|
TOMASZ WŁODEK Zwoje z Qumran (1) |
Odkrycie
W roku 1948 kilku beduińskich chłopców znalazło na pustyni judzkiej w miejscowości Qumran w pobliżu Morza Martwego grotę, a w niej gliniane dzbany zawierające rękopisy sprzed 2 tysięcy lat. W ten sposób rozpoczęło się jedno z największych odkryć w historii archeologii.
Historia Zwojów znad Morza Martwego, gdyż tak zaczęto nazywać owo znalezisko, stanowi prawdziwą żyłę złota, na której żerują rozmaici niezbyt odpowiedzialni za to, co piszą, dziennikarze oraz poszukiwacze sensacji, wierzący w spiskową teorię dziejów. Skutek jest taki, że dla kogoś, kto jest biblistą-laikiem, niezwykle trudne jest, w powodzi publikacji na ich temat, oddzielenie prawdy od zwyczajnych bzdur. Spróbujmy jednak ostrożnie wymienić najważniejsze fakty. Zaznaczę, że same tylko popularne opracowania na temat zwojów z Qumran wypełniłyby sporą bibliotekę.
Odnalezione przez Beduinów rękopisy zostały pocięte na kawałki, po czym wysłane na jerozolimskie bazary, prawdopodobnie w nadziei „opchnięcia” turystom. Traf chciał, że jeden z takich fragmentów wpadł w ręce handlarza staroci z Betlejem, który skontaktował się z profesorem E. L. Sukenikiem z Uniwersytetu Hebrajskiego, prosząc go o ocenienie, czy są to jakieś rzeczy wartościowe czy też falsyfikaty. Ten błyskawicznie zorientował się, że ma przed sobą coś niezwykłego i poprosił o dostarczenie mu większej ilości podobnych kawałków. Na kolejne spotkanie handlarz z Betlejem przyniósł trzy kompletne, nie rozwinięte jeszcze, zwoje ze skóry zapisane pismem starohebrajskim. Po krótkim targowaniu profesor kupił znalezisko, aby później, już na spokojnie, przyjrzeć mu się dokładniej. Gdy niezwykle ostrożnie rozłożył je w domu, okazało się, że pierwszy z nich zawierał tekst starotestamentowej księgi proroka Izajasza, drugi zaś komentarz do księgi proroka Habakuka. Trzeci okazał się najbardziej tajemniczy — stanowił bowiem nie znaną dotychczas nikomu Księgę Wojny — apokaliptyczny opis wojny zagadkowych Synów Światłości z Synami Ciemności. Księga ta mogłaby niemal stanowić regulamin walki jakiejś starożytnej armii, wzorowany zapewne na organizacji legionów rzymskich, precyzyjnie definiujący sposób ustawienia oddziałów, ich uzbrojenie, ba — nawet szczegóły uprzęży przy zbrojach oraz wiek wymagany od żołnierzy służących w poszczególnych oddziałach. Było to pierwsze tego typu dzieło literackie znane biblistom, na tyle różne od konwencjonalnych tekstów hebrajskich, że Profesor natychmiast doszedł do wniosku, że musiał on być dziełem jakiejś bliżej nie znanej historykom sekty, odłączonej od głównego nurtu religii żydowskiej.
Dokładniejsza lektura zwoju z komentarzem do księgi Habakuka potwierdziła tę hipotezę — został on z całą pewnością napisany przez członka owej sekty interpretującego starotestamentowe proroctwa z punktu widzenia jej członków. Z wyrywkowych informacji, jakie można było odnaleźć w tekście, jej założycielem był ktoś nazwany Mistrzem Sprawiedliwości, który, prześladowany przez tajemniczego Niegodziwego Kapłana, wraz ze swoimi uczniami udał się na pustynię, aby tam założyć wspólnotę żyjącą według własnych reguł, odrzucającą autorytet świątynnego establishmentu. Po dziś dzień historycy próbują ustalić, kim były te zagadkowe postacie. Na ogół uważa się, że Niegodziwy Kapłan to któryś z arcykapłanów Świątyni w czasach dynastii Hasmoneuszy, choć nie brak też innych teorii. Postać Mistrza Sprawiedliwości — założyciela sekty, pozostaje zagadką.
