Courths Mahler Jadwiga Tajemna miłość, tajemne cierpienie

background image

JADWIGA COURTHS-MAHLER


Tajemna miłość,

tajemne cierpienie...


background image

Upalny, letni dzień miał się ku schyłkowi. Na balkonie,

przylegającym do panieńskiego pokoiku, siedziała Ruth Waldeck,

nieruchomo wpatrzona w ciągnące się pasma gór.

Na wysokim cyplu Goli, kładły się w różowej poświacie ostatnie

blaski, obejmując swym ciepłym kolorem sterczące zwaliska skał. Od

tła nieboskłonu, gorejącego purpurą zachodzącego słońca, odcinały się

ostro i wyraziście kontury Watzmannu. W dolinach kładły się już

głębokie cienie. W ciszy zapadającego zmierzchu stały pogrążone w

tajemniczym milczeniu ciemnoszare bory.

Ku samotnie, siedzącej dziewczynie, przypłynął od strony

Lockstein donośny okrzyk radości, przebrzmiewając w dalekiej

przestrzeni delikatnym echem. Ruth Waldeck zdawała się zupełnie nie

brać udziału w tej uroczystej kontemplacji natury. Bolesne, widać,

rozmyślania czyniły ją nieczułą na zjawiska świata zewnętrznego.

Mrok gęstniał coraz bardziej. Na wysokich szczytach konały

ostatnie refleksy, a na ciemniejącym firmamencie poczęły niebawem

pojawiać się blade światełka gwiazd. Tuż pod balkonem przed

głównym wejściem, rozbłysło nagle elektryczne światło, budząc

młodą dziewczynę z ponurej zadumy. Dźwignąwszy się z

eleganckiego, z wyplatanej trzciny krzesła, wyprostowała swą smukłą

postać, po czym, przygładziwszy włosy, splotła swe szczupłe piękne

dłonie w tyle głowy.

Tak stała przez dość długą chwilę, wreszcie skierowała się ku

drzwiom swego pokoiku. W powodzi elektrycznego światła zajaśniało

wytworne, pełne artystycznego smaku, wnętrze. Było to mieszkanie

background image

młodej, nie pozbawionej dobrego gustu, kobiety.

Prezencja Ruth doskonale przystawała do tych ram. Wytworna

postać, o miękkich, okrągłych kształtach, mimo całej delikatności,

silnie sklepionych. Maleńka główka o miłej, jakkolwiek nie

klasycznie

pięknej twarzyczce,

pełnej dziewczęcego

uroku.

Skończonej piękności były natomiast ciemne, wyraziste oczy oraz

delikatnie zarysowane usta. Toteż wyraz posępnej zadumy nie bardzo

harmonizował z tą młodziutką buzią i niewątpliwie był zbyt świeżej

daty, by mógł wycisnąć jakieś trwalsze piętno.

Z uczuciem niewysłowionego bólu Ruth rzuciła się na sofę,

sięgnąwszy po leżący na stojącym opodal stoliczku list. Jakkolwiek

doskonale znała jego treść, ciągle do niego wracała, chcąc go lepiej

zrozumieć.

Moje kochane dziecko!

List Twój, pełen wzruszającej tęsknoty, czytałem kilkakrotnie.

Trudno mi wyrazić, jak gorąco pragnąłem przybyć do Ciebie, by

Cię zamknąć w swoich ramionach i jak każdego roku, powałęsać się

z Tobą po górach! Tym razem jednakże, moja maleńka, to się nie

dało zrobić. Niestety, kochana Ruth. A dlaczego?

Posłuchaj moja pieszczotko. Jako Twój ojciec zmuszony jestem

wyspowiadać się przed Tobą, jakkolwiek niezbyt łatwo mi to

przychodzi. Czemu tego roku wysłałem Cię samą, w towarzystwie

naszej zacnej pani majorowej, do Berchtesgaden?! Ponieważ było

ponad moje siły powiedzieć Ci wprost, o czym teraz musisz się

dowiedzieć.

background image

Gdy byłaś jeszcze maleńka, zmarła Twoja matka. Razem

z panią Grotthus, wdową po moim najserdeczniejszym przyjacielu,

podjęliśmy się Twego wychowania. Jej też powierzyłem rolę

gospodyni, mającej nam zastąpić zmarłą panią domu. Sądzę, że nie

mam potrzeby zapewniać Cię, o czym wiesz sama aż nazbyt dobrze,

jak bardzo mi jesteś droga i kochana! Niemniej jednak trudno Ci

będzie Twym młodym serduszkiem pojąć, do jakiego stopnia czułem

się osamotniony od chwili zgonu Twej kochanej matki.

Lecz oto nastąpiła pewna zmiana w postaci szczęścia, które u

schyłku mojego życia raz jeszcze ukazało mi swe uśmiechnięte

oblicze, a które na zawsze pragnąłbym zachować dla siebie. Krótko

mówiąc, dostajesz moje dziecko drugą matkę. Już widzę malującą się

w Twych oczach trwogę! Lecz trudno, jestem zmuszony zadać Ci ból,

czego mi może nie wybaczysz, nie rozumiejąc, że najgorętsza

chociażby miłość dziecka nie wystarcza, by dać pełnię szczęścia

dorosłemu mężczyźnie.

Jesteś jeszcze zbyt młoda, by to pojąć. Mając zaś na względzie,

że ta wiadomość może być dla Ciebie przykra, wysłałem Cię w

nadziei, że ją w ten sposób nieco złagodzę. Chciałem nadto uniknąć

Twego smutnego spojrzenia. Ale jak widzisz, nie pozostaje Ci nic

innego, jak tylko się z tym pogodzić. Nie znaczy to, by z tego powodu

zmieniło się coś między nami. Chyba jesteś o tym przekonana?

W chwili, gdy otrzymasz ten list, będziemy już po ślubie. Za

parę tygodni zjedziemy do Berchtesgaden. Twoja nowa matka jest

zaledwie o parę lat od Ciebie starsza i pragnie być dla ciebie oddaną

background image

przyjaciółką. Wszak zrobisz to dla mnie, że będziesz dla niej

uprzejmą i nie dasz jej odczuć, że jest dla Ciebie niepożądana?

Z miłości dla swego ojca będziesz o niej myśleć jak najlepiej?

Załączam jej podobiznę. Czy nie jest uroczą? A mimo to zgodziła

się zostać moją i pragnie mnie, pięćdziesięcioletniego mężczyznę,

kochać i uczynić szczęśliwym! Ale i Tobie chce oddać swe serce!

Więc i Ty, najdroższa, będziesz starała się ją pokochać, a tym samym

zdjąć ostatnią troskę z serca Twego kochającego Cię ojca.

Na razie Więc pozostajesz nadał w Berchtesgaden, dokąd

obydwoje przyjedziemy w pierwszych dniach sierpnia, by Cię zabrać

do francuskiej Szwajcarii. Zaś z końcem września wracamy wszyscy

do Berlina, gdzie dla Twojej przyjemności i Twego zadowolenia,

spędzimy wesołą zimę, urozmaiconą balami, wycieczkami oraz

innymi rozrywkami. Zobaczysz jak będzie pięknie!

Pani Grotthus pragnie nadal pozostać u nas w charakterze

gospodyni. Sądzę, że Cię to ucieszy. Więc bądź rozsądna, kochanie.

Wstrzymaj się na razie od pisania, a dopiero gdy ból i smutek

przeminą, uraduj paru serdecznymi słowami Twego oddanego Ci

ojca.

Oczy Ruth napełniły się łzami. Otarłszy je gniewnie, szybkim

ruchem sięgnęła po fotografię dołączoną do listu, topiąc badawcze

spojrzenie w pięknej, pełnej życia twarzy kobiety, którą niebawem

nazwać miała swą matką! Lecz to dumnie uśmiechnięte oblicze,

o wyzywających i wyraźnie uwielbienia domagających się oczach, nie

bardzo jej przypadło do gustu. Suknia, o przesadnie głębokim

background image

wycięciu, zdradzała pewien ekstrawagancki smak, pozwalając

podziwiać klasycznie zaiste, piękne ramiona i plecy. Całość jednakże

robiła wrażenie wybitnie teatralne. Nie, nigdy ta kobieta nie zdoła

pozyskać jej sympatii, tego była zdecydowanie pewna.

Westchnąwszy boleśnie, wcisnęła główkę w miękkie wezgłowie

otomany. W tym samym momencie otworzyły się drzwi, w których

ukazała się postać jakiejś starszej kobiety. Podeszła ku młodej dziew-

czynie i objęła ją pieszczotliwie ramieniem.

— Czy jeszcze wciąż jesteśmy smutni, Ruth?

Młoda dziewczyna szybko się zerwała.

— Ach, to ty cioteczko?

Potarłszy dłonią czoło, spojrzała smutnie w troskliwie na nią

patrzące, dobre, przyjazne oczy.

— Tak, dziecino, to ja. Stanowczo za długo pozwoliłam ci

oddawać się nierozsądnej rozpaczy. Jak można być tak dziecinną?

— Jak widzę cioteczko, jesteś zdumiona, że małżeństwo mojego

ojca nie napawa mnie radością.

Na wargach pani Grotthus zaigrał delikatny uśmieszek.

— W moim wieku trudno już byłoby czemukolwiek na świecie

się dziwić! Tym bardziej że doskonale rozumiem, iż wiadomość ta

mogła cię zasmucić. Ale z tego przecież nie wynika, byś ją tak

głęboko miała brać do serca, i w nieskończoność zapłakiwała się z

powodu czegoś, co się już nie da odmienić. Sądzę raczej, że byłoby

daleko lepiej, gdybyś na tę rzecz chciała spojrzeć z innego, mniej

egoistycznego punktu widzenia i nieco pomyślała o swoim ojcu, który

background image

tak samotnie spędził te wszystkie ubiegłe lata.

— Jak to, cioteczko, czy nie byliśmy wciąż razem i czy nie było

nam ze sobą dobrze?

— Dlatego, że ty czułaś się szczęśliwa, sądzisz to samo i o twoim

ojcu? Nigdy nie należy swej miary przykładać do drugich!

— Więc byłam dla niego niczym?

Staruszka potrząsnęła głową z wyrazem zniecierpliwienia.

— Wstydź się Ruth coś takiego mówić! Czyż muszę ci

koniecznie przypominać, jak często nazywał cię swym szczęściem,

swym jedynym, jasnym promieniem?

Ruth wsparła swą główkę na piersi pani Grotthus.

— I teraz ma się to wszystko zmienić! Oto, co mnie najboleśniej

dotyka.

— Ależ od ciebie tylko zależy, by nic w twoim stosunku do

najlepszego z ojców się nie zmieniło! Tylko trochę dobrej woli!

— Ach, ja bym nigdy podobnej przykrości ojcu nie wyrządziła!

Uśmiechając się, pogładziła pani Grotthus ciemne, ciężkie sploty

Ruth, które niby ozdobny diadem okalały jej kształtną główkę.

— Dzieciaku! — Niech tylko zjawi się ten, którego ci nieba

przeznaczyły, a z zamkniętymi oczami pójdziesz tam, gdzie on cię

zawiedzie. No, a wtedy twój ojciec zostałby zupełnie sam. Powinnaś

być zatem rada, że ma kogoś, kto go pocieszy.

— Cioteczko, ty nie wiesz, czym on był dla mnie!

— Jak to, czyżbym była ślepa przez te całe dziesięć lat, które

spędziłam przy waszym boku? Czy sądzisz, że nie zdaję sobie sprawy,

background image

jak ciężko ci się z tym pogodzić? Przyszłam do ciebie, powodowana

najszczerszymi chęciami, by ci pomóc. Czy chcesz mi to zupełnie

uniemożliwić?

— Nie, najdroższa, kochana! Jesteś tak dobra i właściwie we

wszystkim, co mówisz, przyznaję ci rację. Gdyby tylko świadomość,

że nagle stajemy się zbyteczni, nie była tak ciężka do zniesienia! Nie

być nikomu potrzebną, gdy całą duszą pragnie się być niezbędną, to

— okropne!

— Nie mów tego, Ruth — rzekła majorowa poważnie. — Być

może, że właśnie teraz okażesz się ojcu bardziej niż kiedykolwiek

nieodzowna.

W oczach młodej dziewczyny zamajaczyła trwoga.

— Jak to rozumiesz, cioteczko?

— Nie pytaj dziecko. Było to ot, takie sobie bezmyślne

powiedzenie.

— O, nie wymiguj się, bądź szczera i powiedz raczej, że i ty się

jakoś do niej nie możesz przekonać.

To mówiąc wskazała na fotografię.

Wziąwszy ją w rękę, pani Grotthus długo nie mogła oderwać

wzroku.

— Szukasz dziur w całym, moja mała. Twoja macocha jest

czarującym stworzeniem. A ludziom pięknym nietrudno chyba być

dobrymi.

— Widzę, że nie masz zbyt wielkiej ochoty podzielić się ze mną

swoimi myślami. Niech i tak będzie! Ale na kilka moich pytań

background image

przecież mi odpowiesz. Gdzie i kiedy poznał mój ojciec swoją obecną

żonę i co ona za jedna?

— Poznał ją na dobroczynnym koncercie. Twoja macocha była

śpiewaczką i jako taka została twemu ojcu, należącemu do komitetu,

przedstawiona. Było to w marcu tego roku, gdy z powodu choroby

zmuszona byłaś pozostać w domu.

— Nigdy o niej nie słyszałam.

— Nie była światową sławą i śpiew jej nie budził zbyt wielkiego

zachwytu. Nawet krytyka dość ostro przeciw niej występowała. Ale

niektóre mniej poczytne pisma, wynosiły ją pod niebiosa, wyrażając

się z entuzjazmem o jej niezwykłych zdolnościach.

— Czy ją już kiedyś słyszałaś?

— To było niemożliwe, gdyż twój ojciec życzył sobie by

zaprzestała publicznych występów. Ale słyszał ją Fred, który tego

wieczoru towarzyszył twojemu ojcu, i on to właśnie zakomunikował

mi, że śpiew jej, oczywista że to zostanie między nami, uczynił na nim

niemiłe wrażenie. Rozumie się, że należy wziąć pod uwagę niezbyt

wielką muzykalność mojego syna, jak również i okoliczność, że nie

znosi wysokiego sopranu. Natomiast zachwyca się twoim niskim

altem i z rozkoszą słucha zawsze twojego śpiewu, o czym zresztą

sama dobrze wiesz. A więc powiedziałam już wszystko!

— Czy rodzice jej jeszcze żyją?

— Nie, jest sierotą, i o ile mi wiadomo, zupełnie niezamożną.

— Jeszcze tylko jedno pytanie, a przestanę cię dręczyć. Czy

sądzisz, że poślubiła ojca z miłości?

background image

Staruszka utkwiła wzrok w przestrzeni.

— Któż to może zgłębić? Twój ojciec, mimo swych

pięćdziesięciu lat, jest jeszcze bardzo przystojnym mężczyzną.

Dlaczego więc nie miałaby go pokochać młoda żona?

Ruth, wsparłszy swą główkę na dłoni, pogrążyła się w zadumie.

— Dlaczego? Nie wiem. Tak mi się jakoś wydaje. Z jej oczu

można by sądzić, że w ogóle nie byłyby zdolne do tkliwszych uczuć.

— Trudno z fotografii wyrokować o ludziach.

— To prawda, lecz mimo to jestem przekonana, że poślubiła ojca

jedynie z wyrachowania. Jest od niej dwa razy starszy. Tylko nie patrz

na mnie cioteczko takim karcącym spojrzeniem, bo w gruncie rzeczy

jesteś tego samego zdania co ja.

— A gdyby nawet tak było? Najważniejsze w danej chwili jest

to, że twój ojciec kocha i wierzy, że jest kochany. Nie zabieraj mu

tego. Bo przecież szczęście to tylko iluzja. Bądź dzielna Ruth, zapanuj

nad sobą i nie mąć mu tego szczęścia, lecz przeciwnie, umacniaj go w

nim, choćbyś nawet sama była przekonana, że ono jedynie polega na

jego własnej imaginacji. A czy to małżeństwo do dobrego czy do

złego doprowadzi, tego my przewidzieć nie jesteśmy w stanie, gdyż

wszystko jest w ręku Boga. Natomiast w twojej mocy leży zdjąć z

jego serca tę jedyną smugę cienia i okazać mu swą dziecięcą miłość i

przywiązanie tym, że napiszesz mu parę dobrych i serdecznych słów,

które dadzą mu złudzenie, że radujesz się jego szczęściem.

Objąwszy swą pocieszycielkę za szyję, Ruth zaczęła ją całować.

— Ach, ty najlepsza, co by się ze mną stało, gdybym ciebie nie

background image

miała?!

— No widzisz, teraz to mi się dużo lepiej podobasz. Przejdźmy

do jadalnego pokoju, gdzie czeka na ciebie tyle dobrych rzeczy.

Nawet nadeszły już wyborne brzoskwinie. Zobaczysz, jak po tej

głodówce, zaprawionej bólem i goryczą, wszystko będziesz zmiatać.

Młoda dziewczyna uśmiechnęła się.

— Dla ciebie cioteczko jestem jeszcze ciągle takim małym

głuptaskiem, którego bóle i cierpienia można złagodzić łakociami.

— Nie uważam, ażeby to było takie głupie, mój skarbie. Dobry

apetyt to rzecz nie do pogardzenia.

Ująwszy się pod ręce, obydwie kobiety przeszły do

przeciwległego pokoju jadalnego, urządzonego z wykwintnym,

eleganckim smakiem. Ściany były do połowy obite jasnodębowym

drewnem, a bogato rzeźbione meble, wytwory snycerskiej szkoły w

Berchtesgaden doskonale harmonizowały z otoczeniem.

Gdy jeszcze przed laty konsul Waldeck zaczął budować tę willę,

kazał przede wszystkim uwzględnić istniejący na miejscu przemysł

drzewny. Wszędzie, nawet od strony fasady, widać było bogate

rzeźby, wskutek czego ten piękny budynek nabrał wyjątkowo miłego

charakteru.

Willa „Waldeck" należała do najpiękniejszych i najelegantszych

w okolicy, tworząc ze swymi tarasowymi ogrodami widok

niezmiernie malowniczy. Każde niemal łato spędzał Waldeck ze swą

córką w tym uroczym ustroniu. Wałęsał się z nią trochę po górach,

wypełniając sobie resztę czasu myślistwem i rybołówstwem. Z

background image

początkiem zaś października wracał z powrotem do Berlina. Jednak

tym razem przybyła tutaj Ruth w towarzystwie pani Grotthus. Ojciec

zaś, wstrzymany interesami, pozostał w stolicy, gdzie w dzielnicy

Tiergarten zajmował willę, urządzoną z książęcym przepychem.

Zrazu Ruth sprzeciwiała się, by zostawiać ojca samego; lecz

zniewolona jego energiczną postawą — ustąpiła. Teraz dopiero stało

się dla niej jasne, czemu ojciec tak bardzo się przy tym upierał. Nic

więc dziwnego, że uważała się za odepchniętą i opuszczoną i to do

tego stopnia, że nawet ten uroczy zakątek wydawał się jej niejako

miejscem wygnania.

Oczy Ruth ponownie napełniły się łzami. Nie uszło to bacznej

uwagi pani majorowej, która chcąc jej myśli sprowadzić na inne tory,

poczęła jej opowiadać jakąś wesołą anegdotę. Udając, że nie widzi jej

smutku, ciągnęła dalej tok swego opowiadania, gdyż ta mądra i dobra

kobieta wiedziała, że w przeciwnym razie strumień łez by się tylko

spotęgował a żałość jeszcze wzmogła. I rzeczywiście, po niejakiej

chwili młoda dziewczyna, opanowawszy się dzielnie, poszła za

biegiem opowiadania staruszki, dla której to było wielkim

zadośćuczynieniem.

Po spożytym posiłku, obie panie przeszły na werandę, gdzie

siedziały przez chwilę w milczeniu, każda oddana swym myślom.

Wreszcie Ruth powiedziała:

— Cóż my tu będziemy same robić? W dalekich wycieczkach nie

możesz mi towarzyszyć, a wiecznie kręcić się po deptaku to przecież

niesłychanie nudne.

background image

— Będziemy sobie wyjeżdżać, ilekroć nam przyjdzie ochota. Do

Ramsan, do Reichenhallu, nad twoje ulubione jezioro a nawet i do

Salzburga. Co się tyczy mniejszych wycieczek górskich, to sądzę, że

im jeszcze podołam. Rozumie się, że o dzikim Watzu i jego groźnych

kompanach ani mi marzyć! Ale i na to znajdzie się rada, jeśli tylko

wykażesz trochę cierpliwości.

— Jaka to rada?

— Twój kochany ojciec o niczym nie zapomniał. Zaprosił mego

syna, by z nami spędził swój urlop. Więc mam nadzieję że go wkrótce

zobaczymy.

Na te słowa twarzyczka Ruth ożywiła się. Lekki rumieniec

wystąpił na jej policzki, a oczy zajaśniały blaskiem.

— Ach ty niedobra, więc dopiero teraz mi to mówisz?

— Czy cieszysz się z jego przyjazdu?

Pani majorowa śledziła w napięciu twarz młodej dziewczyny, na

której pojawił się wyraz zażenowania.

— Ależ naturalnie. Choćby tylko ze względu na ciebie. Przecież

ilekroć Fred jest przy tobie, jesteś jak gdyby wniebowzięta.

Twarz staruszki rozpromieniła się:

— Tak, to mój jedynak.

— I jest ci ponad wszystko drogi. Ty na pewno nie dałabyś mu

ojczyma!

— Masz tobie! I znowu natknęliśmy się na ten drażliwy temat.

— Ależ dziecko! Zastanów się! Gdy przed dwunastu laty zmarł

mój mąż, byłam już wtedy niemal starą kobietą. A na twarzy mojego

background image

chłopaczka poczęły się pojawiać pierwsze ślady męskości. Wtedy

dziecino, przestaje się już po prostu myśleć o sobie; bo kobieta, która

całą duszą oddaną była swojemu ukochanemu mężowi, zamyka

niejako bilans swego osobistego życia. Wszak byłam już wtedy

prawie w tym samym wieku, co obecnie twój ojciec. A z chwilą, gdy

kobieta zaczyna pięćdziesiątkę, staje już niejako u progu starości, tym

bardziej, jeśli ma za sobą życie pełne trosk i niepokoju. Już jako

niemłoda dziewczyna stanęłam na ślubnym kobiercu, gdyż chodziło

nam o rangę kapitana, na którą byliśmy zmuszeni czekać. Jedyne zaś,

co mi po śmierci męża pozostało, to troska o nasz byt materialny.

Pensja bowiem była maleńka, a Fred chciał koniecznie zostać

żołnierzem. Więc ułatwienie mu tej możliwości stało się odtąd

jedynym zadaniem mego życia. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo

czułam się szczęśliwa propozycją twego ojca, by zająć w jego domu

stanowisko gospodyni. I tylko dzięki wysokiej pensji jaką pobieram,

mogę pomagać mojemu Fredowi. A jednak nie bylibyśmy w stanie

zapłacić pieniędzmi twego poświęcenia i twego wiernego oddania.

Młoda dziewczyna, zerwawszy się, podeszła do staruszki i objęła

ją ramionami.

— Ależ dziecino, czynię to przede wszystkim ze szczerego

popędu serca, no a po wtóre dlatego, być dać wyraz swej

bezgranicznej wdzięczności.

— Ach, najdroższa, czy mnie rzeczywiście choć troszkę lubisz?

— Nie tylko troszkę, ale nawet bardzo, moja Ruth.

— A czy Fred, jeśli to spostrzeże, nie będzie zazdrosny?

background image

— O, co to, to nie! Ten zna swoją matkę lepiej, aniżeli pewne

maleńkie, niesforne dziewczątko swego kochanego ojczulka.

Albowiem wie, że nikt nie byłby w stanie uszczuplić jego cząstki.

To mówiąc, ucałowała alabastrowe czoło dziewczyny, patrząc

z powagą w jej młodą twarz. Ruth, odwróciwszy głowę objęła marzą-

cym spojrzeniem pogodną letnią noc.

Zaległo głębokie milczenie. Po chwili Ruth weszła do pokoju

i przyniósłszy ze sobą podnóżek, usiadła u stóp pani Grotthus,

a wsparłszy się łokciami o jej kolana, podniosła ku niej wzrok pełen

dziewczęcej szczerości:

— I ja cioteczko postaram się być równie rozsądna jak Fred.

Zdaje się, że z niego w ogóle dobry chłopak, nieprawdaż?

— Poczciwe i zdolne z niego dziecko. Toteż mam w Bogu

nadzieję, że do czegoś dojdzie. Za rok skończy akademię, no a potem

zobaczymy, co mu los przyniesie. Ufam, że nic złego.

— Czy sprawił ci kiedyś jaką przykrość?

— Świadomie z pewnością nie. Ale na ogół nie uważam, żeby

był ideałem! Jest gwałtowny i porywczy, a jego duma szalenie na tym

cierpi, że pomoc, z jakiej korzysta, zmuszony jest zawdzięczać mojej

zarobkowej pracy. To w wysokim stopniu drażni jego ambicję.

— I to prawdopodobnie jest powodem, że nas świadomie unikał,

będąc przy tym czegoś na nas zły.

— Nie, przeciwnie; poniekąd jest nawet wdzięczny twojemu ojcu,

że mi to wszystko ułatwił.

— Za to mnie z duszy i serca nienawidzi! Przyznaj; zauważyłam

background image

bowiem niejednokrotnie, że ilekroć tylko nadarza się ku temu

sposobność, zawsze mnie omija.

Pani majorowa z zagadkowym uśmiechem spojrzała w młodą,

pytającą twarz dziewczyny.

— Nie czyni tego z pewnością z powodu niechęci, moja droga.

Może raczej dlatego, że obawia się być natarczywy. Wszak ci

powiadam: to dumny i niepodległy charakter. Jeśli tylko w

jakikolwiek sposób dasz mu do zrozumienia, że towarzystwo jego nie

jest ci przykre, wszystko się zmieni. A może zdarzyło ci się kiedyś

być wobec niego niegrzeczną?

— Ponieważ miałam wrażenie, że mnie nie znosi.

— A czy ty go lubisz?

— Ależ i owszem! Ma takie dobre, miłe oczy, zupełnie podobne

do twoich, tylko że niekiedy zuchwałej i bystrzej spoglądają.

Staruszka przyciągnęła ku sobie dziewczynę i ucałowała

serdecznie.

— Dlatego, że jest mężczyzną — rzekła cicho.

* * *

W pobliskim kościółku wydzwoniono godzinę jedenastą. Pani

Grotthus szybko się zerwała.

— Już tak późno, prędko do łóżka, dziecko. Aleśmy się

zagadały! Chodź, ułożę cię do snu i pozostanę przy tobie, dopóki nie

zaśniesz, żebyś mi znowu fochów nie stroiła! Jutro zaś rano

napiszemy do ojczulka taki miły, kochany liścik — czy zgoda?

background image

— Tak ciotuniu, uczynię jak każesz.

Obydwie kobiety udały się na górę do pokoiku Ruth, a w chwilę

potem młoda dziewczyna leżała już w pościeli, zdobnej w białe

koronki.

— Dobranoc, kochana cioteczko i za wszystko serdeczne,

serdeczne dzięki!

— Śpij zdrowo moje serduszko, niech cię Bóg strzeże!

W parę chwil później, gdy odpłynęły emocje, dziewczyna zapadła

w zdrowy, głęboki sen.

Z przyjaznym uśmiechem staruszka pochyliła się nad śpiącą,

która z zaróżowionymi policzkami leżała przed nią. Ująwszy

delikatnie osuwające się ciemne włosy dziewczyny, ułożyła je

ostrożnie na atłasowej kołdrze, po czym, zgasiwszy światło, cicho się

oddaliła.

* * *

Sypialnia staruszki znajdowała się obok pokoiku Ruth. Lecz

zanim się tam udała, wydała polecenie jednemu ze służących, ażeby

wczesnym rankiem nadał pilny telegram. I podczas gdy ten zajęty był

porządkowaniem na werandzie, ona naprędce skreśliła parę słów na

papierze.

Konsul Waldeck Frankfurt nad Menem Furstenhof.

Pierwszy ból przeminął, nie ma obawy. Wszystko będzie dobrze.

List jutro. Z serdecznym pozdrowieniem Grotthus.

Oddawszy telegram służącemu i jeszcze raz zaleciwszy pośpiech,

background image

udała się na spoczynek. Na stoliczku nocnym stojącym tuż obok

łóżka, wyzierała z prostych, brązowych ram, postać młodego oficera.

Pani majorowa, utkwiwszy w niej spojrzenie pełne matczynej miłości,

zamyśliła się głęboko. Długo się od niej nie mogła oderwać. Przed

oczyma jej duszy wyłoniła się nagle ciemnowłosa główka dziewczęcia

i jakiś delikatny głosik zdawał się szeptać: „ma takie dobre, kochane

oczy!"

Otrząsnąwszy się z tych marzeń, uśmiechnęła się do siebie.

— Jakże niemądra jest każda matka, gdy chodzi o jej własne

dzieci. Trudno ją odwieść o wznoszenia zamków na lodzie, które

niestety, tak szybko się rozpadają. Tak myślała, śmiejąc się sama ze

siebie.

* * *

Konsul Waldeck przybył z żoną do Berchtesgaden. Od dłuższej

chwili na dworcu oczekiwały na niego Ruth i pani Grotthus. Ruth,

silnie podniecona, utkwiła swe palące spojrzenie w stronę mającego

nadejść pociągu.

Niebawem z tłumu wyłoniła się dobrze jej znana postać. Był to

smukły,

przystojny

mężczyzna,

o

szpakowatych,

krótko

przystrzyżonych włosach i bujnych wąsach. Ruth rzuciła się ku niemu

z głośnym łkaniem, nie dbając zgoła o otoczenie i tuląc się do jego

piersi.

— Papa, mój dobry papa!

Patrzył na nią wilgotnymi oczyma.

background image

— Moja mała Ruth. Moje dobre dziecko!

