Crawford Lillian Pierwsza milosc 2


Lillian Crawford

Pierwsza miłość

Przełożyła Kazimiera Krzysztofiak

1

On już mnie nie pamięta, pomyślała Fiona z uczuciem niemiłego zaskoczenia. W lustrującym ją spojrzeniu Philippe^ można było wyczytać uznanie, ale nic nie wskazywało na to, żeby ją sobie przypominał.

Podniecenie wywołało na jej twarzy lekki rumieniec, kiedy ujrzała go na progu agencji fotomodelek Ireny Lord. W drzwiach musiał pochylić głowę, żeby mimo swych imponujących 195 cm wzrostu zmieścić się w drzwiach.

Niewysoka, ruda sekretarka obrzuciła go krótkim spojrzeniem i stwierdziła: - Myślę, że pan się pomylił. Tu jest piętro drugie, pośrednictwo dla modelek. Modele mężczyźni przyjmowani są piętro wyżej.

Fiona z trudem powstrzymała się od śmiechu, kiedy gość, prostując się do swojej pełnej wysokości, uśmiechnął się do kompletnie zmieszanej młodej kobiety.

- Sądzę, że łaskawa pani jest w błędzie. Czy byłaby pani uprzejma poinformować miss Lord, że chciałby z nią rozmawiać Philippe de la Roche?

Mówiąc te słowa Philippe wyciągnął z kieszeni marynarki wizytówkę ze złotą obwódką i eleganckim gestem podał ją sekretarce.

Rudowłosa sekretarka z przestrachem spojrzała na wizytówkę i zaczerwieniła się tak mocno, że jej cera przybrała barwę niepokojąco podobną do koloru włosów. Podniosła się szybko i mrucząc słowa przeprosin zaprowadziła gościa do szefowej agencji, Ireny Lord.

Fiona współczuła sekretarce. Ktoś, kto po raz pierwszy zobaczył Philippe'a, rzeczywiście łatwo mógł się pomylić. Miał rysy jakby wykute w marmurze i fantastyczną, wspaniałą sylwetkę. Ale każdy, kto przyjrzał mu się bliżej, natychmiast musiał dostrzec w nim pewną kanciastość, świadczącą o zdecydowanie męskim charakterze, jakiego modele z trzeciego piętra w ogóle nie posiadali. Tak, Philippe należał do niesłychanie rzadkiego gatunku - był prawdziwym mężczyzną.

Fiona opanowała się. Drogie dziecko, . powiedziała sobie, powstrzymaj się trochę. Jeśli nadal będziesz tak marzyć, to zrobisz jeszcze jakieś głupstwo. A wtedy wszystko zepsujesz, i to po tak długim okresie starań i wysiłków!

Prawdziwy powód ubiegania się o posadę w najlepszej nowojorskiej agencji fotomodelek był w wypadku Fiony zupełnie różny od tych, jakie mogłyby mieć setki innych kobiet.

Zmierzała tylko do jednego, wykluczającego wszystko inne celu: po tych wszystkich latach pragnęła stanąć naprzeciw Philippe'a de la Roche jako dorosła, piękna i godna pożądania kobieta. Z lektury czasopism wiedziała, że za każdym pobytem w Nowym Jorku Philippe powierzał tej agencji dokonywanie zakupów dla swych aktualnych przyjaciółek. Poza tym Philippe de la Roche był człowiekiem mocno zajętym i cieszył się sławą mężczyzny otaczającego się pięknymi kobietami. A najpiękniejsze dziewczyny świata zatrudniała właśnie miss Lord.

To właśnie jej fotomodelki można było podziwiać na okładkach „Vogue” i „Cosmopolitan”. To właśnie jej dziewczyny towarzyszyły jako doradczynie w sprawach mody arabskim szejkom i greckim armatorom podczas ich krótkich, ale szczegółowo opisywanych przez prasę pobytów w Nowym Jorku.

Fiona z ogromną determinacją przygotowywała się do zawodu fotomodelki. Nie chciała stać się jedną z wielu, lecz supergwiazdą, a to znaczyło, że musiała być nie tylko piękna, lecz również elegancka i reprezentować własny, wyrazisty styl.

Chociaż natura wyposażyła ją w wielkie zalety - kręcone, jasne włosy, oryginalną, owalną twarz, cerę bez skazy i zgrabną figurę - kosztowało ją to wiele wysiłku. Musiała sobie narzucić surowe reguły, każdego wieczora wcześnie kłaść się do łóżka i bez przerwy kontrolować wagę. Miss Lord uważała, że dobre ubranie bardziej elegancko prezentuje się na szczupłych kobietach.

Fiona obeszła z tuzin różnych agencji. Ściskając pod pachą czarną teczkę na zdjęcia przedzierała się przez tłumy wypełniające nowojorskie ulice. Setki razy pozowała zawodowym fotografom. I podczas tych sesji zdjęciowych musiała pamiętać o prawidłowym ułożeniu fryzury, o poprawianiu makijażu i konieczności zachowania uśmiechu. W tym wszystkim raczej nie pomagał jej fakt, że była dumną i niezależnie myślącą młodą kobietą. Ale przetrzymała wszystko i w końcu przebiła się do ekskluzywnej agencji miss Lord.

Każdego roku szefowa agencji wybierała dwie, trzy rokujące duże nadzieje młode dziewczyny, które otaczała szczególną opieką, po czym starannie planowała ich karierę. Swoim faworytkom często nakazywała przeprowadzić się do swojego mieszkania w wytwornej dzielnicy Nowego Jorku, w Upper East Side, gdzie mogła kontrolować ich dietę, rytm dnia i życie prywatne.

Fiona nie chciała mieć z tym wszystkim nic wspólnego.

Dla niej istniało tylko jedno pragnienie, jeden cel: Philippe de la Roche.

Wcześniej mówiła na niego tylko Philippe. Kiedy jej ojciec, Anglik Charles Basil Marshall, był jeszcze ambasadorem Jej Królewskiej Wysokości w Paryżu, na jednym z licznych oficjalnych przyjęć poznał Philippe'a de la Roche, i obaj mężczyźni natychmiast się polubili. Philippe stał się mile widzianym gościem w domu na rue Babylonne.

Dwudziestopięcioletni Philippe był wówczas o połowę młodszy od jej ojca i stanowił dokładne przeciwieństwo poważnego dyplomaty. Ale Charles Marshall nigdy nie miał syna, Fiona była jego jedynym dzieckiem, delikatną zwiewną dziewczynką, która z miejsca zakochała się w młodym gościu ojca.

Philippe nigdy nie zapominał przynieść jej jakiegoś prezentu. Miał nawet dla niej pieszczotliwe imię. Nazywał ją „ma petite”, moja mała. Ale mówił tak jedynie wtedy, gdy była grzeczna. Kiedy ojciec żartował sobie z jej „miłości”, Fiona gniewnie zrywała się z krzesła i mówiła: - Wyjdę za Philippe'a. - Potem najczęściej wybuchała płaczem, bo nikt nie chciał jej traktować poważnie.

Z wiekiem Fiona zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę tego pragnie. Nie widywała już Philippe'a i przez pewien czas zdawało się, że o nim zapomniała.

Jako nastolatka zrozumiała jednak, że Philippe wciąż jeszcze jest dla niej bardzo ważny. Porównywała go z każdym napotkanym mężczyzną.

Pewnego dnia natrafiła w czasopiśmie na jego zdjęcie. Wycięła je i powiesiła na ścianie, ale już po kilku chwilach zerwała. Oczy piekły ją od łez. Złościła się na siebie, że nie potrafi się opanować.

Zrozumiała jednak, że już przed laty oddała swoje serce temu właśnie mężczyźnie. W jej życiu zawsze będzie tylko ta jedna wielka miłość. Dalsze lekceważenie tej miłości, jako dziecinnej zachcianki należącej do przeszłości, nie miało najmniejszego sensu. W końcu musiała zaakceptować prawdę.

Wszystkie te myśli kłębiły się w głowie Fiony, czekającej w hallu, aż Philippe wreszcie wyjdzie z biura miss Lord. Zdawało się jej, że upłynęły już godziny, dni i lata całe, ale zegar na ścianie pokazywał, że minęło dopiero piętnaście minut. W końcu drzwi się otworzyły i pojawiła się miss Lord u boku Philippe'a.

Kiedy ruszyli do wyłożonego grubymi dywanami korytarza, wyszła im naprzeciw śliczna blondynka.

Miss Lord złapała dziewczynę swoimi szponiastymi rękami. - Koniecznie musisz pójść do fryzjera, Liz - powiedziała.

Potem zwróciła się do swego towarzysza z wyrazem matczynej troski na twarzy. - Ach, te dziewczyny! Jeśli człowiek sam się o wszystko nie zatroszczy... Och - dodała, ujrzawszy Fionę - chciałabym panu przedstawić moją najlepszą, nową modelkę. To właśnie jest Fiona...

- Enchante - jestem oczarowany - powiedział Philippe z doskonałym francuskim akcentem i podał Fionie szczupłą dłoń.

- Fiona - powtórzył w zamyśleniu, zanim miss Lord zdążyła wymienić jej nazwisko - znałem kiedyś dziewczynkę o tym imieniu. To była córka mojego przyjaciela.

Niewiele brakowało, a Fiona rzuciłaby mu się na szyję i zawołała: - Philippe, to ja! - Ale coś ją powstrzymało.

- Fiona często mi mówiła, jak bardzo pana podziwia - stwierdziła niedyskretnie miss Lord. Fiona zarumieniła się. - Poprosiła mnie, żebym wyznaczyła ją na pańską doradczynię w kwestiach mody w Nowym Jorku. Nie mogłam jej odmówić - obdarzyła Philippe'a promiennym uśmiechem - to znaczy, o ile ma te same wymiary, co pańska...?

- Myślę, że tak. W każdym razie na to wygląda - odparł Philippe, przyglądając się Fionie badawczym wzrokiem. Zdawał się nie słuchać paplaniny miss Lord.

- Zdążyłam ją oczywiście przed panem ostrzec, mój drogi Philippe. Powiedziałam jej, że nie sposób się panu oprzeć, że zrujnował pan karierę mojej najlepszej modelki, bo złamał pan tej dziewczynie serce. Ale Fiona zlekceważyła moje ostrzeżenia.

- I słusznie - odparł Philippe nie spuszczając oka z Fiony - bo niewiele w tym prawdy.

- Niewiele prawdy? - wykrzyknęła miss Lord. - Kiedy pan zerwał zaręczyny, ta biedna dziewczyna nie miała odwagi pojawiać się publicznie...

Fiona przypomniała sobie o tym skandalu.

- Nigdy nie było żadnych zaręczyn - stwierdził zdecydowanym głosem Philippe. - Tak błędnie podała prasa, a „biedna ofiara” tego nie sprostowała. Wprost przeciwnie...

- Naturalnie - miss Lord wpadła mu w słowo - od razu ostrzegałam to głupie stworzenie. Mężczyźni pańskiego pokroju nigdy nie żenią się z takimi dziewczynami. Wyraźną linią oddzielają rozrywkę od zobowiązań. Jeśli już się żenią, to starannie wybierają kobietę z własnej sfery, zawsze mając na uwadze rodzinę i przyszłość.

Philippe zmarszczył czoło. - W ten sposób nikt mi jeszcze tego nie wyłożył.

- Uważa pan, że nie mam racji? - zapytała miss Lord.

- Ależ nie, moja droga Ireno, w żadnym wypadku. - Philippe spojrzał na zegarek. - Czy dostatecznie ostrzegła pani tę czarującą młodą damę? Ja osobiście wierzę, że na pewno potrafi uważać zarówno na siebie, jak i na moje rachunki...

Fiona w milczeniu przysłuchiwała się tej wymianie słów. Była wściekła, że mówiono o niej tak, jakby jej tu nie było. Nie lubiła, kiedy traktowano ją jak bezradną ofiarę. Cóż to przyszło do głowy temu Philippe'owi, który nawet jej jeszcze nie rozpoznał?

- Nie sądzę, by to zadanie w jakikolwiek sposób przekraczało moje umiejętności - rzekła kąśliwie, patrząc wyzywająco na Philippe'a.

- Cóż, w takim razie powinniśmy ruszać w drogę - uśmiechnął się Philippe, który doskonale wyczuł zdecydowany ton w głosie Fiony. - Adieu, Ireno, i dziękuję za wszystko.

- To była dla mnie przyjemność, Philippe - rozpromieniła się miss Lord, nadstawiając policzek do ceremonialnego pocałunku.

- Proszę uważać na Fionę - dodała jeszcze. - Mam wobec niej wielkie plany...

Philippe obdarzył ją jeszcze jednym, uspokajającym spojrzeniem, po czym poprowadził Fionę do czekającej na nich windy.

- Irena jest czarującą osobą, ale za dużo mówi, a czasem bywa mocno nietaktowna - powiedział Philippe. Potem drzwi windy otworzyły się i wyszli na rozświetloną słońcem First Avenue.

Fiona nie zdążyła nawet przytakująco skinąć głową, bo Philippe już zaczął niecierpliwie rozglądać się za taksówką. Całkowicie zignorował dwa pierwsze wozy. Przywołał dopiero trzeci.

Otwierając drzwiczki przed Fioną, wyjaśnił: - To przez mój wzrost - potrzebuję dodatkowej przestrzeni dla nóg, tak będzie mi wygodniej.

Fiona przyjrzała mu się. Głową dotykał dachu, a jego nogi wbiły się w fotel kierowcy.

On rzeczywiście jest nieprawdopodobnie wysoki, pomyślała, z trudem powstrzymując się od śmiechu.

- Bergdorf Goodman. I proszę się pospieszyć, mamy niewiele czasu - rzucił Philippe.

Kierowca mruknął coś pod nosem i nacisnął pedał gazu. Ze środkowego pasa ruchu First Avenue skręcił ostro w Ulicę 65, nie włączając nawet migacza. Fiona, która wyglądała przez okno, została rzucona na Philippe'a.

Philippe natychmiast objął ją w talii i przyciągnął do siebie, chroniąc ją w ten sposób przed uderzeniem głową w szybę, oddzielającą ich od kierowcy.

Przez króciutki moment Fiona zapomniała, kim jest i gdzie się znajduje. Czuła tylko mocne ciało Philippe'a, który ją do siebie przyciskał, ramię wokół swojej talii i jego usta, które były tak blisko jej warg...

- Wszystko w porządku? - usłyszała głos Philippe'a.

Fiona, której krew znów zaczęła normalnie krążyć, a myśli powoli się klarowały, wyczuła lekką irytację w jego głosie i szybko się od niego odsunęła. Odetchnęła głęboko i odgarnęła z czoła kosmyk włosów.

- Bardzo przepraszam - powiedziała.

- Nie ma za co, to nie była pani wina - odparł niechętnie, jakby myślał coś wręcz przeciwnego.

Fionę ogarnął gniew. Zapomniała o krótkim uczuciu szczęścia i zaczęła się zastanawiać, co mogłaby zrobić, żeby nie ulec jego urokowi.

Absolutnie nic, zdecydowała w końcu. To zarozumialec, któremu się wydaje, że kochają się w nim wszystkie kobiety. Ale nie ja. Philippe jest dla mnie jak obcy człowiek. Zachowuje się nie tylko z dystansem, ale i bardzo sztywno... mimo to jest jednak piekielnie atrakcyjny. Fiona westchnęła.

- Nowojorscy taksówkarze - ciągnął Philippe podniesionym głosem - to najgorsi kierowcy na całym świecie. We Francji albo w Anglii nie zdaliby nawet egzaminu na prawo jazdy.

Taksówkarz z całkowitym spokojem jechał w kierunku Manhattanu. Ostro skręcił w Fifth Avenue. Philippe z irytacją skrzywił twarz.

- Następnym razem przyjadę tu z własnym wozem i moim szoferem!

Ale ja z tobą nie będę jeździła, pomyślała Fiona, która wciąż jeszcze czuła się urażona jego wyrzutem. Niewiele brakowało, a przerwałaby tę całą zabawę i z miejsca powiedziała Philippe'owi w twarz, co myśli o nim i jego arogancji, i zostawiła zakupy na jego głowie.

Zrozumiała jednak, że było już za późno. Wplątała się w tę historię i teraz sama musiała znaleźć jakieś wyjście.

Philippe sięgnął do kieszeni. - Proszę! Oto lista zakupów, jakie ma pani dla mnie zrobić. Większość znajdzie pani w Bergdorf Goodman. Inne rzeczy dostanie pani w wyspecjalizowanym sklepie przy Madison Avenue. Adres jest na odwrotnej stronie. Pierścionek kupi pani oczywiście u Tiffany'ego. Czasu będzie pani miała pod dostatkiem, ponieważ nie wrócę przed wieczorem.

- Ale gdzie mam te wszystkie rzeczy dostarczyć? - spytała Fiona.

Philippe przez moment przyglądał jej się zdumionym wzrokiem.

- Myślałem, że pani wie. Jak zawsze mieszkam w hotelu Plaża. Najwyższe piętro z widokiem na park. Proszę zapytać w recepcji. Zostawię tam wiadomość.

- Serdeczne dzięki - chłodno odparła Fiona, kiedy taksówka z piskiem hamulców zatrzymała się przed Bergdorfem.

Philippe wetknął jej do ręki listę zakupów i rzucił: - Zobaczymy się później...

Fiona skinęła głową i wysiadła. Taksówka ruszyła z miejsca i po kilku sekundach zniknęła w wielkim ruchu na Fifth Avenue.

Fiona poczuła ulgę i radość, że została uwolniona od obecności Philippe'a. Wystrój eleganckich okien wystawowych Bergdorfa pozwolił jej odzyskać dobry humor.

Był to jej ulubiony sklep w Nowym Jorku. Ale rzadko mogła sobie tutaj pozwolić na jakiś zakup. Najczęściej przychodziła tylko po to, żeby się rozejrzeć. Ale dzisiaj miała przy sobie czek in blanco oraz listę wspaniałych ubrań do kupienia.

Fiona postanowiła się nie spieszyć. Rozkoszowała się miękkością dywanów, zapachem perfum i dyskretnym oświetleniem butików.

Przymierzała wiele rzeczy. Przy stoisku madame Gres suknie wieczorowe, u Ben Khana futra, u Christiana Diora bluzki, a stroje sportowe u Calvina Kleina. Nigdy jeszcze nie widziała tylu kreacji haute couture, nigdy jeszcze nie dotykała tak wspaniałych jedwabi.

Kiedy obracała się przed trzyczęściowym lustrem, podziwiając swoje odbicie, w powietrzu unosił się lekki zapach perfum Chanel.

W końcu wybrała wszystkie stroje z listy i poprosiła sprzedawczynię, żeby je zapakowała. Było tego tak dużo, że sama wszystkiego by nie uniosła.

- To dla monsieur de la Roche? - spytała sprzedawczyni. Fiona skinęła głową. - W takim razie nie musi się pani o nic martwić. Dostarczymy to do Plaża.

Fiona była zdumiona: Philippe również tutaj cieszył się wielkim poważaniem.

Spojrzała na listę. Pomijając koszule i skarpety, do kupienia pozostała tylko jedna rzecz: pierścionek u Tiffany'ego.

Pierścionek. Fiona zrozumiała to dopiero teraz. Po co mu pierścionek i to w dodatku z diamentem? Dla kogo był przeznaczony? Dla tej samej osoby, która miała dostać ubrania?

Ale przecież pierścionek z diamentem mógł oznaczać tylko zaręczyny! Czyżby prasa brukowa wreszcie miała się doczekać sensacyjnej informacji? Czy Philippe zamierzał się ożenić?

Philippe musiał mieć teraz trzydzieści pięć lat. Może po tylu latach zdecydował się na zawarcie związku małżeńskiego?

Ale jeśli tak było, to jak mógł powierzyć zupełnie obcej osobie wybór zaręczynowego pierścionka? Czy to miała być niespodzianka?

Fiona wzięła się w garść. Na cóż się zdadzą te dociekania! Przecież istniały setki możliwych wyjaśnień!

Jeśli rzeczywiście szło o pierścionek zaręczynowy, to cóż ona miała z tym wspólnego? Czyż nie zdążyła już pogrzebać wszystkich nadziei i marzeń?

Bo i cóż znaczył dla niej ten Philippe? Jakiż związek z jej dziecinnymi marzeniami miał ten obcy człowiek?

Fiona ruszyła w dół Fifth Avenue, aż w końcu dotarła do Tiffany'ego. Weszła do tego słynnego sklepu jubilerskiego, który opuściła po krótkiej chwili. Natychmiast znalazła odpowiedni pierścionek, połyskujący soliter w platynowej oprawie.

Ostatnich zakupów Fiona dokonała na Madison Avenue. Był to specjalny sklep dla mężczyzn o nadwymiarach, gdzie kupiła dla Philippe'a największe rozmiary wszystkich rzeczy, jakie jej wypisał na liście.

Podliczając wszystkie zakupione ubrania, kasjer zawołał: - Madame, pani małżonek musi być olbrzymem. Czy to koszykarz?

- Nie, on nie jest... - zaczęła Fiona, ale natychmiast się zorientowała, że tłumaczenie wszystkiego od początku nie miałoby sensu. Poprzestała więc na uśmiechu i stwierdzeniu: - Nie, on nie jest koszykarzem.

Potem pozbierała zakupy i opuściła sklep.

Miała za sobą długi i gorący dzień. Bolały ją stopy, postanowiła zatem przysiąść jeszcze na chwilę w ogródku jakiejś kawiarni i napić się czegoś chłodnego.

Znalazła miejsce pod jaskrawoczerwoną markizą i zamówiła szklankę lemoniady cytrynowej. Zaczął wiać łagodny wieczorny wietrzyk i Fiona z wdzięcznością zwróciła ku niemu twarz.

Jej spojrzenie padło na rząd dorożek konnych, stojących po drugiej stronie ulicy przy wejściu do Central Parku. Ten widok przypomniał jej lata młodości. W Lasku Bulońskim w Paryżu odbyła z ojcem niejedną przejażdżkę. Myślami cofnęła się do przeszłości. Przed czterema laty nagle zmarła jej matka. Ojciec ledwie przeżył ten szok.

Jako złamany człowiek Charles Marshall udał się do Szwajcarii, mając nadzieję, że odzyska równowagę psychiczną w położonym na odludziu wiejskim domku. W rok później powrócił do Paryża w towarzystwie nowej żony, która była od niego o ponad trzydzieści lat młodsza.

Krążyły pogłoski, że Juliette Barrault wyszła za Charlesa tylko po to, żeby wyrwać się ze Szwajcarii, gdzie musiała żyć pod okiem swoich surowych rodziców; ta pogłoska sprawiła, że Fiona czuła do niej jeszcze mniej sympatii. W końcu Fiona wyjechała z Paryża, żeby zamieszkać w USA.

Po krótkim czasie ojciec znów popadł w dawną melancholię. Odbywał samotne spacery, sprawiając wrażenie bladego portretu człowieka stojącego już jedną nogą w grobie...

- Czy mogę pani jeszcze coś podać? - spytał kelner, wyrywając Fionę z zamyślenia.

- Rachunek, proszę - odparła Fiona.

Nie wiedziała, ile upłynęło czasu, ale słońce już zaszło i zaczynało szarzeć.

Lepiej sprawdzę, czy Philippe wrócił, pomyślała płacąc rachunek.

Fiona doszła do hotelu Plaża, spojrzała na imponującą fasadę i weszła do hallu. Panował tam ruch jak w olbrzymim ulu, w którym to tu, to tam uwijali się wśród gości portierzy, tragarze i windziarze. Wrażenie gorliwej krzątaniny potęgowały wysokie lustrzane ściany i błyszczące żyrandole.

Fiona potrzebowała dziesięciu minut, żeby dotrzeć do recepcji.

- Przepraszam pana, nazywam się Fiona...

- Proszę chwilę zaczekać - przerwał jej kierownik recepcji sięgając po słuchawkę. Fiona przyglądała mu się niecierpliwie.

- Nazywam się Fiona Marshall, jestem umówiona z monsieur de la Roche.

Wypowiedziawszy te słowa, Fiona natychmiast sobie uświadomiła, jak mógł je zrozumieć obcy człowiek. Poczuła, że oblewa się rumieńcem.

- Ach, miss Marshall! Właśnie pani oczekiwaliśmy - rzekł recepcjonista, poufale mrugając do niej okiem.

Dla Fiony było jasne, że Philippe nie po raz pierwszy w ten sposób się umawiał.

- Windziarz! - Szef recepcji zawołał głosem generała, nawykłego do wydawania rozkazów. Natomiast do Fiony zwrócił się z wyszukaną uprzejmością: - Monsieur nie wrócił jeszcze ze swego spotkania w interesach. Ale prosił nas o przekazanie, że może się pani czuć w jego apartamencie jak u siebie w domu.

Z tymi słowami przekazał klucze windziarzowi, który wskazał Fionie drogę do wyłożonej dywanami windy. Nacisnął najwyższy guzik. Po kilku chwilach drzwi otworzyły się i stanęli przed apartamentem, w którym mieszkał Philippe.

Windziarz otworzył drzwi i przekazał klucze Fionie. Zniknął, nim zdążyła mu podziękować. Fiona zapaliła światło.

Wnętrze było utrzymane w ciepłych barwach. Podłogę pokrywały grube dywany. Eleganckie fotele i krzesła obciągnięte były jedwabnym brokatem, ściany zaś wytapetowane aksamitem.

Rozsuwane drzwi ze szkła prowadziły na balkon z kutą w żelazie balustradą, skąd roztaczał się widok na cały Central Park.

Łazienka była wyposażona w marmurowe umywalki, lustra na całą ścianę i eleganckie ręczniki kąpielowe. W sypialni Fiona ujrzała świeże róże, zaś pośrodku pomieszczenia, dominując nad całym pokojem, stało wspaniałe, rzeźbione w drewnie łoże z baldachimem. Cóż za luksus, pomyślała Fiona.

Potem w kącie obok łoża zauważyła paczuszki i paczki od Bergdorfa. Podeszła do nich i rozpakowała pierwszą.

Był to cudowny negliż z jedwabiu. Wyglądał tak kusząco, że Fiona pomyślała, iż miło byłoby go przymierzyć. Rozebrała się i włożyła go. Zetknięcie z jedwabiem odczuła jak pieszczotę całego ciała. Stanęła przed lustrem, żeby się obejrzeć. Miękki, niemal przeźroczysty materiał schlebiał jej uwodzicielskiej figurze.

Nagle jednak Fiona poczuła chłód. Ogarnęło ją ogromne zmęczenie.

Położyła się na łożu z baldachimem, żeby przez chwilę odpocząć...

Coś zbliżało się do niej, ogromne, ciemne i groźne. Fiona zerwała się gwałtownie i krzyknęła.

Ten krzyk ją obudził. To był hrabia. W cieniu stała olbrzymia postać, przyglądająca się jej bez ruchu. Fiona pospiesznie skrzyżowała ręce na piersiach, jakby czuła się pod tym spojrzeniem obnażona.

Philippe nie przestawał się w nią wpatrywać. Jego twarz przybrała drwiący wyraz.

- To nie jest konieczne - stwierdził. - Zleciłem pani kupno tego negliżu i tak czy inaczej kiedyś bym panią poprosił o zaprezentowanie go. - Fiona była na siebie wściekła, że z własnej winy znalazła się w takiej sytuacji. Ale co miał sobie pomyśleć mężczyzna, który znalazł we własnym łóżku skąpo odzianą kobietę?

Chciała tylko przez moment odpocząć, bo miała za sobą wyczerpujący dzień.

Jakby czytając w jej myślach, Philippe powiedział: - Po tych wszystkich zakupach musiała być pani bardzo zmęczona.

Jego spojrzenie nadal było skierowane na nią. Fiona zastanawiała się, jak długo Philippe już tutaj był.

- Tak, byłam bardzo zmęczona - przyznała podnosząc się z łóżka.

- To bardzo komfortowe łoże - odparł Philippe; w jego głosie wciąż pobrzmiewała drwina.

Fiona zaczerwieniła się, słysząc tę bezczelność. Czyż przed chwilą nie wyjaśniła mu już wszystkiego? Za kogo on ją uważał? Za jedną ze swoich kochanek?

- Myślę, że już się napatrzyłem na ten negliż - przerwał jej rozmyślania Philippe. - Proszę mi pokazać inne rzeczy.

Fiona zapieniła się ze złości. Sięgnęła po pakunki, przeszła do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi. Usłyszała cichy śmiech Philippe'a.

Wybrała wieczorową suknię od madame Gres, szczotką zaczesała włosy do tyłu i włożyła swoje buty.

Nagle usłyszała obce głosy. Odniosła wrażenie, że rozmawiają ze sobą kobieta i mężczyzna, ale nie była pewna, czy to był głos Philippe'a.

- Cieszę się, że mogłaś przyjść - powiedział mężczyzna.

- A ja jestem taka szczęśliwa, że mogę tu być - odparła kobieta.

Fiona domyśliła się, że teraz oboje padli sobie w objęcia, po czym nastąpiło kilka zdań, których nie zrozumiała. Choć nie miała zamiaru podsłuchiwać, mimo woli chwytała strzępy rozmowy w pokoju obok.

- Siedziałem tu przez cały dzień - powiedział mężczyzna - myślałem o tobie i czekałem, aż przyjdziesz. Po raz pierwszy uświadomiłem sobie, ile dla mnie znaczysz.

- Uszczęśliwiasz mnie - odparła kobieta - bo zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia, chociaż zawsze wątpiłam w twoje uczucie do mnie.

- Nie mówmy już o tym, kochanie - szepnął mężczyzna. - Cieszmy się tym szczęściem, że możemy być razem.

Fiona stała jak wryta. Nie była całkiem pewna, czy się nie myli. Głosy brzmiały jakoś dziwnie sztucznie.

Wciąż jeszcze niepewna, otworzyła w końcu drzwi i zajrzała do salonu. Teraz było już jej obojętne, czy wprawi Philippe'a w zakłopotanie czy nie. Czyżby on sobie wyobrażał, że będzie cicho siedziała w łazience tylko dlatego, że była z nim jedna z jego kochanek? Fiona weszła do salonu. Philippe leżał w poprzek łoża, podpierając brodę ręką. W napięciu wpatrywał się w ekran telewizora.

Z głośnika dobiegały głosy mężczyzny i kobiety. W pokoju nie było nikogo prócz Philippe'a. Fiona wydała się sobie głupia.

Philippe usłyszał jej kroki i odwrócił głowę. - Zaczynałem się już zastanawiać, jak długo jeszcze zamierza pani pozostawać w łazience - stwierdził, po czym wyłączył telewizor i przyjrzał jej się uważnie.

Fiona stanęła na środku pomieszczenia, przy czym mimowolnie przybrała pozę, która szczególnie wyraźnie podkreślała elegancję sukni.

Była to cudowna szyfonowa sukienka z obcisłym stanikiem i cienkimi ramiączkami, które doskonale eksponowały jej zgrabne ramiona.

Fiona spojrzała na Philippe'a. Miała wrażenie, że sukienka mu się spodobała. Ale nagle jego oczy straciły swój ciepły blask.

Popatrzył na Fionę zimnym wzrokiem i rozkazał: - Niech się pani obróci. Chciałbym to zobaczyć w całości.

Wściekła na swoją reakcję, usłuchała go i odwróciła się do niego plecami. Jego spojrzenie zdawało się palić jej skórę jak ogień. Poczuła się bezradna i obnażona. W końcu zwróciła się ku niemu twarzą.

Całkiem nieźle - powiedział Philippe w zamyśleniu, przy czym na jego twarzy pojawił się wyraz szczerego, choć zmieszanego z odrobiną rozbawienia podziwu.

Potem poprosił, żeby przymierzyła następną sukienkę. Fiona posłusznie wykonywała wszystkie polecenia. Zademonstrowała całą garderobę. Philippe od czasu do czasu rzucał pełną uznania uwagę, niekiedy prawił też powściągliwe komplementy, ale przy tym jakoś udawało mu się zachować niezadowoloną minę.

Co musiałabym zrobić, żeby go usatysfakcjonować, zastanawiała się Fiona, kiedy w końcu włożyła własne ubranie i wyszła z łazienki.

Philippe rozmawiał przez telefon. Zasłonił ręką słuchawkę i popatrzył na Fionę.

- Jaki stek pani woli, średnio czy mocno przysmażony? - Średnio - wymruczała zaskoczona Fiona.

- A więc: dwa razy „filet Mignon”, średnio wysmażony, i butelka Sankt Emilion. Dziękuję.

Odłożył słuchawkę i zwrócił się z czarującym uśmiechem do Fiony.

- Pozwoliłem sobie zamówić kolację dla nas obojga. Pomyślałem, że pani jest równie głodna, jak ja.

- Jak to miło z pańskiej strony. - Fiona uśmiechnęła się nie bez ironii.

Wprawdzie faktem było, że po całym dniu bez jedzenia czuła silny głód. Ale w wypadku Philippe'a nawet taki uprzejmy gest sprawiał wrażenie rozkazu.

„Pozwoliłem sobie?” Czy nie mógł mnie przynajmniej zapytać, zanim zamówił kolację do pokoju? Dlaczego zawsze jest taki pewny siebie?

