Alison Kent
Trzy życzenia
Wszystkie dZIEWCZYNY
w dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNIE
Samantha Venus dla miesięcznika
’’
Wielkie Miasto’’
Witaj, droga Czytelniczko! Oto drugie spotkanie
z kobietami tworzącymi modę dla dZIEWCZYN,
które wiedzą, czego chcą! (czy ktokolwiek rze-
czywiście wie, czego chcemy my, dZIEWCZY-
NY?)
Moda bez kosmetyków i akcesoriów to prawie
tort bez polewy. Dlatego dOSKONAŁA-dZIEW-
CZYNA nie mogłaby obejść się bez Chloe Zunigi,
szefowej dZIEWCZYNY w dROGERII oraz
dROBIAZGÓW dZIEWCZYNY. Ta kobieta zna
się na makijażu i wie, jak tę wiedzę wykorzys-
tywać, jak mało kto!
Dotarły do mnie wieści, że rosnąca popularność
firmy narusza prywatność Chloe. Wszystkiego
dowiem się z pierwszej ręki podczas zbliżającej
się imprezy firmowej otwartych drzwi dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY. Myślę, że nie zdołam się
powstrzymać przed opisaniem tego, co się tam
wydarzy!
Pani Zuniga zaprezentuje się także podczas
pokazu mody kobiecej ,,Szalona zima’’ oraz
pierwszego konkursu na projektantkę dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY, gdzie będzie służyła
radą i wsparciem wszystkim uczestniczkom.
Po szczegóły zapraszam na stronę www.dOSKO-
NAŁA-dZIEWCZYNA.com.
8
Alison Kent
Rozdział pierwszy
Chloe Zuniga minęła próg baru sportowego ,,Przerwa
u Haydona’’ i cofnęła się, wstrząśnięta panującym we-
wnątrz hałasem. Dlaczego sporty zespołowe zmieniają
cywilizowane imprezy w głośne rykowisko, na którym
wszyscy wyją, trąbią, krzyczą i buczą jak zwierzęta
w dżungli?
Głuche dudnienie odbijające się od ścian baru dener-
wowało ją do tego stopnia, że miała ochotę wepchnąć do
uszu zatyczki lub watę, nie mówiąc o tym, że chętnie
wymieniłaby dwa luksusowe zestawy pielęgnacyjne
dZIEWCZYNY w dROGERII za opakowanie odświeża-
cza powietrza.
Chloe nerwowo wachlowała się ręką, jednocześnie
wypatrując w słabo oświetlonym tłumie mężczyzny
o sylwetce Tarzana.
Zabije Erica Haydona, jeśli nie przyszedł.
I pomyśleć, że facet miał czelność nie oddzwaniać
i zmuszać ją, by spędzała czas w tak niedorzecznych
miejscach. Był kwiecień, wspaniałe sobotnie popołudnie.
Napis przed wjazdem na parking głosił, że dzisiejszego
wieczoru odbędzie się impreza otwierająca sezon, a ,,Prze-
rwę u Haydona’’ uważano za najlepszy lokal na Rich-
mond Drive w Houston.
Chloe z całą pewnością wolałaby się znaleźć gdzie
indziej. Prostactwo, otóż to, niewychowane i niekultural-
ne, przemawiała w myślach, ślizgając się na skorupkach
orzechów arachidowych, kapslach po piwie i rozmaitym
innym paskudztwie, które przylepiało się do jej pode-
szew. Sporty zespołowe! Chloe lekceważąco wzruszyła
ramionami i westchnęła głęboko.
Co za pomysł, żeby dorośli ludzie łapali się i ob-
macywali, powalali na ziemię i kotłowali, usiłując się
prześlizgnąć na jedną lub drugą stronę boiska. Idiotyczne
spodnie, głupkowate ksywki i kretyńskie napoje tonizują-
ce w kolorach dziecięcych kredek. Całkowity brak godno-
ści i strata pieniędzy.
Chloe dobrze pamiętała, że w dzieciństwie była goto-
wa w jednej chwili oddać pilnie ukrywaną kolekcję kart
baseballistów za szansę wskoczenia w kostium i gry
z chłopakami z sąsiedztwa. Przede wszystkim jednak
pamiętała sukienki, lakierki i okropnie niewygodne ła-
weczki z zimnej stali, na których musiała siadywać obok
ojca, by dopingować braci rywalizujących na boisku. Była
małą dziewczynką tatusia, śliczną, z różowymi policz-
kami i kruchą. Już wtedy przekonała się, że rodzaj męski
woli, aby kobiety nie schodziły z piedestału, tkwiły
w domu i zachowywały należny dystans podczas wszyst-
kich zabaw.
10
Alison Kent
– Ej, mała. Strzelimy po piwku? – rozległ się natar-
czywy głos.
Chloe westchnęła i spojrzała w lewo. Ujrzała obok
siebie niegdysiejszego sportowca. Jego mięśnie już dawno
zmieniły się w tłuszcz. Nieznajomy pokazał wzrokiem
trzy butelki piwa na stoliku nieopodal.
– Raczej nie – odparła.
– Nie chcesz piwa? To może miałabyś ochotę przeżyć
ze mną najwspanialszą noc życia?
Błagam, pomyślała ze wstrętem.
– Niespecjalnie.
– Och, daj spokój, słonko. – Pochylił się nad jej
wydekoltowaną bluzką. – Gdybyś pozwoliła mi obejrzeć
swoje nagie ciałko, mógłbym umrzeć w szczęściu i spoko-
ju ducha.
– Nie wątpię. Rzecz w tym, że gdybym ja zobaczyła
cię nago... – Chloe dźgnęła go palcem w ogromny brzuch
– ...pewnie umarłabym ze śmiechu. Dzięki, ale nie jestem
zainteresowana.
Odwróciła się, nie zwracając uwagi na pomruki współ-
czucia świadków rozmowy, i udała się na poszukiwania
spokojniejszego miejsca, z dala od zatłoczonych stolików.
Mężczyźni! Są tacy przewidywalni. Zobaczą kawałek
dekoltu i od razu im odbija. Wciąż rozglądając się w po-
szukiwaniu Erica, wyszła z głównej sali, skierowała do
wyjścia i stamtąd rozejrzała się po lokalu.
Nie ulegało wątpliwości, że świat potrzebował nowe-
go Cary’ego Granta. Mężczyzny dla kobiet. Romantyka
całą gębą.
Chloe miała tylko dwadzieścia sześć lat, ale odkąd
sięgała pamięcią, zawsze chętnie oglądała ulubione filmy
11
Trzy życzenia
matki, której nie znała, bo zmarła przed pierwszymi
urodzinami Chloe. Nie była ani zbyt młoda, ani zbyt
zblazowana, ani tak cyniczna, by nie zazdrościć Ingrid
Bergman gorących spojrzeń z ,,Indiscreet’’, Deborah Kerr
miłości z ,,Niezapomnianego romansu’’, a Grace Kelly
pamiętnego pocałunku ze ,,Złodzieja w hotelu’’. Czy właśnie
dlatego matka tak uwielbiała klasyczne filmy o miłości?
A może tylko fascynowały ją interesujące historie? Chloe
ogromnie żałowała, że nigdy się tego nie dowie.
Nie wiedziała także, jaki naprawdę był związek jej matki
z ojcem, który wielbił pamięć żony i zawsze stawiał ją
Chloe za przykład. Ojciec wielbił i idealizował wspomnie-
nia, a Chloe nauczyła się od niego, że rzeczywistość nie jest
w stanie sprostać idealistycznym wyobrażeniom.
Pragnęła mężczyzny, dzięki któremu mogłaby poczuć
się tak, jakby przed nią nie istniała dla niego żadna inna
kobieta. Chciała dać się przekonać, że ten mężczyzna
gotów jest oddać za nią życie, że gotów jest...
– Ej, kociaku. Masz jakieś imię?
Chloe odwróciła się, by ocenić nowego adoratora.
Krępy, muskularny mężczyzna ustawił się stanowczo
zbyt blisko niej. Jego wybałuszone, żabie oczy wpat-
rywały się w jej dekolt.
– Królowa Śniegu – odparła chłodno.
Ropuch zaśmiał się i przysunął jeszcze bliżej.
– A czym się zajmujesz? Znaczy, kiedy nie odgrywasz
nieprzystępnej?
– Udaję kobietę.
Zanim zdążył odpowiedzieć, ominęła go i ruszyła
pośpiesznie do toalety.
Faceci! Frajerzy i nudziarze.
12
Alison Kent
Czyżby naprawdę tak dużo oczekiwała? Czyżby jej
wyobrażenia o trwałym związku były zbytnio zniekształ-
cone filmowymi fantazjami? Czy tak trudno było porozu-
mieć się z mężczyzną do tego stopnia, by potrafił dokoń-
czyć zdanie, które ona zaczynała? Tego właśnie pragnęła
Chloe. Chciała takiego związku, takich relacji, takiego
porozumienia. I seksu na dodatek.
Weszła za drzwi z napisem ,,Dla pań’’. Z uznaniem
przyznała, że pomieszczenie było nieskazitelnie czyste,
chociaż nieco za małe jak na jej gust.
Co ja tutaj robię? W taki wieczór, w takim barze? Co
chcę osiągnąć? Tutaj na pewno nie znajdę księcia goto-
wego zabijać smoki i nie zadawać zbędnych pytań.
Po co przychodziła do mężczyzny, skoro miała pięć
przyjaciółek, doskonale ją rozumiejących i chętnie służą-
cych pociechą, radami zawodowymi oraz czekoladą,
o każdej porze dnia i nocy?
Pogrążona w coraz bardziej ponurych rozmyślaniach
Chloe powędrowała z powrotem do baru. Postanowiła
wydostać się z kłębów dymu papierosowego i przenik-
liwego hałasu. Weszła po schodkach na lakierowaną
podłogę nieco intymniejszego pubu, stanowiącego część
lokalu.
Miejsce dyskretnie oświetlono mosiężnymi latarniami.
Porozdzielane drewnianymi, czerwono-zielonymi prze-
pierzeniami stoliki świetnie się nadawały na kryjówkę
przed ludźmi. Na szczęście dla Erica, Chloe miała pew-
ność, że go tutaj zastanie.
Erica Haydona trudno było uznać za księcia, lecz mimo
hałaśliwego sposobu bycia i ostentacyjnej pewności siebie
pielęgnował w sobie odrobinę kultury i obycia.
13
Trzy życzenia
Dlatego świetnie pasował do jej planów.
Czarny ford mustang, którego widziała z tyłu lokalu,
z pewnością należał do niego. Trudno było przeoczyć
charakterystyczne tablice rejestracyjne z napisem ,,Prze-
rwa u Haydona’’. Typowa zabawka dla dorosłego chłopca:
auto skutecznie przykuwające uwagę wszystkich. Sama
również zwróciła na nie uwagę.
Nie miało znaczenia, że Eric Haydon jest zdeklarowa-
nym, zdecydowanym, niepoprawnym i zajadłym wielbi-
cielem sportu: był jej potrzebny. Nauczyła się już zresztą
radzić z jego sportową obsesją, kiedy przez miesiąc
uczestniczyli w turnieju łowców doskonałych, zorganizo-
wanym i wymyślonym przez Macy Webb, która potrze-
bowała tematu do swojego comiesięcznego artykułu w wi-
trynie internetowej w dziale dZIEWCZYNA-dEMON.
Chloe ominęła kelnerkę w niemodnym stroju do
baseballa i podniosła wzrok w samą porę, aby ujrzeć za
barem mężczyznę, którego szukała.
Przez miesiąc, kiedy uczestniczyli w zabawie Macy,
chodzili razem na kolacje, pili drinki, opowiadali sobie
pieprzne dowcipy, nie wspominając o jednym bardzo
namiętnym pocałunku. Chloe liczyła na to, że dzięki temu
mogą się uważać za przyjaciół. A przecież przyjaciele są od
tego, żeby sobie pomagać, także w sprawach zawodo-
wych.
Odetchnęła głęboko i ruszyła na spotkanie Ericowi,
który też już ją dostrzegł.
Jego szara, wyciągnięta na spodnie koszulka opinała
ramiona i brzuch.
Ciało Erica przypominało dzieło sztuki, było twarde,
mukularne i nadawało się na okładkę kalendarza. Chloe
14
Alison Kent
usadowiła się na czerwonym stołku, oparła łokcie na
lśniącym, czarnym barze, a brodę schowała w dłoniach.
Macy miała rację, nazywając go Tarzanem. Chloe
wyobraziła sobie, jak Eric zwisa na lianie i wali pięściami
w klatkę piersiową, a za cały ubiór wystarcza mu skąpa
przepaska...
– A niech mnie, jeśli to nie Chloe Zuniga we własnej
osobie, panna ładniutka w różowym ubranku! – Eric
trzasnął pięścią o bar, aż zadrżały łokcie Chloe.
Na wzmiankę o swoim ulubionym kolorze uśmiech-
nęła się słodko, usiłując sobie przypomnieć starannie
przygotowane i wielokrotnie przećwiczone dowcipne
powitanie.
Znalazła się jednak zbyt blisko Erica i zapomniała
wszystko, co sobie zaplanowała. Ten facet był nieodpar-
cie, wręcz denerwująco przystojny. Poruszyła się nie-
spokojnie na stołku.
– Nie mam na sobie nic różowego, ani na zewnątrz,
ani pod spodem.
Eric wspiął się na półkę pod barem i pochylił. Chloe
podniosła stopę i pokazała skarpetki, tenisówki oraz
długie, dżinsowe szorty.
Eric uważnie wpatrywał się w jej twarz i nagle strzelił
palcami.
– Cień do powiek. Z całą pewnością różowy.
– Z całą pewnością nie. To nowy kolor dZIEWCZYNY
w dROGERII. – Zmrużyła oczy. – Biel stroboskopowa
– wyjaśniła.
Eric zachmurzył się, jakby ujrzał coś, czego nie rozu-
miał, po czym z niedowierzaniem uniósł brwi, gdy sobie
uświadomił, w czym rzecz.
15
Trzy życzenia
– Chloe, nie widzę cię teraz w całości, ale na pewno
masz na sobie futbolową koszulę. Poza tym włożyłaś
tenisówki. Gdybym cię nie znał lepiej, uznałbym, że o coś
ci chodzi.
Chloe zacisnęła usta, oczekując aż Eric przypomni
sobie o jej dwóch telefonach, na które nie odpowiedział.
Eric cofnął się o pół kroku, ściągnął z ramienia zielony
ręcznik z czerwoną literą H i wytarł w niego ręce.
– Odpowiedź brzmi: nie.
Nigdy nie przypuszczała, że łatwo jej pójdzie, ale nie
sądziła też, że od razu przegra.
– Posłuchaj, kotku. Jak możesz mówić: nie, skoro
nawet nie znasz pytania?
– Przez miesiąc byłem twoim parterem w turnieju
łowców doskonałych. Nie sądzę, aby moje zachowanie
wpłynęło na nasze stosunki. A teraz wybacz, klienci
czekają.
– Jeśli już o tym mowa, to ja siedzę przy barze
i czekam, aż ktoś raczy mnie obsłużyć.
Ręcznik powędrował z powrotem na ramię Erica,
a jego dłonie spoczęły na biodrach. Mężczyzna zrobił
rzeczową minę.
– Co mogę ci podać?
Nic nie poszło tak, jak sobie zaplanowała, i mogła za to
winić wyłącznie siebie. Musiała zgodzić się na jego
warunki gry. Sięgnęła po zafoliowane menu ze stosu pod
ścianą na końcu baru.
– Masz tu coś dobrego?
Przysunął jej koszyk z fistaszkami, a potem jeszcze
jeden, z precelkami.
– Przejrzyj menu. Mam dwadzieścia pięć rodzajów
16
Alison Kent
beczkowego piwa. Jeśli ci przyjdzie ochota, któryś z bar-
manów zmiksuje ci wszystko, czego sobie zażyczysz.
Udała, że się krzywi.
– Spędziliśmy ze sobą okrągły miesiąc, a ty musisz
pytać, czego się napiję?
– Ryzyko zawodowe. Jason! – Eric zawołał przez
ramię, nie spuszczając wzroku z Chloe. – Przynieś księż-
niczce kieliszek cosmopolitana.
Eric wiedział, że jest jeszcze za wcześnie na ulubiony
drink Chloe. Nie miała jednak zamiaru wypominać mu
tego, gdyż domyślała się, że właśnie na to czekał. Chciał,
aby stwierdziła, iż wszystko pomieszał, zapomniał, powi-
nien ruszyć wreszcie głową i przestać się zachowywać jak
bezmyślny mięśniak. Ani myślała uciekać się do podob-
nych zarzutów.
Miała świadomość, że jeśli będzie podskakiwała, nigdy
nie uda się jej przekonać Erica. Skoro odgrywał zasadniczą
rolę w jej planach, uśmiechnęła się życzliwie i pociągnęła łyk
różowego drinka, szybko przyniesionego przez barmana.
Eric stał nieruchomo i przyglądał się jej z rezerwą.
Kiedy upiła jeszcze więcej drinka, na którego wcale nie
miała ochoty, wyciągnął kieliszek z jej dłoni.
– Co ty kombinujesz, Chloe? Moja odpowiedź wciąż
brzmi: nie, ale jestem ciekaw, co cię tu sprowadza.
Podniosła precelka i przełamała go na pół. Eric wyglądał
uroczo, kiedy był taki... zmieszany.
– Nie jestem pewna, czy mam ochotę o tym opowia-
dać, skoro twoją głowę wypełniają same brzydkie myśli
na mój temat – stwierdziła.
– Wiedziałem, że coś knujesz. – Eric trzasnął ręcz-
nikiem w czysty i lśniący blat baru.
17
Trzy życzenia
– No pewnie. W końcu jestem kobietą.
– Otóż to. – Wycelował w nią palec. – To oznacza, że
bez względu na to, jakie myśli chodzą ci po głowie, ty na
tym skorzystasz, a ja zostanę na lodzie.
Przesunęła palcami po nóżce kieliszka, który odebrała
Ericowi.
– To nie musi być prawdą. O ile pamiętam, nasz
pocałunek po tequili porządnie cię rozgrzał.
– Oboje byliśmy nieco pijani. Dobrze o tym wiesz.
– Tylko pomyśl, co by się stało, gdybyśmy poszli na
całość. – Sama często się nad tym zastanawiała.
Eric najwyraźniej nie podzielał jej ciekawości.
– Lepiej ty pomyśl, co by się stało, gdybyśmy wcale nie
pili.
– No, co by się stało? – zainteresowała się szczerze.
– Daj spokój. – Eric powrócił do porządkowania baru.
Odsunął precle i orzeszki. – Nie jestem w twoim typie
i oboje o tym wiemy. Przynajmniej nie mamy co do tego
wątpliwości na trzeźwo.
Odsunęła drinka i zaczęła zastanawiać się nad opusz-
czeniem lokalu. Nie ulegało wątpliwości, że już straciła
twarz i nie musi się przejmować swoim zachowaniem.
– Możesz poprosić Jasona, żeby przyniósł mi napój
niskokaloryczny?
Eric rozstawił szeroko ręce na barze i zwiesił głowę.
– Och, Chloe. Nie rób mi tego.
– Nie rób mi czego, kotku? – Naprawdę chciała
posłuchać o jego wątpliwościach, zastrzeżeniach, przy-
czynach, dla których połączenie sił nie wchodziło w grę.
Musiała znać grubość muru, w który waliła głową.
– Nie udawaj, że chcesz ode mnie czegoś, czego nie
18
Alison Kent
może ci dać żaden inny mężczyzna. – Uniósł głowę
i wskazał ręką główną salę oraz pub. – Wiesz, mogę ci to
udowodnić. Poproś o przysługę dowolnie wybranego
faceta i gwarantuję ci, że usłyszysz radosne ,,tak’’.
– W przeciwieństwie do twojego ,,nie’’. – Chloe
uniosła brwi.
– Właśnie.
– Kotku, jestem tu od dwudziestu minut i żaden
mężczyzna nie odezwał się do mnie słowem. – Drobne
kłamstewka nikomu nie robią krzywdy.
– Tylko dlatego, że zmonopolizowałem twój czas.
– Poza tym skoncentrowałeś się na mnie i zignorowa-
łeś innych klientów przy barze. A przecież żadne z nas nie
jest ani trochę wstawione. – Jakby na podkreślenie tych
słów zjawił się Jason ze szklanką napoju z lodem. Chloe
podziękowała mu i ponownie wbiła wzrok w Erica.
Mógł jedynie potrząsnąć głową.
– Widzisz, Chloe, jest mi z tobą tak dobrze, że aż
niebezpiecznie. Za dobrze mnie znasz.
– Chyba możesz winić za to Macy. To jej zabawa
odniosła skutki, których się nie spodziewałam.
– Zgadza się. – Podniósł dłoń w geście powitania,
kiedy stały klient zajął miejsce przy barze. – Słysza-
łem, że Anton rozstaje się z Lauren.
– Chciałeś powiedzieć, że Lauren rozstaje się z An-
tonem.
– Jak sobie życzysz. Możesz wierzyć w te swoje
babskie, oszukańcze gierki słowne. – Z zadziorną, wyzy-
wającą miną spojrzał jej w oczy. – Ja pozostanę przy
prawdziwie męskiej wersji tej historii.
Chloe wpatrywała się w niego przez długą chwilę. Cały
19
Trzy życzenia
czas dobiegał ich hałas z baru. Szklanki brzęczały, telewi-
zory ryczały, drzwi do kuchni otwierały się i zamykały.
Chloe bawiła się słomką w napoju, przesuwała palcami po
obrzeżu szklanki i zanurzała uparcie wypływającą kostkę
lodu.
Dorastała wraz z pięcioma mężczyznami. Eric Haydon
mógł robić wszystko, aby ją zmusić do odwrócenia
wzroku, ale nie miał żadnej szansy zwyciężyć w tej
bitwie. Już się przyznał do swojego zainteresowania.
Teraz musiała tylko pilnować się, aby zbyt szybko nie
ujawnić szczegółów.
Ta myśl tak bardzo rozochociła Chloe, że wbiła ostatni
gwóźdź do trumny Erica. Popatrzyła na niego, a następnie
spojrzała na ekran telewizora
– Kto wygrywa?
– Hę?
– W meczu Astros. Bez patrzenia. Kto wygrywa?
Eric zamrugał oczami, potem jeszcze raz, jakby usiłując
odblokować podświadomie zapisany wynik.
– No dobrze, przyznaję, rozproszyłaś mnie. Zadowo-
lona?
– Byłabym zadowolona, gdybyś wreszcie się przyznał,
że jesteś ciekaw, co tutaj robię i czego chcę.
– Przecież powiedziałem, że jestem.
– Ale zastrzegłeś się, że odpowiedź i tak brzmi ,,nie’’.
– Litości, księżniczko. Nie możesz oczekiwać, że zgo-
dzę się w ciemno. Jestem absolutnie pewien, że twoja
prośba wiąże się z męczarniami lub publicznym upoko-
rzeniem.
Chloe zerknęła na dwóch mężczyzn przy barze. Obaj
głośno dopingowali trzeciego, który pił duszkiem kufel
20
Alison Kent
piwa bez nabierania oddechu. Płyń zbierał mu się w kąci-
kach ust i spływał po brodzie, sącząc się strumyczkiem na
środku koszulki.
– Nie sądzę, abym ci była potrzebna do urządzenia
spektaklu publicznego upokorzenia. – Wskazała głową
rozbawioną trójkę.
– Do czego jesteś mi potrzebna, Chloe?
Chloe udała, że rozważa pytanie Erica. Naprawdę nie
miała ochoty odgrywać bezradnej kobietki wciskającej
kit, ale w tej sytuacji chyba nie miała innego wyjścia. Nie
przestając bawić się słomką, odwróciła wzrok i spuściła
powieki. Sprawiała wrażenie pokonanej i podporząd-
kowanej.
– Zapewne masz rację – westchnęła. – Nie mam nic,
czego potrzebujesz. Ale ty dysponujesz czymś, co mogło-
by mi bardzo pomóc.
– Przysługa? O to ci chodzi? Chcesz, żebym ci wy-
świadczył przysługę? – Niepewnie potarł twarz dłonią.
– Myślałem, że chodzi ci o skok przez płonącą obręcz albo
coś w tym stylu.
Chloe jeszcze nie wykluczyła płonących obręczy.
Chciała najpierw przekonać Erica, że wyświadczy jej tę
przysługę z własnej i nieprzymuszonej woli. Gdyby
właściwie to rozegrała, być może nawet uwierzyłby, że
sam wpadł na ten pomysł.
– Od czego mam zacząć?
Spojrzał na nią przez palce.
– Początek to najlepszy punkt wyjścia.
– Nie jestem pewna, czy moja, eee, sytuacja ma
typowy początek, raczej chodzi o to, że ludzie nagle
uświadomili sobie...
21
Trzy życzenia
– Chloe, mów po ludzku!
– Chodzi o pracę i moją reputację osoby o niewyparzo-
nym języku.
Eric głośno sapnął.
– Wiedziałem, że do tego dojdzie. Trafiłaś na dywanik,
co?
– To inna sprawa – odparła, wstając. – Dlaczego
kobiety mają niewyparzone buzie, a faceci po prostu
wyrażają się dosadnie? To zwykła niesprawiedliwość
i dyskryminacja. – Chloe szczególnie nie lubiła tego typu
uprzedzeń.
Eric nawet nie próbował tłumić śmiechu.
– Facetowi ciężko byłoby pracować w firmie o nazwie
dOSKONAŁA-dZIEWCZYNA.
– Nie ma problemu z używaniem dosadnych słów,
jeśli świadkami są wyłącznie koleżanki z pracy. Kiedy
spotykamy się wieczorami lub pracujemy w mieszkaniu
Macy. Albo raczej u Lauren, skoro Macy rozkoszu-
je się mieszkaniem z Leo. – Chloe ponownie skoncen-
trowała się na rurce i zatapianiu kostki lodu. – Chodzi o to,
że kiedy... zapominam się w biurze, Sydney traci panowa-
nie nad sobą.
– Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby Sydney mogła
kiedykolwiek stracić panowanie nad sobą.
– Ona bardzo poważnie podchodzi do interesów i dba
o to, żebyśmy wszystkie zachowywały się jak się należy,
bo nasza reputacja wpływa na notowania dOSKONA-
ŁEJ-dZIEWCZYNY.
– A zatem dostałaś reprymendę.
– Jeśli chcesz to tak ująć, owszem.
– Zdaje się, że ty coś ujęłaś znacznie dosadniej.
22
Alison Kent
Chloe poczuła, że znalazła się na grząskim gruncie
i dlatego tym bardziej potrzebowała pomocy.
– Jest jeszcze jeden drobiazg.
– Drobiazg? – Erich oparł ręce na barze.
Chloe poczuła się dziwnie. Z jednej strony pragnęła
jego zainteresowania, ale z drugiej nie podobało się jej, że
je okazuje. Żałowała, że nie spotkała się z nim z innego
powodu. Teraz, kiedy nadeszła chwila prawdy, wcale nie
miała ochoty się nią dzielić. Właściwie wolałaby się
samodzielnie wygrzebać z kłopotów.
Pociągnęła długi, solidny łyk napoju, przełknęła i za-
nim zmieniła zdanie, wyznała:
– Chodzi o moje zwyczaje... hm... randkowe.
– Masz na myśli to, że traktujesz mężczyzn jak napój
dietetyczny? – spytał Eric, obracając pustą szklanką.
– Pierwszy łyk jest przyjemny, ale potem lód topnieje
i znika gaz?
– To niezupełnie tak. – Zmrużyła oczy.
– A jak? Bez względu na to, jak bardzo się staram, nie
udaje mi się znaleźć wystarczająco wielu palców u rąk
i nóg, aby policzyć mężczyzn, z którymi widziałem cię
w tym roku. A mamy dopiero kwiecień.
Czyżby naprawdę było ich ponad dwudziestu? Naj-
wyraźniej straciła rachubę.
– Lubię mężczyzn. Z przyjemnością chodzę na rand-
ki. Nie potrzeba jednak wybitnego naukowca, aby
szybko się zorientować, że dwoje ludzi do siebie nie
pasuje.
– Chwila, wyjaśnijmy coś sobie. – Eric pokręcił głową.
– Za każdym razem, gdy się umawiasz z nowym facetem,
przeprowadzasz mu test na stopień dopasowania? Nie
23
Trzy życzenia
próbujesz się najpierw zaprzyjaźnić? Ani nie starasz się
zabawić?
– Zabawa i przyjaźń również wiążą się z dopasowa-
niem, kotku.
Wszystkie dziewczyny mają swoje oczekiwania
i fantazje, prawda? I cóż, że jej przemyślenia nie
podlegały dyskusji. Znała co najmniej jedną piosenkę
o kobiecie, która ubolewała, że nie ma własnego Johna
Wayne’a.
Zupełnie przypadkowo Chloe opowiadała się za Ca-
rym Grantem.
– A co z tobą i mną? – spytał Eric. – Myślisz, że do
siebie pasujemy?
Dobrze się bawili. Uważała go za przyjaciela. To
w końcu nienajgorszy początek.
– Spędziliśmy miesiąc, grzebiąc sobie nawzajem w ba-
gażach i wciąż tu jestem, prawda?
Eric zaniemówił na chwilę. Sądząc po jego minie,
wszystkie myśli nagle wyleciały mu z głowy. Wkrótce
jednak wziął się w garść i zdecydował się na kontratak.
– Czyżbyśmy przed chwilą nie ustalili, że chcesz ode
mnie przysługi? Nie zjawiłaś się tutaj z powodu naszego
dopasowania.
– Naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Muszę zna-
leźć kogoś do towarzystwa. – Powiedziała to beznamięt-
nie, licząc, że treść tej informacji wystarczy, aby wy-
prowadzić Erica z równowagi i zmusić go do kapitulacji.
– Mam się rozejrzeć za kimś odpowiednim? Chcesz,
żebym sprawdził, którzy z moich klientów mogą sprostać
twoim wymaganiom? – Eric rozejrzał się wokół
i ponownie wbił wzrok w Chloe. – A może mam się
24
Alison Kent
skontaktować z jakimś facetem, którego dotąd nie spot-
kałaś? Powinienem podrzucić ci jakiegoś znanego spor-
towca?
Zbyt piękne, aby było prawdziwe.
– Nie. Chcę ciebie.
Zmarszczył brwi, cofnął się o krok i skrzyżował ręce.
– Co to znaczy, że chcesz mnie?
– Potrzebuję ciebie do towarzystwa.
– Brakuje ci chłopca do bicia do przyszłego wtorku?
Poczuła w brzuchu pierwsze nieprzyjemne ukłucie
porażki.
– Wyciągasz nieuzasadnione wnioski, kotku.
– Nieuzasadnione wnioski? Rozumiem, dlaczego
świetnie się nadaję na twojego mężczyznę do towarzys-
stwa.
Straciła dotychczasową pewność siebie. To nie miało
być tak. Dlaczego on mówi o tym z taką goryczą? Sięgnęła
po torebkę z czerwonej skóry, w której trzymała port-
monetkę. Czas zapłacić za drinka i wyjść.
Mężczyźni!
Eric delikatnie położył dłoń na jej ręce.
– Chodź. Porozmawiamy w moim gabinecie – powie-
dział łagodnie.
25
Trzy życzenia
Rozdział drugi
Eric położył dłoń na plecach Chloe i poprowadził
nieoczekiwanego gościa przez główną salę lokalu. Minęli
wahadłowe drzwi do kuchni i znaleźli się w krótkim
korytarzu, zakończonym drzwiami z napisem: ,,Osobom
nieupoważnionym lub bez zbędnych biletów na mecze
finałowe wstęp wzbroniony’’.
Chloe była bardzo drobną kobietą. Miała co prawda
niewyparzoną buzię, a także skłonność do rywalizacji,
lecz i tak wszyscy dostrzegali jej kruchą posturę. Eric miał
prawo się zastanawiać, czy się z nią umówić, czy ją
adoptować.
Wiedział jednak, że nie zgodzi się na żadne pokrętne
plany, które sobie obmyśliła. Jeśli interesował ją wyłącz-
nie jako przedmiot, pomocny w osiągnięciu jakiegoś celu,
to niech ją diabli wezmą!
I niech diabli wezmą jego, jeśli dotąd nie nauczył się,
jak nie dać się wykorzystywać.
Chloe mogła uważać, że wyszła zwycięsko z turnieju
łowców, ale przecież on też nieźle się napracował i wie-
dział o dziewczynie to i owo. Szczerze wątpił, czy
zdawała sobie sprawę, jakimi dysponował informacjami.
Wydawała się twarda, lecz w rzeczywistości była
delikatna. Eric nie miał pojęcia, dlaczego broniła się przed
innymi, udając nieprzystępną i nieżyczliwą, ale jeśli
dzięki temu czuła się bezpieczniej, to niech jej będzie.
Chloe Zuniga nie pojawiła się tu w tym osobliwym
stroju tylko po to, aby się pokazać światu. Na pewno
miała ważny powód.
Sięgnął do klamki, puścił Chloe przodem, kładąc rękę
na jej ramieniu. Zaskoczyła go twardość jej mięśnia.
Znając nastawienie Chloe do ćwiczeń fizycznych, nie
spodziewał się, że może być wysportowana.
Wystrój gabinetu Erica pasował stylem do reszty
lokalu, co oznaczało, że Chloe będzie się tutaj czuła
równie niezręcznie jak przy barze. Zasługiwała jednak na
uznanie, bowiem z całą pewnością bardzo się starała
dopasować do sytuacji. Eric wątpił, czy kiedykolwiek
widział ją w sportowym obuwiu.
Kiedy przyglądał się jej, jak wpatrywała się w ścianę
pełną fotografii z autografami, nie mógł się nie zastana-
wiać, jak prezentowałaby się po intensywnych ćwicze-
niach fizycznych. Jego wyobraźnia okazała się jednak
zbyt uboga, gdyż nigdy dotąd nie widział Chloe choćby
z jednym zmierzwionym blond włosem, chyba że celowo
się rozczochrała, aby wyglądać seksowniej. Widział już
rozsądnych mężczyzn, który zamieniali się w bełkoczą-
cych idiotów na widok takiej łóżkowej fryzury i wielkich,
fiołkowych oczu.
27
Trzy życzenia
Eric oparł się o wielkie drewniane biurko, które kupił na
aukcji w szkole w jakiejś małej miejscowości, skrzyżował
ręce na piersi i zamarł w oczekiwaniu. Nie miał wiele
czasu, Jason wkrótce będzie potrzebował pomocy. Eric
czuł jednak, że bez względu na to, czego chce Chloe,
warto będzie znieść protesty zaniedbanego personelu.
– Bagwell, Biggio, Olajuwon, Lipinski, Campbell,
Ryan, Lewis. – Chloe wymieniła dawne i obecne gwiazdy
sportowe Houston i zatrzymała się przy zdjęciu zawieszo-
nym nieco z boku. Posłała Ericowi spojrzenie typowe dla
osób, które dostrzegały tę fotografię w jego gabinecie.
– Anna Kurnikowa?
– Tenisistka. – Eric wzruszył ramionami.
W odpowiedzi Chloe głośno westchnęła i powróciła do
zwiedzania gabinetu. Oprócz zdjęć z autografami na
ścianie wisiały także oprawione w ramki bilety, które Eric
zbierał od piątego roku życia, od pierwszej wyprawy na
zawodowy mecz.
Nie zdecydował się jednak na oprawienie w ramki
wszystkich biletów. Większość po prostu przyczepił do
ściany, tworząc ciekawą tapetę. Tylko bilety z najbardziej
pamiętnych i niecodziennych meczów zasługiwały na
wyróżnienie.
Eric wpatrywał się w Chloe, która pochyliła się nad
kilkoma biletami i stanęła na palcach, aby odczytać napisy
na paru innych. Poruszała ustami, bezgłośnie wymawia-
jąc kolejne słowa. Uśmiechnęła się, zmarszczyła brwi,
westchnęła.
Pragnął ją spytać, które pamiątki wywołały u niej tę
reakcję, lecz zbytnio zajęła go obserwacja mięśni jej łydek,
które naprężały się mocno, gdy stawała na palcach
28
Alison Kent
i prostowała. Jego uwagę zwróciły także opięte na
biodrach dżinsy i proporcjonalne ramiona ukryte pod
koszulą.
Doszedł do wniosku, że albo Chloe przez kilka ostatnich
miesięcy sporo pracowała na siłowni, albo był ślepy jak kret,
kiedy zdarzyło mu się parę razy ją przytulać. Zwłaszcza
tego wieczoru, gdy tańczyli na imprezie u Lauren i Antona.
Wtedy właśnie zlizał sól z jej skóry, wypił kieliszek tequili
i wyssał sok z limonki, którą trzymała w ustach.
Ta kobieta umiała całować.
Spostrzegłszy, że Eric uważnie ją obserwuje, Chloe
szybko się odwróciła i opadła na kanapę, która stanowiła
artystyczną wizję ławki dla baseballistów, autorstwa
miejscowego projektanta. Dziewczyna potarła skronie
palcami, zamknęła oczy i rozsiadła się na kanapie.
– Właściwie sama nie wiem, co tu robię – wymam-
rotała, a on wiedział, że było to skierowane bardziej do
niej samej niż do niego.
– Zdaje się, że przyszłaś tu złożyć mi propozycję nie
do odrzucenia.
Zamarła i popatrzyła na niego podejrzliwie.
– Przecież już powiedziałeś, że się nie zgadzasz.
To fakt, ale wówczas nie wyglądała na tak przy-
gnębioną i podłamaną jak teraz. A on nie miał wtedy
ochoty występować w roli jej zbawcy. Może któregoś
dnia wreszcie do niego dotrze, że lepiej ratować zbłąkane
zwierzęta niż zbłąkane kobiety. No, ale póki co...
Zacisnął dłonie na krawędzi biurka i podjął świadomą
i niewątpliwie nierozsądną decyzję o zaufaniu Chloe.
Trudno, będzie się martwił później, jak już się wpakuje
w tę sprawę po uszy.
29
Trzy życzenia
– Zadałaś sobie mnóstwo trudu, aby zwrócić na siebie
moją uwagę, księżniczko. Musisz mnie potrzebować
bardziej niż kiedykolwiek mi się śniło.
– Mnie samej nigdy się nie śniło, że mogłabym cię tak
potrzebować – odparła, nie dając się złapać na jego
przynętę.
O kurcze! Co się dzieje?
– Wobec tego powiedz wreszcie wszystko doktorowi
Ericowi, zanim Jason zaciągnie mnie z powrotem do baru.
Chloe odetchnęła głęboko i przesunęła się na krawędź
kanapy. Gdy podniosła wzrok, aby spojrzeć Ericowi
w oczy, na jej twarzy nie pojawił się nawet cień fałszu.
– Rzecz w tym, że kocham swoją pracę. Naprawdę.
Nie jestem sobie w stanie wyobrazić niczego, co mogłoby
mnie tak uszczęśliwić, jak praca dla dOSKONAŁEJ-
-dZIEWCZYNY. Nie chcę jej stracić.
– A czemu miałabyś stracić? Jesteś przecież współ-
twórczynią tej firmy, a nie pracownikiem do odstrzału.
– Nie chodzi o redukcję etatów. Sydney dobrze wie, co
robi. Jeszcze nigdy nie wiodło się nam tak dobrze. – Chloe
wsunęła dłonie pod uda, zakołysała się na kanapie i po-
śpiesznie dokończyła: – Chodzi o mnie, moją niewypa-
rzoną gębę i jeszcze o to, że... umawiam się z każdym, kto
mnie zaprosi.
– A to dopiero! Ranisz moje serce. Kiedy ja cię
zaprosiłem, dostałem kosza. – Zrobił perskie oko, aby nie
miała wątpliwości, że żartuje.
– Oczywiście, przesadzam. Nie z każdym. – Powoli
przestała się kołysać i zapatrzyła się na Erica swoimi
wielkimi, fiołkowymi oczami.
– Pewnie, że nie z każdym. Ze mną nie.
30
Alison Kent
– Nie umawiam się z tobą, bo mam po temu powody.
Jeden z nich jest taki, że świetnie się z tobą bawię.
– Urwała, jakby się zastanawiając, co powiedzieć. W koń-
cu cicho przyznała: – Nie chcę popsuć tego, co nas łączy
jako przyjaciół.
A co ich łączy jako przyjaciół? I dlaczego przygnębiło
go jej automatyczne założenie, że mieliby to popsuć?
Dobrze wiedział, że Chloe ma rację, i nie potrafił sobie
wyobrazić ich wspólnej przyszłości, nie podobało mu się
jednak, że nawet nie ma szansy spróbować.
Szansy? Właściwie jakiej szansy? Udowodnienia, że
księżniczka może cię rzucić jak każda inna kobieta?
– Chloe, powiedz mi, o jaką pomoc ci chodzi? Co
może ci zaproponować firma Usługi Towarzyskie Erica?
Chloe wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem,
żywo gestykulując.
– Przez kilka następnych miesięcy dOSKONAŁA-
-dZIEWCZYNA ma się zasadniczo przeobrazić. Poja-
wi się kilka ogólnokrajowych mutacji pisma. Sydney
starannie się do tego przygotowuje. Specjalnie zatrudniła
projektantów, mówi o wejściu firmy na giełdę. To ozna-
cza, że wszystkie znajdziemy się pod lupą. Otrzymałyś-
my polecenie uporządkowania życia prywatnego. Doty-
czy to w szczególności mnie. Muszę przewietrzyć swoje
szafy.
– Oho! – Eric skinął głową i zastanowił się, na czym
miałaby polegać jego rola. – To ciężka sprawa.
– O czym mówisz? O wypuszczeniu akcji dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY? – Zmrużyła oczy. – Czy też
o trupach w moich szafach?
– Daj spokój, Chloe. To jakiś nadmuchany problem.
31
Trzy życzenia
Jak długo tu jesteś? – Zerknął na tablicę do koszykówki
przerobioną na zegar ścienny. – Od pół godziny?
– Tak. I co?
– Może wymknęło ci się jakieś brzydkie słowo, ale na
pewno nie takie, którego nie użyłaby troskliwa matka
przy swojej ukochanej pociesze.
– Zaufaj mi. – Wsunęła dłonie głęboko do kieszeni
szortów i wbiła spojrzenie w czubki tenisówek. – To tyl-
ko dlatego, że trzymam gębę na kłódkę.
Eric się pochylił i poczuł delikatny zapach jej włosów.
Uśmiechnął się z przyjemnością.
– No i tak trzymaj – szepnął. – Wszystko będzie tak,
jak trzeba.
– A zatem rozwiązałeś jeden z moich problemów.
– Uniosła w górę dwa palce. – Pozostaje jeszcze tylko
kwestia mojej reputacji. I jeszcze jest sprawa Poe.
– Poe?
– Annabel Lee Poe. Oddałaby diabłu duszę w zamian
za moje stanowisko.
Eric potrzebował więcej informacji, aby rozbroić tę
bombę, niemniej dobrze znał reputację Chloe i mógł
rozwiać jej wątpliwości.
– Myślisz, że masz złą reputację? – Pokręcił głową.
– Chyba tylko w moich snach.
W kąciku jej ust pojawił się zalążek uśmiechu.
– No widzisz. Znowu śnisz.
Ani myślał komentować jej słów.
– Chodzisz na randki. To nic wielkiego. Gdybyś się
puszczała na lewo i prawo, na pewno coś bym o tym
wiedział.
– Co to znaczy?
32
Alison Kent
– Obracamy się w tych samych kręgach – zaczął,
wiedząc, że wstępuje na grząski grunt. – Jestem właś-
cicielem baru. Wierz mi. Ludzie mi się zwierzają. Twoja
reputacja jest bez zarzutu.
W tej samej chwili, gdy skończył mówić, zdał sobie
sprawę, że wpadł. W oczach Chloe pojawił się przebiegły
błysk.
– Miałam nadzieję, że to powiesz.
Wymamrotał coś bez sensu i w końcu zamilkł. Tak się
właśnie kończą próby okazania komuś życzliwości. Przy-
najmniej wiedział, że powinien się zamknąć, zanim
kompletnie się pogrąży.
– W ciągu dwóch najbliższych miesięcy wybieram się
na trzy oficjalne imprezy – oświadczyła Chloe. – Wszyst-
kie mają charakter zawodowy. Nie uda mi się z nich
wykręcić, jestem wydelegowana jako przedstawicielka
dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY.
– To świetnie. – Dobrze wiedział, do czego zmierza
dziewczyna, i na szczęście od samego początku się za-
strzegał, że nie jest zainteresowany. – Z całą pewnością
kogoś znajdziesz. Albo jeszcze lepiej, idź sama. Unikniesz
oskarżeń o złą reputację.
– Taka dziewczyna jak ja nie może iść solo – pokręciła
głową.
– Niby czemu?
– Bo ma taką, a nie inną reputację.
– Chyba żartujesz. Zdaje się, że masz kłopoty właśnie
z powodu takiej, a nie innej reputacji, zgadza się?
– Nie jesteś kobietą. Nie oczekuję, że to zrozumiesz.
Nie mogę iść sama i tyle. Muszę znaleźć partnera.
Byłabym ci ogromnie wdzięczna, gdybyś mi pomógł.
33
Trzy życzenia
Zignorował jej energiczne trzepotanie rzęsami.
– Mówiąc o pomocy, masz na myśli... – Skinęła głową.
– Sam nie wiem, Chloe. Nie mam ochoty znaleźć się
w twoich statystykach.
– Nie grozi ci to. Chodzi wyłącznie o interesy. Nie
będzie żadnych niedomówień. Jeśli pojawię się z tym
samym facetem na trzech imprezach, plotki ucichną.
– Ależ bynajmniej! One się dopiero nasilą, tylko
w innych kręgach. W moich. A ja naprawdę nie mam
na to ochoty.
Z drugiej strony jednak...
– Nie rozumiesz? – Położyła smukłe palce na jego
ramieniu. – O to właśnie chodzi. Sydney nie będzie
miała zastrzeżeń, jeśli wszyscy się przekonają, że im-
prezowiczka się ustatkowała.
– Najpierw domagasz się faceta do towarzystwa.
Teraz potrzebujesz kogoś, kto potwierdzi twoją wiary-
godność. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale nawet ja nie
potrafię być wszystkim dla każdej kobiety.
Eric odszedł od biurka, lecz jeszcze długo czuł na
ramieniu dotyk Chloe. Miał nadzieję, że uda mu się
uwolnić od jej towarzystwa. Dlaczego zawsze przycho-
dziło mu to z taką trudnością? Zagrodziła mu drogę.
– Pomyśl o tym, Eric. Trzy randki. Tylko tyle.. – Chloe
policzyła na palcach: raz, dwa, trzy. – Trzy noce w moim
towarzystwie. Pogawędzimy z dziennikarzami, projek-
tantami, supermodelkami.
Zauważył, że użyła jego imienia, a nie ulubionego:
,,kotku’’.
– Supermodelkami?
– Odwdzięczę ci się.
34
Alison Kent
Czyżby?
– Coś ci powiem – oznajmił. – Zawrzemy umowę.
Musiał przyznać, że w przeciwieństwie do niego nie
odrzuciła z góry tej propozycji. On wolał powiedzieć
krótko ,,nie’’, zanim wysłuchał szczegółów. Miała otwar-
ty umysł.
Może była zdesperowana?
Gotowa na wszystko, aby nie wylecieć z pracy?
– Jaką umowę?
– Pójdę z tobą na te trzy randki. – Powtórzył jej gest
i policzył na palcach: raz, dwa, trzy. – A ty w zamian
dasz mi trzy...
– Nie. – Stanowczo pokręciła głową. Kosmyki jasnych
włosów przywarły do jej ust.
Ericowi przypadł do gustu ten nieco nieporządny
wizerunek Chloe.
– Co to ma być? Gdzie równouprawnienie? Ja nie
mogę odmówić, a ty odrzucasz moje propozycje bez
wysłuchania?
– Nie mam ochoty cię wysłuchiwać. Chyba że chodzi
ci o coś nie związanego z seksem.
Zwiesił głowę i z trudem przybrał niewinną minę.
– Po tych wszystkich rozmowach o tym, że przyjacie-
le powinni sobie wierzyć?
– Chcesz powiedzieć, że ta twoja umowa nie ma na
celu zaciągnięcia mnie do łóżka?
Podniósł wzrok w samą porę, aby ujrzeć władczo
uniesione brwi Chloe. Ani myślał się przyznawać, jak
zareagowała jego wyobraźnia na widok zmierzwionych
włosów Chloe. Oczyma duszy ujrzał ją bez butów
i szortów, w swoim łóżku, niemal całkiem nagą, tylko
35
Trzy życzenia
w skarpetkach i sweterku ledwie zakrywającym jej uda
i kształtną, gołą pupę.
– W porządku. – Uniosła brodę i odgarnęła włosy.
– Jakie trzy nie związane z seksem rzeczy interesują cię
w zamian za wsparcie mnie podczas trzech spotkań?
– Zgadzasz się?
– To zależy, czego zażądasz.
Uznał, że w ten sposób niczego nie osiągnie.
– Nie przejmuj się, coś wymyślę – odparł.
– Żartujesz? Nawet nie wiesz, czego chcesz? To ma
być jasny i czytelny układ? Mam być na każde twoje
żądanie, kiedy coś ci przyjdzie do głowy? – Mówiła coraz
głośniej i piskliwiej. Ostatnie słowa wręcz wyskrzeczała.
– Och, możemy ustalić limit czasowy.
– Guzik ustalimy, a nie limit czasowy. Musiałabym
tysiąc razy upaść na głowę, żeby zgadzać się na spełnianie
twoich chorych zachcianek!
O, tak. Taką Chloe znał... i z całą pewnością jej nie
kochał. Choć trzeba przyznać, że miał na nią chrapkę.
– No dobrze – westchnął. – Ile chcesz czasu? Miesiąc?
Półtora?
Wyciągnęła maleńki kalendarzyk z maleńkiego ple-
caczka.
– Moje trzecie spotkanie przypada na połowę maja,
więc musimy zakończyć całą sprawę przed pierwszym
czerwca.
Eric zaczął się zastanawiać nad swoimi planami do
końca maja. Nagle na jego ustach pojawił się uśmiech od
ucha do ucha.
– Z czego się cieszysz, do diabła? – warknęła Chloe,
przerzucając skórzany plecaczek przez ramię.
36
Alison Kent
– Zawsze chciałem prosić wróżkę o spełnienie trzech
życzeń. A teraz zjawiłaś się ty...
Siedząc na siodełku swojego roweru treningowego
Chloe żałowała, że nie ma dłuższych nóg, gdyż wówczas
mogłaby się kopnąć w tyłek.
Zamiast tego skoncentrowała się na energicznym
pedałowaniu. Jej nogi pracowały niczym tłoki, puściła
kierownicę tylko na chwilę, aby wytrzeć ręcznikiem
czoło.
Opaska na głowę już dawno przesiąkła potem, ale
Chloe nie miała zamiaru przerywać ćwiczenia, aby sięg-
nąć po suchą. Zmotywowała się do uprawiania sportu
i miała mnóstwo frustracji do wypalenia.
W telewizorze ustawionym w kącie jej sypialni dla
gości, którą przerobiła na swoją prywatną salę tortur,
szedł właśnie ,,Zakochany Szekspir’’, ale nawet roman-
tyczne łowy Willa na Violę nie były w stanie odwrócić
uwagi Chloe od klęski poprzedniego dnia.
Niech diabli wezmą Erica Haydona! Obiecała mu
spełnienie trzech życzeń. Co za głupota z jej strony. Nie,
to nie ma nic wspólnego z głupotą. To wszystko z de-
speracji. Właśnie dlatego zaczęła się zachowywać tak,
jakby postradała rozum. Albo pamięć.
Wczoraj wieczorem, kiedy wróciła do domu po wizycie
u Haydona, od razu otworzyła pamiętnik. Eric się mylił.
Szesnastu. Nie dwudziestu. W tym roku umawiała się
z szesnastoma mężczyznami. Z ośmioma zakończyła
znajomość po jednej nocy, gdyż nie zasługiwali na po-
święcanie im cennego czasu, a tym bardziej na udostęp-
nianie im numeru komórki. Zresztą i tak wiadomo, że
37
Trzy życzenia
identyfikator rozmów przychodzących to najlepszy przy-
jaciel dziewczyny.
Chloe doszła do smutnego wniosku, że musi opraco-
wać nową strategię wyszukiwania kandydatów na rand-
ki. Na razie wyglądało na to, że jest obiektem zaintereso-
wania ponadprzeciętnej liczby mężczyzn.
Jej zasady obowiązujące podczas randek były elastycz-
ne, a jedyny wymóg dotyczył tego, by mężczyzna trak-
tował ją jak prawdziwą kobietę. Zbyt wielu facetów
uważało jednak, że jest to równoznaczne z dobieraniem
się do jej bielizny. Inni chcieli ją pieścić, hołubić i chronić
przed samą sobą.
Zawsze posuwała się za daleko, w jedną albo w drugą
stronę. Dziewica albo dziwka. Zdzira albo dama.
A co z etapami pośrednimi?
Jej wygląd to jeden problem, słownictwo drugi, ale i tak
była tym, kim była. Określiło ją wychowanie. Piedestał,
na którym zgodnie ze swoimi wyobrażeniami ustawił ją
ojciec, wznosił się wiele kilometrów powyżej poziomu
rzeczywistości. Kiedy w końcu się zbuntowała, wydawa-
ło jej się, że skuteczny protest oznaczał używanie brzyd-
kich słów, nieustępliwość, nieograniczone korzystanie
z uciech życia, a także nieskrępowane oddawanie się
namiętnościom.
Być może nie wybrała najwłaściwszego podejścia do
życia i miłości, niemniej tą metodą dopięła celu. Przekona-
ła się, że jako grzeczna panienka nigdy nie osiągnie tego,
co sobie zaplanowała. Poza tym dowiedziała się, że nie
interesuje jej większość tego, co mogli jej zaoferować
mężczyźni.
