Meredith Gentry 03 rozdz 1 5


Rozdział 1

Wielu ludzi rozsiada się nad basenami kąpielowymi w L.A., ale niewielu z nich jest naprawdę nieśmiertelnych, jakkolwiek bardzo starają się być, za pomocą chirurgii plastycznej i ćwiczeń.

Doyle był naprawdę nieśmiertelny, miał ponad tysiąc lat. Tysiąc lat wojen, zabójstw i politycznych intryg, zredukowane do słodkookiego przystojniaka, w kąpielówkach, leżącego przy basenie. Położył się prawie nagi na krawędzi basenu. Słońce migotało poprzez błękit, błękitną wodę basenu. Światło odbijało się błyszcząc na jego ciele, zmieniając się w kilkadziesiąt drobnych światełek napełniających ciało Doyle'a kolorami, jakich nigdy nie widziałam na jego skórze.

Jego skóra nie była czarna, jak bywa ludzka, ale bardziej w sposób zbliżony do psiej sierści. Obserwując jak światło grało na jego skórze, zdałam sobie sprawę, że się myliłam. Jego skóra pobłyskiwała błękitnym światłem, błyszczała księżycowym blaskiem omiatającym jego muskularne łydki, rozpalając błękit głaskający ramiona i plecy. Fiolet przechodząc w ciemny ametyst pieścił jego biodra. Jak kiedykolwiek mogłam myśleć, że jego skóra jest jednobarwna? Był cudem kolorów i światła, przechodzącym przez ciało, o muskulaturze wyrzeźbionej w wojnach w których walczył wieki przed moimi narodzinami. Swoje czarne włosy zaplecione w warkocz przełożył przez krawędź leżaka, zwisały na dół, zwijając się przy nim na betonie, niczym cierpliwy wąż. Jego włosy były jedyną rzeczą, która wyglądała na prawdziwie czarną. Nie było żadnej gry kolorów, jedynie blask tak jak czarnoskóry klejnot. To wydawało się jakby to powinno być odwrotnie, że jego włosy powinny błyszczeć, a jego ciało powinno być jednobarwne, ale tak nie było.

Leżał na brzuchu, głowę odwrócił ode mnie. Udawał, że śpi, ale wiedziałam, że tak nie jest. Czekał. Czekał na przelatujący helikopter. Helikopter, z reporterami, ludźmi z kamerami. Zawarliśmy umowę z diabłem. Jeśli prasa będzie trzymać się z daleka, zapewniając nam jakąś prywatność, zapewnilibyśmy, że w ustalonych porach mieli coś wartego opublikowania, oraz zdjęcia. Byłam Księżniczką Meredith NicEssus, następczyni tronu Unseelie pojawiłam się w Los Angeles, Kalifornia, po trzyletniej nieobecności w mediach. Ludzie myśleli, że nie żyłam. Teraz byłam cała i zdrowa, i żyłam w środku jednego z największych imperiów medialnych na planecie. Wielką gratką dla brukowców było to, że szukam męża. Jedyna księżniczka zaczarowanej krainy urodzona na Amerykańskiej ziemi szukała małżonka. Będąc wysoko urodzoną sidhe, członkiem rodziny królewskiej, nie miałam zezwolenia na wzięcie ślubu gdybym nie była w ciąży. Faerie nie mają wiele dzieci, i sidhe członkowie rodziny królewskiej maja ich jeszcze mniej. Moja ciotka, Królowa Powietrza i Ciemności, nie będzie nigdy tolerować niepłodnego związku. Odkąd wydajemy się wymierać, nie można jej o to obwiniać. Ale brukowce miały używanie, bo właściwe nie spotykałam się moimi ochroniarzami, pieprzyłam ich. Ktokolwiek zrobi mi dziecko, poślubi mnie. Stanie się królem.

Brukowce wiedziały nawet, że królowa zrobiła coś w rodzaju wyścigu między mną, a jej synem, moim kuzyn, księciem Cel. Ktokolwiek będzie mieć dziecko pierwszy, wygra tron. Media napadły na nas traktując to jak kanibalistyczną orgię. Nie było dobrze.

Brukowce nie wiedziały o tym, że Cel nie raz próbował mnie zabić. Nie wiedzieli również, że został uwięziony przez królową na sześć miesięcy za karę. Zamknięty w więzieniu i torturowany, przez sześć miesięcy. Nieśmiertelność i umiejętność leczenia mogą mieć jakieś minusy. Tortury mogą trwać przez długi, długi kawał czasu.

Gdy Cel wyjdzie, będziemy kontynuować wyścig, o ile nie zajdę w ciążę pierwsza. Do tej pory nie udało się to i to nie z braku prób. Doyle był jednym z pięciu ochroniarzy królowej, którzy zostali moimi kochankami. Królową Andais miała zasadę, według której jej ochroniarze mogli kochać się tylko z nią. Doyle utrzymywał celibat przez wieki. Jeszcze raz, nieśmiertelność ma jakieś minusy.

Wybraliśmy jedne z najbardziej wytrwałych brukowców do przedstawienia naszego zdania. Doyle uważał, że to nagradza złe zachowanie; królowa chciała byśmy pokazali pozytywne obrazy mediom. Dwór Unseelie sidhe zwyczajowo uważany jest za czarny charakter. Może tak, ale spędziłam wiele czasu przy Dworze Seelie, to jasny i błyszczący Dwór, media myślą, że jest tak doskonały, tak pełny radości. Ich Król Taranis, Król Światła i Iluzji, jest moim wujem. Ale nie jestem pretendentką do tego tronu. Miałam pecha, że mój ojciec był Unseelie sidhe i to jest przestępstwo, którego ta skrząca się chmara nie przebaczy. Żadne więzienie, żadne tortury, nie oczyściłoby mnie z tego grzechu.

Mogą mówić, że Dwór Seelie jest pięknym miejscem, ale wiem, że moja krew jest równie czerwona na białym marmurze, jak i na czarnym. Śmietanka towarzyska uświadomiła mi to w młodym wieku, że nigdy nie będę jedną z nich. Jestem za niska, za bardzo ludzka, również dla Unseelie.

Moja skóra jest tak biała jak Doyle jest czarny. Cera delikatna jak blask księżyca uważana jest za piękną na obu dworach, ale mam zaledwie pięć stóp wzrostu. To niewiele jak na sidhe. Mam piersi dość duże jak na sidhe - ta nieznośna krew ludzka, zgaduję. Moje oczy są trójbarwne, dwa odcienie zieleni i krąg złota. Oczy byłyby mile widziane na Dworze Seelie, ale nie włosy. Są kasztanowe, szkarłat sidhe, mogą ufarbować ci na taki kolor w dobrym zakładzie fryzjerskim. Nie są kasztanowe i nie są czerwone. Jakby wziąć granaty i przeciągnąć po pasemkach włosów. Mam jeszcze jedno przezwisko wśród błyszczącej chmary? Unseelie czerwony. Seelie mają rude włosy, ale kolor jest zbliżony do ludzkiego czerwonego, orangey, złoty, prawdziwy kasztanowy, albo prawdziwy czerwony, ale nic tak ciemnego jak moje.

Moja matka upewniła się, że wiem, że jestem gorsza. Mniej piękna, niechętnie widziana, po prostu gorsza. Nie rozmawiamy dużo. Mój ojciec umarł gdy byłam mała i często go wspominam. Nauczył mnie, że jestem dobra, wystarczająco piękna, wystarczająco wysoka, dostatecznie mocny, po prostu dobra.

Doyle podniósł głowę, pokazując czarne okulary słoneczne, którymi zakrył podbite oczy. Światło błysnęło ze srebrnych kolczyków, które zdobiły jego ucho. Uszy były jedyną rzeczą, która zdradzała fakt, że Doyle nie był czystym Unseelie sidhe. Wbrew temu co piszą w książkach, o spiczastych uszach sidle, a każdy udający sighe ma implanty ucha, prawdziwy sidhe ma okrągłe uszy. Doyle mógł ukryć uszy i udawać czystej krwi sidhe, ale on prawie zawsze nosił włosy związane tak że było widać tę niedoskonałość.

- Słyszę helikopter. Gdzie jest Rhys?

Nie słyszałam niczego, ale nauczyłam się już, wierzyć Doyle'owi, jeżeli powiedział, że słyszał coś, to tak było. Jego słuch było lepszy niż u człowieka, lepszy niż u reszty strażników. Prawdopodobnie to trochę wynik jego mieszanej krwi.

Obejrzałam się w kierunku szklanej ściany, która poprowadziła do domu. Rhys pojawił się w szklanych drzwiach zanim zdążyłam go zawołać. Jego skóra była biała jak moja, ale na tym podobieństwa kończyły się. Jego długie do pasa włosy były masą białych loków obramowujących chłopięco przystojną twarz. Jego oczy były trójbarwnym niebieskim, chaber i zimowe niebo. Drugie oko stracił dawno temu. Czasami nosił opaskę do nakrycia blizny, ale kiedy zdał sobie sprawę, że nie zwracam na to uwagi, rzadko kłopotał się tym. Blizny przecinały jego twarz na pół, dochodząc do ust, wydymając wargi. Ze względu na czysty kształt twarzy był najładniejszy. Mierzył pięć stóp sześć, był najniższym wojownikiem sidhe jakiego kiedykolwiek spotkałam. Ale w każdym calu był idealny. Wydawał się rekompensować brak wzrostu muskulaturą. Wszyscy strażnicy byli umięśnieni, ale był jednym z niewielu kto naprawdę brał poważnie podnoszenie ciężarów. Miał najlepsze mięśnie brzucha jakie widziałam. Ręcznik miał owinięty wokół bioder i dopiero gdy go upuścił obok mojego krzesła, uświadomiłam sobie, że zostawił swój kostium kąpielowy w domu.

- Rys! Co ty robisz?

Uśmiechnął się do mnie.

- Kostiumy kąpielowe tak małe, są jak kłamstwa. To jest sposób dla ludzi, żeby być nagim bez bycia nago. Ja bym raczej wolał być nagim.

- Nie będą mogli wydrukować jeżeli ktoś jest nagi - powiedział Doyle.

- Wydrukują mój tyłek, a nie mój przód.

Popatrzyłam podejrzliwie na niego.

- W jaki sposób nie zobaczą cię z przodu?

Zaśmiał się, uśmiechając szeroko, jego śmiech był tak pełny radości, że dzień stał się jaśniejszym.

- Ukryję się naprzeciwko twojego przepięknego ciała.

- Nie - powiedział Doyle.

- Czy chcesz, żeby zdjęcia były bardziej cenne? - zapytał Rhys, opierając ręce na biodrach.

Czuł się nago zupełnie swobodnie. Jego mowa ciała nigdy nie zmieniła, bez względu na to, czy był nagi, czy ubrany. Zajęło mi dwa dni przekonanie Doyle'a aby ubrał kąpielówki stringi. Nigdy nie uczestniczył w swobodnej nagości dworu.

Doyle stanął, przód jego kąpielówek był wystarczająco maleńki i w kolorze jego ciała, że mogłam zrozumieć Rhysa. Gdybym nie wiedziała jak wspaniale Doyle wyglądał nagi, możesz myśleć patrząc na niego, że właśnie tak było. Z tyłu wyglądał jakby był nagi, tak jak Rhys.

- Noszę to, w czym mogę się pokazać publicznie.

- Jesteś słodki - powiedział Rhys, - jeśli jednak chcemy by brukowce przestały robić zdjęcia przez okna sypialni, musimy być fair wobec nich. Musimy dać im widowisko. - powiedziawszy to, rozłożył swoje ramiona szeroko, obracając się tyłem, tak że mogłam podziwiać jego plecy i pośladki. Wyglądał wspaniale bez kostiumu kąpielowego, mogłam podziwiać jego muskularną sylwetkę. Wciąż miał wspaniałą pupę, w przeciwieństwie do większości kulturystów, którzy nie mają tkanki tłuszczowej gdzie powinni mieć. Potrzeba trochę miękkości do uzupełnienia mięśni, inaczej nie wygląda dobrze.

Mogłam już słyszeć helikopter.

-Marnujemy czas, panowie. Nie chcę znów mieć fotografów obozujących na drzewach za domem.

Rhys rzucił okiem na mnie.

- Jeśli nie damy pierwszemu brukowcowi dobrego widowiska, powiedzą reszcie, że skłamaliśmy i będą znów wspinać się po drzewach. - westchnął ze smutkiem. - wolałbym już raczej przesłać swój tyłek na cały kraj niż zrzucić następnego fotografa z dachu.

- Zgadzam się. - powiedziałam.

Doyle wziął głęboki wdech przez nos i wypuścił powietrze przez usta.

- Zgadzam się - chociaż bardzo nie lubił pokazywać swoje ciało, ale ustąpił. Gdyby nie mógł tego zaakceptować, musiałby zrezygnować z przyszłych sesji zdjęciowych.

Rhys przyszedł do mojego leżaka uklęknął na czworakach, opierając ręce na poręczach. Uśmiechał się do mnie i wiedziałam, że polubi to. To może być obowiązek i może wolałby zestrzelić helikopter z nieba, ale zawsze grałby fair i znalazłby sposób by całą sytuację zrobić tak przyjemną jak tylko mógł.

Wpatrywałam się w dół jego ciała, nie mogąc nic zrobić. Nie mogłam patrzeć na niego, będąc tak blisko, że mogłam go pieścić. Mój głos zadrżał, gdy zapytałam: "jaki masz plan?"

- Pomyślałem, że poradzimy sobie.

- Co powinienem robić? - zapytał Doyle. Był oburzony całą tą sytuacją. Uwielbiał być moim kochankiem, podobała mu się możliwość zostania królem; nie cierpiał rozgłosu i wszystkiego z tym związanego.

- Ty zajmij się jednym, ja drugim.

Helikopter był coraz bliżej, tuż za rzędem wysokich eukaliptusowych drzew, które okalały dom. Doyle uśmiechnął się, jego białe zęby błysnęły na jego ciemnej twarzy. Tak szybko, abym nie mogła odpowiedzieć, klęknął obok mojego ramienia i powiedział.

- Jeśli muszę, w takim razie chciałbym skosztować twoich słodkich ust.

Rhys liznął mnie w nagi brzuch, co połaskotało mnie i zachichotałam. Popatrzył na mnie

- Są również inne słodkie smaki. - wyraz jego oka, jego twarz, sprawiło, że poczułam gorąco i śmiech zamarł mi w ustach, a tętno przyspieszyło.

Doyle przesunął wargami po moim ramieniu. Popatrzyłam na niego i w jego spojrzeniu zobaczyłam takie same uczucia. Zrodzone z nocy i dni, skóry i potu, i ciał splątanych ze sobą.

Mój głos drżał.

- Zdecydowałeś się grać. Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?

Szepnął z ustami tuż przy moim policzku, zadrżałam czując jego gorący oddech na swojej skórze.

- Skoro musimy afiszować się dla mediów, to nie zostawię cię.

Niespodziewany uśmiech odmienił na chwilę jego twarz. To odmładzało go, prawie całkowicie.

- Poza tym, nie mogę zostawić cię Rhysowi. Bogini wie co zrobiłby tutaj sam.

Rhys przejechał palcem po krawędzi majteczek mojego bikini.

- Taka maleńka szmatka. Oni nigdy nie zobaczą tego co chcemy.

Spojrzałam z marsową miną na niego.

- Co masz na myśli?

Obniżył leżak, tak że jego twarz była nad tą maleńką szmatką, jego ręce prześlizgnęły się pod moimi udami, które nieznacznie podniosły się do tych rąk, pojawiły się ponad moimi biodrami i ukrywając jaskrawoczerwone majteczki bikini. Spuścił swoją twarz tuż ponad pachwinę, a jego włosy ciągnęły się przez moje uda jak zasłona.

Nie miałam czasu protestować, albo nawet postanowić co robić. Helikopter wyleciał zza drzew i znalazł nas. Rhys z jego twarzą ukrytą w mojej pachwinie, jego nogi zgięte przy kolanach, przysiadł na pupie, jak dziecko z kawałkiem dobrego cukierka. Pomyślałam, że Doyle zaprotestuje, ale gdy wcisnął twarz w moją szyję i zdałam sobie sprawę, że jest spokojny. Nie wydał dźwięku, a jego ramiona zadrżały. Delikatnie wcisnął mnie na leżak, tak że znów na nim leżałam, wciąż śmiejąc się, ale ukrywając to przed kamerami.

Uśmiechnęłam się, zadowolona, że moje okulary słoneczne są na miejscu. Uśmiech zamienił się w śmiech, gdy helikopter krążył w górze, wystarczająco blisko by wzburzyć wodę basenu kąpielowego i rozburzyć włosy Rhysa, które łaskotały mnie po skórze. Moje włosy rozwiały się w sztucznym wietrze jak krwawiące płomienie.

Śmiałam się teraz na całego, co sprawiało, że trzęsły mi się ramiona. Rhys liznął moją pachwinę i nawet przez materiał sprawiło to, że zamarł mi śmiech i zabrakło oddechu. Popatrzył na mnie, a jego spojrzenie mówiło, że nie chce żebym się śmiała. Ugryzł mnie delikatnie przez tkaninę kostiumu. To uczucie sprawiło, że zadrżałam, kręgosłup wygiął mi się wzięłam gwałtowny gardłowy wdech.

Doyle ścisnął moje ramię tak, że troszkę otrzeźwiałam. Trzęsłam się wciąż i miałam trudności z skupianiem wzroku na jego twarzy.

- Myślę, że już dość widowiska na dzisiaj. - położył jeden z ręczników na moim brzuchu. Drugi podał Rhysowi.

Rhys popatrzył w górę na niego i zobaczyłam, że miał zamiar o tym dyskutować, ale w końcu po prostu zaczął wstawać, rozkładając ręcznik, tak żeby aparaty nie zauważyły majtek od bikini. Oczekiwałam, że odsłoni je do kamery, aby pokazywać żart, ale tego nie zrobił. Bardzo ostrożnie przykrył mnie ręcznikiem, podczas gdy helikopter wirował w górze i wiatr zbił nasze włosy wokół nas. Klęcząc był całkowicie widoczny i zastanawiałam się czy te zdjęciami będą zamazane, czy sprzedadzą je do europejskich gazet, które się tym nie przejmują.

Gdy byłam całkowicie osłonięta, owinięta ręcznikiem w pasie, wziął mnie na ręce. Musiałam krzyknąć by być słyszaną ponad odgłosem wiatru i helikoptera.

- Mogę chodzić.

- Chcę cię nieść. - wyglądał tak poważnie, gdy to powiedział, że pozwoliłam mu to zrobić. Kiwnęłam głową.

Rhys niósł mnie w kierunku domu z Doyle'em idącym trochę z tyłu i z boku. Doyle był dobrym ochroniarzem, będąc na końcu, szedł z boku, zamiast bezpośrednio z tyłu nas, aby nie zrujnować sesji zdjęciowej.

Zatrzymał się na swoim krześle i zgarnął trzeci ręcznik i ruszył się płynnie w kierunku domu. Zauważyłam broń palną zawiniętą w ten ręcznik. Nikt w helikopter krążącym w górze, nie wiedział, że ktoś z nas był uzbrojony. Również nie mogli zobaczyć Mroza, który stał tuż przy szklanych drzwiach, ukryty za zasłoną. Był w ubraniu i w pełni uzbrojony. Jedną z przyczyn dla których nie miałam nic przeciw gierkom medialnym było to, że nikt nie spróbował mnie zabić i to był dobry dzień. Kiedy twoim kryterium na dobry dzień jest kilka helikopterów i kolorowe zdjęcia, to nie jest dobrze.

Rozdział 2

Mróz obserwował Rhysa wnoszącego mnie do środka, rozłoszczonymi szarymi oczami. Mróz był jedynym strażnikiem, który głosował przeciwko naszemu traktatowi z prasą. Wolał pilnować nas kiedy robiliśmy takie głupie rzeczy, ale nie w nich uczestniczyć. Jego godność nie pozwoliła mu upaść tak nisko.

Był przystojny w swoim gniewie, ale on zawsze był przystojny. Bogini sprawiła, że nie mógłby wyglądać inaczej. Jego kości policzkowe i nieskazitelne rysy mogły doprowadzić chirurga plastycznego do płaczu z zazdrości. Skórę miał białą jak śnieg, włosy jak srebrny szron błyszczący w świetle księżyca, szerokie ramiona, szczupła talia, o wąskich biodrach, długie nogi i ramiona. Ubrany był przystojny, nagi zapierał dech w piersiach.

Obserwował nas, przechodząc przez zimną terakotową podłogę, wyglądając jak nadąsane dziecko. Był najbardziej kapryśnym ze strażników. Najpierw się złościł, na końcu wybaczał i nadymał się. Może nie było to właściwe słowo dla wojownika, który bronił swojej królowej przez ponad tysiąc lat, ale tak właśnie było. Mróz nadymał się, męczyło mnie to. Był niesamowity w łóżku, był wspaniałym wojownikiem, ale ogarnianie jego emocjonalnych humorów było prawie pracą na pełny etat. Były dni, kiedy nie byłam pewna, czy chcę tę pracę.

- Król goblinów skontaktował się przez lustro. - powiedział głosem ponurym jak jego oczy.

- Jak dawno temu? - zapytał Doyle.

- Rozmawia teraz z Kitto.

Doyle ruszył w kierunku sypialni, potem zatrzymał się i popatrzył się na dół na to w co był ubrany - a raczej w co nie był ubrany. Westchnął ciężko podreptał na bosaka przez płytki. Rzucił uwagę przez ramię.

- Jeżeli Meredith będzie roznegliżowana, to może dać nam jakąś przewagę, ale Kuraga nie interesuje męskie ciało.

- To nieprawda - powiedział Rhys i rozgoryczenie w jego głosie sprawiło, że obejrzałam się i spojrzałam na niego. Wciąż trzymał mnie w ramionach, więc wystarczyło po prostu obrócić głowę, co było w jakiś sposób intymne. - Gobliny kochają kawałki ciała sidle.

Doyle zatrzymał się na dość długo, skrzywił się do niego.

- Nie miałem na myśli uczty.

- Ja również - powiedział Rhys.

To zatrzymało Doyla, stał zesztywniały na swoich nagich stopach, tak ciemny na tle białych i niebieskich płytek.

- O czym ty mówisz Rhys?

- Mówię, że jest wiele gobelinów, które nigdy nie próbowało ciała sidle, kobiety lub mężczyzny i nie dbają o to czy to jest mężczyzna, - potarł bokiem swojej twarzy o moją szyję i ramiona, pocieszającym gestem.

- Kurag… - Mróz zaczął, ale nie skończył zdania. Gniew na Rhysa, czy reporterów, czy o cokolwiek, odszedł. Na jego twarz pojawił się szok, jaki prawdopodobnie wszyscy czuliśmy.

