Trzy Życzenia


TRZY ŻYCZENIA
Annodomini



    Uwielbiam morze, zawsze je lubiłem. Dlatego też przy każdej nadarzającej się okazji wyjeżdżałem nad Bałtyk. Z zawodu jestem ekonomistą. Niewdzięczne zajęcie. Tym bardziej w naszym dzisiejszym świecie pełnym gonitwy za sukcesem, za uznaniem, i tym bardziej, gdy wokół ma się innych, przesadnie ambitnych, chcących się wybić za wszelką cenę. Czasami już mam tego wszystkiego dość. Wtedy ogarnia mnie jedyna rozsądna myśl, jedno pragnienie: wyjechać, odpocząć, odprężyć się, zapomnieć, na nowo nabrać sił.
    Za każdym razem wybierałem Bałtyk, i za każdym razem inną miejscowość. Chciałem poznać całe wybrzeże, chciałem zobaczyć jego piękne, niepowtarzalne krajobrazy...
    Tym razem, znając termin urlopu, poprzez Internet, z dalekim wyprzedzeniem zarezerwowałem sobie pokój w pewnym pensjonacie, a rezerwację potwierdziłem przelewem, płacąc z góry za cały pobyt. Cieszyłem się na ten wyjazd. To nic, że to szczyt sezonu, że pewnie będzie tłoczno i gwarno. Co tam, grunt, że odpocznę, że będzie dobra zabawa.
    Całą noc jechałem tym sezonowym, dalekobieżnym autobusem, na który bilet kupiłem też o wiele wcześniej, żeby w ostatniej chwili nie zostać na lodzie. Bo co wtedy? Pociągiem? Z trzema przesiadkami? Nonsens! Na szczęście autobus był komfortowo wyposażony i nie miał kompletu pasażerów, więc sam zajmowałem dwa fotele.
    Rano byłem na miejscu. Taryfa. Podałem adres. Parę minut - i już. Ładny pensjonat, chyba jeszcze ładniejszy niż w tej internetowej reklamie.
    Zapłaciłem taryfiarzowi, torba na ramię. Wchodzę. Przestronny hol, urządzony ze smakiem. Barek, fotele, kanapy. Już mi się zaczęło podobać. W rogu mała recepcja, a w niej za chwilę pojawiła się dama rodem z lat dwudziestych minionego wieku, która wyszła z zaplecza z wylewnym uśmiechem na twarzy. Do tego, jak się za chwilę okazało, uprzejma ponad miarę. Do czasu.
    - Dzień dobry panu, witamy w naszych gościnnych progach! Jakże się cieszę, że wybrał pan właśnie nasz pensjonat! Zapewniam pana, że będzie się pan czuł u nas jak u siebie w domu! Zapewniamy...
     - Eee... Tak, tak... Dzień dobry pani - przerwałem jej szybko, chcąc jak najszybciej dotrzeć do pokoju i wziąć zbawienny tusz. Nie zamierzałem odsypiać podróży, natychmiast chciałem wyjść nad morze, połazić po plaży, z radością zamoczyć nogi w falach... - Nazywam się... - podałem imię i nazwisko. - Mam rezerwację.
    - A, tak... Już pana poszukamy... Gdzie to pana mamy... - wertowała stronę za stroną, coraz wolniej, coraz uważniej... i z coraz bardziej chmurną miną.
    I zonk...
    - Nie mam pana na liście... - okulary zsunęła na sam czubek nosa, patrząc mi w oczy tak, jakby miała przed sobą oszusta, który chce ją naciągnąć.
    Zaniemówiłem. Ciepło mi się zrobiło od góry do dołu, a ona ponownie zaczęła wertować tę wielką księgę. Po chwili odzyskałem głos.
    - Jak to... nie ma mnie na liście! Zapłaciłem z góry za cały pobyt! - i przypomniałem sobie, że nie mam dowodu przelewu, bo przelew też zrobiłem drogą internetową
     - O! Jest! Znalazłam pana! - zakrzyknęła radośnie, a mnie ciężar spadł z serca. Na krótko... - Ale... ale... Ale pan się wyraźnie pomylił. O całe dziesięć dni! Ma pan rezerwację od siedemnastego, a nie od siódmego...
