Jadwiga Courths-Mahler
Pierwsza miłość Eryki
— Łaskawy panie, nie mogę już dłużej pracować! Stałam się
stara i nieporadna. Od kiedy mam chore nogi, jestem coraz bardziej
niezdarna. Nie mogę nadal spełniać swoich obowiązków tak, jak bym
chciała, i dlatego będzie najlepiej, jeżeli poproszę o zwolnienie mnie z
pracy.
— Ależ kochana pani doktor! Jeżeli pani teraz przestanie
pracować, stanie się pani jeszcze bardziej nieporadna, a to wcale nie
poprawi pani zdrowia!
— Zdaję sobie z tego sprawę! To jest właśnie najgorsze —
umysłowo jestem zupełnie sprawna i mogłabym nadal pełnić swoje
obowiązki. Niestety, fizycznie jest ze mną źle. W gospodarstwie dużo
spraw zostało zaniedbanych. Moje oczy już nie dostrzegają
wszystkiego, a moje nogi nie nadążają tam, gdzie powinnam być.
Niestety, służba to wykorzystuje i zaniedbuje się. Dostawcy
przysyłają gorszy towar, ponieważ nie mam sił, żeby codziennie
osobiście sprawdzać, co mają w sklepach. Wszystko mnie denerwuje,
a teraz znoszę to gorzej niż dawniej, kiedy mogłam wyładować złość,
pracując dwa razy więcej. Wiem, że nie mogę panom służyć tak jak
dawniej i nie chcę czekać, aż usłyszę: “Pani doktor, nie potrzebujemy
pani, jest pani zwolniona".
Ojciec i syn, którzy dotąd słuchali z uwagą, roześmiali się na
głos:
— Tego pani nigdy nie usłyszy! Od piętnastu lat prowadzi pani
nasz dom tak wzorowo, że nie odczuliśmy, że zabrakło tu pani domu!
Nie widzimy żadnych niedociągnięć.
— Ale ja je widzę, proszę pana.
— Jednak zawsze wszystko było w najlepszym porządku,
zwłaszcza kiedy wydawaliśmy duże przyjęcia.
— Za dwa lub trzy lata panowie to zauważą.
— Czy pani może sobie wyobrazić, jakie nieszczęście nas spotka
jeśli będziemy musieli zatrudnić nową osobę? Mam wrażenie, że
wszystko się zawali, jeżeli pani przestanie nad tym czuwać jak dobry
duch! — rzekł syn, a pan domu przytakiwał, kiwając głową.
— Proszę pana, wczoraj zauważył pan małą dziurkę w koszuli.
Nie dopilnowałam bielizny, ponieważ nie mogę stać, a dziewczęta nie
są dokładne, kiedy mnie nie ma.
— To żadna tragedia; każdemu może się zdarzyć!
— No tak, ale pana to zdenerwowało, mój młody panie!
— Tylko przez chwilę, ponieważ spieszyłem się i chciałem już
wyjść. Proszę pomyśleć, ile razy dostanę podartą koszulę, jeżeli pani
porzuci nas na pastwę losu! Ojcze, odezwij się! Coś musimy
wymyślić!
Starszy pan, wyglądający jeszcze młodo, bezradnie pokręcił
głową. Syn, który był bardzo podobny do swojego przystojnego ojca i
miał jego szare oczy, również nie wiedział, co robić, choć obaj
panowie doskonale sobie radzili z wieloma zawodowymi sprawami,
bardziej skomplikowanymi niż ten domowy problem.
Wreszcie starszy pan rzekł:
— A może pani zaangażuje młodą osobę, która będzie pani
asystentką? Pod pani nadzorem wykonywałaby te obowiązki, które są
najbardziej uciążliwe. Miałaby pani do czynienia tylko ze swoją
asystentką i nie musiałaby pilnować służby i chodzić do dostawców.
Proszę się nad tym zastanowić! My dwaj będziemy bardziej bezradni
niż niemowlęta, jeżeli pani nas opuści!
Pani doktor, kobieta sześćdziesięcioletnia, sympatyczna i nadal
przystojna, uśmiechnęła się. Starszemu panu nałożyła na talerz kurze
udko, a młodemu podała miskę z sałatą. Po chwili odpowiedziała:
— Szczerze mówiąc, nie chcę panów zostawić na łasce losu.
Jestem w tym domu przeszło piętnaście lat i bardzo się do panów
przywiązałam. Pańska propozycja nie jest zła; myślałam o czymś
podobnym i chciałam przyuczyć jedną z dziewcząt, które tutaj
pracują. Niestety to proste wiejskie dziewczęta. Poza tym pozostałe
służące nie miałyby przed nią respektu. Musi to być osoba
wykształcona, posiadająca takt i umiejętność kierowania służbą bez
spoufalania się, a jednocześnie wzbudzająca szacunek i respekt.
Oczywiście, można będzie kogoś znaleźć, ale będzie wymagało pensji
dla asystentki. Gościnne pokoje świecą pustkami, można więc jeden
przeznaczyć dla takiej młodej osoby, a przy tak licznej służbie jeszcze
jedno danie przy posiłkach nie będzie stanowiło poważnego wydatku.
Obaj panowie odetchnęli.
— Pani doktor! Pensja dla asystentki nie stanowi problemu.
Zależy nam żeby pani została z nami. Proszę więc zaangażować jakąś
młodą osobę; ma pani wolną rękę i sama pani zadecyduje o wyborze
swojej pomocnicy. Muszę przyznać, że poważnie zmartwiłem się i
dziękuję Panu Bogu, że wszystko zostanie po staremu. Proszę szybko
kogoś znaleźć, żeby pani miała pomoc, kiedy w przyszłym miesiącu
wydamy nasze planowane duże przyjęcie.
— Dziękuję panom za okazaną życzliwość! Bardzo mnie to
wzruszyło.
— Chyba pani nie sądzi, że jesteśmy niewdzięcznikami!
Piętnaście lat to dużo i my też jesteśmy do pani przywiązani! — rzekł
ojciec, podając pani doktor Willing rękę.
Zobaczył łzy w jej oczach; nie mogła mówić. Skinęła głową, a
młody mężczyzna dodał:
— Pani doktor, zastępowała mi pani matkę. Przecież miałem
piętnaście lat, kiedy pani przyjechała. Bardzo potrzebowałem
matczynej opieki i czułości.
Starając się opanować rozczulenie, odpowiedziała:
— Byłam szczęśliwa, że mogłam być pomocna i że ktoś mnie
potrzebował. Mój młody panie! Na początku wojny straciłam
jedynego syna i męża. Praca pozwoliła mi przetrwać okres rozpaczy i
bólu. Poza tym musiałam zarabiać na życie.
— Tak, tak, droga pani doktor. Oddała pani ojczyźnie to co
najdroższe!
— Wiele przeżyłam i nigdy nie myślałam, że zaznam jeszcze
radości. Moją jedyną pociechą była świadomość, że mąż nie wiedział
o śmierci syna, a syn nie wiedział, że ojciec zmarł na tyfus. Praca,
którą znalazłam w tym domu, i dobroć obu panów pomogły mi
odzyskać psychiczną równowagę i spokój.
— Nie mówmy już o tym, co było! Mam nadzieję, że pani
zdecydowała się zostać z nami i już nie myśli o dezercji.
Po obiedzie pani doktor podała kawę w salonie. Panowie
rozmawiali o interesach. Ojciec był szefem dużego przedsiębiorstwa
tekstylnego, a jego syn Gerhard, nazywany Gerdem, był jego prawą,
ręką i od niedawna prokurentem firmy.
Ojciec i syn żyli w zgodzie i wzajemnym zrozumieniu. Ojciec
czuł się przy synu młody, syn korzystał z doświadczeń życiowych
starszego pana. Byli dobrymi ludźmi i żyli raczej jak przyjaciele, a nie
jak ojciec z synem.
Ojciec, Werner Ridinger, owdowiał mając czterdzieści lat. Nigdy
nie myślał o ponownym małżeństwie; nie chciał, żeby jego jedynak
miał macochę. Gerd był ojcu za to bardzo wdzięczny i zawsze o tym
pamiętał.
Po wypiciu kawy panowie pożegnali swoją gospodynię, i razem
pojechali do biura w centrum miasta. Tam, na wysokim budynku,
widniał napis “Firma Ridinger i Syn". Było to duże przedsiębiorstwo
eksportowe, handlujące z firmami na wszystkich kontynentach.
Współpracowali z krajowymi fabrykami tekstylnymi i pośredniczyli w
sprzedaży niemieckich towarów na rynkach światowych. Bez względu
na trudną sytuację powojenną i inflację firma Ridinger prosperowała i
co roku osiągała znaczne zyski.
Następnego dnia pani doktor Willing wysłała ogłoszenie i po
tygodniu otrzymała szereg ofert od osób zainteresowanych pracą
asystentki. Starsza dama nie rozmawiała z panami na ten temat. Sama
przeczytała wszystkie oferty i wybrała trzy, które uznała za
interesujące. Zgodnie z ogłoszeniem kandydatki przysłały zdjęcia i
listy polecające.
Jedna oferta, którą odłożyła, nie miała załączonej opinii. Właśnie
ta kandydatka wydawała się pani doktor najlepsza. Jednak wszystkie
trzy panie poprosiła o osobisty kontakt. Wyznaczyła godzinę dziesiątą
dla pierwszej kandydatki, jedenastą dla drugiej, a dwunastą dla
trzeciej.
Panny, którą uważała za najlepszą, ponieważ jej fotografia
przedstawiała miłą, poważną młodą osobę, a jej oferta była ciekawa.
Brzmiała tak:
Łaskawa Pani
Proszę wybaczyć, że ośmielam się ubiegać o posadę u Pani, nie
mając żadnego listu polecającego ani opinii, ponieważ nigdzie jeszcze
nie pracowałam. Pielęgnowałam chorą matkę. Żyłyśmy ze skromnej
pensji po ojcu. Matka zmarła przed trzema miesiącami. Zostałam
sama bez środków do życia i zarabiam robótkami ręcznymi, za które
mało płacą. Nie mogę znaleźć posady, bo nie ukończyłam studiów i
nie mam zawodu, mam jednak duże doświadczenie w prowadzeniu
domu. Umiem gotować i mogę wykonywać wszelkie prace w
gospodarstwie.
W Pani ogłoszeniu była wzmianka, że pani chce przyuczyć młodą
osobę do nowych obowiązków, i to ośmiela mnie ubiegać się o tę
pracę. Jestem dobrze wychowana. Mój ojciec piastował wysokie
stanowisko, był sędzią. Rodzice prowadzili dom otwarty, często
przyjmowali gości, a ja, z powodu choroby matki, nadzorowałam
służbę. Mam nadzieję, że mogłabym sprostać Pani wymaganiom.
Mam dwadzieścia jeden lat, jestem zdrowa, silna i sumienna.
Byłabym szczęśliwa, gdyby Pani zechciała mnie zaangażować.
Opinię o mnie mogą wydać następujące osoby: pan radca
Nimrod, przyjaciel mojego ojca, pan profesor Darland, pani doktor
Wieman i firma ,,Jung i Spółka", która kupuje moje ręcznie robione
kilimy. Załączam ich adresy i numery telefonów.
Po śmierci matki zamieszkałam u pani doktor Wieman,
Seidelstrasse 221IV.
Oczekuję odpowiedzi Łaskawej Pani i pozostaję z głębokim
szacunkiem
Eryka Yalsen
Starsza pani jeszcze raz przeczytała ten list. Jego treść spodobała
jej się. tak jak i załączone zdjęcie. Zaprosiła młodą pannę na
poniedziałek, na dwunastą. Postanowiła, że zaangażuje ją jeżeli opinie
będą zadowalające. Jednak najpierw chciała porozmawiać z dwiema
innymi kandydatkami.
Tego samego dnia zatelefonowała na podane numery i wszędzie
otrzymała bardzo pochlebne wypowiedzi o wychowaniu i charakterze
Eryki Yalsen. Przy okazji potwierdzono, że jest ona córką zmarłego
przed laty sędziego.
W poniedziałek zaczęły kolejno przychodzić kandydatki.
Pierwszą była stara panna, bardzo pewna siebie. Widać było, że nie
pozwoli, żeby jej rozkazywano. Robiła wrażenie, że wszystko wie
lepiej niż ktokolwiek. Kiedy usłyszała, że nie zostanie zaangażowana,
odpowiedziała z przekąsem:
— Nie przyjęłabym pracy w domu, gdzie są sami panowie!
Pani Willing pomyślała z ironią, że cnocie tej starej panny nie
zagrażało w willi Ridingerów najmniejsze niebezpieczeństwo! Znała
wykwintny gust swoich panów! Poza tym była pewna, że nigdy nie
zbliżyliby się do kobiety pracującej w ich domu. Pierwsza kandydatka
została załatwiona.
O jedenastej zjawiła się następna. Ubrana była wyzywająco, co z
góry przesądziło sprawę. Zaczęła w sposób dramatyczny opisywać
niewdzięczność ostatniego pracodawcy — wdowca, który ożenił się z
inną kobietą, a przecież powinien był jej zaproponować małżeństwo!
Pani Willig cierpliwie wysłuchała potoku słów, a potem oświadczyła,
że miejsce asystentki jest już zajęte. Wywołało to oburzenie “panny w
pretensjach", która opuściła pokój trzaskając drzwiami.
Pani doktor westchnęła. Po rozmowie z dwiema pannami zaczęła
wątpić, czy w ogóle zaangażuje asystentkę. Jednak czekała ją miła
niespodzianka. Kiedy weszła Eryka Yalsen, pani Willig ujrzała ładną,
elegancko ubraną pannę. Szlachetną twarz otaczały kasztanowe
włosy, a duże szare oczy poważnie patrzyły na świat.
— Panna Eryka Yalsen? — zapytała pani doktor.
— Tak, łaskawa pani.
— Zamierzam panią zaangażować, mimo że nie ma pani żadnej
pisemnej opinii. Rozmawiałam telefonicznie z osobami, które pani
wymieniła, wszyscy wyrażali się o pani bardzo pochlebnie;
oświadczyli, że jest pani osobą poważną, sumienną i dobrze
wychowaną. Proszę, niech pani siada!
Zaraz zorientowała się, że ma przed sobą młodą damę
zachowującą się nienagannie. Eryka zapewniła ją:
— Łaskawa pani, będę bardzo wdzięczna, jeżeli pani zechce mnie
zaangażować. Będę się bardzo starała, żeby pani była zadowolona.
Jestem przekonana, że szybko wszystko poznam i będę mogła panią
wyręczać.
Pani Willig wyjaśniła, na czym będzie polegała praca Eryki, a
kiedy użyła słowa “asystentka", młoda dziewczyna zrozumiała, co
będzie musiała robić. Odpowiedziała:
— Łaskawa pani, rozumiem, jakie będą moje obowiązki, i jestem
pewna, że zdołam sprostać pani wymaganiom. Nie boję się żadnej
pracy i znam się na prowadzeniu domu. Jestem młoda i silna i
postaram się pod każdym względem zadowolić panią doktor.
— Czy pani zdaje sobie sprawę, że dla takiej damy jak pani nie
jest to odpowiednia praca?
— Jestem biedną dziewczyną i chcę uczciwie zarabiać na życie.
Uczono mnie w domu, że żadna praca nie hańbi. Moja biedna
mateczka bardzo martwiła się o moją przyszłość. Po jej śmierci
wygasło prawo do emerytury po ojcu. Sprzedałam wszystko, żeby
mieć kilka groszy na czarną godzinę. Chcę pracować, żeby móc
jeszcze trochę zaoszczędzić na wypadek, gdybym zachorowała.
— Kiedy może pani zacząć?
— W każdej chwili, nawet dzisiaj.
— Dobrze, panno Yalsen, jest pani zaangażowana.
Eryka zarumieniła się z radości i przycisnęła ręce do serca.
— Dziękuję łaskawej pani! Jestem bardzo wdzięczna!
— Mam nadzieję, że będzie nam razem dobrze. Jest pani
sympatyczna. Proszę przyjść jutro o jedenastej. Obaj panowie pracują
wtedy w biurze i będę wolna. Pokażę pani pokój, w którym pani
zamieszka. Proszę pamiętać: nie wolno spoufalać się ze służbą. Muszą
od pierwszego dnia zrozumieć, że mają słuchać pani rozkazów tak,
jakbym je wydawała ja. Wszyscy są uczciwymi ludźmi, ale niestety
trochę się rozleniwili; teraz to musi się zmienić.
— Rozumiem, łaskawa pani. Proszę polegać na mnie.
— Dobrze. Proszę nie używać zwrotu ,,łaskawa pani". Wszyscy
tytułują mnie “pani doktor" i jestem do tego przyzwyczajona. A teraz
musimy omówić pani pensję. Ile pani żąda?
— Zgodzę się na każde wynagrodzenie. Dla mnie najważniejszą
sprawą jest mieszkanie i pełne utrzymanie.
Po kilku minutach ustaliły wysokość wynagrodzenia i
sprecyzowały szereg kwestii dotyczących obowiązków asystentki.
Potem Eryka wstała, ukłoniła się i opuściła willę Ridingerów.
Młoda dziewczyna była szczęśliwa, że została zaangażowana;
szybko szła przez ogród do bramy. Pani doktor patrzyła za nią przez
okno i była zadowolona, że trafiła na tę młodą damę — ładną i dobrze
wychowaną.
Następnego dnia o jedenastej przed willą Ridingerów zatrzymała
się taksówka. Wysiadła z niej Eryka Yalsen. Szofer wyjął z bagażnika
jedną dużą i jedną małą walizkę, przyjął pieniądze i ruszył. Zanim
Eryka nacisnęła dzwonek, przy bramce zjawił się służący i zabrał
walizki. Poszła za nim do willi.
W hallu zobaczyła panią Willig.
— Serdecznie witam panią asystentkę! — rzekła z przyjaznym
uśmiechem, podając Eryce rękę.
Młoda dziewczyna pocałowała dłoń starszej damy i wzruszona
odpowiedziała:
— Dziękuję pani doktor z całego serca za miłe powitanie. Jestem
nieco speszona, ponieważ to jest moja pierwsza praca w życiu.
Pani doktor westchnęła:
— Rozumiem pani nastrój; sama go doświadczyłam przed laty.
Moi panowie nie pozwalają mi odczuwać, że jestem tutaj
pracownikiem, więc i ja postanowiłam traktować panią w taki sam
sposób, o ile pani będzie spełniać swoje obowiązki.
— Jestem bardzo zobowiązana i zrobię wszystko, żeby pani
doktor nie zawieść.
— Zaraz zawołam pokojówkę. Zaprowadzi panią do pokoju,
który przygotowano. Mam nadzieję, że będzie pani tam dobrze. Kiedy
pani rozpakuje walizki, proszę przyjść do mnie. Będę tam, w tym
pokoju! — mówiąc to wskazała na drzwi na końcu korytarza. Był to
mały gabinet, gdzie pani doktor urzędowała. Stąd kierowała dużym
domem.
Eryka poszła za młodziutką dziewczyną w granatowej sukience i
białym fartuszku. Kiedy weszła do wyznaczonego dla niej
pomieszczenia, zobaczyła, że już wniesiono jej bagaże.
