Polski inteligent o Żydach


Polski inteligent o Żydach

25 lipca 2016

Na nieszczęście wady Izraelitów są większe, aniżeli ich cnoty. Żyd uznaje tylko Żyda za bliźniego; chrześcianina wyzuwa z zimną krwią z majątku, jeżeli go za to nie ukarze prawo krajowe. Brudna chęć zysku zabija w tym narodzie szlachetne uczucia. Stronią też Żydzi od ciężkiej pracy, przytem odznaczają się wielkiem nieochędoztwem. Oni to przede wszystkiem przyczynili się, że w Polsce zakorzeniło się pijaństwo, jak nigdzie na świecie. Już w XVI wieku Klonowicz przepowiadał, że Żydzi przyczynią się do upadku Polski. Poznał on dobrze ich charakter, gdyż sądził w Lublinie sprawy żydowskie. Okrzyczano, że Klonowicz budził nienawiść ku Żydom. Nawet życzliwi Żydom mężowie, jak np. Staszyc, Moraczewski i St. Plater przyznają, że Żydzi sprowadzili ciężkie klęski na Polskę [...]

     W epoce rozbiorów Polski, a dokładnie w roku 1891, Józef Chociszewski wydał ciekawą książkę „Malowniczy opis Polski czyli geografia ojczystego kraju z mapką i licznemi rycinami”. Autor był działaczem narodowym, wielokrotnie karanym przez władze pruskie za działalność niepodległościową i antyniemiecką. W swojej książce, którą adresował do Polaków, a w szczególności polskiej młodzieży, zawarł podstawowe informacje o dziejach politycznych, geografii i ludziach zamieszkujących terytorium dawnej Rzeczypospolitej. Nic więc dziwnego, że pojawił się w niej opis Żydów, którzy w znaczącej (i szybko wzrastającej) liczbie zaludniali te tereny. Ich charakterystyka, pisana bez nienawiści, a nawet z niejaką życzliwością, jest interesującym, bo szczerym i wyważonym, świadectwem poglądów polskiej, patriotycznie nastawionej inteligencji na kwestię żydowską. Zamieszczam ją poniżej bez skróceń i bez edycji.

     Po lekturze poniższego tekstu zachęcam do zapoznania się z innym opisem, który jednak wyszedł nie spod pióra inteligenta, lecz prostego chłopa polskiego. Łącznie tworzą one pewną całość - obraz Żydów w oczach społeczeństwa polskiego przełomu XIX i XX w.

dr Radosław Sikora

 

"O Żydach

     W całej Europie żyje około 5 milionów Żydów, z tych większa połowa tj. 3 miliony przebywa w ziemiach dawnej Polski. W Krakowie, Warszawie, i Lwowie co trzeci mieszkaniec jest Izraelitą, a w niektórych miastach, jak np. w Brodach i w Berdyczowie na pięciu żydów przypada jeden chrześcianin. W miastach polskich większa połowa mieszkańców jest żydowskiego pochodzenia. W żadnym kraju na świecie nie stanowią Żydzi takiej potęgi pod liczebnym i pieniężnym względem, jak na obszarze dawnej Rzeczypospolitej Polskiej.

     Żydzi, jak wszyscy ludzie, mają dodatnie i ujemne strony. Do ich przymiotów należy zaliczyć przede wszystkiem niezwykłą wstrzemięźliwość w jedzeniu i piciu, wielką oszczędność, gorliwe starania o oświatę, bezprzykładną prawie solidarność, czyli wzajemne popieranie się i ścisłe wykonywanie prawideł religijnych, choć często źle zrozumianych. Przeważna część Żydów w krajach polskich pod panowanie rosyjskiem i austryackiem żyje głównie tylko suchym chlebem, śledziami i cebulą. Pijaństwem brzydzą się Żydzi jak trucizną, pijany Żyd jest niezwykłą rzadkością. Cóż powiedzieć o ich solidarności? Gdyby Polacy się tak popierali wzajemnie, jak Żydzi między sobą, zmieniłyby się wkrótce nasze opłakane stosunki. Co do oświaty wiadomo, że każdy prawie Żyd umie przynajmniej czytać i pisać. Rzadko się Izraelici pomiędzy sobą procesują, gdyż prawie wszystkie ich spory godzą rabini i starsi w gminie. Co do wykonywania przepisów religii, mogliby sobie śmiało Polacy brać ich za wzór i pobudkę do podobnej gorliwości w wypełnianiu przepisów kościoła katolickiego.

     Na nieszczęście wady Izraelitów są większe, aniżeli ich cnoty. Żyd uznaje tylko Żyda za bliźniego; chrześcianina wyzuwa z zimną krwią z majątku, jeżeli go za to nie ukarze prawo krajowe. Brudna chęć zysku zabija w tym narodzie szlachetne uczucia. Stronią też Żydzi od ciężkiej pracy, przytem odznaczają się wielkiem nieochędoztwem. Oni to przede wszystkiem przyczynili się, że w Polsce zakorzeniło się pijaństwo, jak nigdzie na świecie.

     Już w XVI wieku Klonowicz przepowiadał, że Żydzi przyczynią się do upadku Polski. Poznał on dobrze ich charakter, gdyż sądził w Lublinie sprawy żydowskie. Okrzyczano, że Klonowicz budził nienawiść ku Żydom.

     Nawet życzliwi Żydom mężowie, jak np. Staszyc, Moraczewski i St. Plater przyznają, że Żydzi sprowadzili ciężkie klęski na Polskę mianowicie przez to, że przyczynili się głównie do zaszczepienia pijaństwa w niższych warstwach mieszkańców Polski.

     „Plagą wsi - są słowa Wł. Zawadzkiego - nieszczęściem ludu pod względem moralnym są Żydzi arendarze. Żyd w Galicyi jest gangreną, która się wpiła w społeczeńskie ciało ludności i przegryza jej zdrowie, podkopuje moralność, a często staje się ostatecznej nędzy przyczyną. Wszystkie starania w Galicyi, aby rozpowszechnić towarzystwo wstrzemięźliwości, pomimo gorliwości duchowieństwa obu obrządków, pomimo dobrych chęci wielu dzierżawców i właścicieli dóbr, rozbiły się o przebiegłość żydowską.”

     Gazety niemieckie, wcale nam nieżyczliwe, ganią postępowanie Żydów względem Polaków. Oto co pisze w r. 1890 o tej sprawie „Allgemeine Zeitung” wychodząca w Monachium: „Żydzi, uzbrojeni wszystkiemi swemi znanemi sidłami, spadli jak szarańcza na lud wiejski w Galicyi, który co dopiero wyzwolony z niewoli, nie miał ani czasu, ani sposobu do zdobycia sobie samodzielności i samowiedzy i przywłaszczyli sobie zupełną władzę nad tym kształcącym się dopiero ludem w miejsce dawnych jego panów. Wieśniak jest w całej prawie Galicyi w ich sieciach.” Dalej czytamy w tym artykule*) prawdziwie przygnębiającą wiadomość, że dzierżawcami prawie wszystkich wielkich majątków w Galicyi są Żydzi. Włościanie pracują dla nich chętniej i taniej, aniżeli dla swych panów. Jeżeli który z polskich większych właścicieli występuje przeciw Żydom, wtedy czeka go klątwa rabina. Włościanie galicyjscy, którzy nie zostają pod wpływem żydowskim, nie mają żadnych długów, są pilnymi, płacą podatki i miłują pokój. Łatwy ztąd wniosek, że Żydzi pracują bardzo na niekorzyść Polaków, jeżeli nawet niemieckie pisma ich potępiają.

     Dodać wypada, że wszędzie Żydzi przyjęli język narodu, wśród którego przebywają, tylko w Polsce posługują się zepsutym językiem niemieckim. Przyczynili się oni wielce do zniemczenia w ziemiach polskich, a czarną odpłacają się niewdzięcznością za gościnne przyjęcie, jakiego im udzielili nasi przodkowie, kiedy ich w całej Europie prześladowano jak dzikie zwierzęta. Żydowskie gazety zieją ogniem prześladowania na Polaków.

     Były i są także pomiędzy Żydami szlachetne wyjątki, niestety! są to tylko wyjątki. Za czasów powstania Kościuszki dzielny Berek Joselewicz walczył mężnie za Polskę. W Warszawie i wogóle w Królestwie Polskiem wielu Żydów uważa się za Polaków, a 1861 roku po wypadkach warszawskich jeden z szlachetnych Izraelitów napisał wiersz dla dzieci polskich:

Zdawna już na was, dziatki kochane,

W zakątku wiodąc skromny swój byt,

Jak na narodu zorze rumiane,

Z uczuciem rzewnem spoglądał Żyd.

Chciał on wymówić co sercem czuje,

Czynami swemi pokazać rad,

Że swą rodzinną ziemię miłuje,

Że nieodrodzony jej dzieci brat.

Lecz jak do miłej przemówić młodzi,

Gdy zdala od niej stawił go los,

Gdy w nim niepewność obawę rodzi,

Czy przyjmią chętnie ten serca głos.

Więc milczał, czekał sposobnej chwili,

A gdy czekaniu już przyszedł kres:

Dzisiaj radości czarę on chyli,

W miejsce goryczy i w miejsce łez.

I gdy zawiści pierzchły już cienie,

Kiedy braterstwa połyska świt,

Dziś tobie, dziatwo, na pozdrowienie

Życzliwe słowa zasyła Żyd.

     Choć Izraelici wiele złego nam wyrządzili, nie trzeba jednakże żywić dla nich nienawiści. Zapomnijmy o ich wadach, a uczmy się od nich wstrzemięźliwości, oszczędności, a nade wszystko popierajmy się wzajem, jak oni. Niech Polak kupuje przede wszystkiem od Polaka, niech swój swemu życzy i niech każdy z nas na wzór Żydów się oświeca i niech krzewi oświatę w narodzie.

     Młodzież wykształceńsza izraelicka w Królestwie Polskiem, a mianowicie w Galicyi ma piękne zadanie, aby zachęcać swych rodaków do zamiłowania Polskiej ziemi, która gościnnie przyjęła ich przodków i do mówienia polskim językiem. W ten sposób można naprawić złe, które Żydzi choć najczęściej bezwiednie wyrządzili naszemu narodowi.

 

*) Podaje go w przekładzie „Dziennik Poznański” w 238 nr. 1890 r."

 

Tematy pokrewne:

„Polski chłop o Żydach” 

„Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich” 

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi”

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w.”

„Oczami polskiego Żyda”

„Dola i niedola żydowskiego dzierżawcy”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani” 

Polski chłop o Żydach

16 czerwca 2014

„Toteż gdyby żydzi chcieli na gruncie siedzieć i pracować, to dziś wszystka ziemia w Galicji do nich należałaby, byliby zupełnymi panami kraju, a chłopi, jak szlachta, byliby u nich w służbie i pracowaliby za parobków. Zaraz po pańszczyźnie byłaby nastała gorsza jeszcze dla całej ludności chrześcijańskiej żydowszczyzna. W Dzikowie na przykład nie ma tego kawałka chłopskiego gruntu, żeby nie był w rękach żydowskich, żeby nie był drogo wykupiony, a w innych wsiach było zupełnie to samo. Ale żydzi nie chcieli trudnić się gospodarstwem i ciężko pracować i woleli wielkie zyski, jakie im dawał handel gruntami przepłacanymi przez chłopów.”

Z chłopskiej perspektywy

     „Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do dnia dzisiejszego” urodzonego w 1842 roku Jana Słomki, są fascynującym świadectwem czasów w których przyszło żyć ich autorowi, czyli drugiej połowy XIX w. i pierwszych trzech dekad wieku XX. Co w nich takiego ciekawego? Przede wszystkim to, że spisał je polski chłop. Co za tym idzie poznajemy świat z chłopskiej perspektywy. To rzecz bardzo rzadka i późno pojawiająca się w polskiej literaturze.

     Słomka, przez kilka dekad wójt sąsiadującej z Tarnobrzegiem wsi Dzików, był bystrym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości. A że pamięć mu na starość służyła, to przekazał nam mnóstwo szczegółów świata, który już dziś nie istnieje. Nie tylko dlatego, że czasy się zmieniły. Nie istnieje również dlatego, że zmieniły się stosunki narodowościowe w Tarnobrzegu i jego okolicy. W wyniku eksterminacji Żydów dokonanej przez Niemców w czasie II wojny światowej, tereny te zamieszkują dziś w przytłaczającej większości Polacy. Tak też było przez większość historii tych ziem, licząc od powstania Polski, aż do połowy XIX wieku. Między rokiem 1853 a 1910 nastąpiła jednak gwałtowna ekspansja żywiołu żydowskiego. I to tak jeśli chodzi o samą liczbę ludności, jak i jej znaczenie ekonomiczne. W samym Tarnobrzegu w 1853 roku były ledwie 23 domy żydowskie na 116 ogółem. W 1910 roku domów tych było 359 na ogólną liczbę 496. W tym samym czasie liczba katolickich domów wzrosła z 93 do ledwie 137.

     Jak żyło się ludziom w tak gwałtownie zmieniającym się świecie? Co czuli ci, którzy obserwowali  zmiany własnościowe w swojej okolicy? Obserwowali utratę pozycji katolików ze wszystkich warstw społecznych: chłopów,  mieszczan, szlachty. W końcu, w jaki sposób to się odbyło? Na te i wiele innych pytań znajdujemy odpowiedzi w pamiętnikach Słomki.

Fragmenty pamiętników Jana Słomki

     Tematyka żydowska przewija się właściwie przez całe to dzieło, dlatego niezbędna stała się selekcja materiału. Wybrałem z niego najciekawszy i najobfitszy w szczegóły rozdział piąty z wydania II, które miało miejsce w 1929 roku. Cytuję go poniżej niemal w całości.

 

„Handel tak na wsi, jak w mieście był prawic wyłącznie w rękach żydów. Po karczmach wsiowych siedzieli tylko żydzi i prócz wódki mieli na przekąskę obwarzanki i bułki, które sami piekli, nadto gomółki z sera i śledzie. Przytem sprzedawali ubocznie sól, tytoń do fajek, zapałki, igły, tasiemki, krajki do opasywania się, — ale towaru tego mieli zawsze bardzo niewiele, zazwyczaj mieścił się wszystek w małej paczce, schowanej za szynkwasem.

Wsiowi ludzie jednak kupowali towar taki najczęściej od żydów i żydówek, domokrążców, obnoszących w opałce igły, tasiemki, krajki, zapałki, trochę pieczywa, przyczem też nigdy nie brakło wódki. Każdą wieś obchodziło stale kilku takich handlarzy czy handlarek ,dochodzących z miasta, więc prawie codzień do każdego domu które z nich zaszło. Znali bardzo dobrze swoje wsie i ludzi, byli też w każdym domu witani zawsze, jak dobrzy znajomi.

Za towar tak w karczmie jak domokrążcom rzadko kiedy płacili pieniędzmi, najczęściej dawały gospodynie jajka, kasze, kości i szczecinę ze świń, trochę jakiegoś zboża lub coś z drobiu, był to więc handel wymienny bardzo dla żydów popłatny. Toteż domokrążcy, choć byli nędznie odziani, obdarci i narzekali na biedę, mieli, jak się nieraz pokazywało, ładną gotówkę. Najwięcej zarabiali zawsze od tych, co wódkę lubili. Jeżeli gospodarz i gospodyni nie pili oboje, tylko jedno z nich, n. p. gospodyni, to dostawała wódkę skrycie przed gospodarzem i w skrytości też płaciła różnemi produktami domowemi.

***

W mieście trudnili się handlem prawie wyłącznie żydzi. Był on zresztą bardzo nędzny, skoro koło r. 1860 nie było w Tarnobrzegu nawet dziesięciu lichutkich sklepików, mieszczących się w domach drewnianych.

W paru sklepikach — prócz tego, co można było kupić u domokrążców wsiowych, — były płótna kolorowe, chusteczki, wstążki, płótna domowe, czapki, fajki, w których się wtedy chłopi bardzo kochali, grzebienie, cyganki, świeczki łojowe. Wszystko to prócz płótna białego, nabywanego od chłopów, sprowadzane było wozami z Tarnowa, dokąd pewnie przychodziło z przemysłowych krajów austrjackich. U paru innych żydów było zboże, które sprzedawali najwięcej w dni targowe, wystawiając w workach na rynek. Wreszcie na parę lat przed r. 1860 nastał pierwszy sklep z żelazem, gdzie było żelazo w kawałkach dla kowali, nadto rynki, żeleźniaki, kociołki, wewnątrz niewybielane. Zapasy towarowe we wszystkich tych sklepach były bardzo skromne, wartość ich nie dochodziła pewnie do 100 złr [złotych reńskich].

Najwięcej było karczem, czyli »szynków« z wódką, z których główny mieścił się u Joska w ratuszu, prócz tego był drugi na przeciwnym końcu ratusza i kilka innych, rozrzuconych po mieście, a więcej znacznie było nadto pokątnych, w których chłopi upijali się również dobrze, jak w pierwszych.

Pieczywo sprzedawali żydzi na podcieniach, które były naokoło rynku, a stanowił je wypust mniej więcej 2 metry przed każdym domem. Na rynku sprzedawali garnki, miski, łyżki drewniane, jak również cebrzyki, konewki, niecki, sita, przetaki, rzeszota, czyli »rajtaki«, sprowadzane z pod Majdanu kolbuszowskiego. [...]

***

Chłopi handlem zupełnie się nie zajmowali, uważali go za zajęcie żydowskie, na którem — jak mówili — tylko żyd wyjść może. Handlu się wstydzili i wyśmialiby chłopa, który by chciał handlować. Przywozili tylko i przynosili na targ do miasta: zboże, ziemniaki, kaszę, jarzyny, drób, jaja, nabiał, wyroby przemysłu domowego i wszystko sprzedawali przeważnie żydom, którzy tem dalej handlowali i zyski z tego ciągnęli. Często chłopi kupowali drogo od żydów na wiosnę zboże, które w jesieni za psie pieniądze żydom sprzedali. Zresztą nie było dawniej szkół i chłop do handlu nie był zdatny, poprostu nie umiał liczyć. [...]

Dopiero po powstaniu Towarzystwa Kółek Rolniczych w r. 1882 zaczęły się mnożyć po wsiach sklepiki Kółek Rolniczych i prywatne sklepiki chrześcijańskie. Obecnie w każdej wsi jest już taki sklepik, a w większych wsiach bywa ich nawet parę, wobec których żydowskie nie mogą się często utrzymać i znikają ze wsi. Również po miasteczkach powstały porządne sklepy chrześcijańskie.

***

Co do kredytu za pańszczyzny [do 1848 roku] — jak słyszałem od dziadków i innych, bardzo mało kto u kogo pożyczał, a jeżeli już kogoś przycisnęła potrzeba, że musiał pożyczyć na podatek lub jaki inwentarz, to mógł najczęściej coś wskórać kum u kuma albo sąsiad u sąsiada i to bez żadnego procentu, do żydów nie zwracali się jeszcze chłopi o pożyczki, bo nawet żaden żyd nie pożyczyłby wówczas chłopu.

Ale jak ja zapamiętałem, to pożyczkami trudnili się jedynie żydzi na podpisy u rejenta, czyli skrypta rejentalne i na weksle. Nie było jeszcze kas żydowskich opartych na statutach, zatwierdzonych przez władzę, tylko każdy pożyczał prywatnie. Brali wielkie procenta, bo 50 procent i więcej, jak się kto zgodził płacić jakiś procent, wolno było brać. Więc procent płaciło się według umowy, a jeżeli w terminie dług nie był spłacony, to osobno za grzeczność, za poczekanie wybierali żydzi od dłużników jajka, kury, cielęta, ziarno itp.

Jeżeli zaś kto na takiej grzeczności nie chciał się znać lub nie miał na to i upadał majątkowo, to przystępowali do egzekucji, za mniejsze długi zajmując ruchomości, za większe zaś opisując całą realność, po czym następowała licytacja. Do licytacji stawali tylko żydzi, chłopi się na tym początkowo nie rozumieli i licytacji unikali. Żydzi zaś gdy zmiarkowali, że na tym bardzo dobry interes, badali naprzód w sądzie, gdzie będzie licytacja, jechali na miejsce i licytowali w porozumieniu z sobą.

Brali też od dłużników za bezcen grunta, domy i co się dało wyciągnąć, strasząc, że jak dobrowolnie nie pogodzą, to wszystko na licytacji będą mieli sprzedane. W Tarnobrzegu zasłynęli z takiej lichwy żydzi: Szpirn, Szajnok, Tafel, Dawid i inni mniejsi spólnicy i naganiacze tych wielkich lichwiarzy. Ostatni z nich, Dawid, odznaczający się silną budową ciała, chełpił się przytem zawsze, że się nikogo nie boi, bo ma szerokie plecy.

***

Przez taką lichwę zrujnowali żydzi prawie połowę gospodarzy, bo w każdej gminie znalazło się dużo lekkomyślnych, którzy brali pożyczki i nic za to nie nabywali, ale po większej części na pijatykę obracali. I tacy nawet prędzej mogli dostać pożyczkę niż porządniejsi, bo godzili się łatwo płacić taki procent, jaki żydzi chcieli. Oni zaś wiedzieli między sobą, ile kto był gdzie winien, jaką wartość przedstawia jego majątek i pożyczali dotąd, dopóki majątek wystarczał na pokrycie kapitału, procentu i kosztów egzekucji.

W samym Dzikowie wydziedziczyli prawie ze wszystkim trzech gospodarzy osiemnastomorgowych, a mianowicie: Józefa Słomkę, Wojciecha Łuczaka i Michała Sadrakułę, zamieszkałych w przysiółku Podłęże; czterech gospodarzy sześciomorgowych, a to: Józefa Gronka, Pawła Krzyżka, Józefa Wójcikowskiego i Michała Grycha; z większej zaś lub mniejszej części majątku wydziedziczyli: Michała Ozycha, Jana Wiącka, Józefa Zmarzłego, Stanisława Antończyka, Michała Grębowca i wielu innych.

