Wybrane wglądy w istotę nowego myślenia (chrześcijańskie nowe otwarcie).
Nowe doświadczenie - jego dokumentacją jest sentencja:
„Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę.”
św. Paweł, Rz 7,19
i podobnie:
„Widzę rzeczy dobre i pochwalam je, a za grzesznymi idę.”
Owidiusz
Jest to nowy typ doświadczenia, które jest udziałem nowego typu człowieka - który się przyznaje do słabości woli. Można by mniemać, że to doświadczenie jest wczesnochrześcijańskie - ale przecież Owidiusz nie mógł być chrześcijaninem, nie znał nauk Chrystusa!
Drugi trop: przy założeniu, że świat jest światem stworzonym, a Stwórca jest Stwórcą doskonałym, wyzwaniem dla myślenia jest powszechność zła. Skąd zło? Czy Bóg nie mógł stworzyć świata, w którym nie byłoby tyle zła? Uruchomiono myślenie, w wyniku którego wskazano na wolność człowieka jako bramę, poprzez którą wchodzi na świat zło. Augustyn: „wszelkie zło jest albo grzechem, albo karą za grzech”. Zło które czynimy jest właśnie naszym grzechem, wynika z naszej wolnej woli. Zło którego człowiek doświadcza ma charakter kary za grzechy.
Dla Greków czynienie zła miało charakter niedoskonałości rozumu - a teraz niedoskonałości woli, niedoskonałości chcenia.
Ten nowy paradygmat w gruncie rzeczy poznaniu przeciwstawia nie wolę, tylko miłość. Zasadą jest tutaj miłowanie.
Trójpodział władz poznawczych: rozum - wola - serce. Nakazowi poznawania teraz przeciwstawiony zostaje nakaz miłowania. Mamy nie tyle poznawać, myśleć, co mamy miłować. Takie odwołanie zupełnie inaczej orientuje przestrzeń etyczną. Streszczenie myślenia sokratejsko-arystotelesowskiego: „poznawaj i rób co chcesz” - trawestacja Augustyna „kochaj i rób co chcesz”. Teraz znajdujemy się w takim paradygmacie myślenia etycznego, gdzie odpowiedź na pytanie 'jak żyć' można sformułować właśnie w ten sposób: „kochaj i rób co chcesz”.
Krótko mówiąc: z jednej strony nowe otwarcie wywołuje problem wolności, z drugiej strony przeciwstawia poznawaniu, intelektualizowaniu - miłość.
To, co jest zasadą miłości, nie ma charakteru intelektualnego. To, czego naucza Chrystus, ma charakter paradoksu, ma charakter, z puntu widzenia intelektu, czegoś niepojętego, głupstwa - ale cała mądrość świata jest na nic, prawda zawarta jest w owym głupstwie.
Filozofii poznania przeciwstawiona jest filozofia życia (w Raju - drzewo życia i drzewo poznania). To całe myślenie jest myśleniem - kiedy się artykułuje, kiedy wkracza w świat - przeciwko dyktatowi rozumu, nadwartościowaniu poznawania i prawdy poznania.
Całe to myślenie bierze początek z nowego nauczyciela i jeżeli tego nowego nauczyciel przeciwstawić staremu nauczycielowi (Sokrates), to widać pewne podobieństwa. Sokrates uczył troski o duszę, pewnego zbawienia w sensie egzystencjalnym, ale nie pisał - Chrystus też nie pisał. I jeden i drugi nauczali bezpośrednio - gromadzili wokół siebie ludzi i z nimi rozmawiali. W obu przypadkach mamy do czynienia z pewną jednością nauczania i życia. Mamy poświadczenie własnym życiem tego co się naucza, poświadczenie aż po śmierć. Więc mimo ogromnych różnic występują podobieństwa już na poziomie tych pierwszych nauczycieli.
W gruncie rzeczy również Sokrates powiadał, że nie przekonuje sylogizmem, nie przekonuje logicznym dowodzeniem - jego główny argument na rzecz wartości, np. sprawiedliwości, jest demonstrowanie bycia sprawiedliwym. Czynami dowodzi się cnoty - pogląd Sokratesa.
