Marzec 1968
Ze wszystkich kryzysów polityczno-społecznych w dziejach PRL "wydarzenia marcowe" są chyba najbardziej złożone i do dziś wywołują rzeczne oceny. Część osób uważa, że przypisuje im się nadmierną rolę, wynikającą stąd, że były w nie zaangażowane środowiska dziennikarskie, artystyczne i naukowe, jest więc wiele spisanych relacji i wspomnień, co przyczyniło się do nagłośnienia tego właśnie zakrętu historii. Równocześnie można się spotkać z poglądem, że o wydarzeniach tych mówi się tak dużo dlatego, że ich ofiarami były najczęściej osoby żydowskiego pochodzenia (w podtekście sugeruje się istnienie jakiegoś żydowskiego lobby).
Można się też spotkać z poglądem przeciwnym, w myśl którego Marzec 1968 był tym kryzysowym momentem, którego roli się nie docenia z tego względu, że główną siłą kontestującą byli wówczas studenci i inteligencja, a nie - jak w Poznaniu w 1956 r. czy na Wybrzeżu w 1970 r. - robotnicy, przez lata uważani za klasę przodującą. Pomniejszaniu znaczenia wydarzeń 1968 r. mógł też sprzyjać fakt, że nie doszło wówczas do zmiany na najwyższych szczeblach władzy, jak w latach 1956 (choć nie od razu po buncie w Poznaniu), 1970 i 1980.
Wydaje się, że obecnie na to zjawisko potrafimy już patrzeć w sposób mniej emocjonalny, a zarazem bardziej wyważony. Spowodowane jest to z jednej strony dystansem czasowym, z drugiej zaś postępem badań historycznych. Zaczęto też wreszcie patrzeć na te wydarzenia w sposób kompleksowy, dostrzegając różne ich wątki, niekoniecznie ze sobą powiązane, a czasem wręcz wykluczające się i przeciwstawne.
Pojęcie Marzec 1968 określa bowiem kilka nurtów. Akcentowanie poszczególnych z nich w znacznym stopniu było, a często i jest uzależnione od własnych doświadczeń osób wypowiadających się na temat wydarzeń tamtych lat. Ludzie, którzy byli wówczas na studiach, wydobywają przede wszystkim studencki wątek "wydarzeń marcowych": strajki w szkołach wyższych, wiece, manifestacje uliczne, postulaty i rezolucje przyjmowane przez młodzież akademicką. Z kolei w pamięci przedstawicieli środowisk naukowych, literackich i artystycznych wydarzenia 1968 r. zapisały się przede wszystkim antyinteligencką nagonką w środkach masowego przekazu oraz represjami wobec intelektualistów. Ludziom tym zwykle kojarzą się one głównie z dość wówczas rozpowszechnionym zjawiskiem zastępowania uznanych autorytetów przez rozmaite "miernoty z awansu". Najszerszy zasięg akcja ta przybrała w świecie nauki. To właśnie w 1968 r. pojawili się tzw. docenci marcowi, to znaczy mianowani samodzielni pracownicy naukowi, którzy brak habi1ita~i nadrabiali polityczną gorliwością i serwilizmem wobec władzy.
Trudno się też dziwić, że ludziom, którzy wyjeżdżali wtedy z Polski, najmniej utkwiła w pamięci antysemicka kampania w środkach masowego przekazu, nieudolnie skrywana pod hasłami antysyjonistycznymi. Wiele " tych osób miało za sobą przeszłość komunistyczną i antysemityzm był im obcy. Poza tym w tradycji komunistycznej nie było miejsca na nacjonalizm, skoro jedną z cech komunizmu był internacjonalizm. Tym większe więc zdumienie wywołała ta fala półurzędowego antysemityzmu. Niemało osób dopatrywało się w tym podobieństw z faszyzmem.
