Łętowski Julian FIRDUZI OBRAZ DRAMATYCZNY


Łętowski Julian

FIRDUZI

Przedmowy, według Dumasa, pisze się do sztuk, które upadły. Dotychczas jednak "Firduzi" nie był wystawiony na żadnej scenie, niniejsza przedmowa zatem nie potrzebuje być dla niego nekrologiem, ale owszem może stać się rodzajem "karty pobytu" — prawa do życia.

Jeśli w ogóle znajdą się czytelnicy tego obrazu dramatycznego, nie wątpię, że będą pomiędzy nimi tacy, którzy jednym rzutem oka ocenią sprawiedliwie, co tu i dlaczego poczerpnięte jest z legendy lub historyi, co zaś wprost z fantazyi. Nie dla takich też kreślę tych słów kilka. Oni bowiem odgadną z łatwością, że autorowi zależało jedynie prawie na tendencyi, dla której uwydatnienia dobrany został i sam przedmiot, i całe otoczenie znakomitego perskiego pieśniarza.

Na tem mógłbym skończyć. Nie chcę atoli nikogo w błąd wprowadzać, ani też jakiejkolwiekbądź krytyce dostarczać pola do porobienia odkryć, że np. Niżami umarł w okrągłe lat po śmierci Firduziego i t. p. Da liegt der Hund begraben... Podobieństwo nazwisk niektórych osób działających w moim dramacie, z nazwiskami głośnemi, spotykanemi w późniejszej nieco dobie na kartach historyi literatury perskiej — oto, co zmusza mnie do szerszego rozpisania się tutaj. Nie taję nadto, że owo podobieństwo było rozmyślnie dokonane, i z tego także pragnę się wytłumaczyć.

Jesteśmy w okresie silnego rozkwitu poezyi, nauki i w ogóle literatury, zarówno perskiej, jak arabskiej. Sprzyja temu wiele okoliczności. Na dworze szacha Mahmuda w Ghaznie, za którego panowania rozgrywa się rzecz tego dramatu, uwija się cała zgraja (podobno

aż około czterystu) pieśniarzy dworskich, utrzymywanych i skąpiej lub hojniej opłacanych przez rozmiłowanego w literaturze króla, prawdziwego pieśni perskiej mecenasa. Nie ulega wątpliwości, że pośród tak licznego zastępu, obok mierności, znajdują się poeci rzeczywiście zdolni i utalentowani, choć imion swych nie zdołali pozapisywać w historyi złotemi głoskami. Niejeden z nich, już to poczuwając się istotnie na siłach, już też przez zarozumiałość, właściwą tak dobrze dziś, jak w owo czasy temu niepoprawnemu irritabile genus, lub wreszcie za pomocą zręcznej intrygi dworskiej, staje jako rywal prawdziwych powag, rzuca się na rzeczywiste nawet kolosy. Chcąc w tych warunkach, z pośród tak licznego grona kollegów, wybić sio na wierzch i zwrócić na siebie łaskawsze oczy króla i dworu, trzeba zaiste rwać się naprzód, następować drugim na pięty i nie już niewolniczo wielkich poprzedników swoich naśladować, ale starać się zabłysnąć w pieśni i formą, i treścią, jeśli nie zupełnie nową, to mającą przynajmniej wybitne znamiona nowości. Takiej to summie rożnostronnych usiłowań i ich skutków, udaje się powalić Firduziego, sędziwego co prawda i złamanego, ale zawsze genialnego twórcę "SzachNameh" (Księgi królów). Podczas dziewięciu wiosen nieobecności i włóczęgi, wielki pieśniarz perski, zostaje zupełnie pozbawiony popularności, która na nowo, jak to czasami bywa, odżyć miała dopiero po jego zgonie.

Otóż to branie się na pazury, ta konkurencya pełna nieraz nawet wysiłków, a ztąd i skrajności, wiele wyjaśnia. Tłumaczy ona przedewszystkiem, dlaczego Omar Cheijam, urodzony zaledwie w trzydzieści lat po zgonie Firduziego, tak dalece i w formie, i w treści swych pieśni odskoczył od bohaterskiej nuty śpiewaka Rustema i Sohraba. Nie pisze on już "bejtami" (dwuwierszami) ale "rubejtami" (czterowierszami); nie przelewa podań i historyi w szlachetną i pełną artystycznych kształtów epopeję, ale wpatrzony w głąb ludzkiej istoty, zwrócony myślą nie na zewnątrz siebie, bryzga już Cheijam sceptycyzmem i pogardą dla wielkich poświęceń i wspaniałych czynów, a wynosi epikurejskie uży

wanie żywota, rozwinięte później jeszcze wybitniej i silniej w pieśniach następców. Podobnież i Ewhadeddin Enveri tworzy już znaną formę "Kassydy" w pięćdziesiąt niespełna lat po Firduzim. Aż nareszcie w sto kilkanaście wiosen po pojawieniu się "SzachNameh" poezya perska zupełnie już zmienia jądro swe i szatę, objawiając się w takim np. pełnym iście ognistej i nieokiełzanej fantazyi romansie, jak "Leila i Medżnun. "

Taki przewrot nie mógł naturalnie nastąpić w jednej chwili, ale musiał być przygotowany zwolna, tem więcej, że wymiana myśli i rozpowszechnianie utworów literackich nie odbywało się w owe czasy z taką np. jak dziś łatwością. Na jednych zaś z tych dzieł, jak zawsze i we wszystkiem, wyrastają drugie, są ich wynikiem niejako, a pomiędzy wszystkiemi peryodami, na jakie historya dzieli twórczość, rozwój lub upadek jakiej bądź literatury, dopatrzeć zawsze można organicznego związku.

Mniemam więc, że nie popełniam wielkiej herezyi, stawiając już obok Firduziego zwolenników i inicyatorów nowych prądów, a tem samem rywali znamienitego pieśniarza perskiego. Rywale tacy nie głosili zapewne dosłownie tego, co głosi mój Anszari, ( ale to już rzecz tendencyi ); byli jednak, to pewna. Potrzebując ich, a nie chcąc komponować dla nich nazwisk, pobrałem nazwiska znanych poetów, którzy później stali się konkretnym wyrazem tego, co bezwątpienia wyrastając Pirduziemu z pod stóp, wrzało i przygotowywało się już obok niego. Tym sposobem, jedynie Firduzi jest w dramacie tym historycznie nakreśloną postacią; reszta do takiego stanowiska pretensyi nie ma. Raszyda mojego np. nie trzeba mieszać z twórcą "Hadaiskesziru" Raszydem Wathwaitem; mojego Nizamiego nie należy brać za jedno z autorom słynnego pięcioksięgu "Chamsze" Abu Mohammedem Jussuf Szeik Nisameddinem i t. p. Jeśli zaś po wyjaśnieniu tem, utwór niniejszy rozumiany będzie według intencyi autora, najśmielsze marzenia tegoż w zupełności zostaną spełnione.

Autor

OSOBY.

FIRDUZI, stary poeta perski, twórca "SzachNameh. "

ELI, jego córka.

ANSZARI, młody poeta.

NIZAMI, poeta nadworny, przyjaciel Anszarego

RASZYD, poeta nadworny, przyjaciel Anszarego.

HASIR, poeta nadworny, przyjaciel Anszarego

ENVERI, poeta nadworny, przyjaciel Anszarego

NERIDA, ulubienica króla, tancerka.

SAID, kanclerz.

CHARET, przełożony nad pałacami królewskiemi.

PIERWSZY z ludu.

DRUGI z ludu.

TRZECI z ludu.

KOBIETA z ludu.

STARSZYZNA PERSKA. — DWORZANIE. — POECI. — SŁUŻBA. — STRAŻE. — LUD. — DZIECI. — KOBIETY.

Rzecz dzieje się na dworze szacha Mahmuda w Ghaznie w roku .

(Scena przedstawia część dziedzińca przy pałacach królewskich w Ghaznie. Po prawej i po lewej, na froncie sceny, wznoszą się dwa budynki, nie zbyt wysokie, o dachach płaskich. Do prawego prowadzi wejście po jednym stopniu; do lewego, ozdobniejszego, którego fronton podpierają dwie kolumny, wejście po stopniach trzech. Obok prawego budynku, na przodzie sceny, krzew różany, kwitnący; obok lewego palma. Do tego ostatniego budynku przytyka mur, ciągnący się wzdłuż sceny i w lewym narożniku tejże, zakreślający łuk; poczem znów mur ten biegnie w prostej linii wszerz sceny

i dotyka głównego budynku pałacowego, ozdobionego całym rzędem kolumn, podpierających jego fronton, i z wejściem aż po pięciu stopniach. Prawe skrzydło tego pałacu, wyższego i ozdobniejszego od dwu poprzednich, ginie w prawej kulisie. Między frontem tego głównego pałacu, zwróconego wprost na widzów, a między budynkiem po prawej, wolne przejście za kulisy. W łukowatym narożniku muru po lewej, znajduje się ozdobna, ciężka, wyzłacana brama, wiodąca z ulic miasta, w obręb zabudowań pałacowych. Ozdoby i wyzłacania tak na bramie tej, jak i na trzech budynkach, w mięszanym stylu wschodnim, assyryjskoperskim. Po za narożnikiem muru, ( dekoracya ostatniego planu ) widok na miasto Ghaznę, zresztą scena zupełnie swobodna. Ranek, świt. )

* * *

Scena pierwsza.

CHARET

(sam, za podniesieniem zasłony, stoi na stopniu przed wejściem do budynku, prawego; przystania oczy ręką, patrzy chwilkę na miasto w głąb; poczem wznosi pobożnie obie ręce do góry, zaczynając modlitwę ).

CHARET

( z namaszczeniem ).

O! bądźże mi znów pochwalony, Allah!

Za brzask nowego dnia, co będzie jeszcze

Pieścić dziś moje mgłą zasnute oczy —

Za żar południa, co rozgrzeje kości —

Za chłód, przy którym odetchnę z wieczora,

Za wszystko, com już przeżył z twojej łaski

I za to, co mię dziś z twej spotka woli —

Allah przedwieczny, i szczodry, i wielki, Allah!!

(opuszcza powoli wzniesione ręce, składa je na piersiach i skłania głowę do pokłonu; poczem dopiero swobodnie zstępuje ze stopnia i posuwa się na środek sceny, przysłaniając raz jeszcze oczy dłonią i rozglądając się dokoła ).

Poranek jaśnieje różowy,

A miasto całe we śnie jeszcze tonie,

Jak gdyby mogło zapomnieć, że dzisiaj

Turnieju wielki dzień zaświtał... Ghazno!

Stary, kochany grodzie, przetrzyj żywo

Zaspane oczy!... Wszak to dzień pieśniarzy

Perskich... Dziś stary Charet się popisze

Wychowańcami swoimi... Poczciwym

Nizamim — dzielnym Raszydem — Enverim

Wreszcie, co chmurny zawsze, choć wesołe

Składa piosenki... Wszystko to pieśniarze

Z pod twej opieki... Dobre, miłe chłopcy!...

Chociaż ty, Charet, znałeś już i lepszych

I większych... Chociaż dzisiejsza piosenka

Nie wzrusza ciebie... O! bo ty pamiętasz,

Że kiedy dawniej opiewano Boga,

To w każdym wierszu, jako grom huczała

Niebieska wielkość, i moc, i potęga...

A gdy nucono pieśni o człowieku.

To każden wyraz dźwięczał, jak żelazo,

Niby chrzęst miecza, lub rżenie rumaka,

Albo śmiertelny jęk pognębionego

Wroga Persidy!... Takie były pieśni!!...

A dziś co?... Marna miłosna piosenka,

Wystarcza tłumom... Próżno, Charet próżno!

Ty nie odmienisz nic i nie naprawisz!

Próżno!... O! Allah, dziej się twoja wola!...

\Ha! otóż młodzież budzić się poczyna...

Długo w noc pieśni dzwięczały i wina

Lało się dużo — ztąd zaspali nieco...

A trzeba dzisiaj im rzeźwości wielkiej,

Choć to się na nic nie zda, bo nagrodę

Główną zabierze Anszari... Tak wszyscy

Mówią.. Istotnie głowa to potężna,

Choć serce małe... Lecz któż się dziś w Persyi

O serce pyta?...

(Postępującego w głąb, zatrzymuje głos Raszyda z prawej ).

* * *

Scena druga.

CHARET — RASZYD.

RASZYD

(za sceną, w budynku po prawej ).

Charet!

CHARET.

Otóż oni!

RASZYD.

Charet!

CHARET.

Raszyda głos!

RASZYD

(wchodząc z prawej i niosąc, kilka zwojów pergaminu ).

Charet mój, stary — Poradź cokolwiek... ratuj!

CHARET.

Cóż takiego?

Cóż ci się stało, mój śpiewny sokole?

RASZYD

(składając pergamina na ziemi po prawej i zatrzymując jeden tylko, który rozwija )

Nie mam ochoty do turnieju stawać!

Po co mi leźć tam, gdym już pogrzebany

Tylekroć, ile wyrazów zamknięto

Na jednej karcie tej!

CHARET.

Smucisz mnie, chłopcze!

Tyś zniechęcony i trwożny, jak gołąb,

Ty, który nawet w najgorszem nieszczęściu

Potrzebne siły w innych wlewać umiesz?

Raszyd!

RASZYD.

Ba! w innych?! I dziś tak uczynię...

Będę drwić, śmiać się, wszystkich męztwem natchnę

Ale przy tobie, mój stary, dlaczegoż

Nie mam powiedzieć, żem nic wcale nie wart...

Trzeba mi było, na wzór Enverego

Albo Hasira, żartobliwe pieśni

Układać... Z nimi mógłbym boje toczyć...

Lecz z tym mocarzem? z nim? czyż to podobne?!

CHARET.

Zkądże ta rozpacz?

RASZYD.

Zkąd? Poznałem wszystko,

Co wczoraj świeżo wyśpiewał Anszari...

To pieśniarz!

CHARET.

Znów ten Anszari!

RASZYD.

To pieśni!

Gdzież nam się równać z nim? mnie, Nizamiemu,

I wszystkim innym tym, którzy poważny

Rodzaj piosenki uprawiają!

CHARET.

Raszyd!

Mówiąc to, własną potępiasz ojczyznę —

Persida wielka, pomieści dziesięciu

Takich Anszarych...

RASZYD.

Lecz Anszarim zostać.

Kto z nas potrafi?... Daremne zachcenia!

(dotąd odpowiadał, nie podnosząc prawie oczu od rozwiniętego pergaminu, teraz zaczyna czytać, jakby dla siebie, ale z przejęciem ).

Głupi biadał w nieszczęściu:

"Patrzcie, życie mi dało

Dużo chwastu marnego,

A ziół cennych za mało..."

Mędrzec zasię, ubrawszy

Lica swoje w pokorę,

Mówił tylko: "Jam dotąd

Siał i zbierał nie w porę!... "

CHARET

( który słuchał z coraz większą ciekawością i zadowoleniem ).

Wybornie, chłopcze! Ja, com Firduzego

Słuchał tak często — ja, Charet, powiadam:

Śliczna piosenka!

RASZYD.

Tak, lecz Anszarego...

CHARET.

Co? Anszarego? Więc to Anszarego Piosnkę czytałeś?

RASZYD.

