GAŁCZYŃSKI K I WIERSZE


GAŁCZYŃSKI KONSTANTY ILDEFONS

W I E R S Z E.

0x01 graphic

[Pyłem księżycowym...]

Pyłem księżycowym być na twoich stopach,
wiatrem przy twej wstążce, mlekiem w twoim kubku,
papierosem w ustach, ścieżką pośród chabrów
ławką, gdzie spoczywasz, książką, którą czytasz.

Przeszyć cię jak nitka, otoczyć jak przestwór,
być porami roku dla twych drogich oczu
i ogniem w kominku, i dachem, co chroni
przed deszczem.


Już kocham cię tyle lat

Już kocham cię tyle lat
na przemian w mroku i w śpiewie,
może to już jest osiem lat,
a może dziewięć - nie wiem;

splątało się, zmierzchło - gdzie ty, a gdzie ja,
już nie wiem - i myślę w pół drogi,
że tyś jest rewolta i klęska, i mgła,
a ja to twe rzęsy i loki.


List jeńca

Kochanie moje, kochanie,
dobranoc, już jesteś senna -
i widzę twój cień na ścianie,
i noc jest taka wiosenna !

Jedyna moja na świecie,
jakże wysławię Twe imię ?
Ty jesteś mi wodą w lecie
i rękawicą w zimie;

Tyś szczęście moje wiosenne,
zimowe, latowe, jesienne -
lecz powiedz mi na dobranoc,
wyszeptaj przez usta senne:

za cóż to taka zapłata,
ten raj przy Tobie tak błogi ? ...
Ty jesteś światłem świata
i pieśnią mojej drogi

Stalag Altengrabow, 19 III 1942


Rozmowa liryczna

- Powiedz mi, jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc ?
- Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz ?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki ?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien ?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.


Prośba o wyspy szczęśliwe

A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp,
otumań
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.

Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć
zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.


Miła moja

Prawda: ma auto nie stać nas,
miła moja.
Lecz spójrz: tylko się durnie spieszą -
ileż dostojniej chodzić pieszo,
miła moja.

Na Londyn także brak funduszów,
miła moja.
Lecz po co Londyn ? Londyn - nora:
W "Paris-Soir" czytałem wczoraj,
że markiz Q. , to jest baronet,
psim makaronem otruł żonę...
Jasna cholera z takim Londynem,
miła moja !

Na kawior z Kremla, na jesiotra
również nie mamy, miła moja.
Lecz na cóż Kreml, gdy mam twoje biodra ?
biodra są złote, a noc modra.
A jeszcze mamy lampkę wina
i konto w niebie u serafina.
Więc gwiżdż na auto, Kreml i Londyn,
miła moja.


Bal u Salomona

(...)
Jeśli to wszystko piszę, moja maleńka żono,
złoty maleńki boże mój,
to przecież wiesz, że są nam potrzebne pieniądze
i że mąż musi krzyczeć, ażeby był szczęśliwy,
i że chciałby pomóc milionom,
i że chciałby się nad innych wywyższyć,
i że jeszcze ma takie sprawy na sercu,
które muszą być wypowiedziane,
wydarte i skonstruowane,
i szumiące jak drzewo,
jak podróż do Taorminy.

A jeśli to nie ta noc, o której marzę od lat
(te słowa zwracam do ciebie, Książę Nonsensu),
to powiedz od razu, po prostu,
nie będziemy oceanów owijać w bawełnę.
Wsparty na Watermanie
jak pielgrzym odejdę w otchłanie
absolutnego zwątpienia,
gdzie nie rośnie nic
i nic się nie zmienia...
(...)
Nad lustrem się kręcę
na małych skrzydełkach
jak kapłan - karzełek u swego ołtarza;
ołtarz mnie przeraża,
wzrok mój mnie przeraża -
muszę być po prostu chory,
bo mam dużo wódki w sercu.
(...)
- Bardzo się dziwię, że pani nie widziałem
aż przez 14 księżyców.
- A co pan robił przez te 14 księżyców ?
- Jak to, co robiłem ? Płakałem.
Trochę w dolarach robiłem, Madame,
trochę w nostalgii i smutku.
Ach, jestem taki blady, taki sam...
ach, pogłaskaj mnie po cichutku...
(...)
Jak biblia, co się jak ryba gastrycznie przypomina,
jak garbata dziewczyna w cieniu pianina,
jak krótkie spięcie, co się ustawicznie powtarza,
jak nuda w poczekalni lekarza,
jak idiosynkrazja w dzień, a w nocy mania,
jak hipopotama dypsomania
i jak te jodły na gór szczycie -
takie jest moje życie.
(...)


Piosenka

Moja mała bardzo lubi rosół,
moja smagła, moja smukła.
Gdy je rosół, to ja jestem wesół,
bo to szczęście, gdy jest rosół i bułka.

W oberży dla bezrobotnej inteligencji,
pod afiszem Ligi Morskiej i Rzecznej,
moja mała ma miejsce bezpieczne,
dużą łyżkę trzyma w małej ręce.

Tuż w szachy grają dwa biedne diabły -
śnieg, śnieg po Wilnie hula.
Kreślę na dłoni smukłej i smagłej
drogę dla bajki o Trzech Królach.


O naszym gospodarstwie

FRASZKA

O, zielony Konstanty, o, srebrna Natalio !
Cała wasza wieczerza dzbanuszek z konwalią;
wokół dzbanuszka skrzacik chodzi z halabardą,
broda siwa, lecz dobrze splamiona musztardą,
widać, podjadł, a wyście przejedli i fanty -
o, Natalio zielona, o, srebrny Konstanty !


Zaczarowana dorożka

Natalii - która jest latarnią zaczarowanej dorożki

I
Allegro

Zapytajcie Artura,
daję słowo: nie kłamię,
ale było jak ulał
sześć słów w tym telegramie:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.

Cóż, według Ben Alego,
czarnomistrza Krakowa,
"to nie jest nic takiego
dorożkę zaczarować,

dosyć fiakrowi w oczy
błysnąć specjalną broszką
i jużeś zauroczył
dorożkarza z dorożką,

ale koń - nie". Więc dzwonię:
- Serwus, to pan Ben Ali ?
Czy to możliwe z koniem ?
- Nie, pana nabujali.

Zadrżałem. Druga w nocy.
Pocztylion stał jak pika.
I urosły mi włosy
do samego świecznika:
ZACZAROWANA DOROŻKA ?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ ?
ZACZAROWANY KOŃ ?

