wykład 08 2008 12 02

Na poprzednim wykładzie próbowałem odtworzyć to, co nazywam „drogą wolności”. Tą drogą kroczy zarówno człowiek pojedynczy, jak i ludzkość jako całość, Ta droga prowadzi donikąd, do ściany, do przepaści. Historycznie rzecz biorąc to miejsce jest miejscem, którego doświadczamy obecnie. Co dalej?

Pytanie to jest dzisiaj przedwczesne, bo z materiałem jesteśmy dopiero w czasach nowożytnych. Naszym dzisiejszym tematem jest Kant, filozofia praktyczna (etyka) Kanta. Pomostem od Kartezjusza do Kanta niech będzie to, co można by nazwać „obsesją pewności”. Kartezjusz za wszelką cenę chciał uzyskać absolutną pewność. Dla Kanta też jest oczywiste, że w filozofii trzeba dążyć do uzyskania wiedzy absolutnie pewnej.

Kant jest ciekawym przykładem jak filozof, ktoś kto dobrze i konsekwentnie myśli, dochodzi do logicznych wniosków, które kłócą się z tym tak zwanym zdrowym rozsądkiem. Co z tym zrobić?


Etyka Kanta jest dobrze pomyślana. Wszystkie krytyki etyki Kanta są poniżej poziomu, na którym sformułowana jest ta myśl etyczna. Ale punkty dojścia Kanta kłócą się ze zdrowym rozsądkiem.


Przybliżenie filozofii teoretycznej Kanta:

Główne dzieło Kanta to „Krytyka czystego rozumu”, a główne dzieło etyczne Kanta to „Krytyka praktycznego rozumu”. Ktoś by mógł po tym wnioskować, że człowiek ma dwa rozumy - teoretyczny i praktyczny. To nieprawda. Rozum jest jeden, ale są dwa różne użytki, jakie czynimy z tego rozumu: teoretyczny i praktyczny. Jeśli by chcieć mówić o jakiejś hierarchii, to filozofia teoretyczna Kanta stanowi tu pewną podstawę dla filozofii praktycznej - na etykę jest ostatecznie położony największy nacisk. Jest to przykład tego, że filozof, radykalny filozof, jest etykiem. Nie: oprócz czegoś jest etykiem, tylko w ogóle, od razu jego filozofia jest etyką.

Punktem wyjścia Kanta jest skończoność człowieka, a co za tym idzie skończoność naszego doświadczenia. Zasadniczo czerpiemy wiedzę z doświadczenia. Ale wiedza, która by pretendowała do tego, by być powszechną, uniwersalną, pewną - jak ona może się opierać na skończonym doświadczeniu? Nawet, jeśli zsumujemy doświadczenie iluś ludzi, to ono i tak będzie skończone - i nie będzie podstaw, żeby z tego zsumowanego nawet doświadczenia wyprowadzać ogólne wnioski.

Dla filozofa, który dąży do wiedzy pewnej, doświadczenie nie może dać podstaw do sformułowania podstawowych twierdzeń.

Przedstawmy sobie następującą sytuację:

Jasiu rano się budzi, patrzy: obok kobieta, żona - różowa (wcześniej nie była różowa). Rozgląda się po pokoju - różowo. Wstaje, podchodzi do okna, patrzy na ulicę - różowo. Zaniepokojony tym, zdenerwowany, wsiada do samolotu, jedzie na drugą stronę kuli ziemskiej, wysiada z tego samolotu - różowo. Czy Jasiu może teraz sformułować takie twierdzenie „świat jest różowy”? Czy to doświadczenie jest wystarczające by powiedzieć, że świat zawsze i wszędzie jest różowy?

Dlaczego w ogóle świat jest różowy? można się domyślić: ktoś złośliwy nakleił Jasiowi soczewki kontaktowe, które mają tę funkcję, że różowieją. I na cokolwiek Jasiu by nie spojrzał, to to coś będzie różowe. Proszę zwrócić uwagę: on nie wie jaki jest świat, ale ten świat mu się zjawia jako różowy. Ale ta różowość jest spowodowana przez narzędzie, poprzez które on patrzy! Gdy Jasiu ściągnie soczewki, to się skończy „różowy spektakl”.

