Katherine Monroe
„Światło i Ciemność- Księga 2”
Gdańsk 2010
1
Prolog:
Aby czytelnicy w pełni zrozumieli treść książki, przytaczam postacie, które pojawią się w powieści:
Sukkub(def.)- (śrdw.-łac. succubus, od łac. succuba - "nałożnica") - w demonologii sukkubami nazywa się demony przybierające postać nieziemsko pięknych kobiet, nawiedzające mężczyzn we śnie i kuszące ich współżyciem seksualnym. Wiele źródeł podaje, że motywacją sukkubów jest wyssanie energii życiowej.
Lilith - mezopotamski demon porywający dzieci. Postać ta bywa nazywana pierwszą żoną biblijnego Adama. Być może Lilith ma związek z Inanną, sumeryjską boginią wojny i przyjemności seksualnej. Istnieje wiele odmian mitu o Lilith: Hieronim łączył ją z grecką Lamią - libijską królową związaną z Zeusem. Gdy Zeus porzucił Lamię, Hera porwała jej dzieci, co z kolei było powodem porywania obcych dzieci przez Lamię.
Jej pierwotne akadyjskie imię brzmiało "Lilitu", a tłumaczenie z hebrajskiego, brzmi "Lilith", "Lillith" lub "Lilit". Jej imię po hebrajsku brzmi Lilit (dosłownie).
Samael, Anioł Śmierci (Samaël, Samiel, Siegel, Satan, Satanael, Samuel, Sammael) - anioł śmierci: dostarczyciel wyroków śmierci ale i powstrzymujący egzekucję (por. akeda), kontrowersyjny anioł, oskarżyciel, uwodziciel, duch zniszczenia.
Anioł Śmierci w wielu artystycznych wizjach przedstawiany jest również w kobiecych kształtach. Wiedza o tym aniele jest zaczerpnięta z literatury talmudycznej, jak i późniejszej literatury kabalistycznej i religijnej.
Etymologicznie słowo Samael wywodzi się z hebr. "sami" - ślepy, lub aram. "samu" - jad, trucizna. Można więc to imię przetłumaczyć jako: "Ślepy Bóg" albo - "Jad Boga". Imię może też pochodzić od syryjskiego boga Szemal.
W tradycji żydowskiej Samael to anioł śmierci, zarządzający „Siódmym Niebem”, jeden z siedmiu wysłanników Boga na świecie, któremu służy dwa miliony aniołów, on to kusił Ewę w raju jako wąż (ponoć uwiódł ją potem i spłodził Kaina), on też zatrzymał rękę Abrahama, kiedy ten chciał poświęcić życie swego syna. W żydowskich Świętych Księgach Kabały, Samael, określany jest jako surowość Boga i jest uznawany za piątego archanioła świata - wykonawcę wyroków śmierci wydanych przez Boga. Jest uosobieniem gniewu
2
i kojarzony jest z prostytucją. (Dość mylnie, ponieważ tej "patronuje" Asmodeusz)
W tradycji chrześcijańskiej Samael to upadły anioł, wypędzony z nieba za sprzeciwienie się Bogu, należący do pierwszego kręgu zwanego Serafami (Serafinami).
W żydowskich pismach gnostycznych Samael identyfikowany jest najczęściej z demiurgiem Jaldabaotem, twórcą materialnego świata.
Literatura żydowska utożsamia Samaela z Szatanem, który był pierwotnie aspektem Boga i znajdował się wśród 72 tajemnych imion Boga jako Sa'el. Kiedy siła Din (sefira zwana surowością Boga), stała się niezależna, śmierć ("Maveth") stała się częścią życia a Sa'el został Samaelem, aniołem śmierci. Kabaliści uważają, że po powtórnym przyjściu Mesjasza Samael zostanie uwolniony od śmierci i odzyska swoje dawne imię Sa'el.
Niektóre teksty żydowskie, mówią, że Samael został stworzony szóstego dnia Stworzenia i był ulubionym Aniołem Boga. Przed upadkiem miał on "nosić [wszystkich Aniołów] jako odzienie, bowiem przewyższał wszystkich wiedzą i chwałą".
Według jednej z legend Samael wywołał drugą wojnę w Niebie (pierwszą wojnę - Lucyfer). Okazał Bogu nieposłuszeństwo, odmawiając złożenia hołdu Adamowi, twierdząc, że on - zrodzony ze światłości - nie będzie kłaniał się istocie ulepionej z błota.
Samael jest jednym z Aniołów Sądu jako Boski Oskarżyciel; często występuje w parze z Michałem Archaniołem, obrońcą.
Według polskiego demonologa Romana Zająca Samaela należy utożsamiać z Szatanem.
Źródło: wikipedia.
3
Rozdział 1
Pustka
Jak co rano Miguela obudził znajomy dźwięk budzika. Wskazywał on piątą rano.
- Niestety trzeba wstawać.- jęknął niezadowolony podnosząc się z łóżka. Zawsze lubił swoją pracę. Z ochotą wstawał nawet o czwartej, by zdążyć zrobić śniadanie... Śniadanie dla Niej. Do łóżka, tak jak lubiła... Ale teraz Jej nie było. Nie spała obok, kiedy się budził. Wtedy, z Nią u boku, wszystko miało sens. Teraz, kiedy był sam, nic go nie cieszyło. Miał cichą nadzieję, że niedługo trafi go szlak. Tak, chciał umrzeć, by nie czuć tej wewnętrznej pustki...
Szybko zrobił sobie śniadanie, umył się i ubrał, a potem, gdzieś w pół do szóstej, pojechał samochodem do kancelarii, w której pracował.
Koło południa, kiedy miał przerwę na drugie śniadanie, zadzwoniła jego komórka. Westchnął i spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Juan. Jego najlepszy przyjaciel, ten który chodził z jego byłą. Ale nie- nie miał mu tego za złe. Pokochali się- Maria i Juan. Co on, Miguel mógł na to poradzić?
Odebrał telefon i słuchał kumpla uważnie.
- Wiesz, wpadnij do nas. Urządzamy imprezę, będzie fajnie.- mówił podekscytowany Juan.- Musisz przyjść. Bez Ciebie to nie będzie to samo.- dodał nieomal błagalnym tonem, nie doczekawszy się odpowiedzi na swoją propozycję.
- Dobra, będę. O osiemnastej, tak?- spytał.
- Tak, dokładnie.- odrzekł uradowany Juan.- To do zobaczenia wieczorem.- powiedział i odłożył słuchawkę.
No świetnie. Impreza u Juana. Ona z pewnością tam będzie. Czemu to musiało tak boleć? Niestety nie mógł zawieść kumpla. Przyjaźnił się z Juanem od piaskownicy. Pomagali sobie nawzajem. Teraz z resztą Juan pomagał mu częściej niż zwykle, jakby chciał wynagrodzić to, że "odbił" mu dziewczynę.
Nie. Nie mógł o Niej myśleć. To wywoływało jedynie cierpienie. Ale jak mógł zapomnieć o kimś, kogo tak mocno kochał?
Poznał Marię Rosę w liceum. Wtedy, kiedy pierwszy raz rozdzielił się ze swym przyjacielem. Juan wyjechał do ojca, który mieszkał w Los Angeles po rozwodzie z jego matką. Tam załatwił synowi naukę w renomowanym liceum i nawet nie chciał słyszeć o odmowie.
Tak więc Miguel od razu zakochał się w tej ślicznej, czarnowłosej i czarnookiej dziewczynie, o filigranowej sylwetce i przepięknym uśmiechu. Maria była jego pierwszą miłością. Nigdy z nikim nie chodził. Ona też go polubiła. Zaczęli spędzać ze sobą dużo czasu, aż rok później stali się parą. Kiedy skończyli liceum, mieli po 19 lat i wspólne plany na przyszłość. Miguel wynajął za swoje pieniądze, zarobione w barze, gdzie pracował w weekendy i wakacje, mieszkanie. Maria była w siódmym niebie.
4
Razem wybrali się na studia prawnicze. Potem Miguel został praktykantem w kancelarii. Zarabiał niewiele jako uczeń, ale to wystarczało na życie. Maria nie miała tyle szczęścia, ale zatrudniała się jako opiekunka do dzieci. Tak cudnie było przez kolejne trzy lata.
Juan wrócił do Meksyku, już po collage'u. Miguel cieszył się z powrotu przyjaciela. Jednak kiedy Juan poznał Marię, nie był już zadowolony. Sposób, w jaki na siebie patrzyli był jednoznaczny.
Miesiąc później Maria wyznała, że kocha Juana. Mówiła, że jej przykro i nie mogła nic na to poradzić. Potem wyprowadziła się do niego. Mimo bólu, Miguel nie gniewał się na przyjaciela. Nie mógł. Wolał sam cierpieć, niż wylewać swój żal na Juana. Miał być szczęśliwy, zasługiwał na to. I nie ważne, że był z jego dziewczyną.
Nadir siedziała w swej grocie w Podziemiach. Przygotowywała się do kolejnego wyjścia na ziemię. Jej głód wzmagał się, była coraz słabsza. Musiała się pożywić. Zdobyć tyle energii, ile się da, jak najwięcej, by miała spokój na jakiś tydzień, albo nawet dwa. Kiedy wyszła, by udać się do portalu prowadzącego na ziemię, natknęła się na kogoś, kogo nie miała ochoty zobaczyć ani teraz, ani nigdy.
- Samael...- prawie szeptem wymówiła jego imię, kiedy wyrósł przed nią- wysoki prawie na dwa metry, barczysty, o długich, czarnych włosach i przenikliwych, zniewalających oczach zmieniających barwę w zależności od nastroju, od mrocznej czerni, przez morski błękit, aż do krwistej czerwieni.
- Nadir...- powiedział tym aksamitnym, niskim głosem, który przyprawiał każdą demonicę o dreszcze.- Mam nadzieję, że przemyślałaś moją propozycję...- dodał, obejmując ją delikatnie w talii i przysuwając bliżej. Patrzył na nią oczami, które były teraz zielonkawo- niebieskie. Jego dotyk przyprawił ją o drżenie, ale w porę się ocknęła- nie była aż taka głupia.
- Przemyślałam, i to dokładnie. Moja odpowiedź brzmi nie.- odrzekła hardo, odzyskując panowanie nad swymi zmysłami, i ciałem, które pragnęło jego dotyku bardziej niż dotychczas.
- Zastanów się dobrze.- jego oczy zaczęły robić się coraz ciemniejsze.- Żadna mi nie odmówiła. I Ty też mi się nie oprzesz.- owionął ją swoim oddechem, od którego aż ją zamroczyło.- Albo zginiesz.- dodał, patrząc jak Nadir osuwa się na ziemię. To była zaledwie namiastka Tchnienia Śmierci, które mogło zabić każdego demona. Samael jako jeden z Upadłych Aniołów mógł się nim posłużyć.
- Nie zastraszysz mnie.- wydusiła z siebie, lekko otumaniona.
- To mała dawka, ale większa Cię zabije. Pamiętaj... Mam nad Tobą przewagę, więc się nie stawiaj. I tak dostanę to, co chcę.- uśmiechnął się do niej uwodzicielsko i przejechał ręką po jej nagim ramieniu.
- Samaelu!- nagle rozległ się znajomy, wysoki i niezwykle kobiecy głos.- Mógłbyś łaskawie zostawić w spokoju moje dziecko?- nad nimi stanęła wysoka szatynka o wyzywającym spojrzeniu, w bardzo nieprzyzwoitej sukni.
5
- Że co? Twoje dziecko? Co Ty bredzisz, Lilith?- spytał Samael ze złośliwym uśmieszkiem.
- To ja tworzę sukkuby, więc jestem ich matką. I nie życzę sobie byś zaczepiał je na moich oczach.- odrzekła Lilith, obrzucając go wzrokiem miotającym błyskawice. Widząc, że ją rozgniewał, wycofał się od razu.
Nadir cieszyła się, że chociaż ona miała nad nim władzę. To ona rządziła.
- Mam nadzieję, że nic Ci nie jest? Widziałam, czego użył wobec Ciebie ten idiota.- spojrzała na nią uważnie, ale nie jak matka na dziecko, lecz właścicielka na samochód po niewielkiej kolizji.
- Nic mi nie jest, pani. Kiedy wyjdę na powierzchnię i się pożywię, od razu będę silniejsza.- odrzekła Nadir.
- Masz słuszność.- podsumowała Lilith.- Idź.- odwróciła się i udała wraz z Samaelem w stronę ich pałacu.
Nadir wiedziała, że znaczy dla Lilith tyle, co nic. Jedynie jej chęć zrobienia na złość Samaelowi popchnęła ją do takiego czynu. Mimo, że sama go zdradzała, nie lubiła, kiedy on chciał zdradzić ją. Była prawdziwym uosobieniem złośliwości, nienawiści, zła w najczystszej postaci.
Miguel punktualnie zjawił się na imprezie u Juana. Przyjaciel przywitał go od progu niezwykle serdecznie. U jego boku pojawiła się oczywiście Ona. Uśmiechnęła się lekko i uścisnęła go również. Zapach jej włosów i skóry doprowadził go do rozpaczy. Odsunął się od niej delikatnie, nie patrząc na jej twarz. Nie chciał przysparzać sobie większego bólu. Wszyscy się rozeszli, Maria znikła gdzieś w tłumie. Juan od czasu do czasu częstował Miguela to drinkiem, to jakąś przekąską. Muzyka była bardzo dobra, ale to nie zachęciło go do tańca. W końcu Juan udał się na parkiet w poszukiwaniu ukochanej. Minęło półtorej godziny imprezy, kiedy przyjaciel Miguela stanął na środku, prosząc wszystkich o uwagę. Trzymał za rękę rozanieloną Marię.
- Chciałbym ogłosić nasze zaręczyny. Oczywiście każdy z Was, drodzy przyjaciele, może się już czuć zaproszony na ślub.- ogłosił, patrząc to na zebranych, to na swą narzeczoną. Maria pokazała wszystkim palec, na którym widniał śliczny, srebrny pierścionek. Z pewnością był drogi, ale Juan mógł sobie na to pozwolić, w końcu odziedziczył po ojcu firmę komputerową.
Kiedy do Miguela dotarło, co znaczy ta wiadomość, jego serce przeszył jakiś zatruty sztylet. O mały włos nie zakrztusił się drinkiem. W pewnym momencie oczy jego i Marii spotkały się nagle. Cała radość, jaką widział przed chwilą w jej oczach i uśmiechu, znikła. Znowu miała wyrzuty sumienia. Litowała się nad nim, miała świadomość, że go rani. Tego Miguel nie był w stanie wytrzymać. Jedyne, czego teraz chciał, to jej szczęścia. I nie zamierzał go psuć swoją zbędną obecnością i cierpieniem wypisanym na twarzy. Dopił drinka i około godziny dwudziestej ulotnił się z imprezy.
Nadir w ciągu dwóch godzin pożywiła się energią dwóch mężczyzn- atletycznego osiłka, który miał jej tyle, że gdyby zabrała całą, pozbawiając go
6
życia, starczyłoby jej spokojnie na tydzień. Drugim był prawie czterdziestoletni wojskowy, ale pełen jeszcze wigoru. Nawiedzała ich śpiących, więc pewnie uznają to za piękny sen.