Dokument Damasceński
Przerwijmy w tym momencie wątek opowieści o odkryciu pierwszych Zwojów znad Morza Martwego i cofnijmy się w czasie o pięćdziesiąt lat, do roku 1897, kiedy to uczony z Oxfordu, Salomon Szechter, zaopatrzony w listy polecające od rabinów z Wielkiej Brytanii, stanął przed starszyzną żydowską w Egipcie, prosząc o pozwolenie na przebadanie genizy w tysiącletniej synagodze Ben Ezra w Kairze. Co to takiego geniza?
Zwyczaje religii żydowskiej nakazują oddawanie ogromnego szacunku księgom świętym — Biblii, tekstom liturgicznym i modlitewnikom. Gdy Zwój Tory zużyje się ze starości nie wolno go wyrzucać, lecz należy urządzić mu pogrzeb, niczym człowiekowi.
W niektórych synagogach postępowano jednak w ten sposób, że wyznaczano specjalne pomieszczenie — genize, w którym składano nie używane już fragmenty książek lub pism. Z biegiem stuleci zapełniało się ono ogromną ilością papierów, do których nikt nie zaglądał. Nietrudno domyśleć się, jakie można było wśród nich odnaleźć skarby!
Synagoga Ben Ezra istniała nieprzerwanie przez tysiąc lat. Jej geniza znajdowała się w pomieszczeniu bez okien, do którego wstęp prowadził po drabinie z galerii dla kobiet. Legenda mówiąca, że we wnętrzu znajduje się jadowity wąż broniący dostępu do złożonych w niej manuskryptów, sprawiła, że niewielu było ciekawskich, którzy zajrzeli do niej przed Szechterem.
Przy pomocy swoich talentów dyplomatycznych (oraz trochę bakszyszu, bez którego w Egipcie niewiele da się załatwić, ani w wieku XIX, ani dzisiaj) Szechter uzyskał zgodę na przeszukanie genizy. Rzeczywistość pokazała, że legenda o chroniącym ją wężu nie była daleka od rzeczywistości — jej wnętrze okazało się pełne robactwa i pająków, a także nagromadzonego przez stulecia kurzu, który sprawił, że uczony omal się w niej nie udusił.
Plon jego poszukiwań znajduje się obecnie w Oxfordzie. Pełne omówienie znalezionych przezeń dokumentów wykracza poza ramy niniejszej pracy, więc pozwolę je sobie pominąć. Jeden wszakże rękopis zasługuje na specjalną uwagę: tak zwany Dokument Damasceński.
Jest to historia opisująca dzieje jakiejś nieznanej historykom sekty żydowskiej, kierowanej przez jakiegoś — również nikomu nie znanego — Mistrza Sprawiedliwości. Dokument ten zawierał przepisy szczegółowo organizujące życie jej wyznawców, w pewnym momencie, nakazując im ucieczkę „na pustynię do Damaszku” 1, gdzie mieli zawrzeć „nowe przymierze”. Szechter uznał, że ma do czynienia z jakąś tajemniczą sektą, założoną przez ludzi uważających się za jedynych spadkobierców tradycji żydowskiej.
Według Dokumentu Damasceńskiego sekta ta miała powstać około roku 196 p.n.e. założona przez owego Mistrza Sprawiedliwości. Prześladowani przez kapłanów świątyni opuścili oni Judeę, udając się do „ziemi damasceńskiej”, gdzie zawarli to „nowe przymierze”. Mistrz Sprawiedliwości zmarł (lub został wzięty do nieba), lecz jego naśladowcy trwali w oczekiwaniu na jego powrót w czasach ostatecznych. W owych czasach na temat owej sekty nie było wiadomo nic pewnego, sam Szechter nie zaryzykował wysuwania jakiejkolwiek hipotezy.
Najczęściej dzisiaj sądzi się, że sekta ta powstała w czasach panowania dynastii Hasmoneuszy. W okresie tym hierarcha świątynna uległa kompletnej korupcji, urząd arcykapłana świątyni przypadał niejednokrotnie temu, „kto dał więcej”, zaś królestwem wstrząsały częste wojny domowe. W dodatku sami Hasmoneusze nie pochodzili z rodu Dawida, co w oczach wielu odbierało im prawo do tronu. W tych warunkach mogło dojść do tego, że grupa religijnych Żydów odmówiła legitymizacji tak władzy królewskiej, jak i hierarchii świątynnej. Ale wszystko to są domysły.
