A wszystko to ty / 19 marzec 2008
Anna Gabińska, Bartosz Zalewski, Katarzyna Stemplewska-Żakowicz
Kim jestem? - zastanawiamy się czasem, szczególnie gdy musimy podjąć ważne decyzje. Szukamy siebie, tej jednej niepowtarzalnej osoby, dostrzegając, że są w nas różne światy, różne "ja".
Mamy tendencję do myślenia o sobie w kategoriach zerojedynkowych. Chcemy widzieć siebie jako pewnych siebie ALBO nieśmiałych, realistów twardo stąpających po ziemi ALBO bujających w obłokach idealistów, spontanicznych ALBO rozważnych. Sytuacje, w których zachowujemy się inaczej niż zwykle, odbierane są przez innych i przez nas samych jako niepokojące, wręcz zagrażające: „Taki pewny siebie, a nagle nie ma śmiałości zabrać głosu w dyskusji?!”. Jeśli dostrzegamy więcej takich „sprzeczności”, to zaczynamy powątpiewać w to, jacy jesteśmy naprawdę.
Coś we mnie wstąpiło
Informacje o sobie czerpiemy zarówno od innych, jak i obserwując własne zachowania. Najlepiej, kiedy wnioski z obu źródeł są zgodne i potwierdzają nam spójną koncepcję siebie. Najlepiej - ponieważ taka koncepcja jest głęboko zakorzeniona w naszej kulturze i w niektórych koncepcjach osobowości. Powszechnie uważa się, że zdrowy człowiek jest przewidywalny w swych wyborach i zachowaniach, niezmienny w swych nastawieniach do innych. Spójność wewnętrzna jawi się jako równoznaczna ze zdrowiem psychicznym.
A przecież zależnie od okoliczności zachowujemy się odmiennie, często zaskakując siebie i innych. Mimo to bronimy spójnej wizji własnej osoby, eliminujemy nieścisłości we własnym działaniu, lekceważymy je, tłumacząc czynnikami zewnętrznymi. Mówimy: „To nie byłam ja, nie wiem, co we mnie wstąpiło”.
Obok koncepcji traktujących osobowość jako monolit - jedną, spójną strukturę psychiczną - coraz częściej w ostatnich latach przyjmuje się założenie o wewnętrznej różnorodności osoby i wielu wersjach naszego „ja”: równorzędnych, odrębnych i w dużym stopniu niezależnych od siebie. Przegląd takich koncepcji zawiera książka pod redakcją Johna Rowana i Mike'a Coopera Plural Self. Jedną z nich jest koncepcja dialogowego „ja”, stworzona przez holenderskiego profesora psychologii oraz psychoterapeutę Huberta Hermansa. Według niej wszelkie sprzeczności pojawiające się w naszym zachowaniu, uczuciach i myśleniu są czymś naturalnym i nieuniknionym.
Namnożyło się tych postaci
Od najmłodszych lat uczymy się przeżywać świat wspólnie z kimś, kto dla nas wiele znaczy. W relacjach z bliskimi osobami dowiadujemy się, jakie jest znaczenie różnych sytuacji i osób dla nas, a jakie my mamy znaczenie dla nich i kim jesteśmy w tym świecie. Zwykle nieco inaczej przeżywamy świat i siebie, gdy jesteśmy z mamą, a inaczej z ojcem lub bratem. Ponieważ zaś mamy wiele różnych relacji, można powiedzieć, że każdy z nas żyje w wielu różnych „światach”. W każdym z nich obowiązują specyficzne reguły: co można, co warto i należy robić, co czuć i myśleć, a czego raczej nie. Wiążą się z tym specyficzne procedury wartościowania i odczuwania, nadające znaczenie temu, co się nam przydarza. Ten sam fakt może mieć odmienne znaczenie w różnych „światach”. Przykładowo, ocena celująca z egzaminu będzie źródłem dumy w rozmowie z rodzicami, natomiast zdaniem kolegi może świadczyć o tym, że jestem nudnym kujonem.
