1.ZARĘCZENI
Biegłem właśnie przez las rozchodzący się tuz kolo mojego domu. Jak zawsze poczułem się niesamowicie wolny i szczęśliwy. Jednak moje szczęście nie było spowodowane tylko biegiem. Byłem w tej chwili najszczęśliwszą osoba na świecie. Powód mojego stanu był jeden ; „Bella”. Tak, to jej przypisywane są zasługi mojej euforii. Przyczyna tego jest jedna „Nasze Zaręczyny”.
Do domu miałem już niedaleko, ale i tak nie zwolniłem rozmyślałem teraz o mej ukochanej. Co teraz może robić? Zapewne jedzie do domu gdzie Alice zamęcza Charliego przymiarka garnituru. Teraz już wiem po kim Bella odziedziczyła niechęci do zakupów.
Gdy dobiegłem do domu wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami do wesela. Ponieważ twierdzili, ze i tak będę przeszkadzał im w dekorowaniu naszego domu udałem się do swojego pokoju, wcześniej witając się jeszcze z moimi rodzicami i rodzeństwem. Co mnie bardzo zdziwiło nawet Rosalie pomagała w przygotowaniach a przecież jako jedyna nie dążyła Belli sympatia. Uważała bowiem, ze popełnia ona straszliwy błąd chcąc zmienić się w wampira. Rose nie był dany wybór swojego losu i oddala by wszystko, aby znów być człowiekiem.
Wchodząc do pokoju puściłam swoją jak również Belli ulubioną piosenkę, Clair de lune Debussy'ego. Zacząłem wsłuchiwać się w melodie płynącą z odtwarzacza, aby zagłuszyć wszystkie myśli dochodzące z dołu.
Zacząłem wspominać wizytę u Charliego, gdyż z mojego punktu widzenia była ona bardzo zabawna. Pamiętam jaka Bella była przerażona na myśl, ze ma przekazać ojcu nasze zaręczyny.
***
Czekaliśmy w domu mojej ukochanej na przybycie jej ojca z pracy. Gdy moja ukochana usłyszała parkujący radiowóz przed domem, mimowolnie jej ręka zadrżała i chciała ją schować, jednak ja ją powstrzymałem wiedząc, ze należy przekazać dobra nowinę. Dobra dla mnie bo sadze, ze gdyby Charlie wiedział w jakich mężczyznach gustuje jego córka, wywiózł by ja jak najdalej z Forks.
- Przestań się wiercić, Bello. Pamiętaj, że nie masz się przyznać przed Charliem do popełnienia morderstwa.
- Łatwo ci mówić.
Moja ukochana nadstawiła uszy. O chodnik już uderzały rytmicznie podeszwy ciężkich policyjnych butów. Chwile później słychać było wkładane w zamek klucze.
- Uspokój się- szepnąłem, słysząc jak je serce zaczęło bić szybciej.
Drzwi uderzyły o ścianę przy energicznym otwarciu ich. Moja ukochana zadrżała.
- Witaj, Charlie!- zawołałem, chcąc dać do zrozumienia Belli, ze nie jestem spięty.
- Jeszcze nie!- syknęła.
- Czemu?- zdziwiłem się.
- Poczekaj, aż odwiesi kaburę!
Zaśmiałem się i wolną ręką odgarnąłem włosy z czoła.
W drzwiach stanął Charlie. Był nadal w mundurze i nadal uzbrojony. Gdy zobaczył mnie i swoją córkę razem, powstrzymał grymas rozdrażnienia, lecz mając wgląd w jego myśli doskonale wiedziałem co sądzi o mnie i o związku Belli ze mną.
- Cześć, dzieci. Co słychać?
- Chcielibyśmy z tobą porozmawiać - oznajmiłem pogodnie. - Mamy dobre nowiny.
Charlie zmienił wyraz twarzy, tym razem na podejrzliwą.
- Dobre nowiny?- warknął, patrząc prosto na moja ukochana.
- Usiądź sobie.
Charlie uniósł jedną brew, ale spełnij życzenie córki. Podszedł do fotela i przysiadł na samym jego brzegu, wyprostowany jak struna.
- Nie denerwuj się, tato - powiedziała przerywając cisze.- Nie ma czym.
Skrzywiłem się. Wołałbym aby moja ukochana inaczej to zaczęła cos w rodzaju: „Och, tato, taka jestem szczęśliwa!”.
- Jasne, Bella, już ci wierzę. Jeśli nie ma czym, to czemu tak się tu przede mną pocisz?
- Wcale się nie pocę- skłamała moja ukochana.
