Seamu to Seamus, ty to ty
3.
DRACO
Ptaszki i skrzypce stają się coraz bardziej nie do zniesienia. To się musi skończyć. Jedyny problem - nie wiem jak to zrobić.
W takim razie, gdy nikt nie patrzył (a to wcale nie jest takie łatwe zadanie - no bo kto nie chciałby na mnie patrzeć? Z wyjątkiem Pottera, oczywiście. Cholera!), wślizgnąłem się - ze wstydem muszę to przyznać - do mugolskiej sekcji w bibliotece.
No co, byłem zdesperowany!
Usiadłem w opuszczonym kącie i powoli zacząłem przeglądać znalezione książki. Z tytułami takimi jak: „Korzystając z życia” czy „Jak zrozumieć swoje wewnętrzne ja”. Tak, byłem na tyle zdesperowany, by zniżyć się do takiego poziomu. Książki okazały się kompletnymi bzdurami - czego innego mogłem oczekiwać - ale wykorzystałem kilka z pomysłów.
W jednej było napisane, że aby zacząć w pełni kontrolować własne życie (które, przyznajmy, zaczęło zamieniać się w jakiś cholerny koszmar - a wszystko przez pieprzonego Pottera), powinienem znaleźć swój motyw przewodni. Melodię, która by odzwierciedlała to, kim naprawdę jestem. Powinienem ją sobie nucić w umyśle, jak tylko poczuję że… rozpadam się.
Nie mogę - co to za szajs! Nic dziwnego, że Czarny Pan chce ich wszystkich wybić!
Ale znalezienie takiego motywu przewodniego było cholernie łatwe. Weird Sisters: „Jestem zimnym draniem, który nie potrzebuje nikogo”. He he. Tak, tak było przez całe moje życie. I nie zaczynajcie mi tu, że teraz to się zmieniło. Odwalcie się, dobra?! Nie potrzebuję pouczeń, a już na pewno nie od was!
Powinienem także pomyśleć nad mantrą - czymś, co mógłbym sobie gdzieś zapisać i odczytywać to, gdyby sprawy przybrały szczególnie zły obrót. Jedyne co mi przyszło do głowy: „Nazywam się Draco Malfoy. Nie potrzebuję drugiej połowy. A te wszystkie hałasy powstają w mojej głowie”.
Całkiem dobre, nie? Harry już nie będzie na mnie działał.
Ta. Jasne. W OGÓLE.
HERMIONA
Harry ostatnio jest bardzo przygnębiony.
Nie jestem pewna dlaczego, ale wybrał mnie na swojego powiernika. Ron mógłby się wydawać bardziej oczywistym wyborem, ale powiedzmy sobie szczerze - mimo tego, że bardzo go kocham, to nie nadaje się do takiego typu rozmów. Prawdopodobnie uciekłby z krzykiem, to pewne.
Harry zaufał właśnie mnie. Teraz już wiem, że odkąd poznał prawdę, nie może sobie z tym poradzić. Ktoś mógłby pomyśleć, że wyglądanie tak jak on jest czymś wspaniałym, że otwiera wszystkie drzwi i może pomóc w urzeczywistnianiu marzeń.
To z jednej strony prawda. Ale i tak Harry ma z tego powodu całą masę problemów.
Blaise'owi Zabiniemu nie udało się go poderwać, ale ten incydent został nagłośniony na cały Hogwart przez - a to ci nowość - Seamusa. Dlatego teraz wiele osób doszło do wniosku, że skoro Zabini mógł się wziąć na odwagę, to oni też mogą. Jak na razie to było jakieś dwanaście osób (o tylu w każdym razie wiem), głównie z siódmego roku. Wszyscy flirtowali z Harrym. Powiedzmy tylko, że mógłby stracić dziewictwo z każdym, o każdej porze dnia i nocy. Ale wszystkich odrzucił. Byłam trochę zaskoczona - w końcu jest nastoletnim chłopakiem.
Jednakże Harry nie chciał, aby doszło do tego w taki sposób. „Nie chcę się z kimś przespać tylko dlatego, że podobam się mu fizycznie!” powiedział kilkakrotnie. „Chcę, żeby temu komuś zależało na mnie”.
Harry potrzebuje uczucia. Tylko tego pragnie. A jakoś nikt nie potrafi tego zrozumieć. Może być kompletnie niedoświadczony jeżeli chodzi o sprawy wewnątrzsypialniane, ale doskonale wie (to dziwne u szesnastolatka), czego pragnie poza nią.
HARRY
Nie proszę o fajerwerki. Chcę tylko osoby, która polubi mnie, będzie chciała poznać mnie bliżej. A nie tylko te głupie plotki, nie tylko moją bliznę czy co tam innego takiego atrakcyjnego jest we mnie.
Chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy. A w każdym razie było tak normalne, jak to możliwe. Wtedy mógłbym tylko martwić się o to, czy ktoś chce być ze mną, bo jestem Chłopcem, Który Przeżył. Teraz nie mogę ufać nikomu.
Nie jestem aż tak naiwny, żeby od razu mówić o miłości. No dobra, jestem naiwny, przyznaję, ale nie w kwestii uczuć. Chcę po prostu jakąś miłą osobę, dziewczynę lub chłopaka, który spojrzawszy na mnie, ujrzałby osobę wartą dogłębniejszego poznania. Nie kogoś na jedną noc. Nie kogoś, kogo można użyć i wykorzystać.
Czy to naprawdę tak wiele?
DRACO
Nienawidzę mugoli! Cholernie ich nienawidzę!
Uwierzcie, przez chwilę miałem nadzieję, że MOŻE mugole nie są kompletnie bezużyteczni. Może potrafią wymyślić coś mądrego… jak na przykład ten pomysł z piosenką. Przez chwilę, przez jedną krótką chwilę, sądziłem, że to niezły pomysł.
Och, jakże się myliłem.
Pamiętacie pewnie, że starałem się uciszyć cholerne ćwierkanie i rzępolenie. Zastąpić je jakąś melodią. Powtarzając mantrę. I w ogóle chciałem wrócić do bycia zimnym dziedzicem Malfoyów, którym byłem zanim za… eee, zanim Potter się zmienił.
Próbowałem. Harry szedł korytarzem i jak zwykle wyglądał słodko… eee… chodzi mi o to… do diabła. Dobra. Potter jest słodki. I wspaniały. I uroczy. Macie z tym jakiś problem?