Fiona postanowiła mu się sprzeciwić. Na dzisiaj dość już miała jego arogancji.

- Pan pewnie sądzi, że wystarczy tylko kiwnąć małym palcem, co? - spytała porywczo.

- Proszę? - Philippe wydawał się zaskoczony jej zachowaniem.

- Jest pan bardzo pewny siebie. Wszystko robi pan w sposób władczy i wyniosły. Panu się pewnie zdaje, że prawo do tego daje panu bogactwo i pański tytuł, nie mówiąc już o pańskim uroku i dobrym wyglądzie. - Drwina w jej głosie była aż nadto wyraźna.

- Najwidoczniej uważa pani, że nie można się oprzeć memu urokowi. - Mówiąc to, zbliżył się do niej. - Dlaczego więc czekała pani do tej chwili, żeby mi to powiedzieć? Miałem wrażenie, że dobrze się pani bawi! - W jego oczach pojawił się błysk.

- Ja się dobrze bawię? - zawołała Fiona. - Czy panu się zdaje, że to przyjemnie przez cały dzień wykonywać pańskie rozkazy? Gdyby to nie była część mojego zawodu, nie zgodziłabym się na pańskie aroganckie zachowanie.

- Czy równie nieprzyjemne wrażenie zrobił na pani mój urok osobisty? - spytał Philippe.

Fiona zawahała się przez chwilę, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Ale zorientowała się, że on wciąż jeszcze się z nią bawi.

Uśmiechnęła się.

- W ogóle nie zrobił na mnie wrażenia.

- Ach, doprawdy? - spytał z niedowierzaniem, unosząc brwi. - Jest wiele kobiet, które dałyby wszystko, żeby zająć pani miejsce.

- Jakiż z pana skromny człowiek... Pewnie wokół każdego palca owinął pan sobie po dziesięć wielbicielek. Jak pan to właściwie robi?

Philippe nie podjął wyzwania, tylko przeszedł do kontrataku. - Czy coś panią denerwuje? Czy kiedyś przytrafiło się pani coś, co sprawia, że w stosunku do mężczyzn jest pani taka nieufna i rozgoryczona? A może opuścił panią ukochany?

- Nic z tych rzeczy - odpowiedziała Fiona. - Nikt mnie nie opuścił, a poza tym nigdy nie zainteresowałam się poważnie żadnym mężczyzną.

Oprócz ciebie, mogłaby dodać, ale w obecnych warunkach nie była tego już tak bardzo pewna. Pewna była tylko tego, że nic by mu o tym nie powiedziała.

- W takim razie pani wybuch miał charakter czysto osobisty i odnosił się wyłącznie do mnie? - zapytał Philippe.

- Tak, właśnie to panu powiedziałam.

- Ale na pewno uważa mnie pani za bardzo atrakcyjnego mężczyznę, i to mimo moich przywar.

Fiona wybuchnęła śmiechem.

- Za atrakcyjnego? Jest pan najwstrętniejszym, najbardziej godnym nienawiści mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkałam!

Philippe podszedł tak blisko, że Fiona poczuła cierpki zapach jego wody po goleniu. Popatrzyła mu prosto w twarz, w jego brązowe oczy, przyjrzała się jego arystokratycznym rysom i zmysłowym ustom.

Wiedziała, że w tym momencie wszystko, co powiedziała, straciło znaczenie. Bała się, że wydana została na pastwę jego woli, a nie miała pewności, czy będzie w stanie się bronić. Philippe zdawał się to wyczuwać, ale czekał.

Zadzwonił telefon. Philippe rzucił jej spojrzenie i podszedł do aparatu. Fiona odetchnęła. Poczuła ulgę, ale również coś na kształt rozczarowania.

Usłyszała głos Philippe'a: - Ach, bardzo mi przykro, zupełnie o tym zapomniałem. Będę na miejscu za dwadzieścia minut. Do zobaczenia.

Odłożył słuchawkę i włożył marynarkę.

- Mam spotkanie, które całkowicie wypadło mi z pamięci - wyjaśnił, ruszając ku drzwiom. - Przykro mi z powodu tej kolacji. Podejrzewam jednak, że z radością uwolni się pani od mojego towarzystwa. Powiem miss Lord, że swoje zadanie wykonała pani wspaniale. Czy mogę panią gdzieś odwieźć?

Fiona potrząsnęła głową.

- A może woli pani zjeść kolację tutaj i dopiero potem pójść do domu? Proszę zrobić, co pani zechce. Było mi bardzo miło. Może kiedyś znów się spotkamy. - Uśmiechnął się uprzejmie. Potem drzwi się za nim zatrzasnęły.

Fiona usiadła na łóżku, żeby zebrać myśli. Wszystko odbyło się tak szybko.

Philippe wyszedł. Kiedy znów go zobaczy? I czy w ogóle chciała go jeszcze zobaczyć?

Sprawy potoczyły się nie tak, jak się spodziewała. On wcale jej nie poznał, między nimi nie pozostał nawet ślad dawnej bliskości.

Wprost przeciwnie. Philippe był nieuprzejmy, chłodny i obojętny. Ale coś się między nimi stało, tego była pewna.

Fiona pozbierała swoje rzeczy i zjechała windą do hallu. Pospiesznie ruszyła ku drzwiom i wyszła w ciepłą letnią noc.

Zatrzymała taksówkę, podała adres i oparła się wygodnie o siedzenie.

Ile czasu upłynie, zanim znów zobaczę Philippe'a? - zastanawiała się w duchu.

2

Fiona spała niespokojnie. Spotkanie z Philippe'em po tylu latach obudziło w niej dawne wspomnienia i uczucia.

We śnie widziała ojca, matkę i... Philippe'a, tak jak ujrzała go po raz pierwszy. Wydał jej się młodym księciem z bajki. Lecz w jej snach pojawiły się również inne, niepokojące postaci. Fiona przewracała się z boku na bok, nękana lękami i obcymi twarzami.

Obudziła się przy pierwszych promieniach słońca z uczuciem zadowolenia, że tę noc ma już za sobą.

Przygotowała sobie śniadanie, ale stwierdziła, że jest nazbyt zdenerwowana, żeby cokolwiek zjeść.

Ręce drżały jej tak bardzo, że kiedy nalewała sobie kawy, upuściła filiżankę, która rozbiła się na podłodze.

Fiona przejrzała się w lustrze i odkryła cienie pod oczami. Cerę miała wyjątkowo bladą.

Miss Lord na pewno się zdenerwuje, pomyślała. W tej samej chwili rozległ się dzwonek u drzwi.

Fiona drgnęła ze strachu. Idąc do drzwi zastanawiała się, kto mógł przyjść tak wcześnie.

- Kto tam? - zapytała przez zamknięte drzwi.

- Przyniosłem telegram - odpowiedział jakiś młody głos.

Fiona wyjrzała przez judasz: na korytarzu stał młody człowiek w uniformie. Odryglowała drzwi. Posłaniec podał jej cienką żółtą kopertę.

- Proszę tu podpisać - powiedział podsuwając jej ołówek i bloczek. Fiona z trudem złożyła w miarę czytelny podpis.

Potem drżącymi rękami otworzyła telegram. Wiedziała, jaka będzie jego treść. Spodziewała się tego od kilku miesięcy i była na ten moment przygotowana. Ale to nie zmniejszyło jej szoku, kiedy przeczytała wiadomość.

Ojciec umarł dziś rano. Pogrzeb w środę. Przyjedź do domu.

Fiona wybuchnęła płaczem. Szloch wstrząsał całym jej ciałem.

Kiedy się wypłakała, jak w transie przeszła do łazienki. Stanęła pod prysznicem i puściła gorącą wodę. Mocny strumień masował jej ciało, przywracając jednocześnie jasność myśli.

Potem wytarła się ręcznikiem, zawinęła w płaszcz kąpielowy i położyła na łóżku.

W świetle słońca tańczyły drobinki kurzu. Przyglądając im się, Fiona ponownie zasnęła.

Kiedy po kilku godzinach obudziła się z głębokiego snu, czuła się wypoczęta. Przestraszyła się, ujrzawszy na stole otwarty telegram. Na moment o nim zapomniała. Ból powrócił, ale tym razem Fiona potrafiła go znieść.

Wszystko się wyjaśni, pomyślała.

Podniosła słuchawkę i zarezerwowała w Air France wieczorny lot do Paryża. Potem zadzwoniła do miss Lord i wytłumaczyła, że na czas bliżej nie określony musi polecieć do Europy.

Miss Lord wykazała pełne zrozumienie, poprosiła tylko, żeby Fiona zgłosiła się do niej, kiedy wszystko powróci do normy.

- Zorganizowałam ci na lipiec tyle spotkań... - Przenikliwy głos umilkł na chwilę. - Ale to zupełnie zrozumiałe, że teraz nie masz do tego głowy. Uważaj na siebie, kochanie. Naprawdę bardzo ci współczuję. - Potem odłożyła słuchawkę.

Fiona zadzwoniła jeszcze do kilku przyjaciół, żeby się z nimi pożegnać. Później spakowała walizki, wybrała z konta wszystkie pieniądze i taksówką pojechała na Manhattan, gdzie musiała poczekać pół godziny na połączenie z lotniskiem Kennedy'ego.

Miała jeszcze godzinę czasu, oddała bagaż, odebrała bilet, kupiła kilka gazet i usiadła w restauracji. Nagle poczuła się bardzo zmęczona.

Przerzucając gazetę znalazła nekrolog, w którym informowano o śmierci jej ojca, obok wydrukowano krótkie wspomnienie o jego życiu i karierze w służbie rządu brytyjskiego.

Fiona przeczytała wszystko z głębokim wzruszeniem. W kilka minut później zapowiedziano jej lot. Wsiadła do samolotu i westchnęła z ulgą, kiedy miasto zniknęło pod nią w ciemności. Bez żalu opuszczała Nowy Jork.

Czuła, że w jej życiu zaczyna się nowy rozdział. I była zadowolona, że zostawia za sobą przeszłość.

W siedem godzin później Fiona wylądowała na Orły. Po odprawie celnej weszła przez automatyczne drzwi do poczekalni.

O swoim przybyciu powiadomiła telegraficznie wuja Edwarda, ale nie miała pojęcia, czy telegram dotarł do niego na czas. Postanowiła zaczekać dziesięć minut. Ale to nie było konieczne. Jakaś dłoń dotknęła jej ramienia, a kiedy Fiona się obróciła, ujrzała przed sobą miłą, uśmiechniętą twarz wuja.

- Fiona. - Uściskali się serdecznie.

- Wujku Edwardzie, tak się cieszę, że po mnie wyszedłeś. - Fiona naprawdę była szczęśliwa, że go widzi. Był to jedyny bliski krewny jej ojca, i zawszą bardzo go lubiła.

- Wyglądasz cudownie, Fiona, po prostu oszałamiająco. - Jego spojrzenie spoczęło na niej z uznaniem.

- Bardzo ci dziękuję - odparła Fiona. W ogóle nie myślała o swoim wyglądzie, ubrała więc stare dżinsy i bawełniany T-shirt, który akurat wpadł jej w ręce. Nie miała makijażu.

- Zachwycająco, absolutnie zachwycająco - mówił dalej wuj Edward. - Nie widziałem ciebie już od dwóch lat. Wyrosłaś na piękną kobietę.

- Proszę, przestań, wujku Edwardzie. Wprawiasz mnie w zakłopotanie. - Fiona zarumieniła się.

- Pozwól, że wezmę twój bagaż - powiedział Edward, po czym zaprowadził ją na parking, gdzie wsiedli do jego starego peugeota.

W drodze z Orły do Paryża Edward powiedział, że jej ojciec odszedł cicho i bez bólu.

- Już od kilku tygodni wiedzieliśmy, że śmierć jest blisko - ciągnął dalej. - Charles miał ciężkie przeziębienie.

- Dlaczego nikt mnie nie zawiadomił? - Fiona czuła się dotknięta.

- On tego nie chciał. Wiesz przecież, jakie to było dla niego ważne, żebyś mogła żyć swoim własnym życiem. Przeprowadziłem się do jego mieszkania, i ostatnie tygodnie spędziliśmy razem, rozmawialiśmy o dawnych czasach i od wielu już lat tak bardzo się nie śmialiśmy.

- A Juliette? - spytała Fiona.

- Była bardzo uprzejmą, miłą gospodynią - o ile w ogóle była w domu.

- Co to znaczy?

- Myślę, że tak chciał twój ojciec. „To żadna przyjemność pielęgnować starego, obłożnie chorego człowieka, kiedy gdzie indziej można się przyjemnie zabawić”, mawiał twój ojciec. Nigdy jej nie pytał, gdzie wychodzi.

- Ta kobieta... - Fiona była wściekła.

- Nic jej nie możesz zarzucić - próbował załagodzić Edward. - Ona wciąż jest młoda i bardzo atrakcyjna. Sama o tym wiesz.

- Ale ona była jego żoną. - Fiona niemal czuła, jak te słowa więzną jej w gardle.

- Och, ona wszystko z góry zaplanowała. Żeniąc się z nią, Charles wiedział, że długo już nie pożyje. Teraz krąży pogłoska, że pewna wysoko postawiona osobistość czyni poważne starania o jej rękę i czeka, aż Juliette będzie mogła za niego wyjść.

- Czy to jest ktoś, kogo znam? - spytała Fiona.

- Być może, zobaczymy. - Edward skręcił z Boulevard des Invalides na rue Babylonne.

Fiona tak bardzo skoncentrowała się na rozmowie z wujem, że w ogóle nie zwracała uwagi na otoczenie. Kiedy teraz samochód zatrzymał się przed cudowną chińską pagodą, stojącą naprzeciw jej domu, wspomnienia ogarnęły ją z gwałtowną siłą. Ulica, na której wyrosła, platany, kasztanowce, znajome tabliczki z nazwami ulic, piekarnia na rogu. Była u siebie! Dom znajdował się w jednej z najwytworniejszych dzielnic Paryża. Większość rodzin, które tu mieszkały, od wielu pokoleń była ściśle związana z najwyższymi kręgami rządowymi.

Na zewnątrz domy nie robiły aż tak wielkiego wrażenia. Zwykły przechodzień nigdy by nie uwierzył, że za tymi niepozornymi fasadami i skromnymi ogródkami kryły się najstarsze i najkosztowniej wyposażone mieszkania w całym mieście.

Fiona weszła za wujem do niewielkiej oszklonej windy, która zawiozła ich na czwarte piętro.

Przy drzwiach oczekiwała na nich atrakcyjna blondynka o bladoniebieskich oczach.

Juliette miała na sobie skromny lniany kostium. Fryzura była starannie ułożona, a makijaż dyskretny. Uśmiechnęła się do Fiony, ukazując olśniewająco białe zęby.

- Hallo, Juliette - powiedziała Fiona, starając się utrafic w możliwie najbardziej obojętny ton. Uścisnęła dłoń macochy.

- Wyglądasz fantastycznie - stwierdziła Juliette, wyraźnie oczekując podobnego komplementu.

- To miłe, że to mówisz, ale ty również doskonale wyglądasz - odrzekła Fiona, żeby jej nie rozczarować. Juliette rozpromieniła się.

Zapadło ciężkie milczenie. Edward, który przez cały czas stał za nimi, wciąż jeszcze trzymając walizki Fiony, chrząknął.

- Och, wybacz! - Juliette przytrzymała otwarte drzwi, zapraszając ich szerokim gestem do mieszkania.

Fionę rozgniewał ten pretensjonalny gest. Pospiesznie ruszyła w kierunku swojego dawnego pokoju, chcąc się skryć w czterech ścianach.

- Nie wchodź tam, proszę - powiedziała Juliette.

- Dlaczego? To przecież mój pokój...

- To był twój pokój, gdy byłaś jeszcze dzieckiem. Jednak teraz, kiedy jesteś już dorosła, uważałam za stosowne przeznaczyć dla ciebie inny. Pozwoliłam sobie przenieść twoje rzeczy do dawnej biblioteki.

„Pozwoliłaś sobie”, pomyślała z sarkazmem Fiona. Głośno jednak powiedziała: - A co z moim pokojem?

- Teraz jest używany jako pokój gościnny.

- Ale przecież mamy już pokój gościnny.

- Tak. - Juliette zaczęła się niecierpliwić. - Mieszka w nim twój wuj Edward.

- A dlaczego w takim razie nie mogę pójść do mojego pokoju?

- Mamy dwóch gości.

- Dwóch? Kto tu jeszcze jest? - spytała Fiona zupełnie zdezorientowana tą nową sytuacją.

Fiona i Juliette stały rozgniewane naprzeciw siebie w długim korytarzu przed pokojem Fiony, gdy nagle otworzyły się drzwi. Z pokoju wyszedł szczupły mężczyzna. Był to Philippe de la Roche.

Fiona stanęła jak wryta. Nie dowierzała własnym oczom. Tęskniła za nim, od kiedy wyszła z hotelu Plaża. Ale to uczucie natychmiast zostało zmyte falą wściekłości i zmieszania.

Philippe zbliżył się do niej i rozłożył ramiona. - Fiona, ma petite - rzekł serdecznie.

Fiona uśmiechnęła się i już miała zamiar paść mu w ramiona, jak to robiła niegdyś. Potem jednak przypomniała sobie aroganckiego mężczyznę spotkanego w Nowym Jorku.

Wyglądało to tak, jakby chodziło o dwóch różnych ludzi. Fiona z trudem zbierała myśli. W końcu zrozumiała w czym rzecz, co jeszcze bardziej wzmogło jej wściekłość.

Philippe musiał ją jednak w Nowym Jorku rozpoznać. Dlaczego więc kontynuował tę zabawę? Czyżby naprawdę wierzył, że ona tak po prostu może zapomnieć o tych upokorzeniach i paść mu w ramiona?

Ten człowiek jest jeszcze bardziej arogancki niż tamten w Nowym Jorku, pomyślała.

- Cóż to? Nie pocałujesz mnie? - spytał z udawanym bólem.

- Chyba przypominasz sobie Philippe'a, mężczyznę, w którym jako dziecko tak bardzo byłaś zakochana - wtrąciła się ze śmiechem Juliette.

Fiona nie miała nawet czasu, żeby poczuć zakłopotanie. Zastanawiała się, czy inni wiedzą, że spotkała Philippe'a w Nowym Jorku. Ale coś jej mówiło, że nie mieli o tym pojęcia. Czekała na jakiś znak Philippe'a, lecz jego brązowe oczy patrzyły na nią z całkowitym spokojem.

- Jeśli Mahomet nie przyjdzie do góry, to góra przyjdzie do Mahometa - zażartował Philippe. Chwycił Fionę, podniósł ją do góry i pocałował w usta.

- Puść mnie! - krzyknęła gniewnie, ledwie łapiąc oddech.

- Ależ doprawdy, Philippe! Fiona jest już dorosła. Nie możesz jej traktować jak dziecka. - Juliette przyglądała się swojej pasierbicy z mieszaniną zazdrości i wyniosłości. - Ona jest samodzielna i wie, czego chce.

- W to nie wątpię - stwierdził Philippe, przy czym Fiona odniosła wrażenie, że do niej mrugnął, ale w ciemnym korytarzu nie mogła być tego całkiem pewna.

- Ma własne mieszkanie w Nowym Jorku, gdzie jest zdana na samą siebie. Jesteś fotomodelką, prawda, moja droga? - szczebiotała dalej Juliette. Fiona milcząco skinęła głową.

- Fotomodelką? - powtórzył Philippe. - Jakież to interesujące. Czy ta praca daje ci zadowolenie?

- Najczęściej tak. Choć zdarzają się wyjątki. - Fiona nie potrafiła jeszcze przejrzeć zamiarów Philippe'a, ale była zdecydowana nie dać się wytrącić z równowagi.

- Dlaczego nie pozwolicie, żeby Fiona poszła do swojego pokoju i trochę się odświeżyła. Zaraz potem moglibyśmy coś zjeść. Umieram z głodu - stwierdził Edward.

- Słusznie - powiedział Philippe, przepuszczając obok siebie Fionę, która wprawdzie rzuciła mu rozwścieczone spojrzenie, ale jej serce biło jak szalone. Zrobiła dwa kroki w kierunku swojego pokoju.

- Nie tędy. Chyba że zamierzasz złożyć mi wizytę. Teraz ja tam mieszkam. - Philippe zaśmiał się cicho.

Fiona obróciła się na pięcie i z wysoko podniesioną głową poszła do swojego nowego pokoju.

Co za bezczelność, pomyślała. Ośmiela się mną komenderować w moim własnym mieszkaniu. I wydaje mu się, że już zapomniałam, jak się zachował w Nowym Jorku. Nie! Nigdy!

Fiona właśnie się rozpakowywała, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Ku swojemu zaskoczeniu ujrzała Juliette.

- Mogę wejść?

- Naturalnie. Nie musisz się tak uprzejmie pytać, to przecież twoje mieszkanie.

Juliette spojrzała na nią urażona.

- Czy my właściwie zawsze musimy się kłócić? Czy nie możemy zostać przyjaciółkami?

Fiona była zaskoczona tym łagodnym i przyjaznym tonem. Przyglądając się jej bliżej, odkryła w Juliette ów wyraz serdeczności, który zawsze oznaczał, że oczekuje jakiejś przysługi.

- Oczywiście, że możemy zostać przyjaciółkami, Juliette. A co mogę dla ciebie zrobić?

- Skoro już tak otwarcie mnie pytasz... chciałam cię prosić, żebyś nie traciła czasu na rozpakowywanie. Wkrótce wyjeżdżamy.

- Wyjeżdżamy? - zdziwiła się Fiona.

- Tak, wszyscy czworo, ty, Edward, ja i Philippe.

- Philippe? Co on ma z tym wspólnego?

- Był tak miły, że zaprosił nas wszystkich do swojej posiadłości na południu Francji, blisko Nicei. Pojedziemy tam mniej więcej w tydzień po pogrzebie. To takie straszne. Od kiedy Charles nie żyje, prześladują nas reporterzy, a wszyscy, którzy kiedyś mieli z nim do czynienia, czują się zobowiązani zadzwonić albo wpaść. Philippe zaproponował nam swój dom jako schronienie, pomyślałam więc sobie, że dobrze by nam zrobiło, gdybyśmy latem wyjechali z Paryża.

- To bardzo miło ze strony Philippe'a - powiedziała Fiona. - Ale nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną.

- Musisz z nami pojechać - poprosiła Juliette.

- Dlaczego?

Juliette zaczerwieniła się.

Ona coś przede mną ukrywa, pomyślała Fiona.

- Dlaczego chcesz, żebym z wami pojechała?

- To nie był mój pomysł, tylko Philippe'a.

Fiona miała wrażenie, że Philippe krył się za wszystkim, co się w ostatnim czasie zdarzyło. Wpatrzyła się badawczym wzrokiem w Juliette.

Juliette ociągała się z odpowiedzią. Wreszcie wyznała: - Philippe był zdania, że tak będzie lepiej wyglądało, i trochę ukróci płotki, jeśli cała rodzina wyjedzie razem.

- Plotki? Na jaki temat?

- O nas. O mnie i o Philippie - Juliette udała zaskoczoną. - Czyżbyś nic o tym nie wiedziała?

To wyjaśnienie spadło na Fionę jak grom z jasnego nieba. Teraz znów przyszło jej do głowy, że wuj Edward mówił o kimś, kto ma poważne zamiary wobec Juliette. Aż nazbyt dobrze pamiętała również o diamentowym pierścionku od Tiffany'ego, jak też o tym, że Juliette nosiła ubrania tego samego rozmiaru.

Wzięła się jednak w garść i odpowiedziała: - Nie, nie wiedziałam o tym.

- Cały Paryż o tym mówi. To jeszcze jeden powód, żeby stąd wyjechać. Poza tym nie wyglądałoby zbyt dobrze, gdyby tak krótko po śmierci mojego męża Philippe zaprosił mnie samą na południe Francji.

- Pewnie powinnam ci pogratulować? - spytała z goryczą Fiona.

- O, nie, to jeszcze nie jest oficjalne. Philippe nawet mi się jeszcze nie oświadczył. Pojedziesz z nami, prawda? - Juliette popatrzyła na nią z nadzieją.

- Wydaje mi się, że nie mam wielkiego wyboru.

- Dziękuję. Jesteś prawdziwym skarbem. - Juliette szybko pocałowała ją w policzek i wybiegła z pokoju.

Fiona rzuciła się na łóżko. Juliette i Philippe. Te słowa bez ustanku huczały w jej głowie.

Juliette była dla Philippe'a doskonałą partnerką. Pochodziła z dobrej rodziny, świetnie wyglądała, miała znakomity gust oraz nienaganne maniery i pewność siebie. Stojąc u jego boku przydawałaby mu blasku.

Fiona wtuliła twarz w poduszkę. Philippe zlecił jej kupno zaręczynowego pierścionka. Cóż za podłość.

Ale może to było jego specyficzne poczucie humoru. Choć to jakoś do niego nie pasowało.

Fiona podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Ulica była spokojna i pusta. Tylko od czasu do czasu przejeżdżało jakieś auto.

Widziała piękną chińską pagodę, która służyła jako restauracja i kino. Jaskrawoczerwone i złote kwiaty okalały wejście do pawilonu ogrodowego.

Fiona przypomniała sobie, jakie magiczne wrażenie robiła na niej kiedyś ta budowla. Był to jej zamek z bajki, do którego zawiódł ją dzielny książę. Ale mężczyzna, który w jej marzeniach odgrywał tę rolę, miał inną księżniczkę.

Duża łza spłynęła jej po policzku. Fiona nie wiedziała, jak długo już tak stoi, wpatrzona w dal i pogrążona w myślach.

Otwarcie drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Do pokoju wszedł Philippe i ujął jej ręce.

Fiona wzdrygnęła się pod wpływem tego nagłego dotknięcia. Potem się rozluźniła. Philippe czule spojrzał jej w oczy. Ostrożnie dotknął palcami jej wilgotnego policzka.

- Płakałaś? - spytał zaskoczony.

- Nie, nie płakałam. Coś mi wpadło do oka!

- Nie musisz się tego wstydzić. To musiał być dla ciebie wielki wstrząs.

Przez moment Fiona nie mogła zrozumieć, p czym Philippe mówi. Kiedy to sobie wreszcie uświadomiła, poczuła zawstydzenie.

- Jeśli to cię pocieszy, mogę cię zapewnić, że umarł jako szczęśliwy człowiek, z dumą spoglądający wstecz na swoje spełnione życie i udaną karierę.

- Skąd o tym wiesz? - spytała ze zdziwieniem Fiona.

- Widziałem go na tydzień przed śmiercią. Wiedział, że zbliża się kres jego życia i chciał ze mną porozmawiać.

- W Nowym Jorku nic mi o tym nie powiedziałeś! - Fiona była wzburzona.

- Musiałem mu przyrzec, że będę milczał. Próbowałem go przekonać, że powinnaś się z nim jeszcze raz zobaczyć. Ale on tego nie chciał. Pragnął, żebyś zachowała go w pamięci jako szczęśliwego i zdrowego człowieka. Ale napisał list i prosił, żebym ci go wręczył w stosownym czasie.

- W stosownym czasie?

- Jako zarządca jego majątku zamierzam ściśle trzymać się jego wskazówek.

- Ty jesteś wykonawcą testamentu? A co z Juliette?

- Wszystko zostało ustalone przed ich ślubem. Charles był wobec niej bardzo hojny, ale nigdy nie było dyskusji o spadkobiercach. Chciał, żeby wszystko przypadło tobie, kiedy skończysz dwadzieścia jeden lat. Tak więc za dwa miesiące cały majątek będzie należał do ciebie. Charles wiedział, że może być spokojny, oddając całą sprawę w moje ręce.

- A co z wujem Edwardem? Dlaczego on nie mógł się tego podjąć?

- Ponieważ nie jest obywatelem francuskim, mogłyby wyniknąć skomplikowane sytuacje prawne.

- Czy to ma znaczyć - spytała z niedowierzaniem Fiona - że przez następne dwa miesiące będziesz moim opiekunem?

- Tylko z nazwy - zapewnił ją Philippe. - Gdybyś jednak zamierzała poczynić w swoim życiu jakieś zmiany, na przykład wyjść za mąż, to uważam za oczywiste, że musisz otrzymać moją zgodę. - Philippe uśmiechnął się. - Lubię te stare zwyczaje, choć w dzisiejszych czasach zaczynają powoli zanikać.

- Otrzymać twoją zgodę? Zrobię, co zechcę. Nie pozwolę sobie niczego narzucać! Nie żyjemy w średniowieczu! - Fiona przestała nad sobą panować.

Zapomniała, że mężczyzna, którego kochała, był tym samym, przeciwko któremu teraz się zbuntowała.

- Nadal masz tyle swobody, co dawniej. Jesteśmy zainteresowani tylko twoją pomyślnością. Teraz wiesz już wszystko, co powinnaś wiedzieć. Dlaczego nie przebierzesz się, żebyśmy mogli pójść do restauracji?

Zupełnie pogrążona w myślach, Fiona podeszła do szafy z ubraniami, w której właśnie powiesiła swoje rzeczy. Zdążyła już rozpiąć górne guziki swojej bluzeczki, kiedy uświadomiła sobie, że Philippe wciąż jeszcze jest w pokoju.

Leżał na jej łóżku, wsparłszy głowę na ręce, i przyglądał się jej. W jego oczach pojawiły się błyski rozbawienia.

Fiona wzięła się pod boki. - Czy nie masz zamiaru stąd wyjść?

- A powinienem? - spytał wyzywająco.

- Tak, powinieneś! - odparła zdecydowanie Fiona. - To mój pokój, mam w końcu prawo do pewnej intymności. Co byś powiedział, gdybym wpadła do twojego pokoju, a ty byś się w tym czasie rozbierał?

- Byłbym wprost zachwycony. Zostawię moje drzwi otwarte w nadziei, że tak właśnie się stanie.

- Bardzo dowcipne - syknęła Fiona oblewając się rumieńcem. Wyobraziła sobie Philippe'a, jak stoi przed nią opalony na brąz, nagi i dumny.

Natychmiast odpędziła tę myśl, żeby móc sobie poradzić z obecną sytuacją.

- Jeśli nie zechcesz opuścić mojego pokoju, to zrobię scenę i zawołam Juliette.

Fiona od razu pożałowała tej uwagi, ale było już za późno.

- Juliette? - spytał rozbawiony Philippe. - A cóż ona ma do tego? - Zanim Fiona zdołała mu przerwać, dorzucił: - Myślałem, że po naszym intymnym spotkaniu w Nowym Jorku nie będziesz już miała nic przeciw temu, żeby pokazać mi się w biustonoszu i majteczkach. Nie zapominaj, że demonstrowałaś mi kostium kąpielowy, nie wspominając już o innych, bardziej odsłaniających niż zasłaniających ciuszkach.

Sposób, w jaki Philippe mówił o biustonoszu i majteczkach, sprawił, że miała takie uczucie, jakby stała przed nim zupełnie naga.

- Nasze „intymne” spotkanie - wyjaśniła chłodno - odbyło się w Nowym Jorku w całkowicie odmiennych okolicznościach. - Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem. - Teraz jesteśmy w Paryżu i byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś zostawił mnie samą, żebym mogła się przebrać do kolacji.

- Nie musisz tyle mówić, ma petite, przyszykuj się, ale zrób to szybko, bo jestem głodny.

Philippe ruszył w stronę drzwi. Rozzłoszczona tą bezczelnością Fiona chwyciła najbliższy przedmiot, jaki wpadł jej w rękę, niewielką książkę, i rzuciła w niego. Philippe roześmiał się i szybko zamknął drzwi. Książka spadła na podłogę, a Fiona z wściekłości zacisnęła pięści.

Jedli w niewielkiej restauracji w sąsiedztwie, gdzie od wielu lat byli stałymi gośćmi. Każda potrawa została przygotowana specjalnie dla nich. Obsługa była dyskretna.

Edward i Fiona siedzieli po jednej, Philippe i Juliette po drugiej stronie stołu. Paliła się mała żółta świeca. W wazonie stały świeże kwiaty.

W całej sali panował klimat dyskretnej elegancji. Rozmowa potoczyła się w sposób uprzejmy, ale powierzchowny. Unikali najważniejszych tematów, i każdy starał się o podtrzymanie nastroju harmonii.

Wuj Edward opowiadał zabawne historie i anegdoty, doprowadzając wszystkich troje do śmiechu.

Fiona piła dużo wina i chłonęła tę swobodną atmosferę. Ale nie mogła nie zauważyć, że Juliette objęła ramieniem Philippe'a, jakby był jej własnością, i oparła się o niego, żeby co chwila coś mu szeptać do ucha. Ta scena prześladowała ją później nawet we śnie.

3

Do zaplanowanej podróży na południe Francji pozostało tylko parę godzin. Fiona postanowiła pójść jeszcze na spacer.

Szła powoli w górę szerokiego Boulevard des Invalides, trzymając się cienia drzew, chroniących przed palącym słońcem lata.

Nie miała określonego celu, nagle jednak znalazła się przy Ecole Militaire, położonej naprzeciw muzeum Rodina.

Jako młoda dziewczyna w upalne dni lata chętnie zatrzymywała się w chłodzie muzealnego ogrodu, i dzisiaj naszła ją ochota, żeby to zrobić jeszcze raz.