Pamiętać wszakże trzeba, że tym widocznym nurtom Marca towarzyszyły działania skryte przed oczyma ogółu. Była o skomplikowana polityczna walka o władzę, prowadzona przez grupę działaczy partyjnych i państwowych skupionych wokół ministra spraw wewnętrznych gen. Mieczysława Moczara. Ze względu na wojenną przeszłość Moczara i jego najbliższego współpracownika gen. Grzegorza Korczyńskiego grupę tę przezwano "partyzantami". Oficjalnie głosili oni lojalność wobec Gomułki, faktycznie jednak - jak się wydaje - przynajmniej od połowy lat sześćdziesiątych systematycznie podkopywali jego pozycję. Za pomocą zręcznie prowadzonej polityki paszportowej (choć nie tylko) Moczar zyskał wielu sympatyków i stronników w środowiskach opiniotwórch: wśród pisarzy, dziennikarzy, naukowców, ludzi kultury i sztuki. Podobnie jak wcześniej "puławian" i "natolińczyków", tak i "partyzantów" trudno byłoby wszakże uznać za grupę wyraźnie sformalizowaną. ło to raczej grono przyjaciół i znajomych skupione wokół Moczara, który był ich niekwestionowanym liderem.
"Partyzantów" przedstawiano (a może sami się przedstawiali) jako rodowych komunistów. Na swoistą ideologię tej grupy składały się nacjonalizm skłaniający się w stronę szowinizmu, antysemityzm, silny syndrom autorytarny, antyinteligenckość oraz pewien kult siły i dynamizmu ."Partyzanci" dość długo i raczej udanie kryli się ze swymi oczywistymi celami i dążeniami. Moczar miał też rozmaitych taktycznych sojuszników i partnerów. Jednym z nich był I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach Edward Gierek, innym przewodnicy Stowarzyszenia PAX Bolesław Piasecki. Oni też mieli własne cele polityczne, ale doraźnie byli skłonni popierać Moczara. Gdy jednak w 1968 r. przystąpił on do ataku, którego cel nie jest zresztą do końca znany (nie można z całą pewnością powiedzieć, czy było nim wówczas obalenie Gomułki i zajęcie jego miejsca, czy Moczar dążył tylko do podważenia jego pozycji i sam chciał zdobyć pozycję "szarej eminencji" systemu i być pierwszym po 1 sekretarzu), niektórzy jego stronnicy i sojusznicy (zwlaszcza Gierek) opowiedzieli się jednoznacznie po stronie Gomułki. Do wybuchu głębokiego kryzysu polityczno-społecznego doszło w określonej sytuacji wewnętrznej Polski. Już od początku lat sześćdziesiątych można było zaobserwować negatywne zjawiska społeczno-ekonomiczne. Przede wszystkim po 1960 r. nastąpiło wyraźne zahamowanie tempa wzrostu stopy życiowej, która w drugiej połowie lat pięćdziesiątych rosła w sposób wyraźnie odczuwalny. Tymczasem w latach sześćdziesiątych wzrost płac realnych kształtował się na poziomie wręcz symbolicznym praktycznie nieodczuwalnym. Wśród stosunkowo znacznej części inteligencji frustrację budziło systematyczne odchodzenie od dość liberalnej polityki z okresu Października. Z kolei młodzież szczególnie akademicka - często nie widziała dla siebie przyszłości w Polsce pogrążającej się "malej stabilizacji". Ideologia komunistyczna w znacznym stopniu zużyła się już w poprzednich łatach i nierzadko brakowało teraz motywacji do działania. Równocześnie pewne otwarcie popaździernikowej Polski na świat spowodowało, że znacznie wzrosły aspiracje młodego pokolenia, które w coraz mniejszym stopniu było w stanie zaspokajać gomułkowskie kierownictwo partyjno-państwowe.