Pokój był duży i miał trzyczęściowe okno z widokiem na
obszerny ogród. Firanki były z białego batystu. Łóżko stało w
głębokiej wnęce, którą w ciągu dnia można było zasłonić wzorzystą
kretonową kotarą. Takim samym materiałem obite były dwa foteliki i
kanapa. Z jednej strony pokoju umieszczono szafę, a po drugiej były
drzwi do małej komfortowej łazienki. Po środku pokoju stał okrągły
stolik i trzy krzesła. Przy oknie ustawiono etażerkę na książki.
Eryka podziękowała pokojówce, a kiedy dziewczyna wyszła,
zaczęła się rozglądać i z radością stwierdziła, że będzie się w tym
pokoju dobrze czuła. Szybko poukładała w szafie bieliznę i powiesiła
sukienki. Na nocnym stoliku postawiła fotografie zmarłych rodziców
szepcząc: “Kochana mamo, kochany tatusiu! Czuwajcie nade mną,
żebym podołała wszystkim obowiązkom!"
Kiedy skończyła ustawiać na etażerce swoje ulubione książki,
postanowiła przebrać się. Wybrała skromną, czarną sukienkę, ale nie
chcąc podkreślać żałoby, przypięła biały kołnierzyk. Przygładziła
kasztanowe włosy i poszła do pani doktor. Zapukała i weszła do
gabinetu. Starsza dama odwróciła się i zapytała:
— Już pani gotowa?
— Tak, proszę pani. Przyniosłam fartuch; nie wiem, czy
powinnam go nosić.
— Może pani nosić fartuch, czasem praca tego wymaga. Ja
również często go zakładałam. Podoba się pani pokój?
— Jest bardzo ładny! Serdecznie dziękuję, że pani doktor dała mi
tak przytulne pomieszczenie.
— Jeżeli czegoś tam brakuje, proszę mi powiedzieć; każę zaraz
przynieść.
— Jest wszystko, czego potrzebuję.
— Dobrze! Chodźmy więc do służby; teraz wszyscy są razem,
jedzą drugie śniadanie. Proszę pamiętać, żeby zachować właściwy
dystans. Ze służbą nie należy się spoufalać; to prości ludzie i muszą
spełniać swoje obowiązki, tak jak i my musimy to robić.
— Będę się starała. Jeżeli popełnię jakiś błąd, proszę mi szczerze
powiedzieć,
żebym
w
przyszłości
uniknęła
niewłaściwego
postępowania.
Na twarzy starszej damy pojawił się wyraz wzruszenia. Była
zadowolona z wyboru swojej asystentki i czuła, że będzie z niej
zadowolona. Byłoby jej bardzo przykro, gdyby na jej miejscu była
oschła, starsza panna.
Obie panie poszły do sutereny, gdzie była kuchnia i inne
pomieszczenia gospodarskie oraz duży pokój, w którym służba
spożywała posiłki i odpoczywała. Kiedy ujrzeli w drzwiach panią
doktor, wszyscy wstali, ale ona skinęła ręką mówiąc:
— Siadajcie. Nie będziemy wam przeszkadzać, zajmę wam tylko
chwilę. Chcę przedstawić moją asystentkę, pannę Erykę Yalsen, która
będzie mnie wyręczać i pilnować, żeby w domu znowu zapanował
porządek. Wiecie wszyscy, że pod wieloma względami nie jest tak,
jak powinno być. Panna Yalsen będzie nadzorować wszystkie prace i
musicie słuchać jej poleceń tak, jakby to były moje własne rozkazy.
Jesteście dobrze traktowani i macie dobre płace. Nieporządek i źle
wyprasowana lub nie zacerowana bielizna nie będą dłużej tolerowane.
Pan Ridinger nie zgodził się na moje odejście i poradził mi
zaangażować asystentkę, która będzie nadzorowała waszą pracę,
ponieważ ja z powodu chorych nóg nie jestem w stanie zawsze być w
porę tam, gdzie moja obecność jest niezbędna. Oczekuję od was
wszystkich, że nie będziecie utrudniali życia mojej pomocnicy, która
będzie mnie informowała o wszystkim, co dzieje się w tym domu.
Służba z zaciekawieniem patrzyła na Erykę, która nieco speszyła
się, ale pomna przestrogi pani Willig szybko opanowała się i
spokojnie powiedziała:
— Słyszeliście moje nazwisko, a teraz poproszę, żebyście
powiedzieli, jak się nazywacie, żebym wiedziała, jak się do was
zwracać.
Zaczęli kolejno wstawać i podawać imiona i nazwiska. Eryka
uważnie słuchała i przyjaźnie patrzyła na każdego, a potem rzekła:
— Jestem przekonana, że będziecie mi pomagali, tak jak ja będę
pomagała każdemu, kto będzie tego potrzebował. Sądzę, że nie
poczujecie się dotknięci tym, że skontroluję cały dom. Tam, gdzie
stwierdzę niedociągnięcia, trzeba będzie usunąć braki. Nie będę robiła
wymówek, ale nie będę tolerować sprzeciwu. Kiedy pani doktor
zapozna mnie z całym gospodarstwem, każdy ze służby będzie
odpowiadał za pracę, do której został przyjęty. Wkrótce zapanuje tu
ład i porządek, a wtedy będzie mniej pracy i pozostanie tylko
pilnować, żeby wszystko robić na bieżąco i solidnie.
Eryka powiedziała to spokojnie, lecz stanowczo. Pani doktor z
zadowoleniem przytakiwała głową. Służba zorientowała się, że pani
asystentka jest damą jak pani doktor, że jest człowiekiem, który wie,
czego chce. W duchu postanowili, że będą sumiennie pracować i
zaakceptowali ją.
Po dokonanej prezentacji Eryka poszła z panią Willig do jej
gabinetu. Otrzymała dokładne instrukcje. Była zaskoczona, kiedy
usłyszała, jak duży jest dom, w którym otrzymała posadę.
Dowiedziała się, że za kilka tygodni będzie tu wydane uroczyste
przyjęcie. Przy takich okazjach zapraszano wielu obcokrajowców,
ponieważ obaj panowie mieli liczne znajomości we wszystkich
krajach Europy. Eryka słuchała uważnie i przy tej okazji dowiedziała
się, że dostawcy, wykorzystując chorobę pani doktor, przysyłają towar
gorszy niż dawniej, kiedy to osobiście wybierała w sklepach najlepsze
produkty.
— To będzie teraz pani obowiązkiem, panno Yalsen. A może
pani pozwoli, że będę mówić “panno Eryko"?
Eryka rozpromieniła się i radośnie odpowiedziała:
— Będę bardzo szczęśliwa, jeżeli pani zechce mówić do mnie po
imieniu; nie będę się czuła tak obco.
— Dobrze, panno Eryko! A więc trzeba nastraszyć dostawców,
że zrezygnujemy z ich usług. Musimy mieć najlepsze produkty, bez
względu na cenę!
Pani Willig powiedziała jeszcze, że Eryka powinna pójść do
kuchni i porozmawiać z kucharką. Dodała, że jest to wspaniała
kobieta, lecz trudno nawiązuje kontakt z nowymi pracownikami.
Miała jedną słabość: zbierała recepty na wykwintne dania i desery.
Pani Willig poradziła Eryce:
— Jeżeli pani przypadkowo ma dobry przepis, proszę jej go dać;
zaskarbi sobie pani jej przyjaźń.
Eryka uśmiechnęła się:
— Dziękuję za tę wskazówkę! U moich rodziców pracowała
kucharka, która szereg lat spędziła w kuchni hrabiego Heinsberga. Był
znanym smakoszem i sam świetnie gotował. Nasza kucharka miała
grubą księgę własnoręcznie zanotowanych przepisów, które były
bardzo kosztowne. Jednak od czasu do czasu rodzice pozwalali, żeby
przygotowała wykwintny obiad. Zawsze interesowałam się kuchnią, a
zanim nasza kucharka zmarła, zostawiła mi swój zbiór receptur pod
warunkiem, że nikomu go nie oddam. Sądzę jednak, że mogę zdradzić
kilka przepisów, żeby panowie dla odmiany spróbowali nowych
potraw.
Starsza dama roześmiała się i rzekła:
— Panno Eryko! Sprawi pani przyjemność naszym panom i
naszej kucharce. Jest doskonałą specjalistką i nie należy do tych osób,
które uznają wyłącznie własne, wypróbowane przepisy. Chętnie uczy
się gotować nowe potrawy. Proszę pójść do niej. Ręczę, że pani ją
polubi. Jest jeszcze coś, co chcę pani powiedzieć. Chodzi o to, gdzie
pani będzie jadała. Ja siadam do stołu z panami. Pani będzie mogła
jadać w moim gabinecie; to nie jest daleko od kuchni, a pani pokój
jest na piętrze.
— Pani doktor, proszę zadecydować. Mnie jest obojętne, gdzie
będą podawane moje posiłki.
Potem Eryka poszła do kuchni. Kucharka okazała niezadowolenie
twierdząc, że zawsze sumiennie spełnia swoje obowiązki i nie
potrzebuje nadzoru. Eryka spokojnie odparła:
— Wykonuję tutaj pracę tak jak pani i myślę, że nie będziemy
sobie utrudniać życia. Kto solidnie pracuje, ten nie usłyszy ode mnie
złego słowa. Przyszłam do pani nie po to, żeby kontrolować pani
pracę. Jest inny powód. Pani doktor powiedziała mi, że panowie lubią
różne nowe dania. Mam bardzo dużo przepisów zmarłej kucharki,
która służyła u moich dziadków i u rodziców. Sama lubię gotować,
więc przed śmiercią nasza kucharka podarowała mi stos przepisów —
około dwustu. Chętnie dam pani od czasu do czasu jakiś ciekawy
przepis.
Kucharka po chwili zaskoczenia wdała się w długą dyskusję, w
trakcie której stwierdziła, że pani asystentka zna się na wykwintnych
potrawach. Postanowiła zaraz następnego dnia wypróbować przepis
na sos do pieczeni. W ten sposób zostały nawiązane dobre stosunki z
kucharką.
Rozmawiając potem ze służbą, Eryka również umiała znaleźć
odpowiedni ton, gdy wskazywała na braki i zaniedbania. Często sama
pomagała, żeby udowodnić, że umie pracować i wie, jak należy
wykonać polecenia, które wydawała.
Po kilku dniach powiedziała do pani Willig:
— Proszę pani, stwierdziłam, że wiele spraw nie załatwia się tak
jak należy. Nie chcę pani denerwować, więc nie będę podawała
szczegółów, ale obiecuję, że wszystko będzie wykonane zgodnie z
pani instrukcjami i ku pełnemu zadowoleniu pani doktor.
Eryka otrzymała zgodę na działanie według własnego uznania.
Zaraz na początku oświadczyła służbie, że nie powie pani doktor, kto
co zawinił, ale ostrzegła, że powtórne niedociągnięcia będzie
zmuszona zgłosić i wyciągnąć konsekwencje. Wszyscy byli
zadowoleni i przyrzekli solidnie pracować; zależało im na dobrze
płatnej pracy.
Powoli Eryka opanowała sytuację i w całym domu znowu
zapanował ład i porządek. Pani Willig z zadowoleniem stwierdziła, że
gospodarstwo funkcjonuje jak przed laty, kiedy była młodsza i
zdrowa. Powiadomiła obu panów o zaangażowaniu asystentki i
podkreśliła, że trafiła na odpowiednią młodą pannę.
Panowie chwalili nowe dania, a gospodyni nie omieszkała
powiedzieć, kto dostarcza przepisy. Najbardziej ucieszył się pan
Werner Ridenger i zarządził, żeby podczas planowanego przyjęcia
podano kilka nowych dań. Chciał zrobić niespodziankę swoim
gościom.
Minęły dwa tygodnie od przyjazdu Eryki ale ona sama jeszcze
nie poznała obu panów. Potem Gerd Ridinger udał się w podróż
służbową. W między czasie Eryka po raz pierwszy zobaczyła pana
domu.
Pewnego dnia Werner Ridinger wrócił wcześnie do domu i na
schodach spotkał Erykę. Ukłoniła się, a starszy pan zdziwiony
popatrzył na ładną pannę. Zatrzymał się i rzekł:
— Sądzę, że należy pani do domowników, ale ja pani jeszcze nie
znam.
— Jestem Eryka Yalsen, proszę pana. Pani doktor zaangażowała
mnie przed dwoma tygodniami.
— Ach tak! A więc pani asystentka! — rzekł śmiejąc się i
badawczo obserwując Erykę.
— Tak nazywa mnie pani doktor i służba — odpowiedziała
speszona.
— Witam panią w naszym domu! Pani Willig opowiadała nam
wiele dobrego o pani, a ja chcę wykorzystać okazję i podziękować za
pyszne dania, które kucharka przygotowuje dzięki pani przepisom.
— Proszę pana, cieszę się, że mogłam to zrobić.
— Sprawiła nam pani wielką przyjemność! Proszę dalej tak
dzielnie wyręczać panią doktor!
— Będę się starała, proszę pana!
Eryka ukłoniła się i zbiegła po schodach. Werner Ridinger z
przyjemnością patrzył za młodą panną. Eryka miała na sobie
granatową sukienkę i biały fartuch. Wyglądała bardzo ładnie, co nie
uszło uwadze pana domu; chętnie patrzył na piękne kobiety.
Podczas obiadu rzekł do gospodyni:
— Przed godziną poznałem pani asystentkę. W pierwszej chwili
byłem zaskoczony. Wygadała wytwornie; biały fartuch zdradził, że
pracuje w naszym domu.
Starsza pani skinęła głową:
— Jest prawdziwą damą i pochodzi z bardzo dobrej rodziny.
Mówiłam panu!
— Jednak nie wspomniała pani, że jest czarująca. Stale pani
podkreśla wyłącznie jej zdolności i pracowitość.
— Ponieważ jest zatrudniona w pańskim domu, sądziłam, że jej
przydatność jest ważniejsza od jej wyglądu.
— Ma pani rację, ale ja wolę ładne kobiety. Stwierdziłem, że pani
asystentka jest bardzo miła i sympatyczna.
Pan domu zmienił temat. Może bardziej zainteresowałby się
Eryką, gdyby nie piękna Hiszpanka, którą niedawno poznał i często
spotykał. Była siostrą Hiszpana, którego wszyscy uważali za bogacza.
Załatwiał duże interesy w Niemczech i dlatego senor Espado poprosił
swoją siostrę, żeby wybrała wzory tkanin zamawianych w fabryce
pana Ridingera. Zapowiedział, że faktury zapłaci z góry. Dla panów
Ridingerów nie miało to żadnego znaczenia, lecz czarujący uśmiech
senority spowodował, że temu zamówieniu poświęcili szczególną
uwagę.
Syn widząc, że ojciec interesuje się kruczowłosą Hiszpanką,
uśmiechał się. Kiedyś rzekł:
— Kochany staruszku, wycofuję się! Możesz bez obawy zalecać
się do senority Espado!
Werner Ridinger nieco speszony zapytał:
— Nie uległeś jej czarowi?
— Nie tak bardzo jak ty, ojcze. Postanowiłem odbyć
zaplanowaną podróż służbową, żeby senorita zwróciła uwagę na
ciebie.
— Nie jest ci przykro? Powiedz szczerze, mój chłopcze!
— Ojcze, te kruczowłose i czarnookie piękności nie są w moim
guście. Bądź spokojny i baw się dobrze! Tylko nie zrób jakiegoś
głupstwa!
Dla Gerda sprawa była załatwiona, a starszy pan z właściwym
sobie zapałem zabiegał o względy senority Mercedes. Spotykali się
codziennie; na jej cześć postanowił wydać przyjęcie w swojej willi.
Zakochany starszy pan nie zauważył, że senorita trochę
posmutniała na wieść, że Gerd wyjechał. Usłyszawszy, że wróci za
kilka dni, odzyskała humor. Nie dała po sobie poznać, że starszego
pana Ridingera traktuje jako środek do pewnego celu. Cierpliwie
słuchała jego uprzejmych komplementów, kokietowała oczarowanego
jej pięknością staruszka i zawsze osiągała to, na czym jej zależało.
Słyszała, że jest bardzo bogaty i zręcznie naprowadziła rozmowę
na jego słynny zbiór szlachetnych kamieni. Chętnie opowiedział, jak
je zdobył, i że przechowuje je w sejfie w swojej willi. Musiał obiecać,
że przy okazji pokaże jej swój skarb, którego nikomu nie pokazywał,
ale dla niej był gotów zrobić wyjątek.
Tak więc Werner Ridinger był bardzo zakochany, czuł się młodo
i był szczęśliwy. Z tego powodu nie poświęcił szczególnej uwagi
Eryce. Zresztą miał swoje zasady i w stosunku do służby był bardzo
powściągliwy.
Sprawy domowe omawiał wyłącznie z panią Willig i teraz też
przekazał jej swoje życzenia w związku z zaplanowanym przyjęciem.
Oczywiście, jego damą przy stole miała być senorita Espado. Był w
doskonałym humorze, jak zawsze, kiedy liczył na mały romans.
Gospodyni zanotowała wszystkie jego uwagi, a kiedy pan
Ridinger udał się do biura, poprosiła do siebie Erykę.
— Moja droga panno Eryko! Musimy jeszcze raz sprawdzić, czy
czegoś nie pominięto. Zakąski na uroczystość zamówiła pani w
delikatesach wczoraj. Trzeba jeszcze pomyśleć o deserach. Proszę się
zastanowić — może w pani przepisach będzie coś wyjątkowego —
dobrego i wytwornego. Dużo rozmaitych win i likierów przysłano już
dzisiaj rano. Karteczki z nazwiskami gości sama pani wypisze i
odpowiednio udekoruje stół. Polegam na pani guście. Och, jeszcze
trzeba zamówić kwiaty, w ostatniej chwili, żeby były świeże!
Nie pominęły żadnego szczegółu. Pani Willig była dumna, że
przyjęcia w willi Ridingerów długo wspominano i rozmawiano o nich
w całym mieście. Eryka była bardzo podniecona. Chciała pokazać, co
potrafi, i udowodnić pani doktor, że zasługuje na jej zaufanie.
Przyjęcie miało się odbyć za kilka dni i starsza dama była
szczęśliwa, że ma taką asystentkę. Teraz w pełni doceniała zdolności i
pracowitość Eryki. Przekonała się, że bez jej pomocy nie byłaby w
stanie zadowolić swoich chlebodawców.
Dwa dni przed przyjęciem Eryka wybrała się do kwiaciarni, żeby
zamówić kwiaty do dekoracji stołu i salonów. Wcześniej słyszała, że
wrócił młody pan Ridinger, ale go jeszcze nie widziała i nie poznała.
Kiedy weszła do kwiaciarni, obie sprzedawczynie były zajęte;
jedna obsługiwała starszą damę, wybierając goździki i układając je w
wiązankę, a druga przyjmowała zamówienie od młodego mężczyzny,
który polecił wysłać dwanaście róż słynnej aktorce.
Eryka usłyszawszy nazwisko, pomyślała, że ta aktorka również
będzie na przyjęciu w willi Ridingerów. Z zaciekawieniem spojrzała
na młodego mężczyznę. Był bardzo przystojny.
Kiedy tak patrzyła na niego, ich oczy spotkały się. Eryka
spąsowiała i szybko nachyliła się nad koszem kwiatów. Czuła, że
nieznajomy z zachwytem patrzy na nią. Kiedy sprzedawczyni wydała
mu resztę pieniędzy, nie opuścił kwiaciarni; znowu przyglądał się
Eryce.
