Łętowski Julian
IZRAEL NA PUSZCZY
OSOBY.
MOJŻESZ.
ELEAZAR, arcykapłan, syn Aarona.
FINNES, jego syn.
SALA, książe z pokolenia Symeonowego.
ZAMRY, jego syn. Jozue, syn Nunów, młody wódz izraelski.
NAMUEL, sługa Noahy.
BALAK, król Moabitów.
BALAAM, król Madyanitów.
REBAH, arcykapłan BaalFegora.
JESSEE,TOLA lewici w służbie Fineesa
PIERWSZY z ludu izraelskiego
DRUGI, z ludu izraelskiego
TRZECI, z ludu izraelskiego.
CZWARTY, z ludu izraelskiego
MŁODZIENIEC.
UMIERAJĄCY izraelczyk.
SŁUGA Zamrego.
GRABARZ I.
GRABARZ II.
NOAH, MELCHA, siostry, sieroty z książęcego domu Melcha Saalfaada.
SELLA, krewna króla Balaama, Madyanitka.
KOBIETA izraelska.
KAPŁANI LEWITOWTE. — ORSZAK MOJŻESZA. — SĘDZIOWIE. —
MĘŻOWIE IZEAELSCY. — NIEWIASTY. — LUD. — CHÓR KAPŁANÓW MADYANICKICH.
Rzecz dzieje się na puszczy w Syttym, na granicy królestwa Madyanitów, na ośm lat przed śmiercią Mojżesza.
ODSŁONA PIERWSZA.
Miejsce obszerne na puszczy. — W głębi zarysowują się namioty izraelskie —
po lewej kilka palm, jedna z nich wysunięta nieco ku środkowi. Na prawo
kilka kamieni. — Za podniesieniem zasłony Noah stoi oparta o palmę.,
przed nią Jozue.
Scena I.
NOAH. — JOZUE.
JOZUE.
Kocham cię, dziewczę!
NOAH.
Przestań — to mię boli!
JOZUE.
Czemu ?
NOAH.
Nie żądaj, bym się rumieniła,
Chociaż o czystej mam mówić miłości.....
JOZUE.
A!... więc już kochasz!
NOAH.
Tak... kocham....
JOZUE.
Niestety!
Późno przyszedłem!... więc przebacz mi, Noah!
Od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem,
Miłość się w mojem sercu narodziła —
Nieszczęsna miłość i nieuleczona!
NOAH.
Nie mów tak smutno!... Dziewcząt w Izraelu
Tyle urodnych i wesołych tyle!
One i pieśnią i rozkosznym śmiechem
Uleczą serce twe i uweselą....
A więc idź do nich — masz młodość i sławę —
Mnie zaś ty zostaw z moją smutną twarzą.....
JOZUE.
Jam małomówny — ja nie lubię śmiechów,
Mnie pociągały zawsze takie dusze,
Co to z tęsknoty i smutku się zdają
Być utworzone — a na których czole
Myśl o nieszczęściu wycisnęła znamię —
A w których oczach jeśli ogień błyśnie,
To go przysłania łza świecąca, cicha....
O ! ja łzy takie wypijałbym, Noah!...
NOAH.
Równieś szlachetnym, jak dzielnym, Jozue,
I wiedz, że gdybym jeszcze nie kochała,
Albo też mogła zapomnieć Zamrego —
Ty byłbyś pierwszym, któremubym pierwsza:
" Kochaj mię " rzekła.
JOZUE.
O ! ułudne szczęście,
Czemuś piękniejszem jeszcze, gdy uciekasz!
NOAH
(mówiąc dalej).
Ale dziś — bądź mi przyjacielem, proszę,
Bądź ty mnie bratem — jam brata nie miała,
Ojca i matki nie zaznałam pieszczot
Chyba w powiciu — a tych nie pamiętam —
Wyrosłam przeto pół dziko, pół smętno....
Kocham Zamrego... a ty — bądź mi bratem!
JOZUE
(po krótkiej walce, z wysileniem).
Bądź zdrowa, Noah!
NOAH.
Powiedz: siostro moja!
JOZUE.
Nie... dziś nie mogę jeszcze... później może...
Dziśby to słowo tu w krtani utkwiło...
Bądź zdrowa!... później, później.., dziś — nie mogę!.
O! trudno złote snów potargać nici!
(Mówiąc ostatni wiersz, wybiega spiesznie na lewo).
Scena II.
NOAH sama — później głosy za sceną.
NOAH.
Poszedł... znów jedno serce jęczy biedne —
I może jeszcze biedniejsze od mego!...
GŁOSY
(z prawej).
Biada nam, biada!
NOAH.
Co to?... A! lud biegnie.
Znak to, że Mojżesz się zbliża... Niechętni
I bałwochwalcy uciekają przed nim.
INNY GŁOS.
Przeklęta ziemio!
NOAH
(wznosząc ręce).
Bądź błogosławiona, Bo ty mi dałaś kochanka... Jehowa
Przyjm dziękczynienie moje i umacniaj
Mego Zamrego i miłość doń moją!...
A Jozuemu daj, niech mnie zapomni!
(Pozostaje w myślach, przysłuchuje się chwilę, później wychodzi).
Scena III.
(Lud wchodzi tłumnie na scenę, KOBIETA — MŁODZIENIEC — Iwszy, IIgi, IIIci i IVty z ludu. — I i II Z LUDU wnoszą na rękach UMIERAJĄCEGO IZRAELCZYKA, kładąc go na ziemi po prawej).
KOBIETA
(wbiegając pierwsza, woła z rozpaczą).
Ha! ha! skonała już moja dziecina!
(załamuje ręce).
MŁODZIENIEC.
Którą miłuję, z rozkosznej dziś cicha
Usta jej zimne już i nieruchome! Biada mi!
KILKA GŁOSÓW.
Biada!
PIERWSZY Z LUDU
(klęcząc u stóp umierającego). Patrzcie! tracę syna !
UMIERAJĄCY.
Ludzie! litości!... czyliż wasze serca
Są jak ten piasek, który łzy pochłania
Tak beznadziejnie... o!... i bez... współczucia!...
Przekleństwo!...
(umiera).
PIERWSZY Z LUDU.
Niechaj mię Mojżesz zabije,
Aleja muszę przeklinać tę ziemię!...
DRUGI Z LUDU.
Tam moja matka wije się w boleściach
A ja nie mogę strasznej ręki śmierci
Zatrzymać nad nią!...
TRZECI Z LUDU.
Przekleństwo! Przekleństwo!
PIERWSZY Z LUDU
(powstając).
Przekleństwo ziemi, wodzom i wszystkiemu!
Straszna zaraza zbiera dziesięciny
Ze krwi i kości naszych — a my stoim
Bezsilni!
CZWARTY Z LUDU.
Biada !... raczej było służyć
Egipcyanom — dźwigać ich ciężary,
Niż mrzeć tu marnie!
TRZECI Z LUDU.
O! biada nam, biada!
(Słychać odgłos trąb).
KILKA GŁOSÓW.
Mojżesz nadchodzi!
CZWARTY Z LUDU.
Uciekajmy!
PIERWSZY Z LUDU.
Czemu?...
Toż raz powiedzmy mu, co nam dolega —
Toż raz odwagę miejmy wypowiedzieć:
Że Izraela Pan, nie naszym Panem!
(Tłumy rozstępują się czyniąc wolne przejście. Z prawej wchodzą: Mojżesz
z orszakiem Lewitów, Eleazar, Finees, Zamry, Kapłani. Później także
Noah i Melcha, przysłuchując się, pozostają w głębi).
Scena IV.
CIŻ SAMI. MOJŻESZ Z ORSZAKIEM. — ELEAZAR. — FINEES.
ZAMRY. — LEWICI. — Później NOAH, MELCHA.
MOJŻESZ.
Kto tu się skarżył?... kto swój głos nikczemny
Podnosił przeciw Panu Izraela?...
Kto tu przeklinał? i kto wołał: biada!?...
(Chwila milczenia).
PIERWSZY Z LUDU
(ponuro). Mrzemy i syny nasze mrą i ojce!
DRUGI Z LUDU.
Giniemy jak już po kilkakroć razy,
Lecz bez nadziei teraz i ratunku!
MOJŻESZ.
W proch, w proch! na twarze przed Panem padajcie!...
Giniecie? mrzecie?... albowiem Pan płaci
Według zasługi, — nieprawości wasze
Zmusiły rękę jego litościwą
Do strasznej chłosty... Przyjmijcież ją zatem
Bez narzekania, jako sprawiedliwość!...
"Nie będziesz Bogów miał cudzych przedemną!"
Mówi Jehowa — a wy? co robicie?
Oto łączycie się z Moabitkami
Paląc kadzidła i święcąc ofiary
Ich obrzydliwym cielcom i bałwanom!
Biada wam przeto! poginiecie marnie
I żaden tu z was, ani dzieci waszych
Nie będzie widział chwały i tryumfu,
Jaki zgotował Pan Izraelowi!...
GŁOSY Z LUDU,
Przepuść nam Panie!
PIERWSZY Z LUDU
(występując).
Lecz ja nie mam żony
Z Madyanitów ani Moabitów,
A jednak syny moje już pomarły —
Za co więc Pan mię nawiedza?
On nas nawiedza ?
DRUGI Z LUDU.
Tak, za co
MOJŻESZ.
Milczcie!
TRZECI Z LUDU.
Nie będziemy!
Milczcie, padając
MOJŻESZ.
na twarz przed Jehową!
PIERWSZY Z LUDU.
Nie znamy Boga, co nam nielitościw!
INNI.
Tak — tak! nie znamy!
DRUGI Z LUDU.
Inny nas wysłucha!
PIERWSZY Z LUDU.
Do Baal Fegora, Boga Madyanitów —
Tam chodźmy bracia!
(Zabierają się do odejścia).
INNI.
Tak — do Baal Fegora!
MOJŻESZ.
Stójcie!
(chwyta pod gardło Igo z ludu, ciskając go o ziemię,
na kolana).
O! nędzny! ty umrzesz przeklęty!
I opuszczony i znienawidzony —
I ziemia kropli wody ustom twoim,
Gdy będą pragnąć nie wyda — i słońce
Swoim ognistym promieniem cię spali —
Boś pierwszy zaparł ty się Boga swego —
Więc bądź przeklęty, przeklęty, przeklęty!...
LUD
(chórem, klękając).
Litości Panie! Panie, zgrzeszyliśmy!
MOJŻESZ.
Więc na kolana! na twarz przed tym Bogiem,
Co strącił z waszych bark jarzmo egipskie!
Co przeprowadził was i ojców waszych
Wbród przez czerwone morze suchą nogą !
Na twarz przed Panem tym, którego cuda
Oczy widziały wasze kilkakrotnie!
Przed Panem, co was zaprowadzi w ziemię,
Którą obiecał synom Izraela!
Módlcie się, módlcie, boście dziś zgrzeszyli!
LUD.
Tak — zgrzeszyliśmy! wybacz nam! Litości!
MOJŻESZ.
Wróćcie do domów!... Te pogrzebcie trupy —
Czekajcie sądu Pańskiego w pokorze!
(Lud rozchodzi się powoli).
Scena V.
MOJŻESZ, ELEAZAR, FINEES, ZAMRY, NOA, MELCHA, LEWICI.
MOJŻESZ
(wznosząc ręce).
O Panie! Panie! natchnij sługę twego,
Ażeby wiedział, co ma dzisiaj czynić!...
O! żal mu bowiem tego ludu, który
Ginie i ginie!... Wesprzyjcie mnie proszę,
Bo jak liść wiatrem ścięty, tak osłabłem!...
(Eleazar i Lewici podtrzymują go i sadowią na kamieniu).
FINEES
(do Zamrego).
Jaki majestat w jego twarzy, spojrzyj — O! biedny starzec!
ZAMRY
(ponuro).
Ale lud biedniejszy, Gdy mrze...
FINEES.
Bo grzeszy...
ZAMRY.
Bo ostro sądzony!
FINEES.
Jak to rozumiesz, Zamry ?
ZAMRY.
Nic, Fineesie,
Ot, tak bezmyślnie wyrzekłem... zapomnij!...
ELEAZAR
(do Mojżesza).
Usiądź Mojżeszu — odpocznij!
MOJŻESZ
(powstając).
Odpocznij ?
Nie odpoczywa, kto naród ukochał —
I gdy ten naród ginie w rozprzężeniu...
Dalej do czynów, a wy mnie wspomóżcie,
Wy, przyjaciele moi!
KILKA GŁOSÓW.
Mów! słuchamy!
MOJŻESZ.
Wiem, że kochacie Boga Izraela
Wszyscy, nieprawdaż?... I wszyscy stróżami
Jego zakonu jesteście, o bracia!
Ale mi trzeba męża o niezłomnej
Woli i sile — a nie masz takiego!...
Mężnego wodza mam w Jozuem dzielnym,
Ale mi ciebie nie stało, Aaronie,
A więc sędziego najsprawiedliwszego,
Nieugiętego, brakło w Izraelu!
Bo kto z was będzie tak nieubłaganym —
Kto miałby siłę choć własnego ojca
Oskarżyć, gdyby ten wyparł się Boga
I wstąpił między wrogi Izraela?...
KILKA GŁOSÓW.
Ojca? Mojżeszu!
MOJŻESZ.
Ha! ludzie trwożliwi!
Ja porównanie tylko uczyniłem —
Ale mi takiej pomocy potrzeba,
Inaczej lud ten zginie!... O! Jehowa!
Ja nie wystarczę — nie przejrzę do głębi
Mnogich tysięcy ludu, który błądzi
I w bałwochwalstwie ginie zaślepiony!
Takiego męża trzeba mi pomocy —
A nie masz go tu, niema do okoła!
O! upadliśmy dziś strasznie! upadli!...
FINEES
(oglądając się, do Zamrego).
Nie ma nikogo!
ZAMRY
(z przekąsem).
O! ale ty jesteś!
FINEES
(występując).
Nie upadliśmy jeszcze tak, jak mówisz,
Bo jest mąż taki, ja go znam, Mojżeszu!
MOJŻESZ.
Panu niech będą dzięki!
FINEES.
Znam takiego,
Który miłując Boga po nad wszystko,
Nie będzie miał dwóch miar, lecz jednę tylko
Tak dla maleńkich, jak i wielkich jednę,
Tak i dla możnych, jak i dla ubogich!
Ja znam tu męża, co przed zgromadzeniem
Sędziów postawi każdego, kto z wrogi
Będzie się łączył na zgubę narodu
Izraelskiego... każdego chociażby
(waha się).
MOJŻESZ.
Dokończ!
ELEAZAR.
Tak, dokończ, mój synu!
FINEES
(dziko, z mocą, spojrzawszy na Melchę).
Chociażby
To była Melcha, którą on po Bogu
I po narodzie nad wszystko ukochał!
KILKA GŁOSÓW.
Finees!
MOJŻESZ.
Ty sam!
ZAMRY.
On!...
MOJŻESZ.
Błogosławione
Dziś imię Pańskie!... Powstań luby synu!
Krew to Aarona w tobie się ozwała!...
Wybierz Lewitów i czyń, jak przyrzekłeś...
A każdy, coby odstąpił Jehowy,
A czcił bałwany inne Madyańskie —
Niech umrze!... Każdy, co weźmie niewiastę
Z Madyanitów albo Moabitów,
Przeklęty będzie razem z swem plemieniem —
Z temi to bowiem niewiasty tu weszła
Nieprawość między nas!
ZAMRY
(na stronie).
Wszechmocny Boże!
MOJŻESZ.
Ukamienujcie takiego z niewiastą
Pospołu, wobec wszystkich Izraela
Zebranych synów!... Oto co stanowię!
(Głosy i szemrania za sceną).
Scena VI.
CIŻ SAMI. — GŁOSY (za sceną).
GŁOS I.
Gdy konam, niech przeklinam Izraela!
GŁOS II.
Tu za mną, do Baal Fegora się módlcie !
GŁOS III.
O! Baal Fegorze! wysłuchaj prośb naszych!
GŁOS II.
Tyś możnym władcą jest Madyanitów,
Pomóż nam!
(Głośne szemrania).
MOJŻESZ.
Znowu bałwanom ślą modły!
Eleazarze, chodź, tam nasze miejsce!
(wychodzi).
Eleazar
(do Fineesa)
Zostań, mój synu — odpocznij dziś jeszcze,
Jutro nie będziesz mógł spocząć od świtu!
(wychodzi).
FINEES.
Dzięki ci, ojcze — zgadłeś moje chęci!
MOJŻESZ
(za sceną).
Uciszcie głosy!
(Szmer po chwilce ustaje).
Scena VII.
FINEES, ZAMRY, NOAH, MELCHA.
ZAMRY
(na stronie).
Nieszczęsny wyroku!
NOAH
(patrząc uważnie na Zamrego, na stronie)
Co mu jest? czyżby ten mój straszny domysł
Miał być prawdziwym?!...
MELCHA
(rzucając się na szyję Fineesowi)
Niedobry Fineesie!
Mogłyż twe wargi usłużyć z łatwością
Takim okrutnym słowom o mej śmierci?!...
FINEES.
Bo serce czuło, że pierwejby słońce,
Księżyc i gwiazdy upadły z błękitów —
Niżbyś ty miała w nienawiści Boga
Lub Izraela synów, Melcho moja.