Ale teraz Jasiu patrzy oczami. To jest też narzędzie. Twierdzić, że ono jest absolutnie przezroczyste, że w żaden sposób nie modyfikuje, nie współkształtuje tego co się zjawia - twierdzenie takie trudno utrzymać. Zatem istnieje racjonalne podejrzenie, że jeśli znajdziemy w naszym doświadczeniu coś uporczywego, coś co zawsze i wszędzie musi wystąpić jako charakter tego co się zjawia, jako pewna cecha tego co się zjawia, to to coś nie będzie cechą tego świata który nam się zjawia, tylko będzie to rozstrzygnięte już w narzędziach za pomocą których ten świat poznajemy. Za pomocą doświadczenia nie możemy nigdy twierdzić, że coś jest absolutnie powszechne i nie może nie wystąpić. Natomiast jeżeli spostrzeżemy, że jest coś w naszym sposobie poznawania takiego, co jest wnoszone przez ten nasz sposób poznawania, to to coś rzeczywiście jest nieuchronne. Jeżeli patrzę prze różowe okulary to one różowieją, a jeżeli patrzę na świat po ludzku to wszystko co mi się zjawia jest jakoś przestrzenne. Mogę wypowiedzieć z absolutną pewnością, że wszystko, czego doświadczam czy doświadczę, musi być jakoś przestrzenne. Na jakiej podstawie? Jeżeli rzeczywiście mamy takie głębokie przekonanie, to ono nie może pochodzić z uogólnienia doświadczenia. Ta przestrzenność jest rozstrzygnięta przez nasz sposób poznawania - nie umiemy inaczej postrzegać świata. Stąd paradoksalny wniosek Kanta: przestrzeń jest aprioryczną formą naoczności. To dla zdrowego rozsądku jest trudne do pojęcia. Przestrzenność jest rozstrzygnięta w strukturze naszej naoczności. Cokolwiek nam się jawi musi być jakoś przestrzenne, a naukowym opisem tej przestrzenności jest geometria, matematyka. I matematyka jako nauka aprioryczna jest możliwa właśnie dlatego, że dotyczy apriorycznej formy naoczności, a nie doświadczanego świata.

Wszystko co doświadczamy ma jeszcze jedną cechę uniwersalną: jest jakoś czasowe. Czas wg Kanta jest również aprioryczną formą naoczności. Nie umiemy inaczej doświadczyć czegoś, jak właśnie sytuując to w czasie. Pascal, gdyby dożył, mógłby przestać się bać tych nieskończonych przestrzeni - bo to tylko jest aprioryczna forma naoczności.

Także porządkowanie poprzez kategorie intelektu ma charakter aprioryczny. Kategorie intelektu również są aprioryczne, np. przyczynowość - cokolwiek doświadczamy, to wtłaczamy w kategorię przyczynowości. W związku z tym Kant dochodzi do podstawowego rozróżnienia, na gruncie którego można powiedzieć, że ten Jasiu o którym mówiliśmy wcześniej wcale np. nie kocha Małgosi. Dlaczego? Zastanówmy się co to jest Małgosia. Czy Jasiu rzeczywiście postrzega Małgosię? Nie. Co on postrzega? Postrzega zjawisko Małgosi.

Kant rozróżnia świat zjawisk (świat fenomenalny) i świat rzeczy samych w sobie (świat noumenalny). To, co nam się zjawia, to z czym mamy kontakt poznawczy, to, czego doświadczamy - to zjawiska. To, co Jasiu widzi, to zjawisko Małgosi. Małgosia oczywiście sama w sobie jest noumenem, jest rzecz samą w sobie. Ale jako rzecz sama w sobie Małgosia jest niepoznawalna! Jasiu jak obserwuje, coś tam postrzega z tej Małgosi, to postrzega zjawisko.

Czy to rozróżnienie ma dla nas jakieś znaczenie?

Z jednej strony ma kardynalne, bezpośrednie dla nas znaczenie. Żadna nauka (nauka dotyczy świata zjawisk) nie może nas, jako rzeczy samych w sobie, pochwycić w swoją sieć pojęciową. Zawsze będziemy umykać. Człowiek jako rzecz sama w sobie pozostaje niepoznawalny. To co jest poznawalne, co się pojawia w czasie i przestrzeni, co zawsze ma swoją przyczynę - to zjawisko. Jasiu odnosi się raczej do zjawiska Małgosi niż do Małgosi samej w sobie, kiedy ją obserwuje, kiedy ma przed oczami jej obraz (czy to w wyobraźni, czy bezpośrednio), to jest to zjawisko Małgosi. A jak dochodzi do ukonstytuowania się tego zjawiska? Z jednej strony od tej Małgosi samej w sobie wychodzą jakieś bodźce, ale to jest coś, czego ostateczna organizacja należy do podmiotu poznającego. Podmiot poznający te bodźce, te dane wtłacza w te swoje schematy, kategorie aprioryczne i współkonstytuuje zjawisko. To co Jasiu widzi, to zjawisko Małgosi, czyli sposób, w jaki Małgosia mu się jawi. Ten sposób nie jest w całości zależny tylko od Małgosi, ale jest w dużej części zależny od jego sposobu postrzegania. Wszyscy wiemy, że jest coś takiego jak uprzedzenie: ktoś coś lubi, ktoś kogoś nie lubi, ktoś ma jakieś przesądy, i te przesądy są aprioryczne w sensie takim trywialnym - nim on ją poznał to już był uprzedzony bo ona jest np. blondynką. Zwykle uprzedzenie też jest więc aprioryczne, jest przed doświadczeniem i warunkuje doświadczenie. Ale tutaj mowa jest nie o subiektywnym uprzedzeniu, tylko o obiektywnych formach apriorycznych naszego postrzegania. I my tą mnogość danych, bodźców, które wyłaniają się z rzeczy samych w sobie, my porządkujemy, i oto nam się zjawia w przestrzeni i w czasie i uprzyczynowiona (żeby ograniczyć się tylko do roli intelektu) Małgosia. Ale nie Małgosia sama - zjawisko Małgosi!

