Już u Sokratesa dziwiło nas (i nie tylko nas - już współczesnych Sokratesa) to, że Sokrates pojmuje owo tajemnicze przejście między zrozumieniem/pojęciem/intelektualnym poznaniem czegoś a poruszeniem woli, czynieniem, że dla niego na gruncie dobra nie ma problemu, że wystarczy poznać dobro aby czynić dobro. Wielu szydziło z tak postawionej tezy. U Sokratesa poznawanie dobra skutkuje automatycznie czynieniem dobra.
Nowy sposób myślenia, który z jednej strony zaczyna się wraz z chrześcijaństwem, a w ramach filozofii nowożytnej wraz z Kartezjuszem, w szczególny sposób promuje nie tyle intelekt, ale wolę. U Kartezjusza człowiek był równy Bogu właśnie w woli. Wola człowieka wg Kartezjusza była nieskończona. Kartezjusz, jak i wielu innych, mówi że wszystko wolno, ale dodaje pewne zastrzeżenie: człowiek jest rzeczą myślącą. Tej rzeczy myślącej wszystko wolno, tzn. wszystko wolno pomyśleć :) Oczywiście rozum nasz jest skończony i dlatego czasem myślimy nieprawdę, bzdurę, ale wolno pomyśleć wszystko.
„Wielka jasność pojmowania wywołała wielką skłonność mojej woli”
Kartezjusz, Med.IV
Ta myśl, to zwierzenie się Kartezjusza jest bardzo symptomatyczne. Akt intelektualny, jakim jest jasne i wyraźne pojmowanie, u Kartezjusza wywołuje skłonność woli. Kartezjusz też w tym momencie nie widzi problemu, że intelektualne pojmowanie porusza wolę. A tymczasem Państwa intelektualne pojęcie imperatywu kategorycznego nie porusza :)
To jest rzecz osobliwa: Kartezjusz tutaj jest bardziej sokratejski, niż by przystało na filozofa promującego wolę. Wola dla Kanta jest czymś autonomicznym. Co to znaczy, że wielka jasność pojmowania wywołała wielką skłonność woli? Czy Państwu się zdarzyło, że jak coś pojęliście jasno i wyraźnie to bardzo zapragnęliście?
Przypomnę teraz innego filozofa, Pascala. On rozróżniał owe porządki. Były one radykalnie rozdzielone. Porządek materialny, rzeczy fizycznych, posiadania, gdyby nawet go nieskończenie potęgować, nie byłby w stanie wydać z siebie najmniejszej chociażby myśli. A wielkość człowieka polega właśnie na tej myśli. Ogrom tego świata nas miażdży, ale głupi - nic nie wie o tym, że nas miażdży, a my wiemy, że jesteśmy miażdżeni - to jest nasza nieskończona przewaga. Ale okazuje się, że ten świat myśli, gdyby go znowu w nieskończoność potęgować, kumulować, intensyfikować, nie jest w stanie wykrzesać z siebie najmniejszego drgnienia miłości - bo to jest inny porządek.
„[...] istnieją ludzie zdolni podziwiać jeno wielkości cielesne, jak gdyby nie było wielkości umysłu; inni znowu podziwiają jedynie wielkość umysłu, jak gdyby nie istniały inne nieskończenie wyższe [...]. Wszystkie ciała, strop niebieski, gwiazdy, ziemia i jej królestwa nie mogą się równać wartością z żadną myślą; ona zna to wszystko i siebie; a ciała nie znają nic.”
„wszystkie umysły razem i wszystkie ich twory nie są warte najmniejszego drgnienia miłości: jest bowiem z dziedziny nieskończenie wyższej. Z wszystkich ciał razem nie można by wydobyć najmniejszej myśli: to jest niemożliwe, to inna dziedzina. Ze wszystkich [...] umysłów nie można by wydobyć drgnienia prawdziwej miłości: to jest niemożliwe, to inna dziedzina, nadprzyrodzona.”
To, co Pascal nazywa sercem, czy drgnieniem miłości, przynależy do innego porządku i nie ma tego przełożenia które znajdujemy u Kartezjusza. Intelektualna intensyfikacja, pojmowanie jasne, wnikliwe, w żaden sposób nie przełoży się na drgnienie serca - to jest inny porządek. Jeżeli serce miałoby nam zadrżeć, kiedy intelektualnie pojmujemy prawo moralne, to dla Pascala jest to niepojęte - to inny porządek. A dla Kanta? Czy dla Kanta nie ma problemu? Ten problem właśnie stawiamy. Stawiamy problem, który z punktu widzenia podręcznika historii filozofii który omawia etykę Kanta nie jest interesujący, można go w ogóle nie postawić. Ale jest to problem kardynalny: w jaki sposób idea czysto rozumowa, owo aprioryczne, powszechne, kategoryczne prawo moralne może determinować naszą wolę? Jak to wyjaśnić? Może w ogóle nie da się tego wyjaśnić?
Gdybyśmy się mieli temu przyjrzeć, to ten wykład musi popaść w rodzaj seminarium.
Wierszyk (Wydaje się, że jego autor doskonale rozumie o co chodzi):
Oto zgłębiłem już sekrety
Ach, filozofii, prawa, medycyny
I teologii też, niestety,
Żmudne poświęcił snu godziny.
Lecz chociaż tyle się trudziłem,
To głupi jestem, tak jak byłem!
Magistrem tytułują mnie, doktorem!