Kilka razy gwałtownie pokręciłem głową, próbując wyrzucić z głowy te myśli - zacząłem nucić piosenkę. Cholera, to naprawdę działa. „Jestem zimnym draniem, który nie potrzebuje nikogo… la la la la la la la la… Nie potrzebuję ni…”
Wtedy zdarzyło się coś strasznego. W środku tego świetnego gitarowego riffu, ten inny rytm zaczął brzmieć w mojej głowie! Potem włączyła się druga gitara - i pojawił się głos:
”Pragniesz czegoś, czego nie powinieneś, ale im bardziej zdajesz sobie z tego sprawę, tym mocniej tego chcesz…”
Merlinie, NIE.
W jakiś dziwaczny sposób moja piosenka zmieniła się w „Ain't No Sunshine” (1). Wyjącą w moim umyśle na cały regulator.
Niech to szlag, przecież to cholerna mugolska piosenka! Dlaczego?! Dlaczego ja?!
To nie chciało się zamknąć. Próbowałem z całych sił nucić moje „Jestem zimnym draniem…”, ale to nie działało. Ta druga piosenka leciała praktycznie przez cały czas, a gdy tylko w pobliżu pojawiał się pewien szczególny Gryfon, robiła się głośniejsza.
Cholera!
Nie mogę normalnie funkcjonować. Skrzypce i ptaszki dało się jeszcze jakoś ignorować - traktować jako tło, albo coś - ale „Ain't No Sunshine” nie da się wyłączyć. Gdy tylko słyszę to w głowie, natychmiast zaczynam wystukiwać rytm. Nawet przebrzydły Blaise to zauważył.
- Draco, czy możesz przestać tak stukać?!
Właśnie że nie mogę.
Wiem co myślicie. Że ta piosenka chodzi mi po głowie, bo pasuje do sytuacji. Mylicie się. Słońce świeci, kiedy Pottera nie ma w pobliżu. Oczywiście niezbyt mocno, w końcu mieszkamy w Szkocji, ale nie ma żadnego zaćmienia czy czegoś tam.
A ja nie żyję w żadnym cholernym domu, więc jak to ma niby do mnie pasować (2)? Myślicie, że kim jestem? Żyję w rezydencji. Jestem Malfoyem, na litość boską!
Nie, na pewno nie ma żadnych podobieństw.
HARRY
Ostatnio Malfoy zachowuje się bardzo dziwnie.
Prawie jakby… mnie unikał. Gdy tylko mnie widzi, robi się jeszcze bledszy (o ile to w ogóle możliwe) i rusza w przeciwnym kierunku. Nie żebym jakoś specjalnie tęsknił za jego towarzystwem czy coś, ale to dziwne.
Myślę, że ma nerwicę natręctw (3) albo coś w tym stylu. Cały czas stuka, palcami albo nogami. Wygląda, jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiał, jakby był zirytowany przez własne myśli - jeżeli to w ogóle ma jakiś sens. Kiedy indziej, gdy nikt nie patrzył, zaczął mamrotać coś do siebie i walić głową w ścianę, kilkakrotnie.
Ciekawe, co z nim jest nie tak…
RON
Kiedy już zacząłem myśleć, że nic bardziej niedorzecznego nie może się wydarzyć, okazało się inaczej.
Harry dostał dziś bardzo śmieszne listy. Oczywiście wcześniej też je otrzymywał (najczęściej od czterdziestoletnich czarownic, które były gotowe dla niego opuścić swoich mężów), ale gdy przeczytał dziś pierwszy, wypluł na niego cały sok dyniowy, który właśnie pił. Jak na dobrego i troskliwego przyjaciela przystało, spytałem co się stało.
Harry spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Oni… oni chcą zrobić ze mną oficjalny kalendarz! - wydukał. Oboje z Mioną wpatrywaliśmy się w niego. - Ale to nie wszystko! Ten facet jest skłonny zapłacić mi milion galeonów, jeżeli będę pozował do tych zdjęć… - zniżył głos do szeptu - nago i w… sezonowych strojach!
Tego było za wiele dla mojej dziewczyny - wybuchnęła śmiechem, który był bardzo niehermionowski. Zrobiła się czerwona, gdy spojrzeliśmy na nią z niedowierzaniem.
- Przepraszam - powiedziała kilka minut później, gdy już się trochę uspokoiła. - Po prostu nagle wyobraziłam sobie Harry'ego w stroju Świętego Mikołaja…
- Miona, oni prawdopodobnie chcieliby, żebym wystąpił bez tego stroju! - krzyknął Harry, znów zmuszając Hermionę do chichotu. Jeżeli ona tak zareagowała na tę informację, to aż bał się myśleć, co może powiedzieć na przykład Lavender Brown.
Ale to w końcu milion galeonów. Jako najlepszy przyjaciel Harry'ego, musiałem mu to uświadomić.
- Harry, ale to w końcu milion galeonów - stwierdziłem. Spojrzał na mnie z ukosa.
- Tak, Ron - powiedział głosem, jakby tłumaczył coś trzyletniemu dziecku - milion galeonów za to, żebym się rozebrał do zdjęć, pewnie za wyjątkiem tych jesiennych, gdzie może okrywałoby mnie trochę liści! A potem te fotki zostałyby wydrukowane w tysiącach egzemplarzy na całym świecie. Już rozumiesz, dlaczego odczuwam pewne opory?!
Cóż, jeśli tak na to spojrzeć…
- Chyba masz rację. - Na chwilę zamilknąłem. - Ale Harry, milion galeonów!
Mój kumpel jakby zawarczał cicho, otwierając drugi list. Był napisany na drogo wyglądającym, cienkim pergaminie, na wierzchu posiadał wyglądającą na bardzo oficjalną pieczęć.
Gdy Harry czytał, jego oczy robiły się coraz większe, a usta otwierały.
- Harry, co tam jest? - spytała z niecierpliwością Hermiona.
- Ta-ta rodzina chce ze mną negocjować w sprawie mojego ślubu z ich córką! Dołączyli nawet zdjęcie! - W drżących dłoniach trzymał fotografię.
Długonoga blondynka szczerzyła się radośnie, mrugając do nas zalotnie. Hermiona prychnęła.
- Ewidentnie farbowana - stwierdziła ironicznie. - Stać cię na kogoś dużo lepszego.
Harry spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Jej rodzina właśnie zaproponowała mi aranżowane małżeństwo, a ty zachowujesz się tak, jakby nic takiego się nie stało! - wrzasnął.
Miona nawet nie mrugnęła okiem.
- Wiele czarodziejskich rodzin tworzy takie kontrakty - powiedziała. - Czytałam o tym w „Przedłużając linie krwi: Czarodziejska prokreacja od 1600 roku”. Wiele czystokrwistych rodów chce dbać o czystość krwi. Oczywiście w większości to brednie, ale jednak.