Wystarczyło, że skinęła palcem, a od razu pojawiali się
38
Alison Kent
u jej drzwi z kwiatami, czekoladkami i błyskotkami,
deklarując miłość w tak nadęty i pełen fałszu sposób, że
robiło się jej niedobrze.
Żaden mężczyzna nigdy nie zadał sobie, trudu aby
porozmawiać z nią o Tomie Clancym, którego czytała dla
przyjemności. Nie chcieli się dowiedzieć, że bardziej
smakują jej cytryny niż czekolada. Nie interesowało ich,
że uprawiała własne pomidory w baryłkach po whisky
trzymanych na patio, ale wszystkie rośliny zawsze jej
usychały.
Mężczyźni! Potrafią myśleć wyłącznie penisem. Wszy-
scy co do jednego.
Chloe potrzebowała rycerza.
Była blondynką. Miała zgrabne ciało. Nie zamierzała
nikogo przepraszać za to, że lubi się malować. Wiedziała,
jak ruszyć głową. Nie uważała się za puszczalską. Podobali
się jej mężczyźni, ale trudno ją było poderwać.
Dlaczego tak trudno to zrozumieć? Mocniej nacisnęła
na pedały i przymknęła oczy. Wątpiła, czy jej reputacja czy
niewyparzony język naprawdę przeszkadzały Sydney.
Chloe kochała dOSKONAŁĄ-dZIEWCZYNĘ, swoje
stanowisko zastępcy dyrektora, pracę w modzie, a także
swoje koleżanki, pięć kobiet, które były jej najlepszymi
przyjaciółkami od czasów uniwersyteckich w Austin.
Cholera, a teraz ta Poe. Naprawdę należało spuścić
z niej nieco powietrza, bowiem ego Annabel Lee było
stanowczo zbyt rozdęte.
Dzwonek telefonu sprawił, że nieco zwolniła zabójcze
tempo, ale nie przestała pedałować, dopóki nie odezwała
się automatyczna sekretarka, przemawiając głosem Erica
Haydona.
39
Trzy życzenia
– Hej, Chloe. W sprawie pierwszego życzenia...
Chloe wyprostowała się na rowerze i wysłuchała
nagrania.
– Wpadnij do mnie do baru w sobotę rano. Punkt
dziewiąta. Aha, jeszcze to ubranie, które miałaś wczoraj
na sobie. Włóż je na spotkanie.
Zapadła cisza, a po chwili rozległ się jednostajny pisk.
Chloe nie wierzyła własnym uszom. Więc to tak? Ten
facet zostawiał jej na sekretarce polecenia, które miała
wykonywać?
O co chodziło z tym ubraniem? Wiedział dobrze, że
nigdy w życiu nie włożyłaby tego samego zestawu,
a z całą pewnością nie zrobiłaby tego na jego życzenie.
Może była w błędzie? W końcu wykazała się tak horren-
dalną głupotą, że zgodziła się spełnić jego trzy życzenia.
Miała już dosyć ćwiczeń fizycznych i Erica Haydona.
Zeskoczyła z roweru i udała się pod prysznic, rozrzucając
po podłodze łazienki różowe rzeczy z lycry i spandexu.
Gdy gorąca woda rozluźniła jej naprężone mięśnie, Chloe
zaczęła myśleć rozsądniej.
Kiedy ustalała z Erikiem granice tych trzech życzeń,
zdecydowali, że odpadają wyłącznie sprawy związane
z seksem. Uznała wtedy, że będzie to uczciwa transakcja.
Eric zgodził się towarzyszyć jej na imprezach zawodo-
wych. Ona potwierdziła, że zrobi wszystko, czego on
sobie zażyczy... z wyjątkiem wczołgania się nago do jego
łóżka. Chloe westchnęła.
Straszna szkoda!
40
Alison Kent
Rozdział trzeci
Eric przybył do swojego lokalu zaledwie kilka minut
przed Chloe. Oparł się o bagażnik samochodu, skrzyżował
ręce na piersiach i wpatrywał się w jej nadjeżdżającego
cytrynowozielonego garbusa.
Tak czy owak przyjechała, a to już o czymś świad-
czyło.
Wpatrywał się w nią uważnie, gdy ściągała z nosa
okulary przeciwsłoneczne i wysuwała kluczyki ze sta-
cyjki. Spojrzała na niego dyskretnie, choć niezbyt życz-
liwie, i wygramoliła się z samochodu.
– A niech mnie kule biją! Kobieta, która robi to, co się
jej każe. – Roześmiał się. Chloe ubrała się tak, jak sobie
zażyczył. – Chyba się zakochałem.
– Widzę, że składasz obietnice, ale brakuje ci kręgo-
słupa, żeby ich dotrzymać – oświadczyła i schowała
okulary oraz kluczyki do torebki, którą przewiesiła przez
ramię.
– To nie tyle obietnice, co obserwacje. – Eric nie
dał się sprowokować. Wyprostował się i podszedł do
drzwi dla pasażera. – Chyba że chcesz, abym ci się jakoś
odwdzięczył.
Chloe oczywiście puściła to mimo uszu. Eric otworzył
drzwi swojego auta i znieruchomiał. Chloe czekała, jedną
dłonią podtrzymując pasek torebki, a drugą opierając na
biodrze. W całkowitym bezruchu przeniosła spojrzenie
z Erica na mustanga i z powrotem.
– Rozumiem, że zapraszasz mnie do środka?
– Trafiony, zatopiony.
– Byłbyś łaskaw poinformować mnie, dokąd się wy-
bieramy? Albo co będziemy robili? I przede wszystkim
dlaczego chciałeś, abym ponownie włożyła ten idiotyczny
komplet?
Tak, tak. To była właśnie ta Chloe, której wciąż jeszcze
nie kochał... ale coraz wyżej cenił.
– Proponuję, żebyś wskoczyła do środka i zaufała mi.
Wszystko się wyjaśni w stosownym czasie.
– Ustalonym przez ciebie, dodajmy – burknęła, ale
wsunęła się do samochodu na obity skórą fotel.
Eric zamknął za nią drzwi i obszedł samochód od tyłu.
Nie mógł uwierzyć, że Chloe aż tak się przejmuje swoją
sytuacją w dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNIE. Najwyraź-
niej była gotowa na wszystko. No, może na prawie
wszystko.
Eric uważał ją za wyjątkowo oryginalną dziewczynę.
Niezwykłą do tego stopnia, że praktycznie niezastąpioną,
podobnie jak Ted Williams był niezastąpionym członkiem
drużyny Boston Red Sox, Michael Jordan – Chicago Bulls,
a Joe Namath – New York Jets. W tej sprawie musiało być
42
Alison Kent
jakieś drugie dno, lecz póki co Eric nie zamierzał o nic
pytać.
Wsunął się na fotel kierowcy, zatrzasnął drzwi i uru-
chomił dwieście sześćdziesiąt koni mechanicznych pod
maską mustanga. Wrzucił wsteczny w pięciobiegowej
skrzyni biegów, z piskiem opon obrócił samochód i wyje-
chał z parkingu na Richmond Drive, kierując się na
zachód.
Chloe spojrzała na niego z ukosa.
– Czy długość śladów po startych oponach jest u męż-
czyzn wprost proporcjonalna do ich opinii o sobie?
– Bynajmniej – uśmiechnął się szeroko Eric. Gdyby tak
było, poszedłby z torbami, wydając majątek na bież-
nikowanie. – Musiałem tylko obudzić drzemiące pod
maską konie. Trzeba je rozgrzewać przed każdą podróżą.
– Hm. Typowy mężczyzna. Lepiej traktuje samochód
niż kobietę, z którą się umawia.
Eric zwolnił przed światłami.
– Skąd wiedziałaś?
– ,,Obudzić drzemiące konie’’, ,,rozgrzewać je przed
podróżą’’ – przedrzeźniała go, grzebiąc w torebce w po-
szukiwaniu okularów. Słońce mieli za plecami, ale jego
światło odbijało się od szyb samochodów nadjeżdżają-
cych z przeciwka. – A kobieta, z którą się umówiłeś, nie
może nawet liczyć na prostą odpowiedź, kiedy pyta,
dokąd ją zabierasz.
Kobiety! Nawet nie pozwolą, by mężczyzna mógł im
zrobić niespodziankę. Cały czas nieufne i podejrzliwe...
chociaż Eric musiał przyznać, że w tym wypadku nie-
ufność była jak najbardziej uzasadniona.
– Zaufaj mi, księżniczko. Dobrze wiem, jak traktować
43
Trzy życzenia
kobietę na randce. Gdybyśmy umawiali się na randki,
z ogromną przyjemnością zaprezentowałbym, co traciłaś,
zanim mnie poznałaś.
– Dobrze wiem, co tracę – wymamrotała. Eric mógłby
przysiąc, że słyszał, jak dodaje: ,,Cary’ego Granta’’.
Zmarszczył brwi. Ta dziewczyna potrzebowała pomocy.
– Powiedz mi coś, Chloe. Skoro nie możesz znaleźć
mężczyzny, któremu chciałabyś dotrzymywać towarzys-
twa, dlaczego nie odpuścisz sobie umawiania się na randki
i nie przestaniesz narażać się na ciągłe rozczarowania?
Milczała przez dłuższą chwilę, wpatrując się wprost
przed siebie. Właśnie miał zrezygnować i skierować
rozmowę na sprawy związane z pogodą, kiedy w końcu
się odezwała.
– Nie szukam rozczarowania. Nie chodzę przecież na
randki z nadzieją, że wszystko się zawali jeszcze tego
samego wieczoru. – Wzruszyła ramionami. – To się po
prostu dzieje.
Niemożliwe, aby za każdym razem wszystko się
waliło. Wbrew temu, co twierdziła Chloe, takie rzeczy po
prostu się nie zdarzają.
– Jak przychylnie podchodzisz do facetów, z którymi
się umawiasz? Śmiem twierdzić, że trudno cię posądzać
o życzliwość wobec nich.
– A skąd to wiesz? – warknęła. – Przypominam, że nie
chodzimy ze sobą.
– Nie musimy ze sobą chodzić, to widać na kilometr.
Chloe zamknęła torebkę. Zgrzyt zamka błyskawicz-
nego zabrzmiał jak rozdzierane powietrze.
– Możesz mnie wysadzić, kiedy chcesz. Sama trafię do
samochodu, nie musisz się przejmować.
44
Alison Kent
Eric zawrócił i skierował się z powrotem do baru. Wjechał
ostro na parking i zadziwiająco delikatnie zahamował.
Chloe sięgnęła do klamki. Eric powstrzymał ją wy-
mownym chrząknięciem.
– Masz mi coś do powiedzenia?
– Przypominam ci tylko o naszej umowie, grze fair
i tak dalej. Jeśli nie spełnisz mojego pierwszego życzenia,
nie czuję się zobowiązany do uczestnictwa w twojej
pierwszej uroczystości. – Ściągnął brwi i zamilkł w ocze-
kiwaniu na efekt. – Właściwie kiedy to będzie?
– Jutro. dOSKONAŁA-dZIEWCZYNA urządza dzień
otwarty.
– Jutro? Nie sądzę, abym był osiągalny. Nie raczyłaś
mnie wcześniej zawiadomić.
– Tylko dlatego, że prawie postanowiłam nigdzie nie
iść – odparła cicho i zagłębiła się w fotelu. Zamknęła
oczy, a głowę oparła o szybę.
Oho! Niedobrze.
– Powiedziałaś Sydney, że nawalasz?
– Jeszcze nie nawaliłam. Po prostu zastanawiałam się,
czy moje wysiłki cokolwiek zmienią.
Eric chciał powiedzieć, że na pewno nic nie zmienią,
jeśli Chloe nie zastanowi się nad swoim nastawieniem do
ludzi, ale ugryzł się w język.
– Wciąż nie rozumiem, dlaczego uważasz, że musisz
się pakować w te wszystkie kłopoty.
Pokręciła głową i machnęła ręką ze zniecierpliwieniem.
– Nieważne. Po prostu jestem w podłym nastroju.
Powiedzmy, że miałam kiepski piątek.
– Kolejna nieudana randka?
– Niezupełnie. Świetnie się wczoraj bawiłam. Zostałam
45
Trzy życzenia
w domu we własnym towarzystwie i oglądałam stare
filmy na wideo. Sześć godzin moich ulubionych historii
miłosnych. Powinnam się poczuć lepiej, prawda?
– Jeśli lubisz filmy o miłości. Ja zapadłbym w śpiączkę.
– Przypuszczam, że całą noc spędziłeś, gapiąc się na
futbol. – Oskarżycielskim gestem zdjęła okulary.
Eric z trudem zachowywał powagę.
– Prawdę mówiąc, nie. Poszedłem na randkę.
Odwróciła głowę, aby mu się uważnie przyjrzeć.
– Mów!
– Co mam mówić? Randka jak randka.
– Kolacja? Kino? Lądowanie w łóżku?
Tym razem to Eric uniósł się na fotelu i spróbował
spojrzeć Chloe w oczy.
– Tak sobie wyobrażasz randkę?
– Nie swoją. Rzecz w tym, że zwykle proponuje mi się
coś takiego.
Nic dziwnego, że zmieniała mężczyzn tak, jak Eric
buty do biegania. Najwyraźniej niczego innego się nie
spodziewała.
– Więc umawiasz się z facetami, którzy cię rozczaro-
wują. Dlaczego?
Wpatrywała się w niego przez chwilę, lekko marszcząc
brwi. Nie mógł oderwać wzroku od jej wspaniałych oczu.
Miała długie rzęsy, które zauważył tylko dlatego, że
mrugała nimi bardzo leniwie i powoli.
Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek widział jej
twarz bez makijażu, i nie miał pojęcia, jak naprawdę
wygląda. Może prezentowała się tak niewinnie, jak to
sobie wyobrażał. Ta sama wyobraźnia intensywnie pobu-
dziła jego organizm, zwłaszcza dolne partie.
46
Alison Kent
Chloe starannie się malowała, i w dodatku znacznie
intensywniej niż większość kobiet. Eric nie miał pewno-
ści, czy wcześniej zastanawiał się nad jej doskonałym
wyczuciem kolorystyki. Delikatna i kobieca... niczym
bukiet polnych kwiatów, rosnących w Stratton Park,
dokąd jechali.
I nie dojechali, bo Chloe miała przypływ złego humoru.
Eric podejrzewał, że nie zachował się wobec niej
w porządku, porywając ją w taki sposób, lecz przecież
zgodziła się na warunki umowy, a on się cieszył na to, co
przygotował.
Chciał ją zmusić do gry w piłkę i uważał, że dobrze jej
zrobi pozbycie się wraz z potem nadmiaru nagromadzo-
nych toksyn. Poza tym sądził, że sam się lepiej poczuje na
widok wkurzonej Chloe ganiającej za piłką. Musiał sobie
przypomnieć, że nie pasują do siebie i nie mogliby
stworzyć dobranej pary.
Pragnął, by kobieta rozumiała jego namiętność do
sportu i potrzebę ruchu. Te, które podzielały jego wizję
przyjemnego spędzania czasu, najbardziej mu odpowia-
dały w łóżku. Nie przejmowały się zmarszczkami, fryzurą
i makijażem, gdy biegały w słońcu i upale. Poza tym
wnosiły swoją energię i wytrzymałość do łóżka, nie
mówiąc o ich silnych udach kobiet-wojowniczek. Za-
stanawiał się nad wytrzymałością Chloe. Zaciekawiły go
też jej uda.
Wreszcie się zorientował, że jej spojrzenie wciąż jest
utkwione w jego twarzy.
– No więc?
– Nie umawiam się z takimi facetami celowo. Możesz
mi wierzyć.
47
Trzy życzenia
– Wydawało mi się, że wszystkie kobiety mają coś
w rodzaju radaru – machnął ręką Eric. – W ten sposób
zmniejszają niebezpieczeństwo umówienia się z palan-
tem.
– Czyżby wszyscy mężczyźni mieli taki radar? A jeśli
go mają, to czy sprawdza się on we wszystkich wypad-
kach?
Eric przesunął zgiętymi palcami po kierownicy.
– To dobre pytanie. Jeśli o mnie chodzi, zawsze
wyczuwam, czy mam do czynienia z gejem. Nie mogę
mówić o podobnym szczęściu w wypadku radaru łóż-
kowego.
Chloe poprawiła się na fotelu, aby jeszcze uważniej
wbić wzrok w twarz Erica.
– Radaru łóżkowego?
– Pewnie – uśmiechnął się od ucha do ucha. – To taki
ruchliwy drążek, który mnie informuje, czy ktoś mnie
przeleci.
Chloe przewróciła oczami.
– To jedna z najbardziej szowinistycznych męskich
wypowiedzi, jakie słyszałam.
– Daj spokój, księżniczko – mrugnął okiem. – Nie
mów mi, że nie chciałabyś mieć takiego radaru.
Jej odpowiedzią było obojętne wzruszenie ramionami.
– Nie jest mi do niczego potrzebny. Mogę dać się
przelecieć, kiedy mi tylko przyjdzie ochota.
– I kto tu jest szowinistą?
– Nie szowinistą, tylko realistą. Wolałbyś, żebym
kłamała? Mam zaprzeczyć, że jestem atrakcyjna? Ani
myślę. – Uśmiechnęła się smutno. – Poza tym przyznaję,
że potrafię się zachowywać jak prawdziwa suka. Jak
48
Alison Kent
dotąd żadnego mężczyzny nie powstrzymało to przed
błaganiem o możliwość zabrania mnie do nieba.
– Kiedy to słyszysz, od razu powinnaś posłać takiego
gościa do diabła!
– Z reguły to robię. – Szybko potrząsnęła głową
i wsunęła za ucho niesforny kosmyk.
– Męcz mnie, dręcz mnie, każ mi błagać? Tak, nie-
którzy faceci to lubią.
– Ale nie ty. – Jej ton sugerował, że nie ma żadnych
wątpliwości.
Nadszedł czas, aby wyjaśnić pewne sprawy.
– Chloe, nigdy nie mówię nigdy, bo życie ma wiele do
zaproponowania. Mogę jednak powiedzieć coś innego.
Nigdy nie będziesz wiedziała, co lubię w łóżku, a czego
nie, chyba że znajdziesz się w nim, żeby to sprawdzić
z pierwszej ręki. W takiej sytuacji, możesz mi wierzyć, nie
zawaham się pokazać ci tego, co mi się podoba, z uwzględ-
nieniem miejsca i sposobu.
W ostatniej chwili ugryzł się w język. Mało brako-
wało, a zaprosiłby ją na wyprawę w świat swoich
fantazji.
Przez kilka następnych chwil siedział nieruchomo,
w całkowitej ciszy, zakłóconej wyłącznie przez stłumiony
dźwięk warkotu silnika oraz głęboki, urywany oddech
Chloe.
Eric mógł tylko wyobrazić sobie, jak silnie bije jej serce,
jak doskonale wyczuwalne jest tętno w jej nadgarstku,
piersiach, na szyi. Zamierzał ograniczyć się wyłącznie do
wyobrażeń, bowiem nie chciał zrywać z nią kontaktu
wzrokowego. Widział, że Chloe rozważa rozmaite moż-
liwości.
49
Trzy życzenia
Uśmiechnął się do swoich przemyśleń. Nie był cudow-
nym, wszechmocnym kochankiem, ale zdumiewało go, że
tak wiele kobiet rezygnuje z orgazmów. I że tak liczni
mężczyźni nie okazywali się wystarczająco męscy, aby
bez pośpiechu przekonać się, czego potrzebuje partnerka.
Kobiety nie brały się z fabryki, co oznaczało, że każda
chciała czegoś innego. Tam, gdzie jedna pragnęła uścisku,
inna wolała głaskanie, a jeszcze inna łaskotanie. Wystar-
czyło ją o to spytać, potem zaś pokombinować, jak skłonić
ją do udzielenia odpowiedzi. Kobiety to takie niesamowi-
te stworzenia.
W końcu Chloe odchrząknęła.
– No cóż, kotku. Nie jestem pewna, czy wiem, co
powiedzieć. Z przyjemnością przekonałabym się, co lubisz
w łóżku, ale skoro nigdy się tego nie dowiem z pierwszej
ręki, to najwyraźniej umrę jako kobieta niespełniona.
Była świetna w zapędzaniu go w kozi róg. Jak ona to
robiła?
Nie znał innej kobiety potrafiącej postawić go w stan
gotowości nawet wtedy, gdy na nią nie patrzył, a następ-
nie wypchnąć go poza linię boczną, zanim zdążył się
rozpędzić.
– Pamiętaj, co powiedziałem: nigdy nie mów nigdy.
– Robi się duszno. – Pomachała dłonią przed nosem.
– Mógłbyś włączyć klimatyzację?
Eric odchylił głowę i roześmiał się donośnie, nastawia-
jąc strumień chłodnego powietrza.
– Włączyłbym ją już dawno temu, ale nie wiedziałem,
że zostaniesz tu na tyle długo, aby jej potrzebować.
Wydawało mi się, że jesteś zdecydowana wracać do
swojego samochodu.
50
Alison Kent
– To prawda.
– Ale już nie jesteś, zgadza się? Co się zmieniło?
Odwróciła głowę i ponownie włożyła okulary. Nie
zdążyła jednak zamaskować błysku niechętnego szacun-
ku dla Erica.
– Nic. Przypomniałam sobie tylko o obietnicy, że
spełnię twoje trzy życzenia. Umowa to umowa.
Eric zatarł dłonie.
– Więc jak, możemy znowu ruszać w drogę?
– Zdaje się, że nie mam specjalnego wyboru – wes-
tchnęła.
– Co ty wygadujesz? Masz gigantyczną możliwość
wyboru. – Mimo to wrzucił bieg, opuścił parking i po-
nownie skierował się ku Stratton Park.
– Pewnie. Mogę ocalić pracę lub bez walki przekazać ją
Poe.
Poe. Pierwszy problem, z którym musi się zmierzyć
Eric. Może też delikatnie nakłonić Chloe, aby sama
stawiła mu czoło. Kobiety lubiły mówić. Gadanie naj-
wyraźniej pomagało im w myśleniu.
Wystarczyło pozwolić im się wygadać i w większości
wypadków same dochodziły do właściwych wniosków.
Nie zamierzał się zastanawiać, na jakiej zasadzie funk-
cjonuje ten proces. Po prostu wiedział, że tak jest.
– Pierwsza rzecz, którą musisz ustalić, to czy warto
walczyć o tę pracę. – Zwolnił przed światłami i po chwi-
li stanął.
– Chyba sobie żartujesz. – Poprawiła się na fotelu,
aby popatrzeć Ericowi w oczy. – Jestem dOSKONAŁĄ-
-dZIEWCZYNĄ. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym
robić w życiu cokolwiek innego.
51
Trzy życzenia
– A zatem to jest odpowiedź na moje pytanie, chociaż
naprawdę uważam, że tkwiąca w tobie dOSKONA-
ŁA-dZIEWCZYNA stanowczo za bardzo dominuje.
– Czyżbym słyszała te słowa z ust właściciela baru
sportowego?
Eric zamilkł, rozważając jej słowa.
– Nie widzę analogii. Eric Haydon – ,,Przerwa
u Haydona’’. Chloe Zuniga – dOSKONAŁA-dZIEW-
CZYNA. Kibicujemy różnym drużynom.
– Nie potrafisz nawet prowadzić rozmowy, nie wtrą-
cając tych swoich sportowych powiedzonek. – Lekcewa-
żąco machnęła ręką.
Eric nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale Chloe
najwyraźniej miała rację. Nawet myślał w żargonie spor-
towym. Trudno jednak było się temu dziwić. Sport
i rywalizacja były dla niego równie ważne jak jedzenie,
picie albo sen.
– Nieważne – podjęła. – Sydney uważa jednak, że
powinnam się jakoś znaleźć wobec problemu Annabel Lee
Poe, i wygląda na to, że jedynym wyjściem jest wycofać
się.
– Jak długo ta twoja Poe pracuje dla dOSKONA-
ŁEJ-dZIEWCZYNY?
– Nie uważam jej za swoją, a pracuje z nami nieco
ponad rok. Zaczynała jako asystentka Sydney, ale teraz
jest kierowniczką działu zakupów. Kiedy zwolniło się to
stanowisko, zrobiła wszystko, aby je objąć. W ten sposób
zyskała sporą swobodę działania. Nie przypuszczam, żeby
odpowiadała jej praca dla młodszej od siebie szefowej.
Chloe przesunęła dyszę klimatyzacji.
– Ile ma lat?
52
Alison Kent
– Chyba ze trzydzieści. Znacznie lepiej pasuje do
środowiska wielkich korporacji. Nie w tym rzecz, że jest
bardziej konwencjonalna... Sama nie wiem, co z nią nie
tak. Mogę swobodnie wyobrazić sobie Poe w kancelarii
Leo Reddinga. Macy toleruje ją tylko nieco lepiej niż ja.
– Dlaczego?
– Trudno to opisać. Trzeba z nią pracować, zobaczyć
ją w akcji. Ma w sobie to coś z ,,Przyczajonego tygrysa,
ukrytego smoka’’. Świetnie zorganizowana, skupiona,
tylko czeka na okazję, żeby spuścić ci manto. Rozumiesz,
ona... gotuje się w środku.
Eric zerknął do lusterka wstecznego i uśmiechnął się
szeroko.
– Gotuje się, powiadasz? No to trafił swój na swego.
– Ja się nie gotuję. – Chloe wyprostowała się na fotelu.
– Ja wrę całą mocą!
– Aż się z ciebie wylewa.
– Właśnie.
Sprawiała wrażenie tak bardzo dumnej ze swojej
gorącej natury, że Eric z przykrością przypomniał jej
o czymś oczywistym.
– Nie sądzisz, że twoja skłonność do, jak by to ująć,
agresywnych zachowań, ma związek z problemami dam-
sko-męskimi?
– Niby dlaczego? Nie przypominam sobie, żebym
kiedykolwiek rozjechała jakiegoś faceta albo wykopała go
ponad poprzeczkę bramki. – Uśmiechnęła się, wyobra-
ziwszy sobie taką sytuację.
– Lubisz się drażnić z mężczyznami?
– Z nikim się nie drażnię.
– Jeśli facetom, z którymi się umawiasz, mówisz to, co
53
Trzy życzenia
chcą usłyszeć, wówczas wielu z nich myśli, że dasz im to,
co chcą wziąć.
– I to wszystko dlatego, że staram się być uprzejma?
Okazać im zainteresowanie, choćby fałszywe?
– A zatem nie tylko drażnisz się z facetami, ale
w dodatku ich oszukujesz. Twoi mężczyźni nie mają
pojęcia, czy ich akcje rosną, czy spadają.
– Ależ oczywiście, że to wiedzą. – Chloe na chwilę
zamilkła. – Gwarantuję ci, że dobrze widzę, co im rośnie,
a co im spada.
– I właśnie przez tego typu złośliwe żarty grozi ci
bezrobocie – parsknął śmiechem Eric.
– Tylko dlatego, że jestem kobietą. Gdybym była
facetem, mogłabym mówić co chcę i wcale nie musiała-
bym się przejmować perspektywą utraty pracy.
– Przyznam szczerze, że nie znam zbyt wielu facetów,
którzy użyliby takiego sformułowania.
– Widocznie masz zbyt mało znajomych.
Eric pokręcił sceptycznie głową.
– Jeśli jakiś facet chciałby przemawiać w tym stylu
w pracy, musiałby się liczyć z groźbą oskarżenia o moles-
towanie seksualne.
– Nigdy nie wyrażam się tak wulgarnie w biurze.
Zwykle nie zniżam się do takiego poziomu – powiedziała
ostrożnie.
– Cieszę się, że przy mnie zniżyłaś się do takiego
poziomu – burknął zirytowany Eric.
Chloe uderzyła tyłem głowy o zagłówek fotela.
– Przy tobie czuję się odprężona. Nie muszę się
cenzurować. Po prostu przestrzegam zasad obowiązują-
cych w biurze.
54
Alison Kent
– Szkoda, że nie przestrzegasz zasad obowiązujących
na randce.
– Mylisz się. Wydaje mi się, że dobrze się znam na
randkowej etykiecie.
– Racja. W końcu nie jesteśmy na randce. Tak się tylko
spotkaliśmy.
– No, no. Uważaj. To szantaż.
Eric odetchnął głęboko i skoncentrował się na drodze
przed sobą. Mało brakowało, a powiedziałby coś, czego
mógłby później żałować. Nie powinien się jej czepiać.
Miała rację. To nie randka, tylko umowa. Wściekanie się
do niczego dobrego nie doprowadzi.
– A jutrzejsze spotkanie mogę uznać za randkę?
– spytał, pakując się z deszczu pod rynnę. – Rozumiesz,
chciałbym wiedzieć, na czym stoję. Muszę się upewnić,
zanim zacznę cię traktować jak dziewczynę, z którą się
umawiam. Albo jak faceta, z którym można sobie poopo-
wiadać pieprzne dowcipy.
Przez dłuższą chwilę Chloe wydawała się bardziej
zainteresowana drogą uciekającą spod kół mustanga niż
słowami Erica. Poczuł, że chciałby cofnąć swoje słowa.
W głębi duszy jednak czerpał z nich perwersyjną przyjem-
ność. Chloe zacisnęła dłonie na pasku torebki, a stopy
mocno oparła o podłogę. Była szywna i wyprostowana,
kiedy odezwała się cicho:
– Wiem, co robisz. Usiłujesz mnie skłonić, żebym się
zachowywała tak, jak według ciebie powinnam. Mam
dosyć konwenansów. Kto powiedział, że kobiety powin-
ny nosić plisowane spódniczki i siedzieć na widowni?
Wiesz co? – Ściszyła głos niemal do szeptu. – Mam
serdecznie dosyć siedzenia na widowni.
55
Trzy życzenia
– No to powinno ci przypaść do gustu to, co zaplanowa-
łem. Na pewno nie będziesz siedziała na widowni podczas
meczu pomiędzy Młotami Haydona i Dużymi Chłopcami.
– Słucham?
– Rozgrywamy nieoficjalne koedukacyjne mistrzost-
wa miasta w siatkówce w kategorii barów sportowych.
– Mam grać w siatkówkę? W jakiejś brudnej dziurze?
– Nie w dziurze, tylko na boisku. I nie brudnym, tylko
czystym.
Eric zatrzymał się na trawie przed boiskiem odgrodzo-
nym wysokim parkanem z twardej, czarnej gumy i przy-
stąpił do rozwiązywania butów.
– Pośpiesz się, Chloe. Zdejmuj tenisówki i skarpety.
Ciężko ci będzie biegać w obuwiu pełnym piachu.
Doskonale wiedziała, że w siatkówkę na piasku gra się
na bosaka. Nie mogła uwierzyć, że spośród tylu najróż-
niejszych możliwości Eric wybrał właśnie ten sport.
Siatkówka. Niech diabli porwą jej karierę! Trzeba było
zostać w łóżku.
Mogła tylko pokręcić głową.
Nie dało się jednak zaprzeczyć, że po drodze z baru Eric
dał jej sporo do myślenia. Dobrze jej się z nim rozmawiało
i miała nadzieję, że świetnie się spisze jako mężczyzna do
towarzystwa na oficjalne imprezy. Zresztą zamierzała
odpłacić mu pięknym za nadobne.
Na miejscu gromadzili się już inni gracze i kolejne
zespoły meldowały się przy stoliku sędziowskim, usy-
tuowanym w pasiastym pawilonie. Chloe przystanęła
i skrzyżowała nogi w kostkach.
– Chciałam cię spytać, czy masz smoking.
Jego palce momentalnie zaplątały się w sznurowadle
56
Alison Kent
i niewiele brakowało, by rozwiązywanie buta zakończyło
się wielkim supłem.
– Chyba się nie spodziewasz, że do jutra zdobędę
smoking? Jeśli tak, to sama się wybierzesz na swoją
imprezę.
Chloe poruszyła palcami stopy, którą zdążyła już
oswobodzić ze skarpetki i tenisówki.
– Ależ skąd, kotku – odparła i przystąpiła do uwal-
niania drugiej stopy. – Smoking będzie ci potrzebny na
pokaz mody kobiecej ,,Szalona zima’’.
Eric zamarł, ściągając drugi but. Po chwili podniósł
wzrok i chytrze zmrużył oko.
– Chodzi o ten pokaz z supermodelkami?
Mężczyźni! Są tacy przewidywalni. Chloe skinęła
głową.
– Czy to będzie impreza numer dwa, czy trzy?
– zainteresował się Eric, zatapiając spojrzenie w bosej
stopie Chloe i jej gładkiej łydce.
Dokończyła rozwiązywanie tenisówki, ściągnęła ją
i wepchnęła do środka skarpetki. Potem rozruszała palce
u stóp, naprężyła stopę, rozciągnęła mięśnie ud oraz łydek
i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że Eric gapi się na nią
jak cielę na malowane wrota.
Mimo to przystąpiła do rozgrzewki tułowia.
– Numer trzy. Druga impreza to ceremonia rozdania
nagród dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY i wystarczy, że
włożysz na nią jakiś ładny garnitur. Po prostu chcę, żebyś
wiedział, na czym stoisz. Przypominam, że ty również
kazałeś mi pojawić się w określonym stroju.
Eric z pewnym wysiłkiem oderwał wzrok od jej nóg
i zrobił skruszoną minę.
57
Trzy życzenia
– Nie miałem pewności, czy przyjdziesz, jeśli ci po-
wiem, dokąd się wybieramy.
– Twoje obawy były uzasadnione.
Chloe wręczyła Ericowi buty. Potem otrzepała się
z trawy i poruszyła palcami, stwierdzając, że kremowy to
doskonały kolor lakieru i jej palce wyglądają tak dobrze,
jak się czują.
– A niech mnie, Chloe! – Eric wpatrywał się w jej nogi.
– Jakim cudem masz tak fantastyczne mięśnie łydek?
Chloe popatrzyła w dół i obróciła nogami w obie
strony, jednocześnie zastanawiając się, czy Eric widział jej
sprzęt do ćwiczeń, ukryty w pokoju gościnnym.
– Widzisz, kotku, urodziłam się z nimi.
– Jeśli sprawują się tak świetnie, jak wyglądają, będę
musiał zweryfikować opinię o takich dziewczynach jak ty.
Oparła dłonie na biodrach, uniosła brodę i zamarła
w oczekiwaniu na wyjaśnienia.
– No wiesz. – Schylił się po swoje buty. – Mięśnie
z waty. Zero kondycji. Galareta.
– Uważasz mnie za galaretę?
– Nie po tym, jak zobaczyłem twoje nogi.
– Już wcześniej widziałeś mnie w szortach. A poza
tym widywałeś mnie w spódnicach.
– Zgadza się, ale nigdy na bosaka. Bez butów wy-
glądasz zupełnie inaczej.
– Popatrz, popatrz. Teraz nie będziesz mógł spać po
nocach. – Wyciągnęła koszulę z szortów, złapała jej
brzeg i przeciągnęła przez głowę.
Eric najwyraźniej nie miał pojęcia, gdzie podziać
wzrok, więc wpatrywał się w oczy Chloe. Dostrzegła
niepewność w jego spojrzeniu. Jej serce zmiękło i ob-
58
Alison Kent
darzyła go przelotnym uśmiechem, przyzwalając tym
samym na bezceremonialne gapienie się.
Przesunął wzrokiem po zabudowanym sportowym
staniku i zawiesił wzrok na gołym brzuchu. Pasek szor-
tów przebiegał tuż pod pępkiem, uwidaczniając zadbane
mięśnie, które nawet Chloe uważała za wspaniałe osiąg-
nięcie.
Eric gwizdnął z zachwytem.
– Kobieto, gdzie ty się ukrywałaś przez całe moje
życie?
– Byłam tutaj, kotku. Tuż pod twoim nosem.
– Gdybyś była pod moim nosem, wyczułbym twój
zapach. – Pokręcił głową, z niedowierzaniem wybałusza-
jąc oczy. – Ukrywałaś się pod zbyt grubą warstwą ubrań.
– Tak uważasz? – Chloe zrobiła dwa kroczki w przód.
Wsunęła dłonie w tylne kieszenie szortów i cofnęła
ramiona. – Chciałbyś, żebym coś jeszcze zdjęła?
Wszystkie cztery buty Eric wrzucił jeden po drugim na
tylne siedzenie mustanga. Nie fatygował się z otwiera-
niem drzwi, gdyż po zaparkowaniu opuścił dach kab-
rioletu.
– Najbardziej odpowiadałoby mi, gdybyś zdjęła wszyst-
ko – oświadczył i przysunął się do niej, zatrzymując się tak
blisko, że zetknęli się palcami u stóp. Poszedł za śladem
Chloe i także wsunął dłonie do tylnych kieszeni spodni,
przez co jego ramiona wyglądały na znacznie szersze.
Przy takim zbliżeniu Chloe nie zwracała jednak uwagi
na jego mięśnie ani na postawę. Skoncentrowała się na
oczach. Eric miał niebieskie tęczówki, identyczne jak Paul
Newman. Zasługiwały na naprawdę wyjątkowo gorące
komplementy.
59
Trzy życzenia
Nie potrafiła opisać, co poczuła pod wpływem tego
spojrzenia. Słyszała walenie swojego serca, zagłuszające
słowa, które chciała powiedzieć. Wiedziała, że nawet
drobny komplement mógłby ją wpędzić w poważne
kłopoty. Stali nieruchomo, tak długo, że w końcu uznała,
iż musi coś powiedzieć.
– Naprawdę masz takie niebieskie oczy czy nosisz
soczewki kontaktowe?
Eric nie odpowiadał przez chwilę, a potem odrzucił
głowę do tyłu i westchnął.
– Ech, księżniczko! I pomyśleć, że miałem nadzieję, iż
wreszcie pojawi się między nami coś poważnego.
– To bardzo uprzejmy sposób zasugerowania, żebym
się zamknęła, tak?
Otoczył jej szyję ramieniem i skierowali się w stronę
boiska.
– To dlatego, że fajny ze mnie facet.
Chloe nie mogła się nie zgodzić. Zwłaszcza że wiedzia-
ła, iż inny mężczyzna użyłby innych słów.
W cieple kwietniowego słońca, otoczona ramieniem
Erica zadrżała, uświadomiwszy sobie, że ten mężczyzna
znaczy dla niej więcej, niż przypuszczała.
Ta myśl potwornie ją przeraziła.
60
Alison Kent
Rozdział czwarty
– Moja!
Przeskakując z nogi na nogę w lewym tylnym rogu
boiska, Chloe przygotowywała się do przejęcia serwu.
Piłka odbiła się od jej nadgarstków, idealnie równo po-
szybowała w górę, opadła prosto na ręce Erica, który
wystawił ją Jasonowi.
Solidnie ścięta piłka trafiła w piasek za siatką. Drużyna
Młotów Haydona zawyła z radości. Chloe przesunęła się
pod siatkę z lewej, a Lizzy, jedna z kelnerek Erica, cofnęła
się, aby zaserwować.
W sześcioosobowej drużynie grali jeszcze dwaj pra-
cownicy Erica. Zespołowi udało się wygrać dwa pierwsze
mecze, a trzecia potyczka była już ostatnia i jej wynik
miał wyłonić zwycięzcę turnieju.
Chloe udało się przejść przez kontrolę sędziowską,
chociaż nie była w żaden sposób związana z barem Erica
i nie miała pojęcia, dlaczego zezwolono na jej udział
w grze. Mogła się tylko domyślać, jaką historię opowie-
dział sędziom Eric. Tak czy owak, dopisano ją do zespołu.
Czuła się świetnie, zupełnie inaczej niż na randkach,
na którą ją zapraszono. Nie oznaczało to jednak, że
zamierzała poinformować o tym kapitana swojego ze-
społu i dawać mu w ten sposób satysfakcję. Oczywiście
pamiętała, że nie umawiała się z Erikiem na randkę, bo nie
byli parą. Niemniej jako przyjaciel pokazał jej, jak świet-
nie spędzać czas. Gdy z drugiego końca boiska dostrzegła
jego mrugnięcie, uznała, że podoba się jej nie tylko gra, ale
także mężczyzna, który ją zaprosił.
– Uwaga! – krzyknął Jason, gdy piłka serwisowa Lizzy
poszybowała za siatkę. Przyjęcie, podanie, ścięcie i piłka
powróciła, ocierając się o siatkę i trafiając prosto w blok
Jasona, który skierował ją z powrotem na pole przeciw-
nika. Punkt dla drużyny Młotów.
Eric i jego zespół zawyli z radości, a Lizzy przygotowa-
ła się do drugiego serwu. Przeciwnicy przyjęli piłkę
i przerzucili ją z powrotem, zmuszając Erica do nur-
kowania. W ostatniej chwili odbił piłkę nadgarstkiem, pod
niewłaściwym kątem, i niespodziewanie skierował ją
w stronę Chloe.
Poczuła nagły przypływ adrenaliny i z ugiętymi kola-
nami zrobiła krok przed siebie, wyrzuciła ramię w górę,
uderzyła piłkę wysoko nad głową i skierowała ją za siatkę.
Po chwili zorientowała się, że zdobyła punkt dla
zespołu, nagrodzony oklaskami i okrzykami pozostałych
członków drużyny.
To było niesamowite, zwłaszcza że ścinanie piłki
zawsze wychodziło jej dość słabo. Jason przybił jej piątkę,
a Lizzy posłała szeroki uśmiech i wyciągnęła kciuki w górę.
62
Alison Kent
I jeszcze Eric.
Chloe nie mogła oderwać od niego wzroku, gdy się
zbliżał. Miał piękny, szeroki uśmiech. Jego ciemnoniebies-
ka koszulka przesiąkła potem na szyi i klatce piersiowej,
a oczy błyszczały z podniecenia. Stawiał długie i silne
kroki. Prezentował się wspaniale.
Poczuła, jak gwałtownie wzrasta jej ciśnienie krwi,
i wiedziała, że nie ma to nic wspólnego z dumą ze
zdobytego punktu. Chodziło wyłącznie o reakcję jej
organizmu na spojrzenie Erica.
Ledwie zdążyła złapać oddech i wytrzeć pot z czoła,
kiedy znalazł się przy niej, objął w talii i uniósł w powie-
trze. Położyła mu dłonie na ramionach, aby nie stracić
równowagi, kiedy zakręcili się wokoło.
– Eric! Przestań! – Przywarła do niego, czując pod
palcami prężące się mięśnie. – Kręci mi się w głowie. Jeśli
nie przestaniesz, moje śniadanie znajdzie się na twojej
głowie.
Eric roześmiał się i opuścił Chloe na ziemię, trzymając
ją blisko siebie.
– Grałaś z takim zaangażowaniem, że z całą pewnoś-
cią spaliłaś wszystko, co miałaś w żołądku. Wierz mi,
pozbyłaś się też niejednej kalorii odłożonej na zapas.
Wciąż trzymała dłonie na jego ramionach, nie mogąc
oderwać wzroku od jego błękitnych oczu. Jej sutki ze-
sztywniały w odpowiedzi na gorący uśmiech Erica. Przy-
ciśnięta do jego klatki piersiowej nie potrafiła ukryć
reakcji ciała.
– Uważasz, że mam zapas kalorii, które powinnam
spalić?
– Chloe, błagam! To był komplement. Jeśli tego nie
63
Trzy życzenia
rozumiesz, nie widzę powodu, żeby ci to tłumaczyć.
– Mrugnął do niej i odbiegł na swoją pozycję.
Chloe wystawiła język do jego pleców. Mężczyźni!
Całkowicie bezwartościowy gatunek. Oto znalazła się
przy nim, rozgrzana i podochocona dotykiem jego dłoni
na swoim ciele, a co on na to? Zostawia ją oszołomioną
i wraca do gry.
Właściwie czego się spodziewała? Że ją powali i na
piasku zedrze z niej ubranie? Jak w ,,Stąd do wieczności’’?
To niedorzeczne.
Postanowiła skoncentrować się na grze. Od tej pory
interesowała się wyłącznie piłką, serwami Lizzy, blokami
Erica, podaniami Jasona i zagraniami pozostałych człon-
ków drużyny.
Jej stopy znajdowały się w ciągłym ruchu. Podskakiwa-
ła, podbiegała, obracała się. Biegała po piasku. Nurkowała.
Asystowała, zdobywała punkty. Spociła się tak, że oczy ją
piekły od soli, a wargi pękały z gorąca.
Wreszcie nadeszła decydująca chwila. Zbliżyła się do
siatki, przykucnęła, wybrała odpowiedni moment i wy-
strzeliła w powietrze, aby zablokować piłkę meczową,
która uderzyła ją w dłonie. Poczuła, jak stopami ponownie
dotyka ziemi.
Piłka z trudem minęła siatkę i całkowicie pozbawiona
pędu po słabym uderzeniu opadła tuż przed wyciąg-
niętymi dłońmi przeciwników i zaryła się w piasku.
Drużyna Młotów wrzasnęła z radości, a Chloe mogła się
tylko uśmiechnąć.
Przez krótką chwilę pojawiły się przed jej oczami
wydarzenia z przeszłości: ojciec na najtańszych miejscach
na trybunach, okrzykami zagrzewający synów do gry,
64
Alison Kent
synowie, którzy byli jego dumą i zyskiwali jego przychyl-
ność osiągnięciami sportowymi.
I jeszcze ona sama u boku ojca, śliczna królewna,
wiecznie uśmiechnięta, doskonała córka... Zacisnęła zęby
z niechęci na samo wspomnienie. Zawsze bała się, że
niechęć przyćmi pamięć o tym, jak wielką troskę okazy-
wał jej ojciec. Nauczyła się o tym nie myśleć, wmówiła
sobie, że nic przez to nie straciła.
Myliła się. Właśnie teraz czuła, co wtedy straciła:
poczucie wspólnoty, przynależności do grupy.
Chciała zawołać: ,,Tatusiu! Spójrz na swoją dziew-
czynkę. Brudna, spocona i zaniedbana’’. Ale za to szczęś-
liwsza niż kiedykolwiek.
Chloe nigdy nie odwiedziła Erica w domu.
Kładąc torebkę na staroświeckim stoliku na telefon,
z aprobatą zauważyła, że to naprawdę jest dom, a nie
mieszkanie w bloku ani poddasze, ani nic równie mod-
nego. Dwukondygnacyjny, elegancki drewniany budynek
znajdował się w odnowionej dzielnicy historycznej na
obrzeżu śródmieścia Houston.
Chloe zakładała, że dom Erica jest położony blisko
baru, bowiem w tamte okolice jak muchy do lepu zlaty-
wali się młodzi, zamożni i samotni mieszkańcy miasta.
Wszystko wskazywało na to, że Eric nie jest jedną z much.
Nietuzinkowość to atrakcyjna cecha, zwykle związana
z oryginalnym usposobieniem i niecodziennym wyglą-
dem, a nie banalnym zadowoleniem z siebie i pogodą
ducha. Eric najwyraźniej potrafił oprzeć się tendecji do
uniformizacji, która prowadziła do powstawania męż-
czyzn-klonów. Poza tym jako jedyny w ostatnim czasie
65
Trzy życzenia
nie dał się nabrać na opowiadane przez nią bzdury.
Innymi słowy, ruszał głową energiczniej niż pozostali
faceci.
Chloe spędziła sporo czasu w towarzystwie Erica,
jednak przekonała się o jego pewności siebie dopiero
wtedy, gdy obejrzała ten tradycyjny dom, w który
najwyraźniej zainwestował mnóstwo pieniędzy i w któ-
rym naprawdopodobniej zamierzał zostać. Eric wierzył
w siebie i tego mu zazdrościła.
Był także pierwszym mężczyzną, któremu udało się
nakłonić ją do udziału w jakimkolwiek sporcie, chociaż
musiał w tym celu posunąć się niemalże do porwania.
Przez siedem lat: trzy w gimnazjum i cztery w liceum,
przynosiła do domu formularze podań o umieszczenie jej
w sekcji siatkówki. Pragnęła brać udział w zawodach
międzyszkolnych. Dodatkowo wspierali ją trenerzy, któ-
rzy wielokrotnie zwracali się do jej ojca z prośbą o skiero-
wanie Chloe na trening.
Ojciec okazał się nieugięty. Twierdził, że mężczyźni
wolą kulturalne i delikatne kobiety, a jego córka nie będzie
bredziła o równouprawnieniu i zachowywała się jak
agresywny mężczyzna.
Ten upór kosztował Chloe możliwość uzyskania sty-
pendium sportowego. W college’u studiowała modę, gdyż
ojciec uznał, że to powołanie kobiety, wyraził aprobatę
i udzielił wsparcia finansowego. Jego twarde stanowisko
przez lata pogłębiało niechęć Chloe wobec mężczyzn.
Dodatkowo znienawidziła wszystko, co miało zwią-
zek ze sportem. Każde zawody lekkoatletyczne kojarzyły
się jej z utraconymi szansami i przypominały o marze-
niach, z których musiała zrezygnować.
66
Alison Kent
Chloe miała wątpliwości, czy jej życie w ogóle ma sens,
aż wreszcie pewnego dnia poznała Melanie i pozostałe
dziewczyny, z którymi podjęła pracę w kawiarni ,,Star-
bucks’’.
Przez całe cztery lata studiów nie potrafiła się zmusić
do wzięcia udziału w choćby jednym wydarzeniu spor-
towym. A teraz Eric skłonił ją do gry. Nie miał pojęcia, co
tak naprawdę uczynił.
Nie zatrzymał się automatycznie przy swoim domu,
kiedy wracali z meczu. Najpierw spytał ją, czy ma ochotę
go odwiedzić. Jak wyjaśnił, musiał się odświeżyć i wracać
do baru, aby zluzować swojego zastępcę przed szaleń-
stwami sobotniej nocy.
Zaproponował, że bez problemu odwiezie ją do jej
auta, ale skoro mieszka między Stratton Park i barem,
mogliby się na moment zatrzymać. Wziąłby prysznic
i zaoszczędziłby sporo czasu. Decyzję pozostawił jej.
Chloe nie miała żadnych planów i chciała zobaczyć, jak
mieszka Eric, toteż maskując ciekawość oświadczyła, że
może się nią nie krępować. Teraz była u niego, on brał
prysznic na piętrze, a ona mogła się nie krępować. Wobec
tego zaczęła myszkować po parterze.
Dom był duży i przestronny, jakby Eric przebudo-
wał labirynt małych pomieszczeń, tworząc cztery duże
o niemal identycznym rozmiarze. Pokoje, które zgodnie
z podejrzeniami Chloe wykorzystywano do oficjalnych
spotkań i kolacji, były zdumiewająco pozbawione wy-
razu.
Obydwa pomieszczenia miały okna od strony ulicy,
a były od siebie oddzielone drzwiami frontowymi i przed-
pokojem. Klatka schodowa wyrastała pośrodku parteru.
67
Trzy życzenia
Meble wykonano solidnie, lecz nie należały do oryginal-
nych: można je było kupić w pierwszym lepszym sklepie
meblowym.
Eric nie umeblował pomieszczeń według własnego
gustu. Ten fakt zaciekawił Chloe, chociaż najwięcej
o Ericu dowiedziała się z kuchni i czwartego pokoju.
To właśnie w nim musiał spędzać mnóstwo czasu,
bowiem było to jedyne pomieszczenie na parterze, które
wyglądało na zamieszkane. Znajdowała się w nim kanapa
w kształcie półksiężyca, z niebieskiego sztruksu, ustawio-
na przed wielkim ekranem telewizora.
Na ścianach wisiało kilkanaście oprawionych w ramki
reprodukcji przedstawiających sportowców. Na blacie
niskiego, kwadratowego stolika do kawy walały się eg-
zemplarze ,,Sports Illustrated’’ oraz ,,Men’s Health’’. Za
zakrzywioną kanapą znajdował się domowy zestaw do
ćwiczeń Erica. Przed potężną wieżą stereo stała super-
nowoczesna bieżnia oraz uniwersalne urządzenie kul-
turystyczne. Chloe uśmiechnęła się: głośna muzyka
znacznie ułatwiała intensywny trening.
Najciekawsza była kuchnia. Chloe wiedziała, że Eric jest
autorem wielu przepisów potraw serwowanych w barze, co
nie przeszkadzało mu namawiać wszystkich znajomych do
gotowania dla niego. Nie trzeba było bogatej wyobraźni, aby
ujrzeć go w tej kuchni, kiedy kroi, obiera, gotuje i smaży.
Wyposażenie mogłoby przyprawić o zawrót głowy
niejednego szefa kuchni. Błyszczące srebrem sprzęty,
szafki i szuflady w kolorze lśniącej czerni, blaty z białego
marmuru, wszystko było doskonale, wręcz nieskazitelnie
czyste. Chloe nie miała pewności, czy jej kuchnia mogłaby
rywalizować z tym pomieszczeniem, chociaż rzadko
68
Alison Kent
wykorzystywała ogromną przestrzeń do czegoś poza
pieczeniem tostów i krojeniem świeżych warzyw. Nie
oznaczało to, że nie lubiła eksperymentować: po prostu
wiecznie brakowało jej czasu.
Pomyślała, że będzie musiała skłonić Erica do ugotowa-
nia jej jakiegoś specjału, i zajrzała do lodówki, aby
sprawdzić jej zawartość. W końcu lunch w postaci
batonika spaliła na boisku. Odrobina czegoś na ząb na
pewno by jej nie zaszkodziła.
– Znalazłaś coś, na co masz ochotę?
Chloe powoli się wyprostowała i odwróciła. Właśnie
miała spytać Erica, czy zechciałby przygotować spóź-
niony lunch albo wcześniejszy obiad, lecz ujrzała, że
mężczyzna ma na sobie wyłącznie owinięty wokół bioder
ręcznik, sięgający mu do kolan.
Jej apetyt się zaostrzył, a krew zagotowała. Eric
prezentował się niezwykle smakowicie. Wmawiała sobie
dotąd, że powinna unikać takich sytuacji. Teraz jednak
miała przed sobą półnagiego mężczyznę i nie potrafiła
sobie przypomnieć, dlaczego seks z nim był zakazany.
Poczuła gwałtowną pokusę, aby złapać ręcznik i zedrzeć
go jednym szarpnięciem.