Minęła bramę i weszła do muzeum, gdzie w salach i w ogrodzie znajdowały się dzieła wielkiego rzeźbiarza.

Pierwszą rzeźbą, na którą padł jej wzrok, był pomnik Balzaca, który Rodin poświęcił wielkiemu pisarzowi.

Fiona z podziwem oglądała potężną statuę. Kiedy jeszcze chodziła do szkoły we Francji, Balzac był jej ulubionym pisarzem. Przeczytała wszystkie jego książki, nawet pierwsze nieznane powieści, jakie napisał pod pseudonimem, żeby zarobić pieniądze. Głęboko poruszyła ją szeroka, otwarta i szczera twarz pisarza, na której malował się cień melancholii.

Weszła do parku, gdzie znajdował się mały staw. Fiona przysiadła na ławce i przyglądała się małej dziewczynce z zielonym wiaderkiem i w różowym kapelusiku, która bawiła się w piaskownicy. Nie opodal, z lewej strony, zobaczyła słynną rzeźbę Rodina „Pocałunek”.

Przypomniała sobie, jak to pewnego letniego dnia, będąc jeszcze małą dziewczynką, odkryła ją po raz pierwszy. Była jeszcze zbyt młoda, żeby zrozumieć jej znaczenie, ale dzieło zrobiło na niej dziwnie podniecające wrażenie.

Całymi godzinami przyglądała się tej parze, biegała wokół rzeźby i w końcu wykorzystała moment, kiedy strażnik nie patrzył w tę stronę, żeby wsunąć się pomiędzy dwie postacie i dotknąć ich. Przez chwilę miała wrażenie, że w jakiś sposób uczestniczy w intymnym zetknięciu postaci.

Realizm figur Rodina zawsze robił na niej wielkie wrażenie.

Fiona zarumieniła się, przypominając sobie, że dwie rzeźby, „Cień” i „Epoka brązu”, stanowiły dla niej pierwszą lekcję poglądową męskiej anatomii.

Spoglądając na zegarek, Fiona stwierdziła, że musi się pospieszyć.

Kiedy dotarła na rue Babylonne, wszyscy już niecierpliwie na nią czekali. Przeprosiła za spóźnienie i szybko się przebrała.

Nie miała już czasu na prysznic, przemyła więc zimną wodą twarz i ramiona, zaczesała włosy do tyłu i po krótkim spojrzeniu w lustro zdecydowała się upiąć je w węzeł. Przy tym upale tak będzie najwygodniej podczas długiej podróży na południe. Potem szybko włożyła jasnoniebieski opalacz, dżinsy i białe sandałki na wysokich obcasach. W pośpiechu pozbierała swoje rzeczy.

- Do licha! - Wuj Edward gwizdnął cicho na widok Fiony. - Już widzę, że będę musiał na ciebie uważać.

Wszyscy mężczyźni z Nicei ustawią się przed domem w kolejce.

- Do tego Philippe nie potrzebuje Fiony. Już od lat przed jego drzwiami wystają wielbiciele - wtrąciła się Juliette, po czym zwróciła się do Philippe'a. - Czyż nie tak?

Philippe nie mógł oderwać wzroku od Fiony.

- To odnosi się bardziej do domu niż do mnie. Na Riwierze nie ma zbyt wielu zameczków z XVIII wieku.

- Philippe - skarciła go Juliette - ta skromność w ogóle do ciebie nie pasuje. Co ci się stało?

Philippe zmusił się, żeby wysłuchać Juliette. - Już dobrze - odpowiedział. - Myślałem oczywiście o tego rodzaju ciekawskich.

- Te dwie piękne kobiety będą cię kosztowały sporo zachodu - wtrącił wuj Edward. - Pewnie wydasz jakieś przyjęcie na ich cześć, mam rację?

Philippe uśmiechnął się. - Muszę wyznać, że już o tym pomyślałem.

- Co? Przyjęcie! - zawołała Juliette. - Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? Mogłabym sobie jeszcze kupić jakąś sukienkę.

Fiona spojrzała na liczne, ułożone jedne na drugich walizki Juliette, ale nic nie powiedziała.

- Jestem pewny - stwierdził Philippe, również spoglądając na bagaże - że znajdziesz coś stosownego na tę okazję. A jeśli nie, to coś ci kupimy. Wprawdzie Nicea to nie Paryż, ale tam też są eleganckie sklepy.

- Dobry pomysł - stwierdziła z ulgą Juliette. - W takim razie zaraz po przyjeździe wybiorę się na zakupy. Fiona, pójdziesz ze mną, prawda? Philippe nienawidzi chodzenia po sklepach, nawet gdy chodzi o jego ubrania.

- Wiem coś o tym - bąknęła pod nosem Fiona, po czym głośno dodała: - Oczywiście, Juliette. Chętnie dotrzymam ci towarzystwa.

- Jeśli nadal będziemy tu tak wystawać i gadać, to nigdy nie dotrzemy do Nicei - zawołał Edward. - To długa podróż, powinniśmy zatem już ruszać.

Wszyscy przytaknęli i każdy wziął swój bagaż. Fiona zauważyła, z jaką lekkością Philippe niósł jej walizki, po dwie w jednej ręce, jakby to były paczki z jedzeniem na piknik.

Zdecydowała, że on jednak do czegoś się przydaje. Ale szybko zmieniła zdanie, kiedy wsiedli do jego wozu, pięknego srebrnego rollsroyce'a.

Był to luksusowy wóz, pozwalający odbyć dziesięciogodzinną podróż w komfortowych warunkach. Miękkie skórzane siedzenia zapowiadały przyjemną jazdę.

Kiedy jednak Fiona zobaczyła, że Philippe zasiada za kierownicą, trochę się zaniepokoiła. Wyglądał jak kierowca wyścigowy, przymierzający się do zdobycia Grand Prix. Jej obawy jeszcze wzrosły, kiedy ruszył z dużą prędkością i w szalonym pędzie pomknął przez bulwar.

- Myślałam, że masz szofera - powiedziała zwracając się do Philippe'a.

- Ależ mam, tyle że do jeżdżenia po mieście. Tę podróż chciałem odbyć sam. To moja ulubiona trasa, i chcę się przekonać, czy uda mi się pobić mój własny rekord.

Juliette zwróciła głowę ku Fionie.

- Nie przejmuj się. Philippe jest tylko sfrustrowanym kierowcą amatorem. W ubiegłym roku nie zakwalifikował się do wyścigów Grand Prix, i do dzisiaj nie może tego przeboleć. Potrafi jednak znakomicie prowadzić. - Przy ostatnich słowach lekko dotknęła ramienia Philippe'a.

Jedyną reakcją Philippe'a na tę uwagę było dociśnięcie pedału gazu i wyprzedzenie dwóch innych wozów.

Fiona skuliła się nerwowo, ale wuj Edward położył jej uspokajająco rękę na ramieniu i przekonał ją, że powinna się wygodnie oprzeć i cieszyć przyjemną jazdą.

Fiona czuła się pewnie, dopóki nie spoglądała na licznik. Samochód toczył się tak spokojnie, siedzenie było tak wygodne, że niemal można było zapomnieć o szalonej szybkości.

Niekiedy jej spojrzenie zatrzymywało się na lusterku wstecznym, a wówczas ze zdumieniem stwierdzała, że wzrok Philippe'a niezmiennie skierowany jest na nią.

Po czterech godzinach zrobili przerwę i zjedli posiłek w trzygwiazdkowej restauracji. Potem ruszyli dalej.

Lyon leżał już za nimi i otoczenie zaczęło się zmieniać. Fiona opuściła szybę, żeby odetchnąć ciepłym, wonnym powietrzem. Było już prawie ciemno, lecz w oddali dało się jeszcze dostrzec góry. Zbliżali się do Nicei. W powietrzu wyczuwało się już pobliskie morze. W chwilę później samochód wjechał na krętą drogę wiodącą wzdłuż wybrzeża. Byli na francuskiej Riwierze!

Nicea położona jest u ujścia rzeki Paillon, na północnym krańcu Baie des Anges. Historyczne centrum miasta stanowi wzgórze z piaskowca, na którym kiedyś stał warowny zamek. Na południowym zachodzie wznosi się pochodząca z V wieku wieża, nazywana „Tour Belanda”. Stare miasto rozciąga się wzdłuż zachodniego łańcucha wzgórz. Założona w XVII wieku część miasta znajduje się nieco dalej na zachód na Paillon. Od północnego wschodu i północnego zachodu otacza je nowa Nicea.

Philippe mieszkał w starej części miasta. Siedziba jego rodu nawet w nocy robiła imponujące wrażenie. Podobny do zamku dom stał na lekkim wzniesieniu, oferując zapierający dech w piersiach widok na Morze Śródziemne.

Fiona miała wrażenie, że została przeniesiona o kilka stuleci w przeszłość. Dwaj służący w czerwonych uniformach wyszli im naprzeciw, żeby otworzyć przed nimi drzwi i zabrać bagaże. Była zdumiona, ujrzawszy obszerny, wyłożony dywanami hall. Philippe wyjaśnił służącym, gdzie mają umieścić gości.

Fiona i Juliette zostały zaprowadzone na drugie piętro w zachodnim skrzydle. Fiona miała uczucie, jakby szła przez muzeum. Na ścianach wisiały cudowne stare portrety. Pod nimi stały pokryte złotymi zdobieniami sofy i krzesła.

Fiona powiedziała Juliette dobranoc, po czym każda poszła w przeciwnym kierunku.

Służący, który towarzyszył Fionie, nazywał się Claude. Zapytał, czy może jej jeszcze coś przynieść. Fiona potrząsnęła głową. Obejrzała wysokie pomieszczenie z oknami wychodzącymi na południe. Służący ponownie jej przypomniał, że wystarczy zadzwonić, gdyby czegoś potrzebowała.

Fiona podziękowała, i kiedy Claude zamknął za sobą drzwi, wyczerpana padła na łóżko.

Obudził ją jaskrawy blask słońca. Wieczorem zapomniała o zaciągnięciu zasłon.

Wstała z łóżka i wyszła na balkon.

Był wczesny poranek i słońce jeszcze nie osuszyło rosy. Głęboko w dole Fiona ujrzała błękitnie połyskujące wody Morza Śródziemnego.

Długo przeszukiwała walizkę, aż w końcu znalazła to, czego szukała. Kostium kąpielowy. Włożyła go, zarzuciła na siebie płaszcz z frotte i zeszła na dół.

W domu panowała jeszcze cisza, tylko z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny. Fiona z rozkoszą wciągnęła wspaniały zapach świeżo upieczonego chleba, który uderzył ją w nozdrza.

Opuściła dom i zaczęła schodzić wąskimi schodami ku morzu.

Potrzebowała prawie dwudziestu minut, żeby do niego dotrzeć. Wyglądając wcześniej przez okno, miała wrażenie, że morze znajduje się tak blisko.

Kiedy jednak Fiona zobaczyła biały piasek, musiała przyznać, że opłaciło się odbyć tak długą drogę.

Zdjęła płaszcz kąpielowy i starannie ułożyła go na piasku. Potem rzuciła się w spienione fale. Z początku woda wydała jej się zimna, ale płynęła dalej, aż jej ciało przyzwyczaiło się do tej temperatury.

Nieco zdyszana położyła się w końcu na wodzie i wpatrzyła w rozjaśnione błękitne niebo. Pozwoliła się unosić falom, zamknęła oczy i rozluźniła się.

Otworzywszy je ponownie, stwierdziła ze zdumieniem, że zniosło ją w głąb morza. Prąd był silniejszy niż myślała, i wyniósł ją kilkaset metrów od brzegu.

Fiona przewróciła się na brzuch i wykonując energiczne ruchy ramionami popłynęła kraulem w kierunku brzegu.

Wyszedłszy z wody, otrząsnęła włosy i usiadła na płaszczu kąpielowym.

Potem ułożyła się na plecach i pozwoliła, by słońce osuszyło jej mokrą skórę.

Kiedy słońce zbyt mocno zaczęło przypiekać jej twarz, przewróciła się na brzuch. Rozwiązała tasiemki kostiumu.

Przez chwilę pomyślała, żeby zdjąć górę i opalić się na piękny brąz. Jednak nie pozwoliła jej na to nieśmiałość. Wprawdzie było wątpliwe, że ktoś mógłby ją zobaczyć w tym odludnym miejscu, ale nie chciała zdać się na przypadek.

Fiona leżała w ciepłym porannym słońcu i drzemała. Nagle wydało jej się, że jakaś chmura przesłoniła słońce. Obróciła się zdziwiona.

Przed nią stał Philippe, jego wysoka postać rzucała długi cień na jej ciało.

- Philippe? Co ty tu robisz? - spytała zaskoczona.

Philippe przyjrzał jej się przez moment. - Przyszedłem, żeby popływać. To moja mała, prywatna plaża, to znaczy: była moja do dzisiaj. Jak ją znalazłaś?

- Przez przypadek. To niepowtarzalne miejsce, nie ma ludzi, piasek jest biały, a woda spokojna...

- Wiem o tym - stwierdził ironicznie Philippe.

- Nie musisz odgrywać tutaj ważnego właściciela. Mogę sobie pójść gdzie indziej - powiedziała Fiona, którą rozzłościł jego drwiący uśmiech.

- Nie ma takiej potrzeby. Już ją odkryłaś, a poza tym - jego spojrzenie prześliznęło się po jej półnagim ciele - uważam, że to miejsce stanie się bardziej interesujące, kiedy ty tu będziesz.

Fiona osłaniała oczy przed słońcem, spoglądając w górę na Philippe'a. Dopiero teraz spostrzegła, że górna część jej kostiumu trochę się zsunęła. Podciągnęła go pospiesznie i drżącymi rękami starała się na nowo zawiązać tasiemki.

- Pozwól, że ja to zrobię - rzekł Philippe, klękając obok niej.

Nim Fiona zdążyła zaprotestować, Philippe zawiązał już węzełek. Poczuła na plecach jego chłodne palce i usłyszała jego głos: - Dostaniesz poparzenia słonecznego. Dziewczęta o jasnej karnacji nie powinny pierwszego dnia tak długo leżeć na słońcu.

- Pogoda jest zbyt piękna, żeby siedzieć w domu - odparła Fiona.

- W takim razie lepiej będzie, jeśli natrzesz się kremem.

Philippe rozłożył swój ręcznik i sięgnął po plastykową tubkę.

- Połóż się na brzuchu, żebym mógł cię natrzeć! - rzekł rozkazującym tonem. Fiona przyjrzała się temu ogromnemu aroganckiemu mężczyźnie obok siebie i pomyślała: nawet kiedy stara się być uprzejmy, jego słowa brzmią jak rozkazy.

Philippe miał ciemnobrązową opaleniznę. Jego ciało było jeszcze bardziej umięśnione, niż to sobie wyobrażała. Ogromny wzrost nadawał mu wygląd szczupły i giętki, ale teraz, kiedy nie miał na sobie ubrania, mogła się przekonać, jak znakomicie był zbudowany.

Całe jego ciało, od silnego karku do mocnych ud i nóg, promieniowało siłą, która działała na nią zniewalająco.

Dla Fiony Philippe był najbardziej atrakcyjnym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. Ale prędzej by umarła, niż wyznała to Philippe'owi.

Posłusznie przekręciła się na brzuch. Po szorstkich słowach zaskoczyła ją czułość jego dotyku. Fiona czuła, jak jego ręce masują i nacierają kremem jej plecy.

To było cudowne. Krew szybciej popłynęła w jej żyłach. Ręce Philippe'a obudziły w niej nigdy do tej pory nie odczuwane pragnienie.

Widocznie Philippe to wyczuł, gdyż jego ręce zaczęły badać jej ciało coraz intensywniej.

On sobie wyobraża, że może mnie mieć tak łatwo, jak inne kobiety! Ta myśl gwałtownie przywróciła Fionie poczucie rzeczywistości. Obróciła się, żeby odepchnąć Philippe^.

Ale on zupełnie inaczej zrozumiał reakcję Fiony. Porwał ją w ramiona. Daremnie się broniła. Nie zważając na jej opór, Philippe przywarł wargami do jej ust. Całował ją tak długo, aż ustąpiła i objęła go za szyję.

Namiętnie przywarł do niej całym ciałem. Fiona przestała pytać, przestała myśleć i spostrzegła, że staje się całkowicie bezwolna. Oboje porwała potężna fala uczuć.

Całym ciałem wgniatał ją w piasek. Fiona jęknęła i jeszcze mocniej przycisnęła go do siebie. Już była gotowa oddać mu się do końca, nagle jednak zesztywniała pod wpływem pewnej myśli.

Juliette!

Philippe podniósł wzrok, żeby się przekonać, co mogło ją tak wystraszyć. Ponieważ jednak nic nie zauważył, znów chciał ją do siebie przytulić.

- Nie dotykaj mnie, bo zacznę krzyczeć - rzekła Fiona. Odepchnęła go od siebie obiema rękami.

Philippe usiadł. - Tutaj nikt cię nie usłyszy. Skąd ta nagła zmiana uczuć?

Fiona zaczerwieniła się, ale próbowała odzyskać panowanie nad sobą. Przyglądała się temu niesamowicie atrakcyjnemu mężczyźnie siedzącemu obok niej.

- To przez ciebie i ...

- Przeze mnie? - wykrzyknął Philippe. - Czyżbym coś zrobił nie tak? Mógłbym przysiąc, że to ci się podobało. Poznałem dostatecznie dużo kobiet, żeby móc to ocenić!

- O to chodzi! Ty i te twoje kobiety! Nie jestem kolejnym eksponatem w twojej kolekcji! - krzyknęła Fiona.

Philippe był wściekły. W jego oczach pojawiły się gniewne błyski.

- A więc o to chodzi. Czujesz się jak jedna z moich zdobyczy. Coś ci powiem, ma petite. Jesteś jeszcze bardzo młoda i musisz się wiele nauczyć.

- Przypuszczam, że chcesz być moim nauczycielem. - Sarkazm w jej głosie miał go sprowokować.

- Jeśli nikt inny się tego nie podejmie, to tak. A w tej chwili jakoś nie widzę ochotników - powiedział Philippe spoglądając na pustą plażę. - Poza tym to należy do moich obowiązków jako twojego opiekuna.

- Ty moim opiekunem? Jesteś dla mnie niczym.

Jesteś... - Fiona urwała. Ale już było za późno. Philippe złapał ją wpół i przełożył przez kolano.

- Puść mnie! - zawołała.

Ale Philippe bezlitośnie liczył dalej: - Siedem, osiem, dziewięć, dziesięć! - Przerwał, trzymając jeszcze rękę uniesioną w górę, i popatrzył na nią. - Myślę, że to będzie dla ciebie nauczką - powiedział.

Fionę ogarnęła wściekłość. Wzięła garść piasku i sypnęła nim Philippe'owi w twarz. - Nienawidzę cię! Nienawidzę!

Philippe bez trudu uchylił się przed piaskiem i spojrzał z góry na Fionę. - Powinnaś wymyślić coś lepszego. Wytrzyj sobie łzy i doprowadź się do porządku. Czekają na nas z obiadem, a chyba nie chcesz, żeby widziano cię w takim stanie?

- Powiem im o tym. Wszystko im powiem! - zagroziła Fiona.

- Naprawdę? - spytał rozbawiony Philippe. - Opowiesz im o tym, jak ja cię całowałem, czy też o tym, jak ty mnie całowałaś? A może zamierzasz ich poinformować, że złoiłem ci tyłek jak małej dziewczynce?

W tym momencie Fiona zorientowała się, co Philippe chciał przez to powiedzieć, i poczuła się mocno zawstydzona. Opowiadając o tym, co wydarzyło się na plaży, tylko by się ośmieszyła.

Kiedy o tym pomyślała, krew uderzyła jej do twarzy. Nikomu nie mogła opowiedzieć o tych uściskach.

Cokolwiek by się jednak miało zdarzyć, zachowa to wspomnienie w swoim sercu. Wspomnienie, którego nie mógł zniszczyć nawet Philippe, bez względu na to, co zrobi.

Ten moment szczęścia, jakiego nigdy przedtem nie zaznała, należał już do niej.

To nie był jej błąd, że jedyny mężczyzna”, który potrafił wzbudzić w niej taką namiętność, był w gruncie rzeczy wstrętny i obrzydliwy. Tej namiętności nie dało się wyjaśnić. Po prostu los skazał ją na miłość do człowieka, który tej miłości nie był godny.

A poza tym miał się ożenić z inną.

Przecież Philippe kupił już swojej przyszłej żonie pierścionek zaręczynowy, a teraz tylko czekał, aż minie stosowny czas, żeby zapowiedzieć ślub. Jakże więc mógł ją tak bezwstydnie uwodzić?

Jakiż będzie z niego mąż? Może powinna ostrzec przed nim Juliette? A może chciał tylko po raz ostatni zakosztować swojej wolności?

Jeśli tak było, to Fiona nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wybrał sobie właśnie ją, stosunkowo niedoświadczoną dziewczynę, skoro mógł do woli wybierać spośród o wiele bardziej doświadczonych kobiet?

Niewykluczone, że poważnie potraktował swoją rolę „opiekuna”. Ale czyż mieściły się w niej także namiętne uściski i pocałunki?

To absurdalne, że uważa się za mojego opiekuna, powiedziała sobie. Jestem dorosła, już dawno przestałam być dzieckiem.

Obróciła się, żeby porozmawiać z Philippe'em, ale nie było go obok niej.

Zobaczyła jego ręcznik na piasku i ślady stóp, wiodące do wody.

Gdzieś daleko, wśród fal, dojrzała pływaka. To był Philippe.

Zauważyła, że płynął z powrotem w kierunku plaży.

Kiedy Philippe wyszedł z wody, spostrzegła, że nawet nie miał przyspieszonego oddechu.

- Jesteś dobrym pływakiem. - Uśmiechając się do niego, podała mu ręcznik. Jego opalone, mokre ciało lśniło w blasku słońca. Włosy przylepiły mu się do głowy i Fiona pomyślała, że mógłby pozować Rodinowi. Nie zorientowała się, że tę ostatnią myśl wypowiedziała na głos.

- Taką uwagę z twoich ust traktuję jak komplement - powiedział Philippe z szerokim uśmiechem.

Nagle Fiona spostrzegła czerwoną pręgę na jego plecach.

- Co tam masz na plecach? - spytała. Philippe uśmiechnął się.

- Ktoś mógłby pomyśleć, że się o mnie troszczysz. To była meduza. Właściwie one są zupełnie niegroźne, jeśli pominąć ich żrącą wydzielinę.

Zdawało się, że przerażenie Fiony mocno go ubawiło.

- Czy dużo jest ich w morzu? - spytała.

- Tak, sporo. Ale nie musisz się obawiać. Nie powinnaś tylko wypływać tak daleko jak ja. - Nagle Philippe skrzywił twarz.

- Boli? - z niepokojem zapytała Fiona.

- Nie, właściwie nie. Tylko jest nieprzyjemne, bo okropnie piecze.

- Jak możemy temu zaradzić?

- Czyż tak mówi mała dziewczynka, która dopiero co krzyczała: „Nienawidzę cię”, i rzucała mi piasek w oczy?

- Jesteś nieznośny! - zawołała Fiona. - Robię tylko to, co zrobiłabym również dla każdego obcego na tej plaży, a ty próbujesz nadać temu jakieś znaczenie. Siedź spokojnie, aż natrę ci plecy kremem.

Fiona zbliżyła się do niego z tubką w ręce.

- Krem? - Philippe spojrzał na nią marszcząc czoło. - Po co?

- Mam nadzieję, że dzięki temu skonasz z bólu - powiedziała Fiona. - Ale niestety sądzę, że to tylko złagodzi ból. Usiądź, żebym mogła cię natrzeć!

Philippe zrobił, co mu kazała, przy czym wydawał się rozbawiony rozkazującym tonem Fiony i odwróceniem ról.

Fiona równomiernie rozprowadzała krem na jego plecach, które były czerwone i napuchnięte. Zauważyła, że Philippe napiął mięśnie i zaczęła go masować trochę delikatniej.

Obrócił się, żeby coś powiedzieć, ale Fiona położyła mu rękę na ustach.

- Poczekaj, aż skończę! - rozkazała. W chwilę później zakręciła tubkę. - W porządku, teraz możesz mówić.

- Co, już skończyłaś? - w głosie Philippe'a zabrzmiało rozczarowanie.

- Tak. Czujesz jakąś ulgę?

- Naturalnie. Zwłaszcza, kiedy mnie dotykasz. - Wyszczerzył do niej zęby w szerokim uśmiechu.

Przez moment Fiona próbowała nadać swojej twarzy wyraz gniewu. Ale nie potrafiła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem.

Philippe również się roześmiał. Potem powiedział: - Musimy już wracać. Matylda już pewnie wysłała oddział zwiadowczy. Inni też będą się zastanawiali, gdzie się podziewamy.

Przy słowie „inni” Fiona poczuła zimny dreszcz. Tak jak przed chwilą bez trudu zniknęły bariery pomiędzy nią a Philippe'em, tak teraz równie szybko powstały na nowo. Pozbierała swoje rzeczy i w milczeniu ruszyła za Philippe'em. Zdawało się, że on nie odczuwa tego, co ona, gdyż gawędził swobodnie. Pokazywał jej winnice, prastare drzewa oliwkowe i wspaniałe gaje pomarańczowe.

Philippe wyjaśnił Fionie, że za plantacją drzew morwowych znajduje się mały las, w którym można jeździć konno. Kiedy dotarli do domu, przystanął jeszcze raz, by obrzucić dumnym spojrzeniem swoje dobra. Fiona przyjrzała mu się z boku. Jakąż burzę uczuć wywołał w niej Philippe.

Pozostali zdążyli już zjeść posiłek. Edward uśmiechnął się do Fiony i skinął z uznaniem głową. - Rano zawsze pierwsza na nogach, tak samo jak ojciec.

Juliette podniosła wzrok znad talerza i popatrzyła najpierw na Philippe'a, po czym na Fionę. - Gdzieście byli? - zapytała.

- Na plaży, korzystaliśmy z uroków poranka, podczas gdy ty spałaś - odparł Philippe z lekką ironią.

- Ach tak? Razem? Jakież to czarujące - Juliette uśmiechnęła się sarkastycznie.

- Sama poszłam nad morze, a potem przypadkiem spotkałam Philippe'a - wtrąciła Fiona.

- To mieliście szczęście - mruknęła Juliette.

- Philippe'a zraniła meduza - dodała Fiona, chcąc zapobiec dalszym atakom Juliette.

- Doprawdy? Biedna meduza. Mam nadzieję, że jeszcze żyje - zadrwiła Juliette, rzucając ostre spojrzenie na Philippe'a. Potem odwróciła się do niego plecami. - Fiona, czy po jedzeniu wybierzesz się ze mną na zakupy?

- Oczywiście, chętnie - odpowiedziała Fiona, powodując się bardziej poczuciem winy niż prawdziwą ochotą.

- Dobrze, powiedzmy zatem: za godzinę. - Juliette wstała i wyszła.

Philippe rzucił serwetkę i ruszył za nią. Fiona usłyszała ich podniecone głosy. Pochyliła się do przodu, żeby zrozumieć toczącą się na zewnątrz rozmowę. Edward chrząknął i ponad stołem rzucił Fionie surowe spojrzenie.

- Czyżbyś podsłuchiwała, moja droga bratanico? Wiesz, że nie jest dobrze wtykać nos w sprawy innych ludzi.

Starając się zrozumieć scenę na schodach, Fiońa w ogóle go nie usłyszała. Odniosła wrażenie, że Juliette się śmieje.

- Chyba że - ciągnął dalej Edward - bardzo obchodzą cię ich prywatne sprawy.

Fiona drgnęła. - Przepraszam, wuju Edwardzie. Nie zrozumiałam, co powiedziałeś.

- Nic dziwnego. Omal nie spadłaś z krzesła, żeby usłyszeć, o czym oni rozmawiali.

Fiona zagryzła dolną wargę. - Czy to było aż tak widoczne?

- Tak, a poza tym można było zauważyć coś jeszcze...

- Cóż takiego? - zapytała.

- Zapomnij o tym. - Wuj Edward popatrzył na swój talerz.

- Chyba ty nie zamierzasz czegoś przede mną ukrywać, jak to robią inni? - Fiona wpatrzyła się badawczo w jego twarz.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Mam wrażenie, że tutaj dzieje się coś, o czym ja nic nie wiem. Wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z moim ojcem i Philippe'em. Może ty wiesz, co się między nimi zdarzyło?

- Wiem, że przed śmiercią twój ojciec koniecznie chciał zobaczyć Philippe'a. Pamiętasz, że bardzo go lubił. Traktował Philippe'a jak własnego syna. Ale nie byłem w pokoju, kiedy się widzieli po raz ostatni. Charles poprosił mnie, żebym ich na kilka minut zostawił samych.

- Czy to nie jest dziwne? - spytała Fiona. - Przecież ty byłeś jego rodzonym bratem i najbliższym krewnym.

- Nie, wcale mnie to nie zdziwiło - zapewnił ją Edward. - Twój ojciec był na swój sposób bardzo zamkniętym w sobie człowiekiem. Musisz pamiętać, że oni omawiali szczegóły zarządzania majątkiem.

- I to wszystko? - Fiona była rozczarowana.

- To wszystko, co mi wiadomo. Oczywiście, jest jeszcze list, który ojciec do ciebie napisał. On może zawierać niejedno wyjaśnienie.

- List! Zupełnie o nim zapomniałam! - Fiona wstała, zamierzając wyjść z pomieszczenia.

Ale wuj Edward ją zatrzymał. - Fiona, dokąd chcesz pójść?

- Poszukam Philippe'a i zażądam od niego listu. On nie ma prawa...

Wuj wpadł jej w słowo. - Naturalnie że ma prawo, gdyż list został powierzony jemu. Twój ojciec życzył sobie, żeby Philippe przechował go do twoich dwudziestych pierwszych urodzin, i nic nie może zmusić Philippe'a, żeby wręczył ci go wcześniej.

- Ale to jest mój list! - zawołała wzburzona Fiona.

- Prawnie stanowi on część spuścizny, która będzie do ciebie należała od twoich dwudziestych pierwszych urodzin i ani dnia wcześniej. Twój ojciec powiedział Philippe'owi, że może ci ten list wręczyć wcześniej, o ile uzna to za słuszne. Ale to musi być jego własna decyzja.

- To nie jest sprawiedliwe. Ten list zawiera ostatnie słowa, jakie mój ojciec do rrinie skierował, i Philippe nie ma prawa mnie ich pozbawiać.

- Ależ właśnie tego życzył sobie twój ojciec...

- Czy to ma znaczyć, że w każdej sprawie muszę pytać Philippe'a o pozwolenie? - Słowa utkwiły Fionie w gardle. - Zachowujecie się tak, jakbym wciąż jeszcze była dzieckiem!

- Myślę, że to jest bardziej skomplikowane niż sądzisz - powiedział Edward w zamyśleniu, po czym szybko dorzucił: - Choć nie umiem powiedzieć, dlaczego tak jest. Mam tylko takie przeczucie.

Fiona uważnie wpatrzyła się w wuja.

- A jaki był drugi powód, że przed chwilą nie pozwoliłeś mi pójść za Philippe'em?

Wuj skinął głową w kierunku służącego, który właśnie się do nich zbliżał.

- Oto i on.

Służący podsunął Fionie srebrną tacę, na której leżała złożona kartka papieru.

Droga Fiono!

Jednak nie mam ochoty iść dzisiaj na zakupy. Wybacz, proszę. Może innym razem.

Juliette.

Fiona pokazała list Edwardowi. - Czy o to ci chodziło? - Potem przypomniała sobie głosy, które nagle umilkły, stłumiony śmiech i milczenie, które potem nastąpiło.

Wuj skinął głową. Fiona nagle poczuła mdłości. Ze wstrętem odsunęła od siebie talerz. Straciła apetyt.

- Wydaje mi się, że musisz się jeszcze sporo nauczyć - przyjaźnie powiedział wuj, przyglądając się jej z ojcowską sympatią.

- Wielkie dzięki, wujku Edwardzie. - Fiona była zdenerwowana. - Słyszę to dzisiaj po raz drugi. Może powinnam wrócić do szkoły?

- No, no - próbował załagodzić sytuację Edward. - Teraz tylko nie zrób błędu i nie wyciągaj pospiesznych wniosków.

- Pospiesznych wniosków? Przecież to ty mnie powstrzymałeś od wyciągania wniosków, zanim dostałam tę wiadomość.

- Tak. Bo ty tak szybko się denerwujesz, nie chciałem więc, żebyś się naraziła na kompromitację. Jeśli koniecznie chcesz mieć Philippe'a, to najpierw sama musisz nad sobą zapanować. Jak tak dalej pójdzie, to wykończysz się nerwowo.

- A kto tu mówił o Philippie?

- Nikt, ale to jest wypisane na twojej twarzy. Każdy może to wyczytać. Nawiasem mówiąc, Philippe również. - Wuj uśmiechnął się pod nosem.

Fiona zaczerwieniła się. - To nieprawda. Philippe myśli, że każda kobieta, którą spotka, natychmiast musi się w nim zakochać. Dla niego jestem tylko jedną w długim szeregu jego wielbicielek. Ale ja go nienawidzę, nienawidzę go!

