Poranek powoli wkradał się w góry i do naszego pokoju hotelowego. Ciepłe, złote słońce drażniło moje zamknięte powieki przez cienką skórę. Moje usta rozchyliły się nieco, a ja czekałam, aż sens moich niedawnych snów stanie się nieco jaśniejszy. W momencie gdy byłam już bliska sukcesu uderzył mnie aromat górskiego powietrza. Wtedy, coś chłodnego i twardego przywarło do moich ust. To było jak pocałunek. To był pocałunek. Edward budził mnie pocałunkiem. Leżałam wciąż na miejscu, moja ciało wtopiło się w łóżko, tak samo zresztą jak moje natężone zmysły. Jego ruchy były bardzo delikatne, jednak stanowcze i tak nieznośnie wymowne. Wciąż mając zamknięte oczy, zarzuciłam mu ramiona na szyję. Trzymał moją twarz w dłoni, otaczając mnie falami swojego cudownego oddechu, zamrugałam powiekami.
- Mmmm - westchnęłam kontynuując pocałunek aż do chwili kiedy mnie odepchnął. Nie mogłam zrobić nic prócz patrzenia na niego spod przymkniętych powiek.
- Jeśli nie będziesz wcześniej wstawać, to będę robił to nie zważając na to czy śpisz czy nie. - powiedział. Zaśmiałam się delikatnie, miałam słaby głos, nie używałam go przecież podczas snu.
- Następny poranek… - Skierowałam rozmowę na inne tory. - To jest dobry poranek Bello - powiedział znowu mnie całując. - Najbardziej niewiarygodnie dobry poranek jaki kiedykolwiek miałem.
Uśmiechnęłam się, dotknęła mnie jego manifestacja szczęścia.
- Kocham cię Edwardzie.
- Kocham cię. Tęskniłem - wyszeptał. - To było jak tortury. Jak niewiarygodnie wspaniałe tortury. Patrzyłem jak oddychasz, podziwiałem kiedy śpisz, jak ufnie owijasz się tym prześcieradłem - Złapał biały materiał i zaczął miąć go palcami. Zaśmiałam się z większym entuzjazmem.
- Czyżbyś uważał to prześcieradło za niebezpieczne?
- Tak. Dręczyło mnie. Widzisz, całą noc twoja piękna noga była kompletnie odsłonięta - wyjaśnił, oparł swoje ręce powyżej moich ud i zaczął zjeżdżać nimi w dół tak daleko jak tylko mógł dosięgnąć. Przygryzłam dolną wargę.
- I to cię torturowało? W jaki sposób?
- Tylko siedziałem obok niej, była taka oszałamiająca, absolutnie doskonała. I wiedziałem co jest pod prześcieradłem…
Moje serce zabiło szybciej, uśmiechnęłam się głupio.
- „Pod prześcieradłem?”
- Właśnie - powiedział. - Jesteś naprawdę wredna w tym momencie Bello… I ja prawie…
Moja brew powędrowała w górę i musiałam stłumić śmiech. - Prawie co, Edwardzie?
Zachichotał cicho.
- Prawie zakłóciłem twój błogi sen.
Opanowałam się i przesunęłam palcem w dół po całej długości jego ramienia.
- I czemu tego nie zrobiłeś?
- Ponieważ wciąż jesteś człowiekiem i potrzebujesz snu - powiedział. Jego grzeszny uśmiech zdradzał jego pełne odpowiedzialności słowa. - Wczoraj prawie nie mogłem się powstrzymać. Chciałbym sobie to wyobrazić.
Zadrżałam.
- Wczoraj było niesamowicie Edwardzie - powiedziałam. -Wczoraj było doskonale.
Z wyrazu twarzy znikło nagle zaufanie.
- Wtedy cię zadowoliłem?
Wybuchnęłam śmiechem.
- Żartujesz? - Wzruszył ramionami. - Edward… Jeśli to nie była przyjemność - zaczęłam, podniosłam głowę do góry by odnaleźć jego usta językiem. - Zatem chciałabym poprosić żebyś zadowalał mnie tak zawsze i jakkolwiek byś chciał.
- Doprawdy? - wyszeptał, jego ręka powędrowała jeszcze raz na moje udo. Skinęłam głową.
- Dobrze więc, skoro udzieliłaś mi tak wyraźnego przyzwolenia, nie zostawiasz mi żadnej innej opcji. - powiedział i poczułam, że prześcieradło zgrabnie ześlizguje się z mojego ciała. Wciągnęłam powietrze i zachichotałam, zrobiło mi sie ciepło na twarzy.
- Op…Opcji? - Wyjąkałam.
- Tak kochanie - schylił się a ja poczułam jego zimny język wędrujący po moim karku. - Po tym wszystkim będziesz musiała długo odpoczywać.
- Uhm... - Starałam się oddychać kiedy jego szczupła dłoń znalazła się gdzieś koło mojego żołądka i zaczęła przesuwać się na południe. - Czy ty… Co ty robisz?
- Dotykam cię Bello. Twój zapach zniknął z mojej skóry przez noc i tęsknię za nim.
- Zapach? - Mogłam ledwie wyszeptać.
- Mmhmm - ssał przestrzeń pomiędzy moimi piersiami. Poczułam jak jego chłodny palec wślizguje się pomiędzy moje nogi. Zimno rozbudziło bezlitośnie moje zmysły.
- Nnnhn, och, Boże, okey! - dyszałam i przycisnęłam jedną rękę do jego ramienia podczas gdy druga mocno zacisnęła się na prześcieradle.
- Chciałaś tego… godzinami.. - jęknął dotykając mojej skóry. Niebiosa ratujcie. Jak on mógł uczyć się tak szybko?! Jego palec był teraz prawdziwym ekspertem. Był chyba dwa razy lepszy niż przed kilkoma minutami.
- Aaah, Aaah. Go… Godzinami?
- Taak, Bello. Stęskniłem się za twoim głosem.
- Ooh! - skamlałam - Proszę nie przestawaj…
- Nie, nie, kochanie - potrząsnął głową. - Nie chciałbym tego.
Musnął ustami po mojej piersi, następnie przejechał językiem po czubku sutka.
- Ahh, Edwardzie! - łkałam, odrzucając głowę do tyłu i zanurzając palce w jego włosy. Poczułam jak jego ciało się trzęsie.
