MEMORIAŁ W SPRAWIE WÓD POLSKI
Do Sejmu i Senatu RP!
Do Rządu Rzeczpospolitej Polskiej!
Do Polskiej Opinii Publicznej!
Woda staje się w Polsce problemem państwowym i narodowym.
Z myślą o szansach rozwiązania tego problemu, o koniecznych środkach
zaradczych i o perspektywach kraju, podpisujemy niniejszy memoriał.
Dysponujemy zbyt małymi, proporcjonalnie dziś najmniejszymi
w Europie, rezerwami wody, a jednocześnie pozwalamy bezproduktyw-
nie odpływać do Bałtyku milionom metrów sześciennych wody. Wody
brakuje, klimat Polski stepowieje, poziom wód gruntowych stale się obni-
ża. Od dawna pojawiły się już, nawet w zachodniej Polsce, rośliny stepo-
we i fauna stepowa. Emitujemy do atmosfery przerażające świat ilości
pyłów i gazów, spalając węgiel, a nie wykorzystujemy czystej energii,
możliwej do uzyskania dzięki wielkim i małym spiętrzeniom wód płyną-
cych. Przewozimy pociągami i samochodami blisko dwieście milionów
ton towarów masowych, zużywając na to tysiące gigawatogodzin energii
elektrycznej, którą trzeba wytwarzać spalaniem węgla, i olbrzymie ilości
paliw płynnych — nie używamy za to niemal wcale transportu wodnego,
choć nasz kraj ma akurat najkorzystniejszy w Europie układ rzek.
Nie chodzi nam jednak tylko o samą wodę i gospodarkę wodną
w Polsce. Chodzi nam o inne spojrzenie na przyszłość kraju. Młodemu
pokoleniu Polaków wydaje się, że wszelkich przygód życiowych dane
było doświadczyć starszym generacjom, że dla młodego pokolenia nic już
do zrobienia nie zostało. Tymczasem w Polsce wszystko jest na dobrą
sprawę dopiero do zrobienia. Polskę trzeba radykalnie zmienić. Trzeba
i można. Trzeba odrobić straty i zniszczenia nie tylko po dwóch wojnach
światowych i 45 latach marnotrawnej gospodarki, trzeba odrobić zanie-
dbania powstałe jeszcze wskutek rozbiorów, które zlikwidowały życie
społeczne i gospodarcze polskich rzek, dzieląc je granicami; trzeba odro-
bić lekkomyślność różnych reżimów i pokoleń właścicieli, którzy pozwo-
lili na bezproduktywne wytrzebienie lasów na olbrzymich połaciach kraju
— z fatalnymi skutkami nie tylko dla gospodarki wodnej. Trzeba tak ob-
myślić rozwój szlaków komunikacyjnych i rozwój naszych miast, by za-
budowa miejska rozprzestrzeniała się wzdłuż naszych rzek, a nie w głąb
terenów bezwodnych. Polska może w ciągu życia jednego pokolenia
zmienić radykalnie swój sposób gospodarowania i obraz kraju.
Dlatego chodzi nam również o zmianę wyobraźni. Nie żyjemy w kra-
ju, gdzie trzeba, jak w wielu krajach Zachodu, co najwyżej wprowadzać
drobne korekty, usuwać dysproporcje, przywracać stan pierwotny pięknu
przyrody czy też miast. Historia opóźniła nas w rozwoju przez ostatnie
dwa wieki co najmniej o stulecie. Dlatego musimy podejmować wielkie
zadania na małą, lokalną skalę i wielkie zadania na skalę gospodarki całe-
go kraju. Mamy przed sobą zadania doraźne, szybko zwracające poniesio-
ne nakłady, i zadania długofalowe, które będą przynosić swe błogosła-
wione skutki nie po kilku miesiącach, lecz po kilku latach. Jedne i drugie
jednak mogą mieć doniosłe, czasem wręcz przełomowe znaczenie — dla
środowiska lokalnego lub dla całych regionów kraju.
Stać nas na to. Nasz kraj dysponuje sporymi zapasami pieniądza, któ-
rych nasz system bankowy nie umie spożytkować. Co więcej, dobrze opra-
cowane, sprawdzalne i wykonalne plany mogą liczyć na zaangażowanie
dodatkowych, zagranicznych środków pieniężnych. Dysponujemy też hi-
storycznym doświadczeniem — Polska międzywojenna, mimo swego ubó-
stwa, potrafiła zdobyć się pod kierunkiem Eugeniusza Kwiatkowskiego na
zdumiewające przedsięwzięcia. Zbudowała Gdynię i Centralny Okręg
Przemysłowy, a realizowała swe projekty w tempie dziś nieprawdopodob-
nym. Nie powinno zabraknąć nam ani tamtego rozmachu ani zmysłu orga-
nizacji. I my jesteśmy zdolni bić wszelkie rekordy tempa i sprawności.
Odnawialne źródło czystej energii
Kiedy w roku 1973 świat arabski po raz pierwszy odciął kraje najwy-
żej rozwinięte od dostępu do swojej ropy naftowej, podjęły one szeroki
program obniżenia zużycia energii w swych gospodarkach. Wyniki prze-
szły wszelkie oczekiwanie: dochód narodowy rósł przy zużyciu energii
zmniejszonym nawet do połowy. Polska stoi dopiero przed takimi zabie-
gami. Zdołaliśmy już nieco obniżyć zużycie energii, ale całe gałęzie poi-
skiego przemysłu należą ciągle do bardzo energochłonnych, w tym zwła-
szcza samo właśnie wydobycie węgla. Niestety, struktury biurokratyczne
przemysłu wydobywczego nadal planują rozwój, a co najmniej kontynu-
ację wydobycia energetycznego węgla kamiennego. W elektrowniach,
elektrociepłowniach, ciepłowniach i innych urządzeniach spalamy dziś
w Polsce blisko sto milionów ton węgla kamiennego rocznie, wydobycie
zaś każdej tony oznacza średnio wydatkowanie blisko 50 kilowatogodzin;
dochodzi do tego niemożliwy do oszacowania koszt zniszczeń w środo-
wisku naturalnym, wywoływany zrzutami słonych wód kopalnianych do
rzek polskich oraz koszt wydobycia i rozmieszczenia kilkudziesięciu mi-
lionów ton skały płonej rocznie.