Ponieważ jej zamówienie było duże, nieznajomy po chwili
opuścił sklep, ale zatrzymał się przed wystawą. Eryka celowo powoli
wybierała kwiaty. Kiedy wreszcie musiała wyjść, szybko ruszyła nie
oglądając się, chociaż czuła i wiedziała, że ten mężczyzna powoli
idzie za nią. Na rogu alei wsiadła do tramwaju i ku swojemu
zdumieniu ujrzała nieznajomego.
W duchu przyznała, że jest bardzo męski i elegancki — ale cóż,
nie znała go i udawała, że go nie widzi. Wysiadając z tramwaju
speszona stwierdziła, że nieznajomy też wysiadł i powoli idzie za nią.
Starała się nie okazywać strachu, lecz tutaj, w dzielnicy willowej,
gdzie były ogrody i puste uliczki, czuła się nieswojo.
Zaczęła przyspieszać kroku i była szczęśliwa, kiedy zamknęła za
sobą żelazną bramkę prowadzącą do ogrodu otaczającego willę jej
pracodawcy. Nieznajomy zatrzymał się i patrzył za smukłą
dziewczyną. Potem cicho zaśmiał się i mruknął:
— A to ci historia! Biegłem za asystentką pani doktor! Do stu
piorunów! Śliczna dziewczyna!
Kiedy Eryka weszła do willi, otworzył bramkę i powoli poszedł
do domu swojego ojca. W taki sposób Gerd Ridinger po raz pierwszy
ujrzał Erykę. W kwiaciarni, kiedy z polecenia ojca kazał wysłać róże
słynnej aktorce.
Eryka szybko pobiegła do swojego pokoju, przebrała się i zeszła
do salonu, żeby przez okno sprawdzić, czy uparty nieznajomy stoi
przy bramce. Ze smutkiem stwierdziła, że odszedł, i pomyślała:
— Taka znajomość nie jest dla biednej dziewczyny. Eleganccy
panowie szukają przelotnych romansów!
Nie miała pojęcia, że ten przystojny nieznajomy jest młodym
Ridingerem i że mieszka w willi! Gdyby to wiedziała, z całą
pewnością przeraziłaby się! Spojrzała na zegar — tylko kilka minut
pozostało do kolacji! Poszła do gabinetu pani Willig. Usiadła i
zamyśliła się.
Do jadalni wszedł Werner Ridinger, jego syn i pani doktor. Gerd
powiedział, że wykonał polecenie ojca i kazał wysłać bukiet.
Obojętnym tonem zapytał, czy już zamówiono kwiaty na przyjęcie.
— Załatwiła to moja asystentka. Prosiła o pozwolenie, żeby
mogła sama udekorować stół. Jestem pewna, że zrobi to bardzo
dobrze. Ma szczególny talent do takich rzeczy i jest wyjątkowo
zdolna.
— Widać to każdego dnia; stół jest zawsze gustownie
udekorowany! Kwiaty są dobierane z dużym znawstwem i subtelnym
gustem — powiedział pan domu.
Gerd nie zdradził, że przypadkowo spotkał Erykę w kwiaciarni. A
więc to była ta dziewczyna, która go tak oczarowała! Zdarzało mu się
bardzo rzadko, żeby szedł za ładną kobietą. Z jednej strony ta
świadomość sprawiała mu radość, z drugiej zaś trochę go niepokoiła.
Przy stole siedział naprzeciwko ojca. Wbrew sobie powiedział z
przekąsem do gospodyni:
— Pani asystentka ma chyba wszystkie zalety, jakie może mieć
kobieta.
— Nie mów tego z taką ironią, mój synu! Muszę ci powiedzieć,
że ta młoda panna jest poza tym wyjątkowo urodziwa, można rzec
piękna!
Gerd zaniepokoił się i badawczo spojrzał na ojca. Ponieważ pani
Willig w tej chwili wstała od stołu, żeby wziąć deser, szepnął:
— Staruszku, co powie na to senorita?
Ojciec uśmiechając się odpowiedział cicho:
— Znasz moje zasady, jeżeli chodzi o personel domu. Zresztą ta
młoda panna jest prawdziwą damą i zachowuje się w sposób bardzo
powściągliwy. Jest więc tabu!
Starsza pani siadając do stołu powiedziała:
— Przepraszam, że zaraz nie odpowiedziałam na pytanie
młodego pana. Muszę podkreślić, że panna Yalsen jest wyjątkowo
zdolną i wartościową osobą. Jest moją prawą ręką, a właściwie
zastępuje mnie w pełnym znaczeniu tego słowa. Jestem szczęśliwa, że
trafiłam na taką osobę! Gdyby nie moja asystentka, nie wiem, czy
byłabym w stanie sama zająć się przygotowaniami do przyjęcia.
Zaprowadziła w domu wzorowe porządki, jak za moich najlepszych
dni, a oprócz tego opiekuje się mną i nie czuję się już taka
osamotniona i stara. Panna Yalsen pochodzi z bardzo dobrej rodziny i
jest wychowana jak każda młoda dama z wyższych sfer.
— Cieszę się, że jest pani zadowolona z pracy swojej asystentki.
Jestem naprawdę ciekawy, jak wygląda.
— Pańską ciekawość można zaraz zaspokoić. Mogę ją poprosić
do jadalni pod byle jakim pretekstem.
Gerd poczuł, że to nie jest odpowiednia chwila na ich spotkanie.
Odpowiedział, iż chętnie pozna tę pannę przy innej okazji. Chciał
zaoszczędzić jej i sobie zakłopotania. Wolał ją spotkać, kiedy będą
sami.
Eryka zrobiła na nim tak głębokie wrażenie, że stojąc przed
kwiaciarnią postanowił iść za nią, żeby się dowiedzieć, gdzie mieszka
i kim jest. Czuł, że nie może jej stracić! Gerd był przeciwieństwem
swojego ojca i nigdy nie przepadał za przelotnymi znajomościami i
flirtami trwającymi miesiąc lub dwa. Był pod tym względem poważny
i wybredny.
Coś w sposobie bycia i wyglądzie Eryki zafascynowało go od
pierwszego wejrzenia. Kiedy ich oczy spotkały się na chwilę, serce
przestało mu bić. A kiedy stwierdził, że jest asystentką pani Willig, w
pierwszej chwili był niezadowolony. Teraz czuł radość, słysząc
pochwały o tej młodej damie. Zapamiętał każde słowo. Była córką
sędziego, sierotą, która dzielnie walczy z przeciwieństwami losu...
Sposób, w jaki przyjęła jego zachowanie w kwiaciarni i potem na
ulicy, świadczył, że jest damą. Przecież nie uszło jej uwadze, że
zainteresował się nią i szedł za nią! Zaimponowała mu! Zadał sobie
pytanie, czy zauważyła, że i on wszedł do willi? Czy już wie, kim
jest?
Zaczął się zastanawiać, w jaki sposób wyjaśnić, że szedł za nią.
Przyszła mu do głowy dobra myśl: powie, że widział ją w kwiaciarni,
a potem był zaskoczony, że szła tą samą ulicą, którą on wracał do
domu. Był przekonany, że mu uwierzy i nie będzie sądziła, że szukał
przelotnej znajomości.
Po obiedzie Gerd, jadąc z ojcem do firmy, dowiedział się, że
przed wieczorem przyjdzie do biura senorita Espado z bratem, żeby
obejrzeć nowe wzory tkanin.
Uśmiechając się zapytał:
— A więc nie będę ci potrzebny w twoim prywatnym gabinecie?
Starszy pan roześmiał się:
— Wręcz przeciwnie! Ponieważ senorita przyjdzie w
towarzystwie brata, byłbym zadowolony, gdybyś pokazał Hiszpanowi
nowe maszyny w fabryce.
Gerd rozbawiony rzucił spojrzenie na ojca:
— Czy masz szansę, staruszku?
Nieco zakłopotany ojciec spojrzał mu w oczy.
— Nie śmiej się ze mnie, mój chłopcze! Znasz powiedzenie: w
starym piecu diabeł pali!
— Ojcze, nie miałem zamiaru żartować! Przecież wiem, że z
miłości do mnie nie ożeniłeś się po raz drugi, żebym nie miał
macochy! Rozumiem, że czujesz się jeszcze młody. Zastanawiam się
jednak, czy senorita jest odpowiednią kobietą do flirtu czy nawet
romansu. Wiesz, odnoszę wrażenie, że interesuje się tobą, jednak
mam przeczucie, że nie zadowoli się romansem, a ty, ojcze, chyba nie
masz poważnych zamiarów?
Werner spokojnie odparł:
— Proszę cię, Gerd! Przecież ona jest młodsza ode mnie o
dwadzieścia lat, a na stare lata nie popełnię głupstwa, żeby młoda
żona przyprawiała mi rogi! Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby
teraz tobie dać macochę! Wiesz, lubię towarzystwo pięknych kobiet,
cieszy mnie, że chcą kokietować starego pana wiedząc, że nie jestem
niebezpieczny!
— Uspokoiłeś mnie ojcze. Przyznaję, że zacząłem się obawiać!
Wydawało mi się, że poważnie traktujesz tę znajomość. Senorita jest
piękna, ale — trochę demoniczna. Szczerze mówiąc, to nie jest
kobieta w moim guście. Nie będę ukrywał, że ani ona, ani jej brat nie
budzą we mnie sympatii — i zaufania.
— Hm! Wiesz, sefior Espado też mi się nie podoba, chociaż sam
nie wiem dlaczego. Ale senorita jest cudowna. W jej towarzystwie
zapominam o wszystkim — z wyjątkiem jej piękności. Pozwól mi na
tę przyjemność! Pamiętaj, że nie wyniknie z tego ani dramat, ani ślub!
Mam nadzieję, że w niedługim czasie ty się ożenisz, a wtedy ustatkuję
się i będę adorował piękną synową. Pamiętaj, musi być śliczna!
Gerd uśmiechnął się ale zaraz spoważniał i zaczął mówić o
sprawach handlowych.
Nadszedł dzień, w którym miało się odbyć przyjęcie w willi
Ridingerów. Od wczesnych godzin rannych panował duży ruch w
salonach i dużej sali jadalnej. Tego dnia ojciec i syn sami jedli
śniadanie; pani Willig przyszła na chwilę i rzekła:
— Proszę, żeby panowie dzisiaj jedli obiad w małym stołowym
pokoju. W dużej sali jadalnej już nakrywają do stołu. Moja asystentka
właśnie wydaje zastawę stołową: srebra i kryształy. Proszę spojrzeć,
jak ładnie to zrobiła.
Mówiąc to, pokazała jedną z kartek, które miały być położone
przy nakryciach, żeby goście wiedzieli, gdzie są ich miejsca. Ojciec i
syn ujrzeli małe arcydzieło: na białym satynowym papierze był
narysowany wianuszek z polnych kwiatów, a w środku artystycznie
namalowane nazwisko.
Gerd nagie wstał i rzekł:
— Pójdę do sali jadalnej i sam przedstawię się pani asystentce.
Wieczorem będzie zajęta nadzorowaniem służby i nie chcę, żeby
sądziła, że jestem jednym z gości.
Wyszedł z pokoju. Na korytarzu spotkał służącego, który niósł
stos talerzy. Idąc w kierunku sali, zwrócił się do niego:
— Proszę zostawić talerze w sali i powiedzieć pani Yalsen, ż
chciałbym z nią porozmawiać. Potem niech nikt nie przeszkadza.
Muszę z nią omówić kilka spraw dotyczących miejsc przy stole.
Kiedy skończę, wezwę służbę. Nie zajmie to dużo czasu.
— Tak jest, proszę pana! — odparł służący.
Gerd odczekał chwilę, a potem wszedł do sali jadalnej. Eryka
słysząc od służącego, że młody pan chce rozmawiać w sprawie miejsc
przy stole, zmartwiła się, ponieważ każda zmiana wymagała dużo
pracy, a wszystko było już gotowe. Miała na sobie czarną suknię i
biały fartuch. Zajęta ustawianiem kryształowych kieliszków, była tak
zamyślona, że nie usłyszała, kiedy Gerd wszedł. Dopiero gdy stanął za
jej plecami, odwróciła się i usłyszała:
— Pozwoli pani, że się przedstawię. Jestem synem pana
Ridingera i mieszkam tutaj razem z ojcem.
Gerd starał się mówić spokojnie; był przygotowany na to
spotkanie. Eryka spąsowiała i bezradnie patrzyła na “nieznajomego".
Poznała go i poczuła mocne bicie serca.
Gerd, widząc jej zakłopotanie, szybko dodał:
— O, panno Yalsen! Widzę, że spotykamy się nie po raz
pierwszy. Chyba się nie mylę? Czy nie była pani przedwczoraj w
kwiaciarni? Kiedy wracałem do domu, nie miałem pojęcia, że przede
mną idzie asystentka pani doktor. Gdybym to wiedział,
przedstawiłbym się natychmiast.
Eryka opanowała się, lecz nadal była blada. Nie chciała kłamać i
udawać, że go nie zauważyła.
— Tak, proszę pana, dostrzegłam pana i zastanawiałam się, kogo
mi pan przypomina; dlatego patrzyłam na pana. Teraz już wiem, jest
pan bardzo podobny do swojego ojca.
Odetchnęła, jakby zrzuciła z ramion ciężkie brzemię. Ale nie była
taka spokojna na jaką chciała wyglądać. Bez kapelusza wyglądała
jeszcze ładniej, a jej zakłopotanie zdradzało, że on nie jest jej
obojętny, chociaż starała się to ukryć.
— Tak, wszyscy mówią, że jesteśmy do siebie bardzo podobni!
Eryka wróciła do ustawiania kryształowych kieliszków.
— Proszę pana, służący powiedział, że chce pan ze mną
rozmawiać o miejscach dla gości.
— Tak, chciałem prosić, żeby mój ojciec siedział obok senority
Espado.
— Pani Willig już mi to poleciła zrobić, więc niczego nie trzeba
zmieniać.
Teraz Gerd mógł już właściwie opuścić salę, jednak nie chciał
tego zrobić. Czuł, że musi powiedzieć dziewczynie kilka miłych słów
o tym, jak gospodyni chwali jej pracę i jest z niej zadowolona. Kiedy
to zrobił, popatrzyła na niego pięknymi oczyma i skromnie
odpowiedziała:
— Proszę pana, spełniam tylko swoje obowiązki. Cieszę się, że
pani doktor jest zadowolona. Nie chciałabym stracić posady.
Mówiąc to patrzyła na Gerda błagalnym wzrokiem, jakby chciała
prosić, żeby jej nie utrudniał życia. Nie wierzyła bowiem, że szedł za
nią przypadkowo! Była jednak zadowolona z jego wykrętu, ponieważ
świadczył, że on nie chciał, żeby była speszona. Podświadomie bała
się, że Gerd może szuka przelotnej przygody miłosnej i nadal nie
zrezygnował z tego zamiaru.
Domyślił się, co czuje młoda dziewczyna, i spokojnie zapewnił
ją:
— Jestem przekonany, że pani nie opuści tego domu; pani doktor
nie pozwoli pani odejść. Jest szczęśliwa, że ma taką zdolną
asystentkę. Zrobimy wszystko, co leży w naszej mocy, by panią
zatrzymać u nas. A teraz nie będę pani dłużej przeszkadzał, panno
Yalsen. Ma pani przed sobą trudny dzień.
Odetchnęła. Jego słowa brzmiały jak obietnica, że nie będzie jej
niepokoił.
— Nie jest tak źle. Wszystko już gotowe! — odparła spokojnie.
— Widzę, że pani lubi pracować. Do zobaczenia, panno Yalsen.
Gerd szybko opuścił salę. Eryka wzburzona opadła na krzesło.
Poczuła silne zmęczenie. Szeroko otwartymi oczami patrzyła na
drzwi, za którymi zniknął “przystojny nieznajomy".
Westchnęła i szepnęła do siebie:
— Mój Boże, co z tego wyniknie? Czy będę mogła spokojnie
pracować, tak jak dotychczas? Czy on nie ma wobec mnie złych
zamiarów? Czy zdołam zachowywać spokój, rozmawiając z nim?
Dlaczego właśnie ten mężczyzna musi być synem mojego
pracodawcy?
Zadając sobie te pytania, myślała o jego płomiennym spojrzeniu i
obiecujących, miłych słowach:
— Do zobaczenia.
Po chwili ocknęła się i postanowiła, że da mu do zrozumienia, że
nie może liczyć na flirt czy romans. Stale przypominała sobie jego
słowa, iż on i jego ojciec zrobią wszystko, żeby została w ich domu.
Po kilku minutach wstała i zaczęła dalej ustawiać kryształowe
kieliszki. Spieszyła się, żeby wszystko było gotowe na czas. Nie miała
pojęcia, z jakimi uczuciami Gerd wyszedł z sali i o czym myślał, jadąc
z ojcem do biura.
Obaj panowie milczeli. Starszy pan marzył o pięknej senoricie, a
jego syn o czarującej asystentce. Należy przy tym podkreślić, że myśli
syna były o wiele poważniejsze niż myśli i zamiary jego ojca.
Gerd miał przed oczyma piękne, szare oczy asystentki i jej bujne,
kasztanowe włosy. Była typem kobiety, jaki go interesował. Jednak po
pewnym czasie przywołał siebie do porządku. Co to ma znaczyć? Czy
on, syn Wernera Ridingera, może flirtować z osobą zatrudnioną w
willi swojego ojca?
Poza tym Eryka Yalsen nie należy do kobiet, które godzą się na
przelotne romanse. Co ojciec powiedział o niej? Stwierdził, że jest
tabu! Jeżeli ona jest tabu dla ojca, tym bardziej powinna być dla
niego, ponieważ on sprawy uczuciowe traktuje bardzo poważnie.
Spróbował zająć się pracą i starał się nie myśleć o dziewczynie.
Przeglądał zamówienie pana Espado. Było to bardzo duże
zamówienie, a Hiszpan codziennie przesyłał nowe polecenia na dalsze
dostawy. Wiedząc, że towar zostanie zapłacony gotówką, ani ojciec,
ani syn nie zasięgali informacji o firmie “Espado". Jednak Gerd
podświadomie wyczuwał, że z tą hiszpańską parą rodzeństwa nie
wszystko jest tak, jak powinno być. Czy nie byłoby wskazane
zasięgnąć informacji?
Ojciec nie chciał o tym słyszeć. Skoro kupiec chce płacić
gotówką, to znaczy, że to solidne przedsiębiorstwo. Gerd zastanawiał
się czy sam, prywatnie nie powinien zasięgnąć informacji o tej firmie?
Może przyda się to na przyszłość? Po krótkim namyśle napisał do
pewnego międzynarodowego biura wywiadowczego, prosząc o opinię
o firmie “Espado" w Barcelonie. Nie znał jej dokładnego adresu.
Postanowił, że zapyta o to senora Espado przy pierwszej okazji. Na
razie nie wysyłał listu.
Pytanie o adres mógł zadać senorowi Espado już po upływie
godziny. Razem z piękną siostrą przyszli do prywatnego gabinetu
pana Wernera Ridingera celem omówienia i wybrania nowych
wzorów dalszej partii zamówionych tkanin.
