Wchodzi Chorus
CHORUS
Dziś nasza Muza nie pragnie się chełpić
Niebiańskim wierszem, odbywając marsze
Po trazymeńskich polach, gdzie Mars wiązał
Kartagińczyków szyki; ni miłością
Bawiąc się płochą na królewskich dworach,
Kiedy przewraca się państwo; ani też
Sławiąc blask dumnych i zuchwałych czynów;
Musimy tylko, panowie, pokazać
Kształt losów Fausta, dobrych i niedobrych,
I o cierpliwe upraszając sądy,
Mówić o Fauście od jego dzieciństwa.
A więc urodził się z biednych rodziców
W Niemczech, w miasteczku, co zwało się Roda;
W dojrzalszych latach bywał w Wittemberdze,
Gdzie go krewniacy głównie wychowali.
Tak wkrótce się odznacza w teologii,
Która owocnym jest polem szkolarstwa,
Że wnet go stopniem doktora uczczono,
Prześcignął bowiem wszystkich, którzy rozkosz
Znajdują w słodkich dysputach o sprawach
Owych niebiańskich nauk; póki wreszcie,
Pełnego wiedzy i pychy, woskowe
Skrzydła nie wzniosły go wyżej, niżeli
Mógł sięgnąć, więc niebiosa się zmówiły
Na jego zgubę; gdy skrzydła stopniały,
Popadł w diabelskie praktyki i teraz,
Syty swej uczoności złotych darów,
Przeklętą magią karmi się w nadmiarze;
Nic dlań słodszego od magii; przedkłada
Ją ponad wszystkie największe rozkosze.
Oto ten człowiek, siedzi w swej pracowni.
[Wychodzi].
Faust, pokazany w swej pracowni
FAUST
Rozważ swe studia, Fauście, i rozpocznij
Badać głąb tego, co chciałbyś uprawiać;
Gdyś zaczął, teologiem bądź na pokaz,
Lecz zmierzaj aż do kresu wszelkiej sztuki,
Żyj i umieraj w Arystotelesie.
Analityko słodka, tyś mi panią,
Bene disserere est finis logices1.
Czyż głównym celem logiki dysputa?
Czyliż tej sztuki nie stać na cud większy?
Nie czytaj dalej, doszedłeś do celu.
Wszak umysł Fausta większym rzeczom sprosta:
Żegnaj on kai me on2, Galenie, przybądź,
Widząc, że ubi disinit philosophus, ibi incipit medicus3.
Zostań lekarzem, Fauście, zbieraj złoto,
Niech cię uwieczni jakiś lek cudowny:
Summum bonum medicinae sanitas4,
Celem fizyki jest zdrowie ciał naszych.
Czyś nie osiągnął, Fauście, tego celu?
1 Dobra dyskusja jest końcem logiki.
2 istnienie i nieistnienie.
3 Gdzie kończy się filozof, tam zaczyna się medyk.
4 Najwyższym dobrem medycyny jest zdrowie.
Czyż w tym, co mówisz, brak zasad nauki?
Czyż nie są pomnikami twe recepty,
Które wszak całe miasta ratowały
Od złej zarazy i tysiącom chorych
Ulżyły w beznadziejnych ich cierpieniach?
A tylko Faustem wciąż jesteś, człowiekiem.
Czy chciałbyś sprawić, by człowiek żył wiecznie?
Albo, gdy umrze, przywrócić go życiu?
Wtedy ten zawód mógłby być ceniony.
Żegnaj, fizyko. A gdzież jest Justynian?
[Czyta].
Si una eademque res legatur duobus,
Alter rem, alter valorum rei, etc.5
Ładny przypadek nędznego zapisu!
[Czyta].
Exhaereditare filium non potest pater nisi6...
Taki jest przedmiot owego kodeksu
I zestawienia praw uniwersalnych;
To studia dla chciwego najemnika,
Który dba tylko o pozór, o śmieci;
Zbyt to służalcze i zbyt ciasne dla mnie.
Z tym wszystkim, teologia jest najlepsza.
Przejrzyj no, Fauście, Biblię Hieronima.
[Czyta].
Stipendium peccati mors est. Ha! Stipendium, etc.
Nagrodą grzechu jest śmierć: to brzmi mocno.
[Czyta].
Si pecasse negamus, fallimur, et nulla est in nobis veritas.
Jeśli mówimy, że nie ma w nas grzechu,
Oszukujemy sami siebie: oto
Prawdy w nas nie ma. Więc, być może,
Musimy grzeszyć, a zatem i umrzeć,
Tak, umrzeć śmiercią wieczystą musimy.
Jakkolwiek nazwać to, che sera, sera,
5 Jeśli jedną i tę samą rzecz pozostawia się dwu osobom,
Rzecz przechodzi do jednej, a jej wartość do drugiej osoby.
6 Ojciec nie może wydziedziczyć syna, chyba że...
Będzie, co będzie? Adieu, teologio!
Oto niebiańskie są księgi o magii,
Metafizyce i o nekromancji;
Linie i koła, obrazy, litery
I charaktery; tak, to są te księgi,
Których Faust teraz najbardziej pożąda.
Ach, one mnóstwo pożytków, rozkoszy,
Potęgi i honoru, i wszechmocy
Pilnemu obiecują adeptowi!
Wszystko, co między dwoma spokojnymi
Rusza się biegunami, będzie stało
Na me rozkazy; cesarze, królowie
W swych kilku krajach tylko mają władzę,
Nie wzbudzą oni wichru, nie rozproszą
Chmur; lecz władanie kogoś, kto potrafi
Tego dokonać, sięgnie tak daleko,
Jak tylko sięgnąć może ludzki umysł.
Bo mag prawdziwy jest potężnym bogiem.
O Fauście, wysil mózg, by zyskać boskość.
[Wchodzi Wagner].
Wagnerze, pozdrów mych drogich przyjaciół
I proś usilnie, żeby German Valdes
Wraz z Corneliusem przyszedł mnie odwiedzić.
WAGNER
Zrobię to, panie.
[Wychodzi].
FAUST
Narada z nimi więcej mi pomoże
Niż wszystkie moje księgi, choćbym nawet
Czytał tak szybko, jak nigdy dotychczas.
[Wchodzą Dobry Anioł i Zły Anioł].
DOBRY ANIOŁ
O Fauście, odłóż tę przeklętą księgę
I nie patrz na nią, bo skusi twą duszę
I ściągnie Boży gniew na twoją głowę.
To są bluźnierstwa. Czytaj Pismo Święte.
ZŁY ANIOŁ
Postępuj naprzód, Fauście, w słynnej sztuce,
W której zawarty cały skarb Natury.
Bądź tym na ziemi, czym Jowisz jest w niebie:
Panem i władcą tych wszystkich żywiołów.
[Wychodzą Anioły].
FAUST
Jakże mnie myśl ta przejmuje do głębi!
Mógłżebym kazać diabłom, by mi dały,
Czego zapragnę, by mi rozwiązały
Wszelakie wątpliwości, żeby każde
Najbardziej beznadziejne przedsięwzięcie,
Jakie podejmę, wykonały dla mnie?
Po złoto każę im lecieć do Indii,
Pereł Orientu szukać w oceanie,
Przetrząsnąć nowo odkrytego świata
Najdalsze kąty i przynieść owoce
Przepyszne i królewskie smakołyki.
Niech mnie nauczą obcej filozofii,
Zdradzą sekrety zagranicznych królów.
Mosiężnym wałem każę im otoczyć
Całą niemiecką krainę i sprawić,
By Ren opływał piękną Wittenbergę.
Każę im szkoły w jedwab zaopatrzyć,
W który studenci pięknie się ubiorą,
A za pieniądze, które mi przyniosą,
Zaciągnę wojsko i z naszego kraju
Wypędzę Księcia Parmy; sam jedynym
Królem prowincji naszych wszystkich będę.
Każę służącym mi duchom wynaleźć
Dziwniejszą jeszcze wojenną machinę
Niźli ów brander pod mostem w Antwerpii.
[Wchodzą Valdes i Cornelius].
Witaj, Germanie Valdes, Corneliusie,
Chciejcie zaszczycić mnie swą mądrą radą.
Valdesie, mój Valdesie, Corneliusie,
Wiedzcie, że słowa wasze przekonały
Mnie w końcu, żebym zaczął praktykować
Magię i inne tajemne nauki.
Ale nie tylko przecież wasze słowa,
Lecz także moja własna wyobraźnia,
Która nie stawia mym myślom innego
Celu, jak tylko biegłość w nekromancji.
Obrzydła mi już mętna filozofia,
Prawo, fizyka - to pokarm dla niskich
Umysłów, teologia zaś najgorsza
Jest z tych trzech nauk: niemiła, surowa,
Godna pogardy i wstrętna. To magia,
To magia mnie uwiodła! Więc pomóżcie
Mi w moich próbach, drodzy przyjaciele.
Wtedy ja, który niemieckich pastorów
Pokonywałem w dyspucie zwięzłymi
Sylogizmami i który sprawiłem,
Że kwiat młodzieży, dumy Wittenbergi,
Tłumnie się garnął do moich problemów,
Tak jak podziemne tłoczyły się duchy
Wokół miłego Muzajosa, kiedy
Zstąpił do piekieł; będę równie mądry,
Jak był Agrypa, którego cień przyniósł
Mu cześć i hołdy całej Europy.
VALDES
Te księgi, umysł twój i doświadczenie
Nasze, o Fauście, każą wszystkim ludom
Czcić nas jak świętych. I tak jak indyjscy
Maurowie służą swym hiszpańskim panom,
Tak naszej trójce zawsze będą służyć
Duchy żyjące we wszelkich żywiołach.
Jak lwy nas będą strzegły, gdy zechcemy,
Jak alemańskie wojska ze swą jazdą
Albo laplandzkie olbrzymy, tak one
Będą kroczyły u naszego boku.
A czasem jak kobiety lub dziewczyny,
Których pogodne czoła są piękniejsze
Niż białe piersi królowej miłości;
Ogromną flotę przyciągną z Wenecji,
A z Ameryki owo złote runo,
Które do skarbca Filipa przypływa
Co roku. Jeśli tylko Faust uczony
Na to się zdecyduje.
FAUST
Mój Valdesie,
Ja jestem na to tak zdecydowany,
Jak ty na własne życie i dlatego
Nie sprzeciwiaj się temu.
CORNELIUS
Dzięki cudom,
Których dokona magia, złożysz śluby,
Że nic innego nie będziesz studiował.
Ten, kto gruntownie zgłębił astrologię,
Poznał języki, zbadał minerały,
Zdobył już całą podstawową wiedzę,
Której wymaga magia; nie wątp zatem,
Fauście, że zyskasz sławę i że będziesz
Dla swej tajemnej wiedzy odwiedzany
Częściej, niż niegdyś wyrocznia delficka.
Diabły mi mówią, że potrafią morze
Osuszyć i ze wszystkich zatopionych
Obcych okrętów przynieść złoto; o, tak,
Całe bogactwo, to, które przodkowie
Nasi ukryli w twardym wnętrza ziemi.
Więc powiedz, Fauście, czegóż jeszcze więcej
Będzie potrzeba nam trzem?
FAUST
O, niczego,
Mój Corneliusie! Ach, cóż to za radość
Dla mojej duszy! Pokażże mi teraz
Jakieś magiczne doświadczenia, żebym
Mógł je wykonać w jakimś miłym gaju
I żebym w pełni mógł się nimi cieszyć.
VALDES
A więc do gaju odludnego pośpiesz,
Weź z sobą dzieła mądrego Bacona
I Albanusa, i Psałterz hebrajski,
Nowy Testament i czego tam jeszcze
Będzie potrzeby, a zanim narada
Nasza się skończy, my cię pouczymy.
CORNELIUS
Najpierw, Valdesie, naucz go słów sztuki;
A kiedy pozna wszystkie ceremonie,
Faust sam już może próbować swej wiedzy.
VALDES
Najpierw nauczę cię zasad, a potem
Będziesz o wiele mądrzejszy ode mnie.
FAUST
Więc zjedzcie ze mną obiad. Po posiłku
Zbadamy wszystko dokładnie; nim zasnę,
Muszę spróbować, co umiem; dziś wieczór
Dokonam czarów, chociażbym miał umrzeć.
[Wychodzą].
[Wchodzą dwaj Studenci].
PIERWSZY STUDENT
Ciekaw jestem, co się stało z Faustem, którego sic probo
rozbrzmiewało zwykle w całej naszej szkole.
DRUGI STUDENT
Dowiemy się o tym, patrz, nadchodzi jego sługa.
[Wchodzi Wagner].
PIERWSZY STUDENT
Hej, chłopcze! Gdzie jest twój pan?
WAGNER
O tym wie tylko Bóg w niebie.
DRUGI STUDENT
Cóż to, nie wiesz?
