Gdzie jest twój dom



Jest takie przekleństwo żydowskie: „Ażebyś miał sto pałaców.
A w każdym pałacu sto pokoi. I żeby czort cię nosił po nich
wszystkich, a ty nie mógłbyś sobie znaleźć miejsca.”
- Nie móc znaleźć sobie miejsca - to naprawdę przykre uczucie
i niestety coraz powszechniejsze. A przecież człowieka najlepiej
określa miejsce, gdzie czuje się najbardziej sobą i u siebie.
Niech każdy powie sobie, jakie to miejsce… Zwłaszcza
mężczyzna, bo on chyba ma z tym więcej kłopotów: gdzie jest
twoje miejsce i czy ono jest naprawdę twoje?

Wrócił do domu wcześniej niż zwykle, taki rozpromieniony, jakby ziściło mu się wielkie marzenie. - "Wera, mam pracę! W Irlandii! - oznajmił jak cudowną nowinę. - W końcu staniemy na nogi. Już nie będę nikim. Już nie będziemy siedzieć w kieszeni u twojej mamy. Będziemy na swoim!" Weronika patrzyła na niego z niepokojem. - "A na czyim niby jesteśmy? - zapytała. - To nie twój dom? Chociaż ty chętniej z niego uciekasz niż do niego wracasz. Ciągle szukasz gdzieś jakiejś Nibylandii, nieuleczalny Piotrusiu Panie. Czy to następny twój odlot?" Popatrzył na nią z niechęcią. Jak mogła tak gasić jego entuzjazm i chęć poświęcenia się dla rodziny? Jak każda kobieta, co chce uwiązać mężczyznę, pozbawić go skrzydeł, upupić w domowych pieleszach. Ale on się nie da i jeszcze pokaże, czego może dokonać, z czym wrócić do tego kraju bez perspektyw, z tym wiecznym klepaniem biedy. - "Praca jest tak dobra i popłatna, że i tak pojadę, czy ci się podoba, czy nie!" - zawołał i trzasnął drzwiami, jak miał to w zwyczaju, gdy nie miał innych argumentów.

Weronika kończyła kolejny dzień, tydzień, miesiąc bez Piotra. Był w Dublinie, chwalił się przez telefon świetną pracą (na dwa etaty) i nawet trochę pieniędzy przysyłał, jednak niepokoiła ją ta jego chęć bycia bez nich. Nie wiązała go tutaj, nie ograniczała, ale w końcu był jej mężem i ojcem dwojga ich dzieci. Zawołała je teraz: - "Pacierz! I pomódlcie się o powrót taty, bo go w końcu zapomnicie, a on zapomni was." Klękali, jak każdego wieczoru, i poza zwyczajnymi modlitwami wypowiadali po swojemu własne prośby. Dzieci modliły się za tatę chyba ze względu na nią, bo jakoś przestawały za nim tęsknić. Nigdy nie było między nimi zbyt mocnej więzi, jakby on się bał, że go zwiążą, przywiążą do siebie. Kiedyś sześcioletnia Majka spytała: - "Mamo, czy tatuś jest nasz? Bo ja nie wiem…" Weronika nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Tak, były jego dziećmi, nigdy go nie zdradziła, ale jakby uciekał od nich, jakby chciał udowodnić… No właśnie, co i komu?

A teraz wpadł na parę dni, elegancko ubrany, z mnóstwem zabawek i gier dla dzieci. Jak gdyby chciał zademonstrować, że go stać, że jest kimś, że „stoi na własnych nogach”. Ale po tygodniu wyjechał, właśnie wtedy, gdy dzieci zaczęły nawiązywać jakąś więź z nim, a ona poczuła jego bliskość, której tak jej brakowało. Jednak tamta praca była ważniejsza od nich, od domu, od wszystkiego między nimi. Tak smutno jej było, gdy widziała, jak odjeżdża z ulgą, jakby się uwalniał od nich.

Teraz znów przyjechał po 5 miesiącach. Jeszcze bardziej elegancki, z „wagonem” zabawek i ciuszków dla mamy. Gdy zostali sami, przytuliła się do niego i szepnęła: - "Będziemy mieli dziecko. Piąty miesiąc… " Zerwał się, spojrzał na nią zimno. - "Chyba nie moje!" - wrzasnął. Weronika wyglądała, jakby straciła oddech. Wybuchnęła płaczem, który chciała ukryć w poduszce przed zbudzonymi dziećmi. Piotr ostentacyjnie się spakował i zamówił bilet na najbliższy lot. Uważał, że jest usprawiedliwiony, że już nie musi tu wracać, utrzymywać kontaktu, słać pieniędzy, choć wcale nie był pewny zdrady żony. Nigdy nawet o tym nie pomyślał, mimo że jemu zdarzyło się to kilka razy. No tak, ale oto miał pretekst, by nie wracać do domu, z którym go coraz mniej łączyło, a który nazbyt wiązał go ze sobą. Przestał więc telefonować i odbierać telefony, bardziej grając niż czując się w roli zdradzonego. Kiedy dostał wiadomość: „Urodziłam ci synka”, zignorował ją, jakby nie przyznawał się do tego dziecka. Weronika więc też umilkła. A tu nadszedł grudzień. Piotr stracił tę świetną pracę. Wziął inną, mniej płatną, jak gdyby chciał tu zostać za wszelką cenę, by nie wracać do domu.