Spuściła wzrok i wtuliła się we mnie, przecierając jednocześnie odruchowo prawą dłonią czoło, żeby usuną z niego „dowody rzeczowe”.
- Jesteś w ciąży!- wybuchnął Charlie. - Przyznaj się jesteś w ciąży!
Chociaż pytanie to było kierowane do mej ukochanej, Charlie teraz spoglądał na mnie. W tym momencie myślałem o wielu rzeczach naraz. Belli nigdy nie będzie dane mieć potomstwa ze mną. Chciałbym jej wiele dać, ale tego jednego nie będę wstanie. O to Charlie nie będzie musiał się martwic.
- Skąd! Wcale nie!- zaprotestowała.
Zazwyczaj wystarczyło spojrzeć na moją ukochaną, by ocenić, czy kłamie czy nie. Charlie przyjrzał jej się uważnie i nieco złagodniał.
- Och. Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte.
Milczeliśmy przez dłuższą chwile. Chciałem, aby to Bella zaczęła. Spanikowana zerknęła na mnie. Nie było sposobu by choć jedno słowo przeszło jej przez gardło.
Odpowiedziałem jej uśmiechem i przeniosłem wzrok na ojca mej miłości.
- Charlie, jestem świadomy, ze zabrałem się do tego w złej kolejności. Zgodnie z tradycja, powinienem był najpierw zwrócić się do ciebie. Ale skoro Bella i tak się zgodziła, a jej opinia jest tu przeciecz najważniejsza, pozwalam sobie, zamiast o jej rękę, prosić cię o błogosławieństwo. Zamierzamy się pobrać, Charlie. Kocham ja bardziej niż cokolwiek innego na świecie, kocham ją nad życie, i jakimś cudem, ona tez mnie równie mocno kocha. Czy dasz nam swoje błogosławieństwo?
Byłem pewny siebie jak również opanowany i spokojny. Bella zapewne wsłuchując się w moje słowa zrozumiała i zobaczyła w jakim świeci żyłem i żyje nadal. Ile tez dla mnie znaczy jej miłość do mnie i poświęcenie z jej strony, że wybrała dla siebie taki, a nie inny los. Że mimo bólu, cierpienia jestem jej wdzięczny, iż zechciała zostać ze mną na wieczność i dzielić się ze mną miłością w każdym dniu z osobna naszej wspólnej wieczności.
Zerknęła na Charliego, który w tym momencie dostrzegł jej pierścionek zaręczynowy. Z zapartym tchem śledziła jak jego skora zmienia kolor- z różowego na czerwony, z czerwonego na fioletowy, z fioletowego na granatowy. Zaczęła podnosić się z miejsca. Ale złapałem Bellę za rękę i tak cicho by tylko ona usłyszała, szepnąłem:
- Daj mu minutkę.
Tym razem milczeliśmy dłużej. Twarz Charliego przybrała normalny kolor. Zacisnął usta i zmarszczył czoło. Intensywnie rozmyślał nad tym, jak by przedłużyć okres przygotowań i wybić córce z głowy te plany. Jego myśli choć, bardzo ciche, były dla mnie słyszalne.
„No cóż, tak tez myślałem, ze może do tego dojść, może on rzeczywiście ją kocha? Ale czemu tak szybko chcą się pobrać? Choć z drugiej strony ja i Renee także nie czekaliśmy”
Po wsłuchaniu się w jego myśli mimowolnie się rozluźniłem. Bella zapewne to wyczula bo jej serce powoli zwalniało.
- Nie mogę powiedzieć, ze jestem zaskoczony- mruknął Charlie.- Wiedziałem, ze prędzej, czy później zrobicie taki numer.
Moja ukochana odetchnęła głęboko.
- Jesteś pewna, ze to dobry pomysł?- spytał, posyłając jej groźne spojrzenie.
- Jestem pewna na sto procent, ze Edward to „ten jedyny”.- odpowiedziała bez zająknięcia.
- Ale po co od razu wychodzić za mąż? Po co ten pospiech? Znów zrobił się podejrzliwy.
No cóż… gdybym to ja miał odpowiedzieć było by to proste. Z każdym dniem moja ukochana zbliżała się do dziewiętnastych urodzin, a jak już wiadomo ja mam siedemnaście lat mieć już na wieczność, nie chce być dwa lata starsza ode mnie, choć ja w rzeczywistości mam już prawie sto dziesięć. Co to miało wspólnego z braniem ślubu? Otóż w ramach umowy, która zawarłem z moja ukochana zgodziłem się przeprowadzić, cała operacje pod warunkiem, ze wcześniej Bella zostanie moja żoną. Rzecz jasna były to szczegóły o których Charlie nie mógł się dowiedzieć.