Jakim sposobem podówczas żydzi brali chłopów do łapki, nawet za drobne długi, niech posłuży za przykład to, jak robili z Michałem Grębowcem, moim sąsiadem. Miał on sześć morgów dobrego gruntu i porządne zabudowania gospodarskie. Był chłop robotny, nie pijak, bo jeżeli wypił czasem kieliszek wódki, to przy robocie lub jakiejś okazji; długu zaciągać nie miał potrzeby, bo zadowalał się najzupełniej tym, co z gruntu zebrał, więc nikomu nie był winien ani grosza. Jedną miał tylko wadę, że z żoną był czasem w niezgodzie i nieraz się dobrze pobił, ale to przechodziło jak burza i znowu sobie sprzyjali. W kłótni żona zawsze mu wypominała, chcąc mu dokuczyć, że cały majątek jej, bo ona wprowadziła na gospodarstwo inwentarz jako wiano.

Z tej niezgody małżeńskiej skorzystali żydzi. Ściągali Grębowca do siebie, częstowali wódką, mówiąc przytem: »Ny, Michale, co wam żona mówi, że majątek nie wasz, my się was nie boimy, choć tak żona gada, jak wam pieniędzy trzeba, to wam pożyczymy, niech się żona przekona, że wasz jest majątek, a lepiej was będzie szanować«. Tak wmówili w chłopa, że pożyczał po 5 do 10 złr., a za każdym razem prowadzili go do notariusza, czyli rejenta, zawierali tam akt dłużny, biorąc zawsze za świadków policjantów z Tarnobrzega, znanych wówczas pijaków. W ciągu paru miesięcy zmieniali ciągle u rejenta skrypta dłużne, dopisywali nowe pożyczki i wysokie procenta, w końcu zrobili z Grębowcem akt na pożyczkę wynoszącą 600 złr. I miał płacić na rok 60 złr. od sta.

Wtenczas dopiero wyprowadzili sądową komisję na opisanie realności Grębowca i zabezpieczenie na niej wspomnianej kwoty. Żona narobiła gwałtu, gdzie, kiedy i na co tyle pożyczał, on też zmiarkowawszy, że mu grozi ruina majątkowa, zaczął płakać, za włosy się targać, krzycząc:« Olaboga, co ony ze mną zrobiły!« Po odejściu komisji zacząłem go wypytywać, jak tyle długu narobił, pokazało się, że na te 600 złr. wybrał gotówką około 50 złr. I to u tych samych żydów przepił, do tego nie umiał zupełnie rachować, nie wiedział, co znaczy 600 złr.

Poszedłem z nim i z żoną do rejenta, rozpowiedziałem tam, ile Grębowiec wybrał tytułem pożyczki, że za grosz z tych pieniędzy nic nie kupił, na to rejent powiada, że swego czasu zwracał mu uwagę i kazał żonę zawołać, ale Grębowiec wtedy odrzekł: »Diabli żonie do tego, to jest mój grunt po moim ojcu«; bo tak go żydzi nauczyli gadać. Mówił dalej rejent, że teraz wszystko przepadło, bo aktu notarialnego nikt nie może obalić, doradził tylko, żeby Grębowiec sprzedał zaraz część gruntu i zaraz dług zaspokoił, bo inaczej narosną koszta i procenta i nie zostanie ani przy zagonie: żydzi wszystko sprzedadzą i z domu go wygonią. Grębowiec usłuchał i to była najlepsza rada, sprzedał zaraz dwie morgi najlepszego gruntu, nadającego się pod ogrody, i zapłacił cały dług, bo żydzi nie chcieli nic opuścić, i w ten sposób uratował resztę gospodarstwa.

To wywłaszczenie chłopów z majątków trwało tak długo, aż wyszła ustawa przeciw lichwie, zabraniająca brania wielkich procentów. Wtedy sąd zaczął prześladować i karać lichwiarzy i nastała jakby pomsta Boża nad nimi, bo zaczęli upadać, a niektórzy nawet w biedzie wymarli, inni też niekoniecznie w dostatku dożyli, a pozostałe po nich rodziny są dzisiaj zupełnie biedne. Przyszła też kreska na wspomnianego Dawida, który się chełpił szerokimi plecami. Przyłapany został na oszustwie, mianowicie, że dopisał na wekslu jakiejś kobiecie z Żupawy dużo większą sumę, niż należało. Sąd w Tarnobrzegu wytoczył mu śledztwo i przymknął w areszcie razem ze wspólnikami, co w mieście wywołało wielki harmider, bo prawie oni pierwsi dostali się do aresztu. Dopiero od tego czasu żydzi-lichwiarze zmiękli i bali się, a sąd coraz lepiej brał się do nich i poskramiał ich.

***

Jednakże w owym czasie nie tylko chłopi tracili majątki, i wiele rodzin włościańskich poszło w ruinę i ślad po nich zaginął, ale tak samo, a nawet gorzej działo się z mieszczaństwem i szlachtą.

Jak zapamiętałem, to jeszcze koło roku 1870 w Tarnobrzegu wielka część miasta zasiedlona była przez mieszczan-katolików, którzy siedzieli tu widocznie z dziada pradziada i byli dość zamożni. Trudnili się różnymi rzemiosłami, a najwięcej szewstwem, stolarstwem, krawiectwem i masarstwem, prócz tego zaś i gospodarstwem rolnym, bo mało było takich, żeby nie mieli gruntu własnego od 1 do 3 mórg. Chowali wieprze, krowy, a niektórzy mieli i woły, których używali do roboty. Mieli też swoje własne domy i to przy głównym rynku, a żydowskie były na tyłach miasta.

A obecnie zabrali, obsiedli to wszystko żydzi i miasto zżydziało zupełnie, tak że zaledwie cząstka dawnych mieszczan się zachowała i to na krańcach miasta, a w rynku żaden z tych dawniejszych mieszczan nie ma realności.

Dziś śladu nie ma po dawnych najpierwszych obywatelach tarnobrzeskich, po Zderskim, Jajkiewiczu, Rutynie, po Łubowiczu, Pomykalskim, Dutkiewiczu, po Gwizdalskim, Lachiewiczu, mających dawniej domy przeważnie w rynku, i innych pomniejszych, których nie wyliczam. Wprawdzie niektóre z wymienionych nazwisk jeszcze się w Tarnobrzegu znajdują, ale nie wywodzą się w prostej linii od wyliczonych wyżej obywateli.

Dopiero w ostatnich czasach mieszczaństwo tarnobrzeskie zaczyna się na nowo dźwigać, a to głównie dzięki napływowi do miasta ludzi nowych i rzutkich, a widać także, że i potomkowie dawniejszych mieszczan w młodszym pokoleniu zaczynają lepiej garnąć się do życia, podnoszą się, pozbywają dawnych wad, szczególnie pijaństwa, i nabywają realności, i w ten sposób znaczenie mieszczaństwa znowu się powoli podnosi. W ostatnich dwudziestu latach przeszło nawet na powrót w ręce chrześcijańskie kilka domów w rynku.

***

Również długa jest litania obszarów dworskich, które potracili dawni panowie; za mojej bowiem pamięci przeszły w żydowskie ręce następujące dwory w powiecie tarnobrzeskim: Chwałowice, Orzechów, Witkowice, Skowierzyn, Wrzawy z przyległościami, Żabno, Pniów, Dąbrówka, Antoniów, Motycze poduchowne, Gorzyce, Zalesie gorzyckie, Zarzekowice, Koćmierzów, Kajmów, Machów, Nagnajów. I nawet słuch wśród ludu zaginął zupełnie po możnych niegdyś panach, właścicielach tych dworów: po baronach Horochach, po Trojackim, Bilskim, Wiktorze, Cetnarskim, Zaklice i innych. Dwory od nich wykupili żydzi i albo dotąd na tych majątkach siedzą, albo rozparcelowali je z wielkim zyskiem między chłopów.

Nic to nie pomogło, że właściciele dworów posiadali rozległe obszary ziemi najlepszej gleby i ładne lasy, że mieli spłatę za pańszczyznę; a później za propinację, że płacili względniejszy podatek gruntowy, że byli wolni od podatków gminnych, że posiadali znaczne przywileje polityczne i pierwszeństwo wszędzie!

Szczególniej głośnym było zmarnotrawienie rozległych dóbr baranowskich przez hr. Krasicką, która tak nie umiała godzić dochodów z rozchodami, że wkrótce długi przeniosły wartość jej ogromnego majątku i wierzyciele, którzy już nie mogli odebrać swych należności, spowodowali — jak wieść niosła — jej przyaresztowanie. Kręcili się koło niej ustawicznie żydzi i wyjeżdżali za nią nawet za granicę, narzucając się z gotowymi pieniędzmi na różne wybryki, które następnie z dużym procentem ściągali i dobrze się stąd bogacili. Wybrali od niej za bezcen lasy na morgi do wycięcia drzewa; jeździłem do tych lasów, to widziałem, jak co kilkadziesiąt morgów stał kupiec żyd z młotem do odbijania drzewa i wołał : »Hop, hop, jedźcie do mojej morgi« ! Co mogła, wyprzedawała, tak że z pałacu baranowskiego nawet posadzki marmurowe żydzi zabrali. Szczęściem, że dobra po niej wraz z starożytnym zamkiem baranowskim kupił na licytacji Polak Dolański.

Niemniej głośną była później sprzedaż dóbr wrzawskich, a krakowska gazeta »Diabeł«, wyśmiewająca i karcąca błędy ludzkie, zwracając się wtedy przeciw sprzedawczykowi hr. Horochowi pisała między innymi: »Narobiłeś dużo wrzawy, zaprzedając żydom Wrzawy«. Były to bowiem dobra mające najlepszą glebę, wyborne łąki i sporo bogatego sosnowego lasu, a nadto w skład dóbr tych wchodziły bujne kępy, tj. wikliny nadrzeczne po prawym brzegu Wisły i obu brzegach Sanu; więc gdy się wieść rozeszła, że Wrzawy żydom sprzedane, niejeden nie mógł sobie tego w głowie wytłumaczyć, jak można było takie dobra utracić.

Bliżej znany mi jest przebieg sprzedaży Kotowej Woli przez Franciszka Popiela.

Był on rządcą u starego Dolańskiego w Sokolnikach, następnie kupił na własność Kotową Wolę. Znany był w powiecie jako wzorowy gospodarz.

Poznałem go w czasie klasowania gruntów w Kotowej Woli i sąsiednich wsiach, gdy komisja klasyfikacyjna przez kilka dni korzystała z gościny w jego dworze. Był bardzo gościnny, prowadził najchętniej rozmowę o gospodarstwie. Rozwijał u siebie wszystkie gałęzie gospodarstwa: uprawę roli, hodowlę bydła, ogrodnictwo, pszczelnictwo.

Ale gospodarowanie już mu ciążyło, chciał więc sprzedać majątek i przenieść się do Krakowa na spoczynek. Ogłosił więc sprzedaż, ale zaznaczał, że sprzeda tylko katolikowi, nie żydowi. Do kupna zgłaszali się chłopi, ale nie byli w stanie przystąpić do kupna całego majątku, na który składały się pola orne, łąki. las, budynki, inwentarz, wszystko razem wartości 230 000 złr.

Chciał to jednak nabyć Lejzor Wahl, najbogatszy wówczas kupiec w Tarnobrzegu, a ponieważ Popiel z żydami traktować nie chciał, Lejzor zwrócił się do mnie i prosił, żebym zgodził i zadatkował te dobra i jemu je następnie odstąpił. Na zadatek wręczył mi 15 000 złr. I obiecywał dobre wynagrodzenie, a robił to wszystko w cztery oczy ze mną, tak żeby nawet żona moja o tym nic nie wiedziała, ażeby sekret nie wydał się.

Ale gdy zastanowiłem się nad tym, widziałem, że byłoby to kupno podstępne, którym splamiłbym swój honor. Oświadczyłem więc Lejzorowi, że się tej sprawy nie podejmuję i oddałem owe 15 000 złr. Później zawsze mi to wymawiał, że przeze mnie nie doszedł do kupna Kotowej Woli.

W jakiś czas potem rozeszła się wiadomość, że Popiel Kotową Wolę sprzedał, więc gdy wracałem razem z komisarzem Swobodą z komisji reklamacyjnej gruntów z Rozwadowa, wstąpiliśmy do niego na pożegnanie.

Popiel opowiadał wtedy, że dobra swoje sprzedał i uwolnił się od ciężaru gospodarowania, tylko jedno — jak mówił — gryzie go i gryźć będzie jak mól do grobowej deski: że dobra sprzedał żydowi.

Starał się usprawiedliwić, co go skłoniło do tego kroku. Mówił, że jacyś złodzieje wdarli mu się w nocy do ogrodu i zniszczyli pasiekę, którą bardzo lubił, wyłupali plastry, a pszczoły rozłaziły się po całym ogrodzie. Wpadł wtedy w złość, a że z natury był prędki, jedną bryczkę posłał po rejenta do Rozwadowa, a drugą po Rachmiela Kanarka, który także chciał kupić Kotową Wolę.

Gdy to opowiadał, wyjawiłem mu, jak mnie Lejzor namawiał na to kupno i już miałem w rękach 15 000 złr. na zadatek, na to on zerwał się od stołu, chwycił mnie za ramiona i zawołał: »Przyjacielu, czemuś tego nie zrobił, byłbyś mnie wybawił od tego, co mnie gryzie i gryźć będzie, byłbym przynajmniej uczynił zadość postanowieniu, że dobra sprzedam katolikowi«. Rozpłakał się przytem jak dziecko. [...]

Popiel przeniósł się następnie do Krakowa, gdzie umarł i majątek swój w znacznej części zapisał na cele narodowe i dobroczynne.

Z czasem dwory w powiecie tak poznikały, że większa własność nie mogła nawet wybrać dwunastu członków ze swojej kurii do Rady Powiatowej w Tarnobrzegu i wybierała ich spoza swego grona. Z żydów zaś, będących właścicielami obszarów dworskich, jedynie Rachmiel Kanarek brał udział w działalności i ofiarności obywatelskiej polskiej, za co miał uznanie w powiecie; inni zaś, jak cały ogół żydowski, trzymali się wobec spraw polskich oddzielnie, jako osobne społeczeństwo.

Naturalnie tak chłopi i mieszczanie, jak i szlachta sami przede wszystkim ściągali na siebie los, jakiemu ulegli. Chłopów i mieszczan — obok lichwy — gubiło i rujnowało straszne pijaństwo, gnuśność i ciemnota; a panowie, choć mieli naukę, to rachować nie umieli czy nie chcieli i rozchody na zbytki były u nich większe niż dochody.

Nie smakował im żaden wytwór domowy, krajowy, choćby nawet był lepszy od zagranicznego, sami też wojażowali po zagraniczu, trzymali różnych oficjalistów na wysokich pensjach. Uważali to za ujmę dla szlachcica, gdyby był inaczej żył, tj. rozumnie, według dochodów. Była w tym pycha, za którą przyszła kara Boża.

Za wszystkich: za chłopów, mieszczan i szlachtę myśleli żydzi — jak się to i teraz często trafia — oni wszystkim stanom faktorowali i za to majątki garnęli dla siebie.

***

Zbliżenie między żydami i katolikami było dawniej większe niż obecnie, ale dlatego, że katolicy więcej u żydów przesiadywali, gościli się i popijali, a żydzi mogli więcej z katolików żyć i wyzyskiwać ich.

Szczególnie wielkie zbliżenie było między żydami wsiowymi a chłopami i często dzieci takich żydów, wychowując się wśród dzieci chłopskich, chrzciły się w końcu. Najczęściej młode żydówki przyjmowały w ten sposób chrzest i wychodziły za parobków i synów gospodarskich. I to trafiało się prawie w każdej wsi. Ale ogół żydów występował przeciw temu zawsze bardzo wrogo i chrzest musiał się odbywać potajemnie, a »przechrzta« musiał się przed nimi z początku ukrywać.

Wnosząc z tego, co starsi opowiadali, to już za pańszczyzny głównie w karczmach żydowskich skupiało się życie chłopskie. Jak swego już nie było, to kradli, co się dało, na pańskim, i skradzione nieśli nocą do żyda, którego pan we wsi osadził i trzymał, i za to pili.

Za mojej pamięci był zwyczaj, że jak kto dał na mszę świętą za zmarłych, na dobry urodzaj albo na inną intencję, to na tę mszę zapraszał dziś na jutro sąsiadów, kumów, przyjaciół, wysyłając w tym celu po wsi swoje dzieci, a po mszy św. zapraszał wszystkich na podziękowanie za to, że się zeszli i modlili na jego intencję, do domu albo do karczmy i częstował, wódką i przekąską. Niektórzy na taką ucztę, jeżeli miała się odbyć w domu, zapraszali także księdza.

Każdy gospodarz zamawiał dwie lub trzy msze święte do roku i po każdym nabożeństwie było poczęsne, które niejeden przedłużył sobie do wieczora i dobrze sobie podpił.

A byłem już kilkanaście lat gospodarzem [mowa o latach 70. XIX w.], gdy w Dzikowie i innych wsiach był jeszcze zwyczaj, że karczmarze jeździli po kolędzie, każdy wstępował do »swoich gospodarzy«, którzy u niego byli stałymi gośćmi, to jest pili.

Po Dzikowie jeździł najwięcej Salomon Szrajber z Tarnobrzega.

Wszedłszy do izby zaczynał od życzenia: »Daj Boże szczęście, żeby się tu powodziło, iżby wszyscy byli zdrowi, pieniądze mieli i żeby tu niczego nie brakowało — przychodzę tu z kolędą«. I od razu nalewał do kieliszka wódkę, którą miał z sobą, a więcej było na wozie, i częstował po kolei wszystkich obecnych, poczynając od gospodarza i gospodyni, dawał po kieliszku dzieciom pomijając tylko najmniejsze, sługom, a nieobecnych kazał przywoływać, dogadując przytem: »Jak szanuję stół, to i stołowe nogi, ja tu wszystkich chcę potraktować, bo ten dom szanuję, niech go pamiętają wszyscy, żem tu był po kolędzie«. Gospodarzowi i gospodyni nalewał jeszcze po drugim i trzecim kieliszku i zachęcał: »Pijcie, pijcie, niech wam będzie na zdrowie, ja wam nie żałuję«, a gdzie spodziewał się lepszej kolędy, zostawiał jeszcze mniejszą lub większą flaszkę wódki.

Za to gospodarz dawał mu znowu od siebie kolędę, zazwyczaj ćwierć lub pół korca jakiegoś ziarna: żyta, jęczmienia, pszenicy, owsa, czego miał więcej, a znowu gospodyni dawała od siebie jaja, kaszę jaglaną, kurę, słowem, coś ze swego kobiecego gospodarstwa. Wsypywali to zaraz do worka, który żyd trzymał gotowy pod pachą, i ładowali na wóz, czekający przed domem. Gdy tak całą wieś objechał, to wszyscy mniej lub więcej byli wódką zamroczeni, tylko on był trzeźwy i wywoził ze wsi dobry wóz ziarna.

Dawanie tej kolędy było uważane jakby za powinność i kto by dał mało ziarna, to mu Szrajber przed drugimi wypominał; a kto był szczodry, takiego chwalił, żeby i drugich do hojności zachęcić. Taka objażdżka odbywała się dwa razy do roku: raz po Godnich świętach, »po kolędzie«, drugi raz po świętach Wielkanocnych, »po święconym«.

Wesela odbywały się także głównie w karczmach. Wprost od ślubu zajeżdżali wszyscy z całą paradą weselną do karczmy żydowskiej, bo w całej okolicy nie było nigdzie wtedy innego domu do zabaw. Na innych wsiach zajeżdżali do swoich karczem wsiowych, dzikowskie zaś wesela, ponieważ we wsi karczmy nie było, jak i dotąd nie ma, zajeżdżały do karczem w Tarnobrzegu, będących zresztą w bliskości, bo miasto ze wsią domami się styka. Z Dzikowa zajeżdżali najwięcej do Salomona Szrajbra, którego dom do dziś dnia jeszcze stoi, ale tak się już obniżył, że wnet okna dostaną do ziemi.

Kto miał sprawić wesele, to już zawczasu, na tydzień mniej więcej, zamawiał miejsce w karczmie. Zresztą karczmarze, mając z tego ładny zysk, sami przychodzili do gospodarza i ofiarowywali miejsce u siebie, wypytując się przytem, kto jest zaproszony i doradzając, żeby jeszcze tego lub owego zaprosić, o kim wiedzieli, że lubi się zabawić i można od niego dobrze utargować: »Przecie go nie można pominąć, to porządny gospodarz: on ma syna, córkę, on was znowu zaprosi, to trza z ludźmi żyć«.

Był też zwyczaj, że gdy wesele zajechało przed karczmę, starosta zarządzał, żeby nikt z wozów nie schodził, aż żyd wyszedł z flaszką i pobłogosławił najprzód państwo młodych, życząc im szczęścia, a potem dał wszystkim na dworze po kieliszku, wtedy dopiero weselnicy z wozów złazili, a grajkowie grali na dworze, aż wszyscy goście weszli do karczmy.

***

Wódką raczyli żydzi tylko chrześcijan, sami jej nie pili i jest to wielką rzadkością widzieć żyda pijanego.

Jeżeli jakiś wyszynk lub sklepik żydowski miał odbiorców tylko z kilku domów, to już się potrafił utrzymać, już mu to wystarczało, żeby mógł istnieć. Jeden szynkarz tarnobrzeski, który miał dziesięciu gospodarzy pijących u niego, mówił, że woli, żeby jemu wszystko się spaliło i przepadło niż tym gospodarzom, bo oni są jego żywicielami i trzymają go na nogach.

Żyli przytem bardzo oszczędnie i gdyby katolicy chcieli ich naśladować, to wszystkie majątki byłyby w ich rękach. Mówią, że biedniejsi żydzi nie jedzą z rana, aż coś zarobią, tj. coś sprzedadzą z zarobkiem.

Ci żydzi, którzy majątki od szlachty wykupywali, początkowo przeważnie biedni, żyli skromnie nawet i wtedy, gdy stali się już dziedzicami, i na przykład nigdy nie widziałem ani słyszałem, by który z nich wyprawiał bale, które we dworach szlacheckich były częste, nie trzymali też takiej drogiej administracji, która cały dochód zabiera, ale gospodarowali czasem może aż z przesadną oszczędnością.

