ISAIAH BERLIN
NACJONALIZM:
(...) powiedzieć chcę kilka słów o pochodzeniu europejskiego nacjonalizmu, rozumianego jako stan umysłu. Nie chodzi mi tu tylko o poczucie narodowe, którego źródła odnaleźć można w świadomości plemiennej w najwcześniejszym okresie udokumentowanej historii. Mam na myśli jego wyniesienie do rangi świadomej siebie doktryny, będącej jednocześnie rezultatem, sposobem artykulacji i syntezą pewnych stanów świadomości, doktryny uznanej przez obserwatorów życia społecznego za potężny instrument oddziaływania. W tym sensie nacjonalizm nie istniał, jak się zdaje, ani w starożytności, ani w chrześcijańskim Średniowieczu. Rzymianie mogli gardzić Grekami, Cyceron mógł wyrażać się obraźliwie o Żydach, a Juvenal o ludziach Wschodu w ogóle, ale była to jedynie ksenofobia. Widzimy żarliwy patriotyzm u Machiavellego i Szekspira - i jego długą, daleko wstecz sięgającą historię. Nie uważam za nacjonalizm samej tylko dumy z przodków - wszyscy jesteśmy synami Kadmosa, wszyscy pochodzimy z Troi, jesteśmy potomkami tych, którzy zawierali przymierze z Panem, wyrastamy z rodu zdobywców, Franków lub Wikingów, prawem podboju rządzimy synami Gallo-Rzymian i celtyckich niewolników.
Przez nacjonalizm rozumiem coś bardziej określonego, ideologicznie ważnego i groźnego: mianowicie przekonanie, że po pierwsze, ludzie przynależą do pewnej określonej grupy, odróżniającej się od innych sposobem życia; że cechy jednostek tworzących grupę ukształtowane zostały i mogą być zrozumiałe jedynie w kontekście cech grupy definiowanych w kategoriach wspólnego terytorium, obyczajów, praw, wspomnień, wierzeń, języka, form artystycznej i religijnej ekspresji, instytucji społecznych i stylów życia, do czego niektórzy dodają dziedziczność, wspólnotę krwi i cechy rasowe; że wreszcie te właśnie czynniki kształtują ludzi, ich cele i wartości.
Po drugie, że model życia społecznego podobny jest do modelu życia biologicznego organizmu; że to, czego organizm ów potrzebuje do prawidłowego rozwoju, a co najlepiej odczuwający jego naturę potrafią wyrazić językiem słów, obrazów lub poprzez inne formy ludzkiej ekspresji, określa zbiorowe cele organicznego społeczeństwa; że są to cele najwyższe, które w razie konfliktu z innymi wartościami, nie będącymi pochodną specyficznych celów specyficznego „organizmu” - intelektualnymi, religijnymi, moralnymi, osobistymi czy uniwersalnymi - winny przeważyć, tak bowiem tylko może być zażegnana groźba upadku i zagłady narodu. Że, co więcej, nazwać model życia społecznego organicznym to tyle, co powiedzieć, że nie może on być sztucznie tworzony przez jednostki czy grupy, jakkolwiek silna by była ich pozycja, o ile nie są one przeniknięte zakorzenionymi w historii wzorami działania, myślenia i odczuwania, bowiem te właśnie duchowe, emocjonalne czy materialne wzory życia, radzenia sobie z rzeczywistością, a nade wszystko postępowania ludzi wobec siebie wzajem, determinują wszystko inne, tworzą narodowy organizm - naród - bez względu na to, czy istnieje on pod postacią państwa, czy nie. Dalej, wynika stąd, że nie jednostka i nie dobrowolne zrzeszenie, które można wedle woli rozwiązać, zmienić czy porzucić, ale naród jest tą zasadniczą społeczną całością, w ramach której urzeczywistnia się w pełni natura człowieka; że to dzięki powstaniu i istnieniu narodu egzystować mogą całości społeczne niższego rzędu - rodzina, szczep, klan, prowincja - bowiem ich natura i cel, często nazywane znaczeniem, są pochodnymi natury i celów narodu, które odkryć się dają nie poprzez rozumową analizę, ale przez specyficzną, niekoniecznie w pełni uzmysłowioną świadomość jedynego w swym rodzaju związku łączącego poszczególne jednostki w nierozerwalną i nierozkładalną organiczną całość, przez Burke'a utożsamianą ze społeczeństwem, przez Rousseau z ludem, przez Hegla z państwem, a która dla nacjonalistów - bez względu na strukturę społeczną i formę rządów - może być tylko narodem.