Była sukkubem. Demonem stworzonym z próżności Lilith, po to, by inkubby, jej pierwsze doskonałe dzieci, miały skąd brać spermę i zapładniać kobiety nasieniem zła. Tak, to również należało do jej obowiązków. Zbieranie męskiej spermy dla inkubbów.
Napełniona życiodajną energią szła ulicą, niewidzialna dla ludzi. Potrafiła rozpłynąć się w powietrzu, kiedy nie chciała zwracać na siebie oczu wszystkich mężczyzn.
Nagle obok niej przemknęło auto. Aż biło z niego cierpieniem i smutkiem. Kompletną rozpaczą. Podziałało to na nią jak wabik. Żaden demon nie mógł oprzeć się uczuciu takiego nieszczęścia. Puściła się demonicznym pędem, dzięki czemu szybko dogoniła samochód. Zatrzymał się on dopiero przed niewielką kamienicą. Właściciel samochodu wysiadł i powoli "doczołgał" się do drzwi wejściowych. Był to wysoki, barczysty mężczyzna o delikatnym zaroście, z czarnymi włosami, w szarej marynarce, spodniach i białej koszuli. Rozpacz bijąca od niego ciągnęła ją jak pszczołę do miodu. Kiedy wszedł do środka, udała się za nim, przechodząc niczym duch przez zamknięte już drzwi. Podążyła za nim bezszelestnie do jego mieszkania, które znajdowało się na drugim piętrze kamienicy.
Miguel wracał do domu w podłym nastroju. Chciało mu się płakać. Był pewien jednego- za żadne skarby nie zjawi się na ich ślubie. To by go chyba zabiło. Chociaż może to był dobry pomysł? Skończyłyby się jego wszystkie cierpienia.
Wpół do 21 dotarł do swojej kamienicy. Wszedł powoli do budynku i wszedł po schodach na drugie piętro. Leniwie przekręcił klucz w zamku i wreszcie był u siebie. Zdjął marynarkę i rzucił ją niedbale na kanapę. Rozpiął koszulę do połowy i zdjął buty. Potem napił się wody, by wypłukać gardło z resztek alkoholu. Spoglądając na siebie w lustrze dostrzegł jak bardzo żałośnie wyglądał. Wyszedł jak najprędzej z łazienki, żeby nie oglądać swojej twarzy wykrzywionej bólem. Stanął na środku pokoju i nie wiedział, co ze sobą począć. Czuł się beznadziejnie. Pustka w jego sercu pogłębiała się coraz bardziej. W końcu, zmęczony cierpieniem, opadł na łóżko, które skrzypnęło głośno pod jego ciężarem.
Nadir z przyjemnością napawała się jego cierpieniem. Z myśli wyczytała, że nazywa się Miguel i rozpacza przez kobietę, która rzuciła go dla jego kumpla.
Miał w sobie energię życiową, i gdyby nie ona, nie wytrzymałby takiego nadmiaru bólu. To pobudziło apetyt Nadir. Kiedy zdjął marynarkę i odpiął koszulę, ukazując umięśniony tors, zbudził się w niej prawdziwy sukkub. Mieszanka pożądania, głodu energii i przyjemności czerpanej z jego cierpienia sprawiła, że nie była w stanie myśleć racjonalnie.
7
Kiedy wrócił z łazienki i położył się na łóżku, nie zdejmując nawet spodni i
koszuli, zakradła się bezszelestnie, rezygnując z niewidzialności. Chciała, aby ją widział, aby jej pragnął, musiała poczuć jego rozgrzany oddech, jego dotyk na swej skórze.
8
Rozdział 2
Tajemnicza nieznajoma
Nagłe gorąco zbudziło go ze snu. Był jeszcze zamroczony, ale dostrzegł, że zbliża się ku niemu nieziemsko piękna kobieta. Jej brązowe loki spływały na odkryte ramiona o oliwkowym odcieniu, tak jak i reszta skóry. Oczy miała czarne, pełne pożądania, usta pełne, różowe, ułożone w cudowny uśmiech. Rysy jej twarzy były idealne, czyniąc z niej najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widział na oczy.
Jego uwagę przykuła jej sylwetka- tak opływowa, obfita w cudne kobiece kształty. Szczupła, o idealnych wymiarach. Piękna, jak dziewczyna ze snów...
Myślał, że śni. To nie mogło być prawdziwe. Ona musiała być marzeniem. Czyżby był aż tak zrozpaczony, by tworzyć sobie wymyśloną dziewczynę? Nie mógł się oprzeć, więc dotknął jej ramion. Nie, to nie była żadna fatamorgana. Z chwilą, gdy dotknął tej ciemnej, jędrnej skóry upewnił się, że ta tajemnicza nieznajoma była jak najbardziej prawdziwa. Jej skóra w dotyku przypominała jedwab- tak była gładka i delikatna. Jego ręce zeszły niżej, po jej atłasowej sukience w kolorze bordo, aż do jej talii.
Nadir wpadła w prawdziwy amok. Sama nie wiedziała co robi. Dała ponieść się instynktom, które już wcześniej rozbudził w niej Samael.
Każdy sukkub wiedział, że ofiara nie powinna się obudzić, nie mogła widzieć sukkuba na jawie, jedynie we śnie, inaczej zawładnie on jego całym życiem, duszą i umysłem. Taki człowiek byłby uzależniony od demona, który nim zawładnął, tak jak od narkotyku, a co najgorsze... sukkub także staje się uzależniony od niego, jeśli skosztuje energii od świadomego tego, co się dzieje, człowieka.
Nadir popełniała więc największy błąd w swoim życiu... Ale nie mogła przestać. Ściągnęła jego koszulę, rozpinając ją do reszty. Zaczęła składać delikatne pocałunki na jego torsie. Potem on nagle objął ją w talii i przybliżył do siebie. Czuła na sobie jego wzrok, w myślach wręcz zrywał z niej ubranie. Nie wiadomo czemu zapragnęła, by naprawdę to uczynił. Energia bijąca z jego ciała sprawiła, że jej głód zapanował nad nią. Wpiła swoje usta w jego wargi i zaczęła łapczywie ją z niego wysysać.
To było niesamowite. Dziewczyna zdarła z niego koszulę, i po chwili poczuł jej rozgrzane usta na swoim torsie. Nie wytrzymał i przygarnął ją do siebie. Marzył teraz, aby zdjąć jej sukienkę i rozkoszować się widokiem tego idealnego ciała. Ona spojrzała na niego i pocałowała tak namiętnie, że zabrakło mu tchu. Czuł jak słabnie, jak jej ulega. Była mu kompletnie obca, nie wiadomo skąd przyszła i jak znalazła się w jego mieszkaniu, ale teraz nic go to nie obchodziło. Pierwszy raz zapomniał o bólu, cierpieniu, rozpaczy, nawet o samej Marii.
9
Teraz liczyła się ta nieznajoma. Postanowił, że zrobi wszystko, by nie zniknęła wraz ze wschodzącym słońcem.
Nadir zbudziła się w swojej grocie. Nie miała pojęcia jakim cudem się tu znalazła. Nie pamiętała wiele z poprzedniej nocy, szczególnie od wyjścia z domu czterdziestoletniego oficera, którego energią się pożywiła. Gdzieś potem popędziła, znalazła się w mieszkaniu młodego prawnika. Miał na imię Miguel i bardzo cierpiał. Tak, to jego rozpacz musiała ją do niego zaciągnąć. Potem jakieś urywki- całowała go, żywiła jego energią... Ale coś jej nie pasowało. Dlaczego on miał otwarte oczy? Czyżby nie spał? Nie, to byłaby katastrofa. Jeśli widział ją na jawie, oboje byli zgubieni...
Zbudził się rano, około godziny siódmej. Była sobota, weekend. Zazwyczaj leżał wtedy do dwunastej, ale dziś po prostu nie mógł już zasnąć. Nie był jednak w stanie się podnieść. Czuł tak ogromne zmęczenie, jakby wcale nie spał, albo ktoś dosłownie wyssał z niego energię. Leżał na łóżku godzinę, pogrążony w myślach. Ból, cierpienie i rozpacz zniknęły. Jedyne, co miał przed oczami, to twarz tej tajemniczej nieznajomej, która nawiedziła go w nocy. A może to był sen? To wydawało się tak prawdziwe... Miał pewność, że czuł jedwab jej skóry, każdy ognisty pocałunek, oddech, pamiętał różany zapach tych puszystych włosów, które opadały kaskadą na jej nagie plecy i ramiona... To nie mogło mu się śnić.
Leżał tak kolejną godzinę, aż do dziewiątej, kiedy nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zwlekł się z łóżka z lekkim trudem, bowiem był jeszcze osłabiony. Usłyszał zza drzwi znajomy głos Juana.
- Mówiłem Ci, Mari, że on śpi o tej porze. Wrócimy tu gdzieś tak po dwunastej, ok?-
- Ale ja dłużej nie wytrzymam. Muszę wiedzieć co z nim. Nawet nie widziałeś, jaki miał wczoraj wyraz twarzy, kiedy mówiłeś o naszych zaręczynach.- odezwał się zmartwiony głos Marii Rosy.
Ona tutaj. No pięknie, tego mi jeszcze brakowało. Ból, jaki poczuł, słysząc jej głos był jednak dużo mniejszy niż przedtem.
-"Może nie będzie tak źle..."- pomyślał Miguel, podszedł powoli do drzwi i otworzył je leniwie.
- Wreszcie!- rzuciła się ku niemu Maria.
Juan odchrząknął lekko. Maria odsunęła się i dopiero teraz dostrzegła, że Miguel jest w ledwo zawiązanym szlafroku, ukazującym nagi tors. Zmieszała się nieco i spojrzała na Juana.
Ten z kolei zwrócił się do Miguela.
- Wiesz, Mari powiedziała mi, że nasza wiadomość wyraźnie Cię załamała. Chcieliśmy jakoś Cię pocieszyć.-
- Właśnie. Jak się czujesz?- Maria Rosa spojrzała na niego pełnymi współczucia oczami. Więc naprawdę czuła się winna jego rozpaczy... Ale on za żadne skarby nie chciał jej unieszczęśliwiać.
10
Szczególnie, jeżeli niedługo miała wyjść za człowieka, którego kochała.
- Czuję się świetnie.- odparł Miguel. Jakimś cudem te słowa przyszły mu z niezwykłą łatwością, bo naprawdę tak się czuł. Nawet szeroko się uśmiechnął.
Maria Rosa i Juan stanęli jak wryci. Widocznie ten uśmiech wyglądał na tak szczery, jak nigdy.
- Naprawdę?- pierwszy wykrztusił Juan.
- Tak, naprawdę. Chcecie coś jeszcze?- zapytał z niezwykłą swobodą, której sam się dziwił.
- Czyli to znaczy, że będziesz na naszym ślubie?- spytała Maria nieśmiało, podając mu ładnie zdobione zaproszenie z datą, godziną i miejscem.
- Pewnie.- wziął zaproszenie z jej rąk, uśmiechając się jak nigdy dotąd. W pewnym momencie przed oczami stanęła mu dziewczyna, która odwiedziła go w nocy. Maria Rosa nie mogła się z nią równać w żadnym detalu.
- A więc miło nam będzie gościć Cię na naszym weselu. My już pójdziemy. Mamy sporo do zrobienia.- powiedział Juan, ciągnąc za sobą Marię.- Do zobaczenia.- pożegnali się oboje.
- Na razie.- rzucił im Miguel i zamknął drzwi. Zaproszenie położył na stole, a potem z powrotem wrócił na łóżko. Tam rozmyślał już tylko o tajemniczej nieznajomej.
Nieco później Maria Rosa i Juan wypełniali zaproszenia oraz adresowali koperty dla gości, którym nie mogli ich wręczyć osobiście.
- Myślisz, że Twój ojciec przyjedzie? Kiedy go odwiedziliśmy i mnie przedstawiłeś jako przyszłą narzeczoną i żonę, to nie był zadowolony.- odezwała się Maria, adresując kopertę do przyszłego teścia.
- Nie zrobi mi tego.- odparł krótko Juan.- Może nie odpowiadasz jego standardom, bo urodziłaś się w ubogiej rodzinie, ale jest mi dłużny za to, że po rozwodzie z moją mamą przez całe moje dzieciństwo nie interesował go mój los. Odezwał się dopiero, kiedy miałem iść do liceum... Musi przyjść.- dodał, marszcząc lekko czoło. Mimo wszystko martwił się, bo nie mógł mieć pewności. Może ojciec znów zacznie go olewać?
- Mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz.- powiedziała cicho Maria, widząc jego minę. Potem powróciła do adresowania kopert, więc na dłuższy czas zapadła cisza.
Miguel wstał z łóżka, nie mogąc znieść uporczywych myśli o nieznajomej dziewczynie.
Nie wiadomo dlaczego czuł ogromny smutek... Cierpiał... Tak jak po odejściu Marii Rosy. Ale to nie miało sensu. Nie znał tej dziewczyny, nie wiedział o niej nic, więc skąd tak ogromne cierpienie? Wszystko nagle straciło sens, nawet życie. Uprzytomnił sobie, że przecież nigdy jej nie odnajdzie, bo nie wie nawet gdzie szukać. Szczęście, jakie napełniało go rano gdzieś uleciało. Ubrał się, wyszedł z mieszkania, zbiegł schodami na dół i wreszcie znalazł się przed kamienicą, w której mieszkał. Wsiadł do samochodu i natychmiast ruszył.
11
Nadir siedziała nieruchomo na kanapie w swojej jaskini. Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Ciągle myślała o tym chłopaku i nie mogła przestać. Zdecydowanie popełniła błąd. Widząc, że jej ofiara się budzi, powinna zniknąć, ulotnić się jak kamfora. Jak mogła dopuścić do tego, by on zobaczył ją na jawie? Swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem zgubiła ich oboje. Jeśli Lilith by się o tym dowiedziała (o ile chciałoby jej się wertować myśli Nadir), to na pewno zabiłaby go. Tylko tak bowiem można było wyleczyć sukkuba z tego idiotycznego, według niej, uzależnienia.
Nie mogąc wytrzymać, wstała i wyszła ze swego lokum. Chciała jak najszybciej udać się na powierzchnię, by odnaleźć owego chłopaka. Postanowiła, iż nie ma sensu walczyć z tym "uzależnieniem".
Po półgodzinnej ciszy Maria nie wytrzymała. Martwiło ją zachowanie Miguela.
- Juan, martwię się, naprawdę.- zaczęła nieśmiało.
- Czym znowu?- zwrócił się do niej z czułością.
- Dziś rano Miguel dziwnie się zachowywał. Był taki... szczęśliwy.- odrzekła.
- To chyba dobrze.- uśmiechnął się Juan.
- Ale przecież jeszcze wczoraj wieczorem był kompletnie załamany.- powiedziała, podnosząc ton.
- Może stało się coś, co go tak uszczęśliwiło? Może się zakochał?- rzucił Juan, mile zaskoczony swoim odkryciem.
- Tak myślisz?- spytała Maria, powoli analizując tę opcję.
- Tak. Nie martw się o niego. Pewnie niedługo Miguel przedstawi nam swoją nową dziewczynę.- odpowiedział Juan, uśmiechając się szeroko.
Maria również się uśmiechnęła. Uwierzyła, że Miguel po prostu był zakochany. Ta myśl bardzo ją ucieszyła, bo on zasługiwał w pełni na szczęście po tym, ile przez nią wycierpiał.
