DWUGŁOS W SPRAWIE ARMII POLSKIEJ W AMERYCE
W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ
Od Redaktora „Opoki".
Otrzymałem ze Stanów Zjednoczonych dwa wielkiej wagi artykuły, poświęcone zupełnie nieznanej sprawie, jaką była nieurzeczywistniona możliwość utworzenia w Ameryce tuż po jej przystąpieniu do (drugiej) wojny światowej polskiej armii, opartej o przeprowadzony przez władze amerykańskie pobór przymusowy wśród obywateli amerykańskich narodowości polskiej.
Pierwszy z tych artykułów pochodzi spod pióra zmarłego przed wielu laty generała Izydora Modelskiego. Artykuł ten, nigdzie dotąd nie drukowany, napisany był blisko dwadzieścia lat temu. Został mi nadesłany przez zamieszkałego w Stanach Zjednoczonych magistra inżyniera Stefana Danielewicza, od 1928 roku członka Stronnictwa Narodowego, a pochodzi od spadkobierców autora, u których był przechowywany. Generał Modelski był postacią politycznie kontrowersyjną i drukując jego pośmiertny artykuł bynajmniej nie zamierzam okazywać solidarności z jego działalnością w rozmaitych okresach jego życia. Drukuje jego artykuł po prostu jako cenny dokument historyczny.
Są punkty w artykule generała Modelskiego, z którymi skłonny byłbym polemizować, ale nie czynię tego. Uważam, że artykuł zawiera — obok wiadomości o sprawie owej armii — kilka cennych informacji o tym, jak piłsudczycy zwalczali rząd generała Sikorskiego, oraz jak przeszkadzali werbunkowi ochotniczemu do organizowanej przez generała Sikorskiego armii polskiej we Francji i w Anglii. Dodam do wywodów generała tylko tyle, że jest moim przekonaniem, iż w okresie międzywojennym obóz Piłsudskiego systematycznie pracował nad tym, by zdezorganizować i zniszczyć Polonię amerykańską, uważał bowiem tę Polonię za jedną z podstaw akcji politycznej Dmowskiego. (To Polonia amerykańska, która dostarczyła 20.000 ochotników do armii Hallera, była głównym oparciem w dziele organizowania tej armii. Dzięki Polonii amerykańskiej Dmowski — a także i Paderewski — mógł w erze rokowań wersalskich wywierać naciski na Wilsona i w ogóle uzyskać sporo poparcia ze strony, polityki amerykańskiej. Od Polonii Dmowski otrzymywał także sporo pieniędzy). Jest to dobrze znany fakt, że Piłsudski usiłował rozwiązać armię Hallera zaraz po jej powrocie do Polski, mianowicie pod pretekstem demobilizacji jej starszych roczników, oraz obrzucał ją inwektywami jako rzekomo niezdolną do boju. (W swoim „Roku 1920” — stronica 34 pierwotnego wydania — napisał o hallerowskich dywizjach 11 i 18 dosłownie: „tak fatalnie na stanie moralnym tych obu dywizji”, oraz „niezdatne były do boju”. W istocie w kampanii 1920 roku 18 dywizja okazała się jedną z najznakomitszych dywizji polskiego wojska, stoczyła szereg bitew z armią Budiennego na południowym froncie — pod Ostrogiem, Dubnem, Chorupaniem, a zwłaszcza zwycięską bitwę dnia 3 sierpnia pod Brodami — a potem przerzucona na front północny, odegrała jedną z głównych ról w bitwie warszawskiej, nacierając 14 sierpnia, na czwartą armię rosyjską, a zaraz potem, słynnym zwrotem taktycznym, na piętnastą armię rosyjską nad Wkrą. Dywizja ta była pierwszą polską formacją, która otrzymała wskrzeszony polski order Virtuti Militari: już 7 sierpnia udekorowani nim zostali dowódca dywizji oraz 10 oficerów i 25 szeregowych). Armię Hallera zdemobilizowano po wojnie w sposób krzywdzący dla jej żołnierzy, a ochotników amerykańskich przed odesłaniem ich do Ameryki trzymano w obozie pod Grudziądzem w warunkach trochę przypominających obóz koncentracyjny. Nie wiem, czy było to posunięciem uplanowanym, a w szczególności uplanowanym przez piłsudczyków, ale jest faktem, że Polacy amerykańscy, którzy wsparli odradzającą się Polskę swoimi pieniędzmi, lokując często całe swoje oszczędności w polskich pożyczkach państwowych, utracili potem te pożyczki wskutek inflacji w całości — i nie zrobiono potem niczego, by jakoś je rewaloryzować i straty tym ludziom choćby w części zwrócić. Rządy sanacyjne, akcją konsulatów i rozmaitych organizacji społecznych i pseudo społecznych przyczyniły się wielce, w okresie międzywojennym, do rozbicia i skłócenia Polonii amerykańskiej. Polonię tę wojna 1939 roku zastała w stanie zniechęcenia i zobojętnienia dla sprawy polskiej. Dużo o tych sprawach gen. Modelski w swej relacji pisze. Pisze także o próbach obalenia rządu generała Sikorskiego.
Ale najważniejszym elementem artykułu generała Modelskiego jest relacja o owej armii polskiej w Ameryce.
Drugim artykułem jest artykuł w tej samej sprawie inżyniera Wacława Drzewieckiego, ongiś porucznika w polskiej placówce rekrutacyjnej w Windsor, Ontario, w Kanadzie.
Obie relacje nie są identyczne co do podstawowej treści. Generał Modelski pisze, że projektowana, oparta na poborze przymusowym Polaków, obywateli amerykańskich armia stanowiłaby „legion”, „stanowiący część armii amerykańskiej”, choć „miał mieć obsadę złożoną z oficerów polskich, których dostarczyć miał rząd polski w Londynie”. Generał Modelski pisze nadto o tym jako o „projekcie” stworzenia również oddziałów polskich, składających się z poborowych amerykańskich pochodzenia polskiego, oraz obywateli polskich, przebywających w Stanach Zjednoczonych”, a także, że była to ,,myśl zorganizowania armii polskiej po stronie Stanów Zjednoczonych”.
Inżynier Drzewiecki pisze natomiast: „Rząd Stanów Zjednoczonych oddał do dyspozycji Polskich Sił Zbrojnych rekruta: obywateli amerykańskich polskiego pochodzenia, stwarzając w Stanach Zjednoczonych Oddziały Armii Polskiej pod polskim dowództwem, pod sztandarem Białego Orła i w polskich mundurach, podległe tylko operacyjnie dowództwu amerykańskiemu”. Nadto: „Przewidywana liczebność takiej Armii Polskiej wyrażałaby się kwotą kilkuset tysięcy żołnierzy”. (Własne podkreślenia inż. Drzewieckiego).
Która z tych dwóch wersji jest ścisła? Czy chodziło o stworzenie Armii Polskiej, rzecz prosta operacyjnie podległej dowództwu amerykańskiemu w ten sam sposób, w jaki wojska polskie w Lotaryngii, w Narwiku, pod Tobrukiem, pod Monte Cassino, czy pod Falaise podlegały operacyjnemu dowództwu brytyjskiemu, francuskiemu, czy kanadyjskiemu — ale będącej częścią sił zbrojnych Państwa Polskiego? Czy też o stworzenie złożonego z Polaków amerykańskich legionu w obrębie armii amerykańskiej? Czyje informacje zasługują na większą wiarę, generała Modelskiego, który był na wyższym stanowisku i urzędowo zapewne więcej wiedział, ale przebywał w Londynie? Czy też porucznika Drzewieckiego, który w pobieraniu wielkich decyzji nie uczestniczył, ale przebywał w Ameryce i mógł wiedzieć na miejscu rzeczy generałowi Modelskiemu nieznane?
Do całej sprawy owej armii ustosunkowuję się w uwagach końcowych.
----------
DLACZEGO W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ
NIE POWSTAŁA ARMIA POLSKA W AMERYCE?
Gen. dr Izydor Modelski
NICZEGO NIE NAUCZYŁA ICH KLĘSKA
Dzięki interwencji Ignacego Paderewskiego, którego ideą przewodnią było doprowadzenie do jedności narodowej na emigracji, doszło do stworzenia rządu polskiego w Paryżu w dniu 30 września 1939 roku, w skład którego, obok przedstawicieli demokracji weszli również i przedstawiciele obozu pomajowego z prezydentem Raczkiewiczem na czele, zgodził nie on bowiem na stosowanie zasad demokratycznych mimo teoretycznego utrzymania Konstytucji elitarnej z kwietnia 1935 roku.