    - Co pani plecie! - odezwałem się niezbyt grzecznie, bo nerwy już zaczynały mi odmawiać posłuszeństwa. - Jaka pomyłka, czyja pomyłka, jak to od siedemnastego! Proszę sprawdzić przelew! To pani... czy ktoś z pani pracowników tu się pomylił, a nie ja! Czy ja nie wiem, od kiedy mam urlop, czy jak, żebym się pomylił o całe dziesięć dni? Przelewy proszę sprawdzić, tam jest data rezerwacji, sami tego wymagacie! Niech pani sprawdzi przelewy! Chyba po polsku mówię, prawda?
    Kobieta drgnęła na dźwięk mojego ostrego tonu głosu.
    - Zaraz sprawdzę, kto to przyjmował...
    Po chwili wszystko było jasne. Kobieta kajała się, przepraszając i zaręczając mnie, że „tej dziewczynie” w tym miesiącu nie da premii.
    -  Żeby tak nadwyrężyć reputację naszego szanowanego pensjonatu...!
    A zaraz potem:
    - Tylko co ja z panem zrobię...? Nie mam wolnego pokoju, żadnego!
    Poniosło mnie. Stanowczo i dobitnie powiedziałem, że nic mnie to nie obchodzi, że nie będę ponosił konsekwencji czyjegoś niedbalstwa. Mój przelew wpłynął ile temu? Kasa przyjęta, pobyt opłacony, i to w tym właśnie terminie, i co? I... zażądałem natychmiastowego zakwaterowania, choćby miała w tej sekundzie dobudować do pensjonatu całe piętro!
    - Ależ proszę się nie denerwować - złagodniała. - Zechce pan usiąść... Kawy...? Tak, kawa, a tymczasem... coś się zrobi. Asia! - krzyknęła na zaplecze. - Kawa dla pana, mocna, gorąca...! Ze śmietanką? - i nie czekając na moją odpowiedź: - Ze śmietanką! I lampka koniaku! Pan zmęczony daleką podróżą!
    Nie przepadam za koniakiem, ale...
    Po chwili siedziałem wygodnie rozparty na kanapie, przede mną stała filiżanka czarnego aromatycznego naparu i lampka miodowego trunku, a szanowna dama biegała, że tylko jej pawie pióra wetknąć...  A była dopiero godzina siódma rano.
    Kwadrans później:
     - Raz jeszcze przepraszam pana za to całe zamieszanie i bardzo, bardzo pana proszę, to przejściowo, tylko na trzy dni, potem jedna pani wyjeżdża, pokój się zwolni i pana przekwaterujemy. Tymczasem, bardzo proszę... Dokwateruję pana do jednych państwa, do ich apartamentu, oni się zgadzają, to osobny pokój, niekrępujący...
    - Słucham...?
    - Bardzo proszę, tylko trzy dni...
    - Przez pani bałagan mam się gnieździć razem z obcymi...?
    - Otrzyma pan rekompensatę. Te trzy doby policzymy panu po 50%, do zwrotu...
    Aha... No, w końcu jestem ekonomistą. Więc niech już będzie. Wytrzymam.
    Zgodziłem się. Kasa przemówiła mi do rozsądku.
    Szacowna dama odetchnęła z ulgą i już była gotowa chwycić moją torbę, żeby mi ją zanieść na górę. Na to, oczywiście, jako dżentelmen, nie pozwoliłem.
    Apartament: dwa niezależne pokoje, ale ze wspólnym przedpokojem i wspólną łazienką. To mnie poniekąd zirytowało, tym bardziej, że nie miałem gdzie postawić swoich przyborów toaletowych. W łazience pełno było kobiecych pachnideł i temu podobnych. Jeszcze mi takiego towarzystwa tu brakuje. Mam się z nią mijać rano czy wieczór, w slipach czy... no, nie na golasa, ale piżam żadnych po prostu nie toleruję! Albo czekać w kolejce, aż się łazienka zwolni? Co gorsze, sam nie wiem.