Nadir czym prędzej udała się w stronę portalu prowadzącego na ziemię. Niestety na drodze stanął jej Samael.
- Witaj... Gdzie się tak śpieszysz?- odezwał się, patrząc na nią swoimi oczami, które przybrały kolor lazurowego nieba.
- Nie Twój interes.- syknęła. O dziwo powiedziała to z niezwykłą łatwością. Tak jakby jego urok nie miał na nią żadnego wpływu. Mina Samaela świadczyła o tym, że również był zaskoczony tym faktem. Zmarszczył czoło i spojrzał jej prosto w oczy.
- Może tak grzeczniej?- na jego twarzy pojawił się uśmiech. Widocznie starał się wpłynąć na jej zmysły dzięki swemu urokowi. Ale Nadir nawet nie drgnęła. Nie czuła dreszczy, ani nawet odrobiny pożądania. Tak jakby urok Samaela już na nią nie działał.
- Nie mam czasu na rozmowę z Tobą. I byłabym wdzięczna gdybyś usunął się z drogi.- powiedziała mu prosto w twarz tak bezczelnie, jak nigdy.
- Nie mogę Cię puścić, bo jesteś mi coś winna.- odrzekł, a jego oczy zrobiły się
12
granatowe i ciemniały coraz bardziej, aż stały się całkiem czarne. Nadir dobrze wiedziała, że jest teraz gotów użyć wobec niej Tchnienia Śmierci, ale nawet to nie wpłynęło na jej decyzję. Nie ulegnie mu.
- Nie zmuszaj mnie, bym Cię zabił.- szepnął, objął ją w talii i zaczął całować w szyję, schodząc na odsłonięte ramię.
Tego było za wiele. Nadir ogarnął wielki gniew. Odepchnęła go od siebie i z całej siły uderzyła w twarz.
- Nie dotykaj mnie.- syknęła, patrząc na niego oczami, ciskającymi błyskawice.
Samael jęknął z bólu. Jego oczy stały się krwistoczerwone. Potem zaczął się trząść. Z jego pleców wyrosły dwa ogromne kruczoczarne skrzydła. Z jego piersi wyrwał się dziki okrzyk, a twarz wykrzywiła furia. Nadir wiedziała, że już nie żyje. To, co teraz działo się z Samaelem nazywano Gniewem Upadłego Anioła. Podczas tego ataku wyłączało się racjonalne myślenie i budził się instynkt. Upadły Anioł, dając upust swojemu gniewowi, zabijał i niszczył wszystko, co mu stanęło na drodze.
- Samael! Uspokój się do cholery!- nagle zza skał wyłoniła się Lilith i wbiła wzrok w jego oczy. Jego gniew natychmiast ustąpił.
- Wybacz Lilith...- powiedział.
- Gdzie Ty chodzisz? Nigdy nie mogę Cię znaleźć wtedy, kiedy mi jesteś potrzebny!- krzyknęła na niego.
Samael posłusznie stanął przy niej.
- A Ty.- zwróciła się do Nadir z lekką pogardą w oczach.- Uważaj na siebie. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia.- dodała, odwróciła się z gracją i ruszyła przed siebie, a Samael za nią, obrzucając Nadir spojrzeniem mówiącym, że i tak dostanie to, czego chce, czyli ją. Nienawidziła tej jego pewności siebie.
Bez dłuższej zwłoki dotarła do portalu, dzięki któremu wreszcie znalazła się na ziemi.
Miguel pędził ulicami miasta. Jego rozpacz powiększała się z minuty na minutę. Jechał tak długo, aż znalazł się za miastem, w lesie. Wysiadł, nie zamykając samochodu i dalej ruszył piechotą. Stanął dopiero wtedy, kiedy znalazł się nad urwiskiem. W dole widać było skały i piasek. Przyszło mu do głowy, że gdyby skoczył, zabiłby się od razu. Nie czułby już bólu, cierpienia i tej ogromnej pustki. Stał tak, przełamując strach. Bał się skoczyć.
Nadir, niewidzialna, pędziła w swoim naturalnym tempie przez miasto. Miała nadzieję, że znajdzie tego chłopaka po jego cierpieniu, ale nagle uświadomiła sobie, że teraz, po spotkaniu z nią będzie szczęśliwy, bo zapomni o osobie, która go zraniła. Nadir nie pamiętała gdzie mieszkał, ani jak dokładnie wyglądał jego dom. Myśl, że go już nie odnajdzie sprawiła, iż zatrzymała się na środku ulicy. Mijały ją samochody, zupełnie nieświadome jej obecności. Po chwili, gnana rozpaczą, puściła się biegiem przed siebie. Biec, biec, jak najdalej stąd- tylko o tym teraz myślała.
13
Ocknęła się z tego amoku, kiedy znalazła się w lesie. Nieomal wpadła na jakiś samochód. Zatrzymała się i przyjrzawszy dokładniej pojazdowi stwierdziła, że skądś kojarzy te auto. Zajrzała do środka przez otwarte na oścież drzwi i uderzyło ją uczucie smutku, jakiego śladowe ilości zostawił tu jego właściciel. To był samochód tego chłopaka! Wszędzie poznałaby ten smutek. Ruszyła dalej, idąc jego tropem w głąb lasu. Wyszła na rozległą łąkę i natychmiast natknęła się na myśli samobójcze. Chłopak stał nad przepaścią z zamiarem skoku. Jedyne, co go powstrzymywało to strach i myśl o tym, jak bardzo zrani swojego przyjaciela i dziewczynę, która go rzuciła. Jakże pełno w nim było dobra, skoro mógł w ten sposób myśleć o osobach, które sprawiały mu taki ból.
Musiała go powstrzymać. Ruszyła w jego kierunku i zatrzymała tuż za plecami, dotykając lekko ramienia.
Miguel stał nad przepaścią pogrążony w myślach. Nie miał ochoty dłużej żyć. Strach powoli mijał, ale inne obrazy zawładnęły jego umysłem. Wyobraził sobie reakcję Juana na wiadomość o jego śmierci... A co z Marią? Czuła się winna cierpienia, jakie odczuwał. Gdyby dowiedziała się o tym samobójstwie, obwiniłaby siebie. Myślałaby, że zabił się z jej powodu. Nie mógł znieść świadomości, iż cierpiałaby przez niego.
Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się od razu i ujrzał ją- tę tajemniczą nieznajomą, która odwiedziła go wczoraj. W świetle słonecznym wyglądała o wiele piękniej niż w nocy.
- Nie skacz.- odezwała się cicho. Pierwszy raz usłyszał jej głos. Był bardzo subtelny i kobiecy, jego dźwięk wręcz pieścił uszy.
- Teraz na pewno nie skoczę.- odrzekł, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Miał wrażenie, że śni.
14
Rozdział 3
Spotkanie ze snem
Nadir uśmiechnęła się, kiedy chłopak spojrzał na nią swoimi pięknymi oczami, pełnymi radości na jej widok. Otrzymawszy od niego zapewnienie, że nie skoczy, kamień spadł jej z serca.
- To dobrze, że nie skaczesz.- odrzekła.
- Ostatnim razem się sobie nie przedstawiliśmy.- powiedział po chwili milczenia.- Jestem Miguel.- dodał, uśmiechając się przyjaźnie.
- Nadir.- powiedziała krótko, prawie szeptem. Słyszała każdą jego myśl. Wiedziała, że jej szept pobudza jego zmysły. Miała ochotę go pocałować, ale wiedziała, że musi się powstrzymać. Każdy pocałunek pozbawiał go energii życiowej, a po ostatniej nocy z nią był jeszcze osłabiony.
- Miło mi Cię poznać. Dlaczego wczoraj tak nagle zniknęłaś? Tęskniłem...- spojrzał na nią, a w jego oczach dało się zobaczyć smutek. Odsunął się całkiem od przepaści. Stali teraz bliżej drzew.
- Musiałam... To, co zrobiłam, wtedy wydawało mi się niewłaściwe... Szłam ulicą, zobaczyłam Ciebie i weszłam za Tobą do kamienicy i mieszkania. Nie wiem dlaczego, ale coś mnie do Ciebie ciągnęło, nie mogłam się oprzeć...- mówiła, na poczekaniu wymyślając fakty. Nie mogła mu powiedzieć prawdy, przynajmniej nie teraz.
- Nic nie szkodzi. Nie żałuję niczego z tej nocy. Jesteś cudowna, odmieniłaś moje beznadziejne życie. Pokochałem Cię i chcę byś ze mną została na zawsze.- powiedział z taką szczerością w głosie, że Nadir nie musiała czytać mu w myślach. Chciała dokładnie tego samego, co on, ale była świadoma zagrożenia. Jeśli Lilith się o tym dowie, bez skrupułów zabije Miguela. Tylko tak bowiem można było wyleczyć sukkuba z uzależnienia od człowieka. Nie, nie mogła na to pozwolić. Postanowiła, że nie wróci do Podziemi, ale zostanie tu, na ziemi, z nim.
- Ja też tego chcę. Nawet nie wiesz jak bardzo.- szepnęła, choć nie powinna. Miguel objął ją w talii i przysunął do siebie. Potem ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Samael siedział w sypialni. Lilith przygotowywała się właśnie do wyjścia.
- Gdzie idziesz?- spytał, wstając i obejmując ją od tyłu ramionami.
- Do Lucyfera. Mam z nim parę spraw do omówienia.- odpowiedziała oschle, wyrywając się z jego uścisku.
- Czemu ostatnio jesteś taka oziębła?- spytał, bardzo niezadowolony tym odtrąceniem.
- Bo nie mam ochoty na obcowanie z Tobą.- powiedziała mu prosto w twarz.
- A energia? Nie jest Ci już potrzebna? Przecież żywisz się tak jak inne sukkuby.- zwrócił się do niej z pretensją.
15
- Lucyfer ma jej o wiele więcej.- odrzekła Lilith ze złośliwym uśmieszkiem.
- A więc po to się z nim spotykasz?- krzyknął Samael.
- Nie, ale nasze spotkania zawsze kończą się tak samo. Nic na to nie poradzę, że nie potrafię mu się oprzeć.- powiedziała ze stoickim spokojem.
- A co ze mną?- spytał.
- Masz tu sukkubów pod dostatkiem.- odrzekła na to.
- Ale ja chcę Ciebie. Z resztą ta, którą wybrałem ciągle mi się opiera...- zaczął Samael.
- Nie pomogę Ci z Nadir. Radź sobie sam.- weszła mu w słowo.- A teraz wybacz, ale się śpieszę.- minęła go i wyszła.
Miguel nie mógł się oprzeć jej szeptom. Jej głos był tak zmysłowy, że jego umysł się wyłączył.
Ale po jakichś parunastu sekundach poczuł takie osłabienie, że nogi się pod nim ugięły. Osunął się na ziemię, a Nadir podtrzymywała go, próbując ocucić. Minęło jakieś pięć minut, zanim odzyskał przytomność i stanął na równe nogi.
- Nie powinieneś był tego robić. Jesteś osłabiony.- odezwała się Nadir głosem pełnym czułości.
- Już nic mi nie jest.- odrzekł, uśmiechając się do niej ciepło.- Mam pytanie...- zaczął po chwili milczenia.- Chciałabyś zamieszkać ze mną?- palnął zupełnie bez namysłu. Dopiero po chwili przyszło mu na myśl, że za bardzo wszystko przyśpiesza.
- Chciałabym... Właściwie to spadłeś mi z nieba... Straciłam pracę i nie miałam z czego płacić czynszu za wynajęte mieszkanie. Wyrzucili mnie, a potem na domiar złego ukradli mi bagaż. Nie mam nic, ale gdybyś zechciał dać mi trochę czasu... Znajdę pracę i zapłacę za wynajem.- powiedziała z nadzieją Nadir.
- Oczywiście... Możesz nawet mieszkać za darmo. Dużo zarabiam, jestem prawnikiem...- odrzekł Miguel, szczęśliwy jak nigdy.
- Nie, nie mogłabym tak Cię wykorzystywać. Zapłacę połowę czynszu. I tak muszę kupić nowe ciuchy, kosmetyki...- zaprzeczyła.
- Dobrze, jak sobie życzysz.- odrzekł z uśmiechem.- Wsiadaj, zawiozę Cię do mnie, a potem pomogę znaleźć pracę.- otworzył przed nią drzwi od strony pasażera. Kiedy wsiadła, okrążył samochód i zajął miejsce kierowcy, zapięli pasy i ruszyli do miasta.
Nadir i Miguel przybyli do centrum pod wieczór. Od razu zahaczyli o pobliskie butiki, by kupić niezbędną garderobę i kosmetyki. Mimo jej wyraźnych protestów, Miguel zapłacił za to wszystko swoją kartą. Nadir obiecała, że mu to natychmiast zwróci, kiedy tylko znajdzie pracę. Potem pojechali do jego mieszkania i tam Miguel pokazał jej, co gdzie jest.
- Będziesz oczywiście spała na łóżku, a ja na wersalce w salonie.- zaoferował.
- Nie przesadzasz? Nie mam zamiaru wyganiać Cię z Twojego własnego łóżka. Ja mogę spać w salonie.- odrzekła ona z uśmiechem.
- Ale jesteś kobietą, nie mógłbym...- zaczął.
16
- Nalegam.- spojrzała mu w oczy, zalotnie trzepocząc swoimi długimi rzęsami.
- Jak wolisz.- uległ jej pięknym, głębokim oczom.- Może pójdziemy na plażę?- spytał z nadzieją.
- Bardzo dobry pomysł.- odrzekła Nadir i, bardzo zadowolona, udała się do łazienki, by wziąć prysznic, przebrać się i odświeżyć.
Maria Rosa i Juan skończyli wypisywać zaproszenia na ślub dopiero pod wieczór.
- To co teraz robimy?- spytała Maria.
- Może wybierzemy się na plażę?- zaproponował Juan, uśmiechając się szeroko.
- O tej porze? Jest już prawie 18.00.- zdziwiła się, słysząc jego propozycję.
- Mari, przede wszystkim jest lato i o tej porze, jak widzisz, słońce świeci dostatecznie mocno. Poza tym będzie mniej ludzi.- odrzekł Juan.
- Masz rację.- Maria rozpromieniała i pobiegła do swojego pokoju, by się przygotować.
Samael kręcił się po Podziemiach, nie mając co ze sobą zrobić. Szukał Nadir, bo wiedział, iż tylko ona może zaspokoić jego rządzę, które rozbudziła w nim Lilith. Żadna inna z sukkubów nie była na tyle pociągająca.
- Nathaniel!- wykrzyknął na widok jednego ze swoich podwładnych, Upadłego Anioła z oddziału, tzw. Czarnych Róż.
- Słucham Cię, panie.- ten ukłonił się przed nim.
- Znajdziesz kogoś dla mnie...- powiedział Samael.
- Ależ oczywiście. Powiedz kogo, a go odnajdę.- odrzekł z niezwykłą uniżonością.
- Masz znaleźć Nadir, jedną z sukkubów.- polecił mu.
- Znalezienie sukkuba nie sprawi mi problemu.- odpowiedział Nathaniel.
- W takim razie bierz się do roboty. Możesz odejść.- Samael zmierzył go wzrokiem.
Nathaniel oddalił się pośpiesznie, natychmiast rozpoczynając poszukiwania.