Po opublikowaniu Dokumentu Damasceńskiego Szechter stwierdził, że według wszelkiego prawdopodobieństwa sekta ta dysponowała również swoimi własnymi tekstami liturgicznymi oraz bardzo zwartą strukturą organizacyjną, oraz wyraził przekonanie, że być może przyszłe badania doprowadzą do zdobycia większej wiedzy na jej temat.
Czas pokazał, że nie mylił się. Po odkryciu Zwojów znad Morza Martwego okazało się, że zawierają one wzmianki o owym tajemniczym Mistrzu Sprawiedliwości wspomnianym w Dokumencie Damasceńskim, oraz że reguła zakonna, odnaleziona w Qumran, przypomina tę opisaną w tym dokumencie. A na koniec — w grotach Qumran odnaleziono nowe kopie Dokumentu Damasceńskiego. Wniosek był jednoznaczny: Qumran stanowiło siedzibę sekty, której istnienie po raz pierwszy stwierdził Szechter.
Można więc powiedzieć, że pierwszy fragment Zwojów znad Morza Martwego odnaleziony został w roku 1897 w starej synagodze w Kairze.
Odkrycie — ciąg dalszy
Powróćmy teraz do opowieści o historii odkrycia znalezisk z Qumran, którą przerwaliśmy wiosną roku 1948.
Natychmiast po nabyciu trzech pierwszych zwojów profesor Sukenik zaczął dowiadywać się o ich pochodzenie oraz wyraził chęć kupienia kolejnych, gdyby takie się pojawiły. Okazja powtórzyła się wkrótce — zaoferowano mu cztery następne. Niestety, tym razem cena, jaką handlarze żądali, była zbyt wysoka i Profesor nie był w stanie zdobyć jej na poczekaniu. Było to w okresie bardzo burzliwym — w Palestynie okres rządów brytyjskich powoli dobiegał końca. Daleko od Jerozolimy nowo powstała Organizacja Narodów Zjednoczonych próbowała bezskutecznie nakreślić plan mający kompromisowo podzielić kraj pomiędzy Żydów i Arabów, podczas gdy na miejscu obie strony szykowały się do wojny. W atmosferze rosnącego napięcia profesor Sukenik próbował zdobyć środki na kupno następnych zwojów, lecz niestety, w tych czasach ludzie bynajmniej nie archeologię mieli na głowie i nikt nie chciał wydawać dużej sumy gotówką na kupno jakichś starożytnych szpargałów.
Wkrótce potem Palestyna pogrążyła się w chaosie wojny, zaś gdy opadł pył bitewny Jerozolima została przegrodzona drutami kolczastymi i polami minowymi na strefę żydowską i arabską. Dla Profesora oznaczało to zerwanie kontaktu z jego znajomymi handlarzami, a co za tym idzie, zaprzepaszczenie szansy na kupno tajemniczych tekstów.
Tymczasem cztery zwoje, których kupno oferowano Profesorowi, trafiły w ręce patriarchy prawosławnego Kościoła syryjskiego w Palestynie. Ten, aby zorientować się co do ich wartości, zasięgnął opinii amerykańskich biblistów, którzy ocenili ich wiek na prawie dwa tysiące lat, po czym doradzili przesłanie ich do Stanów Zjednoczonych, gdzie ich zdaniem łatwo można było znaleźć na nie kupca.
