J Iwaszkiewicz opowiadania streszczenia


Iwaszkiewicz Jarosław ,,Opowiadania wybrane”:

,,Panny z Wilka” (1932)

Akcja opowiadania rozgrywa się kilka lat po I wojnie światowej. Głównym bohaterem jest około czterdziestoletni Wiktor Ruben, właściciel niewielkiego folwarku o nazwie Stokroć. Po śmierci swojego przyjaciela i za namową lekarza, Wiktor wyjeżdża na trzytygodniowy urlop na wieś. Na miejsce swojego odpoczynku wybiera strony, z którymi wiążą go wspomnienia - dwór-willę o nazwie Wilko. Podczas drogi do Wilka dostrzega zarówno to, co nie zmieniło się w ciągu piętnastu lat, jak i elementy, które świadczą o upływie czasu (las na miejscu zagajnika). Rozmyśla o pannach zamieszkujących dwór: oblicza w myślach ile mają teraz lat; zastanawia się czy powychodziły za mąż. Folwark w Wilku był przed wojną miejscem, które bardzo często odwiedzał. Spędził w nim także tuż przed wojną wakacje jako korepetytor jednej z panien, Zosi. Związany z tymi okolicami, spostrzega teraz jak często stawał mu przed oczami jakiś „tutejszy” widok, np. zapamiętany fragment pejzażu. Przybywszy do dworku, pierwszą osobą, na którą się natyka, jest Tunia. W pierwszym momencie dziewczyna nie poznaje gościa, gdyż była mała jak Wiktor opuścił ich strony. Po chwili Wiktora serdecznie witają pozostałe kobiety. Wśród nich mężczyzna poznaje Julcię. Jest bardzo zmieniona. Dawna dziewczyna przeistoczyła się w korpulentną panią. Pozostał w niej tylko charakterystyczny niski głos. Wiktor rozpoznaje także Jolę, najładniejszą z sióstr oraz Kazię, kobietę najmniej z nich atrakcyjną, gospodarną i zawsze poważną. Zdziwiony, dowiaduje się, że jego osoba stała się w Wilku legendą, że odegrał w nich ważną rolę. Druga wiadomość jest dużo smutniejsza - nie żyje jedna z sióstr, Fela. Wśród zamieszania towarzystwo pobieżnie wymienia zmiany, jakie pozachodziły w ich życiu. Wiktor nie chce mówić o sobie. Twierdzi, że nie warto. „Żyję jak wszyscy” - mówi. Przed samym sobą przyznaje, że jest to przykre.
Będąc młodym myślał, że jego życie będzie wyglądało inaczej - będzie bogatsze i bardziej niezwykłe. Osobą, z którą rozmawiał w przeszłości na poważne tematy, w tym na temat jego przyszłości, była Kazia. Rozmowy te nazywali `etapami'. Kazia już dawnej była osobą praktyczną, pozbawioną złudzeń. Wiktor z zadziwieniem przypatruje się kobietom. Największa zmiana zaszła w Julci. Dawniej była smukłą, pełna życia dziewczyną. Patrząc na nią teraz zastanawia się, czy wyjaśnią sobie to, co miało miejsce kilkanaście lat temu. Pewnego dnia, młody wówczas Wiktor, wracając po wieczornym spacerze do domu, pomylił pokoje i zamiast wejść do swojego, wszedł do pokoju Julci. Spostrzegłszy swój błąd, postanowił go kontynuować. Położył się koło dziewczyny, wyczuł, że nie śpi, że udaje. Wspomnienia tej nocy pozostały w nim na zawsze. Przepojone były zmysłowością, pięknem, tak „jakby było w nich jakieś nabożeństwo”. Młodzi spędzili w ten sposób ze sobą cztery noce. Nigdy też nie poruszali tego tematu w rozmowie. Zachowywali pozorną obojętność, tak jakby noce te nie były czymś realnym. Wiktor odkrywa, co było urokiem tamtych, dawno minionych dni. Były nimi młodość oraz nieuświadomiony erotyzm, który „unosił się w powietrzu”. Wszystko w tamtym czasie miało w sobie witalność; zalążek czegoś, co w każdej chwili mogło rozkwitnąć. Mężczyzna odwiedza swoje wujostwo, mieszkające w folwarku Rożki. Wypytuje o „panny”. O sobie mówi mało i raczej niechętnie. Wieczorem, przed położeniem się spać, przygląda się sobie w lustrze. Uważany jest za mężczyznę przystojnego. Jest jednak zaniedbany. Dawniej zawsze myślał o sobie jako o kimś nieatrakcyjnym, co go onieśmielało. Dziwią go słowa ciotki, która twierdzi, że dawniej wszystkie panny w dworku się w nim podkochiwały. Następnego dnia w Wilku na obiedzie poznaje męża Julci, Kaweckiego, mężczyznę banalnego i nudnego. Rozmawia także z Zosią, swoją dawną uczennicą. Wyczuwa u niej niechęć do swojej osoby. Tłumaczy ją sobie przegrodą, jaką się między nimi utworzyła jeszcze za czasów, gdy był jej nauczycielem. Wybiera się na spacer z Tunią. Wiktor chce odwiedzić cmentarz, na którym leży Fela. Tunia ma obojętny stosunek do swojej zmarłej siostry, gdyż ledwie ją pamięta. Przed Wiktorem staje wspomnienie Feli - kiedyś przypadkiem zobaczył ją nagą, jak wychodziła z jeziora. Widząc zaniedbany grób Feli, z przykrością uświadamia sobie, że jej obraz odchodzi już w niepamięć. Nazajutrz ponownie, ale już sam, przychodzi na grób. Kłębią się w nim różne myśli, których nie potrafi uporządkować. W kilka dni później Wiktor ma pierwszą okazję, by dłużej porozmawiać z Jolą. Kobieta wyjawia mu, że nigdy się w nim nie kochała, był jednak dla niej autorytetem. W pewnym sensie nadal nim jest - czeka na jego „osąd” w kwestiach moralnych (Wiktor domyśla się, że jest kobietą łatwą). Nie chce jednak jej osądzać, gdyż sam nie uważa się za człowieka szlachetnego. Względem kobiety zachowuje rezerwę; im więcej ona mówi, tym bardziej staje mu się obca. Z drugiej zaś strony nie może nic poradzić na to, że podoba mu się fizycznie. Inaczej wygląda jego rozmowa z Kazią. Kobieta nazywa go „oddzielonym od innych ludzi”. Zauważa, że się zmienił, że przygasł. Przyznaje, że w młodości szalała za nim. Było to uczucie silne, szczeniackie, które całkowicie minęło. Wiktor czuje się niezręcznie, gdyż nigdy nie zauważył jej uczucia. Uświadamia sobie, że nigdy tak naprawdę nie kochał prawdziwie. Kilka dni spędza na polowaniach, spacerach. Podczas jednej przechadzki z Tunią uzmysławia sobie, że tylko ona ze wszystkich mieszkających w dworku kobiet nie jest związana z nim żadnymi wspomnieniami. Jej postać zlewa mu się z postacią Feli. Pewnego dnia Wiktor całuje Tunię. Zaskakuje go jednak jej reakcja, jaką jest śmiech. Czuje się dotknięty. Upływają następne dni. Podczas powrotu z lasu, Wiktor jedzie powozem z Julcią. Mężczyzna, chcąc przywołać dawne, magiczne chwile z nią spędzone, dotyka jej dłoni. Z przerażeniem czuje, że kobieta ta nie wywołuje już w nim takich emocji jak dawniej; czuje banalność całej sytuacji. Rozmawiają o rzeczach mało istotnych, by ukryć zmieszanie.
Przez parę dni Wiktor pozostaje w Rożkach. W nocy nawiedzają go zmysłowe sny, a także myśli na temat własnej osoby i własnego życia. Przyszedłszy do Wilka, zastaje w domu Zosię. Dziewczyna jest dla niego nieprzyjemna, przyznaje, że nigdy go nie lubiła. Już jako dziecko cieszyło ją to, że Wiktor nie potrafił rozeznać się sytuacji, którą nazywa „ciuciubabką”. Mówi, że i teraz znów jest w ich domu bohaterem. Słowa te mają wydźwięk negatywny; dziewczyna dodaje, że mówi mu to wszystko dlatego, że tak naprawdę nic go to nie obchodzi. Wiktor stwierdza, że tymi słowami całkowicie go odmieniła. „Lato się we mnie przełamało” - mówi. Wiktor czuje się samotny. Wbrew sobie ulega pokusom Joli. Przygoda ta znów wydaje mu się banalna, tym bardziej, że jak stwierdza, „była to już bardzo spóźniona historia”. Postanawia wyjechać. Próbuje zatrzymać go ciotka; proponuje aby przedłużył swój urlop. Sugeruje mu, że powinien zmienić swój tryb życia. Wiktor czuje oburzenie. Przed samym sobą utwierdza się w słuszności dokonanych wyborów życiowych. Wybrał swoją drogę i postanawia ją kontynuować, pomimo tego, że nie jest ona łatwa. Praca w Stokroci niekiedy go nudzi; przekonuje jednak siebie, że każde życie niesie za sobą trudności. Życie panien z Wilka także nie jest lekkie. Każda z kobiet ma swoje własne zmagania.
Po kilku dniach opuszcza Wilko. Czuje jednak wielki żal - za tym co bezpowrotnie mija. Teraz zdaje sobie sprawę z tego, że nie potrafił dawniej dostrzec szczęścia. Nie kochał, gdyż bał się uczuć. Wiktora odprowadza drogą Jola. Pyta, z jakimi uczuciami opuszcza Wilko. On jednak nie może jej powiedzieć, co czuje naprawdę, gdyż wie, że nie zostanie zrozumiany. Odchodzi - najpierw krokiem niepewnym, później coraz mocniejszym. Myśli już o tym, co się zmieniło podczas jego nieobecności w Stokroci.