Hiszpanka jak zwykle kokietowała obu panów Ridingerów. Nie
omieszkała wspomnieć, że jest dumna, iż na jej cześć będzie wydane
przyjęcie. W trakcie ożywionej rozmowy Gerd zapytał:
— Senor Espado, na jakiej ulicy w Barcelonie mieści się pańskie
biuro?
Hiszpan był tak zaskoczony, że bezradnie spojrzał na siostrę.
Senorita usłyszała to pytanie i zauważyła, że brat nie wie, co
odpowiedzieć. Szybko odparła:
— Na ulicy Provenza 27, panie Ridinger
Uśmiechnęła się czarująco, a widząc, ze Gerard zanotował
zapytała:
— Dlaczego chce pan znać dokładny adres?
— Senorita, przecież musimy wiedzieć, dokąd wysyłać
zamówione tkaniny.
Znowu roześmiała się i rzekła:
— Och, proszę pana, firma “Espado" jest znana w całej
Barcelonie — co ja mówię — w całej Hiszpanii. Wystarczy podać
nazwę miasta: Barcelona.
Gerd ukłonił się; ani on, ani jego ojciec nie zauważyli, że siostra
wymieniła z bratem szybkie spojrzenie.
Po chwili senorita wstała twierdząc, że musi wracać do hotelu;
toaleta na dzisiejsze przyjęcie nabierze jej sporo czasu. Kiedy obaj
panowie zapewnili ją, że zawsze wygląda oszałamiająco, uderzyła
Gerda rękawiczką po ramieniu mówiąc:
— O, żeby się podobać niemieckim mężczyznom, trzeba znać ich
upodobania, a na to trzeba wielu godzin!
Gerd milcząc ukłonił się, a starszy pan, korzystając z okazji,
powiedział jeszcze kilka komplementów. Hiszpanka wyzywająco
odparła:
— Szarmancki ojciec ma większy temperament niż chłodny syn!
Gerd, nie chcąc być nieuprzejmy, rzekł:
— Między mną a moim ojcem istnieje umowa: nie wchodzimy
sobie w drogę, dlatego zrezygnowałem i wycofałem się.
— Jakie to wzruszająca! Podziwiam panów; żyjecie w cudownej
harmonii!
— A ja podziwiam pani doskonalą znajomość niemieckiego! —
odparł Gerd.
Senorita roześmiała się, szybko zaczęła mówić po hiszpańsku po
czym pożegnała się i opuściła gabinet.
Kiedy ojciec i syn zostali sami, Gerd powiedział:
— Jakie to dziwne! Senorita mówi po niemiecku tak, jak mówią
berlińczycy.
Rozbawiony ojciec odparł:
— Czy słyszałeś, jak starzy Amerykanie mówią po niemiecku?
Mam na myśli tych, którzy jako młodzi ludzie pracowali w Saksonii w
fabrykach tekstylnych, a potem wyemigrowali do Chicago i Nowego
Jorku? Przecież oni mówią czystym saksońskim dialektem!
Gerd zamyślił się. Poszedł do swojego biura. Znał już adres
Hiszpana, uzupełnił więc list zaadresowany do międzynarodowego
biura wywiadowczego i kazał go wysłać.
Do ostatniej chwili przed rozpoczęciem przyjęcia Eryka była
zajęta. Pani doktor dwie godziny wcześniej odpoczywała, żeby być w
stanie pełnić rolę pani domu. Eryka pomogła jej włożyć wieczorową
toaletę, a teraz starsza dania siedziała w fotelu i czekała na gości.
Dziewczyna miała na sobie elegancką czarną suknię, lecz na
wyraźne polecenie pani doktor nie założyła białego fartuszka.
— Niewykluczone, że będzie pani potrzebna w sali jadalnej i nie
chcę, żeby panią uważano za służącą.
— Przecież to nie byłaby żadna hańba, pani doktor.
— Oczywiście, że nie, lecz nie życzę sobie tego!
W międzyczasie obaj panowie przebierali się w swoich pokojach.
Pani Willig i Eryka jeszcze raz wszystko skontrolowały. Asystentka z
radością słuchała pochwal za dobry gust i udaną dekorację stołu. Na
adamaszkowym obrusie lśniły kryształy, srebro i stara porcelana, a
wspaniałe kwiaty dobrane ze znawstwem tworzyły harmonijną całość.
Zaproszono sześćdziesiąt osób, na które czekały nakryte stoły,
ustawione w formie podkowy.
Wtem weszli pan domu i jego syn. Spojrzeli na stół i nie
szczędzili pochwał.
Eryka speszona odpowiedziała:
— Przecież spełniam tylko swój obowiązek.
Gerd spojrzał na mą zachwyconym wzrokiem, który wywołał
rumieniec na jej twarzy. Potem przeszedł wzdłuż stołu i nagle zapytał:
— A gdzie jest pani miejsce?
Eryka spokojnie odparła:
— Ja nie będę siedziała przy stole.
— Dlaczego nie? — zapytał pan domu.
— Muszę doglądać służby, żeby pani doktor nie czuła się
skrępowana i mogła zająć się gośćmi. Poza tym — nie jestem
odpowiednio ubrana! — Eryka sądziła, że pytanie było podyktowane
grzecznością i starała się nie okazać wzburzenia widząc, że ojciec i
syn badawczo na nią patrzą.
Po chwili pan domu zapytał:
— Gdzie pani jada posiłki?
— W gabinecie pani doktor.
— Panna Yalsen nie może siadać do stołu razem ze służbą, a ja
towarzyszę panom przy stole.
Gerd chciał coś powiedzieć, jednak ojciec go ubiegł i wyraził
jego myśli:
— Nie widzę powodu, dla którego panna Yalsen nie mogłaby
jadać razem z nami. Będzie nam miło, jeżeli jej towarzystwo ożywi
rozmowę przy stole.
Pani Willig uśmiechnęła się i zadowolona rzekła:
— Proszę pana, o tym może zadecydować wyłącznie pan.
— Dobrze! Od jutra pani miła asystentka będzie nam
towarzyszyć przy posiłkach. Dzisiaj jest zwolniona z tego obowiązku,
ponieważ rozumiem, że musi wszędzie doglądać służby. Jednak, jak
powiedziałem, od jutra chcę cieszyć się pani towarzystwem przy stole.
Eryka ukłoniła się, a Gerd był uszczęśliwiony i wdzięczny.
Ojciec wyczuł jego życzenie, zwłaszcza że starszy pan nie ukrywał
swojego uczucia do senority Espado — Gerdowi nie groził rywal.
Wiedział, że ojciec wykazuje wobec młodej damy zatrudnionej w
willi wyłącznie uprzejmość, nic poza tym.
Zaczęli przybywać pierwsi goście. Gerd zwrócił się do Eryki:
— Życzę powodzenia pod każdym względem!
— Pragnę tego, bo chcę zadowolić obu panów. Zrobię wszystko,
co w mojej mocy, żeby przyjdę wypadło jak najlepiej!
Przez pół godziny przyjeżdżali zaproszeni goście, witani przez
pana domu i panią Willig. Osoby, które przyszły do willi Ridingerów
po raz pierwszy, były zapraszane do salonów. Gospodarz przedstawiał
panów damom i panów sobie nawzajem. Pani Willig dzielnie
asystowała. Kiedy wszyscy się zebrali, poinformowano, której damie
będzie towarzyszył przy stole wyznaczony sąsiad.
Pan Werner Ridinger poprowadził elegancko ubraną senoritę
Espado, a Gerd artystkę, której na polecenie ojca posłał róże.
Eryka miała wolną chwilę i przez uchylone drzwi obserwowała
gości w sali jadalni. Nagle drgnęła — patrząc na senoritę odniosła
wrażenie, że już ją gdzieś widziała; nie mogła sobie jednak
przypomnieć kiedy i gdzie. Ze szczególną uwagą patrzyła na Gerda i
artystkę. Uspokoiła się zobaczywszy, że aktorka ma ponad
czterdzieści lat, a od pani Willig wiedziała, że Gerd ukończył
trzydziesty. Pomyślała, że chyba młody pan nie interesuje się kobietą
w tym wieku.
Eryka nie myliła się — Gerd i jego ojciec cenili aktorkę za wielki
talent i podziwiali jej występy w teatrze.
Uczta przebiegała według planu. Wszystko podawano zręcznie i
w odpowiednich odstępach czasu. Dania przyrządzone według
przepisów Eryki cieszyły się szczególnym powodzeniem i młoda
asystentka była bardzo zadowolona. Raz po raz proszono ją do sali
jadalnej. Za którymś razem zobaczyła, że Gerd uśmiecha się do niej.
Speszona szybko wycofała się.
Po kolacji w salonach podano kawę. W mniejszej sali zaczęła
grać orkiestra i młodzi goście ruszyli do tańca. Eryka z żalem
patrzyła, jak Gerd tańcząc obejmował młode, eleganckie damy.
Znowu ujrzała senoritę. Miała na sobie jaskrawoczerwoną toaletę
przybraną ciemnymi kwiatami. Nie znała jej osobiście, lecz widząc, że
przy stole posadzono ją po prawej stronie pana domu, była pewna, że
jest tą piękną Hiszpanką, o której często mówiono.
Od pani Willig usłyszała, że senorita przyjechała do Niemiec po
raz pierwszy. Dlaczego więc Eryka odnosiła wrażenie, że już ją gdzieś
widziała? Jako szesnastoletnia dziewczyna podróżowała z rodzicami
po Hiszpanii; może wtedy zobaczyła ją po raz pierwszy?
Nie mając czasu na zastanawianie się, poszła do kuchni, żeby
pochwalić kucharkę, która była szczęśliwa słysząc, że wszystkie nowe
dania bardzo smakowały, o czym świadczyły puste półmiski
wynoszone z sali jadalnej. Zatroszczyła się o asystentkę:
— Proszę pani, teraz powinna pani coś zjeść, inaczej opadnie
pani z sił. Proszę, oto coś lekkiego, przygotowałam to specjalnie dla
pani.
Eryka wzięła talerz, a kiedy weszła na schody prowadzące do
gabinetu pani Willig, gdzie chciała spokojnie zjeść kolację, gdy nagle
usłyszała pod nimi ciche głosy mężczyzny i kobiety.
Kobieta szeptała:
— Sęp, dzisiaj wieczorem to się nie uda. Stary nosi klucze przy
sobie, a syn stale kręci się w pobliżu.
— Niedobrze. Zaczyna być gorąco. Forsa się kończy! —
powiedział mężczyzna.
— Jeden dzień nie zrobi wielkiej różnicy. Zaproszę starego na
herbatę, a ty zapowiedz wizytę w biurze młodego. Niech czeka
godzinę, zanim przyjdziesz. W międzyczasie zdążysz załatwić sprawę
tutaj. A teraz idź; nikt nie powinien nas zobaczyć razem w tym
miejscu.
— Dobrze, Frido! Wyglądasz dzisiaj czarująco, a stary szaleje za
tobą.
Eryka usłyszała, jak kobieta i mężczyzna całowali się. Potem
dobiegło ją ponaglanie:
— Idź już, idź!
W półmroku stała bez ruchu oparta o ścianę i starała się przez
pręty schodów zobaczyć, kim są te dwie osoby. Dostrzegła mężczyznę
we fraku i jaskrawoczerwoną suknię przybraną ciemnymi kwiatami!
A taką właśnie toaletę miała tego wieczoru senorita Espado!
Eryka nadal stała i zastanawiała się nad tym, co usłyszała i
zobaczyła. Ta para, która udawała Hiszpanów rozmawiała ze sobą w
gwarze berlińskiej! Mówili do siebie “Sęp" i “Frida”. Senor Espado
nazywał siebie Jose, a siostrę Mercedes! Coś tutaj nie jest w
porządku! Ale gdzie wcześniej widziała tę “senoritę"?
Po chwili poszła do gabinetu pani Willig, bez przerwy myśląc o
schadzce rodzeństwa pod schodami i o ich pocałunkach. Oczywiście,
brat i siostra mogą się całować, ale dlaczego robili to potajemnie?
Dlaczego tak pogardliwie wyrażali się o panu domu: “stary"? O jakie
klucze chodziło? I co miał Sęp “załatwić" w willi pod nieobecność
obu panów?
Eryka zaniepokoiła się. Nie wiedziała, jak powinna postąpić. Czy
miała prawo podejrzewać gości pana domu? Może to wszystko jest
całkiem niewinną sprawą? Podświadomie czuła jednak, że dzieje się
coś niedobrego. A więc jutro po południu, około piątej miała być
“załatwiona" pewna sprawa. Jest więc czas, żeby zastanowić się, co
począć!
Eryka zeszła i przez uchylone drzwi dostrzegła, jak Hiszpanka
przymila się do Gerda. W tej chwili uświadomiła sobie, jakie uczucie
żywi do młodego pana, i serce ją zabolało. Czego ta kobieta chce od
Gerda Ridingera? Eryka wyczuła, że ze strony “senority" grozi mu
niebezpieczeństwo! Teraz była już pewna, że Frida nie jest Hiszpanką,
a Sęp nie jest senorem Espando!
Jednak obowiązki ją wzywały. Poszła do pomieszczenia przy
kuchni, gdzie ustawiono porcelanę i zastawę stołową. Nagle usłyszała
za sobą głos Gerda:
— Zobaczyłem panią i chcę pani pogratulować. Jestem pełen
uznania; żadne przyjęcie nie było tak udane jak dzisiejsze, a to jest
wyłącznie pani zasługą. Ojciec nie ma słów, żeby wyrazić uznanie i
podziękowanie. Również pani Willig jest bardzo zadowolona.
Drżąc ze zdenerwowania odpowiedziała:
— Proszę pana, wykonuję tylko swoje obowiązki.
— Tak, ale sposób, w jaki pani je wykonuje, jest godny podziwu.
Pani musi być bardzo zmęczona.
— Jestem młoda i silna, nie czuję zmęczenia.
— Czy pani nie jest przykro, że troszczy się pani o dobrą zabawę
innych osób?
— Nie, cieszę się, że jestem potrzebna.
— Młodzi ludzie wymagają od życia więcej niż tylko pracy i
służenia innym.
— Mnie to wystarcza! — odpowiedziała mając na myśli, że może
służyć jemu — Gerdowi.
— Jutro porozmawiamy jeszcze o tym. Teraz będzie pani
codziennie towarzyszyć nam przy stole. Bardzo się cieszę, że
będziemy się spotykali. Dotychczas nie było ku temu okazji.
— Przepraszam, teraz muszę wracać do gości. Do zobaczenia
przy śniadaniu.
Miała zamiar opowiedzieć mu incydent na korytarzu pod
schodami, ale Gerd już opuścił pokój.
Po północy przyjęcie zakończyło się i obaj panowie udali do
swoich pokoi. Pani Willig postanowiła osobiście dopilnować
schowania srebrnej zastawy stołowej, którą przechowywano w
specjalnym małym pomieszczeniu. Były do niego dwa klucze: jeden
miał pan domu a drugi ona. Pomieszczenie było bez okien i miało
żelazne drzwi. Wchodziło się do niego z gabinetu pana domu.
Służba nie miała dostępu do “skarbca", w którym trzymano cenne
srebra. Żelazne drzwi zasłaniał duży portret naturalnej wielkości, a
zamek był ukryty w rzeźbionej ramie. Była jeszcze jedna skrytka: w
ścianę skarbca był wmurowany sejf zawierający papiery wartościowe
i cenny zbiór szlachetnych kamieni oraz rodową biżuterię. Ten sejf
ukryty był pod dużą mapą świata.
Werner Ridinger nigdy nikomu nie pokazywał swoich skarbów,
jednak senorita oczarowała go do tego stopnia, że uległ jej prośbom i
obiecał pokazać szlachetne kamienie. Tak więc pewnego dnia
goszcząc rodzeństwo w willi, starszy pan otworzył sejf w obecności
senority i jej brata i pochwalił się swoim zbiorem.
Gerda zaskoczyło zachowanie ojca. Był bardzo niezadowolony,
ale skoro szkoda już się stała, nie wyraził swojego zdziwienia.
Również pani Willig słysząc o tym, nie mogła postępowania swojego
pracodawcy. Nigdy nie mówiła o tym skarbcu i sejfie, ale teraz,
weszła tam z Eryką, która wyraziła zachwyt nad starymi srebrami, i
powiedziała do swojej asystentki:
— Te srebra, które pani widzi, nie są najcenniejszym skarbem.
Tutaj, w ścianie skarbca jest wmurowany sejf, gdzie pan Ridinger
przechowuje prawdziwe cuda. Mówię pani, żeby pani zrozumiała,
dlaczego klucze posiada tylko pan domu i ja. Nie wspomniałabym o
tym, gdyby pan Ridinger nie przyprowadził tutaj senority i jej brata i
nie pokazał im sejfu. Proszę jednak nie wspominać o tym służbie.
Erika zastanawiała się, czy powiedzieć pani Willig o wydarzeniu
pod schodami, którego była przypadkowym świadkiem, jednak
ograniczyła się do stwierdzenia:
— Odnoszę wrażenie, że panowie Ridingerowie znają
hiszpańskie rodzeństwo bardzo dobrze!
— Właściwie nie, ale starszy pan ma słabość do pięknych dam i
nie może odmówić żadnej prośbie ładnej kobiety. Ponieważ senorita
chciała poznać zawartość sejfu, namówiła pana Ridingera i dopięła
swego! Dotychczas nikomu nie zdradził tajemnicy, z wyjątkiem
młodego pana i mnie. Młody pan był bardzo niezadowolony, zaraz to
zauważyłam. No, ale Hiszpanie niedługo opuszczą Niemcy, więc to
nie ma większego znaczenia.
Kiedy schowano w skarbcu srebrną zastawę stołową, pani Willig
poszła do swojego pokoju. Eryka pracowała ze służbą do czwartej;
uznała, że rano nie powinno być śladu po przyjęciu! Leżąc potem w
łóżku, długo nie mogła zasnąć.
Różne myśli ważyły jej po głowie. Przypomniała sobie słowa
Gerda, że cieszy się na spotkanie przy śniadaniu, a potem znowu
zastanawiała się nad hiszpańskim “rodzeństwem". Była już
przekonana, że nie są rodowitymi Hiszpanami i że coś knują! A więc
jutro ma się coś zdarzyć w czasie, kiedy pan domu będzie u senority
na herbacie, a Hiszpan zapowie wizytę w gabinecie Gerda.
Oczywiście to miała być sfingowana wizyta, Hiszpan pod
nieobecność obu panów mógł swobodnie załatwić sprawę w willi
Ridingerów.
Nagle Eryka nagle przypomniała sobie, gdzie widziała senoritę!
Wyraźnie stanęła jej przed oczyma sala sądowa. Jako córka sędziego
często chodziła na rozprawy, które prowadził jej ojciec. Widziała na
ławie oskarżonych złodziejkę — “senoritę Espado", a raczej Fridę
Bernd! Tak, dokładnie wtedy usłyszała jej nazwisko: Frida Bernd. W
korytarzu pod schodami rzekomy Hiszpan również nazwał ją Fridą.
Kiedy to się działo? Kiedy widziała Fridę Bernd na ławie
oskarżonych? Cztery czy pięć lat temu?
Bogu dzięki, że wreszcie przypomniała sobie, kim jest rzekoma
Hiszpanka. Oczywiście, wtedy nie była tak elegancko ubrana jak
dzisiaj wieczorem. Eryka przypomniała sobie, że podczas rozprawy
podkreślano jej fenomenalną zręczność z jaką okradała swoje ofiary.