W ten sposób zwoje powędrowały za ocean, gdzie trzy z nich zostały przez naukowców rozwinięte, sfotografowane i opublikowane w formie mikrofilmów. Okazało się, że zawierały egzemplarz księgi Izajasza, księgę religijnych hymnów oraz regułę określającą życie i organizację jakiejś tajemniczej wspólnoty lub sekty. Zawartość czwartego zwoju pozostała zagadką. Po prostu, po opublikowaniu trzech pierwszych, ich rynkowa wartość gwałtownie spadła — ostatecznie światek biblistów do bogatych nie należy, zaś skoro tekst zwojów był już publicznie dostępny, mało który uniwersytet lub ośrodek naukowy byłby skłonny wydawać ogromne sumy na ich kupno. W efekcie patriarcha Kościoła syryjskiego zakazał otwierania ostatniego zwoju i odczytywania go, aby nie obniżyć jego wartości, po czym ogłosił, że wszystkie cztery będą sprzedane jednocześnie, jeżeli ktoś chce kupić zwój czwarty, nie odczytany, to zapłacić musi również za pierwsze trzy (jak widać patriarcha miał w żyłach bliskowschodnią smykałkę do handlu i targowania). Mimo to znalezienie kupca okazało się trudniejsze, aniżeli pierwotnie przypuszczano.
Traf chciał, że w tym mniej więcej okresie w Nowym Jorku przebywał, jako gość jednego z tamtejszych uniwersytetów, Yigael Yadin, izraelski archeolog, a zarazem syn profesora Sukenika, odkrywcy pierwszych trzech zwojów, wspomnianych uprzednio. Przypadkowo natrafił w jednej z gazet, w kolumnie z ogłoszeniami o kupnie i sprzedaży domów, nieruchomości i używanych samochodów, na notkę oferującą, ni mniej, ni więcej, cztery zwoje biblijne z początku naszej ery. Z pomocą pośredników skontaktował się z przedstawicielem patriarchatu Kościoła syryjskiego i wynegocjował warunki kupna. Żądaną sumę 250 tysięcy dolarów zgromadzono dzięki darowiźnie jednego z bogatych nowojorskich Żydów — i w ten sposób zwoje, których nie zdołał zdobyć profesor Sukenik, zostały nabyte dla państwa żydowskiego przez jego syna. Otrzymane za nie pieniądze Kościół syryjski przeznaczył na cele charytatywne.
Tak oto cztery starożytne zwoje trafiły do Jerozolimy, gdzie wraz z trzema nabytymi wcześniej przez profesora Sukenika zostały opublikowane, zaś ich oryginały umieszczono w specjalnie dla nich wybudowanym muzeum-skarbcu, znanym jako Przybytek Księgi. Ich komplet liczył teraz łącznie siedem sztuk — dwa egzemplarze Księgi Izajasza, komentarz do księgi Habakuka, a z ksiąg pozabiblijnych — księgę hymnów, Księgę Wojny oraz tekst przypominający regułę jakiejś wspólnoty klasztornej. Siódmy i ostatni zwój, poprzednio nie otwierany i nie odczytywany, okazał się zawierać apokryficzną wersję Księgi Rodzaju.
W Przybytku Księgi złożono także pewną ilość innych rękopisów znalezionych w rozmaitych miejscach na pustyni judzkiej przez izraelskich archeologów. Są wśród nich niewielkie fragmenty Starego Testamentu, listy pochodzące z czasów żydowskich powstań — a także rodzinne archiwum Babaty, żydowskiej kobiety, która żyła w oazie Ein-Gedi dwa tysiące lat temu, a o której wspominałem już kiedyś przy okazji opowieści o znaleziskach na pustyni judzkiej 2. Te dodatkowe pisma, choć nie stanowią części znalezisk z Qumran, są jednak często z nimi mylone. Na tym jednak odkrycia nie zakończyły się.
Na długo zanim wspomniane siedem zwojów spoczęło w podziemnych bunkrach w Jerozolimie, zanim jeszcze zdążyły ucichnąć strzały pierwszej wojny żydowsko-arabskiej, na pustynię judzką ruszyły ekspedycje naukowe pod kierownictwem Rolanda de Vaux z francuskiej Ecole Biblique. Dokładne poszukiwania pozwoliły na odnalezienie w okolicach Qumran jedenastu jaskiń skrywających resztki zwojów. Łącznie zgromadzono setki fragmentów zawierających części ksiąg Starego Testamentu, komentarze oraz rozmaite teksty pozabiblijne. W dodatku wiele z jaskiń zostało wcześniej spenetrowanych przez Beduinów, którzy wynieśli z nich część znalezisk. Aby nie dopuścić do rozproszenia kolekcji, kilka renomowanych ośrodków biblijnych oraz Watykan zgromadziły fundusze dla odkupienia od prywatnych właścicieli pozostających w ich rękach fragmentów, płacąc za nie zazwyczaj standardową cenę po kilka dolarów za każdy centymetr tekstu. Wszystkie te znaleziska zostały umieszczone w Muzeum Rockefellera we wschodnim (wówczas jordańskim) sektorze Jerozolimy.
