DLACZEGO BUZEK - CZYLI BAL W OPERZE.
Na ratuszu bije druga, Na tajniaka tajniak mruga,
Na widowni i w sznurowni, I pod dachem i w kotłowni
I pod sceną i w bufecie, Na galerii i w klozecie,
W kancelarii i w malarni, W garderobach i w palarni
I w dyżurce u strażaka, Mruga tajniak na tajniaka...
„Jest co się cieszyć, ale nie można przesadzać” - tak Aleksander Kwaśniewski skomentował szum wokół kandydatury Jerzego Buska na szefa PE. - „Porównania wyboru przewodniczącego Parlamentu Europejskiego do wyborów innych np. na papieża są nieuprawnione” - dodał.
Wprawdzie podzielam zdanie Kwaśniewskiego, ale warto przecież zastanowić się - z czegóż to cieszą się tajniacy, że jeden na drugiego mruga? A, że mrugają to rzecz pewna, skoro tak niezwykła jednomyślność zapanowała wśród establishmentu III RP w sprawie kandydatury Buzka. Jak Polska długa i szeroka, zewsząd słychać jeden głos, a towarzysze Gierek i Siwiec prześcigają się w entuzjastycznych deklaracjach poparcia. Ponieważ sprawa Buzka staje się niemal patriotycznym manifestem, trzeba pochylić się z uwagą nad tym radosnym „mruganiem”.
Sporo na ten temat mógłby powiedzieć sam Kwaśniewski. Jakkolwiek 12 lat to dość czasu, by wszyscy zapomnieli jak powstawał rząd Buzka, to przecież towarzysz Aleksander powinien doskonale pamiętać te okoliczności.
Jeszcze zanim gabinet AWS rozpoczął urzędowanie, w październiku 1997 roku Jerzy Buzek , otrzymał od prezydenta Kwaśniewskiego prezent - listę osób, które zostały zarejestrowane w archiwach służb specjalnych. We wrześniu 1999 roku Kwaśniewski tak opisywał to zdarzenie:
„Dokument ma charakter ściśle tajny, natomiast warto wrócić do tej historii, bo odbyło się to na prośbę pana premiera, wtedy desygnowanego premiera. Ja go ostrzegałem, mówiłem mu, że to nie jest potrzebne ponieważ dysponuje procedurami lustracyjnymi, czyli z jednej strony oświadczeniami kandydatów, a z drugiej strony całą procedurą która miała być uruchomiona. Na początku premier powiedział, że zastanowi się, później jednak stwierdził, że on bardzo prosi. Zwróciłem się wtedy do dwóch instytucji - Urzędu Ochrony Państwa oraz Wojskowych Służb Informacyjnych aby poinformowały, czy w zasobach archiwalnych są materiały dotyczące nazwisk kandydatów do rządu i taką informację otrzymałem, i 30 października 1997 roku przekazałem premierowi. Podkreślam, jest to i była to wyłącznie informacja o zasobach archiwalnych i nic poza tym, ani mniej, ani nic więcej”.
Na liście przekazanej Buzkowi miało znajdować się kilka nazwisk. Jak mówił Kwaśniewski, „nie 6 i 7, liczba jest zupełnie inna”.
Spróbujmy policzyć.
Kwaśniewski sam przyznał, że na liście było nazwisko Janusza Tomaszewskiego - ówczesnego wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych i administracji. Nieco później mogliśmy poznać nazwiska czterech podsekretarzy:
Robert Mroziewicz - podsekretarz stanu w ministerstwie obrony narodowej (1997-wrzesień 1999), działacz UW.
Janusz Kaczurba - podsekretarz stanu w ministerstwie gospodarki (1997), podsekretarz stanu w MSZ (1998-1999; 2001-2002).
Krzysztof Luks - tajny współpr. Zarządu II Sztabu Generalnego -podsekretarz stanu w b. Min. Transportu i Gospodarki Morskiej (1997 - 6 czerwca 1999), działacz UW.
Tadeusz Donocik - podsekretarz stanu w ministerstwie gospodarki.
Co z resztą? Raport z Weryfikacji WSI pozwolił uzupełnić listę o kolejne nazwisko - nie byle jakiej persony, bo samego Andrzeja Madery ps. ”CHARON”, współpracownika Zarządu Wywiadu WSI, pracującego w rządzie Buzka w sekretariacie ministra koordynatora ds. służb specjalnych.
Nie wiemy czy te właśnie i jakie jeszcze nazwiska znajdowały się na liście przekazanej Jerzemu Buzkowi. Niewykluczone, że były to zupełnie inne nazwiska od wymienionych powyżej, lista dotyczyła bowiem tylko konstytucyjnego składu Rady Ministrów, czyli premiera, wicepremierów i ministrów, w sumie 22 osób.
Nie to zresztą, wydaje się najważniejsze.
Wówczas, przed 12 laty Jerzy Buzek i jego rząd stali się przedmiotem gier operacyjnych, prowadzonych przez WSW/WSI. Wolno przypuszczać, że spis, który - jak wynika z chronologii zdarzeń - przygotowano rzekomo w ciągu 24 godzin, - był jednym z elementów precyzyjnie zaplanowanej gry. Brak jakiejkolwiek reakcji ówczesnego premiera, był poważnym błędem, którego skutki okazały się brzemienne dla całego okresu rządów AWS.