    Słyszałem głosy z tamtego pokoju, ale na razie nic mnie one nie obchodziły. Ona i on. Z brzmienia głosu wnioskowałem, że to młodzi ludzie. Z takimi zawsze łatwiej się dogadać, nawet jeśli w grę wchodzą tylko te trzy dni. Może nie będzie tak źle. Ustalimy kolejność korzystania z łazienki, a reszta...
    Poszli na śniadanie. Ja nie poszedłem. Nie byłem głodny.
    Okazja poznania się nadarzyła się niebawem. Spotkaliśmy się w przedpokoju. Oni - wracając ze śniadania, ja - wychodząc do łazienki. Nasze wzajemne „dzień dobry” padło niemal równocześnie.
    - Przepraszam, że robię państwu kłopot, ale nie z własnej winy... - zacząłem - Aha, przepraszam, jestem Kamil.
    - Jaki tam kłopot - odezwała się wysoka blondynka o zielonych oczach. - Ania jestem, a to mój mąż, Heniek.
    - Wiecie państwo, dlaczego znalazłem się w tym pokoju, w waszym apartamencie...
    - Daruj sobie to „państwo” - przerwał mi Henryk krótko, nawet - zdawało się - ostro. Był wysokim, postawnym mężczyzną, ale z wyrazu twarzy - bardzo poważnym.
    - Nie było wolnych dwójek, więc wzięliśmy apartament - kontynuowała blondyna, uśmiechając się swobodnie. - Nie korzystaliśmy z tego pokoju, więc nie ma problemu. Miło nam, że będziemy mieli współlokatora.
    - Tak... Miło nam... - dodał Henryk.
    Od razu zauważyłem, że Henryk, prócz tych walorów zewnętrznych, raczej jest osobą małomówną i pewnie zamkniętą w sobie.
    Potem nastąpiła krótka wymiana informacji typu skąd jesteśmy - okazało się, że mieszkamy niespełna dwieście kilometrów od siebie, w tym samym województwie. Dalej, czym się zajmujemy - nie powiedziałem, że ekonomią, powiedziałem, że finansami; oni że są na państwowych posadach i cały rok ciułali grosz na ten wyjazd.
    Zaraz potem ruszyli na plażę, a ja tuż po nich. Była ładna pogoda, więc mogłem sobie popływać do woli. Nie lubię głupiego leżenia na piachu. Poza tym zawsze wybierałem plaże niestrzeżone. Po pierwsze, nie były tak brudne, po drugie, nie było na nich aż tylu wczasowiczów, po trzecie, nie musiałem przejmować się ratownikami i ich durnymi zakazami i zaleceniami. No i - że takie plaże zwykle były, jak by to można powiedzieć, na odludziu.
    Ja również byłem na „lekkim odludziu” jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie. Z prostego powodu: jestem gejem. Rodzina wie o mnie. Więc, żeby im „nie splamić honoru”, wyjechałem z domu. Szczęście mi sprzyjało o tyle, że szybko znalazłem pracę i mogłem się usamodzielnić. W swoim nowym środowisku z kolei bałem się jakiegokolwiek kontaktu z innymi mężczyznami w obawie przed... Wiadomo. Nie rozwijam tematu. Kontakty te miałem, oczywiście, tylko służbowe, w pracy.  Inne - za pośrednictwem Internetu, ale rzadko.
    Przeszedłem spory odcinek wybrzeża, by wreszcie dotrzeć do miejsca, którego poszukiwałem. Warto było. Plaża bardzo mi się spodobała. Ludzi nie za wiele, spokój, cisza, tylko szum fal. Radość dla mojej duszy! Gorący piach parzył stopy, lekki wiatr chłodził twarz - po prostu żadne słowa nie oddadzą tego, co czułem.