Zarówno prezydent Raczkiewicz jak i przybyły później Generał Kazimierz Sosnkowski wydawali się w tym czasie całkowicie wypowiadać za koniecznością istnienia takiego kompromisu, a nawet za kontynuowaniem dochodzeń, któreby wyjawiły przyczynę klęski wrześniowej. Pozostali członkowie konspiracji pomajowej natomiast, korzystając a zawartego między prezydentem Raczkiewiczem i gen. Sikorskim układu, zgodnie z instrukcjami internowanego dawnego rządu polskiego z marszałkiem Rydzem-Smigłym i pułkownikiem Józefem Becikiem na czele, w Slanicu w Rumunii, a względnie później zorganizowanego „konwentu”, w Anglii, konsekwentnie zmierzali do obalenia autorytetu gen. Sikorskiego i jego rządu na terenie międzynarodowym i usunięcia gen. Sikorskiego z widowni politycznej jako „uzurpatora”.
Zadanie to było ułatwione tym, że prawie wszystkie placówki dyplomatyczne (a niemniej i aparat wojskowy) składały się z ludzi dawnego obozu pomajowego.
APEL GEN. SIKORSKIEGO DO POLONII AMERYKAŃSKIEJ
Szczególną uwagę zwrócił obóz pomajowy jednak na Amerykę (Kanadę, Stany Zjednoczone i Brazylię) kiedy gen. Sikorski wsparty przez półmilionową Polonię Francuską, przystąpił już w dniu 28 września 1939 r. do organizowania nowych polskich sił zbrojnych na ziemi francuskiej i skierował pod koniec listopada 1939 roku swój apel do Polonii Amerykańskiej (liczącej w tym czasie 5 milionów, a nieco więcej aniżeli pół miliona obywateli polskich) o udzielenie Polsce Walczącej nie tylko pomocy materialnej ale również i żołnierza do nowo organizowanych sił polskich, których życie uzależnione było od dopływu nowych rezerw ludzkich. Generał Sikorski zdawał sobie sprawę, że w tym czasie udział polskiego żołnierza, walczącego wspólnie z wolnymi narodami przeciwko tyranii, stanowić będzie olbrzymi kapitał międzynarodowy, a sprawę polską zwiąże silnie ze Stanami Zjednoczonymi.
MISJA GEN. JÓZEFA HALLERA
Pod koniec 1939 roku wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych popularny wśród Polonii, gen. Józef Haller, ażeby pozyskać ją na rzecz Polski Walczącej zarówno w Kraju jak i na Obczyźnie.
Mimo życzliwego odnoszenia się do tej misji przedstawicieli organizacji polonijnych, by wymienić tylko Karola Rozmarka, prezesa Narodowego Związku Polskiego oraz Rady Polonii z dr. Świetlikiem oraz i „Sokoła” z płk. dr Starzyńskim na czele, gen. Józef Haller, dla którego stworzony został „Komitet Przyjęć”, zmuszony był na zebraniach odpierać zarzuty stawiane rządowi polskiemu i zbijać przeróżne pochwały na rzecz rządów pomajowych.
Zorganizowana akcja, której, patronowali przede wszystkim b. minstrowie Ignacy Matuszewski, bracia Jędrzejewicze, Rajchman, redaktor Jolles i ci, których zdołano pozyskać w ciągu lat od 1926 roku począwszy — nie wytwarzała atmosfery przychylnej na rzecz misji gen. Józefa Hallera, zwłaszcza, że w ciągu tych lat trzynastu, jakkolwiek nie dokonano rozbicia Polonii, to przecież prowadzona już wówczas oszczercza kampania skłaniała wielu wybitnych działaczy polonijnych (a zwłaszcza wśród kleru), do usuwania się od życia politycznego, po kierownictwo nad którym sięgała sanacja.
Mimo całego wysiłku pozostałych na placu nieugiętych działaczy polonijnych (a między innymi prałata ks. dr Aleksandra Syskiego, prałata ks. dr Łucjana Bójnowskiego, redaktorów — Przyprawy, Piątkiewicza, Leona Walkowicza) zorganizowana i zawsze hałaśliwa akcja na zebraniach zwoływanych przez „Komitety Przyjęć” — doprowadziła do tego, że gen. Józef Haller nie mógł spełnić powierzonej mu misji.
Na skutek niezgodnych z rzeczywistością raportów, oskarżających gen. Hallera o uprawianie partyjnej roboty na terenie Polonii, rzekomo godzącej w jedność narodową, gen. Haller został odwołany. Za późno otrzymał gen. Sikorski list od Ignacego Paderewskiego, zawiadamiający go o proteście ks. Syskiego a zwracający uwagę na sanatorów jako tych, którzy dążą, do uniemożliwienia misji gen. Hallera.
UNIEMOŻLIWIENIE DALSZYCH PRÓB POZYSKANIA POLONII
Protest „Komitetu Przyjęć” przeciwko odwołaniu gen. Hallera, wiadomość, że Karol Rozmarek w imieniu ZNP wypowiedział się za poparciem rządu gen. Sikorskiego, a Rada Polonii w dniu 19 kwietnia 1940 roku uchwaliła projekt podatku narodowego na rzecz Polski Walczącej, skłoniły rząd polski i gen. Sikorskiego do podjęcia nowych prób na terenie Ameryki.
Lecz i nowa misja, na czele której stanął płk Franciszek Arciszewski (ostatni prezes „Sokoła” w Polsce), nie przyniosła pożądanego rezultatu. Przeciwko akcji werbunkowej, jak to donosił w swoim liście z dnia 5 sierpnia 1940 r. — występowały zorganizowane kohorty sanacyjne, które poddawały ostrej krytyce rządy gen. Sikorskiego na terenie Francji, jego decyzję wzięcia udziału w bitwie o Francję, za późną ewakuację armii polskiej, itd. Decyzja gen. Sikorskiego i jego rządu wzięcia udziału w bitwie o Francję oraz kontynuowania dalszej walki pod sztandarami W. Brytanii w czasie kiedy szybkie posuwanie się Niemców zdawało się zapowiadać ich zwycięstwo — wzmogły niepomiernie aktywność obozu pomajowego na terenie Ameryki, zwłaszcza kiedy prezydent Raczkiewicz wyraźnie przerzucił się na stronę akcji opozycyjnej, skierowanej przeciwko gen. Sikorskiemu, udzielając gen. Sikorskiemu dymisji, wywołał tzw. „kryzys lipcowy” 1940 roku. Te wypadki nie mogły oczywiście wpływać zadowalająco na rzecz rekrutacji w Ameryce. Akcja przeciw tej rekrutacji, wspierana podstępnie przez polskich przedstawicieli dyplomatycznych (by wymienić konsula, generalnego w Nowym Jorku, Gruszkę) zdawała się przybierać coraz bardziej na sile, przy czym na terenie Ameryki Południowej, (gdzie misję rekrutacyjną prowadził major Julian Malinowski, b. prezes Warszawskiej Chorągwi Związku Halerczyków), akcją tą kierowali: Gruber, major Fularski, major Lapecki i inni. Tymczasem Siły Zbrojne Polskie, do organizowania których przystąpił gen. Sikorski na ziemi angielskiej, domagały się możliwie szybkiego uzupełnienia, o ile Polska miała mieć wpływ na dalszy rozwój wypadków międzynarodowych, zwłaszcza, że za możliwością rekrutacji w Stanach Zjednoczonych przemawiała zmiana w opinii społeczeństwa amerykańskiego, które coraz silniej wypowiadać się zaczęło na rzecz Wielkiej Brytanii i jej sprzymierzeńców.
MISJA IGNACEGO PADEREWSKIEGO
W tej krytycznej dla sprawy polskiej chwili, wielki starzec, Ignacy Padarewski decyduje się przyjść gen. Sikorskiemu z osobistą pomocą w celu rozwiązania palącego problemu.
Przywiązując olbrzymie znaczenie do powstania 100-tysięcznej Armii Polskiej im. Tadeusza Kościuszki w Ameryce, oraz przewidując, że Stany Zjednoczone poraz wtóry wezmą, udział w walce przeciwko tyranii, postanawia, w porozumieniu z gen. Sikorskim, udać się jesienią 1940 roku do Stanów Zjednoczonych, by znowu pobudzić Polonię do nowego czynu zbrojnego na rzecz Polski i związania sprawy polskiej ze Stanami Zjednoczonymi.
Orientując się dobrze w istniejącej sytuacji na terenie Polonii, zmierza on przede wszystkim do powtórnego zjednoczenia Polonii. Akcję swoją opiera on przede wszystkim na klerze polskim, na „Sokole” z płk. dr Starzyńskim oraz na innych pozostałych organizacjach, a przede wszystkim na dr Świetliku oraz Karolu Rozmarku. To skłania rząd polski do wysłania misji rekrutacyjnej z gen. Duchem na czele do Kanady i stworzenia obozu ćwiczebnego w Owen Sound, Ontario.
