Borges Księga istot zmyślonych


Dotychczas ukazały się:

Powszechna historia nikczemności

Księga piasku

Twórca

Raport Brodiego

Dalsze dociekania

Pamięć Szekspira

Jorge Luis Borges

przy współpracy

Margarity Guerrero

KSIĘGA ISTOT ZMYŚLONYCH

Przełożyła Zofia Chądzyńska

Prószynski i S-ka

Warszawa 2000

Tytuł oryginału: „El libro de los seres imaginarios” (1967)

© Maria Kodama y Emece Editores, SA., 1995 Ali rights reserved

Podstawa wydania: Jorge Luis Borges con Margarita Guerrero, „El libro de los seres imaginarios”, Alianza Editorial, Madrid 1999

Konsultant wydania: Adam Elbanowski

Redaktor prowadzący serię: Maria Domańska

Redakcja: Maria Domańska

Redakcja techniczna: Anna Troszczyńska

Korekta: Jadwiga Piller

Łamanie: Elżbieta Rosińska

ISBN 83-7255-740-3

Prolog

Treść tej książki usprawiedliwiałaby włączenie Hamleta, kropki, akapitu, powierzchni, nadprzestrzeni, wszelkich klasyfikacji, być może każdego z nas, a także bogów. W sumie - niemal wszechrzeczy. Ograniczyliśmy się jednak do tego, co bezpośrednio wiąże się z pojęciem „istot zmyślonych”; jest to kompilacja, podręcznik mówiący o dziwnych stworach, jakie w czasie i przestrzeni poczęła ludzka wyobraźnia.

Nie umiemy zdefiniować smoka, tak jak nie umiemy zdefiniować wszechświata, ale jest coś w wizerunku smoka, co odpowiada ludzkiej wyobraźni i tłumaczy pojawienie się smoka pod różnymi szerokościami geograficznymi i w rozmaitych epokach.

Książka tak zamierzona z konieczności nie może ogarnąć wszystkiego; każde nowe wydanie staje się zalążkiem wydań przyszłych, które mogą mnożyć się w nieskończoność.

Prosimy ewentualnych czytelników z Kolumbii czy Paragwaju, aby nam przekazywali nazwy, wiarygodny opis oraz informacje o najbardziej charakterystycznych obyczajach potworów ze swych okolic.

Jak wszelkie miscellanea, jak niewyczerpane tomy Roberta Burtona, Frazera czy tez Pliniusza, tak i „Księga istot zmyślonych” nie powinna być czytana jednym ciągiem. Pragnęlibyśmy, żeby zainteresowani wędrowali po niej jak ktoś, kto bawi się zmianą obrazów i kształtów w kalejdoskopie.

Liczne są źródła tej silvae rerum; podajemy je w każdym rozdziale. Prosimy o wyrozumiałość, jeśli bezwiednie coś opuściliśmy.

J. L. B.

M. G.

Martinez, wrzesień 1967

A Bao A Qu

Aby obejrzeć najwspanialszy na świecie widok, należy wspiąć się na najwyższe piętro Wieży Zwycięstwa w Chitorze. Jest tam okrągły taras, z którego widać cały horyzont. Na taras wiodą spiralne schody, ale zapuszczają się tam jedynie ci, którzy nie wierzą w następującą legendę:

Na schodach Wieży Zwycięstwa mieszka od zarania dziejów A Bao A Qu, wrażliwy na zalety ludzkiej duszy. Spoczywa na pierwszym stopniu pogrążony w letargu, a budzi się tylko wtedy, gdy ktoś wstępuje na schody. Zbliżanie się obcych wlewa weń życie i zapala w nim wewnętrzne światło. Jednocześnie ciało jego i niemal przezroczysta skóra zaczynają drgać. Kiedy ktoś wchodzi na schody, A Bao A Qu wiesza mu się u pięt i podąża za nim, czepiając się brzegów nierównych stopni, wydeptanych przez całe pokolenia pielgrzymów. Gdy tak pokonuje stopień po stopniu, rośnie jego ciepłota, udoskonala się jego forma, a światło, jakim promieniuje, staje się coraz jaśniejsze. Świadectwem wrażliwości A Bao A Qu jest fakt, że dopiero na ostatnim stopniu przybiera właściwy sobie kształt, jeśli osoba wchodząca osiągnęła najwyższy stopień rozwoju duchowego. W przeciwnym razie A Bao A Qu ogarnia jakby paraliż, ciało jego przestaje się formować i niedokończone, w nieokreślonym kolorze, migocze niepewnym blaskiem. A Bao A Qu cierpi, nie mogąc osiągnąć pełnej postaci, i jego ledwie dosłyszalna skarga przypomina szelest jedwabiu. Ale kiedy kobieta bądź mężczyzna, którzy go ożywili, są przepełnieni czystością, A Bao A Qu dochodzi do ostatniego stopnia już całkowicie uformowany, roztaczając wokół żywe, błękitne światło. Ten zwrot ku życiu jest bardzo ulotny, bo kiedy pielgrzym zstępuje w dół, A Bao A Qu stacza się wraz z nim i opada aż do pierwszego stopnia, gdzie zgaszony i bezkształtny oczekuje następnego przybysza. Właściwie zobaczyć go można tylko w połowie schodów, gdzie jego rozciągliwe jak macki ciało, które pomaga mu w tej wspinaczce, zaczyna się wyraźnie zarysowywać. Niektórzy twierdzą, że patrzy całym ciałem, a w dotyku przypomina skórkę brzoskwini. Przez wieki A Bao A Qu jeden jedyny raz osiągnął doskonałość.

Kapitan Burton notuje legendę o A Bao A Qu w komentarzu do swego przekładu „Księgi tysiąca i jednej nocy”.

Abtu i Anet

Według mitologii egipskiej Abtu i Anet to dwie identyczne święte ryby, pływające przed okrętem boga słońca Ra, aby uprzedzać go o każdym niebezpieczeństwie. W dzień okręt płynie po niebie ze wschodu na zachód, w nocy pod ziemią w odwrotnym kierunku.

Amfisbena

W”Pharsalii” Lukana wymienione są wszystkie prawdziwe i wymyślone węże, na jakie żołnierze Katona natknęli się w pustyniach Afryki. Znajdują się tam:

Dipsady srogie w pragnieniu w upale

I Amphisbaena z niemi dwoygłowiasty

I Pływacz wodny; y strzelcowie z drzewa

I co dwie nogi Pareada miewa.

Niemal to samo pisze Pliniusz, który dodaje, że jedna głowa nie wystarczała Amfisbenie, by pozbyć się całego swego jadu. Encyklopedia „Tesoro” Brunetto Latiniego, którą ten autor polecał swemu dawnemu uczniowi w siódmym kręgu Piekła, jest mniej sentencjonalna, lecz jaśniejsza:

„Amfisbena jest wężem o dwóch głowach: jedna tkwi na zwykłym miejscu, druga zaś w ogonie; obiema może gryźć, pełza szybko, a jego ślepia błyszczą niby świece”. W XVII wieku sir Thomas Browne stwierdził, że każde zwierzę ma górę, dół, przód, tył, lewą i prawą stronę, i zaprzeczył istnieniu Amfisbeny, mającej dwa przody. Amfisbena znaczy po grecku: idąca w dwóch kierunkach. Na Antylach i w niektórych regionach Ameryki określa się tym imieniem gada, którego popularnie zwie się dobie andadora (dwukierunkowcem), „dwugłowym wężem” lub „matką mrówek”, mówi się bowiem, że karmią go mrówki. Mówi się także, iż przepołowiony zrasta się.

Pliniusz sławi również właściwości lecznicze Amfisbeny.

Anioły Swedenborga

Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat swego pracowitego żywota znamienity filozof i uczony, Emanuel Swedenborg (1688-1772), mieszkał w Londynie. A że Anglicy nie są nazbyt rozmowni, nabrał codziennego zwyczaju rozmawiania z demonami i aniołami. Bóg pozwolił mu na odwiedzenie innego świata i na poznanie jego mieszkańców. Chrystus powiedział, że aby dusza mogła dostać się do Nieba, musi być sprawiedliwa. Swedenborg dodał, że powinna być inteligentna. Później Blake uściślił, że musi być artystyczna. Anioły Swedenborga to dusze, które wybrały Niebo. Nie potrzebują stów; wystarczy, że jeden anioł pomyśli o drugim, by ten znalazł się przy nim. Dwoje ludzi, którzy się kochali na ziemi, tworzy jednego anioła. W ich świecie rządzi miłość. Każdy anioł jest Niebem. Kształt anioła wyznacza doskonała istota ludzka; podobnie jest również z kształtem Nieba. W którąkolwiek stronę świata spoglądają anioły - na północ, południe, wschód czy zachód - zawsze patrzą w oblicze Boga. Są boskie; ich największą rozkoszą jest modlitwa i roztrząsanie problemów teologicznych. Sprawy ziemskie są symbolami spraw niebieskich. Słońce jest odpowiednikiem Bóstwa. W Niebie nie istnieje czas; wygląd rzeczy zmienia się w zależności od stanu ducha. Szaty aniołów nabierają blasku stosownie do ich inteligencji. W Niebie dusze bogaczy są zasobniejsze od dusz biedaków, jako że bogaci przyzwyczajeni byli do dobrobytu. Przedmioty, sprzęty, miasta są bardziej konkretne, bardziej złożone w Niebie niż na Ziemi; kolory są bardziej urozmaicone, intensywniejsze. Anioły pochodzenia angielskiego skłaniają się ku polityce; żydowskiego - ku handlowi biżuterią; niemieckiego - dźwigają opasłe tomy, które studiują, zanim udzielą jakiejkolwiek odpowiedzi. Jako że muzułmanie przyzwyczajeni są do czczenia Mahometa, Bóg ofiarował im anioła podobnego do Proroka. Ubodzy duchem i asceci nie są dopuszczani do rozkoszy rajskich, gdyż nie umieliby z nich korzystać.

Antylopy sześcionożne

Mówi się, że koń boga Odyna, Sleipnir, jest obdarzony (lub obciążony) ośmioma nogami. Jest on szarej maści i potrafi poruszać się po ziemi, w powietrzu i po piekle. Zgodnie z pewnym syberyjskim mitem pierwotne antylopy posiadały sześć nóg. Wobec takiej przewagi dogonienie ich było sprawą trudną, a raczej niemożliwą. Boski myśliwy Tunk-poj skonstruował specjalne płozy zrobione ze świętego drzewa (objawionego mu przez szczekanie psa), które nieustannie skrzypiało. Płozy również skrzypiały, ale niosły z szybkością strzały; ażeby jakoś ograniczyć ich pęd, myśliwy musiał przyczepić do nich kliny zrobione z innego magicznego drzewa. Tunk-poj gonił antylopę po całym firmamencie. Wreszcie ta, zmordowana, padła na ziemię, a Tunk-poj odciął jej tylne nogi.

- Ludzie są co dzień mniejsi i słabsi - powiedział. - Jakże będą mogli upolować sześcionożną antylopę, jeśli nawet ja ledwie tego dokonałem?

Od tej pory antylopy stały się czworonogami.

Bahamut

Sława Bahamuta dotarła do pustyń Arabii, gdzie ludzie zmienili i uświetnili jego obraz. Z hipopotama czy też słonia zrobili go rybą na bezdennych wodach; na rybie umieścili byka, na byku górę z rubinów, na górze anioła, na nim sześć piekieł, na piekłach Ziemię, a nad Ziemią siedem sklepień niebieskich. Oto co można przeczytać w tradycyjnym opisie Lane'a:

Bóg stworzył Ziemię; żeby miała na czym się oprzeć, pod ziemią stworzył anioła. Ale anioł też nie miał oparcia, więc pod jego nogi wsunął rubinową skałę; ponieważ skała nie miała oparcia, stworzył byka o czterech tysiącach oczu, uszu, nozdrzy, pysków, języków i stóp; ale byk nie miał oparcia, stworzył więc rybę imieniem Bahamut, pod którą umieścił wodę, pod wodą zaś ciemność - i tylko do tego punktu sięga ludzka wiedza.

Inni głoszą, że Ziemia wspiera się na wodzie, woda na skale, skała na czole byka, byk na piasku, piasek na Bahamucie, Bahamut na dławiącym wietrze, dławiący wiatr na mgle; nie jest powiedziane, na czym wspiera się mgła.

Bahamut jest tak olbrzymi i tak lśniący, że oczy ludzkie nie mogą znieść jego widoku. Wszystkie morza planety nie zajęłyby więcej miejsca w dziurce jego nosa niż ziarnko gorczycy na pustyni. Czterysta dziewięćdziesiątej szóstej nocy w „Księdze tysiąca i jednej nocy” mówi się o tym, że Isa (Jezus) dostąpił łaski ujrzenia Bahamuta, że dostąpiwszy jej upadł zemdlony i przez trzy dni nie odzyskiwał przytomności. Dodaje się, że pod tą niewymiernie wielką rybą jest morze, pod morzem powietrzna otchłań, pod nią ogień, a pod ogniem wąż o imieniu Falak, w którego paszczy znajduje się piekło.

Umieszczenie skały na byku, byka na Bahamucie i Bahamuta na czymkolwiek innym jest ilustracją kosmologicznego dowodu na istnienie Boga, wedle którego każda przyczyna wymaga przyczyny poprzedzającej i zapowiada konieczność potwierdzenia pierwszej przyczyny wszechrzeczy, ażeby nie dojść do nieskończoności.

Baldanders

Baldanders (którego imię można tłumaczyć: „odmienny” lub „już nie ten sam”) został zasugerowany mistrzowi szewskiemu Hansowi Sachsowi z Norymbergi przez ów fragment „Odysei”, kiedy to Menelaus ściga egipskiego boga Proteusza, który przemienia się w lwa, węża, panterę, olbrzymiego dzika, drzewo i wodę. Hans Sachs zmarł w 1576 roku; po dziewięćdziesięciu latach Baldanders objawił się ponownie w VI księdze fantastyczno łotrzykowskiej powieści Grimmeishausena „Przygody Simplicissimusa”. Protagonista napotyka w lesie kamienny posąg, który uznaje za bożka z jakiejś starej germańskiej świątyni. Dotyka go, na co posąg się odzywa, że jest Baldandersem, po czym przybiera postać ludzką, postać dębu, prosięcia, kiełbasy, pola koniczyny, łajna, kwiatu, kwitnącej gałęzi, krzaku morwowego, jedwabnej materii i wielu innych rzeczy oraz istot, a w końcu znów postać człowieka. Udaje, że nauczy Simplicissimusa sztuki „rozmowy z przedmiotami z natury swojej niemymi, jak na przykład krzesła lub ławki, garnki lub dzbanki”; zmienia się również w sekretarza i pisze te stówa z Objawienia świętego Jana ,Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec”, będące kluczem do zaszyfrowanego dokumentu, w którym zostawia bohaterowi instrukcje. Baldanders dodaje, że jego herbem (podobnie jak godłem Turków, tyle że bardziej prawomocnie) jest niestały księżyc.

Baldanders jest potworem zmiennym, potworem w czasie. Tytułową stronę pierwszego wydania powieści Grimmeishausena ozdabia rysunek istoty z głową satyra, torsem mężczyzny, rozpostartymi ptasimi skrzydłami i rybim ogonem, która jedną nogą kozy i jednym szponem sępa depcze stos masek, mogących przedstawiać wszystkie kolejne jej wcielenia. U pasa ma miecz, w rękach zaś otwartą książkę z podobiznami korony, żaglowca, kieliszka, wieży, dziecka, kości do gry, czapki z dzwoneczkami i armaty.

Banshee

Ponoć nikt jej nigdy nie widział; jest nie tyle formą, ile jękiem zakłócającym noce mieszkańcom Irlandii i (według „Letters on Demonology and Witchcraft” sir Waltera Scotta) nękającym również górskie okolice Szkocji. Pod oknami domów obwieszcza śmierć któregoś z członków rodziny, ale tym przywilejem zaszczyca tylko rody czystej krwi celtyckiej, bez żadnej domieszki łacińskiej, skandynawskiej czy saksońskiej. Banshee można usłyszeć również w Walii i Bretanii. Należy do istot czarodziejskich. Jej lamenty określa się nazwą keening.

Barometz

Roślinny baranek z Tatarii, znany jako Barometz lub Lycopodium barometz, albo widłak chiński, jest rośliną w kształcie baranka, porośniętą złotawymi włoskami. Wspiera się na czterech lub pięciu korzeniach; wszelka zieleń w jej pobliżu usycha, ona zaś kwitnie. Obcięta - wydziela sok o krwistym zabarwieniu. Uwielbiana jest przez wilki. Sir Thomas Browne opisuje ją w III księdze „Pseudodoxia Epidemica” (London 1646). Inne potwory są kombinacjami odmian lub gatunków zwierzęcych; Barometz to połączenie królestwa roślinnego ze zwierzęcym.

W związku z tym przypomnijmy sobie mandragorę, która wyrwana krzyczy jak człowiek, a także smutny las samobójców w jednym z kręgów Piekła, gdzie z poranionych pni sączy się krew i słowa jednocześnie, i owo drzewo wyśnione przez Chestertona, które pożarłszy ptaki, wijące w jego gałęziach gniazda, wiosną miast liśćmi okryło się piórami.

Bazyliszek

Z biegiem stuleci bazyliszek stawał się coraz brzydszy i coraz straszliwszy, aż wreszcie został całkowicie zapomniany. Imię jego znaczy: „mały król”. Dla Pliniusza Starszego („Historia naturalna” VIII, 33) bazyliszek był wężem z jaśniejszą plamą na głowie w kształcie korony. Od średniowiecza jest to czworonogi kogut, w koronie, o żółtym upierzeniu, z wielkimi kolczastymi skrzydłami i ogonem węża, zakończonym hakiem lub też drugą kogucią głową. Zmiana obrazu odbija się w zmianie imienia; Chaucer w XIV wieku używa nazwy basilicock. Szkice ilustrujące „Serpentum et Draconum” Aldrovandiego pokazują go pokrytego łuską, a nie piórami, i obdarzonego ośmioma nogami'.

Nie zmienia się natomiast jego śmiercionośne spojrzenie. Wzrok Gorgon przemienia żywych w kamienie. Według Lukana, z krwi jednej z nich:

Kraj tak niepłodny y nie urodzayny

Bierze w się krople Meduziney juchy

I deszcz przyimuie dotąd nie zwyczayny

Gdy go w grunt upal gwałtem wpiera suchy

Ztąd rodzay Wężów, y gadzin nie tayny.

Bazyliszek mieszka na pustyni, ściśle: tworzy pustynię. U jego nóg ptaki padają martwe, gniją owoce, woda rzek, z których pije, pozostaje na wieki zatruta. Pliniusz stwierdza, że spojrzenie jego rozsadza kamienie i wypala zieleń. Jedynie łasica zdolna jest go zabić swoim zapachem; w średniowieczu twierdzono, że zabija go również pianie koguta. Doświadczeni podróżni zaopatrywali się w koguty, kiedy mieli przejeżdżać przez nieznane okolice. Inną bronią było zwierciadło, ponieważ bazyliszka zabijało jakoby jego własne lustrzane odbicie.

Chrześcijańscy encyklopedyści odrzucali mityczne opowieści „Pharsalii”, usiłując racjonalnie wyjaśnić pochodzenie bazyliszka. (Nie mogli w niego nie wierzyć, Wulgata bowiem tłumaczy hebrajskie słowo cefa - nazwę jadowitego gada - słowem bazyliszek). Największe uznanie zyskała sobie hipoteza o nieforemnym i źle poczętym jaju, które zniósł kogut, a wysiedział wąż lub ropucha. W XVII wieku sir Thomas Browne uznał tę hipotezę za równie niewiarygodną jak samego bazyliszka. W owych latach Quevedo napisał romancę „Bazyliszek”, w której czytamy:

Jeśli żyw nadal ten, co cię ujrzał,

Cała twoja historia jest kłamstwem,

Jeśli przeto nie umarł - nie zna ciebie,

A jeśli umarł - nic nie wyzna.

Behemoth

Na cztery wieki przed erą chrześcijańską Behemoth był wyolbrzymieniem słonia czy też hipopotama lub zniekształconą i zatrważającą wersją obu tych zwierząt: teraz jest tylko dziesięcioma przesławnymi wersetami (Hiob XL, 10-19) i tym, co te wersety z sobą niosą. Reszta jest dysputą lub też filologią.

Słowo „Behemoth” jest w liczbie mnogiej. Według filologów chodzi o wzmożoną liczbę mnogą hebrajskiego b'hemah, co znaczy „bestia”. Jak powiedział brat Luis de Leon w swoim dziele „Exposición del Libro de Job”: „Behemoth jest słowem hebrajskim oznaczającym bestie. Zgodnie z mniemaniem uczonych chodzi tu o słonia nazwanego tak z powodu swej niezwykłej wielkości, która zaobserwowana u pojedynczego zwierza odnosi się do wielu”.

Jako ciekawostkę przypominamy, że w pierwszym wierszu oryginalnego tekstu Genesis hebrajskie imię Boga Elohim jest w liczbie mnogiej, jakkolwiek czasownik, który się do niego odnosi, jest w liczbie pojedynczej („Na początku Bogowie stworzył niebo i ziemię”), i że ta forma została nazwana pluralis maiestatis.

A oto wersety o Behemocie:

10. Oto Behemoth, któregom uczynił z tobą, będzie jadł siano jako wół.

11. Moc jego w biodrach jego, a siła jego w pępku brzucha jego.

12. Rusza ogonem swym jako cedrem, żyły jąder jego są powikłane.

13. Kości jego jako piszczele miedziane, chrzęstki jego jako blachy żelazne.

14. On jest początkiem dróg Bożych, który go uczynił, przyłoży miecz swój.

15. Temu góry trawę rodzą, wszytkie bestie polne grać tam będą.

16. Pod cieniem sypia, w tajniku trzciny i na miejscach wilgotnych.

17. Zakrywają cienie cień jego, ogarną go wierzby potoku.

18. Oto wypije rzekę, a nie zadziwi się, a ma nadzieję, że się Jordan wleje w gębę jego.

19. Oczyma swymi jako wędą bierze ji, a na palach przekole nozdrze swoje'.

Burak

Pierwszy werset XVII sury Koranu brzmi, jak następuje: „Chwała Temu, który przeniósł swojego sługę nocą z meczetu świętego do meczetu dalekiego, którego otoczenie pobłogosławiliśmy, aby mu pokazać niektóre nasze znaki”. Komentatorzy twierdzą, że pochwalony ma być Bóg, że sługą jest Mahomet, świętym meczetem jest Mekka, odległym zaś Jerozolima i że z Jerozolimy Prorok został przeniesiony do siódmego nieba. We wcześniejszych wersjach legendy Mahometa prowadził człowiek bądź też anioł; w późniejszych mówi się o jakimś niebiańskim wierzchowcu, większym niż osioł, mniejszym niż muł. Tym wierzchowcem jest Burak, co znaczy: świetlisty. Według Burtona, angielskiego tłumacza „Księgi tysiąca i jednej nocy”, indyjscy muzułmanie przedstawiają Buraka z ludzką twarzą, uszami osła, tułowiem konia i ogonem pawia.

Jedna z tradycji islamskich mówi, że Burak, opuszczając Ziemię, wywrócił dzban wody. Prorok został przeniesiony do siódmego nieba, w drodze rozmawiał ze wszystkimi patriarchami oraz aniołami, jacy tam mieszkają; przekroczył Jedność i poczuł chłód, który mu zmroził serce, kiedy ręka Pana spoczęła na jego ramieniu. Czasu ludzkiego nie można porównywać z czasem boskim; po powrocie Prorok podniósł dzban, z którego nie wylała się ani kropla wody.

Islamista hiszpański Miguel Asin y Palacios mówi o trzynastowiecznym mistyku z Murcji, który w alegorii zatytułowanej „Libro del nocturno viaje hacia la Majestad del mas Generoso” przedstawił Buraka jako symbol boskiej miłości. W innym tekście mówi o Buraku jako o „czystości intencji”.

Centaur

Centaur jest najbardziej harmonijnym stworzeniem w zoologii fantastycznej. W „Przemianach” Owidiusza jest on dwupostaciowy, ale można bez trudu zapomnieć o jego heterogenicznym charakterze i uznać, że w świecie form platońskich istnieje archetyp centaura, podobnie jak archetyp człowieka czy też konia. Odkrycie owego archetypu wymagało wieków; prymitywne starożytne posągi ukazują nagiego mężczyznę, do którego jest niezdarnie doczepiony koński zad. Na zachodnim frontonie świątyni Zeusa w Olimpii centaury mają już końskie nogi; tam, skąd się powinna wyłaniać szyja zwierzęcia, wyrasta tors mężczyzny.

Centaury zostały poczęte przez Iksjona, króla Tesalii, i chmurę, której Zeus nadał postać Hery. Inna legenda głosi, że są synami Apollina. (Mówiono również, że nazwa centaura wywodzi się od słowa gandharua - w mitologii wedyjskiej nazywano tak pomniejszych bogów, powożących rumakami Słońca). Jako że Grecy z okresu Homera nie znali jazdy konnej, prawdopodobnie pierwszy nomada, jakiego ujrzeli, wydał im się wraz z koniem całością; istnieje przypuszczenie, że dla Indian centaurami byli również żołnierze Pizarrą i Cortesa. William H. Prescott pisze o wypadku, jaki zdarzył się jednemu z jeźdźców:

...spadł on z konia, co tak zdumiało barbarzyńców, nie przygotowanych na rozdzielenie się na dwie polowy tego, co wyglądało na jedną istotę, że skonsternowani cofnęli się, pozostawiając chrześcijanom wolną drogę do okrętów.

Gdyby nie to, być może wyrżnęliby chrześcijan do nogi. Ale Grecy, w odróżnieniu od Indian, byli już oswojeni z końmi; prawdopodobnie więc centaur był obrazem przemyślanym, nie zaś pomyłką zrodzoną z niewiedzy.

Najpopularniejsza z legend o centaurach opowiada o zwadzie z Lapitami, którzy zaprosili ich na wesele. Goście nie znali wina i w trakcie uczty pijany centaur obraził pannę młodą i wywrócił stół, czym zapoczątkował słynną centauromachię, którą Fidiasz czy też jeden z jego uczniów miał uwiecznić na Partenonie, Owidiusz zaś opiewać w XII księdze „Przemian”, i która miała zainspirować Rubensa. Centaury, zwyciężone przez Lapitów, musiały uciekać z Tesalii. W następnej walce Herakles poraził strzałami cały ich ród, który wyginął.

Centaur symbolizuje gniew i nieokrzesane barbarzyństwo, ale Chiron, „najsprawiedliwszy z centaurów” („Iliada” XI, 832), był mistrzem Achillesa i Eskulapa, nauczył ich sztuki muzycznej, sztuki wojennej, myślistwa, medycyny i chirurgii. Chiron wymieniony jest w XII pieśni „Piekła” powszechnie znanej jako „Pieśń centaurów”. Ciekawi mogą się wiele na ten temat dowiedzieć z wnikliwych przypisów Momigliana do wydania „Boskiej Komedii” z 1945 roku.

Pliniusz wyznaje, że widział hipocentaura zakonserwowanego w miodzie, którego przysłano cesarzowi z Egiptu.

W „Uczcie siedmiu mędrców” Plutarch opowiada z humorem, że jeden z pasterzy Periandra, tyrana z Koryntu, przyniósł w skórzanej sakwie niemowlę zrodzone przez klacz, którego twarz, szyja i ramiona były ludzkie, reszta zaś końska. Płakało jak dziecko, co wszyscy uznali za zły omen. Mędrzec Tales popatrzył nań, roześmiał się i powiedział do Periandra, że trudno pochwalać zachowanie się jego pasterzy. Lukrecjusz w V księdze poematu „O naturze rzeczy” stwierdza, że centaur nie może istnieć, gatunek koński bowiem osiąga dojrzałość wcześniej niż ludzki, tak więc po trzech latach centaur byłby dojrzałym koniem i ledwie gaworzącym dzieciątkiem. Taki koń zmarłby pół wieku wcześniej niż człowiek.

Cerber

Jeżeli piekło jest domem, domem Hadesa, to jest rzeczą naturalną, że strzeże go pies. Jest również rzeczą naturalną, że psa wyobraża się jako potwora. „Teogonia” Hezjoda przypisuje mu pięćdziesiąt głów, lecz dla wygody sztuk pięknych zredukowano je do trzech, która to liczba jest ogólnie znana. Wergiliusz zaznacza, że Cerber ma również trzy gardziele. Owidiusz pisze o potrójnym szczekaniu. Samuel Butler porównuje trzy korony tiary papieża, stróża nieba, z trzema głowami psa, stróża piekieł („Hudibras” IV, 2). Dante obdarza go cechami ludzkimi, które tylko potęgują jego piekielną naturę: czarna, niechlujna broda, palce zakończone pazurami, które podczas deszczu wyrywają dusze z ciał potępionych. Cerber gryzie, szczeka i szczerzy kły.