    Pływałem z rozkoszą. Leżałem na piachu tylko tyle, żeby nieco wyschnąć i ponownie nabrać sił. I znów do wody.
    Wróciłem dopiero na kolację. Nawet nie wiem, kiedy ten czas tak mi poleciał! Szanowna dama z recepcji aż wybiegła mi na spotkanie, że bardzo była zaniepokojona moją nieobecnością.
    - Obiad wciąż na pana czeka! Podać?
    Podziękowałem i przeprosiłem za kłopot, że zjem tylko kolację. I uprzedziłem, że lubię długie samotne spacery, więc żeby się moją nieobecnością nikt nie martwił.
    Na szczęście na kolację nie było żadnych ryb - nie cierpię ryb, pod żadną postacią! - a potem, czując zmęczenie, po prostu po krótkim prysznicu położyłem się spać.
    Poranek pełen słońca, więc zaraz po śniadaniu postanowiłem lecieć na swoją plażę. I - kłopot: łazienka zajęta. Musiałem poczekać. Wyszła z niej Anka, uśmiechem przepraszając, że zajęła ją „dłużej niż powinna”. Henryk czekał na nią w pokoju. To znaczy na Annę, nie na łazienkę. Toteż później dotarłem na swoją plażę, na swoje wczorajsze miejsce - i  kogo tam spotykam? No właśnie: Ankę i Heńka.
    - O, widzę, że też tu trafiłeś! - zaczęła bez wstępu. - Dawaj koło nas!
    Nie wypadało odmówić. Rozłożyłem koc, na nim białe prześcieradło (zawsze tak robię), rozebrałem się, położyłem. Anka raczyła zauważyć, że mam świetny sposób, żeby się tak nie smażyć - i wskazała prześcieradło. Bo koc „bardzo grzeje”. Uśmiechnąłem się tylko, nic nie mówiąc, a kątem oka rzuciłem na Heńka. No, facet, z którym mógłbym ten-teges... Średnie umięśnienie, bo nie jest sztucznie napakowany, i średnie owłosienie, tak nie za dużo i nie za mało, zwłaszcza na klacie, co bardzo mnie u facetów pociągało, może dlatego, że sam na klacie nie mam ani jednego włoska. Poza tym ładny, płaski brzuch, nieco owłosiony, a od pępka w dół prowadziła bardzo atrakcyjna ciemna ścieżka, gęstniejąca w miarę zbliżania się do jego kąpielówek. W kąpielówkach - ładne kształty. Widać, że ma tu to, co trzeba. Nawet, powiedziałbym, sporo... Dalej włoski na udach, też ciemne, schodzące coraz niżej, by na łydkach bardzo atrakcyjnie ciemnieć i gęstnieć. No, super! Dodatkowy atut - ciemnobrązowa opalenizna... Ale szybko odwróciłem wzrok i doprowadziłem się do ładu i składu. Mam swoje lata, ale liczę się z opinią innych na mój temat. Dbam o pozory. Poza tym wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Żonaty, i to z takim blond kociakiem, o takich kształtach... Tak więc leżałem z nimi, to znaczy obok nich, nawijając o niczym. Słońce waliło w nas promieniami, co łagodziliśmy wspólną kąpielą. Obserwowałem go ukradkiem, jak wychodzi z wody. Wtedy w gatkach widać więcej... I potwierdzałem swoje wcześniejsze spostrzeżenia: świetnie obdarzony, na pewno. Można Ance pozazdrościć, że co noc ma kogoś takiego w łóżku...
    Po kolacji powiedziałem, że muszę wyjść na miasto. Wspólne towarzystwo - przede wszystkim z Heńkiem - zaczynało na mnie działać... Wiadomo, jak. Musiałem sobie to wybić z głowy.
    Gdy wróciłem, oni już spali. Całe szczęście.