WAGNER
Owszem, wiem, ale z tego nic nie wynika.
PIERWSZY STUDENT
No, no, chłopcze, przestań żartować i powiedz nam, gdzie on
jest.
WAGNER
Z argumentowania wcale nie wynika, że wy, będąc
licencjatami, musicie w tym wytrwać; więc uznajcie swój
błąd i uważajcie.
DRUGI STUDENT
Jak to, czy nie powiedziałeś, że wiesz?
WAGNER
Masz na to świadka?
PIERWSZY STUDENT
Tak, mopanku, ja to słyszałem.
WAGNER
Zapytaj mego kolegi, czy jestem złodziejem.
DRUGI STUDENT
Więc nie chcesz nam powiedzieć?
WAGNER
Owszem, panie, powiem wam; a przecież, gdybyście nie byli
takimi głupcami, nie zadawalibyście mi takiego pytania, bo
czyż on nie jest corpus naturale? I czyż ten nie jest mobile?
Więc dlaczego zadajecie mi takie pytanie? Ale ponieważ
jestem z natury flegmatyczny, nieskory do gniewu i skłonny
do rozpusty - do miłości, chciałem powiedzieć - nie byłoby
dla was rzeczą dobrą zbliżać się na czterdzieści stóp do
miejsca egzekucji, chociaż nie wątpię, że po następnych
sesjach sądu zobaczę, że obaj będziecie wisieć. W ten sposób
odniósłszy nad wami triumf, zrobię minę obłudnika i
rozpocznę tak: Zaprawdę, drodzy braciszkowie, mój pan jest
w domu, je obiad razem z Valdesem i Corneliusem, a to wino,
gdyby mogło mówić, poinformowałoby o tym wasze miłości;
tak więc, niech Pan was błogosławi, ochroni i zachowa, moi
drodzy braciszkowie, moi drodzy braciszkowie.
[Wychodzi].
PIERWSZY STUDENT
A więc, obawiam się, że wpadł w sidła tej przeklętej sztuki, z
powodu której ci dwaj okryci są niesławą na świecie.
DRUGI STUDENT
Gdyby był kimś obcym i nie przyjaźnił się ze mną, jeszcze
wtedy bym go żałował. Ale cóż, chodźmy powiedzieć o tym
Rektorowi i dopilnujmy, żeby go uratował swą poważną
radą.
PIERWSZY STUDENT
O, boję się, że nic go nie uratuje.
DRUGI STUDENT
Ale spróbujmy, co się da zrobić.
[Wychodzą].
[Wchodzi Faust, żeby dokonać czarów].
FAUST
Teraz, kiedy ponury cień tej ziemi,
Pragnąc obejrzeć dżdżystą twarz Oriona,
Z antarktycznego świata aż pod niebo
Wznosi się i smolistym swym oddechem
Mroczy firmament, rozpocznij, o Fauście,
Swoje zaklęcia i spróbuj, czy diabły
Będą rozkazom twym posłuszne, widząc,
Że poświęciłeś się im i modlitwy
Do nich zaniosłeś. W tym kole wpisuję
Imię Jehowy, lecz jako anagram,
Oraz imiona świętych, ale w skrócie,
Postaci wszelkich stałych ciał niebieskich
I charaktery znaków i gwiazd błędnych,
Którymi zmuszam duchy, by powstały.
A teraz, Fauście, nie bój się, bądź śmiały,
Spróbuj wszystkiego, co magia dać może.
Sint mihi dei Acherontis propitii! Valeat numen triplex
Jehovae! Ignei, aërii, aquatani spiritus, salvete! Orientis
princeps, Belzebub, inferni ardentis monarcha, et Demogorgon,
propitiamus vos, ut appareat et surgat Mephistophilis,
quid tu moraris? per Jehovam, Gehennam, et
consecratam aquam quam nunc spargo, signumque crucis
quod nunc facio, et per vota nostra, ipse nunc surgat nobis
dicatus Mephistophilis!7
7 Sprzyjajcie mi, bogowie Acherontu! Niechaj panuje potrójne bóstwo
Jehowy! Bądźcie pozdrowione, duchy ognia, powietrza i wody!
Belzebubie, książę Wschodu, monarcho płonącego piekła, i
Demogorgonie, błagamy cię, abyś pozwolił powstać i pojawić się
Mephistophilisowi - czemu zwlekasz? Przez Jehowę, Gehennę i święconą
wodę, którą teraz rozpryskuję, i przez znak krzyża, który teraz czynię, i
przez nasze śluby niechaj rzeczony Mephistophilis stanie teraz przed
nami!
[Wchodzi Mephistophilis].
Każę ci wrócić i postać odmienić.
Zbyt jesteś szpetny, ażeby mi służyć.
Odejdź, wróć jako stary Franciszkanin.
W tym świętym kształcie diabłu jest najlepiej.
[Wychodzi Mephistophilis].
Potęga, widzę, jest w mych boskich słowach:
I któż by nie chciał być biegłym w tej sztuce?
Jakiż uległy ten Mephistophilis,
Jakiż posłuszny i pełen pokory!
Taka jest siła magii i mych czarów:
Tyś, Fauście, znakomitym czarownikiem
Jeżeli możesz wydawać rozkazy,
A wielki słucha ich Mephistophilis:
Quin redis, Mephistophilis, fratris imagine8.
[Wraca Mephistophilis jako Franciszkanin].
MEPHISTOPHILIS
Cóż chciałbyś, Fauście, żebym teraz zrobił?
FAUST
Chcę, byś pozostał przy mnie, póki żyję,
Byś robił wszystko, co ci Faust rozkaże,
Chociażbyś miał zdjąć Księżyc z jego sfery
Lub w oceanie zatopić świat cały.
MEPHISTOPHILIS
Jam jest wielkiego sługą Lucyfera,
Nie mogę służyć ci bez jego zgody
Ani nic robić, czego on nie każe.
Faust.
Czyż nie on kazał ci zjawić się tutaj?
MEPHISTOPHILIS
Nie, ja przyszedłem tutaj z własnej woli.
Faust.
Mów, nie zwabiły cię tu moje czary?
8 Powróć, Mephistophilisie, pod postacią mnicha.
MEPHISTOPHILIS
Tak, to był powód, ale per accidens,
Bo gdy słyszymy, że ktoś poniewiera
Imieniem Boga i że się wyrzeka
Pisma Świętego oraz Zbawiciela
Swego Chrystusa, natenczas śpieszymy
W nadziei, że zyskamy świetną duszę;
Ale nie chcemy się zjawiać, dopóki
Ktoś nie użyje takich środków, które
Grożą niebezpieczeństwem potępienia.
Toteż najłatwiej dojść do sztuki czarów
Przez śmiałe odrzucenie Świętej Trójcy
I przez żarliwe modły, zanoszone
Do Księcia Piekieł.
FAUST
To Faust już uczynił
I tej zasady przestrzega, że nie ma
Innego Pana oprócz Belzebuba,
Któremu Faust się najszczerzej poświęca.
A słowa „potępienie” się nie lęka,
Ponieważ piekło złączył z Elizeum:
Duch jego będzie tam z filozofami!
Lecz porzucając te próżne igraszki
Z duszami ludzi, powiedzże mi teraz,
Kim jest właściwie ten twój pan, Lucyfer?
MEPHISTOPHILIS
To arcywładca i pan wszelkich diabłów.
FAUST
Lecz ten Lucyfer był kiedyś aniołem?
MEPHISTOPHILIS
Tak, Fauście, i Bóg kochał go najbardziej.
FAUST
A więc dlaczego stał się księciem diabłów?
MEPHISTOPHILIS
Och, za wyniosłą pychę i zuchwalstwo
Bóg postanowił strącić go z niebiosów.
FAUST
A ty dlaczego jesteś z Lucyferem?
MEPHISTOPHILIS
Nieszczęsne duchy, które z Lucyferem
Upadły, przeciw Bogu z Lucyferem
Bunt wzniosły i dlatego z Lucyferem
Na zawsze cierpieć będą potępienie.
FAUST
A gdzież ty cierpisz?
MEPHISTOPHILIS
W piekle.
FAUST
Jakże zatem
Mogłeś wyjść z piekła?
MEPHISTOPHILIS
Przecież tu jest piekło.
Ja z niego wcale nie wyszedłem. Sądzisz,
Że ja, który twarz Boga oglądałem
I kosztowałem wieczystych rozkoszy
Nieba, że ja dziś nie cierpię męczarni
Tysięcy piekieł, będąc pozbawionym
Owego szczęścia trwającego wiecznie?
O Fauście, porzuć te płoche pytania,
Bo przerażają mą mdlejącą duszę.
FAUST
Wielki Mephistophilis tak boleje,
Że go radości niebios pozbawiono?
Ucz się od Fausta, jak być nieugiętym,
I gardź tym, czego nigdy mieć nie będziesz.
Idź i wielkiemu nieś Lucyferowi
Te wieści: Faust wybrawszy śmierć wieczystą,
Gdyż rozpaczliwie w myślach swych zaprzeczył
Bóstwu Jowisza, jemu ofiaruje
Swą duszę, jeśli tylko mu pozwoli
Przez lat dwadzieścia cztery żyć wśród wszelkich
Rozkoszy zmysłów, podczas gdy ty będziesz
Bez przerwy przy mnie po to, by mi dawać
Wszystko, czego bym tylko mógł zażądać,
Mówić mi wszystko, o co się zapytam,
Zabijać moich wrogów, przyjaciołom
Moim pomagać i zawsze mą wolę
Posłusznie spełniać. Odejdź zatem teraz,
Do potężnego wracaj Lucyfera,
A o północy przyjdź do mej pracowni
I powiedz mi, co pan twój o tym myśli.
MEPHISTOPHILIS
Zrobię to, Fauście.
[Wychodzi].
FAUST
O, gdybym miał tyle
Dusz, ile gwiazd tam lśni na firmamencie,
Dałbym je wszystkie Mephistophilowi.
Przez niego będę wielkim władcą świata
I most przerzucę w ruchomym powietrzu,
By przejść ocean z gromadą swych ludzi,
Połączę wzgórza wybrzeży Afryki
I ląd zbuduję z nich aż do Hiszpanii,
Złącze te ziemie pod swoją koroną,
Cesarz i wszelki potentat Germanii
Żyć będzie tylko za mym pozwoleniem.
Teraz, gdym zyskał wszystko, czego żądam,
Oddam się rozmyślaniom nad tą sztuką,
Póki Mephistophilis nie powróci.
[Wychodzi].
[Wchodzą Wagner i Gbur].
WAGNER
Chodź tutaj, mopanku.
GBUR
Ejże, chłopcze! Zaś tam, chłopcze! Myślę, że widziałeś już
wielu chłopców z taką spiczastą bródką jak moja, gadajże,
chłopcze!
WAGNER
Powiedz mi, mopanku; masz ty jakieś dochody?
GBUR
A jakże, i odchody: możesz sobie zobaczyć.
WAGNER
Ech, biedny niewolnik! Patrzcie tylko, jak nędza żartuje sobie
w jego nagości! Ten łobuz jest bosy i niedołężny, i tak
głodny, że wiem, iż oddałby duszę diabłu za łopatkę baranią,
choćby była surowa.
GBUR
Co takiego? Oddać duszę diabłu za łopatkę baranią, choćby
była surowa? O nie, mój poczciwy przyjacielu; Matko Boska,
gdybym miał tyle zapłacić, to już chciałbym, żeby była
dobrze upieczona i w dobrym sosie.
WAGNER
No cóż, chcesz mi służyć, a postaram się, żebyś chodził jak
Qui mihi discipulus?
GBUR
Co, w wierszu?
WAGNER
Nie, mopanku, w grubym jedwabiu i w ostróżce9.
GBUR
No, no, w obórce! Tak też myślałem, że obórka to wszystko,
co mu ojciec zostawił w spadku. Słyszysz? Przykro by mi
było ograbiać cię z twojej ojcowizny.
WAGNER
Powiedziałem, mopanku: w ostróżce.
GBUR
Oho, oho, w ostróżce! No cóż, pewnie gdybym został twoim
sługą, oblazłoby mnie robactwo.
WAGNER
I tak cię oblezie, czy zostaniesz u mnie, czy nie. Ale,
mopanku, skończ z tymi żartami i zgódź się tu zaraz do mnie
na siedem lat albo wszystkie twoje wszy zamienię w twoich
domowników, a one tak cię pogryzą, że zostaną z ciebie tylko
kawałeczki.
GBUR
Słyszysz mnie, panie? Możesz sobie zaoszczędzić tego trudu;
one są już u mnie aż nadto zadomowione; zaś tam tak sobie
śmiało poczynają z moim ciałem, jakby płaciły za to, co u
mnie jedzą i piją.
9 Roślina, która truje wszy.
WAGNER
No, dobrze, mopanku, słyszysz? Masz tu, ciesz się tymi
guldenami.