Sokrates właściwie nie mówi o miłości w tym sensie jak czytamy w Ewangelii. List do Koryntian: „choćbym posiadł całą wiedzę, a miłości bym nie miał, będę niczym”. Wiedza jest do niczego, rozstrzygająca jest miłość (jeszcze nie wiemy co to jest)
Dalej: w ST mamy cały szereg przepisów, które mamy wypełniać by żyć godnie, pretendować do zbawienia. Nie są one znoszone przez nowe nauczanie, ale mają przydaną nadrzędną zasadę - miłość bliźniego. Cały czas naczelną zasadą jest miłowanie bliźniego - nie skrupulatne wypełnianie, prawa, bo ono, jeśli nie ma miłości bliźniego, jest niczym (tak samo jak cała wiedza jest niczym).
Bóg Stwórca jest Bogiem-miłością.
Jest w Ewangelii jak i w Listach wiele fragmentów filozoficznie interesujących. Np. św. Jan:
„Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie Bóg trwa w nas”. - Bóg jest miłością, jest w sercu miłującego, nie na zewnątrz. Można to tak interpretować, że znika ten Bóg teologów, jak również ten naiwny Bóg z ikonografii chrześcijańskiej, a jest on zrównany z miłością i jest on żywy o ile żywa w nas jest miłość bliźnich.
Ten podstawowy etos ewangeliczny (przykazanie umiłowania bliźniego jako przykazanie nadrzędne) ma daleko idące konsekwencje filozoficzne, które niestety nie zaskutkują od razu.
Jakie jest podstawowe odniesienie człowieka w zastanym przez nas greckim filozofowaniu? Jeśli chodzi o poznawanie, o prawdę, to podstawowym odniesieniem jest odniesienie podmiotu poznającego do poznawanego przedmiotu - odniesienie podmiotowo-przedmiotowe. Prawda dzieje się wewnątrz tego odniesienia. To odniesienie nie jest wzajemne. Ja poznaję jakiś obraz, ale obraz mnie nie poznaje.
Tymczasem podstawowym odniesieniem w paradygmacie chrześcijańskim jest odniesienie między osobowe, odniesienie człowieka jako osoby do drugiego człowieka lub do osoby Boga. Tu jest daleko idąca zmiana filozoficzna. Gdy mamy z jednej strony podmiot poznający, a z drugiej przedmiot który jest poznawany, to mamy zupełnie inaczej zorganizowana przestrzeń myślenia, jesteśmy w zupełnie innym świecie. A teraz podstawowe odniesienie to odniesienie człowieka do człowieka, osoby do osoby. Ta relacja jest oczywiście relacją wzajemną, nie tak jak relacja podmiotowo-przedmiotowa.
Jeżeli poznawaniu teraz przeciwstawia się miłowanie, jeśli etyka najlepiej wyraża się teraz w formule „kochaj i rób co chcesz”, to co to praktycznie ma oznaczać, o jakie miłowanie chodzi, na czym polega to ewangeliczne nauczanie miłości?
Szalenie trudno być chrześcijaninem - w Ewangelii poprzeczka jest bardzo wysoko ustawiona i chrześcijanin z góry skazuje się na pewien fałsz, którego unika niechrześcijanin. Albowiem chrześcijanin generalnie rozmija się z nauczaniem ewangelicznym, podczas gdy niechrześcijanin nie ma takiego problemu.
Przede wszystkim to miłowanie bliźniego wedle NT ma charakter wstawienia się za tymi, którzy są w jakiejś biedzie. Za owymi cierpiącymi, maluczkimi, i to takie wstawienie, które idzie aż po ofiarowanie siebie, swego życia, a nawet swej duszy, zbawienia.
W Ewangelii wielokrotnie jest powtarzane, żeby nie sądzić, nie potępiać, nie sprzeciwiać się siłom zła (a prawicowe partie chrześcijańskie są pełne oskarżeń - tak jakby nigdy nie czytali Ewangelii). Owa postawa ewangeliczna - nadstawianie drugiego policzka - jest bardzo rzadko obserwowalna.
