Kathrine Monroe(Amy Lee) Światło i Ciemność Księga 1

Kathrine Monroe


Światło i Ciemność”

Księga 1


(ang. Light and Dark)







Gdańsk 2010





1

Prolog


Była jak kwietniowe niebo

Wschód słońca w jej oczach...

Dziecię światła, lśniąca gwiazda

Ogień w Jej sercu

Najjaśniejszym dniem, topniejącym śniegiem

Przełamująca chłód


Był jak zmarznięte niebo

Październikowej nocy

Najciemniejsza chmura podczas burzy

Spływa z Jego serca

Najzimniejszy śnieg, najgłębszy dreszcz

Niszczy Jego wolę


Jak nienawiść i miłość

Rozdarty jest świat

Od samego początku zgubna miłość była jak trucizna

Jak światło i ciemność

Rozdarty jest świat

Od samego początku zgubna miłość była jak trucizna




The Rasmus ft. Anette Olzon- October&April(tłumaczenie)








2


Rozdział 1

Urodziny


Światło słoneczne przebijało się przez grubą, błękitną firankę, oświetlając niewielki pokoik na poddaszu. Należał on do Selene Monroe, nastolatki o czarnych włosach, granatowych oczach, średnim wzroście i szczupłej sylwetce.

Imię swoje otrzymała na cześć greckiej bogini księżyca.

Tuż przy drzwiach stało spore, drewniane biurko, malowane na biało oraz krzesło obrotowe. Pod biurkiem znajdował się kosz na śmieci wypełniony po brzegi jakimiś papierami, butelkami po napojach i opakowaniami po słonych przekąskach. Na biurku położony był laptop w srebrnej obudowie, sterta zeszytów i książek oraz malutka lampka. Nad biurkiem górowała spora półka, na której znajdowało się sporo książek- od podręczników, przez lektury, aż po romanse. Gdzieniegdzie poustawiane były zdjęcia oprawione w kolorowe ramki i wiele innych ozdóbek typu dzbanuszki, figurki itp.

Naprzeciw biurka stała spora szafa. Jej drzwi zdobiły barokowe ornamenty przedstawiające kwiaty, anioły i zwierzęta. Przy szafie stała spora, różowa toaletka z wielkim lustrem, oprawionym w ramę o falowym kształcie, zdobną w malutkie różyczki. Na toaletce znajdowały się porozrzucane kosmetyki do makijażu i niewielka szkatułka, zapewne kryjąca w sobie biżuterię właścicielki.

Pod oknem stało porządne, dębowe łóżko, a tuż obok malutki stoliczek nocny. Mieściła się na nim jedynie lampa, niewielki budzik i telefon. Łóżko natomiast było wykonane z drewna lakierowanego i solidnie przykryte pościelą o błękitnym odcieniu, malowana w różowe i fioletowe kwiaty. Pod tym posłaniem spoczywała właśnie Selene. Spod kołdry, naciągniętej dosłownie na głowę, widać było niesforne czarne kosmyki, rozczapierzające się po całej poduszce.

Kilka razy dziewczyna przekręcała się z boku na bok, wydając z siebie jęk. Światło słoneczne widocznie przeszkadzało jej w spaniu. W końcu dała za wygraną i otworzyła oczy. Były jeszcze nieco zaspane i zamglone. Przetarła je jednym ruchem dłoni i lekko podniosła się na poduszce. Jej wzrok powędrował z przyzwyczajenia na budzik ustawiony na stoliku. Wskazywał godzinę 9.00.

- „Boże, zaspałam!”- przemknęło Selene przez głowę. Natychmiast zerwała się na równe nogi. Kiedy już otwierała nerwowo drzwi od szafy, zastanawiając się czemu nie obudził jej ani budzik, ani ciotka, spojrzała nagle na kalendarz.

Był 20 lipca 2016 roku. Środek wakacji... I coś jeszcze.

- No tak...- stuknęła się w czoło.- Dziś są moje szesnaste urodziny... Ciekawe, co też ciocia dla mnie szykuje.- zastanowiła się, z powrotem padając na lóżko.

No właśnie, co jej szykowała? Oto było pytanie.

Ciocia Meredith była nieprzewidywalna. Ale naprawdę kochana. Zaopiekowała się Selene, kiedy jej matka i ojciec odeszli.

3

Była dla niej jak prawdziwa mama. Selene zwracała się nawet tak do niej kiedy była małą dziewczynką. Ciocia nigdy nie miała jej tego za złe. Wielu ludzi myślało nawet, że to ona jest jej matką. A wszystko przez to, że miała to samo nazwisko- Monroe, a Meredith była siostrą jej matki, a nie ojca. Ta zabawna niekiedy sytuacja wynikała z tego, że rodzice Selene byli kuzynami.

Matka miała na imię Namida, ojciec Nathaniel. On był synem brata matki Namidy i Meredith, Lilith.

Na szczęście wiek ciotki obalał tezę o tym, że to ona była matką Selene. Miała zaledwie 27 lat, co oznaczałoby poród w wieku 11. To powodowało, że cała sytuacja stawała się jasna. Wielu wzruszała ta historia, uważali że trzeba mieć naprawdę dobre serce, by zaopiekować się dzieckiem własnej siostry.

W końcu sen ponownie zakradł się do umysłu Selene, przerywając jej radosne rozmyślania.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Meredith krzątała się już po kuchni od godziny 8.00. Zazwyczaj wstawała dwie godziny wcześniej, bo o tej porze Selene wychodziła już do szkoły.

Wyciskała właśnie sok z pomarańczy i smarowała dżemem tosty. Dla siebie parzyła kawę i robiła kanapki z szynką i serem.

Nie należała do brzydkich kobiet. Miała sięgające ramion, kruczoczarne włosy

i orzechowe oczy, kontrastujące z jej bladą cerą. Była uosobieniem królewny Śnieżki. Wzrost miała średni, sylwetkę smukłą, wysportowaną. Podobała się mężczyznom, ale wiedziała że niekoniecznie z powodu urody. Była czarodziejką, i właśnie to uważała za główny wabik. Pochodziła ze znanego rodu, przez co posiadała swoisty urok, któremu żadna istota nie zdołałaby się oprzeć.

Cały czas myślała intensywnie o dzisiejszym dniu. Jej siostrzenica kończyła dziś szesnaście lat. Jako że przestała działać nałożona na nią jeszcze przez matkę ochrona, musiała się dowiedzieć kim jest. W końcu jej moc na pewno da o sobie niedługo znać... Meredith miała tylko nadzieję, że Selene nie zareaguje na tę rewelację histerycznym krzykiem.

Rodzina Monroe była starym i potężnym rodem. Zawdzięczała to „czystości krwi”, co znaczyło, że od pokoleń żaden jej członek nie wyłamał się ze stałego schematu i nigdy nie związał się z inną istotą jak czarodziej lub czarodziejka.

Namida była jej starszą o dwieście lat siostrą. Meredith kochała ją bardzo mocno. Praktycznie się nie rozstawały... Ale kiedy pojawił się Nathaniel, syn ich wuja, Samaela, wszystko się zmieniło. Namida pokochała go tak bardzo, że była w stanie sprzeciwić się własnej rodzinie, która uważała, że takie uczucie jak miłość nie powinno się nigdy narodzić między tak bliskimi kuzynami. Ale to nie powstrzymało ani jej, ani tym bardziej Nathaniela. W końcu postawili na swoim

i pobrali się, a dwa miesiące później Namida zaszła w ciążę. I właśnie wtedy zaczęły się zbierać nad nimi ciemne chmury. Pięć miesięcy przed rozwiązaniem Nathaniel zginął z ręki demona o imieniu Salvatore. Nie było mu najwyraźniej dane ujrzeć swej córki.

4

Namida gotowa była pójść w jego ślady, ale świadomość, że musi zaopiekować się dzieckiem powstrzymała ją przed tym tragicznym krokiem. Dnia 20 lipca 2010 roku urodziła córeczkę i dała jej na imię Selene, albowiem wtedy księżyc lśnił w pełni. Okazało się, że dziewczynka była wyjątkowa. Urodziła się dokładnie tysiąc lat po narodzinach poprzedniej „wybranej”. Namida była tego świadoma. Nałożyła więc na nią pieczęć, która miała pęknąć wraz z dniem, w którym Selene skończyła szesnaście lat. Niestety napadł ją demon, który został wysłany, by zabić jej córkę. Kiedy zorientował się, że nie może zaatakować niemowlęcia, zdenerwował się i zabił Namidę.

Na samo wspomnienie o tym Meredith zabolało serce. Obwiniała siebie o to, że nie była wtedy z siostrą. Gdyby tam była, na pewno wyczułaby obecność demona i ostrzegła Namidę, ponieważ taki dar posiadała. Czuła się kompletnie bezużyteczna... Od razu kiedy ujrzała swoją siostrzenicę, pokochała ją. Obiecała sobie, że nie pozwoli skrzywdzić Selene, choćby miało ją to kosztować życie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene obudziła się koło południa cała zlana potem. Po raz kolejny w tym miesiącu śnił jej się ten sam koszmar. Uciekała przez ciemny, złowrogo szumiący las. Biegła po suchych liściach i kamieniach, które boleśnie raniły jej bose stopy.

Za sobą słyszała czyjeś kroki... Jej oddech coraz bardziej przyśpieszał, nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Potykała się coraz częściej o wystające konary i zaczepiała swetrem o gałęzie, zostawiając na nich nitki włóczki, jego rękawy stawały się coraz krótsze... W końcu całkiem opadła z sił. Zaczepiła nogą o coś dużego i upadła twarzą prosto w kupę liści. Cicho jęknęła. Ten, kto ją gonił złapał ją teraz za ramię i przewrócił na plecy. Spojrzała na jego twarz. Był to mężczyzna o hebanowych, półdługich włosach, w długim, czarnym płaszczu.

Jego kruczoczarne oczy wciągały ją w swoją bezpowrotną głębię jak kosmiczna, czarna dziura. Kiedy ona przyglądała mu się z przerażeniem, on złączył dłonie w dziwnym geście, tak jakby zamierzał się modlić. Między nimi zaczęła rosnąć kula ognia. Mężczyzna uśmiechnął się triumfująco i cisnął nią prosto w jej serce... I wtedy właśnie się obudziła.

Trochę czasu minęło, zanim oddech Selene uspokoił się na tyle, by mogła się przekonać, że to był tylko sen.

Zegarek wskazywał godzinę 11.30. Najwyższy czas, by wstawać, tym bardziej, że umówiła się po 12 z koleżankami w kawiarni. Ciotka tym razem nie pozwoliła nikogo zapraszać, bo miała przyjechać jakaś daleka rodzina... Ciekawe, dlaczego dopiero teraz?

Wstała i podeszła do lustra powieszonego nad toaletką. Wyglądała okropnie.

Włosy miała w totalnym nieładzie, była o wiele bledsza niż zwykle. Jak trup.

Aż się wzdrygnęła na samą myśl o tym. Natychmiast otworzyła szafę i wygrzebała z niej sukienkę w kolorze soczystego różu i beżowe sandały,


5

specjalnie przygotowane na tę okazję. Następnie udała się do swojej łazienki.

Składał się na nią niewielki, ale nowoczesny brodzik, umywalkę, nad nim lustro, a tuż obok biała szafka wisząca na ścianie. WC znajdowało się w pomieszczeniu obok. Selene swoją poranną toaletę rozpoczęła od zimnego prysznica.

Potem nałożyła szlafrok, dokładnie wysuszyła włosy suszarką i wyszorowała zęby.

Wyszedłszy z łazienki, ubrała się we wcześniej przygotowane rzeczy i usiadła przy toaletce. Wzięła szczotkę i dokładnie rozczesała swoje długie, czarne włosy, które teraz mieniły się srebrzyście w świetle kalifornijskiego słońca. Kolejno nałożyła na oczyszczoną twarz podkład, na rzęsy tusz, na powieki błękitny cień, a na usta różowy błyszczyk. Kontur oczu dodatkowo podkreśliła czarną kredką.

Tak pieczołowicie przygotowana, wzięła swoją turkusową torebkę i opuściła swój pokój. Zeszła powoli schodami na dół. Kiedy dotarła do drzwi kuchni, od razu usłyszała wesołe krzątanie Meredith.

- Witaj ciociu...- powiedziała z szerokim uśmiechem, otwierając drzwi.

- Witaj, Selene. Wszystkiego najlepszego, skarbie.- odrzekła jej ciotka z czułością.

- Co mi na dziś szykujesz?- spytała wprost, chociaż znała odpowiedź.

- A to jest niespodzianka. Mogę Ci tylko obiecać, że ten wieczór będzie niezapomniany.- odpowiedziała Meredith z tajemniczym uśmiechem.

No tak, takiej właśnie odpowiedzi Selene się spodziewała. Westchnęła zrezygnowana i zajęła się tostem z dżemem, popijając go sokiem pomarańczowym. Kiedy skończyła jeść, wstała, pocałowała ciocię w policzek na pożegnanie i opuściła kuchnię. Z przedpokoju zabrała pozostawioną tam torebkę i wybiegła na dwór.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Damona zbudził ze snu jakiś szum. Wstał powoli, przeciągając się leniwie.

Był wysokim, muskularnym szatynem, o szarych oczach, przepełnionych magnetycznym blaskiem. Otaczała go aura tajemniczości, która przyciągała do niego kobiety. Włosy miał krótko ostrzyżone, a ubraną miał skórzaną kurtkę i czarne, aksamitne spodnie. Nie zdjął ich nawet do spania, dzięki czemu nie musiał się ubierać.

Oprócz urody i tajemniczości, skrywał jeszcze mroczną tajemnicę, której ludzie nie zauważali- był demonem. Żył już pięćset pięćdziesiąt lat w Podziemiach, jako jeden z najsilniejszych, nie licząc władcy tegoż królestwa, Alistaira. Miał on już pięć tysięcy lat i kochał Damona jak syna, którego do tej pory się nie doczekał.

Każdy w Podziemiach wiedział więc, kto miał zostać jego następcą. Było to czasem aż zbyt oczywiste. Damon, świadom tego, co go czeka, cieszył się,

czuł się lepszy od innych, patrzył na nich z góry tak, jakby już był władcą.

6

Wyszedł ze swojej jaskini i ruszył w kierunku zgiełku. Nie miał pojęcia, co mogło wywołać dziś takie poruszenie.

Powolnym krokiem wszedł na zatłoczony bardziej niż zwykle, główny plac Królestwa Podziemnego. Przepchnął się na sam przód i zauważył Alistaira stojącego na podwyższeniu. Miał półdługie hebanowe włosy, spięte w kucyk, ciemne oczy, które wciągały jak czarne dziury. Był wysokim, barczystym mężczyzną. Na sobie miał czarny, długi aż po kostki płaszcz.

- Co się dzieje?- Damon spytał stojącego obok blondwłosego demona.

- Jak to co?- oburzył się tamten.- Dzisiaj „wybrana” kończy szesnaście lat. Alistair będzie szukał ochotników, którzy udadzą się na ziemię, by ją zgładzić.-

wyjaśnił po chwili.

- „No przecież! Jak mogłem zapomnieć o czymś tak ważnym...”- pluł sobie w brodę.- „Alistair czekał na ten dzień szesnaście lat... Ja z resztą też... Miałem szansę wykonać misję, którą wtedy spaprałem... Nie zdążyłem dopaść „wybranej” zanim jej matka nałożyła na nią pieczęć... I musiałem zabić ją... Ech, co za ironia. Najpierw zabiłem matkę, a teraz zabiję córkę...”- uśmiechnął się do swoich myśli.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene przywitała się ze swoimi przyjaciółkami, siadając naprzeciwko nich w kawiarni. Pierwsza z nich, o imieniu Sarah, miała krótkie, mocno kręcone blond włosy, zielone oczy, bladą cerę, lekko pokrytą piegami, które czyniły ją ładniejszą. Była średniego wzrostu, ale bardzo wychudzona.

Druga z dziewcząt, Jennifer, przyćmiewała urodą nawet Sarę. Natura obdarzyła ją długimi za ramiona, brązowymi włosami, turkusowymi oczami i figurą modelki.

Była wysoka, szczupła i zaokrąglona tam gdzie trzeba. Chłopcy mijający ich stolik oglądali się za nią z zachwytem.

- Ty to masz szczęście.- Selene zwróciła się do niej z uznaniem.

- No cóż... To powodzenie jest trochę uciążliwe, ale bardzo przyjemne...- odpowiedziała Jennifer z triumfującym uśmiechem.

- Wszystkiego najlepszego.- odezwała się Sarah, podając Selene małą paczuszkę.

- A właśnie... To prezent od nas... Sto lat.- Jennifer wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

W paczuszce znajdowała się śliczna para kolczyków z granatowym oczkiem

i kolia w takim samym kolorze. Selene aż zaparło dech w piersiach.

- Boże... To musiało być strasznie drogie...- wydusiła wreszcie.

- A gdzie tam... Dla mnie to błahostka... Poza tym zrzuciłyśmy się na ten komplet.- odrzekła Jennifer swobodnie. Faktycznie, dla niej nie był to duży wydatek. W końcu była córką szefa banku.

- Jenny zapłaciła prawie całą sumę... Ja zdołałam zebrać jakieś 20 procent, ale


7

za to wybierałam odpowiedni.- dodała Sarah.- Ten zestaw pasuje do koloru

Twoich oczu...- uśmiechnęła się, wskazując na prezent.

- Nawet nie wiem, jak Wam dziękować...- powiedziała wzruszona Selene.

- Wystarczy, że będziesz to nosić...- rzuciła Jennifer wesoło. Sarah uśmiechnęła się jakby na potwierdzenie jej słów.

Selene westchnęła i założyła kolczyki na uszy.

- Na razie tyle... Nie chcę zbytnio szpanować tą kolią.- zwróciła się do przyjaciółek.- Naprawdę jesteście kochane.- uścisnęła ich dłonie, patrząc na nie

z wdzięcznością.

Nagle wzrok Jennifer skierował się gdzieś daleko. Sarah popatrzyła za nią i dosłownie znieruchomiała. Selene nic nie rozumiejąc, odwróciła się w kierunku, w którym i one patrzyły.

W jednej chwili zrozumiała ich zachwyt. Parę stolików za nimi siedziało dwóch

przystojniaków. Jeden z nich był wysokim brunetem o czekoladowych oczach i muskularnej sylwetce. Obok niego siedział blondyn średniego wzrostu, szczupły, o niebieskich oczach. Przy brunecie wyglądał naprawdę niepozornie.

- Powiedzcie mi, że to sen...- wyjąkała Sarah.

- Ależ oni są sexy...- odezwała się Jennifer, nie spuszczając z nich wzroku.

Selene nic nie powiedziała, wpatrywała się tylko w bruneta. Nagle zobaczyła jego twarz, kiedy się odwrócił w stronę ich stolika. To był ten facet z koszmaru!

Natychmiast zwróciła się w stronę przyjaciółek. Jej przerażony wyraz twarzy zdziwił Sarę, która na chwilę spuściła wzrok z chłopaków.

- Witam.- Selene usłyszała nad sobą aksamitny glos. Spojrzała w górę i zobaczyła owego bruneta, nachylającego się nad stolikiem. Podskoczyła na krześle. I wtedy zauważyła, że chłopak wyglądał całkiem inaczej, niż przed chwilą. Patrzył teraz na nią zdziwiony.

- „No świetnie... Ma mnie za wariatkę...”- pomyślała.- „Ale przecież nią chyba jestem... Inaczej nie miałabym zwidów... Jak mogłam go pomylić z tym facetem z mojego koszmaru?”- zmarszczyła czoło.

- Przepraszam, jeżeli Cię przestraszyłem.- zwrócił się do niej brunet delikatnym tonem.- Chciałem się spytać, czy nie mógłbym, wraz z kolegą się do Was dosiąść?- powiedział, kierując wzrok na pozostałe dziewczyny.

- Ależ oczywiście.- odrzekła z uśmiechem Jennifer, poklepując zachęcająco miejsce obok siebie.

Brunet usiadł przy niej, a jego kolega zajął miejsce na ławie obok Selene.

- Panie pozwolą, że się przedstawię...- zaczął brunet.- Nazywam się Eleazar.-

- A ja Michael.- dodał blondyn, puszczając oczko do Sary. Ta speszona spuściła wzrok.

- Bardzo nam miło. Ja jestem Jennifer.- ona oczywiście odezwała się pierwsza.

- A ja Sarah.- dodała nieśmiało zza pleców Jenny.

- Selene.- odparła krótko, uśmiechając się niepewnie.


8

- Widzisz, nie tylko Ty w tym mieście masz dziwne imię...- zwrócił się do Eleazara Michael. Ten uśmiechnął się tylko i poklepał kolegę po ramieniu.

Jennifer zaczęła oczywiście gadać jak najęta, wypytując chłopaków o różne rzeczy. Okazało się, że Eleazar przyjechał do Kalifornii na wakacje, i nocował u rodziców Michaela, którzy znali jego rodzinę. Jak się okazało, chłopcy bardzo się polubili.

Selene czuła jakąś dziwną więź z Eleazarem... Nie była to sympatia ani tym bardziej miłość. To było tak, jakby byli tej samej... rasy? Skąd przychodziły jej do głowy takie głupie porównania? Potrząsnęła lekko głową, by odgonić te myśli.

Eleazar patrzył właśnie w jej stronę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, on się uśmiechnął. Udawał właśnie, że słucha paplania Jennifer, ale widać było, że nie interesuje go ta dziewczyna. Selene czuła się po części zaszczycona, że to nią bardziej się interesował, niż jej ewidentnie atrakcyjniejszą koleżanką.

Michael co chwila zagadywał Sarę i spoglądał na nią z rozbrajającym uśmiechem.

Po godzinie szesnastej Eleazar wstał.

- Obawiam się, że czas na mnie.- powiedział z lekkim smutkiem patrząc w oczy Selene.- Michael, możesz tu oczywiście zostać... I tak nie jedziesz ze mną...- zwrócił się potem do kolegi.

- W sumie to chciałem zabrać Sarę do kina.- spojrzał na dziewczynę znacząco.

Ona spuściła nieśmiało wzrok, uśmiechając się.

- No zgódź się...- szturchnęła ją Jennifer.

- Dobrze.- Sarah wstała i podeszła do Michaela. Ten ujął ją za rękę i oboje wyszli z kawiarni, udając się na parking, gdzie wsiedli do srebrnej Hondy.

- No to do zobaczenia...- pożegnał się Eleazar z nadzieją w głosie i opuścił kawiarnię, spoglądając na Selene.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Około siedemnastej Meredith zakończyła przygotowania do imprezy urodzinowej. Na stole stał tort, cały salon obwieszony był balonami, a na głównej jego ścianie wisiał transparent z napisem „Wszystkiego najlepszego, Selene.”

Kiedy układała napoje i słone przekąski na stole, zadźwięczał dzwonek.

- „Oho, pierwsi goście”- pomyślała. Postawiła ostatni dzbanek i poszła otworzyć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene pożegnała się z Jennifer po godzinie 17.30. O 18.00 była już pod domem. Widziała światło świecące z salonu i czyjeś szmery.

- A więc goście już są... Ciekawa jestem, co to za rodzina, że odwiedza mnie dopiero teraz?- powiedziała do siebie z ironią.

Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Usłyszała gromkie „Sto lat”. Jej oczom ukazał się salon cały przyozdobiony balonami. Na samym jego środku stał stół,


9

na którym był ogromny tort z szesnastoma świeczkami i mnóstwo prezentów.

Dookoła stolika stało dziewięć kobiet i dwóch mężczyzn. Żadnej znajomej jej twarzy, prócz twarzy ciotki stojącej na samym przedzie.








































10

Rozdział 2

Odkryta tajemnica


Meredith podeszła do oszołomionej siostrzenicy i objęła ją mocno.

- Wszystkiego najlepszego, Selene.- szepnęła jej do ucha.

- Dziękuję...- wtuliła się w nią.

- Jako że są dziś Twoje szesnaste urodziny, muszę Ci powiedzieć, kim tak naprawdę jesteś...- zaczęła ciotka.

- Co? Nie rozumiem...- Selene popatrzyła na nią dziwnie.- „Kim ja jestem? Co to ma znaczyć?- pomyślała z sarkazmem.

- Ech... To może wyda Ci się niedorzeczne, ale... nie jesteś człowiekiem... Jesteś czarodziejką...- wyjaśniła Meredith.

Oczy Selene zrobiły się okrągłe. Zaniemówiła i opadła ciężko na sofę. Na chwilę zapadła cisza.

- Na dodatek jesteś „wybraną”...- zaczęła ciotka, zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co chciała przekazać siostrzenicy.- Jesteś tą, która rodzi się raz na tysiąc lat... Jesteś naszą nadzieją, bo po ukończeniu osiemnastu lat staniesz się tak potężna, aby pokonać władcę demonów, Alistaira. Ci wszyscy ludzie, którzy tu są, to czarodzieje... Przybyli, aby chronić Cię, dopóki nie wypełni się Twoje przeznaczenie oraz po to, by uczyć Cię panować nad mocą, która niedługo zacznie się ukazywać...- dokończyła, obserwując jej reakcję.

- Jaką znowu moc?- spytała Selene, nic nie rozumiejąc.

- Jak każda „wybrana”, potrafisz panować nad żywiołami- wodą, ogniem, powietrzem, ziemią i duchem...- odrzekła Meredith.

Selene nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Ta historia była absurdalna, chociaż tłumaczyła niektóre aspekty, które niezmiernie ją frustrowały, jak np. jej dziwne imię, no i dziwne imiona jej rodziców.

- Kiedy się urodziłaś - ciotka kontynuowała swoją opowieść.- matka nałożyła na Ciebie pieczęć, która chroniła Cię przez atakami demonów. Niestety od dziś ta tarcza przestała działać, dlatego właśnie przybyli tu oni.- wskazała na gości.

Selene spojrzała na ich twarze. Jeden z mężczyzn wydał jej się znajomy.

- „Przecież to ten brunet z kawiarni!”- uświadomiła sobie.

Chłopak również spojrzał na nią zdziwiony, ale wyraźnie był zadowolony z tego zbiegu okoliczności.

- Pozwól, że Ci ich po kolei przedstawię...- Meredith ruszyła powoli w stronę gości. Najpierw podeszła do kobiety o długich do ramion, brązowych włosach,

zielonych oczach, sportowej sylwetce i średniego wzrostu.

- To jest Przywódczyni Rady Czarodziejek, Elisabeth Spelling. Ma dwa tysiące sto lat, jej dodatkowym darem jest umiejętność manipulacji emocjami. Prowadzi

Radę i pilnuje, by każdy czarodziej przestrzegał obowiązującego nas kodeksu.-


11

powiedziała ciotka i przeszła do osoby obok.

Była to kobieta o długich, falowanych włosach koloru ciemnego blondu, o lazurowo błękitnych oczach, szczupłą i pół głowy wyższą od Elisabeth.

- A to Rita Spencer. Ona ma tysiąc dwieście lat i dar empatii: potrafi odczuć emocje i uczucia innych oraz częściowo wziąć je na siebie, by zmniejszyć ich działanie.- przedstawiła ją i przeszła do owego znajomego Selene bruneta, stojącego obok Rity.- Ten mężczyzna obok niej, to Eleazar Spencer, jej młodszy brat.- No tak, teraz Selene zauważyła ich niezwykłe podobieństwo.- Ma on osiemset dziewięćdziesiąt dziewięć lat, a jego darem z kolei jest umiejętność przenoszenia się w przestrzeni, czyli teleporacja.- zakończyła wywód o nim Meredith. Potem podeszła do niskiej, filigranowej brunetki o długich do łokci włosach i granatowych oczach, która nieśmiało patrzyła na Selene spod długich, ciemnych rzęs. W jej oczach czaiło się niezwykłe zaciekawienie.

- Ona natomiast nazywa się Isabelle Thomson.- wskazała na nią.- Żyje już dziewięćset pięćdziesiąt pięć lat i potrafi tworzyć iluzje. Jest trochę małomówna i nieśmiała, ale nie przejmuj się tym...- dodała ciotka prawie szeptem, podchodząc do wysokiego bruneta o półdługich włosach i czarnych włosach, który trzymał Isabelle za rękę.

- Obok niej stoi mąż, Johnathan Thomson, ma tysiąc sto lat i potrafi otwierać portale do równoległych światów. Przyda nam się, kiedy będziemy zmuszeni zabrać Cię gdzieś, by uchronić przed atakiem demonów.- powiedziała, a w jej oczach czaił się jakiś smutek. Widocznie dla niej było to już ostatecznością.

- Ja, Rita i Isabelle należymy do tzw. Wielkiej Trójki. Jako najstarsze czarodziejki pomagamy Elisabeth w podejmowaniu ważnych decyzji. Pierwsza z Wielkiej Trójki, czyli w tym przypadku ja, zajmie stanowisko przywódczyni, gdy ta skończy trzy tysiące lat.- wyjaśniła, zanim przeszła do kolejnej osoby. Podeszła do grupki dziewczyn, składającej się z dwóch blondynek, szatynki, brunetki i jednej, której włosy można było określić mianem miedzianych, gdyż taki miały kolor- ni to rudy, ni to blond, coś tak pomiędzy.

- Tu – wskazała najpierw właśnie na miedzianowłosą.- stoi Alice. Jest najmłodsza z nas, ma tylko sto pięćdziesiąt lat i, tak jak Twoja matka, potrafi czytać w myślach.-

Dziewczyna uśmiechnęła się do Selene niezwykle serdecznie i rzuciła jej się na szyję.- Cześć. Miło mi Cię poznać.- powiedziała, patrząc na jej oszołomioną twarz.- Nie bardzo w to wszystko wierzysz, co?- dodała. Było jasne, że od początku czytała w myślach Selene.

Elisabeth zmroziła Alice wzrokiem. Ta natychmiast się odsunęła, ale serdeczny uśmiech nie znikał z jej twarzy.

- No cóż... Sama widzisz, jaka z niej radosna czarodziejka.- skomentowała Meredith, podchodząc do jednej z blondynek. Miała ona długie do ramion, proste włosy i zielone oczy. Jej mina wskazywała, że nie jest taka radosna jak


12

Alice. Wręcz przeciwnie- śmiertelnie poważna.

- To natomiast jest Tess.- przedstawiła ją ciocia z lekkim uśmiechem obserwując reakcję siostrzenicy.- Ma trzysta sześćdziesiąt lat i potrafi tworzyć tarcze, które chronią przed atakami mentalnymi, może je nawet przenosić i rozciągać na innych, blokując tym samym dostęp do ich umysłów.- wyjaśniła.- Obok Tess – wskazała na drugą blondynkę, o długich aż do nadgarstków kręconych włosach i jasnoniebieskich oczach, nieco niższą niż Tess.- stoi jej młodsza siostra, Teresa. Ona z kolei ma trzysta pięćdziesiąt lat i potrafi namierzyć daną osobę, jeżeli ta jest w niebezpieczeństwie. Najłatwiej jej to idzie, jeśli taka osoba użyje magicznej mocy. Wtedy wizje nadchodzą szybciej.- powiedziała Meredith. Teresa podeszła również do Selene i uścisnęła ją mocno. Ten miły gest sprawił, że od razu wydała się jej tak samo sympatyczna jak Alice. Czuła, że zaprzyjaźni się z nimi obiema.

- Dalej stoi Maria, czarodziejka z Hiszpanii.- Meredith wskazała na wysoką szatynkę o figurze modelki. Była tak piękna i poruszała się z taką gracją, kiedy podchodziła do Selene, że ta aż zbladła. Nawet Jennifer nie mogła się równać się z tą pełną seksapilu kobietą.- Maria ma pięćset dziesięć lat. Jako córka anioła i czarodziejki posiada skrzydła i potrafi leczyć i uzdrawiać, tak jak Twój ojciec.- powiedziała ciotka, zwracając się do Selene.- Jej największą wadą jest to, że uwielbia flirtować ze śmiertelnikami.- dodała ciszej z uśmiechem.

- No i ostatnia jest Deborah.- Meredith podeszła do chudziutkiej brunetki o czarnych oczach i ciemnej karnacji.- Deborah ma dziewięćset czterdzieści pięć lat, i jest kolejną kandydatką do Wielkiej Trójki... Jej dar to psychokineza. Potrafi za pomocą umysłu obniżać lub podwyższać temperaturę danego ciała tak, że doprowadza do jego zamrożenia bądź samozapłonu.- zakończyła ciotka i cicho westchnęła.

- Tak więc widzisz, że mamy niezły arsenał... Tym razem przygotowaliśmy się jeszcze solidniej i jestem przekonana, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.- podsumowała Elisabeth.

- No tak... Ale nie wiem jeszcze najważniejszego... Ile Ty masz lat, ciociu, i jaki masz dar?- spytała niepewnie Selene. Dopiero teraz zaczęło do niej powoli docierać, że to wszystko jest prawdą.

- Masz rację...- odezwała się Meredith.- Cóż, ja mam tysiąc czterysta osiemdziesiąt lat i potrafię wyczuć obecność demonów oraz innych istot.- powiedziała z uśmiechem.- Namida, Twoja matka, była dwieście lat starsza ode mnie i, jak już wspominałam, potrafiła czytać w myślach... Należała przez śmiercią do Wielkiej Trójki, była następczynią Elisabeth...- Meredith cicho westchnęła.- No a Twój ojciec, Nathaniel, miałby dziś jakieś tysiąc dziewięćset lat... Potrafił uzdrawiać, ale wszystkich z wyjątkiem siebie.. Marii z kolei wszystkie rany się goją... Wynika to z tego, że ona jest w połowie aniołem, nie tak jak Twój ojciec... Przez to zginął z ręki demona, którego chciał unicestwić...


13

Miał on na imię Salvatore. Do dziś próbuję go znaleźć po zapachu, który

zostawił po sobie przy ciele Nathaniela, ale chyba zaszył się gdzieś w Podziemiach... A tam moja moc już nie sięga... Z resztą tak jak nikogo z nas...- spojrzała na resztę obecnych.

- No dobrze, dosyć już tych formalności... Tort i prezenty czekają!- krzyknęła wesoło Alice.

Selene zdmuchnęła świeczki i pokroiła tort. Kiedy każdy już zjadł, zajęła się prezentami. Od cioci Meredith otrzymała Księgę Zaklęć, którą posiadała niegdyś jej matka, od Elisabeth ochronny amulet, od Rity i Eleazara talię kart tarota, Isabelle i Johnathan podarowali jej runy, Alice, Tess i Teresa takie drobiazgi jak kociołek, flakony na eliksiry, magiczne świece, kadzidła, magiczne proszki itp. Maria i Deborah dały jej natomiast kryształową kulę. Selene dziękowała każdemu z osobna. Nadal nie mogła uwierzyć, że to nie sen.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon stał wpatrzony w Alistaira z niemałym uwielbieniem. Postanowił, że zrobi wszystko, by wziąć udział w tej misji. Chciał, by jego pan był z niego zadowolony.

- Moi drodzy, poddani, pobratymcy, przyjaciele!- przemówił w końcu Alistair.- Każdy z Was zapewne wie, jaki jest dziś dzień... Dzisiaj „wybrana” kończy szesnaście lat. Wraz z tym dniem pieczęć nałożona na nią jeszcze przez matkę pękła, dając nam możliwość zaatakowania jej i zlikwidowania, tak jak tego dokonaliśmy z dwiema poprzednimi. Za pierwszym razem poszło jak z płatka... Ale tysiąc lat później czarodziejki wzięły się porządnie za obronę „wybranej” i musieliśmy działać podstępnie. I tym razem będziemy musieli tak zrobić.- spojrzał na tłum, wyciągając do niego ręce w proszącym geście.- Szukam ochotników, którzy zechcą wyruszyć na ziemię i zlikwidować zagrożenie. Możecie to zrobić jak wolicie, wprost lub podstępem. Decyzja należy do Was...

A teraz pytam... Kto podejmie się tego niewątpliwie trudnego zadania?- zakończył, spoglądając na wszystkich.

Damon miał już się zgłosić, ale ubiegł go Salvatore, jego najgorszy wróg. Stał teraz na podwyższeniu, a obok niego kręcili się jego kumple- Marco i Chris, oraz młodszy brat Johann. Salvatore był wysokim, czarnookim blondynem, o półdługich włosach, dobrze zbudowanym i niezwykle przystojnym.