[Daje pieniądze].
GBUR
Tymi guldyniami? Co to jest?
WAGNER
No jakże, francuskie korony.
GBUR
Ba, co się tyczy francuskich koron, człowiek równie dobrze
mógłby mieć angielskie żetony. Co ja mam z tym zrobić?
WAGNER
No cóż, mopanku, będziesz czekał z godziny na godzinę na
to, kiedy i gdzie diabli cię wezmą.
GBUR
Nie, nie, weź sobie te guldynie z powrotem.
WAGNER
Doprawdy, nic z nich nie wezmę.
GBUR
Doprawdy, weźmiesz.
WAGNER
Pokażcie mi świadka, że mu je dałem.
GBUR
Pokażcie mi świadka, że mu je oddaję.
WAGNER
Dobrze, zaraz zawołam dwóch diabłów, żeby cię zabrali:
Baliola i Belchera.
GBUR
Niech tylko twój Baliol i twój Belcher tu przyjdą, to dam im
takiego łupnia, jakiego jeszcze nigdy nie dostali, od kiedy są
diabłami; powiedzmy, że zabiłbym jednego z nich, co by na
to ludzie powiedzieli? „Widzicie tam tego dzielnego pachołka
w tych spodniach? On zabił diabła!” I w całej parafii
nazywano by mnie Diablim Zbójem.
[Wchodzą dwaj Diabli: Gbur biega w kółko z wrzaskiem].
WAGNER
Baliol i Belcher - odejdźcie, duchy!
[Wychodzą Diabli].
GBUR
No, poszli? Niech ich zemsta dosięgnie! Mają straszne, długie
szpony. To był diabeł i diablica. Powiem ci, po czym to
poznałem. Wszystkie diabły mają rogi, a wszystkie diablice
mają szparki i rozszczepione kopyta.
WAGNER
No dobrze, mopanku, chodź za mną.
GBUR
Ale, słuchaj! Czy gdybym ci służył, nauczyłbyś mnie
wywoływać tych Benjów i Belszów?
WAGNER
Nauczę cię, jak się zmieniać we wszystko: w psa, w kota, w
mysz, w szczura, we wszystko.
GBUR
O! Żeby chrześcijański człowiek miał się zmieniać w psa, w
kota, w mysz albo w szczura? Nie, nie, panie, jeśli już miałbyś
mnie w coś zmienić, to już najlepiej w małą brykającą
pchełkę, żebym mógł sobie skakać i tu, i tam, i wszędzie; o,
łaskotałbym ładne dziewki pod spódnicami! Doprawdy,
chętnie bym tam skakał!
WAGNER
No chodźmy, mopanku.
GBUR
Ale słuchasz mnie, Wagner?
WAGNER
Hej! Baliol i Belcher!
GBUR
O Boże! błagam cię, panie, niech Baliol i Belcher pójdą sobie
spać.
WAGNER
Łotrze, mów do mnie: Mistrzu Wagner, i wbij swoje lewe oko
diametralnie w moją prawą piętę, quasi vestigiis nostris
insistere10.
[Wychodzi].
GBUR
Boże, wybacz mi, on przemawia górnolotnie po niemiecku.
10 Jak gdyby wstępując w nasze ślady.
No cóż, pójdę za nim; będę mu służył i basta!
[Wychodzi].
Faust w swej pracowni
FAUST
Teraz już, Fauście, jesteś potępiony
I nic zaprawdę nie może cię zbawić,
Więc po cóż myśleć o Bogu i niebie?
Precz z tą fantazją daremną, z rozpaczą;
Nie ufaj Bogu, lecz Belzebubowi;
Teraz nie cofaj się, Fauście, bądź śmiały.
Czemu się wahasz? Och, coś dźwięczy w uchu;
„Porzuć tę magię, zwróć się znów do Boga!”
Tak, Faust ponownie do Boga się zwróci.
Do Boga? On cię nie kocha;
Bogiem dla ciebie są twe własne żądze,
A w nich zawarta miłość Belzebuba,
Jemu zbuduję ołtarz i kościół
I ofiaruję letnią krew niemowląt.
[Wchodzą Dobry Anioł i Zły Anioł].
DOBRY ANIOŁ
Najmilszy Fauście, rzuć tę wstrętną sztukę.
FAUST
A więc modlitwa, skrucha, żal za grzechy?
DOBRY ANIOŁ
Ach, one cię zawiodą wprost do nieba.
ZŁY ANIOŁ
To są złudzenia, owoce szaleństwa
I ogłupiają tych, którzy w nie wierzą.
DOBRY ANIOŁ
Myśl, drogi Fauście, o sprawach niebiańskich.
ZŁY ANIOŁ
Nie, o zaszczytach myśl i o bogactwie.
[Wychodzą Anioły].
FAUST
O bogactwie!
Cóż, moim będzie władztwo nad Emdenem,
Kiedy Mephistophilis przy mnie stanie,
Jakiż Bóg może cię skrzywdzić, o Fauście?
Jesteś bezpieczny, nie mnóż wątpliwości.
Przybądź, Mephistophilu, wraz z dobrymi
Wieściami od wielkiego Lucyfera;
Czyż to nie północ? Przyjdź, Mephistophilu,
Veni, veni, Mephistophile!
[Wchodzi Mephistophilis].
Powiedz mi teraz, cóż mówi Lucyfer?
MEPHISTOPHILIS
Żebym Faustowi służył, póki żyje,
Aby me służby opłacił swą duszą.
FAUST
Faust postanowił już, że ci ją odda.
MEPHISTOPHILIS
Lecz musisz mi ją przyrzec uroczyście
I dar ten, Fauście, własną krwią podpisać.
Wielki Lucyfer pragnie mieć tę pewność.
Jeśli odmówisz, powrócę do piekła.
FAUST
Zaczekaj, powiedz, Mephistophilisie,
Dlaczego pan twój pragnie mieć mą duszę?
MEPHISTOPHILIS
Ażeby jego królestwo zwiększyła.
FAUST
I to dlatego kusi nas w ten sposób?
MEPHISTOPHILIS
Solamen miseris socios habuisse doloris11.
FAUST
Jak to, wy, którzy tak innych męczycie,
Cierpicie także męczarnie?
MEPHISTOPHILIS
Te same,
Jakich doznają dusze potępionych.
Lecz powiedz, Fauście, będę miał twą duszę?
11 Towarzysz boleści jest pociechą dla nieszczęśnika.
Zostanę za to twoim niewolnikiem,
Zawsze będę ci służył, dam ci więcej,
Niżby ci przyszło na myśl, by zażądać!
FAUST
Tak, Mephistophilisie, daję ci ją.
MEPHISTOPHILIS
A więc odważnie przekłuj sobie ramię,
Zobowiąż duszę swą, by dnia pewnego
Wielki Lucyfer mógł ją wziąć jak swoją.
A wtedy będziesz wielki jak Lucyfer.
FAUST [kalecząc się w ramię].
Patrz, Mephistophilisie, to z miłości
Do ciebie kłuję się w ramię i własną
Krwią zapisuję swą duszę wielkiemu
Lucyferowi, najwyższemu panu
I władcy nieustannej nocy. Popatrz
Na krew, co tryska z mojego ramienia,
Niechże zapewni spełnienie mych pragnień.
MEPHISTOPHILIS
Ale musisz, Fauście,
W formie prawnego aktu to napisać.
FAUST
Dobrze. Tak zrobię [pisze]. Lecz, Mephistophilu,
Krew mi zakrzepła, nie mogę już pisać.
MEPHISTOPHILIS
Przyniosę ogień, zaraz ją rozpuści.
[Wychodzi].
FAUST
Cóż zapowiada to krwi zakrzepnięcie?
Czy ona nie chce, żebym to napisał?
Czemu nie płynie, bym pisać mógł dalej?
Faust ci oddaje duszę, ach, zakrzepła!
Czemuż byś nie miał jej oddać? Czy może
Twa dusza nie jest tylko twą własnością?
Zatem pisz znowu: Faust daje ci duszę.
[Wraca Mephistophilis z garnkiem żaru].
MEPHISTOPHILIS
Oto jest ogień; no dalej, pisz, Fauście.
FAUST
Tak, znowu krew się zaczyna klarować.
Teraz natychmiast z tym skończę.
[Pisze].
MEPHISTOPHILIS [na stronie].
O, czegóż Ja bym nie zrobił, by zdobyć tę duszę!
FAUST
Tak, consummatum est12, akt już gotowy.
I Faust zapisał już Lucyferowi
Swą duszę. Ale cóż to jest za napis
Na mym ramieniu: Homo, fuge13; dokąd
Miałbym uciekać? Jeżeli do Boga,
To on mnie przecież strąci na dno piekła.
Zwodzą mnie zmysły: nie ma tu napisu,
A przecież widzę, o tutaj, w tym miejscu,
Jest: Homo, fuge: lecz Faust nie ucieknie.
MEPHISTOPHILIS [na stronie, potem wychodzi]
Coś mu wymyślę, by go rozweselić.
[Wraca Mephistophilis z Diabłami, którzy dają Faustowi
korony i bogate szaty, tańczą, potem znikają].
FAUST
Mephistophilu, powiedz, co to znaczy?
MEPHISTOPHILIS
Nic, Fauście, to rozrywka tylko, zobacz,
Do czego magia jest zdolna.
FAUST
A czy ja
Mógłbym wywołać duchy, kiedy zechcę?
MEPHISTOPHILIS
Tak, i dokonać jeszcze większych rzeczy.
FAUST
Więc to wystarczy, żeby dać dusz tysiąc.
Mephistophilu, przyjmij ten pergamin,
Akt darowizny i duszy, i ciała,
Lecz pod warunkiem, że dotrzymasz wszystkich
12 Stało się.
13 Człowieku, uciekaj.
Umów zawartych między nami dwoma.
MEPHISTOPHILIS
Na piekło, Fauście, i na Lucyfera
Przysięgam wszystkich obietnic dotrzymać.
FAUST
A więc posłuchaj, to ci je przeczytam.
[Czyta].
Warunki są następujące:
Po pierwsze, Faust może być duchem w formie i w substancji.
Po drugie, Mephistophilis będzie jego sługą i będzie spełniał
jego rozkazy.
Po trzecie, Mephistophilis będzie robił dla niego wszystko i
przynosił mu wszystko, co tylko zechce.
Po czwarte, będzie zawsze niewidzialny w jego komnacie lub
w jego domu.
Wreszcie będzie się zjawiał rzeczonemu Janowi Faustowi o
każdej porze i w takiej formie lub postaci, w jakiej Faustowi
będzie się podobało.
Ja, Jan Faust z Wittenbergi, doktor, pod tymi warunkami
oddaję zarówno ciało jak i duszę księciu Wschodu Lucyferowi i
jego słudze Mephistophilisowi; a co więcej, po upływie
dwudziestu czterech lat, jeśli powyższe warunki nie zostaną
pogwałcone, daję, im pełną władzę przeniesienia rzeczonego
Jana Fausta z ciałem i duszą, z krwią i kośćmi, a także z całym
majątkiem wszędzie tam, gdzie oni będą przebywali.
Podpisano: Jan Faust.
MEPHISTOPHILIS
Mów, Fauście, dajesz to jako dokument?
FAUST
Tak, bierz to i niech diabeł ci zapłaci.
MEPHISTOPHILIS
Więc teraz, Fauście, żądaj, czego zechcesz.
FAUST
Najpierw o piekło chciałbym cię wypytać.
Gdzież jest to miejsce zwane tak przez ludzi?
MEPHISTOPHILIS
Pod niebiosami.
FAUST
Tak, lecz gdzie, dokładnie?
MEPHISTOPHILIS
We wnętrzu tych żywiołów, gdzie musimy
Męczyć się i pozostać już na zawsze;
Bo piekło nie ma granic, nie jest także
Ograniczone do jakiegoś miejsca:
Bo tam, gdzie my jesteśmy, tam jest piekło,
A gdzie jest piekło, tam my być musimy.
I by z tym skończyć, gdy świat się rozpadnie,
A wszystko już zostanie oczyszczone,
Wszędzie tam będzie piekło, gdzie nie będzie
Niebiosów.
FAUST
Myślę, że piekło to bajka.
MEPHISTOPHILIS
Więc dobrze, myśl tak, póki doświadczenie
Nie sprawi, że odmienisz swoje zdanie.
FAUST
Więc sądzisz, że Faust będzie potępiony?
MEPHISTOPHILIS
Z pewnością, tutaj przecież mam dokument:
Duszę oddałeś nim Lucyferowi.
FAUST
O tak, i ciało. Ale cóż to znaczy?
Czy sądzisz, że Faust głupi, by uwierzyć,
Iż po tym życiu jest jeszcze ból jakiś?
Ha, to są żarty, starych bab gadania.
MEPHISTOPHILIS
Lecz, Fauście, jam przykładem, że tak nie jest,
Bom potępiony, jestem teraz w piekle.
