"Zagubiona"
Cholerne przyjęcie, cholerny Nahuel, cholerne życie! Czemu wszystko ZAWSZE musi być takie skomplikowane?! Oczywiście nie miałem innego wyjścia i musiałem uciec do lasu. Bo inaczej wynikła by z tego wszystkiego niepotrzebna konfrontacja. Choć i tak już wystarczającą Nahuel zaszedł mi pod skórę. Nie znałem większego frajera od samego siebie. Nahuel wie dobrze, że jestem na przegranej pozycji i czerpie z tego wielkie korzyści. Zatrzymałem się obok niewielkiego źródła wody i zaspokoiłem pragnienie. Zamieniony w wilka, umiałem patrzeć na wszystko z innej perspektywy. Tak jakbym nie był Jacobem Blackiem tylko kimś zupełnie innym.
Popatrzyłem przed siebie. Między drzewami można było ujrzeć skrawek plaży. Lubiłem tu przychodzić, to miejsce wprawiało mnie w melancholijny stan, dzięki któremu mogłem uzyskać równowagę w moim umyślę. Zachód słońca. Oprócz Renesmee nic mnie nie urzekało bardziej niż to zjawisko: kiedy słońce zatapia się w wody oceanu.
Nagle usłyszałem cos w rodzaju płaczu... Pewnie to jakiś samotny ptak wykonuje swój wieczorny koncert, pomyślałem. Jednak znów usłyszałem ten sam dźwięk... Nic się nie stanie, jak sprawdzę. Tak dla pewności - postanowiłem. Zacząłem biec bezszelestnie, przywołany dźwiękiem. Z każdym uderzeniem łapy o ziemię płacz się nasilał. Przyspieszyłem tempo.
Zaraz! Zatrzymałem się znienacka. Jeśli to człowiek? Przestraszy sie mojej postaci. Chociaż z drugiej strony to nie jest zbyt mądre posunięcie. Chodziłem w tą i z powrotem, próbując zebrać mysli. Uniemożliwiał mi to coraz głośniejszy szloch. Jednak, działając pod impulsem, przemieniłem się w człowieka, nacągnąłem spodnie, które jakimś trafem się nie rozerwały i tym razem wolno, ostrożnie podeszłem do najliższych krzaków.
Poczułem zapach... Zapach wilkołaka. Jednak się nie zatrzymałem. Napiąłem mięśnie i delikatnym ruchem dłoni odsłoniłem liście. To co zobaczyłem przerosło moje wyobrażenie. Pod drzewem między liścmi leżała zwinięta mała dziewczynka. Miała mniej niż siedem lat... Popłakiwała głośno, ukrywając swoją twarz w liściach. To od niej czuć było obcy zapach. Nagle zauważyła mnie i przestała płakać. Wpatrywała się we mnie tylko trochę przerażona, ale i też... jakby pełna nadziei.
- Co tu robisz? Sama w tym lesie - wyszeptałem pod wpływem szoku.
W odpowiedzi znowu wybuchła płaczem i zaczęła mówić coś urywanymi zdaniami:
- Pomóż mi... Z-zabierz mnie stąd... Chcę d-do tatusia... P-pomóż mu...
Przez chwilę nie wiedziałem co powinienem zrobić. Niepewnym krokiem podeszłem do niej i przykucnąłem obok niej.
- Powiedz mi, jak masz na imię? - spytałem.
- Amy - odpowiedziała załzawiona.
- Jesteś wilkołakiem, prawda?
Popatrzyła na mnie zaskoczona. Jednak po chwili wahaniu skinęła potwierdzająco głową. A więc zagadka się stopniowo wyjaśnia...
- Nie bój się, Amy. Też jestem taki jak ty. Zgubiłaś się? - Przytaknęła.
- A gdzie twój dom, rodzina... wataha? - Dziwnie było mi o to pytać.
- Tatuś... Musisz mu pomóc. O-on został tam. Przy skarpie. Nie mógł dalej iść, więc pobiegłam po pomoc... i się zgubiłam. Och, tatuś, pomóż mu, on na pewno cierpi!
- O nic się nie martw. Zabiorę cię w bezpieczne miejsce i zaraz wszyscy zaczną szukać wojego taty.
- Wszyscy? - Amy spojrzała na mnie ciekawie.
- Inne wilki oczywiście. Powiedz mi, jesteś ranna?
- Trochę boli mnie kostka u nogi... - Spojrzała wymownie na swoją nogę, która leżała wyciągnięta w stercie liści.