Wskazała na otwartą lodówkę. Zimne powietrze chło-
dziło jej rozgrzane plecy. O tak, potrzebowała ochłody.
– Chętnie skusiłabym się na ten cytrynowy sernik.
Niezłe byłoby także zestawienie syropu czekolado-
wego z jego skórą.
Eric zbliżył się, nie spuszczając wzroku z oczu Chloe.
Dystans między nimi zmniejszał się coraz bardziej, aż
wreszcie przy każdym oddechu wyraźnie czuła jego
zapach.
69
Trzy życzenia
Uniósł dłoń, sięgnął do lodówki za plecami Chloe
i pochylił się, po czym wyciągnął butelkę wody. Gdy jego
usta znalazły się tuż przy uchu Chloe, wyszeptał:
– Cudownie pachniesz.
– Litości! – wykrzyknęła zakłopotana. Czuła wyłącz-
nie swój pot. – Chyba oszalałeś.
Uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową. Wolną ręką
odkręcił korek butelki.
– Pachniesz świeżym powietrzem i słońcem.
– Oraz słoną i lepką skórą. – I tak dobrze, że przed
meczem zdjęła koszulę, która dzięki temu pachniała
względnie przyzwoicie.
– Wiesz, księżniczko, kiedy podczas turnieju łowców
poznawałaś wszystkie moje tajemnice, nie spytałaś mnie
o afrodyzjaki.
Ponownie pochylił się niebezpiecznie blisko niej, tym
razem wąchając skrawek skóry za jej uchem. Poczuła
ciepło jego oddechu. Po chwili odsunął się, mrugnął
i pociągnął z butelki łyk wody.
Zachował się nie fair. Chloe wciąż jeszcze nie odzys-
kała sił po tym, jak Eric otarł się włosami o jej brodę,
roztaczając wokół siebie zapach czystej męskiej skóry.
Teraz drażnił się z nią, nieznośnie uwrażliwiając jej
zmysły dotykiem, który bez wątpienia nie miał żadnego
ukrytego znaczenia.
Chloe wiedziała na pewno, że musi jak najszybciej
zamknąć drzwi lodówki, zanim ukryta w środku żywność
ucierpi na skutek upału i podwyższonej temperatury jej
ciała. Póki co rozkoszowała się jednak zimnym powiet-
rzem na plecach, kojarzącym się jej z kostką lodu na
rozpalonej skórze.
70
Alison Kent
Ledwie usłyszała swój głos.
– Afrodyzjaki?
– Lubię kobiety, które nie boją się spocić.
Eric ponownie się napił i kilka kropel wyciekło mu
kącikiem ust, przyciągając spojrzenie Chloe do jego nie-
mal nagiego ciała. Strumyczek wody spłynął po płaskim
brzuchu i wsiąkł w przepaskę na biodrach.
Chloe z trudem oderwała wzrok od tego przedstawie-
nia.
– Przyznaj się, robisz to celowo.
– Co takiego? – spytał niewinnie i po raz kolejny na-
pił się wody, roniąc strumyczek wody, który spłynął kąci-
kiem ust, zwilżył dolną wargę i powędrował dalej w dół.
Chloe oblizała usta.
– Właśnie to – wyjaśniła. – Ten numer z wodą.
Wydaje ci się, że rzucę się ją suszyć?
Odstawił butelkę na blat kuchenny i oderwał papiero-
wy ręcznik z rolki zawieszonej na srebrnym pręcie obok
stalowego piekarnika.
Chloe przyjęła wręczony jej ręcznik, przekonana, że
zbytnio kusi los. Nie ulegało wątpliwości, że oboje się
sobie podobają, jej ciało jest wygłodniałe, a Erica wyposa-
żone w sporo atrybutów, których nie powstydziłby się
Cary Grant. Mimo to zbliżyła się do niego i złożonym na
czworo ręcznikiem osuszyła wilgoć, starannie pilnując,
aby nie dotknąć jego ciała palcami.
Trudno jej było utrzymać nad sobą kontrolę, zwłasz-
cza że ogromnie pragnęła dotknąć skóry, którą w przeszło-
ści rozkoszowała się wyłącznie przez ubranie. Wręczyła
mu zużyty ręcznik.
Przyjął go, lecz uśmiechnął się szeroko i bezczelnie.
71
Trzy życzenia
– Ręcznik jest dla ciebie. Na wypadek, gdybyś chciała
otrzeć usta.
– Jeżeli oczekujesz, że osuszę cię językiem, musisz
mnie do tego zachęcić w jakiś bardziej apetyczny sposób.
– Nie mogła sobie darować.
Kiedy Eric ponownie sięgnął za jej plecami do lodówki
i wydobył butelkę syropu czekoladowego, nie odezwała
się ani słowem. Podniosła tylko brwi, oderwała wzrok od
butelki i spojrzała w pewne siebie niebieskie oczy Erica.
Dopiero potem ponownie zajrzała do lodówki.
Bez słowa wydobyła z niej skondensowaną bitą śmie-
tanę oraz koszyczek świeżo umytych truskawek, które
postawiła obok syropu na blacie.
– To powinno wystarczyć – mruknęła do siebie
i w końcu zamknęła lodówkę. W końcu zawsze pragnęła
stworzyć własną fantazję kulinarną w stylu ,,Dziewięciu
i pół tygodnia’’.
Eric rzucił okiem na wiktuały i oparł się o blat.
– Co to będzie? Ciastka nadziewane truskawkami?
Chloe z przyjemnością obserwowała, jak jego klatka
piersiowa unosiła się i opadała. Eric robił, co w jego mocy,
aby sprawiać wrażenie opanowanego, lecz Chloe nie dała
się nabrać. Widziała, że płonął od pożądania. Przepaska na
jego biodrach nie zwisała już luźno na udach. Nie ulegało
wątpliwości, że jest podniecony. Chloe poczuła skurcz
w brzuchu.
Sięgnęła po bitą śmietanę i potrząsnęła opakowaniem,
dłużej niż było trzeba. Miała w tym swój cel: nie chodziło
jej o zapewnienie śmietanie właściwej konsystencji, tylko
o zmuszenie Erica do czekania.
Wycisnęła odrobinę śmietany na palec i zlizała ją
72
Alison Kent
końcem języka, nie spuszczając wzroku z Erica. Potem
ponownie nabrała na palec nieco śmietany i wyciągnęła go
ku ustom mężczyzny.
Rozchylił wargi, a ona przesunęła palcem po jego
języku, zostawiając na nim deser. Oczy Erica rozbłysły,
kiedy się dotykali. Wpatrywał się w nią uważnie, gdy
ponownie podsunęła mu palec do oblizania.
Przysunęła się bliżej. Oblizała górną wargę, potem
dolną i w końcu wycisnęła kulkę śmietany prosto na
język. Przycisnęła chłodną piankę do podniebienia, gdzie
się natychmiast rozpłynęła.
– Mhm – mruknęła i skierowała końcówkę na usta
Erica. Wyciągnął język, a ona nałożyła mu trochę śmietany.
Ani na chwilę nie odrywał oczu od Chloe. Sprawiał wrażenie
spokojnego i pewnego siebie, lecz jednocześnie rozpalonego.
Ponownie sięgnęła po pojemnik, potrząsnęła nim i naryso-
wała na klatce piersiowej Erica półksiężyc z bitej śmietany,
od jednego obojczyka do drugiego.
Potem przyszła pora na syrop czekoladowy.
Nałożyła odrobinę na wgłębienie w szyi Erica. Męż-
czyzna się nie poruszył. Przy pierwszej styczności z zim-
nem tylko wciągnął gwałtownie powietrze. Chloe za-
drżała na widok jego zaciśniętej szczęki, pulsującej skroni
i rąk mocno zaciśniętych na blacie.
Spoglądając w jego oczy, uświadomiła sobie, co mogła-
by ujrzeć, gdyby opuściła wzrok poniżej jego pasa. Nie
zrobiła tego. Przysunęła się o krok bliżej, cały czas
wpatrując się w jego rozszerzone źrenice. Ich ciała znalaz-
ły się o kilka centymetrów od siebie i wtedy Chloe sięgnęła
po największą truskawkę.
Zanurzyła jej koniec w czekoladzie rozlanej po bitej
73
Trzy życzenia
śmietanie. Uśmiechnęła się szeroko, dotykając owocu
językiem. Jej ruchy były sugestywne, zwłaszcza kiedy
ssała ostatnią kropelkę czekolady.
Żyły na dłoniach Erica nabrzmiały, a na rękach uwi-
doczniły się ścięgna, tak mocno zaciskał dłonie na blacie
kuchni. Chloe pomyślała, że to niezwykle kuszący widok.
Jej lekko zmrużone oczy zaszły mgiełką. Wyciągnęła
truskawkę z ust i wręczyła ją Ericowi.
Wbił zęby w miąższ, delikatnie kąsając koniuszek jej
palca, którym przesunęła po linii jego warg, brodzie, szyi,
grdyce i zatrzymała się na bitej śmietanie.
Czekoladowy syrop spłynął po jego brzuchu i dotarł do
przepaski na biodrach. Chloe wsunęła rękę za materiał
i ściągnęła go jednym ruchem.
Eric omal nie zakrztusił się truskawką. Na szczęście
udało mu się przełknąć owoc. Panował nad sobą do tego
stopnia, że nawet się nie poruszył i stał zupełnie nagi, nie
mówiąc ani słowa.
Chloe nie miała wątpliwości co do tego, że Eric jest
podniecony, ją również ogarniało pożądanie, jednak prag-
nęła zaczekać, opóźnić nieuchronną chwilę spełnienia.
Lubiła przedłużać podniecenie, doprowadzając się do
stanu, w którym z trudem oddychała.
Nabrała palcem bitej śmietany i rozmazała ją po
brzuchu Erica. Następnie pochyliła się i dotknęła językiem
jego sutka. Po ciele Erica przebiegł gwałtowny dreszcz.
Na ślepo wymacała drugą truskawkę i podrażniła męski
sutek czubkiem miękkiego owocu. Wcisnęła go w topnie-
jącą masę czekolady i śmietany, a następnie narysowała
linię, prowadzącą po brzuchu Erica i wokół jego pępka.
Kiedy rozchyliła usta nad jego mostkiem, poczuła, że
74
Alison Kent
cała drży, jej piersi są nabrzmiałe i podrażnione, a sutki
twarde jak świeże wiśnie. Wystarczyło mu tylko dać znać,
lecz jeszcze nie była gotowa. Najpierw chciała obdarzyć
go rozkoszą.
Obsypała pocałunkami jego tors, zlizując jednocześnie
czekoladę i smugi śmietany, które rozpłynęły się po nagiej
skórze. Następnie opadła na kolana i przesunęła językiem
po pępku, zagłębiając się w nim.
Po chwili osunęła się niżej, drażniąc ustami fragment
skóry nad ciemną linią włosów. Oparła dłonie na jego
biodrach i przesunęła je na pośladki, ściskając ich twarde
mięśnie. Jednocześnie ani na chwilę nie przerywała uczty.
Wsunęła palce między nogi Erica, a ustami powędrowała
niżej. Poczuł, jak jej gorący oddech owiewa jego męskość.
Oczekiwanie doprowadzało go do szaleństwa. Położył
dłonie na jej głowie, zanurzył palce we włosy i delikatnie
przesuwał jej usta w najbardziej pożądliwe miejsce.
Chloe nie potrzebowała dodatkowej zachęty. Dosko-
nale wiedziała, jak sprawić przyjemność mężczyźnie.
Mimo to bardzo niewielu facetów miało okazję zażyć
z nią tego rodzaju bliskości. Tę wyjątkową rozkosz
zarezerwowała dla nielicznych.
Nie rozeznała się jeszcze do końca w swoich uczuciach
wobec Erica, lecz mimo to wzięła jego członek do ust.
Mogła teraz zrobić z nim wszystko. Nie śpieszyła się.
Zamierzała zapewnić Ericowi najwyższą rozkosz, ale
dopiero wtedy, gdy sama będzie gotowa.
Eric zachłysnął się i naprężył uda. Jego dłonie powędrowa-
ły na krawędź blatu i mocno się na nim zacisnęły. Obydwie
stopy mocno oparł na podłodze, a mimo to nadal drżał.
75
Trzy życzenia
Chloe podniecała jego męskość długimi posunięciami
języka, z przyjemnością wsłuchując się w jego jęki roz-
koszy. Wyczuła pod dłońmi kolejną falę drżenia. Na
moment zerknęła w górę. Eric przymknął oczy i uniósł
brodę, a tyłem głowy dotykał drzwi szafki. Z jego ust
wydobywał się urywany oddech.
Jej palce wędrowały po jego ciele, docierając do miejsc,
których uwielbiała dotykać. Nie sprzeciwiał się, gdy
głaskała jego zesztywniałe nogi i męskość tak twardą, że
aż obolałą. Jak to możliwe, że najdelikatniejsza męska
skóra może się rozciągnąć do tak wielkich rozmiarów?
Drażniła i pieściła Erica jeszcze przez kilka minut,
rozkoszując się jego gładkością, zapachem, reakcjami
i smakiem. Po chwili wiedziała, że nadszedł już czas. Nie
miała co do tego żadnych wątpliwości, bowiem Eric
położył dłonie na jej głowie i powstrzymał ją delikatnie.
– Jeśli zaraz nie przestaniesz, za chwilę dojdę.
Było już jednak za późno. Poczuła w ustach inny smak,
więc skupiła się na rytmicznym poruszaniu ustami,
wsłuchując się w jego jęki i wyczuwając silne drżenie.
Doprowadziła go do samego końca, zapewniła mu roz-
kosz i ukojenie.
Gdy go wreszcie puściła, wręczył jej mokry papierowy
ręcznik, którym wcześniej wytarła jego klatkę piersiową.
Następnie złapał ją za ramiona i pociągnął.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Zdarzyło się to po raz
pierwszy w jego towarzystwie. Nie przychodził jej do
głowy żaden komentarz. Czuła się... onieśmielona. To
niedobrze. Właściwie całkiem fatalnie.
– Chodź ze mną na górę, weźmiemy prysznic.
Pokręciła głową. Musiała już iść.
76
Alison Kent
– Umyj się sam. Ja to zrobię po powrocie do domu.
– Na pewno? – Eric niepewnie zmarszczył czoło.
Zdecydowanie i szybko skinęła głową.
Zasłoniwszy się ręcznikiem, wyszedł z kuchni i ruszył
po schodach, ale po chwili zawahał się, jakby dotarło do
niego, że Chloe zamierza uciec pod jego nieobecność.
Wciąż się uśmiechała, wydawała się odprężona. Stała
swobodnie, pewna siebie, jednak po głowie krążyła jej
tylko jedna myśl: błagam, pośpiesz się i idź już wreszcie!
– Daj mi pięć minut. – Przyjrzał się swojej klatce
piersiowej i ponownie podniósł wzrok. – No, może
dziesięć.
– Nie śpiesz się. – Odwróciła się i podeszła do lodów-
ki, nie patrząc w jego stronę, dopóki nie nabrała pewności,
że zniknął.
Wtedy natychmiast wybiegła do holu, porwała torebkę
ze stolika na telefon i wypadła na dwór. Dom Erica
znajdował się zaledwie kilka przecznic od trasy jednego
z autobusów do śródmieścia, lecz Chloe wiedziała, że nie
ma zbyt wielkiej przewagi czasowej.
Zaparkowała przed barem. Zanim do niego dotrze, Eric
bez trudu weźmie prysznic, ubierze się, wsiądzie do
samochodu i dotrze na miejsce. Może dopisze jej szczęście
i nie będzie musiała czekać na autobus.
A może Eric wykaże odrobinę zrozumienia i nie będzie
jej ścigał?
Tak czy owak, szczęście na pewno opuści ją jutro,
bowiem umówiła się z Erikiem na dniu otwartym dOS-
KONAŁEJ-dZIEWCZYNY. Będzie musiała wszystko mu
wyjaśnić i zapewnić, że nie zrobił nic złego, a incydent
w kuchni sprawił jej przyjemność.
77
Trzy życzenia
I to jaką! Jej ciało drżało. Zaprosił ją pod prysznic.
Wyobraziła sobie, co by się stało, gdyby z nim poszła, i jej
oczy zwilgotniały.
Dotarła na przystanek na kilka sekund przed odjazdem
autobusu. Wdrapała się po schodkach, wsunęła dolara do
automatu z biletami i usadowiła się na najbliższym fotelu
z niebieskiego winylu. Zamrugała, żeby lepiej widzieć,
lecz niewiele to pomogło.
Nie chodziło o to, że doszło do intymnej sytuacji
między nią a mężczyzną, którego uważała tylko za
przyjaciela. Przejmowała się faktem, że myślała tylko
o zaspokojeniu jego potrzeb, nie dbając o własne rozkosze.
Nie, wcale się tym nie przejmowała. Było oczywiste, że
Eric stał się dla niej kimś więcej niż przyjacielem.
I to dopiero był kłopot.
78
Alison Kent
Rozdział piąty
Chociaż początek dnia otwartego zaplanowano na
godzinę czwartą, Chloe siedziała w biurze już w południe
i intensywnie pracowała.
Musiała poświęcić sporo czasu na przygotowanie pla-
nu rozszerzenia oferty dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY
o pielęgnacyjne środki farmaceutyczne. Najwcześniej ju-
tro zapozna się z raportami z laboratoryjnych prób
kosmetyków. Póki co Chloe skoncentrowała się na kore-
spondecji biurowej. Zaznaczyła w kalendarzu termin
spotkania zarządu. Miała się spotkać z koleżankami
w przyszłym tygodniu, w mieszkaniu Lauren. Cały czas
zastanawiała się, czy założyciele Revlon lub L’Oréal
prowadzili interesy w równie niekonwencjonalny sposób,
jak dOSKONAŁA-dZIEWCZYNA.
Nawet jeśli któregoś dnia dOSKONAŁA-dZIEWCZY-
NA odniesie tak niezwykły sukces jak Revlon bądź
L’Oréal, Chloe mocno wątpiła, czy będzie jeszcze
pracowała w firmie, aby wraz z koleżankami święcić
triumfy i radować się bogactwem. Na pewno rozstanie się
z nimi, jeśli nie zacznie używać głowy zamiast języka. To
jedna sprawa.
Ale dlaczego zrobiła to, co zrobiła w kuchni Erica? Cały
układ z trzema imprezami w zamian za trzy życzenia to
najwyraźniej jedna wielka strata czasu. Wystarczyło, że
spełniła jedno życzenie i od razu udowodniła, iż wcale nie
ma zamiaru zmieniać swoich nawyków. Nie wątpiła, że
Eric świetnie się bawił, a teraz drwił z niej w myślach.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
– Proszę – odezwała się.
Do pokoju wszedł mężczyzna. Wysoki, barczysty
i piękny. Jego włosy miały nieco ciemniejszy odcień niż
jej. Chloe przypomniała sobie, że tylko raz przefarbował
się na ciemniejszy kolor. Ten dzień zapadł Chloe w pamię-
ci jako jedyny, kiedy ich ojciec sięgnął po pas, aby
wymierzyć sprawiedliwość na tyłku własnego syna.
Poderwała się z krzesła i obeszła biurko, aby rzucić się
bratu w ramiona. Przywarła do niego z całej siły, a on
odwzajemnił jej uścisk. Podniosła wzrok i napotkała jego
bystre spojrzenie. Uświadomiła sobie, że nie widzieli się od
czterech lat. Uśmiechnęli się do siebie promiennie. Nawet
nie przypuszczała, że tak bardzo się za nim stęskniła.
– Co ty tutaj robisz? Skąd u licha wiedziałeś, gdzie
mnie szukać?
Aidan wreszcie ją puścił i uważnie rozejrzał się po
wyjątkowo jaskrawych ścianach jej gabinetu.
– Pracujesz w takich warunkach? I nie jest ci niedo-
brze?
Chloe stuknęła go w ramię.
80
Alison Kent
– Przestań nabijać się z mojego gabinetu i mów, co ty
tu robisz. Zjawiłeś się tak nagle, jakbyś spadł z księżyca.
Ogromnie się cieszyła, że go widzi. Dziesięć lat starszy
od Chloe, zawsze był jej mistrzem i sprzymierzeńcem,
a jednocześnie ulubieńcem ojca.
– Wciąż się ubierasz na różowo. – Aidan pokręcił
głową, lecz pozwolił się zaprowadzić na jedno z krzeseł
dla gości.
Kiedy oboje usiedli, Chloe zrzuciła buty i podkuliła
nogi, a Aidan wydobył złożoną gazetę z kieszeni twee-
dowego płaszcza, który nosił do kowbojek i wytartych
dżinsów.
Notatka o dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNIE w dziale
biznesowym ,,Houston Chronicle’’. Chloe nie miała poję-
cia, czy jeszcze ktoś z rodziny zauważył artykuł. Za-
stanowiła się, dlaczego w ogóle ją to obchodzi.
– Miło byłoby dowiedzieć się z pierwszej ręki – powie-
dział, wskazując notatkę – że moja kochana siostrzyczka
jest miejscową znakomitością.
Chloe wzruszyła ramionami.
– Daj spokój. Nie jestem żadną znakomitością.
– Mimo wszystko robisz coś, dzięki czemu trafiłaś do
przyzwoitej gazety, a nie do brukowców.
Na szczęście nie miał pojęcia, jak niewiele brakowało,
aby w szmatławcach pojawiły się nagłówki: ,,Człon-
kini zarządu dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY zaprzepaś-
ciła swoją karierę’’.
– Jakoś sobie radzę. Wolałabym jednak dowiedzieć się
czegoś o tobie. – Złapała go za rękę. – Co się dzieje
w świecie koni? Najwyraźniej dobrze ci się wiedzie. Te
robione na zamówienie buty musiały cię sporo kosztować.
81
Trzy życzenia
Aidan przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej twarz.
Zdenerwowała się pod jego spojrzeniem, bowiem był
jedynym człowiekiem, który nigdy nie nabrał się na jej
gierki. Nawet teraz wątpiła, czy dał się zwieść jej uśmie-
chowi.
– Te buty to podarunek. – Aidan uśmiechnął się
kącikiem ust. – Od kowbojki, która nie mogła się mną
nacieszyć.
Chloe przewróciła oczami.
– No tak! Najpierw cheerleaderki. Teraz kowbojki.
Czy istnieje na świecie kobieta zdolna oprzeć się twojemu
urokowi?
– Tylko moja siostra – oznajmił i przytrzymał jej dłoń,
kiedy usiłowała się uwolnić. – O co chodzi, Chloe?
Kiedy odbierałaś dyplom, tylko do mnie pomachałaś
z drugiego końca trawnika. To ma załatwić sprawę?
Miał rację. Gdy dostała do ręki dyplom, odcięła się od
rodziny. Uznała, że to najlepszy sposób, aby się usamo-
dzielnić. Teraz jednak miała przed sobą Aidana i dosko-
nale wiedziała, że zbytnio pośpieszyła się z tym emoc-
jonalnym rozwodem. Mimo to mogła tylko wzruszyć
ramionami.
– Zrobiłam to, co uznałam za konieczne.
– No to popełniłaś błąd. Przypominam ci, że jestem
twoim bratem. Nie ojcem. Colin, Richard i Jay także nim
nie są. Dogadanie się z tatą nigdy nie było proste. Nie da
się jednak ukryć, że dla ciebie było najtrudniejsze – dodał
pośpiesznie, kiedy zauważył, że Chloe się zjeżyła.
– Dzięki, że to zauważyłeś.
– Dobrze wiesz, że zawsze to widziałem. – Pogłaskał
ją po policzku. – Nawet kiedy się wyprowadziłem,
82
Alison Kent
świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, co się dzieje
w domu. Chłopcy mi mówili.
Chloe odsunęła głowę od jego dłoni.
– Wiedziałeś tyle, ile ci powtórzyli. Nie miałeś pojęcia,
jak to było od środka. Jak ciężko pracowałam, żeby go
zadowolić. Jak nigdy mi się to nie udawało.
Aidan poprawił się na krześle, aby spojrzeć siostrze
w oczy. Oparł łokcie na kolanach i wziął ją za ręce.
Przyjrzał się jej palcom i krótkim, praktycznym paznok-
ciom pomalowanym na kolor porcelany.
Miała ochotę przeczesać dłońmi jego włosy, tak jak on
to zawsze robił. Przedtem musiałaby jednak puścić jego
ręce, a chciała przedłużyć tę chwilę w nieskończoność.
Aidan podniósł wzrok.
– Posłuchaj, Chloe. Dobrze wiem, jak to wyglądało.
Colin, Richard i Jay... byli zbyt mali, aby cokolwiek zapamię-
tać. Ja jednak widziałem tatę z mamą. Przez dziesięć lat
spędzonych z nią widziałem to na okrągło. – Mocno zacisnął
dłonie. – I przez wiele lat gnębiło mnie poczucie winy.
Chloe przeraziła się nie na żarty. Wyrwała mu ręce
i wstała.
– O czym ty mówisz?
Nie poruszył się, wciąż wpatrując się w jej twarz.
– Mówię o tym, że przy pierwszej okazji opuściłem
dom i pozwoliłem tacie traktować cię tak samo, jak
traktował mamę. Mówię o fantazji i rzeczywistości.
Nasza matka nigdy nie była chodzącą doskonałością, jak ci
wmawiał tata. Nawet święty nie podołałby jego wyob-
rażeniom.
Chloe potrząsnęła głową, nie mogąc wydobyć z siebie
głosu. Jej dotychczasowy świat legł w gruzach.
83
Trzy życzenia
– To prawda, Chloe.
Machnęła niecierpliwie ręką i zasłoniła uszy, aby nic
więcej nie słyszeć.
– To nie ma sensu. On ją czcił. Przez siedemnaście lat
słyszałam tylko o tym, jak wspaniałą była kobietą.
– Bo była – zgodził się Aidan, a jego oczy rozbłysły
pod wpływem ciepłych wspomnień. – Jeśli o mnie chodzi,
była wspaniała. Co do taty... – zmarszczył brwi – nie była
w stanie go zadowolić. Była tylko człowiekiem, tak samo
jak ty czy ja.
Chloe poczuła, jak wzbiera w niej gorycz. Zaczęła
nerwowo chodzić z kąta w kąt.
– Kiedy kłóciłam się z nim o siatkówkę, krzyczał, że
matka nigdy nie kwestionowała jego decyzji. Gdy chciałam
studiować wychowanie fizyczne, oświadczył, że nigdy nie
przyszłoby jej do głowy robienie czegoś, co nie przystoi
damie, nawet gdyby brała pod uwagę pracę poza domem.
Oczywiście nigdy tego nie zrobiła, ponieważ interesowała
się wyłącznie rodziną. Nigdy nie paliła, nie unosiła głosu
i z całą pewnością nie piła alkoholu. Ojciec poinformował
mnie o tym, kiedy spostrzegł, że palę, piję i przeklinam.
Aidan wyciągnął rękę i złapał ją za dłoń.
– Kiedy zaklęła, odebrał jej kluczyki do samochodu.
Kiedy przyłapał ją na piciu jego whisky, pociął jej karty
kredytowe. Kiedy powiedziała mu, że zapisała się na
zajęcia biznesowe w college’u, oświadczył, że nigdy nie
uda się jej zdać egzaminów. Spytał, dlaczego chce skom-
promitować siebie i jego.
Chloe straciła czucie w ręce, którą ściskał Aidan.
– Widziałeś to wszystko?
– Widziałem i słyszałem. Nie miałem jednak pojęcia,
84
Alison Kent
że takie zachowanie to agresja słowna. Uświadomiłem to
sobie dopiero wtedy, kiedy się wyrwałem z tej rodziny.
– Aidan wzruszył ramionami i puścił dłoń siostry. – To
kiepskie wytłumaczenie, ale innego nie mam.
– Pieprzyć to. – Chloe opadła na krzesło obok brata.
Po dłuższej chwili Aidan zachichotał.
– Pięknie, siostrzyczko. Bardzo ładnie.
Nie skończył mówić, kiedy Chloe gwałtownie od-
wróciła głowę.
– Dlaczego do, jasnej cholery, zdecydowała się z nim
pozostać? – wybuchnęła.
– Przychodzi mi do głowy pięć powodów, wszystkie
poniżej dziesiątego roku życia.
Pięcioro dzieci i konieczność pozostawania z mężczyz-
ną, który zachowywał się jak tyran i despota. Nic dziw-
nego, że matka Chloe uwielbiała Cary’ego Granta. Musia-
ła być wyjątkowo nieszczęśliwa. Straciła kontrolę nad
własnym życiem.
Chloe westchnęła i zmrużyła piekące oczy. Co za
ironia, że w końcu zaczęła się zachowywać tak, jak chciał
tego ojciec. Stała się własną matką, zrezygnowała z prawa
do indywidualności, aby zyskać jego miłość. To prawda,
że w końcu udało się jej wyrwać na wolność, ale w kogo
się zmieniła? W wyszczekaną podrywaczkę. Ojciec wzgar-
dziłby nią, gdyby o tym wiedział. Nawet jej samej nie
podobało się to, co robiła.
Przełknęła łzy i wyprostowała się. Musiała ochłonąć,
a dopiero potem zastanowić się nad sensem słów Aidana.
– Zatrzymałeś się w Doubletree? – Zawsze tam
nocował, nigdy nie zostawał w domu ojca, kiedy przyjeż-
dżał w odwiedziny z San Antonio.
85
Trzy życzenia
Aidan wstał i podał siostrze numer swojego pokoju
w hotelu.
– O siódmej? – spytał.
– Świetnie. Spakuj się. Zostaniesz u mnie na noc.
Podczas dnia otwartego dOSKONAŁEJ-dZIEWCZY-
NY Eric przez kwadrans kręcił się po holu biura i roz-
mawiał z uczestnikami imprezy, aż wreszcie zniecierp-
liwił się i udał na poszukiwania swojej partnerki.
Zastał ją w gabinecie, gdzie stała odwrócona plecami
do biurka z przyciśniętymi do piersi rękami.
Eric oparł się o drzwi i wsunął dłonie do kieszeni spodni
w kolorze khaki. Westchnął głęboko, aby się uspokoić.
Nigdy nie przypuszczał, że jego przyjaźć z Chloe
zamieni się we flirt, a być może głębsze uczucie. Nie chciał
się do tego przyznać, bo nawet jemu samemu wydawało
się to śmieszne. Żaden mężczyzna, który miał dla siebie
choć odrobinę szacunku, nie mógłby zadurzyć się w ko-
biecie po...
Na myśl o jej ustach zrobiło mu się słabo.
Wejście do biura dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY było
po przeciwnej stronie budynku, dlatego Eric miał pew-
ność, że Chloe nie wypatruje przez okno jego samochodu.
Zastanawiał się, o czym myślała. Chociaż była odwróco-
na, doskonale wyczuwał jej smutek i widział, że jest
spięta.
Miała na sobie powłóczystą sukienkę, oczywiście
w kolorze różowym, w kwieciste wzory, luźno opadającą
poniżej bioder, lecz obcisłą w talii i w biuście. Mimo to
doskonałe kształty Chloe były tylko zaznaczone, a nie
podkreślone. Sukienka sięgała powyżej kolan i kończyła
86
Alison Kent
się falbaną, taką samą, jaką wykończono dekolt. Chloe nie
miała rajstop.
Eric ucieszył się z tego, bowiem pasowało to do jego
planów zrewanżowania się jej za wczorajsze wydarzenia
w kuchni.
Kiedy po drugim prysznicu zszedł na dół, całkowicie
ubrany i gotowy do odbycia rozmowy na temat tego, co
między nimi zaszło, nie potrafił się zdecydować, czy czuje
rozczarowanie, czy też ulgę z powodu zniknięcia Chloe.
Właściwie wcale się nie zdziwił, że się wymknęła. Od
kiedy wyjechali z parku po meczu, była dziwnie spięta.
Gdy jechali samochodem, cały czas zastanawiał się, czy ją
spytać, co takiego ją gnębi. Wiedział, że podobała się jej
rozgrywka i że dobrze się bawiła przy siatkówce. Bez
względu na to, jak gorąco by temu zaprzeczała, i tak
wiedział swoje.
Tymczasem ona nie odezwała się ani słowem. Po
prostu wyglądała przez okno samochodu. Miała przy tym
dziwnie zamyśloną minę, jakby starała się przypomnieć
sobie, dlaczego nie lubi sportu. A może odtwarzała
w pamięci wszystkie powody niechęci do gier zespoło-
wych i dochodziła do wniosku, że żaden z nich nie ma
sensu.
Eric nie wątpił, że prędzej czy później dowie się,
dlaczego wczoraj zniknęła. Przekona się także, dlaczego
Chloe najpierw ustaliła, że ich umowa nie obejmuje seksu,
a niedługo potem rozebrała go w jego własnej kuchni.
Dzisiaj jednak musiał spełnić pierwsze ze swoich
trzech zobowiązań. Chciał także dotrzymać powziętego
postanowienia.
– Chloe, powiedz mi coś.
87
Trzy życzenia
Drgnęła, kiedy się odezwał, i zachłysnęła się powie-
trzem. Gdy jednak odwróciła się od okna, była spokojna
i opanowana. Obdarzyła Erica pogodnym uśmiechem.
– Wszystko, czego sobie życzysz, kotku.
Stanęła twarzą do niego i oplotła palce wokół zagłówka
swojego ergonomicznego fotela. Najwyraźniej celowo
odgrodziła się od Erica meblem, zamiast podejść do drzwi,
wziąć gościa pod ramię i dołączyć do ludzi bawiących się
w holu.
– Jak mogę dopomóc twojej nadszarpniętej reputacji,
skoro ukrywasz się w gabinecie zamiast zintegrować się
z ludźmi i pokazać dziennikarzom, że ich opinia na twój
temat jest całkowicie nietrafna i krzywdząca?
Nie ruszył się z miejsca, gdyż duma nakazywała mu
zaczekać, aż Chloe sama się do niego zbliży. Nie poruszyła
się jednak, przechyliła tylko głowę. Podwinięte końce jej
blond włosów otarły się o ramię.
– Prawdę mówiąc, właśnie się zastanawiałam, czy
pozostanie tutaj nie będzie najodpowiedniejszym posu-
nięciem. Zwłaszcza że wciąż jeszcze nie odzyskałam
pełnej formy po wczorajszym meczu.
– Taki twardziel jak ty stracił kondycję po jednej
marnej rozgrywce? – powątpiewał Eric. – Jakoś nie mogę
w to uwierzyć.
Chloe zmrużyła oczy tak mocno, że między jej powie-
kami zrobiły się wąskie szczeliny, przez które błyszczały
intensywnie błękitne tęczówki.
– Nie jestem twardzielem.
– Księżniczko, jesteś najtwardszym twardzielem, ja-
kiego znam. Nikt nie jest w stanie wcisnąć ci kitu. Wiesz,
czego chcesz, i do tego zmierzasz. – Zamilkł, uświadomi-
88
Alison Kent
wszy sobie, że wczoraj w kuchni z całą pewnością
wiedziała, czego chce. – Zresztą na boisku czujesz się jak
ryba w wodzie.
– Jeśli masz na myśli moje ostatnie odbicie, to dosko-
nale wiesz, że udało mi się przypadkowo. – Uśmiechnęła
się uroczo, choć bez przekonania.
Chciał widzieć jej uśmiech. Podobało mu się, jak się
cieszyła na boisku. Nigdy wcześniej nie widział, aby tak
bardzo przepełniała ją energia i chęć życia. Nie była tak
entuzjastyczna nawet później, w kuchni.
Akurat to nie napawało go szczególnym zadowole-
niem. Najwyraźniej jej pierwsze wrażenie nie było naj-
korzystniejsze.
– Może tak. A może nie. W każdym razie teraz już
wiem na pewno, że twoja niechęć do sportu nie jest aż tak
głęboka, jak to mi usiłowałaś wmówić.
– Nie bądź tego taki pewien. – Poruszyła fotelem
w lewo i w prawo. – Zresztą, mój niechętny stosunek do
sportu nie oznacza, że nie potrafię grać w siatkówkę.
– Oj, potrafisz. Przypominam, że wczoraj byłem na
boisku i widziałem cię w akcji. – Eric pomyślał, że
chętnie przetrzepałby skórę każdemu, kto skrzywdził tę
dziewczynę. – Więc jak, chcesz się przyłączyć do mojej
drużyny?
– Na stałe?
– Czemu nie? Tworzymy coś w rodzaju samowystar-
czalnej ligi. Bary sportowe. Restauracje. Przyjacielskie
współzawodnictwo, które nie ma nic wspólnego z inte-
resami. Gramy w kręgle, siatkówkę, softball. Wszystko dla
przyjemności, a przegrani stawiają piwo.
– Oho! Podwójnie nieciekawa perspektywa.
89
Trzy życzenia
Eric wzruszył ramionami. Najwyraźniej Chloe miała
alergię na punkcie stwierdzenia ,,na stałe’’.
– I co ty na to?
– Będę o tym pamiętać – oświadczyła, a zaraz potem
zmarszczyła brwi. – Czy członkowie twojego zespołu nie
powinni być w jakiś sposób związani z twoim barem? Jak
ci się udało wkręcić mnie do wczorajszego meczu? Co
naopowiadałeś sędziom?
– Powiedziałem, że jesteśmy kochankami.
Fotel Chloe zamarł.
– Co takiego?
Eric wszedł do gabinetu i przymknął za sobą drzwi, ale
ich nie zamknął. Nie chciał, żeby Chloe poczuła się
fizycznie uwięziona. Czy miał na to ochotę, czy nie,
przyszła pora na zaległą rozmowę o incydencie w kuchni.
– Właściwie powiedziałem, że się spotykamy, co jest
najzupełniej zgodne z prawdą. Zwłaszcza że nasze sto-
sunki znacznie się zacieśniły...
Zbliżył się do biurka i zawiesił głos, spodziewając się
ostrej riposty. Zamiast tego spotkał się jednak z wymow-
ną ciszą i leniwym spojrzeniem oczu odważnie pomalo-
wanych na granatowo-różowo.
Tęczówki Chloe były szafirowe, a źrenice błyszczały.
Eric czuł, że tak zareagowała na wspomnienie wydarzenia
w kuchni. Zadrżał, ponownie wyobraziwszy sobie tamtą
sytuację. Jego ciało zachowywało się w ten sposób od
dwudziestu czterech godzin.
Chloe wsunęła fotel pod biurko, obeszła je i oparła się
biodrem o róg mebla. Skrzyżowała ręce i uniosła nogę tak,
że jej spódnica powędrowała do połowy uda... W rezulta-
cie Eric stracił na moment zdolność trzeźwego myślenia.
90
Alison Kent
– Pod jakim względem nasze stosunki się zacieśniły?
– Zadała to pytanie całkowicie szczerze lub tak świetnie
zamaskowała sarkazm, że dał się nabrać.
Tak czy owak, najwyraźniej bawiła się z nim, zamiast
udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Chciała się bawić?
Proszę bardzo. Weźmie udział w tej grze. Nie miał
wątpliwości, że wygra.
Postąpił krok naprzód, przesuwając palcem wskazują-
cym po blacie biurka.
– Naprawdę chcesz, żebym odpowiedział na to pyta-
nie?
– To zależy, kotku. – Obniżyła i ściszyła głos, a szor-
stkiemu, uwodzicielskiemu szeptowi towarzyszyło po-
włóczyste spojrzenie spod przymrużonych rzęs. – Są-
dzisz, że znasz odpowiedź?
Grała swoją rolę oskarowo, niemniej była to tylko gra.
Eric ani myślał rezygnować z powracania do tego, co
między nimi zaszło.
– Chodzi ci o odpowiedź inną niż ta oczywista?
Rozumiesz, nie każda kobieta, która przychodzi do mojej
kuchni, może liczyć na ciastko truskawkowe.
Nawet nie mrugnęła.
– Akurat w to mi trudno uwierzyć.
– Czemu? Uważasz, że skoro jestem mężczyzną, to
nie potrafię odmówić kobiecie? – Nie w tym rzecz, czy
kiedykolwiek tak zrobił. Ważne, że mógł tak uczynić,
chociaż wcale nie był pewien, jak by się czuł, rezygnując
z takiej okazji.
– Jesteś mężczyzną. Natura stworzyła cię do mówie-
nia ,,tak’’. – Cały czas krzyżowała ręce, a jej noga
wciąż się kołysała.
91
Trzy życzenia
– Możesz mi wierzyć lub nie, Chloe, ale nie wszyscy
mężczyźni myślą penisami.
– Och, wiem to doskonale. – Palcami odgarnęła włosy
z twarzy i machnęła lekceważąco ręką. – Zdaję sobie
sprawę, że korzystasz z mózgu. Jeśli jednak dopisze ci
szczęście i zbierzesz wystarczająco dużo głosów, aby
zwyciężyć w wyborach, ponownie skoncentrujesz się na
zawartości swoich portek. Taka jest prawda, kotku.
Wszyscy faceci, od Waszyngtonu przez Hollywood do
Houston, są tacy sami.
– Mówisz poważnie, prawda? – Skrzyżował ręce na
piersiach i wpatrywał się w nią uważnie. – Naprawdę nie
wierzysz, że mężczyźni kontrolują swoje instynkty?
– Na pewno nie w takim stopniu jak kobiety.
– Chodzi ci o to, że kobiety kontrolują swoje instynk-
ty, czy instynkty mężczyzn?
– I jedno, i drugie.
– Uważasz, że kobiecie łatwiej jest uwieść mężczyznę
niż mężczyźnie kobietę? – Gdy spojrzała na niego tak,
jakby postradał zmysły, dodał: – Czy naprawdę sądzisz,
że mężczyzna nie potrafi pozbawić kobiety samokontroli
równie łatwo, jak kobieta mężczyzny?
– Och, kotku – zaśmiała się. – Nie rozśmieszaj mnie.
W ogóle nie powinieneś używać słów ,,samokontrola’’
i ,,mężczyzna’’ w jednym zdaniu. Nigdy nie spotkałam
mężczyzny, którego nie potrafiłabym powalić na kolana.
Eric nie zamierzał dyskutować z tą niezwykle praw-
dopodobną ewentualnością.
– Niemniej sama rzadko lądujesz na kolanach.
Wyprostowała rozkołysaną nogę i zapatrzyła się
w czubek pantofla.
92
Alison Kent
– Nie. Ani razu nie wycierałam dywanu kolanami.
– Tego nie byłbym pewien. – Dotknął plamki na jej
nodze i nie oderwał już palca od jej kolana. – Jeśli to nie od
dywanu, to na pewno od terakoty w mojej kuchni.
Chloe zacisnęła usta i dopiero po chwili przeniosła
spojrzenie z jego nogi na twarz.
– Może i byłam na kolanach, ale nawet z tej pozycji
sprawowałam kontrolę.
Tu go miała. Z całą pewnością zupełnie się zapomniał.
Zatoczył palcem kółko na jej nodze.
– Chloe, powiedz mi coś jeszcze.
Nie odpowiedziała, chociaż popatrzyła na jego rękę. Eric
uznał to za pozwolenie na przesunięcie dłoni odrobinę wyżej.
– Chodzi mi o to wydarzenie w kuchni. Dlaczego
wprowadzałaś zasadę dotyczącą kontaktów seksualnych,
skoro nie zamierzałaś jej przestrzegać?
Zawahała się, lecz po chwili stanowczo uniosła brodę.
– Ustaliliśmy, że spełnię twoje trzy nie związane
z seksem życzenia. Sam mnie o nie poprosiłeś. Natomiast
nigdy nie prosiłeś mnie o skosztowanie twojego... ciastka
z truskawkami. To nie stanowiło części umowy.
Logika jej wyjaśnień pozostawiała sporo do życzenia,
lecz Eric nie zamierzał zadawać kolejnych pytań. Wolał
rozkoszować się wsłuchiwaniem w jej coraz niższy głos
i urywany, płytki oddech.
Pomyślał o tym, jak to rzekomo sprawowała kontrolę.
Akurat. Powędrował palcem jeszcze wyżej. Nie miała
pojęcia, z kim ma do czynienia. Wydawało się jej, że może
z nim wygrać w tym, w czym się czuł najlepiej.
Sięgnął do luźnego końca sukienki i wsunął palce pod
materiał, wędrując nimi coraz wyżej po jej gładkim udzie.
93
Trzy życzenia
Jego ręka się zatrzymała, ale Chloe nawet nie drgnęła i nie
powiedziała choćby jednego słowa, a także nie wypuściła
powietrza, które wcześniej wciągnęła do płuc. W takiej
sytuacji postanowił pójść za ciosem.
Powolnym ruchem pogłaskał jej udo, docierając do
biodra. Zauważył, że jej źrenice gwałtownie się roz-
szerzyły, a usta delikatnie rozchyliły. Odetchnęła głęboko,
gdy zbliżał się do cienkiego, elastycznego paska jej strin-
gów, który otaczał kształtne biodra.
Krew uderzyła mu do głowy. Pogłaskał dłonią brzuch
Chloe, na co poprawiła się na biurku i nieco szerzej
rozsunęła nogi. Uniósł jej brodę i zmrużył oczy z pod-
niecenia. Zadrżała. Gdyby w tamtej chwili ktokolwiek
otworzył drzwi gabinetu i zajrzał do środka, byłby
przekonany, że są pogrążeni w cichej rozmowie.
Na pewno nikt by nie dostrzegł, że końce palców Erica
wędrowały po pasku stringów. Odsunął bieliznę, a jego
palec wskazujący przesunął się do najskrytszych kobie-
cych czarów, aby się nimi zająć.
Gwałtownie otworzyła oczy i popatrzyła ponad jego
ramieniem, przygryzając dolną wargę.
Doskonale zdawał sobie sprawę z jej pożądania, które
jeszcze bardziej go podnieciło. Jego męskość pulsowała
i usiłowała wyzwolić się z pułapki między bokserkami
i jego brzuchem. Wciąż trzymał dłoń w tym samym
miejscu, lecz cofnął palec. Chloe jęknęła i wygięła się,
oczekując jego dotyku. Kąciki jego ust uniosły się
w uśmiechu. Bardzo pragnął zabrać ją do łóżka. Wiedział,
że to się stanie. Ale nie teraz, nie tutaj, nie w tym pokoju.
Ponownie ją pogłaskał i znieruchomiał. Wolna ręka Chloe
powoli powędrowała między jej uda.
94
Alison Kent
Nie zamierzał jednak pozwolić na to, aby sama do-
prowadziła się do rozkoszy. Wiedział, że na wszystko
przyjdzie czas.
– Spójrz na mnie, Chloe.
– Nie mogę – lekko pokręciła głową.
Zrobił gest, jakby chciał wycofać rękę z jej stringów,
odsunąć się od niej, jednak jej palce, drobne i chłodne,
przytrzymywały go z niespodziewaną siłą.
– Chloe, nigdzie się nie wybieram. Dam ci to, czego
chcesz. – Na potwierdzenie swoich słów zbliżył się do
niej, przysunął usta do jej ucha i pogłaskał jej kobiecość.
Stłumiła krzyk. Jego erekcja naprężyła się do granic
możliwości, a ból stał się nieznośny. Zdawał sobie sprawę,
że cały jego plan bierze w łeb. Chloe reagowała na jego
dotyk, prężyła się, jej dłoń trzymała jego rękę i domagała
się rozkoszy, którą tak łatwo potrafiłby ofiarować.
Jeszcze raz ją pogłaskał, jednocześnie lekko przygryza-
jąc jej ucho. Delikatnie podrażnił językiem płatek, który
znalazł się w jego ustach.
– Podoba ci się? – spytał, nie oczekując odpowiedzi.
Znał ją doskonale. Chloe znajdowała się na krawędzi.
Teraz wystarczyła tylko chwila, aby przeprowadzić ją na
drugą stronę. – Chcesz jeszcze?
– Chcę – wydyszała.
Eric wyczuł, że Chloe lada moment eksploduje. Zacis-
nęła dłoń wokół jego nadgarstka i zadrżała.
– Czy właśnie tego pragniesz? A może jest jeszcze coś,
na co masz teraz ochotę? – spytał, chociaż znał od-
powiedź. Starał się podniecić ją jeszcze trochę, wiedział,
że wtedy oboje odczują dodatkową, głęboką satysfakcję.
W odpowiedzi skinęła głową, a on znalazł w sobie
95
Trzy życzenia
wystarczająco dużo silnej woli, aby cofnąć dłoń i ponowić
wcześniejsze żądanie.
– Chloe, spójrz na mnie. Chcę widzieć, jak szczytu-
jesz. – Nie rozumiał, skąd brał w sobie siłę, by jeszcze
mówić. – Chcę cię mieć przy sobie, pod sobą, na sobie,
wszędzie i w każdej pozycji.
– Słodka perspektywa, kotku. – Popatrzyła mu w
oczy.
Nie odrywał od niej wzroku, gdy ponownie ją pogłas-
kał, przesuwając palcami w rytm jej urywanego oddechu.
Jej oczy wyrażały wszystko to, co sam czuł: pożądanie,
ból, zdumienie, że Chloe tak żywiołowo reaguje na
wszystko, co on jej daje.
Tak bardzo zaufała zręczności jego rąk.
To, co widział, niemal wystarczyło, aby uwierzył, że
Chloe nie tylko pragnęła się zaspokoić. Chciała także
ofiarować mu szansę uwolnienia się od cynicznej myśli, że
w ich kontaktach wszystko jest ukartowane i przemyś-
lane.
Odetchnęła głęboko i pośpiesznie. Naprężyła mięśnie,
wygięła plecy i przycisnęła się do Erica tak mocno, jakby
chciała go zmiażdżyć. Czuł drżenie i pulsowanie pod
palcami, a jej dłoń przyciskała go mocno, nie pozwalając
na osłabienie uścisku.
Wreszcie odetchnęła głęboko. Odprężyła się, jej mięś-
nie zwiotczały, gdy otrzymały pozwolenie na zasłużony
odpoczynek. Jeszcze kilka sekund wcześniej o mało nie
połamała Ericowi kości, przytulając go do siebie z całej
siły. Teraz odepchnęła go, odrywając jego dłoń od swojego
ubrania i rozprostowując pogniecioną sukienkę.
Pomimo zarumienionych policzków miała elegancko
96
Alison Kent
i wyniośle wygięte brwi. Odchrząknęła lekko, zanim się
odezwała.
– No dobrze, skoro już zakończyliśmy tę sprawę,
może wyjdziesz i poczekasz na mnie w holu, kotku?
Dołączę do ciebie za chwilę.
Eric oniemiał. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
– Najwyraźniej nie zwróciłaś uwagi, księżniczko, na
pewien drobiazg. Niczego jeszcze nie zakończyliśmy. Nie
w tym rzecz, że się uskarżam.
Rumieniec na jej policzkach przybrał barwę zbliżoną
do szkarłatu, co świadczyło o tym, że wbrew swoim
słowom wcale nie była opanowana.
– Masz teraz szansę popracowania nad tym, aby
bardziej... – umilkł, uświadomiwszy sobie, że wkroczył
na pole minowe.
– ...docenić twoje zasługi? Podziwić niezwykłe doko-
nania? Dać ci się zniewolić? – podsunęła sarkastycznie.
Zmarszczył brwi.
– Wystarczyłaby najzwyklejsza staromodna uczci-
wość. Z niewiadomych przyczyn nie chcesz się przyznać,
że przed chwilą straciłaś panowanie nad sobą. Wielka
szkoda, że nie chcesz tego zrobić. Pomyśl czasem, jak
cudownie byłoby wspólnie przestać się ograniczać.
Opuszczenie gabinetu po wygłoszeniu takiej przemo-
wy wydawało się przekraczać jego siły. Na szczęście mina
Chloe znacznie ułatwiła mu to zadanie.
97
Trzy życzenia
Rozdział szósty
Lauren Hollister czuła się jak ryba w wodzie. Przywita-
ła się już z większością przyjaciół, zamieniła kilka słów
z pracownikami przedsiębiorstwa, ich małżonkami oraz
rozmaitymi innymi zaproszonymi i licznie przybyłymi
osobami.
Teraz sączyła szampana i przechadzała się w pobliżu
recepcji, uważnie obserwując gości i swoje partnerki
z dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY.
Pomyśleć, że były to te same kobiety, z którymi toczyła
rozmowy o woskach do depilacji, kosmetykach do pielęg-
nacji włosów, prezerwatywach smakowych, a także o se-
ksie, zarówno nieudanym, jak i zakończonym sukcesem,
z którymi objadała się czekoladkami i piła drinki.
Podobnie jak reszta zarządu dOSKONAŁEJ-dZIEW-
CZYNY, Lauren była przekonana, że znajduje się na
dobrej drodze do osiągnięcia w życiu tego, co sobie
zaplanowała. Uwielbiała pracę w multimediach, a szcze-
gólnie odpowiadało jej to, że należy do zespołu tak prężnej
firmy. Spektakularny sukces dOSKONAŁEJ-dZIEWCZY-
NY wciąż ją zdumiewał.
Potrafiła także ułożyć sobie życie towarzyskie. Miała
wielu przyjaciół, choć najwyżej ceniła sobie sympatię
Macy Webb, z którą zżyła się tak głęboko, jak z nikim
dotąd. Były dla siebie niczym siostry. Lauren nie miała
pojęcia, jak przetrwałaby ostatnie dwa miesiące bez
wsparcia najlepszej przyjaciółki.
Zerwanie związku z Antonem okazało się jednym
z najgorszych i najtrudniejszych przeżyć w życiu Lauren.
Sądziła, że z czasem ustąpi jej ból związany z rozstaniem.
Myliła się.
Wiedziała, że Anton zjawi się na dniu otwartym. Jego
firma projektowa zajmowała się przebudową biur dOS-
KONAŁEJ-dZIEWCZYNY. Miała świadomość, że Anton
przyjdzie, niemniej nie potrafiła określić, czy ta wiedza
ułatwiła, czy utrudniła jej przyjście na imprezę i integrację
z gośćmi. Przyglądała się, jak podchodzą do niego kolejne
kobiety. W typowy dla siebie sposób każdej z nich
poświęcał ogromną uwagę.