,,Bitwa na równinie Segdemoor” (1942)

Rodzice Anny żyli jeszcze, kiedy książę Monmouth przybył po raz pierwszy do Bridgewater. Był on jedyną nadzieją dla purytanów przeciwstawiających się Kościołowi anglikańskiemu. Anna miała wówczas 9 lub 10 lat. Miasto cieszyło się na przyjazd księcia, rodzice Anny nie podzielali jednak tego entuzjazmu. Nie wyszli z domu na jego przywitanie. Anna poszła z babką (zatwardziałą purytanką). Annie nie spodobał się książę, który uśmiechając się do ludu miał coś niepokojącego i szalonego w swoich oczach. Wróciły do domu. Podczas drugiego przyjazdu księcia Anna podzielała niechęć rodziców do uzurpatora, którego już wówczas nazywano ,,królem”. Wraz z babką i bratem została w domu.

Anna pamiętała śmierć rodziców, jak wywleczono ich z domu przeklinając i wyzywając. Szli na ścięcie. Rodzice Anny byli papistami- gorliwymi zwolennikami papieża. W tajemnicy ukrywali ,,ubogiego Księżyka”. Schodzili się do nich inni katolicy, z pobliskich miast, a on spowiadał ich i dawał komunię. Kiedy się to wydało księdza ,,zatłuczono batem”, nagiego prowadzono go za wózkiem katowskim- zginął. W tym czasie jedynym ratunkiem dla Anny była modlitwa.

Monmouth przybył na kilka dni do miasteczka, zawołano Annę, aby z innymi dziewczętami uszyła i wyhaftowała sztandar. Poleciała do przyjaciela (sąsiada)- Williama Hewlinga (obojętnego w stosunku do religii, interesował się polityką), aby poradzić się, co ma czynić. Zastała go jak polerował mały miecz. William zamierzał stanąć do walki przy królu Monmouth. William poradził jej, aby poszła do ratusza Szyc sztandar, w ten sposób nie narazi się. Anna była zwolenniczką króla Jakuba, bała się, ze szycie sztandaru dla Monmoutha będzie grzechem. Anna udała się na plac przed ratuszem. Wraz z Sarą, córką burmistrza, zabrała się do haftowania. Kobiety wychwalał Monmoutha ufając, że jego władza zahamuje rozlew krwi w Anglii. Chwaliły jego urodę, młodość gardząc starym i okrutnym królem Jakubem. Anna wiedziała jak bardzo się mylą, dla niej najważniejsze było bowiem to, że Jakub był prawowitym władcą. Tylko król Jakub mógł, według niej, ,,przywrócić wolność wiary”. W nocy na plac przybył Monmouth wraz ze swym orszakiem. Szybko jednak udał się do swego pokoju u burmistrza. Następnego dnia chorągiew była gotowa. Panny poszły do domów przebrać się w białe suknie- Anna miała tylko suknię ślubną matki. Tuż obok jej domu żołnierze ćwiczyli się w fechtunku, wśród nich był rozpromieniony William. Kiedy wyszła z domu ubrana na biało podszedł do niej William. Wraz z Monmouthem mieli ruszyć nazajutrz do boju, na Londyn. William zapytał dziewczynę, czy po powrocie zostanie jego żoną. Anna nie chciał teraz o tym myśleć, najpierw musi minąć ,,burza”. Anna udała się na ratusz. Odbyło się wręczenie sztandaru Monmouthowi. Książę nie spojrzał na swych poddanych, nie podziękował burmistrzowi za ofiarowany sztandar. Twarz jego była blada i bez wyrazu, w oczach miał przerażenie. Anna wymknęła się i wróciła do domu. Anna zaczęła się modlić za rodziców i króla Jakuba. Następnego dnia wojsko Monmoutha wyruszyło w drogę. Ciągle padał deszcz. Anna był niespokojna, nie wychodziła z domu. Budziła się w nocy, nie chciał zwycięstwa Monmoutha, ani jego koronacji. Zaczęły nadchodzić niepokojące wieści o wojsku Monmoutha. Początkowo mówiono o zdobyciu Londynu, później o zdobyciu Bristolu. Mówiono, ze wojska prawowitego władcy ruszyły na liczne miejscowości, m.in. na Bridgewater. Dziesięć dni po ruszeniu do boju, żołnierze uzurpatora zaczęli powracać do miasta. Byli przygnębieni i ponurzy. Okazało się, ze nie zdobyli ani Londynu, ani Bristolu. Monmouth nie mógł się zdecydować na żaden konkretny ruch, brakowało broni dla nowodochodzących żołnierzy. Żołnierze żądali decydującej bitwy. Armie królewskie rozbiły się nieopodal Bridgewater. Ludzie Zuzeli się nerwowo krzątać, potrącana przez nich Anna poczuła się niezwykle samotna. Udała się do kościoła. Mały braciszek Bobby powiedział jej, że z wieży kościoła Monmouth obserwuje oddziały królewskie. Anna chciała go zabrać do domu, przy nim nie czuła się samotna. Bobby chciał jednak po odejściu księcia wejść na wieżę. Wtem z kościoła wyszedł Monmouth- wydawał rozkazy szykując się na ostateczne starcie. Anna wyszła z bratem na wieżę, zobaczyła wojska króla Jakuba rozłożone w Chedzoy, wiosce znajdującej się nieopodal równiny Sedgemoor. Wychodząc natknęła się na Williama, okazało się, że Monmouth postanowił zaatakować wojska Jakuba w nocy. Anna wróciła z braciszkiem do domu. Wkrótce udała się z bratem na popołudniowy spacer po równinie Sedgemoor. Niepokoiło ją o, co działo się w mieście. Dotarła z bratem do Chedzoy. Zatrzymał ją żołnierz. Powiedział mu, ze musi zakomunikować coś ważnego wodzowi. Żołnierz zaprowadził ich do obozu. Wkrótce dotarła do szałasu porucznika. Weszła do szałasu. Porucznik był pijany. Anna domagała się rozmowy z generałem. Porucznik kazał wyrzucić Bobby'ego z szałasu. Oficer myślał, że Anna przyszła go zabić, potem sam jej groził. Oficer trzymał ją mocno, Anna powiedział o planowanym ataku księcia, ale porucznik nie chciał wierzyć. Skrępowaną zaprowadził do stolika, kazał jej wypić jabłecznik. Siłą wlał jej alkohol do gardła. Potem położył ją na tapczanie. Straciła przytomność. Do rzeczywistości przywracał ją głos Bobby'ego, który szarpał ją za rękaw. W oddali rozgrywała się bitwa. Suknię miała podartą, nogi bose. Nikogo wokół nich nie było. Zaczęli się przedzierać, słyszeli głosy walczących. Zaczęli biegnąć w ciemności. Nie zauważyła, ze Bobby nie trzymał jaj już za rękę. Była jeszcze zbyt nieprzytomna żeby zrozumieć, co to znaczyło. Ktoś zaczął ją wołać, nagle zauważył, że Bobby zniknął. Dostrzegła go leżącego, nie mógł poruszać nogami. Wzięła Bobby'ego na ręce. Zaczęli oddalać się od pola bitwy. Zatrzymała się, usiadła przytulając brata, potem straciła przytomność. Obudziła się z zimna. Była cała we krwi. Bobby był martwy. Zobaczyła nagle Monmoutha pędzącego samotnie na koniu. Porzucił swoje wojsko. Do Bridgewater wkroczyła armia króla Jakuba witana triumfalnie przez mieszkańców. Babkę Anny wtrącono do więzienia, gdzie zmarła. Williama i innych młodzieńców sprzedano jako niewolników na Jamajkę. Dwadzieścia lat później William wykupił się z niewoli. Osiadł w Londynie zajmując się handlem cukrem. Po pewnym czasie, wraz ze swoim najstarszym synem, odwiedził miasteczko. Odwiedził Annę, była akurat w domu. Nie poznała go. Opowiedział mu historie przeprawy do obozu o której wcześniej nie wiedział. Monmouth zginął, Jakub uciekł z Anglii, teraz rządy sprawowała królowa Anna. Z kolei Anna czuła, że owa wyprawa była tak naprawdę niepotrzebna, że zmarnowała swoje życie. Zastanawiała się dlaczego tak się stało. William miał na to jedną odpowiedz: ,,To dlatego, że jesteś katoliczką”. Anna przyznała mu rację podkreślając, że już nie jest katoliczką.

