DZIENNIK POKLADOWY, ROK 2007
Poniedziałek, 01.01.2007
APOCALYPTO
Widziałem! I jest to pierwszy film, który sobie kupię na DVD żeby go mieć pod ręką do oglądania na zawołanie.
Poszliśmy nań z Panem Inżynierem Krzysztofem Praszkiewiczem, z którym mamy taki układ, że chodzimy na PEWNIAKI.
PEWNIAKAMI są filmy znanych nam reżyserów, lub dobrych aktorów, ale takie, które zjechała Gazeta Wyborcza. Od kilku lat sprawdza nam się, że jak Wyborcza postawi filmowi zero gwiazdek, jedną, albo dwie, i jak jeszcze na pierwszej stronie napisze coś w stylu: KLAPA MELA GIBSONA, to mamy gwarancję dobrego filmu.
Apocalypto jest filmem doskonałym (choć nie idealnym). Jeszcze nigdy i nigdzie nie widziałem tak wiernego odtworzenia życia Majów. A trzeba Wam wiedzieć, że Majami interesuję się nieprzerwanie od dzieciństwa, czytam wszystko na ich temat, cokolwiek upoluję, chodzę po wszystkich wystawach, muzeach, jeżdżę na stanowiska archeologiczne, studiowałem epigrafikę... Nie jestem naukowcem, ani specjalistą, ale napewno koneserem. I widziałem już tyle, że trudno mnie zadziwić, trudno zadowolić, a zatem nie piał bym z zachwytu nad filmem Gibsona, gdyby nie był wyjątkowo dobry. WYJĄTKOWO!
W pierwszej chwili podziwiałem dobór aktorów - wszyscy, mieli twarze jak wyjęte z atlasu antropologicznego. Jeśli to nie była charakteryzacja (a raczej nie była) to w tym filmie występują czystej krwi Majowie. Przy okazji dodam, że nie jest to wielka grupa etniczna i nie słyszałem o żadnych znanych aktorach majowskiego pochodzenia, ani w Meksyku, ani w Gwatemali, ani w Hondurasie. Skąd więc ich Mel Gibson wytrzasnął? I jakim doskonałym jest reżyserem skoro potrafił ich tak poprowadzić, że zachowywali się, że GRALI, jak zawodowcy - bez cienia sztuczności!
A zatem - najpierw zachwyciła mnie doskonała obsada, a zaraz potem dbałość o szczegóły na poziomie rekwizytów, etnografi i archeologii. Apocalypto jest w stanie zastąpić co najmniej kilka lektur obowiązkowych na wydziałach, gdzie studiuje się cywilizację Majów. Sam o wielu przedmiotach, czy strojach czytałem, ale nie bardzo umiałem sobie wyobrazić, jak były zrobione. To samo dotyczyło masek, tatuaży... Dopiero Gibson mi to pokazał w sposób symfoniczny - wszystko na raz zestrojone w jeden wielki organizm (podręczniki, zwykle dzielą świat na tematy, zajmując się osobno religią, osobno tekstyliami itd - i trudno to sobie poskładać w jeden obraz).
Film oczywiście ma sporo drobnych wad, ale nadal pozostaje dla mnie doskonały. Nie IDEALNY, ale doskonały tak.
No na przykład fabuła: zawiera kilka elementów mocno naciągniętych, tyle, że tego właśnie oczekujemy idąc do kina, prawda? Dramaturgia filmu dokumentalnego, różni się od dramaturgii filmu fabularnego. A zatem wybaczam wyścig z jaguarem, w którym człowiek wygrywa (jaguary słabo biegają i napewno nie są długodystansowcami, ale za to świetnie skaczą i byłyby w stanie dogonić uciekającego człowieka w ciągu pierwszych pięciu susów... potem... no potem mogłoby rzeczywiście być tak, jak u Gibsona).
Kolejną wadą jest to, że nie pokazano wielkości cywilizacji Majów, tylko sam jej upadek. To oczywiście kwestia wyboru - Gibson już w tytule filmu wyjawia nam swoje zdanie w sprawie zasadniczej: Kiedy na Yucatan przypłynęli pierwsi Hiszpanie, cywilizacja Majów była w rozkładzie, przeżywała swoją apokalipsę i trzeba było dokonać krwawej konkwisty i nawracać Indian przemocą, niszcząć jednocześnie ich kulturę, bo inaczej wyniszczyliby fizycznie sami siebie. (W tym sensie Apocalypto jest kontynuacją Pasji - Gibson promuje chrześcijaństwo.)
No cóż... chciałbym obejrzeć film w którym pokazuje mi się życie codzienne Majów o tysiąc lat wcześniej - kiedy jeszcze kwitły i rozwijały się miasta na wzór greckich miast-państw, kiedy tworzono literaturę, filozofię, astronomię, medycynę, sztukę, kiedy cywilizowano wielkie obszary pokonując głód, plagi, choroby... Chciałbym, ale Gibson wybrał okres schyłkowy, kiedy działo się już tylko źle i krwawo. Jego wybór, jego fim, jego pieniądze. Acha, to nadal jest dobry film!!! I zatytułowano go adekwatnie do zawartości: Apocalypto, a nie np. Dzieje Wielkiej Cywilizacji Majów. Ten film nie kłamie i nie rozczarowuje - było tak, jak pokazano. Jeśli ktoś się rozczarował bo nie zobaczył ogromnych piramid i światłych władców, to znaczy, że nie bardzo zwracał uwagę na tytuł.
Ostatnią kwestą jest krew... Mnie akurat nie przeszkadza, że leją się jej całe strumienie. Bo jest tak, jak w Pasji - Gibson po raz pierwszy pokazał jak było naprawdę; bez poetyckich upiększeń . I jest kwestą Twojego osobistego wyboru, czy chcesz to zobaczyć, czy wolisz sobie nie uświadamiać szczegółów uciekając w powierzchowne określenia w stylu: ubiczowany, ukrzyżowany, ofiary z ludzi na piramidzie.
