POPRZEDNIE PRZYGODY SMURFÓW
[ Zanim zaczniesz czytać te przygody Smurfów, przeczytaj Nowe Przygody Smurfów W tym opowiadaniu jest wiele odniesień do poprzedniego i nie znając Nowych.... nie zajarzysz połowy tekstów z tego opowiadania. Już taki ze mnie kawał chuja.]
Historia przedstawiona w tym opowiadaniu dzieje się przed tą z Nowych Przygód Smurfów.
Był piękny, czerwcowy dzień. Papa Smurf ledwo co otworzył oczy, a zobaczył stającą nad jego łóżkiem Smurfetkę gotową na bycie zapakowaną w odbyt.
Witam cię, moje dziecko - przywitał ją Papa.
Cześć, Papo Smurfie. Jesteś gotowy na małe jebanko czy najpierw chciałbyś może coś zjeść?
Eeee, pierdolić jedzenie, dawaj dupy, ale szybko, bo dzisiaj mam ochotę na ostry seks!
To powiedziawszy wstał Papa Smurf, oparł Smurfetkę przodem do ściany, wyjął swoją gigantyczną, jeszcze nie umytą po nocnych polucjach pytę i zajechał ją w odbyt. Smurfetka nie zdążyła nawet jęknąć, a Papa Smurf już się spuścił.
O kurwa - zaklął Papa - jaki ja mam czasem przedwczesny wytrysk, przejebane...
Masz rację, musisz coś z tym zrobić, czasem nie zdążę się nawet odpowiednio ustawić i już chlapie mi między nogami...
Eh, starość nie radość. Ale cóż, za to jeszcze przed obiadem raz cię przelecę, mam nadzieję, że dłużej.
Ja też, to trzymaj się, Papo.
Nawzajem, Smurfetko.
Gdy Smurfetka wyszła, Papa Smurf poszedł się umyć. Potem się ubrał, ale po chwili znowu musiał ściągnąć gacie i pędzić do kibla, bo go gówno gnało co chwilę.
Ja pierdole, już nigdy nie będę jadł na noc tyle kapusty - mówił puszczając kolejne krety w dół muszli. Tak przez jakieś 20 minut...
W wiosce powoli budziło się życie. Łasuch wstał, i po obowiązkowym wymasowaniu sobie odbytu rozżarzonym pogrzebaczem zabrał się za przyrządzanie śniadania, czyli obowiązkowego koktajlu ze smurfojagód i nie tylko. Jak przygotował całe śniadanie, uderzył w metalowy gong (tak przy okazji wspomnę tylko, że ten gong był odlewem jego własnej dupy, dlatego był dosyć spory), a wszystkie Smurfy zjawiły się na śniadanie. Na czas przyszedł nawet Ciamajda. Potem wyznał, że obudził się dwie godziny wcześniej. Zazwyczaj było tak, że Osiłek sam zgłaszał się do pomocy przy noszeniu śniadania na stół, a ponieważ czasami Łasuch upuścił coś na podłogę i się po to schylał, więc noszenie śniadania zawsze odbywało się bardzo długo i pozostałe Smurfy nie rozumiejące „zabaw” Osiłka i Łasucha niecierpliwiły się. Wreszcie, po kilku takich „zajściach” z upuszczonymi przez Łasucha rzeczami Ważniak wstał i powiedział:
Kochane Smurfy! Dlaczego godzimy się, aby Łasuch i Osiłek byli pedałami? Czy to nie przeszkadza wszystkim?
Nie i zamknij mordę, pierdolony balonie - wydarł ryja na Ważniaka Papa Smurf.
[Trzeba zauważyć, że Ważniak wcześniej też nie był „kochany” przez wszystkie Smurfy i nie zabili go tylko dlatego, że ja durny najpierw napisałem Nowe Przygody Smurfów i umieściłem w nich Ważniaka, więc Smurfy nie mogły go zabić w Poprzednich Przygodach Smurfów, chociaż bardzo, bardzo chciały...]
To, że nie popieramy tego, że oboje są pedałami, nie znaczy, że tego nie tolerujemy, buraku - powiedziała do Ważniaka Smurfetka.