Niedobrze. Serce. Głowa.
W dodatku przez firankę:

srebrne dachy Krakowa
jak "secundum Joannem",
niżej gwiazdy i liście
takie duże i małe.

A może rzeczywiście
zgodziłem, zapomniałem ?

Może chciałem za miasto ?
Człowiek pragnie podróży,
Dryndziarz czekał i zasnął,
sen mu wąsy wydłużył
i go zaczarowali
wiatr i noc, i Ben Ali ?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY KOŃ.

II
Allegro sostenuto

Z ulicy Wenecja do Sukiennic
prowadził mnie Artur i Ronard,
a to nie takie proste, gdy jest tyle kamienic
i gdy noc zielono - szalona,
bo trzeba, proszę państwa, przez cały nocny Kraków:

III
Allegretto

Nocne WYPYCHANIE PTAKÓW,
nocne KURSY STENOGRAFII,
nocny TEATR KRÓL SZLARAFII,
nocne GORSETY KOLUMBIA,
nocy TRAMWAJ, nocna TRUMNA,

nocny FRYZJER, nocny RZEŹNIK,
nocny chór męski CZEŚĆ PIEŚNI,

nocne SERY, nocne MLEKO,
nocne TAŃCE WIECZYSTEGO,

nocne DZIŚ PARÓWKI Z CHRZANEM,
nocne TOWARY MIESZANE,

nocna strzałka: PRZY KOŚCIELE!
Nocny szyld: TYBERIUSZ TROTZ,
słowem, nocni przyjaciele,
wieczny wiatr i wieczna noc.

IV
Allegro ma non troppo

Przystanęliśmy pod domem "Pod Murzynami"
(eech, dużo bym dał za ten dom)
i nagle: patrzcie: tak jak było w telegramie:
przed samymi, uważacie, Sukiennicami:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.
Z wieży Mariackiej światłem prószy.
A koń, wyobraźcie sobie, miał autentyczne uszy.

V
Allegro cantabile

Grzywa mu się i ogon bielą,
wiatr dmucha w grzywę i w biały welon.

Do ślubu w dryndzie jedzie dziewczyna,
a przy dziewczynie siedzi marynarz.

Marynarz łajdak zdradził dziewczynę,
myślał: Na morze sobie popłynę.
Lecz go wieloryb zjadł na głębinie.

Ona umarła potem z miłości,
z owej tęsknoty i samotności.

Ale że miłość to wielka siła,
miłość po śmierci ich połączyła.

Teraz dorożką zaczarowaną
jedzie pan młody z tą młodą panną
za miasto, gdzie jest stara kaplica,

i tam, jak w ślicznej starej piosence,
wiąże im stułą stęsknione ręce
ksiądz, co podobny jest od księżyca.

Noc szumi. Grucha kochany z kochaną,
ale niestety, co rano

przez barokową bramę
pełną sznerklów i wzorów
wszystko znika na amen
in saecula saeculorum:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.

VI
Allegro furioso alla polacca

Ale w knajpie dorożkarskiej,
róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
idzie walc "Zalany Słoń";
ogórki w słojach się kiszą,
wąsy nad kuflami wiszą,
bo w tych kuflach miła woń.
I przemawia mistrz Onoszko:
- Póki dorożka dorożką,
a koń koniem, dyszel dyszlem,
póki woda płynie w Wiśle,
jak tutaj wszyscy jesteście,
zawsze będzie w każdym mieście,
zawsze będzie choćby jedna,
choćby nie wiem, jaka biedna:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.


Spotkanie z matką

Ona mi pierwsza pokazała księżyc
i pierwszy śnieg na świerkach,
i pierwszy deszcz.

Byłem wtedy mały jak muszelka,
a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.

Noc.

Dopala się nafta w lampce.
Lamentuje nad uchem komar.
Może to ty, matko, na niebie
jesteś tymi gwiazdami kilkoma ?

Albo na jeziorze żaglem białym ?
Albo falą w brzegi pochyłe ?
Może twoje dłonie posypały
mój manuskrypt gwiaździstym pyłem ?

A możeś jest południowa godzina,
mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach ?
Wczoraj szpilkę znalazłem w trzcinach -
od włosów. Czy to nie twoja ?

(...)

*
Listki drżeć zaczynają,
ptaki w ton uderzają,
słońce wschodzi nad knieję,
serce jak śnieg topnieje.

Listkom rosnąć, opadać,
ptakom też wiecznie nie żyć,
słońcu wschodzić, zachodzić,
sercu gwiazdy i skrzypce.
(...)

*
Lato w lesie. Ciemność zielona w świerkach.
Szałwia. Zajęczy szczaw.
Niebo obłoki zdejmuje. Ptak zerka.
Trzmiele brzęczą wśród traw.

Motyle żółte i białe jak latające listy.
Cisza i światło.
A tam dalej i dalej, za tym pagórkiem piaszczystym,
też jest lato.
(...)

Leśniczówka Pranie, 1950


Wizyta

Proszę, proszę, rozgość się, serdeczny,
rozejrz się dokładnie po wszystkim;
to jest czajnik - prawda, jaki śmieszny ?
z gwizdkiem.

To mruczenie ? Powiem ci w sekrecie:
jest mruczeniem kota Salomona.
A ta pani zamyślona, z kwiatami -
to moja żona.


Serwus, madonna

Niechaj tam inni księgi piszą. Nawet
niechaj im sława dźwięczy jak wieża studzwonna,
ja ksiąg pisać nie umiem, a nie dbam o sławę -
serwus, madonna.

Przecie nie dla mnie spokój ksiąg lśniących wysoko
i wiosna też nie dla mnie, słońce i ruń wonna,
tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol -
serwus, madonna.

Byli inni przede mną. Przyjdą inni po mnie,
albowiem życie wiekuiste, a śmierć płonna.
Wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie -
serwus, madonna.

To ty jesteś, przybrana w złociste kaczeńce,
kwiaty mego dzieciństwa, ty cicha i wonna -
że rosa brud obmyje z rąk, splatam ci wieńce -
serwus, madonna.

Nie gardź wiankiem poety, łotra i łobuza;
znają mnie redaktorzy, zna policja konna,
a ty jesteś matka moja, kochanka i muza -
serwus, madonna.