Na przykład o Hauserze, który tak się dorobił, że kupił Kajmów i Machów, opowiadali, że trzymał jednego żydka, któremu w pieniądzach dawał podobno tylko 3 złr. na tydzień, a ten w jednej osobie był rządcą, ekonomem, karbownikiem, a nawet polowym, i każdy, kto miał jakiś interes do dworu, musiał do tego żydka się udawać, bo sam Hauser dojeżdżał tam tylko na kontrolę z Tarnobrzega.

Opowiadali dalej, że żona tego ekonoma chcąc się swemu dziedzicowi przypochlebić, zładowała mu przez parę razy barszcz, który mu tak posmakował, że po powrocie do Tarnobrzega nie czuł się głodnym i nie jadł tego, co mu własna żona podała. Ta dopytywała się męża, dlaczego nie chce jeść, a gdy się dowiedziała, że w Machowie jada barszczyk z »jajkiem i ze śmietankiem«, oburzyła się strasznie, że żona ekonoma lepszy barszcz sobie gotuje i lepiej żyje niż ona dziedziczka i ekonoma tego, wraz z żoną i dziećmi, ze dworu wygnała. Jest w tym nauka, jak się żydzi oszczędnością rządzą, że tylko tu wydają grosz, gdzie tego niezbędna potrzeba wymaga.

***

Jak tylko zapamiętałem, katolicy zawsze na żydów narzekali i narzekają, a przytem nieraz wyśmiewali się i wyśmiewają z ich różnych wad, żartując i robiąc im nawet różne figle, ale cóż z tego wszystkiego: żyd był i jest na wszystko cierpliwy, a katolicy szli i idą zawsze do żydów i dają się im wyzyskiwać na różne sposoby, i ci się bogacą, choć ciężko nie pracują.

Żyd dotąd ulega katolikowi i pozwala naśmiewać się z siebie i płatać sobie najnieprzyjemniejsze figle, dopóki widzi u katolika pieniądze w kieszeni i majątek, ale jak już wszystko wyssie i wyzyska, to się lepiej z katolika wyśmieje i za drzwi go wyrzuci.

Na to można by przytoczyć niejeden przykład. Był w Dzikowie gospodarz jeden dosyć zamożny, który lubiał drwić z żydów, ale zachodził zawsze do żydowskich szynków i żydzi korzystali z niego przy każdej sposobności. Raz uderzył szynkarza w twarz za to, że nie chciał dać mu piwa, żądając naprzód zapłaty. Żyd się z tego rozchorował, wniósł skargę do sądu, ale potem skargę cofnął, gdy chłop obiecał przepić za to w szynku 5 złr.

I przepił tyle zaraz w towarzystwie z drugimi, a gdy chciał dalej pić i szynkarz żądał znowu zapłaty z góry, palnął go znowu w twarz i powiada: »Przedtem zwaliłem cię w jedną stronę, a dziś w drugą, bobyś głowę krzywo nosił, a tak to ci się naprostuje«. Zrobił się straszny gwałt i krzyk, ale na tym się skończyło, bo żyd znowu się przeprosił, gdy chłop dalej do niego na pijatykę zachodził.

I dopóki się chłop lepiej miał, żyd przyjmował go w szynku, usługiwał mu i znosił wszelkie przezwiska, jakie chłopu ślina do gęby przyniosła i dopiero jak majątek od niego wyzyskał, wyrzucał go za drzwi. Skończyło się na tym, że ten zamożny gospodarz umarł w wielkiej biedzie i poniewierce, a żyd ma obecnie jedną z największych kamienic w Tarnobrzegu i dobrze mu się powodzi.

***

Handel prowadzili żydzi najczęściej w sposób oszukańczy, nierzetelnie. Kupujący zawsze musiał się obawiać, że żyd mu nie doważy, nie domierzy, że da gorszy towar, za drogo policzy, oszuka przy wydawaniu reszty itp. Z łatwością dawali towar na kredyt i przyuczali niejednego do borgów [kredytów]. Żyd zachęcając do kupna, z góry zaznaczał, że da towar bez pieniędzy, że się o pieniądze nie pyta, skoro jednak należności na czas nie otrzymał, wnosił bezwzględnie skargę do sądu i ściągał sobie dług z kosztami, a jeżeli liczył na krótką pamięć odbiorcy, to mu do długu coś przypisał i większej kwoty domagał się.

W handlu zawsze też prawie chodziło żydom głównie o to, ażeby wziąć pieniądze bez względu na to, czy towar dobry, nie zepsuty, czy wyjdzie kupującemu na pożytek.

Za mojej pamięci zaszło w Tarnobrzegu parę głośniejszych wypadków, które świadczyły, jaka to bywała obsługa żydowska w handlu. Jeden szczególnie narobił dużo wrzawy.

Raz stróż miejski, pełniący wartę nocną w zimie, zajrzał do piekarni żydowskiej przez okno niedostatecznie zasłonięte. Widział wtedy, jak żyd, piekarz, rozebrał się i mył się szczotką w ciepłej wodzie, a następnie czeladnik wodę tę wlał do dzieży do ciasta. I z takiego to ciasta jedli potem chleb kupujący. Stróż doniósł o tym do sądu, sprawa toczyła się w Rzeszowie. Pokazało się, że żyd, który się mył w tej ciepłej wodzie, miał parchy. Został on wtedy zasądzony, a piekarnia jego zamknięta.

***

Oświata u żydów była początkowo bardzo niska, byli na ogół głupsi od katolików.

W mieście wielu było takich, co polskiego języka nie znali i nie można się było z nimi zmówić, albo inni byli tacy, co język polski łamali i kaleczyli gorzej, niż to jest obecnie, i narażali się z tego powodu na śmiechy i drwiny.

Dzieci żydowskie uczyły się tylko na Talmudzie, a nauka ta odbywała się po domach grupami i była prowadzona przez żydków, którzy już sami coś umieli. Starali się o to, ażeby każde dziecko przykazania Mojżeszowe znało.

Do oświaty polskiej byli bardzo niechętni i gdy nastawały szkoły i przymus szkolny, zachowywali się względem szkoły z większym oporem niż najciemniejsi chłopi i woleli płacić kary, niż posyłać dzieci swoje do szkoły. Bo mówili, że dzieci ich muszą się uczyć przykazań Mojżeszowych, a jak się będą uczyć po polsku, to tamtego się nie nauczą. Mówili też, że co im potrzebne, to umią, bo jak potrafią porachować, to wystarczy.

W tarnobrzeskiej szkole były ciągle nakładane kary na zaniedbujących posyłanie dzieci na naukę i z kar tych pokrywały się wydatki na urządzenia szkolne. Kary te żydzi płacili, a dzieci do szkoły nie posyłali.

Dopiero potem zrozumieli korzyści z oświaty i dzisiaj już zapełniają szkoły powszechne w Tarnobrzegu i cisną się do szkół średnich i wyższych, a następnie zajmują zyskowne stanowiska.

W pierwszych latach po ustaniu pańszczyzny [czyli po 1848 roku], gdy lud był ciemny, bez oświaty, żyd tak niejednego potrafił przyciągnąć do siebie i ugłaskać swoim sprytem, pożyczką, borgiem, wódką, że na razie zdawało się chłopu, że to jest jego najlepszy przyjaciel, ale nim się mógł przerachować, to już jego gospodarstwo za rok, dwa poszło na licytację i stało się własnością żyda.

Jednak to dla żydów było za mało, bo jak mówi przysłowie: »Dziad dziada panem nie zrobi«. Dopiero panowie, dziedzice wielkich obszarów dworskich, dali żydom szerokie pole do zdobycia pieniędzy i wielkich majątków. Panowie wprowadzali żydów do każdej wioski, obsadzali po karczmach, dali im do rąk propinację [prawo do produkcji i sprzedaży alkoholu], a ci mając sposobność zalewać ciemnemu ludowi mózgi, rozpoczęli gospodarkę rabunkową i stopniowo wciskali się do dworów na faktorów, dostawców, kupców lasów, bydła, łąk, gruntów itd., a w niedługim czasie cały dwór dostawał się żydom.

Toteż gdyby żydzi chcieli na gruncie siedzieć i pracować, to dziś wszystka ziemia w Galicji do nich należałaby, byliby zupełnymi panami kraju, a chłopi, jak szlachta, byliby u nich w służbie i pracowaliby za parobków. Zaraz po pańszczyźnie byłaby nastała gorsza jeszcze dla całej ludności chrześcijańskiej żydowszczyzna. W Dzikowie na przykład nie ma tego kawałka chłopskiego gruntu, żeby nie był w rękach żydowskich, żeby nie był drogo wykupiony, a w innych wsiach było zupełnie to samo.

Ale żydzi nie chcieli trudnić się gospodarstwem i ciężko pracować i woleli wielkie zyski, jakie im dawał handel gruntami przepłacanymi przez chłopów. Osiadali na stałe tylko w miastach i miasteczkach, wykupując realności od mieszczan polskich, więc w paru dziesiątkach lat ludność miastowa zupełnie się zmieniła — jak po wielkiej wojnie [pierwszej wojnie światowej].

***

Za mojej pamięci przyszli da największych majątków w Tarnobrzegu: Lejzor Wahl, Dawid Engelberg i Mosiek Hauser. Lejzor Wahl, jak zapamiętałem, był z początku biednym, miał skromny szynk z wódką w tym miejscu, gdzie obecnie dom Chruściela. Chodził wtedy po Dzikowie i wybierał za wódkę jaja, drób, zboże itp., a z Podłęża ćwierciami nieraz dźwigał zboże na plecach. Tym, co chcieli pić, a nie mieli pieniędzy, odpowiadał, że on się o pieniądze nie pyta i daje na kredyt. Oddacie mi — mówił — jak będziecie mieli, albo oddacie zbożem z nowego«. I zapijało się u niego wielu takich, co nie byli nałogowymi pijakami; ale mieli głównie tę wadę, że lubili towarzystwo, zabawę, a przytem nie cenili czasu i zaniedbywali gospodarkę. Wahl miał znajomości po wszystkich wsiach okolicznych, o każdym gospodarzu wiedział na co go stać, jaki będzie miał zbiór i na konto tego dawał mu pić. Brał za to z nowego zboża ćwierciami i korcami; z dalszych wsi przywozili mu je na furach.

Nosili mu też zboże ukradkiem, w nocy, a on zawsze szynkował, jeżeli tylko był interes. Opowiadał mi jeden gospodarz z Dzikowa, który lubiał sobie głowę wódką zaprószyć, że jeżeli chciał Lejzora w nocy wyciągnąć z łóżka, to pukał do drzwi i mówił z przyciskiem, jakby coś dźwigał: »Otwórz; bo mi ciężko!« Lejzor wtedy uchylił drzwi, a on się wsuwał do szynku i pił, choć czasem nic nie przynosił. I tym się chwalił, że żyda oszukał, ale sam na tym tak wyszedł, że stracił cały majątek, złożony z sześciu morgów dobrego gruntu, i był w końcu tylko wyrobnikiem, nędzne życie prowadził.

Ze zboża w ten sposób zebranego miał Lejzor cały magazyn. Mieściło się ono w stancjach przy szynku i na strychu, bo pijak nie tylko zboże przyniósł, ale i na strych wydźwigał, gdy mu szynkarz kazał. Na wiosnę zaś, na przednówku, który u pijaków był corocznie, kupowali je u niego ci sami, którzy mu je znosili, a że pieniędzy nie mieli, więc najczęściej oddawali dopiero z nowego, za korzec, dwa itp. A ponieważ Lejzor dawał też chętnie pożyczki pieniężne i wódkę na kredyt, więc mówili o nim, że to żyd wygodny i dobry«.

Z chłopów przyszedł w ten sposób do znacznego majątku, a gdy następnie wziął się do dzierżawienia propinacji u hrabiego i do handlu drzewem, kupując lasy dworskie na morgi i wyprawiając budulec Wisłą do Gdańska, dorobił się takiego majątku, że liczną swoją rodzinę, synów i córki, wyposażył grubymi wianami, po kilkadziesiąt tysięcy reńskich, i potem jeszcze wspierał w interesach, gdy które stało licho, a gdy umarł, zostało po nim jeszcze 300000złr. po większej części na długach u chłopów i panów, które potem wdowa po nim ściągała, nie przepuszczając nikomu, i rozdzielała dalej między dzieci i wnuki.

Dawid Engelberg miał sklep korzenny i lepsze trunki, a przytem także zwyczajny szynk dla chłopów. Trzymał też pocztę prywatną, jeszcze wtedy, gdy posłaniec chodził z Tarnobrzega do Rzeszowa, a potem do Majdanu. Mosiek Hauser zaś miał pierwszy handel żelazny w Tarnobrzegu i handlował głównie z dworami. Następnie do spółki z Wahlem i Engelbergiem dzierżawił propinację i prowadził handel drzewem. Tak Engelberg, jak Hauser zgromadzili nie mniejsze majątki niż Wahl. Hauser kupił dwie wsie nadwiślańskie: Kajmów i Machów. Dzieci i wnuki swoje hojnie wywianowali.

Ci bogacze stanowili też za życia kasę dla żydów uboższych, bo innych kas podówczas nie było. Pożyczali biedniejszym żydkom na różne interesa i handle, ale na tym nie wychodzili już tak dobrze, bo ci ich najczęściej zarywali.

Wszyscy trzej a szczególnie Engelberg mieli opinię żydów porządnych; dbali o powagę, w interesach nie zarywali i dłużników nie wodzili po sądach. Zbogacili się — można powiedzieć — dlatego, że byli zapobiegliwi, a ludzie byli głupi, kwitło pijaństwo i nie było handlów chrześcijańskich.

O ile mi wiadomo, to te wielkie majątki po nich rozpłynęły się. Dzieci i wnuki prowadziły dalej interesa i handle, jak oni, ale kiepsko, i traciły na tym. O ile są w Tarnobrzegu i znam ich, to są nie bogaci, ale owszem niezamożni, zrównali się z chudobniejszymi i w znacznej części wymarli. Jeden tylko Lam, zięć Hausera, posiadał gruby majątek, a to dzięki temu, że dzierżawił propinację i rafinerię u hrabiego.

W ogóle teraz [w latach 20. XX w.] trudniej żydom tak się bogacić. Mogą się w handlu mieć lepiej i żyć lepiej niż np. chłop na roli lub niższy urzędnik, ale w tak krótkim czasie tak ogromnych majątków nie zbierają, a zaczęło się to od tego czasu, gdy szkoły nastały i ludzie zmądrzeli, gdy zaczęło upadać pijaństwo i ludzie mniej się bawili i gdy zaczęły powstawać kółka rolnicze i sklepy chrześcijańskie.

Obecnie do najbogatszych, prócz Lama, należą jeszcze Salomon Korn, który początkowo miał tylko sklepik i był niebogatym, dopiero, gdy się wziął do handlu ziemią, do kupna gruntów chłopskich i parcelacji folwarków i dworów, doszedł do wielkiego majątku. Mniej bogatym od niego jest Beniamin Federbusch, którego ojciec robił sukmany chłopom i który początkowo był zwyczajnym żydkiem, z którym nikt się nie liczył, ale gdy zaczął handlować gruntami, kupować, sprzedawać, wymieniać, przyczem bywał na śledztwie sądowym, doszedł do takiego majątku, że go stać było na dziesiątki tysięcy koron i ma kamienicę w rynku.”

Dr Radosław Sikora

 

Tematy pokrewne:

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów”

„Polski inteligent o Żydach” 

„Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani”

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi”

„Postęp czy regres, czyli czego możemy zazdrościć pańszczyźnianym chłopom”

„Sieroty po Rzeczpospolitej” 

„Dlaczego lewica powinna uwielbiać polską szlachtę, choć jej nienawidzi” 

„Polski chłop o dziedzicu” 

„Za jednego bitego dam siedmiu niebitych, czyli o roli chłosty w armii rosyjskiej XVIII i XIX w.” 

„Najomszczyki” 

„Dobre umieranie”

Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich

17 kwietnia 2014

„Zewnętrzny wygląd polskich Żydów jest okropny. Ciarki mnie przechodzą, kiedy przypominam sobie, jak za Międzyrzeczem po raz pierwszy ujrzałem polską wieś, zamieszkałą przeważnie przez Żydów [...] widok obdartych, brudnych postaci [...]. Jednakże wstręt ustąpił wkrótce miejsca współczuciu gdym się przypatrzył bliżej położeniu tych ludzi i gdy ujrzałem nory podobne do chlewów, w których mieszkają, szwargocą, modlą się, szachrują i klepią biedę.”

     Latem 1822 roku do swojego przyjaciela, polskiego hrabiego Eugeniusza Brezy, przybył niemiecki poeta  Heinrich Heine. Kilkutygodniowa gościna, w trakcie której Heine zwiedził Wielkie Księstwo Poznańskie, zaowocowała opublikowaną w 1823 roku relacją. Sporo w niej miejsca poświęcił Żydom. Co ciekawe, choć sam był Żydem, pisał o nich z nieskrywaną odrazą, pomieszaną jednak ze współczuciem, gdy bliżej przyjrzał się ich losowi. Zapewne dzisiaj opisy te uznano by za antysemickie, a ich autora piętnowano na każdy możliwy sposób. Tymczasem w hitlerowskich Niemczech pisma Heinego publicznie spalono. Był on bowiem człowiekiem, który nie tylko pisał z odrazą o swoich żydowskich ziomkach, ale i atakował pruską administrację. Za to z sympatią odnosił się do Polaków-szlachty, których polubił za umiłowanie ojczyzny i wolności, a także za łagodne i dobrotliwe traktowanie chłopów. Choć z drugiej strony krytykował szlachtę za „nadmierną dumę narodową”. Ale wróćmy do polskich Żydów...

 

Heinrich Heine o polskich Żydach

 

„Między chłopem a szlachcicem stoją w Polsce Żydzi. Tworzą oni przeszło czwartą część ogółu ludności, uprawiają wszystkie rodzaje rzemiosła i mogą być nazwani trzecim stanem Polski. Nasi więc fabrykanci kompendiów statystycznych, którzy do wszystkiego przykładają miarkę niemiecką lub co najmniej francuską, niesłusznie piszą, że w Polsce nie ma tak zwanego tiers état [trzeciego stanu], ponieważ stan ten jest tam jaskrawiej oddzielony od innych, ponieważ członkowie jego lubują się w zawiłościach Starego Testamentu i zewnętrznie daleko im do ideału dobrodusznego filistra, którego wizerunek, przedstawiony na norymberskich kieszonkowych kalendarzach dla kobiet, pokazuje wdzięcznego i odświętnie przystrojonego mieszkańca wolnego miasta Rzeszy. Widzicie więc, że Żydzi w Polsce ze względu na swą liczebność i stanowisko mają większe znaczenie gospodarcze w państwie aniżeli u nas, w Niemczech, i że pragnąc o nich coś powiedzieć, nie wystarczą szerokie poglądy zapożyczone z lamusa sentymentalnych powieściopisarzy Północy lub filozoficzne głębie pomysłowych sprzedawców sklepowych Południa. […] Dawniej w Wielkim Księstwie Poznańskim, tak jak zresztą w całej Polsce, uprawiali oni wyłącznie wszystkie rzemiosła; teraz jednak przybywa z Niemiec wielu chrześcijańskich rzemieślników, ale również polscy chłopi zaczynają coraz częściej znajdować upodobanie w rzemiosłach i innych zawodach.

Wydaje się to dziwne, gdyż zazwyczaj pospolity Polak staje się szewcem, piwowarem, lub gorzelnikiem. W Waliszewie, przedmieściu Poznania, widziałem co drugi dom ozdobiony wywieszką szewca, co przypominało mi miasto Bradfort w Polowym z Wakefieldu Szekspira.

W pruskiej dzielnicy [Wielkim Księstwie Poznańskim] Polski Żyd, który nie wychrzcił się, nie może zostać urzędnikiem państwowym; w rosyjskiej dzielnicy [Królestwie Polskim] Żydzi są dopuszczani do wszystkich urzędów państwowych, ponieważ uważa się to za rzecz celową. Zresztą w tamtejszych kopalniach nie przesublimowano jeszcze arszeniku w arcypobożną filozofię, a wilki w staropolskich lasach nie zostały jeszcze dotąd tak wytresowane, aby potrafiły wyć historycznymi cytatami.

Byłoby pożądane, aby nasz rząd z pomocą odpowiednich środków natchnął Żydów Wielkiego Księstwa większym zamiłowaniem do rolnictwa, gdyż Żydów rolników jest tu bardzo mało. W rosyjskiej dzielnicy spotyka się ich często. Niechęć do pługa powstała wśród polskich Żydów wskutek tego, że widzieli dawniej opłakane położenie pańszczyźnianego chłopa. Jeżeli stan włościański podniesie się teraz ze swego poniżenia, również Żydzi chwycą za pług.

Z małymi wyjątkami wszystkie karczmy znajdują się w rękach żydowskich, a liczne gorzelnie przynoszą krajowi wielkie szkody, ponieważ zachęcają chłopów do pijaństwa. Ale wyżej wykazałem już, jak to picie wódki wywołuje u chłopów nastrój błogiej szczęśliwości.

Każdy szlachcic ma Żyda na wsi lub w mieście, którego nazywa faktorem i który załatwia dla niego zlecenia, zakupy, sprzedaże, zasięga informacji itd. Oryginalna instytucja, która jaskrawo wskazuje na zamiłowanie do wygody wśród polskiej szlachty. Zewnętrzny wygląd polskich Żydów jest okropny. Ciarki mnie przechodzą, kiedy przypominam sobie, jak za Międzyrzeczem po raz pierwszy ujrzałem polską wieś, zamieszkałą przeważnie przez Żydów. „Tygodnik Wielkopolski”, nawet rozgotowany na jadalną papkę i stosowany w charakterze obrzydliwego proszku na wywołanie wymiotów, nie oddziałałby na mnie tak skutecznie, jak widok obdartych, brudnych postaci; a górnolotna mówka uczniaka trzeciej klasy, natchnionego miłością ojczyzny i gimnastyki, nie umęczyłaby tak okropnie moich uszu, jak żargon Żydów polskich. Jednakże wstręt ustąpił wkrótce miejsca współczuciu gdym się przypatrzył bliżej położeniu tych ludzi i gdy ujrzałem nory podobne do chlewów, w których mieszkają, szwargocą, modlą się, szachrują i klepią biedę. Język ich jest ujęty na polską modłę niemczyzną, przeplataną słowami hebrajskimi.