Tymczasem opracowane i sprawdzone technologie pozwalają już
w pełni eksploatować olbrzymie zapasy metanu, zawartego w złożach
Górnego Śląska, co pozwoliłoby uniknąć olbrzymich kosztów wydoby-
cia, finansowych, energetycznych i ekologicznych. Innymi słowy, Polska
powinna zrezygnować całkowicie z wydobycia energetycznego węgla ka-
miennego. Jak się więc okazuje, nawet bez energetyki wodnej może sięg-
nąć po zastępcze, tańsze i nieporównanie czystsze źródła energii. Z tych
oszędności lub na ich rachunek należałoby finansować program rekon-
strukcji zatrudnienia na Górnym Śląsku, program nowych inwestycji
i szkolenia zmieniających kwalifikacje pracowników górnictwa.
Zwracamy uwagę na te perspektywy, ponieważ nie kieruje nami cias-
ny interes branży. W racjonalnie pomyślanym programie rekonstrukcji
energetyki polskiej energetyka wodna nie ma wypierać innych źródeł
energii, lecz je tanio i skutecznie uzupełniać.
Potencjał energetyki wodnej obejmuje zakłady energetyczne małe,
średniej skali i wielkie. Każda z tych grup ma w naszym bilansie energe-
tycznym poważną rolę do odegrania. Prof. Janusz Gołaski z Poznania
w trakcie swoich wieloletnich badań zlokalizował na terenie Wielkopol-
ski miejsca po 1500 dawnych młynach wodnych, czyli po małych spię-
trzeniach wodnych, które służyły człowiekowi swą energią w przeszłości
i które mogą nią służyć znowu. Ocenia się, że w skali kraju liczba takich
zdewastowanych, nie użytkowanych i zaniedbanych małych spiętrzeń
wodnych wynosi — przy skromnym szacunku — piętnaście tysięcy. Jeżeli
przyjąć, że spiętrzenia te mogą reprezentować moc od 20 do 100 kilo-
watów energii, oznacza to możliwość uzyskania w skali kraju mocy około
1000 megawatów — bez żadnych strat na przesyle w sieci energetycznej.
Byłoby dlatego rzeczą cenną gdyby wojewodowie wyznaczyli swoje na-
grody w konkursach, zwłaszcza dla młodzieży, na lokalizację takich za-
marłych, marnujących się spiętrzeń. I byłoby rzeczą cenną, gdyby gminy
nagradzano za wsparcie lokalnych inicjatyw w zakresie budowy małych
elektrowni wodnych. Tak mogłaby praktycznie wyposażyć się w energię
elektryczną prawie cała wieś polska. Z energetyki polskiej zniknęły nie-
mal całkowicie elektrownie wodne o mocy od jednego do kilkunastu me-
gawatów. Mają one jednak wielką przyszłość, zwłaszcza w polskich tere-
nach górskich i na terenach dużych różnic wzniesień. Kaskadowa
zabudowa spiętrzeniami takich ciasnych dolin górskich jak dolina Raby,
może przynieść nie tylko wartościowe korzyści energetyczne, ale swymi
zbiornikami wodnymi zapewnić dodatkową atrakcyjność turystyczną
dość jałowym rolniczo okolicom.
Zasadniczym jednak problemem strategicznym w dalszym rozwoju
kraju jest energetyczne zagospodarowanie wielkich rzek polskich, w tym
przede wszystkim Wisły. Kaskada Dolnej Wisły może przynieść zainsta-
lowanie, obok 160 MW elektrowni Włocławek, dalszych 1180 MW mocy.
To bezcenne źródło energii odnawialnej może ze względu na swe zalety
technologiczne służyć krajowemu systemowi energetycznemu pracą
szczytową i regulacyjną — zmniejszając jednocześnie straty na przesyle
energii z odległych elektrowni w głębi Polski na północ kraju. Teza o zni-
szczeniach ekologicznych, które przyniosłaby rzekomo zabudowa energe-
tyczna Dolnej Wisły, wynika z nieporozumienia i nieznajomości stanu
faktycznego. „Dzika", „prawdziwa" rzeka w dolnym biegu Wisły od wie-
ków już nie istnieje. Lasy, które w 90 procentach pokrywały ten region,
stabilizowały jego stosunki wodne, gwarantowały równomierny odpływ
i niewysokie różnice w stanach wód, zapewniały nawodnienie doliny rze-
ki. Tych lasów dziś nie ma. W XIX wieku przeprowadzono na obszarze
całego dorzecza ogromne roboty melioracyjne i regulacyjne, koryto rzeki
częściowo wyprostowano i obudowano wałami przeciwpowodziowymi,
80 procent doliny rzeki zajęło rolnictwo. Dawne starorzecza i tereny pod-
mokłe z ich fauną i florą zniknęły bezpowrotnie. Niszczące procesy toczą
się dalej. We wszystkich rzekach polskich, nie tylko w Wiśle, pogłębiają
się koryta, a w rezultacie obniża się poziom wody, co prowadzi z kolei do
dalszego przesuszania dolin rzek. Ze zwiększoną siłą procesy takie toczą
się w Wiśle poniżej zapory wodnej we Włocławku; wody tam po prostu
brakuje. W konsekwencji spadło zwierciadło wód podziemnych w doli-
nie, a spływ wód ze strefy wysoczyznowej uległ przyśpieszeniu — rzeka
drenuje w ten sposób nawet odległe od niej tereny. Wszystkie powyższe
informacje pochodzą z prac naukowych prowadzonych przez placówki
uniwersyteckie i Polskiej Akademii Nauk.
