Świąteczna masakra
część pierwsza
Budzik włączył się, grając jedną z moich ulubionych melodii świątecznych, jednakże nie poprawiło mi to zbytnio porannego humoru, leżałam w łóżku, przeklinając mój cholerny ból głowy, dzięki któremu poranek stał się potwornie denerwujący. Dowlekłam się do lustra na czworakach, spoglądając w nie. Jak zwykle ujrzałam obraz totalnej nędzy i rozpaczy. Włosy sterczały mi na wszystkie strony świata, oczy rozmiarów wielkanocnego jaja, usta umazane czekoladą, to przez tez wczorajsze wigilijne ciasto, wielce inteligentne spojrzenie osoby prosto z psychiatryka dopełniało całości obrazu. Zszokowana wizją z lustra, upadłam płasko na podłogę, przytulając się do drewnianych paneli mojego pokoju. A to wszystko przez Sheril, to wszystko przez nią i to cholerne przedstawienia, do którego wystawiania nas zmusiła. A ja głupia się zgodziłam do grania głównej roli, ale żebyście zrozumieli to o czym mówię, przenieśmy się w czasie do mojej pracy, trzy krótkie dni temu.
Śnieg prószył i do tego było zimno, zniecierpliwiona zerknęłam przez okno, szukając wzrokiem Naru. Ten totalny debil wybrał się na spacer z Harą, zostawiając mi wszyściutko na głowie. Ogrzewanie się zepsuło, trzeba było czekać na kogoś, kto to naprawi; musiałam ubrać tą piekielną dwu metrową choinkę, która teraz spokojnie stoi sobie w pokoju `spotkań', czekając aż wreszcie ruszę swoje zacne cztery litery, zaatakuję ją lampkami, łańcuchem, bombkami; jeszcze do tego ktoś musiał posprzątać. Moja biedna, biedna głowa. Mam dość, czemu nie wzięłam sobie dnia wolnego! Mówi się trudno. Weszłam do naszego małego magazynku, wygrzebując spod sterty pudełek po kamerach ogromne opakowanie z czytelnym, drukowanym napisem; Ozdoby. Wyciągnęłam je, wróć, raczej wytargałam na korytarz, dziwiąc się, dlaczego to tak dużo waży, czyżby Naru schował tam jakieś niecenzurowane pisemka albo coś jeszcze gorszego? Wizja mojego szefa czytającego taką gazetkę dla dorosłych, wywołała u mnie atak dzikiego śmiechu. Zarechotałam wrednie, gdybym tylko nakryła go na czytaniu tych kolorowych pisemek, ahh, jaki to byłby ubaw. Pewnie powiedziałby wtedy coś w stylu; Tak mało inteligentna persona nigdy nie zrozumie naukowego znaczenia tych… gazet. W sumie to nie w jego stylu, ale kto wie, kto wie, może ma swoją drugą, bardziej zboczoną, naturę. Dojechałam do choinki, mierząc ją wzdłuż oraz wszerz. Wielka była. Będzie miała ponad dwa metry. Otworzyłam pudło, wyciągając gigantyczny kłębek zwiniętych światełek. O mały włos się nie rozpłakałam, jak ja niby mam to rozplątać?! Do jasnej cholery, nie jestem supermenem, jestem debilem manualny, rozplątywanie tego badziewia zajmie mi co najmniej dziesięć lat. To przerasta moje możliwości. Naru, ty debilu. Czemu cię tu nie ma? Czemu nikogo tu nie ma, żeby mi pomóc?!
- To jest gorsze niż sudoku - powiedziałam do siebie, spuszczając głowę w kwintę.
- Widzę, że to zadanie przerasta twoje skromne możliwości, mogłem dać ci łatwiejsze zadanie albo przynajmniej instrukcję do ubierania choinki, żebyś się tak nie guzdrała. - Usłyszałam chłodny ton, przesączony jadowitą chęcią wkurzenia mojej osoby jeszcze bardziej, choć to przez przeciętną osobę byłoby nie do wykonania, ale przez tego cholernego bruneta to nawet nie był szczyt jego możliwości. Działał na mnie jak płachta na byka. I jak on może twierdzić, że to zadanie mnie przerosło?!
- Masz brudne buty - wysyczałam po chwili. - Przed chwilą umyłam podłogę!
- No to umyjesz jeszcze raz - mruknął, wchodząc do swojego gabinetu.
- Gdybym tylko miała przy sobie łuk, miecz albo coś ostrego rozczłonkowałabym jego niczym karpia na święta! - wykrzyknęłam, tak żeby mnie nie słyszał.
- Powodzenia - odparł zza drzwi.
Nie, to już przerasta ludzkie pojęcie! Czy on ma super czułe na obelgi uszy?! Westchnęłam, Naru jest typem osoby, która jest wredna, ale mimo wszystko najprawdopodobniej kiedyś, podkreślam; kiedyś, przyjdzie tutaj i pomoże mi w ubieraniu choinki. Musiał na tym spacerze poczuć odrobinę atmosfery świątecznej, choć to raczej niemożliwie w towarzystwie Hary, teraz próbował to pewnie na mnie odreagować. Tak, to go usprawiedliwia. Po piętnastu minutach nasłuchiwania, usłyszałam dźwięk odsuwanego drewnianego krzesła i ciężkie kroki Narusia, potem odwróciłam natychmiast wzrok od wejścia do pokoju, żeby sobie nie myślał, że na niego czekam.
- Ty nadal próbujesz to rozplątać - stwierdził, trochę rozczulając się nad moją głupotą.
- Pfi, ja w porównaniu z niektórymi, nie jestem aż tak inteligentna.
- Daj to - rozkazał, podałam mu to, a on po paru sekundach wszystko rozplątał. Patrzyłam na niego oniemiała, to znaczy na jego ręce, starając się zarejestrować wykonane przez niego ruchy, bez skutku. Teraz to już totalnie czuję się bezużyteczna i beznadziejna. Wyrwałam mu z rąk światełka, podłączając je do prądu. Modliłam się, żeby nie okazały się zepsute, ponieważ mogę wyjść na jeszcze większą idiotkę niż jestem. Me modły zostały spełnione, światełka zaczęły migotać kaskadą złotych kolorów, zapalając się w różnych sekwencjach. Z ulgą wyłączyłam je, zarzucając na drzewko. Było to stosunkowo proste, acz nie obyło się bez masy igiełek świerku w moich niedawno mytych włosach. Naru wyciągał bombki ze spokojną miną psychopaty. Aż mi się przypominała moja babcia, która całkowicie pochłonęła się w zeszłym roku swataniem mnie z nim. W tym roku na pewno sobie daruje, chyba że ciocia znowu postanowi ich zaprosić na rodzinną wigilię.
- Wesołych świąt! - Drzwi otworzyły się z hukiem, a do naszego biura wbiegł Bou, rozpromieniony w ręku trzymając gitarę. Zagrał parę chwytów, siadając na kanapie.
- Wesołych - odpowiedziałam posępnie.
Bou już miał coś powiedzieć, ale drzwi otworzyły się ponownie, tym razem z charakterystycznym świstem, prawie wypadając z zawiasów. Kolejny świst i głuchy plusk lądowania tyłkiem na podłodze. Zachichotałam, tylko jedna osoba potrafiła coś tak beznadziejnego zrobić.
- Cześć Wam, Mai, Nii-chan, Bou-san - przywitała się uśmiechnięta Scheril, zdejmując buty i ciskając je na korytarz. Naru spiorunował ją spojrzeniem, gdy powiedziała do niego per `młodszy brat'. Nie za bardzo mu się to podobało, ale cóż. Cher stwierdziła, że Naruś przypomina jej młodszego brata, więc od tamtej pory tak się do niego zwraca. Co go istnie przyprawia o białą gorączkę. Lecz co począć? Cher jak się na coś uprze, to trudno ją od tego odciągnąć.
- Ave - przywitał się Bou, robiąc w powietrzu znak pokoju, przygrywając przy tym gitarą.
- Maai! Nauczyła się już tekstu do tego przedstawienia? - zapytała mnie. Kiwnęłam głową. Nauczyłam się wszystkich kwestii na pamięć w przeciągu dwóch tygodni, jestem z siebie dumna.
- Przedstawienia? - spytał zdziwiony Bou.