Wyciągnięcie Cerbera na światło dzienne było ostatnią z prac Heraklesa. Osiemnastowieczny pisarz angielski Zachary Grey w komentarzu do „Hudibrasa” tak opisuje to zdarzenie:

Ów trzyglowy pies zna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, które, jak mówią, wchłaniają i pożerają wszystko. To, iż został zwyciężony przez Heraklesa, dowodzi, że bohaterskie czyny zwyciężają czas i pozostają w pamięci potomnych.

Według dawniejszych tekstów Cerber wita ogonem w postaci węża tych, którzy wchodzą do piekła, a pożera tych, którzy usiłują z niego wyjść. Późniejsza tradycja każe mu gryźć również przychodzących; aby go udobruchać, do trumny zmarłego wkładano placek na miodzie.

Zgodnie z mitologią skandynawską, okrwawiony pies Garmr, który pilnuje krainy umarłych, będzie walczył z bogami, gdy wilki piekielne pożrą Słońce i Księżyc. Niektórzy twierdzą, że ma czworo oczu, również czworo oczu mają psy Jamy, bramińskiego boga śmierci.

Zarówno braminizm, jak i buddyzm mówią o piekle pełnym psów, na wzór dantejskiego Cerbera będących katami dusz.

Chimera

Pierwsza wzmianka o Chimerze znajduje się w VI księdze „Iliady”. Napisano tam, że jest boskiego rodowodu, że z przodu jest lwem, pośrodku kozą, z tyłu zaś wężem. Z paszczy jej bucha ogień, a śmierć, tak jak to zostało przepowiedziane przez bogów, zadaje jej przepiękny Bellerofont, syn Glauka. Głowa lwa, brzuch kozy, ogon zaś węża to najprostsza interpretacja stów Homera, ale „Teogonia” Hezjoda wyposaża ją w trzy głowy i tak została uwieczniona w słynnym posągu z Arezzo, pochodzącym z V wieku. W połowie ciała znajduje się głowa kozy, na jednym końcu głowa lwa, na drugim - węża.

W VI księdze „Eneidy” pojawia się znowu Chimera „zbrojna w płomienie”; komentarz Serwiusza Honorata stwierdza, że zdaniem wszystkich autorytetów potwór ten pochodził z Licji, w której to okolicy jest wulkan noszący jego imię. U stóp wulkanu pełno jest węży, na porośniętych łąkami zboczach pasą się kozy, z wierzchołka buchają płomienie i tam właśnie mają swe jaskinie lwy. Chimera jest jakby metaforą tego dziwnego wzniesienia. Przedtem Plutarch sugerował, że Chimera była nazwiskiem kapitana piratów, który na swym statku kazał wymalować lwa, kozę i żmiję.

Te absurdalne rozważania dowodzą, że Chimera już wtedy nudziła ludzi. Chętniej upatrywali w niej metaforę, niż próbowali ją sobie wyobrażać. Była zbyt heterogeniczna: lew, koza i wąż (w niektórych tekstach: smok) nie nadawały się do połączenia w jedno zwierzę. Z czasem „Chimera” przerodziła się w „chimeryczność”. Słynne pytanie Rabelais'go o to, czy Chimera kołysząca się w pustce może pożreć ukryte zamiary, wyraźnie wskazuje na tę zmianę. Niespójna forma znika, słowo zaś pozostaje i oznacza coś niemożliwego. Fałszywa idea, wyobrażenie próżne lub szalone - oto określenia, jakie można obecnie znaleźć w słowniku.

Chronos czy Herakles

Traktat „Quaestiones de primis principiis” neoplatonika Damaskiosa przypomina dziwną wersję teogonii i kosmogonii orfickiej, w której Chronos czy też Herakles jest potworem.

Według Hieronima i Hellanika (jeżeli nie są oni tą samą osobą) doktryna orficka uczy, że na początku była woda i błoto i że z tego uformowała się ziemia. Te dwa pierwiastki były pierwsze: woda i ziemia. Z nich powstał trzeci, skrzydlaty smok, mający z przodu głowę byka, z tyłu głowę lwa, a pośrodku twarz boga; nazwano go Chronosem, który się nie starzeje, albo Heraklesem. Jednocześnie powstała Potrzeba, czyli Nieuchronność, która sięgnęła krańców Wszechświata... Smok, Chronos, wydał z siebie potrójne nasienie: wilgotny Eter, nieograniczony Chaos i mglisty Ereb. Pod nimi położył jajo, z którego miał się wylęgnąć świat. Ostatnim pierwiastkiem miał być bóg wcielony w kobietę i mężczyznę, ze złotymi skrzydłami na plecach i byczymi łbami po bokach, z olbrzymiej wielkości smokiem na głowie, na kształt wszelkich bestii...

Ponieważ to, co przesadne, i to, co monstrualne, jest bardziej charakterystyczne dla Wschodu niż dla Grecji, Walter Kranz przypisuje tym zmyśleniom pochodzenie orientalne.

Czarodziejki

Magicznie wtaczają się w ludzkie sprawy, a ich imię kojarzy się z łacińskim słowem fatum. Mówi się, że czarodziejki są najliczniejsze, najpiękniejsze i najwybitniejsze z pomniejszych bóstw. Ich istnienie nie ogranicza się do określonego miejsca lub określonej epoki. Dawni Grecy, Eskimosi i czerwonoskórzy Indianie snują przypowieści o herosach, którzy zdobyli miłość tych fantastycznych istot. Takie przygody nie są bezkarne: gdy wróżka raz zaspokoi swe namiętności, może kochankowi zadać śmierć.

W Irlandii i Szkocji opowiada się, że mieszkają pod ziemią, gdzie więżą dzieci i dorosłych, których uprowadziły. Ludzie wierzą, że wykopane z pól groty ich strzał mają niezawodną moc uzdrawiania.

Czarodziejki lubią kolor zielony, muzykę i śpiew. W końcu XVII wieku pewien szkocki duchowny, wielebny Robert Kirk z Aberfoyle, zebrał wieści o nich w traktacie „The Secret Commonwealth”. W 1815 roku sir Walter Scott podał ten rękopis do druku. O wielebnym Kirku mówi się, że pochwyciły go czarodziejki za to, iż ujawnił ich tajemnice.

Na morzach włoskich powstają miraże, mylące i gubiące żeglarzy; jest to zjawisko fatamorgany (od imienia wróżki Morgany).

Demony judaistyczne

Pomiędzy światem ciała a światem ducha judaistyczny przesąd umieścił nieokreśloną strefę zamieszkaną przez anioły i diabły. Poznanie ich liczby przekraczało możliwości arytmetyki. Egipt, Babilonia i Persja wzbogaciły z biegiem czasu ów fantastyczny „międzyświat”. Może (jak sugeruje Trachtenberg) z powodu wpływów chrześcijaństwa demonologia, a więc nauka o demonach, miała mniejsze znaczenie niż angelologia, czyli nauka o aniołach.

Wymieńmy jednak Ketewa Meriri, władcę Popołudniowej Pory i Upalnego Lata. Kiedyś spotkały go dzieci idące do szkoły: prócz dwojga, wszystkie umarły. W XIII wieku żydowska demonologia wypełniła się intruzami łacińskimi, francuskimi i niemieckimi, które w końcu pomieszały się z tymi, jakie zaludniają Talmud.

Demony Swedenborga

W dziełach sławnego szwedzkiego wizjonera Emanuela Swedenborga czytamy, że demony (tak jak anioły) nie są gatunkiem samym w sobie, lecz pochodzą od człowieka. Są to jednostki, które po śmierci wybierają Piekło. Nie są szczęśliwe wśród bagien, lasów, pustyń, osad nawiedzanych przez ogień, wśród lupanarów, mrocznych gąszczy, ale w Niebie byłyby jeszcze bardziej nieszczęśliwe. Czasami z wysokości dochodzi do nich promień niebiańskiego światła; demony odczuwają je jako dotkliwe oparzenie i ohydny odór. Myślą, że są piękne, ale wiele z nich ma oblicza potworów lub zamiast nich bezkształtne fragmenty ciała. Żyją we wzajemnej nienawiści, nie unikają chwytania za broń; jeżeli się łączą, to tylko po to, by zniszczyć kogoś innego lub siebie nawzajem. Bóg nie pozwala ani ludziom, ani aniołom rysować map Piekła, ale wiemy, że w ogólnych zarysach jest ono mniej więcej podobne do form demona. Najstraszniejsze, najbardziej okrutne piekła leżą na zachodzie.

Dwa stwory metafizyczne

Tajemnica źródeł idei dorzuca zoologii fantastycznej dwa ciekawe stwory, z których jeden powstał w połowie XVIII wieku, drugi o wiek później.

Pierwszy to obdarzony czuciem posąg Condillaca. Kartezjusz głosił doktrynę idei wrodzonych. Etienne Bonnot de Condillac, chcąc tę doktrynę obalić, wymyślił marmurowy posąg, zrobiony na wzór ludzkiego ciała - schronienie duszy pozbawionej zarówno zdolności percepcji, jak i myślenia. Condillac obdarzył swój posąg tylko jednym zmysłem: powonieniem - zmysłem najmniej ze wszystkich złożonym. Początkiem biografii posągu jest zapach jaśminu; przez chwilę we Wszechświecie nie ma nic prócz tego zapachu, może nawet owa woń jest Wszechświatem, który w chwilę potem stanie się zapachem róży, później goździka. Niech świadomość posągu odbierze jeden z tych zapachów -a będziemy mieli uwagę; niech nadal odczuwa woń, kiedy już zniknął bodziec zapachowy - a będziemy mieli pamięć; niech w pamięci posągu znajdą się dwa wrażenia, obecne i poprzednie - a będziemy mieli porównanie; niech zacznie odbierać podobieństwa i różnice - a będziemy mieli osąd; niech porównanie i osąd powtórzą się raz jeszcze - a będziemy mieli refleksję; niech jakieś miłe wspomnienie będzie silniejsze niż niemiłe - a będziemy mieli wyobraźnię. Po zdolności rozumienia wyłoni się wola, miłość i nienawiść (przyciąganie i odpychanie), nadzieja i lęk. Zrozumienie przebycia wielu etapów obdarzy posąg abstrakcyjną świadomością ilości; to, że się było zapachem jaśminu, a jest się zapachem goździka - świadomością własnego „ja”.

Potem autor wyposaży swego hipotetycznego człowieka w słuch, smak, wzrok, a wreszcie w dotyk. Ten ostatni zmysł wyjawi mu istnienie przestrzeni i fakt, że w tej przestrzeni jest on zamknięty w ciele; przed tym etapem dźwięki, zapachy, kolory wydawały mu się zwykłymi wariantami lub modyfikacjami świadomości.

Opowiedziana wyżej alegoria nazywa się „Traite de sensations” i pochodzi z 1754 roku; w tej notatce wykorzystaliśmy dane zawarte w drugim tomie „Histoire de la philosophie” Brehiera.

Innym stworzeniem, które zaistniało w związku z problemem świadomości, jest hipotetyczne zwierzę Lotzego. Bardziej samotne niż posąg wąchający róże, który ostatecznie staje się człowiekiem, owo stworzenie nie ma skóry, tylko ruchomy czuły punkt na końcu jednej jedynej anteny. Budowa wzbrania mu, jak widać, jednoczesnych percepcji. Lotze uważa, że zdolność wydłużania i skracania anteny wystarcza, by to zwierzę, niemal całkowicie pozbawione kontaktów z otoczeniem, odkryło świat zewnętrzny (bez pomocy Kaniowskich kategorii czasu i przestrzeni) i odróżniało przedmiot ruchomy od nieruchomego. Fikcję tę wychwala Hans Vaihinger; odnotowuje ją Lotze w dziele „Medizinische Psychologie” z 1852 roku.

Dżiny

Zgodnie z tradycją islamu Allah stworzył trzy odmienne gatunki stworzeń myślących: anioły - ze światła, dżiny - z ognia, i ludzi - z prochu. Niektórzy twierdzą, że dżiny powstały z ciemnego bezdymnego ognia na dwa tysiące lat przed Adamem, ale ich ród nie doczeka dnia Sądu Ostatecznego. Zakarija al-Qaswini określa je jako „duże zwierzęta powietrzne o przejrzystym ciele, zdolne przybierać najrozmaitsze kształty”. Z początku ukazują się jako chmury albo strzeliste niewyraźne słupy; później, zależnie od własnej woli, przyjmują postać człowieka, szakala, wilka, lwa, skorpiona czy żmii. Niektóre z nich są wierzące, inne to heretycy lub ateusze. Zanim zdepczemy gada, musimy w imieniu Proroka prosić go, by się wycofał; zabić go wolno dopiero wtedy, gdy nie posłucha naszej prośby. Mogą one przechodzić przez mur lub fruwać w powietrzu, mogą też stać się niewidzialne. Często dolatują do niższego Nieba, gdzie podsłuchują rozmowy aniołów o przyszłych wydarzeniach, co pozwala im potem pomagać magom i wróżbiarzom. Niektórzy uczeni przypisują im wybudowanie piramid lub też - z rozkazu Salomona, syna Dawida, który znal Wszechpotężne Imię Boga - świątyni w Jerozolimie.

Z tarasów, dachów i balkonów rzucają w ludzi kamieniami oraz mają w zwyczaju porywać co piękniejsze kobiety. Ażeby uniknąć ich rozbojów, należy wymówić imię Litościwego i Miłosiernego Allaha. Zamieszkują przeważnie ruiny, opuszczone domostwa, cysterny, rzeki i pustynie. Egipcjanie twierdzą, że to one wywołują burze piaskowe i że spadające gwiazdy to pociski przeciw złośliwym dżinom.

Ich ojcem i wodzem jest Eblis (Iblis).

Elfy

Elfy są pochodzenia germańskiego. Niewiele wiemy o ich wyglądzie zewnętrznym prócz tego, że są drobne i zgryźliwe. Kradną bydło i dzieci, lubują się również w pomniejszych złośliwościach. W Anglii słowo elflock (loki elfa) służy do określenia kołtuna uważanego za sprawkę elfów. Anglosaskie zaklęcie przypisuje im również diabelską zdolność wypuszczania z dużej odległości maleńkich żelaznych strzał, które nie zostawiając śladu na skórze, powodują bóle newralgiczne. W języku niemieckim istnieje słowo Alp (koszmar), które etymologowie wywodzą od elfów, jako że w średniowieczu popularna była wiara, iż elfy ugniatają piersi śpiących, powodując senne koszmary.

Eloje i Morloki

Bohater młodzieńczej powieści Herberta Wellsa „The Time Machine” („Wehikuł czasu”, 1895) na pokładzie jakiegoś sztucznego środka lokomocji udaje się w nieznaną przyszłość. Odkrywa tam, że rodzaj ludzki podzielił się na dwa gatunki: Elojów, arystokratów wrażliwych i delikatnych, zamieszkujących wspaniałe ogrody i żywiących się owocami, i Morioków, podziemny proletariat, który na skutek pracy w ciemnościach oślepi i kierowany silą nawyku obsługuje pordzewiałe maszyny, do niczego już nie służące. Studnie z krętymi schodami łączą ze sobą te dwa światy. W bezksiężycowe noce Morloki wydostają się na powierzchnię i pożerają Elojów.

Bohaterowi udaje się uciec i powrócić do teraźniejszości. Jako jedyną zdobycz przywozi nieznany, zwiędnięty kwiat, który rozpada się w proch i który zakwitnie dopiero za wiele tysięcy lat.

Fasastitokalon

Średniowiecze przypisywało Duchowi Świętemu stworzenie dwóch ksiąg: pierwszą z nich, jak wiadomo, była Biblia, drugą - Wszechświat, w którego stworzeniach ukryte były nauki moralne. Aby wyjaśnić ów fakt, kompilowano bestiaria i physiologi. Przytaczamy tu w skrócie tekst z pewnego bestiarium anglosaskiego:

W pieśni tej będę mówił także o potężnym wielorybie. Jest on groźny dla wszystkich żeglarzy. Owemu mieszkańcowi przestworzy morskich nadano imię Fastitokalon. Wygląda jak chropowaty kamień pokryty piaskiem. Marynarze często biorą go za wyspę. Na swych statkach o strzelistych dziobach przybijają do owej fałszywej ziemi i schodzą na ląd nieświadomi niebezpieczeństwa. Rozbijają obóz, zapalają ognisko i zmęczeni usypiają. Wtedy zdrajca zanurza się w wody oceanu; opada ku głębinom, pozwalając, by statek i ludzie pogrążyli się w odmętach śmierci. Nieraz z jego pyska wydobywają się przepiękne zapachy, które wabią ryby morskie. Wpływają one w jego gardziel i wieloryb zamyka paszczę, by je pożreć. Tak to demon pociąga nas do Piekła.

Tę samą opowieść znaleźć można w „Księdze tysiąca i jednej nocy”, w legendzie o świętym Brendanie i w „Raju utraconym” Miliona, który mówi o wielorybie śpiącym na spienionych falach u brzegów Norwegii.

Fauna chińska

Oto lista przedziwnych stworzeń znajdująca się w „T'ai-p'ing kuang-ci” (Spis dokonany w okresie pokoju i dobrobytu), skompletowana w 978 roku, opublikowana zaś w 981:

Ciang-liang - ma tygrysi łeb, ludzką twarz, długie członki, cztery kopyta i węża pomiędzy zębami.

Cz'ou-t'i - ma głowę po każdej strome ciała. Mieszka na zachód od Czerwonej Wody.

Mieszkańcy Cz'uan-t'ou - mają ludzką głowę, skrzydła nietoperza i ptasi dziób. Jadają wyłącznie surowe ryby.

Siao - jest podobny do sowy, ale ma ludzką twarz, ciało małpy i ogon psa. Jego obecność wróży nadejście dotkliwej suszy.

Sing-sing - są podobne do małp. Mają białe twarze i szpiczaste uszy. Chodzą na dwóch nogach, jak ludzie, i wspinają się na drzewa.

Sing-t'ien - są pozbawione głów, które straciły na zawsze w walce z bogami. Mają oczy umieszczone na piersiach, za usta zaś służy im pępek. Brykaja i skaczą po pustkowiach, wymachując siekierą i tarczą.

Ryba hua czyli latający rybowąż - ma wygląd ryby z ptasimi skrzydłami. Jego pojawienie się wróży suszę.

Górski huej - wygląda jak pies z ludzką twarzą. Jest bardzo skoczny i porusza się z szybkością strzały. Dlatego panuje przekonanie, że jego pojawienie się wróży tajfuny. Na widok człowieka wybucha szyderczym śmiechem.

Mieszkańcy Krainy Długorękich - dotykają rękami ziemi. Żywią się rybami zbieranymi na brzegu morza.

Ludzie Morscy - mają ręce i głowy ludzkie, ciało zaś i ogon rybie. Wypływają na powierzchnię w czasie burzy.

Muzykalny Wąż - ma głowę węża i cztery skrzydła. Jego głos podobny jest do dźwięków wydawanych przez Muzykalne Kamienie.

Ping-feng - zamieszkuje krainę Magicznych Wód, wygląda jak czarne prosię, ale ma głowy na obu końcach ciała.

Koń Niebiański - jest jak biały pies z czarnym łbem, ma mięsiste skrzydła i może fruwać.

W kraju Niezwykłych Rąk ludzie mają jedną rękę i troje oczu. Są niesłychanie zręczni i robią latające karoce, w których podróżują pośród wichrów.

Ti-ciang - to nadprzyrodzony ptak zamieszkujący Góry Niebiańskie. Jest czerwony, sześcionogi, czteroskrzydły, ale nie ma ani twarzy, ani oczu.

Fauna Stanów Zjednoczonych

W żartobliwej mitologii drwali z Wisconsin i Minnesoty występują dziwaczne stwory, w których istnienie z pewnością nikt nie wierzył.

Hidebehind (Tyłokryj) - zręcznie kryje się za czyimiś plecami i choćby się człowiek najszybciej obracał, zawsze będzie miał go za sobą, dlatego też nikt go nigdy nie widział, mimo że zabił i pożarł wielu drwali.

Roperite (Linowiec) - zwierzę wielkości kucyka, z dziobem podobnym do sznura, za którego pomocą chwyta najśmiglejsze króliki.

Teakettler (Czajniczak) - zawdzięcza imię wydawanemu przez siebie odgłosowi, który przypomina bulgotanie wody w czajniku. Z pyska wypuszcza dym, chodzi tyłem i nieczęsto pozwala się oglądać.

Axehandle Hound (Siekieropies) - ma łeb w formie ostrza siekiery, tułów w kształcie jej trzonka, prostokątne nogi i jada wyłącznie uchwyty od toporów.

Spośród ryb z tych okolic znane są Upland Trouts (Latające Pstrągi) - wiją one gniazda na drzewach, znakomicie fruwają, boją się natomiast wody.

Istnieje jeszcze Goofang (Głuptak Zębiasty), który pływa tyłem, żeby woda nie dostała mu się do oczu, i „jest zbliżony wielkością do samogłowa, tyle że sporo od niego większy”.

Nie zapominajmy o ptaku Goofus Bird (Kapryśnik Głupkowaty), który buduje gniazdo dnem do góry, a fruwa do tyłu, gdyż nie obchodzi go, dokąd leci, tylko gdzie był.

Gillygaloo (Niezdarnik Goździkowaty) wije gniazda na zboczach słynnej Pyramid Forty'. Znosi kwadratowe jaja, ażeby nie toczyły się i nie tłukły. Drwala gotowali te jaja, a potem używali ich do gry w kości.

Pinnacie Grouse (Kuropatwa Wieżowa) ma jedno skrzydło, pozwalające jej latać tylko w jednym kierunku; krąży ona bez końca wokół stożkowatego wzgórka. Upierzenie jej zmienia się zależnie od pory roku i od miejsca, skąd się ją obserwuje.

Feniks

Porzez rnonumentalne podobizny, kamienne piramidy i mumie Egipcjanie poszukiwali wieczności; jest zrozumiałe, że w ich kraju powstał mit cyklicznego, nieśmiertelnego ptaka, chociaż późniejsze opracowanie tego mitu jest dziełem Greków i Rzymian. Adolf Erman pisze, że w mitologii z Heliopolis Feniks (Beriu) jest królem jubileuszów i długich okresów czasu; w przesławnym akapicie Herodot (II, 73) z pewnym sceptycyzmem cytuje pierwotną wersję legendy: Jest nadto jeszcze inny święty ptak, któremu na imię Feniks. Ja go wprawdzie nie widziałem inaczej niż na malowidle, bo przylatuje do Egipcjan bardzo rzadko, co pięćset lat, jak mówią Heliopolici: twierdzą zaś, że pojawia się wtedy, gdy mu ojciec umrze. Jeżeli istotnie jest taki jak jego podobizna, to ma następującą wielkość i wygląd: część jego upierzenia jest barwy złotej, inna część barwy czerwonej, a co do ogólnych zarysów i wielkości najbardziej podobny jest do orła. Ten ptak obmyśla rzecz następującą, jak oni opowiadają, ale ja nie mogę w to uwierzyć. Nadlatuje z Arabii, przynosi swego ojca, spowitego w mirrę, do świątyni Heliosa i tam go grzebie. Przynosi zaś w ten sposób: naprzód lepi z mirry jajo tak wielkie, jakie zdoła unieść, potem próbuje je nieść, a po dokonanej próbie wydrąża jajo i wkłada w nie swego ojca, po czym inną mirrą zalepia to miejsce jaja, gdzie je wydrążył i włożył ojca; gdy ojciec tam spocznie, jajo jest tak samo ciężkie jak przedtem. Zalepiwszy więc jajo, zanosi ojca do Egiptu do świątyni Heliosa. To więc, jak opowiadają, ptak ten czyni.

Około pięciu wieków później Tacyt i Pliniusz podjęli tę cudowną legendę. Pierwszy słusznie zauważył, że wszystko, co starożytne, kryje w sobie tajemnice, ale że tradycja wyliczyła przerwy między kolejnymi pojawieniami się Feniksa na tysiąc czterysta sześćdziesiąt jeden lat („Roczniki” VI, 28). Pliniusz także badał chronologię Feniksa i odnotował (X, 2), że według Maniliusza żyje on przez okres roku platońskiego, czyli Wielkiego Roku. Rok platoński to czas, jakiego potrzebują Słońce, Księżyc i pięć planet, aby wrócić na miejsce, skąd wyruszyły. Tacyt w „Dialogu o mówcach” wylicza, że trwa on dwanaście tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt cztery zwykłe lata. Starczymi wierzyli, że po zakończeniu tego długiego cyklu astronomicznego historia Wszechświata dokładnie się powtórzy, powtórzy się bowiem wpływ planet. Feniks stanie się zwierciadłem lub też obrazem Wszechświata. Jakby potwierdzając istnienie analogii między Wszechświatem a Feniksem, stoicy nauczali, że Wszechświat umiera w ogniu i zmartwychwstaje z ognia, który to proces nie ma początku ani końca.

Z biegiem lat mechanizm odradzania się Feniksa uprościł się. Herodot mówi o jaju, Pliniusz o robaku, ale już w końcu IV wieku Klaudian opiewa nieśmiertelnego ptaka, który odradza się z popiołów, jest swoim własnym następcą i świadkiem epok.

Niewiele jest tak popularnych mitów jak mit Feniksa. Do wymienionych już autorów można dodać Owidiusza („Przemiany” XV), Dantego („Piekło” XXIV), Szekspira („Henryk VIII” V, 4), Pellicera („El Fenix y su historia natural”), Quevedo („Par-naso Espańol” VI), Miltona („Samson walczący”). Trzeba też wspomnieć łaciński poemat „De Ave Phenicae” przypisywany Laktancjuszowi i anglosaskie naśladownictwo tego poematu z VIII wieku. Tertulian, święty Ambroży i Cyryl z Jerozolimy wskazywali na Feniksa jako dowód zmartwychwstania ciała. Pliniusz kpi z lekarzy zapisujących chorym wyciąg z gniazda i popiołów tego ptaka.

Feniks chiński

Święte księgi chińskie rozczarowują nas, nie ma w nich bowiem patosu, do którego przywykliśmy, czytając Biblię. Nagle jednak w czasie rozsądnego dyskursu wzrusza nas jakiś intymny szczegół. Na przykład to, co znajdujemy w VII rozdziale „Dialogów konfucjańskich”:

Mistrz powiedział:

Wielki naprawdę jest mój upadek! Od dawna już we śnie księcia Czou nie widziałem!

A oto wyjątek z IX rozdziału:

Mistrz rzekł:

Nie przylatuje dobrowróżbny Feniks

ani się z Rzeki nie wyłania żaden ornament.

Oto bliski już kres moich nauk!

Ornamentem, znakiem, według komentatorów ma być napis na grzbiecie magicznego żółwia. Co do Feniksa (Feng), jest nim ptak o bardzo jaskrawym upierzeniu, podobny do bażanta i do pawia. W czasach prehistorycznych odwiedzał ogrody i pałace cnotliwych cesarzy, jako widzialny dowód łaski Niebios. Samiec, posiadający trzy nogi, zamieszkiwał Słońce.

W pierwszym wieku naszej ery odważny niedowiarek Wang Cz'ung zaprzeczył, jakoby Feniks był określonym gatunkiem. Oznajmił, że tak jak wąż przemienia się w rybę, szczur w żółwia, jeleń w okresach ogólnego dobrobytu w jednorożca, tak gęś przemienia się w Feniksa. Przypisywał te mutacje „dobroczynnym płynom”, które dwa tysiące trzysta pięćdziesiąt sześć lat przed erą chrześcijańską sprawiły, że na dziedzińcu pałacu cesarza Yao, jednego z najświetniejszych władców, rosła szkarłatna trawa. Jak widać, informacje jego były niepełne lub też przesadne.

W Piekle wznosi się mityczna budowla zwana Wieżą Feniksa.

Gad wyśniony przez C. S. Lewisa

Powoli, chwiejnie, nienaturalnymi i nieludzkimi ruchami wpełznął do groty kształt ludzki purpurowy w blasku płomiennej łuny. Oczywiście był to Nieczłowiek, który z wysiłkiem dźwigał się i prostował, by wreszcie stanąć nad mrocznym kominem. Powłóczył złamaną nogą, a jego dolna szczęka zwisała jak u trupa. Tuż za nim i w tej samej niemal chwili zaczęło wyłaniać się z komina coś innego. Najprzód były to jak gdyby gałęzie drzewa, a następnie siedem lub osiem punktów świetlnych ugrupowanych niesymetrycznie, niby konstelacja gwiezdna. Dalej szła bezkształtna rurowata masa załamująca światło na podobieństwo polerowanej metalowej powierzchni.