Alternatywna koncepcja „renaturyzacji" biegu dolnej Wisły, która to
renaturyzacja miałaby polegać na pozostawieniu rzeki swojemu losowi,
nie tylko nie ma precedensu technicznego w skali światowej, ale prowadzi
do niekontrolowanych zmian, grożących w razie powodzi istnymi kata-
strofami. Już w chwili obecnej katastrofą grozi każde poważniejsze wez-
branie. Nie trzeba nawet polemizować z tezą, że spiętrzenie rzeki zagrozi-
łoby równowadze ekologicznej w jej sąsiedztwie. To niedobór wody
zagraża dziś środowsku naturalnemu Wisły i innych rzek polskich. Nie
ma żadnego też dowodu na potwierdzenie opinii, że jakieś ptactwo wodne
opuściłoby rejon zalewu po spiętrzeniu wód. Przeciwnie, wody spiętrzone
ściągają ku sobie, jak wiemy z przykładu zalewu Włocławka, zarówno
ptactwo, do tej pory tu nieobecne, jak ssaki — bobry, których tu od wie-
ków nie było.
Powyższe argumenty w większym lub mniejszym stopniu odnoszą
się i do spiętrzeń energetycznych na innych rzekach polskich. Niezależnie
zaś od ich roli w systemie energetycznym zasługuje również na uwagę ich
rola w zabezpieczeniu przeciw powodziom. Zapory likwidują całkowicie
zagrożenie w razie wielkich wezbrań. Jeżeli jednak mamy poważnie my-
śleć o prawidłowym gospodarowaniu zapasami wód polskich, powinni-
śmy projektować równolegle kanały odprowadzające wodę i związane
z nimi zbiorniki retencyjne — po to, by ewentualne przybory wód zamie-
nić z klęsk w dobrodziejstwa przyrody. Jałowy spływ wezbrań do Bałty-
ku jest gospodarczym i ekologicznym marnotrawstwem. Gospodarność
ludzka musi objąć zresztą również i małe cieki górskie, które już w cza-
sach zaboru austriackiego podlegały uporządkowanej administracji; zapo-
bieganie katastrofom zacząć się musi od tradycyjnych, rutynowych zabie-
gów w wyjściowych punktach zagrożeń.
Tani, czysty transport
Za nowoczesną ojczyznę śródlądowego transportu wodnego uchodzi
Francja, która dysponowała bardzo korzystnym układem rzecznym i jesz-
cze w epoce Renesansu zbudowała słynny Kanał Południowy, łączący
wody wpadającej do Atlantyku Garonny z wodami Morza Śródziemnego.
W XVIII wieku rozległą sieć kanałów zbudowała u siebie Anglia, w dru-
giej zaś połowie XIX wieku Niemcy, które cechuje wyjątkowo niedogod-
ny układ rzek, połączyły je szlakami kanałów, które w roku 1914 liczyły
w sumie 6,6 tys. km, czyli niewiele mniej, niż użytkowane naturalne drogi
wodne (6,8 tys. km). Warto zwrócić uwagę, że kanały te budowały
Niemcy w okresie niesłychanej ekspansji kolejnictwa, co oznacza, że na-
wet ówczesna, trwająca jeszcze „gorączka kolejowa" nie przesłoniła
konkurencyjności transportu wodnego co do kosztu przewozów. Niemcy
nam współcześni, dla połączenia Dunaju ze zlewiskiem Renu budowali
przez 30 lat arcykosztowny, tak w budowie jak w eksploatacji, kanał Men-
Dunaj, poprowadzony przez takie wysokości, które w Polsce uznano by
za absurdalne.
Rzeczpospolitą przedrozbiorową charakteryzował i tak samo charak-
teryzuje Polskę współczesną wyjątkowo korzystny układ rzek. Ich połą-
czenie wymagało jednego zaledwie, i to krótkiego Kanału Bydgoskiego.
Ale i bez niego Wisła oraz jej dopływy spełniały w czasach przedrozbio-
rowych rolę głównych szlaków transportu. Służyły te szlaki handlowi na
ogromną skalę; spływało do Gdańska Wisłą i sto kilkadziesiąt tysięcy ton
zboża na eksport, bywały lata, że wywożono półtora miliona pni drzew-
nych w postaci różnych półfabrykatów, nie mówiąc o soli, smole, dzieg-
ciu, przędzy lnianej, miodzie, wosku, skórach, ołowiu, miedzi i innych
towarach. Sam transport ryb w górę Wisły obejmował ponad 9 tys. beczek
rocznie. A przecież dane te dotyczą wyłącznie handlu z Gdańskiem i za-
granicą, nie mówią nic o handlu wewnętrznym. Wszystki to płynęło na
szkutach, dubasach, komięgach i tratwach, zdolnych udźwignąć do kilku-
nastu ton ładunku, ruch więc na rzece w okresach średnio 250 dni sezonu
żeglugowego prawie nie ustawał. Rzeka żyła i pracowała. W początkach
panowania Stanisława Augusta narodził się zapomniany dziś plan połą-
czenia kanałami wszystkich zlewni Rzeczpospolitej. Dzięki tym zamy-
słom podjęto budowę kanałów Ogińskiego i Królewskiego, które połą-
czyły ze sobą zlewnie Wisły, Dniepru i Niemna.
Dziś transport wodny w Polsce zamarł prawie całkowicie, podczas
gdy w Niemczech idzie wodą ponad 22% tonażu przewozów. Udział
transportu wodnego w przewozach niemieckich stale rośnie, wzrośnie zaś
jeszcze bardziej, kiedy zostaną odbudowane zaniedbane szlaki wodne na
terenach byłej NRD. Koszty transportu wodnego są trzykrotnie niższe od
kosztów przewozu kolejowego i ponad dziesięciokrotnie niższe od ko-
sztów przewozów samochodowych (należy zaś pamiętać, że w polskich
warunkach nie wchodzą na razie w grę opłaty za użytkowanie autostrad
przez wielkie wozy transportowe, tak więc w przyszłości różnica na ko-
rzyść transportu wodnego jeszcze się powiększy). Przewagi żeglugi śród-
lądowej w sferze ekologicznej nie trzeba nawet dokumentować. Transport
wodny nie może wyeliminować transportu kolejowego i samochodowe-
go; nie mamy tu zamiaru formułować żadnych tego rodzaju postulatów.