Pieśni

I
Gdy próg domu przestępujesz,
to tak jakby noc sierpniowa
zaszumiała wśród listowia,
a ty przodem postępujesz.

A za tobą cienie ptasie,
szczygieł, gil i inne ptaki.
Świecisz światłem wielorakim
od sierpniowej nocy jaśniej.

Bo ty jesteś ornamentem
w gmachu nocy, jej księżycem.
Przesypujesz światła w ręku
z namaszczeniem, jak pszenicę.

U twych ramion płaszcz powisa
krzykliwy, z leśnego ptactwa,
długi przez cały korytarz,
przez podwórze, aż gdzie gwiazda

Venus. A tyś lot i górność
chmur, blask wody i kamienia.
Chciałbym oczu twoich chmurność
ocalić od zapomnienia.

II
Pochylony na mym stołem
we wschodzącej zorzy łunie
ręce twoje opisuję,
serce twoje opisuję;

smak twych ust jak morwa cierpki
i głosu pochmurną słodycz,
i uszy twe jak wysepki,
które z dala widział Odys.

Ten obłok jest twoją twarzą,
ten horyzont, ta akacja.
Pióro maczam w kałamarzu
i litery wyprowadzam.

Niech staną rządek przy rządku
jak ptaki złote i modre,
by z najprawdziwszego wątku
powstał najprawdziwszy portret.

Minął dzień. Wciąż prędzej, prędzej
szybuje czas bez wytchnienia.
A ja chciałbym twoje ręce
Ocalić od zapomnienia.

III
Ile razem dróg przebytych ?
Ile ścieżek przedeptanych ?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami ?

Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu ?
I znów upór, żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.

Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń ?
Ile chlebów rozkrajanych ?
Pocałunków ? Schodów ? Książek ?

Ile lat nad strof tworzeniem ?
Ile krzyku w poematy ?
Ile chwil przy Beethovenie ?
Przy Corellim ? Przy Scarlattim ?

Twe oczy jak piękne świece.
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.


Dziwni letnicy

Już tamci się rozjechali,
a czemu oni zostali
i tak się ciągle trzymają za ręce ?

Jeszcze oboje tacy młodzi,
ale ona smutna i on smutny chodzi,
jakby tu mieli nie wrócić więcej.

Ona już sobie ust nie maluje,
on pisze listy i płacze;
wieczorem snują się koło domu,
gryzą ich jakieś rozpacze.

A przyjechali tacy szczęśliwi,
on rano łowił ryby, ona czytała
i nagle jakby ktoś im życie pokrzywił,
w sercach siejąc trwogę i hałas.

Teraz wzdłuż ścian pełnych miniatur
błądzą, obcy całemu światu -
o, czemu nie wracają, gdy im urlop minął !

On czasem przed nią klęknie na kolanach,
Jakby chciał jej powiedzieć: "Przebacz mi, kochana",
ale milczy i łzy mu płyną.

Powiedziała wczoraj ciotka, ta wysoka,
że się pewnie przestali kochać...
spójrzcie ! schodzą ku jezioru z pochyłości.

Jeśli diabeł im to zrobił na złość,
Ty im, Boże, serca znowu zazłoć,
bo jakże dzisiaj żyć bez miłości !

1939


Podróż do Arabii Szczęśliwej

Pąsowe wstążki wiatr rozwiał przelotny
i niebo jest gwiazd pełen jak Afryka ptaków,
konie noga za nogą, koła - jako-tako,
a woźnica pijany i bardzo samotny.

Kareta to muzyka, to pudło muzyki,
noc naokół karety to jest szczęścia dużo;
zaraz księżyc przeleci wielką srebrną burzą
i w rowach zakołują świetliki, ogniki.

Jadą w karecie piękni, ramiona oparli
Na poduszkach pachnących - o, nocy jedyna !
Śpiewa szafir i droga, i każda godzina...
A oni nic nie wiedzą, bo oni umarli.


Długom błądził i szukał

Długom błądził i szukał, świat mnie zalewał jak woda,
pełen stworów dziwacznych, niksów, wodników, rusałek,
aż pewnego wieczoru znalazłem, czego szukałem -
żonę pochmurnooką, małego, słodkiego kobolda.

Gdy pada z deszczem zmrok, gdy męczy mnie nuda i trwoga,
gdy strach pospołu z psalmistą tak spajam, jak ciemne wino,
splatam za wierszem wiersz jak wianek z rozmarynu
na głowę słodkiego kobolda, na głowę małego boga.


Kűferlin

BAJKA

Kiedy chłód fioletowy odął usta chimerom,
strzegącym schodów promiennych, co prowadziły do wnijścia,

olbrzymiogłowy Kűferlin uniósł żonę jak berło
i do łożnicy ją zaniósł, i złożył na miękkich liściach.

Więc muzykanci poczęli stroić narzędzia kruche,
aby im było słodziej i ciszej, i bardziej miękko,
lecz nie znaleźli poklasku, i skinął Kűferlin ręką,
i grać rozkazał piorunom, dębom grzmieć, gwizdać wichurom.

Zwęziły się oczy żony od tego huku, od trwogi,
płakać poczęła cicho, bardzo cicho, jak strumień;
tłumaczyła mu, że jest mała, że boi się, że nie rozumie...
Na próżno: śmiał się Kűferlin i spalał ją wolno, jak ogień.

A potem już było cicho. Powietrze pachniało morwą
i po ramionach żony pot spływał jak srebrny ocean...
Więc kiedy się uśmiechnęła, westchnęła i usnęła,
przez okno w powale wpadł księżyc i Kűferlina porwał.

"Oto mnie w ręce porywa astrologiczny księżyc !"
wrzasnąć zdążył Kűferlin, a już rozkręcone włosy
ciągną mu głowę do góry, za głową brzuch i w niebiosy
tak ulatują we dwójkę, a żona śpi i nic nie wie.

O świecie płakał Kűferlin. Śmiała się żona i z konwi
lała złocistą wodę w dziecinne usta kwiatów.
"Głupcze - mówiła do męża - on by naprawdę cię porwał,
gdybym za ucho cię mocno nie uchwyciła zębami..."


Małe kina

Najlepsze te małe kina
w rozterce i w udręce,
z krzesłami wyściełanymi
pluszem czerwonym jak serce.

Na dworze jeszcze widno,
a już się lampa kołysze
i cienie meandrem biegną
nad zwiastującym afiszem.

