Wielka to doskonałość i jakoby boska zażywać mądrze swojej wolności / 09 listopad 2007
Kazimierz Obuchowski
Człowiek akceptujący własną wolność nie może obciążać nikogo winą za jej negatywne skutki. Gdy podjął grę i przegrywa - musi pamiętać, że oskarżanie innych ludzi za własne niepowodzenia jest wyłącznym i jedynym prawem niewolnika.
Nie ma nic cenniejszego niż wolność - to stwierdzenie bliskie chyba każdemu mieszkańcowi Ziemi. Ludzie strzegą jej zazdrośnie, w jej obronie gotowi są prowadzić wojny i zabijać, a nawet poświęcić własne życie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że jest ona dla niego ciężarem, że chciałby się jej pozbyć. Traktowanie wolności jako najwyższego dobra, a dążenia do niej jako najbardziej szlachetnego działania ludzkiego, tak bardzo wrosło w naszą kulturę, świadomość społeczną i indywidualną, że wszelkie inne podejście budzi natychmiastowy sprzeciw. Gdy Erich Fromm napisał książkę „Ucieczka od wolności", jej tytuł uznano za paradoksalny. I tak jest nadal. Mimo że dziesiątki lat upłynęły od ukazania się tego dzieła, muszę czuwać nad tym, aby korektorzy nie „poprawiali" mi w tekstach tytułu na bardziej dla nich oczywisty: „Ucieczka do wolności". Ucieczką od wolności Erich Fromm wyjaśniał zwycięstwo, jakie w Niemczech w demokratycznych wyborach na początku lat 30. odniósł Adolf Hitler i jego partia. Wybór narodowo-socjalistycznej partii robotników miał być wyrazem rezygnacji Niemców z bycia wolnymi obywatelami. Fromm przedstawił warunki psychologiczne, w jakich obywatele gotowi są zrezygnować z wolności i przekazać odpowiedzialność za siebie i za swój kraj w ręce kogoś, kto w zamian zapewni im dobrobyt i poczucie dumy, weźmie też na siebie odpowiedzialność za zło wojny, obozów koncentracyjnych, cenzury, tajnej policji i zakazu samodzielnego myślenia. Do tych warunków zaliczył wzrost wolności jednostki, jaką niesie ze sobą rozwój cywilizacji i związaną z tym utratę zarówno więzi społecznych, jak i poczucia bezpieczeństwa. Nie jest to paradoks. Niewolnik czy chłop feudalny byli zniewoleni socjalnie i fizycznie, ale w zamian mieli prawo oczekiwania opieki ze strony swojego pana. Podobnie obywatel, który sam przekazuje siebie autorytarnej władzy, uzyskuje poczucie bezpieczeństwa. To ta władza staje się odpowiedzialna za niego, tak jak rodzice są odpowiedzialni za dziecko. Teraz można już czuć się bezpiecznym, gdyż w razie niepowodzenia winien jest ten, komu zaufaliśmy, lub też ten, komu się podporządkowaliśmy. Przypomnę, że po przegranej wojnie wielu Niemców oskarżanych o zbrodnie wojenne, o popieranie hitleryzmu, tłumaczyło, że oni tylko wykonywali rozkazy, sami z siebie nie czynili przecież nic złego. Poczucie winy wykazało raczej młodsze pokolenie, które w procedurach rezygnacji z wolności nie uczestniczyło. Ono było wolne i dlatego to ono nie chciało pogodzić się z upokorzeniem, jakie wybrali ich rodzice.