Przewóz wodą towarów, które wymagają szybkich przewozów byłby
wręcz nieracjonalny. Podobnie z towarami w niewielkich porcjach jedno-
stkowych (czyli tzw. drobnicą), które w takich właśnie niewielkich ilo-
ściach trzeba dowieźć do adresata przesyłki na miejsce. Transport wodny
powinien obejmować przede wszystkim przewóz towarów tzw. maso-
wych, a więc kopalin, innych surowców, złomu, półfabrykatów, które dziś
w ilości ponad 200 min ton rocznie przewozimy kolejami i samochodami
na ogromne czasem odległości, a z reguły ponad 100 km. Jeżeli
weźmiemy pod uwagę, że tylko dla samego wyżej wspomnianego trans-
portu kolejowego musimy spalić rocznie kilkanaście milionów ton węgla,
znaczenie odbudowy transportu wodnego nie będzie wymagało tłumacze-
nia. Nasz obecny transport jest nie tylko szkodliwy dla środowiska natu-
ralnego wobec olbrzymich zanieczyszczeń emitowanych do atmosfery,
ale i zbyt kosztowny dla kraju, który obowiązuje w rozwoju najwyższa
gospodarność. Odbudowa transportu wodnego powinna być skorelowana
z rozwojem transportu drogowego i kolejowego, wzajem się uzupełnia-
jąc Porty wodne i przystanie ze swymi przeładunkami powinny wchło-
nąć nadwyżki zatrudnienia kolejnictwa; budowa tych portów i przystani
powinna być przedsięwzięciami czysto gospodarczymi, opartymi na zdro-
wej kalkulacji, podobnie — budowa ewentualnych kanałów. Żegluga
śródlądowa powinna rozwinąć się na wszystkich szlakach rzek spławnych
w Polsce, ze szczególnym jej rozwojem na szlakach transnarodowych.
Rola takiego szlaku powinna przypaść zwłaszcza Odrze na całej jej
długości, od Górnego Śląska i Północnych Moraw aż po Szczecin i Świ-
noujście. Już dziś Niemcy zastanawiają się nad powtórnym uruchomie-
niem kanału lateralnego wzdłuż dolnej Odry do Bałtyku na wypadek,
gdyby strona polska nie była zainteresowana pełnym uspławnieniem Od-
ry na tym odcinku. Odra jest zaś przedmiotem znacznie dalej idących
analiz i propozycji. Jej ewentualne przedłużenie kanałem do Beczwy na
Morawach, dopływu rzeki Morawy, połączyłoby ją z Dunajem. Powstał-
by tym sposobem śródlądowy szlak wodny, łączący Północ Europy z Eu-
ropą Południową. Nadałby on nowy impet rozwojowy regionowi Górne-
go Śląska i Północnych Moraw, czyniąc zeń centrum wielkich
przeładunków w skali bliskiej przeładunkom największego portu śródlą-
dowego świata w Duisburgu; tym bardziej, że ewentualny Kanał Śląski
mógłby połączyć również górną Odrę z górną Wisłą.
Nie mniejsze znaczenie wiązać należy ze szlakiem Wschód-Zachód,
łączącym niemiecki system wodny ze wschodnioeuropejskim systemem
wodnym Białorusi, Ukrainy i Rosji. Takie połączenie, w miarę rozwoju
handlu na tej trajektorii, będzie odgrywało coraz większą rolę bez wzglę-
du na okresowe perturbacje polityczne w krajach leżących na wschód od
Polski. Port warszawski dzięki wsparciu transportem lotniczym, kolejo-
wym i samochodowym może dzięki temu szlakowi awansować do skali
przeładunków rzędu kilkunastu milionów ton rocznie.
W obu wspomnianych systemach wodnych, na wschód i zachód od
Polski, pływają barki tysiąctonowe. Polskimi szlakami, czyli Odrą, Wartą,
Notecią, Wisłą i Bugiem nie da się dziś przepchać nawet barek trzystuto-
nowych. Polska żegluga śródlądowa zamarła, jej tabor pływający od lat
pływa i zarabia w większości za granicą. Obecny stan rzek polskich nie
pozwala na powrót do żeglugi. Rzeki polskie przestały być spławne. Wy-
magają dziś szerokich prac regulacyjnych — na szczęście, przy dzisiej-
szych postępach hydrologii polskiej, prac tanich, łatwych w realizacji
i bezpiecznych w sensie ekologicznym. Regulacja rzek nie oznacza dziś
w Polsce kanalizowania rzek, prostowania ich biegu i ujmowania w beto-
nowe czy też kamienne ocembrowania; tak się składa, że właśnie Polska
stała się ojczyzną metod całkowicie rewolucjonizujących stosunki między
człowiekiem a rzeką. Te metody wykluczają zaś groźbę katastrof takich,
jakie spotkały ostatnio dolny bieg Renu.
Polskie prace regulacyjne, przyciągające dziś uwagę Europy, opiera-
ją się na wynikach długoletnich badań doc. Janusza Wierzbickiego
z Politechniki Warszawskiej. Okazało się, że zamiast kanalizować rzekę,
deformując ją i gwałcąc jej naturę, można z rzeką — współpracować.