Wydaje się, że lista, dostarczona przez Kwaśniewskiego - skutecznie spętała rząd, z którym wielu Polaków wiązało nadzieje, a cały ten okres stanowi jeszcze jeden przykład tryumfu przeciwników rzetelnej lustracji i dekomunizacji.
Dość wspomnieć, że wkrótce potem, jeden z posłów KPN wystąpił z wnioskiem o wszczęcie postępowania lustracyjnego również wobec Jerzego Buzka, przytaczając rzekome dowody agenturalnej przeszłości premiera. Wniosek ten i jego uzasadnienie jest jeszcze do chwili obecnej wykorzystywany jako argument przeciwko byłemu premierowi, a pochodzące z niego fałszywe oskarżenia bywają chętnie prezentowane w niektórych „prawicowych” środowiskach.
Jedynie szybkiej i jednoznacznej reakcji ówczesnego Rzecznika Interesu Publicznego, sędziego Bogusława Nizieńskiego, który stwierdził we wniosku posła KPN „nie istniejące sygnatury, nie istniejące akta, nie istniejące załączniki, nie istniejące dowody” - zawdzięczamy wiedzę o faktycznym pochodzeniu owych rewelacji. Co ważne - późniejsza o wiele lat kwerenda w archiwach IPN potwierdziła brak dowodów na agenturalną przeszłość Jerzego Buzka. Któż zatem i w jakim celu posługiwał się tymi materiałami?
Dziś, po wielu latach od tamtych zdarzeń, Jerzy Buzek jawi mi się nadal się jako polityk infantylny, z łatwością ulegający wpływom i zewnętrznym inspiracjom. Jego flirt z Platformą dowodzi ponadto, że jest człowiekiem przedkładającym własną karierę nad zasady, którym rzekomo był wierny. Ale czy tylko?
Jestem przekonany, że obecny „front jedności narodu” wokół kandydatury Jerzego Buzka, jest oparty o tę samą, niezmienną od 12 lat koncepcję, jaka towarzyszyła ludziom WSI, gdy przygotowywali „listę Kwaśniewskiego”. I podobnie, jak wówczas - stawką jest Polska.
„Bal w Operze” Tuwima kończy się sceną, która oby nigdy nas nie rozśmieszyła...
"Jak bal, to bal! Maestro, wal!
Grubasku, teraz solo! O, IDEOL! O, IDEAL!
Takie małe, małe, słodkie IDEOLO!
I gdy w strop szampitrem strzelił, Metaliczny tusz kąpieli,
Ani się nie obejrzeli,
Ani zdążył z żyrandziaka
Mrugnąć tajniak na tajniaka -
Jak błyskawicowym zdjęciem, Foto-ciosem, blasku cięciem,
Wszystkich wszyscy diabli wzięli, diabli wzięli, diabli wzięli
Aż ze śmiechu małpy spadły
Z zodiakalnej karuzeli”.
Aleksander Ścios
J. BUZEK? DOMNIEMANY TW MA BYĆ SZEFEM PE?
Niemniej ciekawa jest sama postać J. Buzka. Według niektórych go znajacych był on tajnym współpracownikiem polskich komunistycznych służb specjalnych od 1971 roku.
Jak pisze w swoim wniosku lustracyjnym Pan Tomasz Karwowski: "Jerzy Buzek został zwerbowany przez Wywiad Wojskowy PRL w roku 1971 przed wyjazdem na stypendium naukowe do Wielkiej Brytanii (1971-72r). Pierwszym zadaniem agenta było zdobycie dla Układu Warszawskiego najnowszych technologii utylizacji gazów bojowych. Po powrocie do kraju, w końcu 1972 roku, Jerzy Buzek złożył stosowny raport. Wobec podejrzenia o przewerbowanie agenta przez MI 5 (siostrzane do CIA służby brytyjskie) Wywiad PRL zrezygnował z użycia agenta "na kierunku państw kapitalistycznych". W związku z tym przekazano agenta do dyspozycji Służby Bezpieczeństwa Po strajkach sierpniowych 1980 roku Jerzego Buzka skierowano do Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność". Najpoważniejszym sukcesem agenta TW "Karol" stały się działania manipulacyjne podczas I-szego Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ "Solidarność" w Gdańsku, gdzie jako współprowadzący obrady m.in. doprowadził do uchwalenia słynnej Odezwy do Narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Celem autorów z komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL była prowokacja i uzyskanie bezpośredniej pomocy (z interwencją zbrojną włącznie) od ZSRR, zaniepokojonego rozszerzaniem się wolnościowej "zarazy" na inne kraje socjalistyczne. Agent otrzymał za to zadanie wysoką nagrodę finansową. [zał. nr 4]
W 1985 podpisał kolejny ważny dokument złożony w teczce operacyjnej TW "Karol". [zał. nr 5] .