I darząc się pocałunkami, trwali tak w serdecznym uścisku, jak

gdyby żadna siła na świecie nie mogła ich rozłączyć.

Tymczasem pani majorowa zwróciła się ku pięknej blondynie,

która śledząc z drwiącym uśmiechem to serdeczne przywitanie,

odwróciła się wreszcie z lekceważącym wzruszeniem ramion,

objąwszy przy tym ostrym, badawczym spojrzeniem smukłą postać

dziewczyny. Gdy pani Grotthus ku niej podeszła, uśmiechnęła się

protekcjonalnie.

— Pani Grotthus, nieprawdaż? — rzekła z pozorną uprzejmością.

— Jak pani widzi, mój mąż jest chwilowo zaabsorbowany, wobec

czego zmuszone jesteśmy same z sobą się zapoznać.

Lecz zanim pani majorowa zdążyła coś na to odpowiedzieć,

ujrzała rozglądającego się za nimi pana Waldecka.

— Wybacz kochana Erno, że pozwoliłem ci czekać. Oto moja

maleńka Ruth a to twoja mateczka, dziecino.

Ruth skłoniła się w milczeniu. Jeszcze dławiły ją łzy. Jednakże

pani Erna wyciągnęła ku niej z całą serdecznością swoje obydwie

ręce.

— Kochana Ruth, jestem jeszcze zbyt młoda, aby móc ci zastąpić

matkę, ale sądzę, że będziemy dobrymi przyjaciółkami. Czy zgoda?

Dziewczyna spojrzała na nią z powagą, po czym, kładąc

nieśmiało swe ręce w dłonie macochy, rzekła cicho:

— Postaram się, proszę pani.

— Cóż za ceremonie, dziecko! Jestem dla ciebie po prostu matką.

background image

Po cóż te formalności?

Ruth zacisnęła wargi, postanawiając uparcie milczeć. Lecz oczy

jej skrzyżowały się z poważnymi, pełnymi wyrzutu oczami pani

majorowej. Zebrawszy się więc w sobie, z trudem wykrztusiła:

— Musisz mieć dla mnie trochę więcej cierpliwości, dopóki się

znowu nie przyzwyczaję do tego słowa.

— Naturalnie, to się z czasem ułoży. Ale na razie byłabym

zdania, żebyśmy się trochę ruszyli z miejsca, gdyż nasza familijna

scena zdążyła już zwrócić powszechną uwagę.

Towarzystwo skierowało się ku czekającemu powozowi.

Zaledwie pani Erna przestąpiła próg domu, udała się do

przeznaczonych dla niej apartamentów, by przy pomocy mrukliwej

garderobianej zakrzątnąć się koło swej toalety. Również i Ruth się

oddaliła. Został tylko pan Waldeck z panią Grotthus. Podszedłszy ku

niej, ujął jej dłonie w serdecznym uścisku.

— Moja kochana, czcigodna pani majorowo, z całej duszy

dziękuję za telegram, który uwolnił moje serce ze straszliwego

ciężaru. Jak Ruth przyjęła wiadomość o moich zaślubinach?

— Największą jej troską była obawa, że straci miłość swojego

ojca. Jeśli tylko ta będzie zachowana, wróci jej dawny spokój.

— Jest tak dziwnie zmieniona. Co to się z tego mojego małego

dzikusa zrobiło!

— Ot, po prostu młodziutkie stworzenie, które wytęża całą swoją

energię żeby jakoś znośnie przejść nad pierwszym bólem, jaki jej

background image

zadało życie.

— Gdyby tylko nie była tak zacięta! Cóż sobie moja żona o tym

pomyśli?

— Pani konsulowa na pewno zrozumie i wybaczy, jeśli tylko

trochę zada sobie trudu, aby wejść w jej położenie. Proszę pana tylko

o jedno: o trochę cierpliwości dla tego dziecka! Państwo zabawią tutaj

tylko parę dni. Gdy w jesieni znowu się spotkamy w Berlinie, jestem

przekonana, że pańska córka stanie już na wysokości swego zadania.

Sądzę bowiem, że do tego czasu uda jej się zupełnie odzyskać

równowagę duchową.

W tym momencie nadeszła pani Erna i uśmiechając się

szelmowsko, zapytała:

— Cóż to za tajemnice, czy może przeszkadzam?

— Mówimy o mojej córce, Erno. Musisz być dla niej

wyrozumiała. Ona jest...

— Nieco o mnie zazdrosna — uzupełniła zdanie, śmiejąc się. —

Ach, drogi Herbercie, nie rób z tego od razu całej tragedii, jakoś to

wszystko się ułoży. Pozwól jej trochę się podąsać, bynajmniej jej nie

mam tego za złe. Najlepiej zrobisz, ofiarowując jej jakiś prezent, ot

jakiś klejnocik, którego ci przecież nie brak, a zobaczysz, że wszystko

jakby ręką odjął.

Na szczupłej, energicznej twarzy Waldecka pojawił się odcień

zdumienia.

— O, mylisz się Erno. W takim razie nie znasz mojej Ruth. Z

pewnością nie świecidełka jej teraz w głowie.

background image

Spojrzawszy na niego z mądrym uśmiechem, i skłoniwszy się

z gracją, rzekła:

— Pozwolisz, że będę innego zdania. My kobiety, nie

przestajemy o nich myśleć w najtragiczniejszych nawet momentach

życia. Zrób co ci radzę, a doczekasz się cudów.

To powiedziawszy rzuciła się na krzesło i zastygła w niedbałej

pozie. Waldeck spojrzał pytająco na panią majorową.

— Jak pani sądzi, czy to pomoże?

Pani majorowa zaprzeczyła ruchem głowy.

— Nie, z pewnością nie. Najlepiej zostawić ją w spokoju i w

ogóle nie zwracać uwagi na zmianę, jaka w niej zaszła. W ten sposób

sama nad tym przejdzie do porządku dziennego.

Pani Erna, złożywszy swe dłonie końcami palców do siebie,

rzekła tonem nieco impertynenckim:

— Twoja córka zdaje się istotnie widzieć we mnie jakąś morową

zarazę albo inną plagę egipską. Nie powiem, żeby to było dla mnie

takie pochlebne.

— Szanowna pani zechce wziąć pod uwagę, że Ruth jej przecież

zupełnie nie zna. Powodem jej bólu nie jest bynajmniej osoba pani,

lecz sama sprawa jako taka. Jestem głęboko przekonana, że po

bliższym poznaniu trudno będzie Ruth oprzeć się pani osobistym

walorom oraz jej czarującej uprzejmości.

Dyplomatyczna przemowa pani majorowej nie minęła się

bynajmniej ze swoim celem. Pani Erna, mile połechtana w swej

próżności, uśmiechnęła się łaskawie do męża, który odetchnął z ulgą, i

background image

rzekła:

— Sądzę, że najlepiej zrobimy, idąc za radą pani majorowej, to

znaczy, że pozwolimy do woli nadąsać się dziewczynie.

Waldeck ucałował z serdeczną czcią dłonie swej żony.

— Jesteś prawdziwym aniołem, moja Erno!

Pani Grotthus cicho wysunęła się za drzwi.

— Biedna mała Ruth! — pomyślała. Coś ją pchało, by odszukać

młodą dziewczynę, która w poważnym skupieniu siedziała w swoim

pokoiku. Gdy pani majorowa weszła, Ruth przywitała ją zmęczonym

uśmiechem.

— Nie mów teraz do mnie, kochana cioteczko. Chciałabym

wpierw nad sobą zapanować.

— Chodź dziecko, zejdziemy do ogrodu, gdzie podadzą nam

w pawilonie herbatę. Niebawem przyjdą też twoi rodzice i twój ojciec

ucieszy się, gdy cię tam zastanie.

Dźwignąwszy się, Ruth przetarła czoło kolońską wodą i

uporządkowawszy włosy, udała się za panią majorową.

Tymczasem Waldeck, zostawszy sam na sam ze swoją żoną, rzekł

do niej:

— Nie gniewaj się na Ruth, moja kochana. Za bardzo przywykła

do mojej pieszczoty, by móc tak od razu pogodzić się z faktem, że kto

inny teraz zajął w mym sercu pierwsze miejsce!

Spojrzała na niego uwodzicielsko.

— Czy tylko zawsze tak będzie? Czy i mnie, szkaradny

człowieku, z czasem stamtąd nie wypędzisz?

background image

Pociągnąwszy ją namiętnie ku sobie, począł pokrywać jej usta i

oczy gorącymi pocałunkami.

— Wiesz dobrze, że moja miłość do ciebie wykracza ponad

wszelkie granice, że kocham cię wbrew wszelkim rozumowaniom i że

posiadanie ciebie czyni ze mnie najszczęśliwszego człowieka na

ziemi.

Śmiejąc się, wysunęła mu się z ramion.

— Szalony człowieku, jeśli mnie udusisz, to po całym twoim

szczęściu i twojej miłości.

Tymczasem Ruth i pani majorowa długo jeszcze musiały czekać

na zjawienie się małżeńskiej pary. Kipiąca zaś woda na herbatę

musiała kilkakrotnie wracać z powrotem do kuchni, dla ponownego

odgrzania.

Nareszcie, czule do siebie przytuleni, ukazali się w cienistej alei.

Ruth odprowadzała ich ponurym spojrzeniem. Opanowawszy się

jednak dzielnie, zdołała nawet spokojnie brać udział w rozmowie.

Uśmiechnąwszy się czule do ojca, podała macosze herbatę, po czym

usiadła obok nich.

— Czy robiłaś już jakieś większe wycieczki, kochanie? —

zapytał Waldeck córkę.

— Tak, ale tylko powozem, w towarzystwie pani Grotthus.

— A czy ci już wiadomo, że Fred Grotthus przyjeżdża, ażeby

wam towarzyszyć?

— Owszem, i bardzo się z tego cieszę. Może zechce wybrać się

background image

ze mną na Watzmann!

— O, niewątpliwie, jeśli tylko sobie tego będziesz życzyć. Musisz

i ty Erno tam się wybrać, ale dopiero na przyszły rok.

— Broń mnie Chryste Panie, Herbercie! Wolę oglądać góry z

dołu. Uważam za rzecz okropną, w pocie czoła windować się na

szczyty. Proszę cię kochana Ruth, jak możesz mieć takie upodobanie!

To nie dla kobiety! Boże, jak piekielnie niekorzystnie wygląda się po

takiej turze!

Ruth uśmiechnęła się.

— Nic podobnego! Trzeba tylko umiejętnie spiąć włosy, żeby się

trzymały, jakiś odpowiedni kostium, no i mocne buty, a wtedy ten

diabeł nie jest tak straszny, jak się tobie wydaje.

— Lecz mimo to będziecie musieli zrezygnować z mojego

towarzystwa. Z całą ochotą odstępuję tobie tę przyjemność.

Oczy Ruth rozbłysły radością. Patrzyła na ojca z uśmiechem,

który go wzruszył.

— Już teraz cieszysz się na to, moja mała? Lecz tego roku zastąpi

mnie oficer Grotthus.

Erna uśmiechnęła się.

— Pan Grotthus jest szykownym i miłym porucznikiem, a takim

daje się zawsze pierwszeństwo przed ojcem.

Ku uciesze Erny, twarzyczka Ruth jeszcze bardziej pokraśniała,

lecz mimo to odparła spokojnie:

— Na temat gustu trudno jest dyskutować.

Erna zwróciła się ku majorowej:

background image

— Mam mianowicie zaszczyt znać pani syna. Należy pani

pogratulować, szanowna pani. Jest to istotnie zachwycający młody

człowiek, jakkolwiek, jeśli chodzi o mój indywidualny gust, trochę za

poważny.

Staruszka skłoniła się z wdzięcznością.

— Potrafi także być i wesoły, pani konsulowo. To zależy od

nastroju, no i od towarzystwa. W istocie jednak jest to poważny

charakter.

— Jakikolwiek jest, kochana pani Grotthus, cieszy się

bezwzględnie moją sympatią — odezwał się ciepłym tonem pan

Waldeck. — Moim zdaniem jest on z natury ogromnie podobny do

swego ojca, a to w dużej mierze przemawia na jego korzyść.

Pani majorowa przesłała mu uśmiech pełen wdzięczności.

— Cieszy mnie bardzo, panie konsulu, że mój syn zdołał

pozyskać sobie pańską sympatię. Przyznaję zresztą otwarcie, że

jestem dumna z mojego chłopca.

— I nie bez racji — odparł konsul, podając jej swą dłoń — jest to

rzeczywiście wspaniały człowiek.

Ruth przysłuchiwała się w milczeniu.

Za parkanem ogrodu pojawiła się grupka turystów, a w ich gronie

jedna kobieta, która robiła swoim wyglądem trochę niesamowite

wrażenie.

Erna parsknęła głośnym śmiechem.

— Spójrzcie, proszę, na tego straszaka! Oto ilustracja do naszej

poprzedniej rozmowy. Boże, wybrałabym raczej śmierć, zanim

background image

zdecydowałabym się pokazać ludziom w tak opłakanym stanie.

Pani majorowa uśmiechnęła się.

— To rzeczywiście wyjątkowo smętny okaz, pani konsulowo.

Pani nie mogłaby tak wyglądać.

Na twarzy Erny pojawił się uśmiech zadowolenia.

— A pani, czy lubi się wspinać po górach?

— I owszem. Rozumie się, że nie mam na myśli jakichś

niebosiężnych szczytów — ten okres bowiem dawno już dla mnie

minął. Ale przyznaję, że jeszcze dziś chętnie powspinam się nieco pod

górę, ażeby zażyć tej wyjątkowej rozkoszy, jaką daje widok pięknego

skrawka świata. Ze St. Moritz roztacza się tak cudowny pejzaż z

widokiem na Salzburg, przy czym droga jest tak wygodna, że nie ma

mowy o jakimś przeforsowaniu. A takich tras jest tutaj sporo. Jestem

przekonana, że gdy tylko pani zapozna się z tutejszym krajobrazem, to

niewątpliwie wzbudzi się i w niej tęsknota za górami.

— Obawiam się, szanowna pani, że jej nadzieje odnośnie do mej

osoby okażą się złudne. Jestem z urodzenia wielkim leniem. Bardzo

chętnie przejechałabym się powozem. Czy miałbyś na to ochotę,

kochany Herbercie?

— Oczywiście, najdroższa, jestem w ogóle za wszystkim, co by

ci tylko mogło sprawić najdrobniejszą przyjemność. Moglibyśmy

wybrać się do Ramsan lub nad jezioro. Gdziekolwiek sobie życzysz.

Ruth, chyba będziesz nam towarzyszyć?

— Chętnie, papo!

— A po powrocie zaśpiewacie mi parę piosenek, dobrze?

background image

Erna spojrzała zdumiona.

— Zaśpiewacie? Czyżby i Ruth śpiewała?

— Jak to, czy ci nie opowiadałem o pięknym alcie mojej Ruth?

Już od szeregu lat pobiera lekcje u najlepszych profesorów i pilnie

ćwiczy.

— To naprawdę interesujące! Jestem szczerze zaintrygowana,

kochana Ruth. Wobec tego musisz jeszcze dziś się zaprodukować.

Wszak ci wiadomo, że to zahacza o mój zawód. Albo może jeszcze

nie słyszałaś, że byłam koncertową śpiewaczką?

— Owszem, mamo. Wiem o tym. Ale na ogół niechętnie popisuję

się przed obcymi ludźmi i obawiam się trochę twojej krytyki. Chyba,

że będziesz wyrozumiałym sędzią.

— Ależ naturalnie, dziecko. Umiem przecież odróżniać dobry

głos od złego! Tym bardziej, że dyletanci w ogóle nie podlegają

krytyce. Czy dużo i chętnie śpiewasz?

— Daje mi to pewną satysfakcję.

— W takim razie jesteś w możności ocenić, do jakiego stopnia

kocham twojego ojczulka, skoro dla niego zdecydowałam się porzucić

moją ukochaną sztukę. Dla niego wyrzekłam się sławy i rozgłosu,

żeby tylko móc żyć przy jego boku.

— I ufam, że nie będziesz miała powodu tego żałować — wtrącił

Waldeck, — Na rękach cię będę nosić, żeby zrekompensować ci to,

czego się dla mnie wyrzekłaś.

Erna uśmiechnęła się melancholijnie.

— Dla ciebie, Herbercie, ta ofiara jest niczym.

background image

Ruth zaczerwieniła się z zażenowania. Natura macochy wydała

jej się tak sztuczna i teatralna, że nie mogła pojąć zaślepienia ojca.

A gdy ten na znak wdzięczności zaczął swą żonę całować po rękach,

zmuszona była pod pozorem jakiegoś zajęcia, odwrócić się. Trudno

jej było pogodzić się z tym, że jej wspaniały ojciec stał się niejako

niewolnikiem kobiety o tyle niżej, jej zdaniem, stojącej. Pani Erna

z westchnieniem oparła się o poręcz krzesła.

— Właściwie jest to niesłuszne, że nie zużytkowuję daru, którym

mnie los obdarzył, na korzyść moich bliźnich — rzekła elegijnie.

Waldeck spojrzał na nią z czułością.

— Czyż nie radujesz mego serca swoim śpiewem?

Pani Erna trzepnęła go żartobliwie chusteczką po ramieniu.

— To przecież nie jest w porządku, Herbercie. Żeby artystka

mogła się rozwinąć, potrzebna jest jej publiczność. Przywykłam

śpiewać przed szerszym audytorium.

— I tego ci nie braknie na naszych zebraniach towarzyskich.

— To mnie w każdym razie trochę pociesza. Ruth, czy cieszysz

się na nadchodzącą zimę? Ja i twój ojciec planujemy wielkie

uroczystości,

które

i

tobie,

mniemam,

dadzą

satysfakcję.

Dowiedziałam się bowiem, że mimo twych osiemnastu lat, nie byłaś

jeszcze na żadnej oficjalnej zabawie.

— Nie, nie odczuwaliśmy aż do tej chwili tego braku. Było nam

dobrze ze sobą w domowym kółku. Przy tym nie tęskniłam nigdy za

szerszym towarzystwem.

— Teraz jednakże musi się to zmienić. Obiecałam to rozmaitym

background image

znajomym. Taka piękna złota rybka, jak ty moja Ruth, to przecież

prawdziwy rarytas! Toteż będzie to dla mnie prawdziwym

zaszczytem, móc cię wprowadzić w świat i pokazać wszystkim

młodym ludziom, wobec których jest to niejako moim obowiązkiem.

Pomyśl, jaką obydwie zrobimy furorę! Młoda mateczka z bogatą

córką na wydaniu — czyż to nie prawdziwy gwóźdź sezonu?

Ruth zacisnęła wargi, patrząc swymi dużymi, poważnymi oczyma

w jeden punkt. Możliwości, jakie Erna przed nią roztaczała, nie miały

dla niej nic pociągającego. Pani majorowa spojrzała troskliwie na

bladą twarz dziewczyny i, z wrodzonym jej taktem, skierowała

rozmowę na inne tory.

* * *

Na pierwszym piętrze willi znajdował się pokój, który urządzono

na salon muzyczny. Wspaniały fortepian a obok sztalugi, na których

porozrzucane w nieładzie leżały nuty. Pani Erna wyjęła je przed

chwilą ze stojącej obok szafki.

— Jak widzę masz wybór nie lada, moja kochana, i to rzeczy

dość poważne. Lecz to wszystko nie dla mnie. Trochę za łatwe.

Przywiozłam wprawdzie ze sobą trochę nut, lecz niestety, zmuszona

będę sama sobie akompaniować. Jestem bowiem pod tym względem

bardzo wybredna i zepsuta przez pewnego młodego muzyka, który

stale mi towarzyszył na moich koncertach. Byliśmy z sobą po

mistrzowsku zgrani.

— Mamo, a czy nie zechciałabyś spróbować ze mną? Postaram

background image

się dotrzymać ci kroku.

— No więc spójrz na te nuty. Czy dałabyś im radę tak bez

przygotowania?

Ruth przyjrzała się nutom, które podała jej Erna. Delikatny

uśmieszek pojawił się na jej twarzy.

— Sądzę, że jakoś pójdzie — rzekła krótko.

To mówiąc usiadła do fortepianu, rzuciwszy wpierw czułe

spojrzenie w stronę ojca. Pani majorowa zajęła z wyczekującą miną

miejsce obok pana Waldecka, z którym, przy pytaniu pani Erny, czy

Ruth da sobie radę z akompaniamentem, zamieniła znaczące

spojrzenie. Wiedzieli bowiem obydwoje, że młoda dziewczyna jest

pierwszorzędną pianistką i że najtrudniejsze nawet rzeczy opanowuje

z łatwością. Erna podeszła do Ruth, która wzięła właśnie pierwsze

akordy.

Rozległ się silny, doniosły głos młodej kobiety. Średnica była

pełna i czysta, lecz niskie tony były mgliste i zamazane. Co się zaś

tyczy górnej partii, to musiały one swym ostrym i twardym dźwiękiem

razić każde, choć trochę wrażliwe ucho. Był to bezduszny, brawurowy

śpiew,

pozbawiony

delikatnej

miękkości

oraz

głębszej

indywidualności, a wskutek tego nie trafiający zupełnie do słuchaczy.

Ruth akompaniowała bez zarzutu. Wydobywające się spod jej

palców tony przylegały pieszczotliwie do ostrej i częstokroć twardej

emisji głosu i łagodząc go w ten sposób, przyczyniały się w dużej

mierze do upiększenia śpiewu.

Pani Erna, przyjąwszy z łaskawym uśmiechem pochwały

background image

obydwojga słuchaczy, z uznaniem zwróciła się do Ruth:

— Ależ ty bajecznie akompaniujesz! Odtąd pozwolę sobie

częściej prosić cię o pomoc, ilekroć mi przyjdzie przestudiować coś

nowego.

— O ile tylko odpowiadam twoim wymaganiom, z całą ochotą

oddaję się na twoje usługi.

— W zupełności. Po twoim sposobie akompaniowania poznać od

razu, że sama śpiewasz. Ale teraz kolej na ciebie, moja mała Ruth.

Jestem naprawdę szczerze zainteresowana twoimi możliwościami

głosowymi.

Usiadłszy obok męża, który ucałował jej dłoń, rzekła szeptem:

— Musimy być bardzo ostrożni w krytyce, żeby małej nie urazić.

Waldeck z rozrzewnieniem spojrzał na żonę:

— Jesteś prawdziwym aniołem, moja najsłodsza żono — rzekł

cicho.

Nagle pani Erna, jak gdyby podrzucona jakąś siłą, stanęła i

utkwiła oczy w Ruth. Otóż zabrzmiał dźwięczny jak ton dzwonu alt

młodej dziewczyny, wypełniając przestrzeń salonu zaczarowaną

muzyką. Żadnych zgrzytów ani niedociągnięć. Jednako piękne tony

następowały równomiernie po sobie, snując wokół słuchaczy

atmosferę zadumy i ukojenia.

W oczach pani majorowej błyszczały łzy, a i Waldeck spoglądał

na swoją córkę jak gdyby przez wilgotną mgłę. Jej śpiew wzruszył go

głęboko i zdawało mu się, że jeszcze nigdy tak pięknie nie śpiewała.

Najbardziej jednak wyprowadzona z równowagi była pani Erna.

background image

Spodziewała się usłyszeć ładniutki, miły głosik, przyrzekając sobie

w duchu okazać się wspaniałomyślną i chwalić ponad miarę.

Tymczasem to co usłyszała, było ponad wszelkie oczekiwanie. Był to

śpiew prawdziwej, urodzonej artystki, który w serce Erny wsączył jad

zazdrości i zawiści.

Była na tyle mądra, by z miejsca się zorientować, że pod

względem artyzmu Ruth przewyższa ją o całe niebo. Z takim głosem i

takimi zdolnościami ta kobieta mogłaby zawojować cały świat,

podczas gdy tu dławi się ten talent w ciasnym kręgu domowych

słuchaczy. O ileż inaczej mogłaby się ukształtować jej własna

przyszłość, mając w zanadrzu taki majątek głosowy? A tutaj marnieje

ten boży dar, rzucony przez ślepy los tej złotej rybce, która na równi

z innymi, przyrodzonymi jej skarbami, strzeże go zazdrośnie przed

oczyma świata.

Gorzka zazdrość zawładnęła jej sercem. To, że została żoną

milionera i że z biedy i nędzy wydostała się na tak zaszczytne

stanowisko, wydało się jej nagle czcze i bezwartościowe. Niska

zazdrość artystki pęczniała w niej coraz bardziej, czyniąc z jej

pasierbicy przedmiot gorącej nienawiści. Z jej pięknych oczu strzeliło

złe, podstępne spojrzenie, zapalając je nieprzyjaznym płomieniem.

Pani majorowa podchwyciła je i zbladła.

Po skończonym śpiewie Waldeck podszedł do córki i przytulił ją

do piersi.

— Najserdeczniejsze dzięki, moja dziecino, prześlicznie

śpiewałaś. Jestem dumny z ciebie.

background image

Po czym, cały rozpromieniony, zwrócił się do Erny:

— No, jakże ci się podoba śpiew mojej Ruth, najdroższa? Czy i

ty nie uważasz, że jest czarujący?

Ze zdumieniem spostrzegł Waldeck w oczach żony niewygasłe

jeszcze złe, nieprzyjazne ogniki. Cały urok tej pięknej twarzyczki jak

gdyby nagle gdzieś pierzchnął, zdławiony maską sztucznego,

wymuszonego uśmiechu. Waldeck patrzał na nią przerażonymi

oczyma. Miał przy tym takie wrażenie, że spogląda w jakąś straszliwą

otchłań, którą aż do tej pory zdobiły najpiękniejsze kwiaty.

Wreszcie Erna opanowała się.

— Daruj, ale znowu nawiedził mnie ten głupi, nerwowy ból

głowy. Śpiew Ruth był istotnie piękny. Ale czuję się ogromnie

zmęczona, chciałabym wypocząć.

I nie żegnając się z nikim, wyszła z salonu.

Zaległo grobowe milczenie. Pozostali z zażenowaniem patrzyli

przed siebie. Wreszcie udało się pani majorowej z trudem nawiązać

leniwie ciągnącą się rozmowę.

Obydwie z Ruth zauważyły tę scenę, momentalnie orientując się

w sytuacji. Jedynie Waldeck popadł w głęboką zadumę. Na chwilę

została temu ślepo zakochanemu mężczyźnie zerwana z oczu zasłona

i jeśli nawet w tym samym niemal momencie, ulegając potrzebie

samookłamywania się z powrotem ją kładł na oczy, usiłując

zapomnieć, co widział, to jednak nie minął już przygnębiający nastrój,

kładąc głębokie cienie na dotychczasowe szczęście.

Ruth zbyt dobrze znała swojego ojca, żeby tego nie spostrzec.

background image

Gorąca trwoga o jego szczęście zerwała się w jej duszy. Nachyliła się

ku niemu czule.

— Nie martw się ojczulku, mamie ból głowy z pewnością zaraz

przejdzie. I mnie niekiedy śpiew drażni i męczy. To zależy od

chwilowego usposobienia.

Głaszcząc pieszczotliwie jej ręce, odetchnął z ulgą i spojrzał w

tak drogą mu twarz. Tak, niewątpliwie tak się rzecz miała. Erna była

po prostu zdenerwowana, a jemu, szalonemu, zdawało się, że widzi

coś, czego wcale nie było. Poczuł skruchę z powodu krzywdy jaką w

swych myślach wyrządził Ernie, więc podniósłszy się, rzekł do córki:

— Zaglądnę do niej, dziecino.

To mówiąc wyszedł.

Ruth odprowadziła go smutnym uśmiechem, po czym spokojnie

przeniosła swój wzrok na panią Grotthus. Ta z uznaniem jej

przytaknęła.

— Brawo, kochanie! Nie zapominaj nigdy o tym, co ci niedawno

mówiłam. Szczęście jest iluzją! Tak długo jak zdołasz ją w nim

podtrzymać, tak długo ono będzie trwać.

Tymczasem Waldeck leżał już u stóp swej ukochanej żony,

obejmując ją czule. Przeklinał ten nieznośny ból głowy, darząc ją

najpieszczotliwszymi imionami. Pozwalała na wszystko, opanowując

mądrze swój gniew. Pragnąc bowiem zawładnąć swym mężem,

musiała zatrzeć poprzednie niemiłe wrażenie, co zresztą się jej w

zupełności udało.

background image

* * *

Jakkolwiek ciężko było Ruth rozstawać się z ojcem, to jednak po

jego odjeździe z żoną odetchnęła z ulgą. Bardziej niż kiedykolwiek

przylgnęła teraz do pani majorowej, czerpiąc z jej mądrych i dobrych

słów spokój i ukojenie. Tych kilka tygodni uczyniło z tego

lekkomyślnego i wesołego dzieciaka, poważną i myślącą dziewczynę.

Zaczęła się zastanawiać nad życiem, czyniąc tajemny ślub, że

poświęci wszystko, co tylko będzie w jej mocy, żeby tylko

podtrzymać w ojcu iluzję szczęścia.

Od czasu wyjazdu konsula upłynęło parę dni. Radosny letni dzień

rozweselał góry i doliny. Wyszedłszy z bramy, Ruth stanęła w

ogrodzie. Nad kielichami kwiatów kołysały się motyle, a w

kwitnących kwiatach brzęczały pilnie pszczoły. Ruth podeszła do

krzaka róży, żeby zerwać kilka najpiękniejszych okazów do swego

pokoju. Miała na sobie lekką, powiewną sukienkę, a na ciemnych,

bujnych włosach, szeroki słomiany kapelusz.

Stojąc tak, cała skąpana w blaskach promieni słonecznych,

budziła prawdziwy zachwyt swą smukłą, pięknie zbudowaną postacią

i swą uroczą, szerokim rondem słomianego kapelusza ocienioną

twarzyczką. Spokojnym, pełnym powabu ruchem obcięła kilka róż,

układając z nich piękną wiązankę.

Pochłonięta swą czynnością nie zauważyła pary męskich oczu,

które zza ogrodzenia z zaciekawieniem ją śledziły. Patrzący musiał

doznawać nie lada rozkoszy, gdyż ani na chwilę nie odrywał swego

spojrzenia. Było to właśnie wtedy, gdy Ruth, chcąc lepiej ocenić

background image

piękność wiązanki, oddaliła ją nieco od siebie.