Wybór gen. Ducha został uzgodniony ze mną, jako z ówczesnym Generałem do specjalnych zleceń przy gen. Sikorskim, lecz obsadę tej misji przeprowadził Sztab Główny w porozumieniu z gen. Duchem. Dopiero na osobiste żądanie gen. Sikorskiago weszło do tej misji również kilku innych oficerów, a między innymi: porucznik inżynier Wacław Drzewiecki, (który włożył bezcenny wkład nie tylko w akcję propagandową, ale i w doskonale redagowane pismo „Odsiecz”), zaś od połowy 1941 roku ppłk dypl. Sujkowski, jako dowódca obozu ćwiczebnego.
Zaznaczyć należy, że w tym czasie, kiedy Ignacy Paderewski oddaje się całkowicie pracy w celu zmontowania jedności Polonijnej na rzecz Polski Walczącej, gen. Sikorski, kontynuując swoje rozmowy z władzami brytyjskimi, ministrem Sumner Welsem i kanadyjskim ministrem wojny płk. Ralstonem doprowadza do tego, że w dniu 6 stycznia 1941 roku, tezy polskie zostają ostatecznie przyjęte przez rząd kanadyjski i znalazły całkowite poparcie ze strony prezydenta Roosevelta co umożliwiło wyjazd misji gen. Ducha i podjęcie akcji rekrutacyjnej.
Rząd polska na wniosek gen. Sikorskiego przeznaczył na rzecz tej misji rekrutacyjnej część złota polskiego. W ten sposób otwierały się przed Polską nowe możliwości nie tylko zabezpieczenia dopływu potrzebnych rezerw ludzkich ale i utwierdzenia pozycji polskiej na terenie międzynarodowym.
JEDNOCZENIE SIĘ POLONII POD WODZĄ PADEREWSKIEGO
W dniu 2 marca 1941 roku (L.dz. 485. Is l941) Generał Sikorski zawiadamia Ignacego Paderewskiego, że ambasador Ciechanowski otrzymał instrukcje tyczące rekrutacji do Armii Polskiej, podczas gdy Ignacy Paderewski stałe informuje gen. Sikorskiego o postępie swoich wysiłków na terenie Polonii.
Autorytet, tudzież niezmordowana energia Ignacego Paderewskiego obudziły w (Polonii nowego ducha jedności do pracy na rzecz Polski, zarówno w sensie materialnym jak i wojskowym. Niemniej i sam gen. Sikorski w czasie swojej podróży do Stanów Zjednoczonych na wiosnę 1941 roku zdobył sobie z miejsca serca Amerykanów i Polonii. Oświadczył on, że przybywa do Stanów Zjednoczonych „nie jako przedstawiciel Polska zniewolonej, ale jako przedstawiciel Polski Walczącej”, zaś opuszczając ziemię amerykańską w swoim liście pożegnalnym do Polonii z dnia 3 maja 1941, między innymi pisał: „Chciałbym ugruntować wiarę, która jest w Waszych sercach, wiarę w przyszłość, wiarę w zwycięstwo dobra nad złem, najgorszym, jakie kiedykolwiek zagrażało ludzkości”. Po powrocie do Londynu gen. Sikorski, składając sprawozdanie ze swojego pobytu w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych i podkreślając, że prezydent Roosevelt przyrzekł wysłanie sprzętu amerykańskiego do obozów polskich w Kanadzie — podkreślił moment przełomowy dla sprawy polskiej w toczącej się rozgrywce światowej. Między innymi powiedział on, że: „przed każdym Polakiem gdziekolwiek się znajdzie, staje dzisiaj dylemat albo ofiara z mienia i krwi na rzecz Ojczyzny albo jej zguba ostateczna ... Oczekiwanie bierne — mówił gen. Sikorski — na dalszy rozwój wydarzeń, byłoby równoznaczne z obojętnością, któraby skazywała wojsko na ograniczenie go do topniejącej garści rycerzy-tułaczy, nie mających przed sobą przyzłości”.
Z prawdziwie wzruszającą radością wita Ignacy Paderewski podniesienie w dniu 3 maja 1941 roku sztandaru polskiego w obozie ćwiczebnym w Owen Sound, widząc w tym zapowiedź, że jego marzenie o Drugim czynie Polonii zaczyna się realizować i że jak to oświadczył dr Świetlik, zarówno w imieniu Rady Polonii jak i 5-milimowych rzesz polonijnych, uczyni wszystko, co tylko leży w jej mocy, ażeby Polsce Walczącej o swoje jutro przyjść z możliwie największą pomocą.
Zdawało się, że nic nie może już stanąć na przeszkodzie do zrealizowania planu amerykańskiego mimo, że prezydent Raczkiewicz w dzień wyjazdu generała Sikorskiego i prze-wodniczącego Rady Narodowej, Stanisława Mskołajczyka do Stanów Zjednoczonych ponownie udzielił gen. Sikorskiemu dymisji, a konspiracja podjęła nikczemną, akcję prasową i radiową, jakoby gen. Sikorski przestał być premierem i pragnie schronić się na bezpiecznej ziemi amerykańskiej, nie mogąc nerwowo znosić bombardowania w Londynie. Akcję tę podjęto właśnie w czasie kiedy Ignacy Paderewski zapadał coraz bardziej na zdrowiu i lekarze nakazywali mu spokój, unikanie wzruszeń tak, że najbliższe otoczenie Paderewskiego nie dopuszczało do niego żadnych wiadomości, które by nim mogły wstrząsnąć.
ZORGANIZOWANA MAFIA KONTYNUUJE SWOJĄ WROGĄ AKCJĘ
Jasno z tego co powiedziałem wyżej wynika, że zorganizowana konspiracja sanacyjna czyniła wszystko, ażeby w ten czy inny sposób skompromitować Szefa Polski Walczącej i nie dopuścić do rekrutacji, ani też do stworzenia armii polskiej w Ameryce. Pisze o tym ksiądz Syski w dniu 16 czerwca 1941 r., wskazując, że zdołała ona rozmieścić na placówkach rekrutacyjnych w Stanach Zjednoczonych swoich ludzi, których zadaniem było nie dopuścić do rekrutacji na szerszą skalę, gdyż według listu ks. Syskiego, liczba ochotników wynosiła tylko ponad dwustu.
Tymczasem zdrowie Ignacego Paderewskiego, na skutek podejmowanych przez niego wysiłków, stale się pogarszało, lecz mimo to i wbrew opinii lekarzy, Ignacy Paderewski nie widział żadnej przeszkody, ażeby w czasie wielkich uroczystości 20-lecia Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w dniu 22 czerwca 1941 roku wziąć w nich udział i raz jeszcze w swej płomiennej mowie zaapelować do Polonii i Weteranów o spełnienie wielkiego obowiązku wobec Polski Walczącej.
WZMOŻENIE AKCJI ANTYREKRUTACYJNEJ I ATAKÓW NA GEN. SIKORSKIEGO
Śmierć Ignacego Paderewskiego w dniu 29 czerwca 1941 roku, oraz podpisanie przez gen. Sikorskiego paktu sowieckiego w lipcu tegoż roku — na sygnał dany przez Konwent — spowodowały generalny atak przeciwko gen. Sikorskiemu, jego polityce oraz rekrutacji, ma czele której stał weteran sprawy polskiej dr Starzyński prezes Sokoła w Stanach Zjednoczonych oraz weterani armii polskiej w Ameryce.
Szczególną ruchliwością odznacza się nadal ks. prałat Syski, który swego już czasu, bo zaraz po przybyciu nowego ambasadora pilskiego Jana Ciechanowskiego do Waszyngtonu, wystosował do niego w dniu 20 lutego 1941 r. list otwarty, w którym domagał się od niego podjęcia, akcji w obronie rządu demokratycznego gen. Sikorskiego i przeciwstawienia się akcji obozu sanacyjnego na terenie Stanów Zjednoczonych. Nie przestaje on przestrzegać przed szkodliwą działalnością sanacji na terenie Ameryki, której patronuje również szereg przedstawicieli dyplomatycznych polskich. Również i ówczesny attache polski, płk dypl. Onacewicz, donosi w dniu 9 października 1941 roku, że dotąd u Amerykanów sprawę sprzętu dla oddziałów polskich w Kanadzie oraz sprawę ,,zwolnienia Ameryfeanów, wstępujących do wojska polskiego, od obowiązku wojskowego w Stanach Zjednoczonych” przeprowadził, lecz że „rekrutacja idzie bardzo powoli”. Płk Onacewicz podaje różne przyczyny i powody tego zjawiska, podczas gdy ks. Syski wskazuje wyraźnie na zbrodniczą akcję obozu pomajowego. W jednym ze swoich listów (z dnia 20 kwietnia 1942 r.) podał on między innymi: ,,...u nas w Ameryce panoszy się coraz jawniej i z tupetem ta sama co i przed wojną sanacyjna kanalia … Na wozie starym, rozklekotanym i w znarowionym przez Piłsudskiego, te same cuganty [cugant - koń idący w czterokonnym lub sześciokonnym zaprzęgu] — nawet i dobry i nowy woźnica niedaleko ujedzie...”.