Czy teraz zamierzała zatrzymać starszego pana po to, żeby jej brat czy
kochanek mógł “załatwić sprawę"?
Wkrótce zmęczona zasnęła. Rano obudziła się z radosną myślą,
że będzie jadła śniadanie z Gerdem. Ubrała się bardzo starannie.
Najpierw poszła do pani Willig, żeby jej podać lekarstwo. Zapytała:
— Czy pani doktor dobrze spała?
— Dzięki Bogu, tak. Dobrze, że pani mnie zbudziła, byłabym
zaspała.
— Panowie z całą pewnością wybaczyliby!
— O, nie! Bez względu na godzinę, o której kładą się spać,
wstają punktualnie. Więc i ja nie mogę się spóźnić.
Eryka pomagając starszej damie przy toalecie usłyszała:
— Cieszę się, że będzie pani jadała razem z nami. Chętnie
zaproponowałabym to sama, ale lepiej, że zrobił to pan domu,
prawda?
— Postąpiła pani bardzo słusznie. Mam nadzieję, że panowie nie
będą żałować, że mnie zaprosili do stołu.
— Nic podobnego! Wręcz przeciwnie, będą zadowoleni,
rozmowa przy stole stanie się bardziej ożywiona i ciekawa.
Eryka zeszła do kuchni, żeby dopilnować podanie śniadania. W
ogrodzie zerwała kilka gałązek bzu i postawiła na stole. Wszystko
było przygotowane, kiedy weszli ojciec i syn. Uśmiechając się
przywitali się z Eryką, a Gerd stwierdził:
— Nie wygląda pani na osobę, która położyła się do łóżka bardzo
późno.
Usłyszała te słowa wchodząca pani Willig i dodała:
— Tak, tak! Mnie kazała położyć się, a sama nadzorowała służbę
i pracowała do czwartej nad ranem.
— Coś podobnego! A wygląda pani kwitnąco! — zawołał pan
domu. Był w dobrym humorze widząc przy stole młodą, ładną
kobietę.
— Proszę pana, byłoby źle, gdyby mi nie wystarczyły cztery
godziny snu.
Werner Ridinger westchnął melancholijnie:
— Tak, tak, młodość jest godna zazdroszczenia!
Eryka wyręczała panią doktor: nalewała kawę, podawała
śmietankę i cukier. Raz po raz spoglądała na Gerda i rumieniła się,
widząc zachwyt w jego oczach.
Rozmowa była bardzo przyjemna. Panowie przekonali się, że
panna Yalsen jest prawdziwą damą; miała poczucie humoru i była
oczytana. Gerd zadawał sobie pytanie, z jakiego powodu przyjęła taką
pracę? Nie wiedział, jak trudno było znaleźć posadę tak młodej i
niedoświadczonej osobie.
Niebawem okazało się, że Eryka mówi po francusku i po
angielsku. Starszy pan Ridinger rzekł:
— Gdybyśmy pani tak bardzo nie potrzebowali tutaj, można by
panią zaangażować jako korespondentkę w naszej firmie.
Eryka zarumieniła się i odpowiedziała:
— Mówię biegle obydwoma językami, niestety, z ortografią jest
u mnie gorzej. Nie miałam możliwości ukończenia studiów: musiałam
je przerwać z powodu choroby matki.
— Pani doskonale wywiązuje się z obowiązków asystentki,
jednak zasługuje pani na lepszą posadę.
Eryka zawahała się; po chwili powiedziała:
— Jestem szczęśliwa, że znalazłam tę pracę i codziennie modlę
się, żebym mogła tutaj zostać.
Pan Werner Ridinger uśmiechając się dobrotliwie rzekła:
— Dobry Bóg wysłucha pani modlitwy, jestem tego pewien. W
każdym razie my również pragniemy, żeby została z nami i odciążyła
naszą panią Willig.
W trakcie rozmowy na różne tematy Eryka dowiedziała się że
pan Werner Ridinger został zaproszony do hotelu na herbatę u
rodzeństwa Espado, a o wpół do szóstej Gerd miał czekać w swoim
biurze na wizytę Hiszpana.
Eryka walczyła ze sobą; nie wiedziała, co robić: powiedzieć co
słyszała i widziała pod schodami, czy milczeć? Nie zdobyła się na
odwagę. Nie mogła wymówić ani słowa na ten temat.
Kiedy panowie pożegnali się, pani Willig poszła z Eryką do
skarbca, gdzie trzeba było posortować i poukładać srebrną zastawę.
Pani doktor zostawiła Erykę przy pracy, a sama wróciła do swojego
gabinetu. Musiała przejrzeć księgi gospodarskie.
Pilnie pracując, Eryka gorączkowo myślała, co zrobić, żeby
przeszkodzić Fridzie Bernd i jej rzekomemu bratu. Trudność polegała
na tym, że pan domu był nią oczarowany. Po pewnym czasie wpadła
na pomysł. Tak, to powinna zrobić! Zaczeka, żeby sprawdzić, czy
“Hiszpan" o wpół do szóstej przyjdzie do willi. Musi się tak schować,
żeby jej nie widział a ona mogła go obserwować. Prawdopodobnie on
jakoś dostanie się do skarbca, a potem będzie próbował otworzyć sejf.
Ponieważ do skarbca wchodziło się przez gabinet pana domu,
Eryka rozglądnęła się za odpowiednią kryjówką. Doszła do wniosku,
że bez trudu zmieści się za grubymi kotarami zawieszonymi na
oknach. Lekko rozsuwając kotary będzie mogła obserwować intruza.
Co zrobi potem, zależeć będzie od tego, jak rozwinie się sytuacja.
Była świadoma, że to ryzykowny pomysł, był to jednak jedyny
sposób, żeby dostarczyć dowód o kradzieży planowanej przez
rzekomych Hiszpanów.
Najtrudniej było załatwić sprawę z panią doktor, tak żeby między
piątą a szóstą nie zatrudniała Eryki. Gdyby się to nie udało, w
ostateczności szczerze opowie o swoich podejrzeniach i wtajemniczy
starszą damę w to co zamierza zrobić. Kiedy skończyła pracę w
skarbcu, poszła do pani Willig prosząc, żeby zamknęła żelazne drzwi.
Podczas obiadu prowadzono ożywioną rozmowę. Eryka wyzbyła
się skrępowania i dowcipnie opowiadała o swoim życiu w domu
rodzinnym. Stwierdziła, że starszy pan Ridinger z przyjemnością jej
słucha i śmieje się z żartów pani doktor i syna.
Gerd Ridinger był szczęśliwy. Obecność Eryki wywołała w nim
przypływ ciepła i radości, której nie mógł się oprzeć. Nie robił
planów; było mu tak dobrze jak jeszcze nigdy dotąd. Co z tego
wyniknie? Był świadom, że to, co czuje, jest poważnym i głębokim
uczuciem. Obawiał się jednak konsekwencji, jakie mogłyby z tego
wyniknąć. Jeszcze nie przyznawał się przed sobą, że jest zakochany
— nie mógł się jednak oprzeć oczarowaniu, jakiego doznał, widząc
Erykę po raz pierwszy w kwiaciarni.
Rozmawiając o herbatce u senority Espado, również przy
obiedzie Werner Ridinger zwrócił się do syna:
— Nie masz ochoty pojechać ze mną do hotelu i wypić herbatę u
senority Mercedes? Potem możesz udać się do swojego biura razem z
senorem Espado i tam omówicie sprawy handlowe.
Gerd odparł śmiejąc się:
— Nie, ojcze. Męczy mnie jej szczebiot w trzech językach! Po
niemiecku mówi z dziwnym akcentem, a po francusku też nie
najlepiej. Ponieważ często zaczyna mówić również po hiszpańsku,
którego nie znam, nie mogę go ocenić; wszystko to mnie denerwuje!
Starszy pan, zadowolony, że będzie sam z piękną Hiszpanką
odpowiedział:
— Wiesz, to szczebiotanie jest urocze, a to, czego nie mogę
zrozumieć, wyrażają jej oczy!
— Tobie sprawia to przyjemność, a mnie działa na nerwy!
Rezygnuję z herbaty w hotelu. Pojadę prosto do biura, zwłaszcza że
przed wizytą Hiszpana chcę załatwić kilka pilnych spraw.
— Co planujesz na dzisiejszy wieczór? — zapytał ojciec.
— Zostanę w domu; chcę się wyspać. A ty nie zamierzasz
odpocząć po wczorajszym przyjęciu?
Starszy pan nieco zakłopotany odpowiedział:
— Nie wiem, co będę robił. Może będę odpoczywał, ale nie
wykluczam, że zjem kolację z senoritą i jej bratem. W każdym razie
nie czekaj na mnie.
Gerd patrząc na ojca stwierdził, że starszy pan jest speszony i
nieco podniecony. Nie wiedział, że wczoraj żegnając się, senorita
szepnęła do zakochanego Wernera Ridingera:
— Liczę na miłe sam na sam, jutro u mnie. Lubię z panem
rozmawiać! — mówiąc to spojrzała mu głęboko w oczy, tak że starszy
pan wiele się spodziewał po tym spotkaniu w hotelu.
Kiedy wstano od stołu, Eryka podała kawę w salonie, potem
poszła do swojego pokoju.
Ridinger rzekł do syna:
— Wspaniała dziewczyna: urocza, dowcipna i dama w każdym
calu! Miło mi, że nasza pani doktor ma taką asystentkę. Co o tym
myślisz?
— Wiesz ojcze, masz rację. Jest poza tym skromna i bardzo
wykształcona.
Niebawem panowie pojechali do biura.
Eryka uspokoiła się i postanowiła bronić sejfu — uważała to za
swój obowiązek. Ukryła się za kotarami w gabinecie pana Ridingera i
czekała. Czuła mocne bicie serca, a ręce drżały jej ze zdenerwowania.
W miarę jak czas płynął Eryka stawała się coraz bardziej
niespokojna. Z ulgą przyjęła do wiadomości, że pani doktor wybiera
się do znajomej. Wychodząc, rzekła:
— Wrócę około siódmej. Panno Eryko, proszę wykorzystać ten
czas i odpocząć; przecież pani dzisiaj spała zaledwie kilka godzin.
Dziewczyna podziękowała, uspokojona, że będzie mogła bez
przeszkód postąpić tak, jak zaplanowała. Kiedy pani Willig
wyjechała, Eryka zawołała służącego i rzekła:
— Gdyby nieoczekiwanie przyszedł ktoś obcy, proszę mnie
zawołać. Będę w swoim pokoju. Jeżeli zjawi się ktoś znajomy, nie
zamierzam schodzić.
— Proszę pani, nie sądzę, żeby dzisiaj ktoś składał tu wizyty —
odpowiedział służący.
Eryka zawahała się, a po chwili odpowiedziała:
— Słyszałam, że pan Ridinger umawiał się z senorem Espado.
Nie wiem, o której godzinie panowie mają się tutaj spotkać. Jeżeli
więc przyjdzie ten Hiszpan, proszę go zaprowadzić do gabinetu i
poprosić, żeby zaczekał na pana Ridingera. Ponieważ bywa w willi,
nie muszę go witać. Chcę odpocząć po wczorajszym dniu.
— Dobrze, proszę pani. Zrobię, jak pani poleciła.
Eryka skinęła głową i poszła na piętro do swojego pokoju.
Przed piątą wyjęła z szafy browning — pamiątkę po ojcu. Broń nie
była naładowana. Postanowiła jej użyć, żeby odstraszyć złodzieja.
W willi panowała cisza. Służba dzisiaj dłużej odpoczywała po
obiedzie. Eryka po cichu weszła do gabinetu pana domu. Drżała ze
strachu. Zaczęła wątpić, czy słusznie postępuje. Ale czy miała
pozwolić, żeby obrabowano jej pracodawcę? Czy miała powiadomić
pana Wernera Ridinger, że kobieta, którą kocha, jest złodziejką i że
ma kochanka? Przecież nie ma dowodów, że “senorita" nie jest
Hiszpanką i że przyjechała po to, żeby ukraść tu szlachetne kamienie.
Dowody można zdobyć wyłącznie przyłapując złodzieja na gorącym
uczynku.
Senorita Espado siedziała w swoim apartamencie naprzeciwko
“brata". Rozmawiali szeptem. Oboje byli trochę niespokojni. Przed
kominkiem stał mały, okrągły stolik, nakryty do herbaty. Na zegarze
dochodziła piąta.
— Frido, postaraj się dzisiaj załatwić sprawę. Bagaże wysłałem
na dworzec i uregulowałem w recepcji cholernie wysokie rachunki.
Zostało mi tylko tyle gotówki, żeby przekroczyć granicę. Musisz
dzisiaj zdobyć klucze! Przecież jesteś doskonałym kieszonkowcem i
nie powinnaś mieć z tym problemu. Kiedy wypijemy herbatę, wyjdę z
salonu, a ty udawaj zakochaną; pozwól, żeby cię pocałował, i wtedy
wyciągnij mu klucze. Kiedy usłyszę, że kaszlesz, wrócę. Znajdziesz
odpowiednią chwilę, żeby mi je wsunąć do ręki. Po paru minutach
pożegnam was, oznajmiając, że idę na spotkanie do biura tego
młodzika. Postaraj się zatrzymać starego do siódmej. Po jego wyjściu
zamów taksówkę i jedź na dworzec. Będę tam na ciebie czekał — z
łupem! Frido, uważaj, żebyś nie zrobiła jakiegoś głupstwa!
— Och, mój drogi Sęp! Jeżeli wszystko się uda, będę naprawdę
szczęśliwa! Jestem zmęczona tym stałym udawaniem i wieczną
obawą, że nas nakryją i zdemaskują. Pamiętam, że siedziałam w
więzieniu; za nic nie chcę tam wrócić! To istna katorga!
— Frido, nie myśl o tym, co było. Wyobraź sobie raczej, że za
kilka tygodni kupimy sobie hotel! Do tego interesu oboje doskonale
się nadajemy! Oczywiście opuścimy Niemcy, posługując się nowymi
papierami. Rodzeństwo Espado od jutra przestanie istnieć. Ale, sza!
Zdaje się, że stary idzie!
Oboje wstrzymali oddech. Po chwili kelner zameldował pana
Wernera Ridingera. Senorita wstała i z promiennym uśmiechem
powitała gościa. Podano herbatę.
Po kilkunastu minutach Hiszpan wstał mówiąc:
— Przepraszam pana na chwilę. Zaraz wrócę, a potem pojadę na
spotkanie z pańskim synem. Musimy ustalić terminy dostaw dalszych
partii tkanin.
— Wiem, Gerd wspomniał o tym spotkaniu.
— Pójdę po mój notatnik i przyjdę się pożegnać — rzekł Espado
i opuścił salon.
Senorita westchnęła;
— Tak bardzo się cieszę, że będziemy sami. Nieskrępowani!
Werner Ridinger tracił panowanie nad sobą. Podniecony zapytał:
— Cóż może znaczyć dla pani starszy pan, droga senorito?
Uwielbiam i kocham panią, ale czy ja mogę zastąpić młodego
mężczyznę?
— Proszę pana, pan nie jest stary, pan jest w sile wieku, kocham
pana od pierwszego wejrzenia, tak, kocham całym sercem.
Mówiąc to szeptem, przytuliła się do Ridingera i obejmując go
zaczęła namiętnie całować. Pan Ridinger stracił głowę — jest kochany
przez młodą, ładną kobietę.
Wykorzystując chwilę, sprytna złodziejka wyciągnęła z kieszeni
oszołomionego mężczyzny dwa klucze zawieszone na kółku. Szeptała
przy tym czułe słówka, obiecując dozgonną miłość.
Po chwili nagle uwolniła się z objęć Ridingera, udając silny
kaszel. Usłyszawszy to z sąsiedniego pokoju, Espado wrócił do
salonu. Zwróciła się do niego:
— Proszę, dotrzymaj panu Ridingerowi towarzystwa, wrócę za
chwilę.
Panowie zaczęli rozmowę o nowych zamówieniach, a kiedy
senorita ponownie zjawiła się, niepostrzeżenie podała Hiszpanowi
klucze, po czym ten pożegnał się i wyszedł.
Gdy zamknął za sobą drzwi, złodziejka wzięła Ridingera za rękę i
przytulając ją do serca zapytała:
— Czuje pan, jak bije? Dla pana!
Ridinger chciał wziąć w ramiona ukochaną kobietę jednak ona
cofnęła się:
— Proszę pana! Dałam się ponieść przemożnemu uczuciu. Muszę
się jednak opanować. Porozmawiajmy lepiej; muszę być rozsądna.
Werner Ridinger usiadł naprzeciwko niej i trzymając jej ręce w
swoich dłoniach powiedział:
— Czy pani wie, jak bardzo mnie pani uszczęśliwiła?
— Mój Boże, wstydzę się! Co pan sobie pomyśli o moim
zachowaniu? Zresztą nie mam prawa mówić o miłości!
— Dlaczego nie, moja droga Mercedes?
— Muszę panu coś wyznać. Mój brat kazał mi zaręczyć się z
człowiekiem, którego nie kocham. Są jednak pewne powody, które
mnie zmuszają do tego małżeństwa. Wiem, że będę nieszczęśliwa z
tym mężczyzną. Mój brat zabrał mnie do Niemiec, żebym się jeszcze
trochę nacieszyła wolnością. Los zrządził, że poznałam prawdziwą
miłość — pana. Kocham pana, ale nie mogę zostać pańską żoną.
Zakryła twarz dłońmi i zaczęła udawać, że płacze.
Ridinger słysząc, że piękna kobieta nie nalega, aby ją poślubił,
odetchnął z ulgą. Poczuł dumę, że tak młoda czarująca istota
pokochała go! I nie musi się z nią żenić! Taki miły romans bez
żadnych zobowiązań — to było to, czego starszy pan potrzebował.
Minęła godzina na czułych wyznaniach. Przebiegła złodziejka
omamiła Wernera Ridingera do tego stopnia, że nie panował nad sobą
i nie bardzo zdawał sobie sprawę, co się dzieje wokół niego. Na jego
usilne prośby obiecała, że przed wyjazdem z Niemiec spędzą razem
noc — potem nie zobaczy jej nigdy więcej!
Zakochany mężczyzna nie dostrzegł, że uwielbiana przez niego
kobieta raz po raz zerkała na zegar. Z niecierpliwością czekała, żeby
wybiła siódma! Ta ostatnia godzina, która dla Wernera Ridingera była
niewymowną radością, dla niej była prawdziwą męką!
Sęp Herder, alias senor Espado, przed opuszczeniem hotelu
zatelefonował do Gerda Ridingera, aby się upewnić, że ten jest w
biurze i czeka na jego wizytę. Poza tym musiał coś wymyślić, żeby go
jeszcze dłużej zatrzymać poza domem.
Słysząc głos Gerda rzekł:
— Drogi panie Ridinger, proszę wybaczyć, że nie przyjdę
punktualnie o umówionej godzinie. Muszę załatwić kilka pilnych
spraw i prawdopodobnie przybędę o szóstej, a może nieco później.
Czy zastanę pana w biurze?
— Oczywiście, senor Espado! Mam sporo terminowej
korespondencji i będę dzisiaj dłużej pracował. Sądzę, że w
międzyczasie mój ojciec już przyszedł do hotelu?