Około godziny 19.00 Maria Rosa i Juan spacerowali brzegiem morze, przyglądając się zachodowi słońca. Nagle Maria dostrzegła znajomą twarz.
- Juan, patrz tam, na tę parę siedzącą na piasku.- wskazała, szturchając lekko swojego towarzysza.
- No i? To jakaś zakochana para.- ten jedynie wzruszył ramionami.
- Przypatrz się temu chłopakowi. Czy to nie jest czasami Miguel?- podpowiedziała mu Maria.
- Faktycznie...- odrzekł Juan, przyglądając się dokładniej.- Ta obok, to pewnie ta dziewczyna, która tak go odmieniła.- dodał, uśmiechając się lekko.
- To chodź. Pora żebyśmy ją poznali, nie uważasz?- pociągnęła go za sobą Maria, ruszając w kierunku pary.
- Maria, Juan... Co za niespodzianka.- Miguel podniósł się na równe nogi, widząc przyjaciół.
17
- Widzę, że nie jesteś sam.- odrzekła Maria z uśmiechem, przyglądając się dziewczynie stojącej obok Miguela.
- Może nas przedstawisz?- zaproponował Juan, lekko oszołomiony urodą tejże dziewczyny.
- Oczywiście.- odrzekł Miguel z uśmiechem.- To Nadir, moja znajoma, wynajmuje u mnie mieszkanie.- wskazał na stojącą obok niego towarzyszkę.
Najpierw Maria Rosa, potem Juan, podali rękę Nadir, a ona uścisnęła je, uśmiechając się delikatnie.
- Nadir, pozwól, że Ci przedstawię.- wskazał na stojących naprzeciwko Miguel.- Maria Rosa i Juan, moi wspaniali przyjaciele.-
- Miło mi Was poznać.- odrzekła Nadir, uśmiechając się promiennie.
- Nam również.- powiedziała Maria. Cieszyła się, że Miguel znalazł sobie tak miłą i śliczną dziewczynę, ale w oczach Nadir czaiło się zło.
- Mam nadzieję, że zabierzesz swoją współlokatorkę na nasz ślub?- spytał Juan.
- Jeżeli będzie chciała.- odpowiedział Miguel, spoglądając na Nadir pytająco.
- Chętnie się wybiorę.- odezwała się ona.
- No to świetnie.- dodała Maria, uśmiechając się niepewnie. Nie wiedziała czy się cieszyć. W tej dziewczynie było coś dziwnego.
Potem pożegnali się ze sobą i rozeszli, każde w swoją stronę.
18
Rozdział 4
Tajemniczy szpieg
Następnego dnia Nadir obudziła się wczesnym rankiem. Słońce przedzierało się przez szczeliny w żaluzjach, napełniając cały salon swoimi promieniami.
- Nigdy się chyba do tego nie przyzwyczaję.- powiedziała sama do siebie. W końcu całe swoje życie spędziła w Podziemiach, a wychodziła zawsze na noc, wracając przed wschodem słońca, dlatego jego promienie rażące jej oczy nie były niczym przyjemnym. Wstała i zasłoniła całkiem żaluzje. Potem złożyła kanapę, na której spała, i schowała do niej pościel. Jeszcze będąc w koszuli nocnej, zajrzała do sypialni Miguela. Leżał nieomal na skraju łóżka, kołdra była na podłodze. Nadir uśmiechnęła się i weszła cichutko do środka. Podniosła kołdrę i położyła ją na łóżku, przykrywając nią Miguela. Przyglądała się mu jakiś czas, leciutko dotykając jego włosów. Potem wymknęła się z pokoju.
Miguel przebudził się nagle. Było jeszcze bardzo wcześnie. Wstał, nałożył na siebie szlafrok, jako że był w samych bokserkach.
-"Jak dobrze, że to niedziela."- pomyślał. Wcale nie było mu śpieszno do pracy, bo oznaczało to 7- godzinną rozłąkę z Nadir.
Wyszedł powoli z sypialni i zobaczył ją przy szafie. Była jeszcze w swojej fioletowej, flanelowej koszuli nocnej. Leżała na niej po prostu idealnie. Aż zrobiło mu się gorąco, kiedy zobaczył ją w takim stroju. Nagle ona odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła.
- Dzień dobry.- powiedziała.- Wybacz, że jestem taka nie ubrana, ale nie wiem na co się zdecydować.- dodała.
- Ależ nic się nie stało.- odrzekł z uśmiechem.- To ja nie będę przeszkadzał. Zrobię nam śniadanie.- udał się pośpiesznie do kuchni.
Nadir w końcu zdecydowała się na niebieską sukienkę na ramiączkach. Ubrała się więc i przez jakiś czas stała oparta o drzwi szafy, pogrążona w myślach. Myślała o znajomych Miguela, których spotkali wczoraj na plaży, a konkretnie o tej dziewczynie. To była ta, przez którą Miguel tak cierpiał. Ale nie to interesowało teraz Nadir. Wczytując się w myśli Marii Rosy odkryła coś niepokojącego. Ona wyraźnie wyczuła, że w Nadir czai się zło, że nie jest człowiekiem. Co najgorsze, umysł Marii różnił się od umysłów innych ludzi. Co to mogło znaczyć? Jednak na to pytanie Nadir nie znalazła odpowiedzi.
Nathaniel przeszukując Podziemie, poznał dokładnie trop Nadir, który śledził potem dłuższy czas. Ślad urwał się przy portalu prowadzącym na powierzchnię Ziemi.
- A więc tam zwiałaś.- powiedział sam do siebie i udał się jej tropem na powierzchnię.
19
Po zjedzeniu śniadania Nadir i Miguel udali się na spacer po mieście, by ta poznała każdy jego zakątek. Po południu udali się na obiad do restauracji, a potem poszli ponownie na plażę. Snuli plany na następny dzień. Nadir postanowiła, że poszuka sobie pracy w czasie, kiedy Miguel będzie w kancelarii. Do domu wrócili około godziny 21.00. Nie wiedzieli jednak, że są obserwowani. Jedynie Nadir wyraźnie wyczuła czyjąś obecność. Kiedy się jednak odwróciła, nikogo za nimi nie było. Weszła więc za Miguelem do mieszkania, nadal podejrzliwie spoglądając za siebie.
Nathaniel był mistrzem w szpiegowaniu. Wiedział jednak, że Nadir, jako demon może wyczuć jego obecność. Postanowił więc zachować absolutną ostrożność, i na razie obserwować jej poczynania. Kiedy zbierze wszystkie niezbędne informacje, uda się do Podziemi, by złożyć raport Samaelowi. Czuł, że z tej sprawy wyjdzie niezła afera, jaki bowiem sukkub ma czelność prowadzać się z człowiekiem, i to w środku dnia? Zacierał ręce, wyobrażając sobie swoją nagrodę za zabicie tych dwoje, bo słysząc jego rewelacje, jakiż inny wyrok mógłby wydać Samael, jak nie śmierć?
Nadir obudziły promienie słońca. Nadal nie mogła się do tego przyzwyczaić. Była ósma rano. Miguel od godziny był w kancelarii. Zostawił jej kartkę na stole w kuchni, no i śniadanie. Jakże to było miłe z jego strony. Nadir wiedziała, że Miguel jest wspaniały. Chciała mu się za to odwdzięczyć, ale wiedziała też co by go ucieszyło, a to nie wchodziło w rachubę. Nie mogła zbliżyć się do niego bardziej, ponieważ osłabiłaby go. Sam pocałunek był groźny, a co dopiero coś więcej. Mogli się najwyżej przytulić. Ta smutna prawda wywołała u niej westchnienie. Pragnęła być jak najbliżej Miguela, dać mu tę miłość, której tak potrzebował... Ale jak miała to zrobić, nie czyniąc mu krzywdy?
W końcu przerwała przemyślenia i zaczęła się ubierać, zjadła śniadanie i udała się na miasto w poszukiwaniu pracy.
Juan siedział w swoim gabinecie, pisząc coś na komputerze. Dziś pracował w domu. Chciał każdą wolną chwilę spędzić ze swoją narzeczoną, a w biurze zatrzymaliby go pewnie na długo.
Maria zapukała cicho i weszła powoli.
- Mari, skarbie.- na twarzy Juana pojawił się szeroki uśmiech. Wstał, przerywając pracę i podszedł do niej, chwytając jej dłonie.
- Juan... Zastanawiałam się nad tym związkiem Miguela. Wiesz, on i Nadir wyglądają na zakochanych, ale dziwi mnie to, że ona go tak trzyma na dystans. Na plaży, kiedy ich zauważyłam, Miguel chciał ją pocałować, ale Nadir się odsunęła. To dziwne, nie uważasz?- powiedziała jednym tchem, bardzo przejęta.
- No faktycznie... Ale wiesz, może ona jest po prostu wstydliwa i nie chce się całować przy ludziach...- odrzekł, ale po chwili wydało mu się to niedorzeczne.- Ale taka dziewczyna wstydliwa? Nie pasuje to do niej...- dodał w końcu.
20
- Niby nie wygląda, ale może niesłusznie oceniamy ją po wyglądzie?- odpowiedziała Maria, chociaż też trudno jej było w to uwierzyć.
- Może...- zamyślił się Juan.- Ale nie martw się już tym. Niedługo ślub...- dodał po chwili, uśmiechając się szeroko.
- Masz rację.- Maria odwzajemniła uśmiech i spojrzała na zegarek.- Za chwilę mam ostatnią przymiarkę sukni ślubnej!- stuknęła się w czoło.- Już Ci nie przeszkadzam w pracy.- cmoknęła go w policzek i wybiegła z gabinetu.
Juan usiadł z powrotem w fotelu i zajął się pracą, chociaż myśli o Marii lekko go dekoncentrowały.
Nadir nie musiała szukać długo. Około godziny 10 dotarła do baru, w którym dostała posadę kelnerki. Wynagrodzenie było wystarczające, by dołożyć Miguelowi do czynszu i jeszcze mogła zbierać pieniądze, by oddać mu za ubrania i kosmetyki. Szef powiedział, że może zacząć od zaraz. Gości było sporo, więc Nadir z chęcią się zgodziła. W końcu połowę kwoty z napiwków mogła sobie wziąć. Skończyła około 17 i zarobiła 250 dolarów. Klienci chętnie dawali jej napiwki, szczególnie zaś mężczyźni i Nadir wiedziała dobrze dlaczego. Nawet szef traktował ją ulgowo. Było to bardzo przyjemne.
Kiedy wracała, poczuła, że powoli słabnie. Musiała koniecznie wybrać się tej nocy w poszukiwaniu ofiary. Kiedy weszła do mieszkania, poczuła przyjemny zapach. Okazało się, że Miguel zrobił im na obiad spaghetti. Nadir jednak skupiła się na czymś całkiem innym. Od Miguela biła cała masa energii. Czuła ją i nie mogła się powstrzymać. Kiedy Miguel uczył ją jak obsługiwać zmywarkę, silna wola Nadir ulotniła się natychmiast. Obudził się w niej sukkub. Oplotła rękami jego szyję i wtuliła w niego. On objął ją w talii i zaczął łapczywie szukać jej ust. Najpierw całował jej ramiona, szyję, aż w końcu je odnalazł. Kiedy złączyli się w pocałunku, Nadir natychmiast zaczęła napawać się energią, która już zdążyła trafić do jej wnętrza. Czuła jak ta moc roznosi się po ciele i daje jej rozkoszne uczucie nasycenia.
Ale to nie było jedyne pragnienie Nadir. Także i Miguel wyraźnie tego chciał i nie miał zamiaru zmarnować takiej szansy. Pożądanie i namiętność wzięła nad nimi górę. Miguel wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
21
Rozdział 5
Poczucie winy
Nadir obudziła się rano strasznie skołowana. Obok niej spał Miguel, widocznie osłabiony.
- Co ja zrobiłam...- szepnęła przerażona.
Zegar wskazywał już 9 rano. Nadir zadzwoniła do kancelarii Miguela, by wytłumaczyć jego nieobecność. Głos miała tak samo czarujący jak i wygląd, więc jego szef od razu uwierzył. Potem zadzwoniła do baru, w którym pracowała, i tam również poszło jak z płatka. Nadir wiedziała, że Miguel będzie potrzebował dużo energii, więc zrobiła mu spore śniadanie, używając najbardziej kalorycznych przepisów z książki kucharskiej. Kiedy Miguel się obudził, był lekko otumaniony, dzięki czemu Nadir nie miała trudności z wmuszeniem w niego tych wszystkich potraw. Miguel jadł tak długo, póki nie zaczął powoli odzyskiwać świadomości.
- Przecież już prawie 12! Muszę iść do pracy...- zerwał się z łóżka, aby po chwili upaść.
- Spokojnie... Jesteś jeszcze słaby...- Nadir pomogła mu wstać i posadziła go na łóżku.- Dzwoniłam do kancelarii i wszystko załatwiłam. Musisz nabrać energii.- dodała.
- Ale co mi się stało? Przecież wczoraj wieczorem byłem taki pełen sił... Potem my...- urwał.- A teraz jestem osłabiony.- dokończył.
- Nie wiem.- skłamała Nadir, wlepiwszy wzrok w podłogę.- Może jesteś chory?- rzuciła bez zastanowienia.
- Jutro zamiast do pracy, pójdę do lekarza.- postanowił Miguel, wziął telefon i zadzwonił do przychodni.
Nadir wymknęła się z pokoju. Miała ogromne wyrzuty sumienia. To, co stało się Miguelowi było tylko i wyłącznie jej winą. Klęła w myślach. Jak mogła się zapomnieć? Mogła go przecież zabić! Z jej oczu popłynęły łzy. Jako demon nie płakała nigdy, więc była naprawdę zaskoczona. Czuła, że to, co czuje do Miguela nie jest jedynie uzależnieniem od człowieka. Ona go kochała, i dla tej miłości gotowa była się poświęcić. Nawet jeżeli nie miałaby nigdy już nawet pocałować Miguela.
Nathaniel zwiedził miasto, zahaczając o bar, w którym zatrudniono Nadir. Dowiedział się o tymże fakcie od innej kelnerki tam pracującej.
- Czyli zadamawiamy się na stałe.- mruknął sam do siebie, popijając whisky.- Jaka szkoda, że będę musiał Ci popsuć te plany Nadir.- uśmiechnął się szeroko. Zrobi to z chęcią. Cieszył się na myśl o nagrodzie, jaką otrzyma od Samaela. Pogrążył się więc w rozmyślaniach.
Następnego dnia Miguel z samego rana udał się do lekarza, a Nadir do pracy.
22
Tam zapomniała częściowo o swoich zmartwieniach. Szef i dwóch kelnerów
wyraźnie ją podrywało, ale ona obracała ich komplementy w żart. Nie chciała dawać im żadnych nadziei na cokolwiek. Z napiwków zarobiła tego dnia 300 dolarów. W nagrodę za dobrą obsługę klientów szef zwolnił ją szybciej do domu- zamiast o 16.45, już o 15.
Nadir po drodze kupiła składniki, których potrzebowała do przygotowania kurczaka z serem i winogronami. Przepis ten przykuł jej uwagę, kiedy przeglądała książkę kucharską, robiąc wczoraj dla Miguela pożywne śniadanie.
Z supermarketu wyszła około 15.30 i szybko skierowała się w stronę domu. Wyraźnie czuła, że ktoś ją śledzi, lecz kiedy się rozglądała, nie mogła nikogo dojrzeć. Nie miała pojęcia, kto to mógłby być, i to ją przerażało najbardziej.