Niestety, nie udało się odnaleźć więcej zwojów kompletnych — siedem znajdujących się obecnie w Przybytku Księgi są jedynymi odnalezionymi w stanie (prawie) nie naruszonym — jeżeli nie liczyć bardzo tajemniczych: Zwoju Miedzianego oraz Zwoju Świątynnego, o których będzie mowa dalej.
W tym miejscu można i należy zwrócić uwagę na fakt bardzo często mylnie przedstawiany w rozmaitych publikacjach na temat znalezisk z Qumran. Otóż istnieją dwa zestawy znalezisk. Pierwszy z nich, mniejszy, obejmuje kilka wspomnianych wcześniej zwojów. Wraz z pewną ilością mniejszych fragmentów, odnalezionych w różnych miejscach pustyni judzkiej, jest on przechowywany w Muzeum Księgi w zachodniej (żydowskiej) części Jerozolimy. Są to jedyne teksty z Qumran znalezione w stanie kompletnym — z tego też względu ich odczytanie nie było trudne. Zostały one w całości opublikowane wkrótce po ich umieszczeniu w Muzeum.
Zestaw drugi stanowi plon wypraw archeologicznych Rolanda de Vaux i przechowywany jest w Muzeum Rockefellera w Jerozolimie wschodniej (arabskiej). Zbiór ten jest dużo, dużo większy aniżeli zbiór z Muzeum Księgi, niestety jednak składa się on z mnóstwa niewielkich fragmentów, dość dokładnie wymieszanych nawzajem. W jego skład nie wchodzi ani jeden tekst zachowany w całości, dlatego prace nad ich opracowaniem i opublikowaniem okazały się morderczo trudne.
W czasach gdy Roland de Vaux prowadził ekspedycje archeologiczne, Qumran znajdowało się na terytorium Jordanii, toteż władze tego kraju powołały międzynarodową komisję biblistów, powierzając jej zadanie odczytania i opracowania fragmentów złożonych w Muzeum Rockefellera. W skład komisji nie wszedł — co z pozoru wydawać by się mogło dziwne — ani jeden uczony żydowski. Łatwo możemy sobie wyobrazić wściekłość naukowców izraelskich odsuniętych od pracy nad odkryciem!
Po latach niektórzy publicyści zaczęli widzieć w fakcie niedopuszczenia do prac uczonych żydowskich dowód na rzekomy spisek Watykanu, który w ten sposób chciał uniemożliwić ujawnienie jakichś strasznych tajemnic, mających jakoby być zapisanych w odnalezionych tekstach. W rzeczywistości przyczyny wykluczenia Żydów były najprawdopodobniej zupełnie prozaiczne — Jordania i Izrael znajdowały się wówczas w stanie wojny. Niektóre kraje arabskie osobom narodowości żydowskiej lub posiadającym w paszporcie pieczątkę izraelskiej kontroli granicznej nie wydają wiz wjazdowych po dziś dzień.
Niestety, prace komisji, zmierzające do publikacji tych tekstów, zaczęły się posuwać niezwykle wolno i w gruncie rzeczy nie zostały zakończone do dziś. To z kolei dało rozmaitym, niezbyt poważnym dziennikarzom wygodny temat do sensacyjnych artykułów, w których dowodzili oni jakoby Zwoje zawierały jakieś tajemnice podkopujące podstawy wiary chrześcijańskiej lub żydowskiej i z tego powodu ich publikacja była blokowana przez (w zależności od inwencji autora) Watykan, Mędrców Syjonu, masonów, cyklistów lub mafię sycylijską. Wersja, jakoby za opóźnienie prac odpowiadał Watykan, była jednak o tyle popularna, że łączyła się wygodnie ze wspomnianym wcześniej faktem niedopuszczenia do prac uczonych żydowskich.