Chłopcy się drą wniebogłosy
w promieniach sztucznego światła,
sprzedają papierosy,
irysy i sznurowadła,

O, już się wieczór zaczyna !
Księżyc wyciąga ręce.
Najlepsze te małe kina
w rozterce i w udręce.

Kasjerka ma loki spadziste,
króluje w budce złocistej,
więc bierzesz bilet i wchodzisz
w ciemność, gdzie śpiewa film:

szeleszczą gaje kinowe,
nareszcie inne, palmowe
a po chodniku bezkresnym
snuje się srebrny dym.

Jakże tu miło się wtulić,
deszcz, zawieruchę przeczekać
i nic, nic nie mówić,
i trwać, i nie uciekać.

Srebrzysta struga płynie
przez umęczone serce.
Drzemiesz w tym małym kinie
jak list miłosny w kopercie:

"Ty moje śliczności !
Znów się do łóżka sam kładę.
Na jakimż spotkam cię moście ?
Twój
Pluszowy niedźwiadek".

Wychodzisz zatumaniony,
Zasnuty, zakiniony,
Przez wietrzne peryferie
Wędrujesz i myślisz, że

najlepsze te małe kina
gdzie wszystko się zapomina;
że to gospoda ubogich,
którym dzień spłynął źle.

                  Dedykacja:
                     Autorowi "Opowieści morskich"
                     Stanisławowi Marii Salińskiemu


Przed zapaleniem choinki

(...)

VII
POWRÓT

A podobno jest gdzieś ulica
(lecz jak tam dojść? którędy?
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy.
Na ulicy tej taki znajomy,
w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w którym żeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: "Gdzieś pan był tyle lat?"
"Wędrowałem przez głupi świat".
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazda na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata, płynie
kolęda na okarynie:
LULAJŻE JEZUNIU,
MOJA PEREŁKO,
LULAJŻE JEZUNIU,
ME PIEŚCIDEŁKO.


Bajka o sześciu tłumaczkach

Sześć tłumaczek w ramach nieuzgodnienia
tłumaczyło tę samą powieść w oparach natchnienia:
pierwszej wyszedł poemat oktawą,
drugiej coś ze sportu: "Kiszka, brawo !",
trzecia przywiozła powieść historyczną
pt. "Zamierzchłe czasy",
czwarta rewelację w trzech tomach (nieomal klasyk!),
piąta reportaż "Tam, gdzie był dół",
szósta - "O hodowli pszczół".

Pytanie:
Skąd ta historia dzika ?

Odpowiedź:
Żadna nie znała języka.

Morał, czyli pouczenia:

Więc po co sięgać do oryginału ?
Zamiast jednego. Sześć dzieł powstało.


Satyra na bożą krówkę

Po cholerę toto żyje ?
Trudno powiedzieć, czy ma szyję,
a bez szyi komu się przyda ?

Pachnie toto jak dno beczki,
jakieś nóżki, jakieś kropeczki -
ohyda.

Człowiek zajęty niesłychanie,
a toto, proszę, lezie po ścianie
i rozprasza uwagę człowieka;

bo człowiek chciałby się skoncentrować,
a ot, bożą krówkę obserwować
musi, a czas ucieka.

A secundo, szanowne panie,
jakim prawem w zimie na ścianie ?!
Co innego latem, gdy kwitnie ogórek !

Bo latem to co innego:
każdy owad może tentego
i w ogóle.

Więc upraszam entomologów,
czyli badaczów owadzich nogów,
by się na tę sprawę rzucili z szałem.

I właśnie dlatego w Szczecinie,
gdzie mi czas pracowicie płynie,
satyrę na bożą krówkę napisałem.

             Szczecin, Świetlica Artystyczna
                                                      dnia 16 lutego 1949r.


O wróbelku

Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.

Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery ?

........................................................

Kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie, do jasnej cholery !


Wierszyk o wronach

W powietrzu roziskrzonym
siedzą na drzewie wrony,
trzyma je gałąź gruba;

śnieg właśnie zaczął padać,
wronom się nie chce latać,
śnieżek wrony zasnuwa.

Tuż pole z krętą rzeczką,
w dali widać miasteczko
uprzemysłowione -

a wrony, jak to wrony,
patrzą okiem szalonym,
wrona na wronę.

Gdyby je zmienić w nuty,
dźwięczałyby dopóty,
dopóki strun choć czworo -

a tak, na wronią chwałę,
siedzą czarne, zdrętwiałe
im saecula saeculorum.

Nocne niebo już kwitnie,
wszystko świeci błękitnie:
noc, wiatr, wronie ogony;

zaśnij, strumieniu wąski -
dobrej nocy, gałązki,
dobranoc, wrony.


W leśniczówce

Tu, gdzie się gwiazdy zbiegły
w taką kapelę dużą,
domek z czerwonej cegły
rumieni się na wzgórzu:
to leśniczówka Pranie
nasze jesienne mieszkanie.

Chmiel na rogach jelenich
usechł już i się sypie;
w szybach tyle jesieni,
w jesieni tyle skrzypiec,
a w skrzypcach, byle tknięte,
lament gada za lamentem.

Za oknem las i pole
las - rozmowa sosnowa;
minął dzień i na stole
stoi lampa naftowa,
gadatliwa promienna
jak ze stołu Szopena.

W nocy tu tyle nuceń
i śpiewań, aż do rana.
Księżyc w srebrnej peruce
Gra jak Bach na organach
I płynie koncert wielki
Przez dęby i przez świerki -
to leśniczówka Pranie:
nocne koncertowanie.

Chodzi wiatr nad jeziorem,
trąca dęby i graby;
i znów wieczór, wieczorem
znów zaświecamy lampy;
o, leśniczówko Pranie:
lamp lśnienie, migotanie
księżyc na każdej ścianie,
nocne muzykowanie.

Sunie dorożka nocy,
w skos, dziecinnym rysunkiem;
dorożkarz zamknął oczy,
konik stąpa z frasunkiem,
cień od ściany do ściany:
wehikuł posrebrzany;
o, leśniczówko Pranie,
nocne muzykowanie.

Gwiazdy jak śnieg się sypią,
do leśniczówki wchodzą
każdą okienną szybą,
każdą wrześniową nocą,
w twoim małym lusterku
noc świeci gwiazdą wielką.