Przygotowania do ślubu Marii i Juana powoli dobiegały końca. Ostatni tydzień przed uroczystością oboje postanowili spędzić razem. Marię nadal dręczyła sprawa Nadir. Myślała o tym, co czuła przebywając w jej towarzystwie. W tej dziewczynie ewidentnie było coś złego, ale co? Czyżby chciała go skrzywdzić? Jeśli tak, to ona, Maria La'Ventura, pokrzyżuje jej plany...
Kiedy Nadir wróciła, Miguel oczywiście był w domu. Powiedział, że lekarz pobrał mu krew do badania i kazał przyjść za trzy dni, bo wtedy miały być wszystkie szczegółowe badania.
Nadir głupio było o tym słuchać, więc skupiła się na potrawie, którą robiła. Nie dopuszczała do kuchni Miguela, bo chciała wszystko zrobić sama. Kiedy wyłożyła danie na talerz i podała, Miguel był zachwycony. Jadł ze smakiem i dwa razy wziął dokładkę. Serce Nadir radowało się, kiedy widziała jak był zadowolony. Tak chciała okazać mu swoją miłość.
23
Rozdział 6
Ślub
Ten tydzień minął szybko. Z badań krwi Miguela nic nie wynikło. Według lekarza był zupełnie zdrowy, ale nie wykluczał, że powodem osłabienia może być stres i przepracowanie.
Dnia 26 kwietnia o godzinie 12.30 miał się odbyć ślub Marii i Juana. Nadir i Miguel przybyli już o 12 do kościoła i zajęli miejsce w trzeciej ławce. Nadir ściągała na siebie dużą uwagę, nie tylko piękną, niebieską sukienką, która leżała na niej perfekcyjnie, ale również gracją ruchów, pięknym uśmiechem i przede wszystkim niebanalną urodą. Słyszała dobrze w myślach zebranych kobiet zazdrość, a u mężczyzn zachwyt.
Ceremonia była piękna. Maria kroczyła dostojnie u boku swego ojca, w olśniewającej sukni, od której zapierało dech. Miała ona długi tren, gorsecik zdobiony ornamentem kwiatowym i długie aż do ziemi rękawy. Welon przyczepiony do ślicznego białego wianuszka spływał po twarzy Marii, ukrywając ją skrzętnie. Nadir zapragnęła takiego ślubu. Chciała kroczyć w pięknej sukni i na zawsze połączyć się z Miguelem, tak jak Maria z Juanem. Niestety nie mogłaby go nawet pocałować po złożeniu przysięgi, a co dopiero wspominając o nocy poślubnej...
I wtedy po raz kolejny w jej oczach pojawiły się łzy.
Nathaniel nie mógł przepuścić żadnej okazji, by śledzić Nadir, a więc nie mogło go zabraknąć na ślubie. Niezauważalny dla ludzi, stał tuż przy drzwiach, oparty nonszalancko o ścianę. Obserwował każdy ruch swego celu.
- Zaczynamy się wzruszać... Niedobrze.- pokręcił głową obserwując jak Nadir płacze.
Kiedy ceremonia się skończyła, ulotnił się jeszcze zanim para młoda wraz gośćmi zaczęli kierować się w stronę wyjścia.
Na weselu było naprawdę radośnie. Przybył nawet ojciec Juana z nową żoną i dwójką dzieci z tegoż małżeństwa. Juan był mu wdzięczny, że jednak się pojawił.
Kiedy Maria rzuciła bukiet ślubny, złapała go Nadir, którą totalnie zatkało. Miguel bowiem wyjaśnił jej znaczenie tej tradycji. Ona i tak wiedziała, że ta wróżba nigdy się nie spełni.
Około godziny 20, kiedy zabawa zaczęła się dopiero rozkręcać na dobre, Maria udała się na taras, by odpocząć od zgiełku. Trafiła na siedzącą tam w milczeniu Nadir.
- Chyba nie przeszkadzam?- spytała nieśmiało.
24
- Nie, skąd.- odrzekła Nadir, uśmiechając się lekko.
- Słuchaj, chciałabym żebyś mi coś obiecała.- zwróciła się do niej Maria.- Obiecaj, że nie skrzywdzisz Miguela, bo jeżeli to jest Twoim celem, wiedz, że na to nie pozwolę.- powiedziała odważnie.
- Wierz mi, jedyne, czego chcę, to go nie skrzywdzić. Pragnę tego z całego serca.- odrzekła Nadir, spoglądając na nią ze smutkiem w oczach.
W tej chwili całe zło, jakie wyczuwała w niej Maria, uleciało. Teraz czuła bijący od niej ból. Nie mogła wytłumaczyć, dlaczego niemal widzi krążący wokół Nadir smutek. Instynktownie objęła ją i przytuliła. Chciała jej ulżyć i w jednej chwili całe cierpienie, jakie czuła w niej, jakby przeszło na nią. W tym momencie Nadir odskoczyła od niej, wstała i wybiegła, a w jej oczach malowało się przerażenie.
Nadir uciekła na górę, do jednego z pokojów, sądząc z wystroju, pokoju gościnnego. Usiadła na łóżku i starała się uspokoić. Co to było do cholery? Co Maria jej zrobiła? To wyglądało tak, jakby wyssała jej cierpienie i smutek. Ale jakim cudem? Przecież była bez wątpienia śmiertelniczką i nie mogła czegoś takiego zrobić? A co jeżeli ma dar? Albo jest czarownicą? Nie, to niemożliwe. Od razu wyczułaby czarownicę. Więc kim była?
Maria siedziała na tarasie totalnie skołowana. Co się tak właściwie stało? Nie miała zielonego pojęcia jak mogła przejąć czyjeś uczucia. Jakaś empatia, czy co?
Rozmyślała tak, aż nie poczuła, że ktoś siada obok niej i obejmuje ją ramieniem.
- Juan...- szepnęła, wtulając się w niego. On natychmiast przygarnął ją do siebie i cmoknął w czubek głowy.
- Wiesz co, Mari?- odezwał się po długiej ciszy.- Nadir faktycznie jest jakaś dziwna. Czuję, że ona nie jest odpowiednia dla Miguela. Mam co do niej złe przeczucia.- mówił, głaskając ją po głowie.
- Ja się naprawdę niepokoję. Ja... czuję, że ona ma w sobie zło. Boję się o Miguela.- powiedziała Maria drżącym głosem.
- Może uda nam się wybić mu ją z głowy? Najlepiej zeswatajmy go z którąś z Twoich koleżanek albo znajomych...- zaczął i urwał, widząc, że Maria zasnęła. Tulił ją nadal do siebie z niezwykłą czułością.
- Moja pani Ramirez.- szepnął, lekko wodząc opuszkiem palców po jej twarzy.
Koło godziny 1 w nocy goście rozeszli się do domów. Maria obudziła się i zdążyła wszystkich pożegnać. Potem wraz z Juanem udali się na górę do swojej sypialni, by rozkoszować się nocą poślubną.
Nathaniel darował sobie śledzenie Nadir na weselu, bo nie wytrzymałby chyba takiego nadmiaru szczęścia i innych dobrych uczuć. Z resztą wystarczająco dużo ich było na samym ślubie.
Natomiast po imprezie od razu ruszył w ślad za Nadir i Miguelem.
25
Miguel był tej nocy w szampańskim nastroju. Nadmiar alkoholu sprawił, że zaczął otwarcie dążyć do tego, by spędzić z Nadir kolejną niezapomnianą noc. Na szczęście ona zawczasu zdążyła parę nocy wcześniej nasycić się energią innych mężczyzn, więc nie miała problemu, by powstrzymać swe pragnienia. Położyła Miguela do łóżka, a potem udała się do salonu, rozłożyła kanapę i sama poszła spać. Cały czas śniła jej się Maria. Po głowie chodził jej tylko jeden wyraz: empatia. Nadir zbudziła się i ją olśniło- Maria jest człowiekiem, ale posiada dar empatii, czyli odczuwania uczuć i emocji innych oraz ich częściowego przejmowania na siebie. Maria była empatką, a więc musiała również wyczuwać, że z nią, Nadir, coś jest nie tak, może nawet domyślała się, że nie jest ona człowiekiem.
Nadir złapała się za głowę, bo to mogło znaczyć zdemaskowanie.
26
Rozdział 7
Wyrok
Nathaniel uznał, iż zebrał wystarczające dowody przeciwko Nadir. Udał się więc czym prędzej do Podziemi, by zdać raport Samaelowi.
- A więc, jakie informacje mi przynosisz?- spytał Samael, widząc swojego poddanego.
- Nadir jest na powierzchni... I jest tam ze śmiertelnikiem...- zaczął Nathaniel.- Ale to nie koniec rewelacji. Nasza demonica najwidoczniej chce się tam zadomowić na stałe. Znalazła pracę w jakimś barze, mieszka ze śmiertelnikiem, do którego wyraźnie coś czuje, no i zaczyna odczuwać ludzkie emocje i uczucia: wzrusza się, płacze...- zakończył.
- Co? Przecież to objawy przemiany w śmiertelnika!- krzyknął Samael.- Na końcu straci swoje zdolności, nieśmiertelność i...- urwał.- Nie! Musimy ją stamtąd zabrać!-
- Oczywiście, panie.- skłonił się mu Nathaniel.- Mam nawet plan. Trudno będzie namówić Nadir do powrotu, więc ją do tego zmuszę.- odrzekł.
- Jak?- spytał Samael.
- Bardzo prosto, grając na jej uczuciach. Po prostu zacznę ścigać tego jej śmiertelnika. Potem się z nią spotkam i zaproponuję, że dam facetowi spokój, jeżeli wróci do Podziemi.- odpowiedział mu Nathaniel, zachwycony swoim pomysłem.
- Tak... Ale dodasz jej jeszcze jeden warunek. Ma potem przyjść do mnie i mi ulec.- zaznaczył Samael.
- Oczywiście, panie.- skłonił się Nathaniel.
- No to działaj. Możesz odejść.- odprawił go Samael.
Lilith minęła się z Nathanielem w drzwiach, wyczytując mu z myśli całą rozmowę. Weszła do salonu, w którym siedział Samael, tak zadowolony jak nigdy, a tego Lilith nie mogła znieść.
- Niezły plan masz z Nathanielem.- odezwała się do niego.
- Naprawdę musisz czytać w myślach moich poddanych?- zirytował się Samael.
- Tak.- odrzekła ona, posyłając mu chmurne spojrzenie.- I myślisz, że Ci się to uda?- dodała po chwili.
- Po pierwsze, moja droga, złość piękności szkodzi.- zaczął.- A po drugie... Tak, uważam, że mi się uda. Ba, jestem na sto procent pewien.- odrzekł, uśmiechając się szeroko.
- Uważaj, żebyś się czasem nie przeliczył...- podsumowała Lilith i udała się do sypialni. Samael powiódł za nią wzrokiem, obserwując jej pełne gracji ruchy bioder i reszty ciała.
- Ech, co za kobieta.- westchnął, oparłszy się wygodnie o oparcie fotela.
Miguel obudził się z potwornym bólem głowy. Nadir natychmiast dała mu
27
aspirynę, a potem jakoś dotarł do pracy. Część jego kolegów z kancelarii, również zaproszonych na wesele, nie wyglądało zbyt dobrze.
Nadir udała się do pracy i wykonując swoje codzienne obowiązki odprężyła się nieco. Tego dnia miała być wypłata, co tym bardziej wprawiało ją w dobry nastrój. Dodatkowo zarobiła z napiwków aż 400 dolarów! Około godziny 17 udała się do domu.
Miguel wracał właśnie autem z kancelarii, kiedy na środku jezdni zobaczył jakiegoś człowieka. Natychmiast zaczął gwałtownie hamować, ale stracił panowanie nad autem. Zjechał gwałtownie na pobocze.
Nadir usłyszała na ulicy zgiełk. Jakiś samochód zjechał z drogi i za chwilę miał przekoziołkować. Co gorsza, rozpoznała, że to auto Miguela. Stając się niewidzialną, natychmiast zjawiła się przy samochodzie i zatrzymała go gołymi rękami, używając całej swojej siły. Auto stanęło, a jego właściciel był bezpieczny. Po chwili rozległ się dźwięk karetki, którą wezwał któryś z gapiów. Nadir oddaliła się nieco, by potem stać się znowu widoczną i udawać, że dopiero, co zauważyła wypadek. Podbiegła do oszołomionego Miguela, który właśnie wysiadł z auta. Lekarze z karetki nalegali, by chociaż zbadać go na miejscu, więc im uległ i udał się na chwilę do karetki. Nadir stała niedaleko niej. Ludzie rozeszli się, ulica jakby opustoszała. I wtedy stanął przed nią wysoki, barczysty mężczyzna o czarnych, półdługich włosach i równie ciemnych oczach.
- Nadir... Jestem Nathaniel, Upadły Anioł, przywódca oddziału Czarnych Róż. Przysyła mnie Samael. Pora wracać do domu.- odezwał się, posyłając jej szeroki uśmiech.
- Nie mam zamiaru wracać.- mruknęła Nadir.
Nathaniel w sekundę znalazł się przy niej i zacisnął jej rękę na gardle.
- Musisz wrócić. Myślisz, że kto spowodował ten wypadek Miguela? Jeśli nie chcesz go stracić, wrócisz...- szepnął.
- Hej, zostaw ją!- rozległ się nagle krzyk nadchodzącego Miguela.
Nathaniel wpadł na wspaniały pomysł, by ułatwić Nadir powrót. Odwrócił się w stronę chłopaka, rozwinął swoje ogromne, czarne skrzydła i wzniósł się nad ziemię.
- Ona musi wrócić tam, gdzie jej miejsce. Do Podziemi, krainy demonów.- dodał na koniec i po chwili już go nie było.
Nadir przeklęła pod nosem. Miguel spojrzał na nią pytająco.
- O czym on gadał? I kto, albo co to było?- spytał, kiedy ona uparcie milczała.- Tylko mów prawdę.- zaznaczył.
Nie miała wyboru. Wiedziała, że ten dzień kiedyś nadejdzie.
- Po prostu... Ja... Ja jestem demonem.- wykrztusiła w końcu.
- Co? To jakaś paranoja. Przecież coś takiego nie istnieje.- oburzył się Miguel.
- Chciałeś prawdy, to Ci ją mówię. Jestem demonem, w dodatku sukkubem. Żeby funkcjonować, muszę żywić się energią śmiertelników.
28
To osłabienie, które czułeś po pocałunku lub bliższym kontakcie ze mną, to była moja wina.- wyznała, choć głos miała drżący jak nigdy.
- Wysysałaś ze mnie energię? Boże... To jest niemożliwe, powiedz, że to nieprawda...- błagał ją, nie mogąc tego wszystkiego pojąć.- To znaczy, że ten facet też był demonem?- spytał po chwili milczenia.
- Wyższą jego formą, a konkretnie Upadłym Aniołem. Jest o wiele potężniejszy i starszy ode mnie. Przysłał go Samael, jeden z władców Podziemia, by zmusić mnie do powrotu... Nazywa się Nathaniel, i to on spowodował Twój wypadek.- wyjaśniła mu Nadir.
- Nie możesz tam wrócić... Kocham Cię i chcę być z Tobą...- Miguel podszedł do niej bliżej i przytulił ją do siebie.