W Ransomie serce zamarło, gdy zorientował się nagle, że domniemane gałęzie są kłębowiskiem długich, cienkich jak druty macek, punkty świetlne oczami połyskującymi w nakrytej hełmem muszli głowie, a bezkształtna rurowata masa to wielkie ciało o mniej więcej cylindrycznym kształcie. Tułów ten podpierały liczne wieloczłonowe ohydne nogi, kiedy zaś Ransom sądził, że ma już przed sobą całego stwora, ze szczeliny wychynął drugi tułów, a za nim trzeci. Człony te nie stanowiły całości, lecz połączone ze sobą byty w przybliżeniu tak, jak odwłok osy z resztą ciała. Odrażająca trzyczęściowa potworność stała teraz tuż za Nieczłowiekiem, a olbrzymie cienie obydwu potworów groźnie tańczyły na skalistych ścianach.

Garuda

Wisznu, druga osoba trójcy, która rządzi panteonem hinduizmu, podróżuje zazwyczaj na wężu zamieszkującym oceany albo na ptaku zwanym Garuda. Wisznu jest zwykle przedstawiany w kolorze błękitnym, w jednej ręce trzyma dysk, w drugiej lotos, w trzeciej muszlę, w czwartej maczugę. Garuda jest pół orłem, pół człowiekiem, ze skrzydłami, dziobem i pazurami jednego, z ciałem zaś i nogami drugiego. Ma białą twarz, szkarłatne skrzydła, złocisty tułów. Podobizny Garudy w brązie lub w kamieniu zdobią szczyty indyjskich świątyń. Jedna z nich, w Gwalijar, została zbudowana przez Greka Heliodora, wyznawcę Wisznu, na ponad sto lat przed erą chrześcijańską.

W „Garuda-puranie” (siedemnastej puranie, czyli tradycji) Garuda-mędrzec tłumaczy ludziom powstanie Wszechświata, słoneczną naturę Wisznu, przesławne genealogie rodów pochodzących od Słońca i Księżyca oraz treść „Ramajany” i podaje rozmaite wiadomości dotyczące wersyfikacji, gramatyki i medycyny.

W „Naganandzie” (Uciecha wężów), dramacie napisanym przez jednego z królów w VII wieku, Garuda codziennie zabija i pożera węża, aż do dnia, w którym pewien buddyjski książę objawi mu cnotę wstrzemięźliwości. W ostatnim akcie skruszony Garuda sprawia, że szczątki pożartych wężów odzyskują życie. Eggeling uważa to dzieło za bramińską satyrę na buddyzm.

Nimbarka, mistyk z nieokreślonej epoki, napisał, że Garuda jest duszą zbawioną na wieki; duszami są również korona, kolczyki i flet bóstwa.

Gnomy

Są starsze niż ich nazwa, która jest grecka, ale nie była znana starożytnym, pochodzi bowiem z XVI wieku. Etymologowie przypisują ją szwajcarskiemu alchemikowi Paracelsusowi, w którego książkach pojawia się ona po raz pierwszy.

Są to duchy ziem i gór. Ludowe przekazy wyobrażają je sobie jako brodate krasnoludki o prostackich i z lekka groteskowych rysach. Ubierają się w obcisłe bure stroje zakończone mnisimi kapturami. Podobnie jak gryfy w tradycji greckiej i wschodniej, smoki zaś w germańskiej, gnomy mają za zadanie pilnować ukrytych skarbów,

Gnosis po grecku znaczy: wiedza. Przypuszcza się, że Paracelsus wymyślił słowo gnom dla określenia istot, które wiedziały i mogły wyjawić ludziom, gdzie dokładnie znajdują się złoża drogocennych metali.

Golem

W księdze podyktowanej przez nieskończoną boską mądrość nie może być nic przypadkowego: ani liczba stów, jaką zawiera, ani nawet porządek znaków; tak to rozumieli kabaliści i poświęcili się obliczaniu, kombinowaniu i przestawianiu liter Pisma Świętego w nadziei zgłębienia tajemnic boskiej wiedzy. Dante w XIII wieku orzekł, że każdy akapit w Biblii ma cztery znaczenia: dosłowne, alegoryczne, moralne i duchowe. Johannes Scotus Eriugena, ściślej wypowiadający się na temat idei boskości, już wcześniej stwierdził, że znaczenia Pisma są nieskończone, tak jak kolory w ogonie pawia. Kabaliści zgodzili się z tą tezą. Jedną z tajemnic, których wyjaśnienia szukali w Biblii, był sposób tworzenia istot żyjących.

Mówiono o demonach, że są w stanie powoływać do życia organizmy duże i toporne, jak wielbłąd, ale nie drobne i delikatne, rabin Eliezer odmówił im jednak zdolności tworzenia czegokolwiek mniejszego niż ziarno jęczmienia. Golemem nazywano człowieka stworzonego z kombinacji liter; słowo to oznacza bezkształtną, pozbawioną życia materię.

W Talmudzie (Sanhedryn 65 b) czytamy:

Gdyby sprawiedliwi zechcieli stworzyć świat, mogliby tego dokonać. Kombinując litery z niewymawialnych imion Boga, Rabi stworzył człowieka, którego nazwał Rabi Zera. Ów przemówił do niego, a jako że człowiek nie odpowiadał, rzekł:

- Jesteś tworem magii. Obróć się w proch. Dwóch uczonych co piątek oddawało się studiowaniu Praw Stworzenia, dzięki czemu w końcu stworzyli trzyletnie cielę, które potem zjedli na wieczerzę.

Golem swą sławę na Zachodzie zawdzięcza dziełu pisarza austriackiego Gustava Meyrinka, który w V rozdziale swej onirycznej powieści „Der Golem” (1915) pisze:

Początek tej historii - mówią - sięga XVII wieku. Podług dawno zaginionych opowieści pewien rabin kabalista miał sporządzić sztucznego człowieka, tak zwanego Golema, który jako posługacz pomagał mu dzwonić w synagodze i wykonywał różne cięższe roboty. Lecz z tej operacji nie powstał bynajmniej prawdziwy człowiek, ożywiała go tylko ślepa, na pół świadoma dusza wegetacyjna. Jak mówią nadto, działo się to tylko za dnia i dzięki wpływom magnetycznej kartki, zatkniętej za zębami - wyzwalało astralne siły bytu. I gdy pewnego wieczoru po modlitwie rabin zapomniał z ust Golema wyjąć pieczęć, ten wpadł w szał, w ciemnościach biegł przez ulice i rozbijał, co mu stanęło na drodze. Aż wreszcie rabin wybiegł naprzeciw niego i czarodziejską kartkę zniszczył. Wtedy ów stwór runął bez życia. Nic nie zostało po nim, prócz karłowatej figurki glinianej, którą dziś jeszcze pokazują w starej synagodze.

Eleazar z Wormacji zachował formułę, dzięki której można stworzyć Golema. Szczegóły tego przedsięwzięcia zajmują dwadzieścia trzy kolumny in folio i wymagają znajomości „alfabetów o dwustu dwudziestu i jednym wejściu”, które należy powtarzać przy tworzeniu każdego z narządów Golema. Na jego czole musi się znaleźć napis emet, co znaczy: prawda. Ażeby zniszczyć Golema, trzeba zetrzeć początkową literę - tak, by zostało słowo met, co znaczy: umarły.

Gryf

Herodot, opisujący wojnę gryfów z jednookimi Arimaspami, nazywa gryfy skrzydlatymi potworami; równie mało dokładny jest Pliniusz, który mówi o długich uszach i zakrzywionych dziobach tych bajecznych ptaków (X, 70). Najbardziej szczegółowy jest może opis zagadkowego sir Johna Mandeville'a w rozdziale 85 jego sławnych „Podróży”:

Z tej ziemi (Turcji) pójdą do Ziemi Baktryjskiej, gdzie ludzie są chytrzy i źli i gdzie są drzewa niczym owce dające wełnę, z których robi się tkaniny. Na tej ziemi żyją ypotains (hipopotamy), pół konie, pół ludzie, które czasem wychodzą na ląd, czasem mieszkają w wodzie, i które najchętniej żywią się ludźmi. Na tej ziemi jest wiele gryfów, więcej niż gdziekolwiek indziej, a niektórzy mówią, że przód ich ciał jest jak u orła, a tył jak u lwa, i to jest prawda, tak bowiem są stworzone; ale gryf jest ośmiokrotnie większy od lwa i silniejszy od stu orłów. Gryfy bez wątpienia mogą porwać i zanieść do gniazda konia z jeźdźcem lub dwa woły sprzężone do orki, mają bowiem u nóg szpony wielkości kopyt byka, z których robią sobie czary do picia, a ze swych żeber luki do strzelania.

Inny przesławny podróżnik, Marco Polo, usłyszał na Madagaskarze o Roku i z początku myślał, że chodzi tu o uccello grifone, ptaka gryfa („Opisanie świata” III, 192).

W średniowieczu symbolika gryfa jest różnie rozumiana. W pewnym bestiarium włoskim czytamy, że oznacza on demona; przeważnie jest emblematem Chrystusa i tak go tłumaczy Izydor z Sewilli w swych „Etymologiach”: „Chrystus jest lwem, albowiem króluje i ma moc, jest orłem, albowiem po zmartwychwstaniu wstępuje w Niebiosa”.

W XXIX pieśni „Czyśćca” Dante mówi o triumfalnym wozie zaprzężonym w gryfy; część orla u gryfa jest złota, część lwia - biała, przemieszana z purpurą, co ma - według komentatorów -oznaczać ludzką naturę Chrystusa'. (Biały z domieszką purpury dają kolor cielisty).

Inni uważają, że Dante chciał w ten sposób ująć symbol papieża będącego królem i kapłanem. Adolphe Napoleon Didron pisze w swym „Manuel d'iconographie chretienne” (1845): „Papież jako arcykapłan lub orzeł wznosi się do Tronu Boskiego, aby otrzymać rozkazy, a jako lew, czyli król, wędruje po Ziemi peten potęgi i siły”.

Haniel, Kafziel, Azriel i Aniel

W Babilonie prorok Ezechiel miał widzenie, zobaczył mianowicie czworo zwierząt, a może aniołów; każde miało cztery twarze i czworo skrzydeł, przy czym dostrzegł „podobieństwo twarzy ich: twarz człowiecza i twarz lwia po prawicy tego czworga, a twarz wołowa po lewicy tego czworga, a twarz orłowa na wierzchu tego czworga”. Szły, dokąd ich wiódł duch, „a każde z nich przed obliczem swym chodziło”, a może przed czterema obliczami, w czterech kierunkach. Cztery koła „miały stan i wysokość straszne” i szły za aniołami, „a wszytko ciało pełne oczu wokoło onych czterech”.

Wspomnienia Ezechiela zainspirowały świętego Jana, który w rozdziale IV Objawienia pisał o zwierzętach:

A przed stolicą jako morze śklane podobne kryształowi; a w pośrodku stolice i około stolice czworo zwierząt pełne oczu z przodku i z tyłu. A zwierzę pierwsze podobne lwowi, a wtóre zwierzę podobne cielcowi, a trzecie zwierzę mające oblicze jako człowieka, a czwarte zwierzę podobne orłowi latającemu.

A czworo zwierząt, każde z nich miało po sześci skrzydeł, a w koło i wewnątrz pełne są oczu; a odpoczynku nie miały we dnie i w nocy, mówiąc: Święty, Święty, Święty Pan Bóg Wszechmogący, który był i który jest, i który ma przyść.

W najważniejszej z ksiąg kabalistycznych, mianowicie w księdze Zohar (Blask), czytamy, że owe zwierzęta zwą się Haniel, Kafziel, Azriel i Aniel i że patrzą na wschód, na północ, na południe i na zachód.

Robert Louis Stevenson uznat, że skoro takie zwierzęta znajdują się w Niebie, nie ma powodu, by nie było ich w Piekle. Z wyżej cytowanego ustępu Objawienia wziął Chesterton swe metaforyczne określenie nocy jako „potwora zrobionego z oczu”.

Poczwórne anioły Ezechiela nazywają się Hajoth (istoty żywe); według Sefer Jezirah, innej księgi kabalistycznej, są one dziesięcioma cyframi, z których Bóg, używając oprócz tego dwudziestu dwu liter alfabetu, stworzył świat, według Zoharu zeszły one z Nieba ukoronowane literami.

Z czterech ich twarzy powstały symbole czterech ewangelistów: symbolem Mateusza jest człowiek (nieraz brodaty). Marka - lew, Łukasza - wół, Jana -orzeł. W swym komentarzu do Ezechiela święty Hieronim usiłował wytłumaczyć te atrybuty. Twierdził, że Mateuszowi został przydany człowiek, gdyż podkreślał ludzką naturę Odkupiciela; Markowi - lew, bo głosił on królewskie pochodzenie Chrystusa; Łukaszowi - wół, bo jest on emblematem ofiary; Janowi zaś orzeł, bo uzmysławia wzniosłość Chrystusa.

Niemiecki uczony, doktor Richard Hennig, uważa, że prapoczątkiem tych symboli byty cztery znaki Zodiaku, odległe jeden od drugiego o dziewięćdziesiąt stopni. Lew i wół nie nastręczają żadnych trudności; człowiek został utożsamiony z Wodnikiem o ludzkiej twarzy, orzeł zaś świętego Jana ze Skorpionem, odrzuconym jako znak złowróżbny. Nicholas de Vore podtrzymuje w swojej „Encyclopedia of Astrology” tę hipotezę, dodając przy tym uwagę, że wszystkie cztery figury łączą się w Sfinksie, który może mieć ludzką głowę, ciało byka, pazury i ogon lwa, a skrzydła orła.

Haokah, bóg grzmotu

Haokah, w którego wierzyli Indianie z plemienia Siuksów, posługiwał się wiatrem niby pałeczką do bicia w bęben grzmotu. Rogi wieńczące jego głowę dowodzą, że jest również bogiem łowów. Kiedy był zadowolony, płakał. Śmiał się, gdy był smutny. Odczuwał zimno jako ciepło, a ciepło jako zimno.

Harpie

Według „Teogonii” Hezjoda harpie to skrzydlate bóstwa o długiej, rozpuszczonej grzywie, szybsze niż ptaki i wiatry; według III księgi „Eneidy” są to ptaszyska z dziewczęcą twarzą, zakrzywionymi szponami i ohydnym brzuchem, osłabione wskutek nigdy nie zaspokojonego głodu. Schodzą z gór, by plądrować zastawione stoły. Cuchną, są nieczułe na rany, wrzeszcząc pożerają co się da i wszystko przemieniają w ekskrementy. Serwiusz, komentator Wer-giliusza, twierdzi, że podobnie jak Hekate jest Prozerpiną w Piekle, Dianą na Ziemi, a Księżycem na Niebie (określa się ją jako boginię w trzech postaciach), harpie są furiami w Piekle, harpiami na Ziemi, demonami (dirae) w Niebie. Niektórzy mylą je z Parkami.

Z bożego nakazu harpie prześladowały pewnego króla Tracji, ponieważ odsłonił ludziom przyszłość czy też kupił długowieczność za cenę własnych oczu i został pokarany przez Słońce, którego dzieło obraził. Kiedy zasiadał do jedzenia wraz ze swą świtą, harpie pożerały lub zanieczyszczały mu potrawy. Argonauci pokonali harpie. Opowiadają tę fantastyczną historię Apoloniusz z Rodos i William Morris („Life and Death ofJason”). Ariosto w XXXIII pieśni „Orianda szalonego” przemienia króla Tracji w księdza Jana, legendarnego cesarza Etiopczyków. Harpia pochodzi od greckiego stówa harpazein:

porwać bądź schwytać. Z początku były to bóstwa wiatru jak maruty z legendy wedyjskiej, które potrząsały złocistym orężem (błyskawice) i ujarzmiały chmury.

Hipogryf

Chcąc dać przykład rzeczy niemożliwych bądź niestosownych, Wergiliusz mówił o spowinowacaniu koni z gryfami. W cztery wieki później komentujący go Serwiusz wyjaśnia, że gryfy to zwierzęta z górną połową ciała orła, dolną - lwa. Ażeby wzmocnić wymowę swego tekstu, zapewnia, że gryfy nienawidzą koni... Z czasem wyrażenie iungentur iam grypes equis (krzyżować konie z gryfami) stało się przysłowiowe.

W początkach XVI wieku Ariosto przypomniał je i wymyślił hipogryfa. Orzeł i lew współżyją w gryfie starożytnych, koń i gryf - w hipogryfie Ariosta, będącym potworem lub też wyobrażeniem drugiego stopnia.

Pietro Micheli zauważa, że hipogryf jest bardziej harmonijny niż uskrzydlony koń.

Jego dokładny opis, sporządzony jakby specjalnie dla słownika zoologii fantastycznej, znajduje się w „Orlandzie szalonym”:

Nie rozumiejcie, aby on koń byt zmyślony!

Własny beł, naturalny, z gryfa urodzony

Ojca, a matki klacze; pióra miał i głowę,

Skrzydła i nogi przednie, i gębę ojcowę -

Hipogryfem go zwano - ale zaś ostatki

I insze członki były podobne do matki.

Na Ryfejskich się Górach, acz rzadko, więc rodzą,

Za Morzem Lodowatem, i stamtąd wychodzą.

Pierwsze napomknienie o tej dziwnej bestii jest zwodniczo mylące:

Niedaleko Rodanu ujźrzę wtem przy błoniu

Zbrojnego, siedzącego na skrzydlatem koniu.

Inne strofy oddają zachwyt nad tym latającym stworzeniem. Ta oto jest sławna:

I ujźrzy z gospodarzem czeladź wylęknioną

Na ulicy, a drugą w oknach rozsadzoną.

Wszyscy wzroki ku górze obrócone mieli,

Jakby zaćmienie albo kometę widzieli.

Obaczy Bradamanta niesłychane dziwy,

Na jakie pewnie każdy zostałby wątpliwy,

Kiedy by ich nie widział własnem swojem okiem:

Rycerza na skrzydlatem koniu pod obłokiem.

W jednej z ostatnich pieśni Astolf rozsiodłuje hipogryfa i puszcza go wolno.

Hochigan

Przed wiekami żył pewien południowoafrykański Buszmen, Hochigan, który nienawidził zwierząt. W owym czasie zwierzęta posiadały jeszcze dar mowy. Pewnego dnia Buszmen ukradł im ten dar i zniknął. Od tego czasu zwierzęta nigdy więcej nie przemówiły.

Kartezjusz twierdzi, że małpy mogłyby mówić, gdyby chciały, ale wolą zachowywać milczenie, by nie kazano im pracować. W 1907 roku argentyński pisarz Leopoldo Lugones opublikował opowiadanie o pewnym szympansie, którego uczono mówić i który zmarł od zbyt wielkiego wysiłku.

Humbaba

Do czego był podobny olbrzym Humbaba, strażnik gór cedrowych, z najstarszego bodaj na świecie, złożonego z poszczególnych fragmentów, babilońskiego eposu „Gilgamesz”? Oto jego opis:

Przemówił doń Enkidu, wierny towarzysz, pożałował życia i tak doń rzecze: Nie znasz, przyjacielu mój, tego męża i dlatego ci przed nim niestraszne. Mnie on znany i przeto się lękam. Zęby ma Humbaba jako kły smoka, lwa oblicze, w starciu jest jak potop! Przed ciałem jego, co jednako żre drzewa i trzcinę, nikt się ostać nie zdoła! Na czubku ogona swego i członka ma dwa łby wężów jadowitych.

W IX pieśni „Gilgamesza” ludzie-skorpiony (od pasa w górę rosną w niebo, a od pasa w dół grzęzną w piekle) strzegą pośród gór wrót, przez które wchodzi stonce.

Poemat składa się z dwunastu części, odpowiadających dwunastu znakom Zodiaku.

Hydra lernejska

Tyfon (pokraczny syn Tartara i Ziemi) wraz z Echidną, na wpół piękną kobietą, na wpół wężem, poczęli Hydrę lernejska. Zdaniem historyka Diodora miała ona sto głów; zdaniem Symonidesa - pięćdziesiąt; według Apollodora („Bibliotheke”) - dziewięć. Lempriere twierdzi, że ta ostatnia liczba wydaje się bardziej do przyj'ęcia. Potworność Hydry potęgował fakt, że na miejsce każdej uciętej głowy wyrastały jej dwie nowe. Mówiono, że są to głowy ludzkie i że środkowa jest wieczna. Oddech Hydry zatruwał wody i wyjaławiał pola. Nawet kiedy spała, otaczające ją jadowite wyziewy zdolne były uśmiercić człowieka. Junona stworzyła ją, aby się zmierzyła z Heraklesem.

Potwór ten wydawał się niezniszczalny. Miał swe siedlisko w lernejskich bagnach. Herakles i Iolaos wyruszyli na poszukiwanie Hydry, pierwszy poodcinał jej głowy, drugi zaś płonącą żagwią wypalał krwawiące rany. Ostatnią głowę, nieśmiertelną, Herakles zakopał pod olbrzymim głazem, gdzie tkwi do tej pory, nienawidząc i śniąc.

Strzały, które Herakles zanurzył w żółci potwora, okazały się zatrute i śmiercionośne dla innych dzikich bestii.

Pewien zaprzyjaźniony z Hydrą rak chwycił w czasie walki Heraklesa szczypcami za piętę. Ten podeptał go. Ale Junona uniosła raka do nieba i od tej pory mamy znak Zodiaku i konstelację Raka.

Ichtiocentaury

Likofron, Klaudian i bizantyjski gramatyk Jan Tzetzes parokrotnie napomykali o ichtiocentaurach, innych wzmianek o nich nie ma w tekstach klasycznych. Nazwę ichtiocentaur można tłumaczyć jako rybocentaur; słowo to odnosi się do istot, które mitologowie zwali również centaurotrytonami. Wiele ich podobizn znajduje się na rzeźbach greckich i rzymskich. Od pasa w górę są ludźmi, w dół - rybami, przednie łapy mają końskie bądź lwie. Ich miejsce jest w orszaku bóstw morskich, obok hipokampów (koni morskich).

Jednorożec

Pierwsza wzmianka o jednorożcu niemal się nie różni od ostatniej. Na czterysta lat przed erą chrześcijańską Ktezjasz, grecki historyk i lekarz Artakserksesa Mnemona, pisał, że w Indiach istnieje wiele szybkonogich dzikich osłów o białej sierści, niebieskich oczach i purpurowych łbach zakończonych rogiem wyrastającym z czoła, białym u nasady, czerwonym na końcu, pośrodku zaś całkowicie czarnym. Pliniusz podaje dalsze szczegóły (VIII, 31):

...najdzikszym podobno zwierzęciem jest jednorożec, ciałem podobny do konia, głową do jelenia, nogami do słonia, ogonem do wieprza; ryczy mocno, ma róg jeden czarny, dwa kubitus długi, sterczący z środka czoła. Zwierzęcia tego nie można podobno żywcem dostać.

Orientalista Schrader około 1892 roku twierdził, że jednorożec mógł się zrodzić w greckiej wyobraźni pod wpływem płaskorzeźb perskich, ukazujących byki z profilu, z widocznym jednym tylko rogiem.

W „Etymologiach” Izydora z Sewilli, z początków VII wieku, czytamy, że jeden cios jednorożca może zabić słonia; przypomina to podobne zwycięstwo karkadana (nosorożca) podczas drugiej podróży Sindbada.

Wrogiem jednorożca jest także lew, a wspaniały ośmiowiersz z II księgi epopei „The Faerie Queene” Spensera przypomina historię ich pojedynku: lew opiera się o drzewo, jednorożec ze spuszczonym łbem naciera, lew usuwa się na bok i jednorożec wbija się rogiem w pień drzewa. Ośmiowiersz ten pochodzi z XVI wieku; w początkach XVIII wieku zjednoczenie Królestwa Anglii z Królestwem Szkocji zobrazował herb Wielkiej Brytanii: angielski leopard (lew) występuje na nim obok szkockiego jednorożca.

Średniowieczne bestiaria podają, że jednorożec może zostać schwytany przez niewinne dziewczę. W „Physiologus Graecus” czytamy: „Oto, jak się go chwyta. Przed nim sadza się dziewicę, on wskakuje na jej łono, dziewica tuli go miłośnie i prowadzi do pałacu króla”. Medal wykonany przez Pisanella i wiele sławnych arrasów ukazują ten triumf, którego alegoryczne znaczenia są oczywiste. Jednorożec przedstawia jednocześnie Ducha Świętego, Chrystusa, rtęć i złoto. W dziele „Psychologie und Alchemie” (Zurich 1944) Jung opisuje i analizuje te symbole.

Biały konik o tylnych nogach jak u antylopy, o koziej brodzie i długim, zagiętym rogu - oto najczęstsze wyobrażenie owego fantastycznego zwierzęcia.

Leonardo da Vinci przypisuje schwytanie jednorożca jego zmysłowości; to dlatego zapomina on o swej dzikości i układa się na łonie dziewicy, i pada łupem myśliwych.

Jednorożec chiński

Jednorożec chiński c'i-lin jest jednym z czworga zwierząt przynoszących szczęście; pozostałe to smok. Feniks i żółw. Jednorożec jest pierwszym czworonogiem wśród nich, z tułowiem jelenia, ogonem wołu, kopytami konia; róg, który wyrasta mu z czoła, jest przedłużeniem ciała; barwa sierści na grzbiecie stanowi mieszaninę pięciu kolorów, podczas gdy podbrzusze ma bure lub żółte. Nie depcze trawy i nie robi nikomu krzywdy. Pojawienie się jednorożca wróży narodziny cnotliwego monarchy. Jeśli się go zrani lub znajdzie jego szczątki - zła to wróżba. Żyje zazwyczaj tysiąc lat.

Kiedy matka Konfucjusza nosiła go w swym łonie, duchy pięciu planet przyniosły jej stworzenie „o wyglądzie krowy, łuskach smoka, z jednym rogiem pośrodku czoła”. Tak oto opisuje Soothill „zwiastowanie”; inny wariant, przytoczony przez Helmuta Wilhelma, głosi, że zwierzę pojawiło się samo i wypluło jaspisową tabliczkę, na której można było przeczytać te słowa:

Synu kryształu górskiego (lub esencji wód), kiedy upadnie dynastia, będziesz rządził jak król, choć bez królewskich insygniów.

W siedemdziesiąt lat później jacyś myśliwi zabili c'i-lina, który miał jeszcze na rogu strzępek wstążeczki, przewiązanej ręką matki Konfucjusza. Konfucjusz poszedł obejrzeć go i zapłakał, przeczuł bowiem, co wróży śmierć tego niewinnego i tajemniczego stworzenia, a i dlatego, że ten strzęp wstążki zawierał jego przeszłość.

W XIII wieku straż przednia konnicy Czyngis—chana, który wyruszył na podbój Indii, zauważyła na pustyni zwierzę „podobne do jelenia, z rogiem pośrodku czoła, o zielonej sierści”, które wyszło jej naprzeciw, mówiąc: „Już pora, by pan wasz wracał do swego kraju”. Jeden z chińskich ministrów Czyngis-chana w odpowiedzi na pytanie władcy wyjaśnił, że jest to zwierzę imieniem ciao-tuan, pewna odmiana c'i-lina. Cztery zimy wielka armia Czyngis-chana wojowała na ziemiach Zachodu. Niebo, uznawszy, że dość już przelewu krwi, zesłało ostrzeżenie za pośrednictwem jednorożca. Imperator odstąpił od swych zaborczych planów.

Dwadzieścia dwa wieki przed erą chrześcijańską jeden z sędziów cesarza Shuna posiadał „jednorogiego kozła”, który odmawiał atakowania niesłusznie oskarżonych, natomiast bódł winnych.

W „Anthologie raisonnee de la litterature chinoise” (1948) Margouliesa figuruje owa tajemnicza, łagodna alegoria, dzieło jakiegoś pisarza z IX wieku:

Powszechnie wiadomo, iż jednorożec to stworzenie nadnaturalne, zwiastun dobrej nowiny, tak jest napisane w odach, w annałach, w biografiach sławnych mężów i innych tekstach uznanych autorytetów. Nawet dzieci i wiejskie kobiety wiedzą, że jednorożec to szczęśliwy omen. Ale zwierzę to nie figuruje wśród zwierząt domowych, niełatwo je spotkać, wymyka się klasyfikacji. Różni się od konia, byka, wilka czy jelenia. Wobec powyższego moglibyśmy natknąć się na jednorożca i nie uświadomić sobie, że to właśnie on. Wiemy, że zwierzę z grzywą to koń, inne zaś mające rogi - to byk. Nie wiemy, jak wygląda jednorożec.

Jeleń niebiański

Nie wiemy, jak wygląda jeleń niebiański (może dlatego, że nikt nigdy nie oglądał go z bliska), ale wiemy, że to tragiczne zwierzę żyje pod ziemią, a jego jedynym pragnieniem jest wyjść na światło dzienne. Ponieważ zaś umie mówić, prosi górników, by mu w tym pomogli. Z początku usiłuje ich przekupić, obiecując, że wskaże złoża drogocennych kruszców, ale gdy to zawodzi, zaczyna ich straszyć, wobec czego przerażeni zamurowują je w głębokich korytarzach kopalni. Mówi się również o górnikach męczonych przez niebiańskie jelenie.

Tradycja dodaje, że jeśli stwór ten wychodzi na światło dzienne, zamienia się w cuchnącą ciecz, która niesie śmierć i zarazę.