                   Wrzesień 1952


Kronika olsztyńska


                                   I wieczne lato świeci w moim państwie...
"Sen nocy letniej"

I
Gdy trzcina zaczyna płowieć,
a żołądź większy w dąbrowie,
znak, że lata złote nogi
już szykują się do drogi.

Lat, jakże cię ubłagać ?
prośbą jaką ? łkaniem jakim ?
Tak ci pilno pójść i zabrać
W walizce zieleń i ptaki ?

Ptaków tyle. Zieleni tyle.
Lato, zaczekaj chwilę.

II
Dobrze jest nad jeziorem
nawet porą deszczową.
Leśniczy wieczorem
lampę zapala naftową,
po chwili we wszystkich pokojach
naftowe lampy płoną,
a cienie od rogów jelenich
rozrastają się w nieskończoność.

Psy szczekają.
Trąbki północy bliskie.
A chmury pędzą po niebie
jak wielkie psy myśliwskie.
Zasypiamy
przytuleni do siebie jak dzieci.
Noc się wypogodziła.
Księżyc mruczy i świeci.

Pszczoły śpią.
Tylko woda chlupie o brzeg bez przerwy.
A nam się śnią polowania,
paprocie, jelenie i strzelby.

III
Rano słońce, rano pogoda,
idziemy do kąpieli.
Sama radość ! Sama uroda !
Jak tu się nie weselić ?

Z sosny słychać dzięcioła stuk.
A tutaj ryby bryzg ! spod nóg.

Ech, bracia, wpław ! I płynąć, pływać,
aż tam, gdzie z drugiej strony
wiatr, roześmiany wiatr przygrywa
na sitowia strunach zielonych.

IV
A w tych borach olsztyńskich
dobrze z psami wędrować.
A w tych jarach olsztyńskich
sośnina i dąbrowa.

Tęcza mosty rozstawia.
Jak Wenus pachnie szałwia.
Ptak siada na ramieniu.
Komar płacze w promieniu.
W dzień niebo się zaśmiewa,
a nocą się zagwieżdża,
gwiazdy w gniazda spadają.
Żal będzie stąd odjeżdżać.

V
Wszystkie szmery,
wszystkie traw kołysania,
wszystkie ptaków
i cieniów ptasich przelatywania,

wszystkie trzcin,
wszystkie sitowia rozmowy,
wszystkie drżenia
liści topolowych,

wszystkie blaski
na wodzie i obłokach,
wszystkie kwiaty,
wszystek pył na drogach,

wszystkie pszczoły,
wszystkie krople rosy
to mi jeszcze,
przyjacielu, nie dosyć -

chciałbym więcej ptaków,
drzew z ptakami,
więcej blasków, gwiazd, obłoków,
trzcin, kaczek na wodzie,

i uchwycić to wszystko rękami,
ucałować to wszystko ustami
i tak zajść, jak słońce zachodzi.

VIII
Ze wszystkich kobiet świata
Najpiękniejsza jest noc.

IX
Ona idzie, ona płynie, ona sunie
pod niebios ogromną bramą;
a wszystko jest piękne u niej,
a pachnie od niej wanilia i cynamon.

Z gór w doliny schodzi coraz głębiej,
a oczy ma piękne jak jastrzębie,
a nogi ma proste jak sosny.

Nadaremno się dziwisz i pytasz,
nie ma końca gwiaździsty korytarz,
nie ma kresu dla nocy miłosnej.

XII
Kiedym przez las sosnowy szedł,
pojąłem, że w nim jest coś z męskiej tragedii.
A kiedym w las liściasty wszedł,
to jakbym słyszał śmiech i flet,
jakbym wstąpił do pokoju kobiety.

XIII
Jeszcze tyle byłoby do pisania,
nie wystarczą tu żadne słowa:
o wiewiórkach, o bocianach,
o łąkach sfałdowanych jak suknia balowa,
o białych motylach jak listy latające,
o zieleniach śmiesznych pod świerkami,
o tych sztukach, które robi słońce,
gdy się zacznie bawić kolorami;

i gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie,
czy ma lat pięćdziesiąt, czy dziewięć,
patrzy w las jak w śmieszny rysunek
i przeciera oślepłe oczy,
dzwonek leśny poznaje, ćmę płoszy
i na serce kładzie mech jak opatrunek.

XV
Psy nad jeziorem szczekają,
może wydrę pochwycą.
Piszę wiersze na piasku,
pióro maczając w księżycu.

      Leśniczówka Pranie, 1950


Bufalo - bill
Czyli
Najnowsze egipsko - chaldejskie
Przedwojenne
Nadzwyczajne krakowskie abecadło
Komu, komu, bo idę do domu !
----------------------------------------------

A
ANIOŁ jest to człowiek boży ?
ADAM Ewę wciąż batoży ?

B
BUBA Bąba mieszka w Mszanie ?
BURDEL znaczy zamieszanie ?

C
CYGARA nie wsadzaj w placki ?
CYCKI to nazwisko na "cki" ?

D
DRAŃ był straszny z Szatobrianda ?
DOBRACZYŃSKI wuj Rembrandta ?

E
EROTOMAN szczypie wilgi ?
ERYK to Lipiński, "Szpilki" ?

F
FRANCUZ jada nawet muchę ?
FAKIR ziemię orze uchem ?

G
GRECO malarz zawsze młody ?
GÓWNO to mrożone lody ?

H
HAMMURABI stworzył kodeks ?
HONOR po łacinie podex ?

I
IRRAVADI wąchał eter ?
ILOCZAS gubi poetę ?

J
JAN Sobieski wynalazł balon ?
JAJKO powiesz i w śmiech salon ?

K
KONSTANTY vide Ildefons ?
KAMYCZEK Jan grywa w refons ?

L
LAMBDA grecka to litera ?
LYRA przyrząd Sandauera ?

Ł
ŁADOSZ to nazwisko Henia ?
ŁOKNO dziura do patrzenia ?

M
MORWA drzewo, a nie mątwa ?
MORWA TWOJA MAĆ to klątwa ?

N
NERON śmiał się ha-ha-ha-ha ?
NIE czytaj Wilhelma Macha ?

O
O, jak ciężko na świecie żyć ?
ORNITOLOG ptaszki widzi ?

P
PUPA konfederat barski ?
FORTEPIAN to błąd drukarski ?

R
RĄBANKA przydział na lato ?
RYBY opisuje Čsato ?

S
SŁOWACKI uwielbiał orły ?
SIUSIA w spodnie znak niedobry ?