- Wiem, ale... On zrobi Ci krzywdę...- powiedziała ona, po chwili zanosząc się szlochem.
- Nie dopuszczę do tego.- odrzekł Miguel i pocałował ją w czoło.
Miguel i Nadir wrócili do domu, i od razu położyli się spać. Nadir myślała całą noc nad tym, co ma zrobić. Najbezpieczniej było wrócić, ale nie chciała poddać się bez walki. Postanowiła więc, iż będzie stawiać opór tak długo, jak to będzie możliwe.
Maria zbudziła się w środku nocy zlana potem. Miała okropny sen. Była w nim Nadir i Miguel. Ze znaków widocznych w tym śnie wynikało, że Nadir doprowadzi Miguela do śmierci.
Leżąc tak na łóżku, próbowała uspokoić serce i złapać głęboki oddech. Czuła się dziwnie. Od jakiegoś czasu, będąc w czyimś towarzystwie, "przejmowała" na siebie czyjś ból, smutek, cierpienie. Nie rozumiała, dlaczego tak się działo. Co gorsza, panicznie się tego bała. Unikała więc smutnych ludzi. Jedynym plusem było to, że dobre emocje również potrafiła poczuć. Jednak mimo to czuła się jak dziwadło.
Wiedziała jedno- Miguel nie mógł dłużej spotykać się z Nadir, bo było to dla niego niebezpieczne. Maria postanowiła wybrać się do niego w tej sprawie i miała nadzieję, że uda jej się go przekonać.
Nathaniel był pewien powodzenia swej misji. Rozmawiając z Nadir, dokładnie zbadał jej umysł. Miłość, jaką czuła do tego człowieka osłabiła ją. Była skłonna zrobić wszystko, by uratować swojego ukochanego. Uznał, że będzie to dziecinnie proste. Już raz o mały włos nie zabił Miguela, powodując wypadek, właściwie gdyby nie niespodziewane pojawienie się Nadir, mógłby dojść do skutku. Tym razem Nathaniel postanowił działać dokładniej. Postanowił, że zaatakuje, kiedy oboje będą osobno, czyli w godzinach pracy.
Rano Miguel od razu zaczął jak zwykle szykować się do pracy.
- Może byłoby lepiej, gdybyśmy oboje wzięli urlop?- zaproponowała Nadir.
- Nie będę się ukrywał z powodu jakiegoś rąbniętego Upadłego Anioła.-
29
odrzekł Miguel, wiążąc krawat.- Przecież od ostatniego spotkania nawet nas nie śledził.- spojrzał na nią.
- I właśnie to mnie martwi... Chce uśpić naszą czujność, a potem zaatakuje z znienacka.- powiedziała Nadir, poprawiając mu koszulę.
- Przecież w pracy, na oczach ludzi mnie nie zabije.- odrzekł rozbawiony, biorąc swoją aktówkę i zapinając szarą marynarkę.- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.- dodał, dając jej całusa w policzek, pamiętając jej wcześniejsze słowa na temat ich bliskości.- Naprawdę musimy aż tak uważać?- spytał.
- Tak, niestety.- westchnęła.- Nie chcę Ci zrobić krzywdy...- dodała ze smutkiem w oczach.
- Ech, no cóż... Ale może znajdziemy na to jakąś radę? Nie martw się...- musnął ją po policzku wierzchem dłoni.- Wrócę najszybciej jak się da. Ty też się przygotuj i idź do pracy... Oderwiesz się na chwilę od problemów.- dodał, pocałował ją w czubek głowy i wyszedł.
Nadir stała jakiś czas, wpatrzona w drzwi wyjściowe. Potem spojrzała na zegarek, zaczęła się pośpiesznie ubierać. Dotarła do restauracji spóźniona o pół godziny. Szef jedynie uprzedził ją, by się już więcej nie spóźniała, lub chociaż uprzedziła go telefonicznie, że będzie później. Nadir przytaknęła i zabrała się za pracę. Klientów było naprawdę dużo, więc szybko wpadła w wir pracy, zapominając o trapiących ją sprawach.
Miguel miał tego ranka niewiele pracy. Po lunchu, około godziny 14, udał się do łazienki. Kiedy wyszedł z kabiny i mył ręce, coś śmignęło mu za plecami. Odwrócił się, ale nikogo nie zauważył. Zakręcił wodę, wytarł ręce i już szedł w kierunku drzwi wyjściowych, kiedy ktoś z całej siły walnął go, od tyłu w plecy z taką siłą, że Miguel upadł na kolana. Ogarnął go strach, bo domyślał się, kogo zaraz ujrzy. I nie mylił się- chwilę później wyrósł nad nim Nathaniel, uśmiechając się z tryumfem.
- Nadir nie chce słuchać poleceń swojego władcy. I Ty za to zapłacisz.- powiedział, kopiąc Miguela w brzuch tak, aż ten upadł na podłogę, zwijając się z bólu.
- Nie możesz dać nam spokoju?- wykrztusił, powoli się podnosząc.
- Takie mam polecenia. Mam sprowadzić Nadir do Podziemi za wszelką cenę. Nawet jeżeli będę Cię musiał zabić, aby uległa i wróciła.- odrzekł Nathaniel, ponownie dając mu cios w brzuch. Twarz Miguela wykrzywił grymas bólu i zaczął pluć krwią. Nathaniel zaśmiał się tylko, obszedł dookoła swoją ofiarę i zadał jej cios w plecy, po czym złapał go za ramię, podciągając do góry i przy okazji wykręcając mu rękę, czemu towarzyszył trzask łamanych kości. Miguel jęknął i próbował się mu wyrwać, co mu się oczywiście nie udało. Zaryzykował i zamachnął się wolną ręką, by uderzyć, ale Nathaniel zrobił szybki unik i złapał jego rękę, ściskając ją tak mocno za dłoń, że połamał Miguelowi palce, po czym z całej siły walnął jego głową o ścianę, łamiąc mu nos, z którego popłynęła strużka krwi. Miguel w końcu przestał się szarpać. Wiedział dobrze, że nie ma szans. W końcu jego przeciwnik nie był człowiekiem, lecz Upadłym Aniołem.
30
Poddał się, ledwie mogąc oddychać. Czuł, jak kłują go w płuca połamane żebra. Kiedy Nathaniel po raz kolejny z impetem uderzył jego głową o ścianę, Miguel stracił przytomność i osunął się delikatnie na podłogę, zostawiając na ścianie ślad krwi. Wtedy Nathaniel pochylił się nad nim, by zadać mu ostateczny cios.
Maria robiła śniadanie dla siebie i Juana. Wyjmowała właśnie talerze z szafki, kiedy jej oczy zaszły mgłą. Przed oczami stanął jej obraz przedstawiający jakiegoś nieznanego mężczyznę, który katuje Miguela. Obecność umywalek i kabin utwierdziła ją w przekonaniu, iż rzecz ta dzieje się w toalecie, zapewne w kancelarii, ponieważ miał na sobie szary garnitur, ten sam, który zawsze nosił do pracy. Widząc ból w jego oczach, miała wrażenie, jakby to działo się naprawdę. Czuła nawet jego uczucia i emocje, mimo iż była daleko od niego. Talerze, które miała w ręce, bezwładnie opadły na ziemię, tłukąc się na drobne kawałki.
Juan wpadł do kuchni, słysząc brzęk porcelany. Widząc zamglone, nieobecne oczy żony, złapał ją za ramiona i nią potrząsnął.
- Mari, słyszysz mnie?- powiedział, kiedy wreszcie zaczęła mrugać oczami.
- Juan... Dzwoń do kancelarii, do Miguela. Szybko.- odrzekła pośpiesznie.
Widząc przerażenie w jej oczach i głosie, natychmiast chwycił za słuchawkę i wstukał numer do kancelarii, w której pracował Miguel. Odebrał jego kolega i powiedział, że nie wrócił od chwili przerwy na lunch. Juan polecił mu go poszukać, tak jak podpowiedziała mu Maria. Mężczyzna powiedział więc, iż oddzwoni, kiedy go znajdzie i odłożył słuchawkę.
31
Rozdział 8
Straszna wiadomość
Kiedy Nathaniel uniósł swój sztylet, by dobić leżącego nieprzytomnie Miguela, wyczuł, że ktoś zbliża się do drzwi wejściowych toalety. Spojrzał jeszcze raz na swoją ofiarę, słysząc słabnące bicie serca.
- I tak nie zdążą Cię odratować.- powiedział sam do siebie i schował sztylet. Nie mógł ryzykować, że ktoś go zobaczy. Kiedy drzwi się otworzyły i do toalety wszedł kolega Miguela z kancelarii, Nathaniela już nie było.
- Miguel!- krzyknął przerażony mężczyzna, wyciągnął telefon i zadzwonił na pogotowie. Potem zawołał innych kolegów i razem wynieśli Miguela z toalety. Jeden z nich sprawdził mu puls.
- Żyje, ale ma bardzo słaby puls... Kto go tak urządził?- zapytał tego, który go znalazł.
- Nie wiem. Kiedy wszedłem do łazienki, nikogo tam nie było prócz niego.- wskazał na nieprzytomnego Miguela.
- Musiało ich być przynajmniej dwóch. Z jednym Miguel by sobie poradził.- stwierdził właściciel kancelarii, Marcelo Lozanno.- Znałem tego chłopaka bardzo dobrze.- dodał. Potem pod kancelarię podjechała karetka i zabrała Miguela do szpitala.
- Właśnie.- powiedział ten, który go znalazł.- Szukałem Miguela, bo dzwonił jego kumpel, Juan. Obiecałem, że oddzwonię, kiedy go znajdę.-
- To się dobrze składa. I tak trzeba było go powiadomić. Miguel nie ma rodziny, jest sierotą. Dzwoń szybko, on musi o tym wiedzieć, jego żona, Maria, z resztą też... Była kiedyś dziewczyną Miguela.- odrzekł Marcelo. Chłopak udał się więc do biura i zadzwonił do Juana.
Nadir wróciła wcześniej z pracy i siedziała na kanapie w salonie, pogrążona w myślach. Kiedy przed jej oczami pojawił się Nathaniel, aż drgnęła.
- Czego chcesz?- warknęła.
- Może tak grzeczniej?- zwrócił się do niej, mierząc ją wzrokiem.- Pora wracać do domu, Nadir.- dodał z uśmiechem, wiedząc dokładnie, co ona powie.
- Teraz tu jest mój dom.- mruknęła, bliska furii.- Z resztą Miguel zaraz wróci i będziesz musiał sobie pójść.- spojrzała na niego spode łba.
- Obawiam się, że on już nie wróci.- zaśmiał się.
Nadir rzuciła się na niego z taką wściekłością, że ten aż się zachwiał. Po chwili jednak złapał ją mocno za nadgarstki.
- Bez nerwów...- powiedział.- To i tak nic nie pomoże. Skończył się piękny sen o miłości. Teraz nie masz po co tu siedzieć. Wracamy, Nadir, słyszysz?- dodał spokojniejszym głosem.
Nie miała już siły się szarpać. W jej oczach po raz trzeci, podczas pobytu na ziemi, pojawiły się łzy.
32
Opadła z powrotem na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Ogarnęła ją rozpacz. Nathaniel miał rację- nie miała po co tu zostawać. Skoro nie było już Miguela, wszystko inne było jej obojętne. Wstała więc, ocierając łzy.
- Dobra, wracam.- powiedziała ze wzrokiem wlepionym w podłogę. Potem oboje udali się do portalu prowadzącego do Podziemi.
Juan, dowiedziawszy się o tym, co spotkało Miguela, zbladł i wypuścił słuchawkę z ręki. Maria złapała ją i spytała, co się stało. Juan nie odpowiedział, tylko osunął się na fotel.
- Słyszysz mnie? Powiedz, co się stało?- spytała ponownie. Widząc jego minę, usiadła obok niego.- Nie żyje?- wydusiła, a z jej oczu popłynęły łzy.
- Żyje...- odpowiedział w końcu i przytulił ją do siebie.- Zabrali go do szpitala.- dodał.
- Musimy go koniecznie odwiedzić.- odrzekła Maria, podnosząc się na równe nogi.
- Zastanawia mnie tylko jedno...- zaczął Juan, wstając i spoglądając jej w oczy.- Mari, skąd Ty wiedziałaś, że Miguelowi coś się stało?- zapytał.
- Ja po prostu...- zaczęła i urwała. Nie miała pojęcia, jak ma mu to powiedzieć, żeby nie uznał jej za wariatkę.- Jak by to powiedzieć...- westchnęła, widząc jego zniecierpliwienie.- Widziałam to, co się stało... Wtedy, kiedy upuściłam talerze na podłogę...- wydusiła w końcu.
- Chcesz mi powiedzieć, że miałaś... wizję?- dokończył z trudem, bo ostatnie słowo ledwie mu przeszło przez gardło.- To jest jakiś absurd.- złapał się za głowę.
- Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale tak jest. Powiem Ci również, że to nie wszystko. Potrafię przejąć na siebie czyjeś uczucia, mam dziwne sny, z których wyraźnie wynika, że Nadir stanie się przyczyną śmierci Miguela...- wymieniała jednym tchem.
- Czy Ty słyszysz, co mówisz? Przecież żaden człowiek nie ma takich zdolności. To niemożliwe, pewnie Ci się tylko zdaje, a to wszystko jest zbiegiem okoliczności...- mówił Juan, chociaż nie przekonywała go wcale jego własna teoria.
- Jestem pewna tego, co widzę i czuję. To nie żadne zwidy, nie jestem stuknięta. Dla Ciebie to niemożliwe, ale wyobraź sobie jak ja się z tym czuję...- odrzekła Maria.- Nie jest mi lekko. Dobrze wiesz, że nigdy nie wierzyłam w podobne rzeczy, ale teraz, kiedy tego doświadczam na własnej skórze...- urwała, czekając na jego reakcję.
- Przepraszam, Mari.- Juan przytulił ją do siebie.- Ale to wszystko jest dla mnie szokujące... Jeśli jednak to prawda... To musimy uratować Juana od tej kobiety.- dodał, całując ją w czubek głowy.
Juan i Maria odwiedzili Miguela jeszcze tego samego dnia. Niestety był on nieprzytomny po ciężkiej operacji. Prawie całe ciało miał pokryte bandażami, a na lewej ręce, prawej dłoni, żebrach i lewej nodze miał gips.
33
- Boże, co oni mu zrobili.- powiedział Juan, wchodząc do sali.
- Nie oni...- odezwała się Maria.- Widziałam tylko jednego mężczyznę.- dodała.
- Niemożliwe... Miguel poradziłby sobie z jednym.- odrzekł Juan z niedowierzaniem.
- Z jednym człowiekiem tak...- westchnęła, siadając na brzegu łóżka.
- To nie był człowiek?- spytał, podchodząc do niej.
- Na pewno nie był on człowiekiem, ale kim konkretnie? Nie wiem. Wiem tylko, że ma coś wspólnego z Nadir, tyle, że jest potężniejszy.- wyjaśniła, przyglądając się Miguelowi z niezwykłą troską.
- To znaczy, że Nadir też nie jest człowiekiem?- pytał dalej Juan.
Maria potwierdziła to tylko skinieniem głowy.
Siedzieli tak oboje w zupełnej ciszy jakieś piętnaście minut, aż Miguel otworzył nagle oczy.