,,Matka Joanna od Aniołów” (1943)

I

Ksiądz Suryn (jezuita) jechał do klasztoru urszulanek w Ludyniu (Smoleńszczyzna) z rozkazu ojca prowincjała. Był to klasztor ufundowany przez królową Konstancję, w 1611 roku. Był wrzesień. Przez długi czas ksiądz Suryn przebywał w kolegium połockim. Przystanął w karczmie, gdzie krzyżowały się drogi Smoleńska i Połocka. Ksiądz miał skłonność do analizowania stanów swojego ducha, zauważał, że posiada zmienność nastrojów. Ksiądz bywał już w tej karczmie. Za stołem siedział mały szlachcic- czuł, że spotka go z jego strony jakaś przykrość. Szlachcic przedstawił się jako Wincenty Wołodkowicz. Suryn siadł po przeciwnej stronie stołu. Wołodkowicz ostrzegł księdza przed urszulankami. Poprosił cygańską gospodynię- Awdosię żeby powróżyła księdzu. Suryn był oburzony taką propozycją. Awdosia wywróżyła księdzu, że ,,zobaczy pannę, co będzie matką”. Cyganka przeczuwała, że Suryna spotka coś złego. Cyganka powiedziała, że ksiądz ,,pokocha garbatą”. Wołodkowicz zapytał, czy ksiądz nie mógłby go podwieźć do Ludynia na odpust. Suryn zgodził się. Kiedy wychodzili z karczmy Wołodkowicz potknął się o siekierę. Kiedy Sudyn wziął siekierę do rąk poczuł niewysłowioną siłę. Ruszyli w drogę.

II

Do Ludynia dotarli w nocy. Nie chcąc budzić urszulanek, ani proboszcza zatrzymał się w zajeździe. Przypomniał sobie surowego ojca, jego dyscyplinę, której często używał, a także pobożną matkę. Nagle zorientował się, że na miejscu Wołodkiewicza siedzi jakiś barczysty mężczyzna. Był to kalefaktor- Odryn. Ksiądz napił się siwuchy, po czym Kaziuk (służący) zaprowadził go do izby, gdzie miał spędzić noc. Był tam tylko worek z sianem. Ksiądz zaczął się modlić, oprócz jasności, którą miał w sercu uczuł również obecność zła. Nigdy nie czuł i nie widział szatana tak dokładnie jak teraz. Patrzył na niebo, na gwiazdy będące dla niego Aniołami i zauważał ów straszny cień szatana. Pamiętał ja prowincjał tłumaczył mu jak ma się obchodzić z szatanem, jak pani Syruciowa mówiła, że jedyną bronią w tej walce jest modlitwa.

III

Kaziuk wrócił do izby, była tam gospodyni Józia, jej mąż- pan Janko, Odryn, Wołodkowicz i parobek Suryna- Juraj. Mówili o urszulankach, o ich skłonności do grzechu, o spaleniu ludyńskiego księdza Garnca z wyroku sądu biskupów. Biskupi, którzy przebywali w Budyniu uznali Garnca za czarnoksiężnika, nakazali go spalić, ale szybko przekonali się, ze nie mieli racji. Kaziuk wraz z parobkiem udali się na nocleg do stodoły. Kaziuk przyznał się Jurajowi, że wierzy w diabła, którego zresztą widział- miał skrzydła i twarz matki Joanny od Aniołów- przełożonej klasztoru. Widział jak szatan miotał siostrą Małgorzatą od Dzieciątka Jezus i siostrą Marią od Trójcy, jedyną wyzwolona spod jego władzy była siostra Małgorzata Akruczy (od Krzyża). Kaziuk powiedział parobkowi, że matka przełożona jest córką kniazia Bielskiego i, że jest garbata. Juraj poczuł lęk, bał się, że szatan także i jego opętał. Kaziuk uspokoił go mówiąc, że diabeł nie kusi prostych ludzi.

IV

Juraj odjechał do Płocka. Kaziuk zaprowadził Suryna do kościoła parafialnego. Ksiądz miał list dla tutejszego proboszcza Bryma od prowincjała. Po odprawieniu cichej mszy i wysłuchaniu mszy proboszcza udał się na plebanię. Brym kazał małemu chłopcu- Aluniowi (Aleksemu) przynieść dla Suryna polewki. Polewkę, wino i placek przyniosła czteroletnia dziewczynka- Krysia, która przedstawiła się jako gospodyni Bryma. Brym powiedział księdzu Józefowi o snach Matki Joanny, w których ksiądz Garniec namawiał ją do złych rzeczy. Brym nie wierzył w opętanie panienek, uważał, że one robią po prostu to, na co mają ochotę. Zresztą inny ksiądz- Laktancjusz uważał, że jeśli ludzie zobaczą diabła to bardziej będą wierzyć w Boga. Suryn dziwił się, że można ,,Pana Boga przez diabła w duszę ludzką wprowadzić”. Ojciec Brym wysnuł swoją teorię, że z ludzi opętanych przez szatana ,,powstają” święci. Bo kiedy wypędzimy z nas szatana zostajemy puści w środku, i wówczas możemy wlać w siebie miłość do Boga. Dla Suryna taka teoria była zbyt kontrowersyjna i nowoczesna, uważał, że po wypędzeniu diabła z człowieka zawsze w nim zostanie jakieś ziarenko zła. Człowiek święty jest jak kwiat, rodzi się ze swoją wiarą i rozwija. Brym uważał, że Bóg nie czyni niczego bez powodu i musi mieć jakieś znaczenie to, że pozwala złu zwyciężyć ciało i duszę ludzką. Jednocześnie dziwił się, czemu diabeł opętał tylko kobiety. Według Bryma każda kobieta jest skłonna do upadku, jest źródłem zła- przywołał przy tym obraz Ewy, która skusiła Adama. Suryn zaprzeczał mówiąc, ze w kobietach drzemie również skłonność do świętość np. w Najświętszej Panience. Suryn zwierzył się Brymowi: matka Suryna jest karmelitanką w Wilnie, dwie nieżyjące już siostry były zakonnicami. Suryn w wieku 13 lat, po widzeniu jakiego doznał, postanowił wstąpić do klasztoru. W wieku 16 lat wstąpił do jezuitów w Wilnie. Przyznał się, że głęboko odczuwa obecność zła, poprosił Bryma o modlitwę za niego. Na zewnątrz czekał na Józefa Kaziuk, który obiecał mu zawsze towarzyszyć. Zaprowadził go pod furtę klasztoru, która otworzyła mu siostra Małgorzata Akruczy.