Nagle obudził ją z zamyślenia jakiś świeży, młody głos:

— Dzień dobry pani, panno Ruth!

Spojrzała zdumiona i zobaczyła śmiejącą się twarz młodzieńca.

Szybkim krokiem podeszła ku bramie, żeby ją otworzyć. Stał przed

nią młody, wysmukły mężczyzna, w skromnym, lecz eleganckim

sportowym ubraniu. Miał ciemne, gęste, krótko przystrzyżone włosy

oraz dziarską, energiczną twarz, z której jedynie czoło pozostało nie

opalone. Wyzierała z nich para ciemnych, szczerych oczu, które z

wyrazem serdecznej radości, pogrążyły się w poważnych oczach

młodej dziewczyny.

— Witam pana, panie Fredzie! A skąd pan się tu wziął? Przecież

miał pan dopiero jutro przyjechać. To dopiero niespodzianka!

Wyobrażam sobie zdumienie cioteczki, której ani w głowie zapewne,

że pan już tutaj.

To mówiąc pociągnęła go szybko za sobą. Śmiejąc się podążał za

nią, zatrzymawszy się w przedsionku, gdzie stanął przed nią w całej

krasie

młodzieńczej

męskości.

Popatrzywszy

na

niego

i

powstrzymując uśmiech, nakazała mu milczenie.

— Co pani teraz ze mną zrobi? — zapytał przyciszonym głosem.

Przez chwilę stała bezradna, wreszcie skinęła na niego.

— Już wiem. Proszę za mną iść, ale cichuteńko, na palcach!

Cioteczka zajęta jest pisaniem w swoim pokoju. Pójdę do niej i

zostawię drzwi nieco uchylone... Wejdzie pan dopiero wtedy, gdy pan

usłyszy odpowiedni sygnał.

background image

— A co będzie tym sygnałem?

— Będzie: pan porucznik!

— Pięknie, postaram się go zapamiętać.

Weszli na schody, wiodące na górę. On posłusznie: cicho i na

palcach, ona głośno i pewnie, akcentując każdy swój krok. Wszelako

chodniki, wyścielające schody, tłumiły odgłosy.

Nareszcie stanęli przed drzwiami pokoju pani majorowej. Ruth

uchyliła je nieznacznie.

— Czy można?

Pani Grotthus podniosła głowę.

— Naturalnie, kochanie. Cóż powiesz nowego?

— Przyniosłam trochę róż, by przyozdobić twój pokój.

— To pięknie moja mała, a ja sądziłam, że je ścinasz dla siebie.

Ruth weszła na środek pokoju, zostawiając drzwi na wpół uchylone.

Wstawiwszy róże do wazonu, rzekła swobodnie:

— Przecież i ty lubisz zapach róż.

— Niewątpliwie, lecz są mi tym milsze, że pochodzą od ciebie.

To mówiąc, przytuliła ją do siebie.

— Usiądź tutaj ciotuniu, chciałabym ci coś pięknego

opowiedzieć.

Śmiejąc się, pani Grotthus podeszła do Ruth i usiadła na krześle

tyłem obróconym do drzwi.

— Coś mi to strasznie uroczyście brzmi, Ruth. A więc siadam

i słucham:

— Hm... A więc, — była raz...

background image

— Tak się zaczynają wszystkie bajki.

Ruth usiadła naprzeciw niej.

— A więc... była raz kochana, złota mateczka. Miała ona

dorosłego już syna, który niestety, jako że był żołnierzem, ciągle był

od niej z dala. Dlatego też mateczka bardzo, bardzo za nim tęskniła,

pragnąc go mieć przy sobie.

Staruszka się uśmiechnęła.

— Mam wrażenie Ruth, że służę ci jako żywy model do twojej

wyimaginowanej historii.

— Masz zupełną rację, gdyż mateczka z mojej bajeczki nosiła na

palcu pierścień, zupełnie podobny do twojego.

To mówiąc, podeszła do pani majorowej i ująwszy ją za rękę,

dotknęła dłonią pierścienia.

— Twoja bajeczka zaczyna być interesującą...

— A więc posłuchaj — rzekła Ruth. — Pewnego razu, gdy

mateczkę dręczyła tęsknota za synem, ukazała jej się we śnie dobra

wróżka. I rzekła do niej: pierścień, który nosisz na palcu jest

czarnoksięskim pierścieniem. Ma on moc spełniania wszystkich

życzeń. Trzeba tylko, żebyś, pomyślawszy o czymś, równocześnie go

obróciła...

— O, to mi się podoba!

— No widzisz... Ale poczekaj, teraz nastąpi coś wyjątkowego.

Mateczka, ilekroć tęskniła za synem, wyrażała życzenie, by do niej

powrócił. Lecz za każdym razem musiała obrócić pierścień — proszę,

uczyń to samo... tak. A teraz życzę ci, by twój Fred nagle przed tobą

background image

się pojawił... Raz, dwa, trzy — i oto pan porucznik!

Fred Grotthus stanął w drzwiach. Matka i syn rzucili się sobie

w objęcia, nie mogąc oderwać się od siebie. Ruth delikatnie

wymknęła się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

— Szczęśliwi! — pomyślała z goryczą, przypomniawszy sobie,

jak nie tak dawno temu i ona z radością tuliła się do piersi swego

ukochanego ojca, witając go po długiej rozłące.

Poleciwszy służącemu zamrozić szampana i przygotować do

obiadu ulubione przez Freda pstrągi, wyszła do ogrodu. Wolnym

krokiem poczęła się piąć wąskimi ścieżynami pod górę, aż wreszcie

stanęła na najwyższym wzniesieniu ogrodu, gdzie mieściła się mała

altanka, zbudowana do oglądania okolic.

Stamtąd roztaczał się na okolicę Berchtesgaden cudowny widok.

Począwszy od Untersberge aż do Schónfeldspitze rozpościerała się

urocza, górzysta panorama. Ostro i wyraziście znaczyły się

wierzchołki gór na ciemnobłękitnym tle nieba. Ponad lesistymi

wąwozami unosiły się drżące opary.

Ruth, wsparłszy się o jedną z kolumn altanki, podziwiała

wspaniały krajobraz. Boskie tchnienie natury działało na nią

uspokajająco. Jej serce doznało ukojenia, a wszelakie troski jak gdyby

gdzieś pierzchły. Radosny spokój wstąpił w jej duszę. Stała tak dość

długo pogrążona w zadumie, gdy wtem doszedł ją odgłos czyichś

kroków... Fred i jego matka zbliżali się ku niej.

Uśmiechnęła się do nich z daleka.

— I czemuż to pani tak prędko znikła nam z oczu? — zawołał

background image

z wyrzutem młody porucznik.

— Nawet nie zdążyłam podziękować ci za twoją istotnie piękną

bajeczkę. Bo gdy tylko się odwróciłam, otrząsnąwszy się z pierwszego

wrażenia, już ciebie nie było.

— Wiesz dobrze cioteczko, że nie lubię być piątym kołem u

wozu. A że wam i beze mnie było dobrze, o tym powiedział mi mój

maleńki paluszek.

— Więc niewątpliwie i to ci ten maleńki, wścibski paluszek

powiedział, że Fred przepada za pstrągami.

Ruth zarumieniła się lekko.

— Nie, to przypadkowo wiem od ciebie.

— Ale pozwoli pani, że zarówno za pstrągi jak i za pomysłowe

wprowadzenie mnie do matki, złożę jej najserdeczniejsze

podziękowania.

To mówiąc, ujął z szacunkiem jej dłoń i złożył na niej pocałunek.

Patrzył przy tym na nią takim spojrzeniem, jak gdyby chciał

powiedzieć: „cóż z ciebie za kochane, złote stworzenie — maleńka

Ruth."

Rzecz prosta, że to słowo „mała" należało odnośnie do Ruth

rozumieć tylko w przenośni. Wzrostem bowiem dorównywała temu

wysokiemu, okazałemu mężczyźnie, sięgając mu niemal do ramion.

Nie ulega więc kwestii, że należycie zrozumiała to spojrzenie. Coś

niewymownie ciepłego, radosnego, lecz zarazem i niepokojącego

owładnęło jej istotą, potęgując uderzenia serca. To, że Fred Grotthus

miał o niej dobre mniemanie, napełniało ją żywiołową radością.

background image

Wesoło gawędząc, spacerowała nasza trójka jeszcze z jakąś

godzinkę po ogrodzie.

— Czy zamierza pan, panie Fredzie robić jakieś większe

wycieczki?

— Rozumie się. I mam nadzieję, że będzie mi pani towarzyszyć,

panno Ruth. Tak przynajmniej zapewniał mnie pani ojciec.

— A czy nie zepsuło to panu humoru? — zażartowała.

— Jak widzę to i potrafi pani być złośliwa. Nie podejrzewałem

u pani tej przywary!

— Przecież nie mogę wiedzieć, czy jako towarzyszka jestem dla

pana w górach pożądana.

— No, tego powinna była pani być pewna! Przeciwnie, bardzo

się z tego cieszę, gdyż mi wiadomo, jaka z pani doskonała turystka.

— Aa, więc to tak?! Z ostrożności zasięga się wpierw informacji!

— Rzecz prosta! Przecież muszę się z tym liczyć, gdyż będę

musiał się do tego dostosować. Tym bardziej, że nie należy zbyt wiele

pod tym względem spodziewać się po kobietach.

— Mój chłopcze, Ruth skacze po górach jak koza — rzekła pani

majorowa, uśmiechając się. — Kto wie nawet, czy zdołasz dotrzymać

jej kroku.

Uśmiechnąwszy się pod wąsem, wyprężył Fred swą młodzieńczą,

krzepką postać.

— Nie sądzę, by żołnierz pozwolił zawstydzić się kobiecie. A

pani co o tym myśli, panno Ruth, czy dam pani radę?

— No, nie wiadomo — droczyła się. — W górach czuję się jak

background image

ryba w wodzie, a pan — prosto z berlińskiego asfaltu, kto wie, może

trochę zbyt mieszczański.

— Jest to termin, który dla nas, żołnierzy, w ogóle nie istnieje!

— W takim razie pozostaje nam tylko naocznie się o tym

przekonać. Jutro pan jeszcze wypoczywa, ale pojutrze możemy już

wziąć się do dzieła. Czy zgoda?

— Życzenie pani jest dla mnie rozkazem!

— Ale co powie na to cioteczka, czy nie będzie zazdrosna o

swojego syna, którego jej od czasu do czasu uwiodę?

— O, zapewniam cię, że będę się tylko z tego cieszyć, że idzie

w twoim towarzystwie. Ale chwilowo wołają nas na obiad.

Rozmawiający podążyli w stronę domu.

Fred podał Ruth swe ramię, chcąc ją poprowadzić do stołu. Lecz

ta, potrząsając główką, odparła:

— Proszę je podać matce. Ilekroć bowiem kroczy obok swego

„jedynaka", twarz jej promienieje dumą i radością. A największa to

dla mnie przyjemność, gdy widzę koło siebie szczęśliwe twarze.

Fred skłonił się w milczeniu i zwrócił się do matki. Na twarzy

jego odmalował się wyraz głębokiej powagi. Przy stole był chłodny i

pełen rezerwy. Ruth, patrząc ze zdumieniem na jego zmienioną twarz,

szukała spojrzeniem wyjaśnienia u pani majorowej.

Ta z miejsca się domyśliła, że Fred poczuł się czymś dotknięty.

Znała bowiem na wylot swego syna, który najpewniej fałszywie

zrozumiał odmowę Ruth, tłumacząc ją sobie jako chęć wytworzenia

między

nimi

odpowiedniego

dystansu

oraz

przekreślenia

background image

jakiejkolwiek poufałości, której najwidoczniej sobie nie życzyła. Oto

przyczyna jego powściągliwości, którą z kolei Ruth interpretowała na

swoją niekorzyść.

— Cóż ci takiego w drogę wlazło Fredzie, że masz taką krzywą

minę? — zapytała pani Grotthus z pozorną obojętnością.

Oczy Freda skrzyżowały się z wyczekującym spojrzeniem Ruth,

które zawisło na jego twarzy. Jego smagła twarz oblała się ciemnym

rumieńcem. Utkwiwszy wzrok w stojącym przed nim talerzu, odparł,

nie podnosząc głowy:

— Czyżbym był inny niż zwykle?

— Tak mój chłopcze, znam cię dobrze. Coś przykrego ci się

zdarzyło. A może odmowa Ruth tak na ciebie podziałała? Czy to cię

tak martwi?

Zażenowanie jego jeszcze się wzmogło.

— Nie mówmy o tym, mateczko. Panna Ruth ma zupełną rację,

odpierając podobne natręctwa.

Ruth zbladła, patrząc na niego wielkimi, przerażonymi oczyma.

— Źle mnie pan zrozumiał, panie Fredzie! Jest mi

niewypowiedzianie przykro, że pan w ten sposób o mnie myśli.

W jej głosie było tyle prawdziwej szczerości, że nadmiernie

wrażliwy młodzieniec czuł się udobruchany.

Odpowiedział zrezygnowanym tonem:

— Nie widzę powodu, dla którego miałbym o pani źle myśleć!

Ma pani zupełne prawo zwrócić uwagę synowi gospodyni domu jej

ojca, że jako taki stoi poza obrębem jej sfery.

background image

Z wypowiedzianych słów przebijała gorycz i rozdrażnienie. I

dopiero teraz stało się jasne dla Ruth, co było przyczyną jego

niejednokrotnie szorstkiego i wstrzemięźliwego zachowania się

względem niej. Widać przypuszczenia jego matki były trafne, gdy

mówiła: „nie chciałby uchodzić za natarczywego". Upewniwszy się

więc co do tego, odzyskała z powrotem humor i swobodę a

zapomniawszy o poprzedniej przykrości, wyciągnęła nagle ku niemu

rękę poprzez stół, wybuchając szczerym, beztroskim śmiechem.

— Za karę za te brzydkie słowa, pasuję pana na mego rycerza,

który będzie zmuszony przez całą zimę asystować mi na wszystkich

balach i zabawach i pod grozą surowej dyscypliny prowadzić mnie do

stołu. I co my to jeszcze za okropności wymyślimy cioteczko, ażeby

tego złoczyńcę ukarać? Wstydź się pan, panie Fredzie! Syn

najbardziej oddanego przyjaciela mojego ojca i naszej ponad wszystko

umiłowanej cioteczki, która niczym najlepsza matka troszczy się o

mnie i zabiega, nie powinien siebie i mnie tak nisko oceniać.

Młody człowiek w milczeniu wysłuchał tej wzniosłej tyrady i

ciepły, radosny błysk zajaśniał w jego oczach. Popatrzywszy jej

głęboko w oczy, złożył na jej dłoni gorący pocałunek.

— Tak, wstydzę się panno Ruth, ale to kazanie, które mi pani

wypaliła, czyni mnie dumnym i szczęśliwym, zarówno jak i kara,

którą mnie pani obarcza. Tylko że ona może mnie zachęcić do

dalszego grzeszenia.

— W takim razie byłabym niepocieszona.

— Nie, tego chciałbym naprawdę uniknąć. Obiecuję solenną

background image

poprawę, proszę mi tylko tym razem wybaczyć — prosił serdecznym

tonem.

Uśmiechnąwszy się do niego, rzekła żartobliwie do pani

majorowej:

— A teraz kolej na ciebie, cioteczko. Wyłajaj go porządnie.

Miałaś, jak widzę, rację twierdząc, że mu daleko do ideału.

Z mądrym uśmiechem patrzyła pani Grotthus to na jedno, to na

drugie.

— Na dziś może wystarczy, Ruth. Obawiam się bowiem, że

zepsuję wrażenie twojej świetnej przemowy.

* * *

Cicho i tajemniczo spoczywało jezioro ujęte w ramy

wysokosiężnych, stromych skał. Był to dzień kończącego się lata.

Okres wzmożonego ruchu przejezdnych już minął. Po gładkiej i

lśniącej powierzchni wody sunęło zaledwie kilka wiosłowych łodzi.

Jedną z nich sterował krzepki, silny rybak oraz starsza kobieta o

ogorzałej cerze. Oboje mieli na sobie strój narodowy.

Mężczyzna o jasnych włosach i brodzie oraz bystrych niebieskich

oczach wyglądał jak posąg z brązu, w który wstąpiło życie.

Ciemnobrązowe były jego twarz, szyja, piersi, nagie ramiona, kolana

oraz krótkie skórzane spodenki, które tylko tu i ówdzie przeświecały

jaśniejszymi plamami.

W równomiernym tempie poruszały się bezgłośnie ich wiosła,

podczas gdy reszta naprzeciw siebie siedzących w łodzi w milczeniu

background image

wchłaniała piękno przesuwających się obrazów. Pani Grotthus otulona

grubym pledem siedziała z Ruth Waldeck naprzeciw syna.

Przenikliwy chłód wionął od wody. Ukryte za chmurami słońce od

czasu tylko do czasu rzucało słabe refleksy na lustrzaną taflę jeziora.

Watzmann nałożył na siebie czapę z mglistych oparów, a od

strony Steinernes Meer zaczęły nadciągać groźne chmury.

Ruth, zanurzywszy dłoń w zielonawą toń, poczęła z nią igrać,

rozbryzgując niekiedy całe kaskady brylantowych kropelek. W oczach

jej malował się wyraz błogiego rozmarzenia. Fred przyglądał się jej

z powagą. W ciągu tych niewielu tygodni wspólnego pobytu, zbliżyli

się ku sobie bardziej, niż by to w przeciętnych stosunkach

towarzyskich uczynić mogły lata. Niejednokrotnie udało mu się

poprzez jej ciemne, kochane oczy zajrzeć w głąb jej serca i jak w

otwartej księdze, czytać w budzącej się duszy młodego dziewczęcia.

Lecz działała na niego nie tylko zewnętrznym czarem i urokiem.

Umiała go nadto ująć całym swoim sposobem bycia i zainteresować.

Jej głęboka, a przy tym pełna nietkniętej świeżości natura, potrącała

pokrewne jego charakterowi struny. A im bardziej wnikał w jej istotę,

tym wydawała mu się wyższą i bardziej wartościową. Ile okazała taktu

i wyszukanej delikatności, zdejmując z niego tę nieuzasadnioną

trwogę, która go poprzez te wszystkie lata z dala od niej trzymała. W

jak miły sposób umiała się zatroszczyć o jego wygodę i jak zręcznie

się zakrzątnęła, żeby jego matka mogła wykorzystać każdą chwilę

pobytu swego ukochanego syna.

Jak prosta i naturalna była w codziennym obcowaniu! Ani śladu

background image

tej wyższości, która w tak dużym stopniu cechuje bogate i

rozpieszczone kobiety. Ta milionowa dziedziczka była tak dziewczęco

prosta, bez cienia wyniosłości i dumy.

Lekkie westchnienie wydarło się z jego piersi. Jaka szkoda, że

jest tak dla niego niedostępna. Całe serce złożyłby u jej stóp. Lecz po

cóż o tym myśleć? Nie ulega bowiem wątpliwości, że mimo prostoty,

wyśmiałaby go najzwyczajniej w świecie, gdyby pewnego dnia przy-

szedł do niej i powiedział: „Kocham Cię, czy chcesz zostać moją?"

On, taki sobie zwyczajny oficer. Bo i rzeczywiście można się z tego

śmiać.

A jej ojciec? Cóż by on powiedział na taką śmiałość? Nie,

stanowczo lepiej o tym nie myśleć. Bądź rozsądny Fredzie Grotthus, i

nie rób głupstw. Najlepiej uczynisz, jeśli w ogóle na to kochane

stworzenie nie będziesz patrzeć. Bo i po co? Czy po to, abyś już do

reszty stracił głowę?

I to wtedy, gdy będzie już za późno? Hola, mój chłopcze, należy

jasno i trzeźwo patrzeć. Ot, użyj sobie raczej jeszcze tych parę dni w

tej rozkosznej ciszy górskiej, nie rozmyślając daremnie o tym, co by

mogło być, a co przecież być nie może.

Odrzuciwszy w tył głowę, zaczął głośno śpiewać jakąś alpejską

pieśń...

Ruth z uśmiechem patrzyła na niego.

— Czy zamierza pan zbudzić wszystkie górskie duchy?

— Nie, chciałem się tylko pani przypomnieć, albowiem miałem

wrażenie, że zapomniała pani nie tylko o bożym świecie, ale także

background image

o mojej, mało zresztą ważnej, osobie.

— A na to oczywista nie może sobie pozwolić niemiecki oficer.

Lecz zapewniam pana, że ani na chwilę nie zapominam, w jak

dostojnym towarzystwie się znajduję.

— Za tę wytworną, maleńką złośliwość, winna mi jest pani

pewne zadośćuczynienie. Musi nam pani zaśpiewać jakąś piosenkę.

Wyobrażam sobie, jak pięknie rozbrzmiewać będzie nad wodą pani

czarujący, głęboki alt. Może wtedy jakoś raźniej obudzą się ze snu

wodne rusałki i górskie chochliki.

Delikatny, szyderczy uśmieszek zaigrał na jej twarzy.

— Musieć, to ja co prawda nie muszę, ale jeśli pan pięknie

poprosi, to może to uczynię.

— W takim razie z całego serca proszę. Czy to pani wystarcza,

czy może mam upaść jeszcze na kolana?

— Broń Panie Boże! To by dopiero było, istna katastrofa! Jeśli

pan nie będzie cicho siedział, to wszyscy pójdziemy na dno. I tak już

dość pokaźnie łódź się przechyla na naszą stronę. Proszę tylko

spojrzeć na przerażoną twarz cioteczki. Pewnie już nas widzi

pochłoniętych przez fale.

Otuliwszy się szczelniej pledem, pani majorowa zgromiła ich

żartobliwie:

— Oj, wy głuptasy!

Ruth spojrzała pytająco na młodego człowieka.

— Co mam zaśpiewać?

— Zwyczajną piosenkę, może jakąś ludową.

background image

Utkwiła swe oczy w jego źrenicach, jak gdyby chciała w nich

wyczytać, o czym ma zaśpiewać. I on zatonął w jej płomienistych

gwiazdach, nie mogąc się od nich oderwać. Tak trwali pogrążeni w

sobie, dopóki ciemny rumieniec nie wykwitł na licach dziewczyny,

póki męska pierś nie poczęła gwałtownie się podnosić. A wtedy

obydwoje odwrócili głowy. W tej samej chwili ozwał się głos Ruth,

zrazu cichy, potem coraz silniej i pełniej nabrzmiewający ponad

klarowną tonią jeziora.

Lecą listki z drzew, Leciuchne, wiośniane...

A potem radosny koniec:

Znów powróci miłość Na rok przyszły drugi...

Kolejno następowały pieśni, jedna za drugą. W głębokim

skupieniu, słuchali syn i matka uroczego śpiewu. Nawet rybak i jego

towarzyszka poczęli kiwać głowami, jak gdyby chcieli rzec:

— Co za wspaniały głos, czyściuteńki jak ten kryształ. Niby leśny

ptak.

Tymczasem łódź dobiła do górnego brzegu jeziora.

— Może wysiądziemy i trochę się przejdziemy? — zapytała

Ruth.

— Bardzo chętnie — odrzekła majorowa. — Nieco ruchu nie

zawadzi.

— Czy zmarzłaś, cioteczko?

— Nie, ale jakoś nie bardzo dziś przyjemnie nad wodą. Czyście

tego nie zauważyli?

— Mnie jest ciepło.

background image

— Mnie również. Lecz mimo to idziemy do leśniczówki.

Szli polami, wijącą się ścieżką pod górę.

Na szmaragdowych łąkach leżały porozrzucane różnorakiej

wielkości głazy, które prawdopodobnie z wiosną, wraz z lodem i

śniegiem pozsuwały się z gór. Po krótkiej wędrówce dotarli do

maleńkiego jeziorka o tajemniczej, niebieskozielonej barwie. Wokół

panowała uroczysta cisza.

Milcząco i poważnie wystawały z wody strzeliste, strome skały.

Tylko od czasu do czasu słychać było spadające, drobne kamyczki,

odrywające się od wietrzejących skał. Poza tym żaden, najlżejszy

nawet szelest, nie mącił ciszy tego uroczego zakątka. W milczeniu

usiedli na ławeczce stojącej nad brzegiem jeziora w cieniu

rozłożystych drzew, oddając się czarowi cudownego pejzażu.

Błogosławione chwile dla ciała i ducha w milczącej świątyni

natury. Jakiś cichy, marzący śpiew ukrytego w gąszczu ptaka. Widać i

on nie śmie odezwać się głośniej, by nie zakłócać boskiego spokoju.

— Nie zamieniwszy z sobą ani jednego słowa, wróciła nasza

trójka do opuszczonej łodzi, unosząc z sobą świadomość cudownego

przeżycia.

W St. Bartholoma spożyli w leśniczówce obiad. Ruth i Fred,

szukając słonecznego miejsca, usadowili się pod drzewami, podczas

gdy pani majorowa zmuszona była napić się tyrolskiego wina, ażeby

przepędzić nieprzyjemne dreszcze.

Fred zawisnął spojrzeniem na twardym, skalistym zboczu

Watzmanna.

background image

— Dziś trzy tygodnie jak byliśmy na jego szczycie — odezwał

się do Ruth.

Potwierdziła milczącym skinieniem głowy.

— Co za wspaniała tura! Ilekroć spoglądam z wysokości jakiegoś

wierchu, mam uczucie, jak gdybym przeżywała coś wielkiego i

niezwykłego. Szkoda, że się już kończą te nasze dalekie wycieczki. Po

pana wyjeździe pozostaną mi tylko zwyczajne spacery i przejażdżki w

towarzystwie pańskiej matki.

— Przynajmniej będę miał podstawę sobie wmawiać, że będzie

pani po moim odjeździe przykro. Bo inaczej gotowa by jeszcze pani

być rada, że się pozbyła tak nieznośnego towarzysza.

— Nieznośny jest pan właśnie w tej chwili. Niechże już pan

przestanie w ten sposób mówić o sobie. Gdybym pana nie znała,

pomyślałabym, że pan celowo tak się oczernia, dla wywołania mojego

protestu.

— Jakkolwiek daleki jestem od tego rodzaju zamiarów, to jednak

czynię to z przyjemnością, choćby dlatego, żeby ściągnąć na siebie jej

gniew. Jak pani widzi, panno Ruth, ja jeszcze wciąż popadam w moje

dawne grzechy, mimo jej serdecznych usiłowań, by mnie z nich

wyleczyć. Proszę tylko nie tracić cierpliwości i porządnie mnie

wyłajać. Nie ma pani wyobrażenia jak to dobrze na mnie działa.

— W takim razie pozwolę sobie rzetelnie wykorzystać tych kilka

ostatnich dni naszego wspólnego pobytu, ażeby potem będąc z dala od

nas, nie zapomniał pan o poprawie. Po powrocie zaś do Berlina mniej

więcej za parę tygodni, zgłosi się pan do mnie w celu odbycia pokuty.

background image

Nic bowiem nie będzie mu darowane.

Patrzył na nią z zachwytem.

— Ani się pani domyśla, jak bardzo się z tego cieszę! Asystować

pani przez całą zimę w charakterze rycerza jest tak zaszczytnym

wyróżnieniem, że niewątpliwie stanę się przedmiotem ogólnej

zazdrości. Daj tylko Boże, żeby przypadkiem nie znalazł się ktoś, kto

by mnie chciał z tego szczęśliwego siodła wysadzić.

— Któż by to miał być?

— Pani ojciec, macocha pani, albo ja wiem kto by jeszcze mógł

mieć do tego prawo...

Ostatnie słowa wycedził powoli, utkwiwszy w niej badawcze

spojrzenie, które było zarazem palącym pytajnikiem.

Zerwała się poruszona.

— Jedynie mój ojciec mógłby tu mieć jakieś słowo, a on będzie

się tylko z tego cieszyć. Poza tym nikt inny nie ma najmniejszego

prawa mieszać się do moich spraw, a tym samym i do pana, względnie

kwestionować taki czy inny mój wybór.

Fred chwyciwszy jej dłoń, złożył na niej gorący pocałunek, lecz

niebawem ją puścił i odszedł szybkim krokiem, patrząc prosto przed

siebie.

Oniemiała Ruth stała jakby wryta w ziemię. Lecz po chwili

z radosnym błyskiem w oczach podążyła spojrzeniem za oddalającą

się, smukłą postacią młodzieńca. Nie uszło to bacznej uwagi stojącej

opodal pani majorowej, która poczęła szeptać gorące słowa modlitwy.

background image

* * *

Upłynęło kilka dni. W powodzi rannego słońca lśnił srebrzystą

rosą ogród. Przed oczyma Ruth spoczywał w cichym majestacie

potężny, o złotym obrzeżeniu, łańcuch gór. Stanąwszy w drzwiach,

czekała na Freda. Pragnął on jeszcze przed wyjazdem odbyć z nią

ostatnią ranną przechadzkę, podczas gdy pani majorowa czyniła

przygotowania do podróży.

Nadszedł wolnym krokiem i po wzajemnym przywitaniu, ruszyli

obok siebie w milczeniu. Fred nie spuszczał z niej wzroku. Miała na

sobie krótki, popielaty kostium, a poruszając się z gracją, była praw-

dziwą rozkoszą dla oka. Idąc aleją cienistych drzew, zapłoniła się

lekko pod jego uporczywym spojrzeniem. W lesie panowała uroczysta

cisza.

Wydostawszy się na rozległą polanę, poczęli się piąć wąską

ścieżką pod górę, aż wreszcie dotarli do miejsca, gdzie pod

rozłożystymi jodłami mieściła się ławeczka. Usiedli w milczeniu,

patrząc w doliny. Bezmiar szczęścia wypełniał im serca po brzegi.

Wreszcie, parci jakąś tajemną siłą spojrzeli na siebie.

Dwie pary oczu sprzęgły się ze sobą. Jedne trwożliwe, pytające

— drugie pełne tłumionej namiętności, palące. Czas mijał, a oni wciąż

tak siedzieli zapatrzeni w siebie. Lecz na tym miejscu pozostał już

bezpowrotnie spokój ich serc.