Nauka dotyczy świata zjawisk. Przyczynowość dotyczy świata zjawisk. Tam nie ma wolności, wszystko ma przyczynę, dzieje się wg praw przyrody.

Wiemy już zatem na jakiej drodze Kant dochodzi do takiej wiedzy, która go satysfakcjonuje, która nie wspiera się na doświadczeniu, ale której każde doświadczenie musi się poddać. Jest to wiedza aprioryczna, która wynika z badania naszej świadomości, naszej konstytucji poznawczej, doświadczeniowej.


Teraz chciałbym pokazać, gdzie tu jest miejsce na etykę. Rysunek:



Pierwsze koło to przyroda, a właściwie wiedza dotycząca przyrody - fizyka. Fizyka jako ogólna nauka o przyrodzie - bada prawa przyrody, czyli te prawa, wg których z konieczności wszystko się dzieje, musi się dziać.

Etyka - bada prawa wolności, prawa wg których powinno się dziać, ale wcale nie jest powiedziane że musi się dziać.

Logika - bada ogólne prawa myślenia.


Filozofia formalna: bada jedynie czyste formy myślowe.

Filozofia materialna: ma za przedmiot coś, co nie jest czystą formą.

Na ten podział nakłada się inny podział:

Filozofia (wiedza) aprioryczna: za podstawę służą tu zasady rozumu.

Filozofia aposterioryczna/empiryczna: podstawą jest tu doświadczenie.


Metafizyka przyrody: klasyczna metafizyka.

Poniżej jest po prostu nauka o przyrodzie.


Metafizyka moralności (o to nam właśnie chodzi).

Na dole jest pewna nauka empiryczna, która wiąże się z człowiekiem, jego sposobem postępowania, jego obyczajowością. Kant proponuje ją nazwać antropologią praktyczną,. Dziś się to często nazywa nauką o moralności w węższym rozumieniu: psychologia moralności, socjologia moralności. Jest to nauka o moralności zasadniczo empiryczna. Ta nauka nie ma sensu, jeśli nie są dokonane pewne rozstrzygnięcia na poziomie metafizycznym, na poziomie metafizyki moralności.


Istnieje tylko logika jako nauka aprioryczna, nie ma logiki empirycznej (przynajmniej dla Kanta).


A zatem to o co nam idzie to nauka materialna (syntetyczna), aprioryczna, za przedmiot ma prawa wolności.


Czym są prawa wolności, których Kant będzie poszukiwał?

Zwróćmy uwagę na to, że to wszystko [na dole] dotyczy świata zjawisk, bo jest empiryczne - dotyczy fenomenów. Natomiast to [na górze] dotyczy czego? Dotyczy rzeczy samych w sobie. Ale tu [metafizyka moralności] mamy specyficzną rzecz samą w sobie. Tutaj mamy byt, który Kant potem nazwie osobą - i jego wolność. I tu poszukujemy prawa, które spełniałoby pewne wymogi.

Prawo aprioryczne, które ma regulować świat noumenów, wolnych, musi być oczywiście powszechne, To nie może być prawo, które jest prawem od-do, a wcześniej czy później już nie. Prawo to wg Kanta powinno być wręcz tak uniwersalne, tak absolutne w swoim zasięgu, w swym odnoszeniu się, że powinno dotyczyć wszystkich istot rozumnych - bo tu chodzi o zasadę rozumu. Jeśli gdzieś w świecie poza ludźmi istnieją inne istoty rozumne, to Kant będzie poszukiwał prawa, które dotyczy też tych istot rozumnych. Ambitnie, prawda? Poszukujemy prawa, które byłoby tak uniwersalne, że dotyczyłoby bez wyjątku zawsze i wszędzie wszystkich istot rozumnych, nie tylko człowieka.

Ta uniwersalność to nie jedyny formalny wymóg jaki Kant stawia tym prawom. Te prawa muszą być oczywiście aprioryczne. Musimy je odnaleźć we własnym rozumie. To ma być prawo, któremu podległe jest całe doświadczenie, a nie które niejako wyłania się z doświadczenia.

A więc powszechne/uniwersalne i aprioryczne.


