia przez różne środowiska
opiniotwórcze, sprowadzające rzecz do absurdu oraz wyliczające szczególne zasługi pani Łuczywo w
budowaniu demokracji i odzyskiwaniu niepodległości przez Polskę. Ale to jest kwestia jak każda inna -
podlegająca ocenie; w tej sprawie świętych krów być nie może. Dramatem jest tylko to, że Komunistyczna
Partia Polski to dla większości Polaków zamierzchła historia. Rola, jaką odgrywała ona w II Rzeczypospolitej,
była oficjalnie marginalna (partia komunistyczna została bowiem zdelegalizowana i działała w głębokiej
konspiracji), a po 1938 roku, gdy Józef Stalin polecił ją rozwiązać i wybić wielu czołowych funkcjonariuszy,
postrzegana była nie jako sowiecka, stalinowska agentura, lecz zbiorowa ofiara represji. A to wśród osób w
ogóle niezorientowanych w istocie sprawy budzi zawsze pewną sympatię. Natomiast wiedzy o faktycznej roli
i agenturalnych wpływach KPP nie upowszechnia się do dziś. Trwa walka o naszą świadomość
Ta rzecz zastanawia sama w sobie - jak to jest, że od kilkunastu lat nie istnieje cenzura, nie ma
komunistycznej polityki naukowej , nakazującej lub zakazującej badać pewne tematy, wydarzenia, zjawiska,
dostęp do materiałów archiwalnych jest większy niż kiedykolwiek, a mimo to do dziś nie ma rzetelnej
monografii Komunistycznej Partii Polski, nie publikuje się pełnych danych biograficznych jej przywódców i
ważniejszych działaczy? Czy wszystko już na ten temat powiedziano? Przecież ostatnim chyba badaczem ,
który zajmował się historią KPP, jest Zbigniew Siemiątkowski, jeden z najbliższych współpracowników
Leszka Millera. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku napisał on pracę doktorską na temat tej partii, niestety,
koniunkturalnie z jedynie słusznych pozycji, więc dziś już nie spełnia ona wymogów naukowych.
Brak wiedzy to ignorancja, która pozwala nielicznym znawcom manipulować źródłami, życiorysami i tak
reinterpretować wydarzenia historyczne, że wszystko staje się relatywne, rozmazane, rozwodnione, mętne. A
wiadomo - w mętnej wodzie łowić jest najlepiej.
www.radiomaryja.pl
Strona 1/7
W Polsce od kilkunastu lat toczy się niezbyt widoczna, ale zawzięta walka o rząd dusz, o świadomość
narodową, o to, aby w miejsce istniejącego paradygmatu zainstalować nowy, rzekomo lepszy, bo europejski .
Dziś to słowo wytrych ma wszystko tłumaczyć, choć do niczego nie prowadzi. Dlatego obok rzetelnych
publikacji, odkrywających na nowo sylwetki prawdziwych bohaterów, pokazujących zapomniane organizacje,
zniszczone fizycznie i splugawione w publikacjach rodem z głębokiego PRL-u, mamy równolegle czynione
próby rehabilitacji zdrady i zaprzaństwa, przedstawiania takich postaw jako moralnie równorzędnych,
dopominające się o dopisywanie do narodowego panteonu komunistów oraz pokazywanie ich znowu od tej
strony, jak to czyniono w minionej (?) epoce - jako zasłużonych realizatorów reformy rolnej, szerzenia
oświaty i kultury (!) oraz walki z analfabetyzmem.
Wierzyć się nie chce, ale takie postulaty są stawiane w środowiskach opiniotwórczych, chcących wymusić na
nas częściowy choćby nawrót do tego, co już było i zostało doszczętnie skompromitowane w praktyce.
Ofiary w służbie złu
Oto prof. Jerzy W. Borejsza w artykule pt. Polscy historycy - uczeni, sędziowie i inni (opublikowanym w
Przeglądzie Politycznym nr 66/2004) dopomina się o rzecz następującą: Dlaczego do pamięci narodowej nie
dopisać dziejów martyrologii tych komunistów polskich, którzy byli przeciwnikami Stalina i stalinizmu,
dlaczego z pamięci narodowej wyłączyć niektóre zjawiska pozytywne: awansu społecznego, walki z
analfabetyzmem, upowszechnienia kultury, które, czy chce się tego czy nie, są związane z Polską Ludową .