- W takim razie dlaczego Ron nie poślubi kogoś w taki sposób? - spytał niechętnie Harry.
- Bo nie jest taki ważny.
Nieważny! Za kogo ona się uważa?!
- Nieważny?! - krzyknąłem. - Za kogo ty się uważasz?!
Hermiona tylko westchnęła i przewróciła oczami. Nawet nie przeprosiła!
- Chodziło mi o to, że twoja rodzina nie posiada takiego prestiżu, Ron - wyjaśniła. - Nie ty
Od razu poczułem się lepiej.
- Na przykład taki Malfoy na pewno ma dużo podobnych ofert. - Wszyscy odwróciliśmy się w jego stronę i prawie natychmiast znów zaczął wystukiwać jakiś dziwaczny rytm.
Nawet nie udaję, że rozumiem tego dupka.
Miona wzięła list od Harry'ego.
- Co to w ogóle za rodzina? - Przez chwilę czytała i jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. - Van Weydonowie?! Na bogów, Harry - to jedna z najważniejszych rodzin czarodziejskich na świecie!
- Nie to, co moja… - mruknąłem do siebie.
- Ron, daj już spokój! - prychnęła, czytając dalej. - Nasza córka, Maria Van Weydon… lat siedemnaście… wkrótce ukończy naukę w Akademii Beauxbaton… posag do negocjacji… hmmm. W sumie całkiem niezła oferta, Harry. To ogromny zaszczyt, bo jak by na to nie patrzeć twoja rodzina też nie posiada takiego prestiżu. Ale i tak jest lepiej, niż w przypadku Rona.
Moja dziewczyna naprawdę umie się przypochlebiać innym, nie sądzicie?
VOLDEMORT
Ten przeklęty bachor znów ze mną wygrywa.
Jak się domyślacie, mam ostatnio mało wolnego czasu. To wcale nie jest łatwa praca, Próba Przejęcia Kontroli Nad Światem. Trzeba zajmować się wieloma różnymi sprawami równocześnie.
Ale ten bachor… W czasie wolnym od zabijania mugoli muszę zmieniać Podręcznik Śmierciożercy, a wszystko przez niego!
Znacie ten podręcznik. Zawiera wszystkie nakazy i zakazy, przydatne w tej pracy. Na początku listy jest oczywiście punkt nazywający mnie Głównym Przywódcą. Drugi dotyczy otrzymania Mrocznego Znaku.
Tak dochodzimy do reguły numer 365. Nie pożądaj Harry'ego Pottera, tylko go zabij. Zabij go!!!
Kilku Śmierciożerców zdaje się mieć z tym jakiś problem.
Na przykład taki Nott. Właśnie dlatego jestem zmuszony marnować jeszcze więcej czasu w moim i tak napiętym terminarzu. Tylko po to, by go ukarać. Leży teraz u moich stóp, cały się trzęsie. Wyciągam przed siebie interesujący artykuł z Proroka Codziennego.
- Co to jest, Nott?
Nie odpowiada. Trwa to za długo, dlatego mu pomagam.
- Czy to nie zdjęcie Harry'ego Pottera wycięte z gazety?
W końcu decyduje się przemówić.
- T-tak, mój panie, ale…
- Znaleziono to w twoich rzeczach, prawda?
- Cóż, eee… teoretycznie, mój panie, ja…
- Czytałeś ostatnio Podręcznik, Nott? Widziałeś może regułę numer 365?
- Cóż, no tak, mój panie…
- W takim razie bardzo proszę. Crucio!
Ten przeklęty chłopak ma szczęście.
Po pierwsze - jakoś udało mu się nie zginąć, gdy trafiło w niego moje zaklęcie uśmiercające. Nie. Zamiast tego dziwnym trafem to ja jestem bliżej śmierci!
Potem zdołał mi przeszkodzić w zdobyciu Kamienia Filozoficznego, który umożliwiłby mi kompletne Zapanowanie Nad Światem.
Dalej - gdy udało mi się go złapać w czasie Turnieju Trójmagicznego, nie wyglądał dobrze. Przypominał raczej zagłodzoną ropuchę. Nie żebym się jakoś specjalnie cieszył, że ma to coś, ale nie mógł mieć tego już wtedy? Dzięki temu przypominałby uroczą, poświęconą dziewicę przywiązaną do kamienia i wszyscy byliby bardziej zmobilizowani, żeby go schwytać, a nie pozwoliliby mu uciec. Hmph!
Ale najbardziej denerwującą rzeczą jest…
To ja tak wyglądałem.
Ja miałem to coś. Naprawdę. Zrzekłem się tego na rzecz magicznych… udoskonaleń, by zapanować nad światem.
Ale jak widać Harry Potter nie musi wyrzec się swojego wyglądu. Nie. To on jest tym, kogo pragną wszyscy, bo ja zostałem odmalowany jako główny czarny charakter. Prasa naprawdę zwaliła wszystko na mnie. Mówię wam. Ale on może zostać piękny. I wciąż ŻYWY.
Cholera!
DRACO
Ktoś próbował dzisiaj napoić Pottera Eliksirem Miłosnym.
Do cholery, dlaczego ja na to nie wpadłem?!
Jednakże nie wszystko poszło zgodnie z planem. Harry wypił napój, niczego nie zauważając, ale na szczęście dziewczyna, która go uwarzyła, mała Krukonka z czwartego roku, popełniła błąd - Harry zamiast zakochać się w niej, zaczął myśleć, że wszyscy go nienawidzą. Prawda wyszła na jaw, a ta mała głupia krowa zastała zawieszona na dwa tygodnia. He he he.
Harry został odesłany do skrzydła szpitalnego, gdy w trakcie transmutacji wybuchnął płaczem i powiedział, że Weasley był dla niego niemiły, gdy próbował pożyczyć pióro.
Potem, po kolacji, rozeszła się plotka, że udało mu się uciec Pomfrey i pląta się po szkole, wypłakując swoje serce.
Nie żebym się martwił, czy coś w tym stylu. W końcu i tak wkrótce wszystko wróci do normy.
I na pewno mu nie współczuję. Oczywiście, że nie.
Nie chcę za nim pobiec i go przytulić, nic z tych rzeczy. Nie, jestem panem samego siebie. Mam własną piosenkę i mantrę. Nie oszalałem na punkcie Pottera, myślcie co chcecie. Nie bazgram serduszek na marginesach. Miejcie trochę wiary we mnie. Błyskawic też nie - chociaż one byłyby bardziej do przyjęcia. Okej, dobra, JEDNA mała błyskawica, ale… to przez przypadek, słowo! Pióro tak jakoś… się ześlizgnęło! Nie patrzcie tak na mnie!