V

Siostra Akruczy poinformowała Suryna, że matka przełożona na niego czeka i chce z nim pomówić na osobności. Wkrótce przybyła Matka Joanna od Aniołów. Zamknęła za sobą drzwi. Suryn zauważył, że siostra nie była ładna, ale jej oczy nadawały jej osobie blasku i siły. Była garbata. Była mała i chuda, Suryn zastanawiał się jak taka krucha istota może w sobie nosić diabła. Przywitała go nazywając wybawicielem. Matka Joanna powiadomiła księdza, że wszystko zaczęło się od niej i jeśli wypędzi z niej szatana, to zło odejdzie również od innych sióstr. Podkreśliła przy tym, że dżemie w niej 9 demonów. Przyznała, ze od pół roku nie były u spowiedzi, ponieważ nie pozwalały im na to demony. Ksiądz zapytał ją, czy to czasami lenistwo nie jest za to odpowiedzialne. Joannę zezłościły te słowa. Suryn poczuł jak gdyby Matka Joanna kpiła z każdego jego słowa. Matka przełożona zaczęła mówić, jak leżąc przez 4 tygodnie w gorączce zobaczyła Anioła Stróża i św. Józefa, który dotknięciem ręki uzdrowił ja. Pragnęła powiedzieć mu o swoich cierpieniach, a on zapewnił, że będzie wiernym słuchaczem. Nakazał się jej modlić. N te słowa upadła na kolana przed ojcem Surynem całując kraj jego sutanny i ręce. Poprosiła go o pomoc i obronę. Tymczasem Suryn nakazał jej powracać do swojej pracy. Już miała wychodzić, gdy nagle zaczęło się z nią dziać coś dziwnego, stała się jakby mniejsza, twarz jej zmieniła się diametralnie. Podeszła do księdza Józefa. Mówiła głosem diabła, który zapowiedział, że nie łatwo przyjdzie Surynowi wypędzić go z ciała zakonnicy. Matka zaczęła nazywać się imionami diabłów mówiąc, ze nic nie zdziałają modlitwy i święcona woda, a i księdza mogą (diabły) zabrać ze sobą. Zaczął egzorcyzmy, które miotały ciałem matki przełożonej. Śmiejąc się kopnęła go w kolano uciekając z pomieszczenia. Nagle zobaczył na ścianie, w miejscu gdzie matka oparła swoja dłoń, pięciopalcowy ślad krogulczej dłoni.

VI

Małgorzata Akruczy miał jedną słabość- wbrew zakonnemu prawu- opuszczała klasztor odwiedzając panią Józefę w karczmie. Uwielbiała plotki. W karczmie byli dworzanie królewicza Jakuba. Proszono siostrę, aby opowiedziała coś o urszulankach. Małgorzata uznała, że ksiądz Suryn jest za słaby, dał się bowiem nabrać na jedną ze sztuczek matki przełożonej- sztuczkę z okopconą ręką. Okazało się, że matka Joanna okopca klamkę, stąd później ma czarną rękę. Małgorzata podkreśliła, że to nie ktoś inny, jak diabeł namawia ją do tego czynu. Do karczmy przybył pan Aniołek, organista klasztoru urszulanek, który poprosił Odryna o pomoc przy kalikowaniu. Wołodkiewicz i inni zebrani zaczęli namawiać siostrę Małgorzatę, żeby wypiła szklankę miodu. Siostra wypiła za zdrowie klasztoru, a zwłaszcza matki przełożonej. Siostra Akruczy zaczęła śpiewać piosenkę o zaletach klasztornego życia. W tym momencie wszedł ojciec Suryn. Był zamyślony, poprosił o kieliszek wódki. Wtedy ujrzał siostrę Małgorzatę. Wyszedł rozumiejąc, ze jego przybycie zmąciło wesołą atmosferę. Kiedy stał z Kaziukiem na zewnątrz wpadła na niego siostra Akruczy. Kazał jej więcej nie grzeszyć i wracać do klasztoru.

VII

Nastał dzień odpustu. Królewicz przyjechał z samego rana. Na królewicza czekał u wrót fary (kościoła parafialnego) proboszcz Brym. Od strony kościoła klasztornego ruszała z kolei procesja pod przewodnictwem księdza Laktancjusza, za nim szli księża: Ignacy, Imber, Salomon i Suryn oraz urszulanki. Na czele osiemnastu sióstr szła niechętnie matka Joanna od Aniołów, na końcu zaś Małgorzata od Krzyża oraz nowicjuszka- księżniczka Bielska, bratanica matki przełożonej. Pochód zamykali Odryn i Aniołek. Wkrótce doszli do furty klasztornej. Wszyscy weszli do kruchty kościelnej. Kiedy zabrzmiał hymn ,,Veni Creator” siostry śmiejąc się zaczęły iść tanecznym ruchem. Tylko matka Joanna i Małgorzata Akruczy zachowywały się normalnie. Orszak zatrzymał się przed ołtarzem. Ksiądz Laktancjusz pokropił zakonnice święconą wodą na co siostry przeraźliwie wrzasnęły i rozbiegły się po prezbiterium. Tylko matka Joanna stała niewzruszona odważnie patrząc na ojca Laktancjusza. Ojciec zaczął wypędzać szatana z ciała matki przełożonej. Matka Joanna zbladła i zaczęła jak gdyby rosnąć. Zaczęła się nienaturalnie wyginać. Szatan mówił przez nią, nie chciał wyjść z jej ciała. Sinym językiem zaczęła lizać stopnie ołtarza. Demon matki przełożonej nazwał się Zapalniczką. Ojciec zapytał szatana czy opuści ciała matki Joanny, odpowiedział, że tak, ale zostaną w nim jeszcze jego liczni bracia. Ksiądz Salomon nakazał Zapalniczce opuścić ciało siostry, co demon uczynił. Matka Joanna uklęknęła podtrzymywana przez siostry, nagle spojrzała nad ołtarz- miała widzenie. Ksiądz Imber nakazał wyznać przełożonej, co ujrzała. Ona zaprzeczała jakoby była matką Joanną, mówiła, ze nazywa się Gryzyl. Ksiądz Imber zaczął wypędzać Ibera z ciała matki Joanny. Ojciec zapytał ją ,,jak Serafiny czczą Pana Zastępów” i wówczas matka Joanna upadła na ziemię z wyciągniętymi rekami. Potem wstała składając ukłony pełne hołdu. Wtem padła na kolana. Ksiądz Imber nakazał matce- szatanowi złożyć w tym wyjątkowym dniu Podwyższenia hołd krzyżowi. Matka Joanna błagała o łaskę, wiedziała, że szatan będzie ją męczył. Czterej księża zbliżyli się do niej ze świętymi krucyfiksami. Kazali ukorzyć się szatanowi. Diabeł zaczął miotać ciałem matki przełożonej. Zaczęła przeklinać Boga, Ducha, Maryję i całe królestwo niebieskie. Upadła na ziemię, księża chwycili ją za ramiona nakazują pokorę. Wyrwała się z ich rąk padając na kolana przed ołtarzem. Błagała Krzyż Święty i Maryję o przebaczenie jej wszelkich bluźnierstw. Matka Joanna zemdlona potoczyła się pod stopy egzorcystów.

VIII

Ksiądz Suryn czuł się zmęczony, a jednocześnie przerażony tym zbiorowym opętanie. W takich chwilach zmęczenia światem starał się myśleć o swoim dzieciństwie. Przypominał sobie mały folwarczek, gdzie mieszkał, surowego ojca i parobka Mykitę, którego oszalały chłop zabił siekierą oraz matkę, z jej pobożnym uśmiechem. Myślał o matce Joannie, ale nie jako o opętanej, ale jako łagodnej kobiecie. Ohyda i oburzenie mąciły jednak spokój, tragiczne wydarzenia, które miały miejsce w kościele brały górę. Nie odmówił brewiarzy, które leżały na stole. Pełen zmęczenia upadł na loże. I nagle przestraszył się, że jego dusza zaczyna się zatracać. Wstał, wziął dyscyplinę biczując się. Ból skrwawionych ran, zapach świeżej bielizny nie dały mu zasnąć. Wspomnienie matki Joanny od Aniołów porwało go z łoża, zaczął się modlić. Chciał być obciążony tym samym cierpieniem, co matka przełożona. Jedyne czego pragnął to wyzwolenia duszy matki Joanny. Nie bał się nawet tego, że kiedy szatan opuści ciało Joanny, wtedy opanuje jego. Za nic miał fakt, że ludzie mogliby go uważać za szalonego. Wiedział, ze Herod także Chrystusa uważał za szalonego. Poczuł w sercu zapał i wiarę. Tym razem nie czuł podczas modlitwy obecności szatana. Zasnął. Następnego dnia, około dwunastej ksiądz Suryn miał odprawiać egzorcyzmy. Podczas mszy świętej Suryn leżał krzyżem. Wprowadzono bladą i umęczoną matkę Joannę od Aniołów. Pozostali księżą siedzieli w ławach z ironicznym uśmiechem obserwując poczynania księdza Józefa. Matka przełożona padła na kolana pod łagodnym spojrzeniem ojca Suryna. Ojciec wyjął z tabernakulum Ciało Chrystusa i włożył do srebrnego pudełka, które miał w kieszeni. Kiedy zbliżał się do przełożonej, ona zaczęła się miotać. Kościelni przywiązali matkę Joannę do ławki. Zaczął śpiewać pieśń. Uklęknął przed matką przełożoną kładąc srebrne pudełko na jej piersiach. Matka Joanna krzyknęła. Ksiądz zaczął się modlić. Siostra uspokoiła się. Ksiądz coraz bardziej widział plastyczny obraz złego, co niejednokrotnie zdarzało mu się podczas egzorcyzmów. Nakazał jej wypełnić swą duszę miłością. Matka przełożona wyślizgnęła się z więzów i uklęknęła na ławie jak do modlitwy. Płakała. Wraz z innymi zaczęła odmawiać słowa Modlitwy Pańskiej. Następnego dnia siostra Małgorzata doniosła Surynowi, że diabły przez całą noc dręczyły matkę przełożoną i inne zakonnice.