Charakterystyczną rolę Jerzy Buzek odgrywa w aresztowaniu przywódców Śląskiego podziemia solidarnościowego. Poznaje wyjątkowo lokal, w którym ukrywa się Tadeusz Jedynak. Wkrótce zostaje w nim aresztowany tenże lider władz regionalnych i krajowych.. Następnie Jerzy Buzek poznaje mieszkanie, w którym ukrywa się następny szef regionalnych struktur "Solidarności"- Jan Andrzej Górny. Po kilku godzinach lokal okrąża ogromna liczba samochodów SB oraz cywilnych i mundurowych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa PRL. Poszukiwanego przez 7 lat listem gończym Prokuratury Wojskowej czołowego działacza podziemnych struktur, w tym Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" aresztowano... bez rewizji lokalu ! Jerzy Buzek niezauważony, z torbą pełną związkowych pieniędzy, bez kłopotu opuszcza po kwadransie "kocioł". Nie znany jest w dziejach podziemia przypadek (a tym bardziej na "czerwonym" Śląsku), by przy tak ważnym aresztowaniu Służba Bezpieczeństwa nie dokonywała gruntownej rewizji i "zabezpieczenia" lokalu.
Jedynym, który skorzystał na powyższych aresztowaniach był Jerzy Buzek, który jako >doradca< zaczął "nieformalnie" reprezentować Górny Śląsk w pracach krajowego kierownictwa (TKK) "Solidarności". Było to możliwe, gdyż SB nie dopuściła do wyłonienia kolejnego przywódcy regionalnej NSZZ "Solidarność". Dotychczasowa odmowa przesłuchania w procesie lustracyjnym Tadeusza Jedynaka, przywódcy podziemnej "S" przez powołanie się na opinię J.A.Górnego jest kompletnie absurdalne (str. 7 Postanowienia Rzecznika). W tej sprawie nie oceniamy więzi przyjacielskich czy też jawnych współpracowników Moskwy (Miller, Oleksy itp.) ale utajnionych przed nami (działaczami demokratycznej opozycji) tajnych współpracownikach służb specjalnych. Perfidia systemu totalitarnego polegała na tym, że wśród naszych znajomych i współpracowników umieszczano "przyjaznych" nam agentów służb specjalnych.
Akta rozpracowania i aresztowania J.A. Górnego zachowały się i potwierdzają rolę jaką odegrał TW "Karol". Niezbędne jest ich dogłębne zweryfikowanie przez Sąd Lustracyjny na opisaną okoliczność [ świadek z MSW III RP odn. Nr 6]. Za powyższe zasługi oraz przekazanie dokumentów władz podziemnej "Solidarności" agent TW "Karol" otrzymał od Służby Bezpieczeństwa 7000 USD (Równowartość ówczesnych ok. 350 pensji !)
Co najciekawsze, Jerzy Buzek nigdy nie został aresztowany czy nawet internowany, choć już od roku 1981 z racji jawnej działalności w legalnej NSZZ "Solidarność", był doskonale znany Służbie Bezpieczeństwa. Mało tego, wielokrotnie (10 razy) wyjeżdżał do krajów kapitalistycznych. Jest to również wypadek wśród działaczy opozycji bez precedensu. Tym bardziej, że na Śląsku szalał największy komunistyczny terror. "Ekstremie" paszport czasami wręczano, owszem, ale z pieczątką: bez prawa powrotu do PRL.
TW "Karol" był najwyżej ulokowanym tajnym współpracownikiem służb specjalnych komunistycznego aparatu represji we władzach ruchu "Solidarność". Konfederacja Polski Niepodległej o istnieniu takiej agentury była informowana. Ocena infiltracji struktury tzw. gliwickiej części RKW NSZZ"S", została przekazana kierownictwu podziemnej "Solidarności" przez osobę informowaną przez Wydział Operacyjny "Kontrwywiadowczy" KPN [świadek ujawniony Sądowi zgodnie ze zobowiązaniem posła Michała Janiszewskiego odn 8]. Kierownictwo podziemia świadome było penetracji przez służby specjalne. Stąd w wolnej Polsce już po zwycięstwie Przewodniczącego NSZZ "S" Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich doszło, w 1991 roku, na terenie Kancelarii głowy państwa do poufnego spotkania z udziałem członków władz "Solidarności".[świadkowie odn. nr 9]
Przeglądano materiały operacyjne byłej Służby Bezpieczeństwa PRL. W tym również teczkę TW "Karol", "Docent" i "Oris". Zakres podejrzeń ograniczył się do 2 osób. Już wtedy był wśród nich Jerzy Buzek, i z tego najprawdopodobniej powodu nie został on Wojewodą Katowickim. Sprawa wybuchła ponownie podczas Regionalnego Zjazdu "Solidarności" Śląsko-Dąbrowskiej, gdzie Wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Zbigniew Martynowicz zarzucił publicznie J. Buzkowi współpracę z SB. Jerzy Buzek następnie "znikł" na wiele lat z życia politycznego. "
Cytuję obszernie fragmenty wniosku lustracyjnego nie dlatego, ze uważam iż współpraca z tajnymi służbami komunistycznymi była jakoś niezgodna z prawem stanowionym wówczas. Oczywiście jestem i byłem za ograniczeniem przez takie osoby pełnienia funkcji publicznych przez okres np. 10 lat (niestety nie zrobiono tego a teraz jest już po prostu za późno).
Dla mnie zastanawiającym było to, że pomimo tak dalece sformułowanych zarzutów przez wnioskodawcę wniosku lustracyjnego Rzecznik Interesu Publicznego Bogusław Nizieński nie uwzględnił wniosku o wystąpienie do sądu z wnioskiem o lustrację ówczesnego premiera Buzka. 2 września 1999 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał w mocy postanowienie Rzecznika Interesu Publicznego o odmowie wystąpienia z takim wnioskiem.