Można, co więcej, przywrócić jej równowagę dynamiczną, jaka cecho-
wała ją nim człowiek zaczął gospodarować w dolinie rzeki i jej sąsie-
dztwie, nim jął wycinać lasy, zmniejszać zasoby wód gruntowych
i budować w strachu przed wodą, a bez pełnej wiedzy o niej, obwałowa-
nia przeciwpowodziowe. Badania wykazały, że zachowania żywiołu
wód rzecznych podlegają określonym, dającym się wykryć prawidłom.
Ten żywioł na swój sposób „pracuje". Pracuje cały czas — zbiera i nie-
sie rumowisko denne, a potem gdzieś je osadza; kiedy się niefachowo
ingeruje w tę jego pracę, żywioł wodny traci równowagę w swych za-
chowaniach. Tam, gdzie woda płynie szybciej, rzeka niszczy brzegi
i dno; tam, gdzie woda ciecze w zwolnionym tempie, rzeka nanosi pia-
ski, tworząc wyspy, ruchome przemiały, przykosy, dzieląc się na różne
odnogi; koryto rzeki dziczeje. Nowoczesna polska regulacja wychodzi
od modelu procesów korytowych, procesów kształtowania się koryt rze-
cznych. Bada się te procesy na każdym odcinku rzeki, korzystając z no-
woczesnych technik obserwacji i rejestracji. Ingeruje się potem w te
procesy, regulując je przy pomocy technik nader tradycyjnych, użytko-
wanych od wieków, prostych w wykonawstwie, przy wykorzystaniu ma-
teriałów naturalnych — kamienia łamanego i faszyny. Przy czym
ostrogi, wbudowane w koryto w miejscach precyzyjnie określonych, po-
rasta zieleń, tak, że po krótkim czasie nie sposób nawet odróżnić natu-
ralny obraz od obrazu powstałego dzięki człowiekowi.
Rzeka, wróciwszy do dynamicznej równowagi koryta, współpracuje
z człowiekiem: odkłada rumowisko we właściwych miejscach, woda
w poprawnych warunkach przepływu zachowuje się w sposób przewi-
dywany, a jej głębokość umożliwia powrót do normalnej żeglugi. Pęka-
nie i ruch lodów przebiega łagodniej, zmniejsza się zagrożenie
powodziowe i bezpieczniejsze są wały przeciwpowodziowe, bezpiecz-
niejsze mosty i przeprawy promowe. Znikają zatory i wywoływane
przez nie wezbrania, można sensownie zagospodarować linię brzegową
i tereny przyległe. Uregulowane tak odcinki rzek polskich są nie tylko
głębokie i spławne. Wyglądają dziko i pięknie. Odcinki uregulowane
przyciągają ptaki i zwierzęta wodne — zimują na nich teraz gatunki or-
łów, które nigdy w Polsce nie zimowały; już w tej chwili nie wiadomo,
co robić z nadmiarem bobrów, które ściągnęły nad uregulowaną Wisłę
i Narew, a w niektórych okolicach rozmnożyły się wręcz ponad poje-
mność lokalnego środowiska.
Powyższe prace regulacyjne nie wymagają, z uwagi na prostotę sto-
sowanych technik, wielkich nakładów finansowych i skomplikowanego
wykonawstwa. Są typowymi robotami lokalnymi, do realizacji przez
zainteresowane społeczności lokalne. Oczywiście woda jest żywiołem
wymagającym zawsze i w każdej sytuacji fachowego podejścia, jednak-
że Polska dysponuje dostateczną liczbą fachowców oraz instytucji nad-
zoru technicznego, by nie dopuścić do żadnych błędów amatorszczyzny
w tej dziedzinie. Nie trzeba tu szerzej rysować perspektyw, wiążących
się z odbudową śródlądowego transportu wodnego w Polsce. Oznacza
on nie tylko zatrudnienie dla tysięcy ludzi przy jego obsłudze, ale rów-
nież pracę przy wykonaniu koniecznych robót. Oznacza uruchomienie
stoczni rzecznych, znów z paroma tysiącami miejsc pracy, oraz stoczni
i warsztatów produkcji jachtów, łodzi wiosłowych i kajaków. Przede
wszystkim jednak oznacza zasadnicze obniżenie kosztów własnych
gospodarki polskiej, co w warunkach rozwoju Polski ma zapewne naj-
większe znaczenie. Ale żegluga śródlądowa to dla Polski nie tylko wyż-
sza ekonomiczność gospodarki. To również zdrowsze życie ludzkie
i zdrowsza przyroda.
Rzeki, szlaki komunikacyjne i rozwój przestrzenny kraju
Rzeki znikły z polskiej wyobraźni przestrzennej w wieku XIX, kiedy
uniemożliwiono Polakom normalną ich eksploatację, pociąwszy je ostate-
cznie granicami zaborów. To wtedy zlokalizowano Łódź w najmniej ko-
rzystnym, jakie można było dobrać miejscu. Podobnie było jednak
i w okresie międzywojennym na terenie Centralnego Okręgu Przemysło-
wego, aż po skrajny w latach 70-tych absurd PRL-u lokalizację huty Ka-
towice na dziale wodnym. Nowe osadnictwo miejskie w XIX w. koncen-
trowało się niemal wyłącznie wzdłuż linii kolejowych. Co więcej,
budowano linie kolejowe, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, na tere-
nach wyludnionych z myślą o rozwoju miast, a przy okazji o spekulacji
gruntami otrzymanymi przez spółki kolejowe. Podobnie było i w Polsce,
gdzie wzdłuż trasy Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej rozwinęły się na tere-
nach słabo wyposażonych w wodę miasta i osady przemysłowe. Układ
polskich linii kolejowych rodził się w warunkach zaborów i do dziś nie
uwolnił się od ich konsekwencji. Stąd podróż koleją z Warszawy do Byd-
goszczy trwa dłużej niż do Poznania. Podróż na Kujawy trwa tyle co do
Szczecina. Podróż z Krakowa do Lublina trwa tyleż samo.