T
TWEED to znana szkocka rzeka ?
TRUMNY nie wkładaj do mleka ?

U
UNIECHOWSKI znany cwaniak ?
UCHO otwór do dłubania ?

V
VOGÓLE mętny przysłówek ?
VOLTAIRE Francuz i półgłówek ?

W
WALDORFF łysy anioł w niebie ?
WOLĘ Waldorffa niż siebie ?

X
XAWERY Pruszyński owszem ?
XENOFONT odkrył Mazowsze ?

Y
YES to znaczy "tak" w Londynie ?
YONASZ pływał po głębinie ?

Z
ZWINGLIUSZ zniósł celibat w Rusi ?
ZUPA dobra, kiedy kusi ?

Koniec Bufalo-bill
czyli
Najnowszego egipsko - chaldejskiego
przedwojennego
nadzwyczajnego abecadła

Pani Hermenegildzie KOCIUBIŃSKIEJ -
zamiast wiązanki na grób pieska


O mej poezji

Moja poezja to jest nic księżycowa,
wielkie uspokojenie;
kiedy poziomki słodsze są w parowach
i słodsze cienie.

Gdy nie ma przy mnie kobiet ani dziewczyn,
gdy się uśpiło
wszystko i świerszczyk w szparze cegły trzeszczy,
że bardzo miło.

Moja poezja to są proste dziwy,
to kraj, gdzie w lecie
stary kot usnął pod lufcikiem krzywym
na parapecie.


Ars poetica
czyli
Sztuka rymotwórcza


(...)
LIST DO KRAWCA TEOFILA
(...)

VI
Publiczność zasię jest tym drogowskazem,
czego nie mogą pojąć różni durnie.
Jeżeli błazeństw pragnie, bądź jak błazen,
jeśli koturnów, stańże na koturnie.
I na to nie ma rady, moje panie:
Toć i szyjemy, i piszemy dla niej.

VII
A więc poeta winien mieć przy lustrze
żurnal, z którego widać, co się święci:
Czy dłuższe wiersze idą, czy też krótsze,
na co ma naród chęć bądź nie ma chęci,
bo, jak powiedział filozof Parokki:
W modzie wyrażą się obłęd epoki.

XI
Teraz a propos forsa, Teofilu,
za którą człowiek publiczność wypasa:
Już w starożytnym królestwie Bab - Ilu
badano problematykę inkasa
i ci poeci, co byli kapłani,
bez forsy, jak wiadomo, ani ani.

XII
Cóż, praca z płacą jedną idzie drogą,
wie to jednako wieszcze, krawiec czy anioł.
Wyborny majster zawsze bierze drogo
i tylko lichy partacz robi tanio,
a lichy partacz jest rynku zakałą,
co się już nieraz w życiu okazało.

XVI
Więc kiedy wiersz napiszesz, w teczkę włóż go,
kawy się napij, ale nie mów o nim,
żadnych wysiłków rączką ani nóżką.
Czekaj. Wydawca sam w końcu zadzwoni.
I powie: - Mistrzu, proszę, przyjdź pan do mnie.
Wtedy idź, ale pamiętaj, by skromnie.

XVII
I tutaj tak rozegra się scena,
grana czasami forte i namiętnie.
Wydawca płacze. Ty z miną Szopena
Cyferkę swą powtarzasz konsekwentnie,
że ani grosza taniej. Na wiersz łassy
wydawca da ci w końcu czek do Kassy.

XVIII
Jak Merkuriusza ołtarz, który śni się,
taką jest Kassa. Rączki lekko drżą ci.
Serduszko bije. Punkcik przy podpisie
stawiasz, a potem idziesz w ciemny kącik
i w tym kąciczku jak dziecię natchnione
stajesz i ufnie przeliczasz Mammonę.

XIX
Zgadza się. Cudnie. Błędu ani troszki.
Kasjerce wdzięczność wyrażasz na migi.
A potem twoje są wszystkie dorożki.
I wszystkie kwiaty. Wszystkie makagigi.
"O, kiedy wiersze staną się monetą,
cóż to za rozkosz być wtedy poetą!"
(...)


Dlaczego ogórek nie śpiewa

(Z NIEDOKOŃCZONEJ CAŁOŚCI PT. "MIŁOSIERDZIE")

Pytanie to, w tytule
postawione tak śmiało,
choćby z największym bólem
rozwiązać by należało.

Jeśli ogórek nie śpiewa,
i to o żadnej porze,
to widać z woli nieba
prawdopodobnie nie może.

Lecz jeśli pragnie ? gorąco !
Jak dotąd nikt. Jak skowronek.
Jeśli z słoju nocą
Łzy przelewa zielone ?

Mijają lata, zimy,
raz słoneczko, raz chmurka;
a my obojętnie przechodzimy
koło niejednego ogórka.


"Liryka, liryka
tkliwa dynamika:


Sam nie rozumiem, skąd to mi się bierze,
że jestem mitologiczne zwierzę,
ni to świnio - byk no to koto - pies,
w ogóle z innych stron:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

Idę, powiedzmy, wieczorem z Arturem
i nagle: księżyc wschodzi nad murem,
Artur ostrzega, bo dobry kolega:
- Nie patrz. - A ja jak bóbr:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

W takim "Przekroju" po prostu się boją,
bo jak na przykład wejdę do pokoju
i się zamyślę, powiedzmy, o Wiśle,
to zaraz łzy jak groch:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

Wy się nie dziwcie, śliczni panowie,
sześć lat po świecie tułał się człowiek
i nagle: Polska i harfa eolska,
po prostu cud jak z nut:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

Będziecie śmiać się, lecz daję słowo:
ja czytam nawet "Gazetę Ludową"
i "Pokolenie", i wiersze w "Kamenie",
i czytam, i szlocham, och !
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

Niech mnie zarąbią, niech honoraria
wyda na wieńce Artur Marya !
Ja jestem Polak, a Polak jest wariat,
a wariat to lepszy gość:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

A po pogrzebie pod korniszon
niech epitaphium mi napiszą:
TU LEŻY MAGIK I MAŁPISZON:
Pod spodem taki tekst:
"liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal".

Noctes Aninenses

(...)

III
NOCNY TESTAMENT

Ja, Konstanty, syn Konstantego,
zwany w Hiszpanii mistrzem Ildefonsem,
będąc niespełna rozumu,
piszę testament przy świecach.