Ale to nie jest prawo opisowe! Ono nie opisuje tego, jak się dzieje, jak się musi z konieczności dziać. Ono opisuje jak powinno się dziać na gruncie wolności. Czyli jest także imperatywne. Te prawo musi być imperatywne, czyli nakazowe - musi mówić o wolności o tym, jak ma być, jak powinno być.


Ale imperatywność jest różna. Istnieje np. imperatywność warunkowa - coś jest powinne, jeżeli coś innego. Jest to imperatyw hipotetyczny, np. „jeśli chcę być zdrowy, to powinienem itd.”. Takie imperatywy są weryfikowalne empirycznie.

Przykład Filka: „jeśli chcesz wygrać wybory, to musisz się zjawiać wyborcom jako ktoś szczególnie godny”. To jest nakaz, on nie jest bezwarunkowy, nie jest absolutny. Być może nie jest prawdziwy - to trzeba by zweryfikować.


Natomiast imperatywność tego poszukiwanego prawa musi mieć charakter kategoryczny. Prawo moralne nie może ulegać jakimś warunkom w stylu „jeżeli chcesz być szczęśliwy, to powinieneś...”, „jeżeli chcesz być zbawiony, to powinieneś...”, „jeżeli chcesz uchodzić za osobę szczególnie godną moralnie to powinieneś...” - to są wszystko imperatywy hipotetyczne. Natomiast prawa moralne powinny przemawiać kategorycznie. Powinieneś, bez żadnego warunku, bez żadnego nadrzędnego celu.

Te prawa powinny być więc:

  1. powszechne

  2. aprioryczne

  3. imperatywne

  4. w swej imperatywności kategoryczne


I jeszcze jedna cecha, najdziwniejsza - ono musi być czysto formalne. Co to znaczy? Tzn., że nie może zawierać żadnej konkretnej treści, że ma być treściowo puste. Nie podpowiada nam żadnego konkretu. Czyli to prawo nic nie mówi :) Jest programowo puste, czysto formalne. Można być zawiedzionym. Ale na razie tylko przedstawiamy warunki, jakie prawo musi spełnić by być prawem moralnym. I ostatnim warunkiem jest to, że ono musi być formalne.

Wg Kanta ono nie może mieć żadnej treści, bo treść by je ograniczała. Treść jest zawsze jakoś uwarunkowana - historycznie, kulturowo itp. Nie da się zawrzeć w prawie takiej treści, która by obejmowała swoim zasięgiem całość możliwego doświadczenia wszystkich możliwych istot rozumnych. Nie można wstawić do prawa moralnego „nie zabijaj”, bo to jest konkretna treść, która działa tylko w pewnym obrębie. Jeżeli wyobrazimy sobie, że są jakieś istoty rozumne, które nie umierają, to to nie ma sensu, ale idea jest taka, że jeśli te prawo ma ogarniać całość możliwego doświadczenia, to ono nie może mieć żadnej treści, bo nie ma takiej treści, która by wyczerpała.

Np. Dekalog kodyfikuje przestrzeń w której działa w sobie, ale nie w sposób absolutny, tzn. nie obejmuje całości doświadczenia. Są takie wymiary postępowania, zachowania, możliwego sposobu bycia, które nie są kodyfikowane przez żadne z tych 10 przykazań. To nie jest jakaś ułomność Dekalogu, tylko konieczna przypadłość tego, co jest treściowe. To, co jest treściowe, jest zawsze ograniczone. Jeżeli w jakiejś epoce sformułuje się jakieś prawa moralne, które są treściowe, to mogą przyjść inne czasy, gdzie ta treść będzie niewystarczająca, nie będzie ogarniała sobą nowych przypadków, nowych wymiarów.

Kant to doskonale rozumiał - jeśli prawo to ma być kategoryczne w swej imperatywności, to musi być formalne.

Ale czy naprawdę powinniśmy załamywać się, że ono jest formalne? To jest stały zarzut podnoszony wobec Kanta: czysty formalizm. Formalizmowi Kanta Scheler przeciwstawia materialną etykę wartości, gdzie te wartości mają właśnie treść, określoną jakość.

Ale przecież taka mądrość jak „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”, to też jest formalizm!


„Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, tak wy im czyńcie”

Ewangelia wg św. Łukasza

To też jest reguła czysto formalna.

Prawo, imperatyw, może być czysto formalny, ale to nie znaczy, że on jest jakoś cyniczny! On się każdorazowo wypełni treścią, ale w swoim pierwotnym, apriorycznym sformułowaniu jest formalny.


Wiemy już zatem, że prawo, którego poszukuje Kant, jest w gruncie rzeczy jednym prawem - bo takich praw nie może być wiele. Jest jednym prawem, które spełnia powyższe warunki.


Czy takie prawo istnieje? To są warunki, które musi spełniać prawo moralne, gdyby miało być prawem moralnym które przynależy do metafizyki moralności, bada rozumową zasadę woli, jest prawem wolności, dotyczy tego, co powinno się dziać.