I dziesięć lat już moich uczniów sforę
Wodzę za nos raz tędy, raz owędy,
W skos, wspak i nie wiem już, którędy –
Widzę, że wiedzieć nic nam nie jest dane!
Ta myśl mi w sercu wypaliła ranę
Jestem wprawdzie mądrzejszy od tych tam fircyków
Doktorów, magistrów, klech i pisarczyków
Nie dręczą mnie skrupuły, wyrzuty sumienia
Nie boję się diabła, piekła, potępienia
Za to też wszelką radość mam wydartą
Nie łudzę się, że wiem coś, co naprawdę warto
Ani że mógłbym czegoś uczyć ludzi
Jakąś drogę im wskazać, dobro w nich obudzić
I żebym chociaż zbił majątek przy tym
Korzystał z uciech, opływał w zaszczyty
Takie życie i psu by się sprzykrzyło
Więc teraz tylko już na magię liczę,
Że dzięki duchom, słowom ich i siłom,
Objawią mi się sprawy tajemnicze;
Żebym nie ględził w pocie czoła
O tym, o czym nic nie wiem zgoła.
Chcę pojąć, na czym stoi świat,
Jego przyczyny i zalążki,
Poznać wewnętrzny jego ład
I w kąt odrzucić wszystkie książki.
Tak się skarży pewnej nocy nasz bohater. Teraz zobaczymy, co wymyślił. Wraca ze spaceru i tak mówi:
Lecz mimo dobrej woli znowu czuję
Że nie ma we mnie krzty zadowolenia
Ten strumień tak się szybko wyczerpuje
I człowiek znowu usycha z pragnienia
Ach, doświadczałem tego jakże często
Jedyny sposób na takie pragnienie
To wznieść się w sferę ponadziemską
Zatęsknić znów za objawieniem
Które najbardziej godne znalazło ujęcie
I najpiękniejsze w Nowym Testamencie.
Czuję, że właśnie wybiła godzina,
Żeby tę księgę co prędzej otworzyć
I zamieszczony w niej święty oryginał
Na moją mowę ojczystą przełożyć.
Otwiera księgę i zabiera się do pracy:
A zatem: Na początku było słowo
I już utknąłem. Kto mi dopomoże?
Tak wielkiej wagi słowo mieć nie może.
Muszę to zdanie przełożyć na nowo
Jeśli potrafię w jego sens się wgryźć
To znaczy ono: Na początku była myśl
Ale rozważmy jeszcze raz to zdanie
I się nie speszmy z rozwiązaniem
Czy myśl istotnie wszystko to stworzyła?
Czy raczej na początku była siła
Lecz chociaż teraz tak to zapisuję
To raczej przy tym nie zostanę, czuję
Bo duch mi podpowiada i ja z nim
Zgadzam się: na początku był, tak, czyn!
A jeżeli Państwo jesteście ciekawi co jest dalej, to dalej następuje taki tekścik:
Jeżeli dzielić mam z tobą ten pokój
to skończże, pudlu, już z tym kwikiem
Nie wyj, nie szczekaj, no już, spokój!
Kto to był? Mefistofeles. Przeczytałem Państwu fragmenty Fausta.
'Na początku był czyn' - to jest duch epoki proszę Państwa. Na początku jest wola, nie logos, nie myśl, słowo. Nie będziemy teraz tego rozpatrywać, ale jak Państwo sobie przypominacie ten schemat prawdy ontologicznej i egzystencjalnej, gdzie na początku jest słowo, myśl, jakaś istota, jakieś przeznaczenie, predeterminacja, to teraz się okazuje, że nie. Na początku jest czyn. I w takim duchu mniej więcej tworzy Kant.
Teraz mamy przejść do Kanta. Jeżeli to wszystko wziąć pod uwagę, to można zapytać o co chodzi, przecież Kant jest zupełnie gdzie indziej, co z tym Pascalem? Czy u Kanta występuje serce?
„Czy serce ludzkie nie zawiera bezpośrednich przepisów moralnych i czy potrzeba maszynerii aż z drugiego świata, aby je tu [=w tym świecie, na ziemi] poruszyć zgodnie z jego własnymi określeniami”
Kant, „Marzenia jasnowidzącego”
To jest Kant przedkrytyczny. Istnieje też inne tłumaczenie:
„Czy serce ludzkie nie zawiera w sobie bezpośrednich wskazań moralnych, i czy po to, żeby skłonić człowieka do postępowania tu na ziemi zgodnie z jego powołaniem trzeba koniecznie mechanizmu jakiegoś innego świata?”
Rozpoczynamy teraz coś w rodzaju seminarium, bo to coś, o czym będę mówił, jest niepopularne i zaprzeczane - kantyści tego nie uznają. Dlatego będę posługiwał się tekstem - „Uzasadnienie metafizyki moralności” i „Krytyka praktycznego rozumu”. Fragmenty z „UMM”:
„(...) tutaj (...) czysty rozum dzięki samym tylko ideom (...) ma stanowić przyczynę skutku leżącego naturalnie w doświadczeniu, dlatego dla nas, ludzi, jest całkiem niemożliwe wyjaśnić, jak i dlaczego nas obchodzi ogólność maksymy jako prawa, a więc moralność. Tyle tylko jest pewne, że nie dlatego posiada ona dla nas znaczenie, że [nas] obchodzi (...), lecz że obchodzi nas tylko dlatego, iż posiada dla nas, jako ludzi, ważność, ponieważ wypłynęła z naszej woli jako inteligencji (...).
