Taki sobie cud?
Słońce stało wysoko i gorąco się nasilało. Byli potwornie zmęczeni. Wyruszyli nocą, żeby uniknąć dziennego skwaru. A i tak nie udało im się uciec od upału wciskającego się nachalnie w każdy zakątek auta. Pootwierane okna tylko potęgowały uczucie ciepła. Samochody posuwały się wolno, jakby defilada żółwi przechodziła wzdłuż szosy pilnując wyznaczonego porządku. Jak dobrze pójdzie przekroczą granicę może za trzy, cztery godziny.
- Mogliśmy wybrać późniejszy termin - Marta po raz któryś wycierała twarz nawilżoną chusteczką
- Przecież sama popędzałaś, żeby jak najszybciej - Jerzy nie chciał brać winy na siebie.
- Popędzałam, bo nie mogłam się doczekać. Wiesz, ja wciąż nie mogę uwierzyć , że my tam jedziemy. To prawdziwy cud że udało się Rafałowi załatwić nam pracę w tak krótkim czasie. No i że Alicja zgodziła się dać nam schronienie. Przynajmniej na początku.
- Boże jacy my będziemy niedługo bogaci - rozmarzył się Jerzy
- I jacy szczęśliwi - dodała Marta jakby te dwie rzeczy jakoś łączyły się ze sobą.
- Chyba już tu nie wrócimy - Jerzy ani razy nie obejrzał się za siebie, żeby niczego nie zapeszyć
- A mama?
- Przecież uzgodniliśmy, że dostanie nasze mieszkanie. I że pani Bogusia się będzie nią opiekować.
- Wolałabym, żeby była z nami
- Wiem kochanie , wiem. Tylko co ona by tam z nami robiła?
- No tak, obcy ludzie, inny język i my całe dnie w pracy.
- No właśnie. Zresztą ona by swoich nie zostawiła.
- Jakich swoich? - Marta zgubiła wątek rozmowy
- No tych, na cmentarzu.
To prawda. Marta zamyśliła się. Mama codziennie odwiedzała groby bliskich. Swojego dziadka i tych wszystkich wojennych bohaterów, których nazwiska zapadły jej głęboko w pamięci . Nie , ona by nie opuściła swojej ziemi, swojego kraju.
Przed ich wyjazdem stała się niespokojna, ale zaakceptowała ich decyzję. Pani Bogusia martwiała się jednak , że mama to rozstania za bardzo przeżywa. Bo już nawet przestała śpiewać swoje ulubione piosenki, te o kraju ojczystym, o jarzębinie czerwonej o zielonej rucie . A to było zawsze oznaką jej dobrego samopoczucia, chociaż Jerzy nie lubił, kiedy śpiewała.
- Niechże mama przestanie - wołał, gdy coraz głośniejsze „arie” przeszkadzały mu w pracy na komputerze.
- Bo ty nie wiesz co dobre jest - odpowiadała nadąsana ściszając głos. - Takich pięknych piosenek to na całym świecie nie ma.
- No i cóż w nich takiego pięknego? - prowokował ją do kłótni.
- Miłość - odpowiadała za każdym razem.
- Miłość? Niby, do czego? Do kwiatków, motyli, wiejskich pastuszków?
- Aleś ty głupi Jerzy, aleś ty głupi - denerwowała się - to miłość do wszystkiego, co nasze, co polskie. Mój dziadek walczył o tę Polskę w dwudziestym roku. Żeby nie on i jemu podobni to by dziś Polski nie było. I języka i tych piosenek. O wojnie sowieckiej słyszałeś? - pytała po raz niewiadomo który
- Słyszałem, słyszałem - odpowiadał szybko, by uprzedzić jej monolog jak to dzięki Bożej Matce w Dniu Wniebowstąpienia udało się sowietów zwyciężyć.
- To był prawdziwy cud - bez żadnej pomocy z nikąd tysiące bezbożników przepędzić -matka i tak musiała dokończyć swoja opowieść.
- To cud był, cud nad Wisłą - wciąż była po wrażeniem tamtych wydarzeń chowanych w sercu dzięki dziadkowym opowieściom....
Sygnał klaksonu wyrwał Martę z zadumy. Co też się jej nagle przypomniało. Zamiast się cieszyć tym wyjazdem na zachód ona wspomina jakieś nic nieznaczące historie. Matka mogła sobie żyć wspomnieniami, ale ona i Jerzy mieli przecież przed sobą nowe, dostatnie i pasjonujące życie.
- Zasnęłaś? - zapytał Jerzy . Wyjrzała przez okno samochodu. Już blisko do granicy, coraz bliżej.
- Nie , nie spałam - odpowiedziała . - Tak mi się jakoś smutno zrobiło. Zatęskniłam za mamą . I za jej piosenkami.