Wyraźnie jest napisane w naszej konstytucji, że „każdy może wyznawać swoje upodobania jak chce z wyjątkiem tego chuja z waty Ważniaka. On ma być poniżany, obrażany i katowany przez wszystkie Smurfy bez wyjątku aż do opowiadania pt. Nowe..., gdzie wszystkie Smurfy, co jest ich konstytucyjnym obowiązkiem, mają Ważniaka po prostu ZAJEBAĆ!”. Widzisz, tak jest napisane w konstytucji i tak zamierzamy postąpić, więc zamknij michę kaflarze zajebany i siedź cicho, bo jak się totalnie podkurwię, to będę pierdolił ważność i kolejność wydarzeń w opowiadaniach i zadupcę cię jeszcze w tym - delikatnie zwrócił się do Ważniaka Pracuś.
Ważniak już nic nie mówiąc usiadł przy swoim stole. Tak, miał własny stół, bo żaden zwykły Smurf nie poniżyłby się do siedzenia przy jednym stole z Ważniakiem, nawet Ciamajda. A był taki jeden Smurf, który Ważniaka specjalnie nienawidził. Był nim Zgrywus. I chociaż inne Smurfy tylko nienawidziły Ważniaka i zazwyczaj, oprócz wkurwiających tekstów wysyłanych pod jego adresem nic nie robiły (no, może czasem Osiłek z Pracusiem i Malarzem klepali mu michę dwie godzinki), to Zgrywus z racji swej roli wycinał Ważniakowi najbardziej chujowe dowcipy, jakie jego [a właściwie to mój...] chory mózg mógł wymyślić.
Na przykład teraz, po wystąpieniu Ważniaka i zjebaniu go przez pozostałe Smurfy, Zgrywus podszedł z uśmiechem do stolika Ważniaka i powiedział:
Wiesz, za to, że jesteś odważny i mówisz, co myślisz, daję ci ten oto prezent - i wręczył temu kutasowi zapakowane pudełko. Ważniak, przez łzy wdzięczności wybełkotał:
Słuchaj, Zgrywus, ty chyba jedyny znasz się na moim nieprzeciętnym geniuszu i ... - nie dokończył, bo w paczce była ukryta petarda zatopiona w gównie, które, gdy Ważniak otworzył paczkę, wybuchło opryskując go całego.
Widząc to wszystkie Smurfy jebały ze śmiechu na ziemi, a najbardziej śmiał się oczywiście Zgrywus. Ważniak, mamrocząc coś o swoim geniuszu musiał iść się umyć.
Życie jest piękne - z uśmiechem na ustach zasiadł z powrotem Zgrywus do śniadania.
Masz całkowitą rację - powiedział Poeta.
O ja cię nie pierdolę - krzyknął Papa Smurf ukradkiem zaglądając pod stołem do scenariusza tego opowiadania - pół godziny temu mieliśmy przecież do chuja wyruszyć na bardzo ważną wyprawę.
Co? - zdziwiły się wszystkie Smurfy.
Tak - odparł Papa - za pół godziny gotowi na wielodniową wycieczkę w teren mają stawić się na środku wioski - tu Papa, mając już małe problemy z pamięcią, wyczytał uczestników podróży ze scenariusza - Papa Smurf, o, to ja, Smurfetka, Łasuch, Osiłek, Pracuś, Poeta, Malarz, Zgrywus, Ciamajda, Maruda i Ważniak.
Ważniak też?!? - zdziwili się pozostali uczestnicy.
Też, niestety... W końcu jest jednym z głównych bohaterów tego opowiadania, a poza tym nie odmówiłbym Zgrywusowi robienia kawałów temu kutasowi bez jaj.
Dzięki, Papo - ucieszył się Zgrywus.
Wszyscy rozeszli się przygotowywać do wyprawy. Po pół godzinie byli wszyscy oprócz Ważniaka (wiadomo, jeszcze zmywał gówno z ryja), Ciamajdy (wiadomo dlaczego), Smurfetki oraz Papy.