W istocie, a takich,

Ba! stokroć lepszych mnóztwo tutaj całe...

(czyta )

"Oto wiosna umiera, woń oddawszy światu,

Więc wspomnienie jej miłem będzie nawet w zimie,

I lato kona, w pełni swego majestatu,

Składając plony swego żywota olbrzymie —

Ty, musisz być i wiośnie podobny, i latu:

Zostawić czyny piękne, o! i dobre imię... "

(mówi)

Tu znowu w tony miłosne uderza:

(czyta)

"Oczy twe, zawsze słodkie, łudzą mię czarami,

Usta twe odbierają mi wszelką nadzieję —

Błagam więc, raz już usta swe pogódź z oczami:

Niech całkiem umrę, albo... całkiem wyzdrowieję"...

(mówi)

Oto piosenki!

CHARET.

A więc, Allah wielki,

Dziej się twa wola...

RASZYD.

Z westchnień twoich, starcze,

Znać, że nie lubiąc Anszarego wcale —

Chciałbyś, by inny zajął jego miejsce...

CHARET.

Uchowaj, Allah!... Chcę sprawiedliwości...

"Wszystkich pieśniarzy na królewskim dworze

Do trzystu będzie,.. Ja mam was najlepszych

Pod swą opieką... Jam was wychodował...

Mógłżebym dzisiaj którego nie lubić?...

Lecz w moim wieku częściej się już serca,

Niźli mądrości szuka... Ja przywykłem

Czcić Boga... A on?... Anszari?...

RASZYD.

Rozumiem!...

CHARET.

Rad i wskazówek mych najkrócej słuchał...

Najpierwej z gniazda uleciał skrzydlatym —

Prawda, że dotąd wcale dzielnie lata,

Lecz czy nie zbłądzi?... Oto, moja troska!...

RASZYD (n. s.)

Poczciwy stary!.... Niech tam, co chcą, mówią —

Lecz nad tem starem pokoleniem często

Przychodzi dziwić się i zastanawiać...

CHARET (n. s.)

O! Allah! ciężki mi dzień zgotowałeś!...

(Wchodzą z prawej Nizami i Enveri, a po chwili takie i Hasir, wszyscy z pergaminami w rękach; gra Enverego i Hasira objaśnione poniżej; co do Nizamiego, przechodzi on zamyślony przez scenę i usiada na stopniu przed budynkiem po lewej, już to przeglądając pergaminy; już też pogrążając się w myślach, obojętny zupełnie na akcyą sceniczną ).

RASZYD.

Otóż i moi towarzysze!

Scena trzecia.

CHARET — RASZYD — ENVERI — NIŻAMI, wreszcie po chwili HASIR.

ENVERI (na stopniu przed wejściem, ziewając).

Hola!

Tam do pioruna] po co było budzić

Tak wcześnie?! Cóż to! — aaa! — stróża nocnego

Ze mnie robicie?... Aaa!... wszystkie koguty

Dopiero ślepia przecierają!... Hola!

Jeśli myślicie, że mi wszystko jedno

Śpiącym, czy trzeźwym w waszem gościć gronie

Jesteście w błędzie... A na dowód tego —

Bo dzisiaj dowód jeden prawdę wspiera —

Spać się układam najwymowniej...

( Rozciąga na ziemi płaszcz i układa się niedbale obok stopnia po lewej ).

CHARET

( do Raszyda )

Zawsze

Ten sam Enveri!

RASZYD

( podobnież ).

I ktoby powiedział,

Patrząc na niego, że ten człowiek zdolny

I czuć, i myśleć...

( wchodzi Hasir z prawej )

Jest i Hasir...

HASIR.

Jestem...

( połyka się na lezącym Enverim ).

A to co znowu?

ENVERI

( nie podnosząc głowy ).

Cnotą jest ostrożność...

HASIR.

Patrzaj, narodzie! Przez ten kloc leniwy

Mógłbym był jeden krok polecieć dalej,

I byłbym tedy miał znacznie skróconą

Drogę do raju...

( oglądając się po sobie )

Lecz jeszcze tu jestem —

Co, rzekłszy szczerze, wcale mnie nie smuci...

A kiedy mówię, że jestem, to znaczy,

Że jest ten oto płaszcz mój, nóż, obówie,

Kości i pełno głupstwa — wszystko razem

Gotówką warte trzydzieści sztuk złota —

Tyle mi bowiem płaci król za moje

Żarty, przezwane z rzymska satyrami —

A te się rodzą właśnie w owym płaszczu,

Obówiu, kościach i głupstwie mej głowy...

ENVERI

(j. w. ).

Idź do sędziego wnieść skargę na króla,

Boś oszukany o wartość swej skóry...

HASIR.

Nie trudź się bracie, do głupstw policzona

Wraz z tem, co ty byś mógł na niej napisać...

ENVERI.

Jeśli tak, mądrą rzecz uczynię, zasnę!

HASIR.

Z mej strony, zgoda! Nawet nad twym zgonem

Chwilowym, mogę rzewną pieśń zanucić...

RASZYD.

Ty i pieśń rzewna!

ENWERI.

Niedobrane stadło!

HASIR.

Cóż to, myślicie, że mnie nie stać dzisiaj

Na składny wierszyk, dla tego, że dotąd

Za długim nosom i uszom śpiewałem?...

Hola! jak mówi to, co zwią Enverim...

Przecież to tylko wam, pieśniarze smutku,

Przy żartobliwej nie wiedzie się pieśni —

Jak tego dowód mieliście w Firduzim...

Cały swój żywot trawiąc na śpiewaniu

Bojowych przygód Persyi — miał się dobrze —

Miał bowiem gdzie spać...

(do Env. )

mówię bez przytyków...

Miał też co wypić...

(z kom. skruchą)

nie karcę sam siebie...

I piękne żony miał...

(do obecnych)

nie o was mowa

Ale cóż?!... wdawszy się z królem w zatargi,

Jął się na starość satyry... Nieszczęsny!...

Zmył w niej królowi i głowę, i nogi —

Klej się pod ręką znalazł — więc nakleił —

Porwał się z miejsca — przybił na tej ścianie —

I cóż się stało?! — —poszedł na wygnanie!

CHARET.

Tak, poszedł... Ale do zatargu z królem

Słuszny miał powód... Nie umiano starej

Szanować pieśni...

HASIR.

To znowu rzecz inna —

Dość, że Firduzi zginął przez satyrę...

Z czego winniście wyciągnąć naukę,

Że co wzbronione wam, to nam uchodzi...

Pieśń obiecana lepiej to objaśni...

Słuchajcie!

(stanąwszy nad Enverim, deklamuje z komiczną emfazą).

Spij! a niechaj ciche wiatru tchnienia,

Co róż wonnych zbierają oddechy —

Senne twoje oplotą marzenia

W pocałunki, pieszczoty, uśmiechy!

ENVERI.

Dosyć, bo zasnę tak, że i na turniej

Nikt mnie nie zbudzi!

HASIR

(mówiąc).

Tem lepiej... król wdzięczny

Na karb zasługi mi ten czyn policzy...

(deklamuje j. w. ).

Spij! a niechaj w sennych marzeń gronie

Wszystkie ziemskie twe kłopoty zginą —

Niechaj nawet wieść o tem utonie,

Ileś dłużny kupcowi za wino!,..

ENVERI

(j. w. ).

Siedem sztuk złota!

HASIR.

Oto jak skuteczne

Są moje pieśni — już coś utonęło!

Niestety! handlarz długi zapisuje

Skrzętniej, niźli my swe myśli...

ENVERI.

I z lichwą!

(Enveri drzemie; Hasir usiada na stopniu obok niego, i zajmuje się przeglądaniem pergaminów swoich).

CHARET

(do Raszyda).

A co? Raszydzie? ci nie wyglądają

Na tych, co mają być dziś pogrzebani...

Raszyd. Ale Niżami! Patrzaj nań!

Charet. Niżami...

Już od dni kilku zmienił się zupełnie,

Zdziczał, posmutniał — trudno zeń wyrazu

Dobyć jednego... Spróbuj ty, Raszydzie,

Bo ja nie mogłem...

Raszyd. Mnie uda się może...

Znam dotąd każdy dzień jego żywota,

Muszę więc poznać i ostatnich dzieje...

(Raszyd przechodzi do Nizamiego, na lewo, i usiada

obok niego; Charet przechodzi do Hasira, zajętego

układaniem rękopismów).

HASIR

(nie przerywając swojej roboty, do Choreta).

Cóż tam, mój stary, nie łatwe zwycięztwo

Dziś się gotuje...

CHARET.

Dla ciebie, psotniku,

Wcale nie trudne; ty swoję nagrodę

Chyba li z jednym Enverim podzielisz...

Lecz tamci, moi...

HASIR.

Wielkie mają głowy,

Nie łatwo zgubią je...

CHARET.

Dałby to, Allah!...

A nie wiesz, czemu sposępniał Niżami?

HASIR.

Wiem... właśniem oto spisał dla pamięci

Przyszłych pokoleń...

CHARET.

Cóż, mówże?...

HASIR

(czytając).

"Wygląda,

Jakby z pięć razy spadł z karku wielbłąda

I po raz szósty miał wleźć nań przykładnie,

Wiedząc, że i tym razem pewnie... spadnie... "

CHARET.

Znów psoty!

HASIR.

Trzymam się swego rzemiosła!

Zrób mię lekarzem a będę truł ludzi,

Jeśli ich znajdę na ziemi... Tymczasem,

Bez żadnych obaw mogę się przybliżyć

Dziś do chorego tego... Pójdź!

(posuwają się wraz z Charetem ku lewej, do Nizamiego i Raszyda).

RASZYD

(do Nizamiego).

Nizami!

Dalej, mój chłopcze! trzeba podnieść głowę...

Przecież nie z pierwszą dziś dopiero pieśnią

Przychodzisz przed tron Mahmudów wspaniały —

HASIR

(dodając).

I nie raz jeden dziś będziesz pobity

Przez Anszarego...

ENVERI.

Oto mi pociecha!

HASIR

(obejrzawszy się na Enverego, mówi dalej do Nizamiego).

Bierz wzór z Raszyda... on swoje gryzmoły

Z bratniej miłości oddał na wezgłowie

Dla Enverego!

ENVERI.

Co? masz tobie! prawda!

(podnosi głowę i zawsze jeszcze leząc, zajmuje się prostowaniem pogniecionych pod głowę pergaminów).

HASIR

(mówiąc dalej).

I już nie myśli o pięknym tytule:

"Króla pieśniarzy" — ni też o ognistych

Oczach Nerydy, co w szkarłat odziana,

Z haremu szacha przejdzie w ręce tego —

Co nas ma pobić...

ENVERI

(j. w. ).

Pobije z pewnością,

Jeżeli wszystkie wasze pieśni takie,

Jak te Raszyda, na których drzemałem —

Twarde!... Co do mnie zaś, to mi się śniło,

Że zamiast głowy mam gliniany kubek —

Co mi się zresztą dosyć podobało,

Zwłaszcza, że kubek ten był napełniony —

Ale lud pijąc zeń — niemiłosiernie

Krzywił się, "woda nie wino," wołając...

Widocznie więc lud zmądrzał i nagrodzi

Dziś Anszarego...

RASZYD.

To będzie przynajmniej

Przed kim ustąpić... Wszak cała Persida Rozgłasza teraz to imię...

(do Nizamiego)

No, bracie,

Rozchmurz więc czoło... w godne bowiem ręce

Piękna Neryda dostanie się dzisiaj —

To cię powinno pocieszyć...

NIZAMI

(porywając się z gniewem).

Neryda!!

HASIR.

Rozkoszne dziewczę, nieprawdaż?

NIZAMI

(j. w. ).

Neryda!!

Stokroć przeklęte niech będą te chwile,

W których składałem turniejowe pieśni,

Co miały dla mnie pozyskać Nerydę!

RASZYD.

Nizami, zmysłyś postradał!

NIZAMI.

O! więcej,

Raszydzie!... Spokój straciłem i tego

Już nie odzyskam... Neryda! Neryda!!

Kto wam powiedział, że tej dziewki pragnę —

Że tę miłuję dziś?... Neryda!... Niechaj

Bierze Anszari siedem takich Neryd —

Niech dziesięć takich przegrywam turniejów,

Byłem nie cierpiał, jak dziś!...

ENVERI.

O! jak widzę,

Tu nie głupstw, ale rad trzeba...

(podnosi się i przysuwa do otaczających Nizamiego).

RASZYD.

Nizami,

Co tobie?

NIZAMI.

Co? co? Ha! gdybym był pewien,

Że choć na chwilę zawiążecie usta

Do szyderstw skore — chętniebym odsłonił

Ból mój przed wami!...

(wybucha płaczem i pada w objęcia Raszyda)

CHARET.

O! biedna ptaszyna!

RASZYD.

No uspokój się!

HASIR.

Nizami!

ENVERI.

Nizami!

RASZYD.

No, przestań!... Płacz ten winien ci oblicze

Rumieńcem wstydu naznaczyć... Nizami!

NIZAMI.

Napróżno bracia! Jara już bez pamięci...

Jam już niezdolny słuchać przestróg waszych...

Ja muszę umrzeć, muszę zginąć marnie,

Jeśli mam bez niej żyć!

CHARET.

Bez kogo?

NIZAMI.

Cicho!

Nie przerywajcie... nie śmiejcie się ze mnie...

Jam taki biedny dziś... powiem wam wszystko...

Na jednej z moich wycieczek za miasto.

Ujrzałem dziewczę blade, jak mgły ranne,

Które z nad morza o świtaniu wschodzą —

I jako mgły te powiewne... Ha, próżno!

Chciałbym opisać wam ją marnem słowem!...

RASZYD.

I cóż? Mów dalej...

NIZAMI.

W cudnem jej obliczu

Taka królewskość jaśniała, że nigdy

Możebym do niej nie śmiał się przybliżyć,

Gdyby nie straszny widok, jak rękoma

Drobnemi rwała dzikie, twarde osty,

Wśród których leżał starzec jakiś siny

I martwy prawie... "Na Allaha!" — wrzasnę, —

"Co czynisz piękna?..." Podniosła się z ziemi,

Spojrzała najprzód gniewna prawie, potem

Łagodna niby mleczna gołębica,

Skrwawione dłonie w fałdach sukni kryjąc...

— "Ojca mam, panie, chorego" — odrzekła —

"Szliśmy ku bramom tego miasta, póki

Siły starczyły biednemu... tu upadł...

Te osty kłują go, panie!... " Pojmiecie

Łatwo, com zrobił!... Zanim wieczór zapadł,

Stary był w mieście tu, wśród wszelkich wygód...

Lecz ona... Po co wam to mówię... Ona...

Lećcie pioruny tu! — kocha innego!!

RASZYD.

Innego? zkąd wiesz?

NIZAMI.

Sama mi wyznała...

ENVERI.

Któż on?

NIZAMI

(zaciskając pięście).

Ha! gdybym mógł wiedzieć!

HASIR.

A ona?

CHARET.

A starzec chory ów?

NIZAMI.

Napróżnom pytał!

Napróżno także matka moja, siostry,

Pytały... Stary milczy uporczywie

I z sobą tylko chwilami rozprawia —

A ona jednę ma tylko odpowiedź:

"Jestem biednego ojca biedną córką —

Gościny próżno nie zabiorę — będę

Pracować — dajcie mi pracę!..." To wszystko!