Pamięć narodowa kojarzy się na ogół z czymś pozytywnym. W konotacji z martyrologią nie może ulegać
wątpliwości, że chodzi o sylwetki bohaterskie. Spójrzmy zatem chłodno, czego w istocie chce prof. Borejsza.
Władysław Gomułka był niewątpliwie jakimś przeciwnikiem Stalina i stalinizmu i od 1948 roku znalazł się
w jawnej niełasce. Co więcej, na kilka lat znalazł się nawet w miejscu odosobnienia (czego nie należy mylić z
jakimiś szczególnymi szykanami i represjami). Gomułka jest jednak odpowiedzialny za oddanie Polski w
pacht Stalinowi. Jest winny śmierci tysięcy obywateli polskich - przecież zbrodnie stalinowskie w latach
1944-1948 wcale nie były mniejsze i mniej okrutne niż te z epoki jego następcy, czyli Bolesława Bieruta. Ale
i Bierut był w pewnym sensie ofiarą: w 1956 roku pojechał do Moskwy na XX Zjazd Komunistycznej Partii
Związku Sowieckiego i - jak wówczas mawiano - zjadł ciastko z Kremlem , czego oczywiście nie przeżył
(podobnie jak kilku innych przywódców komunistycznych). Toż to ofiara, jak się patrzy! Włączyć ich do
narodowej pamięci - tej pozytywnej, ma się rozumieć - zdaje się żądać prof. Borejsza... Co wolno
udostępniać?
Skąd bierze się ten pęd postpeerelowskich uczonych, wywodzących się z komunistycznych, KPP-owskich
rodzin, do szczególnego uhonorowania naszych prześladowców, niszczycieli polskiej niezależności i
państwowości, odpowiedzialnych za męczeńską śmierć dziesiątków tysięcy ludzi, zabitych w śledztwach,
straconych w wyniku zbrodniczych wyroków, zamordowanych w pacyfikacjach i skrytobójczych
www.radiomaryja.pl
Strona 2/7
egzekucjach? Czy ich rodzinne powiązania nie mają tu nic do rzeczy? Profesor Borejsza jest synem
Beniamina Goldberga, wieloletniego funkcjonariusza KPP (działał m.in. w Centralnej Redakcji KPP i
Centralnym Wydziale Zawodowym KC KPP). Po wojnie Beniamin Goldberg (już jako Borejsza) należał -
obok Bolesława Bieruta, Jakuba Bermana i Hilarego Minca - do ścisłego kręgu kierowniczego PPR - PZPR.
Jego brat Józef Goldberg (bardziej znany jako Różański) był jednym z najwyższych i najbardziej
wpływowych funkcjonariuszy MBP.
A skoro tak, to gdzie jest uczciwość badawcza uczonych, wywodzących się z takiej tradycji - wszak oni
najwięcej wiedzą o zakulisowych sprawach epoki 1944-1989 (a także wcześniejszych, dotyczących KPP),
choćby z rodzinnych rozmów i opowieści. Gdyby to właśnie z ich środowiska wyszły drukiem po 1989 roku
uczciwe monografie i biografie, to moglibyśmy dziś powiedzieć, że są oni wiarygodni. Ale jest całkiem
inaczej. Oto przykład. Profesor Borejsza odwołuje się do sprawy ujawnienia prawdziwej roli jednego z
najbardziej znanych (i szanowanych) krytyków literackich w Niemczech, Marcelego Reicha-Ranickiego, i
stawia dramatyczne pytanie: Czy wolno udostępniać akta osobowe żyjących ludzi, którzy nie są ścigani
przez żaden wymiar sprawiedliwości, osobom trzecim? [...] Dla mnie przykładem przekroczenia
zwyczajowych norm archiwalnych było udostępnienie przez Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie akt
personalnych pochodzącego z Polski papieża niemieckiej krytyki literackiej Marcelego Reicha-Ranickiego
[...] . W latach 1945-1950 był on wprawdzie funkcjonariuszem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego,
m.in. na stanowisku naczelnika, ale Jerzy W. Borejsza usiłuje to bagatelizować, sprowadzając rzecz tylko do
nic nieznaczącej współpracy: Od razu po wojnie przez parę lat współpracował z polskimi służbami
specjalnymi (m.in. w Londynie) . Jednak praca to nie współpraca, a polskie to te służby były tylko z nazwy.