Przypowieść ta pochodzi z Chin, a zapisana jest w książce G. Willoughby-Meade'a „Chinese Ghouls and Goblins” (London 1928).

Kami

Zgodnie z tym, co mówi Seneka, Tales z Miletu nauczał, że Ziemia pływa w wodzie niby łódź, woda zaś, poruszana przez burze, jest przyczyną trzęsień ziemi. Inny system sejsmologiczny proponują nam historycy lub raczej mitologowie japońscy z VIII wieku.

Oto co możemy u nich wyczytać:

Pod ziemią, pośród trzcin, spoczywał Karni, stwór nadprzyrodzony mający formę wielkiej ryby, zębacza, który przez swoje ruchy wywoływał trzęsienia ziemi, dopóki Wielki Bóg z Jeleniej Wyspy nie zanurzył w ziemi ostrza swojego miecza i nie przebił mu głowy. Kiedy Karni się rusza, Wielki Bóg sięga po miecz i znów powraca spokój.

(Rzeźbiony kamienny uchwyt miecza wystaje z ziemi o parę kroków od świątyni Kashima. Pewien władca feudalny z XVIII wieku kopał przez sześć dni i sześć nocy i nie dokopał się do końca jego ostrza).

Jinshin-Uwo, czyli ryba sejsmiczna, jest dla pospólstwa siedmiusetmilowej długości węgorzem, na którego grzbiecie leży Japonia. Płynie z północy na południe, mając głowę poniżej Kioto, ogon zaś poniżej Awomori. Niektórzy logicy usiłowali zmienić ten przesąd, trzęsienia ziemi bowiem są częstsze na południu Japonii, a łatwiej jest wyobrazić sobie, że ogon porusza się gwałtowniej niż głowa. W pewnym sensie zwierzę to jest podobne do Bahamuta z tradycji arabskich i do Midgardsormra z Eddy.

W niektórych okolicach, acz bez specjalnego powodzenia, zastępował je Jinshin-Mushi - skarabeusz od trzęsień ziemi. Ma głowę smoka oraz dziesięć pajęczych nóg i jest pokryty łuską. Jest to stwór podziemny, lecz nie podwodny.

Katoblepas

Pliniusz (VIII, 32) pisze, że na krańcach Etiopii, niedaleko źródeł Nilu, mieszka zwierzę zwane katoblepas -

miernej zresztą wielkości i mające niezgrabne członki, iż zaledwie głowę, nadzwyczajnie ciężką, unieść może, zwiesza ją przeto zawsze ku ziemi; a jednak zabija ono rodzaj ludzki, albowiem wszyscy, którzy oczy jego spostrzegą, natychmiast umierają.

Katoblepas znaczy po grecku: patrzący w dół. Zdaniem Cuviera źródłem inspiracji do wyobrażenia Katoblepasa była antylopa gnu (z dodatkiem pewnych cech bazyliszka i gorgon). W zakończeniu „Kuszenia świętego Antoniego” Flauberta czytamy:

Katoblepas (byk czarny, z głową wieprza opadającą ku ziemi, a którą łączy z kadłubem szyja wąska, długa i płaska jak opróżniona kiszka; nogi jego są niewidoczne pod olbrzymią twardowłosą grzywą, co mordę mu zasiania):

- Tłusty, melancholijny, okrutny, czuję wciąż pod swym brzuchem gorące wyziewy bagniska. Łeb mój jest tak ciężki, że niepodobna mi go udźwignąć. Toczę go dokoła siebie powoli, z półotwartą szczęką - wyrywam ozorem trawy jadowite, zroszone moim oddechem. Raz, mimo woli, pożarłem sobie łapy. Nikt nie widział nigdy mych oczu, a ci, co je zobaczyli - natychmiast marli. Gdybym podniósł swe powieki, powieki czerwone i nabrzmiałe, w jednej chwili byś umarł.

Kogut niebiański

Według Chińczyków kogut niebiański jest złotopiórym ptakiem, piejącym trzy razy w ciągu dnia. Po raz pierwszy, gdy słońce bierze poranną kąpiel na krańcach oceanu; po raz drugi, kiedy jest w zenicie, i po raz trzeci, kiedy znika na zachodzie. Pierwsze pianie porusza niebiosa i budzi ludzi. Kogut jest przodkiem yang, męskiego pierwiastka Wszechświata. Posiada trzy łapy, a gnieździ się na drzewie fu-sang, którego wysokość mierzy się setkami mil i które rośnie w okolicach zorzy porannej. Głos koguta niebiańskiego jest bardzo silny, jego chód majestatyczny. Z zapłodnionych przez niego jaj lęgną się pisklęta z czerwonymi grzebieniami, które co rano odpowiadają mu pianiem. Wszystkie koguty ziemskie są potomkami koguta niebiańskiego, zwanego inaczej ptakiem jutrzenki.

Koń morski

W odróżnieniu od innych zwierząt fantastycznych koń morski nie został stworzony z połączenia różnorodnych elementów, jest to po prostu dziki koń, który mieszka w morzu, a wychodzi na ląd tylko wtedy, gdy w bezksiężycowe noce wiatr przynosi mu zapach klaczy. Na jakiejś nieokreślonej wyspie - może jest to Borneo - pasterze pętają najlepsze królewskie klacze, sami zaś chowają się w podziemnych pieczarach, to tam Sindbad widział, jak ogier wychodzi z morza, widział, jak skacze na samicę, i słyszał jego rżenie.

Ostateczna wersja „Księgi tysiąca i jednej nocy” pochodzi według Burtona z XIII wieku; w tymże wieku narodził się i zmarł kosmograf al-Oaswini, który w traktacie „Oualgubat al-halk” (O cudach stworzenia) napisał te słowa: „Koń morski podobny jest do konia lądowego, tyle że ma dłuższą grzywę i ogon, sierść bardziej błyszczącą, kopyta rozdwojone jak u dzikich bawołów; jest trochę mniejszy od zwykłego konia, trochę większy od osła”. Stwierdza, że skrzyżowanie gatunków morskiego i lądowego daje wspaniałe potomstwo, i wspomina pewnego źrebaka o ciemnej sierści „z białymi niby plamy srebra łatami”.

Wang Taj-haj, podróżnik z XVIII wieku, pisze w „Miscellanea china”:

Koń morski pojawia się na brzegach w poszukiwaniu klaczy; czasem udaje się go schwytać. Sierść ma błyszczącą, czarną, długim ogonem zamiata ziemię; porusza się jak inne konie, jest bardzo łagodny, a w ciągu dnia może przebiec setki mil. Nie należy go pławić w rzekach, bo na widok wody odzyskuje swą pierwotną naturę i odpływa.

Etnologowie poszukiwali początków tego islamskiego mitu w grecko-łacińskim przekazie o wietrze zapładniającym klacze. W III księdze „Georgik” Wergiliusz spisał ten przekaz wierszem. Bardziej rygorystyczne jest wyjaśnienie Pliniusza (VIII, 67):

Wiadomo jest powszechnie, że w Luzytanii, w okolicy miasta Olisypo [Lizbona], nad rzeką Tagiem, stawają klacze pod wiatr Fawoni, gdy wieje; przyjmują dech ożywny, nim się zapładniają i stąd się rodzi najbystrzejszy gatunek koni, które atoli trzech lat życia nie przechodzą.

Historyk Justyn wysunął hipotezę, że bajkę tę zapoczątkowało wyrażenie: synowie wiatru, często określające szybkonogie konie.

Kot z Cheshire i koty z Kilkenny

Angielskie wyrażenie grin like a Cheshire cat (uśmiechać się jak kot z Cheshire) znaczy: uśmiechać się sardonicznie. Istnieje wiele objaśnień tego powiedzenia. Jedno, że w Cheshire sprzedawano serki w formie uśmiechniętego kociego pyszczka; inne, że Cheshire uważało się za palatyńskie hrabstwo czy też majorat, co śmieszyło niegdyś tamtejsze koty; jeszcze inne, iż w czasach Ryszarda III żył sobie gajowy nazwiskiem Caterling, który walcząc z kłusownikami, uśmiechał się okrutnie.

W onirycznej powieści „Alicja w krainie czarów”, wydanej w 1865 roku, Lewis Carroll obdarzył kota z Cheshire zdolnością stopniowego znikania, tak że w końcu pozostawał już tylko jego uśmiech, bez pyszczka ni zębów. O kotach z Kilkenny mówi się, iż tak się z sobą biły, że się nawzajem pożarły, pozostawiwszy po sobie tylko ogony. Opowieść ta powstała w XVIII wieku.

Kraken

Kraken jest skandynawskim odpowiednikiem zaratana oraz arabskiego smoka morskiego lub żmii morskiej.

W 1752 roku Duńczyk Erik Pontoppidan, biskup miasta Bergen, opublikował „Rys historii naturalnej Norwegii”, dzieło słynne z nadmiernej tolerancji i łatwowierności. Czytamy tam, że grzbiet krakena ma półtorej mili długości, ramiona mogą objąć największy statek, a grzbiet jego wystaje z wody niby wyspa. Pontoppidan stwierdza kategorycznie, że „pływające wyspy to zawsze krakeny”. Pisze również, że kraken wydziela płyn mącący wody morskie. To zdanie skłania do przypuszczeń, że kraken może być wielką ośmiornicą.

Wśród juweniliów Tennysona znajdujemy utwór poetycki poświęcony krakenowi. Oto co w nim mówi:

Pod grzmiącą, huczącą powierzchnią, w przepastnych głębinach morza, śpi kraken swym snem pozbawionym snów. Wokół jego ciemnego kształtu migoczą chybotliwe światła; olbrzymie, tysiącletnie gąbki puchną wokół, a miliony ośmiornic wynurzają się ze swych przecudnych grot w głębinowym świetle, ogromnymi mackami bijąc w zielonkawy bezruch. Kraken spoczywa tam od wieków i będzie spoczywał wiecznie, tucząc się wielkimi morskimi robakami aż do chwili, gdy ogień Sądu Ostatecznego nie ogrzeje przepaści. Wtedy, aby ukazać się raz jeden ludziom i aniołom, rycząc wypłynie na powierzchnię, gdzie dokona żywota.

Krokota i leukrokota

Ktezjasz, lekarz Artakserksesa Mnemona, w IV wieku przed naszą erą oparł się na źródłach perskich, aby dać nam własny opis Indii, dzieło bezcennej wartości, bo pozwalające poznać ówczesne wyobrażenia Persów o Indiach. W XXXII rozdziale opowiada historię wilkopsa. Pliniusz (VIII, 30) nadał temu hipotetycznemu zwierzęciu imię kroko-ta, stwierdzając, że „nie ma takiej rzeczy, której by nie mogło rozszarpać zębami i natychmiast strawić”.

Dokładniej opisuje on leukrokotę, w której niektórzy komentatorzy dopatrywali się podobieństwa do gnu, inni do hieny, jeszcze inni do mieszaniny tych dwojga, jest to zwierzę arcyszybkie, wielkości dzikiego osła. Ma nogi jelenia, szyję, ogon i pierś lwa, łeb borsuka, rozdwojone kopyta, pysk od ucha do ucha i jedną długą kość zamiast zębów. Zamieszkuje Etiopię (gdzie również są dzikie byki obdarzone ruchomymi rogami) i jakoby zachwycająco naśladuje głos ludzki.

Król ognia i jego koń

Heraklit nauczał, iż pierwszym elementem był ogień, ale nie oznacza to, żeby z owej zmiennej i ulotnej substancji miały począć się wszelkie żywe istoty. Tę prawie nierealną hipotezę wysunął William Morris w opowieści „The Ring Given to Ve-nus” z cyklu „The Earthly Paradise” (1868-1870). Oto ona:

Władcą owych demonów był Wielki Król w koronie i z berłem. Twarz jego, o ostrych rysach, jakby wykuta w kamieniu, lśniła niby biały płomień. Nie było to wszakże ciało królewskie, lecz ogień. Na obliczu króla malowały się żądza, nienawiść i strach. Cudowny był też jego rumak; nie był to ani koń, ani smok, ani hipogryf; wydawał się podobny i niepodobny zarazem do tych zwierząt i zmieniał się bez przerwy jak we śnie.

Utwór ten powstał być może pod wpływem świadomie dwuznacznej personifikacji śmierci w „Raju utraconym” (II, 666-673). To, co przypomina głowę, ma na sobie koronę, ciało zaś łączy się z cieniem, jaki rzuca wokół siebie.

Kujata

Zgodnie z islamskim mitem Kujata to gigantycznej wielkości byk, mający cztery tysiące oczu, cztery tysiące uszu, cztery tysiące nozdrzy, cztery tysiące pysków, cztery tysiące języków i cztery tysiące nóg. By przejść od jednego ucha do drugiego lub od jednego oka do drugiego, potrzeba pięciuset lat. Kujatę dźwiga na sobie Bahamut. Na grzbiecie byka znajduje się rubinowa skała, na skale anioł, a na aniele nasza ziemia.

Lamie

Według rzymskich i greckich klasyków lamie zamieszkiwały Afrykę. Od pasa w górę były to przecudne kobiety, od pasa w dół - węże. Niektórzy twierdzili, że są to czarodziejki, inni - że złośliwe potwory. Nie umiały mówić, ale przepięknie gwizdały. Na pustyniach wabiły wędrowców, ażeby ich potem pożreć. Ich najdawniejsze pochodzenie było boskie; były one owocem którejś z licznych miłostek Zeusa. Robert Burton w owej części swej książki „The Anatemy of Melancholy” (1621), gdzie mówi o namiętności i miłości, opowiada historię lamii, która przyjęła ludzką postać i uwiodła młodego filozofa, „nie mniej pociągającego niż ona sama”. Zabrała go do swego pałacu, znajdującego się w Koryncie. Zaproszony na wesele mag, Apoloniusz z Tyany, zawołał na nią po imieniu: tak pałac, jak i łamią natychmiast zniknęły. John Keats (1795--1821) na krótko przed śmiercią zaczerpnął motywy z Burtona do swego poematu „Lamia”.

Lemury

Nazywano je również larwami. W przeciwieństwie do familijnych larów, dbających i troszczących się o swoich, lemury, będące duszami zmarłych niegodziwców, błąkały się po świecie, strasząc ludzi. Dokuczały zarówno bezbożnym, jak i prawowiernym. W przedchrześcijańskim Rzymie obchodzono w ciągu miesiąca maja ku ich czci święto, zwane Lemuria. Ustanowił je Romulus, chcąc ułagodzić ducha swego brata Remusa, którego zgładził. Rzym nawiedziła epidemia, a wyrocznia, do której zwrócił się Romulus, poradziła mu urządzanie rokrocznie tych świąt, trwających trzy noce. W tym czasie zamknięte byty świątynie innych bóstw i zakazane wesela. Panował zwyczaj sypania na groby fasoli i palenia jej, dym bowiem odganiał lemury. Bały się również bębnów i magicznych zaklęć. Ciekawy czytelnik może więcej się o tym dowiedzieć w Owidiuszowskich „Fasti”.

Lilith

„ Albowiem przed Ewą była Lilith” - czytamy w starym hebrajskim tekście. Jej legenda natchnęła angielskiego poetę Dantego Gabriela Rossettiego (1828-1882) do napisania poematu „Eden Bower”. Lilith była wężem, pierwszą żoną Adama, i dała mu glittering sons and radiant daughters (wspaniałych synów i promienne córy). Potem Bóg stworzył Ewę, Lilith, chcąc zemścić się na mającej ludzką postać żonie Adama, namówiła ją do skosztowania zakazanego owocu i do poczęcia Kaina, brata i zabójcy Abla. Tak brzmi prymitywna wersja mitu, na którym oparł się Rossetti. W okresie średniowiecza wpływ słowa lail (po hebrajsku: noc) w jakiś sposób odmienił mit. Lilith, przestawszy być wężem, stała się nocnym upiorem. Czasami bywa ona aniołem rządzącym rodem ludzkim, czasami demonem napadającym na śpiących samotnie lub wędrowców. W wyobraźni ludu pojawia się przeważnie jako wysoka, milcząca kobieta o czarnych, rozpuszczonych włosach.

Lis chiński

W zoologii tradycyjnej lis chiński niewiele się różni od innych lisów; inaczej - w zoologii fantastycznej. Statystyki podają, że długość jego życia wynosi od ośmiuset do tysiąca lat. Twierdzi się, że sprowadza nieszczęście, że każda część jego ciała posiada inny rodzaj siły. Wystarczy, że praśnie ogonem o ziemię, by wywołać pożar; przepowiada przyszłość i występuje pod rozmaitymi postaciami, najchętniej jako starzec, młoda dziewica lub mędrzec. Jest chytry, przezorny i sceptyczny; lubi płatać figle i zakłócać spokój. Umarli często wcielają się w postać lisa. Lisie jamy są niedaleko grobów. Krąży o nich mnóstwo legend, zacytujemy jedną z nich, nie pozbawioną humoru.

Wang zobaczył dwa lisy siedzące na tylnych łapkach, oparte o drzewo. Jeden z nich trzymał arkusik papieru, a oba śmiały się jak z dobrego żartu. Wang usiłował je przepłoszyć, ale się nie ruszyły. Strzelił więc do tego, który trzymał kartkę, i zabrał mu ją. W karczmie opowiedział ludziom o swej przygodzie. Podczas gdy opowiadał, wszedł jakiś człowiek ze zranionym okiem. Wysłuchał z zainteresowaniem opowieści Wanga i poprosił, by pokazano mu arkusik papieru. Wang już, już miał go pokazać, kiedy karczmarz zauważył, że nowo przybyły ma ogon. „To lis!” - wykrzyknął i w tejże chwili gość przemienił się w lisa i czmychnął. Lisy kilkakrotnie usiłowały odebrać utracony papier ze znakami nie do odcyfrowania, ale im się to nie udało. Wang zdecydował się wrócić do domu. Po drodze spotkał swoją rodzinę, zdążającą do stolicy. Wyjaśnili, że przecież to on zalecił im ten wyjazd, a matka pokazała mu list, w którym prosił, by sprzedała wszystkie posiadłości i przyjechała do niego do miasta, gdzie miał jej oczekiwać. Wang obejrzał list: była to czysta kartka. Chociaż nie mieli już dachu nad głową, Wang zadecydował: wracamy.

Pewnego dnia pojawił się młodszy brat Wanga, którego wszyscy od dawna uważali za zmarłego. Rozpytywał o nieszczęście, jakie spotkało rodzinę, i Wang opowiedział mu całą historię. „Ach - wykrzyknął, kiedy Wang wspomniał o spotkaniu z lisami - oto przyczyna całego zła!”. Wang pokazał mu dokument. Brat wyrwał mu go z pośpiechem i schował. „Wreszcie odebrałem to, czego szukałem!” - wykrzyknął i, zamieniwszy się w lisa, uciekł.

Łamed wownik

Istnieje i zawsze na świecie istniało trzydziestu sześciu prawych ludzi, których zadaniem jest usprawiedliwianie świata przed Bogiem. Są nimi łamed wownicy. Nie znają się między sobą i są bardzo biedni. Jeżeli człowiek uświadomi sobie, że jest łamed wownikiem, natychmiast umiera i jakiś inny sprawiedliwy, często w innej części planety, zajmuje jego miejsce. Sami tego nie podejrzewając, są utajonymi filarami, na których spoczywa świat. Gdyby nie oni, Bóg unicestwiłby rodzaj ludzki. Są naszymi wybawicielami, choć o tym nie wiedzą.

To mistyczne wierzenie żydowskie zostało wyłożone przez Maxa Broda.

Jego odległe korzenie znaleźć można w XVIII rozdziale Genesis, gdzie Pan mówi: „Jeśli najdę w Sodomie pięćdziesiąt sprawiedliwych w samym mieście, odpuszczę wszytkiemu miejscu dla nich”.

W islamie odpowiednikiem takich osobników są Kutb.

Małpa tuszowa

Zwierzę to, dość często spotykane na ziemiach Północy, ma cztery lub pięć cali długości, purpurowe oczy, futerko czarne jak węgiel, jedwabiste i miękkie niby poduszeczka. Odznacza się ono niezwykłym upodobaniem: uwielbia tusz. Kiedy ktoś zabiera się do pisania, małpa sadowi się obok, krzyżuje nogi i składa ręce, czekając, aż piszący skończy, by wypić resztę tuszu. Potem kuca i tak już pozostaje pełna zadowolenia.

WangTaj-haj(1791)

Mandragora

Podobnie jak Barometz, roślina znana pod nazwą mandragory ma coś wspólnego z królestwem zwierzęcym, krzyczy bowiem, kiedy się ją wyrywa. Krzyk ten może obecnych doprowadzić do obłędu („Romeo i Julia” IV, 3). Pitagoras nazywa ją antropomorficzną; rzymski agronom Lucjusz Kolumella -półludzką; Albert Wielki napisał, że mandragory posiadają dwie płci, jak ludzie. Uprzednio już Pliniusz twierdził, że biała mandragora jest samcem, czarna -samicą. Twierdził też, że ci, co chcą ją zerwać, muszą obrysować mieczem trzy koła, patrząc na zachód; zapach jej liści jest tak mocny, że może odebrać człowiekowi mowę. Wyrwanie jej wystawia tego, kto to zrobi, na straszliwe niebezpieczeństwa. Ostatnia księga „Wojny żydowskiej” Józefa Flawiusza doradza, by w tym celu specjalnie tresować psy. Gdy zwierzę wyrwie roślinę - umiera, ale jej liście mogą służyć jako środek odurzający, magiczny lub przeczyszczający.

Ta domniemana ludzka forma mandragory zrodziła przesąd, jakoby rosła ona u stóp szubienic. Browne („Pseudodoxia Epidemica”, 1646) mówi o tłuszczu powieszonych; poczytny niegdyś pisarz niemiecki Hans Heinz Ewers („Airaune”, 1913) -o ich nasieniu. Mandragora po niemiecku brzmi:

Airaune. Dawniej mówiono Airuna, słowo to pochodzi od runa, co znaczy: tajemnica, rzecz ukryta, a potem nazywano tak litery pierwszego alfabetu germańskiego (uznając pismo za tajemnicę).

W Genesis (XXX, 14) znajdujemy ciekawe nawiązanie do regenerujących właściwości mandragory. W XII wieku pewien żydowsko-niemiecki badacz Talmudu napisał taki oto akapit:

Z korzenia tkwiącego w ziemi wystaje coś podobnego do sznura, do którego przywiązany jest za pępek rodzaj melona lub dyni - zwierzątko zwane jadu'a, ale jadu'a całkowicie przypominające człowieka: ma twarz, tułów, ręce i nogi. Tak daleko jak sięga sznur, wszystko wokół niego ulega zniszczeniu. Kiedy się przetnie sznur strzałą, zwierzę umiera.

Lekarz Dioskorides utożsamiał mandragorę z Circe, czyli z ziołem czarodziejki Circe, o którym czytamy w księdze X „Odysei”:

Korzeń był czarny, kwiat podobny do mleka... Mężom śmiertelnym trudno je wyrwać, bogowie zaś wszystko potrafią.

Mantychora

Pliniusz (VIII, 30) twierdzi, że według Greka Ktezjasza, lekarza Artakserksesa Mnemona, w Etiopii

...rodzi się zwierzę, które on mantychorą zowie; ma ono trzy rzędy na kształt grzebieni spojonych zębów, twarz i uszy jak człowiek, szare oczy, czerwonokrwisty kolor, ciało lwa, ogon z żądłem, którym na kształt niedźwiadka kłuje; głos jego podobnym jest do głosu pomieszanego piszczałki i trąby; jest niezmiernie szybkim i pragnie szczególniej ciała ludzkiego.

Flaubert udoskonalił ten opis; na ostatnich stronicach „Kuszenia świętego Antoniego” czytamy:

Mantychorą (olbrzymi czerwony lew o ludzkiej twarzy, z trzema szeregami zębów):

- Sierść moja szkarłatna, miesza się z migotaniem wielkich piasków. Tchnę przez me nozdrza przerażenie samotności. Rzygam zarazą. Pożeram wojska, gdy się zapuszczą w pustynię. Szpony moje wygięte w świdry, zęby moje wycięte w piły, ogon mój wykręcony najeżony jest pociskami, które rzucam w tył i naprzód, w lewo i w prawo. Patrz!

(Mantychora rzuca ciernie swego ogona, które promieniują dokoła, niby strzały we wszystkich kierunkach. Krople krwi padają na zieleń).

Matka żółwi

Dwadzieścia dwa wieki przed erą chrześcijańską sprawiedliwy cesarz Yu Wielki przemierzył krokami Dziewięć Gór, Dziewięć Rzek i Dziewięć Bagien, po czym podzielił kraj na Dziewięć Prowincji odpowiednich dla cnót i rolnictwa. W ten sposób podporządkował sobie Wody, które groziły zatopieniem Nieba i Ziemi. Historycy notują, że podział, jaki narzucił światu ludzkiemu, został mu objawiony przez nadprzyrodzonego, a może anielskiego żółwia, który wyszedł ze strumienia. Niektórzy twierdzą, że płaz ten, matka wszystkich żółwi, był stworem z wody i ognia, inni podejrzewają, że z substancji jeszcze rzadziej spotykanej: ze światła gwiazd tworzących konstelację Strzelca. Na jego grzbiecie można było odczytać traktat kosmiczny pod tytułem „Hung fan” (Reguła ogólna) albo też zobaczyć diagram Dziewięciu Części tego traktatu, składającego się z białych i czarnych punktów.

Dla Chińczyków Niebo jest półkulą. Ziemia zaś czworobokiem; dlatego odnajdują w żółwiach obraz czy też model Wszechświata. Ponadto żółwie obdarzone są długowiecznością kosmiczną; nic więc dziwnego, że zaliczane są do zwierząt uduchowionych (obok jednorożca, smoka, Feniksa i tygrysa) i że wróżbici przepowiadają przyszłość z ich skorup.

Stwór, który objawił cesarzowi „Hung-fan” zwał się T'an-kuej.

Mieszaniec

Mam osobliwe zwierzę, na wpół kota, na wpół baranka. Odziedziczyłem je po ojcu. Już jako moja własność uformowało się do końca, wcześniej było bardziej barankiem niż kotem. Teraz - pół na pół. Z kota ma łeb i pazury, z baranka kształt i wielkość;

z obu oczy, dzikie i skrzące, delikatne futerko, ściśle oblegające ciało, ruchy jednocześnie skoczne i skradające się. W niszy okiennej, na słońcu, zwija się w kłębek i mruczy, po polu biega jak szalone i nie można go dogonić. Ucieka przed kotami, a rzuca się na barany. W księżycowe noce bardzo lubi spacerować po rynnie na dachu. Nie potrafi miauczeć i nienawidzi szczurów. Godzinami czai się za kurnikiem, ale nigdy nie popełnia zbrodni.

Karmię je mlekiem; to mu najbardziej odpowiada. Chłepcze mleko wielkimi łykami, wsysając je przez swe zęby drapieżnika. Oczywiście bawi to niesłychanie dzieci. Pora wizyt nadchodzi w niedzielne przedpołudnie. Siadam, biorę zwierzątko na kolana, a wszystkie dzieci z sąsiedztwa stają wokół mnie. Padają wtedy najdziwaczniejsze pytania, na jakie nie może znaleźć odpowiedzi żadna ludzka istota: dlaczego jest tylko jedno takie zwierzątko; dlaczego właśnie ja, a nie kto inny jest jego właścicielem; czy przedtem było już kiedyś podobne i co będzie po jego śmierci; czy się nie czuje osamotnione; dlaczego nie ma potomstwa, jak się nazywa i tak dalej. Nie próbuję nawet odpowiadać: ograniczam się tylko do pokazywania mojej własności bez dłuższych wyjaśnień. Czasem dzieciaki przynoszą koty, kiedyś przyniosły dwie owieczki. Wbrew ich oczekiwaniom nie rozegrały się żadne sceny wzajemnego rozpoznania. Zwierzęta popatrzyły na siebie łagodnie swymi zwierzęcymi oczami, wyraźnie przyjmując swoją egzystencję za fakt boski. Kiedy jest na moich kolanach, mieszaniec niczego się nie boi ani nie pragnie nikogo ścigać. Najlepiej się czuje mocno do mnie przytulony. Lgnie do rodziny, która go wychowała. Ten rodzaj wierności nie jest niczym niezwykłym. Przejawia się w tym normalny instynkt zwierzęcia, które ma wprawdzie na ziemi niezliczonych powinowatych, ale ani jednego prawdziwego krewnego, toteż schronienie, jakie znalazł u nas, jest dlań rzeczą świętą.

Nieraz śmiać mi się chce, kiedy mnie obwąchuje, wije mi się pod nogami i nie daje się odsunąć. Jakby mu nie wystarczało być kotem i barankiem, chce jeszcze być psem. Pewnego razu - jak się to może zdarzyć każdemu - nie mogąc wybrnąć z trudności materialnych, postanowiłem ze wszystkim skończyć. Zaprzątnięty tymi myślami, kołysałem się na bujanym fotelu w moim pokoju ze zwierzątkiem na kolanach; kiedy spuściłem oczy, zobaczyłem, że z jego wielkich wąsisk skapują łzy. Jego czy moje? Czyżby ten kot o duszy jagnięcia miał ludzką dumę? Niewiele odziedziczyłem po ojcu, ale o ten spadek należało dbać.