Lecz mimo wszystko przedstawiciele Polonii Amerykańskiej i Kanadyjskiej byli przekonani, że sytuacja ulegnie w niedługim czasie zmianie pozytywnej. Również propaganda „Odsieczy”, jak i praktyczna akcja ppłk. Sujkowskiego, który z inicjatywy posła Rzeczypospolitej w Kanadzie, Wiktora Podoskiego, rozpoczął wycieczki propagandowe zorganizowanego, zwartego oddziału polskiego, złożonego, z trzech rodzajów broni, zdawały się przełamywać podminowywaną przez sanację chęć służenia wielkiej sprawie narodowej.
Duże znaczenie dla dalszej pracy rekrutacyjnej miało zresztą orędzie Prezydenta Roosevelta do Narodu Polskiego, wręczone gen. Sikorskiemu w dniu 28 stycznia 1942 roku przez ambasadora Drexel Biddle'a, a również i fakt, o którym melduje Sujkowski, że koła amerykańskie wysunęły projekt stworzenia również oddziałów polskich, składających się z poborowych amerykańskich pochodzenia polskiego oraz obywateli polskich, przebywających w Stanach Zjednoczonych. Myśl zorganizowania armii polskiej po stronie Stanów Zjednoczonych wysunął płk Donovan, wielki przyjaciel Polski i prezydenta Roosevelta. Legion taki, „stanowiący część armii amerykańskiej miał mieć obsadę złożoną z oficerów polskich, których dostarczyć miał rząd polski w Londynie”.
Tymczasem obóz pomajowy nadal kontynuował swoją niegodną akcję propagandową (Cat-Mackiewicz w Anglii, Ignacy Matuszewski w Ameryce), mieniąc się obrońcami interesów polskich. Począwszy od października 1941 roku tenże obóz rozpowszechniał odbitki nieprzytomnego listu byłego ministra Augusta Zaleskiego z dnia 30 lipca 1941, skierowanego do gen. Sikarskiego, ujawniał w odpisach komplet dokumentów dyplomatycznych, dotyczących negocjacji polsko-brytyjsko-sowieckich, poprzedzających zawarcie traktatu polsko-sowieckiego, głosząc przy tym, że gen. Sikorski i jego rząd w dążeniu do wysługiwania się W. Brytanii, zaprzepaścili najistotniejsze interesy polskie”. Rozprowadzano również i odpisy korespondencji gen, Sikorskiego z gen. Sosnkowskim, w której Sikorski proponował temu ostatniemu objęcie ambasady Rzeczypospolitej w Moskwie, a gen. Sosnkowski ofertę tę odrzucił. Wszystkie artykuły czy też broszurki godzące w gen. Sikorskiego i jego politykę zostały szeroko kolportowane na terenie Polonii. Niezależnie od tej szkodliwej dla interesów Polski akcji, grupa sanacyjna przedstawiała gen. Sikorskiego również jako „reakcjonistę”. Cała ta akcja, była oczywiście obliczona na sparaliżowanie akcji rekrutacyjnej do wojska polskiego w Kanadzie i stworzenie nader trudnej sytuacji dla gen. Ducha, który zmuszony był odpierać ataki i tracić energię na paraliżowanie tej wrogiej sprawie polskiej propagandy, zarówno jawnej jak i anonimowej. W akcji tej posuwano się nawet tak daleko, że ośmielono się rozpowszechniać wiadomości o rzekomej ciężkiej chorobie gen. Sikorskiego na jaką zapadł w Rosji i wyrażano życzenie, „że największym szczęściem dla sprawy polskiej była by śmierć gen. Sikorskiego, a względnie pewność, że znajdzie się wreszcie jakiś nowy „Niewiadomski” (zabójca prezydenta Narutowicza w 1922 roku). Rozpowszechniano również i w Ameryce anonimowy list otwarty „żołnierzy polskich”, skierowany do prezydenta Raczkiewscza (kursujący pod koniec grudnia 1941 roku w Anglii), w którym w sposób oszczerczy stawiano gen. Sikorskiemu cały szereg zarzutów, domagając się od prezydenta Raczkiewicza udzielenia gen. Sikorskiemu dymisji i przekazania premierostwa płk. Kościałkowskiemu itp.
Według raportu sytuacyjnego z dnia 31 grudnia 1941 akcja grupy piłsudczyków na terenie wojska, zestawiona z zadaniami stawianymi do wykonania, swym agentom przez wywiad niemiecki, dowodziłaby, że cele jednych i drugich pokrywały się niemal całkowicie, i że „przegrywanie spawy Polski na terenie międzynarodowym odbywa się rękami samych Polaków”.
GEN. SIKORSKI SKŁANIA SIĘ DO ZLIKWIDOWANIA MISJI GEN. DUCHA
Ta nieobliczalna akcja obozu pomajowego odbijała się oczywiście fatalnie na ustosunkowaniu się mas polonijnych do sprawy rekrutacji.
Generał Sikorski nie był należycie informowany o rozwijającej się akcja dywersyjnej obozu pomajowego ani też o pozytywnych wypowiedziach czołowych przedstawicieli Polonii Amerykańskiej i Kanadyjskiej. Informowano go natomiast, że Polonia Amerykańska ustosunkowuje się negatywnie do rekrutacji i że koszta utrzymania misji gen. Ducha i placówek rekrutacyjnych w Stananach Zjednoczonych są całkowicie niewspółmierne z wynikami prowadzonej rekrutacji. A że w tym czasie nie istniało jeszcze ciało koordynacyjne Polonii w formie, która się ujawni dopiero w 1944 roku jako Kongres Polonii — wykorzystano wobec gen. Sikorskiego (również fakt, że organ Zjednoczenia Rzymsko-Katolickiego, jednej z czołowych organizacji polonijnych, wypowiedział się przez usta redaktora Barcia przeciwko rekrutacji.
Generał Sikorski nie wiedział, że myśl płk. Donovana popierał jednak cały szereg wybitnych przedstawicieli Polonii, by wymienić tylko gubernatora Szymczaka i kongresmana J.D. Dinglla (Dzięgielewskiego) i ks. biskupa Woźnickiego. Ten ostatni zamierzał nawet stworzyć Komitet złożony z wybitnych Polaków Amerykańskich, Komitet któryby między innymi miał za zadanie poprzeć myśl tworzenia oddziałów polskich przy armii amerykańskiej oraz zająć się zorganizowaniem młodej Polonii i przygotować obronę polskiej sprawy na terenie międzynarodowym i na przyszłej konferencji pokojowej.
GEN. SEKORSKI PO RAZ WTÓRY W KANADZIE I W STANACH ZJEDNOCZONYCH
Jak dalece sanacja obawiała się, że wyjazd gen. Sikorskiego do Ameryki może całkowicie przekreślić jej plany, dowodzi próba dokonania w tym czasie zamacha na jego życie w czasie lotu do Ameryki oraz jej akcja w czasie jego pobytu w Kanadzie i Ameryce.
Generał Sikorski, zdany na informacje swoich placówek dyplomatycznych, a odcięty od ludzi, którzyby mu mogli przedstawić swoje pozytywne poglądy na temat rekrutacji i legionu, wobec nikłych rezultatów dotychczasowej rekrutacji, przechylał się na rzecz likwidacji misji generała Ducha i obozu ćwiczebnego w Owen Sound w Kanadzie. Toteż pogłoski o zamierzonej likwidacji pracy rekrutacyjnej wywołały gorącą, reakcję szeregu przedstawicieli polonijnych w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, lecz jak się okaże, te wiadomości nie tylko nie dotrą do gen. Sikorskiego, ale co więcej, próby osobistego zetknięcia się z gem. Sikorskim zostaną udaremnione. Również niezgodnie z rzeczywistością przestawiano sprawę ochotników amerykańskich wysłanych do Szkocji, którzy po 3 miesiącach zażądali spotkania się z ambasadorem amerykańskim, w celu wyjścia z armii polskiej. Nie powiedziano gen. Sikorskiemu, że ci pierwsi ochotnicy zamiast wcielenia do jednostek szkoleniowych, zostali w tym czasie używani do prac w ogródkach.