Z początkiem lat 70-tych wystąpiła z ideą pasmowego rozwoju miast
Grupa Młodej Architektury, grono młodych wówczas, dziś czołowych
polskich architektów i urbanistów o międzynarodowej renomie, wspiera-
ne wtedy przez socjologów i ekonomistów. Idea ta nawiązywała siłą rze-
czy do XIX-wiecznych doświadczeń rozwoju zabudowy miejskiej wzdłuż
szlaków transportu kolejowego. Jednakże pasmowy rozwój miast, lanso-
wany przez Grupę Młodej Architektury odnosił się już do warunków pań-
stwa scalonego terytorialnie i zdolnego, przynajmniej teoretycznie,
projektować swobodnie powiązania szlakami komunikacyjnymi. Chcemy
tu wyrazić z głębokim przekonaniem pogląd, że kolejnictwo na terenie
Polski bynajmniej nie wyczerpało swego potencjału ekspansji.
Polska jest krajem policentrycznym o dwóch co najmniej, równo-
ważnych, potężnych aglomeracjach — górnośląskiej i warszawskiej,
o dalszych kilku silnych ośrodkach, górujących nad tymi pierwszymi
handlowo i kulturowo, takich jak Trójmiasto, Kraków, Poznań, Wroc
ław, Szczecin i Łódź, przy dalszych kilkunastu mniejszych ale nie mniej
prężnych ośrodkach jak Bydgoszcz, Toruń, Rzeszów, Opole, Kalisz, Ol
sztyn, Białystok, Kielce, Koszalin, Słupsk czy też Bielsko-Biała. Już
dziś połączenia kolejowe ekspresowe na trasach Warszawa-Katowice,
Warszawa-Kraków czy też Warszawa-Poznań wygrywają w konkuren
cji z połączeniami lotniczymi. Przyszłością takich połączeń, wraz z po
łączeniami międzynarodowymi, jest kolej superszybka, oparta na
wzorach francuskich lub japońskich, dla której już dziś powinno się wy
tyczyć lokalizację i przygotować grunty. Takie połączenia ze względu na
swą naturę techniczną nie będą odgrywały roli w rozwoju sieci osadni
czej. Tę rolę będą odgrywały lokalne połączenia szybkiej kolei dojazdo
wej, które odpowiednio wytyczone powinny skierować rozbudowę miast
w określonych, a pożądanych kierunkach. Nie jest rzeczą tego memo
riału sformułowanie takiego planu. Chcemy tylko zwrócić uwagę adre
satów i opinii publicznej na pewne przykładowe konieczności
1 możliwości w tym zakresie. Chcemy jednocześnie podkreślić, że obec
ność człowieka nad brzegami cieków wodnych nie jest czymś sprzecz
nym z życiem przyrody, że człowiek jest pełnoprawnym partnerem
w biocenozach nadrzecznych i że, co więcej, to polska skłonność od
wracania miast od rzek jest tendencją fałszywą i w rozwoju osadnictwa
ludzkiego nienaturalną.
Warszawę powinna połączyć szybka kolej dojazdowa wysoczyzna-
mi wzdłuż prawego brzegu Wisły z Płockiem i dalej wysoczyznami le-
wego brzegu z Włocławkiem i Toruniem, przy zapewnionym dojeździe
do ośrodków wypoczynkowych po drugiej stronie rzeki. Analogiczna li-
nia powinna łączyć Toruń z Bydgoszczą, a potem Bydgoszcz z Grudzią-
dzem — wzdłuż brzegów przyszłych zbiorników, które powinny być
zagospodarowane osadnictwem ludzkim wszędzie tam, gdzie nie mamy
do czynienia z wartą ochrony przyrodą. Podobnie aglomeracja krako-
wska powinna rozwijać się na wschód ku dość rzadko zaludnionym,
sfałdowanym, przepięknym terenom osadniczym wzdłuż lewego brzegu
Wisły. Górny Śląsk powinna łączyć szybka kolej miejsca z pięknymi te-
renami Wyżyny Głubczyckiej oraz z dolinami Beskidu Śląskiego, Małe-
go i Żywieckiego, po to by wyprowadzić możliwie dużą część
osadnictwa miejskiego Górnego Śląska poza tereny skażone, wymagające
wieloletniej rekultywacji. Analogicznie — Trójmiasto mogłoby dzięki
liniom szybkiej kolei miejskiej rozwijać swe osadnictwo
mieszkaniowe w dolinach Szwajcarii Kaszubskiej. Nie musimy doda-
wać, że te kolejowe szlaki komunikacyjne powinny być uzupełnione na
dłuższych trasach w rodzaju Warszawa-Bydgoszcz szlakami autostrad,
przebiegającymi w przeciwieństwie do szybkiej kolei miejskiej, w roz-
sądnej odległości od skupisk ludzkich. Opóźnienia w podejmowaniu bu-
dowy autostrad są w Polsce tym bardziej niezrozumiałe, że
zainteresowane nimi ewentualne konsorcja bankowe mogłyby zaofero-
wać potencjalnym drobnym akcjonariuszom udział nie w spekulacji
giełdowej, lecz w interesach o sprawdzalnej, dającej się obliczyć ren-
towności. Cały ten układ komunikacyjny powinien być zaprojektowany
spójnie w skorelowany układ transportu, który odpowiednimi centrami
przeładunku, a więc portami rzecznymi i przystaniami, połączy tanie
masowe przewozy szlakami wodnymi z szybkim transportem kolejo-
wym i samochodowym. W odpowiednich miejscach mogłyby wspoma-
gać ten układ wielkie lotniska towarowe o międzynarodowych
powiązaniach.
Lasy, retencja wody, nawadnianie i czystość wód polskich
Nie rozwiążemy problemu niedoboru wody w Polsce nie uświado-
miwszy całego społeczeństwa o stanie lasów polskich i koniecznych
w tej mierze działaniach zarówno administracyjnych, jak i społecznych.