- Oh Bello, proszę. Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Chce cię zobaczyć , kochanie. - Jego słowa, wiedziałam to, zawsze będą kluczem do mojego najwspanialszego pobudzenia. Odpłynęłam na długo, gardłowy jęk i ostatni kawałek mnie eksplodował w nieskończonej przyjemności, która wirując docierała ze środka do każdego kawałka mojego ciała, podwinęłam palce u stóp, wypychając powietrze z płuc. Miałam mocno zamknięte oczy, ale wiedziałam, że Edward był zadowolony. Dźwięk jego niewątpliwego mruczenia jeszcze bardziej mnie w tym utwierdzał.
- Dziękuje, Bello - dyszał razem ze mną. - Jesteś taka piękna. Taka nieprawdopodobnie sexy… - powiedział chrapliwie, a pod wpływem jego głosu moje ciało rozpłynęło się. W końcu otworzyłam oczy.
- Nie wierze, że możesz być w tym taki dobry… -potrząsnęłam głową . - A przecież powinnam, bo ty we wszystkim jesteś dobry.
Podniósł głowę.
- Pomyśl, miałem całą wieczność żeby nauczyć się kilku sztuczek.
Pomysł od razu pojawił się w mojej głowie.
- Boże, ależ ja będę rozpieszczona - powiedziałam zainspirowana.
- Nie masz pojęcia, Izabello. Jeszcze nie zacząłem procesu rozpieszczania cię.
Gapiłam się na niego, miałam otwarte szeroko oczy i usta. Zaczęłam się śmiać.
- Oddychaj Bello. - przypomniał mi. Przypomniałam sobie, że tlen jest mi wciąż niezbędny do życia. Wzięłam kilka szybkich wdechów.
- M…Myślę, że potrzebuję prysznica - powiedziałam w końcu. Pochylił się, pogłaskał moją twarz wierzchem dłoni. - Skoro musisz…
Uniosłam brew.
- Czemu do mnie nie dołączysz?
Mimika jego twarzy wyrażała moje emocje, a kącik jego warg uniósł się nieznacznie.
- Czyżby pani sugerowała wspólny prysznic Pani Cullen?
- Mmhm - uklękłam obejmując jego szyje moimi ramionami. - Proszę?
Westchnął i pocałował mnie w nos.
- Cokolwiek mój anioł chce, dostanie - powiedział i jednym szybkim ruchem wziął mnie w objęcia. Wstał z łóżka i zaniósł mnie do łazienki a tam postawił mnie na małym dywaniku.
- Pozostawiam ci ustawienie temperatury, Bello. Ja prawdopodobnie nie jestem odpowiednim wskaźnikiem.
Kiwnęłam głową i zrobiłam parę kroków w stronę kabiny prysznicowej i otworzyłam drzwiczki. Nastawiłam urządzenie i złapałam spojrzenie Edwarda, który stał tuż obok przytulając mnie do siebie. Gorąco uderzyło mnie w twarz. On już widział mnie bez ubrania, mimo to czułam się bardziej naga niż kiedykolwiek wcześniej. Wróciłam myślami pod prysznic. Temperatura wody była wystarczająco ciepła, bym poczuła się komfortowo. W mojej głowie pojawiła się myśl, że cokolwiek cieplejszego może spowodować, że zapach mojej krwi stanie się dla Edwarda nie do zniesienia. Odwróciłam się i oparłam o masywną ścianę, otoczyły mnie jego ramiona, a wargi zaczęły krążyć po moim karku. Zaczęłam trząść się pod wpływem jego dotyku. Pochyliłam się w jego stronę i zamknęłam oczy. Moje serce stanęło, gdy uświadomiłam sobie że jest nagi. Jego bokserki leżały rzucone w rogu.
- Jestem taki oszołomiony, że mogę trzymać cię tu jak zakładnika Bello jeszcze przez trzy dni. Nie mogę utrzymać rąk z dala od ciebie.
Byłam w niebie.
- Jaka różnica, to miesiąc miodowy - wydyszałam. Zachichotał, torując pocałunkami drogę po moim ramieniu. - Teraz wiem czemu to potrafię, potrafię kontrolować się. Czuje się bardziej pewny siebie.
Znów zadrżałam. Pomysł, że Edward może być jeszcze pewniejszy siebie, kiedy jest ze mną był już wystarczająco onieśmielający. Fantastyczny… ale onieśmielający.
- Panie przodem - powiedział odkręcając wodę.
- Będziesz musiał mnie najpierw puścić - zmarszczyłam brwi.
- Ah, racja - usłyszałam śmiech w jego głosie zanim wypuścił mnie ze swych stalowych objęć. Tylko trzy kroki dzieliły mnie od prysznica i starałam się jak tylko mogłam, by nie upaść przy żadnym z nich. Edward wszedł za mną jak zwykle wdzięcznym ruchem i zamknął za sobą drzwiczki.
- Zostawmy je trochę uchylone - powiedziałam, otwierając je lekko. - Pogoda wydaje się być całkiem przyjemna.
- Nie będzie ci zimno Bello? - zapytał z troska w głosie.
- Nic mi nie będzie. - Kłamałam. Nie byłam zainteresowana stworzeniem próżni wypełnionej zapachem Eau de Bella. To powinno być całkiem miłe doświadczenie, ale nie wolno torturować swojego boskiego męża wampira. To niedozwolone. Spojrzał na mnie podejrzanie, ale nie przedłużył tematu.
-Mógłbyś podać mi myjkę? - zapytałam. Odwrócił się i rozglądnął za siebie, zdjął myjkę z wieszaka i podał mi ją.
- A żel pod prysznic? - uśmiechnęłam się lekko zmieszana. Mimo wszystko blokował mi drogę, więc co miałam robić?
Zachichotał.
- Więc, wyświadczyłem ci sporo przysług dzisiejszego poranka, może teraz ty mi na coś pozwolisz.
- Jasne - powiedziałam. - Co masz na myśli?
Opróżnił swoje dłonie. Przyglądałam mu się bacznie, nieco ogłupiała, do momentu gdy sięgnął po moja myjkę.