Czwartek, 04.01.2007
STATYSTYKA ŚWIĄT
Z terenu Polski dostałem 8 kartek świątecznych z czego 5 korporacyjnych o nieczytelnym podpisie.
Kartek z zagranicy dostałem 30 z czego 2 korporacyjne podpisane przez konkretne osoby i z dopiskami skierowanymy specjalnie do mnie.
Mejli świątecznych z Polski dostalem całą skrzynkę - 255, z czego większość została rozesłana automatem pod więcej niż jeden adres.
Mejli z życzeniami z zagranicy dostałem... zero.
W całej tej poczcie był tylko jeden opłatek i dwa ździebełka siana.
KONIEC
ps. W badaniu NIE uwzględniono korespondencji od najbliższej rodziny.
Sobota, 06.01.2007
OTRZĘSINY
U nas na Trzech Króli rano idzie się do kościoła, potem oznacza drzwi kredą, a następnie okadza cały dom, dobytek, budynki gospodarcze, zwierzęta, samochody, traktory, łodzie... no w czymkolwiek i gdziekolwiek diabeł może siedzieć. (Ja na przykład okadzam od środka plecak, który zabieram na wyprawy.)
A jak to robimy (okadzanie tylu różnych miejsc) za pomocą tej szczypteczki kadzidła, co to ją dołączają do kredy? No jak?
Urządzamy otrzęsiny choinki i do kadzidła dodajemy suchych igieł, ot co.
(Choinka w tym dniu obowiązkowo idzie do rozbiórki, żeby się nie opatrzyła i za rok była sprzętem równie egzotycznym, a przez to odświętnym).
***
Rzecz opisana powyżej stanowi naszą tradycję ogólnorodzinną, a w moim własnym domu jest troszkę inaczej - indywidualistycznie. Posłuchajcie...
Zawsze mam kilka choinek - w tym roku pięć. (Warto mieć brata leśniczego.)
Jedna stoi w moim gabinecie i służy do pracy. Druga stoi w jadalni i zasłania telewizor w trakcie jedzenia. Trzecia stoi w salonie i służy do zawieszania błędnego wzroku, kiedy w TV puszczają reklamy. Czwarta stoi w sypialni, żeby nocą ładnie pachniało. A piąta stoi na balkonie i wygląda najładniej. Szczególnie, kiedy spadnie śnieg, hmm...
Przy tylu choinkach człowiek dba o różnorodność stroju - żeby nam się pomieszczenia nie myliły. A zatem jedne są ubrane wyłącznie w czerwone lampki (balkonówa) inne w moje ulubione amerykańskie ozdoby zrobione ze złoconych szarf i malowanego papieru (gabinet); choinka sypialniana stoi... goła i ładnie pachnie, a tę jadalnianą poubierałem w całą masę znienawidzonych starych ozdób, których nikt nigdy nie miał śmiałości wyrzucić, bo... Przecież się nie potłukły, a to pudełko bombek jest jeszcze po babci. Co z tego, że po babci, skoro babcia kupowała niedawno i one są chińskie i brzydkie? Ale po babci... Ale brzydkie!!! Ale... No to odłóż na pawlacz, niech leżą.
W tym roku nie odłożyłem, tylko wszystko co najbrzydsze zawiesiłem na choince jadalnianej. Było tego sporo - złogi świątecznego kiczu. Człowiek miał wrażenie, że drzewko jęczy pod ciężarem. (Jęczało raczej z rozpaczy nad własną brzydotą.) A dziś... schwyciłem choineczkę za pieniek, uniosłem lekko nad podłogę, a potem energicznym ruchem stuknąłem o ziemię - OTRZĘSINY.
Opadły głównie igły - wredne ozdoby trzymały się dzielnie. Zniosłem więc drzewko do garażu i otrząsnąłem do reszty, bijąc o wykafelkowane ściany i podłogę. Następnie zmiotłem srebrny pył i wysypałem do śmieci.
Operacja rozbierania jadalnianej choinki trwała 5 minut max. Operacja rozbierania każdej następnej co najmniej kwadrans.
Satysfakcja z rozbierania jadalnianej - 500.
satysfakcja z rozbierania pozostałych - 004 (po jednym punkcie satysfakcji z powodu zrobienia porządku).
Niedziela, 07.01.2007
BOSO PRZEZ ŚWIAT odc.1
Bałem się strasznie. Produkcja telewizyjna jest o wiele trudniejsza, niż występy w radiu. A plener trudniejszy od roboty w studiu.
W radiu wszystko zależy ode mnie, kontroluję scenariusz, dramaturgię, oprawę muzyczną... Musiałby się przydażyć totalny kataklizm, żeby audycja radiowa nie wyszła tak, jak ją zaplanowałem; z dokladnością do 10%.
W telewizji niewiele zależy od ciebie - mniej niż 10%. Można się starać, przygotowywać, robić próby, a i tak do zepsucia jest jeszcze tyle rzeczy niezależnych od ciebie, że zawsze coś nie wyjdzie.
Światło - sam go nie ustawię i albo ci gębę wypali, albo masz wory pod oczami i czarną jamę w ustach.
Dźwięk... O! W tym pierwszym odcinku okazało się, że poziomy dźwięku są bardzo różne w kolejnych ujęciach. Na wierzowcu słychać mnie było dobrze, a potem na dole na ulicach za cicho. No to podgłośniłem sobie... i chwilę później, w kolejnym wejściu z wierzowca, Cejrowski na mnie wrzeszczał.