Symptomatyczne słowa z Ewangelii - Chrystus: „Panie, wybacz im, bo nie wiedzą co czynią”. Chrystus zachowuje się po sokratejsku - trzeba wybaczyć, bo nie wiedzą co czynią. Gdyby wiedzieli, to by nie czynili. Tu jest to podobieństwo w tej różnicy.
Cała nauka ewangeliczna, gdyby ja przełożyć na język praktyczny, sprowadza się do tego, że należy naśladować Chrystusa. Z tym naśladowaniem nie jest prosto.
Rozważmy, czy zmienia się coś w koncepcji człowieka?
Kim jest człowiek? Chrześcijańskie myślenie zrywa z tym sposobem myślenia, który próbuje uchwycić człowieka poprzez uchwycenie jego istoty. Odpowiedź chrześcijańska na pytanie o istotę człowieka ma paradoksalnie coś wspólnego z odpowiedzią Darwina - ma charakter genetyczny. Wyjaśnia się istotę człowieka poprzez jego pochodzenie: człowiek pochodzi od Boga, został stworzony na jego obraz i podobieństwo, jest dzieckiem Boga.
Te wyjaśnienia mają daleko idące konsekwencje - nie tylko religijne, ale też filozoficzne, polityczne itd. Jeżeli wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, to z tego wniosek, że wszyscy jesteśmy braćmi. Od takiego nauczania musi upaść system niewolniczy, musi upaść Imperium. Wszyscy jesteśmy równi wobec Boga, wobec śmierci, wobec Sądu Ostatecznego. Ta idea ma ogromną siłę. Wyobraźmy sobie, co ta idea musiała robić w umysłach ludzi 2000 lat temu.
O ile dla Greków o istocie człowieka, o naszym człowieczeństwie rozstrzygała nasz rozumność, ona stanowiła o boskości w nas, to dla myślenia chrześcijańskiego to nasze pochodzenie świadczy o naszej godności - to o godności każdego, zwłaszcza tego maluczkiego, tego nędzarza, tego pogardzanego. To, o czym mówią ewangelie, jest zakryte przed wielkimi tego świata - to dla nich głupstwo, oni tego nie rozumieją. Ale ta tajemnica objawia się właśnie przed owymi prostaczkami.
Na pewien sposób jest to koniec filozofii. To myślenie ogłasza koniec filozofii a początek miłowania. ponieważ jednak z tym miłowaniem poszło kiepsko, to filozofia się nie skończyła :)
W odniesieniu do zasady miłości nowe jest też zło. Teraz już zła nie określamy, jak na poprzednim wykładzie, jako błąd woli. Oczywiście jest przede wszystkim brakiem miłości, w sensie aktywnym i pasywnym. Złem jest brak zdolności do miłości i niedoświadczanie, niedoznawanie miłości.
Człowiek jest istotą kuszoną (już Chrystus był kuszony). Nie przez byle kogo - przez Szatana, Księcia Ciemności. Niektórzy sądzą, że Adam jest lepszy od Ewy - ale to Ewa musiała być kuszona przez Księcia Ciemności, a na Adama wystarczył ktoś słabszy :)
Motyw pokuszenia i słabości woli sprawia, że człowiek jest teraz przedstawiany jako ten, kto nie daje sobie z sobą rady. Ja nie daję sobie z sobą razy, potrzebuję Boga. Doświadczenie słabości jest także czymś nowym.
Równość ludzi prowadzi do innej idei wspólnoty. Więź która łączyła obywateli polis była innego charakteru, niż więź łącząca chrześcijan.
Całe to myślenie ma mocno uruchomiony wymiar eschatologiczny, wymiar nagrody i kary. Oczywiście przy wnikliwym czytaniu widać, ze nasze miłowanie bliźniego powinno mieć miejsce poza wszelką nagrodą i karą. Ale tam,. gdzie pojawia się pułapka namowy, tam wszelkie namawianie odwołuje się do jakiejś interesowności - i w Ewangelii też jest wiele fragmentów nakłaniających do pójścia za Chrystusem „bo nagroda wielka”. Na różne sposoby prześwituje tu więc ten wątek eschatologiczny, który sprawia, że etyczność się tu kurczy.