REAKCJA PRZECIWKO LIKWIDACJI
Ksiądz biskup Woźnicki, uważając akt likwidacji za osłabienie pozycji polskiej na terenie międzynarodowym, przestrzegał przed tą likwidacją, ponieważ w jego opinii tylko silne związanie Polski ze Stanami Zjednoczonymi może ją zabezpieczyć przed wiszącymi nad nią niespodziankami ze strony Związku Sowieckiego. Również za utrzymaniem obozów polskich w Kanadzie wypowiedział się „Komitet Współpracy z Wojskiem Polskim w Toronto — (przewodniczący M. Nędza i sekretarz St. Wójcik) — który w dniu 14 marca 1942 r. przedstawił gen. Duchowi w Windsorze powziętą przez ten Komitet rezolucję, w której podkreślono, że „likwidowanie jakiejkolwiek placówki wojskowej w obecnym czasie na terenie Kanady ... odbiłoby się wybitnie negatywnie na zewnątrz i naraziłaby nas na ogromne straty moralne, niewspółmierne z ponoszonymi kosztami utrzymania obozu w Owen Sound ... Wpłynęłoby to również deprymująco na naszych Rodaków w Kraju, którzy z ufnością patrzą na wysiłki Rządu i Wodza Naczelnego i traktują Polonię Amerykańską i Kanadyjską jako jedną z głównych podstaw oporu zbrojnego Rzeczypospolitej ...”.
Generał Duch nie udzielił Komitetowi odpowiedzi, czym Komitet uczuł się dotknięty, przy czym jeden z członków Komitetu wyraził przypuszczenie, że prośba Komitetu nie doszła w ogóle do rąk Naczelnego Wodza.
Ówczesny dowódca obozu im. T. Kościuszki w Owen Sound, płk Sujkowski, w swoim piśmie z dnia 14 marca 1942 roku, (które również nie doszło do rąk gen. Sikorskiego) ostrzega, że likwidacja tego obozu bez powstania innego, ,,przyniesie szkodę, naszej sprawie w Ameryce”, zaś b. dowódca polskiego obozu w Niagara on the Lake z 1917 r. płk. Le Pan, ostrzegał przed likwidacją obozu w Owen twierdząc że należy wytrwać tak, jak wytrwał jego obóz, wytrzymać nerwowo naciski zmierzające do rezygnacji z uzyskanej placówki na terenie Ameryki.
Za utrzymaniem obozu polskiego w Owen wypowiadał się również i poseł Rzeczypospolitej Polskiej w Kanadzie, Wiktor Podoski, który uważał „że wojsko występujące zwarcie jest najpotężniejszym środkiem propagandy i najprędzej prowadzącym do celu”. Niemniej i Centralny Związek Polaków w Kanadzie (prezes Szeptycki, sekretarz Fr. Szczygieł) w dniu 4 kwietnia 1942 r. wystosował umotywowane pismo, wypowiadając się za utrzymaniem Obozu Centralnego w Owen Sound i za prowadzeniem dalszej akcji werbunkowej. Zarząd równocześnie zawiadamiał, że w dniu 1.IV.1942 roku, uchwalił gotowość opodatkowania się na rzecz utrzymania wymienionego obozu, który stanowić będzie najlepszy środek propagandowy w Ameryce, która „będzie miała niewątpliwie decydujący wpływ na kształtowanie losów świata”, że zatem bezpośrednie związanie się za pośrednictwem wojska z Ameryką stanowić będzie najlepszą gwarancję dla przyszłości Polski itp.
W tym celu Ząrząd Centralny Związku Polaków w Kanadzie zwrócił się w dniu 3.IV.1942, za pośrednictwem dr. Rosińskiego z Toronto telefonicznie do konsula Brzezińskiego w Montrealu z prośbą o wyrobienie posłuchania u przebywającego tam generała Sikorskiego w celu wręczenia mu powyższej uchwały Konsul Brzeziński oświadczył, że gen. Sikorski nikogo nie przyjmuje, podjął się jednak wręczyć tę uchwałę Naczelnemu Wodzowi. Jednak po 5 dniach konsul Brzeziński zwrócił Związkowi wyżej wymienioną uchwałę z nadmienieniem, że Naczelny Wódz już wyjechał.
Oczywiście, Zarząd Związku Polaków w Kanadzie uczuł się dotknięty odmową posłuchania oraz zwróceniem uchwały, zamiast wysłania jej do Londynu. Wynikało z tego, że komuś zależało na tym, ażeby uchwała Związku Polaków nie dostała się do rąk gen. Sikorskiego oraz na tym, ażeby Polonię Kanadyjską zrazić do osoby Naczelnego Wodza. Wynikało to jasno z oświadczenia płk. Mitkiewicza (który towarzyszył wówczas gen. Sikorskiemu, że ani on, ani też gen. Sikorski nie wiedział o tym, że Zarząd Polaków prosił o posłuchanie, gdyż gen. Sikorski byłby tego posłuchania udzielił, albowiem będąc w Montrealu przyjmował różne inne delegacje.
Tymi i innymi sposobami eksponenci konspiracji obozu pomajowego doprowadzili do pewnego rozbicia Polonii, lecz w zasadzie podkreślić to należy, że możliwości rekrutacyjne w Stanach Zjednoczonych jednak istniały i była wśród Polonii chęć realizowania apelu Paderewskiego i gen. Sikorskiego. Dowodem tego były pozytywne rezultaty jakie osiągnął (nie tylko w zbieraniu funduszów na rzecz Polski, ale i w rekrutacji zdecydowany zwolennik polityki gen. Sikorskiego i Ignacego Paderewskiego, ks. prałat dr Bójnowski w New Britain, który z nadwyżką przesłał do Kanady wyznaczony dla jago ośrodka kontyngent ochotników.
Tak więc nie dochodziły generała Sikorskiego żadne wiadomości czy też raporty, któreby mogły go w decyzji utrzymania obozu w Kanadzie podtrzymać. Nie doręczono mu również raportu, który akcję antyrekrutacyjną w Stanach. Zjednoczonych piętnował jako „akcję prowadzaną na poziomie piątej kolumny”.
Konsekwencją sabotowania rozkazów gen. Sikorskiego i braku wiadomości pozytywnych na rzecz rekrutacji, skłoniły ostatecznie gen. Sikorskiego i rząd polski w Londynie do zlikwidowania dalszego werbunku oraz misji gen. Ducha.
Podstępna, a w rzeczy samej zbrodnicza akcja przeciwko rekrutacji do armii polskiej prowadziła również i do likwidacji stworzenia oddziałów polskich przy armii amerykańskiej.
Jaki udział w zarzuceniu tego planu brał polski Sztab Główmy i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a jaki inne wpływy — jest trudno jeszcze dzisiaj ustalić, lecz w każdym razie nie ulega żadnej wątpliwości, że „istniał cały komplet mający na celu … uniemożliwienie powstania wspomnianego Legionu” ze strony przeciwników gen. Sikorskiego i jego rządu.
O koncepcji zorganizowania Legionu wiedział płk Sadowski, który meldował, że wiedział o tej koncepcji również i ambasador Ciechanowski, attache wojskowy Onacewicz i bawiący w tym czasie w Stanach Zjednoczonych ambasador Arczyński, gdyż chodziło wówczas o ustalenie stosunku do obywateli polskich i ich udziału w tym Legionie.
KONSEKWENCJE ZBRODNICZEJ AKCJI
Z tego ogólnego przedstawienia przebiegu akcji rekrutacyjnej w Ameryce wynika jasno, że mimo wszystko, istniała możliwość stworzenia takiej armii i że zatem odpowiedzialność za niepowodzenie tej akcji spada wyłącznie na obóz pomajowy i jego zwolenników. Jak dalece akcja przeciwko powstaniu armii polskiej w Ameryce była skoordynowana z akcją ogólną, prowadzoną przeciwko gen. Sikorskiemu na wszystkich odcinkach życia polskiego na emigracji, dowodzi również w tym samym czasie podjęta samowolna decyzja gen. Andersa, który wbrew wyraźnemu rozkazowi swojego Naczelnego Wodza i premiera wyprowadza armię polską z ziemi rosyjskiej i uniemożliwia gen. Sikorskiemu przeprowadzenie dalszej akcji wydobycia pozostałych zesłańców na rzecz tej armii, która łącznie z podziemną armią krajową mogły razem stanowić wcale poważne przeszkody do narzucenia Polsce rządów komunistycznych.