Cały czas mamy kwadraturę koła.
„(...) wszelki rozum ludzki jest zupełnie niezdolny wytłumaczyć, i daremny jest wszelki trud i praca podjęta w celu szukania wytłumaczenia, w jaki sposób czysty rozum, bez innych pobudek wziętych skądkolwiek bądź, sam przez się, może być praktyczny, tj. w jaki sposób zasada powszechnej ważności wszystkich jego maksym jako praw sama przez się może służyć jako pobudka bez wszelkiej materii woli [=czegoś co wola chce], którą można by się z góry w pewien sposób zainteresować, i w jaki sposób może budzić zainteresowanie, które nazywałoby się czysto moralnym, albo innymi słowy, w jaki sposób czysty rozum może być praktyczny.
Jest to to samo, co usiłować zgłębić, jak jest możliwa (...) wolność jako przyczynowość woli.”
Wolność jest tu określana przez Kanta jako przyczynowość woli. W całym łańcuchu przyczynowo-skutkowym, jeśli będziemy się cofali, dochodzimy zawsze na początek do wolności, do tej przyczynowości wolnej woli. I już nie można wytłumaczyć, dlaczego właśnie tak. Tak samo wg Kanta jest niepojęte, jak te czysto rozumowe przedstawienie prawa moralnego może skłaniać wolę, determinować wolę.
„Tutaj więc leży ostateczna granica wszelkiego badania moralności, której oznaczenie jednak już z tego względu jest nader ważne, żeby rozum z jednej strony nie szukał w świecie zmysłowym, w sposób dla moralności szkodliwy, najwyższej pobudki i zrozumiałego, ale empirycznego zainteresowania, z drugiej zaś strony, żeby nie bujał bezsilnie po pustym dla niego przestworzu transcendentnych pojęć pod nazwą świata dającego się pojąć czystym intelektem, nie mogąc ruszyć z miejsca, i nie gubił się w urojeniach.”
Tak jest postawiony problem i tak jest postawiona granica. Ale nie jest tak, że tej tajemnicy Kant nie próbuje rozjaśnić. Fragment z „KPP”:
„Albowiem zagadnienie jak prawo może samo przez się i bezpośrednio być motywem determinującym wolę (to przecież stanowi istotę wszelkiej moralności), jest dla rozumu ludzkiego problemem nierozwiązalnym.”
Kant ten nierozwiązalny problem próbuje rozwiązać przez coś, co dla kantystów ma charakter skandalu i dlatego nie chcą o tym słyszeć - przez serce, uczucie. Temu musimy się przyjrzeć, wyczytamy to z różnych fragmentów. „UMM”:
„Tylko to, co łączy się z moją wolą wyłącznie jako przyczyna, nigdy zaś jako skutek, co nie służy mej skłonności, ale ją przezwycięża, a przynajmniej przy [dokonywaniu] wyboru zupełnie ją wyłącza z obrachunku, a więc tylko prawo samo w sobie może być przedmiotem szacunku, a tym samym nakazem. Postępowanie z obowiązku ma całkowicie wyłączać wpływ skłonności [=motyw płynący z szeroko rozumianego świata doświadczenia], a wraz z nią wszelki przedmiot woli; jedyną więc rzeczą, która mogłaby wolę skłaniać, jest: obiektywnie - prawo, a subiektywnie - czyste poszanowanie tego praktycznego prawa (...).”
„Przeto nic innego, ale tylko samo przedstawienie prawa [JF: żadne pożądanie, pragnienie, chcenie czegokolwiek], które co prawda występuje jedynie w istocie rozumnej, wtedy, kiedy ono, a nie oczekiwany skutek, jest pobudką woli, może stanowić to szczególne dobro, które nazywamy moralnym i które znajduje się już w samej osobie według niego postępującej, a nie po skutku dopiero należy się go spodziewać.”
W tym miejscu Kant daje bardzo ważny przypis:
„Można by mi zarzucić, że używając wyrazu szacunek, uciekam się tylko do mglistego uczucia [JF: dlaczego? Dlatego że 'szacunek' - Kant używa niemieckiego słowa die Achtung (poszanowanie, uważanie) - cokolwiek by nie powiedzieć jest to uczucie, uczucie poszanowania, szacunku. Pomiędzy prawem czytso rozumowym, a wolą, która ma być skłoniona, Kant sytuuje poszanowanie, szacunek, uczucie], zamiast za pomocą rozumowego pojęcia dać w tej kwestii wyraźne wyjaśnienie. Niemniej jednak chociaż szacunek jest uczuciem, to nie jest on jednak uczuciem nabytym, lecz samodzielnie wywołanym przez rozumowe pojęcie, a więc różniącym się gatunkowo od wszystkich uczuć pierwszego rodzaju, dających się sprowadzić do skłonności lub bojaźni.”
Co to znaczy uczucie nabyte? Nie brzmi to dobrze po polsku. Chodzi o to, że uczucia są doznawane, uczucie nas ogarnia, albo wręcz napada. To nie jest tak, że ja rozmyślam i postanawiam, że teraz ogarnia mnie uczucie miłości do X. Żadne postanowienie nie jest w stanie tego uczucia wywołać.