Czemu tych dwoje nie było? To proste. Papa miał niewyobrażalną ochotę zawalić Smurfetkę jeszcze przed wyjściem, zresztą jej to rano obiecał, więc, przygotowawszy się, poszedł do domku Smurfetki z nadzieją zakiszenia ogóra. Gdy wszedł do jej domku, zastał Smurfetkę kompletnie nagą, jak ubierała rajstopy. Widok jej niebieskiego, nagiego ciała tak zagotował w nim krew, że poczuł się co najmniej 247 lat młodszy, zrzucił z ramion plecaczek i ściągnął swoje magiczne czerwone gatki. Wtedy oczom Smurfetki ukazała się przeogromna pała, na której tyle razy już miała zaszczyt jeździć. Też naszła ją ochota na seks, więc uklęknęła na ziemi, a Papa zaczął pierdolić ją mocno od tylca. Czuli się oboje jak niczym nieskrępowane pieski pierdolące się w małym domku z piernika [?!?co ja pierdolę?!?]. Po chwili przyszła reszta wycieczki zobaczyć, co się dzieje ze Smurfetką i gdy zobaczyli Papę posuwającego dziweczkę, sami nie omieszkali spuścić sobie z krzyża, nie licząc Osiłka i Łasucha, którzy walili sobie wtedy nawzajem i to do tego oburącz.... przejebane. Potem wszyscy się ubrali i poszli na miejsce spotkania. Czekał już tam Ważniak z wielkim plecakiem. Po chwili przyszedł Ciamajda i wszyscy mogli wreszcie wyruszyć.
Wszyscy szli w grupie i opowiadali sobie ciekawe historyjki, tylko Ważniak sam jak debil musiał iść w odległości 15 metrów od pozostałych, bo tak waliło od niego gównem i to wcale nie dlatego, że się po porannym dowcipie Zgrywusa niedokładnie umył. Jak się wkrótce okazało przy najbliższym postoju na posiłek...
Ważniak, któremu reszta Smurfów z żalu dla niedojebanych pozwoliła podejść do siebie i razem zjeść kanapki otworzył swój plecak i tak zajebało gównem z jego środka, że zamroczyło go na pięć minut. Gdy się obudził zobaczył, jak reszta Smurfów pokłada się ze śmiechu. Wstał i jeszcze raz zajrzał do wnętrza swojego plecaka. Okazało się, że cały po brzegi wypełniony był gównem! I to na dodatek płynnym, takim najbardziej walącym. Okazało się, że Zgrywus ukradł Papie Smurfowi scenariusz, wiedział, że taka wycieczka będzie miała miejsce, więc od miesiąca srali razem z Łasuchem i Osiłkiem do misek, aby dzisiaj, gdy Ważniak się spakował i poszedł się umyć, podmienić mu jego plecak na plecak pełen ich walącego gówna, które wlali do niego z misek.
Ważniak rozpłakał się ze smutku, a wtedy cała banda ryczała ze śmiechu jeszcze bardziej. Potem wszyscy skopali Ważniakowi brzuch, aby nie był głodny i wszyscy ruszyli w dalszą drogę. Tym razem Ważniak szedł, już bez plecaka, 30 metrów od pozostałych - 15 tych, co mu kazali i 15 dołożonych od siebie, ze względu na niebezpieczeństwo bycia znowu skopanym.
Pierwszy dzień ich wycieczki przebiegł bez specjalnych sensacji, nie licząc napadnięcia na Ważniaka bandy Zulusów. Już go mieli ugotować, zaprosili nawet resztę Smurfów na obiad, ale Papa Smurf przypomniał sobie o konstytucji i o zajebaniu Ważniaka w następnym opowiadaniu, więc Smurfy chcąc nie chcąc musiały Ważniaka uratować. Ale za to, że nie mieli satysfakcji z jego śmierci skiepowali mu całą rękę petami tak, że cały tydzień mu się ramię goiło.
Gdy zapadł zmierzch, Smurfy się zatrzymały na małej polance w celu rozbicia obozu na noc.
OK, moje Smurfy - powiedział Papa - ja z Pracusiem, Malarzem, Marudą i Zgrywusem rozbijemy namioty, a wy, Smurfetko, Poeto, Osiłku, Łasuchu i Ciamajdo idźcie poszukać drewna i jedzenia na ognisko.
Nie ma problemu, Papo - odpowiedzieli wszyscy.
Nienawidzę rozbijania namiotów - powiedział Maruda.
Weź nie pierdol, to fajna zabawa - kłócił się z nim Malarz.
A co ja mam robić? - spytał się Ważniak.