Jego brat różnił się jedynie tym, że jego sięgające ramion włosy były czarne, a oczy ciemnogranatowe. Marco był krótko strzyżonym brunetem, o orzechowych oczach, ale muskulaturą wcale nie różnił się od reszty, był tylko nieco niższy. Chris natomiast miał mocno wyżelowane włosy, postawione do góry, w kolorze tak siwego blondu, że czasem wydawały się białe. Był długi i szczupły jak szparag i chodził z wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Na Alistaira patrzył z dezaprobatą. Nie lubił go i wcale się z tym faktem nie krył.



14

- Ja wraz z moim bratem i dwoma przyjaciółmi chętnie się zajmiemy tą czarodziejką.- odezwał się Salvatore, obdarzając Damona złośliwym

i triumfującym uśmieszkiem.

- Tak? Cieszę się... A więc zgłaszacie się...- odrzekł Alistair z wahaniem

i rozejrzał się po tłumie. Jego wzrok spoczął na Damonie. Uśmiechnął się do niego serdecznie.- Możecie wziąć w niej udział, jeżeli Damon odmówi podjęcia się tego zadania.- powiedział nagle.

Salvatore spojrzał z oburzeniem na swego władcę, a potem zwrócił wzrok na Damona w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

Wszystkie twarze zwróciły się teraz w jego stronę.

- No cóż...- zaczął Damon, marszcząc czoło i spoglądając na Salvatore, który chciał zabić go wzrokiem.- Chętnie podejmę się tej misji... Przecież wiesz, że nigdy bym Cię nie zawiódł, mój panie...- odrzekł po chwili i skłonił się nisko Alistairowi.

- Czyli wszystko jasne...- ten uśmiechnął się szeroko.- A panowie... No cóż... Jeżeli Damon zechce Was ze sobą zabrać, to możecie mu pomóc...- zwrócił się do Salvatore, jego towarzyszy i spojrzał pytająco na Damona.

- Nie tym razem, Salvatore... Poradzę sobie sam.- odrzekł on ze złośliwym uśmieszkiem i podszedł bliżej podwyższenia, z którego mówił Alistair.

- Jak wolisz.- odpowiedział tamten i wtopił się w tłum. Za nim podążyli kolejno- Marco, Chris i Johann, obrzucając Damona zawistnym spojrzeniem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Impreza urodzinowa rozkręciła się na dobre. Wszyscy się świetnie bawili. Jedynie Isabelle siedziała na sofie, a jej mąż nie odstępował jej na krok. Patrzył na nią ze czcią, czule głaskając po policzku i trzymając ją za rękę. Porozumiewali się praktycznie bez słów, wymieniając spojrzenia. Od czasu do czasu szeptali coś do siebie tak cicho, że nawet osoba siedząca tuż obok nich zapewne nic by nie dosłyszała. Tess stała niedaleko, oparta nonszalancko o ścianę. Uśmiechała się złośliwie do coraz bardziej wkurzonej Alice.

Selene podeszła do niej.

- Co się dzieje?- spytała.

- Od jakiegoś czasu próbuję usłyszeć o czym myśli Tess...- odrzekła ona, odgarniając swoje miedziane włosy na bok.

- Więc dlaczego...- zaczęła Selene.

- Ona mnie blokuje. Chyba pamiętasz, jaki ma dar.- przerwała jej Alice.

- Skąd Ty...- ponownie chciała spytać.

- Skąd wiem o co zapytasz i nie daję Ci dokończyć? To oczywiste. Zanim zdążysz wypowiedzieć pytanie, odczytuję je z Twoich myśli... Ale z Tess mi się to nie udaje. Tworzy tak silne tarcze mentalne... Nie mogę się za nic przez nie przebić. Dla kogoś takiego jak ja to bardzo denerwujące. Na dodatek obejmuje tą

blokadą również umysł swojej siostry, Teresy. Wydaje mi się, że ona robi


15

wszystko, by nie dać się poznać.- odrzekła Alice zaciskając rękę w pięść.

- Rozumiem.- powiedziała Selene. Tym razem Alice jej nie ubiegła. Była widocznie bliska furii.

- Co się znowu stało?- spytała ją przestraszona.

- Tess zablokowała Twój umysł.- odpowiedziała Alice, próbując zachować spokój.

Selene spojrzała na opartą o ścianę blondynkę. Na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.

- Tess.- nagle ni stąd, ni zowąd zjawiła się Elisabeth, gromiąc ją wzrokiem.- Zostaw umysły innych w spokoju. Wystarczy, że swój skutecznie blokujesz.- zwróciła się do niej. Alice widocznie się uspokoiła. Nie trudno się było domyślić, że to dzięki temu, iż Elisabeth manipulowała jej nastrojem.

- No dobra. Ale ona - wskazała głową na Alice.- sama się prosiła.- powiedziała

i odeszła z poważną miną.

- Nie przejmujcie się nią... Jest trochę złośliwa. Zazdrości swojej siostrze urody

i tego, że to ona przejęła cały urok.- odezwała się Elisabeth.

- Jaki znowu urok?- spytała Selene, nic nie rozumiejąc.

- Ach, wybacz, zapomniałam, że Ty niewiele jeszcze wiesz.- pani Spelling usiadła w fotelu naprzeciwko Alice.- Mówi się, że czarodziejki pochodzące ze znanych rodów, takich jak na przykład Monroe, posiadają swoisty urok, któremu nie mogą się oprzeć żadne stworzenia, dobre czy złe. Zawdzięczają to podobno „czystości krwi”, czyli temu że przez pokolenia ich przodkowie nie związali się z nikim, kto należał do innej rasy. Niektórzy uważają, iż zgromadzony w taki sposób nadmiar magii w rodzinie uwydatnia się w postaci tegoż uroku.- zakończyła swoją opowieść Elisabeth, lekko się uśmiechając.

- I ktoś jeszcze posiada ten urok prócz Teresy?- spytała Selene.

- Ty go posiadasz, głuptasie...- uprzedziła odpowiedź Alice. Elisabeth zgromiła ją wzrokiem. Alice czytała w jej myślach.

- Ach... No przecież pochodzę ze znanego rodu...- przypomniała sobie Selene.

Elisabeth uśmiechnęła się do niej serdecznie, wstała z fotela, podeszła do Meredith i zaczęła z nią o czymś rozmawiać.












16

Rozdział 3

Pierwsze spotkanie


Selene siedziała sama na fotelu. Alice opuściła ją, bo musiała pomóc w czymś Teresie.

- Witaj... ponownie.- usłyszała nad sobą znajomy głos. Kiedy podniosła głowę, zobaczyła Eleazara uśmiechającego się do niej przyjaźnie.

- Hej.- odpowiedziała swobodnie.

Eleazar kucnął obok jej fotela, tak by ją dobrze słyszeć.

- Chciałbym, żebyś mi coś powiedziała... Czemu wtedy, w kawiarni, patrzyłaś na mnie z takim przerażeniem, kiedy odwróciłem się w stronę Waszego stolika?- spytał zdziwiony.

- "Boże, zauważył to..."- przeleciało Selene przez głowę.- Ech...- westchnęła.- To znaczy... To trochę żenujące.- jąkała się, przewracając oczami.

- Mów śmiało.- zachęcił ją Eleazar ciepłym uśmiechem. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo ten chłopak jest przystojny. Jego oczy płonęły jakimś dziwnym blaskiem. Teraz lekko ujął jej dłoń w oczekiwaniu na odpowiedź. Jego dotyk wywołał u niej dreszcz. Co się z nią działo?

- Powiesz mi?- ponaglił ją Eleazar proszącym tonem, wyrywając ją z zamyślenia.

- Ach, no tak... Wybacz. Zamyśliłam się.- odrzekła Selene lekko rozkojarzona.-

Po prostu miałam chyba jakieś zwidy. Wyglądałeś jak...- zawahała się.- ...jak facet, który mnie prześladuje w koszmarach. Ale kiedy podszedłeś do naszego stolika wyglądałeś już inaczej.- dokończyła, niepewnie spoglądając na chłopaka.

- Naprawdę? Śnią Ci się koszmary?- Eleazar nie wydawał się być urażony tym, że Selene wzięła go za faceta z koszmaru. Wydawał się teraz myśleć o czymś innym.

- Nie jesteś zły?- spytała.

- Nie, skąd... Wybacz, ale muszę porozmawiać z siostrą.- podniósł się i odszedł, uśmiechając się na pożegnanie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon ruszył za Alistairem pewnym krokiem w kierunku pałacu. Ochroniarze władcy szli tuż za nimi. Mijali podekscytowany tłum, który powoli rozchodził się do jaskiń. Damon patrzył na nich wszystkich wynioślej niż zwykle.

- Jak ja go nienawidzę.- burknął do siebie Salvatore, patrząc na niego z oddali.- Jakim prawem otrzymał tę misję? Już raz ją schrzanił. Zamiast córki zabił matkę, bo nie zdążył... Zawiódł Alistaira, a mimo to on powierzył mu to zadanie. Ja nigdy nie schrzaniłem zadania. Miałem zabić i robiłem to.

W końcu to ja wykończyłem Nathaniela Monroe. I mimo to jestem

traktowany gorzej... A przecież to ja jestem spokrewniony z Alistairem, jestem



17

jego kuzynem, płynie we mnie krew rodziny panującej od wieków Podziemiem. Nie pozwolę, by taki ktoś jak Damon mi to odebrał.- ścisnął mocno dłoń w pięść, miażdżąc kamień, który w niej trzymał.

- Bracie.- zwrócił się do niego Johann, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ten natychmiast ją zepchnął. Johhan, nie zrażony tym gestem, usiadł obok niego.- Sądzę, że nie możesz się tak tym przejmować. Nikt do końca nie wie, kto był ojcem Damona. Jego matka zmarła tuż po jego narodzinach i nie zdradziła tego nawet Alistairowi. Jedynie oddała syna pod jego opiekę.- powiedział.- On jest silniejszy od nas dwóch razem wziętych. Myśl racjonalnie... Nie popełnij żadnej głupoty.- dodał proszącym tonem.

- Możesz być o mnie spokojny. Nie jestem samobójcą.- prychnął Salvatore, wstał i wszedł do swojej jaskini.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teresa podeszła do Selene siedzącej samotnie w fotelu, złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.

- Co robisz?- spytała zdziwiona Selene.

- Chcę Cię trochę rozruszać... Siedzisz sama na tym fotelu i nawet się do nikogo nie odezwiesz. A ja umieram z ciekawości. Jesteś pierwszą "wybraną" jaką widzę na oczy. I nie tylko ja się tak czuję.- odrzekła Teresa, zabierając Selene do kuchni i siadając z nią przy stole.

- Ach tak... Powiedzmy, że rozumiem o co Ci chodzi.- odrzekła ona z uśmiechem.

- To przecież oczywiste. Nawet nie wiesz, jaką jesteś atrakcją dla każdego w tym domu, który ma poniżej tysiąca lat. A jak sama wiesz, tylko Twoja ciotka, Elisabeth, no i Rita spełniają te kryterium. Reszta pierwszy raz się styka z kimś takim jak Ty.- wyjaśniła Teresa.

- Ach, rozumiem.- roześmiała się Selene.- Jestem taką jakby atrakcją?- dodała żartobliwie.

- Otóż to.- potwierdziła rozbawiona Teresa.- Nawet Tess jest Tobą zaintrygowana, chociaż nie chce się do tego przyznać.- dodała prawie szeptem i zachichotała.- Ale nie da się ukryć, że najbardziej zainteresowana Tobą jest

Isabelle.- przyznała na koniec.

- Skąd wiesz? Przecież ona z nikim nie rozmawia.- Selene spojrzała na nią pytająco.

- To prawda, ale za to głowę ma pełną myśli.- odrzekła Teresa.- Alice wertowała dziś jej umysł i była taka miła, by mi o wszystkim powiedzieć.- wyjaśniła.

- No tak, powinnam się domyślić.- uśmiechnęła się Selene.- Ten jej dar potrafi być denerwujący, co nie?- spytała.

- Prawdę mówiąc to sama nie wiem...- odrzekła Teresa z lekkim smutkiem.

- Jak to?- zdziwiła się Selene.

- Tess ciągle blokuje przed nią mój umysł. Nie chce po prostu, by Alice


18

wyczytała w mojej głowie coś na jej temat. Ona już taka jest, nie daje innym poznać swojego wnętrza. Może to wynika z nieśmiałości, a może ze złośliwości? Nie wiem... Ja, jako jej siostra, mam z nią ograniczony kontakt, a co dopiero ktoś inny. Wiem jednak, że trochę mi zazdrości.- odpowiedziała

Teresa, cicho wzdychając.

- Wiem... Elisabeth o tym wspominała, kiedy wyjaśniała mi, o co chodzi z tym urokiem, który posiadają czarodziejki ze znanych rodów.- przerwała jej Selene.

- A więc widzisz...- Teresa wzruszyła ramionami.

- Powiedz mi tylko, jak to się stało, że przejęłaś cały urok?- spytała Selene.

- Mama uważa, że może to być spowodowane atakiem demona. Stało to się, kiedy była w ciąży z Tess. Pokonała go co prawda, ale zdążył on rzucić na nią jakieś zaklęcie. Podobno blokowało ono przepływ magii i przez to Tess nie przejęła rodzinnego uroku.- odrzekła Teresa niepewnie.

Selene pokiwała jedynie głową na znak, że rozumie. W tej samej chwili do kuchni zajrzała Alice.

- Chodźcie, inni goście chcą poznać Selene.- zwróciła się do Teresy.

Obie wstały od stołu i opuściły kuchnię.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Damon omówił z Alistairem wszystkie szczegóły, udał się w stronę portalu prowadzącego na ziemię. Szybko opuścił Podziemia. Pierwszy raz od jakichś paru lat wrócił tutaj. Ostatnim razem przybył tu także z misją zlikwidowania „wybranej”. Niestety spóźnił się wtedy... Matka zdążyła nałożyć na nią tę cholerną pieczęć. Zamiast córki, zabił więc ją.

Miał nadzieję, że tym razem uda mu się wypełnić misję, którą powinien wykonać szesnaście lat temu.

Szedł powoli parkową alejką. Po tak długim pobycie w Podziemiach kalifornijskie słońce przeszkadzało mu bardzo. Swego czasu często tu przebywał, ale po nieudanej misji zaszył się w swojej jaskini na całe szesnaście lat.

Kobiety mijając go, odwracały się w jego stronę i patrzyły z niemałym zainteresowaniem. Podobał się im i był tego całkowicie świadomy. Myślał wtedy o podstępie, który radził mu Alistair.

- „Tak samo postąpił nasz demon, który tysiąc lat temu zabił poprzednią wybraną. Rozkochaj ją w sobie i spraw, by obdarzyła Cię bezgranicznym zaufaniem. Kiedy tak już się stanie, zabierz ją daleko od domu i zabij...”- odtwarzał jego słowa w swoich myślach. Niewątpliwie był to dobry pomysł. Dodatkowo na pewno by się udał. Damon nigdy nie wątpił w swój urok osobisty, wiedział jak działał na kobiety. Aura tajemniczości unosząca się wokół niego przyciągała jak magnes.

Zaśmiał się do swoich myśli.

- Najpierw spróbuję zabić ją normalnie, wprost. A jak mi się nie uda, to wezmę


19

się za plan B.- powiedział, mijając właśnie uroczą blondynkę, siedzącą na ławce, wpatrującą się w niego z zachwytem.

Puścił do niej oczko. Omal nie zemdlała z wrażenia. Uśmiechnął się łobuzersko, doprowadzając dziewczynę do rumieńców. Kiedy spuściła wzrok, poszedł dalej.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Eleazar chętnie flirtował z Selene. Ona również poddała się jego urokowi. Był przystojny i miał w sobie coś, co przyciągało do niego dziewczyny.

- Mówisz, że Jennifer zwariowała na moim punkcie?- uniósł lekko brew ku górze.

- A kto by nie zwariował?- przekomarzała się z nim.

- A ty zwariowałaś?- spytał odważnie, spoglądając w jej oczy.

- Pewnie...- odrzekła szczerze, bo tak było. Czuła, że łączy ja nić sympatii z tym chłopakiem. Po jego minie odczytała, że dla niego znaczyło to ciut więcej niż dla niej.- Jesteś wspaniałym rozmówcą... Czuję, że staniemy się bardzo dobrymi przyjaciółmi...- sprostowała pośpiesznie, by nie robił sobie zbyt dużych nadziei.

- Przyjaciółmi... To świetnie.- odrzekł Eleazar lekko zawiedziony.

- Posmutniałeś...- zauważyła Selene. Zrobiło jej się żal chłopaka. Najprawdopodobniej zraniła właśnie jego uczucia.

- Nie przejmuj się, to nic... Przypomniałem sobie po prostu coś przykrego.- powiedział na odczepnego.

- O czym takim?- spytała, próbując spojrzeć mu w oczy. On jednak unikał jej wzroku jak ognia.

Eleazar zastanowił się chwilę, zapewne nad dobrą wymówką. Zmarszczył czoło i w końcu spojrzał na Selene.

- Przypomniałem sobie coś, co przydarzyło się kiedyś mojej siostrze...- jeżeli chciał tym odwrócić jej uwagę, to udało mu się. Rita była interesującą osobą. Każda wzmianka o niej bardzo ją interesowała.

- Wiesz, że ona kiedyś była zakochana w demonie?- kontynuował. Selene otworzyła usta ze zdziwienia.- Tak, tak było.- potwierdził, widząc jej reakcję.- To się zdarzyło wiele lat temu... Miałem wtedy zaledwie czterysta osiemdziesiąt trzy lata, ona siedemset osiemdziesiąt cztery. Wiem tylko tyle, co mi opowiedziała. Nie mieszkała wtedy w domu i rodzice nigdy się o tym nie dowiedzieli. Podobno byli razem jakiś czas, aż w końcu on ją zostawił. Moim zdaniem dlatego, że jakoś zdjął z siebie urok mojej siostry. Gdyby naprawdę ją kochał, nie zostawiłby jej. Po prostu był pod wpływem jej magii.- westchnął.- Rita też go posiadała, bo oboje pochodzimy ze znanego rodu. Mama śmieje się, że ja też przejąłem część tego uroku, ale to raczej niemożliwe... Wśród nas to domena kobiet.- uśmiechnął się.- Niestety od tego wydarzenia urok Rity zniknął.-

- Jak to? Dlaczego?- spytała Selene, całkiem zapominając o tym, o czym wcześniej myślała.


20

- Mówią, że jeśli czarodziejka pokocha, całą przejętą magię skupia na swoim ukochanym. Wtedy jej nadmiar maleje, a tym samym urok znika i już nie powraca.- wyjaśnił Eleazar.

- Czyli ze mną też tak będzie...- zgadła Selene.

Przybycie Rity przerwało ich rozmowę.

- Wybaczcie, że Wam przeszkadzam, ale musimy się zbierać.- zwróciła się do brata.

- Ach, no tak. Na nas już czas.- posmutniał.

Selene poszła z nimi do przedpokoju. Stała tam również Elisabeth, Deborah, Isabelle i Johnathan oraz Tess.

- A reszta?- Selene spojrzała pytająco na Meredith, która właśnie do nich dołączyła.

- Alice, Teresa i Maria zostaną z nami. Jutro przyjdzie również Rita. Inni będą mieszkać u siebie, ale na pewno nie raz nas odwiedzą. W razie czego będą gotowi przybyć od razu.- odrzekła.

Wszyscy się pożegnali, ściskając lekko Selene. Ona dziękowała im raz jeszcze za prezenty, uśmiechając się do nich serdecznie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po półgodzinnym spacerze Damon znalazł w końcu dom rodziny Monroe. Niewiele się zmienił od jego ostatniego pobytu na ziemi. Ucieszył się, bo znał to miejsce bardzo dobrze. Swoimi demonicznymi zmysłami wyczuł, że natężenie magii w tym domu jest teraz mniejsze, niż się spodziewał.

- Tylko cztery czarodziejki, z czego jedna ma ponad tysiąc lat, reszta ma zapewne nawet mniej niż ja.- wydedukował, mierząc swoje szanse.- Nie ma na co czekać, lepsza szansa już się nie powtórzy.- zdecydował i ruszył w stronę ogrodu. Planował zaatakować właśnie od jego strony.

Selene, zmęczona długą imprezą, przeszła przez całą kuchnię do tylnych drzwi, prowadzących do ogrodu, usytuowanego na tyłach domu. Spokój i harmonia bijące od tej "małej" oazy był jej teraz bardzo potrzebny. Od razu kiedy otworzyła drzwi, uderzyła ją w nozdrza fala świeżego powietrza. Powoli wyszła

na zewnątrz, napełniając nim płuca. Czuła przy tym ogromną ulgę. Odetchnęła głęboko kilkanaście razy. Woń mijanych przez nią róż oplatających pnączami mury ogrodu owionął ją cudnym, pełnym słodyczy aromatem. Szła po miękkiej trawie bardzo długo, aż dotarła na sam koniec ogrodu.

Rosło tam sporo drzew i krzewów, dawno nie koszona trawa sięgała jej do kolan. Zarosła chwastami, ale za to miała najintensywniejszą zieloną barwę, jaką kiedykolwiek Selene widziała na oczy. Widać było, że od dawna nikt się tu nie zapuszczał.

- Istny raj.- westchnęła, widząc tą dziko rosnącą część ogrodu.

Damon nie spodziewał się, że tak bardzo dopisze mu szczęście. Kiedy skradał się pomiędzy drzewami, zobaczył Selene zbliżającą się do najbardziej dzikiej


21

części ogrodu, położonej daleko od domu. Tutaj Damon mógł ją szybko zabić, nim ktoś zdążyłby przybiec dziewczynie z pomocą.

Postanowił więc, że skorzysta z okazji. Wyszedł zza drzew i zbliżył nieco do swej ofiary.

Selene wyczuła, że nie jest sama. Otworzyła powoli oczy i rozejrzała się dookoła. Nagle z zarośli wyłonił się jakiś mężczyzna wyglądający na jakieś dwadzieścia lat.

Miał krótko ostrzyżone, czarne włosy i granatowe oczy. Wysokiego wzrostu i barczystej sylwetki mógł mu pozazdrościć niejeden kolega Selene z liceum. Przede wszystkim był naprawdę zabójczo przystojny. Nigdy w życiu nie widziała kogoś piękniejszego niż ten dziwny nieznajomy. Dodatkowo aura, która go otaczała, przyciągała jak magnes. Na sobie miał czarną, skórzaną kurtkę, tak samo ciemne dżinsy. Wzrok skierował w trawnik. Selene patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.

Damon podniósł w końcu głowę i spojrzał w kierunku dziewczyny. Jej długie, czarne włosy rozwiewał właśnie wiatr.

Granatowy odcień jej oczu przypominał morze podczas burzy. Rysy twarzy miała niezwykle delikatne i subtelne, co czyniło ją podobną do anioła. Tak, była piękna. Urodą przebijała każdą znaną mu kobietę, wliczając demony, czarodziejki, a nawet sukkuby i inne istoty. On patrzył na nią, a ona na niego. Jakiś prąd przeszedł przez ich ciała.

Coś drgnęło w sercu Damona. Ogarnęło go dziwne, nieznane mu uczucie. W jednej chwili chciał wziąć tę dziewczynę w ramiona i pocałować.

- " Co się ze mną dzieje? -pomyślał.-" Muszę pamiętać po co tu jestem.

Mam za zadanie ją zabić.- otrząsnął się z letargu. W jego dłoniach pojawiła się kula ognia. Cisnął nią w drzewo, pod którym stała dziewczyna, bo z niewyjaśnionych, dla niego samego, przyczyn nie był w stanie wycelować prosto w nią. Trafione drzewo zatrzeszczało i zaczęło chylić się ku dołowi.

Selene z przerażeniem wpatrywała się w nieznajomego, kiedy ujrzała w jego rękach kulę ognia. Powróciły do niej obrazy z koszmaru. Jednak ten mężczyzna w niczym nie przypominał tego z jej snu. Jedyne co ich łączyło, to właśnie ta płonąca kula pojawiająca się nagle w dłoniach.

Cicho jęknęła, kiedy ujrzała, jak kula pędzi w jej stronę. Przymknęła oczy, gotowa na cios. Wiedziała, że i tak nie zdążyłaby uciec. Usłyszała trzask drewna obok siebie. Jej oczy się otworzyły i zobaczyła jak ogromny dąb, pod którym stała, płonął, chyląc się ku dołowi i za chwilę przygniecie ją do ziemi.

Damon spojrzał na przerażoną twarz dziewczyny. Znowu ogarnęło go to nieznane uczucie. Kiedy zobaczył jak drzewo z trzaskiem opadało w stronę ziemi i dziewczyny stojącej pod nim, nie wiadomo dlaczego zerwał się z miejsca.




22

- „Ona nie może zginąć... bo ja zginę razem z nią...”- przeleciało mu przez myśl.

Nie zastanawiał się długo nad tym, dlaczego chciał ją teraz ratować. Po prostu biegł i koniecznie musiał zdążyć.

Selene spojrzała przed siebie i zobaczyła jak chłopak, który przed chwilą widocznie pragnął jej śmierci, właśnie biegł w jej stronę w nieludzko szybkim tempie. Wystarczyło parę sekund, a znalazł się tuż przy niej. Natychmiast ją chwycił. Po jej ciele przeszedł dreszcz, kiedy poczuła na swoich odkrytych ramionach dotyk jego ciepłej skóry. W jeszcze szybszym tempie zabrał ją jak najdalej od upadającego drzewa. W jednej chwili znaleźli się przy krzewach, z których jeszcze niedawno wyłonił się ów nieznajomy. W tym samym momencie dąb z ogromnym hukiem uderzył w ziemię. Selene nie chciała sobie nawet wyobrażać co by się stało, gdyby ona nadal tam stała.

Damon poczuł ulgę, kiedy trzymał już dziewczynę w ramionach i biegł jak najdalej, przystając przy krzakach. Widząc jej spojrzenie, zmieszany postawił ją na ziemi.

- Dziękuję.- odezwała się nieśmiało, słodko rumieniąc się na policzkach.

- Nie ma za co.- odpowiedział swoim aksamitnym głosem, uśmiechając się lekko.

Zapadła niezręczna cisza. Przerwało ją czyjeś wołanie z oddali. Damon wyczuł w powietrzu zbliżające się czarodziejki.

- Wybacz, ale muszę już iść.- pożegnał się, muskając jej policzek wierzchem dłoni.

Ten gest wywołał u Selene kolejne drżenie. Wyłapała wołające ją głosy- szukała jej ciotka Meredith i Alice. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, tajemniczy chłopak ulotnił się jak kamfora. Wywołało to u niej ciche westchnienie.

Nagle przypomniała sobie o szukającej jej ciotce.

- Tu jestem!- krzyknęła. Parę minut później zza drzew wyłoniła się Meredith, a tuż za nią Alice. Ciotka miała tak bardzo przerażoną minę, jakby zobaczyła ducha.

- Nic mi nie jest...- zapewniła Selene, widząc jej wyraz twarzy.

- Mówiłam Ci, że nic jej się nie stanie... Czytałam jej myśli... Ktoś ją uratował...- mówiła Alice.

- To dobrze.- odetchnęła ciężko Meredith.- Wyraźnie wyczułam tu obecność demona... Ach, gdyby Teresa była z nami, pomogłaby nam i szybciej byśmy Cię znaleźli.- przytuliła siostrzenicę.

- Czemu jej nie ma?- spytała Selene zdziwiona.- Przecież miała z nami zostać...-

- Chciała pożegnać się z siostrą i jeszcze nie wróciła.- uprzedziła odpowiedź ciotki Alice. No tak... Znowu wykorzystała swój dar.

- Właśnie.- potwierdziła Meredith, wyraźnie niezadowolona z faktu, że Alice czyta jej w myślach.- Chodźmy lepiej do domu.- objęła siostrzenicę ramieniem.

Ruszyły razem, trzymając się blisko siebie. Meredith nadal bała się, że demon,


23

który zaatakował, może wrócić.

Selene nie uważała go jednak za niebezpiecznego. Wiedziała, że demony były naturalnymi wrogami czarodziejek, ale ona czuła, że ten jest inny, w końcu uratował jej życie. Nie rozumiała tego gestu. Dlaczego najpierw chciał ją zabić, a potem zrobił na odwrót? Coś musiało się stać...

Ona wiedziała zaś, że chłopak ten zapełni całe jej myśli. Pierwszy raz poczuła coś takiego, ale była pewna swoich uczuć. Zakochała się od pierwszego wejrzenia.



































24

Rozdział 4

Historia Isabelle


Następnego dnia Selene obudziła się bardzo wcześnie. Całą noc śniła o tajemniczym chłopaku, którego wczoraj spotkała. Teraz jej jedynym marzeniem było zobaczyć go jeszcze raz, porozmawiać z nim, dowiedzieć się, jak ma na

imię... Tyle pytań cisnęło się na usta.

Przeciągnęła się i powoli zwlekła z łóżka. Jej wzrok utkwił w Księdze Magii, leżącej na biurku, którą dostała wczoraj od cioci Meredith. Wzięła ją i usiadła na brzegu łóżka. Przekartkowała Księgę parę razy. Za czwartym zatrzymała się na stronie, na której widniał portret mężczyzny o hebanowych, półdługich włosach, w czarnym płaszczu... I te oczy... Mroczne i wciągające jak dwie czarne dziury. To był facet z jej koszmaru!

Przeczytała krótki opis znajdujący się obok rysunku.

"Alistair, władca Podziemnego Królestwa, przywódca demonów, potężny i niezwyciężony. Potrafi tak wskrzeszać zmarłe demony. Jedyną osobą, która może go pokonać jest tzw. wybrana spośród czarodziejek. Jeśli jej się to uda, Podziemia osłabną i inne złe stworzenia zostaną bez obrony..."

Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Ten sen, a raczej koszmar, był swego rodzaju wizją, wizją tego, co może się z nią stać. Przeraziła ją ta myśl. Natychmiast z hukiem zamknęła Księgę i odłożyła ją na biurko. Siedząc na łóżku, spojrzała na parapet okna. Stał tam strasznie zaniedbany kwiatek.

- "Boże, jak mogłam o nim zapomnieć!"- pomyślała, dotykając suchej ziemi w doniczce.- On potrzebuje wody, i to zaraz.- powiedziała do siebie. W tym samym momencie w jej ręce pojawiła się jakby kula wody. Niewielki strumyczek zaczął się z niej sączyć, nawilżając ziemię w doniczce. Kwiatek nadal był nieco zmizerowany. Selene intuicyjnie dotknęła lekko opuszkami palców jego płatków. Poczuła jak nieznana moc przepływa przez jej rękę. Roślinka odżyła i zaczęła rozkwitać na jej oczach w zabójczym tempie.

- Niesamowite.- powiedziała do siebie. Wiedziała, że właśnie ujawniła się jej moc. Ciocia uprzedzała, że tak się stanie. Teraz tylko Selene musiała nauczyć się kontrolować ten dar.

Zerwała się z łóżka, włożyła dżinsy i zielony top, na stopy tenisówki. Potem wyszła z pokoju i zbiegła po schodach, by podzielić się z Meredith wesołą wiadomością.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon obudził się już w Podziemiach. Nie miał pojęcia jakim cudem tu dotarł i dlaczego wrócił. Jedyne, co zapełniało teraz jego pamięć, to twarz tej dziewczyny, którą miał zabić. Czuł jednak, że może nie mieć motywacji, by



25

wykonać tę misję. Nie mógł jej zabić, nie przeżyłby tego. Ale co w takim wypadku miałby powiedzieć Alistairowi? Że nie wykona jego rozkazu, bo zakochał się w swojej ofierze? To był jakiś koszmar. Damon pierwszy raz nie wiedział, co ma zrobić.

Usiadł na łóżku i rozglądnął się po swojej jaskini. Natychmiast złapał się za głowę. Przecież jeżeli nawet on zrezygnuje z tej misji, to ta czarodziejka i tak zginie... Alistair naśle na nią Salvatore i tę jego bandę.

- " Nie, nie mogę pozwolić na jej śmierć. Będę udawał przed Alistairem, że uwodzę ją, by podstępem zabić... A potem się coś wymyśli."- postanowił, wstając z łóżka. Spał w ubraniu, więc założył jedynie buty i skórzaną kurtkę. Opuszczając jaskinię, jak na złość natknął się na Salvatore.

- Wróciłeś? Tak szybko się uwinąłeś z nią?- spytał drwiącym tonem.

- Jeszcze nie.- syknął Damon.- Ale jestem blisko... Obrałem taktykę podstępu. Na razie muszę ją uwieść, a potem...- urwał, bo czuł że reszta nie przeszłaby mu przez gardło. Miał nadzieję, że Salvatore nie zauważy w tym nic podejrzanego.

- Rozumiem...- przyjrzał mu się uważnie, a potem roześmiał.- W takim razie do zobaczenia.- rzucił jakby od niechcenia i poszedł w swoją stronę.

Damon odetchnął głęboko i ruszył w kierunku portalu prowadzącego na ziemię.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Meredith usłyszała ciche pukanie. Natychmiast wstała od biurka, przy którym właśnie wypełniała jakieś papiery. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła w nich niezwykle podekscytowaną Selene.

- Co się stało?- spojrzała na nią nieco przestraszona.

- Moja moc... ona zaczyna się chyba ujawniać...- odrzekła trochę niepewnie.

- Naprawdę? Tak szybko? To... wspaniale!- uścisnęła siostrzenicę.

- Szybko? To znaczy, że szybciej niż u poprzedniej wybranej?- spytała lekko zdziwiona.

- Tak, i to o wiele. Poprzedniej moc zaczęła się ujawniać jakieś pół roku po urodzinach, a nie dzień później... Jesteś naprawdę wyjątkowa...- odpowiedziała ciotka z uśmiechem.

- Jejku, fajnie... Nauczysz mnie to kontrolować, prawda?- spojrzała na nią Selene.

- Oczywiście. Rita i Elisabeth też się dołączą. Z nami szybko wszystko opanujesz.- potwierdziła Meredith.- Przyjdą niebawem, więc się przygotuj.- dodała pośpiesznie.

Selene dała ciotce całusa w policzek i wyleciała z jej pokoju jak strzała. Po drodze zderzyła się z Alice.

- Pędzisz jak wariatka... I tylko dlatego, że Twoja moc się ujawniła...- stwierdziła z uśmiechem. No tak- znowu czytała jej w myślach.

- No co? To o wiele wcześniej niż u mojej poprzedniczki...- odrzekła z dumą.

- Wiem, wiem... Tyle że musisz się jeszcze nauczyć nad tym panować...-


26

wskazała jej rośliny doniczkowe stojące w salonie, które podzieliły entuzjazm Selene i zaczęły się rozrastać po całym domu.

- Ups...- spojrzała na „swoje” dzieło, lekko przygryzając dolną wargę.- Jak ja mam to odwrócić?- spytała, patrząc na Alice.

- Skup się, potrafisz... Jestem tego pewna. Uwierz mi, skupienie pomaga opanować moc... Sama też musiałam moją okiełznać, więc możesz mi zaufać...- odrzekła uspakajającym tonem.

Selene odetchnęła głęboko i spojrzała na rośliny. Dała ponieść się intuicji, pamiętała wszak, że to dzięki niej wiedziała jak ożywić kwiatek stojący w jej pokoju. Przymknęła oczy i uniosła ręce, cały czas myśląc o roślinach stojących w salonie. Znowu poczuła jak przez jej ręce na zewnątrz wypływa jakaś energia. Było to niezwykle przyjemne uczucie, jakby pod jej skórą przepływał jedwab.

Uśmiechnęła się. Po jakichś dwóch minutach poczuła, że ktoś lekko stuka ją w ramię. Otworzyła oczy i popatrzyła dookoła.

- Widzisz? Udało Ci się...- odezwała się Alice.

- Nie mogę uwierzyć... Nawet łatwo mi poszło.- uśmiechnęła się na te słowa.

- Myślę, że nauka szybko Ci pójdzie.- odrzekła na to ona.- Może oprowadziłabyś mnie po ogrodzie?- spytała.

- Pewnie. Chodź do kuchni. Tamtędy najszybciej można się do niego dostać.- Selene chwyciła ją za dłoń i pociągnęła za sobą.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Damon ponownie znalazł się w ogrodzie rodziny Monroe, serce zaczęło mu mocniej bić. Nie wiadomo skąd pojawiła się w nim gorąca chęć ponownego spotkania się z tą dziewczyną. Wiedział, że pewnie ona go zabije- w końcu jest czarodziejką i jej zadaniem jest likwidować demony. Jednak to wydawało się nie odstraszać Damona. Był na to gotów, byleby móc znowu ją zobaczyć, choćby ostatni raz w życiu. Zaczaił się za drzewami i zobaczył JĄ.