- Będę bardzo zadowolony mogąc zrobić tę część. - wyjaśnił. Otworzył z trzaskiem wieczko butelki z mydłem, wylał sporą ilość na myjkę a następnie zmoczył ją pod wodą. Uświadomienie sobie co chciał zrobić uderzyło we mnie jak trąba powietrzna. Chciał mnie umyć! Patrzyłam jak zahipnotyzowana, jak pociera w dłoniach myjkę tworząc pianę. Wtedy wziął mnie za ramiona i odwrócił twarzą do ściany. Poruszał myjką pomiędzy moimi ramionami bardzo delikatnie, powoli zataczając nią koła. Następnie bardzo ostrożnie zjechał nią w dół moich pleców. Sporadycznie przerywał by pocałować mój kark lub szeptać mi do ucha.
- Jesteś doskonała Bello - powiedział, przeciągając myjka mydliny na sam dół. Zarumieniłam się, odwrócił moją głowę w swoją stronę, pochylił się ku mnie i pocałował czule. Ruchy jego dłoni ustały, a ja usłyszałam jak otwiera się plastikowe wieczko od szamponu. Zaśmiałam się, ale zabrzmiało to zupełnie jak westchnienie.
- Nie musisz robić wszystkiego co umiesz - powiedziałam mu.
- Cii Bello - wyszeptał. - Chce tego. To sprawia, że jestem niewiarygodnie szczęśliwy.
Jego małe wyznanie wystarczyło by w moich oczach zagościły łzy. Pomyślałam jak długo musiał cierpieć w samotności, że nawet takie proste czynności jak umycie mi włosów może uczynić go szczęśliwym.
- Pośpiesz się, kochanie. Umyjmy te twoje włosy.
- Okey - zareagowałam nadstawiając głowę tak by mógł mi nałożyć szampon. Edward pozwolił mi umyć sobie całą resztę, sięgając po kolejną butelkę na półce.
- Używasz tego? - zapytał o odżywkę.
- Mhm.
Uśmiechnął się delikatnie i skinął głową, następnie wylał trochę preparatu na ręce. Zachichotałam.
- Masz zamiar użyć na mnie tego wszystkiego?
Zastanowił się nad moim pytaniem, uśmiechnął się, a jego twarz przybrała wyraz mistrzowskiego arcydzieła. Byłam trochę zdezorientowana.
- Zawrę z tobą układ. Możesz zrobić całą resztę - zakładał się trzymając mi butelkę. - A ja dokończę tam gdzie przestałem z tym… - powiedział nadal trzymając w palcach zamydloną myjkę.
- Uhm…Okey. - zaśmiałam się, kontynuując dalej, wygładziłam włosy odżywką. Odwróciłam się od niego, żeby odłożyć specyfik na miejsce. Zacisnęłam powieki, kiedy woda zaczęła płynąć po mojej twarzy. Ledwo skończyłam, kiedy poczułam jego ręce na moich biodrach. Odwrócił mnie w swoją stronę i spuścił głowę tak, że nasze usta spotkały się w długim pocałunku.
- Spłukałaś już wszystko? - Wyczułam zniecierpliwienie w jego głosie.
- Całkowicie. - Uśmiechnęłam się do niego radośnie.
- Dobrze.
Wyciskając trochę myjkę, by pozbyć się mydlin, Edward przesunął ja poprzez moje gardło i niżej po ramionach. Wtedy, jego oczy powędrowały za jego dłońmi z nową koncentracją, ślizgając się pomiędzy moimi piersiami, zaniedbując je i podążając niżej ku mojemu żołądkowi.
Nie zrobił nic co mogłoby mnie zaniepokoić, ale mój oddech stawał się coraz trudniejszy, lekko zachwiały mi się nogi. Zauważył to i wyprostował się, obrócił się tak by znaleźć się za mną. Jedną ręką objął moje biodro, sięgnął do przodu i kontynuował tam gdzie poprzednio przerwał, przesuwał myjką po moim torsie i między piersiami. W końcu, ochoczo przesunął po sutku a moja reakcja była nieprawdopodobna.
- Uhh - dyszałam tracąc oddech. On tylko chciał mnie umyć, ale moje ciało nie mogło ignorować tego mężczyzny, ta boska kreatura dotykała mnie tak intymnie i z taką miłością. Wyszeptał mi w ucho:
- Podoba ci się, moja słodka Bello?
Otworzyłam usta by odpowiedzieć ale wydobył się z nich tylko jęk.
- Ja… - wymuszałam odpowiedź. - Możesz to powiedzieć.
- Hmm - rozważał, wtedy przesunął delikatnie myjkę zaczynając torturować mój drugi sutek.
- Ahh - przestałam oddychać, mięśnie w moich nogach odmówiły posłuszeństwa.
- Widzę - powiedział i mogłam usłyszeć uciechę w jego głosie. Praktycznie widziałam uśmiech na jego twarzy. Był zdecydowanie zbyt zadowolony z tej zabawy. Jeśli nie przestanie tego robić w końcu zagrozi to mojej równowadze. Poczułam jego usta przesuwające się po mojej skórze na ramieniu, jego język kreślący zimne linie wokół mojego karku.
- Edward, na Boga, co ty ze mną robisz? - zamknęłam oczy, potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się.
- Myje cię - odpowiedział. - I już prawie skończyłem. Jeszcze tylko jedna rzecz o której zapomniałem. - Kiedy myjka powędrowała przez mój brzuch moje oczy otworzyły się jak na zawołanie. Została jeszcze jedna rzecz o której zapomniał. Chyba żartował... Zaczynałam tracić przytomność.
- Ja… mogę…mogę - wymawiałam słowa z trudem. - Mogę zrobić to sama - broniłam się.
- Nie widzę dlaczego miałabyś to robić - potrząsnął głową. Jego nos zaczął muskać mój kark i myjka upadła na podłogę. Szczęka mi opadła, gdy poczułam jego ręce na moim brzuchu.
- To tylko… nie musisz… - powiedziałam.
- Nie? - wyszeptał. - Ale chce.
- Ale… - bełkotałam. - Tutaj… nie ma mydła…
Ze zwinnością Edward nałożył trochę żelu do mycia na dłonie. Wszystko działo się tak szybko, że zaledwie zdążyłam zauważyć jak uwalnia mnie z uścisku by znów owinąć rekami moja biodra.