Czy Państwu jest znane określenie Kanta 'miłość patologiczna'? Idąc tropem greckiego 'pate' jest to właśnie miłość, której się doznaje, która nas ogarnia, której ja nie mogę postanowić. Mogę się przed nią bronić, nie chcieć jej, ale nie mogę jej powiedzieć „przyjdź” lub „wynoś się”. Nie mam takiej władzy nad nią. To jest właśnie to, co się doznaje.
Kant odróżniał od miłości patologicznej miłość praktyczną. Miłość patologiczna to jest ta zwykła miłość w sensie współczesnym.
Kant stanął przed problemem, jak pojąć biblijne przykazanie miłości bliźniego. Jak można przykazać miłość? Żeby odpowiedzieć na to pytanie Kant odróżnił miłość patologiczną (tą, której nie można nakazać sobie ani komuś innemu) od miłości praktycznej (która jest tą miłością ewangeliczną, miłością bliźniego, miłosierdziem - ją można sobie nakazać).
Tak samo Kant tutaj pisze, że ten szacunek jest uczuciem, ale nie jest uczuciem doznawany, patologicznym, które mnie ogarnia niezależnie ode mnie, lecz jest „samodzielnie wywołanym przez rozumowe pojęcie”. Rozumowe pojęcie które ja szykuję sobie sam, kiedy próbuję przedstawić sobie prawo moralne w jego czysto formalnym kształcie, to to pojęcie prawa moralnego wywołuje we mnie szacunek.
„Co bezpośrednio poznaję jako prawo określające moje postępowanie, to poznaję z szacunkiem, który oznacza tylko świadomość podporządkowania mej woli prawu, bez pośrednictwa innych wpływów na mój rozum. Bezpośrednie skłonienie woli przez prawo i świadomość tegoż zwie się szacunkiem, tak że uważamy go za skutek przez prawo w podmiocie wywołany, a nie za jego przyczynę.”
Cały czas staramy się zrozumieć to, co wg Kanta się zrozumieć nie daje: w jaki sposób prawo może poruszyć wolę?
Szacunek jest skutkiem wywołanym przez prawo, ale prawo nie jest czymś zewnętrznym, prawo jest moją myślą.
„Szacunek jest właściwie przedstawieniem wartości, która ogranicza moją miłość własną. Jest to więc coś, czego nie uważamy ani za przedmiot skłonności, ani bojaźni, chociaż jest do obu razem w czymś podobny. Przedmiotem szacunku jest więc jedynie prawo, i to takie, które nakładamy sobie sami, a jednak jako prawo w sobie konieczne. Jako prawu jesteśmy mu podlegli, nie pytając się miłości własnej (...).
To, czego Kant nie dopuszcza w swojej teoretycznej filozofii, a co stawia nas przed nierozwiązywalnym problemem jak możliwe jest poruszenie woli - nie ma u Kanta przełożenia z aktu czysto intelektualnego na empiryczny akt woli. To, co jest tą przepaścią, u Kanta jest zasypywane poprzez uczucie, serce. Coś, co jest czysto teoretycznym przedstawieniem, porusza najpierw moje serce, wzbudza we mnie specyficzne uczucie. Kant to uczucie nazywa uczuciem apriorycznym, tzn. nie jest to uczucie aposterioryczne, wzięte z doświadczenia, doświadczane, tylko ono a priori się pojawia w nas, kiedy przedstawiamy sobie w naszym rozumie ideę prawa moralnego. Fragment z „UMM”:
„Albowiem przedstawienie obowiązku i w ogóle prawa moralnego, czyste i niezmieszane z żadnym obcym dodatkiem bodźców empirycznych, wywiera na serce człowieka drogą samego rozumu daleko potężniejszy wpływ, aniżeli wszystkie inne pobudki, jakie można by zebrać z pola empirycznego (...).”
Co to jest serce człowieka w filozofii Kanta? Czy to jest przenośnia? Kant tu ucieka się do pewnej metafory. To, o co chodzi na pewno, to jest uczucie. Ten wpływ rozumu nie jest bezpośrednim, niezrozumiałym wpływem na wolę - u Pascala też nie było tego przejścia z intelektu, myśli, do serca. Natomiast u Kanta okazuje się, że w tym szczególnym przypadku, kiedy nasz rozum skupi się na pojęciu, idei prawa moralnego, to on wywołuje w nas poruszenie serca. Wpływ na serce Kant nazywa apriorycznym uczuciem szacunku. Jakiego innego słowa można by użyć na to uczucie? Ogarnia nas uczucie wielkości, szczególnej godności, czegoś niezwykłego, i teraz to uczucie transmituje się na poruszenie woli. A więc ta zagadka jak czysty rozum determinuje wolę jest w ten sposób oswajana, że mamy pośrednika - uczucie.
„(...) jedynie szacunek dla samej tylko idei miałby przecież służyć za nieodwołalny przepis woli (...).”
Jedynie szacunek, uczucie poszanowania - ale nie w świecie empirycznym, do jakiejś napotkanej osoby. Ten szacunek to jakieś uczucie specjalnej godności, która jest naszym udziałem, udziałem naszego człowieczeństwa, jest w nas wzbudzone przez samo przedstawienie idei prawa moralnego. Jeżeli tydzień temu imperatyw Kanta nie budził Państwa skłonności, nie poruszał woli, to dzisiaj Kantowi już nie będzie chodziło o to, żeby on bezpośrednio poruszał wolę (bo to się nie da wyjaśnić), ale o to, żeby on wzbudzał w was jakieś uczucie wzniosłości, rodzaj uczucia, które Kant nazywa poszanowaniem. Jest to coś, co ogarnia serce, gdy się widzi coś tak niezwykłego jak imperatyw kategoryczny :)
„Wykazaliśmy (...) powyżej, że ani bojaźń, ani pożądliwość, lecz wyłącznie tylko poszanowanie prawa jest tą pobudką, która może nadać czynowi wartość moralną.”
