Łętowski Julian
SONETY I GHAZELE
I.
SPOTKANIE.
Wejrzenie — uścisk dłoni — drobnych słówek parę
I znów się serce w piersiach ozwało szalone.
I znowu myśli, w jednę tylko biegną stronę —
Ścigając próżno senną, niepochwytne marę!
Nie wiem, czy los nagrodę mi zsyła, czy karę!
Grób przybliża, czy daje przed śmiercią osłonę.
Że znów obudził we mnie pragnienia uśpione?...
Mnie, czy ciebie obiera sobie za ofiarę?...
Czemu zjawiasz się dzisiaj cicha, wonna, lśniąca?
Czyżby Bóg w tem spotkaniu nie widział nic złego.
I ciebie na mej drodze stawiał, zamiast słońca?...
Nie wiem, czego spodziewać się — i pragnąć czego?
Lecz wiem, że wpadniesz w moje ramiona mdlejąca —
Kiedy? — w niebie, czy w piekle — nie wiem tylko tego!
II.
NOC BALOWA.
Żądasz piosnki?... Nareszcie mam łatwe zadanie!
Strun lutni może nawet nie dotknąć ma ręka.
Bo gdy imię twe skreślę — już będzie piosenka,
A gdybym rzekł, co czuję — za poemat stanie!...
Milcz, serce!... Błogosławię to nasze poznanie.
Choćby mnie przezeń wieczna miała czekać męka —
Błogosławię myśl nawet tę, co mnie dziś nęka
I która, jak cierń, utkwi w serca niego ranie.
Lecz dość już!... Na żądanie piosenka gotowa,
Brak w niej życzeń, byś przez świat przeszła uśmiechnięta.
I liter sześciu: "kochaj".... Ach. jak płonie głowa!....
Już milczę!... Lecz gdy duch mój zerwie ziemskie pęta.
Wspomnij, że była chwila, jak ta noc balowa.
I przez nią wiecznie myślom mym zostałaś święta!....
III.
KOCHAM.
Kocham ją! Precz więc od niej, łowców skorych zgrajo,
Która wietrzysz kwiat świeży i zataczasz kołem
I myślisz jednej chwili pozyskać mozołem.
To, co niebiosa z laski po dniach męki dają!
Kocham!... Próżno więc wasze oczy ją ścigają.
Bo ja gwiazdy zawieszę dzisiaj nad jej czołem —
I świat cały posadzę za świątecznym stołem.
I rozpocznę z uczt jednę, co kresu nie mają!...
Aby ją zyskać, nie znam trudnego warunku!...
Skonam, wiedząc, że dola ominie ją sroga —
Wstanę z martwych, gdy przy mnie zapomni frasunku!
Kochani! Żadna mnie teraz nie zatrwoży droga —
Zechce, to się wyrzeknę pierwszego całunku
I na rękach ją żywą poniosę do Boga !
IV.
WYZNANIE.
Kocham cię!... niech za tobą biegnie to wyznanie.
I budzi ze snów rannych, z wieczora kołysze.
Pieśnią słowiczą dzwoni, poi jak haszysze —
Noc rozświetla, jaskrawe łagodzi świtanie !
"Kocham" — niechaj nie milknie nawet w huraganie,
Mech czasem, jak zranione ptaszę, ledwie dysze.
Koi każdy twój smutek, mąci głuchą ciszę —
I niechaj wobec Stwórcy za modlitwę stanie !
"Kocham" — niech ci to każda przynosi godzina.
Niech moje " kocham" wszystkie troski twoje grzebie,
Błogosławi twój uśmiech, łzę każdą przeklina!
Niech się gwiazdy w ten wyraz składają na niebie —
" Kocham" będę powtarzał tak długo, jedyna.
Aż mi echa przyniosą to słowo od ciebie!
V.
NIEWIERZ!
Nie wierz ludziom, gdy będą mówić, żem sto razy
Powtarzał już przysięgi moje i westchnienia.
Żem sławił dźwięk takiego, jak twoje, imienia —
I że ciebie kochając, nie jestem bez zmazy!
Spojrzyj!... Tam pielgrzym dłonie kaleczy o głazy
I cel drogi chcąc zbliżyć, ścieżki często zmienia —
Spoczywa w słońcu, jeśli nie znajdzie drzew cienia
I mdlejąc z trudu, błędne powtarza wyrazy!
Tak ja ciebie szukałem!... Los zwodził mnie srodze
I ciężkie stawiał nieraz do przebycia tamy.
Pragnąc, ażebym upadł albo zginął w drodze!
Jestem!... Czyż powitanie sprzeczką zacząć mamy?...
Nie, nie!... Cudna!.. Daj usta!... Puść uczuciom wodze!
Bóg tak chciał, że dopiero dziś się spotykamy!
VI.
PRZECHADZKA.
Daj rękę!... Pójdź!... Porzućmy dziś skargi i gniewy...
Jutrzenka żegna ziemię ostatnim promieniem —
Księżyc wschodzi, lecz zna się z kochanków westchnieniem;
Pójdźmy!... Cyt! słyszysz?... Słowik zaczął swoje śpiewy...
Dziś rozmowy nie skradną nam wietrzne powiewy —
Chcesz, każdy czulszy wyraz zastąpię milczeniem:
Zapomnę nawet, jakiem zowią cię imieniem —
Gdy każesz, stanę cichy, niemy — jak te krzewy!