Z etycznego punktu widzenia jest nieważne, czy istnieje piekło, niebo czy nie, czy istnieje jakaś nagroda po śmierci czy nie. Etycznie jest założyć że nie ma, a i tak znajdować motyw, by pójść za dobrem. Jeśli będziemy na różne sposoby ludziom tłukli do głowy w mitach itp., że jak będą źle czynić to czeka ich kara - to to jest moim zdaniem fałszywe nauczanie. Ja mam nie czynić zła nie dlatego, że boję się kary. Możesz wybrać zło, jak ci się uda to będziesz całkowicie bezkarny. Ale jeśli masz się powstrzymać przed tym złem, to nie dlatego, że się boisz kary - bo to jest motyw pozaetyczny. Jeżeli zniknie kara to nic mnie nie będzie powstrzymywało przed czynieniem zła. Muszę znaleźć inny motyw niż karę.
Człowiek jest w tym myśleniu podobnie usytuowany w przestrzeni jak u Greków. Również znajduje się pomiędzy, znajduje się w przestrzeni orientowanej wertykalnie (góra-dół) i może upadać/wznosić się w zależności od tego jak żyje. Jak u Platona - droga w górę i droga w dół.
Najistotniejsza konsekwencja tego nowego sposobu myślenia (Grecy też o tym myśleli, ale jak gdyby poza teorią): dusza nasza jest indywidualna. Każdy dostaje swoją własną duszę od Boga, jest określony przez swoje przeznaczenie dane od Boga, przez każdego Bóg coś zamierzył. Jest to znacznie mocniejsza zasada indywiduacji (w klasycznym myśleniu zasadą indywiduacji była materia). Tutaj moja indywidualność jest przypieczętowana przez najwyższy urząd - mam swoje indywidualne zadanie, które mam od Boga, i na gruncie tego absolutnie indywidualnego zadania muszę siebie zrozumieć.
Można tę etykę różnie nazywać - etyka miłości, etyka naśladowania Chrystusa. Można ją też nazywać etyką posłuszeństwa - zadaniem człowieka jest posłuszeństwo woli Boga. Ale z drugiej strony człowiek jest istotą wolną. Tłumaczyłem poprzednio, że stworzenie świata w który,m człowiek czyni zło, jest doskonalsze, niż stworzenie świata, w którym człowiek byłby automatem czyniącym dobro.
Wola Boga kieruje się na człowieka i otrzymujemy życie człowieka wg woli Boga. Człowiek jest wolny i sam siebie określa - człowiek wg własnej woli. Ta determinacja boska natrafia na szczelinę - wolność człowieka. Determinacja boska nie przekłada się automatycznie na postępowanie człowieka, na to, jak człowiek siebie określa, bo natrafia na wolność człowieka - ta wolność sprawia, że człowiek może przedłużać wolę Boga i rozumieć swoją wolność w formule „bądź wola Twoja” (jest to formuła wolności - moją wolą jest aby stała się wola Boga), albo też „bądź wola moja” :) Jestem w mocy sprzeciwić się woli Boga i określać się wg własnej woli, działać wg własnej woli. Wolność - szczelina między determinacją boską a determinacją odczłowieczą.
A więc posłuszeństwo o którym tu mowa nie jest wyrzeczeniem się wolności, tylko jest pewnym użytkiem z wolności (Augustyn: to jest właśnie właściwy użytek z wolności).
To, co teraz jest interesujące, to próba pokazania co się dzieje z tym myśleniem kiedy jednak zaczynają myśleć wg tego paradygmatu filozofowie - oni przyjmują dogmaty chrześcijańskie, ale dalej filozofują.
Myślenie greckie dokonuje się pod auspicjami prawdy jako wartości nadrzędnej. Odpowiedź na pytanie 'jak żyć?' której udzielają Grecy daje się wpisać w przestrzeń prawdy - 'żyć zgodnie z wymogami cnót', 'zgodnie z wymogami rozumu'. To prawdziwe życie było ciągle mierzone jakąś miarą i osiągało swoją wartość jeśli było zgodne z - formułą 'zgodne z' jest formułą prawdy.