Więc oto konam już!

(w połowie opowiadania Nizamiego, wszedł Anszari z lewej i słuchał, stojąc u wejścia).

ANSZARI.

Żyć będziesz, głupcze!

WSZYSCY.

Anszari!...

ENVERI.

Ten go uleczy z pewnością...

Śpijmy więc!

(układa się znowu po prawej, jak przedtem).

Scena czwarta.

POPRZEDNI i ANSZARI.

ANSZARI

(zszedłszy ze stopni).

Cha, cha! Ziemskie miłowanie?!

To złota czara napełniona winem,

Z przymieszką na dnie łez, żółci i żalów

I zniechęcenia!... Umrzeć dla niewiasty?!

Słuchaj, szaleńcze! Ja znałem takiego,

Który dziesięćkroć miłował goręcej —

Dziś nie miłuje już, a żyje jeszcze

I zdrów, i silny!... Wszystko bowiem mija,

Ale najprędzej to, co zwią miłością...

RASZYD.

Lecz zanim minie?

ANSZARI.

Myśleć o niej, jakby

O rzeczy, której już niema... Zapewne,

Do tego zmusić się trzeba i nagiąć —

Lecz to możebne... A każda myśl taka,

Ilekroć przyjdzie, zawsze o stóp kilka

Głębiej w mogiłę popchnie miłość ową,

Aż ją zupełnie przed okiem zasłoni —

I grób zamknięty — a on — nic nie wraca...

NIZAMI.

Lecz czyliż mógłbym rozmyślnie zabijać

Uczucie, jedno z najwyższych na ziemi —

Nie! raczej stokroć więcej cierpieć — spłonąć —

Skruszyć się, — zmarnieć i zginąć!

ANSZARI.

Toś głupi!

Bo głupiec tylko własnej szkody szuka...

Gdy miłość daje ci zysk — bierz ją wtedy;

Lecz jeśli ona miałaby cię zabić.

Zabij ją raczej... Tak zwyciężaj wszystko,

Co może stanąć ci na drodze życia,

Jako przeszkoda... To bowiem, że żyjesz,

To twój największy skarb... to wszystko twoje...

RASZYD.

Więc według ciebie, człowiek wszystko może?

ANSZARI.

Wszystko, co mogą ludzie, a więc wiele —

Oprócz tej jednej tylko rzeczy: Dowieść,

Że jest tam w górze Bóg, lub że go niema —

I oprócz drugiej jeszcze: śmierć zwyciężyć!...

CHARET.

I jestżeś z temi myślami szczęśliwym?

ANSZARI.

Szczęście?!... Zbierz ludzi z wszystkich końców świata,

Rzuć im pytanie: "Gdzie szczęście?" — a każdy

Będzie je widzieć gdzieindziej.. To prawda,

Jako ten kamień — stara!... Dla mnie szczęściem:

Bać się jak najmniej — więc nie czuć się staram —

A jak najdłużej żyć — więc dobrze żyję —

Tak, abym zawsze miał to, czego pragnę —

A pragnął tylko tego, co mieć mogę

I nie miał płakać nad czem...

CHARET.

Na Allaha!

To straszne!

RASZYD.

A więc, ty nie umiesz płakać

Nad dolą bliźnich... czuć i cierpieć z nimi...

I na łzy bratnie patrzeć ze współczuciem

Nie umiesz?...

ANSZARI.

Płakać — czuć — cierpieć — współczucie?!

Puste wyrazy, pozbawione treści

Właśnie przez twoje jedno głupie: patrzeć!...

Bo czyliż sądzisz ty, że świat skorzysta

Coś na współczuciu takiśm lub cierpieniu?!

Wesprzyj nędzarza — wstrzymaj nad przepaścią —

Zapchaj mu chlebem głodne usta jego —

Otwórz mu oczy, gdy ślepy — daj w rękę

Pracę i zapłać takową — a wtedy

Na szczęśliwego patrz sobie do syta!...

Lecz jeśli pomódz nie chcesz lub nie możesz —

To od cierpiących odwróć się czemprędzej

I sam szczęśliwym bądź... Bo stokroć lepiej

Dla świata, jeśli jeden człowiek więcej

Będzie szczęśliwy — choćby jako przykład

Dla innych... Za tym przykładem dziesięciu

Pójdzie i to się powoli przyczyni,

Że ziemia swoich pozbędzie nędzarzy —

A to jej celem musi być!...

RASZYD.

Anszari —

Mówisz, jak jaki dawny mędrzec grecki,

Z których uczono nas w młodości pomnę...

Hasir.

A z czegom ja dziś zachował jedynie

Sińce na plecach...

Anszari.

Tak! jak mędrzec grecki!

Lecz idę znacznie dalej... a przemawiam

Do ludzi mądrych — tak sądzę... Niestety!

Dzisiaj to widzę, że dla ciemnych tłumów

Inną mieć trzeba mądrość — niż dla ludzi,

Co już są ludźmi... Gdyby tłum mnie spytał

O wartość życia — o cel ludzkich dążeń —

O bogów rękę kierującą światem —

Lub o szczęśliwość w unikaniu szczęścia —

Mógłbym mu tylko odrzec to, co słyszy

Od swych kapłanów dotąd: "Nie myśl o tem —

Pracuj — i ufaj — i wierz!... " A dlatego,

Że tłum ten mógłby mnie fałszywie pojąć...

Więc chociaż w nim jest siła, to jednakże

Świat ten prowadzić muszą mądrzy tylko

I nad porządkiem jego czuwać ciągle —

Bo znów w porządku jest trwałość... Dlatego

Ciemnym tym tłumom nie mówcie, że one

Mają, jak wszyscy inni, równe prawa

Do życia... Chyba, że przysposobicie

Zapas tych równych praw — by ich nie zbrakło...

O to się trzeba starać... Im kto wyższy,

Tem więcej może — i oto dlaczego

Chcę dziś zwyciężyć tam!... Ale, dość tego...

Myśli mych nigdy nie narzucam gwałtem,

Choć i nie kryję nigdy... Przymus bowiem

Tylko rzecz psuje samą... A myśl każdą

Dosyć jest rzucić w świat, by nie przepadła,

Jak nie przepada ziarno ostów polnych,

Choć je rodzice wiatrom powierzają

W opiekę... Tak jest z myślą... Może ona

Dłużej lub krócej gdzieś w przestrzeniach wisieć,

Może część pewna z niej zmarnieć — lecz w końcu

Pada na ziemię, jak to ziarno ostu,

I wzrasta... A czyż myślicie, że moje

Słowa zaginą, choć u was na razie

Dobrego może nie znajdą przyjęcia?...

Cha, cha, cha! Jeśli tak sądzicie, wówczas

Nie rozumiecie: czem żyjący człowiek...

Najpodatniejsza to dla siejby niwa,

Dla której znowu najlepszem nasieniem

Takie, co mówi: winieneś być wszystkiem

A jesteś niczem... więc idź i czyń ciągle!...

Dosyć w człowieka rzucić źdźbło zwątpienia,

Aby nie znalazł już nigdzie spokoju —

I własnym strachem ośmielał się więcej

I coraz wyżej szedł — by wreszcie myślą

Jasne roztrącał błękity... Zaiste,

Że gdyby człowiek mógł żyć, choćby tyle,

Co pięć pokoleń — i był zawsze młodym —

Zostałby bóstwem sam — doszedłby końca

I wszechpoczątku rzeczy... Lecz, niestety,

Człowiek umiera prędko, a następcy

Nie zawsze dalej myśl jego prowadzą,

Lecz zaczynają pracę od początku

I znów im życia nie staje... Lecz zczasem,

Ludzie poznają w czem ich słabość leży

I będą sobie wychowywać dobrych

Piastunów myśli swoich...

( Sygnał: trąby w oddaleniu )

Ha! nareszcie

Hasła, które lud na turniej zwołują...

Na nas czas jeszcze... Możemy odpocząć...

Jestem strudzony...

( siada na stopniu po lewej, zbiera swoje rękopisma i przeglądając takowe, zwija je w jeden rulon ).

RASZYD

( d. s. )

Dziwny człowiek, dziwny!

NIZAMI.

O! bodaj wszyscy byli doń podobni,

Wtedy bym piękną tę moję sam jeden

Miłował...

CHARET

( d. s. )

Gdzież wy. dawniejsi pieśniarze?!

HASIR.

Mówił... głos jego na uszach mi siadał,

Ten zaś spał a spał i prawie, że tyle

Co i ja z mowy tej całej postradał...

( Pochyla się nad śpiącym Erverium )

Hej! zbudź się, śpiochu!... Lud przyjdzie za chwilę

I w proch cię zetrze, a wtedy już wiecznie

Będziesz spał sobie... Klocu!... Ciągle drzemie!

Słowiczku! pszczółko!... Proszę go za grzecznie!...

Trutniu!

ENVERI

( budząc się ).

Co?

HASIR.

Otom mu trafił na imię!...

Cóż? byłeś może znów we śnie kielichem?

ENVERI

( powstając ).

Nie!... Konwią całą już, lecz puściuteńką,

Coś niby głowy sędziów naszych pieśni...

HASIR.

Cicho, niecnoto! Wszelakiej krytyki

Nawet i przez sen lepiej nie obrażać!

RASZYD.

Słychać już w mieście gwar spieszących tłumów...

CHARET.

Oto i kanclerz królewski nadchodzi...

( z głównego pałacu wchodzi Said, ze strażą dwóch żołnierzy, którzy zatrzymują się u wejścia, na stopniach.)

Scena piąta.

Ciż sami, SAID i STRAŻE.

SAID.

Pokłon mocarzom pieśni!

ANSZARI.

Z czem przybywasz

Kanclerzu ?

SAID.

Oto król i pan mój mówi:

Wszyscy pieśniarze ghaznieńskiego dworu

Już są zebrani... Wstałem dziś wesoły...

Pozdrawiam moich ulubieńców pięciu

Z dzielnym Anszarim na czele... To słowa

Królewskie...

ANSZARI.

Oświadcz nawzajem kanclerzu:

Pokłon królowi swemu ulubieńców

Oddaje pięciu z Anszarim na czele...

Wszyscy gotowi i pełni otuchy...

NIŻAMI

( d. s. )

Oprócz mnie tylko...

SAID.

Powtórzę bez zmiany..

Lecz jeszcze jedno... Król w swej łaskawości,

Raczył zezwolić na chwilę rozmowy

Ulubienicy swej, Nerydy, z wami

Pieśniarze...

ANSZARI.

Znajdzie nas zawsze przychylnych

Neryda piękna...

SAID.

Allah, niech was strzeże!

( odchodzi wraz ze strażą. )

* * *

Scena szósta.

Ciż sami, bez SAIDA.

HASIR.

Właściwie, to ta chodząca nagroda

Winna się tylko porozumieć z tobą

Anszari, a nam nie zaprzątać głowy.

ANSZARI.

Nigdy zwycięztwo niepewne przed bitwą;

Tymczasem z chwili korzystając wolnej —

Przed czekającą na nas ciężką walką,

Radziłbym ciało pokrzepić strudzone...

ENVERI.

Zgoda!

ANSZARI.

Puhary spełnim za pomyślność

Dnia dzisiejszego...

ENVERI.

Pójdźmyż, pójdźmy!

HASIR

( zatrzymując go ).

Hola!

Tyś właśnie winien nie spieszyć się wcale, Ilekroć droga tam prowadzi...

RASZYD.

Słusznie!

Zazwyczaj bowiem nogi ci z powrotem

Nie służą...

HASIR.

Trzeba cię wynosić gwałtem.

ENVERI.

Wszystko to prawda! nie myślę zaprzeczać!

Ale czy wiecie czemu?

HASIR.

Z żalu pewnie!

ENVERI.

Tak, z żalu, ale za czem?

HASIR.

Za puharem

Niedokończonym..,

ENVERI.

Gdzieżtam! twarde głowyl

W trzech wam pytaniach rzecz całą wyłożę.

Mówią, że człowiek rodząc się, utracą

Prawą ojczyznę swoję... Czy tak?

RASZYD I HASIR.

Prawda!

ENVERI.

A umierając znów ją odnajduje?

RASZYD I HASIR.

Prawda!

ENVERI.

A zatem każdy człowiek spity,

Jako pół na pół zmarłemu podobny —

Staje w połowie drogi do prawdziwej

Ojczyzny... Oto, czemu mi tak trudno

Z szynku powracać, a spieszę doń chętnie...

ANSZARI.

Pójdź więc i teraz!

CHARET.

Podwoje świątyni

Otwarto właśnie... Dawnym obyczajem

Od modłów takie zaczynano boje.

ANSZARI.

Kto zechce, modły odprawi... Gościna

Ludzi nie więzi... Pójdźcie...

RASZYD.

Pójdź, Niżami!

CHARET ( na stronie ).

Wybacz im Allah!

HASIR.

Dalej więc...

Scena siódma.

Ciż sami — NERYDA i SŁUŻEBNE.

( Podczas ostatnich słów poprzednicy sceny weszła Neryda i zatrzymała się wraz ze służebnemi no, stopniach głównego pałacu ).

NERYDA.

To oni!...

( zbiega szybko i zbliża się do odchodzących ).

Słówko, pieśniarze!

ANSZARI, RASZYD, HASIR

( razem ).

Neryda?!

NERYDA

( odsłaniając twarz ).

Ja sama!

Jeden z was musi zwyciężyć w turnieju —

Tak sądzi cały dwór i król tak sądzi —

Więc do jednego z was należeć będę,

Nim wieczór minie...

HASIR.

Chciałabyś więc wiedzieć,

Piękna Nerydo, kto ci się dostanie,

A raczej komu ty się dziś masz dostać?

NERYDA.

Zgadłeś... a pewnie dla was to zarówno

Jasnem, jak i to, że sobie nagrody

Wydrzeć nie dacie?

HASIR.

Tak, jaśniejszem jednak,

Który z nas pięciu mógłby tę nagrodę

Miłować...

NERYDA.

O to, nie pytałam wcale...

HASIR.

To nic nie szkodzi... możesz się dowiedzieć

Dwóch rzeczy naraz... Otóż słuchaj... Wszyscy,

Prócz Anszarego, który nic nie kocha,

Jak sam powiedział...

ANSZARI.

Przestań!

HASIR.

Cierpliwości!

Prócz Nizamiego, który niegdyś pono

Miłował ciebie bardzo, dziś już bardzo

Miłuje inną!

NIZAMI.

Hasir!

HASIR.

Zaraz kończę...

Prócz Enverego, który się nie liczy,

Bo gdy nie drzemie, to pije, a czasem

Naraz obydwie te sztuki uprawia:

Bywa i śpiący, i spity... A wreszcie,

Prócz mnie... A jeśli chcesz wiedzieć dlaczego?

Posłuchaj...

NERYDA.

Allah! jakże się zawiodłam!

HASIR

( deklamując ).

Pokarmem wonnym usta twe,

Napojem twe spojrzenie —

Za uśmiech twój, świat ugnie się,

Skona za uściśnienie...

Lecz że ja często z świata drwię

I puste mam kieszenie —

Za złota trzos więc oddam cię I po zniżonej cenie!

( mówi )

Oto, co wyznać ci miałem, Neryda!