- O przyszłości myśl kobieto, o przyszłości - zawołał wybijając rytm słów o kierownicę. - Jak się nam powiedzie to mamę do siebie sprowadzimy, zgoda? - chciał ja jakoś pocieszyć, odpędzić złe myśli.
Uśmiechnęła się. Oparła głowę o drzwi. Jasne włosy opadły jej na ramiona i plecy. Słowiańska uroda - powiedziałaby matka.
- Taka jesteś do mojego dziadka podobna - powtarzała setki razy. Może, dlatego kochała ją najbardziej ze wszystkich swoich dzieci? Bo w niej widziała tego , który był dla niej symbolem bohaterstwa i wzniosłych ideałów. Matka przechowywała wszystkie dziadkowe pamiątki, medale, zdjęcia , mapy. Pokazywała je każdemu, kto się napatoczył. Opędzali się od niej jak od brzęczącej muchy.
- Stare śmieci - powiedział kiedyś wujek Jarek machając lekceważąco ręką.
- Stare śmieci? - zacietrzewiła się - te stare śmieci to znak, że to wszystko co teraz jest nie spadło jak manna z nieba , że to wszystko trzeba było życiem tysięcy Polaków zdobyć .
- A teraz ci Polacy mają to gdzieś - wujek Jarek wykrzywił twarz - Sam bym gdzieś uciekł, gdyby okazja się znalazła…
- Głupiś - babcia nie liczyła się nigdy ze słowami - głupiś jak but…
A teraz oni myślą tak samo jak wujek Jarek. Matka nie powiedziała im złego słowa. Nie zatrzymywała, nie odradzała. Jeszcze na drogę im wszystkie swoje oszczędności wetknęła. Chusteczką pomachała, jakby na wojenną wyprawę wyruszali, krzyżyk w powietrzu zrobiła, by Bóg ich chronił i pomagał.
Marta poczuła jak po policzku spływa jej łza.
- Jerzy, a jak jej serce nie wytrzyma? Jak nie będzie umiała bez nas zyć? - dziwna panika zaczęła ogarniać jej duszę.
- Matka twoja silna jest, nic jej nie pokona. Całe życie z dziadka przykład brała Inaczej jakby sobie poradziła z waszą gromadką gdy ojciec odszedł? No jak?
- To prawda, dzielna była. Ledwie wiązała koniec z końcem a jednak wychowała nas na uczciwych ludzi. I wykształcenie każde z nas jakieś ma i miejsce w życiu.
-Sama widzisz. Więc przestań już się mazać i ciesz się z tego, że los nam sprzyja - Jerzy zauważył jak żona dyskretnie wyciera oczy.
- A jeśli ja jej już nigdy nie zobaczę
- A ta swoje. Jak katarynka jakaś. Będzie dobrze i już. I nie chcę więcej słuchać o mamie. Włączę radio dobrze?
Skinęła głową. Jerzy przesuwała gałką radia łapiąc kolejne fale . Nagle usłyszeli poważny glos spikera:
- Dziś w Warszawie o godzinie dwunastej w południe rozpoczęły się uroczystości związane z rocznicą Cudu nad Wisłą . Właśnie 80lat temu wojska sowieckie napadły na Polskę……
Marta otworzyła buzię ze zdumienia. Jak to się mogło stać że właśnie przed chwilą jej myśli biegły ku matce i ku temu wszystkiemu czym żyła, co wciąż wspominała… Jak to się mogło połączyć z tymi nagle włączonymi wiadomościami z radia…
Może to jakiś znak? Może nie powinni szukać lepszego życia daleko od swoich?
Jerzy sięgnął do radiowej gałki.
- Poszukam muzyki - powiedział
- Zostaw- położyła dłoń na jego ręku - chcę tego wysłuchać.
- Ukochany kraj, umiłowany kraj - rozśpiewały się nagle radiowe fale.
- Ukochany kraj, umiłowany kraj - doszedł do ich uszu cichy glos gdzieś z tyłu samochodu.
- Mama? - krzyknęli prawie jednocześnie oglądając się do tyłu. Z pomiędzy pakunków przykrytych kocem wychyliła się głowa matki. Kobieta trzymała w ręku skórzany woreczek . Pamiątki po dziadku….
- Ukochany kraj, ukochana i ziemia i nazwa - śpiewała coraz głośniej patrząc na nich przez łzy.
- Ukochana i ziemia i nazwa - wtórowała Marta prowadząc wzrokiem zbliżającego się do nich żołnierza granicznej straży.
- Dokumenty do kontroli - mężczyzna z orzełkiem na czapce obrzucił ich obojętnym wzrokiem.
Jerzy rozłożył puste ręce, a potem zaczął wycofywać samochód.
- My właśnie wracamy - poinformował zdumionego strażnika. Matka uśmiechnęła się szeroko.
- Ukochany kraj - zaintonowała ponownie
- Mamo - przestań - nie wytrzymał Jerzy. Ale było to najczulsze „przestań” jakie kiedykolwiek w życiu słyszała.