Ich celem było bowiem utrzymywanie w ryzach Polaków buntujących się przeciwko
sowiecko-komunistycznej okupacji. Emigracja, głównie w Londynie, mogła zaś być głównym ośrodkiem
przywódczym takiego oporu, Reich-Ranicki nie zajmował się więc tam knowaniami przeciwko polskiej
niepodległości...
I co to w ogóle znaczy, że nie wolno udostępniać danych osobowych osób, które nie są ścigane przez żaden
wymiar sprawiedliwości - czy nasze encyklopedie i słowniki biograficzne mają zawierać tylko informacje o
Rzeźnikach , Masach , Dziadach i Słowikach ? Kto prześladował, kto był prześladowany?
Polem walki staje się Instytut Pamięci Narodowej - po pierwsze, dlatego że w jego gestii znajdują się
najbardziej tajne w PRL-u akta i ma on ustawowy obowiązek ujawniać je w granicach określonych prawem.
Po drugie, nie znajduje się on w rękach ludzi, którzy zrobią wszystko, aby to, co było do niedawna tajne, tajne
pozostawało - najlepiej na zawsze, a udostępnianie powinno być określone tak wieloma zastrzeżeniami, że
można to sparafrazować absurdem: Przed przeczytaniem zniszczyć . Chyba że znowu jakaś Komisja
Michnika chciałaby tam sobie w zaciszu popracować. To co innego, prawda?
www.radiomaryja.pl
Strona 3/7
Stąd ostrze ataków wymierzone jest w tę instytucję, która i tak rodziła się w straszliwych bólach, a jej
funkcjonowanie znajduje się stale w centrum jednostronnej krytyki. Ot, jak choćby niedawne ujawnienie przez
dr. Piotra Gontarczyka raportu byłego czołowego eksperta Gazety Wyborczej od totalnej krytyki lustracji,
czyli Lesława Maleszki (TW Ketman , Return , Tomek , Zbyszek i jak mu tam jeszcze było). Spotkało się
to z natychmiastową ripostą na łamach tejże Gazety Wyborczej (4 marca br.), a odpór dał prof. Karol
Modzelewski: Trzeba stwierdzić, że IPN pod nowym kierownictwem nie daje gwarancji rzetelności naukowej
. Czyli co, należy zmienić kierownictwo (na nasze ?) i już będzie rzetelnie?
Profesor Modzelewski już wcześniej ( Gazeta Wyborcza 13-15 sierpnia 2005 r.) został zapytany przez
dziennikarza o jego własne środowisko: Środowisko historyków bulwersują informacje o współpracy ich
wybitnych kolegów po fachu z peerelowskimi tajnymi służbami. To także przecieki autorstwa badaczy z IPN?
. Tu znany historyk uznał, że jakiekolwiek próby ujawniania komunistycznej agentury we własnych szeregach
są hańbiące i niepotrzebne: Nie mam pobłażania dla tej próby wywołania odruchu tropicielstwa w środowisku
historyków uniwersyteckich. Jest to próba wniesienia do środowiska uniwersyteckiego najbardziej skrajnej i
brudnej postaci walki politycznej. W dodatku prowadzonej zza węgła, z opuszczoną przyłbicą, za pomocą
plotki lub dziennikarzy . Czyli co: płatni donosiciele na swych kolegów uczonych mają nadal chodzić z
podniesioną przyłbicą, a jeśli ktoś to ujawni, zasługują na szczególny szacunek i opiekę jako... osoby
prześladowane? IPN to nie KC PZPR, panie profesorze
Co więcej, prof. Karol Modzelewski udaje, że nie widzi różnicy między tym, co było w Polsce do 1989 roku,
a tym, co mamy obecnie. Pisze bowiem: Nie chciałbym porównywać Instytutu Pamięci Narodowej z
Wydziałem (później Zakładem) Historii Partii przy KC PZPR, a jednak łączy je polityzacja, ideologizacja i
status szczególnych uprawnień . Albo udaje, że nie wie, czym różniła się obrzydliwa instytucja
komunistycznego, niesuwerennego państwa od IPN, albo też wie bardzo dobrze, ale wychodzi z założenia, iż
papier jest cierpliwy, przyjmie więc wszystko...