Spacerowała po ogrodzie z jakąś inną dziewczyną o rudych włosach i bladej cerze. Wyczuł, że była to również czarodziejka.

Rozmawiały swobodnie o wszystkim i o niczym, co jakiś czas śmiejąc się głośno. Jego ukochana wyglądała tak promiennie, kiedy się uśmiechała... On również się cieszył. Głównie dlatego, że mógł ją chociaż obserwować z daleka. Starał przyglądać się jej bardziej z bliska, jednocześnie uważając, by się zbytnio nie wychylić. Gdyby obie go zauważyły, na pewno by zginął.

Przyglądał się dziewczynie dokładnie, starając się zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Kiedy się śmiała, oczy jej błyszczały, a w policzkach ukazywały się śliczne dołeczki. Wiatr rozwiewał jej długie, czarne włosy, czyniąc ją podobną do leśnej nimfy. Kalifornijskie słońce wspaniale odbijało się w tych ciemnych lokach.

Selene szła obok Alice wolnym krokiem. Milczały właśnie po długiej i wyczerpującej rozmowie. Ona miała teraz myśli pełne tajemniczego nieznajomego.


27

- Ciągle o nim myślisz.- odezwała się Alice.

- Co, co?- wyrwała się z zamyślenia.

- No mówię, że ciągle myślisz o tym chłopaku, który Cię uratował, mimo iż wcześniej chciał Cię zabić.- wyjaśniła.

- Acha... Tak, myślę i nie mogę przestać.- potwierdziła.

I znowu zapadła cisza. Nagle Alice zmarszczyła czoło tak, jak to robiła, próbując czytać w myślach Tess.

- Co się dzieje?- Selene spojrzała na nią pytająco.

- Ktoś nas obserwuje. Słyszę niewyraźnie jakieś obce myśli, ale nic z nich nie rozumiem, więc to nikt ze znanych mi osób. Gdyby to była któraś z obcych mi czarodziejek, to i tak po krótkim czasie bym już ją rozumiała, więc to chyba jakaś istota z rasy, której myśli nigdy nie czytałam...- odrzekła.

- Czyli jaka?- spytała Selene przerażona.

- Może to być demon, albo inny zły duch. To na pewno nie żadne z dobrych stworzeń.- odrzekła Alice.

- W takim razie lepiej będzie, jeśli wrócimy do domu.- pociągnęła ją za rękaw w stronę domu.

- No dobrze, chodźmy. Słyszę myśli Rity. Przyszła żeby zobaczyć, jak sobie radzisz z darem. Razem z ciotką będą Cię uczyć, jak się nim posługiwać.- poinformowała, idąc grzecznie za nią.

- Świetnie, już nie mogę się doczekać.- odrzekła Selene z entuzjazmem i otworzyła drzwi prowadzące z ogrodu do kuchni.

Damon przestraszył się, słysząc słowa tej rudej czarodziejki, która towarzyszyła jego ukochanej. Potrafiła czytać w myślach. Nawet jeżeli słyszała jego myśli, ale ich nie rozumiała, i tak była niebezpieczna. Prędzej czy później zdoła je odczytać, jeśli wystarczająco się na nich skupi. Damon był tego pewien, więc postanowił, że będzie jej unikał. Miał nadzieję, że jego ukochana nie będzie z nią wszędzie chodzić, bo chciał ją jeszcze zobaczyć.

- "Ciekawe jak ona ma na imię... Wiem tylko, że jest córką Namidy i Nathaniela Monroe... No i jest piękna, najpiękniejsza na całym świecie."- myślał, powoli oddalając się od rezydencji Monroe'ów.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Meredith siedziała w swoim pokoju i rozmyślała nad wczorajszymi wydarzeniami. Zachowanie Selene martwiło ją, bo zamiast być przerażona atakiem demona, wydawała się bardzo zadowolona.

- "I jeszcze to co powiedziała... 'Ten demon mnie uratował'... "- przytoczyła

sobie dokładnie jej słowa.- "Przecież to kompletna bzdura! Jaki demon ratuje czarodziejkę?"- pomyślała oburzona.

Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Kiedy wyszła z pokoju, Teresa




28

witała właśnie w przedpokoju Ritę, Tess i Elisabeth. Podeszła więc do gości i również się z nimi przywitała. Teresa zabrała swoją siostrę, Tess do kuchni, by z nią w spokoju porozmawiać. Meredith natomiast została w salonie z Ritą i Elisabeth.

- I jak tam Selene?- spytała pani Spelling ze stoickim spokojem.

- Tak jak Ci wczoraj mówiłam przez telefon, ona uważa tego demona za swojego wybawiciela. Mówi, że najpierw chciał ją zabić, a potem uratował. Moim zdaniem to jakaś kompletna bzdura, no bo który demon zamiast zabić czarodziejkę, ratuje jej życie?- odrzekła oburzona Meredith.

- Zakochany demon tak robi...- dodała Rita.

- Co chcesz przez to powiedzieć?- spytała Elisabeth, ciekawa jej teorii.

- Jeżeli ją uratował, to jest tylko jedno wyjaśnienie, a mianowicie urok. Selene, jako czarodziejka z wielkiego rodu, a Monroe z pewnością do takowego

należy, posiada tenże urok. Działa on na każde stworzenie, dobre czy też złe. Demon uległ jej czarowi i uratował ją.- wyjaśniła Rita z powagą.

- Tak myślisz?- spytała Meredith, mile zaskoczona taką praktyczną możliwością.- Ale to chyba za wcześnie, żeby urok się ujawniał.- dodała pośpiesznie.

- Rita ma rację. Nie ma innej możliwości. Po prostu Selene rozwija się szybciej niż inne czarodziejki. Świadczy o tym między innymi fakt, że jej moc również zaczęła się ujawniać bardzo wcześnie.- odrzekła Elisabeth.

- No tak, faktycznie. Nie ma innej możliwości. Rito, Twoja teza jest całkiem prawdopodobna.- przyznała Meredith.

- Dziękuję.- uśmiechnęła się, siadając wygodnie na sofie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene i Alice wpadły do kuchni, minęły zdziwioną Tess i Teresę, które siedziały przy stole, rozmawiając. Szybko znalazły się w salonie. Zastały tam jedynie Ritę.

- Witaj. Gdzie ciocia i pani Spelling?- Selene uśmiechając się na jej widok.

- Elisabeth i Meredith są w bibliotece. Rozmawiają, więc lepiej im nie przeszkadzać.- odrzekła.

- Zostawię Was same.- odezwała się nagle Alice, patrząc znacząco na Ritę. Pewnie wyczytała z jej myśli jakąś niemą prośbę.

- Dziękuję, Alice.- uśmiechnęła się do niej serdecznie, a potem spojrzała na Selene.

Kiedy Alice zniknęła za drzwiami, Rita poklepała wolne miejsce obok siebie. Selene usiadła i spojrzała na nią pytająco.

- Chciałabym z Tobą porozmawiać o tym demonie, który wczoraj Cię zaatakował, a potem uratował.- wyjaśniła.



29


- Ach, tak...- wyjąkała.

- Razem z Elisabeth i Meredith doszłyśmy do wniosku, że miałaś ogromne szczęście. Urok, jaki posiadasz z racji Twego urodzenia uaktywnił się bardzo szybko, dzięki czemu demon Cię nie zabił. Uległ mu i rzucił Ci się z pomocą.- powiedziała Rita.- Z początku Twoja ciotka nie chciała uwierzyć w moją teorię, jak zwykle z resztą. Gdyby to Isabelle była na jej miejscu.- westchnęła.

- Isabelle?- spytała Selene, nic nie rozumiejąc.

- Może trudno w to uwierzyć, ale Isabelle jest moją przyjaciółką, natomiast ja i Meredith mamy całkiem inne poglądy na większość spraw... Dlatego też trudno nam się dogadać.- westchnęła.- Isabelle znam bardzo długo. Zanim zamknęła się w sobie, często rozmawiałyśmy. Teraz jedynie wymieniamy uśmiechy, bo ona nawet przede mną nie chce się otworzyć.- powiedziała ze smutkiem.

- To znaczy, że Isabelle nie zawsze była taka jak teraz?- spytała Selene, bardzo ciekawa tej historii.

- Oczywiście. Była bardzo wesołą i radosną dziewczyną, pochodziła ze starego, potężnego rodu Bright'ów. Większość swojej młodości spędziła z rodzicami, czterema siostrami i trzema braćmi. Moi rodzice przyjaźnili się z rodzicami

Isabelle, więc przebywałyśmy ze sobą praktycznie cały czas. Niestety, kiedy Isabelle miała dwieście dwadzieścia lat, pewien oddział demonów wybił całą jej rodzinę. Nie wiem jakim cudem im to się udało...- westchnęła.- Jedynie Isabelle udało się jakoś przeżyć, głównie dzięki darowi tworzenia iluzji. Zaserwowała demonom jakiś wymyślony przez siebie obraz, a sama w tym czasie uciekła. Jednak to, co widziała na zawsze odbiło się na jej psychice. Zamknęła się w sobie i przestała odzywać do kogokolwiek. Nawet ja nie potrafiłam do niej dotrzeć. Była w takim stanie przez jakieś dziewięćdziesiąt pięć lat, a potem w jej życiu pojawił się Johnathan. On jako jedyny zdołał przebić się przez tą skorupę, którą wokół siebie utworzyła. Zakochali się w sobie i pobrali, mimo iż niektórzy uważali, że nie pasują do siebie, bo Johnathan wygląda około dwadzieścia lat starzej niż Isabelle. Im to jednak nie przeszkadzało. Pani Thomson, matka Johnathana była, i nadal jest, wyrocznią. Przepowiedziała im, że ich małżeństwo będzie idealne, co ostatecznie utwierdziło ich w decyzji o wspólnym życiu.- Rita odetchnęła głęboko.- Pięćdziesiąt lat po ślubie Isabelle zaszła w ciążę. Była tak bardzo szczęśliwa, że zaczęła się ponownie otwierać na innych. Znowu normalnie rozmawiałyśmy...- przerwała. Selene czuła, że zaraz dowie się o czymś bardzo smutnym lub strasznym.

- Kiedy Isabelle była w czwartym miesiącu ciąży...- zaczęła.- ... poroniła. Mocno to przeżyła i zamknęła się w sobie bardziej niż poprzednio... Przez pierwsze sto lat nie odzywała się nawet do Johnathana. Potem jednak zdołał on ponownie do niej dotrzeć. Ale ja... No cóż, mnie się to już nieudało. I teraz jest jak jest. Isabelle ogranicza się do rozmów z mężem, no i czasem odzywa się podczas obrad Rady


30

Czarodziejek, kiedy, jako jedna z Wielkiej Trójki, musi pomóc Elisabeth podjąć ostateczną decyzję. No i to by było na tyle.- zakończyła Rita.

- Ach, teraz rozumiem.- powiedziała Selene, zamyślona. Isabelle też straciła rodziców, nawet więcej- całą rodzinę, jaką miała. Było jej tym ciężej,

bo znała rodziców, i dlatego ich nagła utrata stała się przyczyną jej zamknięcia w sobie. Selene nie odczuwała smutku z powodu śmierci matki i ojca, bo odeszli bardzo wcześnie. Nie znała ich i dlatego nie tęskniła za nimi. Dla niej "mamą" od zawsze była Meredith. Dlatego też bardzo współczuła Isabelle.

Jej rozmyślania przerwało wejście cioci i Elisabeth.

- Witaj, Selene.- pani Spelling uścisnęła jej dłoń.

- Jesteś gotowa na pierwszą lekcję?- spytała Meredith.

- Oczywiście. Zaczynajmy. - odpowiedziała Selene z uśmiechem.































31

Rozdział 5

Wyznanie


Następnego dnia Selene obudziła się w świetnym humorze. Wczorajsza lekcja z Elisabeth, Ritą i ciocią Meredith poszła jej zaskakująco łatwo. Wprawdzie musiała się namęczyć, by wystarczająco skupić się na swoim zadaniu, ale według Rity radziła sobie o wiele lepiej niż poprzednia "wybrana". Dlatego też była z siebie bardzo dumna.

Wstała z łóżka, przeciągając się parę razy. Udała się do łazienki i wzięła prysznic. Kiedy wysuszyła włosy wróciła do pokoju odziana w szlafrok. Podeszła do szafy i wyjęła z niej dawno nie noszone już dżinsy i białą bluzeczkę z długim rękawem, tak cienką, że musiała włożyć pod nią jakiś top. Wybrała niebieski, na cienkich ramiączkach, który bardzo lubiła. Potem zeszła powoli schodami na dół, do kuchni na śniadanie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon nie mógł zasnąć w nocy. Kręcił się niespokojnie w łóżku, potem wstał i chodził po hotelowym pokoju, bardzo niespokojny. Nie chciał wracać na noc do Podziemi, bo bał się że któryś z jego pobratymców doszuka się w nim jakichś niepokojących zmian.

Ciągle myślał o swojej ukochanej. Wiedział, że w oczach każdej czarodziejki był potworem, którego należy odegnać. Nawet to, że uratował jej życie, nie mogło dawać mu nadziei na wzajemność uczuć. Na dodatek Damon pozbawił ją matki, Namidy... Gdyby się o tym dowiedziała, znienawidziłaby go jeszcze bardziej. Jedno było pewne- nigdy nie będą mogli być razem.

Sama myśl o tym ukłuła go boleśnie w serce.

Czuł, że musi mimo wszystko powiedzieć jej, co czuje, bo inaczej zwariuje z niepewności. Chciał zyskać pewność, chociaż wątpił w to, że i ona czuła do niego to samo, co on czuł do niej.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Selene wbiegła do kuchni, wpadła na krzesło i uderzyła się w kolano. Syknęła z bólu i poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę i zobaczyła Isabelle siedzącą nieopodal na krześle.

- Ni... nic Ci... nie jest?- wyjąkała, wstając i przygotowując się do ewentualnej pomocy.

- Nie, skąd.-odrzekła Selene, zaskoczona tym, że ta małomówna dziewczyna się do niej odezwała.

Isabelle tylko uśmiechnęła się na te słowa i ponownie usiadła na swoim miejscu.

Selene chciała ją o coś spytać, byleby znowu się odezwała. Jednak zanim zdążyła się odezwać, do kuchni wszedł Johnathan.


32

Isabelle wstała, podeszła do niego i delikatnie objęła go za szyję. On objął ją w pasie i złożył na jej czole subtelny pocałunek.

- Witaj kochana.- szepnął.

Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się promiennie. Potem Johnathan zwrócił głowę w stronę Selene.

- Witaj, wybrana. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać.- uśmiechnął się szeroko.

- Faktycznie.- przyznała, nieco zaskoczona.

- Nie bój się, nadrobimy to.- odrzekł.- Isabelle i ja przyszliśmy pomóc Ci w nauce. Elisabeth nie mogła przyjść z powodu pewnego konfliktu dwóch

czarodziejek, który musi rozstrzygnąć. Także Twoja ciotka, jako pierwsza z Wielkiej Trójki wybrała się z nią z samego rana, by jej pomóc. Mam nadzieję, iż nie przeszkadza Ci to, że dziś będzie Cię uczyć Rita, ja i Isabelle?- spytał.

- Nie, skąd. Rozumiem, że ciocia Meredith ma ważne obowiązki. Poza tym nie mam nic przeciwko Wam.- odrzekła.- Fajnie będzie nauczyć się czegoś od Was.- dodała, uśmiechając się serdecznie.

- To dobrze.- powiedział. Isabelle szepnęła mu coś tak cicho, że Selene nie zauważyła nawet, by wydała z siebie jakiś głos.

Johnathan w odpowiedzi kiwnął potwierdzająco głową. Wtedy jego żona wyszła z kuchni, spoglądając na Selene.

- Chciałbym Ci jeszcze coś wyjaśnić. Isabelle po raz pierwszy widzi "wybraną", więc bądź dla niej wyrozumiała, jeśli zacznie się na Ciebie patrzeć zbyt natarczywie. Jesteś dla niej w pewnym sensie atrakcją.- powiedział Johnathan.

- Rozumiem. Powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego.- odparła Selene z uśmiechem.

- Dzięki.- odwzajemnił uśmiech i wyszedł z kuchni.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore chodził w tę i z powrotem po swojej jaskini. Johhan siedział rozparty na fotelu i wpatrywał się w brata z lekkim rozbawieniem.

- Nie denerwuj się.- powiedział przeciągając każdą głoskę.

- Jak mam się nie denerwować, kiedy jakaś przybłęda odbiera mi szansę na zostanie władcą?- wrzasnął Salvatore zatrzymując się nagle.

- Zważ, że ta przybłęda jest od Ciebie silniejsza, poza tym Alistair go uwielbia. Damon już teraz ma władzę, bo nasz pan skacze jak on mu zagra. Nie ma sensu się denerwować.- odrzekł Johhan ze stoickim spokojem.

- A Ty jak zwykle wszystko bagatelizujesz.- odezwał się Chris, wchodząc do ich jaskini.- Alistair jest najbardziej beznadziejnym władcą w dziejach Podziemi.- dodał z pogardą.

- Nie przesadzaj.- powiedział Marco, wchodząc tuż za nim.- Jego ojciec był gorszy.- dodał z uśmiechem.



33

- Podobno.- zaznaczył Chris.- Nie wypowiadaj się na jego temat, bo kiedy on rządził, to Ciebie nie było.- strofował go.

- No dobra.- Marco usiadł na oparciu fotela, na którym siedział Johhan.

- Musimy coś znaleźć na Damona, cokolwiek co mogłoby popsuć mu opinię u Alistaira.- odezwał się Salvatore, ponownie przystając.

- Taa, ciekawe co...- mruknął niezadowolony Chris.- On jest przecież czysty jak łza.- prychnął z sarkazmem.

- Johhan uda się na ziemię i będzie śledził każdy jego krok. Na pewno coś znajdzie.- odrzekł Salvatore, spoglądając na brata.

- Ale dlaczego ja?- spytał zaskoczony Johhan.

- Bo Cię o to proszę. Poza tym jesteś moim bratem, prawda?- odpowiedział, patrząc mu prosto w oczy.

- No, skoro tak...- wstał i wyszedł powoli z jaskini, patrząc na brata.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po południu Selene rozpoczęła lekcję z Ritą, Isabelle i Johnathanem. Alice i Teresa przyglądały się temu, dodając swoje spostrzeżenia.

Lekcja zaczęła się od ćwiczenia, które Selene robiła ostatnio. Miała

"podnieść" do góry wodę ze szklanki i umieścić ją tam z powrotem. Ciotka upomniała ją, że najpierw musi się nauczyć kontrolować żywioły będące wokół niej, a potem dopiero je samemu wytwarzać.

- Świetnie.- pochwaliła ją Rita.- Możemy teraz przejść do żywiołu Ziemi.- odrzekła z uśmiechem, stawiając przed Selene doniczkę z malutką roślinką.

- Postaraj się sprawić, by się rozrosła.- wyjaśnił Johnathan, wskazując na roślinę.

- Pamiętaj, skup się.- szepnęła Alice, stojąc za jej plecami.

Selene spojrzała na roślinę, unosząc nad nią złączone dłonie. Potem zamknęła oczy i skupiła się na swoim zadaniu. Poczuła jakby dreszcz przepływał od jej rąk do wyciągniętych dłoni i wypływał na zewnątrz. Otworzyła oczy i ujrzała zielone światło spływające na roślinę, która pod jego wpływem zaczęła rosnąć w oczach.

- Wystarczy.- szepnęła Rita po paru minutach.

Selene opuściła ręce i w tym samym momencie roślina przestała rosnąć.

- Wspaniale.- skomentował Johnathan.

Isabelle uśmiechnęła się jakby na potwierdzenie jego słów. Rita również ją pochwaliła, a Alice i Teresa swoim zwyczajem pogratulowały jej z szerokim uśmiechem na ustach i uścisnęły ją.

Potem wszyscy przeszli do dalszej części lekcji.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon zjechał windą na parter, potem wszedł do ogromnego hallu hotelowego i podszedł do recepcji.

- Dzień dobry panu.- przywitała go recepcjonistka szerokim uśmiechem, poprawiając swoje blond włosy.


34

- Witam. Chciałbym się wymeldować.- powiedział Damon z uśmiechem, kładąc klucz na ladzie recepcji.

- Ach... Oczywiście.- odrzekła dziewczyna lekko rozczarowana, wzięła klucz i zaczęła coś robić na komputerze schowanym pod ladą. Damon dobrze wiedział jak działał na kobiety, ale po raz pierwszy poczuł się podle.

Recepcjonistka wydrukowawszy rachunek, położyła go na ladzie.

- Płaci pan 259 dolarów.- dodała.

Damon spojrzał przelotnie na rachunek. Wszystko się zgadzało. Korzystał jedynie z pokoju, nie jadł kolacji ani śniadania, nawet nie skorzystał z minibarku. Nie był po prostu w stanie czegokolwiek przełknąć.

Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął portfel i wyciągnął z niego trzy banknoty studolarowe.

- Reszty nie trzeba.- dodał, kładąc pieniądze na stole i wkładając portfel z powrotem. Widząc smutną minę dziewczyny rzucił na pożegnanie.

- Na pewno tu jeszcze kiedyś wpadnę.- uśmiechnął się i wyszedł.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po południu, kiedy Selene skończyła lekcję z Ritą, Johnathanem i Isabelle, Eleazar, brat Rity przyszedł w odwiedziny wraz z Tess i Deborą. Teresa jak zwykle udała się z gdzieś z siostrą, by z nią porozmawiać. Deborah wraz z Marią, Isabelle, Johnathanem i Ritą, zasiedli w salonie. Eleazar wraz z Selene udali się do kuchni.

- Fajnie Cię znowu zobaczyć.- odezwał się, kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły.

- Ciebie też.- odrzekła Selene, siadając przy stole.

- I jak Ci idą lekcje?- spytał zajmując miejsce naprzeciwko.

- Rita Ci nie mówiła?- zdziwiła się, spoglądając w jego oczy.

- Mówiła, ale chcę wiedzieć, co ty o sobie myślisz.- uśmiechnął się szeroko.

- No cóż, idzie mi dobrze, jestem z siebie zadowolona. Nie spodziewałam się po sobie takich szybkich postępów.- odrzekła.

- To dobrze.- powiedział, patrząc na nią. Jego wzrok zdradzał spore zainteresowanie, ale również coś więcej. Selene spuściła wzrok, bo domyślała się co to może być, ale za nic nie chciała się o tym przekonać, patrząc w jego oczy.

- A jak tobie się powodzi?- spytała, przerywając niezręczne milczenie.

- Całkiem dobrze, nie mogę narzekać. Do szczęścia brakuje mi właściwie tylko jednego...- zaczął, spoglądając na nią. Chwycił ją pod brodę i podniósł jej głowę do góry tak, by na niego spojrzała.

- Eleazar... Ja nie...- zaczęła i urwała.- Ja nie czuję do Ciebie tego, co ty do mnie.- wydusiła w końcu i głośno westchnęła.

- Rozumiem.- odrzekł, odsuwając się od niej.


35

- Nie gniewaj się... Naprawdę mi przykro, że muszę cię zranić.- wyszeptała Selene.

- Ależ skąd, nie mógłbym się na ciebie gniewać.- uśmiechnął się blado.- A teraz wybacz, muszę już iść...- wstał i zniknął za drzwiami.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Johhan przeszedł przez portal na ziemię. Wcale nie był zadowolony z zadania, jakie przydzielił mu brat. Nie lubił ludzi, irytował go zachwyt kobiet, kiedy mijał je na ulicy. Dlatego unikał takich misji jak ognia. Gdyby nie to, że starszy brat go o prosił, nigdy by nie wyszedł na powierzchnię.

Szedł powoli przez zatłoczoną ulicę ubrany w staromodny czarny płaszcz, sięgający mu do kolan, czarne eleganckie spodnie, a pod płaszczem miał koszulę w tym samym kolorze, co reszta ubioru. Niewątpliwie wyróżniał się w tłumie ludzi, którzy nosili jasne ciuchy. Ale nie tylko to go wyróżniało. Niezwykła uroda, którą posiadał jako przedstawiciel rasy demonów, przykuwała uwagę kobiet. Niektórzy mężczyźni patrzyli na niego z lekką zazdrością, szczególnie kiedy ich dziewczyny spoglądały na niego z zachwytem. Johhan klął w duchu, bo nienawidził zwracać na siebie uwagi. Szybko przecisnął się przez zatłoczony chodnik i ukrył się w jakiejś ciemnej uliczce, postanawiając zostać tam do wieczora.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene przez około pół godziny siedziała w kuchni pogrążona w myślach. Czuła się okropnie z tym, że zraniła Eleazara. Lubiła go bardzo, zrobiłaby wszystko, co tylko się da, by był szczęśliwy, ale była też pewna, że tylko jedno było mu potrzebne do szczęścia- ona. Niestety siebie nie mogła mu dać, bo kochała nieznajomego, który uratował jej życie. Pokochała demona, swojego naturalnego wroga, i zamiast związać się z czarodziejem, jak całe pokolenia jej przodków, ona pragnęła, by ten demon również ją kochał.

Wstała wreszcie z krzesła i podeszła powoli do drzwi prowadzących do ogrodu, otworzyła je i wyszła na zewnątrz, oddychając głęboko czystym powietrzem.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon dzięki swoim demonicznym zdolnościom przeleciał wręcz po murze do ogrodu znajdującego się na tyłach domu rodziny Monroe. Przekradł się między drzewami, wypatrując tego, czego szukał. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy ją ujrzał. Wychodziła właśnie na zewnątrz, oddychając głęboko. Swoje kroki skierowała w stronę "dzikiej" części ogrodu. Damon śledził ją, dopóki nie zatrzymała się tuż przy powalonym drzewie znajdującym się na krańcu ogrodu. Usiadła na ogromnym pniu i lekko pogłaskała jego korę. Serce Damona aż podskoczyło z ekscytacji. Czy patrząc na to pamiętne drzewo, które miało ją zabić, myślała o nim? Nie, nie mógł sobie robić zbyt dużych nadziei. Wyszedł zza drzew i powoli ruszył w jej kierunku.


36

Selene siedziała na pniu drzewa i zastanawiała się, czy kiedykolwiek zobaczy chociaż jeden raz owego nieznajomego demona, który uratował jej życie. Pragnęła tego z całego serca, mimo że wiedziała, iż następnym razem zapewne nie zawahałby się, tylko zabił ją, tak jak mu rozkazano. Nagle usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła się i omal nie zemdlała. W cieniu pobliskich drzew ujrzała właśnie JEGO kroczącego w jej stronę. Zatrzymał się pod pobliską wierzbą, najwyraźniej przestraszony jej miną. Selene niedowierzając w to co widzi, podeszła do niego bliżej.

Damon stał jak wryty w ziemię. Na początku unieruchomiła go jej mina. Przez głowę przeleciała mu jedna jedyna myśl- odegna mnie. Kiedy zbliżyła się do niego, nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy lepiej uciec. Postanowił jednak zostać. Nie mógł odejść, kiedy ona była tak blisko niego.

- Witaj.- szepnął.

- Witaj.- odrzekła równie cicho, lekko się rumieniąc. Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Czyżby ucieszyła się na jego widok? Nie, to niemożliwe. Damon odrzucił tę myśl, by nadal nie dawać sobie płonnych nadziei.

- Dziękuję.- odezwała się, wyrywając go z zamyślenia.

- Za co?- zdziwił się.

- Za uratowanie mi życia.- odpowiedziała.

- Ależ ja...- zaczął. Chciał jej powiedzieć coś, co mogłoby umniejszyć szlachetność tego czynu.- Ja najpierw chciałem Cię zabić.- wydusił w końcu, nie mogąc uwierzyć w to, co sam powiedział. Jak on mógł tego wtedy chcieć?

- Wiem, ale... dla mnie liczy się to, że ostatecznie jednak mnie uratowałeś.-

odrzekła, uśmiechając się niepewnie.

- Nawet nie wiesz jak bardzo cieszą mnie Twoje słowa.- szepnął, czując jak jego ciało przeszywa jakieś wspaniałe uczucie. Jej słowa dały mu nadzieję. Nie żywiła do niego żadnej urazy, nie traktowała jak wroga, wręcz przeciwnie- była mu wdzięczna za ratunek.

- Ostatnio nie mieliśmy okazji się poznać.- zaczęła nieśmiało.

A więc chciała go również poznać? Serce nieomal wyskoczyło mu z piersi, tak bardzo ucieszyły go jej słowa.

- To prawda. Pora to naprawić. Jestem Damon.- przedstawił się, ledwo opanowując wzbierającą w nim euforię.

- Miło mi Cię poznać. Ja jestem Selene.- podała mu rękę uśmiechając się szeroko.

Damon ujął dłoń ukochanej, napawając się miękkością jej skóry i złożył na niej subtelny pocałunek.

Kiedy Selene zobaczyła Damona, jej serce napełniło się radością. Czując na swojej dłoni dotyk jego warg lekko drgnęła, a jej serce zaczęło walić jak oszalałe. Przez ciało przeszedł miły dreszcz.

- Powiedz mi dlaczego właściwie mnie uratowałeś?- spytała.


37

- Tak naprawdę to sam nie wiedziałem, co mną kierowało... Potem jednak, kiedy zastanowiłem się nad tym głębiej, doszedłem do wniosku, że jedynym wyjaśnieniem może być miłość...- odrzekł, spoglądając na nią.

Selene nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Marzenie, by on także ją kochał, ziściły się w jednej chwili.

- Ja... Kocham Cię od pierwszej chwili... Wiem, że to brzmi jak jakiś kompletny absurd, ale ja jestem pewien moich uczuć.- wyznał z trudem.

- Wiesz, ja myślałam cały czas o Tobie... Czuję, że jesteś mi tak samo bliski. I nic mnie to nie obchodzi, że jesteś demonem, a ja czarodziejką... Kocham Cię i nikt nas nie rozdzieli, a jestem pewna, że moja ciotka, kiedy tylko się dowie...- urwała.

- Rozumiem...- odrzekł ze smutkiem.

- Ale obiecaj mi, że będziesz tu przychodził. Będziemy spotykać się właśnie przy tym powalonym pniu, dobrze?- zaproponowała, lekko muskając palcami jego dłoń.

- Obiecuję.- uśmiechnął się, czując jej dotyk. Uniósł rękę i delikatnie przyłożył ją do policzka Selene. Ich twarze powoli zaczęły zbliżać się do siebie. Oboje zamknęli oczy, gotowi na to, co miało się właśnie stać.

























38


Rozdział 6

Pełnia szczęścia


Kiedy ich usta prawie się złączyły, oboje usłyszeli nawoływania.

- Meredith...- wyjąkała Selene.- Moja ciotka wróciła. Szuka mnie.- zasmuciła się na myśl o tym, że zaraz będą musieli się rozstać.

- Nie martw się, przyjdę jutro.- obiecał, musnął wargami jej czoło i zniknął między drzewami.

Selene wyrwał z zamyślenia coraz głośniejsze i wyraźniejsze wołanie ciotki. Była z nią również Alice, słychać było jej głos, chociaż stłumiony przez donośną barwę głosu Meredith.

Selene ruszyła w kierunku ich nawoływań. Kiedy doszła do środkowej części ogrodu, zza drzew wyszła ciotka i Alice.

- Kochanie, gdzieś ty była?- Meredith rzuciła się ku niej i mocno ją przytuliła.

- Spacerowałam po ogrodzie.- odrzekła Selene spokojnym głosem.

- I żaden demon Cię nie napadł?- spytała ją ciotka, patrząc prosto w oczy.

- Nie, skąd ten pomysł?- zdziwiła się na te słowa. Poniekąd była to prawda,

bo demon jej nie napadł, tylko wyznał miłość.

- Bo czułam wyraźnie obecność demona. Był tu, jestem tego pewna.- mówiła Meredith bardzo przejęta.

- Ale nie zaatakował mnie.- dodała Selene, próbując jakoś uspokoić ciotkę.

- Mówiłam twojej cioci, że nie ma się czego bać.- odezwała się Alice.- Nie słyszałam dokładnie jego myśli, ale czułam, że w jego głowie nie ma planu ataku, raczej coś innego, coś... dobrego.- wyjaśniła.

- Naprawdę? To znaczy, że nie chce mnie zabić?- spytała Selene dla pewności.

- Na to wygląda... Mam pewne podejrzenia co do jego zachowania. On chyba uległ magicznemu urokowi, który posiada twoja siostrzenica.- zwróciła się do Meredith.- Dopóki będzie pod jego wpływem, na pewno nie zaatakuje. On ją w pewnym sensie kocha.- dodała.

- Jak to dopóki jest pod wpływem uroku?- podchwyciła Selene.

- No cóż... Jeśli wróci do Podziemi i jego pobratymcy zauważą, że jest zauroczony, a uwierz, że oni łatwo to rozpoznają, to na pewno zanurzą go w Jeziorze Mroku. Jego wody obmywają z magicznego uroku czarodziejek. Dodatkowo chronią przed jego działaniem przez 24 godziny. Zapomniałby o tym, jak "kochał" Selene... A wtedy na pewno zaatakuje.- zakończyła złowieszczo Alice.

- Czyli ten urok nie jest taki niezawodny...- westchnęła Meredith.- Chodźmy lepiej do domu. Nie wytrzymam tu dłużej. Nadal czuć tu demonem.- ruszyła, ciągnąc za sobą siostrzenicę.- I pamiętaj, nie wychodź do ogrodu sama.- nakazała jej.

39

- Dobrze, ciociu. Będę wychodziła z Alice.- odrzekła Selene, idąc za Meredith. Nie wiedziała, co ma zrobić. Spotkania jej i Damona miały być utrzymane w sekrecie, ale przecież obiecała nie wychodzić sama do ogrodu. Musiała podzielić się z Alice tą tajemnicą, bo przecież nie mogłaby jej uciec. Ona w końcu czytała w jej myślach. Właśnie!

Selene spojrzała na Alice wchodząc do domu. Jej mina wskazywała, że wszystko już wyczytała. Kiedy Meredith zostawiła je same w pokoju Selene, obie usiadły na łóżku, a Alice odezwała się szeptem.

- A więc będziecie się spotykać? To przecież ryzykowne... A jeśli jego pobratymcy obmyją go w Jeziorze Mroku?- spytała zmartwiona.

- Nie martw się, poznam po zachowaniu, czy zamierza mnie zabić... Poza tym ty będziesz w pobliżu, prawda?- odrzekła Selene, łapiąc ją za ręce.

- Oczywiście, że tak. Takie mam zadanie.- uśmiechnęła się serdecznie jej rudowłosa przyjaciółka.

- No więc nie mamy się czego bać.- dodała ona i obie zeszły na obiad.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy nadszedł wieczór, Johhan opuścił swoją kryjówkę i ruszył przed siebie. Ludzi na ulicach było mniej, ale i tak dużo jak na taką porę. Niestety taki był urok Miasta Aniołów- masa ludzi za dnia i w nocy.

Szedł bardzo powoli, rozglądając się w nadziei, że wpadnie wreszcie na trop Damona. Nie możliwym było, by nie mógł na niego trafić, w końcu jako demony tak samo wyróżniali się z tłumu. Poza tym Johhan dobrze wiedział, że nie ma po co wracać do Podziemi, jeżeli nie znajdzie czegoś na Damona.

Po drodze zaczepiło go paru pijaczków, by żebrać o drobne i chyba z dziesięć prostytutek. W miarę jak zaczęło się ściemniać, w ciemnych zaułkach zaczęły się czaić jakieś podejrzane typki, grupki dresiarzy czarnoskórych i białych. Johhan dzięki swojemu darowi wyczuwał każdą emocję i uczucie tych złodziei i niekiedy morderców. Nie przejmował się jednak tym- jako demon zabijał często, w większości przypadków szybko i bez zastanowienia. Był zły i nie krył się z tym. Należał wszak do świata Mroku, zło miał we krwi.

Kiedy mijał grupkę chłopaków w szarych dresach, jeden z nich go zaczepił.

- Hej, szefunciu, daj sto dolców.- krzyknął blondyn ze złotym łańcuchem na szyi.

Johhan nawet się nie odwrócił, tylko szedł dalej. Blondyn wraz z pozostałymi ruszył za nim, nadal nawołując.

- No co? Nie wspomożesz biednych?- wołał kpiącym głosem.- Ty, chłopczyku!- śmiał się bezczelnie, widocznie chcąc go sprowokować.