Pytam dlaczego? Czyżby faktycznie było coś "na rzeczy" z agenturalna przeszłością J. Buzka. Dlaczego ON sam nigdy się na ten temat nie wypowiadał ani nie wypowiada? Dlaczego w naszej rodzimej prasie nie mówi się o kłopotach lustracyjnych Jerzego Buzka a podkreśla jego wielkie zasługi?
A ja pytam jakie zasługi? Cóż on dobrego zrobił dla Polski. Przez ostatnie lata był w niebycie politycznym. PO go wyciągnęła tylko dlatego, żeby zebrać sztucznie dodatkowe głosy na PO w wyborach do PE (co się zresztą udało).
I ja się obawiam, w przypadku faktycznej agenturalnej przeszłości J. Buzka, o jego etyczną i moralną stronę jego osobowości. O jego charakter. O te powiązania i współzależności z dawnymi służbami specjalnymi i komunistami. O prawdziwość jego intencji. Żeby ktoś był agentem wśród środowiska opozycyjnego musiał mieć specyficzny charakter cechujący się podłością, cynizmem, sterowalnością, chciwością, dwulicowością oraz egocentroizmem (moje słowo łączące: egoizm, egocentryzm i cynizm).
Sądzę, że kandydując na tak ważne stanowisko reprezentujące Nas w PE Pan Jerzy Buzek winien wyjaśnić wszelkie wątpliwości dotyczące jego przeszłości. Albo poddać się dobrowolnej lustracji sadowej (zrobił to nawet J. Oleksy). Czego boi się J. Buzek i PO? Kompromitacji i to kolejnej?
Errata do wyczynów Władka K.
„Krytyka Polityczna” raczy nas na s24 „Autobiografią w odcinkach”, autorstwa Jacka Kuronia.
Już po pierwszej części widać, że nieżyjący autor nie był z nami do końca szczery. Mam tu na myśli rodzinną legendę i bohatera, Władysława Kuronia, ps. partyjny „Julek”, stryjecznego dziadka Jacka Kuronia.
Autor opisuje jak to Władek Kuroń podniósł gołymi rękoma żeliwny piec przewrócony przez dzieci i okazał swoje gołębie serce i wielką wrażliwość.
„I Julek podszedł, plunął w ręce, złapał ten rozżarzony piecyk i postawił. Zatarł ręce i mówi: -Nie bijcie ich, nie bijcie, czemu na dzieci krzyczycie.”
W jednym z telewizyjnych programów, syn Jacka Kuronia, Maciej, przedstawił tę historię nieco inaczej.
" Władek Kuroń był bohaterem. Podobno rzucił kiedyś rozgrzanym żeliwnym piecem w carskich żandarmów."
Nie czynię zarzutów, iż z upływem lat legendarne postaci obrastają w dodawane z czasem i nie mające miejsca w rzeczywistości epizody i bohaterskie wyczyny. Tak to już często bywa z legendami.
Chciałbym jednak, tu na moim blogu zamieścić niewielką erratę do dokonań chwackiego Władka, zwłaszcza, że nie zrobi tego zapewne „Krytyka polityczna”.
Otóż do tego niewątpliwie bohaterskiego wyczynu z żeliwnym, rozgrzanym do czerwoności piecykiem, należy dorzucić kilka innych bohaterskich i brawurowych akcji „Julka”.
Oprócz licznych napadów rabunkowych z bronią w ręku, dziarski chwat zastrzelił podczas strajku, dyrektora kopalni "Reden" (Reden, to dzisiaj dzielnica Dąbrowy Górniczej).
Tak o tym pisze Jacek Kuroń
„Były wyznaczone nagrody za jego głowę, bo kiedy kozacy okupowali kopalnię „Reden”, to on wjechał na wózku, zastrzelił stojącego na dziedzińcu dyrektora i uciekł. Rozpisano za nim listy gończe. Ukrywał się u sąsiadów dziadka, w takiej dzielnicy bieda-domków. Żandarmi obstawili teren, wiedzieli, że tam jest, zaczęli przeszukiwać domek po domku. Julek wskoczył do studni, całą noc tam sterczał-zapierając się o ściany, żeby nie zlecieć-schowany w zimnej wodzie, tylko usta wystawił”.
W 1907 roku działający w okolicach Zawiercia „Julek” obrabował kasę fabryki „Poręba” w dniu wypłaty pensji w wiekszości biednym robotnikom.
Kolejnym, tym razem już przemilczanym przez autora wyczynem Super-Władka, było zamordowanie katolickiego księdza za krytykę z ambony metod lewackich bojówkarzy.
Żywot, bohater rodu Kuroniów zakończył na stryczku, gdyż nie doceniono wówczas bohaterskich dokonań dzielnego Władka i zakwalifikowano go, jako zwykłego mordercę, bandytę i złodzieja.
Trzeba się dzisiaj wraz z „Krytyka Polityczną” na poważnie się zastanowić, który to Kuroń powinien patronować naszym ulicom i szkołom?
Moim zdaniem Władek. Ten to był dopiero prawdziwy kozak.
Dlaczego?