Można przeczytać to obojętnie, ale jeśli stawiamy problem, to to są niezwykłe słowa, bo one coś wyjaśniają. Żadna inna pobudka nie nada czynowi wartości moralnej, tylko to dziwne uczucie, którego człowiek doznaje, kiedy przedstawia sobie w sowim rozumie ideę prawa moralnego.
„Nasza własna wola, o ile postępowałaby tylko pod warunkiem powszechnego prawodawstwa, dzięki jej maksymom możliwego, ta dla nas możliwa wola w idei jest właściwym przedmiotem szacunku, a godność człowieka polega właśnie na zdolności nadawania powszechnych praw (...).”
Tzn. na tym, że ja uogólniam do powszechnego prawa swoją subiektywną maksymę wtedy, jeśli imperatyw kategoryczny, prawo mi na to pozwala (dwa testy imperatywu kategorycznego).
To jest „UMM”. Poszukajmy jeszcze uczucia w „KPP”:
„Prawo moralne niweczy zarozumiałość [JF: pychę właściwą człowiekowi; budzi w nim poczucie pokory]. Ponieważ jednak prawo to jest czymś samo w sobie pozytywnym, mianowicie formą intelektualnej przyczynowości, tj. wolności [JF: taka empiryczna przyczynowość pozbawia nas wolności. Jestem poruszany przez pobudki empiryczne.], przeto gdy przeciwstawiając się swemu subiektywnemu przeciwieństwu, mianowicie tkwiącym w nas skłonnościom, osłabia ono zarozumiałość, jest zarazem przedmiotem szacunku. A gdy zarozumiałość tę nawet niweczy, tj. upokarza, jest ono przedmiotem pozytywnego uczucia, które nie jest pochodzenia empirycznego i a priori zostaje poznane. A zatem szacunek dla prawa moralnego jest uczuciem wywołanym przez powód intelektualny i uczucie to jest jedyne, które poznajemy całkowicie a priori i którego konieczność możemy zrozumieć.”
Zrozumieliście Państwo konieczność tego uczucia? :) Chodzi o to, że jak nie zrozumiemy, to to prawo nie zadziała, bo nie będzie tego pośrednika, który skłoni wolę.
A więc to co najważniejsze: przedmiotem szacunku jest właśnie prawo moralne, jest ono przedmiotem najwyższego szacunku, a tym samym powodem pozytywnego uczucia, które nie jest pochodzenia empirycznego [np. że zobaczyłem na transparencie prawo moralne i to wzbudziło we mnie uczucie], tylko że ja muszę na drodze czysto rozumowego doświadczenia [nie np. przeczytać w książce] przedstawić sobie ideę prawa moralnego, że coś takiego jest. Że ja działam zawsze wg jakiejś maksymy i teraz chcę, żeby ta maksyma była prawem powszechnym, że świat, który ja ustanawiam prywatnie dla siebie, ustanawiam jako świat w ogóle, bo działając tak a nie inaczej wprowadzam moją maksymę w życie, uprawomocniam ją.
Wszystko się zamyka w tym, że te uczucie o którym mówi Kant jest aprioryczne. Można powiedzieć 'co ten Kant wymyślił - aprioryczne uczucie?' - ale chodzi o to, że on potrzebował uczucia, rozumiał, że nie ma transmisji z tego świata idei, czysto rozumowego ujęcia, na wolę empiryczną - musi być coś, co będzie pośredniczyło.
Mówię o tym dlatego, że uczucie wkroczyło do filozofii już przez te chrześcijańskie otwarcie, ale nie umiało być przez filozofów przetrawione. Może to jest jego natura, że kiedy się za nie biorą filozofowie to ono stygnie i przestaje być żywym uczuciem.
Pojawiło się wyraźnie u Pascala. Teraz próbuję pokazać, że to uczucie jest obecne u Kanta. Będzie obecne w wieku XX, kiedy fenomenologia rozwinie swoją etykę wartości - u Schelera będziemy mieli do czynienia z emocjonalnym a priori (niby przeciwstawia się Kantowi, a powtarza go).
Uczucie więc nadal istnieje w etyce na bardzo podstawowym miejscu,. Dostęp do wartości jest poprzez uczucie, które jest nazywane poczuciem wartości. A ta etyka, która wydaje się być wystarczająco uprawniona by przezwyciężyć etykę wartości - etyka odpowiedzialności - musi się też odwołać do uczucia, bo nasz dostęp do odpowiedzialności uzyskujemy poprzez specyficzne uczucie, które nazywamy poczuciem odpowiedzialności. Jeżeli ktoś nie ma poczucia odpowiedzialności, to nie będzie nigdy działał ze względu na odpowiedzialność.
Zwracam Państwu uwagę w miejscu najtrudniejszym jakie mogłem sobie wymyślić, mianowicie przy etyce Kanta, na wkraczanie do istotnego filozoficznego rozważania (?) uczucia.
Prawo „jest (...) przedmiotem pozytywnego uczucia, które nie jest pochodzenia empirycznego i a priori zostaje poznane.”