Kwestię rzekomego spisku, mającego na celu utajnienie wyników prac, jeszcze poruszymy, a na razie powróćmy do archeologii.
Zwój Świątynny
Powiedziałem przed chwilą, że siedem zwojów złożonych w Przybytku Księgi były początkowo jedynymi odnalezionymi w stanie kompletnym.
Napisałem — początkowo — albowiem w nieco późniejszym okresie odnaleziono jeszcze dwa dodatkowe kompletne zwoje. Należy więc opowiedzieć o nich kilka słów.
Pierwszy z nich to Zwój Świątynny, nazwany tak, albowiem zawiera ogromną ilość wskazówek i nakazów dotyczących sposobu sprawowania kultu w świątyni jerozolimskiej. Na temat tego, w jaki sposób trafił on w ręce izraelskich archeologów, istnieje kilka, różniących się szczegółami, relacji. Przytoczę tu jedną z nich, opisaną przez jego odkrywcę — Yigaela Yadina.
W początku lat sześćdziesiątych, wspomniany już wcześniej arabski kupiec z Betlejem, stary znajomy profesora Sukenika, skontaktował się z jego synem — Yigaelem Yadinem — oferując mu sprzedaż — kolejnego, kompletnego zwoju. Profesor przystąpił więc do żmudnego negocjowania ceny. Ponieważ ów kupiec mieszkał w Betlejem, znajdującym się wówczas na terenie Jordanii, będącej z państwem Izrael w stanie wojny, więc rozmowy toczono za pośrednictwem pewnego amerykańskiego pastora, podróżującego pomiędzy USA, Izraelem i Betlejem. Nie trzeba tłumaczyć, że wszystko odbywało się w pełnej tajemnicy.
Gdy już wydawało się, że żądaną przez handlarza cenę miliona dolarów zdołano zredukować do stu tysięcy, kupiec zerwał rozmowy i wycofał się z negocjacji, nie zwracając zresztą pobranych wcześniej zaliczek. Zarówno profesor Yadin, amerykański pośrednik oraz arabski handlarz rozstali się pełni wzajemnych pretensji.
Kilka lat później, w roku 1967, wybuchła wojna sześciodniowa. Specyfiką armii izraelskiej jest fakt, że opiera się ona niemal wyłącznie na żołnierzach rezerwy, powoływanych pod broń w razie zagrożenia. Stąd też można w Izraelu często spotkać najzupełniej niepozornie i powszednio wyglądających ludzi w cywilu, wykonujących zawody lekarzy, nauczycieli lub kierowców samochodów, którzy podczas wojny przeistaczają się w pilotów samolotów myśliwskich lub dowódców wyrzutni rakiet. Profesor Yadin był z zawodu archeologiem, jednak w wojsku pełnił wysokie funkcje w sztabie generalnym.
Gdy po wybuchu walk armia izraelska zdobyła Betlejem, profesor (właściwie to teraz generał) Yadin zebrał niewielki oddział żołnierzy i udał się do domu handlarza starociami. Tam — nie patyczkując się specjalnie — skonfiskował starożytny zwój i przekazał go do muzeum. Kupiec, dodajmy dla porządku, protestował i próbował później dochodzić swoich praw do znaleziska na drodze prawnej w sądach izraelskich. Odniósł zresztą połowiczny sukces. Izraelczycy musieli mu zapłacić ponad sto tysięcy dolarów odszkodowania, jednak samego zwoju nie oddali, powołując się — co ciekawe — na obowiązujący na Zachodnim Brzegu przepis prawa jordańskiego stwierdzający, że obiekty archeologiczne stanowią własność władz.
W ten sposób Zwój, później nazwany Zwojem Świątynnym, trafił do Izraela. Jest to największy z zachowanych tekstów, zaś na temat jego znaczenia i interpretacji trwają po dziś dzień zaciekłe spory.
Rzecz w tym, że nie bardzo wiadomo, jak należy go rozumieć oraz jakie miał on dla jego autorów znaczenie. Jego większą część zajmują teksty stanowiące parafrazę Księgi Rodzaju — tyle że napisane tak, jak gdyby opowiadał je sam Pan Bóg w pierwszej osobie (zamiast „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię...” jest „Na początku stworzyłem...” itp.). Reszta to drobiazgowe przepisy regulujące kult w Świątyni.