Mieszaniec ma w sobie niepokój obu tych zwierząt, i baranka, i kota, jakkolwiek nie są one do siebie podobne. Dlatego wydaje się, że jego skóra jest dlań zbyt ciasna. Czasem wskakuje na fotel, przednie łapy opiera o moje ramię i przybliża swój pyszczek do mojego ucha. Zupełnie jakby coś do mnie mówił - i rzeczywiście odwraca łeb i patrzy wprost na mnie, jakby chciał zbadać efekt swego doniesienia. Ażeby mu sprawić przyjemność, zachowuję się, jakbym coś zrozumiał, przytakuję. Wtedy zeskakuje na podłogę i zaczyna tańczyć z radości.

Może nóż rzeźnika byłby dla niego wyzwoleniem, ale ponieważ otrzymałem go w spadku, muszę mu tego odmówić. Będzie musiał czekać na wyzwolenie do ostatniego oddechu, jakkolwiek nieraz patrzy na mnie rozumnymi ludzkimi oczami, które namawiają mnie do zrobienia tego, o czym obaj myślimy.

Minotaur

Dom zbudowany tak, aby zagubili się w nim ludzie, jest może jeszcze dziwniejszy jako pomysł niż człowiek z głową byka, ale oba w pewien sposób się łączą i obraz labiryntu odpowiada obrazowi Minotaura. Jest rzeczą naturalną, by w monstrualnym domu żył monstrualny mieszkaniec.

Minotaur, pół byk, pół człowiek, zrodził się z szalonej miłości królowej Krety Pasifae do białego byka, któremu Posejdon kazał wynurzyć się z morza. Dedal, autor pomysłu, jaki umożliwił królowej zaspokojenie jej namiętności, wybudował labirynt, aby zamknąć i ukryć tam syna-potwora. Żywił się on ludzkim mięsem i król Krety zażądał dlań od Aten corocznej daniny w postaci siedmiu młodzieńców i siedmiu dziewic. Tezeusz z własnej woli postanowił uwolnić ojczyznę od takiego obowiązku. Córka królewska, Ariadna, ofiarowała mu nić, ażeby nie zagubił się w gmatwaninie korytarzy; bohater zabił Minotaura i wyszedł z labiryntu.

Owidiusz w wersecie, który usiłuje być odkrywczy, mówi o człowieku będącym półbykiem i o byku będącym półczłowiekiem. Dante, znający teksty starożytnych, lecz nie znający ich monet ani pomników, wyobrażał sobie Minotaura jako byka z głową człowieka („Piekło” XII, 1-30).

Kult byka i toporów o dwóch ostrzach (nazywanych labrys, co później mogło przemienić się w „labirynt”) był typowy dla religii prehelleńskich, w których walka byków stanowiła uświęcony rytuał. Ludzkie postacie o byczych głowach - sądząc po malowidłach ściennych - występowały w demonologii kreteńskiej. Grecka legenda o Minotaurze jest prawdopodobnie późniejszą, prymitywną wersją mitów o wiele starszych, cieniem innych, jeszcze okrutnie j szych snów.

Moonokle, czyli istoty jednookie

Zanim słowo to stało się nazwą optycznego instrumentu, oznaczało istotę jednooką. I tak w sonecie z początków XVII wieku Góngora pisze o „jednookim kochanku Galatei”, mając, rzecz jasna, na myśli Polifema, któremu poświęcił uprzednio w „Baśni o Polifemię i Galatei” te strofy:

Wyniosłej górze podobny był zgoła

Polifem, olbrzym, Neptuna syn srogi

o jednym oku na orbicie czoła,

jaśniejszym ponad gwiezdnych dróg rozłogi.

Gigant, bez trudu sośninie podoła,

co w ręce jego jak kijek ubogi,

pod tym ciężarem lekkości obrazem;

dziś - kijkiem wiotkim, laską - innym razem.

Na głowie włosy czarne i faliste,

odbicie Lety ciemniejącej wody;

gładzą je tylko wiatry porywiste,

wzlatują wolno, bez żadnej przeszkody.

— Posejdonowe potomstwo, zaiste -

Broda cyklopa niby potok młody

rwie poprzez piersi, nie czesana wcale,

chyba że palce wgłębią się w jej fale.

Te wersy z jednej strony wzmacniają, z drugiej osłabiają inne strofy z III księgi „Eneidy” (wychwalane przez Kwintyliana), które z kolei wzmacniają i osłabiają odpowiadające im treściowo fragmenty IX księgi „Odysei”. To obniżenie wartości literackich dorównuje zanikowi wiary u poszczególnych poetów. Wergiliusz pragnie wywrzeć wrażenie swym Polifemem, jakkolwiek nie bardzo już w niego wierzy, Góngora natomiast wierzy już tylko w słowa, w igraszki słowne.

Cyklopowie nie byli jedyną rasą jednookich; Pliniusz (VII, 2) wspomina również o Arimaspach, którzy:

...jakeśmy powiedzieli, odznaczają się jednym okiem w czole i ciągłe wiodą wojny przy żytach kruszcowych z gryfami, rodzajem, jak pospolicie mówią, ptaków; że te z dziwną chciwością złoto z lochów wydobywają, i pilnują je, a Arimaspowie porywają im takowe, wielu autorów, ale szczególniej sławny Herodot i Aristeas z Prokonnezu, pisze.

Pięćset lat wcześniej pierwszy encyklopedysta Herodot z Halikarnasu napisał:

Jest znaną rzeczą, że w północnej części Europy znajduje się bezspornie najwięcej ztota. Ale jak się je uzyskuje, tego także nie potrafię dokładnie podać; opowiadają, że jednoocy ludzie, Arimaspowie, podkradają je gryfom. Nie mogę nawet w to uwierzyć, że istnieją ludzie o jednym oku, którzy poza tym mają podobny do innych ludzi wygląd.

Mrówkolew

Mrówkolew jest niewyobrażalnym monstrum, tak oto opisanym przez Flauberta: przód lwa, tył mrówki, genitalia zaś na wywrót. Ciekawa jest historia tego potwora. W Piśmie czytamy (Hiob IV, li): „Tygrys zginął, iż nie miał łupu, i szczenięta lwie rozproszyły się”.

W tekście hebrajskim lwa zapewne nazywa się laisz - to niezwykłe w takim użyciu słowo stało się przyczyną równie niezwykłego tłumaczenia. Septuaginta wspomina o lwie arabskim, którego Aelian i Strabon zwali myrmex, co w połączeniu ze słowem łacińskim oznaczającym lwa (leo) dało nazwę mrówkolew.

Po upływie stulecia to znaczenie znikło. Myrmex to po grecku mrówka. Z tajemniczych słów: „Lew-mrówka zginął, iż nie miał łupu”, narodziła się fantazja, którą powieliły bestiaria średniowieczne:

Physiologus mówi o tym zwierzęciu, że jest zrodzone z ojca lwa i matki mrówki, ojciec żywi się mięsem, matka trawą, mrówkolew, ich syn, jest podobny do obojga, ma bowiem przód lwa, tył zaś mrówki. Tak stworzony nie może jeść ani mięsa jak ojciec, ani trawy jak matka. Wobec tego umiera.

Nagowie

Nagowie należą do mitologii indyjskiej. Są to węże, które potrafią przybierać ludzką postać.

W jednej z ksiąg „Mahabharaty” Ardżuna jest prześladowany przez Ulupi, córkę króla Nagów, której pragnie wytłumaczyć, że złożył ślub czystości; dziewica przypomina mu, że jego zadaniem jest pomaganie nieszczęśliwym, i bohater ulega jej na jedną noc. Medytujący pod figowcem Budda zostaje zaskoczony przez wiatr i deszcz; miłosierny Naga siedmiokroć owija się wokół niego i rozkłada nad nim swych siedem głów, tworząc w ten sposób rodzaj dachu. Budda nawraca go na swoją wiarę.

Jan Hendrick Kem w swym podręczniku buddyzmu („Manuał of Indian Buddhism”) określa Nagów jako węże w kształcie chmur. Mieszkają w pałacach znajdujących się głęboko pod ziemią. Wyznawcy Wielkiego Wozu (mahajand) twierdzą, że Budda ogłosił jedno prawo dla ludzi, a drugie dla bogów i że to ostatnie - ezoteryczne - zostało przechowane w niebie i w pałacach wężów, które, wieki później, przekazały je mnichowi Nagardżunie.

A oto legenda, jaką z Indii w początkach V wieku przywiózł pielgrzym Fa-siem:

Król Asioka przybył w okolice jeziora, nieopodal którego wznosiła się wieża. Postanowił, że ją zburzy i na tym miejscu postawi inną, wyższą. Ale pewien bramin wprowadził go do tej wieży, gdzie usłyszał głos mówiący:

- Moja ludzka postać jest złudzeniem. W rzeczywistości jestem Nagą, smokiem. Moje winy sprawiły, że zamieszkuję to potworne ciało, ale przestrzegam praw, jakie podyktował mi Budda, i czekam na wybawienie. Możesz zburzyć to sanktuarium, o ile jesteś pewny, że potrafisz zbudować lepsze. I ukazał mu naczynia obrzędowe. Król popatrzył na nie z niepokojem, były bowiem całkowicie odmienne od naczyń robionych przez ludzi, i zaniechał swojego zamiaru.

Nasnas

Pośród potworów „Kuszenia” widzimy nasnasa, który „ma tylko jedno oko, jeden policzek, jedną nogę, pół ciała i pół serca”. Komentator Jean-Claude Margolin pisze, że wymyślił go sam Flaubert, ale pierwszy tom „Księgi tysiąca i jednej nocy” w angielskim przekładzie Lane'a (1839) przypisuje go związkom ludzi z demonami. Nesnas - takiej bowiem pisowni używa Lane - „jest potową człowieka: ma pół głowy, pół ciała, jedną rękę i jedną nogę, na której dość zręcznie skacze”. Mieszka na pustkowiach Jemenu i Hadramautu. Umie używać artykułowanego języka. Niektóre z tych stworzeń mają twarze na piersiach jak biernie, ogon zaś podobny do owczego. Ich mięso jest słodkie i bardzo poszukiwane. Pewna odmiana nasnasa ze skrzydłami nietoperza jest pospolita na wyspie Raij (być może chodzi o Borneo) na krańcach Chin. „Ale - dodaje sceptyczny pisarz - tylko Allah wie wszystko”.

Nimfy

Paracelsus ogranicza obszar władania nimf do wód, ale starożytni dzielili je na wodne i lądowe. Niektóre z tych ostatnich rządziły lasami. Niewidzialne driady lub hamadriady mieszkały na drzewach i ginęły wraz z nimi; o innych myślano, że są nieśmiertelne lub że żyją tysiące lat. Mieszkanki mórz zwały się oceanidy albo nereidy; mieszkanki rzek - najady. Liczba ich nie jest dokładnie znana; Hezjod mówi aż o trzech tysiącach. Były to niebezpieczne i piękne młode kobiety; widok ich mógł przyprawić o obłęd, a jeśli były nagie - nawet o śmierć. To stwierdza pewien werset z Propercjusza.

Starożytni składali im w ofierze miód, oliwę i mleko. Były to pomniejsze boginki; świątyń im nie budowano.

Niwelator

Pomiędzy rokiem 1840 a 1864 Ojciec Światła (zwany również Głosem Wewnętrznym) przedłożył bawarskiemu muzykowi i nauczycielowi Jakobowi Lorberowi serię wiarygodnych rewelacji na temat ludności, fauny i flory ciał niebieskich w systemie słonecznym. Dzięki tym rewelacjom spośród zwierząt domowych poznaliśmy niwelatora (Kodendrucker), świadczącego niezliczone usługi na planecie Miron, którą obecny wydawca Lorbera identyfikuje z Neptunem.

Niwelator jest dziesięć razy większy od słonia, do którego jest zresztą bardzo podobny. Ma dość krótką trąbę i długie proste kły, skóra jego jest bladozielona. Łapy ma grube, stożkowate, z tym że góra stożka jest wrośnięta w ciało. Owo stopochodne zwierzę niweluje ziemię przed rozpoczęciem pracy przez murarzy i budowniczych. Zabrane na falujący teren, wyrównuje go za pomocą trąby i kłów.

Żywi się roślinami i korzonkami i nie ma żadnych wrogów poza pewnym gatunkiem owadów.

Norny

W skandynawskiej mitologii średniowiecznej Norny to Parki. Snom Stuńuson, który w początkach XIII wieku zajął się porządkowaniem tej nieskatalogowanej mitologu, mówi, że są trzy główne Norny, które zwą się Przeszłość, Teraźniejszość i Przyszłość. Te trzy boskie Norny, obecne przy narodzinach każdego człowieka, decydują o jego losie. Należy podejrzewać, że to ostatnie jest swego rodzaju ozdobnikiem lub dodatkiem teologicznym, bo dawni Germanowie nie byli zdolni do tego typu abstrakcji. Snorri Sturiuson przedstawia je nam jako trzy dziewice, które przędą nasze losy pod drzewem Yggdrasil, podtrzymującym świat.

Czas (z którego są zrobione) zaczął z wolna o nich zapominać, ale około 1606 roku William Szekspir ukazał je nam w pierwszej scenie „Makbeta” pod postacią trzech czarownic przepowiadających rycerzom, co ich czeka. Szekspir nazywa je weird sisters -siostry przeznaczenia. Parki. Wyrd uważana była przez Anglosasów za milczącą boginię, która rządzi losami śmiertelnych i nieśmiertelnych.

Odradek

Niektórzy chcą nazwę „odradek” tłumaczyć jej słowiańskim pochodzeniem. Inni uważają, że źródłosłów jest niemiecki z nieznacznym tylko wpływem języków słowiańskich. Brak pewności na temat tych teorii dowodzi, że obie są fałszywe; w dodatku żadna nie jest w mocy wyjaśnić samego słowa.

Naturalnie nikt nie traciłby czasu na takie konsyderacje, gdyby nie istniało stworzenie imieniem Odradek. Przypomina ono na pierwszy rzut oka płaską szpulkę nici, w formie gwiazdy, i chyba naprawdę jest nimi pokryte; choć mogą to być jedynie porwane, stare strzępki nici, powiązane, ale i splątane ze sobą, kawałki najrozmaitszych grubości i kolorów. Nie jest to jednak tylko sama szpula; ze środka gwiazdy sterczy poprzeczny pręcik, a do niego pod kątem prostym przymocowany jest inny. Za pomocą tego drugiego pręcika i jednego z promieni

gwiazdy można ustawić Odradka niejako na dwóch nóżkach.

Nasuwa się myśl, że tego typu struktura musiała w swoim czasie być przystosowana do jakiejś funkcji, tyle że teraz jest popsuta. Ale nie wydaje się, by tak było, w każdym razie nic o tym nie świadczy; nigdzie nie widać śladu pęknięcia czy też naprawy. Całość robi wrażenie bezużytecznej, właściwie jednak niczego jej nie brakuje, jest kompletna. Nic więcej nie da się zresztą powiedzieć, Odradek bowiem jest niesłychanie ruchliwy i nie daje się schwytać.

Przebywa na suficie albo pod schodami, w korytarzu, w sieni. Niekiedy całymi miesiącami go nie widać. Czasem wstępuje do sąsiadów, ale zawsze do nas wraca. Nieraz gdy ktoś wchodzi i widzi go spoczywającego na schodach, ma ochotę go zagadnąć. Naturalnie nie zadaje mu się żadnych skomplikowanych pytań, wszyscy traktują go raczej - również dlatego, że jest taki mały - jak dziecko. „Jak się nazywasz?” - pytamy. „Odradek” - mówi. „A gdzie mieszkasz?” „I tu, i tam” - powiada i śmieje się. Ale jest to śmiech bez udziału płuc. Podobny do szelestu zeschłych liści. Przeważnie na tym rozmowa się kończy. Nie zawsze udaje się otrzymać takie odpowiedzi, nieraz milczy uporczywie jak drewno, z którego wydaje się zrobiony.

Niepotrzebnie zastanawiam się, co się z nim stanie. Czy może umrzeć? Wszystko, co umiera, miało kiedyś jakiś cel, jakiś rodzaj aktywności, która się wyczerpała. Ale to nie pasuje do Odradka. Czy będzie więc turlał się ze schodów, rozsnuwając pasma nici pod nogami moich dzieci i dzieci moich dzieci? Nie robi nikomu nic złego, ale myśl, że mógłby mnie przeżyć, jest dla mnie niemal bolesna.

Osioł trójnożny

Pliniusz przypisuje Zaratustrze, założycielowi religii, jaką do dziś wyznają parsowie z Bombaju, autorstwo dwóch milionów wierszy; arabski historyk al-Tabari twierdzi, że całość dzieła Zaratustry, uwieczniona przez bogobojnych kaligrafów, zajęłaby dwanaście tysięcy wołowych skór. Fama głosi, że Aleksander Macedoński kazał je spalić w Persepolis, ale pamięć kapłanów jakoby ocaliła zasadnicze teksty, a od IX wieku uzupełnia je encyklopedia „Bundahisz”, zawierająca taką oto adnotację:

Mówi się, że trójnożny osioł żyje w środku oceanu, że ma troje kopyt, sześcioro oczu, dziewięć ust, dwoje uszu i jeden róg. Sierść ma białą, żywi się strawą duchową i jest prawy. Jedną parę oczu ma na właściwym miejscu, drugą w tyle głowy, a trzecią na karku. Za pomocą tych sześciorga oczu zwycięża i niszczy.

Z dziewięciu ust trzy są na głowie, trzy na karku, trzy po bokach. Każdym kopytem może zasłonić miejsce, gdzie się pasie tysiąc owiec, pod każdą ostrogą może galopować z tysiąc rumaków. Uszy jego zasłaniają cały Mazandaran. Róg jest wydrążony i jakby pozłacany; wyrasta z niego tysiąc odnóg. Za pomocą tego rogu udaremni wszelkie knowania nikczemników.

Wiadomo, że bursztyn to łajno trójnożnego osła. W mitologii mazdajskiej dobroczynny ten potwór jest jednym z pomocników Ahura Mazdy (Ormuzda), początkiem Życia, Światła i Prawdy.

Pantera

W średniowiecznych bestiariach słowo „pantera” oznacza zwierzę znacznie różniące się od znanego współczesnej zoologii ssaka mięsożernego. Arystoteles wspomina, że zapach jej przyciąga inne zwierzęta; Aelian - autor łaciński, nazywany Miodoustym ze względu na wspaniałą znajomość greki, stwierdza, że ów zapach przyjemny jest również dla ludzi. (Ten rys sprawia, że niektórzy badacze mylą panterę z cybetem). Pliniusz twierdzi, że ma ona na grzbiecie okrągłą plamę, zmniejszającą się lub zwiększającą zależnie od faz Księżyca. Do tych przedziwnych okoliczności należy dodać fakt, że w greckiej wersji Biblii, Septuagincie, słowo „pantera” użyte jest w takim kontekście, iż może odnosić się do Chrystusa (Ozeasz V, 14).

W anglosaskim bestiarium „Exeter Book” pantera jest łagodnym, samotnym stworzeniem o melodyjnym głosie i wonnym oddechu. Zamieszkuje góry, w których znajduje sobie utajone kryjówki. Jedynym jej wrogiem jest smok i walczy z nim nieustannie. Śpi trzy noce z rzędu, a kiedy budzi się śpiewając, ludzie i zwierzęta przybiegają do jej nory z pól, zamków i miast, oczarowani jej wonią i głosem. Smok jest odwiecznym wrogiem: Demonem; przebudzenie jest zmartwychwstaniem Pana; przybywający są wspólnotą wiernych, pantera zaś jest Chrystusem.

Ażeby osłabić nieco zdumienie, jakie może wywołać tego rodzaju alegoria, przypominamy, że pantera dla Anglosasów nie jest dzikim zwierzęciem, lecz egzotycznym dźwiękiem, nie związanym z żadnym konkretnym obrazem. Jako ciekawostkę należy dodać, że w poemacie „Gerontion” Eliot używa określenia Christ the tiger- Chrystus tygrys.

Leonardo da Vinci pisze:

Pantera afrykańska jest jak lwica, tyle że ma dłuższe nogi i smuklejsze ciało. Jest biała w czarne, podobne do rozetek, kropki. Piękność pantery zachwyca inne zwierzęta, które nie opuszczałyby jej, gdyby nie jej przerażające spojrzenie. Pantera, świadoma tego, spuszcza oczy; zwierzęta zbliżają się do niej, by się radować taką pięknością, a wtedy rzuca się na najbliżej stojące, chwyta je i pożera.

Pelikan

Pelikan wedle pospolitej zoologii jest wodnym ptakiem mniej więcej dwumetrowego wzrostu, z długim, szerokim dziobem, którego dolna część posiada tworzącą torebkę czerwonawą membranę, gdzie przechowuje ryby; baśniowy pelikan jest mniejszy, o krótszym i ostrzejszym dziobie. Pierwszy z nich, wierny swej nazwie pelikan zoologiczny -pelicanus, znaczy: białowłosy - jest biały; drugi natomiast żółty, a czasem zielony; jeszcze dziwniejsze niż wygląd jest jego zachowanie.

Za pomocą dzioba i pazurów matka pieści swe dzieci z takim zapamiętaniem, że je zabija. W trzy dni później przybywa ojciec i zrozpaczony śmiercią potomstwa rozrywa sobie dziobem pierś. Krew z jego ran ożywia je... Oto jak opisują losy pelikanów bestiaria średniowieczne, chociaż święty Hieronim w komentarzu do psalmu 102 („podobny pelikanowi na pustyni, jestem jako puchacz wśród ruin”) o śmierć młodych pelikanów obwinia węże. To, że pelikan otwiera sobie dziobem pierś i żywi małe własną krwią, jest pospolitą wersją legendy.

Krew ożywiająca zmarłych sugeruje Eucharystię i Krzyż i dlatego pewnie słynny wers „Raju” (XXV, 113) nazywa Chrystusa nostro Pellicano (naszym Pelikanem). Łaciński komentarz Benvenuta z Imoli wyjaśnia: „Zwie się pelikanem, ponieważ otwarł sobie bok ku naszemu zbawieniu, jak pelikan, który ożywia swe martwe dzieci krwią z własnej piersi. Pelikan jest ptakiem egipskim”.

Pelikan często występuje w heraldyce liturgicznej i do dziś bywa rzeźbiony na kielichach. Leonardo da Vinci tak go opisuje: „Bardzo kocha swe dzieci, a znalazłszy je w gnieździe zaduszone przez węże, rozszarpuje sobie pierś, by skąpawszy je we własnej krwi wrócić im życie”.

Peryci

Podobno Sybilla z Erytrei przepowiedziała, że Rzym zostanie zburzony przez Perytów.

W 642 roku naszej ery wszelkie ślady przepowiedni wieszczek zostały spalone przez Omara w Aleksandrii; ci, którzy zajęli się restytuowaniem fragmentów dziewięciu zwęglonych tomów, nigdy nie natrafili na żadną przepowiednię dotyczącą Rzymu.

Wobec tak niejasnej przeszłości postanowiono poszukać jakiegoś źródła mogącego rzucić więcej światła na ową jak przez mgłę pamiętaną tradycję. Po wielu trudach dowiedziano się, że w XVI wieku pewien rabin z Fezu (najpewniej Jakob Ben Chaim) opublikował broszurkę poświęconą zwierzętom fantastycznym, gdzie cytował nieistniejące dziś dzieło pewnego greckiego uczonego, który podawał historyczne fakty dotyczące Perytów, najwyraźniej pochodzące z przepowiedni zniszczonej przez pożar w aleksandryjskich księgozbiorach.

Chociaż rabin nie wymienił imienia greckiego autora, miał szczęśliwy pomysł przepisania niektórych akapitów z jego dzieła, zawierającego wiarygodne dane na temat Perytów. W braku innych elementów rzeczą najrozsądniejszą jest przytoczenie owych akapitów. Oto one:

Peryci zamieszkują Atlantydę. Są oni na wpół jeleniami, na wpół ptakami. Z jelenia mają głowę i nogi. Ciało jest całkowicie ptasie, posiada upierzenie i skrzydła.

Najbardziej zdumiewające jest to, że w słońcu cień ich przypomina cień człowieka, z czego poniektórzy wnioskują, że Peryci są duchami zmarłych pozbawionych opieki bogów.

...zauważono, że żywią się po prostu wyschniętą ziemią... fruwają stadami; widziano ich wysoko ponad Słupami Heraklesa.

...są oni (Peryci) śmiertelnymi wrogami rodzaju ludzkiego. Kiedy udaje im się zabić człowieka, ich cień natychmiast przybiera formę jego ciała i spływa na nich miłosierdzie bogów...

...ci, co ze Scypionem przepłynęli morza, chcąc podbić Kartaginę, omal nie przegrali, albowiem w czasie przeprawy pojawił się zwarty tłum Perytów, którzy wielu wojowników zabili... jakkolwiek nasza broń jest wobec Perytów bezsilna, zwierzę to nie może zabić więcej niż jednego człowieka.

...tarza się we krwi swej ofiary, po czym unosi się w powietrze.

...w Rawennie, gdzie ich widziano przed niewielu laty, twierdzi się, że pióra ich są niebieskie, co zaskakuje mnie, bo wiadomo, iż są one ciemnozielone.

Chociaż powyższe akapity są dostatecznie jasne, jest niepowetowaną stratą, że nie dotarty do nas żadne inne wiadomości o Perytach.

Rozprawa owego rabina, która zawierała przytoczony opis, aż do drugiej wojny światowej znajdowała się w drezdeńskiej bibliotece uniwersyteckiej. Ze smutkiem musimy stwierdzić, że również ten dokument zaginął, na skutek bombardowań lub za sprawą działalności nazistów.

Należy mieć nadzieję, że jeśli stało się to z tego drugiego powodu, z czasem owo dzieło odnajdzie się i stanie ozdobą jakiejś biblioteki.

Pigmeje

Według starożytnych ów karli ród zamieszkiwał krańce Indii lub Etiopii. Niektórzy autorzy twierdzą, że Pigmeje budowali swe siedziby ze skorupek jaj. Inni, jak Arystoteles, pisali, że żyli w podziemnych pieczarach. Do ścinania zboża uzbrajali się w topory, jakby mieli karczować puszczę. Dosiadali owiec i kóz odpowiadających im wzrostem. Co roku byli napadam przez stada żurawi z rosyjskich równin.

Pigmej to również imię bóstwa, którego podobiznę Kartagińczycy rzeźbili na dziobach okrętów wojennych, aby siać postrach wśród wrogów.

Potwór Acheront

Tylko raz i tylko jeden człowiek widział potwora Acheronta. Stało się to w XII wieku w miejscowości Cork. Oryginalny opis tej historii w języku irlandzkim zaginął, ale pewien benedyktyn z Ratyzbony przełożył ją przedtem na łacinę; na podstawie tego tłumaczenia opowieść została odtworzona w innych językach, w tym po szwedzku i po hiszpańsku. W wersji łacińskiej zachowało się kilkadziesiąt rękopisów, w rzeczach zasadniczych mniej więcej zgodnych. „Visio Tundali” (Wizja Tundala) - oto tytuł tej opowieści, uważanej za jedno ze źródeł poematu Dantego.

Zacznijmy od słowa Acheront. W X księdze „Odysei” jest to nazwa piekielnej rzeki płynącej na zachodnich krańcach świata nie zamieszkanego. Jej nazwa powtarza się w „Eneidzie”, w „Pharsalii” Lukana i w „Przemianach” Owidiusza. Dante uwiecznia ją w wersie Su la trista rwiera d'Acheronte.

W innym micie Acheront to ukarany Tytan, w jeszcze innym, późniejszym, umieszczony jest koło Bieguna Południowego, na antypodach. Etruskowie mieli księgi przeznaczenia, uczące odgadywać przyszłość, i księgi acherontyczne, wskazujące drogi dusz po śmierci ciała. Z czasem Acheront zaczyna oznaczać Piekło.

Tundal był młodym irlandzkim szlachcicem, wykształconym i odważnym, ale o dość swobodnych obyczajach. Pewnego dnia zachorował w domu swej przyjaciółki i przez trzy dni i trzy noce uważano go za zmarłego, mimo że serce jego zachowało jeszcze odrobinę ciepła. Kiedy odzyskał świadomość, opowiedział, że anioł stróż pokazał mu pozaziemskie regiony. Z wielu dziwów, jakie widział, interesuje nas teraz jeden: potwór Acheront.