Teraz skonfrontujemy na ile odpowiedzi które udziela to wczesne chrześcijaństwo wpisują się w klasyczną strukturę prawdy, a na ile nie. Pewien asumpt daje nam tu pytanie Piłata: „A czymże jest prawda?” - prawdą jest Chrystus. Wydaje się że język staje na głowie - przecież prawda to kwalifikacja sądów, kwalifikacja poznania. Sąd jest prawdziwy lub fałszywy. Co to znaczy że człowiek jest prawdziwy?
Św. Augustyn mówi o nieprawdzie, mówi że całe życie człowieka może być nieprawdą. W jakim sensie? Przecież ja nie jestem zdaniem żebym był nieprawdziwy :)
Co to jest prawda? Musimy zobaczyć,c czy chrześcijańska odpowiedź na to pytanie jest udzielana w kategoriach prawdy czy w kategoriach miłości i wolności. Co to jest prawda? Jest wiele definicji.
św. Tomasz: Veritas est adaequatio rei et intellectus.
PRAWDA JEST ZGODNOŚCIĄ RZECZY I MYŚLI.
To tłumaczenie jest kulawe - np. adekwacja nie jest zgodnością.
Jest to formuła, której św. Tomasz nie jest autorem - ona była już wtedy znana, ale nie możemy ustalić kto po raz pierwszy użył tej formuły.
Co w tej formule jest najważniejsze? Które z pojęć jest tu najważniejsze? Diabeł tkwi w szczegółach - najważniejsze, najtrudniejsze jest „i” :) Takie sformułowanie prawdy zakłada pewne zdwojenie - są rzeczy i są myśli. „I” konstruuje ten wymiar, przestrzeń w której dzieje się ta prawda jako zgodność. Prawda wydarza się pomiędzy rzeczą a myślą.
A więc mamy założone zdwojenie na rzeczy i myśli. Prawda wydarza się pomiędzy jakąś rzeczą i postawioną obok niej myślą. Jeżeli prawda jest czymś między rzeczą i myślą, to co jest tu miarą? Wiadomo, że w niektórych parach mamy tą zgodność, a w niektórych nie. Co jest miarą?
To jest trudne pytanie. Dlatego od razu przeformułowuje się tą wyjściową formułę do postaci nienastręczającej już kłopotów:
PRAWDA JEST ZGODNOŚCIĄ MYŚLI Z RZECZĄ.
Myśl stosuje się do rzeczy, prawda jest zgodnością myśli z rzeczą. Jest rzecz (coś zastanego), przychodzi myśl i ma intencję, że chce pomyśleć tą rzecz tak jak ona jest. Musi się stosować do tej rzeczy. Miarą prawdy jest rzecz, a prawda przysługuje myśli. To myśl jest prawdziwa, jeśli jest zgodna z rzeczą, a nieprawdziwa, jeśli ma intencję być zgodna z rzeczą, a nie jest z nią zgodna.
Podnoszono zawsze zarzut, jak możliwa jest zgodność pomiędzy czymś tak odrębnym, bytowo różnym, jak rzecz i myśl. Co to znaczy że moja myśl jest zgodna z tym piecem? Czy to znaczy, że ja mam taki mały piec w głowie? :)
Te wątpliwości są śmieszne, bo żeby mówić o rzeczy i myśli to trzeba mieć jakąś koncepcję bytu. Trzeba to myśleć na gruncie jakiejś metafizyki - to jest myślane na gruncie metafizyki arystotelesowskiej. Co to jest rzecz? Rzecz to złożenie, np. substancji i przypadłości. A myśl? Myśl to sąd predykatywny, czyli złożenie podmiotu i orzecznika. Podmiot jest naprzeciw substancji, a orzecznik naprzeciw przypadłości. I jeśli mówimy o zgodności to nie mówimy o zgodności myśli i rzeczy fizycznej, tylko o zgodności struktury!
Ta rzecz jest złożeniem, w tym przypadku substancji i przypadłości. A mój sąd jest złożeniem słowa, nazwy „ten piec” i orzecznika „zielony”. „Ten piec jest zielony” - to jest złożenie. A na gruncie tej metafizyki ta rzecz też jest złożeniem.