Uważna lektura Starego Testamentu pozwala zauważyć występujące w nim wielokrotnie odesłania do innych, dzisiaj zaginionych, ksiąg, mających zawierać przekazy historyczne, lub regulujących i precyzujących przepisy prawne 3. W tradycji rabinicznej zachowały się przekazy mówiące o tym, że opis świątyni jerozolimskiej oraz reguły na temat tego, jak ma w niej być sprawowany kult, zostały spisane w jakiejś księdze, która jednak nie dotrwała do naszych czasów i nie weszła do kanonu ksiąg biblijnych.
Profesor Yadin nazwał znaleziony zwój Zwojem Świątynnym, w nawiązaniu do tej rabinicznej tradycji. Czy istotnie jest to ów zaginiony tekst, nie sposób odpowiedzieć, sam profesor Yadin w to nie wierzył, uważając raczej, że stanowi jakieś niezwykle ważne pismo sekty esseńczyków (a co to była za sekta — o tym za chwilę!), stawiane przez nich na równi z Biblią. Inni uczeni nie zgadzają się z tym, wskazując, że w całym zbiorze znalezisk nie odczytano jeszcze nigdzie innego zachowanego fragmentu Zwoju Świątynnego — rzecz trudna do wyobrażenia, gdyby istotnie była to księga tak dla nich ważna.
Pytanie, czym jest Zwój Świątynny i jakie miał on dla jego autorów — kimkolwiek by oni byli — znaczenie, pozostaje więc, jak na razie, bez odpowiedzi.
Zwój Miedziany
Na koniec należy wymienić ostatni ze zwojów odnalezionych w całości — czyli tak zwany Zwój Miedziany. Jego nazwa wzięła się stąd, że w odróżnieniu od wszystkich pozostałych nie został on spisany na skórze, lecz wytłoczono go na paśmie miedzianej blachy, prawdopodobnie po to, aby zabezpieczyć go przed zniszczeniem. W rzeczywistości jednak, gdy dokument ten odnaleziono, metal był tak doszczętnie skorodowany, że nie sposób było go rozwinąć, nie ryzykując, że się nie rozsypie w pył. W efekcie na jego odczytanie trzeba było czekać kilkadziesiąt lat, podczas których specjaliści od materiałoznawstwa obmyślali metody zabezpieczenia miedzianej folii przed połamaniem. Oto paradoks dwudziestego wieku — pod wieloma względami łatwiej było wysłać astronautów na Księżyc, aniżeli rozwinąć zwój sprzed dwóch milleniów!
Ostatecznie opracowanie metody jego rozwinięcia przypadło ekipie uczonych brytyjskich z Manchesteru.
Gdy dokument został odczytany, wprawił historyków w zakłopotanie — nie zawierał bowiem żadnych tekstów biblijnych ani liturgicznych — lecz, ni mniej, ni więcej, listę zawierającą instrukcje, jak odnaleźć złożone w rozmaitych kryjówkach skarby! Tak, tak — skarby. Lista podawała lokalizacje kryjówek oraz ich ilość złota, które zawierały.
Ponieważ nie znamy dokładnie jednostek wagi, jakimi posługiwano się w czasach biblijnych w Palestynie, trudno ocenić, ile złota złożono w owych kryjówkach; szacunki różnych historyków wahają się pomiędzy sześćdziesięcioma a stu sześćdziesięcioma tonami. Nawet jeżeli przyjąć dolną granicę, jest to bogactwo zbyt wielkie, aby mogło być ono własnością niewielkiej sekty żydowskiej. Pytanie więc brzmi: o jakich skarbach jest mowa w owym dokumencie?
Istnieją dwie hipotezy tłumaczące ich pochodzenie. Pierwsza mówi, że owych „skarbów” nie należy traktować dosłownie, ich lista stanowi przenośnię, która dla autorów Zwoju miała jakiś niezrozumiały dla nas, sens metafizyczny.
