Dorota Masłowska - z autorką głośnej powieści "Wojna polsko - ruska pod flagą biało czerwoną" rozmawia Katarzyna Surmiak - Domańska.
2002-09-27, ostatnia aktualizacja 2002-09-23 12:17
Masłowska to już zupełna egzotyka. Silny nazywa ją chorą psychicznie, bo jest kompletnie bezradny wobec jej dziwactw. Ona pisze książki!
Jerzy Pilch napisał w "Polityce", że masz niesłychaną dojrzałość pisarską i że jak w takim wieku potrafisz już tyle, to strach pomyśleć, co będzie dalej. Czytałaś?
Ojej, czytałam, czytałam. No chyba jakiś tytuł hrabiowski teraz dostanę albo zostanę baronową. Jeszcze się nie zdecydowałam, choć mam różne propozycje od prezydenta miasta.
To prawda, że pisałaś "Wojnę..." parę tygodni?
Miesiąc. W trakcie zdawania matury. Jak już miałam dość uczenia się, włączałam komputer i pisałam. I na odwrót.
Podmiotem lirycznym jest mężczyzna, dresiarz. Jak znam mężczyzn, to jest on bardzo przekonujący. Trudno uwierzyć, że wcieliła się w niego kobieta, w dodatku dziewiętnastoletnia, w dodatku z dobrego domu.
Ha, ha. Mężczyźni też się na to nabrali. Ci, którzy czytali fragmenty, nie wiedząc, kto je pisał.
A skąd Ty znasz dresiarzy, nie chodzili chyba z Tobą do liceum?
Nie chodzili. Ale to nie znaczy, że młodzież z liceum nie ma z nimi kontaktu. Spójnikiem są narkotyki. Licealiści, hiphopowcy, dresiarze kupują u tych samych dealerów. Razem czekają pod ich domami, razem uciekają przed policją, przesiadują na jednej ławce. Mieszkam w tym wejherowskim blokowisku od zawsze, nasiedziałam się na ławkach i napatrzyłam na to wszystko do znudzenia. Poznałam ludzi, którzy rzucają w gołębia niedopałkiem i mówią: "Popal se". Najpierw nie mogłam się przemóc, żeby z nimi rozmawiać. Stopniowo stawali się dla mnie neutralni, w końcu złapaliśmy kontakt. Oni zaczęli się przede mną otwierać, ja zaczęłam chwytać ich język, a przede wszystkim ich system myślowy. Ekscytowało mnie to i bawiło, chociaż zarazem zawstydzało.
Co Cię zawstydzało?
No bo to oznaczało, że znalazłam z nimi wspólny mianownik. To znaczyło, że gdzieś w środku siedzi we mnie taki dresiarz. Taka niby jestem oczytana, jadam nożem i widelcem, a przyszło mi to łatwo. Bardzo szybko nauczyłam się biegle mówić ich językiem. Teraz posługuję się nim odruchowo w rozmowach z Inteligencją Polską SA. W końcu przyszło mi do głowy - czy ten język można napisać.
A dlaczego wybrałaś punkt widzenia mężczyzny, przecież dresiarze mają też odpowiedniki żeńskie?
Chodziło mi o postać, która byłaby skrajnie różna ode mnie. To było takie wyzwanie, takie podniesienie sobie poprzeczki. Do tej pory pisząc, nie potrafiłam wyjść poza siebie i spojrzeć z innej strony.
Jak się zaczęło?
Zaczęło się 1 maja 2002 roku. Przyszło mi do głowy takie zdanie: "I wtedy dowiedziałem się, że ona mnie rzuciła". Włączyłam komputer i zaczęłam wokół tego zdania tworzyć historię Magdy i Silnego. Mnożyłam absurdalne scenki, absurdalne dialogi. Kiedyś w internecie znalazłam gorączkowe zeznania jakiejś dziewczyny: "Byłyśmy z koleżanką na Inwazji Mocy, zapoznałyśmy chłopaka, on zapytał, czy fajnie się bawimy, odpowiedziałyśmy, że fajnie, a on na to, jak mamy na imię, a my na to, że nie powiemy". I koniec historii. Życie Silnego i Magdy składa się właśnie z takich scenek. Oni tak rozmawiają. Na początku akcja rozwijała się w miarę logicznie, a potem już było tak, że kiedy usłyszałam gdzieś coś ciekawego, to znajdowałam dla tego miejsce w historii. Na przykład mój kolega z liceum tłumaczył mi raz swoje poglądy lewicowo--anarchistyczne, to ja robiłam "pstryk" - włożyłam je w usta Silnemu, odnośnie lekarza. Tak "ni priczom".