W końcu Johhan nie wytrzymał głupich żartów blondyna i jego kumpli. Także uczucie zadowolenia krążące w ich umysłach działało mu na nerwy. Odwrócił się do nich, stając na środku chodnika. Spojrzał na nich swymi czarnymi oczyma, które po chwili zapłonęły czerwienią. Zawsze tak się działo, kiedy ktoś zdenerwował demona.


40

Sam kolor jego oczu, który zmienił się tak nagle, spowodował napad paniki u grupki chłopaków. Johhan czuł dokładnie ich strach, napawał się nim. Dzięki darowi odczuwania uczuć innych wiedział, że posiada przewagę nad ludźmi.

- Ej, sorki... Już nie zawracamy głowy...- wyjąkał blondyn. Cała grupka zaczęła się cofać.

- Już idziecie? Ależ to dopiero początek zabawy.- uśmiechnął się złowrogo Johhan. W jego ręce pojawiła się płonąca kula.

- Co to do cholery...?- zaczął blondyn. Jego kumple spojrzeli na kulę z przerażeniem.

- Który chce się ogrzać?- spytał Johhan kpiąco i po chwili rzucił kulą w jednego z chłopaków, ogolonego na łyso dryblasa. Natychmiast spłonął od środka. Nim pozostali zdążyli ruszyć do ucieczki, kolejnych dwóch zginęło. Blondyn i jeden z jego kumpli, wysoki barczysty chłopak z czapką na głowie natychmiast rzucili się do ucieczki. Johhan ruszył powoli za nimi, bo nie mógł narazić się na zdemaskowanie, więc każdy kto poznał jego demoniczną naturę, musiał zginąć.

Najpierw dopadł chłopaka w czapce. Zapędził go w ślepą uliczkę i potraktował kulą ognia. Znalezienie blondyna nie stanowiło dla niego problemu- po prostu wywęszył jego trop. Kiedy już go znalazł, przycisnął jedną ręką do ściany.

- Nie warto zadzierać z mrocznymi istotami, człowieczku.- szepnął mu do ucha. Potem w jego dłoni pojawiła się kolejna ognista kula.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene kręciła się niespokojnie na łóżku. Ze snu wyrwał ją kolejny koszmar. Tym razem jednak walczyła ze swoim prześladowcą, ale nie mogła go pokonać. Mimo wszystko ten sen był lepszy od dawnego, bo wiedziała kto ją prześladował, i dzięki swojej ujawnionej od niedawna mocy nie czuła się aż tak bezbronna.

Otworzyła powoli oczy i spojrzała na budzik stojący na stoliczku nocnym. Wskazywał trzecią nad ranem. Selene bała się tego, co szykowało dla niej przeznaczenie. Bała się, że mimo wszystkich umiejętności przegra walkę z Alistairem. Bardziej jednak przerażał ją fakt, iż może zginąć dużo wcześniej z ręki nasłanego na nią demona. A przecież to Damon został po to na ziemię wysłany... Mimo to Selene wiedziała, że gdyby jego pobratymcy zdjęli z niego urok i chciał ją zabić, ona nie potrafiłaby się przed nim bronić, więc na pewno by zginęła. Takiż sam los spotkał jej poprzedniczkę.

Zaufała demonowi, dała mu się uwieść, a potem zginęła, i to dzień przed osiemnastymi urodzinami.

Z drugiej strony Selene nie mogła zawieść cioci ani żadnej z czarodziejek. Zdawała sobie sprawę z tego jak jest dla nich ważna. Gdyby udało jej się przeżyć do tej nieszczęsnej osiemnastki, świat całkiem by się zmienił. Demony po stracie tak potężnego władcy zostałyby szybko pokonane, a wtedy inne złe


41

istoty straciłyby główną ochronę. Jednak Selene musiała brać pod uwagę zarówno dobrą, jak i złą opcję. Nie była jednak pewna, czy jest gotowa na śmierć.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Maria siedziała w salonie na kanapie aż do północy. Myślała ciągle o Eleazarze. Od dnia, kiedy spotkała go na urodzinach "wybranej", nie była w stanie o nim zapomnieć. Wiedziała, że to coś innego niż zauroczenie, coś silniejszego. Było to dla niej nowością, bo dotychczas to ona rozkochiwała w sobie mężczyzn, szczególnie zaś lubiła flirtować ze śmiertelnikami. To, że w połowie była aniołem wcale nie wpływało na jej charakter. Wiedziała, że jest niezwykle piękna i potrafiła to dobrze wykorzystać.

Pierwszy raz kogoś pokochała, i akurat ten ktoś niemalże zupełnie ją ignorował. Wiedziała, że Eleazar interesuje się Selene i była z tego powodu wściekła. Także jej wrodzona ambicja cierpiała na tym. Pierwszy raz nie mogła dostać tego, czego chciała. Nie czuła jednak nienawiści do Selene, była jej ona zupełnie obojętna. Maria nie widziała w niej rywalki, bo dobrze wiedziała, że panna Monroe pozbawiła Eleazara wszelkich nadziei. On kochał ją, a ona jego nie. Maria nie zwykła się poddawać, więc postanowiła walczyć o niego.

Jej rozmyślania przerwało wejście Teresy.

- Czemu nie śpisz?- spytała, widząc ją na kanapie.

- Rozmyślam.- odrzekła Maria, lekko już zaspana.

- Niech zgadnę...- zamyśliła się Teresa.- Pewnie o Eleazarze?- zagadnęła.

- Skąd wiesz?- Maria spojrzała na nią zaskoczona.

- Alice wyczytała to z Twoich myśli.- odpowiedziała Teresa z uśmiechem.

- No tak, powinnam się domyślić.- westchnęła na to Maria.- Jestem zmęczona, pójdę spać.- wstała, powoli kierując się ku schodom prowadzącym na górę.

-W takim razie dobranoc. Ja przejdę się jeszcze napić się mleka.- odpowiedziała Teresa, kierując się do kuchni.

Maria posłała jej ciepły uśmiech i weszła na górę.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon zbudził się wczesnym rankiem. Łóżko w podrzędnym moteliku, w którym zanocował, było okropnie niewygodne. Wszystkie mięśnie bolały go bardziej niż zwykle. Wstał powoli, tak żeby nie napinać ich zbytnio.

Jego serce napełniała ogromna radość, ale ledwie mógł uwierzyć w wydarzenia minionego dnia. Świadomość, że Selene go kochała, dawała mu chęć do życia.

Wyszedł z motelu lekkim krokiem, z uśmiechem na ustach. W porównaniu z dniem wczorajszym czuł się o niebo lepiej. Zniknęła cała niepewność, jaka dręczyła go jeszcze niedawno. Teraz kluczową sprawą było dla niego to, by ochronić Selene przed swoimi pobratymcami. Nie mógł pozwolić na jej śmierć.




42

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene zbudziła się rano i spojrzała przez okno. Zapowiadał się śliczny, słoneczny dzień. Nie było to dla niej zdziwieniem- w końcu latem, w Kalifornii zawsze było ciepło.

Szybko wstała z łóżka, wzięła prysznic, ubrała się i zeszła po schodach do kuchni.

- Dzień dobry wszystkim.- przywitała się z ciocią, Ritą, Alice, Marią i Teresą.

- Witaj.- odpowiedziała jej Meredith.

- Cześć.- powiedziały prawie jednocześnie Alice i Teresa.

- Dobrze spałaś?- spytała Rita.

- Tak, dzięki.- odrzekła Selene siadając przy stole.

Maria nie odezwała się, tylko spojrzała na nią i jej twarz przyozdobił uśmiech. Był on jednak widocznie sztuczny. Selene domyślała się, że ta latynoska piękność nie darzy jej sympatią. Jedyną zagadką był powód tego braku sympatii. Przecież w niczym jej nie zawiniła.

Po śniadaniu Rita i Meredith rozpoczęły kolejną lekcję z Selene, tym razem panowania nad żywiołem Powietrza.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon przeszedł przez ogrodzenie do ogrodu. Zaczaił się między drzewami i usiadł na pniu drzewa, przy którym miał się spotkać z Selene. Spojrzał na jego przypaloną korę i westchnął. Wiedział, że jeśli wróci do Podziemi, Alistair od razu zauważy zmianę w jego zachowaniu, a wtedy zanurzą go w Jeziorze Mroku i zapomni o tym jak kochał Selene, możliwe że dokończy wtedy misję, którą mu powierzono... Nie, nawet nie chciał myśleć o czymś takim. Postanowił, że nie wróci do Podziemi, przynajmniej nie z własnej woli.

Kiedy tak siedział, coś nagle przyszło mu na myśl, że przecież to on zabił matkę Selene. Gdyby ona o tym wiedziała, z pewnością by go znienawidziła. Nie mógł jej jednak okłamywać. Ufała mu, kochała. Jeśli nie będzie z nią szczery, a Selene w jakiś sposób się o tym dowie, to nie wybaczy mu. Z drugiej strony nie chciał burzyć szczęścia, którego doświadczyła, a ta informacja nie przeszłaby bez echa. Ciężko westchnął. Po raz kolejny od przybycia na ziemię nie miał pojęcia, co robić. Ta miłość zdecydowanie nie powinna się była nigdy narodzić. Powodowała jedynie komplikacje, wprowadzała zamieszanie do życia obojga. Na dodatek to uczucie mogło ich zabić. Parę chwil bezgranicznego szczęścia mogło ich kosztować utratę życia.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore siedział w swojej jaskini zamyślony.

- Co ten Johhan tak długo tam robi?- odezwał się Chris, wchodząc do pokoju.

- Przed nim ciężkie zadanie...- odrzekł Salvatore, wyrywając się z zamyślenia.- Żeby znaleźć coś na Damona, naprawdę trzeba się za nim nachodzić.- dodał.

- Właśnie, Chris.- powiedział zgodnie Marco.- Będziemy musieli uzbroić się w cierpliwość. To może potrwać.-

43

- Niestety...- westchnął Salvatore, nadal patrząc w przestrzeń.

- Zamierzacie tak bezczynnie siedzieć?- zawołał oburzony Chris.

- A co niby mamy robić?- spytał Marco.

- Iść tam i załatwić to po naszemu. Prędzej doczekamy się koronacji Damona niż kompromitujących go dowodów! Nie ma na co czekać! Musimy zlikwidować pretendenta na władcę Podziemi, zrobić zamach stanu i przejąć władzę!- odrzekł Chris podniosłym głosem.

- Pohamuj swoje rewolucyjne zapędy.- upomniał go Salvatore, podnosząc się z fotela.- Zapewniam Cię, że zamach stanu przyniósł by nam więcej problemów niż korzyści. Dlatego musimy działać podstępem. Mój plan jest doskonały pod każdym względem. Czuję, że Johhan znajdzie to, czego miał szukać.- powiedział z przekonaniem.

- Ale...- zaczął ponownie Chris.

- Nie ma żadnego ale, Chris. Tylko działając podstępem zdołamy przejąć władzę w Podziemiach.- przerwał mu Salvatore, świdrując go wzrokiem.

Chris nie odważył się odezwać. Marco spojrzał na niego z uznaniem.

- Widać, że urodzony z Ciebie przywódca.- powiedział.

Salvatore zaśmiał się i zwrócił wzrok przed siebie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po skończonej lekcji Selene wraz z Alice popędziła do ogrodu. Kiedy znalazły się na jego środku, spojrzała znacząco na swoją towarzyszkę. Alice w mig zrozumiała, że dalej Selene pójdzie już sama.

- Bądź w pogotowiu.- powiedziała i oddaliła się w stronę dzikiej części ogrodu, gdzie miała się spotkać z Damonem. Alice starała się wyłapać jego myśli i przede wszystkim coś z nich zrozumieć. Nie było to łatwe zadanie. Umysł demona był o wiele bardziej skomplikowany niż jej się wydawało. Mimo to nie poddawała się, bo uwielbiała wyzwania, szczególnie te, które miały związek z jej darem.

W tym czasie Selene ujrzawszy z daleka Damona siedzącego na pniu powalonego drzewa, nieomalże podskoczyła z radości. On, słysząc że jego ukochana się zbliża, podniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko. Kiedy podeszła, wstał i objął ją delikatnie w pasie.

- Witaj.- szepnął jej do ucha.

- Witaj... Jak dobrze Cię znów widzieć.- odrzekła, lekko wtulając się w jego tors.- Strasznie tęskniłam...- dodała.

- Ja również... I to nawet nie wiesz jak bardzo.- powiedział Damon.

Jego aksamitny głos wręcz pieścił jej uszy. Uśmiechnęła się promiennie.

- Masz taki śliczny uśmiech. Tak ciepły jak słońce.- wyznał Damon i ujął jej twarz w dłonie. Ich usta powoli zaczęły się do siebie zbliżać. Tak oczekiwany przez nich dwoje moment wreszcie nadszedł. Całowali się delikatnie, tak ostrożnie jakby przez ten pocałunek mieli sobie zrobić krzywdę. Poniekąd tak było- z


44

każdym dotykiem zbliżali się do siebie, łamiąc jedyne prawo łączące demony i czarodziejki. Był to kategoryczny zakaz wzajemnych związków, karany w większości przypadków śmiercią. Mimo to ich usta nie oderwały się od siebie ani na minutę. Niemożliwe do opisania szczęście wypełniało ich serca tak bardzo , że z jego nadmiaru zdawały się nieomalże pękać. W tej cudownej chwili liczyła się dla nich tylko ta miłość, która złączyła dwa tak różne serca. Niczym ogień i woda, światło i ciemność, miłość i nienawiść ich dusze w jakiś niezrozumiały sposób zlały się w jedno, mimo iż wydawało się to niemożliwe. W ich sercach rozwijało się to, co dawno temu powinno zostać zabite jeszcze w zarodku. Ale nadal trwało, ciągnąc tych dwoje za sobą w otchłań śmierci.

































45

Rozdział 7

Historia Rity


Kolejne dwa tygodnie lipca minęły Selene na kolejnych spotkaniach z Damonem. Alice kryła ich tak skutecznie, że ciotka zaczęła ignorować fakt, iż od czasu do czasu wyczuwała obecność demona w pobliżu. Czas ten był dla Selene bezcenny. Ciągle jednak była świadoma, że kiedyś nadejdzie tego kres. Na samą myśl o dłuższym rozstaniu z ukochanym wzdrygała się z jakimś przestrachem. Była pewna, że nie wytrzymałaby długo. Lekcje z Ritą, Meredith, Isabelle i Johnathanem szły jej coraz lepiej. Alice ćwiczyła się codziennie w czytaniu myśli Damona i również coraz lepiej sobie radziła. Udawało jej się wyłapywać pojedyncze obrazy i słowa. Nie dało się ukryć, że najczęściej jego głowa była pełna myśli właśnie o niej, ale tego akurat Selene mogła się sama domyślić.

Kolejny dzień zbudził ją swoim słonecznym blaskiem. Wstała, ubrała się i zeszła na dół do kuchni na śniadanie. Od dłuższego czasu jej rozkład dnia tak wyglądał. Najpierw jadła śniadanie, miała lekcję, potem obiad, spotkanie z Damonem, kolację, sen. Między tymi głównymi zajęciami wciskało się sprzątanie, rozmowy z Alice, Teresą i gośćmi z Rady Czarodziejek, którzy wpadali raz na jakiś czas. Selene zasmucał tylko fakt, że Eleazar przestał przychodzić. Rita mówiła, że nie ma on teraz czasu, ale widać było, iż sama się o niego martwiła. Również Maria chodziła niezadowolona. Po jej zachowaniu można było sądzić, że tęskniła za Eleazarem. Selene zrozumiała wreszcie dlaczego ta czarodziejka z Hiszpanii, pół anielica, nie darzyła jej sympatią. Widziała zapewne jak Eleazar patrzy na Selene i była zazdrosna. Było to dosyć nieprawdopodobne biorąc pod uwagę fakt, że Maria słynęła z flirtowania ze śmiertelnikami. To ona rozkochiwała w sobie mężczyzn, a nie odwrotnie. Jednak to, że zakochała się w Eleazarze było najbardziej prawdopodobną wersją tłumaczącą jej dziwne zachowanie.

Bez wątpienia te wakacje były wyjątkowe. Życie Selene zmieniło się diametralnie- nie dość, że dowiedziała się o tym kim naprawdę jest i jak ważne zadanie spoczywa na jej barkach, to na dodatek zakochała się w demonie. Mimo to nie tęskniła za swoim dawnym życiem, ponieważ dopiero teraz czuła się naprawdę szczęśliwa.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Johhan nie mógł uwierzyć w to, że tak długo szukał Damona. Jego tropy ciągle się urywały. W ciągu tych dwóch tygodni widział go cztery razy i zawsze gubił go w tłumie. Jego niechęć do dużych skupisk ludzkich skutecznie komplikowała mu zadanie. Wiedział dobrze, że jeśli chce go śledzić, musi się wyzbyć tego uprzedzenia. Zaczął od przechodzenia przez tłum ludzi. Ćwiczył tak długo, aż w ogóle przestał zwracać uwagę na to, gdzie się właśnie znajduje. Był pewien, że następnym razem już nie zgubi Damona.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

46

Damon nie wiedział dokładnie czy to sen, czy jawa. Stał na środku lasu i nie wiedział gdzie ma iść. Czuł, że musi kogoś uratować, ale nie miał pojęcia gdzie tej osoby szukać. To biegł, to zatrzymywał się co chwila. Zaczął nad nim panować ogromny strach, strach o to, że pojawi się za późno i nie zdąży uratować tego, czego szukał. Wiedział, że grozi tej osobie jakieś niebezpieczeństwo.

W końcu usłyszał krzyk. Ruszył biegiem w stronę, z której dobiegał. Wyszedł na polanę. Na trawie leżała Selene i krzyczała, a przed nią był Alistair, Salvatore, Chris, Johhan i Marco. Widząc Damona, Alistair powiedział: "Jesteś w samą porę, mój synu. Dziś wreszcie na kolejne tysiąc lat odegnamy zagrożenie. Ty tego dokonasz."- I wskazał na Selene.

Damon spojrzał na nią przerażony. Jej oczy prosiły go o ratunek. Podniósł wzrok na Alistaira i odmówił, kręcąc przecząco głową. Podniósł Selene i zasłonił ją swoim ciałem, gotowy na atak. Salvatore już chciał użyć wobec niego ognistej kuli, ale powstrzymał go jeden gest Alistaira, który potem zwrócił się do Damona: "Wychowałem Cię jak syna, a Ty teraz robisz mi coś takiego? Jak możesz? Jesteś demonem, jednym z nas. Czemu skazujesz swych pobratymców na śmierć z ręki czarodziejek? Naprawdę ona jest dla Ciebie ważniejsza niż to wszystko?". Damon potwierdził jednym ruchem głowy.

"Zdrada!"- krzyknął Salvatore, a tuż za nim jego brat i przyjaciele.

"Jesteś zdrajcą, Damonie. Nawet nie wiesz jak się na Tobie zawiodłem."- odrzekł Alistair, popatrzył na niego smutno i oddalił się, wskazując drużynie Salvatore gestem dłoni, że mogą atakować.

Pierwsza ognista kula trafiła Damona prosto w serce. Ból odczuł również na jawie, więc natychmiast się obudził i spojrzał na swoją pierś. Odetchnął z ulgą, ponieważ nie płonął ogniem. Zegarek na stoliku wskazywał godzinę 2 w nocy. Damon położył się z powrotem, ale nie mógł zasnąć. Znowu wróciła do niego myśl o tym, że może stracić Selene. Analizując swój sen stwierdził także ze smutkiem, że słowa Alistaira były bardzo prawdziwe. Broniąc Selene stałby się niewdzięczny. Alistair go wychowywał od najmłodszych lat, mimo że nie wiedział wiele o jego matce, a o ojcu zupełnie nic. Damon wielokrotnie zastanawiał się kim był jego ojciec.

-"Z pewnością nie demonem.- pomyślał.-" Inaczej nie byłbym tak silny."-

Więc kim? To pytanie pozostawało bez odpowiedzi.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Meredith o 8.00 była już na nogach. Przygotowywała właśnie

śniadanie, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Była to Elisabeth.

- Witaj Meredith. Jak tam sobie radzi nasza podopieczna?- spytała, kiedy obie były już w salonie.

- Nad zwyczaj dobrze. Uczy się bardzo szybko i myślę, że będzie niedługo

w stanie sama się bronić. Martwi mnie tylko jedna rzecz.- odrzekła Meredith.


47

- Cóż takiego?- Elisabeth spojrzała na nią z troską.

- Ostatnio często wyczuwam obecność demona w pobliżu naszego domu, prawdopodobnie gdzieś w ogrodzie. Na dodatek Selene często tam chodzi.

Boję się, że demon w końcu ją zaatakuje... Co prawda jest z nią zawsze Alice, ale przecież ona nie posiada zbyt wielkiej mocy...- mówiła.

- Meredith.- przerwała jej Elisabeth.- Moim zdaniem jesteś nieco przewrażliwiona na punkcie Selene. Poza tym miejże więcej zaufania do Alice... To sprytna dziewczyna, potrafi sobie poradzić z demonami nie gorzej niż tysiąc letnia czarodziejka. Uwierz, inaczej bym jej nie wybrała.- uspokajała ją.

- Mam nadzieję, Elisabeth, że się nie mylisz...- odrzekła Meredith z lekkim powątpiewaniem.

- Wszystkim zależy na bezpieczeństwie Selene, więc nie martw się, bo ma ją kto bronić. Wybraliśmy najlepszych. Nic jej nie grozi. W razie czego Johnathan przeniesie ją do innego świata. Tysiąc lat temu, przy poprzedniej "wybranej" nie mieliśmy w drużynie kogoś, kto otwiera portale. Będzie dobrze.- zapewniła ją Elisabeth.

- Poproszę Ritę, żeby miała oko na Selene.- dodała Meredith.

Potem obie udały się do kuchni i razem dokończyły robienie śniadania.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene wraz z Alice zeszły na dół i od razu powędrowały do kuchni.

- Witajcie dziewczęta.- Elisabeth zafundowała każdej z nich po buziaku w policzek na powitanie.

- Fajnie Cię znowu widzieć.- Alice uśmiechnęła się do niej szeroko.

Również Selene obdarzyła ją promiennym uśmiechem.

- Będziecie dzisiaj iść do ogrodu?- spytała Meredith.

- Tak, jak zawsze.- odrzekła Selene, pijąc sok pomarańczowy.

- A co z resztą? Będą jedli śniadanie?- Alice spojrzała pytająco na Elisabeth i Meredith.

- Wszyscy już są po śniadaniu.- odrzekła pani Spelling.- O ile nam wiadomo, Johnathan i Isabelle pojechali do domu, Teresa do siostry, Maria jest u siebie, Rita chyba też.- dodała.

- Aha. Rozumiem.- zapewniła Alice.

Po śniadaniu Selene odbyła kolejną lekcję, tym razem z ciotką, Ritą i Elisabeth. Przyszła właśnie kolej na ćwiczenie w łączeniu mocy żywiołów. Szło to Selene nieco opornie, ale ta nie zamierzała się załamywać. Meredith uprzedzała, że to bardzo trudne do opanowania. Elisabeth dodała natomiast, że idzie jej bardzo dobrze jak na tak złożone zadanie.

- Nie martw się, mamy sporo czasu... Zdążysz nauczyć się tego.- uspokajała ją Rita.- Na dziś wystarczy.- dodała z uśmiechem.

Selene odetchnęła. Stęskniła się za Damonem i koniecznie chciała go znowu zobaczyć. Dosłownie wyleciała z salonu i razem z Alice przeszła przez kuchnię do ogrodu.

48

Meredith spojrzała znacząco na Ritę.

- Jesteś pewna, że powinnam?- spytała nieomalże szeptem.

- Musisz.- odrzekła Meredith.- Nie możemy przecież narażać życia Selene.- dodała.

Bez dalszych dyskusji Rita ruszyła do kuchni, a stamtąd do ogrodu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Johhan odnalazł Damona na głównej ulicy Los Angeles. Tym razem bez wahania ruszył za nim, nie zwracając uwagi na tłumy ludzi, jakie mijał. Skupił się całkowicie na sylwetce Damona i śledził każdy jego ruch, byleby go nie zgubić. Poszedł za nim przez park na niewielkie osiedle. Widział jak jego cel wkrada się do ogrodu jakiegoś domu. Na skrzynce pocztowej widniało nazwisko Monroe.

-"Nic dziwnego. W końcu ma zlikwidować wybraną, a ona tu właśnie mieszka..."- pomyślał. Już chciał iść, kiedy coś go tknęło. Jego szósty zmysł zlokalizował jakieś silne uczucie emanujące z ogrodu tego domu. Takiego znaku nie mógł zignorować, albowiem dar nigdy go nie zawiódł. Wspiął się na murze i ukrył między drzewami. Uczucie wiszące w powietrzu nasiliło się natychmiast. Johhan nie miał teraz wątpliwości- była to miłość. Wyjrzał i zobaczył Damona siedzącego z jakąś dziewczyną na leżącym na trawniku, powalonym konarze drzewa. Jego towarzyszka była z pewnością ową "wybraną", dało się to wyczuć, bo niedawno używała mocy żywiołów. Uczucie łączące tę dwójkę nieomal rozsadzało mu głowę. Ta miłość z pewnością była wzajemna, ponieważ emanowała zarówno z niej, jak i z Damona.

-"Mam Cię!"- ucieszył się Johhan. O to mu chodziło. Damon był zakochany w czarodziejce, czego zakazywało prawo demonów. Teraz mógł już wracać do Podziemi. Miał bowiem pewność, że ta wiadomość w pełni zadowoli jego brata.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Alice wczytywała się uważnie w myśli Damona. Była tak na nich skupiona, że nie usłyszała jak zbliża się Rita.

- Gdzie jest Selene?- spytała, stając przed oszołomioną dziewczyną.

- Yyyy... Nie mogę powiedzieć, bo obiecałam.- odrzekła Alice.

- Nie zdradzę tego nikomu, obiecuję.- powiedziała Rita, kładąc rękę na sercu.

Alice odetchnęła głęboko.

- Na pewno? Ciotka zamknęłaby Selene na wieczność w pokoju, gdyby się o tym dowiedziała...- wyjąkała niepewnie.

- Nie powiem ani jej, ani nikomu innemu.- potwierdziła Rita.

- Bo ona... spotyka się z demonem. On ją kocha, i nie zrobi jej krzywdy, mogę to zaświadczyć, bo czytałam w jego myślach. Ona też go kocha i nie wyobraża sobie rozstania z nim.- odpowiedziała wreszcie Alice.

- Naprawdę? Ależ to nic złego, wręcz przeciwnie, to cudownie. Za nic nie zdradzę tego Meredith.- zarzekła się Rita.

- Co tu się dzieje? Co ona tu robi?- spytała przerażona Selene, pojawiając się przed nimi. Obok niej stał jej ukochany.

49

- Nie martw się, ona nic nie powie Twojej cioci.- zwróciła się do niej Alice.

- Tak, obiecuję. Możesz być tego pewna.- zapewniła ją również Rita i spojrzała jej towarzysza.- A to zapewne ten szczęśliwiec? Jak się nazywasz?- spytała go.

- Damon.- odrzekł chłopak, lekko cofając się do tyłu.

- Nie bój się, naprawdę nie mam zamiaru nikomu Was wydać.- powiedziała

Rita, uśmiechając się serdecznie do niego.

- Nie o to chodzi. I tak muszę już iść.- cofnął się Damon.- Jutro się spotkamy.- zwrócił się do Selene, widząc smutek malujący się w jej granatowych oczach. Pocałował ją przelotnie w policzek, musnął dłonią jej długie, czarne włosy i zniknął między drzewami.

- Powinnyśmy wracać do domu.- zauważyła Alice po chwili ciszy.

- Ty idź. Ja chciałabym jeszcze porozmawiać z Selene.- odrzekła Rita ze stoickim spokojem.- I uprzedzam, nie próbuj nawet podsłuchiwać. Będę zakłócała myśli moje i Selene zaklęciem.- spojrzała na nią.

- No dobra.- zgodziła się Alice i zrezygnowana zniknęła między krzakami.

Po długim milczeniu Selene spojrzała na Ritę.

- Słucham, co chcesz mi powiedzieć?- spytała, starając się nie spanikować.

- Historię, której nie zna Meredith, a nawet sama Elisabeth. Moją historię miłości do demona.- odrzekła Rita.

- Naprawdę kochałaś kiedyś demona? I mi to mówisz jako jedynej?- Selene była w totalnym szoku.

- Tak, kochałam, i nadal kocham. Nikomu o tym nie mówiłam, jedynie bratu, ponieważ najchętniej bym o tym zapomniała. Ta historia nie miała bowiem happy endu.- rozpoczęła.- Zdarzyło się to dawno temu, w 1500 roku, byłam wtedy młoda, miałam zaledwie 784 lata. Pewnego dnia moja matka miała wizję, że pewna ważna śmiertelniczka jest w niebezpieczeństwie. Miała stać się duchem światłości i nie mogłam dopuścić, by jakiś demon zabrał jej duszę i uczynił z niej ducha mroku. Wyruszyłam więc do miejsca, w którym miała być zaatakowana. Tam właśnie poznałam Alistaira, tego który jest teraz władcą Podziemi.-

- To znaczy tego, którego mam pokonać?- wtrąciła Selene.

- Tak, dokładnie. Wtedy władcą był jego ojciec Sariel. Alistair dostał zadanie zdobycia duszy tejże niewinnej, której ja miałam bronić. Udało mi się tego dokonać. Dziewczyna uciekła, ale za to ja wpadłam w jego pułapkę. Myślałam, że już po mnie, ale wtedy on tak na mnie spojrzał...- westchnęła.- Nie mógł mnie zabić. Potem zniknął, ale odnalazł mnie parę dni później i wyznał miłość. Ja również go pokochałam. Wiedziałam, że Alistair uległ memu urokowi, bo pochodziłam ze starego rodu Spencerów. Dlatego też nalegałam, by nie wracał do Podziemi, by został ze mną... Ale on koniecznie chciał pożegnać się z ojcem. Poszedł i już nie wrócił. Byłam pewna, że jego pobratymcy zanurzyli go w Jeziorze Mroku. Jego wody obmywają wszakże z uroku czarodziejki.-

- Wiem, Alice mi coś o tym wspominała.- powiedziała Selene.

50

- To dobrze.- uśmiechnęła się Rita.- Wracając do opowieści. Alistair obmyty z mego uroku z pewnością o mnie zapomniał. Teraz włada królestwem Podziemi. A mój urok odszedł...- zaczęła.

- Bo kiedy czarodziejka się zakocha, urok znika.- dokończyła za nią Selene.

- Właśnie. Widzisz teraz, że możesz mi zaufać. Nie zdradzę Twojej tajemnicy, bowiem sama takową posiadam... Z resztą wierzę, że Wasza miłość przetrwa, a przynajmniej ja zrobię wszystko, by tak się stało.- odrzekła Rita.

Selene nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła ją mocno.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Johhan popędził do Podziemi tak szybko jak tylko się dało. Salvatore zauważył go i zawiadomił pozostałych o przybyciu brata.

- No nareszcie.- westchnął Chris.

- Mam nadzieję, że udało mu się coś znaleźć.- dodał Marco z nadzieją.

Johhan wszedł do jaskini, uśmiechając się szeroko.

- I jak bracie? Masz dla nas coś ciekawego?- spytał Salvatore.

- Ależ oczywiście, że tak. Jak zawsze.- odrzekł ten.- Damon złamał prawo demonów. Zakochał się w czarodziejce, i to na dodatek w tej, którą ma zabić.- ogłosił.

- Jesteś pewien?- spytał Chris, omal nie spadając z krzesła słysząc tę rewelację.

- Oczywiście. Dzięki mojemu nieprzeciętnemu darowi wyczułem miłość łączącą go z nią. Tak silnego uczucia nie mógłbym pomylić z żadnym innym.- zapewnił

Johhan.

- Mój brat ma rację. Na to właśnie liczyłem...- odezwał się Salvatore.- Kiedy rozmawiałem jakiś czas temu z Damonem, wyczułem, że coś jest z nim nie tak. Wysłałem właśnie Johhana, bo on potrafi wyczuć emocje i uczucia. I nie pomyliłem się, ponieważ potwierdził moje podejrzenia.- wyjaśnił, uśmiechając się z tryumfem.

- Jesteś genialny!- pochwalił przyjaciela Chris, patrząc na niego z uwielbieniem.

- Dziękuję. Ale teraz musimy podzielić się tą dobrą nowiną z Alistairem.- odrzekł Salvatore, a na jego ustach pojawił się złośliwy grymas.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po południu dom Monroe'ów odwiedziła Isabelle, Johnathan, Eleazar i Deborah. Selene widząc Eleazara koniecznie chciała z nim porozmawiać.

- Pogadamy?- spytała, podchodząc do niego.

- Słucham.- odrzekł Eleazar, kiedy weszli do kuchni, by spokojnie porozmawiać.

- Nie chcę, żebyś się na mnie gniewał... Bądźmy przyjaciółmi.- powiedziała Selene, patrząc na niego błagalnie.

- Przecież wiesz, że mi to nie wystarczy. Jak mógłbym zachowywać się w stosunku do Ciebie po przyjacielsku? Kocham Cię, Selene. Nie potrafię być tylko Twoim przyjacielem, wybacz.- ruszył w kierunku drzwi.

- Eleazar, poczekaj...- Selene wstała i podeszła do niego.


51

- Wiesz co? Żałuję, że tu dziś przyszedłem. To wszystko sprawia mi tylko

niepotrzebny ból.- powiedział Eleazar, a w jego oczach pojawił się smutek.

- Ale mimo to tu jesteś...- odrzekła.

- Jestem tu tylko dlatego, że chciałem zobaczyć siostrę. Nie odwiedza mnie ostatnio, więc przyszedłem, ale żałuję. Mogłem ją zaprosić do naszego domu.- minął ją i wyszedł z kuchni.

Z oczu Selene popłynęły łzy. Nie chciała stracić Eleazara, lubiła go bardzo. Nie rozumiała dlaczego on tak strasznie ją traktował.

- Czemu płaczesz?- usłyszała głos Rity.

Selene nic jej nie odpowiedziała, tylko spojrzała na nią.

- Przez Eleazara, prawda? Widziałam jak stąd wychodził. Jak on mógł...- Rita przytuliła ją do siebie mocno.- Czuję jak bardzo cierpisz... Pomogę Ci...- szepnęła jej do ucha. Po chwili Selene poczuła jak ból w jej sercu znacznie zelżał. Za to oczy Rity zaszkliły się łzami.

- Nie rób tego, nie przejmuj całego mojego cierpienia.- poprosiła, widząc jej zbolałą twarz.

- Nie martw się... Współodczuwałam z innymi dużo większe cierpienia. Czasem nawet miałam wrażenie, że mój dar to przekleństwo, ale dzięki empatii zrozumiałam ludzką naturę, przestałam myśleć jedynie o sobie. Dzięki empatii wspomnienia o Alistairze mniej bolały, bo mogłam je zagłuszyć cierpieniem innych. Poza tym przekonałam się, że to co przeżyłam jest niczym w porównaniu z tym co zdarza się niektórym. Jestem teraz wdzięczna Bogu, że nie zesłał na mnie większego cierpienia.- odrzekła Rita, gładząc Selene po włosach. Potem jeszcze raz ją uścisnęła, otarła łzy i wyszła z kuchni.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore i Johhan stanęli przed obliczem Alistaira, a Chris i Marco stanęli z boku.

- A więc, cóż za smutną wieść mi niesiecie?- spytał Alistair, siedząc na tronie ze znudzonym wyrazem twarzy.

- Taką, panie, iż Damon złamał nasze prawo i zdradził Podziemie.- odrzekł Salvatore, lekko wysuwając się naprzód.

Alistair wyprostował się gwałtownie i spojrzał na niego spode łba.

- To poważne oskarżenia. Dlaczegóż miałbym Ci wierzyć, kuzynie? Wiem, jak nienawidzisz mego następcę...- odezwał się, marszcząc czoło.

- Mam dowód na jego winę. Jest nim mój brat. Ostatnia rozmowa z Damonem wzbudziła moje podejrzenia, więc wysłałem Johhana na ziemię, aby go śledził.- powiedział Salvatore wskazując na brata stojącego obok.

- Ach tak? W takim razie Ty mi powiedz, Johhanie, czegóż się dowiedziałeś?- Alistair zwrócił się do niego.

- Widziałem Damona w ogrodzie domu rodziny Monroe z "wybraną". Od nich obojga emanowała tak silna więź emocjonalna, że nie dało się jej pomylić z


52

żadnym innym uczuciem. Pragnę zauważyć, iż nasze prawo zakazuje takich związków. Dodatkowo mogę zapewnić, że Damon z pewnością nie wypełni powierzonej mu misji, albowiem nie będzie w stanie zabić swej ukochanej.- powiedział Johhan, kończąc swój wywód szerokim uśmiechem.