Pogładziłam loki Rhysa, takie delikatne i przycisnęłam się mocniej do jego ramion. Przeciągnęłam palcami w dół po krzywiźnie jego szyi i ramion. Kiedy sidhe są zaniepokojone, dotykają się. Myślę, że ludzie mogli by tak robić, gdyby ich kultura tak często nie mieszała dotyku z seksem. Dotyk może prowadzić do seksu, ale w tym momencie, chciałam przytrzymać Rhysa i zabrać ten wyraz smutku z jego twarzy.

Doyle wrócił kilka kroków, położył jedną rękę na szczupłym biodrze.

- Czy ty mówisz, że to Kurag… rozgniewał cię.

Rhys podniósł swoją twarz do mojej szyi.

- Nigdy mnie nie dotknął, ale patrzył. Siedział na swoim tronie i jadł przekąski, jakby to było przedstawienie.

- My wszyscy musieliśmy służyć jako rozrywka na naszym własnym dworze, Rhys. Nikt nie mówi o tym, ale jak często nasi współtowarzysze strażnicy zgadzali się na małe jeden na jeden razem dla przyjemności królowej, jeżeli tylko uwolniła ich z celibatu na godzinę lub dwie.

- Nigdy tego nie robiłem, - jego ręce skręciły się dookoła mnie, palce wciskały się sprawiając mi ból.

- Ja również - powiedział Doyle, - ale nie winę tych co tak robili.

- Rhys, krzywdzisz mnie - powiedziałam delikatnie.

Postawił mnie na dół, delikatnie, ostrożnie, tak jakby nie wierzył sam sobie.

- Jedno wybrać to samemu. Zupełnie inaczej być zmuszonym i… - potrząsnął głową.

Upuściłam ręcznik na podłogę i dotknęłam jego ramienia.

- Gwałt jest zawsze paskudny, Rhys.

Uśmiechnął się tak gorzko, że uściskałam go, by go pocieszyć i nie mogłam widzieć wyrazu jego twarzy.

- Wielu strażników nie zgodzi się z tym, Merry. Jesteś za młoda, nie pamiętasz co lubiliśmy podczas wojny.

Nadal przytulałam się do niego, starając się uszczęśliwić go po prostu przyciskając swoją skórę do jego. Nie chciałam wiedzieć, że moi strażnicy robili kiedyś okropne rzeczy. Nie, to nie tak. Nie chciałam wiedzieć, że mężczyzna, z którym dzielę łóżko mógł robić okropne rzeczy. Wtedy przypomniałam sobie rozmowę, którą podsłuchałam miesiąc temu.

Cofnęłam się na tyle, żeby spojrzeć w twarz Rhysa.

- Pamiętam tę rozmowę Rhys. Powiedziałeś, że nigdy nie dotknąłeś kobiety, która nie chciała twojego dotyku. Doyle powiedział, otwarcie, że jest kara dla strażników królowej za dotknięcie jakiejkolwiek kobiety, ale królowa nadal stosuje gwałt. Kontakt z inną kobietą to śmierć w torturach dla ciebie i tej kobiety.

Twarz Rhysa nagle zbladła bardziej niż normalnie.

To Mróz był tym, który odezwał się.

- Nie wszyscy wojownicy Unseelie sidhe są członkami Kruków Królowej.

Popatrzyłam na niego.

- Wiem - poczułam się tak jakbym coś przeoczyła. Odsunęłam się całkowicie od Rhysa, więc mogłam z łatwością patrzeć na całą trójkę. - Czego tu nie rozumiem?

- To o co Rhys obwinia goblinów, nie jest czymś co Unseelie by nie robili. - powiedział Doyle. Pokręcił głową. - Musisz iść porozmawiać z Kuragiem. - Wyglądało jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnował, po prostu obrócił się, przeszedł przez przedpokój prosto do sypialni.

Popatrzyłam na obydwu pozostałych mężczyzn, nadal czując, że jeżeli przerwali rozmowę tak szybko, jeżeli tu był jakiś sekret, to woleliby zatrzymać go do śmierci. Sidhe były pełne tajemnic, ale ja byłam ich księżniczką i być może pewnego dnia ich królową. Sekrety przede mną wyglądały mi na zły pomysł.

Wypuściłam oddech i nawet dla mnie zabrzmiało to niecierpliwie.

- Rhys, mówiłam ci już, że kultura goblinów może nie daje ci wyboru przy kontakcie seksualnym, ale pozwala ofiarom stawiać reguły. Mogą domagać się stosunku, ale ty możesz dyktować jak daleko mogą się posunąć.

- Wiem, wiem. - powiedział, unikał mojego spojrzenia i zaczął chodzić po pokoju. - Mówiłaś mi o tym wcześniej, gdybym wiedział więcej o ich kulturze, może nie straciłbym oka, - popatrzył na mnie i jego gniew powrócił, ale był skierowany na mnie.

Nie miał powodu być zły na mnie. Rhys był całkowicie rozsądny w prawie każdym temacie, poza goblinami. Gobliny były moimi sprzymierzeńcami jeszcze przez dwa miesiące. Jeszcze przez dwa miesiące jeżeli wybuchnie wojna to Unseeli muszą poprosić mnie, nie Królową Andais, o pomoc goblinów. Co więcej, moi wrogowie byli wrogami goblinów, jeszcze przez dwa miesiące. Wierzyłam i Doyle wierzył, i Mróz wierzył, och do diabła, nawet Rhys wierzył, że to przymierze osłoniło mnie przed próbami morderstwa i zmniejszyło je do minimum.

Byłam właśnie w połowie negocjacji o zwiększenie czasu trwania tego przymierza. Potrzebowaliśmy goblinów. Potrzebowaliśmy ich bardzo. Za każdym razem, kiedy myślałam, że Rhys opanował swoje problemy w tym temacie, myliłam się.

- Masz rację pod jednym względem, Rhys, gobliny nie widzą samego seksu jako coś złego czy zawstydzającego. Jeżeli coś cię kręci, to cię kręci. Są również bardziej otwarte na biseksualizm, niż sidhe. Jeżeli mają szansę cieszyć się czymś, czego nigdy nie robiły, czy czymś czego nie wolno im było zrobić, po prostu to robią.

Rhys podszedł do wielkiej przeszklonej ściany i popatrzył na zewnątrz ponad basenem. Dał mi możliwość oglądania swoich uroczych pleców, ale jego ręce były skrzyżowane, a jego ramiona zgarbione z gniewu.

- Ale tak jak możesz negocjować o dopuszczalnych uszkodzeniach ciała, możesz negocjować na temat płci twojego partnera. Pośród goblinów są tacy, którzy są zwyczajnie zbyt heteroseksualni, by interesować się możliwością penetracji. Jeżeli negocjowałbyś, żaden mężczyzna by cię nie dotknął.

Mróz poruszył się nieznacznie, jak gdyby chciał podejść do Rhysa. Rzucił mi spojrzenie, które nie było całkiem przyjazne.

Głos Rhysa skierował naszą uwagę z powrotem do niego.

- Czy tobie sprawia przyjemność przypominanie mi, że mój największy koszmar był moją winą? Że gdybym nie był aroganckim sidhe, któremu nie chciało się uczyć o innych ludziach niż tacy jak ja, może bym wiedział, że mam prawa pomiędzy goblinami. Że nawet ofiara tortur ma prawa. - Obrócił się i wściekłość wypełniała jego jedyne jasno niebieskie oko. Środek miało w kolorze nieba, potem pasek w kolorze zimowego nieba i świetlistą linię w kolorze bławatków dookoła żarzącej się źrenicy. Oddzielnie kolory dosłownie jarzyły się z wściekłości i nikły, jasno mleczny blask zaczynał przemykać przez jego skórę. Jego moc rosła z jego gniewem.

To był czas, kiedy powinnam obawiać się Rhysa, kiedy był jaki jak teraz, ale widziałam jego gniew zbyt często, by się bać. Jak Mróz ze swoim nadymaniem się, tak Rhys ze swoim gniewem, bo była po prostu część jego. Akceptujesz to i idziesz dalej. Jeżeli Rhys miałby nagle płonąć jak jasne słońce, wtedy mogłabym się martwić. Ale ten mały objaw, to było nic.

- Dalej jesteś arogantem jeżeli chodzi o ich kulturę, Rhys. Zachowujesz się jak gdyby to co ci zrobili, byłoby czymś co nie mogłoby cię spotkać na wysokim dworze sidhe. Jeżeli Królowa Powietrza i Ciemności zażyczyła by sobie, czy Król Światła i Iluzji chciałby tego, to by się tak stało. Sidhe nie mają żadnego prawa chroniącego ofiary tortur. Po prostu są torturowane. Gobliny może więcej torturują, okaleczają i gwałcą niż sidhe, ale mają więcej praw nakładających ochronę na ludzi dla których kary kończą się źle. Byłeś pierdolony przez sidhe, które robiły z tobą co chciały. Więc powiedz mi, Rhys, która rasa jest bardziej cywilizowana?

- Nie możesz porównywać sidhe do goblinów - powiedział Mróz, jego głos ociekał tą arogancją, która doprowadziła niejednego sidhe do klęski. Zdaje mi się, że jeżeli jesteś w klasie rządzącej przez kilka tysięcy lat, zapominasz co to znaczy być rządzonym.

- Nie możesz szczerze uważać, że wolisz świat goblinów niż nasz, - powiedział Rhys i jego zdziwienie było większe nić jego gniew.

- Nie powiedziałam tego.

- A co powiedziałaś? - zapytał.

- Mówię, że ta postawa sidhe nie daje nam nic i nie jest dobra, więc nie jest konieczna. Mój ojciec zwykł mówić, że gobliny są podstawą armii sidhe. Bez goblinów jako naszych sprzymierzeńców Unseelie byliby zniszczeni przez Seelie wieki temu.

- Gobliny i Sluaghowie - powiedział Rhys.

Sluaghowie byli koszmarem dworu Unseelie. Byli wszystkim co najbardziej przerażające, najbardziej potworne. Wszystkie istoty magiczne, sidhe i inni, bali się sluaghów. Byli wersją dzikiego pościgu Unseelie i nie mogłeś nigdzie ukryć się, nie było miejsca gdzie mógłbyś uciec, gdzie sluaghowie nie mogliby cię znaleźć. Czasami zdarzało się, że zabierało im to lata, ale slaughowie nigdy się nie poddawali, o ile nie zostali odwołani przez Królową Powietrza i Ciemności. Slaughowie byli najbardziej przerażającą bronią królowej. Mówiono, że nawet Król Taranis obawiał się dźwięku skrzydeł w ciemności.

- Tak, sluaghowie, należą do naszego gatunku, ale większość sidhe wolałoby raczej nie przyznawać się, że nawet należą do faerie, a co dopiero że mogliby mieć z nimi wspólną krew.

- Nie jesteśmy spokrewnieni z tymi stworzeniami. - powiedział Mróz.

- Ich król, Sholto, jest pół krwi sidhe, Mrozie. Widziałam go. Jego matka była Unseelie sidhe.

- On może, ale nie reszta.

Potrząsnęłam głową.

- Sluaghowie są Unseelie, Mrozie, bardziej niż sami sidhe. Nasz jedyny mocny punkt jako dworu, to to, że przyjmujemy do niego każdego. Dwór Seelie odrzuca każdego, kto nie jest dla nich wystarczająco dobry i tacy przez wieki stawali się Unseelie. Przyjmowaliśmy te stworzenia, których oni nie chcieli. To czyni nas innymi od nich, myślę, że lepszymi.

- Czego ty od nas chcesz? - zapytał Rhys i teraz nie był tak bardzo zły, raczej zdziwiony.

- Kurag jest jak chłopiec ze szkolnego podwórka. On tylko docina ci ponieważ tak fajnie reagujesz. Jeżeli zachowywałbyś się jakby to ci nie przeszkadzało, wtedy zmęczy się tą grą.

Rhys skulił się w sobie.

- To nie jest dla mnie gra.

- Jest dla niego, Rhys. To byłoby cudownie, gdybyś mógł pokonać swoje uczucia wystarczająco, by usiąść przy mnie kiedy rozmawiam z goblinami, ale naprawdę, spędzam za dużo czasu martwiąc się o twoje uczucia, a nie to powinno być centrum mojego zainteresowania.

- Znakomicie, - powiedział - Nie chcę tam z tobą iść. Wolę nie oglądać jego paskudnej twarzy.

- Kiedy ciebie nie będzie, Kurag spędzi czas pytając o ciebie. Zapyta: Gdzie jest mój wyborny strażnik? Ten jasny?

- Nie wiedziałem, że tak robi. - powiedział Rhys.

Wzruszyłam ramionami.

- Tak właśnie robi.

- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?

- Doyle powiedział, że tylko by cię zdenerwowało, a i tak nic nie mógłbyś z tym zrobić. - zmniejszyłam odległość pomiędzy Rhysem i mną, położyłam rękę na jego założonych ramionach, - nie zgadzam się z nim. Myślę, że jesteś silniejszy, niż sądzi Doyle. Wierzę, że możesz przełknąć tą urazę i pomóc mi w negocjacjach z Kuragiem.

Popatrzył podejrzliwie.

- Jak?

Zabrałam rękę z jego ramienia.

- Nieważne, Rhys. - odwróciłam się w stronę przedpokoju.

- Nie, Merry, chcę wiedzieć. Jak mógłbym pomóc ci w negocjacjach z … nim?

- Doyle ma rację, jeżeli ściągnę mój kostium kąpielowy, będzie łatwiej negocjować z Kuragiem. On jest okropnie lubieżny.

Rhys wzruszył ramionami.

- I co da, jeżeli pójdę z tobą?

- Włóż szlafrok i błyszcz tym cudownym białym ciałem, jeżeli Kurag stanie się uparty. Jeżeli mógłbyś powstrzymać swoją wściekłość, bez względu co powie, to widok ciebie obok mnie mógłby go rozproszyć, nie z powodu seksu, ale ponieważ wszystkie gobliny uwielbiają smak ciała sidhe. Jedną z tych rzeczy, którą gobliny nienawidzą najbardziej w związku z pokojem między nimi, a sidhe, to że nie mogą więcej nas jeść.

- Prosisz o zbyt wiele - powiedział Mróz.

Popatrzyłam na tę przystojną, arogancką twarz i znów pokręciłam głową.

- Nie prosiłam nic od ciebie, Mrozie.

- Jak możesz prosić Rhysa, żeby siedział tam i pozwolić goblinom myśleć o nim jak o jedzeniu? Oni są pod nami.

- Jeżeli Kurag zgodzi się przedłużyć przymierze, będę pod wieloma goblinami. - mówiąc to ostatnie byłam niemal okrutna. Byłam już zmęczona słuchaniem, jak bardzo nienawidzą mojego planu.

Twarz Mroza pokazała wstręt jaki czuł.

- Myśl, że jakakolwiek kobieta sidhe oddaje siebie mężczyźnie goblinowi jest odrzucająca. Myśl, że księżniczka krwi i przyszła królowa leży z nim, jest poza moim pojmowaniem. Nawet Królowa Andais nigdy nie upadła tak nisko, by zyskać przysługę od goblinów.

- Kitto jest pół gobelinem i pół sidhe, i lepiej lub gorzej, doprowadziłam do jego mocy, pełnej mocy sidhe, przez seks. Nie jeden myśli, że żaden goblin pół krwi nie mógłby być pełnym sidhe.

- Ich krew nie jest wystarczająco czysta, - powiedział Mróz.

- Może ich nienawidzę, - powiedział Rhys, - ale magia Kitto jest magią naszej krwi. Widziałem jego blask. - wyglądał na nagle zmęczonego. - Kitto nie jest nawet w połowie tak zły jak na goblina.

- Merry, -powiedział Mróz i zrobił krok w moją stronę. - Merry, proszę nie rób tego. Nie mów, że sprowadzisz więcej goblinów pół krwi. Nie widziałaś ich. Wielu z nich jest tak uczciwych jak Kitto. Ale większość jest bardziej goblinami, niż sidhe.

- Wiem, Mrozie.

- Więc jak możesz oferować siebie?

- Po pierwsze, chcę wydłużenia przymierza, prawie za każdą cenę. Po drugie, sidhe będą wymierać przez wieki, ale jeżeli Kitto może być pełnym sidhe, to może inni pół krwi sidhe mogliby zostać doprowadzeni do pełnej mocy. To znaczyłoby, że Dwór Unseelie mógłby nagle stać się mocniejszy, niż był kiedykolwiek.

- Królowa jest podekscytowana z Merry sprowadzającej Kitto do nas. - powiedział Rhys. - Królowa chce, żeby Merry próbowała innych pół krwi goblinów w swoim łóżku.

- A co jeżeli jeden z nich da ci dziecko? - zapytał Mróz. - Żaden sidhe nie zaakceptuje pół goblina jako króla.

- W tym rzecz Mrozie, że zadowoliłabym się po prostu zajściem w ciążę. Od prawie czterech miesięcy dzielę łóżko z każdym z was i nie ma dziecka. Najpierw zaczynam martwić się o wygranie wyścigu. Potem będę martwić się o to, kto usiądzie obok mnie.

- Sidhe nie zaakceptują króla goblina.- powiedział z takim zdecydowaniem.

- Nienawidzę tego planu tak jak Mróz, może bardziej, - powiedział Rhys,- ale to nie moje liliowo białe ciało będzie ciągle wymieniane. - Wziął głęboki drżący oddech, jak gdyby wciągał powietrze od podeszw swoich stóp do czubka głowy. W końcu powiedział, głosem tak spokojnym, jakby nie miał żadnych emocji. - Jeżeli ty możesz zgodzić się pieprzyć z nimi, ja przypuszczalnie mogę obnosić się ze sobą przed ich królem.

- Rhys! - Mróz wyglądał na tak zszokowanego, jak brzmiało to jedno słowo.

Rhys spojrzał na większego mężczyznę.

- Nie Mrozie, już czas. Merry ma rację. - popatrzył na mnie i cień jego zwykłego uśmiechu mignął na jego ustach. - Jak rozproszony będzie Kurag jeżeli zobaczy mnie prawie nago?

- Pewnie prawie tak, - przesunęłam swoje dłonie ponad piersi gdzie znajdował się ledwo trzymający je w ryzach czerwony kostium kąpielowy. Moje ręce ześlizgnęły się niżej, w dół, po żebrach, pasie, do bioder. Rhys śledził spojrzeniem moje ręce jak głodujący człowiek. Był nagi, więc nie mógł ukryć jaki wpływ ma na niego obserwowanie mnie, kiedy dotykam swojego ciała.

Był jednym z tych mężczyzn, którzy wyglądali na małych dopóki nie urośli, a wtedy wiedziałaś, że nie byli mali w niczym poza postawą. To śmiech Rhysa skierował moje spojrzenie z powrotem na jego twarz.

- Dziękuję ci. Uwielbiam oglądać ten wyraz kobiecej twarzy.

Człowiek mógłby zarumienić się będąc obserwowanym podczas takiego występu, ale moje policzki nie pociemniały z uniesienia, gdy podniosłam oczy na spotkanie jego śmiechu. Gdybym nie spoglądała na urocze ciało Rhysa, to mogłoby sugerować, że nie jest wart zauważenia. W moich oczach widać było to uniesienie, który mógłby zaczerwienić moją twarz, gdybym była chociaż trochę bardziej człowiekiem, a trochę mniej sidhe. Roznamiętnienie w moich oczach otrzeźwiło jego twarz, trójkolorowe oko Rhysa powilgotniało, w jego własnym uniesieniu.

Odchrząknął .

- Aż tak rozproszony, no, no. - uśmiech przebiegł przez jego twarz. - Więc ty jesteś sikorką, a ja durniem?

To sprawiło, że zaśmiałam się.

- Można to określić w ten sposób.

Podszedł bliżej mnie, jego oko popatrzyło na mnie tym spojrzeniem, które jest bardziej intymne niż dotyk. To spojrzenie sprawiło, że moja skóra zaczęła jarzyć się, miękko, jak gdybym połknęła księżyc i ten świecił spod mojej skóry. Uniosło włosy wzdłuż mojego ciała, zatrzymało oddech w moim gardle. A wszystko to przez spojrzenie.

Miałam kłopot ze skupieniem uwagi, gdy uśmiechnął się do mnie.

- Widzę, że twoje ciało tak reaguje na moje spojrzenie. - Wypuścił drżący oddech - Stawiłbym czoła tysiącu lubieżnych goblinów, by widzieć grę światła pod twoją skórą.

Mój głos przeszedł w westchnienie, niczym wczesna Marilyn Monroe, ale nie mogłam na to poradzić.

- Jak to jest, że jesteś jedynym, który może tak zrobić tylko spojrzeniem?

Jego uśmiech powiększył się, a jego spojrzenie przesunęło się krótko w kierunku Mroza, który skrzywił się do nas dwojga. - Mógłbym powiedzieć, że to dlatego że jestem najlepszym kochankiem jakiego miałaś, - wstrzymał dłoń, gdy Mróz zrobił krok naprzód. - Ale raczej nie mam ochoty walczyć później.

- Więc dlaczego? - odetchnęłam.

Humor zaniknął, zastąpiony przez głębię uczucia, inteligencję, wszystko to, co Rhys zdołał ukryć na wieki. Miesiąc temu, bardziej przez przypadek niż celowo, Rhys odzyskał moce jakich pozbawiono go wieki temu. Wszyscy strażnicy odzyskali wiele magii, ale to Rhys odzyskał jej najwięcej, ponieważ to Rhys był tym którego pozbawiono większości jego mocy. Ceną za możliwość przybycia faerie do Stanów Zjednoczonych, po tym jak wykopano ich z Europy, było to, że nie będzie pomiędzy nami walk na wielką skalę. Jeżeli zaczniemy wojnę pomiędzy sobą na amerykańskiej ziemi, wygnają nas i miną stulecia, zanim pozwolą nam wrócić. Sposobem aby do tego nie dopuścić był Bezimienny: stworzenie złożone z najdzikszej magii sidhe z obu dworów. Ale jak wszystko tożsame z dziką magią, jego postępowanie było nie do przewidzenia. Niektórzy sidhe stracili niewiele swojej mocy, inni pozbawieni byli prawie całej. Bezimienny nie był pierwszym razem, kiedy sidhe tak zrobili. Za pierwszym razem próbowali zostać w Europie, po wielkiej wojnie między ludźmi i faerie. Nie powiodło się, ale Rhys stracił wiele, ze swojego znaczenia. Bezimienny zabrał większość tego co pozostało. Rhys przekształcił się z głównego bóstwa w jednego z najmniej potężnych z sidhe. Stracił tak wiele, że nie pozwalał nikomu wspominać swojego starego imienia. Z respektu i przerażenia, że coś takiego może spotkać jednego z nich, wszystkie sidhe uszanowały jego życzenie. Był teraz zwykłym Rysem i to czym był zostało stracone.