Ważniak, ty lepiej idź się gdzieś przejść, bo jeszcze coś spieprzysz. Jak usłyszysz, jak Łasuch puszcza wielgachnego bąka, to będzie znak dla ciebie, kartoflu, że możesz wracać - powiedział mu Papa Smurf i sprzedał buta na pożegnanie.
Każdy zabrał się do zajęć. Papa, Pracuś, Malarz, Maruda i Zgrywus zaczęli rozbijać namioty, tymczasem Osiłek i Łasuch poszli szukać jedzenia, Smurfetka i Poeta poszli szukać drewna, a Ciamajda poszedł szukać szczęścia. I nawet szybko znalazł, bo w lesie znajdował się burdel pełny tak niebotycznie rozjechanych kurew, że nawet Ciamajda spokojnie mógł zakutasić nie martwiąc się o to, czy trafi.
Smurfetka i Poeta w miarę szybko znaleźli odpowiednią ilość drewna, ale nie spieszyli się z powrotem. Smurfetka zaczęła ciągnąć Poecie druta, potem on wziął ją na stojaka pod drzewem i na takich zabawach upłynęła im najbliższa godzina.
W międzyczasie, zanim jeszcze znaleźli jedzenie, Łasuch zajechał Osiłka od tyłu, gdy ten schylił się, by zerwać kwiatka. Tym samym odwdzięczył się mu za „przeszkadzanie” w śniadaniu, chociaż dla jednego i drugiego była to czysta przyjemność. Potem szukali jedzenia, ale szukanie przeplatali „takimi” momentami.
Po pewnym czasie wrócił Ciamajda z wielce szczęśliwą miną, albowiem zawalił trzy razy i to jeszcze za darmo, bo kurewki te były moimi znajomymi i Ciamajda, jako postać z tego opowiadania, dostał dupy za darmo. Potem przyszła reszta Smurfów z jedzeniem i drewnem. Gdy rozpalono ognisko, Łasuch puścił wielkiego bąka, co było znakiem, aby Ważniak już wracał. Potem zabrał się do przygotowywania kolacji.
Tymczasem Ważniak usiadł na kamieniu, rozmasował bolącego po kopie Papy dupsztala i myślał:
Ojej, co ja teraz zrobię? Nikt nie może się poznać na moim genialnym kunszcie i rozumie, nawet Papa Smurf. Jakby tu podlizać mu się, aby mnie w następnym opowiadaniu nie zajebali? Co tu robić? Czekaj, czym się martwisz, przecież jesteś genialny i na pewno coś wymyślisz. Tak, widzisz, już coś wiesz. Może będziesz codziennie obrabiał Papie gałę, to trochę złagodnieje. A jak się wtedy jeszcze bardziej na mnie wkurwi, jeśli nie będę profesjonalny w robieniu mu loda? Co ja wtedy, biedny geniusz, zrobię? Wiem, wiem, ja... muszę się wysrać!
To krzyknąwszy pobiegł Ważniak w najbliższe krzaki i zwalił kreta. Nie mając papieru toaletowego musiał się podetrzeć jakimiś liśćmi (przez co potem, po dwóch miesiącach, cierpiał na malarię śmiertelną i wyleczył go Papa Smurf też tylko przez wzgląd na konstytucję). Gdy już ukręcił porządny wałek, wrócił na kamień, gdzie siedział i marzył dalej.
To o czym ja myślałem? Aha, o lizodupstwie względem Papy... Jakby mu się odpowiednio podlizać? Masaż pały raczej odpada, bo nie jestem dobrym obrabiaczem. Szkoda, że Papa Smurf nie jest pedałem, to mógłbym mu dupy dawać. Ale nawet jeśli by był, to przecież tyłek by mi rozerwał, bo on ma takiego dużego kutasa że mało, a ja taki dziewiczy otwór odbytowy, mały, niemyty... Może podlizać się Łasuchowi i Osiłkowi, oni są pedałami i znowu nie o pałach gigantycznych rozmiarów, więc odrobina masła i by się udało... Ale oni, jak im się pokażę, to mi prędzej ryja sklepią i tyle. Ej, kurwa, przejebane mam to życie, ciekawe, co mnie jeszcze spotka w tym opowiadaniu?
[Dużo.]