- Maria...- wyszeptał.- Słyszałem, o czym rozmawialiście.- mówił powoli i z lekkim trudem. Juan i Maria pochylili się nad nim, by go lepiej słyszeć.- Muszę Wam coś wyznać. Nadir jest demonem, sukkubem. Dowiedziałem się o tym niedawno.- przerwał na chwilę, by odpocząć.- Ten facet, który mnie napadł, to Upadły Anioł, wyższa forma demona, wysłany po Nadir. Ma ją sprowadzić z powrotem do Podziemi i żeby to na niej wymusić, zaatakował mnie.- ciągnął dalej, kiedy tylko zaczerpnął oddech.
- Co?- zdziwił się Juan. Tego dnia dowiedział się stanowczo za dużo i to na dodatek tak dziwnych i niewytłumaczalnych rzeczy, że trudno mu było to poukładać w głowie.
- Wiedziałam, że to wina Nadir.- powiedziała Maria.
- To wcale nie jest jej wina, że się w sobie zakochaliśmy. Wolałem umrzeć, niż ją stracić. A teraz pewnie uda mu się ją namówić do powrotu. Pewnie powie jej, że nie żyję.- odpowiedział, oddychając z trudem, czując ból w żebrach. Jęknął cicho.
- Spokojnie.- odezwał się Juan.- Nie martw się, może znajdziemy jakiś sposób, by sprowadzić ją z powrotem, albo chociaż z nią skontaktować i powiedzieć, że żyjesz.- dodał.- A teraz leż i odpoczywaj, a my już sobie pójdziemy.- wziął Marię za rękę i wyszli razem z sali.
Nadir wróciła w końcu do Podziemi. Snuła się tam jak duch, nie mając na nic ochoty. Nie zamierzała wychodzić na ziemię nawet po to, by się pożywić. Jakieś cztery tygodnie po jej powrocie Nathaniel przybył do jaskini, w której mieszkała.
- Czego chcesz?- przywitała go oschle.- Myślałam, że dasz mi spokój, skoro wróciłam.- powiedziała.
- Samael mnie przysyła. Chce się z Tobą widzieć.- odrzekł spokojnie Nathaniel, jakby nie zauważył jej tonu wiejącego chłodem.
- No tak. Zapomniałam, że on nigdy nie odpuszcza.- westchnęła ciężko.- Powiedz mu, iż zjawię się u niego jeszcze dziś.- powiedziała. Teraz wszystko było jej obojętne- mogła się nawet oddać Samaelowi, by wreszcie dał jej święty
34
spokój.
- Dobrze, przekażę.- powiedział Nathaniel i ulotnił się natychmiast.
Po czterech tygodniach lekarze wypisali Miguela do domu, nadal nakazując mu uważać na zrośnięte kości. Nie mógł również wrócić od razu do pracy. Siedział więc w domu, ponownie czując ogromną pustkę. Nadir nie zabrała ze sobą niczego, tak więc każda rzecz należąca do niej przywoływała bolesne wspomnienia. Nie wyrzucił jednak nic, ponieważ nadal miał nadzieję, że ona wróci.
Maria obiecała Miguelowi, że znajdzie jakiś sposób na skontaktowanie się z Nadir. Jednak szukanie było trudniejsze niż myślała. Po pierwsze nie wiedziała dokładnie, czego ma szukać, ale pewnej nocy odpowiedź przyszła sama, we śnie. Maria widziała księgę, której ma szukać i zaklęcie, które pomoże jej się skontaktować z wybranym demonem w Podziemiach. Obudziwszy się, od razu rozpoczęła poszukiwania, poinformowawszy o tym Juana i Miguela, którzy również pomagali jej szukać księgi.
35
Rozdział 9
Spotkanie
Tego dnia Samael był weselszy niż zwykle. Wiadomość, jaką otrzymał od Nathaniela naprawdę go uradowała. W końcu dopiął swego- Nadir mu ulegnie. Dla kogoś o tak dużej pewności siebie nie było to wielkie zdziwienie. Czuł, że z Nadir czeka go trudna przeprawa, ale wiedział, iż w końcu mu ulegnie.
Lilith aż gotowała się ze złości, widząc go w tak szampańskim nastroju, tym bardziej, że Samael blokował przed nią swoje myśli i nie mogła wyczytać powodu tej nagłej radości.
- Co Ci tak dziś wesoło?- spytała w końcu nie mogąc się powstrzymać. W jej głosie było tyle agresji, że brzmiało to nieomal jak atak.
- A co? Nie możesz wyczytać tego z moich myśli?- zaśmiał się Samael, dumny z siebie, iż doprowadził ją do takiego stanu.
W odpowiedzi Lilith rzuciła się ku niemu i, przyciskając go do ściany, zacisnęła mocno dłoń wokół jego szyi.
- Nie udawaj głupiego.- wysyczała, bliska furii.- Gadaj.- dodała.
- I to mi się podoba.- uśmiechnął się, obejmując ją rękami w pasie.
- Ty tylko o jednym.- wzniosła wzrok ku górze, coraz bardziej zniecierpliwiona.- Ale jeżeli tylko to może Cię zmusić do otwarcia umysłu przede mną...- dodała po chwili, nieomal szeptem, po czym pocałowała namiętnie. Samael za wszelką cenę chciał skupić się na swojej tarczy, która nie dopuszczała Lilith do jego umysłu, ale po każdej jej pieszczocie przychodziło mu to z coraz większym trudem. Kiedy oboje znaleźli się w łóżku, w końcu musiał się poddać. Nie miał pojęcia jak mu tego brakowało, jak tęsknił za Lilith. Jego tarcza zniknęła i w tym momencie wszystkie jego myśli należały do niej.
Lilith uśmiechnęła się, wyczytując w jego myślach to uwielbienie, jakim ją darzył, ale natrafiając na wiadomość o planowanym spotkaniu z Nadir, podniosła się, siedząc na nim i spojrzała na niego spode łba.
- A więc dlatego byłeś taki radosny? Bo Nadir zamierza Ci ulec?- oburzyła się, wbijając mu paznokcie w skórę na ramionach tak mocno, że zadrapała go do krwi.
Samael syknął z bólu, odrywając paznokcie od swojej skóry.
- Tak, zgadłaś.- posłał jej szelmowski uśmiech.
- I myślisz, że Ci się to uda?- spytała Lilith, mierząc go wzrokiem.
- Oczywiście... Jeszcze żadna z sukkubów mi nie odmówiła. Wiesz przecież, że prędzej czy później dostaję to, co chcę...- spojrzał na nią znacząco, myśląc o tym, co przed chwilą między nimi zaszło.
- Zrobiłam to tylko po to, żeby się dowiedzieć, co jest grane...- powiedziała, wstając z łóżka, po czym zaczęła się ubierać.
- Ale i tak się liczy.- odrzekł.- No i dziś będę gościł w mej sypialni kolejną oblubienicę.- dodał.
36
- Nie ciesz się tak, bo to może Ci nie wypalić.- syknęła.
- Nie rozumiem czemu tak się wściekasz o Nadir. Kiedy wprost Ci mówiłem o romansach z innymi sukkubami, olewałaś to, a teraz? Robisz mi dosłownie piekło z tego powodu...- zauważył, lekko zaintrygowany swoim odkryciem.
- Tu nie chodzi o Nadir.- odrzekła Lilith i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Jednak Samael nie wierzył w jej słowa.
- Ona traktuje Nadir inaczej niż pozostałe sukkuby, to pewne. Tylko dlaczego?- zamyślił się, przygotowując do spotkania z Nadir.
W tym samym czasie Maria odnalazła szukaną księgę w bibliotece miejskiej, jednak nie można jej było wypożyczyć, więc udała się do czytelni, wyjęła notatnik i przepisała interesujący ją rytuał wraz z rysunkami, które należało nakreślić. Potem udała się z Juanem do sklepu ezoterycznego, gdzie kupili niezbędne elementy rytuału- amulet Lilith, czarną świecę, kadzidło i parę innych rzeczy. Właścicielka sklepu patrzyła na nich dziwnie i przestrzegła, iż używanie czarnej magii nie jest prawidłowe.
- Wiem, ale musimy jej użyć. Od tego zależy życie naszego przyjaciela.- odrzekła na to Maria. Juan zapłacił i wyszli ze sklepu.
Nadir przygotowywała się na spotkanie z Samaelem. Myśli o Miguelu wracały uporczywie, sprawiając jej ogromny ból. Nigdy nie odczuwała żadnych emocji- to długi pobyt na ziemi sprawił, iż uległo to zmianie. Przez ten czas tam spędzony poznała ludzką naturę, wsłuchiwała się w myśli, czuła negatywne, ale i również pozytywne wibracje ludzi, wśród których przebywała. Tak bardzo chciała, by uczucia nie zniknęły w miarę jej pobytu w Podziemiach. Chciała czuć.
Maria i Juan przybyli do domu Miguela, w którym miał się odbyć rytuał. Przygotowali wszystko, co było im potrzebne i usiedli w kole. Maria zgodnie z instrukcjami w książce narysowała na podłodze kredą pentagram odwrócony, a w środku napisała imiona władców Podziemia: Samael i Lilith. Na samym środku pentagramu położyła amulet Lilith i czarne pióro, jako symbol Samaela. Potem zapaliła trzy czarne świece i podała każdemu z obecnych po jednej. Od swojej świecy zapaliła kadzidło. Następnie zaczęła recytować formułkę po łacinie, którą tłumaczyło się następująco:
"Władcy Podziemia
Czarny Aniele, Samaelu,
Pani sukkubów, o boska Lilith,
Żono Adamowa, oblubienico Lucyfera.
Usłyszcie wołanie!
Dajcie nam dostęp do jaskiń Podziemia,
Dajcie nam poszukać Waszego stworzenia!
Demona z sukkubów, co zwie się Nadir..."
37
Nieomal jednocześnie ich umysły powędrowały ku Podziemiom, w poszukiwaniu ukochanej Miguela.
Tymczasem Nadir była już u Samaela.
- Jednak przyszłaś.- przywitał ją on, uśmiechając się z tryumfem.
- Miejmy to już za sobą.- powiedziała, spoglądając na niego zrezygnowanym wzrokiem.
- Ależ oczywiście.- odrzekł, ujął delikatnie jej dłoń i zaprowadził do sypialni. Tam pocałował ją najpierw w usta, a potem zaczął schodzić na jej szyję i ramiona, obejmując ją w talii i przybliżając do siebie.
Nadir poddawała się jego pieszczotom, tym razem nie miała zamiaru się bronić.
Kiedy Samael zsunął z jej ramion ramiączka od sukienki, w głowie Nadir pojawił się jakiś niezrozumiały szum, który powoli przerodził się w słowa: "Nadir, słyszysz nas? Nie rób tego, Miguel żyje, jest tu z nami. Leżał w szpitalu, ale już z nim wszystko dobrze."
Wyraźnie rozpoznała głos Marii. Znała ten rytuał. Maria jakimś cudem wiedziała jak skontaktować się z demonem w Podziemiach. Znaczenie jej słów dotarło do Nadir z lekkim opóźnieniem. Leżała już na łóżku, rozbierana przez Samaela. Kiedy w swojej głowie usłyszała głos Miguela mówiący: "Nadir, ja naprawdę żyję", jej serce wypełniło się niewysłowionym szczęściem. Czując na sobie dotyk Samaela, wpadła w gniew. W końcu to on nasłał Nathaniela. Te wszystkie kotłujące się w niej uczucia sprawiły, że obudziło się w niej coś, o czego istnieniu nie miała pojęcia. Jej ciało zapłonęło ogniem, sprawiając, iż Samael odskoczył od niej przerażony. Zza pleców wyrosły jej dwa ogromne czarne skrzydła. Wstała z łóżka i spojrzała na Samaela płonącymi z gniewu oczyma.
- Nasłałeś Nathaniela żeby podstępnie zwabił mnie do Podziemi! A Miguel żyje! Zapłacisz mi za to!- krzyknęła nieludzkim głosem.
Samael cofnął się, gotowy do ataku.
Lilith wracała od Lucyfera, kiedy coś ją tknęło.
- Stało się. Dziedzictwo Nadir zostało zbudzone.- powiedziała do siebie, bardzo zadowolona. W myślach Nadir wyczytała wszystko, co się zdarzyło. Popędziła do jaskini i po chwili stanęła w drzwiach sypialni, spoglądając na przerażonego Samaela i przemienioną Nadir.
- A więc wypełniło się... Nareszcie.- powiedziała.
- Wiedziałaś, że to się stanie, prawda?- spojrzał na nią oskarżycielsko Samael.- Ale dlaczego? Kim jest Nadir i czemu traktujesz ją inaczej niż inne sukkuby?- pytał.
- Bo Nadir.- wskazała na zszokowaną dziewczynę, która zdążyła zmienić się z powrotem.- Nadir nie jest zwykłym sukkubem. Ja jej nie stworzyłam, lecz urodziłam.- wyjaśniła.
- Jak to? To kim ja jestem?- odezwała się Nadir.
- Właśnie. Co tu jest grane?- spytał Samael.
38
- Już wyjaśniam. Nadir jest dzieckiem moim i Lucyfera. Ten atak, którego byłeś świadkiem.- zwróciła się do Samaela.- To był atak, który posiada tylko Lucyfer... Tak zwany Ogień Piekielny.- wyjaśniła.
Nadir z wrażenia powoli osunęła się na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Jej gniew nagle się gdzieś ulotnił. Skrzydła zwinęły się i zniknęły.
- Niemożliwe...- wydusił z siebie Samael.
- A jednak.- odrzekła Lilith.- Nadir jest taką jakby księżniczką Piekła.- dodała, po czym zwróciła się do niej.- Słuchaj, możesz władać Piekłem wraz ze swoim ojcem.- zaproponowała.
- A więc po to spotykałaś się z Lucyferem...- powiedział Samael oskarżycielskim tonem.
Lilith skarciła go spojrzeniem.
- Nie pozwoliłam Ci się odezwać.- syknęła, po czym ponownie spojrzała na Nadir.- A więc? Co sądzisz o mojej propozycji?- spytała ponownie.
- Chcę wracać na ziemię, do Miguela.- odrzekła Nadir, wstając.
- Rozumiem.- powiedziała Lilith, lekko zasmucona. Wiedziała, że nie zmusi jej do niczego- była ona bowiem silniejsza nawet od niej samej.- Skoro chcesz odejść, musisz wiedzieć, iż po miesiącu spędzonym na ziemi przestaniesz być sukkubem. Zniknie Twój urok, moc odczuwania emocji innych, niewidzialność, czytanie w myślach, ale również głód energii... Nie staniesz się jednak człowiekiem, albowiem tego, co odziedziczyłaś po Lucyferze się nie pozbędziesz.- powiedziała.- Bądź tego świadoma.- dodała, wychodząc.
Kontakt z Nadir zerwał się nagle. Maria widziała tylko, jak w coś się przemieniła i odrzuciła od siebie Samaela. Powiedziała to Juanowi i Miguelowi.
- Potem kontakt się urwał, świece zgasły.- zakończyła.
- Myślisz, że się nad udało, że wróci?- spytał Miguel.