Lauren nie miała nic przeciwko samotnemu kręceniu się
w tłumie, gdy dotrzymujący jej towarzystwa Macy oraz
Leo gdzieś znikli. Podobno mieli sprawdzić, czy w jej
gabinecie panuje porządek, lecz Lauren wcale by się nie
zdziwiła, gdyby ukryli się w jednej z toalet, aby pofiglować.
Rzecz w tym, że nie mając się do kogo odezwać, Lauren nie
mogła oderwać oczu od Antona i Annabel Lee Poe.
Dlaczego Sydney zatrudniła tę kobietę? Pytanie było
retoryczne, bowiem Lauren doskonale wiedziała, jak brzmi
odpowiedź. Gdyby istniała możliwość wprowadzenia
99
Trzy życzenia
Annabel Lee do zarządu dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY,
na pewno by się w nim znalazła, bowiem miała doskonałe
kwalifikacje. Prawdę mówiąc, partnerki zastanawiały się
już nad możliwością rozszerzenia dyrektorskiego grona
o siódmą członkinię.
Gdyby tę kwestię poddano pod głosowanie jakiegoś
innego dnia, Lauren z całą pewnością uczciwie zastanowi-
łaby się nad tym, co jest najlepsze dla firmy, i odsunęła na
dalszy plan własne odczucia wobec tej kobiety. Na pewno
rozważyłaby też wszystkie za i przeciw wprowadzeniu
Poe do zarządu.
Gdyby jednak głosowanie przeprowadzono dzisiaj,
Lauren z całą pewnością sprzeciwiłaby się awansowi Poe
tylko dlatego, że nie potrafiła trzymać rąk z dala od
Antona. Chociaż umysł Lauren podjął ostateczną decyzję
o zakończeniu skazanego na niepowodzenie związku
z Antonem, jej serce wciąż z niego nie rezygnowało.
Otrząsnęła się z jałowych rozmyślań. Dopiła resztkę
szampana i uznała, że samotność najwyraźniej jej nie
służy. Właściwie gdzie się podziewał ten projektant stron
internetowych, z którym zamierzała porozmawiać?
– Jeżeli masz jakiś konkretny powód, aby stać tutaj
samotnie, dam ci spokój. Jeśli jednak nie masz nic
przeciwko temu, dotrzymam ci towarzystwa. – Na
dźwięk głosu Nolana Forda obróciła się i spojrzała prosto
w szare oczy ojca Sydney.
Był nieco niższy od Antona, chociaż obaj odznaczali się
podobnie atletyczną budową. Miał modnie przycięte
włosy i ciemnobrązową skórę.
Zmarszczki rozchodzące się wokół kącików jego oczu
dowodziły, że miał za sobą niełatwe życie, pełne fuzji,
100
Alison Kent
przejęć i emisji akcji na rynek pierwotny. W końcu
niełatwo zostać milionerem. Niewielu ludziom udało się
zrealizować to marzenie, które obecnie wydawało się
Lauren tak atrakcyjne, jak nigdy dotąd.
Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, jak bardzo
pragnęła opuścić imprezę.
– Cześć, Nolan – uśmiechnęła się na powitanie. Ten
uśmiech był bardziej szczery niż wszystkie, które dzisiaj
rozdała. W dodatku odetchnęła z wyraźną ulgą, zdumiona
swoją radością na widok ojca przyjaciółki. – Nie spo-
dziewałam się ciebie. Nie miałam pojęcia, że Sydney
zaprosiła cię do biura.
Nolan zachichotał. Wsunął rękę głęboko do kieszeni
spodni dwurzędowego garnituru od Armaniego, na oko
wartego przynajmniej trzy tysiące dolarów. Jego skronie
były przyprószone siwizną, chociaż miał zaledwie czter-
dzieści trzy lata.
– To, co masz okazję obserwować, to typowe od-
wrócenie ról. Ona jest dobrym dzieckiem, a ja złym ojcem.
– Milioner zatrzymał przechodzącego kelnera i podniósł
z tacy kieliszek szampana, aby wręczyć go Lauren.
– Dziękuję. – Przyjęła alkohol. – Nie mam jednak
pojęcia, czy jesteś dobrym, czy złym ojcem. Muszę ci
wierzyć na słowo.
Nolan ujął Lauren pod łokieć i skierował ją do baru,
gdzie zamówił zwykłą wodę sodową z limonką.
– Obawiam się, że tak mnie postrzegają ludzie. Syd-
ney widzi mnie tylko z jednej perspektywy...
Zawiesił głos, a Lauren ogromnie pragnęła spytać go,
jaka to perspektywa, lecz wiedziała, że Sydney miałaby jej
to za złe.
101
Trzy życzenia
– Nawet jeśli nie zgadzacie się ze sobą, z całą pewnością
oboje macie ogromny talent do prowadzenia interesów.
– Jaki ojciec, taka córka. Sydney może nie przepadać
za moim stylem pracy, ale nie może zaprzeczyć, że
odziedziczyła po mnie etykę zawodową. – Uniósł
szklankę do góry, jakby wznosząc toast na cześć córki.
Spojrzał na Lauren i uśmiechnął się krzywo.
Przez chwilę obawiała się, że nie będzie wiedziała, co
powiedzieć, lecz udało się jej odzyskać kontrolę nad
sytuacją.
– Jesteś z niej dumny. To dobrze, zważywszy, że
sytuacja między wami nie zawsze była najlepsza.
– Masz rację. Jestem z niej dumny. – Nolan zakręcił
szklanką. Kostki lodu zastukały o ścianki kryształowego
naczynia. – Doskonale jednak zdaję sobie sprawę, że Syd
obruszyłaby się, słysząc, że się do niej porównuję. Gdyby
mogła, ukryłaby całkowicie swoje pochodzenie.
Lauren usiłowała sobie przypomnieć, czego przez lata
dowiedziała się o matce Sydney, lecz wydało się jej, że
słyszała wyłącznie o jej ojcu. Spojrzała z ciekawością na
przyjaciółkę, jakby sądziła, że w ten sposób odświeży
sobie pamięć.
Okazało się jednak, że zamiast dawnych wspomnień
ogarnął ją smutek związany z niedawnymi przykrymi
zdarzeniami. Anton wciąż interesował się Poe, która
położyła mu dłoń na ramieniu, opuszkami palców delikat-
nie dotykając jego szyi nad kołnierzykiem koszuli. Lauren
momentalnie przypomniała sobie, jak jeszcze niedawno
miała ochotę wydrapać oczy tej kobiecie.
Ponownie odwróciła się do Nolana, przekonana, że jej
życzliwy uśmiech przestał być szczery.
102
Alison Kent
– Przykro mi, że między tobą i Sydney nie wszystko
układa się najlepiej. Na pewno nie jest ci łatwo, zwłaszcza
że musicie się ze sobą kontaktować z powodu wspólnych
interesów w dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNIE.
Wzruszył ramionami ukrytymi w kosztownej mary-
narce, jakby próbując zlekceważyć całą sprawę.
– To tylko biznes. Lubię trzymać rękę na pulsie tam,
gdzie zainwestowałem pieniądze.
– Jestem przekonana, że Sydney to rozumie. – Lauren
nawet przez moment nie wierzyła w to, co słyszy. Jeśli
Nolan chciał coś kontrolować, to własną córkę.
– Rozumie? – Uniósł starannie wymodelowane brwi
i popatrzył Lauren w oczy znad krawędzi szklanki. Gdy
skończył, zrobił zrezygnowaną minę. – Raczej oskarża
mnie o nieufność wobec niej lub wręcz o szpiegowanie.
Dlaczego Lauren nigdy nie dostrzegła, jak łatwo po-
trafił z siebie drwić? Czemu nie zauważyła, że ta umiejęt-
ność czyni go atrakcyjniejszym? Uśmiechnęła się szeroko,
zdecydowana poprawić sobie humor w jego towarzyst-
wie.
– Jestem przekonana, że nie zawiniłeś ani pod jednym,
ani pod drugim względem.
– To moja córka. Jestem winny pod każdym wzglę-
dem.
– Skoro ostatnio ją szpiegowałeś, to na pewno jesteś
pełen uznania dla wysiłku, który włożyła w zorganizowa-
nie naszego pierwszego konkursu na najlepszą projektant-
kę dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY.
– Sporo się napracowała, prawda? Jak rozumiem,
zebrała nieliche dotacje od sponsorów. Pewnie wystar-
czyło na ufundowanie stypendium dla zwyciężczyni.
103
Trzy życzenia
– Zostało nawet na pokrycie kosztów utrzymania.
Nasi klienci zareagowali niezwykle żywiołowo. Dziew-
częta, które weszły do finałów... – Lauren pokręciła głową,
cały czas zdumiona i zachwycona kreatywnością uczest-
niczek. – Niezwykłe talenty. Powinieneś zobaczyć kilka
zaprezentowanych projektów. Zresztą o czym ja mówię?
Wkrótce ujrzysz je na ceremonii rozdania nagród. Przyj-
dziesz, prawda?
Nolan ponownie zerknął na Sydney i lekko się za-
chmurzył.
– Jestem pewien, że Sydney sobie tego nie życzy.
– Musisz przyjść. – Lauren przechyliła głowę na bok
i nie wiadomo dlaczego poczuła się w obowiązku dodać:
– Nalegam.
Nolan raz jeszcze złapał ją za łokieć. Obrócił ją tak, aby
stanęli twarzą w twarz.
– Wiem, że to nie moja sprawa, Lauren, ale zdajesz
sobie sprawę, że jedna z twoich współpracownic pakuje
się na twoje terytorium?
Lauren wbiła wzrok w dno pustego kieliszka. Nawet
nie zauważyła, jak smakował szampan. Nie spojrzała
w stronę Antona i Poe.
– Nie jestem już z Antonem – oświadczyła cicho.
Nolan lekko uścisnął jej łokieć, zanim go puścił.
– Wybacz. Nie miałem pojęcia.
Lauren wzruszyła ramionami.
– Wcale nie oczekiwałam, że będziesz o tym wiedział.
Nie przejmuj się. Rozstanie przebiegło w pokojowej
atmosferze. Wciąż ze sobą rozmawiamy.
Nie spuszczając wzroku z rozmówczyni, Nolan do-
kończył wodę i bez słowa odstawił szklankę na blat baru.
104
Alison Kent
Lauren poczuła się nieco skrępowana. Nie miała pewności,
co takiego Nolan chciał ujrzeć w jej oczach. Możliwe, że
szukał w nich odpowiedzi na pytanie, którego jeszcze nie
zadał.
W końcu uznała, że musi się zająć czymś innym, bo
jeszcze chwila i zgniecie w dłoniach kieliszek, który coraz
mocniej ściskała. Odstawiła go na barze obok pustej
szklanki Nolana.
– Chyba powinnam przejść się wśród gości i poroz-
mawiać z nimi trochę. Miło było spotkać się z tobą
ponownie.
Nolan niespodziewanie wyciągnął rękę i przykrył nią
spoczywającą na blacie dłoń Lauren.
– Lauren, miałabyś ochotę zjeść ze mną kolację?
– Teraz? Dzisiaj? – Lauren odniosła wrażenie, że
zapomniała, jak się oddycha.
Uśmiechnął się, skinął głową, pochylił i szepnął jej
prosto w ucho:
– Teraz. Dzisiaj.
– No, właściwie, z przyjemnością. – Niech diabli
porwą uprzejmość wobec gości! Do diabła z biznesem! Do
diabła z Antonem i Poe! Nolan Ford zaprosił ją na kolację.
– Świetnie. – Nolan zerknął na zegarek. – Skorzystam
z gabinetu Sydney i zadzwonię w kilka miejsc, a ty w tym
czasie zajmij się gośćmi. Umówmy się za dwadzieścia
minut, a potem poszukamy przyjemnej restauracji, w któ-
rej serwują świeże owoce morza i dobre wino.
Lauren wątpiła, czy uda się jej przełknąć choćby
maleńki kęs.
– Zapowiada się obiecująco – stwierdziła i trudno jej
było odmówić racji.
105
Trzy życzenia
Chloe wiedziała, że nawet jeśli dzięki dzisiejszej im-
prezie uda się jej choć częściowo odzyskać dobrą reputa-
cję, ten sukces będzie okupiony utratą godności w życiu
osobistym. Eric odmówił zachowania należytego dystan-
su, przez co zrujnował jej legendarne opanowanie.
Za każdym razem gdy się odwracała, stał tam, gdzie
poprzednio, po jej lewej stronie, i zdawał się uprzedzać
każdy jej ruch, zapewniając wszelką pomoc, której mogła
oczekiwać. Jego wsparcie zmieniło się w natręctwo.
Myślał, że jest rycerski, a był uciążliwy.
Gdyby chciał się zachowywać wobec niej rycersko,
powinien się oddalić i nie przypominać jej bez przerwy
o tym, co zrobili w jej gabinecie. Tymczasem on w kółko
jej dotykał, kładł rękę na jej plecach, łapał ją za łokieć.
Wciąż się ku niej pochylał i szeptał jej coś do ucha.
Komentował zarówno to, co się działo w pomieszczeniu,
jak i to, co jej wcześniej robił.
Incydent w gabinecie nie przypominał niczego, co
widziała na filmach. Zupełnie zaskoczyła ją namiętność,
której wcześniej nie doświadczyła. Wmawiała sobie, że
potrzebowała wyłącznie rozładowania napięcia seksual-
nego. Jej pragnienia się spełniły. Wciąż czuła błogość
w całym ciele. Pomyślała, że przeżyła osobiste trzęsienie
ziemi. Na wspomnienie tamtej chwili zachichotała dys-
kretnie.
– Ej, zdaje się, że rozbawianie cię należy do moich
obowiązków – oznajmił Eric, a jego usta otarły się o jej
ucho. Poczuła, jak ciepły oddech mężczyzny poruszył jej
włosami.
Lekko zadrżała i potarła dłońmi nagie ramiona, aby się
rozgrzać. Nie wątpiła, że jej stwardniałe sutki stały się
106
Alison Kent
nagle obiektem zainteresowania wszystkich zgromadzo-
nych.
– Mam wrażenie, że starasz się wyłącznie dbać o włas-
ne dobre samopoczucie.
– Gdybyś się nie myliła, nie pozwoliłabyś się dotknąć.
Stali z lewej strony recepcji w holu siedziby dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY. W pobliżu kręciły się wszystkie
koleżanki Chloe, zajęte rozmową z przedstawicielami
rozmaitych gazet. Chloe dobrze wiedziała, że ta impreza
jest niezwykle ważna dla Sydney, zresztą nie tylko dla
niej. Dla całej firmy.
Sydney robiła to jednak nie tylko dla dobra przedsię-
biorstwa. Chodziło jej również o poprawienie stosunków
z ojcem. Sama nie chciała o tym mówić, a przyjaciółki
uznawały jej prawo do milczenia, bez względu na powo-
dy, którymi się kierowała. Także Chloe szanowała jej
prywatność.
W tej chwili najbardziej przejmowała się właśnie
sprawami zawodowymi, a tymczasem Eric ponownie
przystąpił do opowiadania sugestywnych historyjek, któ-
re wprawiały ją w zakłopotanie. Żałowała, że w ogóle
zdecydowała się prosić go o pomoc.
Zapatrzyła się w kieliszek bąbelkującego szampana,
który trzymała w dłoni.
– Twój pomysł na wybielenie mojego wizerunku narobi
dużo gorszych szkód niż te, o które się sama postarałam.
– Tylko wówczas, jeśli ktoś nas przyłapie. – Dołeczki
w policzkach Erica się pogłębiły. Pociągnął spory łyk
szampana.
– Nikt nas nie przyłapał i wierz mi, że to nam nie
grozi, bo więcej nie dopuszczę do takiej sytuacji.
107
Trzy życzenia
Z twarzy Erica zniknęło zadowolenie.
– Co ty opowiadasz? Chcesz kończyć grę po jednej
wymianie piłek?
– Posłuchaj, panie metafora sportowa. – Chloe po-
trząsnęła kieliszkiem, nie dając się nabrać na tanią grę
Erica. – Jesteś tu tylko dlatego, że muszę sobie poprawić
reputację.
– Wyraźnie ci powiedziałem, że w moich rękach jest
ona całkowicie niezagrożona. – Przesunął dłoń na środek
jej pleców, kreśląc nią drobne kółka między łopatkami.
Chloe zadrżała. Jego dotyk kojarzył się jej z rozgrzaną
patelnią. Fale gorąca rozchodziły się po jej ciele z każdym
poruszeniem dłoni Erica. Nie wątpiła, że lada chwila się
rozpuści i spłynie na fioletową wykładzinę pokrywającą
podłogę holu.
– Wydaje mi się, że byłabym znacznie bezpieczniej-
sza, gdybyś trzymał łapy przy sobie.
– A ja sądzę, że dobrze by ci zrobiło porozmawianie
z gośćmi. – Przysunął się do niej. – Jeśli nie chcesz, aby
ludzie zwracali na ciebie uwagę, nie powinnaś stać tutaj
ze mną przez cały czas. W ten sposób tylko budzisz ich
ciekawość.
– Dlaczego mieliby być zaciekawieni? – zdziwiła się,
chociaż dobrze zdawała sobie sprawę z licznych spojrzeń
rzucanych w jej kierunku.
– Sama najlepiej wiesz. – Przesunął palcem po jej
kręgosłupie, od karku do pośladków. – Ludzie nie wie-
dzą, co takiego we mnie widzisz, że pozwalasz mi
monopolizować swoją uwagę.
Obawiała się, że gdyby w tej chwili ktoś postronny
zadał jej to pytanie, musiałaby przyznać, że chodzi o jego
108
Alison Kent
palec. Niestety, Eric się nie mylił. Powinna się integrować
z zebranymi. Co gorsza, nie miała pewności, czy potrafi
swobodnie rozmawiać i jednocześnie ukrywać podniece-
nie.
Wiele dałaby za możliwość wyrzucenia z umysłu Erica
i tego całego dnia. Jeszcze bardziej pragnęła skończyć
z tym krępującym układem.
Rezygnacja z pomocy Erica doprowadziłaby ją jednak
do punktu wyjścia. Zostałby uznany za kolejnego jedno-
razowego kochanka na jej długiej liście krótkotrwałych
i swobodnych podbojów. No, ale w końcu była to jej druga
randka z Erikiem. O ile to, co robili, można było nazwać
randką. Znacznie lepiej pasowałoby określenie ,,bezmyśl-
ne i rozpustne wygłupy’’.
– Eric, co my właściwie wyprawiamy?
Zgodnie z jej oczekiwaniami, to pytanie go zastanowi-
ło. Popatrzył na nią. Musiała przyznać, że granatowa
marynarka doskonale pasowała do jego jasnoniebieskich
oczu. Spoglądał na Chloe w taki sposób, że ożywały
wszystkie jej zmysły. Wszystkie, co do jednego.
– Chodzi ci o to, co my wyprawiamy, że stoimy tutaj
zamiast się integrować?
Pokręciła głową. Ustami musnęła krawędź kieliszka.
Eric udawał, że się zastanawia.
– A zatem chcesz wiedzieć, co tutaj wyprawiamy
zamiast pozostać w twoim gabinecie, gdzie moglibyśmy
swobodnie tarzać się nago na podłodze?
– Myślisz, że właśnie to robilibyśmy, gdybyśmy zo-
stali w moim gabinecie? – Wpatrywała się w niego
uważnie, zanurzając koniec języka w bąbelkującym szam-
panie.
109
Trzy życzenia
– Jeśli jeszcze raz tak na mnie popatrzysz, rzucę się na
podłogę już tutaj. – Uniósł kieliszek, udając, że wznosi za
nią toast, i napił się szampana.
– A jak na ciebie patrzę?
Eric wciągnął głęboki oddech, a jego oczy rozbłysły
żarem, gdy przekonał się, że Chloe wciąż bawi się swoim
drinkiem, rzucając naiwne spojrzenia spod długich rzęs.
– Ech, Chloe. Szkoda, że nie mam czasu, aby ci
wytłumaczyć, co ze mną wyrabiasz tymi oczami. Nie ma
znaczenia, czy robisz to celowo, czy nie. Jesteś fantastycz-
na, nawet gdy udajesz. Tak jak teraz. – Mrugnął okiem,
zadowolony, że przyłapał ją na blefie.
Tym razem się nie udało.
– Skąd u licha wiedziałeś...
– Tu jesteś, Chloe – rozległ się głos, którego Chloe nie
miała ochoty słyszeć przynajmniej do końca dnia. –
Wszędzie cię szukam. Reporter z ,,Go Teen’’ chce z tobą
rozmawiać o dZIEWCZYNIE w dROGERII. Chcą zamieś-
cić artykuł o trendach na jesień. Powiedziałam już wszyst-
ko, co wiedziałam, ale jeszcze nie mam informacji o obo-
wiązujących kolorach.
Chloe wiedziała, że ta informacja została celowo
zatajona. Odetchnęła głęboko i posłała Ericowi jedno-
znaczny uśmiech, jakby chciała powiedzieć: ,,Właśnie
o tym mówiłam’’. Wreszcie odwróciła się do zbliżającej
się, a raczej nadciągającej Annabel Lee. Była ponad pięć
centymetrów wyższa od Chloe i z daleka wyglądała na
przebojową profesjonalistkę.
Jej skóra miała odcień delikatnej kości słoniowej,
a drapieżne pasma czarnych włosów okalały delikatną
i tajemniczą twarz. Nawet Chloe musiała to przyznać, że
110
Alison Kent
Poe jest piękna. Niestety, do tego stopnia trawiła ją żądza
sukcesu, że agresywna natura Chloe nie potrafiła tego
tolerować. W rezultacie nie miały szans na stworzenie
zgranego zespołu.
– Poe, chciałabym ci przedstawić mojego przyjaciela,
Erica Haydona. Eric, oto Annabel Lee.
Poe obrzuciła Erica uważnym spojrzeniem. Eric od-
wzajemnił się tym samym. Chloe mogła to tylko obser-
wować i zastanawiać się, dlaczego w ogóle wstała tego
ranka z łóżka.
Poe uścisnęła wyciągniętą dłoń Erica, skrzyżowała ręce
na piersiach i z dużą dozą pewności siebie uniosła brew.
– Nie sądzę, abym kiedyś widziała cię z Chloe. Czasa-
mi jednak trudno mi nadążyć. Szczęściara, ma tylu
przyjaciół.
Chloe poczuła, że właśnie skończyła się jej cierpliwość,
lecz Eric uprzedził jej pierwsze tego dnia dosadne słowa.
– Faktycznie, to wiele o niej mówi – potwierdził Eric
i odwrócił wzrok od Poe, aby czule popatrzeć na Chloe.
– Tak się jednak składa, że znam ją dłużej, niż jestem
w stanie sięgnąć pamięcią, więc z czystym sumieniem
mogę stwierdzić, że jestem większym szczęściarzem od
niej.
Czy kiedyś zdarzyło się, żeby inny mężczyzna tak
pięknie dla niej kłamał? Chloe pomyślała, że jeszcze
trochę i sama uwierzy w bajeczki Erica.
Poklepała go po ramieniu i posłała Poe słodki uśmiech.
– Eric jest zbyt cenny, aby go wystawiać na widok
publiczny. Muszę go trzymać pod kluczem.
Poe postukała długim, bladym palcem w odsłonięte
przedramię. Cały czas krzyżowała ręce na wielkim
111
Trzy życzenia
dekolcie w kształcie dziurki od klucza, zdobiącym obcisłą,
krwistoczerwoną sukienkę.
– Jestem absolutnie pewna, że nigdy dotąd nie spot-
kałam niewolnika. Chyba powinieneś nosić czarny, gu-
mowany strój i lizać jej stopy, prawda?
Eric zaśmiał się szczerze.
– Och, panno Lee. Widzę, że jest pani w każdym calu
tak narowista jak to opisywała Chloe.
– Przyjmuję to jako komplement. Od was obojga.
– Odwróciła się i spojrzała w prawo. – Chloe, ten repor-
ter, o którym mówiłam, stoi przy drzwiach wejściowych
i rozmawia z Kinsey.
Chloe zerknęła w tamtą stronę, wypatrując długich
blond włosów koleżanki. Kinsey Gray bez wątpienia
roztaczała przed reporterem jak zawsze precyzyjną i wia-
rygodną wizję mody na następny sezon.
– Dzięki, Poe. Już tam idę. – Chloe miała się odwrócić,
lecz nie potrafiła się opanować i wsadziła współpracow-
nicy ostatnią szpilę. – Jeśli masz ochotę, możesz przyjść
i posłuchać, co zaplanowałam wraz z Sydney.
– Doceniam zaproszenie, ale wkrótce stosowna infor-
macja dotrze na moje biurko. – Poe uniosła brodę, nagle
zainteresowana czymś za ramieniem Erica. – Zresztą
muszę porozmawiać z Sydney. Życzę wam obojgu miłej
zabawy.
Odwróciła się na pięcie i oddaliła z gracją. Chloe
wychyliła się zza Erica, aby przyjrzeć się, co takiego
skłoniło Poe do odejścia.
– Och, nie, błagam!
Eric powędrował za spojrzeniem Chloe i również
jęknął, gdy się przekonał, jaki jest powód zniknięcia Poe.
112
Alison Kent
– Powinniśmy go ostrzec?
– Kogo, Antona? Wątpię, czy jest szczególnie przy-
gnębiony po rozstaniu z Lauren. Z pewnością da sobie
radę. – Chloe dodała w myślach, że w pobliżu jest Syd-
ney, która na pewno zadba o interesy Lauren.
– Daj spokój, Chloe. Nie wmówisz mi, że ten facet nie
cierpi. Wygląda jak rozdeptana psia kupa.
– Akurat. Udaje i tyle. – Chloe zastanowiła się na
moment. Skoro to, co łączyło Lauren i Antona, nie było
miłością... Rozejrzała się po holu i dostrzegła Lauren na
końcu baru, gdzie rozmawiała z Macy Webb i Leo
Reddingiem... a także z Nolanem Fordem. Ciekawe.
– Udaje? O czym ty mówisz? – Eric pochylił się, nie
odrywając wzroku od Antona. – Ten gość w ogóle nie ma
pojęcia, że Sydney i Poe do niego mówią. Jego głowę
zaprząta wyłącznie Lauren.
– Hm – mruknęła Chloe. – To by dowodziło, że jest
zdolny do przejawiania ludzkich uczuć.
– Mężczyźni to potrafią, wierz mi.
– Ależ nie wątpię – stwierdziła z przekąsem. – Masz na
myśli pychę, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiar-
kowanie w jedzeniu i piciu, gniew i lenistwo.
– Zgadza się. Ja też oglądałem ,,Dziewięć i pół tygo-
dnia’’.
Chloe wciąż spoglądała raz na Antona, a raz na Lauren,
aż wreszcie Eric stanął jej na linii wzroku.
– No i? – Nie potrafiła wydobyć z siebie nic więcej. Nie
musieli przecież rozmawiać o tym tu i teraz, prawda?
– No i zastanawiam się, jak bardzo udajesz. Czy mam
do czynienia z prawdziwą Chloe Zunigą. Widzisz, życie
to nie kino.
113
Trzy życzenia
– I to mówi mężczyzna, który myśli metaforami
sportowymi? Widzisz źdźbło w oku bliźniego, kotku,
a nie dostrzegasz belki we własnym.
– Zamiast szukać źdźbeł lub stać i kłócić się o to, kto
lepiej gra, Lauren czy Anton, może raczej popracujmy nad
twoim wizerunkiem. O ile mi wiadomo, właśnie dlatego
tu jestem.
To fakt. W końcu to było teraz najważniejsze.
– Jasne – stwierdziła, odstawiając pusty kieliszek na
tacę. Z trudem powstrzymała się przed sięgnięciem po
następny, a jeszcze lepiej dwa lub trzy. Wpakowała się
w kłopoty i tyle. Nie musiała pogarszać sytuacji, usiłując
spłukać zmartwienia alkoholem.
Powinna zachować zdolność trzeźwego myślenia, aby
móc się przekonać, że nie jest zakochana.
114
Alison Kent
Rozdział siódmy
Chloe i jej partnerki nie zdziwiły się, gdy parę dni
później, w czwartek, Macy Webb ostatnia dotarła do
mieszkania na poddaszu, które niegdyś dzieliła z Lauren
i w którym zorganizowano dyskusję o szczegółach kon-
kursu na najlepszą projektantkę dOSKONAŁEJ-dZIEW-
CZYNY.
Zakochana z wzajemnością w Leo Reddingu, jednym
z najseksowniejszych mężczyzn w mieście, Macy miała
pełne prawo spóźniać się do pracy, na zebrania, a nawet na
własny pogrzeb.
Chloe, która usiadła po turecku pośrodku kanapy,
nawet nie starała się skrywać zazdrości.
– Cieszę się, że udało ci się zwlec tyłek z łóżka, żeby do
nas dołączyć.
Macy opadła na żółto-czerwony fotel, na którym
wciąż się czuła jak w domu. Posłała Chloe buziaka.
– Leo utknął w biurze – wyjaśniła. – Nie macie pojęcia,
ile razy musiałam się przesiadać w metrze, żeby tu
dotrzeć.
Lauren wróciła z kuchni z tacą załadowaną sześcioma
szklankami, wiadrem lodu i dwunastoma puszkami napo-
jów niskokalorycznych. Całość postawiła na niskim stoli-
ku, który kupiła po wyprowadzce Macy.
– Trzeba było wziąć taksówkę – włączyła się do
rozmowy. – Albo do mnie zadzwonić, podjechałabym po
ciebie.
– Gdybym po ciebie zadzwoniła, nie dotarłybyśmy tu
aż do rana. Poza tym nie będę wydawała pieniędzy na
taksówki, skoro za jednego dolara – uniosła w górę palec
wskazujący – mogę opłacić i bilet wstępu, i jazdę na
karuzeli!
– Fuj – skrzywiła się Melanie, sięgając z rogu kanapy
po napój. W jednym uchu miała wetkniętą słuchawkę
komórki. – Właśnie dlatego nie znoszę autobusów. Za-
wsze się czuję tak, jakbym za chwilę miała stracić życie
albo przynajmniej kończynę.
– Mel, straszny z ciebie mięczak. A w dodatku mięczak
cybernetyczny, czyli jeszcze gorzej – oznajmiła Chloe.
– Uważaj, kogo nazywasz mięczakiem, panienko, bo
któregoś pięknego dnia możesz wejść do biura i zastać
w swoim komputerze paskudnego wirusa. – Melanie
zrobiła złowieszczą minę. – Naprawdę okropnego i nie-
możliwego do usunięcia.
– Nie lubisz jeździć autobusami, ale za to kręci cię
sama myśl o wirusach i robalach? – Chloe pokręciła
głową. – Przerażasz mnie, Mel.
– Powinnaś być przerażona. Bardzo przerażona.
– Melanie pokazała jej język.
116
Alison Kent
Chloe również wywaliła język, lecz postanowiła prze-
bić przyjaciółkę i parsknęła głośno.
– Och, bardzo ładnie.
Przechodząca obok Sydney niefortunnie znalazła się
w samym środku ostrzału kropelkowego.
– Ona musi się gdzieś wyszaleć, Syd. – Melanie
poprawiła okulary na nosie, przycisnęła kolana do piersi
i zapadła się w rogu kanapy. – Coraz bardziej jej odbija.
– A kiedyś jej mniej odbijało? – zainteresowała się
Macy, przyłączając się do Chloe w kolejnej rundzie
dziecinnego przekomarzania.
Chloe wreszcie dała za wygraną i sapnęła.
– Jeśli mi odbija, to tylko dlatego, że muszę ukrywać
swoją prawdziwą naturę.
– W niedzielę podczas drzwi otwartych widziałam cię
z Erikiem. – Kinsey usiadła na podłodze. – Z całą
pewnością postępowałaś wbrew własnej naturze, która
robiła, co mogła, żeby cię zmusić do rozpusty.
– Właśnie zamierzałam o tym wspomnieć, Chloe.
– Sydney sięgnęła po swoją puszkę i stanęła za fotelem
Macy, gdzie wcześniej zostawiła aktówkę. – Spodzie-
wam się, że masz solidne wytłumaczenie tego nagłego
zainteresowania Erikiem.
– Zaraz zaraz. Bardzo proszę pojedynczo. Nawet
osoba, której odbija, nie wytrzyma takiego szaleństwa.
– Chloe pociągnęła napój prosto z puszki, bez lodu.
Dałaby się posiekać za szklaneczkę bourbona. – Eric to
mój przyjaciel, który z życzliwości robi mi przysługę,
ratując mnie przed etykietką osoby nazbyt liberalnie
podchodzącej do randek. I tyle.
– Jak długo musiałaś myśleć, żeby dojść do wniosku,
117
Trzy życzenia
że umawianie się z takim kobieciarzem poprawi ci reputa-
cję? – wypaliła Lauren, której udało się wcisnąć na fotel
obok Macy.
– To tymczasowa taktyka monogamiczności. Eric
pełni rolę mojego mężczyzny do towarzystwa, abym
mogła udowodnić, że potrafię trzymać się jednego faceta.
W ten sposób zasłużę sobie na większy szacunek u ludzi.
– Chloe postanowiła zachować dla siebie szczegóły doty-
czące spełnienia trzech nieseksualnych życzeń. Nie wspo-
mniała także o dwóch nieplanowanych przygodach. Wy-
rzuty sumienia były dla niej wystarczająco uciążliwe.
– Może i jesteś monogamiczna, ale wątpię, aby Eric
poszedł w twoje ślady. Wczoraj wieczorem widziałam go
w Daiquiri Factory.
– Poszedł tam na randkę? – Chloe nie wierzyła, jak
jej się udało zadać to pytanie spokojnym głosem i z opano-
waną miną. Nie potrafiła też zrozumieć, dlaczego w jed-
nej chwili jej wnętrzności zapłonęły żywym ogniem.
Kinsey wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia, czy to była randka. Przyszedł
w dużej grupie. Natomiast dobrze widziałam, że siedzące
po jego obu stronach kobiety nie trzymały rąk przy sobie.
Chloe również wzruszyła ramionami i w skrytości
ducha poprzysięgła sobie, że kiedy następnym razem
zobaczy Erica, od razu położy go trupem.
– Tak jak powiedziałam, ta sprawa ma charakter
tymczasowy, a on tylko odgrywa swoją rolę.
– Jeśli Eric będzie miał problemy z utrzymaniem
waszych ustaleń w tajemnicy, cały ten układ weźmie w łeb
i tylko ty na tym ucierpisz. – Sydney podeszła do kanapy.
– Cieszę się jednak, że podjęłaś realne starania.
118
Alison Kent
– Wiesz co, Chloe, jeśli chcesz, mogę zainstalować
w barze Haydona kamerę podłączoną do Internetu, żebyś
mogła mieć na niego oko, kiedy pracuje. – Melanie zrobiła
zamyśloną minę. – Oczywiście będę musiała sprzedać
mu jakąś wiarygodną historię.
– Dzięki, Mel, ale kamera w żaden sposób mi nie pomoże,
chyba że wepchniesz mu ją do spodni. – Na tę uwagę
wszystkie zachichotały. – No, ale wówczas uzyskałybyśmy
zbyt wiele informacji.
– Skoro już o tym mowa – wtrąciła się Sydney
i popatrzyła na Macy. – Czy ty i Leo nie moglibyście
ograniczyć swoich wybryków łazienkowych do łazienek
poza biurem?
Rumieniec Macy z trudem przebił się przez warstwę
opalenizny po upojnym weekendzie w Acapulco.
– Leo przysięgał, że zamknął drzwi na klucz.
Sydney uniosła kształtne brwi.
– Najwyraźniej żaden mężczyzna z tak zgrabnym
tyłkiem nie zasługuje na pełne zaufanie.
Rumieniec Macy pogłębił się do granic możliwości.
– Powtórzę mu twoje słowa uznania.
– No pięknie. – Chloe zdobyła się wyłącznie na
pokręcenie głową. – Macy harcuje w łazience i zbiera
pochwały. Ja skłaniam Erica, by grzecznie dotrzymywał
mi towarzystwa, i spotykają mnie jedynie wymówki.
– Niech ci będzie, Chloe. Eric też ma świetny tyłek.
Deklaracja Melanie ponownie wzbudziła entuzjazm
zgromadzonych, które nagrodziły jej słowa okrzykami
i gwizdami.
Chloe ukryła twarz w ramionach, którymi otoczyła
podkulone kolana. Beznadzieja. Kompletna beznadzieja.
119
Trzy życzenia
– Ooo! – Melanie pochyliła się i odsunęła kosmyk
włosów z twarzy Chloe. – Chloe się rumieni!
– To nie rumieniec. – Chloe wyprostowała się na
fotelu. – Tak wyglądam, kiedy jestem zestresowana.
– Czym? – zainteresowała się Kinsey.
– Tym, że muszę udawać kogoś, kim nie jestem
– mruknęła.
Czyż właśnie nie tak postępowała przez całe życie?
Czy kiedykolwiek uda się jej być sobą i nie martwić, że jej
zachowanie może kogoś urazić lub sprawić komuś przyk-
rość?
– Och, nie jest tak źle. – Kinsey machnęła ręką,
rozbłyskując licznymi srebrnymi pierścieniami. – Chodzi
tylko o przekierowanie twojej energii.
Chloe spojrzała na nią z ukosa.
– Błagam, Kinsey!
– Skończcie, dziewczyny. Czeka nas sporo roboty.
Sydney wyciągnęła z aktówki sześć kompletów doku-
mentów i wręczyła je partnerkom, jeden zostawiając
sobie. Następnie przysiadła na krawędzi poduszki na
kanapie, dzięki czemu znalazła się w samym środku
grupy.
– Oto sześć finalistek, ubiegających się o stypendium.
Macie przed sobą dane uczestniczki, którą każda z was
wybrała podczas pierwszego etapu konkursu, a także
informacje o finalistkach wybranych przez resztę z nas.
Ceremonia rozdania nagród przypada na następną sobotę,
a zatem mamy ponad tydzień na podjęcie decyzji, kto
zostanie naszą pierwszą najlepszą projektantką.
– Ale nasze oceny nie będą się opierały wyłącznie na
tych charakterystykach, prawda? – spytała Macy, wer-
120
Alison Kent
tując stronice. – Musimy przecież obejrzeć projekty
z ostatniego etapu i spotkać się z dziewczynami w sobotę.
Sydney skinęła głową.
– Skontaktowaliśmy się już ze wszystkimi finalist-
kami i każda z nich przesłała nam swoją taśmę wideo.
Jutro obejrzymy je w sali konferencyjnej.
– Super. Będziemy mogły wykorzystać te dane do
notatek o kandydatkach – uzupełniła Macy.
– Właśnie. Te dane mają wam pomóc w zapoznaniu
się z każdą z nich. Znajdują się w nich kwestionariusze
wypełnione przez kandydatki. Dzięki tym dokumentom
dowiecie się, skąd pochodzą, kim są i tak dalej – wyjaśniła
Sydney. – Poza tym w każdej charakterystyce znajdu-
je się pisemne uzasadnienie, dlaczego kandydatki wybrały
modę jako temat studiów, jak również zdjęcia i opisy ich
projektów w kategoriach odzieży szkolnej, swobodnej
i biznesowej. Te ostatnie zaprezentują na sobie podczas
ceremonii.
Lauren stuknęła Macy łokciem w bok.
– Macy, gdybyś czasem wpadała do biura, na bieżąco
znałabyś rozwój sytuacji.
– Bez obaw, otwieram e-maile – skrzywiła się wy-
rwana z zamyślenia Macy.
– To jeszcze je czytaj, bo wszystkie zasady ustaliłyś-
my już kilka miesięcy temu, kiedy rozpoczynałyśmy
konkurs – zasugerowała Sydney.
– Daj jej spokój, Syd – zmitygowała szefową Lauren.
– Kilka miesięcy temu jej umysł był świeży, przejrzysty
i nie zajęty miłością. Teraz każda komórka nerwowa w jej
mózgu jest beznadziejnie oddana Leo.
Słysząc to Chloe zaczęła mruczeć piosenkę ,,Bezna-
121
Trzy życzenia
dziejnie oddana’’ z filmu ,,Grease’’. Dołączyła do niej
Melanie, a zaraz potem Lauren. Wszystkie wstały i za-
częły się kołysać jak w transie.
Macy zawtórowała Chloe, bucząc nisko, a Kinsey
pomrukiwała oktawę wyżej. Sydney mogła tylko siedzieć
i czekać, aż jej niesubordynowana drużyna zakończy
popisy wokalne i uspokoi się.
Chloe uznała, że najwyższy czas, aby Sydney też się
odprężyła. Złapała ją za ręce i zmusiła do wstania,
a następnie zaczęła wymachiwać jej dłońmi, ciągnąc
jednocześnie wokół pokoju i tańcząc.
Gdy improwizowany zespół wokalno-taneczny za-
kończył piosenkę, Sydney zaśpiewała solo, prezentując
czysty, silny i głęboki głos.
Melanie westchnęła głośno, zapatrzona w koleżankę.
– Sydney! Dlaczego nigdy nam nie mówiłaś, że tak
świetnie śpiewasz?
Sydney wzruszyła ramieniem, a gdy tylko skończyła
,,Beznadziejnie oddaną’’, głośno zanuciła ,,Jesteś tym,
kogo pragnę’’.
Lauren i Melanie przyłączyły się do niej w charakterze
chórku, powtarzającego słowa ,,Potrzebuję mężczyzny’’,
a Kinsey zaprezentowała karkołomną i żywiołową woka-
lizę.
Chloe przestała tańczyć i przysiadła na poręczy fotela.
Z uśmiechem na ustach przypatrywała się tym radosnym
igraszkom. Pomyślała, że nie musi się przejmować.
Miała oddane przyjaciółki, które ją kochały i które ona
kochała. Wiedziała, że z ich pomocą jest w stanie przezwy-
ciężyć wszelkie trudności związane z karierą i życiem
prywatnym. Czego więcej potrzeba dziewczynie?
122
Alison Kent
Rozmyślając o sile przyjaźni, dostrzegła jednak dzi-
wną minę Macy, która wyglądała na rozdartą między
chęcią pozostania a pragnieniem powrotu do domu, do
Leo.
Miesiąc temu Chloe zachowałaby się cynicznie i pode-
szła do Macy, aby przekonać ją, że zabawa z przyjaciół-
kami to jedyny rozsądny sposób spędzania wolnego
czasu. Teraz jednak czuła, że doskonale rozumie uczucia
Macy.
Osoba, którą Chloe najbardziej na świecie pragnęła
w tej chwili ujrzeć, znajdowała się kilka kilometrów stąd,
skoncentrowana na podawaniu chipsów, salsy i zimnego
piwa beczkowego.
Minął tydzień od wesołego zebrania partnerek i niemal
dwa tygodnie, odkąd Eric po raz ostatni rozmawiał
z Chloe. Po niedzielnych drzwiach otwartych dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY nie miała okazji się z nim spotkać.
Zadzwonił do niej: dwa razy do biura i trzy razy do
domu. Rzecz w tym, że nigdy nie chodziło mu o nic
konkretnego. Jak jej powiedział, chciał tylko dowiedzieć
się, jak się miewa. Przyjaciele zwykle odzywają się do
siebie, aby dowiedzieć się o takie drobiazgi.
Chloe nie była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni
dzwonią do niej tylko po to, by pogadać. Zazwyczaj
dzwonili z propozycją spotkania, a potem dziwili się, co
za osa ją ugryzła. Tak się złożyło, że od pewnego czasu
niezbyt uprzejmie odmawiała.
Westchnęła, uświadamiając sobie, że od dawna nie
zależy jej na umawianiu się z facetami. Zastanawiała się,
dlaczego Eric dzwoni tylko po to, aby pogadać. Poza tym
123
Trzy życzenia
nie rozumiała, po co tak bardzo się tym przejmuje, skoro
oczekiwała od niego przyjaźni i ją dostawała.
Przede wszystkim jednak nie miała pojęcia, dlaczego
traci czas na rozmyślania, skoro obiecała sobie, że nie
wyjdzie z biura, dopóki nie odpowie na list, który leżał
przed nią na stole. Był to wydruk e-maila przysłanego na
forum dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY.
Każdego tygodnia starała się odpowiedzieć na wszyst-
kie kierowane do niej listy. Tylko w taki sposób mogła
uniknąć zaległości korespondencyjnych.
Ostatnio w listach często przewijał się temat balów
szkolnych. Chloe musiała się powstrzymywać przed
poinformowaniem czytelniczek, że strojenie się dla
chłopaka to kompletna strata czasu. Udało się jej
jednak utrzymać język na wodzy, bowiem wiedziała,
że pacykowanie się i wybieranie krzykliwych ubrań ma
także na celu zrobienie wrażenia na innych dziew-
czynach.
Nieważne. Wszystko to wydawało się tak żałośnie
banalne, zwłaszcza kiedy Chloe zastanawiała się nad
leżącym przed nią listem. Jego autorka nie wybierała się na
żaden bal. Nie chodziło jej też o pielęgnację skóry, a raczej
o pomoc.
Chloe nie była pewna, czy czuje się na siłach od-
powiedzieć.
W tej chwli zadźwięczał dzwonek jej biurowego
telefonu. Chloe ucieszyła się, że nadarza się okazja skon-
centrowania uwagi na czymś innym. W słuchawce rozległ
się głos Erica Haydona.
– Dzwonię nie w porę?
– Akurat potrzebowałam chwili przerwy. – Nie kła-
124
Alison Kent
mała, rzeczywiście musiałą chwilkę odsapnąć przed napi-
saniem odpowiedzi.
– Trochę późno jak na przerwy. Sądziłem, że zbierasz
się do domu.
Chloe zerknęła na wytapetowaną na biało ścianę po
prawej stronie drzwi wejściowych, gdzie wisiał jasno-
fioletowy zegar. Najwyraźniej siedziała w pracy już od
jedenastu godzin.
– Cóż mogę powiedzieć? Robota mnie goni.
– Zostałaś sama?
Chloe nasłuchiwała przez chwilę.
– Nie. Jest tu jeszcze ktoś. Albo Sydney, albo Poe, jak
sądzę.
– Pewnie chciałabyś, żebym cię uratował przed tą
potworną babą? – zachichotał Eric.
Chloe uśmiechnęła się do siebie i zaczęła bezmyślnie
bazgrać po liście, o którym chciała przez chwilę zapo-
mnieć.
– Dam sobie radę. W tym tygodniu Poe najwyraźniej
sobie odpuściła.
– Smoczyca podatna na huśtawki nastrojów. Hm.
Obiecaj mi przynajmniej, że postarasz się trzymać z dala
od jej pola rażenia.
Chloe namazała długi jęzor płomieni.
– Eric, kotku. Omal nie uwierzyłam, że ci zależy na
moim bezpieczeństwie.
– Tylko dbam o to, abyś wywiązała się ze swoich
zobowiązań związanych z naszą umową. Nie życzę sobie,
żebyś spłonęła na popiół, zanim spełnisz moje drugie
życzenie.
– Dostaniesz to, co ci się należy, kiedy wywiążesz się
125
Trzy życzenia
ze swojego zobowiązania. W sobotę wieczorem jest
uroczystość zakończenia konkursu o tytuł projektantki
dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY. Potem, za dwa tygodnie,
czeka cię wyprawa na pokaz mody kobiecej ,,Szalona
zima’’.
– Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
Usyszała wahanie w jego głosie i zamarła w oczekiwa-
niu na stwierdzenie, że zmienił zdanie i zostawia ją na
lodzie jeszcze przed zrealizowaniem drugiego etapu ich
umowy.
– Wiem, że spotkam się z tobą w ten weekend.
Uważam jednak, że powinnaś spełnić moje drugie życze-
nie, zanim po raz kolejny wybiorę się z tobą jako
mężczyzna do towarzystwa.
Hm. Typowy chciwy facet.
– Nie umawialiśmy się, że będziemy się wywiązywali
ze zobowiązań na przemian, ale niech ci będzie. Spełnię
twoje życzenie.
– Fantastycznie – oznajmił, a tym razem usłyszała
w jego głosie ulgę i oczekiwanie. Poczuła, jak ściska się jej
żołądek. – Chloe? – spytał poważnym, oficjalnym
i uprzejmym tonem. Musiała mu odpowiedzieć tak samo
kulturalnie.
– Tak, słucham?
– Nie miałabyś ochoty wybrać się gdzieś ze mną
w piątek wieczorem?
– Masz na myśli randkę? – Takie było jego drugie
życzenie? Randka?
– Tak. Chodziło mi o kolację i kino.
– Rozumiem. – Nabazgrała litery E-R-I-C w płomie-
niach buchających z paszczy smoka. – Wybacz, ale dobrze
126
Alison Kent
pamiętam przechwałki o tym, jakim to jesteś rozryw-
kowym kompanem. A teraz zapraszasz mnie na banalną
kolację i kino?
– Tu cię mam! Ale ani słowem nie wspomniałem
o zaciągnięciu cię do sypialni!
Chloe przypomniała sobie, jak się skarżyła, że wizyta
w sypialni to zwyczajowy element każdej randki, na którą
ją zapraszano. Zastanowiło ją, dlaczego Eric o tym nie
wspomniał.
– A zaciągnąłbyś mnie, gdybym miała na to ochotę?
Eric milczał przez kilka uderzeń serca Chloe.
– Co mi sugerujesz?
– Niekoniecznie coś sugeruję, kotku. Po prostu głośno
myślę.
– Wobec tego mogłabyś myśleć nieco głośniej? Roz-
mawiam przez komórkę i mam kiepski odbiór.
– Jeśli czegoś nie dosłyszałeś, to tylko dlatego, że
niczego nie nadawałam – roześmiała się Chloe. –
Wymaż z pamięci wszystko, co ci powiedziałam. No
więc, co z tą randką?
– Do diabła z randką. Skoncentrujmy się na sypialni.
– Typowy mężczyzna. Odziera wszystko z roman-
tyczności, kiedy tylko dostrzega możliwość wylądowania
w łóżku. Czyżbyś już stał w pełnej gotowości bojowej?
– Właściwie
niezupełnie.
Teraz
zamieniam
się
w słuch. Co się z tobą dzieje, Chloe?
Westchnęła. Czuła się rozbita, a on to zauważył.
Ponownie westchnęła. Pomyślała, że chce z nim poroz-
mawiać, co oznaczało, że traktowała go jako kogoś
ważniejszego niż tylko mężczyzna do towarzystwa.
– Pracuję nad sformułowaniem odpowiedzi na list,
127
Trzy życzenia
który przesłano do mnie Internetem. Dziewczyna prosi
o radę, a ja jestem w kropce.
– Więc chcesz poznać moje zdanie.
– Właściwie nie miałam takiego zamiaru, ale przyszło
mi do głowy, że to niegłupi pomysł. Przepraszam. Moja
reputacja pozostawia wiele do życzenia, ale nigdy nie
uważano mnie za osobę, która zaczepia facetów.
– To by oznaczało, że mnie również nie zaczepiasz.
Czyżby go zaczepiała?
– Chodzi ci o pójście z tobą do łóżka?
– Przecież właśnie o tym mówiliśmy, zgadza się?
– Wydawało mi się, że poruszyliśmy wyłącznie temat
randki.
– Randki. Ach, tak. Na moment straciłem głowę.
Chloe poprawiła się na fotelu, a bose stopy oparła na
wysuniętej szufladzie.
– Dziękuję.
– Za co?
– Za kulturalne zachowanie. Nie ciągniesz pewnych
tematów.
– Nie bawi mnie to. Chyba ci już o tym wspominałem.
Racja. Powiedział jej także, że nigdy by się nie domyś-
liła, co on lubi w łóżku. Ale teraz chciała to wiedzieć.
Pragnęła mu to podarować.
Wpadła po same uszy.
– Wspominałeś. Miło jednak wiedzieć, że nie zmie-
niasz zdania co pięć minut.
Milczał przez chwilę, jakby zbierając myśli i zastana-
wiając się nad jej reakcją. W końcu powiedział coś, co dało
jej jeszcze więcej do myślenia.
– Widzisz, Chloe, w gruncie rzeczy jestem dość pros-
128
Alison Kent
tolinijnym facetem. Mówię, jak jest. Może ciężko ci w to
uwierzyć, ale po świecie chodzi sporo samotnych i sym-
patycznych facetów.
– Co racja, to racja. Ciężko mi w to uwierzyć. Wszyscy
sympatyczni faceci, których spotkałam, byli już zajęci.
– Au! To bolało.
Naprawdę powinna zastanowić się nad swoim po-
stępowaniem. Potrafiła kopnąć kogoś w brzuch, gdy się
tego najmniej spodziewał. I jeszcze wykorzystywała Erica
jako śmietnik na swoje problemy uczuciowe.
– Ejże, jeszcze kilka miesięcy temu byłeś zajęty.
– Czas przeszły jest jak najbardziej uzasadniony.
Uważaj mnie za faceta do wzięcia.
Nie potrafiła tak o nim myśleć. Postrzeganie Erica
w kategoriach spełnionej fantazji oznaczałoby przekreś-
lenie ich przyjaźni. Póki co chciała w nim widzieć
przyjaciela.
Bez względu na to, jak bardzo pragnęła, aby został jej
kochankiem.
Po umówieniu się z Erikiem na piątkowy wieczór
i usunięciu z ekranu monitora wszystkich prób udzielenia
rozsądnej odpowiedzi na list, Chloe zapatrzyła się na
wskazówki zegara ściennego. W pewnej chwili otworzyły
się drzwi prowadzące do jej gabinetu.
– Witaj, Poe. – Chloe zmusiła się do uśmiechu, chociaż
jej wnętrzności się przewracały. Tego wieczoru zupełnie
nie miała ochoty na konfrontację ze smoczycą.
Zwłaszcza że Poe wyglądała tak, jakby przed chwilą
odebrała ubranie z pralni chemicznej, podczas gdy ciuchy
Chloe wręcz błagały o wyprasowanie.
129
Trzy życzenia
– Można? – Poe wskazała ręką jedno z krzeseł dla
gości, ustawionych przed biurkiem Chloe.
