SPRÓBUJ I TY PODAĆ RĘKĘ…
Było to jesienią ubiegłego roku, gdy stałem na przystanku tramwajowym. Inni też czekali na chodniku. Właśnie przechodził starszy pan z białą laską, która wskazywała na to, że jest niewidomy. Posuwał się z wielkim trudem, więc pewnie zupełnie nie znał drogi. Pomyślałem, że należałoby mu pomóc, lecz nie miałem odwagi do niego podejść, by podać mu rękę.
Nagle jakaś młoda dziewczyna podbiegła i zapytała: - Czy mogę panu usłużyć? Dokąd Pan idzie? - mówiła ciepło i z wielką troską.
Podobnie - jak święta Weronika - pomyślałem i spuściłem głowę ze
wstydem, że taki ze mnie tchórz.
Przez cały dzień rozważałem sobie,
że właściwie rzadko pojawiają
się na ulicy tacy ludzie. Część z nich wcale nie opuszcza mieszkania.
Inni niechętnie wychodzą na ulicę, boją się spotkania z obcym dla nich i zbyt zabieganym, obojętnym światem.
Myślę też o dzieciach niepełnosprawnych, czyli o tych, które nie widzą lub nie słyszą, jeżdżą na wózkach inwalidzkich albo są niesprawni umysłowo.
A jednak żyją wśród nas. My często zbyt zajęci sobą, kolegami, własnymi sprawami i kłopotami nie zauważamy ich. Bywa też, że spotkawszy przypadkowo inwalidów, litujemy się mówiąc: - Ach, jaki ty jesteś biedny! A czy to bardzo boli? Albo: - Jak pani musi być ciężko z takim upośledzonym dzieckiem!
Pomyślmy, czy my czasem jeszcze bardziej nie ranimy ich takimi niedelikatnymi słowami?
Im potrzeba naszej prawdziwej życzliwości i konkretnej pomocy, naszych dobrych czynów, choćby uśmiechu, podania ręki przy wsiadaniu do tramwaju czy autobusu, pomocy w robieniu zakupów, otwarcia drzwi albo podarowania im naszego czasu.
Paweł
A może w Twoim bloku mieszka taka koleżanka czy kolega? Najważniejsze, to traktuj ich tak samo, jak innych kolegów, tylko może z większą życzliwością. Częściej się do nich uśmiechaj, postaraj się zrobić czasem dla nich coś dobrego. Ale czyń to z czystej miłości do Boga i do nich.
Mały Rycerzyk Niepokalanej 2 - 1995