Podobnie ma się rzecz w przypadku zniewolenia przez autorytarną ideologię. Wiara w nią ogranicza możliwość wolności poznawania, osobistego rozumienia świata, ale w zamian daje pewność posiadania prawdy o nim. Antysemita, fundamentalista nie mają problemów ze zrozumieniem zawiłości politycznych czy ekonomicznych. Oni wiedzą. Są tą bezkrytyczną wiedzą zniewoleni, ale czują się w swoim ograniczeniu wolni. I to wolni bez poczucia własnej odpowiedzialności, bez obaw przed własnym sumieniem i oceną innych ludzi. Postępując zgodnie z przejętym przekonaniem, mogą bez poczucia winy kłamać i zabijać. Jak pisze o tym Adam Krzemiński: „Terrorysta, zmierzając z plecakiem pełnym dynamitu lub za sterami samolotu do celu, jest przez moment absolutnie wolny. Wolny od przymusów społecznych i konwencji, wolny od indywidualnych potrzeb i swego egoizmu, staje się we własnej wyobraźni panem śmierci swych wrogów" (Żywe bomby, „Polityka", 2001, s. 38). Dlatego terrorysta islamski, katolicki lub protestancki w Irlandii, baskijski w Hiszpanii, nie ma poczucia winy za dokonywane mordy, gwałt i rabunek. Terrorysta protestancki, który rzucił bombę w dzieci idące do szkoły, z pewnością czuł się wolny i niewinny. Oni wszyscy działają jako ludzie wolni, rozumiejący konieczność. Czuliby się winni zniewoleni, gdyby czynili to bez osłonek ideowych. Gdyby ich pogląd był osobiste go autorstwa, czuliby się odpowiedzialni i za pogląd, i za wynikające z jego przestrzegania konsekwencje.
Zasada usprawiedliwiania swoich działań koniecznością zawieszenia wolności wskutek niezależnych od nas okoliczności dotyczy nie tylko zwykłych ludzi. Czyngis-Chan po wyrżnięciu, wbrew wcześniej złożonej obietnicy łaski, kilkuset tysięcy mieszkańców Buchary, tłumaczył to tym, że musieli czymś nagrzeszyć, skoro Bóg nasłał na nich Czyngis-Chana. Jego własna wolność jest przecież ograniczona i tym samym on nie mógł wywiązać się z umowy. Również współcześni nam zbrodniarze polityczni starali się swoje okrucieństwa i wiarołomność uzasadniać tym, że musieli spełniać wartości nadrzędne. Stalin przyznawał publicznie, że jest okrutny, ale dodawał, że czyni to dla wyzwolenia uczciwych, pracujących i wyzyskiwanych mas świata.
Opozycja wobec wolności osobistej może też być składnikiem „inżynierii dusz". Przypomnę, że podstawę sformowania istoty ludzkiej o nazwie „homo sovieticus" stanowiły dwa czynniki: dobrowolna rezygnacja z wolności ludzi przerażonych i przekonanych o istnieniu niepodważalnych racji ich zniewolenia oraz uznanie przez nich, że rzeczywistość, w jakiej żyją, jest wyższą formą wolności (czytelników zainteresowanych szerszym omówieniem tej problematyki odsyłam do rozdziału V mojej książki „Człowiek intencjonalny, czyli o tym jak być sobą"). Dla rewolucji światowej, dla szczęścia przyszłych pokoleń, dla potęgi radzieckiego państwa „człowiek zsowietyzowany" nie tylko godził się na przemoc, nieustający terror i biedę, ale jeszcze chciał aktywnie w tym uczestniczyć. W zamian miał prawo do dumy z sukcesów owej „najbardziej humanistycznej na świecie" władzy, która na do wód swojego humanitaryzmu przejęła je go Ja i czasem łaskawie pozwalała mu żyć. Z entuzjazmem więc śpiewał, że nie zna innego kraju, w którym człowiek mógłby oddychać taką wolnością. Władze ZSRR rzeczywiście uczyniły wiele, aby nie po znał tego innego kraju i aby był pewien, że jest wolny wolnością wyższego rzędu, bo służy ona rewolucji światowej.
Znamy różne inne powody psychologiczne „ucieczki od wolności". Może to być negatywna koncepcja istoty ludzkiej. Mogą to być obawy wynikające z przekonania, że nieszczęścia współczesnego świata są wynikiem nadmiaru wolności słabej kontroli. Pogląd ten wciąż podzielają liczne grupy ludzi wspierane przez instytucje, którym zależy na jego umacnianiu. Często mamy do czynienia z ludźmi, którzy jako naukowcy lub laicy, otwarcie opowiadają się za autorytarnym wychowaniem, karaniem, ograniczaniem wolności osobistej. Przyjmują bowiem, że człowiek jest z natury swojej istotą aspołeczną, ułomną moralnie i psychicznie, więc dla jego własnego dobra należy ograniczać jego pragnienia i potrzeby za pomocą kar, nakazów i zakazów, poddać go władzy autorytetów.
