KIEDY BYŁAM JĘDZĄ
Rano zastaję w biurze fax, nadany wczoraj po godz. 16. Urząd nadzorczy nie wie nawet, do której pracujemy. Żądają do dziś do godz. 13 ostatecznej wersji tabel i kalkulacji naszego remontu.
Ponieważ niedawno oddaliśmy podobny stos papierów, wszyscy rozeszli się do bieżących zadań. Nie mam pod ręką nikogo z kierownictwa, kto zmusiłby księżniczki z księgowości do pracy. Sam fax nie wystarczy.
Dzwonię bezskutecznie gdzie się da. Jeśli ktoś jeszcze raz powie, że my tu „tylko siedzimy”, to wrzasnę, że owszem, my przynajmniej siedzimy na swoim stanowisku pracy. A krążąc po terenie trzeba odbierać komórki, za które płaci firma!
Wreszcie ściągam z budowy dyr.S., który przez pewien czas zajmuje się tą robotą.
Pani J. przynosi niesformatowany, niespójny tekst, z którego miała zrobić część opisową. Poniekąd obawiałyśmy się tego, więc koleżanka siada do rozwijania tego embrionu. Ja dzióbię tabele i nie ma już nikogo do odbierania telefonów „kiedy będzie Szef?”, do „zróbcie mi zaraz jedno ksero”, dajcie jeden bilet, itp. Każdy wykrzykuje od progu, po co przyszedł, przerywając nam w połowie zdania- a tabele w Exelu uwielbiają się wtedy rozjeżdżać. Nikt nie pojmuje, że mamy też własne zadania, nie tylko obsługę pracowników. Walczymy o wielkie sumy dla całej firmy, a tu groszowe sprawy!
Więc nie odpowiadam na każde grzeczne „dzień dobry”, nie pozwalam na zrobienie z pokoju poczekalni do sąsiedniego działu, z którego dziewczyny tup-tup i łup-łup przechodzą przez nasz pokój z każdą łyżeczką i miseczką do mycia osobno.
Najciszej przechodzą pracujący obok malarze- jak milczący kontrapunkt ze sztuki Mrożka.
Wpada Szef- ze swoją koncepcją dnia- „połączcie mnie z...”. „Napiszcie mi to...” „Dajcie mi spokój z drobiazgami!”- To odpowiedź na informację o kolejce spraw.
Tylko, że nigdy nie wiadomo, który zaniedbany drobiazg wykiełkuje w aferę.
Gdybym wiedziała, kiedy Szef przyjdzie i na ile czasu, łatwiej byłoby mi planować, ale on tego nigdy nie mówi.
Teraz nagle wychodzi w największym szczycie. Łapię go przy samochodzie. Tak, przyjdzie podpisać tabele.
Próbujemy je kończyć przy kolejne fali ludzi „czy Szef podpisał mi...”, „Co powiedział o?..”, „Koniecznie dziś muszę...
Głowa wybucha mi bólem. Wyrzucam wszystkich z pokoju, z wyjątkiem malarzy. Biorę ibuprom. Ra-tun-ku! Ra-tun-ku!- wykrzykuje rytmicznie turkawka za oknem.
Ibuprom pomaga. Porządkuję kolejkę. Wiele spraw załatwia się samo, gdy uda się skontaktować zainteresowanych pracowników i skłonić ich do współpracy- bez rozkazu Szefa. Rozwijam cały zasób technik manipulacji.
Po dwóch godzinach Szef wraca, podpisuje tabele i najpilniejsze sprawy z odchudzonej teczki.
Panicznie sprawdzam, czy czegoś nie zapomniałam.
Przez resztę dnia porządkujemy papiery, wpinamy, wpisujemy, pakujemy, wysyłamy, rozdajemy ludziom te ich tak pilne rano dokumenty.
Na dziś świat został ocalony przed osunięciem się w chaos. Od jutra będziemy ratować go znowu. Dopóki będą jędze.
VaVa