Profesor Karol Modzelewski jest - jak informuje Słownik biograficzny. Opozycja w PRL 1956-89 (t. 1) -
naturalizowanym synem Zygmunta Modzelewskiego, członka SDKPiL, KPP, Francuskiej Partii
Komunistycznej (także członkiem KC FPK), i członkiem KC PPR-PZPR.
Jego prawdziwy ojciec, przedwojenny komunista żydowski, został aresztowany w Moskwie w 1937 roku. Nie
wiemy, czy faktycznie był antystalinistą , czy też został do takiej kategorii zaliczony arbitralnie. Zgodnie z
pomysłem przywołanego powyżej Jerzego W. Borejszy powinien jednak zostać dopisany do pamięci
narodowej . Tylko po co? Czy nie mamy lepszych kandydatów?
Zygmunt Modzelewski był zaś wiceministrem i ministrem spraw zagranicznych Polski Ludowej i członkiem
Rady Państwa. Z racji pełnienia tak wysokich funkcji należał do wąskiego kręgu właścicieli Polski Ludowej .
Karolowi Modzelewskiemu może trudno zrozumieć, że dążenia do rozliczenia tamtego okresu w Polsce są
www.radiomaryja.pl
Strona 4/7
czymś zupełnie naturalnym. A że to będzie boleć? Można na to odpowiedzieć także pytaniem: czy nie bolała
nas władza tych, którzy rządzili Polską z sowieckiego nadania? Denazyfikacja była, dekomunizacji nie ma...
Odwróćmy na chwilę tę sytuację i wyobraźmy sobie, że 22 czerwca 1941 roku to Stalin zaatakował Hitlera, a
nie odwrotnie. Hitler nazywa to atakiem zdradzieckim i w obronie Europy przez komunistycznym zalewem
staje się sojusznikiem tejże Europy. Idźmy dalej - staje się też sojusznikiem naszych sojuszników , choć nie
chce w ogóle rozmawiać o naszych powojennych granicach, ale zwalnia część Polaków osadzonych w
więzieniach i obozach. Sowieci zostają rozgromieni, Hitlerowi świat puszcza w niepamięć wcześniejsze (z lat
1939-1941) i późniejsze (popełnione po roku 1944) zbrodnie. Polska dostaje się w jego strefę wpływów,
montuje więc w niej własną ekipę i przy pomocy kolaborantów on i jego następcy utrzymują taki podział
Europy do 1989 roku. Naziści, z mocno już osłabioną ideologią, rozumieją, że dalej tak rządzić się nie da,
robią więc okrągły stół , pod którym ordynarnie okantowane zostaje społeczeństwo. Dotychczasowi władcy
zachowują przywileje, prywatyzują majątek narodowy, za nic nie dają się zdenazyfikować, a ich dzieci
dzielnie i skutecznie walczą o pamięć narodową i zachowanie jak największych wpływów... Tego nie
możemy sobie nawet wyobrazić, ale sytuacja odwrotna ma miejsce naprawdę i jesteśmy wobec niej
praktycznie bezradni!