- Od pewnego punktu - stwierdził starszy pan - nie można już odróżnić miłości od nienawiści. Wydaje mi się, że ty właśnie ten punkt osiągnęłaś.

- To nieprawda! - sprzeciwiła się Fiona. - Dlaczego nie mogłabym go nienawidzić? To wstrętny i nieprzyjemny człowiek.

- Dlaczego tak się uczepiłaś tej tezy? Możliwe jest przecież także i to, że ty po prostu nie jesteś pewna samej siebie. Wiesz tylko, że odczuwasz wielką namiętność, ale nie wiesz, czy zostanie odwzajemniona. I żeby się zabezpieczyć, nazywasz swoje uczucie nienawiścią zamiast miłością. W ten sposób możesz się bez reszty oddać swoim uczuciom, nie ryzykując, że zostaniesz odtrącona.

- Wybacz, ale nic z tego nie zrozumiałam. Nie potrafię nadążyć za tokiem twojego myślenia!

- Sama widzisz, że tak słabo rozpoznałaś własne uczucia, iż wszystkie naraz wrzucasz do jednego garnka i teraz już nic nie możesz zrozumieć.

- Czy to ma znaczyć, że pomieszało mi się w głowie?

- Co to, to nie. Ale czy wybadałaś już swoje serce?

- Co ty wiesz o moim sercu?

- Tylko to, co mówi mi o tym moje serce: Ty kochasz Philippe'a.

Zapadło długie milczenie. Ostatnie słowa huczały w głowie Fiony: Ty kochasz Philippe'a! Ty kochasz Philippe!

To był dla niej szok: wuj głośno powiedział to, czego sama sobie nie miała odwagi wyznać nawet szeptem.

Ale Fiona wiedziała, że wuj miał rację, i jeśli kiedykolwiek w to wątpiła, to teraz nie miało już sensu tego przed sobą ukrywać. Westchnęła zrezygnowana.

- I co ja mam teraz zrobić? - bezradnie popatrzyła na wuja.

- Już zrobiłaś coś bardzo ważnego. Sama przed sobą przyznałaś, że go kochasz. Nie potrafisz sobie wyobrazić, ilu ludzi marnuje swoją szansę, ponieważ nie potrafi zaakceptować własnych uczuć i bez przerwy coś udaje przed sobą i innymi.

- Ale w czym mi to może pomóc?

- Tego i ja nie umiem powiedzieć. Ale na pewno ci to pomoże, gdyż będziesz miała nad nim przewagę, bo tyś już zaakceptowała swoje uczucia, gdy tymczasem on jeszcze się przed nimi broni.

- Ale skąd wiesz, że on odczuwa do mnie jakąś sympatię? Pomijając oczywiście pożądanie cielesne, które odczuwa każdy mężczyzna.

- Tego oczywiście nie możesz być pewna, ale powinnaś założyć, że on również cię lubi. Nie mogę ci wszystkiego wyjaśnić. Musisz mi po prostu zaufać.

- A co z Juliette?

Wuj Edward właśnie miał jej odpowiedzieć, gdy dobiegły ich kroki na schodach. Kiedy drzwi się otworzyły, równocześnie podnieśli wzrok. Przed nimi stał Philippe.

4

- Wciąż jeszcze tu jesteście? Kto w taki wspaniały dzień siedzi w domu?

Wydawał się być w dobrym humorze. Przebrał się: miał na sobie cienkie letnie spodnie i rozpiętą pod szyją białą koszulę, która znakomicie podkreślała jego opaleniznę.

- Ostatni raz widziałem swoją bratanicę przed dwoma laty - Edward uśmiechnął się do Fiony. - Mamy o czym rozmawiać.

- Jestem o tym przekonany. - Philippe spojrzał na nich. - Ale dlaczego nie usiądziecie przed domem?

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - spytał Edward.

- Myślałem, że moglibyśmy trochę pożeglować. Nadchodzi dobry wiatr, a morze jest spokojne. Już od wielu dni czekałem na ten moment, bo nie pływałem na jachcie od ubiegłego roku.

- Cudowny pomysł - zgodziła się Fiona.

- W porządku. - Philippe zmierzył ją pełnym uznania wzrokiem. - A co z tobą, Edwardzie?

- Nie lubię łodzi. Nie urodziłem się wilkiem morskim. Wolę stać na pewnym gruncie. Ale bardzo dziękuję za propozycję. Ty i Fiona musicie się obejść beze mnie. Czy myślisz, że sobie poradzisz? - Rzucił Fionie szelmowskie spojrzenie.

Fiona najchętniej ucałowałaby wuja z radości, kiedy sobie wyobraziła, że będzie mogła żeglować jachtem tylko z Philippe'em.

Ale jej radość nie trwała długo, gdyż Juliette po cichu weszła do pokoju. Stanęła za Philippe'em i położyła mu ręce na oczach.

- Zgadnij, kto to? - zaśmiała się.

Philippe wyciągnął ręce do tyłu, objął talię Juliette i obrócił się. Lewą rękę pozostawił na jej biodrze, prawą natomiast wyciągnął ku Fionie.

- Idziemy, moje panie? - spytał z drwiącą galanterią.

Fiona nie miała wyboru. Ujęła wyciągniętą rękę i wyszła za Philippe'em z pokoju. W drzwiach zdążyła jeszcze rzucić wujowi krótkie spojrzenie.

Edward wzruszył ramionami, jakby chciał ją przeprosić: zrobiłem, co się dało.

Jednakże mimo tego rozczarowania Fiona była mu wdzięczna.

Philippe zawiózł je swoim landroverem nad samo morze. Do przystani jachtowej było około dwóch kilometrów. Tam zostawili samochód.

Fiona uświadomiła sobie nagle, że pod sukienką wciąż jeszcze ma kostium kąpielowy. Pozostawało mieć nadzieję, że na łodzi nie będzie zbyt zimno.

Juliette była lepiej przygotowana. Miała na sobie białe spodnie, koszulę w białoniebieskie pasy i wiatrówkę.

Łódź Philippe'a natychmiast rzucała się w oczy wśród innych zacumowanych w porcie. Była wielka, jaskrawożółta, a na dziobie wypisano wyrazistą czerwienią nazwę „Victory”.

Fiona i Juliette zauważyły tę nazwę równocześnie, popatrzyły na siebie i wy buchnęły śmiechem.

Philippe obrócił się do nich. - Co was tak rozśmieszyło? - spytał.

- Podziwiałyśmy właśnie nazwę twojej łodzi. Jest taka... - Fiona szukała odpowiedniego słowa - jest taka charakterystyczna dla ciebie. „Zwycięstwo”. To doskonale pasuje.

- A jakie to skromne - dorzuciła z chichotem Juliette.

- Tak? - Philippe skrzywił twarz. - Ale miałem pewien istotny powód, żeby wybrać taką nazwę.

Juliette popatrzyła na Fionę.

- W to nie wątpiłyśmy ani przez moment, choć nie do końca rozumiemy, dlaczego użyłeś liczby pojedynczej. Czemu nie nazwałeś jachtu „Zwycięstwa”? - Juliette i Fiona znów się roześmiały.

Philippe nie dał się wyprowadzić z równowagi.

- Nazwałem jacht na cześć tego miasta. Słowo „Nicea” pochodzi z greckiego i oznacza „zwycięstwo”. Miasto zostało założone przez Fenicjan przed dwoma tysiącami lat i nazwano je tak na cześć zwycięstwa nad sąsiednimi Ligurami. Philippe uśmiechnął się do nich z dumą. - Co wy na to, czy to był wystarczający powód?

Zanim Fiona albo Juliette zdążyły odpowiedzieć, Philippe ruszył przodem i powitał znajomego, przyjaźnie poklepując go po ramieniu. Potem wskazał na obie kobiety i jacht i powiedział coś mężczyźnie na ucho. Ten skinął głową, po czym obaj zbliżyli się do Juliette i Fiony.

- Pomyślałem sobie, że w czworo będziemy stanowili lepszą załogę. Dlatego poprosiłem Alaina, żeby popłynął z nami. To wyśmienity żeglarz.

- Philippe - odezwał się Alain - jeśli już sam nie potrafisz sobie poradzić z dwiema tak pięknymi kobietami, to widocznie się starzejesz. Mimo to cieszę się, że mnie zaprosiłeś.

Alain miał łagodny głos i błękitne oczy. Fiona oceniła go co najmniej na metr osiemdziesiąt, choć obok Philippe'a wydawał się o wiele mniejszy. Wypłowiałe na słońcu włosy i opalona skóra nadawały mu zuchwały wygląd.

- To Alain Charnel. Alain, czy mogę ci przedstawić Juliette Barrault i Fionę Marshall, jej pasierbicę? - W ten osobliwy sposób Philippe dokonał wzajemnej prezentacji.

- Która z pań jest matką, a która córką? - Alain uśmiechnął się i najpierw ujął rękę Juliette. - Bardzo mi miło, madame. - Potem zwrócił się do Fiony. - Enchante, mademoiselle. - W ten sposób dał do zrozumienia, że doskonale dostrzega różnicę.

Fiona poczuła uścisk jego szorstkiej dłoni i zaczęła się zastanawiać, jaką ma pracę albo jaki uprawia sport? Cokolwiek by to być mogło, praca z pewnością należała do ciężkich.

- Alain - powiedział Philippe, jakby potrafił czytać w jej myślach - zajmuje się między innymi wspinaczką wysokogórską. Kierował jedną z największych wypraw w Himalaje, a teraz znów przymierza się do podobnego przedsięwzięcia.

- Jestem tu na wakacjach - poprawił go Alain. - Mam dom w starej części Nicei. Nie można go naturalnie porównać z willą Philippe'a, ale to ładny domek z widokiem na morze. Chcę tu odpocząć przez kilka tygodni.

Spoglądając na Philippe'a dorzucił: - Wejście na Mont Blanc musieliśmy przesunąć na jesień.

- Jak to? Czy coś się stało? - zapytał Philippe.

- Pojawiły się pewne komplikacje z parą amerykańską. Ta kobieta...

- Nie musisz nic więcej mówić, świetnie cię rozumiem - przerwał mu Philippe, po czym dodał tonem wyjaśnienia: - Alain cieszy się wśród swoich klientów specyficzną sławą. Ma szczególne upodobanie do par małżeńskich, albo raczej one do niego.

- Cóż, w takim razie możemy się czuć całkowicie bezpieczni, bo wszyscy jesteśmy wolni. - Mówiąc to, Juliette spojrzała Alainowi głęboko w oczy.

- Mam wrażenie, że nie bardzo nadążam - Alain zwrócił się do Philippe'a, szukając pomocy.

- Juliette jest wdową i niełatwo zmusić ją do odwrotu - odparł Philippe, rzucając przyjacielowi znaczące spojrzenie. - Ale skończmy z tym gadaniem i ruszajmy.

Weszli na pomost. Dwóch doświadczonych żeglarzy szybko przygotowało „Victory” do wypłynięcia.

Wiatr równomiernie wiał od wschodu. Philippe stał przy sterze, a Alain obsługiwał fokżagiel.

Fiona z lubością wdychała świeże, słone powietrze. Brzeg był już ledwie dostrzegalny. Na widok otwartego morza Fiona doznała uczucia wyzwolenia...

Była czwarta po południu. Słońce zniżyło się nad horyzontem. Nagle wiatr zmienił kierunek. Wiał teraz z. coraz większą siłą z południowego zachodu.

Philippe prowadził łódź dotychczasowym kursem tak długo, jak tylko się dało, po czym zaczął halsować. Fiona zauważyła, że mężczyźni byli ze sobą świetnie zgrani.

- Libeccio! - zawołał Alain, starając się przekrzyczeć wiatr.

Philippe skinął głową.

- Co to znaczy? - Fiona spytała Alaina, który obdarzył ją czarującym uśmiechem.

- Wiatr z Libii. To wilgotny, ciepły wiatr z południowego zachodu, który często występuje o tej porze roku.

- Czy to oznacza niebezpieczeństwo? - Fiona z niepokojem przyjrzała się napiętym mięśniom Alaina, który musiał wytężyć wszystkie siły, żeby utrzymać fokżagiel.

- Właściwie nie. Znajdujemy się tutaj na dość bezpiecznych wodach, o ile nie zacznie padać deszcz. Mistral z północnego wschodu i tramontana z północy zazwyczaj zatrzymywane są przez Alpy.

W tym momencie nastąpił gwałtowny podmuch wiatru, na który Philippe zareagował obrotem steru. Fiona straciła równowagę i potknęła się. W tej samej chwili poczuła, że obejmuje ją jakieś stalowe ramię.

Alain poskramiał żagiel jedną ręką, drugą zaś mocno obejmował Fionę. W oczach Philippe'a pojawił się dziwny blask. Juliette roześmiała się.

- Ależ on musi być silny!

- O tak, i bardzo szybki - stwierdził Alain. Philippe obrzucił przyjaciela ostrym spojrzeniem.

- Wszystko w porządku - cicho powiedziała Fiona. Lecz Alain ani myślał ją wypuścić. Ramieniem wciąż jeszcze mocno obejmował jej talię.

- Naprawdę, Alain, mogę już stać na własnych nogach - powiedziała.

- Na pewno? - spytał z troską. Fiona skinęła głową. Alain rozluźnił uchwyt.

- Lepiej uważaj na łódź! - Philippe ofuknął Alaina, który o mały włos przeoczyłby manewr zwrotu. - Myślę, że powinniśmy wracać. Spójrz na niebo.

W ciągu kilku minut libeccio przygnał ciemne chmury deszczowe, które zaczęły się nad nimi groźnie kłębić. Alain i Philippe zawrócili łódź w kierunku brzegu. Żagle wydęły się i po niedługim czasie jacht wpłynął do portu. Łódź została właśnie zacumowana, kiedy lunęła ulewa. Pobiegli do jeepa.

Fiona odetchnęła z ulgą, kiedy zatrzasnęli za sobą drzwiczki. Deszcz bębnił o dach samochodu.

- Ależ tu mocno pada.

- Za to krótko. Zobaczysz, za dwadzieścia minut będzie po wszystkim - stwierdził Alain.

Philippe ruszył. - Gdzie mogę cię wysadzić? - spytał Alaina. - A może masz ochotę pojechać do mnie i zjeść z nami kolację?

- Proszę pojechać z narrii. To byłoby miłe - dodała Fiona.

- Chętnie. Ale jestem umówiony w kawiarni „Mediterranne”. Może wpadnę później.

Odpowiedź skierował wprawdzie do wszystkich, ale nie spuszczał oka z Fiony.

- Zawsze jesteś mile widziany - powiedział Philippe. - Gdybyśmy się wcześniej nie zobaczyli, to zarezerwuj dla mnie najbliższą sobotę. Urządzam party.

- Z jakiej okazji? - spytał Alain.

- Nic szczególnego. Przyjęcie na cześć moich gości. Chciałbym ich przedstawić tutejszemu towarzystwu.

Alain przyjrzał się obu kobietom, jakby usiłował podjąć jakąś decyzję.

- Chętnie przyjdę, żeby uczcić to wydarzenie razem z wami. Fiona, Juliette, było mi bardzo miło. Mam nadzieję, że wkrótce znów się zobaczymy.

Jego jasnobłękitne oczy rozbłysły, kiedy się żegnał. Wysiadł z samochodu i zatrzymał się jeszcze od strony kierowcy, gdzie zamienił kilka słów z Philippe'em. - Au revoir! - Pomachał im ręką i wbiegł do kawiarni.

Philippe wolno zajechał przed willę. Fiona pospieszyła do swojego pokoju, żeby się przebrać do kolacji. Zdjęła mokre rzeczy, napuściła gorącej wody do wanny i wzięła kąpiel, cały czas mając nadzieję, że nie nabawiła się przeziębienia.

Z rozkoszą wyciągnęła się w głębokiej wannie i w myślach jeszcze raz przeżywała ostatnie godziny. W duchu widziała Alaina i Philippe'a, jak po cichu ze sobą rozmawiają. Zastanawiała się, czy Philippe mógł poprosić swojego błękitnookiego przyjaciela, żeby się nią zajął, chcąc w ten sposób mieć więcej czasu dla Juliette.

Ale w takim razie nie umiała sobie wytłumaczyć, dlaczego Philippe tak dziwnie popatrzył na Alaina, kiedy ten tak mocno obejmował ją na łodzi. Było to lodowate spojrzenie, jakiego nigdy jeszcze u niego nie zaobserwowała.

Powiedziała sobie, że to musiało się brać z jego egoizmu. Na pewno nie mógł ścierpieć, żeby rywal tak atrakcyjny jak Alain naruszył jego autorytet. Nawet jeśli nic dla Philippe'a nie znaczyła, to i tak nie mógł dopuścić, żeby ktoś go pokonał.

Fiona usłyszała pukanie do drzwi. Wyszła z wanny i owinęła się w prześcieradło kąpielowe. Idąc do drzwi, zostawiała za sobą mokre ślady na dywanie.

Do pokoju wszedł Philippe. W tym samym momencie Fiona poczuła lekkie łaskotanie w nosie. Kichnęła.

- To tak mnie witasz? - zażartował Philippe. Fiona kichnęła ponownie. - Wejdź - powiedziała.

Potem odwróciła się, podeszła do wielkiego lustra na ścianie i zaczęła wycierać włosy.

W lustrze Fiona widziała Philippe'a siedzącego na jej łóżku. Miał zamyślone spojrzenie. Nawet się nie zorientował, że ona go obserwuje.

Wydał jej się o wiele młodszy i taki wrażliwy. Fiona zapragnęła nagle wziąć jego głowę w ręce i pocałować go. Uśmiechnęła się na myśl, do jakich reakcji mógłby go skłonić ten gest.

- Pamiętam jeszcze, jak zaplatałaś sobie warkocze. - Zaskoczył ją jego niski głos. Spostrzegła, że na jego twarzy znów malował się ten wyraz siły i wyniosłości.

- To było wiele lat temu - odparła.

- Nie tak znów wiele. Wcale tak bardzo się nie zmieniłaś.

Fiona odwróciła się i zbliżyła do niego. Włosy opadły jej na nagie ramiona. Niebieskie prześcieradło kąpielowe przylepiło się do wilgotnego ciała. Na moment zagłębiła się spojrzeniem w jego oczach, po czym płochliwie odwróciła wzrok.

- Przyznaję, że zewnętrznie się zmieniłaś - wymruczał Philippe wpatrując się w Fionę. - Teraz jesteś wyższa, tu i tam bardziej krągła, i masz lepszą postawę. Ale wewnętrznie pozostałaś taka sama.

- Czy przypadkiem nie za wiele sobie wyobrażasz? Cóż ty możesz wiedzieć o mnie i moich uczuciach? - spytała z gniewem Fiona.

- Zapominasz, że byliśmy przyjaciółmi, i że o wszystkim mi opowiadałaś. - Philippe roześmiał się.

- Wówczas byłam małą dziewczynką i inaczej nie umiałam. Ale dziś już mnie nie znasz.

- Wiem wszystko, co chcę wiedzieć.

- A co to znaczy?

- Że twoje uczucia wobec mnie w ogóle się nie zmieniły.

- Gdyby to nie było takie poważne, to musiałabym cię wyśmiać! - ofuknęła go Fiona.

- Wciąż jeszcze chcesz mnie zdobyć, zupełnie jak dawniej. Tyle że teraz w inny sposób.

- Jeśli w ogóle jeszcze żywię do ciebie jakieś uczucia, to wyłącznie w związku ze wspomnieniami z dzieciństwa - oświadczyła gorączkowo.

Philippe nadal siedział na jej łóżku, tak więc w tym momencie Fiona miała nad nim przewagę, gdyż mogła spoglądać na niego z góry. Ale on zdawał się nic sobie z tego nie robić.

- Mam na myśli prawdziwe pożądanie, a nie rojenia nastolatki. - Wpatrzył się w jej oczy nieruchomym wzrokiem.

Fiona zarumieniła się mimowolnie. Wiedziała, że on myśli o tamtej czułej scenie na plaży.

- Jeśli cię pożądam, to jest to wyłącznie zwykły pociąg kobiety do mężczyzny. Z tobą samym nie ma to nic wspólnego. Te same uczucia mogłabym żywić także wobec kogoś innego...

- Na przykład wobec Alaina? - spytał Philippe.

- Ależ ja go wcale nie znam - zaprotestowała Fiona.

- Wedle twojej argumentacji nie ma to przecież żadnego znaczenia.

- Cóż, Alain jest atrakcyjnym mężczyzną - powiedziała z wahaniem.

Philippe obrzucił ją krótkim spojrzeniem. - Czy to ma znaczyć, że pożądasz go dokładnie tak samo, jak mnie?

- Ależ skąd! - Fiona gniewnie odrzuciła jego twierdzenie. - To znaczy... nie, nie chcę żadnego z was!

- Szkoda, że to powiedziałaś. - Philippe przyglądał się jej z dezaprobatą. - Bo to znaczy, że chcesz go równie mocno, jak mnie.

- Nie, nie, nie! Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że ani Alain nic dla mnie nie znaczy, ani ty!

- Czemu więc tak się denerwujesz?

Philippe przyglądał się jej piersiom, ledwie osłoniętym cienkim prześcieradłem.

- Bo denerwuje mnie twoja próżność. Jesteś przekonany, że każda napotkana kobieta chciałaby rzucić ci się na szyję.

- Nie każda - powiedział w zamyśleniu Philippe. - Nie mówię o innych kobietach, tylko o tobie.

- W porządku, niech będzie. Ale ja ciebie nie kocham. Nawet cię nie lubię.

- W to ostatnie mogę uwierzyć - przytaknął jej Philippe. - Ale i tego jeszcze się nauczysz.

Fiona zastanawiała się, co on chciał przez to powiedzieć. - Jeśli przyjmujesz, że cię nie znoszę, to jakże możesz choćby przez moment wierzyć, że cię kocham?

- Nie rozumiem, co jedno ma do drugiego - odrzekł Philippe.

- Nie rozumiesz? - spytała z niedowierzaniem Fiona. - Mężczyzna, którego pokocham, musi być porządnym, uczciwym człowiekiem, z którym będę chciała dzielić życie.

- Doprawdy? - Philippe przyjrzał się jej rozbawionym wzrokiem.

- I musi to być ktoś, kto będzie mnie traktował jak równorzędnego partnera! - dodała Fiona.

- Co wolisz? Być traktowana jak partnerka czy jak kobieta? - Zanim Fiona zdążyła zaprotestować, Philippe pociągnął ją na łóżko.

Okrył jej szyję i ramiona namiętnymi pocałunkami. Fiona czuła jego ręce na swoich plecach i udach. I znów ogarnęła ją ta sama zawstydzająca słabość. Miotała się pomiędzy uczuciem wściekłości na niego a gorącym pragnieniem, żeby oddać mu się bez reszty.

Na szczęście została uwolniona od konieczności podjęcia decyzji, gdyż rozległo się pukanie do drzwi, i usłyszała głos Juliette: - Fiona, czy mogę wejść?

Juliette nacisnęła klamkę. Fiona i Philippe usiedli pospiesznie. Juliette stanęła w drzwiach. Na jej twarzy odmalował się wyraz najwyższego zdumienia.

- Philippe? - spytała kompletnie osłupiała. - Co ty tu robisz?

- Rozmawiam z twoją pasierbicą. - Głos Philippe'a brzmiał spokojnie i nonszalancko.

- Widzę - stwierdziła Juliette. Jej spojrzenie spoczęło na skąpo odzianym ciele Fiony. - Myślę, że nie muszę was pytać, jaki temat omawialiście. - Rzuciła im pełne nienawiści spojrzenie.

- Nie sądzę, żeby miało cię to specjalnie zainteresować - odparł lekceważąco Philippe.

- Ale zdaje się, że Fiona była mocno zainteresowana, jeśli prawidłowo interpretuję jej rumieńce.

Fiona poczuła, jak krew napływa jej do twarzy.

- Jestem zupełnie innego zdania. Uważam, że Fiona z natury ma różową cerę - stwierdził Philippe, przyglądając się Fionie z uśmiechem.

Fiona poczuła, że zalewa ją kolejna gorąca fala. - Juliette, to nie jest tak, jak myślisz.

- A co ja myślę? - spytała Juliette zjadliwym tonem.

- Philippe i ja... to znaczy Philippe...

- Tak, dobrze znam Philippe'a. Jeśli zechce, potrafi być bardzo przekonujący. Zwłaszcza gdy zostanie sprowokowany.

- Sprowokowany? - Fiona z trudem mogła złapać oddech. - Co chcesz przez to powiedzieć, Juliette?

- Już ty dobrze wiesz, co chcę przez to powiedzieć, ty mała żmijo. Udajesz taką młodą i niewinną, a przez cały dzień biegasz półnago.

Philippe przerwał jej: - Czy nie uważasz, że teraz jesteś niesprawiedliwa? Ostatecznie to jej pokój i akurat brała kąpiel, kiedy wpadłem tu bez uprzedzenia. Jeśli masz jakieś pretensje, to skieruj je pod moim adresem.

- Jakież to szarmanckie z twojej strony, Philippe. Doskonale wiem, do czego zmierza Fiona.

Obie kobiety stały naprzeciw siebie jak prychające kotki. Zdawało się, że Juliette gotowa jest swoimi długimi paznokciami wydrapać oczy pasierbicy. A Fiona była zdecydowana się bronić.

Philippe stanął pomiędzy nimi. Chwycił Juliette za ramiona i szepnął jej coś do ucha. Potem zdecydowanie wypchnął ją za drzwi.

Obejrzał się jeszcze raz za siebie i zobaczył, jak Fiona biegnie do łazienki. Zawahał się przez moment, w końcu jednak przymknął drzwi i poszedł za Juliette.

Przeglądając się w lustrze, Fiona trzęsła się ze zdenerwowania. Jej dolna warga drżała. Twarz miała zarumienioną z wściekłości.

Nigdy nie przypuszczała, że może kogoś tak nienawidzić. Doszła do wniosku, że nie potrafiłaby dłużej żyć pod jednym dachem z Juliette.

Ale dokąd mam pójść? - zastanawiała się Fiona.

W tym momencie nie czuła się jeszcze na siłach wrócić do agencji miss Lord w Nowym Jorku, a z Paryżem wiązały się tylko smutne wspomnienia.

Poza tym odejście wyglądałoby na przyznanie się do winy. Nie chciała dać Juliette powodu do przypuszczeń, że jej oskarżenia mogły być uzasadnione. Nie zrobiła przecież nic, żeby sprowokować Philippe'a. To on do niej przyszedł.

Choć Fiona wiedziała, że oskarżenia Juliette w gruncie rzeczy były bezpodstawne, musiała jednak przyznać, że zawierały ziarnko prawdy. Naprawdę pragnęła Philippe'a, a Juliette to wyczuwała.

Przez chwilę Fiona pomyślała o Philippie. Czy on rzeczywiście był tego wart? Zdawało się jej, że wciąż jeszcze czuje jego namiętne pocałunki. Nie potrafiła się obronić przed jego zniewalającym urokiem.

Zaczęła się jednak zastanawiać, czy on rzeczywiście był jedynym mężczyzną, który mógł wzbudzić w niej takie uczucia. Może to wynikało tylko z tego, że był jedynym mężczyzną, jakiemu kiedykolwiek dała taką szansę.

Była jakby spętana uczuciem do Philippe'a, dlatego też nigdy nie zainteresowała się innym mężczyzną.

Pomyślała o incydencie z Alainem, kiedy tak mocno przyciskał ją do siebie na jachcie. Inaczej niż w przypadku Philippe'a, wyczuła u Alaina pewien rodzaj czułości, której Philippe nigdy jej nie okazywał. Jakiś wewnętrzny głos odpowiedział Fionie, że to nonsens i że w ten sposób próbuje tylko znaleźć możliwość ukrycia swoich prawdziwych uczuć do Philippe'a. Zaczęła nawet wyszukiwać powody, dla których mogłaby go odrzucić, i zastanawiała się, jaki mężczyzna mógłby zająć w jej sercu jego miejsce. Alain wydawał się być najbardziej odpowiedni.

Istniał jednak jeszcze inny powód, żeby trzymać się Alaina, choć Fiona niechętnie się do tego przyznawała. Wiązało się to z niezwykłą reakcją Philippe'a, kiedy zobaczył ją w ramionach Alaina. Nigdy jeszcze nie widziała, żeby Philippe był taki zły i tak o nią zazdrosny. Doszła do wniosku, że to dobry pomysł - zepchnąć Philippe'a do defensywy.

Uradowana tym postanowieniem, Fiona włożyła nową letnią sukienkę i zeszła do jadalni na kolację. Stół nakryty był białym adamaszkiem i zastawiony drogocenną błękitno-białą porcelaną. Kucharka przyrządziła typową, obfitą kolację francuską. Jedno danie następowało po drugim.

Były szparagi w sosie ziołowym, pasztet z wątróbek i świeże małże jako przystawka, potem podano smakowitą zupę rybną, po czym potrawy mięsne i rybne: sole z ogórkami, później kruche mięso jagnięce w delikatnie przyprawionym sosie kurczak w winie.

Po głównym daniu, zgodnie z francuskim zwyczajem, podano sałatę z własnego ogrodu. Na zakończenie półmisek z niezwykle bogatym wyborem serów i pucharki wypełnione po brzegi dojrzałymi poziomkami.

Kiedy przyniesiono kawę, Fiona odetchnęła z ulgą. Nie pamiętała już, kiedy to ostatni raz jadła tak smacznie i obficie. Nie odmawiała sobie również wina. W końcu poczuła się lekko podchmielona.

Spostrzegłszy zaróżowione policzki bratanicy, Edward zaproponował spacer po parku.

Fiona z ochotą przyjęła zaproszenie wuja, i oboje wyszli z jadalni.

- Jak się czujesz, drogie dziecko? - spytał Edward.

- Zupełnie dobrze. Jestem tylko na lekkim rauszu. Nawet nie zauważyłam, że piję więcej niż zwykle.

- Wypiłaś zaledwie dwa kieliszki - uśmiechnął się Edward. - Jeśli chcesz mieszkać we Francji, będziesz się musiała do wina przyzwyczaić.

Odkrył niewielką ławeczkę i tam też zaprowadził bratanicę. Fiona spoglądała rozmarzonym wzrokiem w niebo. Chmury zniknęły i rozświetliło się morze gwiazd.

Ze swojego miejsca miała widok na leżące u jej stóp miasto, rozjaśnione niezliczonymi światłami. Od morza powiewała lekka bryza.

Fiona był zachwycona.

- Czyż to nie cudowne?

- Faktycznie - odparł Edward w swoim suchym angielskim stylu. - Ale teraz opowiedz mi wreszcie, co zdarzyło się przed kolacją. Chyba nigdy jeszcze nie widziałem Juliette w tak złym nastroju.

- Ach, była tylko zła na Philippe'a - Fiona wzruszyła ramionami.

- To zauważyłem. Ale czym to Philippe tak ją zdenerwował?

- Zastała go u mnie w pokoju, na moim łóżku.

- Co takiego? - Edward uniósł brwi.

- Tak, a ja miałam na sobie tylko prześcieradło kąpielowe. Juliette zarzuciła mi, że z premedytacją zwabiłam Philippe'a do swojego pokoju, żeby go uwieść. A przecięż to Philippe... - Fiona urwała, zorientowawszy się, co chciała powiedzieć.

- To Philippe chciał cię uwieść - dokończył jej zdanie Edward.

- Wujku Edwardzie! - Fiona była oburzona.

- Czy nie to miałaś na myśli? Nawiasem mówiąc, nawet w najmniejszym stopniu nie jestem zaskoczony. Zacząłem się już zastanawiać, kiedy wreszcie Philippe spróbuje to zrobić. Gdybym był na twoim miejscu, to...

- Wujku Edwardzie! - Fiona popatrzyła na niego zdumionym wzrokiem.

Edward uśmiechnął się z zakłopotaniem.

- Przepraszam, to pewnie z powodu tego wina. Nie przejmuj się paplaniną starego człowieka.

Fiona przyjęła przeprosiny i myślała, że temat został zakończony.

- Ale, jak już powiedziałem, zachowanie Philippe'a nie zaskoczyło mnie w najmniejszym stopniu. Zastanawiałem się już, kiedy wreszcie się opamięta i da sobie spokój z Juliette. Ty lepiej do niego pasujesz.

Fiona była kompletnie zaskoczona. - Ależ wujku Edwardzie. Nie bardzo mogę za tobą nadążyć.

- Ja staram się tylko zrozumieć Philippe'a - uśmiechnął się Edward.

- Ale ja przecież nie chcę, żeby on zrezygnował z Juliette. To jedno wielkie nieporozumienie, i jestem pewna, że zdarza mu się to nie po raz pierwszy.

- Masz rację - zgodził się wuj. - Ale po raz pierwszy ty zostałaś w to wciągnięta. Juliette ogarnął niepokój. Jest gotowa walczyć. I to ty jesteś jej wrogiem.

Jeszcze kilka godzin wcześniej Fiona też tak sądziła.

- Dlaczego Juliette przeze mnie miałaby się czuć zagrożona? - zapytała wuja.

