Non omnis moriar o smierci


Non omnis moriar... - o śmierci

Czy śmierć jest końcem, do którego wszyscy nieuchronnie zmierzamy? Czy może jest to swego rodzaju przełom w naszym życiu, początek czegoś nowego?

Myślę, że nie można powiedzieć, że śmierć wiąże się z całkowitym unicestwieniem życia, że nic więcej po niej nie nastąpi. Bo, czy można być pewnym czegoś, czego się nie przeżyło? Pojmowanie życia i śmierci można porównać do świadomości istnienia wszechświata i jego istoty - to, że ograniczają nas nasze możliwości poznawcze, to, że nie możemy dostrzec najdalszych zakątków kosmosu wcale nie znaczy, że kończy się on tam, gdzie kończy się zasięg najpotężniejszych teleskopów. Czy w ogóle można powiedzieć, że gdzieś się kończy? Tego nie wiemy i trudno jest sobie wyobrazić, że gdzieś mógłby się skończyć, bo od razu nasunie się pytanie: "A co jest dalej"?. A jeśli jest nieskończony to jak to jest możliwe, gdzie to wszystko się mieści? Czy życie ludzkie nie może być analogią wszechświata? To, że znamy życie tylko od momentu narodzin do śmierci, nie oznacza nieistnienia życia przed naszym przyjściem na świat i po śmierci. Czy w chwili śmierci przestajemy istnieć? Czy śmierć jest dla nas końcem?

W pewnym sensie tak. Wiąże się to z naszym postrzeganiem, świadomością życia i śmierci, naszymi możliwościami poznawczymi. Znamy przecież tylko takie życie, którego końcem jest śmierć. Ludzie żyją, swoim działaniem zmieniają świat, a potem umierają i już ich nie ma wśród nas. Skończył się ich czas przebywania z żyjącymi, takimi jak my, w takiej formie. A chyba każdy chciałby przeżyć swe życie jak najlepiej, wykorzystać ten czas dopóki go ma, zanim się nie skończy. No właśnie - zanim się nie skończy. Bo obojętnie jak będziemy sobie wyobrażać śmierć i to, co po niej nastąpi, zawsze będzie ta niewiadoma - czy będę miał drugą szansę? Jeśli nie (a tego przecież nikt nie wie na 100%) to chcę mieć pożytek z każdej minuty mojego życia, tu i teraz. Pojawia się pragnienie wypełnienia czasu, który mamy, przeżycia każdej chwili jak najlepiej.

Świadomość śmierci może wzbudzić ludzką twórczość, która zapewni twórcy istnienie po śmierci. Będzie żył w swoich dziełach i w pamięci innych.
"Non omnis moriar" znaczy "Nie wszystek umrę". Tej sentencji zaczerpnął z Horacego Bolesław Prus - "Będę żył w swoich dziełach". Będzie żył tak długo, jak długo ludzie będą o nim pamiętać, jak długo będą pamiętać o tym, czego dokonał. Bo umrze tak naprawdę dopiero wtedy, gdy wszyscy o nim zapomną.
Ale czy tylko tak można interpretować te słowa? Czy nie można rozumieć ich bardziej dosłownie? "Nie wszystek umrę" - zawsze będę żył. Bo co tak właściwie znaczy "umrzeć", co to takiego śmierć?

Pojęcie śmierci powstało w ludzkim umyśle dlatego, że człowiek rzadko patrzy poza materię. A przecież życie, to nie tylko materia, nie tylko ciało. Jest jeszcze coś, co nazywamy duszą. Czy ona umiera razem z naszym ciałem? Wydaje mi się, że nie, bo dusza to nasza energia życiowa, a energia w przyrodzie nie ginie!