Nie musimy jeszcze rozstrzygać, ale możemy zrobić krok następny. Jeżeli już założymy, że takie prawo jest i jakie musi spełniać warunki, to trzeba wprowadzić pewne rozróżnienie które u Kanta przyjmuje postać rozróżnienia na legalność i moralność. Jest to rozróżnienie, które dzieje się na gruncie różnego odniesienia do prawa moralnego. Nasze postępowanie może być różnie odniesione do prawa moralnego.

Jeżeli nasze zachowanie, postępowanie jest zgodne z tym co mówi/nakazuje prawo moralne (tzn. jeśli wynika z prawa moralnego), jest zgodne z prawem moralnym, to te postępowanie jest legalne. Ale to jeszcze nie jest moralność. Czyn legalny wcale nie zasługuje na jakąś etyczną pochwałę. Taką moralną zasługą jest dopiero postępowanie moralne. Co to jest?

Legalny - odniesiony do prawa moralnego w taki sposób, że jest z tym prawem zgodny.

Moralny - odniesiony do prawa moralnego w taki sposób, że dokonuje się ze względu na prawo moralne.


Czyn legalny jest zgodny z prawem moralnym, ale nie wiadomo dlaczego - może przez przypadek, może przez jakąś przewrotność, jakiś interes, może dla oszustwa. Sama zgodność postępowania z prawem moralnym nie jest zasługą moralną, to jest czyn tylko legalny.

Natomiast czynem moralnym jest czyn, który dokonuje się ze względu na prawo moralne i tylko ze względu na prawo moralne a na nic innego. Jest to postępowanie, które swój zasadniczy motyw znajdowałoby w prawie moralnym, w tym co ono nakazuje.

Wielu czytelnikom Kanta się to nie podobało. Fragment z Schillera (jest to taka rozmowa, gdzie ktoś próbuje być kantystą):


Jeżeli ja to robię niechcący, mimowolnie, z jakiejś wrodzonej dobroci, a nie ze względu na prawo moralne, to to są czyny legalne, ale one nie są jeszcze moralne i nie są zasługą moralną. Natomiast jeżeli ja mam interes/skłonność przeciwną temu co mówi prawo, ale ze względu na swój szacunek dla prawa pokonując tą odrazę, niechęć jednak działam ze względu na prawo moralne i robię to co nakazuje prawo moralne, wtedy to jest czyn moralny. Czy Schiller ma rację, że sobie kpi?


Ale ten, który za wszelką cenę chciałby być moralny, cnotliwy, nigdy nie może być cnotliwy - dlatego że on postępuje zgodnie z tym co nakazuje prawo moralne nie ze względu na prawo moralne tylko ze względu na interes aby być cnotliwym. Paradoks: czynowi mimowolnie przysługuje zasługa moralna gdy nie ścigamy tej zasługi.


Proszę zwrócić uwagę: jeszcze nie wiemy czym jest prawo moralne, a już możemy takie kwestie rozróżniać. Rozróżnienie na czyny legalne i czyny moralne jest sprawą podstawową dla zrozumienia etyki Kanta.


Kolejny krok przygotowawczy, przed podaniem prawa moralnego, to koncepcja subiektywnej maksymy woli. Chodzi o pewne zasady postępowania, które Kant w tym przypadku nazywa nie zasadami, lecz maksymami. Zasada a maksyma - to rozróżnienie jest istotne! W tym kontekście używamy terminu maksyma. Maksyma jest czymś mniej niż zasada.

Co to jest maksyma woli? Cokolwiek nie robimy, czy sobie zdajemy z tego sprawę czy nie, robimy wg jakiejś maksymy. Np. ktoś uważa, że na wykład można się spóźnić 15 minut i tak zwykle robi. Jest to pewna maksyma woli i ten człowiek wg niej postępuje. Ta wola jest zawsze subiektywna, zapodmiotowana w pewnej konkretnej osobie. Chodzi o to, że cokolwiek byśmy nie robili, to zawsze dzieje się wg jakiejś maksymy! Możemy sobie tego nawet nie uświadamiać. Czasami ta maksyma jest świadomie przyjęta, czasem nie, ale każde postępowanie ma u podstawy jakąś maksymę.


Przykład: ktoś dał w pysk wykładowcy :) Postąpił więc wg takiej maksymy, że w pewnych sytuacjach można dać w pysk wykładowcy. - chociaż sobie tego nie uświadamiał. A więc cokolwiek robimy, robimy wg pewnej maksymy. Ja robiąc coś, wydaję tę maksymę na świat, pokazuję ją. Nie mówię tego wprost, ale pokazuję: tak można. Upowszechniam, uprawomocniam tę maksymę. Wprowadzamy ją w życie. Pokazujemy sobie i innym, że tak [jak mówi ta maksyma] robić można/trzeba.