Uniemożliwienie powstania armii polskiej na ziemi amerykańskiej, o której aż do ostatnich chwil swego ofiarnego życia marzył i w jej powstanie wierzył — wielki ofiarnik polski, Ignacy Paderewski oraz wyjście armii polskiej z Rosji sowieckiej wstrząsnęły poważnie podstawami polityki międzynarodowej gen. Sikorskiego i siłą faktu uzależniały przyszłe losy Polski od Moskwy, z momentem kiedy korzystając z wytworzonej próżni Moskwa przystąpiła do organizowania armii polskiej pod swoimi sztandarami.
Należy podziwiać, że mimo takich ciosów, gen. Sikorski nie upadał na duchu, nie załamywał się i wierzył w ostateczne zrealizowanie wielkiej misji dziejowej, jaką mu przekazał naród do wykonania i że tylko zamach, na jego życie w Gibraltarze w dniu 5 lipca 1943 roku nie pozwolił mu jej spełnić, wtedy właśnie, kiedy nadal zamierzał oprzeć sprawę polską o Polonię i Stany Zjednoczone w celu sparaliżowania niebezpieczeństwa komunistycznego.
dr Izydor Modelski
generał
Waszyngton, dnia 18 października 1960
DLACZEGO W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ
NIE POWSTAŁA ARMIA POLSKA W AMERYCE PÓŁN.
Inż. Wacław Drzewiecki
W dniu 7 grudnia 1941 roku Japonia — sprzymierzeniec Rzeszy Niemieckiej — dokonała masowego nalotu bombowego na Pearl Harbor — największy ośrodek Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej na Pacyfiku. Rząd Stanów natychmiast wypowiedział Japonii wojnę, a wkrótce potem Niemcy wypowiedziały wojnę Stanom. W ten sposób Stany Zjednoczone, popierające przedtem wysiłek wojenny aliantów zachodnich masowymi dostawami, początkowo na warunkach ,,cash and curry”, a potem „lend-lease” — stały się formalnie i nieodwracalnie sprzymierzeńcami koalicji antyniemieckiej, w której od pierwszych walk 1939 roku grała jedną z czołowych ról Polska i jej siły zbrojne.
Stany Zjednoczone w ciągu 2 pierwszych lat II wojny światowej rozbudowały znakomicie środki produkcji najnowocześniejszego sprzętu wojennego w dziedzinie wojska, marynarki i lotnictwa — nie posiadały natomiast przeszkolonych rezerw, a w szczególności wojska lądowego, przygotowanego do prowadzenia „wojny błyskawicznej”, według zasad niemieckiego „Blitzkriegu”, który dał Niemcom zdecydowane zwycięstwa w Polsce w raku 1939 i we Francji w roku 1940. Ta forma ofensywy opierała się na zastosowaniu najściślejszej kooperacji między innymi: lotnictwa i wojsk spadochronowych.
Wobec opanowania przez Niemcy całego terenu Europy o potencjale rozgrywki lądowej, poważny plan przyszłego zwycięstwa nad armią niemiecką musiał brać pod uwagę zasady „wojny błyskawicznej” j.w. Armia amerykańska musiała być odpowiednio przeszkolona.
Wśród najbliższych doradców wojskowych prezydenta Roosevelta znajdował się Szef OSS (Office of Strategic Services — późniejsza CIA-Central Intelligence Agency) płk William Donovan, który wystąpił z następującym projektem wyszkolenia rezerw spadochronowych Armii Amerykańskiej:
Armia Polska w Wielkiej Brytanii dostarczy Armii Amerykańskiej instruktorów spadochronowych (Armia Polska w Szkocji miała podówczas całą Brygadę Spadochronową pod dowództwem gen. Sosabowskiego — Brygada była wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt i na najwyższym poziomie wyszkolenia), a w zamian za to:
Rząd Stanów Zjednoczonych odda do dyspozycji Polskich Sił Zbrojnych rekruta: obywateli amerykańskich polskiego pochodzenia, stwarzając w Stanach oddziały Armii Polskiej pod polskim dowództwem, pod sztandarem Białego Orła i w polskich mundurach, podległe tylko operacyjnie dowództwu amerykańskiemu. Przewidywana liczebność takiej Armii Polskiej wyrażałaby się kwotą kilkuset tysięcy żołnierza. Rząd Stanów Zjednoczonych zobowiązałby się również do pokrycia wszystkich kosztów organizacji i utrzymania Armii Polskiej oraz wyposażenia w najnowocześniejszy sprzęt bojowy aż do zakończenia działać wojennych.
Powyższa wspaniała, koncepcja płk. Donovana (późniejszego generała) dotarła do mojej wiadomości w pierwszych miesiącach roku 1942 w Windsor, Ont. w Kanadzie, gdzie pełniłem funkcję Redaktora Naczelnego dwujęzycznego tygodnika „ODSIECZ — POLSKA WALCZĄCA W AMERYCE” w Polskiej Misji Wojskowej pod dowództwem gen. Bronisława Ducha, która to Misja miała powierzoną rekrutację ochotniczą wśród obywateli amerykańskich polskiego pochodzenia do Armii Polskiej w W. Brytanii. Formalne przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny przeciwko Niemcom nałożyło na wszystkich obywateli amerykańskich (oczywiście i tych polskiego pochodzenia) elementarny obowiązek służby w Armii Amerykańskiej. W tych warunkach — o ile propozycja płk. Donovana nie weszłaby w życie — nasza akcja w Kanadzie musiałaby być zwinięta. I rzeczywiście, dostaliśmy ze Sztabu Naczelnego Wodza z Londynu rozkaz likwidacji naszej placówki (nie otrzymałem wówczas żadnych informacji, jak na szczeblu Naczelnego Dowództwa została wówczas potraktowana propozycja płk. Donovana).
Po powrocie do Londynu (przejazd przez Atlantyk okrętem brytyjskim), natychmiast zameldowałem się w Sztabie Naczelnego Wodza (Hotel Rubens, Buckingham Palace Road) i z własnej inicjatywy złożyłem wizytę oficerowi do Zleceń Naczelnego Wodza — podpułkownikowi Borkowskiemu, pytając: „Co się stało z inicjatywą płk. Donowana w sprawie utworzenia Armii Polskiej w Ameryce?” Odpowiedź ppłk. Borkowskiego: „To nie byłoby nasze wojsko”.
Zameldowałem się przede wszystkim I Generałowi do Zleceń Naczelnego Wodza, gen. Izydorowi Modelskiemu zdając sprawozdanie z naszej akcji w Kanadzie. Gen. Modelski dopiero powiadomił mnie, że propozycja pułkownika Donovana napotkała stanowcze sprzeciwy ze strony większości Szefów Oddziałów Sztabu Naczelnego Wodza wbrew przemożnej logice i interesowi Armii Polskiej na Obczyźnie, stosując masową presję, wobec gen. Sikorskiego, wskutek czego propozycja ta została oficjalnie załatwiona odmownie. Nie zmienił tego stanowiska fakt, że wielu wybitnych przedstawicieli hierarchii wojskowej z gen. Modelskim na czele oraz wielu członków Rady Narodowej (uchodźczego odpowiednika Sejmu RP) wypowiadało się zdecydowanie za akceptacją tej najpiękniejszej w dziejach stosunków amerykańsko-polskich inicjatywy.
Wkrótce po objęciu przez gen. Ducha (w następstwie po gen. Paszkiewiczu, który wyjechał na Bliski Wschód) dowództwa I Brygady Strzelców, zostałem przydzielony do Brygady jako oficer oświatowy z m. p. w Coupar, Hrabstwo Fife, Szkocja. Z okresu mej służby w tej Brygadzie mam najlepsze wspomnienia dotyczące w pierwszym rzędzie żołnierza polskiego, któremu służyłem.
Po kilku miesiącach zostałem wezwany do Szefa Sztabu Brygady płk. Wizacnego, który zawiadomił mnie, że mam się natychmiast sławić do raportu w Sztabie Naczelnego Wodza w Londynie. Na drugi dzień przyjechałem do Londynu i zameldowałem się w Sztabie, gdzie zostałem powiadomiony, że raport mam złożyć szefowi Oddziału IV Sztabu Naczelnego Wodza (Wyszkolenia), płk dypl. Sulisławskiemu. Po moim zameldowaniu się — płk Sulisławski oświadczył mi, że jestem oskarżony o „zdradę tajemnicy wojskowej”, a mianowicie, że jakobym przekazał wszystkie szczegóły propozycji płk. Donovana członkowi Rady Narodowej, posłowi Szczyrkowi (członkowi PPS), który wystąpił z b. surowym oskarżeniem przeciwko Sztabowi Naczelnego Wodza za zlekceważenie propozycji amerykańskiej: na posiedzeniu Rady Narodowej sprawa została poddana b. ostrej wymianie zdań w wyniku której doszło do b. poważnego napięcia pomiędzy Radą Narodowa i Sztabem Naczelnego Wodza. Oświadczyłem płk, Sulisławskiemu, że posła Szczyrka w ogóle nie znam i na oczy go nie widziałem i nigdy tej sprawy nie dyskutowałem poza moimi przełożonymi wojskowymi. Po tej rozmowie powróciłem do Coupar i nigdy nic więcej na ten temat z ramienia moich przełożonych nie słyszałam.