Tak siedział Ważniak i użalał się nad sobą, aż nie usłyszał pierdnięcia Łasucha wołającego go na kolację. Przyszedł do reszty Smurfów i co najbardziej go zdziwiło to to, że miał rozbity namiot. Mały, oddalony jakieś 5 metrów od pozostałych, ale miał. To go strasznie ucieszyło i nie stracił jeszcze do końca nadziei. Jak na razie...
Na kolację była pieczeń z dzika i kawa (nie pytajcie skąd kawa, sam nie wiem...). Wszyscy zjedli i popijając kawę, siedzieli cicho nad płonącym ogniskiem. Potem wszyscy poszli do swoich namiotów. Tzn. Maruda poszedł ze Smurfetką do jej namiotu, a Osiłek i Łasuch mieli dwuosobowy, ale mniejsza z tym. Ważniak wszedł do swojego namiotu i od razu poznał, kto stawiał mu namiot. Kto? Oczywiście Zgrywus. A dlaczego tak sądził? Dlatego, że cały śpiwór i podłoga namiotu była ospermiona dla żartu przez wszystkie Smurfy. Tylko Zgrywus mógł wpaść na tak kurewski kawał. Ale to nic. Nagle w brzuchu Ważniaka zaburczało i Ważniak usłyszał dźwięk jakby trzęsienia ziemi.
O ja pierdolę - krzyknął w rozpaczy - sraka!!!
Dlaczego dostał sraczki, to chyba nie trzeba wyjaśniać - Zgrywus, kawa, środki na przeczyszczenie...
Ważniak szybko rzucił się do zamka namiotu, aby rozpiąć wejście i biec w krzaki, ale okazało się, że zamek się spierdolił po pierwszym zamknięciu i teraz nie chce się otworzyć! Masakra. (Zgrywusowi pomógł w przygotowaniu zjebanego zamka Pracuś). Ważniakowi zaraz rozerwało by dupę, gdyby nie zaczął srać, więc ściągnął gacie i zaczął wypróżniać się w namiocie. Po jakichś 15 minutach gówno sięgało mu już do kostek, a on nie przestawał srać. Miał czas wszystko obmyślić.
No tak, znowu mnie wychujali... Dlatego miałem swój namiot, ale taki mały, abym się po pół godzinie we własnym gównie utopił. Kazali mi zdupcać z obozu, aby przygotować wszystko. Nie, ja tego kutasom nie daruje, szczególnie Zgrywusowi, jak mu się kiedyś oberwie to nie wiem, co mu się stanie. Na pewno nie zrobię mu dobrze, chciałby. Kurwa, trzeba się stąd jakoś wydostać!
Gdy tak myślał, kał sięgnął mu już pasa, a on nadal ukręcał kolejne, duże, soczyste wałki. Zaczął krzyczeć pomocy, ale zaraz usłyszał tylko śmiech Smurfów i różne okrzyki.
Hej, Papo, zapal fifkę trawki, masz, rozerwie cię ze śmiechu, będziesz się tak śmiał z tego debila...
Masz rację, Poeto, już palę.
Mnie też daj - powiedziała Smurfetka.
Zaciągnij się tym od Pracusia i Osiłka.
Tak po chwili przypalili wszyscy, nawet Ciamajda, bo okazało się, że to cicha woda i w domu przypala jak mało kto, więc i teraz się nawalił. Wszyscy śmiali się z Ważniaka, gdy gówno sięgało mu już prawie szyi.
Kurwa, pomocy - darł się Ważniak - bo utonę. Ja pierdolę, już prawie do gęby mi wchodzi, już prawie... gul... gul... gul.....
Wtedy to już Smurfy nie wytrzymały ze śmiechu i uciekły z lasu. Jak wróciły po godzinie, to zastali Ważniaka leżącego całego w gównie przed swoim namiotem, w dachu którego był wycięty scyzorykiem otwór. Skurwysyn musiał się wydostać. Ma kutas szczęście.
Ja was zapierdolę - wybełkotał Ważniak.
I po co mu to było? Od razu wszystkie Smurfy zaczęły go kamienować i wybiły mu szła z okularów i rozwaliły nogę. Biedny dwie godziny się mył w zimnej wodzie w strumyku, bo się nie mógł szybko, przez rany, poruszać.
Wreszcie, gdy już wszyscy spali po północy, wrócił umyty Ważniak, wyjebał swój pełen kału namiot i położył się spać koło ogniska. Nie miał chłopak znowu szczęścia.