- Problem rozwiązany - wyszeptał uwodzicielsko. Każdy kawałek jego ciała przywarł do mnie od tyłu. Zimno bijące od niego tworzyło szokujący kontrast razem z parnym i wilgotnym prysznicem. Powinnam zauważyć, gdy jego lewe ramię otoczyło mnie, ale jego reakcja była zbyt szybka, by mogło ją dostrzec ludzkie oko. Przedtem wiedziałam, że złapał moją prawą nogę i owinął ja wokół swojej, która stała na podłodze.
- Edward - odezwałam się, ton mojego głosu był mieszanką pytania i ostrożności.
- Tak - próbował ukryć śmiech.
- Co ty… aaaahh - Moja głowa odwróciła się ku jego ramieniu i zapomniałam o co miałam go spytać, gdy wślizgnął swoje palce między moje nogi. Pieścił delikatnie moją kobiecość, wyraźnie się nie śpiesząc.
- Skrzywdziłem cię wczorajszej nocy. Wybacz mi kochanie - przepraszał. - Czujesz jakiś ból?
Czy on poważnie chciał bym udzieliła mu jakiejkolwiek zrozumiałej odpowiedzi??
- Uhhnn…nie - powstrzymywałam się przed straceniem oddechu.
- Spodziewałem się, że będzie tam więcej krwi.
Zarumieniłam się, gdy jego palce sprawiały, że czułam się coraz bardziej podniecona i wilgotna. Niespodziewanie, w końcu nie było tak wiele krwi. Edward jednak był bardzo ostrożny i szybko pozbawił mnie mojej dziewiczej bariery. Był pierwszy…
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić Bello. Nigdy. Ja tylko chciałem byś poczuła to… - powiedział, a jego palec wytyczał delikatnie lecz stanowczo koła ocierając się o moją łechtaczkę. Wielokrotnie próbowałam zaczerpnąć powietrza, nogi kompletnie zapomniały o swojej roli. Przytrzymał mnie mocno przy sobie i odmówił zaprzestania wykonywanej czynności, aż do ostatnich sekund mojego orgazmu. To wydawało się być takie samo wspaniałe jak zawsze, nie mogłam złapać oddech, a Edward przytrzymał mnie zdeterminowany do chwili, bym mogłam tego dokonać.
- Dziękuje, że pozwoliłaś mi to zrobić - usłyszałam jego głos.
Namierzyłam i próbowałam wyplątać moje nogi z jego uścisku. Pozwolił mi na to, ale nie puścił mnie, aż do chwili, kiedy upewnił się, że mogę stać o własnych siłach. Odwróciłam się i sięgnęłam, by dotknąć jego twarzy.
- Kocham Cię. Tak bardzo Cię kocham. Chciałabym ci to jakoś pokazać.
- Robisz to. Za każdym razem gdy dajesz mi kochać siebie, Bello.
- I… - zerwałam kontakt wzrokowy… przesuwając palcem w dół po jego biodrze. - A co z tobą? Mam na myśli… to trochę nie fair zostawiać cię w twojej obecnej… sytuacji - Uśmiechnęłam się zawadiacko, moje oczy utknęły na jego mocno usztywnionym członku.
- Później, kochanie - odezwał się podnosząc palcem mój podbródek. - Obiecuję.
Westchnęłam i zadrżałam kiedy zimna woda zaczęła spływać strumieniem po moich plecach. Edward zmarszczył brwi, odwrócił się i wyłączył dyszę.
- Zostań tutaj, przyniosę ci ręcznik.
- Stanowczo zgadzam się na mój własny ręcznik - powiedziałam, ale jak zwykle odebrał mi go zanim zdążyłam dokończyć zdanie i natychmiast owinął mnie nim.
- Ooof, Edwardzie - zachichotałam, kiedy dosłownie zmiótł mnie spod prysznica.
- Schody są mokre. Więc raczej nie mamy szans zejść - uśmiechnął się zawadiacko i zaczął całować mnie kiedy szedł. - Śniadanie będzie tutaj - powiedział i puścił mnie na łóżko.
- Będzie? A co takiego będzie? - zapytałam
- Ehm… cóż… Nie byłem do końca pewny co lubisz więc ja…
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, więc Edward przestał.
- W samą porę - uśmiechnął się. - Pójdę i odbiorę. - Narzucił na siebie szlafroki wyszedł z sypiali zamykając za sobą drzwi. Zeskoczyłam z łóżka, odrzuciłam na bok ręcznik i zaczęłam przekopywać szafę w poszukiwaniu ubrań. Zadanie wykonane. Włożyłem parę jeansów i biały sweter do codziennego chodzenia i usiadłam na łóżku ze szczotką do włosów w ręce. Moje włosy były lekko splątane, Edward użył odżywki we właściwym czasie żeby potem kontynuować … inne rzeczy. Mój żołądek dał o sobie znać. Byłam głodna. Wbrew staraniom Renee o moim przymusowym odżywianiu na dzień wcześniej, nie mogłam niczego przełknąć. Rozumiem dlaczego panny młode nie jedzą w dniu wesela. Czuje się wtedy coś więcej niż głód.
Otworzyły się drzwi sypialni i Edward wepchnął śniadanie przed sobą do środka. Zatrzymując je przede mną. Zapachy uwalniały się spod srebrnych pokryw, co wystarczyło bym zaczęła się ślinić. Co on zamówił??
- Twoje śniadanie, moja piękna żono. - powiedział i usiadł koło mnie na łóżku. Posłałam mu uśmiech i zdjęłam masywne pokrywy. Moje usta mimowolnie się otworzyły.
- Edwardzie Cullen - zaczęłam gapić się przed siebie. - Czy zamówiłeś wszystko co było w menu?!
- Ja …Ja mogłem… - powiedział a dłonią przeczesał sobie włosy. Zaczęłam się śmiać i nie mogłam przestać patrząc na niego.
- Nie ma takiej możliwości, żebym zjadła to wszystko. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Zachichotał.
- Będę wdzięczny jeśli zjesz cokolwiek z tego, kochanie.
- Nie ma problemu - powiedziałam zanim włożyłam sobie kawałek melona do ust. Edward wyglądał znakomicie, kiedy był szczęśliwy. Wydawał się absolutnie wniebowzięty, kiedy patrzył jak jem. On naprawdę musiał zamówić wszystko. Była jajecznica, tosty, wafle, bekon, parówki, owoce, nawet pudełko płatków i mały kartonik mleka. Kiedy wreszcie się najadłam wystarczająco by go usatysfakcjonować, odepchnął stolik i usiadł obok mnie biorąc do ręki przenośny komputer.