Chyba każdy zgodzi się z tym, że jak długo o kimś pamiętamy, mimo że nie ma go tu i teraz, ciągle jest wśród nas, nawet jeśli zmarł wiele lat temu. Ciągle żyje w naszych myślach, sercach. Ale czy po mojej śmierci będę żył tylko w umysłach innych, we wspomnieniach? Myślę, że nie tylko. Przeżyję swój czas tu, na ziemi i zacznę nowy etap w innym miejscu, w innym stanie (formie).
Bo tak właściwie, to śmierć fizyczna jest tylko zmianą formy istnienia. O tym, że jest coś więcej mogą chyba świadczyć relacje osób, które przeżyły śmierć kliniczną, widziały swoje martwe ciało, innych ludzi wokół, będąc jednocześnie niewidzialnymi i niesłyszalnymi dla nich. Sam nie mam takich doświadczeń, ale relacje tylu ludzi nie mogły być chyba zmyślone.
Wracając do obecności zmarłej osoby (jej duszy, niematerialnego "ciała") jakie muszą być jej odczucia, gdy próbując skontaktować się z żyjącymi jest niezauważana, tylko opłakiwana? Czyj żal może być większy? Tych, którzy widzą martwe ciało, czy osoby, która widzi swoje martwe ciało i swoich bliskich pełnych smutku, którzy jej nie widzą i nie słyszą? Czy nie lepiej przyjąć śmierć bliskiej osoby ze spokojem, myśląc o tym, że jest gdzieś obok, ale przez jakiś czas nie będziemy w stanie się kontaktować? Jaką ulgą będzie taka postawa dla samego zmarłego? Nie będzie bezskutecznie starał się zwrócić na siebie uwagi, nie będzie się czuł opuszczony, ignorowany. Bo przecież nie umarł na 100%. Nie żyje ciało fizyczne, a człowiek to przecież coś więcej niż tylko ciało. Dusza będzie żyła nadal. W innym wymiarze, gdzie pojęcia czasu i przestrzeni są zupełnie czymś innym od tego, co znamy, albo w ogóle nie istnieją.
Takie podejście do śmierci bliskiej osoby może uchronić niektórych przed całkowitym odizolowaniem od reszty świata. Jakże często zdarza się, że ktoś po stracie bliskiej i czasami jedynej osoby, do której był przywiązany, której mógł zaufać traci sens życia. Nie może się pogodzić z odejściem "tej jedynej" / "tego jedynego". Zamyka się w sobie i czeka na swoją śmierć. Czy nie ma już żadnej szansy? Czy nie może zacząć nowego życia? To, w jaki sposób wyobraża sobie śmierć, czy potrafi pogodzić się z przemijaniem życia doczesnego wywrze bardzo duży wpływ na dalszy rozwój tej osoby, na jej kolejne lata istnienia w formie nam znanej. Jeżeli będzie oczekiwał śmierci, wkrótce przyjdzie. "Strach blokuje wszelkie dobro." Jeżeli człowiek będzie żył w strachu przed wydaniem ostatniego tchnienia, nic już w życiu nie osiągnie, jego rozwój zostanie przerwany, a powinien być nieustający.

Świadomość śmierci wpływa na ludzkie życie, na rozwój człowieka.
Zdając sobie sprawę z tego, że kiedyś "przyjdzie czas" na każdego z nas, nikt chyba nie chciałby zmarnować szansy jaką daje nam życie, życie jakiego doświadczamy. Szansę na życie szczęśliwe, pełne i takie, o którym inni będą mogli powiedzieć coś dobrego.
Świadomość kruchości naszego doczesnego istnienia bardzo silnie oddziałuje na ludzi. Ci, którzy otarli się o śmierć zaczynają bardziej cenić życie, potrafią się odmienić "nie do poznania". Pod wpływem przeżycia na granicy śmierci może zmienić się charakter, sposób "korzystania" z życia, spojrzenie na świat, stosunek do innych.
Ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną są pewni, że po śmierci czeka ich lepszy świat, lepsze życie. Ale czy z tego powodu chcą zrezygnować z życia takiego, jakie znamy? Nie, wręcz przeciwnie. Z wielkim szacunkiem odnoszą się do tego daru, cudu jakim jest właśnie możliwość istnienia tu, w takiej formie, tym bardziej, że otrzymali drugą szansę. Czy można powiedzieć, że dostali szansę na poprawę? Możliwe. Może trzeba sobie zapracować, zasłużyć na szczęście po śmierci już teraz. A to, co nas później czeka zależy od tego, jak żyjemy, jacy jesteśmy dla siebie, dla innych, jak wykorzystujemy dany nam czas?