Od połowy lat sześćdziesiątych zaczęły się mnożyć konflikty władzy ze znacznymi odłamami inteligencji. W 1964 r. nastąpił pierwszy zbiorowy protest 34 wybitnych pisarzy i naukowców, którzy w liście do premiera w bardzo oględnej formie wyrażali zaniepokojenie przyszłością słowa drukowanego w Polsce. List 34 wzbudził gniew kierownictwa partyjnego, a na sygnatariuszy ściągnął mniej czy bardziej dokuczliwe szykany (m.in. zakaz publikacji w prasie, wstrzymanie druku książek). To z kolei wywołało na Zachodzie falę protestów i gestów solidarności z polskimi intelektualistami. Wkrótce zresztą władze PRL sięgnęły po bardziej drastyczne środki, urządzając w połowie lat sześćdziesiątych kilka procesów politycznych, w których oskarżonymi byli ludzie ze świata kultury i nauki. Najgłośniejsza była sprawa Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, skazanych na 3 i 3,5 roku więzienia za sporządzenie "Listu otwartego do Partii", w którym m.in. wykazywali, że gospodarka PRL znajduje się w stadium permanentnego kryzysu. Do szerzej znanych należały też procesy Melchiora Wańkowicza i Jana Nepomucena Millera. Ponadto przygotowywano procesy Stanisława Mackiewicza i Januarego Qrzędzińskiego. Szeregi PZPR opuszczali stopniowo kolejni zawiedzeni i rozczarowani praktyką realnego socjalizmu pisarze i naukowcy. Nie ulega jednak wątpliwości, że najszerszy rezonans społeczny wywołał wspomniany już, najgłębszy od okresu stalinowskiego, konflikt władzy z Kościołem katolickim. Wszystko to wpływało na systematyczne pogarszanie się nastrojów społecznych, choć detonatorem gromadzącego się "materiału wybuchowego" okazały się być wydarzenia na arenie międzynarodowej.
5 VI 1967 r. Izrael dokonał ataku zbrojnego na popierane przez "wspólnotę socjalistyczną" państwa arabskie. Związek Radziecki i państwa . Układu Warszawskiego (z wyjątkiem Rumunii, prowadzącej wtedy bardziej samodzielną politykę) zerwały stosunki dyplomatyczne z Izraelem. . Tymczasem w Polsce wojnę sześciodniową dość szeroko postrzegano jako odbicie konfliktu USA - ZSRR i w porażkach Arabów dopatrywano się klęski radzieckiej, co wśród części społeczeństwa wywoływało żywe reakcje. Karierę zrobiło wówczas powiedzenie: "Nasi Żydzi pokonali ich Arabów". Kierownictwo PZPR było świadome tych nastrojów, jednak nie potrafiło się im przeciwstawić.
Próbę taką podjął Gomułka 19 VI 1967 r. przemawiając na VI Kongresie Związków Zawodowych. Nawiązując do wydarzeń na Bliskim Wschodzie, zdecydowanie potępił on agresję izraelską oraz wystąpił przeciwko pewnemu ożywieniu wśród obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, którzy z sympatią, a niekiedy wręcz z manifestacyjną radością odnosili się do zwycięstw Izraela. Zarzucił tym ludziom uleganie syjonizmowi i zajmowanie postawy nieprzyjaznej Polsce Ludowej. W pewnym momencie na ich określenie użył wyrażenia "piąta kolumna", które potem usunięto z wydrukowanego tekstu przemówienia. Ze względu na fakt, że przemówienie Gomułki było bezpośrednio transmitowane przez radio i telewizję, stwierdzenie to usłyszały miliony ludzi. "Moczarowcy" zaś potraktowali to wyrażenie jako znak do rozpoczęcia antysemickiej ofensywy. Jeszcze w czerwcu w wielu instytucjach odbyły się zebrania partyjne i pracownicze, na których otwarcie atakowano osoby uznane za "syjonistów". Antysemityzm miał zresztą wówczas charakter wyraźnie podtekstowy. Nie chodziło bowiem o Żydów i Polaków żydowskiego pochodzenia, ale o zajmowane przez nich stanowiska, nie zawsze zresztą wysokie. "Partyzanci" przypuścili atak pod hasłem wymiany pokoleniowej w aparacie partyjnym, wojsku, propagandzie, nauce, kulturze, gospodarce i administracji państwowej. Dążyli do odsunięcia starszych działaczy, nierzadko pamiętających jeszcze czasy KPP, z których część istotnie była pochodzenia żydowskiego. Na nich starano się więc zrzucić całą odpowiedzialność za zbrodnie i nieprawości okresu stalinowskiego, dowodząc, że powinni ich zastąpić ludzie młodsi, ukształtowani politycznie już po wojnie i wolni od ideologicznych obciążeń, które stały się udziałem "starych".