- Czego szukasz? - zapytałam, patrząc mu przez ramię.
- Sprawdzam pogodę.
- Oh, Dlaczego?
- Bez powodu, tak po prostu - odpowiedział, ale na jego ustach wyrósł pół uśmiech. Uniosłam brew.
- Co zamierzasz?
- To niespodzianka - wyszczerzył zęby w moim ulubionym uśmiechu. Zmarszczyłam brwi. Nienawidzę niespodzianek. - Możesz mi proszę powiedzieć, co to za niespodzianka? - powiedziałam wkładając w mój głos jak najwięcej przekonania. Odwrócił się do mnie.
- Mógłbym - skinął głową. Czekałam, ale nie powiedział nic więcej.
- Więc? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Powiedziałem, że mógłbym, Bello. Ale nie powiedziałem, że to zrobię.
Byłam zirytowana i wściekła na niego. Skrzyżowałam ramiona jak dwulatka, ale zaraz potem złapałam w ręce ręcznik, który wciąż leżał na podłodze i rzuciłam nim w niego. Może i poruszył się nieznacznie, ale jego oczy nawet na moment nie oderwały się od monitora i zaczął śmiać się wystarczająco głośno, bym go słyszała.
- Te nieznośne wampiry… - wymamrotałam.
Część pierwsza
Zabiję Alice. Sądząc po pięknej, staromodnej sukni ślubnej, którą dla mnie wybrała, założyłam, że gdy błagała mnie, by mogła kupić mi koszulę nocną na moją noc poślubną, skorzysta z podobnej rozwagi jak przy tej pierwszej. Nie pozwoliła mi jej zobaczyć i podała zapakowaną w pudełku do wrzucenia do walizki zaraz przed tym jak przyszli zabrać moje torby. Żałuję teraz, że nie wzięłam zapasowej koszuli nocnej. O czym ona myślała? Musiała przewidzieć, że mi się nie spodoba. W środku pudełka była karteczka: „Postaraj się, żeby cię nie pożarł, gdy cię w tym zobaczy. Strasznie bym za tobą tęskniła, gdyby to zrobił. Z miłością, Twoja nowa siostra.”
Pomimo zdenerwowania, nie mogłam nic na to poradzić i uśmiechnęłam się. Alice oczywiście miała dobre chęci, ale najwyraźniej byłam bardziej wstydliwa, niż nawet przypuszczała. Zadrżałam w chłodnej łazience i ponownie zmarszczyłam nos patrząc na kłopotliwą kupkę satyny ozdobioną koronką, która spoczywała w pudełku. Potrzebowałam czegoś do ubrania, ale nie potrafiłam zmusić się, by to włożyć. Nie miałam żadnego innego wyboru. Bezpłatny szlafrok kąpielowy leżał w szafie w sypialni, w której czekał Edward, więc to nawet nie wchodziło w rachubę... nie wspominając, że byłoby to troszkę niedorzeczne. Nie mogłam wyjść tam w ręczniku, a nie zamierzałam z powrotem zakładać sukni ślubnej. Zdołałam tę swędzącą rzecz zdjąć pięć minut temu. Zerknęłam na ciuchy, których pozbył się Edward zostawiając je w łazience zanim go z niej wypchnęłam i zażądałam dla siebie. Jego koszula, nadal idealnie wyprasowana pomimo faktu, że nosił ją cały dzień, wisiała na drzwiach. Marynarka od garnituru także nieskazitelna. Krawat zawieszony wokół wieszaka. Problem rozwiązany. Ściągnęłam koszulę z wieszaka i założyłam na siebie. Pachniała cudownie. Być może trochę za duża, ale była miliard razy lepsza niż ta druga zatwierdzona przez Alice opcja. Zadowolona odwróciłam się do lustra, by zadbać o resztę swojego wyglądu. Leżała już tam mała góra wsuwek, którą wcześniej zdążyłam wyciągnąć z włosów. Alice naprawdę popadła w przesadę, ale nawet ja musiałam przyznać, że wyglądało to całkiem ładnie z welonem. Edward przynajmniej sprawiał wrażenie, że mu się podobało. Zaczerwieniłam się, przypominając sobie wyraz jego twarzy pełen czci i miłości, gdy mnie zobaczył. Błyszczał jakby stał w strumieniu światła. Ten moment sam na sam był wart bólu całego tego ślubu. Zajęło mi dobre 20 minut, żeby wyczesać cały lakier z włosów i opanować powstałe skręcenie. W końcu włosy poddały się i pozwoliły delikatnym falą opadać w dół na ramiona i plecy. Będzie mu się podobało. Uśmiechnęłam się do swojego obcego odbicia w lustrze. Nie byłam wielką fanką strojenia się, ale było to miłe pod pewnymi względami. Chociaż opierałam się z początku, byłam zadowolona, że pozwoliłam sobie cieszyć się tym dniem. Nadal nienawidziłam całego tego zainteresowania - a bycie panną młodą było najgorszą rzeczą na świecie, jeśli nienawidziłaś być w centrum uwagi - ale zobaczenie wyrazu twarzy Edwarda, Charliego i Renee... przyszło mi do głowy, że może w tym dniu nie chodziło w ogóle o mnie. Ten dzień był zaskakującą bezbolesny. Nawet się nie potknęłam, gdy szłam w dół nawy. Ale to nie znaczyło, że nie byłam zadowolona, gdy to wszystko się skończyło. Edward śmiał się ze mnie w limuzynie, zrelaksowany i przystojny w garniturze, obserwując jak zrzucam buty by pomasować obtarte stopy.
- Już myślałem, że zamierzałaś opaść na deski podłogowe podczas ceremonii.
- Prawie tak zrobiłam - przyznałam. - Całe szczęście byłeś tam, kurczowo mnie ściskając.
Uśmiechnął się, jego oczy na trwale utkwione w moich.
- Tak, całe szczęście.
