Otworzyłam oczy. Usnęłam na kanapie i spałam na łóżku. Widocznie Edward musiał mnie przenieść. Przecież jego muskularne ręce podniosłą wszystko.. Zauważyłam jeszcze jeden szczegół- spałam w ubraniu. Musiałam być bardzo zmęczona…
Popatrzyłam na okno. Świtało. Spojrzałam na mojego ukochanego- drzemał, ale nie spał. Otworzył oczy. Były całkiem czarne.
-Bells, śpij jeszcze. Ja musze przygotować się na polowanie.- pocałował mnie w czoło.
Niestety nie mogłam już usnąć. Nie wiem, czemu… Przyglądałam się jak Edward kręci się po pokoju. Zdaję się, że czuł na sobie mój wzrok. Usiadł na krawędzi łóżka.
-Kochanie, nie martw się o mnie. Wrócę niedługo. Alice będzie w pobliżu.
Przytuliła się do niego. Znowu pulsował od niego chłód. Owszem zimny, ale znośny. Objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.
-Edward!- dobiegł nas głos zza drzwi.
-Już idę! Bella- zwrócił się do mnie- Widzimy się wieczorem. Chyba, że zrobisz sobie jakąś krzywdę to przybędę natychmiast- zażartował. Pocałował mnie i zniknął za drzwiami. Po chwili usłyszałam zapalny silnik. Poczułam się samotna i pusta. Zwinęłam się w kłębek, głowę w kolana. Nic mnie obchodziło. Byłam sama. Alice pewnie obudzi się później- pomyślałam. Zdziwiłam się, gdy zaczęła pukać do drzwi.
-Można?
Wymruczałam coś, co miało znaczyć „proszę”
Alice weszła cicho. Nawet nie wyczułam jej obecności. Gdyby się nie odezwała, sądziłabym, że jej tu niema. Dziewczyna usiadła koło mnie. Przez chwile coś trajkotała a potem.. zrobiła „oczy w słup”. Domyśliła się, że ma wizję. Popatrzyłam na nią z siostrzaną troską. Co prawda nie była moją siostrą ale była mi jednak bliska tak jak rodzina. Już niedługo będzie moją szwagierką- myślałam.
-Co zobaczyłaś?- zapytałam
-Nic…takiego.
-Czy ta wizja dotyczy Edwarda?- pytałam coraz bardziej nerwowa
-Nie…Nie Edwarda,ale ciebie. Nic ci nie powiem.- dodała gdy zobaczyła moją minę.
-Alice- zaczęłam innym tonem- Jak mi nie powiesz….
-He, He, He to, co mi zrobisz? A propos Edwarda, prosił mnie bym cię gdzieś wyciągnęła.- uśmiechnęła się tajemniczo.
Przez moment zatopiłam się w wodospadzie słów. Co takiego mogła przede mą ukrywa…ć Alice? Co zobaczyła? Dziewczyna szturchnęła mnie w ramię. To wyrwało mnie z moich przemyśleń.
-Chodź- pociągnęła mnie za ręce. Zaprowadziła mnie do swojego królestwa- nigdy jeszcze nie widziałam jej pokoju. W odróżnieniu od innych pomieszczeń, jej „zakątek” był bardzo kolorowy i żywy. Gdzieniegdzie coś było żółtego, albo pomarańczowego. Telewizor i mała wieża stały w kącie. Biurko, łóżko, szafa i tym podobne były symetrycznie porozkładane po pokoju. Ogółem jej królestwo było i przyjemne i schludne. Wskazała mi ręka łóżko. Usiadłam.