Rolę "przyspieszacza" dokonującego się procesu odegrała sprawa Dziadów Adama Mickiewicza, wystawionych w warszawskim Teatrze Narodowym przez Kazimierza Dejmka. Pod pretekstem "antyradzieckich ekscesów" na przedstawieniach władze zaniepokojone nadmierną aktualnością inscenizacji zdjęły ją ze sceny., zezwalając, by ostatnie przedstawienie odbyło się 301 1968 r. Środowisko skupione wokół Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, składające się ze studentów i młodych pracowników naukowych, które władze coraz częściej nazywały "komandosami", postanowiło wykorzystać ostatni spektakl Dziadów, aby zaprotestować przeciwko polityce kulturalnej władz i praktykom cenzorskim. Późnym wieczorem urządzono manifestację pod pomnikiem Adama Mickiewicza przy Krakowskim Przedmieściu. Już praktycznie po jej zakończeniu interweniowała milicja, zatrzymując kilkadziesiąt osób. Przeciwko polityce kulturalnej władz PRL, a przede wszystkim decyzji o zdjęciu z afisza Dziadów protestowali też pisarze zebrani 29 II 1968 r. na Nadzwyczajnym Walnym Zebraniu Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich.
Jednak za moment rozpoczynający "wydarzenia marcowe" zwykło się uważać wiec studencki zorganizowany na dziedzińcu UW S III 1968 r. Studenci zebrali się, aby zaprotestować przeciwko bezprawnej decyzji o relegowaniu z uczelni dwóch kolegów: Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Na teren uczelni przybyli cywile ("aktyw robotniczy" - jak potem oficjalnie głoszono), a następnie ubrani w hełmy i wyposażeni w pałki milicjanci. Młodzież została brutalnie zaatakowana; wiele osób pobito i poturbowano.
W następnych dniach i tygodniach do podobnych incydentów dochodziło w wielu innych miastach akademickich. Stało się niemal regułą, że pokojowe wiece i manifestacje studenckie atakowali milicjanci i funkcjonariusze Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. W sumie występujący pod hasłami wolnościowymi ruch studencki objął dziesiątki tysięcy młodych ludzi praktycznie we wszystkich cywilnych szkołach wyższych w Polsce. Najbardziej dramatyczny przebieg miały wydarzenia w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu. Do ulicznych demonstracji dochodziło tez w miastach, w których nie było szkół wyższych, np. Legnicy, Radomiu czy Tarnowie. 20 marca fala studenckiego protestu powróciła tam, skąd wypłynęła - to znaczy do Warszawy. W dniach 21-23 marca odbyły się strajki okupacyjne w dwóch największych warszawskich uczelniach: Uniwersytecie i Politechnice. Zwłaszcza ten drugi strajk miał groźny przebieg, gdyż władze skłonne były złamać go siłą niemal za wszelką cenę.
Trwałym dorobkiem studenckiego nurtu "wydarzeń marcowych" okazała się Deklaracja Ruchu Studenckiego uchwalona 28 III 1968 r. w UW w czasie ostatniego marcowego wiecu. W dokumencie tym wykraczano poza wąsko rozumianą sferę spraw studenckich. Autorzy rezolucji upominali się o nową organizację młodzieżową, żądali zniesienia cenzury przeprowadzenia reformy gospodarczej, która oparłaby życie gospodarcze na zasadzie rachunku i samorządności przedsiębiorstw. Opowiadał się za stworzeniem niezależnych związków zawodowych, pełną niezawisłością sądownictwa oraz powołaniem Trybunału Konstytucyjnego. Deklaracja była nie tylko jednym z najważniejszych dokumentów marcowego ruchu studenckiego, lecz przede wszystkim jego ideowym testamentem, do którego w jakimś stopniu - świadomie lub nieświadomie -nawiązywały potem kolejne generacje studentów.