— Tak, właśnie rozmawia z moją siostrą. A więc do zobaczenia!
— Do zobaczenia senor Espado!
Sęp odłożył słuchawkę, wezwał taksówkę i kazał się zawieść do
willi Ridingerów. Nie miał pojęcia, co go tam spotka.
Eryka ponownie sprawdziła, czyjej kryjówka w gabinecie pana
domu jest odpowiednim miejscem, z którego będzie mogła
obserwować włamywacza. Podeszła do dużego portretu, za którym
były żelazne drzwi do skarbca. Odszukała w rzeźbionej ramie portretu
kunsztownie ukryty zamek.
Ukryła się — tak, zza kotar przez wąską szparę wszystko będzie
widać jak na dłoni! Postanowiła stać przy oknie aż do przyjazdu
“Hiszpana". Nie musiała długo czekać. Niebawem przyjechała
taksówka. Espado wysiadł i ruszył w kierunku willi.
Kiedy służący otworzył drzwi, przybysz zapytał:
— Czy pan Gerd Ridinger już wrócił do domu?
— Nie, proszę pana, jest w biurze.
— Wiem, uprzedził mnie, że może się trochę spóźnić i prosił,
żebym na niego zaczekał w gabinecie. Proszę mnie tam zaprowadzić.
Przejrzę w międzyczasie gazety.
— Tak jest, proszę pana, popołudniowe gazety leżą na biurku.
Służący spokojnie, bo był uprzedzony przez Erykę, zaprowadził
“Hiszpana" do gabinetu pana domu. Kiedy otworzył drzwi, żeby
wpuścić gościa, ten dał mu suty napiwek i skinął głową, co miało
oznaczać, że służący może odejść.
Rzekł:
— Będę tutaj czekał na pana Gerda Ridingera, a może zjawi się i
pan domu.
Eryka, ukryta za kotarami, słyszała każde słowo. Z uwagą
śledziła ruchy włamywacza. Przez chwilę siedział w fotelu i trzymał
w rękach gazetę. Może służący przez dziurkę od klucza sprawdzi, co
gość robi? Po kilku minutach wstał, otworzył drzwi prowadzące na
korytarz i rozejrzał się, czy służący jest w pobliżu. Panowała cisza —
korytarz był pusty.
Zamknął drzwi gabinetu, wyjął z kieszeni dwa klucze powieszone
na srebrnym kółku i podszedł do dużego portretu. Pamiętał, że Werner
Ridinger zdjął mniejszy klucz z kółka, po czym wsadził większy do
zamka ukrytego w ramie portretu. Zrobił tak, ponieważ klucz
wchodził do zamka bardzo ciężko, a kółko przeszkadzało. Przekręcił
klucz i żelazne drzwi stanęły otworem. Wszedł do skarbca. W
pośpiechu zostawił klucz w zamku żelaznych drzwi i szybko podszedł
do mapy zawieszonej na ścianie. Wiedział, że pod nią jest
wmurowany sejf.
Eryka zadrżała. Włamywacz był w skarbcu, a klucz w zamku
na zewnątrz! Od wewnętrznej strony nie można było otworzyć drzwi.
Błyskawicznie podjęła decyzję: uwięzi włamywacza w skarbcu!
Ostrożnie wyszła zza kotary modląc się, żeby podłoga nie skrzypnęła,
i zobaczyła, jak “Hiszpan" zaczął otwierać sejf. Z całej siły pchnęła
ciężkie, żelazne drzwi i przekręciła klucz. Włamywacz był uwięziony!
Słysząc trzaśniecie drzwi i zgrzyt przekręconego klucza w
zamku, “Hiszpan" przestraszył się. Zapomniał na chwilę o
szlachetnych kamieniach; podszedł do drzwi, próbując je otworzyć.
Ku swojemu przerażeniu stwierdził, że nie ma klamki!
— Do jasnej cholery, wpadłem w pułapkę! — syknął przez zęby.
Sądził, że to służący przekręcił klucz. Ale jak dostał się do
gabinetu? Przecież na korytarzu nie było nikogo, zanim otworzył
skarbiec. Kto zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz w zamku?
Zrozpaczony patrzył na otwarty sejf. Leżały tam cudowne
brylanty, szmaragdy, szafiry i rubiny oraz stara, bezcenna biżuteria.
Widok tego zbioru szlachetnych kamieni wartych kilka milionów
marek nagle przestał go cieszyć. Teraz myślał wyłącznie o tym, jak
wydostać się ze skarbca. Ucieczka była niemożliwa — nie było ani
okna, ani drugich drzwi. Może wymyśli jakąś bajkę — przecież tylko
służący mógł to zrobić. Jednak chciwość wzięła górę nad rozsądkiem.
Zaczął upychać szlachetne kamienie po kieszeniach a potem zamknął
sejf, zakrył go dużą mapą i schował klucz.
Podszedł do żelaznych drzwi i waląc pięściami krzyczą
— Otwierać! Co to za żarty? Poskarżę się panu Redingerowi!
Krzyczał coraz głośniej, nie przypuszczając, że drzwi są grube i
dźwiękoszczelne. Co za głupia sytuacja! Ma przed sobą skarb wart
miliony marek, a siedzi jak więzień w areszcie! Gdyby miał przy
sobie „rekwizyty", z całą pewnością wydostałby się z tej pułapki.
Nagle ujrzał na ścianie kontakt elektrycznego dzwonka. Werner
Ridinger kazał go zainstalować na wypadek, gdyby przypadkiem
drzwi skarbca zatrzasnęły się i musiałby wołać o pomoc. Sęp nacisnął
dzwonek raz, dwa, trzy — potem trzymał palec na kontakcie, tak że w
całej willi słychać było alarm. Jednak o tym dzwonku i jego
przeznaczeniu wiedziały tylko pani Willig i Eryka. Służba biegała
podenerwowana, nie wiedząc, co się dzieje — przecież panów i pani
doktor nie było w domu!
I tak nikt nie przyszedł z pomocą włamywaczowi. Był uwięziony
i na nic nie zdały się jego krzyki, walenie pięściami w żelazne drzwi
ani naciskanie na elektryczny dzwonek.
Eryka zdołała się nieco opanować. Podeszła do telefonu. Słysząc
męski głos, poprosiła o połączenie z panem Gerdem Ridingerem.
Odpowiedziano jej, że jest zajęty. Powtórzyła prośbę bardzo
energicznie.
— Muszę z nim rozmawiać, sprawa jest bardzo pilna. Proszę mu
powiedzieć, że telefonuję z jego willi i mam do przekazania ważną
wiadomość.
— Nie wiem, czy będzie chciał z panią rozmawiać! — odparł
urzędnik.
— Ale ja wiem, że będzie ze mną rozmawiał. Jeżeli pan nie
wykona mojego polecenia, poniesie pan wszelkie konsekwencje! —
krzyknęła do słuchawki.
Stanowczość Eryki poskutkowała. Po chwili usłyszała głos
Gerda:
— Hallo! Kto mówi?
— Proszę pana, to ja, Eryka Yalsen!
— O, pani asystentka! — usłyszała radosny głos Gerda.
— Tak, przepraszam, że przeszkadzam.
— Pani wszystko wybaczę! Co się stało?
— Proszę natychmiast przyjechać do domu. Natychmiast, jak
najprędzej!
Gerd wyczuł zdenerwowanie w jej głosie.
— Czy coś się stało? — zapytał.
— Tak, proszę pana. W skarbcu jest włamywacz. Zamknęłam
drzwi na klucz i siedzi tam jak w areszcie. Pani doktor nie ma w
domu, pojechała do przyjaciółki, a ja nie wiem, co robić dalej.
Gerd zaniepokojony zapytał:
— Czy nie zaszło nieporozumienie?
— Nie, nie, z całą pewnością nie! Na własne oczy widziałam jak
wszedł do skarbca a potem otwierał sejf! Wtedy zatrzasnęłam drzwi i
przekręciłam klucz w zamku. Służba jeszcze o niczym nie wie. Proszę
szybko przyjechać! Proszę wezwać policję, żeby się panu coś nie
stało. Włamywacz wali pięściami w drzwi i dzwoni na alarm!
— Dobrze, zaraz tam będę. Proszę na siebie uważać!
Eryka odłożyła słuchawkę i wyczerpana opadła na krzesło. Po
chwili wyszła z gabinetu pana domu, zamknęła drzwi na klucz i
zaczęła niecierpliwie czekać na Gerda. W międzyczasie powiedziała
domownikom, że trzeba wezwać elektryka. Dzwonienie na alarm
spowodowane jest jakimś spięciem. Nie chciała mówić o skarbcu
wiedząc, że pan domu ukrył to pomieszczenie przed służbą.
Wreszcie przyjechał Gerd i zamierzał natychmiast pójść do
gabinetu ojca i do skarbca. Eryka poprosiła go:
— Proszę tego nie robić! Nie wiadomo, może włamywacz
posiada broń! Zaczekajmy na policję, to ich obowiązek zająć się
złodziejami.
Gerd zapytał:
— Czy pani bardzo się bała, będąc w tak trudnej sytuacji?
— Tak, trochę się bałam!
— Pani sama uwięziła włamywacza w skarbcu? Jak do tego
doszło?
— Wszystko panu opowiem, ale proszę wezwać policję.
— Już to zrobiłem przed wyjazdem z biura. A Browning?
Zostawił go chyba ten włamywacz?
Eryka speszona wyjaśniła cicho:
— Broń należy do mnie. To pamiątka po ojcu. Browning nie jest
naładowany.
Po dokładnym obejrzeniu broni Gerd odłożył ją na miejsce i
powiedział:
— Proszę mi opowiedzieć, co się tutaj wydarzyło. Mam trochę
czasu, zanim przyjedzie policja.
Wtem usłyszeli hałas. “Hiszpan" walił pięściami w drzwi. Gerd
rzekł:
— Aha! Wygląda na to, że włamywacz się niecierpliwi. Czy pani
naprawdę widziała, jak otwierał sejf?
— Tak, proszę pana. Wyraźnie widziałam, jak zdjął jeden klucz z
kółka i otworzył drzwi ukryte za dużym portretem. Potem wszedł do
skarbca, zdjął ze ściany mapę i drugim kluczem otworzył sejf.
Gerd zerwał się na równe nogi. Badawczo patrzył na Erykę,
ponieważ nagle obudziło się w nim podejrzenie, które od dłuższego
czasu nie dawało mu spokoju. Zapytał:
— Czy pani widziała jego twarz?
Przytaknęła skinieniem głowy.
— Tak, to jest senor Espado.
— A więc przeczucie mnie nie myliło! — zawołał wzburzonym
głosem Gerd.
— Proszę pana! Muszę panu powiedzieć, zanim zjawi się policja,
że ten włamywacz nie działał sam. Jest jeszcze jedna osoba, która
powinna być aresztowana. Ta osoba pomagała mu. To ona zdobyła, a
raczej wykradła klucze starszemu panu Rigerowi.
Gerd zbladł.
— Senorita? — zapytał głucho.
— Tak, a raczej Frida Bernd, ponieważ tak brzmi prawdziwe
nazwisko.
— Ale skąd pani o tym wszystkim wie?
Popatrzył na Erykę szeroko otwartymi oczami. Wyjąkał:
— Wielkie nieba! Więc moje podejrzenie nie było bezpodstawne.
— Powiem panu o wszystkim! — uspokoiła go i zaczęła
opowiadać, że “senorita" przypomniała jej pewną kobietę, którą
widziała kiedyś w sali sądowej.
Później opisała scenę pod schodami. Ponieważ pani Willig
wspomniała, że pan domu pokazał skarbiec i sejf rodzeństwu Espado,
czego nigdy nie robił, Eryka powoli zaczęła kojarzyć fakty, zwłaszcza
że przypomniała sobie, gdzie ujrzała “senoritę" po raz pierwszy.
Słuchał jej zdziwiony i wzburzony zapytał:
— Dlaczego pani nam tego zaraz nie powiedziała?
Uśmiechnęła się i wyjaśniła, że musiała zdobyć dowody. Potem
opisała, jak wykorzystała nieuwagę włamywacza, który zostawił klucz
w zamku, i jak go uwięziła. Wyraziła przypuszczenie, że właśnie
dzisiaj, podczas wizyty starszego pana Ridingera u “senority",
skradziono mu klucze, co umożliwiło włamywaczowi wejście do
skarbca i dostanie się do sejfu.
Gerd był zaniepokojony; martwił się o ojca. Co należało zrobić?
Jak go zawiadomić? Przecież trzeba ojca przygotować na to, co
musiało nastąpić. Odruchowo wziął Erykę za obie ręce.
— Pani, nasza dzielna asystentka, wszystko to zrobiła sama, bez
niczyjej pomocy! Pani nie zdaje sobie sprawy, przed czym nas pani
uratowała! W sejfie są szlachetne kamienie warte miliony marek i
zostałyby skradzione, gdyby nie pani odwaga!
Eryka krzyknęła:
— Mój Boże! Taki majątek!
— Widzi pani, że włamywaczowi opłacało się ryzykować. Już od
pewnego czasu podejrzewałem, że z tym rodzeństwem jest coś nie w
porządku. Bez wiedzy ojca poleciłem w międzyczasie instytutowi
wywiadowczemu w Barcelonie zdobycie informacji o firmie
“Espado". Mogę sobie wyobrazić, co opowiedzą! Martwię się o ojca.
Jak mam mu to powiedzieć?
— W tej chwili jest jeszcze w hotelu u tej fałszywej senorita. Jest
pewne, że zaplanowała ucieczkę z kochankiem dziś wieczorem.
Chyba jest trochę zdenerwowana? Ze względu na ojca sprawa z nią
musi być załatwiona taktownie. Pragnę mu zaoszczędzić przykrości.
Wiem że bardzo go dotknie to rozczarowanie. Czy pozwoli pan, że
powiem, jak sobie wyobrażamy załatwienie tej niemiłej sprawy?
— Dotychczas pani doskonale wszystko załatwiała. Z pełnym
zaufaniem postąpię zgodnie z pani sugestią.
— Proszę pana, poczekamy na przybycie policji która powinna
aresztować włamywacza. Potem pan i jeden z panów z policji udacie
się do hotelu. Podczas gdy pan oględnie poinformuje pańskiego ojca o
tym, co się wydarzyło, policjant zajmie się “senoritą".
— Zgadzam się z pani sugestią i przyjmuję ją; słyszę że już
przyjechali.
Po kilku minutach wszedł komisarz a za nim kilku policjantów.
Komisarz rzekł:
— Zgłoszono włamanie. Rzekomo ujęto sprawcę.
— Panie komisarzu, ta młoda dama uwięziła włamywacza.
Proszę posłuchać, jak wali pięściami w drzwi.
Gerd zwięźle zrelacjonował to, czego się dowiedział, a Eryka a
uzupełniła jego wypowiedź kilkoma szczegółami. Potem Gerd dodał:
— Włamywacz nie działa sam; pomaga mu kobieta, która
zaprosiła mojego ojca do hotelu na herbatę; właśnie jest teraz w
apartamencie. Myślę, że mój ojciec jeszcze nie zauważył brak kluczy
od skarbca i sejfu. Wspólniczka włamywacza jest dobrze znana
policji. Panna Yalsen widziała ją przed trzema laty na sali sądowej na
rozprawie prowadzonej przez sędziego Yalsen, jej zmarłego ojca.
Wtedy sądzono złodziejkę — recydywistkę. Jeżeli potrzebne są dalsze
szczegóły, panna Yalsen może je podać. Sądzę, że panowie zechcą
aresztować również tę kobietę, więc proponuję, żeby jeden z
policjantów pojechał ze mną do hotelu. Proszę zrozumieć, że zależy
mi na zaoszczędzeniu dużej nieprzyjemności mojemu ojcu, dlatego
proszę o umożliwienie mi przygotowania go do tego w oględny
sposób.
Komisarz skinął głową:
— Oczywiście, proszę pana. Jesteśmy zobowiązani pannie
Yalsen i panu za pomoc w wypełnianiu naszych obowiązków. Czy
możemy teraz aresztować włamywacza?
— Naturalnie! Proszę jednak uważać; nie wiadomo, może ma
przy sobie broń.
— Proszę się nie martwić. Jesteśmy przyzwyczajeni do
podobnych sytuacji i wiemy, jak należy postępować z takimi typami.
Gerd zwrócił się do Eryki:
— Proszę opuścić pokój. Nie może się pani narażać na
niebezpieczeństwo!
— Bardzo pana proszę, żeby i pan wyszedł! Policja poradzi sobie
sama.
Gerd uśmiechnął się, wzruszony jej troską o niego.
— Muszę zostać; muszę skontrolować, co skradziono z sejfu.
Przecież policjanci nie mogą tego stwierdzić.
Eryka odparli stanowczym głosem:
— W takim razie ja też zostaję!
— Proszę się cofnąć w głąb gabinetu. Musimy zachować
ostrożność.
Potem, podszedł do żelaznych drzwi i ostrożnie je otworzył.
Włamywacz z całej siły rzucił się do wyjścia, jednak dwaj policjanci
przytrzymali drzwi, a komisarz spokojnie rzekł:
— Powoli, młody człowieku, zdąży pan wyjść!
Włamywacz zaczął krzyczeć:
— Co to za bezczelność? Ktoś mnie zamknął w tej dziurze.
Siedząc w gabinecie pana Ridingera, zobaczyłem otwarte drzwi do tej
komórki. Przez ciekawość zajrzałem do niej i wtedy zatrzaśnięto
drzwi i przekręcono klucz w zamku. Ktoś pozwolił sobie na głupi
żart!
Oczywiście nikt nie uwierzył w tę bajkę. Aresztowano go i
odprowadzono do aresztu po uprzednim opróżnieniu jego kieszeni.
Gerd pojechał do hotelu w towarzystwie dwu policjantów w
cywilnych ubraniach. Kiedy weszli do apartamentu rzekomej
“senority Espado", piękna kobieta zbladła, ale szybko opanowała
przerażenie i zawołała, udając zdziwienie:
— Nie spotkał pan mojego brata? Pojechał do pańskiego biura
przed szóstą. Mój Boże, czy stało się coś złego?
Gerd spokojnie odpowiedział:
— Panowie chcą z panią porozmawiać. Ojcze, pozwól,
zaczekamy obok w salonie. Nie będziemy przeszkadzać.
Wyszli. Przez chwilę Gerd nie wiedział, co powiedzieć. Widział,
że ojciec jest w doskonałym humorze i że nie ukrywa zadowolenia z
rozmowy sam na sam z piękną kobietą.
Ponieważ czas upływał, odezwał się:
— Ojcze, mam przykrą wiadomość. Swojego czasu chciałem
zasięgnąć informacji o firmie “Espado", ale nie wyraziłeś na to zgody.
Ponieważ męczyło mnie pewne podejrzenie, sam poprosiłem
międzynarodowe biuro wywiadowcze o opinię o stanie majątkowym
naszego partnera handlowego. Wiem, że odpowiedź będzie
negatywna, ponieważ w międzyczasie sprawa wyjaśniła się w sposób
zaskakujący i zgoła nieoczekiwany!
Po chwili Gerd kontynuował:
— Jak wiesz, czekałem w biurze na pana Espado. Zawiadomił,
mnie, że przybędzie trochę później, na co wyraziłem zgodę. Wtedy
zatelefonowała panna Yalsen usilnie prosząc, żebym natychmiast
przyjechał do domu. Pojechałem!