- Hai! Ja i grupa uczniów z różnych szkół organizujemy jutro przedstawienie z okazji świąt dla dzieciaków. Romeo i Julia. Mai ma zagrać główną rolę. A właśnie, skoro już o tym mowa. Mai, aktor, który gra Romea się rozchorował. - Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. - Ale nie martw się, pomyślałam, że Nii-chan mógłby zagrać tą rolę. W końcu Naru - nii-chan szybko się uczy i wy się znacie, więc nie będzie ci ciężko wczuć się w romantyczne sceny z nim, co nie?
W tym samym momencie stałam na taborecie wieszając bombki, o mały włos z niego nie spadłam, gdy usłyszałam, że Naru ma grać Romea. Nie, nie, nie, nie, nie chce! Zachwiałam się, a nogi zrobiły mi się jak galaretka, kołysałam się w lewo i w prawo. Wizja Narusia w tych tandetnych spodniach i rajtuzach, i tym kapelusiku na głowie, wywołała u mnie falę mdłości, gdy do tego dodałam siebie w sukience…
- Nii-chan - zwróciła się do Narusia, grzebiąc w torbie. - Tu masz skrypt. Jest mało tekstu, więc powinieneś się tego szybko nauczyć. Dobra, ludziska, ja się zmywam przygotowywać dekorację, mam nadzieję, że zobaczymy się dzisiaj o piątek przed naszą salą ćwiczeń, robimy próbę kostiumową i będziemy ćwiczyć do upadłego niczym trzystu spartan. Bou-san, jak chcesz zobaczyć tą masakrę, to wpadaj śmiało, publiczność się przyda. Ja ne!
- Zabiję ją - wychrypiałam.
Pięć minut przed piątą przybyła na miejsce naszej próby, weszłam do środka, a tam po prostu roiło się od ludzi. Wszyscy biegali w kółko. Cher dyrygowała, rozmawiając z jakąś wysoką dziewczyną o zielonych oczach i włosach, rozmawiały dość głośno, a Scheril pokazywała jej coś na scenie, chyba mówiła skąd ma wyjść. Kiedy zobaczyła mnie, pomachała w moim kierunku ręką, podeszłam do nich. Nie znałam połowy aktor, bo miałam tylko próby z chłopakiem, który grał Romea, reszta aktorów w tym przedstawieniu była dla mnie znakiem zapytania.
- Hej - przywitałam się.
- Jesteś wreszcie! - wykrzyknęła. - Czekałyśmy na ciebie, w ogóle przedstawię ci moją asystentkę i odtwórczynie roli Benvolia, przyjaciela Romea, Masudę Akane. Kuki to Taniyama Mai.
- Mów mi Kuki. - Dziewczyna wyciągnęła ku mnie dłoń, przyjaźnie się uśmiechając. Sprawiała wrażenie dość miłej, ale pozory mylą, w sumie zobaczymy jak się będzie z nią współpracowało. - Miło mi cię poznać.
- Mi również - odparła, starając się zrobić na niej dobre wrażenie.
- Dobra, koniec tych uprzejmości. Mai, Kuki do idziemy do przebieralni. Pokażę wam stroje i resztę ekipy Mai. Poza tym Kuki od niedawna chodzi ze mną do klasy.
Wparowałyśmy do dużego pomieszczenia, gdzie siedziały dwie dziewczyny oglądające powieszone na szafach stroje. Pomieszczenie było pomalowane w neutralne pastelowe kolory, dwa fotele przygniecione były stertą ubrań, stały spokojnie pod jedną ścianą, czekając, aż ktoś wreszcie postanowi je uwolnić od ciężaru. Każda garderoba jaką widziałam na filmach miała manekiny, tutaj także były dwa, lecz oprócz okrągłych kapelusz z piórkiem i szablą przewieszoną na plecach nie miał nic.
- Wreszcie jesteś, Cher - zwróciła się do mojej przyjaciółki jedna z dziewczyn. - Eri od dwóch godzin szuka rajtuzów od swojego kostiumu, nie mogąc się ich doszukać.
- Mogła byś nie zwierzać się komuś z MOICH prywatnych problemów - mruknęła druga dziewczyna, przekopując fotel w poszukiwaniu zguby.
- Aleś ty drażliwa, ja ci tylko próbuję pomóc!
- Te dwie przekupki to Erizabeth Hawkeye i Anna Moon - powiedziała szeptem Cher do mnie.
- Wypraszam sobie! Czy ja wyglądam na byle przekupkę z targu! - wykrzyknęła zbulwersowana komentarzem Eri.
- Szczerze? Tak - odpowiedziała jej Ann.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne.
- Eri gra Tybalta, a Ann Mercutio, a tak w ogóle ta brązowowłosa panna - wskazała palcem na mnie. - to Taniyama Mai gra u nas Juliet. Ale dość gadania, ubierać się w ciuchy panie, za dziesięć minut zaczynamy, wasza boska suflerka idzie zobaczy, co się dzieje z dekoracją, a wy w tym czasie zajmijcie się sobą. A Kuki, pokaż Mai sukienkę, która ma włożyć. Bo znając życie sama jej nie znajdzie…
- Cher? - zwróciła się do niej Kuki.
- Co jest?
- No bo o dwudziestej w telewizji jest koncert Arashi…
- Tak, tak, tak, będziesz mogła go zobaczyć na dużym ekranie tutaj w sali telewizyjnej.
- Kocham cię normalnie.
Cher wybiegła z przymierzalni, a my po cichu zajęłyśmy się sobą, spiesząc się. Kuki pokazała mi gigantyczną falbaniastą sukienkę, pierwszy raz taką widziałam, koloru niebieskiego, trzymałam ją przez chwilę w rękach, wpatrując się w nią, po sekundzie postanowiłam jednak ją założyć, postanowiłam, że nie będę jęczeń przy jej zakładaniu, ale bez tego się mimo wszystko nie obyło. Dziewczyny pomagały mi ją włożyć na siebie, zawiązać gorset, a kiedy już byłam przygotowana od stóp do głów, wydawało mi się, że jestem świecącą choinką, naprawdę.
część druga
Wszystkie cztery ubrane stroje do przestawienia wymaszerowałyśmy z garderoby, ruszając do głównej sali, gdzie miało odbyć się wstępne przemówienie Scheril dotyczące sztuki, przedstawienie innych osób biorących udział w przedstawieniu. Stresowałam się, tak bardzo, że miałam ochotę zacząć uciekać w tej `powiewnej' stu kilogramowej sukni, w której obrót w miejscu trwałby około jednego cyklu. Westchnęłam spoglądające na te koronki, cekiny, perełki i inne duperele, którymi udekorowana była moja spódnica i gorset, nigdy nie nosiłam gorsetu, ale jego wiązanie to była istna katorga, teraz wiem, co czuły kobiety, wkładając ten cud średniowiecznej techniki. Im bliżej byliśmy wejścia do pomieszczenia, gdzie odbywała się zbiórka, tym coraz mocniej waliło mi serce, a stres zjadał mnie od środka. Wizualizacja Narusia w rajtuzach coraz bardziej mnie przytłaczała. On w rajtuzach, Matko Częstochowska, czemu ja muszę grać Julię? No czemu?! To jest niesprawiedliwe. Odruchowo tupnęłam nogą. Dziewczyny popatrzyły się na mnie dziwnie. Zatrzymałyśmy się przed drzwiami. Kuki otworzyła je, później weszłyśmy do środka. Moim oczom ukazał się obraz wprost nie do opisania zwykłymi słowami. Naru w rajtuzach. I to nie byle jakich, bo fioletowych, jeden z moich ulubionych kolorów. Oprócz tego wyglądał podobnie do dziewczyn, z małą różnicą, że one tam, gdzie on miał płasko, miały wypukło. Scheril szturchnęła Narusia, machając do nas ręką, żebyś my podeszły bliżej. Kuki przybiegła do niej, prezentując się w swoim stroju. Natomiast ja ostrożnie poruszałam się na obcasach, starając się nie przewrócić, bądź, co gorsza nie podeptać tej sukienki. Słyszałam, że Cher wypożyczyła ją z teatru…
- Narusiu, patrzysz jak się dziewczyna męczy, to mógłbyś ją wziąć na swoje silne ramiona - powiedziała Cher, a Kuki dźwięcznie zachichotała, widząc niewyraźną minę chłopaka. Miała twarz przybrała kolor barszczu, oczy pierogów, a włosy stanęły na głowie niczym igły choinki. Eri popatrzyła na mnie pocieszająco. - Bwahahaha, Mai się rumieni! Nii - chaaaan, czemu ty się nigdy nie rumienisz?