I naprawdę nie szukałem Pottera tej nocy. Tylko chodziłem sobie po szkole o pierwszej w nocy, myśleć o własnych sprawach, gdy… wpadłem na Pottera. Siedział w opuszczonej klasie, wyglądał na strasznie smutnego z tymi strużkami łez na policzkach.
Kiedy tak na niego spoglądałem, to stwierdziłem, że wyglądał dobrze nawet wtedy, gdy płakał. To jest przeciwko wszelkim zasadom dotyczącym mężczyzn. Nawet ja wyglądam strasznie gdy płaczę, a jestem przecież cholernie przystojny. Mój nos robi się czerwony, podobnie jak reszta twarzy. Ale nie Potter. Wygląda jak jakiś piękny… grrr. Nie!
„Ain't No Sunshine” znów zaczęło grać w mojej głowie! Na bogów - DLACZEGO?!
Harry nagle spojrzał na mnie, tak jakby mógł usłyszeć tę przeklętą muzykę (ale to na pewno przez ten rytm, który bezwiednie wystukiwałem). Uśmiechnął się przez łzy, po chwili znów zaczął cicho łkać. Mój żołądek się przewrócił. No co - on jest wspaniały!
- Malfoy - wyjąkał. - Czego chcesz? Zawsze jesteś dla mnie taki niedobry!
Na litość boską! Przecież nie mogę go zostawić w takim stanie! Zbliżyłem się.
- Niczego nie chcę - powiedziałem tak spokojnie, jak tylko mogłem.
Zaśmiał się gorzko.
- Chyba po raz pierwszy - powiedział. - Żadnych podstępnych planów na dziś?
Miałem ochotę się rozpłynąć. Niedobrze. Cholera, jak leciała ta moja mantra? Nie mogłem sobie przypomnieć.
Nie odpowiedziałem. Przy akompaniamencie tej muzyki i tym, że wpadające przez okno światło księżyca tworzyło wokół jego głowy aureolę - nie dałem rady.
- Dlaczego wszyscy mnie nienawidzą? - wybuchnął, znów zanosząc się płaczem. Głupi eliksir!
Przewróciłem oczami, a potem delikatnie poklepałem go po ramieniu - miałem nadzieję, że uspokajająco. No co, nigdy nikogo nie pocieszałem! To nie jest takie proste!
- Już dobrze, Potter - wymruczałem. Ku mojemu zaskoczeniu (i radości, oczywiście) Harry rzucił się w moje ramiona i zaczął płakać w moje ramię.
- Nie wiem, co zrobiłem źle… - zaczął.
Cóż… nie wiem co to sprowokowało. Zrzućmy winę na piękno Pottera, na tę przeklętą muzykę w mojej głowie, która przeszkadzała w logicznym myśleniu i na światło księżyca. No i oczywiście fakt, że Potter dotykał mnie z własnej woli, nie chcąc mnie uderzyć.
W czwartek, o 1:39 w nocy, ja, Draco Malfoy, pochyliłem się w stronę Harry'ego Pottera i cmoknąłem go w usta.
No wiecie, to nie był taki prawdziwy pocałunek! Raczej coś w stylu gestu, gdy spotykacie w czasie Wigilii waszą znienawidzoną ciotkę! Cmoknięcie!
Wpatrywaliśmy się w siebie przez długie sekundy, jego oczy były szerokie ze zdumienia. Podejrzewam, że mogłem wyglądać podobnie. Wtedy gwałtownie odskoczyłem.
Był chyba w szoku. Wyjąkał:
- Co-co to, do diabła, miało być?!
By wydostać się z tych tarapatów (sami pomyślcie o tych artykułach - „Dziedzic Malfoyów napadł na odurzonego Chłopca, Który Przeżył!”), w ciągu mikrosekundy wpadłem na najgłupszy pomysł w całej historii głupich pomysłów.
- Niby co?
Zaczął prychać. Myślałem, że zaraz naprawdę się rozpłynę.
- Ty-ty właśnie mnie pocałowałeś!
- Nie, nic takiego nie zrobiłem! - powiedziałem.
- Malfoy. Zrobiłeś to!
- Nie! - krzyknąłem.
Najwspanialszą rzeczą w Potterze jest to, że tak ufa ludziom, że gdy powiesz mu coś kilka razy, to jest w stanie w to uwierzyć.
Zaczął wyglądać na słodko zdezorientowanego. Odprężyłem się.
Ale zapomniałem, że Harry Potter nie jest głupi. Nagle otrząsnął się.
- Słuchaj, wiem co zrobiłeś!
Ma mnie. Zacząłem panikować.
- Na pewno nie! Niczego mi nie udowodnisz! Zastaw mnie!
I uciekłem, zostawiając zdumionego Harry'ego w klasie.
Merlinie, nie tak wyobrażałem sobie nasz pierwszy pocałunek…
Jestem pewien, że teraz wszyscy zastanawiacie się, dlaczego nie powiedziałem po prostu: „Pocałowałem cię, bo cię lubię, Harry, lubię cię od dłuższego czasu. Pójdziesz ze mną na randkę?”.
Jestem pieprzonym Ślizgonem, to dlatego! Oprócz tego, że jesteśmy przebiegli i nikczemni, jesteśmy też…
No cóż… jesteśmy tchórzami. Niby z jakiego innego powodu zawsze wybieramy najbardziej okrężną drogę?
Dobra, przyznałem się. Jestem tchórzem. Boję się powiedzieć Potterowi, że go ko… że go lubię. Boję się, co by na to odpowiedział. Boję się, że mnie kompletnie odrzuci albo gorzej - że może zdecydować, że też mnie lubi.
Boję się, okej?
Ale Harry jest cholernym Gryfonem. Jest tak strasznie odważny, on by się nie bał.
Merlinie.
Co ja mam teraz zrobić?!
Muszę natychmiast opuścić kraj.
Gdzie jest moja miotła?
(1) „Ain't no sunshine”, Bill Withers: http://www.youtube.com/watch?v=HBKcAc8VpIw&feature=related
(2) Draco nawiązuje do fragmentu piosenki: „Ain't no sunshine when she's gone, and this house just ain't no home”.
(3) Inaczej zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne (często używa się też określenia zaburzenie obsesyjno-kompulsywne).
Seamus to Seamus, ty to ty 4
HARRY
To było… dziwne.