Taka świadomość śmierci, pojmowanie jej jako swego rodzaju ocenę dotychczasowego postępowania i szansę na coś lepszego powoduje, że człowiek może zmienić swój styl życia. Będzie myślał o śmierci jak o nagrodzie za jego dobre życie lub karze, jeśli na taką zasłuży. A jeżeli tak będzie pojmował śmierć, to na pewno będzie się starał zapracować na nagrodę, bo któż z nas chciałby być karany?
Przyjmując takie pojęcie śmierci nie ma racji ten (przynajmniej moim zdaniem), kto nie potrafi uszanować życia, wyobrażając sobie, że i tak śmierć nie jest końcem ostatecznym. Komuś takiemu może się na przykład wydawać, że dobrym rozwiązaniem problemów jest samobójstwo. "Przecież będę miał lepsze życie po śmierci." - może sobie pomyśleć. Nawet jeśli przyjmiemy, że rzeczywiście będziemy żyć po śmierci, nie oznacza to, że można ot, tak sobie przyspieszyć śmierć odbierając sobie lub komuś innemu życie. Nie powinno się mieć takiego podejścia do życia, że bez różnicy co i jak teraz robię, jak żyję to i tak później będzie coś jeszcze, więc dlaczego tego nie przyspieszyć? Nie! Wszystko ma swój czas, a to jak teraz żyjemy na pewno ma jakiś wpływ na to, jakie będzie nasze życie po śmierci. Przecież gdyby było bez znaczenia jak żyjemy, to po co w ogóle byłoby to życie na ziemi? Jeśli już jest, to znaczy, że jest ważne i nie można go dobrowolnie zakończyć, zmarnować. Trzeba poczekać na "swoją kolej". Od tego zależy nasza przyszłość po śmierci.
Tak więc trzeba życie szanować, nie tylko swoje ale także innych. Trzeba starać się żyć jak najlepiej, nie wykorzystując innych, nie krzywdząc ich, bo to wszystko nie pozostanie bez echa później, gdy znajdziemy się "po drugiej stronie", gdy odkryjemy tajemnicę istnienia po tym, co teraz nazywamy śmiercią.

To, że będziemy kimś, czymś innym wydaje się łatwiejsze do zaakceptowania niż to, że całkiem przestaniemy istnieć. Chyba łatwiej można sobie wyobrazić, że nasze istnienie na ziemi to tylko jeden z etapów, a nie wszystko co nas może spotkać. Przy takim podejściu strach przed śmiercią będzie mniejszy lub może nawet całkiem zniknie. Tak więc teraz korzystam z życia (tu i teraz), a co będzie potem, to się okaże i trzeba zaczekać. Ale na pewno coś jeszcze będzie. Wierzę.

A gdyby porównać śmierć ze snem?
Po całym dniu czujemy się zmęczeni, tak jak starsza osoba może powiedzieć, że jest zmęczona życiem. Kończy się dzień, tak jak może kończyć się życie. Zasypiamy. Można to porównać z "wiecznym snem", "wiecznym spoczynkiem". Ale wtedy zaczyna się coś nowego - zaczynamy śnić. Zaczyna się gra naszej wyobraźni, podświadomości. Może tak będzie wyglądało nasze przyszłe życie? Będziemy świadkami, uczestnikami niesamowitych zdarzeń. Może sen jest pewnym wstępem do dalszego życia, życia po śmierci?
Po całej nocy fantazji, marzeń sennych budzimy się następnego dnia. Stajemy przed nowymi zadaniami. Może podobnie będzie po śmierci? Po okresie przejściowym zacznie się nowe życie?
Tak samo jak jeden dzień wpływa na każdy następny, tak samo nasze życie może wpływać na naszą przyszłość w nowej rzeczywistości. Takie pojmowanie śmierci, świadomość, że to co i jak robimy nie jest bez znaczenia, że odbije się na naszym szczęściu po śmierci, w nowym życiu, wywiera duży wpływ na każdego, kto tak uważa. Wtedy staramy się żyć lepiej.

A wracając jeszcze do znaczenia słów "Non omnis moriar" jakie zaproponował B.Prus (będę żył w swoich dziełach) - postarajmy się, byśmy żyli w pamięci innych. Żeby nas wspominali (i oby te wspomnienia były dobre). Niech każdy zostawi po sobie coś dobrego. "Dzieło" nie musi oznaczać twórczości - może być czymś najzwyklejszym, czymś, co nie jest uznawane powszechnie za dzieło - może to być wszystko to, co zrobimy i zostanie dobrze zapamiętane przez innych. Niech świadomość śmierci wpływa pozytywnie na nasze życie, na nasze postępowanie. Bo, jeśli będzie to możliwe, czy ktoś chciałby słyszeć coś złego o sobie po własnej śmierci? Czy nie przyjemniej jest słuchać dobrych wspomnień?