Tzn. możemy sobie wyobrazić jakąś czystą inteligencję, która w ogóle nie ma udziału w życiu empirycznym - jeżeli ona przedstawi sobie ideę prawa moralnego, to również dozna tego uczucia apriorycznego. Jeżelibyśmy wymyślili człowieka, który z jakichś powodów jest zupełnie pozbawiony czynienia czegokolwiek, ale czysto intelektualnie tylko przedstawi sobie ideę prawa moralnego - jego również powinno ogarnąć to uczucie. Bo ono nie jest pochodzenia empirycznego, nie muszą przechodzić żadne bodźce empiryczne, tylko w jego umyśle powstaje to przedstawienie i to przedstawienie napawa go pewnym uczuciem. To nie jest uczucie empiryczne, patologiczne. A zatem szacunek dla prawa moralnego jest uczuciem wywołanym przez powód intelektualny i uczucie to jest jedyne, jakie poznajemy całkowicie a priori.
„(...) rozum praktyczny ma dla siebie pierwotne pryncypia a priori, które przecież niedostępne są wszelkiemu możliwemu wglądowi poznawczemu rozumu spekulatywnego.”
Co to znaczy? To się czyta prawie jak Pascala :) Serce ma dla siebie pierwotne pryncypia aprioryczne, które są niedostępne rozumowi spekulatywnemu. To jest Kant. Rozum praktyczny, rozum w użytku praktycznym, rozum etyczny, ma dla siebie pierwotne pryncypia a priori, które są niedostępne wszelkiemu możliwemu wglądowi poznawczemu rozumu spekulatywnego.
„Skoro zaś wszystko, na co napotyka się w miłości samego siebie należy do skłonności, a wszelka skłonność opiera się na uczuciu, wobec czego to, co zadaje uszczerbek wszystkim bez wyjątku skłonnościom zawartym w miłości własnej, właśnie wskutek tego koniecznie wywiera wpływ na uczucie. Jeśli to pojmujemy, jak możliwe jest zrozumieć a priori, że prawo moralne wykluczając skłonności i pociąg do czynienia z nich naczelnego warunku praktycznego, tj. wykluczając miłość własną z wszelkiego udziału w naczelnym prawodawstwie, może wywierać wpływ na uczucie.”
Krócej: prawo moralne, wyłączając wszelkie uczucie empiryczne, wywołuje w nas uczucie aprioryczne. Tu nie chodzi o to, że ja wierzę w to uczucie aprioryczne - jakby mnie ktoś spytał na boku to powiem, że nie bardzo sobie umiem to przedstawić :) Ale chodzi o to, że dla Kanta tylko tak jest to możliwe, tylko tak to działa.
I już naprawdę ostatnie fragmenty, a potem się zrobi jaśniej:
„Szacunek dla prawa moralnego jest więc jedyną i zarazem nie podlegającą żadnym wątpliwościom pobudką moralną”
Co to znaczy? Jedyną pobudką moralną jest uczucie (ale szczególne uczucie)! Nie ma innego pobudzenia moralnego, które nie byłoby uczuciem! Kant to mówi otwarcie! Jeszcze raz:
„Szacunek dla prawa moralnego jest więc jedyną i zarazem nie podlegającą żadnym wątpliwościom pobudką moralną, jak również uczucie to nie kieruje się też ku żadnemu przedmiotowi, innemu jak tylko ten poboczny (?). Prawo moralne naprzód determinuje obiektywnie i bezpośrednio wolę w sądzie rozumowym. Wolność, której przyczyną wydaje się (?) jedynie przez prawo polega zaś właśnie na tym, że ogranicza wszelkie skłonności, a zatem i ocenę samej osoby do warunków postępowania stosownie do jej czystego prawa. Otóż to ograniczenie wywiera wpływ na uczucie. Ten wpływ jedynie rozumowej idei na uczucie uważa się za niedający się zgłębić przez rozum spekulatywny.”
Z jednej strony Kant pokazuje coś, że to tylko tak jest możliwe, a z drugiej strony powiada, że to się nie daje zrozumieć. Jeszcze raz:
„Ten wpływ jedynie rozumowej idei na uczucie uważa się za niedający się zgłębić przez rozum spekulatywny, oraz że trzeba zadowolić się tym, iż a priori można (?) jeszcze przynajmniej tyle pojąć (?), że takie uczucie jest w każdej skończonej istocie rozumnej nierozerwalnie połączone z przedstawieniem prawa moralnego. Gdyby to uczucie szacunku było patologiczne [=było uczuciem nabytym empirycznie], a więc było uczuciem rozkoszy opartym na zmyśle wewnętrznym, to daremne byłoby usiłowanie wykrycia a priori jego związku z jakąkolwiek ideą. Tymczasem jest ono uczuciem, które dotyczy jedynie dziedziny praktycznej [=moralnej], a mianowicie łączy się z przedstawieniem prawa jedynie pod względem jego formy, a nie z uwagi na jakiś jego przedmiot [=jakąś treść], wobec tego nie można go zaliczyć ani do uciechy, ani do bólu, a mimo to wzbudza ono zainteresowanie w przestrzeganiu prawa, które to zainteresowanie jest jeno moralne. I tak też zdolność do takiego zainteresowania się prawem, czyli szacunek dla samego prawa moralnego, jest właściwie uczuciem moralnym.”
To było to pokazanie na szerszym horyzoncie problemu determinacji woli i pogłębienie go przez ukazanie tego apriorycznego uczucia jakim jest to dziwne uczucie (dla którego brak mi dobrego polskiego słowa), które ogarnia człowieka i to nawet jako istotę czysto rozumową, kiedy on sobie przedstawia to prawo.