Ćmy się, zaznaczam, kręcą przy lichtarzach
i drżą, i ręka mi drży -
a więc majstrowi, co lichtarze stwarzał,
zapisuję czerwcowe ćmy.

Jeśli kiedy go rozwlecze chandra,
w wieczór będzie wśród tych ulic stąpał,
ćmy się zaczną kręcić po werandach,
gasnąć kule niebieskie na klombach,
ćmy zobaczy, twarze w złotym dymie
i przystanie. I wspomni me imię.

A poetom żyjącym i przyszłym
zapisuję mój kaflowy piec,
w nim spalone myśli i pomysły,
czyli różne gry niewarte świec,
nadto księżyc, pełny mój kałamarz,
co mi sprzedał go wędrowny kramarz.

Jeśli tedy kiedyś, w latach innych,
jak ja dzisiaj nocą wzniosą głos
i rozłożą swoje pergaminy,
wzdychać zaczną, jak uwiecznić noc -
to ja będę w kuszeniach chmur,
w pergaminach i skrzypieniach piór,
bom ja nocą zaszumiał i odszumiał,
i do dna jej partytury zrozumiał.

Córce mojej Kirze, tancerce,
zapisuję niebiosa siódme,
cherubinów modlących się z tercyn,
szum wysoki i światła ułudne,
i przyrodę jak skrzynię sekretów -
niechaj z niej się uczy swoich baletów.

Teofilowi, gdy się w mieście zmierzchnie,
daję całą uliczkę do szeptów
oraz pewną bramę na Lesznie,
gdzie był kłuty w żelazie Neptun,
ale uciekł, bo miał wstręt do miasta.
Teraz w niebie jest spokojna gwiazda.

Wszystkim dobrym cały czar, co wezbrał
na tej ziemi, daję jak alfabet:
pory roku ze złota i srebra
i dzięcioły, i te muszki nawet
wieczorami, wielkim rojem, przy akacjach,
w głębi zorza, z której się nie wraca...

Wierszom moim fosforyczne furie
blaskiem w wertep ciemny i zły -
a mojej Smagłej, mojej Smukłej, mojej Pochmurnej
łzy.

                     1939


Przechodniu, zapnij guzik !
czyli
Pytania i odpowiedzi

Adam ? Praojciec.
Natanson ? Wojciech.
Zupa? Pomidorowa.
Demokracja ? Ludowa.
Gojawiczyńska ? Pola.
Kopernik ? Polak.
Przystanek ? Tramwajowy.
Materializm ? Dziejowy.
Nie damy ? Odry, Nysy.
Juliusz Cezar ? Łysy.
Twierdzenie ? Pitagorasa.
Od Sasa ? Do lasa.
"Pchła - szachrajka"? Brzechwy.
Tygodnik ? Powszechny.
Kisiel ? Patrz: Potrawy.
Odbudowa ? Warszawy.
Termometr ? Reamura.
Oświata ? I kultura.
Przechodniu ? Stój.
Mąż tej pani ? Myśliciel.
Dostojewski ? "Idiota".
Nad i kropka ? U Kotta.
Ilustracja ? Dorego.
Pan nie lubi ? Dlaczego ?
Cudowna ? Polska mowa.
Bomba ? Atomowa.
Niemcy ? Pobici.
Rozbiory ? Jezuici.
Piąte koło ? U woza.
Żukrowski ? Świetna proza.
Swinarski ? Artur Marya.
Ja ? Wariat.
Idzie żołnierz ? Borem lasem.
Stary Fredro ? "Precz z kutasem"
Hemar ? W czamarze.
Szkoda słów ? O Hemarze.
Reforma ? Rolna.
Jan ? Z Kolna.
Jajko ? Kolumba.
Flukowski ? Tarabumba.
Ładosz ? Znakomicie.
Szumią jodły ? Na szczycie.
Ziemie ? Odzyskane.
Szopen ? Z fortepianem.
Gęś ? Zielona.
Grupa ? Laokoona.
Forsę ? Przepili.
Muzyczka ? Tirli - tirli.
Samozwaniec ? Magdalena.
Kwiatkowska ? Irena.
Na plamy ? Terpentyna.
Żelazna ? Kurtyna.
W co biją ? W tarabany.
Jaki ojciec ? Zapłakany.
Kiedy umarł ? O trzeciej ?
Ratujmy ? Dzieci.
Na cholerę ? Mickiewicz.
A Wyspiański ? Patrz: Minkiewicz.
Małe wiśnie ? Wisienki.
Zakazane ? Piosenki.
Szaflarska ? Wesoła.
Kwadratura ? Koła.
Mikołajczyk ? ?

                               1946


Wielkanoc gastropaty

Jajek nie można,
szynki nie można,
takoż nie można
szaszłyka z rożna.

Indyk - katafalk,
kura - agonia,
piwo - gaffa,
morderstwo - koniak.

Mięso cielęce
ani pół deka,
chrzanik - noc w męce,
chyba od lekarstw.

Sosy - satyra,
kabul - testament,
zupy - cholera,
zamęt i lament.

Kawa - dyspepsja,
wizje niedobre,
rum - epilepsja,
cygaro - obłęd.

Ani fistaszków,
ani pistacji,
wszystko prowadzi
do prostracji.

Torciki - zgaga,
mazurki - zgaga,
mazurek szkodzi,
tort nie pomaga.
Pytam lekarza: - Co ?

A na to lekarz: - Gdybyś był bladszy,
Niech pan spokojnie w niebo popatrzy.


Strasna zaba

WIERSZ DLA SEPLENIĄCYCH

Pewna pani na Marsałkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba;

wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: - Męzu, och, och !
popats, popats, jaka strasna zaba !

Mąz był wyzsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze
i mówi: - Zecywiście coś skace po trotuaze !

cy to zaba, cy tez nie,
w kazdym razie ja tym zainteresuję się;

zaraz zadzwonię do Cesława,
a Cesław niech zadzwoni do Symona -
nie wypada, żeby Warsawa
była na "takie coś" narazona.

Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zabę koło Nowego Świata;
a żeby sprawa zaby nie odesła w mglistość,
uządzono historycną urocystość;

ustawiono trybuny,
spędzono tłumy,
"Stselców" i "Federastów" -
słowem, całe miasto.

Potem na trybunę wesła Wysoka figura
i kiedy odgzmiały wsystkie "hurra",
Wysoka figura zece tak:

- Wspólnym wysiłkiem ządu i spoleceństwa
pozbyliśmy się zabiego bezeceństwa -
panowie, do góry głowy i syje !