- "Dzieci, pacierz!" - zawołała Weronika, z jakimś dziwnym uporem modlitwy za Piotra, choć z coraz słabszą wiarą w jej skuteczność. Gdy odmówili razem modlitwy, i tę rutynową o powrót taty, Bartek zapytał: - "A czy nasz dom jest też tatusiowy, bo chyba nie ma tu dla niego miejsca?" - "Jest - odpowiedziała Weronika. - Może mu to narysujcie i wyślemy wraz z życzeniami na Boże Narodzenie."

Piotr zamieszkał teraz w tanim hotelu robotniczym. Za ścianą słyszał, że jest tam jakaś młoda rodzina z maleńkim dzieckiem, które co i raz płakało, a on reagował na to prawie histerycznie. Nie mógł zasnąć, jakby słyszał płacz własnego. Nigdy tak tego nie odczuwał. A teraz jeszcze ten okres bożonarodzeniowy i te figurki Dzieciątka Jezus to tu, to tam. Poczuł, że ma istną obsesję na punkcie maleńkich dzieci. Było coraz bliżej świąt Bożego Narodzenia, na które nie miał najmniejszego pomysłu, jak je spędzić, ale nie dopuszczał myśli, by wrócić do Polski. Coraz częściej sięgał po wódkę. Polską… I nagle za ścianą usłyszał polską kolędę i słowa: „Śpiewajmy, śpiewajmy Mu, Małemu…”. Zatkał uszy i wypił butelkę duszkiem. Na drugi dzień przyszedł list z życzeniami od Weroniki i dzieci. Do kartki był dołączony rysunek domu ze stołem i miejscami przy nim. „To jest nasz dom, Tatusiu - czytał trochę nieudolnie napisane słowa - nie zapomnij!”. I znów ta kolęda za ścianą… Zawsze chciał być wolny, czuć lekkość wolności, życia, a teraz poczuł, że jest to „nieznośna lekkość bytu”. - Czyj ty jesteś?! - wykrzyczał pytanie do siebie. - Niczyj! A więc żaden, bez domu, bez sensu… Chwycił słuchawkę telefonu: - Czy są jeszcze jakieś bilety do Polski? Zdumiony usłyszał: - Jest jeden na dziś, ktoś zwrócił.

Kiedy zadzwonił do drzwi domu, czuł się jak syn marnotrawny. Wszedł tam teraz bez niczego, a Weronika podała mu maleństwo w beciku, mówiąc: - To jest naprawdę twoje dziecko i twój dom. Usiadł i rozpłakał się. Czy trzeba było tak długo szukać domu, który miał tuż, tuż? Dzieci nieśmiało podeszły do niego, jak do kogoś odzyskanego… Jutro miała być Wigilia i miejsce przy stole, i maleństwo, dla którego jest tu miejsce, jak i dla niego.
*
Piotruś Pan - prototyp niedojrzałych mężczyzn - nie miał domu. Fruwał z miejsca na miejsce. Niby dobrze mu było wszędzie, ale im więcej miał owych miejsc, tym był smutniejszy. A smutek jest ponoć objawem niespełnienia lub zagubienia. Stąd trzeba wrócić do pytania: Gdzie jest Twoje miejsce - mężczyzno, mężu, tatusiu, a może nawet i dziadku? W samochodzie, w garażu, w pracy, przy komputerze i w sieci, w pubie, przy barze, na meczu, u innej kobiety…? Czy w domu, przy żonie i dzieciach? Czy masz swój dom dla siebie i dla tych, których kochasz? Warto o tym podumać poważniej, zwłaszcza w okolicy świąt, kiedy najprawdziwiej brzmi powiedzenie: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.”



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Blish James LatajÄ…ce miasta 03 Gdzie Jest TwĂłj Dom, Ziemianinie
James Blish Gdzie jest twój dom, Ziemianinie(1)
Gdzie jest twoj dom Podrozniku
Gdzie jest twój dom, Podróżniku Krzysztof Dmowski ebook
14.04.08 Gdzie jest twój lęk, CAŁE MNÓSTWO TEKSTU
To jest Twój Dom święte miejsce Twe, KAZANIA OD NAS ZE ZBORU, pieśni z uwielbienia w naszym Zborze
Gdzie jest twój skarb
GDZIE JEST TWÓJ SKARB
Gdzie jest moj dom
Blish James Latające miasta 03 Gdzie twój dom, Ziemianinie
Adam Bahdaj Gdzie Twój Dom Telemachu
GDZIE JEST
SF ejsco, biznes, Twoj dom
SF bumuz, biznes, Twoj dom
SF wpobu, biznes, Twoj dom
18 1 I gdzie jest to królestwo Boże
gdzie jest krokodyl, ZBIERAMY OGONKI
Czerwona orkiestra gra cały czas a gdzie jest dyrygent

więcej podobnych podstron