- Kwestia wprawy.
- A myślisz, że gdyby trenowała codziennie psycho kule, to mogłabym nią kogoś zabić? - zapytała z nadzieją Scheril, a jej oczy zalśniły blaskiem lampek świątecznych, które zawiesiła dnia dzisiejszego na tej okropnej choince.
- Znam ten ból wysokich obcasów - odparła Eri, kładąc mi rękę na ramieniu. - Ciągłe uważanie na przeszkody leżące na twojej drodze, same problemy, ale dla tych pięciu centymetrów niektórzy zrobią wszystko… - Ann wsłuchując się w monolog swojej towarzyszki, stanęła koło mnie i zaczęła kiwać z ulitowaniem głową.
- Ty w ogóle umiesz chodzić na obcasach?
- Dobra, dobra, ludziska, koniec tych bezsensownych rozmów, zaczynam próbę. Teraz będę wyczytywać po kolei obsadę, każdy ładnie wyjdzie na środek, przedstawi się i powie co nieco o sobie. Ikuzo! Zaczynamy. Mój braciszek Kazuya Shibuya, który gra Romea Monteki. - Naru wyszedł na środek kółeczka, w którym nieświadomie wszyscy się ustawili. Przeleciał wzrokiem wszystkich, tylko mnie palant perfidnie ominął, a potem orzekł normalnym tonem:
- Nazywam się Kazuya Shibuya, miło mi was poznać. - Jemu miło kogoś poznać?! Perfidny kłamca, próbuje zrobić dobre wrażenie, co za debil. Jak ja mu zaraz przypierdzielę moim ostrym obcasem, to mu się odwidzi to `miło mi was poznać'. Powtórzyłam ten zwrot jeszcze raz pod nosem, obrzucając go wielce oburzonym spojrzeniem. Nawet nie zauważyłam jak prawie wszyscy zostali przedstawieni, oprócz mnie. Cher powiedziała na głos moje imię, wystąpiłam wtedy na środek, ładnie się uśmiechnęłam.
- Nazywam się Mai Taniyama i mam szczerą nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować - odparłam szybko.
- Dobra, zdecydowanie nadużywam tego słowa. Ludziska, tego też nadużywam. Ruszać tyłki na scenę. Ja odczytuję prolog sztuki, a potem lecimy po kolei z aktami. Ludzie z aktu pierwszego do mnie, ustawcie się jakoś. Cor, nie podjadaj teraz ciastek, na miłość Boską, udławisz się i będzie po próbie.
Dziewczyna nazwana Cor prychnęła pod nosem i położyła na stolik torebkę ciastek, natomiast Cher wskoczyła na scenę wzięła mikrofon do ręki, inne persony występujące w danych aktach ustawiały się w kółeczka. Ja popędziłam do ludzi z aktu drugiego. Chwilę później usłyszałam poruszającą recytację prologu przez Cher, który dość szybko się zakończyła. Na scenę wkroczyli Sampson i Grzegorz, niosący miecz i tarczę, rozprawiali nad czymś głośno, znów ktoś wkroczył na scenę. Sampson z Grzegorzem zaczęli walczyć, a na scenę weszła Kuki, to znaczy Benvolio.
- Rozejść się, głupcy! - wykrzyknęła. - Oręż do pochew. Jest to szał bezmyślny.
Tuż za nią pojawiła się Eri, nasz Tybalt, spoglądający z odrazą na stojącego Benvolia. Musiałam przyznać, że dziewczyny nieźle grają, pewnie ja wypadnę najgorzej. Nie ma zbyt wielkiego doświadczenia w teatrze.
- Co, z obnażonym mieczem wśród prostaków? Benvolio, obróć się; spójrz na śmierć swoją!
- Swoją śmierć - poprawiła ją głośno Ann.
- Jaka to różnica?! - wydarła się na nią Eri, pąsowiejące ze złości. - Niech no ja tylko zejdę ze sceny, to cię normalnie tym plastikowym mieczem przebiję na wylot. Tylko poczekaj, aż się akt skończy.
- Obiecanki macanki - mruknęła Ann, pokazując jej język.
- Co to za jęzor?!
- Zwą go jęzorem sprawiedliwości - krzyknęła Cher. - A teraz grać dalej!
Dalsza część minęła bez większych problemów, nawet Naru wczuł się w swoją rolę i powiedział swój tekst jakby się naprawdę zakochał, o ile to możliwe. Oczywiście najpierw olał tą rolę, mówiąc swój tekst niczym osobą chcąca kogoś zabić, ale został obdarowany zgrabnym komentarzem Kuki - Romeo to seryjny morderca, Lol; potem zaczął się przykładać do tego bardziej niż można było się po nim spodziewać. Ja czekałam zestresowana do granic możliwości na scenę, w której będę musiała zaprezentować swoje umiejętności aktorskie, o ile je w ogóle posiadam. Ręce mi drżały, nogi były bardziej galaretowate niż wtedy kiedy Naru został zmuszony do grania Romea, oczy nerwowo spoglądały we wszystkie strony, a w myślach powtarzałam całą swoją rolę, żeby przypadkiem jej nie zapomnieć i nie wyjść na idiotkę, jednocześnie jeszcze stresowałam się jutrzejszym występem. Nagle poczułam coś dziwnego. Wokół mnie zrobiło się zimno, strasznie zimno. Moje krzesło zaczęło dygotać, odruchowo złapałam jego nóżki. Dziewczyny popatrzyły na mnie zdziwione, z malującym się przerażeniem na twarzy. Mebel zaczął wznosić się coraz wyżej ku górze, cichy pisk wydarł się z mojego gardła. Widząc, że podłoga coraz bardziej się ode mnie oddala, a sufit przybliża. Światła na sali zaczęły włączać się i wyłączać na zmianę. Co do jasnej cholery jest, to już nawet po pracy duchy się nas trzymają?!
- Ja chcę na dół, do stu kilogramowej Anielki, głupi duchu! - ryknęłam, uderzając powietrze, znajdujące się wokół mnie, dając tym samym upust mojej ukrywanej złości. A masz, paskudny duchu! Waliłam pięściami, gdzie popadło. To za choinkę, to za nieumytą podłogę, to za tą sukienkę, a to za lewitujące krzesło. Wyobraziłam sobie krocze ducha, znajdujące się niedaleko jeden z nóżek mebla, kopnęłam nogą w tamto miejsce, napotykając dziwny opór. Potem usłyszałam cichy jęk i zaczęłam spadać. Na moje szczęście, bądź nieszczęście, ktoś mnie na dole złapał. Tym ktosiem był nie kto inny jak Naru, spoglądający na oszalałe krzesełko, wciąż latające niczym szybowiec w powietrzu. Światło zagrało jeszcze raz, doszczętnie gasnąc.
- Jeden duch na wynos raz - zażartowała ktoś z boku, nerwowo śmiejąc się z własnego żartu. Ja zostałam natomiast brutalnie opuszczona na podłogę, lądując na zimnej ziemi. Rozwścieczona zamachnęłam się pięścią, gdzie jeszcze chwile temu stał Naru, uderzając w prawdopodobniej w jego nogę, było ciemno, więc nie byłam pewna w co trafiłam.
- Ałaa! - Usłyszałam głos Ann. - Czemu mnie bijecie?
- Przepraszam, pomyliłam cię z Naru - powiedziałam, zawiedziona, że nie trafiłam w niego.
- No wiesz, dzięki, to że mam podobnego do niego rajtuzy i kostium, to nie znaczy, że jestem facetem. Podbudowałaś moją somo cenę - odparła z wyrzutem. Po chwili dodając. - Żartowałam, nie gniewam się na ciebie.
- Dobrze, że mam przy sobie latarkę - rzekła zadowolona Kuki, świecąc po wszystkich. Zachichotała, gdy zobaczyła mnie idącą na czworakach przed siebie, znowu okazuję się ofiarą życiową, czemu to zawsze musi się mnie przydarzyć?! Cher podeszła do mnie, pomagając mi wstać. Ona też miała dość niewyraźną minę. Najprawdopodobniej ta przejmowała się tym przedstawienie równie mocno, co reszta z nas.