IX

Ponieważ egzorcyzmy publiczne były skuteczne tylko na krótką metę, ksiądz Suryn postanowił odprawiać egzorcyzmy prywatne. Niezamieszkały pokój na strychu przedzielono kratą, tak, że Suryn był po jednej, a matka przełożona po drugiej stronie kraty. Po kilku dniach matka Joanna zaczęła mówić o sobie. Suryn zorientował się, że siostra koloryzuje i wyolbrzymia owe wspomnienia. Zauważył, że matka chciała zrobić z siebie świętą, że jej prawdziwym grzechem była chęć zwrócenia na siebie uwagi. Suryn mimo wszystko polubił te rozmowy na strychu, były dla niego źródłem radości. Opętanie trwało. Zrezygnował z rozmów z matką przełożoną. Suryn udał się do proboszcza Bryma. Okazało się, że Krysia i Aleksy są dziećmi kucharki i spalonego księdza Garnca. Proboszcz poinformował księdza Józefa o przyjeździe prowincjała. Surynowi zalecił z kolei spacer. Po drodze Suryn spotkał Kaziuka. Chłopak zaczął go ostrzegać przed Wołodkowiczem- Suryna rozdrażniła ta rozmowa. Podjechał gospodarz- pan Janko, obok niego siedział Wołodkowicz. Suryn I Wołodkowicz udali się na spacer. Suryn zapytał szlachcica, gdzie można spotkać żydowskiego cadyka- Reb Isze z Zabłudowa, o którym mówił mu ksiądz Brym. Wołodkowicz powiedział mu, ze ów cadyk jest cudotwórcą, który nawet diabła umie wyganiać Belzebubem (wg Biblii lekarstwo gorsze od choroby). Weszli do domu Żyda.

X

Wchodząc po schodach czuł jakby szedł na stracenie. Przypomniał sobie chwilę, kiedy mając 13 lat modlił się w katedrze wileńskiej. Modlił się wówczas niedokładnie myśląc o matce, która go opuściła. Nagle ,,nie oczami już duszy, ale oczami ciała ujrzał schodzącą ku niemu skądsiś z góry osobę Matki Najświętszej w towarzystwie dwóch aniołów”. Uśmiechała się do niego mówiąc ,,Masz teraz we mnie matkę, pracuj i służ dla mnie! Bacz tylko, abyś duszy swojej nie dał na zatracenie”. Obiecał służyć Matce Boskiej. Wtedy, po raz pierwszy, ujrzał czarnego pająka, który czyhał na jego duszę. Drzwi otworzył im młody Żyd. Rabin chciał rozmawiać tylko z Surynem. Rabina nie zaskoczyło przybycie księdza. Suryn zapytał go czym są demony. Ironiczne odpowiedzi rabina drażniły go. Rabin powiedział mu, że być może zakonnice opuściły ich anioły. Ksiądz Suryn był pewny, że demona stworzył Bóg, tak jak i wszystko na ziemi. To, że prześladowano Żydów leżało, według niego, w grzechu pierworodnym. Żyd zapytał go dlaczego anioły zstępowały z nieba płodząc z ziemskimi niewiastami olbrzymów. Pytał, ile matka Joanna od Aniołów wie tak naprawdę o tym boskich stworzeniach, które opiekują się człowiekiem. Rabin powiedział mu, że tak jak i anioły Bóg zsyła diabły, które opętają człowieka, gdy człowiek sobie je ukocha. ,,Szatan posiada duszę z miłości”. Rabin opowiedział mu o młodym Żydzie, który zakochał się w Żydówce. Kiedy zmarł wszedł w jej duszę. Przyprowadzono tą Żydówkę do rabina, aby wypędził z niej grzeszną duszę. Ale dusza młodzieńca nie chciała wyjść, ponieważ za bardzo kochała dziewczynę i obiecała, że tylko z duszą ukochanej opuści jej ciało. Suryn rozczarował się, wiedział, że niczego nie dowie się od rabina. Reb Isze tłumaczył mu, że tak rozległej wiedzy nie można pojąć w parę minut. Rabin powiedział mu, że demony coraz bardziej zajmują duszę Suryna. Ksiądz wzbraniał się mówiąc, ze te demony to jego sprawa. Na co rabin odpowiedział mu ,,Ja jestem ty- ty jesteś ja!”. Zapowiedział mu, że demon niewiasty wejdzie w jego duszę nakłaniając go do złych rzeczy. Powiedział, że jeśli Suryn chce wiedzieć coś o demonach, musi pozwolicie wejść w jego duszę. Rabin wygnał Suryna. Ksiądz Józef zdał sobie sprawę, że już nic mu nie pomoże, ponieważ został potępiony. Wszedł do karczmy.

XI

Poszedł na strych i zaczął się modlić, przeczuwał, że opętanie matki Joanny to jakiś znak, że jej dusza została powołana do wyższych celów. Kiedy otworzył oczy napotkał wzrok matki przełożonej. Przysiągł wziąć na siebie wszystkie jej grzechy, kazał się jej zwierzyć ze swych grzechów i namiętności. W jej oczach zobaczył szatana. Matka przyznała, ze opętanie sprawia jej radość, czuła się dumna, że taki los spotkał właśnie ją. Wiedziała, że jeśli wypędzi te cztery demony, które w niej zostaną, stanie się zwykła, znudzoną mniszką, a tego nie chciała. Przyznała, że dobrowolnie otwarła swoja duszę dla sił nieczystych. Wyrzekłaby się tych demonów gdyby uczynił z niej świętą. ,,Jeśli nie można być świętą, to lepiej już być potępioną”. Złapał ją za ręce. Wtedy usłyszał śmiech Wołodkiewicza i Odryna za oknem. Suryn przegnał ,,podglądaczy”. Matka Joanna błagała go, by uczynił z niej świętą. Wiedział, że nie może i gorzko zapłakał. Matka przełożona chwyciła go swymi dłońmi za głowę mocno ściskając. Wówczas poczuł jak cztery demony matki Joanny wstąpiły w jego ciało. Zaczął głośno krzyczeć.

XII

Suryna przewieziono na probostwo. Wkrótce wieść o opętaniu egzorcysty rozprzestrzeniał się po okolicy. W karczmie Wołodkowicz mówił o tym jak podejrzał Suryna, śmiał się, że ksiądz romansował z siostrą zakonną. Do karczmy zawitała siostra Małgorzata z Odrynem. Wyznała, że matka przełożona zupełnie wyzdrowiała. Pozostałe siostry były jeszcze pod wpływem demonów, ale jak sama siostra Akruczy zapewniała, wypędzenie ich z dusz zakonnic było tylko kwestią czasu. Do Ludynia przyjechał prowincjał z Płocka. Wraz z Brymem i Surynem siedzieli na probostwie. Suryn płakał, wiedział, ze początek jego opętania miał miejsce w momencie, kiedy zjawił się u rabina. Czuł jak cztery demony śpią na dnie jego duszy. Prowincjał wypominał mu tajemne spotkanie z matką przełożoną na strychu. Proboszcz doradził prowincjałowi, aby Suryn udał się do klasztoru, do Płocka. Suryn smucił się nad swoim losem. Suryn nie chciał wyganiać szatana ze swej duszy, ponieważ należał wcześniej do matki Joanny od Aniołów; mówił: ,,on jest ja, ja jestem on”.