A no właśnie. Twój Silny miewa podejrzanie dojrzałe przemyślenia. Pamiętam fragment, kiedy rozmawia z Alą, ona zadaje mu głupie pytania, a jemu się to kojarzy z teleturniejem. To skojarzenie jest bardzo inteligentne, za inteligentne na Silnego.
Silnemu wszystko kojarzy się z teleturniejem albo z grą komputerową.
Nie sądzę, żeby dresiarze z Twojej ławki potrafili snuć takie metafory. W tym skojarzeniu jesteś Ty.
Bo to jestem trochę ja przebrana za dresiarza. To są moje refleksje przez niego przefiltrowane.
To co jest z Ciebie w Silnym?
Na pewno nie moralność i nie zainteresowania, bo Silny myśli tylko o tym, kogo by przelecieć, kto ma nowy samochód i skąd wziąć ścieżkę. Ale łączy nas zmysł obserwacji, podejrzliwy stosunek do wszystkiego. Silny widzi na wylot, ciągle mówi: nie, nie, nie. Jest wybitnym dresiarzem. Masz rację, trochę za bardzo rozrabia intelektualnie. Tylko że gdybym wyrzuciła z książki ten intelektualizm, to co by zostało? Wulgarne dialogi bez puent.
Przyznajesz, że Silny jest wybitny, dałaś mu trochę dobrego z siebie. Natomiast Twoje bohaterki to prawdziwa zgroza. Nie dość, że bez moralności, to jeszcze zastraszająco naiwne. One nic nie widzą, nic nie rozumieją, są śmieszne, żałosne. Wyszydzasz je, wyśmiewasz, nie zostawiasz na nich suchej nitki. Oj, feministki będą się gniewać.
Nie zgadzam się, że kobiety są bardziej zjechane niż mężczyźni.
Są bardziej naiwne.
Mężczyźni też są naiwni, ale przez to, że to mężczyzna jest narratorem, że widzimy wszystko jego oczami, wydaje się, że jest mniej naiwny. A jest tak samo głupi jak te dziewczyny. Wszyscy tam są równie głupi. A dziewczyny wyglądają na podwójnie głupie, bo widzimy je oczami głupiego Silnego.
Każda z Twoich postaci kobiecych reprezentuje pewien typ. Zacznijmy od Ali.
Ala to gatunek koleżanki z klasy. Schludnie ubrana, typ polonistki, cały czas mówi, jakby udzielała wywiadu do telewizji, posługuje się poprawną polszczyzną, w każdym razie bardzo się stara. Ala musi nazwać wszystko, co widzi, musi stale mówić, bo mówiąc, wszystko sobie ustawia, mam czasem wrażenie, że ona mówi, zamiast myśleć. Kościół, seriale "Dynastia" i "Klan" to są jej podręczniki do życia, poza które nie potrafi wyjść. Często zgłasza się na lekcji, jeździ na nartach, idzie na dobre studia, które jej nie interesują, ale jej się wydaje, że ją interesują, wraca prosto ze szkoły do domu...
Jej rodzice razem chodzą na aerobik i jeżdżą na rowerach, trzymając się za ręce...
Tak. Ala żyje w takim wyidealizowanym światku, a właściwie pudełku, nie wygląda spod wieczka, bo wszystko, co jest naprawdę, mierzi ją i gorszy.
Skoro tak ją gorszy, to dlaczego ciągnie ją do takich ludzi jak Kacper czy Silny?
Silny nie ma napisanego na czole, że jest dresiarzem. Jego dresiarstwo nie polega na noszeniu dresu. Ci ludzie mają na ogół elegancko wyżelowane włosy, chodzą w białych golfikach, wyglansowanych butach, jak trzeba, to powiedzą parę zdań wykwintnym językiem - "iż", "ależ", "lub". Można ich pokazać mamie, przynajmniej z daleka.