Pojawia się tu pytanie: czy rezygnacja z realnej wolności, spowodowana przekonaniem o wynikających z niej zagrożeniach lub świadome zrzeczenie się jej na rzecz partii, państwa albo innej instytucji -wskazuje na jakieś niedoceniane przez psychologów właściwości ludzkiej osobowości? Twierdzą oni przecież uparcie, że człowiek tylko w warunkach wolności rozwija się, staje się dobry i zachowuje zdrowie psychiczne. Czy więc pogląd przeciwny, że człowiek jest z natury agresywny, niemoralny i leniwy, to przejaw patologicznego światopoglądu lub projekcja pragnień zneurotyzowanych techników dusz, a pogląd zawierający argumenty na rzecz wolności jest wyrazem naiwności?
A może cały ten spór jest sztuczny i naprawdę nie jest z ludźmi ani tak dobrze, ani tak źle? Być może wolność jest bez znaczenia, gdyż ludzie pod wpływem nacisku norm kulturowych udają tylko zainteresowanie wolnością? Być może nie obchodzi ich ona lub wstydzą się, że mogliby jej pragnąć, albo też, jak o tym była mowa powyżej, ciąży im i najchętniej poddaliby się czyjejś władzy, która przejmie od nich odpowiedzialność za ich działania? Nie jest to tylko pogląd psychologa. Również filozof Leszek Kołakowski pisze w tomie „Moje słuszne poglądy na wszystko": „Jeśli jednak jest prawdą, że wolność nie potrzebuje żadnej wyższej sankcji, żadnego »po co?« i że tak właśnie jest ona doświadczana przez ludzi, to jest to jedynie połowa prawdy. Potrzebujemy również bezpieczeństwa, i to jak się zdaje, w sposób bardziej bezpośredni i naglący; potrzeby te - wolności i bezpieczeństwa - przez stulecia zderzały się ze sobą". Może więc ludzie nawet nie zawsze udają? Spotykamy przecież teksty publicystyczne, w których podporządkowanie i rezygnacja ludzi z wolności na rzecz instytucji, której służą, traktowane są jako osiągnięcie, jako osobisty sukces.
Odpowiedź na te pytania wymagałaby obszernej analizy. Dlatego też w tym eseju ograniczę się do następującego stwierdzenia: jeśli nawet przyjmiemy, że wolność jest wartością nadrzędną, musimy pogodzić się z faktem, że bycie wolnym nie może być bezgraniczne. Co do tego nie powinno być opinii rozbieżnych. Pomijam tu fakt, że anarchie prędzej czy później prowadziły do dyktatury. Problemem do dyskusji pozostaje, kto ma te ograniczenia wprowadzać i czego mają one dotyczyć. Sądzę, że tym, kto decyduje o ograniczeniu wolności, może być tylko sama jednostka ludzka, a właściwie ta jej postać, którą nazywamy osobą („Osobą nazywam jednostkę ludzką, która utrzymując dystans psychiczny wobec potrzeb i pragnień, rozwija się, kierując się sensem swojego istnienia". Por. moją „Galaktykę potrzeb", I rozdz.). W przeciwnym wypadku mamy zawsze do czynienia ze zniewoleniem.
Ograniczenie to ma wynikać z konieczności uwzględniania interesów innych ludzi. Wiemy o tym na podstawie analiz związku wolności z interesem innych ludzi i z poczuciem odpowiedzialności za nich - gdy wolność psychiczna prowadzi do destrukcji wolności innych, staje się własnym zaprzeczeniem. Oznacza to, że akceptacja własnej wolności jest niemożliwa bez akceptacji wolności innych ludzi i tego dotyczy odpowiedzialność za nich.
Skoro konieczne jest uwzględnianie interesów innych ludzi, znaczy to, że bycie wolnym oznacza też gotowość do akceptacji wynikających z wolności strat, przykrości i rezygnacji. Na przykład osoby działające publicznie muszą godzić się z tym, że nie zostaną zrozumiane, że ich intencje mogą zostać wypaczone, a skutki działania będą inne od zamierzonych. Człowiek akceptujący własną wolność tym samym nie może obciążać nikogo winą za jej negatywne skutki. Gdy podjął grę i przegrywa - musi pamiętać, że oskarżanie innych ludzi za własne niepowodzenia jest wyłącznym i jedynym prawem niewolnika.