Nasza wola jest m.in. w tym sensie prawodawcza, że uprawomocnia maksymy naszej woli wg których działamy. Tego na co dzień się nie widzi, ale można to zobaczyć.


Każde nasze zachowanie kodyfikuje w jakiś sposób przestrzeń czynów ludzkich. Jeśli nikt się nie spóźnia na wykład, to trudno jednej osobie się wyłamać i spóźnić (o ile oczywiście zależy to od jej woli). Natomiast jeśli już ktoś się spóźnia, to innym potem łatwiej jest też się spóźnić - ten ktoś pokazał, że tak można.


Teraz następuje rzecz najbardziej charakterystyczna dla etyki Kanta. Wszystkie maksymy są subiektywne i niektóre chciałyby pozostać subiektywne. Ale niektóre można uogólnić. Nie są one tylko maksymami jednej woli czy kilku wól, ale pretendują do bycia zasadą obiektywną. Kant stawia problem uogólnienia indywidualnej, subiektywnej maksymy woli.

Co to znaczy uogólnić maksymę? Tzn., że ja próbuję sobie przedstawić, co by było, gdyby wszyscy w takiej sytuacji tak postępowali. Ja postępuję w określonej sytuacji tak a tak. Wprowadzam w świat maksymę, że w takiej a takiej sytuacji można tak postąpić. Ale ja nie chcę, żeby tak inni postępowali, nie chcę takiego świata, gdzie wszyscy by tak postępowali, ja chcę dla siebie zastrzec pewien wyjątek - mnie wolno, ale innym nie.

Otóż jeżeli mamy wykonać jakiś krok od subiektywnej maksymy woli w stronę moralności, prawa moralnego, to musimy pomyśleć uogólnienie tej maksymy. Czy w ogóle jest możliwe, żeby maksyma, wg której teraz postępuję, stałaby się zasadą powszechną. Uogólnienie maksymy subiektywnej woli = miałaby się ona stać zasadą powszechną, a nie tylko zasadą tej indywidualnej woli. Czy każda maksyma teoretycznie dałaby się uogólnić? Nie. Czy o każdej mogę chcieć, żeby była zasadą powszechną? Też chyba nie.

Kant wymaga od istoty ludzkiej konsekwencji. Jeśli swoim postępowaniem wprowadzam jakąś zasadę w świat, to powinienem się pogodzić z tym, że uprawomocniam tę zasadę i ona mogłaby się stać zasadą powszechną.


Przykład Kanta (trywialny):

ktoś, kogo bieda przycisnęła, spotyka starego kumpla i prosi go o pożyczkę. On jest skłonny pożyczyć, ale za warunek pożyczenia pieniędzy stawia wiarygodną obietnicę zwrotu długu. Ale: ten biedny człowiek jest kantystą. Myśli sobie: jaka jest maksyma mojej woli? Taka, że jak kogoś bieda przyciśnie to może wyłudzić pożyczkę składając fałszywą obietnicę zwrotu. Ona jest subiektywnie usprawiedliwiopna (dzieci umrą). Ale ten kantysta zastanawia się teraz, co by było, gdyby na maksyma stała się zasadą powszechną. Czy ona może się stać zasadą powszechną? Gdyby zasada „każdy kogo bieda przyciśnie może wyłudzić pożyczkę składając fałszywą obietnicę zwrotu” stała się zasadą powszechną, to znikłby ze świata fenomen wiarygodnej obietnicy. Nikt nie dawałby wiary tego typu obietnicom. Można więc na drodze logicznej wykazać, że nie da się tej maksymy uogólnić do zasady powszechnej.

Ale Kant nie tylko pokazuje możliwość uogólniania i testowania, weryfikowania maksym subiektywnych poprzez próbę uogólnienia, ale Kant jeszcze daje do zrozumienia, że właściwie człowiek rozumny powinien pragnąć uogólnialności maksymy, powinien pragnąć, żeby maksyma jego woli nie byłą wyjątkiem, zastrzeżonym wyłącznie dla niego, tylko żeby każdy tak mógł. I konsekwencja wymaga, abyśmy przyjęli, że każdy tak może.


Prawo moralne, które znalazł Kant w swoim rozumie i każdy może je tam odnaleźć. Imperatyw kategoryczny:


POSTĘPUJ ZAWSZE WG TAKIEJ MAKSYMY, CO DO KTÓREJ

MÓGŁBYŚ CHCIEĆ,

ABY STAŁA SIĘ PRAWEM POWSZECHNYM


To jest prawo moralne. Jest ono powszechne. Kieruje się do każdej istoty rozumnej.