- Mówisz, że czułeś miłość... Z pewnością masz rację.- odrzekł Alistair z lekkim smutkiem.- Ale moim zdaniem Damon nie jest zdrajcą, lecz ofiarą uroku tej czarodziejki.- dodał pośpiesznie.

Na twarzy Salvatore, Johhana, Chrisa i Marco w jednej chwili pojawiły się grymasy niezadowolenia.

- Dlatego też dwoje z Twoich druhów, Salvatore, udadzą się na ziemię i sprowadzą tu Damona. Potem zanurzymy go w wodach Jeziora Mroku i urok zniknie. Wtedy Damon wróci, odporny na jego działanie przez 24 godziny. Z pewnością zdąży w tym czasie dokończyć swą misję.- powiedział Alistair wstając z tronu i przechadzając się po sali.

- Oczywiście wybór osób, które udadzą się na ziemię zostawiam Tobie.- dodał, utkwiwszy swój wzrok w oczach Salvatore.

- Dziękuję panie, nie zawiodę Cię.- odrzekł ten, wycofując się do wyjścia. Za nim ruszył Johhan, Chris, a na końcu Marco.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Selene siedziała w kuchni, drzwi otworzyły się nagle i ukazała się w niej Isabelle. Widząc, że nie będzie tu sama, chciała wyjść.

- Poczekaj.- Selene wstała z krzesła i podeszła do niej. Koniecznie chciała pomóc Isabelle się przełamać.- Ciocia mówiła, że potrafisz tworzyć iluzje. Czy mogłabym zobaczyć którąś z nich?- spytała i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.

- Tak, oczywiście...- odrzekła cicho, uśmiechając się nieśmiało.- Stań przede mną i nie zamykaj oczu. Kiedy będziesz je miała otwarte, efekt będzie lepszy.- powiedziała i odetchnęła głęboko.

- Dobrze.- Selene stanęła naprzeciwko niej i spojrzała w jej twarz.

Isabelle przymknęła oczy i dla większego skupienia lekko zmarszczyła brwi. Potem jej twarz zniknęła sprzed oczu Selene. W zamian za to ujrzała piękną łąkę, potem ogromny, biały dom, porośnięty bluszczem. Nagle znalazła się w jego wnętrzu, w przestronnej jadalni. Przy długim stole siedziała rodzina: dwoje rodziców, dwie babcie, jeden dziadek, trójka małych dzieci i troje starszych. Wśród tej starszej trójki Selene rozpoznała Isabelle. Członkowie rodziny rozmawiali ze sobą i śmiali się wesoło. Nagle do domu włamali się jacyś ludzie, ale po krótkiej chwili Selene rozpoznała w nich demony. Było ich aż dwanaście. Natychmiast zaczęli atakować całą rodzinę i zabijać każdego po kolei. W tym momencie iluzja przerwała się i Selene znowu powróciła do rzeczywistości.

- Wybacz. Czasem kiedy pokazuję komuś iluzje, moje własne wspomnienia wymykają mi się spod kontroli i przez to pokazuję je innym... Jak na razie zdarzyło mi się to tylko przy Ricie i Johnathanie. Naprawdę przepraszam, że


53

musiałaś to oglądać.- powiedziała Isabelle przepraszającym tonem.

- Nic się nie stało. Nie przejmuj się mną. Teraz dopiero zrozumiałam, że przeżyłaś coś okropnego.- odpowiedziała Selene i delikatnie ją przytuliła.- Wiem co czujesz, bo też straciłam rodziców. Tyle że ja ich praktycznie nie znałam, ojca nie ujrzałam na oczy, ponieważ został zabity pięć miesięcy przed moimi narodzinami, matka kiedy miałam zaledwie tydzień. Twoja sytuacja z pewnością jest gorsza.- mówiła, gładząc ją po włosach.

- Nie, mylisz się Selene.- odezwała się nagle Isabelle.

- Jak to?- spojrzała na nią zdziwiona.

- Do tej pory właśnie tak myślałam. Sądziłam, że Bóg okropnie mnie pokarał, ale myliłam się... Miałam ogromne szczęście, że poznałam moich rodziców. Dali mi tyle miłości, byłam z nimi tak długo... Uwierz, to Twoja sytuacja jest gorsza. Nie było Ci dane poznać rodziców. Zaznałaś co prawda miłości dzięki ciotce, ale to nigdy nie zastąpi miłości matki i ojca.- westchnęła.- Dziękuję, że pomogłaś mi to zrozumieć. Ból w moim sercu od razu zelżał. Przy nikim się tak jeszcze nie rozgadałam... Masz na mnie jakiś magiczny wpływ.- uśmiechnęła się szeroko, tak jak nigdy wcześniej. Wydawało się jakby jej skorupa nareszcie pękła.

- Cieszę się, że mogłam Ci pomóc.- odrzekła Selene. Czuła się naprawdę szczęśliwa, że zdołała dotrzeć do tej dziewczyny.

- Powinnam iść do Rity i przeprosić ją za te lata milczenia.- odezwała się Isabelle i podeszła do drzwi.- Trzymaj się Selene. Wierzę, że uda Ci się pokonać Alistaira.- dodała z uśmiechem i wyszła.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Marco i Chris zostali wybrani przez Salvatore, więc udali się, choć z niechęcią, na ziemię po Damona. Idąc ulicą zwracali na siebie sporą uwagę, szczególnie płci pięknej. Tworzyli swoisty kontrast- Marco miał ciemną karnację, czarne, lekko kręcone włosy, natomiast Chris był blady, miał blond włosy w bardzo jasnym odcieniu. Dodatkowo przewyższał swego towarzysza o głowę, był strasznie chudy. Marco miał barczyste ramiona i ogólnie muskularną sylwetkę. Oboje ubrali długie do kolan, czarne płaszcze, tegoż samego koloru spodnie i eleganckie buty.

Po paru godzinach poszukiwań odnaleźli Damona w parku.

- Witaj.- Chris uśmiechnął się szeroko na jego widok.

- Co Wy tu robicie?- spytał Damon zaskoczony.

- Niestety Alistair rozkazał nam Cię przyprowadzić do Podziemi.- odrzekł Marco.

- Ale po co?- pytał dalej, patrząc na nich podejrzliwie.

- Dawno nas nie odwiedzałeś. Alistair pragnie się dowiedzieć o postępach w Twojej misji.- wyjaśnił Chris.

Damon poszedł więc z nimi, ale nadal spoglądał na swych pobratymców podejrzliwie. Coś mu mówiło, że nie czeka go w Podziemiu miła niespodzianka.



54

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene czekała na Damona w ogrodzie, ale on pierwszy raz się nie pojawił.

- Nie przyszedł?- Alice spojrzała na nią, kiedy wróciła ze łzami w oczach.- Nie słyszę jego myśli...- dodała.

- Jak on mógł?- Selene przytuliła się do niej.

- Skąd wiesz, że to jego wina? Ja sądzę, że on nigdy by czegoś takiego nie zrobił.- zapewniła ją Alice.

- Myślisz, że...- zaczęła.

- Tak. Boję się, że jego pobratymcy mogli go zabrać...- dokończyła za nią Alice, odczytując jej myśli.

- Boże... Nawet nie mogę sobie wyobrazić tego, że Damon będzie chciał mnie zabić. To okropne.- wyszeptała Selene przerażona.

Alice przytuliła ją delikatnie.

- Bądź dobrej myśli.- pogładziła ją po włosach, chociaż sama zaczęła szlochać.

Selene nigdy nie czuła się tak źle. Nie chciała, by Damon o niej zapomniał, ale cóż mogła na to poradzić? Dziś szczęście, które trwało prawie miesiąc, miało się skończyć w jednej chwili.


























55

Rozdział 8

Mroczna tajemnica


Damon kroczył za Chrisem i Marco w głąb Podziemi. Martwiła go myśl, że Selene najprawdopodobniej czekała na niego w ogrodzie i zastanawiała się, dlaczego ją wystawił. Chciał jak najszybciej mieć już wszystko za sobą, by móc wrócić do Selene.

- Witaj, Damonie. Jak to dobrze, że zgodziłeś się nas wreszcie odwiedzić.- zwrócił się do niego nadchodzący z oddali Salvatore.

- Może chociaż Ty mi wyjaśnisz, o co tu chodzi?- spytał go Damon, zmęczony tymi podchodami.

- Jak pójdziesz za mną, to się dowiesz.- odrzekł, jednym ruchem dłoni zachęcając go do ruszenia w dalszą drogę.

- Nie denerwuj mnie. Mam tego dość! Niech ktoś mi łaskawie wyjaśni po co Alistair mnie wezwał!- krzyknął Damon zniecierpliwiony.

- Spokojnie, bez nerwów. Wybacz, ale Alistair nie pozwolił nam wyjawić swych planów.- odrzekł ze stoickim spokojem Salvatore.

Damon odetchnął głęboko, by się uspokoić i ruszył posłusznie za nim. Wiedział, że i tak nie ma szans na ucieczkę.

Po krótkiej chwili jego oczom ukazała się Dolina Ciemności. Była to część Podziemia położona najdalej od portalu prowadzącego na ziemię. Na samym dnie tej pokrytej sczerniałą trawą i czarnymi różami doliny znajdowało się Jezioro Mroku o czarnych wodach, które posiadały magiczną moc. Potrafiły one obmyć demona z każdego uroku, który mogła rzucić czarodziejka. Damon w mig zgadł po co Alistair kazał go przyprowadzić. Jakimś cudem musiał się dowiedzieć, co łączy go z Selene. Natychmiast wpadł w panikę- w końcu jeżeli zostanie zanurzony w tych wodach, zapomni o tym, jak ją kochał i może nawet będzie zdolny do dokończenia swej misji.

- Wreszcie nas odwiedziłeś.- przywitał Damona Alistair, podszedł bliżej i delikatnie go przytulił.- Johhan śledząc Cię, na polecenie Salvatore, odkrył że padłeś ofiarą uroku czarodziejki. Na szczęście w porę mnie o tym poinformował wraz ze swoim bratem. Teraz, zgodnie z naszym obrządkiem zostaniesz zanurzony w czarnych wodach Jeziora Mroku.- ogłosił, dając znak strażnikom. Dwaj najwyżsi chwycili Damona pod ręce, zdjęli mu kurtkę, bluzkę i spodnie, a potem zanurzyli w ciemnej otchłani. Przenikliwe zimno przeszyło na wskroś jego ciało. Drgnął gwałtownie. Czuł jak jakaś nieznana mu siła wnika do jego wnętrza. Kiedy strażnicy w końcu wyjęli go z wody zorientował się, że nie zaszła w nim praktycznie żadna zmiana. Nadal pamiętał o Selene, i co najważniejsze kochał ją równie mocno jak przed zanurzeniem w Jeziorze Mroku.

- A więc, Damonie, czy dokończysz teraz swą misję?- z zamyślenia wyrwał go głos Alistaira.

56

Natychmiast przybrał odpowiednią pozę. Musiał wszak oszukać wszystkich, jeśli chciał wrócić na ziemię i zobaczyć Selene.

- Ależ oczywiście, mój panie. Wiesz, że Cię nie zawiodę.- odrzekł Damon z uniżonością.

Twarz Salvatore wykrzywił grymas niezadowolenia, co znaczyło, że nie zauważył

nic podejrzanego w jego zachowaniu.

Alistair uśmiechnął się szeroko.

- Widzę, że jesteś już wyleczony. Możesz się więc udać na ziemię. Życzę Ci powodzenia.- powiedział i opuścił Dolinę wraz ze swoją strażą. Salvatore wraz ze swoimi druhami minął go z pogardą.

Kiedy Damon został sam, ubrał się i ruszył w długą drogę do portalu prowadzącego na ziemię.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rita szła właśnie na górę, do swojego pokoju, kiedy Meredith ją zatrzymała.

- I jak? Widziałaś coś niepokojącego?- spytała.

- Nie. Selene rozmawiała z Alice cały czas, spacerowały sobie.- odrzekła Rita.- Słuchaj, Meredith... Mi jest strasznie głupio tak je śledzić...- dodała, patrząc na nią błagalnie.

- Teraz najważniejsze jest zdrowie i życie Selene. Musisz mieć ją na oku. Wątpię aby Alice dała sobie radę z silnym demonem, a Alistair z pewnością takiego wyśle. Proszę, zrób to dla mnie i nie spuszczaj jej z oka... Inaczej ja będę ją śledzić...- błagała ją Meredith.

- Dobrze.- odrzekła szybko Rita, słysząc jej słowa.- Skoro tak się o nią martwisz...- dodała.

Na samą myśl o tym, że Meredith miałaby śledzić Selene, wzdrygnęła się lekko. Nie było o tym mowy- Rita musiała utrzymać wszystko w sekrecie. Obiecała, i musiała dotrzymać słowa.

- Ach, dziękuję.- powiedziała Meredith i z uśmiechem poszła do kuchni.

Rita odetchnęła głęboko i udała się do siebie, by odpocząć.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene siedziała w ogrodzie razem z Alice aż do wieczora. Nadal miała nadzieję, że Damon przyjdzie i będzie taki jak dawniej.

Kiedy zaczęło się ściemniać, Alice spojrzała na nią znacząco.

- Powinnyśmy już wracać. - zwróciła się do niej delikatnie.

- Wiem, ale...- urwała. Alice miała rację. Selene wstała więc powoli.

Już miały pójść w stronę domu, kiedy nagle zza drzew wyłonił się Damon ze spuszczoną głową.

- Wiedziałam, że przyjdziesz!- Selene wyrwała się w jego stronę, ale Alice ją przytrzymała.

- Uważaj, to może już nie być Twój ukochany.- ostrzegła ją.



57

Selene natychmiast zamarła w bezruchu, gotowa bardziej do ucieczki, niż obrony.

- Wybacz, że się spóźniłem, Selene, ale... moi pobratymcy mnie zabrali.- odezwał się Damon przepraszająco. Kiedy podniósł głowę i spojrzał na nią pytająco, odetchnęła. Była pewna, że jakimś cudem wody Jeziora Mroku nie zatarły śladów miłości w jego umyśle.

- Wybaczam.- szepnęła Selene, powoli zbliżając się do niego. Alice ruszyła

za nią, patrząc na Damona podejrzliwie.

- Zabrali Cię pobratymcy i co się dalej stało?- spytała, bo nie udało się jej nic wyczytać z jego myśli, pewnie przez działanie wód Jeziora Mroku.

- Dowiedziałem się, że jeden z demonów, Salvatore wysłał na ziemię swego brata, by ten mnie śledził. Widział mnie z Selene i dzięki swemu darowi wyczuł łączące nas uczucie. Oboje donieśli o tym Alistairowi, a ten rozkazał mnie przyprowadzić. Potem zostałem zanurzony w tym Jeziorze... Byłem przerażony, ale kiedy się wynurzyłem, nic się nie zmieniło. Nadal Cię pamiętałem...- powiedział Damon nie mogąc dalej uwierzyć w to co się stało.

- Niemożliwe, Jezioro Mroku zawsze zmywa urok.- wtrąciła Alice, bardzo zdziwiona.

- Wiem. I dlatego nie pojmuję jakim cudem nadal kocham.- odrzekł Damon.

Selene spojrzała na niego i uśmiechnęła się słysząc z jego ust potwierdzenie jej nadziei.

- Myślę, że powinniśmy poradzić się Rity. Może wie czemu tak się stało.- zaproponowała.

- Świetny pomysł. Ja pójdę po nią, a Wy się stąd nie ruszajcie.- powiedziała Alice i już po chwili jej nie było.

- Selene... Tak się bałem, że będę chciał Cię skrzywdzić...- zwrócił się do ukochanej Damon i chwycił ją za dłonie.

- Wiedziałam, że wrócisz i nic Ci nie zrobią. Tak bardzo się cieszę... Tęskniłam.- odrzekła ona, wyswobadzając jedną z dłoni, by dotknąć jego policzka.

Potem ich usta złączyły się w bardzo długo wyczekiwanym pocałunku.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore chodził nerwowo po swojej jaskini. Johhan siedział w fotelu i z niedowierzaniem kręcił głową.

- Byłem pewny, że to coś więcej niż zauroczenie. Umiem przecież to rozróżniać.- mówił jakby do siebie.

- Może nawet masz rację co do tego, ale Alistair Ci nie uwierzy... Tym bardziej, że widział zmianę w jego zachowaniu, kiedy go wynurzyli z wody. Jednak według mnie on tam odwalił jakiś teatr. To nie było szczere... Wyglądało to tak, jakby ta woda wcale na niego nie zadziałała, a on tylko udawał przed Alistairem, że jest inaczej.- odrzekł Salvatore.

- Musiało na niego zadziałać. Na każdego działa.- wtrącił Johhan.


58

- Może na mieszańce nie?- spytał jego brat, przechadzając się w tę i z powrotem.

- Nawet na Upadłe Anioły działa, więc na wszelkie mieszańce też.- odrzekł tamten.

- No to ja już nic z tego nie rozumiem. Dlatego musimy mieć Damona na oku, a to znaczy, że musisz się znowu udać na ziemię, bracie.- powiedział Salvatore, zatrzymując się nagle.

Johhan westchnął tylko ciężko i kiwnął głową na znak, że rozumie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po jakichś piętnastu minutach Alice wróciła do ogrodu, prowadząc za sobą Ritę.

- Alice mówiła, że pobratymcy Damona zanurzyli go w Jeziorze Mroku, ale mimo to nadal kocha Selene. Czy to prawda?- spytała.

- Tak było.- odrzekł Damon.

- Wiesz może dlaczego tak się stało?- zwróciła się do niej Selene.

- Musiałabym się zastanowić... Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką sytuacją...- Rita zamyśliła się, lekko marszcząc czoło. Przez najbliższe dwadzieścia minut trwała grobowa cisza. Przerywał ją tylko szelest liści poruszanych przez wiatr.

Selene, Damon i Alice czekali w napięciu, patrząc na skupioną twarz Rity.

- Chyba wiem co mogło być przyczyną takiego obrotu spraw.- odezwała się w końcu.- Wody Jeziora Mroku potrafią zmyć każdy magiczny urok. Podkreślam przy tym słowo "magiczny", co znaczy że działa na wszystko, co powstało z magii.- powiedziała.

- Do czego zmierzasz?- spytała Alice.

- Uważam, że Damon nie jest pod "magicznym" urokiem Selene, ale naprawdę ją kocha, bez udziału żadnych mocy. I właśnie dlatego wody Jeziora Mroku na niego nie zadziałały, bo w miłość, która łączy Selene i jego nie miała ingerencji żadna magia.- odrzekła Rita uśmiechając się promiennie.

Selene i Damon spojrzeli na siebie zaskoczeni. Chwilę później wpadli sobie w objęcia.

- Nie do wiary.- Alice aż oniemiała.

- To nic dziwnego. Wśród śmiertelników to normalne. Nam wydaje się to dziwne, bo żyjąc magią zapominamy o realnym świecie, o prawdziwych uczuciach, wszystko wiążemy z magią. A przecież ona nie musi objawiać się w każdym aspekcie naszego życia. Każdy czarodziej jest w połowie człowiekiem i tak jak śmiertelnych, dotykają go takie uczucia. Byłam tego pewna od dawna, ale dopiero Wasz przykład potwierdził moją teorię.- powiedziała, wskazując na Selene i Damona.

- Naprawdę?- wyjąkała Selene.

- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.- odrzekła Rita.


59

- To ma sens.- dodała Alice.

- Nie sądziłem, że demony potrafią kochać.- zdziwił się Damon.

- Uwierz, każdą istotę na świecie dotyka to uczucie. Miłość ma tak ogromną siłę, że nikt nie może się oprzeć, jest o wiele silniejsza od magii, zarówno białej, jak i czarnej.- wyjaśniła Rita.

- To cudowne.- wyszeptała Selene. Damon nie znał słów, dzięki którym mógłby wyrazić radość, jaka wypełniała jego serce.

- Selene, Meredith ma zamiar nas szukać.- zwróciła się do niej Alice.

- Ach, w takim razie musimy wracać.- odrzekła ona, ale smutek wypełniał jej serce na myśl o rozstaniu z ukochanym, tym bardziej teraz.

- Spotkamy się jutro. Tym razem to ja będę czekał tu na Ciebie.- musnął dłonią jej policzek i zniknął w mroku między drzewami.

Rita poszła wcześniej, by uspokoić Meredith. Niedługo potem Alice i Selene ruszyły również do domu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy skończyły się wakacje i rozpoczął nowy rok szkolny, Selene i Damon spotykali się jedynie w weekend. Ciocia Meredith ograniczyła także lekcje magii i panowania nad żywiołami do sobotnich i niedzielnych popołudni. Selene starała się skupić na nauce, i o dziwo szło jej całkiem dobrze. No i spotykała się teraz częściej z Sarą i Jennifer. Opowiedziała im o Damonie, pomijając fakt, że nie jest on człowiekiem.

- Ciocia zatrudniła go jako ogrodnika i tak się poznaliśmy.- mówiła.

- Jejku, ale Ty masz szczęście.- odrzekła z zachwytem Jennifer.

- Ja, chociaż mam Michaela, to i tak Ci zazdroszczę. Taki facet.- dodała Sarah, patrząc na zdjęcie, które pokazała im Selene.

- Ja poznałam niedawno takiego Stephena. Fajny gość i przystojny.- pochwaliła się Jennifer.

- Tak, tak. Wzięłaś się za niego, kiedy ten Eleazar zmył się z klubu.- dogadała jej Sarah.

- Spotkałaś się z nim?- Selene spojrzała na Jennifer.

- Można to tak nazwać. Michael zaprosił Sarę do klubu i powiedział, że Eleazar też tam będzie, więc poszłam z nią. Trochę z nim pogadałam, tańczyliśmy nawet, wypiliśmy po drinku, a potem się gdzieś ulotnił.- wzruszyła ramionami Jennifer.- Nawet Mike nie wiedział, kiedy i gdzie poszedł. Jakieś piętnaście

minut później na horyzoncie pojawił się Steve i oszalałam na jego punkcie, całkiem zapominając o Eleazarze.- dodała. Wszystkie naraz wybuchnęły śmiechem.

Rok szkolny minął szybko. Nim Selene się obejrzała znów były wakacje.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dnia 20 lipca 2017 roku Selene obchodziła swoje siedemnaste urodziny. Były one dosyć skromne. W południe spotkała się z Sarą i Jennifer na plaży. Przedstawiła im Damona, który poszedł tam z nią.

60

Pod południu Selene wraz z ciotką i innymi członkami Rady Czarodziejek zjadła uroczysty obiad, wszyscy złożyli jej życzenia i dali prezenty. Eleazar nadal się na nią gniewał, ale tego dnia starał się być dla niej nieco milszy. Selene zauważyła również, że chodzi z Marią. Cieszyło ją to, że mimo wszystko związał się z inną osobą.

Po obiedzie Selene spotkała się z Damonem.

- Wszystkiego najlepszego.- przywitał ją, wręczając niewielkie pudełeczko.

- Dziękuję.- odrzekła, rozdzierając papier. W pudełku znajdowała się pięknie zdobiona pozytywka, przedstawiająca parę tańczącą wśród drzew. Figurka przedstawiająca dziewczynę miała czarne włosy i różową sukienkę. Chłopiec miał również czarne włosy, ale ubrany był w czarną kurtkę i spodnie.

- To my.- powiedział Damon.

- Jest prześliczna. Dziękuję.- Selene rzuciła mu się na szyję.

On przytulił ją mocno do siebie.

- Musimy wracać.- odezwała się Alice, wychodząc zza drzew.

- Idź, spotkamy się jutro.- powiedział Damon, patrząc jej w oczy.

- Dobrze.- Selene pocałowała go na pożegnanie i ruszyła z Alice do domu, patrząc co chwila za siebie. Kiedy spojrzała czwarty raz, Damona już nie było. Jedynie gałąź pobliskiego drzewa lekko się chwiała, poruszona zapewne jego ręką.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następny dzień Selene, jak zwykle w wakacje, rozpoczęła od śniadania, a potem miała kolejną lekcję z ciocią, Ritą, oraz Deborą, która chciała spróbować, jak moc panowania nad żywiołami wpłynie na jej dar psychokinezy.

- Dar Debory opiera się na działaniu żywiołu Ognia i Wody, a konkretnie lodu, który powoduje "zamarzanie" ciał. Twoim zadaniem będzie zatrzymać działanie jej daru.- powiedziała Rita.

Selene odetchnęła głęboko i kiwnęła głową na znak, że jest gotowa.

Deborah spojrzała na roślinę, która stała nieopodal. Przez chwilkę nic się nie działo, ale Selene skupiając się na roślinie, poczuła że jej temperatura wzrasta. Kiedy zapłonęła ogniem, Selene jednym ruchem ręki go zagasiła, nim zdążył on dokonać zniszczeń wewnątrz i na jej powierzchni.

- Niesamowite.- powiedziała Deborah mile zaskoczona.

Potem to samo powtórzyła z zamrażaniem. Efekt był taki sam.

- Nie ulega wątpliwości, że jesteś zdolniejsza niż myślałam.- Deborah pogratulowała jej, uśmiechając się serdecznie.

Kiedy skończyła się lekcja, Selene popędziła z Alice do ogrodu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore siedział wraz z Johhanem przy stole.

- Najwyższy czas, abyś się wybrał na ziemię.- zwrócił się do brata.

- Wiem, aczkolwiek wcale mi się tam nie śpieszy... Wiesz, jak nie lubię ludzi,


61

a w Los Angeles jest ich aż nadto i to na dodatek o każdej porze.- odrzekł Johhan.

- Nie chcesz, ale musisz. Wybierzesz się tam jeszcze dziś. Poprzednio dałeś radę, to teraz tym bardziej sobie poradzisz.- powiedział Salvatore lekko podniesionym głosem.

- No cóż, nie mógłbym odmówić bratu...- odrzekł Johhan zrezygnowany. Skończywszy posiłek wstał od stołu i wyszedł z jaskini, udając się do portalu prowadzącego na ziemię.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Selene ujrzała Damona, rzuciła się ku niemu z ogromną radością. Mimo, że codziennie siedział tu i na nią czekał, to i tak na jego widok kamień spadał jej z serca. Nadal bała się, że pobratymcy Damona zabiorą go ze sobą do Podziemia i znajdą jakiś sposób na to, by on o niej zapomniał.

- Jesteś!- wykrzyknęła radośnie, oplatając dłonie wokół jego szyi.

- Ależ oczywiście, jak zawsze, najdroższa.- odrzekł Damon, obejmując ją rękami w pasie.

Usiedli razem na powalonym konarze i cieszyli swoją obecnością.

Kiedy przyszedł czas pożegnania, ich usta złączyły się w pocałunku.

I w tym momencie usłyszeli:

- Zostaw ją! Zostaw moją siostrzenicę!- zza drzew wybiegła Meredith, gotowa do ataku.

- Ciociu, nie! On nie zrobi mi krzywdy. Kocha mnie, a ja kocham jego...- Selene rzuciła się ku niej i powstrzymała jej rękę, w której już tworzyła się świetlista kula.

Damon patrzył przerażony na tę kobietę. Wiedział, że ona go poznała.

- Co Ty pleciesz dziewczyno? Ten morderca? Puść mnie! Całe siedemnaście lat go szukałam... On zabił Namidę...- odrzekła Meredith, wyrywając się z jej uścisku.

- Co?? Jak to??- Selene zesztywniała i spojrzała natychmiast na Damona.

- Poznaję jego zapach. Tyle go zostawił przy Twojej matce, że ślepy by trafił. Mój dar nigdy mnie nie zawiódł... To on, napewno on.- mówiła, bliska furii.

Damon przymknął oczy i zacisnął pięści.

- Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?- spytała go Selene rozgoryczona.

- Ja... Ja byłem wtedy innym demonem. Błagam, wybacz mi. Bałem się, że nie będziesz chciała mnie widzieć.- odrzekł, lekko się jąkając.

- Wynoś się stąd!!!- wrzasnęła.

- Ale Selene...- zaczął Damon błagalnym tonem.

- Powiedziałam wynoś się, bo inaczej... sama Cię zabiję. Zemsta była marzeniem nie tylko mojej ciotki, ale i moim również... Idź, póki jestem w stanie nad sobą panować.- przerwała mu brutalnie Selene.

- Puszczasz go wolno? Zwariowałaś?- uniosła się Meredith. Alice dołączyła do


62

nich i nawet się nie odezwała. Wyczytała wszystko z myśli Meredith.

Damon zaczął cofać się do tyłu. W oczach Selene dojrzał tyle gniewu, iż wolał faktycznie uciec. Po paru minutach zniknął za drzewami.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wieczorem Rita wróciła od swojego brata. Alice opowiedziała jej o tym, co zdarzyło się po południu.

- Gdzie jest Selene?- spytała na koniec Rita.

- W swoim pokoju. Z jej myśli wnioskuję, że jest bardzo przybita. I lepiej tam nie wchodź. Ona nawet ciotki nie chce widzieć.- odrzekła Alice.

- No dobrze. W takim razie poszukam Damona.- powiedziała Rita, wychodząc z powrotem na dwór.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon szedł powoli przez zatłoczony chodnik. Nie wiedział dokąd ma iść. Ból w jego sercu rósł za każdym razem, kiedy pomyślał o Selene. Nienawidziła go i miała rację. Był mordercą, pozbawił ją matki. Jak mógł sądzić, że będzie mu dane cieszyć się tą miłością. Jedyne, czego teraz chciał, to aby Selene mu wybaczyła. Bez niej jego życie traciło sens.

Nagle zauważył, że nieopodal stoi ktoś mu znajomy. Damon poznał w nim Johhana, brata Salvatore. Natychmiast skręcił w inną ulicę. Po jakichś piętnastu minutach poczuł, że ktoś za nim idzie. Odwrócił się i zetknął się oko w oko z owym prześladowcą.

- No, no, no... Kogóż ja widzę.- przywitał go Johhan z szerokim uśmiechem na ustach.- Chciałeś uciec przede mną, czy mi się wydawało?- dodał drwiąco.

- Czego chcesz?- burknął Damon. Lekceważący ton w głosie jego rozmówcy działał mu na nerwy.

- Chciałem zapytać jak Ci idzie misja. Alistair się niecierpliwi, czas leci... Sam wiesz, że trzeba załatwić "wybraną"- odrzekł Johhan.

Na te słowa w Damonie aż się zagotowało. Rzucił się na niego i przycisnął go do ściany, podnosząc lekko do góry za koszulę.

- Posłuchaj, zapamiętaj i przekaż to Alistairowi... Kocham Selene i nie mam zamiaru jej zabijać. Wręcz przeciwnie, będę jej bronił... Wody Jeziora Mroku wcale na mnie nie zadziałały, bo wcale nie jestem pod wpływem żadnego uroku. Ale Ty powinieneś o tym wiedzieć, w końcu masz dar...- wycedził przez zęby.- Powiedz Alistairowi, że już nie wrócę do Podziemi. Nie zamierzam objąć po nim tronu.- dodał, puszczając go.- Ciesz się, że Cię nie zabiłem.- powiedział na odchodnym.

Johhan otrzepał sobie kurtkę i również ruszył w swoją stronę.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene leżała na łóżku, z głową ukrytą w poduszce, która cała była już mokra od łez. Nie mogła zrozumieć dlaczego Damon zataił przed nią coś tak ważnego. W sercu czuła tak ogromną pustkę, że chciała krzyczeć. Niedawna


63

kłótnia z ciotką nadal wypełniała jej myśli.

Kiedy ona cierpiała, Meredith dobijała ją słowami:

- Jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna! Jak mogłaś się spotykać z demonem! I to na dodatek z tym, który zabił Twoją matkę!-

To wszystko dudniło w jej głowie. Miała teraz ochotę umrzeć. Czuła nienawiść do zabójcy matki, ale nadal kochała Damona. Wiedziała dobrze, że nie będzie w stanie żyć bez niego, ale nie miała jednocześnie pojęcia czy zdoła mu wybaczyć.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rita chodziła po mieście bardzo zmartwiona. Nie miała pojęcia gdzie szukać Damona, poza tym bała się o niego. W końcu był on załamany i nie wiadomo co mu mogło strzelić do głowy.

Po godzinie poszukiwań dojrzała go na moście.

- Damon?- podbiegła do niego, niepewna jego zamiarów.

- Rita? Rita Spencer?- spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Co Ty tu robisz?- spytał.

- Od razu kiedy dowiedziałam się, co się stało, musiałam Cię znaleźć... Selene jest załamana, pokłóciła się z ciotką, zamknęła w pokoju na klucz i nikogo nie chce widzieć.- odrzekła Rita.

- Uwierz, ja nie chciałem żeby ona cierpiała... Ja... Po prostu bałem się, że jeśli jej o tym powiem, to mnie całkiem znienawidzi, a tymczasem...- powiedział Damon załamanym głosem.

- Nie martw się, jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Selene nadal Cię kocha, czuję to. Ona po prostu potrzebuje czasu, aby Ci przebaczyć.- pocieszała go Rita.

- Pewnie masz rację.- uśmiechnął się blado.- Muszę Ci jeszcze o czymś powiedzieć...- dodał i ponownie posmutniał.

- Co takiego?- przeraziła się, widząc jego grobową minę.

- Kiedy szedłem ulicą, spotkałem jednego z moich pobratymców. Sprawdzał jak mi idzie misja. Sprowokował mnie i powiedziałem mu całą prawdę, między innymi, że kocham Selene i nie zamierzam jej zabić. Alistair na pewno wyśle kogoś innego na tę misję. Boję się o Selene.- odrzekł Damon.

- W takim razie bądź w pobliżu. Przydasz się, bo wiesz najlepiej jaka jest ich strategia.- poprosiła go Rita.

- Ależ oczywiście. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić Selene, nigdy. Będę tak blisko, jak to tylko będzie możliwe.- przyrzekł Damon.

- Dziękuję Ci. Trzymaj się, pamiętaj o tym, co powiedziałam.- dodała Rita na pożegnanie i ruszyła w drogę powrotną do domu.






64

Rozdział 9

Polowanie


Mijały dni, a Selene snuła się po domu jak duch. Nie miała nawet ochoty na lekcje z ciotką. W ogóle była na nią zła. Po części to ona w końcu zburzyła jej szczęście.

Meredith martwiła się o swoją siostrzenicę. Była blada, nie chciała jeść, ciągle płakała, zamykała się w pokoju i nie chciała z nikim rozmawiać. Nawet Alice nie miała odwagi się do niej odezwać. Słyszała jej myśli i to wystarczyło.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po tygodniu dom rodziny Monroe odwiedzili Isabelle i Johnathan. Przywitali się ze wszystkimi i zasiedli na kanapie w salonie.

- No i co tam słychać u Was?- spytała ich Rita, siadając w fotelu stojącym naprzeciwko gości.

- W porządku. A u Was?- odrzekł Johnathan.

- Ech, szkoda gadać. Selene pokłóciła się z Meredith. Ciotka ma jej za złe, że spotykała się po kryjomu z demonem. Tyle że on kocha ją, a ona jego. Niestety tak nieszczęśliwie się złożyło, że Selene zakochała się w demonie, który szesnaście lat temu zabił jej matkę.- wyjaśniła im Rita.

- Jak ona się teraz czuje?- spytała nagle Isabelle.

- Jest totalnie załamana. Wygoniła swojego ukochanego, żeby ciotka go nie zaatakowała. Meredith ma jej to za złe, bo czekała na okazję dorwania demona, który zabił jej siostrę.- odrzekła Rita, lekko zdziwiona jej nagłym ożywieniem.

- Muszę do niej iść.- Isabelle wstała i skierowała swoje kroki na schody.

- Ale ona nie chce nikogo widzieć...- zwróciła się do niej Alice, oparta o drzwi kuchni.

- Mnie wpuści.- odrzekła na to i weszła na górę.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Johhan wpadł do jaskini tak szybko, jakby ktoś go gonił. Salvatore spojrzał na niego zdziwiony.

- Nie uwierzysz co się stało.- wysapał, nieco zmęczony pędem.

- No co?- spytał Salvatore, opierając się wygodniej o krzesło, na którym siedział.

- Damon nas zdradził. Miałem rację co do jego uczuć do "wybranej". To nie żadne zauroczenie, lecz prawdziwe uczucie. Do jego powstania nie przyczyniła się żadna magia. On nawet sam mi o tym powiedział. Spotkałem Damona na ulicy. Na początku chciał mi zwiać w jakiś ciemny zaułek, ale go dogoniłem.