Zdjęcia - estetyka obrazu zależy praktycznie wyłącznie od kamerzysty. I możesz mu tłumaczyć całe wieki o co ci chodzi (mnie chodziło o pokazanie, że nawet wysypisko śmieci może być piękne i kolorowe), a on... kamerzysta, albo cię zrozumie, albo nie; i potem na montażu usłyszysz: Jak czegoś nie ma na taśmie, panie Wojtku, to ja tu tego na konsolecie nie domaluję.
Ze zdjęć zadowolony nie jestem - zbyt rozedrgane, jak na mój gust, no i brak kolorów. Chwilę po nas szedł serial National Geographic i tam barwy były wysycone. Kiedy sam fotografuję, używam wyłącznie filmów Kodak VS, czyli Very Saturated - o podbitych kolorach. A zatem mój gust jest pstrokaty i o więcej kolorów będę prosił w czasie kolejnych nagrań.
Montaż - tu praktycznie wszystko można zepsuć... albo... sporo poprawić. No na przykład - masz wymyślony scenariusz i dramaturgię, a montażysta może to zburzyć, bo poskleja całość w innym rytmie. Może też powsadzać ujęcia tak, że niby wszystko jest OK, ale i tak masz wrażenie ogólnego chaosu.
Tym razem bardzo dziękuję montażyście, bo... no powiedzmy, że się bardzo bałem i zakończmy na tym.
Grafika - czołówka wymaga kilku kosmetycznych poprawek, a ponadto z założenia ma ewoluować z odcinka na odcinek, ale już teraz dziękuję Łukaszowi Ciepłowskiemu, który jak zawsze okazał się niezawodny. (Współpracuję z nim od lat - wszystkie moje okładki, znaki firmowe, a także doskonała czołówka do WC kwadransa.)
Muzyka - NAGRAM SOBIE NA PŁYTĘ. Wszystkie podkłady są komponowane specjalnie dla nas pod konkretne scenki. W dodatku w tych muzycznych miniaturkach słychać wyjęte efekty z filmu - na przykład perkusją jest rytmiczny odgłos wyciskarki do pomarańcz. Genialne. (Zostałem zaskoczony przez producenta i reżysera - Andrzeja Horubałę, który nic mi wcześniej nie mówił o ukrytych talentach naszego kompozytora.)
Cała reszta - czyli meritum, scenariusz, wykonanie... ogólne wrażenie i oceny, pozostawiam Wam. Zamieniam się w słuch...
PS
A moje wrażenia? No bałem się bardziej, niż ostatecznie powinienem, ale strach pozostał.
Czwartek, 11.01.2007
PiS OFF
Tydzień temu dostałem od znajomych zabawną naklejkę na samochód. Było to logo Prawa i Sprawiedliwości skomponowane w amerykańskie hasło PISS OFF.
(W tym przypadku przetłumaczyłbym to na: spieprzajta dziady.)
Ucieszyło mnie, że nareszcie w Polsce zaczynają się pojawiać wyluzowane formy walki politycznej, polegające na obśmiewaniu. Ucieszyło mnie też, że dożyłem czasów, gdy wolno bezkarnie kpić z władzy. (A przypomnę, że wcale nie tak dawno, bo w roku 1998 byłem sądzony za wykpiwanie prezydenta-pijaka-komunisty; dostałem zakaz opuszczania kraju, wystosowano za mną list gończy i w końcu skazano mnie prawomocnym wyrokiem sądu RP.)
Nie mam szczególnych pretensji do PiS-u. I prawdę powiedziawszy z tego, co aktualnie jest do wyboru w parlamencie, PiS uważam za wybór najlepszy. No bo co innego? Komuchy odpadają, PSL odpada, bo wchodzi w koalicje z komuchami, Platforma odpada, bo ją popiera komuch, plankton odpada, bo nic nie może, a Samoobrona jest bardziej lewicowa niż komuchy... czyli wychodzi mi PiS, który też lewicuje tu i tam, ale nie mam do niego szczególnych pretensji.
A jednak mimo braku pretensji nakleiłem sobie na samochód to PiS OFF i jeździłem tak do wczoraj. Dziś rano odbyło się desperackie zrywanie i skrobanie, gdy usłyszałem w radiu plany PiS-u na najbliższe tygodnie.
Całym sercem jestem za dekomunizacją i za odebraniem ubekom emerytur. Oczywiście PiS nie pójdzie na całość - nie odbierze wszystkiego, ale i tak robi więcej i konkretniej niż ktokolwiek przed PiS-em.
Słyszałem pojękiwania generała Kiszczaka: Jak nam odbiorą emerytury, to mamy po śmietnikach chodzić, czy z głodu umrzeć?
Odpowiem generałowi tak: Służyliście obcemu mocarstwu, niech wam więc teraz wysłużone emerytury wypłaca Putin. A Polska nie jest wam nic winna. Chyba, że szubienicę za zdradę Ojczyzny.
Niedziela, 14.01.2007
BOSO PRZEZ ŚWIAT odc.2
Mam ochotę podać się do dymisji.
Najgorsze w telewizji jest to, że praktycznie każde dzieło to praca zbiorowa. I trzeba mieć naprawdę zgraną ekipę (drużynę), żeby praca zbiorowa wyglądała na dzieło autorskie.
Moim zdaniem w tym odcinku wszystko było źle i właściwie w tym miejscu mógłbym skończyć.
Rozlatana kamera - a kiedy nie latała to filmowała przez jakieś zasieki z rur nie wiem po co, albo przekrzywiała obraz... To nie jest moja estetyka i jeśli komuś się podobało, to bardzo dobrze, ale mnie akurat się NIE podobało.
Spłowiałe wypalone na biało kolory i jeszcze te nowoczesne udziwnienia polegające na usuwaniu wszystkich barw oprócz jednej - dominująca zieleń taksówkowa. I znów: jeśli się komuś takie folmowanie podoba, to fajnie, ale ja tam wolę Meksyk na pstrokato, a nie taki wystudzony.