FAUST
Jak to! Teraz w piekle! No, więc skoro to jest piekło, chętnie
będę potępiony. Bo cóż! Spacerujemy sobie, rozmawiamy i
tak dalej. Ale zostawmy to. Daj mi żonę, daj mi najpiękniejszą
dziewczynę w Germanii, bo jestem zmysłowy i rozpustny i
nie mogę żyć bez żony.
MEPHISTOPHILIS
Co takiego? Żonę? Proszę cię, Fauście, nie mów o żonie.
FAUST
Ależ tak, drogi Mephistophilu, sprowadźże mi jakąś, bo chcę
ją mieć.
MEPHISTOPHILIS
No, skoro chcesz. Siedź tu, dopóki nie przyjdę.
Sprowadzę ci żonę w imię diabła.
[Wychodzi].
[Wraca Mephistophilis z Diabłem przebranym za Kobietę,
wśród fajerwerków].
MEPHISTOPHILIS
Jak ci się, Fauście, podoba ta żona?
FAUST
Zaraza na nią, przecież to jest kurwa!
MEPHISTOPHILIS
Ech, Fauście,
Małżeństwo, widzisz, to tylko zabawa
Ceremonialna. Jeżeli ranie kochasz,
Nie myśl już o nim więcej. A ja za to
Wybiorę najpiękniejsze kurtyzany,
Co rano ci je sprowadzę do łoża.
Tej, która się spodoba, zyskasz serce,
Choćby niewinna tak jak Penelopa,
Mądra jak Saba była lub tak piękna,
Jak był Lucyfer jasny przed upadkiem.
Masz, weź tę księgę, przejrzyj ją starannie.
[Daje mu księgę].
Tych linii powtórzenie da ci złoto,
A gdy zakreślisz na ziemi to koło,
Ściągnie to wichry, burze, błyskawice;
Powtórz trzy razy z przejęciem te słowa,
A zjawią ci się hufce ludzi zbrojnych,
Żeby dokonać tego, czego żądasz.
FAUST
Dzięki, Mephistophilisie; ale chciałbym mieć księgę, w której
byłyby wszystkie zaklęcia i czary, żebym, gdy zechcę, mógł
wywoływać duchy.
MEPHISTOPHILIS
One są w tej księdze.
[Pokazuje mu].
FAUST
Chciałbym także mieć księgę, w której byłyby wszystkie
właściwości i planety niebios, żebym poznał ich ruchy i
położenie.
MEPHISTOPHILIS
One także są tutaj.
[Pokazuje mu].
FAUST
Ba, daj mi więc jeszcze jedną księgę (a to mi już wystarczy),
w której ujrzałbym wszystkie rośliny, zioła i drzewa, które
rosną na ziemi.
MEPHISTOPHILIS
Są tutaj.
FAUST
O, mylisz się.
MEPHISTOPHILIS
Ależ zapewniam cię.
[Pokazuje mu księgę].
FAUST
Kiedy na niebo patrzę, czuję skruchę,
Przeklinam ciebie, zły Mephistophilu,
Bo pozbawiłeś mnie jego radości.
MEPHISTOPHILIS
Ależ, Fauście,
Myślisz, że niebo jest czymś tak wspaniałym?
Ja ci to mówię: ono nie jest nawet
W połowie takie piękne, jak ty jesteś
Lub każdy człowiek żyjący na ziemi.
FAUST
Jak mi to udowodnisz?
MEPHISTOPHILIS
Przecież niebo
Stworzono dla człowieka, zatem człowiek
O wiele jest wspanialszy.
FAUST
Jeśli ono
Stworzone dla człowieka, więc i dla mnie.
Okażę skruchę, wyrzeknę się magii.
[Wchodzą Dobry Anioł i Zły Anioł].
DOBRY ANIOŁ
Tak, wtedy Bóg się nad tobą zlituje.
ZŁY ANIOŁ
Tyś diabłem, Bóg się nie może zlitować.
FAUST
Któż to mi kładzie w uszy, żem ja duchem?
Gdybym był nawet diabłem, Bóg mi może
Okazać litość, tak, Bóg się zlituje,
Jeśli za grzechy swe będę żałował.
ZŁY ANIOŁ
Tak, lecz Faust nigdy nie będzie żałował.
[Wychodzą Anioły].
FAUST
Serce me twarde, tak, nie czuję żalu,
Ledwie że mogę mówić o zbawieniu,
O wierze czy o niebie, lecz straszliwe
Echa wciąż grzmiąco dźwięczą w moich uszach:
„Tyś potępiony, Fauście!”, potem miecze,
Noże, trucizna, stryczki, samopały,
Zatrute ostrza stalowe przede mną
Leżą, bym się na tamten świat wyprawił.
I dawno już bym powinien się zabić,
Jeśliby we mnie pragnienie rozkoszy
Nie pokonało głębokiej rozpaczy.
Czyliż mi ślepy Homer wciąż nie śpiewał
O Aleksandra miłości i zgonie
Enony? I czyż ten, co wznosił mury
Tebańskie, wraz z mym Mephistophilisem
Nie grał uroczo na dźwięczącej harfie?
Więc czemu mam umierać lub w nikczemną
Popadać rozpacz? Już postanowiłem:
Że Faust przenigdy nie okaże skruchy.
No, Mephistophilisie, dyskutujmy
Znowu o sprawach boskiej astrologii.
Powiedz mi, ile jeszcze nad Księżycem
Jest sfer niebieskich? I powiedz, czy wszystkie
Ciała niebieskie są też jednym globem,
Tak jak substancja tej centralnej ziemi?
MEPHISTOPHILIS
Jakie żywioły, takie też są sfery,
Które wzajemnie krążą wokół siebie
I, Fauście,
Wszystkie wokoło jednej krążą osi,
Przy końcu której jest światowy biegun.
Ani też nazwy Saturna czy Marsa,
Albo Jowisza nie są wymyślone,
Lecz są to błędne gwiazdy.
FAUST
Ale powiedz,
Czy one wszystkie jednym krążą ruchem,
I to zarówno situ et tempore14?
MEPHISTOPHILIS
Wszystkie krążą wspólnie ze wschodu na zachód w ciągu
dwudziestu czterech godzin nad biegunem świata, lecz nad
biegunem zodiaku ich poruszenia różnią się od siebie.
FAUST
Ech,
Na takich głupstwach Wagner się wyznaje:
Mephistophilis winien być mądrzejszy!
Któż nie wie o podwójnym ruchu planet?
Końcem pierwszego jest zwyczajna doba,
Drugi wygląda tak: okrążenie Saturna trwa trzydzieści lat,
Jowisza - dwanaście, Marsa - cztery; Słońca, Venus i
Merkurego - rok; Księżyca - dwadzieścia osiem dni. Ba, to są
mniemania początkujących studentów. Lecz powiedz mi, czy
każda sfera ma swoje dominium i inteligencję?
MEPHISTOPHILIS
Tak.
14 W miejscu i czasie.
FAUST
Ileż istnieje niebiosów czy sfer?
MEPHISTOPHILIS
Dziewięć; siedem planet, firmament i niebo empirejskie.
FAUST
Dobrze. Odpowiedz mi teraz na takie pytanie: czemuż nie
mamy koniunkcji, opozycji, aspektów i eklips - wszystkich w
równym czasie; lecz w niektórych łatach mamy ich więcej, a
w niektórych mniej?
MEPHISTOPHILIS
Par inaequalem motu respectu totius15.
FAUST
Dobrze, odpowiedziałeś mi. Powiedz teraz, kto stworzył
świat?
MEPHISTOPHILIS
Nie powiem.
FAUST
Powiedz mi, drogi Mephistophilisie.
MEPHISTOPHILIS
Nie męcz mnie, nie powiem.
FAUST
Łotrze, czyż nie masz obowiązku mówić mi wszystkiego?
MEPHISTOPHILIS
Tak, lecz nie tego, co jest przeciwne naszemu królestwu, a to
jest właśnie to.
O Piekle, Fauście, myśl, boś potępiony.
FAUST
O Bogu, Fauście, myśl, który świat stworzył.
MEPHISTOPHILIS
Pamiętaj o tym.
[Wychodzi].
FAUST
Tak, idź do piekła, ty przeklęty duchu!
Ty, coś potępił biedną Fausta duszę.
Czy nie za późno?
[Wracają Dobry Anioł i Zły Anioł].
15 Przez nierówność ich poruszeń w odniesieniu do całości.
ZŁY ANIOŁ
Za późno.
DOBRY ANIOŁ
Nigdy za późno, jeśli Faust okaże
Skruchę.
ZŁY ANIOŁ
Jeśli okażesz skruchę, diabli
Rozerwą cię na strzępy.
DOBRY ANIOŁ
Okaż skruchę,
A oni nigdy cię nawet nie drasną.
[Wychodzą Anioły].
FAUST
O Chryste, Zbawicielu mój, dopomóż Faustowi do zbawienia
biednej duszy!
[Wchodzą Lucyfer, Belzebub i Mephistophilis].
LUCYFER
Chrystus nie może zbawić twojej duszy,
Bo on jest sprawiedliwy. I nikt, tylko
Ja jeden twoją duszą się zajmuję.
FAUST
Kimże ty jesteś, twój wygląd straszliwy!
LUCYFER
Jam jest Lucyfer,
A to jest książę, który razem ze mną
Sprawuje rządy w piekle.
FAUST
Fauście, oni
Przybyli, żeby zabrać twoją duszę!
LUCYFER
Przyszliśmy tutaj, żeby ci powiedzieć,
Że nam wyrządzasz krzywdę, bo wbrew temu,
Co nam przyrzekłeś, mówisz o Chrystusie.
Pomyśl o diable i mocach diabelskich,
Nie powinieneś już myśleć o Bogu.
FAUST
Odtąd nie będę, chciejcie mi wybaczyć,
A Faust ślubuje już nigdy nie spojrzeć
Na niebo, nigdy też imienia Boga
Nie wzywać i nie modlić się do niego,
Lecz sługi jego zabić, Pismo Święte
Rzucić w płomienie, a duchom swym kazać,
Żeby kościoły jego poburzyły.
LUCYFER
Zrób tak, a my cię szczodrze nagrodzimy.
Fauście, przybyliśmy tu z piekła, żeby ci dać nieco rozrywki;
usiądź, a zobaczysz wszystkie siedem grzechów głównych w
ich właściwej postaci.
FAUST
Widok ten będzie mi tak samo miły,
Jak Raj się wydał Adamowi w pierwszym
Dniu, w którym go stworzono.
LUCYFER
Nie mów o Raju ani o stworzeniu, lecz patrz na to
widowisko; mów tylko o diable, o niczym innym.
Wychodźcie!
[Wchodzi Siedem Grzechów Głównych].
No, Fauście, pytaj o ich imiona i skłonności.
FAUST
Kim jesteś ty - pierwsza?
PYCHA
Jestem Pycha. Gardzę wszelkimi rodzicami. Jestem podobna
do pchły Owidiusza: mogę się wślizgnąć w każdy zakątek
ciała jakiejś dziewki; czasem jako peruka ocieniam jej czoło;
albo jako wachlarz z piór całuję jej usta; rzeczywiście, robię -
czegóż ja nie robię!
Lecz, o wstydzie, cóż tu za zapach? Nie powiem już ani
słowa, dopóki nie pokropi się ziemi perfumami i nie pokryje
się jej jakimś gobelinem.
FAUST
Kim jesteś ty - druga?
CHCIWOŚĆ
Jestem Chciwość. Spłodził mnie stary sknera ze starą
skórzaną torbą i gdybym miała wyrazić jakieś życzenie,
chciałabym, żeby ten dom i wszyscy ludzie w nim zamienili
się w złoto, abym was mogła zamknąć w mej poczciwej
skrzyni: O moje słodkie złoto!
FAUST
Kim jesteś ty - trzeci?
GNIEW
Jestem Gniew. Nie mam ojca ani matki; wyskoczyłem z
paszczy lwa zaledwie w pół godziny po urodzeniu się i od tej
pory przebiegam cały świat z tymi rapierami i ranię nimi
sam siebie, kiedy nie mam z kim wałczyć. Urodziłem się w
piekle; uważajcie, bo któryś z was jest moim ojcem.
FAUST
Kim jesteś ty - czwarta?
ZAZDROŚĆ
Ja jestem Zazdrość, zrodzona z kominiarza i sprzedawczyni
ostryg. Nie umiem czytać, toteż chciałabym, żeby spalono
wszystkie książki. Wychudłam patrząc, jak inni jedzą. Och,
żeby tak na całym świecie zapanował głód, żeby wszyscy
umarli i żebym tylko ja przeżyła! Wtedy zobaczylibyście,
jaka byłabym tłusta! Ale czy wolno ci siedzieć, gdy ja stoję?