Jest on większy niż góra. Oczy jego ciskają płomienie, pysk ma zaś tak wielki, że mogłoby się w nim zmieścić dziewięć tysięcy ludzi. Dwóch skazańców, wysokich jak kolumny lub Atlanci, nie pozwala mu go zamknąć. Jeden z nich stoi na nogach, drugi na głowie. Do środka prowadzą trzy gardziele, wszystkie zieją ogniem, który nigdy nie gaśnie. Z trzewi bestii wydobywa się ciągły jęk nieprzeliczonych rzesz połkniętych nieszczęśników. Demony oznajmiają Tundalowi, że potwór nazywa się Acheront. Anioł stróż znika, Tundal zaś zostaje pochłonięty wraz z innymi. We wnętrzu są łzy, ciemności, zgrzytanie zębów, ogień, straszliwy żar, lodowate zimno, psy, niedźwiedzie, lwy i żmije. W tej legendzie Piekło jest zwierzęciem, którego wnętrze wypełniają inne zwierzęta.

W 1758 roku Emanuel Swedenborg napisał: „Nie zostało mi dane poznanie ogólnego kształtu Piekła, ale mówiono mi, że jak Niebo ma kształt ludzki, tak Piekło ma kształt Demona”.

Pożeracz cieni

Istnieje pewien ciekawy gatunek literacki, który pojawiał się w różnych epokach i u różnych narodów: przewodnik dla umarłych po zaświatach -„De Coelo et eius mirabilibus et inferno...” Swedenborga, pisma gnostyków, tybetańska „Bar-do T'os-grol” (tytuł, który według Evansa-Wentza powinien być tłumaczony jako: Wyzwolenie przez słuchanie na pośmiertnej płaszczyźnie) i egipska „Księga Umarłych”; nie wyczerpują one jednak wszystkich przykładów. „Podobieństwa i różnice” między dwiema ostatnimi księgami zasłużyły na uwagę erudytów; wystarczy powtórzyć, że dla Tybetańczyków tamten świat jest równie złudny jak ziemski, dla Egipcjan zaś jest realny i istnieje obiektywnie.

W obu tekstach występuje trybunał bóstw, niektóre mają małpie głowy; w obydwóch jest ocena zasług i win. W „Księdze Umarłych” na szalach wagi leżą serce i pióro; w „Bar-do T'os-grol” - dwa kamyki, czarny i biały. Tybetańczycy wierzą w demony odgrywające rolę oszalałych katów, Egipcjanie zaś w pożeracza cieni.

Nieboszczyk przysięga, że nie spowodował niczyjego głodu ani łez, że nie zabijał ani nie kazał zabijać, że nie kradł pokarmu zmarłym, nie oszukiwał na wadze, nie odbierał mleka dzieciom ani paszy zwierzętom, że nie polował na ptaki boże.

Jeśli kłamie, czterdziestu dwóch sędziów oddaje go pożeraczowi, mającemu „przód krokodyla, środek lwa, a tył hipopotama”. Pożeraczowi pomaga inny zwierz, Babai, o którym wiemy tylko, że jest przerażający i że Plutarch identyfikuje go z Tytanem, ojcem Chimery.

Ptak deszczowy

W czasie posuchy Chińczycy mogą zwrócić się z prośbą o sprowadzenie deszczu nie tylko do smoka, ale i do ptaka imieniem Szang Jang. Ma on tylko jedną łapkę. W dawnych czasach dzieci skakały na jednej nodze i marszczyły brwi, wołając: „Będzie padało, bo Szang Jang podskakuje”. Tradycja mówi, że ptak spija wodę z rzek, a potem zrasza nią ziemię.

Pewien starodawny mędrzec oswoił go i nieraz nosił w rękawie. Historycy notują, że kiedyś ptak ten chodził tam i z powrotem przed tronem księcia Chi, wymachując skrzydłami i podskakując. Zaniepokojony książę posłał jednego ze swych ministrów na dwór Lu, ażeby naradził się z Konfucjuszem, który przepowiedział, że Szang Jang sprowadzi powódź w te okolice i trzeba natychmiast zbudować kanały odwadniające. Książę posłuchał rad Mistrza i w ten sposób zapobiegł wielkim zniszczeniom.

Ptak Rok

Rok (Ruch) jest powiększeniem orła czy też sępa, niektórzy uważają, że wymyślając go. Arabowie wzorowali się na kondorze, który doleciał aż do mórz chińskich lub indyjskich. Lane odrzuca tę hipotezę i uważa, że mamy tu do czynienia z bajecznym egzemplarzem bajecznego gatunku albo też z arabskim odpowiednikiem Simurga. Rok swą sławę na Zachodzie zawdzięcza „Księdze tysiąca i jednej nocy”. Czytelnicy pamiętają zapewne, że w czasie drugiej podróży Sindbad, pozostawiony przez towarzyszy na wyspie, dojrzał w oddali olbrzymią białą kopułę, a następnego dnia wielka chmura zakryta słońce. Kopuła była jajem Roka. Za pomocą turbanu Sindbad przywiązał się do łapy olbrzymiego ptaszyska, które odfrunęło i postawiło żeglarza na szczycie góry, w ogóle go nie zauważywszy. Narrator dodaje, że pożywieniem piskląt Roka są młode słonięta.

W „Opisaniu świata” Marco Polo (III, 192) czytamy o tym ptaku (utożsamionym z gryfem):

I to wiedzcie, że zaiste na owych rozlicznych wyspach leżących na południu, do których dla prądów tamtejszych niechętnie docierają okręty, żyje - jak opowiadają ludzie - ptak gryfem zwany. Pojawia się on w pewnych porach roku. Lecz wiedzcie, że nie jest on w niczym podobny do tego, co sobie ludzie wyobrażają, i do tego, jakim go malujemy: my bowiem mówimy, że jest to pół ptaka, pół lwa. Lecz wedle tych, którzy go widzieli, nieprawdą jest, jakoby był na poły lwem, a na poły ptakiem, lecz mówią ci, którzy go oglądali, że jest całkiem taki jak orzeł, lecz ponad miarę olbrzymi. I powiem wam jeszcze, co opowiadają ci, którzy go widzieli. A prócz tego powiem, co sam widziałem. Opowiadają, że jest tak wielki i tak potężny, iż uniesie słonia i porywa go wysoko w powietrze, następnie opuszcza go na ziemię, tak że się całkiem gruchoce. Wówczas gryfy rozdziobują go, pożerają i żywią się nim. Opowiadają również ci, którzy go oglądali, że skrzydła jego mają trzydzieści kroków rozpiętości i że lotki u skrzydeł są na dwanaście kroków długie. Są bardzo grube, odpowiednio do swej długości. Marco Polo dodaje, że wysłannicy Wielkiego Chana zawieźli pióro Roka do Chin.

Remora

Remora to po łacinie zwłoka. Takie jest pierwotne znaczenie słowa używanego przenośnie dla określenia ryb echeneis, którym przypisywano zdolność zakłócania rejsów. W języku hiszpańskim zostało to odwrócone: remora w znaczeniu pierwotnym to ryba, w przenośnym zaś: przeszkoda. Remora jest popielata; na głowie i karku ma owalny chrząstkowaty krążek, za pomocą wyrastających z niego macek przywiera do innych wodnych stworzeń. Oto opis Pliniusza (IX, 41):

Jest maleńka ryba, trzymająca się zwyczajnie skał, zwana echeneis; ta uwiesiwszy się u okrętu, ma opóźniać bieg jego; stąd też otrzymała nazwisko swoje, z tej samej przyczyny osławioną, jakoby truciznę miłosną zawierała i w procesach i sporach zwłoki sprawiała; występki te nagradza jednym dobrym przymiotem, uśmierzając płynienie krwi niewiast ciężarnych i wstrzymując płód aż do prawdziwego połogu. Do potraw jednakże nie używają jej. Arystoteles mniemał, że ma rogi, ponieważ płetwy podobnie u niej są położone... Trebiusz Niger powiada, że są na stopę długie, pięć palcy grube i mogą okręty wstrzymywać; nadto, że nasolone taką siłę jeszcze mają, iż przez samo przybliżenie wyciągają złoto, które w najgłębsze studnie wpadło.

Wydaje się dość dziwne, że proces zatrzymywania statków przerodził się w proces powstrzymywania procesów i dzieci w łonie matek.

W innym miejscu Pliniusz pisze, że remora zadecydowała o losie imperium rzymskiego, zatrzymawszy w bitwie pod Akcjum galerę, na której Marek Antoniusz wizytował swą flotę, że z kolei inna remora zatrzymała okręt Kaliguli, mimo wysiłków jego czterystu wioślarzy. Wieją wiatry i szaleją burze - woła Pliniusz - ale remora powstrzymuje ich furie, nakazując statkom, by się zatrzymały, osiąga to, czego nie mogłyby osiągnąć najcięższe kotwice i najgrubsze liny.

„Nie zawsze zwycięża to, co ma większą siłę. Rejs statku potrafi opóźnić maleńka remora” - powtarza Diego de Saavedra Fajardo w swoich „Em-presas Politicas” (1640).

Salamandra

Jest nie tylko małym smokiem żyjącym w ogniu, jest również (zgodnie ze słownikiem) „owadożernym płazem o gładkiej skórze w kolorze ciemnej czerni z symetrycznymi żółtymi plamami”. Z jej dwóch wcieleń bardziej znane jest to bajkowe, tak że obecność salamandry w tej książce nie powinna nikogo zdziwić.

W X księdze swojej „Historii naturalnej” Pliniusz stwierdza, iż salamandra jest tak zimna, że gasi ogień samym swym dotknięciem. W XXI księdze znów do tego tematu powraca, zaznaczając z niedowierzaniem, że gdyby rzeczywiście miała tę właściwość przypisywaną jej przez magów, używano by jej do gaszenia pożarów. W XI księdze mówi o zwierzęciu czworonożnym i skrzydlatym, zwanym pyrausta, mieszkającym w ogniu wielkich cypryjskich pieców; jeżeli wyfruwa z ognia, przez krótką chwilę unosi się w powietrzu i pada martwa. Ale późniejszy mit salamandry wchłonął w siebie ten wcześniejszy.

Feniks traktowany był przez teologów jako dowód na zmartwychwstawanie ciała. Salamandra zaś była przykładem tego, że ciała mogą żyć w ogniu. W XXI księdze „O państwie Bożym” świętego Augustyna, w rozdziale zatytułowanym „Czy ciała mogą trwać wiecznie w żarze ognia?”, czytamy:

Jakiż dowód podam, aby przekonać niedowiarków, że obdarzone duszami i żyjące ciała ludzkie mogą nie tylko uniknąć zniszczenia przez śmierć, lecz nadto trwać w mękach wiecznego ognia?... Czy odpowiemy im, że są żywe istoty, które na pewno podlegają zniszczeniu jako śmiertelne, żyją jednakowoż w ogniu; że w źródłach gorącej wody, których nikt nie może bezkarnie dotknąć, również znajduje się pewien rodzaj robaków, żyjących tam nie tylko bez najmniejszej dla siebie szkody, lecz nie mogących przebywać gdzie indziej?

Salamandra i Feniks stają się również tematem dla poetów pragnących podkreślić pewną retoryczną emfazę. Na przykład Quevedo w sonecie znajdującym się w IV księdze „Parnaso Espanol”, który „opiewa twory miłości i piękna”, pisze:

Zaświadczam, że prawdziwy jest Feniks w płomieniach,

Ja bowiem również odnawiam w nich siebie;

Czuję, że ogień jest pierwiastkiem męskim,

Zdolnym się płodzić niby ziarno w glebie.

Wbrew też nauce, zimnej salamandry,

Co w ogniu mieszka, bronić się ośmielam,

Od kiedy spragnion sam bez przerwy piję

Pożar, w którym nie cierpiąc, serce me spopielam.

Około XII wieku obiegał Europę fikcyjny list, rzekomo skierowany przez króla królów, księdza Jana, do cesarza Bizancjum. Epistoła ta, będąca katalogiem cudów, mówi o gigantycznych mrówkach, które wykopują złoto, o Rzece Kamieni i o Morzu Piasku, w którym pływają żywe ryby, o starym lustrze, które odbija wszystko, co się dzieje w królestwie, o berle wyrzeźbionym z jednego szmaragdu i o kamieniach powodujących niewidzialność lub rozpraszających mrok. Jeden z akapitów mówi:

„Nasze ziemie zamieszkuje robak zwany salamandrą. Salamandry żyją w ogniu, robią kokony, które pałacowe damy rozwijają i przędą, używając ich do tkania materii na stroje. W celu oczyszczenia tych tkanin rzuca się je w ogień”.

O tych materiach i płótnach niepalnych, które oczyszczają się w ogniu, jest wzmianka u Pliniusza (XIX, 4) i u Marco Polo (I, 60). Ten ostatni wyjaśnia, że salamandra jest substancją, nie zwierzęciem. Z początku nikt w to nie wierzył; tkaniny azbestowe były sprzedawane jako skóra salamandry i stanowiły niezbity dowód jej istnienia.

Na jednej z kart swego „Żywota własnego” Benvenuto Cellini wspomina, jak mając pięć lat, widział bawiące się w ogniu stworzonko, przypominające jaszczurkę. Opowiedział to ojcu. Ten wyjaśnił mu, że jest to salamandra, po czym wymierzył mu tęgi policzek, ażeby ów niezwykły, tak rzadko ludziom dostępny widok, dobrze wbił mu się w pamięć.

W symbolice alchemicznej salamandry są duchem żywiołu ognia. W tym określeniu oraz w pewnym dowodzie Arystotelesa, jaki Cycero uwiecznił w I księdze „O naturze bogów”, zawiera się wyjaśnienie przyczyny, dla której ludzie uwierzyli w legendarną salamandrę. Sycylijski lekarz Empedokles z Agrygentu sformułował tezę o czterech „korzeniach wszechrzeczy”, których niezgodności i zgodności, powodowane przez Miłość oraz Niezgodę, tworzą historię Wszechświata. Nie ma śmierci, są tylko cząstki „korzeni”, czyli - według Rzymian -żywiołów, których nie można ze sobą pogodzić. Oto one: ogień, ziemia, powietrze i woda. Są wieczne i żaden nie jest silniejszy od drugiego. Teraz wiemy (wydaje nam się, że wiemy), iż ta doktryna jest fałszywa, ale ludzie wysoko ją ocenili i panuje powszechne przekonanie, że dala rozmaite korzyści. „Cztery żywioły, które tworzą i utrzymują świat, a które przetrwały w poezji i ludowej wyobraźni, mają swoją długą i chwalebną historię” - pisał Theodor Gomperz. System ten zakładał równość owych elementów. Skoro istnieją zwierzęta lądowe i wodne, muszą istnieć i zwierzęta ognia. Istnienie salamander było potrzebne dla zachowania godności nauki. W innym miejscu przedstawiamy to, co Arystoteles pisze o zwierzętach powietrznych.

Leonardo da Vinci jest zdania, że salamandra żywi się ogniem, który również służy jej do zmiany skóry.

Satyrowie

Grecy nazywali ich satyrami, Rzymianie faunami, Panami lub Sylenami. Od pasa w dół były to kozły, tors zaś, ramiona i głowę miały owłosione, ale ludzkie. Miały różki na czole, szpiczaste uszka i haczykowaty nos. Były lubieżne i rozpijaczone. Towarzyszyły Bakchusowi w czasie jego radosnej wyprawy na podbój Indii. Robiły zasadzki na nimfy; uwielbiały taniec i dźwięki fletu. Wieśniacy otaczali te istoty czcią, składając im w darze płody rolne, a także owce.

Jeden z tych pomniejszych bożków został zaskoczony podczas snu w pewnej tesalskiej jaskini przez legionistów Sulli, którzy zaprowadzili go do swego wodza. Wydawał on jakieś nieartykułowane dźwięki i był tak odrażający, że Sulla kazał natychmiast odesłać go z powrotem w góry.

Wspomnienie o satyrach przetrwało w średniowiecznych podobiznach diabłów.

Scylla

Zanim stała się potworem, zamienionym później w skałę, Scylla była nimfą, w której zakochał się bóg Glaukos. Szukał on pomocy u Circe, słynącej ze znajomości ziół i magii. Niestety, sama Circe zakochała się w Glaukosie, a ponieważ nie mógł on zapomnieć Scylli, zatruła źródło, w którym tamta zwykła się kąpać. Przy pierwszym zetknięciu z wodą dolna część ciała Scylli przekształciła się w szczekające psy. Wyrosło jej dwanaście nóg, wszystkie niekształtne, i sześć szkaradnych głów, każda z potrójnym rzędem zębów.

Ta metamorfoza tak ją przeraziła, że rzuciła się w wody cieśniny dzielącej Italię od Sycylii, a bogowie przemienili ją w skałę. Podczas burzy płynący żeglarze do dziś słyszą wycie fal uderzających o skałę.

Tę legendę znaleźć można u Homera, Owidiusza i Pauzaniasza.

Sfinks

Sfinks z posągów egipskich (zwany przez Herodota androsfmksem w odróżnieniu od Sfinksa greckiego) jest leżącym lwem z głową ludzką; przypuszcza się, że wyobrażał on władzę królewską i pilnował grobów oraz świątyń. Inne sfinksy na ulicach Karnaku mają głowę barana, świętego zwierzęcia Amona. Sfinksy na pomnikach asyryjskich są brodate i ukoronowane; jest to zresztą wizerunek popularny na gemmach perskich. Pliniusz w swym katalogu zwierząt etiopskich umieszcza również sfinksy, ale mówi o nich niewiele, zaznacza tylko, że mają brązową sierść i dwie sutki na piersiach.

Grecki Sfinks ma kobiecą głowę i piersi, skrzydła ptaka, tułów zaś i łapy lwa. Niektórzy obdarzają go ciałem psa i ogonem węża. Mówi się, że wyludniał okolice Teb, zadając ludziom zagadki (miał bowiem głos ludzki) i pożerając tych, którzy nie umieli ich rozwiązać. Edypa, syna Jokasty, zapytał: ,Jaka istota ma cztery nogi, dwie nogi lub trzy nogi, a im więcej ich ma, tym jest słabsza?” Edyp odparł, że to człowiek, który jako niemowlę raczkuje, jako dorosły chodzi na dwóch nogach, jako starzec podpiera się laską. Gdy zagadka została rozwiązana. Sfinks rzucił się w przepaść.

Około 1849 roku De Quincey zaproponował inną interpretację, mogącą uzupełnić tamtą, tradycyjną. Podmiotem zagadki, jego zdaniem, jest nie tyle człowiek w ogóle, ile sam Edyp, bezradny i osierocony na początku życia, w wieku męskim samotny, a jako ślepy starzec wspierający się na ramieniu Antygony.

Simurg

Simurg to nieśmiertelny ptak, mający gniazdo na drzewie wiadomości. Burton porównuje go ze skandynawskim orłem, który według Eddy Młodszej zna wiele rzeczy, a gnieździ się na gałęziach Drzewa Wszechświata - Yggdrasil.

W „Thalabie” Southeya (1801) i w „Kuszeniu świętego Antoniego” Flauberta (1874) jest mowa o ptaku Simorg Anka; Flaubert ogranicza jego pozycję do sługi królowej Saby (Bilkis) i opisuje go jako ptaka o opalizującym, pomarańczowym upierzeniu, o ludzkiej głowie, czterech skrzydłach, szponach sępa i olbrzymim pawim ogonie. W źródłach oryginalnych Simurg jest o wiele potężniejszy. W „Księdze królewskiej” Ferdousiego, która zbiera i wersyfikuje dawne legendy irańskie, Simurg jest przybranym ojcem Żalą, ojca bohatera poematu. Farid al-Din Attar w XIII wieku podnosi go do rangi symbolu lub też wizerunku bóstwa, co odbywa się w „Mantiq al-Tayr” (Rozmowie ptaków). Treść tej alegorii, złożona z około czterech i pół tysiąca dwuwierszy, jest zadziwiająca. Przebywający daleko król ptaków Sirnurg gubi gdzieś w Chinach jedno ze swych przepięknych piór; ptaki zmęczone panującą anarchią postanawiają go odszukać. Wiedzą, że imię ich króla znaczy „trzydzieści ptaków”. Wiedzą, że jego zamek leży na górze czy też w łańcuchu górskim Kaf, które otaczają Ziemię. Z początku niektóre ptaki się boją: słowik wyżalą się ze swej miłości do róży, papuga opisuje swą piękność, przez którą znajduje się w klatce; przepiórka nie może żyć bez gór, czapla bez bagien, a sowa bez ruin. Wreszcie decydują się na swą niebezpieczną przygodę; przelatują ponad siedmioma dolinami (albo morzami):

przedostatnia nazywa się Zamęt, ostatnia - Unicestwienie. Wiele z tych skrzydlatych pielgrzymów ucieka; inne giną podczas przeprawy. Trzydzieści, oczyszczonych przez cierpienia, dociera do góry Simurga. Wreszcie go widzą: przekonują się, że one same są Simurgiem, że Simurg to każdy z nich i wszystkie razem.

Kosmograf al-Qaswini w swych „Cudach stworzenia” stwierdza, że Simorg Anka żyje tysiąc siedemset lat, a kiedy jego syn podrasta, ojciec podpala stos i umiera na nim. Zdaniem Lane'a przypomina to legendę o Feniksie.

Słoń, który przepowiedział narodziny Buddy

Na pięćset lat przed erą chrześcijańską królowa Nepalu Maja śniła, że Biały Słoń ze Złotej Góry wchodzi w jej ciało. Ów oniryczny zwierz posiadał sześć kłów, odpowiadających sześciu hinduskim miarom przestrzeni: góra, dół, tył, przód, lewa i prawa. Królewscy astrologowie przepowiedzieli, że Maja urodzi dziecię, które będzie cesarzem ziemskim i odkupicielem rodzaju ludzkiego. Jak wiadomo, sprawdziło się to drugie proroctwo.

W Indiach słoń jest zwierzęciem domowym. Biel wyraża pokorę, liczba sześć zaś jest liczbą świętą.

Smok chiński

Kosmogonia chińska uczy, że dziesięć tysięcy archetypów (świat) rodzi się z połączenia dwóch pierwiastków komplementarnych i wiecznych: yin i yang. Do yin należą: skupienie, ciemność, pasywność, liczby parzyste i zimno; do yang: rośniecie, światło, aktywność, liczby nieparzyste i ciepło. Symbolami yin są: kobieta, ziemia, kolor pomarańczowy, doliny, dorzecza rzek i tygrys, symbolami yang: mężczyzna, niebo, błękit, góry, kolumny i smok.

Smok chiński, lung, jest jednym z czworga magicznych zwierząt. (Oto pozostałe: jednorożec, Feniks, żółw). Smok zachodni jest w najlepszym wypadku przerażający, w najgorszym śmieszny. Natomiast tradycyjny chiński lung obdarzony jest boskością i jest aniołem, będąc jednocześnie lwem. Tak więc we „Wspomnieniach historycznych” Syma C'iena czytamy, że Konfucjusz, porozumiawszy się w tych kwestiach z filozofem Lao-cy, ogłosił, co następuje:

Ptaki latają, ryby pływają, zwierzęta biegają. Ten, kto biega, może wpaść w pułapkę, ten, kto pływa, w sieć, tego, kto fruwa, może dosięgnąć strzała. Ale oto mamy Smoka. Nie wiem, jak galopuje na wietrze ani jak dostaje się do nieba. Dziś widziałem Lao-cy i mogę rzec, że widziałem Smoka.

Smok lub też koniosmok wynurzył się z Żółtej Rzeki i wyjawił cesarzowi słynny wykres kolisty symbolizujący wzajemną grę yin i yang. Pewien król trzymał w stajniach smoki pod siodło i smoki pociągowe. Inny żywił się smokami i jego panowanie było nader szczęśliwe. Pewien wielki poeta, ażeby zilustrować niebezpieczeństwa, jakie czyhają na ludzi wybitnych, napisał: „Jednorożec kończy jako wędlina, smok jako pasztet mięsny”.

W „I Cing” (Księdze Przemian) smok oznacza mędrca.

Przez wieki smok był emblematem cesarskim. Tron cesarza byt tronem smoka; jego twarz - twarzą smoka. Zamiast powiedzieć, że cesarz zmarł, mówiło się, iż wzniósł się do nieba na smoku.

Fantazja ludowa kojarzy smoka z chmurami, z upragnionym przez rolników deszczem i z wielkimi rzekami. „Ziemia łączy się ze smokiem” - brzmiało popularne powiedzenie oznaczające deszcz. Około VI wieku Czang Seng-ju wykonał malowidło ścienne, na którym figurowały cztery smoki. Widzowie krytykowali, że nie namalował im oczu. Czang, zmartwiony, chwycił za pędzel i uzupełnił dwa ze swych dziwacznych malowideł. A wtedy „w powietrzu rozległ się grzmot, mur pękł, a smoki wstąpiły do nieba. Tylko pozostałe smoki, te pozbawione oczu, zostały na swoim miejscu”.

Smok chiński ma rogi, pazury, łuski, a jego grzbiet jest najeżony kolcami. Zazwyczaj przedstawia się go z perłą, którą łyka lub którą wypluwa. W tej perlę skupia się jego potęga. Bez niej byłby bezsilny.

Czuang-cy opowiada nam o pewnym wytrwałym człowieku, który po trzyletnim okresie ćwiczeń opanował sztukę zabijania smoków, ale do końca swoich dni nie znalazł okazji, by wcielić zamiar w czyn.

Smok wschodni

Smok może przybierać rozmaite, trudne do przewidzenia kształty. Na ogół przedstawiany jest jako stwór mający końską głowę, ogon węża, wielkie skrzydła i cztery czteroszponiaste łapy. Mówi się przy tym, iż jest on kompozycją dziewięciu stworzeń: ma jelenie rogi, łeb wielbłąda, ślepia demona, szyję węża, brzuch mięczaka, łuski ryby, szpony orła, łapy tygrysa i uszy wołu. Niektóre smoki, pozbawione uszu, słyszą za pomocą rogów. Zazwyczaj przedstawia się smoka z zawieszoną na szyi perłą, będącą symbolem słońca. W tej perle tkwi siła smoka. Pozbawiony perły staje się nieszkodliwy.

Historia przypisuje smokowi ojcostwo pierwszych cesarzy. Jego kości, zęby i ślina mają właściwości lecznicze. Zależnie od swej woli może być widzialny lub niewidzialny. Wiosną ulatuje w niebiosa, jesienią schodzi w głąb wód. Niektóre smoki nie mają skrzydeł i latają siłą własnego napędu. Nauka rozróżnia wiele gatunków smoków. Niebiański nosi na grzbiecie palące bóstw, którym nie pozwala spaść na ziemię; boski przynosi potrzebne ludziom wiatry i deszcze; ziemski wyznacza bieg strumieni i rzek; podziemny pilnuje ukrytych skarbów. Buddyści twierdzą, że smoki są równie liczne jak ryby w koncentrycznych morzach; w jakiejś części wszechświata istnieje święta cyfra, określająca dokładną ich liczbę. Lud chiński wierzy w smoki bardziej niż w jakiekolwiek inne bóstwa, albowiem bardzo często widzi je w przepływających chmurach. Szekspir również zauważył, że bywają chmury w kształcie smoka (sometimes we see a cloud lhat's dragonish).

Smok włada górami, występuje w geomancji, mieszka w sąsiedztwie grobów, łączy się z kultem Konfucjusza, jest Neptunem mórz i pojawia się na stałym lądzie. Królowie smoków morskich zamieszkują wspaniałe podwodne pałace, a ich pożywieniem są opale i perły. Takich królów jest pięciu: jeden centralny, a pozostali w czterech stronach świata. Mają po sześć tysięcy metrów długości, a kiedy zmieniają pozycję, walą się góry. Smoki te pokryte są zbroją z żółtej łuski. Pod pyskiem mają brody, łapy i ogony owłosione, ślepia płonące, uszy grube i małe, paszczę zawsze otwartą, jęzor szeroki, zęby szpiczaste. Ich wrzący oddech cuchnie rybami, które smażą się w wyziewach ich ciał. Kiedy wynurzają się na powierzchnię oceanów, tworzą się wiry i szaleją tajfuny; gdy unoszą się w powietrze, wzniecają burze, rujnują domy i miasta oraz zatapiają pola. Są nieśmiertelne, a porozumiewają się ze sobą bez względu na odległość i bez słów. W trzecim miesiącu kalendarzowym składają władzom niebieskim doroczny raport.