ANSZARI.

Cha, cha, cha! Hasir, wyborna piosenka!

Jeżeliś takich przygotował więcej.

Możesz być groźnym dzisiaj dla każdego..

Cha, cha, cha!

RASZYD

( n. s. )

Głupcy!

NERYDA

( d. s. ).

Boże!

( gł. )

A! istotnie,

To warte śmiechu! Cha, cha, cha!

RASZYD.

Neryda!

Co to? łzy? płaczesz?

NERYDA.

To nic, to łzy śmiechu!

Cha, cha! Słuchajcie! Idąc do pieśniarzy,

Co o miłości tak rozkosznie nucą —

Własnego serca zapomniałam ostrzedz,

Że co innego sen, a przebudzenie —

I co innego kwiat, a drzewo samo —

I co innego pieśniarz a piosenka!

Jakąż ja głupią byłam wczoraj jeszcze!

Drżałam z rozkoszy, gdy mi powiedziano:

Najdzielniejszego pieśniarza Persidy

Masz zostać sługą... Dla królewskich swatów

Byłabym chłodną po tej zapowiedzi!...

Sen był snem... Zwykle zbudzenia są bardzo

Smutne!... Ha! ale to mniejsza! A zatem,

Jeden z was tylko mógłby mię miłować —

I zwie się?...

CHARET

( po chwilce milczenia, występując i wskazując na Raszyda ).

Raszyd!..

NERYDA.

Niech więc Raszyd weźmie

To, co mam — polnych kilka smutnych kwiatów...

Jak zwykle smutek, one mówią wiele —

Bo jako miłość wzrosły nieposiane...

Niech Raszyd darem tym nie gardzi moim...

(ciska na jego piersi pęk kwiatów, które z sobą przyniosła; Raszyd stoi chwilkę zdumiony, wreszcie podnosi rzucone kwiaty)

Cha, cha, cha! Czemuż zmilkliście tak nagle?

Wszakżeż ja piosnek nie śpiewam, lecz mówię

Szczerze, jak ludzie... O! i teraz szczerze

Pytam was: kto mnie dziś weźmie?

(chwilka milczenia; Charet, jak poprzednio, wskazując na Anszaregó)

CHARET.

Anszari!

NERYDA.

Dzięki!... Powolną we mnie znajdzie sługę,

Jako powolne są te moje sługi...

Życzę zwycięztwa!...

(zapuszcza na twarz zasłonę)

Żegnajcie rycerze Pieśni!

ANSZARI

(d. s. )

Zkąd tyle uroku się bierze

W jednej niewieście?

RASZYD

(d. s. )

Jeszcze głos jej słyszę —

A kwiat ten dłoń mi pali...

NIŻAMI

(d. s. )

Jak tu smutno!

HASIR.

A to wyborne! Obudź się, Hasirze!

Obudź się, mówię!... Te słowa i kwiaty

Nie żadna grecka rzucała bogini,

Ale twojego króla niewolnica!...

Cóż to? i wyście posnęli zdumieni?

Cha, cha! Doprawdy, wkrótce w Persyi całej

Nie będzie chyba kóz wydoić komu,

Bo wszystkie dziewki będą, jak ta czułe!

Pfu! chodźmyż prędzej popić dla strawnosci

Ten rozpaczliwy, ton... Brruu!

ANSZARI.

Chodźmy, chodźmy!

Lud się już zbiera... niema czasu wiele...

HASIR.

Naprzód, Enveri!

ANSZARI.

A ty Charet?

CHARET.

Dzięki!

(wychodzą wszyscy na prawo, poprzedzeni przez Anszarego).

CHARET.

O! Allah! zabierz mię z ojczystej ziemi,

Zanim ją kochać przestanę! O! Allah!...

Scena ósma.

CHARET — LUD; później FIRDUZI — ELI,

PIERWSZY Z LUDU

(za sceną).

Hola! otwórzcie bramę!

WSZYSCY

(za sceną).

Tak, otwórzcie!

DRUGI Z LUDU

(podobniez).

Hasła wydane już!

TRZECI Z LUDU

(p. )

Wpuśćcie nas!

WSZYSCY (p. )

Hola!

CHARET.

Oto przybywa lud bojów ciekawy...

Wybacz mi Ghazno, że tylko na takich

Stać mię pieśniarzy!

PIERWSZY Z LUDU

(j. w. )

Hej! hola!

WSZYSCY

(j w. )

Otwórzcie!

(Przez cały czas tej sceny wrzawa nie ustaje; Charet przywoławszy skinieniem dwóch żołnierzy z prawej, zbliża się do bramy i otwiera takową; Lud ciśnie się w nieładzie i zapełnia powoli całą scenę; żołnierze powstrzymują tłoczących się, lecz bezskutecznie; w tłumie różnobarwnym widać starców, kobiety i dzieci różnych stanów, w uboższych i bogatszych strojach; niektóre kobiety i dzieci niosą koszyczki z owocami lub kwiatami, inne mają w rękach całe gałązki palmowe lub różane; ruch i wrzawa nieustająca, jak zwykle u tłumu; część tego tłumu wchodzi wprost po stopniach do głównego pałacu; reszta zapełnia scenę; jeden z ostatnich wchodzi wespół z ludem Firduzi, wsparty na ramieniu Eli i posuwa się ku prawej, na przód sceny).

CHARET

(przy bramie, podczas kiedy lud wchodzi, uroczyście).

Z rozkazu króla i pana, wpuszczeni

Mogą być tylko spokojni mieszkańce!

Ludu! pamiętaj więc o swym języku,

Wstępujesz bowiem w progi uświęcone

Pobytem króla!...

WSZYSCY.

Sława Mahmudowi!

CHARET

(stojąc na stopniach głównego pałacu i wskazując na wejście do niego).

Tam! tam!

(Lud nie słucha i wśrod wrzawy, tłoczy się na scenie)

PIERWSZY Z LUDU.

Anszari? gdzie on?

WSZYSCY.

Gdzie Anszari?

DRUGI Z LUDU.

On dziś zwycięzcą będzie!

WSZYSCY!

On! Anszari!

ELI

(d. s. ).

Nieba! to imię!

FIRDUZI

(d. s. ).

Bądź pochwalon Allah!

TRZECI Z LUDU.

Oto mieszkanie Anszarego!

WSZYSCY.

Sława!

CHARET

(j. w. ).

Tam, do pałacu iść macie! Tam, dalej!

PIERWSZY Z LUDU.

My Anszarego tylko widzieć chcemy!

WSZYSCY.

Tak, Anszarego! Sława mu!

CHARET

(j. w. ).

Tam idźcie!

WSZYSCY.

Hola, Anszari!

CHARET.

Tam go odnajdziecie!

Tam na was czeka on! Tam spieszcie prędzej!

DRUGI Z LUDU.

Więc idźmy!

WSZYSCY.

Idźmy!

TRZECI Z LUDU.

Sława pieśniarzowi!

Sława pieśniarzowi!

WSZYSCY.

Sława mu, sława!

Sława mu, sława!

(kobiety i dzieci rzucają część kwiatów przyniesionych na stopnie przed domeme Anszarego).

CHÓR.

Jako Persida wśród narodów

Blaskiem odwiecznej świeci chwały —

Tak wśród Persidy pięknej grodów,

Jaśnieje Ghazny gród wspaniały!

Więc dalej! wschodu perło ty!

Ghazno, o! Ghazno!

Odświętne szaty swoje wdziej —

Rzuć wszelki smutek swój i łzy,

A pieśń wesela piej — Ghazno!

Możnego wschodu perło ty!

Ghazno, o! Ghazno!

(śpiewając pieśń tę, wychodzą wszyscy kolejno, oprócz Firduziego i Eli, którzy zostają na przodzie sceny po prawej).

CHARET.

Tam, tam! za mną! za mną!

(wychodzi wraz z tłumem).

Scena dziewiąta.

FIRDUZI — ELI — później NIŻAMI.

FIRDUZI

(który z początku, był obojętnym dla akcyi scenicznej, podczas pieśni zaczął się ożywiać coraz więcej, teraz chwiejąc się)

Wesprzyj mię, córko!... Duszę się!... Powietrza!

ELI.

Ojcze mój biedny!

FIRDUZI

(za odchodzącym ludem).

Przekleństwo wam moje

Do dźwięków pieśni tej dorzucam marnej!

Niech ono zmąci ją, jak wichry mącą

Pogodę morskich wód!... Przekleństwo!

ELI.

Ojcze!

Przestań!

FIRDUZI

(nie zważając odtąd wcale na obecność i słowa córki).

Nie warto, raz umarłszy, wracać

Nieżałowanyrn!... Żeby muszka jedna —

Kamyk — prószynka — liść — źdźbło — zapłakało

Za twym powrotem, Firduzi!... Nic! Wszystko

Jak było!... Ściany tych pałaców błyszczą,

Jak ongi — palmy, jak ongi się wdzięczą

Do słońca — róże, jak dawniej kołyszą

Roje motyli srebrnych... Żadnej zmiany!

Nic!... tylko ducha wielkiego Persidy

Niema już!... Skonał!

ELI.

O czem mówisz, ojcze?

FIRDUZI.

Stało się — przeszło — zginęło — i płakać Daremnie! Eli. Ojcze, ojcze!

FIRDUZI

(osuwając się na kolana i padając twarzą na ziemię).

Pochwalona

Bądź ziemio ojców moich!... Pochwalona

Bądź siedem razy!... Pochwalona za to,

Że gdy cię nie stać na owoc, to rodzisz

Chwast i gadziny!... Pochwalona!

ELI.

Ojcze!

Wróćmy już, wróćmy! Jesteś tak znużony!

Wróćmy! ja boję się o ciebie, ojcze!

FIRDUZI

(podniósłszy się i usiadłszy na stopniu po prawej).

Allah, o! Allah! Jeśliś równie dobry,

Jak stare Persyi bogi, spraw, niech moja

Krzywda przestanie mnie boleć i szarpać

Schorzałe piersi moje, niby hyena

Stugębna!... Allah, rozdziel krzywdę moję

Od krzywdy ziemi tej — niech tylko cierpię

Persyi cierpieniem — a o bólu własnym

Zapomnę... Allah! czemuż mnie nie słuchasz,

Nieubłagany ty, o! Allah!

ELI.

Ojcze!

Czyliż tu ciebie nic zająć nie zdoła?

Ojcze! patrz! tu już nie bezludne stepy —

I nie umarłe gruzy miast, i ludzie

Lepsi!...

FIRDUZI.

Przeklinam was niewdzięczne węże —

Za waszę krótką pamięć — za konanie

Moje zatrute!

ELI.

Ojcze mój, litości!

Będę znów jutro potulnym gołębiem,

Jak dotąd byłam nim!... O, może nawet

Jutro ci będę pomagała, ojcze,

Przeklinać pieśń tę, ludzi tych — świat cały —

Ale dziś — ojcze — dziś, zlituj się, proszę,

Daj mi żyć chwilę jednę — do wieczora!

Ojcze, nie słuchasz mnie?

FIRDUZI

(j. w. )

Wszystko zgubili!

A ciebie, Persyo, uczynili karłem,

Żyjącym z łaski hulaszczej piosenki

A nie z Allaha łaski!... Nędzni!

ELI.

Ojcze!

FIRDUZI.

A! to ty, Eli moja?... Idź, idź sobie...

Zostaw mnie tutaj samego z myślami,

Co niby córki dobre przy mnie siedzą,

A niby hyeny głodne pożerają — —

ELI.

O! przestań, ojcze!

FIRDUZI.

Idź, ja tu mam stare

Długi i starych znajomych...

NIZAMI

(wchodząc z prawej, wraz ze sługą swoim).

To oni!

FIRDUZI.

Będę ich wszystkich witać po kolei —

A ty idź!... Możesz tam zabawić oczy,

Będzie tam dużo i kwiatów, i ludzi,

Pełne radości dzikiej wrzaski tłumu,

Muzyka, tańce, gwar, śpiew, śmiechy... Wszystko

Zobaczyć możesz tam!... Idź, nie chcę ciebie!

Męczarnią dla mnie twój wzrok — bo mi mówisz

Oczyma: biedną jestem, a ty, ojcze,

Tyś winowajcą — a ten winowajca

Schorzały kona!

ELI.

Nie mów tego, ojcze!

Litości! serce mi pęka, gdy słyszę

Okrutne słowa twoje, ojcze biedny!

FIRDUZI.

A więc idź!

(pogrąża się w myślach).

ELI.

Idę!... Wszechpotężny Allah!

Tobie powierzam go! Litości, Boże!

(zabiera się do wyjścia — Nizami zbliża się i zastępuje jej drogę)

NIZAMI.

Eli!

ELI.

Nizami!

NIZAMI.

Szukałem was wszędzie...

Matka mi moja wieść przysłała oto,

Żeście gościnę naszę opuścili.

ELI

(pomięszana).

Wistocie...

NIZAMI.

Czyż wam brakło czego, Eli?

Czy może która z sióstr moich niechcący

Przykrem was słowem dotknęła?... O! powiedz!

ELI.

O nie, nie! Matka twa dobra i siostry

Niczego dla nas nie skąpiły dotąd...

Lecz... ojciec pragnął tu przyjść...

NIZAMI.

Ojciec tylko?

A ty?

ELI.

Przed tobą nie skłamię, Nizami!

Ja pragnę tutaj odnaleźć człowieka,

Co niegdyś bardzo mnie miłował...

NIZAMI.

Boże!

Eli! jak zowią go?

ELI

Anszari...

NIZAMI.

Allah!

(po chwilce walki wewnętrznej)

Pójdź tam!... Ja wskażę ci go!

ELI.

Idźmy!

(wychodzą do głównego pałacu, poprzedzeni przez sługę, któremu Nizami dał odpowiedni znak).

Scena dziesiąta.

FIRDUZI

(sam).

Głupiec,

Kto nie wie, że żyć a cierpieć, to jedno —

I do złej doli nie może przywyknąć...

Ale istnieją straty, za któremi

I mędrcom wolno zapomnianym płakać —

Takiemi są łzy moje... Allah, czemu

Ślepotą moich nie okryłeś oczu,

A żyć kazałeś mi za długo?... Czemu?...

Byłbym te progi przestąpił, jak dziecko,

Pokorny, cichy... Nie byłbym niczego

Pragnął:.. Nie byłbym prochów tych całował,

Ni witał głazów tych — byłbym jak one

Spokojny... A dziś co?... Wyciągam ręce —

Patrzę — drżę — w szelest wsłuchuję się liści —

Chciałbym to jedno usłyszeć — to jedno:

Firduzi! ziemię tę umiałeś kochać —

I praca twoja dla niej nie zginęła,

I kraj ten będzie żyć... Gdzież ta odpowiedź?

Cisza... Nic!... Groby jeszcze więcej mówią —

I głośniej swoich przybyszów witają —

I im, i sobie dłuższy wróżąc żywot...

A jednak Persyo, ty, musisz przemówić —

Musisz żyć... chociaż dziś u twoich progów

Konają syny twe, jak ja! — o, Persyo!...

(z głębi wchodzi Charet; Firduzi zakrywa twarz, płacząc).

Scena jedenasta.

FIRDUZI — CHARET.

CHARET.

Modły zaczęto! O! Allah, dlaczego

Ja jeden nie mam się za kogo modlić?...