Sprowokowałem go potem i wszystko mi powiedział. Kazał przekazać Alistairowi, iż nie ma zamiaru obejmować po nim władzy w Podziemiach, i że będzie bronił tej "wybranej".- opowiedział wszystko po kolei.


65

- No to mamy go!- Salvatore klasnął w dłonie z radości.- Musimy to jak najszybciej przekazać Alistairowi.- dodał, wstając.

- W razie czego nagrałem go.- odrzekł Johhan, pokazując dyktafon.

- Geniusz…- brat spojrzał na niego z uznaniem.

Potem oboje skierowali się do wyjścia.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Isabelle zapukała delikatnie do drzwi.

- Odejdź, nikogo nie chcę widzieć!- krzyknęła Selene, leżąc z głową wtuloną w poduszkę.

- To ja.- odrzekła ona, wchodząc do pokoju.

- Isabelle?- zerwała się z łóżka i natychmiast do niej przytuliła.

- Słyszałam co się stało.- przytuliła Selene do siebie.- I myślę, że powinnaś wybaczyć Damonowi.- powiedziała, gładząc ją po włosach.

- Jak to?- oderwała się od niej nagle, patrząc jej oczy.- On zabił moją matkę!- krzyknęła rozgoryczona.

- Wiem... Ale powinnaś.- odpowiedziała Isabelle i usiadła na brzegu jej łóżka. Selene zajęła miejsce obok.

- Zanim moja rodzina została zamordowana, poznałam demona, Nathaniela. Zakochałam się, zaczęłam z nim spotykać, mój brat się o tym dowiedział...- urwała i odetchnęła głęboko.- Zabił go na moich oczach. Znienawidziłam brata i nie chciałam mu wybaczyć... A potem te demony wybiły całą moją rodzinę w zemście za Nathaniela. Był chyba kimś ważnym skoro tak się zemściły.- mówiła.- W każdym razie do dziś żałuję, że nie wybaczyłam bratu... Dlatego Ty musisz wybaczyć Damonowi. W końcu on był wtedy kimś innym.- zakończyła.

- Może masz rację.- odpowiedziała Selene po chwili milczenia.

- Na pewno mam rację. Życie jest zbyt piękne i ulotne, aby marnować je na kłótnie i nienawiść. Czarodziejki co prawda żyją długo, bo nawet do trzech tysięcy lat, ale mało która dożywa tysiąca, bo nasze życie jest pełne zagrożeń... Dlatego mówię Ci, że nie warto żywić nienawiści do nikogo.- powiedziała Isabelle i wyszła z pokoju, zostawiając Selene samą z własnymi przemyśleniami.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Alistair nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał od Johhana. Dopiero kiedy usłyszał słowa Damona nagrane na taśmę, zaczęła ogarniać go furia.

- Zdrajca! Nie dość, że zdradził Podziemie, to jeszcze mnie, a ja byłem mu przecież jak ojciec... Wziąłem sierotę na dwór, nie wiedząc nawet kim jest jego ojciec i kim będzie on... Ach, przeklęty podrzutek, popamięta mnie...- mówił, chodząc w tę i z powrotem po sali.- Chce jej bronić? Dobrze... Więc zginie razem z nią.- dodał. Johhan i Salvatore przyglądali się mu, stojąc przed tronem. W duchu odczuwali ogromną satysfakcję.

- Wspaniale, że to nagrałeś.- szepnął Salvatore do brata.

- Cóż, byłem bardzo dobrze przygotowany.- odrzekł mu Johhan.


66

- Wy!- krzyknął Alistair, wskazując na nich. Obaj natychmiast podeszli bliżej.

- Przekazuję Wam misję, którą miał wykonać Damon. Dodatkowo jego też możecie zlikwidować. Tylko zróbcie to porządnie.- rozkazał im Alistair.- A, i możecie zabrać ze sobą Marco i Chrisa.- dodał, udając się w kierunku swoich pokoi.

Salvatore uśmiechnął się szeroko.

- Teraz nasz ruch.- powiedział. Potem razem z bratem wyszedł z zamku.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Eleazar, dowiedziawszy się o tym, co stało się u Monroe'ów, pełen nadziei

pojechał odwiedzić Selene. Maria robiła mu oczywiście wyrzuty. Wiedziała co Eleazar czuł do panny Monroe i była okropnie zazdrosna. Chodził z nią tylko dlatego, że Selene go odrzuciła, pewnie właśnie z powodu romansu z tym demonem. Teraz jednak, gdy okazał się on mordercą jej matki i go rzuciła, to może zechce być z nim? Eleazar nie mógł marzyć o takim szczęściu, ale musiał spróbować. Zerwałby z Marią i otoczył Selene swoją miłością.

- Cóż za niespodzianka!- powitała go zachwycona Meredith.

- Chciałbym porozmawiać z Selene.- odrzekł Eleazar.

- Ależ proszę, jest w ogrodzie. Dziś pierwszy raz wyszła z pokoju. To chyba dzięki Isabelle, bo rozmawiała z nią jakiś czas.- powiedziała Meredith, kierując się do swojego pokoju.

Eleazar przeszedł przez kuchnię do ogrodu. Jednak zanim znalazł Selene, musiał się nieźle naszukać. Siedziała na powalonym pniu, który znajdował się na samym krańcu ogrodu.

- Eleazar? Co Ty tu robisz?- spytała, patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem.

- Słyszałem o tym, co się stało i chciałem... Chciałem Cię zobaczyć, pocieszyć...- odrzekł.

- Niepotrzebnie się fatygowałeś. Czuję się już lepiej. Poza tym powinieneś dbać o swoją dziewczynę.- powiedziała Selene, uśmiechając się blado.

- Jesteś dla mnie ważniejsza niż Maria. Kocham Ciebie, i jeśli dasz mi drugą szansę...- zaczął, patrząc na nią błagalnie.

- Eleazarze!- przerwała mu.- Jak możesz mnie o to prosić? Nie pomyślałeś jak ona będzie się czuć? I na dodatek jeszcze mocniej mnie znienawidzi... Poza tym ja nie mogę być z kimś, kogo nie kocham. Wybacz i nie obrażaj się na mnie tak jak za pierwszym razem, kiedy dałam Ci kosza.- dodała i wbiła wzrok w trawnik.

Eleazar nic nie odpowiedział. Poczuł tak okropny ból, że miał ochotę umrzeć tu i teraz. Wszystkie nadzieje jakie rano wypełniały jego serce, zniknęły w jednej chwili. Był zły na siebie, że w ogóle się łudził. Wyszedł przez kuchnię do salonu, a potem udał się od razu do wyjścia. Ani słowem nie zareagował na pytanie Meredith, która siedziała na kanapie i piła kawę.

Szybko otworzył drzwi wyjściowe, wsiadł do swojego samochodu i pognał przed siebie.


67

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene siedziała w ogrodzie i rozmyślała o tym co się stało. Po raz kolejny zraniła Eleazara, chociaż bardzo tego nie chciała. Marzyła o tym, by byli przyjaciółmi, normalnie rozmawiali, śmiali się, spędzali miło czas. Ale niestety nie mogło tak być, bo Eleazar ją kochał. Chodził z Marią, ale tylko dlatego, że ona go odrzuciła. Na myśl o tym wszystkim chciało jej się płakać. Jakby tego było mało, okropnie tęskniła za Damonem. Mimo tego, co kiedyś zrobił, był jej niezbędny do życia jak tlen. Musiała mu wybaczyć, chciała tego z całego serca. Nie potrafiła go znienawidzić bez względu na to, co zrobił.

Kiedy tak siedziała sama w ogrodzie, obserwowali ją Salvatore, Johhan, Chris

i Marco.

- Kompletnie sama. Cóż za łatwy cel...- mówił Salvatore, wpatrując się w Selene.

- To na co my jeszcze czekamy?- spytał Chris, lekko już podirytowany.

- Nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany. Musimy się upewnić, że jest sama.

Marco nie wrócił jeszcze ze zwiadów, więc musimy poczekać.- odrzekł Johhan. Salvatore potwierdził to jednym skinieniem głowy. Chris natychmiast się uciszył.

Chwilę później Marco wyłonił się zza drzew.

- I jak? Czysto?- spytał go Johhan.

- Czyściutko. Wszystkie czarodziejki są w domu. "Wybrana" jest w ogrodzie całkiem sama...- odrzekł Marco, kładąc nacisk na ostatnie zdanie.

- Wspaniale.- odezwał się Salvatore.

- To znaczy, że możemy ruszać?- spojrzał na niego pytająco Chris.

- Tak... Najwyższy na to czas...- odrzekł on i ruszył, a Johhan, Chris i Marco za nim.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon chodził cały dzień po mieście. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Po tym jak Selene wyrzuciła go z domu był jak duch. Czuł, jakby wraz z rozstaniem uszło z niego życie. Wiedział, że nie może żyć bez Selene.

Koło południa usiadł na ławce w parku i zasnął. Był bardzo zmęczony.

Zbudził go jeden przerażający sen. Widział w nim jak Salvatore, Johhan, Chris i Marco dopadają Selene. Ten sen był tak wyraźny, tak jakby to wszystko działo się na jawie. Damon natychmiast zerwał się z ławki i zaczął biec przed siebie. Wiedział jedno- musiał zdążyć zanim stanie się coś strasznego.

Kiedy dostał się na osiedle, popędził znaną mu ulicą, aż dostał się pod mur domu Monroe'ów. Jednym susem przeskoczył na drugą stronę, do ogrodu.

Czuł, że ma coraz mniej czasu.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene usłyszała szeleszczenie liści i natychmiast uniosła głowę. Aż podskoczyła z przerażenia ujrzawszy czterech mężczyzn zmierzających w jej kierunku.


68

- Przestraszyliśmy Cię?- odezwał się mężczyzna o włosach koloru ciemnego blondu, stojący na przedzie.

- Czego chcecie?- spytała, jąkając się ze strachu.

- Musimy dokończyć misję Damona.- odrzekł drugi mężczyzna, o czarnych półdługich włosach, stojący po prawej stronie blondyna.

Dwaj pozostali trzymali się z boku. Jeden z nich był przeraźliwie chudy, wysoki i miał nieomalże białe włosy, drugi nieco niższy, o ciemnej karnacji i czarnych, lekko kręconych włosach. Na twarzy obojga pojawiły się złowrogie uśmiechy.

Blondyn stojący z przodu zbliżył się do niej.

- Jaka szkoda, że muszę zabić taką śliczną czarodziejkę... Masz oczy po ojcu...- odezwał się, dotykając jej twarzy. Selene trzęsła się ze strachu. Na początku w jej głowie panował chaos, ale kiedy blondyn wspomniał o jej ojcu, spojrzała mu w oczy zdziwiona.

- Skąd...- zaczęła.

- Naprawdę się nie domyślasz?- przerwał jej lekko zawiedziony.- Nie chwaląc się, to ja go wysłałem na tamten świat.- dodał rozbawiony.

Na te słowa Selene ogarnął ogromny gniew. Podniosła rękę, by zaatakować blondyna, ale on był szybszy. Powalił ją na ziemię jednym ruchem tak, że na chwilę straciła przytomność. Kiedy się obudziła, leżała pod powalonym drzewem. Niedaleko niej stała owa czwórka mężczyzn. Każdy z nich miał w ręku ognistą kulę. W głowie Selene kłębiły się tylko dwie myśli- o rychłej śmierci i rozpaczliwe wołanie o pomoc.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teresa leżała na łóżku w swoim domu. Nagle jej oczy zasnuła mgła. Widziała Selene, a przed nią cztery demony pragnące jej śmierci.

Zerwała się z łóżka i najpierw pobiegła do pokoju siostry.

- Tess! "Wybranej" grozi niebezpieczeństwo... Widziałam cztery demony...- wydarła się spanikowana.

Tess natychmiast oderwała się od lektury. Rzuciła książkę na stół i bez słowa pociągnęła Teresę za sobą. Po chwili obie znalazły się na dole.

Po pół godzinnej jeździe samochodem znalazły się pod domem Meredith Monroe.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene wpatrywała się z przerażeniem w swych oprawców. Nagle jeden z nich, właśnie ten blondyn wystąpił naprzód. Uniósł rękę, w której miał kulę ognia. Kiedy cisnął nią w jej stronę, Selene zakryła twarz dłońmi. I wtedy poczuła jak obejmują ją czyjeś silne ramiona. Odsłoniła twarz i zorientowała się, że to Damon zakrywa ją własnym ciałem. Kula ognia minęła głowę Selene o parę centymetrów, raniąc w ramię jej wybawiciela.

- Jesteś ranny.- wyjąkała.

- To nic, zwykłe draśnięcie. Niedługo się zarośnie.- odrzekł Damon.


69

Selene wtuliła się w niego. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak jej brakowało jego głosu, miękkiego i cudownie aksamitnego.

- Damon, cóż za niespodzianka.- zaśmiał się blondyn.

- Na Twoim miejscu bym się tak nie cieszył, Salvatore.- odrzekł Damon.

Selene słysząc to, drgnęła. Teraz znała imię zabójcy swego ojca.

Salvatore i pozostali cisnęli w nich swoimi kulami. Damon zasłonił Selene. Przez jej głowę przeleciała jedna myśl:

- "Nie mogę go stracić."- zacisnęła pięści, a z jej oczu popłynęły łzy.

Damon podniósł wzrok i ujrzał cienką powłokę, rozciągniętą dookoła niego i Selene. Kule ognia w zetknięciu z tym czymś rozpraszały się na tysiące iskier i zanikały na powierzchni tej powłoki.

- To przecież nie ja...- spojrzał na nią zdziwiony.

- To tarcza. Meredith uczyła mnie jak ją wytwarzać, ale nie udawało mi się to... Aż do teraz...- odrzekła, zdziwiona, ale szczęśliwa.

Salvatore wraz ze swymi towarzyszami stał jak wrośnięty w ziemię. Przeklął pod nosem i ruszył w ich stronę, a pozostali za nim, niczym cienie.

Kiedy Damon wstał, gotowy do walki, zza drzew wyłoniła się najpierw przerażona Teresa, podbiegając do Selene wraz z Alice. Za nią przyszły Rita, Tess i Meredith, natychmiast stając na drodze Salvatore i jego bandzie.

- Robi się coraz ciekawiej.- szepnął sam do siebie Chris.

W czasie, kiedy demony mierzyły się wzrokiem z czarodziejkami, Teresa stała przy Selene.

- Nawet nie wiesz jak byłam przerażona, widząc tę wizję... Na początku nie wiedziałam gdzie jesteś, bo nigdy nie byłam w tej części ogrodu. Gdyby nie to, że wytwarzając tarczę użyłaś mocy, to być może w ogóle bym Cię nie znalazła.- mówiła, nadal jeszcze spanikowana.

- W Twojej głowie panował taki chaos, że nie mogłam wychwycić z myśli miejsca, w którym się znajdowałaś...- dodała Alice.

- Wybacz... Powinnam była o tym myśleć.- odrzekła Selene.

- To nie Twoja wina... Wiem, że jeden z nich zabił Twojego ojca. Myślałaś o tym na okrągło.- pocieszyła ją.

- Tak w ogóle, gdyby Damon nie przybył w porę... To przybylibyśmy na próżno...- zauważyła Teresa.

Ich rozmowę przerwał atak Salvatore. Alice i Damon na rozkaz Rity zostali z Selene, a reszta stanęła do walki. Tess najzręczniej wymijała ogniste kule, powalając na ziemię Johhana, z którym walczyła. Rita wzięła na siebie Chrisa, Teresa Marco, a Meredith Salvatore, z którym walczyła bardzo zawzięcie, wiedząc iż zabił Nathaniela, męża jej siostry. Damon w międzyczasie przedstawił Selene każdego demona z osobna.

Nagle Rita, Meredith i Teresa stanęły jak zaczarowane. Tylko Tess nie otępiała.

- Hipnoza, tak?- roześmiała się im prosto w twarz.


70

- Czemu ona nadal się porusza?- spytał zdezorientowany Chris.

- Bo blokuje mój atak. Jest cholerną tarczą!- krzyknął Salvatore i rzucił się ku Tess.

Nagle Meredith, Rita i Teresa wyrwały się z odrętwienia, odpierając jego atak.

- Co to ma znaczyć?!- zdziwił się Johhan, pomagając bratu wstać.

- Potrafię rozciągać moją tarczę.- odrzekła Tess z uśmiechem.

Salvatore, tracąc swój główny atut, przeszedł znowu do walki wręcz.

Chris, Johhan i Marco ruszyli posłusznie za nim.

Po jakichś piętnastu minutach na polanie pojawiła się Isabelle i Johnathan.

- Jak Ty się czujesz?- spytali nieomal jednocześnie, podbiegając do Selene.

- Nic mi nie jest, ale za to one potrzebują pomocy.- wskazała na walczące czarodziejki.

Isabelle ruszyła w tamtą stronę.

- Zaraz będzie po wszystkim.- rzuciła na odchodnym.

Skupiła swój wzrok na Salvatore. Wzrok demona zamglił się natychmiast.

- Iluzjonistka!- krzyknął ostrzegawczo Johhan, wskazując na Isabelle i podbiegając do brata.

Chris na to hasło rzucił:

- Zmywajmy się lepiej...-

Wszyscy mu przytaknęli. Przegraliby, będąc oślepionymi iluzją. Johhan ulotnił się, podtrzymując brata. Marco spojrzawszy w oczy Teresy, poczuł coś dziwnego. Stanął w połowie drogi i patrzył, zauroczony. Chris pociągnął go więc za sobą, wyrywając z letargu. Potem oboje rozpłynęli się we mgle.

- Nareszcie koniec.- odetchnęła Meredith.

- Oni tu wrócą.- odezwał się Damon.

- Będziemy gotowe. Ty, zdaje mi się, miałeś tu nie wracać.- zwróciła się do niego chłodno.

- Ciociu, on mnie uratował.- Selene stanęła w jego obronie.

- On zabił Twoją matkę.- wycedziła Meredith przez zęby.

- Tak, ale w zamian za to uratował mi życie. I to już drugi raz. Według mnie odkupił swoją zbrodnię.- odrzekła jej na to Selene.

- Poza tym przyda nam się jego pomoc. Jest demonem i zna taktykę swoich pobratymców.- dodała Rita.

- Masz rację, jego wiedza jest przydatna... Może przebywać koło domu, ale nie ma mowy o spotkaniach z Selene.- powiedziała Meredith i udała się wraz z Ritą, Tess i Teresą w stronę domu.

- Nie przejmujcie się nią.- odezwała się Alice.- Będę Was kryć.- dodała z uśmiechem.

- Selene, chcę Ci podziękować.- zwróciła się do niej Isabelle.

- Ty mi? Za co?- zdziwiła się słuchając jej słów.

- Za to, że pomogłaś mi się otworzyć... Dzięki Tobie znowu rozmawiam z Ritą i


71

innymi. Tak bardzo mi jej brakowało. Dziękuję.- odrzekła Isabelle i ruszyła do domu u boku męża.

- Damon... Spotkamy się jutro?- Selene spojrzała mu w oczy.

- Oczywiście.- odrzekł, musnął swą dłonią jej policzek i zniknął za drzewami.

- Nie martw się, on się tu będzie kręcił całą noc.- zwróciła się do niej Alice.- Nie muszę nawet czytać mu w myślach, żeby być tego pewną.- dodała z uśmiechem.

- Wiem.- odrzekła Selene.- Wiesz może czemu Teresa była taka zamyślona?- spytała nagle, przypominając sobie minę Teresy.

- Nie wiem czy mogę powiedzieć...- odrzekła Alice.

- Nikomu tego nie powiem.- obiecała Selene. Obie powoli ruszyły w stronę do domu.

- No dobra. Teresa była zaintrygowana zachowaniem jednego z tych demonów. Widziałam w jej myślach te wspomnienie, kiedy ten Marco patrzył na nią. Według mnie on uległ jej urokowi, ale ona chyba też się w nim zakochała.- powiedziała Alice.

- Ona też? Czy to jakiś sezon na zakazane uczucia?- westchnęła Selene.

- No cóż... Zazwyczaj jest tak, że jedno wydarzenie pociąga za sobą cały ciąg podobnych zdarzeń.- dodała Alice, gdy wchodziły do domu.

Selene przewróciła jedynie oczami i udała się do swojego pokoju.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon siedział na gałęzi drzewa i obserwował okolicę. Za cel postawił sobie Salvatore. Kiedy dowiedział się, że to właśnie on zabił ojca Selene, znienawidził go mocniej niż zwykle. Wiedział dobrze, że Salvatore nie odpuści, dlatego Damon musiał go zabić.

- Teraz pewnie będą atakować pojedynczo.- powiedział do siebie, zastanawiając się nad możliwą taktyką wroga.- Będę gotowy, kiedy przyjdą.- dodał, schodząc na ziemię.















72

Rozdział 9

W obronie życia... i miłości


Po ataku demonów do domu Monroe'ów przybyły kolejne czarodziejki i czarodzieje: przywódczyni Rady, Elisabeth, Eleazar, Maria i Deborah. Johnathan, Isabelle, Rita, Alice, Tess i Teresa byli ciągle w gotowości. Damon kręcił się wokół domu, a po południu spotykał z Selene. Po całym miesiącu rozłąki ich spotkania były jeszcze wspanialsze. Ich usta z trudem odrywały się od siebie. Rozstania były bardziej bolesne, bo ciągle wisiało nad nimi zagrożenie, strach, że któreś z nich straci życie z ręki Salvatore, jego brata i przyjaciół.

Pragnęli z całego serca wykorzystać jak najlepiej dany im czas.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore zakradł się do ogrodu, korzystając z tego, że Damon był na spotkaniu z Selene. Chciał wybadać jaka sytuacja panuje w domu.

Skradał się pośród drzew powoli, by nie poruszyć nawet gałęzi i nie narobić szumu. Nagle zobaczył dziewczynę idącą trawnikiem. Była wysoka, szczupła, o śniadej cerze, czarnych oczach i brązowych włosach. Kiedy podniosła wzrok i spojrzała na niego, w jej oczach pojawił się strach. Cofnęła się do tyłu i przymrużyła oczy.

- Jakież miłe spotkanie. Czy my się już kiedyś nie widzieliśmy?- Salvatore przyjrzał jej się uważnie. Był pewien, że zna skądś tę twarz.

- Owszem… Moja matka odegnała Cię jakieś 500 lat temu, po tym jak próbowałeś mnie zabić.- odrzekła dziewczyna jadowicie.

- Widzę, że masz dobrą pamięć... Na szczęście Alistair przywrócił mnie do życia... Pewnie śniłem Ci się w najgorszych koszmarach, co?- uśmiechnął się do niej.

- Trudno nie zapamiętać takiej twarzy.- burknęła, koncentrując na nim swój wzrok.

Salvatore poczuł ciepło przepływające w jego ciele. Temperatura podnosiła się, a dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku. Zorientował się, że to jej sprawka. Spojrzał więc prosto w jej oczy i użył hipnozy. Zadziałało natychmiast. Dziewczyna zdrętwiała od stóp do głów. Uczucie gorąca zniknęło. Odetchnął z ulgą.

- Pirokineza, tak?- podszedł do niej z uśmiechem tryumfu.- Jak widzisz hipnoza skutecznie unieszkodliwia Twój dar. Przypomniało mi się jak masz na imię... Ty jesteś Deborah...- przejechał dłonią wzdłuż jej szyi. Dziewczyna zadrżała.

- Muszę więc dokończyć to, w czym przeszkodziła mi Twoja matka...- szepnął, zbliżywszy usta do jej ucha.

W tym samym momencie gałąź pobliskiego drzewa poruszyła się gwałtownie.

- Jaka szkoda...- Salvatore oddalił się w stronę muru.- Jeszcze się spotkamy...- dodał zanim zniknął w zaroślach.

73

Zza drzew wyłoniła się przerażona Teresa.

- Nic Ci nie zrobił? Miałam wizję...- podbiegła do Debory, która wyrwała się właśnie z hipnotycznego odrętwienia.

- Nie zdążył... Ale najgorsze jest to, że ja go znam.- odrzekła Deborah,

oddychając głęboko.

- Jak to?- spytała Teresa, totalnie zaskoczona i trochę jeszcze spanikowana.

- Jakieś 500 lat temu napatoczyłam się na niego. Chciał mnie zabić, ale na szczęście moja matka była w pobliżu. Odegnała go... Myślałam, że on już nie wróci. Do tej pory śnił mi się tylko w koszmarach, więc kiedy go tam zobaczyłam, to myślałam, że umrę ze strachu...- odrzekła Deborah.- Nazywał się Salvatore.- dodała, drżąc na samo wspomnienie o nim.

- Wiem, poznałam go w mojej wizji... Damon mówił nam który jest który i co potrafi, kiedy walczyliśmy dziś po południu.- powiedziała Teresa, bardziej już spokojna.- Nie martw się, nie damy mu Cię skrzywdzić.- objęła ją ramieniem i obie powoli ruszyły w stronę domu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore powrócił do Podziemi w dobrym humorze.

- Co Ci tak wesoło?- spytał go naburmuszony Chris.

- Powiedzmy, że spotkałem starą znajomą. A Tobie co się stało?- spytał.

- Johhan ma do Ciebie jakąś ważną sprawę.- odrzekł Chris.

Salvatore podszedł do brata.

- O co chodzi?- spytał.

- Marco jakoś dziwnie się zachowywał... Chyba padł ofiarą uroku którejś z czarodziejek.- odpowiedział Johhan.

- No to już, nad Jezioro Mroku z nim i po sprawie.- mruknął Salvatore niezadowolony.

- To nie takie proste, bo nim się obejrzałem, to nam zwiał. Chris ruszył za nim, ale zgubił trop.- odrzekł na to jego brat.

- Co?!- krzyknął.- Jak mógł Wam uciec?- złapał się za głowę.- Czy ja mam do czynienia z bandą idiotów?!- wrzasnął na każdego z nich z osobna.

Chris i Johhan stali tylko w milczeniu.

- Dobra. Najpierw zajmiemy się naszą misją.- ogłosił Salvatore, oddychając głęboko, nieco już spokojniejszy.

Potem w trójkę zajęli się planowaniem kolejnej zasadzki.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia, koło południa Selene i Damon ponownie się spotkali.

- Męczy mnie to, że nadal musimy się ukrywać...- westchnęła.- Najchętniej wykrzyczałabym ciotce prosto w twarz, że się z Tobą spotykam i nie mam

zamiaru przestać.- powiedziała, patrząc mu w oczy.

- Wiem... Dla mnie to też nieprzyjemne, ale cóż możemy na to poradzić... Z resztą teraz musimy się skupić na tym, jak pokonać Salvatore i jego bandę.


74

Wszystkim innym zajmiemy się potem.- odrzekł Damon.

- Myślisz, że nam się uda?- spytała Selene, tuląc się do niego.

- Już ja się o to postaram. Nie pozwolę, żeby któryś z nich zbliżył się do Ciebie choćby na kilometr, a szczególnie Salvatore. Nie odpuszczę mu... Zginie z mojej ręki.- odpowiedział, obejmując ją i przytulając do siebie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teresa spacerowała po ogrodzie, jednocześnie pilnując, by nikt nie przeszkodził Selene i Damonowi w ich spotkaniu. Miała się również na baczności, w razie gdyby nawiedziła ją jakaś niepokojąca wizja.

Marco dostał się do ogrodu bez większego problemu. Przemykał szybko między drzewami, starając się nie zahaczyć o żadną gałąź. Zatrzymał się dopiero, gdy za drzewami zobaczył tą, która rzuciła na niego urok. Jej kręcone blond włosy unosiły się na wietrze. Chciał koniecznie z nią porozmawiać, więc wyszedł zza drzew.

Teresa ujrzawszy znajomego jej demona cofnęła się o parę kroków.

- Nie bój się, nic Ci nie zrobię.- odezwał się Marco, widząc jej reakcję.

- Akurat... Ty jesteś Marco, jeden z bandy Salvatore.- odpowiedziała ona, nadal mając się na baczności.

- Tak, to prawda... Ale na prawdę nie mam złych zamiarów, wręcz przeciwnie, chcę Wam pomóc w walce z nim.- odrzekł Marco.

- Niby dlaczego mam Ci wierzyć?- Teresa przyjrzała mu się, wietrząc podstęp.

- Bo jesteś dla mnie wszystkim... Pokochałem Cię od pierwszej chwili, kiedy ujrzałem Twą twarz...- powiedział, patrząc na nią wręcz błagalnie.

- Nie do wiary... Uległeś mojemu urokowi.- roześmiała się.- To nie miłość, lecz magia.- odrzekła, patrząc na niego, nieco już rozluźniona.

- Ja chcę być pod jego wpływem, dlatego uciekłem z Podziemi, nim moi pobratymcy zdążyli się zorientować, że potrzebuję kąpieli w Jeziorze Mroku. Będę z Wami walczył przeciwko Salvatore. Znam go lepiej niż Damon, potrafię przewidzieć każdy jego ruch.- mówił Marco z przejęciem. Patrzył na nią przy tym z takim uwielbieniem, że Teresa musiała mu uwierzyć. Poza tym, czy chciała czy nie, zakochała się w tym demonie od pierwszego wejrzenia.

- Nie mam chyba innego wyjścia, jak Ci uwierzyć... Poza tym ty też nie jesteś mi obojętny.- odrzekła mu Teresa z lekkim uśmiechem.

Na te słowa na twarzy Marco również pojawił się szeroki uśmiech.

- W takim razie chodźmy do pozostałych czarodziejek... Chcę Wam pomóc, wszystkim.- powiedział.

Teresa zaprowadziła go więc do domu. Na początku Meredith, Rita i Tess stanęły przygotowane do walki.

- Spokojnie, on nie ma złych intencji.- odezwała się Alice, kiedy przewertowała jego myśli.

- Marco chce nam pomóc. Uciekł z Podziemi, bo nie chciał, aby jego


75

pobratymcy zanurzyli go w Jeziorze Mroku.- wytłumaczyła Teresa.

- Dobrze. Jeśli chce, może nam pomóc. Lepiej zna Salvatore, bo przebywał z nim jakiś czas.- powiedziała Elisabeth, patrząc na Meredith, uspokajając ją dzięki swojemu darowi.

- Otóż to... Jeszcze nie widziałam, by zauroczony demon uciekł z Podziemi. Urok Teresy musiał być silniejszy niż myślałam.- powiedziała jakby do siebie Rita.

Marco razem z Damonem kręcili się po ogrodzie przez całą noc. Także Rita i Isabelle pełniły nocny dyżur w salonie. Reszta spała czujnie w pokojach gościnnych, gotowa w każdej chwili do walki.

Deborah zbudziła się w środku nocy zlana potem. Śnił jej się Salvatore, pierwszy raz od dwustu lat. Myślała, że ten koszmar z nim w roli głównej już nie powróci. Jednak kiedy ponownie go spotkała, sen powrócił ze zdwojoną siłą. Deborah kręciła się na łóżku niespokojnie. Każdy szelest liści przyprawiał ją o dreszcze. Bała się zasnąć.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia Selene tuż po śniadaniu i kolejnej lekcji z ciotką, Isabelle i Ritą, udała się do ogrodu. Miała tu jak co dzień spotkać się z Damonem. Usiadła na pniu powalonego drzewa, czekając cierpliwie aż Damon zbada teren. Teraz na szczęście w pilnowaniu domu wyręczał go Marco, więc mógł spokojnie spotkać się z Selene.

Siedziała tak zamyślona, kiedy poczuła jak ktoś obejmuje ją w pasie rękami.

- Damon... Wreszcie.- powiedziała, rozpoznając swego ukochanego.

- Nie mogłem się doczekać spotkania...- szepnął jej do ucha.

- Ja też tęskniłam.- Selene odwróciła się do niego i pocałowała.

Potem oboje usiedli na powalonym pniu i zaczęli rozmawiać.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Eleazar udał się do ogrodu, znudzony siedzeniem w salonie. Szedł przed siebie, aż nie zatrzymały go czyjeś głosy. Rozpoznał wśród nich Selene i jakiegoś faceta. Kiedy wyjrzał zza drzewa jego podejrzenia się potwierdziły. Rozpoznał również siedzącego obok niej chłopaka. Był to Damon. Eleazar bardzo dobrze wiedział, że Meredith zakazała im wspólnych spotkań. Pchnięty zazdrością ruszył w stronę domu. Przeszedł przez kuchnię i salon na werandę, gdzie siedziały Meredith i Rita.

- Coś się stało?- spytała go siostra spoglądając na niego, zdziwiona nagłym pojawieniem się go na werandzie.

- Selene wbrew zakazowi spotyka się z Damonem. Jest właśnie teraz z nim w ogrodzie.- zwrócił się do Meredith.

- Co? Jak to?- wstała szybko i nieomal pobiegła w stronę ogrodu.

- Jak mogłeś!- oburzyła się Rita, patrząc karcąco na brata.

- Ale co?- Eleazar spojrzał ją jak na wariatkę.



76

- Jak możesz niszczyć to, co jest między nimi! Kto dał Ci takie prawo! Czy zazdrość całkiem zatruła Twój rozum?- odrzekła, wchodząc do domu, trzaskając drzwiami.

Nie wiadomo czemu, ale słysząc słowa siostry zaczął żałować swego czynu. Jego sumienie mówiło mu, że przez swoją zazdrość zniszczy miłość Selene.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Meredith przeszukała cały ogród nim dotarła do Selene i Damona. Widząc ich razem, ogarnęła ją furia.

- Co ja mówiłam?!- wydarła się na nich.- Zabroniłam Ci się z nim spotykać!- zwróciła się do swojej siostrzenicy.

- Ciociu... Nie rozumiesz, że ja go kocham a on kocha mnie? Jak moglibyśmy się nie spotykać?- odrzekła Selene ze łzami w oczach.

- Powiedziałam, nie! Jeśli on tu zostanie, zabiję go!- krzyknęła, przygotowana do ataku.

- Meredith, stój.- rozległ się czyjś rozkazujący ton. Chwilę później zza drzew wyszła Elisabeth.

- Ale oni...- zaczęła, odwracając się w jej stronę.

- Pozwól, że decyzję w sprawie tego zakazanego związku podejmie Rada. Korzystając z tego, że wszyscy najważniejsi jej członkowie są obecni, zwołamy naradę w tej sprawie.- przerwała jej Elisabeth.

Selene i Damon odczuli pewną ulgę, chociaż nie mogli być pewni, jaką decyzję podejmie Rada Czarodziejek.

Wszyscy ruszyli więc w stronę domu. Alice zdążyła zawiadomić pozostałych o zwołaniu Rady, czytając w myślach Elisabeth. Dlatego kiedy weszła ona do salonu wraz z Meredith, Selene i Damonem, wszystkie czarodziejki i czarodzieje zebrali się już w jadalni.

- Jesteśmy gotowi na zebranie Rady Czarodziejek.- odezwała się Rita, spoglądając na nich.

Alice posadziła Selene i Damona na końcu stołu, Elisabeth usiadła natomiast na drugim jego krańcu. Rita, Isabelle i Meredith zajęły miejsca przy jej boku. Cała reszta- Johnathan, Eleazar, Maria, Tess, Teresa, Alice i Deborah zajęli miejsca dookoła stołu. Marco usiadł gdzieś z boku, pod oknem, na parapecie. Tak zaczęła się narada.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Chris udał się na zwiady do ogrodu domu rodziny Monroe. Salvatore i Johhan zostali pod murami, czekając na wieści od Chrisa.

Przemierzał ogród, przybierając formę kruka. Zdziwiła go panująca wokół cisza. Nikt nie patrolował ogrodu. Wszędzie było pusto.

Kiedy znalazł się bliżej domu, usłyszał głosy. Czuł także jak emanowała z niego magia. Usiadł na gałęzi pobliskiego drzewa i zaglądnął do jadalni. Tyle czarodziejek i czarodziejów naraz widział pierwszy raz w życiu. Siedzieli wszyscy dookoła stołu i rozmawiali.

77

Marco siedział na parapecie i patrzył tępo w jakiś punkt. Był widocznie zamyślony. Chris rozwinął skrzydła i poleciał w kierunku muru. Przeleciał nad nim i lądując na chodniku, przemienił się w swoją ludzką postać.

- I jak?- spytał go Salvatore, lekko podenerwowany.

- Wszyscy są w domu. Siedzą przy stole w jadalni i rozmawiają.- odrzekł Chris.

- A Marco?- odezwał się Johhan, spoglądając na niego znudzonym wzrokiem.