(1) postanowiłem kilka słów napisać na marginesie nekrologu z ostatnich dni. Od razu zastrzegam się, że nie jestem w stanie sprostać rzymskiej maksymie: de mortuis - aut nihil, aut bene - żeby o zmarłych albo nie pisać/mówić - nic - albo dobrze. Na swe usprawiedliwienie mam argumentację przytoczoną kiedyś przez Jana Pietrzaka - oto jego monolog „mówią, aby leżących nie kopać - no, to kiedy ich kopać?!” - szło o komuchów - naonczas wyglądali na leżących.
(2) w kwestii - casus L.K. - muszę powiedzieć, że nie odczuwam najmniejszej ochoty na sięganie do jego prac (nawet nie musiałbym daleko sięgać) - ten człowiek mnie odpycha - a stan emocjonalny trafnie określa termin „obrzydzenie”. Aby zatuszować ewentualne rozczarowanie moją tak kategoryczną postawą - kilka słów wyjaśnienia - zwłaszcza, że w najnowszym tygodniku „Solidarność” z datą 31 lipca 2009 ujrzałem na s.24 aż dwa teksty odpowiadające przytoczonej rzymskiej maksymie. Nie pójdę żadną miarą za tym przykładem - ponieważ:
(i) Leszek Kołakowski (1927-2009), oraz wielki przyjaciel T.Miłosza - Tadeusz J.W.Kroński (1907-1958) do spółki ze swym współbratymcem Adamem Schaffem (1913-2006) - całkowicie rozłożyli znakomitą warszawską szkołę filozoficzną II RP. Niewątpliwie sytuacja aż nadto jawnej sowieckiej okupacji nie pozwoliła wrócić do Polski i Janowi Łukasiewiczowi (1878-1956) i Alfredowi Tarskiemu (Tatelbaumowi) (1902-1983), odsuwając na daleki margines pozostającego w pełni sił twórczych Władysława Tatarkiewicza (1886-1980). Służąc moskiewskiemu okupantowi, a więc takiemu którego nikt rozumny nie kojarzy ani z intelektem, ani z kulturą, nie mówiąc o filozofii - a jedynie z przemocą takiemu okupantowi służyli ci ludzie ze wszystkich sił - w listach jakie wymieniał Z.Herbert z H.Elzenbergiem - można na ten temat poczytać relacje widziane z toruńsko-gdańskiej perspektywy; zaś w Powszechnej Encyklopedii Filozofii - O.A.Krąpca - znajdziemy prawdziwe życiorysy pomienionych z wyjątkiem właśnie L.K. - liczę, że ten życiorys znajdzie się w ostatnim 10-tym tomie jaki ma wyjść niedługo - tomie zawierającym Suplement?
(ii) w najgorszych stalinowskich latach Kołakowski napisał „Historię Filozofii Wieków Średnich” - ohydny stalinowski gniot, którego nikt nigdy nie usiłował tłumaczyć, czy bronić;
(iii) po roku 1968 nawet Wolna Europa widziała w Kołakowskim współ-bojownika - czytając przed mikrofonami fragmenty jego trzy tomowej pracy „Główne nurty marksizmu”- (w przedruku 1-go wydania z roku 1976 - Zysk i S-ka, Warszawa - zaczerniono 514+627+644 stron!) już z odmienionym nastawieniem - ja nie byłem w stanie przebrnąć przez początkowe partie pierwszego tomu tego dzieła dotyczącego filozofii, którą H.B.Acton w jednotomowej pracy „The Illusion of the Epoch” - RKP 1955, s.278 - podsumował jedną frazą „philosophical farrago”; mówiąc brutalnie - to już było zajmowanie się trupem.
(iv) Wildstein'owi (na łamach Rzepy) chce się rozbierać dorobek Kołakowskiego - mnie nie; pamiętam jak na KULu podczas jednego z dwu tygodni filozoficznych w których brałem udział (więc albo w roku 1960, albo o rok później) Ojciec Albert Krąpiec określał L.K. jako solipsystę, a nie jako marksistę - co już wówczas było nader znaczące;
(v) L.K. oraz tylko co wymieniony - Ojciec Albert Krąpiec - to jeśli idzie o filozofię - proste skośne - ale zapewne największy rozbrat widzę w kwestii kategorii ich człowieczeństwa;
(vi) wróciwszy w r.1988 z Wyspy L.K. zbratał się z Jerzym Turowiczem - niewybredność tych wszystkich jego kroków nie mieści się w moich kategoriach - te kałuże, te rozlewiska - ta codzienna „wybiórcza” i ów tygodniowy „obłudnik powszechny” pracowicie realizują zadanie zanieczyszczania kościoła katolickiego od wewnątrz manierą pseudo-intelektualną - anim im brat, ani swat!
(vii) ten człowiek raz się splamił i nigdy nie będę ciekawy go widzieć - J.Piłsudski o S.Brzozowskim - nie tylko ten jeden raz i ja zdążam za słowami Wielkiego Marszałka.
Do sztambucha kilka słów z obory ślę.
Na portalu "Gazety Wyborczej" możemy dzisiaj znaleźć wywiad z W. Bartoszewskim. Jest on ciekawy z kilku względów. Przede wszystkim zadziwia kontynuacja drogi, którą rozpoczął określając wyborców PiS en-bloque "bydłem". Mamy tu więc wszystko: obrażanie ludzi, rzucanie oskarżeń, chociaż podany chwilę później rzekomy związek przyczynowo-skutkowy wprost zaprzecza wcześniejszym opiniom, oraz... no cóż... pewne odpłynięcie od rzeczywistości.