( Firduzi głośno płacze)

Co to? ktoś płacze?

(zbliża się).

Starzec jakiś biały?...

Strudzony... zdala widocznie przybywa...

(do Firduzego łagodnie)

A zkąd to Allah cię prowadzi, bracie,

I dokąd dążysz?...

FIRDUZI

(patrzy przez chwilę na pytającego).

Nierówne braterstwo — Niegdyś za wielki — dziś za małym na nie...

CHARET.

Hardyś, jak widzę?

FIRDUZI.

Jako zwykle taki,

Co ani pragnie, ani już niczego

Nie potrzebuje się nadal obawiać...

CHARET.

Musiałeś pewnie wiele cierpieć w życiu?

FIRDUZI.

Więcej, niż człowiek ścierpieć może, a mniej,

Niźli Persida dziś...

CHARET.

Nie mówić z tobą,

Jak widzę takim, jako ja, pachołkom...

Znałem człowieka, coby ci był snadnie

Dorównał w bystrych odpowiedziach twoich.

FIRDUZI.

Pewnie nie żyje już?

CHARET.

Allah wie chyba!

Dużo już wiosen i skwarów ubiegło,

Odkąd wieść wszelka o nim zaginęła —

Zwał się Firduzi...

FIRDUZI

(powstając żywo).

Ha! co?... Boże wielki...

Jak powiedziałeś?...

Jak, jak?... Powtórz starcze!

Powtórz, ja pewnie źle słyszałem... Powtórz!

CHARET.

Firduzi — —

FIRDUZI.

Allah wielki! Więc to imię

Dziś nie umarło jeszcze?... Mów, kto jesteś?

Ktoś ty?... Jeżeli drwisz, zabiję, starcze!

(chwyta go rękoma za ramiona).

CHARET.

Boże wszechmocny... Ten głos dobrze znany...

Charet mnie zowią!

FIRDUZI.

Charet?... czekaj!... Charet?

Niech myśli zbiorę... Charet?!

CHARET.

Stary sługa

Pieśniarzy dworskich... Niegdyś Firduziego

Wielkiego sługa...

FIRDUZI.

Charet mój!

(padają sobie wzajemnie w objęcia).

CHARET.

Firduzi!

Mistrzu!... O! Allah, mogę umrzeć teraz,

Gdym dożył chwili tej!...

FIRDUZI.

Charet mój stary!

Jakżeż się bardzo zmieniłeś biedaku!

Więc mnie poznajesz?... Pamiętam, ostatniś

Żegnał mnie... pierwszy mię witasz... Mój stary!

Płaczesz?... Dajmy łzom pokój...

(sam płacze takie głośno, ściskając Chareta; po chwili)

Powiedz raczej,

Co tu robicie?... Czy król Mabmud także

Bardzo postarzał?... Czy też wspomniał kiedy

O swym Firduzim bez gniewu? Czy młodzi

Umieją kochać Persidę?... Mów prędzej —

Mów o tem wszystkiem — mów! Mnie radość usta

Zamyka... jestem więc przecie poznany! Allah!

( płacze )

CHARET.

Cóż powiem ci mistrzu! Zabrakło

Dawnych pieśniarzy... Król, choć młodym sprzyja

Wspominał często o tobie... Zgryzota

I żałość długo mu szarpały serce —

Byłby ci nieraz przebaczył... Firduzi,

Turniej dziś nowy — jedno twe spojrzenie,

Mistrzu, pouczy cię więcej, niż wszystko,

Cobym ci ja mógł powiedzieć...

FIRDUZI.

Nie, Charet,

Kusisz mię darmo!

CHARET.

Nikt cię nie spostrzeże —

Gdy nie chcesz... Skrytą wprowadzę cię drogą

Między zebrany dwór...

Firduzi.

Allah mój wielki!

Drżę cały na myśl tę samą... Zobaczyć!

Zobaczyć tłum ten, który mnie, pamiętasz,

Na rękach nosił niegdyś... Charet, Charet!

Rzuciłeś mi znów w pustą pierś pragnienie,

Co będzie palić mię nieugaszone!...

Charet!

CHARET.

Pójdź, mistrzu!

FIRDUZI.

Czuję znowu ogień

Tu w głowie — w piersiach!... Charet, jakżeś dobry!

Słuchaj... skłamałem... Allah mi wybaczy...

Ja tam pragnąłem pójść... lecz mi odwagi

Zabrakło...

CHARET.

Pójdźmy!

FIRDUZI.

Tak mi w oczach ciemno...

Nic już nie widzę — nic — prowadź mię, prowadź!...

Allah wszechmocny!...

(chwiejąc się, postępuje wsparły na ramieniu Chareta; z pałacu wybiega Eli).

* * *

Scena dwunasta.

FIRDUZI — CHARET — ELI:

ELI

(wbiegając).

Ojcze!

FIRDUZI.

Zkąd powracasz?

ELI.

Tam byłam ojcze — w głębi tych pałaców...

Jakże tam pięknie!

FIRDUZI.

Pięknie, wiem, wiem, Eli!...

ELI.

Ojcze!... Wesołość i pieśni, i tany!

Zdaje mi się też, żem znowu wróciła

Do życia, które było niegdyś mojem...

Cała mi młodość przed oczyma stoi!

FIRDUZI.

Młodość!?

ELI.

Pamiętam teraz wszystko...

FIRDUZI.

Młodość?!

Chodźmy więc, Charet — chodźmy... prędzej!... Eli,

Nie trwóż się o mnie... patrz, odżyłem znowu...

Czuję na twarzy mej rumieńce — patrzaj!

Słabość minęła, jak sen... Jestem silny!

Zostań tu, Eli!... Prędzej, Charet, chodźmy...

Patrzaj, jam starszy od ciebie, a przecież

Żwawiej się ruszam... Spieszmy, Charet, prędzej...

Tam Persya czeka nas!...

(wychodzą na prawo).

Scena trzynasta.

ELI, sama; później ANSZARI.

ELI.

Allah, wszechmocny!

Zesłałeś mi dziś naraz dwie radości —

Podniosłeś ojca z okrutnej niemocy

I powróciłeś światło, co mym młodym

Dniom przyświecało dawniej... Allah, Allah!

Jakżeż ci za to mam dziękować!... Allah,

Wiedziałam, żeś ty jest łaskawym Bogiem,

A przecież czemuż dziś dopiero na mnie

Wejrzałeś?... Stwórco! tyle wiosen zbiegło

Napróżno!... Oto, lica me chroniłam

Przed żarem słońca — lecz one powiędły

Od smutków... Ręce moje poczerniały

Od wichrów w stepie... O! ja dzisiaj muszę

Być bardzo brzydką... A on! — piękny zawsze...

Nie mógł też poznać mnie zrazu... Musiałam

Powiedzieć: Eli jestem — dawna Eli!

I chciałam dodać: ta, co kocha zawsze —

Ale strój jego złotem lśnił — a moje

Ubogie szaty są i skromne... Allah!

Kazał mi czekać tu... Może nie przyjdzie?

Może się tylko chciał natrętnej pozbyć?...

Tam tyle pięknych niewiast... tyle strojów

Bogatych... Allah!... kwiatów tyle!... Allah!

Czemuż mi radość moję krótką mącisz,

Śląc tak okrutne myśli!...

(wchodzi spiesznie Anszari)

A! Anszari!

ANSZARI.

Przecież wyrwałem się ciekawym tłumom...

To ona... Więc mnie szukałaś, dzieweczko?

Więc to ty jesteś ową piękną Eli,

Którą pieściłem niegdyś wieczorami?...

Więc mnie pamiętasz jeszcze?

ELI.

Czy pamiętam?

Allah, zapytaj czy mogłam zapomnieć?...

Wszak są uczucia, których serce ludzkie

Nie zapomina nigdy — choćby one

Zgasły — chociażby się ich wyrzec trzeba...

Można nie kochać już, lecz nie pamiętać

Czyż można?... Ale ty tak dziwnie patrzysz

Na mnie i moje szaty... Wy bogatsze

Nosicie... wszędzie złoto, szkarłat, perły...

Więc odkąd weszłam tu, blednę i płonę

Naprzemian...

ANSZARI.

Wszakże córka Firduzego —

Jako kosztowna mórz południa perła,

O piękność swoję drzeć nie potrzebuje...

ELI.

Uprzejme słowa, a przecież tak zimne...

Nie witasz mnie dziś, jak dawniej... Pamiętam,

Że po rozłące parodniowej, więcej

W jednym okrzyku twym było radości,

Niźli dziś w całem tem naszem spotkaniu

Po tylu latach!,..

ANSZARI.

Życie wszystko zmienia,

Tak jak śmierć wszystko niszczy...

ELI.

A, zaiste,

Widzę, że się tu wiele pozmieniało...

(rozmawiając, zbliża się ku, krzakowi róży z prawej i prawie bezwiednie zrywa zeń kwiaty i splata wieniec)

ANSZARI.

Żyjemy.

ELI.

Dawniej, czyż spano tu?

ANSZARI.

Prawie..

Gdybyś nie była ty słabą niewiastą,

Chętniebym wskazał ci różnicę ową

Pomiędzy wszystkiem tem, co było dawniej,

A. co jest dzisiaj... Może przyjdą czasy,

Że i niewiastom będzie można mówić

Czem życie?... Dzisiaj powiem tobie tylko:

Przypatrz się ziemi tej... Oto ją żadna

Wojna nie czeka... Oto uwierzono,

Że pracą więcej zdobyć można cichą,

Niż mieczem... Zasię, po pracy wesela

Trzeba... I oto czemu słyszysz teraz

Śmiech i wesołą pieśń... Żyjemy, mówię.

ELI.

Nie wiem, co słowa twe znaczą... wiem tylko,

Że coś nowego żądasz... Tak, zaiste.

Jestem kobietą... Ojciec mógłby tobie

Powiedzieć więcej... Ja wiem, że mi smutno,

I że tu pewnie żyć nie będę mogła,

Bom już od pracy i śmiechu odwykła...

Wśród stepów osty miałam za służebne;

Piasek posłaniem mi był... krzew figowy,

Przypadkiem w drodze naszej napotkany,

Szafarzem hojnym... Podróżny, któremu

Czasem poiłam wielbłądy u źródła,

Mym dobroczyńcą... Te szaty i tamte,

Co ojca mego stroją, w taki sposób

Zapracowałam... Widzisz więc, jak żyłam

Przez owych kilka długich wiosen...

ANSZARI.

Biedna!

ELI.

Zdaje mi się też, że tani zostawiona

Najczęściej między błękitem a piaskiem —

Pomiędzy hyeną głodną z jednej strony,

A zabłąkaną w stepie owcą z drugiej —

Wcalebym nawet zapomniała mówić —

Gdyby nie wspomnień głos... Ach, te wspomnienia!

Zrazu co ranek budziły mnie echa

Jakieś, co zdały się wołać: Wstań Eli,

Wstań! Oto właśnie przybywa Anszari

Z królewską łaską, którą przy rozstaniu

Obiecał zyskać... Będzie można znowu

Wrócić do Ghazny — tam — gdzie to się wszystko

Zdawało na twe zarabiać uśmiechy —

Gdzie ojciec nigdy ci nie odpowiadał,

Strasznem milczeniem na każde najmniejsze

Pytanie twoje. — Wstań, Eli — wracamy!...

ANSZARI.

Eli!

ELI.

A jednak szła wiosna po wiośnie

Napróżno!

ANSZARI.

Ciężki dla mnie wyrzut...

ELI.

Przecież,

Czasami jeszcze do snów tych wracałam —

Jako zwyczajnie dzieci i biedacy,

A byłam wówczas i dzieckiem, i biedną...

ANSZARI.

Ślepy, odgadłbym w niej pieśniarza córkę,

Tak umie słowem przyciągać...

ELI.

Nareszcie

Przestałam o tem śnić... Przywykłam nawet

Do życia, które ludzie zwią tułaczom —

Do strasznej ciszy bezludnych przestrzeni —

Do odwiedzania biednych chat pastuszych,

Do srogich wichrów — do piorunów trzasku,

Do żaru słońca i do noża tego

Przeciw złym ludziom — o! bo hyeny dzikie

Zwykle za nami szły, niby dworzanie,

Równie, jako my głodne, równie smutne...

Tak płynął żywot nasz... I tylko czasem

I ja, i ojciec gdzieindziej myślami

Błądząc, gdy oczy się nasze spotkały —

Tośmy niechcący powiedzieli sobie,

Że przecież nam źle czegoś...

ANSZARI

( poruszony ).

Wybacz, Eli!

Ja zawiniłem bardzo... Zapomniałem

O obietnicach mych... Lecz to już przeszło,

Więc i wspomnienia te uśpij niemiłe...

Możesz tu dzisiaj nowe zacząć życie,

Które ci wróci wszystko, coś straciła

Tam na włóczędze z ojcem...

ELI.

Nie, Anszari...

O! bo mi ciebie nikt nie wróci takim,

Jakiego znałam dawniej i kochałam...

ANSZARI

(z gniewem).

Dawniej i dawniej! Szalony jedynie

Z przeszłością spory wieść może i pytać,

Czemu tym ona, a nie innym szlakiem

Przeszła... Więc pewnie, widząc we mnie zmianę,

Jutro mnie przeklniesz za to lub zapomnisz,

Żem sny twe zgasił?...

ELI.

Jutro? nie wiem... może...

Może tę miłość zduszę, jak gadzinę

Niewdzięczną — może mnie samą Bóg zdmuchnie,

Jak wypalone nad ranem łuczywo —

Może cię jeszcze będę miłowała —

Może!... ja nie wiem nic... Niech głupiec bada,

Czemu miłuje i jak długo jego

Miłość trwać będzie... Mnie dość, żem kochała

I że mi ciebie żal, boś przestał wierzyć

W szlachetność ludzkich serc i w to, że one

Chętnie konają, miłując... Anszari!

Jakżeż twój żywot musi być jałowy —

Jakżeś ty biedny dziś, nie czując serca

W pustej swej piersi!...

ANSZARI.

Serca?... ha, ha! Eli.

Jeżeli tylko ten brak widzisz we mnie,

To mi niczego nie brak... ha, ha, Eli!

Jakżeś ty piękna w swej trwodze!... No, patrzaj,

Czyliż z mych oczu przegląda nieszczęście?

No, przypatrz mi się, ha, ha, ha!

ELI.

Anszari!

A jednak... ja dziś drżę o ciebie... słuchaj...

Bóg sprawiedliwy jest... ty weń nie wierzysz...

Ty w nic nie wierzysz... widzę to... Anszari!

Ale ty dobrze wiesz, że nikt bezkarnie

Nie może pewnej przekroczyć granicy —

O! bo po za nią czeka go śmierć ciała,

Albo śmierć ducha... Tak mój ojciec mawia,

Tak mówią wszyscy... to prawdą jest... słuchaj...

Nie wiem, jak inne miłują niewiasty,

Lecz jabym dzisiaj od ciebie przyjęła,

Jak żebrak sztukę złota podrobioną —

Byle nie odejść z niczem — o! Anszari —

Bo ja się kary tej dla ciebie boję...

ANSZARI.

Karą sam sobie mogę być jedynie,

Prócz mnie, nikt!

ELI.

Słuchaj, Anszari!... Chciałabym,

Abyś dziś nawet kłamał miłość ku mnie.