Miesiąc temu odzyskał siebie. Był więcej niż zwyczajny. Mógł zaświecić światło pod moją skórą patrząc na mnie. Nie byłam pewna, jeśli miał naprawdę więcej mocy magicznej, czy taka była natura jego magii. Myślałam że raczej to pierwsze, a nie ostatnie, ponieważ był bóstwem śmierci i nie bożkiem płodności. Oczywiście moje ciało reagowało bardziej na życie niż śmierć.

Jego głos stał się delikatny i powolny.

- Co chcesz, żebym zrobił?

Przez chwilkę nie wiedziałam o czym mówi. Zebrałam całą moją koncentrację by nie ugiąć kolan.

- Co? - zapytałam.

Mróz wydał z siebie dźwięk odrazy.

- Ona jest pijana mocą. Rhys, naprawdę musisz być bardziej ostrożny.

- To prawie siedemset lat, kiedy miałem tak wiele mocy. Jestem trochę zardzewiały.

- Podoba ci się jaki masz wpływ na księżniczkę, - powiedział Mróz. Był teraz bliżej, ale to byłby za duży wysiłek obrócić moją głowę i popatrzeć na niego.

- A tobie nie podobałoby się? - zapytał Rhys.

Mróz zawahał się.

- Być może, ale nie mamy na to czasu, Rhys.

Poczułam silne ręce Mroza na moich ramionach, kiedy obrócił mnie powoli, twarzą do siebie.

- Znajdź ubranie dla was obojga, podczas gdy naprawię to.

Wydawało mi się, że słyszę Rhysa idącego przez pokój, ale nie byłam pewna. Byłam za bardzo zajęta wpatrywaniem się w klatkę piersiową Mroza. Jego biała koszula była zapięta dokładnie, aż do okrągłego kołnierzyka. Wiedziałam co znajduje się pod tym szczelnie zapiętym ubraniem. Znałam falowanie jego piersi, tak dobrze jak moją własną dłoń. Czułam się ciężka i stłumiona - nie tylko ciężko głowa, ale tak jak ręka, którą uniosłam w jego stronę, była cięższa niż powinna być.

Złapał moją dłoń zanim dotknęłam jego klatki piersiowej. Moje pomalowane na czerwono, błyszczące paznokcie wyglądały jaskrawo na jego białej skórze, jak krople krwi.

- Gdyby było więcej czasu - powiedział cicho, prawie wyszeptał - chciałbym obudzić cię z tego zamroczenia pocałunkiem, ale nie chcę żebyś była oszołomiona przez innego, - pochylił się, szepcząc tuż przy mojej twarzy. - I jeżeli mój pocałunek nie będzie miał mocy zamroczyć cię, nie chcę tego wiedzieć.

Zaczynałam mówić mu coś romantycznego i głupiutkiego, jak że jego pocałunek zawsze był magiczny, ale jego ręka tam gdzie dotykała mojej, stała się zimna. Lód, jego ręka była jak lód. Gdybym myślała bardziej jasno, mogłabym szarpnąć ją powrotem zanim by skończył, ale oczywiście gdybym myślała jasno Mróz nie zrobił by tego co zrobił. Zimno przeszyło moje ciało, zamrażało skórę i zamieniało krew w lód. Zimno tak silne, że ukradło mi oddech i kiedy znów mogłam odetchnąć, oddech wyszedł z moich ust białą mgłą. Szarpnęłam, by się uwolnić i puścił mnie. Nie byłam dłużej zamroczona. Nie, miałam jasną głowę i trzęsłam się z zimna.

Zwalczyłam szczękanie zębami.

- Cholera, Mróz, nie musisz mnie zamrażać.

- Proszę o wybaczenie, księżniczko, ale jak Rhys nie miałem mojej pełnej mocy przez wieki. Nadal uczę się nad nimi panować.

Jego szare oczy były pełne śniegu, jak gdyby tęczówka w każdym oku była jedną z tych śnieżnych kul, którymi potrząsasz, żeby zobaczyć jak pada śnieg. Prawie każdy inny sidhe którego znałam jarzył się od mocy i Mróz błyszczał najlepiej z nich, ale kiedy wzywał zimno, jego oczy wypełniały się śniegiem. Czasami myślałam, że jeżeli spojrzę w te szare, śnieżno cętkowane oczy wystarczająco długo, zobaczę tam mały pejzaż, zobaczę miejsce, skąd pochodził, zobaczę czas przed moimi narodzinami.

Rozejrzałam się. Moja odwaga mogła pęknąć w każdej chwili, ponieważ nie byłam całkowicie pewna, gdzie te zimowe oczy mogą mnie prowadzić, lub jakie sekrety mogłyby odsłonić. Było coś w śniegu, co mnie przerażało. Niebyło ku temu żadnej przyczyny. Nie było żadnej logiki, ale nie lubiłam śniegu.

Gdybym była człowiekiem mogłabym obwiniać siebie za obawianie się tej dziwności, ale nie byłam wystarczająco człowiekiem, by tak robić. Bogini wie, że widziałam dziwniejsze rzeczy, niż śnieg padający w oczach.

Było mi już cieplej. Zimno nigdy nie trwało długo, ale nie lubiłam go. Użył go jako gry wstępnej, jeden raz kiedy się kochaliśmy i było to interesujące, ale nie chciałam tego powtarzać. Ukryłam fakt, że obawiałam się jego magii, bardziej niż jak nie sidhe.

- Dlaczego to tylko magia Rhysa tak mnie oszałamia? - nie patrzyłam w jego oczy, kiedy zapytałam. Ostatecznie jego oczy mogły powrócić do swojej normalnej szarości.

- Nikt z nas nie stracił tak wiele jak Rhys. On był jedynym bóstwem z którym nikt się nie równał.

Popatrzyłam na niego. Jego oczy wirowały, ale były znów szare.

- Nikt z was nie mówił o tym jak było wcześniej.

- Ciężko jest mówić o tym co się straciło i może nigdy nie odzyska.

- Chcesz powiedzieć, że Rhys był najpotężniejszy z nas wszystkich?

- Był Panem Śmierci. Śmierć podążała jego śladem, jeżeli taka była jego wola. Kiedy on był największym między nami, Meredith, nikt nie mógł powstrzymać nas.

- Więc dlaczego Unseelie nie zniszczyły Seelie?

- Rhys nie zawsze był Unseelie.

To mnie zaskoczyło.

- Był na Dworze Seelie?

Mróz przytaknął, potem zmarszczył brwi. Zmarszczył je tak bardzo, jak gdyby był zdolny do zmarszczek, zostałby mu teraz rowek na czole i dookoła ust. Ale jego twarz była gładka i nieskazitelna i zawsze taka będzie.

- Rhys był osobną potęgą. Był władcą krainy śmierci, a więc nie był naprawdę Unseelie czy Seelie. Był witany na błyszczącym dworze, ale był naprawdę kimś osobnym, niż reszta z nas. System dwóch dworów sidhe jest stosunkowo niedawny. Kiedyś było wiele dworów. Ludzie postanowili nazywać te istoty magiczne, które były piękne i nie szkodziły im, Seelie. Te które były brzydkie i szkodziły im, nazwali Unselie. Ale to nie był jasny podział.

- Tak jak teraz gobliny i sluaghowie?

- Bardziej jak gobliny. Król Sluaghów jest szlachcicem na Dworze Unseelie. Sluaghowie nie są naprawdę oddzieleni. Król Kurag nie ma żadnego tytułu pomiędzy nami, ani żaden sidhe nie ma tytułu na jego dworze.

Wrócił Rhys z białym szlafrokiem opasanym dookoła jego ciała. Był tak długi, że sięgał prawie do jego kostek. Na mnie ciągnąłby się po podłodze. Jego białe loki wyglądały na ciemniejsze na tle białego szlafroka, jak różnica pomiędzy świeżym śniegiem i kością słoniową. Odcienie bieli.

Trzymał szlafrok dopasowany do mojego bikini. Był czerwony i bardziej ozdabiał ciało niż zakrywał, jak większość szlafroków był prześwitujący, widać było skórę przez mgiełkę ognia.

Rhys spojrzał na nas, od jednego do drugiego.

- Dlaczego wy oboje wyglądacie tak poważnie. Nikt nie umarł kiedy mnie nie było, nieprawdaż?

Skinęłam głową.

- Nic o tym nie wiem.

Wzięłam szlafrok i wślizgnęłam się pomiędzy kawałki jedwabiu, drapiące i przejrzyste. Następny szlafrok jaki zamierzałam sobie sprawić będzie po prostu jedwabny, lub satynowy, coś co nie zachowuje się jakby chciało złapać moją skórę, kiedy się poruszam.

- Wiec co chcesz żebym robił gdy będziecie rozmawiać z Kuragiem? - zapytał Rhys.

- Po prostu obnoś się ze sobą - może zaświeć tyłkiem czy górą uda. Będą przypuszczać, że to dwa najlepsze kawałki mięsa, które można wycinać z naszych ciał.

Rhys obrócił głowę w jedną stronę, jakby myślał.

- Będzie przeszkadzać im widok mięsa, którego nie mogą spróbować?

- To będzie jak tortury i nie używam tego słowa lekkomyślnie. Najgorsza rzecz, jaką możesz zrobić gobelinowi, to pokazać mu coś co pragnie i odmówić mu tego. Pokazać Kuragowi jego najdziksze pragnienie, kiedy wie, że nie może tego mieć, to doprowadzi go do wściekłości.

- Lub sprawi, że będzie tak zły, że przerwie negocjacje, - powiedział Mróz.

- Nie, Mrozie, jeżeli doprowadzimy Kuraga do utraty kontroli to niedobrze, ale nie odejdzie. Szanuje fakt, że rozgrywamy z nim tę rundę. Będzie starał się znaleźć coś innego, co rozproszy nas następnym razem, ale nie wyciągnie to przeciwko nam. Gobliny kochają dobrą grę. Będzie pochlebiało mu, że wpadniemy w kłopoty.

- Nie rozumiem goblinów, - powiedział Mróz.

- Nie musisz, - powiedziałam. - Mój ojciec upewnił się, że ja rozumiem.

Mróz popatrzył na mnie i na jego twarzy było coś, czego nie mogłam odczytać.

- Książę Essus wychowywał cię tak, jakby szkolił cię w regułach dworów, jednak wiedział, że to Cel był dziedzicem, nie ty. Gdyby Cel spłodził chociaż jedno dziecko, królowa nigdy nie zaproponowała by ci tej szansy.

- Masz rację.

- Więc jak myślisz, dlaczego uczył cię reguł, jeżeli wiedział, że nigdy nie usiądziesz na tronie?

- Mój ojciec urodził się jako drugi i nigdy nie zamierzał rządzić, jednak jego ojciec wychowywał go na panującego. Myślę, że wychowywał mnie w jedyny sposób jaki znał.

- Być może, - powiedział Mróz, - albo może Książę Essus nie stracił swoich proroczych zdolności, kiedy reszta z nas je straciła.

Wzruszyłam ramionami.

- Nie wiem i nie mam czasu martwić się tym.

Doyle wszedł do przedpokoju.

- Kurag chce rozmawiać z tobą, Meredith, ale nie jest z tego powodu szczęśliwy.

- Nie spodziewałam się, że będzie.

- Obawia się twoich wrogów, - powiedział Mróz.

- To sprawia, że jest nas dwójka - powiedziałam.

- Troje, - powiedział Rhys.

- Czworo, - powiedział Doyle.

Mróz pokręcił głową, jego włosy zamigotały jak włosy anielskie na świątecznej choince.

- Pięcioro. Obawiam się o twoje bezpieczeństwo. Jeżeli stracimy groźbę goblinów, sprzymierzeńcy Cela ruszą przeciwko nam.

- Więc się zgadzamy - powiedziałam.

Doyle popatrzył na nas po kolei.

- Z czym się zgadzamy?

- Zamierzam udawać przystawkę dla Króla Goblinów, - powiedział Rhys.

Czarne na czarnym brwi Doyla podniosły się prawie do linii włosów.

- Chyba coś przeoczyłem.

- Rhys pomoże mi w negocjacjach z Kuragiem, - powiedziałam.

- Jak pomoże? - zapytał Doyle.

Rhys opuścił szlafrok z jednego jasnego ramienia, błyskając jednym jasnym sutkiem. Uśmiechnął się i wślizgnął powrotem w szlafrok.

Doyle uniósł ciemne brwi.

- Nie bierz tego do siebie, ale miałeś przeszkodę w naszej praca z Kuragiem. Strofował cię, kiedy byłeś całkowicie ubrany i ty praktycznie toczyłeś pianę z usta jak wściekły pies. Czy mam uwierzyć, że ty możesz… - wyglądał jakby szukał słowa. W końcu zdecydował się, - czy mam uwierzyć, że możesz stanąć dzisiaj i wytrzymać kiedy Kurag będzie cię drażnić?

- Dzisiaj to ja będę drażnił Kuraga. Merry powiedziała, że Kurag jest jak chłopiec ze szkolnego podwórka i ma rację. Poza tym jeżeli Merry może to zrobić, to ja też mogę.

Nagle wyglądał znów na zajadłego. Cały jego humor znikł, zostawiając jego twarz posępną. - Wolałbym raczej zabijać gobliny, niż z nimi negocjować.

- Zabawne, - powiedział Doyle, - to jest dokładnie to, co Król Kurag powiedział o sidhe chwilę temu.

- Doskonale, - powiedziałam, - Chodźmy wszyscy i zirytujmy się nawzajem.

Doyle poszedł do końca przedpokoju. Z tyłu wyglądał na okropnie nagiego. Zdałam sobie sprawę, że Kurag mógł przypatrywać się lubieżnie, nie tylko Rysowi i mnie. Zastanawiałam się, czy Doyle myśli o sobie jako o potencjalnym partnerze seksualnym, czy jako o posiłku. Domyślałam się, że to zależy od tego jak Kurag myśli o mężczyznach sidhe i czy woli jasne mięso, czy ciemne.

Rozdział 3

Słyszałam głos Kitto na przedpokoju, na długo zanim weszliśmy do sypialni. Nie mogłam słyszeć wszystkiego co mówi, ale ton jego głosu był błagalny, a głos który mu odpowiedział nie należał do Kuraga. To była królowa Kuraga, Creeda. Przez ostatni miesiąc nauczyłam się naprawdę jej nie lubić.

Kitto stał przed komodą na której było lustro, wyciągnięty na każdy cal swojego cztero stopowego wzrostu. Był jedynym mężczyzną, którego wzięłam do swojego łóżka, który był mniejszy ode mnie. Nagie plecy, które nam pokazywał były doskonale muskularne, z rozrośniętymi ramionami, klatka piersiowa, wąskie biodra, tylko wszystko było małe. Z przodu wyglądał jak człowiek, ale z tyłu, kiedy był bez koszulki, można było zobaczyć łuski. Były jasne i opalizujące, błyszczące tęczą kolorów, które biegły w dół po środku jego pleców, po każdej stronie jego kręgosłupa. Wiedziałam, że rozpościerały się w dół i kończyły na górze jego pośladków. Reszta jego ciała była idealnie biała, jak macica perłowa. Jego matką była Seelie, zgwałcona przez wężowego goblina w czasie ostatniej wielkiej wojny goblinów.

Zauważyłam, że jego kręcone czarne włosy urosły wystarczająco długie, by sięgać za jego szyję, gdzie zaczynały się łuski. Wkrótce będzie potrzebował strzyżenia, jeżeli chce utrzymać tradycję godlinów, by nie robić nic dla ukrycia swoich deformacji.

- Proszę, Królowo Goblinów, nie każ mi tego robić. - Mówił kiedy weszliśmy.

Siedziała w lustrze, wyglądała nie jak odbicie, ale tak czysto jakby po prostu siedziała przed nami. Nie była wiele większa niż Kitto, jej włosy były długie i czarne, ale kiedy jego włosy wyglądały jak jedwab, jej wyglądały na cienkie i splątane, i takie były naprawdę. Miała więcej oczu rozrzuconych na twarzy, niż mogłam policzyć. To wraz z gniazdem ramion dookoła jej talii dawało jej wygląd jakiegoś wielkiego pająka. Uśmiech rozdzielający szerokie bezwargie usta i błyszczące kły, to dość by żaden pająk nie był dumny. Miała tylko dwie nogi i dwie piersi. Gdyby ich było więcej, byłaby uosobieniem goblińskiego piękna.

Zobaczenie kobiet goblinów zawsze sprawia, że jestem ciekawa, dlaczego mężczyźni gobliny pragną kobiet sidhe. Może to była bardziej sprawa związana z mocą, niż z seksem, jak większość gwałtów.

Królowa Creeda, pochyliła się w kierunku jej strony lustra, wypełniając nasz obraz tuzinem swoich oczu i dziwacznymi asymetrycznymi ustami. Był tam gdzieś nos, ale był tak niepodobny do czegokolwiek innego, że trzeba było się skoncentrować, by go znaleźć.

- Będziesz robił co ci mówię, - powiedziała i jej głos zaczął zmieniać się w jazgotliwe warczenie, że wszyscy zaczynaliśmy bać się.

Małe ręce Kitto chwyciły górę jego spodenek i zaczynał opuszczać je na dół.

- Przestań Kitto, - powiedziałam, upewniając się, że mój głos był czysty i krzepki, a moja twarz nie pokazywała jak bardzo nie lubię Creedy.

Kitto wciągnął swoje spodenki powrotem i obrócił się do mnie, wdzięczność na jego twarzy była tak oczywista, że pospiesznie upewniłam się, że nie mógł obrócić się ponownie w kierunku lustra. Przyciągnęłam go jednym ramieniem do boku mojego ciała i położyłam swoją drugą rękę na jego miękkich włosach. Przycisnęłam jego twarz delikatnie to krzywizny między moją szyją i ramionami, więc nie mógł się obrócić i popatrzeć na Creedę. Gdyby ona zrozumiała, jak naprawdę się jej obawiał, zrobiłaby wszystko co w jej mocy, by mieć go na swojej łasce.

- Przerwałaś mi, - zajazgotała.

Uśmiechnęłam się, wiedziałam, że moja twarz była miła, nawet pogodna i błyszcząca. Byłam wyuczona przez całe życie politycznych kłamstw, które trzymały mnie przy życiu, jako dziecko na dworach faerie. Musisz być zdolna do kłamstw twoją twarzą, twoimi oczami, całym językiem ciała, manewrować poprzez politykę dworów. Nie byłam w tym zawsze doskonała, ale gobliny mniej zauważały takie rzeczy. Prawdziwym testem zawsze była moja ciotka, Królowa Powietrza i Ciemności, ona zauważała wszystko.

- Pozdrowienia, Królowo Goblinów, przykro mi, że kazałam ci czekać.

Zawarczała na mnie, błyskając ustami pełnymi kłów, miała ich więcej niż potrzebowała, zupełnie jak oczu. Byłam ciekawa, czy ma kłopoty z jedzeniem, bez zębów trzonowych. Wiedziałam, bez wątpliwości, że jej ugryzienie było trujące. Oczywiście tak jak Kitta, ale jego jedna para kłów była chowająca się. Creedy nie.

Jej twarz była jak maska furii, gdy deklamowała swoje uprzejmości.

- Powitania, Meredith, Księżniczko Sidhe, z radością poczekałam. Właściwie, jeżeli masz inne rzeczy do zrobienia, Kitto i ja będziemy zajęci jeszcze przez chwilkę.

Przesunęła większość ze swoich oczu, by spoglądać na Kitto rozgniewanym spojrzeniem. Ale miała za wiele oczu i były one umieszczone na niej przypadkowo, by wszystkie mogły tak zrobić. Niektóre poruszyły się niezależnie by patrzeć na Rhysa i Doyla, którzy weszli do pokoju za mną.

Uśmiechnęłam się mocniej.

- Co masz na myśli?

- Jeżeli on jest naprawdę sidhe, jak twierdzisz, chcę zobaczyć go nagiego i błyszczącego.

Głęboki głos odezwał się zza kamery, gdzie był, poza zasięgiem lustra.

- Wszystkie nasze rozmowy zależą od tego, czy Kitto jest sidhe. Są istoty faerie, które nie błyszczą magią podczas seksu. Gobliny są jednymi takich istot.

Kurag przesunął się na widok. Nie był tak wysoki jak większość sidhe, ale był szeroki. Jego ramiona były prawie tak szerokie, jak Doyle był wysoki. Jedne z największych goblinów są pomiędzy najbardziej obszernymi z istot magicznych. W porównaniu z królową, trzy oczy Kuraga wyglądały jak niedokończone. Jego skóra jak stary żółty zły pergamin, kiedy zmięłaś go wystarczająco by przerwać go w dłoni. Pokrywały go narośle, guzy i brodawki, każda uważana za oznakę piękna pomiędzy goblinami.

Jedna duża narośl na jego prawym ramieniu miała oko. Wędrujące oko, jak nazywały je gobliny, ponieważ wywędrowało z jego twarzy. Pozostałe oczy Kuraga były żółte z pomarańczową oblamówką, ale oko na jego ramieniu było lawendowe z czarnymi rzęsami otaczającymi je. Na piersi miał usta, po jednym boku, pasujące do lawendowego oka, urocze usta i proste zęby prawie wyglądające jak ludzkie. Mała para ramiona z boku jego ciała niedaleko oka i ust pomachała do mnie.

Odmachałam.

- Pozdrowienia, Kuragu, Królu Goblinów. Pozdrowienia również dla bliźniaka Kuraga, w ciele Króla Goblinów, - powiedziałam.

Zabłąkane kawałki były częścią pasożytniczego bliźniaka zamkniętego w ciele goblina. Usta mogły oddychać, ale nie mówić. Oko i ręce ruszały się niezależnie od Kuraga. Kiedy byłam dzieckiem grałam w karty z rękami, kiedy mój ojciec i Kurag rozmawiali o interesach. Było to szesnaście lat zanim zrozumiałam, że to cała osobna osoba uwięziona w ciele innego człowieka. Kiedy miałam szesnaście lat Kurag pokazał mi obie swoje męskości i tę należącą do jego bliźniaka. Wydawało mu się, że pomysł wykorzystania dwóch penisów może wywrzeć na mnie wrażenie. Był w błędzie. Nigdy potem nie czułam się komfortowo w towarzystwie Kuraga. Myśl o kimś uwięzionym z ciele kogoś innego, nie mogącym mówić, czy wybrać swojej własnej drogi, czy nawet swoich własnych partnerów seksualnych wydawała mi się przerażająca, jak żadna inna sztuczka genetyczna, a pomiędzy istotami magicznymi było ich całkiem wiele.

Od tej nocy, kiedy zdałam sobie sprawę, że te dodatkowe części ciała były inną osobą, pozdrawiałam ich obu. Według mojej wiedzy, byłam jedyną osobą, która tak robiła.