Warto przypomnieć, że w Europie Zachodniej (do której tradycji tak chętnie nawiązują zagorzali obrońcy
epoki komunistycznej w Polsce) denazyfikację przeprowadzano natychmiast i była ona bardzo dotkliwa dla
kolaborantów. Jako przykład niech nam posłuży Norwegia, która została podbita przez Niemców w roku 1940
i rodzimi kolaboranci (otoczeni jednak bardzo silną opieką swych hitlerowskich mocodawców) rządzili nią
do końca II wojny światowej. Po jej zakończeniu Norwedzy, wracając do normalności, wzięli się za porządki
we własnym domu. Kraj ten liczył wówczas niespełna 3 mln mieszkańców. W ramach denazyfikacji wydano
29 wyroków śmierci (z tego wykonano 25), było kilkadziesiąt wyroków długoletniego więzienia i kilkaset
wyroków od kilku miesięcy do 2 lat. Przełóżmy to na polskie proporcje AD 1989 - aby przywrócić państwo
prawa , należałoby te liczby zwiększyć dziesięciokrotnie. Zamiast tego mieliśmy fikcję odchodzenia od
komunizmu, która wyglądała w ten sposób, że najbardziej skompromitowani przedstawiciele
dotychczasowych władz po prostu odeszli na sowite emerytury i renty specjalne , inni zaś znakomicie
urządzili się w nowych warunkach, pozostając w polityce, gospodarce, dyplomacji, nauce. Kilka słów
prawdy
Ostrzeżenie Jarosława Kaczyńskiego, że siły lewicowe, wywodzące się wprost z Komunistycznej Partii
Polski, są na pierwszej linii i nadal dyrygują częścią życia politycznego w Polsce (w tym przypadku -
Platformą Obywatelską), należy potraktować z należytą uwagą. KPP nie uznawała bowiem niepodległości
Polski, stojąc na stanowisku, że należy ją bezwzględnie zwalczać. Nie uznawała też integralności naszego
państwa, tworząc odrębne struktury konspiracji komunistycznej na Śląsku oraz na Kresach Wschodnich,
www.radiomaryja.pl
Strona 5/7
zwanych przez nią konsekwentnie zachodnią Białorusią i zachodnią Ukrainą .
KPP po jej rozwiązaniu przez Komintern w 1938 roku jako organizacja już nie istniała, ale przetrwało
przecież środowisko, które ją tworzyło, w tym jej podstawowy rdzeń - liczni funkcjonariusze partii, zwani z
sowiecka funkami. Byli to ludzie przeznaczeni do zadań specjalnych, głęboko zaangażowani w sowieckim
wywiadzie i dywersji skierowanej przeciw strukturom państwa polskiego. Istniał też pion zwany wojskówką,
przeznaczony do dezintegracji i penetracji polskiego systemu obronnego.
Po rozwiązaniu KPP jej funkcjonariusze zbyt długo nie pozostawali sierotami. Po zdradzieckiej agresji
sowieckiej na Polskę, dokonanej 17 września 1939 roku, byli członkowie KPP odnaleźli się w
komunistycznych bandach na Kresach Wschodnich jako przywódcy i uczestnicy terrorystycznych bojówek.
Ich dziełem były represje i mordy na wielką skalę - szacuje się, że w stosunkowo krótkim czasie z rąk tych
czerwonych band oraz pospiesznie tworzonej czerwonej milicji padło od kilku do kilkunastu tysięcy polskich
obywateli, uznanych arbitralnie za wrogów ludu i eksterminowanych w niezwykle okrutny sposób.
Z zupełnie niezrozumiałych powodów ofiary te są przemilczane podczas oficjalnych uroczystości ku czci
ofiar II wojny światowej. Państwo polskie do dziś nie zdobyło się na ich upamiętnienie w postaci centralnego
pomnika. Ta kategoria ofiar jest też skrzętnie rozmywana w wyliczeniach naszych strat podczas II wojny
światowej. W znacznym stopniu jest to wina półwiekowych przemilczeń w Polsce Ludowej. Ale dlaczego
milczymy teraz? Czy mamy zawsze ulegać terrorowi politycznej poprawności i milcząco traktować te ofiary
jako wstydliwe tylko dlatego, że są w Polsce siły, którym nadal bardzo zależy na tym, aby o nich nie mówić?
Murem za komuną
Byli członkowie Komunistycznej Partii Polski stali się też podwaliną nowej władzy po 1944 roku. Byli
jądrem kierownictwa tzw. Polskiej Partii Robotniczej, stalinowskiej agentury, która jawnie i zbrodniczo
zwalczała Polskie Państwo Podziemne; z nich rekrutowały się kierownicze kadry osławionej bezpieki -
KPP-owcy kierowali Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego i stali na czele najważniejszych
departamentów i wydziałów centrali, a także rządzili ubeckimi jednostkami terenowymi. Tak się zresztą
złożyło, że większość kadr kierowniczych tej instytucji wywodziła się z mniejszości narodowych. Można więc
powiedzieć, że MBP było prekursorem multikulturowości i nowego rozumienia demokracji, która ma polegać
na szczególnej ochronie praw mniejszości.