Spadnij z tego krzesła, do licha!
FAUST
Precz, zazdrosna łajdaczko! Kim jesteś ty - piąty?
OBŻARSTWO
Kto? Ja, panie? Ja jestem Obżarstwo. Moi rodzice umarli i nie
zostawili mi ani złamanego grosza, tylko samą pensję, a to
oznacza, że mogę tylko trzydzieści razy dziennie jeść do syta
i zjadać dziesięć przekąsek - ta drobnostka nie wystarcza
mojej naturze. O, jestem z królewskiej rodziny! Moim
dziadkiem był Udziec Wieprzowy, moją babką Beczka
Czerwonego Wina; za ojców chrzestnych miałem Piotra
Marynowanego Śledzia i Marcina, Wołu św. Marcina; o, a
moją chrzestną matką była wesoła szlachcianka, bardzo
łubiana w każdym poczciwym miasteczku i mieście: zwano
ją Panią Małgorzatą Marcowe Piwko. Teraz, Fauście, wiesz
już wszystko o moim pochodzeniu; zaprosisz mnie na
kolację?
FAUST
Nie, dopilnuję, żeby cię powieszono, bo zjesz wszystkie moje
zapasy.
OBŻARSTWO
Niechże cię diabli wezmą!
FAUST
Ciebie niech wezmą, obżartuchu! A kto ty jesteś - szósty?
LENISTWO
Jestem Lenistwo. Urodziłem się na słonecznym zboczu, na
którym od tego czasu sobie leżałem, a ty wyrządziłeś mi
wielką krzywdę zabierając mnie stamtąd; niechże mnie tam
zaniosą z powrotem Obżarstwo i Nieczystość. Nie powiem
już ani słowa nawet za królewski okup.
FAUST
A któż ty jesteś, pani Flirciaro - siódma i ostatnia?
NIECZYSTOŚĆ
Ja, panie? Jestem tą, która woli cal surowej baraniny od
łokcia smażonego sztokfisza, a pierwsza litera mojego
imienia brzmi N - jak Nieczystość.
FAUST
Precz, do piekła, do piekła!
[Wychodzą Grzechy].
LUCYFER
Cóż, Fauście, jakże ci się to podoba?
FAUST
Ach, to pokrzepia mą duszę!
LUCYFER
Ech, Fauście, piekło zna wszystkie rozkosze.
FAUST
O, chciałbym ujrzeć piekło i powrócić.
Jakże bym wtedy był szczęśliwy!
LUCYFER
Będziesz!
Przyślę po ciebie tutaj o północy.
Tymczasem weź tę księgę i dokładnie
Ją przejrzyj, wtedy będziesz mógł w dowolną
Postać się zmienić, jeśli tylko zechcesz.
FAUST
Potężny Lucyferze, wielkie dzięki,
Troskliwie strzegł jej będę, tak jak życia.
LUCYFER
Żegnaj mi, Fauście, myśl tylko o diable.
FAUST
Żegnaj mi, wielki Lucyferze.
[Wychodzą Lucyfer i Belzebub].
A ty,
Chodź, Mephistophilisie.
[Wychodzą].
Wchodzi Chorus
CHORUS
Faust uczony.
Żeby tajniki poznać astronomii,
Wyryte na wysokim firmamencie
W księdze Jowisza, na szczyty Olimpu
Wdarł się, w ognistym zasiadłszy rydwanie,
Który ciągnęły smoki ujarzmione.
Teraz się oddał studiom kosmografii
I najpierw, sądzę, uda się do Rzymu,
Żeby Papieża ujrzeć z jego dworem
I żeby udział wziąć w Piotrowym święcie,
Które dziś uroczyście się obchodzi.
[Wychodzi].
[Wchodzą Faust i Mephistophilis].
FAUST
Więc oto, dobry mój Mephistophilu,
Z zachwytem możny zwiedziliśmy Trewir,
Który wyniosłe otaczają góry,
Kamienne mury, głębokie jeziora,
Iżby go żaden książę nie mógł zdobyć;
Z Paryża, dążąc przez królestwo Francji,
Ujrzeliśmy, jak wpada Men do Renu,
Którego brzegi obrosły w winnice;
Później Neapol, bogata Kampania,
Której budowle piękne, miłe oku,
Ulice proste, pięknie brukowane,
Na cztery równe części dzielą miasto.
Tam widzieliśmy złoty grób Marona,
Mędrca, co wykuł w kamienistej skale
W przeciągu jednej nocy drogę, długą
Na jedną milę angielską; zaś stamtąd
Do Padwy, do Wenecji i do innych
Miast; w jednym z nich zaś wspaniała świątynia
Zagraża gwiazdom swoim dumnym szczytem.
W ten sposób Faust, jak dotąd, czas swój spędzał.
Powiedz mi teraz, gdzieśmy to spoczęli?
Czyżbyś mnie, jak ci to kiedyś kazałem,
Już przeprowadził poprzez mury Rzymu?
MEPHISTOPHILIS
Tak, Fauście; a żeby nam niczego nie brakowało,
wypożyczyłem na nasz użytek prywatne apartamenty Jego
Świątobliwości.
FAUST
Myślę, że Jego Świątobliwość zechce
Łaskawie nas powitać.
MEPHISTOPHILIS
Ech, człowieku, to nie ma znaczenia: śmiało sobie u niego
poucztujemy.
A teraz, Fauście, żebyś dobrze pojął,
Jakie rozkosze Rzym dla ciebie kryje,
Wiedz, że to miasto zostało wzniesione
Na siedmiu wzgórzach, które fundamenty
Jego wspierają; a poprzez sam środek
Przepływa Tyber, krętymi brzegami
Dzielący miasto na dwie części; zasię
Cztery wspaniałe mosty zapewniają
Bezpieczny dostęp do każdej dzielnicy.
Nad mostem, zwącym się Ponte Angelo,
Wzniesiono tutaj ów potężny zamek,
A w jego murach tyle artylerii,
Podwójnych armat, zdziałanych z mosiądzu,
Ile dni można liczyć w całym roku;
Są tam też bramy oraz obeliski,
Które z Afryki przywiózł Juliusz Cezar.
FAUST
A więc na królestw podziemnych potęgę,
Na Styks, Acheron, ogniste jezioro,
Wiecznie płonący Flegeton, przysięgam,
Że pragnę ujrzeć owe monumenty
I położenie prześwietnego Rzymu.
Dlatego chodźmy stąd.
MEPHISTOPHILIS
Nie, Fauście, czekaj,
Bo wiem, że chciałbyś zobaczyć Papieża.
Chciałbyś też udział wziąć w uroczystości
Świętego Piotra, gdzie ujrzysz gromadę
Mnichów o wygolonych łbach, dla których
Napchanie brzucha bywa summum bonum16.
FAUST
Dobrze, rad jestem, że się rozerwiemy,
A ich szaleństwo sprawi nam uciechę.
Więc mnie zaczaruj, żebym był niewidzialny i robił, co mi się
będzie podobało,
A nikt nie widział mnie, gdy będę w Rzymie.
[Mephistophilis zaczarowuje go].
MEPHISTOPHILIS
To już, Fauście.
Róbże, co zechcesz, nikt cię nie spostrzeże.
[Fanfara. Wchodzą na ucztę Papież i Kardynał Lotaryński w
otoczeniu Mnichów].
PAPIEŻ
Zechciej się zbliżyć, panie z Lotaryngii.
FAUST
Jedz, bo inaczej diabeł cię udusi!
PAPIEŻ
Cóż to? Któż to przemówił? Rozejrzyjcie się, bracia.
16 Najwyższym dobrem.
PIERWSZY MNICH
Nie ma tu nikogo - za pozwoleniem Waszej Świątobliwości.
PAPIEŻ
Panie, oto pyszna potrawa, którą mi przysłał biskup
Mediolanu.
FAUST
Dzięki ci, panie.
[Zabiera talerz].
PAPIEŻ
Cóż to? Kto mi zabrał jedzenie? Czy nikt tego nie sprawdzi? -
- Panie mój, tę potrawę przysłał mi kardynał z Florencji.
FAUST
Prawdę mówisz. Wezmę ją.
[Zabiera talerz].
PAPIEŻ
Coś takiego, znowu! - Panie mój, wypiję za twoje zdrowie.
FAUST
Ja wypije zdrowie Jego Wysokości.
[Porywa puchar].
KARDYNAŁ LOTARYŃSKI
Panie mój, to musi być jakiś duch, który świeżo wymknął się
z czyśćca i przyszedł błagać Waszą Świątobliwość o
wybaczenie.
PAPIEŻ
Może tak być. Bracia, przygotujcie się do pieśni, żeby
uspokoić furię tego ducha. Raz jeszcze, panie mój, jedzcie.
[Papież się żegna].
FAUST
Cóż to, żegnasz się?
Radzę, nie próbuj ponownie tej sztuczki.
[Papież żegna się znowu].
FAUST
Już po raz drugi. Uważaj na trzeci.
Ja cię uczciwie ostrzegam.
[Papież żegna się raz jeszcze, a Faust wymierza mu policzek;
wszyscy uciekają].
No, Mephistophilisie, cóż nam zrobią?
MEPHISTOPHILIS
Ba, nie wiem; przeklną nas przy pomocy dzwonu, księgi i
świecy.
FAUST
Ha! Dzwon, księga i świeca - świeca, dzwon i księga!
Z przodu i z tyłu - przekląć Fausta to mitręga!
Wkrótce wieprz zachrząka, ciele zabeczy i osioł zaryczy.
Ponieważ mamy święto w Piotrowej Stolicy.
[Wracają wszyscy Mnisi, aby odśpiewać pieśń].
PIERWSZY MNICH
Bracia, nabożnie weźmy się do dzieła.
Niech będzie przeklęty ten, kto zabrał Jego Świątobliwości
jedzenie ze stołu! Maledicat Dominus!17 Niech będzie
przeklęty ten, co uderzył Jego Świątobliwość w twarz!
Maledicat Dominus! Niech będzie przeklęty ten, co uderzył
Brata Sandelo w głowę! Maledicat Dominus! Niech będzie
przeklęty ten, co zakłóca nasze święte modły! Maledicat
Dominus! Niech będzie przeklęty ten, co ukradł wino Jego
Świątobliwości! Maledicat Dominus!
Et omnes Sancti! Amen!
[Mephistophilis i Faust biją Mnichów, rozrzucają wśród nich
fajerwerki i tak wychodzą].
Wchodzi Chorus
CHORUS
A kiedy Faust już, rad wielce, zobaczył
Rzeczy najrzadsze i królewskie dwory,
Przerwał swą podróż i wrócił do domu,
Gdzie ci, co z taką żałością znosili
Tę jego nieobecność, mam na myśli
Przyjaciół i najbliższych towarzyszy,
Gratulowali mu miłymi słowy,
Iż wrócił tak bezpiecznie, a w rozmowie
17 Niechaj Pan go przeklnie.
O tym, co mu się zdarzyło w podróży
Poprzez odległe światy i powietrze,
O sprawy astrologii go pytali,
A Faust tak mądre dawał odpowiedzi,
Że wszyscy podziwiali jego rozum.
Teraz już sława jego się rozniosła
Po wszystkich krajach, a także na dworze
Cesarza; jest nim Karol Piąty; otóż
W jego pałacu Faust teraz ucztuje
Wśród dostojników; czego tam swą sztuką
Dokonał, o tym powiedzieć nie dosyć;
Lecz zobaczycie to na własne oczy.
[Wychodzi].
[Wchodzi Robin, stajenny, z książką w ręku].
ROBIN
O, to jest wspaniałe! Ukradłem właśnie jedną z
czarnoksięskich ksiąg Doktora Fausta i słowo daję, myślę, że
wyszukam w niej jakieś zaklęcia na własny użytek. No i tak
zrobię, że wszystkie dziewczyny w naszej parafii będą dla
mojej przyjemności tańczyły przede mną całkiem nago, i tym
sposobem zobaczę więcej, niż dotąd mogłem przeczuwać
albo i widzieć.
[Wchodzi Ralf wołając Robina].
RALF
Robin, chodźże; jest tu szlachcic, czeka na swego konia, chce,
żebyś mu nasmarował rzemienie i oczyścił jego rzeczy;
strasznie się o to kłóci z moją panią, to mnie posłała, żebym
cię poszukał, chodźże, proszę cię.
ROBIN
Odejdź, odejdź, bo ci dam takiego łupnia, że się nie
pozbierasz, Ralf; trzymaj się z daleka, boja tu robię wielkie
rzeczy.
RALF
Ale co robisz z tą książką? Nie umiesz czytać.
ROBIN
O, tak, mój pan i moja pani przekonają się, że umiem czytać,
on na swoim czole, a ona przez swoje ukryte sprawki;
urodziła się po to, żeby mnie cierpliwie znosić, inaczej na nic
cała moja sztuka.