Wrzeszczący Cejrowski też mnie drażni. Ja wiem, że tam był hałas i naturalnym odruchem jest unosić głos, ale mimo wszystko to irytuje, kiedy facet na nas krzyczy z ekranu.
No i te dośc oczywiste ujęcia w metrze. To nie tak miało być - ja sobie wyobrażałem, że poskleja się z tego coś zabawnego pod skoczną muzyczkę, że WC będzie się przysiadał do kolejnych pasażerów i ich błaznował. Rach, ciach, ciach i po metrze, a tu się wloookło.
A zatem szukam sznura i się idę obwiesić.
PS
Dostałem pocieszający liścik w sprawie następnego odcinka:
Bardzo ciekawie wyszla nam muzyka do odcinaka Nr 3. Zanim wyjechaliscie do Meksyku pisalem ci w mailu o azteckiej muzyce kamieni towarzyszacej rytalom ku czci boga Tlaloca. Mam w swoich zbiorach wspolczesna transkrypcje tej muzyki. Nasz kompozytor na podstawie moich płyt zrobil wlasna wersje muzyki kamieni dla potrzeb programu. Jest wykonywana na kamieniach, ktore pozbieral na sopockiej plazy :)
Czwartek, 18.01.2007
MUCHY
Zaczął się huragan. A zanim się zaczął zauważyłem, że ze snu zimowego powstawały muchy. Zrobiło się ich w domu całe stado.
Oczywiście pierwsza rekacja moja była taka, że to od ciepła. Tylko, że... wczoraj było cieplej, niż dziś. A przedwczoraj jeszce cieplej. I ogólnie od tygodni było cieplej niż dziś. Dlaczego zatem muchy poderwało akurat tuż przed huraganem??
One coś wiedzą, coś przeczuwają...
I padają zdechnięte w kilka godzin po przebudzeniu.
Zupełnie jakby...
Wtorek, 23.01.2007
ZASŁYSZANE: MYDŁO
Autentyczna korespondencja pracowników pewnego londyńskiego hotelu z gościem tego hotelu. Hotel opublikował te teksty w jednej z
ogólnokrajowych gazet.
Szanowna Pani Pokojówko,
Proszę nie zostawiać w mojej łazience tych małych hotelowych mydełek,
ponieważ przywiozłem ze sobą własne duże mydło kąpielowe dial. Proszę też zabrać 6 nieotwartych mydełek z półki pod apteczką i 3 z mydelniczki pod prysznicem, ponieważ mi zawadzają. Dziękuję.
S. Berman
Szanowny Gościu z pokoju 635,
Nie jestem tą pokojówką, która zwykle sprząta Pański pokój. Ona ma wolne i wróci jutro, czyli w czwartek. Tak jak Pan prosił, zabrałam 3 mydełka spod prysznica. Zdjęłam 6 mydełek z półki i położyłam na
pudełku z chusteczkami, na wypadek gdyby Pan zmienił zdanie. Na półce leżą teraz tylko 3 mydełka, które zostawiłam dzisiaj, bo mam polecenie, by zostawiać codziennie 3 sztuki w każdym pokoju. Mam nadzieję, że jest Pan zadowolony.
Dotty
Szanowna Pani Pokojówko,
Mam nadzieję, że tym razem zwracam się do Pani, która zwykle sprząta mój pokój. Najwidoczniej Dotty nie powiedziała Pani o moim liściku dotyczącym mydełek. Kiedy dziś wieczorem wróciłem do pokoju, zobaczyłem, że położyła Pani 3 kolejne małe camay na półce pod apteczką. Zamierzam pozostać w tym hotelu jeszcze przez dwa tygodnie i zabrałem ze sobą własne kąpielowe mydło dial, nie będę zatem potrzebował tych 6 małych camay, które leżą na wspomnianej półce i przeszkadzają mi przy goleniu, myciu zębów i tak dalej.
Proszę je zabrać.
S. Berman
Szanowny Panie,
W ostatnią środę miałam wolny dzień i zastępująca mnie pokojówka
zostawiła u Pana 3 hotelowe mydełka, bo mamy polecenie od kierownika, by tak zawsze robić. Zabrałam 6 mydełek, które zawadzały Panu na półce, i przełożyłam je do mydelniczki, gdzie trzymał Pan swoje mydło dial, a dial położyłam w apteczce, aby było Panu wygodniej. Nie ruszałam 3 mydełek, które zawsze wkładamy do apteczki dla nowych gości i co do których nie zgłaszał Pan obiekcji, kiedy wprowadzał się Pan w poniedziałek. Jeśli mogę jeszcze czymś Panu służyć, proszę dać mi znać.
Pańska pokojówka Kathy
Szanowny Panie,
Zastępca dyrektora, pan Kensedder, poinformował mnie dziś rano, że
dzwonił Pan do niego wieczorem i skarżył się na pracę pokojówki. Przydzieliłam Panu inną osobę. Mam nadzieję, że przyjmie Pan moje
przeprosiny za wszelkie kłopoty. Gdyby miał Pan jeszcze jakieś uwagi,
bardzo proszę skontaktować się ze mną, bym mogła sama poczynić odpowiednie kroki. Będę wdzięczna, jeśli zadzwoni Pan wprost do mnie między godziną 8 a 17, numer wewnętrzny 1108.
Elaine Carmen, administrator
Szanowna Pani Administrator,
Nie mogę się z Panią skontaktować telefonicznie, ponieważ opuszczam hotel o 7.45 i wracam dopiero o 17.30 lub 18.00. Właśnie dlatego wczoraj wieczorem dzwoniłem do pana Kenseddera. Pani już wtedy nie było. Prosiłem pana Kenseddera tylko o to, żeby zrobił coś z tymi mydełkami. Nowa pokojówka przydzielona mi przez Panią myślała chyba, że dopiero się wprowadziłem, bo zostawiła u mnie kolejne 3 mydełka w apteczce, poza tymi 3, które zawsze kładzie na półce. W ciągu ostatnich 5 dni zebrałem już 24 mydełka. Czy to się kiedyś skończy?