Smok zachodni

Sterczący gruby wąż z pazurami i skrzydłami to może najwierniejszy wizerunek smoka. Może być czarny, ale musi jaśnieć; musi również zionąć ogniem i dymem. Powyższe odnosi się naturalnie do dzisiejszego smoka. Grecy określali tą nazwą każdego większego gada. Zdaniem Pliniusza smok lubi latem popijać krew słonia, która jest bardzo zimna. Atakuje go nagle, owija mu się koło szyi i wbija weń zęby. Wykrwawiony słoń pada na ziemię i umiera; umiera i smok, przytłoczony ciężarem przeciwnika. Czytamy również, że smoki z Etiopii w poszukiwaniu lepszego pożywienia zwykły przechodzić przez Morze Czerwone do Arabii. Ażeby dokonać tego wyczynu, kilka smoków obejmowało się, tworząc coś w rodzaju tratwy, tylko głowy wystawały im ponad wodę. Inny rozdział poświęcony jest lekarstwom pochodzącym od smoka. Czytamy w nim, że z jego oczu, wydłubanych i utartych z miodem, przyrządza się skuteczną miksturę przeciw złym snom. Tłuszcz z serca, zawinięty w skórę gazeli i przywiązany do ciała za pomocą ścięgien jelenia, zapewnia powodzenie w sytuacjach konfliktowych; w ten sam sposób noszone na ciele zęby smocze sprawiają, że właściciele niewolników są wyrozumiali, a królowie łaskawi. Z niejakim sceptycyzmem mówi się w tekście o pewnej miksturze, dzięki której człowiek staje się niezwyciężony. Robi się ją z sierści i szpiku lwa zmieszanych z pianą konia, który dopiero co wygrał wyścig, z pazurami psa oraz z ogonem i łbem smoka.

Z XI księgi „Iliady” można się dowiedzieć, że na puklerzu Agamemnona widniał szafirowy trzygłowy smok; w wiele wieków później piraci skandynawscy malowali na swych puklerzach smoki i rzeźbili ich łby na dziobach statków. W Rzymie smoki były insygniami kohort, podobnie jak orły - legionów. Stąd pochodzi nazwa dragoni. Na sztandarach germańskich królów Anglii umieszczano smoki; miały one siać postrach wśród wrogów. Tak więc w „Balladzie Attisa” czytamy:

Ce souloient Romains porter, Ce nousfait moult d redouter.

Na Zachodzie zawsze uważano smoka za coś złego. Klasycznym wyczynem bohaterów (Heraklesa, Sigurda, archanioła Michała, świętego Jerzego) byto pokonanie go i zabicie. W mitach germańskich smok pilnuje rzeczy drogocennych. Tak więc w eposie „Beowulf, spisanym w Anglii około VIII wieku, występuje smok, przez trzysta lat strzegący skarbu. Zbiegły niewolnik wkrada się do jego pieczary i porywa dzban. Smok się budzi, zauważa kradzież i zabija złodzieja; od tej pory dość często schodzi do pieczary, by sprawdzić, czy dzban jest na miejscu. (Zachwycającym pomysłem poety jest przypisanie potworowi tej tak ludzkiej niepewności). Smok zaczyna niszczyć królestwo; Beowulf znajduje go, wyzywa i zabija.

Ongiś ludzie wierzyli w istnienie smoka (w XVI wieku wzmiankuje o nim „Historia Animalium” Conrada Gesnera, dzieło o charakterze naukowym), czas znacznie jednak osłabił jego prestiż. Wierzymy w lwa jako w rzeczywistość i jako w symbol, w Minotaura zaś jako w symbol, ale nie jako w rzeczywistość. Smok jest może najbardziej znany, ale również najnieszczęśliwszy z fantastycznych zwierząt. Uważamy go za coś, co jest przeznaczone dla dzieci, więcej, za coś, co przydaje naiwności historiom, w których występuje. Nie należy jednak zapominać, że jest to nowoczesny przesąd, spowodowany zapewne nadmiarem smoków w dziecinnych bajkach. W Objawieniu świętego Jana dwukrotnie mówi się o smoku, „wężu starodawnym, którego zową diabłem i szatanem” (XII, 9). Również święty Augustyn pisze, że diabeł jest lwem i smokiem; lwem dla furii, smokiem dla chytrości. Jung zauważa, że w smoku są wąż i ptak, elementy ziemi i powietrza.

Smok zrodzony z Lewiatana

W owych czasach w lesie nad Rodanem między Aries a Awinionem żył pewien smok, na poły zwierzę, na poły ryba, większy od wołu, szerszy od konia. Uzbrojony w zęby ostre niby sztylety i rogi po dwóch stronach głowy, czatował w wodzie na podróżnych, których zabijał, i na statki, które zatapiał. Przywędrował on Morzem Galacejskim, a został spłodzony przez Lewiatana, najokrutniejszego z okrutnych węży wodnych, oraz potwora imieniem Onager, dość pospolitego w okolicach Galacji.

„Złota legenda”, Lyon 1518

Sobowtór

Wynikającą z inspiracji luster, wód, bliźniąt koncepcję sobowtóra odnajdujemy w mitach wielu narodów. Można przypuszczać, że stąd się wywodzą takie zdania, jak: „Przyjaciel to drugie ja” Pitagorasa lub „Poznaj samego siebie” Platona. W Niemczech używano nazwy Doppelganger, w Szkocji fetch, jako że przychodzi zabierać (to fetch) ludzi na śmierć. Spotkanie z samym sobą jest więc rzeczą złowieszczą. Tragiczna ballada „Ticonderoga” Roberta Louisa Stevensona opowiada nam związaną z tym tematem legendę. Przypomnijmy sobie również przedziwny obraz Rossettiego „How they met them-selves”, gdzie dwoje kochanków spotyka samych siebie w lesie o zmroku. Można by przytaczać analogiczne przykłady z Hawthorne'a, Dostojewskiego, Alfreda de Musseta.

Natomiast dla Żydów spotkanie sobowtóra nie było oznaką zbliżającej się śmierci. Sądzili, że osiąga się w ten sposób moc prorokowania. Tak przynajmniej tłumaczy to Gerszom Scholem. W Talmudzie mowa jest o człowieku szukającym Boga, który spotyka samego siebie.

W opowiadaniu „William Wilson” Poego sobowtórem jest sumienie bohatera. Zabija je i sam umiera. W poezjach Yeatsa sobowtórem jest nasz rewers, coś przeciwnego, coś, co nas uzupełnia, coś, czym nie jesteśmy ani nie będziemy.

Plutarch pisze, że Grecy „drugim ja” nazywali wysłannika króla.

Squonk (Lacrimacorpus dissolvens)

Strefa wpływów Squonka jest ściśle ograniczona. Poza Pensylwanią mało ludzi o nim słyszało, jakkolwiek mówi się, że jest on dość pospolity w cykutowych lasach tego stanu. Squonk jest raczej oschły, podróżuje przeważnie o zmroku. Skóra, pełna kurzajek i pieprzyków, nie jest dobrze dopasowana. Eksperci twierdzą, że jest najnieszczęśliwszym ze wszystkich zwierząt. Nietrudno go wytropić, bo ciągle płacze i zostawia za sobą ślady łez. Kiedy go otaczają i nie może uciec albo kiedy go zaskakują i straszą, tonie dosłownie we łzach. Łowcy squonków mają najłatwiejsze zadanie podczas chłodnych księżycowych nocy, gdy łzy płyną wolno, zwierzę nie ma ochoty się poruszać, a szloch jego dochodzi spod ciemnych krzaczków cykuty. Pan J. W. Wentling, pochodzący z Pensylwanii, obecnie zamieszkały w St. Anthony Park w stanie Minnesota, miał smutne doświadczenie z pewnym squonkiem nieopodal Mont Alto. Pocieszył go i namówił, by wszedł do worka, po czym zabrał do domu; w pewnej chwili worek stał się lekki, a płacz ucichł. Wentling otworzył worek: były w nim tylko łzy i bąbelki.

William T. Cox „Fearsome Creatures of the Lumberwoods” Washington 1910

Stugłowiec

Stugłowiec to ryba stworzona przez karmę złośliwych słów wymawianych podczas nieskazitelnego skądinąd życia. Jedna z chińskich biografii Buddy mówi, że kiedyś spotkał on rybaków ciągnących sieć. Po wielkich trudach wytaszczyli na brzeg kolosalnego potwora w kształcie ryby z jedną głową małpy, drugą głową psa, trzecią konia, czwartą lisa, piątą świni, szóstą tygrysa, i tak dalej aż do stu. Budda zapytał go:

- Czy jesteś Kapilą?

- Tak, jestem Kapilą - odparto sto głów jednocześnie, zanim skonały.

Wtedy Budda wytłumaczył uczniom, że w poprzednim wcieleniu Kapila był braminem, który wstąpił do zakonu, gdzie przewyższał wszystkich znajomością świętych tekstów. Czasami jego bracia mylili się w interpretacjach, a wtedy Kapila wyzywał ich od głów małpich, oślich i tak dalej. Kiedy umarł, karma owych połączonych przekleństw dała mu drugie istnienie wodnego potwora obciążonego tymi wszystkimi głowami, które przypisywał wcześniej swym towarzyszom.

Stworzenia termiczne

Wizjoner i teozof Rudolf Steiner (1861-1925) miał objawienie, że nasza planeta, zanim się stała tą Ziemią, jaką znamy, przeżyła okres słoneczny, przedtem zaś okres Saturna. Obecnie człowiek składa się z ciała fizycznego, z ciała eterycznego, z ciała astralnego i z „ja”. W początkach okresu Saturna był wyłącznie ciałem fizycznym. Ciało to nie było ani widoczne, ani namacalne, jako że w owej epoce nie było na Ziemi ciał stałych, płynnych ani też gazów. Były tylko stany cieplne, formy termiczne. Rozmaite kolory określały w przestrzeni kosmicznej regularne i nieregularne figury. Każdy człowiek, każda istota była stworzona ze zmiennych temperatur. Według opinii Steinera ludzkość z epoki saturniańskiej była ślepym, głuchym i niewyczuwalnym dotykiem zbiorem dających się wyraźnie odczuć stanów ciepła i zimna. „Dla badacza ciepło nie jest niczym innym, jak substancją jeszcze mniej uchwytną niż gaz” - czytamy w jego dziele „Die Geheim-wissenschaft im Umriss” („Wiedza tajemna”).

Przed okresem słonecznym duchy ognia, czyli archanioły, ożywiały ciała owych „ludzi”, którzy zaczynali błyszczeć i lśnić.

Czy Steinerowi wyśniło się to wszystko? Czy wyśniło mu się dlatego, że kiedyś, w głębinach czasu, rzeczywiście istniało? Z pewnością jest to bardziej zdumiewające niż demiurgowie, węże i byki z innych kosmogonii.

Sylfidy

Każdemu z czterech elementów czy też żywiołów, na jakie Grecy podzielili materię, odpowiadał później jakiś duch. W dziele Paracelsusa, alchemika i lekarza szwajcarskiego z XVI wieku, figurują cztery zasadnicze duchy: gnomy ziemskie, nimfy wodne, salamandry ogniste i sylfidy powietrzne. Nazwy te są pochodzenia greckiego. Littre zająt się poszukiwaniem etymologii słowa „sylfida” w językach celtyckich, ale nie jest prawdopodobne, by Paracelsus mógł znać te języki czy bodaj nawet podejrzewać ich istnienie.

Dziś nikt już nie wierzy w sylfidy; nadal jednak mówi się „sylfida” o wysmukłej, pełnej gracji kobiecie; jest to rodzaj pospolitego komplementu. Sylfidy plasują się pomiędzy istotami materialnymi i niematerialnymi. Trafiły do poezji romantycznej i do baletu.

Syreny

Wraz z upływem czasu zmienia się powierzchowność syren. Ich pierwszy historyk, Homer, pisząc o nich w XII księdze „Odysei”, nie mówi nam, jak wyglądały. Dla Owidiusza byty to ptaki o czerwonawym upierzeniu i twarzach dziewic. Dla Apoloniusza z Rodos - od pasa w górę kobiety, od pasa w dół ptaki morskie. Dla mistrza Tirso de Moliny (i dla heraldyki) „pół kobiety, pół ryby”. Nie mniej dyskusyjny jest ich gatunek. W klasycznym słowniku Lempriere'a są określone jako nimfy, u Ouicherata jako potwory, u Grimala jako demony. Mieszkają na jakiejś zachodniej wyspie, nieopodal wyspy Circe, ale zwłoki jednej z nich, Partenopy, zostały znalezione w Kampanii i dały nazwę stawnemu miastu, obecnie znanemu jako Neapol, a geograf Strabon widział jej grób i był świadkiem obrzędów, które się tam co jakiś czas odbywają w celu uczczenia jej pamięci.

„Odyseja” (XII) mówi, że syreny kusiły, a potem gubiły żeglarzy i że Ulisses, aby nie ulec ich śpiewowi, zatkał wioślarzom uszy woskiem, sam zaś kazał przywiązać się do masztu. Chcąc go zwabić, syreny obiecały mu wszechwiedzę:

Nikt bowiem tu nie przepłynie na czarnym okręcie, póki z naszych ust nie posłyszy słodkiej pieśni. A kto się nią nacieszy, odjeżdża mądrzejszy, bo wszystko wiemy - i co z woli bogów wycierpieli Argiwi na równinie trojańskiej, co się dzieje na całej ziemi żywiącej rzesze.

Apollodor opowiada w swojej „Bibliotheke”, że śpiew Orfeusza na statku Argonautów był słodszy od śpiewu syren, wobec czego rzuciły się one w morze, gdzie zostały zamienione w skały, wyrocznia bowiem nakazywała im umrzeć, gdyby ktokolwiek nie uległ ich czarom. Podobnie Sfinks runął w przepaść, kiedy rozwiązano jego zagadkę.

W VI wieku w północnej Walii porwano syrenę i ochrzczono ją imieniem Murgen. Inna, w 1403 roku, przesmyknęła się przez szczelinę w grobli i zamieszkała w Haarlem, gdzie pozostała aż do śmierci. Nikt jej nie rozumiał, ale nauczono ją tkać, poza tym - jakby wiedziona instynktem - uwielbiała krzyż.

Pewien kronikarz z XVI wieku dowodził rozsądnie, że skoro umiała tkać, nie mogła być rybą, ale skoro mogła żyć w wodzie, to również nie mogła być kobietą. Język angielski odróżnia klasyczną syrenę (si-ren) od syreny z rybim ogonem (mennaid). Na obraz tej ostatniej wpłynęły prawdopodobnie trytony, bóstwa z orszaku Posejdona.

W X księdze „Państwa” Platona osiem syren przewodzi obrotom ośmiu koncentrycznych niebios.

„Syrena: domniemane zwierzę morskie” - czytamy w brutalnie szczerym słowniku.

Szaraczki

Ludziki życzliwe i uprzejme, w kolorze szaroburym, od czego pochodzi ich nazwa. Nawiedzają szkockie farmy i podczas snu gospodarzy pomagają im w domowych zajęciach. Podobną opowiastkę znaleźć możemy w jednej z bajek Grimma.

Sławny pisarz Robert Louis Stevenson twierdzi, że nakłonił swoje szaraczki, by mu pomagały w pisaniu książek. Podczas snu podsuwały mu one najfantastyczniejsze pomysły: na przykład niesamowite przeobrażenie doktora Jekylla w demonicznego mister Hyde'a albo ów epizod z „Olalli”, kiedy młody człowiek ze starego hiszpańskiego rodu odgryza rękę swojej siostrze.

Świnia w okowach

Na stronie 106 słownika folkloru argentyńskiego Felixa Colluccio („Diccionario Polklórico Argentino”, Buenos Aires 1950) czytamy:

Na północ od Cordoby, a zwłaszcza w Quilinos, krążą pogłoski o skowanej świni, która pojawia się przeważnie w godzinach nocnych. Ludzie mieszkający w pobliżu stacji kolejowych mówią, że zazwyczaj ślizga się po torach kolejowych lub przesuwa po drutach telefonicznych, robiąc iście piekielny hałas swymi łańcuchami. Nikt, niestety, jej nie widział, bo gdy tylko zaczyna się jej szukać, natychmiast znika.

Talos

Żywe istoty z metalu lub kamienia stanowią jeden z najbardziej frapujących gatunków zoologii fantastycznej. Przypomnijmy sobie wściekłe byki z brązu, które zionęły ogniem i które Jazon, dzięki magicznym sztuczkom Medei, zdołał zaprząc do pługa; psychologiczną statuę Condillaca z wrażliwego marmuru; miedzianego bosmana z „Księgi tysiąca i jednej nocy”, z ołowianą tabliczką na piersiach, pełną napisów i talizmanów, co ocalił trzeciego żebraka - królewskiego syna, gdy ten wraz z koniem został zepchnięty z Góry Magnetycznej; dziewczęta „z łagodnego srebra i szalonego złota” przez boginkę z mitologu Williama Blake'a schwytane w jedwabną sieć, ku rozkoszy jej kochanka; metalowe ptaki, które wykarmiły Aresa; oraz Talosa, strażnika Krety. Niektórzy uważają tego olbrzyma za dzieło Wulkana lub Dedala. Apoloniusz z Rodos mówi o nim w swej „Argonautyce” (IV, 1838-1848), stwierdzając, że był ostatnim potomkiem rasy istot z brązu.

Trzy razy dziennie Talos obchodził wybrzeża Krety, ciskając głazami w tych, co usiłowali przybić do wyspy. Rozgrzany w ogniu do czerwoności chwytał przyjezdnych w śmiertelny uścisk. Jedynym jego czułym miejscem była pięta. Za poduszczeniem czarodziejki Medei Dioskurowie, Kastor i Polluks, zadali mu śmierć.

Tao T'ieh

Zarówno poeci, jak i mitologia nie wiedzą o nim nic, ale każdy z nas odkrył kiedyś dla siebie T'ao T'ieha na kapitelu jakiejś kolumny, w środku jakiegoś fryzu, i poczuł niepokój. Pies, który pilnował stada trzygłowego i trzybarkowego Geryona, sam miał dwie głowy, choć jedno ciało, i na szczęście został zabity przez Heraklesa.

T'ao T'ieh jest zbudowany na odwrót, ale jeszcze straszniejszy: jego olbrzymi łeb łączy się z dwoma korpusami, jednym z prawej, drugim z lewej strony. Ma sześć nóg, bo przednie obsługują oba ciała, pysk zaś smoka lub tygrysa, a ewentualnie twarz ludzką. Historycy sztuki nazywają go „maską wilkołaka”. Jest to prawdziwe monstrum, którego formą demon symetrii zainspirował rzeźbiarzy, garncarzy i ceramików. Tysiąc czterysta lat przed naszą erą, za panowania dynastii Shang, figurowało już ono na rytualnych brązach.

T'ao T'ieh znaczy: żarłok. Chińczycy malują go na porcelanie stołowej, zalecając w ten sposób umiarkowanie i skromność.

Trolle

W Anglii Walkirie zostały zesłane na wieś i tam przedzierzgnęły się w czarownice. U Skandynawów giganty z dawnej mitologii, które zamieszkiwały Jotunheim i walczyły z bogiem Thorem, zostały zredukowane do nieokrzesanych trollów. W kosmogo-nii rozpoczynającej Eddę Starszą czytamy, że podczas Zmierzchu Bogów giganty wspomagane przez wilka i węża wejdą na tęczę Bifrost, która pęknie pod ich ciężarem i rozbije świat. Trolle w ludowych przesądach to głupie i złośliwe elfy, mieszkające w szczelinach skał lub w rozpadających się chatach. Co nobliwsze mają po dwie lub trzy głowy.

Henrik Ibsen poematem dramatycznym „Peer Gynt” (1867) zapewnił im nieśmiertelność. Ibsen twierdzi, że są one przede wszystkim straszliwie zarozumiałe; myślą lub usiłują myśleć, że ohydny napar, który sporządzają, jest znakomity i że ich jaskinie to pałace. Ażeby Peer Gynt nie zobaczył brzydoty księżniczki, z którą ma się ożenić, chcą wyłupić mu oczy.

Tygrysy annamickie

W wierzeniach annamickich tygrysy lub duchy wcielające się w tygrysy rządzą czterema stronami świata.

Czerwony Tygrys rządzi Południem (będącym u góry mapy); podlegają mu lato i ogień.

Czarny Tygrys rządzi Pomocą; podlegają mu zima i woda.

Błękitny Tygrys rządzi Wschodem; podlegają mu wiosna i roślinność.

Biały Tygrys rządzi Zachodem; podlegają mu jesień i metale.

Ponad tymi Głównymi Tygrysami istnieje jeszcze Żółty Tygrys, który rządzi tamtymi i jest w środku, tak jak cesarz jest w środku Chin, Chiny zaś w środku świata. (Dlatego zwą się one Państwem Środka i zajmują sam środek mapae mundi, którą jezuita, ojciec Ricci, sporządził w końcu XVI wieku ku pouczeniu Chińczyków).

Lao-cy przypisywał Pięciu Tygrysom misję zwalczania demonów. Annamicka modlitwa (tłumaczona na język francuski przez Louisa Cho Chód) błaga je o pomoc. Ten przesąd jest pochodzenia chińskiego; sinologowie mówią o Białym Tygrysie rządzącym daleką krainą zachodnich gwiazd. Chińczycy umieszczają na Południu Czerwonego Ptaka, na Wschodzie Błękitnego Smoka, na Północy Czarnego Żółwia. Jak widać, Annamici zachowali kolory, tyle że spośród różnych zwierząt wybrali tylko tygrysy.

Bhilowie, mieszkańcy środkowych Indii, wierzą w piekło tygrysie. Malajowie mówią o mieście w sercu dżungli, wzniesionym i zamieszkanym przez tygrysy, gdzie stropy zrobione są z ludzkich kości, ściany z ludzkich skór, strzechy z ludzkich włosów.

Uroboros

Ocean to dla nas morze lub system mórz. Ale dla Greków była to rzeka opływająca Ziemię. Wszystkie wody z niej właśnie się wylewały, ona zaś nie miała ani źródeł, ani ujścia. Była również bogiem lub tytanem, może nawet najstarszym, Sen w XIV pieśni „Iliady” mówi bowiem o Oceanie, że „zrodził wszystko, cokolwiek istnieje”. W „Teogonii” Hezjo-da jest ona ojcem wszystkich rzek świata, których jest trzy tysiące; główne z nich to Alfajos i Nil. Zazwyczaj przedstawia się tę rzekę jako starca z falującą brodą; po wiekach ludzkość znalazła wymowniejszy symbol.

Heraklit powiedział, że w obwodzie początek i koniec są tym samym punktem. Amulet grecki z III wieku, znajdujący się w British Museum, daje nam obraz lepiej ilustrujący tę nieskończoność: jest to wąż gryzący własny ogon lub, jak to pięknie wyraził Ezequiel Martinez Estrada, „wąż, który zaczyna się na końcu swego ogona”. Uroboros (ten, co pożera swój ogon) jest naukową nazwą potwora, który często służył jako symbol alchemikom. Jego najbardziej znany opis znajduje się w kosmogonii skandynawskiej. W Eddzie Młodszej (prozaicznej) Snorri Sturiuson pisze, że Loki to ojciec wilka i węża. Wyrocznia przepowiedziała bogom, że te zwierzęta staną się przyczyną upadku Ziemi. Wilk imieniem Fenrir został zakuty w łańcuch powstały z połączenia sześciu tworów wyobraźni: odgłosu kocich stąpnięć, niewieściej brody, korzeni skały, ścięgien niedźwiedzia, oddechu ryby i ptasiej śliny. Węża imieniem Jormungandr „rzucono do morza opływającego Ziemię, gdzie urósł tak dalece, że teraz otacza swym cielskiem całą Ziemię, gryząc własny ogon”.

Na Jótunheim, ziemi olbrzymów, Utgardar-loki wzywa boga Thora, by podniósł jego kota; bóg, wytężywszy wszystkie swe siły, może zaledwie unieść jego jedną łapę: kot jest wężem. Thor został oszukany przez magiczne moce.

Kiedy nadejdzie Zmierzch Bogów, wąż pożre Ziemię, wilk zaś Słońce.

Walkirie

W pierwszych narzeczach germańskich Walkiria znaczy „wybierająca poległych”. Pewne anglosaskie zaklęcie przeciw bólom reumatycznym tak opisuje Walkirie, nie wymieniając jednak ich nazwy;

Hałaśliwe były, och, hałaśliwe, kiedy galopowały po wysokościach.

Zdecydowane na wszystko, gdy galopowały po ziemi. Przepotężne kobiety...

Nie wiemy, jak wyobrażali je sobie Niemcy i Austriacy, w mitologii skandynawskiej są to przepiękne, uzbrojone dziewice. Zazwyczaj przedstawia się je w liczbie trzech.

Wybierały sobie tych, co padli w bitwie, i unosiły ich ze sobą do epickiego raju Odyna, gdzie złoty dach był oświetlony mieczami zamiast lamp. Rycerze od świtu walczyli w tym raju na śmierć i życie, padali, po czym zmartwychwstawali, by wziąć udział w boskim bankiecie, na którym częstowano ich mięsem nieśmiertelnego dzika i podawano im rogi pełne nie wyczerpującego się pitnego miodu.

Pod rosnącym wpływem chrześcijaństwa nazwa Walkirii zmieniła sens; pewien sędzia w średniowiecznej Anglii kazał spalić nieszczęśliwą kobietę oskarżoną o to, że jest Walkirią, czyli czarownicą.

Wąż ośmiokrotny

Ośmiokrotny wąż z Koshi zajmuje poczesne miejsce w japońskiej kosmogonii. Miał on osiem głów i osiem ogonów, oczy w kolorze ciemnowiśniowym, na grzbiecie sosny i mchy, na czołach choinki. Kiedy pełzł, okrążał osiem dolin i osiem wzgórz, a brzuch jego byt zawsze splamiony krwią. Siedem dziewic, królewskich cór, pożarł w ciągu siedmiu lat, a zamierzał pożreć jeszcze najmłodszą, zwaną Księżniczką Czeszącą Pole Ryżowe. Ocalił ją jeden z bogów, który przybrał imię Dzielny Szybki Gwałtowny Samiec. Rycerz ów wybudował okrągłą drewnianą palisadę o ośmiu wejściach i ośmiu progach. Na każdym progu ustawił baryłkę piwa ryżowego. Ośmiokrotny wąż przypełzł, zanurzył łby we wszystkich ośmiu baryłkach, wypił zachłannie całą zawartość i wkrótce zasnął. Wtedy Dzielny Szybki Gwałtowny Samiec obciął mu wszystkie osiem głów. Z ran popłynęły rzeki krwi. W ogonie węża znaleziono sztylet, który do dziś czczony jest w Wielkim Sanktuarium Atsuty. Wszystko to przydarzyło się na górze, zwanej ongiś Górą Węża, a dziś Górą Ośmiu Chmur. Cyfra osiem jest w Japonii cyfrą świętą i znaczy: wielu. Japońskie banknoty upamiętniają ten fakt i dziś można na nich oglądać śmierć węża.

Chyba nie trzeba dodawać, że wybawca poślubił wybawioną, tak jak Perseusz Andromedę.

W angielskiej wersji kosmogonii i teogonii japońskich („The Sacred Scriptures of the Japanese”, New York 1952) Post Wheeler przypomina analogiczne legendy, a więc grecką o Hydrze, germańską o Fafnerze i egipską o bogini Hathor, którą jeden z bogów upił piwem w kolorze krwi, ażeby uratować ludzi od zagłady.

Włochacz z La Ferte-Bernard

Nad brzegami spokojnie płynącego strumienia Huisne włóczył się w średniowieczu Włochacz (La Velue). Zwierzę to przeżyło potop, chociaż nie znalazło się w arce Noego. Było ono wielkości byka, miało głowę węża, okrągły tułów pokryty zieloną sierścią i pełen kolców, których ukłucie powodowało śmierć. Włochacz miał szerokie łapy, podobne do łap żółwia, ogonem zaś w kształcie węża mógł zabijać ludzi oraz inne zwierzęta. Kiedy wpadał w furię, buchał płomieniami, od których zapalały się zbiory. Nocami napadał na chlewy i stajnie. Ilekroć chłopi przedsiębrali wyprawę, by go zgładzić, ukrywał się w wodach Huisne, które wtedy występowały z brzegów, zalewając całe połacie kraju.

Najchętniej pożerał niewinne panienki i dzieci. Wybierał spośród nich dziewczę będące uosobieniem czystości, zwane Owieczką (L'Agnelle). Pewnego razu zaatakował taką właśnie Owieczkę i poszarpaną, skrwawioną, dowlókł do koryta Huisne. Narzeczony nieszczęsnej uciął mu szpadą ogon - jedyne czule miejsce. Potwór zmarł natychmiast. Zabalsamowano go, a zwycięstwo uczczono tańcem przy dźwięku bębnów i piszczałek.

Youwarkee

Saintsbury twierdzi w swoim podręczniku historii literatury angielskiej („Short History of English Literature”), że Youwarkee jest jedną z najbardziej uroczych literackich bohaterek. Pot kobieta, pół ptak lub - jak pisał poeta Browning o swej zmarłej żonie Elizabeth Barrett - pół anioł, pół ptak. Ramiona jej mogą rozpościerać się jak skrzydła, ciało pokrywa delikatny puszek. Mieszka na zagubionej wyspie wśród mórz antarktycznych; tam odkrywa ją i bierze za żonę rozbitek Peter Wilkins. Youwarkee należy do skrzydlatego szczepu Glumsów. Wilkins nawraca małżonkę na wiarę chrześcijańską, a po jej śmierci cudem udaje mu się wrócić do Anglii.

Tę ciekawą historię miłosną opisał Robert Paltock w powieści „Peter Wilkins” (1751).