„Metafizyka”: „Orzekać złożenie o tym co złożone, bądź orzekać rozdzielenie o tym co rozdzielone, to prawda. A orzekać złożenie o tym co rozdzielone, bądź orzekać rozdzielenie o tym co złożone, to fałsz.”
Zasadniczo w tym sposobie myślenia prawda myśli jest prawdą sądu, który ma być zgodny z rzeczą. Jeśli wypowiadam sąd „kot jest ssakiem”, to łączę ze sobą pojęcia. Tym pojęciom odpowiada coś po stronie bytu. Jeżeli rozdzielę te pojęcia, że kot nie jest ssakiem, to po stronie bytu spotkam właśnie złożenie - kot jest ssakiem! Więc to jest nieprawda.
W formule wyjściowej było „i”. „I” jest koniunkcją. „A i B” jest tożsame z „B i A”. Ale wtedy nie wiem co jest pierwsze, o czym orzeka się prawdę - czy o myśli czy o rzeczy. Wydaje się, że 1) jest prawidłowe - najpierw jest rzecz, a myśl musi się do niej stosować. Ale to „i” klei nie przypdkową myśl i przypadkową rzecz. Ono tworzy parę z tej myśli, która kieruje się do określonej rzeczy i chce ją pomyśleć. Ale czy świat myśli i rzeczy składa się wyłącznie z takich par, że najpierw jest rzecz a potem myśl która chce ją pomyśleć? Takie twierdzenie się nie da utrzymać. Jest cały szereg par, gdzie najpierw jest myśl a potem rzecz.
To się łatwo myśli na gruncie metafizyki chrześcijańskiej. Augustyn: „wszystko co jest, jest prawdziwe”. Jeżeli jest krowa, to ona jest prawdziwa - co to znaczy?
Co było na początku, przed krową? Słowo. Idea krowy, którą Bóg sobie pomyślał w swoim planie stworzenia. Każdy proces tworzenia polega na tym, że mamy parę, gdzie najpierw jest myśl, idea, a potem rzecz, która jest tworzona. Cały świat jest pełen takich par.
Krótko mówiąc, interpretacja 1) jest jednostronnym zinterpretowaniem ogólnej formuły. Ta jednostronność nie może sobie rościć prawa do zupełności. Druga interpretacja:
PRAWDA JEST ZGODNOŚCIĄ RZECZY Z MYŚLĄ.
W tym przypadku prawdziwa będzie rzecz, a miarą tej prawdy będzie myśl. Rzecz powstaje i chce być zgodna ze źródłową dla siebie myślą. Jeżeli prawda jest zgodnością, która wydarza się wewnątrz pary rzeczy i myśli, to jest oczywiste, ze jeśli przyjmujemy takie pary, że najpierw jest rzecz a potem myśl, i myśl stosuje się do rzeczy, to są też takie pary, gdzie najpierw jest myśl i rzecz stosuje się do myśli. Są rzeczy dosłowne i rzeczy niedosłowne.
Mamy dwie równoprawne interpretacje wyjściowej formuły. Interpretacja pierwsza jest interpretacją epistemologiczną - to jest prawda poznania. Stosuje się ona do poznawania. Ta druga jest interpretacją ontologiczną - to jest prawda bytu. Stosuje się ona zasadniczo do tworzenia. Na początku jest słowo, myśl, idea. Człowiek nie tylko poznaje, ale też planuje, zamierza.
Jeśli np. Franek się zakocha i napisze dla Marysi sonet, to ona może mu powiedzieć: „Wiesz co Franuś, ale to nie jest prawdziwy sonet...” :) Dlaczego? Bo najpierw jest pewna idea sonetu. Franek chciał napisać sonet, ale to nie jest sonet, bo nie spełnia warunków które są myślowo określone dla sonetu.
Tworzenie jest takim procesem, w którym na początku jest jakaś idea twórcy. Jeżeli Stwórca jest doskonały, to wszystko co stworzone jest zgodne z ideą która jest na początku tych stwarzanych rzeczy (Augustyn). Ale już św. Tomasz daje przykłady świeckie, np. architekt.