A spoleceństwo: - Zecywiście,
dobze, ze tę zabę złapaliście,
wsyscy pseto zawołajmy: "Niech zyje!"


Zima z wypisów szkolnych

Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów ?
Dyć oczywiście pan wojewoda;
módl się, dziecino, z całą krainą -
niech Bóg mu siły doda;
śnieżku naprószył. Śnieżek poruszył
dobry pan wojewoda.

A któż na szybach maluje kwiaty ?
czy mróz, czy mróz, dziecino ?
Nie, to rączuchną dla ciebie, żabuchno,
starosta ze starościną;
srebrzyste prążki, listki, gałązki
dla ciebie, dziwna dziecino.

A któż te śliczne zawiesił sople
za oknem u okapu ?
Czy może także mróz niedobry
swą fantastyczną łapą ?
Nie, moje złoto, to referenci,
podkierownicy, nadasystenci
nocą nie spali, hurra ! wołali,
sople poprzyklejali.

Hej, tam w Warszawie jest pan minister
siwy i taki miły,
przez okno rzuca spojrzenia bystre,
bo chce, by dla ciebie były
zimą sopelki, śniegi i lody:
wszystkie zimowe wygody.

Jeżeli tedy sanki usłyszysz
i dzwonki ich tajemnicze,
wiedz: to minister w skupionej ciszy
nacisnął taki guziczek,
że sanki dzwonią i gwiazdki lśnią
nad miastem i nad wsią.


Skumbrie w tomacie


Raz do gazety "Słowo niebieskie"
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
przyszedł maluśki staruszek z pieskiem.
(skumbrie w tomacie pstrąg)

- Kto pan jest, mów pan, choć pod sekretem!
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
- Ja jestem król Władysław Łokietek.
(skumbrie w tomacie pstrąg)

Siedziałem - mówi - długo w tej grocie,
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
dłużej nie mogę... skumbrie w tomacie !
(skumbrie w tomacie pstrąg)

Zaraza rośnie świątek i piątek.
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Idę na Polskę robić porządek.
(skumbrie w tomacie pstrąg)

Na to naczelny kichnął redaktor
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
i po namyśle powiada: - Jak to ?
(skumbrie w tomacie pstrąg)

Chce pan naprawić błędy systemu ?
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Był tu już taki dziesięć lat temu.
(skumbrie w tomacie pstrąg)

Także szlachetny. Strzelał. Nie wyszło.
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Krew się polała, a potem wyschło.
(skumbrie w tomacie pstrąg)

- Ach, co pan mówi ? - jęknął Łokietek;
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
łzami w redakcji zalał serwetę.
(skumbrie w tomacie pstrąg)

- Znaczy się, muszę wracać do groty,
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
czyli, że pocierp, mój Władku złoty !
(skumbrie w tomacie pstrąg)

Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Chcieliście Polski, no to ją macie !
(skumbrie w tomacie pstrąg)

                      1936


Ulica szarlatanów

Szarlatanów nikt nie kocha.
Zawsze sami.
Dla nich gwiazdy świecą w górze
i na dole.
W tajnych szynkach piją dziwne
alkohole.
I wieczory przerażają
bluźnierstwami.

Wymyślili swe tablice
szmaragdowe.
Krwią dziewicy wypisali
charaktery.
Strachy w liczbach: 18,
3 i 4.
Przeklinamy Jezu - Chrysta
i Jehowę.

Szarlatani piszą księgi
o papieżach.
Zawsze w nocy mówią źle o
Watykanie.
Zawsze w nocy słychać szklane,
szklane łaknie:
płaczą gwiazdy zaplątane
w szkła na wieżach.

Kiedy miesiąc umęczony
wschodzi na nów,
alkohole z przerażenie
drżą słodyczą.
Nie pomogą alkohole:
W nocy krzyczą
łzy fałszywe szmaragdowych
szarlatanów.

Bardzo cicho i boleśnie,
jest nad ranem.
Dzwonią dzwony, świt pochyla
się w pokorze.
Odpuść grzechy szarlatanom,
Panie Boże,
wszak Ty jesteś takim samym
szarlatanem.


Muzie nóżki całuję

"Kogutek" ? nie uleczy.
Przyjaciel ? nie pocieszy.
Nie ma przyjaciół.

Rannyś ? Ten świat jest borem,
rąbałeś bór toporem,
toś się i zaciął.

Leżysz. Wokół mchy ciche.
Igrają gwiazdy dziwne
Z gałęźmi.

"Kogutek" nie uleczy.
Przyjaciel nie pocieszy.
Uwierz mi.

Co pomoże ? A ja wiem:
tu pomoże stary sen,
stara bajda.

Jeśliś jak garnek pęknął, ona cię sklei,
jeśliś nadzieję utracił, wpłyniesz na morze nadziei
na wszystkich żaglach.

"Nastawienia" społeczne ? Dla karzełków.
Recenzje niedorzeczne ? Dla zgiełku.
Poeto, pluń, gdzie komuna, sanacja i endecja.

Tylko ona cię zbawi, przeklęta i jedyna -
i na gwiazdy wyprawi, rytm święty, mowa inna -
poezja.

0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
K.I. Gałczyński - wiersze, Materiały
K Gałczynski Wierszyk o wronach
WIERSZE, Gałczyński K. I., Wybór poezji (opracowanie BN), K
Folklor miejski i ironia we wczesnych wierszach Gałczyńskiego (2)
Folklor miejski i ironia we wczesnych wierszach Gałczyńskiego
x galczynski analiza wierszy
Gałczyński Konstanty Ildefons Na śmierć motyla (wiersz)
Gałczyński Konstanty Ildefons Lekcja bolszewicka (wiersz)
wiersze tuwima
Osip Mandelsztam Wiersze
+le%9cmian+boles%b3aw+ +wiersze+wybrane 52RWPQJSPV3GXGTUE7QA4446RJVPT2XSKPEIAXY
Na dzień dobry, Wiersze
CIEMNOŚĆ TERAZ PANUJE, Wiersze Teokratyczne, Zakańczające wieczorne czaty
WASZE POWIEKI, Wiersze Teokratyczne, Zakańczające wieczorne czaty
RÓWNOWAGA, Wiersze
wiersze świateczne, Boże Narodzenie

więcej podobnych podstron