MELCHA.
O! tak! zaiste!
FINEES.
Zamry, przyjacielu,
Czemuś milczący dzisiaj i radości
Z mego tryumfu nie widać przy tobie ?
ZAMRY
(niechętnie).
Ja się raduję...
MELCHA.
Co tobie jest, Zamry?
ZAMRY.
Mnie?... nic — nic... cóżby?...
MELCHA
(figlarnie).
Ej, ej, jest coś przecie!...
FINEES.
Tak, tyś nie wesół!
ZAMRY
(wybuchając).
Mamże zaraz skakać
Pospołu z dziećmi i bezrozumnymi?
Lub klaskać w ręce naiwnie. lub śmiać się
Śmiechem szalonych, nieprzerwanym, pustym?
Lub jak kobieta, czy smutek, czy szczęście,
Łzami obficie płynącemi znaczyć?...
Lub jak wyrostek roztworzyć ramiona
I słów gorących was potokiem zbryzgać?...
Dajcie mi pokój !... Jestem jakim jestem!
FINEES
(przerywając).
Jesteś ponurym... Rzuć niewdzięczny smutek,
On towarzyszem niezgodnym z młodością —
A mógłbym myśleć —
NOAH
(żywo).
Nic nie myśl!... Mój miły
Słaby dziś... Upał tak straszny od ranka...
Piasek rozgrzany, zda się, że przepali
Nasze sandały... Toż nie dziw, że chory
Od tych upałów... Wszak głowa cię boli,
Nieprawdaż, luby mój kochanku?... głowa?...
(kładzie rękę swą na jego skroniach).
zamry
(odsuwając jej rękę machinalnie).
O! tak, tak... głowa boli... bardzo boli... Pójdę w namiotach odpocząć, darujcie!...
(Oddala się na prawo, — Noah patrzy za nim uporczywie).
( Wieczorny zmrok zapada powoli).
Scena VIII.
NOAH. — FINEES. — MEUCHA.
MELCHA.
Chciałam cię widzieć takim, mój Fineesie!
Ty zasłużonym będziesz w Izraelu —
Byłeś kapłanem dotąd, dziś tyś sędzią!
FINEES.
Więc cię to cieszy?
MELCHA.
Możesz o to pytać ?
FINEES.
A jednak odtąd jarzmo na mym karku
Ciężkie zawisło...
MELCHA.
Ja nieść je pomogę
Memi rękami.
FINEES.
Gorzkie, wlec się będzie
Za każdym krokiem moim.
MELCHA.
To osłodzę
Je memi usty!... Jam z tego szczęśliwa!
FINEES.
Ale jam czegoś, Melcho, niespokojny
I drżący, gdyby listek nad potokiem,
Który się burzy boi...
MELCHA.
Czemu?
FINEES.
Nie wiem!
NOAH
(która słuchała tej rozmowy z uwagą, zbliżając się do nich, i mówiąc, jakby z obłąkaniem, dobitnie, powoli).
Więcbyś ty nawet siostrę moją, Melchę,
Którą miłujesz tak bardzo, tak szczerze,
Ukamienować dał, gdyby zgrzeszyła ?
MELCHA.
O siostro!
FINEES.
Noah! zkąd te myśli dzikie?
Czemu ty patrzysz na nas błędnym wzrokiem,
W którym się trwoga i rozpacz maluje?...
NOAH
(udając śmiech pusty).
Cha! cha! cha!... ot, tak! swawolę! nic więcej!
FINEES.
O! dzikie z ciebie dziewczę z tą swawolą!
NOAH
(jak wyżej).
Cha! cha! cha! czemu więc drżycie tak strasznie
I niby para przelękłych gołębi,
W trwodze tulicie się do siebie, bladzi?...
FINEES.
Igrasz i szydzisz, jak wicher jesienny,
Z tego, co dla mnie świętem prawem... Straszna!...
Ukamienować ? ją? Melchę?... nie, nigdy!
Ja bym ją chyba zabił własną ręką!
MELCHA.
Finees!
(upada na ręce Fineesa).
NOAH
(na stronie, powtarzając głucho).
Zabiłby!
FINEES.
Przypatrz się, okrutna!
Co uczyniłaś przez swoją pustotę!...
Melcho, uspokój ty się, lube dziewczę, —
Chodź, chodź... niedobra tą Noah!
(Wyprowadzając Melchę, wychodzi na prawo. — Noc zapada).
Scena IX.
NOAH
sama — po chwili milczenia).
Zabiłby!...
A to oszaleć! to oszaleć przyjdzie!
Myśli się moje splątały bezładnie,
Jak przędza snuta nieudolną ręką...
Nocy ty czarna i ciemna nie nadchodź!
Dla mnie zaprędko zapadasz, zaprędko,
Bo mię nie uśpisz i nie ukołyszesz
Jak tych, co spokój noszą w sercu... Zamry!
Gdzie jesteś teraz?... boję się pomyśleć...
Nie, nie!... szalona jestem i zawcześnie
Trwożę się krwawych mar sennym obrazem!..
A, to on! sercem czuję, że nadchodzi!...
Drżę... czyż to radość?...
(Usuwa się za palmę po lewej — z głębi po prawej wchodzi Zamry, owinięty ciemnym płaszczem).
Scena X.
NOAH. — ZAMRY.
ZAMRY
(wchodząc, do siebie).
Nareszcie noc przyszła!.
Nikt mię nie widział... wszędzie pustka... głucho..,
Prowadź mię luba postaci, co wiecznie
Jak cień słoneczny za mem sercem kroczysz...
(Chce wychodzić, spostrzega Noahę).
Noah!... ty? Noah?...
NOAH
(spokojnie).
Tak, to ja.
ZAMRY
(gniewnie).
Co robisz
Tutaj?... noc ciemna... zdala od namiotów
Za czem i po co błądzisz nierozważna?...
NOAH.
Nie gniewaj ty się... Luby! wszak to ustroń,
Gdzieś mnie to nieraz o zmroku wieczora
Kazał przychodzić — i ja — przychodziłam...
Gdzieś mnie to nieraz miłości przysięgi
Szeptał rozkosznie i ja ich słuchałam...
Gdzieś to łagodność miał dla mnie baranka
I czułość matki i uścisk serdeczny —
I łzę współczucia — i tę woń twej czystej
Rozmiłowanej i gorącej duszy...
To samo miejsce — i te same palmy
I jam ta sama i ty ten sam Zamry!...
A chociaż, prawda, dziś przyjść nie kazałeś,
To jednak przyszłam po zwyczaju... A ty?...
ZAMRY
(w zakłopotaniu).
Ja?... o mnie pytasz?...
NOAH.
Tak... wychodzisz nocą,
Ale ty nie mnie szukałeś, kochanku —
A głowa ciebie bolała przed chwilą?...
ZAMRY.
O! tak!... bolała... cierpię jeszcze... nocny
Chłód mi pomoże...
NOAH.
A... więc to dlatego,
Biedny, wyszedłeś ?
ZAMBY.
Tak... dlatego, Noah!
NOAH.
A wczoraj także wychodziłeś ?
ZAMRY.
Wczoraj?...
A, tak... wczoraj też... też byłem cierpiący...
NOAH.
A jutro?...
ZAMRY.
Jutro?!...
NOAH
(rzucając mu się do nóg i obejmując Je, z rozpaczliwym wykrzykiem).
O! Zamry, mój Zamry!.
ZAMRY.
Co to jest?... Noah?... Puść mię, nie zatrzymuj !...
noah
(uczepiona u nóg Zamrego).
Zostań! na wszystko cię zaklinam, zostań!
Powiedz, że w próżnych gubię się domysłach —
Powiedz, żem głupia, naiwna jak dziecko,
Żem ja szalona, żem zła, powiedz, co chcesz —
Ukarz mię zresztą — nie daj mi się widzieć
Przez dwa, przez siedem nawet dni za karę —
Ale mi z serca wydrzej tę okrutną
Podejrzeń żmiję — i pozostań, Zamry!...
ZAMRY.
Uspokój ty się!.... widocznieś cierpiąca —
Wróć do namiotów — tam czekają ciebie...
NOAH
(z radością). Lecz i ty pójdziesz tam ze mną?...
ZAMEY.
Nie mogę!
NOAH.
Nie?!
ZAMEY.
Nie! ja muszę iść! słyszysz ? ja muszę!
NOAH.
Zamry!
ZAMRY.
Ha! puść mię!... niech się co chce stanie!.
(wyrwawszy się, do siebie, wybiegając).
Choćby serc tysiąc pękło, tysiąc zmarło,
Po dwóch tysiącach trupów, jeszcze pójdę!...
( Wybiega na lewo).
Scena XI.
NOAH.
(sama, stojąc przez chwilę, jak obłąkana).
Poszedł!... Nie mogłam go zatrzymać!... Boże!
I ty widziałeś to i nie pomogłeś!...
Co to?... łzy z oczu moich się stoczyły?...
Głupie, nieszczęsne łzy ludzkiego serca —
Wy płaczącemu nie zdacie się na nic!
Chybabym miała was tyle w źrenicach,
Żebyście morzem nieprzebytem w drodze
Jemu stanęły! O! lecz to marzeniem!...
A jednak ja go zatrzymam, oderwię —
Chociażby tysiąc potęg go trzymało,
To ja go wrócę znów Izraelowi
I memu sercu powrócę, Jehowa!
(Odwraca się, chcąc wyjść i spostrzega Fineesa, który wchodzi
z głębi od prawej strony).
Ach! Finees!
Scena XII.
NOAH. — FINEES.
FINEES.
Noah!... ty tu?... Jak to dobrze,
Bo mi pomożesz odszukać Zamrego.
NOAH.
Zamrego? On dziś był cierpiący bardzo —
Daj pokój, on już w namiotach spoczywa.
FINEES.
W namiotach?... wracam ztamtąd... łoże puste?...
NOAH.
Ach! to u Sala, u ojca jest pewnie,
Ale go nie budź już dziś, przyjacielu —
Ja sama z rannem obudzę go słońcem
I do Fineesa przyślę.
FINEES.
Nie zapomnij —
Ważne nam bowiem sprawy mu powierzyć.
Bądź zdrowa, Noah!... śpij spokojnie!...
(zwraca się do wyjścia)
Co to?
Sala sędziwy i Melcha tu idą?
NOAH
(na stronie).
Jehowa, łaski!
(Z głębi po prawej wchodzą: Sala, starzec, mający ręce poodcinane, prowadzony przez Mekkę. — Namuel, sługa Noahy, przyświeca przed nimi żagwią płonącą).
Scena XIII.
NOAH, — FINEES. SALA. — MELCHA. — NAMUEL.
(Ostatni pozostaje to głębi).
SALA.
Szukam syna mego,
Dziwna, gdzie poszedł, gdy Melcha rai mówi,
Że był cierpiący...
NOAH
(na stronie).
O! on go chce zgubić!
FINEES
(zwracając się do Noahy).
Noah! mówiłaś —
NOAH
(przerywając).
Tak — mówiłam — ale
Skłamałam wtedy...
FINEES.
Ha! to już zgaduję!
NOAH.
Zgadujesz ?
SALA.
Co wy tam mówicie z sobą?
FINEES.
Niedobra, dzika! pewnie mu znów gwiazdy
Liczyć kazała — lub zachciała nagle
Słodkich daktyli — lub inne dziwactwo!
SALA.
Biedny mój Zamry!
NOAH.
Tak, zgadłeś, Fineesie!
Lecz mi darujcie... Wszakżeż Melcha pragnie
Chwały, zaszczytów dla swego kochanka —
Jam mego dzisiaj wysłała po skromną
Zdobycz...
SALA.
Lecz czego?
MELCHA.
Tak, czego?
NOAH.
Róż wonnych,
Bez których zasnąć nie mogę po nocy!
SALA.
Nielitościwe dziewcze!.... twem zachceniem
Ty mi zabijasz syna choć wiesz dobrze,
Że jako niebo jedno tylko słońce,
Tak ja jednego mam syna... Noc ciemna,
Pokłuje ręce, rwiąc różane kwiaty...
A mamy rąk tych obaj jedną tylko
Parę — bo moje w krainie niewoli
Zostały łupem katów Faraona!
! więc powinnaś je szanować, Noah!
FINEES
( do Melchy ).
Ileż ty lepszą dla mnie jesteś, Melcho!
MELCHA.
Nie mów tak przy niej, ją to przecież boli!
NOAH.
O! bądź spokojnym, starcze, Zamry wróci —
Ja przyprowadzę go za chwilę tobie,
Ty idź i zasnij bez obawy żadnej.
FINEES.
Pozwól się Salo zaprowadzić!
SALA.
Chodźcie!
FINEES
( do Noahy, na stronie ).
Noah! ty tego oszukałaś starca —
Ale ja oczy mam — ja ci nie wierzę!
NOAH.
Finees!
FINEES
( głośno, do Namuela ).
Człowiecze! daj płonącą żagiew.
( bierze pochodnią )
Ja będę świecił sam — chodź Melcho moja...
SALA
( odchodząc prowadzony przez Melchę i Fineesa ).
Idźmy — lecz pewnie nie zasnę, dopóki
Oczy go dzisiaj nie obaczą moje!
( Odchodzą na prawo ).
NOAH
( na stronie ).
O! to cię słońce rankiem, kiedy wejdzie
Czuwającego zastanie!
( głośno ) Namuel!
Scena XV.
NOAH. — NAMUEL.
NAMUEL
( który zabierał się do wyjścia, powraca ).
Słucham cię, pani!
NOAH.
O ile pamiętam,
Tyś zawsze wiernym mi był sługą, chłopcze ?
NAMUEL.
Dziś jestem jeszcze i zostanę wiernym!
NOAH.
Dobrze więc...
( ogląda się dokoła ).
Czekaj !... jakiś cień tam widzę!...
( patrzy i wskazuje w głąb na lewo ).
To ktoś znajomy... spojrzyj, poznasz może...
NAMUEL.
Człowiek, co kroczy tak powoli, z głową
Na dół zwieszoną?
NOAH.
Tak, ten.
NAMUEL.
To Jozue,
Przysiągłbym, że to syn Nunów. Gdy księżyc
Wyjdzie z za chmury, przekonasz się, księżno!
NOAH.
Tak, to Jozue biedny... "Więc musimy
Starać się minąć go, by nas nie widział...
Czy znajdziesz kilku ludzi, Namuelu,
Podobnych sobie?
NAMUEL.
Kiedy ty chcesz, pani,
To ja ich znajdę!
NOAH
( powoli, badawczo ).
A czy masz odwagę
Zabijać?...
NAMUEL.
Owce?...
NOAH.
Nie!... ludzi w potrzebie?...
NAMUEL.
Kiedy ty każesz, księżno, nawet siebie!...
( Noah daje mu znak, aby szedł za nią, — wychodzą ).
Zasłona zapada.
ODSŁONA DRUGA.
Scena przedstawia salę u Balaama, króla Madyanitów. — Dwa rzędy kolumm, ciągnące się wzdłuż sali od widzów, podpierają sklepienie. Na prawo i lewo wejścia. Gorejące po bokach żagwie oświecają wnętrze, gdzie widać posąg bożka BaalFegora, przystrojony zielenią i kwiatami. — Noc. — Za podniesieniem zasłony kapłani madyańscy stoją po obu stronach posągu — na czele
ich Rebah, arcykapłan, bliżej ku przodowi Baalam i Balak.
Scena I.
BALAAM, BALAK, REBAH, CHÓR KAPŁANÓW.
CHÓR KAPŁANÓW ( śpiewając )
I.
BaalFegor, Bóg, nasz możny Pan,
Nad ludzką dziś czuwa swobodą —
Nad mężem i niewiastą młodą
I leczy lud z bolesnych ran!
BaalFegorze, BaalFegorze!
Dla ciebie ziemia, ogień i morze —
BaalFegorze !...
II.
BaalFegor, Bóg, nasz możny Pan,
Nad gwiazdy króluje pysznemi —
Nad wody i skały nagiemi,
Bo jemu dziś tron świata dan!...
BaalFegorze, BaalFegorze!
Czcząc cię, padamy na twarz w pokorze,
BaalFegorze!
BALAAM.
To pożegnalna wasza pieśń, kapłani!
Dziś jeszcze, zanim ranne słońce wstanie
Pójdziecie w pośród tłumy Izraela
Skrycie zgromadzać wyznawców, czcicieli —
BaalFegorowi... Zamry, możny książe,
Izraelskiego ludu, was powiedzie
I w swych namiotach opiekę da tajną!
Wy mu ufajcie, gotując się w drogę, —
A my was na nią opatrzym darami.
Idźcie!
REBAH.
Stanie się według waszej woli!
( Rozchodzą się w głębi ).
Scena II.
BALAAM. — BALAK.
BALAAM.
Cóż? nie przyklaniesz tej myśli, Balaku?
BALAK.
Nie! bo nie wierzę, by ona wydała
Dobre owoce!
BALAAM.
Dlaczego?
BALAK.
Dlaczego ?
( pokazując na prawo ).
Spójrz tylko, proszę, za Izraelczykiem!