Patrz! zimną, jak lód ręką chłodzę swoje skronie!
Miłość moja dziś we mnie znalazła rywala —
Czemu więc drżysz, gdy ciebie sam przed sobą bronię?...
Cisza!... Sami jesteśmy... Noc gwiazdy zapala...
Mógłbym teraz, jak burza, porwać cię w swe dłonie
I usta do ust zbliżyć — a patrz! — klękam — zdala!...
VII.
POWOJE.
Znam kwiaty, którym serce podobne jest moje,
Które złorzeczą nocom, wielbiąc słońca blaski,
Konają codzień, wstając codzień z jego łaski —
Czyś jeszcze nie odgadła tych kwiatów?... Powoje!
Zjawisz się, wejrzysz — giną wszystkie niepokoje.
Korzę się w prochu — święte całuję obrazki —
Rajem mi się wydaje ten step życia płaski —
Znikasz — i z tobą szczęścia mego nikną zdroje!...
O! złote moje słońce, zlituj się nademną!
Zmień wyrok, który codzień mnie wskrzesza i grzebie.
Niech się nie budzę próżno — nie konam daremno!
Błagam, nie odchodź!... Zostań wiecznie na mem niebie,
Albo na wieki pogrąż mnie w ową noc ciemną —
Niech umrę — nowych świtów czekając — i ciebie!
VIII.
PROŚBA.
Nie odtrącaj mnie, cudna!... Niech gniew, co się pali
W twej źrenicy i niszczy wszystkie nie nadzieje.
Zagaśnie!... Patrzaj, cały świat ze mnie się śmieje,
A ja ciągle powracam do warg twych korali...
Tam, za progiem, jak stado żarłocznych szakali,
Smutki czekają na mnie, wichry i zawieje —
Co ci szkodzi, że chwilę, tu w szczęściu omdleję?!
Wszakże muszę się zbudzić — i znów pójdę dalej!...
Pragnę tylko, aby ta prośba moja mała
Padła pod twoje stopy, nakształt ciężkiej kłody
I wygnanie to straszne dzień jeden wstrzymała!
Widząc, że inny pije z ust twych wonne miody.
Sam krzyknę: "Dość! wypędzaj?... " i runę, jak skala —
Ale Bóg ci policzy chwilę tej osłody!
IX.
ŁZY.
Posłuchaj starej baśni... "W dalekiej krainie.
Gdzie rzeki, skwarem słońca wysuszone, rzedną,
I inne gwiazdy świecą, a te, nasze, bledną —
Pieśniarz młody zakochał się w cudnej dziewczynie.
Widząc, że próżno skarga z jego serca płynie,
Ostrem żelazem rozdarł w bólu pierś swą biedną —
I konając, wyszeptał to przekleństwo jedno:
"Niechaj źródło łez twoich wyschnie i zaginie!... "
Przekleństwo się spełniło!... Próżno spieszą swaty
I próżno szczęście do stóp dziewczyny się ściele —
Ona wie, że gdy pierzchnie, nie będzie płakała... "
Słuchaj! Jam przy tej baśni usypiał przed laty —
Dziś tobie ją powtarzani, uroczy aniele,
Pytając: "Czyżbyś także łez pozbyć się chciała?... "
X.
SEN.
Jak? — nie wiem! Dość. że naraz przyszło ukojenie —
Myśl przestaje się szarpać — skarg nie śle piosenka,
Oko gaśnie, lecz już się niczego nie lęka,
Bo przed zgaśnięciem lube schwyciło spojrzenie...
Więc to zgon!... Ach, już padły na piersi kamienie,
I kwiaty rzuca jakaś przyjacielska ręka !...
Dzięki !... Pozwólcie spocząć... Niech mnie nic nie nęka.
Nic — nawet twojej, dziewczę, srogości wspomnienie !
Spokój !... cisza !... Wtem powiew czoło me odświeża...
Co to ? I chłód dotkliwy ścina ręce obie ? —
Stwórco, litości!... Więc i w grób zima się zbliża?!...
Nie !... To ty, dziewczę, mimo przechodzisz w żałobie
I nie na mej mogile upatrujesz krzyża —
A ja, biedny, odczuwam chłód twój nawet w grobie !
XI.
WYROK.
Dość tej męki!... Dziś ciebie zmuszę do wyznania:
Co w twych oczach szalona miłość moja warta
I czy pójdziesz w świat na mem ramieniu oparta?...
Bądź szczerą! wszakże tylko kłamstwa Bóg zabrania!
On słyszał moje skargi, zaklęcia i łkania —
Patz! U stóp Jego teraz lśni się biała karta,
Z bolesnej księgi mego żywota wydarta —
Na niej napis: "Poświęcił wszystko dla kochania..."
Milczałaś!!... Dziś wyroku nadeszła godzina —
Nie bój się, nikt praw sobie do mych zwłok nie rości
I nie dbaj, że strach moje kolana ugina!
Zbudź się!... Tam Stwórca czeka, świadom mej miłości!..
Słyszysz?... Wiatr dmie... grad siecze... burza się zaczyna..
To Bóg chce ból mój skrócić piorunem — z litości!
XII.
ŁASKA.
O! zamilcz. !... Wiem!... Odpowiedć twoja już gotowa!