Gdyż wtedy zostać mogłabym przy tobie —

I jako ojca krzepiłam w pustyni,

Tak w twoje puste dzisiaj serce nową

Wlałabym wiarę... Słuchaj mnie, Anszari,

Ja nic nie żądam dla siebie — nic zgoła,

Ale nie mogę odejść ztąd w okrutnej

Trwodze o ciebie... Takbym nie odeszła,

Widząc, że ginie ktoś... wybacz, Anszari...

Mnie nauczono tak patrzeć na ludzi,

Że kiedy widzę takich, jak ty, to bym

Życie oddała dla ich ocalenia...

Wybacz, Anszari, wybacz...

ANSZARI.

Biedna moja!

Kobietą jesteś — próżnobym więc z tobą

Chciał spory toczyć... Pragniesz zostać — zostań...

Miejsca przy moim nie zabraknie stole —

Złota mam dosyć — wystarczy, chociażbyś

Chciała je rzucać codzień pośród ludzi

Przed progiem mego domu...

ELI.

Allah!... Boże!

O nie, Anszari, nie!... Zachowaj złoto —

Mnie serca trzeba — o, nie wzruszaj głową —

W twej piersi serce jest, choć skamieniało,

Ja je odnajdę — ożywię, Anszari —

Ty będziesz moje błogosławić przyjście...

Bo ja ci siły nieznane przyniosę —

Anszari !

( klęka u jego stóp, czepiając się jego płaszcza ).

ANSZARI.

Zostań więc ze mną... Tak, zostań!

Ja już chcę tego... proszę... zostań, Eli!

Czuję żal na myśl, żeby zmarnieć miało

Tyle uczucia, które czasem dalej

Popycha świata bieg, niż wszystkie nasze

Rozumy... Tego mi właśnie tak często

Brakuje... Zostań!

ELI

( z radosnym okrzykiem rzucając się w objęcia Anszarego )

Anszari, Anszari!

( pozostają chwilkę w uściśnieniu ).

ANSZARI.

Biedna... uspokój się.,. Będziesz osłodą

Ciężkich walk moich i trudów...

ELI.

Anszari!

( odzywają się znowu hasła, tym razem blizkie ).

ANSZARI.

Ale mnie teraz puść! Teraz iść muszę!

ELI.

Dokąd?

ANSZARI.

Po tryumf, tam! Słyszysz te hasła?

One wzywają mnie! Żegnaj!

ELI.

Anszari!

ANSZARI.

Wrócę zwycięzcą! żegnaj!

FIRDUZI

( za sceną ).

Eli, Eli!

ELI.

Ojciec mój!

ANSZARI.

Stary Firduzi!

( z prawej wchodzą Charet i Firduzi )

CHARET

( wchodząc ).

Anszari!

Scena czternasta.

ANSZARI — ELI — FIRDUZI — CHARET.

FIRDUZI

( ze wzrastającą coraz więcej radością, zajęty jedną myślą, nie widząc nikogo ).

Boże, mój, Boże! że też dziś dopiero

Tą myślą — moję oświeciłeś głowę...

Allah przedwieczny! że też wiosen tyle

Próżno straciłem!... Wszak trzeba mi było

Dawno tak zrobić... Nie tułać się marnie,

Ani litości dla siebie daremnie

Nie żebrać — ale przybyć i zwyciężyć...

Dzisiaj ujrzałem te miejsca i znowu

Zagrała we mnie krew starych mocarzów!

Przypatrzcie mi się — jestem znowu wielki,

Przypatrzcie mi się — jestem silny znowu,

Przypatrzcie mi się — jestem znów pieśniarzem —

Mam znów pioruny i miód w ustach moich!

Hej, do mnie, tłumie ty, ja cię przygarnę

I zmieszczę w piersi tej starej, jak Allah

Mieści plemiona całe w swem królestwie!

Do mnie!!

ANSZARI.

Firduzi!... On!... Co chce uczynić?...

Wstrzymaj go, Eli!

ELI.

O pozwól, niech mówi!

FIRDUZI.

Nieprawdaż, Charet?... Ten lud nasz kochany

Byłby mnie przyjął i dawniej tak chętnie,

Jak dziś, gdy we mnie rozpozna pieśniarza

Swego... Lecz trzeba, aby mnie poznano,

Bo kiedym czekał tam u onej bramy —

Nikt z drogi nie chciał mi ustąpić... Słuchaj —

Tam potrącono mnie nawet... Lecz teraz,

Nieprawdaż? wszystko się znów zmieni?...

ELI.

Boże,

Drżę cała!

ANSZARI

( d. s. )

On tam pójść nie może!

FIRDUZI

( do Chareta ).

Prędzej!

Podaj mi szatę pieśniarza godową —

Jednę z tych moich dawnych...

( Charet odchodzi na prawo )

A ty, Eli —

ELI

( podbiegając ).

Ojcze!

FIRDUZI.

Ty Eli, wieniec mi różany

Na skronie wdziejesz...

ELI.

Wieniec, ojcze?

FIRDUZI.

Prędzej!

Oto różany krzew!

ELI.

Z niego to, ojcze,

Sama ten wieniec uwiłam przed chwilą,

FIRDUZI.

Daj mi go, Eli... prędzej!

( wchodzi Charet z płaszczem )

CHARET.

Oto szaty

Twoje, Firduzi. Chowałem je skrzętnie,

Jakbym powrotu twego czekał.

FIRDUZI.

One!

Te same! Dobrze je pamiętam!

(przyciska je do ust i odsuwa nagle )

Charet!

Stęchlizną grobów je czuć!

CHARET.

Dawno leżą, —

Na piersi twojej znów odżyją...

FIRDUZI.

Prawda!

O! muszą odżyć znowu!

( zwracając się do Eli )

Eli, Eli,

Tak mi ztąd trudno odejść!

ELI.

Ojcze!

FIRDUZI.

Eli!

Dziecino moja, ty zostaniesz tutaj

( wskazując na Chareta )

Z dobrym człowiekiem tym... Będziesz się bawić,

Zrywać kwiateczki — chwytać muszki złote —

Lub kamyczkami odgradzać w ogródku

Własność ojcowską od swego królestwa.

By stary sutą płacił dziesięcinę —

Gdy w zamyśleniu granicę przekroczy...

Tak mego dawniej czekałaś powrotu,

Gdym jak dziś wieniec przywdziewał różany

I wracał zawsze szczęśliwy!... Dziś także

Szczęśliwy wrócę!

ELI.

Ojcze mój!

FIRDUZI.

Pieszczotko!

Co to? ty płaczesz? Prawda! Boże wielki!

Pierwszy raz od lat wielu twoje śliczne

Pocałowałem usteczka... I znowu

Mogę się twoim napatrzeć oczętom —

A śliczne takie!... Boże ty mój drogi!

Jakże to radość rozwiązuje usta?

Kiedy mi w długich dniach mego wygnania,

Dziecina owa była skarbem całym,

Sługą, lekarką, karmicielką moją —

Nie miałem dla niej ni jednego słowa

Dobrego!... Ale, widzisz, Eli moja,

Ja ci to wszystko pamiętam... widziałem,

Co ty czyniłaś dla mnie... wszak mi wierzysz,

Że ja widziałem i tylko do słowa

Nie byłem skory?... Zresztą teraz wszystko

Mogę ci wrócić stokrotnie... Patrz, Eli,

( wskazując na budynek po lewej )

Tam zamieszkamy znowu... tam — tam!... Charet,

Czyj ten dom teraz?

CHARET.

Anszarego...

ELI.

Boże!

Firduzi

( nie zważając ),

To nic — nic, Eli!... On był niegdyś naszym —

Znów naszym będzie... Tam będziemy znowu

Żyli...

ELI.

We troje, nieprawdaż?

FIRDUZI.

We troje?

Nie... Matka twoja — Allah wielki — z grobu

Nie wróci... Lecz ja żyć będę dla ciebie,

Tak jak ty dla mnie żyłaś wśród tułactwa...

( potrójne hasło; słyszeć się tez dają dźwięki muzyki, i gwar trwający aż do końca tej sceny )

Co to? Ostatnie turniejowe hasło!

Znam ten głos dotrze!... Spieszyć mi potrzeba!

Dalej więc!

( wdziewa na głowę wieniec różany, który dotąd trzymał w rękach )

Módl się za mną córko!

( całuje w czoło klękającą przed nim Eli ),

CHARET.

Mistrzu!

FIRDUZI.

Żegnajcie!

ELI.

Ojcze!

ANSZARI

( d. s.)

A, nie! na pioruny!

Nie chcę mieć ofiar takich, co bezwiednie,

Niby jagnięta słabe na rzeź idą!

( do Firduzego, zastępując mu drogę )

Wstrzymaj się, starcze!

CHARET.

Co czynisz?

ELI.

Anszari!

ANSZARI

( j. w. )

Ty tam nie możesz iść, nie!

FIRDUZI

( wyniośle ).

Precz mi zdrogi!

Tam oto idę pieśń bojową nucić —

Tam na Persidy położę się sercu

I będę słuchał, czy jak ongi bije,

Wróżąc tej ziemi żywot pełen chwały —

Czy — Allah nie daj! — śmierć!

ANSZARI.

Starcze szalony,

Dla pieśni swojej tam nie znajdziesz echa —

Dziś innych pieśni doba!

FIRDUZI.

Milcz, wyrodny!

Dawna pieśń chwałą tę ziemię stroiła —

Więc twoja chyba zgon jej głosić może!

Ale zawcześnie nucisz pieśń pogrzebu...

Tak szakal często bierze sen pielgrzyma

Za śmierć i własną uwiedzion zgnilizną —

Naprzód rozdziela żywą jeszcze zdobycz

Między drużynę swą!... Lecz oto Allah

Czuwa i na czas pielgrzyma obudzi!

Precz więc!... Allaha idę spełnić wolę!

Precz! Allah, ze mną bądź!

( z ostatniemi słowami wybiega śpiesznie ).

ELI.

Ojcze!

ANSZARI.

Przekleństwo!

CHARET.

Ha, ha! Dalejże, zwycięzco! No, dalej!

Dawni pieśniarze wracają... Idź teraz,

Jeżeliś mocen pobić tego mistrza

I jego dawną pieśń!

ANSZARI.

Głupcze nieszczęsny,

Cóżeś uczynił?

CHARET.

Co? wracam Persidzie

Pieśniarza! Będzie on milszy jej sercu,

Niźli wy!

ANSZARI.

Cha, cha! Oto po waszemu,

Wy dawni ludzie! Serce dla was miarą,

A nie jak winno być: rozum!... Szalony,

Dzisiaj lud cały moje sławi pieśni —

Z tem trzeba było się rachować, głupcze!

Dość mi tam stanąć tylko, bym zwyciężył

I by ten starzec padł, zgnieciony wrzaskiem

Zebranych tłumów!

ELI.

Boże wielki! Ale

Ty tam nie pójdziesz, Anszari?

ANSZARI.

Nie pójdę?!

Chociażbym stracić miał dziesięćkroć większą

Miłość, niż twoja — tam jest moje miejsce

I tam być muszę!

Eli.

Anszari, litości!

ANSZARI

( przywdziewając jak Firduzi wieniec ).

Precz! plonów pieśni mej nie oddam za nic!

ELI.

Anszari!

ANSZARI.

Puść mnie! Jestem lwem ranionym

Szyderstwem tego starca — puść mnie, mówię!

Choćby przekonać takich, jak on kilku —

Jeszcze bym poszedł!... Niech przestaną mówić,

Że złem jest wszystko to, co po nich przyszło —

I że kto młody jest — ten od nich gorszy!...

Wy, syci szczęścia w domowej zagrodzie,

Od żon biegliście swoich krew lać w boju —

My nie mniej krwawe święcimy ofiary

I nie mniej skarbów swych umiemy bronić!

Bo kto wie, czy tu nie świta mi szczęście

W postaci onej dziewczyny — a patrzaj,

Zamiast krwi — ją dziś poświęcam dla pieśni —

Bo w przyszłość pieśni tej wierzę!

ELI.

Anszari!

ANSZARI.

Jeśli Firduzi twój zwycięży dzisiaj —

Lud mnie rozszarpie... Więc żegnaj mi stary!

Żegnaj!

( wybiega — z jego wyjściem szmer za sceną się. zwiększa i dopiero po chwili cichnie ).

ELI

(na kolanach).

Litości! Anszari, litości!

* * *

Scena piętnasta.

ELI— CHARET, później SAID.

CHARET.

Allah, ty widzisz serca mego trwogę!

Allah, już teraz nie sprawiedliwości,

Lecz łaski żebrzę twej!

ELI

(powstając).

Idź za nim, starcze!

Idź tam! Mną boleść owładła dziecinna —

Nie wiem, czy żyję jeszcze!...

CHARET.

Zostań! Próżno!

Persida sama tam wybierać będzie

Pomiędzy dwoma pieśniarzami swymi —

A Allah wielki jest!...

ELI.

Starcze okrutny,

Czemuż koniecznie ich rozdzielić pragniesz?

Dlaczegoż wrócić nie mają pospołu —

W braterskiej zgodzie — jako ojciec z synem,

Lub jak Persidy wielkiej dwaj synowie —

Starszy i młodszy. Dla czego?

CHARET.

O! moja

Biedna dziecino! Między pieśniarzami,

Jako tych dwoje — jednem polem zgody

Może być tylko grób!

ELI.

Nielitościwy

Starcze! Twe słowa nakształt gromów srogich

Biją w to moje rozbolałe serce

I w gruzach świeżych grzebią bezpowrotnie

Wszystkie nadzieje jego dawne!... Starcze!

Czemżeżby Bóg nasz był, czem?

CHARET.

Przestań, córko, —

Nie bluźnij!... Oto zda mi się, że słyszę

Jakieś okrzyki... Pewnie ojca twego

Witają... Cicho!... Oto ktoś przybywa —

Pierwsze nam niosąc wieści...

(wchodzi Said)

Ha! to Said!

Cóż tam?

SAID.

Rzecz dziwna!

CHARET.

Cóż?

SAID.

Nieprzewidziana!

Stary Firduzi do turnieju stanął!

ELI.

Wszechmocny Boże!

SAID.

Gdy rzecz się wykryła —

Pierwszy Niżami rzucił pisma swoje, Mówiąc, że w starcu tym uznaje mistrza —

Za nim i inni poszli... Jeden tylko

Naprzeciw starca pozostał Anszari...

ELI I CHARET.

Allah!

SAID.

Starcowi oddano pierwszeństwo —

Właśnie z pamięci pieśń swoję natchnioną Rozpoczął...

Potem znów Anszari swoje

Pieśni wypowie...

CHARET.

A król?

SAID.

W pierwszej chwili—

Na widok starca tego, który w grono

Pieśniarzy wleciał, niby gołąb biały,

Z żarem w źrenicach — król nasz powstał z tronu,

Na licach jego uśmiech dobrotliwy

Zaigrał — chciał coś przemówić — chciał nawet

Zbliżyć się, ale wówczas z pośród tłumów

Niesfornych jeden wzbił się okrzyk w górę:

"Gdzie nasz Anszari?! Niech Anszari stanie

Przed nami!.... " Oto, co wiem!

ELI

( osuwając się prawie bezwładnie na kolana ).