    Ostatni, trzeci, wspólny dzień. Wiedziałem, że jutro szanowna dama przekwateruje mnie do innego pokoju, zwolnionego przez kogoś tam, kto właśnie wyjeżdża. Trochę tego żałowałem. Miło było zaczynać dzień od widoku Henryka w samych slipach, przechodzącego przez przedpokój. Zawsze wtedy udawałem, że właśnie w tej samej chwili chciałem skorzystać z łazienki - i też wychodziłem w samych slipach. Chwila uprzejmych targów, że „proszę, ty pierwszy...” - „nie to ty...” a moje oczy biegały jak skaner... Wczoraj zauważyłem, że i on, chyba pierwszy raz przeleciał wzrokiem po moich slipach. A wiadomo, że rano więcej w nich widać niż zwykle. Poza tym było to zupełnie zwyczajne spojrzenie, bez męskich podtekstów. Wiem. Po prostu znam się na tym. Ale było mi przyjemnie...
    Wieczorem - grill. Nie wiem, czy był dla wszystkich, bo było tylko parę osób, ani kto go organizował, bo szanownej damy nie było, i czy był „składkowy” czy nie. Ania, gdy mnie zauważyła, natychmiast zaprosiła mnie do wspólnej zabawy. Był alkohol, kiełbaski, szaszłyki, karkówka... i niespodziewana ulewa! która zmusiła nas do przeniesienia imprezy pod zadaszenia pergoli. Popsuła nam humory. Goście zaczęli się rozchodzić, dziękując „za miły wieczór”. I my wróciliśmy do pokoju, ale do ich pokoju, Ani i Henryka. Tu ucztowaliśmy dalej. W pewnej chwili:
    - No to jeszcze raz, wszystkiego najlepszego, kochanie - Ania wzniosła toast.
    - Dziękuję, skarbie - Heniek pocałował ją namiętnie.
    - Jak to „wszystkiego najlepszego”? - zapytałem zdezorientowany.
    - Urodziny - wyjaśniała Ania. - Mówić, które? - dodała, zalotnie patrząc na męża.
    - Nie musisz - ucałował ją w rękę.
    - Zaraz: masz dzisiaj urodziny? - ponowiłem pytanie, chociaż sytuacja była oczywista.
    - No mam. Starzeję się nieubłaganie - odpowiedział wesoło. Alkohol wyraźnie go rozluźnił, był bardziej rozmowny niż zazwyczaj.
    - No to wszystkiego najlepszego! Nie wiedziałem, przyniósłbym ci chociaż jakiś załącznik - dodałem zmieszany, bo naprawdę nie lubię być zaskakiwany takimi okolicznościami.
    - Nie przejmuj się! - mówił w tym samym tonie. - Już spełniły się dwa moje życzenia. Zostało jeszcze jedno - i poklepał mnie po ramieniu.
    Ania zaczęła się śmiać, ale w jej zachowaniu już widać było wpływ alkoholu. Chyba dziewczyna nie ma mocnej głowy.
    - Ciekawe, jakie - spytałem kurtuazyjnie.
    - Moja tajemnica - odpowiedział z mrugnięciem oka.
    - Obiecałam mu, że te urodziny będziemy świętować nad morzem - zaczęła Ania. - I jest nad morzem....
    - Dobrze, ale nie zdradzaj następnych, bo już nigdy ci nic nie powiem - roześmiał się. - Widzisz, jak kobiety potrafią dotrzymywać tajemnicy?
    - Trzeciego życzenia i tak nie znam, nie powiedziałeś - zrobiła grymas obrażonej dziewczynki.
    - Więc chyba dobrze zrobiłem, co? A może... może już się położysz, skarbie? My sobie z Kamilem jeszcze posiedzimy i dokończymy tę butelkę. Szkoda alkoholu...
    - To proponuję u mnie... - wtrąciłem zaraz, żeby, broń Boże, nie być świadkiem przygotowywania się kobiety do snu.
    - Dobrze - zgodziła się Ania bez żadnej perswazji. - Masz rację skarbie, czuję się trochę zmęczona... Tylko nie siedź długo.
    - Godzinka, góra. Widzisz, ile tego zostało.