Na koniec zaś: ani słowa ani o urzędnikach z nadania PO, którzy kilkudziesięcioosobowym środowiskom kombatantów powstańczych batalionów rozdali po kilka-kilkanaście zaproszeń do tzw. "strefy VIP" - przy stawieniu się w niej licznej partyjnej egzekutywy (głównie spoza Warszawy), ani o pracownikach zaprzyjaźnionych stacji telewizyjnych, którzy rozstawili platformy pod kamery bezpośrednio na grobach - kwaterach batalionów "Miotła" i "Wigry". Milczenie W. Bartoszewskiego na ostatni z tych tematów rozumiem - ze "strefy VIP" po prostu, jak się zdaje, trudno było ten skandal zauważyć. Może warto to zrobić dzisiaj, skoro został jeszcze tydzień na niedopuszczenie do podobnych scen w tym roku?
Po kolei. Myślę, że warto zacząć od końcowego fragmentu wywiadu:
M. Wojciechowski (ten sam, który w zeszłym roku "pochylał" się nad "ekcesami" w czasie uroczystości http://foxx-news.blogspot.com/2008/08/zebralimy-si-tu-jak-co-roku-1-maja.html ): Część powstańców domaga się, by odpolitycznić tegoroczne uroczystości. Złożyli list do władz Warszawy.
W. Bartoszewski - Tego samego dnia Czesław Cywiński, wybrany na szefa Światowego Związku Żołnierzy AK, apelował do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by wziął pod swoje wyłączne skrzydła uroczystości 1 sierpnia i złożył na Powązkach wieniec od kombatantów i narodu. Obawiam się, że część środowisk powstańczych próbuje wyeliminować z obchodów władze Warszawy. Byłoby dziwne, gdyby prezydent RP nie brał udziału w takich uroczystościach jak 1 sierpnia, ale moim zdaniem ich gospodarzem jest prezydent miasta.
(źródło i całość) http://wyborcza.pl/1,75248,6861742,Politycy__zostawcie_nasze_Powstanie_w_spokoju.html?as=2&ias=2&startsz=x
Jest to wypowiedź kluczowa dla dalszej części tej notki, a zarazem, dla zrozumienia, gdzie - wbrew insynuacjom W. Bartoszewskiego - przebiega prawdziwa linia podziału w kontekście zbliżających się uroczystości. Zadziwia jednak brak dziennikarskiej dociekliwości. Skoro jest tak, że szef Światowego Związku Żołnierzy AK apeluje do prezydenta, by miał wyłączność na organizację obchodów wybuchu Powstania, to widocznie ma ku temu jakiś powód. Jaki, chciałoby się zapytać. Ale najwyraźniej nie dziennikarzowi "G.W.". Tradycyjnie więc służę pomocą. Na początek może przypomnę kto zainicjował apel "do polityków", by nie przychodzili na Powązki pierwszego sierpnia o godzinie 17:00. Na czyj więc apel zareagował lider największej organizacji skupiającej byłych żołnierzy Armii Krajowej. Fragment mojej notki z pierwszego czerwca:
Pamiętając o wydarzeniach mających miejsce w ramach zeszłorocznych obchodów wybuchu Powstania Warszawskiego, czekałem na jakikolwiek odzew. Zwłaszcza tych najbardziej oburzonych ww. wydarzeniami (np. w S24 było ich wielu). Niestety, nie zauważyłem jakiegokolwiek zainteresowania. Skoro tak, chciałbym to zainteresowanie wzbudzić. (...) Pretm na blogu HGW Watch http://hgw-watch.pl/2009/05/komitet-jedynie-suszny.html zwrócił uwagę na skład honorowego komitetu tegorocznych obchodów. Znajduje się w nim szereg osób zawsze żywo zainteresowanych tematem - m.in. Donald Tusk, Ewa Malinowska - Grupińska, Bronisław Komorowski, Bogdan Klich, Hanna Gronkiewicz - Waltz, Bogdan Borusewicz, Andrzej Wajda (pełny skład w formacie pdf) http://um.warszawa.pl/v_syrenka/new/pliki/pdf/18775komitet.pdf .
Nie znajdziemy na tej liście ani L. Kaczyńskiego, który przywrócił tej rocznicy rangę państwową, ani np. J. Ołdakowskiego, bardzo popularnego wśród byłych uczestników PW twórcy Muzeum Powstania. Mamy natomiast wierchuszkę PO, która jeszcze kilka lat temu nie przewijała się ani na Powązkach Wojskowych, ani na Placu Krasińskich. Na Onecie mogliśmy przeczytać:
Honorowy Komitet Obchodów 65. rocznicy Powstania Warszawskiego wkrótce wyśle do rządzących apel by nie przychodzili 1 sierpnia na Powązki akurat o godz. 17 - pisze "Życie Warszawy".