Wonne i świeże usta Madjanitki —
Oto, za czem tu przychodzi... BaalFegor,
Czy inny jaki Bóg, to dziś dla niego
Jest obojętnem... Nie myśli o niczem,
On nic nie widzi — nic — oprócz rozkosznych
Kształtów i oczu namiętnych, twej Selli.
Przeto zwątpiłem już i jestem gniewny!...
BALAAM.
Balaku gdyby tak było jak mówisz,
To gdy mu Sella każe co uczynić,
Nie uczyniż on wtedy dla niej ?
BALAK
( śmiejąc się, z ironią ).
Cha! cha!
Pocałowanie warg jego jest wszystkiem
Dla twojej Selli!... Zapomni!
BALAAM.
Przypomną,
Obojgu wtedy kapłani..
BALAK.
Bodajto!...
Prosiłem, abyś mi pomógł przeklinać
Izraelitów plemię — ty nie chciałeś —
To też ja widząc dziś, jak ta szarańcza
Zalewa, niszczy wszystko gdzie postąpi,
Naprzód już wołam: biada ci, mój ludu
Moabski, biada!...
BALAAM.
Przeklinać nie chciałem,
To prawda, bo ich zwalczę bez złorzeczeń —
Mój przyjacielu, Balaku, miej ufność...
Lecz oto Zamry i Sella — ustąpmy !...
Niech uweseli go — przyjdziemy potem...
( Odchodzą na lewo — z prawej wchodzą: Zamry i Sella, oparła
na jego ramieniu ).
Scena III.
ZAMRY, SELLA.
ZAMRY.
Co masz nad inne córki ziemskie w sobie,
Żem cię ujrzawszy stał się, jako człowiek,
Który raz pierwszy miłuje?... O! Sella!
Usiądź tu piękna! daj mi ręcę obie,
A w zamian głowę przyjm na swe kolana...
( Sella usiada na kamieniu po lewej. — Zamry uklęka, opierając
głowę na jej kolanach ).
O! tak!... a teraz niech cały świat runie,
Niechaj mi ziemia wyrzuci grób wczesny,
To jeszcze zyskam śmierć najrozkoszniejszą!
SELLA.
Czemu tak smętną zabawiasz się myślą?
ZAMRY.
Wszak całodzienną przeżyłem rozłąkę —
A dziś się słońce wlokło, gdyby starzec,
Zimne, nieczułe na moją tęsknotę...
Ja nocą tylko żyję, tu, przy tobie,
A dziś tej nocy nie mogłem doczekać!...
SELLA.
A jednak ty tak piękny, tak urodny,
Musiałeś dotąd mieć kochankę inną?
ZAMRY
( zawsze klęcząc ).
Nie wspominaj jej !... Jakby już umarła!...
Nie mam nikogo dziś, bo ty mi wszystko,
Wszystko zabrałaś... Lecz gdy ciebie widzę
To owa strata równa ziarnku piasku,
Które rozdepczę, biegnąc tu, szalony!
O! Sella! usta twoje!
( Wspina się, chcąc ją pocałować ).
SELLA.
Nie dotykaj!
Na wargach twoich jeszcze się plątają
Izraelitki nieme pocałunki!
ZAMRY.
Zetrę je twemi i zapomnę wiecznie !
( Całuje ją ).
SELLA.
A jednak — Zamry! mnie żal tej dziewczyny!
ZAMRY.
Żal ? czego, czego ?... Kto pamięta gwiazdę
Migiem lecącą, gdy mu nowe słońce
Wschodzi nad głową — złote — promieniste ?...
Miłuję słońce — zapomniałem gwiazdy!
Pozwól więc ust twych, bowiem słodsze one
Niż najprzedniejszy miód, — lepsze, niż napój
Z winnej macicy jagód wyciśnięty!
SELLA
( figlarnie ).
Bądź wstrzemięźliwym, bo jeśli ten napój
Upoi ciebie?...
ZAMRY.
O! niech i tak bedzie!...
Biegłem do ciebie, luba, niby gołąb
Spragniony czystych jasnych wód potoku !...
Nie skąp słodyczy, bom smętny i gorzki.
SELLA.
Czemu?
ZAMRY.
Sam nie wiem!... Lecz jest coś w człowieku,
Co mówi często: smuć się, albo wesel!
SELLA.
Tobie kazało smucić się?
ZAMRY.
Tak, Sello!
SELLA.
A gdy ja powiem: rozchmurz blade czoło ,
Uśmiech niech igra na twej pięknej twarzy
I niech przegląda się w moich źrenicach...
Czyż nie usłuchasz?...
ZAMRY
( całując ją w uniesieniu ).
O! luba ty moja!
( Z lewej wchodzą Balak i Balaam, porozumiewając się z sobą gestami i wskazując na Zamrego ).
Scena IV.
ZAMRY, SELLA, BALAAM, BALAK.
SELLA
( biegnąc do Balaama ).
Stryju mój!
BALAAM.
Witaj , dziecię moję lube!
BALAK
( do Zamrego ).
Długo na ciebie dzisiaj czekaliśmy —
Czemuś pochmurny, Zamry?
BALAAM.
Odejdź, Sella —
Daruj Zamrego nam na chwilę małą —
A idź do matki twej, ona cię czeka!
SELLA.
Idę, gdy każesz...
( Odchodzi, na lewo ).
Scena V.
ZAMRY, BALAAM, BALAK.
BALAK.
No, izraelczyku,
Wszystko gotowe dziś, według umowy.
BALAAM.
Baal Fegor — Bóg nasz — żąda twej ofiary.
ZAMRY
( powtarzając głucho ).
Baal Fegor?... żąda?...
BALAK
( w gniewie ).
Wahasz się?... zawiedziesz?...
ZAMRY.
Nie — ale —
BALAK
( wybuchając ).
Cha! cha! nieodrodny ty syn
Izraelitów podłego narodu!
ZAMRY
( gwałtownie ).
Zamilcz!... Bodajś był zdławił się tem słowem —
Bodajby myśl ta była mózg spaliła —
Zanim ją w słowa, własnej duszy godne,
Ubraną, z ust twych wyrzuciłeś dzikich!...
Zamry, gdyby swą był obiecał głowę
Jeszcze dotrzyma!
BALAK.
Dotrzymaj , wszak głowy
Nie obiecałeś i my nie żądamy!
ZAMRY.
Jednak —
BALAK.
A! znowu!
BALAAM.
Balaku! gniew hamuj !
Daj wypowiedzieć Zamremu, co myśli...
ZAMRY,
Otóż — gdybyście wiedzieli —
BALAK.
Już wiemy
Chcesz pewnie mówić o srogim zakazie?
ZAMRY.
Wiecie więc?... i cóż?...
BALAK.
Co ? drwij z niego, Zamry.
Jeden Baal Fegor może zakazywać —
Czyż znaleźliście gdzie większego Boga?...
Wszak was nie słucha wasz Pan Izraelski
I mrzecie marnie i Mojżesz uciska
Lud wasz srogością niesłychanych ustaw!
Zresztą — nie złamiesz słowa — gdyś obiecał! —
ZAMRY.
Tak, obiecałem — lecz dziś łamię słowo...
Gdzie mogłem dotąd wszędzie Baal Fegora
Ja wychwalałem — a niewiasty wasze
Licznie rozsiane po naszych namiotach
Sprawiły resztę — i dziś już Izrael
Rozpołowiony jest na dwa obozy —
Jeden z nich skrycie czci waszego Boga!
Co więcej chcecie odemnie? co więcej?...
Kapłany wasze zabiorę w ostatku,
Ukryje w moich namiotach bezpiecznie —
Lecz Sellę — o! tę zatrzymajcie jeszcze...
Ja jej nie wezmę!...
BALAAM.
Gdy myślisz, że który
Z kapłanów pójdzie bez Selli, toś w błędzie!
ZAMRY.
Czemu ?
BALAK.
Bo kto im zapewni, że w ręce
Mojżesza z twych rąk nie przejdą — mój Zamry?
ZAMRY.
Kto?... ja!...
BALAK
( z ironią ).
Cha!cha!cha!
ZAMRY
( ponuro ).
Zgaduję ten śmiech twój !
Nie mam już wiary — to trochę bolesne!
BALAAM
( łagodnie ).
Balak nie myślał tego, ale człowiek
Zawsze człowiekiem tylko i nic więcej!...
Kapłanom Sella służy za rękojmię
Ich bezpieczeństwa... Lecz czemu, ty książe,
Wahasz się jeszcze, nie rozumie wcale?...
Wszakże połowa ludu będzie z tobą
I zwać cię będzie wyswobodzicielem,
Ojcem i zbawcą, gdy mu ulżysz doli
Srogiej, dzisiejszej... czyż to za nic nie masz?..
ZAMRY
( po chwili namysłu ).
Nowe roztwarłeś przedemną przestrzenie —
Choć nieraz myśl ta w głębi duszy mojej
Skrycie walczyła z tem, co ludziom jednak
Podobało się nazwać obowiązkiem —
I ten zwyciężał dotąd... Ale dzisiaj,
Gdy Mojżesz nami pomiata wszechwładnie ,
Gdy prawo srogą wydziera mi ręką
To, com ukochał, a bez czego życie
Będzie jak drzewo bez liści i kwiatu —
Będzie jak iskra, którą wiatr z ogniska
Odrywa na to , by zgasła w powietrzu —
Będzie tysiącem mąk, tysiącem śmierci
Najpowolniejszych... O! natedy dzisiaj —
BALAAM
(przerywając ).
Dzisiaj ty z dwóch dróg musisz wybrać jednę;
Lub zyskać Sellę, lub utracić wiecznie —
Albo ludowi zgnębionemu rękę
Podać z pomocą, lub sam jak niewolnik
Własne uczucia deptać przed Mojżeszem!
BALAK.
A więc się namyśl Zamry, bo czas schodzi —
I księżyc słońcu ustąpi niedługo.
ZAMRY.
Namyśl się?!... Mózg mój jednem dziś ogniskiem,
Na którem płonie jedno imię: Sella!
Idź po kapłanów — a ją tu przyprowadź!
BALAAM.
Otóż i ona! chodź, królu Balaku!
BALAK
( do Balaama w głębi ).
Daj mi uściskać się, mój przyjacielu!
( całują sie w głębi ).
( Wchodzi Sella z lewej, głębią na prawo wychodzą Balaam
i Balak ).
Scena VI.
ZAMRY. — SELLA
SELLA.
Prawdaż to, co mi matka powiedziała,
Że ty zabierzesz mię z sobą, mój luby ?
Że tam zobaczę lud twój , twoich braci,
I wszystko twoje, to wszystko, co kocham,
A kocham naprzód dlatego, że twoje?
ZAMRY
( obejmując ją ).
A więc wiadomość ta ciebie nie smuci?
SELLA
( tuląc się do niego ).
Miałażbym smucić się radosną, wieścią ?
O! wszak nie będę już czekać w tęsknocie ,
Aż noc nadejdzie, aż przyjdziesz ty do mnie!.
Jam cię przy słońcu nie widziała jeszcze!
ZAMRY
Lecz ty już nocą mnie oczarowałaś!
SELLA.
Dziś muszę pytać matki, czy mi wolno
Patrzeć na ciebie — a wtedy —
ZAMRY
( całując ją ).
A wtedy ?
SELLA.
Puść, bo zemdleję w twoich rąk uścisku.
ZAMRY
Więc dla mnie rzucisz bez żalu te miejsca?
SELLA.
Prawie bez żalu, choć tu każdy kwiatek
I każda muszka i wszelkie żyjątko,
! Choćby najmniejsze, tęsknić będą za mną —
A róże pewnie poschną i pobledną...
A czy są róże tam u ciebie, luby?
ZAMRY
O! tam są róże — ale i kamienie!...
Ty idziesz w ziemię bezwodną i pustą,
Lecz ja wypełnię ją czem tylko zechcesz —
I pić dam, choćby krew moją serdeczną!
SELLA.
Ja wzajem tobie moją!
ZAMRY
Bodaj tylko
Tam nie czekało nas nieszczęście jakie...
SELLA.
Choćby czekało, ja go nie zobaczę,
Gdy będę ciągle patrzyła w twe oczy!
A jeśli gniewne ku mnie spotkam twarze,
To je rozbroję słodyczą — zobaczysz!
ZAMRY
O! więc chodź ze mną — często trudnych rzeczy
Dokazujecie niewiasty z łatwością...
Chodź — odtąd będziesz ciągle ze mną, przy mnie —
Będziesz mi wszystkiem , co mam i co miałem...
Chodź — pożegnamy matkę — czas już w drogę!
( Odchodzą na lewo ).
( Z głębi po prawej wchodzą: Balaam, Balak. Noah przebrana
za młodzieńca, okryta ciemnym płaszczem — za nią Namuel,
w takiemże okryciu ).
Scena VII.
BALAAM, BALAK, NOAH, NAMUEL
BALAAM.
Chodź tu młodzieńcze, możesz mówić śmiało...
Wiemy, że Mojżesz gnębi was okrutnie —
Dzisiaj już jednak, ceniąc chęci wasze ,
Nasze kapłany ślemy wam z pomocą —
Bądźcie spokojni....
BALAK
( tryumfująco ).
Zamry, możny książe,
"Waszego rodu, dziś ich przeprowadzi!
NOAH
( udając zdziwienie ).
Dziś przeprowadzi?
BALAAM.
Tak, dziś... czemu pytasz?
NOAH
( tajemniczo ).
To niepodobna!... Dokoła namiotów
Finees przezorny porozstawiał czaty —
Wszak musieliście słyszeć o Fineesie ?
BALAK.
Tak, słyszeliśmy... co myślisz, Balaamie?
BALAAM.
Czyżby kto zdradził zawcześnie zamiary?
NOAH.
Nie wiem... Powtarzam, żeśmy wam przychylni —
Ostrzegam przeto..
BALAK.
Balaamie, co robić?...
BALAAM.
Młodzieńcze, obdarz nas radą szczęśliwą?
NOAH.
Odłóżcie zamiar do jutrzejszej nocy!
BALAAM.
Tego nie możem uczynić...
( do Balaka, na stronie ).
Z trudnością
Przystał dziś Zamry — a jutro on gotów
Zaniechać myśli tej...
( głośno )
Znajdź co innego!
BALAK.
Cobądź innego, byle nie odkładać.
NOAH
( na stronie ).
Wiedziałam o tem...
( głośno )
O! to trudno będzie... To bardzo trudno...
BALAK.
Nagtodzim sowicie!
NOAH.
Czekajcie, mam myśl!
BALAAM.
Słuchamy, mów prędzej!
NOAH.
Na prawo naszych obozów jest parów,
Tam strzegą ludzie, których ja znam dobrze —
Pobiegnę przodem i wymową swoją,
Cobądźby stracić, zrobię przejście wolne!
BALAK
( z radością ). Uściskałbym was za to !
BALAAM
( do Noahy ).
Zaczekajcie — Niech przywołamy Zamrego!
NOAH
( na stronie ).
Jehowa!
( głośno )
Jeżeli chcecie, by się plan ten udał,
Nie zatrzymujcie mię ni chwili nawet...
Słońce niedługo już będzie spoczywać...
Idźcie oznajmić Zamremu...
( wskazując Namueld ).
Ten człowiek,
Wierny i równych memu sercu pragnień,
On ich powiedzie... Ja muszę iść przodem!...
BALAK.
Młodzieńcze, wyjaw mi choć miano swoje,
Abym mógł kiedy wynagrodzić ciebie!
NOAH.
Bóg sam opatrzy dziś moją nagrodę —
( na stronie ).
Krwawą niestety!
(głośno ).
Żegnajcie królowie!
BALAAM
( do Balaka ).
Ostatnia trudność runęła szczęśliwie!
Chodźmy, Balaku, oznajmić Zamremu.
( Wychodzą spiesznie na lewo. — Noah postąpiwszy taksie kilka kroków w głąb, wraca ).
Scena VIII.
NOAH. — NAMUEL.
NOAH
( do siebie, patrząc za odchodzącymi ).
Plemię jastrzębie, któreś mi wydarło
Mego kochanka — będę cię więc miała
Dzisiaj w swej ręce strasznej, bozlitośnej!
( do Namuela ).
Namuel, ty ich poprowadź na parów —
Tam będę czekać z resztą ludźmi, skryta...
Krocz niedaleko tej dziewczyny bladej — Tej — tej —
NAMUEL.
Którąśmy przed chwilą widzieli
Tam, na Zamrego zawieszoną szyi?...
NOAH.
O! nie wspominaj!
( Opuszcza głowę z boleścią ).
NAMUEL
( na stronie ).
Nieszczęsna!... O! czemu Zapominania nie uczą nas matki?!...
NOAH
( podnosząc głowę ).
Wiesz zatem wszystko, co wiedzieć ci trzeba.,.
Krocz niedaleko niej, powtarzam jeszcze,
Spotkasz mnie wtedy bardzo blisko siebie...
Czemuś pochmurny?
NAMUEL.
Czemu? nie wiem, księżno!
NOAH.
Podnieś więc głowę i smutek zrzuć z czoła...
Wszak na te same będziem patrzeć trupy,
A jam wesoła... Już idą... Odchodzę...
Staraj się, aby cię nie poznał Zamry I bądź mi wiernym!
( Wybiega w głąb na prawo ).
Scena IX.