Po godzinie przez polanę, gdzie był rozbity obóz Smurfów przebiegło stado słoni. Oczywiście tym w namiotach nic się nie stało, nawet się nie obudzili. Słonie, akurat, jakby się umówiły, przebiegły Ważniakowi po głowie. [ja temu Smurfowi naprawdę współczuję].
Rano powoli budziło się życie. Pierwsza obudziła się Smurfetka i gdzie poszła? Wydostała się spod ciała zmęczonego Marudy, który ją jechał całą noc i poszła do namiotu Papy Smurfa. Chociaż jeszcze się nie obudził, od razu zaczęła mu ciągnąć batona. Papa, chociaż jeszcze spał, zaczął delikatnie się uśmiechać, po chwili się obudził, a wtedy Smurfetka coraz mocniej zaczęła ssać mu żołędzia. Po chwili olbrzymi wytrysk, ale Smurfetka dzielnie przyjęła. Potem od tylca i znowu ulga dla obojga. Potem Smurfetka obskoczyła resztę Smurfów, z wyjątkiem Osiłka i Łasucha, bo ci obskakiwali się sami no i Ważniaka, bo aż tak na cipę, tzn. głowę nie upadła.
Po seksie śniadanie. Tym razem Ważniak nic nie jadł. Profilaktycznie.
Papo Smurfie - zapytał się Malarz - a po kiego chuja my właściwie idziemy na tą wyprawę?
Hmm, czekaj - powiedział Papa zaglądając w scenariusz - mamy tak iść jeszcze dzień i jutro znajdziemy, o ja cię nie kurwię, pola pełne MARIHUANY!!!!!
Super - krzyknęły wszystkie Smurfy.
Do dupy - krzyknął Ważniak, który nigdy nie palił, bo bał się. W sumie niepotrzebnie się teraz do tego przyznał, bo zarobił kolejne buty i szramy na ciele.
OK, moje Smurfy, zbieramy się i idziemy po palenie.
Nie ma problema.
W pięć minut wszystko było spakowane i Smurfy wyruszyły w dalszą drogę. Po jakiejś godzinie trafiły na rozstaje dróg.
Którędy teraz? - spytał się Ciamajda.
Sam nie wiem - powiedział Papa Smurf - Marudo, wybierz.
Nienawidzę wybierać.
To nie, ja wybiorę - udzielił się Ważniak. - To bardzo proste - jedna droga jest dobra, ładna, wygodna, a druga kamienista i pod górkę? Mój geniusz każe mi wybrać tą płaską i ładną.
To idź buraku z tym swoim geniuszem tą swoją ścieżką, a my pójdziemy tą trudniejszą. Obyś zginął, chujcu - pożegnał go Łasuch.
Poszli. Ważniak ładną, reszta Smurfów trudną. Ważniaka znowu zawiódł jego „geniusz” - tak ładnie i płasko wyglądająca droga była spreparowana przez bandę pedałów. Czekali oni na jakiegoś frajera, co wybierze łatwą drogę. Tym frajerem był Ważniak, więc nie omieszkali „pobawić” się z nim trochę. Tak mu tyłek rozjechali, że ciężarówka z naczepą by się mu tam zmieściła. Jej...
Tymczasem droga pod górkę, którą szła reszta Smurfów szybko się skończyła i oczom ich ukazała się... Sekslandia. Marzenie każdego, no prawie... Smurfy zatrzymały się w tym „wesołym miasteczku” na dłużej. Papa Smurf zakutasił aż 18 razy, na tyle miał sił. Potem nawet branie przez kurwę do ust już mu nie pomagało. Smurfetka brandzlowała się szeroką gamą dostępnych tu wibratorów, od małych do prawdziwych kolosów na miarę Papy. Oczywiście te wielkie lubiła najbardziej, bo miała już nieźle rozepchaną kanalizację. Paru żigolaków też zawaliło Smurfetkę. A był taki jeden, Rychu Maczuga, który miał bardzo długiego i grubego chuja. Padło podejrzenie, że ma nawet większego od Papy Smurfa! Ten nie mógł tego znieść, więc zaraz obaj stanęli do zawodów, czyj kutas jest większy i silniejszy. Wygrał Papa Smurf, bo na swoim chuju utrzymał 5 wiader pełnych wody, a Rychu tylko 4. Rychu chciał się potem mścić i ożenić kosę Papie, ale Smurfy go zakopały na śmierć i wydupcyły na śmietnik. Dalej już nikt nie ciął byka.