RALF
Ale co to za książka, Robinie?
ROBIN
Co to za książka? No cóż, to najbardziej nieznośna
czarnoksięska księga, jaką kiedykolwiek wynalazł cuchnący
siarką diabeł.
RALF
Potrafisz z niej czarować?
ROBIN
Łatwo potrafię zrobić wszystko; po pierwsze, potrafię zrobić
tak, że w każdej tawernie w Europie upijesz się za darmo
grzanym winem; to jedna z moich czarnoksięskich sztuczek.
RALF
Nasz pan pleban powiada, że to nic.
ROBIN
To prawda, Ralfie; ale co więcej: jeśli czujesz coś do naszej
kucharki, Ani Rożenek, to ją obracaj według własnej woli i
tak często, jak zechcesz, o północy.
RALF
O dzielny Robinie! Będę miał Anię Rożenek, i to tak, jak
zechcę? Za to będę karmił twojego diabła końskim chlebem
za darmo i do końca życia!
ROBIN
Dość, drogi Ralfie. Chodźmy i oczyśćmy nasze buty, które
brudne trzymamy w rękach, a potem w imię diabła bierzmy
się do czarów.
[Wychodzą].
[Wchodzą Robin i Ralf ze srebrnym kubkiem].
ROBIN
No, Ralfie, czy ci nie mówiłem, że zawsze nam się przyda
księga Doktora Fausta? Ecce signum! oto prosty zysk dla
stajennych: dopóki to mamy, nasze konie nie będą jadły
samego siana.
RALF
Ale nadchodzi Winiarz, Robinie.
ROBIN
Sza! Oszukam go w sposób nadnaturalny.
[Wchodzi Winiarz].
Szynkarzu, mam nadzieję, że wszystko już zapłacone; Bóg z
tobą; chodźmy, Ralfie.
WINIARZ
Powoli, panie, mam do ciebie słówko. Zanim pójdziesz,
musisz jeszcze zapłacić za kubek.
ROBIN
Ja i kubek, Ralfie, ja i kubek! Gardzę tobą, jesteś, etc. Ja i
kubek! Obszukaj mnie.
WINIARZ
Zrobię to, panie, za pozwoleniem.
[Obszukuje Robina].
ROBIN
No, i co teraz powiesz?
WINIARZ
Muszę coś powiedzieć twojemu koledze. Ty, panie!
RALF
Ja, panie! Ja, panie! Szukaj, ile chcesz.
[Winiarz obszukuje go].
No cóż, panie, wstydź się zarzucać kłamstwo uczciwym
ludziom.
WINIARZ
Jeden z was ma ten kubek przy sobie.
ROBIN
Kłamiesz, gospodarzu, mam go przed sobą. [Na stronie]. O ty,
mopanku, nauczę cię, co to znaczy oskarżać uczciwych ludzi!
Poczekaj, dam ja ci za ten kubek! odsuń się, tak będzie
najlepiej, polecam ci to w imię Belzebuba. Uważaj na kubek,
Ralfie!
WINIARZ
Co chcesz zrobić, mopanku?
ROBIN
Powiem ci, co chcę zrobić. [Czyta z księgi]. Sanctobulorum
Periphrasticon - no, połaskotam cię, szynkarzu. - Uważaj na
kubek, Ralfie! [Na stronie do Ralfa]. - [Czyta]. Polypragmos
Belseborams framanto pacostiphos tostu, Mephistophilis, etc.
[Wchodzi Mephistophilis, kładzie mu na plecach szmermele,
potem wychodzi. Parobcy biegają w kółko].
WINIARZ
O nomine Domini! Co wyprawiasz, Robin? Przecież nie masz
kubka.
RALF
Peccatum peccatorum! Masz tu swój kubek, poczciwy
Winiarzu.
[Daje kubek Winiarzowi, który wychodzi].
ROBIN
Misericordia pro nobis! Co ja robię? Dobry diable, wybacz mi
jeszcze tym razem, a już nigdy nie okradnę twojej biblioteki.
[Wraca Mephistophilis].
MEPHISTOPHILIS
Monarcho, piekieł, przed którego czarnym
Spojrzeniem wielcy tego świata z lękiem
Straszliwym klęczą, a na twych ołtarzach
Leżą tysiące dusz, jakże gniewają
Mnie łotrów tych zaklęcia! Jam tu przybył
Aż z Konstantynopola, żeby tylko
Zrobić przyjemność tym przeklętym durniom.
ROBIN
Co, z Konstantynopola? Odbyłeś wielką podróż; może byś
sobie wziął sześć pensów, żeby zapłacić za kolację, i poszedł
sobie?
MEPHISTOPHILIS
Dobrze, łotry, za waszą zarozumiałość przemienię ciebie w
małpę, a ciebie w psa; i potem pójdę.
[Wychodzi].
ROBIN
Oho, w małpę! To świetnie! Będę się pysznie bawił z
chłopakami i będę miał pod dostatkiem orzechów i jabłek.
RALF
A ja muszę być psem.
ROBIN
Doprawdy, nigdy nie wysuniesz głowy z miski z żarciem.
[Wychodzą].
[Wchodzą Cesarz, Faust i Rycerz ze świtą].
CESARZ
Mistrzu, Doktorze Fauście, doszły mnie osobliwe wieści o
twojej znajomości czarnej sztuki; jakoby nikt w moim
cesarstwie ani w całym świecie nie mógł się z tobą równać w
rzadkich sztukach magicznych; mówią, że masz zaprzyjaźnionego
diabła i z jego pomocą możesz dokonać, czego tylko
zechcesz. Dlatego proszę, żebyś mi dał jakiś dowód swych
umiejętności, abym zobaczył na własne oczy to, co
doniesiono mym uszom. I przysięgam ci na honor mojej
cesarskiej korony, że cokolwiek byś zrobił, nie zostaniesz za
to w żaden sposób skrzywdzony ani ukarany.
RYCERZ [Na stronie]
Zaprawdę, on bardzo wygląda na czarnoksiężnika.
FAUST
Łaskawy władco, chociaż muszę wyznać, że pogłoski
rozsiewane przez ludzi bardzo wyolbrzymiają moje
umiejętności, bo nie umiem nic, co byłoby godne twego
cesarskiego majestatu, to przecież, gdy wiążą mnie miłość i
obowiązek, rad jestem zrobić wszystko, co twój majestat mi
rozkaże.
CESARZ
Więc zważ, doktorze Fauście, co ci powiem.
Gdy czasem siedzę sobie w samotności
W mojej komnacie, myśli rozmaite
Mnie oblegają o chwale mych przodków,
O tym, jak walecznością dokonali
Tak wielkich czynów, bogactwa tak wielkie
Zdobyli i podbili tyle królestw,
I wtedy boję się, że my, co po nich
Tron dziedziczymy, lub ci, którzy po nas
Wezmą dziedzictwo, nigdy nie osiągną
Sławy tak wielkiej i tak wielkiej władzy.
Jest wśród tych królów Aleksander Wielki,
On najważniejszy dał pokaz przewagi
Nad całym światem i blask jego czynów
Przesławnych odbitymi promieniami
Ten świat oświeca; toteż kiedy słyszę
O owych wstrząsach, które on wywołał,
Smutno mi w duszy, żem tego człowieka
Nigdy nie widział; więc jeśli potrafisz
Zręcznością swojej sztuki go przywołać
Z podziemnej pustki, gdzie sławny zdobywca
Legł pogrzebany, a wraz z nim sprowadzić
Tu jego piękną kochankę, oboje
We własnych ich postaciach, gestach, stroju,
Który nosili za życia, to wtedy
Nie tylko spełnisz me szczere pragnienia,
Lecz dasz mi dowód, bym głosił twą chwałę,
Dopóki ja sam będę żył na świecie.
FAUST
Panie mój łaskawy, gotów jestem spełnić twoje żądanie o
tyle, o ile przy pomocy swej sztuki i potęgą mego diabła będę
mógł tego dokonać.
RYCERZ [Na stronie].
Zaprawdę, nic z tego nie będzie.
FAUST
Jednakże, za pozwoleniem Waszej Łaskawości, nie jest w
mojej mocy ukazanie Waszym oczom cielesnych substancji
owych dwojga zmarłych księstwa, gdyż ich ciała już od
dawna rozsypały się w proch.
RYCERZ [Na stronie].
O tak, zaprawdę, Mistrzu Doktorze, jest w tobie znak łaski,
kiedy wyznajesz prawdę.
FAUST
Lecz zjawią się przed Waszą Łaskawością takie duchy, które
żywo przypominać będą Aleksandra i jego kochankę, tak
jakby żyli w swym najbardziej kwitnącym stanie; nie wątpię,
że to dostatecznie zadowoli Waszą Cesarską Wysokość.
CESARZ
Nuże, Mistrzu Doktorze, ukaż mi ich natychmiast.
RYCERZ
Słyszysz, Mistrzu Doktorze? Przyprowadź Aleksandra i jego
kochankę przed oblicze Cesarza!
FAUST
O cóż ci idzie, panie?
RYCERZ
Zaiste, taka to prawda jak to, że Diana zmieniła mnie w
jelenia.
FAUST
Nie, panie, lecz gdy Akteon umierał, zostawił dla ciebie rogi.
Mephistophilisie, idź!
[Wychodzi Mephistophilis].
RYCERZ
No, a ty zaczynaj czary; ja sobie pójdę.
[Wychodzi].
FAUST
Wkrótce odpłacę ci za to, że mi tak przeszkadzasz. Oto oni,
panie mój łaskawy!
[Wraca Mephistophilis z Duchami o postaciach Aleksandra i
jego Kochanki].
CESARZ
Mistrzu Doktorze, słyszałem, że ta dama miała za życia
brodawkę czy pieprzyk na szyi; jakże się dowiem, czy było
tak, czy nie?
FAUST
Wasza Wysokość może śmiało podejść i sprawdzić.
CESARZ
Ależ tak, to nie duchy, lecz prawdziwe, substancjalne ciała
tych dwojga zmarłych księstwa.
[Wychodzą Duchy].
FAUST
Czy Wasza Wysokość zechce teraz posłać po tego Rycerza,
który ostatnio tak miło się tu wobec mnie zachowywał?
CESARZ
Niech ktoś z was go zawoła.
[Wychodzi jeden ze Świty].
[Wraca Rycerz z parą rogów na głowie].
Cóż to, panie Rycerzu? Ha, myślałem, że jesteś kawalerem, a
teraz widzę, że masz żonę, która nie tylko przyprawiła ci
rogi, ale jeszcze każe ci je nosić. Dotknij swej głowy.
RYCERZ
Łotrze przeklęty, ty psie obrzydliwy,
Zrodzony w grocie jakichś skał straszliwych,
Zuchwalcze, co szlachcica tak zelżyłeś,
Napraw, powiadam, to, co uczyniłeś!
FAUST
O, nie tak szybko, panie, nie ma pośpiechu; ale dobrze,
pamiętasz, jak mi przeszkadzałeś w rozmowie z Cesarzem?
Myślę, że ci za to odpłaciłem.
CESARZ
Dobry Mistrzu Doktorze, odczaruj go na moją prośbę; został
już wystarczająco ukarany.
FAUST
Panie mój łaskawy, nie tyle za krzywdę, jaką mi wyrządził w
twojej obecności, ile dla rozweselenia cię jakąś rozrywką
Faust godnie odpłacił temu przykremu Rycerzowi; ale to
było wszystko, czego pragnąłem, i chętnie uwolnię go od
tych rogów; a ty, panie Rycerzu, mów odtąd dobrze o
uczonych. Mephistophilu, odmień go zaraz. [Mephistophilis
zdejmuje mu rogi.] A teraz, dobry mój panie, spełniwszy swój
obowiązek, pokornie odchodzę.
CESARZ
Żegnaj, Doktorze, lecz zanim odejdziesz,
Hojną ode mnie otrzymasz zapłatę.
[Wychodzą Cesarz, Rycerz i Świta].
FAUST
Teraz, Mephistophilu, ta wędrówka
Bez odpoczynku, którą czas odmierza
Swoją pokorną i milczącą stopą,
Dni me skracając i nić mego życia,
Zapłaty moich lat ostatnich pragnie.
Dlatego, drogi mój Mephistophilu,
Spiesznie udajmy się do Wittenbergi.
MEPHISTOPHILIS
Chciałbyś na koniu jechać czy iść pieszo?
FAUST
Dopóki nie miniemy tej ślicznej i miłej łąki, pójdę pieszo.
[Wchodzi Handlarz koni].
HANDLARZ KONI
Przez cały dzień szukam niejakiego Mistrza Faustina, no i
patrzcie: oto jest! Niech cię Bóg strzeże, Mistrzu Doktorze!
FAUST
O, Handlarz koni! Dobrze, że jesteś.
HANDLARZ KONI
Słyszysz, panie? Przyniosłem ci czterdzieści talarów za
twego konia.