Próżno wrodzona dobroć na słodycz się sili —
"Nie kochasz!" — oczy twoje mówią to w tej chwili,
Chociaż serce truciznę jeszcze w głębi chowa!
Nie kochasz mnie!... Ach czyliż tu potrzebne słowa?
Cóż mi, że twa odpowiedź ten wyrok umili?!
Co skazanemu, jakim mieczem go tracili,
Jeśli pod nim upadla jego biedna głowa?!...
Nie kochasz! Lecz niech wyrok z ust twoich nie płynie,
Wszakże skazanych zwykle prawo laski mami —
Pozwól i mnie to prawo zastosować w czynie...
Słuchaj!... Przyjdę tu codzień — ty codzień oczami
Powiesz swoję: "Nic kocham" — i tak życie minie —
A tam, już Bóg rozstrzygnie ten spór między nami!...
XIII.
KTO WINIEN?
O! to prawda, że w tobie nie ma żadnej winy —
I że wszystkie te skargi, żale i boleści,
Których każda piosenka moja tyle mieści,
Bez twojej — o przecudna! — powstają przyczyny!
Lecz winien czar twych oczu i warg twych rubiny,
Glos srebrny — i prostota — i ten wdzięk niewieści,
Który sprawia, że gniew twój nie rani, lecz pieści —
Winny wszystkie — nie tobie podobne — dziewczyny!
Ach! i szelest sukienki twej zawinił srodze,
I smutek, bo okrutne zadawał mi rany —
I śmiech, z którym tak krótko igrałem bezpiecznie!
Winien Stwórca, że stawił ciebie na mej drodze —
I jam nareszcie winien, że choć niekochany,
Przecie kocham — i cierpię — i chcę cierpieć wiecznie!
XIV.
REZYGNACYA.
Łez, męki. skarg i westchnien przebrała się miara!
Jeśli chcesz mi rzecz przykrą oznajmić — mów śmiało;
Możesz dziś ranić duszę moją rozbolałą —
Nektarem mi się wyda trucizn pełna czara!
Słuchaj!... Dziś we śnie zwodna ścigała mnie mara:
Że mnie nie kochasz — i to rajem mi się zdało —
Żeś mi wzajemną — serce z roskoszy nic drżało —
Ono pęka już, jako rąk twoich ofiara!
Tak, gdy niebaczny lirnik w szalonym zapędzie
Zbyt mocno struną targnie — ona pada łupem
I śpiewne dotąd — niemem staje się narzędzie!
To, żem cię kochał, życia dziś płacę okupem,
Lecz nie wiem, czy się klątwa z piersi nie dobędzie,
Więc pragnę zdala od stóp twoich spocząć — trupem!
XV.
ROZŁĄKA.
Skłamałbym, cudna, mówiąć, żem nigdy korali
Ust twoich nie przeklinał, mimo własnej chęci —
I żem nie pragnął grobów położyć pieczęci
Na tem, com cierpiał — za co serce mi się żali!
Skłamałbym!... Ale dzisiaj, w rozłące, z oddali.
Wierz mi, tylko twą dobroć noszę w mej pamięci —
Na jawie, we śnie, jeszcze twój urok mnie nęci.
I znówbym chętnie serce położył na szali!...
Tak bywa, gdy grób znane nam rysy przykryje —
Wszystkie zawiści wówczas w jego mroku giną,
A za wspomnienie starczy to jedno: "Nie żyje!"...
Tak ja dziś ciebie, śliczna, wspominam, dziewczyno!
I pytam: czyje ręce dręczyły mnie, czyje?...
I wiem tylko, że nie ma ciebie... I łzy płyną!...
XVI.
NOCNĄ CISZĄ.
Dziś wierzę, że myśliwy siłą swego wzroku
Zdolny powstrzymać srogość dzikiego puszcz króla —
Ileż to bowiem razy jej oko utula
Mój smutek i tęsknotę i łzę w mojem oku...
Ileż to razy niemy stoję przy jej boku
I dusza tylko coraz więcej się rozczula —
Ja, com taki wymowny, gdy myśl się rozhula
W nocnej ciszy, za gwiazdką, w skłębionym obłoku!
Ciszy nocna! szalonym ty jesteś doradzcą:
Upaść do nóg — nagiąć ją — i usta różowe
Zamknąć długim łańcuchem całunków tysiąca!...
Lecz cóż zyskam, zostawszy takim świetokradzcą?...
"Kocham" — nie powie, mając tak zamknioną mowę —
Gdy przestanę całować — znów powie: "Nie!" drżąca!...
XVII.
NAD MORZEM.
Co myślę o twem sercu, dziś powiem ci szczerze...
Pusto, a zwierzeń mewy nie słuchają małe —
Smutno, choć słońce wokół złoci piaski białe...
Powiem, a słowa moje zginą w wód tych szmerze.
Patrzaj! Fala tu codzień znosi na wybrzeże
Bursztyn drobny i muszli małych roje całe,
Ale w zamian podmywa tę odwieczną skałę —
Jak ty, tak mało zwraca, a tak wiele bierze!
Obie was Bóg jednakiem pragnieniem zapala:
Fali siłę, a tobie dał postać anioła —
Mnie zaś, jak te kamienie, tam położył — zdala!