    Wziął butelkę, ja wziąłem nasze szklaneczki i przenieśliśmy imprezę do mnie.
    Trunku ubywało, a my rozmawialiśmy jak dobrzy znajomi, o książkach, filmach czy o swoich pasjach i życiowych planach (tu mocno koloryzowałem). W pewnej chwili przypomniałem sobie, że na lapku mam fotki ze swoich wojaży,
    - Pokaż - zainteresował się Henryk.
    Wyjąłem lapka, podłączyłem, on przesiadł się obok mnie. Oglądaliśmy. Niektóre foty komentowałem, a on dopowiadał swoje żartobliwe uwagi. W pewnej chwili jego ręka wsparła się na moim udzie. Niby nic, ale... ale dla mnie to jest oczywisty sygnał! On chyba nie wie, co robi! On... on na pewno nie w tym kontekście... Lekko poruszyłem nogą, jego ręka opadła, ale za chwilę znów powróciła. Co jest? O co kaman?... I przybliżył się do mnie, żeby światło poprawiło mu ostrość obrazu. Był niemal twarzą przy mojej twarzy... Na tej fotce byłem w samych kąpielówkach... a on mocniej uścisnął mi udo i zaczął całować mnie po szyi.
    - Co robisz? - odsunąłem się zaskoczony.
    - Pociągasz mnie... - odrzekł spokojnie, ale bardzo stanowczo, a rękę na moim udzie przesunął jeszcze wyżej.
    - Jesteś żonaty... - zaprotestowałem i zamknąłem laptop.
    - Zapomnij o tym
    - O czym?
    - Kobieta nigdy nie da ci tego, co naprawdę chcesz i czego naprawdę potrzebujesz.
    - Nie wiem, o czym mówisz... - broniłem się.
    - Wiesz... Kobieta czeka, żeby jej dać. Tylko mężczyzna wie, czego naprawdę potrzebuje drugi mężczyzna..    
    - A ty... czego potrzebujesz?
    - Właśnie tego, co może dać tylko drugi mężczyzna...
    - Nie... Proszę cię, wyjdź. Za dużo wypiłeś...
    - Wiem, ile wypiłem. Tyle, ile chciałem, żeby...
    - Żeby co?
    - Żeby ci powiedzieć to, co powiedziałem. Podobasz mi się... I na plaży, i rano w przedpokoju... A potem, po wszystkim, pójdziemy razem pod tusz. Bardzo to lubię...
    Poczułem, że pot spływa mi po plecach...
    -  A Ania...!
    - Będzie spała do rana.
    - Nie...Wyjdź, proszę...!
    - Jesteś aniołem w męskich kształtach. Takiego sobie wymarzyłem...
    - Heniek... Co robisz...? - całował mnie po szyi i po karku, a ja sam bezwiednie unosiłem głowę, poddając się jego pieszczotom. Zsunął mi podkoszulek, zaczął całować moje ramiona.
    - Co robisz - powtórzyłem, sparaliżowany jego ustami, które znów całowały moją szyję, podchodząc aż do uszu. To... To niemożliwe, to chyba mi się śni!
    - Nic... Poddaj mi się całkowicie. Nie będziesz żałował...
    Byłem zdezorientowany i kompletnie zaskoczony. Nie reagowałem. W tej chwili nie potrafiłem już zareagować. Zupełnie... Mój podkoszulek już wisiał mi na biodrach, zdjęty przez ramiona, a on całował moje plecy. Czułem ciarki na całym ciele. Jego dłoń... sprytnie weszła w moje spodenki.
    - Nie - prosiłem prawie błagalnie... ale teraz chyba tylko o to, żeby tego nie przerwał.
    - Ciii... Zobaczysz... - i moje spodenki, wraz ze slipami podkoszulkiem, przez biodra i uda zsunęły się na podłogę. Byłem nagi... Heniek przytulił usta do moich pośladków, w dłoni trzymał mojego wyprężonego penisa. Nie wiem, kiedy mi stanął...