Osiłek i Łasuch też czuli się jak w raju, bo ciepłych sióstr też nie brakowało. Mieli w czym wybierać. Od ładniutkich chłopców z kutaskami jak z ciasta aż po wielkich buraków z pałami jak sosny. Oczywiście byli jebani przez tych drugich. Ciamajda też nie narzekał, zawalił dwie panny i było mu OK.
Maruda cały czas marudził, że nienawidzi seksu, ale jak mu taka jedna lala wzięła całkiem niezłą męskość do ust, to mu od razu stwardniał, a on od razu zmiękł. Poeta, Pracuś i Malarz jebali co popadnie.
Osobnym przypadkiem, jak zwykle, był Zgrywus. Nie mogło się obejść bez jakiegoś chujowego kawału. A skoro Ważniak był teraz na drugiej drodze jechany w dupę jak stara kurwa, więc trzeba było zrobić świństwo komuś innemu. Padło na Jacka, „ładnego” chłopczyka-pedała z maluśkim chujkiem. Zgrywus udał pedała i namówił Jacka, aby ten wypiął dupę, to mu zasadzi. Ten tak zrobił, a wtedy Zgrywus zajechał go mikserem w dupę. Jacek krzyczał z bólu, a Zgrywus mieszał mu kał wewnątrz pęcherza. Widząc to mieszkańcy Sekslandii nie wytrzymali. To była ewidentna przesada. Dawanie dupska za darmo to jedna rzecz, ale znęcanie się nad „biednym Jacusiem” to całkiem inna rzecz. Chcąc nie chcąc Smurfy musiały opuścić ten raj na ziemi. Zgrywusowi było trochę głupio, że go tak wyjebali, ale zaraz mu przeszło, albowiem Smurfy doszły do miejsca, gdzie schodzą się dwie ścieżki, które wcześniej się rozchodziły. Ku ich wątpliwej uciesze na drodze leżał Ważniak z opuchniętym tyłkiem i ledwo dychał.
O kurwa, patrzcie - powiedział Zgrywus.
Jebany, ale ma tyłek rozjechany - stwierdził Malarz.
I po chuja szedłeś inną niż my ścieżką? Chciałeś być oryginalny, no to teraz masuj odbyt - powiedział do Ważniaka Pracuś.
Kurwaaa... - wymamrotał półżywy Ważniak. - Mnie tu przyjdzie zginąć w tym opowiadaniu...
Pierdolisz? - zdziwił się Papa Smurf. - W tym nie, ale w następnym tak, jeśli bym był chujem, to bym ci nie powiedział jak - tu Papa pokazał „Nowe Przygody Smurfów”, które trzymał w tajemnicy przed resztą. - A jestem chujem więc ci nie powiem, ale pociesz się tylko, że to będzie cię bolało.
Serdeczne, kurwa, dzięki - powiedział Ważniak i ciężko podniósł się. Ledwo co chodził, ale to i tak nie robiło różnicy, skoro i tak zawsze musiał iść w dużej odległości od reszty Smurfów, aby nie narobić im obciachu.
Tak więc to Smurfy ruszyły w dalszą drogę. Po drodze spotkały stado lwów, które skopały Ważniaka za to, że nie oglądał „Króla Lwa”. Wieczorem obóz był już rozbity. Ważniak nie chciał być znowu wychujany przez Zgrywusa, więc nie poszedł spać i całą noc czuwał. A Zgrywus, ponieważ był strasznie śpiący, to idąc do kibla, gdy Ważniakowi się usnęło, położył mu rozżarzony węgielek na kutasa. Później się dziwić, czemu w takich komediach jak „Nic Śmiesznego” mówią: „Ty i olka ma czarnego, olka, pa!” „Kurna olek, czarny olek!”. Ale wróćmy do Ważniaka. Ciepło na pale obudziło go dopiero po 10 minutach. Za późno. Potem często mówili na niego Murzyn, nie wiedzieć czemu...