Przyroda jest i tak bardzo dla Polski łaskawa, ponieważ przy dewastacji
lasów i niedoborach wody mogą zdarzać się zaburzenia klimatyczne
znacznie większych rozmiarów niż notowane do tej pory lokalne trąby
powietrzne czy inne podobne katastrofy. Statystyka gruntów zalesionych
wygląda dzięki niedocenianym wysiłkom leśników polskich dość korzy-
stnie. Lasy rosną w Polsce na 27,9% powierzchni kraju, podczas gdy
w Niemczech (po ich zjednoczeniu) na 29% powierzchni, a we Francji
na 27%. Jednakże są to dane, których wartość w przypadku Polski pod-
waża statystyka zdrowia lasów. Ta statystyka wygląda katastrofalnie.
Procent drzewostanu bez uszkodzeń ciągle spada — nie sięga nawet
10%; drzew dotkniętych średnimi i silnymi uszkodzeniami mamy ponad
50% drzewostanu, w tym świerka blisko 70% drzewostanu, a jodły bli-
sko 80%. Wyziewy kominów fabrycznych jak też kominów kotłowni
osiedlowych i kominów budynków mieszkalnych z kuchniami opalany-
mi węglem, wyziewy tak z terenu Polski jak krajów sąsiednich, zwła-
szcza z Czech i Niemiec, powodują coraz dalej idące zniszczenia. Nic
zresztą na razie nie rokuje poprawy jeśli nie dokonamy zasadniczych
zmian w polskiej energetyce. Nie poprawia się też rozmieszczenie lasów
na terytorium kraju. Lasy rosną tam gdzie rosły, natomiast w wojewó-
dztwach najbardziej dotkniętych niedoborami wody, w Wielkopolsce
czy też na Mazowszu, w tej pokrytej piaskami pradolinie Wisły, lasów
jest równie mało jak było.
Lasy to podstawowe w skali globu wytwórnie tlenu, z czego polska
opinia publiczna przynajmniej częściowo zdaje sobie sprawę; śmierć la-
sów zagraża życiu ludzi. Jednakże lasy odgrywają także ogromną rolę
w gospodarce wodnej jako naturalne czynniki retencji. O tym już ogół
społeczeństwa nie wie, nie uświadamiają sobie też takiego znaczenia la-
sów rolnicy polscy. Nie sadzą oni żadnych pasm leśnych, które by po-
wstrzymywały erozyjną działalność wiatrów wobec gleb na terenach bez-
leśnych, nie uczestniczą w pielęgnacji lasów w swoim sąsiedztwie, tak że
nie usuwany posusz, złomy i wywroty stają się żerowiskami szkodników.
Lasy nie są przedmiotem żadnych głośnych kampanii ze strony obrońców
środowiska naturalnego (podobnie zresztą jak wody rzek). Polskie rolnic-
two nie korzysta współcześnie z żadnych systemów nawadniających, mi-
mo że techniki w tej dziedzinie, wypracowane niemal przed wiekami, nie
nastręczają żadnych trudności. Tak jak z jednej strony nie mamy wielkich
zbiorników retencyjnych, które zatrzymywałyby wodę wielkich wzebrań,
tak samo nie gromadzą wody żadne lokalne zbiorniki retencyjne; żadne
kanały irygacyjne nie rozprowadzają jej po przesuszonych okolicach.
Tym bardziej żadne rowy nie wiodą przez lasy polskie; przy braku wody
w lasach i sąsiedztwie lasów nasze leśnictwo jest bezradne wobec kata-
strof pożarów, straty idą w tysiące hektarów rocznie (w szczególnie fatal-
nym roku 1992 pożary objęły 43 755 ha lasów). Lasy, podobnie jak go-
spodarka wodna, powinny stać się jednym z głównych tematów dyskusji
nad przyszłością kraju. Oba te tematy, nieobecne w naszej świadomości
społecznej, dotyczą podstaw funkcjonowania gospodarki i społeczeństwa.
Bez rozwiązania tych problemów dyskusja nad przyszłością może stać się
bezprzedmiotowa.
Do tego tematu należy również sprawa czystości wód. Zanieczysz-
czone są nie tylko wody rzek polskich. Zanieczyszczone są wody grun-
towe na wsi. Na ogromnych przestrzeniach woda ze studni wiejskich nie
nadaje się do picia. Na wielu terenach wodę pitną rozwozi się beczkowo-
zami, a w wielkich aglomeracjach czerpie się wodę z bezcennych zaso-
bów głębinowych, ponieważ woda z wodociągów ma smak
chemikaliów. Stare polskie prawo wodne, na szczęście nie do końca ze-
psute „nowelizacjami" epoki PRL, pozwalało i pozwala powoływać
przymusowe spółki wodne gmin i miast leżących nad skażonymi cieka-
mi i prowadzić w zakresie koniecznych prac inwestycje o charakterze
przymusowym. Jest rzeczą zdumiewającą, że do dzisiejszego dnia nie
powołano takich spółek dla żadnego z wielkich polskich cieków. Polskie
rzeki są nadal zatruwane ściekami komunalnymi i przemysłowymi; gór-
nictwo na dobitek zrzuca do dwóch głównych rzek kraju słone wody ko-
palniane, tak, że Wisła pod Tyńcem bywa bardziej słona od Bałtyku. Nie
wywołuje to żadnej aktywności ruchu obrońców środowiska naturalne-
go, ani żadnych kroków administracyjnych ze strony władz państwo-
wych. Te zanieczyszczone wody nie tylko nie nadają się do picia;
wywołują one zniszczenia w ujęciach wody i rurach miast polskich swo-
im składem chemicznym, w tym zwłaszcza solą. Jest to więc, innymi
słowy, problem również czysto ekonomiczny, przy skali strat dokładnie
określonej nakładami na wymiany rur.