Po trzecie, pogląd ten łączy się z mniemaniem, że jednym z najmocniejszych, może najmocniejszym argumentem za posiadaniem określonych przekonań, postępowaniem w określony sposób, służeniem określonym celom, za takim czy innym sposobem życia jest to, że cele te, przekonania, sposoby postępowania i życia są nasze. Równa się to stwierdzeniu, że do tych reguł, doktryn i zasad należy stosować się nie dlatego, że wiodą one do cnoty, szczęścia, sprawiedliwości czy wolności lub że są nakazane przez Boga, Kościół, suwerena, parlament lub inny powszechnie uznawany autorytet, nie dlatego, że same w sobie są one dobre lub słuszne, że z samych siebie czerpią swą moc, że obowiązują powszechnie, wszystkich ludzi w danej sytuacji - należy ich przestrzegać, ponieważ są one wartościami mojej grupy, a dla nacjonalisty - mojego narodu. Myśli te, uczucia i sposoby postępowania są dobre lub słuszne, utożsamiając się z nimi zrealizuję się w pełni lub osiągnę szczęście, ponieważ stanowią one wymóg tej szczególnej formy życia społecznego, w której urodziłem się, w którą wrosłem i z którą związany jestem, jak mówił Burke, tysięcznymi nićmi sięgającymi w przeszłość i przyszłość mojego narodu, bez której - by posłużyć się inną metaforą - jestem jak liść, jak gałązka oderwana od drzewa, jedynego dawcy życia. Jeśli przeto wskutek zewnętrznych okoliczności lub z własnej woli zostanę odłączony od narodu, stracę wszelki cel, zacznę obumierać; w najlepszym razie pozostaną mi nostalgiczne wspomnienia czasu, kiedy byłem prawdziwie żywy i czynny, pełniąc tę funkcję w modelu narodowego życia, której zrozumienie nadawało znaczenie i wartość wszystkiemu, czym byłem i co czyniłem.
Taką kwiecistą i emocjonalną prozą posługiwali się Herder, Burke, Fichte i Michelet, a po nich rozmaici wskrzesiciele narodowego ducha - zrazu wśród drzemiących ludów słowiańskich prowincji austriackiego czy tureckiego imperium i narodowości cierpiących ucisk pod rządami carów - później zaś na całym świecie. Istnieje różnica między tezą Burke'a, że gatunek posiada mądrość niezależną od ewentualnej głupoty jednostek, a późniejszym o kilkanaście lat oświadczeniem Fichtego, że jednostka musi zaniknąć pochłonięta i uszlachetniona przez gatunek. Jednak ogólna tendencja jest ta sama. Taki nasycony wartościami język może niekiedy udawać, że ma charakter opisowy i służy jedynie prezentacji pojęć wspólnoty narodowej czy historycznego rozwoju. Jednak wpływ jego na ludzkie postępowanie jest - zgodnie z intencją tych, którzy się nim posługują - również silny, jak oddziaływanie języka prawa natury, praw człowieka, teorii walki klas lub którejkolwiek z wielkich idei, które ukształtowały nasz świat.