Jarosław Kaczyński powiedział też: Jeżeli jedna osoba miała ojca w KPP i funkcjonuje w jakimś środowisku,
to to jest w ogóle bez znaczenia . To prawda, bo dzieci nie mogą odpowiadać za czyny swych rodziców. Ale
jeśli tworzy się bardzo specyficzne środowisko (oczywiście lewicowe), w którym to właśnie dzieci z takich
rodzin odgrywają czołową rolę i jest to środowisko bardzo wpływowe, to nie należy tego bagatelizować. Tym
bardziej że takie osoby, jak dostrzega Jarosław Kaczyński, są również po prawej stronie sceny politycznej (jak
dodał: bardzo wysoko , zapewne mając na myśli obecny rząd), ale reprezentują tam siebie i znalazły się tam
www.radiomaryja.pl
Strona 6/7
na skutek posiadanych kwalifikacji, a nie powiązań towarzyskich i rodzinnych rodem z PRL.
Prezes PiS mówił natomiast o pewnym środowisku , które jego zdaniem ma potężny instrument
oddziaływania na świadomość Polaków i życie społeczne w Polsce; właściwie wszystkie osoby, poza jedną,
które odgrywają znaczące role, mają bądź miały rodziców w KPP . To środowisko wcale nie jest
zakamuflowane, o czym świadczy dalsza część wypowiedzi: Jestem gotów bronić tezy, że nastawienie owej
potężnej gazety wynika w ogromnej mierze właśnie z tego, że to poczucie pewnego rodzaju misji, misji - w
moim przekonaniu - skrajnie szkodliwej dla Polski, wynika właśnie z ukształtowania przez ten typ środowiska
. Można się z tym nie zgadzać, ale trzeba mieć mocne argumenty. Owa potężna gazeta od początku stoi
bowiem murem w obronie Jaruzelskiego, Kiszczaka i ich ekipy, która wprowadzała stan wojenny i brutalnie
pacyfikowała społeczeństwo. Od początku z uporem godnym lepszej sprawy zwalcza w zarodku wszelkie
pomysły dekomunizacji; jej zasługi w walce z lustracją są tak wielkie, że powinna już dawno zmienić nazwę
na Gazeta Antylustracyjna . I można prawie zawsze zgadnąć, czym w najbliższym czasie i w przyszłości
(jakimi tematami i problemami) jej redakcja będzie zaprzątać naszą uwagę, a czego będzie unikać jak ognia.
Bo przecież nie jest zwyczajnym przypadkiem fakt, że pierwsza niekomunistyczna, założona w 1989 roku
gazeta (która miała być gazetą całej opozycji , dlatego początkowo posługiwała się logo Solidarności ),
znalazła się w rękach środowiska genetycznie wywodzącego się akurat z KPP, a nie na przykład z Armii
Krajowej i ideałów Polskiego Państwa Podziemnego. Wspomniana gazeta jest tylko przykładem - jednym z
wielu - choć bardzo nośnym propagandowo. Ludzi wywodzących się wprost lub rodzinnie z kręgów KPP
możemy znaleźć we wpływowych i bardzo bogatych fundacjach, które wyciskają swe przemożne piętno na
naszych stosunkach wewnętrznych, jak też mają wpływ na kształtowanie naszych stosunków zagranicznych.
Są w redakcjach innych poczytnych periodyków, w bankach, dyplomacji. Wprawdzie niektórzy z nich
potrafili oderwać się od rodzinnej tradycji, co zresztą widać po ich zachowaniu i głoszonych publicznie
poglądach, ale dla bardzo wielu z nich rodzinna, KPP-owska tradycja jest bardzo bliska i nie widzą żadnych
powodów, aby się z nią rozstać. W naturalny sposób skupiają się w newralgicznych dla państwa miejscach,
gdyż razem łatwiej im przetrwać i umacniać swe wpływy.
I warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz - środowiska te szczególnie dbają o to, aby jak najczęściej
wyróżniać swych przedstawicieli (i przyjaciół) różnymi nagrodami, tytułami honorowymi, medalami. Lubią
mieć i być. Najbardziej zaś lubią, gdy jesteśmy potulni i grzecznie, bez żadnych zastrzeżeń słuchamy tego, co
mają do powiedzenia. Leszek Żebrowski
www.radiomaryja.pl
Strona 7/7