- Wystarczy, że spojrzy na Philippe'a, a instynkt dopowie jej resztę.

- Ale przecież powinna zauważyć, że Philippe nie traktuje mnie poważnie. On nadal widzi we mnie małą dziewczynkę...

- Z ciałem kobiety - wpadł jej w słowo Edward. - A to Philippe traktuje bardzo poważnie.

- Właśnie o to chodzi. Każda kobieta mogłaby wzbudzić w nim te uczucia. Ja osobiście nic dla niego nie znaczę. Podnieca go tylko moje ciało. Tak naprawdę jestem mu głęboko obojętna. Rzecz w tym, że on jest po prostu typowym mężczyzną.

- Ach, tak? - Edward uśmiechnął się z rozbawieniem. - Więc mężczyźni nie są zdolni do odczuwania głębszych uczuć?

- Tylko niektórzy.

- Nie możesz mieć o tym pojęcia, bo jeszcze nigdy żadnemu nie dałaś okazji.

- Bo też i nie miałam powodu - odparła Fiona.

- Do tej pory.

- Możliwe. Nie myślę jednak, żeby Philippe miał poważne zamiary.

- Tak jednak myśli Juliette.

- Juliette jest po prostu zazdrosna. Ale w końcu powinna zrozumieć, że nie ma powodu do zazdrości. Nie zamierzam jej niczego wyjaśniać. Niech sama do tego dojdzie.

- A dlaczego Philippe sam nie chce jej uspokoić i w ten sposób zakończyć całego przedstawienia?

- Ona by mu nie uwierzyła. A poza tym Juliette jest pewna, że to ja chcę go uwieść. Dla niej jestem podstępną uwodzicielką. Niczego innego nie chce przyjąć do wiadomości.

- Cóż, w takim razie będziecie to musiały załatwić między sobą...

Jakiś hałas zakłócił ciszę. Zachrzęścił żwir. Oboje zwrócili się w tym kierunku i zobaczyli wspinające się na wzgórze światła reflektorów. Samochód zatrzymał się, trzasnęły drzwiczki i rozległy się kroki.

Zbliżał się do nich młody, atletycznie zbudowany mężczyzna. Fiona poznała Alaina.

Alain miał na sobie białe spodnie i biały sweter w czerwone pasy. Jego błękitne oczy zalśniły. Fiona przedstawiła go wujowi.

- Czy to pan jest tym himalaistą?

- W rzeczy samej. - Alain uśmiechnął się szeroko, pokazując piękne, białe zęby.

- Fiona, czy wiesz, kim jest ten człowiek?

- To Alain Charnel, himalaista, właśnie to powiedziałeś. - Fiona i Alain wybuchnęli śmiechem. - Poza tym jest bliskim przyjacielem Philippe'a. Aha, o mały włos bym zapomniała: Alain jest też bardzo dobrym żeglarzem, błyskawicznie reagującym w trudnych sytuacjach. - Spojrzała na Alaina.

- Ależ to jeden z pierwszych ludzi, którzy weszli na Mount Everest, na dodatek w rekordowym czasie i w trudnych warunkach. Pisały o tym wszystkie gazety. Pan Charnel cieszy się międzynarodową sławą. - Edward był zachwycony.

- Bez przesady - odparł skromnie Alain. - Byłem jedynie członkiem międzynarodowej wyprawy. Gazety zawsze stukają sensacji, a wyczyny himalaistów wydają się tematem poruszającym fantazję opinii publicznej.

- Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje? - zapytał jakiś tajemniczy głos z ciemności. Philippe wyszedł z cienia i serdecznie przywitał się z przyjacielem.

- Ach, sama nie wiem. - Fiona świadomie postanowiła dokuczyć Philippe'owi i wpatrzyła się w Alaina.

- Myślę, że potrafię zrozumieć, co ludzie w nich widzą.

- Nie będę z tobą dyskutował - rzekł powoli Philippe. - W każdym razie odnoszę wrażenie, że znakomicie reprezentujesz tutaj opinię publiczną. - Obrzucił ją wyniosłym spojrzeniem.

- Wielkie dzięki za komplement - odparła Fiona, wykonując przesadnie uprzejme dygnięcie. - Chciałabym cię jednak ostrzec. W odróżnieniu od opinii publicznej w ogóle nie interesuję się bogatymi playboyami.

- Przypomnę ci o tym następnym razem - odparł chłodno Philippe - kiedy poprosisz mnie o autograf.

Edward i Alain wybuchnęli śmiechem. Ale Fiona gniewnie zacisnęła pięści. Choć raz chciała mieć nad Philippe'em przewagę.

- Miałbyś ochotę obejrzeć galerię moich przodków? - spytał Philippe Alaina. Potem zwrócił się do Edwarda i Fiony: - Możecie nam oczywiście towarzyszyć.

- Co to za galeria? - Fiona szeptem spytała wuja.

- O ile się nie mylę, znajdziesz tam całą jego rodzinę.

- Och, za nic w świecie nie chciałabym przegapić takiej okazji!

Weszli do domu. Edward pozostał na ławeczce, paląc sobie fajkę. Philippe poprowadził ich marmurowymi schodami do sali na górze.

Było to ogromne pomieszczenie z kasetonowym stropem i parkietem, ciemne aksamitne kotary przysłaniały łukowe okna. W powietrzu unosił się lekko stęchły zapach, jakby kotary wisiały w tej sali od setek lat.

Fiona była zdumiona podobieństwem Philippe'a do jego przodków. Okazało się, że Alain odniósł to samo wrażenie.

- Duże podobieństwo rodzinne - stwierdził z uśmiechem. Wodził wzrokiem pomiędzy Philippe'em i portretem jego dziadka. - Co o tym sądzisz, Fiona?

- Myślę, że pewnego dnia galeria wzbogaci się o cudowny portret Philippe'a. - Roześmiała się.

- Ale, ale - zauważył Alain - nigdzie nie widzę obrazu twego ojca. Czyżbym go przeoczył?

- Nie. Obrazy wiesza się dopiero po śmierci sportretowanej osoby. A ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy, ojciec był jeszcze w świetnej formie. Chociaż trochę się postarzał. Nawiasem mówiąc, jeśli będziemy mieli szczęście - dodał Philippe - to wkrótce nas odwiedzi. Mieszka niedaleko stąd. Z pewnością już wie, że przyjechałem.

- Czy to znaczy, że jeszcze się z nim nie skontaktowałeś? - spytała zaskoczona Fiona.

- Nie, surowo mi tego zabronił. Myśli, że z powodu jego wieku mógłbym go zamknąć w złotej klatce. Dlatego uparł się, że to on pierwszy będzie się ze mną kontaktował, ilekroć zjadę do Nicei. Wszyscy nasi urzędnicy doskonale się między sobą znają i potrafią zatroszczyć się o to, żeby dowiedział się o moim przyjeździe. Zwłaszcza teraz, kiedy wszyscy o tym mówią...

- O czym mówią? - przerwała mu Fiona.

- O przyjęciu Philippe'a - odpowiedział Alain. - I o jego gościach. Krąży mianowicie pogłoska, że Philippe przywiózł swoją przyszłą narzeczoną, aby przedstawić ją ojcu.

- Zawsze krążą jakieś pogłoski - bronił się Philippe.

- Ale to nie pogłoska, że twój ojciec jest już w podeszłym wieku i pragnie, żebyś się ożenił. Przed śmiercią chciałby się też doczekać wnuków.

- Mój ojciec będzie żył jeszcze dwadzieścia lat. Jest po prostu zbyt uparty, żeby umrzeć.

- Gdyby to rzeczywiście była tylko kwestia silnej woli, mógłbym w to uwierzyć - rzekł Alain. - Ale siły go opuszczają. Słyszałem, że lekarze nie dają mu więcej niż rok życia.

- Powtarzają to już od trzech lat - Philippe zwrócił się do Fiony.

- Jakkolwiek by było - ciągnął dalej Alain - całe miasto nie mówi o niczym innym, jak tylko o przyjęciu. Możesz sobie wyobrazić, że istnieje tutaj cała armia miejscowych piękności, które zagięły parol na Philippe'a, a teraz pojawią się na przyjęciu wystrojone jak nigdy w życiu, żeby wydać wyrok na zwycięską rywalkę.

- Twój ojciec też przyjedzie? - spytała Fiona.

- Chyba się pokaże - odpowiedział Alain. - Jak myślisz, Philippe?

- Nie wiem, czy cokolwiek mogłoby go od tego powstrzymać.

Po tych słowach opuścili galerię i zeszli na dół.

Fiona zastanawiała się właśnie, gdzie też Juliette może się podziewać przez cały wieczór, gdy ta wyszła im naprzeciw w hallu. Kobiety nawet na siebie nie spojrzały.

Juliette przywitała Alaina przyjacielskim pocałunkiem, po czym wszyscy postanowili pojechać nad morze na nocny spacer.

Otwartym sportowym wozem Alaina dojechali do samej plaży.

Juliette i Philippe pobiegli na brzeg. Fiona została w samochodzie, skąd mogła się im przyglądać.

- Piękna para, prawda? - odezwał się Alain.

- Tak, myślę, że to będzie szczęśliwe małżeństwo - odparła Fiona zagryzając dolną wargę.

- Tak, na Philippe'a już czas. Teraz potrzebna mu życiowa stabilizacja.

- Wydaje mi się, że to stwierdzenie osobliwie brzmi w ustach takiego człowieka jak ty.

Alain popatrzył na nią. - Właściwie masz rację. Sam się nad tym zastanawiałem, ale do tej pory nigdy nie spotkałem odpowiedniej kobiety.

- Jeśli wierzyć w to, co mówił o tobie Philippe, to okazji ci nie brakowało:

- Oczywiście, były kobiety w moim życiu, ale właściwie zawsze miałem pecha.

- Dlaczego? - naiwnie spytała Fiona.

- Ponieważ nigdy jeszcze nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty.

Fiona była zupełnie zaskoczona. - Ależ Alain! Przecież dopiero co się poznaliśmy. Nic jeszcze o mnie nie wiesz...

- Są rzeczy, które wie się od razu.

Fiona popatrzyła w jego jasne, błękitne oczy, i przez chwilę wydało się jej, że Alain powiedział to szczerze i uczciwie. Wszystko, co robił i mówił, nie było pozbawione pewnego uroku, nie chciała więc zaprzeczać, żeby nie popsuć nastroju.

- A jak jest z tobą? - zapytał z nagła. - Też od razu wiesz, co dla ciebie jest najlepsze?

- Wydaje mi się, że potrzebuję więcej czasu niż ty. Alain łagodnie położył rękę na jej ramieniu. - Dam ci czas, którego potrzebujesz.

Fiona poczuła się dziwnie poruszona jego słowami. Ale już nie mogła mu odpowiedzieć, gdyż Philippe i Juliette wrócili do samochodu.

Ruszyli w powrotną drogę. Przy pożegnaniu Alain długo ściskał rękę Fiony, zanim odjechał. Fiona natychmiast pobiegła do swojego pokoju, nie mogła więc zauważyć dziwnego spojrzenia, jakim obrzucił ją Philippe.

Fiona rzuciła się na łóżko. Próbowała uporządkować chaotyczne myśli. W końcu jednak zasnęła.

5

Następnego ranka Fiona obudziła się ze wspaniałym uczuciem pełnego napięcia oczekiwania. Zaczęła się zastanawiać nad przyczyną. To był Alain!

Myślała o nim stojąc pod prysznicem. W wyśmienitym humorze zeszła na śniadanie.

Kucharka podała świeże rożki i kawę z mlekiem. Philippe przywitał Fionę uprzejmym uśmiechem. Odpowiedziała mu z rezerwą, co nie uszło uwagi Philippe'a.

- Czy coś jest nie tak?

- A co miałoby być nie tak? Czuję się cudownie. Philippe zatrzymał na niej badawczy wzrok. - Wyglądasz, jakbyś straciła głowę.

Fiona z rozkoszą ugryzła kawałek rożka. - Tak można by to nazwać.

- Zastanawiam się tylko, jaki mógł być powód? - drwił dalej. - Bo przecież chyba nie mój stary przyjaciel Alain?

- To nie twoja sprawa.

- Aha, mogłem się tego domyślać. Wieczór na plaży przy blasku księżyca i już po tobie.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - Fiona wypiła łyk kawy.

- Znam go od tej strony. - Philippe zrobił tajemniczą minę.

- Nie masz nic innego do roboty, tylko wtykać nos w sprawy, które nie powinny cię obchodzić?

- Rzecz dotyczy mojego przyjaciela, a jego los bardzo mnie obchodzi. - Philippe drwiąco skrzywił wargi.

- Alain ma w sobie coś, czego nigdy jeszcze nie spotkałam u innych mężczyzn.

- Czy aby szukałaś we właściwym miejscu? Fiona puściła mimo uszu tę dwuznaczną uwagę. - Tak, myślę, że tak. Alain to niezwykły człowiek.

- Nie mam co do tego wątpliwości. Ale co dokładnie tak cię w nim pociąga?

- Cóż, to atrakcyjny, bardzo atrakcyjny mężczyzna. Ale nie tylko o to chodzi - odparła Fiona z powagą. - Działa na mnie ekscytująco. Mam wrażenie, że wiele przeżył i wiele doświadczył w życiu. Poza tym jest jeszcze to c o ś, co z niego emanuje. Przypuszczalnie bierze się to stąd, że jako himalaista wystawiony jest na tyle niebezpieczeństw.

- Tak, Alain jest niebezpieczny - ironicznie potwierdził Philippe.

Fiona mówiła dalej, nie zwracając na niego uwagi.

- A mimo to jest łagodny, uprzejmy i czuły. Potrafi dostrzegać uczucia innych ludzi i uszanować je nawet wtedy, gdy się z nimi nie zgadza!

- Zdarzyło mi się słyszeć o nim zupełnie inne rzeczy.

- Możliwe, nikt nie jest doskonały.

- Cieszy mnie, że jeszcze nie całkiem jesteś zaślepiona miłością.

- Doskonale wiem, co robię - Fiona uśmiechnęła się. Philippe rozparł się w swoim krześle. - Mam nadzieję.

Alain złamał już niejedno serce.

- Dokładnie to samo miss Lord powiedziała o tobie, kiedy sądziła, że widzę się z tobą po raz pierwszy - odparowała Fiona.

- Nie całkiem rozumiem związek - stwierdził Philippe.

Fiona nie odpowiedziała, gdyż nagle sobie uświadomiła, iż niewiele brakowało, a wyznałaby coś, czego on w żadnym wypadku nie powinien wiedzieć: ostrzeżenie miss Lord nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, i mimo wszystko . zdążyła się w nim zakochać. To byłoby równoznaczne z wyznaniem miłości.

- Chciałam tylko powiedzieć - stwierdziła - że nie musisz wierzyć opiniom, jakie rozpuszczają o kimś osoby trzecie. Sam musisz tego człowieka poznać i wyrobić sobie własną opinię.

- A jaką opinię wyrobiłaś sobie na mój temat? - spytał Philippe.

- Mówiłam o Alainie.

- Wiem. Ale chętnie bym usłyszał, w jakim stopniu mogę liczyć na względy u ciebie. Czy doszłaś do wniosku, że opinia miss Lord była uzasadniona?

- Mogło to dotyczyć kilku innych dziewczyn. Na mnie osobiście nie zrobiło to żadnego wrażenia.

- A zatem po wszystkim, co o mnie usłyszałaś, musiałem cię mocno rozczarować.

- Możliwe.

- Jak to: możliwe? Nie jesteś tego pewna?

Fiona spostrzegła, że rumienią się jej policzki. - Ależ doprawdy, Philippe. Jesteś zbyt egocentryczny. Czy choć raz moglibyśmy porozmawiać nie o tobie?

Philippe przechylił się nad stołem. - Ale przecież my rozmawialiśmy o tobie. Chyba że za niemożliwe uznasz zastanawianie się nad sobą bez wplątywania się we własne myśli.

- Moje myśli - przypomniała mu Fiona - zajmują się kim innym. Dla ciebie nie ma w nich miejsca.

- Ależ Fiona! Jak długo, twoim zdaniem, utrzyma się twoja sympatia dla Alaina?

- To tak naprawdę jeszcze się nawet nie zaczęło. Gdybyś mnie nie nękał pytaniami, to wciąż jeszcze miałabym wątpliwości, czy w ogóle można tu mówić o jakimkolwiek związku. Wydaje mi się, że oboje zbyt szybko wyciągnęliśmy wnioski.

- Tego mi nie wmówisz. Alain nie pozostawia żadnych wątpliwości co do swoich zamiarów.

- Musiałby się bardzo sprężyć, żeby pokonać cię w tej grze. - Spojrzała na niego wyniośle.

- Nigdy nie zmuszałem cię do czegoś, czego sama byś nie chciała.

- To już jest arogancja!

- Wiem, ale to prawda.

Zamiast nad tym dyskutować, Fiona powiedziała: - To samo może się odnosić do Alaina.

- Tego się właśnie najbardziej obawiam. - Zdawało się, że już sama myśl o tym była dla Philippe'a nie do zniesienia.

- Czy to znaczy, że się o mnie lękasz? Byłabym mocno zaskoczona, Philippie, bo przecież chyba nie jesteś zazdrosny?

- Zazdrosny? - Philippe wykonał pogardliwy gest. - Czy ja kiedykolwiek wspominałem o zazdrości?

Zapadło długie milczenie. Fiona przyglądała się Philippe'owi. On miał nad nią osobliwą moc. Moc, której Fioria nie potrafiła się oprzeć. Mimo to rozgniewała się na Philippe'a.

- To wyłącznie sprawa Alaina i moja - stwierdziła. - Dlaczego nie zostawisz nas w spokoju?

- O czym rozmawiacie? - spytał Edward, wchodząc do jadalni. Jego ciepły uśmiech zburzył mur, jaki wzniosła wokół siebie Fiona.

- Dzień dobry, wujku Edwardzie. - Nadstawiła mu policzek do pocałunku.

- Hallo, Philippe! - Edward rzucił panu domu badawcze spojrzenie. - Cóż tak radośnie wyglądasz od samego rana?

- Pańska bratanica i ja rozmawialiśmy o jej romansach.

Edward spojrzał na nich zdziwiony. - Mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłem.

- Nie, wcale nie - odrzekł uprzejmie Philippe.

- Rozmawialiśmy o Alainie - wtrąciła Fiona. - To znaczy, ja o nim mówiłam. Philippe jak zwykle był zainteresowany wyłącznie rozmową o sobie samym.

Edward rozciął swój rożek i rzucił bratanicy badawcze spojrzenie, żeby się przekonać, czy powiedziała to poważnie.

To nie była ta sama Fiona, która jeszcze wczoraj otwierała przed nim swoje serce. Zastanawiał się, co też tak nagle mogło wpłynąć na zmianę jej zdania, powiedział więc tylko: - Ach, ten Charnel? Czarujący człowiek, prawdziwy donżuan - sądząc po jego wyglądzie i po tym, co o nim słyszałem.

- Tak, właśnie dyskutujemy o tym z Fioną.

- Myślę, że nie masz wielkich szans na dyskusje. Co można powiedzieć kobiecie, która się zakochała?

- Skąd wam coś takiego przyszło do głowy? - ofuknęła ich Fiona. - Nie jestem ani zakochana, ani zaręczona. Poznałam mężczyznę, którego lubię i który chyba też mnie lubi. Chcielibyśmy się widywać częściej, i nikt nam w tym nie przeszkodzi. Dlaczego wciąż traktujecie mnie jak małą dziewczynkę?

- Bo mówisz i zachowujesz się jak mała uparta dziewczynka. - Mówiąc to, Philippe spojrzał na Edwarda w oczekiwaniu na aplauz.

- Nie całkiem mogę się z tym zgodzić - odpowiedział Edward, zaskakując w ten sposób i Philippe'a, i Fionę. - Jeśli Fiona rzeczywiście czuje tak, jak mówi, i jeśli wiem, czego ona chce, to nie mam pojęcia, jak moglibyśmy ją przed tym powstrzymać.

Swojej bratanicy rzucił jednak pełne dezaprobaty spojrzenie.

- W porządku - rzekł Philippe. - Niech zatem robi, co chce, dopóki wiem, w co się wdaje.

- Philippe, myślę, że możesz powiedzieć Fionie więcej niż ja. Ostatecznie jesteś przyjacielem Alaina i znasz go od lat.

- W tym właśnie problem - powiedziała Fiona, rzucając spojrzenie na wuja. - Wydaje mi się, że pomiędzy nimi doszło do pewnej rywalizacji. Philippe nie znosi, kiedy ktoś inny zyskuje więcej względów u kobiety.

- Czy to nie jest lekka przesada? - ostrzegł ją Edward.

- A choćby nawet... Philippe na pewno sobie z tym poradzi - odrzekła spokojnie.

- Jeśli tak widzisz te sprawy, Fiona, to ogromnie mi przykro. Moje postępowanie w stosunku do ciebie zrozumiałaś całkowicie błędnie. Ale to już nie ma znaczenia. Jesteś wolna i możesz robić, co zechcesz. Muszę już iść. Mam jeszcze trochę pracy.

Po tych słowach wyszedł z pokoju.

Fiona z pewnym rozczarowaniem spoglądała za jego oddalającą się wysoką postacią. Philippe zbyt szybko się poddał. Miała ochotę pospierać się jeszcze na argumenty.

W jego zachowaniu było coś, co ją zaskoczyło. Zaniepokoił ją ten cień rezygnacji w jego głosie. Zastanawiała się, co też o tym wszystkim myśli wuj. Na odpowiedź nie musiała długo czekać, bo po chwili milczenia Edward powiedział: - Myślę, że to ci się udało, drogie dziecko. Mam nadzieję, że właśnie tego chciałaś.

- Co masz na myśli, wujku Edwardzie? Co mi się udało?

- Zniszczyłaś wszystko, co sobie wymarzyłaś, nie wiem tylko, dlaczego. - Edward w zamyśleniu pocierał sobie podbródek.

- Philippe i ja nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań. On nie obchodził się ze mną zbyt uprzejmie. Jak w takim razie mogły się rozwinąć moje uczucia?

- Raz bronisz się przed jego nazbyt namiętnymi uczuciami, innym znów razem skarżysz się, że ich nie okazuje. Czy ty właściwie wiesz, czego chcesz, Fiona? - Twarz wuja przybrała mocno zatroskany wygląd.

- Wujku Edwardzie, przecież to wszystko już omówiliśmy.

- Ale nie dałaś Philippe'owi szansy!

- On nie miał szansy? - Fiona zezłościła się. - Na co jeszcze mam czekać? Na zaproszenie na jego ślub? Jestem przekonana, że on i Juliette będą ze sobą szczęśliwi.

- Ależ nikt tu jeszcze nie mówił o ślubie, i to w dodatku ślubie Philippe'a z Juliette.

- Wujku Edwardzie, przecież to ty pierwszy mi o tym opowiadałeś. Czyżbyś już zapomniał? W drodze z lotniska mówiłeś o pewnej wysoko postawionej osobistości, która zabiega o rękę Juliette.

- Powiedziałem jedynie, że krążą takie pogłoski, to wszystko. Chciałem z ciebie zażartować. Wiem przecież, jakie uczucia żywisz wobec Philippe'a.

Fiona straciła pewność siebie. - Ale Juliette też mi coś powiedziała.

- Czy powiedziała ci, że Philippe jej się oświadczył?

- Nie wprost, ale Juliette zapewniła mnie, że wszystko jest na dobrą sprawę postanowione.

- I tyś w to uwierzyła? - Edward gniewnie zmarszczył czoło.

- A dlaczego miałabym nie uwierzyć? - Fiona chciała mu opowiedzieć o zakupie pierścionka, w końcu jednak zrezygnowała.

- Juliette jest przecież ostatnią osobą, której w takich sprawach można by dać wiarę. Ona wie, od jak dawna zakochana jesteś w Philippie.

- Wujku Edwardzie, to naprawdę jest już postanowione. Wczoraj Alain powiedział, że ojciec Philippe'a pojawi się na przyjęciu, żeby poznać narzeczoną syna. Podobno cała Nicea o tym mówi. Każdy chce zobaczyć przyszłą madame de la Roche. Alain twierdził, że wiele młodych dam będzie tym faktem mocno rozczarowanych.

- Alain ma swoje powody, żeby tak mówić - ostrzegł ją Edward.

- Ale Philippe był przy tej rozmowie.

- I co powiedział?

Fiona zawahała się. - Powiedział tylko... cóż zresztą miał powiedzieć? Że to wszystko głupie gadanie.

- A ty mu oczywiście nie uwierzyłaś? Fiona potrząsnęła głową.

- Przecież to on jest tym mężczyzną, który rzekomo ma się ożenić. Czy nie sądzisz, że właśnie on powinien o wszystkim najlepiej wiedzieć?

- Przecież wiesz, jaki on jest. Zawsze tajemniczy i pełen niespodzianek. On lubi pogłoski na swój temat.

- Właśnie. I właśnie dlatego takim pogłoskom nie zaprzecza.

- Sam widziałeś, jak on i Juliette się zachowują. Są zawsze razem i robią wszystko, żeby nikt im nie przeszkadzał.

- Az kimże miałby być, od kiedy tyś się skupiła na tym himalaiście? Nie chcę cię ganić - rzekł miękko Edward. - Ale dlaczego tak się uparłaś, żeby zacząć tę historię z Alainem?

- Uważam, że on jest bardzo miły, i chciałabym go jeszcze zobaczyć. Powiedział, że zabierze mnie na małą wycieczkę. Zgodziłam się, to wszystko, co się zdarzyło, nic więcej.

- W tym nie musi być nic złego - rzekł z niepokojem Edward. - Ale bądź ostrożna, to prawdziwy pożeracz serc.

- Jeszcze groźniejszy od Philippe'a? - Fiona uśmiechnęła się.

- On jest inny niż Philippe. To gracz, mówi się, że grywa o wysokie stawki. Właściwie to tylko plotka, ale krąży opowieść o tym, że pewnego razu założył się o kobietę stawiając dziesięć tysięcy franków.

Fiona wpatrzyła się przerażonym wzrokiem w wuja. - O kobietę?

Edward odetchnął głęboko. - Założył się, że potrafi rozkochać w sobie pewną kobietę.

- To wydaje się wprawdzie trochę dziwne, ale właściwie w tym też nie widzę nic złego. Jeśli ją naprawdę kochał, to jest całkiem możliwe, że w ten sposób chciał ją przekonać o swoich uczuciach.

- Ależ on jej wcale nie kochał. Kiedy już wygrał zakład, porzucił ją dla innej. I to bez słowa pożegnania.

- To na pewno nie jest cała prawda. - Fiona nie ustępowała.

- Faktycznie, bo ta kobieta była zamężna.

- Zamężna? Założył się, że potrafi zdobyć mężatkę? Jakoś trudno mi w to uwierzyć, wujku Edwardzie.

- Nie chcesz mi uwierzyć, bo to zburzyłoby twoje romantyczne złudzenia na temat Alaina. Czemu nie spytasz go o to sama?

- Nie umiałabym. Poza tym to nieuprzejmie grzebać w przeszłości innych ludzi. Czyżbyś przypuszczał, że Alain o mnie też się założył? - Fiona roześmiała się.

Edward chrząknął. - Wyobraź sobie, że tak by było. Jak byś wówczas o nim myślała?

- Tak samo. Jedno bowiem jest pewne: tym razem on kieruje się innym motywem.

- Jesteś pewna?

- Chyba nie przypuszczasz, że zaleca się do mnie, bo z kimś się o to założył?

- Czemu nie? Wiadomo przecież, że robi takie rzeczy.

- Bądźże realistą, Edwardzie. Któż miałby się z nim zakładać?

- Zastanów się nad tym.

- Cóż, mogłabym sądzić, że to Philippe, gdyby dziś rano nie zachował się tak dziwnie z powodu Alaina. Przypominam sobie wprawdzie, że oni między sobą coś szeptali, zanim Philippe nas sobie przedstawił. Ale to w tej chwili raczej nie wydaje mi się prawdopodobne. Chyba że Philippe przez cały dzień odgrywał komedię.

Edward potrząsnął głową. - Nie, nie sądzę, żeby to był Philippe. Jego gniew dziś rano był prawdziwy. On rzeczywiście nie chce, żebyś się spotkała z Alainem. Ale jest ktoś, komu bardzo by zależało, żebyś zakochała się w Alainie.

Fiona potrafiła wytłumaczyć sobie wyraz twarzy wuja.

- Juliette? Nie wierzę, to po prostu niemożliwe! - zawołała z niedowierzaniem.

- A dlaczego nie? - Edward wpatrzył się w talerz. - To pasowałoby do jej zachowania. Ona nie jest pewna Philippe'a.

- Ale jak miałaby to zrobić? Co powiedziała Alainowi? Przecież nie mogła mu oświadczyć, że jest zazdrosna.

- A dlaczego nie? Wiesz, jaka jest Juliette, zwłaszcza przy takim atrakcyjnym mężczyźnie jak Alain. Byłaby z nich interesująca para - powiedział w zamyśleniu Edward. - Wystarczyłoby dać mu do zrozumienia, że Philippe jest tobą zainteresowany. Wówczas Alain natychmiast by się tobą zainteresował.

- Chcąc rywalizować z Philippe'em?

- Właśnie. Może sobie wmówił, że chce cię zdobyć, ale że to nie ma nic wspólnego z tym, że Philippe interesuje się tobą. W końcu jesteś dostatecznie ładna, żeby go zainteresować niezależnie od tego.

- Wielkie dzięki, wujku Edwardzie - powiedziała Fiona, której ta rozmowa powoli zaczynała działać na nerwy.

Jednak Edward nie dał się zbić z tropu. - Sądzę jednak, że za tym kryje się coś jeszcze - stwierdził.

Fiona nie odpowiedziała. Jej dobry humor zniknął bez śladu. Nie była nieszczęśliwa, raczej zdezorientowana i niepewna.

Najpierw dyskusja z Philippe'em, a teraz rewelacje Edwarda na temat Alaina. Wstała i pożegnała wuja. W zamyśleniu wyszła z jadalni. Czuła, że przez chwilę musi pobyć sama.

Fiona włożyła kostium kąpielowy i ruszyła w drogę ku samotnej plaży.

Ale tam był już Philippe! To ją zaskoczyło, gdyż oczekiwała, że jest w swoim gabinecie.

Zamiast pracować, leżał tu na piasku, z rękami skrzyżowanymi pod głową i rozmarzonym wyrazem twarzy.

Philippe nie usłyszał jej kroków. Fiona przyglądała mu się z pewnego oddalenia. Miała wrażenie, że Philippe zastanawia się nad jakimś problemem.

Naraz usiadł, opierając twarz na dłoniach. Fiona podeszła do niego powoli. Usłyszał jej kroki i obrócił się ku niej gniewnie.

Fiona przystanęła. Philippe przyglądał się jej przez chwilę, aż w końcu powiedział: - Czy przyszłaś tu po to, by wystawać w piasku nieruchomo jak pomnik? Możesz usiąść obok mnie bez obaw. Przecież cię nie ugryzę.

Fiona podeszła do niego, ale jeszcze się wahała, czy ma usiąść. Philippe pociągnął ją za nogi, po czym złapał w ramiona. Fiona bezradnie patrzyła w jego brązowe oczy.

Czuła się zdana na jego łaskę. Jej ciało prężyło się ku niemu. Zamknęła oczy, żeby nie widzieć jego gorących spojrzeń i pożądliwych ust. Drżała pełna oczekiwania... ale nic się nie stało.

Kiedy Fiona otworzyła zdumione oczy, zobaczyła Philippe^, który wciąż jeszcze się nad nią pochylał, patrząc takim wzrokiem, że poczuła się nieswojo.

Nadal nie mogła się poruszyć i musiała znosić to badawcze spojrzenie, aż w końcu Philippe ją puścił.

- Przepraszam, o mały włos, a byłbym zapomniał. Przecież teraz należysz do innego. - Jego głos brzmiał chłodno i wyniośle.

- Do nikogo nie należę! - odparła ze złością Fiona.

- Ale twoje serce tak, a to prawie to samo.

- Moje serce? - spytała Fiona. - Ono należy do mnie, i zrobię, co zechcę!

Philippe drwiąco skrzywił usta. - W takim razie powinienem był powiedzieć, że chcesz innego.

- To nie jest prawda, nie chcę żadnego innego! - Fiona wykrzyczała te słowa, zanim zdążyła się zastanowić.

- Co powiedziałaś? - Philippe spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem.

- Chciałam powiedzieć, że nic się nie zmieniło! - dodała cicho.

- Dla mnie tak. - Philippe przyglądał się mewom, krążącym nad wodą.

- Bo jesteś taki zarozumiały. Myślisz, że byłam w tobie szaleńczo zakochana, a jedynym powodem zmiany jest to, że poznałam Alaina.

Philippe rzucił kamieniem w jedną z mew.

- Nie jesteś już we mnie zakochana, bo teraz kochasz Alaina!

- Nie, ja... - Fiona urwała bezradnie.

Philippe cisnął kamień w wodę. - To niemożliwe, żeby żadna z tych rzeczy nie była prawdą.

- Ale tak właśnie jest. To znaczy...