FAUST
Nie mogę go sprzedać za tę cenę; jeśli dasz pięćdziesiąt, bierz
go.
HANDLARZ KONI
Niestety, panie, nie mam więcej! Proszę was, wstawcie się za
mną.
MEPHISTOPHILIS
Proszę cię, panie, niech go weźmie; to uczciwy człowiek i ma
wiele obowiązków, nie ma żony ani dziecka.
FAUST
No, dobrze, dawaj pieniądze.
[Handlarz daje pieniądze Faustowi].
Mój chłopiec ci go przyprowadzi.
Ale zanim go dostaniesz, muszę ci jedno powiedzieć;
Nie wjeżdżaj na nim do rzeki w żaden sposób.
HANDLARZ KONI
A co, panie, on nie pije z każdej rzeki?
FAUST
O tak, pije z każdej; ale nie wjeżdżaj na nim do rzeki; możesz
przesadzać na nim płot czy rów, co chcesz, ale nie wjeżdżaj
do rzeki.
HANDLARZ KONI
Dobrze, panie. No, teraz jestem urządzony na zawsze; nie
oddam tego konia za dwa razy czterdzieści, choćby był taki
jak szkapa wędrownego handlarza, nieźle na nim zarobię;
ma zad gładki jak węgorz. [Na stronie]. No, Bóg z tobą, panie;
twój chłopak mi go przyprowadzi. Ale posłuchaj mnie, panie,
jeśli mój koń zachoruje albo się znarowi, a ja przyniosę jego
mocz, to mi powiesz, co mu jest?
FAUST
Precz, łotrze, cóż to, myślisz, że jestem konowałem?
[Wychodzi Handlarz koni]. Kimże jesteś, Fauście, jeśli nie
człowiekiem skazanym na śmierć?
Twój czas fatalny zmierza ku końcowi,
Rozpacz z niewiarą w me myśli się wkrada;
Niech te uczucia w łagodnym śnie zginą.
Ech, Chrystus łotra zawołał na krzyżu:
Więc spocznij, Fauście, ufny i spokojny.
[Zasypia w krześle].
[Wraca Handlarz koni, cały mokry, z krzykiem].
HANDLARZ KONI
Biada, biada, Doktor Fustian, zaiste! Ha, Doktor Lopus nie
był takim doktorem: dał mi na przeczyszczenie; wypłukał ze
mnie czterdzieści talarów; nigdy ich już nie zobaczę. Ale
chociaż byłem osłem, nie chciałem, żeby mną rządził, a że
kazał mi nie wjeżdżać do wody, więc myśląc, że mój koń ma
jakieś rzadkie zalety, o których on nie chce, żebym wiedział,
wjechałem na nim niby śmiały młodzik do głębokiego stawu
na krańcach miasta. A ledwiem wjechał do połowy stawu,
mój koń zniknął, a ja siedziałem na wiązce siana i jeszcze
nigdy w życiu nie byłem taki bliski utopienia się. Ale odnajdę
mojego Doktora i odzyskam swoje czterdzieści talarów albo
to będzie najdroższy koń w jego życiu! O, tam jest jego
parobek. Słyszysz mnie? Ty, włóczęgo, gdzie jest twój pan?
MEPHISTOPHILIS
Cóż to, czego chcesz, panie? Nie możesz z nim mówić.
HANDLARZ KONI
Ale ja chcę z nim mówić.
MEPHISTOPHILIS
Właśnie zasnął, przyjdź innym razem.
HANDLARZ KONI
Będę z nim mówił teraz albo rozbiję mu szyby koło uszu!
MEPHISTOPHILIS
Powiadam ci, że nie spał osiem nocy.
HANDLARZ KONI
Żeby nawet nie spał osiem tygodni, będę z nim mówił.
MEPHISTOPHILIS
Popatrz, jest tam i śpi głęboko.
HANDLARZ KONI
A, tutaj jest - Boże cię zbaw, Mistrzu Doktorze, Mistrzu
Doktorze, Mistrzu Doktorze Fustian! Czterdzieści talarów,
czterdzieści talarów za wiązkę siana!
MEPHISTOPHILIS
Widzisz przecie, że cię nie słyszy.
HANDLARZ KONI
Ho, ho, ho! Ho, ho!
[Wrzeszczy mu do ucha].
No co, nie zbudzisz się? Już ja cię obudzę, zanim sobie stąd
pójdę. [Ciągnie Fausta za nogę i wyrywa mu ją z ciała]. Biada
mi, zginąłem! Co ja teraz zrobię?
FAUST
O, moja noga, moja noga! Na pomoc, Mephistophilu! Wołaj
żandarmów! Moja noga, moja noga!
MEPHISTOPHILIS
Łotrze, chodź do konstabla.
HANDLARZ KONI
O Boże, panie mój, puść mnie, a dam ci jeszcze drugie
czterdzieści talarów.
MEPHISTOPHILIS
Gdzie one są?
HANDLARZ KONI
Nie mam ich przy sobie; chodź do mego zajazdu, to ci je dam.
MEPHISTOPHILIS
Biegnij szybko.
[Handlarz koni wybiega].
FAUST
No co, poszedł? Dobrej drogi! Faust ma znów swoją nogę, a
Handlarz koni, jak sądzę, wiązkę siana za swoje trudy;
pięknie, ta sztuczka będzie go kosztowała jeszcze drugie
czterdzieści talarów.
[Wchodzi Wagner].
FAUST
Co tam, Wagnerze? Jakie przynosisz nowiny?
WAGNER
Panie, książę Vanholt gorąco prosi, abyś zechciał mu
towarzyszyć.
FAUST
Książę Vanholt! Dostojny szlachcic, nie mogę mu skąpić
swych umiejętności; chodźmy do niego, Mephistophilu.
[Wychodzą].
[Wchodzą Książę Vanholt, Księżna, Faust, i Mephistophilis].
KSIĄŻĘ
Wierz mi, Mistrzu Doktorze, ta rozrywka bardzo mnie
ubawiła.
FAUST
Panie mój łaskawy, cieszę się, że jesteś tak zadowolony. Ale
może ty, pani, nie znalazłaś w tym uciechy? Słyszałem, że
damy o wielkich brzuszkach lubią słodycze lub coś w tym
rodzaju. Czegóż pragniesz, pani? Powiedz mi, a będziesz to
miała.
KSIĘŻNA
Dzięki, dobry Mistrzu Doktorze, a skoro widzę twoją dworną
chęć sprawienia mi przyjemności, nie będę przed tobą
ukrywać, czego pragnie me serce: gdyby to było lato, a nie
styczeń i martwy czas zimy, nie pragnęłabym niczego więcej
niż tacy dojrzałych winogron.
FAUST
Ależ, pani, to drobiazg! Idź, Mephistophilu!
[Wychodzi Mephistophilis].
Gdyby coś większego mogło ci sprawić przyjemność, także to
otrzymasz.
[Wraca Mephistophilis z winogronami].
Oto są, pani, zechciej ich, proszę, skosztować.
KSIĄŻĘ
Wierz mi, Mistrzu Doktorze, że nade wszystko dziwię się
temu, w jaki sposób zdobyłeś te winogrona teraz, w styczniu,
w martwym czasie zimowym?
FAUST
Jeśli pozwoli Wasza Miłość: rok jest na całym świecie
podzielony na dwa kręgi, tak że kiedy u nas jest zima, w
kręgu przeciwnym, a więc w Indiach, w królestwie Saby i w
innych krajach Wschodu, panuje lato; i szybki duch, jakim
rozporządzam, przyniósł je stamtąd, jak widzisz. Jak
smakują, pani? Czy są dobre?
KSIĄŻĘ
Wierz mi, Mistrzu Doktorze, to najlepsze winogrona, jakie
kiedykolwiek jadłam w życiu.
FAUST
Cieszę się, że jesteś z nich zadowolona, pani.
KSIĄŻĘ
Wejdźmy teraz, pani, do pałacu, gdzie musisz hojnie
wynagrodzić tego uczonego męża za wielką uprzejmość, jaką
nam okazał.
KSIĘŻNA
Tak zrobię, panie mój; i póki żyję, nie zapomnę o jego
dworności.
FAUST
Pokorne dzięki Waszej Łaskawości.
KSIĄŻĘ
Chodź z nami, Mistrzu Doktorze, i odbierz swoją nagrodę.
[Wychodzą].
[Wchodzi Wagner].
WAGNER
Zdaje się, iż mój mistrz już się spodziewa,
Że wkrótce umrze, bo całe swe mienie
Mi podarował, a jednak przypuszczam,
Że gdyby śmierć istotnie była bliska,
To nie ucztowałby, nie hulał, nie pił
Ze studentami, jak to właśnie czyni,
A którzy taką ucztę zastawili,
Z wielkim swych brzuchów ukontentowaniem,
Jakiej nie widział Wagner nigdy w życiu.
Patrzcie, nadchodzą; więc chyba ta uczta
Już się skończyła.
[Wychodzi].
[Wchodzi Faust, z dwoma lub trzema Studentami, oraz
Mephistophilis].
PIERWSZY STUDENT
Mistrzu, Doktorze Fauście, ponieważ w naszej rozmowie o
pięknych damach, to znaczy, o tym, która z nich była
najpiękniejsza na świecie, zgodziliśmy się wszyscy, że
najbardziej godną podziwu z tych, które żyły kiedykolwiek,
była Helena grecka, dlatego, Mistrzu Doktorze, gdybyś
zechciał wyświadczyć nam tę łaskę, a mianowicie ukazać
nam ową niezrównaną grecką damę, którą świat cały
podziwia za jej majestat, bylibyśmy ci wielce zobowiązani.
FAUST
Panowie,
Ponieważ o tym wiem, że niekłamana
Jest wasza przyjaźń, a zwyczajem Fausta
Jest nie odmawiać słusznym prośbom ludzi,
Którzy mu dobrze życzą, więc ujrzycie
Tę niezrównanie piękną grecką damę
W nie mniejszym majestacie i przepychu,
Niż gdy pan Parys płynął z nią przez morze,
Wioząc trofea do możnej Dardanii.
Więc milczcie, słowa teraz niebezpieczne.
[Dźwięki muzyki. Helena przechodzi przez scenę].
DRUGI STUDENT
Zbyt prosty umysł mój, by wypowiedzieć
Chwałę tej, którą cały świat podziwia
Za jej majestat.
TRZECI STUDENT
Toteż nic dziwnego,
Że gniewni Grecy dziesięć lat walczyli,
Gdy im porwano królową niebiańskiej
Urody, z niczym nieporównywalnej.
PIERWSZY STUDENT
Gdy już widzieliśmy ten cud Natury
I ten jedyny wzór doskonałości,
Odejdźmy, a za czyn ten, sławny wielce,
Niech Faust szczęśliwy i błogosławiony
Będzie na zawsze.
FAUST
Żegnajcie, panowie,
Tego samego ja także wam życzę.
[Wychodzą Studenci].
[Wchodzi Starzec].
STARZEC
Doktorze Fauście, gdybym mógł cię skłonić,
Iżbyś skierował się na drogę życia,
A przez jej słodycz zechciał cel osiągnąć,
Który niebiański dałby ci spoczynek!
Złam serce, wytocz krew, zmieszaj ją z łzami,
Z ciężaru skruchy twojej płynącymi.
Z powodu twego najnikczemniejszego
I ohydnego plugastwa, którego
Odór zatruwa duszę tak wstrętnymi
Zbrodniami twoich obrzydliwych grzechów,
Że żadna litość przegnać ich nie zdoła,
Lecz, Mistrzu Fauście, miłosierdzie twego
Słodkiego Zbawiciela i krew jego
Może cię tylko z twoich win oczyścić.
FAUST
Fauście,
Gdzież jesteś, nikczemniku, cóż zrobiłeś?
Przeklęty jesteś, Fauście, tyś przeklęty,
Rozpaczaj i umieraj! Oto piekło
Praw swoich się domaga; wielkim głosem
Woła: „Przybądź tu, Fauście, bo nadeszła
Twoja godzina!” Więc Faust przyjdzie, żeby
Postąpić zgodnie z twym prawem.
[Mephistophilis podaje mu sztylet].
STARZEC
Zaczekaj,
O dobry Fauście, wstrzymaj rozpaczliwe
Swe kroki! Widzę, że nad twoją głową
Wzlatuje anioł z naczyniem łask pełnym,
I pragnie łaski te przelać w twą duszę.
Więc miłosierdzia proś, już nie rozpaczaj.
FAUST
Ach, drogi przyjacielu, czuję,
Że twoje słowa mojej skołatanej
Duszy pociechę niosą. Ale teraz
Odejdź, bym mógł rozważyć swoje grzechy.
STARZEC
Odchodzę, drogi Fauście, lecz odchodzę
W smutnym nastroju, bo przecież się lękam,
Że zgubisz swoją beznadziejną duszę.