Gerd oględnie opowiedział o podejrzeniu, że to “senorita”
wykradła klucze, co umożliwiło “Hiszpanowi" dostęp do sejfu.
Opisał, co widziała Eryka Yalsen ukryta w gabinecie i co wiedziała o
niechlubnej przeszłości “senority" alias Fridy Bernd. Werner
Ridinger, blady z przerażenia, siedział ze spuszczoną głową i milczał.
Wstydził się i poczuł się bardzo zmęczony i stary.
Zapukano do drzwi salonu. Wszedł komisarz i poprosił panów
Ridingerów, żeby pomogli mu skonfrontować wypowiedzi Fridy
Bernd. Twierdziła, że zna ich bardzo słabo i że nie łączą ją z nimi
żadne bliższe stosunki. Przyznała się do kradzieży kluczy i do
współpracy z kochankiem. Uśmiechając się ironicznie, powiedziała do
komisarza:
— Mam to we krwi. Chyba nigdy nie pozbędę się skłonności do
awanturniczych przygód. Życie jest okrutne, a mnie nigdy nikt nie
podał pomocnej dłoni! Panie komisarzu, jestem gotowa.
Możliwie dyskretnie, w towarzystwie dwu panów, Frida Bernd
opuściła hotel. Ojciec i syn stali przy oknie apartamentu i patrzyli na
ulicę. Zobaczyli, jak Frida Bernd, zanim wsiadła do samochodu,
odwróciła się i spojrzała w okno. Ujrzała dwie smutne, zmartwione
męskie twarze. Lekko uśmiechnęła się, przyłożyła palce do ust a
potem pomachała im ręką.
Ten gest był wyrazem wdzięczności, że potraktowano ją tak
delikatnie. A uśmiech? Awanturniczy charakter wziął górę nad
chwilową
rozpaczą
spowodowaną
nieudanym
“skokiem"
i
perspektywą następnej rozprawy sądowej.
Obaj panowie Ridingerowie powoli zeszli z piętra i pojechali do
domu.
Pani Willig właśnie kończyła długą rozmowę z Eryką, gdy
usłyszała, że panowie przyjechali. Jak zwykle, po chwili siedli do
kolacji i jak zawsze stół był gustownie nakryty.
Pan domu zwrócił się do Eryki:
— Jak mam pani podziękować za to, co pani dla nas zrobiła?
Jestem wstrząśnięty tym, co usłyszałem od syna.
Eryka odpowiedziała skromnie i naturalnie:
— Proszę pana, to nie wymaga podziękowania! Cieszę się i
jestem szczęśliwa, że mogłam ochronić panów przed utratą takiego
skarbu. Żal mi, że nie mogłam zaoszczędzić panu przykrości, jakiej
pan doznał słysząc, że ludzie, których pan darzył przyjaźnią, tak
bardzo pana rozczarowali.
Twarz Wernera Ridingera drgnęła, ale serdeczne słowa Eryki
spowodowały, że spokojnie odpowiedział:
— Ma pani rację. Naprawdę jestem przygnębiony, lecz to szybko
minie. Teraz mam inne zmartwienie: jak wyrazić moją wdzięczność.
Uchroniła mnie pani przed ogromną stratą — chciałbym panią
odpowiednio wynagrodzić.
Eryka spąsowiała. Wyprostowała się i poważnie odpowiedziała:
— Na miłość boską, mam nadzieję, że pan nie zamierza wyrazić
swojej wdzięczności proponując mi pieniądze! Spełniłam tylko swój
obowiązek i kategorycznie odmawiam przyjęcia nagrody!
Oczy młodej dziewczyny pociemniały ze wzruszenia, a jej twarz
miała tak dumny wyraz, że starszy pan speszył się. Zrozumiał
niestosowność swojego zachowania. Gerd natomiast patrzył na nią z
takim zachwytem, że odwróciła głowę.
Werner
Ridinger,
chcąc
naprawić
swoją
niezręczność,
zażartował:
— Droga panno Yalsen, czy mam być pani dłużnikiem do końca
życia?
Eryka rozpogodziła się.
— To ja jestem pańską dłużniczką; przecież w pana domu
znalazłam azyl. Sądzę, że długi zostały wyrównane. Proszę, nie
wracajmy do tego tematu!
Werner Ridinger, był wzruszony. Patrzył na czarującą
dziewczynę i myślał, jak pięknie byłoby, gdyby miał taką córkę! Nie
popełniałby różnych głupstw na stare lata, gdyby w domu darzyła go
miłością taka młoda istota.
Podczas kolacji Eryka musiała jeszcze raz wszystko dokładnie
opowiedzieć. Kiedy wspomniała o nie nabitej broni, zapytał, co
zrobiłaby, gdyby włamywacz to zauważył. Przez chwilę zastanawiała
się a potem odparła, że wycelowałaby broń w jego pierś i krzyknęła
— ręce do góry. Śmiała się razem z wszystkimi i dodała:
— Przeważnie w takich sytuacjach nie trzeba strzelać. Sam
widok broni paraliżuje przeciwnika, nawet odważnych mężczyzn.
Zresztą nabity browning na nic by się nie zdał.
— Dlaczego?
Śmiejąc się dalej Eryka wyjaśniła:
— Nabitej broni nigdy bym nie tknęła ze strachu, że mogłaby
przypadkowo wystrzelić. Mój ojciec trzymał nabitą broń w nocnej
szafce. Po jego śmierci ani matka, ani ja nie odważyliśmy się dotknąć
browninga. Poprosiłam przyjaciela ojca, żeby rozładował broń.
Zapytał, na co mi taki browning? Przekonałam go, że naładowany nic
mi nie da. Broń jest straszną rzeczą, bo człowiek ma złudzenie, że
może decydować o życiu i śmierci!
— Tak, tak, panno Yalsen, ma pani rację; w większości
przypadków to tylko iluzja!
Gerd widząc, że ojciec myśli o gorzkim rozczarowaniu, jakiego
doznał, szybko zmienił temat rozmowy.
Po kolacji wszyscy czworo poszli do skarbca. Starszy pan chciał
sprawdzić, czy jednak czegoś nie skradziono. Kolejno otwierał etui i
pokazywał Eryce szlachetne kamienie. Przy każdym opowiedział
ciekawą historię o tym w jaki sposób, gdzie i kiedy go nabył.
Stwierdzono, że zbiory nie zostały naruszone. Uspokojony pan
domu zamknął sejf i skarbiec. Potem wszyscy poszli do swoich pokoi;
byli wyczerpani przeżyciami i pragnęli odpoczynku.
Życie w willi Ridingerów znowu toczyło się spokojnie, starym
trybem. Eryka pomagała pani Willig i w domu był wzorowy porządek.
Jedyną zmianą, jaką można było dostrzec, było zachowanie Wernera
Ridingera: spoważniał i wyglądał na zrezygnowanego.
Po upływie kilku tygodni Gerd zauważył, że Eryka wywiera
coraz głębszy wpływ na ojca. Bardzo go to zaniepokoiło. Nie wierzył,
że ojciec zrezygnował z radości życia. Co się stanie, jeżeli
oczarowany Eryką zacznie ją darzyć głębszym uczuciem? Co się
stanie, jeżeli panna asystentka przestanie być dla ojca “tabu"?
Gerd zaczai bacznie obserwować ojca i Erykę. Uspokoił się, gdy
stwierdził, że panna asystentka zachowuje się bardzo powściągliwie i
okazuje starszemu panu wyłącznie troskę, jaką zwykle córki otaczają
ojców. Ale co czuł jego ojciec?
Gerd był zdenerwowany, ponieważ jego miłość do Eryki
pogłębiła się i już nie zadawał sobie pytania, co z tego może
wyniknąć. Postanowił, że poprosi Erykę o rękę. Wiedział, że żadna
inna kobieta nie zdoła go uszczęśliwić. To ona była uosobieniem
wszelkich zalet, jakich oczekiwał od swojej przyszłej żony. Żeby
tylko ojciec nie zakochał się w pięknej dziewczynie!
Młody mężczyzna często zastanawiał się, co powie ojciec, kiedy
usłyszy, że jego syn kocha Erykę i chce ją poślubić? Czy pochwali
jego wybór?
Dawniej nieraz rozmawiali o tym, że czas, żeby Gerd założył
rodzinę. Starszy pan pół serio, pół żartem przyznał się, że dokładnie
zlustrował wszystkie znajome młode damy, ale żadna nie odpowiadała
jego oczekiwaniom. Każda miała przynajmniej jedną poważną wadę.
Pewnego razu powiedział bardzo stanowczo:
— Synu! Nie chcę, żebyś mi przyprowadził synową, która nie
będzie sympatyczna! Nie zniosę tego! Powinna pochodzić z dobrej
rodziny, musi być delikatna, inteligentna i naturalna. Jeżeli będzie
majętna, tym lepiej, ale to nie jest ważne!
Oczywiście żartowali, ale Gerd wiedział, że ojciec będzie
niezadowolony, jeżeli przyszła synowa nie będzie odpowiadała jego
wymaganiom. O Erykę nie musiał się obawiać; wiedział, że ojciec ją
ceni i lubi. Żeby tylko za bardzo nie polubił tej wspaniałej
dziewczyny! Mogłoby to doprowadzić do poważnego konfliktu!
Pewnego dnia Gerd postanowił szczerze porozmawiać z ojcem.
Jeżeli się dowie, że jego syn zakochał się w tej młodej damie będzie
rozsądny i zachowa dla niej wyłącznie ojcowskie uczucia. Czekał na
odpowiednią okazję. Chciał usłyszeć opinię ojca, zanim wyzna miłość
ukochanej dziewczynie.
Od dawna zauważył, że Eryka rumieni się, rozmawiając z nim, że
jej ręce drżą, kiedy mu coś podaje, jednak zachowywał się
nienagannie, nie chcąc jej peszyć i niepokoić.
W międzyczasie zakończono proces w sprawie Fridy Bernd i jej
kochanka Sępa Herdera. W całym mieście plotkowano na ten temat.
Wszyscy pamiętali wspaniałe przyjęcie w willi Ridingerów na cześć
“senority Mercedes", która niejednemu mężczyźnie zawróciła w
głowie. Aż tu nagle okazało się, że rzekoma Hiszpanka jest niemiecką
złodziejką a “senor Espado" — włamywaczem! Przez kilka tygodni
znajomi wypytywali ojca i syna o szczegóły nieudanego włamania.
Obaj odetchnęli kiedy sąd ostatecznie skazał Sępa Herdera na dwa lata
więzienia, a Fridę Bernd na miesiąc pozbawienia wolności.
W trakcie procesu Frida ani jednym słowem nie wspomniała, że
pan Werner Ridinger zabiegał o jej względy. Starszemu panu zostało
zaoszczędzone ośmieszenie przed przyjaciółmi i znajomymi.
Doceniając jej zachowanie, zdeponował w banku na jej nazwisko
dziesięć tysięcy marek. Pieniądze miała otrzymać po wyjściu z
więzienia. W ten sposób definitywnie zakończył — bądź co bądź —
czarujący epizod w swoim życiu.
Nigdy nie rozmawiał z synem na ten temat, ale postanowił, że
romans z “senoritą" będzie ostatnim wybrykiem starego mężczyzny!
Gerd nie miał więc rywala i nie musiał się martwić, że ojciec zacznie
nowy flirt z Eryką. Starszy pan darzył młodą damę ojcowskim
uczuciem i cenił ją coraz bardziej.
Teraz wieczory opędzał w domu, ciesząc się na rozmowy z
Eryką. Również jego syn po kolacji rzadko wychodził do miasta na
spotkania z przyjaciółmi. Siadywali we czwórkę w salonie,
przyjemnie spędzając czas. Swobodnie czuli się właściwie tylko
starszy pan i pani Willig. W sercach młodych panował niepokój.
Oboje zastanawiali się nad przyszłością.
Podczas gdy Gerd walczył z zazdrością, Eryka zdawała sobie
sprawę z beznadziejności swojej miłości. Od czasu do czasu udawało
jej się odzyskać wewnętrzną równowagę, ale jedno płomienne
spojrzenie Gerda lub jedno czułe słowo potwierdzało jej nieśmiałą
nadzieję, że i on ją kocha. Nigdy nie dopuszczała myśli, że zechce ją
poślubić. On, jedynak, syn bogatego przemysłowca i ona — biedna
dziewczyna, zatrudniona w domu jego ojca? Znała życie i wiedziała,
że taki związek nie jest możliwy! Jeżeli ją kocha, może będzie
zabiegał o jej względy, ale z całą pewnością nigdy jej nie poślubi.
Kochała Gerda całym sercem, jednak wiedziała, że ona nigdy nie
zgodzi się na przelotny romans. Zaczęła się zastanawiać, czy nie
byłoby lepiej podziękować za posadę? Jednak na myśl, że nie będzie
go mogła widywać, drżała i poddawała się marzeniom — tego nikt nie
mógł jej wziąć za złe!
Minęły trzy miesiące od afery z Fridą Bernd i Sępem Herderem.
Nastało lato, zaczęły się wielkie upały. Co roku o tej porze ojciec i
syn spędzali kilka tygodni nad Morzem Północnym lub w górach.
Tego roku obaj milczeli i nie planowali wyjazdu. Kiedy Gerd zapytał
ojca, czy nie czuje się zmęczony, usłyszał, że nie wybiera się do
uzdrowiska, ponieważ zawsze są tam kłopoty z zdobyciem dobrego
pokoju, hałas i tłok denerwują go, a nigdzie nie jest tak dobrze jak w
domu.
Oczywiście Gerd sądził, że ojciec chce być w pobliżu Eryki. W
pewnym sensie miał rację — to był główny powód, że ojciec nie
chciał wyjeżdżać. Była to jednak inna przyczyna niż ta, o której
myślał syn. Eryka wywierała kojący wpływ na starszego pana; cały
dzień cieszył się na wieczorne pogawędki.
Nie kusiła go już żadna nowa przygoda. Raz na zawsze skończył
z poszukiwaniem uciech poza domem. Był szczęśliwy, że w jego
domu mieszkała młoda, ładna i inteligentna kobieta, która otaczała go
troską i stwarzała tak miłą atmosferę, że nie pragnął żadnej zmiany.
Kiedy jednak ojciec zapytał syna, kiedy wybiera się na urlop ten
odparł:
— Wiesz, ojcze, masz rację, mnie też denerwuje ten ruch i te
tłumy ludzi. W tym roku nigdzie nie pojadę.
— Ja czuję się najlepiej w domu, ale ja jestem stary, a ty jesteś za
młody, żeby rezygnować z towarzystwa i rozrywek.
Słysząc to, Gerd doszedł do wniosku, że nie może dłużej zwlekać
i powinien porozmawiać z ojcem o Eryce. Byli w biurze, nikt im nie
przeszkadzał, więc rzekł:
— Nie zamierzam rezygnować z życia towarzyskiego. Muszę
wreszcie szczerze wyznać, dlaczego tak chętnie przebywam w domu.
Od dawna noszę się z zamiarem, żeby ci to powiedzieć. Jestem
zakochany! Ojcze, ty wiesz, że traktuję miłość bardzo poważnie,
dlatego czekałem, żeby się przekonać, czy to jest głębsze uczucie a
nie przelotne zauroczenie. Nie wiem, czy pochwalisz mój wybór i czy
wyrazisz zgodę na małżeństwo z kobietą, którą pragnę poślubić.
Kocham Erykę Yalsen, kocham z całego serca i nie wyobrażam sobie
życia bez niej. To nie jest chwilowa namiętność lecz szczere
przemożne uczucie polegające na głębokim szacunku dla zalet jej
charakteru.
Ojciec przez chwilę milczał. Poważnie patrzył synowi w oczy a
potem uśmiechnął się i odpowiedział:
— Dzisiejsza młodzież jest bardziej roztropna, niż byliśmy my,
starzy, przed laty. Długo kazałeś mi czekać na to wyznanie!
Gerd zerwał się na równe nogi.
— Ojcze! Jak mam to rozumieć?
— Tak jak to powiedziałem, mój synu. Podziwiam cię, że tak
długo spokojnie żyjesz obok tej wspaniałej dziewczyny nie mówiąc
jej, co do niej czujesz. Od dawna zauważyłem, że ją kochasz, i nie
mogłem pojąć, dlaczego zwlekasz z oświadczynami i na co czekasz?
— Mój staruszku, gdybyś ty wiedział, ile mnie to czekanie
kosztuje! Męczę się, ale nie z powodu niezdecydowania lecz z pewnej
obawy.
— Co ty mówisz! Jak możesz czuć obawę, mając przed sobą tak
wspaniałą dziewczynę?
Gerd roześmiał się:
— Muszę ci wyznać: cierpiałem z powodu zazdrości i ze strachu,
że mógłbym cię moim wyznaniem zranić!
Werner Ridinger zrozumiał i spokojnie odparł:
— A więc o to chodzi! Nie, nie, mój chłopcze, twoje obawy są
bezpodstawne! Raz na zawsze skończyłem z takimi sprawami.
Dostałem gorzką nauczkę! Poza tym, asystentka pani Willig jest dla
mnie tabu! No, dzięki Bogu, że wiem, co jest powodem twojego
dziwnego zachowania. Zacząłem się obawiać, że jesteś człowiekiem
oziębłym, bez serca i że ożenisz się z czystego wyrachowania. Byłem
czasem zły, widząc twoją obojętność wobec Eryki. Wiesz, marzę,
żeby mieć taką synową! Dobrze, że wszystko zostało wyjaśnione.
— Ojcze, zrozum, byłem w trudnej sytuacji. Oprócz zazdrości
męczyła mnie niepewność, czy zaakceptujesz mój wybór. Eryka
Yalsen jest biedną dziewczyną, pracuje w twoim domu!
— Biedną dziewczyną? Zapominasz, że uratowała nam miliony!
Tej dzielnej dziewczynie zawdzięczamy, że nie straciliśmy skarbu! A
ona sama jest warta więcej niż największy posag! A więc odrzuć
obawy i postaraj się, żeby została moją synową! Bardzo przywiązałem
się do niej, a czuję, że i ona mnie polubiła.
Gerd odetchnął:
— Przekonałem się o tym nie raz, nie dwa. Bogu dzięki, Eryka
polubiła i mnie, chociaż nieco inaczej niż ciebie.
— Tak powinno być, mój chłopcze. We dwóch będziemy ją
rozpieszczać!
— Nikt nam teraz nie może przeszkadzać: ani pani Willig, ani
służba. Nie zniósłbym tego, ponieważ nigdy nie będę miał okazji
wyznać, że panią kocham. Tak, bardzo panią kocham, Eryko! Proszę
mi powiedzieć, że i pani mnie kocha!
Eryka zbladła. Mylnie wytłumaczyła sobie jego namiętne słowa
widząc, że jest podniecony i że traci panowanie nad sobą.
— Proszę natychmiast otworzyć drzwi! Nie wolno panu tak
mówić do mnie! Co powie pani doktor i służba, kiedy zobaczą, że
jestem z panem w zamkniętym na klucz gabinecie?
Gerd roześmiał się:
— Przepraszam, proszę się nie gniewać! Właśnie wracam od
ojca. Wyraził zgodę, żebym panią pojął za żonę! Eryko, kocham
panią! Proszę się nie obawiać, nie mam złych zamiarów, chcę tylko
usłyszeć, że pani mnie kocha i chce wyjść za mnie!
