Szczątki ciał ofiar w błocie pod Smoleńskiem?!
(Fot. Youtube)
Jest coraz ciekawiej.
Wczoraj pisaliśmy o szokującym odkryciu turystów, którzy jadą do Smoleńska by zobaczyć miejsce atastrofy. Jak by tego nie oceniać, turyści ujawnili szokującą rzecz. Na miejscu katastrofy nadal znajdują się rzeczy osobiste ofiar: kawałki ubrań, zegarki, szarfy z wieńców.
Ale "Fakt" ma dla nas więcej szczegółów. Oto fragment dużej relacji wiceprezesa fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie" Rafała Dzięciołowskiego, który był na miejscu żęby się "pomodlić i oddać hołd":
W końcu widzimy najgorsze - spod ziemi wydobywa się ciemnoczerwona smuga. Krew? Tak! I bezkształtny fragment ciała, nieco większy od dłoni, cały w błocie. Potworny, charakterystyczny fetor rozwiewa wszelkie wątpliwości... To fragment ciała. Może ministra, może posłanki, albo senatora. Przenosimy to w suche miejsce i zakopujemy. Nie dalibyśmy rady bez księdza.
Okazuje się, że Polacy ciągną do smoleńska być może z obowiązku, być może z ciekawości, ale wyjeżdżają stamtąd ze szczątkami samolotu, kórych ciągle jest na miejscu dużo - znajdują też rzeczy osobiste ofiar jak zdjęcia, filmy a nawet paszport jednej z działaczek Rodzin Katyńskich.
Krąży też plotka o czaszce, którą polscy harcerze mieli zawieźć do Polski, by przekazać prokuraturze.
Co na to polskie władze? Rząd (miesiąc po wypadku) chce tam wysłać ekipę, która pozbiera wszystko to co zostało. Rosjanie na razie się nie zgadzają - może czakają aż zapalimy lampki ich żołnierzom 9 maja?
Dziwnie na to reaguje marszałek Komorowski cytowany przez tabloid:
Sugerowałbym zachowanie umiaru w tworzeniu atmosfery, że oto gdzieś znaleziono kawałek ubrania. To nie jest wielki problem, trzeba z szacunkiem sprawę zakończyć.
Na razie szacunek leży w błocie. Nie takiej brudnej kampanii się spodziewaliśmy.