Hipoteza druga brzmi: Zwój Miedziany zawiera listę kryjówek, w których złożono skarby Świątyni Jerozolimskiej po wybuchu powstania przeciwko Rzymowi. Jest to hipoteza brzmiąca rozsądnie — faktycznie, kapłani mogli przewidzieć, że w razie upadku Jerozolimy skarbiec wpadnie w ręce Rzymian, stąd też zdecydowali się go ukryć zawczasu w rozrzuconych po Palestynie schowkach, których dokładna lokalizacja miała być znana tylko nielicznym wtajemniczonym i która została „na wszelki wypadek” spisana na metalowym zwoju. Po upadku Jerozolimy, Zwój ten został przez jakichś uchodźców zawleczony w okolice Qumran i tam złożony w bibliotece esseńczyków.
Możliwe, że hipotezę tę należałoby połączyć z powstaniem Bar-Kochby, ale ogólnie wydaje się ona dość prawdopodobna 4.
W dodatku teoria mówiąca, że skarby opisane w Zwoju Miedzianym stanowią skarbiec Świątyni Jerozolimskiej, może być poparta przez fakt, że jedna z wymienionych w nim kryjówek znajdowała się w domu Hakkosa. Wiadomo, że był on jednym z kapłanów świątyni i wywodził się z rodu wspomnianego jeszcze w czasach króla Salomona 5. Po powrocie z niewoli babilońskiej ród Hakkosa pełnił rolę skarbników Świątyni, jak to można wywnioskować z fragmentów Księgi Nehemiasza i Ezdrasza 6. W dodatku Stary Testament pozwala nam zlokalizować posiadłość rodzinną tego rodu jako leżącą w dolinie Jordanu w okolicach Jerycha 7, a więc w pobliżu Qumran.
Niestety, wskazówki zawarte w tekście Zwoju Miedzianego są zbyt ogólnikowe, aby można było w oparciu o nie odnaleźć owe bogactwa. Jak dotąd, nikomu nie udało się zidentyfikować opisywanych miejsc. Osoby zainteresowane poszukiwaniem skarbów mają więc ciągle jeszcze pole do popisu — wystarczy udać się do Muzeum Archeologicznego w Ammanie, stolicy Jordanii (tam przechowywany jest obecnie Zwój Miedziany), przeczytać go dokładnie i udać się na poszukiwanie. Skarby Świątyni Jerozolimskiej czekają ciągle jeszcze na swojego odkrywcę... 8
Tomasz Włodek
1 To właśnie wspomniana w jego tekście „ucieczka do Damaszku” sprawiła, że zwyczajowo dokument ów zaczęto nazywać „Dokumentem Damasceńskim”. 2 „W drodze”, październik 1996. 3 np. w Pierwszej Księdze Królewskiej rozdz. 11 w. 41 można znaleźć wzmiankę na temat jakiejś, prawdopodobnie zaginionej, Księgi Dziejów Salomona. Podobnie zarówno w Pierwszej, jak i Drugiej Księdze Królewskiej występują liczne odniesienia do „Księgi Kronik Królów Judy” oraz „Księgi Kronik Królów Izraela”, również nie zachowanych do naszych czasów. Takich przykładów można podać więcej. 4 Z dziejów Polski możemy przytoczyć analogiczną historię — Ksiądz Kordecki, w przededniu oblężenia Jasnej Góry, nakazał wywiezienie Obrazu Matki Boskiej w bezpieczne miejsce, zaś zakonne kosztowności — kielichy, monstrancje itp. nakazał zatopić w pobliskim stawie. 5 1 Krn 24,10. 6 Z Ezd 8,33 wynika, że piecza nad skarbem świątynnym należała do kapłana imieniem Meremot, będącego według Neh 3,4 potomkiem Hakkosa. 7 Ne 3,2; 3,21; 3,22. 8 A kilkadziesiąt ton złota piechotą nie chodzi!
Jeżeli powyższy tekst prowokuje do zabrania głosu, podzielenia się Twoimi przemyśleniami, bo zgadza się z Twoimi poglądami albo wzbudza Twój sprzeciw, rodzi pytania i wątpliwości, napisz do nas...
| strona główna | spis treści | poczta | archiwum | redakcja | prenumerata | linki |
Zeszyt nr 1 (305) 1999
© 1999 Wydawnictwo W DRODZE