Odpowiedzialność nazywana często „obywatelską" ma jeszcze inne aspekty. Chodzi tu o altruizm i egoizm. Już z powyższych rozważań wynika, że człowiek wolny musi działać na zasadach prospołecznych, a więc uwzględniających interesy innych ludzi. Musi postawić sobie pytanie, czy jest przyzwoity, to znaczy, czy chciałby, aby tak samo postępowali inni. Wiemy na podstawie analiz klinicznych, że wolność, gdy nie jest ograniczana przez uwzględnienie interesu społecznego, niszczy osobowość, prowadząc do nerwicy lub psychopatii. Wynika z tego, że pełna, nie licząca się z nikim swoboda w spełnianiu dążeń do doskonałości, do bycia tylko lepszym, sprawniejszym, bardziej skutecznym prowadzi do zniewolenia, a więc do patologizacji osobowości. Taki pogląd sformułował jeden z największych twórców psychologii osobowości Alfred Adler. Sądził on, że poczucie interesu społecznego z pozoru tylko ogranicza skuteczność działań człowieka. Działanie pozbawione tego poczucia, nastawione tylko na skuteczność, zamienia się w wyniku owego maksymalizowania skutków w proste dążenie do mocy, do działań siłowych, szkodliwych i mało skutecznych w stosunku do tego, co chciało się osiągnąć. „Siła rodzi głupotę" - pisał już Fryderyk Nietsche.
Tu już wyszliśmy daleko poza szablony kulturowe pojęcia wolności, gdyż zagrzebaliśmy się w psychologii. Przy okazji wyjaśniliśmy sobie, że miłośnicy restrykcji wychowawczych, kar i mechanicznych ograniczeń nie są przyjaciółmi człowieka, a u podstaw ich poglądów leży patologiczna ideologia. Natomiast przyjaciółmi jednostki ludzkiej, człowieka, są ci, którzy wskazują na konieczność samoograniczeń na rzecz poczucia własnej odpowiedzialności za losy innych ludzi. Ich poglądy znajdują wsparcie w wielu koncepcjach psychologii osobowości. Więcej, nie ma takiej całościowej koncepcji osobowości, która by bazowała na negatywnej koncepcji człowieka. Przykładem może być choćby moja koncepcja nowego indywidualisty, którą przedstawiłem w książce „Od przedmiotu do podmiotu". Wolność jako warunek samorealizacji człowieka jest ponadto osią poglądów wszystkich psychologów o orientacji humanistycznej. Ciekawe, że nawet poza psychologią, jak na przykład w koncepcji zmian cywilizacji wielkiego poznańskiego socjologa i filozofa Floriana Znanieckiego, szansą na wyjście z pułapki cywilizacji ról społecznych jest uformowanie się osobowości otwartej, wolnej, podejmującej odpowiedzialność za siebie i za swój świat (por. Znaniecki „Ludzie współcześni a cywilizacja przyszłości").
Skoro wolność jest tak ważna, warto dowiedzieć się, jaką pozycję zajmuje ona wśród wartości wyznawanych przez ludzi? Otóż w roku 1987 przeprowadzono w różnych krajach naszego globu badania polegające na tym, że badani mieli dokonać wyboru z listy 20 wartości. Cóż się okazało? W Ameryce Północnej wolność osobista znalazła się na trzecim miejscu po dobrach materialnych i wysokich dochodach. Natomiast odpowiedzialność znalazła się na końcu listy, na miejscu dziewiętnastym. W Ameryce Łacińskiej wolność znalazła się wprawdzie na miejscu pierwszym, ale odpowiedzialność na piętnastym. W Europie Zachodniej wolność znalazła się również na pierwszym miejscu, ale na odpowiedzialność zabrakło już miejsca. Natomiast w krajach Europy Wschodniej wolność nie znalazła się w ogóle na liście wybranych wartości, natomiast czołowe miejsca zajęły: pokój, równość i rodzina. Myślę, że wynik ten powinien był zdziwić ówczesnych bojowników o wolność człowieka. Powinien im też wyjaśnić niektóre przyczyny niezadowolenia wolnych już ludzi.