Ach, patrz!... Gdziekolwiek stąpię, widzę cię dokoła —
Zawsze myśli zabierasz moje. jak ta fala —
Ale mi nic nie zwracasz w zamian — nic — nic zgoła!
XVIII.
CIEŃ.
Wszystko złudzeniem!... Jeszcze nie zerwane peta,
Jeszcze cień twój każda przynosi godzina,
I rozum z sercem jeszcze dawną walkę wszczyna —
On już nie chce pamiętać, lecz ono pamięta!
Męki!... W każdej gwiazd parze widzę twe oczęta.
Wiosny unikam, bo mi ciebie przypomina —
Śpiew ptasząt, albo dźwięki łagodne pianina
To twój glos. a pogoda — twarz twa uśmiechnięta!
Cudna moja, patrz!.. Próżno wycierpiałem tyle,
Próżno szarpię okowy, których nie pokruszę —
I którym przeznaczono więzić mnie — w mogile!
Ostatnia myśl o tobie uwolni mą duszę —
Lecz teraz... Cieniu, zostań... Chcę żyć jeszcze chwilę!...
Patrz!... Przekląłem cię — i znów błogosławić muszę!
XIX.
RAJ UTRACONY.
Rozstaliśmy się bez skarg i gniewu i żali,
Jednego nawet słowa nie tracąc napróżno —
Milczenie moje było dla ciebie jałmużną.
Łzy twe ciche pożarem, co i dziś mię pali...
I co nas rozdzieliło? — pytamy z oddali,
A przecież każde odtąd idzie drogą różną.
Mijając ścieżkę, w nowem spotkaniu usłużną —
I udając, że serce posiada ze stali...
Słyszę, iż łzami w każdym zalewasz się maju
I choć wiem, że dziś jedno o drugiem nie marzy
Ja twe imię ty moję szepczesz — po zwyczaju!
Lecz próżno klniemy losy — u świętych ołtarzy
Próżno bijemy czołem... Bóg wygnał nas z raju
I dumę naszą u wrót postawił na straży!...
XX.
POWRÓT.
Czemu ci nie złorzeczę, że wiecznie ku tobie
Myśli moję tak biegną, jako ptaków stado.
Co z każdą wiosną wracać musi w północ bladą.
Niedbając, że ledz może w głębiach morskich — w grobie!
Słuchaj! Jam, jak to ptactwo!... Nieraz się sposobię.
By cię zatopić przekleństw okrutnych kaskadą —
By raz wreszcie twą martwość głazu nazwać zdradą —
Wiosna przyjdzie — i klątwy te zwracani ku sobie!...
Patrz! Znów jestem!... A choć wiem już dziś, że daremnie
Duch mój, jak ptactwo z wiosną, do ciebie powraca,
Chcę znów spojrzeć w twe oczy, nim odejdę w ciemnię...
O! nie drzyj ty, że powrót taki życie skraca,
Bo gdy muszę bez ciebie żyć, a ty bezemnie —
Spojrzenie każde — wierz mi! — hojnie się opłaca!...
XXI.
NIEZAPOMNIANA.
Biegł dzień za dniem — płynęły lata za latami,
Mgłą zasnuwając zwolna młodych snów widziadło —
I codzień któreś z dawnych marzeń w grób się kładło.
Niknąc z przed oczu, jak liść. porwany falami!
Byłbym więc przysiąkł, że nic niema między nami.
Że już nawet wspomnienie czaru twego zbladło —
A dziś? Patrz! Ledwie imię twe obok mnie padło.
Oczy moje wbrew chęci, znów zachodzą łzami!...
Cudna! Więc złudą, że czas cokolwiek odmienia?
Złudą, że zamrzesz, gdyś w mem sercu pogrzebana —
I że ujdę nareszcie losom przeznaczenia?...
Tak! to złuda!... Serdeczna nie zgoi się rana —
I nigdzie już przed tobą nie znajdę schronienia.
Cudna moja! — okrutna! — a niezapomniana!
XXII.
NIE BUDŹ MNIE!
Nie budź mnie!... Strun strzaskanej nie nawięzuj lutni!
Nie chciej, bym własną dłonią szarpał blizny świeże
I niósł znowu, po drodze cierniowej, w ofierze.
Ten strzęp serca, jak owi pielgrzymi pokutni!
Nie budź ty mnie!... Ja z sobą nowej nie chcę kłótni —
Słuchaj! — nieraz kłamałem — tobie powiem szczerze.
Że w powrót nowej wiosny mojej nie uwierzę.
Choć targnę struny, jako bardowie rozrzutni!...
A ty podążasz z wiarą w wartkie życia tonie —
I idziesz ku mnie cudna, róż zapachem tchnąca,
Myśląc, że można wieńczyć w zieleń martwe skronie?!...
Gwiazdo błędna! — wybrana ty jedna z tysiąca —
Idź, na Boga! — gdyż ja mam tak nieszczęsne dłonie.
Że słoncebym zagasił, gdybym tknął się słońca!...
XXIII.
EPILOG.
Chwalisz pani te rymy i mówisz: "Mon Dieu!
O nieszczęsnej miłości pan tak ładnie pisze,
Że piosnka, jak melodya, do marzeń kołysze —
I myśl mdleje... savezvous ?... a puls żywiej bije....
Cóżby to było. gdybyś zdobył serce czyje —
W kochaniu znalazł rozkosz, upojenie, ciszę?