– Jasne. – To zupełnie zdumiewające, pomyślała. Poe
przychodzi do niej bez konkretnego powodu. – Co tam?
– Szczerze? Padam z nóg, ale nie mogę się zebrać, żeby
iść do domu. – Opadła na krzesło, założyła jedną długą
nogę na drugą, oparła dłonie na siedzeniu, odchyliła głowę
na zagłówek i zamknęła oczy.
– Potrzebuję żony.
– To propozycja?
Poe uniosła brew i zerknęła spod przymkniętego oka,
które natychmiast ponownie zmrużyła.
– Niespecjalnie. Nawet gdybym była lesbijką, nie
uważałabym cię za osobę w swoim typie.
I nawzajem. Chloe także była przepracowana, chociaż
nie przyszłoby jej do głowy szukać żony, aby zwalić na
nią część obowiązków. Na początek wystarczyłaby asys-
tentka asystentki.
Nie uzmysławiała sobie, że Poe również jest przeciążo-
na, chociaż jej obowiązki zawodowe oraz polowanie na
stanowisko Chloe musiały zajmować sporo czasu, praw-
da?
Zapomniawszy na chwilę o problemach biurowych,
Chloe zastanowiła się, kto jest w typie Poe.
– Anton Neville – oświadczyła Poe. – Mogłabyś mi
o nim opowiedzieć?
No cóż. Każdej innej kobiecie Chloe mogłaby opowie-
dzieć o Antonie niemal wszystko, bowiem przez ponad rok
należał do kręgu jej najbliższych osób. Nie miała jednak
ochoty zdradzać przyjaźni z Lauren. Przynajmniej do
momentu, w którym Lauren na dobre zapomni o Antonie.
130
Alison Kent
Chloe oparła łokcie na poręczach fotela i zakołysała się.
– Od jak dawna pracujemy ze sobą, Poe? Przez cały
ten czas nie podzieliłyśmy się ani jednym szczegółem ze
swojego życia osobistego. Nie sądzisz, że piłka jest w grze
zbyt długo, abyśmy się decydowały na kobiece bratanie?
Czyżby właśnie użyła jakiegoś wytartego sportowego
frazesu? Fuj!
– Wydawało mi się, że jesteśmy zbratane na poziomie
niezbędnym do funkcjonowania w jednym biurze i to
nam w zupełności wystarcza. – Nie otwierając oczu, Poe
splotła dłonie na brzuchu. – Uznałam, że muszę to
wiedzieć.
– Masz na myśli informacje o Antonie? – spytała
Chloe. – A może usiłujesz w zawoalowany sposób dać mi
do zrozumienia, że nasze stosunki zawodowe wymagają
korekty?
– Chodziło mi o Antona. Myślę jednak, że nieprzyjem-
na atmosfera w biurze poprawiłaby się znacznie, gdybyś-
my zgodziły się łagodzić konflikty zamiast je wyol-
brzymiać. Co sama robię. Nie da się ukryć, że niekiedy
celowo.
Chloe rzuciła długopis na biurko i pokręciła głową.
– Nie wierzę, że się do tego przyznajesz.
– Czemu nie? Jestem zmęczona. Poza tym moje
mącenie wody do niczego nie prowadzi, bo w odpowiedzi
ty ją mącisz jeszcze bardziej.
Ciągłe antagonizmy grały Chloe na nerwach, niemniej
nie zamierzała ogłaszać bezwarunkowego zawieszenia
broni.
– W porządku. Jestem gotowa spróbować zmienić
sytuację. Pod warunkiem, że odpowiesz mi na pytanie.
131
Trzy życzenia
Poe uniosła głowę i zamarła w bezruchu.
– Dlaczego ostrzysz sobie zęby na moje stanowisko?
Poe przez chwilę wpatrywała się w oczy Chloe,
a potem powoli opuściła powieki. Jej pomalowane na
krwistoczerwony kolor wargi uniosły się w przebiegłym
uśmiechu.
– Dlaczego wydaje ci się, że poluję właśnie na twoje
stanowisko? Skąd wiesz, że w ogóle na coś dybię? A może
tylko toczę pojedynki intelektualne?
– To raczej bez różnicy.
– Żartuję – machnęła ręką Poe. – Jasne, że ostrzę sobie
zęby na twoje stanowisko.
Ustaliwszy tę kwestię, Chloe podniosła długopis i prze-
sunęła nim po papierze na biurku.
– Dlaczego na moje, a nie na Melanie? A nawet Kinsey?
– Zajęcie Melanie jest banalne. Technika interesuje
mnie wyłącznie na poziomie użyteczności. A upominki?
– Poe westchnęła z obojętnością. – Ciekawa jest tylko
może połowa prezentowanych rzeczy.
Chloe rozumiała obydwa wyjaśnienia.
– A co z Kinsey? Nie wmówisz mi, że nie interesujesz
się ubraniami. Widziałam, co nosisz. Liczba twoich stro-
jów wystarczyłaby, żebym cię znienawidziła.
– Kinsey ma świetne zajęcie. Pracowałam z nią i z Elea-
nor, jedną z młodszych pracownic działu zakupów, przy
doborze produktów wzorcowych. Ale ja się tak nie
ubieram, co oznacza, że niespecjalnie się nadaję do kiero-
wania tą tematyką.
Przynajmniej była uczciwa. Uczciwsza niż tego ocze-
kiwała Chloe.
– A co z moim polem zainteresowań?
132
Alison Kent
Na twarzy Poe wykwitł szczery entuzjazm. Ścisnęła
poręcze krzesła tak mocno, że Chloe zaczęła się obawiać,
iż w materiale porobią się dziury.
– Diabeł tkwi w szczegółach, Chloe. Dobrze o tym
wiesz. Ubrania, dodatki, włosy. – Poe pokręciła głową.
– To tylko podstawa.
Chloe od dłuższej chwili nie bazgrała obrazków na
papierze. Słuchając Poe poczuła, że zbliża się początek
końca, a może tylko chwila prawdy. Mogła jednak wyłą-
cznie słuchać dalej.
– Ale to, co można zrobić z twarzą... – Poe urwała,
najwyraźniej zastanawiając się, jak wyrazić swój entu-
zjazm, jak przełożyć pasję na słowa. A potem popatrzyła
Chloe w oczy. – Chciałabym, żebyś coś obejrzała.
Poe zerwała się na równe nogi i skierowała do drzwi.
Nie oglądała się za siebie. Nie musiała. Zaintrygowana
Chloe bez wahania skierowała się za nią. Przeszły przez
hol i znalazły się w gabinecie Poe, która rozłożyła na
biurku album z sześcioma fotografiami oprawionymi
w ramki z czarnego aksamitu.
Chloe zrzuciła buty jeszcze podczas rozmowy z Eri-
kiem, toteż bezszelestnie przeszła po fioletowej wykładzi-
nie do czarnego, lakierowanego biurka. Były to studyjne
zdjęcia twarzy przedstawione w zróżnicowanym oświet-
leniu, od jaskrawego po przyciemnione.
Na każdym z nich widniała Poe, jednak Chloe nie miała
pewności, czy ktoś, kto jej nie znał, zauważyłby podo-
bieństwo. Na każdym zdjęciu miała inną fryzurę, lecz
w żadnej z nich nie pojawiła się nigdy w biurze. Co do
makijażu... Chloe widziała w życiu sporo makijaży,
jednak te wprawiły ją w niekłamany podziw.
133
Trzy życzenia
Doskonale zrozumiała, co miała na myśli Poe twier-
dząc, że z twarzą można zrobić wszystko. I dlaczego
świetnie nadawałaby się na ambasadora dZIEWCZYNY
w dROGERII.
– Jesteś modelką. Nie miałam pojęcia.
– Niewielu ludzi o tym wie. Mam swoje powody.
– Poe przewróciła stronę w albumie.
– Mówiłaś o tym Sydney? – Było to pierwsze py-
tanie, które przyszło Chloe do głowy, gdy studiowała
cztery akty.
Poe uniosła kącik ust w przebiegłym uśmiechu.
– Nikomu nie mówiłam.
Chloe ponownie pochyliła się nad zdjęciam. Poe przy-
prowadziła ją tylko po to, aby je zaprezentować. Nie
chciała przy tym się wywyższać, chodziło wyłącznie
o wyjaśnienie, dlaczego poluje na stanowisko Chloe.
Dziwne, lecz Chloe przestała się czuć zagrożona lub
nieprzychylna koleżance.
– Poe, mogę cię o coś spytać? – Nie czekając na
odpowiedź, ciągnęła: – Zaczynałaś jako asystentka Syd-
ney. Teraz jesteś kierowniczką działu zakupów dla głów-
nej linii odzieżowej dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY. Dla-
czego?
Poe w zadumie wysoko uniosła brwi.
– Bo mam sporo przyzwyczajeń, które są kosztowne.
Czasami jadam. Lubię też mieć dach nad głową.
– Nie o to mi chodzi. Dlaczego nie skoncentrujesz się
na zawodzie modelki? Te fotografie są świetne.
– Całkiem niezłe, to fakt. – Poe postukała wypielęg-
nowanym paznokciem o jedno ze zdjęć, na którym jej
głowę i ramiona spowijał mglisty półmrok.
134
Alison Kent
Miała intensywnie przypudrowaną twarz i włosy
ułożone w stylu gejszy, zaś usta wydęte w udawanym
grymasie. Najważniejszą rolę odgrywały jednak oczy,
błyszczące tajemniczym ogniem, który dodawał jej jesz-
cze więcej zadziorności niż ślad kobiecych ust na poli-
czku.
– To moje ulubione. Podoba mi się jeszcze bardziej niż
akty, a muszę przyznać, że więcej nie można oczekiwać
od kobiecego ciała.
Stwierdziła to rzeczowo, całkowicie szczerze, lecz
Chloe nie mogła opanować śmiechu.
– Nie ma w tobie grama nieśmiałości, prawda?
Na ustach Poe pojawił się osobliwy uśmiech.
– Właściwie jestem wyjątkowo nieśmiała. Wiem za
to, że równoważę to brawurą.
Chloe uniosła brwi.
– Faktycznie, to ci się zdarza. Mimo to wciąż nie
odpowiedziałaś na moje pytanie. Skoro nie chcesz praco-
wać jako modelka, dlaczego zrobiłaś sobie portrety?
Z pewnością zasypano by cię propozycjami.
– Mój wygląd mnie ogranicza. Mogłabym znaleźć
zlecenia, ale większość odrzucam. Nie chcę, aby mnie
zaszulfadkowano jako typową laleczkę. – Trzasnęła dło-
nią w otwarty album. – Chcę być zatrudniana dlatego, że
jestem charakterystyczna i niepowtarzalna.
Chloe skrzyżowała ręce na piersiach.
– Nie sądzisz, że w ten sposób sobie szkodzisz?
– Może i tak, ale najważniejsze jest to, czego ja chcę.
– A czego chcesz oprócz mojego stanowiska?
Poe zamknęła album i wsunęła go pod biurko. Pośpiesz-
nie uporządkowała papiery i wylogowała się z sieci. Chloe
135
Trzy życzenia
czekała cierpliwie, mając świadomość, że jej koleżanka
stosuje określoną taktykę i należy to zrozumieć.
W końcu Poe podniosła torebkę i obeszła biurko.
– Wracajmy do twojego gabinetu.
– Jasne – odparła Chloe i skierowała się do swojego
pokoju.
– To, co powiem, pewnie cię zaskoczy – stwierdziła
Poe, po wyjściu Chloe gasząc światło w gabinecie. – Od
kiedy pamiętam, najbardziej na świecie pragnęłam zostać
antropologiem sądowym.
Chloe zamarła pośrodku holu. Kiedy Poe ją minęła,
Chloe otrząsnęła się z osłupienia i skierowała do gabinetu.
– Mogłabyś mnie ostrzec, kiedy następnym razem
będziesz zamierzała zrzucić na mnie taką bombę?
– Zawsze się spotykam z taką reakcją. Jeszcze nie
zdecydowałam, czy powinnam się obrażać, czy rumienić.
Nie oglądając się za siebie, skręciła do gabinetu Chloe.
– Nie powinnaś się dziwić. Antropologia sądowa jest
tak odległa od świata mody jak Ziemia od Księżyca.
Chloe powróciła za biurko, lecz nie usiadła na fotelu.
– Poczekaj na lepsze. Chciałam się specjalizować w są-
dowej rekonstrukcji twarzy na podstawie czaszki lub jej
szczątków.
– Co cię powstrzymało?
Poe stała ze skrzyżowanymi rękami.
– Życie, pieniądze. Rodzina. Zobowiązania.
– Nie jest jeszcze za późno.
– Wiem. Dlatego bawię się w modelkę. Wykorzystuję
twarz i ciało do uzyskania takich efektów, jakie za-
planowałam.
– O czym ty mówisz? Dzięki temu zyskujesz do-
136
Alison Kent
świadczenie i wiadomości. No tak. – Chloe podniosła
długopis i rozkręciła go. – Zaczynam rozumieć, dlaczego
kosmetyki i akcesoria tak bardzo przypadły ci do gustu.
– No właśnie. Dlaczego nie miałabym oddawać się
swoim fascynacjom? – Poe żywo gestykulowała. –
Z pracy modelki opłacam zajęcia akademickie. W dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNIE zarabiam na opłaty. Objęcie two-
jego stanowiska pozwoliłoby mi dobrze się przy tym
bawić.
– Dobrze wiesz, że nie zamierzam bezczynnie stać
i przyglądać się, jak mi je odbierasz.
– Wcale tego nie oczekiwałam.
– Poza tym mogłabym pójść do Sydney i powtórzyć jej
to, co od ciebie usłyszałam, a następnie poprosić ją
o przeniesienie cię do marketingu, a nawet do działu
obsługi klienta i sprzedaży.
– Mogłabyś, ale tego nie zrobisz. – Poe stanęła na
środku pokoju z rękami na oparciach krzeseł dla gości. Jej
oczy błyszczały, lecz nie wyzywająco, a raczej z szacun-
kiem. – Za bardzo mnie przypominasz, Chloe. Sama
chcesz toczyć swoje bitwy. Nie życzysz sobie niczyjej
pomocy. Jesteś na to zbyt dumna. Dlatego jesteśmy
godnymi siebie przeciwniczkami.
Chloe pomyślała o czyjejś pomocy, o toczeniu bitew
i o Ericu. Zastanowiła się, co by sobie pomyślał, słysząc tę
rozmowę z osobą, która ostatnio napsuła jej najwięcej
krwi. W sumie okazało się, że to nie taka straszna
smoczyca, jak się zdawało.
– Przeciwnicy to kiepscy partnerzy. Zresztą nie by-
łabym lojalna wobec firmy, którą pomogłam stworzyć,
gdybym dopuściła do przejęcia przez ciebie mojego
137
Trzy życzenia
stanowiska. Przecież wiem, że traktujesz dOSKONA-
ŁĄ-dZIEWCZYNĘ jako chwilowy punkt zaczepienia na
drodze do dalszej kariery.
– Czyżbyś planowała pozostać w dOSKONAŁEJ-
-dZIEWCZYNIE do końca życia?
– Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Mogę
jednak stwierdzić, że tak długo, jak będę tu pracowała,
dam z siebie wszystko, aby firma kwitła.
– Ja również. Prawdę mówiąc, jestem gotowa dać
jeszcze więcej. Nigdy w życiu nie odpuściłabym sobie na
stanowisku, które z takim trudem zdobyłam. Dlaczego
uważasz, że byłoby to możliwe?
W umyśle Chloe toczyły bitwę frustracja i wyczer-
panie.
– Może dlatego, że jak dotąd nie miałam okazji cię
bliżej poznać, Poe.
Poe postukała palcami wskazującymi w zagłówki
krzeseł.
– Mogę to uznać za rozejm? Przyjmujesz do wiado-
mości fakt, że nigdzie się nie wybieram, a ja godzę się
z tym, że niczego nie puścisz mi płazem?
– To dość ogólnikowe warunki, chyba się zgodzisz?
– Możliwe, ale teraz obydwie wiemy, na czym stoimy.
Nie poruszamy się po omacku. Może nawet uda się nam
współpracować. – Poe skrzywiła się ironicznie. – Oczy-
wiście, w nieokreślonej przyszłości.
– Nie. – Chloe poczuła przypływ natchnienia. – Nie
w przyszłości. Teraz.
– Teraz to znaczy w tej chwili?
Chloe podniosła list i wręczyła go Poe.
– Oto twoja szansa zapracowania na moją sympatię.
138
Alison Kent
Poe położyła torebkę na jednym z krzeseł i przystąpiła
do czytania.
Droga dZIEWCZYNO w dROGERII. Ogromnie proszę
o radę. Przez całe życie wiedziałam, że jestem brzydka. Kiedy
mijam lustro, widzę w nim swoje odbicie, chociaż robię co mogę,
aby w nie nie zerkać. Kiedyś uważałam, że moim rodzicom jest
wszystko jedno, jak wyglądam. Sądziłam, że kochają mnie bez
względu na wszystko. Teraz jednak się rozwodzą i kłócą o to,
kto z kim zamieszka. Żadne z nich nie chce wziąć mnie. Wiem,
że gdybym lepiej wyglądała, nie czuliby się tak zażenowani
w moim towarzystwie. Czy mogłabyś powiedzieć mi, które
kosmetyki nadają się dla osób z takim problemem jak mój
i w jakich kolorach moja twarz nie będzie tak odrażająca.
Byłabym niezwykle wdzięczna za wszelkie informacje.
Poe odchyliła się na krześle, spuściła ręce po bokach,
a list poszybował na podłogę.
– Musisz napisać odpowiedź, zgadza się? Od czego
zaczniesz?
– Myślę, że trzeba zacząć od sprawy rodziców.
Chloe rozparła się w fotelu i przyjrzała się kobiecie po
drugiej stronie jej biurka. Zastanowiło ją, czy przypad-
kiem Annabel Lee nie okaże się potężniejszym sprzymie-
rzeńcem niż wrogiem.
139
Trzy życzenia
Rozdział ósmy
Eric uznał, że kolacja nie mogła wypaść lepiej. Przed
kinem zjedli coś u Biraporettiego, zanim typowy dla
piątkowego wieczoru tłum wyruszył na poszukiwanie
potraw z włoskiego grilla.
Drobne, białe lampki choinkowe, rozciągnięte wokół
gałęzi świerku na jednej ze ścian restauracji migotały
w oczach Chloe, kiedy czekali przy barze na stolik.
Telewizor za barem migotał równie intensywnie.
Eric mógł oglądać mecz baseballu przez ramię Chloe,
jednocześnie popijając z nią specjalność baru. Jak dotąd
wszystko układało się pomyślnie.
Chloe ubrała się w swoje tradycyjne róże, chociaż tym
razem połączyła je z czernią i bielą. Na nogach miała
wysokie do kolan buty w podobnej kolorystyce, dzięki
czemu wyglądała zadziornie i modnie, od góry do dołu.
Eric wiedział jednak swoje i nie wierzył w twardość
skorupy, którą się otaczała. Kiedy zadzwonił, aby ją
zaprosić, nabrał absolutnej pewności, że się nie myli. Poza
tym zaczynał lepiej rozumieć, dlaczego zgodziła się za-
wrzeć z nim ten cały układ: jej trzy wieczory w zamian za
jego trzy życzenia.
Niewątpliwie poważnie się zastanawiała nad swoją
pracą w dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNIE. Czuł, że Chloe
jest na etapie życiowej zmiany, która nie ma nic wspól-
nego z surowymi wymogami Sydney. Póki co, nie potrafił
jednak określić, czego ta zmiana dotyczyła, niemniej
usilnie nad tym pracował.
Kiedy przyjechał na uroczystość otwartych drzwi, Chloe
ukrywała się w biurze, a nawet on wiedział, że Sydney nie
mogła tego aprobować. Chloe najwyraźniej do tego stopnia
przejęła się czymś innym, że nie zawracała sobie głowy
szefową. A potem nie wiedzieć czemu wyskoczyła z tym
tekstem o kontrolowaniu mężczyzn przez seks.
Wcale nie była takim twardzielem, na jakiego pozowała.
Retrospektywa filmów z Carym Grantem rozpoczyna-
ła się o siódmej, a kino River Oaks znajdowało się
w odległości jednej przecznicy od restauracji, toteż mogli
się swobodnie odprężyć i cieszyć swoim towarzystwem
podczas kolacji. Zachowywali się tak, jak przystało na
zrelaksowaną parę podczas randki.
Nie dało się ukryć, że była to randka.
Gdyby przypadkowo nie zerknął na otwarty egzem-
plarz ,,Houston Press’’, który ktoś zostawił u niego
w barze, z pewnością przegapiłby tę sposobność za-
proszenia Chloe do kina.
Od czasu do czasu zerkał teraz na siedzącą obok
Chloe, na jej skrytą w półmroku twarz, zamknięte
141
Trzy życzenia
oczy. Ogarniały go fale emocji nie mających nic wspól-
nego z pożądaniem.
Zamierzał pokonać z nią także etap sypialni, ale nie
dzisiaj. Postanowił, że nie złamie się, nawet gdyby o to
błagała.
Tej nocy liczyła się tylko ona. Nie dOSKONA-
ŁA-dZIEWCZYNA. Nie jej kariera. Nie jej niewyparzony
język ani problemy z Poe. Chciał, aby teraz była sobą:
kobietą, której należy przypominać, jak wiele ma do
zaproponowania mężczyźnie oprócz swojego wystrzało-
wego ciała.
– Mogę już otworzyć oczy?
Eric wybuchnął śmiechem.
Zapomniał, że zabronił jej spoglądać na plakaty oraz na
informacje o seansach. Posunął się do tego, że zasłonił jej
oczy rękami.
Niewykluczone, że słyszała reklamy i dobrze wiedzia-
ła, co zobaczy. Jeśli tak było, to świetnie udawało się jej
ukryć podniecenie. Oczywiście pod warunkiem, że miała
się czym podniecać.
Eric się zachmurzył.
Chloe zamrugała powiekami i szeroko otworzyła oczy,
aby spojrzeć na niego pytająco. Eric się odprężył.
– Wybacz. Spodobało mi się, że jesteś całkowicie ode
mnie zależna. Poczułem przyjemne ciepło w środku.
Cofnęła głowę, jakby chciała przyjrzeć się uważniej
twarzy Erica.
– Czujesz przyjemne ciepło, kiedy jestem od ciebie
zależna? Odniosłam wrażenie, że uczepione ciebie kobie-
ty traktujesz jak utrapienie.
Uśmiechnął się od ucha do ucha i mrugnął.
142
Alison Kent
– Wszystkie kobiety do mnie lgną, przynajmniej od
czasu do czasu.
– Lepiej uważaj, co mówisz. Twoja matka też jest
kobietą. Okaż jej trochę szacunku.
Wykluczone, zważywszy, że nigdy nie poznał matki.
Wolał jednak nie drążyć tego tematu.
– Podzielisz się ze mną popcornem, czy mam sobie
kupić własny?
Trzasnęła go po dłoni, kiedy sięgnął do jej kolan.
– Powiedziałeś, że nie masz ochoty na popcorn. Dlate-
go wybrałeś sobie batoniki.
Nie da się ukryć, ale było to, zanim kubełek z popcor-
nem wylądował na udach Chloe.
– Zmieniłem zdanie. Podzielę się z tobą, jeśli mnie
poczęstujesz.
– Hm – mruknęła, a potem syknęła, aby go uciszyć,
gdyż zgasły światła, a kurtyna poszła w górę.
Kiedy na ekranie pojawiła się oryginalna reklamówka
,,Filadelfijskiej historii’’ i Chloe ujrzała Jimmy’ego Stewar-
ta, Katherine Hepburn i Cary’ego Granta, zupełnie zapo-
mniała o niebezpiecznie bliskiej ręce Erica.
Można było odnieść wrażenie, że zapomniała także
o oddychaniu. Nawet nie drgnęła, Eric z całą pewnością
spostrzegłby, gdyby przymknęła choć jedno oko. Ani na
chwilę nie odrywał od niej wzroku, zupełnie nie inte-
resując się czarno-białą reklamówką. Potem się rozpromie-
niła. Nie spodziewał się, że jej uśmiech tak na niego
podziała.
Wyglądała pięknie. Zdawał sobie sprawę z jej urody
od samego początku, lecz nie miał pojęcia, dlaczego
nigdy nie potrafił jej w pełni docenić. Sytuacja zmieniła
143
Trzy życzenia
się radykalnie dopiero kilka tygodni temu, gdy zaczął
spędzać więcej czasu w towarzystwie Chloe.
Nie potrafił przestać myśleć o jej delikatności. Z jednej
strony potrafiła postawić na swoim i fatalnie traktować
zarówno jego, jak i wszystkich innych, którzy ją zdener-
wowali. Widział, jak grała w siatkówkę. Miał okazję się
przekonać, jak wypadła w konfrontacji z Poe.
Dostrzegał w niej jednak także to, co zapewne widzia-
ły jej przyjaciółki, co gwarantowało jej lojalność i przy-
wiązanie koleżanek, a także pozwalało przetrwać napię-
cia i trudności wspólnej pracy.
Wiele jej cech ogromnie mu odpowiadało. Niemało
jednak wymagało zmiany. Jej stosunek do mężczyzn
mógł w każdej chwili doprowadzić do ostatecznego
zniszczenia ich przyjaźni, a także szansy na rozwinięcie
się głębszych uczuć.
Lubił się dobrze bawić w towarzystwie kobiety i Chloe
zawsze gwarantowała mu wyśmienitą zabawę. Lubił dobry
seks i miał świadomość, że wkrótce może na niego liczyć. Nie
chciał jednak zakochać się w kobiecie, która ma problemy
emocjonalne. Na początku roku obiecał sobie, że nigdy
więcej nie wpakuje się w ratowanie panienek w potrzebie.
W pewnej chwili z ekranu dobiegł cichy odgłos, który
sprawił, że Eric skoncentrował się na filmie. To był
,,Niezapomniany romans’’, o ile dobrze zapamiętał z plakatu.
Niewątpliwie klasyka, chociaż trudno ją uznać za stare kino.
Zwłaszcza że film był kolorowy... A może tylko kolorowa-
ny? Trudno powiedzieć, napisy okazały się niewyraźne.
Odwrócił się do Chloe, aby ją o to spytać. Uznał, że kto
jak kto, ale ona będzie to dobrze wiedziała. Siedziała obok
zupełnie nieruchomo, tylko dłonią grzebała w kubełku na
144
Alison Kent
kolanach. Miała szeroko rozwarte oczy i wpatrywała się
wprost przed siebie, nawet nie mrugając.
A potem ponownie dotarł do niego ten dźwięk, jakby
siąpanie nosem i łkanie, wyjątkowo cichy, niemal nie-
słyszalny. Gdyby nie dostrzegł falowania klatki piersiowej
Chloe, nie domyśliłby się, że to ona płacze.
Chloe się rozpłakała. Co u licha wywołało taką reakcję?
Zresztą nie zamierzał się dopytywać. Przysunął się bliżej
na staromodnym fotelu i objął Chloe ramieniem. Nawet
nie zdążył jej do siebie przytulić, kiedy sama do niego
przywarła, wsunęła mu rękę pod pachę, a głowę oparła
o zgięcie jego szyi.
Była zmarznięta. Na jej nagim ramieniu pojawiła się
gęsia skórka. Przesunął dłonią po jej skórze. Zrobiło się jej
zimno i pewnie spodziewała się okresu, skoro rozpłakała
się tak niespodziewanie.
Sentymentalny film dodatkowo pogorszył sytuację.
Eric nie zwracał specjalnej uwagi na to, co się dzieje
między Carym Grantem i jego partnerką, ale zdaje się, że
ktoś umarł, a na ekranie pojawił się stary, koronkowy szal.
Eric przybliżył usta do głowy Chloe.
– Przepraszam – wyszeptał.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem. Miała wilgotne
i szeroko rozwarte oczy, oszałamiająco piękne w drżącym
świetle filmu.
– Za co? – szepnęła bezgłośnie.
– Powinienem był wybrać coś pogodniejszego. – Kiw-
nął głową ku ekranowi i jeszcze bardziej ściszył głos. – Ale
wiedziałem, że lubisz takie filmy. Miałaś się dobrze bawić,
a tymczasem siedzisz przygnębiona i smutna.
– Nie bądź kretynem. – Wyciągnęła dłoń i położyła ją
145
Trzy życzenia
na jego policzku. Ten delikatny gest zupełnie nie pasował
do słowa, którym określiła Erica. Przysunęła się jeszcze
bliżej. – Nie jestem smutna. Uwielbiam ten film. Jest taki
romantyczny.
Eric niespecjalnie rozumiał, co w tym filmie roman-
tyczego, bo w ogóle nie zwracał uwagi na rozwój wypad-
ków. Teraz jednak to, co się działo na ekranie, nie miało
najmniejszego znaczenia.
Była taka delikatna. Łagodnie dotykała jego ciepłego,
szorstkiego policzka. Powinien był się ogolić. Krótki zarost
najwyraźniej jednak nie przeszkadzał Chloe. Nie odsunęła
się. A kiedy zadrżał, czując, jak dotyka go końcem języka,
przywarła do niego jeszcze mocniej.
– Szkoda filmu – mruknął.
– Nieważne – odparła.
Odchylił się, aby spojrzeć jej w oczy. Chciał spraw-
dzić, czy przestała płakać, czy też może ukrywa łzy,
przytulając się do jego policzka. Z jaką zatrważającą
łatwością Chloe doprowadziła go do złamania postano-
wienia o unikaniu panienek w potrzebie! Nie potrafił
dotrzymać danego sobie słowa, że pod koniec wieczoru
pożegna się z nią przed jej drzwiami i wróci do siebie.
Nic nie wyszło z uważnego oglądania filmu, o którym
chciał później podyskutować przy drinkach. Nie potra-
fił nawet oderwać oczu od twarzy Chloe. Gdy uniosła
głowę i spojrzała na niego pytająco, przybliżył usta do
jej drżących warg.
Pocałowali się po raz pierwszy. Wiedział, że nigdy nie
zapomni tego pocałunku, który smakował solą i ciepłym
popcornem na maśle. Właściwie kiedyś się już całowali,
ale zrobili to na oczach publiczności i po wpływem
146
Alison Kent
nadmiaru tequili. Tym razem czuli się inaczej. Ten
pocałunek był prawdziwy.
Chloe miała miękkie i namiętnie poszukujące usta.
Zdawało się, że się boi odrzucenia. Nigdy nie spotkał się
z kobietą tak pełną sprzeczności, tak zdumiewającą. Nie
pamiętał, aby równie mocno pragnął kogoś pocałować.
Przywarł ustami do jej warg, odpowiadając jej na
pytanie, którego nie wypowiedziała. Pocałunek był krótki,
ledwie muśnięcie, Eric poczuł się jednak tak, jakby ta
prostota i niewinność tworzyły tylko maskę, pod którą
czaiła się żądza.
Chloe nie była niewinna. Nic nie wiedział o jej
przeszłości, lecz wyczuwał, że pragnie być pożądana
i akceptowana. Gdy jej język dotknął jego ust i wsunął się
głębiej, już wiedział.
Nie miało znaczenia jej przekonanie o tym, że zna się
na mężczyznach i ma doświadczenie w zawieraniu i zry-
waniu związków, a także że wie wszystko o romansach.
Eric poznał prawdę. Jej usta mu ją przekazały.
Po prostu szukała miłości.
Sala balowa w hotelu Renaissance wyglądała tak,
jakby przeniesiono ją prosto ze stron internetowych
www.dOSKONAŁA-dZIEWCZYNA.com
na
wieczór
rozstrzygnięcia konkursu na najlepszą projektantkę dOS-
KONAŁEJ-dZIEWCZYNY. Dominowały firmowe kolo-
ry: limonkowozielony i pomarańczowy, intensywnie ró-
żowy oraz jaskrawożółty.
Każdy stolik przyozdobiono dwoma obrusami w kon-
trastujących barwach, a także liśćmi oraz pękami szklar-
niowych kwiatów w kolorach pomarańczowym, żółtym
147
Trzy życzenia
i różowym. Cała podłoga, stoły, a nawet krzesła były
zasłane konfetti w kształcie maleńkich literek d. Chloe
wiedziała, że papierowe drobiny tak mocno wczepią się
w jej czarne boa z piór, przyszyte do dolnej krawędzi
spódnicy, że będzie musiała je wytrząsać przed następ-
nym włożeniem.
Usiadła przy wielkim, okrągłym stole dla dwunastu
osób i przejrzała program, w którym zaprezentowano
charakterystykę finalistek ubiegających się o tytuł projek-
tantki dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY.
Wszystkie finalistki już wcześniej pojawiły się na scenie,
aby się przedstawić, a także opowiedzieć o tym, jaki wpływ
na ich życie miała moda. Następnie każda dziewczyna
zmieniła się w modelkę, aby zaprezentować oficjalny ubiór,
który nie tylko zaprojektowała, lecz również uszyła.
Bez względu na to, czy chodziło o sukienkę, czy też
komplet, każdy szew, dziurka od guzika i ozdoba musiały
być dziełem finalistek. Nawet akcesoria należało wykonać
ręcznie. Jedyny wyjątek stanowiło obuwie, chociaż każda
z dziewcząt wykazała się kreatywnością także i w tej
dziedzinie.
W takiej sytuacji pozostało tylko obliczanie i sumowanie
wyników. No i oczywiście udekorowanie zwyciężczyni.
Chloe była niezwykle zaskoczona. Co więcej, czuła
też, że ogarnia ją zazdrość. Nie chodziło przy tym
o wyobraźnię i talent dziewczyn, lecz o to, że te siedem-
nasto- lub osiemnastolatki doskonale wiedziały, czego
oczekują od życia.
Kiedy sama miała tyle lat, zmuszono ją do studiowania
mody zamiast wychowania fizycznego i była pewna, że
jej życiowe marzenia nigdy się nie spełnią.
148
Alison Kent
Nie była pewna, czy jej koleżanki znalazły sobie
faworytki pośród uczestniczek, lecz ona nie miała wąt-
pliwości, której dziewczynie kibicuje. Chloe wątpiła
w szanse swojej ulubienicy, lecz Deanna – tak się na-
zywała ta finalistka – poruszyła jej serce.
Talent Deanny był bezdyskusyjny. Znała wszystkie
prawidłowe odpowiedzi, a jej ciało i twarz nie budziły
najmniejszych zastrzeżeń. Jednakże zdaniem Chloe, jed-
no całkowicie uniemożliwiało dziewczynie zebranie naj-
większej liczby punktów.
Chodziło o sposób bycia, o niewyparzony język, agresy-
wne usposobienie, które stanowi przykrywkę dla niepew-
ności, zasłonę dymną, mającą utrudnić dostrzeżenie jej
poczucia mniejszej wartości.
Chloe rozpoznała w Deannie siebie i to zabolało.
Pozostałe osoby przy stole gawędziły radośnie, zupeł-
nie nieświadome rozterek Chloe. Jej koleżanki dyskuto-
wały o kandydatkach, mężczyźni zaś oczekiwali na
pojawienie się deseru.
Oprócz Erica, który siedział z prawej, Chloe dzieliła
stolik z Melanie, Kinsey, Sydney, Lauren i Macy, a także
z ich towarzyszami. Oczywiście Macy usiadła tuż obok
Leo. Melanie sprowadziła Jessa Morgana, którego Chloe
naprawdę lubiła i uważała za doskonałego partnera dla
Mel. Z kolei Kinsey zaprosiła Douga Storeya.
Ostatnie dwie pary wzbudziły poważne zastrzeżenia
Chloe i innych zgromadzonych.
Sydney towarzyszył Ray Coffey, co samo w sobie nie
powinno dziwić, bowiem oboje spotykali się ze sobą od
czasu do czasu, lecz dzisiejszego wieczoru prawie nie
otwierali do siebie ust. Ray wyglądał na wściekłego,
149
Trzy życzenia
a Sydney na wkurzoną do granic możliwości. Wyraźnie
czuli się w swoim towarzystwie podle i tak niezręcznie,
jak reszta zgromadzonych przy ostatniej parze: Lauren
i ojca Sydney, Nolana Forda, którzy niewątpliwie się
spotykali.
Sydney i Nolan prawie w ogóle się do siebie nie
odzywali, przez co atmosfera przy stole od początku była
wyjątkowo gęsta, ale na domiar złego przy stoliku obok
zasiadła Poe z Antonem Neville’em. Chloe pokręciła
głową.
– Jesteś bardzo małomówna.
Podniosła wzrok na Erica, kiedy podsunął jej łyżeczkę
sorbetu cytrynowego przyniesionego przez kelnera, który
przed pozostałymi gośćmi postawił mus czekoladowy.
Przyjęła dar, usiłując sobie przypomnieć, kiedy mu
powiedziała, że uwielbia desery cytrynowe, i zastanawia-
jąc się, ile zapłacił kelnerowi za taką przysługę. Dopiero po
chwili poczuła na sobie wzrok pięciu par kobiecych oczu.
Rozważała pokazanie im języka, lecz uznała, że to
niezbyt dobry sposób na zaskarbienie sobie uznania
Sydney. Uśmiechnęła się słodko i powróciła do wypeł-
niania tabeli ocen kandydatek.
– Ejże, księżniczko – nalegał Eric. – Pogadaj ze mną.
– Nie znoszę, kiedy nazywasz mnie księżniczką.
– Chloe wbiła w ramię Erica ostry koniec ołówka. – Mu-
sisz to robić?
– Powiedz mi, dlaczego tego nie znosisz, a ja ci
powiem, dlaczego to słowo do ciebie pasuje.
– Nie pasuje – burknęła, niepewna, dlaczego jest
dzisiaj taka podminowana. Nie chciała przyjąć do wiado-
mości, że to może mieć związek z wczorajszą czułością
150
Alison Kent
Erica. Albo z sorbetem cytrynowym. – Nie jestem jakimś
egzaltowanym, zepsutym babsztylem.
– Nie to mi się kojarzy ze słowem księżniczka. – Eric
przesunął palcem wskazującym po delikatnej skórze we-
wnętrznej strony jej ręki.
Chloe zadrżała z zimna. Nie dlatego, że jego dotknięcie
było wyjątkowo intymne, ani nie dlatego, że kostkami
palców musnął jej pierś. Pogłaskał kciukiem jej łokieć
i dopiero wtedy znalazła w sobie siłę, aby się odsunąć.
Zachowywał się stanowczo zbyt słodko. Poczuła złość.
– Jeśli w ogóle musisz mnie jakoś nazywać, lepiej
wymyśl coś innego.
– Jasne. Brzoskwinka.
– Nie.
– Kotlecik.
– Nie.
– Laleczka.
Zastanowiła się.
– Czy tylko na tyle cię stać?
– Mnie się podoba. – Przysunął do niej krzesło. – Jak
tam, laleczko?
Wzniosła oczy do góry i popatrzyła na niego z ukosa.
– Co ty wyprawiasz? Chcesz mi usiąść na kolanach?
Eric się roześmiał i otoczył ramieniem oparcie jej
krzesła. Udawał, że się interesuje wypełnianą przez nią
tabelą wyników.
– A więc to wszystko odbywa się na bieżąco, tak?
– Spójrz tutaj. – Pokazała palcem częściowo wypeł-
nioną tabelę. – Dziewczyny wykonały już wszystkie
postawione im zadania, toteż oceniamy je według skom-
plikowanej punktacji. Podsumowaniem wyników zajmie
151
Trzy życzenia
się nasza księgowa, a w tym czasie wszyscy dokończą
deser. A teraz, jeśli pozwolisz...
Eric postukał palcem w zdjęcie Deanny i jeszcze
bardziej się przysunął do Chloe.
– To twoja faworytka?
Pachniał czymś bardzo przyjemnym. Chloe była wściek-
ła na siebe, tak bardzo chciała się do niego przytulić.
Nie potrafiła się skupić.
Dlaczego przy nim ciągle myślała o seksie? I to nie
tylko o uprawianiu seksu, ale też o czerpaniu z tego
niesamowitej radości. Pragnęła go tak mocno, jak nikogo
innego. Wczoraj wieczorem, kiedy się pocałowali, była
gotowa oddać mu wszystko, ale on o nic nie poprosił.
Dziwne.
Który facet pocałowałby ją tak gorąco, a potem nie
chciał się z nią kochać?
– Tak, podoba mi się ta dziewczyna. Ma dobre wy-
czucie koloru.
– Chciałaś powiedzieć, że lubi kolor różowy. – Eric
przesunął dłonią po jej plecach i pogłaskał wąski paseczek
podtrzymujący głęboko wyciętą górę sukienki lila, uszytej
w stylu lat dwudziestych.
– Ma dobry gust. Dobrze wie, co należy dobrać do
kolorów, które lubi. Ma pomysł na siebie. – Diabeł tkwi
w szczegółach. Gdzie u licha to wcześniej słyszała?
– Nie tylko o to chodzi, prawda? Widziałem, że często
się jej przyglądałaś.
Chloe nie miała pewności, czy potrafi udzielić Ericowi
wiarygodnej odpowiedzi, jednocześnie nie opowiadając
historii swojego życia. Nie musiał wiedzieć, że obydwie
wychowały się bez matek. Ani że Deanna odnalazła się
152
Alison Kent
w świecie mody podobnie jak siedemnastoletnia Chloe
w sporcie.
Teraz ta młodziutka dziewczyna stanęła przed szansą
spełnienia marzeń. Jej zdenerwowany ojciec siedział na
widowni i wyglądał tak, jakby miał zwymiotować. Chloe
pamiętała, że było jej równie ciężko.
Deanna mogła tylko śnić o karierze Chloe, której
jednak zupełnie nie obchodziło to, co robiła. Jak miała to
wyjaśnić Ericowi? Przecież w końcu będzie musiała mu
o tym powiedzieć.
Nie odkładając ołówka, uniosła palce mężczyzny,
wędrujące stanowczo zbyt blisko jej piersi, i odsunęła od
siebie jego dłoń. Następnie pochyliła się nad tabelą, po raz
ostatni rzuciła na nią okiem, wstała i przekazała ją Sydney.
Kiedy usiadła, zerknęła uważnie na Erica.
– Strasznie się zrobiłeś wścibski.
– Jako twój towarzysz muszę okazywać zaintereso-
wanie. W ten sposób potwierdzam wszem i wobec, że
jestem ci oddany. – Tym razem uniósł rękę leżącą na
oparciu jej krzesła i zaczął się bawić włoskami na jej karku.
– Jesteś mi oddany? Pewnie dlatego tak gorąco okazy-
wałeś uczucia wszystkim przygodnym kobietom w Dai-
quiri Factory?
– Co to ma być? – Cofnął się, aby lepiej widzieć jej
twarz. – Szpiegujesz mnie? Czyżbym padł ofiarą wstręt-
nych plotek i nieuzasadnionych pomówień?
– Tę informację uzyskałam od kogoś, kto widział, jak
okazywałeś tam swoje... oddanie. – Popatrzyła na niego
wyzywająco, ciekawa, czy podejmie rękawicę.
– Doprawdy? – stwierdził i zmarszczył brwi. – A kim
jest ta życzliwa osoba?
153
Trzy życzenia
Kinsey siedziała po drugiej stronie stołu, toteż Chloe
skierowała spojrzenie na Melanie, która zajmowała miejs-
ce przy drugim boku Erica. Ten odwrócił się do Melanie,
nie zdejmując dłoni z włosów Chloe.
– Hej, Mel – zaczepił ją. Oderwała się od rozmowy
z Jesse’em.
– Hej, Eric.
– Podobno oplotkowałaś mnie przed Chloe, zgadza
się?
Melanie popatrzyła na niego uważnie znad czarnych,
prostokątnych oprawek okularów.
– Nikogo nie oplotkowałam. W przeciwieństwie do
Kinsey, która poinformowała ją o tym, co widziała.
– Co ty powiesz?
– To co słyszysz. – Melanie najwyraźniej postanowiła
natrzeć Ericowi uszu.
Chloe bez przekonania spróbowała uspokoić przyja-
ciółkę.
– Daj spokój, Mel. On nie będzie ciebie słuchał tak
samo, jak nie chce słuchać mnie.
– Co to ma znaczyć? Uważasz, że cię nie słucham?
– Eric popatrzył na Chloe, a potem znowu na Melanie.
– Czegoś tutaj nie rozumiem.
Tym razem Melanie uniosła brodę i popatrzyła z góry
na Erica.
– Chloe wtajemniczyła nas w szczegóły twojej roli
w jej wielkim planie podreperowania reputacji.
– Tak? No i co?
Melanie przewróciła oczami.
– To, że jej pomysł zda się psu na budę, jeśli nie
będziesz przestrzegał pewnych zasad. Nie może być tak,
154
Alison Kent
że tylko na niej spoczywa odpowiedzialność za przy-
zwoite zachowanie.
– Przyzwoite zachowanie? – Tym razem głowa Erica
obróciła się powoli w kierunku Chloe.
Chętnie by go poinformowała, że gdyby wykazał się
choć odrobiną rozumu, na pewno pojąłby, że jej plan traci
sens, jeśli on wciąż rzuca się na wszystko, co ma piersi. Nie
zamierzała jednak dawać mu do zrozumienia, że ob-
darzyła go tak wielkim zaufaniem.
Ani myślała też mówić mu, że na myśl o nim z inną
kobietą dostawała szału.
Nie zdążyła jednak się odezwać, bowiem ponownie
odwrócił się do Melanie.
– Wybacz, ale musimy wyjść – stwierdził krótko,
złapał Chloe za ramię i popatrzył na nią surowo.
Niechętnie wstała, bo nie miała wielkiego wyboru.
Trzymał ją zbyt mocno. Istniał też inny, ważniejszy
powód. Jej ciało nie potrafiło mu odmówić
Nic nie rozumiała. Co on z nią wyprawiał? Dlaczego
nie mogła złapać oddechu?
– Chloe? – zawołała Sydney z drugiej strony stołu.
– Wyniki będą znane za kwadrans.
Skinęła głową i otworzyła usta, aby wyjaśnić, kto
odpowiada za jej nagłe wyjście. Winny całego zamiesza-
nia wziął jednak sprawę w swoje ręce i uśmiechnął się
uroczo.
– Zwrócę ją za moment, Syd.
Następnie skierowali się do drzwi wyjściowych z tyłu
prostokątnego pomieszczenia. Na szczęście nie mieli zbyt
długiej trasy do pokonania.
Na korytarzu przesunął dłoń po ręce Chloe i pociągnął
155
Trzy życzenia
ją za sobą. Idąc, naciskał klamki wszystkich drzwi po
drodze i skręcał w rozmaite zakamarki.
– Eric, cholera jasna. Zwolnij, do diabła, bo sobie
skręcę nogę.
Jednak Eric nie zamierzał czekać, a Chloe wyczuwała
w nim desperację.
Chciała zatrzymać Erica i zażądać wyjaśnień, jednak
jeszcze bardziej pragnęła się przekonać, czego od niej chce.
Musiało to być coś niezwykle ważnego, skoro zachowy-
wał się tak niecodziennie.
Wreszcie udało mu się znaleźć otwarte drzwi. Za nimi
znajdowało się wąskie pomieszczenie techniczne. Włą-
czył światło. Żarówka zabrzęczała i zapaliła się.
Eric wciągnął Chloe do środka, zamknął drzwi i wbił
w nią spojrzenie, tak intensywnie, że cofnęła się zaniepo-
kojona. Zatrzymała się pod drzwiami. Erid oddychał
głośno i nierówno. Po chwili jedną dłonią przesunął po jej
włosach, a drugą oparł na swoim biodrze.
– Co do cholery...
Przerwał jej zatrzaśnięciem drzwi.
156
Alison Kent
Rozdział dziewiąty
– Zechcesz mi wyjaśnić te bzdety, o których gadała
Melanie? Nie przypominam sobie, abyśmy cokolwiek
ustalali na temat przyzwoitego zachowania.
Chloe zmrużyła oczy, uniosła wyżej brodę i wypros-
towała ramiona. Przywarła plecami do drzwi. Potrzebo-
wała solidnego oparcia przed rozmową z Erikiem. Bez
względu na to, co się miało za chwilę wydarzyć, wiedzia-
ła, że będzie to miało bardzo poważny wpływ na ich
dalsze kontakty. Musiała postępować rozważnie, zwłasz-
cza że wydawał się całkiem wyprowadzony z równo-
wagi.
– Co tu wyjaśniać? Jest tak, jak powiedziała Melanie.
Puszczasz się na lewo i na prawo, co zupełnie nie pomaga
mi w utrzymaniu przyzwoitej reputacji. Wydawało mi
się, że tyle potrafisz sam sobie wykombinować. Pomyli-
łam się. Trzeba było od razu wyłożyć ci kawę na ławę.
– Puszczam się na lewo i na prawo? – Zacisnął zęby
tak mocno, jakby miał je skruszyć. Jego oczy się zwęziły
w cienkie szparki, a głos zmienił się w szorstki i chrapliwy
szept. – Poszedłem z przyjaciółmi rozerwać się w knajpie
i to oznacza, że się puszczam? Tylko dlatego, że część moich
przyjaciół to kobiety? I to mówi kobieta, która umawia się
na randki ze wszystkim, co ma spodnie na tyłku?
– Nie ze wszystkim – odparła, z perwersyjną przyjem-
nością zauważając, że jej złośliwa uwaga trafiła Erica
w słaby punkt.
– Racja. Ze mną się nie umawiasz na randki, ale
chcesz, żebyśmy byli sobie wierni, chociaż się nie spotyka-
my. Zawracanie głowy, Chloe. To bez sensu. Nigdy ci nie
obiecywał, że będę mnichem.
Chloe skrzyżowała ręce na piersi. Między nią a Erikiem
działo się coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Nie ulegało
jednak wątpliwości, że chłopak nie jest w odpowiednim
nastroju, aby spokojnie wszystko jej wyjaśnić.
Poza tym nie dało się ukryć, że ją również ogarnął
wojowniczy nastrój.
– Wiesz co, po prostu zapomnijmy o całej sprawie
– odezwała się. – Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle
przyszło mi do głowy, że to się może udać. Nigdy w życiu
nie mogłam na nikogo liczyć, więc dlaczego teraz miała-
bym nagle zaufać tobie?
Usiłowała się poruszyć, odsunąć od drzwi i wyjść
z pomieszczenia, pozostawiając za sobą Erica wraz z jego
problemami. W ten sposób mógłby w samotności się
wściekać, tłuc pięściami o drzwi, jęczeć i wyć do woli.
Okazało się jednak, że Eric ani myśli się odsuwać.
Na próżno. Chloe doskonale wiedziała, że nie da się
w ten sposób zastraszyć.
158
Alison Kent
Była jednak zaciekawiona i chociaż nie chciała się do
tego przyznać, także zaniepokojona. Nie tyle o siebie, ile
o Erica. Takie zachowanie kompletnie do niego nie
pasowało. Eric, którego znała, był zupełnie inny. A znała
go znacznie lepiej niż każdego innego mężczyznę, z któ-
rym się spotykała.
– Posłuchaj, Eric. Nie mam pojęcia, co się z tobą
dzieje, ale muszę wracać na uroczystość. A zatem, jeśli
pozwolisz... Zaraz, zaczekaj. Nawet jeśli nie zamierzasz
mi na nic pozwalać, lepiej zejdź mi z drogi i daj mi
spokój.
Popchnęła jego pierś. Nie powiedział ani słowa. Nie
odsunął się. Przeciwnie, odniosła wrażenie, że się przy-
sunął, i to tak blisko, że Chloe mogła uważnie się
przyjrzeć jego tęczówkom. Widziała w nich co naj-
mniej sześć odcieni błękitu. Z kolei źrenice były kru-
czoczarne i rozszerzone z gorąca i podniecenia. Pragnął
jej i to desperacko. Musiał ją mieć, tu i teraz, w tej
chwili.
– Eric?
Opuścił głowę i dotknął nosem jej nosa, jednocześnie
opierając się całym ciężarem ciała o drzwi, tuż nad jej
ramionami.
– Oczekujesz ode mnie przyzwoitego zachowania,
Chloe? Chcesz, żebym był twoim facetem? Zostaniemy
parą? Zapomnimy o wszystkich innych? Tego właśnie
chcesz?
Właściwie to chciała od niego czegoś innego. Marzyła,
aby ściągnął jej majtki, zsunął spodnie do kostek i wypeł-
nił ją tak, jak jeszcze nikt wcześniej. Ale bycie ze sobą?
Przyzwoite zachowanie? Miałaby pokazać Ericowi, kim
159
Trzy życzenia
naprawdę jest pod swoją skorupą laleczki-księżniczki?
Nie wiedziała, czy ma na to ochotę. Po prostu nie miała
pewności.
Wiedziała za to doskonale, że jej ciało jeszcze nigdy nie
promieniowało taką energią. Oddech Erica rozgrzewał jej
policzek. Jego miękkie wargi dotknęły kącika jej ust i na
chwilę tam pozostały, jakby cierpliwie czekając na od-
powiedź. Miał tak napięte ciało, że bała się go dotknąć
z obawy, iż pęknie.
Mimo to położyła obie dłonie na jego klatce piersiowej
i wysunęła język, aby musnąć jego usta. Całe ciało Erica
zadrżało i zesztywniało. Czuła, że starał się stłumić to, na
co ma największą ochotę.
A potem jego wargi przywarły do jej ust i nie był to
pocałunek, jaki wymienili w kinie. Nie wyobrażała sobie,
że Eric potrafi tak całować. Przywarł do niej pożądliwie,
wsuwając jej język między wargi.
Odwzajemniała każdy jego gest, ssała jego język,
rozkoszowała się jego ustami, przygryzała je lekko zęba-
mi. Nie wierzyła, że można kogoś tak bardzo pragnąć.
Chciała jego i tylko jego.
Przesunęła dłońmi po klatce piersiowej Erica, kciukami
wyszukała sutki. Eric zadrżał, a jego jęk zabrzmiał w jej
uszach niczym muzyka. Nasiliła pieszczoty, zataczając
dłońmi większe kręgi.