To prawo spełnia warunki, o których mówiliśmy. Jest ono:

  1. powszechne

  2. aprioryczne - nie jest wzięte z doświadczenia, jest odkryte rozumowo

  3. imperatywne - bo nakazuje

  4. kategoryczne - bo nakazuje w sposób kategoryczny

  5. formalne - bo jest puste, nie mówi mi co mam robić


Oprócz takich formuł formalnych innym przypadkiem, kiedy coś w etyce nie mówi, co mam robić, a jest czymś istotnym, jest tzw. negatywne istnienie. Daimonion Sokratesa działał w ten sposób, że tylko protestował, ale nie mówił, co ma robić.

Czy to prawo moralne nie jest negatywne? Ono nie mówi nic konkretnego, jest puste. Ale w każdorazowym zastosowaniu ono się wypełnia treścią. Kant nazwał to prawo busolą moralną. Używając jej każdorazowo wpisuję do niej inną treść poprzez maksymę mojej woli. Maksyma mojej woli nie jest formalna - jest materialna, tzn. treściowa. Prawo moralne to pusta formułą, w którą każdorazowo wprowadzana jest jakaś treść. Co ta formuła robi? Testuje tę maksymę w dwóch krokach (dwa testy):

  1. czy ta maksyma może być prawem powszechnym? (przykład z wyłudzeniem pożyczki - tutaj nie może być prawem powszechnym)

  2. [w przypadku przejścia pierwszego testu - maksyma może być prawem powszechnym, świat się nie zawali, nie dojdzie do jakiegoś 'logicznego kociokwiku'] czy ja chcę, żeby była prawem powszechnym?

    Dana maksyma może być prawem powszechnym, świat się nie zawali, nie dojdzie do jakiegoś 'logicznego kociokwiku' - ale ja się sam przed sobą przyznaję, że w zasadzie nie chciałbym takiego świata, w którym maksyma mojej woli stałaby się prawem powszechnym. Tu jest ten problem konsekwencji, bo ja postępując tak a tak wprowadzam pewną maksymę w świat, uprawomocniamy ją, czynimy taki świat bardziej prawdopodobnym. Ale z drugiej strony ja nie chcę takiego świata, w którym taka maksyma by się rozpowszechniła - czyli ja kreuję pewien świat, którego nie chcę, jestem niekonsekwentny, nierozumny.


Wracając jeszcze do tej busoli - czy busola nam pokazuje gdzie popłynąć? Jeżeli wyruszamy w drogę, busola jest niezbędna, jeśli nie chcemy pobłądzić. Ale busola nam nie pokazuje gdzie mamy płynąć, gdzie zamierzamy płynąć!

Te prawo moralne nie ma 'własnej woli' - każdorazowo żyje moją wolą. Jest jakaś moja wola, moje chcenie, i teraz pytam, czy ja tak mogę postąpić, czy to będzie moralne. I jeżeli maksyma mojej woli jest taka, że ona daje się uogólnić w prawo [chyba: powszechne] i ja chcę, aby stała się zasadą powszechną, to prawo moralne mówi mi : możesz. Daje mi przyzwolenie, pozwala. Ale czy ja działam wtedy ze względu na prawo moralne? Ja biorę je pod uwagę, ale tak naprawdę działam ze względu na swoją wolę, tyle że ta wola przeszła test prawa moralnego.


Łatwo jest zobaczyć prawo moralne w tej funkcji testera, który mówi 'tak' albo 'nie'.


Jesteśmy w miejscu, w którym się waham. Bo z jednej strony, tak jak powiedziałem, Kant jest dobrze pomyślany, jest pomyślany konsekwentnie, logicznie. Zostało to ogłoszone - ale świat się jednak za bardzo nie przyjął, choć to się stało dość popularne. TO NIE DZIAŁA - dlaczego?

Jedna z możliwych odpowiedzi: to w gruncie rzeczy jest negatywne, w tym sensie, że to jest dobre tam, gdzie mówi 'nie'. Tak jak negatywne sumienie ('tego nie powinieneś'). Rozumiemy, że ono nie może nam powiedzieć co powinienem - to co ja powinienem w gruncie rzeczy sprowadza się do tego co ja chcę. To ja tego chcę, a prawo moralne mi jedynie na to przyzwala, jeżeli moja maksyma przejdzie test prawa moralnego.