W toku ewolucji, której kierunek nie powinien budzić zdziwienia, nacjonalizm w swej rozwiniętej formie doszedł do stanowiska głoszącego, że w razie niemożności pogodzenia potrzeb organizmu, którego oto ja jestem cząstką, z celami innych grup, dla mnie czy dla społeczeństwa, do którego nieodłącznie należę, nie ma innego wyboru, jak zmusić, jeśli trzeba siłą, grupy te do ustąpienia. Usuwanie przeszkód jest konieczne, o ile moja grupa - nazwijmy ją narodem - ma swobodnie urzeczywistniać swoją prawdziwą naturę. Niczemu, co wchodzi w kolizję z moim, czyli mojego narodu najwyższym celem, nie może być przypisana równa temu celowi wartość. Nie ma nadrzędnego kryterium czy wzorca pozwalającego uhierarchizować rozmaite wartości związane z życiem, specyfiką i aspiracjami różnych grup narodowych, bowiem wzorzec taki musiałby mieć charakter ponadnarodowy; zamiast być częścią, elementem danego organizmu społecznego, musiałby czerpać swą moc ze źródeł zewnętrznych wobec owego społeczeństwa - być czymś uniwersalnym, jak prawo natury czy naturalna sprawiedliwość dla tych, którzy w nie wierzą. Ale, w myśl relacjonowanego poglądu, takie odwoływanie się do uniwersalnych zasad oparte jest na fałszywej wizji natury ludzkiej i historii, jako że wartości i wzorce z konieczności przynależą do określonego społeczeństwa, do narodowego organizmu i jego niepowtarzalnej historii, które stanowią jedyne kategorie umożliwiające jednostce i zrzeszeniom lub grupom, w skład których one wchodzą, pojmowanie (o ile w ogóle rozumie ona samą siebie) jakichkolwiek celów i wartości. Jest to ideologia organicyzmu, wierności, Volku będącego prawdziwym nośnikiem wartości narodowych, integralizmu i historycznych korzeni, ideologia la terre et les morts, woli narodu. Jest ona skierowana przeciwko siłom zniszczenia i rozkładu charakteryzowanym w ujemnych kategoriach odnoszących się do stosowania metod nauk przyrodniczych do spraw ludzkich - kategoriach takich jak: krytyczny, „analityczny” rozum, „chłodny” intelekt, destruktywny, „atomizujący” indywidualizm, bezduszny mechanizm, obce wpływy, płytki empiryzm, wykorzeniony kosmopolityzm, abstrakcyjne, lekceważące różnice kultur i tradycji pojęcia natury, człowieka i praw - jednym słowem, katalog określeń składających się na całą typologię cech przeciwnika, która rozpoczyna się na kartach dzieł Hamanna i Burke'a, osiąga szczyt u Fichtego i jego romantycznych następców, zyskuje systematyczny kształt u de Maistre'a i Bonalda, by powtórnie sięgnąć szczytu w pismach propagandzistów okresu pierwszej i drugiej wojny światowej, w skierowanych przeciwko Oświece- niu i wszystkim jego dziełom anatemach antyracjonalistycznych i faszystowskich pisarzy.
Język ten i kryjąca się za nim myśl, niosąc zwykle duży ładunek emocji, rzadko są w pełni jasne i spójne. Prorocy nacjonalizmu wypowiadają się niekiedy tak, jakby nadrzędne, ba, najwyższe wymagania narodu wobec jednostki stąd wynikały, że tylko jego życie, cele i historia dają życie i znaczenie wszystkiemu, czym jednostka jest i co czyni. To jednak nasuwa wniosek, że inni pozostają w podobnym związku z własnymi narodami, że stawiane im wymagania są równie ważne i nie mniej bezwzględne i że mogą one kolidować z pełnym urzeczywistnieniem celów czy „posłannictwa” innego narodu, tego na przykład, do którego należy dana jednostka, co z kolei zdaje się prowadzić w obrębie teorii do kulturowego relatywizmu, który, jeśli nawet nie jest formalnie sprzeczny z absolutyzmem przesłanek, to jednak źle z nim współbrzmi. Nadto otwiera to drogę wojnie wszystkich przeciwko wszystkim.