Lub gdyby ta. co dotąd dręczy cię, jak słyszę,
Avec ses mains, ses petites, oplotła ci szyję?"...
— Ach! gdyby!... Piękna pani, wyznaję w pokorze,
Że nie wiem, jakbym święcił owe szczęsne gody —
I jakąbym pieśń przyniósł tej łaskawej w dani...
Mais, madame... nie zaszkodzi jednak przestrzedz może.
Że historyi szczęśliwe nie mają narody,
Co i ludzi dotyczy... Zresztą — spróbuj pani!...
OBRAZKI Z NATURY.
NAD BAŁTYKIEM.
Nie masz pereł w swem łonie, ni skarbów tysiąca,
Lazurów nie odbijasz w sobie, jak Sorrento,
Częściej gniewną twarz nosisz, niśli uśmiechniętą,
A jednak na twój widok pierś się wznosi drżąca.
Dziś lic twoich pogodnych wicher nie zamącą,
Toń cicha, jakby jakieś odczuwała święto —
I wspominała chwilę, przed wieki poczętą,
Lub całowała losów prawicę — milcząca!
"Głada dziś, panie!" — szepcze rybak, śląc w przestworze
Wzrok swój smutny i czoło marszcząc postarzałe...
Znam powód troski — połów udać się nie może.
Dlań fale za spokojne — we mnie burze cale
Myśli, gniewu, nadziei... Wreszcie głowę korzę...
"Pociesz się, starcze — mówię — i głady nietrwałe!"
DOM BŁOGOSŁAWIONY.
Od południa, pod ścianą, krzewy winogradu.
Z niemi cichy spór wiedzie o słońce morela.
Przed oknami świerk miody ku niebiosom strzela
A nad drogą dąb stary szemrze obok sadu...
Walki, jeśli tu były. już z nich niema śladu —
Wewnątrz dom cały pełen cichego wesela;
Ledwieś wszedł — już witają w tobie przyjaciela
Ledwieś spoczął — upaja cię ten obraz ładu...
Spojrzysz smutniej — gospodarz troskę twoją łowi
I pyta: coś utracił na życia rozłogu? —
I milknie, gdy wędrowiec nic mu nie odpowie...
A gdy żegnasz się z tymi ludźmi, tam, u progu,
Szepczesz, chcąc nie chcąc: "Pokój takiemu domowi"
I gdyś grzeszny, polecasz duszę swoją Bogu!
CISZA.
Drzewa w sadzie szumiały — wśród skargi, czy jęku...
Naraz słońce zagasło, chmurą przysłonione —
Ptaszę przerwało świegot i patrzy zdziwione,
A pszczoła, co w ul biegła, spoczęła na pieńku...
Rzekłbyś: Bóg spojrzał gniewnie — i wszystko wśród lęku
Ucichło nagle — smutne, bezwiedne, strwożone —
Tylko brzoza ugina gałązki zielone,
Lecz, jak niemy, co usty porusza bez dźwięku!
Patrząc, nie możesz jednej oprzeć się obawie:
Że przyroda tak będzie po wiekach konała,
Gdy Bóg nie zechce na świat już spojrzeć łaskawie...
Spojrzał!... Wiatr powiał znowu... pszczoła się zerwała —
Owoc dojrzały opadł... rybka pluszcze w stawie...
Żyjemy!... Nawet brzoza przemówiła: "Chwała!"
GHAZELE.
I.
MARNOŚĆ!
Marnością życie! — mówi starzec osiwiały, —
Patrzaj! kres jego muszę dziś łzami oblewać...
Marnością krasa! — mówi róży krzew zczernialy —
Patrz, tu lśniły się kwiaty, dziś nie ma co zrywać...
Marnością pieśni! — mówi słowik oniemiały —
Rzuciłem je, gdy słońce przestało dogrzewać...
Wierzę wam: starcze, różo i słowiku mały,
Lecz jam młody — chce jak wy, wprzód żyć, kwitnąć, śpiewać.
II.
CZUĆ i MYŚLEC.
Widzisz obłok ten lekki, strojny w słońca szkarłaty?
Mknie w dal siną, nie wiedząc, co to jest czuć i myśleć.
Widzisz rój gwiazd w lazurze? Jakżeż blask ich bogaty!
One bledną, nie znając, co to jest czuć i myśleć...
Widzisz ten gaj róż wonnych? jak wspaniałe ich szaty!
One płoną nie mogąc ani czuć nic. ni myśleć...
I tyś piękną jak obłok ten i gwiazdy i kwiaty —
Chcesz być ludziom podobną? — musisz i czuć i myśleć...
III.
ZAPYTANIE?
Pytałem cudnych gwiazd, czy można kochać ciebie?
"Można, można!" — mrugały, dziewczyno — Słyszał to słowikbrat, maj wtedy był na niebie:
"Trzeba trzeba!" — wyśpiewał, dziewczyno — Słyszał i mędrzec ów. co w starych księgach grzebie.
"Musisz kochać!" — powiedział, dziewczyno — Ach, tylko AniołStróż, on jeden odgadł ciebie:
"Szkoda!" — z żalem wyszeptał, dziewczyno!...
IV.
PAMIĘTAJ !..