- To znaczy, że nadal jesteś zakochana we mnie i nie kochasz Alaina?

- Nie! - Fiona drżała z podniecenia.

- Więc nie kochasz mnie, tylko Alaina?

- Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie kocham żadnego z was. Nigdy ciebie nie kochałam i nie jestem zakochana w Alainie.

- Czy to ma znaczyć, że znów mogę cię całować?

- Nie! Nigdy ci nie dałam takiego pozwolenia. Po prostu sam je sobie dałeś! - W tej samej chwili niczego nie pragnęła bardziej niż jego pocałunków.

- Ponieważ ty tego chciałaś... - Philippe zdawał się czytać w jej myślach.

- Skąd o tym wiesz? Przecież nigdy nie zaczekałeś dostatecznie długo, żeby się o tym przekonać. Po prostu brałeś to, na co miałeś ochotę.

- Przestałbym, gdybyś tylko zaprotestowała. - Philippe uśmiechnął się szeroko.

- To śmieszne. Za każdym razem się broniłam. Tyś to po prostu ignorował. Jesteś brutalny.

Philippe uśmiechnął się. - Mówię o prawdziwej obronie, a nie o udawanych potyczkach, które stanowią część gry miłosnej.

- Gry miłosnej? - Fiona była wzburzona. - Nie wiem, do jakiego pierwotnego plemienia należysz, ale twoi współplemieńcy z pewnością nie słyszeli jeszcze o cywilizacji zachodniej.

Philippe uśmiechnął się.

- Zachodnia cywilizacja jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Ja mówię o prastarych „świętych rytuałach”.

- Nie mam ochoty słuchać o tym, co robili twoi przodkowie, jaskiniowcy! - krzyknęła na niego Fiona.

- To nie różni się specjalnie od tego, co my robimy dzisiaj. - Philippe pogardliwie skrzywił kąciki ust. - Cywilizacja i postęp mogą wprawdzie oznaczać lepsze możliwości transportu, lepszą broń, ale nie mają nic wspólnego z tym, co dzieje się pomiędzy mężczyzną i kobietą.

- To twoje zdanie. Wiem, że również w dziedzinie stosunków między kobietą a mężczyzną ludzkość zrobiła duże postępy. Rozumiem, że wolisz tego nie dostrzegać. Na przykład faktu, że po wielu stuleciach dyskryminacji kobiety mają wreszcie takie same prawa jak mężczyźni.

- Ale mężczyzna i kobieta nie są tacy sami. Niedostrzeganie tego faktu jest po prostu śmieszne.

- Jesteś tego taki pewny?

- Po pierwsze znam historię kultury, a po drugie mam doświadczenia z kobietami.

- O których mógłbyś pisać całe tomy - powiedziała Fiona.

- To lekka przesada. Ale kobiety, które znałem, nie domagały się równouprawnienia.

- Niczego innego się po tobie nie spodziewałam!

- Jestem zdania - skontrował Philippe - że kobiety, które zasługują na szacunek, nie muszą o niego walczyć.

- Przecież szacunek i równouprawnienie to pojęcia względne! W twoich ustach znaczą jeszcze mniej niż u innych mężczyzn.

Philippe uśmiechnął się. - Znam przynajmniej jednego mężczyznę, który... ach, dajmy temu spokój. Na pewno sama do tego dojdziesz.

- Czy to miała być aluzja do Alaina? - gniewnie spytała Fiona. - Mogłeś to sobie darować. Nawet przy tak krótkiej znajomości mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o traktowanie kobiet, jest od ciebie trochę lepszy. Alain...

Philippe przerwał jej. - Jak już powiedziałaś, twój osąd opiera się na braku dostatecznej ilości doświadczeń z Alainem. Co się zaś tyczy mojej osoby, to nie lubię tracić czasu na zbędne formalności.

- Czyżby poczekanie, aż kobieta odwzajemni twoje uczucia, było zbędną formalnością?

- Tak, jeśli od razu widzę, że jestem pożądany! Jego arogancja powoli doprowadzała Fionę do wściekłości. Cóż ten przemądrzały człowiek sobie wyobraża?

- A co się dzieje, gdy błędnie ocenisz sytuację?

- To, moja droga Fiono, musiałoby mi się najpierw przytrafić.

Philippe usiadł i przyjrzał jej się surowo.

- A co byś powiedział, gdyby to się już przytrafiło?

- Z kim? - spytał wyniośle.

- Ze mną! - krzyknęła mu prosto w twarz. Philippe zachował całkowity spokój. - W żadnej mierze nie podzielam tej opinii - rzekł z uśmiechem.

Fiona zaczęła nerwowo rysować figury na piasku. - Wiedziałam, że tak będziesz mówił. Twoja duma nie pozwala ci pogodzić się z porażką.

- Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby jakaś kobieta odrzuciła moje zaloty. Dotyczy to również ciebie, choć ty - co chętnie przyznaję - na swój sposób się broniłaś. Nigdy jeszcze nie spotkałem kobiety tak pełnej sprzeczności jak ty.

- Kobietami pełnymi sprzeczności nazywasz te, które We rzucają ci się od razu na szyję?

- Nie znam równie wojowniczej i zbuntowanej kobiety jak ty.

- W twoich ustach brzmi to jak komplement - zadrwiła Fiona.

- To miał być komplement. Upór należy do tych cech, które zawsze podziwiałem.

- Doprawdy? - spytała Fiona wysoko unosząc brwi. - A więc to ma wyjaśnić twoje bezwzględne zachowanie wobec mnie?

- Właśnie, oko za oko, ząb za ząb... Prezentujemy się sobie z najgorszej strony.

- Twoje protekcjonalne zachowanie doprowadza mnie do takiej wściekłości, że po prostu muszę się bronić.

- „Ale to samo dotyczy również mnie.

- To nieprawda, Philippe. Ty zawsze taki „byłeś. Przypominam sobie, jak matka mi kiedyś mówiła, że to wynika z twojego pochodzenia i twojego wzrostu. Bo przecież ty w dosłownym sensie tych słów patrzysz na ludzi z góry. Powiedziała też, że kobiety cię zepsuły, bo nigdy nie stawiały ci oporu.

- Jest w tym ziarno prawdy. A jednak w ten sposób zachowuję się tylko wobec ciebie. Rzucamy się na siebie jak czupurne koguty, choć właściwie nie ma po temu żadnego powodu.

- Czy to znaczy, że moglibyśmy być przyjaciółmi? - Fiona dostrzegła promyk nadziei.

- Tak. Ale tylko pod warunkiem, że żadne z nas nie zapomni, iż ja jestem mężczyzną, a ty kobietą.

Fiona ciężko westchnęła. - Znowu zaczynasz!

- Dlaczego? - niewinnie spytał Philippe. - Przecież byłoby to strasznie nienaturalne, gdybyśmy byli przyjaciółmi i chcieli o tym zapomnieć. I to przy tak słodkiej kobiecie jak ty.

Fiona zignorowała tę ostatnią uwagę. - Jeśli nie potrafisz zapomnieć, że jestem kobietą, to zawsze będziesz czuł się ode mnie lepszy, i nigdy nie będziemy mogli zostać przyjaciółmi.

Philippe ujął ją pod brodę i spojrzał jej w oczy. - Czy nie możemy być przyjaciółmi, a jednocześnie się kochać?

Fiona zaczerwieniła się, ale wciąż jeszcze była wściekła. - Nie, nigdy! - Odsunęła się od niego.

- W takim razie proponuję, żebyśmy się tylko kochali.

- Nigdy się nie kochaliśmy, i nigdy też nie będziemy się kochać. Co najwyżej możesz ode mnie oczekiwać przyjaźni. Ale najpierw musisz okazać się jej godnym.

- Bardzo przepraszam, ale jak mam tego dokonać? - Philippe zrobił poważną minę.

- Nie wiem. Przypuszczam, że coś musi się zdarzyć. Na przykład będę miała jakiś kłopot, z którego tylko ty będziesz mógł mnie wybawić.

Philippe skinął głową. Oczy mu zalśniły. - Myślę, że rozumiem. A co byś powiedziała na taką propozycję: Dopadnę ciebie, zacznę ci grozić, zedrę z ciebie ubranie, a w chwili, kiedy się na ciebie rzucę, zmienię nagle maskę, okażę się przyjacielem i przyjdę ci z pomocą. To chyba niezły pomysł?

- Bardzo zabawne! - zadrwiła Fiona. - Widzę, że wcale nie potraktowałeś mnie serio. Nic się nie zmieniłeś.

- Jakże ja mam cię traktować serio? Przecież to nonsens, to całe udawanie, że odczuwamy do siebie tylko przyjaźń, kiedy przecież wiem, że w tej chwili oboje myślimy dokładnie o tym samym.

- To znaczy? - Fiona gniewnie uniosła pięści.

- Widzę, jak krew pulsuje w tętnicy na twojej szyi - stwierdził Philippe.

Fiona spuściła wzrok. Philippe położył jej rękę na szyi. Czuła bicie własnego serca. Dotknięcie palców Philippe'a było tak łagodne, że ogarnęła ją dziwna słabość. Zapragnęła poczuć jego ręce na całym swoim ciele. Ale nie przyznałaby się do tego za nic w świecie.

Odepchnęła jego rękę, mimo to coś ją ściskało za gardło.

- Rozumiesz, co mam na myśli? - czule zapytał Philippe. - Nie ma sensu dłużej się oszukiwać. Ja czuję dokładnie to samo, co ty. Zobacz.

Ujął jej dłoń i przycisnął ją do swojej piersi. Fiona poczuła pod palcami szybkie bicie serca. Nie miała odwagi spojrzeć Philippe'owi w oczy. Wiedziała, że nie potrafi mu się oprzeć. Gwałtownym ruchem, jakby się oparzyła, cofnęła dłoń i odwróciła się do Philippe'a plecami.

Philippe złapał ją za przegub ręki i znów przycisnął do piersi, w której szybko biło serce.

- Widzisz, Fiona! Takie są nasze wzajemne uczucia, i tak reagują nasze ciała. - W jego głosie dało się słyszeć naleganie. - Cokolwiek byśmy powiedzieli o cywilizacji i postępie, przyjaźni i równości, nie zmienisz tego uczucia. Czy teraz rozumiesz, co mam na myśli?

Fiona milcząco skinęła głową.

- Chciałbym, żebyś na mnie spojrzała. - Philippe mocniej zacisnął palce wokół jej przegubu. - Chciałbym, żebyś się odwróciła, spojrzała mi w twarz i powiedziała, że wreszcie rozumiesz, co do siebie czujemy.

- Nie mogę. - Fiona zaczęła płakać z rozpaczy i bezradności.

- Owszem, możesz. Wszystko, czego od ciebie oczekuję, to żebyś na mnie spojrzała i raz wreszcie to powiedziała. Puszczę cię, skoro tylko to usłyszę. Nie będę cię już więcej molestował. Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, co ja czuję do ciebie i co ty czujesz do mnie. A potem możesz sobie robić, co ci się spodoba.

- Ale ja nie mogę, nie mogę! - wyszlochała Fiona.

- Oczywiście że możesz. - Głos Philippe'a był miękki i nie zdradzał zdenerwowania.

Lekko przyciągnął ją do siebie. Fiona powoli zwróciła się do niego twarzą, ale powieki miała opuszczone, a jedwabiste włosy zakrywały jej twarz.

Philippe łagodnie uniósł jej twarz, aż w końcu musiała mu spojrzeć w oczy. Przyglądał się jej spokojnie.

A Fiona zapatrzyła się w niego. Philippe miał wyrazistą, męską twarz, i ogarnęło ją nieodparte pragnienie, by pogłaskać jego policzek.

Wpatrując się w twarz Philippe'a, Fiona wiedziała, że go kocha. Ale potrafiła powiedzieć tylko dwa słowa: - Tak, Philippie.

Jeszcze raz popatrzył jej w oczy, po czym rozluźnił uchwyt. Fiona zakryła sobie rękami twarz. Philippe wstał i odszedł.

6

Fiona nie miała świadomości, jak długo siedziała szlochając na plaży po odejściu Philippe'a.

W końcu jednak nieprzyjemne pieczenie skóry przywróciło ją do rzeczywistości. Obmacała sobie plecy: były bardzo gorące. Nagle zrozumiała, że zbyt długo leżała nieruchomo w słońcu i nabawiła się oparzenia słonecznego.

Fiona szybko pozbierała swoje rzeczy i ruszyła do domu. Przy każdym kroku czuła ból, złoszcząc się równocześnie na siebie, że była tak nieostrożna.

Jednakże gorszy był ból w jej wnętrzu. Rozmowa z Philippe'em była dla niej wstrząsem.

Wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć, że Philippe głośno powiedział to, co zawsze chciała usłyszeć: że kocha ją tak samo, jak ona jego.

Cóż za ironia losu, że nie mogła mu ujawnić swoich uczuć. Nie wynikało to z tego, że już go nie kochała. Wszystkie jej dotychczasowe wątpliwości zostały już rozproszone.

Wciąż jeszcze zdawało się jej, że widzi przed sobą jego twarz, w której na zmianę pojawiał się wyraz namiętności i gniewu.

Jego słowa nadal rozbrzmiewały w jej uszach. - Nie będę cię już więcej molestował. Możesz sobie robić, co ci się spodoba...

Fiona drżała z podniecenia. Przypomniała sobie ostatnią uwagę wuja Edwarda.

Może rzeczywiście Philippe kochał ją już od dawna? Tak bardzo była nim zajęta we własnych myślach, że to do niej nie dotarło. Philippe zachowywał się arogancko, a nawet wyniośle, ale taki już po prostu miał charakter. Od dawna powinna się była do tego przyzwyczaić. To nie miało nic wspólnego z jego uczuciami do niej, a ona nie potrafiła tego zrozumieć.

A teraz, kiedy jej wyznał miłość, było już za późno. Swoimi uwagami o Alainie odepchnęła od siebie Philippe'a i utraciła go. Philippe był bardzo dumny. Wiedziała o tym.

Czy teraz mimo wszystko ożeni się z Juliette?

Fiona weszła przez bramę na chłodne podwórze willi.

Zobaczyła ją kucharka Matylda, która właśnie wyglądała przez kuchenne okno.

Matylda była przerażona, widząc spalone plecy Fiony. - Mademoiselle! Niech pani tu zaraz przyjdzie. Natychmiast musimy coś z tym zrobić!

Fiona weszła do kuchni i usiadła na ławce.

Matylda ostrożnie rozwiązała cienkie . tasiemki kostiumu kąpielowego. Nie było tak źle, jak się Fiona obawiała.

- Przez kilka dni musi pani przebywać w cieniu i nosić tylko lekką bawełnę albo rzeczy bez ramiączek - poradziła jej kucharka.

Potem ostrożnie natarła plecy Fiony specjalną maścią. Następnie wzięła z lodówki ogórek i zaczęła go obierać.

Sądząc, że to już koniec, Fiona chciała wstać, ale stara kucharka kazała jej się położyć na ławce.

- Tu na południu stosujemy to przeciw oparzeniom słonecznym - wyjaśniła Fionie, rozkładając plasterki ogórka na jej plecach.

Fiona, która początkowo chciała protestować, z ulgą poczuła na piekącej skórze kojący chłód i leżała bez ruchu.

Nagle usłyszała kroki i aż nazbyt dobrze znajome głosy, które zbliżały się do kuchni. Mając jednak na plecach plasterki ogórka, nie mogła się obrócić.

Ale i tak Alain i Juliette ją odkryli i przystanęli przy drzwiach kuchennych. - Alain, ona jest tutaj.

Razem weszli do kuchni. Fiona poczuła na sobie ich spojrzenia. Zwróciła ku nim głowę, żeby ich przywitać.

- Jak się masz? - pozdrowił ją Alain. - A może nie powinienem się o to pytać?

- Mam się dobrze. - Fiona zmusiła się do uśmiechu i spojrzała nań. - Cieszę się, że przyszedłeś. - Wiedziała, że przyszedł po nią, co znacznie poprawiło jej humor.

Jego spojrzenie powiedziało jej, że on naprawdę się cieszy, mogąc ją znów zobaczyć. Fiona poczuła wielką sympatię do Alaina. Wszystko, co o nim słyszała, poszło w niepamięć. Jego miły, otwarty uśmiech przegnał wszystkie myśli o przygodach, jakie mu przypisywano. Po wyczerpującej rozmowie odczuła to jako ulgę.

- Cóż, chyba się już pożegnam - powiedziała Juliette. - Do widzenia, Alain.

Wyszła z kuchni. Fiona prawie nie zwróciła uwagi na Juliette. Zastanawiała się, czy ona nie przyglądała się tej małej scenie z satysfakcją.

Przyszło jej nawet do głowy, że Juliette znów mogła sobie coś wymyślić, nie miała jednak ochoty dłużej się nad tym zastanawiać. Przyszła Matylda, żeby pozdejmować jej z pleców plasterki ogórka.

Alain z niepokojem przyjrzał się jej plecom. - Ależ to paskudne poparzenie. Zasnęłaś na słońcu?

- Nie - odparła Fiona. - Po prostu nie wzięłam pod uwagę, jak mocno praży słońce. Choć może na parę minut się zdrzemnęłam - przyznała.

Nie miała zamiaru opowiadać mu o rozmowie z Philippe'em, a inne wytłumaczenie nie przyszło jej do głowy.

- Parę minut? - Alain roześmiał się. - Musiałaś leżeć na słońcu przynajmniej dwie godziny.

Podał jej rękę, żeby pomóc jej wstać. W jego oczach Fiona dostrzegła taki wyraz, jakiego nigdy przedtem u niego nie zauważyła. Zaczerwieniła się pod wpływem jego spojrzenia, które teraz ześliznęło się „ku jej piersiom. Pospiesznie podciągnęła kostium i zawiązała tasiemki.

Alain uśmiechnął się do niej uspokajająco, pomagając jej stanąć na nogach. Razem wyszli do ogrodu.

- Czujesz się lepiej? - spytał.

- Tak, kuracja Matyldy czyni cuda.

- Wspaniale. W takim razie moglibyśmy pojeździć konno.

- Świetny pomysł. - Fiona uwielbiała konie. - Myślę jadnak, że powinniśmy zaczekać, aż słońce będzie trochę słabsze. Tak będzie lepiej dla moich biednych pleców.

- Dobrze, zgoda. Lubię jeździć wieczorami. - Alain obdarzył ją promiennym uśmiechem. - A może byśmy tak wyskoczyli tymczasem na małą przekąskę? Znam taką małą restaurację, nic szczególnego, ale za to mieści się przy samej plaży.

- To brzmi obiecująco. Daj mi pięć minut, żebym mogła się przebrać.

- Zaczekam na ciebie tu, w ogrodzie. Fiona pobiegła do swojego pokoju. Ponieważ Alain stwierdził, że to nie jest żadna wytworna restauracja, włożyła zielone bermudy i biały T-shirt. Upinając sobie włosy zauważyła, że na twarzy pojawiła się już brązowa opalenizna.

Ucieszyła się, gdyż w ten sposób jej częste rumieńce nie będą takie widoczne. Zawsze się tym denerwowała, ale nic na to nie potrafiła poradzić. Niejeden raz wprawiało ją to w zakłopotanie.

Fiona odnalazła Alaina w ogrodzie przy rabatkach z różami. Kiedy się do niego zbliżyła, zerwał jeden kwiat i podał jej eleganckim gestem.

- Róża dla najpiękniejszej kobiety - powiedział pochylając się przed nią w głębokim ukłonie.

Fiona odpowiedziała mu uśmiechem i dworskim dygnięciem. - Wielki to dla mnie zaszczyt.

Z różą w ręce, powolnym krokiem, ruszyła ramię w ramię z Alainem w kierunku jego sportowego wozu.

Restauracja była skromna, ale roztaczał się z niej oszałamiający widok na Morze Śródziemne.

Alain zamówił specjalność zakładu i butelkę wina. Fiona usiadła wygodnie w plecionym krześle i zaczęła obserwować narciarza wodnego. W oddali, po błękitnie połyskującej wodzie, sunął biały jacht.

Wiatr muskał jej twarz. Fionę ogarnęło uczucie wielkiego spokoju i wyciszenia. Wino zrobiło swoje, i Fiona uśmiechała się do siebie.

- Wyglądasz fascynująco. Błękitna woda za tobą stanowi cudowne tło. Gdybym był malarzem, musiałabyś mi pozować do obrazu. - Głos Alaina wyrwał Fionę z marzycielskiego nastroju.

- Dziękuję za komplement. Ale z góry muszę odrzucić wszelkie propozycje, które choćby w najmniejszym stopniu mają coś wspólnego z pracą fotomodelki. - Roześmiała się.

- Ach, tak, Philippe opowiadał mi, że w Nowym Jorku pracujesz jako modelka. Czy to takie nieprzyjemne zajęcie?

- Przede wszystkim wyczerpujące. Często traktują człowieka jak manekin z wystawy, który nie czuje i nie myśli. Są oczywiście wyjątki, ale...

- Czemu więc to robisz? - dopytywał się Alain.

- Nie umiem na to tak po prostu odpowiedzieć. Dobrze płacą, a poza tym przez jakiś czas miało to dla mnie pewien urok. Ale to szybko mija.

- A więc nie cieszysz się, że będziesz mogła wrócić do Nowego Jorku?

- Teraz, kiedy mnie pytasz, muszę powiedzieć, że rzeczywiście, w ogóle się nie cieszę. - Ostatnio Fiona nie myślała już o agencji miss Lord. Przypomniała sobie, że wyjeżdżając z Nowego Jorku miała wrażenie, że otwiera się przed nią nowy rozdział jej życia. Gorzki uśmiech okolił jej wargi, gdy sobie pomyślała, że zmarnowała tę szansę.

- Dlaczego nie zostaniesz tu, we Francji, gdzie dorastałaś? Masz tu przyjaciół, i jest dość miast, w których mogłabyś zamieszkać.

- Miast takich, jak Nicea?

- Na przykład.

- Nie sądzę, żebym miała tu dłużej zabawić. Moja macocha i ja nigdy ze sobą dobrze nie współżyłyśmy. A od czasu, kiedy tu przyjechałam, nasze stosunki stale się pogarszają.

- Z powodu Philippe'a? - Uwaga Alaina trafiła Fionę bez ostrzeżenia.

- Tak. Skąd to wiesz?

- Przecież to zupełnie oczywiste.

- Nie wiem, do czego zmierzasz - broniła się Fiona.

- Chciałem powiedzieć, że obie jesteście w nim zakochane!

- To nieprawda! Juliette go kocha, ja nie. - Fiona potrząsnęła głową. - A poza tym - jeśli było coś między mną a Philippe'em, to już się skończyło.

- Skończyło? - Brwi Alaina powędrowały w górę.

- Tak. Dziś rano odbyliśmy okropną rozmowę. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś go zobaczę.

Alain uśmiechnął się. - To chyba lekka przesada. Mieszkacie przecież w jednym domu, choć ten jest wystarczająco duży, żeby nie wchodzić sobie nawzajem w drogę. - Pomyślał przez chwilę. - Prawdę mówiąc, wydało mi się dziwne, że kiedy dziś przyjechałem, Philippe^ nie było w domu.

- Jak to? - Fiona była zaskoczona.

- Nie znalazłem go ani w biurze, ani w żadnym innym miejscu, gdzie normalnie można go zastać. Nie było też jego samochodu. Powiedziano mi, że Philippe wyjechał, nie mówiąc nikomu dokąd.

Ta informacja wprawiła Fionę w osłupienie. Mówiąc przed chwilą, że pewnie nigdy go już nie zobaczy, wcale się nad tym nie zastanowiła. Przypomniała sobie jego słowa na plaży. Najchętniej od razu wsiadłaby do samochodu, żeby zacząć go szukać.

Ale dokąd miałaby pojechać? Nawet nie wiedziała, gdzie powinna zacząć poszukiwania.

Głos Alaina przerwał jej rozmyślania.

- Jeśli jest prawdą, że nie żywisz już żadnych głębszych uczuć do Philippe'a, to bardzo się cieszę. A więc to już skończone...

Wino i zaskakująca wiadomość o zniknięciu Philippe'a zupełnie zbiły ją z tropu. Wymruczała nieuważnie: - Tak, to już skończone. - Potem znów pogrążyła się w zamęcie sprzecznych uczuć.

- To dobrze. Dobrze dla nas obojga...

- Proszę? - Fiona nie całkiem pojęła, co Alain chciał powiedzieć. Jej myśli wciąż jeszcze krążyły wokół Philippe'a.

- Fiorta, wiem, że dopiero co się poznaliśmy i. że potrzebujesz trochę czasu. Ale proszę cię tylko o jedno: daj mi szansę.

- Czy naprawdę myślisz to, co mówisz? - spytała niepewnie Fiona.

- Myślę, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Nigdy jeszcze nie poznałem kogoś takiego jak ty. Rzadko spotyka się takie kobiety. Nie chciałbym cię utracić.

- Bardzo mi to pochlebia, Alain. Ale, jak ci już powiedziałam poprzedniej nocy, potrzebuję trochę czasu. Zdarzyło się wiele rzeczy, których jeszcze nie zdążyłam do końca przetrawić.

- Ależ czasu mamy pod dostatkiem. Nie musisz się od razu decydować. Moglibyśmy gdzieś wyjechać i sprawdzić nasze uczucia. A gdyby nic z tego nie wyszło, mogłabyś wrócić do Nowego Jorku. Nie mamy przecież żadnych zobowiązań, i nic też byśmy na tym nie stracili.

Fiona z ponownym zainteresowaniem spojrzała na Alaina, na jego wyblakłe od słońca włosy, błękitne oczy i mocny podbródek. Uświadomiła sobie, że Alain ją pociąga, że go. lubi i że on w jakiś sposób miał rację.

Alain był szczery. Chciał ją zdobyć dla siebie, ale dawał jej również szansę, by mogła się przekonać, czy żywi do niego takie same uczucia.

Fiona musiała przyznać, że ten związek nie byłby taki zły. Alain nadal był młody, ale miał już wielkie doświadczenie życiowe. Był silny i zdecydowany, sprawiał jednak wrażenie, że dokładnie wie, kiedy powinien ustąpić, a kiedy ma być łagodny.

Mimo to wciąż jeszcze nie była do końca przekonana. Coś jej przeszkadzało. Przypuszczała, że to ma związek z historiami, jakie opowiedział jej o Alainie Edward. Wiedziała, że będzie się mogła uspokoić dopiero wtedy, gdy te wątpliwości zostaną wyjaśnione.

- Dlaczego tak koniecznie mnie chcesz, Alain? - Przyjrzała mu się z uwagą.

- Dlaczego? Cóż to za pytanie. Czy można wytłumaczyć miłość? To się po prostu staje. Miłości nie można podawać w wątpliwość, można ją tylko zaakceptować.

- Ale dlaczego właśnie ja? Co jest we mnie takiego szczególnego?

- Wiele różnych rzeczy. Jesteś taka śliczna, i fizycznie bardzo mnie pociągasz. Jesteś też mocna wewnętrznie, a to u kobiet rzadkie. Jesteś kimś, kogo mogę jednocześnie kochać i szanować.

- Ilu kobietom już to mówiłeś? - Fiona uśmiechnęła się.

- Żadnej, bo nigdy jeszcze nie spotkałem takiej jak ty.

- A skąd możesz mieć pewność, że twoje uczucia będą trwałe?

- Opieram się po prostu na tym, że żadnej kobiety nie lubiłem jeszcze tak bardzo jak ciebie.

- Może tylko o tym zapomniałeś. Słyszałam, że ludzie potrafią się w sobie nawzajem zakochać na wieki, ale później pewnego dnia dochodzą do wniosku, że nic już nie pozostało z ich uczuć.

- Nam to się nigdy nie przytrafi - zapewnił Alain.

- Skąd możesz mieć pewność?

- Im więcej czasu będziemy razem spędzać, tym mocniejsza będzie nasza miłość. - Alain przedstawiał swoje argumenty tak przekonywająco, że Fiona właściwie nie potrafiła w nie powątpiewać. Nadal jednak była niepewna.

- Mówisz to na podstawie własnych doświadczeń? Ile czasu trwał twój najdłuższy związek?

- To pytanie jest nie fair! Przecież właśnie przed chwilą ci wytłumaczyłem, że jeszcze żadna kobieta nie wzbudziła we mnie takich uczuć. Nie jesteś taka jak inne.

- To nie całkiem tak, Alain. Mam takie same pragnienia i wątpliwości. Myślę, że od mężczyzny oczekuję, żeby...

Alain przerwał jej. - A jednak jesteś mocniejsza od innych kobiet.

Fiona zauważyła, że wzbiera w niej gniew. - Chciałabym kochać i być kochaną - jak każda inna kobieta.

- Naturalnie. Dla mnie to też nie jest przelotny związek.

- Przelotny związek? Zachowujesz się tak, jakby wierność była ci obojętna.

- Uważam, że jeśli dwoje ludzi przez lata wspólnie zbudowało poważny partnerski związek, to przetrwa on” nawet jakieś takie drobne potknięcia.

Fiona rzuciła mu ostre spojrzenie. - Czyżbyś już teraz chciał mnie przygotować na te „drobne potknięcia” w przyszłości?

Alain potrząsnął głową. - Nie wiedziałem, że w tych sprawach masz takie surowe poglądy.

- Wiec teraz wiesz. Wierność jest dla mnie bardzo ważna.

- Dobrze zatem, dochowamy sobie całkowitej wierności i w miarę możności będziemy unikali kontaktów z ludźmi, żeby nie wystawiać się na pokusy.

- Teraz sobie ze mnie żartujesz.

- Nie, staram się tylko myśleć realistycznie. W tych sprawach mam więcej doświadczenia niż ty.

- Tak, coś już o tym słyszałam - wybuchneła Fiona, zanim zdążyła się zastanowić.

Alain zrobił duże oczy. - Powiedziałem ogólnie o moich doświadczeniach, ale zdaje mi się, że ty masz na myśli coś konkretnego?

- Miałam na myśli tylko to, że określa się ciebie jako kobieciarza.

- Fiona, tobie na pewno chodzi o coś więcej. Mów więc bez ogródek!

Fiona odetchnęła głęboko. - Wuj Edward opowiedział mi historię o pewnym zakładzie. Czy rzeczywiście założyłeś się o to, że uwiedziesz mężatkę?

- Tak, nie byłem wówczas trzeźwy. - Alain nalał sobie kieliszek wina. - Ale dobrze wiedziałem, co robię. - Uniósł kieliszek i wypił do dna. - Dla mnie był to krótki flirt wakacyjny.

- Ale nie dla niej! - wtrąciła Fiona.

- Tak, to prawda, ale tego nie mogłem wcześniej wiedzieć. Nie wyobrażałem sobie, że ona potraktuje to tak poważnie. Widocznie naprawdę była we mnie zakochana i potrzebowała dużo czasu, żeby się po tej całej historii pozbierać. Ale to jej problem.

- A gdybym to ja z tobą żyła, byłby to mój problem!

- Ależ Fiona! Jak możesz coś takiego mówić? Nie możesz się z nią porównywać. Tobie nigdy bym tego nie zrobił.

- Oczywiście że nie. Nie teraz. Ale co się stanie, kiedy twoje uczucia wygasną? Porzuciłbyś mnie równie łatwo jak ją.

- To bzdura!

- Nie wierzę, że ty się zmienisz. - Fiona wstała.

- Dokąd idziesz?

- Do domu. Myślę, że mam już tego dość! - Łzy napłynęły jej do oczu.

Alain rzucił pieniądze na stół i poszedł za nią.

- Przecież nie możesz wracać pieszo! Dlaczego nie wsiądziesz do samochodu? Odwiozę cię, kiedy tylko przestaniesz płakać. - Alain podał Fionie chusteczkę.

Usiedli na murze nabrzeża.

- Przykro mi, że wprawiłem cię w niepokój.

- To nie twoja wina, Alain. Po prostu zbyt mocno się różnimy.

- A ja myślę, że jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Ty i ja mamy mnóstwo wspólnego.

- Powierzchownie rzecz biorąc, możesz mieć rację. W rzeczywistości jestem jednak zupełnie inna.

- Więc i ja się zmienię. Zrobię, cokolwiek zechcesz, bo chcę ci dać szczęście.

- Ale ja wcale nie chcę, żebyś się zmieniał. Lubię cię takim, jaki jesteś.

- W takim razie wyjdź za mnie! - Alain ujął jej rękę.

- Nie rozumiesz mnie, Alain. Lubię cię, ale nigdy nie będziemy mogli żyć razem. Podziwiam twoją swobodę i twoją szeroką naturę. Ale to nie dla mnie. Potrzebuję kogoś, kto da mi więcej oparcia.

Alain przycisnął rękę Fiony do swojego policzka. - Ja dzięki tobie znalazłbym oparcie. Czyż tego nie rozumiesz? Chcę tego samego, co i ty!

- Nie, tak ci się tylko wydaje. Dla ciebie jest to tylko nowy pomysł, rodzaj przygody. Ale szybko znudziłoby ci się to życie i znów zatęskniłbyś za wolnością. - Fiona łagodnie uwolniła swoją rękę.

- To nieprawda. Wolności zażyłem już aż nadto. Teraz chcę tylko ciebie.

- To się nie może udać, Alain. - Fiona popatrzyła na niego ze smutkiem.