- Jest z nimi. Widziałem, jak siedział na parapecie. Co prawda nie brał udziału w tej rozmowie, ale co jakiś czas patrzył w stronę pozostałych.- odrzekł Chris.

- Chyba będziemy musieli poczekać... Nie damy rady we trzech załatwić ich wszystkich naraz.- westchnął Salvatore.- Ale trudno. Nie mamy innego wyjścia.- dodał, idąc w stronę parku. Johhan i Chris ruszyli posłusznie za nim.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Elisabeth wstała z krzesła, patrząc na wszystkich zebranych.

- Moi drodzy... Jak już wspominaliśmy, nasze prawo zabrania związków czarodziejek z demonami. To chyba jedyny zakaz, jaki nas z nimi łączy.- zaczęła, zwracając się do nich.- Chciałabym teraz wysłuchać słów Alice. Ma nam ona podobno do powiedzenia coś, co może zmienić nasze, jak to się wyraziła, przestarzałe prawo.- spojrzała na dziewczynę znacząco.- Daję Ci głos.- usiadła z powrotem na swoim miejscu.

Alice wstała i odetchnęła głęboko.

- Na samym początku chcę Was zapewnić, że wszystko co mówię jest poparte twardymi dowodami.- zwróciła się do zebranych.- Wszyscy wiecie jaki dar posiadam. Prócz tego, czego byłam świadkiem, słyszałam również myśli nie tylko Selene, ale i Damona. Prawdą jest, że tych dwoje łączy silne uczucie, ale magia nie ma z nim nic wspólnego.-

Przez salę przeleciał szum niedowierzających głosów.

- Chcę powiedzieć, że Damon kocha Selene, ale nie dlatego, że uległ jej urokowi. Po prostu się zakochał.- ogłosiła Alice.

- Skąd ten pomysł?- spytała Meredith.- Masz jakieś dowody na potwierdzenie tej absurdalnej tezy?- dodała, patrząc na nią lekkim oburzeniem.

- Owszem, mam.- odrzekła.- Chociażby to, że kiedy pobratymcy Damona zanurzyli go w wodach Jeziora Mroku, nie zadziałały na niego. Nadal pamiętał o Selene, a jego miłość nie osłabła. Jak wszyscy zapewne wiemy, Jezioro Mroku ma ogromną moc. Potrafi zmyć każdy urok, włącznie z tym, który posiadają czarodziejki ze starych rodów. Oczywiście każdy magiczny urok.- powiedziała, podkreślając słowo "magiczny".- Jak również nam wiadomo prawdziwa miłość, taka jaka jest na porządku dziennym wśród ludzi, nie ma nic wspólnego z czarami, czy też magią. Moim zdaniem taka właśnie miłość połączyła tych dwoje. Dlatego właśnie wody Jeziora Mroku na niego nie zadziałały.- zakończyła swój wywód Alice i usiadła na miejsce.



78

- Jeżeli mogę coś dodać, to moim zdaniem za bardzo polegamy na magii i dlatego trudno nam uwierzyć w uczucia takie jak miłość.- dodała Rita.

- To o czym mówicie ma sens i całkiem zmienia postać rzeczy.- odezwała się Elisabeth.- Chyba się ze mną zgodzisz?- zwróciła się do Meredith, której mina nie wyrażała zbytniego zadowolenia.

- Muszę przyznać, że Alice ma rację.- odparła i westchnęła. Nie była zadowolona z tego faktu.

- Zrobimy głosowanie. Każdy z Was powie czy jest za czy przeciw temu związkowi. Zaczniemy od końca.- powiedziała Elisabeth, patrząc znacząco na Deborę.

- No cóż...- zaczęła nieśmiało.- Znam Alice i ufam jej darowi. Moim zdaniem ona i Rita mają rację. Za bardzo polegamy na magii i zapominamy o prawdziwych uczuciach. Uważam, że powinniśmy pozwolić Selene i Damonowi cieszyć się ich miłością.- powiedziała już śmielej.

- Dziękuję.- odrzekła Elisabeth.- Teraz Tess i Teresa. Alice nie muszę chyba pytać jaką podjęła decyzję.- dodała. Alice uśmiechnęła się tylko.

- Mam takie samo zdanie co Deborah.- odezwała się Teresa.- Sama jestem zakochana w demonie i chcę żeby takie związki były od dziś dozwolone.-mówiła, posyłając Selene serdeczny uśmiech. Na jej słowa Marco spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko. Nie spodziewał się takiego wyznania z jej strony, a już na pewno nie na forum.

- Zgadzam się z moją siostrą. To co mówi Alice i Rita naprawdę ma sens.- powiedziała Tess.

- Rozumiem.- odrzekła Elisabeth, zwracając swój wzrok na kolejne osoby- Eleazara i Marię. Selene zmartwiła się tym. Podejrzewała, że z Eleazarem mogą być problemy. Maria też obdarzyła ją chłodnym wzrokiem.

- Ja uważam, że powinni mieć prawo do miłości, jak każdy.- powiedziała Maria. Eleazar spojrzał na nią oburzony.

- Ja...- zaczął, nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciał się zgodzić, ale miał świadomość, że i tak byłby przegłosowany.- Jestem tego samego zdania, co Maria.- powiedział z lekkim trudem. Selene spojrzała na niego z wdzięcznością.

Nie spodziewała się, że usłyszy coś takiego z jego ust. Damon odetchnął z ulgą.

- No dobrze. Czyli zostały nam jeszcze panie z Wielkiej Trójki.- odezwała się Elisabeth.

- Ja jestem oczywiście za.- powiedziała Rita.

- Ja również jak najbardziej. Miłość jest najważniejsza.- odrzekła Isabelle.

- Mam to samo zdanie, co moja żona.- dodał Johnathan.

- A Ty Meredith?- spytała Elisabeth, patrząc na nią uważnie.

- Cóż, chyba nie mam wyboru...- zaczęła, spoglądając na swoją siostrzenicę. Widząc jak szczęśliwa jest w objęciach Damona, wszystkie jej wątpliwości

rozwiały się w jednej chwili. Uprzytomniła sobie, że jej rodzice tak samo


79

zachowywali się, kiedy Namida zakochała się w Nathanielu. Nie chciała być taka jak oni.

- Jestem za. Chcę żeby Selene była szczęśliwa.- odrzekła odważniej.

- Wobec tego moja decyzja nie może być inna.- ogłosiła Elisabeth.

Damon i Selene uśmiechnęli się do siebie, nadal nie dowierzając.

- W tej sytuacji również Teresa i Marco będą mogli być razem.- dodała po chwili.

Potem wszyscy wstali i po kolei podchodzili do Selene i Damona gratulując im.

- Wiedziałam, że uda nam się ich wszystkich przekonać.- powiedziała Alice, szeroko się uśmiechając.

- Miłość zawsze zwycięża. Tak samo jak w przypadku Twoich rodziców. Chciałam żebyś była szczęśliwa.- Meredith przytuliła ją do siebie.

- Musiało Wam się udać.- zwrócił się do nich Johnathan.

- Ty pomogłaś mi, więc byłam Ci dłużna. Nie mogłam podjąć innej decyzji. Z resztą wiem co to znaczy kogoś kochać.- dodała Isabelle, spoglądając na Johnathana. Kiedy odchodzili, wtuliła się w jego ramię. Selene zauważyła istotną zmianę. Brzuch Isabelle był lekko zaokrąglony.

- Tak, znowu jest w ciąży.- odrzekła Alice, odczytując z jej myśli nurtujące ją pytanie.

- Dzięki Tobie my też będziemy mogli się cieszyć sobą.- zwrócił się do niej Marco, obejmując ramieniem uśmiechniętą Teresę.

- To na zawsze odmieni nasz świat.- dodała Teresa.

Na koniec podszedł do nich Eleazar.

- Dziękuję...- powiedziała Selene, uśmiechając się do niego.

- Chciałem Cię przeprosić za to, co zrobiłem... Zazdrość całkiem mnie zaślepiła... Zapomniałem o tym, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, chce się jego szczęścia. Wybaczysz mi?- odrzekł Eleazar, patrząc na nią błagalnie.

- Oczywiście, że tak... Jesteś w końcu moim przyjacielem, prawda?- Selene spojrzała na niego pytająco.

- Pewnie, że jestem Twoim przyjacielem, a Ty moją przyjaciółką.- uśmiechnął się Eleazar.

Potem oboje uścisnęli się serdecznie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Chris powrócił z kolejnych zwiadów. Tym razem miał lepsze wieści.

- No i jak?- spytał go Salvatore.

- Skończyli już. Większość rozproszyła się po domu i ogrodzie.- odrzekł.

- No to kto teraz atakuje?- zapytał Johhan.

- Ja pójdę.- odpowiedział Salvatore od razu.

- Dlaczego? Byłeś już tam ostatnio.- oburzył się Chris.

- Nie dyskutuj ze mną.- odrzekł Salvatore głosem nie znoszącym sprzeciwu i spojrzał na niego spode łba.


80

Chris już chciał mu wejść w słowo, ale widząc jego minę, zamilkł od razu.

Johhan spuścił wzrok, mimo że chciał coś powiedzieć. Darował sobie dalsze komentarze. Znał swojego brata i wiedział, że nie ma sensu się z nim kłócić.

Salvatore przeszedł po murze na drugą stronę i natychmiast skoczył na gałąź drzewa. Rozglądnął się dookoła, sprawdzając teren. Zeskoczył na trawnik i przemknął przez ogród, zręcznie wymijając Marco, który patrolował dom po drugiej stronie. Damona nie było.

-"Pewnie jest z tą swoją czarodziejką."- pomyślał, uśmiechając się drwiąco. Dokładnie wiedział kogo szukał. Przeczesywał ogród, a potem zaglądnął

przez okna do domu.

Deborah była u siebie w pokoju. Siedziała na łóżku po turecku, czytając książkę. Nagle podniosła wzrok do okna, czując na sobie czyjś wzrok. Po ciele przeleciał ją dreszcz, ale nikogo nie dostrzegła. Jedynie gałąź drzewa, która lekko dotykała framugi okna, kołysała się miarowo. Deborah wstała i podeszła do niego. Wyjrzała na zewnątrz dla pewności i zamknęła z lekkim hukiem. Wtedy znowu poczuła się obserwowana. Powoli odwróciła wzrok, ale nikogo nie widziała. Nagle jakby z sufitu spadł Salvatore i natychmiast wyprostował się, stając

na równe nogi. Z jej piersi wyrwał się cichy jęk.

- Widzę, że się za mną stęskniłaś.- odezwał się tym swoim bezczelnym tonem, pełnym pewności siebie z nutką drwiny.

- Odejdź jeśli nie chcesz zginąć. Przypominam, że nie jestem w tym domu sama.- odpowiedziała, chcąc zabrzmieć groźnie, jednak jej głos zadrżał.

- Nie rozśmieszaj mnie. Zginiesz dziś. Zapłacisz mi za to, że Twoja matka ośmieliła się mnie odegnać.- kiedy to mówił, w jego ręku pojawiła się płonąca kula. Deborah sparaliżowana strachem chciała użyć swego daru, ale Salvatore to przewidział. Natychmiast zahipnotyzował ją swoim wzrokiem i cisnął kulą ognia.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon, Selene, Alice i Teresa siedzieli właśnie w salonie i rozmawiali. Nagle Teresa stała się nieobecna. Alice, która była właśnie skupiona na jej myślach, wpatrywała się w nią coraz bardziej przerażona.

- Deborah!- wykrzyknęły obie nieomal jednocześnie. Potem zerwały się z kanapy. Selene chciała już iść z nimi, ale Alice odwróciła się do niej.

- Ty nie możesz iść. To zbyt ryzykowne. A Ty Damon pilnuj jej. Może być ich tu więcej.- powiedziała. W tym czasie Teresa była już na górze.

- Ach, i jeszcze jedno. Poszukajcie Marii. Może się przydać.- dodała, nim weszła na schody.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teresa wbiegła do pokoju Debory, rzucając się na Salvatore. Mimo to kula ognia trafiła prosto w Deborę, odrzucając ją na bok, gdzie uderzyła z impetem w ścianę. Salvatore szarpał się z Teresą jakiś czas, potem z całej siły uderzył nią


81

o podłogę tak, że straciła przytomność. W tym momencie do pokoju wpadł Marco, tłukąc szybę na najmniejsze kawałeczki. Widząc nieprzytomną Teresę, ogarnęła go furia. Rzucił się na Salvatore z ogromną wściekłością. Alice wpadła do pokoju i z przerażeniem podbiegła do Teresy. Ocuciła ją i razem przesunęły się pod ścianę, przy której leżała Deborah. Salvatore uciekł przez okno, a Marco poleciał tuż za nim. Kiedy Maria wbiegła do pokoju stanęła jak wryta. Potem szybko znalazła się przy Deborze, oglądając jej ranę i badając, czy żyje.

- I jak?- spojrzała na nią spanikowana Alice i nieco jeszcze otępiała Teresa.

- Żyje.- odrzekła Maria, po czym przeszła do uzdrawiania Debory. Jej ranę spowiło światło, które wydobywało się z rąk Marii. Ta przymknęła oczy i oddychała powoli, by w skupieniu uzdrowić przyjaciółkę.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Selene i Damon siedzieli w salonie wpatrzeni w szklane drzwi prowadzące na front ogrodu. Nagle na zewnątrz coś przemknęło im przed oczami. Damon zerwał się z kanapy.

- Gdzie idziesz?- Selene złapała go za rękę.

- To był Chris i Johhan.- odrzekł, wyswobadzając się z jej uścisku.- Zaraz wracam.- obiecał i wybiegł na zewnątrz.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Marco walczył z Salvatore niezwykle zaciekle. Po jakichś piętnastu minutach zdemolowali sporą część ogrodu, powalając na ziemię niektóre drzewa i łamiąc krzewy. Kiedy znaleźli się na końcu ogrodu, Salvatore rzucił Marco o mur ogrodu z taką siłą, że posypały się gruzy. Potem sam wdrapał się na mur i przeskoczył na zewnątrz. Kiedy Marco się ocknął, jego już nie było. Ruszył więc w stronę domu. Tam natknął się na Damona walczącego z Johhanem i Chrisem.

- Pomogę Ci.- krzyknął do niego.

- Zajmij się Chrisem.- odrzekł Damon, rzucając się ku Johhanowi.

Marco posłusznie zajął się Chrisem.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Selene siedziała w salonie, martwiąc się o Damona, Alice, Rita, Elisabeth, Meredith, Johnathan, Isabelle, Tess i Teresa zeszli na dół.

- Gdzie jest Damon?- spytała Alice i w mig odczytała odpowiedź z myśli Selene.- Długo już z nimi walczy?- spytała więc.

- Jakieś pół godziny.- odrzekła.

- Zdemolowali już prawie cały ogród.- zauważyła Rita, patrząc przez oszklone drzwi na powalone konary drzew.

- O nie... Pielęgnowałam ten ogród przez pięć lat...- Meredith z przerażeniem spoglądała na to dzieło zniszczenia.

- Pomogę Ci, ciociu... Ale najbardziej się martwię o Damona.- odrzekła Selene, również wpatrując się w ten sam punkt co wszyscy.


82

- Ja nadal nie wiem co się dzieje z Marco.- westchnęła Teresa, siadając obok Selene.

- Marco jest z Damonem.- odezwała się nagle Alice.- Słyszę jak Damon o nim myśli. Walczą razem z Johhanem i Chrisem.- dodała, próbując się bardziej skupić.

- W takim razie co z Salvatore?- zdziwiła się Rita.

- Pewnie im uciekł.- odrzekła Tess, lekko wzdychając z dezaprobatą.

- A co z resztą?- spytała Meredith.

- Eleazar i Maria zostali z Deborą. Jest jeszcze bardzo słaba. Właśnie niedawno zasnęła.- odezwała się Alice, śledząc myśli wszystkich obecnych w domu.

- Może powinnyśmy im pomóc?- zaproponowała nagle Isabelle. Wszyscy spojrzeli na nią szczerze zaskoczeni. Nikt jakoś nie był w stanie przyzwyczaić

się do jej nagłej zmiany.

- Bardzo dobry pomysł.- ożywiła się Teresa.

- Ale Ty z nami nie pójdziesz.- zwrócił się do żony z widoczną troską Johnathan.

- Selene, ty też tu zostajesz.- powiedziała Meredith.

- Dokładnie. A Teresa i Alice zostaną z "wybraną". W razie czego ktoś musi ją obronić.- ogłosiła Elisabeth.- Ty Johnathan też możesz się przydać. Jakby co możesz zabrać Selene do równoległych światów. Poza tym będziesz spokojniejszy, jeśli zostaniesz z żoną.- dodała. Potem wraz z Tess, Meredith i Ritą wyszły na zewnątrz.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Maria siedziała przy łóżku Debory, co jakiś czas używając mocy, by szybciej wróciły jej siły.

Eleazar wpatrywał się w rozbite okno, przygotowany w każdej chwili na atak. Spoglądał co jakiś czas na Marię. Miał ogromne wyrzuty sumienia. Tak bardzo ją ranił swoim zachowaniem, traktował jak "zastępstwo" do czasu aż Selene nie zechce z nim być. Mimo to ta piękna dziewczyna, pół czarodziejka, pół anioł, nadal przy nim trwała. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak Maria musiała go kochać, skoro wybaczała mu to wszystko. Teraz dopiero dostrzegł jak dużo z anioła ma w sobie jego dziewczyna. Podszedł do niej powoli i uklęknął przed nią.

- Maria, najdroższy mój aniele, czy wybaczysz mi kiedyś to, że tak bardzo Cię raniłem?- szepnął, by nie obudzić śpiącej Debory.

- Ależ Eleazarze... Ja już dawno Ci wybaczyłam... W końcu robiłeś to wszystko, bo kochałeś Selene.- odrzekła, lekko się nad nim nachylając.

- Jesteś moim aniołem... Czuję, że będziemy od teraz tak szczęśliwi, jak nigdy... Obiecuję, że nie zranię Cię już...- wstał, usiadł przy niej, przytulił ją do siebie i delikatnie pocałował.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Johhan i Chris świetnie się bawili walcząc z Marco i Damonem. Zręcznie


83

uciekali przed ich ciosami, każda potyczka sprawiała im przyjemność.

Dobre samopoczucie uleciało natychmiast, kiedy na horyzoncie pojawiły się czarodziejki.

- Chyba mamy problem.- zauważył Chris.

- Pora znikać.- odrzekł Johhan, mrugając do niego porozumiewawczo,

co znaczyło, że nadszedł czas na ich manewr. Najpierw zagonili wszystkich na same krańce ogrodu. Potem pędzili prosto w mur, zbijając z tropu ścigające ich demony i czarodziejki. Tuż przed ścianą wznieśli się do góry i w mig znaleźli po drugiej stronie muru. Tam natknęli się na Salvatore i wraz z nim teleportowali się do Podziemi.

- Zwiali, cholera!- zdenerwował się Damon i walnął z całej siły w ziemię.

- Powinienem się domyślić, że wykonają ten manewr.- dodał Marco.

- Nie obwiniajcie się o nic. Oni nie są tacy głupi i nie dadzą się tak łatwo złapać.- pocieszała ich Rita.

- No cóż... Chyba czas, byśmy wrócili do domu. W końcu nie da się cofnąć

czasu.- westchnęła Meredith i ruszyła w stronę domu.

- Meredith ma rację.- zgodziła się z nią Elisabeth i poszła za nią, potem również Rita, Marco i Damon udali się do domu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene rzuciła się na szyję Damonowi, gdy tylko przekroczył próg domu. Teresa również przytuliła się do Marco.

- Nic Ci nie jest? Kiedy Cię ostatnio widziałem, byłaś nieprzytomna.- Marco spojrzał na ukochaną z czułością.

- Nic mi się nie stało. Maria dla pewności trochę mnie podkurowała, ale najgorzej było z Deborą.- odpowiedziała Teresa.

Potem wszyscy udali się do swoich pokoi. Maria została przy Deborze, by dalej dodawać jej sił, a Eleazar siedział tam wraz z nią. Marco wyruszył wraz z Damonem na nocny patrol. Johnathan nie mógł spać, ponieważ bał się o to, że demony zaatakują Isabelle, która była osłabiona swoim odmiennym stanem. Tess, Teresa i Alice spały razem w jednym pokoju, by w razie ataku mieć większe szanse. Rita, Meredith i Elisabeth nie mogły spać, więc chodziły po domu, z niepokojem reagując na każdy podejrzany dźwięk.

Selene długo nie mogła zasnąć. To, co stało się Deborze sprawiło, że na serio zaczęła się bać. Postanowiła ją odwiedzić, kiedy tylko poczuje się lepiej.

Każdy trzask przyprawiał ją o dreszcz. Również myśl o tym, że Damon kręci się w ciemnościach po ogrodzie, niepokoiła ją. A jeśli któryś z tych demonów okaże się silniejszy i zabije jej ukochanego?

Podniosła się i usiadła na łóżku, rozglądając po pokoju zalanym mrokiem.

Jej oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności. Przez odsłonięte okno do pokoju wpadało światło księżyca. Selene spojrzała na jego pełnię. Właśnie w taką księżycową noc urodziła się 17 lat temu.


84

Teraz doceniła znaczenie swojego imienia. Mama nie mogła jej nazwać inaczej, widząc tę przepiękną tarczę księżyca. Selene wyjrzała przez okno. Mimo późnej pory w oczy rzucał się zniszczony ogród. Westchnęła ciężko. Nagle do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Postanowiła użyć mocy, którą posiadała. Nie była pewna czy uda jej się zregenerować wszystkie rośliny w ogrodzie. Mimo to przymknęła oczy, by lepiej się skupić, wyciągnęła obie ręce nad ogrodem i po chwili poczuła tę samą energię, którą czuła zawsze używając swojej mocy, przepływającą z jej wnętrza do rąk, dłoni, palców, a potem na zewnątrz. Nie odważyła się jednak otworzyć oczu póki energia nie przestała z niej wypływać. Kiedy wreszcie podniosła powieki, zaczynało świtać. Ogród był natomiast piękniejszy niż przedtem. Kiedy rozejrzała się po nim, zaparło jej dech w piersiach, tym bardziej, iż było to jej dzieło.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Meredith nie wiedziała dokładnie kiedy przysnęła. Obudziła się na kanapie w salonie, około godziny szóstej rano. Usiadła powoli i spojrzała przez oszklone drzwi na ogród. Zmarszczyła czoło. Myślała, że ma jakieś zwidy, lub jeszcze się nie obudziła. Wstała, podeszła bliżej, potem otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Drzewa, które jeszcze wczoraj leżały połamane na ziemi, nie dość że stały na swoim miejscu, to na dodatek wyglądały lepiej niż przedtem. Przeszła ogród wzdłuż i wszerz, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

- Prawda, że tu pięknie?- zagadnął ją Damon, wychodząc zza drzew.

- Tak, wspaniale. Nie wiesz przypadkiem, czyja to robota?- spytała go Meredith, nadal przypatrując się wszystkiemu z niedowierzaniem.

- Nie moja.- zaśmiał się.- To Selene. Na własne oczy widziałem, jak to robiła. Wychyliła się przez okno i wyciągnęła ręce przed siebie. Potem rośliny zaczęły rosnąć w bardzo szybkim tempie i tak aż do rana. Dopiero koło piątej wszystko się skończyło i zasnęła.- odrzekł Damon.

Na twarzy Meredith pojawił się promienny uśmiech.

- Naprawdę? To wspaniale... Coś niewyobrażalnego...- powiedziała, tuląc go do siebie. Potem szybko pobiegła do domu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene zbudziły jakieś rozmowy dochodzące z salonu. Budzik wskazywał

godzinę dwunastą. Wstała, ubrała się i zeszła na dół.

- Wreszcie się obudziłaś.- przywitała ją serdecznie Alice.

- Damon opowiedział mi o tym, jak widział, co robiłaś wczoraj. Ogród wygląda dzięki Tobie lepiej niż przedtem.- zwróciła się do niej Meredith.

- Cóż... Musiałam Ci pomóc, ciociu... Napracowałaś się przy tym ogrodzie. Pomyślałam, że skoro posiadam taką a nie inną moc, to mogę się do czegoś przydać. Nawet się nie spodziewałam, że mi się uda.- odrzekła, spoglądając przez oszklone drzwi na swoje dzieło. Z bliska odnowiony ogród wyglądał jeszcze piękniej.


85

- No dobrze, wystarczy już tych zachwytów.- roześmiała się serdecznie

Elisabeth.- Musimy przejść do naszych obowiązków. Pamiętajmy, że w każdej chwili mogą nas zaatakować demony.- przypomniała, zaganiając wszystkich do pracy.

Selene i Damon pocałowali się przelotnie.

- Będziemy mieli jeszcze okazję dłużej porozmawiać. Teraz najważniejsze jest bezpieczeństwo Twoje i innych.- powiedział Damon, widząc jej zbolałą minę. Potem pogładził dłonią jej policzek i ruszył patrolować teren.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Maria usłyszała ciche pukanie do drzwi.

- Proszę.- odezwała się na tyle cicho, by nie obudzić śpiącego na kanapie Eleazara.

Selene powoli otworzyła drzwi.

- Witaj. Chciałabym porozmawiać z Deborą.- odrzekła równie cicho.- Co z nim?- spytała, kiedy zobaczyła Eleazara.

- Czuwał całą noc.- szepnęła Maria, patrząc na niego z niezwykłą czułością.- Tak przy okazji chciałabym Cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie.- dodała, patrząc na nią przepraszająco.

- Nie ma sprawy... Rozumiem Cię, miałaś prawo być zazdrosna.- odrzekła.

Deborah przebudziła się i na widok Selene uśmiech pojawił się na jej twarzy.

- Jak się czujesz?- spytała ją Selene, przysiadając na brzegu jej łóżka.

- O niebo lepiej niż wczoraj. Aż cud, że przeżyłam.- odrzekła, lekko się podnosząc.

- Widzę, że Maria dobrze się spisała.- uśmiechnęła się Selene.

- O tak, i to jak...- zaśmiała się.- Tyle, że teraz jeszcze bardziej boję się Salvatore. Wiesz, ja go znam. Dawno temu odegnała go moja matka, kiedy próbował mnie zabić.- powiedziała, a jej głos lekko zadrżał.

- Rozumiem.- odrzekła Selene pocieszająco.

- Właśnie... Kiedy przebudziłam się rano Maria mówiła mi o tym co zrobiłaś z ogrodem... Nawet pomogła mi wstać i podejść do okna. Zatkało mnie.- powiedziała Deborah z uznaniem.

Potem do ich rozmowy dołączyła się Maria i tak minęło im popołudnie.











86

Rozdział 10

Ostateczne starcie

Nim wszyscy się obejrzeli, nadszedł kolejny rok szkolny. Przed jego rozpoczęciem parę razy odbyły się kolejne potyczki z Salvatore, Johhanem i Chrisem. Selene była pilnowana dzień i noc. Nawet podczas lekcji Damon kręcił się zawsze w pobliżu, gotowy do ataku.

Jessica i Sarah, jej przyjaciółki, również nie odstępowały ją na krok.

- I jak tam Damon?- spytała podekscytowana Jessica.

- Świetnie... Nawet ciocia się do niego przekonała.- odrzekła Selene, wspominając ostatnie dni wakacji, i ciocię Meredith, która rozmawiała z Damonem tak serdecznie jak nigdy.

- To super...- uśmiechnęła się szeroko Sarah.

- A co u Was, dziewczyny?- spytała Selene. Tak dawno ich nie widziała. Były dla niej wspomnieniem z czasów, kiedy jeszcze jej życie biegło całkiem zwyczajnie, jak u każdej nastolatki.

- No cóż... Ostatnio rozstałam się ze Stevenem. Na razie jestem wolna, ale mam na oku fajnego kolesia.- powiedziała Jessica, z lekko rozmarzonym wzrokiem.

- Ja nadal jestem z Michaelem... Nie żałuję... To chyba ten jedyny.- odrzekła Sarah z przejęciem.

- Jak dobrze, że się Wam układa.- Selene przytuliła je mocno do siebie. Wiedziała, że prędzej, czy później będzie musiała pożegnać się z nimi na zawsze. W końcu ją czekały zapewne jakieś tysiące lat życia, a Sarah i Jessica miały się normalnie zestarzeć i umrzeć. Ona miała się starzeć co tysiąc lat, by wyglądać na jakieś dziesięć lat więcej.

- Nigdy o Was nie zapomnę.- wyszeptała.

- My o Tobie też...- odrzekła Sarah.

- Pewnie, tylko czemu nam to mówisz? Zachowujesz się tak, jakbyśmy nie miały się już nigdy spotkać.- Jess spojrzała na nią lekko zdziwiona.

- No niby mamy jeszcze czas, ale w końcu to kiedyś nastąpi... Każda z nas pójdzie w swoją stronę i nie wiadomo czy będzie okazja na takie wyznanie.- wytłumaczyła Selene. Nie skłamała. W jej przypadku te słowa były jedynie sporym niedopowiedzeniem.

- Ja Cię rozumiem. Może się tak zdarzyć.- odezwała się po chwili milczenia Sarah i cicho westchnęła.

- No tak... W sumie masz rację.- zgodziła się Jess po chwili namysłu.

Ich rozmowę przerwał dzwonek. Trzymając się za ręce, udały się razem do klasy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore siedział na fotelu, wpatrzony w jakiś punkt. Johhan stał oparty


87

nonszalancko o ścianę i spoglądał na brata. Nagle do jaskini wpadł Chris.

Salvatore i Johhan natychmiast spojrzeli na niego wyczekująco.

- A więc byłem u Alistaira. Traci cierpliwość i przypomina nam, że osiemnaste urodziny "wybranej" zbliżają się nieubłaganie.- odezwał się Chris.

- Jak to? Przecież jeszcze parę miesięcy. Jest dopiero kwiecień, a urodziny są w lipcu.- powiedział Johhan.

- Niby tak, ale znając Alistaira to i tak nie ma znaczenia. Chce mieć to z głowy jak najszybciej.- odrzekł Salvatore.

- No to co zrobimy?- zapytał Chris lekko zniecierpliwiony.

- Opracujemy plan.- powiedział na to Salvatore. Usiedli więc we trójkę dookoła stołu, zastanawiając się nad odpowiednią taktyką.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia Selene siedziała w salonie, na kanapie. Była zamyślona, bo jeszcze przed chwilą siedział z nią Damon. Niestety musiał wrócić do patrolowania okolicy. Powiedział, że teraz najważniejsze jest bezpieczeństwo jej i całej reszty, a na przebywanie ze sobą będzie jeszcze czas. Tak zamyśloną zastała ją Isabelle. Usiadła obok niej delikatnie.

- Hej.- odezwała się po chwili.

- Witaj Isabelle.- przywitała ją uśmiechem Selene.

- Jak tam?- spytała Isabelle.

- Dobrze. A u Ciebie?- odrzekła, spoglądając na nią.

- Też.- odpowiedziała Isabelle, delikatnie głaszcząc swój brzuch.

- Który to już miesiąc?- spytała Selene po chwili milczenia.

- Czwarty. Johnathan skacze dookoła mnie jakbym miała poronić przy najbliższej okazji. Poprzednio poroniłam w drugim miesiącu, a teraz jestem już w czwartym.- odrzekła.- Ale rozumiem, że Johnathan bardzo mnie kocha, i tak się cieszy na to dziecko...- dodała, lekko się uśmiechając.

- Nie martw się, mnie też na razie do niczego nie dopuszczają. Ciocia uważa, że jestem jeszcze za słaba i za mało umiem chociaż na lekcjach z nią, Ritą i Elisabeth idzie mi coraz lepiej...- powiedziała Selene i cicho westchnęła.- Też bym chciała pomóc, poćwiczyć sobie walkę z demonami.-

- Cóż, jesteś dla nas zbyt cenna, by Rada zbytnio ryzykowała dopuszczając Cię do walki... Założę się, że prędzej dopuściliby mnie niż Ciebie.- Isabelle zaśmiała się cicho.

Również Selene poszła za jej przykładem.

- Pewnie tak.- dodała, ledwo powstrzymując kolejny atak śmiechu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Deborah obudziła się zlana potem. Znowu śnił jej się Salvatore.

- Wszystko w porządku?- Maria natychmiast się nad nią pochyliła.

- To tylko koszmar.- odrzekła, powoli kładąc się z powrotem na poduszce.

- Może pomóc Ci spokojnie zasnąć? Potrafię uleczyć nie tylko ciało, ale


88

i psychikę...- zaoferowała się Maria.

- Byłabym Ci wdzięczna.- odrzekła Deborah, przymykając oczy.- Inaczej nie zasnę.- dodała.

Maria uniosła ręce nad jej głową i zamknęła oczy, maksymalnie się skupiając.

Po jakiś piętnastu minutach Deborah zaczęła odpływać w niebyt, zapominając całkiem o koszmarze, który tak niedawno ją dręczył.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejne miesiące mijały spokojnie. Ataki Salvatore i jego bandy ustały całkowicie. W końcu nadszedł czerwiec, a wraz z nim i koniec roku. Selene zakończyła ten rok szkolny z dobrymi wynikami, mimo niezbyt sprzyjających warunków. Damon mimo to był ostrożniejszy niż przedtem. Tak jak i Marco,

uważał że to wszystko może być cisza przed burzą. Podejrzewał Salvatore o chęć uśpienia czujności, Meredith się z nim zgadzała, w końcu to on i Marco byli ekspertami w tej dziedzinie.

- Mamy o tyle łatwiej, że współpracuje z nami dwójka demonów. Poprzednim razem tak nie było, więc nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Myślę, że tym razem uda nam się utrzymać "wybraną" przy życiu.- powtarzała entuzjastycznie Rita.

Selene cieszyła się, że już niedługo będzie miała osiemnaste urodziny. Od godziny 24.00, rozpoczynającej dzień 20 lipca, miała stać się na tyle potężna, by móc pokonać Alistaira, władcę Podziemi. Cieszyła się, bo bardzo chciała się do czegoś przydać, coś zrobić.

Od 25 czerwca 2018 roku Selene zaczęła ćwiczyć walkę wręcz i skuteczne unikanie ognistych kul. Jej nauczycielem był Marco, ponieważ z Damonem nie była w stanie walczyć nawet na niby. Sprawność fizyczna Selene ułatwiała jej naukę, także w ciągu tygodnia opanowała umiejętności walki i uników w stopniu perfekcyjnym. Poza tym ciocia Meredith wysyłała ją wielokrotnie na kursy samoobrony- miała bowiem na tym punkcie bzika i teraz Selene zrozumiała dlaczego. Czerwiec minął szybko. Nieuchronnie zbliżał się czas ostatecznej rozgrywki między czarodziejkami a demonami i każdy gość przebywający w domu Monroe'ów czuł to aż zbyt dobrze.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Alistair wpadał w ogromną furię, słysząc o kolejnych nieudanych akcjach Salvatore.

- Gdyby nie zdrada Damona, mielibyśmy dawno wszystko z głowy, a tak to muszę się męczyć z takimi głąbami jak Wy!- nakrzyczał na stojących przed nim Salvatore, Johhana i Chrisa.- Nie rozumiem jak można przez prawie trzy lata, i to we trójkę, nie dopaść jednej czarodziejki!-

- Panie, nie wiesz ilu ich tam jest. Aż dziewięć czarodziejek, w tym jedna jest pół aniołem i dwóch czarodziei...- usprawiedliwiał siebie i towarzyszy Salvatore.

- Ach, więc w tym jest problem... Po prostu nie umiecie ich podejść


89

podstępem!- nakrzyczał mu prosto w twarz.- Ale dobrze... Zbierzcie armię demonów, najlepiej najgorszą hołotę. Niech odbędzie się bitwa na śmierć i życie. Reszta odwróci uwagę członków Rady, a Wy w tym czasie zajmiecie się wybraną. Ja będę Was obserwować i, jeśli zajdzie taka potrzeba, wybiorę się na miejsce osobiście, z moją własną armią.- rozkazał Alistair.

- Ależ oczywiście, panie.- odrzekł Salvatore, udając się wraz z Johhanem i Chrisem w kierunku wyjścia.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Z początkiem lipca napięcie stale rosło. Johnathan udał się do swojej matki, która była wyrocznią. Przepowiedziała ona wielką bitwę. Ostrzegła przed armią, jaką zbierał Salvatore i miał wraz z nią zaatakować wieczorem, dnia 19 lipca.

- Jakieś szczegóły?- dopytywała się Elisabeth.