Obudził ich z odrętwienia głuchy odgłos ścinanego drzewa. Ruth

szybko się zerwała.

— Musimy wracać Fredzie, bo gotów się pan spóźnić na pociąg.

background image

— Ciężko mi z panią się rozstawać, panno Ruth. Czy wierzy mi

pani?

Skinęła potakująco.

— Kto wie, czy odnajdę w Berlinie to, co zmuszony jestem teraz

opuścić. Czy będzie tam pani równie serdeczna dla mnie?

— Czemuż by nie?

— Tutaj byłem jedynym jej towarzyszem, podczas gdy tam

będzie pani przez wszystkich adorowana i podziwiana.

— To zupełnie nie wpłynie na nasz wzajemny stosunek, Fredzie.

Będzie mi pan zawsze bliższy aniżeli inni, niemal tak bliski jak brat.

Oczy jego, przy pierwszych jej słowach rozbłysły radością,

momentalnie jednak zgasły przy następnych.

— Jak brat! — padło ostudzająco na rozpłomienione jego serce.

— Jak brat! — okłamywała się Ruth, nie zdając sobie dobrze

sprawy z uczuć, które zaczęły kiełkować w jej sercu.

Pożegnali się ze sobą w obecności pani majorowej. Śmiejąc się i

żartując, nie spuszczali z siebie wzroku i tak trwali aż do samego

rozstania.

* * *

Dom konsula Waldecka jaśniał wspaniałym przepychem. U

wejścia, pod wystającym szklanym dachem, płonęła olbrzymia,

łukowa lampa, rozsiewając dokoła oślepiający blask. Gruby puszysty

dywan wyścielał podłogę, sięgając aż do ciężkich, rzeźbionych drzwi

bramy wejściowej, zdobnej w kunsztowne, metalowe okucia. U

background image

wejścia stał portier w bogatej liberii, z odznaką swej godności,

wyczekując nadchodzących gości.

Lokaje, przeznaczeni do pomocy przy zdejmowaniu w szatniach

odzieży, kręcili się po hollu w jasnopopielatych liberiach. Po

obydwóch stronach białych, marmurowych schodów, stały przepyszne

palmy, z których, na kształt pochodni, wystrzelały kandelabry z brązu,

zakończone małymi, elektrycznymi lampkami.

Bogato złocona krata z kutego żelaza w stylu barokowym,

tworzyła poręcz. Ciemnozielone, puszyste chodniki, przytwierdzone

złotymi sztabami, tłumiły na schodach i w korytarzach wszelkie

odgłosy. Rzęsiście oświetlone salony zdradzały wykwintny,

artystyczny smak. Bowiem mimo wielkiej wystawności, nie było

niczego, co by mogło razić najwybredniejsze nawet oko.

Jakkolwiek konsul Waldeck był synem dorobkiewicza, to jednak

odznaczał się wykwintnym smakiem, w czym dużą zasługę położyła

jego pierwsza żona, wysoce wykształcona arystokratka. Ona to, przy

zakładaniu tego gniazdka obmyślała z nim każdy najdrobniejszy

nawet szczegół, stwarzając w ten sposób, harmonijną całość.

Niestety! Niedługo było dane tej eleganckiej i wytwornej

kobiecie, cieszyć się tym wszystkim. Po niewielu latach

wyprowadzono ją po raz ostatni tymi drzwiami, do których przy

wejściu wręczono jej maleńki, złoty kluczyk, podczas gdy jej maleńka

dziewczynka smutnymi oczyma patrzyła z okna za konduktem

pogrzebowym, zaledwie sobie zdając sprawę, kogo jej zabrała śmierć.

Dziś powita gości następczyni tej bladej, smukłej pani, a obok niej

background image

stanie Ruth, która wyrosła na piękną pannę i ma być właśnie teraz

wprowadzona w świat dorosłych.

Pani Erna w koronkowej, powłóczystej sukni, promieniejąc

brylantami oraz zniewalającą urodą, kroczyła obok swego męża

zawieszona u jego ramienia, wodząc dokoła swym badawczym

wzrokiem. Ze swą majestatyczną postawą Junony, swymi marzącymi

oczyma, i cudnie zarysowanymi, purpurowymi ustami, wyglądała

oszałamiająco pięknie.

Waldeck, patrząc rozradowanymi oczami na swą uroczą żonę,

przytulił się pieszczotliwie do jej pełnego, białego ramienia.

— Czy wszystko jest według życzenia mojej pani? Czy jesteś

zadowolona, Erno?

Odpowiadając mu uśmiechem, oparła się silniej na jego ramieniu.

— Do tego stopnia, że aż graniczy to z niezadowoleniem.

— Dlaczego kochanie?

— Bo mi już nic nie pozostaje do życzenia. Być tak bogatą, by

móc każdej chwili zaspakajać wszystkie swoje pragnienia, to rzecz

istotnie arcynudna. W ten sposób każde życzenie traci swój urok.

— Ach, dziecko! Jest jeszcze taka moc różnorodnych rzeczy,

których nawet za cenę największego majątku nie można nabyć.

— Hm, w takim razie musi to już być rzecz zupełnie nieosiągalna,

którą mi trzeba będzie sobie wymyślić, ażeby nie oduczyć się pragnąć.

Ale oto i pani Grotthus. Pewnie szanowna pani powyznaczała już

miejsca?... A który to z panów będzie miał przyjemność towarzyszyć

mi przy stole?

background image

Pani majorowa raz jeszcze powiodła badawczym wzrokiem po

bogato przyozdobionych stołach.

— Ekscelencja Menert jest tym szczęśliwym, pani konsulowo.

— O, nieba! Ten głuchy starowina? Czy to już bez apelacji,

Herbercie?

Waldeck śmiał się rozbawiony.

— Musisz to jakoś znieść, kochanie. Gotów by się jeszcze

obrazić.

— Widzę, że nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przełknąć tę

gorzką pigułkę. Więc najpewniej nieba tak chcą. Ale przynajmniej,

ratujmy się z drugiej strony jakimś wesołym partnerem. Kim jest ten

wybraniec?

Pani majorowa odparła:

— Pan baron Soltenau. Ale jeśli to pani nie dogadza, mogę

usadowić go gdzie indziej.

— Nie, nie. Proszę już tak zostawić. Jest to wesoły i miły

towarzysz, z którym niejednokrotnie już się zetknęłam. No, więc tym

razem jestem zadowolona. A ty Herbercie? Tobie oczywista przypada

żona jego ekscelencji. Uważaj tylko, byś mi się w niej nie zadurzył!

Uśmiechnąwszy się, spojrzał Waldeck na panią majorową, jak

gdyby chciał rzec: „czy nie rozkoszny z niej dzieciak?"

— Obojętnie mi, kto koło mnie siedzi, skoro ty nim nie jesteś.

Pani majorowo, jak się dziś pani podoba moja żoneczka? Czy nie

wygląda zachwycająco?

Z rzetelnym podziwem staruszka spojrzała na urocze stworzenie.

background image

— Pani konsulowa jest najpiękniejszą kobietą, jaką zdarzyło mi

się spotkać. — rzekła poważnie.

Odrzuciwszy

dumnie

głowę,

Erna

przyglądała

się

z

zadowoleniem swemu odbiciu w lustrze.

— Jakoś istotnie jestem do ludzi podobna — rzekła z

upodobaniem, obracając się powoli. Leniwym ruchem sięgnęła ręką

ku swoim jasnoblond włosom nieco fantazyjnie spiętym i

przymocowała wysuwającą się szpilkę.

Stojąc tak z podniesionymi do góry ramionami wyglądała

rzeczywiście jak zjawisko. Waldeck zostawszy po wyjściu pani

majorowej sam na sam z żoną, przyciągnął ją namiętnie ku sobie.

— Moja żoneczka, moja słodka, rozkoszna żoneczka!

— Ależ Herbercie, uważaj, zemniesz mi suknię!

Pocałował ją w kark.

— Nie złościć się maleńka! Nie jest się tak piękną bezkarnie!

Pani Erna poczęła z nadąsaną minką przyglądać się trwożnie swej

toalecie, badając, czy jest w porządku.

— Jeszcze jednego całusa na przeprosiny. Zaraz się zaczną

schodzić goście, cóż mi więc pozostanie z mej czarującej żoneczki.

No, prędziutko!

Przymknąwszy oczy, podniosła ku niemu głowę. Lecz gdyby miał

możność zajrzenia w jej źrenice, byłby niewątpliwie dostrzegł wstręt,

z jakim poddaje się jego pieszczotom. Mimo bowiem, iż wyszła za

niego, nie wyrzekła się marzeń o kimś innym. W tej chwili pragnęła,

by ten człowiek, któremu się sprzedała, na zawsze utracił prawo do

background image

tulenia jej w swych ramionach.

I nagle spoza jego szpakowatej głowy wyłoniła się ku niej młoda

twarz mężczyzny, o ciemnych, ognistych, pełnych życia i werwy

oczach. I gorąca fala tęsknoty ogarnęła ją płomieniem.

Zanim Waldeck zdążył jeszcze raz uścisnąć swą żonę, weszła

Ruth. Miała na sobie sukienkę z cienkiego, białego jedwabiu, która

miękko i faliście otulała jej dziewczęcą kibić. Jej włosy upięte jak

zwykle, okalały niby ciemną, lśniącą koroną jej kształtną główkę.

Nie miała na sobie żadnej biżuterii z wyjątkiem złotej bransoletki

oraz maleńkiej broszki, wpiętej przy wycięciu sukienki. Wyglądała

uroczo i wdzięcznie w tej eleganckiej, lecz nader skromnej toalecie.

Ujrzawszy swą córkę, konsul Waldeck rozłożył ramiona i przyglądał

się jej z upodobaniem.

— Pozwól malutka, wyglądasz naprawdę zachwycająco.

Nieprawdaż Erno?

Rozumie się, że na tle majestatycznej piękności macochy,

dziewczęca prosta uroda Ruth malała. Nie uszło to uwagi Erny, która

stwierdziwszy to z wielkim zadowoleniem, nie omieszkała

wspaniałomyślnie wychwalać wygląd swej pasierbicy.

— Tylko nieco za skromnie, kochana Ruth. Dlaczego nie

włożyłaś klejnotów, które specjalnie na ten wieczór dla ciebie

wybrałam?

— Wybacz, ale zdawały mi się za wystawne dla mnie. Takie

drogocenne kamienie przystoją raczej takim królewskim postaciom

jak twoja, ale mnie przygasiłyby swym blaskiem.

background image

— Jak sobie życzysz. Nie chciałabym tylko, byś obok mnie

wyglądała jak kopciuszek. Nie uśmiecha mi się bowiem rola złej,

potwornej macochy.

— O, co do tego bądź zupełnie spokojna, Erno. Ruth ma zupełną

rację. Jest jeszcze zbyt młoda, by stroić się w brylanty. Dla mnie

młoda dziewczyna ma bez porównania więcej uroku, gdy jest

skromna. I z pewnością nie wyda się to komuś dziwne. Tym bardziej,

że toaleta każdej kobiety winna być dostosowana do jej wyglądu. To,

co by tobie jako kobiecie w pełnym rozkwicie dodało uroku i jeszcze

bardziej podkreśliło urodę, to niewątpliwie by zeszpeciło młodą

dziewczynę.

Tymczasem poczęli się schodzić goście, a w godzinę potem

wrzało już jak w ulu, w opustoszałych do tej pory pokojach. Ruth

wirowało w głowie od całej masy nazwisk, które obijały się jej o uszy

oraz od tych wszystkich czczych, a jednak nieuniknionych frazesów,

które zmuszona była przyjmować i odwzajemniać. Z utęsknieniem

wyczekiwała momentu uciszenia, szukając oczyma pani majorowej, w

pobliżu której zawsze się czuła spokojna i pewna siebie.

— Czy wolno zapytać, za kim tak pani wodzi oczyma? —

doszedł ją nagle dźwięk dobrze znanego jej głosu. Uradowana,

odwróciła się w tę stronę.

— Ach, to pan, panie Fredzie. Błagam pana, niech mnie pan

wyprowadzi z tego rojowiska, bo mi się już w głowie kręci.

Podał jej ramię.

— Spodziewałem się, że niedługo zapragnie pani spokoju i

background image

wytchnienia, dlatego trzymałem się w pobliżu, by być na jej

zawołanie.

Uśmiechnęła się życzliwie.

— Jest to obowiązkiem pana jako mojego rycerza. Ale gdzie się

schronimy, wszędzie pełno ludzi.

— W palarni jest teraz zupełnie pusto. Widziałem tam tylko moją

matkę.

— W takim razie spieszmy za jej przykładem.

I poszli.

Zaledwie pani Grotthus, śmiertelnie znużona przygotowaniami,

zdążyła wygodnie spocząć w jednym z foteli, gdy drzwi się otworzyły

i ukazała się w nich młoda para.

— Cioteczko, czy wolno nam razem z tobą zażywać tego

boskiego azylu, czy jako intruzi będziemy stąd wygnani?

— Nie przeszkadzacie mi, bynajmniej. Lecz cóż to Ruth, czyżbyś

już była syta tego wielkiego świata?

— Tam jest strasznie! Nigdy nie można być sobą. Nic, tylko

same frazesy, banały, udane uprzejmości. Przez chwilę zdawało mi

się, że już nie wytrzymam i niewiele brakowało, a popełniłabym

jakieś

szaleństwo,

jakąś

ekstrawagancję.

Ot,

jedynie

dla

przeciwstawienia się tej czczej, bezmyślnej paplaninie. Jeszcze do tej

pory bolą mnie usta od tego stereotypowego uśmiechu, który

kurczowo przylgnął do mojej twarzy.

Fred i jego matka pokładali się od śmiechu.

— Panno Ruth, jestem naprawdę niepocieszony! W tak młodym

background image

wieku być tak złośliwą... No i do czego to doprowadzi?

— Niech pan lepiej powie: tak stara i jeszcze nie zblazowana. To

by bardziej się zgadzało. Ale żart żartem. Daję słowo, nigdy nie

przypuszczałam, żeby uprzejmość, rozumie się ta obowiązkowa, była

tak męcząca.

W międzyczasie Fred przysunął jej krzesło, na które opadła z

westchnieniem ulgi.

— O ile mi wiadomo, to ta uprzejmość nie sprawia ci na ogół tak

wiele trudności, Ruth — rzekła z uśmiechem pani majorowa.

— Wobec tych których lubię i którzy mi są bliscy, niewątpliwie,

co zresztą nie jest bynajmniej zasługą. Ale ci wszyscy obcy ludzie,

spośród których większość wydała mi się wprost antypatyczna... Co ja

mam z nimi począć?

— Po prostu starać się ich poznać! Być może znajdzie się między

nimi ktoś, kogo pani z czasem nawet i polubi.

— Możliwe. Na razie jednak nie dostrzegam w tym tłumie ludzi

godnych zainteresowania.

— Ach, panno Ruth, gdyby to ktoś podsłuchał?

— Z pewnością by nie wziął tego do siebie. Każdy bowiem

człowiek ma o sobie jak najlepsze mniemanie.

Pani majorowa zaśmiewała się do łez.

— No i popatrzcie, co to za filozof zrobił się z tej małej. To po

prostu straszne. Czy doszłaś do tego drogą jakichś specjalnych

studiów?

Ruth również się śmiała.

background image

— Nie, cioteczko. Ale nie ulega kwestii, że musiałam już gdzieś,

kiedyś, natknąć się na tę mądrą sentencję. Cóż to pan, panie Fredzie,

z taką tęsknotą spoziera na drzwi? Czy pragnąłby pan może z

powrotem wrócić do towarzystwa? W takim razie proszę się mną nie

krępować. Udzielam mu dyspensy aż do kolacji. Jak pan widzi

znajduję się w nienajgorszych rękach.

— Nie tyle z tęsknotą, ile z trwogą. Obawiam się bowiem, że

obecność tylu ludzi nie pozwoli nam na bycie z sobą.

Pogawędziwszy jeszcze chwilkę z młodymi, pani majorowa

podniosła się.

— Trzeba mi wracać do mojego kieratu, ale ty kochana Ruth, nie

powinnaś na tak długo oddalać się od towarzystwa. Fred będzie ci

towarzyszył, nieprawdaż, synu?

— Jeżeli uważasz, że to konieczne, cioteczko.....

— W takim razie, panie Fredzie, rzucamy się ponownie w ten

przeklęty wir.

To mówiąc, oparła się silnie na jego ramieniu i pociągnęła go za

sobą.

— Panie Fredzie — zaczęła cichutko — wszak jest pan moim

przyjacielem, czy tak?

Popatrzył na nią z tkliwością.

— Jeżeli mnie pani upoważnia do nazywania się jej przyjacielem,

będę z tego dumny i szczęśliwy.

— W takim razie miałabym maleńką prośbę. Proszę mnie nie

odstępować w ciągu dzisiejszego wieczoru. Dobrze? Ojciec mój

background image

bowiem nie ma na to czasu. Jest czym innym zaabsorbowany, a ci

wszyscy obcy ludzie mnie zatrważają. Czuję się między nimi taka

samotna.

Pochylił się ku niej. A gdy zaczął mówić, czuć było w jego głosie

pewne drżenie.

— Życzenie pani, panno Ruth, napełnia mnie niewymowną

radością. Ale obawiam się, że osoba zwykłego, ubogiego porucznika,

asystującego córce pana domu, zwróci powszechną uwagę.

— Ależ proszę zostawić te śmieszne skrupuły. Jest mi

najzupełniej obojętne, czy to zwróci czyjąś uwagę, czy nie. Przecież

wszyscy o tym wiedzą, że pan należy niejako do naszej rodziny.

— A ojciec pani? Czy nie będzie to dla niego przykre?

— Nic podobnego! Przeciwnie, będzie temu rad, gdy zobaczy

pana w moim towarzystwie. On pana bardzo lubi.

— W takim razie jest to sympatia ze wzajemnością. Pani ojciec

to niezmiernie dobry i szlachetny człowiek. Mam dla niego pełny

szacunek.

Spojrzała na niego swymi ciemnymi oczyma, w których błysnęła

duma.

— To mi się podoba, panie Fredzie. Jestem istotnie ze swego

ojca dumna. Oto on! Proszę popatrzeć, tam stoi. Czy nie prezentuje się

wspaniale? Biją od niego duma i szczęście, nieprawdaż? Teraz

uśmiecha się do nas. Widzi pan, jak się cieszy, że jest pan przy mnie?

O, mój jedyny, ukochany ojczulek! Tak bezgranicznie go kocham.

W oczach jej zalśniły łzy. Wyglądała przy tym tak wdzięcznie

background image

i uroczo, że Fred byłby ją najchętniej zamknął w swoich ramionach

i już więcej nie wypuścił. A serce łomotało mu tak silnie, że omal nie

rozsadziło klatki piersiowej. Oddał je bezwolnie w posiadanie tej

małej czarodziejki, nie pytając już zgoła, czy to mądrze, czy głupio

zakochać się w dziedziczce wielkiej fortuny.

Jedno mu tylko było wiadome: że Ruth Waldeck była jego

przeznaczeniem i że musiał ją miłować całą mocą swych gorących,

tkliwych i serdecznych uczuć, do jakich tylko jego dusza była zdolna.

Czy może liczyć na wzajemność? Czy Ruth czuje coś do niego?

Gnębiły go te wątpliwości, ale jednego był pewien: swojego uczucia

do niej.

— Cóż pan tak nagle zamilkł? — wdarł się niespodzianie jej

słodki głosik w jego gorącą tęsknotą przepojone myśli. — Czy może

panu przykro, że go tak nieodwołalnie zarekwirowałam na ten

wieczór?

Podeszli ku oknu i tam na chwilę przystanęli. Patrzył na nią

gorącym spojrzeniem nie ukrywanej miłości.

Z kolei i ją ogarnął niepokój uczucia. Nie zwracając uwagi na

przepływające wokół nich fale rozhukanej zabawy, pogrążyła swe

oczy w jego ciemnych źrenicach i tak wzajemnie w sobie tonąc,

zbliżali się coraz bardziej do siebie.

I dopiero gdy podeszła pani Grotthus, odskoczyli nagle od siebie,

budząc się jak gdyby z ciężkiego snu... Ruth, ująwszy dłoń pani

majorowej, przyłożyła ją do swego policzka...

— Droga kochana cioteczko! — rzekła cichutko, chcąc niejako

background image

dać ujście rozpierającemu ją uczuciu szczęścia.

Staruszka spojrzała znacząco na obydwoje młodych. Daleka od

tego, by pragnąć dla swego jedynaka bogatego ożenku, uważałaby

jednak za wyjątkowo szczęśliwe zrządzenie losu, gdyby przypadkiem

tak się złożyło, że jej syn, pokochawszy zamożną dziewczynę i

uzyskawszy jej wzajemność, miał tym samym zabezpieczoną

przyszłość, wolną od zwykłych trosk i kłopotów, będąc pod tym

względem choć trochę od niej szczęśliwszym. Oczywiście, że

podłożem tego małżeństwa musiałaby być przede wszystkim miłość,

gdyż znając jego głęboko tkliwy charakter, wiedziała, że brak miłości

byłby dla niego prawdziwym nieszczęściem.

Miłość matczyna ma czujne spojrzenie. Domyślała się, że w

sercach tych dwojga zaczyna coś kiełkować, co może kiedyś ziści jej

tajemne życzenia. Ale cyt... nie dotykajmy tego! To, co w cichości i

ukryciu zbudziło się do życia, jest tak delikatne i subtelne, że

najlżejsze nawet muśnięcie może je zniweczyć.

* * *

Pani Erna była w przepysznym humorze. Baron Soltenau był

miłym i wesołym towarzyszem. Jego zuchwałe spojrzenia w tak

niedwuznaczny sposób wyrażały podziw dla siedzącej obok niego

pięknej kobiety, że próżność pani Erny w pełni była zaspokojona,

sycąc się wrażeniami, jakie wywierała na młodym, przystojnym

oficerze.

Wiedziała, że był zepsuty przez kobiety i że tylko najpiękniejsze

background image

znajdowały łaskę w oczach tego wyjątkowego smakosza i znawcy. Na

początku ich znajomości jego zachowanie się wobec niej było

powściągliwe i pełne rezerwy. Lecz podrażniona w swej próżności,

postanowiła za wszelką cenę i jego wciągnąć w swój zwycięski

rydwan. Biegła i doświadczona we wszystkich sztuczkach kokieterii,

zdołała i teraz, tym bardziej, że jej tak bardzo na tym zależało,

osiągnąć swój cel!

Rozumie się, że Soltenau z miejsca zmienił taktykę. Jej

wyjątkowa uprzejmość ośmielała go do różnorakich, jakkolwiek

nieznacznych, poufałości, tak że w niedługim czasie oczy ich zaczęły

prowadzić już zupełnie wyraźną rozmowę, co do sensu której żadne z

nich nie miało najmniejszej wątpliwości.

Baron Soltenau posiadał wyjątkowy dar nagłego wyrastania przy

boku pani Erny, gdziekolwiek się tylko pojawiała. Fakt zaś, że dziś

był jej towarzyszem przy stole, uważał po prostu za jej dzieło.

Skłoniwszy się przed nią, i podziękowawszy niemym, głębokim

spojrzeniem, zajął wyznaczone mu miejsce.

— Gorące dzięki za okazany mi zaszczyt, łaskawa pani. Postaram

się, by na niego zasłużyć.

— Niestety, panie baronie, podziękowanie nie mnie się należy.

Ot, zwyczajny przypadek, któremu pan zawdzięcza to zaszczytne,

mówiąc słowami pana, wyróżnienie.

— To okrutnie ze strony pani, że mnie chce pozbawić wiary w

pani dobroć.

Przesłała mu czarujący uśmiech.

background image

— Nie ulega wątpliwości, że gdyby mi na tym przypadku

zależało, to umiałabym się o niego postarać.

Ich spojrzenia spotkały się ze sobą.

— Błagam, niech pani tak na mnie nie patrzy, bo tracę zmysły

i głowę. — szeptał ochrypłym głosem.

Zadrżała. Tryskający z jego oczu żar ogarnął płomieniem jej

serce. Lekka gra mogła się w każdej chwili zmienić w coś poważnego.

Erna piła nerwowo chłodne wino, zwracając się zmieszana do swego

drugiego, głuchego towarzysza, który z zadowoleniem pogrążył się w

spisie smacznych potraw. Pełna żywiołowej wesołości gawędziła z

nim, spoglądając w stronę męża, któremu przytakiwała z daleka.

Tymczasem

Soltenau,

skierowawszy

swe

pozorne

zainteresowanie ku siedzącej obok niego, bladej i niepozornej

kobiecie z trudem nawiązał z nią rozmowę, gdyż odpowiadała mu

tylko monosylabami.

— Jeśli boskie słońce odwróci się ode mnie, to jestem skazany na

powolne konanie — szepnął ukradkiem na uszko pani Ernie.

Ta piła szybko i wiele. Krew pulsowała w skroniach, odbierając

jej wszelką rozwagę. Cała rozpłomieniona, wytrzymywała śmiałe

spojrzenia młodego mężczyzny, który pożądliwie wchłaniał w siebie

jej młodą, złotą urodę. Jego gorące oczy przepalały swym ogniem

wspaniałe, białe ramiona, wysmukłą szyję oraz maleńkie różowe

uszko, do połowy ukryte w gąszczu złocistej fali włosów.

— Nie wolno być aż tak piękną, nie wolno mieć takich oczu, co

pani ze mną robi?

background image

Trącając się kielichami, spoglądali sobie w oczy, które zdradzały

ich uczucia.

Właśnie w tym momencie Waldeck zatrzymał wzrok na swojej

żonie. Podchwyciwszy wyraz gorącej namiętności, śmiertelnie zbladł.

Jego drżąca dłoń tak kurczowo ścisnęła szklankę, że rozleciała się

w kawałki. Ale nie zauważył tego. Siedząca obok sąsiadka, widząc

ściekające po jego ręce wino, wydała głuchy okrzyk grozy.

I to go dopiero oprzytomniło. Zebrawszy się w sobie, zmusił się

do rozmowy. Z trudem wyrzucił z siebie parę słów. Jego własny głos

brzmiał mu dziwnie obco, jak gdyby ktoś inny w nim mówił. Ostry

ból szarpnął jego sercem. Nie spuszczał już wzroku z tych dwojga. W

rozpaczliwej udręce śledził biegnące ku sobie, pożądliwe spojrzenia

zakochanych. Czuł, że coś boskiego i pięknego rozpadło się w nim w

gruzy. Bezsilna wściekłość ściskała mu krtań.

I oto w tej kobiecie, siedzącej naprzeciw i z lekka pijanej, w

której oczach płonęła nieokiełznana namiętność, dojrzał nagle nie

żonę, lecz prawdziwą bachantkę. I momentalnie straciła ona swoje

dotychczasowe miejsce w jego sercu. A jeśli to było jej prawdziwe

oblicze, to biada i jemu, który w późnej jesieni swojego życia śmiał

jeszcze sięgnąć po szczęście, tak bezpowrotnie teraz zniszczone.

Głuchy jęk wydarł się z jego zgnębionej piersi. Dlaczego zatem

zgodziła się zostać jego żoną, skoro jej miłość dla niego była tak

nikła; że po kilku zaledwie miesiącach wspólnego pożycia jest w

stanie takimi oczyma patrzyć na innego mężczyznę? A jeśli go nie

kochała, to jak wytłumaczyć jej czułość i oddanie? Czyżby go miała

background image

— jego, starzejącego się mężczyznę, poślubić z wyrachowania?

Przecież tylokrotnie zapewniała go o swojej miłości, usuwając

sama wszelkie jego wątpliwości, tak że wreszcie ośmielił się poprosić

o jej rękę. A jeśli to wszystko było tylko zręcznie odegraną komedią,

to cóż za otchłań nikczemności dla jego przerażonych oczu! Ale czy

wolno mu myśleć w ten sposób? Czy aby przypadkiem jakiś złośliwy

chochlik nie zadrwił z niego, chcąc w niego wmówić rzeczy które,

jeśli były prawdą, to musiałyby tym samym bezpowrotnie pogrzebać

jego wiarę w żonę, co przecież nie mogło się stać pod żadnym

pozorem.

W tym samym momencie Erna zauważyła, że mąż ją bacznie

obserwuje, czując na sobie jego uporczywy wzrok. Zadrżała, lecz

natychmiast się opanowała. Podniósłszy kielich do ust, rzuciła mu

beztroskie, radosne spojrzenie, równocześnie rzekła cichym i na pozór

obojętnym tonem do Soltenaua:

— Proszę się mieć na baczności, mój mąż nas śledzi.

Soltenau natychmiast zorientował się w sytuacji i zagadnąwszy

swą bladą sąsiadkę, tak żywo się nią zainteresował, że Waldeck

odetchnął z ulgą, jak gdyby jakiś tłoczący go ciężar spadł z jego serca.

Po skończonej kolacji, Erna pobiegła do męża. Przytuliwszy się

pieszczotliwie do jego ramienia, rzekła:

— Najdroższy, tak bardzo przez cały wieczór tęskniłam. Czy to

konieczne, byśmy na tak długi czas byli z sobą rozdzieleni?

Spojrzała przy tym na niego tak czule, że najchętniej by ją

uściskał i zacałował na śmierć. Wymyślał sobie od ostatniego, że dał

background image

się unieść własnej imaginacji i mógł wyobrazić sobie jej niewierność.

— Czy naprawdę tak bardzo za mną tęskniłaś? — badał ją

boleśnie uporczywym spojrzeniem.

Delikatny uśmieszek zaigrał na jej twarzy.

— Oj, głuptasku, jak możesz o tym wątpić?

— Zdawało mi się bowiem, że tam przy stole, doskonale się

bawisz.

Potrząsnęła główką jak rozbrykany dzieciak.

— W samej rzeczy. Nie wyobrażasz sobie, co za nudna piła z

tego Soltenaua. Wmawia sobie, że wszystkie kobiety kochają się w

nim. Naciągałam go i drwiłam, że tylko boki zrywać. Muszę mu

jeszcze dowieść, że nie jest tak niebezpieczny, za jakiego się uważa.