Znalezienie środków na konieczne inwestycje w zakresie oczysz-
czania ścieków nie powinno być problemem; można tu liczyć nawet na
pewną skromną pomoc zagranicy, zwłaszcza Skandynawii, zaintereso-
wanej w czystości Bałtyku nie mniej niż my. W najgorszym razie można
odwołać się do jednorazowego, ew. rozłożonego na raty podatku lokal-
nego, opłaconego przez mieszkańców, przez osoby fizyczne i prawne ja-
ko swoista składka na rzecz rozwiązania problemu. Znacznie łatwiej
poradzić sobie ze ściekami gospodarstw wiejskich. Dzisiejsze tanie
oczyszczalnie bezodpływowe mogą być jeszcze tańsze przy masowych
zamówieniach i instalacjach; eksploatacja odchodów zwierzęcych dla
produkcji nawozów bądź energii elektrycznej nie jest również proble-
mem. Potrzebna jest tu jednak możliwie najszersza akcja informacyjna
w środowiskach wiejskich, ewentualnie pewna pomoc organizacyjna,
którą już dziś prowadzi Fundacja Zaopatrzenia Wsi w Wodę. Rolnicy
polscy muszą się dowiedzieć, że przyszły rozwój turystyki i wzrost do-
chodów z niej na wsi polskiej uwarunkowany jest rozwiązaniem proble-
mu ścieków i czystej wody. Słowem i w tej dziedzinie konieczna jest
zorganizowana, przemyślana aktywność zarówno władz administracyj-
nych, jak organizacji społecznych wszelkiego rodzaju.
Turystyka i sporty wodne
W polskiej świadomości społecznej, w polskim życiu codziennym
morze i własne krajowe wody były i nadal są nieobecne. Polacy zresztą
nie znają swojego kraju. Nie znają swoich turystycznych bogactw. Nie
znają swoich rzek i nie interesują się nimi. Pierwsze kroki dla odwróce-
nia tego stanu rzeczy poczyniła przed kilkudziesięciu laty Liga
Morska i Rzeczna, która niestety pod wpływem późniejszych
niewczesnych ambicji zmieniła nazwę na Ligę Morską i Kolonialną.
Podpisami pod niniejszym memoriałem działacze obecnej Ligi Morskiej
deklarują powrót do nazwy pierwotnej; morze i rzeki polskie muszą
uczestniczyć w życiu codziennym Polaków. Ogromne rzesze Polaków
już dziś spędzają wakacje nad morzem, korzystając z dobroczynnego
wpływu morskiego powietrza na organizm ludzki. Jednakże do dziś
ponad sto kilometrów najpiękniejszych plaż Europy znajduje się poza
zasięgiem letnisk, nie robi się nic dla rozładowania tłoku w istniejących
ośrodkach wypoczynku. Żeglarstwo morskie praktycznie w Polsce nie
istnieje mimo wyczynów polskich żeglarzy i wysiłków Polskiego
Związku Żeglarskiego. Podobnie nikt nie myśli o rozwoju turystyki
wodnej i budowie przystani u brzegów naszych rzek.
Sporty wodne — żeglarstwo, wioślarstwo, kajakarstwo, pływanie
— jak żadne inne uprawiać można nie tylko wyczynowo; to sporty kla-
sycznie rekreacyjne i ogólnorozwojowe. Przy nagminnie szerzących się
wadach postawy wśród młodzieży i powszechnych deformacjach układu
kostnego sporty wodne poleca profilaktyka medyczna. Żeglarstwo jest
sportem drogim. Ale nie chcemy nikogo namawiać na masowy kosztow-
ny jachting. Tanie żaglówki, poczynając od „kadetów" przeznaczonych
dla nastolatków, mogą być dostępne dla wszystkich, dla każdej grupy
zapaleńców z każdej grupy społecznej. Pływalnie można instalować
na sztucznych zbiornikach wodnych i można budować je na małych na-
wet ciekach. Nie jest również tak drogie wioślarswo i kajakarstwo tury-
styczne. Dla rozwoju turystyki i sportów wodnych nie potrzeba aż tak
wielkich pieniędzy. Potrzeba trochę zainteresowania telewizji i praso-
wych magazynów ilustrowanych, by ukazać obrazy atrakcyjnych szla-
ków turystycznych i pięknych, a nieznanych okolic Polski. Nie chodzi
o to, by wytworzyć w naszej publiczności jakiś owczy pęd ku wodzie;
sama uroda Polski i przyjemności turystyki czy też sportów wodnych
zrobią swoje.
* * *
Przedstawiwszy powyższe racje pozostajemy z nadzieją, że wywołają
one zarówno reakcje ze strony władz naszego państwa, jak ze strony
samego społeczeństwa. Jeśli tak się stanie, cel tego memoriału będzie
można uznać za osiągnięty.
(—) Zygmunt Babiński, Krzysztof Banaszak, Andrzej Branicki,
Andrzej Bratkowski, Stefan Bratkowski, Zbigniew Brenda,
Witold Bublewski, Marek Chmielewski, Zygmunt Churski,
Krzysztof Chwalibóg, Daniel Duda, Daniel Dutkiewicz,
Andrzej Giziński, Grzegorz Grzelak, Marek Grześ,
Aleksander Janiszewski, Bohdan Jastrzębski, Roman Klim,
Jerzy Kołodziejski, Bronisław Komorowski, Zbigniew Kostelecki,
Józef Kowalewski, Zbigniew Kowalewski, Czesław Kowalski,
Wacław Kowalski, Bernard Kwiatkowski, Stanisław Lisak,
Stanisław Ludwig, Krzysztof Luks, Wojciech Majewski,
Zdzisław Meler, Zenon Ody a, Wacław Ody nieć,
Władysław Paderewski, Tomasz Posadzki, Adam Reszka,
Wiktor Slipiko, Wiesław Stefaniak, Ryszard Toczek,
Zdzisław Tokarski, Ryszard Wójciak, Jan Wyrowiński,
Ludwik Vogt, Andrzej Zbierski.
Warszawa, czerwiec 1996 r.