NAMUEL
( sam, patrząc chwilę za Noahą ).
O gdybyś wiedziała, Że już przysiągłem być wiernym do grobu!
( po chwilce, powtarzając ).
"Staraj się, aby cię nie poznał Zamry! "
Jeżeli pozna — o! biada mu wtedy!!
Nawet ty, Noah, musisz mi przebaczyć,
Że mu nie będę mógł darować życia!...
Idą już sępy!...
(Usuwa się w głąb i zatula płaszczem ).
(Z lewej wchodzą: Balaam, Balak, Zamry, Sella, Rebah — z prawej na dany znak przez Hebaha, kapłani tłumnie grupująsię w głębi ).
Scena X.
NAMUEL. — BALAAM. — BALAK. — ZAMRY. — SELLA. — REBAH i KAPŁANI MADYAŃSCY.
BALAAM
(wskazując Namuela ).
Zamry! — oto człowiek Co przeprowadzi was...
ZAMRY.
( ponuro, nie spojrzawszy na Namuela ).
Dobrze!
(na stronie )
Boję się W twarz jego spojrzeć, albowiem twarz zdrajcy
Musi ochydnie wyglądać... W niej własną
Ja zobaczyćbym gotów... o! to straszne!...
BALAAM.
Podaj nam twoją dłoń szlachetną, Zamry!
Na znak przymierza...
(obracając się. do kapłanów ).
A wy zaś kapłani
Jego słuchajcie... On dziś waszym panem!
REBAH.
Baal Fegor niechaj będzie z nim i z nami!
BALAK.
Rebah! ty znać nam daj o każdej sprawie.
REBAH.
Miej ufność, panie, Rebah nie zawiedzie.
SELLA
( posyłając od ust pożegnanie ku lewej stronie ).
Żegnaj mi matko!
( do Balaama )
Żegnaj stryju drogi!
Żegnajcie wszyscy, a czasem z wieczora
Niechaj myśl wasza wspomina o Selli,
Jak ona o was tam wspominać będzie!
ZAMRY
Bywajcie zdrowi!... A kiedy zażądam
Pomocy — wtedy nie zwlekajcie chwili —
Gdy zaś dowiecie się, żem marnie zginął,
Módlcie się za mną do waszego Boga,
Bo mój nie patrzy odtąd więcej na mnie.
BALAAM
( do kapłanów ).
Idźcie — a niechaj tryumf Baal Fegora
Przez was rozszerza się między narody —
Uczcijcie jeszcze go pieśnią, kapłani!
( do Namuela ).
A ty ich prowadź, bezpiecznie, człowiecze.
NAMUEL
(wychodząc, na stronie ).
Orszak ten ma być wkrótce śmierci łupem —
A ja go wiodę, jakbym już był trupem!
( wychodzi na prawo ).
CHÓR KAPŁANÓW
( śpiewając ).
Baal Fegor, Bóg, nasz możny Pan,
Nad ludzką dziś czuwa swobodą,
Nad mężem i niewiastą młodą —
I leczy lud z bolesnych ran !
Baal Fegorze ! Baal Fegorze!
( Wychodzą wszyscy kolejno za Namuelem, prócz Bałaama i Balaka, którzy zostają w głębi, patrząc za odchodzącymi. —Pieśń ginie w oddali ).
Zasłona zapada.
ODSŁONA TRZECIA
( Skaliste wzgórze po lewej, oświecone jasnem światłem księżyca. — Na prawo, jakoteż i środkiem sceny niskie, zielone zarośla. — W głębi palm kilka ginie na widnokręgu pustyni. — Za podniesieniem zasłony Jozue biegłszy po wzgórzu, zatrzymuje się na niem i rozgląda dokoła.
Scena I.
JOZUE
( sam, patrząc ku prawej ).
Dosyć już, dosyć szaleństwa mojego —
Dalej nie pójdę... To nie ona była...
To myśl ognista wzięła z serca mego
Jej cudne kształty j oczom stawiła,
By jeszcze więcej udręczyć biednego!
( opiera się o skale ).
Czemu ty lubym zwiodłoś mnie obrazem
Ty nocne słońce! Ty, które od wieków
Patrzysz na szczęsnych kochanków całunki
I znów po wiekach patrzeć będziesz może
Na chore serca, jak dziś moje chore!... O!
Noah, Noah! czemu ja cię kocham?
O! Noah! czemu ty kochasz innego?...
( po chwilce ).
"Masz młodość, sławę" — powiedziała do mnie...
Młodość!... czem ona?... niby kroplą rosy,
Którą wiatr z kwiatu strącić musi w końcu,
Choć ją ominie południowa spieka!...
Sława!... Od dawna lubiłem tę marę —
Niedawno jeszcze cieszyłem się, słysząc
Jak jakaś matka do dziecka mówiła:
"Rośnij mi synu dzielnym jak Jozue!"
Szalałem wtedy — o! i byłbym chętnie
Nogi tej matki ucałował za to!...
Dziś? czem mi sława?... Nieznośnym ciężarem
Co mię przygniata — a nęci do siebie...
I chętnie wieków tysiąca wspomnienie
Oddam za pamięć jednego poranka
Kobiety, którą ukochałem wiecznie...
( wstając i postępując kilka kroków ). Młodości ludzka! płyniesz sobie, płyniesz,
Jak tam, Jordanu fale potoczyste!
Cieszą cię kwiaty — upajają wonie —
Zachwyca ptasząt małych szczebiot głośny —
Radują gwiazdy — chłodzi wiatr wiosenny —
Rozgrzewa słońca dobrotliwy promień —
Czujesz chęć czynu — braterstwa — przyjaźni —
O! lecz przychodzi czas, gdy te obrazy
Wszystkie zobaczysz w jednej twarzy tylko — Świat, gwiazdy, kwiaty, w jednych tylko oczach:
I to jest miłość!... O! chodźmy ztąd, chodźmy!...
Może niedługo Mojżesz każe czekać
Na nową walkę — a wtedy wśród boju —
Wśród nieprzyjaciół trwogi, mieczów szczęku,
Zapomnę chwilę, że cię kocham, Noah!...
( Jozue schodzi ze wzgórza, — z prawej w zaroślach ukazuje się Noah, w zarzuconym na ramiona ciemnym płaszczu. Księżyc
z małemi przerwami ciągle świeci przez całą odsłonę ).
Scena II.
JOZUE. — NOAH.
NOAH
( do siebie ).
Czekam... i ludzie czekają... Nikogo!...
Czyżby nie mieli przyjść? Nie!.. oni przyjdą!
Czuję, że przyjdą... bo mi serce pęka!...
Co to?... ktoś idzie?...
( Usuwa się ku przodowi sceny ).
JOZUE
( z radosnym wykrzykiem ).
To już nie ułuda!
( zbiega szybko ze wzgórza ).
NOAH.
Boże! Jozue!
JOZUE.
Ha! nie zwiódł mię księżyc!
Tak, to ja, Noah!
NOAH.
O! jeźli ty za mną
Tutaj przyszedłeś — to źle uczyniłeś....
JOZUE.
Źle? wiem, to sobie — ale tobie, Noah,
Ja tem nie chciałem uczynić przykrości...
Co ci jest?... jesteś dziwnie, strasznie bladą?...
Jeśli to trwoga, bym przy tem spotkaniu
O mej miłości nie mówił?... Nie będę!...
Jeśli to litość nad mojem cierpieniem —
Wierz mi — nie cierpię — jam bardzo szczęśliwy!
O! powiedz, co ci? bo mi zgadnąć trudno
A na twą boleść patrzeć trudniej jeszcze!
(ciszej)
A może... może... czekasz na kochanka
Tu na tem miejscu?... Powiedz — to odejdę, !...
NOAH
(wybuchając żalem).
Tak ! na kochanka — lecz na niewiernego,
Który mię zdradza w tej chwili dla innej!
JOZUE.
Jehowa!
NOAH.
O tak!... Nie myślałeś tego
Usłyszeć?... prawda?... przyznaj, nie myślałeś!
JOZUE.
Jakżeś ty biedną!
NOAH.
O! nie żałuj ty mnie —
Bo musiałabym ja płakać nad tobą!
JOZUE.
Czem moja dola w obec twojej doli ?
Czemże mój smutek w obec twego smutku?
Czem me cierpienie przy twojem cierpieniu?
Niczem!... O ! Noah! gdybym ja mógł miłość
Z głębi mojego serca w jego serce
Przesączyć — byłeś ty była szczęśliwą —
Wierzaj mi — wierzaj — uczyniłbym chętnie!
NOAH.
Odejdź! — nadchodzą — słyszę szelest — odejdź !
JOZUE.
Co chcesz uczynić?
NOAH.
Nic! —zostaw mię tylko!
Błagam cię, zostaw!... Powróć, jak przyszedłeś,
Tą samą drogą, co cię tu przywiodła...
No — idź! ja proszę — zaklinam na wszystko:
Zostaw mię samą!... Idź — a choćbyś słyszał
Jęki konania lub głosy ratunku
Przyzywające — o! to się nie zwracaj!
To pierwsza prośba moja i ostatnia —
Przysięgnij, że ją wypełnisz, Jozue!
JOZUE.
Ani przysięgnę, ani też odejdę!
NOAH.
Ach!
( Chce się oddalić ).
JOZUE
( chwytając ją za obie ręce ).
Czekaj, biedna! nie pójdziesz, szalona,
Ja cię nie puszczę!... Ha! widzę twe myśli
Nadto wyraźnie mówiące, co czynić
Postanowiłaś! — Szukasz zemsty w czynie,
Któryby krwawem naznaczył cię piętnem?
O! nie pozwolę ci dokonać tego!
Bo choć skrzywdzoną uznaję cię, Noah,
Lecz Bóg ma prawo sądzić i zabijać
Śmiercią niewiernych kochanków — Bóg tylko!
NOAH.
Puść!
JOZUE.
Choć przekleństwem zarzucisz mię dzisiaj,
Błogosławieństwem podziękujesz jutro —
A więc nie puszczę!
( Jedną ręką wstrzymuje obie ręce Noahy — drugą obejmuje ją, prowadzi i staje w zaroślach po prawej ).
Stań tutaj! tak — ze mną...
Nadchodzą — słyszysz ?...
Scena III.
JOZUE, NOAH, GŁOS ZAMREGO, GŁOS NAMUELA.
ZAMRY
( za sceną ).
Czy tędy, człowiecze ?
NAMUEL
( podobnież ).
Tak, tędy, panie!
JOZUE
( do Noahy ).
Oprzyj swoją głowę
Tu na ramieniu... nie drzyj w mem objęciu,
Jam przecie bratem twoim — nie kochankiem...
( Noah nie wzbrania się, opierając głowę na jego ramieniu ).
Nie patrz w tę stronę, ten widok trucizną —
Niech sobie idą... Ja także nie będę
Spoglądać na nich — bo mi stokroć milej
Patrzeć na blade lica — siostry mojej..
( Wpatruje się w jej twarz i pozostają przez całą następnąscenę w tej postawie ).
(Z lewej z za wzgórza wchodzą powoli: Zamry i Sella, oparta na jego ramieniu. — Księżyc jasno świeci).
Scena IV.
JOZUE, NOAH, ZAMRY, SELLA, później NAMUEL, REBAH i ORSZAK KAPŁANÓW.
(Wszyscy głębią przechodząc z lewej ku prawej i nie wychodząc na przód sceny).
ZAMRY (wchodząc).
Już niedaleko, lecz widzę, że ledwie
Znużone stawiasz kroki, luba moja!
SELLA.
To nic, gdym z tobą..
ZAMRY.
Zadrżałaś?...
SELLA.
Niechcący,
Jakiś tajemny dreszcz przebiegł mię całą...
ZAMBY.
Jeśli obawa — to zupełnie płonna,
Bo czyliż dałbym ci co zrobić złego,
Ja, który kocham cię ?
NOAH
(z boleścią).
Ach!
JOZUE
(szeptem).
Milcz, na Boga !
SELLA.
Słyszałeś, luby ? jakiś jęk ztąd wyszedł?...
ZAMRY.
Zdawało ci się... Może ptak spłoszony,
Lub zwierz, lub węże kłócące się z sobą —
Wreszcie kochanek nieczułość dziewczęcia
Nocnemu słońcu opowiadający!... Chodź...
Albo pozwól, wezmę cię na ręce,
Pocałunkami zamrużę twe oczy —
A zaś miłości słów gorących falą
Zasłonię uszy, byś się nie trwożyła —
I do namiotów takie senne dziecię Zaniosę...
( Mówiąc to, postępuje i przechodzi głębią na prawo).
JOZUE
(do Noah).
Noah! Jak zimne twe dłonie!
NOAH
(podobnież).
Nie zważaj na to...
(Wchodzą: Namnet, Rebah i Orszak kapłanów ).
REBAH.
Czemu nas tą drogą
Wiedziesz, gdy inną tam widzimy prostą ?
NAMUEL
(znacząco).
Ta krótsza... chodźcie... o!... o wiele krótsza!..
(przechodzą na prawo).
Scena V.
JOZUE, NOAH, (później) GŁOS I i GŁOS II.
JOZUE
(trzymając w objęciu Noahę).
Tak blisko szczęście przy mnie, a tak zdala!...
NOAH.
Wszak już?
JOZUE.
Tak, przeszli.
NOAH
(łagodnie, z prośbą).
Więc puść moje ręce,
Przecież w nich nie mam noża, ni trucizny.
JOZUE.
Ręce twe puszczam, lecz ciebie nie jeszcze.
(staje, jakby zastępował jej drogę na prawo).
NOAH.
(dziko, — odstąpiwszy parę kroków).
Ha! ha!., Naiwny!...
Rąk pragnęłam wolnych! Słuchaj !...
Usłyszysz teraz jęk okrutny,
Co mnie ucieszy i zabije razem!
(klaszcze w dłonie).
JOZUE.
Nieszczęsna!
NOAH
(z pomieszaniem).
Słuchaj!....
GŁOS I
(Namuela — w oddali). Za mną!...
GŁOS II
(Zamrego).
Precz mi z drogi,
Zdradliwy gadzie!
GŁOS I
(przeciągle, z boleścią). Och!...
JOZUE.
A więc to hasło!
O! Noah! Noah! krwią zmazałaś ręce!
( Wybiega na prawo).
Scena VI.
NOAH
(sama).
Tak... krwią zmazałam... Stało się!... Jehowa
Wybacz mi!... Innej ja nie miałam drogi
Prócz tej, na której trup się znalazł w końcu
Trup zimny — jakim ja będę za chwilę!
(Jozue powraca, niosąc na rękach Namuela).
Scena VII.
NOAH, JOZUE, NAMUEL.
NOAH
(wydobywając nóż).
Przynosisz mi go?... dziękuję ci... Pokaż !
JOZUE
(kładąc na ziemi Namuela).
Oto twe dzieło, szalona!
(Klęka przy nim i do końca podtrzymuje).
NOAH.
Namuel?!
NANUEL
(słabym głosem).
Tak — to ja, księżno... Gdym posłyszał hasło —
Z nożem... rzuciłem się sam ku Zamrernu...
"Wołając: teraz pora, przyjaciele...
O! lecz nie mogłem tchnąć w nich mego męztwa...
Bo wszyscy... wszyscy... odbiegli, trwożliwi!...
I wtedy kilka nożów... tu... utkwiło...
Niezręczni... serca nie umieli... znaleźć —
O!... tego serca... serca... Lecz ja umrę...
Dzięki ci... wodzu, żeś mnie tutaj... raczył
Przynieść... o!... do jej stóp... tu... do niej...
Och!... jak żałuję... że Jehowa tylko
Dał jedno życie... poświęcić dla... ciebie...
O pani... Noab... ja nikczemny sługa...
Nie śmiem cię... błagać... ażebyś się ręką...
Dotknęła ręki mej... Lecz kiedy... skonam...
To mię choć nogą... swoją... trąć... o!... księżno...
Bom był ci... wiernym... i... kochałem... bar... dzo!...
(Umiera).
NOAH
(z płaczem).
Straszne!... Jehowa! Ja tej winnam śmierci!
JOZUE
(powstając).
Skonał!
(do Noah)
Rzuć ten nóż! Patrz, co noże robią!.
Ty żyć powinnaś i żyć musisz, Noah!
NOAH
(ciskając).
O! tak! masz słuszność!... Ja żyć będę jeszcze!
Dzisiaj Zamremu chciałam skrócić życie —
Lecz jutro — da Bóg — przydłużyć potrafię —
I może zbawię od hańby i śmierci!
( schylając się ).
Żegnaj mi sługo... daj twą rękę... Zimna!
( opuszcza rękę i powstaje )
Jehowa! przebacz, gdy możesz przebaczyć!
Żegnaj Jozue!
JOZUE.
Bądź zdrowa! bądź zdrowa!
( Noah wybiega na wzgórze i znika w głębi ).
Scena VIII.
JOZUE
(sam).
Chodź, przyjacielu... Ja — wódz Izraela —
Sam grób ci znajdę — za to, żeś "ją" kochał!
( Podnosząc trupa ).
Jakiś ty zimny — a jakiś szczęśliwy!? Jakiś szczęśliwy — a jak niewymowny!?...
(z najwyższą rozpaczą).