Dlatego postanowiłem, ze podam mu nieco inny powód naszej nagłej decyzji o małżeństwie.
- Jesienią zaczynamy studia w innym mieście- przypomniałem mu.- Chciałbym żeby wszystko odbyło się… tak jak należy. Tak mnie wychowano.
Wzruszyłem tylko ramionami. Tu akurat nie kłamałem gdyż gdy byłem jeszcze człowiekiem obowiązywały bardzo surowe normy obyczajowe.
Charlie wykrzywił usta. Zastanawiał się do czego by się tu przyczepić, lecz z jego punktu widzenia nie mógł nakazać nam życia w grzechu. Miał związane ręce.
- Wiedziałem, ze tak to się skończy- mruknął pod nosem ściągając brwi.
Nagle z jego twarzy znikły wszelkie negatywne emocje. Wiedziałem doskonale o co chodzi za jego zmianą nastroju.
- Tato?- spytała Bella zaniepokojona.
Zerknęła na mnie, ale moja mina nic nie mówiła. Spojrzała na ojca.
- Ha, ha, ha!- Charlie znienacka wybuchnął śmiechem. Aż moja ukochana podskoczyła.- Ha, ha, ha!
Zgiął się w pół i cały czas się trząsł. Bella nie miała pojęcia co jest grane. Zdezorientowana spojrzała na mnie, ale miałem zaciśnięte usta próbując powstrzymać śmiech.
Wiedziałem doskonale jakie sztuczki wykorzysta Charlie, aby zniechęcić Bellę. Przyczyna jest jasna, tego nagłego wybuchu śmiechu. Moja ukochana musi powiadomić swoją matkę!.
- A bierzcie sobie ten ślub- wykrztusił Charlie.- Nie ma sprawy.- Znów zaniósł się śmiechem. - Tylko…
- Tylko co?- spytała Bella.
- Tylko mamie będziesz musiała to przekazać sama, moja panno! Nie pisnę jej ani słóweczka, o nie! Nie chce ci odbierać tej przyjemności!
I nadal się śmiał.
***
Wspominając tą scenę po raz kolejny zacząłem się trząść ze śmiechu. Ten wyraz twarzy mojej ukochanej, gdy ma powiedzieć wszystko swojej rodzicielce. Nie do zapomnienia.
Nagle do mojego pokoju wpadła Alice z uśmiechem na twarzy.
- Cześć braciszku co cię tak rozśmieszyło? - spytała z zainteresowaniem.
- A nic takiego po prostu przypomniałem sobie o czymś…- powiedziałem nadal rozbawiony.
- Rozumiem. Byłam u Charliego, ale to już pewnie wiesz. Robiliśmy przymiarkę i szykownego garnituru jak i przepięknej sukni. Musze ci powiedzieć, ze twoja Bella będzie najpiękniejszą panną młodą na całym świecie, zwłaszcza, ze to ja ją szykuje na ten wyjątkowy dzień dla was obojga.
- Wiem i dziękuję ci za to siostrzyczko. Jesteś najlepsza.- zawsze wiedziałem co powinienem powiedzieć Alice, aby była szczęśliwa. To ona od samego początku wierzyła we mnie i w związek mój i Belli. Od zawsze miałem wsparcie w niej.
- Oj, to ja ci dziękuję. A i chciałam ci przypomnieć, ze jutro jest ostatni dzień twojej wolności już pod wieczór będziesz żonaty, dlatego zapewne odczytałeś już z myśli Jaspera lub Emmetta, że szykują dla ciebie wieczór kawalerski. Jeżeli chcesz choć spędzić jeszcze trochę czasu z Bellą to lepiej od razu do niej idź. Z tego co wiem to ona nie miała by nic przeciwko tylko daj jej się wyspać bo nie jestem cudotwórcą, aby później doprowadzać ją do jak najlepszego stanu po zarwanej nocy.
- Alice, myślisz, ze dam im się tak łatwo zaciągnąć na ten wieczór kawalerski?. Ja o niczym innym nie marzę aby mieć te lata kawalerskie już za sobą, ale dziękuję, za tą wiadomość, jakoś nie zauważyłem podobnych myśli u nich. A co do wspólnej nocy z Bellą skorzystam, dlatego też za to dziękuję siostrzyczko.
- Nie ma sprawy.- uśmiechnęła się i czym prędzej pognała do salonu, aby pomóc w przygotowaniach.
Ja tym czasem przeszukałem pospiesznie szafę. Przebrałem się w ciemne dżinsy i koszule. Pognałem na dół. Wybiegłem szybkim krokiem z domu i jedyne co zobaczyłem to uśmiech na twarzy Alice.