— Tylko nie szalej zanadto, proszę! Gotowi jeszcze rzucić na

ciebie jakieś podejrzenia, od których moja żona musi być wolna.

Żaden bowiem cień nie śmie paść na twoją nieskazitelną opinię.

— Ależ nie bądźże nudny! Tak mnie to wszystko bawi.

W tym momencie nadeszła Ruth.

Popatrzył na nią z wymuszonym uśmiechem.

— Jak się czujesz ojcze? — zapytała troskliwie. — Jesteś tak

blady.

— To nic, moje dziecko, jest duszno, a przy tym ten gwar działa

mi trochę na nerwy. No, jakże ci się to wszystko podoba?

— I owszem, ojczulku. Miałam przy stole miłego towarzysza.

Fred umie tak interesująco opowiadać.

— To mnie cieszy, Ruth. Życzę ci, byś ten wieczór spędziła

background image

wesoło.

— Spędzę go wesoło, jeśli przyrzekniesz, że sam położysz się na

chwilę, ażeby wypocząć.

— Dobrze, przyrzekam, zaraz to uczynię.

To mówiąc skłonił się obydwu kobietom i wolnym krokiem

odszedł w stronę swojego pokoju.

Ruth kroczyła obok Erny, mijając salony. Rozumie się, że przede

wszystkim rzucała się w oczy majestatyczna i urocza postać macochy,

ściągając powszechną uwagę. Ale i Ruth nie pozostawała w tyle.

I owszem. Niejednemu mężczyźnie wydał się bardziej pożądania

godny jej dziewczęcy wdzięk, niż dumna i oślepiająca piękność Erny.

Fred Grotthus nie miał nawet czasu spojrzeć na konsulową, gdyż

całą jego uwagę pochłaniała jedynie i wyłącznie Ruth. Z Soltenauem,

z którym był zaprzyjaźniony, podszedł ku obydwu damom.

— Czy były już panie na nowej wystawie u Schultego? —

zapytał Soltenau patrząc znacząco na Ernę.

— Nie. A czy jest tam co godnego uwagi?

— Rozumie się. Nawet niektóre z tych zbiorów trzeba sobie

koniecznie obejrzeć, łaskawa pani.

— Czy rzeczywiście koniecznie? W takim razie mogłybyśmy

jutro około czwartej tam się wybrać. Czy ci to dogadza, Ruth?

— Owszem, mamo.

— Może nam panowie będą towarzyszyć? O tej porze mój mąż

jest zajęty swoimi sprawami.

Panowie skłonili się na znak zgody.

background image

— Rozumie się, o ile panowie nie mają niczego lepszego w

planie.

— Nie istnieje chyba nic lepszego ponad jej towarzystwo,

łaskawa pani.

— Panie baronie, proszę się nie wysilać na komplementy. Pan

Grotthus jest pod tym względem dużo uczciwszy, bo przynajmniej

milczy.

— Jedynie dlatego, że będąc tego samego zdania co pan baron

Soltenau, uważam za zbyteczne cośkolwiek jeszcze dodać.

— Pięknie. W takim razie spotkamy się jutro po południu.

Fred zwrócił się do młodej dziewczyny.

— Panno Ruth, czy nie zaszczyci nas pani tego wieczoru swym

śpiewem?

Spojrzała na niego z trwogą.

— Wobec tej masy ludzi? Za żadną cenę! Nie byłabym po prostu

w stanie wydobyć z siebie ani jednego czystego tonu.

— W takim razie pani — zwrócił się Soltenau do Erny. — W

imieniu wszystkich, proszę o kilka pieśni.

Erna z uśmiechem spojrzała dokoła.

— Czyżbym rzeczywiście miała się na to odważyć?

— Jak pani może o to pytać i choć chwilkę nad tym się

zastanawiać?

— Więc dobrze. Proszę udać się ze mną do salonu muzycznego.

— A pan, panie Grotthus, będzie łaskaw poszukać mi pana

Rehlinga. Wszak zna go pan, nieprawdaż? Przywykłam do jego

background image

akompaniamentu, tym bardziej, że ty Ruth, zapewne nie masz dziś do

tego ochoty.

— Jeśli mam być szczera, to istotnie najmniejszej. Gdy będziemy

same, ile tylko zechcesz. Ale teraz, wobec tak olbrzymiego

audytorium...

— Domyśliłam się tego. Więc panie Grotthus, proszę mi przysłać

pana Rehlinga do salonu muzycznego.

— Ja panu pomogę — rzekła Ruth do Freda, rozglądając się na

prawo i lewo wśród gości.

Wsparta na ramieniu barona Soltenaua, Erna oddaliła się w

przeciwnym kierunku.

— Mój mąż zrobił mi z powodu pana małżeńską scenę, panie

baronie. Pan mnie swoją śmiałością jeszcze skompromituje.

— Bez obawy, najpiękniejsza z pięknych. Proszę mi tylko dać

iskierkę nadziei, że pozyskam jej względy, a całą mocą będę się

starać, by w towarzystwie osób trzecich odegrać rolę człowieka

chłodnego i pełnego rezerwy.

— Cóż panu zależeć może na moich względach?

— Proszę nie bawić się ze mną w kotka i myszkę. To tylko

jeszcze bardziej może podniecić moją chęć zdobycia pani. Bowiem

żadna kobieta nie może bezkarnie darzyć mężczyzny takimi

spojrzeniami, jakimi tego wieczoru mnie pani darzyła. Proszę mi tylko

przyrzec, że spotka się pani ze mną na osobności, a będę zadowolony.

— Postaram się jakoś to urządzić.

Ścisnąwszy lekko jej ramię, szepnął gorąco:

background image

— Serdeczne dzięki.

Gdy doszli do salonu muzycznego, puścił jej ramię i złożywszy

rycerski ukłon, oddalił się. W chwilę potem podszedł ku Ernie, zajętej

szukaniem i przerzucaniem nut, pewien młody mężczyzna, o

szczupłej, bladej twarzy i skłonił się jej głęboko. Jego płomienne,

błyszczące oczy patrzyły ponuro na beztroską i uśmiechniętą twarz

Erny.

— Ach, to pan, kochany panie Rehling. Widziałam pana z daleka,

lecz trudno mi było przecisnąć się do niego.

— Tak, nareszcie i mnie udzielono tej łaski zbliżenia się do

uwielbianej i czczonej pani konsulowej Waldeck! — odparł z gorzkim

uśmiechem.

— Co znaczy ta ironia, czy chce mnie pan nią ugodzić?

— Jej najuniżeńszy sługa nigdy by się na to nie ośmielił.

Niemniej z trudem udaje mi się wstrzymać od pewnego rodzaju

porównania między tym, co nosi miano „niegdyś", a tym, co się zowie

„dziś". Czy pani wiadomo, co to dziś za dzień?

— Nie — odrzekła krótko i niechętnie, przerzucając w dalszym

ciągu nuty.

— To bardzo naturalne. Albowiem dla pani pozostał on bez

najmniejszego znaczenia. Ale co innego u mnie. Dla mnie był on

dniem ułudnej obietnicy szczęścia, które niestety rozwiało się w

nicości. Czy rzeczywiście nie przypomina sobie pani tego dnia? Dwa

lata temu przyrzekła pani zostać moją, jak tylko nasze stosunki

materialne nieco szczęśliwiej się ułożą. Twierdziła pani wtedy, że

background image

mnie kocha, a ja głupi, wierzyłem i byłem ponad miarę szczęśliwy.

— Ależ panie Henryku, po cóż to odgrzebywać dawne dzieje?

Proszę nigdy już o tym nie wspominać, bo inaczej musiałabym pana

unikać.

Przejechawszy dłonią przez gęstwę swoich ciemnych włosów,

zaśmiał się z cicha.

— Ma pani rację. Proszę tylko wyraźnie dać mi do zrozumienia,

że jestem natrętem, żebrakiem, któremu niekiedy, w przystępie

dobrego humoru, rzuca się grosz jałmużny. Dlatego, że pan Henryk

Rehling dość znośnie gra na fortepianie i nieźle akompaniuje,

dostępuje nawet zaszczytu, że się go zaprasza na oficjalne zebrania i

uroczystości, ażeby pani konsulowa Waldeck raczyła łaskawie

rozporządzać jego gotowością służenia jej.

— Panie Rehling! Proszę nad sobą zapanować, gotowi jeszcze

zwrócić na nas uwagę.

— O, bez obawy szanowna pani. Co najwyżej pomyślą, że

spieramy się na temat jakiegoś utworu muzycznego.

— Co znaczy ten drwiący ton? Czyż nie powiedziałam panu

otwarcie, że moja miłość dla pana była pomyłką? Wszak zwrócił mi

pan moje słowo.

— Tak. Wszystkim formalnościom stało się zadość. Nasze

potajemne zaręczyny w jeszcze bardziej tajemny sposób zostały

rozwiązane. Gdy bowiem zjawił się bogaty konkurent, wtedy ja

zostałem usunięty na bok, jak zupełnie zbędny mebel. Nie

przeciwdziałałem temu, rozumiejąc, że jest zupełnie bezcelowe

background image

przemocą zatrzymywać kobietę, która całą swoją istotą prze ku

bogactwu i przepychowi. Zwolniłem panią, pani Erno — ale od tej

chwili życie moje zostało złamane. Może nawet nie zdaje sobie pani

sprawy, do jakiego stopnia mną to wstrząsnęło.

— Kto wie, może czeka pana jeszcze większe szczęście? Niech

pan o mnie zapomni, drogi panie.

Patrzył na nią jakimś trudnym do opisania wzrokiem.

— Gdybym był do tego zdolny, byłbym z pewnością uratowany.

Ale pani, widzę, niewiele ma zrozumienia dla ludzi mego pokroju.

Niestety, w moim słowniku brak tego słowa „zapomnieć". Ale cóż to

panią może obchodzić?... Aż do tej pory jedna rzecz była mi pociechą.

Wiedziałem bowiem, że i swego męża nie darzy pani miłością. Toteż

o niego nie jestem bynajmniej zazdrosny.

— Proszę pana, najwyższy czas, by już zakończyć tę scenę. Cóż

u licha pana ukąsiło? Przecież dotąd był pan zupełnie rozsądny?

— O tym właśnie chcę z panią pomówić i tym zakończyć naszą

rozmowę. Patrzyła dziś pani na pewnego mężczyznę takimi oczami,

które najpewniej mi powiedziały, że serce pani jest zaangażowane. I

to właśnie doprowadza mnie do szału. Zatem niech się pani strzeże,

pani Erno! Nikomu, absolutnie nikomu, nie użyczę pani miłości,

raczej... Ale dosyć!

Urwał i podszedłszy do fortepianu usiadł na taborecie.

— Proszę, jestem gotów — rzekł bezdźwięcznym tonem, patrząc

na nią wygasłymi oczami.

Szybko uczyniła wybór.

background image

— Śpiew mój będzie okropny! Zepsuł mi pan doszczętnie mój

dobry humor.

— Tyle honoru dla biednego muzyka. — szydził, uderzając w

klawisze.

* * *

Tymczasem zaproszeni przez barona Soltenaua goście, poczęli się

gromadzić w salonie.

Trudno było w głosie Erny zauważyć jakiekolwiek wzburzenie.

Trzymając z niedbałą gracją w rękach nuty, przywarła do nich

spojrzeniem. Po skończonym śpiewie zerwała się burza oklasków.

Otoczono śpiewaczkę i zasypywano komplementami. Również i

Soltenau podszedł ku niej i złożywszy na jej dłoni pełen szacunku

pocałunek, zachował się z taką godnością, że nawet stojący opodal

Waldeck, niczego absolutnie nie mógł mu zarzucić.

Podczas gdy Erna z uprzejmym uśmiechem przyjmowała hołdy,

myśl jej ani na chwilę nie przestała pracować, w jaki sposób można by

pozbyć się tego nieznośnego Rehlinga. Zaczynał jej po prostu działać

na nerwy, a ona nie miała ochoty, aby przez niego zniszczyć z takim

trudem zbudowane gniazdo dobrobytu.

Soltenau zapalił w jej sercu, dotąd tak zimnym, gwałtowną

namiętność. Nie zastanawiając się, dokąd ją to nowe uczucie

zawiedzie, oddała mu się niepodzielnie. Nie była z tych, co to są

zdolne do wyrzeczeń. Mąż w ogóle nie wchodził w rachubę. Od czasu

gdy baron Soltenau stał się panem jej myśli, miała dla męża tylko

background image

wstręt i obrzydzenie. Rozumie się, że należy być ostrożną i dbać o

pozory, a nawet podwoić swą czujność, ze względu na tego szaleńca

Rehlinga, który swymi groźbami popsuł jej cały wieczór.

Podczas śpiewu macochy, Ruth siedziała obok swego ojca,

patrząc ukradkiem na niego z wielką troskliwością. Od czasu do czasu

głaskała jego dłoń.

— Jak pięknie wygląda mama. Prawda ojczulku, że czujesz się

nad wyraz szczęśliwy?

Pogrążony w głębokiej zadumie, podniósł ku niej swój wzrok.

Oczy patrzyły ponuro, a wokół ust znaczyła się bruzda cierpienia.

— Tak, moja mała. I to do tego stopnia, że drżę, by mi wolno

było nadal nim pozostać.

— Jak można mówić w ten sposób, papo! Zasługujesz na to, by

być szczęśliwym.

Uścisnął serdecznie jej dłoń.

— Moja mała Ruth. Kochasz mnie, nieprawdaż, moje dziecko?

Popatrzywszy na niego z miłością, z trudem powstrzymywała

cisnące się do oczu łzy.

— Ponad wszystko na świecie! Wszak wiesz o tym dobrze.

— Tak, wiem i ta świadomość będzie mi zawsze pociechą.

— O, na razie nie potrzeba ci twojej Ruth jako pocieszycielki!

— Sądzisz? A nie sprawia ci to przykrości?

Spojrzała na niego z żałosnym uśmiechem.

— Dziś już nie, ojczulku! Przyznaję, z początku byłam zazdrosna

i zła, gdyż trudno mi było pogodzić się z faktem, że dałeś mi

background image

macochę. Ale gdy ciotka Grotthus uświadomiła mi, że nie mam racji,

chcąc tylko z egoizmu zakłócić ci twoje osobiste szczęście, wtedy

zreflektowałam się. A teraz już wszystko w porządku. Dziś twoje

szczęście napawa mnie radością.

— Lecz niełatwo ci to przyszło, prawda?

Ścisnęła kurczowo jego dłoń.

— Ach, dla ciebie ojczulku, zniosłabym jeszcze coś nierównie

przykrzejszego.

Opanowało go uczucie wstydu. Jak bardzo zaniedbał swą córkę

od czasu, gdy Erna stanęła na drodze jego życia. Czyżby zasługiwał

na tę ofiarną miłość swego ukochanego dziecka?

Przez chwilę siedzieli w milczeniu, słuchając śpiewu Erny. Lecz

gdy wszczął się gwar, i szmery uznania jęły przebiegać salę, Waldeck

rzekł do swej córki:

— Czy cię to nie nęci Ruth, czy nie miałabyś i ty ochoty zbierać

hołdy i pochwały?

— Ależ, cóż znowu ojcze. Wszak znasz mnie na tyle, by

wiedzieć, że nie odważyłabym popisywać się swym głosem przed taką

masą ludzi. Wolę sto razy śpiewać dla ciebie, ciotki Grotthus i Freda,

gdy jesteśmy sami. Wtedy mam prawdziwą przyjemność.

— Jak różni są ludzie! Mama nigdy nie chce śpiewać, gdy

jesteśmy sami. Jej trzeba publiczności.

— No widzisz, w takim razie uzupełniamy się wzajemnie. Prócz

tego mama jest prawdziwą artystką, więc nie ma powodu się

krępować.

background image

— Nie chcę bynajmniej wzbijać cię w dumę moja mała, ale jesteś

co najmniej taką artystką jak ona.

Ruth śmiała się serdecznie.

— Oto przykład, do jakiego stopnia zaślepia rodzicielska miłość.

Nie ojczulku, jesteś stanowczo za bardzo stronniczy. Nie dalej jak

dziś, mama zwróciła mi uwagę, bym przypadkiem nie dała się

nakłonić do śpiewu w liczniejszym gronie. Mój glos straciłby wiele

przy jej głosie, tym bardziej, że moja interpretacja wykazuje jeszcze

duże braki. A ona z pewnością się lepiej na tym rozumie, aniżeli my

obydwoje.

— Tak sądzisz?

Waldeck zadał to pytanie grobowym głosem... Znowu

zamajaczyło przed nim owo zawistne spojrzenie, które zapaliło się w

oczach Erny, gdy Ruth po raz pierwszy przed nią śpiewała. Dawno już

o tym zapomniał. Lecz teraz to przypomnienie jeszcze silniejszym

ciężarem przygniotło mu duszę. Mimo bowiem ślepej miłości dla

Erny, zdawał sobie doskonale sprawę, o ile śpiew i muzyczne

zdolności córki przewyższają artyzm żony. A więc zazdrość, niska,

plugawa zazdrość, miała także miejsce w jej sercu.

Ruth ani nawet przez myśl nie przeszło, jakie wrażenie jej słowa

wywarły na ojca. Gdy rój otaczający Ernę nieco się rozproszył,

Waldeck podszedł ku żonie. Właśnie lokaj podawał szampana, którym

Erna napełniła swój kielich.

— Czy trochę nie za wiele, Erno? — zapytał poważnie.

Zaśmiała się.

background image

— Szampana? Nie, mój drogi, znoszę go doskonale nawet w

większych ilościach, a jest przy tym tak rozkosznie chłodny.

— Żeby ci tylko nie zaszkodził.

— Nie ma obawy. Powiedz mi lepiej, ty barbarzyńco, jak ci się

podobały moje pieśni? Wszyscy obsypują mnie komplementami, tylko

ty jeden milczysz jak zaklęty.

— Wiesz, że chętniej cię słucham, gdy jesteśmy sami.

— Ach, to nie ma dla mnie żadnego uroku! Poprosisz o to Ruth.

Ta mała stanowczo się wzbraniała śpiewać przy gościach, mimo że ją

o to prosiłam. Bała się, głupiutka. Więc nie dręczmy jej i pozostawmy

w spokoju tę jej urojoną niechęć.

Patrzył na nią z ponurą miną. Czyżby mu już dzisiaj nic nie

zaoszczędzono? I oto zdemaskowała się znowu Erna jako kłamczucha.

Czyżby aż do tej pory miał na oczach jakąś przepaskę, która nie

pozwalała mu dojrzeć wszystkich jej wad i błędów?

— Masz rację Erno, zostawmy ją w spokoju — rzekł

bezdźwięcznie.

Erna jednakże śmiała się i paplała, nie domyślając się wcale, że

mąż dojrzał w jej oczach czające się kłamstwo.

Porucznik Grotthus stanął za krzesłem Ruth.

— Czy wie pani, panno Ruth, o czym przed chwilą myślałem,

gdy pani matka śpiewała?

Spojrzała na niego pytająco.

— Nie, a czy nie zechciałby mi pan tego powiedzieć?

— Już dawno nie słyszałem pani śpiewu. Czy długo jeszcze będę

background image

musiał nań czekać?

— A czy panu tak bardzo na tym zależy?

— Ogromnie.

— W takim razie proszę częściej do nas zachodzić. Tak między

piątą a szóstą wieczorem. Wtedy zawsze śpiewam, a prócz pańskiej

matki i niekiedy mojego ojca, nie mam żadnych innych słuchaczy.

— Więc wolno mi będzie być trzecim w tym związku?

— Ilekroć tylko przyjdzie panu ochota.

— Wobec tego codziennie.

— To by dopiero było pięknie.

— Czy pani mówi to serio?

Ruth,

przestraszywszy

się

swoich

lekkomyślnie

wypowiedzianych słów, zapłoniła się jak róża. Lecz była za uczciwa,

by szukać wybiegów.

— Tak, najzupełniej. Dobrych przyjaciół zawsze chętnie się

widuje.

Fred

zauważył,

że

to

określenie

„dobry

przyjaciel"

wypowiedziane było chłodno i sucho. Spochmurniał.

— Czemuż to nagle znowu pan posmutniał, panie Fredzie?

Czyżbym, nie wiedząc o tym, znowu go czymś dotknęła? Taki pan

drażliwy.

Popatrzył na nią swymi pięknymi, poważnymi oczyma.

— Nie, proszę być spokojną, nie jestem bynajmniej smutny.

Przeciwnie, jestem rad, że pozwoliła się pani częściej niż dotychczas

odwiedzać.

background image

— A jutro pójdzie pan z nami do Schultego.

— Będę punktualnie na umówionym miejscu.

— Czy mam się panu z czegoś zwierzyć? Jestem szalenie

znużona.

— Jest też i pora po temu. Wielu już gości cichaczem się

wymknęło. Zaraz będzie pani mogła odpocząć.

* * *

Po rozejściu się gości, pani Grotthus musiała jeszcze to i owo

zarządzić. W chwili, gdy zamierzała udać się do swego pokoju, jakaś

biała, smukła postać mignęła jej przed oczami.

— Czy bardzo jesteś zmęczona, cioteczko?

— Ależ na Boga dziecino, to ty jeszcze nie śpisz? Tak bardzo

byłaś znużona.

— Nie mogę zasnąć. Proszę, zajdź jeszcze na chwilkę do mnie.

— Właściwie nie powinnam tego zrobić, lecz cię porządnie

wyłajać.

Pani majorowa, objąwszy ramieniem młodą dziewczynę,

poprowadziła ją z powrotem do sypialni. Było to rozkoszne gniazdko,

utrzymane w jasnoniebieskim tonie, z bladoliliowymi firankami w

oknach.

— Tak, moja mała, a teraz jazda do łóżka! Co widzę, tyś już

leżała?

— Owszem, ale nie mogłam usnąć. Trzeba mi było jeszcze

przedtem powiedzieć ci, jak pięknie było dzisiejszego wieczoru.

background image

Staruszka się uśmiechnęła.

— A z początku to narzekałaś.

— Bo ta prezentacja była wściekle nudna. Ale potem się

zmieniło. Mam takie uczucie, jak gdybym przeżyła coś

niewypowiedzianie pięknego. A jutro idziemy z mamą i Fredem do

Schultego.

Pani Grotthus uśmiechnęła się. Jakiś ciepły promień zajaśniał na

jej twarzy.

— I cieszysz się z tego dziecino?

— Niewypowiedzianie. Ale widzę, że jesteś zmęczona, cioteczko,

nie powinnam więc dręczyć cię moimi głupstwami. Nie gniewaj się o

to na mnie.

— Jakżebym mogła, moje dobre, kochane dziecko. Ale śpij już,

śpij, i niech ci się marzy dzisiejsza zabawa.

— Tak, niewątpliwie będę o niej śnić. Lecz powiedz mi, ile

właściwie lat ma twój syn?

— Dwadzieścia osiem.

Ruth leżała, uśmiechając się błogo. Zasypiając, rzekła słodko:

— On taki dobry i miły.

Te słowa spłynęły z jej warg, jak gdyby już bez udziału

świadomości. Pani majorowa siedziała cichutko przy jej łóżku, dopóki

Ruth nie zasnęła. Marzyła przy tym o wielkim, pełnym szczęściu dla

swego jedynaka.

background image

* * *

Minęło parę tygodni. W rodzinie konsula nic się na pozór nie

zmieniło. Panią Ernę pochłonął całkowicie wir towarzyskiego życia.

Pędziła z jednej zabawy na drugą, nie spostrzegłszy nawet, że

zachowanie jej męża stawało się coraz to powściągliwsze i

chłodniejsze. Nie mogła tego zauważyć, ponieważ intensywny tryb

życia zabijał wszelką refleksję.

Mąż pozostawiał jej najzupełniejszą swobodę, spełniając przy

tym każde jej życzenie. Była więc zadowolona. To zaś, że z dnia na

dzień stawał się mizerniejszy i coraz bardziej podrażniony, nie

zwróciło nawet jej uwagi. Spostrzegła to jedynie Ruth, która nie

omieszkała natychmiast o tym donieść pani Grotthus.

— Nie powinno cię to martwić — odpowiedziała staruszka. —

Ojciec twój odwykł już od nadmiernego życia towarzyskiego, i

prawdopodobnie to go męczy — rzekła uspokajająco.

Ale jej doświadczone oko dostrzegało niejedno, co ją zatrważało.

Miała ona bowiem niejednokrotnie sposobność, w ciągu tych

wszystkich lat, dokładnie poznać konsula Waldecka, którego uważała

za silną, skoncentrowaną w sobie i świadomą swoich celów

indywidualność. Jego spokojny, zrównoważony, lecz zdecydowany

charakter napawał ją zawsze największym szacunkiem. Byle jaka

drobnostka nie byłaby z pewnością w stanie wytrącić go z równowagi,

czyniąc zeń nerwowego i roztargnionego człowieka.

A była przekonana, że przyczyny te są jej dobrze wiadome i że się

nie myli. Nazbyt częste wizyty barona Soltenaua dawały jej dużo do

background image

myślenia, tym bardziej, że stale miały miejsce pod nieobecność pana

domu. Nie ulega więc wątpliwości, że odwiedziny te nie były

Waldeckowi miłe, gdyż pewnego razu, gdy wrócił nadspodziewanie

wcześniej niż zwykle do domu i zastał barona Soltenaua, na twarzy

jego pojawił się wyraz zgnębienia oraz głębokiej zadumy.

* * *

Serce Ruth ochotnie pospieszyło naprzeciw budzącemu się

uczuciu miłości, wypełniając je po brzegi niewysłowioną słodyczą i

radością. Jakkolwiek uczucia swe wstydliwie zatajała przed światem,

niemniej Fred Grotthus stał się obecnie jedyną treścią jej istnienia.

Najbardziej jednakże ukrywała je przed samym porucznikiem. Z

obawy, żeby się nie zdradzić, stała się wobec niego bardzo

powściągliwa. Jej czystość i surowość narzucała jej pewne hamulce,

których przekroczyć nie było mu wolno.

Przychodził często, by posłuchać jej śpiewu. W pieśni te wkładała

całą potęgę uczucia, które rozpierało jej serce, wskutek czego śpiew

jej zyskał ogromnie na piękności, co stwierdzili zarówno Waldeck jak

i pani Grotthus. Fred, wtulony w najciemniejszy róg pokoju, wchłaniał

z bijącym sercem piękny głos umiłowanej dziewczyny.

Pewnego dżdżystego popołudnia przyszedł jak zwykle.

Wchodząc, zastał Ruth grającą jakiś nokturn Chopina. Podszedłszy na

palcach, wsparł się łokciem o odwrócone wieko fortepianu, patrząc w

jej jasną twarz oraz na delikatne, wypielęgnowane ręce.

Ruth, skończywszy nokturna, wyciągnęła ku niemu swą dłoń.

background image

— Dzień dobry, panie Fredzie. Proszę, niech pan siada. Ojca dziś

nie będzie, ale pańska matka zaraz się pojawi.

— Właśnie przed chwilą z nią mówiłem, panno Ruth i ona mnie

tu przysłała. Gdybym tylko mógł wiedzieć, co wybrać: pani grę czy

też śpiew. Jest pani błogosławionym człowiekiem, któremu jest dane

zdobywać serca słuchaczy.

Uczyniła zaprzeczający ruch ręką.

— Serca? Czy aby nie uszy, chce pan powiedzieć?

— Nie, zarówno gra jak i śpiew pani przemawiają do serc.

Pani majorowa weszła i bezgłośnie usadowiła się koło kominka.

Oto jej uroczysta godzina, której z utęsknieniem przez cały dzień

wyczekiwała i na którą się cieszyła. Fred zajął miejsce obok niej,

podczas gdy Ruth z powrotem podeszła do fortepianu. Młodzieniec

nie spuszczał z niej wzroku. Śpiewała niemal całą godzinę, dając

jedną pieśń po drugiej, nie oddzielając ich zbyt wielkimi pauzami.

Skończywszy grę, zamknęła fortepian i z uśmiechem podeszła do

swoich nabożnych słuchaczy, którzy nie byli w stanie wydobyć z

siebie ani jednego słowa. Milcząc, Fred ujął jej dłoń i przyłożył do

swych gorących ust, przytrzymując ją nieco dłużej, niż by na to

pozwalał tak zwany„dobry ton".

Ona, jak gdyby dotknięta jakimś palącym płomieniem, szybko ją

wyrwała, wprowadzając tym Freda w wielkie zakłopotanie. Chcąc się

niejako ukarać za swą nadmierną śmiałość, cofnął się z miejsca. Ruth

patrzyła nieruchomo przed siebie. Pani Grotthus, zauważywszy ten

maleńki epizodzik, wszczęła rozmowę, chcąc przepędzić ich

background image

zażenowanie.

— Czy masz chwilkę czasu Fredzie, żeby mi towarzyszyć? Mam

kilka sprawunków na mieście.

— Chętnie, mamo.

— W takim razie pójdę się ubrać, a ty zabawiaj tymczasem Ruth.

Fred skłonił się w milczeniu. Pani majorowa wyszła.

— No i czegóż znowu pan milczy, panie Fredzie? Obawiam się,

że to mój śpiew tak melancholijnie pana nastraja.

— Jest w tym, co pani mówi, trochę racji, panno Ruth. Za

każdym bowiem razem zrywa się we mnie jakaś dziwna tęsknota za

czymś nieokreślonym, lecz czego w słowach nie byłbym w stanie

wyrazić.

— W takim razie, nie powinnam już nigdy śpiewać w pana

obecności. Nie należy bowiem budzić tęsknoty, której się nie jest

w stanie urzeczywistnić.

Zerwał się jak oparzony. W jej słowach wyczuł delikatną

odprawę. Odparł:

— Proszę być spokojną, sam to sobie dawno wyperswadowałem.

Przerażona, spojrzała na niego. Mówił ostrym i podrażnionym

tonem, który po raz pierwszy u niego słyszała. Cóż by znowu takiego

powiedziała, co by go mogło dotknąć? Myślała nad tym przez dłuższą

chwilę, lecz trudno jej było dociec przyczyny.