W tej samej chwili Eric zanurzył twarz w jej szyi,
dłońmi przesunął po jej plecach, docierając do pośladków.
Uniósł ją swobodnie i przeniósł w głąb długiego i wąskiego
pomieszczenia.
Odwrócił się i posadził ją na niskim stoliku, po którym
poniewierały się nakrętki, śrubki i kawałki przewodów
160
Alison Kent
elektrycznych. Odchyliła się, przybliżając plecy do blatu
i opierając ciężar ciała na łokciach.
Eric wyciągnął rękę do tyłu, aby złapać ją za obydwie
pięty, złączone na jego krzyżu. Drugą dłoń wsunął
między jej nogi, a palec wcisnął za krawędź majtek.
– Podoba mi się, że nie nosisz rajstop – stwierdził,
głaszcząc ją namiętnie. Uwielbiała jego dotyk, lecz nie
mogła go znieść. Jej przyjemność graniczyła z bólem.
Chciała więcej, lecz nie potrafiła już wytrzymać. Pragnęła
pokierować jego dłonią. Chciała poczuć go w środku.
Najbardziej na świecie pragnęła jednak jego męskości.
Dobrze pamiętała, jak twarda może się stać, marzyła
o tym, by jej dotknąć.
Zamiast tego skoncentrowała się na sobie. Przesunęła
dłońmi po piersiach i potarła sutki, które zrobiły się
twarde jak kamyczki. Ściskając biust, wyobraziła sobie,
jak Eric stoi nad nią, a ona przed nim klęczy, dotyka
piersiami jego członka, a potem bierze go do ust i roz-
koszuje się nim.
Odchyliła głowę, uniosła biodra i jęknęła. Eric znieru-
chomiał. Nie patrząc na niego, wyczuła, że się jej przy-
gląda i zastanawia, co dalej zrobić. W końcu przesunął
dłonie po jej ciele i przyłożył je do jej rąk, którymi drażniła
piersi.
Nie zawahał się ani na moment i błyskawicznie
ściągnął z niej sukienkę. Chloe leżała teraz przed nim
naga. Zajął się nią językiem i ustami, ssał ją gorąco,
głaskał, całował, pieścił, podczas gdy jego dłonie ją ściskały
i drażniły. Szybkimi ruchami języka rozgrzał jej jedną
pierś, na co Chloe uniosła się nieco, domagając się więcej.
Czuła niedosyt, pragnęła mocnych pieszczot, czegoś
161
Trzy życzenia
więcej niż tylko delikatne dotknięcia językiem. Uniosła
biodra i otoczyła Erica nogami. Kiedy mocno szarpnął
sutkiem, który energicznie ssał w ustach, wyczuł, jak się
naprężyła, gotowa na jego przyjęcie.
– Jeśli nie masz prezerwatywy, jesteś trupem – syk-
nęła, przyciskając jego pośladki piętami.
Eric nie odpowiedział ani słowem. Jedną ręką od razu
sięgnął do kieszeni. Nie musiał wyciągać portfela, okazało
się, że odpowiednie akcesoria trzyma luzem w spodniach.
Najwyraźniej był przygotowany na to, że poszczęści mu
się w najmniej spodziewanej chwili. Chloe mruknęła
z aprobatą.
Właśnie teraz nadszedł odpowiedni moment na użycie
prezerwatywy. Wyprostował się, rozerwał opakowanie
i zerknął na Chloe, która przycisnęła głowę do piersi
i szeroko otworzyła oczy. Z przyjemnością patrzyła, jak
Eric rozpina pasek, odsuwa zamek błyskawiczny i ściąga
spodnie.
Miał na sobie seksowne, białe bokserki z ekskluzyw-
nego sklepu bieliźniarskiego, lecz zaprezentował je
tylko przez ułamek sekundy, bowiem od razu je
ściągnął do kostek, stając przed Chloe w pełnej krasie.
Cały czas uważnie przypatrywała się jego poczyna-
niom.
– Trzymaj się, księżniczko – nakazał. Miał wilgotne
usta i był spocony z podniecenia. – Spodoba ci się,
zobaczysz.
Czego do jasnej cholery miała się trzymać? Nie miało
to jednak żadnego znaczenia, bowiem Eric zdecydowa-
nym ruchem wypełnił ją swoją męskością. Chloe krzyk-
nęła, a Eric znieruchomiał. Pomyślała, że jeszcze chwila
162
Alison Kent
i przeniesie się na tamten świat. W myślach błagała go,
aby się poruszył, pragnęła się pod nim wić, jednak
pozostała nieruchoma, rozkoszując się cudownym wraże-
niem pierwszego pchnięcia i oczekując na to, co za chwilę
musiało się stać. Nie przypuszczała, że będzie jej tak
dobrze.
Eric przycisnął ją mocniej, zataczając dłonią małe kółka
na jej bikini. Wreszcie odprężyła się nieco. Wyczuł to
i dopiero wtedy zaczął się poruszać. Głaskał ją lekko
i penetrował łagodnie, jednocześnie uciskając dłonią. Od
czasu do czasu zerkał, jak jego penis wsuwa się i wysuwa
z jej ciała.
W pewnej chwili jęknął i popatrzył jej w oczy. Mocno
zaciskał usta, jakby konieczność kontrolowania odru-
chów bardzo wiele go kosztowała.
– Jesteś gotowa?
Zacisnęła zęby i skinęła głową, gotowa do natychmias-
towej eksplozji. Eric nie czekał na dalszą zachętę. Ener-
gicznie ruszył do boju, wbijając się w nią z całą mocą. Jego
biodra wciskały się między jej nogi, a penis silnie pocierał
to miejsce, którego stymulacji najbardziej pragnęła.
Doszła w ciszy, gdyż nie mogła już dłużej czekać. Jej
ciało przeszyła seria gwałtownych skurczy. Jednocześnie
wysoko uniosła biodra, aby przywrzeć do jego ciała tak
silnie i tak gwałtownie, jak tylko się dało.
Przy każdym skurczu usiłowała jak najgłębiej wcisnąć
w siebie erekcję Erika, ruszała biodrami na boki i marzyła
o tym, aby złapać go rękami lub nogami i zmusić do wbicia
się w nią jeszcze mocniej. Rękoma musiała jednak balan-
sować, aby nie stracić równowagi, jej pośladki znajdowały
się na samej krawędzi stołu, a nogi na ramionach Erica.
163
Trzy życzenia
Gdyby w jakikolwiek sposób zmieniła pozycję, groziłby
jej upadek na ziemię.
Eric sprawował nad nią pełną kontrolę.
Zmrużył oczy, świadom, że Chloe doznała najwyższej
rozkoszy, a jej dostarczycielem był właśnie on. Wiedział,
że teraz może spokojnie zaczekać, zanim ponownie
zaprowadzi ją na szczyty. Nie wątpił, że potrafi dać jej
jeszcze potężniejszy orgazm, rozkosz, o jakiej dotąd nie
śniła.
Wyszedł z niej niemal całkowicie, po czym ponownie
wsunął się do środka jednym posuwistym, leniwym
ruchem, zanurzając się do samej nasady. Potem powtórzył
to samo. I jeszcze raz. I znowu. Za każdym razem
zwiększał prędkość pchnięć, docierając do końca coraz
wcześniej i coraz mocniej.
Chloe westchnęła głęboko. Po jej ciele przebiegły
spazmy, dostosowane rytmem do pchnięć Erica. Z jego
gardła wydostał się głęboki jęk i w tej samej chwili Eric
doszedł. Chloe poczuła wypełniające ją ciepło. Nawet przez
warstwę lateksu wyczuwała żar jego nasienia. Przysunęła
go do siebie, wciągnęła głęboko i przeżyła kolejny orgazm.
Przez długą chwilę nie potrafiła opanować drżenia.
Powoli zsunęła nogi z ramion Erica. Kolanami zaczepiła
o jego łokcie, lecz on się nie poruszył, cały czas trzymając
ręce wokół jej ud i pieszcząc je po wewnętrznej stronie.
Wciąż był twardy i ciągle tonął w jej ciele. Nie miała
wyboru, musiała na niego spojrzeć. Czuła się fantastycznie.
– Jeśli oczekujesz na pozwolenie wyjścia, niniejszym
je otrzymujesz.
– Oczekuję odpowiedzi na moje pytanie.
Pytanie? Kiedy zadał jej jakieś pytanie?
164
Alison Kent
– Odśwież mi pamięć, bo trochę się zdekoncentrowa-
łam.
Zachował kamienną twarz.
– Chcesz, żebyśmy zachowywali się przyzwoicie?
Jak do cholery miała mu odpowiedzieć, skoro wciąż
w niej tkwił?
– Tak. Dopóki nie dopełnimy warunków umowy.
Eric rozluźnił się i puścił jej nogi. Następnie wsunął
rękę pod Chloe i pomógł jej usiąść na krawędzi stołu.
Ściągnął prezerwatywę, poprawił ubranie i spojrzał dziew-
czynie w oczy.
Poruszała się z wielkim trudem. Bolały ją plecy, a stawy
biodrowe wręcz skrzypiały. Po wewnętrznej stronie ud
czuła intensywne pulsowanie. Miała wyrzuty sumienia.
Wciągnęła sukienkę, poprawiła ją na biodrach i umieści-
ła ramiączka na właściwych miejscach. Z trudem udawało
się jej utrzymać na nogach. Jej stopy drżały, lecz wyprosto-
wała się i spróbowała przylizać potargane włosy. Modliła
się, aby Eric nic nie mówił i wyszedł bez słowa. Niestety, jej
modlitwy rzadko kiedy odnosiły pożądany skutek.
Położył dłoń na klamce, znieruchomiał i odwrócił się,
aby spojrzeć jej w oczy.
– Muszę ci coś powiedzieć, Chloe. Nazywam cię
księżniczką dlatego, że wieża, którą zamieszkujesz, jest
potwornie wysoka. Mężczyźnie trudno się do ciebie
zbliżyć, a zdobycie jakichkolwiek praw do ciebie jest
całkowicie niewykonalne.
Uniosła brodę.
– Teraz, skoro już wdrapałeś się na tę wieżę, uważasz,
że możesz sobie rościć do mnie prawa? Myślisz, że masz
prawo mówić mi, jak mam żyć?
165
Trzy życzenia
– Jak myślisz, Chloe, czy właśnie tego chcę?
– A nie? – Czy istnieją mężczyźni o mniejszych
oczekiwaniach?
– Nie, nie chcę cię mieć na własność. Pragnę cię
poznać. Istnieje jeszcze sporo rzeczy, których chciałbym
się o tobie dowiedzieć. I zamierzam to zrobić, księżniczko.
Poznam cię od stóp do głów. Wierz mi. – Wyszedł na
korytarz i ponownie zajrzał do pomieszczenia. Jego spoj-
rzenie wyrażało determinację. – Bez względu na to, ile
murów będę musiał skruszyć. Sama się przekonasz.
Po wyjściu Erica Chloe przez długą chwilę wpat-
rywała się w zamknięte drzwi. Bez względu na to, jak
mocno przyciskała dłoń do serca, nie potrafiła po-
wstrzymać jego intensywnego łomotania, pełnego nie-
rozsądnej nadziei.
Chloe nie zamierzała panikować.
Przypomniała sobie, że biegając z Erikiem w poszuki-
waniu miejsca odosobnienia, mijała damską toaletę. Po-
stanowiła udać się tam jak najszybciej, zanim ktokolwiek
zobaczy ją w takim stanie. Przypuszczała, że wygląda
fatalnie.
Eric na szczęście zmierzał w przeciwną stronę, pociera-
jąc kark dłonią i wpatrując się w podłogę. Nie miała
ochoty wysłuchiwać jego dalszych przemyśleń, dotyczą-
cych tego, co się przed chwilą wydarzyło. Miała wystar-
czająco dużo powodów do zmartwień, nie musiał jej
dokładać kolejnych.
Ani tym bardziej budzić w niej nadziei.
Jej twarz znajdowała się w opłakanym stanie. Szminka
zupełnie znikła z ust, za to jej resztki rozsmarowały się po
166
Alison Kent
policzkach i brodzie. Podkład zostal definitywnie starty,
stan różu na policzkach budził trwogę.
Nieco lepiej prezentował się tusz, chociaż i on się
rozmazał, nadając Chloe wygląd zmartwionego szopa.
Włosy wyglądały potwornie, ale niestety, szczotka i kos-
metyki zostały w małej czarnej torebce, obszytej pierzas-
tym boa, która wisiała na poręczy krzesła w sali balowej.
Była pewna, że wróci za chwilę i nie widziała potrzeby,
aby zabierać drobiazgi.
Nie spodziewała się, że zostanie zawleczona w odlud-
ne miejsce niczym wybranka jaskiniowca. Dotąd uważa-
ła, że to się zdarza wyłącznie w kinie.
Wpatrywała się w odbicie, zadowolona, że toaleta,
w której się znalazła, leży na uboczu i nikogo w niej nie
ma. Póki co nie potrafiłaby nikomu stawić czoła. Wystar-
czający kłopot sprawiało jej wytrzymanie we własnym
towarzystwie. To, co zrobiła, stało w całkowitej sprzecz-
ności z tym, co sobie obiecała i co przysięgła Sydney. Jej
wyczyny były nieusprawiedliwione i bezsensowne.
Właśnie naraziła na szwank karierę, którą usiłowała
ocalić. Wyszła z uroczystości rozdania nagród dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY na szybki numerek. Na domiar
złego nie mogła zrozumieć, co ją do tego skłoniło.
Nigdy nie angażowała się w związki oparte na seksie
bez uprzedniego przemyślenia całej sprawy. Z kolei seks
pojawiał się w jej życiu w dwóch smakach: grzeszna
rozkosz zabawy oraz smakowita dominacja.
To co się tu stało z Erikiem, wykraczało poza te
definicje. Jej umysł zupełnie nie brał udziału w tym
zbliżeniu, a jednak czuła się po nim związana z Erikiem
i obawiała się, że w grę wchodzi uczucie. Wysunięte przez
167
Trzy życzenia
niego oskarżenia zraniły ją do krwi, a jego słowa wciąż
sprawiały jej ból.
Doświadczenie ją nauczyło, aby w związkach z męż-
czyznami nie zwracać uwagi na emocje, a także unikać
zasady: daję i biorę. Jak na jej gust, dawanie wiązało się
raczej z całkowitym odbieraniem komfortu. Po tylu
latach wysłuchiwania, co powinna nosić, jak się za-
chowywać, jaki wybrać kierunek studiów, w końcu
przejęła kontrolę nad swoim życiem. Nad każdym jego
aspektem. Nikt nie miał prawa tego jej odbierać twier-
dząc, że ją kocha i lepiej wie, czego jej potrzeba, czego
pragnie.
Odkręciła kran. Niech diabli porwą Erica Haydona
i jego obietnice rodem z wieży!
Wiedząc, że nigdzie nie wyjdzie, dopóki nie zrobi
wszystkiego, co się da, aby poprawić urodę, spryskała
twarz ciepłą wodą i dłonią pełną mydła w płynie zaczęła
pocierać czoło. W tej samej chwili usłyszała szczęknięcie
otwieranych drzwi do łazienki.
Odetchnęła głęboko i zanurzyła twarz w wodzie.
Następnie uniosła głowę i otworzyła oczy w samą porę,
aby przez bąbelki ujrzeć w lustrze odbicie Melanie
Craine.
Przynajmniej nie była to Sydney. Ani Eric, dodała
w myślach Chloe, mając nadzieję, że uda się jej uniknąć
konfrontacji z obojgiem.
Dokończyła zmywanie twarzy i opłukała ją. Melanie
podeszła z drugiej strony blatu i kiedy Chloe zakręciła
kran, wręczyła jej kilka papierowych ręczników.
Obdarowana wyprostowała się, osuszyła twarz papie-
rem i skrzywiła się, widząc w lustrze skórę w czerwone
168
Alison Kent
plamy. Pomyślała, że tak się kończy korzystanie z nie-
odpowiedniego mydła, szorstkich ręczników, zażenowa-
nie oraz podrażnienie brodą Erica.
Chloe nie miała wątpliwości, że tak oczywiste ślady na
jej twarzy nie pozostaną bez konsekwencji, zarówno
zawodowych, jak i osobistych. Najpierw będzie musiała
poradzić sobie z tymi pierwszymi. Odwróciła się ku
Melanie. Cudowna przyjaciółka, nie zapomniała przy-
nieść torebki Chloe.
– Masz u mnie kolejkę. – Chloe od razu sięgnęła po
opakowanie kremu nawilżającego. – Skąd wiedziałaś,
gdzie mnie szukać?
– Twój wartownik siedzi na ławeczce przed drzwia-
mi. – Melanie skrzyżowała nogi w kostkach i poruszyła
nimi. – Powinnaś mu powiedzieć, że mięta pieprzowa to
nie jego kolor.
Chloe zacisnęła oczy. Wyśmienicie. Siedział jej na
karku chodzący plakat, informujący wszystkich o jej złym
wyczuciu czasu i braku zdolności odpowiedniej oceny
sytuacji.
– Zatem wszyscy go widzieli i dobrze wiedzą, co się
stało?
– Nie sądzę. – Melanie złapała torebkę Chloe, zanim
wpadła do umywalki. – Udało ci się wybrać łazienkę na
uboczu.
Światełko w tunelu?
– Możesz mi wyświadczyć przysługę?
Melanie skinęła głową, przyglądając się, jak Chloe
wciera krem w skórę.
– Wystaw głowę za drzwi i każ mu spadać. – Melanie
wysoko uniosła czarne brwi i popatrzyła pytająco na
169
Trzy życzenia
przyjaciółkę. – I powiedz mu, że zadzwonię, kiedy wrócę
do domu.
Melanie zeskoczyła z krawądzi blatu.
– Przyszliście tutaj razem?
Chloe pokręciła głową, przetrząsając torebkę w po-
szukiwaniu podkładu.
– Spotkałam się z nim na miejscu. To tylko mój
facet do towarzystwa. Nie jesteśmy parą. Zapo-
mniałaś?
Melanie popatrzyła na Chloe z wyraźnym niedowie-
rzaniem na twarzy.
– Jasne.
Mimo niewątpliwych zastrzeżeń wystawiła jednak
głowę na zewnątrz. Chloe przysłuchiwała się niewyraź-
nym głosom, nie potrafiąc rozpoznać ani jednego słowa.
Nie ulegało jednak wątpliwości, że ton głosu Erica wska-
zuje na jego niezadowolenie.
Nie czuła, że go spławia. Naprawdę nie miała takiego
wrażenia. Potrafiła jednak radzić sobie tylko z jedną
katastrofą na raz, a Sydney musiała pójść na pierwszy
ogień. Gdyby tylko Chloe udało się wykombinować, jak
rozbroić bombę, zanim wybuchnie...
Melanie wróciła, wskoczyła na blat i niechcący wsunę-
ła rąbek krótkiej sukienki do umywalki.
– Zmarnujesz ten jedwab – przytomnie zauważyła
Chloe.
Melanie, jak to Melanie, koncentrowała się na spra-
wach technicznych i zupełnie jej nie obchodziły pod-
stawowe zasady pielęgnacji odzieży.
– Poszedł, ale wcale się z tego powodu nie cieszył.
Wyglądał, jakby go osa ukąsiła.
170
Alison Kent
– Słyszałam. – Chloe umilkła, wycierając nos gąbecz-
ką do makijażu. – Powtórzyłaś mu, że do niego za-
dzwonię?
– Jak najbardziej.
– Posłuchaj, Mel, nie jestem w nastroju na wyciąganie
z ciebie informacji wołami. Co powiedział?
– Będzie czekał – wzruszyła ramionami Melanie.
Będzie czekał.
– Tylko tyle?
– Nie ucinaliśmy sobie dłuższej pogawędki. Wydawa-
ło mi się, że chcesz, żeby sobie jak najszybciej poszedł,
więc zastosowałam się do twoich instrukcji.
To prawda, tego właśnie chciała. Chociaż z drugiej
strony...
– Tak, wiem. Przepraszam. Nie jestem w najlepszej
formie.
– Wybacz, ale trudno mi w to uwierzyć. Cała promie-
niujesz, od razu widać, że miałaś orgazm. – Melanie
uniosła brew i spojrzała na przyjaciółkę wyzywająco,
jakby oczekując zaprzeczenia oczywistego faktu.
Chloe postanowiła skłamać połowicznie.
– Nie promieniuję, tylko się świecę, bo do mycia
twarzy użyłam silnego środka.
– Rozumiem, że Eric wypaćkał się twoją szminką
dlatego, że pomagałaś mu robić makijaż?
Chloe wrzuciła podkład do torebki i wyciągnęła róż
w pudrze. Po co miała kręcić, skoro prawda była widoczna
na kilometr? Zaatakowała policzek pędzelkiem.
– No dobra, niech będzie. Cała promieniuję po orgaz-
mie, od stóp do głów. Przed chwilą skończyłam się
pieprzyć z Erikiem. – Przypuściła atak na drugi policzek.
171
Trzy życzenia
– Czy to było warte doprowadzenia mojej twarzy do
kompletnej ruiny i porozdzierania majtek na strzępy?
Owszem. Pytanie, czy powinnam zaprzepaszczać swoją
karierę?
Pozostawiła je bez odpowiedzi. Potrzebowała czasu do
namysłu. Chciała jeszcze podjąć kilka decyzji.
– Majtki w strzępach, co? – zachichitała Melanie.
Chloe westchnęła.
– Twojej karierze nic nie zagraża.
– Pewnie, możesz tak sobie mówić. To nie ty nawa-
liłaś. Nie ty zmyłaś się z jednej z najważniejszych
imprez zorganizowanych przez dOSKONAŁĄ-dZIEW-
CZYNĘ. Zawiodłam wszystkich. Jestem do niczego.
– Chloe czuła, że jeszcze chwila i nie zapanuje nad
łzami.
– Powiedziałam Sydney, że źle się czujesz i zrobiło ci
się niedobrze. Nie masz się czym martwić.
Chloe zamknęła puderniczkę i popatrzyła w lustro na
odbicie twarzy Melanie.
– Co to znaczy: zrobiło mi się niedobrze?
– Wszyscy przy stole doskonale widzieli, że nie za-
chowujesz się w typowy dla siebie sposób. Siedziałaś
przez cały posiłek i ani razu nie powiedziałaś słowa do
rzeczy. A potem Eric wyciągnął cię gdzieś zaraz po tym,
jak się najadłaś tego cytrynowego świństwa. – Melanie
wzruszyła ramionami. – Wszyscy inni jedli czekoladę,
więc łatwo było ich oszukać. To wszystko.
Serce Chloe waliło jak szalone.
– Naprawdę myślisz, że wszyscy, a zwłaszcza Sydney,
uwierzyli, że zrobiło mi się niedobrze?
– Sama się przekonaj. Eric wyszedł. Możesz przecież
172
Alison Kent
powiedzieć, że wysłałaś go do domu, co zresztą jest
najzupełniej zgodne z prawdą, zgadza się?
– Niby tak. Ale z drugiej strony to wyjątkowo kiepsko
o nim świadczy. Kto to widział, żeby umawiać się
z dziewczyną, a kiedy ona się rozchoruje, zostawiać ją na
lodzie zupełnie samą?
– Wcale nie jesteś sama. Przypominam o swojej obec-
ności. Poza tym sama ci pomogłam odesłać go do domu.
Zresztą nie zapominaj, że stawką jest twoja kariera. Jeśli
musisz wybierać między dOSKONAŁĄ-dZIEWCZYNĄ
i gorącym seksem... – Melanie zawiesiła głos i podjęła
chwilę później: – Właściwie trudno tutaj mówić o wybo-
rze, prawda, Chloe?
Chloe chciała przytaknąć z całą stanowczością,
lecz zamiast tego z powrotem wkręciła szczoteczkę
do opakowania mascary, pozostawiając rzęsy do po-
łowy
nieumalowane.
Popatrzyła
Melanie
prosto
w oczy.
– A jeśli tutaj nie chodzi tylko o gorący seks?
Melanie zamrugała oczami, potem jeszcze raz, a póź-
niej powoli zsunęła się z blatu i oparła o ścianę.
– To taki żart, prawda? Ty i Eric? Zaraz, zaraz. Ty
i ktokolwiek? Chcesz powiedzieć, że ten wasz cały układ
jest czymś więcej niż tylko mistyfikacją?
– Nie, nie jest. Nieważne. – Chloe ponownie skon-
centrowała się na malowaniu oczu.
Melanie zbliżyła się do niej o krok.
– Nie mów mi, że coś jest nieważne, kiedy widzę, że
jest ważne. Nie zadałabyś mi tego pytania, gdybyś nie
brała tej możliwości pod uwagę.
– Wystarczy. Nie mam zamiaru zastanawiać się nad
173
Trzy życzenia
tym, nad czym się zastanawiam. W ogóle nie chcę sobie
zaprzątać głowy tą sprawą. Pozostał mi tylko pokaz mody
kobiecej ,,Szalona zima’’ i będę mogła zapomnieć o tym
układzie.
Rzecz w tym, że Eric miał prawo zażądać od niej
spełnienia jeszcze jednego życzenia.
174
Alison Kent
Rozdział dziesiąty
Anton Neville stał przed przerobioną windą towaro-
wą, która miała go zawieźć trzy piętra wyżej na poddasze,
gdzie mieszkała Lauren. Po raz ostatni zaciągnął się
papierosem, na którego nie miał ochoty, cisnął niedopałek
na beton i rozgniótł go butem.
Co do cholery wyobrażała sobie Lauren, publicznie
pokazując się z Nolanem Fordem?
Wyprowadziła się od Antona półtora miesiąca temu,
twierdząc, że on ma fioła na punkcie kontroli, nie potrafi
poradzić sobie z jej seksualnością ani z jej doświadczeniem
seksualnym, jest zbyt spięty i nigdy nie zadał sobie trudu,
aby ją dobrze poznać, a z całą pewnością zrobiłby to,
gdyby ją kochał.
Anton mógłby zarzuć Lauren dokładnie to samo, ale
tego nie zrobił, ponieważ oboje ponosili za to winę. Czuł
się prawdziwym mężczyzną i był gotowy wziąć na siebie
swoją część odpowiedzialności. Ani myślał zniżać się do
proszenia Lauren o to, aby do niego wróciła. Zamierzał
jednak zaproponować jej, aby zapoczęli wszystko od
nowa, odprężyli się i wyluzowali. Mogli przecież zapom-
nieć o tym, co między nimi poszło nie tak. Jeszcze nie tak
dawno chciał to wszystko zasugerować, bo nie potrafił
uwierzyć, że Lauren puściła w niepamięć cały rok, kiedy
byli praktycznie nierozłączni.
Ale teraz nie zamierzał niczego sugerować.
Na pewno nie będzie z nią o tym rozmawiał, dopóki
spotyka się z Nolanem Fordem.
Anton wsunął dłonie do kieszeni swoich workowa-
tych, designerskich spodni w kolorze ciemnobrązowym.
Marynarkę i krawat zostawił w jaguarze, kiedy parkował
przy domu, w którym mieszkała Lauren.
Po ceremonii rozdania nagród dOSKONAŁEJ-dZIEW-
CZYNY podrzucił Annabel do jej mieszkania i pojechał do
domu. Przyjemnie mu się z nią rozmawiało i nie miał
wątpliwości, że jeszcze tego samego wieczoru z ochotą
zadbałaby o jego całkowite usatysfakcjonowanie.
Póki co nie miał jednak ochoty na angażowanie się
w nowy związek. Jeszcze nie zrezygnował ze starego.
Nie podejmował żadnej świadomej decyzji, aby się
tutaj zatrzymać i odwiedzić Lauren, lecz trudno jest
zerwać ze starymi nawykami. Teraz, gdy się zjawił w tej
okolicy, nie miał pojęcia, czy powinien odjechać, czy też
udać się na trzecie piętro i sprawdzić, czy Lauren nie
miałaby ochoty... zaparzyć kawy i porozmawiać.
Obawa przed zastaniem byłej dziewczyny przy kawie,
w towarzystwie Nolana Forda, ostatecznie skłoniła An-
tona do odejścia od windy i cofnięcia się do garażu.
Wystarczyła mu sama myśl, że Lauren zadaje się z innym
176
Alison Kent
mężczyzną. Nie musiał jeszcze tego oglądać. Odchodził.
Na samym końcu korytarza prowadzącego do garażu
usłyszał jednak silnik windy.
Zawahał się i zaczekał, aż jego serce odzyska normalny
rytm. Odwrócił się, przez chwilę nasłuchiwał i mruknął
z niechęcią, kiedy się okazało, że winda zjeżdża na parter.
Cały czas trzymał ręce w kieszeniach. Szeroko roz-
stawił nogi i przygotował się do spotkania twarzą
w twarz z roześmianą parą. Zdążył nawet wymyślić
wymówkę, że wpadł po DVD, które z całą pewnością
zostawił u Lauren, a obiecał je rankiem podrzucić swoje-
mu młodszemu bratu.
Kiedy drzwi kabiny otworzyły się ze zgrzytem, ujrzał
za nimi Lauren, z workiem ze śmieciami w ręce.
Miała na sobie grube, białe skarpety i drewniaki. Do
tego włożyła fioletowe spodnie od dresu, całkiem wytarte
i porozciągane. Jej włosy spływały na ramiona tymi
samymi grubymi lokami, które przez cały wieczór pragnął
pogłaskać.
Jeszcze nie zdążyła zmyć makijażu. Jej oczy błysz-
czały, a skóra lśniła. Była niewiarygodnie piękna. Pod-
koszulek, który miała na sobie, był upominkiem z koncer-
tu, kupionym mu kilka tygodni po tym, gdy zaczęli się
spotykać. Nawet gdyby Nolan stał koło niej w windzie,
i tak miała na sobie koszulkę Antona.
Wyciągnął z jej dłoni czarny, plastikowy worek, bo nie
miał pewności, czy uda mu się wydobyć z siebie głos.
Lauren ruszyła u jego boku do tylnych drzwi wejścio-
wych, prowadzących do śmietnika. Idąc, szurała głośno
drewniakami, a hałas odbijał się donośnym echem od
wysokich, nieotynkowanych murów.
177
Trzy życzenia
– Dobrze się bawiłeś dzisiaj wieczorem? – spytała
w końcu, aby przerwać nieprzyjemnie krępującą ciszę.
Antonowi odpowiadało udawanie, że jego nieoczeki-
wane pojawienie się nie było niczym nadzwyczajnym.
– Tak, dzięki. A ty?
Skinęła głową i uśmiechnęła się lekko.
– Przyjemnie się oglądało uroczystość, którą z takim
trudem przygotowywałyśmy przez długi czas. Włożyłyś-
my w nią naprawdę dużo pracy.
– Miałyście dobry pomysł z przyznaniem tego stypen-
dium. I trafiło w odpowiednie ręce. – Zachmurzył się.
– Przepraszam, nie pamiętam, jak się nazywa zwycięż-
czyni.
– Deanna Elliott.
– Deanna, racja. – Zawahał się przez sekundę, a potem
ciągnął dalej to, co chciał powiedzieć. Najwyraźniej nie
miało dla niego znaczenia, że ten temat przez długi czas
był przyczyną ich kłótni. – Wydaje mi się, że jest równie
mocno zainteresowana modą jak ty sztuką. Zawsze się
nią fascynowałaś.
– Spotykasz się z Poe? – spytała Lauren, zmieniając
temat na równie kłopotliwy.
– Spotkaliśmy się, ale się nie spotykamy. – Popchnął
ciężkie, stalowe drzwi, za którymi krył się obmurowany
śmietnik, rampa przeładunkowa oraz pomieszczenie gos-
podarcze. Wielki asfaltowy plac oświetlała latarnia. Pano-
wał przenikliwy i wilgotny nocny chłód.
Anton cisnął worek do pojemnika na odpady i powrócił
do drzwi przytrzymanych przez Lauren.
– A co z tobą i Nolanem? Jesteś z tym starcem na
poważnie czy tylko jednorazowo?
178
Alison Kent
Lauren puściła drzwi, które się zatrzasnęły z tak
głośnym hukiem, że Antonowi zadźwięczało w uszach.
– Nie nazywaj Nolana starcem.
– Starość to sprawa względna, niemniej jest jakieś,
sam nie wiem, dwadzieścia lat starszy od ciebie?
– Siedemnaście. Zresztą to nie twój interes. Nie wty-
kaj nosa w cudze sprawy. – Odwróciła się i powlokła się
korytarzem ku windzie.
Anton nie zamierzał tak łatwo rezygnować.
– Dobra, wszystko jedno. Skoro tak, to może mi
powiesz, co was właściwie łączy?
– A czy to naprawdę ma jakieś znaczenie? Nie przypo-
minam sobie, abyśmy się umówili, że będziemy się na
bieżąco kontaktować i zdawać relacje z tego, co się nam
przydarzyło i w kim się zakochaliśmy.
– Niemożliwe. A więc zakochałaś się w Nolanie?
– Anton od razu pożałował, że o to spytał.
Lauren skrzyżowała ręce na piersi.
– Nolan to mój przyjaciel. Jest bardzo życzliwy i po-
dziela moją namiętność do sztuki.
Anton powstrzymał się od pytania, jakie jeszcze na-
miętności dzieli z nią ten starszy pan. W końcu nie
przyszedł do Lauren po to, aby obrzucać ją złośliwościami.
Poza tym wcale go to nie obchodziło.
– Tak. Poza tym przyczynił się do powstania dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY, więc bez wątpienia uważa, że
powinnaś całą swoją energię przelać na firmę. Zamiast,
przykładowo, dowiedzieć się czegoś więcej o życiu. Prze-
konać się, jak wielkie i wspaniałe rzeczy mogłabyś osiąg-
nąć ze swoim wykształceniem.
Anton poruszył kolejny temat, który znacząco przyczynił
179
Trzy życzenia
się do podjęcia przez Lauren decyzji o zerwaniu ich
związku. Mimo to postanowiła odpowiedzieć:
– Prawdę mówiąc, dzięki niemu uświadomiłam sobie,
że pragnę podjąć studia podyplomowe.
Zaskoczyła go. Z jednej strony poczuł zadowolenie,
choć z drugiej ogarnęła go niechęć.
– Kiedy byliśmy razem, ani słowem nie zająknęłaś się,
że miałabyś ochotę wrócić do nauki.
Dotarli do windy i zatrzymali się przed jej drzwiami.
Lauren popatrzyła na Antona i lekko zmarszczyła brwi,
jakby usiłowała dojrzeć coś, czego wcześniej nie zauważa-
ła. Albo coś, co mogło zniknąć bezpowrotnie. Liczyła, że
tak się stało.
– Sama tego nie wiedziałam. Nie myślałam o odejściu
z dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY. To zupełnie nie wcho-
dziło w grę. Nie rozważałam jednak możliwości powrotu
na uczelnię bez rezygnacji z pracy.
– Skąd ta zmiana optyki? Szkoła zamiast zmiany
pracy? – Podobało mu się, że brała pod uwagę możliwość
wkroczenia na inną drogę życia, lecz wydało mu się to
dziwne, skoro przy nim tak uparcie odmawiała wszelkich
zmian.
Wzruszyła ramionami.
– Uznałam, że to ma sens. Nie zrezygnuję z pracy,
którą uwielbiam, lecz otworzę sobie nowe furtki przyszłej
kariery.
Właśnie tego zawsze od niej oczekiwał. Czyżby zmie-
niło się jej nastawienie do niego? A może jeszcze nie
wpadła na to, że zawsze uważał jej dobro za rzecz
najważniejszą?
– Nolan zgadza się, że to nie będzie proste...
180
Alison Kent
Anton popatrzył na nią z goryczą i położył dłonie na
biodrach.
– Mogłem się domyślić. To wszystko robota Nolana.
– Nie. To moja robota. – Lauren uniosła brodę.
– Przecież obgadałaś z nim wszystko.
– Tak samo mogłam obgadać wszystko z tobą, gdy-
byś wciąż nie zmuszał mnie do spoglądania w przy-
szłość i do zapomnienia o dOSKONAŁEJ-dZIEWCZY-
NIE.
Czyżby w ich związku tak bardzo brakowało porozu-
mienia? Niemożliwe.
– Musisz przyznać, że nigdy nie sugerowałem, abyś od
razu rzuciła tę pracę.
– Nigdy nie sugerowałeś niczego innego. Chciałeś
tylko tego, żebym zajęła się czymś innym. – Lauren
wyglądała tak, jakby zamierzała wybuchnąć. – Nigdy nie
dyskutowaliśmy o innych opcjach. Zawsze stanowczo
i bezkompromisowo wyjaśniałeś mi, co jest dla mnie
najlepsze.
– Jak rozumiem, Nolan chętnie podsunął ci inne opcje.
– Anton niemal splunął, wymawiając jego imię.
– Prawdę mówiąc, owszem. Rozmawiałam z nim
o tym, czego się powinnam nauczyć, aby zająć się
marketingiem, a nawet filmem. – W kącikach jej ust
pojawił się uśmiech, kiedy wyobraziła sobie wielki napis
na ekranie kina: – ,,Kierownictwo artystyczne Lauren
Hollister’’. Dobrze brzmi, prawda?
Anton zacisnął zęby.
– Mogłaś ze mną porozmawiać o swoich pomysłach.
Pokręciła głową i spojrzała mu w oczy.
– Nie. Nie byłeś otwarty na nic, co nie zgadzało się
181
Trzy życzenia
z twoim tokiem rozumowania. Nawet nie brałam pod
uwagę pracy w kinematografii, dopóki Nolan nie podjął
tego tematu.
– Cieszę się, że znalazłaś kogoś, kto tak ochoczo dba
o twoje samopoczucie.
– Nie wiem, o czym mówisz – zachmurzyła się
Lauren. – Nolan nie dba o moje samopoczucie.
– Mówi ci to, co chciałabyś usłyszeć. Co to ma być,
jeśli nie troska o samopoczucie?
– Przyjaźń. Zainteresowanie.
Anton poczuł się głupio, lecz mimo to brnął dalej:
– Jesteś pewna, że jego zainteresowanie nie ogranicza
się do tego, co masz w majtkach?
Lauren tylko na niego popatrzyła, a potem prychnęła
z niesmakiem i trzasnęła środkiem dłoni w przycisk
windy.
– Lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz. Wyjaśniliśmy
sobie wszystko.
Drzwi się otworzyły. Lauren weszła do środka. Ta
chwila zdawała się trwać bez końca.
Anton pomyślał, że powinien przeprosić. Przyszło mu
nawet do głowy, że jeszcze nie jest za późno i nadal ma
szansę wyjaśnić, jak się czuje. Nie potrafił jednak zapano-
wać nad swoimi emocjami. Nie pojmował ich i nie miał
ochoty się nad nimi zastanawiać.
Nie przeszkodził jej, kiedy naciskała przycisk, i nie
starał się nawiązać z nią kontaktu wzrokowego. Odeszła
w przekonaniu, że zostawia wyjątkowego palanta, a on
nie protestował. Wróciła do swojego mieszkania na pod-
daszu, do kariery i przyszłości, w której nie znalazła dla
niego miejsca.
182
Alison Kent
Kiedy zamknęły się drzwi windy, Anton gotów był je
kopnąć, ale nie chciał, aby Lauren usłyszała, jak kanalizuje
swoją wściekłość i frustrację. Powlókł się więc do garażu.
Czuł się fatalnie.
Po raz pierwszy odkąd pamiętał, jego serce nie zabiło
mocniej na widok błyszczącego, czarnego jaguara. Ot-
worzył zamek w drzwiach od strony kierowcy i wsiadł do
samochodu, zastanawiając się, czy nie jest za późno na
złożenie wizyty Annabel Lee.
Przypuszczał, że przyjęłaby go ciepło i serdecznie.
Zapewne udałoby się jej usunąć z jego klatki piersiowej tę
zimną, nieprzyjemną pustkę.
Cokolwiek jednak robiłaby Annabel, i tak będzie mu
brakowało Lauren.
Anton przyznał się w duchu do porażki i uruchomił
silnik. Szybko opuścił garaż. Komu do cholery potrzeb-
ne są kobiety? Dobry kumpel Jack Daniels może roz-
grzać znacznie skuteczniej i to bez zbędnych komplika-
cji.
Chloe nie sądziła, że kiedykolwiek tak bardzo się
ucieszy z powrotu do domu. Cisnęła torebkę na kanapę
i zrzuciła buty. Jej różowe wysokie obcasy z wąskimi
paseczkami odfrunęły w kąt. Co prawda straciła sie-
dem centymetrów, lecz mogła się częściowo zrelakso-
wać.
Musiała wziąć prysznic, znowu umyć twarz, pozbyć
się śladów po przygodzie z Erikiem i wspomnień z tego
okropnego wieczoru. Bez względu na słowa Melanie,
Chloe nie miała pewności, czy zdołała kogokolwiek prze-
konać o swoim złym samopoczuciu. Gdy wróciła do sali
183
Trzy życzenia
balowej, połowa gości zdążyła już rozejść się do domów.
Czuła się jak rozgnieciony śmieć.
Melanie zrobiła, co mogła, aby ją osłaniać, lecz Chloe
i tak wiedziała, że sama będzie musiała wyjaśnić sprawę
Sydney. Nie miała prawa wykorzystywać Melanie, nawet
jeśli historia z chorobą była jej pomysłem. Chloe nie miała
pięciu lat i musiała ponosić konsekwencje swoich czy-
nów.
Przeszła po grubym, kremowym dywanie w salonie do
jadalni, a stamtąd do przestronnej i ładnie urządzonej
kuchni, z kącikiem jadalnym oraz małą spiżarnią. Osiedle,
w którym mieszkała, znajdowało się w centrum miasta,
a wybudowano je dla ludzi zamożnych. Chloe należała do
nielicznych szczęściarzy mieszkających na parterze i dys-
ponujących własnym podwórzem.
Zapoznała się z zawartością lodówki i doszła do
wniosku, że chętnie wypiłaby trochę wina. Problem
w tym, że nie miała w domu ani jednej butelki, toteż
musiała się zadowolić zimnym piwem corona z limonką.
Ślizgając się w samym pończochach po pokrytej kafel-
kami podłodze, zaniosła piwo i owoc na wyspę pośrodku
kuchni i wysunęła szufladę, w której trzymała otwieracz
do butelek i noże. Zdjęła kapsel, pocięła limonkę, wycis-
nęła do napoju sok z jednego klina i przystawiła butelkę do
ust. Następnie uniosła brodę, odchyliła głowę i gorzki,
zimny płyn spłynął jej do ust.
Spojrzenie Chloe w naturalny sposób powęrowało do
góry i dzięki temu mogła wyjrzeć przez oszklone drzwi
prowadzące na podwórze.
Na czarnej ławce z kutego żelaza ustawionej pośrodku
placyku siedział Eric. Pochylił się i szeroko rozsunął
184
Alison Kent
kolana. Łokcie trzymał oparte na udach, a palcami bawił
się długim źdźbłem trawy, nie odrywając oczu od Chloe.
Nie spuszczał z niej wzroku nawet wtedy, gdy przysunął
źdźbło do ust, złapał je lekko zaciśniętymi wargami
i wydmuchnął w powietrze.
Chloe pochyliła się nieco. Poczuła, że zimna butelka
zwilgotniała jej w dłoni, a w nozdrzach pojawił się
intensywny zapach limonki, połączony z jęczmieniem
i chmielem. Ostre ukłucie lęku przeszyło jej skórę i utrud-
niło przez chwilę oddychanie, lecz natychmiast zmieniło
się w potężną falę słodkiego wyczekiwania, zaciekawie-
nia, fascynacji i pożądania.
Jak to możliwe, że chciała go ponownie, skoro
miała go zaledwie kilka godzin wcześniej? Przecież
obiecała sobie, że zmieni priorytety i wprowadzi ko-
nieczne zmiany w życiu, aby utrzymać nad nim kon-
trolę.
Teraz jednak widziała przed sobą Erica, który błękit-
nymi oczami wpatrywał się w jej twarz. Miał przy tym
minę równie czułą i zdecydowaną jak wtedy, gdy się
kochali. Całym ciałem uświadamiała sobie, że niełatwo jej
przyjdzie uwolnić się od niego.
Dostrzegała w nim wszystko to, czego pragnęła, chcia-
ła go każdą cząstką ciała, a mimo to nie mogła uwierzyć,
że mógłby się stać mężczyzną z jej marzeń.
Pragnęła oddać się temu mężczyźnie, podarować mu
wszystko, co miała najcenniejszego. Eric zdawał się wy-
czuwać te emocje, bowiem nie odwracał wzroku, z napię-
ciem spoglądając jej w oczy. Miała wrażenie, że jej ciało
rozgrzało się tak bardzo, iż powietrze wokół niej zaczęło
drżeć.
185
Trzy życzenia
Eric wstał, a Chloe głośno przełknęła ślinę. Wyglądał
jak zagubiony mały chłopiec, był niepewny, lecz jedno-
cześnie zdeterminowany. Wydawało się, że przyszedł
wziąć to, co do niego należy, i nie chciał o tym dys-
kutować.
Chloe poczuła, że jej obawy i ostrożność kruszą się
i znikają. Jak mogła toczyć bitwę, którą już przegrała?
Odstawiła piwo, a obydwie dłonie oparła na wysepce
pośrodku kuchni. Palce zacisnęła na krawędziach blatu,
jakby szukając wsparcia. Uświadamiała sobie jednak
oczywistą prawdę.
Była zdana wyłącznie na własne siły.
Eric wciąż miał na sobie ten sam klasyczny garnitur,
jednak zdjął krawat i rozpiął kołnierzyk białej koszuli,
dzięki czemu wyglądał swobodniej. Chloe mogłaby
przysiąc, że dostrzega na jego szyi pulsującą w żyłach
krew.
Podwórze było oświetlone latarniami po obu stronach
drzwi. Dodatkowe światło dobiegało z repliki ulicznej
lampy gazowej przy ławce. Wyraźnie dawało się zauwa-
żyć unoszącą w powietrzu wilgoć. Eric musiał zmarznąć.
Jego włosy i ramiona pokrywała mgiełka pary wodnej.
Chloe chciała go zaprosić do środka, lecz jeszcze
bardziej pragnęła, aby to on wykonał pierwszy ruch, tak
jak William Hurt w ,,Żarze ciała’’. Napięcie między nimi
stopniowo narastało, a powietrze było naelektryzowane
niczym podczas letniej burzy, gwałtownej, intensywnej
i gorącej.
Odetchnęła na tyle głęboko, na ile pozwalała jej
zaciśnięta klatka piersiowa i zdrętwiałe mięśnie.
I wtedy Eric się poruszył. Zrobił krok do przodu, potem
186
Alison Kent
następny, i jeszcze jeden. Przy trzecim znalazł się na
wyciągnięcie ręki od szklanych, przesuwanych drzwi na
podwórze. Chloe modliła się, aby były otwarte. Nie
pamiętała, czy je zamknęła na zasuwkę, kiedy po połu-
dniu karmiła ptaki. Zresztą nie wykluczała, że Ericowi
udało się w jakiś sposób otworzyć drzwi frontowe, drzwi
na podwórze i wyjść na dwór. W takiej sytuacji mógłby
bez trudu wrócić do mieszkania.
Po chwili uświadomiła sobie jednak, że na pewno
przeskoczył przez mur wokół podwórza. Zdała sobie
sprawę, że bardzo musiało mu zależeć na tym spotkaniu.
Chciał ją mieć.
Ugięły się pod nią nogi, a serce zabiło tak mocno, jakby
miało wyskoczyć gardłem. Potem Eric wyciągnął rękę do
drzwi, a one rozsunęły się na całej długości. Chloe miała
ochotę krzyknąć z radości. Jeden krok i Eric znalazł się
w środku. Pokonał pogrążoną w półmroku jadalnię,
znalazł się przy niej i położył dłonie na jej ramionach.
Następnie przycisnął ją mocno do lodówki i powoli schylił
głowę.
Nie zachowywał się brutalnie, ale był nieustępliwy.
Rozchyliła usta i przyjęła jego pożądliwy język. Wsunęła
dłonie pod marynarkę Erica i przesunęła je na plecy.
Poczuła rozkoszny chłód skóry pod bawełną. Zadrżała
i przyciągnęła go do ciepła swojego ciała.
Przez chwilę żałowała, że zdjęła buty. Gdyby wciąż je
na sobie miała, Eric nie musiałby się schylać, aby ją
pocałować. Po chwili dotarło do niej jednak, że dzięki
różnicy wzrostu jego rozporek znalazł się tuż pod jej
pępkiem. Stanowczy nacisk erekcji Erica sprawił, że
głęboko westchnęła.
187
Trzy życzenia
Drażnił ją ustami. Najpierw bawił się górną wargą
Chloe, potem dolną, a wreszcie possał koniuszek jej
języka. Jego ruchy były na przemian delikatne i zdecydo-
wane, śmiałe i subtelne, słodkie i brutalne, nieśmiałe
i odważne.
Nigdy nie doznała głębszych i bardziej intensywnych
wrażeń fizycznych po jednym pocałunku. Rozkoszowała
się tą chwilą, gdy w pewnym momencie Eric przestał być
łagodnym i czułym kochankiem. Stał się dzikim samcem,
gotowym do kopulacji. Chloe nigdy nie znała mężczyzny,
który wygłodniałby w tak krótkim czasie.
Ręce Erica uważnie badały jej ciało, kontrolowały je
i sprawdzały. Przesuwał dłonie po jej ramionach, rękach,
brzuchu, piersiach. Masował ją, uciskał i pieścił tak
intensywnie, że jęczała mu do ucha. Ustami dotykał jej
ust, erekcją brzucha, a potem nasadą dłoni przesunął po
wewnętrznej stronie jej ud. Nie interesowała go gra
wstępna ani delikatne pieszczoty. Zwykły pocałunek
zmienił się w namiętny seks, bez zbędnych ceregieli.
Przystała na to bez słowa sprzeciwu.
Chloe rozchyliła szeroko nogi. Eric zadarł jej sukienkę,
wsunął rękę wyżej i znalazł delikatne ciepło, którego
poszukiwał. Chloe wiedziała, że Eric zajmie się nią tak, jak
tego najbardziej potrzebowała i pragnęła.
Głęboko westchnęła, gdy go poczuła. Wbiła palce
w jego bicepsy, kiedy ją głaskał delikatnymi ruchami. Nie
stawiała żadnego oporu, pozwoliła mu przejąć inicjatywę.
Tego samego wieczoru rozpalił ją tak, że długo nie mogła
ochłonąć; teraz pragnęła jego powrotu, a oczekiwanie
było dla niej torturą.
Wyciągnęła ręce do jego spodni i przystąpiła do roz-
188
Alison Kent
pinania paska, a potem odpięła guzik i rozsunęła zamek
błyskawiczny w spodniach. Gdy skończyła, jednym ru-
chem ściągnęła z pośladków Erica spodnie wraz z bokser-
kami, a następnie złapała go z przodu za gumkę w bieliź-
nie i uwolniła sprężystą męskość.
Penis Erica ponownie stężał, uniósł się i skierował do
góry. Chloe zamierzała się schylić i wziąć go do ust, lecz
Eric okazał się szybszy. Schylił się i ściągnął do kostek
spodnie, z których wyjął prezerwatywę. Chloe poczuła,
że musi przynajmniej w tym go wyręczyć, więc odebrała
mu opakowanie.
Ostrożnie rozwinęła prezerwatywę na całej długości
penisa. Nie śpieszyła się przy tym, z przyjemnością
drażniąc Erica delikatnymi ruchami palców. Językiem
oblizała górną wargę i uważnie wpatrywała się w to, co
robi. Wyczuwała żar spojrzenia Erica, lecz nie chciała
kierować się tylko żądzą.
Chloe stanęła na palcach, uniosła nogę i otoczyła nią
ciało Erica, zagłębiając piętę w tylnej części jego uda. Ich
ręce się zetknęły: on ją głaskał po podbrzuszu, a ona
skierowała go tam, gdzie najbardziej pragnęła go poczuć.
W tej chwili, gdy ich dłonie były złączone w sposób
najintymniejszy z możliwych, popatrzyła mu w twarz.
– Nie mogłem czekać, aż zadzwonisz – wyjaśnił
cicho, pełen czułości, ciepła i życzliwości.
Chloe nie mogła już dłużej wytrzymać. Nie potrafiła
sobie poradzić z targającymi nią uczuciami. Skierowała
w siebie jego penisa, wysunęła dłoń z jego uścisku,
przesunęła ją na jego plecy i przycisnęła, nakłaniając do
poruszenia. Eric nie zamierzał jednak jej słuchać. Ani
drgnął. Nie zrobił nic, choć przyciskała go i popychała.
189
Trzy życzenia
Mimo to oparł się jej i nie poruszył. Nie ustępowała,
ponaglając go niecierpliwie. Narastała w niej panika,
wywołana uporem Erica. Chciała uderzyć go w twarz,
krzyknąć na niego, lecz tylko mruknęła ze złością i przeje-
chała krótkimi paznokciami po jego krzyżu.
Przysunął czoło do jej twarzy.
– Spokojnie – szepnął. – Jestem tutaj. Nigdzie się nie
wybieram.
– W tym rzecz. Powinieneś się ruszać.
– Na wszystko przyjdzie czas – stwierdził i przesunął
się delikatnie w jej wnętrzu, które całe płonęło.
Nie mogła się pogodzić z tym, że tak nad nią panuje.
Nie rozumiała, jak to się dzieje, że wystarczy jedno jego
spojrzenie, aby doprowadzić ją do szaleństwa. Mógł jej
dotykać i doprowadzać do takiego stanu, że miała ochotę
krzyczeć z rozkoszy i jednocześnie płakać nad własnym
brakiem opanowania.
– Może jednak byś się pośpieszył, co? – wycedziła
i uderzyła go w plecy.
W odpowiedzi ugiął kolana i zaczął pieścić jej łono.
Zadrżała i jęknęła z rozkoszy. Gdy Eric usłyszał, jak
Chloe przyznaje się do porażki, drugą ręką objął jej
twarz.
– Chloe, koch...
– Nie! – przerwała mu i przycisnęła palce do jego warg.