Nadszedł rok 1943. Brygada nasza przeniosła się do Alloa, hrabstwo Clackmannanshire, Szkocja. Doszło do naszej wiadomości, że Naczelny Wódz, gen. Sikorski wybiera się na inspekcję naszych jednostek na Bliskim Wschodzie. Przed wyjazdem Naczelny Wódz postanowił odwiedzić wszystkie jednostki w Szkocji. W oznaczonym dniu Brygada nasza została przygotowana do przyjęcia Naczelnego Wodza i przy wyjątkowo (jak na Szkocję) pięknej pogodzie Naczelny Wódz wygłosił przepiękne przemówienie (przez głośniki docierało do wszystkich oddziałów Brygady), zapowiadając swój wyjazd na Bliski Wschód, (z którego miał, niestety, powrócić w trumnie). Generał Sikorski był wspaniałym mówcą ex promptu [ex promptu - bez przygotowania, naprędce] i forma i treść Jego przemówień pod względem treści i piękna języka była nieporównalna. Po krótkiej odprawie Sztabu Brygady gen. Sikorski odjechał do Kwatery Głównej Naczelnego Wodza w Gasku (piękna posiadłość do dyspozycji Naczelnego Wodza z uprzejmości Rządu W. Brytanii). W kilka godzin później, po powrocie „do domu” przyjechał po mnie goniec Szefa Sztabu Brygady, płk. Wzacnego; wezwany zostałem do Sztaba, gdzie płk Wzacny oświadczył mi, że dostał telefoniczne zapytanie od. płk Borkowskiego (oficer do zleceń Naczelnego Wodza), czy ktoś może w Brygadzie zrobił notatki z przemówienia Naczelnego Wodza, bo gen. Sikorski życzy sobie, żeby to przemówienie poszło natychmiast do druku w Dzienniku Żołnierza w Glasgow. Powiedziałem płk Zacnemu, że mam notatki i na jego życzenie odjechałem zaraz autem służbowym do kwatery Naczelnego Wodza, gdzie zameldowałem się u ppłk. Borkowskiego. (Najważniejszym punktem przemówienia było zdanie, że mimo wszelkich nieporozumień i żalów, on — gen. Sikorski — ani na chwilę nie wątpi, że w ostatecznym układzie stosunków, Alianci nasi — zarówno brytyjscy jak amerykańscy będą umieli bronić Sprawy Polskiej). Tekst przemówienia wręczyłem ppłk. Borkowskiemu i w tym momencie wszedł do pokoju Naczelny Wódz w płaszczu i w rogatywce na głowie w przygotowaniu do spaceru w parku. Ppłk Borkowski stanął na baczność i zameldował: ,,Panie Generale, melduję posłusznie, że por. Drzewiecki przywiózł tekst przemówienia — wysyłam natychmiast do Glasgow”. Generał spojrzał na mnie, podszedł bliżej i powiedział: „Panie poruczniku, mam poważne wyrzuty sumienia, że nie podziękowałem panu osobiście za to, coście zrobili w Kanadzie. Proszę to przyjąć teraz”. Stanąłem na baczność i odpowiedziałem: „Panie Generale, nie należy się nam podziękowanie, bo zrobiliśmy w Kanadzie za mało. Ale dlaczego nie pozwolono sam skorzystać z propozycji płk. Donovana, aby stworzyć paręset tysięczną Armię Polską w Ameryce?” Generał spuścił oczy w dół i nie patrząc mi w oczy odpowiedział ledwie dosłyszalnym głosem: „To nie byłoby nasze wojsko!” (Sic).
*
O sprawie tej milczy polska powojenna literatura wspomnieniowa, za wyjątkiem nieopublikowanego dotąd opracowania gen. Izydora Modelskiego. Wszyscy Polacy mają w zasadzie słuszny żal do naszych sojuszników za niedopilnowanie naszych interesów w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Dotyczy to w największym stopniu Ameryki, a w szczególności ustosunkowania się do naszych spraw przez prezydenta Roosevelta. Powyżej przedstawiona teza płk. Donovana w dużym stopniu powinna się przyczynić do prawdziwego naświetlenia wzajemnych stosunków w czasie wojny. I tu obowiązani jesteśmy stwierdzić, że niedojście do skutku koncepcji Donovana zostało wywołane przez polską stronę. Dlaczego taka decyzja została przez polskie władze wojskowe powzięta?
Pomyślmy tylko, w jakim stopniu potężna, kikusettysięczna armia polska u szczytu wyposażenia w sprzęt nowoczesny z zapewnionymi rezerwami i przy najbliższej współpracy z aliantami amerykańskimi i brytyjskimi mogła teoretycznie wpłynąć na odrodzenie Polski. Przypuśćmy, że armia ta, w oparciu o koncepcję Churchilla uderzenia w „soft underbelly”, czyli podbrzusze Europy na Półwyspie Bałkańskim już w początku roku 1944 (na 6-8 miesięcy przed powstaniem warszawskim — tragicznym błędem!) mogła się znaleźć na niebronionym skrzydle południowym armii niemieckiej (jak to wykonał np. gen. Patton ze swoją armią pancerną, doszedłszy do przedpola Pragi Czeskiej) i skoncentrowanym uderzeniem przedrzeć się do Polski przed wojskami radzieckimi, zapewniając Odrodzenie Wolnej Polski własnymi siłami! A gen. Sikorski jako naczelny wódz i odnowiciel przeszedłby do historii Polski, jako największy bohater narodowy, wobec którego nie byłoby równego w dziejach Polski! I w tym może być właśnie sęk! Na to dobrowolnie nie mogła się zgodzić grupa legionowa — bezkrytycznych wyznawców legendy Piłsudskiego. Gen. Sikorski, odbudowując armię polską we Francji i Anglii — z konieczności rzeczy i przez swoje wielkie serce akceptował prawie bez zastrzeżeń piłsudczyków na prawie wszystkich stanowiskach w armii, marynarce i lotnictwie. W momentach przełomowych decyzji ten dobór decydował o większości spraw. Na moją interwencję w Instytucie gen. Sikorskiego o odpis aktów w tej sprawie — w ogóle mi nie odpowiedziano. Attash w Waszyngtonie (płk Onacewicz) powiedział mi w zeszłym roku przez telefon, że nigdy o tej sprawie nie słuszał. W amerykańskim archiwum w Waszyngtonie nie ma żadnych dokumentów w tej sprawie. Komuś musi zależeć na tym, żeby prawda na jaw nie wyszła. Dlatego uważam za swój obowiązek podać do publicznej wiadomości to, co jeszcze pamiętam, gdyż niedługo może być za późno!
18 sierpnia 1979 r.
Uwagi końcowe redaktora „Opoki”
Dwugłos generała Modelskiego i byłego porucznika Drzewieckiego przynosi nam zupełnie rewelacyjną wiadomość o tym, że około raku 1941 czy też 1942 istniała możliwość utworzenia w Ameryce, z poborowych amerykańskich narodowości polskiej, polskiej armii, liczącej kilkaset tysięcy żołnierza. Wiadomość ta skłania mnie do następującego, ujętego w punkty komentarza.
1) Sprawdzenia wymaga przede wszystkim jej wiarygodność. Jak na razie, jest to wiadomość o charakterze pamiętnikarskim, nie oparta o dokumenty. Pochodzi w sposób od siebie niezależny, od dwóch ludzi, należy więc jej z grubsza wierzyć. Ale czy projekt wysunięty był przez koła amerykańskie rzeczywiście odpowiedzialne i czy miał szanse na rzeczywiste urzeczywistnienie? Czy ów pułkownik, późniejszy generał Donovan, był człowiekiem wpływowym i odpowiedzialnym? Czy projekt nie był tylko fantastyczną koncepcją ludzi nie mających możności urzeczywistnienia go? Także: jeśli nawet był zaakceptowany przez czynniki decydujące, czy nie został później wycofany? A nadto: co było treścią tego projektu? Stworzenie jednostek, wchodzących w skład armii polskiej, czy też tylko stworzenie polskiego legionu w armii amerykańskiej?
Na pytania te należało by znaleźć odpowiedź. Byłoby to wdzięcznym zadaniem dla któregoś z młodych historyków polskich na amerykańskiej i brytyjskiej emigracji, przeszukać archiwa amerykańskie oraz rządu polskiego w Londynie z lat wojennych, by sprawdzić, jak się ta sprawa we wszystkich szczegółach przedstawiała.