- Nie mamy prądu - odparła Ann, próbując podłączyć lampkę do gniazdka. - Korki padły, świeczek nie mamy, do tego wszystkiego jeszcze duch. Nie no, pięknie się zapowiada. Powiedzcie mi jeszcze, że na dworze pada i jest burza, to normalnie nie wiem co… - Eri podeszła do okna. Z zewnątrz dobiegł tajemniczy odgłos pioruna.
- Trafiłaś w dziesiątkę - mruknęła. - Jak w niezbyt dobrym amerykańskim horrorze. Często się zaczyna, że grupa nastolatków spotyka się w starym, nawiedzonym domu i chcą wzywać duchy, potem nagle rozpętuje się burza i muszą zostać na noc w tym przerażającym miejscu, potem wszyscy po kolei zaczynają znikać…
- A tak przy okazji, sorry, że ci przerywam, ale widział ktoś Cormi? - zapytała Cher, a Kuki przeleciała światłem cały pokój. - No to teraz mamy na żywo amerykański horror na żywca. Ktoś ma jakieś pomysły, gdzie się podziała.
Zgodnie pokręciliśmy głowami, a podeszłam do okna, spoglądając na zewnątrz. Szalała tam istna śnieżyca i burza jednocześnie. Pierwszy raz widziałam coś takiego na oczy.
- Rozdzielmy się i jej poszukajmy - zasugerowała Clarissa.
- Nieeee, nie znacie pierwszej zasady w horrorach! Ci, którzy odłączają się od grupy giną pierwsi - odparła proroczym głosem Kuki. - Kiedyś moja koleżanka poszła do łazienki, w trakcie oglądania strasznego horroru na laptopie, była burza, wiał wiatr, nie było prądu.
- I? - Emocje sięgnęły zenitu.
- Zaklinowała się w łazience - powiedział brązowowłosa normalnym głosem, lecz po chwili znowu go podniosła. - Jednak drzwi od łazienki były świeżo wprawione oraz nowiusieńkie, nigdy nie rozwiązaliśmy tej zagadki.
- To ta sama koleżanka, która wciągnęła dziesięć złotych nosem, a potem twierdziła, że jest medium? - zapytała Clarissa.
- Nie moja wina, że mam mało ciekawych koleżanek… - mruknęła Kuki.
- Ej no, rozdzielmy się wreszcie i poszukajmy tej ofiary losu. Kuki, Eri, Ja, Clara idziemy na drugie piętro. Pat, Mai, Naru do piwnicy, a reszta zostaje tutaj i czeka.
- Piwnica - wychrypiałam…
część trzecia
Piwnica, jedno z wielu słów za którymi nie przepadam podczas trwania horrorów. Jeszcze bardziej za nim nie przepadam, kiedy to mi przyjdzie badanie tego straszliwego miejsca. Wbrew pozorom aż tak bardzo to miejsce mnie nie przerażało, bardziej moja ciekawość wobec tego, co możemy tam znaleźć. Czemu w ogóle mnie to interesuje? Czy nie mogę choć raz zachowywać się jak normalna nastolatka i odrzucić od siebie chęć skopania tyłka temu parszywemu duchowi, który ośmielił się nam przerwać podczas próby? Kolejny piorun rozświetlił moją twarz, o mały włos nie przyprawiając mnie o zawał, brunet popatrzył na mnie z politowaniem, jemu ten wzrok chyba nigdy się nie znudzi?! Szliśmy z Naru dalej korytarzem, bezwątpienia prowadzącym do windy na dół. Zdziwiłam się, kiedy Sheril powiedziała nam, że na pierwszym piętrze znajduje się winda do `lochów', w końcu ten budynek jest trochę stary, więc skąd się tu wzięła winda? Ah, pytanie roku. Na końcu tego ciągnącego się w nieskończoność korytarzu znaleźliśmy stare, rdzewiejące drzwiczki od platformy, ta i to miała być ta `winda'. Nie zbyt ładnie komponowała się z finezyjnie pomalowanym ścianami. Bez słowa Naru wszedł na ten podest, a ja za nim. W środku znajdował się bardzo skomplikowany system guzików, Naru przycisnął jeden z nich, podpisany pod spodem prawie startymi literkami; Piwnica. Platforma zaklekotała, zaczynają powoli zjeżdżać w dół. Serce zaczęło mi łomotać, widząc jak zalewa nas ciemność, bardziej ciemna niż na pierwszym piętrze, o ile to w ogóle mogło być możliwe. Zatrzymaliśmy się, poświeciłam latarką na znajdujące się wokół nas otoczenie.
- Ogrzewanie też wysiadło - stwierdził Naru, stawiając krok na posadzce. Trzymałam się na tyle blisko niego, aby w razie konieczność użyć go jako tarczy, zapewniającej mi czas na ściągnięcie mojej największej broni w postaci ogromnego czarnego obcasa. - Gdybym cię nie znał, stwierdziłbym, że próbujesz mnie poderwać. Ale znając twoją wrodzoną głupotę pogłębioną przez paniczny strach, jestem pewny, iż przy najbliższej okazji będziesz próbowała się mną zasłonić podczas ataku. - Mina mi zżęła, prawie mnie przejrzał ten wyrodny typek, niech no mój mózg się włączy, to mu normalnie tak odpyskuje, że hej!
- Od kiedy ty się zrobiłeś taki rozmowy - warknęłam, żwawym krokiem odsuwając się od niego. - Ciesz się, iż jesteś moim szefem, bo moja wrodzona głupota mogłaby przez przypadek przejąć panowanie nad moją rękę i wykonać zgrabny cios w kierunku twojego oka… - W odpowiedzi niczego nie usłyszałam, zdziwiona poświeciłam latarką w stronę, gdzie jeszcze chwilę temu stał mój szef. Nikogo tam nie zobaczyłam. W pierwszej chwili trochę się wystraszyłam, lecz moje waleczne serce kazało mi iść dalej. Liczył się tylko mój cel: Skopanie tyłka temu podrzędnemu duchowi. - Cip, cip, duszku, chodź do mamusi - zaczęłam wołać kuszącym głosem, ciekawe, co za debil by się skusił na ten mój głos. - Widzisz, jestem tu sama w ciemnej piwnicy, strasznie się boje, łatwo mnie przestraszyć, no chodź, chodź, chodź. - Zastanowiłam się przez chwilę, co jeszcze lubią duchu oprócz nieprzeniknionej ciemności, wystraszonej ofiary… Tak! Uwielbiają łańcuchy! Tylko skąd ja wytrzasnę tutaj jakieś łańcuchy…? Myśl Mai, myśl. Odpowiedź po chwili nasunęła mi się na myśl. Jestem w piwnicy, a piwnica to prawie lochy, a w lochach są łańcuchy! Teraz tylko muszę trochę tu pochodzić i może coś znajdę.
Po dziesięciu minutach intensywnych poszukiwań zgubiłam się jeszcze bardziej, miast łańcucha znalazłam czyjeś skarpetki, butelkę z niskoprocentowym alkoholem, zielony lakier do paznokci, otwór prowadzący dokądś, w którym raczej się nie zmieszczę, kawałek liny, brudne prześcieradło i na koniec jakieś fajne spodnie. Po paru następnych minutach doznałam olśnienia, przecież mogę te spodnie ubrać! Szybko zdjęłam tą piekielną falbaniastą kieckę na nowego kroju, czarne rurki. Ahh, moje nogi nawet nieźle w tym wyglądały. Uśmiechnięta nachyliłam się ku otworowi , świecąc tam latarką. Nic ciekawego nie zobaczyłam, oprócz… zaraz, zaraz… Czy tam przypadkiem nie leży dziesięć złotych?! Targana wieloma emocjami walczyłam z przemożną chęcią wyciągnięcia ręki w tamtym kierunku. Lecz co się stanie, jeśli to pułapka? Zostanę oszukana gorzej niż ci biedni bandyci z Kevina samego w domu. Z drugiej strony, kto by zastawiał na mnie pułapki…
- Weź to, weź to - odezwał się głos w mojej głowie, a na lewym ramieniu pokazała się moja chibi demoniczna wersja. - Weź to, kupisz za to jakiś zupełnie nieprzydatny gadżet. - Posłałam sobie perskie oczko.
