Bohaterami mojego opowiadania są postacie z książki S.Meyer pt. „Zmierzch”
Mogą się pojawić śladowe ilości SPOILER
Narratorem jest Alice Cullen
Autor: Fednusia
Korekta: Rebellisch :)
1. Olśnienie
Na początku była tylko ciemność. Tonęłam w niej niczym we mgle. Potem pojawił się ból . Każda komórka mojego ciała krzyczała
w agonii.
Ogień z moich żył stopniowo ustępował .Zaczynały do mnie dochodzić bodźce zewnętrzne. Nozdrza wypełniły się dziwnymi
zapachami. Powoli podniosłam powieki. Miliony tęcz zatańczyły mi przed oczami. Kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do rażącego
światła, spostrzegłam, że leżę w jakimś lesie. Wszędzie było zielono a wilgotna ściółka przylepiała się do mojej twardej
skóry.
Chwyciłam się odruchowo za gardło, kiedy przeszył go palący ból. Polizałam wargi, były spierzchnięte. Wtem poczułam jakiś
zapach. Pragnienie mną zawładnęło. Instynkt był silniejszy niż rozum. Poderwałam się i pobiegłam w głąb lasu. Liczyło się
tylko to, by zlikwidować ból. Moim oczom ukazał się ryś. Kroczył on dumnie wzdłuż drzew. Skoczyłam ku niem, przygważdżając
go do podłoża. Zatopiłam swoje kły w jego karku. Rozkosznie ciepła krew spływała moim gardłem. Zwierzę próbowało jeszcze
walczyć, ale potem znieruchomiało w moich ramionach.
Kiedy zgasiłam pragnienie ruszyłam ku rzece, by obmyć twarz i ręce, które były lepkie od krwi zwierzęcia. Pochylając się
nad wodą dostrzegłam swoje odbicie. Byłam strasznie blada, moje źrenice raziły czerwienią burgunda. Powoli obnażyłam kły.
Moim oczom ukazał się rząd śnieżnobiałych zębów, ostrych jak brzytwy. Zrozumiałam kim jestem, a mianowicie wampirem.
Nagle las rozmył się. Zobaczyłam coś co było oddalone setki mil stąd.
Szare uliczki skąpane w deszczu i jasnowłosy chłopak stojący przed drzwiami jadłodajni.
Wizja minęła, a ja wciąż siedziałam na trawie z niejasnym poczuciem że muszę go odnaleźć ...