Nie ma powodu, aby przedstawionych wyników nie traktować poważnie. Świadczyłyby one jednak o tym, że wysokie oceny wolności można zaliczyć do retoryki politycznej lub światopoglądowej, a owej „ucieczki od wolności", o której pisał Fromm, być może w ogóle nie było. Nie było od czego uciekać. Ładnie powiedziane i tyle.
W tekście tym zrezygnuję więc z analizy mechanicznego pojęcia wolności, czyli takiego, którego przeciwieństwem jest zniewolenie przez kogoś. Natomiast zajmę się tylko wolnością psychiczną. To ona ma znaczenie dla rozwoju i jakości życia ludzi. Jej przeciwieństwem jest uzależnienie od siebie samego, od własnych pragnień, obaw, urazów i namiętności, a także od przekonań i nawyków. Zwraca uwagę to, jak duży i zróżnicowany jest obszar potencjalnych uzależnień psychicznych. Natomiast obszar wolności psychicznej jest znacznie mniejszy, gdyż obejmuje tylko intencje osoby. Tym można wyjaśnić paradoksalne poczucie niektórych ludzi, którzy na przykład w wyniku swojej walki o wolność zostali uwięzieni. Zamknięci w celi, poddani ostrym rygorom zewnętrznym, czuli się wolni. Byli wolni psychicznie i nikt nie był w stanie wymusić na nich rezygnacji z ich przekonań. Mieli prawo do dumy z tego, że opresyjne władze były przeciwko nim. Nie musieli też iść na kompromisy z wymaganiami praktyki życia codziennego. Fizyczny brak wolności może więc nie mieć znaczenia dla wolności psychicznej. Co więcej, zbliża on do jej osiągnięcia, ułatwiając skupienie się na swoim Ja, podnosząc poczucie własnej wartości, nadając sens podejmowanym wyrzeczeniom.
Należy dodać, że, niestety, osobowość wielu ludzi nie stwarza im w ogóle szansy na posiadanie psychicznej wolności. Oznacza to, że tylko niektórzy mogą być psychicznie wolni. Swego czasu skonstruowałem koncepcję, w której starałem się objaśnić, skąd bierze się owa niezdolność do wolności psychicznej. Otóż w moim przekonaniu jest ona spowodowana tym, że w sferze świadomości ludzi niezdolnych do tego rodzaju wolności nie dokonało się rozdzielenie intencji i pragnień. Ludzie ci są tak całościowi, że nie są w stanie mieć do siebie dystansu i dlatego są uzależnieni od samych siebie. Dla nich ich chcenia, ich obawy i nastawienia są nimi. Gdy coś je blokuje, mają poczucie, że coś blokuje ich osobiście. Nabywane doświadczenia nie tylko rozszerzają ich wiedzę, ale i zniewalają, gdyż nie mogą oni poza nie wykroczyć. Są zależni od tego, kim byli i kim są. Gdy wyrażają pogląd w jakiejś sprawie, to znaczy, że ten pogląd ich usidlił, a nie, że on jest ich. Nie są więc w stanie zdystansować się wobec niego. Jeśli ktoś krytykuje ich opinię, to odbierają to jako krytykę osobistą, a nie prezentowanego przez nich punktu widzenia. Mogą go bronić, a właściwie bronić siebie, ale są niezdolni do merytorycznej dyskusji. Ten brak dystansu do swoich właściwości, do siebie, sprawia, że ludzie ci nie są w stanie czynnie siebie modyfikować. Nie są w stanie świadomie wychodzić poza istniejące możliwości, tworzyć dalekosiężnych zadań i dostrajać się do nich. Mogą być tylko tu i teraz i w swojej przeszłości, natomiast przyszłość jest poza zasięgiem ich wewnętrznego świata. Ich osobowość nie jest zdolna do rozwoju.
Brak rozwoju osobowości to już poważna wada. Pełne zrozumienie, na czym ona polega, wymaga więc pogłębionej analizy psychologicznej. Tu wspomnę tylko, że prawidłowo ukształtowany człowiek ujmuje świat za pomocą kilku niezależnych kodów, które pojawiły się w toku ewolucji. Jeden z nich, kod konkretny, jest narzędziem tworzenia w umyśle reprezentacji świata. Natomiast kod abstrakcyjny jest narzędziem tworzenia koncepcji świata. Ten pierwszy łączy człowieka ze światem, pozwala mu ujmować świat realistycznie. Natomiast kod abstrakcyjny pozwala na przekraczanie własnego doświadczenia, tworzenie alternatywnych koncepcji rzeczywistości, sprawia, że możemy podchodzić do tej koncepcji z dystansem, gdyż wiemy, że potrafimy tworzyć wiele równie prawdziwych wersji świata.