- Nie, nie bierz tego - wymruczała moja chibi wersja aniołka. - Nie możesz, to dziesięć złotych może do kogoś należeć, w tej chwili jedna z biednych duszyczek może przeszukiwać zakamarki w poszukiwaniu właśnie tych pieniędzy. A ciebie przez resztę życia mogą dręczyć myśli, iż go okradłaś.
- Znalezione, nie kradzione! - krzyknęła demon, ciągnąc mnie za ucho. Aha. Czyli ja już totalnie zwariowałam. Strzepnęłam ze swoich bark te małe paskudztwa i złapałam to dziesięć złotych. Wyszłam z tego otworu z tryumfalnym uśmiechem.
- Ha, nic mi się nie stałoooooooooooo…
I wpadłam do wielkiej zapadni, która otworzyła się tuż przede mną.
- A słyszałyście historię o kobiecie kąpiącej się w ludzkiej krwi? - spytała podekscytowana Kuki.
- Taaak - odparły zgodnie Clara i Cher, po czym ta druga dodała znudzonym głosem. - Potem ty i twoja koleżanka chciałyście ją naśladować, ale twoi rodzice nie zgodzili się, żebyście wypełniły wannę krwią, wiec użyłyście keczupu. Opowiadałaś nam to minutę temu, kiedy mijałyśmy łazienkę.
- A słyszałyście historię o połykaczu mózgów? - Kuki nie miała zamiaru się poddać, prędzej czy później opowie im historię mrożącą krew w żyłach, choć wszystko wskazywało na to, że nastąpi to trochę później niż jej się wydawało. Ale trzeba być dobrej myśli, nawet gdy sytuacja jest beznadziejna. Jedynym jej sprzymierzeńcem była ona sama i brak światła, potęgowało to atmosferę grozy panującą wokół nieświadomych niebezpieczeństwa dziewcząt.
- Taak - mruknęła Eri pod nosem. - Twoja koleżanka potem kupiła sobie całą torebkę gumowych mózgów, które zjadła tak szybko, że aż jeden stanął jej w gardle i musiałyście wzywać pogotowie.
- Ale nie wiecie co było dalej! - wykrzyknęła triumfalnie brunetka.
- Zobaczyłyście gościa podobnego do wokalisty z Super Junior, potem zgasło światło i zobaczyłyście czerwonowłosa kobietę, lewitującą nad ziemią, która zwróciła się do Twojej koleżanki z słowami; ` To moje lóżko' - zaczęła opowieść Ann.
- Następnie pobiegłyście do windy, a jak wcisnęłyście guzik na parter, zatrzymała się i nie chciała ruszyć - dokończyła za nią Pat, świecąc latarką po oczach Kuki. - Swoją drogą zastanawiam się, czy ktoś jeszcze zniknie oprócz Cormi. W amerykańskich horrorach zawsze zaczyna się od słodziaśnej laluni, ona umiera pierwsza, potem ewentualnie jej chłopak albo czarnoskóry, albo czarnoskóra. Następni w kolejce są Azjaci, bo Amerykanie ich nie trawią. Zawsze na koniec zostaję jeden facet i jedna kobieta, żeby mogli się ze sobą chajtać jak będzie po wszystkim. Nieodłączny element to końcowe pocieszanie zapłakanej niewiasty przez mężnego faceta, który chwilę wcześniej miał mokro w gaciach. Ahhh, te amerykańskie kino. - Dziewczyny pokiwały zgodnie głowami, zgadzając się z trafną analizą Pat.
- Czekaj, jak u nas to wszyscy to prawie Azjaci, nie mamy czarnoskórego, to, kto zniknie drugi?! - wykrzyknęła przerażona Kuki, chowając się za Cher, mającej z niej niezły ubaw.
- Jeśli to ma was pocieszyć, to możemy zrobić wyliczankę - zaproponowała Pat, wzruszając ramionami.
- Dobra, ale ma być sprawiedliwa - powiedziała Eri, zaplatając dłonie na klatce piersiowej. Ann uśmiechnęła się nagle złowieszczo.
- Czyżbyś się cykała, że wypadnie na ciebie - zasugerowała tonem przerażającej wiedźmy, na co jej koleżanka niewątpliwie się naburmuszyła, choć przy tym oświetleniu można to było podważyć.
- Ja się wcale nie boję, ale skoro już mamy robić tą piekielną wyliczankę, to chociaż tak jak trzeba.
Bum.
- Słyszałyście? - spytała pełna obaw Clarissa, rozglądając się skąd dochodził dziwny dźwięk sprzed sekundy. Mogłaby przysiąc, że dochodził, gdzieś spod miejsca, gdzie stała Scheril.
- Co? - zapytały wszystkie pięć, nagle się zatrzymując.
Bum.
- Znowu.
- Jakby ktoś spadał do otchłani piekielnych, szatan jest wśród nas, panie - orzekła basowym tonem Pat. - Nawet się nie spostrzeżecie jak splami was swoją mroczną ręką i zaciągnie do swoich komnat tam na dole, wspomince me słowa, kiedy wasze dusze będą rozrywane pejczem sprawiedliwości…
- Ten pejcz tam nie pasuje… - mruknęła Eri.
- … przez samego pomocnika piekielnego - kontynuowała niezrażona Pat. - Ujrzycie tedy bramę sprawiedliwości, waszą jedyną szanse ucieczki, lecz kiedy do niej dobiegniecie okaże się, że koleżanka Kuki wciągnęła nosem klucz. - Zakończyła, a dziewczyny wybuchły głośnym śmiechem, no wszystkie, oprócz koleżanki Kuki, która teraz najprawdopodobniej wyciąga sobie klucz z nosa.
- Ja z wami psychicznie nie wytrzymam - rzekła Ann, dławiąc się własnym językiem ze śmiechu, potem jej śmiech umilkł, jej latarka zgasła. Dziewczyny zaświeciły latarką w tamtym miejscu, lecz zamiast Ann ujrzały tylko parę czarnych rajtuzów.
- Mogłam jej powiedzieć, żeby mi przysłała pocztówkę z piekieł… - Pat załamała głos, po czym dostała mocno w głowę od Scheril.
- Czyli teraz szukamy i Cormi, i Ann - skwitowała Clarissa, idąc dalej przed siebie. Dziewczyny powlokły się za nią, tylko Pat została przed parą tajemniczych rajtuzów, rozejrzała się dookoła, wyglądając, czy nikt na nią nie patrz, a potem wsadziła ową część garderoby głęboko do kieszeni.
- Przyda się - mruknęła, biegnąc za grupą.
Lecz nawet ona nie wiedziała, że w tym momencie obserwowały ją dwie pary czerwonych oczu, wyznaczając ją na kolejną ofiarę.
Tymczasem ja siedziałam w wielkim czarnym lochu, chyba że znowu mam ten dziwny sen. Wtedy zobaczyłam lśniącego wigilijnym światłem Naru.
- Chodź ze mną - odparł, a ja powlokła się za nim. Weszliśmy przez jakieś dziwne drzwi, a potem moim oczom ukazała się przestronna łazienka. - Opowiedz jest na wyciągnięcie ręki.
- Mojej czy twojej? - spytałam inteligentnie, drapiąc się po głowie. - Bo jeśli mojej, to to lustro mi na odpowiedź nie wygląda.
Naru wskazał mi lśniący biały blaskiem sedes.
- Odpowiedź jest w nim.
- Czy… czy… czy ty sugerujesz mi, żeby grzebała ręką w tym toilecie?! - wykrzyknęłam zbulwersowana. Na co on uśmiechnął i powiedział:
- Tak, Mai, jesteś ich ostatnią nadzieją, a teraz się obudź.
- Fajnie, fajnie, fajnie - powtarzała głośno Cher, jeszcze głośnie tupiąc obcasem po posadzce. - Niech ktoś mi powie, do jasnej Anielki, czemu mijamy już po raz szósty te same drzwi.
- Piąty… - poprawiła ją Kuki.
- Czwarty… - poprawiła Kuki Eri.