Jedna osoba, wiele głosów
„Zanurzamy się” w te „światy” i przyjmujemy oferowaną nam tam tożsamość społeczną. Te wewnętrznie spójne, lecz odmienne od siebie `wersje' tożsamości w teorii dialogowej nazywa się pozycjami „ja” albo - za Michaiłem Bachtinem, rosyjskim teoretykiem kultury i literaturoznawcą - głosami. Każdy głos czy też pozycja „ja” przejawia się jako specyficzna dla danej relacji perspektywa rozumienia świata, odczuwania i działania. Każdy z nas ma w sobie inne głosy. Pewne pozycje - na przykład dziecko swojej matki lub ojca, uczeń czy kolega - w danej kulturze występują powszechnie, a inne - jak mnich czy szaman - są rzadkością. Każda z pozycji „ja” jest autonomicznym źródłem myśli, uczuć, nadaje znaczenia i w określonym momencie przejmuje kontrolę nad naszymi działaniami. każda z nich posiada charakterystyczne dla siebie przekonania i wzory reagowania emocjonalnego, nierzadko ma nawet specyficzne wspomnienia i własną historię. Metaforycznie można powiedzieć, że stanowią one odrębne „osobowości”.
Repertuar pozycji „ja” decyduje o naszym potencjale. Brytyjski badacz John Shotter podkreśla, że każda z pozycji „ja” interpretuje rzeczywistość w sposób niepowtarzalny i każda z nich ma dostęp do treści „niewidzialnych” dla innych. A zatem możemy posiadać różne, czasem sprzeczne ze sobą uczucia, zasady moralne i przekonania o tym, co jest prawdziwe i wartościowe. Jeżeli ktoś wychował się w domu, gdzie ceniono astrologię, a następnie studiował fizykę, wówczas z jednej strony może wierzyć w kosmiczne wpływy na ludzi, z drugiej - mieć przekonanie, że jest to niemożliwe.
Wylecz moją duszę
W myśl koncepcji dialogowego „ja” nasze zachowanie wynika z aktualnie przyjętej pozycji „ja”. Proces zajmowania pozycji nosi nazwę pozycjonowania. Skoro jest wiele pozycji, powstaje pytanie: co lub kto decyduje o tym, która z nich zostanie w danym momencie przyjęta? Teoria dialogowego „ja” mówi, że nie istnieje żaden „centralny dyspozytor”, zawiadujący tymi pozycjami. Do pewnego stopnia ich aktywizacją rządzi zasada dostępności. Zgodnie z nią im częściej dana pozycja w przeszłości dochodziła do głosu, tym większe prawdopodobieństwo, że zostanie ona zaktywizowana ponownie. W ten sposób tworzy się hierarchia. Niektóre z pozycji stoją na pierwszym planie, w nieustannej gotowości, by działać, a typowe dla nich wzorce zachowań i nastawienia emocjonalne przeważają nad innymi. Pozostałe pozycje są w tle, choć nadal potencjalnie mogą się odezwać. Oznacza to, że każdy z nas potencjalnie może zareagować odmiennie niż zazwyczaj.
O zaktywizowaniu pozycji decyduje też sytuacja i kontekst społeczny, czasem poza naszą świadomością. Wchodząc do gabinetu lekarza, automatycznie przyjmujemy pozycję pacjenta. Jest to swego rodzaju `rola', która sprawia, że zachowujemy się w określony sposób, m.in. zwracamy się do niego „panie doktorze” i poddajemy się badaniu. Skupiamy się przy tym na adekwatnych treściach - na dolegliwościach zdrowotnych i leczeniu, a zapominamy chwilowo np. o wczorajszej rozmowie z bliską sercu osobą.
W ten sposób nie tylko kreujemy własną aktualną tożsamość, ale też wyznaczamy możliwą tożsamość rozmówcy. Nauczyciel nie może istnieć bez ucznia, pacjent bez lekarza, a melodramat może się rozegrać tylko wtedy, gdy na scenie pojawią się ona i on. Chcąc podtrzymać relację z drugą osobą, przyjmujemy taką perspektywę, która nam to umożliwia. Gdybyśmy na pytanie lekarza: „Jak się pan dziś czuje?”, odpowiedzieli: „Dziękuję, dobrze, a pan?”, byłby to znak, że nie przyjęliśmy pozycji pacjenta. Z kolei jeśli na spotkaniu mężczyzna zwierza się atrakcyjnej kobiecie ze swoich problemów, może to oznaczać, że oferuje jej pozycję „lekarza” w ramach gry „Wylecz moją duszę!”. Pozycje „ja” mogą bowiem funkcjonować także poza pierwotnym kontekstem, w którym powstały.