Czem ziemskie szczęście?.. Mgłą — znikomym cieniem
Obłokiem białym — iskrą — snem — marzeniem!...
(Postępuje killka kroków, niosąc trupa).
Zasłona zapada.
ODSŁONA CZWARTA.
(Namiot Zamrego, przypierający do prawej kulisy. — Odsłoniona purpurowa kotara ukazuje wnętrze tegoż, przybrane bogato w skóry tygrysie i inne złocone ozdoby. Po prawej przed namiotem siedzenie kamienne. Po za tym namiotem w dali widnieją obozy izraelskie porozrzucane w nieładzie. Z boku po lewej kilka palm i małe zarosła. — Za podniesieniem zasłony Sella spoczywa na łożu, usłanem wewnątrz namiotu — obok niej klęczy Zamry. — Poranek):
Scena I.
ZAMRY. — SELLA
ZAMRY.
Jeszcze śni ciągle o tej strasznej nocy!
SELLA
(przez sen, z trwogą).
O! broń mię, Zamry!... broń!... nie daj zabijać!
(Zrywa się gorączkowo i usiada na łożu).
ZAMRY.
Najmilsza moja!
SELLA
(opamiętawszy się).
Ach!...
ZAMRY.
Uspokój ty się,
Ta noc już przeszła i nie wróci więcej !...
SELLA.
O! sny okrutne śniłam i niewdzięczne —
Więc wstaje tęskna — pocałuj mię, Zamry!
ZAMRY
(wychodząc z Sellą ku przodowi).
Zapomnij o snach nędznych!... Wszak na jawie
Jest tyle cierpień, goryczy, nicestwa,
Że na mizerne sny już nie powinno
Wystarczać myśli ludzkich... Patrzaj, luba!
Jak słońce długą już drogę ubiegło,
Podczas, kiedy ty spoczywałaś senna! i
I każdy promień pytał mię ciekawie:
Gdzie twa małżonka? — a ja tam klęczący
Sam nie wiedziałem, co im odpowiedzieć!
SELLA.
O! jakżeś dobry ty dla mnie, kochanku,
Czemżeż ja na to zasłużyłam dotąd?
ZAMRY.
Wszystkiem, co w tobie miłem i rozkosznem.
SELLA.
A gdzie kapłani są? Czy wszyscy wyszli
Zdrowo z tej nocnej zasadzki?
ZAMRY.
Tak, wszyscy.
(na stronie).
Niestety! (głośno)
O nich nie trwóż się, mój biały, Jasny gołębiu...
Oni dziś przebrani ]
Poszli między lud, a cokolwiek sprawią
To Zamry będzie odpowiadał tylko.
( Wchodzi sługa Zamrego).
Scena II.
CIŻ SAMI i SŁUGA ZAMREGO.
SŁUGA.
Panie mój!
ZAMRY.
Co tam?
SŁUGA.
Syn Eleazara Idzie w tę stronę — przybiegłem oznajmić.
ZAMRY.
Dobrze zrobiłeś. Możesz odejść.
(Sługa odchodzi).
ZAMRY
(do siebie).
Finees!
SELLA.
Co tobie Zamry? jesteś pomięszany?
ZAMRY.
To nic — nic — i nic!.. Nie trwóż się napróżno
To mój jedyny przyjaciel nadchodzi,
To mój dziecięcych igraszek towarzysz,
To ten, którego ja kochałem duszą,
To ten, którego słów lubiłem słuchać,
To ten, który mnie wzajem kochał bardzo,
To ten, który dziś — O! lecz odejdź, Sella —
Nie wiem czego chce i po co przychodzi...
Odejdź!
SELLA.
Dlaczego ?
ZAMRY.
Idź tam — do namiotów...
Znajdziesz tam cacka przeróżne i stroje —
One mnie muszą na chwilę zastąpić... Idź... Baw się!
SELLA.
Baw się ?! Daj choć pocałunek!
ZAMRY.
Masz!
SELLA.
Widzisz luby, jak jestem posłuszną.
(Odchodzi. — Zamry zapuszcza kotarę i staje, opierając się niedbale o namiot).
Scena III.
ZAMRY, FINEES, JOZUE.
(Obaj jeszcze w głębi — idąc ku przodowi).
FINEES.
To niepodobna! Tyś pewnie przeoczył...
Myśli twe zawsze nieprzyjaciół gonią —
Czemu nie dziwię się — wszakżeś wojownik.
JOZUE.
A ja zaręczam, że widziałem dobrze...
Choć w Izraelskie przystrojony suknie,
Człowiek ten pewnie był Madyanitą,
Przytem do ludu mówił coś gorąco —
Ale niestety, za zbyt jestem znany,
Abym ludzkiego mógł ujść kiedy oka.
Toż gdym przystanął, zmilkli — i szemrając
Wszyscy rozeszli się — ten również z nimi.
FINEES.
Pomyślę nad tem — zawsze to rzecz ważna
Dziś dla mnie...
(spostrzegając Zamrego).
A! to ty, mój przyjacielu!
ZAMRY.
Witaj mi, Sędzio!
FINEES.
Słyszałżeś te wieści,
Które mi przyniósł w tej chwili Jozue?
ZAMRY.
Do różnych ludzi różne wieści chodzą,
Więc ja powiadam, że ten człowiek kłamie
Rzucając potwarz tę na lud spokojny!
JOZUE
(dobywając miecza).
Śmiałku! tę mowę krwią zapłacisz własną,
Dając świadectwo mej prawdomówności! Broń się!
(zamierza się).
FINEES.
Ustąpcie!
ZAMRY
(odtrącając Fineesa).
Precz!
JOZUE.
Był zawsze trupem,
Kto stanął przeciw mnie! Czy wiesz kto jestem?
ZAMRY
(nacierając).
Sławny Jozue — a jam tylko Zamry!
JOZUE
(opuszczając miecz).
Zamry?!
ZAMRY.
A co to? sławny wojowniku?
Cóż? czy ci sława twa na końcu miecza
Tak zaciężyła, że go wznieść nie możesz ?
Cóż? gdzież świadectwo? gdzie krew moja ciecze?
No, dalej!
JOZUE.
Zabij, bronić się nie będę!
(do siebie).
O! bo musiałbym pogrzebać drugiego —
Drugiego — który ciebie kochał, Noah!
FINEES
(na stronie).
Ha! jakaś dziwna, straszna tajemnica
W głębi tych dwojga dusz zaległa smętnych...
(głośno).
Co tobie Zamry? co tobie Jozue?
Jeśli uraza własnych uczuć skryta,
Dajcie jej pokój... Dziś, kiedy Izrael
Wśród bałwochwalstwa i zarazy ginie,
Gdy mu pomocy wielu rąk potrzeba —
Nie pora wszczynać waśnie i niezgody.
O bo inaczej...
ZAMRY.
Cha! cha! cha! Fineesie!
Jeśli ci Mojżesz powierzył naukę,
To idź wśród ludu rozprawiać wymownie —
Tu nikt nie słucha. Prócz tych palm, kamieni,
Wiatru i piasku... słuchaczy nie widzę.
(wskazując Jozuego).
Ten człowiek myślą wciąż Madyanity
Goni i zwalcza.. A ja już, niestety,
Ogłuchłem!... Tak jest... ogłuchłem... Nie wierzysz? T
o spróbuj jęknąć — lub każ, niech kto jęczy —
A choćby jęk ten ludzkie zrywał serca
nie usłyszę nic wcale — zobaczysz!
(nagle — w największem uniesieniu).
O! lecz są piersi, z których jedną skargę,
Jedno westchnienie ktokolwiekby dobył —
Ten mnie w tygrysa zobaczy postaci!
Chybabym w łonie tej spieczonej ziemi
Na sto wysokich wież Babel spoczywał
Wkopany — i to koniecznie nieżywy!
FINEES.
Nie wiem, co twoje usta zaprawiło
Taką goryczą... Nie powiesz, nie pytam —
(na stronie).
O! przyjacielu! na złej jesteś drodze!...
Przepowiedziałeś Mojżeszu — już widzę!
ZAMRY
(do Fineesa).
A tobie co znów? mogęż wzajem spytać !
Widzę, żeś zwiesił głowę, jak zgnębiony ?
FINEES
(z roztargnieniem).
O! nic!... "Wspomniałem, że Mojżesz sędziwy
U drzwi namiotu zgromadzenia czeka,
Gdzie w ważnej sprawie chce zasięgnąć rady... Pójdźcie!
JOZUE.
Jam gotów!
FINEES.
Chodź, mój drogi Zamry,
Rzadko cię teraz zgromadzenie widzi —
Lecz dziś nie zdołasz wymówić się niczem —
Chodź!
ZAMRY.
Ja tam przyjdę!
FINEES.
O ! później nieprzyjdziesz — Nie zwlekaj!
ZAMRY
(na stronie).
Gdy się pokaże tam z nimi,
Podejrzeń trochę usunę na chwilę...
FINEES
(na stronie).
Jeźli go Noah nie zbawi — zgubiony!
ZAMRY.
Idźmy!
(Odchodzą).
JOZUE
(do siebie, odchodząc za nimi).
Nie zawsze można zgadnąć z twarzy
Co głębię ludzkich serc nurtuje nieraz!...
(Odchodzą po za namiot na prawo — z za kotary namiotu wychodzi Sella).
Scena IV.
SELLA
(sama).
Słyszałam wszystko...
Zabrali Zamrego! Trwoga o niego dręczyła mnie straszna,
A jednak jakaś niewymowna siła
Jakby przykuła do wnętrza namiotu..
Tak tęskno, smutno... O! kiedyż tych ludzi
Kochać przywyknę, kochając Zamrego?...
Ktoś biegnie ?
(Z lewej wchodzi śpiesznie Rebah, arcykapłan).
Scena V.
SELLA, REBAH.
REBAH.
Pani!
SELLA.
Ty, arcykapłanie?
BEBAH.
Tak, to ja!
( ogląda się z trwogą dokoła ).
SELLA.
Bojaźń przegląda z ócz twoich —
Czy ci zdarzyło się co?... O ! mów prędzej !
BEBAH.
Nic... Jakiś człowiek wokoło mnie krążył I gdym do ludu tam o Baal Fegorze
Rozprawiał — zawsze stawał blisko przy mnie —
I gdziem się ruszył, chodził krok w krok za mną.
Trzeba więc było zejść mu prędko z oczu I myślę, że to powiodło się w części —
Bo go już nie ma!
( rozgląda się w około ).
SELLA.
A czy od Balaama
Żadnych mi wieści nie przyniosłeś ?
REBAH.
Żadnych.
Lecz dzisiaj, księżno, wyprawiłem posły —
Trzeba, by Balaam czemprędzej wystąpił
Do walki przeciw Mojżeszowi. Wtedy
Lud się przekona, że nietylko słowem
Lecz i pomocą zbrojną go wspieramy.
SELLA.
Czyń, co roztropność ci każe.
REBAH.
Uczynię.
A teraz księżno, racz się ztąd oddalić —
Jam tu ludowi kazał przyjść... Nadchodzą!...
SELLA.
O! lecz daj mi znać kiedy Zamry wróci,
Bo mi bez niego wśród tych ludzi dziko...
( Rebah uchyla kotary — Sella wchodzi do namiotów — Rebah ukrywa się także za kotarą ).
REBAH
( na stronie ).
Nic nie zawadzi podsłuchać, co myślą...
( Lud wchodzi pojedynczo z głębi po lewej ).
Scena VI.
REBAH ( za kotarą ) I, II, III i IV Z LUDU, za nimi innych kilku ).
PIERWSZY Z LUDU
( wchodząc, do innych ).
Chcą nas znów wywieść do walki zabójczej
Z Madyanity, abyśmy zginęli!...
DRUGI Z LUDU.
Co trochę włóczą nas z miejsca na miejsce.
TRZECI Z LUDU.
A bez wytchnienia!
DRUGI Z LUDU.
I bez odpoczynku.
PIERWSZY Z LUDU.
Niech mię nieszczęścia duch nawiedzi blady,
Jeśli wiem, po co nas Mojżesz z niewoli
Egipcyanów wywodził, kiedy tu
Nową niewolę kładzie nam nam na karki?...
Czemu mieć bowiem nie mam wolnej woli,
Abym się modlił i czcił tego Boga,
Który mnie woli i którego wolę?...
Cóż, czy nieprawda ?
CZWARTY Z LUDU.
Ten rozumnie gada!
DRUGI Z LUDU.
Pewnie rozumnie, bom nic nie zrozumiał.
TRZECI Z LUDU.
My Mojżeszowi nic nie zakazujem,
Czemuż on ma nam zakazy wydawać,
Byśmy kobiety nasze wypędzali?
Że z Madyanitów pochodzą — cóż z tego?
PIERWSZY Z LUDU.
Czemu? — pytasz się, boś baran do rznięcia!
TRZECI Z LUDU
( naiwnie ).
Kto baran?
PIERWSZY Z LUDU.
Któżby, jeśli nie Neftali,
Którego widzę i którego słyszę
I do którego mówię ?
CZWARTY Z LUDU.
Pst! ktoś tu jest!
PIERWSZY Z LUDU
( krzaka głośno, zagadując ).
Tak, przyjaciele! Mojżesz zawsze tylko
Dobra naszego pragnie!... Ho, to głowa!
Cześć mu więc, pokłon!
( Obróciwszy się i spostrzegłszy Rebaha, klóry się pod ten czas zbliżył — zmienia głos — swobodnie ).
A! to ty kapłanie,
Nie poznałem cię, i chcący, niechcący
Biłem w cymbały na chwałę Mojżesza.
REBAH.
Nic się nie trwóżcie, przyjaciele moi,..
PIERWSZY Z LUDU.
Niejeden mówi drugiemu: nie trwóż się —
Jednak sam często dobrze drży ze strachu.,.
Ano — ja także nie lepszy od innych,
Bo też i skóra na mnie, nie jest jako
Skóra na słoniu, co kamień odbija...
Brrru! parę setek kamieni na sobie
Dźwigać, nie lada to rzecz, mój kapłanie!
REBAH.
Pozwól mnie tylko przemówić, człowiecze!
PIERWSZY Z LUDU.
Ej! będziesz gadał znów o Baal Fegorze.
Ano nie złe to — ale nas za mało.
DRUGI Z LUDU.
Tak jest, tak...
Siły nie mamy za sobą..
Choć może Bóg wasz lepszy od Jehowy!
TRZECI Z LUDU.
A zagrożono nam kamienowaniem!
PIERWSZY Z LUDU.
Smaczna potrawa, ale jak dla kogo —
Na mój żołądek, to trochę za ciężka.
REBAH.
A jeśli ja wam powiem, że nietylko
Sami biedacy czcicie Baal Fegora?
Lecz że i możni — i książęta wasi —
CZWARTY Z LUDU
( który ciąge patrzył na prawo ).
Psst! ktoś się zbliża!... Szmer słyszałem właśnie!...
PIERWSZY Z LUDU.
Gdzie zaś! ani wiatr nie przeszedł po liściach..
Mówno! słuchamy, co to za książęta?
REBAH.
Co za książęta?... Oto Zamry,
Sala Syn, z pokolenia Symeonowego!
WSZYSCY
( z podziwem ).
Zamry ? — On ? — Zamry ?
REBAH.
Zadziwiło was to?
Nieprawdaż?... Ale, bo Baal Fegor wspiera
Łaskawie sługi swoje i czciciele!...
Zamry jest z nami?! rozumiecie Zamry!
A jeśli takich mamy między sobą,
To czegóż się nam obawiać!?... Wszak jemu
I włosek z głowy nie spadnie, a przy nim
Nam także... No, i Baal Fegor zwycięży!
PIERWSZY Z LUDU.
Hm! dziwne! dziwne!
REBAH
( na stronie ).
To ich przekonało!
PIERWSZY Z LUDU
( do towarzyszy ). I cóż wy na to? — Pono Zamry z nami?
DRUGI Z LUDU.
Aj, cóżby! — tyś tam mędrszy — gadaj za nas —
Byle nam lepiej było i po wszystkiem!
TRZECI Z LUDU.
Tak, tak, byle nam tylko było lepiej.
PIERWSZY Z LUDU
( do Rebaha ).
A więc pójdziemy z wami — no i z Zamrym —
Baal Fegor, Bóg nasz — innego nie znamy!
REBAH.
Chodźcie!... W namiotach tych zbudowaliśmy
Skrycie ołtarze Boga, Baal Fegora... Ja zaprowadzę was tam!
WSZYSCY.
Chodźmy — chodźmy!
( Wchodzą do namiotu Zamrego na prawd ).
PIERWSZY Z LUDU.
Tak, mam przynajmniej rękojmię, że gdyby
Kamienie na mój łeb polecieć miały,
To się zastawię plecami Zamrego...
Ha, ktoś nadchodzi... Spieszmy więc za nimi.
( Odchodzi ostatni ).
( Z lewej wchodzą: Noah, Sala, Melcha ).
Scena VII.
NOAH, SALA, MELCHA.
SALA.
Dlaczego mi tam nie dasz iść, dziewczyno?
NOAH
( wstrzymując go ).
Tam nie zastaniesz syna swego, starcze!
MELCHA.
Uwierz jej, Sala, bo z moim Fineesem,
Ja go widziałam pośród zgromadzenia.