Zając księżycowy

W plamach na Księżycu Anglicy dopatrują się ludzkich kształtów, parę wzmianek o człowieku księżycowym, the man in the moon, znajduje się w „Śnie nocy letniej”. Szekspir wspomina jego twarz z cierni czy kolców. W końcowych wierszach XX pieśni „Piekła” mowa jest o Kainie i cierniach. Komentarz Tommaso Casiniego przypomina w związku z tym toskańską legendę opowiadającą, jak Pan uwięził Kaina na Księżycu, każąc mu po wsze czasy nosić wiązkę cierni. Inni widzą w Księżycu Świętą Rodzinę. Lugones pisze w swym „Lunario sentimental”:

I jest tam wszystko: Matka Boska z Dzieciątkiem; z boku

święty Józef (niektórzy mają szczęście

i widzą jego laskę); i poczciwy biały osiołek,

który bieży i bieży po księżycowych łąkach.

Chińczycy natomiast mówią o księżycowym zającu. W jednym ze swych poprzednich wcieleń Budda cierpiał głód i zając, chcąc go nakarmić, rzucił się w ogień. W nagrodę Budda wysłał jego duszę na Księżyc, gdzie pod akacjowym drzewem zając ubija w moździerzu magiczne ingrediencje, składające się na eliksir nieśmiertelności. W ludowych wierzeniach z niektórych okolic nazywa się tego zająca lekarzem, drogocennym zającem lub zającem z jaspisu.

Znane jest także wierzenie, że zwykły zając żyje około tysiąca lat i na starość siwieje.

Zaratan

Istnieje opowiadanie, które przemierzyło wszystkie krainy i epoki: opowiadanie o żeglarzach dobijających do nieznanej wyspy, która potem - ponieważ jest żywa - pogrąża się w morzu i zatapia ich. Ten pomysł znajdujemy w pierwszej podróży Sindbada Żeglarza i w VI pieśni „Orlanda szalonego” (Ch'ella sia lina isoletta ci credemo); w irlandzkiej legendzie o świętym Brendanie (Brandanie) i w bestiarium greckim z Aleksandrii; w „Historia de gen-tibus Septentrionalibus” (Roma 1555), napisanej przez szwedzkiego duchownego Olausa Magnusa, i w tym ustępie „Raju utraconego”, gdzie porównuje się Szatana do wielkiego wieloryba, który spokojnie śpi na spienionych falach u brzegów Norwegii (him hap'ly slumbering on the Norwayfoam).

Jest paradoksem, że jedna z najwcześniejszych wersji tej legendy zawiera jej zaprzeczenie. Mówię o „Księdze zwierząt” al-Jahiza, muzułmańskiego zoologa z początków IX wieku, przetłumaczonej na hiszpański przez Miguela Asina Palaciosa:

Co do Zaratana, to nigdy nie spotkałem nikogo, co by go widział na własne oczy. Niektórzy marynarze twierdzą, że czasem zbliżali się do wysp pełnych lasów, dolin i szczelin skalnych, gdzie zapalali wielkie ogniska; kiedy ogień dosięgał grzbietu Zaratana, ów zaczynał obsuwać się w wodę wraz z nimi i całą znajdującą się na nim roślinnością, tak że tylko ci, którzy umieli pływać, zdołali się uratować. Ta opowieść przekracza chyba najbardziej śmiałe i nieprawdopodobne zmyślenia.

Rzućmy teraz okiem na tekst z XIII wieku. Autorem jego jest kosmograf al-Qaswini; jest to wyjątek z dzieła „O cudach stworzenia”. Czytamy w nim:

Żółw morski bywa tak ogromny, że żeglarze biorą go nieraz za wyspę. Oto co opowiadał pewien kupiec:

- Odkryliśmy na morzu wyspę pełną zieleni, dopłynęliśmy do niej, wysiedliśmy i wykopaliśmy w ziemi doły, aby rozpalić ogniska; nagle wyspa poruszyła się, a marynarze krzyknęli: „Na statek! To żółw, co się przebudził od ciepła ogniska, może nas zatopić!”

W „Navigauo Sancti Brandani” historia się powtarza:

...płynęli, aż dopłynęli do owej ziemi, ale jako że w niektórych miejscach były płycizny, w innych zaś wielkie skały, wysiedli na wyspie, która wydała im się bezpieczna, i zapalili ogniska, ażeby ugotować wieczerzę; tylko święty Brandan nie zszedł ze statku. A kiedy ogień już płonął, a mięso było niemal upieczone, wyspa nagle zaczęła się poruszać, przerażeni mnisi prędko pobiegli schronić się na statku, zostawiwszy i ogień, i mięso, pełni zdumienia nad tym, co się stało. Święty Brandan dodał im ducha, mówiąc, że jest to wielka ryba, zwana Jasconye, która dniem i nocą usiłuje ugryźć własny ogon, ale jest zbyt długa i nie może go dosięgnąć .

W anglosaskim bestiarium „Exeter Book” niebezpieczna wyspa jest wielorybem „biegłym w czynieniu zła”, umyślnie zwodzącym podróżnych, którzy zasiadają na jego grzbiecie, chcąc odpocząć po trudach morskich. Niespodziewanie mieszkaniec Oceanu zanurza się, marynarze zaś toną. W bestiarium greckim wieloryb jest przysłowiową nierządnicą („jej nogi zstępują w śmierć, jej zabiegi podtrzymują grób”), w anglosaskim - Diabłem i Złem. To symboliczne znaczenie zostanie utrzymane w „Moby Dicku”, napisanym w dziesięć wieków później.

Zwierzę wyśnione przez Kafkę

Jest to zwierzę o wielometrowym ogonie, przypominającym ogon lisa, podobne do kangura, od którego różni je mała okrągła głowa, mająca w sobie coś ludzkiego, tylko jej zęby wyrażają silę. Czasem mam ochotę złapać zwierzę za ogon, lecz to niemożliwe: jest bowiem w ciągłym ruchu, a ogon kiwa się z boku na bok. Chwilami zdaje mi się, że pragnie mnie tresować. Gdyby tak nie było, w jakim celu wyrywałoby mi ogon, by potem spokojnie czekać, aż zacznę zań łapać, a wtedy znowu odskoczyć.

Franz Kafka, „Hochzeitsvorbereitungen aufdem Lande”, 1953

Zwierzę wyśnione przez C. S. Lewisa

Pieśń stawała się coraz głośniejsza i bliższa, nagle jednak umilkła, gdy Ransom był w gęstwinie takiej, że nie widział nic na odległość jarda. Żywo skoczył do przodu, słysząc chrzęst łamanych gałęzi, ale nie znalazł źródła owych dźwięków. Myślał już o zaniechaniu poszukiwań, lecz melodia zabrzmiała znowu wyraźnie, chociaż nieco dalej. Jeszcze raz zwrócił się we właściwym kierunku, jeszcze raz tajemnicza istota przestała śpiewać i umknęła. Zabawa w chowanego trwała blisko godzinę, lecz ostatecznie uwieńczył ją pomyślny wynik.

Kiedy melodia rozbrzmiewała najdonośniej, mój przyjaciel posuwał się wolno i uważnie. Na koniec, rozgarniając osypane kwiatami gałęzie, zobaczył coś czarnego. Zdwoił środki ostrożności. Stawał bez ruchu, gdy melodia milkła, a kiedy rozbrzmiewała znowu, postępował dalej. Po dziesięciu minutach mógł dokładnie obejrzeć nieznaną istotę, która śpiewała, nie zdając sobie sprawy, iż jest obserwowana.

Czarna, gładka i lśniąca siedziała na zadzie jak pies, ale łopatki jej sięgały wyżej niż ludzka głowa, przednie nogi przypominały młode drzewka, a miękkie, szerokie stopy dorównywały rozmiarami racicom wielbłąda. Wielki, dobrze zaokrąglony brzuch lśnił śnieżną bielą, a nad potężnym karkiem sterczała długa, podobna do końskiej, szyja. Głowa była zwrócona bokiem do widza, paszczęka szeroko otwarta, a w przepastnej gardzieli wzbierała i wibrowała przejmującym trelem niemal widoczna melodia. Mój przyjaciel patrzył jak urzeczony na ogromne, wilgotne oczy i drgające, czujne nozdrza.

Nagle dziwaczne stworzenie umilkło i spostrzegłszy intruza odskoczyło trwożliwie, aby zatrzymać się o kilka kroków dalej. Stało teraz na czterech łapach, niewiele mniejsze od młodego słonia i na psią modłę merdało długim puszystym ogonem. Było to pierwsze ze spotkanych na Perelandrze zwierząt, które zdradzało obawę wobec człowieka. Chociaż właściwie zachowania tego nie należało nazywać obawą. Na głos Ransoma zwierzę podeszło doń, wsunęło aksamitny nos w ludzkie dłonie i pozwoliło się pogłaskać. Niezwłocznie jednak odskoczyło i pochyliwszy długą szyję złożyło głowę na łapach.

Ransom nie potrafił dojść z nim do porozumienia, kiedy więc zniknęło w zaroślach, dał za wygraną i zrezygnował z dalszych starań. Zdawało mu się, że postępując inaczej, uraziłby sarnią płochliwość czarnego śpiewaka, jego subtelną miękkość i wyraźną chęć, aby być i pozostać jedynie dźwiękiem rozbrzmiewającym w najbardziej niedostępnych zakątkach lasów.

Wędrowiec ruszył w dalszą drogę, a po kilku sekundach śpiew odezwał się za nim potężniejszy i jeszcze piękniejszy niż dotąd, jak gdyby radosny pean na cześć odzyskanej samotności...

Istoty te nie mają mleka, a więc potomstwo ich musi ssać samicę innego gatunku. Jest ona duża, piękna i niema. Do pory odstawienia od piersi młode śpiewające zwierzę należy do niej i swawoli z jej małymi. Kiedy jednak dorasta, staje się najdoskonalszym i najbardziej delikatnym spośród stworzeń... Porzuca przybraną matkę, ona zaś podziwia jego śpiew.

C.S. Lewis, „Perelandra”, 1949

Zwierzę wyśnione przez Poego

W „Opowieści Artura Gordona Pyma z Nantucket”, wydanej w 1838 roku, Edgar Allan Poe opisuje zdumiewającą, acz wiarygodną faunę pewnych wysp antarktycznych. W rozdziale XVIII czytamy:

Wyłowiliśmy także krzak pokryty jagodami podobnymi do głogu i zwłoki jakiegoś szczególnego zwierzęcia lądowego. Miało ono trzy stopy długości - a ledwie sześć cali wzrostu - i cztery krótkie łapy zakończone długimi, szkarłatnymi, jak gdyby z koralu, pazurami. Ciało pokryte było długą, jedwabistą, śnieżnobiałą sierścią. Ogon był ostro zakończony jak u szczura i długi na półtorej stopy. Głowa tego zwierzęcia przypominała kocią z wyjątkiem uszu obwisłych jak u psa. Zęby z tej samej szkarłatnej substancji co pazury.

Nie mniej zdumiewająca była woda tych podbiegunowych okolic:

...tak inaczej płynęła niż na całej ziemi, żeśmy się wahali ją pić, podejrzewając, że jest sztucznie zmieniona... Nie wiem, jak mógłbym dać czytelnikowi wyobrażenie o wyglądzie tej cieczy, i nie będę go w tym celu nudził długim opisem. Mimo że z pochyłości spływała tak jak każda inna woda, zwyczajny, jasny i przezroczysty wygląd miała tylko przy bardzo stromych spadkach i kaskadach. Była jednakowoż istotnie znakomicie przezroczysta jak każda inna woda, a różnica leżała tylko w wyglądzie. Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza w miejscach mało pochyłych, robiła wrażenie gęstego roztworu gumy arabskiej w wodzie. To jednak było najmniej dziwne. Woda nie była bezbarwna, ale nie miała też żadnej barwy jednostajnej. Mieniła się w swym biegu wszystkimi odcieniami purpury, podobnie jak jedwabna tkanina... Zaczerpnąwszy... cieczy w naczynie i pozwoliwszy się jej uspokoić, odkryliśmy, że cała ta płynna masa składa się z ogromnej ilości rozmaitych żyłek, z których każda miała inny odcień. Żyłki te nie mieszały się ze sobą, choć cząsteczki łatwo się spajały.

Po przesunięciu ostrza noża w poprzek żyłek woda zamykała się natychmiast po wyjęciu stali, tak jak każda inna, i nie można było spostrzec śladu manipulacji. Gdy jednak ostrze weszło pomiędzy dwie żyłki, pozostawała po wyjęciu noża wyraźna szczelina, niknąca dopiero po niejakim czasie.

Zwierzęta kuliste

Kula jest najbardziej jednolitym ciałem stałym, ponieważ odległość każdego punktu jej powierzchni od środka jest taka sama. Dlatego właśnie, a również dlatego że wiruje ona wokół własnej osi, nie zmieniając miejsca, Platon („Timajos” 33) pochwalił decyzję Demiurga, który nadał Ziemi kształt kuli. Platon sądził, iż Ziemia jest istotą żyjącą, a w „Prawach” (898) stwierdzał, że planety i gwiazdy również są żywe. W ten sposób obdarzył zoologię fantastyczną wielkimi okrągłymi stworzeniami i odsądził od czci i wiary tępych astronomów, bo nie przyjmowali do wiadomości, że wirujący ruch ciał niebieskich jest spontaniczny i dobrowolny.

Ponad pięćset lat później, w Aleksandrii, Orygenes nauczał, że błogosławieni zmartwychwstaną w formie kulistej i tocząc się, trafią do nieba.

W czasach Odrodzenia pomysł nieba jako zwierzęcia powraca u Lucilio Vaniniego; neoplatonik Marsilio Ficino mówi o włosach, zębach i kościach Ziemi, a Giordano Bruno sądzi, że planety to wielkie, spokojne, ciepłokrwiste, obdarzone rozumem zwierzęta o ustalonych obyczajach. W początkach XVII wieku niemiecki astronom Johannes Kepler sprzecza się z angielskim mistykiem Robertem Fluddem o to, kto pierwszy uznał wyższość koncepcji Ziemi jako żyjącego potwora, którego „wieloryb! oddech we śnie i na jawie powoduje przypływy względnie odpływy mórz”. Anatomia, pożywienie, kolor, pamięć i wyobraźnia potwora były przedmiotem studiów Keplera.

W XIX wieku niemiecki psycholog Gustav Theodor Fechner (chwalony przez Williama Jamesa w dziele „A Pluralistic Universe”) raz jeszcze z powagą dziecka rozpatrzył wyżej wymienione idee. Ci, którzy nie wzgardzą przypuszczeniem, że Ziemia, matka nasza, jest organizmem, organizmem wyższego rzędu niż rośliny, zwierzęta i ludzie, powinni przestudiować pobożne stronice Zend-Awesty. Dowiedzą się z nich na przykład tego, że kulisty kształt Ziemi przypomina kształt ludzkiego oka, najszlachetniejszego narządu naszego ciała. I tego, że „jeśli niebo jest domem aniołów, to aniołami są bez wątpienia gwiazdy, bo przecież niebo nie ma innych mieszkańców”.

Zwierzęta lustrzane

W którymś z tomów „Lettres edinantes et curieuses”, jakie ukazywały się w Paryżu w pierwszej połowie XVIII wieku, ojciec Fontecchio z Towarzystwa Jezusowego zapowiadał studium przesądów i ciemnoty mieszkańców Kantonu. W szkicu do tego studium opisywał wiarę w to, że Ryba jest stworzeniem umykającym i połyskliwym, którego nikt nigdy nie złapał, natomiast wielu jakoby widziało je w głębi luster. Ojciec Fontecchio zmarł w 1736 roku, a praca, którą przedsięwziął, pozostała niedokończona; w sto pięćdziesiąt lat później podjął ją Herbert Allen Giles. Według Gilesa wiara w Rybę stanowi część obszerniejszego mitu dotyczącego legendarnej epoki Żółtego Cesarza.

W owych czasach świat luster i świat ludzi nie były, tak jak dzisiaj, całkiem od siebie odcięte. Były natomiast bardzo odmienne; różniły się zamieszkującymi je istotami, barwą, kształtem. Oba królestwa, lustrzane i ludzkie, żyły w zgodzie, wchodziło się i wychodziło przez lustra. Pewnej nocy ludzie z luster zaatakowali Ziemię. Byli bardzo silni, ale w krwawych bojach zwyciężyły magiczne sztuki Żółtego Cesarza. Przepędził on najeźdźców, uwięził ich w lustrach i narzucił im obowiązek powtarzania, niby we śnie, wszystkich ludzkich gestów. Pozbawieni siły i samoistnej powierzchowności, zredukowani zostali do posłusznych odzwierciedleń. Pewnego dnia otrząsną się jednak z magicznego letargu.

Pierwsza zbudzi się Ryba. W głębi lustra dojrzymy delikatną linię, której kolor nie będzie przypominał żadnego innego. Potem zaczną się budzić nowe formy, będą stawały się inne niż my, z czasem przestaną nas naśladować. Przełamią bariery szkła i metalu i tym razem nie zostaną pokonane. Wraz z lustrzanymi istotami będą walczyły istoty z wody.

W Yunnanie mówi się nie o Rybie, lecz o Lustrzanym Tygrysie. Niektórzy przypuszczają, że przed inwazją posłyszymy z głębi luster szczęk broni.

Spis treści

Prolog

A Bao A Qu (A Bao A Qu)

Abtu i Anet (Abtu y Anet)

Amfisbena (La Anfisbend)

Anioły Swedenborga (Los Angeles de Swedenborg)

Antylopy sześcionożne (Los Antiiopes de Seis Patas)

Bahamut (Bahamut)

Baldanders (Baldanders)

Banshee (La Banshee)

Barometz (El Borametz)

Bazyliszek (El Basilisco)

Behemoth (El Behemoth)

Burak (El Burak)

Centaur (El Centaura)

Cerber (El Cancerbero)

Chimera (La Quimerd)

Chronos czy Herakles (Cronos o Herkules)

Czarodziejki (Las Hadas)

Demony judaistyczne (Demonios deljudaismo)

Demony Swedenborga (lms Demonios de Swedenborg)

Dwa stwory metafizyczne (dos animales metafisicos)

Dżiny (Los Yinn)

Elfy (Los El/os)

Eloje i Morioki (Los Eloiy los Morlocks)

Fastitokalon (Fastitocalon)

Fauna chińska (Fauna china)

Fauna Stanów Zjednoczonych (Fauna de los Estados Unidos)

Feniks (L7 ave Femx)

Feniks chiński (El Fenix chino)

Gad wyśniony przez C.S. Lewisa (Un reptii sonado por C.S. Lewis)

Garuda (Garuda)

Gnomy (Los Gnomos)

Golem (El Golem)

Gryf (El Grifo)

Haniel, Kafziel, Azriel i Aniel (Haniel, Kafziel, AzrielyAniel)

Haokah, bóg grzmotu (Haokah, dios del Trueno)

Harpie (Arpias)

Hipogryf (El Hipogrifo)

Hochigan (Hochigan)

Humbaba (Khumbaba)

Hydra lernejska (La Hidra de Lema)

Ichtiocentaury (Ictiocentauros)

Jednorożec (El Unicomio)

Jednorożec chiński (El Unicomio chino)

Jeleń niebiański (El Cieruo Celestial)

Karni (El Karni)

Katoblepas (El Catoblepas)

Kogut niebiański (El Galio Celestial)

Koń morski (El Caballo del Mar)

Kot z Cheshire i koty z Kilkenny (El Gato de Cheshire y los Gatos de Kilkenny)

Kraken (El Kraken)

Krokota i leukrokota (Crocotas y Leucrocotas)

Król ognia i jego koń (Un reydefuego y su caballo)

Kujata (Kuyata)

Lamie (Las Lamias)

Lemury (ims Lemures)

Lilith (Lilith)

Lis chiński (El Zorro chino)

Łamed wownik (Los Lamed Wufniks)

Małpa tuszowa (El Mono de la Tinta)

Mandragora (La Mandragora)

Mantychora (El Manticora)

Matka żółwi (La Madre de las Tortugas)

Mieszaniec (Una cruzd)

Minotaur (El Minotauro)

Monokle, czyli istoty jednookie (Los Monoculos)

Mrówkolew (El Mirmecoledn)

Nagowie (Los Nagas)

Nasnas (El Nesnas)

Nimfy (ims Nimfas)

Niwelator (El Aplanador)

Norny (Las Nomas)

Odradek (Odradek)

Osioł trójnożny (ElAsno de Tres Patos)

Pantera (La Pantera)

Pelikan (El Pelicanó)

Peryci (ElPeritio)

Pigmeje (Los Pigmeos)

Potwór Acheront (El monstruo Aqueronte)

Pożeracz cieni (El Devorador de las Sombras)

Ptak deszczowy (El Pdjaro que causa la Lluvia)

Ptak Rok (El ave Roc)

Remora (Remora)

Salamandra (im. Salamandra)

Satyrowie (Los Sdtiros)

Scylla (Escila)

Sfinks (La Esfinge)

Simurg (ElSimurg)

Słoń, który przepowiedział narodziny Buddy

Smok chiński (El Dragon chino)

Smok wschodni (El Dragon)

Smok zachodni (El Dragon en Occidente)

Smok zrodzony z Lewiatana (El hijo de Leviatdn)

Sobowtór (El Dobie)

Squonk (El Sauonk)

Stugłowiec (El Cień Cabezas)

Stworzenia termiczne (Los Seres Termicos)

Sylfidy (Los Silfos)

Syreny (Sirenas)

Szaraczki (Los Brownies)

Świnia w okowach (Chancha con Cadenas)

Talos (Talos)

T'ao T'ieh (El T'ao-T'ieh)

Trolle (Los Trolls)

Tygrysy annamickie (Los Tigres del Annom)

Uroboros (El Uroboros)

Walkirie (Las Valquiriaś)

Wąż ośmiokrotny (La Octuple Serpiente)

Włochacz z La Ferte-Bernard (La Peluda de la Ferte-Bernard)

Youwarkee (Youwarkee)

Zając księżycowy (La Liebre Lunar)

Zaratan (El Zaratdn)

Zwierzę wyśnione przez Kafkę (Un animal sońado por Kafkd)

Zwierzę wyśnione przez C. S. Lewisa(Un animal sońado por C.S. Lewis)

Zwierzę wyśnione przez Poego (Un animal sońado por Poe)

Zwierzęta kuliste (Animales esfericos)

Zwierzęta lustrzane (Animales de los espejos)

IX,CXXVII, przekład Wojciecha Chróścińskiego, Oliwa 1690 (Przyp. tłum.)

Por. Brunetto Latini, „Skarbiec wiedzy” („O wężu z dwiema głowami”) PIW, Warszawa 1992. (Przyp. red:)

Według Eddy Młodszej osiem nóg miał również koń Odyna. (Przyp. aut.)Meduzy, narodziły się wszystkie węże libijskie: Aspid, Amfisbena, Amodyt i Bazyliszek. Mowa o tym jest w IX księdze „Pharsalii”:

CXXV, przekład Wojciecha Chróścińskiego, Oliwa 1690. (Przyp. tłum.)

Przekład Józefa Bielawskiego, PIW, Warszawa 1986. (Przyp. red.)

„Podbój Peru”, przekład Franciszka Bartkowiaka, PIW, Warszawa 1969. (Przyp. tłum.)

Nawiązanie do postaci Paula Bunyana, legendarnego drwala z folkloru północnoamerykańskiego, który dzięki swej ogromnej sile stworzy} m.in. Wielki Kanion i Góry Skaliste. (Przyp. red.)

„Dzieje”, przekład Seweryna Hammera, Czytelnik, Warszawa 1954. (Przyp. tłum.)

Oba cytaty pochodzą z wydania w przekładzie Krystyny Czyżewskiej-Madajewicz, Mieczystawa Jerzego Kiinstlera i Zdzisława Tiumskiego, Ossolineum, Wrocław 1976. (Przyp. tłum.)

C.S. Lewis, „Perelandra”, 1949 Przekład Tadeusza Jana Dehnela, PAX, Warszawa 1971. (Przyp. tłum.)

Podobnie pisze Schopenhauer: „Na 325 stronie pierwszego tomu <'Zauberbibliothek» Horst w ten sposób streszcza naukę angielskiej wizjonerki Jane Lead: «Ten, kto posiada siłę magiczną, może, zgodnie ze swą wolą, opanowywać i odnawiać królestwo minerałów, roślin i zwierząt, wystarczyłoby więc, aby inni magowie zgodzili się, żeby całe Stworzenie wróciło do rajskiego stanu” („O woli w przyrodzie”, VI). (Przyp. aut.)

Liwa (Loew) ben Becalel. (Przyp. aut.)

Golem”, przekład Antoniego Langego, WL, Kraków 1958. (Przyp. tłum.)

Ten cytat (IV, 8), jak i dwa następne (II, 37 i IV, 4) w przekładzie Piotra Kochanowskiego, wg wydania: Ossolineum, BN, Wroctaw 1965. (Przyp. tłum.)

Przekład Roberta Stiiiera, PIW, Warszawa 1980. (Przyp.tłum.)

Wszystkie cytaty z „Historii naturalnej” Pliniusza w przekładzie Józefa Łukaszewicza, Poznań 1845. (Przyp. tłum.)

Sindbad notabene uważa, że róg nosorożca, przepołowiony, wygląda jak postać ludzka; al-Qaswini twierdzi, że jak człowiek na koniu, inni zaś, że jak ptaki i ryby. (Przyp. aut.)

Przekład Antoniego Langego, Lwów 1907. (Przyp. tłum.)

Przekład Jana Parandowskiego, Czytelnik, Warszawa 1953 (Przyp. tłum.)

Przekład Antoniego Langego, Lwów 1907. (Przyp. tłum.)

Por. „Dzieła wybrane”, 1.1, przekład Elżbiety Ptaszyńskiej-Sadowskiej, PIW, Warszawa 1994. (Przyp. red.)

Przekład Hanny Igalson-Tygielskiej. (Przyp. tłum.)

„Dzieje”, III, przekład Seweryna Hammera, Czytelnik, Warszawa 1954. (Przyp. tłum.)

Por. „Dzieła wybrane”, 1.1, przekład Elżbiety Ptaszyńskiej—Sadowskiej, PIW, Warszawa 1994. (Przyp. red.)

Północna prowincja Persji. (Przyp. aut.)

Przekład Anny Ludwiki Czerny, PIW, Warszawa 1975. (Przyp. tłum.)

Przekład Wiktora Kornatowskiego, PAK, Warszawa 1977. (Przyp. tłum.)

Tak brzmi jakoby najstarsza wersja, z biegiem lat zmieniona w sposób następujący: „Jakie stworzenie chodzi na czterech nogach rano, na dwóch w południe, na trzech wieczorem?” - ta metafora zamyka życie ludzkie w jednym jedynym dniu. (Przyp. aut.)

To nosili Rzymianie, to sprawia, że bardzo się nas boją. (Przyp. aut.)

Por. Jakub de Voragine, „Ztota legenda”, przełożyła Janina Pleziowa, PAX, Warszawa 1983. (Przyp. red.)

Przekład Jana Parandowskiego, Czytelnik, Warszawa 1953. (Przyp. tłum.)

Do tej listy można dodać pewne zwierzę pociągowe: szybkonogiego dzika Guillinbursti, którego imię znaczy „złotoszczecinny”. „To żywe dzieło z żelaza - pisze mitolog Paul Herrmann- wyszło z kuźni zręcznych karzełków, które rzuciły do ognia skórę świni, by wyciągnąć zeń złotego dzika, zdolnego przemierzać ziemię, wodę i powietrze. W najciemniejszą noc na ścieżce, którą on bieży, zawsze jest dość światła”. Guillinbursti ciągnął wóz Frei, skandynawskiej bogini urodzaju, miłości, małżeństwa i płodności. (Przyp. aut.)

Miasto we Francji nad rzeką Huisne. (Przyp. aut.)

Por. hasto „Uroboros”, s. 206 (Przyp. aut.)

Przektad Tadeusza Jana Dehnela, PAX, Warszawa 1971. (Przy p. tłum.)

Przekład Mariana Stemara z tomu „Opowiadania”, Czytelnik, Warszawa 1956. (Przyp. tłum.)

10



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Borges Księga istot zmyślonych
Borges J L Ksiega istot zmyslonych
Borges Księga istot zmyślonych
Jorge Luis Borges Księga istot zmyślonych
Borges Księga istot zmyślonych
Borges Jorge Luis Ksiega istot zmyslonych
Ksiega istot zmyslonych
Borges Księga piasku, Semestr V, Kultura współczesna - konwersatorium
Borges Księga piasku (opowiadania)
Borges Jorge Luis Opowiadania ze zbioru Księga piasku
Borges Jorge Luis Ksiega piasku
Marcin Przybyłek Gamedec 05 1 Czas silnych istot Księga 01
Borges Jorge Luis Księga piasku
Czas silnych istot, księga 1 Marcin Przybyłek ebook

więcej podobnych podstron