Władze odpowiedziały na wiec z 28 marca i uchwaloną na nim dekla rację kolejną falą aresztowań. Min. aresztowano członków Studenckie go Komitetu Delegatów Wydziałowych. Rektor UW Stanisław Turski skreślił z listy studentów 34 osoby, 11 dalszych zawiesił w prawach studentów. 30 marca oznajmiono o rozwiązaniu Wydziału Ekonomii, Wydziału Filozofii, kierunku psychologii na Wydziale Pedagogicznym oraz trzeciego roku na Wydziale Matematyczno-Fizycznym. Tą decyzją 1616 osób przestało być studentami UW, przy czym wiele z nich został rychło wcielonych do wojska.
11 III 1968 r. w "wydarzeniach marcowych" pojawił się nowy nurt tylko pozornie związany ze studenckimi protestami. W dniu tym w prasie oraz wypowiedziach niektórych działaczy partyjnych znalazły się akcenty antysemickie. Celem ataków "moczarowców" stali się głównie ludzie pochodzenia żydowskiego, których dzieci były wówczas na studiach. Choć nie musiały one uczestniczyć w studenckich wystąpieniach, jednak był to pretekst do stosowania na szeroką skalę zasady odpowiedzialności rodziców za działalność ich dorosłych dzieci. Trudno dokładnie określić, ile osób w ciągu kilku kolejnych miesięcy 1968 r. straciło pracę, ile wyrzucono z PZPR, lecz nie ulega wątpliwości, że skala tego zjawiska była bardzo duża. Jeden z uczestników tego "wielkiego czyszczenia" - I sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR Józef Kępa na warszawskiej konferencji partyjnej w październiku 1968 r. poinformował zebranych, że o ile w latach 1965-1967 "dokonano ponad 600 zmian na stanowiskach kierowniczych w zakładach pracy, instytucjach i przedsiębiorstwach pozostających w nomenklaturze komitetów dzielnicowych i Komitetu Warszawskiego", o tyle tylko w okresie od marca do września 1968 r. takich zmian było blisko 800.
Akcji tej towarzyszyła na niespotykaną skalę fala antysemityzmu ("antysyjonizmu") w środkach masowego przekazu. Równocześnie prasa szczegółowo informowała o "wrogiej działalności" i "rzeczywistych celach" organizatorów i inspiratorów studenckich wystąpień, a zwłaszcza o działalności oskarżanych o przygotowanie zamachu stanu "komandosów" i ich "protektorów". Młodych "wichrzycieli" mieli wspierać "starzy bankruci polityczni" w rodzaju Stefana Staszewskiego czy Romana Zambrowskiego oraz "nieodpowiedzialni" nauczyciele akademiccy: Bronisław Baczko, Zygmunt Bauman, Włodzimierz Brus, Maria Hirszowicz, Leszek Kołakowski, Stefan Morawski, Janina Zakrzewska i inni. Kampania antysemicka splatała się ściśle z prowadzoną równolegle nagonką antyinteligencką. Obu tym kampaniom w środkach masowego przekazu ! towarzyszyła fala masówek organizowanych w wielkich zakładach przemysłowych w godzinach pracy, w trakcie których potępiano "wichrzycieli", a z czasem także uchwalano rezolucje popierające Gomułkę i kierownictwo PZPR. W drugiej połowie marca wielkie oficjalne wiece odbyły się bodaj we wszystkich miastach wojewódzkich.
Zrozumiałe jest jednak, że propagandowe kłamstwa, a zwłaszcza bicie pałkami młodzieży nie spotkało się z powszechnym poparciem i akceptacją, choć niewiele było osób, które miały odwagę otwarcie przeciw temu zaprotestować. Tym wyżej więc należy ocenić te stosunkowo nieliczne gesty. I tak 11 marca pięciu posłów Koła "Znak" (Konstanty Łubieński, Tadeusz Mazowiecki, Stanisław Stomma, Janusz Zabłocki i Jerzy Zawieyski) złożyło interpelację do premiera w sprawie interwencji MO i ORMO na Uniwersytecie Warszawskim, na którą miesiąc później odpowiedziano im w Sejmie z niezwykłą brutalnością, nie szczędząc inwektyw i szyderstw.