- Moja matka mówiła, że bitwa będzie trwać do 20 lipca. Przełom w walce przyniesie noc z 19 na 20.- odrzekł Johnathan.

- No tak... W końcu Selene urodziła się trochę po północy. Wynik bitwy będzie zależał od tego, czy demonom uda się ją dopaść. Jeżeli nie zabiją jej do północy, przegrają.- powiedziała Rita.

- Podobno jeden z demonów uprzedzi nas o czasie i miejscu bitwy. Z tego co opisywała matka wywnioskowałem, że będziemy walczyć w tej dolinie za lasem.- dodał Johnathan.

- W takim razie zostaje nam czekać na przybycie tego, który nas powiadomi o wszystkim. Jeżeli masz rację Johnathanie, to na szczęście odbędzie się daleko poza miastem.- powiedziała Elisabeth, wyraźnie odczuwając ulgę.

- Cóż, im również zależy na tym, by się nie ujawniać przed ludźmi.- dopowiedziała Meredith.

Od tamtego momentu wszyscy przygotowywali się na spotkanie posłańca

z Podziemi.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dnia 10 lipca 2018 roku Damon wraz z Marco jak zwykle patrolowali teren. Kiedy rozdzielili się, by jeden patrolował front domu, a drugi jego tyły, do ogrodu wdarł się jakiś intruz. Damon wyczuł jego obecność natychmiast. Był to demon, ale na pewno żaden z towarzyszy Salvatore, lecz jakiś inny, zapewne jeden z armii, którą zbierał. Intruz był na tyłach domu, czyli na terenie Damona. Był wysoki, szczupły, miał krótkie blond włosy i przeraźliwie błękitne oczy. Złapanie go nie zajęło Damonowi dużo czasu- był to jeszcze młody i niedoświadczony demon.

- Kim jesteś?- spytał, trzymając intruza za kark.

- Jestem Michael. Wysyła mnie Salvatore, dowódca naszego oddziału. Kazał przekazać, że 19 lipca macie się wszyscy zebrać w dolinie za lasem. On będzie tam na Was czekał z całą armią. Nawet Alistair ostatecznie zdecydował, że


90

przybędzie od razu.- odrzekł chłopak.

- Dobra. To idź do Podziemi i powiedz Alistairowi i Salvatore, że będziemy gotowi.- powiedział Damon i puścił demona wolno.

Potem pędem udał się do domu, powiadamiając uprzednio Marco. Tak jak się tego spodziewał, wszyscy byli już w salonie, powiadomieni przez Alice, która dowiedziała się wszystkiego z jego myśli.

- Demon tu był.- zwróciła się do niego Elisabeth.

- Tak, Alice mówiła prawdę.- potwierdził Damon.

- Czyli 19 lipca mamy się zebrać w dolinie za lasem.- stwierdziła Meredith.

- Musimy się przygotować na tę bitwę. Jest nas za mało, więc poprosimy czarodziei i czarodziejki z całego świata o pomoc.- zaproponowała Rita.

- Oczywiście, masz rację. Lepiej weźmy się do tego od razu.- zgodziła się Isabelle.

Wszyscy udali się więc do swoich pokoi, by wykonać niezbędne telefony. Eleazar postanowił zaprosić swoich znajomych osobiście, więc teleportował się do nich. Maria wpadła na pomysł, by poprosić o pomoc anioły, więc również udała się do Królestwa Niebieskiego z prośbą o pomoc, lub przynajmniej malutki oddział aniołów uzdrawiających, które z pewnością by się przydały przy większej liczbie osób.

Selene siedziała na kanapie w salonie, w objęciach Damona.

- Jak myślisz, uda nam się wygrać?- spytała.

- Mam taką nadzieję... Nie martw się tym, kochanie. Cokolwiek się stanie, Ciebie nie pozwolę skrzywdzić...- odrzekł, przytulając ją mocniej i całując w czubek głowy.

- Jak mogę się nie martwić? Być może jedna albo nawet parę znanych mi osób niedługo zginie. I co ja wtedy zrobię bez Cioci, Ciebie, Rity, Alice, Teresy, czy Debory?- powiedziała Selene.

- Najważniejsze jest to, byś Ty przeżyła... Jeśli pokonasz Alistaira, świat zmieni się diametralnie. Demony nie będą wracać, bo nie będzie ich miał kto

wskrzeszać. Zanim urodzi się demon z takim darem jaki posiada Alistair, minie trochę czasu, może nawet do tego czasu uda się całkiem oczyścić świat z demonów. Ktokolwiek zginie w Twojej obronie, przyczyni się do tego i dla jego bliskich będzie bohaterem. Cały świat magii będzie go pamiętał.- mówił Damon,

powoli przechodząc w szept, tak jakby opowiadał jej bajkę. Jego aksamitny głos spowodował, że Selene po chwili odpłynęła w niebyt.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po dwóch dniach do domu zaczęli przybywać zaproszeni goście. Było ich tak dużo, że już 14 lipca wszyscy przenieśli się na łąkę za lasem, paręnaście kilometrów od miasta i zaledwie 2 kilometry od doliny, w której miała się odbyć walka.

Meredith wraz z Elisabeth sprowadziły wielkich magów z Syberii i elfy z lasów


91

deszczowych Amazonii. Rita zebrała wszystkich członków rodziny Spencerów- matkę, ojca, babcię, dwie siostry i brata, Eleazar natomiast swoich trzydziestu kolegów czarodziei, z którymi uczęszczał do szkoły magii, a Ci wzięli ze sobą swoją rodzinę i znajomych. Johnathan wraz z Isabelle zaprosił swoją matkę, pięciu braci i ich żony, a nawet dzieci. Alice powiadomiła wróżki i krasnoludy z równoległych światów, w czym pomógł jej Johnathan, otwierając portale, oprócz tego rodzinę, znajomych i przyjaciół, których miała wiele, w różnych częściach świata. Tess i Teresa wróciły ze swoją matką, ojcem, czterema innymi siostrami i pięcioma braćmi, przyjaciółmi i znajomymi. Deborah sprowadziła matkę, która już nie mogła się doczekać, by ponownie odegnać Salvatore, oraz dwóch braci i dziesięcioro przyjaciół rodziny.

Następnego dnia, 15 lipca z Królestwa Niebieskiego wróciła Maria. Sprowadziła ponad dwieście aniołów- uzdrowicieli, którzy mieli zająć się rannymi. Oprócz tego przybyło 500 aniołów walczących.

Łącznie wszystkich było 50 000 czarodziei i czarodziejek, 20 000 wróżek, 40 000 krasnoludów i 20 000 elfów, czyli 135 000 walczących. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali nadejścia armii wroga.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Selene przyglądała się przygotowaniom do bitwy z lekkim przerażeniem. Oto Ci wszyscy czarodzieje, czarodziejki, anioły, wróżki, krasnoludy, elfy, miały walczyć z armią demonów. Nie wyobrażała sobie tej walki. Jak tak niewinne istoty jak wróżki, elfy czy krasnoludy mogły brać udział w wojnie?

Najgorsze jednak było to, że ten cały konflikt wynikł z jej powodu. Selene chciała koniecznie pomóc wszystkim w walce.

- To zbyt wielkie ryzyko. Nie będziemy mogli Cię dobrze chronić.- odrzekła Elisabeth słysząc jej prośbę.

- Selene, posłuchaj... Do północy 19 lipca będziesz w namiocie razem z Alice,

Isabelle i Johnathanem. Damon będzie Cię chronił bezpośrednio, likwidując każdego wroga, któremu uda się zbliżyć do namiotu.- dodała Rita.

- No tak... Rozumiem.- westchnęła Selene zrezygnowana. Nie było szans na to, by ktokolwiek pozwolił jej walczyć. Była dla nich zbyt cenna, żeby ją narażać.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia, 16 lipca nadal trwały przygotowania. Wszyscy ćwiczyli się w walce, nawet anioły uzdrawiające musiały przyswoić sobie niektóre chwyty, by móc się bronić w razie gdyby jakiemuś demonowi udało się przemknąć do obozowiska, gdzie mieli się zajmować rannymi. Meredith miała ostrzec zebranych kiedy wyczuje zbliżające się demony i ewentualnie oszacować ich ilość na podstawie intensywności swoich odczuć. Rita miała pomagać w aniołom w prowizorycznym "szpitalu", łagodząc ból pacjentów. Isabelle poprzez iluzje miała odciągać na odległość uwagę demonów od namiotu, w którym była Selene, Johnathan zaś miał w ostateczności zabrać ją do innego wymiaru.

92

Zadaniem Alice było oczywiście czytanie w myślach i telepatyczne przekazywanie wyłapanych informacji swej siostrze, Eleonor, która dzięki darowi telepatii mogła przekazać te informacje wszystkim walczącym. Eleazar miał natomiast teleportować rannych do "szpitala", w którym dowodziła Maria, kontrolując zdrowienie każdego pacjenta. Zadaniem Elisabeth było oczywiście dowodzenie i kontrolowanie emocji zarówno swojej armii, jak i armii wroga. Tess jako tarcza miała stać z daleka i starać się objąć swoją tarczą jak największej liczby osób i zablokować ataki mentalne. Było to nie lada zadanie i z pewnością miało ją kosztować wiele energii. Ćwiczyła ze sporymi przerwami, chcąc dobrze się przygotować do wysiłku, jaki ją czekał. Teresa, stojąc u boku siostry miała za zadanie pilnować, czy któreś z walczących nie potrzebuje dodatkowego wsparcia. Deborah, jak i Marco byli głównymi destruktorami- bowiem istota ich darów opierała się na działaniu ognia, który jako jedyny z Żywiołów mógł zlikwidować demona raz na zawsze. Ponadto wszyscy mieli iść w zwartym szyku, by Tess nie musiała zbyt nadwyrężać swojego umysłu. W końcu rozciągliwość jej tarczy miała jakieś granice.

Wróżki miały przeszkadzać w walce demonom, rzucając przeróżne zaklęcia. Elfy były łucznikami, walczące Anioły miały walczyć na miecze i wręcz. Krasnoludy również należały do piechoty. Uzbrojone w topory i maczugi, miały iść na pierwszy ogień.

Inni czarodzieje, magowie i czarodziejki również mieli rozdzielone

zadania według ich dodatkowych umiejętności.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

W końcu nadszedł 19 lipca. Tego dnia, od samego rana Meredith czuła, że przeciwnicy się zbliżają. Około południa powiadomiła wszystkich:

- Armia już niedługo wyłoni się zza drzew. Przyjdą od lasów na wschodzie, czuję ich bardzo mocno. Jest ich dużo... Więcej niż się spodziewaliśmy... Wzięli ze sobą najgorsze szumowiny z Podziemi, wampiry, strzygi, trolle i inne potwory.- mówiła, wpatrując się w ścianę lasu.

- Tyle umysłów...- dodała Alice, mocno skupiając się na zrozumieniu myśli wrogów.

- Dasz radę czytać im wszystkim w myślach?- spytała Rita.

- Rozumiem już myśli demonów. Pozostali mają o wiele mniej złożone umysły, więc nie miałam problemu ze zrozumieniem myśli trolli, strzyg i tym podobnych. Gorzej będzie z wampirami, bo niektóre z nich mogą również blokować swój umysł tak jak Tess.- odrzekła, nadal skupiona na myślach zbliżających się wrogów.

- Ich emocje są bardzo silne. Przeważa w nich gniew i ogromna wola walki... To będzie zacięta bitwa...- powiedziała Elisabeth.

Koło godziny 12.30 dało się słyszeć odgłos kroków, które były coraz bliżej. Selene siedziała wtulona w Isabelle. Drżała słysząc zbliżającą się armię demonów.

93

Alice w końcu przyszła do namiotu, informując o tym, co wyczuła ona, Elisabeth i Meredith.

W końcu zza drzew wyłoniły się niezliczone hordy demonów, potem wampiry, a za nimi inne złe istoty i potwory. Łącznie było ich prawie 500 000. Wszyscy spojrzeli na tą armię z przerażeniem.

Damon wpadł do namiotu tylko po to, by powiedzieć:

- Już są.- i już go nie było.

- Zaczyna się.- dodała Alice, lekko przerażona ilością umysłów i ich pełnymi nienawiści myślami.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obie armie natarły na siebie nieomal jednocześnie. Najpierw posypały się strzały elfów, od których padło część trolli i strzyg, które zostały rzucone na pierwszy ogień. Potem wróżki i krasnoludy zajęły się resztą stworów. Następne ruszyły anioły i magowie z Syberii. Od strony wroga uderzyły na nich wampiry. Na samym końcu do walki ruszyły demony. Czarodzieje i czarodziejki podjęli z nimi bitwę. Mimo przewagi liczebnej armii demonów, walka była bardzo wyrównana.

Alistair stał na pobliskim pagórku i przyglądał się temu z lekkim uśmiechem. Potem zwrócił się do stojących obok niego Salvatore, Johhana i Chrisa.

- Wiecie jakie jest Wasze zadanie. Macie się przedrzeć do ich obozowiska i dostać się do tego największego namiotu. Tam ukrywają "wybraną". Nie wracajcie póki jej nie zlikwidujecie.- rozkazał.

Wszyscy trzej ruszyli lasem, tak by niespostrzeżenie znaleźć się w obozie przeciwnika. Salvatore przedostał się pierwszy. Johhan i Chris natknęli się na patrolującego okolicę obozu Marco i zaczęli z nim walczyć.

Z pola bitwy zaczęli napływać pierwsi ranni. Maria wraz z innymi uzdrawiającymi aniołami leczyła ich sprawnie i szybko. Alistair również ponosił straty. Jednak wykorzystując swój diabelski dar, wskrzeszał każdego demona, jaki zginął. Wydawało się, że ta bitwa nigdy nie dobiegnie końca.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Salvatore był już blisko celu, namiotu w którym ukrywano Selene, kiedy na drodze stanęła mu Deborah.

- Dalej nie masz wstępu.- powiedziała odważnie.

- Ty żyjesz? Myślałem, że Cię wykończyłem.- spojrzał na nią lekko zaskoczony, ale też jakby zawiedziony.

- Zapomniałeś chyba, że mamy Marię, która potrafi uzdrawiać.- syknęła.

- Ach, no tak, mój błąd. Na szczęście da się go naprawić.- uśmiechnął się, a w jego ręce widniała już ognista kula.

- Nie boję się Ciebie.- odrzekła Deborah, gotowa do obrony.

- Kłamiesz.- stwierdził Salvatore i cisnął kulą w jej stronę, jednocześnie hipnotyzując ją, by nie zdążyła się obronić.


94

Wtem zza drzew wybiegł Damon, popychając Deborę na bok. Ognista kula minęła ich oboje zaledwie o parę centymetrów. Salvatore popatrzył na jej obrońcę z dezaprobatą.

- Zepsułeś mi zabawę.- odezwał się niezadowolony.

- Jesteś mi coś winien.- odrzekł Damon, szybko podnosząc się na równe nogi.

- Ciekawe co.- ten prychnął z wyraźną niechęcią.

- Swoją śmierć. Zabiłeś ojca Selene.- odpowiedział mu na to.

- A Ty zabiłeś jej matkę.- odwdzięczył mu się Salvatore.

Damon wpadł w furię i rzucił się na niego. Deborah patrzyła na ich walkę z nieukrywanym przerażeniem. Nie mogła użyć swojego daru, bo byli obaj zbyt blisko siebie, a nie chciała spalić Damona.

Po jakichś dwudziestu minutach Salvatore zrzucił nieprzytomnego przeciwnika z pagórka.

- Nie...- wyrwało się z ust przerażonej Debory.

- No to zostaliśmy sami. Pora dokończyć zabawę.- zwrócił się do niej Salvatore. Już chciał ją zaatakować, kiedy ni stąd ni zowąd pojawiła się matka Debory, Mellisa.

- Nie pozwolę, byś skrzywdził moją córkę.- powiedziała, rzucając mu pod nogi eliksir, który poważnie go osłabił.- Już raz Cię odegnałam, więc dokonam tego po raz drugi.-

- Mamo, ale Alistair go może wskrzesić.- odrzekła Deborah, spoglądając na wijącego się w agonii Salvatore.

- Mam tu taki eliksir, który na jakiś czas mu w tym przeszkodzi.- powiedziała Mellisa.

Nagle na pagórku pojawił się Damon, jednym uściskiem unieruchamiając Salvatore.

- Deborah, możesz go spalić?- zwrócił się do niej, trzymając kurczowo osłabionego przeciwnika.

- Stoisz za blisko niego. Spaliłbyś się razem z nim.- odrzekła.

Na te słowa Damon rzucił Salvatore z całej siły o pobliskie drzewo, a potem cisnął w niego ognistą kulą, raniąc tak, że nie był w stanie uciec.

- Teraz lepiej.- powiedziała Deborah, skupiając na nim swoją moc. Wkrótce Salvatore zaczął płonąć, aż zamienił się w kupkę popiołu. Matka Debory wylała na ten popiół swój eliksir.

- Na razie będziemy go mieć z głowy. Nie wiem dokładnie ile ten eliksir będzie działał, ale na pewno parę godzin.- dodała.

Potem cała trójka udała się do namiotu, w którym ukrywano Selene.

- Słyszałam myśli Salvatore. Był tu, prawda?- spytała Alice.

- Tak, był, ale udało się nam go spalić.- potwierdziła Deborah.- Dodatkowo moja matka - wskazała na Mellisę.- potraktowała go eliksirem, który na jakiś czas uniemożliwi Alistairowi wskrzeszenie go.- dodała.


95

- To świetnie. Wszystkim przydałby się taki eliksir.- odezwała się Isabelle.

Na końcu wszedł Damon. Selene natychmiast zerwała się z miejsca i rzuciła mu na szyję.

- Nawet nie wiesz jak się bałam...- wyszlochała.- Kiedy Alice powiedziała, że Salvatore zrzucił Cię z pagórka...- wtuliła się w niego.

- Demony nie giną od upadku z wysokości.- powiedział Damon żartobliwie, by ją uspokoić. Przytulił ją mocno i pocałował w czubek głowy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Około godziny 23.00 walka stała się jeszcze bardziej zacięta. Eleazar nie nadążał z teleportowaniem rannych. Maria i anioły również ogarniała lekka panika. Na szczęście bitwa nadal była niezwykle wyrównana. Każdy dobrze wiedział, że według przepowiedni Joan Thomson, matki Johnathana i wielkiej Wyroczni, los bitwy leżał w rękach Selene. Jeżeli ona zginie, Alistair i jego armia zwycięży, jeżeli nie, zwyciężą czarodzieje i wszystkie dobre istoty.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy Alice usłyszała, że Marco ma problemy z Johhanem i Chrisem, natychmiast powiadomiła o tym wszystkich w namiocie.

- Ja pójdę.- powiedział Damon.

- A ja z Tobą.- zaoferowała się Deborah.

- Nie ma takiej potrzeby.- odrzekł.- Razem z Marco damy sobie radę. Wy lepiej zabierzcie Selene do innego wymiaru.- tu zwrócił się w stronę Johnathana. Potem pocałował swą ukochaną w policzek i wyszedł.

- Będziemy musieli iść dalej w las. Tu nie dam rady otworzyć portalu.- odezwał się Johnathan.

Wszyscy więc wstali, wyszli z namiotu i udali się w kierunku pobliskiej polany, gdzie warunki do otwarcia portalu były idealne.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon natknął się na Marco niedaleko namiotu, w środku lasu. Walczył tam, przemieniając się co jakiś czas w ognistego ptaka. Damon dołączył do niego szybko.

- Co tak długo?- spytał go z lekkim oburzeniem Marco, gdy tylko przybrał ludzką postać.

- Wybacz...- odrzekł on.- Ja się zajmę Johhanem, a Ty bierz Chrisa.- dodał Marco kiwnął głową na znak zgody i obaj rzucili się do walki z wybranymi przez siebie przeciwnikami.

Po niespełna pięciu minutach Marco zniknął z Chrisem za drzewami. Damon walczył z Johhanem zaciekle, łamiąc gałęzie i powalając drzewa dookoła.

Alistair dzięki swemu doskonałemu wzrokowi obserwował walkę. Widząc, że Chris pokonał Marco, strącając go w dół doliny, telepatycznie wezwał do siebie Johhana, by przejął kontrolę nad wojskiem.

Damon zdezorientowany zniknięciem przeciwnika, powrócił na łąkę.


96

Chris zagrodził drogę Selene i Alice, które szły na łąkę, gdzie czekał na nich Johnathan.

- A wy gdzie?- zaśmiał się, widząc ich przerażone miny.

- Wiem o czym myślisz, ale Ci się to nie uda...- syknęła Alice, gotowa do ataku.

Rzucili się ku sobie prędko i zaczęli walczyć. Selene cofnęła się na bok, przyglądając się im z przestrachem. Po jakichś piętnastu minutach Alice musiała się poddać. Chris był zbyt silny. Krzyknęła tylko, by Selene uciekła, a potem została rzucona o pobliskie drzewo, po czym straciła przytomność.

Chris ruszył za uciekającą Selene, przeganiając ją i stając na jej drodze.

- Daj mi spokój!- krzyknęła, patrząc na niego z przerażeniem.

- Mam rozkaz Cię zabić i go wykonam.- odrzekł, okrążył ją, złapał od tyłu za gardło i mocno ścisnął.

Zza drzew, z południowej części lasu, na łąkę dotarł Damon. Jego wzrok zatrzymał się na Chrisie, który trzymając Selene, uśmiechnął się na jego widok.

- Zostaw ją...- wycedził przez zęby.

- Wybacz, ale nie słucham Twoich rozkazów, lecz Alistaira. Pożegnaj się z nią.- odrzekł Chris, a w jego ręce pojawiła się ognista kula, którą miał zamiar trafić prosto w brzuch Selene. Damona ogarnął straszny gniew. W jednej chwili z jego piersi wyrwał się nieludzki ryk, a za plecami pojawiły się dwa ogromne, czarne skrzydła. Marco wpadłszy na łąkę spojrzał na niego z ogromnym lękiem. Korzystając z tego, że Chris również był zapatrzony w transformację Damona, wyrwał mu z rąk Selene i ukrył się z nią i na pół przytomną Alice za drzewami.

- Co to jest?- spytała Selene, a jej głos nieomal się załamał.

- Gniew Upadłego Anioła.- odrzekł Marco.

- Jak to? Przecież demony nie posiadają takiego ataku...- zdziwiła się Alice, zbyt jeszcze zamroczona, by czytać mu w myślach.

- Niby tak, ale nikt w Podziemiach nie wiedział kto jest ojcem Damona. Jego matka oddała go w opiekę Alistairowi, ale nie zdradziła mu tego. Jak na zwykłego demona w jego wieku jest zbyt silny, więc musi być mieszanką... Ale nigdy by mi nie wpadło do głowy, że jego ojcem mógłby być Upadły Anioł.- odrzekł Marco.

Selene słuchała tego, z niedowierzaniem wpatrując się w ukochanego. A więc nie był zwykłym demonem. Tak jak ona różniła się od innych czarodziejek, jak również on od swoich pobratymców. Ich spotkanie musiało więc być przeznaczeniem.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Damon ruszył w stronę sparaliżowanego strachem Chrisa. W jego oczach widoczna była ogromna furia. Kiedy stanął przed swoim wrogiem, jednym tchnieniem spowodował, że Chris zaczął wić się w agonii, aż w końcu padł martwy.

- Co to było?- spytała Selene.


97

- Tchnienie Śmierci. Tym atakiem każdy Upadły Anioł jest w stanie zabić wszystko co żyje. Co więcej, takiej istoty nie można wskrzesić, dopóki Gniew Upadłego Anioła nie osłabnie.- odrzekł Marco.

- A kiedy osłabnie atak Damona?- wtrąciła Alice.

- Kiedy wyrzuci z siebie cały gniew.- wyjaśnił.

Damon na koniec cisnął w Chrisa ognistą kulą. Jego ciało buchnęło płomieniem i spaliło się natychmiast. Został po nim tylko popiół. Potem Damon poruszył skrzydłami i wzniósł się do góry. Poleciał w kierunku doliny i stanął naprzeciwko armii Alistaira. Alice przekazała to wszystko telepatycznie siostrze, a ta przekazała całej armii czarodziejów. Wszyscy za jej radą odsunęli się na bok, by uniknąć Tchnienia Śmierci. Damon zabijał całe oddziały po kolei. Alistair nakazał odwrót. Jedynie żadnemu z wampirów nie udało się uciec, bo stały na samym przedzie. Łącznie przy życiu pozostało zaledwie 140 000 z 200 000 żołnierzy. Zginęło 60 000, z czego 20 000 to były wampiry, a 40 000 to demony. Wszyscy cieszyli się, bowiem szanse były coraz bardziej wyrównane. Dodatkowo wiadomość, że Alistair nie będzie mógł wskrzesić zabitych w ten sposób demonów rozbudziła nadzieję na pełne zwycięstwo.

Marco, Alice i Selene udali się do "szpitala" Marii, zabierając po drodze Johnathana i Isabelle, informując o tym co się wydarzyło zarówno ich, jak i anioły pomagające Marii.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Alistair nie mógł uwierzyć własnym oczom.

- Jak mogłem stracić kogoś tak cennego? Kogoś o takich ogromnych możliwościach? Upadłego Anioła?- pytał sam siebie.

Ze złości miał ochotę wyrwać z korzeniami wszystkie drzewa rosnące w lesie. Jego armia przerzedzała się coraz bardziej. Na dodatek nie mógł nic na to poradzić. Mógł wskrzeszać jedynie przedstawicieli swojego gatunku, więc wampirów i tak by nie uratował, ale myśl, że jego dar jest teraz bezużyteczny nawet wobec demonów, dobijała go. Stojący obok niego Johhan oceniał właśnie straty i wczuwał się w stan emocjonalny Damona.

- Jego gniew słabnie... Niedługo z powrotem się przemieni i będzie osłabiony. Wtedy zaatakuje go nasz oddział. Zrobi to tak szybko, że nikt z armii czarodziei nie zdąży zareagować.- powiedział, wpatrując się w Damona, który powoli zaczynał wracać do swej poprzedniej postaci. Gniew faktycznie słabł, a

jego miejsce zajmowała powoli bezsilność. Czuł się tak, jakby wraz z gniewem opuszczała go cała energia życiowa. Kiedy stał się na powrót demonem, padł na kolana, kompletnie wyczerpany. Wtedy jeden z oddziałów Alistaira ruszył by go zaatakować. Wiedział, że jest zbyt słaby, żeby się bronić. Zamknął oczy i poczuł, że ktoś łapie go za rękę, potem jakby przez parę sekund nie czuł nic. Kiedy po dwóch minutach otworzył oczy, leżał na łóżku, w prowizorycznym szpitalu, Selene trzymała go za rękę, płacząc, a Maria uniosła ręce nad jego ciałem.


98

Czuł jakąś moc, która zaczęła rozlewać się po jego ciele. Powoli zaczął odzyskiwać siły. Selene, widząc że się obudził, rozpromieniała, ocierając łzy.

- Jak się czujesz?- spytała głosem nadal pełnym obaw.

- Dobrze.- odrzekł, a ona odetchnęła z ulgą.- Jak ja się tu znalazłem? Ostatnie co pamiętam, to armię demonów, która rzuciła się na mnie.- odrzekł, głaskając jej policzek i spoglądając pytająco na stojącą dalej Alice, Johnathana siedzącego wraz z Isabelle na ławeczce.

- Eleazar w ostatniej chwili złapał Cię za rękę i teleportował tu, do naszego szpitala.- odrzekła Maria, lekko się uśmiechając.- Jestem z niego bardzo dumna. W końcu byłeś jego rywalem.- dodała.

- Niesamowite. Będę mu musiał podziękować.- powiedział Damon, mile zaskoczony.- Gdzie on jest?-

- Musiał wrócić na pole bitwy. Wiesz, jest wielu rannych, których musi tu teleportować, zresztą musiał przenieść uzdrowionych na pole.- odpowiedziała mu Maria.

- Jak dobrze, że lepiej się czujesz...- zwróciła się do niego Selene.

- Sama Twoja obecność działa na mnie kojąco.- posłał jej czarujący uśmiech.- Chcę Cię przeprosić za to, co musiałaś oglądać na łące.- zwrócił się do niej.

- Nie masz za co. To w końcu nie Twoja wina. Skąd miałeś wiedzieć, że jesteś zdolny do takiego ataku? Ba, nie wiedziałeś nawet, że jesteś w połowie Upadłym Aniołem.- odrzekła Selene.

- Skąd o tym wiesz?- zdziwił się Damon.

- Marco mi opowiadał co się z Tobą dzieje.- wyjaśniła.

- I nie jesteś przerażona?- spytał.

- Nie, skąd. W końcu broniłeś mnie...- odrzekła Selene z uśmiechem.

Dziesięć minut przed północą Alice odezwała się:

- Alistair chce się do nas wybrać... Zbliża się godzina zero.-

Selene wyszła więc z nią z namiotu szpitalnego, by przygotować się do ostatecznego starcia.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jakieś pięć minut przed północą Alistair pojawił się na łące przed

"szpitalem" Marii. Selene patrzyła na niego ze strachem. Wyglądał dokładnie tak, jak w jej koszmarach. Na szczęście Alice i Rita były przy niej. Pierwsza wyszła mu naprzeciw Rita.

- Kogóż my to mamy... Panna Spencer... Miło mi Cię znowu widzieć.- odezwał się Alistair, widząc ją przed sobą.

- Pamiętasz mnie? Myślałam, że Twój ojciec całkiem wyprał Ci mózg... Tylko nie wiem czy mam się z tego cieszyć.- odrzekła Rita.

Potem oboje zaczęli mierzyć się wzrokiem. Selene była przerażona. Patrzyła właśnie na parę, którą kiedyś coś łączyło, a teraz walczyli jak zaciekli wrogowie.

Kiedyś bała się, że Damon może stać się dla niej takim samym wrogiem.


99

Nie potrafiła pojąć jakim cudem Rita była w stanie walczyć tak zaciekle z kimś, kogo nadal kochała. Przyczyna mogła być jedna- Rita dzięki empatii

zrozumiała, że nie tylko ona cierpi. Dokonała świadomego wyboru. Wolała bronić "wybranej" dla dobra ogółu, chociaż wiedziała, że wtedy straci Alistaira na zawsze. Ale dla niej nie liczyły się już jej własne uczucia. Ona mogła cierpieć, byleby nie cierpiał cały świat magii dookoła niej.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Alistair pokonał Ritę w niecałe cztery minuty. Nieprzytomną, wyrzucił ją w las. Potem rzuciła się ku niemu Alice. Ją pokonał po jakichś niecałych dwóch minutach. Kiedy ruszył w stronę Selene, zegar na wieży odległego klasztoru zaczął bić na godzinę 24.00. Alistair uśmiechnął się szeroko.

- Nie bój się... Zdążę Cię zabić w ciągu tych dwóch minut.- powiedział, a w jego rękach pojawiła się płonąca kula.

Selene musiała przez dwie minuty utrzymać się przy życiu. Świadomość jak bliska jest wypełnienia swojego przeznaczenia sprawiła, że wstąpiła w nią jakaś siła. Postanowiła, że nie może się teraz poddać. Kiedy Alistair cisnął w nią ognistą kulą, skupiła się na niej. Fakt, że była ona utworzona z ognia, dawała jej przewagę. Wykorzystując swój dar, rozbiła kulę na tysiące iskier, które pchnęła w stronę Alistaira. Niestety on z niezwykłą dokładnością wyminął każdą iskrę. Widząc, że nic nie zdziała ognistymi kulami, przeszedł do walki wręcz. Selene unikała jego ciosów, korzystając ze wszystkich trików, jakich nauczył ją Marco.

Rita i Alice obudziły się i dotarły z powrotem na łąkę pół minuty przed 24.02. Z niepokojem przyglądały się potyczkom Selene i Alistaira. Rita chciała nawet jej pomóc, ale Alice ją powstrzymała.

Kiedy Alistair złapał Selene za gardło, zaczął ją dusić. Wtedy na zegarku Alice ukazała się godzina 24.02. Oczy Selene stały się całkiem białe. Jej ciało spowiło oślepiające światło. Alistair odskoczył od niej, bo cała zapłonęła ogniem. Potem

rozpłynęła się jako strumyk, zmieniła się w wiatr, a na końcu w drzewo, z którego powróciła do swej ludzkiej postaci. Alistair czuł, że oto nadszedł jego

koniec. Nie zamierzał jednak zginąć bez walki. Zaczął rzucać w Selene bez opamiętania kulami ognia. Ona zmieniła się w ognistą postać i zaczęła wchłaniać każdą kulę ognia.

Oczy wszystkich, zarówno z armii czarodziei, jak i demonów zwróciły się właśnie na tę łąkę. Elisabeth, Meredith, Teresa i Eleonor z pomocą Eleazara prędko dostały się na wzgórze. Światło, jakie emanowało z Selene, sprawiało że mimo tak późnej pory, było jasno jak w dzień.

Alistair walczył bardzo zawzięcie. Nie miał zamiaru się poddać. Walczył do ostatniej chwili. Dokładnie o godzinie 24.59 ich pojedynek się zakończył. Wielki pan Podziemia, władca demonów, potomek najsilniejszej rodziny królewskiej, syn Sariela, poległ w walce z "wybraną" po 5 000 lat życia. Jego ciało spłonęło zmieniając się w popiół.


100

Johhan, widząc to wycofał armię, która i tak liczyła już tylko 80 000. Nie mógł narażać się na większe straty, tym bardziej że przez śmierć Alistaira żaden z zabitych nie mógł zostać wskrzeszony. Teraz to on był władcą, jako jedyny przedstawiciel rodziny królewskiej i kuzyn Alistaira. Wraz z resztką armii powrócił do Podziemi.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Elisabeth zebrała popiół, jaki pozostał z Alistaira i udała się w podróż, by rozsypać je po całym świecie. Każdy uważał, że nie potrafił on wskrzesić samego siebie, ale Rada wolała mieć stuprocentową pewność. Wszyscy walczący wrócili do swoich domów. Również Anioły wzleciały do nieba, żegnając się z Marią. Damon odzyskał siły i wkrótce, razem z Selene odkrywali swoje nowe możliwości. Każde z nich przeszło przemianę i starało się zrozumieć swoją ogromną moc.

We wrześniu, po dziewięciu miesiącach ciąży Isabelle urodziła śliczną i zdrową dziewczynkę. Johnathan nie posiadał się ze szczęścia. Także Isabelle bardzo się cieszyła, bo wreszcie doczekała się dziecka, którego tak pragnęła. Maria i Eleazar wzięli ślub w grudniu. Marco i Teresa pobrali się rok później.

Dnia 20 czerwca 2019 roku Elisabeth zakończyła swoją służbę w Radzie Czarodziejek. Odbyła się uroczystość pożegnalna, podczas której jednocześnie nową przywódczynią Rady stała się Meredith, osobiście mianowana na to stanowisko przez Elisabeth. Selene była z niej dumna. Do Wielkiej Trójki dołączyła Deborah, ponieważ przez nominację Meredith zwolniło się jedno z miejsc, a to ona właśnie była najstarsza z pozostałych członkiń Rady.

Selene na dobre pożegnała się z Sarą i Jess, które wyjechały na studia. Teraz czekało ją wiele lat życia u boku Damona. Oczywiście była pewna, tak jak każdy, że Johhan wróci, kiedy tylko odbuduje armię. Zapewne będzie potrzebował do tego parunastu lat, ale wróci, by pomścić śmierć brata, kuzyna Alistaira i wielu przyjaciół i pobratymców. Ale wtedy ona i pozostali będą gotowi…















101


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Katherine Monroe(Amy Lee) Światło i ciemność Księga 2
76 RÓŻANIEC JEST ŚWIATŁEM W CIEMNOŚCIACH
68 ŚWIATŁO W CIEMNOŚCIACH
A ŚWIATŁOŚĆ W CIEMNOŚCI ŚWIECI, Scenariusze
Sawicki Andrzej Światło w ciemnosci
Zelazny Roger Stwory swiatla i ciemnosci
Światło w ciemności
Siły światła i ciemności
Wilson Gayle Romans Historyczny 153 Światło w ciemności
153b Wilson Gayle Światło w ciemności
Żelazny Roger 37 Stwory światła i ciemności
Sala Sharon Światło w ciemności
Światłość w ciemności
Sala Sharon Światło w ciemności
roger zelazny stwory swiatla i ciemnosci
Amy Meredith Dotyk Ciemności IV Zdradzona
Zelazny Roger Stwory Światła i Ciemności
Zelazny Roger Stwory światła i ciemności
22 Światłość i ciemność

więcej podobnych podstron