Jestem prawie pewien, że Draco Malfoy mnie pocałował. Mnie! Wiecie, to nie jest do niego podobne!
Najgorsze jest to, że byłem wtedy pod wpływem tego eliksiru. Jakaś Krukonka dolała go do mojego soku dyniowego (chyba nigdy nie dowiem się, jak to zrobiła - jest widocznie bardzo zdolna); nikt nic nie zauważył, aż nie zacząłem myśleć, że wszyscy mnie nienawidzą. Na początku stwierdziłem, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle - w końcu pierwsze były eliksiry, a Snape naprawdę mnie nienawidzi. Ale potem zacząłem sądzić, że moi przyjaciele obgadują mnie za moimi plecami. To było straszne!
Pewnie dlatego właśnie doszedłem do wniosku, że skoro moi znajomi mnie nienawidzą, to mój wróg mnie lubi… ale jak się nad tym dłużej zastanowiłem, to czy nie powinno być tak, że gdybym miał rację, to Snape też by mnie pocałował…? Blee! BLEEE! Teraz ciągle mam ten obraz przed oczami. Merlinie, teraz nie mogę przestać o tym myśleć!!!
Niewiele pamiętam z tamtej nocy - tylko tyle, że płakałem na ramieniu Malfoya, a potem ten pocałunek, nie-pocałunek, no i te jego gwałtowne zaprzeczanie. Boże, płakałem przy nim! Teraz Może się ze mnie nabijać przez najbliższe pół roku!
Ale przecież mnie pocałował, prawda? A może to sobie wymyśliłem?
Jak sobie o tym pomyślę, to Miona była pewna, że mu się podobam. Mówiła, że się na mnie gapił. Oczywiście wtedy jej nie uwierzyłem… ale miała rację, że podobam się tym wszystkim ludziom, może w tym przypadku też się nie myliła… ale przecież nawet gdyby to była prawda, to było dawno temu. Malfoy na pewno już teraz nic do mnie nie czuje.
Prawda?
Tak w ogóle to dziwne myśleć o czymś takim - lubiący mnie Draco Malfoy. MNIE! To śmieszne, ale gdy go nie widzę, to nawet nie potrafię sobie przypomnieć, dlaczego powinienem go nienawidzić. Za to kiedy jest koło mnie, to zazwyczaj robi coś, co mi od razu o tym przypomina. Gdyby tylko dał mi spokój, to odwdzięczyłbym mu się tym samym. Nawet mi wtedy nie przeszkadzałby. Latem, kiedy nie jestem w szkole, i zdarzy mi się o nim pomyśleć, to mam wrażenie, jakbym znał go od wieków.
Dziwnie czułbym się, gdyby nagle go zabrakło.
Oczywiście muszę przyznać, że jest przystojny. Może gdyby nie był takim skończonym dupkiem, mógłbym go polubić…?
Ale on jest niesympatyczny. Naprawdę. A ja nawet nie jestem pewien, czy rzeczywiście mnie pocałował. I co, jeśli tego nie zrobił, a ja bym go o to zapytał i wyszedłbym na idiotę…?
Przyglądam mu się uważniej. Ostatnio nie jest aż taki zły, przez co moja nienawiść zmniejsza się. Muszę przyznać, że wygląda całkiem seksownie, gdy tylko nie wystukuje tego dziwnego rytmu. Ciągle nie wiem dlaczego właściwie to robi. Hmmm…
Postanowiłem zostawić go w spokoju i nie pytać o tamto zajście. I przestać o tym myśleć! To pewnie w ogóle się nie zdarzyło a on wyraźnie ma głowę zaprzątniętą innymi sprawami.
DRACO
Uff, chyba jestem bezpieczny. Potter, oprócz tego że wgapia się we mnie zdumionymi oczami, nie próbuje rozmawiać o… Tamtym Incydencie.
Chyba mogę rozpakować moją Torbę-W-Razie-Ucieczki-Za-Granicę. Cieszę się. Szaty zaczęły wyglądać na mocno wygniecione.
A na to nie mogę pozwolić.
HARRY
Tej nocy siedziałem w dormitorium i szykowałem się do snu, gdy zrobiłem bardzo głupią rzecz.
Poprosiłem Seamusa o radę.
- Seamus - powiedziałem. - Skąd wiesz, że jakaś osoba cię lubi, no… że się komuś podobasz?
Seamus… jak to Seamus, natychmiast zaczął ze mną flirtować. Robi to codziennie! Oczywiście on flirtuje z każdym (z wyjątkiem Rona, który go bije, gdy tylko zaczyna), ale ze mną robi to sto razy częściej.
- Ja cię lubię, Harry - zaczął mruczeć i spróbował mnie złapać. Zrozumcie - lubię Seamusa i w ogóle, on jest nawet całkiem przystojny. Lubi mnie. Ale wiecie… to Seamus. Nie można o tym zapomnieć.
- Seamus, mówię poważnie! - To zazwyczaj pomaga - on nienawidzi tego słowa. - Zabierz tę cholerną łapę z mojej nogi!
Zrobił to, dzięki bogom i usiadł przy mnie, wpatrując się we mnie dziwnie.
- Chodziło mi o to… - zacząłem na jednym oddechu. - Co jeśli osoba, o której wcześniej nie myślałeś ten sposób, nagle zaczyna cię lubić, ale ty nie jesteś pewien, czy żartuje, czy mówi poważnie, a boisz się, bo może się okazać, że kompletnie się mylisz, ale nie chcesz zapytać, bo… Seamus? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Seamus?!
Seamus wyglądał na zdezorientowanego. Nic dziwnego.
- Więc… - zaczął. - Ktoś ci się podoba, tak?
- Eee… - Nie jestem pewien. Samo myślenie o tym jest… dziwne. Zamyśliłem się, a Seamus wciąż coś do mnie gadał. Nie słuchałem go.
Potem powiedział:
- Moglibyśmy porozmawiać o tym dłużej w czasie weekendu w Hogsmeade. Co ty na to, Harry?
- Jasne, Seamus - odparłem, tak naprawdę nie słuchając. To musi się zmienić.
- Yes! Yes! Yes! - wrzasnął chłopak, podrywając się do góry. Wyraźnie zapomniał o molestowaniu mnie.
- Co? O co chodzi? - też krzyknąłem, przestraszony jego nagłym wybuchem.
- Zgodziłeś się iść ze mną na randkę! - powiedział z radością.
- CO?! Nieprawda! - wybuchnąłem. - Kiedy niby coś takiego powiedziałem?!