- A gdybyśmy tak oboje spróbowali? - W jego głosie zabrzmiała rozpacz.

- Nie, Alain, oszukiwalibyśmy tylko samych siebie. To nie ma najmniejszego sensu.

Zapadła długa cisza. Alain wpatrywał się badawczo w twarz Fiony. Zaciskał pięści z gniewu. - To z jego powodu, prawda? - wyrzucił.

Fionę zaskoczył ten zwrot w rozmowie. Zdezorientowanym wzrokiem spojrzała na Alaina.

- A więc Juliette jednak miała rację. Nadal jesteś w nim zakochana - ciągnął.

- Juliette? A co ona ma z tym wspólnego?

- Opowiedziała mi o tym. Jesteś w nim zakochana... od czasów dzieciństwa. I nigdy nie mogłaś się pogodzić z tym, że on ciebie nie kocha, tak więc po prostu sama to sobie wymyśliłaś!

- Jak możesz coś takiego twierdzić?

Alain nie zwrócił na nią uwagi. - Poza tym powiedziała mi wszystko o liście - dorzucił.

- O liście? O jakim liście?

- Który zostawił dla ciebie twój ojciec...

- Czy chcesz przez to powiedzieć, że ona go czytała?

- Ostatecznie była żoną twojego ojca, prawda?

- I co jest w tym liście? - drążyła Fiona.

- Według słów Juliette, ona i Philippe mieliby się pobrać za zgodą twego ojca.

- To niemożliwe - rzekła Fiona cichym głosem.

- Ale twój ojciec martwił się, jak na to zareagujesz, wiedział bowiem o twoich uczuciach do Philippe'a i najwidoczniej traktował je bardzo serio. Poprosił Philippe'a i Juliette, żeby wzięli ślub dopiero wówczas, gdy otrzymają twoją zgodę.

- Nie bardzo mogę w to uwierzyć - rzekła Fiona, z trudem zachowując spokój. - Chcieli więc poczekać do moich urodzin?

- Tak, albo do momentu, kiedy Philippe będzie przekonany, że wyrazisz zgodę na ich ślub. Zrobili wszystko, żeby ci to ułatwić.

- A teraz musisz mi to wszystko dokładniej wyjaśnić! - gniewnie zażądała Fiona. - Czy wuj Edward też o tym wie?

- To była umowa pomiędzy Philippe'em, twoim ojcem i Juliette.

- A dlaczego ona ci o tym opowiedziała?

- Nie potrafisz się domyślić?

- Wolę tego nie robić. - Fiona wzdrygnęła się na myśl o możliwych wytłumaczeniach. Wszystko jej się zaczęło w głowie mieszać.

- Juliette uważała, że ty, zamiast oswajać się z myślą o ich związku, z każdym dniem coraz mocniej byłaś zadurzona w Philippie. Powiedziała mi, że kiedyś cię ostrzegła. Ale tyś to zignorowała, widząc w niej wyłącznie zazdrosną rywalkę.

- A więc poprosiła ciebie, żebyś mnie przekonał? - spytała z goryczą Fiona.

- Nie. Moje spotkanie z tobą było czysto przypadkowe.

- Ale kiedy rozmawiałeś z Juliette, to wyjaśniła ci, że byłaby z nas piękna para. Mam rację?

- Tak. Tak powiedziała. Choć namowy nie były konieczne, bo już widząc cię po raz pierwszy, od razu się zdecydowałem.

Alain chciał ją wziąć w ramiona, ale Fiona wymknęła mu się.

- A jaka jest rola Philippe'a w całej tej historii? Dlaczego on nic mi nie powiedział? - spytała.

- Juliette twierdzi, że go prosiła, aby nic ci nie mówił, bo...

Fiona przerwała mu zdenerwowanym tonem: - Jakaż niezwykła uprzejmość z jej strony. Czy Philippe rozmawiał również z tobą?

- Nie. Przecież wiesz, jaki on jest powściągliwy w tych sprawach.

- A zatem Juliette jest jedynym źródłem twoich informacji?

- Tak. Ale co to za różnica?

- Ogromna. Ona mnie nienawidzi i zrobiłaby wszystko, żeby mnie dotknąć do żywego.

Alain potrząsnął głową. - Juliette powiedziała mi, że tak zareagujesz. Wciąż jeszcze nie jesteś gotowa zaakceptować rzeczy, jakimi one są. Otóż Philippe jest zakochany w Juliette, i wkrótce się pobiorą.

- To nieprawda! On nie kocha Juliette! - Fiona wykrzyczała te słowa.

- Obawiam się, że jednak tak. I im szybciej zaakceptujesz ten fakt, tym lepiej dla ciebie.

- Nigdy. - Fiona miała łzy w oczach.

- Nawet gdybyś to usłyszała od Philippe'a? Gdyby spojrzał ci w oczy i powiedział: Nie kocham cię, Fiona, kocham Juliette. Czy wówczas byś mu uwierzyła?

- Oczywiście. Tylko że on nigdy by tego nie powiedział, bo to nie jest prawda. Philippe powiedział mi dziś rano... - Fiona zagryzła wargę.

- Co powiedział? Że kocha ciebie, a nie Juliette? Fiona odparła wymijająco. - Nie tymi słowami, ale...

- Rozumiem. A więc tylko się tego domyślasz? Fiona w milczeniu skinęła głową.

- Czy nie widzisz, że to są tylko twoje rojenia, które mają uwolnić cię od prawdy?

- Nie, widzę jedynie to, że nie chcesz mi uwierzyć, bo masz swoje własne powody. O tym nie możesz zapominać.

- Przyznaję, że tak jest. Jestem gotów zrozumieć, że kobieta, którą kocham, nie odwzajemnia moich uczuć, nawet jeśli z tego powodu uważam, że jest głupia.

- Niech ci będzie: jestem głupia, bo odrzuciłam twoją propozycję. A teraz proszę cię, Alain, zawieź mnie do domu.

Wolnym krokiem wracali do samochodu, każde zatopione we własnych myślach.

Fiona chciała przemyśleć tę historię z listem, ale coś jej przeszkadzało. To był Alain.

Nagle poczuła przed nim strach. Alain skrył się w dziwnym, niesamowitym milczeniu, którego nie potrafiła sobie wytłumaczyć. W tym momencie był to rozgniewany, rozgoryczony mężczyzna, a nie Alain, którego znała.

Wsiadając do samochodu zauważyła, że twarz miał zaróżowioną od wina, i bardzo pragnęła znaleźć się już w bezpiecznym domu.

Alain jechał szybko i nieuważnie. Zdawało się, że w ogóle nie patrzy na drogę. Spojrzenie miał utkwione gdzieś w oddali. Siedział lekko pochylony z agresywnie wysuniętą do przodu brodą. Fiona odczuwała narastający lęk, ale nie powiedziała ani słowa.

Szosą nabrzeżną dojechali do prywatnej drogi, wiodącej ku willi Philippe'a. Jednak Alain nacisnął pedał gazu i minął ją w szalonym pędzie.

Licznik wskazywał 120 kilometrów na godzinę. Wóz wibrował, a pęd wiatru bezlitośnie szarpał jej włosy. Fiona pochyliła się ku Alainowi i usiłowała przekrzyczeć świst wiatru: - Przejechałeś rozwidlenie!

- Wiem o tym! - ryknął w odpowiedzi. Strzałka licznika dalej wspinała się w górę. - Chcę zawrócić - poprosiła Fiona. - Alain, proszę cię.

- Nie!

Strzałka wskazywała 140 kroti. Fiona siedziała jak skamieniała w swoim fotelu, usiłując zachować jasność myślenia.

Kłótnia z Alainem nie miałaby teraz sensu, jeśli nie chciała go zdenerwować jeszcze bardziej. Musiała zachować spokój i czekać.

Alain zdawał się rozkoszować tą sytuacją. Oto jej życie znajdowało się w jego rękach. Miał nad nią władzę, której w inny sposób nigdy by nie zdobył.

Teraz Fiona już wiedziała, że jej decyzja była słuszna. Jego pozorna siła okazała się złudzeniem. Alain miał słaby charakter. Nie odzywając się słowem, Fiona wczepiła się w fotel i gorąco pragnęła, żeby Alain jak najszybciej odreagował swoją wściekłość. Wiedziała, że to nie mogło już długo potrwać. Jeśli Alain jeszcze przez kilka minut zdoła utrzymać samochód na szosie, to wreszcie się opamięta.

Ale strzałka licznika wspinała się bezlitośnie w górę. Fiona słyszała pisk opon na każdym najmniejszym zakręcie. Kierownica wibrowała w rękach Alaina. Na jćgo twarzy malował się wyraz niezłomnej determinacji. Nerwy odmówiły Fionie posłuszeństwa. Zaczęła płakać i drżeć na całym ciele.

Zrozumiała, że Alain wiózł ją na spotkanie śmierci...

Wycie syreny wyrwało Fionę z odrętwienia. Skuliła się w oczekiwaniu zderzenia. Potem jednak zorientowała się, że syrena zbliża się do nich od tyłu.

Obróciła się i zobaczyła, że ściga ich dwóch policjantów na motocyklach.

Alain rzucił spojrzenie w lusterko wsteczne. Twarz miał zniekształconą grymasem.

Fiona wstrzymała oddech. Jednak Alain powoli zdejmował stopę z pedału gazu, a strzałka opadała. Po kilku minutach wóz stanął.

Jeden z policjantów zsiadł z motocykla i podszedł do samochodu. Drugi spisywał numery. Najwyraźniej znali Alaina.

Szok sprawił, że Fiona wybuchnęła histerycznym śmiechem. Policjant przyjrzał się jej z dezaprobatą i spytał, czy jest pijana.

Fionie wydało się dziwne, że zapytał ją, a nie Alaina. Opanowała się jednak i potrząsnęła głową.

Policjant poprzestał na dłuższym upomnieniu. Najwidoczniej nie po raz pierwszy złapano Alaina na przekroczeniu przepisów.

Przez chwilę Fiona miała ochotę poprosić policjantów, żeby odwieźli ją do domu. Ostatecznie jednak zrezygnowała. Alain wyglądał na tak bardzo zawstydzonego, że zaczęła mu współczuć.

- Może ja poprowadzę? - zaproponowała.

- Nie, już wszystko w porządku. - Zawrócił i ruszył w powrotną drogę, tym razem jednak znacznie wolniej. Twarz znów mu się rozluźniła.

- Strasznie mi przykro, Fiona. Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło - zaczął się tłumaczyć.

- Już dobrze, rozumiem - odparła Fiona.

- Jeszcze nigdy w życiu czegoś takiego nie zrobiłem. Stało się tak pewnie dlatego, że jeszcze żadna kobieta w ten sposób mi nie odmówiła. Nie byłem na to przygotowany. Czuję się skompromitowany. Obawiam się, że nie potrafię zaakceptować odrzucenia.

- Najważniejsze, że teraz czujesz się już lepiej - łagodnie stwierdziła Fiona, mając nadzieję, że w ten sposób uda się uniknąć dalszej dyskusji.

- O wiele lepiej. - Alain uśmiechnął się blado. - Ale moje uczucia do ciebie wcale się nie zmieniły, i wciąż jeszcze mam nadzieję, że pozwolisz się przekonać.

Fionę ogarnął niepokój. - Nie zaczynajmy tego od nowa - poprosiła.

- Dobrze. Obiecuję, że nie będę już o tym mówił. Powiedziałem wszystko, co było do powiedzenia. Teraz będę tylko czekał, aż zrozumiesz swój błąd. - Alain uśmiechnął się czarująco. - Obiecaj mi, że nie jesteś zbyt dumna, żeby do mnie przyjść, kiedy to zrozumiesz.

- Obiecuję - odparła szczerze Fiona.

Dojechali do willi, Alain wysadził Fionę. Popatrzyła za nim, jak zjeżdżał ze wzgórza. Potem westchnęła z ulgą i weszła do środka.

Stwierdziła, że samochodu Philippe'a nadal nie ma.

Poszła do swojego pokoju i wyczerpana usiadła na łóżku.

A więc z Alainem wszystko skończone. Pomyliła się co do niego, na szczęście jednak zauważyła to dostatecznie wcześnie.

Ale nie mogła zapomnieć tego, co opowiedział jej o Philippie i Juliette.

Nie potrafiła w to uwierzyć. Ale podobno istniał dowód w postaci listu.

List! To był klucz do całej zagadki.

Gdyby mogła go przeczytać, wszystkie wątpliwości zostałyby rozproszone. Wtedy pozostałoby jej tylko jedno: przeprosić Juliette! I bez względu na to, jak trudno by jej to przyszło, musiałaby złożyć tej parze życzenia szczęścia i wyrazić zgodę na ślub. Tak więc, sama o tym nie wiedząc, opóźniała szczęście Philippe'a i Juliette.

Jakże mogła być taka ślepa? Philippe chciał się ożenić z Juliette, a ona, Fiona, była jedyną przeszkodą! Przy tej myśli zrobiło się jej na przemian zimno i gorąco. Nie dość, że się pomyliła, to jeszcze wyszła na głupią.

Ale to musiało znaczyć, że także wuj Edward błędnie ocenił sytuację. Nie mogła tego pojąć, gdyż wuj był mądrym obserwatorem i rzadko kiedy się mylił.

Wiedziała, że wuj bardzo pragnął jej szczęścia. Ale czy to już wystarczało, żeby tak się dać omamić?

Co się tyczy Alaina, wuj miał rację. Edward zrozumiał, że jego pobudki nie były uczciwe i że Juliette maczała w tym palce.

Fiona postanowiła jeszcze raz porozmawiać z wujem o tej sprawie.

Nie znalazła go w jego pokoju, ujrzała go za to śpiącego w ogrodzie, z głową przykrytą gazetą.

Fiona zastanawiała się jeszcze, czy ma go obudzić, kiedy Edward wyprostował się i uśmiechnął do niej. Potem przetarł sobie oczy i spytał: - Jak było z Alainem?

- Okropnie - odparła Fiona bez ogródek.

- Biedne dziecko - wymruczał Edward. - Sam nie wiem, czy mam się cieszyć, czy smucić. Jeśli to oznacza, że pozbyłaś się tego Alaina - i to raz na zawsze - to przyznam szczerze, że bardzo mnie to cieszy.

- Nie musisz się krępować, wujku Edwardzie. Między mną a Alainem wszystko skończone - zanim jeszcze naprawdę się zaczęło.

- Dobrze. A więc szybko się opamiętałaś. Czy to było dla ciebie przykre?

- Mówiąc szczerze: tak. - Fiona uśmiechnęła się otwarcie.

- Tak też sobie myślałem. Ale zdaje się, że nie odniosłaś żadnych zewnętrznych obrażeń. - Starszy pan z uśmiechem zlustrował ją od stóp do głów.

- Nie. Jeśli wziąć pod uwagę okoliczności, to można powiedzieć, że mi się upiekło. - Fiona wyprostowała się.

- Dobrze. Teraz jesteś o jedno doświadczenie bogatsza.

- To piękne popołudnie mogłam spędzić o wiele pożyteczniej. Ale masz rację. Nie powtórzę już tego samego błędu.

- Z pewnością nieprędko spotkasz takiego mężczyznę jak Alain - stwierdził wuj. - Tacy mężczyźni zdarzają się rzadko i są niebezpieczni.

- I to jak niebezpieczni! - Fiona już teraz potrafiła śmiać się ze swojej pomyłki.

- A co teraz z Philippe'em?

- O tym właśnie chciałam z tobą rozmawiać.

- To nie jest dla mnie niespodzianka. Mam wrażenie, że Philippe staje się niezmiennym tematem naszych rozmów.

- Może jako temat jest niewyczerpany - zgodziła się Fiona. - Tymczasem jednak on sam zniknął.

- Co takiego? - Edward szeroko otworzył oczy.

- Wszystko wskazuje na to, że dziś rano wyjechał z domu w wielkim pośpiechu. Nawet swojemu służącemu nie powiedział, dokąd się wybiera. To dziwne.

- Wiesz przecież, że Philippe jest zagadkowym człowiekiem. Może po prostu chciał tylko pobyć przez jakiś czas sam?

- Obawiam się, że sprawa jest poważniejsza, niż myślisz - z troską odparła Fiona.

- Skąd ci to przyszło na myśl?

- Dzisiejszego ranka rozegrała się pomiędzy nami bardzo dziwna scena - zaczęła z wahaniem Fiona.

- Chcesz mi powiedzieć, o co poszło? A może wolisz o tym nie mówić?

- Nie wiem, czy potrafię, bo sama jeszcze nie do końca to zrozumiałam i przemyślałam. Mogę ci powiedzieć jedno: oboje byliśmy do głębi poruszeni.

- To brzmi tak, jakby nastąpił zwrot - stwierdził starszy pan, mrugając z ukontentowaniem.

- Z jednej strony tak, z drugiej jednak wydaje się, że to wyznanie naszych uczuć nastąpiło zbyt późno.

- Ludzie, którzy przeżywają tak intensywnie jak ty, zawsze tak myślą.

- Są na to dowody, wujku Edwardzie - strapionym głosem wyznała Fiona.

- Co proszę? Chyba nie chcesz powiedzieć... Czy Juliette ma z tym coś wspólnego?

- Dziś rano jeszcze tak nie myślałam, ale teraz wszystko na to wskazuje.

- Fiona, mówiłem ci już przecież ze sto razy...

Przerwała mu gwałtownie: - Poczekaj, doszły nowe fakty, które musimy uwzględnić.

- Nic nie może zmienić faktu, że Philippe nie kocha Juliette i nie ma zamiaru z nią się ożenić.

- Nawet list mojego ojca, który to potwierdza? - podnieconym głosem spytała Fiona.

- Co? Nie wierzę. Czytałaś go?

- Nie. Alain mi o nim opowiedział.

- Czy on go przeczytał? - Edward zmarszczył czoło.

- Nie. Dowiedział się tego od Juliette.

- Sama widzisz, wiedziałem, że coś tu nie gra. Chyba mu nie uwierzyłaś?

- Początkowo nie. Ale jego wersja jest bardzo przekonywająca. - Fiona streściła Edwardowi swoją rozmowę z Alainem.

Wuj wysłuchał jej w milczeniu, po czym stwierdził: - W tej sytuacji jest tylko jedno wyjście... Musisz przeczytać list.

- Ależ on jest w rękach Philippe'a, a nikt nie wie, gdzie jest Philippe.

- Dlaczego nie spróbujesz porozmawiać z Juliette? Fiona zagryzła dolną wargę. - Sądzisz, że to ona ma ten list?

- Sądzę, że ma jakiś list. Ale dlaczego sama jej nie spytasz?

7

- Jakiś list? - powtórzyła Fiona ze zdumieniem. - Co chcesz przez to powiedzieć, wujku Edwardzie?

- Nic nie chcę przez to powiedzieć. Zaproponowałem ci tylko, żebyś w końcu rozmówiła się z Juliette i wyjaśniła tę sprawę.

- Ale sądzisz, że ona wymyśliła sobie całą tę historię?

- Tego nie chciałem powiedzieć - odparł wymijająco Edward.

- A co będzie, jeśli Juliette nie kłamała? Jeśli mi pokaże list ojca, potwierdzający wersję Alaina? Co powinnam wtedy zrobić? - Fiona była bardzo zdenerwowana.

- Wtedy pokażesz mi ten list, a ja sprawdzę jego autentyczność. Ostatecznie ja najlepiej znam charakter pisma mojego brata. - Edward złożył gazetę.

- A co się stanie, jeśli mi powiesz, że list został napisany przez ojca, i że on zgadza się w nim na ślub? Co wtedy? - Głos Fiony stał się trochę piskliwy.

Edward zawahał się na moment, z zakłopotaniem pocierając sobie podbródek.

- Wtedy przez jakiś czas będziesz dziewczyną o złamanym sercu.

- Jak możesz o tym mówić tak chłodno i spokojnie?

Fiona ze szlochem padła w jego ramiona. Wuj pogłaskał ją po włosach.

- Ponieważ wiem, że to nie jest prawda - zapewnił ją z przekonaniem. - Taki list nie istnieje.

- Więc mimo wszystko uważasz całą tę historię za zmyśloną?

- Nie, list, który zostawił ci ojciec, istnieje, jestem o tym przekonany. Ale z całą pewnością nie jest to ten sam list, na który powoływał się Alain.

- Czy kiedykolwiek zobaczę prawdziwy list? - Fiona westchnęła.

- Tak. Kiedy odnajdziesz Philippe'a. To on nosi przy sobie rozwiązanie tej całej tajemniczej historii.

- A jeśli on nie zechce się już ze mną zobaczyć?

- To mało prawdopodobne.

- Ale tak mi powiedział! - zawołała Fiona. - Dziś rano na plaży.

- Co ci dokładnie powiedział, Fiona? - Wuj popatrzył na nią surowo.

- Philippe powiedział: „Nie będę cię już więcej molestował. Możesz sobie robić, co ci się spodoba. Zostawiam cię teraz samą!” - Fiona powtórzyła te słowa bardzo cicho i głos jej drżał.

- Brzmi dziwnie. Do czego odnosiło się to, już nie? Fiona poczuła, że się rumieni. - To było po tym, jak wyznaliśmy sobie nawzajem, że się kochamy.

- W takim razie wszystko jest jasne. Skąd więc zatem biorą się twoje wątpliwości?

- Wydaje się, że mój flirt z Alainem bardzo go dotknął, i dlatego ze mnie zrezygnował.

- Bzdura! Jeśli taki człowiek jak Philippe jest zakochany, to trzeba by zupełnie innych rzeczy, żeby go . odstraszyć! - energicznie oświadczył Edward.

- Ale nie zapominaj o jego dumie! Wujku Edwardzie, wiesz przecież, jaki on jest dumny. Obawiam się, że zraniłam jego dumę.

- Tak, ja również mam wrażenie, że wystawiłaś jego cierpliwość na ciężką próbę - stwierdził w zamyśleniu Edward.

- Nawet tak nie mów! - Fiona znów była bliska płaczu.

- Myślę, że dobrze mu to zrobiło - uspokoił ją Edward. - Ty byłaś w jego życiu pierwszą, która pokazała mu jego granice.

- Ale ja niczego nie chciałam mu pokazywać. Chciałam tylko, żeby mnie kochał...

- To przecież to samo, Fiona. Właśnie dlatego będzie cię jeszcze bardziej kochał, że nie mogę cię tak łatwo zdobyć.

- Gdybym tak była inaczej postąpiła, to... Starszy pan położył jej uspokajającym gestem rękę na ramieniu. - Cierpliwości. Philippe na pewno znów się pojawi. Wtedy wyjaśni się cała ta głupia historia.

- Ale kiedy? Jak długo może to jeszcze potrwać?

- Aż zrobi to, co musiał zrobić, i wróci.

- On już nie wróci!

Słysząc te słowa wypowiedziane tonem groźby, Fiona i Edward podnieśli wzrok.

Za nimi stała Juliette, wpatrując się w nich triumfalnie.

- Może przysiądziesz się do nas - zaproponował Edward.

- Nie, dziękuję - odrzekła jadowicie. - Wszystko, co mam do powiedzenia, mogę powiedzieć na stojąco!

- Jak wolisz. Co to ma znaczyć, że Philippe już nie wróci?

- Zadzwonił przed kilkoma minutami i powiedział mi, że jest w Cannes.

- W Cannes? Co on tam robi? - spytała Fiona.

- Czeka na mnie - wycedziła Juliette. Fiona zbladła.

- Weźmiemy tam ślub. - Juliette mówiła z całkowitym spokojem, spoglądając przy tym lodowatym wzrokiem na Fionę.

Fiona była jak oszołomiona.

Edward spytał łagodnie: - To pięknie, Juliette. Czy jesteśmy zaproszeni na twój ślub?

- Niestety nie. Philippe nie chciałby robić wokół ślubu żadnej sensacji. Alain i ojciec Philippe'a będą naszymi świadkami. To wszystko.

Fiona spojrzała na nią ze zdumieniem. - Ojciec Philippe'a? Czy on czuje się dostatecznie zdrowy, żeby odbyć podróż do Cannes?

Juliette nie popatrzyła na nią.

Edward włączył się do rozmowy: - Szkoda, że nie możemy być obecni na waszym ślubie. Przypuszczam, że zaraz potem wyjedziecie w podróż poślubną?

- Tak. Philippe chce pojechać na Martynikę. Ale ja chyba wolę wyspy Bahama.

- W takim razie powinniśmy się spakować i pojechać do Paryża - powiedział Edward.

- Nie musicie tego robić. Philippe kazał wam powiedzieć, że możecie tutaj zostać tak długo, jak zechcecie, ale my naturalnie tak od razu nie wrócimy.

- Rozumiem. Przekaż Philippe'owi, że jego oferta jest bardzo miła, ale sądzę, że lepiej będzie, jak stąd wyjedziemy. Co ty na to, Fiona?

Fiona siedziała tak załamana, że zdawała się nie słyszeć pytania. Wuj powtórzył swoją propozycję.

- Co ty na to? Zostaniemy jeszcze trochę czy od razu Wyjeżdżamy?

- Wyjeżdżamy, natychmiast wyjeżdżamy - powoli odpowiedziała Fiona, sprawiając „przy tym wrażenie nieobecnej.

- Cóż, w takim razie... - Edward uśmiechnął się uprzejmie do Juliette - wszystko jasne. Opuścimy Niceę dziś wieczór.

Juliette wydała się lekko zaniepokojona. - Nie sądziłam, że natychmiast wyjedziecie. - Nie martw się. Myślę, że tak będzie lepiej. Nie ma sensu zostawać tu dłużej. A tak przy okazji, Juliette, czy słyszałaś o liście, który Charles zostawił dla swojej córki?

Przez moment na twarzy Juliette odmalował się wyraz zakłopotania, ale szybko się opanowała.

- Masz na myśli list, który ma Philippe? - spytała.

- Tak. Słyszeliśmy, że Philippe dał go tobie.

- Mnie? Nie, dlaczego miałby to robić? List jest zaadresowany do Fiony.

- Więc nie masz tego listu?

- Nie. Przecież już mówiłam.

- A może przypadkiem go czytałaś? - kontynuował przesłuchanie Edward.

- Nie. Dlaczego mnie o to wszystko wypytujesz? List ma Philippe.

- To prawda - odparł Edward - ale Philippe'a tu nie ma, a ty wydajesz się wiedzieć coś więcej o miejscu jego pobytu.

- Zgadza się. Ale o liście nie wiem nic prócz tego, że Fiona ma go otrzymać w swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Jestem pewna, że Philippe go jej prześle. Przypomnę mu o tym.

- Dziękuję, Juliette. To byłoby bardzo uprzejme z twojej strony - ironicznie rzekł Edward.

Juliette z uśmiechem skinęła głową. - W takim razie powiem służącym, żeby spakowali wasze rzeczy - stwierdziła, po czym poszła do domu.

Kiedy Juliette zniknęła, Edward łagodnie przyciągnął do sobie Fionę i pogładził ją po czole, jakby chciał ją obudzić z głębokiego, koszmarnego snu.

Blada twarz Fiony powoli zaczęła nabierać kolorów. Rozejrzała się dookoła jakby zdumiona, że świat nadal istnieje, gdy tymczasem w jej sercu zostały już tylko ruiny.

Spojrzawszy na wuja, Fiona wybuchnęła płaczem. Edward przytulił ją do siebie i pozwolił jej się wypłakać.

W końcu Fiona trochę się uspokoiła. Wuj zaprowadził ją do domu.

W hallu Edward przywołał jednego ze służących. - Może przypadkiem wiesz, czy monsieur de la Roche, po swoim wyjeździe dziś rano, dzwonił już do domu?

- Tak, dokładnie pół godziny temu.

- Ty odebrałeś telefon?

- Tak.

- Iz kim chciał rozmawiać?

- Z madame Barrault.

- Jesteś pewny?

- Tak - odparł młody służący, po czym dorzucił: - Bardzo mi przykro.

Edward był zaskoczony tym stwierdzeniem, ale nic nie powiedział, tylko podziękował mu i zaprowadził Fionę do jej pokoju. Fiona rzuciła się na łóżko.

- Jak się teraz czujesz? - spytał z troską.

- A jak mam się czuć? - Fiona minę miała smutną i zrozpaczoną.

- Przed chwilą wystraszyłaś mnie nie na żarty. - Edward spojrzał na nią z czułością. To był jedyny człowiek, któremu mogła zaufać. Jedyny, który ją wspierał. To on pomógł jej się podnieść, on dał jej nową nadzieję. Ale teraz nawet on był bezsilny.

- Wujku Edwardzie, powiedz mi, że to nie jest prawda! To nie może być prawda! Powiedz, że ona kłamie, że to wszystko tylko mi się przyśniło! Powiedz mi cokolwiek! - Była zrozpaczona.

- Tego nie mogę zrobić - odparł, potrząsając z rezygnacją głową.

- A więc to już koniec. Ona wyjdzie za Philippe'a, a my pojedziemy do domu. Ja wrócę do Nowego Jorku... Więc ona przez cały ten czas miała rację?

- Kto? Jak? - Edward rzucił jej zaskoczone spojrzenie.

- Juliette, ona już na samym początku mi powiedziała, że za niego wyjdzie.

- Teraz rzeczywiście na to wygląda.

- Nadal nienawidzę Juliette, ale myślę, że powinnam ją przeprosić.

- Oboje powinniśmy to zrobić.

- Ale ja pierwsza. - Z tymi słowami Fiona wstała z łóżka i z pochyloną głową opuściła pokój.

Kiedy dotarła do drzwi pokoju Juliette i już miała zapukać, usłyszała głos macochy. Juliette widocznie rozmawiała z kimś przez telefon.

- Dzwonię, żeby się dowiedzieć, jak on się czuje... Aha... powróci do zdrowia?... Dobrze, cieszę się bardzo... Czy wiadomo, co się stało?... Ach, tak... więc wyjdzie z tego. To cudownie... Proszę mu powiedzieć, że zajrzę do niego później, żeby zobaczyć, jak się czuje...

Fiona przycisnęła ucho do drzwi. Przyszła jej do głowy straszna myśl.

Philippe miał wypadek! Jest ciężko ranny i leży w szpitalu! Chciał się zobaczyć z Juliette, a nie z nią, z Fioną!

- Nie, przyjadę sama... Wiem, że on tego chciał, ale nie mogę jej znaleźć... Rozumiem, szukałam jej wszędzie... Jeśli czegoś się dowiem albo ją spotkam, to natychmiast dam mu znać... Tak, dziękuję, do usłyszenia...

Fiona nie mogła się już dłużej opanować. Wpadła z impetem do pokoju, Juliette gwałtownie się odwróciła, trzymając jeszcze słuchawkę w ręce.

Stały naprzeciw siebie wpatrując się w siebie wzrokiem pełnym nienawiści. Fiona krzyknęła z wściekłością na macochę: - Z kim rozmawiałaś?

- To nie twoja sprawa. Nie masz nic lepszego do roboty, jak tylko skradać się i podsłuchiwać pod drzwiami?

- Jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć, Juliette, to przyszłam, żeby cię przeprosić, żeby przyznać się do błędu.

Juliette uśmiechnęła się sarkastycznie. - Więc w końcu zrozumiałaś...

- Teraz jednak nie jestem już tak bardzo pewna... - odparła Fiona.

- Cóż to ma znaczyć? Powiedziałam ci przecież, że chcemy wziąć ślub w Cannes.

- Nie wierzę ci! - krzyknęła Fiona, po czym dodała nieco spokojniej: - Nie wiem, czy mam ci wierzyć, czy nie. W ogóle nic już nie wiem. Ale jeśli Philippe jest ranny, to chcę go zobaczyć. Nie obchodzi mnie, czy, on się z tobą ożeni. Ale jeśli coś mu się stało, to pozwól mi go zobaczyć.

- Twoja troskliwość wzrusza mnie do głębi, lecz jest zupełnie zbędna. Philippe ma się wyśmienicie - zapewniła ją Juliette.

- Ale przecież słyszałam, jak mówiłaś przez telefon... - próbowała się sprzeciwić Fiona. Juliette przerwała jej:

- Co słyszałaś?

- Jak o nim rozmawiałaś.

- Doprawdy? Jakież to interesujące. Czy wspomniałam jego imię?

Fiona zawahała się. - Nie - przyznała.

- Skąd więc wiesz, że chodziło właśnie o niego? Mam wielu innych przyjaciół. - Niecierpliwym gestem pokazała Fionie drzwi. - To tyle, a teraz wyjdź z mojego pokoju. Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia.

- Nie odejdę, zanim nie przysięgniesz, że Philippe jest zdrowy.

Na twarzy Juliette odmalowała się nie skrywana pogarda. - Przysięgam. Jesteś teraz zadowolona?

Fiona popatrzyła Juliette w oczy i od razu się zorientowała, że Juliette powiedziała jej prawdę w sprawie Philippe'a, ale że przemilczała coś innego.

- Nie będę zadowolona, jeśli sama nie zobaczę Philippe'a - powiedziała.

- Nigdy go nie zobaczysz! - wyrzuciła Juliette.

- Na jakiej podstawie tak twierdzisz?

- Bo już ja o to zadbam! - krzyknęła Juliette.