Ale Kant, zdając sobie sprawę z pewnych trudności, jakie będzie wywoływała recepcja jego etyki, takiego prawa moralnego, takiego sformułowania imperatywu kategorycznego, próbował też innych sformułowań. Teraz napiszę jeszcze raz prawo moralne i ono będzie trochę inaczej brzmiało:
POSTĘPUJ TAK, BYŚ CZŁOWIECZEŃSTWA TAK W TWEJ OSOBIE, JAKO TEŻ W OSOBIE KAŻDEGO INNEGO, UŻYWAŁ ZAWSZE ZARAZEM JAKO CELU, NIGDY TYLKO JAKO ŚRODKA
W pierwszym sformułowaniu imperatywu kategorycznego była taka dziwna zbitka: mógł chcieć. Tu też jest coś takiego: zawsze zarazem. Co to znaczy zawsze zarazem?
Druga osoba może być dla mnie celem samym w sobie, ale może być też środkiem do jakiegoś celu. Kant formułuje prawo moralne w taki sposób, że nie wolno odnosić mi się do drugiej istoty rozumnej w taki sposób, aby ją traktować wyłącznie jako środek. Pewne instrumentalne potraktowanie jest możliwe, jeśli cały czas traktuję ją zarazem jako cel sam w sobie. Kant w tym sensie nie jest idealistą - nie twierdzi, że każdy nasz stosunek do drugiego człowieka powinien być taki, że traktujemy go jako cel sam w sobie. Życie praktyczne wymaga niekiedy pewnego instrumentalnego odniesienia się do drugiego człowieka, ale zawsze trzeba pamiętać, ze jest to zarazem cel sam w sobie.
Chodzi tu nie tylko o człowieczeństwo w drugiej osobie, ale również we mnie - ja również człowieczeństwo w sobie mogę traktować instrumentalnie.
Czy rozumiecie Państwo co znaczy sec sam w sobie lub środek do czegoś? Wydaje się, że jeśli ktoś np. traktuje młodych ludzi instrumentalnie, to nie samo to jest złe, tylko dobre/złe może być to, jaki jest ten faktyczny cel. Jeżeli np. ideolodzy III Rzeszy wychowują młodzież 'dla Hitlera', to jest to dla nas ewidentne zło. Ale gdybyśmy mówili np. o wychowaniu dla pokoju? Wydaje się, że wszystko jest w porządku - ale tu też młodzież zostaje zinstrumentalizowana, potraktowana instrumentalnie!
Ta formuła często jest używana, że człowiek jest dla czegoś, i ważne żeby to 'czegoś' było dobre, prawda? Nie! Sama formuła jest niebezpieczna. Jeżeli zdegradujemy kogoś tylko do tego, że on jest dla czegoś, to nie chodzi o to, czy to coś jest dobre czy złe - sama struktura jest zła. W tym sensie do czego jest człowiek? Do niczego :)
Kantowi chodzi o to, że jeżeli np. idę do sklepu coś kupić, to traktuję człowieka jako środek - to jest nieuchronne. Ale zarazem powinienem wiedzieć, że ten człowiek jest osobą, celem samym w sobie.
To co tutaj się nazywa człowieczeństwem i osobą jest też interesującym wątkiem w etyce Kanta. Kant w 3 części „UMM” wprowadza istotne rozróżnienie - pomiędzy osobą a rzeczą. Okazuje się, że istnieje ontologiczna/metafizyczna różnica. Rzecz jest wymienialna, zastępowalna. Osoba nie posiada takiej właściwości, chyba że jest zdegradowana do roli środka. Jeżeli jednego gwoździa nie uda mi się wbić, to biorę drugi. Ale jeśli drugi człowiek jest do niczego, jest celem samym w sobie, to jest nie do zastąpienia, jest jedyny.
Ekonomiści już to rozróżnienie wcześniej odkryli.Wszystkim rzeczom przysługuje jakaś wartość, która jest ich cennością, daje się ocenić. Można dwie rzeczy równowarte wymieniać i wszyscy są zadowoleni. Natomiast osobie nie przysługuje wartość jako cenność - osoba jest czymś bezcennym. Osobie przysługuje wartość jako godność.
Jeżeli Heidegger występuje np. przeciwko tzw. myśleniu wg wartości, to ma na myśli to wartościowanie, które Kant ma na myśli, gdy mówi o wartości rzeczy. W tym sensie powiedzieć o Bogu, że to jest najwyższa wartość, jest bluźnierstwem - motocykl jest wart tyle, auto tyle, odrzutowiec tyle, Bóg tyle :)
Można powiedzieć, że osoba, oprócz tego że spotykamy ją w świecie empirycznym, jest przecież przede wszystkim wolnością, jest tą rzeczą samą w sobie, która charakteryzowana jest przez wolność, przez tę przyczynowość woli, która jest pierwszą przyczynowością.