Papa Smurf obudził się zgodnie z budzikiem o 5 rano. Było jeszcze ciemno, Smurfy spały, Ważniak opłakiwał czarnego żołędzia. Papa umył pytę i po cichu zakradł się do namiotu Smurfetki, wyciągnął ją jeszcze śpiącą spod Poety i tradycyjnie, nie budząc, nadział na kutasa. Po chwili się obudziła i orgazm przeżyła widząc już wdzięczną twarz Papy. Po tradycyjnych już jebaniach „na dzień dobry” wszystkie Smurfy udały się na śniadanie. Wtedy wstał Papa Smurf i oświadczył:
Moje kochane Smurfy i ty Ważniak, buraku, skurwysynie, kuta... nieważne, mam wam do powiedzenia, że dzisiaj znajdziemy pola pełne ganji, skosimy całą i zaniesiemy do wioski, będzie palenia do końca życia i jeszcze dłużej.
Hurra! - ucieszyły michę wszystkie Smurfy, nawet Ważniak, bo to oznaczało koniec jego męki (tak się tylko, kutasowi, zdawało...).
Dobra, przestańcie pierdolić, pakować się i zapierdalamy - krzyknął Osiłek.
Po dziesięciu minutach cała banda znowu była w drodze.
[Chuja, zrobię im świństwo...]
Papa Smurf znowu zajrzał do scenariusza i krzyknął:
Smurfy, to już tutaj, za tą górką, całe pola gandki, to już... TU!
Wszyscy rozejrzeli się i co zobaczyli? Jeden mały, malutki, cherlawy krzaczek trawy. Myśleli, że chuj ich na miejscu strzeli. Tyle czasu zmarnowane na jeden malutki krzak? Byli tak wkurwieni, że musieli się na czymś wyładować. Padło na Ważniaka, znowu. Tym razem tak go pobili, że nie wrócił z nimi do wioski. Zabrała go karetka. Dopiero po miesiącu wypuścili go ze szpitala.
Całej bandzie ulżyło po skopaniu dupska Ważniakowi. Nawet odzyskali humory. Byli tacy weseli, że nawet zadzwonili po karetkę dla Ważniaka, która go co prędzej zabrała. Przed odjazdem Papa Smurf szepnął słówko lekarzowi, aby mu codziennie robili badanie odbytnicy. Lekarz się zgodził.
Smurfy, uwolnione od Ważniaka, mogły się na spokojnie zastanowić, co dalej robić. Malarz, Poeta, Pracuś i Maruda wzięli Smurfetkę na 4 baty, a Osiłek zapakował w ucho Łasuchowi. W tym czasie Papa zrobił skręta z liści tego krzaczka. Jak się potem, po zapaleniu, okazało, towar nie był taki zły. Po drodze jeszcze wszyscy wybrali się na „grzybki” i na kolanach wrócili do wioski. Gdy cała banda opowiedziała reszcie Smurfów cała wyprawę, z jednej strony się cieszyli (słychać było okrzyki: „Ważniak chuj”, „Zajebać buraka”, „Ważniak do betonu” itp.), ale z drugiej smuciły - każdy chciałby mieć co palić do końca życia.
Miesiąc bez Ważniaka szybko upłynął w wiosce Smurfów. Każdy zajmował się swoimi rzeczami i nie myślał o tym ziemniaku.
Jednak po miesiącu Smurfy usłyszały sygnał zbliżającej się karetki - Ważniak wrócił. Wyskoczył zdrowy jak ryba i przemówił donośnym głosem:
Papo Smurfie i reszto Smurfów, chciałem oświadczyć, że mój geniusz był w stanie przezwyciężyć ból. Jestem jak nowo narodzony. Wymienili mi większość części ciała, ale na szczęście mózg, najważniejszy, najgenialniejszy mózg tego świata został nienaruszony. Jest mi dobrze, ale będę się musiał przyzwyczaić do nowego ciała.
Cóż, Ważniaku - powiedział Papa Smurf - pomożemy ci przyzwyczaić się do nowego ciała. Po prosu je ochrzcimy. Smurfy, klepiemy klienta.
Nie trzeba mówić, co było dalej. Ważniak, wieczorem, jakimś cudem doczołgał się do swojego domu i położył się do łóżka. Jednak cos nie dało mu spać. To był materac ze szpilek, który sprezentował mu Zgrywus na powitanie. Prawdziwy przyjaciel...
KONIEC
6