Gdyby rzecz nie dotyczyła tak poważnych kwestii, należałoby ją określić, jako parodię dowcipu. Do komitetu później kogoś z konkurencji "doprosili", już wtedy było jednak widać chęć marginalizacji twórców Muzeum Powstania Warszawskiego. Panu Bartoszewskiemu jednak to jeszcze nie wystarczy. W przytaczanym wywiadzie, z oburzeniem przypomina on obchody rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego sprzed roku. Jako ich uczestnik, opisałem na bieżąco zarówno próby politycznego zawłaszczenia uroczystości przez PO, jak i reakcje, jakie wywołały one w tłumie. Niżej przypomnę fragmenty, gdyż - jak zauważyłem - Czytelnicy niechętnie korzystają z podlinkowań, a ważne by jasno wskazać, w jakich miejscach W. Bartoszewski dość oszczędnie gospodaruje faktami. Mówi on:
(...) Tymczasem od kilku lat patrzę ze zdziwieniem, że gorący entuzjaści i twórcy projektu Muzeum Powstania - posłanki Elżbieta Jakubiak i Lena Dąbkowska-Cichocka, europoseł Paweł Kowal, poseł Jan Ołdakowski - stają się funkcjonariuszami politycznymi PiS. Część nawet nie udaje, że jest inaczej. Nie uważam za zdrowe, by jakiekolwiek muzeum było przyczółkiem politycznym jednej partii. To niedopuszczalne. Jako stare dziecko Warszawy lubię dowcipy - także ze mnie - ale dowcipy, a nie obelgi.
Chodzi panu o zeszłoroczne ekscesy 1 sierpnia na Powązkach? Wygwizdano wtedy pana i wybuczano, podczas składania kwiatów wraz z delegacją polityków PO. A we wcześniejszych latach gwizdy rozlegały się, gdy przemawiał prezydent Aleksander Kwaśniewski oraz ludzie z jego kancelarii.
- Tak. Od kilku lat obserwuję na Powązkach okrzyki albo pomruki ludzi tam zebranych 1 sierpnia. Są przywożeni autobusami. Nie są ani warszawiakami, ani powstańcami, na co wskazuje ich wiek i zachowanie. Nie podoba im się, że ktoś nie woła głośno "Bóg i Ojczyzna". Odpowiadam więc, że ci, którzy naprawdę mieli w sercu Boga i Ojczyznę, leżą na Powązkach. A ci, którzy tak jak ja przychodzą na Powązki od lat, widocznie mają Powstanie w sercu. Nie podoba mi się, żeby ktoś gwizdami recenzował, czy jestem wystarczająco dobrym katolikiem i patriotą. To sprawa Boga i moja. Nie potrzebuję zaświadczenia, że służyłem Bogu i Ojczyźnie.
Co w takim razie zrobić z Muzeum Powstania?
- Muzea są pod nadzorem miasta i ministra kultury. Byłoby dobrze, by jak w przypadku Wawelu, Zamku Królewskiego czy Muzeum Narodowego Muzeum Powstania nie łączono z żadną partią. Szkoda, że niektórzy pojmują to inaczej. Ale nie mnie to oceniać. Natomiast wydarzenia zeszłego roku na Powązkach uważam za skandaliczne.
I cóż tu mamy? Ano - zdaniem W. Bartoszewskiego wymienieni przez niego "twórcy i entuzjaści" Muzeum Powstania Warszawskiego "od klilku lat" (sic!) nie kryją przynależności do PiS. Cóż za oko! No, naprawdę - imponujące spostrzeżenie (wprawdzie np. Jan Ołdakowski do PiS nie należy, a jedynie dostał się do parlamentu z listy tej partii, ale w życiu przecież nie chodzi o drobne). Ważniejsze są dwie inne kwestie. Pomijając "pierwszoliniowego" polityka, jakim jest E. Jakubiak, dość trudno znaleźć przykłady, gdy wymienieni "muzealnicy" prezentowali partyjniackie postawy mogące uzasadnić pejorytatywne słowo "funkcjonariusz". Są znani raczej z dużego dystansu do bieżącej polityki. Lena Dąbkowska-Cichocka w ogóle nie funkcjonuje w tym kontekście, a Paweł Kowal "od zawsze" skupia się na polityce zagranicznej, ze specjalnym uwzględnieniem dalekiego wschodu.
Pan Bartoszewski nie poprzestaje jednak na pomówieniu o "partyjniactwo" ww. osób w odniesieniu do ich działań związanych z upamiętnianiem Powstania Warszawskiego. Z tego, fikcyjnego, zarzutu wyprowadza wprost wniosek, że to właśnie ten partyjny motyw, a nie nic innego jest powodem nieprzychylnego przyjęcia polityków PO na uroczystościach - pisząc wprost: Jan Ołdakowski, Lena Dąbkowska-Cichocka i Paweł Kowal szczują tłum nie-Powstańców i nie-warszawiaków ("na co wskazuje ich wiek i zachowanie") na apolitycznych polityków PO i obecnego rządu! Właśnie dlatego "honorowy" komitet skupiający ministrów tego rządu, z premierem na czele, "apeluje do rządzących"... Myślę, że to dobry moment na drugą, obszerniejszą, "przypominkę" sytuacji sprzed roku:
(...) Zastanówmy się więc, z jakiego powodu wczorajszy społeczny odbiór polityków Platformy tak się różnił od tego we wcześniejszych latach - neutralnego.