Z lotniska zostaliśmy zabrani do hotelu. Chociaż nasz lot był zaplanowany na następny dzień, nadal nie wiedziałam dokąd lecimy w podróż poślubną. Byłam... zamężna. To wydawało się takie dziwne. Edward nadal na mnie czekał. Przypomniałam sobie o fakcie, który spowodował, że żołądek podszedł mi do gardła. To naprawdę miało się wydarzyć. Nie wydawało mi się to jeszcze rzeczywiste. Jego zapach otaczał mnie, unosił się z jego koszuli, nanosząc go na moje własne ciało. Zanurzyłam twarz w tkaninie i wciągnęłam głęboko powietrze. To spowodowało, że zaczęłam za nim tęsknić, chociaż był w pokoju obok. Popędziłam się w myślach by szybciej skończyć. Kiedy wychodziłam z łazienki, natychmiast zaczęłam mówić by przygotować go na zawód na mój widok.
- Przykro mi Edward - powiedziałam zanim się odezwał. - Ale nie mogłam założyć tej rzeczy, którą Alice mi kupiła. Nie gniewaj się, okey?
Ale gdy spojrzałam w jego kierunku, mój mąż nie wyglądał nawet na trochę rozczarowanego. Nawet nic nie mówił. Nie ruszał się, był zamrożony jak marmurowy posąg. Przyglądał mi się z krańca łóżka gdzie siedział. Jego skóra była gładka i piękna w delikatnym oświetleniu pokoju. To wszystko było trochę zbyt rozpraszające. Zapomniałam, o czym mówiłam, ale usta nadal mi się poruszały. I wtedy skupiłam się na jego twarzy - jego oczach i jego spojrzeniu, przez które prawie się odwróciłam i wróciłam do łazienki. Wyglądał na... głodnego. Nie rozumiałam, dlaczego robił z tego wielką sprawę. Widział mnie wcześniej w moich nocnych ciuchach, a to prawie niczym się nie różniło. Ale widok mnie mającej na sobie jego koszulę, co prawda z niczym pod spodem poza skromną parą bawełnianych majtek... nie zdawałam sobie sprawy, że uzna to za takie pociągające. Zajęło mi to chwilę, ale odzyskałam głos.
- Cześć - powiedziałam, zaczynając od początku. Jego oczy mignęły, ciemne pod grubymi rzęsami. - Jesteś zły? -spytałam. Moje ręce zaczęły bawić się jednym z guzików od koszuli. Chciałam upewnić się, ze nadal tam był. Sposób, w jaki na mnie patrzył, powodował, że czułam się jakbym niczego na sobie nie miała. Jego brew zmarszczyła się w zagubieniu.
- Co?
Zdałam sobie sprawę, że nie słyszał ani słowa z tego, co powiedziałam, gdy wyszłam z łazienki. Powolny uśmiech rozlał się na mojej twarzy, podekscytowanie mnie pobudziło. To było całkiem zabawne.
- Zgaduję, że nie.
Edward nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Jego twarz miała kolor popiołu, miał niebieskie cienie pod nieufnymi oczami.
- Bello? - ledwo słyszałam jego szept. - Nie wiem, czy potrafię to zrobić.
Ale przygotowałam się już na jego opór. Ostrzegał mnie przed tym tygodnie przed ślubem.
- Niczego nie obiecuję - powiedział, gdy wypłynął temat, głównie podczas szeptanej rozmowy w moim łóżku późno w nocy. - Twoje bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu.
Edward był zbyt opiekuńczy, jeśli o mnie chodzi. Nawet sam to przyznał. Nadszedł czas, żeby trochę odpuścił. Ignorując go, upewniłam się, że utrzymuję kontakt wzrokowy, zsunęłam majtki, pozwalając im opaść w dół po nogach na ziemie. Ledwo usłyszałam jego powolny wdech powietrza. Jego spojrzenie opuściło się na skrawek miękkiej bawełny, która leżała teraz na moich stopach. Napięcie napływało do niego falami.
- Ja nie żartuję, Bello.
Spojrzałam się na niego wilkiem.
- Boże drogi, Edward, to tylko bielizna.
Popatrzył na mnie i natychmiast zamknęłam usta. Jego oczy były bliskie dzikości. Mogłam zobaczyć pojawiającą się stanowczą czerń, która obszyła jego piękne oczy koloru irysów. To był wystarczający powód, żeby przestać się z nim drażnić. Mogłam być czasem lekkomyślna, ale nie byłam głupia. Przynajmniej... nie tak często.
- Myślałam, że wczoraj razem z Emmetem polowaliście.
Zamrugał i pokiwał głową, jakby moje słowa wyrwały go z transu. Następnie przełknął ślinę, nadal z oczami utkwionymi we mnie. Mrok zniknął z jego spojrzenia.
- Polowaliśmy.
- W takim razie możesz to kontrolować, jeśli tylko spróbujesz. Po prostu... odczekaj minutę albo coś. Chcesz, żebym oderwała od tego twoją uwagę?
- Bella to nie jest żart. - Teraz się zdenerwował, podniósł głos, żeby mi przemówić do rozsądku. - Mógłbym cię skrzywdzić.
Oczywiście przechodziliśmy już przez to wszystko wcześniej, więc nie wzięłam odmowy do siebie. Podeszłam do łóżka, nie przejmując się rozgorączkowanym spojrzeniem, które we mnie kierował. Raz błędnie zinterpretowałam to spojrzenie - ukryłam nawet przed nim moją twarz, myśląc, że wypełnione było nienawiścią, Ale nie...po prostu się bał.
- Edward... - szepnęłam, wyciągając rękę, żeby dotknąć tyłu jego szyi na linii włosów. Była jak jedwab pod moimi palcami. Mój dotyk go uspokoił. Westchnął zrezygnowany. - Co jeśli będziesz krwawić? - zapytał cicho.
- Wtedy będę krwawić. Zdarza się. I powstrzymasz się, jeśli to cię podekscytuje... ponieważ ty jesteś Edwardem, a ja jestem Bellą. - Chwyciłam jego ręką i podniosłam ją do mojego policzka. - Czy naprawdę myślisz, że mógłbyś mnie kiedykolwiek skrzywdzić? Myślisz, że byłbyś w stanie?
Jego mina wydawała się mówić, wiem, że jestem do tego zdolny. Ale na jego chlubę, nie powiedział słowa na głos. Odbywaliśmy tę rozmowę wiele razy i kończyła się zawsze tym małym słowem.
- Spróbuję.