To w jaki sposób pojmujemy śmierć, jak ją sobie wyobrażamy wpływa bezustannie na naszą rzeczywistość, na nasz los, rozwój.
Człowiek, któremu wizja starości i zbliżającej się śmierci przysłoni wszystko inne nie będzie szczęśliwy. Jeżeli śmierć będzie utożsamiana z czymś najgorszym co może spotkać każdego z nas, rzeczywiście będzie czynić spustoszenie jeszcze za życia. Oczekiwanie zguby, przywiązanie do nietrwałości życia to wszystko przyspiesza starzenie się. Sprawia, że pojawiają się zgarbione plecy, zmęczenie, siwe włosy, strach przed kolejnym dniem itd. Nasza dusza obarczana pierwiastkami śmierci nie może już tego wytrzymać. A przecież stan naszej duszy bardzo wyraźnie odzwierciedla się w naszym ciele, w jego wyglądzie, sprawności.
Strach przed śmiercią może uczynić z człowieka "żywego trupa". Zamknie się w sobie, zapomni co to ryzyko, spontaniczność z obawy przed śmiercią, która w jego wyobrażeniu może czaić się za każdym rogiem czekając na swoją ofiarę. Taka postawa nie wróży niczego dobrego. Życie nie będzie przygodą, a nieustanny lęk przed nieznanym (przed śmiercią) zemści się. To co było najgorszym nocnym koszmarem spędzającym sen z powiek stanie się rzeczywistością, "dopadnie" zlęknionego człowieka, który nie zdążył wykorzystać należycie swojego czasu, nie przeżył życia tak jak powinien, bo właściwie cały czas czekał tylko na śmierć.
Taka świadomość śmierci nie przyczyni się do rozwoju człowieka, jego osobowości lecz go ograniczy i unicestwi.

To jest moje zdanie na temat życia i śmierci. Życie jest zawsze, a śmierć to tylko forma przejściowa. Śmierć istnieje tylko dla nas żyjących tu i teraz. Dla zmarłego (który jest, istnieje, żyje) śmierć to tylko takie słowo, które w jego nowej rzeczywistości niewiele znaczy.

Podsumowując, śmierć jest bardziej końcem etapu niż etapem końcowym. Jest momentem przejściowym naszego istnienia. Końcem czegoś, co nazywamy życiem i początkiem czegoś, czego jeszcze nie znamy. Nawet gdy umrzemy, ciągle będziemy istnieć. Można powiedzieć, że życie po prostu "jest", tak jak jest elektryczność - niewidzialna siła, z której powinniśmy korzystać. Życie jest taką niewidzialną siłą, energią, która nigdy nie umrze, a my będziemy z niej korzystać bez względu na to jaką formę przyjmiemy, na jakim świecie żyć będziemy.
A świadomość tego i sposób pojmowania śmierci, wyobrażenie o tym, co dzieje się z nami później znacząco wpływa na zachowanie, postrzeganie świata, własnych możliwości. Ułatwia odróżnianie tego, co możemy zmienić i co jest nam pisane, kształtuje poglądy, wpływa na rozwój człowieka, otwiera jego umysł lub zamyka go w strachu i poczuciu nietrwałości.

Praca pochodzi z serwisu www.e-sciagi.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Non omnis moriar.. - o smierci, Filozofia
Horacjański motyw non omnis moriar w wybranych utworach różnych epok
Horacjański motyw non omnis moriar w wybranych utworach różnych epok
Non Omnis Moriar Scenariusz Dnia Papieskiego(1)
Non omnis moriar
Non omnis moriar
ŚMIERĆ I JEJ OZNAKI
Pedagogika smierci
Śmierć gwałtowna 2
bol,smierc,hospicjum, paliacja,opieka terminalna
Bulyczow Kir Biala Smierc
etyka lekarska i smierc 2013
4 ŚMIERĆ ŚWIĘTEGO WOJCIECHA
Neural networks in non Euclidean metric spaces
Microwaves in organic synthesis Thermal and non thermal microwave
!Alistair MacLean Jedynym wyjściem jest śmierć

więcej podobnych podstron