- Obliczając algorytm, czas naszej podróży, pierwiastek z rozmiarów naszych stóp, odejmują od tego długość tych drzwi i procent znajdującego się czystego plastiku w klamce, jasno wynika, że kręcimy się w kółko, a dokładniej w trapez - rzekła fachowo Clara, kontynuując swoje obliczenia w małym notesiku.
- A ja bym powiedziała, że w znak szatana. Policzyłam wszystkie drzwi te przed nami są numerem sześć, sześć, sześć, a na zegarku wybija mi sześć sekund, sześć minut po szóstej, czyli jesteśmy w szatańskiej szóstce - stwierdziła zadowolona Pat. - Czyli już powinna mi zgasnąć latarka i powinnam zostać porwana, a po mnie powinny zostać dwie pary czarnych rajtuzów.
- Czemu dwie?
- Bo te od Ann popierdzieliłam.
Jak powiedziała, tak się stało.
część czwarta
Zszokowane dziewczyny spojrzały na siebie i na dwie pary rajtuzów. Pat zniknęła bez śladu, zostawiając jedynie po sobie dreszcze na plecach koleżanek, chyba tylko o nich zapomniała. Przyjaciółki przytuliły się do siebie, nie wiedząc, co począć dalej. Ruszyć naprzód do nieznanego, czy może zostać, czekając na tajemniczego porywacza? Jeszcze jedno z pytań nie zostało wyjaśnione, kto będzie następną ofiarą.
Obliczając pierwiastek z naszych zrobionych kroków oraz sumę naszych przejętych twarzy, odejmując od tego temperaturę powietrza pomnożoną razy ciśnienie, jasno wynika, że następną ofiarą będzie w stu procentach Eri, pomyślała Clarissa, odsuwają się trochę od koleżanki, Ale biorąc pod uwagę częstotliwość zniknięć, gdyby to podstawić do wzoru na częstotliwość drgań, dodać to objętości tego budynku, odejmując tym samym dziesięć procent masy, wtedy na pewno następną ofiarą będzie Kuki, kiwnęła głową, odsuwając się od brunetki, Lecz gdy wezmę pod uwagę nasz wiek, odejmując amplitudę naszych butów, dodając do tego stałą grawitację i masę azotu, wychodzi na to, iż zniknie Cher… Hmmm… ,zamyśliła się.
- O czym myślałaś? - zapytała nagle Kuki.
- Zastanawiałam się, kto następny zniknie - mroczna muzyka zagrała w tle, kiedy wypowiedziała owe zdanie. Panny wymieniły zdezorientowane spojrzenia.
- Organy? - spytała niepewnie Eri.
- Głos dobiegał zza tamtych drzwi - orzekła nerwowo Cher. - Chodźmy.
Niepewnie otworzyły drzwi. Pomieszczenie okazało się niewielką, starą garderobą z ogromnymi organami, przepasanymi gigantycznymi pajęczynami. Naprzeciw instrumentu spoczywało coś, co kobiety bezwątpienia rozpoznały na pierwszy rzut oka.
Stały w długim milczeniu, bacznie lustrując siebie nawzajem. Zostały już tylko one oraz dwie para skrzętnie wyrobionych rajtuzów o kolorze orzechowym, spoczywających na stołku przed instrumentem. Miały przyczepione kartki z imieniem Mai oraz Naru. Latarki delikatnie drżały w ich drobnych dłoniach, które spocone, próbowały pewnie trzymać jedyne źródła światła. Clarissa wyciągnęła z kieszeni komórkę, sprawdzając jaka w tej chwili jest godzina. Zegarek wskazywał godzinę: 77:77, Clara stanowczo potrząsnęła komórką, myśląc, że może po prostu się zepsuła. Godzina nie zmieniła się. Zastygła w tym samym szeregu siódemek. Dziewczyny podeszły bliżej, przyglądając się ekranikowi. Eri przełknęła ślinę, przywołując w umyślę wizje swojego pierwszego zobaczonego horroru, z grupą nastolatek w roli głównej. Nie pamiętała dokładnie fabuły, ale ten film musiał być straszny. Komórka nerwowo zaczęła wibrować. Cher mocniej ścisnęła latarkę w ręce, a Clara spojrzała na wyświetlacz. Kliknęła na panel `Nowa wiadomość'. Zastanowiła się jeszcze chwilę, czy aby na pewno dobrze robi, otwierając ją. Kuki dotknęła jej ramienia, dodając jej otuchy. Gorzej już chyba być nie mogło, a może jednak nie? Wiadomość wyświetliła się. Przekazana była od nieznanego numeru. A treść jej brzmiała:' Z dniem dwudziestym ósmy grudnia połączenia wychodzące zostaną zablokowane, chyba że otrzymamy płatność kwoty wysokości dwustu pięćdziesięciu złotych na naszego konto. Pozdrawiamy!' - przeczytały. Clara westchnęła z ulgą, lecz kiedy już miała schować urządzenie do kieszeni, poruszyło się ono jeszcze raz. Wiadomość od tego samego numeru. W tym samym momencie latarka zgasła. Usłyszały tylko głuchy brzdęk upadającego Samsunga. Kuki podświetliła miejsce, gdzie jeszcze minutę temu stała panna. Nikogo nie zobaczyły, oprócz tradycyjnej już pary rajtuzów, tym razem w kolorze ekri.
- Kuki podnieś tą komórkę - mruknęła Cher, odsuwając się o krok od urządzenia.
- Czemu ja?! - wykrzyknęła dziewczyna, przysuwając się do Cher. - Przecież Eri jest bliżej, w ogóle jest niższa i ma bliżej do ziemi.
- Nie mogę się schylać, bo mi kręgosłup pęknie - żachnęła Eri, kryjąc się za swoje towarzyszki. - I wcale nie jestem bliżej tego czegoś od was.
- Koniec kłótni - skwitowała stanowczym głosem Cher, której kolana zrobiły się prawie jak dwie pomarańczowe galaretki. - Ja to podniosę - Z każdym krokiem, wszystkie trzy coraz bardziej napinały mięśnie, gotowe do natychmiastowej ucieczki, w razie, gdyby z komórki wyskoczyło coś więcej niż niewinny SMS. Scheril sięgnęła ręką po fona, ostrożnie, jakby rozbrajała bombę, otworzyła skrzynkę odbiorczą, otwierając najnowszą wiadomość. - Jeśli chcecie jeszcze zobaczyć wasze przyjaciółki żywe, musicie przyjść im z pomocą do sali baletowej po dalsze wskazówki - przeczytała na głos z niewyraźną miną.
- A gdzie jest ta sala baletowa? - spytała Kuki, bardziej rozluźniona. - A tak poza tym, myślicie, że coś stało się Mai i Naru?
- Mai i Naru pewnie mają się dobrze, przynajmniej mam taką nadzieję - odpowiedziała szybko Cher. - Sala baletowa - powtórzyła na głos, drapiąc się po głowie.
- Ta wiadomość wydaje się być zbyt prosta - orzekła Eri, włączając swój zmysł detektywistyczny. - Sala baletowa kojarzy mi się z… Miską ryżu! Więc pewnie miejscem naszego spotkania, będzie kuchnia.
- Ja bym raczej stawiała, żeby trzymać się wytycznych od tego `porywacza' - mruknęła Kuki. - Raz moja koleżanka…
Eri i Cher popatrzyły po sobie, potem z głośnym westchnieniem opuściły pomieszczenie, zostawiając Kuki, która po minucie zorientowała się, iż została sama. Z głuchym piskiem pobiegła za nimi. Starając się odrzucić od siebie dziwne wrażenie czyichś oczu na swoim karku. Miała nadzieję nie zostania kolejną rajutozową ofiarą psychopatycznego ducha porywacza.
- Deptasz mi po nodze. - W ciemny pomieszczeniu rozległ się beznamiętny głos Pat, której najwyraźniej nowe lokum przypadło do gustu. Czuła się na jakieś średniowiecznej wycieczce po lochach. Z jednym małym wyjątkiem, nie było tu żadnego pseudonaukowowego przewodnika, wymądrzającego się na tematy trywialne, w których Pat czuła się ekspertką. Gdyby tylko mogła cieszyć się tym stęchłym zapachem w samotności…
- Przepraszam - wykrzyknęła Ann, odbijając w sterburtę. - Mam klaustrofobię i nie za dobrze czuję się w zamkniętych, ciemnych pomieszczeniach bez wentylacji. W ogóle śmierdzi tu jak w szatni przeciętnej drużyny piłkarskiej. - Usłyszała kolejny jęk, tym razem bez wątpienia należał on do Clarissy. - Sorry.