- Pozdrowienia Merry, Księżniczko Sidhe. - Popatrzył na swoją królową i odbiegła z wspaniałego drewnianego krzesła. Upewniła się, że nie będzie musiał patrzyć na nią drugi raz. Kurag był zdolny uderzyć ją, gdyby była wolna w wykonywaniu jego poleceń. W rzeczywistości mógł łatwo skrzywdzić każdego, kto był dla niego niemiły. Gogliny obawiały się go, a one nie są łatwe do przestraszenia.

Usiadł sam na krześle. Zatrzeszczało pod jego masą. Nie sugeruję, ze Kurag był gruby, nie był. Był po prostu solidny.

- Możemy rozmawiać i negocjować to końca świata, ale ma być jak powiedziała Creeda. Jeżeli Kitto nie jest sidhe, nie mamy o czym rozmawiać.

- Powiedzieliśmy ci, że jest sidhe. Sidhe może próbować sztuczek, ale dla nas jest zakazane otwarte kłamstwo.

- Pozwól nam powiedzieć, że życzymy sobie zobaczyć to na nasze własne oczy. - Przybrał taki wygląd, który mówił, że był dużo mądrzejszy, niż wydawało się i bardzo mniej niż by chciał. To był przenikliwy umysł w potężnym ciele. Przez większość czasu ukrywał to, ale dzisiaj wyglądał dziwnie poważnie, rzeczowo. Zastanawiałam się, co by się zdarzyło gdyby nie drażnić Kuraga.

Prawie zapytałam, ale wiedziałam, że to byłaby pomyłka. Jedne istoty magiczne nie przyznają się, że inne jak on, są łatwe do odczytania. Po prostu tak się nie robi, zwłaszcza, jeżeli jednemu z nich zdarzyło się być królem. To nie jest mądre, pozwalać żadnemu królowi wiedzieć, że możesz widzieć go tak dokładnie.

- Co masz na myśli Kuragu?

Jego spojrzenie prześlizgnęło się ode mnie do Rhysa, który poruszył się i stanął po jednej mojej stronie.

- Widzę naszego białego rycerza.

Zazwyczaj był to sygnał dla Rhysa, by powiedzieć Nie jestem twoim białym rycerzem. Dzisiaj się uśmiechnął.

Kurag zmarszczył brwi. Nie wydaje mi się, żeby lubił kiedy jego wyzwiska były ignorowane. Wyciągnął wielką żółtą rękę i jego królowa podeszła do niego. Podniósł ją jedną ręką, jakby była lżejsza od powietrza i posadził ją na swoim kolanie.

- Creeda tęskni za próbowaniem ciała sidhe. Nie mogła pieprzyć białego rycerza, kiedy był tutaj.

Poczułam raczej niże zobaczyłam Rhysa sztywniejącego przy mnie. Nie był zdolny przepuścić to. Poprosiłam go o za wiele. Cholera.

Ale nie doceniłam Rhysa.

Usiadł na łóżku. Rzuciłam okiem za siebie by zobaczyć jak siada pochylony do przodu, sprawiając, że góra w szlafroku rozwarła się, otaczając jego pierś, biel otaczająca białe jak kawałek gładkiej kości słoniowej opatulonej chmurą. Podparł pięty na podpórce łóżka, więc szlafrok rozszedł się na środku, nie pokazując za wiele ciała, ale dając obietnicę, ze jeden mały ruch mógłby obnażyć jego nogi, jego udo, jego całego.

Mały dźwięk skierował mnie powrotem do lustra. Creeda wydała z gardła wysoki, cienki dźwięk. Myślę, że z zaskoczenia, że jest prowokowana. Zabrzmiało to jak dźwięk wydawany przez zwierzę, ale nie żadne zwierze które nosiło futro. To było coś zdecydowanie podobne jak dźwięk wydawany przez owady.

- Będziesz dla nas błyszczał? - zapytał Kurag.

Rhys tylko uśmiechnął się.

Kurag przymrużył oczy. Widziałam pierwszy rumieniec gniewu wpływający na jego twarz. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że drażnienie Rhysa mogło obrócić się przeciwko nam, niedobrze.

Doyle zrobił kilka kroków w ciężkiej ciszy. Odszedł od pozycji na łóżku, gdzie pochylony oglądał przedstawienie. Przeszedł przez pokój, by stanąć dalej od Rhysa, stanął przy mojej drugiej stronie. Był niezupełnie odziany, cholernie blisko nagości, ale żaden z nich, Kurag, czy jego królowa nie drażnili Doyla. Nadal był Ciemnością Królowej czy, prościej Ciemnością. Gobliny mogą powiedzieć co lubią, ale obawiali się ciemności, tak jak inni.

- Czas naszej wyprawy zbliża się, Kuragu, Królu Goblinów i chcemy wiedzieć, jeżeli odwiedzimy twoją siedzibę. Czy Księżniczka Meredith uświetni dwór goblinów, czy nie?

Oparł swoje długie, ciemne ciało naprzeciwko ciemnego drewna podstawy łóżka. Zwyczajnie stanął na baczność, ale myślę że, jak Rhys, grał przed goblinami. Jego ramiona były skrzyżowane na jego piersi, więc kolczyk w sutku błyszczał obok jego ramion. Nawet jego nogi były skrzyżowane w kostkach. Kąpielówki były tak zbliżone do koloru jego czarnej skóry, że wyglądał jak nagi. Wiedziałam, jak bardziej przyciągający jest jego wygląd, kiedy znika ta ostatni kawałek materiału, ale gobliny nie wiedziały.

Creeda wydała znów ten wysoki dźwięk. Wyciągnęła trzy ze swoich rąk, jak gdyby próbowała dotknąć Doyla.

Kurag pociągnął jej ręce z powrotem, przyciągając ja do siebie. Jej ręce zaczęły pieścić go. Mógł to być nerwowy gest, lub może chciała pokazać mężczyźnie, że potrzebuje seksu. W kulturze goblinów, jeżeli potrzebujesz seksu, po prostu robisz to, gdziekolwiek zdarzy ci się być, czy cokolwiek zdarzy ci się robić. To sprawia, że spotkania w interesach z nimi są dziwne.

- Udowodnij, że Kitto jest sidhe. Udowodnij to poza wszelką wątpliwością.

- Jeżeli to udowodnię, - powiedziałam, - zgodzisz się na naszą propozycję?

Potrząsnął swoją wielką głową.

- Nie, ale jeśli on nie jest sidhe, nasze rozmowy są skończone.

Pokazałam im trochę mojej niecierpliwości.

- Więc co, Kitto zrobi dla was przedstawienie, a wy nic za to nie dacie? Nie wydaje mi się.

Ręka królowej znalazła pachwinę Kuraga przez jego spodnie. Kurag zignorował ją, jakby nic się nie stało.

- Myślę, że wszystkie nasze rozmowy są na nic. Nadal nie wydaje mi się, że księżniczka będzie umiała zrobić to, co poleciłeś jej robić, Ciemności.

- Nic nie każę jej robić, Kurag. Księżniczka Meredith decyduje jaką drogą pójść.

Kurag pokręcił głową.

- Wiem, że nie kłamiecie wprost, ale również wiem, że kobieta przebywając z mężczyzną może dostawać od niego sugestie. To nie musi być rozkaz. Słowo tu, słowo tam.

Jego oczy straciły zainteresowanie na sekundę i odepchnął rękę królowej od swojego ciała. Szamotała się by zatrzymać następną rękę na jego pachwinie. Ścisnął jej cienkie ramiona w swojej wielkie ręce jak bukiet łodyżek kwiatowych. Dopiero kiedy ból przeszył jej twarz, wypuściła go. Przytrzymał nacisk sekundę dłużej, jak jakby miał zmiażdżyć jej ramiona, wtedy ja puścił.

Usiadła na jego kolanach, pocierając swoje ramiona jedną ze swoich rąk. Wyglądała na nadąsaną, jak dziecko, któremu powiedziano: Nie. Byłam zła. Creeda oszczędzała swoją złość na inne rzeczy.

Doyle w końcu odpowiedział.

- Nie robię nic by przekonywać księżniczkę, poza przypominaniem jej, że może któregoś dnia być królową.

- To nie jest pewne, że będzie królową. Cel nadal może zostać królem.

Doyle odszedł od łóżka i stanął prosto i idealnie jak zazwyczaj stał.

- Czy kiedykolwiek wiedziałeś mnie stojącego po stronie przegranego?

Kurag wciągnął wielki oddech i wypuścił powoli powietrze.

- Nie. - Nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu.

- Więc wystarczająco zwlekaliśmy. Oferujemy ci uczciwą umowę.

Spojrzenie Kuraga prześlizgnęło się na mnie.

- Czy Ciemność jest twoim głosem, Merry?

- Nie, ale kiedy zgadzam się ze wszystkim co mówi, nie widzę problemu, by pozwolić mu skończyć.

- Więc zakończył targowanie się.

Westchnęłam.

- Nie, nie to miałam na myśli i ty o tym wiesz. Doprowadzę twoich wojowników do ich pełnych mocy. Przemyśl to, Kuragu. Wojownicy goblińscy z magią sidhe w żyłach.

- Są tacy, którzy obawiają się goblinów bez takiej magii, - powiedział.

- Nie jestem jedną z nich.

Zmarszczył brwi, potem spojrzał na mnie. Pozwoliłam ciszy ciągnąć się. Nauczyłam się dawno temu, z wielu ludzi nie może znieść ciszy. Czują się zmuszeni wypełnić ją. Czekał i w końcu powiedział.

- Dlaczego się nie obawiasz? Wszystko to powstrzymuje gobliny od pokonania wszystkich faerie, to magia sidhe. Sprawia to, że jesteśmy równymi przeciwnikami naszej potęgi w walce i nikt nie może stanąć przeciwko nam.

- Jeżeli gobliny rozpoczną wojnę na Amerykańskiej ziemi, będziecie odrzuceni, nie tylko od feeria, ale z ostatniego kraju, który nas toleruje. - Pokręciłam głową. - Wieki temu, kiedy walczyliśmy jeden przeciwko drugiemu, wtedy być może obawiałabym się ciebie, ale nie teraz. Lubisz być tutaj, Kuragu. Lubisz to za bardzo, by ryzykować to wszystko, zwłaszcza, kiedy nie masz gwarancji zwycięstwa.

- Są tacy pośród sidhe, którzy będą obawiać się nas, zyskujących ich magię.

Przytaknęłam.

- Wiem, ale to nie jest twój problem. Jest mój.

Prawdę mówiąc, nie myślałam, że doprowadzę więcej niż pół tuzina goblinów do chociaż odrobiny równowagi mocy sidhe. Pół sidhe zazwyczaj nie przetrwają dzieciństwa między goblinami. Kiedy dorastają i dochodzą do naszej mocy, są trudni do zabicia, ale jako dzieci są kruche. Pełnokrwiste gobliny ciężko zabić.

Sięgnął swoją wielką dłonią w dół dużo mniejszej królowej, tak jakby była psem.

- Wiele ryzykujesz, Marry.

- To jak wiele ryzykuję, to mój interes, Kuragu. Oferuję ci szansę, jaka gobliny nie miały przez tysiąclecia. Oferuję ci magię sidhe. Nikt więcej nie może ci jej dać. Cel nie może. Tylko ja i ci którzy stoją ze mną.

- Dodatkowy miesiąc za każdego goblina z którego zrobisz sidhe, to za dużo. Dodatkowy dzień.

Pochyliłam się do przodu, zmuszając mój własny szlafrok do rozchylenia, wiedziałam, że ta czerwona satyna obramowuje moje piersi tak, jakby były białymi klejnotami. Nigdy nie próbowałam tego na innej sidhe. Byłam za bardzo człowiekiem, by podobać się większości z nich, ale dla goblinów, mogłam być piękna.

- Dodatkowy dzień jest obrazą, Kuragu i dobrze to wiesz.

Jego spojrzenie było utkwione nie przerwanie na mojej przerwie między piersiami. Oblizał swoje cienkie usta, dużym różowym językiem.

- Więc tydzień.

Creeda głaskała jego twarz, połowa jej oczu wpatrzona była we mnie, połowa w Kuraga. Z jakiegokolwiek powodu, sprawiłam, że Królowa Goblinów zdenerwowała się. Kurag proponował mi małżeństwo jeden raz jakiś czas temu, ale myślę, że było to bardziej pragnienie magii sidhe w linii krwi goblinów, niż prawdziwe pożądanie dla mnie. Kurag prawdopodobnie mógł pieprzyć cokolwiek, jeżeli to stałoby wystarczająco długo.

Stanęłam prosto i zaczęłam poprawiać szlafrok, jakby było mi gorąco.

- Dlaczego nie rok, za każdego, którego sprowadzę? Tak - Popatrzyłam w dół na niezwiązaną szarfę mojego szlafroka - tak, to mi się podoba. Rok za każdego z nich, włączając Kitto. - Rozwiązałam szlafrok, który otaczał resztę mojego ciała. Pokazywało to jasno jak niewiele miałam na sobie.

- Nie, nie rok. Jeżeli ty rozbierasz się do naga dla mnie, nie możesz dostać roku.

Uśmiechnęłam się do niego, sprawiłam, że moje trójkolorowe oczy zalśniły, dwa odcienie zieleni i okrąg złota.

- I ty nie możesz brać pod uwagę dnia.

Wtedy zaśmiał się, głęboko, aż ze śmiechu zatrząsł mu się brzuch. To była taka spontaniczna radość jaką wszystkie gobliny mają i którą sidhe widocznie zagubili w tych latach. Był tam również inny męski głos, dobiegający zza lustra. Wiedziałam, że Kurag i Creeda nie byli sami. Byłam ciekawa komu ufał wystarczająco, by słuchał naszej umowy.

- Jesteś córką swojego ojca, Merry, mówię ci to. Znasz swoją wartość.

Popatrzyłam na dół, udając wstydliwą, ponieważ nie chciałam, żeby widział dokładnie moją twarz. Myślałam mocno i nie byłam pewna, że nie będzie można wyczytać tego z mojej twarzy. Potrzebowałam przekonać Kuraga, by zgodził się na to co chciałam. Pytanie było, jak przekonać jego wrodzoną ostrożność o nie mieszaniu się w interesy sidhe. Jak mogłam przekonać go do zgody na coś, czego on nie chciał zrobić. Lub może obawiał się zrobić.

Pozwoliłam szlafrokowi opaść na podłogę.

- Jak wiele mogę być warta, jeżeli ty nie chcesz sprzedać nieba i ziemi, by zobaczyć mnie nago? Gdybym naprawdę była piękna, nie mógłbyś tego powiedzieć. Stawiłam mu czoła, co było wątpliwe i wstawiłam to zwątpienie jakie tylko miałam o sobie w moje oczy. Moja własna matka była moim największym krytykiem. Dopiero kilka miesięcy temu zdałam sobie sprawę, że była zazdrosna o mnie. Zdałam sobie sprawę, że moja matka wygląda bardziej na człowieka niż ja. Miała wzrost i szczupłą figurę, ale jej włosy, jej skóra, jej oczy, były ludzkie. Moje nie.

Kurag wyczytał zwątpienie w moich oczach i zobaczyłam, ze jego spojrzenie zachmurzyło się.

- Wątpisz w siebie. - zabrzmiał prawie jakby sprawiło to, że był pełen respektu. - Nigdy nie spotkałem kobiety sidhe, która nie wierzyłaby, że jest prezentem dla mężczyzn danym przez boginię.

- Była pewna kobieta, która powiedziała mi, że jestem za niska, by być piękną. - przesunęłam swoje ręce przez piersi, - powiedziała mi, że moje piersi są za duże, - przesunęłam w dół do mojej tali i bioder. - że krzywizny są w niewłaściwych miejscach. - przesunęłam w dół do uda. Kobiety sidhe nie mają ud. Pozwoliłam by moje włosy przykryły twarz, kiedy się poruszyłam, więc moje oczy spoglądały na niego na wpół ukryte za szkarłatem moich włosów. - Powiedzieli mi, że jestem brzydka.

Zerwał się ze swojego krzesła, zrzucając swoją królową na podłogę.

- Kto powiedział takie rzeczy? Zmiażdżę ich szczęki i dopilnuję, by zadławili się swoimi własnymi kłamstwami! - zaryczał.

Gniew na jego twarzy, jego drżąca wściekłość - wzięłam to za komplement jakim był. Zdałam sobie w tej chwili sprawę, że Kurag może pragnąć mnie bardziej, niż tylko ze względu na politykę czy supernaturalną linię krwi. W czasie uderzenia serca, pomyślałam, że może, tylko może Król Goblinów kocha mnie w jakiś dziwny sposób. Spodziewałam się dzisiaj wielu rzeczy, ale nie miłości.

Nie wiem dlaczego, ale nagle zdałam sobie sprawę, że po policzkach płyną mi łzy. Płakać, ponieważ jakiś goblin oferował się bronić mojego honoru. Spojrzałam na Kuraga i pozwoliłam mu zobaczyć moją twarz, moje oczy, wszystko. Ponieważ zdałam sobie sprawę, że nadal nie mogę uwierzyć, że jestem piękna. Strażnicy pragnęli mnie, ponieważ bezemnie byliby w celibacie. Oddawali mi się, więc być może któryś z nich będzie królem. Żaden z nich, nie chciał mnie, tylko dla mnie. Może to było nie w porządku, ale jak mogłam kiedykolwiek dowiedzieć się, dlaczego przyszli do mojego łóżka? Popatrzyłam na Kuraga i wiedziałam, że tam był mężczyzna, który znał mnie odkąd byłam dzieckiem i myślał, że jestem piękna, i warta obrony, nigdy nie poszedł ze mną do łóżka, nigdy nie będzie moim królem. Wiedza, że jest ktoś, kto uwielbia mnie, tylko dla mnie, coś znaczyła. Coś, na co nie miałam słów, ale pozwoliłam Kuragowi zobaczyć, że to doceniam. Że doceniam jego i to co do mnie czuje.

- Merry, dziewczynko, nie płacz, bogini uchowaj mnie od tego, - powiedział Kurag i jego głos był bardziej miękki, jednak nadal szorstki.

Kitto podniósł się z podłogi, gdzie siedział, więc mógł przyłożyć swoje usta do mojego policzka. Jego język zatrzepotał, pieszcząc moją skórę, rozdwojony koniuszek jego języka połaskotał mój policzek. Kiedy nie zaprotestowałam, polizał mój policzek, pijąc moje łzy. Gobliny uważają większość płynów z ciała za drogocenne i nie powinno się ich marnować. Rozumiałam co robi i szczerze mówiąc, właśnie wówczas, prawie każdy dotyk pocieszył mnie. Moje ramię ześlizgnęło się na jego ramiona i pochyliłam się w jego stronę, kiedy dalej lizał moje łzy.

Rhys był za mną, klęczał na łóżku. Uścisnął mnie od tyłu. Ponieważ Kitto i ja byliśmy tak blisko, był zmuszony uściskać też Kitto. Tylko my w pokoju rozumieliśmy, jakim przełomem było dla niego być chętnym po zbliżenia się tak blisko do Kitto.

Była to bliskość, która sprawiła, że poczułam się lepiej.

- Nie rok. Merry, nawet dla twoich łez. Nawet za ten wyraz twojej twarzy. - Kurag wciąż stał, tak szeroki, że jego widok wypełniał lustro. Był bardzo zainteresowany nami, częściowo dlatego lustro było wypukłe, a częściowo dlatego, że stał za blisko szkła po swojej stronie.

Kitto wypił moje łzy i oczyścił tą część mojej twarzy. Odwrócił się przodem, bardziej pewny, kiedy opierał się na mnie i próbował dosięgnąć mojego drugiego policzka. Przecisnął się ciasno koło ramienia Rhysa i mojego ciała. Spodziewałam się, że Rhys przesunie swoje ramię wystarczająco, by pozwolić Kitto przesunąć się do drugiej strony mojego ciała, ale tego nie zrobił. Trzymał nas ściśniętych razem w miażdżącym uścisku swoich ramion. W chwili zdałam sobie sprawę, że byliśmy faktycznie uwięzieni, o ile Rhys uwolni nas, oddech uwiązł mi w gardle, tętno pulsowało w moim gardle.

Mój głos tchnął z mojego ciała pełen tego tętna, tak nagle że nie zdawałam sobie z tego sprawy.

- Czy moje łzy są warte miesiąc Kuragu?

Kitto spróbował znów przecisnąć się pod ramieniem Rhysa. Zmusiło to ciało Kitta do przyciśnięcia się mocno do mnie, ale to Rhys wyszeptał prosto w moje włosy.

- Odwróć do niego swoją twarz.

Odwróciłam się tak, że mógł dosięgnąć drugiego policzka.

Język Kitto pieścił mój policzek, czułam jego oddech prawie gorący na mojej skórze. Rhys naprężył swoje ramiona i byłam jakby ograniczona łańcuchem ciała i muskułów. Nie mogłam się skoncentrować, nie mogłam myśleć.

- Pieprzyć i karmić, a zawrócisz w każdej goblińskiej głowie, - powiedział Kurag, a jego głos był cichy, warczący, ale nie gniewny.

- Rhys, proszę, nie mogę myśleć, - wyszeptałam.

Rozluźnił ramiona, ale tylko tyle, by dać mi złudzenie wolności. Znałam tę grę, ale w środku politycznych negocjacji, nie było na to czasu. Część mnie chciała powiedzieć Rysowi, by mnie puścił, ale część uwielbiała czuć jego ramiona dookoła mojego ciała, jego twarde ciało przyciśnięte do moich pleców, szept jego oddechu w moich włosach. Wiedziałam, ze Kitto woli wiele rzeczy bardziej niż bycie przytulonym, bez wyboru. To sprawiało, że czuł się bezpieczny. Było wygodne, ale według mnie nie był bezpieczny, tak jak chciałam.

Zdołałam skupić się na Kuragu, ale wiedziałam, że moja twarz pokazuje, to co czuję. Czekałam na to by wtrącił się Doyle, by przerwać ten pokaz, ale było tak, jakby w pokoju znajdował się tylko Rhys, Kitto i ja.

- Pozwól mi pokazać co naprawdę goblin może zrobić dla ciebie, Merry, - powiedział Kurag. Jego spojrzenie ześlizgnęło się na Rhysa. - Pozwól mi odciąć wybrany kawałek ciała. Odrośnie jeśli zrobi się to prawidłowo. Za to zgodzę się prawie na wszystko.

Rhys był tym, który powiedział.

- Zostawiłeś Kitto poza umową, - jego głos był prawie ochrypły.

- Jest goblinem i mogę zrobić z nim co chcę, kiedy chcę.

- Nie wydaje mi się, - powiedziałam.

- Jest teraz sidhe, - powiedział Rhys, delikatnym cichym głosem. - Był jednym z was, ale to się zmieniło.

- Jest nadal kim był. Nadal pożąda kogoś, kto by nad nim panował. Nie obawiam się nikogo, kto szuka pana.