Tymczasem weszła pani majorowa, gotowa do drogi. Ruth

odprowadziła Freda smutnym spojrzeniem.

— Cóż za osa go znów ukąsiła? — myślała zgnębiona.

background image

* * *

Matka i syn szli w milczeniu. Przebrnąwszy zaśnieżony

Tiergarten dotarli do Unter den Linden, po czym skręcili we

Friedrichsstrasse. Jednakie myśli snuły im się po głowie. Wreszcie

Fred zagadnął:

— Cóżeś taka milcząca, mamo?

Spojrzała na niego rozbawiona.

— Idę za twoim przykładem, synu.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech zażenowania.

— Daruj, zamyśliłem się.

— W takim razie musimy sobie wzajemnie darować. Byłam

mianowicie tym samym zajęta. Mam nadzieję, że myślałeś o czymś

przyjemnym.

Westchnęła głęboko.

— To zależy...

— Jakoś nie bardzo zachęcająco to brzmi, mój chłopcze. Coś cię

gnębi i trapi. Czy może jakieś długi?

— Wiesz dobrze, że się nie puszczam na takie wody. Byłby to

początek końca. Musiałbym chyba już być najgorszy, by w ten sposób

nagrodzić twój trud.

— Ależ Fredzie, cóż ja takiego dla ciebie robię? — Po prostu

daję ci tylko to, czego mi zbywa.

— Lecz co zdobywasz kosztem twojej osobistej wolności.

— Zapewniam cię, że czuję się z tym dużo lepiej, niż gdyby mi

pozostawiono tę, moim zdaniem, tak niesłusznie przecenianą,

background image

wolność! A zresztą już niejednokrotnie tę kwestię omawialiśmy. Mam

u Waldecka królewskie życie i doprawdy czuję się szczęśliwa, że

mimo jego ożenku nic się pod tym względem nie zmieniło. Panią

Ernę nie obchodzi domowe gospodarstwo, wskutek czego jestem

nadal panią swojej woli.

— Razi mnie jednak ten protekcjonalny ton, jaki często wobec

ciebie przybiera. Po prostu ma się wrażenie, jak gdyby, mówiąc do

ciebie, tym samym się zniżała.

Pani majorowa wyprostowała się dumnie.

— Mój chłopcze, osoby w rodzaju pani Erny nie mogą się ku

mnie zniżać! Przeciwnie, chcąc mnie dosięgnąć, muszą pokaźnie

wspiąć się na palcach. A to, że jej zachowanie jest często śmieszne i

dziecinne, tego mój synu nie biorę jej bynajmniej za złe. Pochodzi

bowiem z bardzo skromnej rodziny, nic więc dziwnego, że chciałaby

się czuć panią! A że nie grzeszy zbytnią subtelnością i brak jej przy

tym wrodzonego taktu, więc zdarza się, że się czasem zagolopuje. Ale

to poniża raczej ją, aniżeli mnie.

Wzruszywszy ramionami Fred rzekł:

— Nie pojmuję doprawdy, jak taki człowiek jak Waldeck mógł

się zakochać w podobnej kobiecie.

— Właśnie dlatego, że sam taki miły, sądzi, że i inni są tacy. Ale

mam wrażenie, że już jest świadom swojej pomyłki. Toteż nad tym

bardzo cierpi.

— Sądzisz?

— Jestem tego pewna.

background image

— A co Ruth myśli o swojej macosze?

— Zmusza się do serdeczności dla niej, lecz nie bardzo jej się to

udaje. Na szczęście jest jeszcze zbyt młoda, by poznać się na takich

typach, do jakich należy pani Erna.

— Mówisz o niej tak, jak gdybyś miała ku temu podstawę, by nią

pogardzać.

— Niestety, mój kochany. Obawiam się, że niezbyt przyjemne

rozczarowania czekają Waldecka i jego córkę, w których osoba pana

barona Soltenaua odegra niemałą rolę.

— Matko!

Skinęła poważnie głową. Milcząc szli dalej. Wreszcie Fred,

budząc się jak gdyby z głębokiej zadumy, rzekł:

— Musisz czuwać nad Ruth, ażeby żaden brud jej nie dotknął.

— Oczywiście. O ile tylko będzie to w mojej mocy.

— To takie czyste, kochane stworzenie, ta mała Ruth.

— Że też zdołałeś już to stwierdzić. To dziwne. Ale w takim

razie dlaczego mi to zalecasz? Znam ją przecież lepiej niż ty.

Uścisnął jej ramię.

— Mamo, po cóż te komedie? Wszak zawsze byliśmy względem

siebie szczerzy. Wiesz dobrze, co się ze mną dzieje.

Nie odpowiedziała, tylko milcząco przytaknęła.

— Beznadziejny przypadek, prawda?

— Dlaczego, Fredzie?

— Jak możesz o to pytać? Takie piękne, rozkoszne stworzenie, to

przecież nie dla takiego mizeraka, jak biedny porucznik. Tym

background image

bardziej, że jeszcze okrągły milionik za nią się toczy.

— No więc cóż z tego? Jeżeli ten mizerny porucznik jest

przyzwoitym i dzielnym mężczyzną i szczerze kocha dziewczynę,

niezależnie oczywista od tego miliona, wtedy wszystko inne staje się

drobnostką.

— Więc nie uważasz tego za niemożliwe? — wyrzekł prawie bez

tchu.

— Naturalnie!

— Mamo, czy mówisz serio? Więc zachęcasz mnie, by starać się

o Ruth?

— Możesz spokojnie zabiegać o jej względy. Dużo lepiej by

została twoją, niż gdyby miała paść ofiarą jakiegoś zawodowego

łowcy posagu.

Ścisnął jej ramię tak silnie, że aż krzyknęła z bólu, lecz patrząc na

jego dziecinnie rozpromienioną twarz, musiała się uśmiechnąć.

— Najlepsza, najukochańsza mamo, czy Ruth tylko choć troszkę

mnie lubi?

— Głuptasie, nie możesz przecie o to pytać swej matki, bo gdyby

nawet cośkolwiek o tym wiedziała, to i tak niczego by nie

powiedziała.

— Teraz to bym cię najchętniej wycałował, choćby na środku

ulicy.

Uśmiechnęła się do niego czule.

— Ach dziecko, gdyby mi nieba pozwoliły doczekać tego. Ty i ta

kochana, wspaniała dziewczyna. Co za radość!

background image

Fred znowu poważnie się zadumał.

— Przecie to nonsens, myśleć o czymś podobnym. Co by na to

powiedział konsul Waldeck?

— O ile ja go znam, powie: z Bogiem!

— A czy przypadkiem nie ma swoich własnych planów

związanych z Ruth?

— Możesz być przekonany, że pragnie tylko jej szczęścia.

— Czy mogę zaraz jutro wybrać się do niej?

— Czy zamierzasz od razu przypuścić szturm?

— Najchętniej zawróciłbym z tobą, ażeby się upewnić.

— Nie tak gorąco, mój chłopcze. Sposobność już się nadarzy. Co

nagle, to po diable.

— Dobrze ci mamo, cytować przysłowia. Mnie gna niepokój

z jednego miejsca na drugie.

— Nie jesteś bynajmniej wyjątkiem, mój synu. Jest to los

wszystkich zakochanych, lecz trzeba nad sobą panować. Ale oto

jesteśmy u celu. Czy zaczekasz na mnie, aż zrobię zakupy? Będziesz

mnie mógł z powrotem odprowadzić i przy tej sposobności raz jeszcze

obejrzeć od zewnątrz przybytek, który mieści twój skarb. A jeżeli

będziesz się grzecznie sprawował, to ci zdradzę jeszcze maleńką

tajemnicę, że... dziś... wieczór... Ruth wybiera się ze swymi rodzicami

do opery.

Po prostu miażdżył jej ramię.

— Czyś zwariował, chłopie?

— Oto kara za brak serca. Nad tym też należy zapanować.

background image

Śmiali się serdecznie. Pani majorowa weszła do sklepu, a Fred

pozostał na ulicy, przechadzając się tam i z powrotem.

* * *

Ruth wracała ze ślizgawki. Odprowadzał ją Fred. Przez blisko

dwie godziny jeździli po skrzypiącym lodzie, nie zamieniwszy z sobą

ani jednego słowa. Lecz w sercach ich drgała promienna, roześmiana

wiosna.

Co prawda młody porucznik nie wyrzekł jeszcze tego magicznego

słowa, niemniej wykwitł w jego duszy delikatny kwiat nadziei. W

głębokim poczuciu niewysłowionego szczęścia czuł coraz silniej, że

jego miłość jest odwzajemniona. Ruth bowiem nie umiała się

maskować. Nie miała w sobie ani cienia obłudy i jakkolwiek sądziła,

że udało się jej zamknąć w swym sercu przed oczyma świata słodką

tajemnicę, niemniej zdradzał ją czy to nagły gorący rumieniec, czy

nieśmiałe spojrzenie, czy wreszcie delikatne drżenie głosu.

Fred przestał się już obrażać, gdy Ruth, chcąc zataić swe

prawdziwe uczucia, wpadała w ekstremalny ton chłodnych, suchych

odpowiedzi. To co dawniej tłumaczył fałszywie jako wyraz

obojętności, nauczył się teraz należycie oceniać. Czekał tylko

sposobnej chwili, by wyznać jej swą miłość.

U wejścia do willi pożegnał się z Ruth.

— Może pan wstąpi na chwilę, panie Fredzie, by się przywitać

z matką. Jeszcze jej pan dziś nie widział.

— Nie mam już ani chwilki czasu, panno Ruth. Proszę, niech

background image

pani będzie łaskawa pokłonić się jej ode mnie.

— Z przyjemnością. W takim razie do widzenia, do jutra

wieczorem. Cieszę się na nasz bal.

— A co dopiero ja. Do widzenia.

Pocałował ją w rękę i patrzył za nią, dopóki mu nie znikła z oczu.

Raz jeszcze się odwróciła i przesłała mu uroczy uśmiech.

Wręczywszy służącemu łyżwy i poleciwszy je wyczyścić,

zapytała:

— Czy ojciec w domu?

— Nie, panienko. Pani majorowej też nie ma.

— A mama?

— Wielmożna pani jest u siebie. Pan baron Soltenau złożył jej

swoje uszanowanie.

Podziękowawszy skinieniem głowy, udała się na górę. Złożyła

wierzchnie okrycie i weszła do saloniku macochy, by przywitać się

z baronem Soltenauem, którego, jako że był przyjacielem Freda,

chętnie widywała. Puszyste dywany tłumiły odgłosy jej kroków.

Dziwiąc się, że nie dochodzi jej żaden szmer z bocznego salonu,

odsunęła portierę, zamierzając wejść. Lecz w tym samym momencie

przystanęła i jakby skamieniała, patrzyła osłupiałymi oczyma...

W środku zacisznego, zbytkownie urządzonego pokoiku, stało

dwoje ludzi splecionych uściskiem, z ustami na ustach... Tymi ludźmi

byli jej macocha oraz baron Soltenau, którzy trwając w długim,

głębokim pocałunku, zdawali się zapomnieć o całym świecie.

Wchłonąwszy ten obraz w ciągu ułamka sekundy, Ruth, blada z

background image

przerażenia, opuściła z powrotem, portierę... Z bolesną wyrazistością

wrył się ten obraz w jej pamięć.

Wróciwszy nieco do siebie, poczęła biec, aż wreszcie dotarła do

swego pokoju i upadła bezsilna przed jednym z krzeseł, dając w ten

sposób wyraz swojej boleści.

— Papo, mój biedny, biedny papo! — Oto jedyna myśl do której

była zdolna.

Po raz pierwszy w życiu znalazła się w kręgu grzechu

i winy. Czuła się poniżona i upokorzona.

— Ale co robić? Jak się zachować? Czy wyznać wszystko ojcu,

że był sromotnie oszukiwany? — Przeszedł ją dreszcz. — Nie, za nic

na świecie! Byłby to dla niego śmiertelny cios, bo podważyłby wiarę

w jego szczęście. Nie, do tego nie byłaby zdolna. Jak to pani

majorowa powiedziała, gdy ona, Ruth, dała wyraz swym

wątpliwościom odnośnie do macochy, twierdząc, że nie poślubiła ojca

z miłości. „Szczęście jest iluzją! Staraj się je w nim podtrzymać,

choćbyś nawet była przekonana, że jest tylko tworem jego

imaginacji."

Ale czy tym samym nie staje się współwinna? Jakież jest zatem

wyjście, któż jej poradzi, pomoże? Jedna tylko rzecz była dla niej

jasna: za żadną cenę ojciec nie powinien się dowiedzieć o zdradzie

żony. Czy może pójść do macochy i wręcz jej oświadczyć, że była

świadkiem jej zdrady, i usiłować powstrzymać ją od tej przepaści, ku

której niechybnie zmierzała?

Ale czy da posłuch jej błagalnym prośbom i czy zechce się

background image

poprawić? Jakkolwiek bądź, musi spróbować tej drogi. Jest to bowiem

jedyne, co może dla niego uczynić, by w ten sposób uchronić go przed

najgorszym. Ale najpierw musi się uspokoić. Przeczekać parę dni.

Wrócić do równowagi. I nikt, absolutnie nikt, nie śmie się o tym

dowiedzieć. Nawet ciotka majorowa.

Tak dręczyło się to biedne, przerażone dziecko, pogrążone w

bolesnych myślach.

W parę chwil potem, zapukawszy lekko, weszła pani Erna.

— Wróciłaś już dziecino? Przed chwilą właśnie się

dowiedziałam. Dlaczego nie przyszłaś?

Ruth wstydząc się za nią, nie podniosła oczu.

— Wybacz, boli mnie głowa. Zechcesz usprawiedliwić mnie

przed papą. Chciałabym zostać w moim pokoju.

Erna skrzywiła się.

— Ależ na Boga, Ruth, chyba nie zamierzasz mi się

rozchorować? Przecież dla ciebie dziecko, wydajemy jutrzejszą

zabawę. Właśnie przed chwilą był u mnie baron Soltenau w sprawie

kotyliona. Powiadam ci, co za wspaniałe figury.

Ruth stała blada jak ściana naprzeciw swej macochy, ściągając

brwi w niemej udręce.

— Uspokój się — rzekła bezdźwięcznie — mam nadzieję, że do

jutra wszystko się poprawi. Lecz teraz zechciej mnie zostawić samą.

Erna, nieco skonfundowana, cofnęła się. W zachowaniu się Ruth

było coś, co ją zastanowiło i zarazem wzbudziło niepokój. Czyżby ta

mała coś podsłyszała? Prawda, służący powiedział, że wróciła już

background image

przed godziną. Nonsens, w takim razie z pewnością dałaby wyraz

swemu

oburzeniu,

nie

szczędząc

żadnego

wyrzutu

swej

znienawidzonej macosze.

Tak myślała, niezdolna wniknąć w nieskazitelny charakter Ruth.

Chcąc go bowiem zrozumieć, należało go wpierw poznać, a na to pani

konsulowa bynajmniej się nie siliła. Podśpiewując więc sobie

beztrosko, przeszła przez boczne pokoje, rzuciwszy się w krzesło

stojące przed kominkiem. Gdy konsul Waldeck wrócił do domu,

przywitała go słodkim uśmiechem.

— Dzisiejszy wieczór spędzimy sami, Herbercie! Ruth skarży się

na ból głowy i pragnie pozostać sama. Czy cieszysz się na to sam na

sam?

Powiódł ręką po czole.

— Chyba nic poważnego?

— Ach ty niedźwiedziu, więc to jest jedyną twoją myślą w chwili,

gdy mówię o miłym wieczorze we dwoje? Idź, jestem o Ruth

zazdrosna.

Patrzył na nią z powagą.

— Nie ma powodu do zazdrości.

— Ach, cóż za uroczysty ton? Wiesz Herbercie, nie jesteś już tak

miły jak dawniej. Taki się stałeś jakiś napuszony.

— Mam bardzo ważne interesy do załatwienia.

— Ach, te przebrzydłe interesy! Nie powinieneś teraz o tym

myśleć.

To mówiąc objęła go ramionami i podsunęła mu śmiejące się

background image

usta. Całował ją z jakąś bolesną tkliwością, lecz z twarzy jego nie

zniknął poważny wyraz. A gdy się dowiedział, że Soltenau był z

wizytą, owładnął nim ponownie ów nerwowy niepokój, który w

ostatnich czasach tak często go nawiedzał i dręczył.

* * *

Bal w domu państwa konsulów był doprawdy wspaniały. Jak

zwykle pani Erna była centralnym punktem zebrania. Młoda córka

domu wyglądała tego wieczoru blado i niekorzystnie. Sine pierścienie

podkrążały jej oczy, nadając im chorobliwy wyraz.

Jej spojrzenie błądziło nieustannie między Erną, baronem

Soltenauem a ojcem. Waldeck był nieco zmizerowany, lecz jako pan

domu starał się utrzymać na wysokości swojego zadania, spełniając

swe obowiązki z właściwą mu uprzejmością. Często jego wzrok

krzyżował się z utkwionymi w nim oczami córki.

Jej wygląd niepokoił go. Czyżby rzeczywiście była poważnie

chora? Albo może jej przygnębienie ma jakiś związek z Fredem? Ruth

bowiem zdawała się go wymijać. Czyżby ci młodzi powaśnili się ze

sobą?

Dawno już Waldeck skonstatował, że porucznik Grotthus nie jest

jego córce obojętny i że odwzajemnia jej uczucia. Nie miał nic

przeciwko temu. Dziś coś tam między nimi nie w porządku. Odszukał

Freda, który wsparty o jedną z kolumn, wodził oczyma za tańczącymi.

— Pan nie tańczy, panie Fredzie?

— Pańska córka pragnęła wypocząć. Oto przyczyna mojego

background image

osamotnienia.

— Mam wrażenie, że coś jej dolega.

— Istotnie, jest zgnębiona.

— Czyście się aby z sobą nie pokłócili?

— Nic podobnego. Przeciwnie, panna Ruth była nad wyraz dla

mnie serdeczna, tylko jest jakaś smutna.

Waldeck przypatrzył mu się badawczo. Poszukawszy wzrokiem

Ruth, rzekł:

— O, tam siedzi! Proszę, niech pan będzie łaskaw powiedzieć

jej, by wyszła na chwilę do zimowego ogrodu. Jest tam chłodno i

zacisznie. Może zechce jej pan towarzyszyć?

— Z przyjemnością, panie konsulu.

— A może uda się panu moją dzieweczkę nieco rozweselić?

— Uczynię co w mojej mocy — odparł Fred i pobiegł jak strzała.

— Panno Ruth, pani ojciec przysłał mnie do pani. Polecił mi

poprosić ją, by zechciała w moim towarzystwie udać się do zimowego

ogrodu.

Ruth popatrzyła na ojca. Skinął jej głową, więc wstała i poszła za

Fredem. Przed opuszczeniem sali poszukała oczyma Ernę, otoczoną

gronem mężczyzn. Soltenau stał na uboczu, pochłonięty rozmową z

jakąś starszą damą. Odetchnęła z ulgą. Fred poprowadził ją w

ustronne, zaciszne miejsce. Ruth usiadła na ławeczce.

— Tak, panno Ruth, teraz proszę wypocząć. Spokój zrobi pani

dobrze i ból głowy minie. Czy wolno mi pozostać przy pani? Będę

cicho siedział i mówił tylko wtedy, gdy mnie pani o coś zapyta.

background image

Odpowiedziała mu znużonym uśmiechem. I nagle, pod wpływem

jego troskliwego i pełnego czułości spojrzenia, cała jej siła zdobyta z

tak wielkim trudem, jakby się załamała. Ukrywszy twarz w dłoniach,

poczęła spazmatycznie łkać, dając ujście rozpierającemu ją bólowi.

Przestraszony Fred, począł delikatnie odrywać jej ręce od twarzy:

— Pani płacze? Kochana, droga Ruth, co się pani dzieje?

Otarła łzy i spojrzała na niego. Znowu ją ujął za ręce, patrząc z

tkliwością w jej załzawione oczy.

— Ruth!

Zadrżała. W tym słowie mieściło się tyle serdecznego wyrazu, że

gorący rumieniec wystąpił na jej twarz. Fred nie spuszczał z niej

wzroku.

— Ruth, czy kochasz mnie?

Pytał cicho i czule. Wytrzymawszy jego spojrzenie, rzekła

pełnym, czystym głosem:

— Z całej duszy, z całego serca.

Drżąc z niewypowiedzianego szczęścia, przyciągnął ją ku sobie.

— Mój skarbie, moja ty jedyna, słodka dziewczyno!

Przylgnęli do siebie wargami, w długim, upojnym pocałunku. I

oto zdawało się jej, jak gdyby tym pierwszym pocałunkiem zmazana

została hańba, która od wczoraj na niej ciążyła. Wsparłszy swą

główkę na jego piersi i trzymając go mocno za ręce, przymknęła oczy,

trwając tak w niemej ekstazie.

— Fred!

— Kochana!

background image

— Powiedz, że mnie kochasz.

— Najdroższa, kocham cię bardziej niż wszystko na świecie.

Wszak wiesz o tym już dawno, nieprawdaż?

— Pragnęłam tego gorąco.

— Czy nie powiesz mi najmilsza, co cię dziś tak zasmuca?

Ściągnęła brwi z udręką.

— Nie mówmy teraz o tym, kochany.

— Czy mi nie ufasz?

— Nie mogę ci tego powiedzieć. Ani dziś, ani jutro. Może kiedyś,

za jakiś czas. Tylko nie rób takiej zagniewanej miny, proszę, nie

dotyczy to ani ciebie, ani mnie, a jednak przeżyłam coś takiego, co

mnie głęboko zasmuca.

— Nie gniewam się kochanie, tylko przykro mi, że nie mogę ci

pomóc.

— Mój Fredzie, w twojej miłości będę czerpać moc do dźwigania

największych ciężarów. Moje serce na zawsze należy do ciebie, tylko

trochę cierpliwości.

— Ach, ty kochane, urocze stworzenie, kiedy mi wolno będzie

oświadczyć twemu ojcu, że należymy do siebie?

— Jakiś czas trzeba nam będzie przeczekać. Dziś jeszcze

powiadomimy o tym twoją matkę, lecz prócz niej nikomu ani słowa.

Mam bowiem przedtem pewną misję do spełnienia. Chciałabym więc,

byś do tego czasu zaniechał swoich wizyt. Zawezwę cię, gdy będzie

już po wszystkim. Czy zgoda?

— Ciężko mi się z tym pogodzić, moja ty słodka.

background image

— To moja pierwsza prośba, Fredzie!

— No więc niechaj i tak będzie. Ale najpierw jeszcze jednego

całusa. Potem postaram się jakoś być rozsądny.

Przed wyjściem z ogrodu zamienili ze sobą niejedną jeszcze

pieszczotę. Gdy znaleźli się na sali, Fred prosił:

— Tańczmy Ruth, chcę cię czuć w swoich ramionach, bym mógł

uwierzyć, że to wszystko nie było snem.

Z wyrazem szczęścia na promieniejącej twarzyczce, przytuliła się

do niego i pomknęła z nim w tany.

Pod koniec zabawy znalazł jeszcze Fred maleńką chwilkę, by

pozostać z Ruth sam na sam:

— Bądź zdrowa, słodka, kochana Ruth. Nie każ mi zbyt długo

czekać na tym swoim wygnaniu. Zawiadomiłem matkę o naszym

szczęściu. Odwiedzi cię potem w twoim pokoju. Dobranoc, kochana

dziewczyno.

Odwzajemniła serdeczny uścisk dłoni, darząc go tkliwym

spojrzeniem.

— Dobranoc mój Fredzie, do widzenia!

Waldeck zauważył te czułe, pożegnalne spojrzenia młodych.

Wziąwszy Ruth za rękę, wsunął ją pod swoje ramię.

— Czy lepiej ci dziecino?

— Tak, papo. Jak tylko porządnie się wyśpię, wszystko będzie

dobrze. Nie martw się.

— Dzięki Bogu, moja mała. Śpij zdrowo.

— I ty, kochany, drogi ojczulku.

background image

— Moja dziecinka.

Ucałowali się serdecznie, tak że Erna żegnając ostatnich gości,

zawołała drwiąco:

— Żegnacie się tak, jak byście się rozłączali na wieki! Jest po

prostu wzruszające patrzyć na was. — To mówiąc zaśmiała się,

rzucając Ruth na odchodnym:

— Dobranoc Ruth. Chodź Herbercie!

Szedł za nią wolnym krokiem, podczas gdy Ruth oddaliła się do

swego pokoju.

Gdy w chwilę potem pani majorowa weszła do jej pokoju, zastała

ją siedzącą nieruchomo w krześle, z przymkniętymi oczyma. Na

widok staruszki zerwała się szybko i rzuciła się jej na szyję.

— Mamo, moja kochana mamo!

Pani Grotthus objęła ją czule.

— Niech cię Bóg błogosławi, moje ty drogie dziecko. Bądź

szczęśliwa i uszczęśliwiaj. — rzekła uroczyście.

A gdy już opanowała wzruszenie, rzekła:

— Niesłusznie czynisz, moja Ruth, nie zawiadamiając o tym ojca.

— Wiem o tym sama aż nazbyt dobrze i to właśnie mnie dręczy.

Lecz stokroć bardziej mi ciąży, że zmuszona jestem pewną rzecz

zataić przed wami, a zwłaszcza przed Fredem. Powiedz, czy to nie w

porządku, że ukrywam coś przed nim, co, gdybym wyjawiła,

przyniosłoby komuś szkodę?

Pani majorowa spojrzała wzruszona w poważną twarzyczkę Ruth.

— Nie dręcz się, moja mała. Na razie nie musisz jeszcze zwierzać

background image

się Fredowi ze twych tajemnic. Gdy zostanie twym mężem, wszystko

mu wyjawisz. Znamy cię oboje i jesteśmy przekonani, że tylko

najlepsze chęci tobą powodują, że zatajasz coś, co cię gnębi. Więc

dobranoc kochanie, śpij zdrowo.

— Dobranoc ciotuniu, najdroższa mamo. Prawda, że jesteś teraz

moją mateczką, tak samo jak i jego?

— Naturalnie, dziecino.

— A czy cieszysz się, że będę jego żoną? Czy jestem godna

takiego człowieka jak Fred?

Pani majorowa pogładziła ją czule po włosach.

— Taka jaka jesteś, jesteś mi miła i droga. Innej synowej nie

pragnę.

* * *

Minęło kilka przygnębiających dni.

Ruth, nie mogąc zdecydować się, by pomówić z Erną, snuła się

po mieszkaniu jak niespokojny duch. Mimo ogromnej tęsknoty za

Fredem, obiecała sobie, że nie będzie myślała o swoim szczęściu,

dopóki nie uda się jej wpłynąć na Ernę, by w ten sposób uratować

jeszcze dla ojca co się da.

Waldeck stawał się z dnia na dzień bardziej przygnębiony i

smutny. Częsta nieobecność żony wprowadzała go w stan nerwowego

niepokoju, pędząc go z miejsca na miejsce. A gdy wracała, śledził ją

uporczywym spojrzeniem, nie spuszczając z niej wzroku.

Również i usposobienie pani Erny uległo pewnej zmianie. Jej

background image

dawna wesołość gdzieś pierzchła. Niepokoił ją Rehling. Co prawda

wobec niego przybierała maskę pozornego spokoju i swobody, ale

pewnego dnia, wyczekując Soltenaua przy oknie, spostrzegła snującą

się za nim sylwetkę Rehlinga. To ją zatrwożyło. Od tej chwili nie

miała już spokoju. Zauważyła bowiem, że młody muzyk, ukrywszy

się za jakimś krzewem, nagle przystanął i dopiero gdy Soltenau się

oddalił, wyszedł ze swojej kryjówki.

W ostatnich czasach wyjeżdżała często z domu pod pozorem

rozmaitych sprawunków. Wstępowała do jednego z najelegantszych

magazynów, każąc woźnicy czekać na siebie niekiedy całymi

godzinami. Nie zwracając niczyjej uwagi, wychodziła innym

wyjściem, spędzając cały ten czas u Soltenaua. Bywało też, że

odsyłała powóz z powrotem, wracając do domu pieszo, względnie w

wynajętej dorożce.

Zastawszy męża i Ruth, była dla nich nad wyraz uprzejma.

Przekomarzała się i droczyła z Ruth, wyśmiewając z pustotą jej

komiczną powagę. Słowem, doskonale odgrywała komedię najlepszej

żony i matki. Trudno opisać, co wtedy działo się z Waldeckiem.

Rozumie się, że na zewnątrz był zupełnie spokojny, a zwłaszcza, gdy

czuł na sobie troskliwe spojrzenie Ruth.

* * *

Był to dżdżysty dzień lutego. Zamieć śnieżna prószyła obficie,

pokrywając ziemię białym całunem. Nie zważając na pogodę, pani

Erna wyjechała jak zwykle każdego popołudnia z domu. Pani

background image

majorowa zajęta była kontrolowaniem srebra, podczas gdy Waldeck

siedział w salonie, słuchając śpiewu Ruth.

Kończyła właśnie pieśń Schumanna, gdy wszedł lokaj, niosąc na

srebrnej tacy list, który wręczył Waldeckowi. Ten rozpieczętował go

i czytał. Ruth zauważyła wyraz osłupienia na twarzy ojca oraz drżenie

jego rąk trzymających list. Ogarnęła ją dziwna trwoga, coś jak gdyby

niejasne przeczucie zbliżającej się katastrofy. Poczuła w sercu

dojmujący ból.

Waldeck, przeczytawszy list, zmiął go w straszliwym gniewie i

szybkim ruchem rzucił w stronę kominka, nie zauważywszy, że

zgnieciona kulka potoczyła się nieco dalej, uniknąwszy w ten sposób

zagłady. Ruth podążyła oczami za kłębkiem papieru, który zatrzymał

się z dala od dogasającego już płomienia.