NOAH.
Widzisz wiej, że cię nie zwodzę!
SALA.
A jednak...
( patrząc po obecnych ).
O! wy taicie przecież coś przedemną!
Noah! ty Noah! odwracasz oblicze?...
Ty musisz wiedzieć o jakiemś nieszczęściu!
Noah, jeżeli serce twe zna litość
Niech ją okaże!... Już mię nie zaboli
Choćby najgorsza wiadomość, bo bardzo
Boli czekanie nieszczęścia, którego
Zwiastuny widzę w waszych smętnych twarzach!.
( zwracając się do Melchy ).
Noah nie słyszy — więc zlituj się, Melcho!
MELCHA.
Lecz ja nic nie wiem — nic! świadczę się Bogiem!
SALA.
Nic?... ale ona?... Patrzaj tylko na nią!
O! ona dotąd nie umiała kłamać —
Więc zakrywając mimowolnie zdradza...
Nie widziałem już tak dawno Zamrego
A ona puścić mię do niego nie chce —
I zatrzymuje — zabawia — utula —
Śmieje się nawet, ale kiedy mówię:
Tam jest nieszczęście — to nie śmie zaprzeczyć!
NOAH.
Właśnie zaprzeczam.
SALA.
Potwierdzenia głosem!
NOAH.
Człowiecze! nie chciej abym oszalała —
Nie chciej, bym słońce, co w piersi tak długo
Jasno świeciło, miała targać teraz
I w błoto rzucać bezlitośnie, dziko —
Tego nie mogę — więc nie żądaj tego!
SALA.
Nie możesz?... dobrze... więc ja sam się dowiem!
( chce wejść do namiotu ).
NOAH.
Nie chodź tam!
SALA.
Puść mnie!
( wychodzi ).
NOAH.
Przez Boga wielkiego,
Choćbym iść za nim tam chciała — nie mogę!...
MELCHA.
O Noah, Noah, co to wszystko znaczy ?
NOAH
Nic... Słuchaj... Wraca...
( Sala wchodzi ).
Co widziałeś, starcze?
SALA.
Nic nie widziałem... Cóżbym ja mógł widzieć
W obcym namiocie?
NOAH.
W obcym?
SALA.
Dobra Melcho,
Wesprzyj mnie... słaby jestem... Nie mam syna... Chodźmy...
( postępują kilka kroków ).
MELCHA
(wskazując na lewo).
Wszak tędy nasza droga, Salo?..
SALA.
O ! nie — nie tędy... Dziś sam poprowadzę..
Czasem to dziwną trzeba chodzić drogą!...
( Odchodzą na prawo w głąb ).
Scena VIII.
NOAH
( sama ).
Czasem!... O! czasem wicher drzewa łamie —
I gwiaździe spadać smutno, przecież spada —
I skąpiec czasem skarbu nie ustrzeże —
I lwica lwiątek nie zawsze obroni,
I słońce czarnej nie przebije chmury,
I matce czasem z rąk wypada dziecko !
I ja miłości nie mogłam zatrzymać —
Przeszła, jak wszystko tu przechodzić zwykło,
Mimo mej woli i mimo mej winy!...
Wspomnienie tylko pozostało po niej
Blade, stargane, jak listek jesienią,
Który zieloną wspominając wiosnę
Ból w sercu rodzi... Lecz to zwykła, kolej!
Śmierć leczy w końcu i z największych smutków —
Pociesz się serce!... Śmierć?... śmierć... lecz nie jemu —
Nie — on żyć będzie. Dopóki ja żyję Będę go bronić!...
(Wchodzi Zamry z głębi, nie widząc Noahy, którą zasłania namiot po prawej).
Scena IX.
NOAH. — ZAMRY.
ZAMRY
( do siebie ).
Ha! więc mię już śledzą, !
Finees Lewitów porozsyłał wszędzie
Na moją zgubę... Tylem się dowiedział...
Czyżbym pomyślał był, że kiedyś przyjdzie
Na wązkiej drodze spotkać się z Fineesem?...
Pod nami przepaść — wrócić się nie zechcem
Zarówno oba — jeden z nas w dół runie...
Jeśli ja runę — tom jeszcze dziś żywy
A Sella czeka tam na mnie stęskniona —
Tak, w jej objęciu zapomnę o świecie...
Chodźmy...
(spotrzegając).
Co?... Noah?!
NOAH
( na stronie ).
Zeszliśmy się wreszcie!
ZAMRY
( na stronie ).
Staje przedemną jak wyrzut sumienia,
Który tam noszę w głębi własnej piersi, A który pali mię nielitościwie!
Czy ona wszystko wie?... Co jej powiedzieć?...
NOAH
(obojętnie).
Parny dzień cały — wieczór będzie burza...
ZAMRY.
Zda się, że będzie.
NOAH.
Jeśli się nie mylę,
Tośmy się znali gdzieś Izraelczyku?
Niepomne tylko kiedy i gdzie ?
ZAMRY.
Noah!
NOAH
Takie mam miano — a zaś mój kochanek —
Mój — zwał się, Zamry!... Zamry, cudne imię!
Imię to jeszcze wczoraj powtarzałam
Pieszcząc me ucho jego słodkiem brzmieniem!
A kiedym wyszła na łąkę, mówiłam Kwiatom:
Czy wiecie? mój luby, mój miły
I mój kochanek nazywa się Zamry!
Jeśliby tędy szedł, to niech woń wasza
Uweseli go, by był dobrym dla mnie...
I ptaszki drobne, które z piosenkami
Przed namiot przyszły, uczyłam, by zawsze
Śpiewały tylko jedno imię: Zamry!
Codzień zaś, kiedym przyszła do strumienia
Zkąd wodę czerpię, to fale srebrzyste
Szeptały do mnie: Zamry!
ZAMRY.
Przestań, Noah!
NOAH.
To też jam bardzo do tego imienia
Zamry, przywykła... Ależ bo ten Zamry
To dziwnie dobry był dla mnie kochanek!..
Piękny jak słońce, a wdzięczny jak róże,
Rosnące obok posępnych cyprysów,
Lub smutnych mirtów... A słodki, jak palma,
Co dźwiga krocie soczystych daktyli
Na swych gałązkach... Oczy zaś miał takie,
Że gwiazdy na nie patrzyły z zazdrością...
Ach!... ale usta!... Te usta wymowne,
Co to jeśli się ozwały, to miodem —
A gdy szeptały do mojego ucha,
To niby wietrzyk łagodny, miluchny —
A gdy sięgały po me pocałunki
Wanilowego krzewu wonność czułam —
A kiedy wieczną miłość przysięgały —
Ach! — to sądziłbyś —
ZAMRY
( który w miarę, jak Noah coraz z większym zapałem mówiła, coraz większą boleść w twarzy i ruchach okazywał — usiłując kilkakrotnie jakby przerwać jej mowę, teraz z rozpaczą z wysileniem ).
Noah! Noah! Noah!
NOAH.
Tak na mnie wołał mój dobry kochanek, Ale nie takim, jak ty strasznym głosem!
Ach! boś człowiecze ty doń niepodobny...
Lecz jeśli go gdzie przypadkiem napotkasz,
O, to mu powiedz ty, że zdradzonego
To tak okropnie w sercu, strasznie boli —
Że zdradzonemu jakaś dziwna tęskność
Oplata serce swym cierniowym wiankiem —
Że dlań świat cały wymrze, skamienieje!
Że nad zdradzonym słoneczko nie świeci,
I kwiaty woni swych mu nie oddają"
I ptaki z piosnką zamilkną, a gwiazdy
Skryją się blade i drżące w błękicie!...
O ! powiedz ty mu, że dla zdradzonego
To woda zwykle tam w strumieniu chłodna,
Jest jak łzy słona, cierpka i paląca!
O! powiedz ty mu, że zdradzone serce
Nie ma na świecie nic oprócz nieszczęścia,
Nic — tylko smutek, osty i kamienie!...
ZAMRY.
Noah! zabijasz serdecznym wyrzutem
I gdy śmierć przyjdzie — o! to mnie zastanie
Zamordowanym — zabitym z twej ręki!...
NOAH
( zmieniając Ton mowy ).
Ocknij się z szału — wstrzymaj nad przepaścią,
W którą chcesz lecieć bezwiednie, w milczeniu —
Jeszcze czas, Zamry — jeszcze wszystko można
Dzisiaj naprawić.. Mojżesz litościwy
On ci przebaczy — i Bóg też przebaczy!
ZAMRY.
Jażbym miał błagać o litość dla siebie ?
Precz, precz, szalona!
NOAH.
Ty nie potrzebujesz
Ust twoich nawet otworzyć... Ja sama,
Sama się rzucę do stóp Mojżeszowi.
I tam wyżebrzę litość, przebaczenie !
ZAMRY.
Przestań! — ja nie chcę tego! — wolę umrzeć!
NOAH.
O! Zamry! błagam, miej litość nad sobą —
Wszak nie dla siebie pragnę twego życia —
Nie!... lecz dla ciebie tylko i dla ojca!...
ZAMRY.
Ojca?... Ja ojca mam? — a zapomniałem !
Czemu mi wczoraj nie wspomniałaś ojca?...
NOAH.
Widzisz więc, że ty nie możesz umierać
Wśród przekleństw ludu z strasznem piętnem zdrajcy!
ZAMRY
( jakby nie słyszał ostatnich słów).
Ojca?... O! biedny starzec!... on mnie kochał!
(nagle podnosząc głowę).
Nie! precz z tą myślą — ja nie mam powrotu!
Nie! nie!
(Spostrzegając Sellę, ktora wyszła z namiotu z Rebahem).
Ha, Sella! dobrze, że nadeszłaś!
( Rzucają się w objęcia ).
Scena X.
NOAH, ZAMRY, SELLA, REBAH.
NOAH
(do siebie).
Ha! gady podłe! Już miałam zwyciężyć !
REBAH
( na stronie ).
Słyszałem wszystko... zachwiał się pod władzą.
Tej jędzy... W porę przywołałem Sellę!
SELLA.
Co ta kobieta żądała od ciebie?
ZAMRY.
Ona? nic prawie — chodź!
REBAH
( uważnie wpatrując się w Noahę ).
Zaczekaj, panie!
NOAH
(wyrywając się Rebahowi, który ją przytrzymał za rękę).
Co chcesz odemnie?
REBAH.
Ja tę twarz poznaję!
NOAH
(na stronie).
Żmija!
REBAH.
To ona dała przewodnika,
Co nas w zasadzkę sprowadził zdradliwą.
Ja ją widziałem u króla Balaama!
ZAMRY.
Ona? tyś zmysły postradał? tyś w błędzie!
Ona? to kłamstwo!... Noah, zaprzecz ty mu,
Powiedz, że możesz być biedną, a czystą!
No, powiedz, że on kłamie, a uklęknę,
Przed tobą!... No, mów!... Milczysz?... Ha!niewdzięczna,
Mściwa gadzino! więc ty wiesz o wszystkiem?
Więc mię szpiegujesz z namowy Fineesa!
Ha! idź wydaj mię katom — no, idź prędzej!
Bezbronny czekać was będę. !...
NOAH.
O! Zamry! Zamry! zlituj się, bo mi serce pęka!
ZAMRY.
No, idź, to ciebie dziś splamić nie zdoła,
O! bo już krwawe masz ręce, zbójczyni!
NOAH.
Zamry!... Od ciebie to słyszeć — Jehowa!
( pada zemdlona ).
SELLA.
Omdlała... Biedna!
(uklęka przy niej, cucąc i podpierając jej głowę).
REBAH
( do Zamrego, dobywając noża ).
Panie! ta kobieta
Jest niebezpieczną naszej sprawie — ona
Żyć nie powinna. Powiedz tylko słowo —
ZAMRY.
Gady krwiożercze! precz odemnie zdala!
Bo choćby duch mój miał być więcej czarny,
Niż egipcyan twarze — jeszcze ręce
Muszą pozostać bez krwi... Precz odemnie!
REBAH.
Każesz, odchodzę — rozważ jednak panie —
ZAMRY.
Precz! idź do ludu! — tam twe miejsce.
(Rebah chce odejść).
Czekaj!
(do siebie).
Ha! dziś już trzeba myśleć o obronie...
Finees!... nie wierzę jego słodkiej twarzy,
Dlatego właśnie, że tak bardzo słodka,
Dlatego właśnie, że tak się usunął,
Jak wiatr, co zwykle przed największą burzą
Ginie i nawet liściem nie szeleśnie...
Trzeba się bronić... Wszak i robak mały,
Gdy go nastąpią, wijąc się z boleści,
Jeszcze chce kąsać nogę, co go gniecie...
(do Rebaha).
Śledzą nas? słyszysz?... trzeba się umocnić.
Weźmiesz więc skarby, między lud rozdzielisz,
Pomiędzy ten lud, który zawsze sarka,
Głupi bo głodny — a głodny, bo głupi....
A im który z nich głośniej krzyczeć zdoła:
"Niech żyje Zamry, " lub "Niech zginie zakon, "
Lub "Precz z Mojżeszem" — temu dasz tem więcej
Z mojego mienia... Zaś samemu sobie
Nie mówię byś co wziął, bo i tak weźmiesz...
Nie wzruszaj głową. Bądź szafarzem hojnym —
Lecz tylko własnej nie przeszafuj głowy,
Tę ci uwagę czynię. Bądź ostrożnym... Idź...
REBAH
(z pokłonem).
Idę książę.
(odchodzi).
ZAMRY.
(do siebie w myślach).
Do jutra Fineesie!
Do jutra zostaw mi czas, a zwyciężę
I taką otchłań roztworzę pod wami,
Że kląć będziecie dzień swoich narodzin!
( do Selli ).
Chodź luba ze mną... Zostaw tę kobietę...
SELLA.
Zaczekaj chwilę, już otwiera oczy...
Wszak byś mnie ty sam nie powinien kochać,
Jeśliby sercu memu obcą była
Litość dla takich biednych, jak ta biedna.
(Odchodzą).
Scena XI.
NOAH — później JESSER, LEWITA.
NOAH
( powstając ).
A!... więc to nie sen!... Tak... On już zgubiony
I dzisiaj życie jego trzeba liczyć
Na dnie, a może nawet tylko chwile...
Lecz ja go bronić muszę do ostatka...
Co to za człowiek skrada się pod namiot?
(Noak usuwa się za palmy po lewej, Jesser ukazuje się przy namiocie podpatrując).
Ha! to lewita ze służby Fineesa.
JESSER.
Czyżbym się mylił ? Nie! to niepodobna !
Wszakże namioty te Zamrego księcia?
Ten człowiek wszedł tam, więc byłżeby Zamry
Zdrajcą? To dziwne!
( Uchylając kotary patrzy w głąb namiotu).
NOAH
(zbliżywszy się).
Człowiecze!
JESSER.
Ha! kto tu?
NOAH.
Cóż dowiedziałeś się?
JESSER.
Co ty za jedna?
Zkąd możesz wiedzieć, że ja tu co śledzę?
NOAH.
O nie udawaj. Widać to z twej twarzy —
Mów, czy ci Finees obiecał nagrodę?
JESSER.
Ha! żmija!... Puść mnie!
NOAH.
Zostań, wężu srogi,
Ja ci dam dwa kroć, lub dziesięć kroć tyle,
Weźmiesz co zechcesz — całe moje mienie —
Jeżeli sprzedasz mi tę tajemnicę?
JESSER.
O! piękna pani! książęce masz stroje
Jednak cię nie stać przekupić Jessera,
Ktoby mu bowiem zapłacił pochwałę
Ust Fineesowych?
Na tę nie masz ceny! Chwały nie kupić!
NOAH.
Gdzie idziesz?
JESSER.
Do starszych.
NOAH.
Zaczekaj jeszcze! Wstrzymaj się człowiecze,
Patrz! na kolanach błagam cię o litość!
Zabieraj co chcesz, zabierz życie moje,
Ale Zamrego tylko nie wydawaj.
JESSER.
Cóżby mi z śmierci twej przyszło ? Nic wcale.
NOAH
(na stronie).
Wspomóż Jehowa!
(głośno).
Patrzaj, jak osłabłam...
Wesprzyj mię, proszę...
JESSER
(na stronie).
Jakaż woń jej włosów
Upajająca!... Jakże ona piękna!
NOAH.
No, daj mi oprzeć się na sobie... No, tak...
Nie bój się dotknąć mię... Ach! jak mi słabo!...
JESSER
Słuchaj — a jednak znam warunki zgody,
Dla których z mojej pamięci wyrzucę
Wszystko com widział — usta swe zawiążę —
Sumieniu każę milczeć i zamilknie,
A nawet gotów jestem tam zaświadczyć,
Że on niewinny — i będę go bronił
Przed inną zgrają lewitów... Czy słyszysz?
NOAH.
O! mów, mów — wszystko ci oddam — co mogę!
JESSER
(chwytając ją za rękę).
Chodź ze mną!
NOAH
(skrycie dobywając noża).
Po co?
JESSER.
Cha, cha! ze mną, mówię!
NOAH.
Ha! zrozumiałam!!
JESSER.
Cóż?...
NOAH.
Oto odpowiedź!
(przebija go nożem).
JESSER
(padając).
Och!...
(kona).