Mówi się o Twojej książce "powieść dresiarska", tymczasem tam ani razu nie pada słowo "dres", "dresiarz". To właściwie monolog wewnętrzny młodego człowieka, którego rzuciła dziewczyna i który ma problemy z narkotykami...
To taki podstęp. Widzisz, ty się zorientowałaś, że Silny to bandyta, a Ala nie. Ala widzi tylko pozory. Nabiera się na nie i wchodzi jak w masło. Widzi tylko cząsteczki zła, że chłopak pali papierosy albo wymknie mu się brzydkie słowo, ale nie potrafi z tych cząsteczek zbudować pełnego obrazu.
Może gdyby Silny pobył dłużej z Alą, w końcu by ją przeleciał, a ona by się nawet nie zorientowała.
Bardzo możliwe, zdawałoby się jej, że trzymają się za ręce, i zaczerwieniłaby się.
A Andżela?
Ooo, takich dziewczyn jak Andżela jest mnóstwo. Można nawet mówić o zjawisku "andżelizm". To bardzo przeciętna dziewczyna, która zajmuje się przede wszystkim odchudzaniem i dorabia do tego ideologię. Jest pudełkiem na puste pojęcia, które powtarza w najbardziej karykaturalnych zestawieniach. Wyznaje chyba wszystkie trendy myślowe, a najbardziej dekadentyzm i wegetarianizm. Natłok tych idei daje Andżeli poczucie, że jest głęboka.
Ali jej osobowość narzucili rodzice, Andżela swojej rozpaczliwie poszukuje...
Ona ładuje się w foremkę, którą ktoś jej podsunął. I tę foremkę nazywa osobowością.
Jest samotna. Ma podejrzanie dużo czasu, nikt jej nie kontroluje, ma trochę pieniędzy, ale rodzice chyba nie poświęcają jej dużo uwagi.
Jest żałosna i skrajnie infantylna - ma torebkę pełną zasuszonych liści, zębów, widokówek od przyjaciółki I jeszcze jest odrażająca fizycznie. Lewy mówi: "Żaden normalny facet by nie dał rady jej puknąć na trzeźwo". A po amfetaminie Andżela wymiotuje kamieniami. Właśnie! Dlaczego ona wymiotuje kamieniami?
Może dlatego, że jej światopogląd jest taki ciężkostrawny. Może dlatego, że ona w imię jakiejś ideologii jest gotowa objeść się kamieniami. Wyobraź sobie! Ona wyrzyguje kamień wielkości pięści. Sama zastanawim się, jak to jest możliwe.
I znowu szyderstwo. Twoje bohaterki muszę Ci strasznie działać na nerwy.
Ala mnie dobija, to ją mogłam zabić w końcówce. Andżeli raczej mi żal. Ale jest tam także postać, którą lubię i którą cenię.
?
To Natasza. Kobieta-mężczyzna. Jest silna, nieustraszona, ma niewielki garb. Jeśli płacze, to ze złości. Jeżeli ma napady kobiecości, to krótkie. Bywa kobietą, tylko po to, żeby coś dostać. To dziewczyna z rodziny patologicznej, przypuszczalnie bita i upokarzana. Na skutek tego stała się potworem. Znam takie dziewczyny. Pamiętam, jak siedziałam przed nimi w ławce na bierzmowaniu. Wysokie, grube, ubrane w dresy, odrażające. Klęczałyśmy w rzędzie z innymi dziewczynkami z dobrych domów i na plecach słyszałyśmy ich szept. "Ty szmato, obetnę ci włosy, tylko nożyczki przyniosę". Moje koleżanki bały się wyjść z kościoła.
Natasza Ci imponuje?
Zazdroszczę jej tej odporności. Jej nic nie boli, może być bita, gwałcona i nic. Otrzepie się i odda.
No i na koniec Magda.
To typowa dziewczyna disco. Takich też jest pełno. Jest nosicielką małomiasteczkowej tęsknoty za wielkim światem, do którego zabiorą ją dobrzy bogaci mężczyźni. Puszczalska. Ale też się biedaczka degraduje, coraz więcej ćpa, robi jej się coraz więcej oczek w lajkrowych rajstopach.