XIII

Nastepnego dnia ksiądz Suryn opuszczał Ludyń. Księdza odwiózł Kaziuk i Juraj. Po drodze zatrzymał ich Wołodkowicz, był z jakaś kobietą, która rzekomo zasłabła. Kobieta starannie zasłaniała sobie twarz. Prosił o podwiezienie. Zatrzymali się na noc w karczmie należącej do owej Cyganki, której wróżby się spełniły. Awdotia zaprowadziła go do izby, gdzie miał spać. Będąc sam w celi zrozumiał, że demony SA tak naprawde na zewnątrz, są przyroda, która rani go obojętnością. ,,Grzech nie jest demonem- i nie demony mnie zwyciężają, lecz grzech, który odbiera mi to, do czego jestem przeznaczony, dziedzictwo moje- wieczność”. Usłyszał muzykę, a potem śpiew kobiety. Poznał głos Małgorzaty Akryczy, zrozumiał, że uciekła z klasztoru. Suryn zszedł do izby. Zobaczył parobków siedzących za stołem, Wołodkiewicza grającego na instrumencie, siostrę Małgorzatę tańczącą i goniącą się z Chrząszczewskim (dworzaninem królewicza; postać często się pojawia w opowiadaniu). Suryna ogarnął gniew na widok tej rozpusty. Na jego widok przerwali. On uczyniwszy nad nimi znak krzyża kazał im nadal tańczyć. Suryn powrócił do swojej izdebki. W stajni Kaziuk rozmawiał z Jurajem. Ojciec Juraja nadal pił i bił matkę i jego. Kaziuk kazał mu się pomodlić za ojca.

XIV

O północy ksiądz Suryn obudził się gwałtownie. Czuł, że szatany się w nim przebudziły i zalały jego ciało. Przypomniał sobie o siekierze. Zapytał szatana, czy zabierze jego duszę zupełnie. Szatan odparł, że tak. Suryn kazał mu odejść, ale diabeł zabroził mu, ze jeśli odejdzie to wejdzie znowu w ciało matki Joanny i nie opuści jej na wieki. Szatan powiedział mu, że woli ciało kobiety. Suryn przeraził się, zaczął błagać diabła, aby wziął go zupełnie. Szatan obiecał mu, ze nigdy nie powróci do matki Joanny i, że uczyni ja świętą. Diabeł nie pozwolił mu wzywać Boga, nakazał znaleźć siekierę. Odnalazł przedmiot, czuł jak siekiera zrasta się z jego ciałem.

Chrzaszczewski apał z Małgorzatą, kazał parobkowi wyprowadzić cichaczem konie, aby mógł uciec niezauważony. Chciał Małgorzaty, ale tylko na jedną noc. Wszedł do stajni, konie były dziwnie niespokojne. Poczuł nieprzyjemny zapach. Kaziuk i Juraj nie ruszali się. Awdosia pomagała Chrząszczewskiemu w ucieczce. Parobek doniósł dworzaninowi, że w stajni pachnie krwią. Po paru godzinach obudziła się siostra Kruczy, zrozumiał, że Chrząszczewicz ją wykorzystał. Obudziła Wołodkiewicza. Usłyszeli krzyk Cyganki. W rogu izby ujrzeli Suryna, stał blady trzymając palec na ustach. Był cały we krwi. Uśmiechał się trzymając siekierę w ręku. Ksiądz Suryn powiedział, że parobkowie byli niewinni więc i tak pójdą do nieba. Ksiądz zrozumiał, ze w tym momencie jego dusza została na wieki potępiona. Zapłakał. Siostra powiedział mu, ze została porzucona. Kazał jej wracać do Ludynia i przywieźć prowincjała. Przed wyjazdem Suryn poprosił Małgorzatę, aby powiedziała matce przełożonej, ze to wszystko uczynił dla niej, z miłości. Nazajutrz przybył prowincjał z wiadomością, że matkę Joannę znowu opętały demony. Wyzdrowiał całkowicie po kilku latach. Po jej śmierci przełożoną została Małgorzata Akruczy.

,,Zarudzie” (1974)

Józio przeniósł swój pokój do gabinetu ojca z którego roztaczał się piękny widok. Było to ,,miejsce najładniejszych obłoków” jak mawiał patetyczny Fiłaret. Przyjaciel, chcąc uniknąć spotkania z matką Józia czy Teklą, wkradał się przez okno. Kapitan Krżyżanowskij miał powodzenie u kobiet, był oficerem armii rosyjskiej. Ojciec Józia- Maksymilian zmarł pół roku temu. Matka i Tekla wyrzucały Józiowi, że nie zajmuje się sprawami Zarudzia (na Ukrainie) i przesypia większość dnia. Zazwyczaj Józio jadł śniadanie z Teklą, pani Duninowa z powodu złego zdrowia nie wychodziła z łóżka (nie mogła się pozbierać po samobójstwie męża). W rogu jadalni stał fortepian, który sam Chopin wybrał dla Duninów u Pleyela. Czasami odwiedzał ich wuj Ferdynand Dunin (daleki krewny), który w swej posiadłości- Rotmistrzówce- zbudował fabrykę cukru. Namawiał Józia, aby i on wybudował cukrownię, niestety Józio nie posiadał potrzebnego do tego kapitału. Oprócz Tekli gospodarstwem zajmował się ekonom Florian Szumski, który uwłaszczył chłopów, nadał im ziemię. W nocy Józio często rozmyślał o swoich przodkach i przodkach Fiłareta. Podczas dnia nękały go codzienne problemy, związane przede wszystkim z niedostatkami gospodarstwa. Józio lubił czytać pobożne książki, a także osiemnastowieczne, francuskie romanse ,,które były tak nieprzyzwoite, że ich nie rozumiał”. Pragnął porozmawiać o nich z panną Goffard, która przebywała akurat na pensji u pani Zaleskiej w Daszowie. Bał się do niej iść wiedząc, ze może go zapytać o ojca lub Konarskiego, a tych tematów nie chciał poruszać. Józio uczył się u bazylianów w Humaniu. Józio miewał problemy z zasypianiem, dlatego codziennie przychodził do niego na rozmowy Fiłaret. Ojciec Fiłareta był w Zarudziu parochem- proboszczem obrządku greckokatolickiego, oprócz tego miał wielkie gospodarstwo, gdzie hodował głównie owce. Józio uważał, że Fiłaret jest od niego inteligentniejszy. W rozmowach nigdy nie poruszali tematu ojca Józia. Józio wiedział, że kiedy jego ojciec żył Fiłaret przychodził do jego gabinetu przez to samo okno na długie rozmowy. Powszechnie było wiadomo, choć nikt o tym nie mówił głośno, że Fiłaret był ostatnią osobą z którą rozmawiał pan Maksymilian tuż przed swoją śmiercią. Ojciec Józia zostawił kartkę: ,,Proszę nikogo o moją śmierć nie oskarżać” i tak też czyniono. Drugim nieporuszonym tematem była sprawa Konarskiego. Fiłaret był wówczas małym chłopcem i może wiedział dlaczego jedynie rodziny Duninów nie wzywano na przesłuchania. Nie mówiono także o sprawie chłopskiej. Rozmawiali z kolei na tematy filozoficzne i historiozoficzne. Józio nie pozwalał także mówić przyjacielowi o Masi Dyakowskiej. Masia była daleką kuzynką Józia, która przyjeżdżała do Zarudzia jako mała dziewczynka. Józio nie potrafił określić co czuł do dziewczyny. Wiedział, ze to nie była miłość. Czuł się przy niej zupełnie innym człowiekiem. Józio często myślał o sprawie Konarskiego dziwiąc się dlaczego go rozstrzelano, a nie powieszono jak innych. Często wydawało mu się, że słyszy przed domem odgłos kibitki. Pani Zaleska w sposób subtelny i delikatny starała się dowiedzieć od Józia o przyczynę śmierci jego ojca. Wiedział, ze powodem nie były problemy finansowe. Pani Goffard była Francuzką, początkowo przebywała, jako wychowawczyni Józia i jego siostry Anetki, w domu Duninów, zaś później u pani Zaleskiej. Anetka zmarła na szkarlatynę. Pani Goffard udzielała im również lekcji muzyki, ponieważ pięknie grała na fortepianie. Józio czuł niechęć do ojca, który miał piękne rysy, nienawidził siły płynącej z jego twarzy. A mimo to kochał go jako ojca. Dziwiło go, ze tak bardzo różni się od ojca. Fotografię ojca trzymał w szufladzie. Pewnego dnia, panna Goffard przyłapała go jak patrzył na zdjęcie i jakby od niechcenia pochwaliła urodę pana Maksa. Zirytowało to Józia, który odpowiedział, że Krżyżanowskij jest piękniejszy. Pewnego dni, pod pretekstem, pojechał wraz ze służącym- kozakiem Ilko do Daszowa. Dom Zaleskiej należał kiedyś do Potockich. Masia siedział wówczas na ławeczce przed domem. Józio zeskoczył z konia i na powitanie pocałował dziewczynę w policzek. Potem był na podwieczorku na którym było też kilkanaście innych panien. Józio silnie odczuwał obecność Mesi. Po podwieczorku tańczono kontredansa do którego przygrywała panna Goffard. Potem na fortepianie grał Józio. W drodze powrotnej jechali skrótem. Las gęstniał, księżyc świecił- Józio, pełen rozmarzenia objął Ilko za szyję. Kozak uśmiechnął się komentując, że paniczowi potrzebna jest dziewczyna. Tej nocy Ilko przyprowadził Józiowi Łesię. Noc z dziewczyną nie odegrała w życiu Józia większej roli. O wiele istotniejszy był ów wieczór u pani Zaleskiej, teraz dzielił swoje przeżycia na te ,,przed kontredansem” i te ,,po kontredansie”. Masia, po owym majowym spotkaniu, przyjeżdżała do Duninów kilkakrotnie- zawsze w towarzystwie panny Goffard lub pani Zaleskiej. Czuł, że nie jest przyczyną jej przyjazdów. Dziewczyna przesiadywała bowiem u Floriana Szymskiego, który mieszkał nieopodal z matką. Owe wizyty miały podłoże polityczne, Masia pośredniczyła bowiem w pewnej akcji, o którą Józio nie pytał. ,,Niecierpliwiła go ta ruchliwość, którą wyczuwał naokoło siebie, a w której nie brał udziału”. Pewnego dnia wuj Ferdynand poprosił Józia o uiszczenie pewnej kwoty na tworzenie legionów. Józio wykręcał się, ze nie ma pieniędzy. Wuj poinformował krewnego, ze w tym roku mają buraki, które sprzedadzą w jego cukrowni i sporo na tym zarobią. Józio zdecydował się oddać całą sumę na formowanie legionów. Wieczorem pożyczył od Szumskiego dwieście rubli- Szumski, Józio, Fiłaret i Krzyżanowskij grali tego wieczoru w karty. Byli wyjątkowo pochmurni.