W bardzo dawnych czasach przywędrowali oni z powodu prześladowań religijnych z Niemiec do Polski; w sprawach religii bowiem Polaków cechuje tolerancja. Gdy świętoszkowie doradzali pewnemu królowi polskiemu [Zygmuntowi Augustowi], by zmusił polskich protestantów do powrotu na łono Kościoła katolickiego, odrzekł im: Sum rex populorum, sed non conscientiarum! [Jestem królem ludów, a nie sumień!]

Żydzi pierwsi wprowadzili do Polski rzemiosła i handel, i za Kazimierza Wielkiego obdarzeni zostali wielkimi przywilejami. Zdaje się, że zajmowali stanowisko bliższe szlachcie aniżeli chłopom, gdyż według starego prawa Żyd przez przyjęcie chrześcijaństwa eo ipso [tym samym] zostawał wyniesiony do stanu szlacheckiego. Nie wiem, czy i kiedy to prawo zniesione zostało i co z tych dwóch rzeczy straciło na wartości.”[1]

 

Nie tylko Heine

     Opinia Heinego o brudzie i nędzy, w jakich żyli polscy Żydzi, nie była odosobniona. Na przykład podróżujący na przełomie XVIII i XIX wieku po terenach byłej Rzeczpospolitej Carl Feyerabend, o zwiedzanym przez siebie Grodnie pisał:

„Nędzne mieszkania zamieszkałe są w większej części przez Żydów i utrzymywane w żydowskim brudzie. Kłują smutno w oczy na tle pięknych pałaców, które się właśnie minęło.”[2]

Szczególnie nędzne były żydowskie karczmy. Gdy chciano podkreślić, że coś było w opłakanym stanie, porównywano to właśnie do nich. Co ciekawe, niekiedy w takich porównaniach karczmy te wypadały lepiej niż obiekt krytyki. Na przykład Julian Ursyn Niemcewicz, po zwiedzeniu Sycylii notował:

„Marsala i Mazara nic nie zawierają ciekawego; mieliśmy w nich gospody gorsze od najgorszych karczem naszych żydowskich.”[3]

O ile bowiem prawdą jest, że żydowskie karczmy w Polsce były nadzwyczaj mizerne, to nie tylko one spotykały się z krytyką podróżnych. Na brud, robactwo i inne niedogodności skarżyli się także ci, którym przyszło korzystać na przykład z francuskich gospód[4].

     Narzekania na nędzę ludu, zwłaszcza wiejskiego, były wówczas w Europie powszechne. Wynikało to nie tylko z obiektywnych przesłanek (prawdziwego ubóstwa), ale także z tego, że wykształceni ludzie mieli wówczas misję, którą było wskazywanie nieoświeconemu społeczeństwu środków poprawy jego losu. Więc na przykład, gdy śląski lekarz Johann Joseph Kausch pisał o polskich Żydach, „którzy są chyba najnędzniejsi spośród wszystkich Żydów europejskich”[5], to nie kpił z nich, nie chełpił się, że na Śląsku żyje się lepiej, lecz radził, jak te masy „ubogich Żydów”, których „główny interes polega na oszustwie”[6] wydobyć z biedy, a przez to uczynić pożytecznymi dla państwa. Nie inaczej postąpił sam Heine, podsuwając rozwiązanie, które miało poprawić jakże nędzny los wzbudzających w nim odrazę, ale i współczucie Żydów polskich.

dr Radosław Sikora

Tematy pokrewne:

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w.”

„Polski chłop o Żydach”

„Oczami polskiego Żyda”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani”

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi”

„Polski inteligent o Żydach”

____________________________________________________________

Przypisy:

[1]    Henryk Heine o Polsce. W: Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie. Wybrał i opracował Jan Gintel. t. II, s. 313-314. Kraków 1971.

[2]    Cytat za: Berhard Struck, Nie Zachód, nie Wschód. Francja i Polska w oczach niemieckich podróżnych w latach 1750-1850. s. 267. Warszawa 2012.

[3]    Julian Ursyn Niemcewicz, Pamiętniki czasów moich. Opr. Jan Dihm. t. 1, s. 196. Warszawa 1958.

[4]    Struck, Nie Zachód, s. 136-145.

[5]    Johann Joseph Kausch, Wiadomości o Polsce. W: Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie. Wybrał i opracował Jan Gintel. t. II, s. 150. Kraków 1971.

[6]    Tamże.

Terytorium Polski pod względem wojskowym - Żydzi

04 maja 2016

"Stosunek wielkiej ilości żydów do państwa i do armji, jak dowiodły czyny, jest bezwzględnie wrogi. Opanowanie przez nich kapitału i prasy posłużyło za podstawę walki z państwem i narodem w kraju i poza jego granicami. Stosunek do armji dobitnie został wykazany w czasie inwazji bolszewickiej [1920 roku], kiedy stali się oni wykonawcami woli rządu sowieckiego, wchodząc w skład komitetów rewolucyjnych lub formując bataljony, walczące czynnie z wojskiem polskiem" - czytamy w studium Romana Umiastowskiego „Terytorjum Polski pod względem wojskowym" z 1921 roku.

     Muzułmanie rodzą więcej dzieci niż Europejczycy. Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce będą dominować w Europie. A ponieważ nie chcą się asymilować, a ich system wartości jest obcy i wrogi, Europejczycy czują się zagrożeni. Tak wygląda sytuacja w Unii Europejskiej w 2016 roku. Czytając wydane w 1921 roku studium Romana Umiastowskiego „Terytorjum Polski pod względem wojskowym. Część wstępna i pierwsza.” nie da się oprzeć wrażeniu, że to już było. I to niespełna stulecie temu. Co prawda wówczas problem był bardziej lokalny, bo dotyczył odrodzonej po zaborach Polski, ale był równie niepokojący, co kwestia muzułmanów w dzisiejszej Europie. Przed wiekiem potrafiono o nim mówić otwarcie. Dziś przykrywa się go dywanem politycznej poprawności, wychwalając ówczesne „multikulti”, czyli „wzbogacenie kulturowe” wynikające z istnienia tak licznej mniejszości żydowskiej w Polsce.

     Poniżej cytuję fragment (ze stron 185 - 189) wspomnianego studium wojskowego Romana Umiastowskiego. Zachowałem oryginalną pisownię. W kwadratowych nawiasach dodałem swoje komentarze.

dr Radosław Sikora

 

     „Skupienie żydów w Polsce stanowi dziś tak wielki odsetek, jakiego niema w żadnym innym kraju na świecie (około 16% w Kongresówce, 14% w Galicji, w Poznańskiem nikły procent).

     Przed stu laty ludność Królestwa Polskiego wynosiła około 2,7milj.[ona], w tem 213 tysięcy żydów, podczas gdy w roku 1916 ten sam obszar zamieszkiwało 12 milj. mieszkańców, w tem około 2 milj. żydów. Procent żydów w przeciągu stulecia podskoczył z 7,8% na 16% [czyli] ludność żydowska zwiększyła się prawie dziesięciokrotnie, gdy ludność chrześcijańska tylko czterokrotnie.

     Jakkolwiek ta przewaga przyrostu ludności żydowskiej w stosunku do chrześcijańskiej, jest wynikiem licznych czynników, to najważniejszym z nich jest znacznie mniejsza śmiertelność żydów.

     Z powyższego jest widoczne, że skupienie żydowskie w Polsce stale i silnie wzrasta, i z czem najpoważniej się liczyć należy nie tylko w chwili obecnej, ale i na przyszłość, przewaga bowiem przyrostu żydów spowodować może z czasami zatracenie polskiego charakteru kraju[1].

     Jeszcze w roku 1904 dają obliczenia dla żydów cyfrę stosunkowo naturalnego przyrostu 17,6‰ , podczas gdy ludności katolickiej tylko 14,5‰. Skutkiem wielkiego przyrostu naturalnego skupienie ludności żydowskiej musiało się z każdym dniem pogarszać ich położenie gospodarcze.

     Olbrzymia ilość żydów na ziemiach polskich osiadła na nich dzięki tolerancji niepodległej Rzeczypospolitej. Według statystyki centralnego biura sjonistycznego jest ich 3,300 tysięcy [czyli 3,3 mln] w Polsce i 3,300 tysięcy na Ukrainie. Po rozbiorach do Kongresówki, wogóle do b.[yłego] zaboru rosyjskiego zaczęły napływać roje ludności żydowskiej, dzięki antyżydowskiej polityce rządu rosyjskiego, który rugował ich z cesarstwa poza granicę t. zw. [tak zwanej] linji osiedlenia. W ten sposób ratował swe centralne gubernje od zalewu nędzy żydowskiej, dozwalając się w nich osiedlać tylko rzemieślnikom i przedstawicielom zawodów wyzwolonych.

     Żydzi, żyjący wyłącznie z pośrednictwa i handlu, element w większości pasożytniczy, w swoim systemie ograbiania i ekonomicznego teroryzowania ludności tubylczej, oparli się o rządy zaborcze, podkreślając swą lojalność wobec nich i niechęć wobec ludności rdzennej. Wejście okupantów, zamiana trzech na dwóch [chodzi o wydarzenia zaszłe podczas pierwszej wojny światowej], w niczem nie zmieniła ich poglądów, a w zamęcie nieodłącznym przy wielkich zdarzeniach dziejowych probują utwierdzić swe stanowisko. Uczynili to, sprzyjając Niemcom i służąc im, jako znająca kraj awangarda w pochodzie nach Osten!

     Znane są dzieje rządów niemiecko-żydowskich na terenach okupowanych na wschodzie (na terytorjum Ober-Ostu). „Naród wybrany” stał się prawicą Niemiec, wyciągniętą na owe ziemie[2], spełniając wszelkie funkcje, nawet dostarczycieli nieprzejrzanych rzesz białych niewolników, wywiezionych z Polski do Niemiec (około 700 tysięcy ludzi).

     Łudzili się żydzi, że Niemcy, panujące nad Polską, w walce z ludnością, ich uczynią gorliwymi współrządcami. Związali swe nadzieje ze zwycięstwem Rzeszy; klęska oszołomiła ich, nastąpił zrozumiały wybuch wściekłości i rozgoryczenia u zawiedzionych.

     Świadomość silnego wzrostu liczebnego w Polsce, 2½ razu silniejszego, jak wykazało ostatnie stulecie, od wzrostu ludności polskiej, stało się podstawą dla realizowania planów, snutych przez nacjonalistów żydowskich, którzy są przeciwni jakiemukolwiek rozpraszaniu się żydów z Polski poza jej granice i dążą do uznania przez cały świat naszego kraju, jako terytorjum o ludności mieszanej, do którego plemię żydowskie posiada prawa etnograficzne. Przegrana Niemiec zachwiała koncepcję anonimowego mocarstwa, stworzenia Judeo-Polonji, na obszarze, na którym znajduje się przeszło połowa wszystkich żydów świata (w granicach Polski historycznej [czyli przedrozbiorowej]; - w dzisiejszym [odrodzonym po pierwszej wojnie światowej] państwie polskim jest ich około 3.080 tysięcy [czyli 3,08 mln]; - na całym świecie około 12 milj.[onów]). Wiedzieli doskonale żydzi, że żaden kraj na podobny projekt zgodzić się nie zechce, a ten, w którym stanowią potęgę nie tylko siłą, lecz i liczbą, jest zmuszony z konieczności do usuwania ich poza nawias swego życia, nie będąc w stanie ich przetrawić. Interesujący jest zanik ludności żydowskiej w b.[yłej] dzielnicy pruskiej, gdzie ludność polska w walce narodowej o język, o ziemię, z podniesieniem się poziomu cywilizacyjnego wyparła ją w zupełności na zachód (pozostało 1,26%). Zrozumiały jest lęk żydowski, że równorzędne zjawisko może się ponowić w pozostałych dzielnicach. Tu więc kryje się główne źródło nienawiści żydowskiej; przyczyną jest zdrowy odruch naszego narodu, usiłującego otrząsnąć się z pleśni, która na nim bezkarnie narosła, kiedy pień jego leżał powalony. Nie pomogą żadne racje i wywody, możność rządzenia Polski przez Polaków, rozwój ekonomiczny kraju, usunięcie anachronicznych form pośrednictwa jest jednoznaczne z podcięciem podstaw bytu mas żydowskich, podstaw ekonomicznie niesłychanie kruchych. Masa żydowska wówczas nie może się utrzymać i zmuszona jest kraj opuścić. Rozpoczyna się exodus, ponowne wyjście, jak ongiś z Egiptu do ziemi obiecanej. Exodus ten pod nazwą emigracji do Stanów Zjednoczonych przybrałby nieledwie formę panicznej ucieczki, gdyby nie brak środków transportowych i ograniczenia, stosowane przez rząd amerykański. Dotąd wychodzi z kraju biedota, która nie jest zdolna przetrwać kataklizmu [pierwszej] wojny [światowej] i jej skutków.

     Podczas panowania ucisku zaborców nie widziano wyjścia z sytuacji, która się stale pogarszała wskutek plenności żydów i zjawienia się tysięcy t. zw. litwaków, żydów rosyjskich, wyszukanych przez policję w cesarstwie [rosyjskim] i stamtąd usuwanych [poza linię osiedlenia]. Dzisiaj pierwsze zwiastuny polepszenia sprawy, choć częściowo, są widoczne; uzdrowienie ekonomiczne odrzuca pośrednictwo, odbiera żydom środki do życia, w wyniku daje emigrację. Na wschodzie ghetto żydowskie przy ogólnym ogłodzeniu Rosji znajduje się na równi z tubylcami w niebezpieczeństwie wymarcia, zwłaszcza, że lud rosyjski naogół ich nie cierpi. Mamy przeto ponownie w kraju ludność żydowską, uciekającą przed bolszewizmem, ukrainizmem it.d., względnie napływającą obficie z Węgier, z Czech, z Austrji.

     Jakie rozmiary osiągnie wychodźtwo żydowskie, czy rzeczywiście odciąży kraj, na razie trudno powiedzieć. Stwierdzić należy tylko początek zmian.

     Siłę i znaczenie żydów oprócz stanu liczbowego wykreślała daleko posunięta solidarność rasowa i wyznaniowa. Tworzą oni odrębne skupienie, nie tylko nie łączące się, ani we współżyciu, ani w dążeniach z ludnością miejscową, lecz utrzymując łączność z żydami z całego świata, ujawniają dążenia i zamierzenia, sprzeczne z interesami kraju.

     Życie na podstawach odrębnej etyki, u narodu, ogarniętego manją wielkości (mania grandiosa), etyki, będącej w jawnym zatargu ze wszelkiemi dzisiaj istniejącymi kodeksami karnemi, musiało ich wyeliminować ze składu społeczesńtwa. Przenikanie ich w społeczeństwo polskie, asymilacja - nielicznych znalazła zwolenników. Część ich zupełnie wyparła się ghetta, inni lawirują, chcąc wypełnić dziwny termin żyda-polaka. Ogół żydowski wyklął ich, sam pozostał odseparowany, zagłuchły w złowrogim przesądzie i pogardzie wszystkiego, co istnieje poza nim, otaczając się światem nimbem prześladowania i męczeństwa, co jest jak wiadomo, jednym ze środków walki.

     Zwycięstwo anonimowego mocarstwa, paragrafy traktatu wersalskiego, zawartego pomiędzy mocarstwami sprzymierzonemi, a Polską (28 czerwca 1919 roku), zapewniające i uznające odrębność żydowską w Polsce, pogłębiły przedział pomiędzy państwem, ludnością a nimi, tworząc zarazem specjalne warunki ich istnienia, oraz poddania stosunku państwa do nich pod kontrolę obcych mocarstw. Pod nieznaczną osłoną ustanowiony został protektorat tych państw nad żydami, a właściwiej możnych ich współplemieńców w tych państwach.

     Traktat wersalski, wątpiąc w dobrą wolę Polski, uważając ją za państwo reakcyjne zastrzegał żydom jak i Niemcom[3] podstawowe prawa obywatelskie, wtrącając zarazem przepisy w rodzaju zakazu urządzania wyborów, czy to ogólnych czy lokalnych w soboty [czyli wtedy, gdy żydzi obchodzą szabas], jak również zakazu wciągania w tym dniu na listy wyborcze, zmuszenie żydów do stawania w sądzie it.d.

     Stosunek wielkiej ilości żydów do państwa i do armji, jak dowiodły czyny, jest bezwględnie wrogi. Opanowanie przez nich kapitału i prasy posłużyło za podstawę walki z państwem i narodem w kraju i poza jego granicami. Stosunek do armji dobitnie został wykazany w czasie inwazji bolszewickiej [1920 roku], kiedy stali się oni wykonawcami woli rządu sowieckiego, wchodząc w skład komitetów rewolucyjnych lub formując bataljony, walczące czynnie z wojskiem polskiem. Dość przypomnieć Siedlce, Białystok[4], i inne miasta, a przedtem Berdyczów, Wilno. Sądy doraźne po najeździe bolszewickim sądziły o zdradę stanu wielu żydów, oni wszak byli czołem fali komunizmu, najpotężniejsza partja wśród nich, socjalistyczno-narodowy Bund, zgłosił swój akces do III międzynarodówki. Tłum żydowski, jak dowiodły wypadki, stanął do walki czynnej z państwem polskiem.

     Żyd, jako żołnierz. Materjałem żołnierskim w armji polskiej żydzi nie są, ochoty do służby nie mają. Są natomiast żywiołem destrukcyjnym, sprzymierzeńcami wszelkiej akcji wywrotowej. Przywiązani w najwyższym stopniu do życia (mało wśród nich samobójców i niewielu pociesza się wódką) starają się wszelkiemi sposobami prawa i bezprawia uchylić od obowiązku służby wojskowej. Znalazłszy się w armji, zapychają kancelarje różnych urzędów, wycofując się jak najdalej od linij czołowych, do których niewielu spośród nich zdążą doprowadzić jednostki bojowe, a wówczas w zwiększonym tempie, symulują chorych. Procent strat wśród nich jest nikły, w zamian za to stanowią główną masę dezerterów. W czasie wojny z bolszewikami uciekali na terytorjum wolnego miasta Gdańska i na Górny Śląsk, skąd część ich wydała plebiscytowa Komisja Koalicyjna.

     W rezultacie w chwili przełomowej okazało się dowodnie, że stosunek do żydów w armji nadal się w dzisiejszej fazie utrzymać nie da, a ulec musi zasadniczej zmianie i nasunęło się siłą faktów pytanie, czy obecność ich w wojsku jest nadal możliwa bez uszczuplenia wartości bojowej armji; państwo w czasie inwazji bolszewickiej stanęło przed rozstrzygnięciem, czy pozwolić zdradą i dezercją rozwalić swą siłę zbrojną, czy na podobieństwo Rzymian, usunąć z niej żydów, zamieniwszy im obowiązek służby wojskowej innym.”

Przypisy z książki Romana Umiastowskiego:

1 „Nie zapominajmy ani na chwilę, lecz pamiętajmy zawsze, rano, dzień, wieczór czy w nocy, że w Warszawie obecnie na 100 dzieci polskich rodzi się 136 żydowskich” (Michalski - Ludność m. Warszawy (?)).

2 „Immerhin ist ihre Anwesenheit (żydów) für unsere Truppen wertvoll nicht nur bei den Requisitionen, sondern schon für die erste Orientierung”... - więcej, zdaje się nie trzeba powiedzieć. (J. Partsch. Kriegschauplatz. Geographische Zeitschrift. 1914.).

3 Lecz w Niemczech w stosunku do Polaków tych zastrzeżeń niema. Są one dopiero przedmiotem pertraktacji ze strony rządu polskiego.

4 Posiedzenie Sejmu polskiego z dn. 29.11.[19]20. Minister spraw wojskowych jen. Por. Sosnkowski:
„Poseł Grünbaum podniósł pod moim adresem trzy zarzuty. Pierwszy dotyczy Jabłonny. Zarządzenie to było wydane wówczas, gdy wróg zazierał do okien naszych domów, gdy na Pradze paliły się łuny pożarne. Takie zarządzenie spotkałoby każdy oddział wojskowy, któryby stał się winny, takich lub innych wykroczeń przeciw bezpieczeństwu armji. Zarządzenia takie w dziejach naszej wojskowości mamy. (Głos: „Szczypiorna!”) Staliśmy wobec pewnych faktów, nad którymi ubolewam na równi z p. posłem Grünbaumem.

Fakty te, wbrew temu, co twierdzi poseł Grünbaum, niestety, są udowodnione. Miałem sposobność odpowiedzieć na interpelację, zgłoszoną w tej sprawie w komisji wojskowej. Odpowiedź była przezemnie dana na piśmie. Niestety, ludność żydowska brała udział z bronią w ręku w walkach po stronie bolszewickiej. (Głos: „Słuchajcie!” Wrzawa). Było to w Siedlcach i Białymstoku. (Poseł Hartglas: „W Siedlcach samo społeczeństwo polskie temu zaprzeczyło!”). Muszę panów odesłać do pisemnej odpowiedzi na interpelację, gdzie te dane przytaczam.”

__________________________________________________


Tematy pokrewne:

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - Polacy”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w.” 

„Polski chłop o Żydach” 

„Polski inteligent o Żydach”

„Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich”

„Oczami polskiego Żyda” 

„Dola i niedola żydowskiego dzierżawcy”

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani”

O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w.

14 stycznia 2014

"I nie było żadnej możliwej męczarni, której by Kozacy tutaj nie stosowali; wszystkie cztery rodzaje śmierci: ukamienowanie, spalenie, zabicie i uduszenie".