    - Jesteś wymarzony... - usłyszałem jeszcze raz, co mocno połechtało moją męską dumę, i w tej samej chwili jego język dotknął mojego otworka.
    Wyprężyłem się. Skapitulowałem. Wiem, że tego chcę! Że od początku tego z nim chciałem!
    Ugiął mnie, żebym się pochylił... Wypiąłem się - i niemal odleciałem, czując jak jego język trze mój zwieracz, by po chwili wsunąć do środka jego koniuszek. Nieświadomie zacząłem kołysać biodrami... Chwyciłem swojego penisa, bo jego obie dłonie były zajęte moimi pośladkami i zacząłem się onanizować.
    - Zostaw - usłyszałem. - To moja rola. Po kolei...
    Był doskonały. W tym, co robił, był niesamowicie doskonały!
    - Chodź - wyszeptałem. - Chodź już... bo nie wytrzymam! - i wypiąłem się najmocniej.
    Za moimi plecami wyczułem jego kilka niewiadomych ruchów - i dotyk... Dotyk twardego, gorącego fallusa. Chyba bez gumy. Nie zdążyłem zaprotestować. Naparł na mnie, a ja z bólu tym mocniej rzuciłem dupą w tył i... sam się na niego nadziałem. On tylko nasuwał mnie na siebie. Ból był zajebisty...! Ale nie ustąpiłem. Podniecenie było silniejsze. Zacisnąłem zęby. Zupełnie wstrzymałem oddech. Wszedł... Rozepchał mnie do granic możliwości... Objął mnie przez biodro. Swoim torsem przykrył moje plecy. Drugą dłonią odszukał mojego penisa, dotknął moich jąder. Pieścił je palcami. Bosko...
    Kręciłem dupą jak... A on pracował równo, dokładnie, starannie wymierzonymi ruchami. Penetrował mnie tak głęboko, że gdy dopychał, traciłem oddech, czując go aż na przeponie. Gdy się wysuwał, łapałem dwa szybkie hausty powietrza, na zapas... Bosko...! Jego ruchy przyspieszały, a wraz z nimi mój oddech. Jego oddech czułem za sobą, na plecach, na karku, na barkach i na ramionach... I jak mi dowalił...! Wyprężyłem się. Myślałem, że już głębiej nie może. Tymczasem dopiero teraz poczułem jego jaja wklejone w moją dupę... i...
     - Chodź na łóżko, ale nie zmieniaj pozycji...
    Nie wiem, jakim cudem dokonałem tej ekwilibrystyki. On leżał na plecach, ja na nim, plecami na jego torsie, dupą na jego jajach, z jego kutasem tak głęboko w sobie, że chwilami traciłem poczucie rzeczywistości. I sam rzucałem dupą w górę i w dół, w tył i w przód, a on tylko pojękiwał rozkosznie...
    - Już...! - usłyszałem i domyśliłem się, że swymi dłońmi, którymi wciąż trzymał mnie za biodra, chce mnie z siebie zrzucić. Poderwałem się w górę. Jego sperma poleciała mi wysoko na plecy... Odwróciłem się. Jeszcze dwa rzuty gęstego nasienia spadły mi na udo... Jakiego on ma wielkiego kutasa! Nie myliły mnie moje wewnętrzne wrażenia... Średnio gruby, ale jaki długi! Albo mój wzrok jest zmylony tym brakiem proporcji, bo gdy go przyrównałem do swojego...
    - Nie obawiasz się, że Ania... - odważyłem się odezwać, gdy staliśmy pod strumieniem rozpylonej wody, w ciasnej kabinie prysznica.
    - Będzie spała do rana - odrzekł, widząc moje spojrzenie wciąż wbite w jego okazałe przyrodzenie, ciężko wiszące między udami, syte, zadowolone.
    - Ona... wie...? - spytałem najciszej.
    - Odgadnij z jej snu - uśmiechnął się. - Czym mniej wiesz, tym spokojniej spisz.
    - Oszukujesz ją! - odezwało się we mnie moje poczucie przyzwoitości.