Waldeck dźwignął się z krzesła. Na jego energicznej twarzy

pojawił się wyraz ponurego zdecydowania, nadając jego rysom

charakterystyczne piętno. Spokojnym głosem odezwał się do Ruth:

— Niestety muszę już odejść, dziecinko. Co tylko właśnie doszła

mnie ważna wiadomość, dotycząca moich interesów. Do widzenia,

moja kochana.

Pocałował ją z tkliwością. Wargi jego były zimne. Gdy tylko

drzwi się za nim zamknęły, Ruth podbiegła z bijącym sercem do

kominka i wydostała nieuszkodzony kłębuszek papieru. Z powodu

gorąca nabrał już nieco żółtawego odcienia. Wygładziwszy go

drżącymi rękoma, czytała:

background image

Wielce Szanowny Panie Konsulu!

Jeśli Panu zależy, ażeby położyć kres dalszemu deptaniu

Pańskiego honoru to proszę natychmiast udać się na ulicę Z. numer

45 do mieszkania barona Soltenaua. Rozumie się, że byłoby wskazane,

ażeby nikt nie dowiedział się przedtem o niniejszym liście.

Przewidując nadto, że anonim nie wzbudziłby w Panu wiary,

zmuszony jestem, jako autor listu, podpisać się pełnym imieniem i

nazwiskiem.

Henryk Rehling

Dreszcz trwogi wstrząsnął całą istotą Ruth. Oto nieszczęście,

które jej ojca powiedzie do niechybnej zguby. Bo nie chodziło już o

jego osobiste szczęście, ale po prostu o życie. Jeśli bowiem ojciec

zastanie swą żonę u Soltenaua, to pojedynek stanie się nieunikniony.

Lecz ona, Ruth, nie powinna do tego dopuścić. Jej rzeczą jest

zażegnać nadciągające zło.

Powzięła rozpaczliwą decyzję, czerpiąc z miłości siłę do

spokojnej rozwagi. W przyległym pokoju ojciec szykował się do

wyjścia. Jeśli zdołałaby go o parę minut wyprzedzić, aby ostrzec Ernę,

wszystko dałoby się uratować. Oto sposobna chwila do działania, czas

uprzytomnienia Ernie całego ogromu zła, jakiego się dopuściła.

Wydostawszy błyskawicznie z szafy płaszcz i kapelusz i

nasadziwszy go w pośpiechu na głowę, wymknęła się niepostrzeżenie,

zbiegając tylnymi schodami. Skinąwszy na stojącą opodal domu

dorożkę, wcisnęła do rąk woźnicy banknot dziesięciomarkowy i rzekła

background image

prawie już bez tchu:

— Proszę jechać na ulicę Z. numer 45, ale pędem!

Gdy dorożka stanęła przed domem, Ruth wyskoczyła z niej

szybko i pobiegła na górę. Stanąwszy przed mieszkaniem Soltenaua,

zadzwoniła, a gdy nikt się nie zjawił, szarpnęła silniej dzwonkiem.

Wreszcie dały się słyszeć czyjeś kroki. Zdjęta trwogą, zaczęła jeszcze

pukać, gdy wtem drzwi się otworzyły i ukazał się baron Soltenau.

Zobaczywszy ją przeraził się, usiłując jej zagrodzić wejście.

— Ach, to pani, panno Ruth?

Blada i drżąca oparła się o futrynę drzwi, patrząc z przestrachem

na niego.

— Panie baronie, moja matka jest u pana. Proszę, niech pan nie

zaprzecza, wiem to z całą pewnością. Musi w tej chwili opuścić razem

ze mną pańskie mieszkanie. W przeciwnym bowiem razie stanie się

coś strasznego. Jeszcze chwilka a może już być za późno. Niebawem

nadejdzie mój ojciec.

Patrzył na nią w bezradnym osłupieniu. Jego rumiana twarz stała

się blada jak płótno.

— Ach, panno Ruth, ja...

Zaczęła rozpaczliwie potrząsać jego ramieniem.

— Proszę zostawić teraz te niepotrzebne słowa, panie baronie!

Szybko, szybko!

Jeszcze ciągle stał niezdecydowany, gdy wtem otworzyły się w

głębi lekko uchylone drzwi. Zjawiła się pani Erna. Usłyszawszy

słowa Ruth, daleko szybciej niż Soltenau ogarnęła sytuację,

background image

postanawiając szybko odejść. Lecz w tej samej chwili doszedł ich

turkot powozu. Ruth nadstawiła uszu, a czując zbliżające się

niebezpieczeństwo, szarpnęła rozpaczliwym ruchem Ernę i Soltenaua

i we- pchnąwszy ich do mieszkania, drżącymi rękami zatrzasnęła za

sobą drzwi.

— Teraz już za późno, panie baronie, musi nas pan ukryć.

Soltenau wrócił tymczasem do równowagi.

— Nie otworzymy i basta — rzekł cicho.

— Papa nie ruszy się stąd, dopóki własnymi oczyma się nie

przekona. Musi mu pan z całą swobodą otworzyć, innej rady nie

ma.

To

mówiąc

pociągnęła

Ernę

do

sąsiedniego

pokoju,

pozostawiając Soltenaua samego. Równocześnie odezwał się dzwonek

u drzwi wejściowych. Soltenau, zebrawszy się w sobie, silił się na

spokój. Ruth, zaryglowawszy drzwi, zatrzymała się za nimi z

drżeniem serca, podczas gdy Erna, jak gdyby podcięta trwogą, osunęła

się na krzesło.

* * *

W parę minut po wymknięciu się Ruth z domu, wyszedł też

i Waldeck. Skinął na dorożkę lecz w chwili, gdy miał już wsiadać,

natknął na Freda Grotthusa, który skradał się pod okna swej

ukochanej, chcąc przynajmniej w ten sposób ukoić swoją tęsknotę.

Waldeck go zagadnął:

— Czy ma pan chwilkę czasu, panie Fredzie?

background image

— O, więcej niż chwilkę.

— W takim razie niech pan jedzie ze mną.

Fred wsiadł do dorożki, która z miejsca ruszyła. Waldeck spojrzał

badawczo na młodego porucznika.

— Panie Fredzie, mam wrażenie, że można na panu polegać.

Prócz tego, jest pan niejako już moim synem. Otóż, mam pewną

sprawę do załatwienia, do której potrzebny mi będzie świadek. Czy

mogę liczyć na pańską dyskrecję cokolwiek by pan zobaczył?

— Moje słowo, panie konsulu.

— Dziękuję.

— Czy można wiedzieć dokąd jedziemy?

— Do barona Soltenaua.

Osłupiały Fred, zadrżał.

— Panie konsulu!

Ten spojrzał pytająco na niego.

— Co pana tak przeraża?

Fred zmieszał się.

— Ależ nic...

— Widzę, że się pan chce uchylić od odpowiedzi. Więc w takim

razie domyśla się pan, o co chodzi.

— Panie konsulu!

— Dobrze, panie Fredzie. Nie mówmy o tym. Jest to zbyt

delikatna materia.

Drogę odbyli w milczeniu i milcząc wysiedli z dorożki. Powoli

pięli się po schodach.

background image

Gdy Soltenau otworzył drzwi, zdumiał się, ujrzawszy Freda za

plecami Waldecka.

— Panowie, cóż za miła niespodzianka! Czemu należy mi

zawdzięczyć ten zaszczyt?

Nie zwracając na niego uwagi, Waldeck wszedł do pokoju.

Obydwaj oficerowie podążyli za nim. Soltenau poprosił, by usiedli,

lecz żaden z nich nie zareagował.

— Baronie Soltenau — rzekł Waldeck lodowatym tonem — jest

tu u pana pewna kobieta, którą pan ukrywa.

Soltenau spojrzał mu śmiało w twarz.

— Jakim to prawem indaguje mnie pan w ten sposób?

— Pan sam najlepiej o tym wie. Niemniej jednak gotów jestem

oddalić się bez słowa, jeśli mnie pan zapewni słowem honoru, że nie

ma u pana żadnej kobiety.

— Nie ma pan prawa żądać tego ode mnie. Bo przypuśćmy, że

ktoś u mnie jest i cóż by to mogło pana obchodzić?

— Jeśli istotnie nie miałbym ku temu prawa, to byłbym

zmuszony prosić go o przebaczenie. Ale mówmy wyraźniej. Proszę mi

dać słowo honoru, że nie ma u pana żadnej kobiety, która by

pozostawała do mnie w jakimś bliższym stosunku, a natychmiast się

oddalę.

Soltenau, przyparty do muru gryzł w zakłopotaniu wargi,

przeklinając w duchu tę fatalną miłostkę. W jaką matnię dał się

zapędzić? Waldeck patrzył na niego uporczywym wzrokiem. Jego

twarz była popielatoszara.

background image

— Proszę mi dać słowo honoru, inaczej nie ruszę się z miejsca.

Wtem otworzyły się drzwi z bocznego pokoju i stanęła w nich

Ruth Waldeck. Była blada jak ściana, lecz spokojna i zdecydowana.

Ujrzawszy Freda zadrżała, lecz momentalnie się opanowała. Trzej

mężczyźni kolejno spoglądali na młodą dziewczynę, każdy z

odmiennym uczuciem.

— Ruth! — wykrzyknął Fred, patrząc na nią niedowierzającym,

osłupiałym wzrokiem.

Na twarzy Waldecka pojawił się nieokreślony wyraz. Przez

chwilę patrzył przed siebie w zamyśleniu... Wtem zamigotał mu na

ziemi jakiś maleńki przedmiot. Była to złota broszka, na której przez

sekundę zatrzymał swój wzrok. Wreszcie się ocknął.

— Skąd się tu wzięłaś, Ruth?

— Miałam z panem baronem o czymś do pomówienia.

Waldeck przypatrywał się jej badawczo.

— Sądzę, że zdajesz sobie sprawę, iż istnieje tylko jedno

wytłumaczenie twojej wizyty. Proszę zatem uważać się za narzeczoną

tego pana i tylko jako taka możesz to mieszkanie opuścić! Tym

bardziej że dzieje się to w obecności pana Grotthusa.

Ruth załamała rozpaczliwie dłonie, patrząc z niemą udręką na

Freda. Lecz ten, zmierzywszy ją wyniosłym spojrzeniem, odwrócił się

od niej.

Skuliwszy się w sobie rzekła cicho:

— Wiem, ojcze.

Waldeck podniósł niepostrzeżenie maleńką broszkę, po czym

background image

rzekł spokojnie:

— Dobrze, pomówimy o tym w domu. Panie Soltenau, będzie

pan łaskaw złożyć mi jutro swoje uszanowanie.

Saltenau skłonił się w milczeniu, nie podnosząc oczu. Waldeck

opuścił mieszkanie w towarzystwie Ruth i Freda.

Gdy schodzili na dół, Ruth dotknęła lekko ramienia oficera.

— Fred! — szepnęła rozdzierającym tonem.

Lecz młody porucznik wysunął swe ramię spod jej dłoni, patrząc

prosto przed siebie.

Waldeck wsadził Ruth do dorożki, stojącej przed bramą.

— Jedź do domu, Ruth!

Spojrzała na niego z trwogą.

— Czy nie pojedziesz ze mną, papo?

— Nie, pójdę pieszo z Fredem. Powietrze dobrze mi zrobi.

Ruth rzuciła na Freda jeszcze jedno błagalne spojrzenie, lecz ten

nie zauważył go. Gdy została sama, dała upust dręczącej ją rozpaczy

w obfitych łzach.

Patrząc za odjeżdżającą dorożką, Waldeck rzekł do siebie:

— Dzielna mała dziewczynko, twoja ofiara stokrotnie będzie

wynagrodzona!

Po czym zwrócił się do Freda, przyglądając mu się w milczeniu.

— Czy jestem jeszcze potrzebny, panie konsulu?

— Nie, kochany Fredzie. Dziękuję panu za towarzystwo.

Przygoda ta przybrała nieco inny obrót, niżeli przewidywałem. Może

tak i lepiej.

background image

— Dla mnie nie. — wycedził Fred przez zęby.

Waldeck przystanął i chwyciwszy Freda za rękę, powiedział

dobitnie:

— Proszę nie być dzieckiem panie Fredzie! Czy pan naprawdę

wierzy w tę całą komedię?

Fred podniósł pytający wzrok na Waldecka, który położył dłoń na

jego ramieniu.

— Kochany chłopcze, tak by przemówiła do pana pańska mądra

matka, nie odrzucaj z taką łatwością szlachetnego kamienia, choćby

chwilowo był zbrukany błotem. Bowiem prawdziwie szlachetny

kamień nie przestaje błyszczeć nawet pod warstwą brudu, nie tracąc

swej istotnej wartości. Nie należy go więc odrzucać, tylko oczyścić z

błota! Tak powiedziałaby pańska matka, panie Fredzie. Niech się pan

zatem nad tym zastanowi i nie robi głupstw. A teraz proszę zostawić

mnie samego. Żegnam pana, i mam nadzieję, że wkrótce pan o mnie

usłyszy.

Podczas gdy Fred pogrążony w bolesnej i głębokiej zadumie, z

wolna się oddalał, Waldeck wrócił z powrotem tą samą drogą,

ukrywszy się w bramie domu, stojącego naprzeciw mieszkania

Soltenaua. Tam czekał spokojnie.

Soltenau, speszony i głęboko zawstydzony, wyjrzał oknem za

odchodzącą trójką, a upewniwszy się że znikli, podszedł prędkim

krokiem ku drzwiom sąsiedniego pokoju. Otworzywszy je rzekł:

— Droga jest wolna.

Erna przeszedłszy szybko koło barona, rzekła cicho:

background image

— Bądź zdrów!

Odpowiedział ukłonem i otworzył jej drzwi wejściowe.

Przystanęła na chwilę i spojrzała na niego. Nieśmiało skrzyżowały się

ich spojrzenia, lecz momentalnie odwróciły się od siebie.

Ertla, opuściwszy na twarz gęstą zasłonę, zeszła ze schodów.

Zanim wyszła z bramy, wyjrzała w mroczną, bezludną ulicę,

obejrzawszy ją ostrożnie. Waldeck trzymał się od niej w pewnym

oddaleniu, lecz nie zauważyła go. Zaledwie jednakże uszła parę

kroków, gdy z wnętrza jakiejś ciemnej bramy, wyłoniła się sylwetka

jakiegoś mężczyzny. Poznawszy w nim Rehlinga, zadrżała.

— Chryste Panie, jak mnie też pan przestraszył, panie Rehling!

Skąd się pan tu wziął?

— Jestem jej nieodłącznym cieniem, pani Erno! Stoję na straży

jej powozu, który na panią czeka, by jak zwykle odwieźć ją z czułego

sam na sam, do domu.

— Powóz istotnie na mnie czeka. Lecz co dotyczy reszty, tego

naprawdę nie rozumiem.

— W takim razie postaram się mówić wyraźniej. Śledzę już

panią od kilku dni, ilekroć pani wraca od barona Soltenaua. Ale dzisiaj

czynię to ze szczególną satysfakcją.

Jego niesamowite zachowanie przejęło ją trwogą. Podeszła

prędko do powozu, lecz zanim zdołała wsiąść, Rehling porwał ją

nagle w swoje ramiona i począł pokrywać jej twarz gorącymi

pocałunkami. Po czym, puściwszy ją, rzekł głucho:

— Nie ma niczego bardziej uwłaczającego dla mężczyzny, jak

background image

kochać kobietę, którą się pogardza! Bądź zdrowa!

To powiedziawszy, cofnął się, patrząc tępym wzrokiem za

oddalającym się powozem. Zdławiwszy wydzierający się jęk,

odwrócił się wreszcie, gotując się do odejścia. Lecz w tej samej chwili

natknął się na stojącego przed nim Waldecka, który mierzył go

ponurym spojrzeniem.

Henryk Rehling wybuchnął szyderczym śmiechem.

— Cudownie, panie konsulu! Właśnie rozegrał się ostatni akt

wstrząsającego romansu, którego, o ile się nie mylę, był pan

świadkiem. Czy tak?

Waldeck patrzył ze współczuciem na skrzywioną bolesnym

skurczem twarz młodego człowieka. Po czym rzekł spokojnie:

— Mam z panem do pomówienia, panie Rehling. Czy nie

zechciałby mi pan towarzyszyć? Naprzeciw jest maleńka, zaciszna

kawiarenka.

— Dobrze, idę z panem. Mamy bowiem jeszcze ze sobą nieduży

rachuneczek do wyrównania.

Przeszli w milczeniu ulicę i weszli do pustego o tej porze lokalu.

Waldeck zamówił butelkę wina i czekał aż kelner się oddali.

Mechanicznym ruchem napełnił dwa kieliszki i powiedział spokojnie:

— Otrzymałem dziś od pana zagadkowy list.

Rehling powiódł nerwowym ruchem dłoni po swych ciemnych,

puszystych włosach. Jego ciemne oczy wyrażały, niepewność, ale po

chwili opanował się.

— Sądzę, że zagadka już rozwiązana. Widziałem pana żonę

background image

wchodzącą do domu barona Soltenaua; prawdopodobnie więc

udaremnił pan to czułe sam na sam. W każdym bądź razie przed

chwilą stamtąd wychodziła, więc musiał ją pan widzieć!

— Proszę, niech mi pan oszczędzi wszelkich dalszych wyjaśnień.

Rehling zaśmiał się drwiąco.

— Ależ z przyjemnością. Nie należy bynajmniej do rozkoszy,

relacjonować tego rodzaju sytuację. A jeśli pan przy tym wycierpiał

choćby połowę z tego co ja, to jest pan godzien tego samego

współczucia. Czy ma mi pan jeszcze coś do powiedzenia?

— Przed chwilą byłem świadkiem, w jaki sposób żegnał się pan

z moją żoną. Sądzę zatem, że jako jej mąż, mam prawo pana zapytać,

co go do tego uprawniło?

— Istotnie; prawo jest po pańskiej stronie, wobec czego nie

pozostaje mi nic innego, jak tylko szczerze wszystko panu

powiedzieć. Nie pierwszy raz mi się zdarzyło, że całowałem pańską

obecną żonę. Dawno już temu, na długo przedtem zanim nią została,

byłem z nią potajemnie zaręczony. Była dla mnie tkliwą i oddaną

narzeczoną. Czy zdaje pan sobie sprawę, jaki czar bije od tej kobiety,

zwłaszcza, gdy chce kogoś usidlić? Sądzę, że miał pan możność

poznania jej w tych wszystkich niebezpiecznych grach. Krótko

mówiąc, uczyniła ze mnie bezwolnego, nędznego błazna. A gdy pan

pojawił się jako bogaty konkurent, wtedy ja zostałem usunięty z

najmilszym w świecie uśmiechem. I oto spostrzeżono nagle, że nie

kochano mnie na tyle, by z tego powodu poniechać bogatej kariery.

Tak to moja ongiś narzeczona przeobraziła się w panią konsulową

background image

Waldeck! Jak ta metamorfoza na mnie podziałała, to dla pana,

mniemam, jest bez znaczenia. Czy tak? Niestety, wśród gruzów

pogrzebanych nadziei pozostała jeszcze rzecz najbardziej zbędna —

miłość do kobiety, którą zmuszony byłem pogardzać! Jedno tylko

było dla mnie pocieszeniem — świadomość, że i pana miłością nie

darzy. Proszę mi wybaczyć moją szczerość. Łudziłem się więc, że

prócz miłości własnej, nie jest zdolna do żadnych innych uczuć. Lecz

mimo to nie przestawałem jej śledzić z tajemną i bolesną trwogą, aż

wreszcie spostrzegłem, że to, co nam obojgu zostało odmówione,

przypadło w udziale Soltenauowi! Czy go istotnie kocha, czy tylko

udało mu się rozbudzić jej namiętność, nie wiem; wiem tylko tyle, że

straciła dla niego głowę, a to jest wystarczające, by mnie doprowadzić

do rozpaczy. Oszalały z bólu wystosowałem do pana ów list,

upewniwszy się przedtem o jej codziennych niemal wizytach u barona

Soltenaua. Chciałem się w ten sposób zemścić na niej, na baronie i,

mówiąc otwarcie, także i na panu. A jeśli mu pan jeszcze strzeli w łeb,

to cel mój będzie już całkowicie osiągnięty.

Waldeck przysłuchiwał się w milczeniu, siląc się na spokój. Nie

zdradził żadnym gestem, co działo się w jego duszy. Rehling,

przywoławszy kelnera i poprosiwszy o szklankę wody, rzekł

swobodnym tonem:

— Muszę zażyć proszek na uspokojenie. — To powiedziawszy,

wyjął jakiś maleńki pakiecik, zażywszy jego zawartość jeszcze w

obecności kelnera.

— Czy pozwoli pan zadać sobie jeszcze jedno pytanie? — zapytał

background image

Waldeck. — Od jak dawna zauważył pan, że między moją żoną

a baronem Soltenauem nawiązały się bliższe stosunki?

— Podejrzenie powziąłem jeszcze tej zimy, na pierwszym balu,

jaki się odbył u państwa w domu. Co się zaś tyczy bezwzględnej

pewności, to zdobyłem ją dopiero przed kilku dniami. Tak więc, panie

konsulu, ta sprawa się przedstawia. Pan zabrał mi kochankę, czyniąc z

niej swą małżonkę, pan baron Soltenau bierze pańską żonę i...

Chwyciwszy się kurczowo za serce, zbladł śmiertelnie.

— Nie pozostaje mi już wiele czasu... Proszę darować

nieszczęśliwemu, jeśli panu zadał ból... Niech pan po raz ostatni

pozdrowi ode mnie Ernę. Kocham ją jeszcze, a ponieważ nigdy jej

kochać nie przestanę, mimo że nią pogardzam, postanowiłem zrobić z

sobą koniec, albowiem życie stało się dla mnie nieznośnym

ciężarem!... — To co przed chwilą zażyłem było trucizną. Bądź pan

zdrów i ...

Zerwawszy się, objął Waldeck upadającego, aby go podtrzymać.

— Kelner, szybko, lekarza!

Przerażony kelner natychmiast przybiegł, lecz Rehling uczynił

ruch ręką:

— Nie trzeba, już po wszystkim. Niezawodna trucizna, koniec.

Upadł. Nagle wyciągnął ramiona, jak gdyby chciał kogoś objąć,

wymówiwszy z rozpaczliwą tęsknotą imię Erny. Niby ostatnie

tchnienie, wymówił imię ukochanej kobiety, bez której nie mógł żyć.

Wzruszony Waldeck pochylił się nad nim... W jego gasnących

źrenicach dojrzał niemą, lecz przeogromną skargę na kobietę, która z

background image

lekkim uśmiechem zniweczyła jego młode życie.

Waldeck zajął się zmarłym ze spokojem i przezornością.

Następnie skierował się ku domowi. Gorzki, surowy wyraz przylgnął

do jego zaciśniętych ust. Ze zgrozą myślał o tej kobiecie, która

spowodowała tę śmierć i która jemu zadała tak bolesny cios. Rozumie

się, że o dalszym współżyciu z nią nie mogło już być mowy, wobec

czego należało coś przedsięwziąć, ażeby się od niej oddzielić.

Idąc tak wolnym krokiem wśród śnieżnej zawiei, rozmyślał nad

przeżyciami ostatnich godzin... I oto dojrzał, jak ponad tym

trzęsawiskiem grzechu, nieszczęść i winy, wyrasta jasna i promienna

postać Ruth! Domyślając się ogromu jej samozaparcia i poświęcenia,

powziął niezłomne postanowienie, by ją za to wszystko stokrotnie

wynagrodzić! To jej zawdzięczał, że nie doszło do ostateczności. Z

tkliwością myślał o jej dzielności. Jak wielka musiała być jej miłość

dla niego, skoro zdobyła się na tyle poświęcenia.

* * *

Tymczasem Ruth wróciła do domu w nie dającym się opisać

stanie. Co prawda cieszyła ją myśl, że zdołała uchronić ojca przed

najgorszym, lecz myśl o Fredzie po prostu ją przerażała. Swym

zachowaniem dał bowiem jej wyraźnie do zrozumienia, że uważa ją za

winną, co ją nad wyraz boleśnie dotknęło i to raczej ze względu na

niego, aniżeli na siebie.

Ale jej osobiste szczęście zagrożone było jeszcze czym innym.

Nie mogąc wtajemniczyć ojca w istotny stan rzeczy, była zmuszona,

background image

choćby tylko dla zachowania pozorów, zaręczyć się z Soltenauem. I w

tym właśnie tkwił sęk. Bo choćby nawet potem zaręczyny te zostały

unieważnione, to i tak Fred nie będzie już miał do niej tego zaufania

co dawniej, ani też nigdy jej rzekomej zdrady nie wybaczy, o ile nie

dowie się całej prawdy.

A czy może mu ją wyjawić? Czy może pozwolić, ażeby ujemnie

wyrażano się o żonie jej ojca? A Erna? Czy się opamięta, czy zechce

zawrócić z drogi, która ją wiedzie ku niechybnej zgubie? W niemej

rozpaczy załamywała dłonie, dręczona niepokojem. Chodząc tam i z

powrotem po maleńkim pokoiku, nie wiedziała, co czynić. Trwało to

może z godzinę.

Wtem zjawiła się Erna. W milczeniu stały naprzeciw siebie przez

dość długą chwilę. Ruth patrzyła na nią smutnymi i poważnymi

oczyma. Erna spłonęła rumieńcem.

— Przykre to zajście, Ruth. Musimy z sobą o tym pomówić.

Sądzę, że mi uwierzysz, że tylko dzięki nieszczęśliwemu wypadkowi

znalazłam się w mieszkaniu barona Soltenaua. Miałam w pobliżu coś

do załatwienia, gdy niespodzianie zrobiło mi się słabo. Przypadkowe

zjawienie się barona sprawiło, że skorzystałam z zaofiarowanej mi

pomocy. Ażeby nieco przyjść do siebie, udałam się do jego

mieszkania. Oto wszystko!

Słuchając tych kłamliwych wyjaśnień, Ruth zarumieniła się.

Milcząc, walczyła z sobą, by zachować spokój.

— No, jakże, czy nie zechcesz mi odpowiedzieć? Czy nie

mogłabyś mi powiedzieć, co cię sprowadziło do barona Soltenaua, a

background image

także i twojego ojca?

W odpowiedzi na to sięgnęła Ruth za stanik, i wyjąwszy pismo

Rehlinga, które uprzednio tam schowała, wręczyła je Ernie. Ta,

przeczytawszy list — zbladła. Więc to jego, Rehlinga dzieło. Nie, za

wszelką cenę trzeba tego człowieka zmusić do milczenia. Zaraz jutro

wybierze się do niego. Nie oprze się jej prośbom, o, tego była pewna.

Podarłszy list na drobne kawałki, rzekła z pogardą:

— Oto pismo podłego oszczercy, który skwapliwie skorzystał

z przypadku, żeby mi szkodzić. Jest to zemsta za odmowę, jaka go ode

mnie spotkała. Tylko proszę cię, nie spoglądaj na mnie takim

przenikliwym wzrokiem sędziego. Nie ma tu bowiem nic, co by

należało sądzić.

— Toteż nie mam zamiaru cię sądzić. Niejedno bym zresztą dała,

by móc w to wszystko uwierzyć. Ale bądźmy ze sobą szczere. Nie

dalej jak parę dni temu, zastałam cię z baronem Soltenauem w tego

rodzaju sytuacji, że byłoby naiwnością mieć jeszcze jakiekolwiek

wątpliwości, co do wzajemnego waszego stosunku. Już wtedy

należało mi przedsięwziąć pewne kroki, których niestety, z obawy i

niesmaku, zaniechałam. Chciałam cię bowiem prosić o zerwanie

wszelkich stosunków z baronem Soltenauem i to w imię jeżeli nie

miłości, to przynajmniej wierności, która należy się ojcu. Gdyby

dowiedział się prawdy, życie jego byłoby zdruzgotane, a może nawet i

kompletnie zniweczone. Myślę, że pojedynek byłby nieunikniony,

następstwem zaś byłaby śmierć jednego z nich. W każdym z tych

wypadków wina byłaby po twojej stronie. Przypadek zrządził, że

background image

udało mi się wyprzedzić ojca. Nadto dla zachowania pozorów będę

zmuszona choćby tylko na krótki okres czasu, oficjalnie zaręczyć się

z baronem Soltenauem. Toteż wszystko może być jeszcze uratowane,

jeśli przychylisz się do mej gorącej prośby, żeby na przyszłość nie

odnawiać kontaktów z tym młodym człowiekiem. Papa jest tak dobry

i szlachetny, a przy tym tak bardzo cię kocha. Nie sądzę więc, by to

było tak trudne do przeprowadzenia, zwłaszcza przy odrobinie dobrej

woli.

Erna słuchała jej z zaciętym uporem, wreszcie odezwała się:

— Moja droga, robisz po prostu z igły widły! Bogu ducha winny

flirt rozdmuchujesz do rozmiarów jakiejś potwornej zbrodni. Poza tym

jakim prawem uczysz mnie moralności? Bardzo dziękuję, wolę już

raczej wyznać ojcu prawdę.

Oczywista, że nie myślała tego serio. Chciała tylko uniknąć

dalszych upokorzeń, ratując w ten sposób resztki swojej godności.

Ruth w mig zorientowała się w sytuacji.

— Słuchaj — odezwała się — obowiązuję się nigdy więcej tego

tematu nie poruszać, ani też czymkolwiek dać ci odczuć, że wiem coś,

co dla innych ma pozostać tajemnicą. Tylko przyrzeknij mi, o co cię

proszę.

Erna podeszła ku niej.

— Dobrze, przyrzekam.

— Dziękuję. A teraz, skoro już wszystko między nami

wyjaśnione, zechciej zostawić mnie samą. Papa niedługo wróci, a nie

chciałabym, ażeby nas zastał razem.

background image

Nic nie odpowiedziawszy, Erna wyszła z pokoju, udając się do

swego salonu. Usiadła przy oknie, czekając na powrót męża. Tak

siedziała przez dłuższą chwilę, nieruchomo wpatrzona w śnieżną

zamieć. Waldeck po powrocie przywitał ją chłodno i spokojnie.

— Chciałbym z tobą pomówić. Może będziesz łaskawa przejść

do mego pokoju. Tam będziemy mogli najswobodniej z sobą pogadać.