Pewnego dnia, pod nieobecność Józia, Fiłaret i panna Goffard przybyli do domu Duninów. Zaczęli ze sobą rozmawiać. Fiłaret powiedział kobiecie o pieniądzach, które Józio przeznaczył na cele patriotyczne. Rozmowa była dość dziwna, zeszła na temat pana Maksymiliana. Panna Goffard była pewna, że ojciec Józia bał się czegoś, dlatego popełnił samobójstwo. Powiedział wprost, ze pan Maksymilian bał się Fiłareta. Fiłaret zaprzeczał mówiąc, że pan Maks bardzo go kochał, bał się natomiast Sybiru, obawiał się, ze Zarudzie zostanie skonfiskowane. Wg Fiłareta te obawy były bezpodstawne. Przyznał, że nienawidzi Józia. Okazało się, ze Józio był jego przyrodnim bratem (panna Gofffard wiedziała o tym), Fiłaret nie mógł wybaczyć młodzieńcowi, ze ma gospodarstwo, które powinno należeć do niego. W konsekwencji, był pewien, ze ojciec kocha go bardziej niż Józia. Panna Goffard przyznała, ze kiedy żył Maks, gospodarowanie Fiłareta Zarudziem przynosiło sukcesy. Wg Fiłareta ,,ten stan, te przygotowania, tu trzeba było bardzo wierzyć, żeby wytrzymać”. Wg niego Józio nie ma tej wiary, żyje złudną nadzieją, że wszystko się ułoży, ale tak się nie stanie. Bezsensowne było, kiedy Józio przebrany w chłopskie odzienie chodził po chłopskich domach, które częstowały go pierogami z serem. Fiłaret wytłumaczył pannie Goffadr, że to mijało się z celem, ponieważ ser był pożyczany z dworu, a skwarki od jego ojca. Panna Goffard zarzuciła Fiłaretowi, ze zniszczył wiarę Józia, kiedy powiedział mu skąd baby biorą ser (to opowiadanie jest jakieś dziwne, nikt nie mówi nic wprost). Panna Goffard, oburzona rozmową z Fiłaretem, wyszła. Tymczasem ojciec Fiłareta, pan Sosnowski, przebywał u pani Duninowem. Przywiózł jej prosforę (nazwa hostii używanej w Kościele wschodnim), co bardzo ją zmieszało. Pop siedział przy łóżku chorej. Mówił o miłości Fiłareta do Józia, kobietę rozgniewało, gdy użył stwierdzenia ,,jak rodzonego brata”. Kazał jej opiekować się pieczołowicie synem, po czym zaczął się chwalić jaką to piękną posiadłość otrzyma Fiłaret. Przyznał się, ze kiedy żyła jeszcze Anetka marzył o ślubie syna z dziewczyną. Duninowa była tym oburzona (Fiłaret był prawosławny, Anetka zaś była katoliczką). Przybyła panna Goffard. Kiedy Sosnowski wyszedł, pani Duninowa zwierzyła się kobiecie, ze Józio znowu przegrał w karty. Pani Duninowa narzekała na samotność. Pani Goffard zapowiedział, ze jutro do Duninów przyjedzie gość, który będzie się u nich ukrywał, nikt nie może się o nim dowiedzieć.

Następnego dnia matka powiedziała Józiowi o wizycie nieznajomego. Zwierzyła się synowi, że cieszy się, iż ten trzyma się z dala od ,,wszystkiego”. Przyznała, że strata syna z pewnością by ją zabiła. Pani Duninowa była przeciwna powstaniu. Józio odpowiedział: ,,Wie mama, podoba mi się panna Goffard. Nie uznaje faktów dokonanych, dla niej Napoleona nie ma. Jest królestwo Francji. Tak samo powinniśmy i my. Mikołaja nie ma. Jest tylko Polska w granicach 1772 roku i koniec”. Przyznał, że to nie on jest właścicielem gospodarstwa i, że mężczyzna, który przyjdzie nazajutrz powie, że należy ono do ludu. Matka powiedziała, że dzisiaj przyjedzie do nich na kolka dni panna Goffard z Masią. Kobiety przywiózł kuzyn Józia, elegant- Alfred Cierżek. Masia od razu kazała się Józiowi zaprowadzić do pana Szumskiego. Masia wiedziała bowiem, że Józio nie lubi kuzyna, zaproponowała więc, aby się przed nim schowali. Józio zaproponował, aby pojechali do lasu. Józio nic nie mówił, zdenerwował go frazes użyty przez Masię: ,,polskie szczęście”. Poprosił ją, aby nie używała utartych frazesów, aby nie skamlała jak ,,biedna katoliczka”. Pojechali do żony Ilka, która mieszkała sama w lesie zajmując się zbieraniem ziół.

Tymczasem Alfred udał się do Szumskiego, do którego miał interes. Okazało się, że Szumski miał notować wszystko, co robili chłopi. Bojąc się jednak, ze notatki zostaną zabrane przez Moskali podczas rewizji, wszelkie informacje po prostu zapamiętywał. (Hrabia) Alfred stwierdził, ze do powstania należy się solidnie przygotowywać. Szumski stwierdził, że nie ważne, co każdy ,,cham” myśli, ważne, co myślą razem. Alfred był jednak zdania, że ,,właśnie o to chodzi, żeby myśleli inaczej”. Szumski tłumaczył się, że jego działalność jest ograniczona, ponieważ pan Ferdynand ma go na oku. Szumski doniósł Alfredowi, ze pan Maks miał tajemnice o której wiedział Fiłaret. Zginął, ponieważ Fiłaret go straszył. Doszli do wniosku, ze Fiłaret to niebezpieczna postać i należy się go pozbyć. Okazuje się, ze Alfred jest komisarzem, zaś Szumski kierownikiem zarudzkiej organizacji. W ostateczności, postanowili zaczekać z usunięciem Fiłareta, chcieli, aby dalej organizował swoją siatkę, którą później mieli mu zabrać. Hrabia kazał Szumskiemu wyznaczyć datę powstania. Alfred odszedł. Szumski spotkał Fiłareta, zirytowany jego pewnością siebie wdał się z nim w kłótnie. O mały włos nie doszło do rękoczynów. Szumski zagroził mu, że ta kłótnia może się dla Fiłareta źle skończyć dodając ,,mamy już dosyć twojej figury”. Fiłaret zapytał co znaczy owo ,,my”. Fiłaret podkreślił, ze nikogo nie szpieguje, a jedynie stara się opiekować i strzec Józia żeby nie zrobił jakiegoś głupstwa. Fiłaret bez ogródek powiedział, ze to, co robi Szumski jest ,,głupotą”.