Pamiętaj, że świt pogodny mami,
Mając grom pod swą wodzą, pamiętaj —
Że i piosenki przesiąkłe łzami,
Niekiedy z życiem godzą, pamiętaj —
Żem z tych. co stopy ranią cierniami,
Jeśli za tobą chodzą, pamiętaj —
Ach, że i bóstwa cudne czasami
Także się bez serc rodzą, pamiętaj!...
V.
ZAWSZE TY!...
Wierz mi. każda piosenka moja dzieleni twojem:
Spojrzysz łaskawiej — dwuwiersz powstaje, kochana.
Uśmiechniesz się — sonetów oplatam cię zwojem,
Przemówisz — harf eolskich dźwięk chwytani, kochana
Gniewnaś na mnie — z serdecznym kreślę niepokojeni
Taką, jak ta, ghazelę — ze skargą — kochana...
Spróbuj ty mnie pokochać — gwiazdy zbiegną rojem,
Ścieląc się pod twe stopy drobniuchne, kochana!...
VI.
KIEDY GRZESZĘ?
Nie grzeszę, gdy twoje usteczka różane
Całuję i pieszczę bez miary —
Nie grzeszę, gdy z ocząt twych spijam słodycze.
A czasem łzy gorzkie. bez miary —
Nie grzeszę, gdy Boga przyzywam na świadka
Mojego kochania bez miary —
Lecz kiedy przysięgom twym wierzę, jedyna.
Ach, wtedy ja grzeszę bez miary!
VII.
NIE MOŻNA...
Można umrzeć w obcej stronie, dziewczyno,
A wśród swoich przecie ożyć na nowo;
Można we krwi skąpać dłonie, dziewczyno,
A zachować czystą szatę godową —
Można żyć w wulkanów łonie, dziewczyno,
I z burzliwych głębi morskich wyjść zdrowo
Ale spojrzeć w ócz twych tonie, dziewczyno,
Ach, nie można, nie chcąc cierpieć na nowo!
VIII.
SZALONY.
Nie żałuję, żem dla złud młodości, szalony.
Pół żywota w pogoni próżnej strawił marnie.
Ani, żem serca trochę pożądał, szalony.
Wierząc, iż przecie mnie ktoś do siebie przygarnie.
Ani, żem piosnkom moim zaufał, szalony.
Myśląc, że one ludzkie ukoją męczarnie —
Lecz żałuję, żem usta twe rzucił, szalony.
Mogąc je dłużej jeszcze całować bezkarnie!
IX.
KARA.
Stwórca, pragnąc gwiazd roje zawstydzić — za karę,
Dwie z nich zerwał — i zamiast oczu — oddał tobie;
Pragnął też wiosny pychę poskromić — za karę,
I rzekł: "Żywa po ziemskim chodzić będzie globie" —
I dzieła swego nie chcąc dać ludziom — za karę,
Serce twoje za życia w zimnym zamknął grobie —
I mnie chciał do stóp swoich przyciągnąć — za karę,
Rzekł więc: "Kochaj ją!... w wiecznej żyć będziesz żałobie!"
X.
LITOŚCI!
Słuchaj! Gdy los mnie karcił za winy,
Cierpiąc, nie chciałem prosić: litości
Pierś nadstawiałem za marne czyny,
Nie dbając, kiedy, gdzie złożę kości —
Gdy mnie zwodziły inne dziewczyny.
fam wzajem płacił z nawiązką, w złości
Do ciebie tylko — jednej, jedynej,
Zanoszę korną prośbę: litości!...
XI.
GDYBYŚ TY MNIE KOCHAŁA!...
Gdybyś ty mnie kochała, uroczy aniele,
Z łez moich wzrósłby szczęścia zdrój, gdybyś kochała;
I lutni mej, co każde dziś mąci wesele.
Łagodny, dźwięczny dałbym strój, gdybyś kochała —
Ach! i śmiertelnym wrogom w łaknące gardziele
Chleb powszednibym ciskał swój, gdybyś kochała —
I grób nasz wspólny w świętych pamiątek kościele
Krasiłby wiecznie bluszczów zwój, gdybyś kochała!
XII.
OSĄDŹ SAMA.
Czy mogę cię zapomnieć, cudna, osądź sama,
Gdy wiosna każda głosi wszystkie twoję czary?
Czy mogę ci złorzeczyć, cudna, osądź sama.
Gdy mi lato przynosi twych całunków żary?
Czy mogę cię porzucić, cudna, osądź sama.
Gdy jesień tak się prosi o minione mary?
Czy mogę się nie skarżyć, cudna, osądź sama,
Gdy zima chłód twój nosi i ból wznawia stary?...
XIII.
ZNAM OCZY...
Znam oczy, co wstrzymają łez moich potoki,
Jeśli spojrzą łaskawie — są to oczy twoje.
Znam serce, które ból mój uleczy głęboki,
Jeśli dla mnie uderzy — jest to serce twoje.
Znam usta, które w grobie zbudzą moje zwłoki,
Jeśli szepną me imię — są to usta twoje,
I słowa znam. co ściągną na ziemię obłoki
I gwiazdy — i raj stworzą... "Kocham" — słowa twoje.
XIV.
TAK BYC MUSI.