NOAH.
Krwawa garstko śmiertelnego prochu,
Byłabym łzami krew obmyła twoją,
Gdybyś był podłej nie okazał duszy!...
(po chwili).
A jednak... Co ja zrobiłam? Jehowa!
Co ja zrobiłam!... Ha! to być nie może?...
On nie zabity?... Nie! on zasnął tylko —
Zląkł się żelaza błyszczącego?... Omdlał?...
No, zbudź się, powstań, człowieku... Proszę cię,
Nie strasz mię śmiercią... No, wstań... nie udawaj... Nuże, leniuchu.
(z rozpaczliwym krzykiem).
Ha! krew!... O, Jehowa!...
(po chwili, zwracając się w stronę namiotu Zamrego).
Zamry, o! Zamry, możesz spać spokojnie,
Odkąd umarli strzegą twoich progów
I Noah umie zabijać!... Ha, co to?
Jozue idzie!... Coś szepcze mi w sercu,
Ażeby przed nim ukryć tego trupa...
Tak, on nie może tego widzieć. Nie, nie!...
(Odciąga Jessera ku palmom i łamiąc gałąź z zarośli zakrywa
nią trupa, sama zaś podbiega kilka kroków naprzeciw Jozuemu,
wchodzącemu z głębi po prawej).
Scena XII.
NOAH. JOZUE.
JOZUE.
Jakaś mię trwoga tajemnicza gnała
Do ciebie Noah. Jakieś mary straszne,
W skrwawionych szatach, krwią bryzgając na mnie,
Zastępowały mi drogę, wołając:
Spiesz do Noahy!
NOAH.
O!... w porę nadszedłeś,
Bo mi pomożesz znów pogrzebać —
JOZUE.
Trupa ?!
NOAH
(spiesznie).
Nie! nie! Jozue!...
(po krótkiej walce).
Miłość dla Zamrego!
jozue
(z uniesieniem).
Noah! o! czy ty mię nie zwodzisz tylko?...
Więc dla mnie błyśnie szczęście, Noah droga,
I jutro..
NOAH
Przestań!... Jutro w ręku Boga.
Zasłona zapada.
ODSŁONA PIĄTA.
(Wnętrze namiotów sióstr Noahy i Melchy. Środkiem i na prawo wejścia osłonione szkarłatnemi kotarami. Na lewo takież wejście z podniesioną zasłona" przez co światło wpada do wnętrza namiotu. Po bokach siedzenia okryte różnokolorowemi dywanikami. Na ziemi ozdobne dywany, w kolorze wewnętrznych ścian namiotu, w desenie. Za podniesieniem kortyny Noah w biega z prawej oglądając się trwożliwie za siebie, nie widząc Melchy, zajętej przybieraniem mieszkania).
Scena I.
NOAH. — MELCHA.
NOAH.
Ha! to okropne... Wzięli z sobą trupa
I do Mojżesza niosą go z okrzykiem:
Śmierć, śmierć zabójcy!
MELCHA.
Noah?
NOAH.
To ty Melcho?
Czemu świętecznie przybrałaś mieszkanie?
Na co to wszystko, siostro?
MELCHA.
Czy nic nie wiesz?
Mojżesza gościem będziemy mieć w domu.
NOAH.
Kto ci powiedział o tem ?
MELCHA.
Finees.
NOAH
(do siebie).
Finees ?
Czemu to imię dzisiaj mnie przeraża,
Gdyby syk gadu...
(zamyśla się).
MELCHA.
Z kąd powracasz, Noah?
Czyś ty słyszała, że dziś znaleziono
Trupa lewity...
NOAH.
O przestań, na Boga!
MELCHA.
Co tobie Noah ?
NOAH.
Zostaw mnie, nie pytaj..
MELCHA.
Podziel się ze mną swym smutkiem jak z siostrą.
KOAH.
Odejdź, bo gdybym powiedziała tobie,
Co mnie udręcza — uciekłabyś krzycząc,
Że siostra twoja nie jest twoją siostrą.
MELCHA.
Co mówisz, Noah ? Nad czem tak rozpaczasz ?
NOAH.
Idź, idź, bo wszystko odemnie ucieka,
Gdy wyjdę w pole, słońce w chmurach tonie,
Gdy chcę odetchnąć, powietrze ucieka,
Gdy idę, ziemia się wstrząsa podemną!
MELCHA
(na stronie).
Dziwna ta siostra, ja boję się o nią.
KOAH.
Odejdź — zostaw mię — ktoś idzie...
(Jozue ukazuje się we wejściu po prawej).
Jozue!
(Melcha odchodzi powoli głębią).
Scena II.
NOAH. — JOZUE.
JOZUE.
Witaj mi Noah.
NOAH.
O smutne spotkanie!
Przychodzisz pewnie zabić mnie za kłamstwo
Dnia wczorajszego?...
JOZUE.
Nie! Przychodzę spytać
Nad czem dziś myślisz ?
NOAH,
Nad czem myślę, dzisiaj ?
Nad dniami ciszy co nie wrócą więcej,
Nad mej młodości pogodą wiośnianą,
O!... i nad łzami smutku, które były,
I nad wesela łzami, co być miały,
W końcu — nad twoją dolą nieszczęśliwą.
Oto, co myślę...
JOZUE.
Lecz czemu się smucisz?
Czemu to szczęście już i tak dalekie
Dziś jeszcze więcej żałością oddalasz ?
Czyżeś ty nigdy o tem nie słyszała,
Że nieszczęśliwych siostrą jest nadzieja?
NOAH.
Nie mów mi o niej. Ja jej znać nie mogę,
Jam znać nie godna!... O! bo pamięć ludzka
Nie jest jak chusta, którą krwią zbryzgawszy,
Możnaby obmyć łzami i pokazać
Oczom zbolałej — żałującej duszy,
Mówiąc: patrz, oto czysta i bez plamki —
O! więc mi nie mów o nadziei.. nie mów!
JOZUE.
Noah! ktokolwiek łzy wylewał własne
I smutków duszę miał pełną i bólu,
Ten się nauczył patrzyć w ludzkie serca
Okiem litości — żalu — przebaczenia!
A więc się nie smuć... Patrz na ten świat jaśniej,
Patrz nań nadziei obleczona szatą,
A nie rozpaczy, myśl ludzką trującej...
! bądź weselszą!... A teraz daj rękę,
Przyszedłem ciebie pożegnać — bądź zdrowa.
NOAH.
Gdzie idziesz? Co ty zamyślasz Jozue?
JOZUE.
Gdzie idę, pytasz ? Co zamyślam ? kochać.
NOAH.
Odejdź Jozue, jam tego niegodna,
Ty mię rumienisz swą szlachetną duszą —
Przy tobie niknę jak noc w rannym brzasku.
O ty się zlituj nademną i odejdź.
JOZUE
( przytrzymując ją ).
A więc niegodną ciebie będę kochał.
NOAH.
Nie! nie!... Raz tylko można kochać w życiu,
A co po pierwszej miłości przychodzi,
To bywa tylko gonitwą przeszłości
Lubych obrazów — niczem — niczem więcej !
Ja już kochałam — ty me sny zgubione,
Jako spokojna woda, twarz człowieka,
Powracasz... Ale jam tobie nie zdolna
Przynieść wesela, jak inne przynoszą —
Ja mam stargane, rozbolałe serce,
Ja ci za miłość nie oddam miłością!
JOZUE.
Ja będę kochać, choćby nie kochany.
NOAH.
O! puść mnie, puść mnie, gdy chcesz być bez skazy
O! bo ty nie wiesz, com ja uczyniła.
JOZUE.
Żeś nieszczęśliwa, to mi dosyć wiedzieć,
Ażeby kochać dlatego tem więcej —
A żeś skrwawiona, dosyć by przebaczyć
I u Mojżesza zyskać przebaczenie.
NOAH.
Więc wiesz ?
JOZUE.
Tak, wszystko.
NOAH.
Ach!
JOZUE.
Cicho... ktoś idzie... Bądź zdrowa!...
Przyjdę tutaj z przebaczeniem.
( do siebie ciszej ).
Choćby mię własne kosztowało życie...
(wychodzi na lewo ).
Scena III.
NOAH
( sama, patrząc za Jozuem ).
Po co mnie śmierci chce wydrzeć ten człowiek,
Gdy mego życia już czuję ostatki,
Które nie zdadzą się ni mnie, ni jemu —
Bo gdy żyć będę, to będę zabijać,
Choćbym dzień każdy spokoju Zamrego
Miała okupić trupem, jako wczoraj.
ZAMRY
( za sceną ). A!... uwolń mnie już... tam nie pójdę...
FINEES
( podobnież ).
Zamry,
Przyjaciel ciebie prosi... wejdź na chwilę.
( Wchodzą z prawej Zamry i Finees — Noah staje po lewej nie oglądając się wcale ).
Scena IV.
NOAH. — ZAMRY. — FINEES.
NOAH
( na stronie ).
Co znaczy, że go tu sprowadza gwałtem ?
FINEES.
Ledwiem namówił go, aby tu wstąpił.
Co uczyniłaś ty Noah swawolna,
Że on dziś taki niechętny dla ciebie.
ZAMRY.
Ty jej nie pytaj — a mnie puść do domu..
Słońce wysoko świeciło na niebie,
Gdyś mnie wyciągnął zeń, a teraz patrzaj:
W ziemi już ginie... Włóczysz mię za sobą,
Choć wiesz, że ani słucham, ani mówię,
Ni widzieć, anim odpowiadać zdolny —
Choć wiesz, żem głową i sercem i duszą
Nie jest przy tobie, ani twoich sprawach.
FINEES
( pomięszany ).
Tak... widzę żeś się zmienił, przyjacielu.
ZAMRY.
Zmienił?... Wszak wszystko zmienia się na świecie
Drzewo zielone liść gubi w jesieni
I znów mu wiosna wraca dawne szaty —
I serce ludzkie, to wre, to spokojne...
Zmienił?... Nadzieję człowiek w rozpacz zmienia
I znowu rozpacz w nadzieję... To zwykle...
Czemuż więc patrzysz na mnie z jakąś trwogą
I osłupieniem?... Cóż w tem tak dziwnego,
Choćbym coś kochał — a kochał szalenie?...
FINEES.
Dawniej Noahę kochałeś? —
NOAH.
O przestań!
Ja sama dzisiaj zasłużyłam, że mnie
Porzucił...
FINEES.
Czemu ?
NOAH
( po krótkiej walce ).
Kocham Jozuego!...
ZAMRY.
Słyszysz?... Kobieta bowiem, to jak strumień,
Ten musi płynąć ciągle, a ta kochać —
Więc kocha cacka, kwiaty, stroje, chwałę,
A czasem, czasem nawet męzkie serce!...
Często swe dzieci — tej się cześć należy.
Rzadko zaś znaleźć na świecie kobietę,
Co gdy jej serca braknie nagle w drodze,
Aby kochała przeszłość swej miłości —
Tę przeszłość, co ją nauczyła kochać,
Choć sama znikła w zapomnieniu wiecznem,
W wirze namiętnych uczuć — w cieniu nocy,
Jakimś wyrokiem usunięta wyższym,
Nieodwołalnym i nieuniknionym...
Więc te rzadkości ja cenię.
NOAH
O Zamry!
ZAMRY.
Ale daj mnie iść, gdzie mię serce ciągnie,
Gdzie się wyrywa, a nie mogąc wyrwać
Tłucze się biedne o zbolałe piersi.
FINEES.
Poczekaj jeszcze... Chciałem ci dokończyć —
ZAMRY.
Co mnie obchodzą twe sędziowskie sprawy —
Co mnie obchodzi, że jakiś złoczyńca
Zabił drugiego złoczyńcę?
NOAH
( na stronie ).
Jehowa!
FINEES.
To był Lewita z mojej służby, Zamry.
ZAMRY.
A!... nie wiedziałem.. Daruj wyrażenie...
A jednak słysząc, że go nie obdarto,
Że nie chęć zysku powodem zabicia —
Sądzę, że musiał być złoczyńcą jakimś,
Gdy go zabito ?... Widzisz, jam nie sędzią,
Jak ty Fineesie, lecz tylko człowiekiem,
I żal mi zawsze więcej niż zabitych Zabijających...
A czy wiesz dla czego, Zkąd to współczucie ? Z pobratymstwa chęci..
( z uniesieniem ).
Bo i mnie czasem ręka po nóż biegnie,
Kiedy pomyślę... Nie! ja nic nie myślę —
Ja tylko... Ale... o czem to mówiłem?
A!.. o tym trupie —
FINEES
( kończąc ).
Co go znaleziono
Po pod twojemi namiotami, Zamry.
ZAMRY
A! o tym trupie, co musiał być dobrym
Człowiekiem, bo był z twojej służby, Finees?
Cha! cha! I cóż z tąd, że mu się zachciało
Zasnąć pod moim progiem snem wieczystym,
Snem cichym, zimnym, nieprzerwanym, smutnym?
Jak mi się zachce, mogę się położyć
Takim snem pod drzwi twoje, przyjacielu...
Wszak nie posądzasz mię, żem ja zabójcą?
FINEES.
O nie! wolałbym ja nim zostać raczej. Nie...
Ale według praw muszę postąpić,
Muszę przesłuchać twoich domowników.
ZAMRY.
Ale czy na to pozwolę, ja! Zamry!?
FINEES.
Z pod praw zakonu nikomu nie wolno
Wyłamywać się więc i tobie —
ZAMRY
( unosząc się ).
Przestań!
Napróżno wargi trudzisz, nadaremnie,
Bo dla mnie musi być wyjątek, słyszysz?
FINEES.
Wiedziałem o tem, że jesteś szaleńcem
I stawisz opór, więc dowiedz się teraz
Czemu to ciebie dotąd wstrzymywałem —
Chciałem ci bowiem oszczędzić przykrości
Tego widoku — i to — już się stało.
ZAMRY.
Ha! na pioruny! odwołaj te słowa!
FINEES.
Słońce już zaszło, już byli lewici I przepatrzyli twe namioty.
ZAMRY.
Piekło!!
( dobywa noża, zataczając wźrokiem dokoła ).
Ha! gdy pragniecie — dam wam krwi strugi!
Jestem zgubiony, ale jeszcze żywy!
( z prawej w biega pospiesnie Tola, lewita ).
SCENA V.
NOAH. — ZAMRY. — FINEES. — TOLA.
TOLA.
Panie nasz!
FINEES.
Tola? Z czem przybiegasz do mnie.
TOLA.
Rzecz wielce dziwna... W namiotach schwytano Madyanity...
NOAH
( na strome ).
Ha! Mnie tam nie było!
TOLA.
I ołtarz bożka ich... Lewici krzyczą,
Że zdrajcą książę ów, nazwiskiem Zamry.
ZAMRY
( przebijając go ).
Ha! lecz kto powie mi o tem, ten trupem!
TOLA
( padając ).
O nieba!
( umiera ).
FINEES.
Zamry, co ty uczyniłeś ?
Gdzie idziesz ? ja cię tam nie puszczę.
ZAMRY.
Odstąp!
( słychać szmer głośny i krzyki za sceną po prawej ).
FINEES.
Nie, ty zostaniesz tu szalony, słyszysz ?
Tam cię lewici rozszarpią, gdy wyjdziesz!
ZAMRY
( wydzierając ręce ).
Puszczaj na Boga! gdy ci życie miłe!
FINEES.
Nie! Ja nie wierzę słowom tego trupa,
Więc cię nie puszczę, bo tam śmierć cię czeka.
ZAMRY
Ty śmierć zadajesz zatrzymując tutaj,
Puszczaj mnie! Ten trup prawdę gadał.
FINEES.
( z rozpaczą, puszczając go nagle ).
Prawdę?!
ZAMRY
( szyderczo ).
Ha! ha! puściłeś!
( wybiega na prawo ).
FINEES.
Jehowa! To straszne!
Słyszałem serca mego jęk konania!
( Szmer wzmaga się coraz głośniej i trwa ciągle z małemi przerwami. — Pod koniec tej sceny weszła także Melcha ).
Scena VI.
FINEES, NOAH, MELCHA.
NOAH.
O! biegnij za nim, Finees! Idź! przez litość —
Ciebie zna dobrze pokolenie Lewi,
Ty swą powagą osłonić go zdołasz
Przed rozwścieczonych tłumów srogą ręką!
O! idź, idź za nim!
FINEES.
Ja? za nim? — za zdrajcą?
Szalona, ja już nie mam przyjaciela —
Ten człowiek odtąd wróg mój i nic więcej!
NOAH.
! na Jehowę! nie masz przyjaciela,
Dlatego, że ten upadł i że zbłądził,
Dlatego, że mu dziś i teraz właśnie
Najwięcej ręki przyjacielskiej trzeba?
Ty go już nie znasz !... ludzie! o ludzie!
Słuchaj! ja także nie mam w nim kochanka,
Ale jam przeszła przez nieszczęście sama —
I wiem, co boleść zranionego serca —
I wiem, co rozpacz rozszalałej duszy —
Więc pójdę za nim — choćby umrzeć — umrę!
(wybiega na prawo).
MELCHA
(chcąc biegnąć za nią).
O! Noah! siostro!
FINEES
(zatrzymując Melchę).
Pozostań niewiasto!