- Przed chwilą, Harry.
Myślałem przez moment.
- Powiedziałem tylko, że możemy pogadać w Hogsmeade. To nie jest równoznaczne z randką!
- Oczywiście, że jest! Powiedziałeś, że pójdziesz, nie możesz teraz zmienić zdania!
- MOGĘ!
- Nie! A wiesz, że po randce trzeba pocałować swojego partnera!
- Seamus, NIE!
- Do zobaczenia w sobotę, Harry! - Seamus wciąż podskakiwał. - Muszę wszystkim o tym opowiedzieć! - Uciekł z pokoju.
- Grrr - zawarczałem, ukrywając twarz w dłoniach. Ten cały hałas zaalarmował Rona, Deana i Neville'a, którzy błyskawicznie znaleźli się w pokoju.
- Co się dzieje?! - zawołał Ron, wyciągając różdżkę. Jemu zawsze się wydaję, że Sami-Wiecie-Kto dostanie się do zamku i będzie próbował mnie zabić.
- Seamus mnie przechytrzył i muszę z nim iść na randkę! - Też krzyknąłem, a co.
Byłem naprawdę wkurzony, a oni jeszcze zaczęli się ze mnie śmiać!
- Harry, już nigdy mu nie umkniesz - parsknął Dean. - Teraz pomyśli, że naprawdę ma powód, aby cię pocałować, gdy tylko cię zobaczy.
- NIE! - jęknąłem, znów kryjąc twarz w dłoniach.
- Przykro mi, Harry, już za późno, żeby się z tego wykręcić - odparł Ron z uśmiechem. Co z niego za przyjaciel?!
- Idę się zobaczyć z Hermioną - warknąłem, wstając. Ron chyba krzyknął coś w stylu: „nie możesz tam się pokazać w takim stroju”, ale starałem się nie zwracać na niego uwagi.
Dotarłem do pokojów dziewczyn. Naprawdę musiałam porozmawiać z Mioną. Skoro żaden z moich męskich przyjaciół - a zwłaszcza Seamus - nie jest w stanie dać mi jasnej rady (albo chociaż zrozumieć, co do niego mówię, jak Seamus), to muszę się z tym zwrócić do dziewczyny.
Tak jest zawsze! Naprawdę potrzebuję męskiego autorytetu, który nie byłby uciekinierem z więzienia!
Zapukałem do dormitorium szóstoklasistek, ale nikt nie odpowiedział. Przeczekałem chwilę, przestępując z nogi na nogę (podłogi w Hogwarcie są naprawdę zimne - powinni zastanowić się nad położeniem jakichś dywanów), po czym ostrożnie otworzyłem drzwi. Stały w nich wpatrujące się we mnie Lavender i Parvati. Przynajmniej miały na sobie jakieś ciuchy. No wiecie… nie wyszły właśnie spod prysznica czy coś w tym stylu - zawsze się czegoś takiego obawiałem, gdy tu przychodziłem. Ale i tak ich stroje były raczej… skąpe. Nieważne. Lavender zamruczała coś pod nosem, a potem obie zaczęły chichotać. Nic nowego…
PARVATI
Właśnie szykowałyśmy się do spania, gdy nagle drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Harry. Na bogów, nie! Miał na sobie tylko bokserki i bardzo obcisłą koszulkę. Lavender wyszeptała: „czy to mój prezent urodzinowy? Parv, nie musiałaś”. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Miałam tylko nadzieję, że to rzeczywiście prawda… No i że się nim ze mną podzieli.
HARRY
Te laski zawsze śmieją się na mój widok bez powodu. Zawsze! W ogóle nie mogę tego zrozumieć. Mógłbym przysiąc, że nie zrobiłem niczego głupiego, odkąd tu stoję!
- Czy jest Hermiona? - spytałem szybko. Przysięgam, wyglądały na rozczarowane.
Nagle pojawiła się Miona, miała na sobie tę fantastyczną, złoto-czerwoną piżamę. Barwy Gryffindoru. Wyglądała na zdziwioną, widząc mnie tutaj. Wiecie, nieczęsto jestem gościem w dormitorium dziewczyn o takiej godzinie. Właściwie to w ogóle.
- Harry! - powiedziała. - Czy coś się stało?
- Muszę z tobą po prostu porozmawiać - odparłem. - Na osobności - dodałem. Nie miałem ochoty zwierzać się przy tej dwójce. Moja przyjaciółka skinęła głową i skierowała się w stronę swojego pokoju.
- Tak swoja drogą - podoba mi się twoja piżama - powiedziałem. To tylko rozśmieszyło Lavender i Parvati. Ludzie, co z nimi jest nie tak? Miona przewróciła oczami i zamknęła im drzwi przed nosem.
No cóż, w ogóle się nie śmiała, gdy dowiedziała się o podstępie Seamusa, dzięki bogu! Tak właściwie to wyglądała na wkurzoną. Co gorsza - nie potrafiła wymyślić nic, co by mnie wyplątało z tej całej sytuacji.
- Jeżeli odmówisz i ukryjesz się w dormitorium, Seamus prawdopodobnie odczyta to jako zaproszenie - powiedziała, marszcząc brwi. - Może nawet ci coś podać i zawlec do Trzech Mioteł. Chyba po prostu musisz z nim iść, Harry, postaraj się to jakoś przetrwać.
Pewnie miała rację.
Muszę iść na randkę z Seamusem.
O mój BOŻE.
DRACO
Pewnie już słyszeliście najnowsze wieści.
Harry… Harry idzie… idzie… nie, nie mogę tego powiedzieć. No dobra, spróbuję. Harry idzie na randkę z tym… z tym czymś. Z tą małą, przeklętą dziwką, która zawsze skacze wokoło niego radośnie, flirtując i śmiejąc się do Harry'ego, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Na początku nie mogłem w to uwierzyć. Że Harry mógłby zgodzić się iść gdziekolwiek z tą jasnowłosą, podstępną szmatą - to ponad moje siły. Przecież to… to nie jest nawet ładne! No dobra… może trochę. Ale ja jestem sto razy ładniejszy od niego! Dlaczego Harry się zgodził?! DLACZEGO?!
Okej, znam odpowiedź. Bo Finnigan nie jest dla niego niemiły.
Ale i tak!!!
Po południu wiedziała już cała szkoła. Kilka młodszych dziewczyn nawet się popłakało. Oczywiście w większości były to Puchonki, w końcu one nadal wierzą w te romantyczne mrzonki, że Randka = Małżeństwo i Prawdziwa Miłość do Grobowej Deski.
Ha!