- Teraz zaufaj mi, proszę. - Spojrzałem na nią poważnie. Nie czekając na jej odpowiedź, delikatnie wziąłem ją na ręce. Do kogo tylko ją najszybciej zaprowadzić?, myślałem gorączkowo. Musiała sobie zwichnąć nogę, więc przydałby się Carlisle... Ale odór wampirów by ją odstraszał... Najbliżej było do Sama, więc tam się skierowałem, niosąc dziewczynkę. Ta znowu spojrzała na mnie śmiesznym wzrokiem.
- Nie powiedziałeś, jak się nazywasz - przypomniała mi.
- Eee... Jacob.
- Jacob... Tatuś się tak nazywa, wiesz?
- Już niedługo go zobaczysz - obiecałem jej.
Po krótkim czasie dotarłem do Sama. Posłał mi zdziwione spojrzenie, widząc, że niosę na rękach dziecko, ale bez zbędnych pytań wpuścił mnie do domu. Posadziłem Amy na jednym krześle. Spojrzałem porozumiewawczo na Emely, która stała obok drzwi z założonymi rękami.
- Teraz zaopiekuje się tobą Emely. Dobrze, Amy? Ja w tym czasie zrobię wszystko by pomóć twojemu tacie - powiedziałem do niej cichym głosem.
Gestem dałem do zrozumienia Samowi, by wyszedł z pokoju. Ja również wyszedłem i opowiadziałem Samowi całe zdarzenie.
-... jak widzisz zagadka się rozwiązała. To był jej zapach - dokończyłem.
- Jake, nie wiem czy wiesz w co się pakujesz. A my razem z tobą. To są obce wilkołaki, mogą mieć złe zamiary.
- Sądzisz, że ta zagubiona dziewczynka miała złe zamiary? - spytałem go zirytowany, wskazując na pomieszczenie, w którym przebywała Amy.
- Ona nie... Ale reszta rodziny...?
- Z tego co wiem, przybyła tylko z ojcem - mruknąłem. - A ojciec jest ranny. Nie możemy go tak zostawić, w końcu też jest wilkołakiem! Myślałem, że zawsze pomagamy swoim. Nawet, kiedy przybywają z daleka.
Przez jakiś czas patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu Sam powiedział:
- Zwołaj watahę - trzeba rozpocząć poszukiwania.
- Dzięki Sam - ulżyło mi.
- Robię to dla tej małej... A poza tym w ostatnich latach jesteś bardziej wrażliwy na dziecięce uczcia... Znaczy, z tego co zauważyłem.
- Nessie już nie jest dzieckiem - zauważyłem.
- Ale kiedyś była.
Kiwnąłem głową w zamyśleniu, ostatni raz spojrzałem na drzwi wejściowe od domu i bez uprzedzenia pobiegłem w stronę lasu zamieniając się w wilka. Świetnie, Seth był już wilkołakiem. Poczekałem, by dowiedział się z moich myśli o całej sytuacji. Trochę był zdziwiony, ale zaraz zmienił kierunek drogi.
A więc mamy szukać jakiegoś nowego wilka?, spytał.
Tak, skieruj się na północ - odpowiedziałem. Najprwdopodobniej tam się znajduje. Najlepiej biegnij za mną... A gdzie reszta?
Dopiero się przemienia. Sam ich przed chwilą poinformował, odpowiedział Seth.
W takim razie leć szybko, rozkazałem i pobiegłem szybciej na północ.
Biegliśmy bez wytchnienia, choć nie była to dla nas męcząca droga. Przed oczami ciagle miałem ten obraz: małą dziewczynkę, samotną w lesie... Może Sam miał rację, może jestem bardzo wrażliwy na młodsze istoty, ale kto by nie był widząc to, co ja widziałem? Pozostali współczuli mi tylko i również byli wstrząśnięci, mając przed sobą ten sam widok, co ja; z mojego umysłu. Mimo, że byliśmy już dosyć blisko miejsca, w którym ( przypuszczając ), znajdował się ojciec dziewczynki, nie wyczułem żadnej woni.
Zatrzymałem się zdezorientowany i reszta zrobiła to samo. Nagle usłyszałem niespokojny pomruk, pełen czujności. Odgłos dochodził z kolejnych krzaków. A więc znów ma czekać mnie niespodzianka? Czy pojawi mi się jeszcze gorszy obraz od tego, który widziałem? Zdziwiło mnie trochę, że z tak bliskiej odległości nie mogę czytać w myslach przybysza... Jednak nie zaprzątałem sobie głowy podobnymi pytaniami.
Tak jak tamtym razem, tak i teraz zamieniłem się w człowieka. Odgarnąłem liście - poraz drugi w tym dniu. Stał tam najeżony wilk, choć widać było, że ledwo stoi. Warczał na nas ostrzegawczo. Podniosłem powoli rękę.
- Zanim zdecydujesz się nas zaatakować, wiedz, że znaleźliśmy Amy... Twoją córkę.