Na sądy boże ty nie podnoś ręki —
Zwołaj grabarzy — niech zabiorą trupa!
MELCHA
(wychodząc).
O! po co takich dni dożyłam smutnych!'
{wychodzi na lewo).
Scena VII.
FINEES, —GŁOSY ZA SCENĄ, (później) GRABARZE.
FINEES.
Znów nowa kara na lud Izraela!
(wrzawa trwa bezustannie).
Co tam się dzieje?
(zbliża się na prawo i odchyla kotary)].
Zgiełk i zamieszanie!...
Rzucił się wpośród tłum Lewitów... Zginie —
Zginie nieszczęsny! —
GŁOSY.
Śmierć Zamremu!
FINEES.
Boże!
Zlituj się dzisiaj nad nim i nad nimi!
INNY GŁOS.
Do nas tu, do nas!
GŁOS II.
My ciebie obronim!
GŁOS III.
Precz z Lewitami!
KILKA GŁOSÓW.
Precz! precz!
FINEES.
Co to znaczy?
Dopadł namiotów... Tłum ludu jest przy nim —
Więc to bunt nowy! Więc się powtarzają
Znowu dnie spisków Korego, Datana
I Abirona!... Więc znów trzeba kary!
(z lewej wchodzą grabarze).
Pogrzebcie trupa!
GRABARZ I.
Przekleństwo zabójcy
Tego Lewity! Amen!
(dźwiga trupa).
GBABARZ II..
Amen!
FINEES.
Amen!
(Grabarze wynoszą trupa, wychodząc na lewo).
GŁOS MOJŻESZA (za sceną).
Zakończcie waśnie — powróćcie do domów!
FINEES.
Mojżesz!... Dzień sądu i kary nadchodzi...
(Mojżesz ukazuje się po prawej).
Scena VIII.
FINEES, MOJŻESZ, zanim JOZUE, ORSZAK
SĘDZIÓW i KAPŁANÓW.
MOJŻESZ
(wołając na prawo za scenę).
Sędziom zostawcie sprawiedliwość czynić!
Przeklęty bowiem, kto na brata swego
Podnosi rękę wśród gniewu i złości!...
Do domów! winni będą ukarani!
( Wrzawa nie ustaje — Mojżesz wchodzi na scenę).
Strasznego sądu znowu dzień nadchodzi!
(zwracając się do Jozuego).
Dalej, mój dzielny Jozue, ty musisz
Mieczem rozbroić bardziej zapalczywych!
JOZUE.
A ty, o Panie, wysłuchasz mej prośby?
Nieprawdaż, że mi uczynisz tę łaskę?
MOJŻESZ.
Wiem już... Kobieta, za którą prosiłeś?
JOZUE.
Tak nieszczęśliwa, a przytem szalona —
Godna litości — wierz mi, panie, godna!
MOJŻESZ.
Idź!... Będzie wolną, gdy nasz Bóg zwycięży!
JOZUE.
O! to zwycięży, choćby całe piekło
W drodze stanęło!...
(wychodząc)
Dalej! w imię Boga!
(Dobywszy miecza wybiega na prawo).
Scena IX.
POPRZEDNI, oprócz JOZUEGO.
FINEES.
Panie! czekałem twego tu przybycia!
MOJŻESZ.
Fineesie, tobie powierzyłem władzę
Sądu i śmierci winnych bałwochwalstwa —
Zasmuciłeś mnie swą pobłażliwością—
Patrz, co się dzieje!
FINEES.
Przebacz mi to, panie!
Jeszcze nie przeszedł czas złego naprawić...
MOJŻESZ.
Więc idź i próbuj przemówić do ludu!
FINEES.
Oto mój ojciec z namiotów Zamrego
Winnych przywodzi
(ciszej)
Niestety, nie wszystkich!
(Wchodzi Eleazar, za nim Lewici wprowadzają skrępowanych
Rebaha i Sellę — Finees odchodzi).
Scena X.
MOJŻESZ, ELEAZAR, SELLA, REBAH, MELCHA,
ORSZAK SĘDZIÓW i KAPŁANÓW.
ELEAZAR.
Mojżeszu, oto tych dwoje schwytano —
Madyanici są — winni więc sądu!
SELLA.
Puśćcie mnie, puśćcie! Com ja zawiniła,
Że wy mówicie mi o strasznej śmierci?...
(do Mojżesza)
Panie sędziwy, każ ty mnie uwolnić —
Każ zaprowadzić do mego Zamrego —
Bo chybaż winą to, że go miłuję,
Że dlań rzuciłam rodzicielskie progi,
Że poszłam za nim i że pójdę wszędzie —
Jeśli to winą, tom natedy winna!
MOJŻESZ.
Madyanitów was zrodziło plemię.
REBAH.
Ale my dobrzy ludzie i nic złego
Nie zrobiliśmy — każ nas puścić, panie!
SELLA.
Ten powróz ręce mi kaleczy — puśćcie!
ELEAZAR
(do Rebaha i Selli).
Milczcie, słuchając Mojżesza w pokorze!
MOJŻESZ.
Z Madyanitów ród wiedziecie niecny —
Z Madyanitów tych, co w Izraela
Wybrany naród sprowadzili plagę
Odstępstwa Boga, niezgody trującej,
I bałwochwalstwa trąd i jad rozpusty, —
Przez co nas karze Pan zarazą straszną
I daje wiatrom jak prochem pomiatać —
Z Madyanitów tych, za których sprawą
Dzisiaj krew bratnia tam płynie strumieniem
O! więc będziecie na wieki przeklęci...
Sędziowie! wrogów Izraela sądźcie!
SĘDZIOWIE.
Ukamienować!
REBAH
(na stronie).
Ha! przeklęta sprawa!
SELLA
(rzucając się do nóg Mojżeszowi).
Panie, zlituj się nad moją młodością—
Ja drżę na samo przypomnienie śmierci,
Ja nie chcę umrzeć — ja chcę żyć, żyć jeszcze...
Ten świat tak piękny — a tam w ziemi ciemno,
Tam w ziemi zimno — i duszno — i straszno —
Tam nie ma wiosny, kwiatów i kochanka,
Tam w grobie nie ma ani snu, ni życia!
Ja nie chcę umrzeć — ja śmierci się boję —
Panie! litości — ja umrzeć nie mogę!
MOJŻESZ.
Precz!... Osądzona — więc ukamienujcie!...
SELLA.
O Panie!... widzisz... już mi głosu braknie!...
Litości! Jeśli pragniesz mojej śmierci,
Jeśli koniecznie już muszę umierać —
Zwołaj Zamrego, a on mię osądzi
Na pocałunków śmierć rozkoszy pełną —
On mię nie każe zabić kamieniami,
Lecz w swych ramionach udusi płaczącą —
I błogosławiąc ciebie, skonam wtedy!...
(Szmer trwa bez przestanku).
Scena XI.
CIŻ SAMI i ZAMRY, — w chwilę po nim wchodzi NOAH
i staje po prawej nieporuszona.
ZAMRY
(za sceną).
Ustąpcie z drogi!
SELLA
(biegnąc).
Ach, to on!
ZAMRY
(wpadając).
O! Sella!
(chwyta ją w objęcia).
REBAH
(na stronie).
Ha! może ten nas wyciągnie z tej matni...
SELLA.
Nie mam rąk wolnych, aby cię powitać,
Więc pocałunkiem witam spłomieniona!
ZAMRY.
Ha! co to?! kto śmiał wiązać twoje ręce?
(spostrzegając).
Mojżesz? tu?!... Nieba!
MOJŻESZ.
Czyś ty jest ów Zamry,
Co wespół z wrogiem, z Madyanitami,
Wichrzy pomiędzy ludem przeciw prawu,
Które Bóg nadał i przykazał czynić ?
ZAMRY.
Tak — jam ów Zamry, o którego pytasz,
Któremu wasze prawo wydzierało
Wszystko, cokolwiek tu miał najlepszego,
A tem: niewiasta ta, Madyanitka!
MOJŻESZ.
A więc szalony! ty, syn Izraela,
Ty syn książęcy, dla podłej miłości
Poświęcasz spokój połowy narodu?
I gniew okrutny podsycasz Jehowy —
I do karania zmuszasz jego rękę —
I przykład buntu, co jest jak zaraza,
Dajesz ludowi — i nie umiesz karku
Dumnego ugiąć pod prawo Zakonu?
ZAMRY.
Dziwisz się temu — a czy wiesz, jak kocham
Czy wiesz, jakie mi Jehowa dał serce,
Czy wiesz, jaką mam duszę w mojem ciele?
Czy wiesz, że miłość lubi się tam wkradać,
Gdzie właśnie widzi tysiączne trudności?...
I ja też nie znam miłości, co czeka
Cierpliwa, cicha, spokojna jak dziecko,
Któremu zwykle wystarcza pierś matki ?...
Miłości, która dziś płonie, by jutro
Zagasnąć i znów pojutrze powraca,
Według kierunku rozumu, nie serca!..
Nie, jeśli kocham co, to bez pamięci —
Jak ślepiec — dziko — namiętnie — jedynie —
A miłość taka, jak okrutna burza,
Która piorunów ognistym zalewem
Usuwa w drodze stojące przeszkody,
Nie uważając, czy te gromy w palmy,
Czy w źdźbła uderzą, czy też same w siebie!...
(Luna pożaru wpada na scenę, rozszerzając się coraz więcej i świecąc do końca aktu).
A więc ten wicher, co tam huczy wściekle,
Który was straszy — jak ryk lwa złowrogi —
I te płomienie — tej miłości dziełem!!...
MOJŻESZ.
Przeklęty każdy, co więcej miłuje
Serce niewiasty — niż serce narodu!...
ZAMRY.
Stań nad przepaścią a zobaczysz wtedy
Jak ona nęci i jak mięsza zmysły —
Zobaczysz, czyli będziesz mógł powrócić
Z ochoczem sercem, z jakiem nad nią wszedłeś!...
Ha! co to?... Moje namioty goreją!
Niech niebo wspiera tego — kto przysługę .
Oddał mi taką — właśnie trzeba światła!
(Pod, koniec tych słów wszedł Finees).
Izrael na puszczy.
Scena XII.
CIŻ SAMI i FINEES.
FINEES.
Straszny! Nie rzekłbyś tego, gdybyś wiedział,
Że to twój ojciec, nieszczęśliwy Sala,
Rozkazał sługom podpalić namioty —
I sam w to straszne, płomieniste morze
Rzucił się z krzykiem: "Daruj mi, Jehowa,
Nie mogę przenieść serdecznej boleści,
Że mój syn własny jest zdrajcą narodu!"
To jego słowa — a on sam już — węglem...
ZAMRY.
Spalił się, mówisz?... Mniejszy koszt pogrzebu
A nie mam czasu żałować umarłych,
Póki z żywymi nie zakończę sprawy.
(do Mojżesza).
Mojżeszu! możesz powstrzymać tę burzę —
Możesz odwrócić gromy, co paść mają,
Jeśli odwołasz prawo, co zabija
Wszystkie niewiasty nasze, Madjanitki!
MOJŻESZ.
Precz mi z tą radą, zuchwały bluźnierco!
Prawa narodów są z natchnienia Boga
I muszą zawsze być, jak święte czczone!
Bądź więc przeklęty! Jesteś winien śmierci!
Dalej sędziowie — wywlec za namioty —
Ukamienować — niechaj tam umiera!
ZAMRY.
Ha! nie sam jestem — drwię z twego wyroku!
(zwracając się na prawo, woła: )
Hej! kto przy Zamrym — niechaj się odezwie!
GŁOSY ZA SCENĄ.
Niech żyje Zamry! Precz z prawem Mojżesza!
REBAH
(do Zamrego).
Byleśmy wyszli ztąd — tam lud jest z nami!
FINEES
(do siebie).
A więc spiskowi otoczyli namiot?
ZAMRY
(dobywając miecza — drwiąco).
Cha! cha! cha! Nuże! Zawiedźcież mnie żywo,
Prowadźcież teraz przez ten lud, co ze mną —
Co was rozszarpie na moje skinienie! No, dalej!
Czemże wasz wyrok potężny?
Gdzie wasze prawo? pod memi stopami!
Gdzie te kamienie, co na mnie polecą?
Cóż? czy ich jeszcze Jehowa nie stworzył?
Gdzie sprawiedliwość? gdzie śmierć?
FINEES
(podszedłszy podczas tych słów ku Zamremu i przebijając go nożem).
Oto ona!
ZAMRY
(zataczając się).
Ha! Finees!?... To ty?...
(pada na ziemię).
Więc to śmierć?... Ratujcie!...
Za późno!... Sella! Chodź, kochanko moja!...
Przybliż się... weź nóż...
(podaje).
SELLA
(odsuwając się z największą bojaźnią).
Nie! nie!
ZAMRY.
Ty trwożliwa!...
Ty śmierci boisz się, kiedy ja konam...
Ha! a ja ciebie tak kochałem, Sella!
Precz więc... Ty Finees — zbliż się i wysłuchaj...
Ciemno mi... Słabnę... Finees... Madjanici
Idą tu!
REBAH.
Zamilcz!
FINEES
(odtrącając Rebaha, którego Lewici przytrzymują).
Precz!
ZAMBY
(z wysileniem, podnosząc głowę i wskazując ręką na lewo).
Do boju!... z nimi!...
(Umiera).
FINEES.
Skonał! (Uklęka przy trupie).
MOJŻESZ.
Fineesie ocaliłeś naród!
(do Lewitów).
Niechaj z Lewitów który weźmie noża I pchnie niewiastę tę!
Winna jest śmierci!
SELLA.
O straszni ludzie!
MOJŻESZ.
Cóż?... Nie ma nikogo?
(Nikt się nie porusza).
Nie ma pośród was drugiego Fineesa,
Gdy trzeba karać dla przykładu zbrodnie?
NOAH.
Zemsto! ty wreszcie przyszłaś do mnie sama!
Dajcie mi noża — wy! gołębie serca! Patrzcie!
(Biegnie z szybkością i w jednej chwili wyrywając Lewicie nóż ofiarny z za pasa, — przebija nim Sellę, która ma ręce od początku skrępowane).
SELLA.
Okrutna!
(Pada i umiera).
NOAH
(kończąc myśl).
Zabijać tak łatwo —
A jeszcze łatwiej umrzeć wraz z kochankiem,
Chociaż nie umią takie, jak ta dusze!
(Przebija się).
FINEES
(podbiegając i chwytając upadającą na ręce).
Noah!
MELCHA.
Ha! siostro moja nieszczęśliwa!
Scena XIII i ostatnia.
CIŻ SAMI, JOZUE. — GŁOSY ZA SCENĄ.
JOZUE
(za sceną).
Niech żyje Mojżesz!... Bóg, Jehowa, górą!
Śmierć bałwochwalcom!
GŁOSY ZA SCENĄ.
Cześć Bogu Mojżesza!
JOZUE
(wpadając na scenę z dobytym mieczem).
Bunt poskromiony! Noah, jesteś wolną!
(spostrzegając).
Ha!? co to znaczy?
NOAH
(słabym głosem).
Przybliż sie, Jozue!
MOJŻESZ
(padając na kolana na przodzie sceny i wznosząc ręce).
Błogosławione imię Pańskie wiecznie!
(Modli się czas jakiś w lej postawie).
NOAH
(na rękach Jozuego).
Czekałam ciebie... Umrę w twych ramionach...
Tyś mi był wpośród mojej smutnej drogi...
Jak jasny obłok... na ciemnym błękicie...
Więc będziesz... w grobie... najmilszem wspomnieniem..
! ty szlachetny... szczerze mnie kochałeś...
Ale twą żoną nie powinnam zostać —
Krwawe mam bowiem ręce, a tyś — biały...
Zobaczymy się... tam... w krainie cieniów...
Tam będzie lepiej... nam... wszystkim... o!... wszystkim..
Mnie... i Zamremu..
(wskazując na trupa Selli).
I tej... Jak tu ciemno?
Jozue!... słuchaj... za tyle miłości...
Weź pocałunek... dopóki czas jeszcze...
O!... tak... zapomnij o mnie.. ach!...
JOZUE.
Umarła!!
(Układa ją na ziemi i uklęka przy trupie).
MOJŻESZ
(powstawszy).
Raz tylko żyje się i raz umiera...
O! łatwo pięknie umrzeć, lecz żyć trudniej —
Więc patrząc na śmierć — wy uczcie się życia !
(do Jozuego).
Wstań luby synu!
JOZUE
(klęcząc ciągle i wpatrując się w Noahę).
Co chcecie odemnie?
Po co budzicie mnie z snu bolesnego,
Kiedy jej wy mi nie możecie zbudzić ?
MOJŻESZ.
Powstań, bo płaczem umarłych nie wskrzesisz ?
(biorąc go za ramię).
Madyanici przeciw nam stanęli!
Zbudź się! i za miecz! wodzu Izraela!
Naród cię woła!
JOZUE.
Naród? Madyanici?
(powstaje).
Ha! za miecz! Dziś już nie mam nic, prócz Boga!
(Zwracając się do zwłok Noahy).
Żegnaj! Nie wieczny przedział między nami!
( Wznosząc miecz w górę).
Dalej !... Do walki z Madyanitami!
Zasłona zapada.
KONIEC.