– To nieprawda. Nie, to niemożliwe. Błagam. – Z jej ust
wydobył się jęk. Załkała, nienawidząc się za to, że oka-
zuje słabość. – Chcę orgazmu, niczego więcej.
Eric zamknął oczy i poruszył szczęką, tłumiąc słowa,
które cisnęły mu się na usta. Chloe widziała to doskonale.
– Nie ma sprawy, księżniczko. – Wykrzywił usta
190
Alison Kent
w uśmiechu. – Zamówienie na orgazm przyjęte, realizacja
potrwa chwilę.
I wtedy zaczął się ruszać. Zanim zdołała zaprotes-
tować lub kazać mu wynosić się z jej mieszkania, zaczął
powoli wbijać się w nią. Doskonale znał się na rzeczy. Jej
ciało momentalnie zareagowało, zupełnie ignorując roz-
sądek.
Nienawidziła Erica i jednocześnie go kochała.
191
Trzy życzenia
Rozdział jedenasty
W poniedziałek rano Chloe popatrzyła na swoje od-
bicie w lustrze toalety dla pań, usytuowanej na tym
samym korytarzu, co jej gabinet. Oświetlenie było oczy-
wiście rewelacyjne, gdyż o projekt łazienki zadbała firma
Antona Neville’a, która uwzględniła wszystkie zalecenia
sześciu partnerek z dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY.
Dzisiaj Chloe zdecydowała się ubrać nieco bardziej
konserwatywnie niż zazwyczaj. Jej garsonkę uszyto z jas-
noróżowej skóry. Prosta spódnica sięgała do połowy ud,
a top z krótkimi rękawami kończył się na wysokości talii.
Do tego Chloe włożyła jasnokremowe pończochy i jasno-
fioletowe buty na wysokim obcasie.
Makijaż był równie staranny. Cienie na powiekach
łagodnie łączyły się w rozmaitych odcieniach błękitu
i fioletu, usta zaś zdobiła jasnoróżowa szminka.
Chloe obciągnęła spódnicę i wygładziła na niej wszyst-
kie niepożądane zmarszczki. Następnie odetchnęła głębo-
ko i powoli wypuściła powietrze. Zbytnio przejmowała
się wyglądem, skoro codziennie spotykała Sydney, a kos-
metyki i ubranie nawet w połowie nie były tak ważne, jak
wyznanie, które musiała złożyć.
No właśnie, w zasadzie Chloe i Sydney były partner-
kami, jednak Sydney kontrolowała pracę firmy i do niej
należało ostatnie słowo. Dotyczyło to także spraw per-
sonalnych. Skoro Chloe chciała przedyskutować sprawy
zawodowe z najważniejszą osobą w przedsiębiorstwie,
musiała poważnie potraktować swój wygląd. Inaczej nie
mogła liczyć na rzeczową rozmowę.
Wyszła z łazienki i ruszyła do gabinetu na końcu
korytarza. Gabinet Sydney nie był większy od pozo-
stałych pięciu pomieszczeń dyrektorskich, zlokalizowa-
nych w pobliżu, lecz znajdował się w najważniejszym
punkcie na piętrze.
Chloe zapukała do drzwi i zajrzała do środka. Gabinet
urządzono w rozmatych odcieniach ciemnego błękitu
i oliwkowej zieleni.
– Masz chwilę?
Sydney uniosła głowę znad arkusza kalkulacyjnego,
który uważnie oglądała.
– Pewnie. Muszę sobie zrobić przerwę. Te liczby
straciły wszelki sens już godzinę temu.
Chloe weszła do gabinetu i usiadła na krześle po drugiej
stronie biurka Sydney. Założyła nogę na nogę i popatrzyła
na partnerkę.
– Dla mnie liczby nie mają sensu od pierwszej klasy
podstawówki. Wiem tylko, że jeden plus jeden to dwa.
Sydney oparła łokcie o biurko, brodę położyła na
splecionych palcach rąk i uśmiechnęła się.
193
Trzy życzenia
– Wiedziałam o tym jeszcze wtedy, kiedy pracowałyś-
my w kawiarni. Wciąż źle wydawałaś resztę.
Chloe nie udało się powstrzymać uśmiechu.
– A ja byłam przekonana, że przeniosłaś mnie do
obsługi ekspresu dlatego, że brudzę mniej niż inni.
– Ach, tak. – Sydney podrapała się po nosie. – Zapo-
mniałam o tym. Mam nieprzyjemny zwyczaj zapamięty-
wania wszystkiego w taki sposób, jak ja to widzę, a nie
tak, jak jest w rzeczywistości.
Chloe wzięła głęboki oddech i pomyślała, że to dobry
moment, aby przejść do rzeczy.
– Właśnie dlatego przychodzę. Chcę ci przypomnieć.
– O ekspresie?
Chloe pokręciła głową.
– Niezupełnie. Chodzi o uroczystość zakończenia
konkursu dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY.
– Mam nadzieję, że udało ci się dotrzeć bezpiecznie do
domu? Melanie wspomniała, że nie czujesz się najlepiej.
Powinnam była do ciebie zadzwonić w weekend, ale
projektanci zarzucili mnie po uszy próbkami swoich
kolekcji do pokazu mody ,,Szalona zima’’. – Sydney
ściągnęła włosy w koński ogon, a drugą ręką potarła szyję.
Pytająco popatrzyła Chloe w oczy.
– Wcale nie zachorowałam. Byłam z Erikiem. Nie
powinnam była pozwolić, aby Melanie mnie kryła.
– Chloe nerwowo zakołysała nogą. – Chociaż z drugiej
strony faktem jest, że kiedy mnie znalazła, nie czułam się
najlepiej.
Sydney cały czas pocierała szyję, masując okolice
podstawy czaszki. Chloe nie miała pojęcia, o czym myśli
jej koleżanka. Nie potrafiła rozpoznać, czy Sydney podjęła
194
Alison Kent
już jakąś decyzję, czy też wciąż rozważa jej słowa.
Niewykluczone, że wszystko już zostało postanowione
i egzekucja jest tylko kwestią czasu.
Sydney pochyliła ku Chloe, ściszając głos.
– Co właściwie łączy ciebie i Erica? To wszystko, co
się dzieje, nie może dotyczyć wyłącznie ratowania twojej
reputacji. Poza tym nie uważam, żeby ten wasz plan
zadziałał.
Chloe przestała huśtać nogą.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Bo nie wyobrażam sobie, aby Eric Haydon był
zadowolony z roli twojego faceta do towarzystwa, bez
względu na to, czy tymczasowego, czy na stałe.
– Uważasz, że on oczekiwał ode mnie zachowania
zgodnego z moją reputacją? – W końcu właśnie tak się
zaprezentowała.
Sydney ściągnęła brwi, jakby usiłowała zrozumieć sens
wypowiedzi przyjaciółki.
– Chloe, głuptasie. Ten facet cię kocha.
Chloe powoli zamknęła oczy i oparła głowę o krzesło.
Nie potrafiła stawić czoła tej informacji. Nie miało
znaczenia, że Eric o mało nie wyznał jej miłości.
Sydney przekrzywiła głowę.
– Widzisz, Chloe, musisz mieć świadomość, że pewnie
ci tego nie powie.
Teraz na pewno tego nie zrobi. Nawet Chloe wiedzia-
ła, że ten facet ma swoją dumę.
– Nie powie mi tego, bo to nieprawda. Przyznaję,
trochę na mnie leci. Co tam, ja też na niego lecę.
– Wydaje mi się, że przyznałaś to, kiedy odciągał cię od
stołu w czasie uroczystości.
195
Trzy życzenia
Chloe przestała krzyżować nogi i wyprostowała się na
krześle. Przyszła do Sydney w związku ze swoją przy-
szłością w dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNIE, a nie po to,
żeby rozmawiać o Ericu.
– Muszę cię przeprosić, Sydney. Ciebie i wszystkich
innych. Nie dotrzymałam obietnicy. Nie zadbałam o swo-
ją reputację.
Sydney odchyliła się w fotelu i mocno ścisnęła poręcze.
– Chloe, o co chodzi? Przyszłaś tutaj nie tylko po to,
aby mnie przeprosić. Wiesz co, od pewnego czasu odnoszę
wrażenie, że twoje entuzjastyczne nastawienie do pracy
w firmie znacznie przygasło.
Chloe zaśmiała się smutno.
– No proszę, a sądziłam, że tak świetnie potrafię się
maskować i nikt się tego nie domyśla.
– To mogłoby zadziałać, gdybyś najpierw przekonała
siebie.
– Widzisz, Syd, ja naprawdę uwielbiam dOSKONA-
ŁĄ-dZIEWCZYNĘ. Czuję się źle, ale to wynika wyłą-
cznie z przyczyn osobistych. – Chloe zacisnęła usta.
– Przechodzę coś w rodzaju kryzysu wieku przedśred-
niego.
Po chwili Sydney odetchnęła głęboko.
– Wiesz, Chloe, stanowisko szefowej to ciężki kawa-
łek chleba. Muszę zapominać o tym, kto jest moim
przyjacielem, a także nie zwracać uwagi na rozmaite
historie, także te najbardziej pikantne, które mogłabyś mi
przekazać o Ericu. Moim obowiązkiem jest stawianie na
pierwszym miejscu dobra firmy.
Chloe zaśmiała się cicho.
– Nie chcę zmieniać tematu, ale nigdy nie uważałam
196
Alison Kent
cię za osobę skłonną do wysłuchiwania pikantnych opo-
wieści.
Sydney pokazała język i uśmiechnęła się, jednak zaraz
potem skrzywiła się z przygnębieniem.
– Ludzie nabierają się na mój formalny sposób bycia.
Nic na to nie poradzę.
– Nie przypuszczam, abyś skutecznie nabierała Raya
– zauważyła Chloe, której ta myśl nie po raz pierwszy
przyszła do głowy. – Przyglądałam się wam ostatnio i coś
mi mówi, że on dobrze zna twoje prawdziwe oblicze.
– Niestety masz rację, chociaż zawsze liczyłam na to,
że zapomni. – Sydney podniosła ołówek i postukała nim
o arkusz kalkulacyjny na biurku. – Wiedziałaś, że chodzi-
łam z Rayem do liceum?
Teraz inicjatywa przeszła w ręce Chloe.
– Nie miałam pojęcia. Żadne z was słowem nie
wspomniało, że macie wspólną przeszłość. – Kiedy Syd-
ney zrobiła minę, jakby się miała otrząsnąć z oburzenia,
Chloe pośpiesznie dodała: – To nie jest jakaś okropna
przeszłość, prawda? Nie trzeba się z jej powodu chować
po kątach?
Sydney dumnie uniosła brodę.
– Nigdy nie chowam się po kątach. Nie wstydzę się
swojej przeszłości.
– Trzymasz ją na dystans i pielęgnujesz?
– A żebyś wiedziała. – Sydney zmarszczyła czoło
i jednocześnie zachichotała.
– Właśnie tak myślałam. – Na chwilę zapadła cisza.
– Możesz mi dać trochę czasu? – spytała w końcu Chloe.
– Muszę się zastanowić. Wierz mi, to nie potrwa długo, bo
coraz bardziej gram sobie na nerwach.
197
Trzy życzenia
Sydney wstała i okrążyła biurko. Długa spódnica w ko-
lorze brzoskwiniowym mocno opinała jej biodra, a wzorzy-
sta bluzka z krótkimi rękawami i kieszeniami na piersiach
ładnie podkreślała wąską talię.
Usiadła na krześle obok Chloe i przybrała podobną
postawę, cofając głowę i zakładając nogę na nogę.
– A może się zaprzyjaźnimy na poważnie? Nie widzę
problemu, chyba że twój dział tak bardzo zmniejszy
wydajność, że będę musiała wywalić cię na zbity pysk.
Chloe pomyślała, że tak powinna przemawiać córka
Nolana Forda.
– W takiej sytuacji będę musiała pomyśleć o ochrania-
czach na twarz.
– Umowa stoi. – Sydney wyciągnęła rękę, a Chloe ją
uścisnęła. W końcu Sydney się odwróciła. – Masz ochotę
na lunch?
Chloe zastanowiła się nad stanem swojego żołądka.
– Pod dwoma warunkami. Pójdziemy do Mission
Burritos, a ty opowiesz mi wszystkie pikantne historie
o Rayu Coffeyu.
W przeszłości Eric marzył o karierze baseballisty.
Otrzymał pełne stypendium na University of Houston
i cieszył się sławą najlepszego sportowca drużyny liceal-
nej, od kiedy jego rzuty zagwarantowały jej zwycięstwo
w mistrzostwach stanowych trzy razy z rzędu.
Jego marzenia o karierze profesjonalisty rozwiały się
po naderwaniu pasa rotacyjnego barku i trzech opera-
cjach, po których nie nastąpiło całkowite wyleczenie.
W takiej sytuacji brał pod uwagę możliwość zostania
trenerem; właściwie wciąż o tym myślał.
198
Alison Kent
Wielogodzinne, codzienne przebywanie na boisku było
jednak zbyt okrutne dla człowieka, którego marzenia legły
w gruzach wraz z kilkoma naderwanymi ścięgnami. Eric
pogodził się z losem i nie zamierzał rozdrapywać rany,
która miała szansę normalnie się zagoić. Już dawno temu
przekonał się, że najlepiej zrobi, pozostawiając przeszłość
w spokoju.
Tego wieczoru bar był zamknięty, gdyż odbywało się
w nim prywatne przyjęcie, wesele młodego członka
Houston Astros, którego Eric znał jeszcze z college’u.
Chloe zgodziła się pomóc Ericowi w zorganizowaniu
imprezy.
Eric pomyślał, że życie jest pełne niespodzianek. Oto
on, zadowolony z siebie i ze swoich osiągnięć, nie czuje
ani odrobiny zawiści wobec kumpla, który zrobił karierę,
o której Eric niegdyś marzył.
Zazdrościł mu za to czegoś innego, mianowicie udane-
go związku.
Ze wszystkich kobiet na świecie właśnie Chloe Zuniga
musiała zawrócić Ericowi w głowie i uświadomić mu, co
w życiu traci.
Jego dom wydawał się przerażająco pusty, kiedy wra-
cał do niego późną nocą. Wielkie pokoje na parterze
wibrowały ciszą. Z telewizora dobiegały bezosobowe
głosy, bezsensowna gadanina. Jeszcze cichsze wydawały
się pomieszczenia na piętrze, puste sypialnie wykorzys-
tywane jako magazyny. Najgorzej było w pokoju, w któ-
rym samotnie sypiał. Czuł się tym zmęczony. Nie chciał
dłużej mieszkać w samotności.
Marzył o towarzystwie kogoś poza przerośniętym
kundlem o grubych łapach.
199
Trzy życzenia
Kiedy Eric krzątał się po kuchni w swoim lokalu
i uprzątał bałagan po zabawie, jego upragniona towa-
rzyszka życia siedziała na stołku przy barze i opierała
głowę na skrzyżowanych ramionach. Powiedziała, że
musi się zdrzemnąć po długiej i ciężkiej pracy jako
asystentka Erica.
Eric wiedział swoje. Chloe nie wyczerpała się tak
strasznie podawaniem drinków i przekąsek, a także
dostarczaniem lodu, uprzątaniem śmieci oraz zmywa-
niem naczyń.
Najbardziej zmęczyła się rozhuśtanymi emocjami,
zalewem szczęśliwych par, cichymi pytaniami o ich
związek, gratulacjami z powodu nawrócenia najbardziej
zatwardziałego kawalera w mieście.
Eric słyszał, jak Chloe upiera się, że są tylko dobrymi
przyjaciółmi. Dotarły jednak do niego także inne roz-
mowy, w których przyznawała, że ich relacje już dawno
temu wykroczyły poza zwykłą przyjaźń.
Nie dało się ukryć, że byli przyjaciółmi. Właściwie
nawet najlepszymi przyjaciółmi, wręcz intymnymi, cho-
ciaż Eric zawahałby się przed użyciem słowa kochanko-
wie. Ich wspólny seks był zbyt intensywny i gwałtowny,
aby pozostać bez konsekwencji, lecz jednocześnie niewy-
starczająco czuły, aby nazwać go uprawianiem miłości.
Nie dopuściła do tego.
Podarował jej orgazm, o który błagała w kuchni, sam
także na tym skorzystał. Potem odszedł, tak jak przyszedł,
przez podwórze, chociaż tym razem otworzył bramę,
oszczędzając sobie konieczności skakania przez płot.
Poważnie rozważał możliwość zerwania kontaktów
z Chloe nie oglądania jej ponownie, rezygnacji z ostat-
200
Alison Kent
niego życzenia i opuszczenia pokazu mody. Było mu
przykro. Był wściekły, niemniej nie zamierzał łamać
danego słowa.
Chłodne ramię Chloe, jej palce przyciśnięte do jego ust,
a nawet jej drżące ciało i ciche łkanie nie wyrażały tego
samego, co wyraźnie dostrzegał w jej oczach.
Właśnie jej oczom najbardziej wierzył. To one go
przekonały, że mury obronne Chloe się kruszą. Dostrzegał
w nich coś więcej niż tylko fizyczną wdzięczność. Po-
stanowił, że od tej pory nie będzie poniżał siebie ani
kobiety, którą kochał.
Bez względu na to, jak się prezentowała jego dotych-
czasowa reputacja, Eric Haydon nie zamierzał zachowy-
wać się jak łatwa zdobycz. Jego księżniczka nie rozbierze
go już, dopóki nie znajdą się w jego łóżku, gdzie będą
mogli się kochać tak, jak oboje na to zasłużyli. Nie tylko
ciałem, ale także sercem i duszą.
Z tym stanowczym postanowieniem zaniósł do
kuchni ostatnią porcję jedzenia i udał się do baru. Chloe
siedziała tam, gdzie ją pozostawił. Głowę oparła o blat
i spała. W dodatku chrapała.
Nie mógł w to uwierzyć. Jego księżniczka chrapała.
Gdyby nie zakochał się w niej wcześniej, teraz na
pewno zadurzyłby się w niej na całego. Chloe zgrabnie
skrzyżowała nogi w kostkach, jej różowa sukienka mięk-
ko opadała na uda i nogi, a krótkie rękawy pieściły jej
ramiona.
Eric wyłączył wszystkie lampy w barze już wcześniej,
kiedy wyszli ostatni goście. Pozostawił tylko dwa światła
nad drzwiami do kuchni oraz jedno oświetlające korytarz
do jego gabinetu.
201
Trzy życzenia
Było wystarczająco jasno, aby widział odprężoną
twarz uśpionej Chloe. Lekko rozchyliła usta i uśmiechała
się przez sen. Kosmyki włosów kołysały się na jej policz-
kach przy każdym oddechu.
Eric usiadł na stołku obok, chcąc tylko przyjrzeć się
uważnie śpiącej dziewczynie. Najchętniej widziałby ją na
poduszce obok siebie. Jej twarz wydawała mu się tak
łagodna i czysta, że pomyślał, iż właśnie to najbardziej mu
się w niej podoba. Nie miał pojęcia, dlaczego Chloe stara
się prezentować z zupełnie innej strony.
Wyciągnął rękę i jednym palcem założył jej za ucho
niesforny kosmyk włosów. Zmarszczyła brwi, czując, że
ktoś jej dotyka. Powoli się uniosła i otworzyła oczy.
Zachmurzyła się.
– Nie rób tak. – Przesunął palcem po drobnej zmar-
szczce między jej brwiami. – Możesz sobie zniekształcić
twarz. Mama ci tego nigdy nie mówiła, kiedy byłaś
dzieckiem?
Zamrugała. Potem jeszcze raz. Wreszcie się uniosła,
oparła łokieć na barze i przysunęła dłoń do brody, aby
oprzeć głowę.
– Nigdy nie miałam matki.
O rany! Eric wiedział, że wychowaniem Chloe zaj-
mował się głównie ojciec, ale...
– Jak to nigdy?
Zasłoniła usta i ziewnęła, a potem lekko potrząsnęła
głową.
– Moja matka zginęła w wypadku samochodowym
przed moimi pierwszymi urodzinami.
Chloe wiedziała, co robi, nie wymuszając współczucia
Erica podczas ich wcześniejszych rozmów. Była na to zbyt
202
Alison Kent
twarda. Eric ponownie wsunął krnąbrny kosmyk włosów
za jej ucho.
– Dlaczego twój ojciec nigdy się ponownie nie ożenił?
– spytał zaciekawiony.
– To ma być żart? – W miejsce zmarszczonych brwi
pojawiła się mina pełna niedowierzania i kpiny. – Gdzie
znalazłby równie doskonałą kobietę, gotową ofiarować
mu pięcioro dzieci? Taką, która nie paliła, nie piła i nigdy
nie podnosiła głosu? I jeszcze była piękna, łagodna i zado-
wolona z tego, że się zajmuje domem?
Wpatrywał się w twarz Chloe, na której wciąż do-
strzegał cynizm i zdecydowanie.
– Mówisz poważnie, prawda?
Wzruszyła ramionami.
– W dzieciństwie ciągle karmiono mnie taką prawdą.
Dopiero niedawno się przekonałam, że to kłamstwo. Za
życia moja matka nie mogła sprostać niewyobrażalnym
wymaganiom mojego ojca, toteż po jej śmierci zamienił ją
w wielką listę zalet i cnót. Po kilku latach sam uwierzył
w to, co mówił. Zdecydowanie dawał mi do zrozumienia,
że jestem gorsza.
To ciekawe. Nie chodziło zatem o dawnego kochanka,
tylko o ojca, który tak bardzo się postarał, aby Chloe nigdy
nie ufała żadnemu mężczyźnie.
– Jak się o tym dowiedziałaś?
Wyprostowała się na swoim miejscu, przeciągnęła,
a potem oparła tułowiem o bar.
– Niedawno przyjechał do mnie mój brat i wszystko
mi opowiedział.
– Poważnie? Który? – Wiedział, że Chloe ma czterech
braci, ale żadnego z nich nigdy nie poznał.
203
Trzy życzenia
– Aidan. Najstarszy. Kowboj. – Jej czuły uśmiech
świadczył o tym, że Aidan to jej ulubieniec.
– Kowboj – westchnął Eric. – Dlaczego nic o tym nie
wiedziałem, Chloe? Dlaczego nie wiemy o sobie jeszcze
tak wielu rzeczy? – Bawił się tasiemką przyszytą do topu
jej sukienki. – Nie sądzisz, że warto byłoby o tym
wszystkim porozmawiać?
Wyciągnęła jedwabną tasiemkę z jego dłoni.
– Spełniłam twoje trzy życzenia. Teraz muszę prze-
brnąć przez pokaz mody i każde z nas pójdzie swoją drogą.
Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli się skoncentrujemy
na naszej umowie i na niczym innym.
– Ja cię podrapię w plecy, ty mnie podrapiesz w plecy,
co? Ręka rękę myje?
– Czyżby cię coś swędziało, kotku?
Wciąż miała senny wzrok i uśmiechała się łagodnie.
Z daleka było widać, że jest zmęczona. Wyglądała tak,
jakby skrywała tajemnicę, a kiedy wyciągnęła dłoń, aby
się nią podzielić, Eric się zjeżył.
Przesunęła paznokciami po jego udzie, zatrzymując
się na kolanie. Ericowi ten dźwięk skojarzył się nie tyle
z drapaniem po tablicy, ile z rozpinaniem rozporka.
Nie zamierzał dopuścić do kolejnego intymnego zbliże-
nia.
Doskonale wiedział, co robi Chloe. Dostrzegał w jej
oczach propozycję. Nie chciała rozmawiać o tym, co jemu
chodziło po głowie, toteż zmieniała kanał, przełączała
stację, dostosowywała go do własnych potrzeb.
W takiej sytuacji powinien był od razu zeskoczyć ze
stołka, lecz nie potrafił odejść bez sprawdzenia, jak daleko
potrafi się posunąć Chloe, aby zmienić temat rozmowy.
204
Alison Kent
Albo raczej jak daleko zajdą, zanim powie jej ,,nie’’.
Wiedział, że to zrobi.
– Potrafię zrobić coś jeszcze lepszego.
Odsunęła się od baru i wstała. Następnie skierowała
paznokcie w przeciwną stronę, docierając do jego biodra,
a następnie po tułowiu do ramienia. Żeby dotrzeć do
pleców, musiała go okrążyć.
Eric już od dawna nie miał na sobie marynarki, a jego
biała koszula tylko w niewielkim stopniu tłumiła wraże-
nie wywołane dotykiem Chloe. Jej palce sunęły po jego
ramionach do szyi, a tam drażniły włosy krótko ścięte na
karku. Podrapała go i pogłaskała, na koniec układając dłoń
w miseczkę i masując jego zmęczone mięśnie. Nie mógł
opanować pomruku zadowolenia.
– Widzisz? Podoba ci się, kiedy cię drapię tam, gdzie
swędzi. – Wyszeptała te słowa blisko jego ucha, a jej
gorący oddech połaskotał go w szyję.
– Nigdy nie twierdziłem, że tego nie lubię. Przy jakiej
okazji miałbym ci to powiedzieć? To, co lubię, nie jest
w tej chwili największym problemem, Chloe.
– A zatem co jest problemem, kotku? – Wypowiedzia-
wszy te słowa pogłaskała Erica w ucho.
Nabrał powietrza i zadrżał.
– Problem w tym, że już nie mogę tego robić.
Nagle przestała masować jego ramiona, lecz po chwili
podjęła pracę.
– Nie rozumiem, Eric. Czego nie możesz robić?
Nazwała go Erikiem. Nie przejmował się, kiedy zwra-
cała się do niego ,,kotku’’, kiedy jednak wypowiedziała
jego imię, nie potrafił zachować odpowiedniego dystansu.
– Zamknę bar. Zawiozę cię do twojego domu, a jeśli
205
Trzy życzenia
będę miał szczęście, dostanę od ciebie buzi na dobranoc.
I na tym koniec. Nie będziemy się już rozbierali.
Zawahała się przez chwilę, a następnie pochyliła, aby
przesunąć dłońmi po mostku Erica i pogłaskać go po
brzuchu. Mocno przycisnęła piersi do jego pleców.
– Widzisz, kotku, rzecz w tym, że nigdy się nie
rozebraliśmy. Nie wspólnie. Ani w tym samym czasie.
Wydaje mi się, że coś powinniśmy z tym zrobić, prawda?
Eric wziął najgłębszy oddech, na jaki pozwalała objętość
jego płuc. Następnie wysunął się z ramion Chloe i odwrócił
na stołku, aby spojrzeć jej w twarz. Rozsunął nogi,
przyciągnął ją do siebie, objął ją za kark i przytrzymał.
Z błysku w jej oczach wywnioskował, że patrzy na nią
tak, jakby zamierzał ją zjeść żywcem.
– Jesteś pewna, że chcesz się dowiedzieć, co myślę?
Jej zalotny, zachęcający uśmiech był nietypowo nie-
pewny.
– Oczywiście, że chcę wiedzieć, co myślisz. Poza tym
mam ochotę się przekonać, jak się ciebie dotyka... – Prze-
sunęła dłońmi po jego udach. – Jak pachniesz... – Przysu-
nęła nos do jego szyi. – I jak smakujesz.
Udało mu się przetrwać jej zaloty. Teraz nadeszła jego
kolej. Miał nadzieję, że ona jest gotowa.
– Myślę, że powinienem cię pocałować. Najpierw
pocałować twoje brwi... – Co uczynił, najpierw przycis-
kając usta do jednej, a potem do drugiej. – Potem koniec
twojego nosa... – Tam także złożył pocałunek. – A także
kącik twoich ust... – W tym wypadku miał najwięcej
trudności z przestrzeganiem ustalonych przez siebie zasad
gry, bowiem Chloe miała wyjątkowo słodkie usta. – A na
końcu ucałuję twoją szyję.
206
Alison Kent
Nie wspomniał o możliwości innego kontaktu fizycz-
nego, chociaż wciąż przyciskał dłonie do jej krzyża. Nie
był nieczuły jak głaz, chociaż stał się twardy jak skała. Nie
pomogło mu spojrzenie na twarz Chloe. Miała zamglone
i rozmarzone oczy, a jej drżące usta i język wyraźnie
świadczyły o podnieceniu.
Eric opuścił głowę i wciągnął w nozdrza delikatny
zapach jej kwiatowych perfum, a także czystej skóry.
– Myślę, że powinienem ci ściągnąć sukienkę – wy-
szeptał jej prosto do ucha. – A potem chciałbym zanurzyć
język między twoimi piersiami. Myślę, że później chętnie
zdarłbym z ciebie stanik i zapoznałbym się bliżej z twoim
ciałem.
Chloe jęknęła i uniosła piersi, aby ułatwić Ericowi
dostęp. Jednocześnie przesunęła dłonie po jego klatce
piersiowej i wokół talii.
– Podoba mi się to, co mówisz, kotku. Myślę, że
możemy się dogadać.
To, co zamierzał zrobić Eric, nie mogło jednak przypaść
Chloe do gustu.
Uniósł głowę, chcąc odetchnąć powietrzem, które nie
pachniało jak jej skóra, coraz wilgotniejsza z podniecenia.
Szeroko rozwarte, fiołkowe oczy zrobiły się szkliste, a jej
dłonie usilnie starały się rozpiąć klamrę jego pasa. Była
gotowa, lecz Eric wiedział, że musi przerwać, póki nie jest
za późno.
Kiedy zeskoczył ze stołka barowego, chwyciła jego
dłoń obydwiema rękami i cofnęła się do blatu, który
najwyraźniej zamierzała wykorzystać jako prowizorycz-
ne łóżko. Tymczasem Eric wygrzebał z kieszeni spodni
kluczyki do samochodu.
207
Trzy życzenia
Chloe przerwała i popatrzyła z niedowierzaniem.
– Nie odważysz się.
– Przekonasz się sama. – Zważył kluczyki na dłoni.
Zmrużyła oczy tak mocno, że zmieniły się w dwie
szparki.
– Kobieta, która by się na to nabrała, zasługiwałaby na
określenie najgorszym mianem z męskiego słownika.
– Chloe, kocham cię.
Zamrugała powiekami i znieruchomiała. Jej usta się
rozluźniły, lecz ich nie rozchyliła.
Eric brnął dalej.
– Dałbym się zabić za samą możliwość znalezienia się
w tobie, ale to nie nastąpi, ani tutaj, ani dzisiaj. Nie jestem
zainteresowany szybkimi numerkami na barze. Teraz
oczekuję, że się położymy do łóżka i spędzimy ze sobą całą
noc. Musisz się zgodzić na to, że nie będziemy uprawiali
seksu.
Zamrugała.
– Nie będziemy uprawiali seksu?
Uśmiechnął się szeroko, słysząc jej rozczarowany ton.
Zrobił krok do przodu i złapał ją za nadgarstek.
– Nie, księżniczko. Nie będziemy. Od teraz będziemy
się kochali. Pora, abyś dostrzegła różnicę między tymi
pojęciami.
208
Alison Kent
Rozdział dwunasty
Eric nigdy dotąd nie widział supermodelki.
Przyszedł na pokaz mody kobiecej ,,Szalona zi-
ma’’, zorganizowany przez dOSKONAŁĄ-dZIEWCZY-
NĘ, usiadł na jednym z najlepszych miejsc w George R.
Brown Convention Center, a obok niego zasiedli Leo
Redding, Ray Coffey, Nolan Ford, Jess Morgan, Doug
Storey oraz Anton Neville.
Mimo to na horyzoncie nie pojawiła się ani jedna
supermodelka.
Sprytna Chloe najwyraźniej chciała mu zrobić nie-
spodziankę, gdyż przecież właśnie perspektywa poznania
supermodelek zachęciła Erica do jej planu.
To nie do końca prawda, pomyślał Eric, poprawiając się
w wygodnym fotelu. To, co go naprawdę zachęciło do
planu Chloe, zaczęło się kilka miesięcy temu, jeszcze
zanim znalazł się z nią w jednej parze podczas zor-
ganizowanego przez Macy turnieju łowców doskonałych.
Eric grywał w piłkę nożną z Antonem, toteż Lauren
przedstawiła go Chloe podczas ubiegłorocznych wiosen-
nych rozgrywek ligi piłkarskiej. Potem widywał Chloe od
czasu do czasu i słyszał plotki o jej reputacji.
Docierające do niego opowieści były na tyle niezwykłe,
że nie bardzo w nie wierzył, choć był zaciekawiony. Nigdy
nie potrafił pogodzić opowieści o swobodnych obyczajach
Chloe z jej delikatnym, wręcz cukierkowym wyglądem.
Nie bardzo w nie wierzył z tego powodu, że nigdy nie
spotkał kobiety, która leciała na wszystkich mężczyzn.
Dopiero po turnieju łowców jego opinia uległa cał-
kowitej zmianie.
Eric nie widział Chloe już od dwóch tygodni, odkąd
odwiózł ją do domu i odprowadził do drzwi po imprezie,
którą wspólnie prowadzili. Powiedział jej, co będą robili,
a potem nie zrobił niczego i było to dla niego równie
trudne jak wygranie mistrzostw w baseballu.
Teraz siedział zapięty na ostatni guzik koszuli do
smokingu i usiłował wmówić sobie, że znalazł się na tym
pokazie mody tylko dlatego, że zgodził się zostać facetem
do towarzystwa Chloe i nie zamierzał się jej narzucać.
Nie było to proste, zważywszy, że w zasięgu wzroku
nie przebywała żadna z założycielek dOSKONAŁEJ-
-dZIEWCZYNY.
Jeszcze kilka minut temu Eric mógł prowadzić roz-
mowę z Rayem, który siedział z jego prawej strony, albo
z Antonem i Leo, z lewej. Teraz jednak, kiedy DJ
miksował starą muzykę disco i nową house, co zgodnie
z przypuszczeniami Erica miało stworzyć odpowiedni
nastrój do pokazu mody, pozostało mu jedynie pogrążanie
się w myślach.
210
Alison Kent
Światła przygasły. Salę omiotły kolorowe reflektory
punktowe. Muzyka przycichła, a potem zmieniła się
w cichy rytm, pobrzmiewający w tle.
– Panie i panowie. Proszę o powitanie gospodyni tego
wieczoru, gwiazdy ogólnokrajowego talk show ,,Zabierz
głos!’’, doktor Kate Lindsey!
Eric przyłączył się do oklasków raczej automatycznie
niż z potrzeby okazania entuzjazmu. Pani psycholog
o kasztanowych włosach wyszła zza kurtyny i skierowała
się do podium po lewej stronie sceny.
– Witaj, Houston! – Powitanie doktor Lindsey spot-
kało się z kolejną żywiołową reakcją potężnego tłumu.
Kobieta uśmiechnęła się serdecznie do zgromadzonych.
– To wspaniale, że tak licznie przybyliście na nasz pokaz.
Cieszę się także, iż na widowni dostrzegam wiele znajo-
mych twarzy. Zachowajcie jednak siły na pokaz. Zaufaj-
cie mi, będą wam potrzebne. To, co ja widziałam za
kulisami, za chwilę powali was na kolana.
Tłum ryknął z aprobatą, a Eric ponownie zaklaskał bez
entuzjazmu. Za bardzo przywiązał się do niebieskich
dżinsów i podkoszulków, aby podniecać się stertą kobie-
cych ubrań. Gdzie te supermodelki?
– Houston? Przygotuj się na szok. Przygotuj się na
wstrząs. Za chwilę zobaczymy najgorętsze ciuchy w kra-
ju. Pokażmy światu, jak się należy ubierać. Teksas, do
boju! Oto dziewczyny dOSKONAŁEJ-dZIEWCZYNY!
Eric pokręcił głową i odchylił się na fotelu. Nic dziw-
nego, że dziewczyny nic nie chciały mówić o tym pokazie.
Supermodelki! Akurat!
Reflektory punktowe ponownie roztańczyły się po
scenie. Kurtyna rozsunęła się, a zza niej wypłynęła
211
Trzy życzenia
spowijająca ziemię mgła, która przysłoniła wybieg i roz-
błysła kolorami: pomarańczowym, żółtym, różowym
i zielonym.
Muzyka stała się bardziej dynamiczna i na scenie
pojawiło się ośmiu elastycznych i świetnie zbudowanych
gimnastyków o trudnej do określenia płci. Eric ze zdumie-
niem stwierdził, że zainteresował się ich wyczynami na
scenie. Wkrótce jednak światła na wybiegu pojaśniały
i Eric pośpiesznie zrobił obojętną minę.
Doktor Lindsey poprawiła lampkę, która oświetlała jej
notatki.
– Przed państwem niedawno nagrodzona stypendium
oraz tytułem najlepszej projektantki dOSKONAŁEJ-
-dZIEWCZYNY panna Deanna Elliott!
Eric pokiwał głową. Zatem zwyciężyła faworytka
Chloe. Nie wiedział o tym. Zastanawiał się, dlaczego
Chloe mu nie powiedziała. Chociaż z drugiej strony nie
przyszło mu do głowy, aby ją spytać...
– Deanna najwyraźniej wybiera się na spotkanie z wy-
chowawcą klasy, bowiem ubrała się w typowo szkolny
strój. Oto sweter zdobiony czerwoną literą, a do niego
zabójcza spódniczka w szkocką kratę. Całości dopełniają
czerwone buty ze skóry. Tak wygląda ulubienica na-
uczycieli!
Deanna przemaszerowała po wybiegu. Jedną dłoń
trzymała na biodrze, dumnie uniosła brodę i uśmiechnęła
się szeroko niczym Julia Roberts. Zdawała się oznajmiać
wszystkim, że nic jej nie zatrzyma. Spoglądając na tę
dziewczynę, Eric mógł tylko zachichotać pod nosem
i mieć nadzieję, że szefowe firmy wiedzą, co robią. Z całą
pewnością w ich firmie pojawił się potwór.
212
Alison Kent
Deanna obróciła głowę, aby zawrócić, a jej czarny
koński ogon smagnął ją po ramionach niczym bat. Doktor
Lindsey musiała krzyczeć, aby jej głos przedarł się przez
grzmiący ryk zebranych.
– Dziękujemy ci, Deanna. A teraz przywitajmy kobie-
tę, która w niezrównany sposób doradza i prowadzi gry,
a także opracowuje strony internetowe dOSKONA-
ŁEJ-dZIEWCZYNY. Przed państwem Macy Webb!
Po krótkiej przerwie konferansjerka podjęła:
– Od cytrynowych tenisówek do zegarka na rękę,
wykonanego z odblaskowego plastiku, Macy prezentuje
kolorowy styl street punk. Jej obcisły sweter w mozaikę
wzorowaną na dziełach Picassa świetnie się komponuje ze
spódnicą, pokrytą kolorowymi graffiti, podobnymi do
tych, które się spotyka na wagonach metra. Niezrównany
styl, fantastyczny dobór środków.
Eric dyskretnie zerknął w prawo na Leo Reddinga. Leo,
który rzadko kiedy okazywał emocje, siedział ze skrzyżo-
wanymi rękami, a kąciki ust unosiły mu się w sardonicz-
nym uśmiechu. Tym samym stwierdzał, że to, co Macy
ma na sobie, jest idiotyczne i z całą pewności nie włoży
tego po powrocie do domu. Niczego nie włoży. Eric
zachichotał.
– Panie i panowie, Macy Webb – oznajmiła doktor
Lindsey, a Macy zniknęła za kurtyną. Na wybiegu pojawi-
ła się Lauren.
– Lauren Hollister nadała stronie internetowej dOS-
KONAŁEJ-dZIEWCZYNY charakterystyczny i popular-
ny styl retro, lecz obecnie jeszcze bardziej oddala się
w czasie, sięgając do czasów wiktoriańskich. Na nogach
ma skórzane buty, wiązane do kolan. Spódnica jest
213
Trzy życzenia
czarna, plisowana, z tafty. Lauren starannie dobrała
dodatki, między innymi szal z frędzlami z babcinego
strychu.
Lauren skręciła na końcu wybiegu, a Eric odwrócił się
w prawo. Na końcu rzędu krzeseł siedział Nolan Ford
i ostentacyjnie lekceważył Lauren, rozmawiając przez
telefon.
Eric pomyślał, że to interesujące, i popatrzył w lewo, na
Antona Neville’a.
Anton pochylił się do przodu, oparł łokcie na kolanach
i złączył dłonie. Na jego twarzy malowało się pożądanie
i żal, kiedy wodził oczami za Lauren. Chloe naprawdę
myliła się, oskarżając Antona o fałsz. Eric wyraźnie czuł,
że facet szczerze żałuje tego, co się stało, i jest głęboko
przygnębiony.
– Nasza następna modelka, Sydney Ford, twardą ręką
dzierży władzę w rozwijającym się imperium mody, a na
scenie pojawia się w białych spodniach, wsuniętych do
czarnych butów jeździeckich. Jej śnieżnobiała bluzka
została obszyta jedwabnymi wstążkami. Sydney ma na
sobie skórzany pas ze sprzączką stylizowaną na srebrne
strzemiona. Do tego wspaniałego jeździeckiego stroju
świetnie pasuje srebrna bransoletka w kształcie podkowy.
Eric musiał to przyznać: Sydney wyglądała seksownie.
Prezentowała się jak napalona panienka z drogiej dziel-
nicy, co zresztą miało sens, zważywszy, że pochodziła
z rodziny Fordów. Eric ponownie zerknął na Nolana. Tym
razem nie było śladu telefonu. Ojciec Sydney dosłownie
siedział na krawędzi fotela, a na jego ustach wykwitł
promienny uśmiech.
Był jeszcze Ray Coffey, siedzący bezpośrednio po
214
Alison Kent
prawej stronie Erica. Wyglądał tak, jakby niewidzialne
łańcuchy powstrzymywały go przed zarzuceniem Sydney
na ramię i popędzeniem z nią do najbliższej jaskini.
Eric kątem oka dostrzegł Poe, ubraną w strój w czar-
no-białe pasy, który doktor Lindsey opisała jako styl Soho
i Op Art. W tym momencie jednak jego uwagę odwróciły
znaczące spojrzenia Nolana i Raya. Ciekawość Erica
zapewne wzrosłaby jeszcze bardziej, lecz usłyszał nazwis-
ko Chloe. Ponownie skoncentrował całą uwagę na scenie,
zapominając nie tylko o swojej teorii spiskowej, lecz
wręcz o istnieniu innych osób na sali.
– Chloe Zuniga prezentuje finezyjnie dobrane kos-
metyki i akcesoria, które unowocześniają wygląd hipiski
w cygańskim stylu. Prosta bluzka z luźnymi rękawami
i dopasowaną do kompletu owijaną wokół ciała spódnicą
nadają całości marzycielski, swobodny wyraz. Srebrne
kolczyki w kształcie kropelek, komplet srebrnych bran-
solet oraz kwiecisty naszyjnik uzupełniają barwny wy-
gląd modelki.
Eric uważnie śledził występ Chloe, kiedy przechadzała
się po wybiegu, obracając się i pozując. Rozłożyła ramio-
na, prezentując krój przezroczystej bluzki, następnie
pomachała do widowni i przesłała kilka całusów.
Pozostałe ,,modelki’’ zaprezentowały się w podobny
sposób, wzbudzając entuzjazm widowni swoją nietypo-
wą odzieżą, w której najważniejszą rolę odgrywał in-
dywidualny styl. Co zrozumiałe, Eric najbardziej zaintere-
sował się prezentacją Chloe, pozostałych występów nie
śledził z taką uwagą.
Właśnie dlatego dostrzegł, że w pewnym momencie
spojrzała mu w oczy. Poza tym poczuł się jak najgorszy
215
Trzy życzenia
frajer, kiedy z uśmiechem pokiwała w jego stronę palcem.
Nie miał pojęcia, co to ma oznaczać.
Być może chodziło o zemstę za to, że ją opuścił u jej
drzwi, gdy chciała pójść z nim do łóżka. Niewykluczone,
że chciała publicznie zademonstrować, że coś ich łączy,
i potwierdzić to przed wszystkimi.
Wszystko jedno. Miała go, i to jak.
Eric przypadkiem zapamiętał, że Kinsey opisano jako
podróżniczkę bluesową w rockandrollowym dżinsie. A po-
tem na wybieg wkroczyła Melanie w czarnym stroju,
będącym tłem dla jej pagerów, zestawów bezprzewodo-
wych i dyktafonów.
Eric nawet nie spojrzał na obydwie panie, kończące
występy na wybiegu. Jego uwaga była podzielona między
ignorowanie dowcipów kolegów i przedzieranie się do
garderób. Chciał się dowiedzieć, co chodziło po głowie
jego seksownej, maleńkiej Cyganeczce.
I co zamierzała z tym zrobić.
– Wiesz co, Eric? To mało oryginalne. Taki numer
prawie nigdy się nie sprawdza.
Wspinając się po schodach na piętro domu Erica, Chloe
wyciągnęła rękę, aby ściągnąć naszyjnik, który miała na
sobie podczas pokazu. Czuła się niezręcznie i próbowała
odgadnąć, o co chodziło Ericowi, kiedy odgrywał przed nią to
przedstawienie.
– Miałeś do powiedzenia tylko tyle, że już się ze mną
nie prześpisz.
– Wcale nie nie powiedziałem, że już się z tobą nie
prześpię. – Wyciągnął rękę nad głową i oparł dłoń o drzwi
sypialni. – I nie zdejmuj tego.
216
Alison Kent
Podtrzymując ramieniem torebkę, Chloe położyła dłoń
na zapince naszyjnika. Popatrzyła prosto w oczy Erica.
Czekała, aż otworzy drzwi. Nie była pewna, czy potrafiła-
by przypomnieć sobie, co takiego właśnie powiedział.
Znajdował się tak blisko niej, że mogła dostrzec
drganie jego nozdrzy, gdy oddychał, lecz trudno było
stwierdzić, o czym myśli. Pachniał przyjemnym ciepłem
i aromatyczną męską skórą. Z coraz większym napięciem
oczekiwała tego, co się miało za chwilę wydarzyć.
Kiedy otworzył drzwi, poszła przodem, doskonale
zdając sobie sprawę z bliskości Erica. Jednocześnie dobrze
pamiętała, że wciąż jej nie dotknął.
Brakowało jej tych intymnych oznak przywiązania.
Nie chciała się do tego przyznać, zwłaszcza po tym, gdy
tak ostentacyjnie ją odrzucił po imprezie w barze, lecz nie
miała innego wyjścia. Tęskniła nie tylko za seksem,
chociaż minęły trzy tygodnie od czasu, gdy wziął ją
w kuchni.
Brakowało jej Erica, jego droczenia się, zabawnych
przekomarzań i poważnych rozmów, a także możliwości
podjęcia z nim dyskusji na dowolny temat. Był pierwszą
osobą, która jej przychodziła do głowy, kiedy miała jakieś
ciekawe wiadomości albo chciała opowiedzieć o wydarze-
niach dnia. To, co ich łączyło, nie było wyłącznie pożąda-
niem. Czuła, że zbliżyło ich coś więcej niż przyjaźń, lecz
mimo to obawiała się nazwać to miłością.
Sama już nie wiedziała, czego oczekuje od Erica. Czego
on od niej oczekiwał?
Była zmieszana i przerażona, że nigdy nie zdoła
sprostać jego wymaganiom. Skoro nie zmienił zdania
w sprawie sypiania z nią, to dlaczego zabrał ją zaraz po
217
Trzy życzenia
zakończeniu pokazu mody, zanim zdążyła się przebrać
w normalne ubranie?
Eric zamknął drzwi do sypialni i oparł się o nie,
wsuwając ręce do kieszeni spodni. Rozpiął koszulę do
smokingu i poluzował krawat.
Chloe zatrzymała się pośrodku pokoju.
– A zatem naprawdę jest tutaj coś, co według ciebie
powinnam zobaczyć?
Skinął głową, więc ruszyła przed siebie, podziwiając
zestawienie barwy ciemnoniebieskiej oraz intensywnie
zielonej. Spodobała się jej także elegancka komoda. Łóżko
Erica miało pokaźne rozmiary, a na kołdrze leżały podusz-
ki w kolorze ciemno- i jasnoniebieskim.
Nie zauważyła jednak niczego niezwykłego. W sypial-
ni nie kryło się nic dziwnego lub wyraźnie godnego
obejrzenia. Wzór na zasłonach przypominał rdzawonie-
bieski marmur. Drzwi do łazienki pozostawały otwarte.
Podobny schemat kolorystyczny dostrzegła w mniejszym
pokoju.
Na wierzchu odwróconego do góry dnem koszyka
z pralni spoczywał stos podkoszulków. Para łyżworolek
i trzy pary butów sportowych walały się w kącie obok
drzwi szafy. Na widok tego bałaganu Chloe poczuła się
znacznie lepiej. Prawie udało jej się już wmówić sobie, że
Eric to człowiek doskonały.
Okrążyła cały pokój i przysiadła na skraju łóżka,
spoglądając na Erica, który wciąż opierał się o drzwi.
Czuła dreszcz przebiegający w okolicach kręgosłupa.
W takiej sytuacji zachowanie spokojnego głosu wiązało
się z niemałym wysiłkiem.
– Zdaje się, że musisz mi to wskazać palcem, kotku.
218
Alison Kent
Najwyraźniej jestem stanowczo zbyt spięta, aby sobie
poradzić.
Eric odsunął się od drzwi i nie wyciągając rąk z kiesze-
ni, powoli zbliżył się do łóżka. Do niej. Pokój nagle wydał
się zbyt mały dla nich dwojga. Lekko podniecona Chloe
w jednej chwili zawrzała. Odruchowo zacisnęła końce
palców na torebce.
Nie zatrzymał się nawet wtedy, gdy zetknęli się
kolanami. Nie pozostawił jej żadnego wyboru: musiała
położyć się na środku łóżka. Wspiął się na nią, przy-
gniatając ją całym ciężarem ciała. Jej uda otoczył kolana-
mi, a dłonie oparł na materacu po obydwu stronach jej
głowy. Nawet w takiej sytuacji Chloe wciąż kurczowo
ściskała torebkę.
– Kogoś z nas usiłujesz okłamać, kotku? Jeśli nie chodzi
o seks, to najwyraźniej chcesz mi pokazać swój sufit.
– Nie mogła uwierzyć, że jej głos jest tak stłumiony.
– Wcale nie mam zamiaru pokazywać ci sufitu. A poza
tym nikogo tutaj nie okłamuję. – Przytulił się do niej.
Poczuła na udach jego męskość, tylko trochę zaintere-
sowaną jej wdziękami. W oczach Erica dojrzała jednak
delikatną namiętność, która wzbudziła jej zainteresowa-
nie i niepewność.
Opuścił głowę, potarł nosem jej ucho i delikatnie
musnął szyję, którą następnie pocałował.
– Przekonasz się, jak to jest się kochać – wyszeptał
Eric.
Poczuła w gardle tak wielką kulę, że z trudem udało się
jej przełknąć ślinę. Całe ciało zadygotało z niepokoju.
Drżały jej kości, mięśnie, skóra. Nie było w niej ani
jednego miejsca, które nie zareagowałoby na jego słowa.
219
Trzy życzenia
– A zatem miałam rację – odpowiedziała w końcu
napiętym głosem. – Chcesz się ze mną przespać.
– Chcę się z tobą kochać – poprawił ją. Przesunął usta
do kącika jej powieki i lekko ucałował brew oraz rzęsy.
– Dotykiem własnych warg przekażę ci to, czego nie
chcesz z nich usłyszeć.
– Jasne, kotku. – Miała nadzieję, że nie zauważył, jak
łamie się jej głos. – Rób co chcesz.
– Nie potrafisz ustąpić nawet o centymentr, prawda?
– zachichotał Eric, a jego usta przesunęły się po jej szczęce
i dotarły do brody. Podniósł się nieco, aby popatrzyć Chloe
w oczy. – Nigdy nie dajesz za wygraną.
Co miała powiedzieć? Że jej mechanizmy obronne nie
dopuszczają do zbyt wielkiego zbliżenia? Jak miała się
przyznać, że w ten sposób kontroluje bezpieczeństwo
swojego serca? Że tylko dzięki temu broni się przed
uzależnieniem od Erica i innych mężczyzn?
– Daj spokój, kotku. Dobrze wiesz, jaka jestem.
– Będę cię miał w każdy sposób, na jaki mi przyjdzie
ochota.
– Hm. Czyżbym słyszała nutę desperacji w twoim
głosie?
Przysiadł na piętach, położył dłonie na biodrach i za-
stanowił się przez chwilę, zanim ściągnął krawat z szyi.
Następnie powolnym ruchem rozpiął koszulę do końca.
Chloe nie miała pojęcia, o czym myśli Eric. Nie mogła
znieść świadomości, że nie umie kontrolować jego myśli.
Uśmiechał się, lecz jego oczy wydawały się smutne.
W końcu na tym etapie ich kontaktów powinna lepiej
rozpoznawać, co mu chodzi po głowie.
– Powiem ci coś, Chloe. – Koszula rozchyliła się
220
Alison Kent
szeroko, a pod nią ukazały się mięśnie brzucha, lekko
przyprószone złocistymi włosami. Eric przystąpił do
rozpinania spinek w mankietach.
Chloe z trudem przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło.
Zdawała sobie sprawę, że jeszcze chwila i przegra toczącą
się w niej wewnętrzną bitwę.
– Co chcesz mi powiedzieć, kotku?
– Tylko dwie rzeczy. – Uniósł w górę dwa palce,
a potem powrócił do rozpinania mankietów. – Po pierw-
sze, przestałem być słaby i bezbronny, kiedy skończyłem
trzynaście lat. Do tamtej chwili kurczowo trzymałem się
nadziei, że moja matka powróci do mnie z miejsca, do
którego udała się dziesięć lat wcześniej. Dojrzewanie do
prawdy przychodziło mi z ogromnym trudem. Mam
liczną i fantastyczną dalszą rodzinę i nie chciałem czuć się
nieszczęśliwy przez moich najbliższych.