S. Berman
Szanowny Panie,
Pańska pokojówka Kathy została pouczona, by nie zostawiać mydełek w Pańskim pokoju. Kazałam jej też usunąć te, które już tam były. Jeśli
jeszcze mogę czymś Panu służyć, proszę do mnie zadzwonić: numer wewnętrzny 1108, od 8 do 17.
Elaine Carmen, administrator
Szanowny Panie Dyrektorze,
Znikło moje duże mydło dial. Z mojego pokoju zabrano wszystkie mydła,
łącznie z moim własnym. Wczoraj wróciłem późno i musiałem wezwać posłańca, żeby mi przyniósł 4 małe kostki cashmere bouquet.
S. Berman
Szanowny Panie,
Poinformowałem naszą administratorkę, pani ą Elaine Carmen, o Pańskim problemie z mydłami. Nie rozumiem, dlaczego w Pańskim pokoju nie było mydła, wydałem przecież wyraźne polecenie, by każda pokojówka przy każdym sprzątaniu zostawiała w każdym pokoju 3 kostki mydła. Natychmiast poczynimy w tej sprawie odpowiednie kroki. Proszę przyjąć moje przeprosiny za kłopoty, które sprawiliśmy.
Martin L. Kensedder, zastępca dyrektora
Szanowna Pani Administrator,
Kto, do diabła, zostawił w moim pokoju 54 mydełka camay? Wróciłem wczoraj wieczorem i leżały u mnie 54 sztuki. Nie chcę 54 małych kostek camay. Chcę moje jedno jedyne, cholerne, wielkie mydło dial. Czy Pani rozumie, że mam tu 54 kostki mydła? Chcę tylko moje duże dial. Proszę mi zwrócić moje kąpielowe mydło dial.
S. Berman
Szanowny Panie,
Skarżył się Pan, że ma Pan w pokoju za dużo mydła, więc poleciłam je
sprzątnąć. Następnie poskarżył się Pan panu Kensedderowi, że mydło znikło, więc osobiście przyniosłam je z powrotem 24 kostki camay plus jeszcze 3, które powinien Pan otrzymywać codziennie (sic!). Nic nie wiem o 4 kostkach cashmere bouquet. Najwyraźniej Pańska pokojówka Kathy nie wiedziała, że przyniosłam te mydła, więc także zostawiła 24 sztuki camay plus standardowe 3. Nie wiem, skąd się Pan dowiedział, że goście tego hotelu otrzymują duże kąpielowe mydła dial. Udało mi się znaleźć duże ivory, które położyłam w Pańskim pokoju.
Elaine Carmen, administrator
Szanowna Pani Administrator,
Dziś tylko krótka notatka o stanie mydełek w moim pokoju. Obecnie mam:
- na półce pod apteczką 18 kostek camay w 4 słupkach po 4 sztuki plus 1
słupek z 2 sztukami,
- na pojemniku na chusteczki 11 kostek camay w 2 słupkach po 4 sztuki plus 1 słupek z 3 sztukami,
- na toaletce w sypialni 1 słupek z 3 kostkami cashmere bouquet, 1 słupek z 4 dużymi kostkami ivory, do tego 8 kostek camay w 2 słupkach po 4 sztuki,
- w apteczce w łazience 14 kostek camay w 3 słupkach po 4 sztuki plus 1
słupek z 2 sztukami,
- w mydelniczce pod prysznicem 6 kostek camay, bardzo rozmiękłych,
- na północno-wschodnim rogu wanny: 1 kostka cashmere bouquet, mało używana,
- na północno-zachodnim rogu wanny: 6 kostek camay w 2 słupkach po 3
sztuki.
Proszę poprosić Kathy, by przy każdym sprzątaniu dopilnowała, żeby słupki były równo ułożone i odkurzone. Proszę ją także poinformować, że słupki, w których jest więcej niż 4 kostki, mają tendencję do przewracania się. Pozwolę sobie zasugerować, że parapet w mojej łazience nie jest wykorzystywany i że znakomicie nadaje się do składowania kolejnych dostaw.
I jeszcze jedno: kupiłem sobie kostkę kąpielowego mydła dial, którą będę przechowywał w hotelowym sejfie, by uniknąć dalszych nieporozumień.
S. Berman
Sobota, 03.03.2007
Z AFRYKI
Wróciłem z Afryki. Nie widziałem wiele, bo ileż można zobaczyć w kilka tygodni. Nie poznałem wiele, bo ileż można poznać w kilka tygodni w dodatku bez języka. Ale mam pierwsze wrażenia (i widoki/nadzieje na następne).
Posłuchajcie...
Kiedy człowiek czyta książki o Afryce, szczególnie reportarze, to zawsze na początku natyka się na opisy zapachu. Ten Szczególny Zapach Czarnego Kontynentu to hasło wywoławcze i refren wszystkich znanych mi tekstów o Afryce. Zapach: charakterystyczny, wszechobecny, zniewalający, romantyczny, jedyny w swoim rodzaju... Ple, ple, ple.
Żadnego szczególnego zapachu nie było ani w Senegalu, ani w Gambii, a na Cabo Verde (w. Zielonego Przylądka) pachniało morskim wiatrem i grogiem (afrykański kuzyn rumu).