Boże!

CHARET.

Said.

Spieszmy więc prędzej tam, spieszmy!

(wychodzą spiesznie).

Scena szesnasta.

ELI, sama; później FIRDUZI — wreszcie LUD.

ELI

(na kolanach).

O! Allah!

Ty coś w dobroci swej nieprzeliczony —

Co słuchasz nawet gadzin skarg i płaczów

I na cierpienia ich patrzysz litośnie,

I dla nich rosę ślesz lub słońca blaski,

A w nocy gwiazdy zapalasz zbłąkanym —

Stwórco! na całej mej ciernistej drodze

Dwa tylko światła roznieciłeś. Boże!

Te światła z sobą tak ściśle związane,

Że jeśli zgasisz mi jedno z nich, drugie

Samo zagaśnie! Litości więc, Allah!

Błagam!

(za sceną w głębi daje się słyszeć wrzawa)

Boże mój!

(silniejsza wrzawa i zbliżające się okrzyki)

Co to wszystko znaczy?

LUD

(za scenę, w oddaleniu).

Sława!

(słychać odgłos trąb)

ELI.

To tłumu zwycięzkie okrzyki!

Więc wyrok zapadł już... wszystko skończone!...

LUD

(coraz bliżej i wyraźniej).

Anszari!

ELI.

Boże mój, Boże!

LUD

(z większą jeszcze wrzawą).

Anszari!

ELI.

Ratunku! Krzyk ten ojca mi zabija!

( Wrzawa nieustaje ani na chwilę; słychać coraz wyraźniej okrzyki zbliżającego się tłumu; Eli chce biegnąć ku środkowemu pałacowi, lecz w tej chwili wpada na scenę Firduzi, widocznie przez lud ścigany, bez wieńca na głowie i wlokąc za sobą płaszcz dworskiego pieśniarza ).

FIRDUZI.

Precz ztąd, precz! Eli, gdzieś ty?... Prędzej, prędzej

Z przeklętych murów tych!... Prędzej — powietrza,

( zatacza się i pada na stopień po prawej).

ELI

( klękając przy leżącym).

Ludzie! litości — ratunku — pomocy!

Ojcze!

FIRDUZI

(usiłując się podźwignąć i nie mogąc się podnieść).

Zapóźno!... czuję już ostatki

Życia!...

ELI.

Ojcze mój! Mów, co tam się stało? Ojcze!

FIRDUZI.

Nie chciano mnie wysłuchać, Eli!

Nie dano pieśni mi skończyć zaczętej...

Lud ten nie przyjął mnie!... Z tysiąca gardeł

Wybiegło jedno imię — o! — przeklęte!

LUD

(za sceną).

Anszari!

(wrzawa wybucha z nową siłą).

FIRDUZI.

Słyszysz? Ono mię zabija...

Ono, nie owe kamienie, co z tłumu

Ku mnie leciały...

LUD

(j. w. ).

Anszari zwycięzcą!

Precz, precz z Firduzim!

(dają się słyszeć dźwięki chóru, ze sceny dziewiątej! zmięszane z nieustającą wrzawą i okrzykami).

FIRDUZI.

Eli! jak ja cierpię!

Słyszysz — to wroga mego pieśń zwycięzka!

Oni tu idą!... Odstąp Eli, odstąp!

Idź — idź — jam syty życia...

LUD

(tłocząc się na scenę).

Gdzie on? puśćcie!

(Widać Chareta, Nizamiego, Raszyda i straż, walczących z tłoczącym się wśród wrzawy ludem i powstrzymujących go).

Scena siedmnasta.

ELI — FIRDUZI — CHARET — NIZAMI — RASZYD — LUD, wreszcie po chwili ANSZARI, z gronem dworzan.

CHARET.

Stój zgrajo!

NIZAMI.

Precz ztąd!

RASZYD.

Precz! odstąpcie hyeny!

PIERWSZY Z LUDU.

Precz, precz z Firduzim!

WSZYSCY.

Precz! gdzie on?!

CHARET.

Nizami,

Biegnij do króla i mów, co się dzieje!

DRUGI Z LUDU.

Dajcie nam tego pieśniarza!

WSZYSCY.

Tak, dajcie!

NIZAMI.

Precz psy zajadłe!

TRZECI Z LUDU.

Anszari zwycięzcą!

Śmierć innym!

WSZYSCY.

Śmierć, śmierć!

RASZYD.

Precz, wstrzymaj się tłumie,

Za każdy włosek z tej głowy strącony

Dziesięć głów waszych spadnie!

NIZAMI.

Drzyj, motłochu

Przed zemstą króla!

(wybiega na prawd)

PIERWSZY Z LUDU.

Zobaczyć go chcemy!

DRUGI Z LUDU.

Puśćcie nas!

WSZYSCY.

Puśćcie!

CHARET.

Dziej się wola twoja,

Allah!

(Charet i Raszyd ustępuję przed napierającym na nich tłumem i starają się odtąd tylko wraz z klęczącą Eli, osłonić lezącego Firduziego; tłum wciska się w nieładzie na scenę, posuwa ku leżącemu i stara się mu przypatrzeć).

ELI

(zasłaniając ojca).

Precz, precz ztąd!

PIERWSZY Z LUDU.

Cha, cha! Oto szermierz!

WSZYSCY.

Cha, cha!

DRUGI Z LUDU.

Zapóźno się wybrałeś, stary!

WSZYSCY.

Zapóźno!

TRZECI Z LUDU.

Dzisiaj Anszarego pieśni

Sławi Persida!

WSZYSCY.

Cha, cha!

RASZYD.

Precz, szakale!

KOBIETA.

Patrzcie! o! patrzcie! jak to krzywi usta!

PIERWSZY Z LUDU.

Cha, cha! a jaki on teraz pokorny!

DRUGI.

I cichy!

TRZECI.

A tak przed chwilą się srożył!

WSZYSZY.

Cha, cha, cha!

CHARET.

Ludzie, bez serc! bez litości!

Ten starzec własną krwią karmił was dawniej —

Takżeż mu za to płacicie?!

PIERWSZY Z LUDU.

Nie chcemy

Nikogo, oprócz Anszarego!

DRUGI.

Inne

Dziś pieśni!

WSZYSCY.

Tak, tak, inne!

( Część tłumu zaczyna znów nucić chór ze sceny dziewiątej, wśród wrzawy, jaką sprawiają nowoprzybywający na scenę ).

ELI

(przy Firduzim).

Ojcze! ojcze!

ANSZARI

(za sceną).

Z drogi! ustąpcie, puśćcie mnie!

WSZYSCY.

Anszari!

( Wbiega Anszari, przecisikując się przez tłum, ktory zajął stopnie przed pałacem, chcąc lepiej przypatrzyć

się wszystkiemu).

PIERWSZY Z LUDU.

Sława mu!

WSZYSCY.

Sława zwycięzcy!

ANSZARI.

Odstąpcie!

Precz! dość już pieśni tej! Dosyć! przestańcie!

(pieśń ustaje. )

CHARET

(wskazując na Firduziego).

Oto, twe dzieło! zwycięzco!

ANSZARI.

Milcz, starcze!

To dzieło myśli ludzkiej, która nigdy

Nie zna spoczynku i wstecz nie powraca

I czem zawładnie — tego nie oddaje —

Lecz nakształt góry piętrzy skarby swoje

I dąży naprzód i ciągle po nowe

Sięga zdobycze! Każda zdobycz nowa

Wymaga ofiar... Taką to ofiarą

Pada dziś starzec ten... taką ja padnę

Kiedyś, gdy moich następców szeregi

Dalej znów dzieło poprowadzą moje!

FIRDUZI

(wznosząc głowę, słabym głosem).

Anszari? to on?!

ANSZARI.

Tak, ja! Powstań, starcze!

Zaiste, lepszej godzien jesteś doli —

Stary szermierzu pieśni!... Bo zaprawdę,

W wielkiej budowie, którą myśl człowiecza —

Ku wyzwoleniu zdążająca — wznosi,

Niema i jednej kruszyny zbytecznej —

Jedno na drugiem powstaje... Ztąd w tobie

Zasługę winien uczcić każdy z ludzi,

Boś ty pracował dla owego gmachu,

Co ma być słońcem nowem!.. Ale starcze,

Gdy na twej pracy już świeże kamienie

Złożono, wtedy nie możesz z pod spodu

Usuwać swoich i kłaść je na wierzchu

Z uporem, który budowę wstrzymuje —

Tego nie wolno ci!... Oto dlaczego,

Zwycięztwa tobie nie mogłem ustąpić—

Choć plony jego dzielę z tobą chętnie!

FIRDUZI.

Anszari!

ANSZARI.

Hola! Na kolana tłumie,

Przed tym mocarzem starym!

( Zdejmuje wieniec ze swej głowy i klękając, wkłada takowy na głowę Firduzego ).

LUD.

Sława, sława!

Sława pieśniarzom!

FIRDUZI.

Anszari!... O! Allah,

Więc jam zawinił tu dzisiaj?...

ANSZARI.

Firduzi!

Przebacz tej zgrai, co biedna i słaba,

Jak źdźbło wśród wichrów — co kiedyś dopiero

Zostanie między ludzi zaliczona —

I nas obydwu zrozumie — i naszych

Myśli nie będzie krzywić!

( klęka przed Firduzim i podnosi go z ziemi, na swem ramieniu pozwalając mu się oprzeć ).

LUD.

Sława, sława!

FIRDUZI.

Anszari... Allah, Panie! więc mi znowu

Powracasz życie... Anszari — Anszari...

Słuchaj mię, bracie ty mój... Więc wy młodzi,

Nie chcecie naszych obalać świętości —

Których nikt więcej od nas czcić nie może

I nikt ich więcej nie potrafi kochać —

Słuchaj, Anszari, więc wy nie burzycie,

Ale zaczętą naszę pracę dalej

Wiedziecie?... Dalej, nieprawdaż?...

ANSZARI.

Tak, mistrzu,

Dalej i wyżej!

FIRDUZI.

Wszechpotężny Allah,

Jakżeż ja mogłem nie pojmować tego?!

Cóż mi przegrana ta dzisiejsza znaczy

Jeżeli takich zostawiam następców,

Jak ty, Anszari i twoi rówieśni —

Bo oni tobie podobni, nieprawdaż?..

Boże mój, Boże! a więc to widocznie

Starość ślepotę sprowadza na oczy

Albo na ducha... Oto widzę jeszcze,

A przecież ja w was, Anszari, w was młodych —

Persidy synów nie mogłem dopatrzeć!...

Przebacz mi, bracie!...

ANSZARI

(z pewnom zakłopotaniem, które wzrasta coraz więcej w miarę słów Firduziego).

Starcze!

FIRDUZI.

Boże wielki!

Toż jabym pierwszy był wołał do ludu:

Wieńczcie pieśniarza tego! — za nim idźcie!

On siłę wielką ma w sobie i zdrowie

A my złamani już życiem i słabi...

Na takich, jak ten, wspierajcie się oto,

Bo nam już samym podpora potrzebna...

Z takimi, jak ten młody, strat swych płaczcie

I z niemi wspólnie święćcie radość wszelką —

O! bo nam starym już nie każda bieda —

O! i nie każda radość łzy wyciska,

Chyba tak wielka, jak w tej chwili... Boże!

Nieprawdaż, Charet?...

(płacze głośno — chwilka milczenia?)

Lecz cóż to, mój stary?

Milczysz mi czegoś?... I ty, Eli?... I wy

Milczycie?... Charet... Oni spoglądają

Na ciebie... Trzeba nam ustąpić druhu...

Tak Allah żąda... Oni sami będą

Teraz uczyli ten lud naszej Persyi,

Jak on ma kochać i jak nienawidzieć —

I w czem wybierać... ustąpmy!

ANSZARI (d. s. ).

Przekleństwo!

(do Firduziego)

Starcze! tyś w błędzie! my dzisiaj głosimy

Powszechną miłość ludów i braterstwo

Całego świata... Niema dla nas wrogów —

Są tylko ludzie z równemi do życia

Prawami... Oto hasła naszej pieśni!

FIRDUZI.

Nie, synu! nie, nie! To znikome hasła,

Co tylko dźwiękiem pustym łudzą.. Zresztą,

Niech one służą szczęśliwym narodom,

Lub tym, co własnej nie mają ojczyzny —

Ale nie Persyi, nie!... Bo jeśli ona

Ma żyć — to, słuchaj, musi coś własnego

Mieć do kochania i do nienawiści...

Anszari! żywot mój już policzony —

Ale nie ziemi tej... ty mnie rozumiesz...

Ty musisz bardzo ją miłować...

ANSZARI.

Starcze,

Czemuż mnie pojąć nie chcesz?... Ja miłuję

Więcej, niż Persyę jednę... Czemżeż ona

W obec tych mnogich tysięcy ziem innych,

Na których wszędzie żyją, jak my ludzie?

Czem?...

FIRDUZI.

Czem? Anszaril bluźnisz!... To rodzima

Ziemia twa!

ANSZARI.

Cóż ztąd?! Przyjdą wieki nowe,

Dla których jednę ojczyzną świat cały

Będzie stanowił... Tej przyszłości rękę

Podaje nasza pieśń — ku niej to ona

Zbliża tę garstkę ludu, który kiedyś

Wliczony będzie w jednę możną, wielką

Rodzinę ludzi... wszystkie zwady, walki

O przewodnictwo marne wśród narodów,

Zaginą wówczas i ludzkość odnajdzie

Cel drogi swojej długiej — spokój trwały

I szczęściel...

FIRDUZI.

Co? co? ja nic nie pojmuję!...

Nic — nic!... Ja muszę być już bardzo słaby...

Ale, bo czemu mówisz mi tak wiele

O świecie całym wielkim i o ludziach?

Anszari! mów mi ty o Persyi jednej

A ja cię pewnie zrozumię — Anszari!

Gdzie ty ją wiedziesz? — gdzie? gdzie?

Anszari.

Ku przyszłości!

FIRDUZI.

Synu mój! Ty mnie przerażasz... Anszari...

Żałuję chwili, w której się o szaty

Twoje otarłem... Mowa twoja ciemna,

Lecz, nakształt groźnych chmur, grom jakiś kryje,

Który coś musi tu zabić... O! Boże!

Czuję, że się coś okrutnego stanie,

Jeśli zrozumie cię — Anszari!... Oto

Resztki krwi mojej spłynęły mi w serce,

Jakby z przestrachu przed tem, co twą duszę

Wypełnia — bo to krew perska... O, patrzaj!

O! w oczach ciemno mi... drżę cały... słabnę!...

ELI.

Ojcze!

CHARET.

Firduzi!

FIRDUZI.

Nie chcę myśleć o tem,

Co z Persya stanie się, gdy nią zawładną

Podobni tobie... Precz, precz... nie chcę wiedzieć!...

Allah!... gdzie ty mnie prowadzisz... o!... Allah!...

Słuchajcie... patrzcie... tam — tam — oto widzę,

Ogromne morze... pieniące się... żywe...

Łakome ofiar... Tam... ku morzu temu

Podąża strumień jeden... o! niebaczny!

Wpada weń... mąci się... ginie!... Anszari!

Ha! zrozumiałem!... Przekleństwo — przekleństwo!

(pada na ziemię)

ELI.

Ojcze mój! Charet. Mistrzu!