    - Ślubowałem tylko, że jej nie zdradzę...
    - Ale zdradzasz!
    - Nie. Była i jest moją pierwszą kobietą. Wie o tym. A w małżeńskiej przysiędze wierności nie ma mowy o drugim mężczyźnie.
    - To znaczy... ja... Ja nie jestem twoim pierwszym...
    - Nie. Ale od ślubu nie byłem z żadnym. Nie było okazji.
    - Ja, ta okazja...
    - Tak. Wymarzona. Wiesz, jakie było moje trzecie urodzinowe życzenie?
    Nie wiedziałem. Ale... coś mi zaczynało świtać!
    - Znów mieć faceta... - rzekłem, a on delikatnie pogładził mi jaja. - Więc jesteś cholernym szczęściarzem!
    - Podobno jestem urodzony w czepku...
    Urwał. Patrzyłem mu w oczy.
    - A ty - dokończył po chwili - pewnie nigdy już nie przeżyjesz podobnej przygody.
    - Nigdy... z nikim innym. A... z tobą?
    Popatrzył mi w oczy. Długo. Natarczywie. A potem pocałował. W usta. Ale tak, że straciłem poczucie rzeczywistości.
    - Wracamy do łóżka. Wiem, że czekasz na rewanż. Pokaż, co potrafisz. Wierzę, że potrafisz.
    Pokazałem. I to tak, że tarł dupą po prześcieradle, sycząc i pojękując niecenzuralnie... Wyskoczyłem w ostatniej chwili i lotem błyskawicy byłem na jego torsie. Penisa skierowałem mu prosto do ust. Chwycił go bez wahania. Wstrzeliłem mu się wprost do gardła i padłem bez tchu.  
    - Więc spełniłem twoje trzecie życzenie - rzekłem, gdy on palił papierosa, leżąc obok mnie, trzymając popielniczkę widoczną tylko w świetle nikłego tytoniowego żaru.
    - Byłoby tych życzeń więcej, ale wciąż tej samej treści - dotknął mojego penisa, który już na pewno do niczego dziś nie byłby zdolny.
    - Ja też miałem jedno życzenie - powiedziałem.
    Popatrzył ciekawie.
    - Jakie?
    - Mieć właśnie ciebie. Przeżyć z tobą...
    - Domyślałem się. Nie szedłem w ciemno. I pewnie masz jeszcze jedno.
    - Jakie? - teraz ja spojrzałem na niego ciekawie.
    - Te sto kilometrów z kawałkiem to nie odległość, prawda?
    - Prawda - potwierdziłem bez wahania.
    Ułożyłem twarz na jego torsie. Dotknąłem jego penisa, pogładziłem jądra. On przytulił mnie mocno.
    A moje trzecie życzenie? Nie mam. Po prostu nie mam...
                                                                                                                                           Annodomini



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Trzy życzenia do złotej rybki
Trzy życzenia
Trzy życzenia 2013
62 Co tam u Janielskich Trzy życzenia
Kent Alison Trzy życzenia
Trzy teorie osobowosci Trzy punkty widzenia
ŻYCZENIA DLA CHOMISIÓW
Kolęda życzenie (opr o Cherubin Pająk)
Dzień Babci i Dziadka teksty życzeń, BABCIA I DZIADEK
Życzenia wielkanocne(1), Wielkanoc, Życzenia Wielkanocne
życzenia wielkanocne, Gazetki dla rodziców, na gazetkę
MAMO i babciu, Księga życzeń--zrób sam, instrukcja-jak wykonać
Morfologia, rok numer trzy, farmakognozja, sprawdziany = kolokwia
Trzy teorie wg Schillera dotyczacych przyczyn ubostwa, STUDIA, na studia, pedagogika społ
Polska w XIX wieku przeszęa trzy najwa+niejsze powstania, wszystko do szkoly
Trzy kamienie obrazy, Protestantyzm
Życzenia Wielkanocne, wierszyki

więcej podobnych podstron