Już kilkakrotnie państwa uczulałem na problem rosnącej, puchnącej wolności. Etyka Kanta, etyka rygorystyczna, etyka posłuszeństwa - co z moją wolnością? Wyrzekam się wolności na rzecz prawa moralnego, przyjmuję nad sobą władzę prawa moralnego - a jestem wolnością, wola moja jest określona jako autonomiczna ja sam jestem prawem dla siebie - jak ten problem rozstrzygnąć? On jest rozstrzygnięty w sposób oczywisty: a kto mi nakazuje tak a nie inaczej? Bóg? Społeczeństwo? Jakiś mistrz? Nie - ja sobie nakazuje. Prawo moralne jest czymś, co ja zawieszam nad sobą, ja sam w swoim rozumie nadaję sobie to prawo, sam w swoim rozumie widzę wielkość tego prawa, ulegam mu, ogarnia mnie to uczucie i potem skłaniam się żeby właśnie ta a tak żyć.
Wola nasza jest autonomiczna, czyli sama dla siebie jest prawodawcza. Prawo moralne jest autonomiczne w tym sensie, że każdy sam je zawiesza nad sobą, ono nie przychodzi z zewnątrz. My je znajdujemy w naszym rozumie. Ono tam jest i stamtąd włada nad nami, czyli z nas włada nad nami.
Wolność u Kanta jest z jednej strony czymś co przynależy światu rzeczy samych w sobie, nie daje się w żaden sposób wolności wykryć w świecie zjawisk, ale ta wolność wcale nie wchodzi w konflikt z prawem moralnym, bo prawo moralne jest właśnie naszą wolnością, naszą autonomią woli - że my sobie sami ustanawiamy prawo nad nami.
Prawo moralne nie może przychodzić z zewnątrz. Respekt, szacunek, którego domaga się Kant, jest w istocie respektem wobec nas samych jako istot rozumnych, o ile my w naszym rozumie widzimy wielkość, niezwykłość prawa moralnego. A więc nie ma tu konfliktu z wolnością - to jest wolność! Moralność i wolność jest jednym. Jeżeli ja będę ulegał tylko skłonnościom, to będę tracił wolność. Dopiero kiedy zapanuję nad swoimi skłonnościami, kiedy takie prawo ustanowię nad sobą, że będzie mogło każdorazowo zawiesić to, do czego popychają mnie skłonności, wtedy ja jestem wolny, a nie wtedy, kiedy będę czynił to, co mi się zechce. Kiedy czynię to, co mi się zechce, to jestem zwykłym popychadłem. Rozmaite skłonności empiryczne, które wywołują we mnie rozmaite przedmioty pożądania, popychają mnie w tą czy w tamtą stronę. Ja wcale nie idę tam gdzie chcę, tylko tam, gdzie mnie wiatr popycha. To nie jest wolność. Wolność jest tylko wtedy, kiedy ja zawieszę nad sobą te prawo, które jest moim własnym prawem, i będę każdorazowo weryfikował skłonności - albo je odsuwał, albo się na nie godził, jeżeli prawo moralne na nie przystaje.
Krytyka z jaką spotkał się Kant.
Zarzut formalizmu - jest on dwuznaczny. Faktem jest, że prawo moralne jest czystą formułą, nie ma żadnej treści. Ale Kanta tłumaczy, dlaczego ono musi być takie, żeby było powszechne. Natomiast w każdorazowym użytku ono ma treść, wypełnia się treścią, która jest wprowadzana do niego przez maksymę. Jest to więc formalizm, czy nie jest to formalizm? :)
Osoba - jest pojedyncza, niepowtarzalna, pełna godności itd. - a z drugiej strony mechanizm prawa moralnego polega na uogólnianiu subiektywnych maksym. W sytuacji kiedy filozofia będzie stała bardzo radykalnie na stanowisku niepowtarzalności, jedyności własnego określenia pojedynczego człowieka, ta filozofia zacznie mieć pretensje do Kanta i do imperatywu kategorycznego. Nicolai Hartmann:
„Jak powinien brzmieć imperatyw kategoryczny? Powinien wyglądać tak: postępuj zawsze wg takiej maksymy woli, co do której nie mógłbyś chcieć by była prawem powszechnym.”
To wygląda na dowcip. Hartmann to powiedział z przymrużeniem oka. O co chodzi? Chodzi o to, że nie tylko każdy człowiek jest pojedynczy i wyjątkowy, ale i sytuacje, w których się znajdujemy, są pojedyncze, wyjątkowe i nie da się ich uogólniać! Ja mam w każdej sytuacji znaleźć absolutnie indywidualne rozwiązanie. Nie będzie drugiego takiego człowieka, nie będzie drugiej takiej sytuacji w której taki człowiek jak ja byłby w takiej sytuacji, nie będzie jakiegoś ogólnego rozwiązania. Formuła, wg której postępuję, nie może być prawem powszechnym. To jest absolutnie indywidualna droga. Więc ci filozofowie, którzy będą rozumieli etykę w ten sposób, że nie ma jakiegoś traktu pospólnego, gdzie moralni idą razem trzymając się pod ręce, tylko każdy ma własną indywidualną ścieżkę, dla takiego myślenia to uogólnianie maksymy do prawa powszechnego jest czymś dziwacznym. Dlatego Hartmann powiada: „Postępuj zawsze wg takiej maksymy, która by się nie dała uogólnić na prawo ogólne”, bo jeżeli ona będzie się dała uogólnić na prawo ogólne, to będziemy postępowali, jak to określa Heidegger, w obrębie świata „się”: będziemy tak kochali jak się kocha, tak myśleli jak się myśli, tak się ubierali jak się ubiera itd. Więc tutaj jest ciekawe napięcie pomiędzy takim indywidualistycznym postawieniem kwestii egzystencji, a takim, gdzie jest możliwe jej (?) uogólnienie.