- Mogłabyś wreszcie usiąść na tyłku - warknęła Pat. - Moja energia duchowa nie może swobodnie płynąć między nogami, kiedy je ciągle deptasz.
- Mam dość - wykrzyknęła Clarissa, gwałtownie wstając. - Uwolnię się stąd, choćby to była ostatnia rzecz w moim życiu. Rozerwę te łańcuchy niegodnej niewoli, wydrę kraty z tych niechybnych okien, a potem będę się cieszyć wieczystą wolnością! - zakończyła gwałtownie swój monolog, a Ann zaczęła klaskać. - Nie ma co, plus dziesięć punktów do morale - dodała po cichu Pat, notując coś w swoim malutkim notatniku.
Jak uwolnić się z lochów sposób pierwszy w wykonaniu Ann oraz Clarissy. Potrzebne przedmioty: jedna stojąca Ann, trzymająca na barkach Clarissę, jeden tusz do rzęs w metalowej oprawce służący jako łom, który ma ugiąć kraty w oknie. Cel: wyrwanie krat. Podsumowanie misji: Z góry przesądzona porażka.
- Pięć punktów za praktyczne zastosowanie tuszu do rzęsy, minus trzy za estetykę i minus dziewięć za felerność próby - oznajmiła Pat, zapisując to w notesie. Ann zawarczała groźnie, przygotowana do następnej próby.
Jak uwolnić się z lochów sposób drugi w wykonaniu Clarissy oraz Ann. Potrzebne przedmioty: jedna niepotrzebna ławka przez przypadek znaleziona pod ścianą, wymacane mosiężne drzwi oraz dwie wariatki. Cel: Wywarzenie drzwi. Przebieg: Rozpęd z ławką, głuche zderzenie ze ścianą, tumany kurzu, następnie głośne lądowanie na posadzce z wielkimi guzami na głowie. Oraz ciche stęknięcie - Ała. Podsumowanie misji: Totalna masakra.
- Trzy punkty za prymitywny pomysł, plus dwa za znalezienie ławki, minus siedem za brzydki styl i obrażenia. Awansowałyście na drugi level tandety, congratulejszyn, lejdies - wymruczała Pat, siadając uśmiechnięta po turecku. Clarissa prychnęła.
- Skoro jesteś taka mądra, to nas stąd uwolnij! - ryknęła Ann, skacząc w miejscu. Pat wstała z miejsca, wyciągnęła z kieszeni swoją mobilną komórkę, wykręciła numer, czekając na sygnał.
- Cześć debilu - przywitała się z Cher. - Nie dzwonie z otchłani piekieł z pytaniem jaką chcesz kartkę, tylko poinformować, że obecnie znajdujemy się w jakimś ciemnym i dziwacznym pomieszczeniu, gdzie ledwo łapie się zasięg. - Dziewczyna podeszła do okna. - Mamy łady widok na kotłownię. Ciekawe, co za idiotą zbudował lochy w środku kotłowni. Pytasz jak się tu dostałyśmy? Czy ja wyglądam na wyrocznie. - W odpowiedzi usłyszała retoryczne „nie”. - Ale i tak wiem jak. Ten duch używa jakiś skomplikowanych zapadni, więc nie stawajcie tam, gdzie narysowane są krzyżyki. Czemu od razu tego nie powiedziałam? No wiesz, nie byłoby zabawy. Rajtuzy to tylko fetysz ducha. W sumie to on ma nawet niezły gust, te orzechowe były fajne. Jak tylko się stąd wydostaniemy, to je sobie skonfiskuję. Dobra, kasa mi się kończy. Oddzwonię. Na razie.
- Nie mogłaś tak od razu - jęknęła Ann.
- Oczywiście, że nie, patrzenie na wasze idiotyczne próby ucieczki było zabawne. Nie mogłam tego przegapić.
Tymczasem ja siedziałam, to znaczy już wstałam. Szukając jakiegoś wyjścia z tego systemu zapadni. Co za idiota wybudował to. Żadnych znaków którędy trzeba iść, rysunków, instrukcji. Po prostu jedna totalna pustka, w której byłam całkowicie sama. Sama pośród dżungli. Teraz wiem jak się czuł Indiana Jones. Tyle że on miał nóż, a ja za miast noża mam tylko but z wielkim szpicem. No to teraz mi wyjaśnijcie, czy przy pomocy tego jakże świetnego urządzenia, mam jakieś szanse na przeżycie? I jeszcze ten proroczy sen. Czuję się niczym totalna debilka. Zachwiałam się, grzęznąc jedną nogą w plątaninie kabli, co spowodowało natychmiastowe osunięcie się na ziemię z głośnym trzaskiem. Najprawdopodobniej, lubię to słowo, zrobiłam sobie miliard siniaków, o ile czegoś nie złamałam. Lecz tedy mnie olśniło. Rozwiązanie całej skomplikowanej zagadki oświetliło mnie swym bezkresnym blaskiem. Bowiem kilka metrów przede mną lśnił ogromny neonowy napis: UBIKACJA. Będący dla takiego poszukiwacza jak ja, symbolem odpoczynku, spełnienia zadania. Rzuciłam się ku złotej klamce, delikatnie ustąpiła naporowi mej ręki. W oczach wezbrały mi łzy, ten moment odbije się echem w całej historii. Jednak zauważyła coś wstrząsającego mną dogłębnie. Karteczka przylepiona do drzwi.
Z powodów technicznych wszechmogący kibel sprawiedliwego sądu, twa wyrocznie zostaje niestety wyłączony z użytku.
Ekipa Techniczna
P.S. Zastępczy kibel wszechtajemnic znajduje się na drugim piętrze. Życzymy owocnych poszukiwań!
- Nieee!!! - krzyknęłam.
część piąta
Sfrustrowana poczęłam pomału szukać jakieś drogi ucieczki z tej paskudnej piwnicy, macając i stukając w każdą ścianę po kolei, natrafiłam na dziwną anomalnie. W pewnym miejscu definitywnie słychać było, że coś za tą cienką warstwą się znajduje. Tak więc naparłam tam z całej siły, ale nie przynosiło to spodziewanego efektu. Jeszcze bardziej zirytowana, zaklęłam siarczyście pod nosem, następnie siadając po turecku na jakimś pudełku. Nagle ściana zaczęła się ruszać i zsuwać w bok. Z szeroko otwartymi oczami sprawdziłaby, czy aby na pewno coś takiego miało miejsce, bo bardzo prawdopodobne było to, iż moja wyobraźnia sobie umyśliła mnie podręczyć, przekazując ten upragniony obraz. Klasnęłam w dłonie, gdy ukazał mi się długi oświetlony korytarz. Bez chwili wahania ruszyłam nim, szybkim tempem, nie wiedząc, co czeka mnie za następnym zakrętem.
Przed sobą zobaczyłam jakiegoś pospolitego futerkowa, to znaczy kota, dachowca. Zlustrował mnie spojrzeniem, jakby pierwszy raz na oczy widział psychicznie chorą dziewczynę. Miauknął coś pod nosem, przelatując mi między nogami, tuż za mną zatrzymał się na chwilę, pożegnalnie się przeciągnął, gnając przed siebie. Cóż za dziwny kocur, mogłabym przysiąc, że tenże gest nie oznaczał niczego ciekawego. Wypiął się na mnie. Nawet kot za mną nie przepada. Westchnęła głośno, idąc dalej. Wtedy usłyszałam czyjś głos, podeszłam bliżej ściany.
- Cholera, jesteś pewna, że to były one? - zapytała kogoś głos zza ściany. - Moja przyjaciółka też tak odebrała telefon od kumpeli, potem pobiegła jej na pomoc przed dom i okazało się…
- Że ktoś zrobił sobie z niej jaja - dokończył inny damski głos.
- Nie, tym razem się pomyliłaś! - wykrzyknęła triumfalnie Kuki, toż to na pewno była ona. Rozpoznałam jej specyficzny sposób intonacji pewnych wyrazów.
- Ratunku! - krzyknęła na całe gardło, waląc pięściami w ściany. - Jestem tutaj! Za ścianą!