„Z jednych zdarto skórę, a ciało rzucono psom na żer, innym obcięto ręce i nogi, a tułów rzucono na drogę; przez ich ciała przejeżdżały wozy i tratowały ich konie. Innym zadano tyle ran, że byli bliscy śmierci i rzucano ich na ulicę; nie mogąc rychło umrzeć, tarzali się we krwi, aż uszła ich dusza; innych grzebano żywcem. Dzieci zarzynano na łonie matek; wiele dzieci pocięto w kawały jak ryby. Kobietom ciężarnym rozpruwano brzuchy, a wydobyty płód zabijano w ich obliczu. Innym rozpruwano brzuchy i wsadzano żywego kota do wnętrza i tak zostawiano przy życiu, zaszywając brzuchy. Następnie obcinano im ręce, by nie mogły wyjąć tego kota. I wieszali niemowlęta na piersiach matek, inne nabijano na rożen, pieczono przy ogniu i przynoszono matkom, by jadły ich mięso. Częstokroć brali dzieci żydowskie i robili z nich mosty, by przechodzić przez nie.

I nie było żadnej możliwej męczarni, której by Kozacy tutaj nie stosowali; wszystkie cztery rodzaje śmierci: ukamienowanie, spalenie, zabicie i uduszenie.

Wielu żydów zawlekli Tatarzy do niewoli; kobiety i dziewice bezcześcili, z kobietami spali w obecności ich mężów. Kobiety i dziewice piękne brali sobie za sługi i kucharki (piekarki), częścią za żony, lub nałożnice.

Wszystko to czynili, wszędzie dokąd dotarli [...]”[1]

Tak, zdaniem jednego z żydowskich mieszkańców Rzeczpospolitej wyglądały pierwsze lata wojny z Kozakami Bohdana Chmielnickiego. Rozpoczęła się ona w 1648 roku, a w jej trakcie miało zginąć około 100 tys. Żydów. Co było przyczyną nienawiści, która prowadziła do tak okrutnych i masowych zbrodni?

 

Polska rajem Żydów

„Jakoż na własne słyszeliśmy uszy, jak opowiadano i własnymi widzieliśmy oczami w dziełach autorów chrześcijańskich, iż w Anglii dopuszczano się w tych czasach wielkich okrucieństw; karzą srogą śmiercią wszystkich księży wiary papieskiej, wszystkich wyznawców i zwolenników tejże religii, a nawzajem tak samo postępują w Hiszpanii i we Francji, gdzie wyznawców nauki Marcina Lutra, tak okrutną śmiercią mordują, że każdemu, który o tym słyszy, włosy na głowie powstają. Lecz zdaje się, że to wszystko jest karą za ich grzechy, w[e] wspomnianych bowiem trzech państwach, przelewano wiele krwi Izraelitów, bez najmniejszej przyczyny i prześladowano niewinnych do tego stopnia, że ich wygnano z krajów, gdzie się urodzili i przemieszkiwali tak, że ani jeden Izraelita tam nie pozostał. Podobne postępowanie nigdy nie miało miejsca w tutejszym kraju (w Polsce), gdzie obecnie się znajdujemy. I owszem, tutaj pociągają do odpowiedzialności i surowo karzą tych, którzy im źle czynią lub szkodzą; tu nawet wspierają Żydów przychylnymi przywilejami, aby mogli mieszkać szczęśliwie i spokojnie. Królowie ziem tutejszych i ich dygnitarze (oby Bóg powiększył ich szczęście!) są miłośnikami wspaniałomyślności i prawości - toteż nie wyrządzają żadnego bezprawia lub krzywdy Żydom w ich krajach mieszkającym i dlatego też Bóg użyczył ziemi tej wielkiej potęgi i spokoju, tak dalece, że różniący się wiarą nie tchną ku sobie nienawiścią i nie wytępiają jedni drugich.”[2]

Izaak z Trok, który pisał te słowa przed 1594 rokiem, nie miał wątpliwości, że Polska była dla wypędzanych z innych krajów europejskich Żydów spokojną przystanią. Słusznie wskazał na królów i dygnitarzy polskich jako tych, którzy chronili jego lud. Dodam iż chronili nie bez powodu. Żydzi byli dla najbogatszej szlachty bardzo użyteczni. Oddawano im w dzierżawę między innymi dochody z ceł i dóbr ziemskich. W zamian Żydzi regularnie płacili umówione kwoty. Było to szczególnie popularne na Ukrainie, czyli w ówczesnych województwach: czernihowskim, kijowskim i bracławskim, choć i bardziej na zachód, czyli na Wołyniu, Podolu i Rusi, była to  rozpowszechniona praktyka. A co ona oznaczała dla ruskich chłopów? W największym skrócie:

 

Nadużycia, przemoc, bezkarność

     Wbrew obiegowej opinii, ciężary nakładane na chłopów pańszczyźnianych były bardzo umiarkowane[3]. Mimo to, samo ich istnienie odbierano jako głęboką krzywdę. Chłopi nie rozumieli, dlaczego za użytkowanie cudzej ziemi i lasów muszą pracować na pańskim, dzielić się swoimi zyskami, czy świadczyć innego typu usługi. Już to samo było przyczyną ich wrogiego stosunku do właścicieli dóbr. Znacznie gorzej działo się jednak wówczas, gdy przechodziły one w ręce dzierżawców, zwłaszcza gdy wyznawali oni obcą Rusinom religię.

Dzierżawcy, czyli arendarze, byli szczególnie znienawidzoną przez chłopów grupą ludzi. To oni wyciskali z poddanych różnego typu świadczenia i pieniądze. Nie dość, że robili to bezwzględnie i brutalnie, to na dodatek nie ograniczali się tylko do zwyczajowych świadczeń i podatków, lecz zawsze przy tej okazji starali się maksymalizować swój zysk. Byli przy tym bezkarni, gdyż za nimi stała potęga feudalnego pana; w przypadku Ukrainy najczęściej potężnego magnata. Jak to wyglądało w praktyce?

     Istnieją liczne przekazy z terenów od Ukrainy po Ruś, opisujące praktyki żydowskich arendarzy. Na przykład sekretarz ambasady francuskiej w Polsce, podając przyczyny zrywu Kozaków, notował:

„Istotnie [Rusini / Kozacy] byli traktowani z całą surowością. Żydzi, którym panowie wydzierżawili swoje ziemie, doprowadzali ich do rozpaczy. Słyszałem, że nałożyli nawet podatek od chrztu, w rezultacie czego ci nieszczęśni musieli płacić, aby stać się chrześcijanami.”[4]

Samuel Grądzki dodawał, że pieniądze pobierano nie tylko od chrztu dziecka, ale również od ślubu córki. W jaki sposób? Żydzi mieli trzymać klucze od cerkwi i otwierać je dopiero po uiszczeniu opłaty[5].

     Niemniej bolesne były narzucane Rusinom zakazy produkcji alkoholu, nawet jeśli sporządzano go tylko na własny użytek. Gaspard de Tende, francuski dworzanin polskiego króla Jana Kazimierza Wazy, wśród przyczyn konfliktów kozacko-szlacheckich widział:

„Czwarty powód, dla którego Kozacy skarżyli się na szlachciców, wynikał ze wstrętnej lichwy i z nienasyconej chciwości Żydów, których jest w Polsce bardzo dużo […] To oni zwykle produkują wódkę i piwo, a także dzierżawią prawa senioralne i to najczęściej za bardzo wysoką cenę. Fakt ten sprawia, że nędznicy ci produkują lichą wódkę i liche piwo. […] Lichwa i szykanowanie ludności dochodziły czasami do takiego stopnia, że narzucali ludziom zakaz produkcji piwa, nawet na własny użytek, zmuszając w ten sposób wszystkich do kupowania go za cenę, za jaką chcieli je sprzedać.”[6]

Wyżej wymieniane sposoby były i tak stosunkowo łagodną formą wyciskania z Rusinów pieniędzy. Przykłady znacznie brutalniejszego postępowania można odnaleźć w aktach grodzkich. Między innymi ciekawy jest przypadek zniszczonej najazdem tatarskim wsi Nadziejów w starostwie dolińskim. Mimo dekretu królewskiego (była to wieś królewska, więc chłopi mieli prawo odwoływać się do sądów referendarskich, dzięki czemu znamy dziś przebieg tych wydarzeń) najpierw zniewalano jej mieszkańców do ciężkich danin i czynszów, aż w końcu brutalnie ograbiono:

„Dwaj arendarze dolińscy, żydzi Szaja i Jakób, napadają w r. 1635 na nieszczęśliwy Nadziejów z gromadą hajduków starościńskich, 'którzy ad instar Tartarorum' z dzikim okrzykiem na wieś uderzyli, tak, że jej mieszkańcy w mniemaniu, że to istotnie Tatarzy, do lasów z żonami i dziećmi pouciekali i tam całą dobę ukrywali się przed najazdem, podczas gdy draby plondrowały. Spalono wtedy biednym chłopom 30 wież solnych, które stanowiły główne źródło ich dobrobytu.”[7]

Lista nieprawości tych dwóch żydowskich arendarzy była zresztą znacznie dłuższa. A nie byli oni bynajmniej wyjątkami.

     Niestety, tak okrutna zemsta, która w połowie XVII w. spotkała całą społeczność żydowską za nieprawości popełniane przez jej przedstawicieli, nic nie zmieniła w postępowaniu żydowskich arendarzy. Fryzyjczyk Ulryk Werdum, który w latach 1670-1672 podróżował po Polsce, był zszokowany, jak nieludzko w stosunku do ruskiego chłopstwa zachowywali się Żydzi. Pisał on:

„Żydzi. Ci bowiem tak tu, jak na całym Podolu i Rusi mieszkają w wielkiej liczbie. Ponieważ zaś od panów polskich dzierżawią za pieniądze karczmy wraz z wszystkimi innymi dochodami, dostają od nich nad poddanymi ich, a zwłaszcza nad chłopami wielką władzę, której te łotry do tego stopnia nadużywają, że biednych chrześcijan według upodobania lżą, biją i depcą nogami, jak to na własne oczy widziałem, dziwiąc się, że chrześcijańscy panowie mogą tak na to patrzeć.”[8]

Choć Werdum w 1671 roku wziął udział w kampanii prowadzonej przez wojska koronne przeciw  Kozakom na Ukrainie, to pozostał bezstronnym świadkiem. Jego poczucie sprawiedliwości zmusiło go do stwierdzenia:

„Sprawiedliwy Bóg jednak nie zawsze im [polskim panom] to puszczał płazem. Kiedy bowiem pozwalali na Ukrainie swej służbie, a zwłaszcza Żydom dzierżawiącym dobra polskich panów, tyranizować Kozaków do tego stopnia, że Żydzi codziennie znęcali się nad chrześcijanami, a nawet ich wieszali i zabijali, zbuntowali się wreszcie Kozacy pod swym wodzem Bohdanem Chmielnickim i nie tylko wtedy wyniszczyli i wymordowali na Ukrainie wszystkich Polaków i Żydów, lecz odsunęli się od Korony polskiej [...]”[9]

 

Lekcja poszła na marne

     Mówi się, że historia jest nauczycielką życia, lecz rzezie Żydów w trakcie wojny z Kozakami Bohdana Chmielnickiego nic nie zmienił w relacjach między zamożną szlachtą, Żydami i chłopami. Magnaci, czy to polscy, czy wywodzący się z ruskich rodów, ale polonizujący się na potęgę, wciąż pozostali klasą panującą, a żydowscy arendarze wciąż wykorzystywali uprzywilejowaną względem chłopów pozycję. Dlatego nienawiść do nich wciąż żyła, aż w końcu dano jej ujście w kolejnej „ruchawce”, czyli podczas tak zwanej koliszczyzny w 1768 roku. I znów strumieniami polała się krew. Niestety także tysięcy niewinnych ludzi, wśród nich dzieci i kobiet. Powtórzyły się sceny z połowy XVII w. z wycinaniem dzieci z brzuchów brzemiennych matek i zaszywaniem w ich miejsce kotów włącznie[10]. Szacuje się, iż w ciągu kilku miesięcy tego roku, w okrutny sposób zamordowano 200 tys. ludzi, choć liczba ta obejmuje nie tylko Żydów, ale również rzymsko i grekokatolików, gdyż także i oni padli ofiarą nienawiści prawosławnego chłopstwa ruskiego. Ale i te wydarzenia niczego nie zmieniły, przenosząc niechęć, czy wręcz nienawiść między Żydami a Rusinami na kolejne pokolenia.

dr Radosław Sikora

 

Tematy pokrewne:

„Polski chłop o Żydach”

„Polski inteligent o Żydach”

„Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich”

„Oczami polskiego Żyda”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani”

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi”

______________________________ 

Przypisy:

[1]    Jawein Mecula t.j. bagno głębokie, kronika zdarzeń z lat 1648 - 1652 napisana przez Natana Hannowera. W: Sprawy i rzeczy ukraińskie. Materyały do dziejów kozaczyzny i hajdamaczyzny. Wydał Franciszek Rawita-Gawroński. Lwów 1914. s. 23 - 24.

[2]    Izaak z Trok, Chizuk emuna. Cytat za: Dzieje Żydów z Polsce XI-XVIII wiek. Wybór tekstów źródłowych. Redakcja: Borzymińska, Ewa Świderska, Andrzej Żbikowski. Warszawa (brak roku wydania). s. 86 - 87.

[3]    Radosław Sikora, Postęp czy regres? Czyli czego możemy zazdrościć pańszczyźnianym chłopom.

[4]    M. de Mongrillon, Pamiętnik sekretarza ambasady francuskiej w Polsce pod koniec panowania Jana III oraz w okresie bezkrólewia i wolnej elekcji po jego zgonie (1694-1698). Opr. Łucja Częścik. Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1982. s. 85.

[5]    Samuel Grądzki (Grondski), Historia belli Cosacco-Polonici avthore Samvele Grondski de Grondi consripta Anno MDCLXXVI. s. 32.

[6]    Gaspard de Tende, Relacja historyczna o Polsce. Tłumaczenie i redakcja naukowa: Tomasz Falkowski. Wilanów 2013.

[7]    Władysław Łoziński, Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku. Lwów 1931. T. I, s. 392. Na podstawie „Agr. Halickie, tom 129, pp. 866-870”.

[8]    Ulryk Werdum, Dziennik podrózy 1670-1672. Dziennik wyprawy polowej 1671. opr. Dariusz Milewski. Tłum. Dalia Urbonaitė. Wilanów 2012. s. 182.

[9]    Tamże, s. 183.

[10]  Wypadki wiekuistej godne pamięci na Ukrainie 1768 r. wydane przez Eustachego Antoniego Iwanowskiego (piszącego pod pseudonimem „Eu...go Heleniusza”) jako Rękopism Braiłowskiego Trynitarza, opisujący napad, jakiemu uległ r. 1768 klasztor Braiłowski, z łacińskiego przełożony. W: Pamiątki polskie z różnych czasów przez Eu...go Heleniusza. t. II. Kraków 1882, s. 216 - 217. 

Oczami polskiego Żyda

15 lutego 2015

„Już pod wieczór Jego Książęca Mość (nie powiadam: we własnej dostojnej Osobie, gdyż wino węgierskie pozbawiło go całkiem świadomość, na której osobowość się opiera) - przybył do mojej karczmy na końcu przedmieścia K., należącego do rezydencji N.[ieśwież]. Wniesiono go do domu i rzucono na brudne nierozesłane łóżko mej teściowej w pełnym przebraniu, tak jak był, w butach z ostrogami. [...] Dobudzono go się nazajutrz rano. Obejrzał się i nie wiedział, czy ma własnym oczom wierzyć, iż znajduje się w nędznej szynkowni nierozebrany w brudnym łożu, na którym mrowiły się pluskwy."

     Jak wyglądało życie żydowskich dzierżawców dóbr szlacheckich w XVIII wieku? Czy czarna sława, jaką się owi „pachciarze” cieszyli[1], była uzasadniona? Czy opisy chrześcijan pokrywają się z opiniami samych Żydów? „Autobiografia” Salomona Majmona rzuca ciekawe światło na te i wiele innych zagadnień.

0x01 graphic

Salomon Majmon. Portret z "Autobiografii".

   

     Majmon urodził się w 1754 roku. Dzieciństwo i młodość spędził w pobliżu Mira i Nieświeża (dzisiejsza Białoruś); początkowo w dobrach, które od Radziwiłła dzierżawił jego dziadek. Salomon od podszewki znał więc te zjawiska, na które narzekali chrześcijanie. Ale nie poświęcił im zbytniej uwagi w swoich wspomnieniach. Owszem, dowiadujemy się z nich i o niektórych nielegalnych praktykach dzierżawców (np. jego dziadek, wbrew prawu, kupował złowione bobry), i o stosowaniu bicza do zwiększenia zysków (o czym niżej), i o rozmyślnym udzielaniu kredytu, by zniewolić sobie niemogącego spłacić go na czas dłużnika (sam Salomon omal nie padł ofiarą tej praktyki, gdyż gdyby nie inne okoliczności, zmuszony byłby się ożenić z córką Hersza Dukora, któremu ojciec Salomona nie potrafił w terminie spłacić długu). Ale są to tylko mało znaczące wzmianki, pojawiające się przy okazji opisów głównych wydarzeń. Można sądzić, że autora wspomnień zupełnie one nie raziły. Pisząc o nich, nie wpadał w ton moralizatorski. Generalnie bowiem uważał, iż:

 

„Polscy żydzi, którym z dawna dozwolono posługiwać się wszelkimi sposobami zarobkowania na życie i nie zacieśniono ich, jako w innych państwach, w przykrej szacherce i lichwie - z rzadka narażeni są na zarzut oszustwa. Pozostają oni wiernymi krajowi, w którym mieszkają, i wyżywiają się w sposób uczciwy.”[2]

 

Jest to zresztą znamienne, gdyż jak mało kto, Salomon Majmon był wyjątkowo bezstronny, i szczery aż do bólu. Dlatego właśnie jego, wydana po raz pierwszy w 1792 roku „Autobiografia”, ma tak dużą wartość. Nie oszczędzał w niej nikogo, kto jego zdaniem zasłużył na krytykę. Dostało się w niej i wielkim panom, i samym Żydom, którym wielokrotnie wytykał różne wady. Nie ukrywał nawet swoich przewinień, przyznając się i do kradzieży, której dopuścił się gdy miał kilka lat, i do innych, niezbyt chwalebnych uczynków, jak choćby bójek z teściową. O tych ostatnich między innymi pisał:

 

„ośmielała się ona niekiedy podnosić na mnie rękę, na co przecie nieraz odpowiedziałem jej podwójnym procentem. Nie było niemal ani jednego obiadu, abyśmy nie rzucali sobie wzajem w głowy łyżek, talerzy, półmisków itp.”[3]

0x01 graphic

Polska Żydówka w fartuchu, w 1780 r. (autor: Jean-Pierre Norblin de La Gourdaine, czyli Jan Piotr Norblin).

     

     Majmon pisał o nędzy i brudzie, ciemnocie i lenistwie. Także wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy dotyczyły go bezpośrednio, lub też członków jego rodziny. Na przykład odnotowując wizytę księcia Karola Stanisława Radziwiłła (zwanego „Panie Kochanku”) w swojej karczmie, odmalował jej ogólnie nędzny stan oraz brud i zapluskwienie:

 

„Już pod wieczór Jego Książęca Mość (nie powiadam: we własnej dostojnej Osobie, gdyż wino węgierskie pozbawiło go całkiem świadomość, na której osobowość się opiera) - przybył do mojej karczmy na końcu przedmieścia K.., należącego do rezydencji N.[ieśwież]. Wniesiono go do domu i rzucono na brudne nierozesłane łóżko mej teściowej w pełnym przebraniu, tak jak był, w butach z ostrogami. [...] Dobudzono go się nazajutrz rano. Obejrzał się i nie wiedział, czy ma własnym oczom wierzyć, iż znajduje się w nędznej szynkowni nierozebrany w brudnym łożu, na którym mrowiły się pluskwy. […] W nędznej karczmie, której ściany sczerniały, jak węgiel, od dymu i sadzy, której belki podparte były niekształtnymi krągłymi klocami z drzewa, której okna zaopatrzone były resztkami rozbitych marnych szyb i wąskimi patykami świerkowymi, oblepionymi papierem - w tym domu siedzieli książęta na brudnych ławach, przy jeszcze brudniejszym stole, i nakazywali podawać sobie najwyszukańsze potrawy i najwspanialsze wina w złotych misach i pucharach.”[4]

0x01 graphic

Książę Karol Stanisław Radziwiłł (portret pędzla Konstantego Aleksandrowicza z 1786 r.)

 

A nie było to bynajmniej najbardziej odrażające miejsce znane autorowi. W porównaniu do innej karczmy żydowskiej, gdzie przez jakiś czas Salomon parał się guwernerką, jego własna mogła się wydawać oazą cywilizacji:

 

„Miejsce mojej pierwszej guwernerki było o godzinę oddalone od miejsca mojego zamieszkania; znalazłem je u pewnego nędzarza-pachciarza I. w jeszcze nędzniejszej wiosczynie P.; pensja moja wynosiła pięć talarów polskich.

Nędza, ciemnota i dzikość sposobu bytowania w tym miejscu - nie daje się opisać. Pan pachciarz był człowiekiem w wieku około lat 50-ciu, którego całe oblicze obrosło włosem i kończyło się brudną, gęstą, czarną, jak smoła, brodą, a mowa była rodzajem mruczenia, zrozumiałym tylko dla chłopów, śród których się dzień cały obracał. Nie mówił on po hebrajsku, nie znał nawet ani jednego wyrazu żydowskiego, mógł mówić tylko po rusku (był to zwykły język miejscowych chłopów). Proszę wyobrazić sobie żonę i dzieci tego samego stempla. Dalej jego mieszkanie: kurną izbę, sczerniałą, jak węgiel, od zewnątrz i wewnątrz, bez komina, z małym tylko otworem w dachu do wypuszczania dymu, zamykanym przecie natychmiast po roznieceniu ogniska, aby ciepło nie uciekło.

Okna były zatkane papierem, przyklejonym do wąskich pasków świerkowego drzewa, zatkniętych na krzyż. Jedyna izba służyła jednocześnie za pokój mieszkalny, jadalny, sypialny, uczelnię i szynkownię. Wyobraźcie sobie, że ta izba była mocno opalona i przenikały do niej dym, pędzony wiatrem do wnętrza, i wilgoć (co zimą przy topnieniu śniegu działo się ciągle), a zrozumiecie, że po prostu można tu było się zadusić. Wisiała tutaj brudna bielizna i rozmaite brudne kawałki garderoby na rozciągniętych wzdłuż całej komnaty drągach, aby gnieżdżące się w odzieży robactwo dym wytępił. Wisiały tu, susząc się, kiełbasy, z których tłuszcz kapał bezustannie kroplami ludziom na głowy. Stały tu cebry z kwaśną brukwią i czerwoną rzepą (głównym jadłem Litwinów); gdzieś w kącie była woda do codziennego użytku, a tuż obok kubeł pomyj. Miesiono tu mąkę, gotowano i pieczono mięsiwo, dojono krowy itp.