- Skoro odepchnęła tamtego faceta... to chyba tak.- wzruszyła ramionami.- Najbardziej dziwi mnie to, co się stało z Nadir. Skoro jest tylko sukkubem, jak mogły jej wyrosnąć skrzydła? Według podziału demonów przedstawionego w tej księdze, z której przepisałam rytuał, to Upadłe Anioły posiadają skrzydła.- powiedziała.
- To znaczy, że Nadir nie była sukkubem?- spytał Juan.
- Na pewno była. Przecież czułem, jak wysysała ze mnie energię.- odrzekł Miguel.
- Pisali tam też, że możliwe są mieszanki różnych typów demonów. Może Nadir do takowych należy?- powiedziała Maria.
Juan i Miguel spojrzeli na nią i pokręcili głowami twierdząco. Im więcej nieprawdopodobnych rzeczy się dowiadywali, tym bardziej wierzyli w prawdziwość tej całej historii.
- Wydaje mi się, że musimy trochę poczekać na powrót Nadir.- odezwała się Maria po chwili.- Nic innego nam nie pozostało.- dodała, zbierając świece, kadzidła, amulety i ścierając pentagram z podłogi.
39
Lilith przekazała Lucyferowi decyzję Nadir. Ten nie ukrywał swojego niezadowolenia, ale tak jak Lilith niewiele mógł na to poradzić. Ich dziecko było potężniejsze od każdego z nich, dlatego musieli uszanować jej wybór.
Samael nie mógł znieść tego upokorzenia. Pierwszy raz w swoim życiu nie dostał tego, czego chciał. Chodził po swoim gabinecie, rzucając czym popadnie.
- Jak to się mogło stać? Teraz całe Podziemia będą umierać ze śmiechu...- złapał się za głowę.
- Witaj.- do gabinetu weszła Lilith, radosna jak nigdy, co oczywiście było spowodowane stanem Samaela.- Widzę, że miewasz się nie najlepiej.- powiedziała z udawaną troską, bo tak naprawdę czuła ogromną satysfakcję.
- Tak, dobrze widzisz. I radzę Ci, wynoś się stąd.- mruknął, a jego oczy zmieniły barwę na czarną.
- Samaelu...- podeszła do niego, oplatając ręce wokół jego szyi.- Nie złość się na mnie... Wiesz, że nie potrafię się powstrzymać. Ale nie przyszłam tu po to, by się z Tobą kłócić.- powiedziała, po czym pocałowała go czule.
- Tak, jasne. Nie udało Ci się z Lucyferem, więc postanowiłaś uczepić się mnie.- odrzekł Samael, nadal naburmuszony, chociaż jego oczy stawały się coraz jaśniejsze.
- Przecież wiem, że o tym marzysz.- uśmiechnęła, patrząc mu w oczy, po czym przybliżyła się do jego ucha.- Stęskniłam się za Tobą.- szepnęła.
Spojrzał na nią, kompletnie zaskoczony jej czułością.
- Wiesz, wtedy, kiedy podstępnie użyłam swoich wdzięków, byś otworzył przede mną swój umysł... uprzytomniłam sobie, że mimo wszystko Cię potrzebuję...- powiedziała.
Samael wiedział, że jej słowa są prawdziwe.
- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć Lilith...- odezwał się w końcu.
- Nie musisz nic mówić.- uśmiechnęła się.- Wystarczy, że pójdziesz ze mną uczcić tę okazję. Wiesz jak i gdzie...- dodała, puszczając do niego oczko.
Oboje opuścili więc gabinet Samaela i udali się do sypialni.
Miguel siedział cały dzień w domu, ponieważ nadal miał zwolnienie od lekarza. Chciał jednak pracować, ponieważ bez Nadir, sam w domu, czuł się dokładnie tak jak wtedy, kiedy Maria wyprowadziła się do Juana. Powoli zaczynał tracić nadzieję na to, że Nadir wróci. Snuł się po mieszkaniu jak cień, przez pół dnia był wpatrzony w telewizor. Mało jadł, bo zwyczajnie nie miał na to ochoty.
Kiedy leżał na kanapie, przerzucając kanały, usłyszał pukanie do drzwi. Zerwał się i natychmiast otworzył drzwi. Stała w nich Nadir.
40
Rozdział 10
Szczęśliwe zakończenie
Miguel stał wpatrzony w Nadir z niedowierzaniem.
- To co? Wpuścisz mnie?- spytała, uśmiechając się do niego.
- Oczywiście, wchodź.- odrzekł, zapraszając ją do środka.- Jednak wróciłaś...- dodał, tuląc do siebie ukochaną.
- Nie miałam innego wyjścia, kiedy się dowiedziałam, że żyjesz.- powiedziała Nadir.
- Powiedz mi, co się dokładnie stało, kiedy urwał nam się z Tobą kontakt.- Miguel usiadł wraz z nią na kanapie.
- No cóż...- zaczęła.- Po pierwsze, straciliście ze mną kontakt, bo zmieniłam się w Upadłego Anioła, a Wy prosiliście o kontakt z sukkubem. Potem chciałam rozszarpać Samaela za tą historię z Tobą, ale pojawiła się Lilith...- urwała.- I to ona mi powiedziała, kim tak naprawdę jestem.- zaczęła ponownie.- Ja po prostu jestem córką Lilith i Lucyfera, jestem taką jakby Księżniczką Piekła. Lilith chciała, abym władała razem ze swoim ojcem, ale wolałam wrócić do Ciebie... Uszanowała moją decyzję, bo nie jest na tyle potężna, by mnie zmusić do pozostania w Podziemiach.- powiedziała.- Właśnie, jeszcze jedno. Dowiedziałam się od Lilith, że po miesiącu spędzonym na ziemi stracę moc sukkuba, zacznę odczuwać ludzkie uczucia, i gdyby nie fakt, iż jestem córką Lucyfera, stałabym się w pełni człowiekiem. Niestety, jak to ona określiła, dziedzictwa mojego ojca się nie pozbędę.- zakończyła.
- To znaczy, że nie będziesz już wysysać ze mnie energii?- spytał Miguel, uradowany tyloma dobrymi wiadomościami.
- Tak... Ale za to będę miała dwa ogromne czarne skrzydła i jak ktoś mnie bardzo zdenerwuje, mogę zapłonąć ogniem.- powiedziała żartobliwie.
- Nie będzie mi to przeszkadzać.- odrzekł Miguel, uśmiechając się promiennie.
- Właśnie... Co z Marią? Próbowała się dowiedzieć czegoś na temat swojego daru? Czy go po kimś odziedziczyła, czy to zwykły przypadek?- spytała Nadir.
- Nie, ale muszę Ci powiedzieć, że empatia to nie jedyny dar Marii. Miała prorocze sny i wizje na jawie. Była w domu i robiła śniadanie, kiedy zobaczyła, jak Nathaniel mnie katuje. Wtedy Juan zadzwonił do kancelarii i kolega z pracy zaczął mnie szukać. Gdyby nie to, pewnie znaleźliby mnie później, a wówczas mógłbym umrzeć.- wyjaśnił Miguel.
- To muszę podziękować Marii. W sumie żyjesz dzięki niej.- odrzekła Nadir.- Mówisz, że ma wizje i prorocze sny, tak? Mam pewne podejrzenia, co do pochodzenia Marii.- dodała, wstając.- Musimy do niej iść i to przedyskutować... Z resztą znam pewien sposób, dzięki któremu mogłabym sprawdzić czy moja teza jest słuszna.-
Miguel przytaknął i oboje udali się do domu Juana i Marii.
41
Maria zmywała właśnie po kolacji, a Juan siedział w salonie z laptopem, pracując, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Maria wyszła z kuchni, ale Juan zdążył już wstać od stołu i podejść do drzwi.
- Ja otworzę.- powiedział. Po chwili wpuścił do domu Nadir i Miguela.
- Wróciłaś...- Maria posłała Nadir szeroki uśmiech.
- Musiałam.- odrzekła ta, trzymając Miguela za rękę.
Cała czwórka zasiadła przy stole w salonie. Nadir opowiedziała Juanowi i jego żonie to samo, co powiedziała Miguelowi, po czym zwróciła się do Marii.
- Dowiedziałam się, że nie tylko potrafisz odczuwać emocje innych, ale i miewasz prorocze sny, wizje... To dało mi do myślenia i mam pewną teorię...- zaczęła.- Czy znasz dobrze swoich rodziców?- spytała.
- Matka wychowywała mnie sama, tata zmarł dwa miesiące przed moimi narodzinami.- odrzekła Maria, nie mając pojęcia, po co Nadir zadaje jej takie pytania.
- Czyli tak dokładnie nie znasz ojca...- powiedziała Nadir.- Podejrzewam, iż możesz być w połowie Aniołem.- wyznała.
- Co?- Maria spojrzała na nią jak na wariatkę.
- Wszystko się zgadza. Te dary, jakie posiadasz, rzadko występują wśród zwykłych ludzi naraz. Oczywiście Anioły potrafią dodatkowo uzdrawiać, zsyłać sen, manipulować emocjami, oczywiście pozytywnie i tym podobne. Ale jako pół Anioł, niekoniecznie dziedziczysz wszystkie dary swojego ojca- anioła, bo to cechy mentalne. Jest jednak pewna cecha genetyczna, którą przejmuje każdy pół Anioł, a konkretnie skrzydła.- wyjaśniła Nadir.
- Ale ja nie mam skrzydeł.- powiedziała Maria. Miguel i Juan siedzieli wsłuchani w tę rozmowę, kompletnie zdumieni.
- Nie masz albo po prostu nigdy nie musiałaś ich używać, dlatego nie jesteś świadoma ich istnienia.- odrzekła Nadir, wstając od stołu.- Ale jest sposób, aby sprawdzić, czy je posiadasz. Wstań proszę i przybliż się do mnie.- poprosiła.
Maria wykonała jej prośbę, niepewnie stając naprzeciwko niej.
- Cokolwiek teraz zobaczycie...- Nadir zwróciła się do Juana i Miguela.-... nie bójcie się o Marię, bo nie stanie jej się krzywda, ani nikomu innemu w tym pokoju.- dodała i skierowała swój wzrok na Marię.
Nagle zza pleców Nadir wyrosły dwa ogromne, czarne niczym smoła skrzydła, jej oczy dosłownie zapłonęły ogniem, a z ust wydobył się przerażający charkot.
Maria cofnęła się, a za plecami pojawiły się białe skrzydła, tak samo wielkie jak skrzydła Nadir, a dookoła niej pojawiła się biała poświata.
Juan ze zdumieniem patrzył na swoją żonę, Miguel uśmiechnął się do swojej ukochanej, której oczy i twarz wróciła już do normy, a skrzydła powoli się składały.
- Wiedziałam.- powiedziała Nadir z tryumfem.
- Mari, Ty jesteś Aniołem.- powiedział Juan, mimowolnie się uśmiechając.
- Boże, nie do wiary... Ale dlaczego mama mi o tym nigdy nie powiedziała? I dlaczego mój tata odszedł?- pytała Maria, nadal oszołomiona.
- Pewnie musiał wracać na górę.- odrzekła Nadir.- Zakaz związków
42
ze śmiertelnikami to chyba jedyna rzecz, jaka łączy Piekło i Niebo.- wyjaśniła.- Tyle, że u nas, na dole, władza jest bardziej liberalna i czasem puszcza demona wolno. Poza tym Anioły są bardziej przywiązane do swojej misji w Niebie, więc opuszczają swoich ziemskich ukochanych dla ważniejszych spraw. Ale jednego możesz być pewna.- zwróciła się do Marii.- Twój ojciec na pewno opiekuje się Tobą z wyżyn Nieba i zawsze jest przy Tobie duchem.- dodała.
To odkrycie zmieniło życie nie tylko Marii, ale i Juana, który czule nazywał żonę aniołem. Nigdy by nie pomyślał, że ona naprawdę może nim być, choćby w połowie.
Dowiedziawszy się o swoim dziedzictwie, Maria z uśmiechem spoglądała na niebo. Czuła przy sobie obecność ojca i wiedziała, że mama po śmierci dołączyła do niego.
- "Jakże muszą być teraz szczęśliwi..."- myślała.
Nadir często z nią rozmawiała, przekazując jej wiedzę o Aniołach. I chociaż nie wiedziała wszystkiego, tyle tylko, co zostało jej przekazane, by miała o tym jakie takie pojęcie, to dla Marii było to naprawdę wiele. Chciała koniecznie znaleźć sposób na to, by skontaktować się z rodzicami- w końcu musiał takowy istnieć wśród Aniołów, ale w tym Nadir nie mogła jej pomóc, ponieważ nikt w Podziemiach nie znał takich szczegółów.
W końcu odkryła, iż pojawiają się oni w jej snach i dzięki temu mogła z nimi rozmawiać.
Juan i Miguel w weekend wybrali się razem na piwo. Rozmawiali o tym wszystkim, co się wydarzyło w ciągu ostatniego miesiąca. Ich świat wywrócił się w końcu do góry nogami. To, co kiedyś wydawało się im niemożliwe, dokonało się na ich oczach.
- Wiesz co, Juan? Ja nadal nie mogę uwierzyć w to, co nas spotkało.- powiedział Miguel.
- Wiadomo. Na naszym miejscu każdy czułby się dziwnie.- odrzekł Juan.
- Chcę się Ciebie zapytać o radę... Mam zamiar oświadczyć się Nadir, ale nie wiem, czy wybrałem dobry pierścionek.- powiedział, otwierając małe pudełeczko.
- Śliczny. Nadir będzie zachwycona.- odrzekł Juan, spoglądając na pierścionek z brylancikiem szlifowanym w kształt serca.- Zauważyłeś tę ciekawą sytuację?- spytał, przenosząc wzrok na niego.- Ja ożeniłem się z Aniołem, a Ty wkrótce oświadczysz się księżniczce Piekła, która jest dodatkowo Upadłym Aniołem.- dodał.
- Faktycznie. Jeden z aniołem, drugi z diablicą.- zaśmiał się Miguel.
- I kto by pomyślał, że tak skończymy?- powiedział Juan, śmiejąc się wraz z nim. Potem oboje udali się do domu.
Następnego dnia Miguel oświadczył się Nadir i został przyjęty z ogromnym entuzjazmem. Ślub zaplanowali tak, by minął dokładnie miesiąc pobytu Nadir
43
na ziemi. Po jego upływie faktycznie odczuła zmianę. Nie czuła już głodu energii, nie potrafiła czytać w myślach, stawać się niewidzialną. Nie tęskniła jednak za tymi darami, bo ich utrata oznaczała, że nie jest już sukkubem.
Ceremonia ślubu była piękna. Maria i Juan patrzyli na parę młodą wzruszeni, wspominając swój ślub. Nadir płakała ze szczęścia, bo w końcu spełniało się jej największe marzenie. Kroczyła w pięknej białej sukni, by stanąć przy ołtarzu u boku swojego ukochanego. Miguel również nie krył swojej ogromnej radości.
Kiedy oboje złożyli przysięgę, a ksiądz ogłosił ich mężem i żoną, Nadir niepewnie zbliżyła się do Miguela. Mimo iż tydzień przed ślubem całowali się, i wszystko przebiegło normalnie, ona nadal bała się, że znowu sprawi mu cierpienie. I tym razem tak było. Nadir odczuła ogromną ulgę, kiedy złączyli się w pocałunku i wyszli z kościoła. Żegnając się z gośćmi, odjechali do mieszkania Miguela, gdzie spędzili normalną noc poślubną.
KONIEC
44