I teraz ja nie jestem pewien, na czym dokładnie polega postępowanie ze względu na prawo moralne, jeżeli na to patrzę od tej strony. Skądinąd wiem, na czym polega postępowanie ze względu na prawo moralne - otóż zasadniczo możemy być ludźmi bez zasad, ale rozumiem, że bardziej możemy się skłaniać ku temu, aby przedkładać człowieka z zasadami nad człowieka bez zasad. Gdyby pomyśleć o kimś, z kim mielibyśmy spędzić życie, to chyba wolelibyśmy, aby to był człowiek z zasadami, a nie człowiek bez zasad. A więc rozumiemy, że człowiek z zasadami jest czymś bardziej pożądanym, również z punktu widzenia etycznego. Natomiast chodzi o to, że istnieje jedna zasada absolutnie nadrzędna. I ja sam rozstrzygam o sobie, czy ja będę kierował się tą zasadą, czy ją przyjmuję jako tą nadrzędną zasadę, czy też nie, tylko okazjonalnie będę z niej korzystał. Jeżeli ja rozstrzygam w takim metawyborze, że będę zawsze działał ze względu na prawo moralne, to to 'ze względu na prawo moralne' rozumiem w taki sposób, że ja zawieszam to prawo moralne nad swoją wolą i nie będę niczego innego czynił, niż to, co nakazuje mi... Z tym 'nakazuje' jest właśnie pewien problem. Bo żebym ja mógł wsadzić w schemat prawa moralnego maksymę mojej woli to już musi być wola, cel, jak już muszę czegoś chcieć. A wydaje się, że nie jest takie obojętne czego ja chcę. Ja mogę nie zechcieć tego, co powinienem przede wszystkim chcieć. Ale tego prawo moralne mi nie powie.

Jesteśmy w miejscu, w którym można by mniej czy bardziej krytycznie zakończyć wykład z etyki Kanta. Ale jesteśmy również w miejscu, w którym można by go rozpocząć. Dlaczego? Dlatego, że teraz, jak już to wszystko wiemy, stajemy wobec pewnych niemożności, których Kant jest świadom (przynajmniej niektórych) i próbuje je rozwiązać. Chociaż taki schemat podręcznikowy mógłby się zadowolić tym co Państwu powiedziałem. Natomiast chodzi o to, że to prawo moralne jest, jak gdyby, odnalezione przez Kanta ale również przeze mnie. To nie jest tak, że ja się go mam na pamięć nauczyć. Kant mi pokazuje drogę, idąc tą drogą sam widzę niezwykłość tego. Ale co - to nie działa. Bo to jest idea czysto rozumowa, i ta idea czysto rozumowa ma teraz zadziałać na moją wolę, ma poruszyć moją wolę - nie porusza. Kant ma świadomość tego, że nie porusza bo nie może poruszać - idea rozumowa nie może poruszyć mojej subiektywnej woli. Kant znalazł rozwiązanie - takie rozwiązanie, które często jest przemilczane, a jak się o nim mówi, to mimochodem - ale to jest clou całego problemu. Pytanie jakie zadaję i na jakie dzisiaj wzdragam się dawać odpowiedź: jak to jest możliwe, żeby idea rozumowa poruszyła moją wolę; coś co jest czysto rozumowe, aprioryczne, które ja sobie przedstawiam, nie: Bóg mi nakazał, nie: społeczeństwo mi nakazuje, nie uwodzi mnie urok jakiejś wartości, tylko czysto rozumowe przedstawienie idei prawa moralnego teraz ma poruszyć moją wolę.


A poza tym: gdzie jest wolność? Bo to mają być prawa wolności, ale o samej wolności jeszcze nie mówiliśmy. A powszechnie wiadomo, że etyka Kanta jest etyką obowiązku. Dwa główne zarzuty względem etyki Kanta to formalizm oraz rygoryzm - taka powinnościowość, obowiązkowość. Są na świecie różne rzeczy, niektóre mniej, inne bardziej miłe, a do jednej z najbardziej niemiłych rzeczy należy obowiązek. Kant jest krytykowany jako etyk obowiązku.

To musimy sobie wyjaśnić, a więc z jednej strony ja skończyłem wykład z etyki Kanta, ale z drugiej strony właściwie to go trzeba na nowo zacząć. Trzeba będzie rozważyć jak to wszystko jest możliwe i jak to jest z tą wolnością.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wykład 09 2008 12 09
wykład 10 2008 12 16
W 1 12.02.2008, studia, Kinezyterapia, Wykłady
Wykłady Maćkiewicza, 2008.01.23 Językoznawstwo ogólne - wykład 12, Językoznawstwo ogólne
Zobowiązania, ART 405 KC, III CZP 55/08 - z dnia 12 czerwca 2008 r
POLITYKA SPOŁECZNA 12.02.2012, II rok, Wykłady, Polityka społeczna
Paty, wyklad 20, 10.12.08
Wykłady Maćkiewicza, 2008.02.20 Językoznawstwo ogólne - wykład 13, Językoznawstwo ogólne
ustawa o ochronie praw lokatorów, ART 13 OchrPrLok, III CZP 41/08 - z dnia 12 czerwca 2008 r
[BSI] 12 02 20 Wykład1
Informacja 12 02 2008 id 213373 Nieznany
Wykład 18 - 03.12.08
Podstawy psychologii - wyklad 08 [12.10.2001], ☆♥☆Coś co mnie kręci psychologia
ART 48 ChrobMacierz , I UZP 5/08 - z dnia 12 września 2008 r
02 załącznik 1 2008 12 12
11 12 02 wyklad algebra
Wykład 12.02.2012 r, WSTiH, Żywienie

więcej podobnych podstron