W tym wspaniałym mieszkaniu siedzieli chłopi na gołej ziemi (wyżej niepodobna było siedzieć, jeżeli nie chciało się udusić w dymie), pili wódkę i hałasowali; w jednym kącie gromadzili się domownicy; a za piecem siedziałem ja wraz z mymi brudnymi na pół nagimi uczniami i tłumaczyłem im coś ze starej podartej Biblii z hebrajskiego na rusko-żydowski żargon.”[5]

0x01 graphic
Karczma żydowska.

 

Czyż po takich opisach dziwić może, iż określenie „żydowska karczma” była wówczas w Polsce synonimem brudu i nędzy, a wizytujący nasz kraj cudzoziemcy, pisząc o Żydach podkreślali właśnie te ich cechy?[6]

     Bardzo ciekawe są poglądy Majmona na różne kwestie. Na przykład uważał, że w Polsce:

 

„Stan mieszczański jest najnędzniejszy z wszystkich. Mieszczanin wprawdzie nie jest przywiązany do gleby, posiada niejakie wolności, ma nawet własne sądownictwo. Ale ponieważ nie posiada żadnego majątku dochodowego, ani też nie uprawia stale żadnego zawodu, pozostaje tedy zawsze w stanie nędzy i poniewierki.”[7]

 

Wbrew więc obecnie panującym stereotypom, to nie chłopi, ale mieszczanie mieliby się w dawnej Rzeczypospolitej najgorzej. Gorzej nawet niż sami Żydzi, których Majmon wyodrębnił w oddzielny stan.

     A co z antysemityzmem? Dwa stereotypy walczą dziś ze sobą. Z jednej strony jest to stereotyp pozytywny (Rzeczpospolita krajem tolerancji religijnej; rajem Żydów). Z drugiej negatywny (polski antysemityzm „wyssany z mlekiem matki”). Wydaje się, że oba się wykluczają. Tymczasem Majmon potrafił stworzyć z nich ciekawą syntezę pisząc:

 

„Nie ma zapewne na świecie żadnego kraju, prócz Polski, w którym wolność religijna i nienawiść religijna spotykałyby się w tak równomiernym stopniu. Żydzi używają tu zupełnej wolności wyznawania swojej religii. Korzystają też ze wszystkich wolności obywatelskich, posiadają nawet własne sądownictwo. Wszelako, z drugiej strony, nienawiść religijna zachodzi tak daleko, że sama nazwa żyd jest w poniewierce, a wpływ owej zaszczepionej w czasach barbarzyństwa niechęci jeszcze nie przestał działać za moich czasów, t. j. około trzydziestu lat temu [czyli na początku lat 60. XVIII w.]. Ta przecie pozorna sprzeczność daje się zrozumieć, gdy się ma na uwadze, iż przyznana żydom wolność religijna i obywatelska wypływa nie z poszanowania dla powszechnych praw ludzkich, jak, z drugiej strony, nienawiść religijna i prześladowania nie są w żadnej mierze wynikami jakiej mądrej polityki, która to, co moralności i dobrobytowi państwa szkodzi, usunąć pragnie - lecz to i tamto jest jednakowo rezultatem panującej w tym kraju nieświadomości politycznej i lenistwa.”[8]

 

Z lenistwa polskich panów miało wynikać to, że nadano wolność Żydom:

 

„ponieważ żydzi, pomimo wszystkich swoich wad, są niemal jedynymi w tym kraju dającymi się zużytkować ludźmi - to naród polski [pod tym pojęciem, jak Majmon tłumaczył w innym miejscu, należy rozumieć tylko szlachtę polską] zniewolony był dla zadowolenia własnych potrzeb przyznać im wszelkie możliwe wolności;”[9]

0x01 graphic

Przykład szlachcica polskiego z końca XVIII w. Stolnik inflancki Maksymilian Wierusz-Kowalski. Portret z 1794 r. (Muzeum Narodowe w Krakowie).

 

A skąd nienawiść do Żydów?

 

„z drugiej strony własna niewola i lenistwo żydów musiały wywołać z konieczności nienawiść religijną i prześladowanie.”[10]

 

Niestety, Majmon dostrzegając w samych Żydach przyczynę nienawiści do nich i prześladowań, które ich spotykały, nie rozwinął tematu. Nie wyjaśnił na czym polegać miała owa „własna niewola” i jak owo „lenistwo żydów” prowadziło do objawów wrogości chrześcijan do nich. To wielka szkoda. Między wierszami jego „Autobiografii” można jednak odnaleźć pewne wskazówki. Opisał bowiem podobne zjawiska i praktyki, które tak bolały chrześcijan, czy to w wiekach XVII - XVIII [11], czy później [12]. Do nich to należało postępowanie żydowskich dzierżawców, którzy dorabiali się na szlacheckich poddanych. Przy czym, jak zaznaczyłem na początku, Majmon nie wpada przy tej okazji w ton moralizatorski. Nie jest to akt oskarżenia Żydów. Wprost przeciwnie. Daje się wyczuć akceptację dla metod podnoszących zysk, a dezaprobatę dla tych „leniwych i ciemnych” pachciarzy, którzy nie troszczyli się o to.

     Autor wspomnień zaczyna wstępem o Żydach i dzierżawach w ogólności:

 

[Żydzi] prowadzą handel, są fachowcami i rzemieślnikami, piekarzami, gorzelanymi, szynkarzami piwa, wódki, miodu i t. p. Są oni także jedynymi pachciarzami [dzierżawcami] w miastach i wioskach, z wyjątkiem dóbr klasztornych, gdzie Ich Przewielebności uważałyby za grzech dać utrzymanie żydowi i wolą dzierżawy oddawać chłopom; a jakkolwiek za to pokutować muszą, gdy ich dzierżawy dochodzą do stanu ruiny, bowiem chłopi nie posiadają odnośnych zdolności - wolą oni znosić ten los z chrześcijańską cierpliwością.

W końcu minionego [XVII] stulecia dzierżawy w Polsce na skutek nieuctwa większości panów polskich, ucisku poddanych i zupełnego braku ekonomii, tak podupadły, iż dzierżawa, która dziś przynosi około tysiąca polskich złotych, oddawana była żydowi za dziesięć złotych, a jednak ten ostatni skutkiem jeszcze większej ciemnoty i lenistwa nie mógł z niej wyżyć.

0x01 graphic

Polski Żyd z końca XVII wieku (rys. Caspar Luyken)

Pewna okoliczność nadała przecie rzeczom inny obrót. Dwaj bracia z Galicji, gdzie żydzi są o wiele przebieglejsi, niż na Litwie, wzięli w pacht pod mianem dzierżawców generalnych wszystkie dobra księcia Radziwiłła i nie tylko przywiedli je niezwykłą zapobiegliwością i oszczędnością do lepszego stanu, ale i sami wzbogacili się w krótkim czasie.

Podnieśli oni opłaty od arendy, nie zwracając uwagi na krzyk swoich [żydowskich] współbraci, i pieniądze należne od poddzierżawców pozwolili sobie ściągać z całą surowością. Zależne od nich dzierżawy mieli sami na oku, a gdziekolwiek znaleźli pachciarza, który, miast rozwijać swoją dzierżawę przez pracę i gospodarność na pożytek własny i swego dziedzica, dzień cały spędzał próżniaczo, lub spiwszy się wódką wylegał się na piecu - nakazywali zwlec go stamtąd i biczem obudzić z letargu; ten sposób postępowania wyrobił panom dzierżawcom generalnym u ich plemienia opinię tyranów.

Ale wywarł on wcale dobry wpływ. Arendarz, który przedtem nie był w stanie w właściwym terminie oddać dziesięciu złotych i za dług dostawał się w łańcuchy - teraz doznał takiej pobudki do działalności, iż nie tylko potrafił wyżywić rodzinę, ale miast dziesięciu złotych poboru wypłacał obecnie cztery do pięciuset, ba! nawet po tysiąc złotych.”[13]

 

Potwierdza się więc opinia chrześcijańskich pisarzy o tym, że żydowscy dzierżawcy wymuszali posłuch podległych im ludzi za pomocą bicza. Co aż tak szokować nie powinno, zważywszy, że w ówczesnym świecie posłuszeństwo rzadko kiedy nie opierało się na sile. Weźmy choćby metody nauczania jednego z żydowskich belfrów, które Majmon opisał następująco:

 

„Mój starszy brat Józef i ja — byliśmy wysłani do szkół w miasteczku Mir. Brat mój około lat dwunastu, umieszczony został na pensyi u słynnego naówczas nauczyciela, imieniem Josel. Ów był straszydłem w oczach całej młodzieży, był biczem bożym; obchodził się on ze swymi pupilami niesłychanie okrutnie, za najlżejsze przewinienie bił ich do krwi, nieraz rozdzierał im uszy i wybijał oczy; a kiedy rodzice nieszczęśliwych malców przychodzili doń czynić mu wyrzuty - miotał w nich, nie licząc się z nikim, kamieniami, albo czymkolwiek, co było pod ręką, i przepędzał przerażonych od swojej izby kijem aż do ich mieszkania. Wszyscy jego wychowańcy bądź zostali idiotami na całe życie, bądź stali się wielkimi uczonymi.”[14]

0x01 graphic

Dzieci żydowskie. Polska, lata 80. XVIII w. Wersja kolorowana (z 1817 r., z dzieła "Costumes polonais") rysunków autorstwa Jean-Pierre Norblin de La Gourdaine, czyli Jana Piotra Norblina.

 

Najciekawsze jednak wiadomości o życiu żydowskich dzierżawców zawarte są nie we wstępie do książki, lecz w pierwszym jej rozdziale, gdzie opisał „gospodarkę dziadka”. Ale o tym w następnej części tego artykułu: "Dola i niedola żydowskiego dzierżawcy".

dr Radosław Sikora 

 

Tematy pokrewne:

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w.”

„Polski chłop o Żydach”

„Polski inteligent o Żydach”

„Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani” 

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi”


___________________________________________

Przypisy:
 

1 Radosław Sikora, O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w. 

2 Salomon Majmon, Autobiografia. Tłum. Leo Belmont. Warszawa 1913. s. 106 - 107.

3 Tamże, s. 60.

4 Tamże, s. 67 - 69.

5 Tamże, s. 120 - 121.

6 Radosław Sikora, Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich. 

7 Majmon, Autobiografia, s. 1.

8 Tamże, s. 3 - 4.

9  Tamże, s. 4.

10 Tamże.

11 Sikora, O przyczynach.

12 Radosław Sikora, Polski chłop o Żydach.  

13 Majmon, Autobiografia, s. 1 - 3.

14 Tamże, s. 27.

Dola i niedola żydowskiego dzierżawcy

17 lutego 2015

„Przez miejscowość ową przechodził wielki trakt, a mosty znajdowały się w złym stanie. Zdarzało się wcale często, że właśnie w chwili, gdy przejeżdżał jakiś wielki pan polski z bogatą świtą, most załamywał się i konie wraz z jeźdźcami pogrążały się w błoto. Nakazywano wówczas odszukać biednego pachciarza, kładziono go tuż przy moście i bito kończugiem tak długo, póki nie nasycono swej zemsty.”

Niniejszy artykuł stanowi kontynuację tekstu „Oczami polskiego Żyda”.

Przejdźmy do opisu życia żydowskiego dzierżawcy w epoce saskiej. Salomon Majmon pisał:

„Gospodarka dziadka.

     Mój dziadek Heiman Jósef by dzierżawcą kilku wiosek w sąsiedztwie miasta Mirz [czyli Mir] we włościach księcia Radziwiłła. Obrał on za miejsce osiedlenia jedną z tych wsi nad rzeką Niemnem, pod nazwą Suchowyborze, gdzie prócz niewielu zagród chłopskich, znajdował się jeszcze młyn wodny, mała przystań i skład towarowy dla okrętów, które przybywały z Królewca Pruskiego. To wszystko, włącznie z mostem za wsią i po drugiej stronie jeszcze jednym przewozowym mostem na Niemnie, należało do dzierżawy, której wartość wynosiła naówczas około 1000 złotych, i stanowiło chazakę [rodzaj dzierżawy] mego dziada. Dzierżawa ta dzięki składowi towarów i szerokim drogom transportowym była bardzo zyskowna. Przy dostatecznej sprawności i umiejętności gospodarczej, dziadek mój (si mens non leva fuisset) mógł był nie tylko wyżywić swoją rodzinę, ale nawet zebrać znaczny majątek. Ale zły zarząd nad krajem i całkowity brak umiejętności potrzebnych do korzystania z dóbr krajowych postawiły niezwykłe na tej drodze przeszkody.

0x01 graphic

Furman żydowski i Żydówka z lat 80. XVIII wieku. Wersja kolorowana (z 1817 r., z dzieła "Costumes polonais") rysunków autorstwa Jean-Pierre Norblin de La Gourdaine, czyli Jana Piotra Norblina.

 

     Mój dziad oddał arendę w należących do jego dzierżawy siołach swoim braciom. Ci ostatni nie tylko mieszkali ustawicznie u mojego dziada (pod pozorem, że chcą mu pomóc w jego różnostronnych zajęciach), ale ku końcowi roku nie chcieli wnosić umówionych opłat dzierżawnych.

     Zabudowania, które należały do dzierżawy mego dziadka, rozpadały się od starości; winne były tedy ulec naprawie. Również przystań i mosty znajdowały się w nader złym stanie. Zgodnie z umową dzierżawną właściciel majątku zobowiązany był wszystko to doprowadzić do stanu użyteczności. Ów jednak, podobnie jak wszyscy magnaci polscy, stale przesiadywał w Warszawie; nie mógł tedy na remont w dobrach swoich sam dawać baczenia. Jego zarządcy zaś mieli raczej na widoku naprawę własnej pozycji, niżeli dóbr pańskich. Uciskali oni poddanych wszelakimi poborami, ale zaniedbywali dawać im nakazy naprawiania szkód w majątku, a pieniądze, przeznaczone na ten cel, obracali na własny użytek. Mój dziad czynił wprawdzie zarządcom co dnia odnośne przedstawienia, zapewniał nawet, że nie będzie w stanie płacić czynszu, jeżeli wszystko, zgodnie z kontraktem, nie zostanie doprowadzone do porządku. Ale i to nie pomogło: wprawdzie dawano mu wciąż nowe obietnice, lecz te nigdy nie były spełniane.

     Ponieważ, jak już nadmieniłem, przez miejscowość ową, przechodził wielki trakt, a mosty znajdowały się w złym stanie - to zdarzało się wcale często, że właśnie w chwili, gdy przejeżdżał jakiś wielki pan polski z bogatą świtą, most załamywał się - i konie wraz z jeźdźcami pogrążały się w błoto. Nakazywano wówczas odszukać biednego pachciarza, kładziono go tuż przy moście i bito kończugiem tak długo, póki nie nasycono swej zemsty.

     Mój dziad starał się, o ile to było w jego możności, ustrzec się tego na przyszłość. W tym celu nakazał on jednemu ze swoich ludzi, który winien był stale trzymać straż na moście, aby na wypadek przyjazdu takiego pana i podobnego nieszczęścia - ów szyldwach jak najspieszniej dał mu znać o tym, iżby dziad miał czas szukać ratunku wraz z całą rodziną w najbliższych krzakach. Natenczas każdy biegł z domu zdjęty przerażeniem; i często wszyscy domownicy musieli noc całą przebywać pod wolnym niebem, nim jeden po drugim znalazł odwagę zwolna zbliżać się ku domowi.

     Ten rodzaj życia ciągnął się przez parę pokoleń. Mój ojciec zwykł opowiadać o jednym z takich zdarzeń z czasu, gdy liczył coś osiem lat. Cała rodzina ukryła się w zwykłym miejscu ocalenia. Ale ojciec mój, który nie wiedząc nic o tym, bawił się za piecem, sam jeden pozostał w domu. Kiedy zawzięty pan wraz ze świtą wszedł do gospody i nie znalazł nikogo, na kim mógłby wywrzeć zemstę - nakazał on przeszukać wszystkie kąty w domu i wówczas to wywleczono zza pieca mego ojca. Pan spytał go, czy chce się napić wódki. Gdy ten wymówił się, pan krzyknął: jeżeli nie chcesz pić wódki, to musisz napić się wody! Rozkazał przynieść natychmiast pełny ceber wody i batem zmusił mego ojca, iż ów wypił wszystko. Oczywista, ten traktament kosztował go cztery dni febry, która następnie powtarzała się niemal przez cały rok i na zawsze naraziła na szwank jego zdrowie.

     Podobne zdarzenie miało też miejsce, gdy ja liczyłem trzy lata. Wszyscy uciekli z domu; służąca, która nosiła mnie na ręku, umknęła także. Ale ponieważ służba przybyłego pana biegła za nią, przyspieszyła kroki i w popłochu wypuściła mnie z objęć. Kwiląc, leżałem w krzakach na ziemi; wreszcie, na szczęście moje, podniósł mnie przechodzący chłop i zabrał do swego domu. Dopiero, gdy wszystko się uspokoiło, gdy rodzina moja wróciła do mieszkania, przypomniała sobie służąca, że zgubiła mnie podczas ucieczki, i jęła lamentować a ręce łamać. Szukano mnie wszędy, ale nie znaleziono, aż wreszcie przyszedł chłop ze wsi i zwrócił mnie rodzicom.

     Strach i przerażenie, które ogarniały uciekających, nie były jedyną w takich wypadkach przykrością; nieraz opuszczony dom stawał się pastwą grabieży. Piwo, wódkę i miód wypijano do syta; czasami zaś zemsta zachodziła tak daleko, iż dozwalano, aby z pozostawionych otworem naczyń reszta napojów wyciekła; rozsypywano też ziarna, wyrzucano pierze itp.

     Gdyby mój dziad, miast prawować się z możnymi, zniósł był raczej niesprawiedliwość i wspomniany most własnym naprawił sumptem, mógł był uniknąć wszystkich onych krzywd. Lecz on stale powoływał się na swój kontrakt, a rządca dóbr jego podrwiwał sobie z jego nędzy.

     A teraz słówko o wewnętrznej gospodarce mego dziada. Sposób bytowania w jego domu był nader prosty. Przychód roczny z należących do dzierżawy gruntów, łąk i obór nie tylko starczył do utrzymania jego rodziny, ale nadto do prowadzenia gorzelni i browaru; dziad miał też możność wyprzedawać corocznie moc ziarna i siana. Ule jego starczyły również do warzenia miodu. Posiadał wreszcie sporo bydła.

     Główne pożywienie nasze składało się z kiepskiego, zmieszanego z gliną chleba, mlecznych i mącznych potraw, oraz jarzyn, rzadziej z mięsa. Ubierano się w złe tkaniny z lnu i w ordynarne sukna. Tylko kobiety, oraz mój ojciec, jako uczony, czuli potrzebę lepszego bytu.

     Gościnność rozumiano bardzo szeroko. Ilekroć żyd jakiś przejeżdżał przez owe miejsca, (a że prowadziła tędy ruchliwa droga i żydzi na własnych furmankach kręcili się tutaj stale, zdarzało się to zatem co chwila) - musiał on wstąpić do naszej karczmy.

0x01 graphic

Karczma Salomona Feigla w Szydłowcu (rys. Józef Brandt).

 

Wychodziło się z domu naprzeciw niemu ze szklanicą wódki; podawało mu się jedną ręką schalam [zwykłe pozdrowienie żydowskie], a drugą - wódkę. Poczym gość musiał umyć sobie ręce i zasiąść do stołu, który bywał stale nakryty. Utrzymanie licznej rodziny i taka gościnność nie miałyby przecie znacznego wpływu na uszczuplenie zamożności mego dziada, gdyby przy tym wszystkim prowadził on w domu swym lepszą gospodarkę. Tu jednak było źródło jego nieszczęść.

     Dziadek był w drobnostkach nazbyt oszczędnym, a dlatego zaniedbywał rzeczy nieporównanie ważniejszych. Uważał on np. za rozrzutność, jeżeli w domu paliły się świece woskowe lub łojowe; zastępowano je wąskimi szczapami z sosny, wstawiając jeden koniec w szczelinę ściany i zapalając drugi. Powodowało to częste pożary, a stąd szkody poważne, wobec których wydatek na świece byłby po prostu niczym.

     Izby, w których trzymano piwo, wódkę, miód, śledzie, sól i inne towary, potrzebne do codziennego użytku, nie były opatrzone oknami, miały tylko otwory dla światła.

0x01 graphic

Wnętrze gospody (rys. Jan Piotr Norblin w r. 1790).

 

Te zaś kusiły nieraz majtków i woźniców, zatrzymujących się w gospodzie, do zakradania się do izb, gdzie spijali się wódką i miodem całkiem za darmo. Ale co gorsza, ci bohaterzy pijatyki, z obawy, iż będą pochwyceni na gorącym uczynku, przy najmniejszym szmerze od zewnątrz, miast zatrzymać się dla włożenia czopka, uciekali szybko przez dziury, którymi byli weszli - i pozwalali napojowi wyciekać, póki go stało. A w ten sposób niekiedy opróżniały się całe beczki wina i miodu.

     Spichrze nie posiadały porządnych zamków, lecz zamykały się na rygle drewniane; a ponieważ znajdowały się nieco z dala od budowli mieszkalnych, to każdy mógł czerpać stamtąd do woli, a niekiedy całe fury ziarna wywozić. Obory posiadały z wszystkich stron dziury, przez które wdzierały się wilki (ponieważ to było w pobliżu lasów) i dławiły owce z całym spokojem.

     Krowy wracały często z łąk z wymionami opróżnionymi. Na skutek panujących przesądów mówiona w takich razach, że mleko zostało zabrane przez czary; a na tego rodzaju szkody nie znajdowano rady.