Myślisz, że zrobi karierę?
Jak da komuś poważnemu, może zrobi, ale szybko spadnie. Najwyżej ukończy kurs podstaw obsługi ksera.
A teraz mi powiedz, jak się taką książkę pisze? Podobno kupowałaś różne gazety.
Zaczęłam je kupować w miarę rozwoju powieści, żeby lepiej poznać mentalność moich bohaterów.
Co kupowałaś?
"Brav o Girl", "Nasz Dziennik"...
Po co "Nasz Dziennik"?
Był mi potrzebny do tytułowego wątku o wojnie polsko-ruskiej. Chciałam się przekonać, jak ta karykaturalna ksenofobia, którą opisałam, ma się do rzeczywistości. No i zdziwiłam się. W "Naszym Dzienniku" paranoja jest nawet większa. Przeczytałam w nim na przykład, że rolnicy w Unii dolewają świniom do paszy oleju napędowego.
A czego się dowiedziałaś z "Bravo Girl"?
Dwóch rzeczy. Co zrobić, jak się zakochasz w swoim przyjacielu - odpowiedź: musisz z nim porozmawiać - oraz jak się zrobić na neopunk. Do pisemka była dołączona agrafka z brylancikami. Należało przeciąć swoją koszulkę i dziurę spiąć tą agrafką. Najbardziej lubię jednak "Na ścieżkach życia". Moją uwagę w kiosku przykuło zdanie z okładki: "Na każde nieszczęście jest sposób" i zdjęcie roześmianej pary. O, mam tutaj ten numer. Spójrz, jacy oni są śliczni, jacy szczęśliwi, twarze im zaraz popękają od tych uśmiechów. W środku są dramatyczne historie ilustrowane zdjęciami: o brzydkiej kobiecie, która w pracy nie miała szans z długonogą blondyną, o wrednej teściowej, o kobiecie, którą rzucił mąż - wyprowadził się z mieszkania, zabierając wszystko, zostawił tylko puf. Wszystko oczywiście kończy się dobrze. Bardzo profesjonalnie. A z telewizji coś wyciągnęłaś? Czy zainspirował Cię "Big Brother"?
Zainspirował. Pamiętam kandydatkę o pomarańczowej twarzy i białych włosach, która mówi tak: "W wolnym czasie lubię się malować, lubię o siebie dbać i chodzić na solarium, mam 26 lat i sześcioletniego syna Patryczka, nie jestem jeszcze zamężna, ale jestem w trakcie rozwodu". W innym reality show jedna z uczestniczek na pytanie, jakie wydarzenie było najważniejsze w jej życiu, odpowiedziała: "Najważniejszym momentem w moim życiu było, jak mając osiemnaście lat, wyprowadziłam się do mojego czterdziestoletniego chłopaka, gdyż nauczyłam się wtedy gotować i sprzątać". Takie rzeczy puszczają w telewizji i to jest kompletnie bezkarne!
Niezupełnie bezkarne, bo potem pojawia się taka Masłowska i wszystkich polewa jadem. No, nie wszystkich, przepraszam. Przecież pojawia się w "Wojnie..." jedna pozytywna postać. Niejaka Masłoska...
Bez przesady. W jednej z recenzji ktoś nazwał Masłoską straszną kafkowską wiedźmą, ptaszycą zagrzebaną w papierzyskach, oschłą, cyniczną.
Po co umieściłaś siebie w powieści?
Bo w miarę jej pisania coraz bardziej utożsamiałam się ze Silnym, nawet maile do znajomych podpisywałam "Silny". Na przykład: "Masłowskiej nie ma, ale jak przyjdzie, to zrobię z nią porządek. Silny". Aż zatęskniłam za sobą, chciałam, żeby Silny się ze mną spotkał, żebyśmy się zapoznali, może poszli razem na Inwazję Mocy. Masłoska podczas wojny polsko-ruskiej jest przebłyskiem normalnego świata.
Aha, czyli banda matołów plus Ty z kagankiem oświaty.