Byłam zadowolona, że zdecydował się przeskoczyć do tej części. Miałam jej dość. Pocałowałam go w włosy i pozwoliłam mu wziąć się w ramiona. Nadal siedział na krańcu łóżka ze mną stojącą naprzeciwko. Było miło, tak pochylać się nad nim, zamiast patrzeć na niego z dołu. Ponieważ był ode mnie wyższy, niezbyt często mogłam obejmować go w ten sposób. Położył głowę pomiędzy moimi piersiami, ocierając się o mnie, wdychając mój zapach. Jego ręka zsunęła się pod brzeg mojej koszuli, rysując palcami wzory w górę aż do uda. Jego ręce w końcu przesunęły się na moje nagie biodro, jego zimna skóra chłodziła żar, który promieniował z mojego ciała. Cieszyłam się, że mógł słyszeć dźwięk wzrastającego tempa mojego serca. Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Spojrzał ponownie na moje majtki, odrzucone, ale jak najwyraźniej niezapomniane. Wtedy się roześmiał... czystym, pogodnym śmiechem.
- Ty mała figlarko! - zamruczał, gdy to powiedział. Następnie przyciągnął moją twarz do swojej i mnie pocałował. Nie był to pocałunek podobny do żadnego innego, który kiedykolwiek dzieliliśmy, chociaż zauważałam wcześniej ślady ukrytej namiętności. Ten był... gorący. Gorący jak fale żaru bijące z asfaltu w upalne popołudnie w Phoenix. Ale jego usta było zimne, tak jak zawsze. To było to tempo, szaleństwo, głód, które były świadkiem wulkanu eksplodującego za moimi oczami. Rozchylił swoimi wargami moje, szukają językiem korytarza. Pocałunek stał się wolniejszy, ale zamienił się w coś niemożliwie namiętnego. Palce wplątane we włosy, przyciągające moją głowę by mieć łatwiejszy dostęp. Całował głęboko, powolnie. Odsunął się zbyt wcześnie, nie miałam nawet czasu by zaprotestować zanim poczułam jego usta na szyi, podszczypujące i liżące skórę coraz niżej wzdłuż mojego gardła. Z trudem przełykałam ślinę, zamykając oczy w zachwycie. Moje usta z rana na pewno będą posiniaczone. A moja szyja. Nie mogłam zmusić się, by się tym teraz przejmować.
- Chcę cię dotknąć Bello - wyszeptał przy mojej szyi, baz wdechu pomiędzy pocałunkami. Następnie spojrzał i zawiesił na mnie swoje oczy. - Muszę cię dotknąć. Mogę?
Jestem pewna, że mina, którą zrobiłam w odpowiedzi nie była zbyt ładna. Co on żartował sobie? Jeśli nie skończy z tą staroświecką tkliwością, strzelę go w nos. Powstrzymałam się od tego, wiedząc, że prawdopodobnie było by to bardziej bolesne doświadczenie dla mnie niż dla niego.
- Duh - wysyczałam. Nie chciałam brzmieć tak niedojrzale. Ale przestał mnie całować, żeby zapytać mnie o pozwolenie, a wcale mi się to nie podobało. Wydawało mi się, że zrozumiał moją frustrację i szelmowsko uśmiechnął się do mnie, podczas gdy jego ręce przesuwały się pod moją koszulą. Zaczął od tali, koniuszkami palców przesuwał po jej linii... następnie jedna z jego rąk odnalazła mój krzyż, a druga przyciśnięta została płasko do gładkiego brzucha. Ten nacisk wydawał się niespodziewanie przyjemny. Zarumieniłam się nieco leżąc nadal nieruchomo, pozwalając mu rysować okręgi wokół mego pępka. Pocałował mnie w to miejsce przez tkaninę, szepcząc coś, gdy to robił. Nie zrozumiałam z tego ani słowa. Byłam niezdolna do usłyszenia czegokolwiek. Dotykał każdego cala moich pleców, talii i brzucha. Robił to z taką czcią, jakbym była zrobiona z cienkiego jak papier szkła. Następnie, zaraz przed tym, gdy pomyślałam, że oszaleję z niecierpliwości, dotknął opuszkami palców mojego brzucha na linii żeber i wziął jedną z moich piersi w rękę, wyraz zdumienia i ciekawości przemknął po jego twarzy. Wpatrywałam się w niego, oceniając jego reakcje. Zawsze się zastanawiałam czy robił to wcześniej, może, podczas gdy spałam albo, gdy byłam zbyt pochłonięta całowaniem go, żeby zauważyć. Nie byłabym wściekła, gdyby to robił... powierzyłam swoje ciało jego opiece dawno temu. Ale nie, jego wyraz twarzy świadczył, że było to dla niego całkiem nowe. Przycisnął kciuk do mojego sutka, wpatrując się twarz, być może, żeby sprawdzić czy mi się to spodoba. Podobało mi się, ale i tak się wierciłam. Chociaż bezcelowe były próby wyrwania się z jego stalowego uścisku. Zachichotał, poprawnie interpretując moją reakcję jako pozytywną i nie pozwolił mi na ucieczkę. Jego usta ponownie odnalazły moje, i porwały mnie w swawolny pocałunek. Zrelaksowałam się, oddając się pieszczocie, ukołysana przez jego słodki smak. Zimne koniuszki palców, gładkie jak szkło, odnalazły czułe miejsce na wnętrzu mojego uda. Z jego wargami na moich z trudem łapałam powietrze, nogi zaczęły mi drżeć, gdy jego palce przesuwały się w górę zamierzoną ścieżką... ale nie dotknął mnie tam. Jeszcze nie. Chyba rozpadnę się w oczekiwaniu. Opuszczając swoje miejsce na skraju łóżka, nagle ukucnął przede mną na kolanach, trzymając mnie w pasie, tak bym pozostała w miejscu stojąc przed nim. Jego oczy były poważne, gdy spojrzał się na mnie, czerń i bursztyn walczyło o kontrolę.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Ostatnia szansa, Bello.
Kiwnęłam głową, nie będąc w stanie czegokolwiek powiedzieć.