Hańdzia- żona Ilka- ugościła nowoprzybyłych gości. Józio był pod wrażeniem jej manier, ale także ciała. Wiedział, że była kochanką ojca. Masia była zmieszana i zakłopotana, dziwiło ją jak Józio zmienił się w towarzystwie kobiety. Kiedy Hańdzia siadła przy stole, zaczęła się wpatrywać w Józia, co zdziwiło Józia. Kobieta zaproponowała Masi, ze powróży jej z dłoni. Stwierdziła jedynie, że wszyscy będą płakać, co bardzo zaniepokoiło Masię. Hańdzia powiedziała Józiowi, że nie jest podobny ani do ojca, ani do matki, ze ma w sobie pewną moc. Zwierzyła się, ze raz czy dwa w miesiącu, zazwyczaj podczas pełni, przychodzi do niej pan Maksymilian. Wychwalała jego urodę. Mówiła, że każe jej ze sobą iść, że mówi jej, iż ,,pochowali go w świętej ziemi, tylko osobno”. Zawsze jawi jej się ubrany tylko w koszulę, z krzyżykiem na szyi. Mówił o Polsce ciesząc się, ze nie przyśni mu się w mogile i o chłopach. Rozzłoszczony Józio chciał wyjść, ale Hańdzia prosiła go, aby jeszcze zostali tłumacząc, ze Maksymilian przychodzi do niej, bo niedługo wybuchnie powstanie. Józio i Masia wyszli. Przystanęli nieopodal studni. Siedli na ławeczce. Masia obiecała, ze postara się zapomnieć o tym zdarzeniu. Józio przytulił dziewczynę i pocałował ją. Masia zwierzyła mu się, ze nigdy nie przypuszczała, ze to może być takie rozkoszne. Masia zapytała go, czy jeżeli zginie w powstaniu to będzie przychodził do niej jak Maks przychodził do Hańdzi.

Wieczorem odbyła się kolacja. Józio trzymał Masię za rękę. Panna Goffard mówiła o swoim pierwszym przyjeździe do Zarudzia. Józio stwierdził, że panna Goffard musiała kochać jego ojca, a tym samym wszystko o nim wiedzieć. Wtedy do pokoju wszedł pan Kalikst (ów nieznajomy gość). Zaczęli mówić o pogodzie i tutejszym krajobrazie. Pani Dunininowa zganiła gościa, że mówi o łąkach zamiast o rzeczach poważnych. Ale dla niego właśnie te łąki były tak ważne, ponieważ tutaj odbyła się bitwa pod Sobem (aluzja do powstania Konarskiego i rzezi humańskiej). Pani Duninowa stwierdziła, że ,,im dłużej się myśli, tym mniej skutecznie się czyni”. Kalikst skomentował ta wypowiedz jako paralelę do stanowiska poetów, którzy choć nawołują do czynów, to jednak sami nie ruszają się z miejsca. Oburzona pani Dunin postanowiła udać się do swego pokoju. Alfred zaproponował Kalikstowi pomoc w przeprawie. Kalikst zapytał Józia czy wie coś o tych z Sołowijówki, którzy poszli ze Złotą Hramotą (manifest Powstańczego Rządu Tymczasowego). Ani Józio, ani Fiłaret nie wiedzieli o czym mowa. Przy czym Fiłeret, w przeciwieństwie do Józia, wiedział tak naprawdę o wszystkim. Chciał jednak usłyszeć o tym z ust emisariusza. Powstańcy byli uzbrojeni, a mimo to nie chceli strzelać do chłopów. Niśli im bowiem złotą hramotę, ,,wyzwolenie i możliwość walki na równych, rycerskich prawach”. Dlatego złożyli broń, nie chcieli rozlewu krwi. Stało się inaczej. Kalikst stwierdził, że manifest nada siły powstańcom, a skoro będą mieli władzę wewnętrzną, przyjdzie i za tym władza wewnętrzna. Fiłaret ironizował, że wiara nie załatwi walczącym broni. Kalikst jednak odpowiedział: ,,wolność i równość człowieka wobec Boga i wobec prawa, która utwierdza Złota Hramota, jest prawdziwą rewolucją- rewolucja bezkrwawą”. Kalikst postanowił ruszyć w drogę, Józio zaproponował, że go odprowadzi ,ja pójdę z tobą dalej. Dalej- rozumiesz? I ze złotą hramotą”. Fiłaret zaproponował, że popłynie promem, aby później nim wrócić, żeby nikt niczego się nie domyślał. Józio poszedł do swego pokoju, nałożył chłopską sukmanę, wziął pistolet ojca i cichaczem, by nikt go nie słyszał starał się opuścić dom. Panna Goffard jednak nie spała. Wszedł do jej pokoju, na łóżku obok spała Masia- był zachwycony widokiem śpiącej dziewczyny. Józio pożegnał się z panna Goffard, kazał powiedzieć Masi, ze prędzej czy później wróci.

Wsiedli na prom. Józio wziął pistolet Kaliksta i razem ze swoim wrzucił do wody. Kalikt był zszokowany. Józio powiedział, że to na wszelki wypadek- aby nie wypaliły. Józio zaradzał złotej hramoty mówiąc, że manifest będzie ich bronią. Gdy wysiedli, pożegnał Fiłareta mówiąc ,,nigdy mi wszystkiego nie powiedziałeś”. Fiłaret zaśmiał się gorzko. Fiłaret wrócił do Zarudzia, poszedł do Ilka nakazując mu jechać do kapitana Krzyżanowskiego i powiedzieć mu, że Józio Dunin wraz z Kalikstem przeszli rzekę. ,,Ten pan Kalikst to emisariusz z Francji. Trzeba Kozaków z Rzaszkowa”. Powiedział Ilko, że nie mają broni, tylko złotą hramotę.

Zarudzie to miejsce realne. Akcja opowiadania została przeniesiona do roku 1863. W tle Zarudzia rozgrywają się prawdziwe i drastyczne fakty, znane bohaterom opowiadania i zasadniczo określające ich decyzje. To przede wszystkim wrogość otaczająca polskie szlacheckie powstanie i tragiczny wyraz tej wrogości- zajścia w Sołowijówce. W nocy z 8 na 9 maja 1863 roku chłopi otoczyli tam i rozbroili oddział szlacheckiej młodzieży. Zabili dwunastu powstańców, kilkunastu ranili. Opowiada o tym pan Kalikst. W jego opowieści egzystują dwie wersje szlacheckiej Polski, chłopomańska i historyczna, utopijna i rzeczywista. Romantyczny mit patriotycznego ,,Kochajmy się! Zanegowany zostaje obrazem rzezi. Ironicznym alter ego Józia jest Fiłaret, jego przyrodni brat z nieprawego łoża. Już samo jego imię pobrzmiewa analogią do wzniosłego znaku romantycznej walki, a tutaj oznacza konformizm i zdolność do popełniania największego występku: zdrady brata i przyjaciela oraz ojczyzny.

13



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Iwaszkiewicz opowiadania (1)
41 Iwaszkiewicz opowiadania
IWASZKIEWICZ TATARAK streszczenie
Iwaszkiewicz Serenite streszczenie
Jarosław Iwaszkiewicz, opowiadania, Jarosław Iwaszkiewocz, OPOPWIADANIA
Jarosław Iwaszkiewicz, opowiadania, Jarosław Iwaszkiewocz, OPOPWIADANIA
Iwaszkiewicz opowiadania
Iwaszkiewicz Serenite streszczenie
Jarosław Iwaszkiewicz Serenite streszczenie
Iwaszkiewicz opowiadania
M Hłasko Wybrane opowiadania, streszczenie
Tadeusz Borowski Wybór opowiadań streszczenie
Jarosław Iwaszkiewicz Opowiadania wybrane
Jaroslaw Iwaszkiewicz Opowiadania(1)
Borowski opowiadania streszczenia

więcej podobnych podstron