Czy ja wiem, czy z kagankiem. Silny postrzega Masłoską jako wariatkę. Tak na mnie reagują dresiarze, uważają mnie za chorą psychicznie albo pytają: "Co ty brałaś, dziewczyno? Ekstazkę i kwasa chyba naraz!".
Silny uważa za chorego psychicznie każdego, kto jest trochę inny niż on. Andżela i Ala też są dla niego chore.
Ale Ala i Andżela są z jego bajki, Masłoska nie. To już zupełna egzotyka, nazywa ją chorą psychicznie, bo jest bezradny wobec jej dziwactw. Ona pisze książki!
Masłoska skarży się, że gdy w "Twoim Stylu" ukazały się fragmenty jej "Dziennika", w którym przyznaje się, że pali papierosy i całuje się z chłopakiem, za karę nauczycielka oblała ją na maturze. W rzeczywistości tak chyba nie było?
Oczywiście, że nie. Maturę zdałam bardzo dobrze. Nikt mi nie robił kłopotów, mimo że "Dziennik" rzeczywiście ukazał się w czasie egzaminów. Zdawałam tylko z francuskiego i angielskiego, bo to umiałam. Z polskiego byłam zwolniona jako finalistka olimpiady.
Finalistka, ale nie laureatka?
Przyjechałam do Warszawy na finał, ale przed ostatnim etapem uciekłam. Irytowało mnie tam wszystko, takie klimaty harcerskie, mnóstwo "Al" rozprawiających o tym, czy wolą Herberta, czy Miłosza. Wzięłam i wyjechałam. Ale jako finalistka i tak już miałam indeks na studia. W październiku zaczynam studiować psychologię na uniwersytecie w Gdańsku.
A co czyta prawdziwa Masłowska?
Bardzo normalnie: "Wyborczą", "Wprost", "Politykę". Z książek obecnie "Życie towarzyskie i uczuciowe" Tyrmanda, Stasiuka, Johna Bartha, Schulza, Ana¨is Nin. Wracam chętnie do Henry'ego Millera.
To faktycznie inna bajka. A od kiedy Masłowska pisze?
Pierwsze zapiski, coś w rodzaju: "Tatuś, bardzo mi smutno" - napisałam, jak miałam może pięć lat. Od dziecka lubię też malować. Wszystko, co przeżywam, muszę natychmiast przetworzyć na obrazy, znaki graficzne. Nie potrafię niczego zatrzymać w sobie. Kiedy miałam osiem lat, zaczęłam pisać powieści. Miały po kilkanaście stron i były głównie o dziewczynkach, których mama zmarła, a ojciec nie rozumie. Nie wiem, skąd się to wzięło, chyba z lektur różnych Krystyn Siesickich i Małgorzat Musierowicz. Mama mi kupowała dużo ich książek.
A jakieś tradycje w rodzinie? Kim są Twoi rodzice?
Ojciec jest marynarzem, mama lekarką. Nie, nie, nikt się u nas nigdy nie zajmował literaturą. Pisanie wymaga samotności, cierpliwości, skupienia, zwolnienia tempa, a Ty robisz wrażenie osoby zabawowej.
Umiem uciec i spędzić trochę czasu sama ze sobą. To bardzo cenne. Lubię być sama. To, co widzę w życiu towarzyskim, przetwarzam później w samotności.
Będziesz pisarką?
Tak, chcę pisać. Napiszę o karierze światowej, jak wszyscy na mnie patrzą, świecą światłem i pytają, ile mam lat.
A jak znajomi odebrali "Wojnę..."?
Doskonale. Wszyscy się śmiali, zwłaszcza gdy odkrywali w tekście swoje własne poglądy. Ta książka powoduje dobry humor.
Czytała ją jakaś Ala?
Ala nie czytała, al e czytała jedna Andżela i bardzo się śmiała.
A jakiś Silny?
Silny chyba nic nie czyta. Chociaż nie, zaczekaj. Mam kolegę, który teraz wyszedł na przepustkę z więzienia. Mówił, że dał "Wojnę..." do przeczytania kilku więźniom. I im się podobno bardzo nie podobała.
Co im się nie podobało?
No, że napisane jest tak, jak się normalnie mówi, i że to nie jest w ogóle żadna książka.