Gdzie się podział zapach? Może go nigdy nie było. Może to tylko takie pierwsze wrażenie Europejczyków przybywających w tropiki. Bo pachniało normalnie - tak samo jak w każdym innym tropiku. Być może, gdybym wszedł głęboko w afrykańską dżunglę potrafiłbym wyczuć coś charakterystycznego, co odróżnia jej zapach od zapachów znanych mi z Amazonii, ale na wybrzeżu, w miastach, na sawannie, i nad rzekami pachniało przeciętnie. Oczywiście dla kogoś, kto właśnie przyleciał z zaśnieżonej Europy, nawet taki przeciętny zapach jest milutki, ale żeby zaraz wypisywać na ten temat peany...
A pozostałe zapachy?
W Ameryce Łacińskiej pięknie pachnie kawa (rano czuć ją wszędzie), pięknie pachną banany i ananasy (na bazarach) i jedzenie przyrządzane na ulicach i przy drogach. W tej czesci Afryki Zachodniej, którą objechałem tych wszystkich zapachów mi zabrakło. Na ulicach gotowano niewiele (przed wszystkim arabską herbatkę), a na owoce trzeba było polować, bo nie cieszą się wzięciem klienteli, a zatem nie handluje się nimi tak powszechnie jak u Latynosów.
Z podobieństw chwalę sobie kolory - czułem się swojsko, bo było pstrokato. Latynosi malują swoje otoczenie (domy, łodzie, samochody...) a Murzyni farbują swoje ubrania. I dbają o nie jak mało kto. Widywałem ewidentnie biedne osoby ubrane w bardzo zadbane kreacje. Staranny dobór kolorów, materiałów, fasonów, a w dodatku wszystko świeżutko wyprane, wykrochmalone i uprasowane. Afrykanie dbają o strój tak bardzo jak Latynosi o pastowanie butów. (Pisałem tu kiedyś, że Latynos może mieć dziurawe buty, ale i tak za kilka groszy przysiądze u czyścibuda, by mu te dzirawce wyglancował).
To tyle pierwszych wrażeń.
PS
A pierwsze wrażenia po obejrzeniu afrykańskich odcinków Boso przez świat: JEST KOLOR I PRAWIE WSZYSTKO SŁYCHAĆ. :))
Niedziela, 04.03.2007
Z POLSKI
Wróciłem z Afryki i mam kilka wrażeń z Polski.
Posłuchajcie...
Za Giertychem nie przepadam. Ale w obu głośnych kwestiachh ma rację. To jest kwestia wiary/wyznania. Katolik nie mógł powiedzieć niczego innego. A ci katolicy (w tym premier Kaczyński), którzy protestują przeciwko słowom Giertycha dotyczącym zakazu aborcji i propagandy homoseksualnej mają najwyraźniej kłopot ze swoją wiarą, nie znają Katechizmu, Dekalogu, nauki Kościoła.
Powiem to za Giertycha... albo raczej obok Giertycha: osoba wierząca MUSI aktywnie walczyć o całkowity zakaz aborcji we wszystkich przypadkach. Nawet wtedy, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, wykazuje wady genetyczne etc. (dziecko nie może być karane śmiercią za przestępstwo ojca-gwałciciela, nie może też być karane śmiercią za to, że jest chore). Dla osoby WIERZĄCEJ Bóg i jego przykazania są ważniejsze od komfortu osobistego. Giertych zachowuje się w tej sprawie normalnie - dokłądnie tak, jak powinien isę zachowywać każdy katolik w ramch swoich możliwości, pozycji, stanu.
***
Dzisiaj w TV pokazywali pana Piwowskiego (ten od filmu Rejs), który z uśmiechem na twarzy przyznał się do współpracy z bezpieką, a na dodatek całą sprawę traktował jak dobry żart i zabawę.
No cóż, za okupacji hitlerowskiej byli kapusie i folksdojcze, a obok nich bohaterowie ruchu oporu. Za komuny też byli kapusie i kolaboranci, a obok nich ludzie niezłomni. Tylko, że po wojnie folksdojcze nie próbowali nas przekonywać, że ich kolaboracja to był dobry żart podyktowany pragmatyką tamtych czasów. Pan Piwowski zaś uzasadnia, że kolaborował, bo potrzebował dostać paszport.
Być może w uszach dzisiejszych dwudziestolatków Piwowski brzmi wiarygodnie. Ja jednak dość dokładnie pamiętam, jak myśmy za komuny oceniali współpracę z ubecją i czyny Piwowskiego mierzę miarą tamtych czasów. Dziś wisi mi, co robił wtedy. Ale gdyby wtedy przyznał się, że jest konfidentem, to byłby natychmiast skazany na towarzyski niebyt. Wtedy porządni ludzie nie szli na współpracę - po prostu. Było nawet takie powiedzonko: tylko złamas daje się złamać.
Czwartek, 15.03.2007
MACOCHA RP
Ojczyzna powinna być jak matka i zawsze, ZAWSZE!!!!!!! stawać w obronie swoich synów - nawet tych najgorszych - bo matka nie opuszcza najpotworniejszego zbrodniarza.
W dniu dzisiejszym sąd RP zezwolił na ekstradycję do Wielkiej Brytanii Polaka oskarżonego o gwałt.
Przypomnę, że sąd Wielkiej Brytanii wielokrotnie nie zgadzał się na ekstradycję niejakiej Wolańskiej, czy Wolinskiej... która miała stanąć przed sądem RP za morderstwa sądowe popełnione przez nią w okresie stalinowskim, kiedy to, pracując jako sędzia, wydawała wyroki śmierci na niewinne osoby.
Są na świecie kraje, które potrafią surowo karać swoich obywateli, ale nigdy nie godzą się na wydawanie ich w obce ręce. Takie kraje można nazwać Ojczyznami. Pozostałe kraje to... po prostu państwa.
Polska jest państwem, natomiast przestała być Ojczyzną - wyparła się swego syna... Została macochą.