Aby jednak ktoś przyjął naszą ofertę, musi choć trochę znać oferowaną pozycję. Jeśli jej nie zna, może nawet nie rozpoznać, co mu oferujemy. Tak się zdarza, gdy trafimy do innej kultury. Na przykład w niektórych rejonach Iraku mężczyźni okazują sobie przyjaźń, publicznie trzymając się małymi palcami rąk. Pewien inżynier budowlany, pracujący w Iraku, opowiadał nam o zmieszaniu, jakie poczuł, gdy na budowie znajomy Irakijczyk chwycił go spontanicznie za rękę - dopiero z czasem zrozumiał, że mężczyzna ten oferował mu przyjaźń (bez kontekstu miłosnego).
Wewnętrzne głosy
Głosy wewnętrzne mogą odnosić się wzajemnie do siebie. Tak jak rozmowa pozwala ludziom się zrozumieć, podobnie celem dialogów wewnętrznych jest porozumienie między pozycjami „ja”. Dialogi spajają osobowość, złożoną z różnych pozycji „ja”. Umożliwiają przekraczanie sprzeczności i rozwój. Powróćmy do przykładu osoby studiującej fizykę, która z rodziny wyniosła fascynację astrologią. Dzięki komunikacji między pozycją fizyka i astrologa może ona podjąć próbę zastosowania metody naukowej do testowania założeń astrologicznych (takie badania prowadził na przykład Michel Gaugelin), a więc w kreatywny sposób połączyć dwie na pozór sprzeczne perspektywy widzenia świata. Gorzej, jeśli te dwa głosy wcale się ze sobą nie komunikują. Przykładowo pozycja fizyka dominuje i nie dopuszcza astrologa do dyskusji. Wówczas ktoś taki może oficjalnie odcinać się od wszystkiego, co „pachnie” tajemniczymi wpływami i być na pozór zagorzałym wyznawcą scjentyzmu, a prywatnie korzystać z usług wróżek, jednocześnie wstydząc się tego.
Stoją ogromnym tłumem
Nasza wewnętrzna różnorodność nie musi być dla nas zagrażająca. Co więcej, może nam służyć, jeśli tylko nauczymy się z niej korzystać. Myślenie o sobie jako o zbiorze różnorodnych pozycji powoduje, że łatwiej jest nam rozumieć nasze różne, czasem przeciwstawne, zachowania. Taki sposób widzenia siebie może być szczególnie pomocny w okresie dorastania, kiedy borykamy się ze zmieniającym się obrazem siebie i doświadczamy wielu wewnętrznych sprzeczności. Na pytanie „jaki(a) jestem?” o wiele łatwiej odpowiedzieć sobie w terminach dialogowych, które nie wymuszają odpowiedzi jednoznacznych.
Możemy spojrzeć z nowej perspektywy na dotąd nierozwiązywalny konflikt. Zwiększa się plastyczność naszego działania i elastyczność przystosowywania się do zmieniających się warunków, co Theodor Millon, jeden z wybitnych teoretyków zdrowia i patologii, uznaje za kryterium zdrowia psychicznego. Wyniki badań przeprowadzonych przez Ewę Trzebińską i Anetę Dowgiert ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej sugerują, że kiedy zdajemy sobie sprawę z posiadania wielu wymiarów siebie, poszerza się zakres dostępnych sposobów radzenia sobie z różnymi zadaniami życiowymi. Z innych badań, prowadzonych przez Patricię Linville z Yale University, wiadomo, że posiadanie licznych i odrębnych aspektów siebie jest szczególnie pożyteczne w obliczu trudnych wydarzeń. Zwykle w problem uwikłana jest jedna lub kilka pozycji, zaś inne głosy pozostają wyłączone, więc konsekwencje zdarzenia nie są tak rozległe. I mimo bolesnych doświadczeń, dzięki tym pozostałym głosom możemy nadal sprawnie funkcjonować.