Odzyskałam głos i była znów prawie normalny.

- Właśnie mówisz o cięciu kogoś, kto jest jego panem. Gdzie tu logika, Kuragu?

- Nie potrzebuję jego zezwolenia, by wziąć to co chcę od Kitto. Mogę wziąć co chcę od każdego goblina, jeśli nie ma wystarczającej siły, by mnie powstrzymać. - Wskazał na Kitto. - On nie jest tak silny.

- Mamy wiele rodzajów siły, Kuragu. - powiedziałam.

Zrobił krok do tyłu od lustra i znów usiadł w swoim krześle. Potrząsnął głową.

- Nie, Merry, jest tylko jeden rodzaj siły, siła by zabrać to co się chce.

- I siła by to zatrzymać, - powiedział męski głos zza lustra.

Kurag zmarszczył brwi patrząc w kierunku głosu, potem obrócił się do mnie.

- Pozwól mi pieprzyć cię i spróbować białego rycerza, a zgodzę się na miesiąc za każdego goblina którego zamienisz w sidhe.

Rhys uwolnił mnie, powoli, prawie niechętnie. Jeżeli miał kłopot z dotykaniem Kitto tak blisko, nie pokazał tego. Kitto oczyścił ostatnią z łez z mojej twarzy i stanął naprzeciwko mnie.

- Nie mogę pomagać ci łamać twoich małżeńskich ślubów, bez względu jak luźno traktujesz je. Nasze prawo zakazuje tego. A moi strażnicy, wszyscy moi strażnicy nie są posiłkiem. - pocałowałam czubek głowy Kitto.

- Więc nie możemy mieć umowy. - przez sekundę zobaczyłam ulgę z tej decyzji na jego twarzy.

Głos Doyla zabrzmiał w tej ciszy jak głęboki, mocny dzwon, mruczące uderzenie jego głosu przebiegło przez moją skórę.

- Byłem tam, kiedy gobliny pozbawione były swojej magii, Kuragu. Pamiętam waszych czarnoksiężników. Pamiętam, że był czas, kiedy magia goblinów przerażała swoją psychiczną mocą.

- I kto wymordował każdego czarnoksiężnika i czarownicę pomiędzy nami? - Znów wracał gniew w jego głosie.

- Ja, - powiedział Doyle. Nigdy nie słyszałam słowa, tak pustego, bez emocji, nie wyrażającego nic.

- To była magia sidhe, która wyssała magię z naszych żył.

- To nie było zaklęcie Unseelie, Kuragu. Chcieliśmy wygrać wojnę, nie zniszczyć was.

- Ten bękart Taranis nie zniszczył nas, on i jego błyszczący lud wypowiedział zaklęcie. Wyssali naszą magię i zatrzymali ją. Nie wierz w nic innego, Ciemności. Ta błyszcząca kupa hipokrytów zatrzymała, to co ukradli.

- W przeszłości nie robiłem nic dla Króla Światła i Iluzji, - powiedział Doyle.

Kurag patrzył na Doyla przez sekundę, lub dwie, potem powiedział spokojnie, nawet jeśli mogłam zobaczyć gniew na jego twarzy.

- Pomogłeś zabrać naszą magię. Dlaczego chcesz pomóc nam ją odzyskać?

- Nie zgadzałem się, że powinna być wam zabrana za pierwszym razem. Nie miałem problemu z zabijaniem twoich ludzi. Oni mordowali nas. Gdyby ich zaklęcia pozostały by na właściwym miejscu, to może byłoby gorzej dla sidhe.

- Wygralibyśmy i mielibyśmy wasze błyszczące tyłki.

Doyle wzruszył ramionami.

- Kto powiedział, ze tak by się skończyła ta wojna? Ale teraz mówię: oferujemy wam oddać część magii, która wam był skradziona.

Wyszeptałam prosto do ucha Kitto.

- Zabłyśnij dla niego, Kitto.

Kitto podniósł swoją głowę, by popatrzeć mi prosto w oczy. Jego twarz była tak poważna, jakby nie chciał tego zrobić. Chciałam zapytać go dlaczego, ale nie mogłam zapytać przed Kuragiem, ponieważ nie wiedziałam jaką odpowiedź mógłby dać Kitto. Nauczyłam się lata temu, że w środku negocjacji nigdy nie zadawaj pytać, na które nie znasz odpowiedzi. Odpowiedzi mogą zranić cię.

- Boję się, - odpowiedział Kitto cichym głosem.

Rozumiałam to. Złość, pożądanie, wszystkie rodzaje emocji, które sprawiają że magia rozjarza się, ale strach, obcość, mogą ją zabić. To zależało od rodzaju strachu. Jeżeli to był paraliżujący umysł, wywołujący panikę rodzaj przerażenia, po prostu nie można było się skoncentrować. Ale mały strach mógł pomóc sprowadzić magię, czasami twoje największe lęki mogły unaocznić twoje największe moce. Wciąż, zwłaszcza na początku, kiedy magia był nowa, nigdy nie wiadomo było w jaki sposób strach zadziała.

Kitto nie mógł pokazać swojej magii, ponieważ bał się na śmierć Kuraga i Creedy. Był za bardzo przerażony, by myśleć jasno, by samemu użyć magii.

Chwyciłam jego twarz w moje dłonie.

- Rozumiem.

Spojrzałam za siebie na Rhysa i westchnęłam. Rhys to tej pory dobrze grał, ale ten jeden wymuszony uścisk był największym fizycznym kontaktem, jaki miał z Kitto. Proszenie Rhysa, by pomógł mi, co sprowadzało się to gry z Kitto, było proszeniem o zbyt wiele. Mój biały rycerz, jak nazywał go Kurag, wykonał swój obowiązek na dzisiaj.

Nadal trzymając jego twarz w swoich dłoniach, złożyłam na ustach Kitto delikatny pocałunek.

- Co to jest? - zapytał Kurag.

Uniosłam swoją twarz wystarczająco, by popatrzeć na niego.

- Chciałam, by Kitto wezwał swoją magię, ale za bardzo was się obawia.

- Dlaczego używana przez goblinów, magia jest tak krucha?

- Na początku swoich mocy, czasami potrzebujesz pomocy z wyciąganiem jej.

Doyle przytaknął.

- To jak z każdą inna bronią, Kuragu. Ktoś niedoświadczony w walce mieczem, może wahać się w walce, czy być niepewnym kiedy uniknąć uderzenia.

Zmarszczył brwi, wiercąc się na swoim wielkim krześle, jakby nagle stało się niewygodne.

- Nie mam magii, ale jeśli mówicie, że jest jak broń, niech tak będzie.

Mogłabym powiedzieć, że jego twarz wyrażała, że jednak zrozumiał co mamy na myśli.

Creeda wskoczyła powrotem w ramy lustra. Kurag podniósł ją nieuważnie, jak gdyby była zwierzątkiem, które chce być wziętym na kolana.

- Lśnij dla nas, księżniczko, lśnij dla nas, - Creeda powiedziała chętnym głosem, w którym nadal słychać był ten wysoki, mechaniczny jazgot.

Kurag dał jej delikatnie klapsa w bok. Podniosła swoje oczy na niego.

- Co? Chcesz, by chociaż trochę zalśniła.

Patrząc na Kuraga, walczącego, by zachować neutralny wyraz twarzy, zdałam sobie sprawę, że jedno pozwalać Creedzie mieć trochę zabawy z Kitto, ale włączać do tego mnie, to zupełnie co innego. W tym momencie wiedziałam dwie rzeczy. Jedna, miałam przewagę nad Kuragiem w każdych negocjacjach, druga, inne gobliny mogły to zauważyć, jeżeli już nie widzieli, mogli uważać to jako słabość. Gobliny nie mają dziedzicznej monarchii. Zostajesz królem, ponieważ jesteś mocny, wystarczająco by zamordować starego króla. Żaden Król Goblinów nie umarł spokojnie we śnie. Wszyscy bali się Kuraga, ale jeśli wyczują jedną słabość, będą podejrzewać inne. Gobliny, jak rekiny, wyczują krew.

- Czy reszta z nas przegapiła przedstawienie? - męski głos, który wcześniej robił uwagi, dobiegł znów zza kamery.

Kurag posłał złe spojrzenie w kierunku tego kogoś.

- Księżniczka nie urządza przedstawień. - Obrócił się znów do mnie. - Czy, to się zmieniło, od kiedy masz swój harem? - Zdołał przywołać powrotem na twarz wojowniczą pustkę, wykorzystując gniew by ukryć to o czym myślał.

- By zmniejszyć strach Kitto, będę go pieścić.

Zza lustra dochodziły okrzyki i dźwięki. Typowe męskie dźwięki, jakie byłyby nie na miejscu nawet w większości barów w sobotnią noc.

Kurag zignorował je jak mógł, ale wysiłek był widoczny w jego wielkich rękach, umiejscowiony w jego ramionach. Jego królowa zesztywniała, jak że była przygotowana zeskoczyć dla bezpieczeństwa.

- Nie będzie za dużego przedstawienia, na standardy goblinów, czy nawet na standardy Unseelie, ale złagodzę jego strach i otworzę go na jego magię.

- Widziałem jego blask, Merry. Wierzę, że jest sidhe. Wierzę, że jest w nim magia. Ale nie rodzaj magii, która pomoże na polu bitwy. A to jest jedyny rodzaj magii, jaki my potrzebujemy.

- Ty to powiedziałeś, Kuragu. - powiedział Doyle. - ponieważ gobliny nigdy nie znały innych rodzajów magii.

- Powiedziałem to, ponieważ taka jest prawda. - Jego oczy były bardziej pomarańczowe, niż żółte. Zmieniły kolor z gniewu.

- Czy chcesz zobaczyć jego blask z magii która może być twoja, Kuragu? - zapytałam i zniżyłam trochę mój głos. Przyznałam się do użycia pociągu do mnie przeciwko niemu. Gdybyśmy mogli zdobyć gobliny dla prawie trwałego sojuszu, moglibyśmy trzymać większość wrogów w bezpiecznej odległości. Dla życia tych którzy byli mi drodzy, dla przyszłości Dworu Unseelie, mogłam manipulować królem. Szorstko skinął głową. Creeda złożyła swoje ręce razem, jakby miała klasnąć, podskakiwała jak dziecko na jego kolanach.

Popatrzyłam na Kitto. Zapytałam go wzrokiem, czy jest gotowy. Mruknął: tak. Pocałowałam go delikatnie w usta, nie jako element gry, ale jako podziękowanie i jako przeprosiny, za zmuszenie go do zrobienia czegoś, czego nie chciał.

Mogłam czuć niechęć jego ciała i byłam rozdarta. Znałam Kitto na tyle dobrze, że wiedziałam jak pokierować nim we właściwy sposób, ale jeżeli zrobiłabym to przed goblinami, oni też by się dowiedzieli jak to zrobić. Wiedziałam jak sprawić, by Kitto lśnił, ponieważ był moim kochankiem i przyjacielem. Jeżeli będę powolna i będę robić wiele rzeczy, z dotykiem, to z łatwością ukryję jego ulubiony dotyk pomiędzy innymi, wtedy Creeda nie pozna klucza do jego ciała. To będzie trwać dłużej, ale nie chcę pomóc Creedzie męczyć go. Zrobię co tylko będę mogła, by nigdy nie zobaczyć jak Creeda kładzie swoje ręce na nim, ale znałam za wiele królewskiej polityki, żeby być pewną, że mogę zachować go bezpiecznym.

Nigdy beztrosko nie odmawiaj królowej, żadnej królowej.

Podjęłam decyzję i przysunęłam Kitto w moje ramiona.

Rozdział 4

Usiadłam na brzegu łóżka z Kitto na moich kolanach, siedział na mnie okrakiem, tak jakbym ja była chłopcem, a on dziewczynką. Jego spodenki rozciągnęły się mocno na szerokość twardego zaokrąglenia jego pośladków, moje ręce trzymały te twarde ciało przez ubranie. Trzymałam go nadal na kolanach, kiedy moje usta badały jego twarz, jego szyję, jego ramiona. Pieściłam delikatnie jego ramię i zadrżał. Nawet przez ubranie, poczułam, że twardnieje. Położyłam jedną rękę na jego pośladku, by powstrzymać go przed upadkiem, ale drugą przeciągnęłam po jego plecach. Bawiłam się tęczowymi łuskami na jego plecach i znalazłam linię nagiej skóry, która biegła wzdłuż jego kręgosłupa. Pieściłam koniuszkiem palca ten długi, gładki pasek skóry i to sprawiło, że przeszedł go dreszcz, odchylił w tył głowę, przyłożył swoją twarz do mojej, nadal z zamkniętymi oczami i ustami na wpół rozchylonymi. Ale nadal nie lśnił.

Był piękny, gdy siedział na moich kolanach, ale była tu tylko magia obnażonej skóry i zachwycającego ciała. Nie lśnił mocą.

- Spraw by lśnił, spraw by lśnił! - zawołała Creeda, jak gdyby czekała już tak długo, że mogła wykrzykiwać.

Na dźwięk jej głosu, Kitto zwiędnął, jego ramiona opadły, opuścił głowę i skulił się przyciskając się do mojego brzucha. Tak jakby sam dźwięk jej głosu przypomniał mu niemiłe rzeczy. Gobliny nie widzą małżeńskiej przysięgi tak jak my, oboje partnerzy cieszą się pewną wolnością. Jakiekolwiek dziecko będące rezultatem jakiegokolwiek związku jest wychowywane przez parę małżeńską jako wspólne. Nie ma wstydu czy krzyku o to, że ktoś jest bękartem. Może to jest powodem, że nie mają dziedzicznej monarchii. Ale jakikolwiek nie byłby zwyczaj, nie chciałabym, by Kitto kiedykolwiek stał się maskotką Creedy.

- Cii, Creeda, - powiedział Kurag. Ale szkoda już się stała.

Kitto owinął swoje nogi dookoła moich bioder, jak dziecko szukające pocieszenia. Przycisnął się do mnie i schował swoją twarz w moich ramionach.

Spojrzałam na Kuraga.

- Nie wiedziałam, że twoja królowa, zna Kitto tak dobrze.

- Nie zna.

Poklepałam plecy Kitto i nie byłam pewna, czy mu wierzyć, ale nie mogłam wymyślić żadnego dobrego powodu, dla którego miałby kłamać.

- Więc nie rozumiem poziomu jego strachu przed nią.

- Creeda, jak większość naszych kobiet chętnie próbuje goblinów, które są również sidhe. Musiał być jej kobiecym wyborem na bankiet. - Kurag nie wyglądał na szczęśliwego, nie byłam całkowicie pewna dlaczego, ale tak naprawdę nie miało to znaczenia.

- Gobliny gwałcą wrogów i więźniów, ale nie gwałcą się nawzajem, - powiedziałam.

Kurag popatrzył na Rhysa.

- Twój jasny książę wie dokładnie, co robimy z więźniami.

Posłał zły lubieżny uśmieszek, jakby był szczęśliwy, że mógł wrócić na miejsce które lubił. Uwielbiał drażnić Rhysa.

Rhys poruszył się na łóżku za mną. Leżał tak cały czas, podczas sceny z Kitto.

- Wiem, że byłem głupcem, Kuragu. Księżniczka powiedziała mi, że mogłem oszczędzić sobie wiele cierpienia, gdybym wiedział o co pytać.

Lubieżny uśmieszek Kuraga zniknął, zmarszczył brwi.

- Sidhe przyznający, że jest głupcem, to jest cud.

Kurag spojrzał powrotem, akurat by zobaczyć, że Rhys skinął głową.

- Jesteśmy arogancką rasą, ale niektórzy z nas umieją uczyć się na swoich błędach.

- I czego się nauczyłeś jasny książe?

- Że zanim przybędziemy na jakikolwiek bankiet na twoim dworze, musimy bardzo dokładnie wyjaśnić co może zdarzyć się z nami, a co nie. Z nami wszystkimi, włączając Kitto.

- To jest aroganckie, - powiedział Kurag. - Żaden sidhe nie może odmawiać goblinowi dostępu do innego goblina.

- Jeżeli Kitto nie chce być z kobietą, może powiedzieć nie. - podsumowałam.

- Chcę go posmakować, - powiedziała Creeda.

- Nie, jeżeli on powie nie, - powiedziałam

- Będę go miała, - powiedziała, przechylając się w stronę szkła.

Kitto skulił się przy mnie.

- Kontroluj swoją królową, Kuragu, - powiedziałam.

- Jest jedną z setek, które czują to samo, Merry.

Przytuliłam Kitto bliżej.

- Może nie przetrwać uprzejmości setek gobelinek.

Kurag wzruszył ramionami.

- Jesteśmy nieśmiertelni. Wyleczymy się.

Potrzęsłam głową, ale to Rhys był tym, który odpowiedział.

- Nie chcemy narażać Kitto na to.

- On jest mój. - powiedział Kurag, słychać było narzekanie w jego krzyku. - Dałem go Merry, ale on nadal jest mój. Ja jestem jego królem i ja mówię co się w nim stanie.

- Kuragu, - powiedziałam i jego prawie pomarańczowe oczy popatrzyły na mnie, kontynuowałam. - Znam wasze prawo. Nie gwałcicie swoich własnych ludzi, jeżeli nie złamią jakiegoś prawa i nie chcecie skazać ich na karę za zbrodnię.

- Jest jeden wyjątek od tej reguły, Merry.

Musiałam wyglądać na tak zadziwioną jak się czułam.

- Nie wiem o wyjątkach do tej reguły.

Spokojnie, pomyślałam Poza tym, odrzucenie twojej władzy jest niebezpieczną rzeczą.

- Myślę, że twój ojciec upewnił się, że wykształciłaś się w naszych zwyczajach.

- Tak zrobiłam, - powiedziałam, - ale ty nie wymuszasz swojej woli na innych, nie jest to potrzebne. Zawsze jest jakiś chętny partner pod ręką.

- Ale jeśli jeden z nas sprzedaje swoje ciało dla bezpieczeństwa i opieki, wtedy rezygnuje z prawa do odmowy swojego ciała każdemu. Tylko jego obrońca może decydować, kto może go dotknąć, a kto nie.

Nadal marszczyłam brwi.

- Merry, czy nie zastanawiałaś się, dlaczego byłem tak pewny, że Kitto może iść z tobą, i robić co zechcesz? - Kurag westchnął.

Pomyślałam o tym, potem odpowiedziałam.

- Nie, jeżeli nasza królowa każe jednemu ze swoich strażników iść ze mną i robić co zechcę, on tak czyni. To nie jest nasze prawo, ale to jest niezdrowo odmawiać królowej. Założyłam, że tak samo jest z twoimi ludźmi.

- Dałem ci Kitto, ponieważ jego obrońca był już nim zmęczony, ale nikt nigdy nie oskarżał go o to, że nie opiekuje się swoimi ludźmi, wszystkimi ludźmi. Dlatego nigdy nie przeciwstawił się jego władzy. Był surowy, ale sprawiedliwy. Połowa jego ludzi bała się go, a druga połowa kochała go, ponieważ zapewniał im bezpieczeństwo.

- Nie wiedziałam, że jakiś goblin potrzebuje takiego rodzaju ochrony, - powiedziałam. Kitto nadal był naprzeciw mnie i mogłam prawie poczuć jego strach. Strach, co myślę o nim teraz.

- Los pół sidhe pomiędzy nami, nie jest piękny, Merry. Wielu umiera młodo, zanim dojdą do tej słynnej magii sidhe. Ale wielu pośród nas miało sidhe w swoim łóżku. Wiele z mieszańców twojego gatunku kończy handlując swoim ciałem dla bezpieczeństwa.

Mówił o prostytucji, koncepcji niespotykanej pomiędzy istotami magicznymi, a przynajmniej nie pomiędzy faerie.

Poza faerie, no cóż, wygnańcy muszą jakoś żyć i jest kilkoro którzy wybrali taką drogę. Ale nawet wtedy, jest więcej sposobów, które dla faerie są bardziej opłacalne. Jesteśmy tradycyjnie wszyscy pełni wigoru i dla niektórych z nas, seks to seks. Nie osądzam, to tylko prawda. Ale gobliny nawet nie mieli słowa na określenie prostytutki. Bardziej obcego pojęcia dla ich społeczeństwa było ciężko znaleźć.

- Ale między goblinami jest zawsze seks. Czy większość goblinów nie myśli, że jeden partner seksualny jest bardziej podobny do następnego?

Kurag wzruszył ramionami.

- Wszystkie gobliny są żarłocznymi kochankami, Merry, ale to jest bardziej jak dodatek do delikatnego mięsa jeśli dane nam jest dochodzić do prawdy. Ten kto nie może ochronić siebie i nie ma innej umiejętności do zaoferowania. Nie jest rzemieślnikiem, nic nie wytwarza, nic nie sprzedaje. A tylko jedną umiejętność, więc pozwalamy mu sprzedawać tę umiejętność, którą musi. - nie wyglądał na szczęśliwego, jakby to w jakiś sposób obrażało go, obrażało jego pomysł, jak świat powinien biec. - Powinniśmy zabijać takich słabeuszy, ale niektórzy z nich znaleźli schronienie u kogoś kto był wystarczająco mocny, by zapewnić im bezpieczeństwo, więc pozwoliliśmy na to.

- Nie może być wielu takich pomiędzy wami, - powiedziałam.

- Nie, ale prawie wszyscy z nich są pół sidhe. - spojrzał na bok za lustro. - oczywiście nie wszyscy pół sidhe są słabi. - Dał znak i dwóch mężczyzn weszło w pole widzenia lustra. Na pierwszy rzut oka mogłabym wziąć ich za sidhe. Seelie sidhe. Obydwoje byli wysocy, szczupli, z długimi żółtymi włosami i przystojni w sposób w jaki sidhe czasami są, z pełnymi, wydatnymi ustami i zmarszczką od czoła przez policzka do brody, która przypominała mi Mroza. Ich skóra była w kolorze delikatnego złota, którą na Dworze Seelie nazywają pocałowaną przez słońce. Jest rzadka między nimi, niespotykana między nami. Ale na drugi rzut oka, widać było oczy, za duże w stosunku do twarzy, podłużne jak u Kitta i pełne koloru, bez białego w oku, tylko ciemne wokół źrenicy zagubionej w morzu zieleni u jednego, i czerwieni u drugiego. Zielony był kolorem letniej trawy. Czerwony był kolorem jagód ostrokrzewu w środku zimy. Byli również więksi niż sidhe, tak jakby więcej ważyli, lub goblińskie geny dały im łatwość przenoszenia, trochę więcej muskułów.

- To jest Holly, a to jest Ash. Bliźniaki zostawionie pod naszymi drzwiami przez jakąś kobietę Seelie, po ostatniej wielkiej wojnie. Są postrachem pomiędzy nami. - Dla Króla Goblinów powiedzieć to przy przedstawieniu było najwyższą pochwałą dla goblińskiego wojownika - i czymś w rodzaju ostrzeżenia dla nas, jak myślę.