Antysemicka czystka spotkała się również z protestami ze strony niektórych działaczy partyjnych i państwowych. Do dymisji podali się m.in. Edward Ochab, Adam Rapacki i Jerzy Albrecht. Ta "antysyjonistyczna" akcja wywołała głosy jednoznacznego potępienia na Zachodzie Polska znów miała złą prasę, przy czym niektóre oskarżenia - trzeba to wyraźnie powiedzieć - były niesprawiedliwe, a czasem wręcz krzywdzące dla Polaków. Przypisywanie bowiem wszystkim skłonności antysemickich jest tak samo bezzasadne, jak utrzymywanie, że takich postaw i zachowań w ogóle w Polsce nie ma i nigdy nie było.
Równolegle z opisywanymi wydarzeniami toczyła się w Polsce niejawna walka polityczna, której rzeczywisty sens pozostaje do dziś nie dc końca zrozumiały. Według wszelkiego prawdopodobieństwa Moczar i jego ludzie potraktowali wydarzenia marcowe jako okazję do pozbycia się politycznych przeciwników w PZPR i zajęcia ich miejsca. Udało im się to tylko częściowo.
Ostatnim akordem "wydarzeń marcowych" były procesy "komandosów", które rozpoczęły się jesienią 1968 r. i trwały przez następne kilka miesięcy. Choć już wcześniej przed sądami stawali uczestnicy marcowego ruchu studenckiego, teraz jednak zapadały najwyższe wyroki: Jacek Kuroń i Karol Modzelewski otrzymali po 3,5 roku więzienia, Adam Michnik S lata, Józef Dajczgewand i Jan Lityński po 2,5 roku, Seweryn Blumsztajn, Henryk Szlajfer, Barbara Toruńczyk i Antoni Zambrowski po 2 lata.
Rok 1968 był rokiem studenckich ruchów kontestacyjnych w wielu krajach świata. Wydaje się jednak, że z wyjątkiem wydarzeń w Czechosłowacji nie można ich łączyć ze studenckimi protestami w Polsce (choć np. w czasie wystąpień we Francji w maju 1968 r. nie brak było odniesień i nawiązań do protestów polskich studentów). W Polsce i Czechosłowacji młodzież akademicka upominała się o elementarne prawa, o które ich koledzy na Zachodzie nie musieli walczyć (np. wolność słowa), gdyż należały one do kanonu obowiązujących tam zasad. Zewnętrzne podobieństwa: strajki na uczelniach, wiece, uliczne manifestacje, starcia z siłami porządkowymi - nie powinny przesłaniać istotnych różnic tych ruchów.
"Wydarzenia marcowe" przyniosły ogromne straty moralne i stały się bezpośrednią przyczyną wielu ludzkich dramatów. W ich wyniku z Polski wyemigrowało 15 do 20 tys. osób. Zarazem jednak stały się początkiem politycznych karier dla znacznej części dzisiejszych działaczy politycznych z różnych zresztą obozów i partii. Równocześnie oznaczały kres myślenia ideologicznego w PZPR, która od tego momentu w nieporównanie większym stopniu stała się partią pragmatyczną, dopasowującą swój program do doraźnej sytuacji polityczno-społecznej. W miejsce ideowych, starych komunistów przyszli ludzie nowi, którzy wierności swoim przekonaniom nie musieli wcześniej poświadczać w więzieniach i w konspiracji. Marzec 1968 r. okazał się też ważnym momentem w dziejach kształtowania się środowisk opozycyjnych i niezależnych w PRL. Oznaczał nawiązanie bliższej współpracy między katolikami a ludźmi niewierzącymi, nierzadko mającymi za sobą przeszłość komunistyczną. Okazało się, że kwestie światopoglądowe, stosunek do Boga i religii nie są tym, co najbardziej dzieli polskie społeczeństwo. Znacznie ważniejszy był podobny, niemal tożsamy stosunek do komunistycznej dyktatury i dążenie do stopniowego reformowania systemu, co zostało zainicjowane w latach siedemdziesiątych.