Baza Wright Petterson i ciała obcych
Latem 1977 roku pewien lokalny biznesmen i zarazem były pracownik wywiadu marynarki wojennej poprosił mnie o wypowiedź na temat NOLi na pierwszym zjeździe stowarzyszenia Worid Wings, które odbyło w budynku administracyjnym na terenie lotniska Lunken w Cincinnati. W czasie dyskusji, jaka wywiązała się po moim odczycie, jeden z członków dwudziestopięcioosobowej grupy pilotów poruszył temat katastrof NOLi. Jego komentarze wskazywały, że był wyjątkowo dobrze poinformowany w tej materii, przeto poprosiłem go o chwilę rozmowy po prelekcji. Kiedy zebrani wyszli, zaprowadził mnie do pomieszczenia z ogromną ścienną mapą Stanów Zjednoczonych. Patrząc na nią powiedział wprost: "Widziałem zwłoki obcych istot". Patrząc dalej na mapę i dostrzegłszy moje przedłużające się milczenie, wskazał przybliżone miejsce na terenie Arizony, mówiąc: "To mniej więcej tutaj nastąpiła katastrofa latającego talerza. Było to w pustynnym rejonie, ale nie wiem dokładnie, w którym miejscu. Jestem prawie pewny, że było to w roku 1953". Było to moje pierwsze spotkanie z bezpośrednim świadkiem. Kiedy tak stał i wpatrywał się w mapę, wydawał mi się uczciwym i szczerym człowiekiem niezdolnym do kłamstw i robienia nonsensownych rzeczy. "Ciała widziałem w bazie Wright-Patterson" powiedział. "Znalazłem się we właściwym miejscu i we właściwym czasie, kiedy te skrzynie przyleciały samolotem DC-7". Stojąc dalej przy mapie powiedział, że przebywał wówczas wewnątrz hangaru i stał w odległości około 12 stóp (3,6 m) od pięciu skrzyń ustawionych na podnośniku.
Zbite z desek skrzynie sprawiały wrażenie skleconych w pośpiechu. W trzech z nich leżeli na tkaninie, nie przykryci mali humanoidzi mierzący około 4 stóp (1,2 m) wzrostu. Jak mi wyjaśnił, tkanina ta miała chronić te ciała przed oparzeniami, jakie mógł wywołać znajdujący się pod nimi suchy lód. Ponieważ wokół skrzyń stali pilnujący ich żandarmi, udało mu się przyjrzeć dokładnie, choć krótko, jedynie ciałom humanoidów. Pamięta, że ich głowy były łyse i wąskie, i nienaturalnie duże w stosunku do reszty ciała w porównaniu do ludzkich. W panującym wewnątrz hangaru świetle ich skóra wyglądała na brązową. Mieli otwarte oczy, małe usta i ledwie dostrzegalny nos, o ile w ogóle go mieli. Kiedy zapytałem go o ich ubiór, powiedział, że wyglądał on na ciasno opinający ciało kombinezon. Dzięki niemu dostrzegł, że jedno z ciał miało na piersi wybrzuszenia, jakby była to kobieta. "Albo jedna z tych istot miała wyjątkowo muskularną klatkę piersiową" powiedział "albo te wybrzuszenia były kobiecymi piersiami. Później dowiedziałem się od jednego z pilotów, którzy przywieźli te ciała, tego, z którym spałem w tym samym baraku, że jedno z nich rzeczywiście było kobiece. Mój informator dowiedział się także od tych pilotów, że jedna z istot znajdujących się na pokładzie NOLa jeszcze żyła, kiedy wojsko przybyło na miejsce katastrofy.
Próbowali utrzymać ją przy życiu podając jej den, ale na nic się to nie zdało. Zastanawiało mnie, w jaki sposób wojsko tak szybko znalazło się na miejscu katastrofy? Mój informator wyjaśnił mi na podstawie tego, czego dowiedział się w tej sprawie od jednego z pilotów, że obiekt ten był śledzony przez radar usytuowany na górze Palomar w Kalifornii. Twierdził też, że jak się później dowiedział, odnaleziony, nie uszkodzony pojazd przetransportowano do bazy Wright-Patterson. Nie wiedział jednak, kiedy to nastąpiło ani w jaki sposób tego dokonano. Od czasu naszego pierwszego spotkania przeprowadziłem z nim kilkanaście rozmów, o czym wspomniałem już w przypadku nr 8 w moim poprzednim raporcie. Z zawodu byt inżynierem, zaś prywatnie oddanym ojcem rodziny. Kilka razy przebywał w bazie Wright-Patterson w celach leczniczych. Nie informując mnie o swoich zamiarach pod koniec 1978 roku przeprowadził się razem z rodziną w inne miejsce nie zostawiwszy mi swojego nowego adresu. Jego kariera wojskowa była długa. Miał stopień sierżanta i w latach pięćdziesiątych służył w bazie Wright-Patterson. Przeszedłszy do rezerwy, w ostatnich latach pracował jako dowódca eskadry w Siłach Powietrznych Gwardii Narodowej. Sprawiał wrażenie dobrze poinformowanego w kwestii NOLi, ale nigdy nie przejawiał ochoty do szerszego podzielenia się ze mną swoją wiedzą ani na udział w bezpośrednich badaniach tego zjawiska. Sprawiał wrażenie człowieka, który potrafi doskonale odróżniać fakty od plotek. Jeżeli chodzi o te ostatnie, to słyszał, że w czasie drugiej wojny światowej żołnierze Ósmej Armii Sił Powietrznych znaleźli w Anglii NOLa (foo-fightera). Posiadał wysoki stopień dostępu do tajnych spraw i twierdził, że widział w bazie Wright-Patterson zdjęcia odnalezionego NOLa oraz napisów widniejących na jego kadłubie, które przypominały sanskryt.
Zdawał sobie również sprawę z konsekwencji, jakie może ponieść mówiąc za dużo o tajnych sprawach, i nieraz wspominał o karach, takich jak na przykład areszt w pewnej bazie, którą nazywał "farmą indyków", W sierpniu 1978 roku poprosiłem go o dowód w postaci pisemnego oświadczenia lub nagrania jego przeżyć z roku 1953 na magnetofonie z przeznaczeniem do moich prywatnych zbiorów, ale zdecydowanie odmówił, powołując się na przepisy dotyczące tajemnicy państwowej. Gdy poprosiłem go o opis zwłok, powiedział, że musi to uzgodnić z oficerem ochrony, który jak się spodziewałem, nakazał mu: "Nic nie widziałeś, nic nie słyszałeś i w żadnym wypadku nie wolno ci niczego podpisywać". Były to ostatnie słowa, jakie z nim zamieniłem, Według niego oraz dwóch innych pośrednich źródeł rok 1953 obfitował w katastrofy NOLi. Być może wszyscy trzej opisywali ten sam wypadek, zwłaszcza że podane przez nich miejsce katastrofy usytuowane było w pustynnym rejonie, przy czym dwóch z nich wymieniło dodatkowo Arizonę.
Artykuł napisany przez Leonarda H. Stringfielda