Niektórzy nacjonaliści próbowali uniknąć tej trudności, starając się dowieść, że dany naród czy rasa - powiedzmy niemiecka - przewyższa inne ludy, a jej cele mierzone pewnym obiektywnym, ponadnarodowym wzorcem sięgają ponad i poza ich cele; że jej kultura wychowuje ludzi, w których prawdziwe cele człowieka są bliższe całkowitego spełnienia niż u ludzi pozostających na zewnątrz tej kultury. Tak przemawia Fichte w swych późniejszych pismach (tę samą tezę odnaleźć można u Arndta i innych niemieckich nacjonalistów tego okresu). Ten sam sens ma obecna w myśli Hegla idea wyższego posłannictwa historycznych narodów, w miejscu i o czasie każdemu wyznaczonym. Nigdy nie można mieć do końca pewności, czy owi nacjonalistyczni pisarze chwalą swój naród z racji tego, jakim on jest, czy dlatego, że jego tylko wartości zbliżają się do pewnego obiektywnego ideału lub wzorca, który pojąć są zdolni, ex hypothesi, jedynie ci wybrańcy losu, którym dane jest mieć je za drogowskaz, podczas gdy inne społeczeństwa są na nie ślepe i mogą takimi pozostać na zawsze, co stanowi o ich obiektywnej niższości. Granica dzieląca te dwa sposoby myślenia jest często niewyraźna, jednak każdy z nich prowadzi do zbiorowego samouwielbienia, do którego europejski, a zapewne i amerykański nacjonalizm przejawiał przemożną skłonność.
Naród nie był, rzecz jasna, jedynym przedmiotem takiego uwielbienia. Jak uczy historia, podobny język i retoryka używane były dla utożsamienia rzeczywistych interesów jednostki z interesami jej Kościoła, kultury, klasy, kasty, partii; czasem interesy te pokrywały się lub zespalały w jeden ideał; kiedy indziej popadały w konflikt. Jednak historycznie rzecz biorąc - spośród wszystkich tych przedmiotów kultu i identyfikacji najpotężniejszą siłę atrakcyjną miało państwo narodowe. Prawdy tej w sposób szczególnie niszczycielski i tragiczny dowiódł rok 1914, kiedy państwo narodowe objawiło swą władzę nad obywatelami, tylekroć silniejszą od solidarności międzynarodowego ruchu robotniczego.
Od swoich narodzin w osiemanstym stuleciu nacjonalizm przybierał wiele postaci, zwłaszcza odkąd nastąpiło jego zlanie się z etatyzmem, doktryną supremacji państwa, w szczególności państwa narodowego, we wszelkich dziedzinach, a także od momentu zawarcia sojuszu z siłami dążącymi do uprzemysłowienia i modernizacji, dawniej przysięgłymi jego wrogami. Sądzę jednak, że bez względu na przybrane szaty zachował on cztery cechy, które starałem się powyżej w zarysie przedstawić: wiarę w nadrzędny charakter potrzeby przynależności narodowej, w organiczną współzależność wszystkich elementów konstytuujących naród, w wartość tego, co nasze, z tej po prostu racji, że jest nasze, wreszcie, w przypadku konkurencji ze strony innych pretendentów do autorytetu i wierności, w supremację wymagań stawianych przez naród. W zmiennym nasileniu i proporcjach elementy te odnaleźć można we wszystkich szybko rozwijających się ideologiach nacjonalistycznych szerzących się na całym świecie. (...)
Przełożył Sergiusz Kowalski
* Źródło: Isaiah Berlin, Dwie koncepcje wolności, w: Isaiah Berlin, Dwie koncepcje wolności i inne eseje,
wybór i oprac. Jerzy Jedlicki, <quotedblbase>Res Publica<quotedblright>, Warszawa 1991. Tytuł oryginału: Two Concepts of Liberty
w: Four Essays on Liberty, Oxford University Press, London 1969.
1