Niedziela, 03.06.2007
NISKI POZIOM BOSO
Po dzisiejszym odcinku Boso przez świat (z Sewilli) odczuwam wstyd i złość. Otrzymałem sporo dobrych recenzji, ale sam jestem niezadowolony i przyłączam się do grona krytykantów.
Złość moja stąd, że na niektóre rzeczy człowiek nie ma wpływu, ale i tak będzie za nie ukarany. W telewizji to częste, bo telewizja to dzieło zbiorowe, a za wszystkie błędy poczynione na dowolnym etapie produkcji obrywa wyłącznie prowadzący.
Sprawy wyglądają tak:
Żeby cykl telewizyjny był opłacalny finansowo, to z jednego zagranicznego wyjazdu powinniśmy przywozić powiedzmy 7 odcinków. Jeśli uda się nakręcić 7 DOBRYCH odcinków wszytko gra, ale w momencie gdy jest mniej, zaczynają się targi o jakość - Producent będzie ZAWSZE uważał, że da się zrobić siedem dobrych z tego co jest, no najwyżej jeden będzie trochę słabszy, panie Wojtku, ale nadal niezły, natomiast wykonawca, czyli ja, będzie uważał, że lepiej zrobić sześć dobrych! i najwyżej przy kolejnym wyjeździe zrobimy o jeden więcej i się wyrówna.
Producent musi dbać o opłacalność ekonomiczną projektu jako całości i o swoją firmę, a dopiero w dalszej kolejności zwracać uwagę na samopoczucie wykonawcy, czyli moje - takie są realia.
WNIOSEK: Gdybym był swoim własnym producentem to bym tego odcinka nie puścił. (To jedyna sytuacja, kiedy firmie opłaca się dołożyć do produkcji w obronie dobrego imienia prowadzącego program). Ale nie jestem producentem - jedynie najemnym wykonawcą - i w tej sytuacji producent zachował się racjonalnie: puścił w eter słaby odcinek i nic przy tym nie stracił. No owszem - Cejrowski mu kwęka, Cejrowski się wstydzi, Cejrowski zbiera pretensje od publiki, ale... producent ocalił budżet i zachował ciągłość projektu. A publika, panie Wojtku, pokwęka i zapomni. Za tydzień damy dobry odcinek i ten jeden zniknie w niepamięci...
W mojej nie zniknie, ale takie są realia.
Co w tej sytuacji można zrobić?
1. Zacisnąć zęby i przetrzymać wstyd.
2. Zerwać umowę i nie ryzykować kolejnych gniotów podpisancyh moim nazwiskiem, ale przy okazji nie robić także tych dobrych odcinków.
(Można też zostać własnym producentem, ale w tym konkretnym przypadku nie jest to dostępna opcja, więc ją pomińmy.)
PS
Na forum są pretensje o żółte kalosze w dżungli. Zgadzam się z nimi w stu procentach - powinienem występować bez kaloszy. Wprawdzie na krótkie wejścia do lasu kalosz jest doskonały, bo pozwla NIE patrzeć pod nogi, tylko np. w kamerę, ale mają Państwo rację, że lepiej by mi było boso. I uznaję Wasze prawo do wybrzydzania na moje usprawiedliwienia. Wprawdzie miałem niedoświadczoną ekipę i musiałem stale uważać, żeby mi któryś z chłopaków nie wlazł na węża, ale skoro publika czekała na oso, to powinno być boso (i najwyżej potem operatora zawiozło by się do szpitala z noga jak balon).
Poniedziałek, 04.06.2007
WC U KUBY
Za dużo wszędzie Cejrowskiego! Po co jeszcze pan polazł do Wojewódzkiego?!
Z dużo?
Staram się to kontrolować, bo sam nie lubię nadmiaru.
1. Ograniczyłem wyjazdy do Podrózy z żartem i nie było mnie tam od dwóch miesięcy.
2. Mam raz w tygodniu program na TVP2 i to wszystko. RAZ NA TYDZIEŃ.
3. A do Kuby zgodziłem się pójść po 5 latach przerwy - inne osoby bywają częściej.
Z kolei za powtórki różnych starych programów z moim udziałem naprawdę nie ja odpowiadam. I nikt mnie nie informuje co gdzie i kiedy ma zamiar powtarzać. A zatem Państwa ogólne wrażenie, że jest mnie za dużo w mediach przyjmuję z troską, choć bez poczucia winy. (Na bieżąco proszę o informacje mejlem o tych powtórkach...)
Ja naprawdę bardzo często odmawiam - np. trzykrotnie odmówiłem występu u Szymona Majewskiego (choć prywatnie lubię go bardzo) i... prawdę powiedziawszy innych zaproszeń nie ma, więc nie wiem skąd to wrażenie nadmiaru??? Ktoś mi wyjaśni?
***
Do Kuby poszedłem z własnej woli - nikt mnie nie musiał namawiać. Zastanowiłem się przedtem czy w ogóle warto, popytałem moich autorytetów i ostatecznie stwierdziliśmy - warto. Zastanowiłem się potem o czym chciałbym rozmawiać i w jaki sposób. Następnie obejrzałem kilka ostatnich rozmów jakie Kuba odbył, podpatrywałem jego sposób bycia, sposób zadawania pytań, reakcje...
Przygotowałem się i poszedłem - świadomie i z pewnym planem.
Plan zrealizowałem, z występu jestem zadowolony.
Uważam, że warto wchodzić w zwarcie z osobami, które nie podzielaja naszych poglądów. Warto stawać na straconych pozycjach i dawać świadectwo istnienia poglądów i przekonan innych niż najczęściej prezentowane w mediach. Warto zaryzykować, że zostanie się pokonanym, zakrzyczanym, wyśmianym, wygwizdanym... Warto! I warto BYŁO!