Udało mi się wydobyć prawdę z pierwszorocznej Krukonki (nie, nie noszę przy sobie żadnych narzędzi tortur - w końcu nie chcę być wydalony ze szkoły). Seamus najwyraźniej podstępem zmusił Harry'ego do zgody, a potem nie przyjął odmowy. To brzmi bardzo prawdopodobnie - po pierwsze Harry jest tak ufny, że bez trudu można go do czegoś namówić, a poza tym Harry to Harry - niezłomny Gryfon, nigdy nie łamiący danego słowa.
Śniadanie trochę poprawiło mi humor. Harry przyszedł spóźniony i natychmiast zamarł, gdyż na jego widok zapadła cisza. Rozejrzał się za Finniganem i zajął miejsce przy stole tak daleko od niego, jak tylko się dało. Wtedy Seamus przysunął się bliżej i starał się, bez subtelności, go zaczepić - za każdym razem Harry go odpychał, a gdy to nic nie dało, po prostu uciekł z pomieszczenia.
Haha, już nie jesteśmy tacy pewni siebie, panie Finnigan? Giń kmiocie, GIŃ!!!
Zacząłem tworzyć moją osobistą listę 101 Sposobów na Uśmiercenie Seamusa Finnigana. Ale mam tyle nowych pomysłów, że chyba będę musiał ją poszerzyć do 1001 Sposobów. Zacząłem od tych najbardziej oczywistych - roztopienie w kociołku z rozgrzanym olejem, rzucenie na pożarcie wężom, a potem nakarmienie go jego własnymi gałkami ocznymi. Teraz zostały mi już te bardziej wyrafinowane metody.
HERMIONA
Siedziałam sobie właśnie wygodnie, relaksując się przy lekturze „Historii Hogwartu”, gdy nagle pojawił się przy mnie Ron.
- Miona - wymamrotał. - Potrzebujemy pomocy. Nasze dormitorium, NATYCHMIAST.
Chciałam mu właśnie przypomnieć, że dziewczyny nie miały tam wstępu, ale jedno spojrzenie na jego twarz zamknęło mi usta. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
Weszłam za nim do pokoju i westchnęłam głośno.
Wiecie, faceci są znani z tego, że bałaganią, ale to co zastałam było straszne. Ubrania w każdym kolorze, rozmiarze - rozrzucone po całym pomieszczeniu, od podłogi po łóżka. W środku tego chaosu siedział Harry. Wyglądał… niewyraźnie.
- Na bogów, co… - zaczęłam.
- Chcieliśmy wybrać coś dla Harry'go - idzie do Hogsmeade i chce jakoś spławić Seamusa - wyjaśnił Ron. Jego głos brzmiał histerycznie. - Ale nic, co założy, nie wygląda na nim źle. NIC! Nawet ten mój paskudny, szkarłatny sweter. Jak to możliwe?!
- Miona, naprawdę potrzebuję twojej pomocy - powiedział żałośnie Harry.
Westchnęłam. Moi chłopcy zawsze pakują się w tego typu sytuacje, a potem to zawsze ja muszę im pomagać!
- Dobra - powiedziałam, siadając ostrożnie na obładowanym ciuchami łóżku. Ron przysiadł obok mnie. - Zakładam, że zawęziliście krąg poszukiwań. Zaczynajmy.
- Cóż… - Harry sięgnął po szary podkoszulek. - To jedno z moich najstarszych ubrań. Mam je już od jakichś dziesięciu lat i nawet na mnie nie pasuje. Czekaj… zaraz przymierzę…
Wtedy Harry ściągnął bluzkę, którą miał na sobie. Czy nie mógł mnie choć ostrzec?! Mogę być jego przyszywaną siostrą, ale i tak!!! Pisnęłam cicho.
- Miona? - Ron wydawał się być zdumiony. - Czy ty… zapiszczałaś?!
- Nie! - wrzasnęłam. Harry miał już na sobie szary t-shirt i… dobry BOŻE. Wpatrywałam się w niego dobrych kilka sekund. Potem wymieniłam spojrzenia z Ronem.
- No i co o tym sądzisz? - spytał nasz przyjaciel.
- Eee… jest trochę ciasny, nie uważasz? - udało mi się wyjąkać.
Harry zerknął w dół.
- Cóż, tak… - powiedział. - Seamusowi pewnie spodobałby się…
Ściągnął go z powrotem. Zakryłam usta rękami, żeby nie zapiszczeć znowu. Ron spoglądał na mnie spode łba. Hej, przecież to nie moja wina! Ron był już przyzwyczajony - widział Harry'go rozbierającego się na co dzień. Pewnie nawet po wyjściu spod prysznica… dobry Merlinie. Nie powinnam o czymś takim myśleć. Poczułam gorąco na twarzy i powoli odjęłam dłoń od ust, uśmiechając się słabo do rudowłosego. Starałam się patrzeć wszędzie, tylko nie na Harry'ego. Ron nie wyglądał na zachwyconego, tyle wam powiem.
Harry właśnie zapinał czarną koszulę. W ten sposób miałam okazję podziwiać jego klatkę piersiową dwa razy dłużej niż normalnie. Słodki Merlinie.
Ta koszula zdecydowanie nie mogła wyglądać źle. Niech to szlag. Ron miał rację. Nic nie wyglądało źle na Harrym. Większość ludzi ma choć jeden kolor, który nie pasuje do ich urody. Ale Harry… jasne kolory wyglądały na nim świetnie. Ciemne też. Czarny dobrze komponował się z jego jasną cerą. Zielony zdecydowanie podkreślał kolor jego oczu.
- Harry - zaczęłam powoli. - Po raz pierwszy odkąd go znam, Ron ma rację („Hej!” zawołał Ron), nic nie jest w stanie zepsuć twojego wyglądu. - Gdy Harry zaczął protestować, dodałam. - Naprawdę, ubierz co chcesz, to i tak nie będzie miało znaczenia.
Harry wzruszył ramionami i zaczął ściągać koszulę.
- Na miłość boską! - jęknęłam. - Harry, czy mógłbyś się nie rozbierać? Proszę?!
W pośpiechu stamtąd uciekłam.
DRACO
Już… sobota. Wiecie co to oznacza. Harry Potter i Seamus Finnigan idą na randkę.
Oczywiście nie zdają sobie sprawy, że będę ich obserwował. No co, czego się spodziewaliście? Nie mogę zostawić Harry'ego na pastwę ludzi pokroju Blaise'a Zabiniego, a już na pewno nie pozwolę tej małej szmacie położyć na nim swoich brudnych łap!