Ten z czerwonymi oczami spojrzał na nas. Ten z zielonymi miał bardziej neutralne spojrzenie, jakby nadal decydował, czy nas nienawidzić. Jego brat wyglądał, jakby już zdecydował.

- Pozdrowienia, Holly i Ash, jedni z pierwszych pomiędzy wojownikami Kuraga, - powiedziałam.

Zielonooki odpowiedział.

- Pozdrowienia, Meredith, Księżniczko Sidhe, dzierżąca rękę ciała. Jestem Ash. - Jego głos był uprzejmie neutralny. Kiedy mówił lekko się ukłonił.

Jego brat obrócił się go niego i popatrzył, tak jakby chciał go uderzyć.

- Nie kłaniaj się jej. Jest dla nas nikim. Nie jest królową, nie jest księżniczką, jest nikim.

Kurag nie siedział na swoim krześle, prawie dał sobie radę z Hollym, zanim ten zareagował. Holly naprawdę położył dłoń na nożu przy swoim pasie, kiedy zawahał się. Gdyby wyciągnął ostrze, wtedy Kurag mógłby wziąć to jako śmiertelną obrazę i odbyłaby się walka na śmierć. Kiedy wyciągnął ostrze, był to już wybór Kuraga. W ciągu sekundy zobaczyłam zagubienie na jego twarzy, później ręka Kuraga rozmyła się i młodszy goblin znalazł się na podłodze blisko krzesła. Krew zalśniła w świetle, jak dziwna purpurowa biżuteria na jego złotej skórze. Jego krew była prawie tego samego koloru, co jego oczy.

- Ja jestem tutaj królem, Holly i dopóki jesteś goblinem wystarczająco by widzieć różnice, moje słowo jest prawem.

Holly rozsmarował rękawem krew ze swojej brody i powiedział, nadal siedząc na podłodze.

- Nie jesteśmy mieszańcami. Nie ma nic w naszym prawie, co pozwoliłoby ci wysłać nas do jej łóżka, czy łóżka kogokolwiek. Nie potrzebujemy obrońców dla naszych ciał - zakaszlał i splunął krwią na podłogę. To było obrazą pomiędzy goblinami, marnowanie krwi. Powinien ją wypić. - Uważamy się najpierw za goblinów, a wcale za sidhe, przynajmniej powinieneś sprzedać nas z daleka od tych bladych sidhe. Nie zrobiliśmy nic, by zasłużyć na to.

Kurag poruszył się do przodu kroczył powolnym ruchem, jak gdyby każdy mięsień walczył przeciwko każdemu innemu mięśniowi. Chciał rozerwać Holly'ego, to było widoczne na jego twarzy. Obserwowaliśmy jak próbuje opanować swój gniew.

Ash nieznacznie się poruszył. Nie byłam pewna co robił, ale to przyciągnęło wzrok. Nóż za jego pasem był nadal w pochwie, ale coś zrobił.

To Doyle był tym, który powiedział.

- Kuragu, to będzie wystarczająco trudne bez niechętnych partnerów do łóżka.

Kurag spojrzał na nas.

- Oni są za młodzi, Ciemności, nie pamiętają kim byliśmy. Jeżeli Holly zrozumie kim byliśmy, kim możemy być znów, chętnie pójdzie.

- Wielu z twoich pół sidhe zostało po ostatniej wielkiej wojnie?

Kurag przytaknął.

- Większość z starszych nieżywe. Mieszańcy sidhe nie przetrwali długo pomiędzy nami kiedy zrobiliśmy z nich przysmak. (u oryginale jest słowo trulls, co na pewno nie znaczy przekąska, ale za cholerę nie mam pojęcia jak to przetłumaczyć, więc wymyśliłam tak, bo mniej więcej o to chodzi, że to takie ofiary do zjedzenia. Jak ktoś wie jak to lepiej przetłumaczyć, niech mi podpowie, to zmienię)

- Nigdy nie byliśmy przekąską, - powiedział Holly.

Ash stał prawie uśmiechnięty za plecami Kuraga, ale jedna jego ręka była ukryta z boku jego ciała. Creeda stała za tronem i dojrzałam błysk ostrza trzymanego w jej wielu rękach, ale nie w rękach od strony Asha. Czy wyciągnął nóż? Cokolwiek zrobił, nie podobało się to Creedzie. Prawdę mówiąc, mnie także.

- Wystarczy, Kuragu, - powiedziałam. - nie zamierzam siłą przekonywać do siebie nikogo. Jeżeli Holly nie chce być sidhe, niech tak będzie.

- Ale ja chcę być sidhe, - powiedział Ash delikatnym głosem, który zmienił się w delikatny uśmiech i zostawił jego zielone oczy puste i miłe. Ash był urodzonym politykiem. Jego uśmiech poszerzył się, ale był jakiś smutny. - Mój brat i ja zawsze zgadzaliśmy się we wszystkim, aż do teraz. Ale jeżeli ja będę sidhe, Holly będzie nim również.

Creeda była blisko, wystarczająco, by zobaczyć co Ash wyciągnął. Przesunął rękę by była widoczna. Zobaczyłam, że Creeda zesztywniała. Poczułam, że Doyle i Rhys zesztywnieli obok mnie. Ręka Asha była pusta. Ale mogłabym założyć się prawie o wszystko, że nie była pusta sekundę wcześniej.

- Więc przybądź i zostań sidhe, Ash. Dlaczego chcesz ciągnąć twojego brata, jeżeli jest niechętny? - zapytałam, a mój głos był westchnieniem.

- Dlatego, ponieważ ja będę, - powiedział Ash i uprzejmość zastąpił arogancją, którą możesz zobaczyć tylko na twarzy sidhe. O tak, Ash był jednym z nas. Może przetrwał pomiędzy goblinami, ale był nasz.

Holly teraz stał na swoich własnych stopach, trzymając wielkie drewniane krzesło w pół drogi pomiędzy Kuragiem a sobą. Odwrócił się tyłem do nas, więc nie mogłam widzieć jego twarzy, ale słyszałam jego głos, coś bliskiego strachu, czy jakieś inne ostre uczucie, którego nie mogłam nazwać.

- Bracie, nie róbmy tego. Nie potrzebujemy tych błyszczących. Jesteśmy goblinami i tak jest lepiej.

Ash potrząsnął głową.

- Przeżyliśmy razem Holly i nadal będziemy żyć razem. Słyszałem opowiadania naszych gawędziarzy. Możemy dostrzec kim kiedyś byliśmy, a ty i ja przyniesiemy te chwalebne dni powrotem do goblinów.

Podszedł do swojego brata, przechodząc koło Creedy, jakby jej tam nie było. Syknęła na niego kiedy przechodził obok niej. Ostrze w jej ręce zalśniło srebrem, ale odłożyła je do pochwy, która była niewidoczna pomiędzy gniazdem jej ramion.

Podszedł go Holly'ego i położył rękę na jego ramieniu.

- Będę stał koło ciebie we wszystkim, nawet twoim gniewie na naszego króla, ale nie zmuszaj nas do zabijania, kiedy możemy doświadczyć takiej chwały, jakiej gobliny nie widziały przez ponad dwa tysiące lat.

Gdzieś w jego mowie było przyznanie się, że nie mógłby pozwolić Kuragowi zabić Holly'ego, że mógłby dźgnąć w plecy króla.

Holly zrobił gwałtowny znak w naszym kierunku, machnął ramieniem. Szybkie spojrzenie w naszą stronę, było jadowite od jego nienawiści.

- Zostawili nas na śmierć. Jak możesz wejść do ich łóżek?

Ash chwycił brata za ramiona, palce wcisnęły się głęboko, wystarczająco, że mogłam widzieć to z odległości. Potrząsnął nim delikatnie.

- Ci sidhe nie mają nic wspólnego z nami. Żaden z nich nie jest naszą matką, czy ojcem.

- Jak możesz być pewny?

- Popatrz na nich Holly, popatrz na nich z czymkolwiek innym, niż twoja nienawiść. - Obrócił swojego brata twarzą do nas i spojrzenie na tą jedną twarz, na której była mieszanina bólu i nienawiści, było ciężkie do zniesienia. - Żadne z nich nie ma złotej skóry i włosów. To są Unseelie sidhe i nic nie mają wspólnego z nami.

Holly wyglądał, jakby zaraz miał płakać. Nigdy nie myślała, że zobaczę coś takiego na goblińskiej twarzy. Kitto płakał, ale to był Kitto. Dla mnie przypadkowo był goblinem, był po prostu sobą. Nie ma znaczenia, jak bardzo na sidhe wyglądał Holly, dla mnie był nadal goblinem. Genetycznie był pół sidhe, ale kulturowo i moralnie był gobelinem. Będę tak uważać, dopóki nie przekona mnie, że jest inaczej.

- Nie wierzę, że ten goblin, może lśnić jak sidhe, - powiedział Holly, jego głos był rozzłoszczony i beznadziejnie uparty.

- Spraw by zalśnił, Merry, - powiedział Kurag. - potrzebuje dowodu.

- Jeżeli będziemy mieć waszą gwarancję, że Kitto nie będzie mięsem dla żadnego goblina, który będzie chciał posmakować ciała sidhe, może sprawię, że zalśni dla ciebie. Bez tej gwarancji, myślę, że jego strach nie dopuści do tego.

Kitto trząsł się naprzeciw mnie. Obrócił swoją głowę, wystarczająco by zerknąć znów na lustro, ale przywarł do mnie jakby bezwładnie, jakby obawiał się, że coś może go porwać.

- Nie, - powiedział Holly, odrywając się od powstrzymującej go ręki brata. - Nie, jeśli on otrzyma gwarancję bezpieczeństwa, to wszystkie przekąski będą chciały ją dostać. - potrząsnął głową, sprawiając, że jego blond włosy zafalowały.

- Niestety, zgadza się z Hollym, Merry. Jeżeli jeden zdobędzie gwarancję, to reszta już poleci.

Zmarszczyłam brwi.

- Jestem jego kochanką. Czy to czyni mnie jego protektorem?

Kurag wyglądał jakby nie wiedział co powiedzieć. Ash potrząsnął głową.

- Nie rozumie o co prosi. - powiedział.

Kurag popatrzył na Doyla.

- Ciemności, księżniczka jest sidhe, ale nie jest tobą, czy jasnym księciem. Nie ma wystarczająco silnego ramienia, by powstrzymać każdego goblina, który zechce skosztować Kitto.

- Powiedziała, - powiedział Holle. - Jest jego protektorem, to obowiązuje.

- Tak, - powiedziała Creeda, - pozwólcie mnie być pierwszą do walki, kiedy przybędzie. Będę mieć Kitto, a jeżeli dostanę kawałek tego czystego ciała, to będzie znacznie lepiej.

Wiedziałam, że przekręciła moje słowa, ale nie wiedziałam jak temu zaprzeczyć.

- Nie przyprowadzimy księżniczki do twojej sali, jeżeli będzie musiała spędzić całą noc walcząc w pojedynkach, - powiedział Doyle. - Bylibyśmy kiepskimi strażnikami, gdybyśmy się na to zgodzili.

- Holly ma rację. Jeżeli zagwarantuję Kitto bezpieczeństwo, inni tacy jak on, będą chcieli tego samego. Jesteśmy bardziej demokratyczni niż wy i bardziej poważam głos moich ludzi, niż sidhe. - Wzruszył swoimi masywnymi ramionami - Dla nas to działa dobrze, ale Merry nie jest goblinem. Nie przetrwała by nocy.

- Czy sidhe są tacy krusi? - powiedział Holly, głosem pełnym pogardy.

- Nie zmuszaj bym znów dał ci w ucho, - powiedział Kurag.

- Jestem śmiertelna, - powiedziałam.

Twarz Holly'ego pokazała zaskoczenie, ale to Ash przemówił.

- Myśleliśmy, że to był zła pogłoska rozgłoszona przez twoich wrogów. Więc jesteś naprawdę śmiertelna?

Przytaknęłam.

Ash wyglądał na zakłopotanego.

- Więc mogłabyś zginąć chroniąc przekąskę.

Rhys wstał za mną, jego ramię wsunęło się nie na mnie, ale na Kitto. Opuścił swój podbródek na czubek mojej głowy, ale jego ręka błądziła po plecach mniejszego mężczyzny.

- My jesteśmy jego protektorami, - powiedział Rhys. Jego głos był bardzo czysty i nie wyrażał żadnych emocji.

Kitto spojrzał na niego i byłam wdzięczna, że osoby w lustrze nie mogły widzieć szoku na jego twarzy. Rhys nie patrzył na niego, ale trzymał swoją pustą twarz skierowaną w stronę lustra i Kuraga.

Jeden raz królowi goblinów odebrało mowę. Myślę, ze nam wszystkim. No dobrze, nie wszystkim.

Creeda podskoczyła na krześle, żeby lepiej widzieć i być lepiej widzianą.

- Czy pozwolisz spróbować goblinom ciała, biały rycerzu?

- Kitto jest sidhe, - powiedział Rhys płaskim głosem, - tak jak ja.

- Więc tak będzie, - powiedział Doyle.

Coś zadźwięczało w powietrzu, nie rzeczywiste dzwonki, czy coś co można byłoby usłyszeć uszami, ale słowa miały wagę i odbiły się echem po pokoju. Twarz Kuraga pokazała, że również to poczuł. Zdarzyło się coś ważnego. Coś zostało przeznaczone, jakaś część proroctwa, które miało zacząć się, została zmieniona tak całkowicie, że przeznaczenie dla nas wszystkich zmieniło się w tym momencie. Możesz poczuć wagę tego, nigdy naprawdę nie wiesz, co to znaczy, zanim jest już za późno, by wszystko zmienić. To mogły być dni, lub lata, zanim dowiemy się co zdarzyło się przez te słowa.

Rozległ się dźwięk z głębi pokoju Kuraga. To był stukoczący hałas sunący powoli, ześlizgujący się, jakby wąż z wieloma nogami. Nie wiedziałam, co to był za dźwięk, ale Kitto zbladł, siedział bezkrwisty w moich ramionach, jego ciało nagle zwiotczało. Gdybym go nie podczymywała, upadłby na podłogę. Rhys klęczał z rekami na moich ramionach, ale nadal górował za mną. Mogłam poczuć napięcie przepływające przez jego ręce.

Chciałam zapytać, co złego się stało, ale nie chciałam pokazywać naszej słabości w oczach Kuraga. Wtedy Kurag odpowiedział na moje nie zadane pytanie.

- Nie mówiłem ci jeszcze, - Kurag był zły, ale był na krawędzi rezygnacji z tej złości. Jakby ta złość była bardziej formalnością. Prawdziwa złość, ale nie miał zbyt wiele nadziei, ze to cokolwiek pomoże. Nigdy nie widziałam Kuraga tak… pokonanego.

Głos dochodził tuż za brzegu lustra. Był wysoki i syczący i pierwsze o czym pomyślałam, to wąż, ale brzmiało jak metaliczne brzęczenie, jakie wydawała Creeda, a w niej nie było wężowego goblina.

- Nie chce mnie pokazać, nieprawdaż Kuragu? Pokaż ksssiężżniczce, że nie wszyssscy nasssi sssidhe sssą jak Holly i Ash.

- Tak, powiedział Kurag i obrócił się do lustra. Wyglądał poważnie. - Musisz wiedzieć, Marry: nie wszyscy pół sidhe wzięli wygląd po swoich rodzicach sidhe. Zanim się zgodzisz, powinnaś zobaczyć co weźmiesz do swojego łóżka. - Patrzył teraz na Rhysa, ale ten drażniący ostry ton znikł. - Nie wszyscy z naszych mieszańców są mężczyznami.

- Nie rób tego, Kurag, - powiedział Rhys, jego głos był pusty, ale ta pustka była pełna czegoś, co mnie przerażało.

- Ona jest pół sidhe, biały rycerzu i chce swojej szansy, by mieć cię znów w łóżku.

Stukający, wężowy hałas był bliżej i jakby coś pełzało i ciągnęło się w tym samym czasie.

Kitto wydał z siebie wysoki dźwięk, pochodząc głęboko z gardła, bezradnie ostry. Chwyciłam go mocno, ale wyglądało, że mnie nie czuje. Jego ciało nadal było wiotkie w moich ramionach, jakby wysunął się z siebie.

- Co się dzieje? - zapytałam.

Rhys powiedział jedno słowo, z taką nienawiścią, że ciężko było słuchać tego. Powiedział imię tego czegoś co właśnie pełzało za wielkim krzesłem Kuraga. Czegoś co wyglądało jakby było zszyte razem z różnych nocnych koszmarów.

- Siun.

Kitto zaczął krzyczeć.

Rozdział 5

Krzyk Kitto był wysoki i żałosny, jak dźwięk jaki wydają małe króliczki, kiedy dopadnie je kot. Wyrwał się z moich kolan, przeskoczył łóżko, opadł po drugiej stronie.

Mróz wpadł do pokoju z pistoletem w jednej ręce i mieczem w drugiej. Szukał wroga, potem zmarszczył się na nas, kiedy nie było nic do zastrzelenia.

- Co się stało? Co jest z Kitto?

- Czy moja mała przekąska nie chce powitać swojego mistrza? Czy zapomniałeś wszystkiego, czego cię uczyłam, Kitto? - powiedziała rzecz na krześle.

Doyle klęknął przy Kitto i bez sukcesu próbował uciszyć go. Słyszałam głęboki głos przechodzący w krzyk, ale kiedy Kitto w końcu był w stanie powiedzieć coś, było to: nie, nie, nie, nie, nie. Znowu i znowu, i znowu.

Próbowałam obrócić się i pomóc Kitto, ale ręka Rhysa zacisnęła się na moich ramionach. Jedno spojrzenie na jego twarz i wiedziałam, że Kitto nie był jedynym, kto potrzebował pomocy. Nie wiedziałam co robić, ale zostałam tam gdzie byłam, z Rysem klęczącym tak, że jego ciało dotykało moich pleców. Zostałam tam, więc mógł oprzeć się o mnie i nie przewrócić.

Obróciłam się powrotem do goblina na krześle i poczekałam, kiedy moje oczy ogarną to.

Na pierwszy rzut oka, wyglądało to na wielkiego, czarnego, owłosionego pająka. Pająka rozmiaru dużego, owczarka niemieckiego. Ale głowa miała szyję i było coś niewyraźnie ludzkiego w okolicy ust, miało wargi i kły. Miało duże czarne nogi po każdej stronie rozdętego ciała, zupełnie jak u pająka, ale dwie ręce które wystawały z przodu już tak nie wyglądały. Widziałam, że miało oczy wszędzie, każde było z błękitnymi, trójkolorowymi kręgami. Podniosło się, próbując usiąść bardziej wygodnie na krześle i na chwilę błysnęło bladymi piersiami. Samica. Nie mogłam zmusić się do nazwanie tego kobietą.

Nigdy nie myślałam, że zobaczę coś pomiędzy istotami magicznymi, co naprawdę było koszmarem. Byłam Unseelie sidhe, nasz dwór był pełen koszmarów. Ale Siun była koszmarem koszmarów. Gdyby była trochę mniej jednym, a trochę więcej innym, sprawiłoby to, że wyglądała by mniej okropnie, ale była kim była i nic nie mogło pomóc.

Te dziwne kształtne usta, przyczepione w środku wszystkich tych czarnych włosów i oczu, przemówiły.

- Rhysss, jak bardzo, bardzo miło widzieććć cię. Nadal mam twoje oko w sssłoiku na półce. Przyjedź znów nasss odwiedzić. Z przyjemnością dopasssowałabym parę.

Poczułam dreszcz przebiegający przez Rhysa, jakby wnętrze jego ciała drżało od jakiegoś nie widzianego wiatru. Jego głos był pusty, jak muszla rzucona na plażę, brzmiący całkiem płasko.

- Jeśli nie chcesz zgodzić się na naszą propozycję, powinieneś to po prostu powiedzieć Kuragu, a nie marnować nasz czas i energię.

Klepnęłam jego rękę, która nadal trzymała się mojego ramienia, ale nie byłam pewna, że w tej chwili czuje cokolwiek.

- Mróz, - powiedział Doyle, - zajmij się Kitto.

Mróz włożył do pochwy swój miecz, a pistolet do kabury, klękając przy Kitto. Na co dzień Mróz i Doyle kłócili się o wszelkie ustalenia, ale w niebezpieczeństwie wszyscy strażnicy byli posłuszni Doylowi. Wieki przyzwyczajenia są ciężkie do złamania.

Doyle stanął przy nas.

- Jakie masz zamiary w związku z tym, Kuragu?

- Chciałam zobaczyć piękne sidhe, - powiedziała Siun.

- Zamknij się, Siun. - Powiedział Kurag bez patrzenia na nią, jakby po prostu spodziewał się, że to zrobi. Co dziwne, zrobiła to.

- Czułem, że Merry zasługuje, by zobaczyć, co dokładnie proponujecie by zrobiła. - coś bliskiego jego normalnemu lubieżnemu uśmieszkowi przemknęło przez jego twarz. - Poza tym, Ciemności, to nie Merry będzie w łóżku Siun.

- Nie będzie w żadnym, - powiedział Rhys.

Doyle dotknął jego ramienia.

- Nie możesz planować, że będzie znów w łóżku także z Rysem lub Kitto.

- Zgłaszasz się na ochotnika? - zapytał Kurag.

Doyle zamrugał z zaskoczenia.

- O czym ty mówisz Kuragu?

- Jeżeli zgodzę się na dodatkowy miesiąc za każdego goblina, którego przemienicie w sidhe, wy musicie zgodzić się, że doprowadzicie do mocy, każdego pół sidhe, który będzie chciał spróbować.

Czarne spojrzenie Doyla przerzuciło się na Siun, a potem na Kuraga.

- Dlaczego walczysz o to, Kuragu? Dlaczego nie chcesz magii płynącej znów w żyłach goblinów?

- Nie walczę, Ciemności. Zgadzam się na to, pod pewnymi warunkami. Nawet daję Merry jej miesiąc za każdego goblina, którego doprowadzi do mocy.

Doyle wykonał mały gest w kierunku Siun.

- Upierając się, by wzięliśmy do łóżka każdego kto będzie chciał jest obrazą.

- Czyżbyście byli jak ci spośród was, którzy nie chcą gwałcić jednego naszych?

- Jej matka nie była zgwałcona, - powiedział Rhys, a jego głos był nadal pusty, nadal okropnie było go słyszeć.

Kurag zignorował ten komentarz, ale Doyle zapytał.

- Co masz na myśli, Rhys?

- Przechwala się, ze jej matka została zgwałcona przez jednego z nas podczas ostatniej wojny. - Jego ręka wciskała się w moje ramię, aż prawie mnie zranił. - Nie zrzucaj winy za tą szczególną makabrę na sidhe, Kuragu. Gobliny zrobiły to sobie same.