     Babka moja, poczciwa prostaczka, znużona domowymi zajęciami, kładła się spać na piecu w sukniach, a miała pieniądze we wszystkich kieszeniach, nie znając sumy. Potrafiła z tego korzystać jej służąca, która wypróżniała śpiącej kieszenie do połowy. Jeżeli nie oporządzała babki zbyt szorstko, ta sądziła, iż pustkę sprawiły demony.

0x01 graphic

Promna. Karczma z XVIII wieku.

 

     Wszystkie te szkody dałyby się łatwo usunąć przez naprawę budynków, okien, okiennic i zamków, przez właściwszy nadzór nad należącymi do dzierżawy źródłami zysków, jako też przez dokładną rachubę przychodu i rozchodu. Ale o tym nikt nie myślał. Natomiast, jeżeli ojciec mój, który był uczonym i poniekąd wychował się w mieście, zamawiał ubiór rabiniczny i na ten cel sprawiał sobie nieco delikatniejszą, niż zwykle, materię - to dziad mój nie zaniedbał skarcić go długim kazaniem o próżności tego świata.

      Nasi przodkowie - zwykł był mawiać - nie wiedzieli nic o takich nowomodnych strojach, a jednak byli na pewno ludźmi pobożnymi. Ty zaś mieć musisz kalmankowy [wzorzysty materiał z najgorszej wełny czesankowej] łapserdak [chałat żydowski], skórzane spodnie, ba! z guzikami itd. w tym rodzaju. Doprowadzisz mnie przez to do kija żebraczego, przez ciebie okują mnie w łańcuchy. O, ja, nieszczęśliwy człowiek! Co się ze mną stanie?

    Ojciec powoływał się wtedy na prawa i przywileje uczonego stanu; wskazywał nadto, że przy dobrym prowadzeniu gospodarstwa nie ma znaczenia, czy się żyje nieco lepiej lub gorzej, oraz że nieszczęścia dziada pochodziły nie z rzekomo wielkich wydatków, lecz z niedbalstwa, narażającego się na grabież. Ale to wpływu nie miało. Dziad nie znosił nowinek; wszystko musiało zostawać po staremu.

     Dziad mój uchodził w swoim okręgu za człowieka bardzo bogatego, (jakim mógł był w istocie zostać, gdyby potrafił korzystać z okoliczności) i przez wszystkich, nawet przez własną zazdrosną familię, znienawidzony, opuszczony przez swego dziedzica, przez jego rządców krzywdzony na wszelki sposób i okradany zarówno przez domowników, jak i przez krewnych, - krótko mówiąc, był najuboższym bogatym człowiekiem na świecie.

     Tu przyłączyły się jeszcze większe nieszczęścia, których nie mogę pominąć milczeniem. Popem (ruskim duchownym) w tej wiosce był człowiek głupi, bez wykształcenia, słowem prostak, który zaledwie potrafił czytać i pisać. Przesiadywał on bezustannie w szynku, pił wódkę ze swymi duchowymi owieczkami - chłopami i polecał zapisywać koszta pohulanek, nie myśląc przecie nigdy o zapłaceniu rachunku.

0x01 graphic

Karczma (rysunek Kazimierza Żwana z roku 1818).

 

Mój dziad znużył się tym nareszcie i postanowił nie dawać mu więcej kredytu. Oczywista, ten wziął mu to za złe i jął myśleć o zemście. Znalazł nareszcie po temu środek, na który z pewnością wzdrygać się będzie ludzkość, z którego jednak w owym czasie chrześcijanie katoliccy w Polsce często zwykli byli korzystać - mianowicie oskarżył mego dziada o zamordowanie chrześcijanina, aby ściągnąć nań karę stryczka. Stało się to w sposób następujący. Pewien bobrownik, który w tych stronach zatrzymywał się często celem łowów u Niemna, sprzedawał niekiedy memu dziadowi bobra potajemnie (gdyż połów bobrów jest tu regalią i wszystkie sztuki winne być odstawiane do dworu). Otóż ów pewnego razu przyszedł o północy, zapukał i polecił dziada mojego wywołać. Wskazał mu worek, który dość ciężko było podźwignąć, i rzekł z miną tajemniczą: przyniosłem ci wyborną sztukę. Dziadek chciał rozniecić ogień, bobra obejrzeć i dobić z chłopem targu po oględzinach; ten jednak rzekł, że to nie jest w tej chwili konieczne, że kupiec może wziąć bobra w każdym razie, a co do ceny jakoś się ugodzą. Dziad, który nic złego nie podejrzewał, wziął worek, jako był, zawiązany, złożył go w kącie i udał się znów na spoczynek. Zaledwie jednak usnął, zapukano do drzwi ponownie, teraz z wielkim hałasem.

     Był to właśnie wspomniany pop z kilku włościanami, którzy natychmiast jęli czynić poszukiwania w całym domu. Znaleźli worek - i dziad mój drżał już w przeczuciu wyników, nie podejrzewając jeszcze nic nad to, iż zdradzono jego tajemniczy handel bobrami, którego teraz już nie będzie mógł się wyprzeć. Ale jakże wielkim było jego przerażenie, gdy otwarto wór - i miast bobru znaleziono trupa człowieka!

    Natychmiast związano memu dziadowi ręce na plecach, zamknięto nogi w dyby, rzucono go na wóz i przywieziono do miasta Mir, gdzie go przyjął sędzia kryminalny. Zakuto go w łańcuchy i wrzucono do ciemnicy.

     Podczas przesłuchania mój dziad nastawał na swojej niewinności, opowiedział dokładnie okoliczności wyż przytoczone, i żądał - wedle słuszności - aby przesłuchano także łowczego; znajdował się ów już het, za górami. Okrutny sędzia, któremu przykrzyło się czekać zbyt długo, polecił tymczasem trzykroć raz po razie poddać dziada torturom. Ten przecie i na torturach pozostał przy swoim twierdzeniu, iż nie winien jest znalezienia w jego domu martwego ciała. Wreszcie znalazł się i bohater - bobrownik; przesłuchano go, ale ponieważ i on także zaprzeczył wszystkiemu, więc i jego poddano próbie tortur; wówczas natychmiast przyznał się do wszystkiego. Powiedział, że niedawno znalazł w wodzie ciało topielca i chciał je zawieźć na probostwo celem pogrzebania. Wszelako kapłan rzekł doń: „z pogrzebem niema się co spieszyć. Wiesz, że żydzi są zatwardziali w grzechach a przeto wyklęci na wieki. Oni to ukrzyżowali Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i dziś jeszcze pragną krwi chrześcijańskiej, gdyby tylko byli w stanie posiąść ją na święto Wielkiej Nocy, które na znak owego tryumfu obchodzą. Krew potrzebna jest im do przaśników. Będziesz tedy miał zasługę, jeżeli potrafisz wkręcić przeklętemu żydowi - karczmarzowi trupa. Rozumie się, musisz potem otrząsnąć pył z tego miejsca, aleć rzemiosło swoje możesz praktykować gdzie indziej".

     Po tym zeznaniu chłop podległ biczowaniu, dziad otrzymał wolność; ale pop pozostał popem.

0x01 graphic

Żydówka i Żyd polscy w 1765 roku. Wersja kolorowana (z 1831 r.) ryciny, którą Jean-Baptiste Le Prince zamieścił w dziele „Habillements de diverses nations”.

 

   Na wieczną pamiątkę ocalenia dziadka od śmierci ojciec mój sporządził pewien rodzaj epopei, połączonej z lirycznymi śpiewami, gdzie cała ta sprawa jest opisana a dobroć Boga wysławiona. Postanowiono zarazem, iż dzień ocalenia dziada winien być co roku obchodzony przez całą rodzinę uroczyście, przy czym pieśń owa (na wzór księgi Estery w święto Hamana) ma być w głos odczytywana.”[1]

dr Radosław Sikora

Tematy pokrewne:

O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w. 

Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich.

Polski chłop o Żydach.

Polski inteligent o Żydach

Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?

Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie

Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani

Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi

______________________________________________________________

Przypis:

1 Salomon Majmon, Autobiografia. Tłum. Leo Belmont. Warszawa 1913. s. 5 - 14.

Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?

27 maja 2015

„Cały handel niewolnikami w Stambule pozostawał w rękach około 2 tysięcy zorganizowanych w osobny cech Żydów, którzy zarówno tutaj, jak i w innych miejscowościach nad Morzem Śródziemnym (w Tunisie, Liworno) prowadzili ten dochodowy proceder.”

 

Żydzi handlowali Polakami

 

     Przez ponad dwa stulecia to właśnie Żydzi zajmowali się handlem polskimi niewolnikami w stolicy Imperium Osmańskiego, Stambule. Mieli na niego monopol. Jak pisał prof. Andrzej Dziubiński:

 

„Cały handel niewolnikami w Stambule pozostawał w rękach około 2 tysięcy zorganizowanych w osobny cech Żydów, którzy zarówno tutaj, jak i w innych miejscowościach nad Morzem Śródziemnym (w Tunisie, Liworno) prowadzili ten dochodowy proceder.”[1]

 

W artykule „Targi białych niewolników” opisałem, w jaki sposób pozyskiwano tych niewolników, gdzie nimi handlowano i jaki był ich dalszy los. Teraz chciałbym zająć się skalą tego procederu.

     Nie ma dokładnych obliczeń określających ilu mieszkańców Królestwa Polskiego zostało sprzedanych przez żydowskich handlarzy żywym towarem. Są jednak pewne źródła, które pozwalają oszacować skalę zjawiska. We wspomnianym już artykule notowałem:

 

„Ostatecznie Miaskowskiemu udało się wydobyć z niewoli 260 Polaków i Rusinów. Wśród nich byli towarzysze husarscy Górski i Słomka, którzy na galerach tureckich spędzili 30 i 40 lat! Był to niewątpliwie wielki sukces posła. Ale liczba ta blednie gdy zestawi się ją z informacją, że w tym samym czasie, w Stambule, na tureckich galerach i w Tracji (to jest części Imperium Osmańskiego) miało znajdować się około 150 tys. niewolników pojmanych w Rzeczypospolitej...”

 

Nie wyjaśniłem jednak, iż liczbę 150 tys. niewolników mieli podać sami Turcy i „wiadomi [znający się na rzeczy] Grecy”[2]. Liczba ta nawet dzisiaj robi wrażenie. A przecież są to dane tylko dla roku 1640, w którym to Wojciech Miaskowski posłował do Imperium Osmańskiego. Na dodatek nie obejmują one całości Imperium!

     Proceder handlu pojmanym w Polsce żywym towarem kwitł w Stambule przez przeszło dwa stulecia. Jego natężenie było różne. W drugiej połowie XVII wieku Paul Ricaut, czyli sekretarz posła angielskiego w Imperium Osmańskim, mając dostęp do wewnętrznych spisów Imperium, stwierdził, iż:

 

„Trudno zgadnąć liczbę więźniów co rok zaprzedanych, która też raz iest większa, drugi raz mnieysza, iako się Tatarom na woynie źle albo dobrze powiedzie: ile się iednak może dochodzić z Regestrow celnych Konstantynopolitańskich [stambulskich], przywożą ich na rok więcey niż Dwadzieścia Tysięcy”[3]

 

Przeszło dwadzieścia tysięcy niewolników przechodziło rocznie przez stambulskie targi, a tym samym żydowskie ręce!

 

Czy powinniśmy domagać się odszkodowań?

 

     Tematem starannie omijanym przez cieszące się największą oglądalnością i poczytnością media, jest kwestia roszczeń, jakie wysuwa państwo Izrael wobec Polski i zobowiązań, jakie podobno Polska w tej sprawie podjęła. Wspomniał o nich prezydent Izraela Reuwen Riwlin w wywiadzie udzielonym PAP w październiku 2014 roku:

 

„Jeśli chodzi o zwrotu mienia żydowskiego również ten temat będzie obecny podczas naszych rozmów. Wiem rzecz jasna, jakie jest polskie stanowisko w tej sprawie, jak również znam obietnice i umowy, jakie zostały udzielone i zawarte.”[4]

 

Sprawa nie jest błaha, bo podobno roszczenia te przewyższają zawrotną kwotę 60 miliardów dolarów!

     Jedynym kandydatem na prezydenta Polski, który podnosił tę kwestię w swojej kampanii wyborczej, był Grzegorz Braun. Został za to okrzyknięty faszystą. Reszta milczy w tej sprawie jak zaklęta. Milczą media głównego nurtu. Milczą politycy. Tak, jakby tematu w ogóle nie było. A tymczasem WikiLeaks ujawniło tajną notatkę ambasadora USA w Polsce, z której wynika, że:

 

„Bronisław Komorowski i Donald Tusk zamierzali sprzedać lasy i nieruchomości należące do skarbu państwa, by zdobyć środki na wypłatę odszkodowań za mienie odebrane Żydom przez Niemców i Sowietów. Komorowski złożył taką obietnicę w styczniu 2009 r., a jego deklaracja jest kluczem do zrozumienia szeroko zakrojonej strategii rządu. Ambasador Victor H. Ashe zaraportował do Departamentu Stanu USA, że „Komorowski stwierdził, iż premier Tusk zmusi niepokornych ministrów, […] by »dołożyli się do rekompensat«, sprzedając państwowe lasy i nieruchomości”[5]

 

Polska miałaby więc wypłacić odszkodowania za mienie zrabowane Żydom nie przez państwo polskie (które przecież uległo likwidacji na początku II Wojny Światowej), ale przez Niemców i Sowietów? I komu to odszkodowanie miałoby być wypłacone? Państwu, które nawet nie istniało, gdy doszło do tej grabieży?

Warto przy tej okazji przypomnieć, że Polska już ponad pół wieku temu zapłaciła odszkodowania i USA, i kilkunastu państwom zachodniej Europy, by ich żydowscy obywatele, którzy na terenie naszego kraju stracili majątek, nie mogli w przyszłości wysuwać żadnych roszczeń wobec Polski. Czy więc te nowe żądania, to nie uzurpacja?

     A może, zamiast szukać źródeł sfinansowania tych roszczeń, polscy politycy wystawią Izraelowi równie absurdalny rachunek? Rachunek za to, że Żydzi, przez dwa stulecia, na wielką skalę trudnili się handlem polskimi niewolnikami? Podkreślę „na wielką skalę”, bo sam handel niewolnikami pochodzącymi z terenów polskich jest znacznie starszy. Żydzi prowadzili go już co najmniej w dziesiątym wieku. A pisał o tym jeden z nich - Ibrahim ibn Jakub, czyli Abraham syn Jakuba. Tyle, że wówczas skala tego procederu, choć spora[6], nie była chyba aż tak dramatycznie wielka jak w wiekach XVI i XVII.

 

dr Radosław Sikora

 

Tematy pokrewne:

Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie

Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani

O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w. 

Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich.

Polski chłop o Żydach

Polski inteligent o Żydach

Oczami polskiego Żyda

Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi

_______________________________

Przypisy:

 

1 Andrzej Dziubiński, Na szlakach Orientu. Handel między Polską a Imperium Osmańskim w XVI-XVIII wieku. Wrocław 1998. s. 210.

2 Wielka legacja Wojciecha Miaskowskiego do Turcji w 1640 roku. Opr. Adam Przyboś. Warszawa - Kraków 1985. s. 102.

3 Monarchia turecka opisana przez Ricota, sekretarza posła angielskiego u Porty Ottomańskiey residuiącego. Z francuskiego języka na polski przetłumaczona przez szlachcica polskiego y do druku podana w roku 1678 w Słucku. s. 102.

4 „Prezydent Izraela dla PAP: Polacy i Żydzi muszą otworzyć się na siebie na nowo” 

5 „Komorowski i rząd Tuska chcieli sprzedać polskie lasy, by zapłacić za mienie pożydowskie. Dlaczego Komorowski ucieka od wyjaśnień?!”

6 „Słowianie i niewolnictwo” 

Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie

Dodane przez Lipinski
Opublikowano: Poniedziałek, 14 wrzesnia 2015 o godz. 06:06:46

21 lipca 1655 roku armia szwedzka wkroczyła na terytorium Polski. Tak rozpoczęła się wojna, zwana dziś „potopem”. Po kilku miesiącach Szwedzi byli już w Krakowie, gdzie doszło do gorszących scen kolaboracji miejscowych Żydów z najeźdźcą.

Kraków w szwedzkich rękach

 

     Stolica Polski[1 ] szykowała się do obrony już od sierpnia 1655 roku. Na jej potrzeby obciążono liczną społeczność żydowską łączną kwotą 100 zł, która co tydzień miała być wpłacana do kasy miejskiej[2]. Było to niewiele zważywszy, że w tym czasie tylko kościoły krakowskie dobrowolnie przekazały mennicy złote i srebrne wota, które po przetopieniu zasiliły obrońców kwotą aż 70-80 tys. zł[3].

Krakowscy Żydzi w przeciwieństwie do chrześcijańskich mieszczan, czy młodzieży akademickiej, nie chwycili za broń, by wspólnie przeciwstawić się najeźdźcy. Nie usprawiedliwia ich generalnie niewielka przydatność bojowa, gdyż w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, za broń chwytał każdy, kto tylko mógł ją nosić. Tak przecież postąpili Żydzi kilka miesięcy później w Przemyślu[4], który oparł się Szwedom[5]. Niestety w Krakowie cały ciężar obrony spadł na samych chrześcijan.

     Większość Żydów zamieszkiwała wówczas Kazimierz, który formalnie był osobnym miastem, choć już wówczas traktowano go jako część Krakowa[6]. Otoczony był średniowiecznym murem wzmocnionym basztami[7]. 26 września 1655 roku, gdy najeźdźcy podeszli pod miasto, Żydzi nie stawiali oporu, choć dowodzący obroną Krakowa Stefan Czarniecki, na prośbę burmistrza Kazimierza, wysłał im wsparcie[8].

     Po szybkim opanowaniu Kazimierza, Szwedzi oblegli sam Kraków. W trakcie oblężenia Żydzi wykorzystali okazję do przysłużenia się najeźdźcom i wzbogacenia się. Jak stwierdza polska relacja:

 

„Tutaj [w klasztorze Kanoników Laterańskich przy kościele Bożego Ciała na Kazimierzu] hordy nieprzyjacielskie […] wraz z przebranymi po niemiecku żydami ze wsi i miasteczek, bydło, konie, owce zabierali i do sadu klasztornego naganiali i zabijali na potrzebę dworu królewskiego [szwedzkiego króla Karola X Gustawa] […] z kościołów brali aparaty i z nich w refektarzu nasi krawcy polscy i szwedzcy robili kabaty, pludry, pendety i inne rzeczy. Wina z piwnic miejskich, szlacheckich pozabierali, zwozili do klasztoru, i tutaj […] robili piwa i miody.”[9]

 

Czy mogło się to spodobać zamkniętym w Krakowie mieszczanom i żołnierzom? Na pewno nie spodobało się Stefanowi Czarnieckiemu. Jak pisze polski historyk:

 

„Żydzi skupowali za bezcen od żołnierzy szwedzkich zrabowane mienie ludności Kazimierza, za co spotkał ich surowy odwet ze strony Czarnieckiego, który przed opuszczeniem Krakowa skonfiskował, jak wiemy, całą zawartość ich sklepów, piwnic i lombardów w tym mieście i wywiózł ją do Będzina.”[10]

 

     Ale Żydów oskarżono nie tylko o wspólną ze Szwedami grabież miasta i jego okolic, lecz również o znacznie cięższe przewinienie:

 

„to oni pokazali Szwedom słabe strony fortyfikacyj i razem z nimi złupili kościoły i sprzedali srebra na szmelc”[11]

 

     Kraków po dzielnej obronie skapitulował. Wpuścił Szwedów w swe mury 19 października 1655 roku. Czy rzeczywiście z winy Żydów? Z pewnością wierzono w ich zdradę, skoro polski król Jan Kazimierz Waza w styczniu 1656 roku podarował:

 

„Lubomirskiemu i kanclerzowi Stefanowi Korycińskiemu Miasto żydowskie na Kazimierzu ze wszystkiemi synagogami, domami murowanemi i drewnianemi, towarami, pieniędzmi i kosztownościami, pozostałem po Żydach krakowskich, którzy podczas rządów szwedzkich stali się zdrajcami ojczyzny”[12]

 

Darowizna była tylko formalna, gdyż w owym czasie w Krakowie wciąż rządzili Szwedzi. A to wiązało się z rozlicznymi grabieżami i uciskiem, w których dopomagali między innymi Żydzi:

 

„Już się bowiem i skromność szwedzka odmieniła, bo już nie skrycie, ale jawnie, nie tylko kościoły, ale i dwory szlacheckie rabowano, z kmieci zaś bez braku [bez wyjątku] i miłosierdzia egzakcyje [wybieranie podatków] nieznośne pieniężne i strawne wyciągano. Czego nie tylko Szwedzi, ale [i] kupczykowie krakowscy, nawet Żydzi po niemiecku ubrawszy się, Szwedom dopomagali, których Witemberk [feldmarszałek Arvid Witemberg, szwedzki namiestnik Małopolski] nie tylko nie karał, ale ich jescze do tej usługi jako wiadomych animował [zachęcał].”[13]

 

     Jedną z najcenniejszych zdobyczy szwedzkich w owym czasie był piękny ołtarz ofiarowany w 1518 roku przez króla Zygmunta. Ołtarz zakopano na cmentarzu katedralnym na polecenie księdza Szymona Starowolskiego. Jednak szwedzki dowódca krakowskiego garnizonu, gen. Paul Würtz, dowiedział się o tym od Żydów z Kazimierza. Odnalazł go i sprzedał Żydowi Pinkusowi. Sprawa miała jednak swój dalszy ciąg.