Dzięki posługiwaniu się tymi kodami, treść Ja może dzielić się na dwie struktury. Jedna z nich zawiera te wszystkie moje właściwości, doznania, doświadczenia, które wchodzą wprawdzie w skład „mnie", ale mogę je ujmować jako coś, co nie jest mną. Moja ręka jest mną, ale mogę nią poruszać lub nie, mogę jej nie lubić, mogę ją nawet okaleczyć. Podobnie z moją pamięcią - mogę z niej być niezadowolony, mogę ją wzmacniać treningiem lub chemicznie. Lęk też nie musi być mną. Może to być tylko mój lęk. Marszałek de Turenne mawiał przed bitwą: „Ty drżysz ciało, drżałobyś bardziej, wiedząc, gdzie ciebie poprowadzę". Takie ujmowanie siebie pozwala na wytworzenie dystansu psychicznego, który jest warunkiem wolności psychicznej. To Ja, wobec którego możemy mieć dystans, nazwać można „Ja przedmiotowym". Jest ono uogólnieniem naszej wiedzy o sobie. Ale mówiąc, że lęk, radość czy wymowa są moje - wyrażam odczucie, że jest jeszcze inne Ja, które jest naprawdę mną. Nie da się tego Ja zredukować do niczego innego. Tym samym stanowi ono najbardziej moje Ja. To właśnie Ja, z którym utożsamiał się wspomniany wyżej marszałek. Nazwane ono zostało „Ja intencjonalnym".
Ów podział Ja na przedmiotowe i intencjonalne może nastąpić, ale nie musi. Rozdział między nimi jest funkcją określonej dojrzałości umysłowej lub też spełnienia innych warunków niezbędnych do posługiwania się kodem abstrakcyjnym, jak odpowiednie wykształcenie lub odpowiedni stan emocjonalny. Gdy podział na te dwa rodzaje Ja nie następuje, mamy do czynienia z Ja synkretycznym. Jest ono typowe dla opisanych wyżej ludzi niezdolnych do osiągnięcia wolności psychicznej. Są oni uzależnieni od siebie samych, gdyż nie mają wobec siebie dystansu.
Znaczy to, że uzyskanie takiego dystansu jest warunkiem wstępnym uwolnienia się od każdego uzależnienia - zarówno chemicznego, jak i psychicznego. Oczywiście sam dystans nie wystarczy. Konieczne jest poradzenie sobie z wyzwaniami, jakie stają wobec osoby psychicznie wolnej, która może zagubić się w uzyskanych możliwościach. Tu ważna jest rola psychoterapeuty.
Nerwica jest typowym przykładem zniewolenia jednostki przez jej urazy i fałszywe koncepcje broniące zagrożonego Ja. Można przecież uzasadnić pogląd, że każda patologia psychiczna jest formą psychicznego zniewolenia, a więc i każda psychoterapia powinna być sposobem na uzyskanie psychicznej wolności lub też powinna taką rolę spełniać. Nie jest to tylko sprawa nazwy. Zdefiniowanie procedury psychoterapeutycznej jako takiego sposobu współdziałania z pacjentem, który ma na celu przede wszystkim ukształtowanie jego Ja przedmiotowego i opierając się na wyzwolonym Ja intencjonalnym odbudowanie lub budowę wolności psychicznej - z góry wyłącza z zakresu psychoterapii wszelkie techniki mechaniczne i szamańskie.
I dodam na koniec jeszcze jedną uwagę. Można uzasadnić pogląd, że wolność psychiczna wynika z tych samych warunków, co mądrość. Mądrość jest przecież, jak to argumentuje Czesław Nosal w szkicu „Koan mądrości - ponad inteligencją i doświadczeniem", niczym innym, jak tylko osobistym przetwarzaniem posiadanej przez nas wiedzy. Czyżby mechaniczne wykorzystywanie wiedzy było wyrazem głupoty? Warto o tym pomyśleć. Może mądrość jest wynikiem uzyskania wolności?
Kazimierz Obuchowski