Wiem, że lody przepadną, gdy wiosna uroczy
Wdzięk na świat boży rzuci znowu — tak być musi
Wiem, że zamarłe serce robak nędzny stoczy
I resztki wichrom na żer odda — tak być musi —
Wiem. że kiedyś niebieskich nie stanie przezroczy
I ty się nawet w nicość zmienisz — tak być musi —
I to wiem, że ilekroć spotkam twoje oczy.
Będę się Bogu skarżył, żem żyw — tak być musi!
XV.
CO MI TAM!
Co mi tam wir codziennych trosk, co mi tam,
Gdy wiosna dziś daje mi kwiat i wino;
Co mi tam ktoś, co kona hen! — co mi tam,
Gdy ty mi warg nie skąpisz swych, dziewczyno;
Co mi tam łzy, choć krwawe są, co mi tam,
Gdy pieśni me tak cicho rankiem płyną;
Co mi tam żal, co serce rwie, co mi tam,
Gdy przy mnie dziś i pieśń — i ty — i wino!...
XVI.
TO DARMO!...
A jednak zawsze przyjdzie po dniu noc, to darmo —
I w snach nadziemskich może ziemia śnić się jedna;
I mężny czasem może drżeć z trwogi, to darmo —
I najstraszniejszą zbrodnia może być bezwiedna;
I łzy są, które wzajem łzy budzą, to darmo —
I dusze smutne, których nic już nie przejedna
I miłość wielka może zbudzić się, to darmo —
I w poniewierce konać — niepoznana — biedna!
XVII.
PRÓŻNO PRAGNĘ ZAPOMNIEĆ!...
Mógłbym o ust jej różach ponętnych zapomnieć,
Choć często były pełne i fałszu i zdrady —
Mógłbym o pocałunkach jej wonnych zapomnieć.
Chociaż one sączyły we mnie trucizn jady —
Mógłbym nawet o blasku jej oczu zapomnieć,
Choć ran na sercu po nich dotąd noszę ślady —
Lecz, że ona płakała z mej winy — zapomnieć.
Próżno pragnę i na to śmierć nie znajdzie rady!
XVIII.
POMYŚL O MNIE.
Pomyśl o mnie, gdy maj cię obsypie kwiatami
I słowik zacznie pieśni bez słów — pomyśl o mnie.
Pomyśl o mnie, gdy w życiu spotkasz się ze łzami
I gdy uśmiech osuszy je znów — pomyśl o mnie.
Pomyśl o mnie, gdy grób mój stanie między nami
I gdy spocznę w nim bez skarg i snów — pomyśl o mnie.
Pomyśl o mnie bez żalu, jedyna, czasami,
Choć ja żal mój poniosę w grób ów — pomyśl o mnie.
XIX.
TWOJE SERCE.
Przecudne niebios lazury
Barwę twym oczom nadały;
Róże w swe pyszne purpury
Usteczka twoje ubrały;
Anielskich melodyj chóry
Przy głosie twoim skonały...
Czemuż najdwardsze marmury
Na twe się serce składały?...
XX.
OKRUTNA!...
Że oczy twoje mogą siać blaski dziewczyno,
To słońce, blednąc zwolna po zgonie twym powie;
Żeś w wady swych rówieśnic ubogą, dziewczyno,
Każdy po jednem twojem musi poznać słowie:
I żeś dla mnie nad wszystko jest drogą, — dziewczyno,
Kto zapragnie, z piosenek mych o tem się dowie —
Ale jakąś ty dla mnie jest srogą, dziewczyno,
Tego ja, i nikt, ziemską mową nie wypowie!...
XXI.
NIE WIERZ!
Nie wierz, cudna dziewczyno, że wiosna, co roku.
Te same kwiaty wraca — nie wierz temu —
Nie wierz, iż gwiazdy znowu dziś wstaną o zmroku,
Tam, gdzie zagasły rankiem — nie wierz temu —
Nie wierz, iż niebo strzeże cię na każdym kroku,
Żeś nie skrzywdziła mnie ty — nie wierz temu —
I mnie nie wierz, choć powiem ci dziś bez łzy w oku,
Żem już zapomniał ciebie — nie wierz temu!
XXII.
PRÓŻNO.
Próżno się blaski słońca bronią.
Jako rywale twe, dziewczyno —
Próżno i kwiaty główki kłonią,
Boś kwiatem sama ty, dziewczyno —
Próżno dziewczęta inne gonią
Za mną, gdym twoim już, dziewczyno
Próżno i oczy me łzy ronią.
Gdy ty nie widzisz ich, dziewczyno!
XXIII.
JAK DAWNIEJ!
Przekląłem błękit, przecież w oczy mi się śmieje,
Siejąc blaski i mroki naprzemian, jak dawniej —
Strzaskałem lutnię, a z nią wszystkie me nadzieje,
Struna została jedna — i dźwięczy, jak dawniej —
Uciekłem w świat, chcąc zmienić żywota koleje,
A przecież są i dzisiaj męczarnią, jak dawniej —
I ciebiem, cudna, rzucił!... A choć serce mdleje.
Przecież jeszcze cię widzę — i kocham — jak dawniej!...
XXIV.
MIŁOŚĆ.
Patrz, dziewczę! W przędzy życia mego szarej
Snują się cudne, złote nici — miłość;
Słuchaj! Przeróżne nęciły mię czary —
Jeden był tylko wielkiej ceny — miłość:
Patrzaj! Wiośnianych snów odbiegły mary.