- Nie zdołasz tego zrobić - sprzeciwiła się Fiona.

- Zapominasz, że wkrótce się pobierzemy, a po miodowym miesiącu ruszymy w podróż dookoła świata. I zawsze będziemy unikali spotkania z tobą.

- Philippe do tego nie dopuści. Napiszę do niego list.

- Porwę go na strzępy, zanim Philippe zdąży go zobaczyć.

- Jesteś czarownicą! - krzyknęła Fiona.

Oczy Juliette zalśniły. - A ty rozpieszczonym dzieckiem, które nigdy nie wyrosło na kobietę.

- Jeśli to ma być aluzja do Philippe'a, to wiedz, że nigdy z niego nie zrezygnuję!

- Nie masz innego wyboru - stwierdziła Juliette.

- Serce Philippe'a zawsze będzie należało do mnie, bez względu na to, co zamierzasz z nim zrobić! - oświadczyła Fiona.

- „Zamierzam z nim zrobić”? Myślisz, że rzuciłam na niego jakiś czar? Myślisz, że on jest bezwolną ofiarą? Wciąż jeszcze żyjesz w świecie marzeń, Fiona!

- Ufam swoim uczuciom.

- Twoje uczucia wprowadziły cię w błąd. Dla Philippe'a jesteś dzieckiem, a nie kobietą, która zasługuje na prawdziwą miłość.

- To nieprawda! On mnie kocha! - krzyknęła Fiona.

- Pomyliłaś się - drwiąco odparła Juliette - on mnie kocha, ze mną się ożeni. Zrozum to wreszcie, Fiona! Straciłaś go!

- Nie wierzę ci. Jest coś, co przede mną ukrywasz.

- Kiedy to odkryjesz, będzie już za późno.

W poczuciu odniesionego zwycięstwa Juliette pozwoliła sobie na zbyt wiele. Fiona zauważyła jej nagłą niepewność.

- A kiedy się tego dowiem? - spytała natychmiast. Ale Juliette już się opanowała, nic nie mogło jej pozbawić triumfu. - Dowiesz się, kiedy otrzymasz list.

- List? Gdzie on jest, Juliette?

- Nigdy go nie znajdziesz - zadrwiła Juliette. Fiona zacisnęła pięści. - Jeśli to będzie konieczne, przewrócę twój pokój do góry nogami. Juliette z uśmiechem ustąpiła jej z drogi.

- Proszę. Z ogromną uciechą będę się tobie przyglądała, jak tu gmerasz. Ale nie zapomnij odłożyć wszystkiego na swoje miejsce.

Fiona bezsilnie opuściła ręce. To nie miało sensu. Najwidoczniej listu nie było w pokoju Juliette.

Jeszcze raz wzięła się w garść. - Znajdę go, a kiedy go już będę miała, skompromituję cię przed wszystkimi ludźmi.

- Mnie skompromitujesz? Cóż za dramatyzm, Fiona! - zadrwiła Juliette.

Usłyszały kroki. W drzwiach pojawił się Edward z walizkami swoimi i Fiony. Swoją wielką torbę podróżną przewiesił sobie przez ramię.

Na jego twarzy malował się wyraz rezygnacji, kiedy powiedział do Fiony: - Chodź, czas jechać.

Fiona straciła wszelką nadzieję.

- Tak, Fiona. Bądź grzeczną dziewczynką i idź z wujkiem. On zadba, żebyś dotarła do domu cała i zdrowa - rzekła jadowicie Juliette.

Fiona już miała coś odpowiedzieć, gdy kątem oka zobaczyła, że wuj ostrzegawczym gestem kładzie palec na ustach. Bez słowa wyszła z pokoju Juliette.

- Dokąd idziemy? - spytała sięgając po swoją walizkę.

- Na dworzec - głośno odparł Edward.

- Ależ wujku Edwardzie... - zaczęła Fiona. Edward znów nakazał jej milczenie. Lekkim ruchem głowy wskazał na piętro, skąd przyglądała im się Juliette.

Na zewnątrz czekał na nich Claude, żeby zawieźć ich mercedesem na dworzec.

Fiona wsiadła do samochodu. Była zbyt rozkojarzona, aby zauważyć, że wuj zostawił w domu niemal połowę jej rzeczy.

- Wujku Edwardzie, coś tu jest nie w porządku - odezwała się.

- Nie masz już tego dość? Musimy stąd wyjechać. Claude ruszył z miejsca.

Fiona pochyliła się do wuja. - Juliette nie powiedziała nam prawdy. Kiedy stanęłam pod drzwiami jej pokoju, właśnie rozmawiała przez telefon. Wywnioskowałam, że rozmowa dotyczyła kogoś ciężko chorego. Wujku Edwardzie, boję się, że tu chodzi o Philippe'a. Nie mogę stąd wyjechać, nie mając pewności, że nic mu się nie stało.

- Czy po tym wszystkim, co ci zrobił, wciąż jeszcze masz dla niego tyle ciepłych uczuć?

Fiona spojrzała na wuja zdumionym wzrokiem. - Jak możesz o to pytać? Ja go kocham!

- Choć wiesz, że ma poślubić Juliette?

- To jest mi obojętne. Kocham go i zawsze będę go kochała.

- Dobrze. W takim razie teraz go odwiedzimy - odparł Edward.

Oczy Fiony rozszerzyły się ze zdumienia. - Odwiedzimy? - szepnęła.

Edward uśmiechnął się ciepło. - Przecież powiedziałem. Teraz pojedziemy do niego, prawda Claude?

Młody człowiek przy kierownicy skinął głową. - Oui, monsieur.

- Ale... ale gdzie on jest? Czy... czy miał wypadek? Czy wie, że go odwiedzimy? - Dopytywała się Fiona głosem niemal odmawiającym jej posłuszeństwa.

- Tylko spokojnie. Wszystko po kolei. Po pierwsze powinnaś podziękować Claude'owi, bo bez niego nigdy bym się nie zorientował, co tu się dzieje.

Z uszczęśliwioną miną Fiona objęła szofera. Samochód zaczął niebezpiecznie kluczyć. - Dziękuję panu, dziękuję!

Claude uśmiechnął się. - Nie ma za co, mademoiselle.

- Miałaś tylko podziękować, a nie narażać nas na utratę życia - włączył się Edward. - A teraz pytaj. Co chcesz usłyszeć?

- Wszystko! Powiedz mi wszystko! - zawołała Fiona.

- Wszystkiego powiedzieć ci nie mogę. Kilka tajemnic jeszcze się nie wyjaśniło. Na przykład sprawa listu.

Fiona popatrzyła na wuja z rozczarowaniem.

- Ale ja jestem całkowicie pewna, że Juliette kłamała.

- Wiedziałem o tym. Też miałem podejrzenia, ale brakowało mi dowodu. Philippe rzeczywiście dzwonił. Ale kiedy tyś poszła porozmawiać z Juliette, przypomniałem sobie coś, co powiedział nam Claude.

- Cóż takiego? - Fiona była zaskoczona.

- Pamiętasz przecież, że potwierdzając wiadomość o telefonie Philippe'a, Claude dodał: „Bardzo mi przykro”.

- Tak. I co z tego wynika?

- Wydało mi się to bardzo dziwne. Nie mogłem w tym znaleźć sensu. Myślałem, że dotyczy to naszego wyjazdu.

- Mnie też tak się zdawało.

- Ale to był błąd. Przecież Claude nic nie wiedział o naszym wyjeździe. Wiedział jedynie o telefonie Philippe'a. Postanowiłem więc jeszcze raz zapytać Claude'a. Początkowo się wahał, gdyż Juliette surowo mu przykazała, żeby o niczym nam nie mówił. Ale służba Philippe'a darzy ją równie małą sympatią, jak my. I Claude szybko ustąpił.

- Czy Philippe'owi nic się nie stało? - przerwała mu niecierpliwie Fiona.

- Philippe czuje się dobrze. Nie chodziło o niego, tylko o jego ojca.

- O ojca?

- Tak, właśnie do niego jedziemy.

Fiona spojrzała przez okno samochodu. Rzeczywiście, jechali wzdłuż wybrzeża w kierunku Cimiez.

- Co mu się stało?

- Dziś rano dostał lekkiego porażenia. Lekarze twierdzą, że czuje się już lepiej i wyjdzie z tego, ale w jego wieku nigdy nie można mieć pewności.

- Przypominam sobie, że Philippe i Alain rozmawiali o jego złym stanie zdrowia.

- Ojciec Philippe'a bał się śmierci. Myślał, że nadszedł kres jego życia i kazał przywołać Philippe'a - wyjaśnił Edward.

- Dlatego Philippe w takim pośpiechu wyjechał?

- Tak, służba to wiedziała.

- Dlaczego nic nam nie powiedzieli?

- Bo Philippe ich o to prosił. Chciał zadzwonić później i wydać stosowne polecenia.

- A kiedy zadzwonił telefon, odebrała Juliette? - Fiona straciła otuchę.

Edward kontynuował niewzruszenie. - Najwidoczniej - rzekł, spoglądając na Claude'a - doszło do gwałtownej wymiany zdań. Juliette musiała stracić panowanie nad sobą, bo odkładając słuchawkę, wybuchnęła płaczem.

- Nie wygląda na to, by miała usłyszeć oświadczyny - stwierdziła Fiona.

- Nie. - Edward spojrzał Fionie w oczy. - Jak się zdaje, Juliette miała nam, a raczej tobie, coś przekazać, po czym z premedytacją tego nie zrobiła. °

Przez chwilę Fiona siedziała w milczeniu. Potem spytała: - Czy Philippe wie, że do niego jedziemy?

- Nie. Uznałem, że byłoby zbyt ryzykowne, gdybym zadzwonił do niego z domu. Juliette wszędzie ma swoje uszy, i kto wie, co by przedsięwzięła, żeby nam w tym przeszkodzić.

- Potem ja słyszałam, że Juliette sama wybiera się do Cimiez.

- Tak. Dlatego starałem się wyciągnąć cię z domu jak najszybciej, żeby zapobiec dalszym dyskusjom pomiędzy wami.

- Po raz pierwszy mam zobaczyć ojca Philippe'a, a popatrz tylko, jak jestem ubrana. - Fiona wciąż jeszcze miała na sobie zielone bermudy i biały T-shirt.

Edward uśmiechnął się. - On pewnie też nie najlepiej wygląda. Leży pod ścisłą opieką w łóżku. Musisz się wobec niego zachowywać bardzo ostrożnie.

- Dlaczego?

- Uważasz, że Philippe jest trudny we współżyciu. W takim razie musisz najpierw poznać jego ojca. To zdziwaczały, złośliwy starzec, którego humory są powszechnie znane. Jeśli cię nie polubi, a na pewno da ci to natychmiast do zrozumienia, to lepiej uważaj.

- Ależ dopiero co dostał apopleksji. To chory człowiek.

- To już był jego trzeci atak. Możliwe, że teraz jest obłożnie chory, ale natychmiast ci pokaże, kto tutaj rządzi.

- Wydaje mi się, że wiem, co masz na myśli. Najwyraźniej jest bardzo podobny do swojego syna. - Fiona roześmiała się.

- Jego syn jest wszystkim, co ma - odrzekł Edward. - Jest z Philippe'a dumniejszy niż wszyscy ojcowie, jakich spotkałem w swoim życiu. Nawet opinia, że Philippe to kobieciarz i playboy, nic w tym nie zmieniła. Teraz jednak chciałby, żeby syn się w końcu zdecydował i ożenił.

- I miał syna, a więc jego wnuka, czyli spadkobiercę.

- To także - rzekł Edward. - Czasami mam wrażenie, że bardziej mu zależy na wnuku niż na synowej. Ale ponieważ jedno nie jest możliwe bez drugiego, musi się pogodzić z synową.

- Ale dla jego syna prawdopodobnie żadna nie będzie dość dobra. - Fiona znów spojrzała przez szybę. Jej myśli krążyły jednak wyłącznie wokół Philippe'a.

- Żadna z ewentualnych kandydatek nie zainteresowała Philippe'a, w każdym razie nie na dłużej - stwierdził wuj.

- Obawiam się, że niewiele jest rzeczy, które mogłyby go zainteresować na dłużej - odparła Fiona.

- Nie sądzę, żebyś mogła się uskarżać.

- To wynika stąd, że nie zna mnie jeszcze tak długo. To ja byłam w nim od lat zakochana, a nie na odwrót. Jeśli o niego chodzi, to dopiero niedawno się spotkaliśmy.

- Tego bym nie powiedział. Bardzo chciał cię zobaczyć w Paryżu, i wiem, że poleciał do Nowego Jorku, żeby się z tobą spotkać.

- Co? Kto ci to powiedział? Skąd to wiesz?

- Philippe sam mi to zdradził. Powiedział, że po tych wszystkich fatach chce cię zobaczyć i poznać na nowo.

- I wiedział, że pracuję w agencji miss Lord?

- Oczywiście. A jak tyś myślała? - Edward uśmiechnął się szeroko.

- Sądziłam, że poszedł tam z przyzwyczajenia, bo tak robił za każdym pobytem w Nowym Jorku.

- Tym razem pojechał tam wyłącznie w sprawie osobistej: żeby spotkać się z tobą. Widzisz więc, że nigdy o tobie nie zapomniał.

- Ależ wujku Edwardzie, to przecież nie to samo. Pojawił się tylko po to, żeby sobie ze mnie pożartować. - Fiona gniewnie zmarszczyła czoło.

- On po prostu inaczej nie potrafi. Przecież o tym wiesz.

- Czy już ci mówiłam, że on przez cały czas zachowywał się tak, jakby mnie nie poznał?

- Może tak było, po tylu latach? - Wuj z namysłem pokiwał głową.

- Ale jeśli z mojego powodu pojawił się w Nowym Jorku i szukał mnie w agencji, to przecież musiał wiedzieć, kim jestem!

- Przypuszczam, że chciał cię tylko sprawdzić.

- Sprawdzić? Po co?

Zanim Edward zdążył odpowiedzieć na to pytanie, Claude skręcił w bramę ogromnej willi, jeszcze większej niż willa w Nicei. Ale Fiona nie miała czasu się rozejrzeć, gdyż drzwi zostały otworzone. Służący wprowadził Fionę do hallu.

Philippe wyszedł im naprzeciw. Wyglądał na zmęczonego, pod oczami miał ciemne kręgi.

Fiona najchętniej podbiegłaby ku niemu i objęła go. Ale nie była pewna, jak on by na to zareagował.

Philippe ujął dłoń Fiony i spojrzał na nią z wyrzutem. - Co was tak długo zatrzymywało? Mój ojciec zaczął się już pieklić i dopytywać, gdzie się podziewacie.

Philippe nie dał Fionie czasu na odpowiedź. Poprowadził ich przez kilka korytarzy, po czym z przepraszającym uśmiechem zostawił Edwarda, który spoglądał za nim ze zrozumieniem.

Fiona wreszcie zdobyła się na odwagę, by zapytać: - Dlaczego twój ojciec koniecznie chce mnie widzieć?

- Nie mam najmniejszego pojęcia - zagadkowo odpowiedział Philippe. - Usiłowałem mu wytłumaczyć, że nie jesteś warta jego uwagi i całego tego zamieszania. Ale on nie dał się od tego odwieść, i domagał się, żeby cię natychmiast do niego zaprowadzić.

Fiona zorientowała się, że Philippe znów sobie z niej żartuje, i zaczerwieniła się po cebulki włosów.

- Jak on się czuje? - spytała nerwowo.

- Dobrze, jeśli wziąć pod uwagę okoliczności.

- Czy lekarze nadal są przy nim?

- Nie, wszyscy sobie poszli, z wyjątkiem jednego, który przebywa tutaj bez wiedzy ojca. To ojciec ich wszystkich odesłał do domu, oświadczając im krótko i węzłowato, że nie chce już ich widzieć.

- Dlaczego? Czy coś zrobili nie tak?

- Nie, on po prostu nie lubi lekarzy!

- Ale przecież ich potrzebuje, bo...

Philippe przerwał jej: - To jest mojemu ojcu zupełnie obojętne. Ja też nie próbuję go przekonać. Kiedy naprawdę źle się czuje, sprowadzam najlepszych lekarzy i proszę o postawienie diagnozy, i najczęściej jest wtedy zbyt chory, żeby to zauważyć. Skoro tylko poczuje się lepiej, znów wyrzuca ich za drzwi.

- Sama nie wiem, czy powinnam się cieszyć z tego spotkania - niepewnie rzekła Fiona.

- Nic się nie bój - uspokoił ją Philippe i otworzył drzwi.

Pokój, do którego weszli, był bardzo ciemny, a powietrze duszne. Pośrodku stało wielkie łoże z baldachimem, gdzie, wsparty na licznych poduszkach, leżał duży człowiek o śnieżnobiałych włosach.

Twarz miał bladą, policzki zapadnięte, lecz Fiona wyczuła emanującą z niego siłę woli.

- No! Oto wreszcie i ona! - huknął nieoczekiwanie mocnym głosem.

Nawet Philippe wydawał się przy tym człowieku mniejszy. - Tak, ojcze. Czy mogę ci przedstawić...

- Ach, też coś! Przecież ja już to wszystko wiem. - Chory uczynił zniecierpliwiony gest, po czym przywołał Fionę do łóżka. - Podejdź bliżej, żebym mógł ci się przyjrzeć.

Fiona posłusznie zbliżyła się do jego łoża, gdzie z boku paliła się słaba lampa. Starzec przyglądał się jej długo, mrucząc przy tym coś, czego nie mogła zrozumieć.

W swoich bermudach Fiona czuła się wyjątkowo niestosownie ubrana. Ale na ojcu Philippe'a nie zrobiło to widocznie żadnego wrażenia. Minęła cała wieczność, nim wreszcie powiedział do swojego syna, jakby jej tu w ogóle nie było: - Ona jest bardzo piękna.

- Tak, Fiona wygląda całkiem nieźle - zażartował Philippe.

- Nieźle? - Twarz chorego zaczerwieniła się. - Ona jest wprost niebywała. Gdybym był odrobinę młodszy, to... - Zaniósł się kaszlem.

Fiona chciała go poklepać po plecach, ale on chwycił jej rękę i trzymał ją kurczowo, aż minął mu atak kaszlu.

Spojrzał na nią i mrugnął okiem. - Czy on zawsze tak się do ciebie odnosi?

- Tylko kiedy mu na to pozwalam. - Fiona spojrzała wojowniczo na Philippe'a.

Chory roześmiał się. - Bardzo dobrze. Nie brak jej odwagi. To właśnie to, czego ci potrzeba. - Popatrzył uważnie na syna.

- Nie martw się o to, czego mi potrzeba. Ty potrzebujesz teraz spokoju i snu. Przyjdziemy do ciebie później.

Fiona chciała już uwolnić swoją rękę, ale chory nadal ją mocno ściskał. - Nie będę spał, dopóki sprawa nie zostanie załatwiona! - oświadczył.

Zapadła cisza, która z wolna stawała się nie do zniesienia.

Fiona przyglądała się Philippe'owi, który sprawiał wrażenie zdenerwowanego.

- Jeśli ty tego nie powiesz, to ja to zrobię! - oświadczył ojciec.

- O co tutaj chodzi? - spytała Fiona.

- Ojcze, to nie jest ani odpowiedni czas, ani odpowiednie miejsce. Prześpij się najpierw. Kiedy się obudzisz, wszystko będzie załatwione.

- Nie! Powiesz jej to teraz. - Trzymał rękę Fiony z całym uporem swojego wieku.

- O co tutaj chodzi? - powtórzyła swoje pytanie Fiona, trochę już zaniepokojona.

- Że się z tobą ożeni!

- Ożeni? - spytała Fiona z niedowierzaniem. Zrobiło jej się słabo, kolana się pod nią ugięły.

- Tak - Philippe potwierdził słowa ojca.

- I to chciałeś mi oznajmić? - Fiona popatrzyła na Philippe'a z wściekłością. - Pewnie nigdy jeszcze nie słyszałeś o tym, że należy zapytać kobietę, czy chce ślubu czy nie? A może myślisz, że twój urok jest tak nieodparty, że nie trzeba tracić czasu na takie zbędne formalności?

Philippe otworzył oczy ze zdumienia. - Ależ ja... - zaczął.

Fiona nie rozumiała, dlaczego puściły jej nerwy. Choć pragnęła Philippe'a jak szalona, krzyknęła mu prosto w twarz: - Inaczej wyobrażałam sobie oświadczyny! To, co ty robisz, po prostu mnie obraża. - Wybiegła z pokoju, nie czekając na odpowiedź.

- Widzisz, coś narobił! - z wyrzutem powiedział do ojca Philippe, kiedy drzwi zamknęły się z trzaskiem. Ojciec jednak wcale na niego nie zważał. Usiłował powstrzymać atak kaszlu, śmiejąc się jednocześnie serdecznie.

Philippe przestraszył się. - Czy dobrze się czujesz?

Jego ojciec z trudem wydobył z siebie odpowiedź: - Czuję się wyśmienicie, chyba że umrę ze śmiechu.

Philippe wpatrzył się w niego osłupiałym wzrokiem. - A z czego tak się śmiejesz?

- Z was obojga, , a zwłaszcza z ciebie.

I Philippe poczuł się urażony. - Mnie to się wcale nie wydaje takie zabawne. - Znalazłeś w końcu kobietę, która może być dla ciebie równorzędną partnerką. Lubię tę dziewczynę. - Ja też ją lubię, i chciałem ją prosić, żeby została moją żoną, a tyś się musiał wtrącić.

Chory zignorował ten zarzut. - Założę się, że do tej pory jeszcze tak cię nie potraktowała. Pewnie byłeś zaskoczony, co? - Znów zaczął się śmiać.

Potem wyczerpany opadł na poduszki, ale nadal się uśmiechał. - Zostaw mnie teraz samego. Jestem zmęczony i chcę spać. ii Philippe, który znał nagłe zmiany nastrojów ojca, pocałował go w policzek i ruszył do drzwi.

I jeszcze jedno, Philippe! - zawołał za nim ojciec - Odszukaj ją i z zachowaniem wszelkich form poproś, żeby zechciała zostać twoją żoną. Padnij przed nią na kolana, jeśli będzie trzeba, ale nie pozwól jej odejść. Kiedy się obudzę, chcę usłyszeć jej odpowiedź.

Philippe zamknął drzwi i pospieszył wzdłuż korytarza, szukając Fiony. Natknął się na nią już po chwili.

- Zabłądziłam - przyznała Fiona. - Inaczej dawno by mnie tu już nie było. Nie mogę się zorientować w tym domu.

Philippe był rozbawiony. - Każdy, kto tu jest po raz pierwszy, musi zabłądzić. Ale przyzwyczaisz się.

- Nie, odchodzę. Pokaż mi, proszę, wyjście.

- Dopiero kiedy ci wszystko wytłumaczę! Fiona nie miała wyboru. Musiała czekać.

- Najpierw muszę przeprosić za moje zachowanie. Cały dzień spędziłem przy ojcu, i początkowo bardzo źle to wyglądało. Czuję się trochę wyczerpany.

- Potrafię to zrozumieć - stwierdziła Fiona ze współczuciem. - Ale to jeszcze nie powód, żeby mnie tak traktować.

- Wiem - przyznał Philippe. - Przecież cię przeprosiłem. Czy teraz mogę wyjaśnić kilka spraw?

- Tak, słucham.

- Za każdym razem, kiedy ojciec myśli, że już umiera, każe mi przyrzec, że natychmiast się ożenię. Nigdy wcześniej nie złożyłem mu tego przyrzeczenia. Teraz jednak ojciec pragnie, żeby tak się wreszcie stało. Ma też nadzieję, że zobaczy jeszcze wnuka...

- A jeśli to będzie wnuczka? - spytała Fiona.

- To będzie chłopak!

- Skąd masz taką pewność? - Fiona była wściekła.

- Po prostu wiem. - Popatrzył na nią z uśmiechem.

- A co się stanie, jeśli to jednak będzie dziewczynka?

- Wtedy po prostu spróbujemy jeszcze raz.

- Spróbujemy? - zawołała Fiona. - Ja nie mam z tym nic wspólnego! Wygląda na to, żeście tę całą historię wspólnie z ojcem ukartowali! Ponieważ twój ojciec jest stary i chciałby jeszcze zobaczyć swojego wnuka i spadkobiercę, ty postanowiłeś się ożenić. Wzywasz mnie tutaj, żeby mi oznajmić, że twój wybór padł na mnie. Ani razu nie wspomniałeś o swoich uczuciach do mnie ani nie spytałeś, co ja czuję!

- Myślałem, że wiesz, że kocham cię i pragnę.

- Dlaczego wybrałeś sobie akurat mnie? Nie mogłeś znaleźć innej?

- Jedyna kobieta, jaka mnie interesuje, stoi tu przede mną, i chciałbym tylko, żeby nie była taka uparta.

- Wcale nie jestem uparta. Chciałabym tylko wreszcie dowiedzieć się prawdy.

- Dokładnie to samo było ze mną. Poleciałem do Nowego Jorku, żeby zobaczyć moją przyszłą żonę. Byłem ciekawy, jak dziecko rozwinęło się w kobietę. Bo o tym, że jesteś piękna, wiedziałem już wcześniej.

- Co? Z takim zamiarem przyleciałeś do Nowego Jorku? W takim razie wuj Edward miał jednak rację. Chciałeś mnie tylko sprawdzić.

- Chciałem sprawdzić także siebie. Chciałem mieć jasność w kwestii moich uczuć wobec ciebie.

W końcu Fiona zrozumiała, że Philippe chciał się upewnić, czy naprawdę ją kocha. Ale dręczyło ją coś jeszcze.

- A co z listem, który zostawił dla mnie mój ojciec?

- To był kolejny powód mojej wizyty w Nowym Jorku.

- Nie rozumiem. Przecież wcale mi go nie dałeś.

- To przeczytaj go teraz. - Fiona zdumionym wzrokiem patrzyła, jak Philippe sięga do kieszeni marynarki podaje jej list. - Jest w nim mnóstwo rzeczy osobistych i prawniczych, które prawdopodobnie będziesz chciała przeczytać w samotności i spokoju. Część, która dotyczy nas obojga, znajduje się na ostatniej stronie - oświadczył Philippe.

Fiona przerzuciła strony i zaczęła czytać.

... i jeszcze jedno chciałbym ci powiedzieć, moje drogie dziecko...

Wybacz staremu człowiekowi, że wtyka nos w Twoje sprawy. Wiesz, że nigdy nie mieszałem się do Twojego życia prywatnego. Ale w moim sercu noszę jeszcze jedno pragnienie. Chciałbym, żebyś pewnego dnia wyszła za Philippe`a de la Roche...

Fiona popatrzyła na Philippe'a z niedowierzaniem. Ale jego twarz była nieprzenikniona. Czytała więc dalej.

... wiem, jak się nim zachwycałaś jako młoda dziewczyna, i jestem pewny, że pokochałabyś go jeszcze bardziej, gdybyście się poznali trochę bliżej. Zawsze traktowałem go jak własnego syna. I nic nie uczyniłoby mnie bardziej szczęśliwym, jak zobaczyć was razem na ślubnym kobiercu. Są jeszcze inne powody, które sprawiają, że uważam ten związek za pożądany. Wydaje mi się, że Philippe jest tym mężczyzną, który potrafi Cię uszczęśliwić. Potrzebujesz kogoś, kto jest tak silny jak Ty i kto Cię pokocha taką, jaka jesteś. To nie będzie łatwe zadanie dla Philippe'a. On ofiaruje Ci wyzwanie, siłę, ale również miłość, której potrzebujesz, by zaznać szczęścia. Ponieważ ten list jest moją ostatnią wolą, ośmielam się przedłożyć tę tak osobistą prośbę.

Gdybyś jednak miała stwierdzić, że z jakiegoś powodu nie możesz pokochać Philippe `a, albo że on nie odwzajemnia Twojej miłości, nie wahaj się, tylko natychmiast zapomnij o mojej prośbie.

Nie mogę Ci dyktować, co masz czuć. Mogę Ci jedynie powiedzieć, co uczyniłoby mnie szczęśliwym. Ale nic bardziej by mnie nie unieszczęśliwiło niż świadomość, że wyjdziesz za człowieka, którego nie kochasz...

Fiona podniosła wzrok znad listu. Był jeszcze jeden akapit z ostatnimi słowami jej ojca. Ale teraz nie mogła ich już przeczytać.

List wypadł jej z ręki. Zakręciło się jej w głowie. Wszystko wokół niej zawirowało, i nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami...

Kiedy w kilka minut później Fiona znów otworzyła oczy, leżała już na miękkiej kanapie.

Philippe klęczał u jej boku. Na jego twarzy malował się wyraz głębokiego zatroskania.

Patrząc na niego, Fiona zrozumiała, że jest szczęśliwa, mogąc go przy sobie widzieć.

- Lepiej ci? - łagodnie spytał Philippe.

Fiona uniosła się na łokciu. - Tak, tak mi się zdaje. Trochę tego wszystkiego było za dużo jak na mnie.

- Wiem, jak się czułaś.

Fiona widziała, jak bardzo Philippe cierpi. Wyciągnęła dłoń, żeby go pogłaskać, ale natychmiast ją cofnęła.

- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał cicho.

- Sama nie wiem. Ja...

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Dlaczego cofnęłaś rękę? - Ujął jej dłoń, na co Fiona przystała z ochotą.

- Miałeś ten list od samego początku?

- Tak, już w Nowym Jorku.

- Czy Juliette też znała jego treść? - spytała Fiona.

- Nie wiem. Ale nie wykluczam, że mogła go przypadkiem przeczytać. Dlaczego o to pytasz?

- Ponieważ opowiadała Alainowi o jakimś liście. Przypuszczam, że wszystko zmyśliła.

Na dźwięk imienia „Alain” Philippe drgnął.

- To wszystko skończone - rzekła Fiona. - Zrozumiałam, że Alain nic dla mnie nie znaczy. Ale co będzie z tobą i Juliette?

- Nigdy nic pomiędzy nami nie było, choć ona starała się stworzyć odwrotne wrażenie, zwłaszcza gdy ty byłaś w pobliżu.

- A więc nigdy jej nie kochałeś?

- Nie, kocham tylko jedną kobietę. Ty nią jesteś. - Philippe wziął ją w objęcia i pocałował. Był to pocałunek, który rozproszył jej ostatnie wątpliwości. Odwzajemniała coraz namiętniejsze pocałunki Philippe'a, aż do utraty tchu.

- Wyjaśnij mi jeszcze tylko jedno - poprosiła Fiona, kiedy Philippe przyglądał się jej czułym spojrzeniem.

- Wszystko, moje serce.

- Ten pierścionek... - zaczęła.

- Jaki pierścionek? - przerwał jej Philippe.

- Pierścionek zaręczynowy, który kupiłam dla ciebie u Tiffany'ego. Czy dlatego mnie kazałeś go wybrać?

- Nie wiem, o czym mówisz. - Philippe zrobił niewinną minę.

- A więc już wiedziałeś, że się ze mną ożenisz?

- Możliwe - odparł z nieprzeniknioną miną.

- Nie chcesz mi powiedzieć! - rozgniewała się.

- Jest proste wyjście. Wyjdź za mnie, a wtedy się przekonasz, czy był dla ciebie.

Fiona szczęśliwym spojrzeniem patrzyła na tego atrakcyjnego mężczyznę przed sobą. Philippe - jej pierwsza i jedyna miłość.

- Niech będzie - westchnęła, podając mu usta do pocałunku.

- Czy to ma znaczyć, że mnie chcesz?

- Tak. Chcesz mieć to na piśmie? - Fiona roześmiała się. - Pocałuj mnie w końcu, jak pan młody całuje swoją oblubienicę.

- Tak - powiedział Philippe, przyciągając ją do siebie. - Chcę ciebie, teraz i na zawsze. Tylko ciebie. - Potem zaczęli się namiętnie całować.

- Dokąd pojedziemy w podróż poślubną? - spytał Philippe, kiedy nasycili się sobą.

- Wszędzie będę szczęśliwa, byle u twojego boku...

- Upojna podróż na Hawaje? Miesiąc miodowy na Florydzie? A może wiosna miłości w Paryżu...

- To brzmi bardzo romantycznie, Philippe - czule szepnęła Fiona.

- Wiosna miłości w Paryżu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Crawford Lillian Pierwsza miłość
Crawford Lillian Pierwsza miłość
17 Crawford Lillian Pierwsza miłość(1)
legenda pierwszej miłóści, teoria literatury
PIERWSZA MIŁOŚĆ. D.Holecki, Teksty 285 piosenek
Pierwsza miłość, TEKSTY POLSKICH PIOSENEK, Teksty piosenek
PIERWSZA MIŁOŚĆ, teksty piosenek
PIERWSZA MIŁOŚĆ
Pierwsza miłość
Pierwsza milosc e 0cy0
Pierwsza miłość Kolor
Pierwsza miłość Kolor 2
Po pierwsze miłośc, po drugie nienawiść (5 9)
Courths Mahler Jadwiga Pierwsza miłość Eryki
Courths Mahler Jadwiga Pierwsza miłość Eryki
Huelle Pawel Pierwsza milosc i inne opowiadania
Huelle Pierwsza miłość i inne opowiadania

więcej podobnych podstron