FIRDUZI

(konając, zrywa z głowy swój wieniec, targa go i ciska pod nogi Anszarego).

Prze... klinam... pieśń... twoję!...

(umiera).

ELI.

Ludzie! litości, ratunku!

CHARET.

Zapóźno!

ELI.

Ojcze mój, ojcze!

CHARET.

Skonał!

ELI.

Nie! to kłamstwo!

Czemu stoicie? ratujcie go! Ojcze!

(pada na zwłoki, płacząc)

CHARET

(do Anszarego).

Oto, jak twoje zabijają pieśni!

PIERWSZY Z LUDU.

Umarł już!

WSZYSCY.

Umarł!

DRUGI Z LUDU.

Biedny starowina!

KOBIETA Z LUDU.

Ktoby pomyślał, że mu życiem przyjdzie

Opłacić dzień ten radosny?...

TRZECI Z LUDU.

To prawda!

Jak ta śmierć wszędzie się wciska... Pierwszy z ludu. Tak, wszędzie

WSZYSCY.

Biedny!

KOBIETA.

Jak to mu posiniały wargi!

Patrzcie!

DRUGI Z LUDU.

A z oczu zagasłych dwie strugi

Łez płyną jeszcze i błyszczą do słońca,

Jak dwa światełka!

KOBIETA.

A w ściśniętej dłoni,

Co pewnie zimna już, resztki wianuszka

Potarganego trzyma... biedny.

WSZYSCY

(pobożnie).

Allah!

ELI (j. w. ).

Ojcze! mój, ojcze!...

(Wchodzi Said z Nizamini, Hasirem i Eiwerim, w gronie starszyzny perskiej, dworzan i służby królewskiej. Kilku ze służby tej dźwiga wory napełnione złotem; jeden ze starszyzny niesie płaszcz purpurowy na złotej poduszce; drugi na takiejże poduszce wieniec; pochodowi temu, do którego należy takie Neryda ze swemi służebnemi, straże królewskie torują wolne przejście przez zalegające scenę tłumy. )

Scena ośmnasta.

CIŻ SAMI — SAID — NIŻAMI — HASIR — ENVERI — NERYDA — SŁUŻEBNE — DWORZANIE — STARSZYZNA — SŁUŻBA KRÓLEWSKA

— STRAŻE.

SAID.

Odstąpcie, odstąpcie!

NIZAMI.

Od króla posły idą! Precz!

LUD.

Od króla!...

CHARET.

Zapóźno!

NIZAMI.

Allah!... Biedna moja, Elil

SAID.

Cokolwiek stało się tutaj — ja muszę

Królewską wolę spełnić... Słuchaj, ludu!...

Pomny na dawne zasługi pieśniarza,

Król sprawiedliwość dlań wymierzyć pragnie...

Urazę puszcza w niepamięć... Do serca

Przyciska znowu dzisiaj Firduziego —

Cześć mu wracając dawną... Znakiem zgody

Ma być ten oto płaszcz z ramion królewskich

Zdjęty i wszystkie te ze złotem kiesy!

(rzuca na zwłoki przyniesiony płaszcz i wieniec)

Taką królewska jest wola!

(podczas słów Saida, służba składa worki ze złotem u stóp zmarłego).

ELI

(powstawszy i zrywając płaszcz i wieniec, które Said złożył na zwłokach).

Precz głupcy!

(targa i rzuca pod nogi Saidowi płaszcz i wieniec).

Zapóźno! Złoto mi go już nie wskrzesi;

Precz więc z niem!

(ciska worki między tłum; złoto się, rozsypuje; lud o rozsypane pieniądze zaczyna się dobijać, wśród wrzawy, w zamieszaniu i nieładzie; Eli mówiąc dalej)

Weź go sobie głodna zgrajo!

Wypiłaś jego krew — zabierz i mienie,

Któremby zmarły ten pogardził pewnie!

Precz, precz! zabierzcie to wszystko, zabierzcie!

SAID.

Niewiasto, króla znieważasz!

ANSZARI.

Ja za to

Odpowiem!

ELI

(stając nad zwłokami na stopniu, po prawej).

Gardzę twem zastępstwem!... Głupcy,

Gdy mi tu mówić nie dacie, to stanę

Na grobie jego, jak głaz marmurowy

I tam za wszystkie mu starcze napisy —

Bo będę śmiechem przechodniów wabiła,

A kiedy przyjdą — będę łzami wołać:

Hańba narodom, co takich mordują,

Jako ten cichy — a wzajem wieńcami

Takich, jak tamten stroją... hańba! hańba!...

A teraz precz mi ztąd, krzykliwe hyeny —

Nie budźcie mi go! Nie żądam litości!

Niczego od was nie żądam, prócz kilku

Grabarzy!

(płacze głośno, kryjąc twarz w dłoniach. Na skinienie Saida, kilku ze służby królewskiej, z pomocą Baszy da i Nizamiego, układa na marach zwłoki Firduziego).

PIERWSZY Z LUDU

(podczas tego).

Bądź mu miłościwy, Allah!

WSZYSCY.

O, Allah!

ELI.

Naprzód, żałobny orszaku!

Do Tuz mi drogie te odnieście zwłoki —

Niechaj pod cieniem rodzinnych ogrodów

Odpocznie pieśniarz ten strudzony!

WSZYSCY.

Allah!

NIZAMI.

Eli! o, zlituj się! Zabierz mnie z sobą!

Albo każ z starcem tym pogrzebać razem —

Bo gdy odejdziesz ty — cóż mi po życiu!

Eli!

ELI.

Pójdź! Dawnych nauczę cię pieśni —

Ażebyś takich zwyciężał szermierzy,

Jak ten!

NIZAMI.

Zwyciężę, Eli!

ELI

(do orszaku).

Naprzód — dalej!

Żegnaj mi Ghazno! żegnajcie!

RASZYD.

Anszari!

Przed sąd narodu wzywamy cię wszyscy!

CHARET — HASIR — ENVERI.

Wzywamy!

(Orszak pogrzebowy przesuwa się przez środek zebranych tłumów, z których garstka do niego się przyłącza i wychodzi bramą po lewej, którą roztwiera Charet; orszakowi towarzyszy Said i całe jego otoczenie; wychodzą wszyscy prócz znaczniejszej części ludu, Anszarego i Nerydy. Zmrok wieczorny powoli zapada)

LUD

(podczas pochodu, uroczyście).

Allah, miłosierny Allah!

Wielkie są dzieła rąk twoich!...

Scena dziewiętnasta.

ANSZARI — NERYDA — LUD.

ANSZARI.

(stojąc nieruchomie na przodzie sceny po lewej).

To dziwne!

Czuję w mych piersiach serc tysiąc i wszystkie

Zranione śmiercią tego starca!

(pogrąża się w myślach).

NERYDA

(po prawej, patrząc na Anszarego)

Allah,

Drogo dzisiejsze opłacił zwycięztwo!

PIERWSZY Z LUDU

(do innych).

Nieszczęsny starzec...

DRUGI.

Musiał być wspaniały,

Równie jak jego dobre dziecko!

TRZECI.

Prawda!

Wszystko rozdała... nic nie tknęła z darów Królewskich...

KOBIETA.

Niech jej to Allah nagrodzi,

A umarłemu da spoczynek wieczny!

DRUGI Z LUDU.

To on go swoją zamordował pieśnią —

To on, Anszari! Inni. On, on!

TRZECI Z LUDU.

Dzieci nasze

Równie nas będą zabijać, gdy jemu

Będą podobne!

(głośne szemranie).

PIERWSZY Z LUDU.

Tak, to kara niebios!

DRUGI Z LUDU.

Precz z pieśniarzami, którym Bóg nie sprzyjał

KOBIETA.

Nikt z nas go nigdy nie widzi w świątyni!

INNI.

Precz, precz, z niewiernym!

(coraz głośniejsze szemrania i pogróżki)

NERYDA.

Wszechpotężny Allah I

Czego ten lud chce!

WSZYSCY.

Precz, precz z nim!

NERYDA

( podbiegając do Anszarego ).

Anszari!

Zbudź się! Odejdź ztąd, Anszari... Tłum cały

Przeciwko tobie powstaje... Anszari,

Uciekaj!

ANSZARI.

Co? ja? przed kim?

WSZYSCY.

Precz z Anszarim!

DRUGI Z LUDU.

On winien śmierci!

PIERWSZY Z LUDU.

Precz z jego pieśniami!

KOBIETA

( przyskakując do Anszarego i wygrażając mu pięścią ).

Mordercol

( wraz z częścią tłumu poczyna targać z wściekłością wieńce złożone poprzednio przed domem Anszarego

na stopniach ).

WSZYSCY.

Precz z nim!

ANSZARI.

Głupcy! Nie wam sądzić

O tem, co tu się stało!

WSZYSCY.

Precz z mordercą!

( część tłumu zaczyna podnosić z ziemi kamienie i rzucać je na Anszarego i jego mieszkanie; inna część rozbija drzwi jego domu i wtargnąwszy do wnętrza, niszczy i rozbija jego sprzęty, tłucze złote naczynia, drze szaty i różne sprzęty wyrzuca na scenę ).

ANSZARI

( zasłaniając się ).

Ustąpcie!

NERYDA.

Stójcie!

PIERWSZY Z LUDU.

Ty ustąp, niewierny!

DRUGI Z LUDU.

Nie chcemy twoich pieśni!

WSZYSCY.

Tak, nie chcemy!

TRZECI Z LUDU.

One mordują ludzi, jak trucizna!

WSZYSCY.

Śmierć za śmierć!

PIERWSZY, DRUGI I TRZECI Z LUDU

( nacierając na zasłaniającego się Anszarego i rzucając kamieniami ).

Musisz zginąć!

NERYDA.

Hola! stójcie!

Ja to, Neryda jestem!

WSZYSCY.

Precz z Anszarim!

DRUGI Z LUDU.

Winien jest śmierci! Wszyscy. Niechaj umrze!

NERYDA.

Stójcie!

Wracam od króla!... Stójcie! On niewinny!

TRZECI Z LUDU.

On zamordował starca!

WSZYSCY.

On, Anszari!

NERYDA.

Kłamstwo!... Ustąpić król wam nakazuje!

NIEKTÓRZY Z LUDU.

Król, król?...

NERYDA.

Król oto wzywa was do siebie —

Tam, gdzie część ludu Ghazny odpoczywa

Przy hojnej uczcie! Tam więc spieszcie żywo!

Co wam do śmierci, gdy radość was czeka?...

Złoto już macie — resztę tam znajdziecie —

Będzie tam wino i tany! — więc spieszcie!

Wszak wiecie, jak ja umiem pląsać wdzięcznie —

Kto chce mnie widzieć dzisiaj pląsającą —

Ten jednej chwili tutaj nie zostanie!

Człowieka tego mnie zostawcie!... Dalej!

Do tanowi Gdzież to wasza pieśń godowa?...

( podczas tych słów Nerydy, tłum powoli uspakajał się i ustawało szemranie; obecnie wszyscy wybuchają pieśnią, którą rozpoczyna Neryda ).

CHÓR.

Błękit się w gwiazdy stroi obficie,

Ogrody zaś w różany krzew —

Wszystko, co ludzkie zdobi życie,

To miłość — ach! i tan! i śpiew...

Lecz miłość wschodzi nieposiana —

Głupi, kto próżno szuka jej,

Do tanów chwila dziś wybrana —

Więc Ghazno tańcz i pieśni piej!

( powtarzając ostatnie wiersze, wychodzą wszyscy do głównego pałacu, gdzie ich aż do wejścia odprowadza Neryda ).

Scena dwudziesta.

ANSZARI — NERYDA, w końcu CHARET.

ANSZARI.

Neryda! życie ci winienem moje!

NERYDA.

Słyszałam, ze nic nie lubisz być dłużnym

Nikomu...

ANSZARI.

O! tak, Nerydo! Więc w zamian

Z ocalonego życia tego weźmiesz

Same radości i wesela same,

A smutki jego mnie zostawisz wszystkie...

NEYDA.

Nie, to zawielka nagroda!... Anszari!

Wybacz mi — puść mnie — puść!... Żądam wolności

Mojej!...

ANSZARI.

Wolności? ty, Nerydo? teraz?

Ty, ty?... Co z nią chcesz uczynić, Nerydo?

NERYDA.

Mój dług zapłacę... Poświęcę ją temu,

Co mnie przed chwilą swojem miłowaniem

Obdarzył.

ANSZARI.

Kto on? kto?

NERYDA.

Raszyd... Ten, który

Tu dziś kwiatami nie pogardził memi...

ANSZARI.

Raszyd?... Przekleństwo!... A ja — ja, Nerydo?

NERYDA.

Ty?...

ANSZARI.

Sam zostałem... Słuchaj mię... Przed chwilą

Błoga myśl moję kołysała głowę,

Że ty mi możesz wychować piastuna

Dla mojej pieśni — a ja go nauczę

Zwyciężać...

NERYDA.

Nie, nie, Anszari!... Zapóźno!

Ja ci nie mogę być niczem, prócz sługą...

Ja już Raszyda miłuję... Anszari!

Wybacz mi!... Łaski!... ja boję się ciebie!...

Wysłuchaj prośby mej!...

ANSZARI

( po chwili, do klęczącej Nerydy).

Wstań, jesteś wolną!...

NERYDA.

Dzięki... Niech Allah cię nagrodzi... Żegnaj!

( odchodzi powoli na prawo, strojąc głowę swoję wieńcem i nucąc pieśń z poprzedniej sceny, którą słychać następnie aż do zapadnięcia zasłony. Z lewej właśnie przed chwilą wszedł Charet, zamknął za sobą bramę, przeszedł w milczeniu przez scenę, usiadł na stopniach po prawej, kryjąc twarz w dłoniach i płacząc głośno. Zmrok zapada. — Chwila milczenia.)

CHARET

( po prawej ).

O! Allah! czemu syny Persyi tracisz?!

ANSZARI

( po lewej ).

Przyszłości! ty mi za dzień ten zapłacisz!

Zasłona spada.

KONIEC.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Łętowski Julian IZRAEL NA PUSZCZY DRAMAT
1780 Obraz dramatyczny w pięciu aktach z faktów dziejowych Wincenty Łoś ebook
Łętowski Julian WAWRZYŃCOWIE
Łętowski Julian SONETY I GHAZELE
Przyczyny i obraz kliniczny zespołu rakowiaka
Grzegorczykowa R , Językowy obraz świata i sposoby jego rekonstrukcji
f Obraz 6 plan 1 schemat
i Obraz 9 plan 1 analiza wynik
b Obraz 2 znaczenie podstawowych poj
Ernst Gombrich Obraz wizualny
Dramat romantyczny, Oświecenie i Romantyzm
Pokaż mi swój obraz, ● Wiersze moje ♥♥♥ for Free, ☆☆☆Filozofia, refleksja, etc
Aborcja - Psychoterapia doktora Mango, obrona życia, dramat aborcji
Dekalog-o aborcji, obrona życia, dramat aborcji
Dziady cz. II jako dramat, j.polski - gimnazjum
Kochanowski treny(miłość) oraz Obraz wsi, Szkoła, Język polski, Wypracowania
Chrzastowska-3 teorie dramatu, Filologia polska I rok II st, Teoria literatury

więcej podobnych podstron