[Wychodzi].
FAUST
Przeklęty Fauście, gdzież jest miłosierdzie?
Odczuwam skruchę, a przecież rozpaczam:
Piekło wojuje z łaską w mojej piersi,
Cóż robić, by uniknąć sideł śmierci?
MEPHISTOPHILIS
Tyś zdrajcą, Fauście, i biorę twą duszę
W areszt, ponieważ jesteś nieposłuszny
Mojemu panu i władcy; natychmiast
Się zbuntuj, bo cię rozerwę w kawałki.
FAUST
Mephistophilu drogi, zechciej błagać
Swojego pana, żeby mi wybaczył
Moją niesprawiedliwą pychę; pragnę
Ponownie własną krwią potwierdzić śluby,
Dawniej złożone już Lucyferowi.
MEPHISTOPHILIS
Więc zrób to szybko, lecz ze szczerym sercem,
By nie spotkało cię nic groźniejszego.
FAUST
Dręcz, przyjacielu, tego nikczemnego
I ułomnego starca, co miał czelność
Od Lucyfera twego mnie odciągać
Najgorszą męką, na jaką stać piekło.
MEPHISTOPHILIS
To człowiek wielkiej wiary, jego duszy
Ja tknąć nie mogę; lecz spróbuję tego,
Co wolno mi uczynić z jego ciałem,
Choć ono mało warte.
FAUST
Dobry sługo,
O jedno jeszcze pozwól się poprosić:
By serca mego nasycić pragnienie,
Chciałbym, żeby została mą kochanką
Owa niebiańska Helena, ta, którą
Niedawno oglądałem; jej uściski,
Pełne słodyczy, mogą wykorzenić
We mnie te myśli, które odciągały
Mnie od mych ślubów, i pomóc dotrzymać
Lucyferowi złożonej przysięgi.
MEPHISTOPHILIS
To, Fauście, i to wszystko, czego jeszcze
Mógłbyś zapragnąć, spełnię w okamgnieniu.
[Wraca Helena].
FAUST
Więc to oblicze wysłało na morze
Tysiąc okrętów i zniszczyło ogniem
Wieże Ilionu, pozbawione szczytów?
Unieśmiertelnij mnie swym pocałunkiem,
Słodka Heleno! [Całuje ją]. Duszę wysysają
Ze mnie jej wargi. Patacie, ulatuje!
Heleno, oddajże mi moją duszę.
Tutaj zostanę, w tych wargach jest niebo.
Prochem jest wszystko, co nie jest Heleną.
Będę Parysem i dla twej miłości
Splądruję zamiast Troi Wittenbergę,
Ze słabym Menelausem będę walczył,
Nosząc twe barwy na pierzastym hełmie;
Tak, potem zranię Achillesa w piętę
I do Heleny wrócę po całusa.
Ach, tyś piękniejsza niż wieczorne niebo,
Strojne urodą swoich gwiazd tysięcy,
Jaśniejsza niźli płomienny Jupiter,
Kiedy się zjawił nieszczęsnej Semele;
Śliczniejsza niźli sam monarcha niebios
W ramionach lekkomyślnej Aretuzy.
Nikt, ty jedynie będziesz mą kochanką.
[Wychodzą].
[Wchodzi Starzec].
STARZEC
Przeklęty Fauście, ty nędzny człowieku,
Który wyrzucasz z duszy łaskę niebios
I przed wyrokiem ich tronu uciekasz!
[Wchodzą Diabły].
Szatan zaczyna kusić mnie swą dumą,
Jakby w tym ogniu Bóg mnie chciał doświadczyć,
Lecz moja wiara będzie triumfować
Nad tobą, piekło nikczemne! O patrzcie,
Wy dumne diabły, jak niebo się śmieje
Z tej waszej klęski i jak wami gardzi.
Precz, piekło! Idę stąd do mego Boga!
[Wychodzą].
[Wchodzi Faust ze Studentami].
FAUST
Ach, panowie!
PIERWSZY STUDENT
Co Faustowi dolega?
FAUST
Ach, mój drogi współlokatorze, gdybym mieszkał z tobą,
żyłbym jeszcze, lecz teraz umieram na wieki. Spójrz, czy on
nie nadchodzi? Czy nie nadchodzi?
DRUGI STUDENT
O czym Faust mówi?
TRZECI STUDENT
Pewnie popadł w jakąś chorobę z powodu nadmiernej
samotności.
PIERWSZY STUDENT
Jeśli tak, sprowadzimy lekarzy, żeby go wyleczyli. To tylko
przejedzenie; nie lękaj się, człowieku.
FAUST
Przejedzenie śmiertelnym grzechem, który potępił moje
ciało i duszę.
DRUGI STUDENT
Więc zwróć się ku niebu, Fauście; pamiętaj, że miłosierdzie
Boże jest nieskończone.
FAUST
Ale winy Fausta nigdy odpuszczone nie będą; wąż, który
kusił Ewę, może być zbawiony, ale nie Faust. Ach, panowie,
wysłuchajcie mnie cierpliwie i nie drżyjcie słuchając tego, co
powiem. Choć serce me kołata i drży, gdy wspomnę, że przed
trzydziestu laty byłem tu studentem, och, obym nigdy nie
ujrzał Wittenbergi, nie przeczytał książki! A cała Germania,
ba, cały świat może świadczyć o cudach, jakich dokonałem;
lecz w zamian za nie Faust utracił i Germanię, i świat, ba,
samo niebo, siedzibę Boga, tron Błogosławionego, królestwo
radości; i na zawsze już musi zostać w piekle, w piekle, ach,
w piekle, na zawsze! Drodzy przyjaciele, cóż stanie się z
Faustem, gdy na zawsze zostanie wtrącony do piekła?
TRZECI STUDENT
A jednak, Fauście, zwróć się do Boga!
FAUST
Do Boga, którego Faust się wyrzekł? Do Boga, któremu Faust
bluźnił? Ach, Boże mój, chciałbym płakać, lecz diabli skąpią
mi łez. Niech tryśnie krew zamiast łez! Tak, życie i dusza!
Ach, on wstrzymuje mój język! Chciałbym wznieść ręce, lecz
patrzcie, oni mnie za nie trzymają, oni mnie trzymają!
WSZYSCY
Kto, Fauście?
FAUST
Lucyfer i Mephistophilis. Ach, panowie, oddałem im duszę za
moją wiedzę.
WSZYSCY
Niech Bóg broni!
FAUST
Bóg wzbraniał tego, rzeczywiście; lecz Faust to uczynił: za
marne rozkosze przez lat dwadzieścia cztery Faust stracił
wieczną radość i szczęśliwość. Własną krwią napisałem im
cyrograf; czas już upłynął, nadejdzie godzina i zabiorą mnie.
PIERWSZY STUDENT
Czemu Faust nie powiedział nam o tym wcześniej, żeby
kapłani mogli się modlić za ciebie?
FAUST
Często myślałem, żeby tak zrobić, lecz diabeł groził, że
rozerwie mnie na kawałki, jeśli wezwę imienia Boga, że
porwie mnie z duszą i ciałem, jeśli choć raz posłucham
duchownych: a teraz już za późno. Panowie, odejdźcie,
żebyście nie zginęli razem ze mną.
DRUGI STUDENT
Cóż mamy robić, żeby uratować Fausta?
FAUST
Nie mówcie o mnie; ratujcie samych siebie i odejdźcie.
TRZECI STUDENT
Bóg doda mi sił; zostanę z Faustem.
PIERWSZY STUDENT
Nie wystawiaj Boga na próbę, drogi przyjacielu: lecz
przejdźmy do sąsiedniej komnaty i tam módlmy się za niego.
FAUST
Tak, módlcie się za mnie, módlcie się za mnie; a jakikolwiek
hałas usłyszycie, nie wchodźcie tu do mnie, bo nic uratować
mnie nie może.
DRUGI STUDENT
Módl się, a my będziemy się modlić, żeby Bóg zlitował się
nad tobą.
FAUST
Żegnajcie, panowie; jeśli dożyję do rana, przyjdę do was;
jeżeli nie, to znaczy że Faust poszedł do piekła.
WSZYSCY
Żegnaj, Fauście.
[Wychodzą Studenci].
[Zegar wybija jedenastą].
FAUST
Ach, Fauście!
Tylko godzina życia ci została,
A potem będziesz wiecznie potępiony!
Stójcie, wy wciąż krążące sfery niebios,
Niech czas się wstrzyma, północ nie nadejdzie;
O piękne oko Natury, wstań znowu
I spraw, niech dzień trwa wiecznie, albo może
Niech ta godzina trwa rok, miesiąc, tydzień
Lub dzień, by Faust mógł skruchą zbawić duszę!
O lente, lente currite noctis equi!18
Gwiazdy wciąż krążą, czas upływa, zegar
Uderzy, diabeł przyjdzie i Faust musi
Być potępiony. O, ja chcę się zwrócić
Ku memu Bogu! I któż mnie wstrzymuje?
Patrzcie, o patrzcie, krew Chrystusa płynie
Po firmamencie! Jedna tylko kropla
18 O, powoli, powoli biegnijcie, rumaki nocy!
Mogłaby zbawić mą duszę; pół kropli:
O Chryste! Ach, nie rańcie mego serca
Za to, że wzywam imienia Chrystusa!
Bo jednak będę go wzywał: Och, oszczędź
Mnie, Lucyferze! Gdzież ta krew jest teraz?
Zniknęła; patrzcie, teraz Bóg wyciąga
Swe ramię i brwi marszczy zagniewany!
Niechże mnie góry i wzgórza przywalą
I skryją przed ponurym gniewem Boga!
Nie, nie!
Lecz chciałbym runąć głową w wnętrze ziemi:
Rozstąp się, ziemio! O nie, ona nie chce
Dać mi schronienia! O wy, gwiazdy, które
Królowałyście przy mym urodzeniu
I wpływem swoim śmierć dla mnie i piekło
Przeznaczyłyście, wchłońcie teraz Fausta
Jak mglisty obłok do wnętrza tej chmury
Dręczącej, po to, by gdy wypryśniecie
Z niej znów w powietrze, członki me wypadły
Z dymiących waszych paszcz, a dusza moja
Iżby się wtedy wzniosła ku niebiosom]
[Zegar wybija pół godziny].
Ach, pół godziny już minęło!
Wszystko już wkrótce się skończy.
O Boże,
Jeśli mej duszy nie chcesz miłosierdzia
Okazać, przecież, na miłość Chrystusa,
Którego krew mnie odkupiła, zechciej
Położyć koniec nieustannym mękom.
Niech Faust przebywa w piekle przez lat tysiąc,
Przez sto tysięcy, lecz w końcu niech będzie
Zbawiony! Och, przeklęte dusze muszą
Cierpieć bez końca! O czemuż nie jesteś
Stworem bez duszy? Lub czemu ta dusza,
Którą posiadasz, ma być nieśmiertelna?
Ach, gdyby prawdą było to, co mówi
Nam o metempsychozie Pitagoras,
Ta dusza mogłaby uciec ode mnie,
A wtedy zmieniłbym się w jakąś bestię!
Bestie zaś wszystkie są szczęśliwe, bowiem
Gdy umierają,
Ich dusze zaraz giną wśród żywiołów.
A moja musi żyć, by cierpieć w piekle!
Niechaj więc będą przeklęci rodzice,
Co mnie na świat wydali! O nie, Fauście,
Przeklinaj siebie, klnij też Lucyfera,
Który pozbawił cię radości niebios!
[Zegar wybija dwunastą].
Ach, zegar bije! Teraz, ciało moje,
Zmień się w powietrze, inaczej Lucyfer
Szybko zabierze cię do swego piekła!
[Grzmot i błyskawica].
O duszo, zmień się w małe krople wody,
Do oceanu wpadnij, zgiń na zawsze!
[Wchodzą Diabły].
Boże, mój Boże, o, nie patrz tak groźnie!
Żmije i węże, dajcie mi odetchnąć!
O, nie rozwieraj się, ohydne piekło,
Nie przychodź, Lucyferze! Spalę wszystkie
Me księgi! Ach, ty, Mephistophilisie!
[Wychodzą Diabły z Faustem].
Wchodzi Chorus
CHORUS
Odcięty konar, który mógł wzróść mocno,
Spłonęła gałąź laurowa Apolla,
Która niekiedy rosła w tym uczonym.
Nie ma już Fausta; zważcie na piekielny
Upadek tego, którego los groźny
Winien przestrogą być dla mędrców, aby
Nie chcieli zgłębiać tych spraw zakazanych.
Ich głębia bowiem umysł rozzuchwala,
By czynił więcej, niż niebo zezwala.
Terminat hora diem, terminat auctor opus19.
[Wychodzi].
d
KONIEC
Ksiêgozbiór DiGG
2012
19 Godzina kończy dzień, autor kończy dzieło.
10