Zsunął koszulę z ramion i rzucił ją na podłogę obok
marynarki. Pochylił się nad Chloe, a jego rozsunięte nogi
unieruchomiły jej biodra. Stanowczym gestem przystąpił
do rozpinania spodni. Chloe z jednej strony ogromnie
pragnęła oglądać jego ruchy, wpatrywać się w zręczne
palce i prężący się nagi brzuch, a z drugiej chciała, aby
przestał i wreszcie wykrztusił z siebie to, co tak długo
owijał w bawełnę.
Nie potrafiła zapanować nad przebiegiem tej roz-
mowy.
– Po drugie, przez ostatnich kilka minut nazwałaś
mnie kotkiem co najmniej dziesięciokrotnie. Im bardziej
jesteś zdenerwowana, tym częściej to robisz. Nie chcę,
abyś się denerwowała. Chcę, żebyś zwracała się do mnie
po imieniu.
221
Trzy życzenia
Eric nie tracił czasu. Chloe nie potrafiła za nim
nadążyć, kiedy tak mu się śpieszyło, i to ją denerwowało.
Cały czas zastanawiała się nad jego słowami dotyczącymi
rodziny i bezbronności, a tymczasem on już zakończył
kolejny temat.
– Eric, zaczekaj. – Uniosła rękę i wysunęła się nieco
spod jego ciała. – Dlaczego mówisz mi to wszystko teraz,
w łóżku? Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, kiedy
rozmawialiśmy o wizycie Aidana? Albo kiedy poszliśmy
do kina?
Erica mniej interesowało to, co mówiła Chloe, niż jej
stopy. Podniósł je i położył na swoich udach, aby zająć się
ściąganiem jej butów.
– Oskarżyłaś mnie o desperację. To, co ty nazywasz
desperacją, jak wolałbym określić niecierpliwością. De-
speracja to coś zupełnie innego. I tyle.
I tyle?
– O co ci chodziło z tą twoją dalszą rodziną? Dlaczego
poruszyłeś ten temat?
I gdzie on się dowiedział, jak należy zajmować się jej
stopą? Prawą ręką masował śródstopie, a lewą przy-
trzymywał ją w kostce.
Nie potrafiła się temu oprzeć i rozluźniła skurczone
mięśnie nóg. Eric się uśmiechnął.
– Poruszyłem ten temat z tego samego powodu, dla
którego ty mówiłaś o swoim ojcu. Chodzi o wydarzenia
z przeszłości. Widzisz, żadne z nas nie powinno żyć tym,
co się zdarzyło dawniej. Jesteśmy w teraźniejszości,
koncentrujmy się na tym, co się dzieje tu i teraz. – Skupił
się na jej drugiej nodze. – Obawiasz się mężczyzn.
Rozumiem cię, wiem, dlaczego tak na nich reagujesz i nie,
222
Alison Kent
winię cię za to. Nie oznacza to jednak, że dam ci się
traktować tak samo, jak wszyscy inni faceci w twoim
życiu. Chloe, ja jestem inny. – Jego ręce coraz wolniej
masowały jej zmęczone stopy. – Rodzina, z którą spędzi-
łem większość życia, nauczyła mnie innego podejścia do
świata. Dzięki nim poznałem, czym jest akceptacja. Nie
osądzam ludzi bez podstawy. Zdaję sobie sprawę, że
muszę zapracować na twoje zaufanie. Taka jesteś, i za to
cię kocham.
Nadzieja i obawa zmagały się w niej z potrzebą
kontroli i dystansu. Czuła, jak bije jej serce.
– Dlaczego chcesz mnie kochać? – Tylko tego chciała
się od niego dowiedzieć. Najbardziej na świecie pragnęła
teraz jego szczerości. – Kim ja właściwie jestem, Eric?
Oparł stopy Chloe na swoich udach i przesunął dłońmi
po jej nogach.
– Chyba powinienem odpuścić sobie opowiadanie ci
typowych męskich historyjek, takich jak ta, że masz
najbardziej niesamowite piersi...
– Nie o tym mówię, chociaż akurat ten typowo męski
punkt widzenia potrafiłabym zrozumieć. – Zsunęła poń-
czochy, prezentując przy tym długie nogi. Eric miał ciepłe
dłonie, a jego dotyk nie pozwalał jej logicznie myśleć.
Tym razem jej serce dominowało jednak nad umiejętnie
rozpalanymi przez niego potrzebami ciała.
– Ach, Chloe! Nie wszyscy faceci postrzegają kobiety
przez pryzmat biustu i tyłka. – Uniósł jej stopę i ucałował
palce. – Istnieją mężczyźni, którzy zwracają uwagę na
kobiety obdarzone błyskotliwym intelektem. – Pocałował
ją w kostkę i lekko przygryzł ścięgno Achillesa. – Nie
muszę dodawać, że należę do tej grupy. Lubimy, kiedy
223
Trzy życzenia
kobieta broni tego, w co wierzy, dąży do tego, czego
pragnie, i nie podkula pod siebie ogona, gdy źli faceci chcą
ją wpędzić w kłopoty. Jeśli chodzi o mnie, w szczególności
odpowiada mi, jeśli kobieta ceni sobie solidny wysiłek
fizyczny na boisku do siatkówki.
Przesunął nosem po łydce Chloe, docierając do zgięcia
w kolanie. Następnie wsunął palce pod jej spódnicę i zajął
się pieszczotami wewnętrznej strony uda, po czym uniósł
głowę i zapatrzył się w jej szeroko rozwarte oczy.
– Chloe, ty słodki i prześliczny głuptasie. Uwielbiam
to, że potrafisz mnie rozśmieszyć nawet wtedy, gdy mam
ochotę cię udusić. Ogromnie podoba mi się to, że jesteś
gotowa rzucić się na każdego, kto zagrozi któremuś
z twoich przyjaciół. Ubóstwiam twoją ambicję, cenię
twoją energię. Poza tym najwspanialej na świecie chra-
piesz. – Uśmiechnął się, gdy zrobiła wielkie oczy. – To
cudowne, że nie traktujesz mnie jak ciemnego pajaca, bo
dzięki temu muszę myśleć i zachowywać się jak inteligent-
ny mężczyzna. Lepszy mężczyzna. Nie widzisz tego?
W jego pięknych, błękitnych oczach dostrzegła coś, co
ostatecznie rozkruszyło skorupę otaczającą jej serce.
– Kocham wszystko, co sprawia, że jesteś sobą, Chloe.
– Położył jej nogę na łóżku, a ręce przysunął do paska jej
talii. – A teraz nie chcę, żebyś cokolwiek mówiła.
Wysunął pasek i ściągnął z niej spódnicę. Leżała przed
nim prawie całkiem naga od talii w dół. Miała na sobie
tylko pas do pończoch i stringi. Znieruchomiał, a jego
spojrzenie spoczęło na skarbach, które wydobył na świat-
ło dzienne.
Chloe poczuła przemożną ochotę, aby wciągnąć
brzuch, lecz tego nie zrobiła. Jeśli Eric kochał ją taką, jaka
224
Alison Kent
była naprawdę, powinna mu zaufać i nie ukrywać przed
nim niczego.
– Eric, strasznie się denerwuję.
– Kochanie... – Odetchnął głęboko i nierówno. – To
nie ma żadnego znaczenia w porównaniu z tym, jak ja
drżę.
Jego nieśmiały uśmiech zupełnie ją rozbroił. Przy-
mknęła oczy i ujrzała przyszłość pełną zrealizowanych
fantazji, które dotąd wiązała z Carym Grantem. Chciała
być odważna, agresywna, domagać się, aby Eric ponownie
wskazał jej ciału drogę do nieba. Spośród wszystkich
mężczyzn na świecie tylko on to potrafił. Jeszcze niedaw-
no nie zawahałaby się przed zrealizowaniem tych wszyst-
kich pragnień, jednak teraz chciała okazać mu czułość
i wrażliwość.
Kiedy uniósł się na łóżku, pochylił i delikatnie ucałował
jej brzuch tuż nad pępkiem, Chloe musiała jeszcze moc-
niej zacisnąć oczy, aby powstrzymać łzy.
Eric przesunął nosem po mostku dziewczyny, podciąg-
nął bluzkę powyżej jej piersi i dotknął językiem koron-
kowej krawędzi stanika, zanim wziął do ust jej sutek, nie
wysuwając go spod materiału.
Chloe się wyprężyła, przycisnęła głowę do poduszki
i uniosła brodę, a Eric ssał ją mocno. Myślała teraz tylko
o tym, aby uwolnić obydwie piersi i pokierować jego
głową przy swoim nagim ciele.
Pomimo coraz potężniejszej żądzy trzymała ręce przy
sobie, po obu stronach głowy. W końcu zorientowała
się, że w jednej dłoni wciąż kurczowo ściska torebkę,
więc natychmiast odrzuciła ją w to samo miejsce, w któ-
rym spoczywały jej buty. Na koniec ukryła ręce pod
225
Trzy życzenia
poduszkami, aby przypadkiem nie wyciągnąć ich spod
głowy.
Chciał ją nauczyć, jak się kochać, co oznaczało, że
powinna przekazać mu kontrolę.
Eric pociągnął ją lekko, aby się uniosła. Gdy to uczyniła,
ściągnął jej bluzkę przez głowę, rzucił ciuch na podłogę,
a zanim ponownie położył Chloe na łóżku, zdjął z niej
także naszyjnik oraz stanik. Stanik powędrował do reszty
ubrań, lecz naszyjnik został w ręce Erica, który skoncen-
trował się na drażnieniu drugiej piersi Chloe. Tym razem
używał do tego naszyjnika.
Jej sutek był sztywny z podniecenia, lecz skurczył się
jeszcze bardziej pod dotykiem materiału. Eric nie zamie-
rzał na tym poprzestać. Odsunął naszyjnik i zbliżył usta,
aby podrażnić sutek czubkiem języka i wsunąć pierś
między wargi. W ten sposób jednocześnie całował, ssał
i pieścił Chloe językiem.
Po chwili przesunął miękki naszyjnik z materiału po jej
ciele. Chloe zadrżała, gdy połaskotał i podrażnił jej brzuch
między pasem do pończoch i stringami. Eric dotknął
ustami jej mostka i obsypał pocałunkami drogę, którą
wcześniej zaznaczył naszyjnikiem.
Przed dotarciem do elastycznego paska majtek Eric
rozsunął jej nogi dłonią i podrażnił naszyjnikiem skrytą
pod delikatnym różowym jedwabiem kobiecość.
Zachowywał się tak delikatnie i czule, że Chloe zaczęła
podejrzewać go o okrucieństwo. Pragnęła, aby ją przycis-
nął, ocierał się o nią i mocno pieścił. Nie znała dotąd
podniecenia związanego z wyczekiwaniem, balansowa-
niem na krawędzi zaspokojenia, odwlekaniem orgazmu.
Przyzwyczaiła się do szybkiego rozładowania.
226
Alison Kent
Tymczasem Eric podchodził do niej wyjątkowo łagod-
nie, dotykając naszyjnikiem skóry po wewnętrznej stro-
nie uda, przesuwając go raz po jednej nodze, raz po
drugiej, aż wreszcie dotarł do kolan. Prezentował wymyśl-
ną torturę wyczekiwania, uświadamiał, jak słodkie może
być niespełnienie.
Kiedy przesunął tasiemkę naszyjnika ze stringów
Chloe na nogi, przykucnął na piętach. Nagle odrzucił
biżuterię na podłogę, a potem szybko wstał, aby zrzucić
z siebie spodnie od smokingu. Oboje zostali w samej
bieliźnie.
Eric przysunął się do Chloe, powoli opuszczając na
łóżko jedno kolano, a zaraz potem drugie. Nieśpiesznie
wkradł się między nogi kochanki, aby pieścić ją w najin-
tymniejszych miejscach. Chloe zacisnęła dłonie na kołd-
rze, nie mogąc znieść rozkoszy.
Nie potrafiła się opanować. Dyszała z rozkoszy i jęcza-
ła, wyginając palce u stóp. Mimowolnie napięła mięśnie
ud i zamarła, wiedząc, że lada chwila eksploduje.
– Eric... – wyszeptała z trudem. – Błagam...
– O co mnie błagasz, Chloe? – Przytulił się do niej
i cicho zachichotał, gdy zadrżała. – Chcesz, abym prze-
prowadził cię przez granicę rozkoszy? Właśnie tego
pragniesz?
Jej lekko uniesiona głowa opadła na poduszki.
– Pragnę cię. Chcę się z tobą... chcę się z tobą kochać.
– Chloe, kochanie. Przecież właśnie się z tobą kocham.
– Ucałował jej brzuch i przesunął głową po jej ciele,
zatrzymując się w zagłębieniu między ramieniem i szyją.
Zwróciła ku niemu twarz i pocałowała go w czoło, po
czym zadrżała.
227
Trzy życzenia
– Chcę cię poczuć. Chcę cię mieć w środku.
Uniosła kolano i pochyliła się ku Ericowi, tuląc jego
ciało nogą. W ten sposób uwięziła go ciężarem własnego
tułowia. Wolną ręką dotknęła gumki jego bokserek. Nie
zatrzymała się tam, tylko opuściła dłoń niżej, napotykając
erekcję, która wypchnęła miękki materiał bielizny.
– Właśnie tego pragnę – wyszeptała. – Chcę ciebie,
Eric. Tylko ciebie.
Odetchnął głęboko i stoczył się z łóżka, aby pobiec do
łazienki po prezerwatywę. Chloe nie mogła oderwać oczu
od jego ciała, męskości, potężnych mięśni ud, zgrabnie
wyrzeźbionej klatki piersiowej i szerokich ramion.
Najuważniej jednak przyglądała się jego cudownie
zbudowanym mięśniom brzucha i dumnie sterczącemu
penisowi.
Po chwili zagłębiał się w nią, cofał i nie przestawał
całować. W ten sposób ustalił rytm, do którego ona
całkowicie się dostosowała, miarowo unosząc i opusz-
czając biodra.
Chloe nigdy dotąd nie uprawiała seksu z taką przyjem-
nością. Eric nie śpieszył się i cierpliwie kontrolował swoje
doznania, aby podniecenie Chloe sięgnęło zenitu. Wbiła
palce w jego napięte pośladki, zmuszając go do ostrego
seksu, chociaż on oczekiwał łagodnego zbliżenia. Popę-
dzała go, podczas gdy on zadowalał się delikatną miłością.
Pierwsza fala orgazmu całkiem ją zaskoczyła. Zwykle
dochodziła agresywnie i szybko, nie tak nieoczekiwanie.
Miała wrażenie, że jej szczytowanie nie ma końca.
Kolejne impulsy przebiegały po jej ciele niczym błys-
kawice. Mogła tylko mocno oddychać i rozkoszować się tą
chwilą.
228
Alison Kent
Eric ponownie ukrył twarz w zagłębieniu ramienia
dziewczyny, a dłonie wsunął pod jej plecy. Jego pchnięcia
stawały się coraz mocniejsze i szybsze, a Chloe towarzy-
szyła mu w jego wędrówce na szczyt. Krzyknął, a jej
ramię częściowo stłumiło jego głos. Nic jednak nie stłumi-
ło jej krzyku rozkoszy, gdy szczytowała po raz drugi.
Odpoczywali wspólnie, nadal połączeni. Wreszcie Eric
odsunął się i przytulił Chloe do siebie, przykrywając ją
i siebie miękką kołdrą.
– Kocham cię – usłyszała jego szept.
Chwilę potem oddech Erica się uspokoił i rozległo się
jego ciche, zadowolone chrapanie.
Zaczekała, aż Eric pogrąży się w głębszym śnie, i dopie-
ro wtedy wyślizgnęła się z jego łóżka. Gdy obudzi się bez
niej u boku, na pewno będzie głęboko zraniony, a na myśl
o sprawieniu mu bólu po tak niezwykłej rozkoszy, Chloe
cicho jęknęła.
Chciała z nim zostać, niczego na świecie tak bardzo nie
pragnęła, jak okazać mu swoją miłość. Wiedziała jednak,
że zanim pozwoli sobie na ten luksus, musi zerwać
z przeszłością.
Jeśli tego nie zrobi, ona i Eric nie będą mieli przed sobą
żadnej przyszłości.
229
Trzy życzenia
Rozdział trzynasty
Eric wjechał na parking przed Taco Milagro i ujrzał
Chloe, Deannę i Annabel Lee wychodzące z restauracji
oferującej dania kuchni teksańsko-meksykańskiej.
Nie zamierzał zastanawiać się nad tym zbiegiem
okoliczności. Postanowił od razu go wykorzystać.
Od nocy, kiedy się kochali, a ona wymknęła się z jego
domu, minęło już dziesięć dni. W tym czasie dzwonił do
niej wielokrotnie do domu i do biura. Za każdym razem
zostawiał wiadomości na sekretarce, na poczcie głosowej
i prosił asystentkę Chloe o przekazanie jej jego prośby
o kontakt.
Czuł się już ogromnie zmęczony.
Wiedział, że wyczerpał się już jego limit życzeń, lecz
mimo to miał jeszcze jedno. Jeśli da mu kosza, przyjmie do
wiadomości, że między nimi nigdy do niczego więcej nie
dojdzie.
Musiał jednak postarać się ponownie ją przekonać, że
nie chce jej na własność. Że nie ma zamiaru kształtować
jej życia ani modelować jej zgodnie z jakimś niezdrowym
i nieistniejącym ideałem.
Chciał ją tylko kochać. Bez względu na to, czego się
spodziewała, ani myślał zaskakiwać jej stwierdzeniem
typu: ,,Ale musisz spełnić moje warunki’’.
Zaparkował na miejscu oddalonym o trzy samochody
od garbusa Chloe. Gwałtownie zahamował i wyskoczył,
chcąc ją dogonić, zanim zniknie w aucie. Wszystkie trzy
kobiety szły w jego stronę. Pomyślał, że Deanna i Poe
zapewne nie będą zachwycone opóźnieniem, ale co tam!
Jakoś to przeboleją.
Długimi krokami podszedł do roześmianej trójki. Widząc
swobodny i beztroski uśmiech Chloe, Eric poczuł, jak
skręcają mu się wnętrzności. Odprężający i przyjemny lunch
z przyjaciółkami musiał sprawić jej wiele radości. Eric miał
ochotę odwdzięczyć się za swoje dziesięć dni niepewności.
Poe dojrzała go wcześniej niż Chloe, gdyż rozmawiała
z Deanną i miała głowę zwróconą w jego stronę. Mach-
nęła ręką, popatrzyła na niego i powiedziała coś do Chloe.
Chloe natychmiast się odwróciła, a zaraz po niej
Deanna. Kobiety przestały rozmawiać i zwolniły kroku.
Eric zmierzał ku nim prędko i stanowczo. Wszystkie trzy
miały na nosach okulary, więc nie wiedział, jak na jego
widok zareagowała Chloe. Dostrzegał tylko jej uśmiech,
który nie zniknął, kiedy przerwała rozmowę.
Dla Erica nie miało to jednak znaczenia. Nic go nie
obchodziło, czy wprawił ją w zakłopotanie. Było mu
wszystko jedno, czy wygląda na zdesperowanego.
Wszyscy się zatrzymali, a Chloe pierwsza otworzyła
usta.
231
Trzy życzenia
– Cześć, Eric. Pamiętasz Poe?
– Dzień dobry – skinął głową.
– A to jest Deanna Elliott – wyjaśniła Chloe, wskazując
głową drugą kobietę. – Zwyciężczyni naszego konkursu.
– Dzień dobry – ponownie kiwnął głową. Na tym
zakończyła się oficjalna część rozmowy. Eric ściągnął
z nosa okulary Ray Ban. – Chloe, mogę z tobą poroz-
mawiać na osobności?
– Sama nie wiem, Eric. – Chloe zerknęła pośpiesznie
na swoje towarzyszki. – Widzisz, musimy się znaleźć
w biurze, zanim Sydn...
– To potrwa tylko chwilę. – Popatrzył przepraszająco
na Deannę i Poe. Liczył na to, że w swoim spojrzeniu
zawarł przeprosiny, których nie wyraził słowami, ani
nawet tonem głosu. Potem ponownie skoncentrował się
na Chloe. – Mogę cię odwieźć do firmy, jeśli wolisz.
– Chloe, możesz zostać. Zabiorę się z Deanną. Właś-
ciwie, to chyba zagonię ją do roboty. – Poe wzięła młodszą
przyjaciółkę pod rękę. – Skoro stała się szczęśliwą posia-
daczką świadectwa maturalnego, musimy dbać o to, aby
się nie rozleniwiła. Nie pozwolimy, aby chodziły jej po
głowie głupie pomysły, prawda?
– Na pewno nie będzie to dla was kłopot? – za-
chmurzyła się Chloe.
Deanna zachichotała, przerzucając długi, ciemny war-
kocz przez ramię.
– Żartujesz? Twój gabinet jest fantastyczny.
Ericowi przeszło przez myśl, że mógłby po bratersku
uścisnąć młodszą kobietę, a smoczycę wręcz ucałować.
Musiał jednak uważać, bo to raczej Chloe wyglądała na
osobę gotową zionąć ogniem.
232
Alison Kent
Przyglądała się, jak jej przyjaciółki odchodzą, a potem
skierowała płomienie na Erica.
– Dobrze wiesz, jak popsuć dobry nastrój osobie, która
się świetnie bawi, co, kotku?
– Przynajmniej mam pewne pojęcie o tym, że od-
dzwania się do kogoś, kto chce się ze mną skontaktować.
– O, a to akurat kłamstwo. – Chloe ruszyła ku
swojemu samochodowi, przetrząsając torbę w poszuki-
waniu kluczyków. – Dzwoniłam do ciebie piętnaście razy,
zanim w końcu musiałam osobiście się u ciebie zjawić
w barze. Gdybyś zachował się na tyle uprzejmie, aby do
mnie oddzwonić, być może nie musielibyśmy stać tutaj
na parkingu i kłócić się bez sensu.
– Wcale się nie kłócę. – Eric wepchnął się między
garbusa i samochód zaparkowany obok, blokując Chloe
jedyną łatwą drogę ucieczki.
– Czyżby? Więc jak byś nazwał to, co robisz? Dlacze-
go tu jesteś? – Otworzyła drzwi, cisnęła torbę na fotel
pasażera i wzięła się pod boki.
Eric nie wierzył własnym uszom. Znaleźli się dokład-
nie w punkcie wyjścia. Robiła wszystko, co w jej mocy,
aby go złamać. I w dodatku miała amunicję ciężkiego
kalibru.
– Jestem tu dlatego, że nie oddzwaniałaś. Mogłaś
oszczędzić mi czasu oraz drogi, a sobie zażenowania
związanego z rozmową w miejscu publicznym.
Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. Nie
zdjęła okularów, więc Eric wciąż nie miał pojęcia, co
wyrażają jej oczy. Nagle przechyliła głowę, odwracając
wzrok i zaciskając usta.
Eric przesunął dłonią po włosach.
233
Trzy życzenia
– Chloe, nie przyjechałem tu po to, aby cię dręczyć.
Nie miałem też zamiaru wprawiać cię w zakłopotanie.
Jeśli tak się stało, ogromnie cię przepraszam.
Zniecierpliwiona machnęła ręką.
– Nie jestem zakłopotana. I wiem, że powinnam była
do ciebie oddzwonić. Dobrze znam frustrację związaną
z bezskutecznym oczekiwaniem na telefon. – Wykrzywi-
ła smutno usta.
– Wydawało mi się, że dajesz mi w ten sposób kosza.
Możesz mnie nazwać masochistą, ale wolałem się o tym
przekonać osobiście.
Kąciki jej ust się uniosły.
– Nie wątpię, kotku – zachichotała. – Zresztą za-
sługujesz na coś więcej niż tylko pozostawienie cię
samemu sobie. Wiedz, że nie oddzwaniam z powodu
własnych problemów. To nie ma nic wspólnego z tobą.
Jeśli to nie był najstarszy i najbardziej typowy kosz
na świecie, to Eric nic nie wiedział o życiu. Pomyślał
zrezygnowany, że skoro tak, to nic już na to nie
poradzi.
– Eric – zaczęła Chloe, kładąć dłoń na jego przed-
ramieniu. – Wiem jak to zabrzmiało: ,,To nie przez ciebie,
to przeze mnie’’. Takie teksty są strasznie bolesne dla
drugiej osoby.
– Cieszę się, że się zgadzamy przynajmniej pod tym
względem. – Nie oznaczało to, że poczuł się choć odrobinę
lepiej. W gruncie rzeczy czuł się tak, jakby ktoś go skopał
po głowie.
Zacisnęła dłoń na jego ręce, a następnie ją puściła
i oparła się o otwarte drzwi garbusa. Mocno zaciskała
szczęki, jakby powstrzymała się od przekleństw.
234
Alison Kent
Eric oparł ręce na biodrach i przyglądał się tłoczą-
cym się na drodze samochodom ludzi wracających
z lunchu.
– Wiesz co, Chloe, jeśli nie potrafisz mi wyjaśnić, co
naprawdę myślisz, to nic tu po mnie. Wydawało mi się, że
nasza znajomość wykroczyła już poza etap skrępowania
własnym towarzystwem.
Wykonał ruch, jakby chciał się odwrócić, lecz za-
trzymała go szeptem.
– Zaczekaj.
Znieruchomiał. Chloe odetchnęła głęboko.
– Nie daję za wygraną – oświadczyła. – Nie odrzucam
też tego, co między nami zaszło. Nie jestem jednak
gotowa na związek z tobą. Ostatnio za bardzo skoncen-
trowałam się na sobie i swojej przeszłości. To ma związek
z wizytą Aidana. I z tobą...
– Jak to ze mną?
– Potwornie mnie przerażasz. – Jej głos się załamał.
Drzwi samochodu zaskrzypiały, gdy oparła się o nie całym
ciężarem ciała. – Mówisz o miłości i w twoich ustach
wszystko brzmi tak prosto. Tymczasem ja nigdy nie
spotkałam się z czymś równie skomplikowanym. Poza
tym kochanie kogoś przychodzi mi z wielkim trudem. Nie
znałam własnej matki. Mój ojciec to despotyczny palant.
– Urwała, powoli zamknęła drzwi i oparła czoło o zgięcie
w dachu. – Skąd niby mam wiedzieć, czym jest miłość?
Potrafił odeprzeć wszystkie jej kiepskie argumenty.
Zajmowała się nim dalsza rodzina. Ona miała czterech
braci.
Poza tym Eric żywił do Chloe uczucia, które w swoim
przekonaniu dość jasno wyraził. Martwił się, że wciąż
235
Trzy życzenia
tego nie zrozumiała. Postanowił więc powiedzieć to, co
chciał jej powiedzieć, a potem zdać się na nią.
– Chloe, mam świadomość, że oboje spełniliśmy wa-
runki umowy, którą zawarliśmy. Wiem, że wykorzystałem
wszystkie trzy należne mi życzenia. Niemniej chcę jeszcze
jednego. – Posuwał się stanowczo zbyt daleko, ale czy na
tym etapie ich znajomości miał jeszcze coś do stracenia?
Nie odrywając głowy od dachu auta, Chloe spojrzała
z ukosa na Erica.
– Wydaje mi się, że mogę wyjść poza swoje mury
obronne na krótką chwilę, aby wysłuchać, co masz mi do
powiedzenia.
Widząc uśmiech na jej ustach, Eric poczuł skurcz
w żołądku.
– W poniedziałek Młoty Haydona uczestniczą w tur-
nieju z okazji Dnia Pamięci. Chciałbym, żebyś się zjawiła.
Kręciła przecząco głową, jeszcze zanim skończył.
– Nie mogę. Ray organizuje grilla. Obiecałam, że
przyjdę.
– Nie ma sprawy. Nie musisz grać. Wystarczy, że się
pokażesz.
Zmarszczyła brwi i wyprostowała się.
– Wydawało mi się, że podobała ci się moja gra.
Eric się roześmiał, chociaż był daleki od wesołości.
– Nie pomyliłaś się. Naprawdę dobrze grasz.
– Więc o co chodzi? Szukasz osobistej cheerleaderki?
– Niezupełnie. Szukam kogoś, kto zagra ze mną na
poważnie.
Ściągnęła okulary, a Eric brnął dalej, wyrzucając z sie-
bie wszystko to, co chciał powiedzieć, zanim przypomniał
sobie, jak na niego działają te ogromne fiołkowe oczy.
236
Alison Kent
– Chcę, żeby nasz związek był trwały. Chcę, żebyś
w poniedziałek jasno powiedziała mi, czy tego chcesz, czy
nie. Jeśli się nie pojawisz, uznam to za odpowiedź
odmowną i ostateczną.
Serce Erica łomotało jak oszalałe. Odwrócił się i od-
szedł, zastanawiając się, jak mu się uda przetrwać najbliż-
sze dwa dni, zanim się dowie, czy zwyciężył. Albo czy
poniósł równie sromotną klęskę jak Cary Grant, oczekują-
cy na szczycie Empire State Building na kobietę, która
nigdy się tam nie zjawiła.
Słońce rozgrzewało ciepłymi promieniami Stratton
Park oraz nagie ramiona przygnębionego Erica. Jego
drużyna przegrywała i wszystko wskazywało na to, że
wieczorem przyjdzie mu postawić całą masę piwa.
Nie byłoby to dla niego aż tak bardzo bolesne, gdyby
nie fakt, że coraz dotkliwiej odczuwał, jak jego przyszłość
wali się w gruzy.
Chloe nie przyszła na mecz.
Po umyśle Erica krążyły setki scenariuszy możliwych
wypadków. Brał pod uwagę, że jej garbus zderzył się
z samochodem turystów jadących na wakacje, a ją
zeskrobywano z chodnika, podczas gdy on w najlepsze
grał w siatkówkę.
Przypuszczał też, że mogła utknąć przy grillowaniu
kotletów lub pojechać po dodatkową porcję piwa dla
Raya... i po drodze zderzyć się z innym samochodem,
a teraz ją zeskrobywano z chodnika, kiedy on w najlepsze
grał w siatkówkę.
Zdawał sobie sprawę, że te pomysły są niedorzeczne,
Chloe po prostu uznała, że lepiej będzie, gdy wszystko
237
Trzy życzenia
zostanie po staremu, a ona nie będzie się angażowała
w stały związek.
Wypił jasnopomarańczowy napój tonizujący i wycis-
nął pot z mokrej koszulki. Upał panujący na dworze
nikogo nie oszczędzał.
W parku tłoczyli się spacerowicze, którzy zjawili się
całymi rodzinami. Wszędzie na trawie leżały pary, na-
stolatki i dzieci. Po niebie krążyły latawce, ludzie rzu-
cali piłkami baseballowymi i frisbee. Zapach płonącego
węgla drzewnego oraz kiełbasek, kurczaków i hambur-
gerów mógł zachęcić każdego, jednak Eric stracił ape-
tyt.
Zamiast cieszyć się grą i świetną pogodą, patrzył
bykiem na każdego, z kim nawiązał kontakt wzrokowy.
Wszyscy ci szczęśliwi ludzie grali mu na nerwach. Czy oni
w ogóle mieli pojęcie, co świętowali? Dla nich liczyło się
tylko to, że nie musieli iść do pracy. Eric szczerze wątpił,
czy choć połowa kręcących się po parku osób potrafiłaby
cokolwiek powiedzieć na temat Dnia Pamięci. Nie za-
sługiwali na to, aby się dobrze bawić.
Pomimo przygnębienia zastanowił się jednak, jakie ma
prawo oceniać ludzi, których kompletnie nie zna. Powi-
nien raczej zastanowić się nad sobą. Nie potrafił nawet
skłonić swojej księżniczki do przyjścia na mecz siatkówki.
Zresztą wszystko jedno. Komu potrzeba księżniczki?
Dobrze się stało, że jego księżniczka pokazała swoją
prawdziwą naturę, zanim jego zbroja kompletnie za-
rdzewiała. Teraz mógł się zająć tylko i wyłącznie pocie-
szaniem skrzywdzonych dam. Z drugiej strony jednak...
– Do jasnej cholery, Chloe. Nie jesteś osobą, która
tak łatwo mogłaby mnie rzucić. Nie wierzę, że dałaś
238
Alison Kent
za wygraną – mruknął pod nosem. No tak, musiał
to przyznać. Gdy usłyszał to, co dotąd kłębiło się mu
po głowie, uświadomił sobie, jak trafne są jego przemyś-
lenia.
Musiał je przyjąć do wiadomości. Oparł dłonie na
biodrach, zwiesił głowę i pogrążył się w rozmyślaniach.
Chloe z niego zrezygnowała.
Najwyraźniej był skazany na życie z przerośniętym
kundlem o grubych łapach. Bezwarunkowa miłość zwie-
rzęcia musiała mu wystarczyć.
– Ej, Haydon! Do boju.
– Zaraz. – Pobiegł do samochodu, cisnął koszulkę na
podłogę i wyciągnął świeżą. Potem wrócił do gry.
Tak, z czasem mu przejdzie.
– Składasz rezygnację? Co to ma znaczyć, że składasz
rezygnację?
– Nie możesz odejść. Jesteś członkinią zarządu.
– Jesteś dZIEWCZYNĄ w dROGERII. Nikt nie może
cię zastąpić, pomyśl tylko, co robisz.
– Chloe, to co mówisz, nie ma sensu. Wspólnie
zakładałyśmy tę firmę.
– Nawet jeśli to co mówisz ma sens, to i tak za-
chowujesz się głupio. Chloe, naprawdę dobrze się za-
stanowiłaś?
Chloe miała na sobie obcisłą czarną spódnicę, a do niej
bluzkę bez rękawów i sweterek z jasnoróżowego kasz-
miru. Ze skrzyżowanymi nogami siedziała przy stole
konferencyjnym i kołysała stopą. Ręce położyła na udach
i cierpliwie czekała, aż jej przyjaciółki ochłoną po począt-
kowym szoku.
239
Trzy życzenia
Zwlekała z ogłoszeniem podjętej decyzji aż do samego
końca zebrania. Uznała, że będzie to najlepsza chwila na
złożenie przez nią propozycji, bowiem po burzy mózgów
wszystkie partnerki poczują się wyczerpane i niezbyt
skłonne do dyskusji.
Gdy hałas ucichł i zapadła złowróżbna cisza, Chloe
rozejrzała się po pokoju i przyjrzała zapatrzonym
w nią twarzom. Przyjaciółki miały takie miny, jakby
zgodnie posądzały ją o postradanie zmysłów. Prawdę
mówiąc, ona sama się zastanawiała, czy do tego nie
doszło.
Macy, rozbrykane dziecko. Lauren, eteryczna wierzba.
Kinsey, mistyczka. Melanie, czarodziejka techniki. Syd-
ney, klasyczna piękność.
Chloe mogła się tylko uśmiechnąć i cieszyć z postawy
przyjaciółek. W jej oczach pojawiły się łzy radości.
– Nawet nie macie pojęcia, jak was kocham – wes-
tchnęła głęboko. – Jesteście cudowne i bardzo dużo wam
zawdzięczam.
Sydney zmarszczyła brwi, gwałtownie zamrugała
oczami i postukała ostrym końcem ołówka w notatnik.
– Niczego nam nie zawdzięczasz, Chloe. Nie wiem, co
takiego miałabyś nam zawdzięczać.
Chloe nie widziała powodu, aby ukrywać prawdę.
Chciała być całkowicie szczera ze swoimi przyjaciółkami.
Wzięła głęboki oddech i odchrząknęła.
– Przez cały czas miałyście do czynienia z oszustką.
Tak wygląda rzeczywistość.
– Oszustką? – zaskrzeczała Melanie, wstając z miejsca
i przewracając krzesło. Poprawiła je, usiadła wygodnie
i wbiła wzrok w przyjaciółkę. – Kobieto, myśl. Jesteś
240
Alison Kent
najbardziej otwartą, uczciwą, szczerą i bezpośrednią
osobą, jaką znam. Nie ma w tobie cienia fałszu.
Chloe na chwilę przymknęła oczy, uświadamiając sobie,
że sytuacja jest znacznie bardziej kłopotliwa, niż się jej
wydawało. Nawet bolesne zaciskanie palców nie pomagało.
– No dobrze. Niech będzie. Szczerze mówiąc, jestem
jaka jestem. Ale to nie ma nic wspólnego ze światem mody.
Wstała, jednocześnie podnosząc z podłogi skórzaną
teczkę, w której ukryła pięć skryptów. Przygotowała je
samodzielnie, wykorzystując informacje i sugestie uzys-
kane od Deanny i Poe podczas kilku spędzonych z nimi
lunchów i kolacji.
Przemyślenia najlepszej projektantki dOSKONA-
ŁEJ-dZIEWCZYNY oraz kierowniczki działu zakupów
dały Chloe pewność, że jej plany są sensowne. Robiła to,
co należało zrobić. Poza tym, po raz pierwszy w życiu
zamierzała zachować się uczciwie wobec siebie.
Oznaczało to, że będzie uczciwa także wobec Erica.
Nadszedł czas, aby wreszcie się z tym pogodziła. Wiedzia-
ła jednak, że musi zacząć od początku...
– Lepiej się przygotujcie na wstrząs, dziewczyny.
Chloe przycisnęła skrypty do piersi i opowiedziała
przyjaciółkom historię swojego życia. Wyjaśniła, że nie
miała wyboru i musiała studiować projektowanie odzie-
ży, podczas gdy interesował ją wyłącznie sport. Podzieliła
się wiadomością o niespodziewanej wizycie Aidana, a tak-
że o swojej rozmowie z Poe, która zresztą wyraziła na to
zgodę. Powołała się na rozmowę z Annabell, bo była ona
dla niej najsilniejszym impulsem do uczciwego przemyś-
lenia swoich zawodowych wyborów.
Chloe wiedziała już, że dobieranie kosmetyków
241
Trzy życzenia
i akcesoriów jest interesujące, lecz nie odmieni życia
żadnej dziewczyny. Chciała czegoś innego. Pragnęła
poznać bogactwo doznań płynących z tego, co się robi
zgodnie z własnym upodobaniem.
– Wiem, że to nie jest szczególnie konwencjonalny
sposób przeprowadzania zmian w strukturach dOSKO-
NAŁEJ-dZIEWCZYNY – zakończyła swoje wywody
i obeszła stół, rozdając skrypty. – Musiałam się jednak
przekonać, czy potrafię opracować realistyczny plan dzia-
łania. To, co leży przed wami, to tylko ogólny zarys
mojego pomysłu, lecz powinnyście znaleźć w nim od-
powiedzi na większość narzucających się pytań.
Sydney pobieżnie przejrzała pierwszą stronę doku-
mentu i popatrzyła Chloe w oczy.
– dORADCA dZIEWCZYNY? Chcesz stworzyć dział
doradczy? – zdumiała się.
Chloe powróciła na swoje miejsce i stanęła za krzes-
łem, mocno zaciskając dłonie na jego oparciu.
– Nazwę możemy ustalić wspólnie. Bardziej inte-
resują mnie ogólne podstawy działania. Dysponujemy
ogromnymi wpływami. Chcę je wykorzystać do zrobienia
czegoś więcej niż dotąd.
– Czy dobrze rozumiem, że chodzi o coś więcej niż
tylko udzielanie porad? Chcesz wyjść poza to, co robi
Macy w swoim dziale? – dopytywała się Lauren, a w jej
oczach błyszczały iskierki entuzjazmu.
Jej reakcja całkowicie zadowoliła Chloe.
– Właśnie tak. Doradztwo to tylko część obowiązków
nowego działu. Chcę stworzyć coś więcej. Zamierzam
udzielać także rad zawodowych, organizować kursy
umiejętności, a nawet organizować wyjazdy.
242
Alison Kent
– Spotkania integracyjne? – spytała Macy.
– Jasne. Czemu nie? Dziewczyny mają prawo do
rozrywki. – Chloe rozejrzała się wokół, sprawdzając
reakcje pogrążonych w lekturze przyjaciółek.
Chloe ponownie zaczęła okrążać stół, chcąc zamanifes-
tować swój zapał. Poczuła na sobie uważne spojrzenie
pięciu par oczu.
– Nie oczekuję, że już dzisiaj podejmiemy stosowne
decyzje. Nie mam też zamiaru dawać wam dwutygo-
dniowego terminu na udzielenie ostatecznej odpowie-
dzi. Cała koncepcja wymaga mnóstwa przygotowań,
badań i dyskusji. Jestem jednak zdecydowana wprowa-
dzić swoje plany w życie. Jeśli nie w dOSKONA-
ŁEJ-dZIEWCZYNIE, to gdzie indziej. – Znowu za-
trzymała się za krzesłem i głęboko odetchnęła. – Właś-
nie dlatego we wrześniu wracam na uniwersytet. Nie
sądzę, aby dyplom z projektowania mody upoważniał
mnie do prowadzenia chociażby wyjazdów integracyj-
nych.
– A co z dZIEWCZYNĄ w dROGERII i dROBIAZ-
GAMI dZIEWCZYNY? – zaniepokoiła się Melanie. – Nie
chcesz chyba wylewać dziecka z kąpielą?
– Skądże. Pomyślałam także o tym. – Chloe nie
potrafiła ukryć szerokiego uśmiechu, który rozjaśnił jej
twarz.
Jeśli jej przyjaciółki były przekonane, że oszalała, to
ciekawe, jak się zachowają, gdy im powie o Poe.
Chloe Zuniga weszła do ,,Przerwy u Haydona’’, nie
zwracając uwagi na panujący tam hałas. Miała do speł-
nienia misję i nie zamierzała się zniechęcać facetami
243
Trzy życzenia
o grubiańskich manierach, ordynarnymi zaczepkami ani
smrodem potu i przetrawionego piwa.
Kończył się czerwiec, a rozgrywki ligi baseballu szły
pełną parą. Chloe wiedziała, jak ważny dla Erica jest sport,
i miała świadomość, że dobiegające z telewizora odgłosy
uderzanej piłki są dla niego najpiękniejszą muzyką.
W świetle swoich niedawnych odkryć, dotyczących jej
prawdziwej osobowości, nie mogła uwierzyć, że kiedykol-
wiek wątpiła w sens fascynacji Erica. Chloe pamiętała
także, jak ogromne znaczenie miała dla niej siatkówka,
którą interesowała się przez siedemnaście lat.
To na pewno przeznaczenie, że dzieli z Erikiem
zamiłowanie do sportu. To znak, że są dla siebie stworze-
ni. Kinsey z pewnością mogłaby to potwierdzić.
Tego wieczoru, kiedy się kochali, opowiedział jej
o baseballu. O grupce dzieci, z którymi chodził na mecze.
O rodzinie, z którą dorastał, która zachęcała go do
rozwijania swoich zainteresowań. O marzeniach pogrze-
banych wraz z poważną kontuzją, której nikt nie zawinił.
Powiedział jej, że dzięki niej stał się lepszym człowie-
kiem. Nie wierzyła mu. Nic takiego, co mu okazywała lub
ofiarowała, nie mogło go zmienić w lepszego człowieka.
Żywiła tylko nadzieję, że jej sobie nie odpuścił, kiedy
intensywnie pracowała nad wzmocnieniem swojej nowej
tożsamości.
O co jej znowu chodzi? Przecież to jasne, że jej sobie
nie odpuścił. Gdyby tak się stało, kopnęłaby go tak, że
poleciałby na księżyc. Tak sobie przynajmniej powtarza-
ła. Potrzebowała jak największej pewności siebie, aby
przetrwać kolejnych kilka minut. Dzisiejszy strój dobrała
równie starannie jak ten, który włożyła dwa miesiące
244
Alison Kent
temu, wybierając się do ,,Przerwy u Haydona’’. Miała
także podobny cel: przekonać Erica, że jest jedynym
mężczyzną nadającym się do wykonania pewnego zada-
nia. Wówczas potrzebowała go do ratowania swojej
reputacji. Tym razem miał przyjąć jej wdzięczność...
i miłość.
Jej spódnica sięgała do połowy łydek i była bardzo
obcisła. Do niej dobrała bluzkę bez rękawów. Delikatny,
lekko różowy, kaszmirowy komplet opinał jej biodra,
uwypuklał wąską talię i modelował piersi, chociaż nie
wyglądał prowokacyjnie.
Na bose stopy włożyła sandały z paskiem na pięcie
i seksownymi dziurkami na czubku, przez które prze-
świtywały jaskrawo pomalowane paznokcie. Chloe
szczególnie uważnie zajęła się fryzurą i makijażem, toteż
nawet ona sama musiała przyznać, że prezentuje się
korzystnie.
Wielu klientów Erica podzielało tę opinię i głośno
dawało temu wyraz. Chloe ignorowała jednak entuzja-
styczne gwizdy, okrzyki aprobaty i wrzaski typu: ,,Ej,
maleńka, mam, czego ci potrzeba!’’. Zmierzała prosto
przed siebie, do celu, którym był on. Właśnie nalewał
piwo z kranika za barem. Miał na sobie niebieskie obcisłe
dżinsy, białą podkoszulkę i czerwony firmowy ręcznik,
zwisający zza tylnej części pasa. Ręcznik tak wspaniale się
układał na pośladkach Erica, że Chloe miała ochotę
zakraść się od tyłu i solidnie go uszczypnąć. Był fantas-
tycznie przystojny!
Odwrócił się i przesunął kufel w stronę klienta w tej
samej chwili, gdy Chloe zatrzymała się przy barze. Jego
oczy się rozszerzyły, potem pojaśniały, a na koniec
245
Trzy życzenia
pojawiła się w nich niepewność. Chloe postanowiła
skoncentrować się na pierwszej reakcji. Uznała, że niepe-
wność to absolutnie nieuzasadnione zachowanie obron-
ne. Stanęła między dwoma stołkami, nie decydując się na
zajęcie miejsca siedzącego. Przycisnęła mocno do piersi
paczkę, którą targała od samochodu.
Zachowując widoczną rezerwę, Eric przywitał się
neutralnie i w stylu prawdziwego barmana.
– Co podać? Napój niskokaloryczny? Kieliszek cos-
mopolitana?
Nie oszukał jej jednak.
– Miło, że pamiętasz – uśmiechnęła się.
Sięgnął po ręcznik i wytarł ręce. Cały czas wydawał się
zaniepokojony.
– Pamiętam jeszcze sporo innych rzeczy.
Potrafiła wyczytać w jego oczach, jak wiele pamięta.
Wiedziała, że miał na myśli nie tylko jej odejście, ale także
ból, jaki mu sprawiła. Ta świadomość dała jej odwagę, aby
mówić dalej. Chciała pokazać mu, jak bardzo go kocha.
– Eric, możemy porozmawiać w twoim gabinecie?
Tylko przez chwilę. Mam coś dla ciebie.
Oderwał wzrok od jej twarzy, lecz kiedy pokazała mu
paczkę na dowód, że nie kłamie, zmarszczył brwi. Przez
chwilę była przekonana, że każe jej odejść. Potem do-
strzegła w jego oczach znajomy błysk.
– Jason! – Eric zawołał przez ramię. – Zajmij się ba-
rem. Zaraz wracam.
Chloe odetchnęła głęboko i odsunęła się od baru. Jak
dotąd, wszystko szło zgodnie z planem. Kolana trzęsły się
jej jak galareta, lecz zdołała pójść za Erikiem do jego
gabinetu. Popchnął drzwi i puścił ją przodem do środka.
246
Alison Kent
Weszła, celowo ocierając się ramieniem o klatkę pier-
siową Erica. W tej jednej krótkiej chwili wyczuła, jak
mocno bije jego serce. Był ciepły i tak cudownie znajomo
pachniał. Wiedziała, że nigdy by sobie nie wybaczyła,
gdyby coś pokręciła. Nie darowałaby też Ericowi, bowiem
to on sprawił, że się w nim zakochała. Nic nigdy nie
przerażało jej równie mocno jak całkiem realna moż-
liwość, że zbyt długo zwlekała.
Zamknął drzwi i podszedł do biurka, odgradzając się od
niej tym obszernym meblem. Miała ochotę przeskoczyć
przeszkodę i rzucić się Ericowi w ramiona. Chciała
zażądać, aby dał jej jeszcze jedną szansę. Zamiast tego
jednak wręczyła mu paczkę wielkości gazety, owiniętą
w brązowy papier pakowy.
Ostrożnie przyjął dar.
– Co to takiego?
– Podziękowanie. – Splotła palce rąk i oparła dłonie na
brzuchu. – Spóźniona oznaka wdzięczności za twoje
zaangażowanie w ocalenie mojego dobrego imienia.
– Masz na myśli tę naszą wymianę uprzejmości?
Ocaliłem twoje dobre imię? – Na jego poważnej twarzy
pojawiło się rozbawienie.
– Wiem, że cię zraniłam, kotku. Uwierz, jest mi
naprawdę ogromnie przykro. Szkoda, że nie mogę cofnąć
się w czasie i zrobić wszystkiego inaczej, ale chciałabym
przynajmniej... Czy mógłbyś po prostu otworzyć paczkę,
którą ci dałam?
Przez jedną koszmarną chwilę wyczuła jego wahanie.
Wyraźnie miał ochotę odsunąć od siebie zapakowany
prezent i zemścić się na niej. Potem wzruszył ramionami.
– Jak sobie życzysz, księżniczko.
247
Trzy życzenia
Jednym ruchem zdarł papier i wbił wzrok w prostą,
czarną ramkę.
Chloe czekała z sercem podchodzącym pod gardło.
Czekała.
Czekała, aż uważne spojrzenie Erica przesunie się po
podpisanej fotografii, podobnej do tych, które wisiały
u niego w gabinecie. Rzecz w tym, że osoba na zdjęciu nie
była znanym sportowcem ani nawet miejscową osobis-
tością świata sportowego.
Był to portret Chloe, stojącej na piasku w Stratton
Park, tyłem do siatki i z piłką do siatkówki w dłoniach.
Miała na sobie tenisówki, długie, dżinsowe szorty i ko-
szulkę Młotów Haydona.
Pod zdjęciem widniał autograf, napisany grubym,
czarnym flamastrem: ,,Ericowi, który bez skrępowania
wdarł się w moje uczucia. Jestem gotowa grać w twojej
drużynie. Kocham cię. Chloe’’.
Zrobiła zbyt mało i zbyt późno. Chciała mówić, pytać,
lecz brakowało jej tchu, jej usta drżały, a Eric nie odzywał
się ani słowem. Nawet się nie poruszał.
Nie powinna była do niego przychodzić. Kilka tygodni
temu poinformował ją, że ich układ jest już nieaktualny.
Nie przychodząc na mecz siatkówki, zaprzepaściła swoją
szansę...
Podniósł wzrok. Wstrzymała oddech.
Jego oczy promieniały i czaiły się w nich ogromne emocje.
Wyszedł zza biurka i podszedł... nie, nie do niej. Zbliżył się
do... kanapy? Nie, nie do kanapy. Do kosza na śmieci w rogu
pokoju! Chloe miała ochotę zamknąć oczy. Wiedziała, że
zaraz ucieknie z krzykiem i nigdy już tu nie wróci.
Eric wyciągnął rękę nad koszem i zdjął jedno ze zdjęć
248
Alison Kent
ze swojej galerii. Była to fotografia z autografem Anny
Kurnikowej. Gdy wylądowała w śmieciach, Chloe o mało
się nie zakrztusiła. Eric zawiesił prezent w samym środku
swojej kolekcji, a Chloe pobiegła do niego i rzuciła się
w jego ramiona, łkając z radości i ulgi.
Eric złapał ją i zakręcił nią tak mocno, że myślała, iż
zemdleje. Kręciło się jej w głowie, lecz śmiała się radośnie.
– Eric, postaw mnie na ziemi, zanim zwymiotuję ci na
głowę. – Stuknęła go pięścią w ramię.
Eric zwolnił i posłusznie puścił Chloe. Jej kaszmirowa
spódnica zadarła się i zatrzymała na wysokości talii.
Sięgnęła, aby poprawić ubranie i zasłonić pośladki, lecz
zanim to zrobiła, Eric zdążył jej wlepić solidnego klapsa.
– Ejże! Nie tak traktuje się księżniczkę. – Eric cały czas
trzymał ją w talii, dlatego musiała się odchylić, aby ujrzeć
jego twarz. – Zwłaszcza księżniczkę, która cię kocha.
Zamrugał i uśmiechnął się, a potem objął dłońmi tył
głowy Chloe. Przysunął ją blisko, na kilka sekund przycis-
kając usta do jej włosów. Uważnie wpatrywała się
w tętno widoczne na jego szyi. Pogłaskała go po klatce
piersiowej.
Zrozumiał, co oznacza ten prezent, i docenił jego wagę.
Była najszczęśliwszą kobietą na świecie.
– Wiesz, że mało brakowało, a dałbym za wygraną
i zrezygnował z ciebie? – spytał i otoczył ramieniem jej
szyję. Skierowali się do drzwi.
Wiedziała, że musi wracać do pracy. Mieli mnóstwo
czasu. Całą wieczność.
– Co mogę powiedzieć, kotku? Cierpliwość popłaca.
– To najbardziej romantyczne słowa, które dzisiaj
usłyszałem.
249
Trzy życzenia
– Jeszcze bardziej niż te, w których ci wyznałam, że
cię kocham?
– Akurat te chyba mi umknęły. Mogłabyś je po-
wtórzyć?
Chloe przyłożyła dłoń do jego policzka, wspięła się na
palce i zastąpiła rękę pocałunkiem.
– Kocham cię, Eric.
– Och, Chloe. Łamiesz mi serce.
– Chodź, kotku. Postawię ci drinka, a ty mi o tym
opowiesz. Doktor Chloe to znana specjalistka od spraw
sercowych. – Wzięła go za rękę i poprowadziła do baru.
– Zaczekaj chwilę – poprosił i wysunął dłoń z jej ręki.
Wrócił do gabinetu, wygrzebał zdjęcie Anny Kurnikowej
z kosza i wsunął je do dolnej szuflady biurka.
– Na wszelki wypadek – oświadczył i mrugnął do
Chloe, która uniosła pytająco brwi. Zgasił światło w gabi-
necie i wyszedł.
Zanim zapadła ciemność, Chloe posłała chłodne spoj-
rzenie w kierunku biurka. Biedna tenisistka – nie ma
szans. Nie było możliwości, aby Chloe dała się usunąć
z drużyny Erica.
250
Alison Kent