Z twarzy Kuraga można było wyczytać, ze zna prawdę.

- Okłamujesz nas, Kuragu, - powiedział Doyle.

- Nie, Ciemności, - powiedziałam. Czy ona wyglądała by w ten sposób, gdyby jeden z ich ludzi nie zgwałcił jednego z naszych? Postawiłam to jako pytanie, nie jako stwierdzenie faktu.

- To rozszczepianie prawdy na tycie kawałki, - powiedziałam.

Kurag popatrzył na mnie. Przytaknął.

- Być może nauczyliśmy się od sidhe, jak cienka może być prawda.

- Co to ma znaczyć? - powiedział Rhys.

Doyle podniósł rękę.

- Dość tego. Albo zamierzamy zgodzić się na warunki Kuraga, albo odchodzimy i mamy gobliny na następne dwa miesiące i tylko dwa miesiące.

- Dam wam czas, żebyście mogli naradzić się sami, - powiedział Kurag. Podniósł rękę, jakby chciał wytrzeć lustro.

- Nie, - powiedział Doyle. - nie, jeżeli damy ci więcej czasu, przyjdziesz z następnymi innymi powodami, by uniknąć tej umowy. Zróbmy to teraz, dzisiaj.

Patrzyłam na Doyla i nic nie mogłam wyczytać z jego twarzy i ciała. Był nieprzeniknioną Ciemnością, lewą ręką królowej. Osobą, która przerażała mnie, gdy byłam dzieckiem. Wprawdzie nigdy nie widziałam go tak nie ubranego. Ciemność Królowej była ubrana od szyi do kostek jego przegubów, w każdy rok, w każdą pogodę. Kiedyś zobaczyć nagie ramiona Doyla, było równoznaczne dla niego z publicznym obnażaniem, ale teraz stał mając na sobie tylko czarne springi i w jakiś sposób, ubrany, czy nie ubrany, był nadal tą samą niedotykalną, nieprzeniknioną, przerażającą Ciemnością.

- Kto z was pójdzie do łóżka z Siun? - zapytał Kurag.

- Ja, - powiedział Doyle.

- Nie. - Byłam jedyną, która to powiedziała.

- Nikt z nas nie dotknie jej, - powiedział Rhys.

- Zawrzemy tę umowę, Rhys, - powiedział Doyle.

Rhys potrząsnął głową.

- Nie, przysięgłem, że zabiję Siun, kiedy spotkam ją następny raz. Złożyłem przysięgę ceny krwi.

- Złożyłeś przysięgę ceny krwi? - zapytał Doyle.

Rhys tylko skinął głową.

Doyle westchnął.

- Zgadzamy się doprowadzić do pełnej mocy wszystkie pół sidhe, jakie masz Kuragu, ale to Siun musi rozwiązać problem z Rysem, kiedy znów przybędziemy na twój dwór.

- Co, jeżeli ona zabije jego? - zapytał Kurag.

- Wtedy cena krwi jest usatysfakcjonowana. Nie będziemy dążyć do zemsty za to.

- Przyjęte, - powiedział Kurag.

- Po tym jak zabiję Rhysssa, - powiedziała Siun, - Będę miała moją przekąskę, mojego Kitto. Będę jeździć na nim aż zaświeci pode mną. - Spojrzała na Rhysa swoim tuzinem oczu, wszystkie złożone z okręgów niebieskiego: błękitnego, bławatkowego i fioletowego. Oczy były urocze i wydawały się należeć do innego ciała. - ten nie może błyssszczeć dla mnie. Gdyby jarzył sssię pode mną, nie mogłabym zabrać jego oka.

- Mówiłem ci wcześniej i mówię ci teraz. Możesz wziąć mnie siłą, ale nie możesz sprawić, żebym był z tego zadowolony. Jesteś wszawą kłamczuchą.

Zeskoczyła z krzesła i nagle wypełniła lustro, jakby urosła większa, wszystkie te nogi sięgały po nas, te ręce i te dziwne na wpół uformowane usta. Uderzało o szkło swoimi kończynami i wrzeszczała.

- Zabiję cię Rhyssss, a ksssiężżniczka nie ocali Kitto. Będę go miała i sssprawię, że zalśśśni dla mnie!

Kitto krzyczał z tyłu łóżka. Wszyscy obróciliśmy się i popatrzyliśmy na niego. Jego twarz był blada, jego oczy wydawały się ogromne na twarzy. Wyrzucił w górę prawą rękę i krzyczał.

- Nieeeeee!

Rhys zrzucił nas z łóżka na sekundę zanim poczułam zaklęcie przechodzące przez powietrze ponad nami. Było tak, jakby szkło stopiło się i Siun zaczęła wślizgiwać się przez to stopienie. Głowa, jedno ramię, jej inne ramiona wyrzucone szukały czegoś czego mogły się przytrzymać. Wślizgiwała się szybciej, przedzierając się by spaść i nie byliśmy zdolni zatrzymać ją.

Kitto położył obie ręce przed siebie i jakby chciał ją odepchnąć i krzyknął znów, tym razem bez słów, z przerażenia wysokim dźwiękiem.

Rhys przycisnął mnie do dywanu, nakrywając mnie swoim ciałem. Rozlegało się więcej krzyków, nie wszystkie z nich były Kitto.

- Puść księżniczkę, Rhys, - powiedział głos Doyla. Brzmiał zadziwiająco.

Rhys klęknął, rozglądnął się dookoła pokoju, spojrzał na szkło, a ręka Doyla pomogła mi wstać.

Mróz trzymał Kitto, kołysząc nim, jakby uspokajał dziecko. Obróciłam się, by zobaczyć, na co spogląda Rhys.

Siun przestała wślizgiwać się przez lustro. Połowa jej długich czarnych nóg była po tej stronie lustra, a druga połowa była wciąż po stronie Kuraga. Jedna z jej rąk osiągnęła ten pokój, inne uderzały w szkło po drugiej stronie, jakby starały się je stłuc. Przeklinała cicho i rzetelnie. Starała się wyrwać się na wolność, błyszcząc piersiami w świetle słonecznym, ale była w pułapce. Gdyby była śmiertelna, musiała by umrzeć, ale była nieśmiertelna, więc nie umierała. Po prostu utknęła.

Doyle podszedł do szkła, ale stanął poza zasięgiem szamoczących się nóg Siun.

- Wygląda jakby zastygło.

Kurag powiedział ze swojego końca szkła.

- Czy zdzira nie jest teraz w złym położeniu?

- Tak, - powiedział Doyle.

- Możesz to naprawić? - zapytał Kurag.

Doyle spojrzał na Kitto, który wyglądał prawie jak skamieniały w ramionach Mroza.

- To była magia Kitto. Mógłby to odwrócić, jeżeli wie jak. Ale nikt inny w tym pokoju nie może tego zrobić.

- Co, na Boginię, Kitto zrobił?

Kurag zbliżył się do lustra, przyglądając się, ale ostrożnie nie dotykając szkła.

- Niektóre sidhe mogą podróżować przez lustra, tak jak większość może rozmawiać przez nie. Ale nigdy nie słyszałem o nikim, kto mógłby podróżować przez tak wiele mil.

Doyl przyglądał się lustru i utkwionemu gobelinowi, jakby był to całkowicie akademicki problem i starałby się wymyślić jak to działa.

- Może Kitto to odwrócić?

- Mróz, - powiedział Doyle, - zapytaj Kitto, czy może uwolnić ją z lustra, odesłać ją z powrotem.

Mróz odezwał się cicho do mniejszego mężczyzny siedzącego mu na kolanach. Kitto pokręcił swoją głową gwałtownie, skupiając się naprzeciw Mroza.

- Obawia się, że jeśli otworzy lustro, ona wpadnie prosto do tego pokoju.

- Po prostu popchnij ją powrotem, - powiedział Kitto.

- Mówi, że może zostać w lustrze, dopóki nie zgnije, - odpowiedział Mróz.

- Ona nie zgnije. - Kurag odwrócił się do Doyla. - Nie jest śmiertelna, Ciemności, nie umrze. - Postukał lekko w szkło. - To jej nie zniszczy.

- Dobrze, nie może po prostu zostać w lustrze, jak jest, - powiedziałam. Nie byłam pewna, co powinniśmy zrobić, ale wiedziała, że zostawienie jest nie było rozwiązaniem.

- Właściwie, Meredith, może, - powiedział Doyle.

Pokręciłam głową.

- Nie mówię, że to nie jest możliwe, Doyle, mówię, że to nie jest do przyjęcia. Nie chcę jej w moim lustrze w sypialni, jak jakieś żywe trofeum powieszone na ścianie.

- Rozumiem, - popatrzył na uwięzionego goblina - Przyjmę sugestie, ale szczerze, nie widzę łatwego rozwiązania.

- Czy możemy rozbić szkło? - zapytał Kurag.

- Możliwe, że rozbijemy ją na kawałki.

- Nie chcę jej zabijać, - powiedział Kurag.

- Nie, nie rozbijajcie, - powiedziała Siun.

Wszyscy ją zignorowali.

- Ale może zostawimy jeden kawałek po twojej stronie lustra i jeden po naszej stronie, - powiedział Doyle. - Czy twój goblin może wyleczyć takie okropne rany?

- Nie umrze od tego. - Kurag zmarszczył brwi.

- Ale jeżeli przetniemy ją na pół, będzie można ją złożyć powrotem, czy będzie żyła przecięta?

Siun zaczęła pchać i ciągnąć mocniej.

- Do cholery, nie zbijajcie lustra!

Naprawdę nie mogłam jej winić za to, ale był to jeden z tych problemów które nawet pomiędzy istotami magicznymi były tak szczególne, że nie mogły cię naprawdę przerażać, jeszcze nie. Widok jej utkwionej w lustrze nie wydawał się całkiem realny.

- Dobrze, jeżeli nie możemy zbić lustra, to niech mnie szlag, jeżeli wiem co robić, - powiedział Kurag.

Holly podszedł bliżej do lustra. Dotknął ciała Siun, w miejscu w którym weszła do szkła. Nie skrzywdził jej, ale narzekała tak, jakby to zrobił. Dobiegł nas jego głos, pełen respektu.

- Kitto to zrobił. Widziałem to. Poczułem magię pędzącą przez moje ciało jak pełzający wiatr.

Prześledził swoją ręką miejsce dookoła Siun, gdzie weszła do lustra.

- Przestań mnie dotykać, - powiedziała.

Holly spojrzał na nas.

- Zgadzam się na to co chce mój brat. Przybędę do księżniczki, jeżeli jest to szansa na zyskanie takiej mocy. - spojrzał na lustro i ciało Siun. Wtedy jego purpurowe oczy znalazły mnie. - Przybędę do ciebie, Księżniczko.

Patrzył na mnie i było coś bliskiego pożądaniu w jego spojrzeniu, ale nie było to pożądanie ciała. To było pożądanie mocy. To zimniejsza potrzeba, ale może prowadzić do cieplejszych rzeczy, rzeczy bardziej gorących, rzeczy niebezpiecznych.

- Więc zobaczymy się wszyscy na bankiecie, Holly, - powiedziałam. Mówiąc zobaczę najpierw ciebie mogłoby być kłamstwem.

- Zobaczymy się tam. - powiedział Ash.

- Wyjaśnijmy to, Kuragu, - powiedziałam. - Miesiąc za każdego goblina zamienionego w sidhe.

- Zgadzam się, - powiedział.

- I żeby również to wyjaśnić, - powiedział Doyle. - mamy również inne ceremonie, które mogą doprowadzić sidhe do ich mocy. Nie wszystkie z nich są seksualne.

- Masz na myśli krwawą walkę? - powiedział Kurag.

- To i wielkie polowanie, wielkie poszukiwanie.

- Nie ma teraz wielkiego polowania, Ciemności, a poszukiwania są zakończone. Nie mamy magii dla każdego.

- Być może, Kuragu, ale chcę opcji otwartej dla nas.

- Jeżeli nie będzie kosztowało ich życia, możecie doprowadzić do mocy moich goblinów, tak jak wam pasuje. Prawdę mówiąc, Holly nie jest jedynym, który wolałby nie być w łóżku z sidhe. - Uśmiechnął się, bladą imitacją swojego zwykłego lubieżnego uśmieszku.

- Żadne z was nie ma wystarczająco dodatkowych części ciała, by być przystojnym.

- Och, Kuragu, - powiedziałam. - jesteś pochlebcą.

- Chcę powiedzieć jedną rzecz bardzo jasno, - powiedział Ash. - dla mojego brata i dla mnie będzie seks z Księżniczką Meredith, lub nic.

- Bracie, nie musimy robić tego, - powiedział Holly.

Ash potrząsnął głową, jego blond włosy przesunęły się po jego ramionach.

- Ja chcę tego. - Popatrzył na swojego brata i coś przeszło między nimi, jakaś wiadomość, której nie mogłam odczytać. - Chcę leżeć z nią, Holly, a gdzie ja idę, tam ty idziesz.

- Nie lubię tego.

- Nie lub, po prostu to zrób, - powiedział Ash.

Holly skinął lekko głową.

Ash uśmiechnął się do nas.

- Więc widzimy się na bankiecie, Księżniczko.

- Zgadzam się, - powiedziałam.

- A co ze mną? - Sium na wpół krzyczała, na wpół jazgotała.

Wzruszyłam ramionami.

- Nie mam pojęcia jak naprawić to.

- Ani ja, - powiedział Kurag.

- Ja wiem jak to naprawić.

Rhys podniósł się z kolan stanął nad Siun. Uderzyła w niego swoimi kolczastymi nogami. Rzucił się poza jej zasięg i zaśmiał się. To był dziwny śmiech, miły i niemiły w tym samym czasie.

- Jak? - zapytał Doyle.

- Zażądam ceny krwi od Siun tu i teraz.

- Zabicie jej nie uwolni jej z lustra, - powiedział Doyle.

Rhys skinął głową.

- Tak, uwolni. - stał nad goblinem, poza zasięgiem jej ramienia i szaleńczych nóg. - Widziałem coś takiego w jednej specjalnej pułapce na wroga. Kiedy był martwy, lustro zamknęło się i każda strona szkła trzymała część tego sidhe, ale lustro było całe.

Siun szamotała się, uderzając w szkło, jej kolczaste nogi robiły białe rysy w lakierowanym drewnie toaletki.

- Nie, - powiedziała.

- Ostatnim razem, kiedy byliśmy razem, to ja byłem uwięziony i bezradny. Nie wydaje mi się, żeby podobało ci się to tak jak mnie.

Waliła w niego, czarny szpikulec po stronie jednej nogi uderzał w drewno tak mocno, ze utknął i Siun szamotała się, by uwolnić nogę.

- Wściekłość, wściekłość, Siun - powiedział Rhys.

- Niech cię szlag, Rhysss.

- Jeżeli przeklina kogokolwiek z nas, - powiedział Doyle, - Wtedy będziemy handlować klątwami z goblinami. Sidhe pozbawiły was mocy, ale wy nadal nie chcecie handlować klątwami z nami, Kuragu.

- Jeżeli przeklnie znów, możesz odciąć jej niewdzięczną głowę, - powiedział Kurag.

W krzyku Siun brzmiało więcej gniewu i frustracji niż strachu. Nie myślę, że bała się śmierci tu i teraz. Nie mogłam winić jej. Było tu kilka rzeczy, które mogły przyczynić się do śmierci nieśmiertelnej istoty magicznej. Brało wiele magii przywołującej śmiertelną krew, lub specjalna broń. Nie byliśmy nowicjuszami w obu tych rzeczach.

Rhys odsunął się by uniknąć szamoczącej się Siun i obrócił się do Kitto.

- Mróz, daj Kitto swój krótki miecz.

Mróz popatrzył na Doyla. Kitto nawet nie popatrzył się.

- O czym mówisz, Rhys? - zapytał Doyle.

Rhys obszedł łóżko dookoła do Mroza i Kitto. Ukląkł, tak że jego oko było na tym samym poziomie co mniejszy mężczyzna. Pogłaskał włosy Kitto, dopóki ten nie odwrócił głowy i nie popatrzył na Rhysa.

- Byłem z nią tylko kilka godzin, Kitto. Nie mogę wyobrazić sobie, jak to było należeć do niej przez miesiące.

- Lata. - Głos Kitto był ochrypły, ale czysty.

Rhys chwycił twarz mniejszego mężczyzny pomiędzy swoje ręce o przycisnął swoje czoło do jego. Mówił cicho i nie mogłam dużej rozumieć wszystkich słów, tylko ton był nadal czysty: przekonywujący, współczujący, perswadujący.

- Nie proś go o to, Rhys, - powiedział Mróz.

Rhys popatrzył na większego mężczyznę, jego ręka nadal trzymała twarz Kitto.

- Jedyna droga do oczyszczenia siebie ze strachu, to stawić mu czoła, Mrozie. Stawimy mu czoła razem, on i ja.

Kitto skinął głową, jego twarz nadal była pomiędzy rękami Rhysa.

- Daj mu swój krótki miecz, Mrozie, lub ja przyniosę mu jeden.

Było coś w twarzy Rhysa, jakiś rozkaz, jakaś potęga, której nie było tam wcześniej. Cokolwiek to było, Mróz odpowiedział na to. Posadził Kitto na brzegu łóżka i wstał. Sięgnął do spodu swojego płaszcza i wrócił z mieczem, który nie był dłuższy niż długi nóż. W rękach Mroza wyglądał na za mały. Podał go, kierując rękojeść w stronę Kitto.

Kitto zawahał się, potem sięgnął ręką po niego. Strażnicy uczyli go władać bronią. Miał jakąś, ale taktyka goblinów wykorzystywała siłę i masę ciała. Nie była to odpowiednie podejście dla kogoś rozmiaru Kitto. Uczył się używać swojego ciała w sposób w który powinno być użyte, ale nadal był niepewny podczas treningu, jak gdyby jeszcze nie ufał sobie.

Owinął swoją małą dłoń dookoła rękojeści, która była wystarczająco duża, dla obu z nich by trzymać ją, jeden ponad drugim. Spojrzał na dół na nagie ostrze jak gdyby miało obrócić się w jego ręce i uderzyć go.

Rhys klęknął poza zasięgiem wzroku i powrócił z mieczem w pochwie położonym pod łóżkiem. Trzymaliśmy broń w kryjówkach w domu, tak na wszelki wypadek. Ale zdaje mi się, ze pod łóżkiem nie było nic wystarczająco krótkiego, by pasowało do ręki Kitto. Rhys przeszedł dookoła łóżka z ręką na ramieniu Kitto, na wpół prowadząc go, na wpół popychając. Kitto zaczął cofać się, kiedy okrążyli łóżko. Krótki miecz zwisł w jego dłoni.

Siun zaczęła wrzeszczeć.

- Kuragu, mój królu, nie pozwól im to zrobić.

- Nazywanie mnie królem, nie pomoże ci teraz, Siun.

- Pomóż mi, Kuragu, pomóż mi. Czy możesz znosssić bezzzczynnie, kiedy sssidhe mordują twojego goblina? - Wyciągnęła jedną białą rękę, która była po jego stronie lustra, tak daleko, jak mogła wyciągnąć, błagając.

Kurag westchnął.

- Czy jest cokolwiek, co mogę zaoferować ci, biały rycerzu? Wyznacz cenę za odstąpienie jej życia.

- Nie chcę umierać, Kuragu. - Powiedziała Siun. - Mogą mnie pociąć, ale nie umrę!

- Ona ma rację, jasny książę, nie możecie naprawdę jej zamordować.

Kitto zatrzymał się, odmawiając zbliżenia się bliżej do Siun, niż ostatni róg łóżka. Tuż przed Rysem podnoszącym go w całości i ciągnącym przez kilka następnych stóp, Kitto nie chciał podejść bliżej.

Rhys zostawił go, tam gdzie był i przesunął się do lustra, tuż poza zasięgiem szamoczących się kończyn Siun. Spojrzał w dół na uwięzionego goblina i miał na twarzy nieobecne spojrzenie, przypominające.

- Zostaw zabijanie mnie, Kuragu.

- Wymień cokolwiek, co mógłbym oferować ci, jasny książę, co mógłbym zapłacić za jej ocalenie. Na pewno jest cokolwiek, co mógłbym ci dać. - Kurag spoglądał po prostu przez Siun. Głaskał jej czarne kosmate plecy uspokajającym gestem.

- Jej życie jest wszystkim czego chcę, Kuragu, - powiedział Rhys.

Widać było zarówno radości jak i zmartwienia przechodzące na twarz Kuraga, jak gdyby nie był pewny czy to mogłoby być za wiele. Jego głos był ostrożny kiedy zaczął.

- Życie jednego z męskich goblinów, który cieszył się twoim towarzystwem. Czy tyle byłoby warte życie Siun?

Utrzymywał swój głos i twarz tak neutralną jak mógł, ale w jego pomarańczowo żółtych oczach było pragnienie, które mówiło, że cieszy się z niepokoju Rhysa. Wątpiłam, czy Kurag obserwował Rhysa wykorzystywanego przez mężczyzn, dla seksu, ale dla mocy mógłby, dla obserwacji poniżenia, och, tak, Kurag cieszyłby się z tego.

Twarz Rhysa zachmurzyła się od nadciągającego gniewu, ale uspokoił się. Obrócił zamyśloną twarz do Kuraga.

- Czy masz jakiegoś szczególnego mężczyznę, którego oferujesz na miejsce Siun?

Teraz była kolej Kuraga, by uspokoić się.

- Czy pamiętasz jakieś imiona? - Jego uśmiech był bliski jego zwyczajnemu lubieżnemu uśmieszkowi.

- Bardziej chciałbym wiedzieć, kim byli ci, którzy mnie wykorzystali. Pamiętam imię Siun.

Kurag wzruszył ramionami, a jego twarz spoważniała znów, prawie jakby powiedział coś co chciałby cofnąć gdyby mógł. Musiał być mężczyzna pomiędzy tymi, którzy wykorzystali Rhysa, którego Kurag nienawidził, lub postrzegał jako zagrożenie. Tylko to jedno miało sens. Dla Króla Goblinów przyznanie, ze ktoś był zagrożeniem, było poważne, może nawet niebezpieczne. Gobliny nie mordowały się nawzajem. To było przemyślane tchórzostwo. Król który uciekał się do pozwalania, by inni zabijali za niego zostałby stracony. Ale jeżeli Rhys zrobiłby to teraz, jako cenę wykupu, wtedy Kurag byłby bez zarzutu. Jednak nadal, jeżeli Kurag zasugeruje imię, mogło by to być źle przyjęte. Więc powstrzymał się od wymienienia imion.

- Więc imię kogokolwiek, biały książę, imię kogokolwiek.

Rhys pokręcił głową.