Na razie musimy przyjąć, że tyle tylko o tej sprawie wiemy, ile nam powiedzieli pp. Modelski i Drzewiecki.
Przecież tych wiadomości z palca nie wyssali. Fakt taki w zasadniczym zrębie musiał mieć miejsce. I prawdopodobnie były widoki na jego urzeczywistnienie. Ameryka na przełomie lat 1941/1942 była w stanie dużego chaosu. Były w jej aparacie państwowym sprzeczne prądy i zwalczające się wzajemnie obozy. Jeśli zrodził się wśród jej kół wojskowych konkretny projekt, związany z wojną, zapewne było rzeczą wykonalną puścić ten projekt w ruch. A rzecz raz zaczętą trudno byłoby wstrzymać. Stworzyło by to nową sytuację, która wywarłaby na politykę amerykańską i na ogólny tok spraw wojennych jakiś wpływ.
2) Ocena propozycji amerykańskiej z punktu widzenia polskiego musi być różna w zależności od tego, która wersja jest prawdziwa: porucznika Drzewieckiego, czy generała Modelskiego.
Zacznijmy od wersji porucznika Drzewieckiego. To znaczy od przypuszczenia, że chodziło o stworzenie nowych formacji armii polskiej, takich samych, jak dywizje polskie we Francji, czy pierwszy korpus w Szkocji i w Anglii, czy brygada karpacka, czy późniejsze formacje polskie w Rosji, na Bliskim Wschodzie i we Włoszech.
Trzeba doprawdy być nieprzytomnym, by nie rozumieć, że powstanie dodatkowej kilkusettysięcznej siły zbrojnej polskiej na zachodzie byłoby potężnie wzmocniło pozycję Polski w obozie alianckim, a tym samym wywarło wielki wpływ na ostateczny wynik drugiej wojny światowej dla Polski.
Co to znaczy: „To nie byłoby nasze wojsko”? — Nie wierzę, by to generał Sikorski wymyślił te słowa. Słowa te podsunęli mu piłsudczycy. Generał Sikorski w sprawach wojskowych podlegał bardzo silnemu wpływowi piłsudczyków i miał do nich nie mało zaufania. Przecież to nie kto inny tylko on mianował generała Sosnkowskiego komendantem wojska podziemnego w kraju, a w dalszym ciągu generała Tokarzewskiego wykonawcą jego rozkazów na miejscu w Polsce. Generał Sikorski ufał generałowi Sosnkowskiemu. A wiemy przecież dzisiaj, jak zawziętym i nieprzejednanym politykiem piłsudczykiem był ten generał. (Wiemy choćby z pamiętników p. Nowaka-Jeziorańskiego). To tylko ludzie tacy jak generał Sosnkowski mogli uważać, że „to nie byłoby nasze wojsko”. Przede wszystkim, byłoby to wojsko złożone z Polaków. Po wtóre, byłoby to wojsko podlegające polskiemu naczelnemu dowództwu i rządowi. Rzecz prosta, rząd amerykański wywierałby na to wojsko wielki wpływ, tak samo zresztą jak rząd brytyjski wywierał wpływ na wojsko polskie w Szkocji czy we Włoszech, a rząd francuski na dywizje polskie w kampanii francuskiej. Ale było to rzeczą polskiego rządu i polskiego naczelnego dowództwa przed nadmiarem ingerencji obcej się bronić. A „złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Wojsko to, ożywione z pewnością polskim duchem, byłoby także i nie małym elementem polskiego wpływu na amerykańską politykę. Rząd amerykański musiałby się liczyć z jego uczuciami. Byłoby ono z pewnością przewiezione do Europy — i nasiąknęło by tu polskimi nastrojami, mającymi źródło w ojczyźnie. Rząd amerykański nie mógłby nim manipulować jak marionetką. Istnienie tego wojska pociągnęłoby dla polskiego rządu i dowództwa sporo różnego rodzaju komplikacji, ale czymże byłyby te komplikacje wobec faktu powiększenia się polskiej siły zbrojnej! Dla piłsudczyków to nie byłoby „nasze wojsko”. Ale dla Polski i sprawy polskiej — byłoby.
Jeśli taka propozycja była przez rząd amerykański uczyniona, trzeba było ją pochwycić oburącz i przystąpić do natychmiastowego jej wykonywania, tak, by nie dać rządowi amerykańskiemu czasu na wycofanie się z niej i przerwanie rozpoczętej akcji.
3) A jeśli prawdziwa jest wersja generała Modelskiego, to znaczy że miał to być tylko legion?
Także i w tym wypadku należało zrobić wszystko co się da, by plan urzeczywistnić. Legion byłby mniejszym wzmocnieniem pozycji Polski i polskiego rządu, niż powiększenie liczebne Armii Polskiej, ale także i on byłby osiągnięciem cennym. Z natury rzeczy byłoby w nim wiele polskiego ducha. Byłoby to wojsko amerykańskie, ale rząd amerykański i dowództwo amerykańskie musiałyby się liczyć z jego uczuciami, co oznaczałoby wzmocnienie polskiego wpływu na amerykańską politykę. Polski rząd oficjalnie nie miałby nad tym wojskiem władzy, ale na różne sposoby oddziaływał by na to wojsko. Także i ono byłoby czynnikiem polskiej zbiorowej siły. A kto wie — może w jakiejś sytuacji mogło się nawet stać tak, że ten legion zostałby przekształcony w wojsko polskie i oddany rządowi polskiemu.
Z punktu widzenia walki o władzę w Polsce, co było głównym przedmiotem zainteresowania piłsudczyków, takie ,,nie nasze” wojsko byłoby zapewne kłopotliwą komplikacją. Ale z punktu widzenia walki o odbudowanie prawdziwej niepodległej Polski każde polskie wojsko w obozie alianckim było faktem cennym i wzmacniało strategiczne perspektywy na polskie polityczne zwycięstwo w wojennej i powojennej rozgrywce.
4) Dowiadujemy się z relacji generała Modelskiego, że Polaków obywateli amerykańskich było w owym czasie 5 milionów, a obywateli polskich w Ameryce nieco więcej niż pół miliona. Gdyby tworzono w Ameryce wojsko polskie, jest oczywiste, że obywatele polscy byliby do tego wojska wcieleni. Gdyby tworzono polski legion, jest tak samo oczywiste, że powinni oni byli nie być do tego legionu wcielani, lecz oddawani rządowi polskiemu w Londynie dla wcielania do wojska polskiego.
Ale powstaje pytanie: dlaczego nie zostali oni tak przymusowo wcieleni do tego wojska z chwilą przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny? Wszak z chwilą gdy Ameryka stała się aliantką Polski, powinna była pozwolić polskiemu rządowi na przeprowadzenie przymusowego poboru polskich obywateli na swoim terytorium! Tak właśnie postąpił rząd francuski w roku 1939 i 1940: polskie dywizje we Francji utworzone zostały w znacznym stopniu z polskich emigrantów we Francji (górników i innych), objętych polskim przymusowym poborem.
Półmilionowa rzesza obywateli polskich w Stanach Zjednoczonych powinna była, w wyniku przeprowadzonego poboru, dać jakieś 50.000 żołnierza, z tego jakieś 25.000 żołnierza liniowego.
Dlaczego takiego polskiego poboru w Ameryce nie przeprowadzono? Co tu stanęło na przeszkodzie? Czy ktoś tu zawinił? I kto? I w jakich okolicznościach?
5). Wyjaśnienia wymaga sprawa odrzucenia propozycji amerykańskiej przez rząd polski w Londynie. Dlaczego odrzucono? koto tu odegrał główną rolę? W jakich to się stało okolicznościach?
J. Giertych
Tylko raz, pośrednio, było mi danym zetknąć się z generałem, naonczas pułkownikiem Modelskim. Było to w czasie wypadków majowych 1926 roku. Stojąc na czele grupy harcerzy, którym wojsko rządowe poleciło zadania z dziedziny służby łączności i wywiadu, otrzymałem, będąc w pierwszą noc owej krótkiej, polskiej wojny domowej w Belwederze, kopertę zaadresowaną do pułkownika Modelskiego, naonczas dowódcy 30 pułku piechoty, stacjonującego w cytadeli. Kopertę tę wysłałem natychmiast przez zaufanego harcerza. Koperta ta, niestety, do celu nie dotarła.
DWUGŁOS W SPRAWIE ARMII POLSKIEJ W AMERYCE W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ
„Komunikaty Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom II/1 1979/80, str. 255-268. Strona 12 z 15