Zdumiona popatrzyła na niego i wyjąkała:
— Proszę pana, przecież to niemożliwe!
Jej oczy powiedziały mu, że ona darzy go głębokim uczuciem.
Uradowany zawołał:
— To zupełnie możliwe, kochana Eryko! Wiem, że kochasz mnie
tak szczerze, jak ja kocham ciebie. Wiem, że martwisz się, tak jak ja
się zadręczałem, ale teraz to minęło. Będziemy szczęśliwi!
Nie czekając na odpowiedź, wziął ją w ramiona i zaczął całować
jej oczy, włosy, usta. Dziewczyna stała w jego objęciach jak
sparaliżowana. Po kilku minutach Gerd zapytał:
— Czy wreszcie usłyszę, że chcesz zostać moją żoną?
Przytuliła się do niego, oparła czoło o jego pierś i ze łzami w
oczach szepnęła:
— Przecież nie dałeś mi dojść do słowa.
— Proszę więc, mów! Kochasz mnie?
— Od pierwszego wejrzenia, wtedy w kwiaciarni.
Gerd roześmiał się uszczęśliwiony:
— Dokładnie tak samo jest ze mną! Co ja musiałem wycierpieć
przez te wszystkie miesiące!
— Dlaczego? Przecież mogłeś mi powiedzieć!
Gerd posadził Erykę na kanapie i zaczął opowiadać jej o swoich
obawach i zwątpieniach. Kiedy chciała mu zadać pytanie, wziął ją w
ramiona.
— Możemy rozmawiać jeszcze długo, ale całować mogę cię
tylko tutaj, dopóki nikt nam nie przeszkadza, kochana.
— Gerd, musisz już otworzyć drzwi!
— Wykluczone! Jeszcze nie! Tutaj nikt nas nie będzie szukał!
— Właśnie dlatego możesz otworzyć!
Pocałował ją i rzekł:
— Dziewczyno, czy to jest ważne? O wiele ważniejsze są teraz
twoje całusy!
— No dobrze! Będę cię całowała tak długo, jak zechcesz, ale
przy otwartych drzwiach! Proszę cię, Gerd!
— Ojciec może sobie pogratulować; zrobisz z nas takich
pantoflarzy, że będziemy ulegali każdemu twojemu szalonemu
pomysłowi — rzekł, spełniając jej życzenie.
Eryka roześmiała się:
— Nigdy nie będę miała niemądrych pomysłów!
— Tak? A co znaczy to naleganie, żeby otworzyć drzwi?
Siedzieliśmy sobie spokojnie, a teraz w każdej chwili może ktoś
wejść.
Eryka wzięła go za rękę.
— Proszę cię Gerd, zrozum mnie!
— Masz rację, mam jednak nadzieję, że tutaj nikt nie będzie nas
szukał.
Eryka wstała.
— Muszę pójść do jadalni; niedługo podadzą obiad.
— Wykluczone! Teraz, kiedy we dwoje świętujemy zaręczyny?
Siadaj i nie ruszaj się z miejsca! — rozkazał Gerd.
Uśmiechając się pokręciła głową:
— Jesteś prawdziwym tyranem. Dotychczas tego nie
zauważyłam!
— Tak, ale teraz już za późno; nigdy nie uwolnisz się od tego
tyrana.
Przyciskając ręce do serca, Eryka westchnęła:
— Żeby to tylko nie był piękny sen!
Wzruszony spojrzał na nią:
— Jesteś szczęśliwa, że zostaniesz moją żoną?
— Jestem szczęśliwa, że mnie kochasz i że teraz mogę cię kochać
bez obaw i wątpliwości.
— Czy to znaczy, że dotychczas kochałaś mnie pełna obaw i
wątpliwości?
Przytaknęła skinieniem głowy:
— Och, tak, stale wątpiłam i bardzo się bałam.
— Dlaczego? — zapytał.
— Myślałam, że nie mam prawa kochać syna mojego
pracodawcy, nie odważyłam się marzyć, że zechcesz mnie poślubić.
Zauważyłam, że interesujesz się mną, i zadawałam sobie pytanie: do
czego to doprowadzi?
— Jak widzisz, doprowadziło do szczęśliwych zaręczyn!
— Czy mogłam wiedzieć, że zechcesz poślubić biedną
dziewczynę! Nie wiedziałam, że twój ojciec wyrazi zgodę.
Roześmiał się, obejmując ją:
— Dziewczyno, kochanie, przecież uratowałaś nasz skarb. Ojciec
twierdzi, że to ja zrobię bardzo dobrą partię!
— Kochany ojciec! — szepnęła wzruszona.
Gerd skinął głową:
— Tak, jego też musisz bardzo kochać. Wiesz, nigdy nie chciał,
żebym miał macochę, i dlatego nie ożenił się po raz drugi. Flirtował z
pięknymi kobietami, jednak nigdy nie zdecydował się na spokojne
życie u boku kochanej żony. Z tego powodu i ja nie opuściłem ojca, a
teraz on sam chce, żebyś została jego synową. Ty przyczyniłaś się do
tego, że będzie miał spokojną starość, otoczony będzie miłością i
czułością, której tak bardzo potrzebuje.
— Od dawna przywiązałam się do twojego ojca, ale tak naprawdę
pokochałam go od chwili, kiedy przeżył rozczarowanie w związku z
Fridą Bernd. Od tygodni jest tak zrezygnowany.
— Jak ty go dobrze rozumiesz! Wiem, że pomożesz mu polubić
swoją starość.
— Oboje będziemy się starali, kochany!
Nagle na korytarzu usłyszeli głos pani Willig, która wołała Erykę.
Młoda dziewczyna zerwała się na równe nogi i chciała wybiec z
gabinetu, lecz Gerd mocno przytrzymał ją za ramię:
— Nie ruszaj się z miejsca. Dzisiaj pani doktor obejdzie się bez
twojej pomocy!
— Ona mnie potrzebuje!
— Ja potrzebuję cię jeszcze bardziej! Człowiek nie zaręcza się
codziennie!
Zaczęli się całować. Nie zauważyli, że w drzwiach stanęła pani
doktor. Widząc swoją asystentkę w objęciach młodego pana,
krzyknęła przerażona:
— Eryko! Panno Eryko!
Dziewczyna speszona uwolniła się z objęcia Gerda, który udając
gniew rzekł:
— Nie mówiłem, że drzwi powinny były zostać zamknięte na
klucz!
Po chwili, widząc srogą minę pani Willig, roześmiał się i rzekł:
— Pani doktor, proszę wejść, właśnie zaręczyliśmy się! Dzisiaj
musi pani poradzić sobie sama. Ojciec prawdopodobnie spóźni się na
obiad.
Pani Willig ochłonąwszy ze zdumienia, westchnęła:
— Proszę pana, bardzo się przestraszyłam!
Gerd rozbawiony zapytał:
— Czy my aż tak strasznie wyglądamy? Eryko, nie wiedzieliśmy
o tym, prawda?
Pani Willig uspokoiła się wiedząc, że to poważne zaręczyny, a
nie tylko flirt młodego pana z jej asystentką. Gratulując im,
podkreśliła, że Eryka zasłużyła na prawdziwe szczęście, a młody pan
nie mógł dokonać lepszego wyboru.
— Pani doktor, wiem o tym od dawna! Proszę dzisiaj
zrezygnować z pomocy mojej narzeczonej. Mamy do omówienia
mnóstwo spraw. Kiedy ojciec wróci do domu, proszę mu powiedzieć,
że czekamy na niego tutaj.
— Czy pan Ridinger wie...
— Tak powiedziałem mu, a on szybko kazał mi jechać do domu,
żebym się zaraz zaręczył!
Pani doktor uśmiechnęła się i wielce zadowolona opuściła
gabinet. Cieszyło ją szczęście asystentki. Pokochała Erykę jak własną
córkę. Była też zadowolona, że Gerd Ridinger znalazł taką żonę,
ponieważ był wyjątkowo wartościowym człowiekiem.
Narzeczem zostali sami, a gospodyni, powiadomiona o radosnym
wydarzeniu, zrezygnowała z pomocy Eryki. Młodzi mogli się
swobodnie cieszyć swoim szczęściem.
Zgodnie z prośbą syna, Werner Ridinger spóźnił się na obiad,
mimo że bardzo pragnął objąć i ucałować narzeczoną swojego
jedynaka. Kiedy stanął na progu gabinetu, zobaczył narzeczonych
siedzących na kanapie: trzymali się za ręce.
Ujrzawszy pana domu, Eryka wstała i z obawą w oczach
spojrzała na niego. Widząc, że wyciąga ramiona, żeby ją objąć,
podbiegła, przytuliła się i drżącym ze wzruszenia głosem szepnęła:
— Ojcze, kochany ojcze! Czy wolno mi pana tak nazywać? Chcę
wyrazić wdzięczność, że zechciał pan przyjąć mnie za swoją synową.
Werner Ridinger pocałował Erykę w oba policzki i uśmiechając
się czule popatrzył na nią.
— Możesz mnie nazywać ojcem pod warunkiem, że wykreślisz
słowo “pan". Nie mam najmniejszej ochoty na takie oficjalne stosunki
z moją synową.
Eryka odpowiedziała ze łzami w oczach:
— To cudownie, że pozwalasz, bym była tak szczęśliwa i mogła
zwracać się do ciebie jak do rodzonego ojca.
— Stawiam jednak warunek: musisz uszczęśliwić nie tylko
mojego chłopca, ale i mnie, starego tatusia! Musisz spróbować trochę
pokochać również: mnie, droga Eryko!
— Nie muszę próbować! Od dawna kocham cię z całego serca,
ponieważ jesteś bardzo miłym, szarmanckim starszym panem. Moje
jedyne bogactwo to miłość, potężna i głęboka! Gerd sam jej nie
wyczerpie. Przecież jestem biedną dziewczyną, kochany ojcze!
Pocałował ją w czoło i rzekł:
— To, że jesteś biedna, nie jest najgorszą rzeczą. Jesteś w
dodatku bardzo niezręczna i niedoświadczona w sprawach
handlowych. I ty chcesz zostać żoną przemysłowca?
Przerażona spojrzała na przyszłego teścia.
— Ojcze! Co chcesz przez to powiedzieć?
— Słuchaj! Miałaś wspaniałą okazję zdobyć sporą sumę
pieniędzy, a ty lekkomyślnie przegapiłaś sprawę. Dumnie podniosłaś
głowę i nie chciałaś o tym słyszeć.
Zdziwiona spojrzała na narzeczonego.
— Czy ty wiesz, co ojciec ma na myśli?
— Oczywiście, wiem, ale niech ojciec sam to wyjaśni!
Starszy pan roześmiał się:
— Dziewczyno! Podobna okazja zdarza się tylko raz w życiu!
Dzięki swojemu rozumowi i odwadze uratowałaś mój majątek, kilka
milionów, i za to masz prawo do wysokiej nagrody. Sprytna kobieta
zażądałaby pokaźnej sumy pieniędzy! Tak postępują ludzie, którzy
chcą być dobrymi kupcami lub przedsiębiorcami!
Westchnęła:
— Ach, to miałeś na myśli! W takim oczywiście nigdy nie będę
miała głowy do interesów. Ale trzeba było o tym wcześniej pomyśleć,
zanim wyraziłeś zgodę małżeństwo Gerda ze mną. Teraz jest już za
późno!
Gładząc Erykę po włosach wzruszony rzekł:
— Kto wie, może nie sprzeciwiłem się właśnie dlatego, że nie
jesteś zachłanna i nie masz głowy do interesów. Nie znoszę kobiet
zajmujących się interesami. Gdybyś zażądała wysokiej nagrody, nie
zostałabyś moją synową. Gerd i ja mamy podobny gust do kobiet.
Eryka zawołała:
— Słyszysz, Gerd, ojciec chciał mnie tylko nastraszyć!
Gerd pocałował narzeczoną i przekornie rzekł:
— Sądzę, że od czasu do czasu musimy znaleźć jakąś skazę na
twoim charakterze, inaczej stracimy autorytet.
Wszyscy troje roześmiali się i rozmawiając dalej, zapomnieli o
obiedzie. Snuli plany na przyszłość. Eryka oczarowała nie tylko
Gerda, ale i jego ojca. Był bardzo zadowolony z przyszłej synowej i
ze spokojem i humorem zgodził się zaliczać odtąd do starszych
panów.
Zniecierpliwiona pani Willig wreszcie poprosiła ich do stołu.
Kiedy oficjalnie złożyła młodym gratulacje, ustalono datę ślubu.
Werner Ridinger oświadczył, że nie należy zwlekać z zaślubinami.
Ponieważ Gerd miał wyruszyć w dłuższą podróż służbową do Anglii,
Eryka nie musiała opuszczać willi. Zresztą nie miała rodziny i nie
wiedziała, gdzie mogłaby spędzić czas do dnia ślubu. Ustalono, że po
powrocie Gerda urządzą wesele.
Eryka nie sprzeciwiała się, zresztą nikt jej nie pytał o zdanie.
Była szczęśliwa. Starszy pan cieszył się, się pod nieobecność syna
będzie mógł spędzać wieczory z czarującą młodą damą. Gerd
postanowił skrócić pobyt za granicą i poprosił panią Willig o szybkie
dokonanie koniecznych zmian w willi. Po naradzie postanowiono, że
młoda para zamieszka na drugim piętrze, pan domu zostanie na
pierwszym, a parterowe pomieszczenia reprezentacyjne — mały i
duży salon oraz sala jadalna będą do dyspozycji wszystkich
domowników.
Czas szybko mijał. Po kilku tygodniach Eryka została żoną Gerda
Ridingera. Ojciec zadecydował, że uroczystość ślubna i weselne
przyjęcie muszą być wystawne, odpowiadające jego pozycji
towarzyskiej.
Młoda para udała się w krótką podróż poślubną, a Werner
Ridinger z utęsknieniem czekał na powrót “dzieci". W domu
dokuczała mu cisza — brakowało śmiechu Eryki i jej miłego głosu.
Przekonał się, że właśnie synowa obdarzyła go ciepłem, czułością i
miłością potrzebną starszemu człowiekowi. Odetchnął z ulgą, kiedy
młodzi wrócili do domu.
Teść Eryki wybrał ze swojego zbioru szlachetnych kamieni
największy brylant, kilka rubinów i szmaragdów. Polecił jubilerowi
skomponować naszyjnik, bransoletę i pierścionek. To był jego ślubny
prezent dla synowej.
Eryka otrzymawszy go, była zaskoczona i nieco speszona. Teść
całując ją rzekł:
— Teraz, kiedy w naszym domu jest żona mojego jedynaka,
szlachetne kamienie nie muszą leżeć w sejfie. Sprawisz mi szczególną
radość, kiedy będziesz je nosiła. Córuchno, doskonale do ciebie pasują
i jestem z tego bardzo dumny!
Eryka, na wyraźne życzenie teścia i męża, musiała zamówić w
domu mody eleganckie suknie. Ubierała się z wytwornym stylu i
godnie reprezentowała dom Ridingerów.
Dwa lata później Eryka, jej mąż i teść pojechali na Riwierę,
której młoda mężatka jeszcze nie znała. Synowa stale nalegała na
wspólne podróże wiedząc, że ojciec Gerda nie czuje się dobrze sam w
dużej willi. Tym razem zatrzymali się w Monte Carlo. Pewnego dnia,
zwiedzając kasyno gry, ujrzeli przy ruletce czarnowłosą, elegancką
kobietę rozmawiającą z mężczyzną, który jej towarzyszył.
Eryka pierwsza zorientowała się że to jest Frida Bernd.
Złodziejska para przebywała tutaj podając się za małżeństwo Bress.
Mężczyzna stojący obok Fridy był Sępem Herderem!
Eryka starała się wyprowadzić teścia z sali. Chciała starszemu
panu zaoszczędzić przykrości. Jednak Werner Ridinger już poznał
Fridę i w tym momencie ich oczy spotkały się. Kobieta zarumieniła
się, lecz szybko odwróciła głowę udając, że go nie zna.
Werner Ridinger spokojnie zniósł to przypadkowe spotkanie.
Potraktował je jako pożegnanie z “młodością". Tam siedziała kobieta,
z którą romansował po raz ostatni w życiu. Przygoda była czarująca,
mimo że była tylko iluzją tego, czego się spodziewał i na co czekał.
Następnego dnia Eryka i Gerd, idąc do sali jadalnej na śniadanie,
zobaczyli, że Frida i Sęp wyjeżdżają. Przypadkowo zatrzymali się w
tym samym hotelu. Wyglądało na to, że wyprowadzają się, bo nie
chcą spotykać pana Ridingera.
Kiedy taksówka z nimi odjechała, Gerd zasięgnął informacji w
recepcji. Usłyszał, że państwo Bress przebywali w hotelu od miesiąca
i że ta piękna dama miała niebywałe szczęście w grze. Później okazało
się że posłaniec przyniósł dla pana Wernera Ridingera list, który na
dworcu wręczyła mu pewna dama. Frida napisała:
Wielce Szanowny Panie!
Dziesięć tysięcy marek, które Pan dla mnie zdeponował w banku,
przyniosło mi szczęście. Zaczęłam grać w ruletkę i stale wygrywam.
Kiedy mój przyjaciel Herder wyszedł z więzienia, wzięliśmy ślub.
Przyjechaliśmy do Monte Carlo, żeby i tutaj spróbować szczęścia.
Wygrałam wiele setek tysięcy franków. Wprawdzie pieniądze
zdobyte na hazardzie nie są uważane za całkowicie uczciwie
zarobione, jednak to nie są pieniądze, do których doszłam drogą
nieuczciwą. Wyjeżdżamy do Ameryki, do jakiegoś miasta, gdzie nikt
nas nie zna. Pragniemy rozpocząć nowe życie.
Cieszę się, że los zrządził, iż mogę się stać lepszym człowiekiem,
tak samo jak mój mąż. Z tego powodu pragnę — chociaż uciekam
przed Panem — serdecznie podziękować! Proszę mi wybaczyć, jeżeli
sprawiłam Panu przykrość!
Wdzięczna
Frida Bernd-Herder
Werner Ridinger westchnął i podał list Gerdowi. Gdy ten czytał
go na głos, Eryka wzięła teścia za rękę i uśmiechając się rzekła:
— Kochany ojcze, jak się cieszę! Wiem, że i ty jesteś
zadowolony, że zrobiłeś dobry uczynek, prawda?
Gerd zaniepokojony spojrzał na ojca, ale starszy pan spokojnie
odpowiedział:
— Cieszę się, że moje ostatnie szaleństwo na coś się przydało!
Eryka wzruszona odparła:
— To nie było ostatnie szaleństwo, lecz ostatnia miłość, która
czasem wywiera głębsze wrażenie niż pierwsza.
— Eryko! Skąd u ciebie taka mądrość? Przecież poznałaś
zaledwie pierwszą miłość!
— Ojcze, ty udowodniłeś, że również ostatnia miłość może być
piękna. A moją pierwszą miłością jest Gerd!
— Wypijmy więc za pierwszą i ostatnią miłość Eryki!
Trzy szczęśliwe osoby popatrzyły na siebie promiennym
wzrokiem i uniosły kielichy.