- Jeżeli zapytasz mnie o imię jednego goblina, którego najbardziej chcę zabić, to będzie to Siun. - Wskazał na uwięzionego goblina, kiedy wypowiedział końcówkę. - Niczyja inne śmierć nie będzie satysfakcjonująca.

- A co jeżeli Król Goblinów oferuje ci coś innego niż śmierć? - zapytał Doyle.

Kurag spojrzał na Doyla, ale Rhys patrzył tylko na Siun.

- Co masz na myśli, Ciemności?

Doyle pozwolił sobie na mały uśmieszek.

- A co oferujesz?

Rhys pokręcił głową i wiedziałam co miał do powiedzenia, zanim to powiedział.

- Nie, Doyle, nie, chcę tej śmierci. Nie chcę jej przehandlować. - Popatrzył do tyłu na wysokiego, ciemnego mężczyznę, spotykając nieszczęśliwe spojrzenie Doyla. - Przykro mi, ale nie dla polityki. Nie będę handlował tą śmiercią tylko dla polityki.

- A jeśli mogło by to pozyskać nam przewagę dla Meredith?

Rhys zmarszczył brwi, ale w końcu pokręcił głową.

- Nie. - Popatrzył na mnie, gdzie stałam, prawie zapomniana na łóżku. - Przykro mi Merry, ale chcę tej śmieci. - Odwrócił się do Doyla. - Uwierz mi Doyle, śmierć Siun bardziej mam pomoże, niż jej ocalenie.

Doyle wykonał szeroki gest dłonią.

- Jak sobie życzysz.

Rhys wyciągnął swoją rękę do Kitto, który nadal stał przy łóżku, jakby zamrożony.

- Chodź Kitto, zróbmy to.

Kitto potrząsał swoją głową, ciągle i ciągle.

- Nie mogę, - powiedział w końcu.

- Tak, możesz, - powiedział Rhys. Ruszył jego ręką. - Chodź.

Doyle wyciągnął swoją rękę do mnie.

- Chodź Meredith, zejdź z linii ognia.

Był niepewny swojego ostatniego słowa, jakby mógł powiedzieć coś innego. Podeszłam do niego, przechodząc ostrożnie pomiędzy Kitto i Rhysem, i obnażonym ostrzem w ręce Kitto.

Rhys wyciągnął miecz z pochwy i trzymając go w ręce, rzucił pustą pochwę w kierunku Doyla, który złapał ją bez patrzenia, w swoją wolną rękę. Drugą rękę pozostawił w mojej, dłoń miał lekko spoconą. Doylw był nerwowy. Dlaczego?

Czegoś nie dostrzegałam. Nie miałam pojęcia co, ale jeżeli Doyle był nerwowy, to prawdopodobnie nie dostrzegałam czegoś złego. Byłam tutaj księżniczką, co znaczyło, że przypuszczałam, że jestem władcą, ale bardzo często widziałam, że nie orientowałam się co się wydarzyło. Gdybym nie czuła dotyku ręki Doyla w mojej, nigdy nie spodziewałabym się, że jest zdenerwowany. To znaczyła, że gobliny nie wiedziały wszystkiego. Musieliśmy ich w tym utrzymać.

Rhys uniósł długie srebrne ostrze ponad swoją głową, dla większego uderzenia w dół.

- Mój królu, mój, królu, pomóż mi! - błagała Siun.

- Zaoferowałem ci seks z nim i jego ciało, Siun. Nie mówiłem ci, żebyś go okaleczyła.

Kurag pogładził jej kosmate plecy ostatni raz, potem zrobił krok w tył.

- Jeżeli możesz zabić sidhe, zrób to, ale nie wypieprz go i nie zostaw go żywego, ponieważ oni nigdy nie zapominają i nigdy nie wybaczają. - Popatrzył na Rhysa. - Jest twoja.

Nie zabrzmiało to jakby był szczęśliwy z tego powodu, ale nie miał również załamanego serca. Nie wydaje mi się, żeby dbał o Siun bardziej niż o innych. Starał się ocalić ją ponieważ była jedną z jego ludzi, nic więcej.

Siun starała się błagać Rhysa i ostrze błysnęło w dół, ale uniosła jedno ramię w górę do niego, rozciągnęła swoje ciało do góry. Jej blade piersi błysnęły, Rhys rzucił jej spojrzenie, którego nigdy, przenigdy nie chciałabym widzieć skierowanego na mnie.

- Pamiętasz co zrobiłaś mi z tym? - zapytał, głosem który wydawał się płonąć przez pokój.

- Nie, - powiedziała i wyciągnęła rękę, otworzyła usta i błagała.

- Ja pamiętam, - powiedział Rhys i ostrze opadło w dół. Miecz uderzył w bok jej ciała z dźwiękiem jak pękający plastik i tylko ten dźwięk powiedział mi, że jakikolwiek szkielet miała Siun, nie był to szkielet sidhe. Ale krew była nadal czerwona. Rhys rąbał ją jakby walczył z drzewem, które nie mogło odeprzeć ataku. Jedna z jej czarnych nóg z ostrogami jak sztylety ciachnęła przez jego ubranie, aż do skóry. Druga rozcięła jego bok i to sprawiło, że się zawahał, chwytając ranę.

Kitto nagle zjawił się tam, jego czyste srebrne ostrze odcięło nogę zanim mogła przeciąć Rhysa. Odciął nogę jednym ciosem i upadła na dywan pod nasze stopy. Doyle przesunął mnie szybko od niej, a ja nie sprzeciwiałam się.

Mróz zaczął iść przez pokój, jak myślę chciał przyłączyć się do walki. Doyle zatrzymał go pochwą od miecza Rhysa, trzymając ją jak barierkę. Dwukrotnie pokręcił głową i Mróz stanął obok nas, jedna ręką trzymając jego drugi nadgarstek, jak gdyby musiał trzymać cokolwiek, jeżeli nie mógł walczyć.

Kitto krzyczał, wysoko, wściekle zawodząc. Była to walka różnych rodzajów płaczu, walka płaczu potępionego, zagubionego, zranionego, wznoszącego się w powietrze dla uśmiechu jego mistrzów. Dźwięk podniósł włosy na mojej szyi i sprawił, że przytuliłam się do ciała Doyla. Przycisnął mnie do siebie, bez słowa, jego oczy zwrócone były na walkę.

Rhys odszedł krok od ciała. Oparł się o ścianę, oszczędzając rany, pozwolił zakrzepłej krwi skapywać w dół swojego miecza. Przód jego szlafroka był przemoczony od krwi Siun i jego własnej. Plamki purpury plamiły bok jego twarzy i jego białe włosy. Nie był zmęczony, po prostu przestał walczyć. Czy był ranny?

Kitto sam walczył z goblinem, rąbał i krajał, zmieniając ją na kawałki. Starała się chronić swoją głowę, zwijając ja pod ciało w sposób w który żaden człowiek nie mógł zrobić, ale Kitto rozwalił jej głowę z której trysnęła szeroka fontanna krwi. Ale nadal żyła.

Kitto był pokryty krwią prawie od czoła do stóp. Jego niebieskie oczy wyglądały na tak niebieskie, tak jakby patrzeć na niebieską płonącą sadzawkę, zamaskowaną krwią.

Patrzyłam na Rhysa, który po prostu opierał się o ścianę. Był ranny. Zaczęłam iść w jego stronę, ale Doyle zatrzymał mnie, potrząsając głową.

- Musimy najpierw pomóc Kitto, - powiedziałam.

Doyle tylko potrząsnął głową, jego twarz była zacięta.

Chwyciłam jego ramię.

- Dlaczego nie?

Odwróciłam się, by obserwować Kitto walczącego ze sztyletowymi nogami, które waliły i walczyły nawet jeśli odcinał je. Goblin mógł nadal ciężko go zranić.

Pierwszy raz pragnęłam, żeby Doyle był ubrany w koszulę, żebym mogła potrząsnąć go za nią.

- Będzie ranny.

Doyle przycisnął mnie do swojego ciała, nie było to takie podniecające, jak wcześniej z Rhysem, to było irytujące.

- Pozwól mi iść.

Pochylił się blisko i wyszeptał prosto w moją twarz.

- To jest zabójstwo Kitto, Merry, pozwól mu to zrobić.

Stałam przyciśnięta do jego ciała i nie rozumiałam. To nie było zabójstwo Kitto, tylko Rhysa. Potem popatrzyłam, że Rhys stoi tutaj i nic nie robi. Patrzy na Kitto. Przypomniałam sobie, co zapomniałam. Kiedy moja pierwsza ręka mocy przyszła nieoczekiwanie, Doyle kazał mi do końca zabić jędzę, którą przez przypadek zamieniłam w masę żyjącego ciała. Ręka ciała działa tak, ze możesz odwrócić ciało do wewnątrz, nogę, rękę, całe ciało. Nie umiera, tak pozostaje. Nawet z mieczem, który był zdolny przynieść śmierć nieśmiertelnym, krew przemoczyła moje ubranie, aż do bielizny. Byłam nią pokryta. Kiedy udało mi się ją zabić, Doyle powiedział mi, że trzeba własnoręcznie przelać krew w walce, po pierwszym użyciu mocy, by mogła znów przybyć, to coś w rodzaju ofiary krwi. Nienawidziłam go, że zmusił mnie do tego. Nienawidziłam jego i Rhysa teraz, że robi to samo Kitto.

Kitto wydał swój krzyk wojenny, zanim załamał mu się głos. Siekał i ciął ciało, do chwili kiedy nie mógł podnieść ramienia wyżej niż jego pas i upadł na kolana na przesiąknięty krwią dywan. Dysząc wciągał powietrze, prawie tak głośno, że wystarczyło to by zagłuszyć wysoki brzęczący krzyk Siun.

Rhys popatrzył na Doyla, który pokiwał głową. Rhys odszedł od ściany i przeszedł szeroko dookoła tego, co zostało z goblina. Ukląkł w krwi i przytulił Kitto do siebie. Zastanawiałam, się, czy wypowiedział te same rytualne słowa, jakie Doyle powiedział do mnie tej nocy.

Rhys wstał na nogi i oddał honory Kitto swoim własnym zakrwawionym mieczem, odwrócił się do tego, co zostało z goblina.

- Mogliście ją zmasakrować, - powiedział Kurag. - Ale nadal nie umarła.

Rhys trzymał swój miecz luźno w jednej ręce, drugą rękę położył ponad główną częścią która pozostała. Dotknął jej kosmatego grzbietu swoimi palcami i powiedział jedno słowo, jego głos był czysty i brzmiał jak delikatny dzwon.

- Umieraj, - powiedział i ciało przestało się ruszać.

Kawałki na podłodze drżały nadal. Ale to było jakby Rhys nacisnął guzik. Powiedział Umieraj, i ona umarła.

Doyle wydał z siebie dźwięk podobny do cichego syku, a ja zapomniałam oddychać na sekundę lub dwie. Żaden sidhe nie mógł zabijać tylko przez dotyk i rozkaz. Nasza magia nie działa w ten sposób.

- Bogini, błogosław nam, - wyszeptał Mróz.

Dobiegła cicha przysięga od młodszych goblinów, ale głos Kuraga który dobiegł był głęboki z wyczerpania.

- Ostatni raz, kiedy widziałem coś takiego, to było przed wielką wojną, biały książę. - powiedział.

Rhys stał tam w swoim okrwawionym szlafroku, pobrudzonym zakrzepłą krwią.

- A jak myślisz, dlaczego gobliny omal nie wygrały ostatniej?

Wyraz jego twarzy, postawa jego ciała, to było coś czego nigdy wcześniej nie widziałam. To było tak, jakby zajmował więcej pokoju, niż jego fizyczna forma, jakby był wyższy niż pokój mógł pomieścić i jego obecność wypełniła wszystko w tej chwili. To było jak gdyby w całym powietrzu stała magia Rhysa.

Ta chwila minęła i znów mogłam oddychać, w powietrze czuć było słodycz i zimno, było lepiej niż było chwilkę wcześniej. Oparłam się o ciało Doyla dla wsparcia, jak gdyby moje kolana zmiękły. Sekundę wcześniej byłam zła na niego za zmuszanie Kitto, by walczył sam, teraz przyciskałam się do niego. Myślę, że w tej chwili mogłam trzymać się kogokolwiek. Potrzebowałam dotyku innego ciała, innej reki.

Jeden goblin był martwy, ciało upadło w kawałkach po obu stronach lustra. Lustro było znów całe. Gobliny zgodziły się na wszystko co chcieliśmy. Rhys osłonił lustro i obrócił się, jego szlafrok był bardziej czerwony, niż biały. Krew poplamiła jego białe włosy i skórę, jak czerwony atrament polany na niego. W miejscu gdzie krew dotknęła jego skóry i włosów, czerwony wydawał się połyskiwać. Ta błyszcząca krew zaczynała znikać, jakby jego skóra wchłonęła ją, aż stał się czysty i nietknięty, poza zakrwawionym szlafrokiem. Jego niebieskie oko wirowało kolorami, wyglądało jak centrum jakiegoś sztormu w kolorze nieba.

Doyle użył pochwy miecza, którą trzymał w ręce, by zasalutować mu, Mróz zrobił to swoim długim mieczem. Obaj dotknęli swoje czoła, ale to Doyle był tym, który odezwał się.

- Witaj, Cromm Cruach, który zamordował Tigernmas, Panie Śmierci, dla swojej dumy i swoich zbrodni przeciwko ludziom. (Crom Cruach to irlandzkie bóstwo czczone w czasach pogańskich; Tigernmas, mityczny władca Irlandii, który "pierwszorodnych każdego pokolenia, i potomków każdego klanu" składał w ofierze dla Cromm Cruach. przyp. Mój za Wikipedia)

Rhys podniósł swój okrwawiony miecz i oddał im honory.

- Dobrze być z powrotem. - Tą uroczystą skrwawioną twarz rozjaśnił jego zwyczajny uśmiech. - Krew sprawia, że trawa rośnie, ha, ha, ha.

- Zawsze myślałem, że to seks sprawia, że trawa rośnie, - powiedział Galen od wejścia, w wszyscy odwróciliśmy się, by na niego popatrzeć. Poza Kitto, który wyglądał na zagubionego pokryty krwią, jako pokłosie jego mocy bezpośrednio rozchodzącej się.

Galen wszedł do pokoju, tylko na tyle by oprzeć się o ścianę. Wyglądał na wysokiego i opanowanego, od czubka krótkich, kręconych jasno zielonych włosów - z włosami zaplecionymi w malutki warkocz, który leżał na jego ramionach - przez szerokie ramiona, szczupłą talię i biodra w swoim kremowym garniturze. Biała rozpięta pod szyją koszula pokazywała lekko zieloną skórę, więc wyglądał bardziej jak bożek płodności, którym prawdopodobnie by był, gdyby urodził się kilka stuleci wcześniej. Jego długie nogi w luźnych spodnich kończyły się brązowymi mokasynami noszonymi bez skarpetek. Oparł się o ścianę, skrzyżował ramiona, uśmiech błyszczący na jego twarzy rozświetlał jego trawiasto zielone oczy jak klejnoty, nie magią, ale z czystej życzliwości - czystego Galena. Wyglądał na opanowanego i miłego, jak jakiś jasno zielony płyn, o którym wiesz, że mógłby ugasić twoje pragnienie, jakiekolwiek by nie było.

Podeszłam do niego, częściowo by obdarzyć go powitalnym pocałunkiem, a częściowo ponieważ rzadko zdarzało mi się być w jednym pokoju z Galenem i nie dotknąć go. Dotykanie go było ja oddychanie, jeżeli robisz to przez jakiś czas, nie pamiętasz jak przestać - i przeżyć. W rzeczywistości on i ja byliśmy kochankami przez miesiąc i dopiero krwawienie zakończyło nasze nadzieje na dziecko, co sprawiło, ze oboje byliśmy pełni bólu i ulgi. Kochałam Galena, kochałam go od czasu, kiedy miałam dwanaście, lub trzynaście lat. Niestety, teraz kiedy dorosłam, w końcu zdałam sobie sprawę, co mój ojciec starał się powiedzieć mi lata temu. Galen był silnym, odważnym, radosnym przyjacielem, kochał mnie, ale był również najmniej politycznie zorientowanym sidhe, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Galen jako król, byłby katastrofą. Straciłam ojca, który został zamordowany kiedy byłam młoda. Nie myślałam, że mogłabym przeżyć utraty kogokolwiek innego, zwłaszcza Galena. Pewna część mnie pragnęła mieć go w moim łóżku na zawsze, mój kochanek, mój mąż, ale nie mój król. Ale moim królem mógł zostać każdy kto sprawi, że będę w ciąży. Nie ma dziecka, nie ma małżeństwa, takie były zasady w rodzinie królewskiej sidhe.

Objęłam Galena ramionami, wsuwając ramię pod jego marynarkę, gdzie poczułam ciepło jego ciała, wyczuwalne nawet przez koszulę. Przytuliłam twarz do jego piersi, a jego ramiona przytuliły mnie bliżej. Ukryłam twarz przed jego spojrzeniem, ponieważ ostatnio coraz trudniej było mi ukryć zmartwienie w moich oczach. Galen był beznadziejnym politykiem, ale rozumiał mój nastrój lepiej niż inni, a nie chciałam tłumaczyć, tego szczególnego zdarzenia jemu, jeszcze nie.

Jego głos zaburczał przez jego pierś prosto do mojego ucha.

- Maeve wróciła z spotkania z szefami studia. Ma napad płaczu w pokoju.

- Domyślam się, ze spotkanie nie poszło dobrze. - powiedział Doyle.

- Studio nie jest szczęśliwe, że jest w ciąży. Publicznie są podekscytowani, ale za zamkniętymi drzwiami są wkurzeni. Jak zamierza grać w następnym filmie, w którym ma bardzo seksowną rolę z nagością, kiedy w tym czasie będzie w trzecim, lub czwartym miesiącu ciąży.

Odsunęłam się od niego wystarczająco by popatrzyć w jego twarz.

- Mówisz poważnie? Przez ostatnią dekadę zarobiła dla tych ludzi tyle pieniędzy, a oni nie mogą odpuścić jednego filmu?

Galen wzruszył ramionami, którymi wciąż mnie obejmował.

- Ja tylko przekazuję fakty. Nie tłumaczę tego. - zmarszczył brwi i szczęście zniknęło z jego oczu. - myślę, że gdyby jej mąż żył… rozumiesz, oni sugerują, że mogłaby zajść w ciążę w innym czasie. Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.

- Aborcja?

- Nie powiedzieli tego głośno, ale wisiało w powietrzu. - przeszedł go dreszcz i przyciągnął mnie bliżej, więc nie mogłam już dłużej widzieć jego twarzy. - Kiedy Maeve przypomniała im, że jej mąż zmarł ledwo miesiąc temu i to jest ostatnia szansa, by mieć jego dziecko, przeprosili. Powiedzieli, ze nigdy nie chcieli sugerować takich rzeczy. Siedzieli tam i kłamali. - pocałował czubek mojej głowy. - Jak mogą jej to robić? Myślałem, że była ich wielką gwiazdą.

Uścisnęłam go mocniej, przyciskając się do jego ciała, jak gdybym mogła zabrać cierpienie z jego głosu.

- Maeve odsunęła się na dwa miesiące od kiedy jej mąż zmarł na raka. Wydaje mi się, że oni chcą powrotem zagonić do pracy swoją kurę znoszącą złote jajka.

Galen położył swój podbródek na moich włosach.

- Nie mogę sobie wyobrazić, jak można zrobić coś takiego, komukolwiek, z jakiegokolwiek powodu. Oni wszyscy wysuwają aluzje, patrzą, ale nigdy nie powiedzą po prostu co myślą i otwarcie kłamią, - znów przeszedł go dreszcz. - nie rozumiem tego.

I to był problem. Galen naprawdę nie rozumiał, jak ktokolwiek mógł być tak podły. By przetrwać na większości arenach władzy, musisz najpierw zrozumieć, że wszyscy kłamią, wszyscy oszukują, i nikt nie jest twoim przyjacielem. Paradoksem jest to, że nie wszyscy kłamią, nie wszyscy oszukują i niektórzy ludzie są twoimi przyjaciółmi.

Kłopot z kłamstwami w rzeczywistości jest taki, że jedna uśmiechnięta twarz i uścisk dłoni może znaczyć więcej niż inny i kiedy jesteś otoczony przez wykorzystujących cię kłamców, jak odróżnić prawdę od kłamstwa, przyjaciół od wrogów. Lepiej traktować każdego profesjonalnie, uprzejmie, z uśmiechem, kłaniać się, być przyjacielskim, ale nigdy nie być przyjacielem. Ponieważ nie było sposobu by dowiedzieć się, kto jest po twojej stronie, nie naprawdę. Galen nie mógł załapać tego pojęcia. Potrzebowałam kogoś, kto mógł.

Obróciłam moją twarz wystarczająco, by widzieć Doyla stojącego po drugiej stronie pokoju. Był spokojny i ciemny, ale przypominał mi nie napój, który mógł ugasić moje potrzeby, ale raczej broń, która mogła chronić wszystkich, których kochałam.

Stałam tam otulona ramionami Galena, ale moje oczy utkwione były w Doylu, a Mróz obserwował nas wszystkich. Mróz, którego pokochałam na początku. Mróz, który w końcu zorientował się, że jest zazdrosny o Galena i który zawsze był zazdrosny o Doyla. Istoty magiczne nie są zazdrosne w takie sposób jak ludzie, ale spoglądając w szare oczy Mroza, zaczynałam myśleć, że może sidhe staja się bardziej ludzkie, niż zdają sobie z tego sprawę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hamilton Laurell Meredith Gentry 03 Uwiedziona przez światło księżyca
03 Rozdz I (B J 2012) Nieznany (2)
Hamilton Laurell Meredith Gentry 07 Podążając za ciemnością
Hamilton Laurell Meredith Gentry 01 Pocałunek ciemności
Hamilton Laurell Meredith Gentry 2 Pieszczota nocy
Hamilton Laurell Meredith Gentry 06 Odrobina mrozu
Harper Connely 03 rozdz 1 10
Harper Connely 03 rozdz 1 7
Hamilton Laurell Meredith Gentry 2 Pieszczota nocy
Hamilton Laurell Meredith Gentry 02 Pieszczota nocy
Hamilton Laurell Cykl Meredith Gentry tom2 Pieszczota nocy
Merry Gentry 06 rozdz 3
Hamilton Laurell Meredith Gentry 05 Pocałunek mistrala
8) Boskie Wykroczenia Meredith Gentry 08 Laurell Hamilton
03 K Blanchard cz 2a Wykresy do Rozdz 5
Rozdz 03 DRO˝NO—Ź
Pytania sieci rozdz 03, Elektrotechnika, Downloads
Webber Meredith Przyjaciółki z Westside 03 Nowy lekarz

więcej podobnych podstron