- Proszę - było jedynym, na co było mnie stać. Moje oczy pozostały zamknięte, gdy poczułam, że rozpina guziki mojej koszuli. Przysunął moje ciało tak blisko do siebie, że musiałam chwycić go za ramiona by się uspokoić. Jego oddech omiótł moją gołą skórę na brzuchu i odcisnął gorący pocałunek na wgłębieniu mojej kości biodrowej. Moje uda rozchyliły się, kierowane przez jego ręce. Obniżył usta do tej części mojego ciała, której nikt na tej planecie nie widział odkąd byłam dzieckiem. Pocałował mnie tam, miękkie wargi, otwarte usta... potem poczułam jego język, zimny jak lód i mokry na moim gorącym... i wtedy pomyślałam, że mogłabym już umrzeć. Moje ciało stało się sztywne, chwyciłam garść jego włosów w rękę. Jęknął i przyciągnął mnie bliżej, nadal z wargami przy mnie, przesyłając szarpnięcia prądu buzujące przez moje serce. Wydawał się odnajdywać radość w moim smaku, zachwyt w brutalności odpowiedzi mojego ciała. Nigdy się tak nie czułam. To wszystko było dziwne i nowe. Tak naturalna, silna przyjemność gdzieś głęboko w dole mego brzucha. Ale zawsze, kiedy to uczucie wzmacniało się, dochodząc do pewnego punktu, wiedziałam, że muszę to powstrzymać, wiedziałam, że muszę przed tym uciec. Musiałam, bo było to po prostu nie do zniesienia... za wiele, za wiele... Nie wiedziałam, co zrobić z tym wszystkim, co nagle czułam, a nie było gdzie przed tym uciec. Chciałam, żeby mnie puścił, jego sprytny język pozostał w ustach tam gdzie jego miejsce. To było niebezpieczne. Dłużej się już nie kontrolowałam. To był pierwszy raz, kiedy pomyślałam, że tak naprawdę mnie wystraszył. To był też pierwszy raz, kiedy zignorował moje prośby by przestał. Nie żebym w rzeczywistości go prosiła.
- Spokojnie Bello - wyszeptał przy moim ciele, jego usta mokre - Nie bój się tego.
Czasami nie byłam do końca pewna czy naprawdę nie potrafi czytać mi w myślach.
- Daj się ponieść.
I tak zrobiłam, chociaż byłam niechętna. Świat wokół mnie ucichł i nie byłam świadoma niczego poza moim ciałem... i sposobu, w jaki mnie dotykał. Czułam ucisk jego rąk na sobie, jedną spoczywającą na moim biodrze, a drugą delikatnie rozdzielającą moje uda by mieć lepszy dostęp. Były jedynymi rzeczami, które powstrzymywały mnie przed upadkiem na ziemie. Miałam wrażenie jakbym się unosiła i nie byłam pewna czy to uczucie mi się podoba. To doznanie trwało znacznie dłużej, niż tego chciałam. Miałam ochotę krzyczeć, zrobić cokolwiek by wydostać na zewnątrz to, co wewnątrz mnie tak narastało. Żebym mogła powrócić do własnego ciała. Ale to nie nadchodziło. Było doprowadzające do szału, jak czajnik gotującej się wody, który nie chce się zagotować. Potrzebowałam czegoś, czego mogłabym się podtrzymać, ale nic nie było w stanie mnie podeprzeć. Chwyciłam jego koszulę, jego włosy, uszy, ciągnąc mocniej niż bym to robiła, gdyby był to ktoś inny. Oczywiście nie sprawiłam mu bólu. Jedynie stłumił uśmiech i kontynuował tę torturę. Właśnie wtedy, gdy miałam go odepchnąć i błagać o to żeby przestał, ponieważ nie byłam już w stanie dłużej tego znieść, coś wewnątrz mnie się wydarzyło, coś czego nie potrafiłam wyjaśnić. Mój brzuch niespodziewanie ścisnął się... a potem uniósł. Moje ciało temu uległo, a usta uformowały idealne O. Nie krzyczałam, chociaż tego chciałam. Prawdą było, że nie mogłam złapać oddechu. O wszystkim zapomniałam. Jego imię. Swoje własne. W mojej głowie, w jakiś sposób się połączyliśmy.
Jedna osoba, jeden umysł, jedno ciało. W pewnym momencie moje nogi musiały nie wytrzymać, ponieważ dłużej już nie stałam. Przypuszczam, że jakoś zsunęłam się w dół na niego, wspomagana w dobrym kierunku przez jego ręce. Znalazłam się na jego kolanach, ostrożnie przez niego tulona. Czułam się jak szmaciana lalka - trzęsąca się, pijana od nieznanych wrażeń. Podniósł mi podbródek i obsypał pocałunkami moje zaspane oczy.
- Cóż za śliczna mała.... przepiękna. - wyszeptał w mich włosach. - Moglibyśmy tu przerwać, Bello. Podobało ci się, prawda? Mógłbym zrobić to znowu. Całą noc, jeśli tylko chcesz. Nie musimy posuwać się dalej.
Był okropnie słodki - w końcu zrobił to dla mnie, tylko na moje własne życzenie, a ja czułam się winna, kiedy naszła mnie chęć żeby się schować. Odnalezienie sił zajęło mi chwilę, ale zdołałam stanąć, chociaż nogi miałam jak z galarety. Dosyć spokojnie pociągnęłam koszulę w dół, żeby zasłonić nagość i uciekłam do łazienki nie odzywając się słowem. Pozwolił mi odejść, ale czułam na sobie jego wzrok.
W łazience, gapiłam się na siebie w lustrze z otwartymi ustami, następnie trzęsącymi dłońmi pochlapałam wodą twarz. Mój makijaż rozmazał się, czarne stróżki spływały z moich oczu. Ślepo sięgnęłam po mydło, żeby to wszystko zmyć z twarzy. Zimna woda była rozpraszająca, ale dzwoniło mi w uszach i musiałam usiąść na skraju wanny i położyć głowę między kolanami, żeby przestało. A niech mnie do cholery. To była dopiero gra wstępna. To był pierwszy raz, gdy go tak naprawdę zrozumiałam. Seks z Edwardem nigdy nie będzie bezpiecznym, niewinnym aktem, który większość ludzi jest w stanie dzielić. Całe to doznanie wystraszyło mnie, a nie byłam zastraszonym kotkiem. Może miał rację. Może powinniśmy na tym zakończyć? Zagryzłam wargi zastanawiając się, w jaki sposób do licha wyjdę tam i spojrzę mu znowu w twarz.