— Cóż za uroczysta mina, kochany Herbercie? — zażartowała

z pozorną swobodą.

Nic na to nie odpowiedział. Otwarłszy drzwi, puścił ją przodem.

Erna, spojrzawszy na niego, doznała dziwnej trwogi. Milcząc, weszła

do pokoju. Zamknąwszy drzwi za sobą, zwrócił Waldeck ku niej swą

bladą, zmizerowaną twarz, na której jednakże widniało niezłomne

postanowienie.

— Jutro spakujesz swoje rzeczy i opuścisz mój dom. Będzie się

nazywało, że jedziesz w odwiedziny do swej chorej ciotki. Rzecz

prosta, że po tej podróży nie może już być mowy o twoim powrocie.

Sądzę, że to rozumiesz.

Patrzyła na niego osłupiałym wzrokiem.

— Chyba oszalałeś, Herbercie!

— Nigdy jeszcze nie myślałem trzeźwiej, niż w tej chwili. Lecz

żeby ci oszczędzić dalszego zdumienia, powiem ci wprost, że ani na

chwilę nie postało mi w głowie uwierzyć w tę całą komedię, tak

zręcznie zainscenizowaną u Soltenaua.

— Doprawdy, że cię nie rozumiem, Herbercie! Co chcesz przez

to powiedzieć?

background image

Na twarzy Waldecka pojawił się wyraz bezgranicznej pogardy.

— Oszczędź sobie tych kłamstw! Co prawda weszły już one do

tego stopnia w twoją krew, że stały się niejako twoją drugą naturą,

wskutek czego przychodzą ci dość łatwo, lecz nie chciałbym być w

dalszym ciągu świadkiem tej ohydnej komedii. — To powiedziawszy,

wyciągnął maleńką złotą broszkę. — Sądzę, że ona należy do ciebie.

Byłoby zatem wskazane, byś na przyszłość zechciała być nieco

ostrożniejsza. Znalazłem ją bowiem w mieszkaniu Soltenaua.

Erna jeszcze nie dała za wygraną.

— Ach Boże, jakim to cudem ona się tam znalazła?

Z gniewu nabrzmiały mu na czole żyły.

— Zapewne jakieś złe duchy ją podrzuciły. Lecz żeby całkowicie

rozproszyć twoje wątpliwości dodam, że czekając na ciebie przed

domem Soltenaua, byłem świadkiem twego osobliwego, zaiste,

spotkania z Rehlingiem.

Zdjął ją strach.

— Bezwstydny, napadł mnie w nikczemny sposób.

Patrzył na nią ponurym wzrokiem.

— Bezwstydny? A kto wie, może miał ku temu coś w rodzaju

uprawnienia?

— Nigdy!

Waldeck począł spacerować po pokoju. Nagle Erna przypadła do

niego i objęła ramionami.

— Herbercie, wybacz mi, nie bądź tak okrutny!

Chłodno i spokojnie uwolnił się z jej objęć.

background image

— Tylko bez czułości. Nie zdadzą się już teraz na nic więcej.

Między nami wszystko skończone. Do Soltenaua wybrałem się

jedynie dlatego, by ci udowodnić twą zdradę. I tylko wielkoduszny

czyn mojej córki odwiódł mnie od natychmiastowej zemsty. Chciałem

jej bowiem oszczędzić jeszcze jednej przykrości. Co było przyczyną,

że mnie w tym wszystkim wyprzedziła i, przezwyciężając swą

nieskazitelną naturę, czynnie w te brudy się wmieszała, to dopiero

postaram się wyjaśnić. Już dawno podejrzewałem, że poślubiłaś mnie

z wyrachowania i że twoja wierność jest wielce problematyczna, lecz

dopiero dziś, po rozmowie z Rehlingiem, uświadomiłem sobie w całej

pełni twoją nikczemność.

— Obraził mnie, ponieważ nie chciałam być jego.

— Będąc jego czułą narzeczoną, przyjmowałaś moje hołdy.

— Bezwstydny! Siebie i ciebie okłamał!

— Przestań go lżyć, już nie żyje.

— Nie żyje? — utkwiła w nim nieprzytomny wzrok.

— Tak. Otruł się, ponieważ zniszczyłaś mu życie. Umarł z twoim

imieniem na ustach. Oto twoje dzieło!

Zerwała się z dzikiem oburzeniem.

— Idiota. Jak śmiał mnie czynić odpowiedzialną za to?

— To już jest wyłącznie twoja sprawa. Mnie ona już więcej nie

dotyczy. Jak już wspomniałem, opuścisz jutro mój dom. Moja córka

nie może dłużej pozostawać z tobą pod jednym dachem.

— Czyli innymi słowy, po prostu mnie wyrzucasz? Nie masz

żadnych dowodów, które by świadczyły przeciwko mnie.

background image

Patrzył na nią z obrzydzeniem.

— Aż nadto przekonywające, by usprawiedliwić moje żądania.

— A jeśli nie zechcę twego domu opuścić? — zawołała, patrząc

mu wyzywająco w twarz.

Odwrócił się. Nie mógł znieść jej widoku.

— Nie zrobisz tego — rzekł. — Od twojej uległości zależeć

będzie moja hojność. Będziesz miała na tyle, by urządzić się według

własnych upodobań. Stawiam tylko jeden warunek: żeby to było poza

obrębem Berlina!

— Dobrze. Zgadzam się. Gdzie pieniądze — tam władza! Chcesz

się koniecznie mnie pozbyć, trudno, postaram się jakoś to przeboleć.

— Bóg z tobą! Będzie ci towarzyszyć twoja garderobiana.

Chciałbym uniknąć sensacji.

Erna wstała i energicznie ruszyła w kierunku drzwi.

— Teraz nie mamy już sobie nic więcej do powiedzenia. Bądź

zdrów!

— Bądź zdrowa!

Stanąwszy w drzwiach, rzuciła jeszcze na męża ostatnie

spojrzenie. Waldeck stał koło biurka z podniesioną głową, z

zaciśniętymi ustami, z oczyma nieruchomo i nieubłaganie

wpatrzonymi w ścianę. A gdy drzwi się za nią zamknęły, opadł na

krzesło, ukrywszy twarz w dłoniach. Siedział tak dość długą chwilę.

Poczuł dojmujący ból w sercu. I oto odchodziły od niego szczęście i

miłość, unosząc z sobą ostatnie przebłyski młodości, ustępując

miejsca krwawej walce o cichą rezygnację.

background image

* * *

Erna przy pomocy pokojowej pakowała swe rzeczy, czyniąc

plany na przyszłość. Jakkolwiek przykro jej było rozstawać się z

domem, w którym władała niby udzielna księżna, to jednak myśl o

wysokiej rencie, jaką jej prawdopodobnie Waldeck wyznaczy oraz

nadzieja połączenia się z Soltenauem były jej niejaką pociechą. Wszak

był współwinny, więc chyba jej nie opuści — myślała.

* * *

Nazajutrz pani Grotthus idąc z parteru na górę, gdzie mieściła się

kuchnia, miała wielce stroskaną minę. Od wczoraj panował w całym

domu przygnębiający nastrój. Stół nakryty do kolacji daremnie

wyczekiwał swoich zwyczajnych biesiadników. Służba wciąż między

sobą szeptała, a Maria, pokojowa pani konsulowej, pędziła zziajana to

na dół, to na górę, zgarniając zewsząd zapomniane przedmioty.

W chwili, gdy pani majorowa wstępowała na schody, wyszła jej

naprzeciw pani Erna, już ubrana do podróży.

— Cieszę się, że panią widzę, pani majorowo, właśnie chciałam

do pani pójść, ażeby się pożegnać.

— Czy pani wyjeżdża, pani konsulowo?

Erna z szyderczym uśmiechem podeszła do pani majorowej.

— Między nami mówiąc wyjeżdżam, by nigdy już nie wrócić.

Tak, łaskawa pani. Zostaje więc pani nadal jedyną władczynią tego

królestwa. Sądzę, że jest pani z tego rada, nieprawdaż? Ale nie biorę

jej tego bynajmniej za złe. Nie łudziłam się bowiem nigdy co do

background image

uczuć, jakie dla siebie żywiłyśmy. Ale trudno, jesteśmy tak różne.

Proszę pokłonić się ode mnie pańskiej pupilce, pannie Ruth. Byłoby

mi miło, gdyby zechciała zachować mnie w dobrej pamięci.

To powiedziawszy, skinęła lekko głową zdumionej pani

majorowej, która patrzyła za nią ze smutną powagą. Zgrabnym,

elastycznym krokiem przeszła do czekającego na nią powozu.

Jakkolwiek pani Grotthus nie bardzo sobie z tego wszystkiego

zdawała sprawę, jednak jedna rzecz była dla niej jasna. A mianowicie

to, że pani Erna po raz ostatni przemawiała do niej w charakterze pani

domu.

Z ciężkim sercem powlokła się na górę. Tutaj lokaj

zakomunikował jej, że pan konsul na nią czeka. Ujrzawszy go, pani

majorowa zatrwożyła się. Stał przed nią człowiek, który mimo

spokoju i powagi, każdego mógł przerazić swoim zmienionym

wyglądem. Postarzał się i jakby się w siebie zapadł.

— Kochana pani majorowo, jestem zmuszony uczynić pani

pewne wyznanie. Przed chwilą moja żona opuściła nasz dom na

zawsze. Pani daruje, że nie będę teraz wchodził w szczegóły. Dla

służby, oczywista, będzie się nazywało, że wybrała się w dłuższą

podróż. Z czasem jakoś się wszystko ułoży.

Pani majorowa uścisnęła jego dłoń z wyrazem głębokiego

współczucia.

— Chciałabym panu coś powiedzieć, co by pana dźwignęło na

duchu. Pańska córka pana bardzo kocha...

— Wiem o tym. Toteż stosunki nasze powrócą do dawnego

background image

trybu. Będziemy przy tym starali się jakoś zapomnieć, że

nierozważnie chciałem sprzęgnąć głupią młodość z moją starością.

Pozwalam pani, droga przyjaciółko, naśmiewać się teraz ze mnie.

— Nie, tego nie zrobię! Ale postaram się, o ile naturalnie nie ma

pan nic przeciwko temu, jakoś mu pomóc w dźwiganiu tego ciosu,

który był nieunikniony, a którego już dawno się spodziewałam.

— A więc i pani! Tylko ja nieszczęsny byłem ślepy, a raczej

chciałem nim być, dopóki mi tej przepaski przemocą nie zdarto z

oczu. Och, jakże rażące jest światło prawdy!

— Oczy przywykną... i jeszcze wszystko będzie dobrze.

— Dlaczego mnie pani nie ostrzegła?

— Nie piękna to rzecz kogoś podchodzić. Tym bardziej, że nie

spieszno mi było pozbawiać pana iluzji szczęścia, którego panu z całej

duszy życzyłam. Byłabym raczej skłonna podtrzymać ją w panu, niż

przyczynić się do jej rozwiania.

— Mam wrażenie, że te same zasady wpoiła pani także w Ruth.

— Owszem.

Potrząsając głową, Waldeck rzekł:

— Proszę, niech pani będzie łaskawa przysłać ją tu do mnie.

Chciałbym z nią pomówić. Tylko proszę o niczym jej nie mówić.

Gdzie ona jest?

— Od wczoraj nie wychodzi ze swego pokoju. Dobijałam się do

niej kilkakrotnie, lecz prosiła przez drzwi, by ją zostawić w spokoju.

Skarży się na ból głowy.

— Muszę koniecznie teraz z nią pomówić. Żegnam panią, pani

background image

majorowo. Jak tylko wrócę do równowagi, pomówimy szerzej.

— Ależ panie konsulu, może to dla pana bolesne... Aż nadto

dobrze sama wszystko rozumiem.

Oddaliła się i zapukała do Ruth.

— Dziecinko, ojczulek prosi.

Ruth, jak gdyby tylko na to czekała. Wyszła natychmiast z

pokoju. Blada i zapłakana z trudem uśmiechnęła się do pani Grotthus.

Pani majorowa pogłaskała ją łagodnie po twarzy.

— Czy główka już nie boli?

— Dziękuję, jest mi lepiej.

To powiedziawszy odeszła. Niebawem stanęła przed ojcem.

— Wybacz ojczulku, nie powinnam była wczoraj tego robić.

— Masz na myśli twoją wizytę u Soltenaua? Powiedz mi, jak to

się stało?

— Masz prawo mnie wyłajać, ojcze. Byłam głupia i szalona.

— Tak, dziecko. O tym jestem przekonany.

— Dzięki. Serdeczne dzięki za zaufanie.

— Co cię do niego skłoniło?

Zarumieniła się gwałtownie.

— Ach, wiesz, głupstwo! Chciałam po prostu przyjrzeć się, jak

takie kawalerskie mieszkanie wygląda.

— Jak to, czy nie zdawałaś sobie sprawy, na co naraża się młoda

dziewczyna, odwiedzając samotnego mężczyznę?

— Nie myślałam o tym, ojcze.

— Czy kochasz Soltenaua?

background image

W niemej udręce splotła swe dłonie.

— Nie — rzekła cichutko.

— Ale po tym co wczoraj zaszło, musisz zostać jego żoną. Teraz

już trudno się cofnąć. Trzeba było wcześniej zastanowić się nad tym.

Na nieszczęście był jeszcze świadek tego zdarzenia. Co sobie taki

Fred o tobie pomyśli, jeśli zaręczyny z Soltenauem cię nie

zrehabilitują?

Przymknęła na chwilę oczy.

— Skoro tak musi być, ojcze, w takim razie zgadzam się —

rzekła cicho, lecz z mocą.

Ująwszy ją za rękę, spojrzał jej badawczo w oczy.

— Biedny Fred! Żal mi go. Mam bowiem wrażenie, że robił sobie

odnośnie do ciebie, pewne nadzieje.

Zadrżała lekko, lecz odważnie popatrzyła na niego.

— Sądzę, że się pocieszy. Wczorajsze zdarzenie uczyniło mnie i

tak w jego oczach „niegodną". Dał mi to zresztą w zupełnie

niedwuznaczny sposób do zrozumienia, czyli że nie darzy mnie takim,

jak ty ojcze, zaufaniem.

Waldeck przycisnął ją gorąco do serca.

— Moja droga, dzielna dziewczynko, wszak on nie wie o tym, że

ta cała wczorajsza przygoda to tylko zręcznie przez ciebie odegrana

komedia, ażeby oszczędzić swemu ojcu wielkiej przykrości.

— Papo! — Spojrzała na niego z trwogą.

— Uspokój się, dziecko! Wiem wszystko. Wiem, że tylko dla

mojego dobra, po raz pierwszy okłamałaś swego ojca.

background image

Drżąc o niego, zarzuciła mu ramiona na szyję.

— Papo, mój biedny, kochany papo!

— Nie nazywaj mnie biednym! Twoja miłość mnie wzbogaca!

Głaskała go po rękach.

— Ach, że też nie było mi dane ustrzec cię przed tym

nieszczęściem! Co teraz będzie?

— Nic. Będziemy sobie znowu żyli we dwoje, jak dawniej.

Bowiem kobieta, która mnie w tak haniebny sposób oszukała, opuściła

właśnie mój dom — na zawsze!

Patrzyła na niego osłupiałym wzrokiem.

— Na zawsze?

— A czyż mogło być inaczej?

— Nie rozumiem. Jak to, przecież już wszystko było dobrze?

W paru słowach opowiedział jej Waldeck, co zaszło. Ruth

słuchała go ze wzrastającym przerażeniem. Gdy skończył, zawołała z

rozpaczą:

— Więc na nic się to wszystko zdało! I będziesz zmuszony

wyzwać Soltenaua na pojedynek?

— Uspokój się. Do tego nie dojdzie, słowo honoru! Tylko dzięki

tobie unikniemy pojedynku. Nie palę się tak bardzo, by Soltenaua

zabić i osierocić jego starych rodziców. A i mojej małej dziewczynce

też jeszcze jej ojciec na coś się przyda. Pojedynek sytuacji by nie

poprawił, raczej by ją jeszcze pogorszył. Rozumie się, że cała zasługa

po twojej stronie. Bez twojej niespodziewanej interwencji byłby

nieunikniony.

background image

— Dzięki Bogu! Wszystko inne już fraszka. Jakoś oboje to

zniesiemy.

— A co zrobimy z Fredem? Biedny!

Przytuliwszy się do jego piersi, wyspowiadała się ze swej miłości

i swego bolesnego wyrzeczenia. Waldeck mówił jej słowa otuchy,

głaszcząc ją pieszczotliwie po włosach.

— Cicho maleńka, pozostaw to mnie. Swoją nieufność będzie

zmuszony przebłagać u twoich stóp. Przyrzekam ci to.

Patrząc na siebie czule, ucałowali się serdecznie. Wreszcie

Waldeck powiedział:

— A teraz idź do ciotki majorowej i opowiedz jej, co cię gnębi.

Możesz z nią mówić otwarcie i szczerze. Lada bowiem chwila

nadejdzie Soltenau.

Chwyciła go kurczowo za rękę.

— Przyrzekłeś!

— Pamiętam o tym.

Jeszcze raz uścisnęła z serdeczną czułością jego ręce.

— Mój drogi, kochany ojcze!

Moje dobre dziecko!

Ruth udała się do pani majorowej i wyspowiadała się przed nią.

— Czy będzie mnie jeszcze kochał ten niedobry, kochany Fred?

Tak zapytała, skończywszy swą spowiedź. Staruszka odetchnęła

z ulgą.

— Co raz w swoim sercu zamknął, już na wieki w nim

pozostanie. Chwała więc Najwyższemu, że zwątpił w ciebie bez

background image

słusznej przyczyny.

— Czy bardzo cierpiał?

— Sama go o to zapytaj, dziecino. Przede wszystkim chciałabym,

ażeby czym prędzej się o tym dowiedział. Gdyby do mnie przyszedł,

cała ta męka byłaby mu oszczędzona. Któż bowiem lepiej ode mnie

zna moją małą Ruth? Ale nie szkodzi. Może właśnie wyjdzie to na

dobre temu zapaleńcowi i nabierze nieco rozsądku.

— Nie, niech już pozostanie jakim jest. Kocham go właśnie

takim.

Pani majorowa uśmiechnęła się. Nie mam nic przeciwko temu.

Jakoś zawsze umiałam z nim dojść do ładu.

— I ja, gdybym tylko mogła go zobaczyć.

— Cierpliwości. I to przyjdzie.

* * *

Soltenau kazał zameldować się Waldeckowi i natychmiast został

przyjęty. Konsul nie wskazał gościowi krzesła. Stojąc naprzeciw

siebie, patrzyli sobie przez chwilę w oczy, wreszcie Waldeck się

odezwał:

— Panie baronie, czy przychodzi pan z prośbą o rękę mojej

córki?

— Panie konsulu — rzekł oficer blady jak ściana. — Jakkolwiek

zdaję sobie sprawę, że się tego po mnie spodziewasz, to jednak

pragnąłbym, by mi wolno było wpierw złożyć pewne zeznanie, po

którym pan sam zadecyduje, co ma nastąpić.

background image

Waldeck obrzucił go ostrym, poważnym spojrzeniem.

— Nie życzę sobie słyszeć żadnych zeznań. Nie chcę o niczym

wiedzieć. Oddałby pan tym, zarówno mnie jak i sobie, kiepską

przysługę. Czy mnie pan rozumie?

— Panie konsulu, pan wie...

— Nic nie wiem i nie chcę wiedzieć. Tak będzie lepiej. Znam

pańskiego ojca. Jest to wspaniały starzec. Jak pan sądzi, co by on na to

powiedział, gdyby pewnego pięknego poranka przyniesiono mu

wiadomość, że jego jedyny syn stracił życie w pojedynku? Albo inny

wypadek. Wszak zna pan moją córkę, nieprawdaż? Więc

prawdopodobnie obiło się panu o uszy, jak bardzo ta mała kocha

swego ojca. A teraz, proszę sobie wyobrazić, że nagle przynoszą jej

do domu jego zimne zwłoki. I proszę pomyśleć, jaka rozpacz tego

dziecka? Ale dlaczego właściwie o tym wszystkim mówię?...

Zostawmy to. Acha, już wiem, co mnie na to naprowadziło. Tyle

przecież nieszczęść się zdarza. Nie dalej jak wczoraj, byłem

świadkiem tragicznej śmierci pewnego młodego człowieka, który w

mojej obecności zażył truciznę. Rozumie się, że ani mi na myśl nie

wpadło, że to może być trucizna. Może nawet zna pan tego człowieka.

Jest to muzyk. Niejaki Henryk Rehling.

— Owszem. Mam wrażenie, że widywałem go od czasu do czasu

u państwa. Blada twarz, krucze włosy, niesamowite oczy.

— To właśnie on. Otruł się w mojej obecności, lecz zanim

zdołano zawezwać lekarza, było już po nim. Powód: nieszczęśliwa

miłość! Kobieta którą kochał, była mu oddaną narzeczoną, lecz

background image

porzuciła go, żeby poślubić starego, bogatego człowieka. Lecz i tego

zdołała oszukać, wdając się w miłostki z pewnym młodym oficerem.

Wczoraj odwiedziła go znowu, jak zwykle potajemnie. Rehling,

przeszedłszy przez wszystkie piekła zazdrości, postanowił zemścić się

na niej, zdradziwszy ją przed mężem, w którego obecności zadał sobie

śmierć. Albowiem mimo całej pogardy, jaką miał dla niej, ciągle ją

jeszcze kochał. Sądzę, że tego rodzaju kobiety nie zasługują, ażeby

mężczyzna tracił dla nich życie.

— Panie konsulu — rzekł Soltenau, któremu twarz kurczowo

drgała. — Trudno mi wyrazić, co czułem, słuchając tej smutnej

historii. Jestem istotnie do głębi wzruszony.

— To nic. Podobne wstrząsy działają niekiedy zbawiennie. Prócz

tego mam możność zakomunikować panu, że dziś rano moja żona

wyjechała na czas nieograniczony.

Soltenau drgnął zmieszany. Zacisnął zęby tak silnie, że jego

muskuły w twarzy mocno nabrzmiały. Wreszcie zaczął niepewnym

głosem:

— Wstydzę się, panie konsulu, i doprawdy szczerze żałuję, gdyż

zdaję sobie sprawę z bólu, jakiego pośrednio stałem się przyczyną,

powodując nadto ten arcyprzykry wyjazd. Proszę mi wierzyć, że

żadna ofiara nie byłaby za wielka, by uznać to zdarzenie za niebyłe i

wymazać z pamięci.

Waldeck skłonił się z pewną powściągliwością.

— Za bardzo się pan tym wszystkim przejmuje, panie baronie.

Więc może pomówimy o czymś innym... I ja byłem kiedyś młody,

background image

i niejednokrotnie błądziłem. Ale z czasem wszystko się w życiu

wyrównuje, wobec czego nie opłaca się mówić o jakimś

zadośćuczynieniu. To potem jakoś już samo od siebie przychodzi.

Może, z tego co mówię, wyciągnie pan dla siebie jakąś naukę.

— Zapewniam, że nie zapomnę tych słów.

— Będzie to tylko z korzyścią dla pana. Ale jeszcze słówko.

Moją córkę i pana Grotthusa łączy wzajemna miłość i niewątpliwie

byliby już z sobą zaręczeni, gdyby nie ów nieszczęsny wypadek, który

czyniąc Freda świadkiem pewnej sceny, dał mu niejako uprawnienie

do powątpiewania w wierność mej córki. Wobec tego zaś, że jedynie

pan mógłby go przekonać o bezpodstawności tego podejrzenia proszę

pana, by zechciał to uczynić. Przed chwilą chciał mi pan złożyć pewne

wyznanie, które zmuszony byłem odrzucić. Proszę je zatem

zakomunikować panu Grotthusowi.

Soltenau wyprostował się jak struna.

— Natychmiast to uczynię, panie konsulu. Dziękuję za pańskie

niezwykłe, zaiste, zachowanie się w tej sprawie i zapewniam, że od tej

chwili jestem pańskim dłużnikiem. Proszę łaskawie pokłonić się ode

mnie córce i poprosić ją w moim imieniu o wybaczenie mi tego

wszystkiego, na co ją naraziłem. I jeszcze jedno, panie konsulu. Może

kiedyś będzie pan mógł darować mi moją winę. Dziś, nie śmiem pana

jeszcze o to prosić. Moje uszanowanie!

Złożywszy głęboki ukłon, wyszedł z pokoju.

Gdy Waldeck pozostał sam, ciężkie westchnienie wydarło się z

jego piersi. Upadł na krzesło i utkwiwszy wzrok w stojącej jeszcze na

background image

biurku na swym dawnym miejscu fotografii swej żony, wpatrywał się

w nią z bolesną goryczą. Powoli zaczął wyciągać ją z ram, chcąc ją

zamknąć w szufladzie, lecz zawahawszy się, podarł ją nagle po

krótkim namyśle.

— Najlepiej wykreślić ją całkiem z pamięci, gdyż inaczej rana

się nigdy nie zabliźni — rzekł do siebie, oparłszy swą znużoną głowę

na skrzyżowanych dłoniach.

* * *

Fred, nie zmrużywszy oka, przeżył najokropniejszą noc.

Aczkolwiek jego wiara w czystość Ruth zachwiała się tylko przez

moment, niemniej niepewność i niepokój ustawicznie go gnały z

miejsca na miejsce. Co prawda nie zdawał sobie jeszcze z tego

wszystkiego sprawy, lecz jedno było dlań pewne: Ruth była dla niego

stracona. I teraz dopiero pojął, jak bardzo była mu droga.

Czując jak gdyby ulgę w tym zagrzebywaniu się we własnym

bólu, nie wychodził ze swego skromnego mieszkania, trwając w

niemej zadumie. Tak zastał go Soltenau. Jego spowiedź, pod

wpływem której ból Freda topniał jak śnieg na słońcu, nie trwała

długo. I oto wszystko się wyjaśniło. Przed oczyma jego duszy wyłonił

się obraz Ruth pozbawionej wszelkiej winy. Szarpnęły nim wyrzuty z

powodu zwątpienia w jej niewinność.

Soltenau, będąc jeszcze wciąż pod wrażeniem imponującej

prostoty konsula, był poważny i zgnębiony. Bezradny Fred nie

wiedział jak go pocieszyć.

background image

— A co pan teraz zamyśla, panie baronie? Czy ożeni się pan

z Erną, jeśli uzyska rozwód?

— Nie! Choćby nawet moja namiętność, która w gruncie rzeczy

była powierzchowna, jeszcze nie wygasła i tak nie miałbym odwagi

złączyć mojego życia z kobietą, której charakter tak mało daje

gwarancji.

— Ale mam wrażenie, o ile ją znam, że nie omieszka poczynić

odpowiednich kroków, w celu zbliżenia się do pana. Nawet na

wypadek, gdyby jej miłość, nie będąc w stanie przetrwać tego

kryzysu, już minęła, nie zechce, mniemam, zrezygnować z tytułu pani

baronowej Soltenau. Jest to, bądź co bądź, godność, która wywiera na

kobiety tego pokroju swoisty czar.

— Jakoś będzie się musiała tego wyrzec. Abstrahując bowiem od

wszystkich innych względów, nie byłbym po prostu w stanie po tych

wszystkich przykrościach, na jakie naraziłem jej męża, obciążać się

następną winą. Jest mi wprost nieprzyjemnie, że z taką łatwością

odchodzę od tej kobiety.

Dwaj oficerowie pożegnali się ze sobą. Fred jak najprędzej chciał

zobaczyć się z Ruth, aby uzyskać jej przebaczenie. Ale wcześniej

postanowił porozmawiać z Waldeckiem, aby oficjalnie poprosić go o

jej rękę. Lecz wszelkie słowa okazały się zbyteczne, jako że obydwaj

już dawno porozumieli się ze sobą. Głęboka wymiana spojrzeń,

serdeczny uścisk dłoni — oto wszystko, co sobie mieli do

powiedzenia.

— Biegnij synu do niej, wyczekuje cię z tęsknotą! — rzekł

background image

Waldeck.

Fred nie potrzebował zachęty. Z niecierpliwością udał się w głąb

mieszkania i zastał Ruth w jej pokoju. Zerwała się na jego widok

i spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Objął ją serdecznie i

powiedział z pokorą:

— Wybacz najdroższa, że ośmieliłem się zwątpić w twoją

uczciwość.

— To raczej ja powinnam prosić o przebaczenie, że

przysporzyłam ci tyle bólu. Umarłabym, gdybym cię straciła!

Spoglądając sobie głęboko w oczy, zapomnieli o bożym świecie.

W godzinę później zjawił się w pokoju uszczęśliwionej pary

Waldeck w towarzystwie pani Grotthus. I zanim jeszcze wieść o

rozejściu się Waldecka z żoną dotarła do publicznej wiadomości,

odbyła się uroczystość ślubna.

O pani Ernie z rzadka dochodziły słuchy. Mieszkała stale w

Monachium i podróżowała wiele, podobno w towarzystwie jakiegoś

sławnego tenora.

W swojskie, zaciszne wieczory, rozbrzmiewa w pięknym domu

konsula donośny alt Ruth, wnikając głęboko w serca słuchaczy. Swym

ciepłym, serdecznym tonem, spowija udręczoną duszę ojca, niosąc mu

spokój i ukojenie i wiąże serce męża niewysłowionym czarem. Ruth

jest najszczęśliwszą z kobiet, a jej słodka pogoda udziela się całemu

domowi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Jadwiga Tajemna milosc, tajemne cierpienie
Courths Mahler Jadwiga Tajemnicza miłość Marleny (Tajemnica siostry Marleny)
Courths Mahler Jadwiga Tajemnicza miłość Anny
Courths Mahler Jadwiga Tajemnicza miłość Marleny
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica bezimiennej
Courths Mahler Jadwiga Pierwsza miłość Eryki
Courths Mahler Jadwiga Pierwsza miłość Eryki
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Miłość rodzi miłość
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczescia
Courths Mahler Jadwiga Wojenna zona
Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Gdyby życzenia zabijały
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Zagadka w jej życiu

więcej podobnych podstron