Zanim to zrobiłem, musiałem oczywiście przygotować moje szpiegowskie ciuchy. To, że cała operacja jest ściśle tajna, nie oznacza przecież, że nie mogę wyglądać modnie. Za kogo mnie uważacie?
Dzień wcześniej poszedłem do biblioteki i znalazłem taką mugolską książkę - pisarz nazywał się Chandler* czy jakoś tak. Stworzony przez niego prywatny detektyw nosił długi płaszcz i dziwny kapelusz. Zdecydowałem się na coś podobnego. Przetransmutowałem kilka moich ubrań - oczywiście mój strój był cały czarny, a nie tak wypłowiały brązowy jak na tamtych zdjęciach. Niektórzy w ogóle nie znają się na modzie.
Dokładnie o godzinie 10:04 znalazłem się przy wejściu do pokoju wspólnego Gryfonów. Przez obraz akurat wychodził Harry i podskakujący za nim radośnie Finnigan. Już miałem za nimi pójść, gdy nagle z przejścia wyłonił się dziwnie wyglądający Weasley i Granger, także wpatrujący się w Harry'go. Najwyraźniej wpadli na ten sam pomysł co ja. Świetnie, nie ma to jak być oryginalnym.
Gdy tylko zniknęli w końcu korytarza, poszedłem za nimi.
HERMIONA
Zbliżała się pierwsza po południu, gdy się na niego natknęliśmy.
Ron i ja krążyliśmy po Hogsmeade, udając zainteresowanych sklepami - tak naprawdę podążaliśmy za Harrym i Seamusem, tak jak nas o to poprosił nasz przyjaciel. Jak na razie jednakże nic złego się nie działo. Nawet parę razy zaśmiał się z czegoś, co powiedział jego towarzysz.
Gdy minęliśmy Miodowe Królestwo, Ron spojrzał za nim ze zdumioną miną.
- Miona - zaczął. - Czy tylko mi się wydaje, czy ktoś nas śledzi?
Rozejrzałam się dyskretnie dookoła i zobaczyłam skrawek ciemnego materiału znikający za rogiem. Szliśmy dalej, ale teraz byłam w pełni świadoma obecności tej osoby za nami. Zatrzymaliśmy się, niby przyglądając się jakiejś wystawie, kiedy udało mi się zobaczyć jego odbicie w szybie.
- Ron - syknęłam. - Czy to nie… Malfoy?!
- A niech to, chyba tak - szepnął. - Ale co on ma na sobie?!
Ron miał zupełną rację. Malfoy ukrywał się za ścianami, drzewami, przemykając między nimi, najwyraźniej starając się być niewidocznym - co dało mi możliwość przyjrzenia się mu. Miał na sobie długi czarny płaszcz i… kapelusz filcowy.
W jakiś sposób to mu nawet pasowało. No i w końcu nie stukał niczego.
- Po prostu nie zwracaj na niego uwagi - powiedziałam. Spojrzałam w stronę Harry'ego, który właśnie wchodził do Trzech Mioteł. - Szybko, oddalają się! - warknęłam i pobiegłam za nimi.
DRACO
Gdy wszedłem do pubu, Harry i Finnigan siedzieli przy stoliku w rogu, pijąc kremowe. Weasley i Granger byli niedaleko, wyraźnie próbując pozostać niezauważeni. Ha! Byli straszni. Powinni uczyć się od zawodowców, na przykład ode mnie.
HERMIONA
Malfoy siedział w ciemnym kącie, niedaleko nas. Schował okulary i przyglądał się Harry'emu znad „Proroka Codziennego”, szybko uciekając wzrokiem.
Ron był coraz bardziej wściekły. Rzucał Malfoyowi spojrzenia pełne niedowierzania.
- Co on tu, do cholery, robi?! - powtarzał co chwilę.
Pokręciłam głową. I nagle do mnie dotarło. Przecież to oczywiste. To jego stukanie, mamrotanie do siebie, śledzenie nas - to mogło oznaczać tylko jedno.
Draco Malfoy przechodził załamanie nerwowe. W wieku lat szesnastu.
Nie miałam czasu zastanowić się nad tym głębiej, bo Seamus nagle wstał i podszedł do naszego stolika.
- Ojej, nie czujcie się winni - powiedział do nas. - Wiem, że jesteście tu przez cały dzień. Możecie równie dobrze przysiąść się do nas.
Z lekkim zażenowaniem wstaliśmy i podążyliśmy za Seamusem.
DRACO
Finnigan dotykał Harry'ego.
Cholera, on go dotykał!!!
Zdawałem sobie sprawę, że ta zagrywka z zaproszeniem Weasleya i Granger do stolika była tylko przykrywką. Teraz miał pretekst, żeby nachylać się w stronę Harry'ego. Przedtem chciałem zabić Seamusa za pomocą Sposobu nr 223. Teraz zasłużył sobie na nr 361.
Nagle Harry pisnął i podskoczył na krześle.
Ten mały drań dotykał go pod stołem. Zabiję go i to Sposobem nr 442 - bez żadnych zahamowań.
Niespodziewanie Harry wstał i pobiegł do toalety.
Zazwyczaj nie korzystam z publicznych toalet. Już sama myśl o tych setkach ludzi dotykających wszystkiego przyprawia mnie o dreszcze. Te miliony bakterii, wszędzie… urgh!
Ale… Harry tam był. Sam.
Tak długo, jak niczego nie dotknę, wszystko powinno być w porządku.
HARRY
Merlinie, musiałem się stamtąd wydostać.
Seamus mnie napastuje. W miejscu publicznym! Przy moich najbliższych przyjaciołach! Ten chłopak nie ma za grosz wstydu.
Nieważne. Myłem ręce, przedłużając to jak tylko się da, gdy nagle drzwi się otworzyły i ktoś wpadł do środka. Podskoczyłem, myśląc że to Seamus. To byłoby do niego podobne. Ale na szczęście nie miałem racji - to był Malfoy. Ubrany w czarny płaszcz i kapelusz, w czym wyglądał… całkiem dobrze; z wściekłym wyrazem twarzy. Bogowie, on naprawdę sprawia, że zaczynam się denerwować. Po tym… pocałunku, nie wiem jak mam się przy nim zachowywać. Spojrzał na mnie, po czym podszedł do zlewu i zaczął spokojnie myć ręce.
* Raymond Chandler - amerykański autor kryminałów (jego najbardziej znanym bohaterem jest prywatny detektyw Philip Marlowe). Wiele z jego powieści zostało sfilmowanych (m.in. słynne „Żegnaj, laleczko”).