Jedna mię dotąd z życiem godzi — miłość;
Słuchaj! Ostrożnie przyjmuj świata dary,
Bo jeden tylko wart podzięki — miłość!...
XXV.
DZIŚ i JUTRO.
Jutro, o moja dziewczyno,
Mam pójść w krainy nieznane
Jutro — nie zgadnę, dziewczyno,
Co szczere, a co kłamane —
Jutro dal ciemna, dziewczyno
Serdeczną zagoi ranę —
Jutro — zapomnij, dziewczyno,
Lecz dziś, daj usta różane!...
XXVI.
TYLKO TY JEDNA !
Tylko ty jedna, dziewczyno, możesz mi wrota
Raju otworzyć na ziemi — tylko ty jedna!
I możesz sprawić, dziewczyno, by dola złota
Wróciła z czary dawnemi — tylko ty jedna!
Splątany węzeł, dziewczyno, mego żywota
Rozwiążesz dłońmi swojemi — tylko ty jedna!
Czyż ci nie przyjdzie, dziewczyno, dzisiaj ochota
Te cuda czynić na ziemi?... Jedyna. Jedna!...
XXVII.
CZEMU?
Czemu wyciągani dłoń do świata.
Gdyś ty rzuciła mnie, dziewczyno
Czemu się serce z ludźmi brata,
Gdyś ty zraniła je, dziewczyno —
Czemu się biedna myśl kołata.
Gdy nie za tobą niknie, dziewczyno
I czemu próżno idą lata.
Gdy grób przybliża się dziewczyno!...
XXVIII.
PÓKIŚ BYŁA MOJĄ...
Więc ty pytasz mnie dzisiaj z twarzą zagniewaną:
Gdzie skarby, którem znosił, pókiś była moją —
I wyśmiewasz piosenkę, w której ci co rano
Serdeczne "kocham" słałem, pókiś była moją?...
Próżny śmiech!... Jam ci wskazał krainę nieznaną,
Pełną tęcz, gwiazd i woni, pókiś była moją —
Słuchaj, niewdzięczna: pieśń ta złote niosła wiano,
Bo uczyła cię kochać — pókiś była moją!
XXIX.
JAK MAŁO!
O! jakże to mało, niedobra dziewczyno,
W mym skarbcu pamiątek po tobie, jak mało!
Patrz, obraz twój miły i kwiecie, dziewczyno.
Co na twem serduszku w mych oczach skonało —
I myśl ta, że wiecznie już, wiecznie, dziewczyno.
Me szczęście, jak cień twój, przy tobie zostało —
I ból ten. co serce rwie w strzępy, dziewczyno...
Jak mało pamiątek po tobie, jak mało!
XXX.
NIE MYŚL WIĘCEJ O MNIE!
A jednak opuść mnie i z losów szczodrej ręki
Uśmiech i kwiaty bierz — i nie myśl więcej o mnie —
A gdy wśród życia dróg serdeczne spotkasz męki,
Oczy swe dłońmi skryj — i nie myśl więcej o mnie —
I w małych piosnkach mych odnajduj same dźwięki,
Łzy inni znajdą tam — ty nie myśl więcej o mnie!
Szczęśliwą pragniesz być?... Dzięki ci za to, dzięki —
Jam tego dla cię chciał — więc nie myśl więcej o mnie!...
SPIS RZECZY. [Zgodnie z oryginałem]
SONETY:
Spotkanie........ I.
Noc balowa ........ II.
Kocham!.......... III.
Wyznanie ......... IV.
Nie wierz!......... V.
Przechadzka......... VI.
Powoje.......... VII.
Prośba.......... VIII.
Łzy........... IX.
Sen......... . X.
Wyrok.......... XI.
Łaska.......... XII.
Kto winien?......... XIII.
Rezygnacja ......... XIV.
Rozłąka..... ... XV.
Nocną ciszą......... . XVI.
Nad morzem..... ... XVII.
Cień........... XVIII.
Raj utracony...... . XIX.
Powrót........ XX.
Niezapomniana .... ... XXI.
Nie budź mnie! ........ XXII.
Epilog.......... XXIII.
Nad Bałtykiem. Dom błogosławiony. Cisza.
GHAZELE:
Marność........ I.
Czuć i myśleć......... II.
Zapytanie......... III.
Pamiętaj!.......... IV.
Zawsze ty!.......... V.
Kiedy grzeszę?... VI.
Nie można...... VII.
Szalony...... VIII.
Za karę. ......... .. IX.
Litości!....... X.
Gdybyś ty mnie kochała! .. XI.
Osądź sama......... XII.
Znam oczy...... ... XIII,
Tak być musi...... XIV.
Co mi tam! ........ XV.
To darmo! . ....... XVI.
Próżno pragnę zapomnieć !..... XVII.
Pomyśl o mnie! ........ XVIII.
Twoje serce......... XIX.
Okrutna!......... XX.
Nie wierz temu!........ XXI.
Próżno!.......... XXII.
Jak dawniej......... XXIII.
Miłość .. ....... XXIV.
Dziś i jutro......... XXV.
Tylko ty jedna !. ...... XXVI.
Czemu ?.......... XXVII
Pólkiś była moją.... .... XXVIII
Jak mało! .......... XXIX.
Me myśl więcej o mnie! XXX.
Łętowski Julian