-Bello- zaczęła- Przyprowadziła cie tu bo…chciałam ci coś powiedzieć. Widzisz od tego pamiętnego dnia w Phoenix* dowiedziałam się wówczas dużo o sobie. Pewnie wiesz, że przemienił mi Jasper. A wiesz, po co? By nie dopadł mnie James. Mnie tak jak ciebie sobie upatrzył na ofiarę. Co prawda, żyła w nowożytności- dokładniej ujmując-rok 1925. Ludzie podejrzewali mnie, że jestem czarownicą. Prosili księdza by wydał im zezwolenie na spalenie mnie na stosie…zanim do tego doszło, Jasper mnie uratował od tego. Od tamtej pory utrzymywaliśmy ze sobą wątłe kontakty. To była- dobrała starannie słowa- przyjaźń. Oczywiście uciekałam przed Jamesem, ale wiesz on był już wampirem a ja człowiekiem. Było mi strasznie trudno.- zatrzymała się na chwilę.- Dużo czasu minęło od epoki średniowiecza. Któregoś dnia, ktoś rzucił we mnie nożem czy czymś podobnym…i pojawili się Jasper i Carlisle. Mój przyszywany ojciec podjął szybką decyzję. To w tedy stałam się wampirem. A z później Jasperem byliśmy już parą.
Alice schowała głowę w nogi. Nie, nie płakała. Po prostu chciała za wszelką cenę uniknąć mojego wzorku.
-Myślisz, że dobrze zrobiłam?- zapytała cicho
-Tak. Jeśli go kochasz i jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko…- te słowa powiedziała dobitnie.
-Rozumiem. A po co opowiedziałaś mi swoją historię?
-Bo to nagranie*….ono mi to wszystko przypomniało.
Alice wstała i popchnęła mnie w stronę kuchni.
* * *
Godzinę później siedziałam w kanarkowym porsche Alice. Miałyśmy zaszaleć na zakupach.. Pojechałyśmy do, Seattle bo tam było troszkę więcej butików i różnych sklepów.
Poszłyśmy do Galerii Handlowej. Gdy wchodziłyśmy do jednego ze sklepów dostrzegłam czyjąś twarz. Poniekąd znajomą. Przyjrzałam się uważnie. Zaparło mi dech w piersiach…To przecież Riley jeden z Volturti! Wypuściłam głośno powietrze. Co on mógł tu robić? Tak…pewnie mnie śledził na polecenie Kajusza. Chciał się dowiedzieć czy jestem już wampirem…Szturchnęłam Alice i wskazałam głową Riley'a. Dziewczyna widocznie pomyślała o tym samy, bo aż zachłysnęła się powietrzem. Cullenówna odsunęła się na bok i wyjęła komórkę. Zaczęła nawijać coś po, wampirzemu bo nic z tej rozmowy nie zrozumiałam.
Gestem wskazała mi wyjście. Udałam się tam aż tu…ktoś pochwycił mnie w ramiona. Nie były to ramiona Edwarda- te były bardziej wątłe. Poznałam tego kogoś- Jacob Black. Krzyczałam by mnie wypuścił. Nic to nie dało. Nagle ktoś warknął ostrzegawczo.
Rozpoznałam Edwarda- krzyczał coś do Jacob'a
-Ręce precz od mojej narzeczonej!- mój ukochany skrzywił się z bólu. Widocznie Jacob pokazywał mu jedną ze swoich przerażających wizji.
- Przestań idioto!- krzyknęłam na Black'a
-Na rozkaz!- w tym momencie mnie puścił. Gdyby nie szybka interwencja Edwarda-
połamała bym sobie nogi. Spojrzałam w stronę Jacob'a. Nie było go tam.
Mój ukochany przytulił mnie.
-Nic ci nie jest Bello?
-Nie…Edward ,śledzi mnie Rile.
Mojemu wampirowi opadła szczęka.
-Rodzinna narada.
* * *
Gdy wszyscy zebrali się w salonie, Alice podjęła temat. Opowiedziała pozostałym Cullenom o wypadkach dzisiejszego dnia. Kiedy skończyła, głos wziął Carlisle.
- Ja i Esme od dawna przeczuwaliśmy, że w końcu do tego dojdzie. Podjęliśmy więc decyzję- Bello jak najszybciej musisz dokonać przemiany- spojrzał na Edwarda.
-W porządku.- bardzo się z tego cieszyłam.
Edward uśmiechnął się do mnie porumiewawczo i pociągnął mnie w stronę pokoju.