Po odzyskaniu miasta przez Polaków, w wyniku ciągnących się kilka lat (do 1662 roku) procesów, skazano żydowską gminę Krakowa na zapłacenie odszkodowania w wysokości 10 000zł:

 

„za doprowadzenie Szwedów do odnalezienie ołtarza, połamanie i potłuczenie go”[14]

 

     Zdobycie Krakowa było apogeum szwedzkich podbojów. Wkrótce jasnogórski klasztor stawił najeźdźcom skuteczny opór, co odwróciło losy tej wojny. Polacy przeszli do odzyskiwania strat. Gdy w lutym 1656 roku nad Krakowem zawisło niebezpieczeństwo odbicia go przez wojsko polskie, wzmogły się represje Szwedów. W ich wyniku:

 

„[...] obywatele nie mogąc wytrzymać tyraństwa szwedzkiego, do Śląska z duszą ledwie uciekać musieli. Sami tylko adherentowie szwedzcy wierne: ewangelicy i Żydzi zostali, którzy albo im rabunków tych i zbrodni dopomagali, albo też sami autorami byli.”[15]

 

Kraków na szczęście odzyskano w 1657 roku, co skończyło tyraństwo Szwedów i ich pomocników.

0x01 graphic

Hayduk Mikłusz odmienia ort u Żyda. Roku P.[ańskiego] 1622. Karta tytułowa anonimowej broszury (z reprodukcji Karola Badeckiego).

 

Nie tylko Żydzi

 

     Najczęstszą linią obrony tych, którzy starają się usprawiedliwić przewinienia krakowskich Żydów, jest stwierdzenie, że przecież nie tylko oni odstąpili króla Jana Kazimierza Wazę i nie tylko oni dopuszczali się karygodnych czynów. Po czym, wyliczając krzywdy, jakie uczyniono Żydom wraz z powrotem polskich wojsk i władzy, tworzą wrażenie, że choć nie tylko oni byli winni, to właśnie oni zostali kozłami ofiarnymi. Tego typu argumentacja jest więc nieco zawoalowanym oskarżeniem Polaków o hipokryzję i niesprawiedliwość. Tymczasem...

     Faktem jest, że nie tylko Żydzi w czasie szwedzkiego „potopu” dopuszczali się karygodnych czynów. Nieprawdą jest, że tylko ich za to karano. Już choćby cień podejrzenia o zdradę był powodem do działania. Weźmy choćby kwestię proszwedzkiego stronnictwa w obleganym Krakowie, w skład którego wchodzić mieli krakowscy patrycjusze. Anonimowe donosy[16] potraktował król bardzo poważnie. Gdy odzyskano Kraków, nakazał:

 

„aresztować szereg osób, podejrzanych o kolaborację z wrogiem, i skonfiskować ich majątki, jednakże powołana przezeń do zbadania słuszności tych zarzutów specjalna komisja śledcza wykaże niewinność obwinionych, wobec czego król przywilejem z 11 IX 1657 r.[17] uzna za kłamliwe i uwłaczające ich wierności oskarżenia i przywróci im utracone dobra.”[18]

 

Jednak w przypadku Żydów, nie doszło do wycofania znacznie wcześniejszych zarzutów o zdradę. Jak już wspomniałem, po długotrwałych procesach, sądy jeszcze w 1662 r. orzekały o ich winie. Widocznie były ku temu znacznie solidniejsze podstawy niż anonimowe donosy „życzliwych”.

 

     W czasie wojennej zawieruchy nie tylko sądy „wymierzały sprawiedliwość”. Gdy stojący przy polskim królu żołnierze, a zwłaszcza luźni czeladnicy ciągnący z armią, wkraczali na tereny zajęte uprzednio przez Szwedów, to bywało, iż grabiono każdego, kto się tylko napatoczył. Dotyczy to rzecz jasna nie tylko Żydów, ale ogół społeczeństw. Nawet szlacheckie dworki nie były bezpieczne. Grabieżcy próbowali to później usprawiedliwiać zdradą, której rzekomo dopuścili się ograbieni. Jak z ironią notował jeden z polskich żołnierzy uczestniczący w kampanii wiosennej 1656 roku:

 

„Nasze zaś wojska, nie więcej tylko Wielką Polskę zrabowały, tak pospolitego ruszenia jako i kwarciana hołota [luźna czeladź], za to że wpuścili Szwedów[19]. Szukali ich też i we skrzyniach.”[20]

 

     Działania wojenne wiązały się zwykle z rabunkami żołdactwa. Taka też była ówczesna norma. Zresztą nie tylko w Rzeczypospolitej, ale i poza nią. Nie powinno więc dziwić, że i w czasach szwedzkiego potopu miały one miejsce. Istotniejsze jest, czy do rabunków tych dochodziło z inspiracji wodzów, przy ich cichej zgodzie, czy też wbrew nim. To jest probierz intencji władzy. Z zachowanych źródeł wynika, że Stefan Czarniecki, którego dywizja była odpowiedzialna za te grabieże, starał się jak mógł, by im zapobiec. Na przykład Mikołaj Jemiołowski, kolejny żołnierz, który brał udział w kampanii wielkopolskiej 1656 r., pisał:

 

„A lubo Czarniecki wszystkimi siłami tego zabraniał, karał, bił, w ostatku zdybanych przy jakimkolwiek ekscesie ex nunc [natychmiast, zaraz] albo wieszać się kazał, albo i sam spod uwiązanych na drzewie, albo na wrociech konie zacinał, nawet w ogień świętokradców miotać kazał, u ogona końskiego tych [...] uwiązawszy za nogi, po cierniach i krzakach włóczyć rozkazywał. Przecie to nie pomogło i nie ustawało swawoleństwo czeladne [...]”[21]

 

A jakie intencje miała wówczas władza w stosunku do Żydów? Na to pytanie odpowiada „Mandat króla Jana Kazimierza do regimentarzy wojska, by Żydom nigdzie krzywdy nie wyrządzano” wydany we Lwowie, 22 kwietnia 1656 roku. W uniwersale adresowanym do wojska, monarcha oświadczał:

 

„Mając z wielu słusznych przyczyn politowanie nad Żydami w państwach naszych [Królestwie Polskim i Wielkim Księstwie Litewskim], tak dobrach królewskich jak i dziedzicznych mieszkającymi, żądamy po Wiernościach Waszych, abyście pomienionym Żydom oppressyi, ani żadnej krzywdy tak na osobach, jak i na substancyach [majątku] czynić nie kazali, gdyż pod takowy czas zapału wojennego wiele niewinnych przy winnych cierpieć muszą, których my [król] pod protekcyą i obroną naszą wzięli.”[22]


Jan Kazimierz nie poprzestał na rozkazie, ale poinformował o surowych konsekwencjach, jakie spotkają tych, którzy go złamią.


„Inaczej tedy Wierności Wasze nie uczynicie dla łaski naszej i pod ostrością prawa wojskowego, którą na sprzeciwiających się uniwersałowi naszemu niechybnie ekstendować i szkody poczynione z żołdu nagradzać rozkażemy.”[23]

 

     Jak widać, intencje władzy wobec Żydów były jednoznaczne. Choć król i dowódcy doskonale zdawali sobie sprawę z faktu zdrady części Żydów, to jednak zabroniono aktów zbiorowej odpowiedzialności. A nie tylko zabroniono, ale i starano im się zapobiegać. Od wymierzania sprawiedliwości były sądy, a nie chciwe zemsty i łupów żołdactwo.

Nieszczęście ówczesnych mieszkańców Rzeczypospolitej (nie tylko Żydów, bo tyczy to całego społeczeństwa) wynikało z tego, że mimo starań i ostrych metod, którymi próbowano utrzymać dyscyplinę w wojsku, do rozlicznych ekscesów jednak dochodziło. I przy winnych, cierpieli również niewinni.

dr Radosław Sikora

 

Tematy pokrewne:

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w.” 

„Oczami polskiego Żyda” 

„Dola i niedola żydowskiego dzierżawcy”

„Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich”

„Polski chłop o Żydach”

„Polski inteligent o Żydach”

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi”

 

________________________________________________

Przypisy:

1 Mimo iż Zygmunt III Waza przeniósł swą główną siedzibę do Warszawy już pod koniec XVI wieku, Kraków wciąż uznawano stolicą Polski.

2 Ludwik Sikora, Szwedzi i Siedmiogrodzianie w Krakowie od 1655 do 1657 roku. Kraków 1908. s. 7.

3 Stanisław Temberski, Annales 1647 - 1656. Opr. Wiktor Czermak. Kraków 1897. s. 312.

4 Samuel Pufendorf, Siedem ksiąg o czynach Karola Gustawa króla Szwecji. Przetłumaczył, opracował i wstępem opatrzył Wojciech Krawczuk. Warszawa 2013. s. 137.

5 Andrzej Borcz, Działania wojenne na terenie ziemi przemyskiej i sanockiej w latach „potopu” 1655 - 1657. Przemyśl 1999. s. 58 - 63.

6 Tadeusz Nowak, Operacja krakowska króla Karola X Gustawa 17 IX - 19 X 1655 R. W: Wojna polsko szwedzka 1655 - 1660. Red. Jan Wimmer. Warszawa 1973. s. 256. Patrz także s. 208.

7 Tamże.

8 Tamże, s. 221.

9 Cytat za: Sikora, Szwedzi, s. 17. Sikora powołuje się na rękopis Biblioteki Jagiellońskiej, nr 3742.

10 Nowak, Operacja, s. 256. Patrz także s. 248.

11 Majer Bałaban, Historja Żydów w Krakowie i na Kazimierzu 1304 - 1868. t. II. 1656 - 1868. Kraków 1936. s. 11. O wskazaniu przez Żydów i arian słabego miejsca obrony (bramy mikołajskiej) także: Sikora, Szwedzi, s. 22.

12 Bałaban, Historja, s. 11.

13 Mikołaj Jemiołowski, Pamiętnik dzieje Polski zawierający (1648 - 1679). Opr. Jan Dzięgielewski. Warszawa 2000. s. 157.

14 Bałaban, Historja, s. 17.

15 Jemiołowski, Pamiętnik, s. 164.

16 Czyżby miały one za zadanie odwrócić uwagę od prawdziwych winowajców?

17 „Oblata privilegii Sacrae Regiae Maiestatis libertationis, civibus Cracoviensibus serviens” (data przywileju: Kraków 11 IX 1657 r.). Księga relacyj grodu krak. Nr 85, s. 264. APKr., Oddz. I.

18 Nowak, Operacja, s. 256.

19 Chodzi o kapitulację Wielkopolski 25 lipca 1655 roku, do której doszło po przegranym przez Polaków starciu pod Ujściem.

20 Jakub Łoś, Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej. Opr. Romuald Śreniawa - Szypiowski. Warszawa 2000. s. 66.

21 Jemiołowski, Pamiętnik, s. 198 - 199.

22 Mojżesz Schorr, Żydzi w Przemyślu do końca XVIII w. Lwów 1903. s. 163.

23 Tamże.

Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” - zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani

04 października 2015

4 października 1656 roku, Żydzi, ramię w ramię ze szwedzkim okupantem, bronili Łęczycy przed wojskiem koronnym. Ten akt nielojalności spotkał się ze srogim odwetem Polaków.

     W artykule „Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie” opisałem zdradę Żydów krakowskich, którzy w latach szwedzkiego „potopu” współpracowali z najeźdźcą. W innych miastach Rzeczypospolitej sytuacja wyglądała różnorodnie. W niektórych, podobnie jak w Krakowie, licząc na zyski, Żydzi byli inicjatorami, bądź pomocnikami grabieży swych chrześcijańskich sąsiadów i ich kościołów. Czasem wiernie stawali po stronie króla polskiego i ramię w ramię z chrześcijanami, bronili się przed szwedzkim zagrożeniem. Niestety były również przypadki, gdy Żydzi z bronią w ręku stawali przy boku Szwedów przeciw żołnierzom polskim.

 

Sandomierz i Przemyśl

 

     Kolaboracja Żydów z najeźdźcą nie ograniczała się tylko do Krakowa. Podobnie działo się w innych miastach, które zdobyli Szwedzi. Na przykład w Sandomierzu. Ale gdy losy wojny odwróciły się, wkrótce i tam dotarło zwycięskie wojsko polskie. Pod koniec marca 1656 roku:

 

„Wojsko zaś koronne pod Pokrzywnicą Wisłę przebywało jak najprędzej mogło, zwłascza przodem pod komendą Witowskiego, kasztelana sendomirskiego pułk jegoż i z drugimi dwoma, to jest sapieżyńskim nowo przyszłym i Jędrzeja Potockiego, oboźnego koronnego, nocą szkutami przeprawiwszy się, świtem [30 marca] pod Sendomirz przyszli. A mało co warty w bramach zastawszy, na Szwedów po kwaterach w mieście rozłożonych uderzyli i wielką w nich uczyniwszy trwogę, jednych żywcem w gospodach brali, drugich uchodzących do zamku, gdzie duże praesidium [garnizon], dojeżdżali. Uszło ich przecie z miasta do zamku niemało, bo im prętki sukurs zamkowe dało praesidium [garnizon], atoli ich z kilkadziesiąt po gospodach legło. Ostatek z podufałymi swymi kompanami, Żydami sendomirskimi (którzy im we wszystkich okazyjach do rabowania dworów i kościołów nie tylko pomocnikami, ale i motorami byli) do zamku wpędzono. Mieszczanom pokój i bezpieczeństwo dano, żydowskie jednak odbieżałe domy i z tymi, kto tam był w nich został, strachu się od wojska nabrali.”[1]

 

     Warto przy tej okazji zauważyć, że historyk żydowskiego pochodzenia Majer Bałaban, który w swoim dziele stara się wybielać Żydów, błędnie podaje, iż Żydzi sandomierscy z bronią w ręku bronili Rzeczypospolitej, za co spotkała ich czarna niewdzięczność:

 

„Wojska szwedzkie po kilkudniowej bitwie pod Warszawą ruszyły w górę Wisły ku Sandomierzowi. Tutaj zatrzymała ich garstka wojska polskiego, wśród której miał się znajdować oddział żydowski[2]. Srogo odpokutowali Żydzi sandomierscy swój patrjotyzm[3] [...]”[4]


Otóż ani nie działo się to po bitwie warszawskiej, ani też nie chodziło o Żydów sandomierskich, ani nie było ich 400. Fragment Pufendorfa, do którego odsyła Bałaban, mówi o nieudanej próbie opanowania Przemyśla przez wojsko szwedzkie. Doszło do niej kilka miesięcy przed bitwą warszawską, bo w dniach 8 - 13 marca 1656 roku[5]. Załogę miasta stanowiło 400 polskich żołnierzy i kilka kompanii sformowanych z Żydów.

Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że nie o sandomierskich, lecz o przemyskich Żydów tu chodzi. Więc oskarżanie Polaków o karanie Żydów sandomierskich za patriotyzm jest całkowicie chybione.

 

Donosiciele i szpiedzy

 

     Mimo iż w swojej masie przemyscy Żydzi stanęli ramię w ramię z Polakami do obrony swoich domów, to jednak znalazł się wśród nich zdrajca, który wskazał Szwedom dogodny dostęp do miasta. Obrońcy mieli jednak sporo szczęścia, bo nie dość gruby lód załamał się pod atakującymi:

 

„Die octava Martii [8 marca] podstąpili Szwedzi pod Przemyśl, tam rzuciwszy szturm, nazajutrz 9. martii o trzeciej w noc (sic ferebatur) nawiódł Żyd od Zasania Szwedów, lecz za obroną Patrony wielkiej miasta tego, Panny Przenajświętszej na Sanie załamali się i potonęli, była zdobycz nie mała.”[6]

 

     Niestety żydowskie donosicielstwo, a nawet szpiegostwo na rzecz Szwedów nie były incydentalne. Skala tego zjawiska była tak duża, że zmusiła króla Jana Kazimierza do reakcji. Przy czym starał się on, by jego działania nie uderzały we wszystkich Żydów, lecz tylko w tych, którzy na to zasłużyli. Dowodzi tego uniwersał, który ogłoszono w Łańcucie 26 stycznia 1656 roku. W nim to monarcha informuje i nakazuje:

 

„Aczkolwiek wydany jest z kancelaryi naszej uniwersał, aby Żydzi pod ten czas z rezydencyi i miejsc swych nie wyjeżdżali, a to dla uchronienia się od szpiegów i żeby do nieprzyjaciela nie były wiadomości donoszone, aby jednak pod tym pretekstem i niewinnych Żydów, którzy dla prywatnych swoich potrzeb od miejsca do miejsca przejeżdżać się muszą, nie trudniono i nie prześladowano, deklarujemy tym to uniwersałem naszym, iż który Żyd za attestacyą [potwierdzeniem] urzędu miejskiego bądź też i grodzkiego, albo jeżeliby we wsi był, za attestacyą szlachcica bądź urzędnika tego miejsca, tak jadąc jak i wracając się, ma być wolno przepuszczony, ani na zdrowiu ni substancyi [majątku] nie ciążony [...]”[7]

 

Łęczyca

 

     Bywało, że Żydzi z orężem w dłoni, u boku Szwedów występowali przeciw Polakom. Na dobre im to nie wychodziło. 4 października 1656 roku pod Łęczycą stanęła armia, którą dowodził sam król Jan Kazimierz Waza. Chcąc zdobyć to miast:

 

„[...] nie bawiąc [zwlekając] ochotnikowi i piechotom [polskim] do szturmu pójść kazano, którzy najpierwej w klasztor panieński murom przyległy, (w którym Żydzi, mniszki wypędziwszy zawarli byli i do miasta przystępu bronili) wpadłszy, tak Żydów jako i kogokolwiek z orężem zastali wycięli, a potym miasto opanowali i one spalili, piechotę szwedzką z komunikiem [kawalerią] i komendantem do zamku zapędziwszy [...]”[8]

 

Inna relacja zawiera bardziej drastyczne szczegóły tego wydarzenia:

 

„Wielki pożar przeszkadzał przez pewien czas naszym, którzy przepełnieni wielką wściekłością na wrogów, rzucali się w płomienie i wycinali w pień wszystko, co napotkali. Szczególnie Żydom nie dawali pardonu, ponieważ ci dotrzymywali placu wrogom [efektywnie wspomagali Szwedów] podczas obrony [Łęczycy]. Zabijano pośród zamętu ich kobiety i dzieci, a ponadto w ogniu spłonęła wielka ich liczba. Pewien szlachcic z królewskiego dworu, nazwiskiem Woulf, polecił zebrać wszystkie żydowskie dzieci, spośród których większość była na pół spalona, i z pobożna myślą, że przyczyni się do ich zbawienia, kazał je ochrzcić.”[9]

 

Zdaniem Jakuba Łosia, który tam wówczas był:

 

„Żydów wyścinano na osiem tysięcy.”[10]

 

     Mimo iż do Łęczycy ściągnęło wówczas wielu okolicznych Żydów, co z pewnością powiększyło ich dotychczasową liczbę w mieście, to i tak wielkość ta wydaje się być mocno przesadzona. Jak by nie było, ilość zabitych musiała robić wrażenie.

dr Radosław Sikora

 

Tematy pokrewne:

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów w XVII - XVIII w.” 

„Oczami polskiego Żyda” 

„Dola i niedola żydowskiego dzierżawcy”

„Brudny jak polski Żyd - czyli niemiecki Żyd o polskich”

„Polski chłop o Żydach”

„Polski inteligent o Żydach”

„Terytorium Polski pod względem wojskowym - żydzi”

____________________________________________________________

Przypisy:

1 Mikołaj Jemiołowski, Pamiętnik dzieje Polski zawierający (1648 - 1679). Opr. Jan Dzięgielewski. Warszawa 2000. s. 183 - 184.

2 „Puffendorf: De rebus a Carolo Gustavo gestis. Norymberga, 1696, str. 138. Według jego relacji miało być 400 żydowskich żołnierzy, broniących przejścia przez Wisłę pod Sandomierzem.” (przyp. Majer Bałaban)

3 „Kandel Dawid: Rzeź Żydów sandomierskich w r. 1655. KHŻP, II, str. 111 - 117.” (przyp. Majer Bałaban)

4 Majer Bałaban, Historja Żydów w Krakowie i na Kazimierzu 1304 - 1868. t. II. 1656 - 1868. Kraków 1936. s. 5 - 6.

5 Andrzej Borcz, Działania wojenne na terenie ziemi przemyskiej i sanockiej w latach „potopu” 1655 - 1657. Przemyśl 1999. s. 58 - 63.

6 Mojżesz Schorr, Żydzi w Przemyślu do końca XVIII. wieku. Lwów 1903. s. 32. Dalsze informacje o tym wydarzeniu: Borcz, Działania, s. 60.

7 Schorr, Żydzi, s. 161.

8 Jemiołowski, Pamiętnik, s. 221 - 222.

9 Dzieje Żydów w Polsce XI - XVIII wiek. Wybór tekstów źródłowych. Opr. Paweł Fijałkowski. Warszawa 1993. s. 94.

10 Jakub Łoś, Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej. Opr. Romuald Śreniawa-Szypiowski. Warszawa 2000. s. 72.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Codziennie dziękuje Bog1, katyn zniszczenie polskiej inteligencij
Jedyna kobieta KTORA ZGINELA W KATYNIU 2, katyn zniszczenie polskiej inteligencij
galeria, " Galeria literackich portretów polskiego inteligenta zestawionych z bohaterów wybrany
Codziennie dziękuje Bog2, katyn zniszczenie polskiej inteligencij
JEDYNA KOBIETA KTORA ZGINELA W KATYNIU 3, katyn zniszczenie polskiej inteligencij
Codziennie dziękuje Bogu3, katyn zniszczenie polskiej inteligencij
Codziennie dziękuje Bog1, katyn zniszczenie polskiej inteligencij
Galeria literackich portretów polskiego inteligenta zestawio
ONR elita polskiej inteligencji W Muszyński
Dorota Grabowska Pieńkosz POLITYKA TRZECIEJ RZESZY WOBEC POLSKIEJ INTELIGENCJI Z UNIWERSYTETU JAGIEL
Inteligencje wielorakie Howarda Gardnera w polskiej edukacji przedszkolnej
Inteligencje wielorakie Howarda Gardnera w polskiej edukacji przedszkolnej (2)
INTELIG(1), Matura, Język Polski, Prace i Motywy maturalne
Inteligencja vs. Chłopi, Opracowania j. polski
Portret inteligenta w literaturze polskiej, wszystko do szkoly
OBRAZ INTELIGENCJI I MIESZCZAŃSTWA W MŁODEJ POL.IDWUDZIES., Szkoła, Język polski, Wypracowania
prawda o zydach, ZYDZI W HISTORII POLSKI

więcej podobnych podstron