Zacznijmy od przygotowań - środowiska powstańczych batalionów otrzymały od Urzędu Miasta od jednego do kilku zaproszeń do tzw. "strefy VIP". Było w niej natomiast wielu polityków aktualnej władzy. Ni stąd, ni zowąd "wyskoczył" S. Niesiołowski, którego udziału we wcześniejszych obchodach nie przypominam sobie w ogóle. Wczoraj był niemal wszędzie. Zarówno on, jak i jego - również medialni - sympatycy nie rozumieją, dlaczego ktoś taki, kto jednocześnie sprawując funkcję wicemarszałka Sejmu wciąż ubliża przeciwnikom politycznym z prezydentem włącznie - usłyszał w powązkowskich alejkach pod swoim adresem okrzyk "błazen". Problem dla nich stanowi fakt, że wielu Powstańców bardzo serio traktuje urzędy państwa, którego powstanie ich pokolenie kosztowało tak wiele. Ich głos jest cichy, bo media zwracają się do nich tylko pierwszego sierpnia każdego roku, by po raz kolejny zadać pytanie "czy Powstanie miało sens" oraz "jak to było iść kanałem - to niesamowite!".
Mimo takiej postawy Kombatantów - niechętny pomruk był reakcją na fragment przedwczorajszego przemówienia urzędującego premiera podczas Apelu Poległych. Jaki fragment? Ano taki, w którym przytoczył on opowiastkę, jak to właśnie czytał książkę "profesora" (dzień później przedstawianego już jako "minister") Bartoszewskiego (przypomnijmy, że premier nie czytał Traktatu Lizbońskiego, który podpisał), po raz kolejny osadzając go w roli "publicznej ikony Powstania" (czyli automatycznie usuwając w cień całą rzeszę ludzi, która w 1944 zrobiła nieporównywalnie więcej).
Wyjątkowo ciężki przypadek - zeszłoroczna wizyta w Stoczni Gdańskiej, gdy stoczniowcy nie chcieli słuchać "publicznej ikony Solidarności", L. Wałęsy - w którego "blasku" D. Tusk smażył się przed przyśpieszonymi wyborami, nikogo niczego nie nauczyła. Swoją drogą ciekawie się obserwuje kolejne zestawienia medialnego Matrixa z rzeczywistością. Inną interesującą obserwacją jest spostrzeżenie, że te wszystkie "gwiazdy społecznej wyobraźni", które w gronie kilkunastu osób wydają sobie wzajemnie "certyfikat autoryteta" - wcześniej, czy później nie wytrzymują tego psychicznie i w sytuacji, gdy reszta nie nadąża za stadem potakiwaczy - reagują obelgami pod adresem tych pierwszych. Ale to już temat na inny tekst. Podobnie, jak niezwykłe zjawisko - kolejne rocznice wybuchu PW są jedynymi okazjami, w których L. Kaczyńskiemu nie zdarzają się lapsusy językowe - a zawsze mówi z głowy.
Tymczasem wczoraj na Kopcu Powstania Warszawskiego, szef straży miejskiej (jak pamiętamy, były ochroniarz Hanny Gronkiewicz-Waltz, który wygrał konkurs, z którego wycofali się wszyscy pozostali kandydaci) był łaskaw powiedzieć, jak w tytule notki ("Zebraliśmy się tu, jak co roku, 1 maja... przepraszam sierpnia..."), a pani prezydent odwoływała się do nie znanej nikomu książki Jana Pawła II "Pamięć i ojczyzna". Przybyłych na Pl. Krasińskich uraczyła dla odmiany odczytanym z kartki kalamburem: (cytat z pamięci)
Zwracam się do symbolicznych dzieci i wnuków tych, którzy przeżyli oraz prawdziwych dzieci i wnuków tych, którzy nie żyją.
Cytat również z pamięci. Moja propozycja dla wszystkich pouczających Powstańców, jak się mają zachowywać jest więc taka - sami sobie ustawcie stołki do oglądania uroczystości na telebimie, a Tych, do których święto to należy bez ograniczeń wpuście na kwatery Ich kolegów i koleżanek. Przecież chodzi tylko o to, żeby występ rocznicowych neofitów utrwaliły kamery. Tym lepiej - wczoraj ekipy techniczne Polsat News i TVN 24 skakały po grobach żołnierzy baonów "Wigry" i "Miotła", rozstawiając platformy dla reporterów i kamerzystów w ten sposób, że część rodzin poległych nie mogła się do nich dostać, co spowodowało zresztą duże oburzenie obecnych na cmentarzu. Moje hasło na początek sierpnia 2008 - telebim dla polityków - Gloria Victis dla Bohaterów i Ich rodzin.
PS Do znanych pieriepałek stołecznego ratusza związanych z (nie)wpuszczaniem różnych osób i delegacji do stref zamkniętych wczoraj doszła i ta, że pod pomnik GV nie wpuszczono pocztów jednego ze środowisk związanych z batalionem "Parasol" oraz Solidarności Walczącej. "Bo nie". (źródło i całość) http://foxx-news.blogspot.com/2008/08/zebralimy-si-tu-jak-co-roku-1-maja.html
I tak to wyglada. Słowo "profesor" pisałbym w tym tekście bez cudzysłowu, w końcu nawet do nauczycielki matematyki w liceum zwracałem się "pani profesor". Ale, jak to się zdarza osobnikom należącym do "bydła", w tym przypadku nie czuję takiej potrzeby. Damy radę bez zbędnych dodatków.
Na koniec - podobno to opozycja wprowadza konteksty polityczne w obchody 65 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. A kto udzielił powyższego wywiadu na ten temat? I to takiego wywiadu?
Foxx
6