Czasem pociąga to jednak pewne koszty psychiczne, o czym przekonują m.in. badania Huberta Suszka, psychologa z Uniwersytetu Warszawskiego. Nie da się ukryć, że utrzymywanie takiej wewnętrznej demokracji, w której każda pozycja ma szanse zabrać głos, wymaga nakładów energii. A uświadamianie sobie własnej wewnętrznej wielości może niekiedy wzbudzać przejściowy lęk i niepewność co do własnej tożsamości. Niemniej wydaje się, że zyski wyraźnie przeważają nad kosztami.
Kiedy „ja” rozmawia ze mną
W terapii dialogowej ludzie przezwyciężają trudności, które wynikały z braku dialogu pomiędzy pozycjami lub też z przyjmowania stale jednej tylko pozycji „ja”, a niedopuszczania do głosu innych. Jednym z celów tej terapii jest ugłośnienie tych odsuniętych na dalszy plan pozycji. Pacjenci odkrywają swe pozycje, a identyfikując się z nimi, czują ulgę i lepszą kontrolę nad sobą. Na przykład pewna młoda kobieta - nazwijmy ją Justyną - zgłosiła się na terapię z powodu niekontrolowanych wybuchów złości w pracy. Na pierwszej sesji Justyna oświadczyła, że jest „przerażona sobą”, co zrodziło pytanie KTO jest przerażony KIM. Dalsze spotkania terapeutyczne pozwoliły odkryć dwie pozycje „ja”, będące w konflikcie. Dominująca okazała się pozycja „Pomocny Bliźni”, dzięki której Justyna potrafiła z zaangażowaniem spełniać życzenia swoich przełożonych i współpracowników, co zaskarbiło jej dobrą opinię w pracy i sympatię wielu osób. Jednak jako „Pomocny Bliźni” była zarazem przeświadczona, że dążenie do własnych celów, a zwłaszcza stanowczość w tych dążeniach są równoznaczne z agresją, atakiem na innych, w zasadzie są samym złem. W ten sposób dominująca pozycja tłumiła i odsuwała od głosu pozycję „Kompetentnej”, która miała krytyczne zdanie o organizacji pracy w firmie i wiele własnych pomysłów na jej usprawnienie. Nie mogąc wypowiedzieć tych opinii, ani bronić własnych rozwiązań, sfrustrowana „Kompetentna” doprowadzała Justynę do niekontrolowanych wybuchów złości z powodu drobiazgów. Terapia stworzyła Justynie możliwość odkrycia, zrozumienia i docenienia siebie jako „Kompetentnej”, a dialog między tą pozycją a „Pomocnym Bliźnim” dotyczył poszukiwania takich form realizowania przez Justynę własnych ambicji w pracy, które nie narażą jej na utratę dobrej opinii i przyjaznych relacji z ludźmi.
W podejściu dialogowym proponuje się też warsztaty dla osób, które stoją przed ważnym wyborem życiowym, doświadczają trudności w związkach lub po prostu chcą zwiększyć swoje możliwości i lepiej radzić sobie z codziennymi wyzwaniami życia. Celem tych warsztatów jest poznawanie i zaznajamianie się z naszymi innymi „ja”, co prowadzi do lepszego rozumienia siebie i zwiększa repertuar możliwych reakcji na zdarzenia.
Nie możesz tego objąć rozumem
Wielu badaczy twierdzi, że różnorodność „ja” jest reakcją na wielorakość otaczającego nas świata. Mówi się czasem nawet o „postmodernistycznej multifrenii”. W porównaniu z ludźmi sprzed stu, dwustu lat, jesteśmy mniej jednorodni i spójni. Koncepcja dialogowego „ja” pomaga opisać skutki wielości kontekstów, w jakich żyjemy. Ponadto daje nam wskazówki, jak skutecznie korzystać z tej wielości w nas.