- Słyszałyście coś? - spytała Scheril z drugiej strony, drapiąc się gorączkowo po głowie. Mogłaby przysiąc, że słyszała głos Mai zza ściany. - Chyba mi się przesłyszało - odparła głośno. - Idziemy, musimy pomóc dziewczyną.
- Nadal stwierdzam, iż to nie jest zbyt dobry pomysł, a jeśli ten duch próbuje nas wprowadzić w jakąś pułapkę! I jak w nią wpadniemy, to już raczej wątpię, byśmy wyszły z niej żywe. - Przystanęła na chwilę, bo odgłosy jej kroków ucichły. Ta to ma dobrze, jest wśród przyjaciółek, teoretycznie, i jeszcze narzeka na swoją trudną sytuację. A ja co miałam powiedzieć? Siedzę tutaj sama, w jakimś miejscu, gdzie nawet nie ma porządnej drogi ucieczki. Czuję się jak w tanim horrorze z serii Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną, choć nawet nie mam porządnego psychopaty, który by mnie gonił. No po prostu świetnie. Na dodatek kot mnie olał. - Hej, dziewczyny, gdzie jesteście! - Zawołała zrozpaczona Kuki, biegnąc za resztą grupy.
Bez większej perspektywy, co może stać się dalej, ruszyłam niczym pustelnik przed siebie. Kiedy ktoś położył mi zimną rękę na ramieniu, znudzona odwróciłam się za siebie. Przyjrzałam się ogromnej postaci, której twarz przyćmiona była ceramiczną maską. Piła mechaniczna o centymetr minęła mój nos, na nieszczęście zamaskowanego stworka jego bron tym samym wbiła się w ścianę.
- Chyba czas uciekać - mruknęła do siebie, zmuszając się do szybkiego acz znudzonego galopu korytarzem.
- Agh - zawarczał potwór, próbując wyciągnąć swoja zabawkę z ściany, na szczęście bezskutecznie.
Przed sobą zobaczyłam mosiężne drzwi, chwyciłam za klamkę, mocno szarpiąc w swoją stronę. Znalazłam się w…
- Cher, ale to naprawdę chyba nie jest dobry pomysł - zaczęła znowu Kuki.
- Popieram - rzekła Eri, chowając się za plecami Scheril. Tuż przed nimi znajdował się pięknie wyrysowany na podłodze krzyżyk, w normalnych okolicznościach zapewne nie zwróciłby na niego większej uwagi do momentu, w którym zapadnia pod niby by się nie otworzyła. Jednakże Pat wydała jasną oraz klarowną instrukcję, by stanąć na jednym z tych krzyżyków, by dostać się do nich.
- Chodźcie - wydała rozkaz Cher. Dziewczyny pewnym siebie krokiem ruszyły przed siebie. Ta, chciałoby się. Cher musiała obie je przyciągnąć za fraki do krzyżyka, a kiedy już nim stanęły. Nic.
- Eto, czemu to się nie otwiera? - zapytała Eri.
Nagle zapadnia się otworzyła, a one wpadły w czarną otchłań.
Znalazłam się w przytulnym pokoiku, gdzie znajdował się duży kominek, z którego wydostawało się milutkie ciepło. Zanalizowałam całe pomieszczenie i zamarłam, gdy zobaczyła Naru z jakimś gościem, grających w szachy. Wzięła w ręce pierwsze lepsze krzesło, znajdujące się najbliżej mnie.
- Oo, widzę, że jedna z tych panienek odkryła naszą kryjówkę - odparł staruszek uśmiechając się.
- Wydawało mi się, iż poziom ich inteligencji nie jest na wystarczającym poziomie, by odkryć naszą kryjówkę - mruknął Naru, przesuwając figurkę do przodu.
- Ale z siebie cwany lis, młodzieńcze - jęknął staruszek. - Już dziesiątą partię wygrałeś.
- O co tu chodzi?! - wykrzyknęła pytanie, nie wiedząc zupełnie o co chodzi. Oni sobie tu spokojnie grali w szachy.
- Ano, panienka nic nie wie. Jestem reżyserem , kręcimy film. Niestety z powodu niskiego budżetu nie mieliśmy pieniędzy by wynająć aktorów, więc panienka Scheril i ten młodzieniec, zgodzili się użyczyć nam swojego talentu i zorganizować utalentowanych ludzi, którzy nieświadomi niczego mogliby zagrać w tym filmie. Niestety scenę twojej śmierci będziemy musieli nakręcić na nowo, byliśmy pewni, że zemdlejesz jak zobaczysz naszego psychopatę, ale panienka nie zemdlała. - Wydał z siebie ciche westchnienie. - Ale oczywiście zawsze jest fotomontaż.
- A co z dziewczynami? - zapytałam, nie do końca dotarło do mnie, że jesteśmy na planie jakiegoś durnego filmu i jeszcze ten cholerny Naru i Cher wprowadzili nas do niego!
- Właśnie odgrywają punkt kulminacyjny filmu, dotrą do kotłowni, gdzie znajdują się prowizoryczne lochy…
Dziewczyny wpadły do kotłowni, Eri wylądowała w dwuznacznej pozycji na Kuki, która z kolei usadowiła się wygodnie na plecach Cher, która jęcząc, że połamią się jej kości, próbowała wydostać się spod nich.
- Tu jesteśmy! - wykrzyknęła Ann, wyciągając ręce z małego zakratowanego okienka na drzwiach. - Klucze są zawieszone na drugiej ścianie.
Kuki dowlekła się do wskazanego przedmiotu, szybko go ściągając z wieszaka. Podbiegła do Ann, wkładając klucz do zamka, drzwi ustąpił. Ann i Clarissa natychmiast wybiegły ze swojego więzienia, krzycząc radośnie. Za nimi powlekła się Patus ze zmęczonym spojrzeniem, grając dalej w football na komórce.
- Co tak długo? - rzuciła im na przywitanie.
- Nie ma to jak ckliwe przywitanie - mruknęła Cher. - Dobra dziewczyny, zmykajmy stąd zanim ktoś się tu zjawi.
- Za późno - powiedziała obojętnie Pat, wskazując na zasłonę. Clarissa przełknęła ślinę, pochodząc do zasłony. Wszystkie , oprócz Pat, wstrzymały oddech. Clara gwałtownym ruchem odsłoniła zasłonę, za którą… nic nie było. - Żartowałam - rzuciła dziewczyna, wiąż grając w grę.
- Debilka - skomentowała Cher.
- Ale ten gość z tasakiem, co za wami stoi, to już nie jest żart.
Odwróciły się, a tuż przed nimi stał mężczyzna z nałożonymi na głowę rajtuzami. Dziewczyny wydały z siebie cieniutki krzyk.
- Cięcie! - krzyknął ktoś nagle. - Świetnie wypadłaś Scheril - krzyknął staruszek, łapiąc za ręce dziewczynę.
- Dziękuję, ale ten krzyk trochę nam nie wyszedł - odparła.
- Nie szkodzi, podrasuje się to. Potem dodamy komputerowo trochę krwi i wasze martwe ciała, leżące na zimnej glebie. Ah, to będzie arcydzieło.
- Zaraz, zaraz, zaraz, co tu się w ogóle dzieje? - zapytała głośno Ann, krzyżując ręce na piersi. - Chcecie mi powiedzieć, że gramy w jakimś filmie?!
- Ano… - zająknęła się Cher. - Pan Mijaki miał drobne problemy finansowe z wynajmem aktorów, więc postanowiłam użyczyć nas…
- CO?! - wykrzyknęły, o mało nie rzucając się na nią.
- No… Będziecie sławne. Film miał opowiadać o dziewczynach organizujących przedstawienie Romeo i Julia, które trafiają do nawiedzonego teatru i wszystkie zaczynają po kolei znikać…
- Mogłaś nam powiedzieć! Przecież z chęcią zgodziłybyśmy się grać, nawet za darmo - fuknęła Clarissa.
- Taa, a wasze umiejętności aktorskie są mniejsze niż zero, widziałam je, jak odgrywałyście poszczególne sceny, totalna masakra.
- Mówiłaś coś? - warknęła Eri, przygotowując ręce w gotowości do oddania prawego sierpowego.
- Nie nic, naprawdę…
7