Człowiek tak samo projektuje bądź nie projektuje swoje życie. Człowiek, o ile jest twórcą siebie, może być prawdziwy bądź nieprawdziwy, o ile istnieje coś, co jest na początku jego, jest miarą dla niego. Dlatego św. Augustyn mówił, że ktoś może żyć uczciwie, bez grzechu, a jednak całe jego życie może być nieprawdą. W jakim sensie? Bo na początku mego życia jest coś, co Bóg przeze mnie zamierza, co Bóg mi przeznaczył. Ja mogę to rozpoznać bądź nie rozpoznać. Mogę to rozpoznać i próbować to urzeczywistniać bądź nie urzeczywistniać. Kiedy to urzeczywistniam, to staję się prawdziwym sobą.
Jeżeli mamy taką rzecz jak byt ludzki i ta rzecz podlega tworzeniu, stawaniu się, jeżeli na gruncie wolności ja mogę kształtować tą rzecz, i jeżeli ta rzecz ma na początku jakąś miarę, która jest jej zadana, to ona osiąga prawdę gdy zaczyna się stosować do tej miary - wtedy można powiedzieć „tak, to jestem prawdziwy ja”.
Ja jako rzecz, jako byt, jeżeli tylko mam jakąś miarę, to stosuję się do tej miary na gruncie swojej wolności i uzyskuję prawdę.
U Greków: na początku była istota człowieczeństwa, była zadana nam rozumność, którą można było lepiej lub gorzej realizować. Człowiek stawał się w pełni prawdziwym człowiekiem jeśli realizował swoją istotę. Jest miara dla człowieka - ale ta miara jest ogólna! Ja mam się uzgadniać z jakąś miarą która jest mi zadana i ty masz się stosować do jakiejś miary - ale to jest ta sama miara! Miara wymogów rozumu, rozumności, człowieczeństwa jako rozumności.
Rewolucja chrześcijańska: miara jest indywidualna. Przez każdego z ludzi Bóg coś innego zamierzył. To jest interesujące - miara jest indywidualna.
Przejście od materii jako zasady indywiduacji do jednostkowej duszy jako zasady indywiduacji to nie jakiś epizod, tylko coś, co zaczyna zupełnie nowe myślenie i co będzie w historii dalej obecne. Mamy już wydobytą i zaakcentowaną, dowartościowaną wolność. Mamy zadanie miłowania, a nie poznawania, które zostaje zapoznane. Filozofia chrześcijańska pozostaje raczej filozofią niż chrześcijaństwem i coraz bardziej będzie dowartościowana wolność. Otwarcie chrześcijańskie wywołało wolność i sprowokowało proces 'szlachetnej indywiduacji' i zaczyna go zderzać w wolnością. Wolność ma taką naturę, że jest jak taki balon który ciągle rośnie - wolność z natury dąży do absolutyzacji. Co się będzie teraz działo: wolności już nie porzucimy, musimy przy niej zostać. Teraz myśląc kategorią prawdy, że mamy jakąś miarę, że tworząc siebie możemy się do niej stosować lub nie - na tym polega nasza wolność, czym jest ta miara? Dla człowieka wierzącego: zadanie które dostał od Boga. A dla człowieka niewierzącego?
Teraz się zaczynają dziać ciekawe rzecz: co to jest na myśl, ta norma, ta idea, to słowo które jest na początku mnie? Kto wypowiada to słowo - Bóg, ja, społeczeństwo, natura? A może w ogóle tego nie ma - jest tylko wolność i ja mogę się dowolnie kształtować?
Założeniem myślenia etycznego jest wolność. Ta wolność została teraz wydobyta przez myślenie chrześcijańskie.
Cały czas w gruncie rzeczy myślimy w kategoriach prawdy. Życie które pochwali Augustyn to oczywiście życie wg formuły „kochaj i rób co chcesz”, ale z drugiej strony to jest życie, które osiąga prawdą. Chrystus mógł powiedzieć o sobie że jest prawdą. żaden z nas tego nie może powiedzieć, ale nasze życie może być w większym czy w mniejszym stopniu nieprawdą.
Przykazanie na poziomie ontologiczno-egzystencjalnym powinno brzmieć: „stawaj się prawdziwym sobą”.