Po nagraniu, na parkingu podeszło do mnie kilku chłopaków z widowni. Powiedzieli, że zupełnie nie zgadzają się z moim poglądem na świat, ale szanują za twardość przekonań: Panie Wojtku, pełen szacunek, za to, że Pan nie pęka. W szołbiznesie z takimi poglądami ludzie się normalnie kryją, a Pan nigdy nie spękał. Piąteczka.
Po to właśnie chodzę w takie miejsca!
MORAŁ:
Niekoniecznie trzeba wygrać spór - czasem ważniejsze jest by pokazać, że na pewne rzeczy nie ma zgody.
Sobota, 25.08.2007
KONWENCJA PiS
Oglądam właśnie Konwencję Prawa i Sprawiedliwości.
Mocne argumenty Jana Olszewskiego - przekonujące.
Doskonałe przemówienie prof. Zyty Gilowskiej - DOSKONAŁE.
Sensowne i wzruszające słowa prof. Zbigniewa Religi.
Patrzę, słucham i boję się - czerwoni znowu w natarciu, te same twarze, które wywracały rząd Olszewskiego starają się wywrócić ten. Te same osoby, które dogadywały się z komunistami na przejęcie władzy w roku 1989, dogaduja się i teraz. Te same miny, podobne słowa. Nie w smak im niepodległość obecnego rządu - oni mają przyzwyczajenia wasalne, oni chcą być w układach i NIE chcą brać osobistej odpowiedzialności za Polskę. Woleliby Polską zarządzać na zlecenie, a potem w razie czego schować się za plecami suwerena.
Nie mogę należeć do partii politycznych, ale gdybym mógł, to dzisiaj demonstracyjnie wstąpiłbym do PiS. Argumenty, które właśnie słyszę z ust przedstawicieli rządu, przekonują mnie. Tak, to jest mój rząd i przy tej władzy czuję się w Polsce lepiej, niż kiedykolwiek w przeszłości. Gospodarka kwitnie, poprawilo się bezpieczeństwo, kraj się buduje, bezrobocie po raz pierwszy poniżej 10%, wszedzie dookoła inwestycje, kapitał zagraniczny wali do nas drzwiami i oknami, wreszcie ktoś się wziął za rozliczanie czerwonych i za uświadamianie Zachodowi i Rosji, że mamy niepodległość i umiemy mysleć samodzielnie... Tak, to jest mój rząd i władza na którą zagłosuję ponownie.
Wtorek, 16.10.2007
OTWARTOŚĆ KULTUR
Po występie w Rybniku trójka dziennikarzy pytała mnie o różne rzeczy. Jedno z pytań wydaje mi się ciekawym początkiem rozmowy dla Was. Posłuchajcie...
Czy dialogowość, otwartość na spotkanie staje się koniecznością kultury współczesnej, poddanej globalizacji?
Mam nadzieję, że nie. Kultury nie powinny się otwierać i zlewać, tylko raczej ocalać swoje odrębności. W przeciwnym razie za czas jakiś poznikają napięcia międzykulturowe, inspiracje egzotyką, zniknie powód dla którego chcemy jechać na wakacje za granicę, znikną w nas chęci do poznawania innych ludzi, bo wszyscy ludzie na całej ziemi będą tacy sami. A zatem kultury nie powinny się otwierać, tylko raczej bronić przed naporem innych kultur.
Wtorek, 16.10.2007
WYBORY: METRO PYTA, WC ODPOWIADA
> Dlaczego warto iść na wybory?
Czasami wprost przeciwnie - NIE warto. Na przykład wówczas, gdy to jest kompletnie bez znaczenia na kogo zagłosujemy, gdyż wszyscy kandydaci są jednakowi, lub jest tylko jeden kandydat (za komuny tak bywało). A zatem nie zawsze warto iść na wybory - niekiedy dużo lepiej zostać w domu i wybory ZBOJKOTOWAĆ. Bojkot to istotny sygnał dla władzy, że nie ma ona poparcia, a jednocześnie że obywatele się tej władzy nie boją. Przypomnę, że w Polsce całkiem niedawno bojkotowaliśmy wybory komunistyczne.
> Czy Pan osobiście pójdzie?
Ja mam z tym poważny kłopot i jest to kłopot sumienia. Moja religia nakazuje świętować niedzielę między innymi w taki sposób, że w tym dniu ani ja, ani nikt inny Z MOJEGO POWODU nie będzie pracował. Działalność komisji wyborczych to żmudna wielogodzinna robota pochłaniająca całą niedzielę i wolałbym do tego ręki nie przykładać. Od lat postuluję więc przeniesienie wyborów na inny dzień. W USA ludzie glosują we czwartek, po drodze do pracy, w przerwach na lunch i w drodze do domu - frekwencja jest wysoka, a niedziela ocalona dla Boga i rodziny.
> Co oznacza nie oddany głos?
W tej chwili w Polsce oznacza mniej więcej tyle samo co
zagłosowanie na Komunistów i Kolaborantów (LiD). Oni mają taki elektorat, który pójdzie do urny bez względu na wszystko - nie odstraszy ich zawierucha, ani pijackie afery LiDera. A zatem im mniej kartek trafi do urny tym większy procent gosów przypadnie Komunistom. Dlatego właśnie, mimo niedzieli, pójdę głosować - wyższa konieczność patriotyczna.
> Czy jeden głos może coś zmienić?
W obecnej ordynacji wyborczej niestety nie. Gdybyśmy głosowali na konkretne osoby, a nie na partyjne listy, to co innego. Gdybyśmy głosowali na konkretnego faceta, to wówczas KAŻDY głos mógłby przeważyć szalę. Bo w uczciwej ordynacji okręgi są jednomandatowe, a zwycięzcą zostaje ten, kto ma choćby o jeden głos więcej od innych kandydatów. W Polsce niestety stosuje się jakieś tajemnicze rachunki i proporcje, współczynniki Donta... Szacher macher, zamiast uczciwej prostoty.